Antysportowe pokolenia dzieci

Łukasz Kadziewicz: zacznijmy coś robić, zanim będzie za późno

Łu­kasz Ka­dzie­wicz po­pro­wa­dził w kilku szko­łach lek­cje wy­cho­wa­nia fi­zycz­ne­go. Wy­szedł z nich zdru­zgo­ta­ny kon­dy­cją pol­skiej mło­dzie­ży i ich po­dej­ściem do spor­tu. Siat­kar­ski wi­ce­mistrz świa­ta z 2006 roku ape­lu­je do ro­dzi­ców: za­cznij­my coś robić, zanim bę­dzie za późno. Ro­śnie nam po­ko­le­nie oty­łych i po­krzy­wio­nych.

Łu­kasz Ol­ko­wicz: W swoim fe­lie­to­nie dla ty­go­dni­ka "Tempo" na­pi­sa­łeś po wi­zy­cie w szko­le: "Ładne te nasze dzie­cia­ki. Zde­cy­do­wa­nie le­piej ubra­ne niż ich ró­wie­śni­cy w po­ło­wie lat 90., kiedy sam cho­dzi­łem w po­roz­cią­ga­nym swe­trze. Tylko ze zro­bie­niem przy­sia­du czy prze­wro­tu mają kło­pot. Z trzy­dzie­ścior­ga uczniów może ośmio­ro przy­szło w stro­ju spor­to­wym. Ćwi­czyć nie mogło kilka dziew­czyn, uma­lo­wa­nych jak na dys­ko­te­kę, aku­rat czwar­ty raz w mie­sią­cu nie­dy­spo­no­wa­nych" Jest aż tak źle?

REKLAMA

Łu­kasz Ka­dzie­wicz: Nie wie­dzia­łem, co mnie tam czeka. Byłem cie­ka­wy, jak zmie­ni­ła się szko­ła od mo­men­tu, kiedy sam do niej bie­ga­łem z tor­ni­strem.

Mocno się zmie­ni­ła?

- Je­stem prze­ra­żo­ny.

Czym?

- An­ty­spor­to­wym po­dej­ściem, trak­to­wa­niem wuefu jako zła ko­niecz­ne­go i dzie­cia­ka­mi, któ­rych ko­or­dy­na­cja ru­cho­wa i bu­do­wa ciała każe przy­pusz­czać, że w przy­szło­ści będą czę­sty­mi go­ść­mi w ga­bi­ne­tach le­kar­skich. Za­sta­na­wiam się, do czego nas to pro­wa­dzi. Biję na alarm już teraz i na­ma­wiam do tego in­nych. Jeśli nawet nie ze wzglę­du na dobro dzie­ci, to z po­bu­dek ego­istycz­nych - ktoś prze­cież musi za­pra­co­wać na nasze eme­ry­tu­ry. A za­no­si się na to, że wy­ro­sną nam po­krzy­wio­ne dzie­ci z nad­wa­gą.

We­dług badań In­sty­tu­tu Matki i Dziec­ka w 2010 roku nad­wa­gę i oty­łość miało 18 pro­cent 11-12 let­nich dziew­czyn i ponad 25 pro­cent chłop­ców. W 2013 roku już 22 pro­cent dziew­czyn i 28 pro­cent chłop­ców.

- Pro­szę, na­pisz to wy­raź­nie: dra­mat! Co czwar­ty chło­pak ma nad­wa­gę. Je­stem ostat­nią osobą, która po­win­na wy­po­wia­dać się na temat zdro­we­go trybu życia, ale pa­mię­tam, że kie­dyś do­ro­śli dbali o to, co dziec­ko ma na ta­le­rzu. Je­cha­ło się do babci, a ona pod­su­wa­ła pod nos owoce czy wa­rzy­wa. Wszyst­ko świe­że i zdro­we. Dziś ro­dzi­ce na nie­dziel­ne obia­dy za­bie­ra­ją dziec­ko do McDo­nalds'a. Do nich mam pre­ten­sje o to, co się dzie­je z mło­dym po­ko­le­niem. Kogo winić za to, że ośmio­la­tek po­tra­fi świet­nie po­ru­szać się po in­ter­ne­cie i zna wszyst­kie pro­gra­my kom­pu­te­ro­we, ale nie wie, że zje­dze­nie ma­ka­ro­nu z bocz­kiem o go­dzi­nie 23 nie­ko­niecz­nie jest do­brym po­my­słem. Byłem u córki w szko­le i wi­dzia­łem, jak od­ży­wia­ją się dzie­ci. Gdy­bym w ich wieku jadł po­dob­nie, praw­do­po­dob­nie też był­bym w ciąży spo­żyw­czej. Ro­zu­miem, że można jeść chip­sy raz na dwa ty­go­dnie, ale nie co­dzien­nie.

We­dług ra­por­tu NIK-u w szko­le pod­sta­wo­wej czyn­ne­go udzia­łu w lek­cjach wuefu nie bie­rze 15 pro­cent uczniów, w gim­na­zjach 23 pro­cent, a szko­łach po­nad­gim­na­zjal­nych 30 pro­cent.

- Za­py­tam jesz­cze, ilu z tych ćwi­czą­cych rze­czy­wi­ście an­ga­żu­je się w lek­cję, a ilu po­zo­ru­je ćwi­cze­nia, żeby tylko na­uczy­ciel się nie cze­piał? Więk­sze emo­cje wy­ka­zu­ją po szko­le, kiedy sia­da­ją przy Play Sta­tion i grają w Fifę. Nie za­trzy­ma­my po­stę­pu tech­no­lo­gicz­ne­go, ale mo­że­my zmie­nić świa­do­mość dzie­cia­ków. Za­cząć w domu od ogra­ni­cze­nia do­stę­pu do in­ter­ne­tu. To ogłu­pia. Sam łapię się na tym, że wy­łą­czam my­śle­nie i szu­kam tam go­to­wych od­po­wie­dzi. Kiedy mam na­pi­sać po­da­nie, żeby mnie nie wy­rzu­ca­li z klubu, to od­pa­lam Go­ogle i w pięć se­kund znaj­du­ję wzór od­po­wied­nie­go pisma. Anal­fa­be­tyzm wtór­ny. Po­dob­nie jest ze spor­tem. My się co­fa­my.

Jak temu za­po­biec?

- Przy­kład po­wi­nien iść z góry. Chyba nie o to cho­dzi­ło mi­ni­stro­wi edu­ka­cji, kiedy wpro­wa­dzał re­for­mę szkol­ną, żeby od­bi­ło się to na po­zio­mie spor­tu. Po­trzeb­na jest od­gór­na idea. Na razie to po­spo­li­te ru­sze­nie. Ktoś wy­my­śli cie­ka­wy pro­gram "Stop zwol­nie­niom z wuefu", ale za­pa­łu star­czy na pół roku. Przyj­dzie nowa osoba, z nowym po­my­słem i znów to samo. Mu­si­my wró­cić do pod­staw i być kon­se­kwent­nym. Nie przy­nie­sie to efek­tu jutro, za mie­siąc czy za rok, ale za dzie­sięć lat. Niem­cy na po­cząt­ku XXI wieku zro­bi­li krok w tył i za­czę­li pracę z naj­młod­szy­mi. Upo­mnie­li się po ośmio­let­nie dzie­ci, dziś są mi­strza­mi świa­ta w piłce noż­nej.

Może za­cznij­my od wu­efów w kla­sach 1-3 szko­ły pod­sta­wo­wej, za które od­po­wia­da "pani od wszyst­kie­go". Uczy pol­skie­go, ma­te­ma­ty­ki czy mu­zy­ki, żeby na ko­lej­nej lek­cji pro­wa­dzić wuef. Chyba warto, żeby dzieć­mi już w tym wieku zaj­mo­wał się wu­efi­sta, za­ra­żał ich pasją do spor­tu i wy­chwy­ty­wał ta­len­ty?

- Będę się od­wo­ły­wał do Niem­ców, bo trze­ba brać przy­kład z naj­lep­szych. Tam już wpro­wa­dza­ją po­dob­ne roz­wią­za­nie. To pięk­ny po­mysł, ale czy do speł­nie­nia w Pol­sce? Może naj­pierw za­dbaj­my, żeby do­ce­niać na­uczy­cie­li wuefu. Pa­mię­tam, jak tra­fi­łem do re­pre­zen­ta­cji i na jeden z me­czów Ligi Świa­to­wej za­pro­szo­no pierw­sze­go tre­ne­ra każ­de­go z ka­dro­wi­czów. Z No­we­go Mia­sta przy­je­chał pan Ry­szard Ku­ciak, który lata temu wy­cią­gnął mnie z po­dwór­ka i na­uczył od­bi­jać piłkę. Żebyś wi­dział, jaki on był szczę­śli­wy. Po­czuł się do­war­to­ścio­wa­ny. Pięk­ny, zwy­kły gest. Nie do­stał mi­lio­no­wych pen­sji jak jego od­po­wied­ni­cy w Rosji, ale chyba i nie o to mu cho­dzi­ło. Do­ce­niaj­my pa­sjo­na­tów z pro­win­cji, dzię­ki któ­rym nasze spor­to­we ta­len­ty się roz­wi­ja­ją.

Do­brze ich na­zwa­łeś. Pa­sjo­na­ci. Po­świę­ca­ją wolny czas, żeby utrzy­mać mło­dzież przy spo­rcie.

- Jest ich wielu, jak rów­nież ta­kich, któ­rzy nic nie robią. Z pen­sją 1,3 ty­sią­ca zło­tych mie­sięcz­nie nie myśli się o pro­wa­dze­niu do­dat­ko­wych zajęć za darmo, tylko szuka się oka­zji, gdzie można do­ro­bić. Ro­zu­miem to. Tata opo­wia­dał mi o or­ga­ni­zo­wa­nych w prze­szło­ści "lek­ko­atle­tycz­nych czwart­kach". Raz w ty­go­dniu, przez trzy go­dzi­ny, dzie­ci brały udział w za­wo­dach. Ści­ga­ły się, ry­wa­li­zo­wa­ły, kto dalej czy wyżej sko­czy. Były za­an­ga­żo­wa­ne, uczy­ły się spor­tu. Można do tego wró­cić, tylko po­trze­ba do­dat­ko­wych fi­nan­sów na wy­na­gro­dze­nia na­uczy­cie­li. W szko­łach nie bra­ku­je ludzi z po­my­sła­mi, jak ak­ty­wi­zo­wać mło­dzież. Bra­ku­je środ­ków, żeby mogli to robić.

Wspo­mnia­łeś o spor­to­wych ta­len­tach. To naj­czę­ściej sa­mo­rod­ki. Nie zdo­by­wa­ją me­da­li dzię­ki zor­ga­ni­zo­wa­ne­mu szko­le­niu, tylko w na­gro­dę za wy­trwa­łość, upór i walkę z prze­ciw­no­ścia­mi.

- Zbi­gniew Bród­ka nie miał prawa zdo­być me­da­lu w łyż­wiar­stwie szyb­kim, bo po­cho­dzi z kraju, w któ­rym nie ma kry­te­go toru. A jed­nak dał pstrycz­ka w nos innym i jest mi­strzem olim­pij­skim. Ta­kich za­pa­leń­ców nie bra­ku­je. Tyle, że to jak gra na lo­te­rii, w końcu prze­sta­nie­my wy­gry­wać. Sły­szę o od­mło­dze­niu kadry siat­ka­rzy czy pił­ka­rzy ręcz­nych i za­sta­na­wiam się nad jed­nym - skąd weź­mie­my ich na­stęp­ców? Spor­to­we za­so­by kie­dyś się skoń­czą.

I co wtedy?

- Bę­dzie płacz.

Pro­ble­mem też są wa­run­ki, w ja­kich ćwi­czą dzie­ci w szko­łach. Od­pa­da­ją­ce klep­ki w ob­dra­pa­nej sali gim­na­stycz­nej, wuef na ko­ry­ta­rzu, czy nawet w szat­ni nie za­chę­ca­ją do spor­tu.

- Nie przyj­mu­ję ta­kie­go tłu­ma­cze­nia. Sam czę­sto ćwi­czy­łem na ko­ry­ta­rzu, a prze­wrót umiem zro­bić. Po­trze­ba kogoś, kto za­chę­ci do spor­tu. Na­uczy­ciel jak ksiądz - po­wi­nien czuć po­wo­ła­nie, misję, żeby na­uczyć jak naj­więk­sze­go spor­tu w jak naj­mniej­szej hali. Wuef musi być rów­nie atrak­cyj­ny jak in­ter­net, ina­czej z nim prze­gra. Dzie­ci z ła­two­ścią ucie­ka­ją w wir­tu­al­ny świat, por­ta­le spo­łecz­no­ścio­we po­zwa­la­ją im wie­rzyć w ilu­zję, że jest praw­dzi­wy. Trze­ba ich stam­tąd wy­cią­gnąć. Wiesz, jak za­pa­mię­ta­łem swoje dzie­ciń­stwo?

Spor­to­wo i zdro­wo?

- Po­wrót ze szko­ły i ha­ra­ta­nie w gałę do wie­czo­ra. Przy­cho­dzi­ło nas kil­ku­na­stu, mo­dli­łeś się, żeby nie stać na bram­ce. Pa­mię­tam go­ni­twy ze stró­ża­mi w żłob­kach i przed­szko­lach, bo wła­śnie tam były naj­lep­sze ka­wał­ki mu­ra­wy do gry. Takie mecze czę­sto koń­czy­li­śmy na­stęp­ne­go dnia na wu­efie. I to nie wu­efi­sta cze­kał na nas, tylko my na niego. Nie mówię, że nasze dzie­ci są złe. Nie, są cu­dow­ne i wspa­nia­łe. Tylko że świat się zmie­nił. Nam trud­no się w nim od­na­leźć, a co do­pie­ro im. Zo­sta­wia­my je na pa­stwę dzi­kiej rze­czy­wi­sto­ści. Za­uważ, że one nawet już nie wa­ga­ru­ją. Dla nas to była fraj­da, przy­go­da, oka­zja do szu­ka­nia wra­żeń. Dzie­ci ich już nie szu­ka­ją, bo znaj­du­ją w cy­ber­prze­strze­ni. Nie chcę ich le­czyć, bo sam w życiu tyle na­roz­ra­bia­łem, że to mi naj­bar­dziej przy­da­ło­by się le­cze­nie, ale ape­lu­ję, że­by­śmy za­czę­li coś robić.

Dok­tor Ja­nusz Do­bosz z war­szaw­skiej Aka­de­mii Wy­cho­wa­nia Fi­zycz­ne­go, który spraw­dzał kon­dy­cję pol­skiej mło­dzie­ży, oce­nił: "Nie ma ta­kiej wła­ści­wo­ści mo­to­rycz­nej mło­de­go czło­wie­ka, która nie ule­gła­by re­gre­so­wi". Przy­kład? Trzy­dzie­ści lat temu 7-let­ni chło­piec prze­bie­gał 600 me­trów w 3 mi­nu­ty i 5 se­kund. Dziś 7-lat­ko­wi zaj­mu­je to 39 se­kund dłu­żej.

- O Jezus Maria (cisza). My się na­praw­dę prze­wró­ci­my jako spo­łe­czeń­stwo. Do­ro­śli po­tra­fią li­czyć, bo co mie­siąc płacą kre­dyt i za­mie­nia­ją zło­tów­ki na fran­ki. Może te licz­by do nich prze­mó­wią.

Znaj­du­jesz wy­tłu­ma­cze­nie, dla­cze­go dzie­ci są dziś go­rzej przy­go­to­wa­ne do upra­wia­nia spor­tu niż ich ro­dzi­ce i dziad­ko­wie?

- Znaj­du­ję. Pierw­szy raz re­gu­lar­nie wo­zi­łem swoją dupę sa­mo­cho­dem, jak mia­łem 21 lat i udało mi się zdać prawo jazdy. Wcze­śniej moim trans­por­tem były nogi. Albo rower, jak ko­le­ga po­ży­czył. Tyle że dziś Łu­kasz Ka­dzie­wicz, pierw­szy kry­tyk kon­dy­cji na­szej mło­dzie­ży, też po­peł­nia błędy. Łapię się na tym, że kiedy mam zro­bić za­ku­py z moją dzie­wię­cio­let­nią córką w osie­dlo­wym skle­pie, to te 500 me­trów je­dzie­my sa­mo­cho­dem. Pa­mię­tam, że kie­dyś każdy na moim po­dwór­ku umiał pły­wać. Je­że­li ja­kimś przy­pad­kiem tra­fił się ktoś, kto nie po­tra­fił, to wy­ty­ka­li­śmy go pal­ca­mi, trak­to­wa­li­śmy jako dzi­wa­ka. Dziś dzie­ci trak­tu­ją tak tego, kto nie ma konta na Fa­ce­bo­oku.


Wyszukiwarka