Jak ubrać emeryta w oszustwo. Uwaga na telesprzedaż
Firma Orange wespół z prokuraturą zarzuciła 79-letniemu, samotnemu białostoczaninowi wyłudzenie. Starszy pan miał zawrzeć umowę na trzeci telefon i nie płacić faktur. Dopiero sąd rejonowy zareagował przytomnie: żeby zostać oszustem, trzeba mieć na celu korzyść majątkową.
Pan Janusz nigdy by się nie spodziewał, że znajdzie się na ławie oskarżonych pod zarzutem oszustwa. Starszy, nobliwy konstruktor obiektów sakralnych, dopiero niedawno został uniewinniony. Jego udziałem stał się stres, nieprzyjemności, a Skarb Państwa poniósł koszty jego procesu.
Można powiedzieć, że z tej sprawy płynie wniosek, aby dokładnie czytać to, co przynosi nam kurier. Ale i nadgorliwość firmy oraz oskarżyciela publicznego budzi zastanowienie.
Prokuratura ochoczo oskarża
Pan Janusz był od wielu lat klientem firmy Orange, miał z nią zawartą umowę (na czas określony) na dwa telefony komórkowe. Do tego posiadał jeszcze aparat stacjonarny. Jedną komórkę użytkował on, a drugą - jego żona. Niestety, małżonka zmarła 27 grudnia 2013 roku. Wdowiec płacił jeszcze jej abonament do końca trwania umowy - do czerwca 2014 roku. Gdy dzwonił do firmy, zbywano go, a on w tamtym czasie nie miał siły na batalie. Jednak umowy na ten drugi telefon już nie przedłużył i zaczęło się telefoniczne namawianie przez konsultantów na różne oferty. Nie chciał, bronił się.
- Nie jestem aż tak głupi, by korzystać z trzech telefonów - denerwował się.
Jednak okazało się, że jeszcze w okresie trwania dotychczasowej umowy, podpisał kolejną, na drugi telefon. Zorientował się dopiero przy płaceniu kolejnej faktury. Pierwsze pięć zapłacił bez szemrania, ze względu na roztargnienie. Po prostu zrobił to machinalnie. Ale przy szóstej zorientował się i złożył w Orange pisemną reklamację. Operator w odpowiedzi poinformował go, że nabył on nowy numer za pośrednictwem telesprzedaży i że 11 marca 2014 roku podpisał stosowną umowę. Ależ skąd - protestował klient. Nie dostał przecież żadnej usługi, żadnej karty SIM, żadnego egzemplarza umowy.
Jednak nie był się w stanie dogadać z operatorem i nie widząc innej możliwości, 2 października 2015 roku zapłacił 595,94 zł za odłączenie od sieci. Nie chciał ciągać się po sądach, wolał obyć się bez procesu cywilnego. Pomimo odstąpienia od umowy i uiszczenia kary umownej, Orange skierowała sprawę do prokuratury.
A prokuratura ochoczo oskarżyła emeryta o to, że w celu osiągnięcia korzyści majątkowej doprowadził firmę Orange do niekorzystnego rozporządzenia mieniem, poprzez wprowadzenie w błąd co do zamiaru wywiązania się z umowy o świadczenie usług telekomunikacyjnych.
Kara uznana za korzyść majątkową
Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Białymstoku. Ze zgromadzonego materiału dowodowego wynika, że oskarżony zawarł nową umowę 11 marca. Na 20 miesięcy. Że dostał kartę SIM aktywującą nowy numer abonencki. I że przesyłka dotarła do niego za pośrednictwem firmy wysyłkowej. Podpis na umowie jest podpisem oskarżonego (powoływany był biegły).
Firma twierdziła, że kwota nieuregulowanych należności wyniosła łącznie 595,94 zł, a składały się na nią: 13,96 zł z tytułu świadczonych usług telekomunikacyjnych oraz 581,97 zł - opłata specjalna za odłączenie od sieci.
Co szokujące, oskarżyciel nie zakwestionował, że ta opłata została w całości uiszczona przez oskarżonego. Nie dość więc, że zainkasowano sumę za odstąpienie od umowy, to jeszcze uznano ją za korzyść majątkową, jaką "oszust" miałby osiągnąć.
Nie powinno być procesu karnego
Ten korowód absurdu przerwał dopiero sąd rejonowy. 9 grudnia 2015 roku uniewinnił oskarżonego, a sędzia Piotr Markowski uzasadniał, że nie wypełnił on znamion przestępstwa oszustwa i że jego zachowanie - zwłaszcza wniesienie opłaty - nie miało na celu osiągnięcia korzyści majątkowej poprzez wprowadzenie firmy Orange w błąd.
W ocenie sądu pan Janusz dopiero po opłaceniu pięciu faktur uświadomił sobie, że robił to na podstawie umowy, co do której był pewien, że jej nie podpisywał. Nie korzystał i nie zamierzał korzystać z tej usługi, więc pisemnie zwrócił się o odstąpienie od tej umowy. Świadczenie usług zostało wstrzymane, zaś firma nie wymagała spłaty należności do czasu wydania orzeczenia przez prokuraturę lub sąd.
- Taki sposób postępowania oskarżonego i podejmowanie prawem przewidzianych środków w postaci złożenia reklamacji, oświadczenia o odstąpieniu od umowy, w tym informowania o przyczynach zaprzestania zapłaty przyszłych faktur nie sposób uznać za wypełniające znamiona oszustwa, a jedynie za realizacje prawem przewidzianych środków cywilnych w zakresie sporu co do przedmiotowej umowy. I tylko w zakresie prawa cywilnego, a nie karnego przedmiotowa sprawa winna być rozpatrywana - podkreślił sędzia Markowski.
Wyrok jest prawomocny.
Joanna Klimowicz
16.02.2016