1101

Teraz donosiciel Belka zaczyna się stawiać Kaczyńskiemu Belka: plan PiS-u dotyczący NBP jest rodem z "Gwiezdnych wojen"...”Przed wyborami PiS obiecał wpompować w gospodarkę 1,4 bln zł. Czwarta część tej sumy miałaby pochodzić z NBP, który uruchomiłby program tanich kredytów. Ekonomiści podważają zasadność takiego programu oraz wskazują na groźbę naruszenia niezależności banku centralnego. Również prezes NBP nie zostawia na pomyśle suchej nitki. – Te liczby są z kosmosu. To są rzeczy, o których nawet nie warto dyskutować – mówi prof. Marek Belka. Nie widzi też konieczności rozszerzenia mandatu NBP. Zapytany o podatek bankowy, stwierdza, że wszystkie banki sobie z nim poradzą m.in. dzięki podniesieniu różnych opłat. Nie wszystkich dotknie on jednak w takim samym stopniu. – Takie instrumenty wzmacniają mocniejszych i osłabiają słabszych – dodaje. „...(źródło )

Sławomir Cytrycki, szef gabinetu szefa NBP Marka Belki, został zarejestrowany przez tajne służby PRL jako ich współpracownik pod ps. „Ritmo”. Z kolei jego obecny szef Marek Belka został zarejestrowany przez SB pod ps. „Belch” - pisała "Gazeta Polska" w październiku 2010 roku. Przypominamy obszerne fragmenty tego tekstu.
Jedną z pierwszych decyzji kadrowych Marka Belki było zatrudnienie Sławomira Cytryckiego na stanowisku szefa swojego gabinetu. Informacja ta przeszła właściwie bez echa: powszechnie było wiadomo, jest to znany ekonomista, ekspert SLD, były minister skarbu, który złożył oświadczenie lustracyjne, że współpracował ze służbami specjalnymi PRL. „Dla przyjaciół Sławomira Cytryckiego jego oświadczenie lustracyjne nie było szokiem, nikt się z tego powodu nie wykruszył. – Jeśli w jakimkolwiek kraju facet wyjeżdża do pracy w ONZ, to zawsze interesują się nim służby specjalne” – mówił „Polityce” w 2003 r. Krzysztof Rogala, dziennikarz TVP, przyjaciel Cytryckiego. W tym samym artykule („Sławek po Wiesławie”, „Polityka”, 18 stycznia 2003 r.) Sławomir Cytrycki stwierdził: „Zawsze postępowałem w życiu tak, żeby móc bez wstrętu patrzeć w lustro. I mogę”.”...(źródło )

2014 rok „Z doniesień tygodnika wynika, że Marek Belka, prezes NBP w zamian za wsparcie dla budżetu miał domagać się od ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza dymisji Jacka Rostowskiego - ustalenia miały mieć miejsce w lipcu 2013 roku, kiedy Rostowski jeszcze pełnił swój urząd. Poza tym prezes banku centralnego oczekuje nowelizacji ustawy o banku centralnym. „..”Szczurek za RostoskiegoKilka miesięcy później rzeczywiście Rostowski przestaje kierować resortem finansów. Po listopadowej rekonstrukcji rządu ministrem zostaje jak Mateusz Szczurek. Tygodnik pisze, że Belka miał się domagać kogoś „technicznego i niepolitycznego". ...”28 maja tego roku do Rady Ministrów wpłynął projekt założeń nowelizacji o NBP. Dotyczy ona wprowadzenie rozwiązania, zgodnie z którym 1/3 składu RPP byłaby powoływana co 2 lata w równej liczbie przez Prezydenta, Sejm oraz Senat. Ma to zapewnić płynne zmiany składu RPP i wpłynąć na zachowanie stabilności jej działania „...”MF zaproponowało też, aby bank centralny miał możliwość kupowania obligacji skarbowych poza operacjami otwartego rynku. - Planowane zmiany w ustawie o NBP mają pozwolić bankowi centralnemu być tzw. pożyczkodawcą ostatniej szansy. - Intencją zmienianego przepisu nie jest wprowadzenie możliwości finansowania przez NBP deficytu budżetowego – tłumaczył w specjalnym  oświadczeniu resort. Zgodnie z "Traktatem o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej" zakazane jest udzielanie przez EBC lub banki centralne członków UE pożyczek na pokrycie deficytu lub jakichkolwiek innych kredytów rządom. Zakazane jest również nabywanie bezpośrednio od nich przez bank centralny strefy euro lub krajowe banki centralne ich papierów dłużnych. Także polska konstytucja mówi, że ustawa budżetowa nie może przewidywać pokrywania deficytu budżetowego przez zaciąganie zobowiązania w centralnym banku państwa.”...”Jednak - jak przekonywał nasz resort finansów - wszystkie nowoczesne banki centralne mają możliwość skupu obligacji skarbowych z rynku.  ...(więcej )

2014 rok „PiS ma 43% w sondażu, czyli idziemy w taki wariant, gdzie, nie czarujmy się - tylko ekonomika decyduje o ocenie stabilności kraju .— zagaja Sienkiewicz. I dodaje:To się skończy katastrofą. Zwycięstwo PiS oznacza ucieczkę inwestorów i parę innych kłopocików wewnątrzpolskich. Trzeba podjąć decyzje - co my robimy? Czy to jest moment na uruchomienie tego typu rozwiązania czy nie? Albo idziemy wariantem czysto finansowym , albo jednak rozumiemy, że miedzy polityką a stabilnością finansową państwa znajduje się związek… — ubolewa szef MSW.
Sienkiewicz tłumaczy też, że przeszkodą jest między innymi Jacek Rostowski.Boję się, że kolega Rostowski mówi  „w życiu”, bo to zdewastuje opinię, bo jest niewykonalne, bo tego nie wolno robić… „Belka odpowiada:Mamy tę pieprzoną Radę Polityki Pieniężnej. Ale moim warunkiem jest dymisja ministra finansów. Przychodzi nowy minister. I wtedy robimy, co trzeba! Ale trzeba to zrobić wcześniej niż osiem miesięcy przed wyborami— mówi Belka. Belka mówi, że dopiero zmiana ministra finansów spowoduje, że uda się osiągnąć deal. Podziękować hrabiemu Rostowskiemu i powołać technicznego  ministra  finansów…— tłumaczy. Minister faktycznie został odwołany, a powołano  Mateusza  Szczurka.Hausner wtedy zgodzi się. On, jest, k… mać… Wiesz jak, temu ch…owi się to podoba? Myśli, że ma dłuższego. Niestety, każdy człowiek ma jakieś słabości, nawet on— słychać głos szefa NBP przy tubalnym śmiechu Sienkiewicza”...(więcej )

Tomasz Teluk „Jednocześnie uruchomiono program tanich pożyczek dla małych i średnich przedsiębiorstw. Bank narodowy pożycza innym bankom forinty bez oprocentowania, pod warunkiem że udzielą MSP pożyczki najwyżej na 2,5 proc. (choć obowiązująca stopa procentowa wynosi 4,5 proc.). Wygląda więc na to, że rząd uwolnił się z pułapki finansowej.” ….(więcej )

Jendroszczyk „ „ Węgierski rząd chce uczynić z banku centralnego narzędzie swojej polityki gospodarczej „.....”Kłóci się to z systemem obowiązującym w państwach UE. Jak zapewnia jednak szef rządu węgierskiego, święta zasada niezależności banku centralnego nie zostanie naruszona, gdyż EBC jest zawsze dokładnie informowany o wszelkich działaniach banków narodowych. „....”Orban zarzuca bankowi centralnemu, że hamuje wzrost gospodarczy i prowadzi błędną politykę, podnosząc stopy procentowe. Czyni tak, starając się ograniczyć inflację, co jednak odbija się niekorzystnie na PKB. Węgry znajdują się w stanie stagnacji gospodarczej i nic nie wskazuje na to, by okres ten miał się szybko skończyć. OECD przewiduje spadek węgierskiego PKB o 0,6 proc. „.....”Do czego potrzebna jest Orbanowi kontrola nad bankiem centralnym? – Są dwie przyczyny. Po pierwsze, rząd Orbana postępuje według zasady, że nie pozwoli sobie niczego narzucać w sprawach gospodarczych, a po drugie, chce mieć do dyspozycji wszelkie narzędzia w prowadzeniu niezależnej polityki gospodarczej – tłumaczy Kai-Olaf Lang z niemieckiej fundacji Nauka i Polityka. Jego zdaniem ocena działań gospodarczych rządu Orbana nie może być jednoznacznie negatywna. Przeprowadził udaną reformę rynku pracy, wprowadził liniowy podatek na poziomie16 proc., dokonuje konsolidacji budżetu i stara się naprawić system funduszy emerytalnych. Jednocześnie głosi hasła niezależności gospodarczej Węgier,” ….(więcej)

Grzegorz Siemionczy „Bank centralny najludniejszego państwa świata nie jest ostatecznym arbitrem tamtejszej polityki pieniężnej i kursowej. Główne decyzje podejmuje rząd. Wraz z liberalizacją chińskiej rola Ludowego Banku Chin będzie rosłaLudowy Bank Chin (PBOC) jest bez wątpienia jednym z najbardziej osobliwych banków centralnych świata. Nie posiada co najmniej kilku cech, które większość z nich uważa za kamienie węgielne swojej wiarygodności. Przede wszystkim nie może się poszczycić niezależnością od władz, przez co niejasne i zmienne są cele jego działalności. Podczas gdy większość siostrzanych instytucji stoi na straży stabilności cen, w przypadku PBOC sterowanie ich dynamiką wydaje się tylko narzędziem do realizacji innych zadań.  ...(więcej )

Ludowy Bank Chin (chin. upr. 中国人民银行, chin. trad. 中國人民銀行, pinyin Zhōngguó Rénmín Yínháng) – bank centralny Chińskiej Republiki Ludowej, który sprawuje kontrolę nad polityką pieniężną państwa. „..”udowy Bank Chin powstał 1 grudnia 1948 r. w wyniku połączenia banku Huabeibanku Beihai oraz banku rolniczego Xibei. Pierwsza siedziba mieściła się Shijiazhuangu, w prowincji Hebei. W 1949 r. została przeniesiona do Pekinu. W okresie między 1949 a 1978 Ludowy Bank Centralny był jedynym bankiem w Chińskiej Republice Ludowej i realizował zadania zarówno banku centralnego jak i banku komercyjnego[1]. W latach 80. jako część reform gospodarczych, komercyjne funkcje banku centralnego zostały przekazane czterem niezależnym bankom, które jednak należały do państwa. W 1983 r. Rada Państwa ogłosiła, że Ludowy Bank Chin będzie funkcjonował jako bank centralny Chińskiej Republiki Ludowej. Status banku centralnego został prawnie potwierdzony 18 marca 1995 r. na trzeciej sesji Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych. Wszystkie prowincjonalne i lokalne oddziały zostały zamknięte, a na ich miejsce powstało dziewięć oddziałów regionalnych. Zasięg nowo powstałych oddziałów nie odpowiada ustanowionym w państwie granicom administracyjnym. W 2003 r. Stały Komitet Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych X kadencji zatwierdził poprawki do ustawy wzmacniającej rolę Ludowego Banku Chin w ustalaniu założeń i realizacji polityki pieniężnej w celu zapewnienia stabilności finansowej państwa.”..”Ludowy Bank Chin prowadzi politykę pieniężną państwa oraz jest odpowiedzialny za emisję chińskiego yuana. Do lat 80. XX wieku bank realizował również zadania jako bank komercyjny udzielając m.in. kredytów. W grudniu 1978 na fali reform gospodarczych następują zmiany w systemie bankowym państwa, z których główne dotyczyły Ludowego Banku Chin. Pierwszą zmianą jest przekazanie funkcji banku komercyjnego innym bankom. W 1979 r. powstaje Chiński Bank Rolniczy[1]. Mimo to Ludowy Bank Chin nadal prowadzi działalność banku komercyjnego na obszarach miejskich. W 1984 r. powstaje Chiński Bank Przemysłowo-Handlowy i od tego momentu Ludowy Bank Centralny sprawuje tylko funkcje banku centralnego, czyli m.in. realizacja polityki pieniężnej i regulacja całego sektora finansowego w Chińskiej Republice Ludowej. Kolejną zmianą w systemie bankowym państwa miało być zmniejszenie wpływu Ludowego Banku Chin na sektor finansowy. W 1992 r. powstała Chińska Komisja Regulacyjna ds. papierów wartościowych (ang. China Securities Regulatory Commission). W 1998 powstała Chińska Komisja Regulacyjna ds. ubezpieczeń (ang. China Insurance Regulatory Commission). W 2003 r. powstała Chińska Komisja Regulacyjna ds. banków(ang. China Banking Regulatory Commission)[1]. Wraz z powstaniem komisji regulacyjnych głównymi zadaniami Ludowego Banku Chin pozostają: bank emisyjny, który ma wyłączne prawo emitowania znaków pieniężnych będących prawnym środkiem płatniczym w Chińskiej Republice Ludowej, opracowywanie założeń i realizacja polityki pieniężnej państwa, zarządzanie rezerwami złota. Na czele Ludowego Banku Chin stoi prezes wraz z określoną liczbą zastępców. Prezes LBC jest powoływany i odwoływany przez przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej. Kandydaci na stanowisko prezesa LBC nominowani są przez premiera Chińskiej Republiki Ludowej i zatwierdzani przez Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych (OZPL). W okresie między sesjami OZPL kandydatów zatwierdza Stały Komitet Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych. Zastępcy prezesa są nominowani odwoływani przez przewodniczącego Stałego Komitetu Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych. Najważniejszym zadaniem prezesa LBC jest nadzór nad funkcjonowaniem banku centralnego. W realizacji tego zadania wspierany jest przez mianowanych zastępców prezesa”...(źródło )

Przed swoim odejściem Stiglitz zabrał z banu Światowego Międzynarodowego Funduszu Walutowego sporą liczbę tajnych dokumentów . Dokument te pokazują ,że MFW żądał od państw ubiegających się o szybka pomoc podpisania tajnej umowy składającej się z 111 artykułów . Wśród nich znajdowały się zobowiązania do wyprzedaży kluczowych aktywów takich jak instalacje wody pitnej , elektrownie, gaz, linie kolejowe , firmy telekomunikacyjne ,ropa naftowa , banki itd.Kraje otrzymujące pomoc musiały zobowiązać się do przeprowadzenia serii radykalnych i niszczycielskich działań gospodarczych . Równocześnie w Banku Szwajcarii otwierano konta dla polityków ,na które transferuje się setki milionów dolarów tytułem odwzajemnienia się Gdyby politycy krajów rozwijających się odrzucili ta umowę , oznaczałoby to całkowite zamkniecie dla ich kraju kredytów na międzynarodowym rynku finansowym .” ...” Przywódcy państw odbiorców pomocy muszą jedynie wyrazić zgodę na wyprzedaż po niskich cenach aktywów państwowych , by w ten sposób otrzymać dziesięcioprocentowa prowizję , która w całości jest przelewana na ich tajne konta w bankach szwajcarskich . Użyjmy słów samego Stiglitza : „można zobaczyć , jak szeroko otwierają im się oczy” na widok gigantycznych przelewów wartości kilkuset milionów dolarów. „...(więcej)

Jan Piński „ Podobno Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy walczą z kryzysem. Dwanaście lat temu Joseph Stiglitz, główny ekonomista BŚ oskarżył swoją instytucję o grabież krajów, którym rzekomo miała pomagać. „....”Stiglitz, to osoba, którą trudno dyskredytować. W 2002 r. dostał nagrodę Nobla z ekonomii. Gdy publicznie skrytykował Bank Światowy i MFW został zmuszony do rezygnacji. Dziś Polska i inne kraje mają przekazać fundusze do MFW, za które będzie on "walczyć" z kryzysem. Zobaczmy jak wyglądała ta "walka" pod koniec ubiegłego wieku. Odchodząc Stiglitz zabrał ze sobą dużo dokumentów. Wynika z nich, żeMFW uzależniał pomoc dla znajdujących się w kryzysie państw od podpisania tajnego protokołu złożonego ze 111 artykułów, w których znajdowały się zobowiązania do wyprzedaży narodowego majątku (surowce naturalne, infrastruktura, banki itp.). Aby "pomóc" klasie politycznej w podejmowaniu decyzji część z pieniędzy ze sprzedaży dóbr była transferowana na tajne konta z przeznaczeniem na łapówki.”....”Teraz przykład z ostatnich tygodni. Gdy Węgry poprosiły w grudniu ubiegłego roku o pomoc, to MFW i UE nie zgodziły się, bo ich zdaniem rząd dopuścił się zamachu na niezależny bank centralny. Zamach ów miał polegać na zwiększeniu liczby członków rady banku wybieranych przez parlament.Nie chodzi oczywiście o niezależność. W polskim systemie bankowym dziś jest pełna jedność działań rządu i Narodowego Banku Polskiego. Chodzi o to, aby kontroli nad bankiem centralnym nie otrzymały osoby, które mogą zachwiać pseudorynkową polityką takich instytucji jak MFW czy Bank Światowy. Marek Belka został nominowany przez Platformę Obywatelską na funkcję szefa NBP, chociaż w czerwcu 2005 r. Donald Tusk w liście do Aleksandra Kwaśniewskiego zarzucał Belce kłamstwo przed komisją ds. PKN Orlen, gdzie premier zeznał iż nie współpracował z SB. Zdaniem Tuska (z czerwca 2005 r.) to członkowie komisji śledczej ds. PKN Orlen, a nie premier mówili prawdę na temat jego współpracy z tajnymi służbami PRL.W sprawie współpracy Belki z SB. Niedźwiedzią przysługę zrobiła Belce "Gazeta Wyborcza" publikując w internecie całość jego teczki, łącznie z instrukcją wyjazdową, w której zgodził się współpracować z wywiadem na zasadach konspiracji. Co ciekawe teksty te od blisko roku nie są dostępne na stronach gazeta.pl (proszę wpisać w google "Belka nie współpracował z SB" i spróbować otworzyć tekst) Warto uważnie obserwować przekazywanie pieniędzy z Polski do instytucji finansowych, które oskarżane są o przestępczą działalność przez byłych pracowników, laureatów Nagrody Nobla.”. ….(więcej )

Henryk Pająk „ Lichwa. Rak Ludzkości „ Tytuł zawiera istotę treści książki. Lichwa jest trądem przeżerającym ludzkość w sferze materialnego bytu narodów, państw i rodzin. Zdominowała wszystkie dziedziny życia międzynarodowego, podporządkowując sobie rządy, parlamenty, media, finanse, korporacje, przemysł, etc. Rządy i parlamenty składają się z manekinów lichwy. Prezydenci państw, premierzy, parlamentarzyści to tylko ich nominaci i lokaje. Od 1913 r., kiedy powstał tzw. Bank Rezerw Federalnych, istnieje nieformalny Rząd Światowy - właściciel finansów Stanów Zjednoczonych, decydujący o wojnach, osławionym "pokoju", trendach we wszystkich dziedzinach życia ludzkości. W okresie kryzysu finansowego 2008/2009 mówi się o winie "niegospodarnych" banków, ale nic o Banku Rezerw Federalnych - sprawcy tego kryzysu. „. ...(więcej )

ohn Haylan „ Rzeczywistym zagrożeniem   dal naszej republiki  jest ów niewidzialny rząd , który przypomina gigantyczną ośmiornicę , gęsto oplatającą swoimi mackami i niezliczoną ilością lepkich przyssawek nasze miasto , nasze strony, nasz kraj . Głową tej ośmiornicy jest Standard  Oil Rockefellera oraz posiadający ogromne wpływy międzynarodowi magnaci finansowi. Ludzi ci w istocie sterują amerykańskim rządem tak , by ten zadowalał ich prywatne pragnienia . Władza nad rzędem dokonuje się poprzez kontrolę nad podażą pieniądza – w ten sposób  eksploatacja obywateli tego  kraju i jego zasobów staje się jeszcze prostsza . To właśnie dlatego owi  wielcy arystokraci, od pierwszego dnia powstania tego państwa ,  z całych sił  ( flirtując i bawiąc  z naszymi przywódcami  )  zmierzają do koncentracji posiadanej władzy i majątków (wykorzystując emisję pieniądza  przez Rezerwę Federalną w celu odprowadzenia majątku ze społeczeństwa ) .   Owi międzynarodowi bankierzy , wraz ze standard Oil Rockefellera zdobyli kontrole nad większością dzienników i magazynów w tym  kraju . Wykorzystując prasę  , specjalnie opiniotwórcze rubryki w gazetach , by nakładać kaganiec na urzędników rządowych , a tych którzy nie chcą podporządkować , poprzez sterowaną krytykę ze strony mediów i opinii publicznej , zmuszając do stanowisk w administracji rządowej . Ludzie ci w rzeczywistości kontrolują obie partie ( Partie Republikańską i Partie Demokratyczną ) , formułują ich założenia polityczne , sterują liderami , sprawują funkcje kierownicze w dziesiątkach prywatnych firm i wykorzystują c wszystkie dostępne metody umieszczają na najwyższych stanowiskach służących im skorumpowanym interesom kandydatów . John Haylan . 1927 rok „...(więcej )

Profesor Barbara Liberska „Czy consensus Pekiński zastąpi waszyngtoński „ Noblista Robert Fogel twierdzi, że w roku 2040 wartość chińskiego Produktu Krajowego Brutto osiągnie 123 biliony USD – prawie osiem razy tyle, ile obecnie wynosi amerykańskie PKB. „....”hińscy przywódcy mają już opracowane plany, które mają do tego doprowadzić. Bo to jest kraj, który ma świetnych ekonomistów, znakomite ośrodki badawcze, które są w stanie opracować wszystkie elementy niezbędne dla kreowania najlepszej polityki gospodarczej. Na tym polega fenomen tej gospodarki. Chińczycy na każdym etapie rozwoju są świadomi wewnętrznych i zewnętrznych uwarunkowań i szukają takich rozwiązań, które są dla nich najbardziej korzystne, niezależnie od tego, co mówią inni. „....”Bo Chiny mają nie tylko fabryki pełne niewykształconych wieśniaków, ale także armię naukowców. Jak się podróżuje po Chinach i wjeżdża nawet do średnich jak na warunki tego kraju miast, to widać przepiękne kompleksy nowych uniwersytetów technologicznych, w których w sumie kształci się prawdopodobnie więcej osób niż w całym świecie zachodnim. „....”co roku doktorów matematyki, fizyki czy informatyki w Chinach przybywa więcej niż w USA. Mało tego – wielu z nich zdobyło te doktoraty na najlepszych amerykańskich uniwersytetach. „....”Konsensus pekiński”...”Ja ten model, który przyjęły Chiny, nazywam globalizacją kontrolowaną, niektórzy mówią o globalizacji zarządzanej. To znaczy, że kraj otwiera się na globalizację, ale na swoich własnych warunkach, nie rezygnując z możliwości kontroli nad przepływami kapitału i nad działaniami inwestorów zagranicznych, przyjmując selektywnie reguły wolnorynkowej gry i otwierając się tylko w wybranych sektorach.Ten chiński model jest atrakcyjny dla wielu krajów Trzeciego Świata, które przeżywały w przeszłości rozmaite kryzysy walutowe czy finansowe w efekcie słuchania się rad MFW i otwarcia rynków finansowych. Więc przynajmniej tak długo, dopóki Chiny są w stanie nie dopuścić do podobnego kryzysu u siebie, będą one uważały, że chiński wzorzec jest rozwiązaniem pozwalającym ustrzec się kryzysowych sytuacji. Ktoś nawet użył określenia Bejing consensus w opozycji do pojęcia Washington consensus, czyli neoliberalnego modelu, jaki Międzynarodowy Fundusz Walutowy proponował krajom słabiej rozwiniętym, które chciały wyciągnąć korzyści z globalizacji.”więcej

Piotr Woyke „W 1990 r. John Williamson po raz pierwszy użył sformułowania „Konsensus Waszyngtoński”. Analizując politykę gospodarczą państw Ameryki Łacińskiej, wyróżnił dziesięć zasad, które zostały im narzucone przez instytucje mniej lub bardziej zdominowane przez Stany Zjednoczone. Pośród nich znajdowały się m.in. dyscyplina fiskalna, liberalizacja handlu, prywatyzacja czy ochrona własności prywatna „....”W związku z trwającymi transformacjami w dawnym bloku wschodnim, również przebiegającymi wedle wymienionych reguł, określenie zrobiło zawrotną karierę. Przestało być wyłącznie terminem ekonomicznym, stało się pojemniejsze. Obok neoliberalnego członu ekonomicznego pojawił się polityczny, bazujący na zasadach liberalnej demokracji „...” W 2004 r. Joshua Cooper Ramo opublikował artykuł „The Beijing Consensus”. Wyrażał w nim przekonanie, iż Konsensus Waszyngtoński skompromitował się, zaś remedium na jego wady krystalizuje się właśnie w Pekinie. „...”„Konsensus pekiński” miałby się opierać na trzech filarach – innowacyjności i permanentnym eksperymentowaniu, zrównoważonym rozwoju gospodarczym oraz współpracy państw rozwijających się w celu zapewnienia sobie suwerenności w prowadzonej polityce gospodarczej. „...”Mało energicznie dążą Chińczycy do zwiększenia wpływu na globalne instytucje finansowe (tak ważne w Konsensusie Waszyngtońskim) i nie kwapią się do budowania własnych „....”dotychczasowy brak zainteresowania Pekinu podjęciem otwartej rywalizacji o globalne przywództwo wiąże się poniekąd ze specyfiką tradycyjnej chińskiej myśli politycznej, przechodzącej obecnie swój renesans. Jest ona ściśle państwocentryczna, skupia się zwłaszcza na zapewnieniu krajowi dobrobytu i jak najbardziej harmonijnych warunków do rozwoju. Zachodnie idee kształtowania ładu międzynarodowego, obejmowania w nim przywództwa, wreszcie, tworzenia uniwersalistycznego wzorca osiągania dobrobytu są chińskiej tradycji politycznej genetycznie obce. „....”Kryzys gospodarczy połączony z dość zachowawczą i niezręczną polityką Stanów Zjednoczonych w ostatnich latach spowodował znaczne ubytki w sile oddziaływania Konsensusu Waszyngtońskiego, i tak niebędącego w najlepszej formie. Jednak, siłą rzeczy, na razie jest to wciąż dominujący konstrukt intelektualny. „....(więcej )

Polska wyraziła intencję przystąpienia do grona członków założycieli Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB) - poinformował w czwartek PAP wiceminister finansów Artur Radziwiłł. „...”Powstający z inicjatywy Chin AIIB ma zostać utworzony do końca roku. Jego siedziba będzie znajdowała się w Pekinie, a kapitał początkowy wyniesie 50 mld dolarów. Bank ma w zamyśle stwarzać bodźce dla wzrostu inwestycji na terenie Azji - w transporcie, energetyce, telekomunikacji i innych dziedzinach infrastruktury. AIIB planuje zainwestowanie 100 mld dolarów w infrastrukturalne projekty w krajach azjatyckich. Połowa kwoty na ten cel już została przewidziana w chińskim budżecie. „ ...(więcej )

Radosław Pyffel „ 16 grudnia 2014 r. odbył się w Belgradzie trzeci już szczyt Chiny-Europa Środkowa (tzw. 16+1) „... ” Wziął w nim udział premier Chin Li Keqiang oraz premierzy wszystkich zaproszonych krajów Europy Środkowej poza Ewą Kopacz, którą zastępował wicepremier Tomasz Siemoniak.Nieobecność polskiej premier na szczycie to rzecz zdumiewająca. Polska, największy kraj Europy Środkowej, została uznana przez Chiny za nieformalnego lidera tego projektu, którego powstanie ogłoszono wraz z programem tzw. 12 kroków Wen Jiabao w kwietniu 2012 roku na Zamku Królewskim w Warszawie (z tego powodu jest nazywane także inicjatywa warszawską). Także gospodarzem pierwszego szczytu Chiny-Europa Środkowa (16+1) była Polska.”...”Najbliżej nam oczywiście do krajów Wyszehradu (Czechy, Słowacja, Węgry) i krajów bałtyckich (Litwa, Łotwa, Estonia), sporo na łączy także z Rumunią, Bułgarią, Słowenią, Chorwacją, które są krajami UE. Ale w 16+1 znalazły się także kraje b. Jugosławii: Serbia, Czarnogóra, Macedonia, Bośnia i dodatkowo Albania.Z perspektywy Pekinu koncepcja 16+1 z Polską, największym krajem regionu, jako liderem może się wydawać logiczna i spójna. Jednak w Polsce została ona odebrana jako co najmniej dziwna, by nie powiedzieć dziwaczna, zwłaszcza ze względu na umieszczenie w niej nieunijnych krajów bałkańskich, których nie znamy i z którymi przynajmniej w ostatnich 25 latach mieliśmy niewiele wspólnego i w wielu kwestiach bardzo się różnimy.”...”Osobną kwestią jest odrzucenie przez Polskę  polskiego „przywództwa” (cokolwiek więcej miałoby ono oznaczać niż oficjalne przemówienia premiera Polski otwierające kolejne szczyty), które jest przez Warszawę odrzucane a priori od początku rządów Platformy Obywatelskiej, czyli od 2007 roku, choć przyznajmy, że kwestia jego akceptacji przez pozostałe 15 krajów byłaby również bardzo wątpliwa. Nawet w koncepcji PiS-u, według której Polska powinna aspirować do przywództwa w regionie, to, co zaproponował Pekin nie do końca pokrywa się z obszarem zainteresowania śp. prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Jak pamiętamy, według jego wizji nazywanej polityką jagiellońską miał być to sojusz państw regionu wymierzony nie tyle przeciw Moskwie, by użyć bliskiej Chinom niekonfrontacyjnej retoryki, co widzący w niej zagrożenie i próbujący się przed nią obronić. W koncepcji jagiellońskiej, podobnie jak i w chińskiej Europie Środkowej, miałyby się w niej znaleźć kraje bałtyckie, mogłyby kraje wyszehradzkie (choć to mało prawdopodobne, bo wiele z nich utrzymuje obecnie z Rosją bardzo dobre stosunki), ale przede wszystkim Ukraina, najlepiej z Białorusią i gdyby to było możliwe inne republiki poradzieckie (Gruzja?). Tymczasem Chiny zaproponowały raczej neutralną wobec Rosji platformę szesnastu krajów środkowoeuropejskich, a więc całkowicie nieatrakcyjną ani dla nieprzerwanie pozostającej u władzy Platformy Obywatelskiej, ani dla głównej partii opozycyjnej, czyli PiS-u. Abstrahując od tego, że przedstawiciele głównych sił politycznych w Polsce w ogóle nie wiedzą o platformie 16+1, to nawet gdyby się dowiedzieli, ciężko byłoby znaleźć wśród nich jej gorących entuzjastów.
Powód drugi, dla którego premier Kopacz uznała tę propozycję za mało atrakcyjną i po prostu nie poleciała do Belgradu, ma również związek z niechęcią do zaakceptowania przywództwa. Wzbudza ono, jak i sama inicjatywa 16+1, ogromne emocje w Brukseli, gdzie nawet mówi się o budowie „nowego Muru Berlińskiego” dzielącego kontynent na dwie części i tworzeniu nowej „żelaznej kurtyny„. W tej sytuacji kalkulacja okazała się prosta – chińska propozycja jest mało atrakcyjna, a jej akceptacja może dodatkowo wiązać się z niechęcią ze strony UE czy partnerów zachodnioeuropejskich, a kierunek zachodni i Unia wciąż pozostaje dla Polski priorytetem. „....”  środowiska związane z PiS i sama partia w niewielkim stopniu interesują się polityka międzynarodową (o czym będzie jeszcze poniżej), a jeśli tak, to raz, że nie uważają Chin za istotnego gracza, a dwa, że za najważniejszego partnera (i gwaranta polskiego bezpieczeństwa) wciąż postrzegają USA. Taka perspektywa sprawia, że Państwo Środka nie jest brane pod uwagę jako istotny strategiczny partner. „...”oba ugrupowania w sondażach praktycznie remisują, co oznacza, że żadne z nich nie jest wystarczająco silne, aby skonsolidować władzę w Polsce. A dopiero konsolidacja władzy w Polsce otworzyłaby drogę do bardziej ambitnej polityki, która swoim zasięgiem byłaby w stanie objąć nawet daleką Azję, z Japonią i Chinami, światowym mocarstwem numer dwa włącznie. Dopóki tak się nie stanie i władza nie zostanie skonsolidowana, niezależnie od tego, czy premierem pozostanie Ewa Kopacz, czy będzie nim Jarosław Kaczyński lub Grzegorz Schetyna, to niepokoje i chaos w polityce wewnętrznej będą trwały w najlepsze i będą sprawiały, że znacznie częściej niż z premierem Chin Li Keqiangiem w Pekinie, czy choćby w Belgradzie, polski premier – ktokolwiek nim będzie – będzie rozmawiał z górnikami na Śląsku czy lekarzami w Zielonej Górze. „..”Jedynym azjatyckim akcentem była głośna swego czasu deklaracja prezesa Kaczyńskiego o Polsce, która powinna i „mogłaby być drugimi Chinami”. Jednak ta myśl prezesa PiS afirmująca sukces chińskiej modernizacji i same Chiny, nie została jakoś podchwycona ani przez polityków PiS-u, ani przez niepokornych publicystów (z wyjątkiem prof. Dudka, który w 2008 roku proroczo przewidział strategiczne partnerstwo Polski i Chin, „...”Chiny będą w XXI wieku kształtować świat i to fakt w tej opowieści bezsporny. Wzrost znaczenia Chin (The Rise of China) to proces coraz bardziej widoczny na wszystkich kontynentach. Gospodarka chińska ma ogromny wpływ na gospodarkę światową, a za tym idą w coraz większym stopniu wpływy polityczne i gospodarcze w Afryce, Australii, a nawet Ameryce Łacińskiej, które będą się jeszcze bardziej zwiększały. Chiny w coraz większym stopniu zaczynają być obecne także w naszym regionie. Inicjatywa 16+1 to próba kształtowania nowego ładu w Europie Środkowej przez drugą gospodarkę świata. Nowy początek. „...”Możliwe scenariusze
Po absencji premier Kopacz strona chińska zawiesiła wszystkie spotkania dwustronne między Polską a Chinami. Co dalej? Scenariusz pierwszy to rezygnacja Chin z polskiego przywództwa. Nie zostanie ono zastąpione zapewne przywództwem węgierskim (za mały potencjał tego kraju, a także zbyt wiele kontrowersji, jakie wzbudza on w EU), jak chciałby tego Viktor Orban, ale na czoło wysunie się zapewne kilka innych krajów. Właśnie Węgry, ale także Rumunia i być może tradycyjnie bliska Chinom Bułgaria i Serbia. Po zgodzie Chin na abdykację Polski 16+1 stanie się więc grupą bez formalnego przywódcy. Scenariusz drugi to podjęcie w Pekinie decyzji o zmianie formuły i stopniowej dekompozycji 16+1 (być może o to chodzi stronie polskiej?). Wówczas zastąpiłoby je forum, w skład którego wejdą kraje najbardziej zainteresowane współpracą z Chinami, co będzie oznaczało prawdopodobne przesunięcie akcentu z Wyszehradu na Węgry i Bałkany. Z czasem i Chiny wyciągną z tego wnioski i zaproponują (pro)unijnej części Europy Środkowej inną formułę, a 16+1 powoli zakończy swoje istnienie w obecnej formule. Scenariusz trzeci jest mało prawdopodobny – to trudne dzisiaj do przewidzenia zmiany, które spowodują, iż Polska aktywnie podejmie temat rozwoju współpracy z Chinami w ramach 16+1. Już dziś przedsiębiorcy biorący udział w spotkaniach, które organizowaliśmy lub współorganizowaliśmy w 2014 roku jako CSPA, przyznawali, że dziś przyszłością są rynki pozaeuropejskie. Podkreślał to w swoim exposé także minister Schetyna, mówiąc o globalizacji polskiej polityki zagranicznej. Ale czy zaistnieje koniunktura dla tego typu polityki? Scenariusz czwarty - równie mało prawdopodobny. Chiny niezrażone postawą Polski utrzymają koncepcję Polski jako lidera Europy Środkowej. Podejmują wysiłki na rzecz budowy Jedwabnego Szlaku 2.0 z Polską jako istotnego jego elementu i Łodzią jako hubem na Europę Środkową.  Pomogą polskiemu Ministerstwu Rolnictwa w złożeniu wniosku o dopuszczenie do sprzedaży na rynku chińskim polskich jabłek, a także posłużą pomocą w wytypowaniu innych polskich towarów spożywczych, stopniowo dopuszczając je do rynku. Chyba zbyt piękne, aby okazało się prawdziwe… ( więcej )
W Grecji Chińczycy wykupili wielki port w Pireusie. ...

 http://naszeblogi.pl/46968-chiny-rozpoczely-budowe-faktorii-i-kolonizacje-europy 

„W trakcie wizyty, którą złożył w Grecji premier Chin Li Keqiang, oba kraje podpisały porozumienia biznesowe o wartości około 5 mld dolarów w sferze m.in. eksportu oraz budowy okrętów - podał portal BBC News. „....”remier Grecji Antonis Samaras wyjaśnił, że Chiny są zainteresowane lotniskami greckimi i wyraził nadzieję, że Grecja "stanie się węzłem tranzytowym w transporcie lotniczym". Z kolei Li opisał port w Pireusie, gdzie działa już chińska firma, jako "perłę Morza Śródziemnego" i ocenił, że mógłby to być "jeden z najbardziej konkurencyjnych portów na świecie".Chińska firma żeglugowa chciałaby zainwestować 310 mln dolarów w rozbudowę portu w Pireusie - największego portu w Grecji; porozumienie to - jak podaje BBC - wymagałoby zgody Unii Europejskiej. Chiny są zainteresowane w Grecji także kupnem kolei oraz budową lotniska na Krecie.BBC ocenia podpisane porozumienia jako korzystne dla obu krajów, bo Grecji potrzebne są inwestycje, a Chiny chcą otworzyć sobie drogę do Europy w dogodnej dla nich cenie. Podczas wizyty Samarasa w Chinach w maju zeszłego roku Li wyraził nadzieję, że do 2015 roku Chiny i Grecja dwukrotnie zwiększą wymianę handlową.”.. (więcej ) 

Przemysła Henzel „ Podpisanie umowy TTIP doprowadzi do utworzenia najpotężniejszego sojuszu w XXI wieku. Dzięki niej Europa oraz Stany Zjednoczone obronią swoją globalną pozycję, odnosząc znaczne korzyści gospodarcze i geopolityczne. Nowym aspektem jest także wydźwięk "kulturowo-cywilizacyjny" TTIP, który jeszcze bardziej zbliży do siebie partnerów z obu stron Atlantyku. - USA i Europa dadzą wyraźny sygnał całemu światu, że ich sojusz jest żywy, tym bardziej że Zachodowi przybywa konkurencji - stwierdził Damian Wnukowski z PISM. „..”Ale umowa, która ma charakter gospodarczy, będzie miała także skutki polityczne, ponieważ jej stronami będą uczestnicy relacji transatlantyckich, podzielający generalnie wspólne interesy i cele na forum światowym. Zacieśnienie współpracy Europy i USA, opartej na demokratycznych wartościach, będzie mieć także wydźwięk kulturowy, choć ten wątek nie jest zbyt mocno eksponowany przez polityków po obu stronach Atlantyku. „...”W przypadku pomyślnego zakończenia negocjacji nad TTIP powstanie najpotężniejszy sojusz ekonomiczno-polityczny XXI wieku, biorąc pod uwagę choćby potencjał gospodarczy czy militarny. Jak podkreśla Damon Wilson z Atlantic Council, umowa ta jest "projektem geostrategicznym", który zbliży do siebie nie tylko dwie największe gospodarki świata, ale także partnerów w sensie politycznym. - Jeśli uda nam się wypracować wspólne normy, to powstaną standardy, które zmienią obowiązujące obecnie zasady, a inne kraje będą musiały dostosować się do nas - prognozuje amerykański ekspert. „...”Handel międzynarodowy jest regulowany przez przestarzałe reguły, nawet z lat 50., w rezultacie czego zasady rządzące globalizacją mają niewiele do zaoferowania w zakresie ochrony przed dumpingiem socjalnym - oceniła polityk Partii Pracy. „....”Zdaniem europosłanki, celem TTIP powinno być np. budowanie struktur gwarantujących obronę interesu publicznego. Państwa europejskie mogłyby także efektywniej wyrażać swoje stanowisko w innych kwestiach, takich jak przeciwdziałanie zmianom klimatycznym czy nacisk na kwestię globalnego postępu społecznego. - W TTIP nie chodzi o walkę o władzę znaną z XX wieku, tylko o wpływ na kształtowanie globalizacji w XXI wieku - zaznaczyła. „...”Damian Wnukowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych ocenił, że umowa przyczyni się do odnowienia wpływów politycznych i gospodarczych USA oraz Europy w światowej polityce, a także będzie "wyraźnym znakiem danym całemu światu, że sojusz transatlantycki jest wciąż żywy". „..”Jednocześnie, z uwagi na wciąż ogromne znacznie USA i UE w globalnej gospodarce i silne powiązania handlowe z innymi krajami, przyjęcie TTIP może wpłynąć na negocjacje handlowe w innych częściach świata, a nawet na wielostronne rozmowy w WTO w ramach tzw. rundy Doha - zauważył ekspert w rozmowie z Onetem. - Trzeba pamiętać, że UE i USA odpowiadają za ponad 40 proc. światowego PKB, a łącznie przypada na nie około 30 proc. obrotów handlowych na świecie - dodał, odnosząc się do potencjału inicjatywy. „..”Ostatnia szansa na wzmocnienie pozycji Zachodu. Rośnie presja na Europę i USA „...”TTIP będzie mieć także skutki geopolityczne służące umocnieniu pozycji UE i USA, co umożliwi im wyznaczanie standardów w handlu światowym, a potem być może także pewnych standardów politycznych. Rosnąca konkurencja ze strony "wzrastających gospodarek" takich jak Chiny, Indie czy Brazylia powoduje nie tylko konieczność obrony globalnej pozycji państw zachodnich, ale również konieczność reform wewnętrznych. „...”Z kolei niemiecki eurodeputowany Christian Ehler wskazał, że globalna pozycja Europy zależy od jej zdolności eksportowych. - Jeśli nie zawrzemy takiej umowy jak TTIP, to zrobią to państwa Azji. Jestem przekonany, że kluczowe dla całej umowy są zmiany w zakresie standaryzacji. Jeśli Stany Zjednoczone i Unia Europejska nie poprawią jakości swojej współpracy na tym polu, to kraje BRICS rzucą nam poważne wyzwanie w kwestii wyznaczania standardów „...”Umowa z USA to "ostatni dzwonek" dla Europy na polepszenie jej globalnej pozycji. - Pod tym względem TTIP jest dla nas pierwszorzędną okazją, ponieważ decyzje podjęte w ramach tego porozumienia będą mogły służyć za model w całym handlu światowym. Ale istnieje ryzyko, że inne regionalne bloki handlowe lub inne kraje pokonają nas i narzucą nam swoje własne reguły i zasady - w wymiarze globalnym - ostrzegła ze swojej strony Jude Kirton-Darling. „...”W takim scenariuszu konieczne będzie zwiększenie zdolności wojskowych państw europejskich oraz zwiększenie interoperacyjności na polu walki pomiędzy siłami zbrojnymi USA, Kanady i państw europejskich. Konieczne byłoby jednak wsparcie Europy przez Waszyngton w dziedzinie inwestycji, transferu technologii i know-how, co perspektywicznie, umożliwiłoby podejmowanie wspólnych działań zbrojnych np. w Afryce, w celu "wygaszania" konfliktów. Ale, jak na razie, jest to jednak kwestia zbyt "wrażliwa" - z politycznego i wojskowego punktu widzenia. „....”Wess Mitchell, dyrektor Centrum Analiz Polityki Europejskiej, zaakcentował wagę TTIP dla państw Zachodu w aspekcie polityczno-kulturowym, m.in. z uwagi na agresywną politykę Rosji. Jego zdaniem, Zachód musi zmobilizować potencjał ekonomiczny, ideologiczny i wojskowy i "postawić szlaban, by powstrzymać rewizjonistów w XXI wieku". - Moskwa dokonała już (...) wyboru. Po 20 latach nieudanych prób musimy przyznać, że Rosja Władimira Putina nie jest, i nie będzie, częścią świata Zachodu „...”Trzeba sobie jednak zdawać sprawę, że w wyłaniającym się świecie wielobiegunowym Zachodowi przybywa konkurencji w postaci przynajmniej kilku ośrodków politycznych, gospodarczych i kulturowych. Stanowi to znaczącą zmianę w kontekście dominacji USA w światowej polityce i gospodarce po zakończeniu zimnej wojny - zaznaczył Wnukowski. - Obecnie, mimo wciąż dużej atrakcyjności gospodarczego "modelu zachodniego", formę przeciwwagi dla niego stanowi np. polityka Chin, która może zachęcić państwa rozwijające się do odchodzenia od założeń liberalnego „konsensusu waszyngtońskiego"  „...(więcej )

X 2014 USA oficjalnie: szykujemy się do III Wojny Światowej „...”Stany Zjednoczone szykują się do globalnego konfliktu, w którym jedynymi wygranymi mają być Amerykanie. Armia USA przygotowała już ofensywną doktrynę wojenną na lata 2020-2040, którą streszczono w specjalnym dokumencie pt. „The U.S. Army Operating Concept”. Dokument pojawił się kilka dni temu w sieci. W skrócie: uzasadnia prowadzenie wojen prewencyjnych przez USA i angażowanie się Amerykanów w konflikty we wszelkich regionach świata, które są ogniskami zapalnymi. Wszystko po to, by zdobyć możliwie jak najwięcej przyczółków i tym samym uczynić armię amerykańską bardziej mobilną.”...”Dokument „The U.S. Army Operating Concept (AOC)” jest sygnowany podpisami: gen. Raymonda T. Odierno, czyli głównodowodzącego armią lądową Stanów Zjednoczonych oraz gen. Davida G. Perkinsa, który odpowiada w armii USA za taktykę i szkolenia. Tytuł dokumentu jest wymowny: „Win in a Complex World” (Wygraj w skomplikowanym świecie). Amerykanie zakładają bowiem, że w latach 2020–2040 muszą utrzymać pozycję supermocarstwa. Chcą nie tyle moderować, co budować na narzuconych przez USA zasadach geopolityczny kształt świata. Jeśli niezbędny będzie ku temu konflikt globalny, Amerykanie nie wystraszą się konsekwencji. Generałowie wprost piszą o rozpoczynaniu konfliktów prewencyjnych mających na celu utrzymanie wpływów Stanów Zjednoczonych w poszczególnych regionach świata (głównie w Azji i Europie).”...”Dokument precyzuje, kim są potencjalni wrogowie mogący zagrażać hegemonii USA w świecie: to Rosjanie i Chińczycy. Autorzy strategii piszą o zablokowaniu chińskiej ekspansji wszelkimi możliwymi środkami. Rosja z kolei już teraz jest na celowniku amerykańskiej armii. Tworzone są dyplomatyczne scenariusze rozwiązywania konfliktu ukraińskiego na wypadek eskalacji działań wojennych orazplany militarne dotyczące powstrzymania mocarstwowych apetytów Rosji (jak można mniemać w regionie Europy Środkowo-Wschodniej). „...”Bill Van Auken, amerykański lewicowy polityk i kandydat na prezydenta USA w 2004 roku, ostrzegł, że dokument ten to zapowiedź strasznych planów możnych tego świata. Stwierdził, że to dowód na to, iż Stany Zjednoczone szykują się do III wojny światowej.” ...(więcej )

o intelektualnym mistrzu Jarosława Kaczyńskiego Z Krzysztofem Mazurem Rozmawia Emilia Świętochowska „..” Dlaczego Kaczyński robi to, co robi? Odpowiedzią są myśli zapomnianego teoretyka prawa”....”Prawnik Stanisław Ehrlich był radykalnym krytykiem dogmatyzmu prawniczego, czyli językowej interpretacji przepisów w oderwaniu od tego, jak funkcjonują one w praktyce. Upraszczając, wola polityczna wyrażona przez naród jest nadrzędna wobec prawa - „...”W biografii autorstwa Piotra Zaremby Kaczyński mówi nawet, że Ehrlich był jego mistrzem na równi z marszałkiem Piłsudskim. Zresztą w wielu innych wywiadach wspominał o tym, jak duży wpływ wywarły na jego myślenie koncepcje profesora. Mnie najbardziej dziwi to, że nikt nie zadał sobie dotąd trudu zrobienia tak prostej rzeczy jak przeczytanie tych kilku książek Ehrlicha. Przecież one leżą w bibliotekach. Chyba temperatura sporu w Polsce jest już taka, że zamiast mierzyć się z racjami Kaczyńskiego, większość woli go demonizować i przypisywać mu różne przypadłości psychologiczne. A moim zdaniem całą tę wojnę o Trybunał Konstytucyjny można odrzeć z emocji i wyjaśnić na poziomie intelektualnym właśnie przez pryzmat tego, co w latach 60. i 70. Ehrlich pisał w swoich książkach na temat praworządności, grup nacisku i pluralizmu. To w nich leży źródło poglądów Kaczyńskiego na państwo i prawow III RP. '...”Tymczasem 50 lat temu Ehrlich był w gronie najbardziej poważanych i wpływowych profesorów Uniwersytetu Warszawskiego, odgrywając ogromną rolę w kształtowaniu światopoglądu wielu młodych prawników. Jednym z nich był Jarosław Kaczyński, który od końca lat 60. uczestniczył w prowadzonym przez niego seminarium. Ehrlich był także promotorem jego pracy magisterskiej, a potem doktoratu obronionego w 1976 r. „...”Ale jak się podejdzie do prac Ehrlicha bez uprzedzeń i zacietrzewienia, to okaże się, że po pierwsze, nie są one wcale obrośnięte marksistowską nowomową, po drugie – mimo że minęło przeszło 50 lat, zawarte w nich przemyślenia pozostają aktualne, a mechanizmy polityczne i społeczne, które opisują, są odtwarzane w dzisiejszej polskiej rzeczywistości. Ehrlich to zresztą bardzo ciekawa, niejednoznaczna postać. Pochodził ze spolonizowanej żydowskiej rodziny prawniczej. W młodości służył w Ludowym Wojsku Polskim, dochodząc w nim do rangi majora do spraw politycznych. Nie ma dyskusji, że po wojnie uczestniczył w tworzeniu systemu komunistycznego i należał wówczas do grona ważnych członków partyjnej elity. Ale od pewnego momentu zaczął coraz wyraźniej dystansować się ideowo od marksizmu-leninizmu, przechodząc na pozycje bardziej liberalne. „..”Ehrlich był radykalnym krytykiem dogmatyzmu prawniczego, czyli, w uproszczeniu, językowej interpretacji suchych przepisów w oderwaniu od tego, jak funkcjonują one w praktyce. Jego zdaniem taka analiza daje nam fałszywy obraz rzeczywistości, bo nie pozwala uchwycić przypadków, w których grupy uprzywilejowane społecznie cieszą się swoistym immunitetem. Ich pozycja jest na tyle silna, że potrafią skutecznie wpływać na decydentów politycznych, a w konsekwencji dostosowywać prawo do własnych interesów. W teorii wszystko może wyglądać pięknie, bo mamy nowoczesną konstytucję, gwarancje ochrony praw obywateli itd. Ale ponieważ nie ma równowagi między różnymi grupami – jedni są silni, a drudzy wykluczeni lub marginalizowani – to nie ma mowy o żadnej praworządności. Raczej o degeneracji. Ehrlich mówił już o tym w latach 60.! „...”I chce pan powiedzieć, że jego analiza pozostaje aktualna? Dokładnie tak. Żeby było jasne, Ehrlich uważał, nie ma nic złego w tym, że w dojrzałych demokracjach jest wiele grup nacisku – od związków zawodowych, lobbystów, przez organizacje społeczne, po ugrupowania polityczne. Są one naturalnym elementem życia społecznego. Warunek jest jednak taki, aby żadna z nich nie dominowała względem pozostałych. Chodzi więc o realny pluralizm i równowagę między grupami nacisku. Ehrlich mówi, że dopiero biorąc pod uwagę skomplikowany układ interesów i powiązań między nimi oraz praktykę stosowania prawa, można dokonywać zmian. Bo nie wystarczy skodyfikować określone reguły, żeby automatycznie zaczęły one być przestrzegane. Prawo to nie tylko przepis, lecz także sposób, w jaki działa on w społeczeństwie.”...”A zdaniem Kaczyńskiego w III RP prawo nie działa?Na pewno dostrzegam bardzo wyraźny związek między tym, co pisał Ehrlich w swojej książce „Grupy nacisku” z 1962 r., a społeczną i polityczną diagnozą Kaczyńskiego na temat Polski po 1989 r. Ten słynny „układ”, który tak często przywołuje w swoich wypowiedziach, to nic innego jak dostrzeżenie, że w III RP są nieformalne grupy nacisku mające szczególnie silny wpływ na kształt prawa, a zarazem na tyle silne, by narzucać swoją wolę innym. Na drugim biegunie są ci wykluczeni ze względu na swoją pozycję ekonomiczną, uwarunkowania geograficzne czy brak dostępu do mediów.”...”Czyli, że prawo jest wypadkową interesów grup najsilniejszych? To jakieś mocno darwinistyczno-marksistowskie podejście... Kaczyński powiedziałby zapewne, że realistyczne. Zresztą dlatego spada na niego taka fala oburzenia, kiedy mówi na przykład, że litera prawa nie jest dla niego najważniejsza, bo on występuje w imieniu tych, którzy są pozbawieni realnego głosu i chcą prawdziwej zmiany. Ponieważ prezydent, rząd i większość parlamentarna należą do obozu politycznego, którego jest liderem, to czuje się uprawniony do wprowadzania jej w życie. A ci, którzy mu w tym przeszkadzają, nie reprezentują nikogo, tylko wąskie, partykularne interesy. Upraszczając, wola polityczna wyrażona przez naród jest nadrzędna wobec prawa.”...”Już widzę, jak czytając coś takiego, prawnicy łapią się za głowę. Trochę prowokacyjnie można powiedzieć, że Kaczyński jest w rzeczywistości największym demokratą. Dla niego samego najgorszy model demokracji to właśnie jurystokracja, rządy prawników. Ci wszyscy krytycy Kaczyńskiego, z KOD-em na czele, nie rozumieją jednej fundamentalnej sprawy. Dla nich postępowanie prezesa PiS jest przejawem dążenia do zawłaszczenia państwa, wykorzystania go do własnych celów i zdobycia nieograniczonej władzy. Kaczyński uważa jednak, że cały spór o trybunał, zmiany w mediach, reforma służby cywilnej to po prostu próba zaprowadzenia równowagi i pluralizmu, których nie ma i nigdy nie było w III RP. Dobrze widać to na przykładzie mediów publicznych. Kaczyński mówi: wiem, nie podoba się wam to, że Jacek Kurski jest prezesem telewizji, też chciałbym, żeby była ona niezależna. Ale w Polsce po 1989 r. ukształtował się taki system medialny, że telewizja i radio obecnie reprezentują tylko wybrane grupy, światopoglądy i opcje polityczne. Dlatego musimy wziąć media publiczne, żeby stały się one przeciwwagą dla mediów liberalnych.”...”I taki sam pluralizm trzeba było zaprowadzić w Trybunale Konstytucyjnym? W pewnym sensie tak. Co więcej, bardzo krytyczny stosunek prezesa PiS do TK bierze się w ogóle z jego negatywnej oceny roli, jaką instytucja ta odegrała w budowaniu systemu postkomunistycznego. Kaczyński twierdzi, że III RP nie jest państwem praworządnym, bo u progu transformacji ustrojowej nie było do tego warunków. Co z tego, że w konstytucji zapisano, że „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym”, skoro nigdy nie nastąpiło odcięcie się od dorobku prawnego PRL. Kaczyński twierdzi wręcz, że sądy i teoretycy prawa po 1989 r. interpretowali tę zasadę, bezpośrednio odwołując się do doktryny ochrony prawa nabytych, a to w efekcie przyczyniło się do zakonserwowania wpływów i przywilejów dawnych beneficjentów reżimu socjalistycznego. W dużej mierze z tego też powodu nigdy nie doszło w Polsce do gruntownej lustracji, osądzenia winnych zbrodni komunistycznych, konfiskaty majątku PZPR czy pozbawienia funkcjonariuszy służb PRL przywilejów emerytalnych. A TK miał w tym swój wkład. Co więcej, Kaczyński stawia tezę, że pod koniec lat 80. władze PRL przeczuwały rychły upadek systemu i celowo ustanowiono takie instytucje jak Trybunał Konstytucyjny, Rzecznik Praw Obywatelskich oraz sądy administracyjne, aby ograniczyć możliwość przeprowadzenia radykalnych reform, a jednocześnie chronić uprawnienia byłych funkcjonariuszy PRL. To już trochę zakrawa na teorię spiskową... Wiadomo, że oceny historyków, polityków i publicystów są w tej kwestii różne. Na pewno ci, którzy twierdzą, że zmiany z końca lat 80. były zaplanowanym programem politycznym, nie mają takiego przebicia się do opinii publicznej. Nie zmienia to faktu, że od Okrągłego Stołu do uchwalenia nowej konstytucji w 1997 r. TK faktycznie był współtwórcą ustroju Polski. Jak podkreśla Jacek Sokołowski, doktor nauk prawnych z Uniwersytetu Jagiellońskiego, szczególnie w tym okresie wiele rozstrzygnięć trybunału opierało się nie na interpretacjach stricte prawnych, ale argumentach filozoficznych i aksjologicznych. Przepisy bywały bowiem na tyle niejednoznaczne czy ogólnikowe, że sędziowie mieli wiele swobody przy ich wykładni.”...”Dlatego kierowali się własnym światopoglądem? Kaczyński nie ma żadnych złudzeń, że sędziowie to apolityczne, bezstronne byty. Zresztą coś pani przeczytam. „Pochodzenie społeczne sędziów, mimo pozornej izolacji od nurtu bieżącej polityki, determinuje ich postawy i sympatie. Ujawniają się one w okresie społecznych konfliktów, kiedy trzeba odłożyć maskę rezerwy wobec politycznych aktualiów”. To cytat z książki napisanej przez Ehrlicha w latach 70. Brzmi znajomo?”...”A służba cywilna? Sięgnijmy znowu do Ehrlicha. Ma on mocne przekonanie, że apolityczność i niezależność administracji w ustroju demokratycznym są fikcją. Urzędnicy mogą co prawda zachować bezstronność w sprawach małej wagi, ale nie w tych, które odnoszą się do kluczowych reform rządowych. Dlaczego ten ferment ma miejsce dzisiaj, a nie 25 lat temu? W 1989 r. panowało u nas myślenie, że można wykonać drogę na skróty: skodyfikować określone zasady, a wszystko będzie działać, jak należy. I ten sam błąd zrobiono we wszystkich innych krajach bloku wschodniego. Tymczasem doktryna demokratycznego państwa prawnego ukształtowała się na Zachodzie w toku wielosetletniej ewolucji. Nie wprowadzono jej dekretem. A my, zgodnie z naszym postkolonialnym myśleniem, założyliśmy, że wystarczy uchwalić odpowiednie prawo, bez względu na to, że wciąż mamy instytucje i ludzi z poprzedniego systemu, nad którymi państwo nie panuje. Tak jak z tym wprowadzaniem demokracji w Iraku? Dokładnie tak. I to jest właśnie postkolonializm, który stoi za kształtem przemian w Polsce po 1989 r. Nikt się nie zastanawiał, czy może nie powinniśmy wymyślić własnejdrogi, zamiast implementować z góry wszystko, co obowiązuje na Zachodzie, nie mając nawet pojęcia, czy to u nas zafunkcjonuje. Mam jednak wrażenie, że moje pokolenie, dla którego Okrągły Stół to fakt historyczny, a nie biograficzny, jest coraz mniej skłonne do bezrefleksyjnego zapatrzenia w Zachód. Wielu naszych rodziców marzyło, żebyśmy dostali robotę w niemieckich koncernach, wychowywało nas w kulcie nauki języków obcych. Ale my chcemy zakładać polskie firmy, które będą konkurować z niemieckimi. A Kaczyński jest tym, który ma wam w tym pomóc? Nie wiem, czy tak się stanie. Na pewno jego diagnozy trafiają do wielu. W tym też jednak tkwi problem i z nim, i z Ehrlichem, że obaj są świetni w diagnozowaniu problemów społecznych, ale gorzej radzą sobie ze znajdowaniem rozwiązań. Co więcej, Kaczyński nie ma zwyczaju szerokiego konsultowania swoich decyzji. Raczej stawia opinię publiczną przed faktem dokonanym. Zresztą jego intelektualny mistrz w ogóle powątpiewał w to, czy głębokie reformy są dziś możliwe. W jednej ze swoich książek z lat 90. pisze, że w społeczeństwie, w którym liczba różnego rodzaju norm – nie tylko regulacji prawnych, ale i kodów kulturowych, reguł społecznych i wzorców zachowań, rośnie w tak ogromnym tempie, że niewykluczone, iż nie da się już przeprowadzać radykalnych zmian. Zastanawia mnie tylko jedno. Na ile tak naprawdę można przełożyć kategorie interpretacyjne i diagnozy postawione w latach 60. i 70. na dzisiejsze polskie realia? Przeczytam pani coś, co Ehrlich napisał na początku lat 60., obserwując społeczeństwo amerykańskie. Jest to opis pewnego fenomenu społecznego. „Wzrost świadomości obywatelskiej prowadzi też do tworzenia się niezależnych grup obywatelskich, niezwiązanych z określoną partią, a stawiających sobie za cel jakąś reformę, np. w skali miasta (...). Ten ruch wysuwający własnych kandydatów bez oglądania się na partyjnych bossów, zmierzających do opanowania samorządu miejskiego, jest godny uwagi”. Moim zdaniem ten fragment to wypisz wymaluj opis tego, co dzisiaj uważamy za coś nowoczesnego i świeżego, czyli ruchy miejskie i fenomen Jana Śpiewaka i Joanny Erbel. Dobra, to skoro Ehrlich taki aktualny, czemu nikt go teraz nie czyta? Może wnioski z lektury zburzyłyby nasz święty spokój? „..”Krzysztof Mazur, doktor nauk politycznych, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego, prezes Klubu Jagiellońskiego, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP „...(źródło )

"Wojna o pieniądz" Song Hongbing Kto pragnie uzależniać ludzi od kredytów? Do kogo należy amerykańska Rezerwa Federalna? Po co stworzono Międzynarodowy Fundusz Walutowy? A przede wszystkim: w jaki sposób prowadzona jest globalna wojna o pieniądz? Song Hongbing, chiński analityk finansowy, stara się odpowiedzieć na te pytania, spoglądając na świat zachodni z zewnątrz i usiłując dociec, w którym momencie ta dynamicznie rozwijająca się cywilizacja popełniła błąd, który doprowadził do dzisiejszego permanentnego kryzysu i rosnącego zadłużenia. Jego opowieść obejmuje ostatnie trzy wieki historii Europy i Ameryki, poczynając od założenia Banku Anglii w 1694 roku, poprzez dzieje rodziny Rothschildów i ich imperium finansowego, powołanie Rezerwy Federalnej, udział kół finansowych w inspirowaniu dwóch wielkich wojen światowych, rezygnację z parytetu złota, aż po kryzys naftowy lat siedemdziesiątych, klęskę "azjatyckich tygrysów" w latach dziewięćdziesiątych i ostatni kryzys finansowy na rynku nieruchomości USA. Przedstawiając dzieje powolnego upadku Zachodu polegającego na dobrowolnym oddawaniu się państw w niewolę banków, autor pragnie ostrzec Chiny i inne dynamicznie rozwijające się kraje Azji przed popełnieniem błędów, które mogą doprowadzić do utraty nie tylko dobrobytu, ale także suwerenności. Jednakże ta książka, pisana dla azjatyckiego czytelnika, może być również pouczająca dla nas. Choć bowiem popełniliśmy już wiele z błędów, o których pisze autor, zawsze jest nadzieja, że nie będziemy popełniać następnych. „. ….(więcej )
Ważne Marian Piłka „ Potrzeba przywództwa „ ...”Oprócz wielu jego słabości ustrojowych, państwo polskie cierpi na brak efektywnego przywództwa. „....”Ten brak ma wiele przyczyn. Z pewnością jedyną z nich jest kryzys patriotyzmu, postkomunistyczne struktury państwowe i kryzys moralny naszego społeczeństwa. Ale także zasadniczą przyczyną kryzysu polskiej państwowości jest oligarchizacja systemu partyjnego.”.....”Kluczem do odbudowy przywództwa narodowego jest dziś reforma wyborcza i wprowadzenie wyborów większościowych w okręgach jednomandatowych. Dziś postulat wprowadzenia okręgów jednomandatowych jest postulatemreformy ustrojowej porównywalnej w swym znaczeniu z postulatem likwidacji liberum veto w wieku XVIII. ...(więcej )

Jan Piński podziela  zdanie Haylan o „ umieszczają na najwyższych stanowiskach służących im skorumpowanym interesom kandydatów” i podaje fakty „Amerykański bank inwestycyjny Goldman Sachs stał się głównym graczem w Europie.Pracowali dla niego obecny szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghinowy premier Włoch Mario Monti, a współpracował nowy premier Grecji Lucas Papademos. „....”Po zakończeniu kariery politycznej dla Goldman Sachs rozpoczął pracę były premier Kazimierz Marcinkiewicz. Na przełomie 2008 i 2009 okazało się, że Goldman Sachs uczestniczył w ataku spekulacyjnym na złotówkę (Marcinkiewicz zaprzeczał, aby jego praca była związana z tym działaniami banku) „...(więcej )

http://naszeblogi.pl/40844-orbana-zdemontowal-lichwiarski-system-bankowy

http://naszeblogi.pl/35175-amerykanie-okragly-stol-byl-ukladem-jaruzelski-geremek

http://naszeblogi.pl/53809-polska-wbrew-usa-zglosila-sie-do-chinskiego-banku-swiatowego

http://naszeblogi.pl/53551-chiny-proponowaly-polsce-patronat-przy-budowie-miedzymorza

http://naszeblogi.pl/47375-panstwo-polskie-istnieje-teoretycznie-tasmy-realnie

Mój komentarz Ustrój kolonialny to ustrój w którym ośrodek polityczny nie ma wpływu na bank centralny i na system finansowy państwa . System ten panuje na całym Zachodzie No ale jeśli nie rządy kontrolują banki centralne i system bankowy to kto to robi. Cały ten system , ustrój ,zwany Konsensusem Waszyngtońskim w którym rząd jest pozbawiony kluczowego instrumentu rządzenia jakim jest bank centralny i wpływu na system finansowy państwa służy tylko i wyłącznie rodom lichwiarzy, którzy dzięki temu mogą kolonizować i eksploatować całe narody. Kaczyński musi pozbyć się Belki i wziąć pod kontrolę rządu NBP. Jest też konieczna repolonizacja banków , systemu bankowego i pozbycie się długu zagranicznego . Należy skończyć z chorym systemem niezależności banku centralnego od jakiegokolwiek ośrodka władzy . To niczemu nie służy, nie ma też żadnego racjonalnego uzasadnienia , aby ten kolonialny system dalej utrzymywać. Pieniądz produkowany przez NBP, kierunki jego strumieni powinny być w gestii rządu , tak jak w Chinach, czy tak jak próbuje to zrobić Orban. Bez odebrania kontroli nad banami centralnymi i systemami finansowego z rękach rodów lichwiarzy i oligarchów nie możemy mówi co żadnej suwerenności , ani o żadnym silnym narodowym ośrodku władzy politycznej. Nie ma co czekać na konie kadencji Belki Należy zmienić go jak najszybciej , usunąć szkodnika. Postawić na czele NBP kogoś lojalnego w stosunku do Kaczyńskiego , kto będzie realizował politykę finansowa i gospodarcza rządu. No i zmienić ustawę o NBP Marek Mojsiewicz 

Dodatnie i ujemne plusy dobrej zmiany „Skończyły się żarty, zaczęły się schody” - miał powiedzieć generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski, schodząc z przyjaciółmi po schodach z mieszkania, w którym odbywało się zakrapiane przyjęcie. Podobnie jest i w życiu politycznym, kiedy to przedwyborcze obietnice prędzej czy później muszą być skonfrontowane z rzeczywistością. A właśnie ten moment nadszedł, bo właśnie rząd zatwierdził projekt budżetu na bieżący rok. Przewiduje on dochody na poziomie 313 788 526 tys. zł, a wydatki na poziomie 368 528 526 tys. zł, co oznacza, że tegoroczny budżet zamyka się deficytem na poziomie 54 740 mln zł. A skoro jest deficyt, to znaczy, że i wzrośnie również dług publiczny, bo dług publiczny jest następstwem kumulujących się corocznych deficytów budżetowych. Obecnie wynosi on ponad 1,4 bln złotych, powiększając się w tempie około 5 tys. złotych na sekundę, ale ukryty dług publiczny jest ponad dwukrotnie większy. Roczny koszt obsługi długu publicznego wyniesie ponad 56 miliardów złotych (dla porównania – koszt 10-letniego programu modernizacji sił zbrojnych wynosi 140 mld złotych). Jeśli podzielimy te 56 miliardów przez liczbę Polaków rzeczywiście mieszkających w Polsce (ok. 35 mln), to na obywatela przypada 1700 zł. Oznacza to, że typowa, 5-osobowa rodzina, tylko z tytułu obsługi długu publicznego musi oddać lichwiarskiej międzynarodówce co najmniej 8 500 zł – a przecież są jeszcze podatki, składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne, różne opłaty i tak dalej. Dopiero na tym tle nie tylko można zrozumieć przyczyny, dla których tylu ludzi w Polsce nie jest w stanie odczuć dobroczynnych skutków wzrostu gospodarczego, ale również i ocenić charakter sztandarowego rządowego projektu w postaci 500 złotych na drugie i kolejne dziecko – bo jeśli dochód nie przekracza 800 zł na osobę – to już na pierwsze. Właśnie Komitet Stały Rady Ministrów przyjął projekt stosownej ustawy, co zostało ogłoszone na specjalnej konferencji prasowej, zwołanej, jak się wydaje, również po to, by zatrzeć wrażenie rozbieżności wywołanej wcześniejszą wypowiedzią ministra finansów Pawła Szałamachy, który zwrócił uwagę, że w projekcie budżetu przeznaczono na ten cel o 200 mln złotych za mało. Podczas konferencji okazało się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i brakujące 200 mln „się znajdzie”. Stosowna ustawa ma wejść w życie już w kwietniu, no a potem rozpocznie się wypłacanie pieniędzy w miarę spływu wniosków. Te wnioski będzie musiała ocenić armia urzędników, która posprawdza zarówno poziom dochodu na rodzinę, jak i policzy dzieci – żeby wszystko było jak się należy. W rezultacie koszty całej operacji okażą się wyższe, a i tak nie da się wszystkich udelektować. Właśnie 9-letnia Julia, przy pomocy tatusia napisała do pani premier Beaty Szydło list zwracający uwagę na niesprawiedliwość, jaka w związku z rządowym programem „Rodzina 500 plus” ją dotknie – bo jej siostra, będąca drugim dzieckiem w rodzinie dostanie 500 złotych, podczas gdy ona – nie. Widać, że o sprawiedliwości społecznej ładnie się tylko mówi, a jak przychodzi co do czego, to sprawdza się stare przysłowie, że „jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził”. Warto dodać, że żeby siostra Julii dostała swoje 500 złotych, to rząd najpierw będzie musiał je odebrać jej tatusiowi – bo wprawdzie wydatki te mają być sfinansowane z podatków płaconych przez supermarkety i banki, ale ponieważ wszystkie podatki są przerzucalne na konsumentów, więc ostatecznie, tak czy owak, koszty tych wszystkich dobrodziejstw poniesie tatuś i mamusia, którzy oprócz tego będą musieli wyżywić rozrastającą się armię naszych zadowolonych z siebie dobroczyńców, którzy byle czego nie zjedzą, bo – jak to w podsłuchanej rozmowie z szefem CBA, panem Wojtunikiem ujawniła pani Elżbieta Bieńkowska - „tylko idiota pracuje za mniej, niż 6 tysięcy miesięcznie”. Od razu widać, że w naszym nieszczęśliwym kraju idioci stanowią przytłaczającą większość, co w warunkach demokracji politycznej musi wywołać opłakane skutki. Ale skoro większość wierzy w sprawiedliwość społeczną, to nie ma rady; taki los wypadł nam. Jak widać, również „dobra zmiana” ma swoje plusy dodatnie i ujemne – o czym mógł przekonać się pan Tomasz Arabski. Niedawno został odwołany z funkcji ambasadora w Madrycie, dokąd został w swoim czasie przeflancowany by mógł zejść z linii strzału – ale co ma wisieć, nie utonie. Właśnie niezawisły sąd uznał zasadność argumentacji grupy rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej i odmówił umorzenia postępowania karnego między innymi przeciwko panu Tomaszowi Arabskiemu który będzie musiał stanąć przed niezawisłym sądem pod zarzutem niedopełnienia obowiązków w związku z przygotowaniem podróży prezydenta Kaczyńskiego i delegacji na uroczystości rocznicowe do Katynia w kwietniu 2010 roku. Wprawdzie niezależna prokuratura i wcześniej dopatrywała się w działaniach dygnitarzy równych zaniedbań, ale nie mogła dopatrzyć się w nich znamion przestępstwa i postępowanie umarzała, podczas gdy niezawisły sąd nie umorzył. Czy przekonała go argumentacja oskarżycieli, czy też zmiana na stanowisku ministra sprawiedliwości – tajemnica to wielka, której nie śmiem nawet odkrywać. Czyż muszę przypominać, że generał Sławomir Petelicki, zanim odwiedził go seryjny samobójca, zdążył przecież ujawnić, iż zgoda na zastosowanie konwencji chicagowskiej przy badaniu przyczyn katastrofy smoleńskiej zapadła w „trójkącie”: Donald Tusk, Paweł Graś i Tomasz Arabski? Jeśli tak rzeczywiście było, to nieomylny to znak potwierdzający, że przynajmniej wtedy prawdziwa hierarchia władzy była zupełnie inna, niż hierarchia konstytucyjna, bo z tego „trójkąta”, przypominającego jakąś „trójkę” NKWD, tylko Donald Tusk był konstytucyjnym członkiem Rady Ministrów, podczas gdy pan Graś był zaledwie rzecznikiem rządu, zaś pan Arabski – szefem Kancelarii Premiera. Podobna sytuacja panowała w Polsce w czasach stalinowskich; jak wspomina Stanisław Mikołajczyk w książce „Gwałt na Polsce”, na czele prawdziwego rządu stał wtedy generał NKWD Iwan Sierow, na drugim miejscu w hierarchii stał szef NKWD w sowieckiej ambasadzie, na trzecim – ambasador Lebiediew, a na czwartym – Jakub Berman, formalnie piastujący skromne stanowisko wiceministra. Skoro teraz pan Tomasz Arabski ma stanąć przed niezawisłym sądem, to czy to oznacza, że RAZWIEDUPR zaczyna wyrzucać murzyńskich chłopców z bezpieczniackiej pirogi? Gdyby tak było rzeczywiście, to lepiej rozumiemy przyczyny, dla których książę-małżonek, czyli były minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zadekował się aż na Harwardzie, jako profesor. „Na tym świecie pełnym złości nigdy nie dość jest przezorności” - przypomina poeta. Pociąga to za sobą konieczność wzmożonej czujności, a takie psychiczne napięcie, w dodatku połączone z obawą utraty alimentów z publicznej kasy, rodzi frustrację, manifestującą się wybuchami złości. Najwyraźniej w takim stanie pani Krystyna Janda zdiagnozowała u pani posłanki Krystyny Pawłowicz „klimakterium w ostrym stadium”. W salonie, co to nie ma podłogi, wywołało to konfuzję, bo pani Paulina Młynarska panią Jandę skrytykowała, podczas gdy pan Jacek Poniedziałek, obok prezydenta Biedronia czołowy tubylczy sodomita, uznał to za znakomity „żart”, „dowcipny, inteligentny, a nawet poruszający”. Ciekawe, czy sodomici też przeżywają klimakterium, a jeśli tak, to czy pada im ono tylko na genitalia, czy również na mózg. No bo żarty – żartami, ale badanie takich osobliwości mogłoby niesłychanie wzbogacić medycynę – o ile oczywiście w ustawie budżetowej preliminowano by na to jakieś środki.

Stanisław Michalkiewicz

1 lutego 2016 Od dzisiaj zagraniczne banki zaczynają się wreszcie składać na dochody polskiego budżetu

1. Dzisiaj zaledwie po 2,5 miesiącach od powstania rządu premier Beaty Szydło wchodzi w życie tzw. podatek bankowy, co oznacza, że sektor finansowy zacznie się składać w większej niż do tej pory mierze na dochody budżetowe. Mimo tego, że posłowie Platformy i Nowoczesnej zarówno na sali plenarnej jak i na komisji finansów publicznych stawali na głowach, żeby maksymalnie przeszkadzać w sprawnym procedowaniu tego projektu ustawy, nie udało się ani tych prac uniemożliwić, ani nawet zahamować. Używali różnego rodzaju kruczków prawnych, żądali dodatkowych ekspertyz, grzmieli że projekt ustawy o tzw. podatku bankowym jest niezgodny z Konstytucją RP i prawem europejskim, wreszcie zgłaszali niezliczone ilości wniosków o przerwy ale zwyczajnie nie dali rady.

2. Przypomnijmy tylko, że tzw. podatek bankowy dotyczy nie tylko sektora bankowego ale szerzej całego sektora finansowanego w tym także instytucji ubezpieczeniowych i reasekuracyjnych, spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych, a także firm pożyczkowych, które w ostatnich latach powstawały jak grzyby po deszczu. Podatek będzie pobierany w każdym miesiącu roku gospodarczego według stawki 0,0366% (0,44% rocznie) od aktywów bankowych i według stawki 0,05% od instytucji ubezpieczeniowych i nie będzie mógł być zaliczany do kosztów uzyskania przychodów (czyli musi być płacony z wypracowanego zysku) i w związku z tym nie powinien zmniejszyć kwoty podatku dochodowego wpłacanej do tej pory do budżetu przez sektor finansowy (banki wpłacają około 3,5-4 mld zł podatku dochodowego rocznie). Z opodatkowania zwolniono sumy bilansowe banków nie przekraczające 4 mld zł, (dla firm ubezpieczeniowych nie przekraczające 2 mld zł, a dla pożyczkowych nie przekraczające 200 mln zł), a także podmiotowo Bank Gospodarstwa Krajowego i ewentualnie inne banki państwowe, które mogłyby powstać w przyszłości. Podatek ma przynieść w wymiarze rocznym według szacunków dołączonych do projektu ustawy od 6,5-7 mld zł dodatkowych dochodów budżetowych i w konsekwencji pomniejszy on zysk netto sektora bankowego, który od kilku lat oscyluje w granicach 16-17 mld zł rocznie.

3. Od momentu kiedy Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło w swym programie wyborczym propozycję wprowadzenia tego podatku, banki w Polsce uruchomiły wszystkich swoich „obrońców” aby „zohydzać” ideę tego podatku. Mogliśmy już wtedy ale i teraz usłyszeć, że podatek bankowy między innymi zmniejszy akcję kredytową banków, ba że pełne jego koszty zostaną natychmiast przerzucone na klientów banków i instytucji ubezpieczeniowych. Nowy minister finansów Paweł Szałamacha mówi jednak całkiem otwarcie, że gdyby tego rodzaju działania banków miały jednak miejsce, zostanie uruchomiony Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), który jest powołany właśnie po to aby tego rodzaju praktyki uniemożliwić. Gdyby jednak UOKiK nie był w stanie nad tym procederem zapanować, minister finansów może także wykorzystać największy pod każdym względem bank PKO BP S.A (Skarb Państwa jest jego większościowym właścicielem), do podyktowania na rynku odpowiedniego poziomu marż i opłat bankowych, tak aby konkurencja zagraniczna musiała się do tego dostosować (inaczej ich klienci przeniosą się właśnie do PKO BP).

4. Właśnie minister skarbu zaproponował zmiany w radzie nadzorczej tego banku, aby jego nowi przedstawiciele zobowiązali zarząd banku do przedstawienia odpowiedniej strategii w tym zakresie, ponieważ dotychczasowe kierownictwo jakoś specjalnie się nie pali do realizacji tego rodzaju polityki. Niezależnie od tego jak będzie ostatecznie reagował zarząd PKO BP na to co się dzieje na rynku bankowym, od dnia dzisiejszego podmioty sektora finansowego zaczną się co miesiąc składać mocniej niż do tej pory na dochody polskiego budżetu. Kuźmiuk

Kukiz grozi Kaczyńskiemu przedterminowymi wyborami Kukiz GROZI Kaczyńskiemu? Przedterminowe wybory macie jak w banku „..”Paweł Kukiz grozi PiS przedterminowymi wyborami. Powód? Jak twierdzi polityk partia Jarosława Kaczyńskiego chroni urzędników. Kukiz'15 proponowało ostatnio obniżenie budżetu Państwowej Inspekcji Pracy o 21 milionów. PiS się na to nie zgodził. „...(źródło )

Rafał Ziemkiewicz: Na pewno kolejny rząd, który, mam nadzieję, będzie bardziej na prawo od PiS, wyrośnie raczej z tych środowisk, które dzisiaj skupili Kukiz i Korwin, za cztery lata będzie miał naprawdę dużo do poprawiania po PiS-ie ...”Andrzej Duda ma wybór: może być prezydentem wizerunkowym, a może stać się przywódcą narodowym. Na razie daję mu jeszcze trochę czasu na podjęcie decyzji – mówi Rafał Ziemkiewicz, pisarz i publicysta w rozmowie z dziennikiem Polska the Times. „...”Andrzej Duda ma wybór: może być prezydentem wizerunkowym, a może stać się przywódcą narodowym. Na razie daję mu jeszcze trochę czasu na podjęcie decyzji – mówi Rafał Ziemkiewicz, pisarz i publicysta w rozmowie z dziennikiem Polska the Times. „...” przewiduje. Ale jak dodaje – nie ma dziś większego wyboru, skoro „stary porządek oferuje tylko duszny światek pisofobii i obsesji, strasząc się wizją dwustu tysięcy bojówkarzy” No dobrze, powiedzmy, że nie PiS - to kto? Medialna wydmuszka, jaką jest,przynajmniej na razie, Petru? Rząd nieudaczników, rządzący wyłącznie po to, by zablokować drogę do rządzenia Kaczyńskiemu? I jak to wymsknęło się było pani Agnieszce Holland: „żeby znowu było tak, jak było”?”.. ….(więcej )

Miller kaja się za poparcie ustawy o TK autorstwa PO: "Chętnie uderzę się w piersi, dlatego że była to swego rodzaju transakcja wiązana. Daliśmy się kupić"...”Przewodniczący SLD Leszek Miller złożył zaskakującą (z punktu widzenia jego wiernych lewicowych sympatyków) deklarację w programie „Piaskiem po oczch” (TVN24). Polityk stwierdził, że poparcie przez SLD ustawy Platformy Obywatelskiej o TK było błędem. Chętnie uderzę się w piersi, dlatego że była to swego rodzaju transakcja wiązana”...”Nam się wtedy wydawało, że to jest wspaniały pomysł, bo na koniec kadencji uda nam się rekomendować jednego z sędziów Trybunału Konstytucyjnego — tłumaczył szef SLD. Polityk nie usprawiedliwia jednak swojego działania. Ale jestem tym faktem zażenowany, że wtedy tak myśleliśmy i jestem zażenowany, że nie powiedzieliśmy wtedy „nie”. Daliśmy się kupić — stwierdził gość TVN24. Miller odniósł się również do relacji na linii Warszawa-Bruksela. Były premier podkreślił, że jego zdaniem rząd PiS nie doprowadzi do opuszczenia przez Polskę struktur Unii Europejskiej. Wyraził jednak swoje zastrzeżenia. Odradzam polskiemu rządowi posługiwanie się argumentami typu: nasze zasługi historyczne, nasza spuścizna kulturowa albo nasza martyrologia w okresie II wojny światowej, bo to nie zrobi żadnego wrażenia — mówił szef SLD. Polityk skrytykował Elżbietę Bieńkowską za brak sprzeciwu wobec wszczęcia procedury kontrolnej wobec Polski. Trzeba było powiedzieć „nie”. Przynajmniej mielibyśmy jeden głos”...”Miller w podobnym tonie odniósł się również do postawy przewodniczącegoPE Martina Schulza. Używając słów klasyka, mógłbym powiedzieć: Martinie, nie idź tą drogą, bo to jest droga donikąd — powiedział szef SLD. Czy to jeszcze ten sam Leszek Miller? Najwyraźniej przymusowa polityczna emerytura dobrze służy byłemu premierowi. „...(więcej ) 

Na dzisiaj jestem umówiony z Ryszardem Petru. Będziemy rozmawiać o współpracy – powiedział dziś w #dziejesienazywo Grzegorz Schetyna, nowy szef Platformy Obywatelskiej. Porozumienie PO i Nowoczesnej, o którym mówiło się od dawna może dojść do skutku „...(źródło )

Pipes: Dla Niemców Polska nadal jest przeszkodą w kontaktach z Rosją. To się od lat nie zmienia”..”Polska jest za małym krajem, żeby być strategicznym partnerem Niemiec. Mieszka w niej za mało osób, polska gospodarka jest niewielka w porównaniu z rosyjską, a armia nie dość silna - mówi prof. Richard Pipes, historyk i sowietolog, w rozmowie z Agatonem Kozińskim.”...”Polska leży między Rosją i Niemcami, a to od zawsze oznacza duże wyzwanie. Dziś Polska ma wiele związków z Europą Zachodnią, Stanami Zjednoczonymi, ale jednocześnie musi szukać dla siebie miejsce między tymi dwoma państwami, które za członków Europy Zachodniej trudno uznać. Nie jest to sytuacja godna pozazdroszczenia.”...”Na Rosję najlepiej patrzeć przez pryzmat przyszłości, która ją czeka. Już dziś widać, że nie rysuje się ona w kolorowych barwach. Przede wszystkim z powodu rosyjskiej gospodarki, która znajduje się w bardzo złym stanie. Rubel ciągle traci na wartości, dziś trzeba płacić 80 rubli za jednego dolara, podczas gdy jeszcze niedawno jego wartość wahała się w okolicach 30 rubli. „...”Nie sądzę, żeby Putin posunął się do tego, żeby grozić Zachodowi. Natomiast państwa będące jego bezpośrednimi sąsiadami powinny się czuć zagrożone. Dotyczy to przede wszystkim krajów, które kiedyś wchodziły w skład Związku Radzieckiego”...”Nie widzę specjalnie narzędzi, jakich mógłby użyć, także spodziewam się wielkiego kryzysu w Rosji za rok lub dwa. Nie wiem, jak Putin mógłby z niego wybrnąć. To będzie szalenie trudna sytuacja dla niego, bowiem on ma bardzo ograniczone pole manewru w polityce wewnętrznej. „...”Najwięcej będzie zależeć od decyzji, które będzie podejmował nowy prezydent amerykański - ale dopiero za rok dowiemy się, kto nim będzie. Zresztą w 2018 r. czekają nas także wybory prezydenckie w Rosji i w ogóle bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że w ich wyniku władzę straci Putin. ...”Niech Rosja upadnie. Dopiero bowiem w czasie bardzo głębokiego kryzysu, gdy sytuacja w tym kraju zacznie przypominać czasy rewolucji, Rosjanie zaczną się zajmować swoimi sprawami. To jedyny sposób na to, żeby mieszkańców Rosji skłonić do tego, aby na poważnie zaczęli uważnie zwracać uwagę na to, co się u nich dzieje.”...”Wcale nie jestem przekonany, że Niemcom będzie zależało na tym, by pomagać Putinowi utrzymać się przy władzy. Oczywiście, Berlinowi zależy na spokojnej, przewidywalnej Rosji, ale nie przywiązują się do nazwisk na Kremlu. Im jest bez znaczenia, czy będzie tam rządził Putin, czy Miedwiediew, czy jeszcze ktoś inny. „...”to jaki jest pomysł Niemiec na Rosję? Im zależy przede wszystkim na tym, by mieć wparcie Moskwy w sytuacji, gdyby wystąpił jakiś kryzys w relacjach z Zachodem - z Francją, czy Wielką Brytanią.”...”Rząd Donalda Tuska wkładał wiele energii w budowę silnych więzi z Niemcami, jakby próbował zastąpić Rosję jako strategiczny sojusznik Berlina. Tylko czy taka zmiana jest w ogóle możliwa? To nierealne. Polska jest za małym krajem, żeby móc pełnić taką rolę. Mieszka w niej za mało osób, polska gospodarka jest niewielka w porównaniu z rosyjską, a armia nie dość silna. Dla Niemiec Rosja zawsze będzie ważniejszym partnerem.”...”Z drugiej strony obroty handlowe Polski i Niemiec od kilku już lat są wyższe niż Rosji i Niemiec. To prawda - ale wysokość obrotów nie przekłada się na jakość relacji dyplomatycznych. Polska jest - podobnie jak Niemcy - członkiem UE i NATO. Rosja nie. To także nie jest nasz atut? Owszem, to jest atut - ale nie taki, który sprawi, że dojdzie do zmiany sojuszy. „...”Jedno i drugie. Dla Niemców Polska jest państwem, które przeszkadza im mieć lepsze relacje z Rosją. To dlatego wcześniej Berlin szukał sposobu na usunięcie tej przeszkody - stąd rozbiory, stąd wojna z 1939 r. Niemcy chcieliby, żeby Polska nie istniała. Ale ona istnieje, więc muszą się z tym pogodzić. Nie sądzę jednak, by zdecydowali się przedłożyć dobre stosunki z Warszawą nad te z Moskwą. „...”Pan opisał gesty polityczne, które tworzą polsko-niemiecką rzeczywistość. Ale za tym nie idą głębsze zmiany, Niemcy swój interes ciągle definiują tak samo - Polska jest dla nich przeszkodą.”...” ”Skąd to się u nich bierze? To przejaw megalomanii, poczucia wyższości nad sąsiadami? A może zimny pragmatyzm i koncentracja na realizacji własnych celów? To specyfika Niemiec. Ten kraj jest członkiem Zachodu - i nie jest jednocześnie. Istnieje rozdarty między tymi dwoma stanami. Skąd taka schizofrenia? Jak ją rozumieć? Niemcy oprócz tego, że współtworzą Europę Zachodnią, są też samodzielnie wielkim mocarstwem. Właśnie ta druga ich cecha sprawia, że szukają w naturalny sposób zbliżenia z Rosją. Tymczasem Polska jest po prostu członkiem Zachodu. Widać różnicę, która tworzy tę różnicę między dwoma sąsiadami.”...”To jest właśnie konsekwencja tego dualizmu, który dotyka Niemców, tego, że oni jednocześnie są i nie są członkami Zachodu. Skoro oni cały czas myślą o sobie jako o wielkim mocarstwie światowym, to trudno, żeby traktowali jako równorzędnych partnerów kraje średniej wielkości jak Polska. Dla nich partnerem jest Rosja, Polska w tych relacjach może jedynie przeszkadzać.”...”jaki stosunek mają Niemcy do Francji? Podobny jak do Polski? Oni Francję postrzegają jako przeciwnika. Proszę pamiętać, że przez całe stulecia to Francja była najpotężniejszym państwem w Europie, utrzymywała taką pozycję jeszcze w połowie XIX wieku. Dopiero po tym okresie Niemcy zdołali zbudować sobie taką pozycję, jaką przez stulecia mieli Francuzi. „...”Akurat zawsze czułem dużą bliskość do Francji. Kiedyś myślałem nawet, w czasach, gdy mieszkałem jeszcze w Polsce, by wyjechać na studia do Francji. Mój dobry kolega tak postąpił.”...”Polska ma dobre stosunki z Francją - ale opisując je nie użyjemy tak mocnych słów, jakie by się pojawiły przy opisywaniu sojuszu Niemiec z Rosją. Ma pan rację. Ale to konsekwencja sposobu myślenia. I Niemcy, i Rosja myślą o sobie jako o wielkich mocarstwach. Polska w takich kategoriach nie myśli.”...”Polska nie jest wielkim światowym mocarstwem, które może swobodnie wybierać sobie kierunku działania. Natomiast warto, niestety, skupić uwagę na Bliskim Wschodzie. Mówię niestety, gdyż tam panuje straszna anarchia, trudno opisać obecną sytuację. Nie jestem przekonany, czy Polska powinna się w nią wtrącać.”...”Dziś istotne są przede wszystkim Chiny. To będzie w tym stuleciu wielkie mocarstwo. Nie wiem, jakie są stosunki polsko-chińskie, ale bardzo ważne jest ich wzmacnianie. ”...”Chiny to nie Japonia. Różnice między tymi dwoma państwami widać na pierwszy rzut oka. Chiny są ogromny krajem, z prawie 1,5 mld mieszkańców. One operują całkowicie w innej skali niż Japonia. „...”Chiny, Rosja, czy Ameryka mają wyraźny, sprawnie działający model przywództwa. Tego nie da się powiedzieć o Europie, która wpada w coraz większe problemy. Myśli Pan, że wchodzimy w erę silnych przywódców? W Stanach Zjednoczonych coraz więcej mówi się o innym zjawisku - o tym , że Unia Europejska może się rozpaść. To zawsze był luźny twór i nie może nie wytrzymać obecnych napięć. Za 50 lat będą silne Chiny, silne USA - ale UE już nie będzie. Widać, że w Unii coraz silniej działają siły odśrodkowe, wypychające z niej poszczególne kraje, na przykład Grecję. Z drugiej strony UE nie ma mechanizmu, który trzymałby kraje je tworzące razem - tak jak w USA wszystkie 50 stanów jest ciągle razem. Tyle, że stany amerykańskie są do siebie bardzo podobne, natomiast państwa UE mocno się różnią między sobą.”...”Ale Unia ma też bardzo wiele zalet, których nawet Brytyjczycy nie negują - choćby reguły swobodnego przepływu towarów w Europie. To nie zadziała jako spoiwo chroniące przed całkowitym rozpadem? Brytyjczycy chwalą te ułatwienia, a jednocześnie organizują referendum w sprawie wyjścia z UE. To najlepiej pokazuje, jak silne jest to spoiwo. Dlatego właśnie spodziewam się, że Unia się rozpadnie. Choć pewnie nie całkiem. Pozostanie jako bliski związek kilku krajów Europy Zachodniej, pewnie tych sześciu, które zakładały pierwszą Unię w latach 50. ubiegłego wieku. „...(źródło )
Ważne

http://naszeblogi.pl/60157-ziemkiewicz-judzi-dude-i-liczy-na-upadek-kaczynskiego

http://naszeblogi.pl/60038-miller-publicznie-plaszczy-sie-przed-kaczynskim

http://naszeblogi.pl/44120-korwin-mikke-zaczyna-jesc-z-reki-gowina

Mój komentarz Kukiz powoli dołącza do Schetyny i Petru. Staje na antypisowskiej stronie barykady. Ziemkiewicz tylko podsyca nastroje natypisowskie wśród narodowców i wolnorynkowców skupionych wokół Winnickiego i Wiplera. Tak więc na pozycji antypisowskiej stoją Petru , Schetyna, Kukiz, Winnicki , zaś na pozycjach propisowskich stoi Kowalski i jego Narodowcy RP . Miller i jego grupa zaczynają zaś się łasić do Kaczyńskiego. Kukiz niepotrzebnie zajmuje się pierdołami typu budżet Inspekcji Pracy. Za chwile Kaczyński będzie musiał zaatakować Belkę i NBP . Zmienić ustawę o NBP . Zacząć się przymierzać do zmiany konstytucji. I to w warunkach ciągłej zagranicznej agresji medialnej i politycznej . Następnym zadaniem będzie dal Kaczyńskiego likwidacja partii agenturalnych i kolaboracyjnych. I Kukiz powinien mu w tym pomóc. Warto pamiętać ,że Korwin , Wipler oraz Gwoin stanęli w obronie OFE , czyli złodziejstwa i obcych plutokratów . Sploty interesów są bardzo pomieszane i zagmatwane . Czasami nawet ich wyraziciele nie wiedza o co tak naprawdę chodzi. Obawiam się ,że staniecie po stronie Petru i Schetyny przez Kukiza nie ma nic wspólnego z różnicami programowymi pomiędzy Kukizem a Kaczyńskim. W tej fazie rewolucji jakiej dokonuje Kaczyński to wszystko są sprawy drugorzędne. Kukiz szczuty przez „życzliwych” na Kaczyńskiego może z walki z Kaczyńskim uczynić narzędzie budowy tożsamości swojego ruchu. A na pewno do takiej walki z Kaczyńskim będzie dążył Winnicki. Tym bardziej ,że Kaczyński przejmuj elektorat narodowców akcentując silnie narodowy program i narodowe działania swojej partii. Do tego wszystkiego doszła walka pomiędzy Blokiem Winnickiego i Kowalskiego . Bycie za Kaczyńskim lub przeciw niemu może być główna i tak prawdę mówiąc jedyna linią tego podziału środowiska narodowców. Winnicki mógł dojść do wniosku ,że czas gra na jego niekorzyść i przyspieszy atakowanie Kaczyńskiego. Do tego dochodzą podziały w środowisku wolnościowców Korwin Mikke nie cierpi Kaczyńskiego., ale Wipler może stanąć po jego stronie. O ile oczywiście Korwin Mikke się oddali od polityki. Kukiz powinien przestać słuchać Winnickiego i na czas rewolucji Kaczyńskiego odstawić na bok drobne partyjne gierki . Tylko,czy Kukiz będzie w stanie wznieść się ponadto . Marek Mojsiewicz

2 lutego 2016 Prezes Mario Draghi pod obstrzałem w Parlamencie Europejskim

1. Wczoraj w Parlamencie Europejskim odbyła się debata nad raportem rocznym Europejskiego Banku Centralnego (EBC) za rok 2014 z udziałem jego prezesa Mario Draghiego. Dodatkowego „smaczku” tej debacie dodawał fakt, że autorem tego raportu był europoseł z Grecji Notis Marias reprezentujący frakcję Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR), którego kraj ponosi brutalne konsekwencje politycznego charakteru europejskiej waluty. Wprawdzie do jego projektu raportu zostało zgłoszonych ponad 300 poprawek, które w zasadniczy sposób zmieniły jego wydźwięk ale mimo tego był on niezwykle krytyczny w stosunku do poczynań EBC szczególnie w stosunku do najbardziej zadłużonych państw należących do strefy euro.

2. Przypomnijmy tylko, że w 2012 roku wtedy kiedy przyszłość strefy euro wydawała się mocno niepewna, prezes Draghi powiedział „że EBC zrobi wszystko co będzie się dało, żeby utrzymać i obronić euro”. I rzeczywiście od tego momentu EBC zaczął prowadzić politykę bardzo niskich stóp procentowych (ostatnio nawet stóp ujemnych), a ostatnio od marca 2015 roku do marca 2017 roku (a więc przez 2 lata) tzw. poluzowanie ilościowe. W praktyce oznacza to skup przez EBC na rynku wtórnym obligacji rządowych krajów należących do strefy euro (wg. proporcji wynikających z wkładów do EBC) na sumę około 60 mld euro miesięcznie, co oznacza że w całym okresie interwencji bank wyda na to przynajmniej 1,5 biliona euro.

3. Mimo tych ogromnych wysiłków EBC dynamika akcji kredytowej banków komercyjnych w strefie euro jest niezwykle niska, co więcej warunki udzielania kredytów dla małych i średnich firm w poszczególnych krajach strefy euro są niezwykle zróżnicowane. Ciągle niższy niż przed kryzysem jest poziom inwestycji zarówno prywatnych jaki publicznych i nawet uruchomienie od września 2015 roku Europejskiego Funduszu Inwestycji Strategicznych (EFSI) nazywanego także planem Junckera, nie zapewni przełomu w tym zakresie. W związku z nadmiarem pieniądza w obiegu, mamy za to pogłębiające się ryzyko powstawania kolejnych baniek spekulacyjnych na różnych rynkach, które mogą być przyczyną kolejnej fali kryzysu w krajach strefy euro.

4. Europosłowie reprezentujący europejska chadecję i socjalistów w debacie „ciepło” wypowiadali się o polityce EBC Mario Draghiego ale europosłowie z pozostałych grup wręcz go oskarżali o łamanie traktatów i wychodzenie poza kompetencje EBC. Podkreślali, że ratowanie waluty nie może być celem EBC, ten bank został bowiem stworzony po to aby pilnować wartości waluty, którą emituje i wszelkie inne jego działania są niezgodne z jego statutem. Mówiono, że EBC ratując euro używa instrumentów spoza zakresu polityki monetarnej, a rezultaty tych działań są niestety mizerne, końca kryzysu w krajach „południa” strefy euro, zupełnie nie widać. Padały stwierdzenia, że kontynuacja przez EBC polityki tzw. luzowania ilościowego grozi wręcz w przyszłości utartą wartości oszczędności gromadzonych przez zwykłych ludzi (zarówno tych na rachunkach bankowych jak i w postaci różnego rodzaju instrumentów inwestycyjnych), a to może oznaczać pauperyzację milionów ludzi.

5. Zabierałem głos w tej debacie, podkreślałem, że mimo użycia wielu instrumentów przez EBC i przynajmniej 3 bilionów dodatkowo wydrukowanych euro, rezultaty tych działań dla wielu krajów strefy euro są mizerne. Stwierdziłem także, że kraje UE posługujące się własnymi narodowymi walutami od kilku lat odnotowują zarówno wyższy poziom wzrostu gospodarczego (mierzony poziomem wzrostu PKB) i w konsekwencji także niższe wskaźniki bezrobocia niż większość krajów posługujących się walutą euro. W tej sytuacji Polska pozostanie przy swojej walucie, ponieważ z jednej strony nie musimy uczestniczyć w ratowaniu strefy euro z drugiej jej zachowanie i odpowiednia polityka monetarna naszego banku centralnego pozwala na znacznie szybszy poziom wzrostu PKB niż w krajach strefy euro.

Kuźmiuk

Człowiek drobnych krętactw kombinuje Autorem najkrótszej i zarazem najbardziej trafnej charakterystyki Lecha Wałęsy jest nieżyjący już Adam Bień – w swoim czasie ostatni z żyjących uczestników moskiewskiego „procesu 16” w którym skazani zostali członkowie władz Polskiego Państwa Podziemnego. Nazwał go „człowiekiem drobnych krętactw”. Wśród nich dwa zajmują miejsce czołowe: „skok przez płot” Stoczni Gdańskiej, w następstwie którego pierwszorzędni fachowcy spreparowali legendę o „obaleniu komunizmu” oraz „Bolek”. Tak naprawdę bowiem to Lech Wałęsa przez żaden płot nie skakał, tylko – jak wielokrotnie przypominała Anna Walentynowicz i inni uczestnicy sierpniowego strajku w Gdańsku – został dostarczony do Stoczni motorówką Marynarki Wojennej, żeby przejąć kierownictwo całej akcji. Przyczyna była prosta: Lech Wałęsa był zarejestrowany przez SB jako TW „Bolek”, co czyniło go wrażliwym na sugestie płynące od generała Czesława Kiszczaka. W związku ze sprawą „Bolka” Lech Wałęsa wykonał tyle krętactw, że niekiedy się w nie zaplątywał. Raz twierdził, że „kupił sobie same oryginały” SB-ckich dokumentów, innym razem – że żadnego „Bolka” nie było, jeszcze innym – że owszem, był, ale to nie on, tylko całkiem inna osoba – i tak dalej. Tak naprawdę, to kiedy za sprawą braci Lecha i Jarosława Kaczyńskich został prezydentem naszego nieszczęśliwego kraju, latem 1992 roku od ministra spraw wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego zażądał dokumentacji „Bolka”, a kiedy ją otrzymał, część dokumentacji prawdopodobnie zwyczajnie zniszczył. Kiedy bowiem akta we wrześniu 1992 wróciły do UOP, okazało się, że brakuje co najmniej 200 kart, które zostały w pospiechu powyrywane, bo pozostały strzępy. W roku 1993, po zwycięstwie SLD w wyborach, prezydent Wałęsa ponownie zażądał tej dokumentacji i otrzymawszy ją, dokończył jej czyszczenia, usuwając pozostałe strzępy powyrywanych uprzednio kart. I chociaż minister spraw wewnętrznych w rządzie SLD-PSL Zbigniew Siemiątkowski sporządził wykaz materiałów, które nie wróciły do UOP, Lech Wałęsa wyparł się wszystkiego w żywe oczy, dodając do krętactw poprzednich jeszcze i to.

W tej sytuacji, zamiast zostać bohaterem jakiejś błazeńskiej debaty, na którą z zagadkowych powodów zgodził się szef gdańskiego oddziału IPN, prof. Mirosław Golon, Lech Wałęsa powinien stanąć przed sądem pod zarzutem popełnienia przestępstwa przeciwko dokumentom („kto niszczy (…) dokument, którym nie ma prawa wyłącznie rozporządzać...”). Niestety przestępstwo to uległo przedawnieniu i dlatego Lech Wałęsa może preparować kolejne drobne krętactwa, wciągając w nie również instytucje państwowe, których kierownicy z zagadkowych przyczyn pozwalają się w nie wciągać. Przypuszczam, że pomysł kolejnego krętactwa pojawił się w związku z zapowiedzią ministra Macierewicza, że ujawni materiały Zbioru Zastrzeżonego IPN, w którym swoich konfidentów zdeponowały Wojskowe Służby Informacyjne. Bardzo możliwe, że są tam duplikaty akt „Bolka”, albo konfidenta o jeszcze innym pseudonimie operacyjnym, więc Lech Wałęsa chciałby zawczasu wyłudzić firmowany przez IPN certyfikat niewinności przynajmniej w jednej sprawie. Ale chyba nic z tego nie będzie tym bardziej, że według informacji o stanie zasobów archiwalnych MSW, jaką 4 czerwca 1992 roku przekazał parlamentarzystom minister Macierewicz, przed rozpoczęciem niszczenia dokumentacji MSW, została ona zmikrofilmowana co najmniej w trzech kompletach, z czego „dwa są za granicą, a jeden – w kraju”. W tej sytuacji certyfikat niewinności musiałby Lechowi Wałęsie wystawić również Putin, Nasza Złota Pani z Berlina, no i Bóg wie, kto jeszcze. Stanisław Michalkiewicz

Łajdak Cameron i brytyjskie zdychające państwo opiekuńcze Prof. HANS-HERMANNEM HOPPE „wszystkie państwa opiekuńcze zbankrutują – tak jak zbankrutowały państwa komunistyczne „....”Systemy socjalne w większości krajów są na granicy załamania.”....”Chciałbym być optymistą, że Unia Europejska wkrótce upadnie „...(więcej )

Milton Friedman („Podstawowym złem paternalistycznych programów jest ich wpływ na szkielet naszego społeczeństwa. Osłabiają rodzinę, zmniejszają bodźce do pracy, oszczędności,  innowacji, ograniczają naszą wolność" – napisał w „Wolnym wyborze") czy Friedrich Hayek („Im bardziej pozycja ludzi staje się zależna od działań rządu, tym bardziej będą się domagali, aby ten dążył do (...) sprawiedliwości rozdzielczej. Tak długo, jak długo wiara w sprawiedliwość społeczną kieruje działaniem politycznym, proces ten musi stopniowo przybliżać się do systemu totalitarnego"). .. (więcej )

WD 90 „"Socjalizm świetnie nadaje się do fałszowania świadomości zbiorowej, gdyż jest intelektualną pokusą ćwierćinteligenta." ….”W przededniu przystąpienia Wielkiej Brytanii do EWG, Harold Wilson, przywódca Partii Pracy, rozpraszał wszelkie wątpliwości i stwierdzał kategorycznie, że przyszła zjednoczona Europa będzie socjalistyczna. Podczas pierwszego przemówienia tego polityka w Izbie Gmin a'propos członkostwa w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej zaznaczył dobitnie, że „Uważamy, więc ten plan (...) nie za upowszechnienie wolnej gospodarki, ale zmianę polityki (...), a w naszym rozumieniu będzie to oznaczać więcej kontroli, więcej pozytywnych narzędzi planowania socjalistycznego, więcej posługiwania się własnością publiczną(...)” [A.K. Chesterton, The New Unhappy Lords. An Exposure of Power Politics, Hampshire 1975, s.152] „...

http://naszeblogi.pl/38174-barroso-juz-za-kilka-lat-polska-przestanie-byc-panstwem 

Coryllus „Nie dlatego bynajmniej, że socjaliści wstydzą się swoich zbrodni, ale dlatego, że za tym procederem stoją banki, które są rzeczywistymi mocodawcami panów nazywających siebie socjalistami. „.... (więcej)

Elzbieta Królikowska” Kiedy Unia Europejska niemal zgodziła się na kompromis, 4 lata oczekiwania na zasiłek dla imigrantów z krajów Unii, Cameron podniósł stawkę do 7 lat. Oczywiście po to, żeby uzyskać te 4, o które mu chodzi. Potem dalsze targi do 18-19 lutego, kiedy Rada Europejska przedstawi porozumienie 27 innym państwom członkowskim do podpisu. Następnie 26 czerwca referendum w sprawie Brexitu i  dopiero wtedy będzie wiadomo czego mogą oczekiwać Polacy w Wielkiej Brytanii. „...”„Daily Telegraph”, „Times”, a zwłaszcza tabloid „Daily Mail” nie pozostawiały na premierze suchej nitki. „Cyniczny pragmatyk z wyższych klas, który – jak Harold Wilson przed referendum w 1975 roku – dba tylko o to, żeby łódż się nie wywróciła” – piętnował problematyczną neutralność Camerona w krajowej kampanii YES i NO „Daily Mail”. „Dave popiera swoich koleżków – eurofilów, pozując na premiera wszystkich Brytyjczyków” – krytykował inny dziennik.Jeśli Bruksela rozstawia nas po kątach dziś, to co zrobi, kiedy w referendum zagłosujemy za NO?gorączkował się jeszcze inny. Takich artykułów pojawiło się od maja 2010 roku, od pierwszej kampanii wyborczej Camerona – setki.”..(źródło )

Bezrobocie w Wielkiej Brytani spadło o 6,2 proc.Oznacza to, że prawie 150 tys. mieszkańców wysp znalazło miedzy majem, a lipcem zatrudnienie. Co więcej, średnie zarobki z tego okresu wyniosły o 0,7 proc. więcej w stosunku do poprzedniego roku.Brytyjskie Biuro Statystyk poinformowało, że w ciągu całego roku 468 tys. osób podjęło zatrudnienie. To najlepszy wynik od roku 1988. - Obecny stan zatrudnienia zbliża nas do realizacji planu pełnego zatrudnienia. Jest jednak jeszcze wiele do zrobienia. - powiedział Sekretarz George Osborne.Równocześnie jednak zanotowano, że coraz częściej wartość wynagrodzeń spada poniżej kosztów utrzymania.”. (więcej )

Zygmunt Białas „ "Dobrobyt w Wielkiej Brytanii jest bardzo nierówno rozdzielony. Pięć najbogatszych rodzin posiada więcej majątku niż 12,6 mln najbiedniejszych mieszkańców Zjednoczonego Królestwa - informuje portal  spiegel.de, 

http://www.spiegel.de/wirtschaft/die-reichsten-fuenf-besitzen-mehr-als-die-aermsten-12-6-millionen-a-959220.html  

- Pięć najbogatszych rodzin posiada razem 28,2 mld funtów, podczas gdy 20% najbiedniejszych mieszkańców (w/w 12,6 mln ludzi) ma w sumie 28,1 mld funtów". ….(więcej )

Profesor Niall Ferguson” Pierwszą na świecie superpotęgą , która wcieliła w życiezasady państwa opiekuńczego w sposób najpełniejszyi z najbardziej imponującym skutkiem , nie była jednak Wielka Brytania, ale Japonia . Trudno znaleźć bardziej klarowny przykład ilustrujący bliskie więzi łączące państwo opiekuńcze z państwem militarnym „....”W rzeczywistości Japończycy wypracowali własny model państwa opiekuńczego i zaczęli to robić na długo przed zakończeniem II Wojny Światowej . Nie kierował nimi bynajmniej społeczny altruizm , ale typowe dla połowy XX wiekuzapotrzebowanie na sprawnych młodych żołnierzy i robotników Jak stwierdził amerykański politolog Harold D Lasswell , Japonia w latach 30 XX wieku była państwem garnizonowym . Zawierała jednak w sobie obietnicę państwa militarnego , a zarazem opiekuńczego, oferują Japończykom bezpieczeństwo socjalne w zamian za ponoszenie ofiar wojennych „...(więcej)

Profesor Niall Ferguson „ Państwo opiekuńcze zwykło się uważać za wynalazek brytyjski „....” Tymczasem pierwszy obowiązkowy system obowiązkowych państwowych emerytur wprowadzono nie w Wielkiej Brytanii, ale w Niemczech . Dopiero dwadzieścia lat później Brytyjczycy poszli za przykładem Niemców. „...” Prawo o ubezpieczeniu społecznym wprowadził Otto Bismarck , aby jak , jak sam to ujął w 1880 roku „ w szerokich masach nieposiadających rozbudzić konserwatywny stan umysłu wynikający ze świadomości posiadania prawa do emerytury „. Bismarck uważał ,że „łatwiej poradzić sobie z człowiekiem , który na starość może liczyć na emeryturę [….] niż z człowiekiem , który nie a takiej perspektywy „ Ku zaskoczeniu swoich liberalnych oponentów przyznawał otwarcie ,że to „ państwowo – socjalistyczna idea „ ….” Bismarck nie kierował się jednak motywami altruistycznymi „ Każdy kto opowie się za ta ideą – stwierdzał – dojdzie w przyszłości do władzy . Wielka Brytania poszła z przykładem Bismarcka dopiero w w 1908 roku , kiedy ówczesny kanclerz skarbu , liberał z przekonania wprowadził skromne i i uzależnione od dochodów emerytury dla osób powyżej 70 roku życia „...”Chociaż Lloyd George był człowiekiem lewicy podzielał pogląd Bismarcka , że wprowadzenie tego typu uregulowań zapewnia głosy wyborców w kontekście gwałtownie rozszerzającego się praw wyborczego .Biednych było więcej niż bogatych „.....” W przemówieniu radiowym wygłoszonym w marcu 1943 roku Churchill wymienił ...”obowiązkowe ubezpieczenie państwowe od kołyski aż po grób dla przedstawicieli wszystkich grup społecznych „, zniesienie bezrobocia dzięki polityce rządu , polegającej na wywieraniu równoważącego wpływu na rozwój gospodarczy , który w zależności od potrzeb można przyspieszać lub spowalniać „ , „ rozszerzenie aktywności państwa w zakresie własności o przedsiębiorczości , rozwój budownictwa komunalnego , reformy w szkolnictwie państwowym oraz szerszy dostęp do usług medycznych i opieki społecznej”  ..(więcej )

Z prof. HANSEM-HERMANNEM HOPPE z Uniwersytetu Newady w Las Vegas rozmawia Tomasz Cukiernik „Jeśli nagradzasz ludzi za nicnierobienie albo za robienie rzeczy nieproduktywnych czy za posiadanie nieślubnych dzieci, to takich sytuacji będzie coraz więcej. Jeśli karałbyś ich za to, to problem byłby mniejszy. Bieda czy problem nieślubnych dzieci nie mogą zostać wyeliminowane poprzez nagradzanie ludzi w ten sposób czyniących. Biedni ludzie, którzy dostają zasiłki, będą robili wszystko, by nadal być biednymi, aby nadal otrzymywać te zasiłki.Wszystkie programy socjalne są anty-produktywne. Właśnie w praktyce widać, że to działa w ten sposób. „.....” Istnieją dwa typy niewolnictwa. Stary typ niewolnictwa to taki, w którym jeden człowiek prywatnie jest właścicielem drugiego człowieka. Właściciel niewolnika może go sprzedać, wynająć i posiada wszystkie dobra wyprodukowane przez niewolnika. Drugi typ niewolnictwa to takie, jakie istniało w krajach dawnego bloku wschodniego. Na przykład nie można było opuszczać kraju, bo można było zostać zastrzelonym. Ponadto władze mogły zmusić ludzi do wykonywania różnego rodzaju prac. Różnica pomiędzy tymi dwoma typami niewolnictwa polega na tym, że w tym drugim typie ludzie nie byli przedmiotem własności prywatnej – nie można było ich kupić, wynająć, a wyniki pracy były własnością publiczną „. ...(więcej )

Michał Wachnicki „Finlandia chce wprowadzić bezwarunkowy dochód podstawowy. 800 euro miesięcznie dla każdego”...”Finlandia będzie pierwszym w świecie państwem gwarantującym każdemu swemu obywatelowi bezwarunkowy dochód podstawowy, jeśli zrealizują się plany przedstawione w ubiegłym tygodniu przez fiński zakład ubezpieczeń społecznych KELA.”...”Według tych planów zamiast różnych obecnych zasiłków każdy Fin niezależnie od poziomu swych dochodów otrzymywałby co miesiąc z budżetu wolną od podatku kwotę 800 euro. W skali całego państwa oznaczałoby to wydatek 52,2 md euro rocznie.” ...(więcej )

Cytaty te zaczerpnąłem z tekstu Marczuka „Welfare State .Pożegnanie z iluzja „ Inny cytat „„Jeśli państwo opiekuńcze ma jakąś oficjalną datę powstania, to jest to 5 lipca 1948 r." – pisze w książce „Ekonomika polityki społecznej" prof. Nicholas Barr, brytyjski ekonomista z London School of Economics. To właśnie wtedy w liberalnej Wielkiej Brytanii został wprowadzony tzw. plan Beveridge'a. Powstał na podstawie raportu przygotowanego przez Komitet ds. Ubezpieczeń Społecznych i został przekuty w plan zabezpieczenia społecznego. Uznano, że to państwo powinno odpowiadać za wiele czynników ryzyka, m.in. za bezrobocie, niezdolność do pracy, starość, zgon żywiciela rodziny czy niepełnosprawność. Jak się okazuje, to, co wydaje nam się dzisiaj oczywistością, przez całe wieki istnienia ludzkości wcale nią nie było. „.....”Mnożą się więc przywileje, emerytury dla 50-latków, zasiłki dla bezrobotnych tak wysokie, że nie opłaca się pracować, renty dla zdrowych, państwowe gwarancje kredytu dla „golców", czterodniowy tydzień pracy, pomoc dla wszystkich. Państwo może wszystko, możemy zadłużać się w nieskończoność, jesteśmy coraz bliżej raju – opowiadają wyborcom politycy. Na przykład w Europie wydatki na cele socjalne przekraczają 30 proc. PKB. „.. (więcej )

Wellingsowi „ W odróżnieniu od czasów tradycyjnego socjalizmuaktualny interwencjonizm państwowy jest ukryty pod zasłoną nominalnej własności prywatnej przedsiębiorstw. Jednakże firmy nie działają w warunkach wolności, tylko sztywnych ram regulacyjnych kierowanych przez polityków i urzędników. Mało tego, część dużych przedsiębiorstw egzystuje w ramach reguł gospodarczych, które można nazwać korporacyjnym socjalizmem, ponieważ rząd je ratuje, bo podobno są zbyt duże i ważne, by upaść.System ten niszczy konkurencję ze strony mniejszych firm i uczestników rynku. „....”Zasadniczo legislacja UE powoduje duże koszty i działa jako główny hamulcowy wzrostu gospodarczego. Doprowadziła ponadto do kryminalizacji wielu rodzajów działalności gospodarczej, ograniczając wolność. „....”Energia po żywności to kolejna potrzeba, którą zaspokajamy. Efektem jest rosnąca liczba gospodarstw domowych, których dotyka deficyt paliw. Potroiła się od 2003 r. Nazywamy to ubóstwem energetycznym, a oznacza to sytuację, kiedy gospodarstwo domowe wydaje więcej niż 10 proc. dochodu na wytworzenie energii i ciepła w domu.  ...(więcej )

Hayek, Friedman. Kolejnym etapem Europy totaliatryzm” Milton Friedman („Podstawowym złem paternalistycznych programów jest ich wpływ na szkielet naszego społeczeństwa. Osłabiają rodzinę, zmniejszają bodźce do pracy, oszczędności,  innowacji, ograniczają naszą wolność" – napisał w „Wolnym wyborze") czy Friedrich Hayek(„Im bardziej pozycja ludzi staje się zależna od działań rządu, tym bardziej będą się domagali, aby ten dążył do (...) sprawiedliwości rozdzielczej. Tak długo, jak długo wiara w sprawiedliwość społeczną kieruje działaniem politycznym, proces ten musi stopniowo przybliżać się do systemu totalitarnego"). „..(więcej )

„George Reisman „Dlaczego nazizm był socjalizmem , oraz dlaczego socjalizm był totalitaryzmem„ ….”Celem tego wystąpienia są dwie rzeczy. Po pierwsze, chcę pokazać,dlaczego nazistowskie Niemcy były państwem socjalistycznym, a nie kapitalistycznym.Po drugie, chcę pokazać,dlaczego socjalizm—rozumiany jako system gospodarczy opierający się na państwowej własności środków produkcji —pociąga za sobą dyktaturę totalitarną. „....|”Opisanie nazistowskich Niemiec jako państwa socjalistycznego było jednym z wielkich dokonań Ludwiga von Misesa. „ ….(więcej)

„– Francja doszła do punktu, w którym podnoszenie podatków staje się kontrproduktywne, bo są one tak wysokie, że duszą wzrost gospodarczy. Podniesienie podatków nie powoduje już więc wyższych dochodów do kasy państwa – mówi „Rz" Nicolas Veron, ekonomista Instytutu Bruegla w Brukseli. Podobne zdanie kilka tygodni wcześniej wyraził już zastępca szefa Komisji Europejskiej Olli Rehn. Jego zdaniem Francja powinna zacząć redukować swój dług, ograniczając wydatki państwa. Bruksela ma prawo do wyrażania opinii o projektach budżetów państw członkowskich, ale nie są one prawnie zobowiązujące.W tym roku dochody fiskalne we Francji osiągną 46,5 proc. dochodu narodowego, najwięcej ze wszystkich krajów Unii. W połączeniu ze składkami socjalnymi dochody państwa stanowią już 57 proc. PKB – więcej nawet niż w krajach skandynawskich. Jednak mimo tak dużej pazerności państwa Francja nadal musi się zadłużać, aby sfinansować potrzeby państwa: dług kraju w tym roku wyniesie już 92 proc. PKB i stale rośnie.– Podatki osiągnęły taki poziom, że 8 tysięcy rodzin zapłaciło w ubiegłym roku więcej, niż wynosiły ich dochody. Różnego rodzaju obciążenia fiskalne dublowały się – wskazuje Veron.”. (więcej )

Krzysztof Rybiński „ Ekonomia banksterów „ Żyjemy w przedziwnych czasach, w których wiele teorii ekonomii można wyrzucić, być może tymczasowo, do kosza. Pewne mechanizmy gospodarcze obserwowane od dekad, przestały działać lub działają odwrotnie. „....” Cele realizowane przez głównych architektów świata gospodarki i finansów uległy dramatycznej zmianie, bez głębszej refleksji, dokąd to może prowadzić. Ponadto jeszcze nigdy w historii rola rynku nie została tak zdominowana przez aktywność rządu „.....” Rynek został zastąpiony przez centralne planowanie, tylko zamiast Komitetu Centralnego mamy Rady lub Zarządy banków centralnych w głównych gospodarkach świata. Ale przynajmniej za komuny chodziło o jakieś idee. Teraz chodzi już wyłącznie o duże pieniądze. A teoria i praktyka ekonomii ma im służyć . „... (więcej )

Gwiazdowski „ Mitt Romney mówił: - Jest 47 proc. ludzi, którzy na mnie nie zagłosują choćby nie wiem co. Oni są z Obamą. To ludzie zależni od państwa, którzy mają mentalność ofiar i wierzą, że rząd ma się nimi opiekować. Wierzą, żemają prawo do opieki zdrowotnej, do jedzenia, do dachu nad głową i do wszystkiego, co tylko można sobie wymyślić. Nie jest moją robotą przejmować się tymi ludźmi. Nigdy ich nie przekonam, że powinni wziąć odpowiedzialność za swoje życie!”. ….(więcej)
 „Prawie 2 miliony pracujących Polaków nie mogą wyżyć z pensji - wynika z raportu Komisji Europejskiej, „.....” Biedni pracujący nie mają oszczędności. Prawie całe wynagrodzenie wydają na rachunki i jedzenie. Wyniki raportu wskazują, że w takiej sytuacji jestjuż prawie 12 procent pracujących Polaków”......(więcej )

Dziennikarz ZDF o pracy w niemieckich mediach publicznych: „Otrzymujemy odgórne nakazy. Musimy informować o tym, co pasuje pani Merkel. To skandal!”...”Musimy informować o tym i w sposób, który pasuje pani Merkel. To jest dziennikarstwo rządowe. Dlatego ludzie tracą do nas zaufanie” - tak znany publicysta i były szef studia ZDF w Bonn Wolfgang Herles opisał na antenie rozgłośni „Deutschlandfunk” pracę w państwowych mediach zza Odrą. Także w ZDF redaktor naczelny przychodzi do dziennikarzy i mówi: „Przyjaciele, musimy tak kształtować informację i publicystykę, by służyło to Europie i dobru wspólnemu”. Wszyscy wiedza od razu o co chodzi. Nie musi wcale dodawać, że chodzi o to by „pasowało to pani Merkel” — podkreślił Herles. Prowadzący rozmowę dziennikarz „Deutschlandfunk” usiłował uciszyć publicystę, kierując pytanie do kolejnego rozmówcy, ale Herles nie dał się zbić z tropu. Otrzymywaliśmy odgórne nakazy. Istniał na przykład pisemny nakaz, że ZDF ma służyć zjednoczeniu Niemiec. Nie wolno nam było mówić nic negatywnego o nowych krajach związkowych. Dziś nie wolno krytykować uchodźców. To dziennikarstwo rządowe, które prowadzi do tego, że ludzie tracą do nas zaufanie. To skandal!
— dodał. Według niego niemieckie media publiczne kształtują opinie publiczną zgodnie z polityczną agendą wielkiej koalicji w Berlinie. Tematy o których się informuje są dyktowane przez rząd. Ludzie nie dowiadują się o wielu istotnych rzeczach — zaznaczył dziennikarz ZDF. Wolfgang Herles kierował w latach 80 XX studiem telewizyjnym ZDF w ówczesnej stolicy Niemiec, Bonn. Obecnie tworzy audycje o tematyce kulturalnej. Nie jest on pierwszym dziennikarzem niemieckich mediów publicznych, który odważył się krytykować ich funkcjonowanie po ekscesach, do których doszło w noc sylwestrową w Kolonii. 22 stycznia dziennikarka największej w Niemczech stacji radiowo-telewizyjnej WDR Claudia Zimmermann przyznała, że ona i jej koledzy otrzymali odgórny nakaz, by „bronic polityki Merkel oraz stosowali autocenzurę, by mieścić się w kanonach poprawności politycznej.”...(źródło)

„W Grecji, według Eurostatu, 31 proc. ludności popadło w 2011 roku w ubóstwo „....”Grecja, Hiszpania i Portugalia znalazły się w 2012 r. na drodze do przekształcenia się w "społeczeństwa dwuklasowe", tj. takie, w których ludzie coraz bardziej dzielą się na bogatych i biednych, a zanika klasa średnia - biją na alarm europejscy socjologowie. „....”Średnio dochody tych drugich będą 15-krotnie przekraczały zarobki pierwszych. „. (więcej )

Dokąd zmierza ludzkość. Eksperyment Coulhona „..”Pytanie o przyszłość ludzkości nie jest nowe. Do problemu podchodzono zarówno od strony czysto naukowej, religijnej czy filozoficznej. Jakie są cele ludzkości? Jakie instynkty nami rządzą? Czy dążymy do jakichś wyższych celów, czy chodzi wyłącznie o rozmnożenie się i walkę o przetrwanie? Wiele wskazówek na wyżej zadane pytania dostarczyć nam może „Eksperyment Calhouna”, oryginalnie zwany „Mouse Utopia”. Dokładne pytanie na które ów eksperyment stara się odpowiedzieć brzmi „co się stanie, gdy osobnikom danego gatunku zapewnimy wszystko, co potrzebne jest do przeżycia?”. John Calhoun stworzył mysi odpowiednik rozwiniętej cywilizacji ludzkiej. Eksperyment został przeprowadzony na myszach w roku 1968 i trwał 4 lata. Mimo wielokrotnych prób efekt końcowy był zawsze ten sam – Nieograniczony dostęp do pokarmu i brak zagrożeń powodował wymarcie populacji.”...”FORMALNE ZAŁOŻENIA (MYSI RAJ):
1. Nieograniczony dostęp do pożywienia, wody oraz materiałów potrzebnych do budowania schronienia.
2. Brak zagrażających życiu drapieżników.
3. Maksymalnie ograniczone rozprzestrzenianie się chorób zakaźnych (opieka lekarska dla myszy).
4. Jedyne ograniczenie – przestrzeń, która mogła pomieścić maksymalnie 3840 myszy.
PRZEBIEG EKSPERYMENTU:
Faza A – Okres przystosowywania się (dni 0-104)
1. Dnia pierwszego do siedliska wpuszczono 4 samce i 4 samice.
2. Początkowo myszy miały problem z przystosowaniem się do środowiska i do siebie nawzajem.
3. Po względnym ustabilizowaniu się sytuacji myszy stworzyły swego rodzaju podział terytorialny i zaczęły budować gniazda.
4. W dniu 104. zaczęły rodzić się pierwsze „nowe” myszy.
Faza B – Gwałtowny wzrost populacji – okres eksploatacji zasobów (dni 105-314)
1. Populacja gryzoni dubluje się co 55 dni.
2. Wykształcenie się rodzaju struktury socjalnej – wielkość miotu jest zależna od „pozycji społecznej” rodziców.
3. Więcej myszy rodzi się w boksach zamieszkałych przez bardziej dominujące samce, podczas gdy mało dominujące myszy mają znikomą ilość potomstwa.
4. Mimo tego, że warunki panujące w każdym z boksów były identyczne i dawały jednakowe warunki bytowe, można zauważać gromadzenie się myszy i konsumowanie pokarmu, w konkretnych miejscach. Myszom przestała przeszkadzać obecność innych. Coraz bardziej zauważalny był tłok w „wybranych” boksach.
5. Pod koniec fazy B było trzykrotnie więcej osobników nieradzących sobie społecznie (niedominujących w żaden sposób), niz osobników społecznie stabilnych, mających ugruntowaną pozycję (samce dominujące). Wartym odnotowania jest fakt, że stabilnie społeczne osobniki to głównie starsze myszy.
Faza C – Stagnacja – okres równowagi (dni 315-559)
1. Populacja dubluje się co 145 dni.
2. U samców zanika umiejętność obrony własnego terytorium.
3. Karmiące samice zaczynają być wyraźnie agresywne, niejako przejmując od samców role obrony gniazda. Agresja ta kierowana jest również ku własnemu potomstwu, które bywa atakowane, ranione i zmuszane do opuszczenia gniazda.
4. Powszechna staje się przemoc. Samce przestają w jakikolwiek sposób zabiegać o samice. Zamiast tego atakują się wzajemnie. Tworzy się rodzaj nowej struktury. Są samce agresywne – bardziej dominujące, jak również bierne – nadmiernie gryzione przez inne.
5. Pojawiają się zachowania homoseksualne. Bardziej dominujące samce wykorzystują te bardziej bierne, które przyjmują „rolę żeńską”.
6. U samic pojawia się mechanizm naturalnej antykoncepcji – wchłanianie płodów. Jest również coraz mniej zapłodnień oraz zanika instynkt rodzicielski. Skutkiem tego rodzi się coraz mniej młodych. Pojawiają się także całkiem bezdzietne samice.
7. W połowie facy C praktycznie wszystkie młode były odrzucane przez matki. Rozpoczynały one osobne życie, bez wykształcenia jakichkolwiek zachowań emocjonalnych czy społecznych.
8. Mimo tego, że spodziewanym czynnikiem hamującym wzrost będzie osiągnięcie limitu 3840 osobników, maksymalna populacja wyniosła jedynie 2200. Dodatkowo tylko 20% gniazd była stale zajęta.
Faza D – Okres wymierania (dni 560-1588)
1. W dniu 560. zakończył się wzrost populacji.
2. Samice bardzo rzadko zachodzą w ciążę, a nieliczne rodzone młode nie przeżywają.
3. Ostatnie zapłodnienie miało miejsce w dniu 920.
4. Pojawiły się męskie odpowiedniki samic, tzw. „piękni” („beautiful ones”). Samce te nie wykazywały żadnego zainteresowania samicami, jak równiez nigdy nie brały udziału w jakichkolwiek konfliktach. Ich zachowanie sprowadzało się wyłącznie do picia, jedzenia, spania, jak również dbania o własny wygląd (np. czyszczenie futerka, czy nieangażowanie się w walki – brak blizn).
5. Po pewnym czasie populacja całkowicie utraciła zdolność do reprodukcji.
6. Ostatni tysiąc myszy nie wykształcił w sobie jakichkolwiek reakcji społecznych. Nieznana im była agresja oraz zachowania prowadzące do ochrony gniazda i potomstwa. Nie angażowały sie w inne działania niż picie, jedzenie, spanie oraz dbanie o siebie. Osobniki w tym czasie wyglądały wyjątkowo ładnie i zadbanie. Posiadały zdrowe ciało i dobrze wyglądające oczy. Jednak nie potrafiły poradzić sobie z jakimkolwiek nietypowym bodźcem. Choć wyglądały wyjątkowo dobrze, były również wyjątkowo głupie.
7. W dniu 1588 umiera ostatni osobnik.
PODSUMOWANIE Według Johna Calhouna: „Wnioski wyciągnięte z tego eksperymentu były następujące: gdy całe dostępne miejsce jest zajęte i określone są wszystkie role społeczne, konkurencja i stres, doświadczane przez jednostki, doprowadzają do całkowitego załamania skomplikowanych zachowań społecznych, ostatecznie pociągając za sobą wymarcie populacji”. Brak wyzwań stopniowo pogarsza zachowanie kolejnych pokoleń populacji. Ta degeneracja jest nieunikniona i kończy się wymarciem populacji... (więcej )

Śpiewak , Bugaj „ Wielkie nierówności w położeniu materialnym (związane z tym dziedziczenie pozycji) i blokada życiowego startu dla znacznej części młodego pokolenia będą prawdopodobnie źródłem nasilających się konfliktów społecznych. „....”.. alienację elit (które podejmują decyzje zza parawanu procedur demokratycznych), niesprawność instytucji państwa, zły stan systemu sprawiedliwości, nierówność szans i ograniczenie etycznej legitymacji nowego systemu (choćby ze względu na uwikłanie znacznej części elit w system komunistyczny). „...”Przywileje elit nie zostały praktycznie uszczuplone „.....”Znaczna częśćopiniotwórczych elit jest w pełni usatysfakcjonowana systemem określanym jako III RP. Oczekuje utrzymania, a nawet rozbudowy własnych przywilejów w sferze politycznej, społecznej i ekonomicznej. . „....”Ten stan trwa, bo dominujące partie (odpowiednio kształtując ordynację wyborczą i reguły finansowania polityki) stworzyły polityczny kartel, który gwarantuje im nieomal zbiorowy monopol. „...”Stoimy przed dwoma wyzwaniami. Pierwszy nazwany został dryfem rozwojowym. Drugi, perspektywą marginalizacji czy prowincjonalizacji Polski

http://naszeblogi.pl/35284-raport-europa-dwuklasowym-spoleczenstwem-socjalistycznym

Dr Jarosław Mulewicz, były główny  negocjator Układu o Stowarzyszeniu Polski  z UE „Państwo lub instytucje Unii mają zatwierdzać szefów prywatnych firm (autentyczne!).”....”„Europa chce socjalizmu, monopolu państwa, sztucznego pełnego zatrudnienia, a w końcu kartek na wszystko „...”Firmy sąwzywane dokierowania się w swojej działalności gospodarczej nie zyskiem, ale względami społecznymi. „....(więcej)

Grzegorz Kostrzewa-Zorbas „Naród grecki reaguje masową emigracją do Niemiec i innych krajów północy UE, oraz do dynamicznych państw reszty świata – od USA po Australię.Grecy zostający w ojczyźnie czują się ekonomicznie zmuszeni do rezygnacji z posiadania dzieci. Ostry spadek przyrostu naturalnego wskutek ubóstwa i pesymizmu jest najnowszym, najbardziej tragicznym i najgroźniejszym długoterminowo skutkiem programu oszczędnościowego dla Grecji. Liczba urodzonych dzieci spadła ze 118 tysięcy w 2008 roku – ostatnim, gdy jeszcze nie była mocno dotknięta recesją – do 101 tysięcy w 2012 roku. Przewidywany jest spadek o kolejne 10 tysięcy w roku 2013 – razem o 23 procent „...”Liczbamieszkańców maleje mimo masowej imigracji spoza Unii i spoza Europy. Według najnowszych prognoz Grecja do 2050 roku straci 14 procent ludności – ma 11,3 miliona, będzie mieć 9,7 miliona. „......”Jeden z głównychwskaźników innowacyjności i konkurencyjności w dzisiejszym świecie – procent PKB przeznaczany na badania i wdrożenia – od 2008 roku nie jest publicznie podawany w Grecji, prawdopodobnie dlatego, że dramatycznie spadł zjuż bardzo niskiego poziomu 0,6 procent w roku 2007, niższego nawet niż w Polsce. „....”O ponad 25 procent spadnie PKB Grecji w latach 2008-2013. Głównym powodem piorunującej recesji jest narzucony przez UE wspólnie z Międzynarodowym Funduszem Walutowym program oszczędnościowy, mający jasny priorytet: uratować euro „....(więcej)

Belka , Samecki „Kraje zaawansowane w rozwoju nie są już wzorcami bez skazy. Wyłoniła się liczna grupa tzw. wschodzących rynków (Emerging Markets – EMs) – krajów, które są wielkie ludnością i prężnością gospodarki, ale jeszcze nie tak zamożne, jak Stany Zjednoczone lub Europa Zachodnia. Nawet kraje ubogie (głównie afrykańskie) w ostatnich kilkunastu latach rozwijały się znacznie szybciej, niż oczekiwano. „...”Bank Światowy przyjął jako jeden z dwóch głównych celów przeciwdziałanie nadmiernemu rozwarstwieniu dochodów w społeczeństwach.„....”W powiązaniach finansowych krajów zaawansowanych i EMs ewidentnie dominującymi stały się różne formy przepływów prywatnych. Mają one skalę wielokrotnie przewyższającą bezzwrotną pomoc zagraniczną. „...”Jednym z elementów tzw. globalnej architektury finansowej jest Bank Światowy i jego Grupa.Prócz wiodącego Banku obejmuje ona cztery inne instytucje. Najważniejsze z nich toMiędzynarodowa Korporacja Finansowa, wspierająca rozwój sektora prywatnego, oraz Międzynarodowe Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju, finansująca na bardzo dogodnych warunkach różne projekty w krajach uboższych. „....”w latach 70. i 80. Bank Światowy był mocarzem zdolnym zarówno nadawać kierunki myśleniu całego świata(z wyjątkiem krajów komunistycznych) o rozwoju, jak i finansować dużą część wydatków inwestycyjnych w krajach rozwijających się. Dzisiaj, wobec potężnych strumieni prywatnych pieniędzy, płynących różnokierunkowo, a także w świetle wzrostu znaczenia BRICs i szeregu państw o średnich dochodach, jego rola zmniejszyła się. „....”Pod kierunkiem nowego szefa, Jima Kima, przyjęta została nowa strategia działania Banku na najbliższe lata. Skupia się ona na jądrze misji Banku – na walce z ubóstwem.„....”Drugim celem jest ograniczenie rozpiętości dochodowych. „....”Prezes J. Kim akcentuje mocno rolę Banku jako twórczej instytucji, inspirującej rozwiązania problemów, które kraje napotykają na drodze swojego rozwoju. „....”Nadmierne rozwarstwienie dochodów w społeczeństwie nie sprzyja zrównoważonym procesom rozwojowym w długim okresie. Dlatego to dobrze, że Bank Światowy wyznaczył sobie jako jeden z dwóch głównych celów przeciwdziałanie takim tendencjom, choć to cel niełatwy do osiągnięcia. Co więcej, realizacja tego celu będzie w wielu przypadkach wymagać zmian w polityce gospodarczej krajów korzystających ze wsparcia Banku. Oczywistą kandydaturą do zmian wydaje się polityka podatkowa, ale dla trwałości przekształceń struktury dochodowej potrzebne są stosowne modyfikacje np. polityki społecznej i edukacyjnej. „....”Polski interes Polska, jako średniak, ale z uzasadnionymi aspiracjami do statusu kraju zaawansowanego, powinna być zainteresowana powodzeniem Banku w realizacji powyższego celu. Naszej konwergencji dochodowej w relacji do Europy Zachodniej towarzyszy powolne narastanie rozpiętości dochodowych wewnątrz kraju (także w układzie regionalnym ...(więcej )

Dysproporcja między najbogatszymi ludźmi, a resztą świata ma tendencję wzrostową. Według raportu opublikowanego przez organizację Oxfam: 85 najbogatszych osób na świecie posiada tyle, ile połowa najbiedniejszej ludności świata. „...”Według raportu, 210 osób, stało się miliarderami w ciągu ostatniego roku, dołączając do grupy 1426 osób, które posiadają  łącznie równowartość 5,4 bilionów dolarów. Łączne bogactwo jednego procenta najbogatszych ludzi na świecie wynosi obecnie ponad 110 bilionów dolarów.„Ta ogromna koncentracja zasobów ekonomicznych w rękach małej liczby osób stanowi znaczące zagrożenie dla systemu politycznego i gospodarczego” – stwierdza raport.”....”Od chwili publikacji tego tekstu, problem tylko się powiększył. Najnowsze dane pokazują, że liczba osób posiadających tyle co połowa ludzkości zmniejszyła się z 85 do 67 osób. „ ...(więcej )

 Marczuka „Welfare State .Pożegnanie z iluzja „ Inny cytat „„Jeśli państwo opiekuńcze ma jakąś oficjalną datę powstania, to jest to 5 lipca 1948 r." – pisze w książce „Ekonomika polityki społecznej" prof. Nicholas Barr, brytyjski ekonomista z London School of Economics. To właśnie wtedy w liberalnej Wielkiej Brytanii został wprowadzony tzw. plan Beveridge'a. Powstał na podstawie raportu przygotowanego przez Komitet ds. Ubezpieczeń Społecznych i został przekuty w plan zabezpieczenia społecznego. Uznano, że to państwo powinno odpowiadać za wiele czynników ryzyka, m.in. za bezrobocie, niezdolność do pracy, starość, zgon żywiciela rodziny czy niepełnosprawność. Jak się okazuje, to, co wydaje nam się dzisiaj oczywistością, przez całe wieki istnienia ludzkości wcale nią nie było. „.....”Mnożą się więc przywileje, emerytury dla 50-latków, zasiłki dla bezrobotnych tak wysokie, że nie opłaca się pracować, renty dla zdrowych, państwowe gwarancje kredytu dla „golców", czterodniowy tydzień pracy, pomoc dla wszystkich. Państwo może wszystko, możemy zadłużać się w nieskończoność, jesteśmy coraz bliżej raju – opowiadają wyborcom politycy. Na przykład w Europie wydatki na cele socjalne przekraczają 30 proc. PKB. „...(więcej )

Buttiglione”Faszyzm i komunizm to dwaj wrogo do siebie nastawieni bliźniacy – wrodzy sobie, ale jednak bracia. Stąd przejście od faszyzmu do komunizm było tak łatwe”......”Zachodni intelektualista żył w przeświadczeniu, że zna sens historii, wyobrażając sobie, żehistoria ma swój bieg i że prowadzi do komunizmu. Komunizm można było krytykować, ale tylko z pozycji lewicy. Taka krytyka zaczynała się od stwierdzenia, że potrzeba nowego, lepszego komunizmu.”....”Zachodni intelektualista, który odrzucił Boga i wyrzekł się porządku moralnego i naturalnych praw, ma dzisiaj wielkie trudności, aby powiedzieć: NIE. Brak mu punktu oparcia, by przeciwstawić się złu. Nie mając jasno określonego systemu wartości, jesteśmy w sytuacji patowej, w której działanie nie jest możliwe.(więcej )
Ważne Elzbieta Królikowska” Kiedy Unia Europejska niemal zgodziła się na kompromis, 4 lata oczekiwania na zasiłek dla imigrantów z krajów Unii, Cameron podniósł stawkę do 7 lat. Bezrobocie w Wielkiej Brytani spadło o 6,2 proc.Oznacza to, że prawie 150 tys. mieszkańców wysp znalazło miedzy majem, a lipcem zatrudnienie. Co więcej, średnie zarobki z tego okresu wyniosły o 0,7 proc. więcej w stosunku do poprzedniego roku.Brytyjskie Biuro Statystyk poinformowało, że w ciągu całego roku 468 tys. osób podjęło zatrudnienie. To najlepszy wynik od roku 1988. - Obecny stan zatrudnienia zbliża nas do realizacji planu pełnego zatrudnienia. Jest jednak jeszcze wiele do zrobienia. - powiedział Sekretarz George Osborne.Równocześnie jednak zanotowano, że coraz częściej wartość wynagrodzeń spada poniżej kosztów utrzymania.”. (więcej )

"hamulca bezpieczeństwa", który - po uruchomieniu za zgodą Rady Europejskiej - pozwalałby wprowadzić czteroletnie moratorium na wypłatę zasiłków społecznych dla imigrantów z innych krajów Unii Europejskiej, "gdy służby publiczne będą przeciążone lub gdy system opieki społecznej będzie nadmiernie wykorzystywany" ...(źródło )

WD 90 „"Socjalizm świetnie nadaje się do fałszowania świadomości zbiorowej, gdyż jest intelektualną pokusą ćwierćinteligenta." ….”W przededniu przystąpienia Wielkiej Brytanii do EWG, Harold Wilson, przywódca Partii Pracy, rozpraszał wszelkie wątpliwości i stwierdzał kategorycznie, że przyszła zjednoczona Europa będzie socjalistyczna. Podczas pierwszego przemówienia tego polityka w Izbie Gmin a'propos członkostwa w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej zaznaczył dobitnie, że Uważamy, więc ten plan (...) nie za upowszechnienie wolnej gospodarki, ale zmianę polityki (...), a w naszym rozumieniu będzie to oznaczać więcej kontroli, więcej pozytywnych narzędzi planowania socjalistycznego, więcej posługiwania się własnością publiczną(...) [A.K. Chesterton, The New Unhappy Lords. An Exposure of Power Politics, Hampshire 1975, s.152]. „.. ...(więcej )

Mark Blyth„ 400 najbogatszych Amerykanów posiada więcej aktywów niż 150 milionów najuboższych Amerykanów...(więcej)

http://naszeblogi.pl/58312-cala-finlandia-zostanie-poddana-lewackiemu-eksperymentowi

http://naszeblogi.pl/31724-wellings-korporacyjna-socjalistyczna-unia-nowy-faszyzm

http://naszeblogi.pl/35284-raport-europa-dwuklasowym-spoleczenstwem-socjalistycznym

http://naszeblogi.pl/32052-hayek-friedman-kolejnym-etapem-europy-totalitaryzm

Przypomnę tutaj słowa Kaczyńskiego”Warto być Polakiem dobrze zorganizowanym i wydajnym, ale nie traktowanym w pracy jak niewolnik. Bo już jesteśmy bardzo pracowici. Jest znamienne, że wedle danych OECD przeciętny Polak pracuje aż 2015 godzin w roku (pracowitsi są od nas Koreańczycy - 2074 godziny), a daleko za nami są uznawani za bardzo pracowitych Japończycy (1733 godziny), Niemcy (1309 godzin) czy Holendrzy (1288 godzin).”...” Nieprzypadkowo w rankingu Doing Business 2010, opisującym łatwość robienia interesów, Polska jest na 70. miejscu wśród badanych 183 krajów. Nieprzypadkowo Polska zajmuje niechlubne 164. miejsce pod względem radzenia sobie z pozwoleniami na budowę. Nic nie usprawiedliwia tego, by Polska była dopiero na121. miejscu w kategorii łatwości płacenia podatków. Tak jak nic nie usprawiedliwia 81. pozycjiPolski w kategorii "łatwość zamykania biznesu" czy 77. miejsca w kategorii "wprowadzania w życie kontraktów"...

http://naszeblogi.pl/32052-hayek-friedman-kolejnym-etapem-europy-totalitaryzm

http://naszeblogi.pl/43626-zachodnia-teoria-ekonomi-sluzy-interesom-lichwiarstwa

http://naszeblogi.pl/50523-bez-krwawej-rewolucji-usa-nie-stana-na-nogi

http://naszeblogi.pl/34951-rymkiewicz-chcecie-polacy-w-trumnie-zdechnac-z-europa

http://naszeblogi.pl/49494-pierwsze-symptomy-zdychania-ludnosci-wielkiej-brytanii

http://naszeblogi.pl/35162-brodner-przezywamy-ostatnie-dni-europy-zagraza-wolnosci-i-d
Mój komentarz Zachód zdycha . Jeszcze nie tak dawno lichwiarskie, lewackie media piały zachwyty nad zachodnim państwem opiekuńczym , zachodnim państwem dobrobytu. O raju na ziemi O tym ,że to koniec socjalizmu , najlepiej świadczy zwrot zachodnich goebbelsowskich mediów,które niczym u Orwella w jego proroczej książce „Rok 1984 „ zaprzestały nagle, całkowicie, powszechnie  używania tych obu zwrotów Europa to postępująca nędza. W Wielkiej Brytanii doszło już do takiego samego jak w Polsce barbarzyństwa . Pojawienie się niewolniczej warstwy biednych pracujących, czyli ludzi, którzy pracując na cały etat nie mogą pokryć rachunków. Następuje dalsza koncentracja własności w rękach rodów lichwiarzy i oligarchów. Postępuje proces wywłaszczania całych narodów. Cameron gotów jest na każde łajdactwo w tym obcięcie zasiłków również w stosunku do ledwo wiążących koniec z końcem Polaków , aby tylko przedłużyć agonie chorego , totalitarnego państwa opiekuńczego. Z reszta ,sam Cameron przyznaje że system totalitarnego „państwa dobrobytu „staje się niewydolny i bredzi coś o hamulcach bezpieczeństwa "hamulca bezpieczeństwa", który - po uruchomieniu za zgodą Rady Europejskiej - pozwalałby wprowadzić czteroletnie moratorium na wypłatę zasiłków społecznych dla imigrantów z innych krajów Unii Europejskiej, "gdy służby publiczne będą przeciążone lub gdy system opieki społecznej będzie nadmiernie wykorzystywany" ...(źródło )

Zastanówcie się państwo dlaczego do tej pory pod rządami kolaborantów w Polsce przez ostanie 10 lat nie pojawił się ani jeden reportaż o warunkach życia i warunkach pracy Polaków w Anglii , Większość z nich żyje z dnia na dzień . Mit by prysnął. Masa Polaków byłaby w ciężkim szoku . To samo dotyczy gigantycznego spadku stopu życiowej rdzennych Brytyjczyków. Warto ,że by powstał dokument opisujący jak pogrąża się w nędzy Wielka Brytania, Francja, Niemcy, USA . To powinno być lekcją dla nowego rządu , aby nie iść droga Blaira, Browna, Camerona, bo to droga do nikąd , a na jej końcu będzie tylko nędza , bieda i wymieranie całego narodu. To że biedni pracujący ciężko Polacy w Polsce ,dziki kolaborantom takim jak Tusk, żyją jeszcze gorzej niż ciężko pracujący Polacy w Anglii nie jest żadnym argumentem na obronę chorego brytyjskiego systemu społecznego. Bo proszę pamiętać ,że można bronic nędzy w Polsce ciesząc się ,że jest lepiej niż Korei Północnej Totalitarny system socjalistyczny pada , z roku na rok będzie gorzej . Bo to co dotknęło Zachód , a co w nowomowie lewackiej nazywa się kryzysem , to nie żaden kryzys , tylko upadek prymitywnego , przestarzałego , totalitarnego systemu społecznego , zwanego państwem dobrobytu, państwem opiekuńczym , społeczną gospodarką rynkową , socjalizmem , eurosocjalizmem Upadek w odróżnieniu od kryzys nie zatrzyma się, system się już nie podniesie. Jest coraz gorzej z roku na rok i będzie tylko coraz zgorzej i gorzej z  roku na rok. Gusła odczyniane w mediach przez lewactwo niczego nie zmienia, nie zatrzymają Zachodu na drodze do  gospodarczej i społecznej przepaści. Czy ktoś z Państwa widział w telewizji chiński film fabularny , którego akcja rozgrywa się w Szanghaju, Kantonie, Pekinie . A może jakiś reportaż o życiu Chińczyków w tych miastach. Czyżby nikogo nie interesowało jak się rozwija nowe imperium i jak żyją jego obywatele Czyży do tej pory media stosowały cenzurę prewencyjną? Bo ludzie zaczęliby dostrzegać ,że państwo dobrobytu to jeden wielki zdychający syf!

Marek Mojsiewicz

Program 500+. Łukasz Warzecha: co zrozumiał Orbán, a nie rozumie PiS "To wielki dzień dla wszystkich polskich rodzin" - powiedziała premier Szydło, ogłaszając przyjęcie przez rząd programu 500+. To duże nadużycie - żadnego powodu do radości nie mają rodziny z jednym dzieckiem, bo ich program nie obejmie, choć takie były pierwotne zapowiedzi PiS. Ostateczna konstrukcja przedsięwzięcia, a także wypowiedzi wicepremiera Morawieckiego, budzą natomiast wątpliwości, czy mamy faktycznie do czynienia z programem cywilizacyjnym - jak chciałaby partia rządząca - czy po prostu z kolejnym programem socjalnym, który na dodatek może się skończyć klapą - pisze Łukasz Warzecha dla Wirtualnej Polski. Polski rząd w sprawach socjalnych i społecznych wielokrotnie powoływał się na przykład Węgier, jednak w praktyce jego działania, a także deklaracje i wypowiedzi Mateusza Morawieckiego, głównego architekta polityki gospodarczej gabinetu Beaty Szydło, idą w inną stronę. Viktor Orbán od początku postawił w centrum nie najuboższych, ale klasę nazywaną na Węgrzech polgárok, czyli "mieszczanie" - a więc po prostu klasę średnią. To jej posłużyło wprowadzenie podatku liniowego (o stopie zaledwie 16 proc.), przed którym rząd PiS niezmiennie się wzdraga i który traktuje jako liberalne zło. Jednocześnie węgierski premier - podobnie jak każdy rozsądny konserwatywny polityk - zdawał sobie sprawę ze znaczenia demografii i konieczności prowadzenia polityki prorodzinnej. Realizuje ją jednak w inny sposób: poprzez odpowiednio sformatowane ulgi podatkowe. Ich konstrukcja jest taka, że począwszy od trojga dzieci wiele rodzin w zasadzie nie płaci podatku dochodowego, ponieważ odpis na każde dziecko od podstawy opodatkowania wynosi 206 tys. forintów miesięcznie, a więc rocznie przy trojgu dzieci sięga niemal 2,5 mln forintów, czyli aż 108 tys. zł! 500 złotych na dziecko. Czy politycy przyjmą pieniądze? Rząd PiS wybrał drogę rozdawnictwa, co z pewnością jest efektowne - miło dostać przelew na konto - ale zawsze mniej efektywne. W ogromnej części przypadków taka redystrybucja oznaczać bowiem będzie po prostu przerzucanie z kieszeni do kieszeni. Zamiast pozwolić części rodzin - przynajmniej tym płacącym wystarczająco wysokie podatki - po prostu zachować dodatkowe 500 zł na dziecko miesięcznie w kieszeni, rząd najpierw zabierze im te pół tysiąca w postaci opodatkowania, aby następnie im je wypłacić w ramach programu 500+. Ten absurd nie będzie się oczywiście odbywał bezkosztowo. Do obsługi takich przedsięwzięć zawsze potrzebni będą urzędnicy, komputery, systemy informatyczne - za które zapłacimy wszyscy. To jednak mniejszy problem niż odmienne podejście od tego zastosowanego na Węgrzech. Tam bowiem ulgi na dzieci dotyczą wszystkich - również rodzin z jednym dzieckiem, niezależnie od przychodów. Odpis jest wówczas mniejszy i wynosi 62 tys. forintów, czyli prawie 880 zł miesięcznie. A zatem rodzina z jednym dzieckiem odlicza rocznie od podstawy opodatkowania w przeliczeniu ok. 10 tys. zł. Taka sama polska rodzina nie zyskuje kompletnie nic na programie 500+ - przeciwnie, jest szansa, że w jakiś sposób na nim straci, bo przecież to przedsięwzięcie trzeba jakoś sfinansować. Koszty pośrednio obciążą wszystkich. Mało tego – nawet ze ściśle socjalnego punktu widzenia program w tej postaci jawi się jako absurdalny, ponieważ 500 złotych miesięcznie pobierze - i słusznie - zamożny notariusz z dwojgiem dzieci, ale nie pobierze kasjerka z hipermarketu z jednym dzieckiem, zarabiająca powyżej progu wyznaczonego przez program. I tu docieramy do istoty problemu. W zamierzeniu program 500+ miał być programem cywilizacyjnym, pokazującym całkowitą zmianę podejścia państwa do posiadania dzieci przez obywateli. Takie programy muszą opierać się na jednej żelaznej zasadzie: powinny na identycznych zasadach dotyczyć wszystkich bez wyjątków. Dokładnie tak jak węgierski program ulg podatkowych obejmuje wszystkich podatników. W przeciwnym razie zamieniają się w zwykły program socjalny. Zróżnicowanie jest złe między innymi dlatego, że stwarza ryzyko wywołania resentymentów. Rząd PiS tylko częściowo tego uniknął, rezygnując ostatecznie ze zróżnicowania obywateli kwalifikujących się do programu 500+ według kryterium zamożności. Jednak echa tych pomysłów pozostały w postaci kuriozalnej wypowiedzi wicepremiera Morawieckiego, apelującego, by bogatsi z programu nie korzystali. Te bardzo nieszczęśliwe słowa każą sądzić, że główny twórca polityki gospodarczej polskiego rządu uznaje jego naczelny projekt "cywilizacyjny" po prostu za kolejny program socjalny, mający jedynie wspomóc uboższych, a nie premiować u każdego posiadanie dzieci. Nie jest to, niestety, jedyna taka deklaracja wicepremiera. Pytany kilka tygodni temu o kwestię kwoty wolnej od podatku (obietnica Andrzeja Dudy z kampanii wyborczej, leżąca w Sejmie w postaci prezydenckiego projektu), oznajmił, że być może kwotą wolną powinni się cieszyć wyłącznie mniej zarabiający, a w ogóle nie powinna dotyczyć bogatych. Przy czym "bogaty" jest dla wicepremiera Morawieckiego ten, kto zarabia brutto 10 tys. złotych. Inaczej mówiąc, jako "bogatych" zdefiniował wicepremier ogromną część walczącej w Polsce o przetrwanie mizernej i tak klasy średniej, uznając, że nie należy jej się nawet kwota wolna. Bo choć dla ogromnej części Polaków pensja netto na poziomie 7 tys. to gigantyczne pieniądze, to jednak w większych miastach jest to wynagrodzenie średniego poziomu specjalistów, aspirujących właśnie do roli klasy średniej. Nawiasem mówiąc, jakąkolwiek próbę zróżnicowania kwoty wolnej w zależności od poziomu przychodów z pewnością zablokowałby Trybunał Konstytucyjny - gdyby działał normalnie i gdyby trafił do niego odpowiedni wniosek. Złośliwie można by powiedzieć, że wicepremier Morawiecki w swojej bankowej karierze zarobił już tyle (czego nie chciał ujawnić w oświadczeniu majątkowym), że nawet gdyby miał dziesięcioro, a nie czworo dzieci, nie musiałby korzystać ani z 500+, ani z kwoty wolnej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że o ile Viktor Orbán postanowił ze wszystkich sił wesprzeć i pomóc węgierskim polgárok, o tyle rząd PiS istnienia klasy średniej w ogóle nie dostrzega. Potwierdza to również dziwny taniec wokół projektu ustawy o pomocy frankowiczom - bo większość z nich należy do tej właśnie niemiłosiernie przez kolejne rządy dojonej grupy. Jaka będzie skuteczność programu 500+, będziemy mogli osądzić najwcześniej pod koniec obecnej kadencji Sejmu. Nie ma wątpliwości, że jest to program ambitny, a zarazem stanowiący pierwsze prawdziwe, nieudawane podejście do gigantycznego problemu demograficznego. Nie zmienia to faktu, że został oparty na fatalnej zasadzie rozdawnictwa publicznych pieniędzy, a zarazem nie jest programem uniwersalnym. To ostatnie oznacza, że jego konsekwencje mogą się okazać mniejsze niż zakładano. Dla wielu rodzin bowiem główną barierą psychologiczną jest decyzja o pierwszym, nie kolejnych dzieciach. Tej bariery rząd PiS nie pomaga przejść - odmiennie niż rząd Viktora Orbána. Trudno też nie zauważyć, że nowy rząd postawił na metodę najbardziej prymitywną: damy kasę i tak zachęcimy kobiety do rodzenia dzieci. Czy stało za tym jakieś solidne badanie, pokazujące, dlaczego w Polsce Polacy obawiają się mieć dzieci, a mieszkając choćby w Wielkiej Brytanii - nie? O żadnej takiej analizie nie słyszałem. Gdyby została jednak wykonana, mogłoby się okazać, że wcale nie chodzi o pieniądze, a w każdym razie nie przede wszystkim, ale o inne czynniki: dostępność miejsc w przedszkolach, życzliwość urzędników, możliwość dogadania się z pracodawcami (czemu sprzyjają elastyczność kodeksu pracy i niskie obciążenia przedsiębiorców), łatwość załatwiania formalności i - ogólnie sprawę ujmując - dobry i przyjazny stosunek państwa do obywateli. No, ale znacznie łatwiej zaordynować po 500 zł na dziecko (nie na każde) niż zabrać się za solidną reformę państwa. W tle pozostaje też wybór fundamentalny: czy rząd PiS chce być wyłącznie rządem najuboższych, najgorzej sytuowanych i pokrzywdzonych, których będzie wspierał kosztem średniaków (bo faktyczni najbogatsi zawsze znajdą sposoby i środki, żeby uchronić swoje pieniądze przed państwem), czy też pokaże w końcu, że dostrzega mizerną, nieustannie gnębioną i dojoną klasę średnią oraz rozumie, jak ważna jest dla dobrego funkcjonowania państwa i że trzeba jej rozwój wspierać ze wszystkich sił. Już dawno zrozumiał to Viktor Orbán. Jarosław Kaczyński nie wydawał się tego rozumieć nigdy. Czy zrozumie to Beata Szydło? Łukasz Warzecha

Janusz Korwin-Mikke: Rozbój na równej drodze Jak to był napisał 150 lat temu słynny historiozof śp. Aleksy de Tocqueville: "Demokracja w Ameryce przetrwa do czasu, gdy Kongres odkryje, że można przekupić ludzi ich własnymi pieniędzmi"... Jak to był napisał 150 lat temu słynny historiozof śp. Aleksy de Tocqueville: "Demokracja w Ameryce przetrwa do czasu, gdy Kongres odkryje, że można przekupić ludzi ich własnymi pieniędzmi". Do tej pory Jarosław Kaczyński był znany jako genialny taktyk. Wygrywał pozornie beznadziejne bitwy - i zaraz potem przegrywał całe wojny. Bo był marnym strategiem. Być może stał się również doskonałym strategiem - bo Jego pomysł 500+ jest po prostu genialny! Pozbiera się od ludzi po 700 zł - po cichutku - tu 10 gr od bułeczki, tu 50 gr od benzyny, tu 2 zł od wina, tu 60 gr od piwa - a potem większości ludzi da się po te 500 zł na dziecko. I teraz PiS ma zagwarantowane rządy do końca świata. Bo przekupieni tymi pięćsetkami ludzie będą głosować na PiS! Bo prawdą jest, że wiele z tych rodzin ma mało pieniędzy - i te 500 zł to dla nich bardzo ważne. Niestety! W wyniku zwiększenia cen bułeczek i wszystkiego te rodziny na tym stracą. Co zrobi PiS? Da po 500 zł na pierwsze, a po 1000 zł na drugie dziecko!!! Od tego bieda, oczywiście, wzrośnie - i co zrobią ci ludzie, przekonani, że żyją tylko z łaski PiS? Zażądają po 700 zł na pierwsze i 1200 zł na drugie i następne! Im bardziej od tego będzie rosła ogólna bieda - tym większe będą naciski, by tym biednym rodzinom dać więcej... No, bo jak 500 zł było "dobrą zmianą", to 600 zł jest jeszcze lepszą zmianą. No nie? Fachowo nazywa się to: "sprzężenie zwrotne dodatnie". Jak powiedział był założyciel i trzeci prezydent USA śp. Tomasz Jefferson: "Demokracja polega na tym, że 51 proc. ludzi zbiera się i rabuje pozostałych 49 proc. ludzi". To właśnie robią dzisiejsze państwa d***kratyczne. Dawniej herszt stawał o północy na rozstaju dróg i zbierał bandę, by rabować podróżnych na gościńcu. Dzięki wprowadzeniu d***kracji, czyli najgłupszego ustroju na świecie, dzisiejsi bandyci nie muszą się kryć!!! Skądże znowu!! Ogłaszają, że zbierają bandę - np. ludzi posiadających co najmniej dwójkę dzieci. I jeszcze drugą bandę - np. frankowiczów. Jeśli te dwie bandy mają łącznie w wyborach 51 proc., to bezlitośnie obrabowują pozostałych. Nie ma ŻADNEJ różnicy między bandytą, który rabował podróżnych - a biedną matką, która po to, by dostać 500 zł, głosowała na PiS. To znaczy jest różnica: herszt bandy czasami okazywał litość i po usłyszeniu modlitwy dzieci spędzał bandę precz z drogi, mówiąc ojcu: "Idźcie dalej bez trwogi". Tu nie ma żadnej litości. Jak kto nie zapłaci - pojawi się komornik w asyście uzbrojonego policjanta i zedrze z podatnika pieniądze. I zaniesie tej matce. Jak można być chrześcijaninem i głosować za czymś takim? Można. 80 lat życia w socjalizmie nauczyło ludzi, że bandytyzm, że odbieranie siłą jednemu, by dać drugiemu - jest czymś zupełnie normalnym. Ba, szlachetnym!I dzięki temu właśnie PiS dorwał się do władzy. JKM

3 lutego 2016 Przewodniczący Schetyna jawnie kwestionuje wyniki wyborów w Polsce

1. Przewodniczący Platformy Grzegorz Schetyna przed wczorajszym wyjazdem do Parlamentu Europejskiego zamieścił wpis na jednym z portali społecznościowych „Platforma wobec braku zaufania w UE do Prawa i Sprawiedliwości przejmuje obowiązek reprezentowania Polaków w PE”. Jest to jawne potwierdzenie tego, że Platforma nie pogodziła się z przegraną w ostatnich wyborach parlamentarnych i uważa, że to właśnie ona ma mandat do reprezentowania Polski na europejskich salonach. Schetyna i przewodniczący klubu PO w Sejmie Sławomir Neumann spotkali się wczoraj z przewodniczącym PE Martinem Schulzem i przywództwem EPL partii, do której należy Platforma i PSL z przesłaniem, że styczniowa debata w PE poświęcona Polsce, nie może zamknąć dyskusji na ten temat. Po spotkaniu z Schulzem na konferencji prasowej stwierdził, „że nie poddamy się PIS-owskiemu szantażowi, żeby nie rozmawiać w Europie o sprawach polskich”, a towarzyszący mu europoseł Janusz Lewandowski posunął się do insynuacji, „że rządzący będą psuli wizerunek Polski i rujnowali naszą pozycję w Europie, a my opozycja – będziemy go reperowali”.

2. Przypomnijmy, że niedawno na posiedzeniu Rady Europy w Strasburgu posłowie Platformy (między innymi Andrzej Halicki, Agnieszka Pomaska), głosowali za przeprowadzeniem na tym forum debaty o sytuacji w Polsce. Taką propozycję przedstawiło Biuro Zgromadzenia Narodowego ale mimo poparcia dla tego wniosku ze strony europejskiej chadecji (do której należy Platforma i PSL), nie udało się uzyskać 2/3 głosów i wniosek upadł. A więc Platformie mimo dużych starań (przeforsowała poparcie dla tego wniosku na forum Europejskiej Partii Ludowej do której należy), nie udało się wprowadzić debaty o sytuacji w Polsce, na agendę kolejnej instytucji europejskiej.

3. Przypomnimy także, że Platforma, która 2 tygodnie temu, poparła debatę o sprawach Polski w Parlamencie Europejskim, w wyniku takiego a nie innego jej przebiegu, poniosła spektakularną klęskę. Przyznawali to nawet najbardziej zagorzali jej zwolennicy czego chyba najdobitniejszym przykładem był wpis Waldemara Kuczyńskiego (byłego ministra w rządzie Tadeusza Mazowieckiego) na jednym z portali społecznościowych Platforma.org „Daliście ciała tchórzliwa bez klasy. Mówią, że nawet zwialiście z sali”. Kuczyński umieścił także kolejny wpis nie pozostawiający złudzeń „Mocne końcowe przemówienie B. Szydło. Wygrała, a tchórzliwa PO na łopatkach” na co Leszek Miller napisał na tym samym portalu „Waldemarze, co prawda, to prawda”. Generalnie w internecie dominuje narracja o klęsce Platformy w związku z debatą w PE poświęconą Polsce, a niektórzy komentatorzy posuwają się nawet do wpisów „że Platforma tak nie lubi Polski, że nawet pogrzeb urządziła sobie w Strasburgu”.

4. Mimo tej klęski nowy przewodniczący PO Grzegorz Schetyna forsuje kolejne debaty w PE z nadzieją, że w ten sposób Platforma wróci na drugie miejsce w sondażach i w ten sposób z powrotem będzie liderem opozycji wyprzedzając Nowoczesną Ryszarda Petru. Ale Petru też nie próżnuje, spotyka się co i rusz z szefem liberałów w PE Guy Verhofstadtem i także go inspiruje do zgłaszania kolejnych wniosków o debaty i rezolucje w sprawie Polski. Tak więc wojna pomiędzy dwoma partiami Platformą i Nowoczesną o przywództwo w opozycji, odbywa się bez żadnych zahamowań kosztem polskich interesów w Unii Europejskiej. Miejmy nadzieję, że Polacy to widzą i obydwa ugrupowania zamiast zyskiwać potencjalnych wyborców, będą ich jednak tracić. Kuźmiuk

Judeochrześcijanie w służbie grandziarza Kiedy jeszcze byłem redaktorem naczelnym „Najwyższego Czasu!”, regularnie dostawałem pismo okólne Fundacji Batorego, informujące, kto, za co i ile dostał od nich forsy. Był to znakomity przewodnik po życiu politycznym, a nawet – życiu społecznym III Rzeczypospolitej, bo te informacje pozwalały zrozumieć, dlaczego ten i ów ćwierka akurat z tego, a nie z żadnego innego klucza. Dotyczyło to zarówno Umiłowanych Przywódców, tak zwanych „świeckich”, jak i Umiłowanych Przywódców ze stanu duchownego, co pozwalało lepiej zrozumieć, dlaczego właściwie Judasz za 30 srebrników wydał Pana Jezusa Żydom. Przeliczenie 30 srebrników na dzisiejsze waluty nastręcza pewne trudności, chociaż oczywiście nie przekracza możliwości umysłu ludzkiego, ale nie o to przecież chodzi, za ile Umiłowani Przywódcy sprzedają czy to Pana Jezusa, czy kogokolwiek innego – bo ważniejsze jest przecież – że sprzedają. Warto oczywiście uzupełnić tę informację, że Fundacja Batorego futrowana jest pieniędzmi słynnego finansowego grandziarza, węgierskiego Żyda Jerzego Sorosa, przez wdzięcznych beneficjentów nazywanego „filantropem”. Oczywiście ta szlachetna nazwa jest niewłaściwa, bo grandziarz żadnym „filantropem” nie jest. To cwaniak, który futruje, zresztą bardzo oszczędnie, wyposzczonych, a wpływowych gołodupców w państwach Środkowej Europy, dzięki czemu za niewielkie pieniądze (Fundacja Batorego dostaje – o ile mi wiadomo – zaledwie milion dolarów, czyli ok. 4 mln złotych rocznie) – ale to wystarcza do przekupienia tubylczych Zasrancen i w ten sposób grandziarz ma nie tylko wywiadownię gospodarczą, ale i agenturę wpływu. Nie wiem, czy wszyscy zdają sobie sprawę, w co się pakują, ale trudno rozgrzeszać dorosłych ludzi, którzy myślą, że grubą forsę dostają za osobiste zalety. Wszelkie wątpliwości rozwiewa Helsińska Fundacja Praw Człowieka, kolaborująca z Agencją Praw Podstawowych w Wiedniu, czyi paneuropejskim gestapo, które monitoruje mniej wartościowe narodu tubylcze, czy się aby nie bisurmanią w sposób kolidujący z długofalowymi interesami diaspory żydowskiej. Dodajmy, że na czele zarządu Fundacji Batorego stoi Pierwszy Cadyk III Rzeczypospolitej Aleksander Smolar, potomek Hersza Smolara i Walentyny Najdus, co to w swoim czasie zmieniła profesję pod przemożnym wpływem Pantelejmona Ponomarienki. Warto dodać, że w zarządzie Fundacji Batorego od pewnego czasu zasiada pan Mirosław Czech ze Związku Ukraińców w Polsce, zdominowanego, jak wiadomo – podobnie jak Światowy Związek Ukraińców z siedzibą w Toronto – przez banderowców z najczarniejszymi podniebieniami. Nietrudno się domyślić, jaki interes ma finansowy grandziarz w dokooptowaniu pana Czecha do zarządu Fundacji Batorego. Wystarczy rzucić okiem na Ukrainę po przewrocie przeprowadzonym w 2014 roku, by zrozumieć, że to jest rodzaj Paradis Judeorum – bo żydostwu, kotwaszącemu się kiedyś w śmierdzących sztetlach, nawet w najśmielszych marzeniach nie przychodziło do głowy, że kiedyś, za pośrednictwem Arszenika, Kołomyjskiego, czy Poroszenki, będzie okupowało takie złote jabłko, jak Ukraina. Na razie swoim pasożytnictwem doprowadza ją do całkowitej katastrofy, jak zresztą wszystkie kraje opanowane przez żydostwo, ale nie o to w tej chwili chodzi. W polskim interesie państwowym leży wprawdzie istnienie Ukrainy, w dodatku skonfliktowanej z Rosją – ale bynajmniej nie mocarstwowej, tylko takiej, której istnienie zależy od polskie życzliwości, o którą Ukraina musi nieustannie zabiegać. Żydowska okupacja Ukrainy nie musi być tedy sprzeczna z polskimi interesami państwowymi, wszelako pod warunkiem, że nie pociąga za sobą nadmiernego ryzyka dla Polski. Niestety dotychczasowa polityka warszawskich władz, polegająca na żyrowaniu w ciemno wszystkiego, co łobuzeria (oni sami się tak w bezpośrednich rozmowach tytułują, więc nie wypada nam zaprzeczać) w Kijowie postanowi, więc tego idiotycznego postępowania nie można nawet nazwać żadną polityką. Jedynym wyjaśnieniem tej głupoty są finansowe subwencje z Fundacji Batorego i Instytutu Społeczeństwa Otwartego w Budapeszcie. Instytucje są niby dwie, ale zatrute źródło to samo – finansowy grandziarz, który najwyraźniej pod koniec ziemskiej egzystencji postanowił zostać mesjaszem bezcennego Izraela, darując mu żerowiska znacznie obfitsze od wyjedzonej przez kozy Ziemi Świętej. Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na przyczynę, dla której nie tylko rząd i pan prezydent Duda, który zadeklarował ukraińskim grandziarzom aż 4 miliardy złotych, żeby przez jakiś czas mieli sobie jeszcze z czego pokraść – bo tego nietrudno się domyślić; pan prezes Kaczyński w zamian za wciągnięcie przez Amerykanów PiS-u na listę „naszych sukinsynów” musi niestety się odwdzięczać – również kosztem polskich interesów państwowych - ale również na przyczyny, dla których judeochrześcijański portal „Fronda”, szkaluje zarówno prof. Bogusława Wolniewicza, jak i ks. Tadeusza Isakowicza Zaleskiego, jako „V kolumnę”, albo „agentów Putina”. Ponieważ w sytuacji, gdy pan Ziobro właśnie obejmuje urząd prokuratora generalnego, będąc zarazem ministrem sprawiedliwości, prawdopodobieństwo wymierzenia sprawiedliwości zarówno łobuzerii kierującej „Frondą”, jak i panu Kazimierzowi Wóycickiemu z wpływowej dzisiaj żydowskiej familii, który ośmielił się oskarżyć księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, że jest „agentem Putina”, w odległą przyszłość się oddala, nie ma chyba innej rady, jak potraktować łobuzów kijami. Zanim jednak ktoś się na to odważy, warto zwrócić uwagę na przyczyny, dla których grandziarz szczuje swoich psiaków, zarówno Żydziaków, jak i gojów – również z judeochrześcijańskiego portalu „Fronda” - na zimnego ruskiego czekistę Putina. W tym celu trzeba przypomnieć, co się działo w Rosji za prezydentury Jelcyna, za plecami którego Rosję okupowała żydowska szajka pod przewodnictwem Borysa Abramowicza Bieriezowskiego, Włodzimierza Gusińskiego i Michała Chodorkowskiego. Bieriezowski za komuny był nauczycielem akademickim z pensją 30 dolarów miesięcznie – a potem ni stąd ni zowąd zaczął kupować pola naftowe i tak dalej. Za co? Jedynym wyjaśnieniem tego fenomenu jest, że był „słupem” finansowego grandziarza, który za pomocą Instytutu Sorosa w Moskwie próbował stworzyć sobie sprawną agenturę, przy pomocy której mógłby okupować Rosję i w ten sposób dyktować warunki również Murzynkowi Bambo w Waszyngtonie. Taka, panie kombinacja. I kiedy wydawało się, że wszystko jest załatwione, naznaczony po ogłupiałym od wódki Jelcynie Putin, przechytrzył swoich żydowskich protektorów i wynalazców. Do Instytutu Sorosa wpuszczał jednego po drugim agentów GRU, a kiedy nie było tam już ani jednego normalnego człowieka, pewnej nocy „nieznani sprawcy” włamali się do siedziby, kradnąc twarde dyski z komputerów. Następnego ranka całe „społeczeństwo otwarte” leżało przed Putinem na biurku z rozłożonymi nogami – i to był koniec żydowskich „oligarchów” w Rosji. Bieriezowski uciekł do Anglii, gdzie próbował szczekać na Putina, ale Jack Straw, ówczesny minister spraw zagranicznych ostrzegł go, że jeszcze jedno słowo, a zostanie deportowany do Rosji, jako uciążliwy cudzoziemiec. W tej sytuacji nie pozostało mu nic innego, jak taktownie umrzeć – no i w 2013 roku umarł. Kierownicy judeochrześcijańskiego portalu „Fronda” ani myślą umierać – no bo jakże tu umierać, kiedy trzeba wykonywać zadania, zlecone na odcinku „judeochrześcijańskim”, to znaczy - dyskretnego współdziałania z żydowską gazetą dla Polaków pod redakcją pana red. Adama Michnika w kierunku urabiania katolickiej opinii w Polsce w kierunku pożądanym przez promotorów żydowskich interesów politycznych w naszym nieszczęśliwym kraju? Ten interes polega na doprowadzaniu mniej wartościowego narodu tubylczego do stanu bezbronności wobec Żydów, by ułatwić im zadanie ograbienia go pod pretekstem „roszczeń”. Co z tego będzie miała „Fronda” i pan red. Terlikowski – tego oczywiście nie wiem, bo ani Żydzi, ani on mi się nie zwierzają, ale wiedząc z doświadczenia, że Państwo Terlikowscy choćby z uwagi na wielodzietną familię, która wymaga zasilania finansowego (a z „filozofii” w dzisiejszych czasach wiele się nie uzbiera), nie robią niczego bezinteresownie - coś pewnie z tego będą musieli mieć, a w każdym razie – pewnie coś im na tę okoliczność obiecano. Przynajmniej częściowo tłumaczy to łajdactwa, jakich dopuszcza się łobuzeria publikująca na judeochrześcijańskim portalu „Fronda” - bo grandziarz wprawdzie płaci, ale i wymaga – ale oczywiście ich nie usprawiedliwia. Ponieważ pan red. Terlikowski i jego kolaboranci w wielu publikacjach na „Frondzie” informują o różnych aspektach działalności Szatana, w czynie społecznym chciałbym go ostrzec, że jeśli nadal będzie w ten sposób wysługiwał się grandziarzowi, to może dostać się do piekła, gdzie cały czas będzie bolało. Okrutny los nikogo nie oszczędzi, bo – jak przedstawił to podczas krakowskiego odczytu Stanisław Przybyszewski – phallus Szatana nie tylko jest zaopatrzony w haczyki w kształcie harpunów, ale w dodatku – jest zimny jak lód. Stanisław Michalkiewicz

Judeochrześcijanie w służbie grandziarza Kiedy jeszcze byłem redaktorem naczelnym „Najwyższego Czasu!”, regularnie dostawałem pismo okólne Fundacji Batorego, informujące, kto, za co i ile dostał od nich forsy. Był to znakomity przewodnik po życiu politycznym, a nawet – życiu społecznym III Rzeczypospolitej, bo te informacje pozwalały zrozumieć, dlaczego ten i ów ćwierka akurat z tego, a nie z żadnego innego klucza. Dotyczyło to zarówno Umiłowanych Przywódców, tak zwanych „świeckich”, jak i Umiłowanych Przywódców ze stanu duchownego, co pozwalało lepiej zrozumieć, dlaczego właściwie Judasz za 30 srebrników wydał Pana Jezusa Żydom. Przeliczenie 30 srebrników na dzisiejsze waluty nastręcza pewne trudności, chociaż oczywiście nie przekracza możliwości umysłu ludzkiego, ale nie o to przecież chodzi, za ile Umiłowani Przywódcy sprzedają czy to Pana Jezusa, czy kogokolwiek innego – bo ważniejsze jest przecież – że sprzedają. Warto oczywiście uzupełnić tę informację, że Fundacja Batorego futrowana jest pieniędzmi słynnego finansowego grandziarza, węgierskiego Żyda Jerzego Sorosa, przez wdzięcznych beneficjentów nazywanego „filantropem”. Oczywiście ta szlachetna nazwa jest niewłaściwa, bo grandziarz żadnym „filantropem” nie jest. To cwaniak, który futruje, zresztą bardzo oszczędnie, wyposzczonych, a wpływowych gołodupców w państwach Środkowej Europy, dzięki czemu za niewielkie pieniądze (Fundacja Batorego dostaje – o ile mi wiadomo – zaledwie milion dolarów, czyli ok. 4 mln złotych rocznie) – ale to wystarcza do przekupienia tubylczych Zasrancen i w ten sposób grandziarz ma nie tylko wywiadownię gospodarczą, ale i agenturę wpływu. Nie wiem, czy wszyscy zdają sobie sprawę, w co się pakują, ale trudno rozgrzeszać dorosłych ludzi, którzy myślą, że grubą forsę dostają za osobiste zalety. Wszelkie wątpliwości rozwiewa Helsińska Fundacja Praw Człowieka, kolaborująca z Agencją Praw Podstawowych w Wiedniu, czyi paneuropejskim gestapo, które monitoruje mniej wartościowe narodu tubylcze, czy się aby nie bisurmanią w sposób kolidujący z długofalowymi interesami diaspory żydowskiej. Dodajmy, że na czele zarządu Fundacji Batorego stoi Pierwszy Cadyk III Rzeczypospolitej Aleksander Smolar, potomek Hersza Smolara i Walentyny Najdus, co to w swoim czasie zmieniła profesję pod przemożnym wpływem Pantelejmona Ponomarienki. Warto dodać, że w zarządzie Fundacji Batorego od pewnego czasu zasiada pan Mirosław Czech ze Związku Ukraińców w Polsce, zdominowanego, jak wiadomo – podobnie jak Światowy Związek Ukraińców z siedzibą w Toronto – przez banderowców z najczarniejszymi podniebieniami. Nietrudno się domyślić, jaki interes ma finansowy grandziarz w dokooptowaniu pana Czecha do zarządu Fundacji Batorego. Wystarczy rzucić okiem na Ukrainę po przewrocie przeprowadzonym w 2014 roku, by zrozumieć, że to jest rodzaj Paradis Judeorum – bo żydostwu, kotwaszącemu się kiedyś w śmierdzących sztetlach, nawet w najśmielszych marzeniach nie przychodziło do głowy, że kiedyś, za pośrednictwem Arszenika, Kołomyjskiego, czy Poroszenki, będzie okupowało takie złote jabłko, jak Ukraina. Na razie swoim pasożytnictwem doprowadza ją do całkowitej katastrofy, jak zresztą wszystkie kraje opanowane przez żydostwo, ale nie o to w tej chwili chodzi. W polskim interesie państwowym leży wprawdzie istnienie Ukrainy, w dodatku skonfliktowanej z Rosją – ale bynajmniej nie mocarstwowej, tylko takiej, której istnienie zależy od polskie życzliwości, o którą Ukraina musi nieustannie zabiegać. Żydowska okupacja Ukrainy nie musi być tedy sprzeczna z polskimi interesami państwowymi, wszelako pod warunkiem, że nie pociąga za sobą nadmiernego ryzyka dla Polski. Niestety dotychczasowa polityka warszawskich władz, polegająca na żyrowaniu w ciemno wszystkiego, co łobuzeria (oni sami się tak w bezpośrednich rozmowach tytułują, więc nie wypada nam zaprzeczać) w Kijowie postanowi, więc tego idiotycznego postępowania nie można nawet nazwać żadną polityką. Jedynym wyjaśnieniem tej głupoty są finansowe subwencje z Fundacji Batorego i Instytutu Społeczeństwa Otwartego w Budapeszcie. Instytucje są niby dwie, ale zatrute źródło to samo – finansowy grandziarz, który najwyraźniej pod koniec ziemskiej egzystencji postanowił zostać mesjaszem bezcennego Izraela, darując mu żerowiska znacznie obfitsze od wyjedzonej przez kozy Ziemi Świętej. Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na przyczynę, dla której nie tylko rząd i pan prezydent Duda, który zadeklarował ukraińskim grandziarzom aż 4 miliardy złotych, żeby przez jakiś czas mieli sobie jeszcze z czego pokraść – bo tego nietrudno się domyślić; pan prezes Kaczyński w zamian za wciągnięcie przez Amerykanów PiS-u na listę „naszych sukinsynów” musi niestety się odwdzięczać – również kosztem polskich interesów państwowych - ale również na przyczyny, dla których judeochrześcijański portal „Fronda”, szkaluje zarówno prof. Bogusława Wolniewicza, jak i ks. Tadeusza Isakowicza Zaleskiego, jako „V kolumnę”, albo „agentów Putina”. Ponieważ w sytuacji, gdy pan Ziobro właśnie obejmuje urząd prokuratora generalnego, będąc zarazem ministrem sprawiedliwości, prawdopodobieństwo wymierzenia sprawiedliwości zarówno łobuzerii kierującej „Frondą”, jak i panu Kazimierzowi Wóycickiemu z wpływowej dzisiaj żydowskiej familii, który ośmielił się oskarżyć księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, że jest „agentem Putina”, w odległą przyszłość się oddala, nie ma chyba innej rady, jak potraktować łobuzów kijami. Zanim jednak ktoś się na to odważy, warto zwrócić uwagę na przyczyny, dla których grandziarz szczuje swoich psiaków, zarówno Żydziaków, jak i gojów – również z judeochrześcijańskiego portalu „Fronda” - na zimnego ruskiego czekistę Putina. W tym celu trzeba przypomnieć, co się działo w Rosji za prezydentury Jelcyna, za plecami którego Rosję okupowała żydowska szajka pod przewodnictwem Borysa Abramowicza Bieriezowskiego, Włodzimierza Gusińskiego i Michała Chodorkowskiego. Bieriezowski za komuny był nauczycielem akademickim z pensją 30 dolarów miesięcznie – a potem ni stąd ni zowąd zaczął kupować pola naftowe i tak dalej. Za co? Jedynym wyjaśnieniem tego fenomenu jest, że był „słupem” finansowego grandziarza, który za pomocą Instytutu Sorosa w Moskwie próbował stworzyć sobie sprawną agenturę, przy pomocy której mógłby okupować Rosję i w ten sposób dyktować warunki również Murzynkowi Bambo w Waszyngtonie. Taka, panie kombinacja. I kiedy wydawało się, że wszystko jest załatwione, naznaczony po ogłupiałym od wódki Jelcynie Putin, przechytrzył swoich żydowskich protektorów i wynalazców. Do Instytutu Sorosa wpuszczał jednego po drugim agentów GRU, a kiedy nie było tam już ani jednego normalnego człowieka, pewnej nocy „nieznani sprawcy” włamali się do siedziby, kradnąc twarde dyski z komputerów. Następnego ranka całe „społeczeństwo otwarte” leżało przed Putinem na biurku z rozłożonymi nogami – i to był koniec żydowskich „oligarchów” w Rosji. Bieriezowski uciekł do Anglii, gdzie próbował szczekać na Putina, ale Jack Straw, ówczesny minister spraw zagranicznych ostrzegł go, że jeszcze jedno słowo, a zostanie deportowany do Rosji, jako uciążliwy cudzoziemiec. W tej sytuacji nie pozostało mu nic innego, jak taktownie umrzeć – no i w 2013 roku umarł. Kierownicy judeochrześcijańskiego portalu „Fronda” ani myślą umierać – no bo jakże tu umierać, kiedy trzeba wykonywać zadania, zlecone na odcinku „judeochrześcijańskim”, to znaczy - dyskretnego współdziałania z żydowską gazetą dla Polaków pod redakcją pana red. Adama Michnika w kierunku urabiania katolickiej opinii w Polsce w kierunku pożądanym przez promotorów żydowskich interesów politycznych w naszym nieszczęśliwym kraju? Ten interes polega na doprowadzaniu mniej wartościowego narodu tubylczego do stanu bezbronności wobec Żydów, by ułatwić im zadanie ograbienia go pod pretekstem „roszczeń”. Co z tego będzie miała „Fronda” i pan red. Terlikowski – tego oczywiście nie wiem, bo ani Żydzi, ani on mi się nie zwierzają, ale wiedząc z doświadczenia, że Państwo Terlikowscy choćby z uwagi na wielodzietną familię, która wymaga zasilania finansowego (a z „filozofii” w dzisiejszych czasach wiele się nie uzbiera), nie robią niczego bezinteresownie - coś pewnie z tego będą musieli mieć, a w każdym razie – pewnie coś im na tę okoliczność obiecano. Przynajmniej częściowo tłumaczy to łajdactwa, jakich dopuszcza się łobuzeria publikująca na judeochrześcijańskim portalu „Fronda” - bo grandziarz wprawdzie płaci, ale i wymaga – ale oczywiście ich nie usprawiedliwia. Ponieważ pan red. Terlikowski i jego kolaboranci w wielu publikacjach na „Frondzie” informują o różnych aspektach działalności Szatana, w czynie społecznym chciałbym go ostrzec, że jeśli nadal będzie w ten sposób wysługiwał się grandziarzowi, to może dostać się do piekła, gdzie cały czas będzie bolało. Okrutny los nikogo nie oszczędzi, bo – jak przedstawił to podczas krakowskiego odczytu Stanisław Przybyszewski – phallus Szatana nie tylko jest zaopatrzony w haczyki w kształcie harpunów, ale w dodatku – jest zimny jak lód. Stanisław Michalkiewicz

4 lutego 2016 Opozycja po 8 latach rządzenia specjalizuje się w polityce prorodzinnej

1. Wczoraj w Sejmie odbyło się kilka konferencji prasowych głównie posłów Platformy i PSL-u, podczas których udowadniali, że oni lepiej przygotowaliby program wsparcia dla rodzin wielodzietnych. To zadziwiające, że po 8 latach rządzenia i przegraniu wyborów obecna opozycja przypomniała sobie o rodzinie i chce poprawiać program 500+ przygotowany przez rząd Beaty Szydło. Opozycja chce między innymi poszerzenia tego programu o każde dziecko wychowywane przez samotną matkę lub ojca, a także wydłużenia okresu wypłacania dodatku 500 zł dla dzieci powyżej 18 roku życia, pod warunkiem, że się uczą.

2. Przypomnijmy tylko, że w połowie lipca poprzedniego roku ukazał się raport pokontrolny Najwyższej Izby Kontroli (kierowanej już przez wywodzącego się z Platformy Krzysztofa Kwiatkowskiego) dotyczący oceny polityki prorodzinnej prowadzonej przez rządy premierów Donalda Tuska i Ewy Kopacz. Raport był wręcz miażdżący dla rządzących i może dlatego został wtedy przemilczany przez media głównego nurtu. NIK podkreślił w nim, że Polska wydaje około 2% PKB (ponad 32 mld zł), na politykę prorodzinną, a więc niemal tyle ile na obronę narodową, ale w żaden zauważalny sposób nie przekłada się to ani wzrost liczby urodzeń, ani na rozwój kraju. NIK pisał, że wprawdzie wskaźnik dzietności poprawił nieznacznie w 2014 roku po wprowadzeniu rocznego urlopu macierzyńskiego ale już pierwsze 4 miesiące 2015 roku pokazały że liczba urodzeń jest o 1000 mniejsza niż rok temu, a zgonów było aż 13 tys. więcej niż urodzeń.

3. W ocenie NIK „państwo polskie nie wypracowało całościowej długofalowej polityki rodzinnej, koncentruje swoje działania na doraźnych rozwiązaniach, bez zapewnienia odpowiedniej koordynacji”. „Nie zostały określone ramy polityki rodzinnej, nie sprecyzowano jej celów i powiązanych z nimi działań. Brakuje również systemowej analizy osiąganych efektów w powiązaniu z ponoszonymi nakładami”. I dalej „polityka prorodzinna praktycznie nie istnieje, brakuje całościowego i strategicznego planowania działań na rzecz rodziny, a kolejne rozwiązania np. ulgi podatkowe, czy roczny urlop macierzyński mają charakter doraźnych akcji i nie poprawiają sytuacji w znaczący zauważalny sposób”. NIK ujawnił również, rzecz absolutnie skandaliczną z okresu rządu Donalda Tuska i pisze, że do 2012 roku wspieranie rodziny było jednym z 3 zadań priorytetowych w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa, ale w roku 2013 ten priorytet z planu usunięto, jednocześnie premier ogłosił ten właśnie rok, Rokiem Rodzin.

4. Przypominam ustalenia tego raportu NIK, żeby nie być posądzonym o stronniczość w ocenie tego co zrobił rząd PO-PSL dla polskich rodzin, bo teraz liderzy Platformy i PSL-u stają przed kamerami i mikrofonami i bez mrugnięcia okiem atakują sztandarowy program polityki prorodzinnej 500+ rządu Beaty Szydło. Zresztą obecna opozycja od początku próbuje sypać piach w tryby tego programu. Najpierw rozpowszechniano informacje, że rząd Prawa i Sprawiedliwości nie będzie realizował tej zapowiedzi z kampanii wyborczej, później że wprowadzi w odniesieniu do wszystkich dzieci próg dochodowy, wreszcie jak projekt już ujrzał światło dzienne i nie można było kłamać w żywe oczy, twierdzono, że w budżecie nie ma na ten cel pieniędzy. Nawet wtedy kiedy minister Szałamacha zaprezentował projekt budżetu na 2016 rok, w którym zawarte są wydatki na ten cel w wysokości 17 mld zł, kwestionowano realność realizacji tego programu. Teraz kiedy zaledwie po 2,5 miesiącach od powstania rządu Beaty Szydło projekt ustawy 500+ znalazł się w Sejmie, opozycja występuje z propozycjami, które w znaczący sposób zwiększyłyby jego koszty (przynajmniej o kilka miliardów złotych). I robi to bez żadnych zahamowań, choć raport NIK dla polityki prorodzinnej realizowanej przez rząd PO-PSL jest dosłownie miażdżący. Kuźmiuk

Migalskiemu odbiło że Kaczyński podporządkuje się Putinowi Marek Migalski „ Wydarzenia popchną Polskę ku Rosji”....”Dynamika wydarzeń może sprawić, że Warszawa zbliży się do Kremla. „...”Jarosław Kaczyński nie jest Putinem. Ale jego polityka może wepchnąć Polskę w objęcia Rosji „...”Nie, Jarosław Kaczyński to nie Władimir Putin. Nie zabija swoich politycznych przeciwników, nie grozi sąsiadom wojną, nie wywodzi się ze służb specjalnych. Ale czyż nie jest prawdą, że wizja państwa (nie praktyka) rosyjskiego prezydenta jest bliższa sercu prezesa PiS niż wizja np. byłego premiera Belgii, lidera liberałów w Parlamencie Europejskim Guya Verhofstadta? „...”eśli przypatrzymy się bliżej (i bez zbędnych złośliwości) temu, jak Kaczyński chciałby zaprojektować swój kraj, to rysowanie pewnych podobieństw z rosyjskim satrapą nie jest zupełnie pozbawione sensu. Budowanie silnej wspólnoty narodowej, walka o utrwalenie dumy z historii (z równoczesnym negowaniem jej ciemnych stron), wykorzystywanie religii do celów politycznych, niechęć do zachodnich „ideologicznych nowinek", zamiłowanie do używania do celów politycznych służb specjalnych, wola podporządkowania mediów oraz brak zrozumienia dla inaczej myślących, posługiwanie się w retoryce pojęciem zdrady narodowej na etykietowanie swych oponentów – wszystko to łączy prezesa PiS i lokatora Kremla. „...”Także i to, że obaj politycy za nic mają zasadę „checks and balances" charakterystyczną dla liberalnych demokracji, i z uporem niszczą wszelkie instytucje, które kontrolują władztwo polityczne rządzących, tak by wola i sprawstwo ośrodka decyzyjnego nie były w żaden sposób ograniczane. „...”Nikt nikogo nie wsadza do więzienia, przeciwnicy rządu nie są mordowani w okolicach Belwederu, a sam Kaczyński nie ma zapewne planów odebrania Czechom Zaolzia. Ale jego paradygmat ideowy bliższy jest właśnie Putinowi niż wspomnianemu na początku Verhofstadtowi. Bliższy, co nie znaczy tożsamy, warto o tym pamiętać. „...”Gdyby Unia Europejska miała rozszczepiać się według tego wzorca (skrajny permisywizm versus skrajny rygoryzm), to wówczas PiS nie pozostawało by nic innego, jak opowiedzieć się po stronie tego drugiego. Bo to jego bajka, jego narracja, jego paradygmat ideowy. Jeśli procesy polityczne miałyby iść właśnie w tym kierunku, ostrej polaryzacji ideowej i „zderzenia myślowych cywilizacji", oznaczałoby to, że Polska pod rządami obecnej ekipy musiałby stanąć po stronie najsilniejszego z rygorystycznych (konserwatywnych?) graczy, czyli po stronie Moskwy. Na szczęście dla nas Europa to nie tylko były belgijski premier czy też lewicowi działacze w stylu Gabi Zimmer. To także umiarkowana prawica i umiarkowana lewica. W tej pierwszej może znaleźć się PiS.”...”Wygrana przez Beatę Szydło debata w Parlamencie Europejskim przesłoniła jeden przykry fakt – Polski bronili prawie wyłącznie najbardziej skrajni, nacjonalistyczni, a czasami wprost faszyzujący eurodeputowani (którym notabene polska premier ochoczo klaskała, chyba nie zdając sobie sprawy, kim są ci uroczy panowie stający po jej stronie). Co zresztą ciekawe, prawie wszyscy z nich są nie tylko antyunijni, ale także skrajnie... prokremlowscy. To powinno nas zastanowić – jeśli w Unii największych przyjaciół rząd PiS znajduje wśród prorosyjskich sił, a jego najbliższym sojusznikiem w Europie jest niebojący się romansować z Moskwą Victor Orbán, to chyba dotykamy czegoś ważnego. A mianowicie tego, że dynamika procesów politycznych może pchnąć nasz kraj do bliższego sojuszu z Putinem! Powtórzę – nie zamiar Kaczyńskiego, nie obmyślony wcześniej plan, ale właśnie dynamika procesu politycznego.”...”Jeśli bowiem krytyka ze strony Brukseli będzie się nasilać, jeśli w Europie pogłębiać się będzie izolacja Polski, jeśli rozszerzać swoje wpływy będzie tam lewicowy permisywizm, to może dojść do naturalnego zbliżenia Warszawy i Moskwy. „...”Brzmi to jak political fiction, zwłaszcza w kontekście dotychczasowej retoryki Kaczyńskiego oraz poglądów wielu z jego wyborców (także w kontekście skrajnie antyrosyjskiego „exposé" ministra Waszczykowskiego z zeszłego tygodnia). Ale po pierwsze, prezes PiS nieraz już zmieniał swoją retorykę i dostosowywał ją do aktualnie niezbędnych potrzeb, a po drugie, jego wyborcy (oraz politycy jego partii) są już tak przez niego wyćwiczeni w podążaniu za nim, że nie byłoby wielkich problemów w wytłumaczeniu im, że sojusz z Rosją jest tym, czego Polska potrzebuje, by wstać z kolan. Tak więc konieczność zmiany poglądów i taktyki nie byłaby tym, co zniechęciłoby prezesa PiS oraz jego elektorat do takiej zmiany stosunku do Moskwy.”...”Zresztą tylko Kaczyński właśnie byłby tym, który mógłby przestawić wektory polskiej polityki zagranicznej z Zachodu na Wschód. Nikt inny. Każdy, kto próbowałby czegoś takiego, byłby od razu okrzyknięty przez samego prezesa oraz jego medialnych pałkarzy zdrajcą narodu – wszak nawet zmiana polityki z „jagiellońskiej" na „piastowską" była opisywana przez PiS w tych właśnie kategoriach. Czy zatem takie przestawienie wektorów jest możliwe? Czy Kaczyński może zaprowadzić nas na Wschód? Dzisiaj jest to mało prawdopodobne, ale – jak pisałem na początku – jego paradygmat ideowy bliższy jest Putinowskiemu niźli temu, który stanowi dziś o europejskim mainstreamie (w przyszłości, wraz z radosnym pochodem postępu w UE, ten dystans może się jeszcze bardziej pogłębiać). Musi zastanawiać także łatwość, z jaką Orlen, pod nowym już kierownictwem, podpisał nowy kontrakt z Rosjanami (nie wyobrażam sobie, by prezes Jasiński nie uzyskał na to zgody z Nowogrodzkiej). Zwraca też uwagę to, jak media rosyjskie (kontrolowane przecież przez Kreml) życzliwie opisują nowy polski rząd. Po dojściu do władzy PiS stosunki na linii Warszawa–Moskwa wcale się nie pogorszyły. Ma się nawet wrażenie, że nieco się ociepliły. Jakby obie strony dawały sobie czas i szansę na zbudowanie relacji zupełnie innych niż wszyscy się spodziewali.”...”Nie, prezes PiS nie jest Putinem. Ale jego myślenie o państwie, o narodzie, o Europie, o nowoczesności w jej obecnej postaci, o religii i tradycji oraz o naturze stosunków międzynarodowych jest iście putinowskie. To może, choć nie musi, spowodować zbliżenie obu tych polityków i obu krajów. „...”Nie oznacza to, że taki jest plan w głowie Kaczyńskiego, ale wydaje się, że nie wyklucza on takiego zwrotu w polityce zagranicznej Rzeczypospolitej. Choćby z tego powodu, że tylko on mógłby czegoś takiego dokonać. Nie narodowcy, nie Korwin-Mikke i nie Kukiz (a już na pewno nie PO czy Nowoczesna).W Europie najbardziej prorosyjskimi siłami są partie prawicowe i to one dążą do zbliżenia z Kremlem. Dlaczego w Polsce miałoby być inaczej?”...(źródło )

Lech Kaczyński „Jaka to koncepcja? Federacyjna?”.....”większość z tych krajów znajduje się na terenie dawnej Rzeczypospolitej.”.....”To Rosjanie się tego boją.Przez swoich przyjaciół w Unii Europejskiej pytali mnie, czy przypadkiem nie chcę odbudowywać takiego wielonarodowego tworu.” ….

http://naszeblogi.pl/38067-wywiad-lecha-kaczynskiego-o-odbudowie-i-rzeczpospolitej 

Kto stoi za Ryszardem Petru? Verhofstad promował lidera Nowoczesnej w czasie, gdy większość Polaków nie wiedziała, kim jest Petru”...”Grube ryby z Brukseli mają w Polsce własnych żołnierzy. Guy Verhofstadt, najbardziej agresywny wobec Polski unijny polityk, już w lipcu agitował na rzecz Nowoczesnej i osobiście wspierał Ryszarda Petru. Czyżby „niezależna” opozycja była dziełem unijnych graczy? – pyta Marzena Nykiel w artykule „Kto stoi za Ryszardem Petru” na łamach nowego numeru „ABC”. „...”Skandaliczne pohukiwania Martina Schulza zostały szybko spacyfikowane, dlatego z unijnych szeregów wysunięto kolejnego poważnego gracza. Były premier Belgii Guy Verhofstadt ruszył z misją specjalną. Wypisywał na Twitterze o putinizmie nad Wisłą, szarżował aroganckimi wobec Polski wypowiedziami podczas debaty w PE, wygrażał pięścią, gdy premier Beata Szydło nie pozwoliła mu zapędzić się w kozi róg. Ostatecznie zabiegał o podjęcie rezolucji w sprawie Polski. Kim jest ten bezstronny polityk, i dlaczego tak dalece troszczy się o polską demokrację? – na to pytanie odpowiadać mogą poniekąd zaskakująco bliskie relacje Belga z polskim politykiem – Ryszardem Petru. Okazuje się, że doskonałe stosunki, jakie Verhofstadt utrzymuje z Ryszardem Petru oraz z ludźmi Platformy czy KOD-u, nie są przypadkowe. Verhofstad promował lidera Nowoczesnej już w czasie, gdy większość Polaków nie wiedziała, kim jest Petru. W lipcu 2015 r. wypowiadał się o nim z wielką życzliwością, twierdząc że Nowoczesna odniesie sukces w najbliższych wyborach.Byłem zaintrygowany, kiedy po raz pierwszy usłyszałem od Ryszarda o planie zbudowania nowej, centrowej reformatorskiej siły politycznej w Polsce. (…) Sądzę, że wasze dążenia są absolutnie kluczowe. Są niezbędne dla przyszłości Polski, jak również Unii Europejskiej. Polska potrzebuje politycznej siły z odwagą do podjęcia bardzo potrzebnych reform, do wzmocnienia praworządności, unowocześnienia sądownictwa…— przekonywał Verhofstadt, twierdząc, że Polsce brakuje nowoczesnej siły politycznej, ponieważ Platforma stała się niewydolna – czytamy na łamach „ABC”. Pozostaje jeszcze pytanie, kto stoi za Verhofstadtem. Polityk, który tak zapalczywie atakuje Polskę i płonie niechęcią do nowego rządu Polski, utrzymuje bliskie stosunki ze światem biznesu. Jest członkiem rady nadzorczej firmy EXMAR, zajmującej się transportem morskim i energetyką, która podpisała poważną umowę z Gazpromem. To niejedyna aktywność biznesowa byłego premiera Belgii”...(źródło )

„Die Welt: Ten dyktator jest wzorem dla Kaczyńskiego”...”Bohater wojenny, dyktator i wzór Jarosława Kaczyńskiego, silnego lidera konserwatywnej partii narodowej w Polsce. Jak donosi niemiecki dziennik „Die Welt" model rządów prezesa PIS łudząco przypomina system władzy, jaki obrał sobie generał Józef Piłsudski. „...”„Przed kilkoma laty Jarosław Kaczyński spytany o polityczny wzór do naśladowania odpowiadał: Józef Piłsudski. Teraz, w kontekście ostatnich wydarzeń, jakie mają miejsce w Polsce odpowiedź ta budzi zupełnie inne konotacje” - czytamy w dzienniku. „...”Zdaniem niemieckiego dziennikarza i autora artykułu, Bertholda Seewalda Kaczyński obrał podobny model władzy, co popularny bohater wojenny. „...”„Jego „wielkie prace legislacyjne", działania, retoryka spowodowały, że PIS wraz z wygranymi w wyborami parlamentarnymi zmienił krajobraz polskiej polityki” - czytamy w artykule „...”Po wybuchu I wojny światowej Piłsudski był jednym z tych, którzy jako głównego przeciwnika Polski widzieli Rosję. Głośno mówił o demokracji. W 1926 przeprowadził zamach stanu. W oparciu o swój prestiż ustanowił system, który nazwano „dyktaturą moralną". Piłsudski tak, jak dziś Kaczyński chciał obsadzić swoimi wiernymi współpracownikami kluczowe stanowiska władzy.  „..” „Nawet polityka zagraniczna Piłsudskiego przypomina tą, którą uprawia lider Prawa i Sprawiedliwości” - czytamy w artykule. „...”Pierwszy Marszałek opracował na początku lat 30 pomysł „Międzymorza". Zakładał on utworzenie federacji państw Europy Środkowej i Wschodniej. docelowo miał do niego należeć obszar między morzami Adriatyckim, Bałtyckim, a Czarnym. (Polska, Lutwa, Łotwa, Estonia, Białoruś, Ukraina, Czechosłowacja, Węgry, Rumunia, Jugosławia). Zdaniem Piłsudskiego Międzymorze miało pozwolić uniknąć tym państwom dominacji ze strony Niemiec czy też Rosji. To zdaniem niemieckiego dziennikarza łudząco przypomina projekt federacji Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego, jako przeciwwagę dla Rosji, jaką promuje Kaczyński.  „...”Według Bertholda Seewalda tylko w jednym punkcie lider PIS różni się od Piłsudskiego. Chodzi o religię. Dla marszałka była raczej obojętna. Dla Jarosława Kaczyńskiego jest z kolei kluczem do władzy.  „...(więcej )

Rosyjska stacja telewizyjna NTV, odnosząc się do manifestacji na Ukrainie, podała, że za protestami na Ukrainie stoją Stany Zjednoczone, a Polska i Litwa dbają o ich interesy geopolityczne. „....”"Polska chce wrócić do tego, co było czterysta lat temu, kiedy istniała Rzeczpospolita,a Ukraina była polską kolonią" - powiedział przytoczony przez stację telewizyjną NTV rosyjski politolog Siergiej Markow.Zdaniem S. Markowa porozumienie Ukrainy i Unii Europejskiej jest korzystne przede wszystkim dla Polski. "Właśnie Polacy są głównymi animatorami umowy. Polskie elity marzą o tym, by Polska wewnątrz Unii Europejskiej znalazła się na jednej płaszczyźnie z Francją i Niemcami. Polacy chcą ustanowić kontrolę nad terytorium Ukrainy, zdobyć kontrolę nad ukraińską gospodarką" - powiedział politolog. „.....” Dlaczego jednak ukraiński protest oficjalnie popierają i nieoficjalnie sponsorują Stany Zjednoczone? Dlaczego swoich delegatów na Majdan wysyłają najbliżsi sojusznicy USA w Europie - Litwa i Polska?" - pytali dziennikarze w reportażu NTV. „.....”"Istnieje poważne podejrzenie, że wielu na Zachodzie postępuje zgodnie z zaleceniem Zbigniewa Brzezińskiego, który wciąż żyje i niezmiennie powtarza, że najważniejsze jest oderwanie Ukrainy od Rosji, bo dzięki temu nastąpi krach Rosji" - przytoczyła komentarz rosyjskiego politologa Siergieja Michjejewa stacja NTV.” ..(więcej )

Die Welt: Ten dyktator jest wzorem dla Kaczyńskiego”...”Bohater wojenny, dyktator i wzór Jarosława Kaczyńskiego, silnego lidera konserwatywnej partii narodowej w Polsce. Jak donosi niemiecki dziennik „Die Welt" model rządów prezesa PIS łudząco przypomina system władzy, jaki obrał sobie generał Józef Piłsudski.”..”„Nawet polityka zagraniczna Piłsudskiego przypomina tą, którą uprawia lider Prawa i Sprawiedliwości” - czytamy w artykule. „...”Pierwszy Marszałek opracował na początku lat 30 pomysł „Międzymorza". Zakładał on utworzenie federacji państw Europy Środkowej i Wschodniej. docelowo miał do niego należeć obszar między morzami Adriatyckim, Bałtyckim, a Czarnym. (Polska, Lutwa, Łotwa, Estonia, Białoruś, Ukraina, Czechosłowacja, Węgry, Rumunia, Jugosławia). Zdaniem Piłsudskiego Międzymorze miało pozwolić uniknąć tym państwom dominacji ze strony Niemiec czy też Rosji. To zdaniem niemieckiego dziennikarza łudząco przypomina projekt federacji Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego, jako przeciwwagę dla Rosji, jaką promuje Kaczyński.  „...”Według Bertholda Seewalda tylko w jednym punkcie lider PIS różni się od Piłsudskiego. Chodzi o religię. Dla marszałka była raczej obojętna. Dla Jarosława Kaczyńskiego jest z kolei kluczem do władzy. „...(więcej )

Darek Matecki „Prezydent Duda do Chorwatów: „Wywodzimy się z tej samej rodziny! Polaków i Chorwatów wzajemnie przyciąga swoiste pokrewieństwo duszy”...” Jestem niezmiernie szczęśliwy, że mogę być gospodarzem tego spotkania. Jestem niezmiernie szczęśliwy, że mogę gościć tu, w Warszawie, w Pałacu Prezydenckim Parę Prezydencką Republiki Chorwacji, Panią Prezydent Kolindę Grabar-Kitarović wraz z Małżonkiem”...”Bo jeśli sięgniemy do historii, jeżeli sięgniemy do legend to możemy w tych dawnych, dawnych odczytać, że na terenach, z których ja pochodzę, dzisiejszej Małopolski, mieszkali Chorwaci. Niektórzy dziejopisowie twierdzą, że Chorwaci, a przynajmniej część z nich, opuściła kiedyś tereny dzisiejszej Polski i przeniosła się na tereny dzisiejszej Chorwacji na zaproszenie cesarza bizantyjskiego, aby bronić granic Bizancjum. Inni twierdzą, że Chorwaci z czasem nazwali się Polanami, Wiślanami. Krótko mówiąc, jeżeli spojrzymy na to, to wszyscy wywodzimy się z tej samej rodziny. Jeśli doda się do tego, że jak twierdzą historycy chrześcijaństwa, pierwszy polski biskup, Jordan, urodził się w Zadarze, a polska ukochana królowa święta Jadwiga, odnowicielka Uniwersytetu Jagiellońskiego, miała drugie imię Draga, to chyba już nikt nie ma wątpliwości, jak bardzo głębokie i stare są te związki. Jest więc tak, że Polaków i Chorwatów wzajemnie przyciąga swoiste pokrewieństwo duszy.”...”Zresztą Pani Prezydent miała dzisiaj możliwość wysłuchania tego, jak przedstawiciel polskiego biznesu wychwalał warunki prowadzenia działalności w Chorwacji. Biznesu, który właśnie w tym formacie współpracy ABC ma charakter strategiczny, albowiem chodzi o biznes portowy. A właśnie transport i tworzenie szlaków handlowych i infrastruktury dla działalności biznesowej w przestrzeni północ-południe, między Morzem Bałtyckim a Adriatykiem i Morzem Czarnym, jest podstawowym celem wspomnianego formatu ABC.”...(źródło )

Profesor Chodakiewicz „Chaos w Davos „....”Znajomy Szwed, nie lewak, wolnościowiec, konserwatysta, właśnie wrócił z Davos, ze szczytu tolerancjonistycznych „władców świata,” załamał ręce, zresztą bez zdziwienia żadnego. Co za idioci, przecież to, co oni wymyślają, to kompletny debilizm, napisał w prywatnej korespondencji. I gospodarka, i migracje z Trzeciego Świata, i wrogość wobec wszystkich, którzy się z tym nie godzą. Znajomy jest zamożnym bywalcem konferencji międzynarodowych – od filantropii do przedsiębiorczości. O obecnej napisał: „to jest bezwzględnie najgorsza ze wszystkich na jakich kiedykolwiek w życiu byłem... Wygląda to jak spęd komunistycznej generalicji Paktu Warszawskiego ca. 1986 roku”. '...”Wewnątrz atmosfera oblężonej twierdzy. „Głównie zgryzota z powodu nowych sił politycznych, które są poza kontrolą zgromadzonych”. W związku z tym zabawa jak w komunistycznej psychuszce. „Wyimaginowani wrogowie polityczni, których naturalnie nie było na konferencji, tacy jak Trump, Le Pen, Kaczyński i Putin byli potępiani jako szaleńcy czy chorzy psychicznie – jak w podręczniku KGB-isty Jurija Andropowa” – dopisał znajomy. Jest charakterystyczne, że powszechne podejście do osób wyklętych przez tolerancjonistów jest nieracjonalne. Wystarczy podpaść tolerancjonistom, aby znaleźć się na liście osób, których poglądy nie podlegają racjonalnej analizie, a po prostu natychmiast poddane są obróbce mowy nienawiści. Co więcej, nie rozróżnia się między rozmaitymi postawami (no, bo gdzie Putin, a gdzie Kaczyński?) „...”Delegaci przerażeni są „niespodziewaną” niestabilnością geopolityczną: w Azji południowo-wschodniej, na Bliskim Wschodzie i w Europie środkowo-wschodniej. Narzekali, że hołubiony przez nich chiński dyktator Xi Jinping tyle wydaje na wojsko i policję, że zwolnił się wzrost gospodarczy. „...”ładcy świata – w obronie swych apanaży – myślą, że najlepiej pospekulować stopami procentowymi i dodrukować pieniędzy, stąd umizgi do amerykańskiego Federal Reserve (banku federalnego). Gadano (szczególnie Christine Lagarde) o konieczności zlikwidowania gotówki. Lud ma trzymać pieniądze w banku, aby Unia Europejska mogła w razie czego skonfiskować gotówkę jak w Grecji oraz aby mieć zasoby na kolejne bail out – wyciąganie z szamba chwiejących się gospodarek Francji, Włoch czy Hiszpanii. „..”W kuluarach martwiono się o reakcję ludu europejskiego na migrantów z Trzeciego Świata, chociaż nie kwestionowano słuszności dalszego ich ściągania. W tolerancjonistycznej dyktaturze przyjemności nie chce się nikomu mieć dzieci. Bowiem dzieci to obciążenie dla luzactwa i bariera dla „róbta co chceta”. W związku z tym w Unii Europejskiej katastrofa demograficzna. I brak rąk do pracy. Trzeba ciemnych, którymi można manipulować i którzy za każdą robotę się wezmą. A jak ciemni się samooświecą, tak jak to zrobił tubylczy lud, to należy ich zastąpić następnymi ciemnymi z Trzeciego Świata. To jest niezbędne, aby funkcjonował tolerancjonistyczny system socjalliberalny i dobrze mieli się władcy świata. Stąd zresztą ideologia tolerancjonizmu. Trzeba nowych niewolników, a więc trzeba być rzekomo otwartym na inne kultury. „Otwartość” tworzy milszą atmosferę dla niewolnych przybyszy. „...”Tutaj refleksja o Polsce, którą wysnuł Steve Sailer w konserwatywnym Taki’s Magazine. Polskę się nienawidzi w Brukseli (i na salonach tolerancjonistycznych Nowego Jorku i Hollywood), bowiem Polska jest homogeniczna kulturowo i narodowo. A naród daje sobie radę najlepiej, gdy ludzie są sobie podobni i współgrający. Stąd w Polsce nie trzeba dywersyfikacji („diversity”) a solidarności. Ponieważ Polacy w ostatnich wyborach postawili na solidarność, tolerancjoniści chcą z powrotem dywersyfikację. Sailer ma rację, a ja dodaję: w Europie nie było chyba bardziej różnorodnego etnicznie państwa niż nasza I Rzeczpospolita. Kultura obowiązująca była polska, łacińska, chrześcijańska. To było spoiwo, które trzymało polskość nie tylko u szczytu potęgi państwa, ale nawet po jego upadku. I postępowcy wytykali nam, że Polska upadła, bowiem nie była jednorodna, a była tyglem narodów. Kluczem do sukcesu miała być jednolitość, państwo narodowe – rozumiane jako etno-nacjonalistyczne. Tak jak Niemcy, Francja, Wielka Brytania. I przez cały XIX i XX w. suszono nam głowę, aby upodabniać się do innych. Teraz się zmieniło o 180 stopni. Możni tego świata, przez swoją brukselską tubę nawołują, aby wszystko od nowa się mieszało. Ma być dywersyfikacja i już. Bo nacjonalizm to wojny, przemoc, nietolerancja. Ale w Rzeczypospolitej nacjonalizm to przecież solidarność narodowa. Nie wszędzie jest tak jak w Berlinie, Paryżu czy Londynie. Po co zmieniać to, co stanowi o wielkiej, niezrealizowanej sile Polski. A chcą zmieniać tubylczy zwolennicy rewolucji i tolerancjonizmu. Stąd po 1989 r. stałe upokarzanie polskości, stąd patologie, którym naród się sprzeciwił w ostatnim głosowaniu. Stąd wściekłość na Polskę w Davos.   „..(źródło )

Friedman „ Polska będzie mocarstwem” ….” Po drugie Ameryka zdaje sobie sprawę, że w tym wypadku nie może polegać na Niemczech, bo tamtejsza gospodarka jest zbyt silnie powiązana z rosyjską. I po to Polska potrzebna jest Stanom”... Ale dzisiejsza Rosja to gracz jeszcze słabszy niż w 1991 r. I dlatego tak bardzo niepokoi ją rosnąca na znaczeniu Polska, która jest ósmą gospodarką Europy i rozwija swój potencjał militarny. Ma szansę powiększyć swój wpływ na Ukrainę i kraje bałtyckie.”...” Zachodnia Europa spędziła niemal pół wieku pozbawiona rzeczywistej suwerenności – polityka zagraniczna Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii nie była wcale w rękach rządów tych państw, lecz ich rosnącego w siłę protektora – Ameryki. Jedyną sferą wolności, w której miała wpływ, było wypracowywanie dobrobytu.”.... „Rosjanie się was obawiają, Amerykanie się z wami liczą, a wy nie zdejmujecie kostiumu ofiary, zupełnie jakbyście czekali, aż znowu wkroczy Wehrmach”...” Naprawdę kluczowe decyzje w Europie nie są podejmowane w Brukseli.”

http://naszeblogi.pl/38067-wywiad-lecha-kaczynskiego-o-odbudowie-i-rzeczpospolitej 
Ważne

http://naszeblogi.pl/59828-paniczny-strach-w-berlinie-ze-kaczynski-odbuduje-i-rzeczposp

Lech Kaczyński „Jaka to koncepcja? Federacyjna?”.....”większość z tych krajów znajduje się na terenie dawnej Rzeczypospolitej.”.....”To Rosjanie się tego boją.Przez swoich przyjaciół w Unii Europejskiej pytali mnie, czy przypadkiem nie chcę odbudowywać takiego wielonarodowego tworu.” ….

http://naszeblogi.pl/38067-wywiad-lecha-kaczynskiego-o-odbudowie-i-rzeczpospolitej 

Die Welt: Ten dyktator jest wzorem dla Kaczyńskiego”...”Bohater wojenny, dyktator i wzór Jarosława Kaczyńskiego, silnego lidera konserwatywnej partii narodowej w Polsce. Jak donosi niemiecki dziennik „Die Welt" model rządów prezesa PIS łudząco przypomina system władzy, jaki obrał sobie generał Józef Piłsudski.”..”„Nawet polityka zagraniczna Piłsudskiego przypomina tą, którą uprawia lider Prawa i Sprawiedliwości” - czytamy w artykule. „...”Pierwszy Marszałek opracował na początku lat 30 pomysł „Międzymorza". Zakładał on utworzenie federacji państw Europy Środkowej i Wschodniej. docelowo miał do niego należeć obszar między morzami Adriatyckim, Bałtyckim, a Czarnym. (Polska, Lutwa, Łotwa, Estonia, Białoruś, Ukraina, Czechosłowacja, Węgry, Rumunia, Jugosławia). Zdaniem Piłsudskiego Międzymorze miało pozwolić uniknąć tym państwom dominacji ze strony Niemiec czy też Rosji. To zdaniem niemieckiego dziennikarza łudząco przypomina projekt federacji Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego, jako przeciwwagę dla Rosji, jaką promuje Kaczyński.  „...”Według Bertholda Seewalda tylko w jednym punkcie lider PIS różni się od Piłsudskiego. Chodzi o religię. Dla marszałka była raczej obojętna. Dla Jarosława Kaczyńskiego jest z kolei kluczem do władzy. „...(więcej )

http://naszeblogi.pl/58823-duda-uzgodnil-z-chinami-budowe-polskiej-broni-atomowej
Mój komentarz Migalskiemu w jego niechęci do Kaczyńskiego całkowicie odbiło. Prostytuuje się stając w jednym szeregu ze Schetyną. Petru, Kijowskim . Nie ma co tutaj za bardzo komentować jego tekstu . Równie dobrze Migalski na podstawie tego ,że Kaczyński jest człowiekiem religijnym i przeciwnikiem politycznej poprawności mógłby twierdzić że wchodzi w sojusz z Państwem Islamskim. To nawet nie chodzi o to .że Kaczyńskiemu Putin zabił rodzinę. Chodzi o geostrategiczny konflikt interesów pomiędzy Rzeczpospolitą a imperium rosyjskim. Kaczyński dąży do zbudowani Międzymorza ,co jest śmiertelnym zagrożeniem dla Rosji. Duda pod kierunkiem Kaczyńskiego pracuje nad tym samym. Nad zjednoczeniem Słowian w ramach ABC. Adriatyku,Bałtyku. Czarnego Morza . Kuglarskie sztuczki Migalskiego pokazują jedno. Teraz wszyscy niczym marionetki staja przeciwko Kaczyńskiemu i Polsce . Nawet ci ,którzy wydawało się że są co najmniej neutralni . Chociażby Staniszkis, Bugaj. Marek Mojsiewicz

Jak robić politykę Jak to dobrze, że ludzie nie wiedzą, jak się robi politykę i parówki – zauważył pruski kanclerz Otto Bismarck. Niestety od tamtej pory wiele się zmieniło. Rozwinęła się demokracja, a w demokracji, jak to w demokracji – sporo zależy od masowych nastrojów, nad których wytwarzaniem trudzą się tajne służby, korzystając z pomocy konfidentów poprzebieranych za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu. Zgodnie z rozkazami oficerów prowadzących, ci konfidenci jednych polityków lansują, a innych znowu dołują. Ubocznym skutkiem tych wszystkich operacji jest jednak upowszechnienie wiedzy nie tyle może o robieniu polityki – bo to jest nadal osłonięte mgłą tajemnicy i to mgłą w najlepszym gatunku – co o jej demokratycznym kostiumie. Mnóstwo ludzi, utwierdzanych zresztą w tym mniemaniu przez niektórych politologów, jest przekonanych, że z tą całą demokracją, to wszystko naprawdę, a wszelkie próby przekazania informacji, w jaki sposób rzeczywiście robi się politykę, z pogardą odrzucają jako „teorie spiskowe”. Tymczasem historia świata to nic innego, jak niekończąca się opowieść o spiskach, które albo się udały, albo się nie udały – bo na szczęście nie wszystkie spiski się udają. W tej sytuacji odrzucanie ze wzgardą teorii spiskowych dowodzi karygodnego braku spostrzegawczości. Zamiast spostrzegawczości, do głosu coraz częściej dochodzi doktrynerstwo, które prowadzi do utraty kontaktu z rzeczywistością. O szkodliwości doktrynerstwa mogliśmy przekonać się na własne oczy przy okazji tak zwanych „uchodźców”. Najpierw doktrynerstwo sprawiło, że tysiące Niemców pozdrawiało muzułmańskich przybyszów słowami: „herzlich willkommen”, ale kiedy po sylwestrowych igraszkach zaczęło wracać poczucie rzeczywistości, coraz częściej słychać „Hande hoch!” Oczywiście bolesny powrót do rzeczywistości dopiero się rozpoczyna i nie wiadomo, czym się skończy, ale nawet na najdłuższej drodze trzeba przecież postawić pierwszy krok – a to z kolei jest możliwe dopiero wtedy, gdy wiemy, dokąd chcemy iść. Ale jeśli nawet społeczeństwa pogrążają się w bagnie doktrynerstwa, to w następstwie medialnego lansu i dołowania, wiedza o robieniu polityki coraz bardziej się rozszerza, ze wszystkimi tego skutkami, przede wszystkim - w postaci narastającego lekceważenia, a nawet pogardy wobec Umiłowanych Przywódców. Ale bo też jakże inaczej mają obywatele reagować na widok dyskusji, jaka odbyła się w Senacie nad uchwałą mającą upamiętnić 1050 rocznicę Chrztu Polski? Pani senator Barbara Zdrojewska z historii Polski zapamiętała tyle, że ten cały Mieszko, to pewnie był „zabijaka”, co to w dodatku „palił i gwałcił”. Podobnie oceniali Polaków bywalcy paryskiego salonu księżnej de Guise (de domo Cohn): „Polacy to nacjonaliści! Antysemici! To faszyści! A ten ich cały Konopniki, to pewnie jest watażka dziki, tak jak Pilsuki, co zdradziecko zaatakował powstający Kraj Rad młodziutki, prawie dziecko!” Tak w każdym razie przedstawił to Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie „Bania w Paryżu”. Pani senator Barbara Zdrojewska jest absolwentką kulturoznawstwa, które uważam za rodzaj wyższych studiów gotowania na gazie, więc nic dziwnego, że i wiadomości historyczne musiały docierać do niej w postaci szczątkowej. Nie o to jednak chodzi, by się tu z niej natrząsać, bo ten incydent stwarza dobrą okazję do zastanowienia się nad Senatem. Obecnie istnieje on wyłącznie z powodów socjalnych – by rozmaici polityczni ambicjonerzy mogli sobie podoić Rzeczpospolitą w tak zwanym majestacie prawa. Gdyby jednak zmodyfikować sposób wybierania senatorów, to Senat – nawet bez konieczności zmieniania jego konstytucyjnych kompetencji, mógłby spełnić pożyteczną rolę strażnika autonomii samorządu terytorialnego. Bierne prawo wyborcze można by pozostawić bez zmian; każdy mógłby kandydować do Senatu po osiągnięciu odpowiedniego wieku – natomiast ograniczyć czynne prawo wyborcze. Senatorów mogliby wybierać wyłącznie tak zwani obywatele kwalifikowani, to znaczy tacy, którzy sami pełnią funkcje publiczne z wyboru. Trzonem tego elektoratu byliby członkowie samorządu gminnego (bo przy okazji warto by zlikwidować fikcję w postaci samorządów powiatowych i wojewódzkich), a Senat wybierany przez takich wyborców, wiedziałby, czyjego interesu powinien pilnować. Nie ma zatem tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo chociaż przekonaliśmy się, iż polityka w Senacie, to dzisiaj zwykłe bęcwalstwo, jednak dzięki temu możemy spróbować to zmienić. Stanisław Michalkiewicz

5 lutego 2016 Projekt porozumienia z W. Brytanią czyni mało prawdopodobnym tzw. Brexit

1. Kilka dni temu pojawił się projekt porozumienia pomiędzy W. Brytanią i Radą Europejską, który najprawdopodobniej po dodatkowych negocjacjach zostanie przyjęty w połowie lutego na najbliższym posiedzeniu Rady. Odbywają się właśnie intensywne rozmowy premiera W. Brytanii Davida Camerona z przywódcami poszczególnych krajów członkowskich przy czym w centrum zainteresowania szefa brytyjskiego rządu znalazła się Polska. Wczoraj odbyło się spotkanie Camerona z premier Beatą Szydło w Londynie, z kolei dzisiaj do Polski przybywa Cameron i będzie rozmawiał zarówno z premier Szydło jak i prezydentem Andrzejem Dudą.

2. Cameron zabiegał o zmiany w prawie europejskim w 4 obszarach, wypracowania zasad współpracy pomiędzy krajami strefy euro, a krajami członkami UE, posługującymi się walutami narodowymi, wzmocnienia konkurencyjności, rynku wewnętrznego i ograniczenia ciężarów regulacyjnych, oraz zachowania suwerenności państw i zwiększenia roli ich parlamentów narodowych, wreszcie pomocy socjalnej dla imigrantów przybywających do W. Brytanii. Nie ulega wątpliwości, że 3 pierwsze postulaty Camerona adresowane do Rady leżą w dobrze pojętym polskim interesie więc starając się o zmiany w prawie europejskim premier W. Brytanii pracuje także dla naszego kraju. Wszystko wskazuje na to, że Polska będzie posługiwała własną walutą jeszcze przez długie lata, więc wynegocjowanie porozumienia, że tego typu kraje nie będą dyskryminowane przez rozwiązania przyjmowane dla krajów strefy euro jak najbardziej służy naszym interesom. Podobnie jest z dążeniem W. Brytanii do ograniczenia ciężarów regulacyjnych (nowe pomysły regulacyjne rodzą się w głowach tysięcy urzędników Komisji Europejskich bardzo często), co powinno służyć poprawie funkcjonowania rynku wewnętrznego UE, a tym samym wzmocnienia konkurencyjności poszczególnych gospodarek krajów członkowskich. Trzeci postulat Camerona zachowania suwerenności państw narodowych i zwiększenie roli parlamentów krajowych w unijnych decyzjach to także rozwiązanie służące polskim interesom. Kuźmiuk

Czy Kaczyński musi zlikwidować demokrację by ratować Polskę Tomasz Cukiernik „ Demokracja to łagodny wariant komunizmu”..”„W demokracji poziom wyzysku i wywłaszczania systematycznie wzrasta” – to jedno z wielu oryginalnych spostrzeżeń, jakimi karmi czytelnika prof. Hans Hermann Hoppe w swojej doskonałej książce „Krótka historia człowieka”. „..”Mianowicie twierdzi on m.in., że „demokracja nie ma nic wspólnego z wolnością. Jest to łagodny wariant komunizmu”, a „socjalizm nie jest wyższym modelem produkcji, lecz gospodarczym chaosem i powrotem do prymitywizmu”. Ponadto w demokracji „liczba wartościowych ludzi oraz wartościowych i produktywnych działań zostaje proporcjonalnie zredukowana, a liczba gorszych ludzi oraz nieproduktywnych zwyczajów, cech charakteru i zachowań wzrasta, z czego wynika ogólne zubożenie społeczeństwa i obniżenie standardów życia”. „...”W swojej książce Hans Herman Hoppe analizuje kolejne formy ustrojowe państw: arystokratyczny, naturalny ład społeczny, monarchia absolutna, monarchia konstytucyjna i demokracja z jej najgorszym rodzajem – plutokracją, udowadniając, że każda kolejna forma była gorsza od poprzedniej i skutkowała dalszym upadkiem cywilizacyjnym. Według Hoppego w państwie demokratycznym najpotężniejszymi i najbardziej wpływowymi ludźmi nie są politycy, lecz plutokraci. Plutokraci to ci bankierzy i wielcy biznesmeni, którzy zauważyli, że mogą znacznie zwiększyć swoje zyski poprzez wykorzystanie legislacyjnej lub redystrybucyjnej działalności państwa: „poprzez dotacje, albo poprzez zapewnienie państwowych kontraktów, albo poprzez uchwalanie praw, które chronią ich przed konkurencją”. Robią to poprzez „kupienie sobie zwykle dużo uboższych polityków albo bezpośrednio poprzez wręczanie im łapówek, albo pośrednio przez oferowanie im zatrudnienia po zakończeniu ich kariery politycznej na stanowiskach menadżerów, konsultantów lub lobbystów”. „...” Ponadto „istnienie i wzrost państwa, zwłaszcza w jego socjaldemokratycznej wersji, prowadzi do dwojakich skutków dysgenicznych. Po pierwsze, jednostki „ekonomicznie upośledzone” jako główni „klienci” państwa socjalnego produkują więcej potomstwa, a jednostki odnoszące sukcesy ekonomiczne mniej. Po drugie, ciągły wzrost pasożytniczego państwa, możliwy dzięki rozwojowi gospodarki, systematycznie wpływa na warunki decydujące o sukcesie ekonomicznym jednostek. Sukces ekonomiczny staje się coraz bardziej zależny od polityki i talentów politycznych, czyli zdolności wykorzystywania instytucji państwa do wzbogacenia się kosztem innych. W efekcie jakość populacji, zamiast wzrastać, stopniowo się obniża”.Prof. Hoppe pisze brutalnie, że „selekcja rządzących państwem w drodze wyborów zasadniczo uniemożliwia przyzwoitym i nieszkodliwym osobom dostanie się na szczyt. Prezydenci i premierzy zdobywają swą pozycję (…) dzięki zdolnościom demagogicznym i brakowi moralnych zahamowań. Stąd demokracja właściwie gwarantuje, że na szczyty władzy dotrą tylko najbardziej niebezpieczni i zdegenerowani ludzie”. Poza politykami i plutokratami Hoppe nie oszczędza przede wszystkim urzędników: „funkcjonariusze państwowi (…) mają możliwość finansowania lub subsydiowania swych działań z podatków”...(źródło )

„ The Economist „ W 1980 roku Milton Friedman , laureat nagrody Nobla z ekonomi i apostoł wolnego rynku odbył swoją pierwsza podróż do Chin „.....” Friedman argumentował ,że ekonomiczna wolność jest podstawowym warunkiem dla wolności politycznej. Ale w swojej książce z 1962 roku „ Kapitalizm i Wolność „ skapitulował i stwierdził , że wolność ekonomiczna jest istotniejsza , może istnieć bez wolności politycznej „....(więcej )

lipiec 2012 „ „- Mamy nadzieję, że, z Bożą pomocą,nie będziemy musieli w miejsce demokracji wymyślać innych politycznych systemów, które należy wprowadzić, aby nasza gospodarka przeżyła - powiedział Orban już na konferencji Stowarzyszenia Pracodawców i Pracowników. „....”Zgromadzenie narodowe to nie jest kwestia woli, tylko siły. (...) To, co być może funkcjonuje w państwach skandynawskich, jednomyślność,u nas, w narodzie na pół azjatyckim, dokonuje się siłą.To nie wyklucza konsultacji, debaty czy demokracji, ale centralna siła jest konieczna -cytuje słowa Orbana agencja AFP. „..( http://naszeblogi.pl/41363-rick-joyner-nawoluje-do-zamachu-stanu-w-usa )

Viktor Orbán powiedział również, że kopiowanie nieefektywnych zachodnich wzorców to swego rodzaju prowincjonalizm, niszczycielski w swoich skutkach.„Będziemy próbować odnaleźć metodę organizacji społeczeństwa, która różni się od dogmatycznych ideologii panujących w świecie zachodnim – nowe państwo węgierskie zdolne do ponownego uczynienia naszej wspólnoty zawodnikiem w wielkim globalnym wyścigu w nadchodzących dekadach.” – mówił premier Węgier.Na koniec przemówienia Viktor Orbán rzekł, iż „era liberalnych demokracji się skończyła”, a  jako inspirujące dla Węgier modele państw wymienił Chiny, Indie, Rosję, Turcję i Singapur.„Nasz czas nadejdzie” – tymi słowami zakończył przemówienie.”... (więcej )

 Budowane na Węgrzech nowe państwo nie będzie oparte na wartościach liberalnych - oświadczył Orban. Opowiedział się też przeciw koncepcji państwa opiekuńczego oraz imigracji, która podważa podstawy etniczne państwa. - Tego chcemy? - pytał retorycznie.Skrytykował liberalną organizację społeczeństwa, która nie była w stanie chronić jego wspólnego bogactwa, nie zapobiegła ani zadłużeniu budżetu, a „kredytowemu niewolnictwu” rodzin. Nie była w stanie podtrzymać ani swej konkurencyjności, a wystąpić w obronie węgierskiej diaspory.- Naród węgierski nie jest zbiorem jednostek, lecz wspólnotą, którą trzeba zorganizować, wzmocnić i budować - stwierdził  Orban.Dodał, że potrzebny jest nowy model, który będzie najlepiej służył interesom narodowym. W jego opracowaniu pomóc ma zrozumienie systemów, które nie są demokratyczne i nie są liberalne: Singapuru, Chin, Rosji i Turcji. Podkreślił, że w nowym systemie gospodarka powinna być oparta na pracy i wytwórstwie, a nie na operacjach kapitałowych.Węgierski premier skrytykował także „opłacanych przez zagranicę aktywistów politycznych”, których określił jako agenturę wpływu. Mówił o tym w kontekście głośnego ostatnio na Węgrzech konfliktu wokół Funduszu Norweskiego, finansującego organizacje pozarządowe w uboższych krajach europejskich.”.. (więcej )

Profesor Chodakiewicz „Chaos w Davos „....”Znajomy Szwed, nie lewak, wolnościowiec, konserwatysta, właśnie wrócił z Davos, ze szczytu tolerancjonistycznych „władców świata,” załamał ręce, zresztą bez zdziwienia żadnego. Co za idioci, przecież to, co oni wymyślają, to kompletny debilizm, napisał w prywatnej korespondencji. I gospodarka, i migracje z Trzeciego Świata, i wrogość wobec wszystkich, którzy się z tym nie godzą. Znajomy jest zamożnym bywalcem konferencji międzynarodowych – od filantropii do przedsiębiorczości. O obecnej napisał: „to jest bezwzględnie najgorsza ze wszystkich na jakich kiedykolwiek w życiu byłem... Wygląda to jak spęd komunistycznej generalicji Paktu Warszawskiego ca. 1986 roku”.'...”Wewnątrz atmosfera oblężonej twierdzy. „Głównie zgryzota z powodu nowych sił politycznych, które są poza kontrolą zgromadzonych”. W związku z tym zabawa jak w komunistycznej psychuszce. „Wyimaginowani wrogowie polityczni, których naturalnie nie było na konferencji, tacy jak Trump, Le Pen, Kaczyński i Putin byli potępiani jako szaleńcy czy chorzy psychicznie – jak w podręczniku KGB-isty Jurija Andropowa” – dopisał znajomy. Jest charakterystyczne, że powszechne podejście do osób wyklętych przez tolerancjonistów jest nieracjonalne. Wystarczy podpaść tolerancjonistom, aby znaleźć się na liście osób, których poglądy nie podlegają racjonalnej analizie, a po prostu natychmiast poddane są obróbce mowy nienawiści. Co więcej, nie rozróżnia się między rozmaitymi postawami (no, bo gdzie Putin, a gdzie Kaczyński?) „...”Delegaci przerażeni są „niespodziewaną” niestabilnością geopolityczną: w Azji południowo-wschodniej, na Bliskim Wschodzie i w Europie środkowo-wschodniej. Narzekali, że hołubiony przez nich chiński dyktator Xi Jinping tyle wydaje na wojsko i policję, że zwolnił się wzrost gospodarczy. „...”ładcy świata – w obronie swych apanaży – myślą, że najlepiej pospekulować stopami procentowymi i dodrukować pieniędzy, stąd umizgi do amerykańskiego Federal Reserve (banku federalnego). Gadano (szczególnie Christine Lagarde) o konieczności zlikwidowania gotówki. Lud ma trzymać pieniądze w banku, aby Unia Europejska mogła w razie czego skonfiskować gotówkę jak w Grecji oraz aby mieć zasoby na kolejne bail out – wyciąganie z szamba chwiejących się gospodarek Francji, Włoch czy Hiszpanii. „..”W kuluarach martwiono się o reakcję ludu europejskiego na migrantów z Trzeciego Świata, chociaż nie kwestionowano słuszności dalszego ich ściągania. W tolerancjonistycznej dyktaturze przyjemności nie chce się nikomu mieć dzieci. Bowiem dzieci to obciążenie dla luzactwa i bariera dla „róbta co chceta”. W związku z tym w Unii Europejskiej katastrofa demograficzna. I brak rąk do pracy. Trzeba ciemnych, którymi można manipulować i którzy za każdą robotę się wezmą. A jak ciemni się samooświecą, tak jak to zrobił tubylczy lud, to należy ich zastąpić następnymi ciemnymi z Trzeciego Świata. To jest niezbędne, aby funkcjonował tolerancjonistyczny system socjalliberalny i dobrze mieli się władcy świata. Stąd zresztą ideologia tolerancjonizmu. Trzeba nowych niewolników, a więc trzeba być rzekomo otwartym na inne kultury. „Otwartość” tworzy milszą atmosferę dla niewolnych przybyszy. „...”Tutaj refleksja o Polsce, którą wysnuł Steve Sailer w konserwatywnym Taki’s Magazine. Polskę się nienawidzi w Brukseli (i na salonach tolerancjonistycznych Nowego Jorku i Hollywood), bowiem Polska jest homogeniczna kulturowo i narodowo. A naród daje sobie radę najlepiej, gdy ludzie są sobie podobni i współgrający. Stąd w Polsce nie trzeba dywersyfikacji („diversity”) a solidarności. Ponieważ Polacy w ostatnich wyborach postawili na solidarność, tolerancjoniści chcą z powrotem dywersyfikację. Sailer ma rację, a ja dodaję: w Europie nie było chyba bardziej różnorodnego etnicznie państwa niż nasza I Rzeczpospolita. Kultura obowiązująca była polska, łacińska, chrześcijańska. To było spoiwo, które trzymało polskość nie tylko u szczytu potęgi państwa, ale nawet po jego upadku. I postępowcy wytykali nam, że Polska upadła, bowiem nie była jednorodna, a była tyglem narodów. Kluczem do sukcesu miała być jednolitość, państwo narodowe – rozumiane jako etno-nacjonalistyczne. Tak jak Niemcy, Francja, Wielka Brytania. I przez cały XIX i XX w. suszono nam głowę, aby upodabniać się do innych. Teraz się zmieniło o 180 stopni. Możni tego świata, przez swoją brukselską tubę nawołują, aby wszystko od nowa się mieszało. Ma być dywersyfikacja i już. Bo nacjonalizm to wojny, przemoc, nietolerancja. Ale w Rzeczypospolitej nacjonalizm to przecież solidarność narodowa. Nie wszędzie jest tak jak w Berlinie, Paryżu czy Londynie. Po co zmieniać to, co stanowi o wielkiej, niezrealizowanej sile Polski. A chcą zmieniać tubylczy zwolennicy rewolucji i tolerancjonizmu. Stąd po 1989 r. stałe upokarzanie polskości, stąd patologie, którym naród się sprzeciwił w ostatnim głosowaniu. Stąd wściekłość na Polskę w Davos.    ….(więcej )

o intelektualnym mistrzu Jarosława Kaczyńskiego Z Krzysztofem Mazurem Rozmawia Emilia Świętochowska „..” Dlaczego Kaczyński robi to, co robi? Odpowiedzią są myśli zapomnianego teoretyka prawa”....”Prawnik Stanisław Ehrlich był radykalnym krytykiem dogmatyzmu prawniczego, czyli językowej interpretacji przepisów w oderwaniu od tego, jak funkcjonują one w praktyce. Upraszczając, wola polityczna wyrażona przez naród jest nadrzędna wobec prawa - „...”W biografii autorstwa Piotra Zaremby Kaczyński mówi nawet, że Ehrlich był jego mistrzem na równi z marszałkiem Piłsudskim. Zresztą w wielu innych wywiadach wspominał o tym, jak duży wpływ wywarły na jego myślenie koncepcje profesora. Mnie najbardziej dziwi to, że nikt nie zadał sobie dotąd trudu zrobienia tak prostej rzeczy jak przeczytanie tych kilku książek Ehrlicha. Przecież one leżą w bibliotekach. Chyba temperatura sporu w Polsce jest już taka, że zamiast mierzyć się z racjami Kaczyńskiego, większość woli go demonizować i przypisywać mu różne przypadłości psychologiczne. A moim zdaniem całą tę wojnę o Trybunał Konstytucyjny można odrzeć z emocji i wyjaśnić na poziomie intelektualnym właśnie przez pryzmat tego, co w latach 60. i 70. Ehrlich pisał w swoich książkach na temat praworządności, grup nacisku i pluralizmu. To w nich leży źródło poglądów Kaczyńskiego na państwo i prawow III RP. '...”Tymczasem 50 lat temu Ehrlich był w gronie najbardziej poważanych i wpływowych profesorów Uniwersytetu Warszawskiego, odgrywając ogromną rolę w kształtowaniu światopoglądu wielu młodych prawników. Jednym z nich był Jarosław Kaczyński, który od końca lat 60. uczestniczył w prowadzonym przez niego seminarium. Ehrlich był także promotorem jego pracy magisterskiej, a potem doktoratu obronionego w 1976 r. „...”Ale jak się podejdzie do prac Ehrlicha bez uprzedzeń i zacietrzewienia, to okaże się, że po pierwsze, nie są one wcale obrośnięte marksistowską nowomową, po drugie – mimo że minęło przeszło 50 lat, zawarte w nich przemyślenia pozostają aktualne, a mechanizmy polityczne i społeczne, które opisują, są odtwarzane w dzisiejszej polskiej rzeczywistości. Ehrlich to zresztą bardzo ciekawa, niejednoznaczna postać. Pochodził ze spolonizowanej żydowskiej rodziny prawniczej. W młodości służył w Ludowym Wojsku Polskim, dochodząc w nim do rangi majora do spraw politycznych. Nie ma dyskusji, że po wojnie uczestniczył w tworzeniu systemu komunistycznego i należał wówczas do grona ważnych członków partyjnej elity. Ale od pewnego momentu zaczął coraz wyraźniej dystansować się ideowo od marksizmu-leninizmu, przechodząc na pozycje bardziej liberalne. „..”Ehrlich był radykalnym krytykiem dogmatyzmu prawniczego, czyli, w uproszczeniu, językowej interpretacji suchych przepisów w oderwaniu od tego, jak funkcjonują one w praktyce. Jego zdaniem taka analiza daje nam fałszywy obraz rzeczywistości, bo nie pozwala uchwycić przypadków, w których grupy uprzywilejowane społecznie cieszą się swoistym immunitetem. Ich pozycja jest na tyle silna, że potrafią skutecznie wpływać na decydentów politycznych, a w konsekwencji dostosowywać prawo do własnych interesów. W teorii wszystko może wyglądać pięknie, bo mamy nowoczesną konstytucję, gwarancje ochrony praw obywateli itd. Ale ponieważ nie ma równowagi między różnymi grupami – jedni są silni, a drudzy wykluczeni lub marginalizowani – to nie ma mowy o żadnej praworządności. Raczej o degeneracji. Ehrlich mówił już o tym w latach 60.! „...”I chce pan powiedzieć, że jego analiza pozostaje aktualna? Dokładnie tak. Żeby było jasne, Ehrlich uważał, nie ma nic złego w tym, że w dojrzałych demokracjach jest wiele grup nacisku – od związków zawodowych, lobbystów, przez organizacje społeczne, po ugrupowania polityczne. Są one naturalnym elementem życia społecznego. Warunek jest jednak taki, aby żadna z nich nie dominowała względem pozostałych. Chodzi więc o realny pluralizm i równowagę między grupami nacisku. Ehrlich mówi, że dopiero biorąc pod uwagę skomplikowany układ interesów i powiązań między nimi oraz praktykę stosowania prawa, można dokonywać zmian. Bo nie wystarczy skodyfikować określone reguły, żeby automatycznie zaczęły one być przestrzegane. Prawo to nie tylko przepis, lecz także sposób, w jaki działa on w społeczeństwie.”...”A zdaniem Kaczyńskiego w III RP prawo nie działa?Na pewno dostrzegam bardzo wyraźny związek między tym, co pisał Ehrlich w swojej książce „Grupy nacisku” z 1962 r., a społeczną i polityczną diagnozą Kaczyńskiego na temat Polski po 1989 r. Ten słynny „układ”, który tak często przywołuje w swoich wypowiedziach, to nic innego jak dostrzeżenie, że w III RP są nieformalne grupy nacisku mające szczególnie silny wpływ na kształt prawa, a zarazem na tyle silne, by narzucać swoją wolę innym. Na drugim biegunie są ci wykluczeni ze względu na swoją pozycję ekonomiczną, uwarunkowania geograficzne czy brak dostępu do mediów.”...”Czyli, że prawo jest wypadkową interesów grup najsilniejszych? To jakieś mocno darwinistyczno-marksistowskie podejście... Kaczyński powiedziałby zapewne, że realistyczne. Zresztą dlatego spada na niego taka fala oburzenia, kiedy mówi na przykład, że litera prawa nie jest dla niego najważniejsza, bo on występuje w imieniu tych, którzy są pozbawieni realnego głosu i chcą prawdziwej zmiany. Ponieważ prezydent, rząd i większość parlamentarna należą do obozu politycznego, którego jest liderem, to czuje się uprawniony do wprowadzania jej w życie. A ci, którzy mu w tym przeszkadzają, nie reprezentują nikogo, tylko wąskie, partykularne interesy. Upraszczając, wola polityczna wyrażona przez naród jest nadrzędna wobec prawa.”...”Już widzę, jak czytając coś takiego, prawnicy łapią się za głowę. Trochę prowokacyjnie można powiedzieć, że Kaczyński jest w rzeczywistości największym demokratą. Dla niego samego najgorszy model demokracji to właśnie jurystokracja, rządy prawników. Ci wszyscy krytycy Kaczyńskiego, z KOD-em na czele, nie rozumieją jednej fundamentalnej sprawy. Dla nich postępowanie prezesa PiS jest przejawem dążenia do zawłaszczenia państwa, wykorzystania go do własnych celów i zdobycia nieograniczonej władzy. Kaczyński uważa jednak, że cały spór o trybunał, zmiany w mediach, reforma służby cywilnej to po prostu próba zaprowadzenia równowagi i pluralizmu, których nie ma i nigdy nie było w III RP. Dobrze widać to na przykładzie mediów publicznych. Kaczyński mówi: wiem, nie podoba się wam to, że Jacek Kurski jest prezesem telewizji, też chciałbym, żeby była ona niezależna. Ale w Polsce po 1989 r. ukształtował się taki system medialny, że telewizja i radio obecnie reprezentują tylko wybrane grupy, światopoglądy i opcje polityczne. Dlatego musimy wziąć media publiczne, żeby stały się one przeciwwagą dla mediów liberalnych.”...”I taki sam pluralizm trzeba było zaprowadzić w Trybunale Konstytucyjnym? W pewnym sensie tak. Co więcej, bardzo krytyczny stosunek prezesa PiS do TK bierze się w ogóle z jego negatywnej oceny roli, jaką instytucja ta odegrała w budowaniu systemu postkomunistycznego. Kaczyński twierdzi, że III RP nie jest państwem praworządnym, bo u progu transformacji ustrojowej nie było do tego warunków. Co z tego, że w konstytucji zapisano, że „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym”, skoro nigdy nie nastąpiło odcięcie się od dorobku prawnego PRL. Kaczyński twierdzi wręcz, że sądy i teoretycy prawa po 1989 r. interpretowali tę zasadę, bezpośrednio odwołując się do doktryny ochrony prawa nabytych, a to w efekcie przyczyniło się do zakonserwowania wpływów i przywilejów dawnych beneficjentów reżimu socjalistycznego. W dużej mierze z tego też powodu nigdy nie doszło w Polsce do gruntownej lustracji, osądzenia winnych zbrodni komunistycznych, konfiskaty majątku PZPR czy pozbawienia funkcjonariuszy służb PRL przywilejów emerytalnych. A TK miał w tym swój wkład. Co więcej, Kaczyński stawia tezę, że pod koniec lat 80. władze PRL przeczuwały rychły upadek systemu i celowo ustanowiono takie instytucje jak Trybunał Konstytucyjny, Rzecznik Praw Obywatelskich oraz sądy administracyjne, aby ograniczyć możliwość przeprowadzenia radykalnych reform, a jednocześnie chronić uprawnienia byłych funkcjonariuszy PRL. To już trochę zakrawa na teorię spiskową... Wiadomo, że oceny historyków, polityków i publicystów są w tej kwestii różne. Na pewno ci, którzy twierdzą, że zmiany z końca lat 80. były zaplanowanym programem politycznym, nie mają takiego przebicia się do opinii publicznej. Nie zmienia to faktu, że od Okrągłego Stołu do uchwalenia nowej konstytucji w 1997 r. TK faktycznie był współtwórcą ustroju Polski. Jak podkreśla Jacek Sokołowski, doktor nauk prawnych z Uniwersytetu Jagiellońskiego, szczególnie w tym okresie wiele rozstrzygnięć trybunału opierało się nie na interpretacjach stricte prawnych, ale argumentach filozoficznych i aksjologicznych. Przepisy bywały bowiem na tyle niejednoznaczne czy ogólnikowe, że sędziowie mieli wiele swobody przy ich wykładni.”...”Dlatego kierowali się własnym światopoglądem? Kaczyński nie ma żadnych złudzeń, że sędziowie to apolityczne, bezstronne byty. Zresztą coś pani przeczytam. „Pochodzenie społeczne sędziów, mimo pozornej izolacji od nurtu bieżącej polityki, determinuje ich postawy i sympatie. Ujawniają się one w okresie społecznych konfliktów, kiedy trzeba odłożyć maskę rezerwy wobec politycznych aktualiów”. To cytat z książki napisanej przez Ehrlicha w latach 70. Brzmi znajomo?”...”A służba cywilna? Sięgnijmy znowu do Ehrlicha. Ma on mocne przekonanie, że apolityczność i niezależność administracji w ustroju demokratycznym są fikcją. Urzędnicy mogą co prawda zachować bezstronność w sprawach małej wagi, ale nie w tych, które odnoszą się do kluczowych reform rządowych. Dlaczego ten ferment ma miejsce dzisiaj, a nie 25 lat temu? W 1989 r. panowało u nas myślenie, że można wykonać drogę na skróty: skodyfikować określone zasady, a wszystko będzie działać, jak należy. I ten sam błąd zrobiono we wszystkich innych krajach bloku wschodniego. Tymczasem doktryna demokratycznego państwa prawnego ukształtowała się na Zachodzie w toku wielosetletniej ewolucji. Nie wprowadzono jej dekretem. A my, zgodnie z naszym postkolonialnym myśleniem, założyliśmy, że wystarczy uchwalić odpowiednie prawo, bez względu na to, że wciąż mamy instytucje i ludzi z poprzedniego systemu, nad którymi państwo nie panuje. Tak jak z tym wprowadzaniem demokracji w Iraku? Dokładnie tak. I to jest właśnie postkolonializm, który stoi za kształtem przemian w Polsce po 1989 r. Nikt się nie zastanawiał, czy może nie powinniśmy wymyślić własnejdrogi, zamiast implementować z góry wszystko, co obowiązuje na Zachodzie, nie mając nawet pojęcia, czy to u nas zafunkcjonuje. Mam jednak wrażenie, że moje pokolenie, dla którego Okrągły Stół to fakt historyczny, a nie biograficzny, jest coraz mniej skłonne do bezrefleksyjnego zapatrzenia w Zachód. Wielu naszych rodziców marzyło, żebyśmy dostali robotę w niemieckich koncernach, wychowywało nas w kulcie nauki języków obcych. Ale my chcemy zakładać polskie firmy, które będą konkurować z niemieckimi. A Kaczyński jest tym, który ma wam w tym pomóc? Nie wiem, czy tak się stanie. Na pewno jego diagnozy trafiają do wielu. W tym też jednak tkwi problem i z nim, i z Ehrlichem, że obaj są świetni w diagnozowaniu problemów społecznych, ale gorzej radzą sobie ze znajdowaniem rozwiązań. Co więcej, Kaczyński nie ma zwyczaju szerokiego konsultowania swoich decyzji. Raczej stawia opinię publiczną przed faktem dokonanym. Zresztą jego intelektualny mistrz w ogóle powątpiewał w to, czy głębokie reformy są dziś możliwe. W jednej ze swoich książek z lat 90. pisze, że w społeczeństwie, w którym liczba różnego rodzaju norm – nie tylko regulacji prawnych, ale i kodów kulturowych, reguł społecznych i wzorców zachowań, rośnie w tak ogromnym tempie, że niewykluczone, iż nie da się już przeprowadzać radykalnych zmian. Zastanawia mnie tylko jedno. Na ile tak naprawdę można przełożyć kategorie interpretacyjne i diagnozy postawione w latach 60. i 70. na dzisiejsze polskie realia? Przeczytam pani coś, co Ehrlich napisał na początku lat 60., obserwując społeczeństwo amerykańskie. Jest to opis pewnego fenomenu społecznego. „Wzrost świadomości obywatelskiej prowadzi też do tworzenia się niezależnych grup obywatelskich, niezwiązanych z określoną partią, a stawiających sobie za cel jakąś reformę, np. w skali miasta (...). Ten ruch wysuwający własnych kandydatów bez oglądania się na partyjnych bossów, zmierzających do opanowania samorządu miejskiego, jest godny uwagi”. Moim zdaniem ten fragment to wypisz wymaluj opis tego, co dzisiaj uważamy za coś nowoczesnego i świeżego, czyli ruchy miejskie i fenomen Jana Śpiewaka i Joanny Erbel. Dobra, to skoro Ehrlich taki aktualny, czemu nikt go teraz nie czyta? Może wnioski z lektury zburzyłyby nasz święty spokój? „..”Krzysztof Mazur, doktor nauk politycznych, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego, prezes Klubu Jagiellońskiego, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP  ...(więcej )

Prof. Nowak: Część elit polityczno-biznesowych naszych sąsiadów chce, abyśmy się nienawidzili. "To wygodne dla tych, którzy czuli się właścicielami III RP"...”Część tych, którzy tworzą te odziały ma swój interes w tym, byśmy się nienawidzili. To ważne dla niektórych naszych sąsiadów - nie wszystkich, ale dla części ich elit polityczno-biznesowych „...”To wygodne dla tych, którzy czuli się właścicielami III RP i dla tych, którzy chcieliby zrekompensować sobie poczucie wieloletniego upokorzenia przez III RP odpłatą. Nie zasługujemy, by tkwić w takich oparach nienawiści „...”eżeli nie zaczniemy próbować ograniczać obłędu wzajemnej nienawiści, to będzie się to źle kończyło i dochodziło do takich absurdów, gdy żona byłego ministra kultury oświadczała w Senacie - na złość PiS-owi - że Mieszko I był łajdakiem i nie zasłużył na honory „...”Początku tych podziałów można szukać już w wieku XVIII, gdy rozgrywane przez obce dwory frakcje modernizatorów i „obrońców tradycji” oddawały się pod opiekę zewnętrznych sponsorów. (…) Dużo bliższe i ważniejsze są źródła wywodzące się z komunizmu, PRL i podboju Polski w 1944 roku, który do 1956 roku utrwalił się przy pomocy wielu setek tysięcy mieszkańców Polski. W 1956 roku nie można było już mówić o najeździe sowieckim, ale sporze wewnętrznym, domowym. Spór tych, którzy zaangażowali się w obronę systemu władzy narzuconego w stalinowskim okresie władzy - ich dzieci lub wnuki do dziś zabierają głos w dzisiejszym sporze - odzywa się po dzień dzisiejszy „...”To wszystko pozbawiało podmiotowości dużą część polskiego społeczeństwa „...(źródło)

„Początek armii europejskiej? „..”Tysiące żołnierzy niemieckich i holenderskich będzie wspólnie ćwiczyć. Niewykluczone, że i wspólnie walczyć. „...”Powstaną wspólne jednostki Niemiec i Holandii. Pierwsza dzięki włączeniu 800 komandosów elitarnego morskiego batalionu niemieckiego do marynarki holenderskiej. Ustaliły to panie minister obrony z obu krajów Ursula von der Leyen i Jeanine Hennis-Plasschaert podczas czwartkowego spotkania na holenderskim okręcie „Karel Doorman" – pisze portal niemieckiego tygodnika „Der Spiegel". „...”Plany są bardzo poważne, do roku 2021 wspólne jednostki mają liczyć 20 tysięcy żołnierzy. Niedługo 3 tys. żołnierzy holenderskich wraz z kilkunastoma czołgami przeniesie się do niemieckiej dywizji pancernej stacjonującej w Bergen w Dolnej Saksonii. „...”Współpraca niemiecko-holenderska może się stać początkiem europejskiej unii militarnej. Czy inne państwa się do niej przyłączą, nie jest jasne. Ale, jak pisze „Der Spiegel", zainteresowanie wykazuje Francja – od zamachów terrorystycznych na Paryż w listopadzie ubiegłego roku. „...(źródło )

Wiktor Orban „„Budujemy kraj, w którym ludzie pracują nie dla zysku obcokrajowców. Kraj, gdzie tonie bankierzy i zagraniczni biurokraci mają mówić, jak mamy żyć, jaką mamy mieć Konstytucję,kiedy możemy podnosić płace czy emerytury. Budujemy kraj, w którym nikt nie może narzucać Węgrom, by służyli interesom innych. „...”Na innowacje i badania przeznaczymy docelowo 4-5 proc. PKB.Kilka naszych uniwersytetów wprowadzimy do 200 najlepszych na świecie. „...”Stworzymy 10 tysięcy konkurencyjnych węgierskich przedsiębiorstw średniej wielkości wytwarzających także na eksport.Powołanie 15-20 węgierskich spółek działających w skali międzynarodowej,da siłę węgierskiej gospodarce, by zaznaczyła się na poziomie globalnym, a w tym samym czasie zadłużenie państwa zredukujemy do 50 proc. PKB.

http://naszeblogi.pl/36600-orban-deficyt-niewolnicza-praca-dla-lichwiarzy 
Ważne
http://naszeblogi.pl/34536-propaganda-socjalistyczna-zachodu-wobec-sukcesu-chin

„ The Economist „ W 1980 roku Milton Friedman , laureat nagrody Nobla z ekonomi i apostoł wolnego rynku odbył swoją pierwsza podróż do Chin „.....” Friedman argumentował ,że ekonomiczna wolność jest podstawowym warunkiem dla wolności politycznej. Ale w swojej książce z 1962 roku „ Kapitalizm i Wolność „ skapitulował i stwierdził , że wolność ekonomiczna jest istotniejsza , może istnieć bez wolności politycznej „....(więcej )

lipiec 2012 „ „- Mamy nadzieję, że, z Bożą pomocą,nie będziemy musieli w miejsce demokracji wymyślać innych politycznych systemów, które należy wprowadzić, aby nasza gospodarka przeżyła - powiedział Orban już na konferencji Stowarzyszenia Pracodawców i Pracowników. „....”Zgromadzenie narodowe to nie jest kwestia woli, tylko siły. (...) To, co być może funkcjonuje w państwach skandynawskich, jednomyślność,u nas, w narodzie na pół azjatyckim, dokonuje się siłą.To nie wyklucza konsultacji, debaty czy demokracji, ale centralna siła jest konieczna -cytuje słowa Orbana agencja AFP.

http://naszeblogi.pl/41363-rick-joyner-nawoluje-do-zamachu-stanu-w-usa 

Tomasz Cukiernik „ Demokracja to łagodny wariant komunizmu”..”„W demokracji poziom wyzysku i wywłaszczania systematycznie wzrasta” – to jedno z wielu oryginalnych spostrzeżeń, jakimi karmi czytelnika prof. Hans Hermann Hoppe w swojej doskonałej książce „Krótka historia człowieka”. „..”Mianowicie twierdzi on m.in., że „demokracja nie ma nic wspólnego z wolnością. Jest to łagodny wariant komunizmu”...”W swojej książce Hans Herman Hoppe analizuje kolejne formy ustrojowe państw: arystokratyczny, naturalny ład społeczny, monarchia absolutna, monarchia konstytucyjna i demokracja z jej najgorszym rodzajem – plutokracją, udowadniając, że każda kolejna forma była gorsza od poprzedniej i skutkowała dalszym upadkiem cywilizacyjnym. Według Hoppego w państwie demokratycznym najpotężniejszymi i najbardziej wpływowymi ludźmi nie są politycy, lecz plutokraci. Plutokraci to ci bankierzy i wielcy biznesmeni, którzy zauważyli, że mogą znacznie zwiększyć swoje zyski poprzez wykorzystanie legislacyjnej lub redystrybucyjnej działalności państwa:
Mój komentarz Warto sobie postawić pytanie. Czy warunkiem złamania potęgi lichwiarzy , skończenia z epoka plutokracji nie jest likwidacja demokracji . A przynajmniej likwidacja demokracji w tej formie jaką znamy obecnie. Drugie pytanie. Co jest ważniejsze dla kraju dla Polski , dla narodu, dla Polaków, wolność gospodarcza, wolność osobista, prawo do posiadania Boga, rodziny i własności ,czy istnienie demokracji w obecnym kształcie. Być może nie mamy wyboru ,być może Polska nie odzyska suwerenności , Polacy nie odzyskają wolności bez likwidacji demokracji. Może demokracja w obecnej formie to tak naprawdę system niewolniczy , mechanizm bez którego wyzysk Polaków byłby niemożliwy , może to tylko i wyłącznie fundament kolonialnej ,obłąkanej władzy rodów lichwiarzy ,plutokratów. Nic ponadto. Nieograniczony wyzysk podatkowy państwa, urzędnicy odbierający pod byle pozorem dzieci rodzicom, sekualizacj dzieci, pedofilizacja szkół , walka z kościołem , niszczenie rodziny , wywłaszczanie z własności , postępująca nędza, depopulacja To przyniosła Polakom demokracja ,to przyniósł Polakom Soros, Balcerowicz, Tusk, Schetyna, Petru , Brzeziński , Palikot , Rothschildowie. To może by tak było Polkom lepiej bez tej demokracji . To może lepszy dla polski, dla Polaków byłby autokrata Kaczyński niż demokrata Soros, demokrata Balcerowicz, demokrata Petru, demokratka Merkel, demokrata Schultz i całe reszta innych demokratów Marek Mojsiewicz

Sztab wesoły łyka... Nie ulega wątpliwości („nie ulega wątpliwości, jak mawiała stara niania...”), że świat współczesny zmierza ku przepaści. Rozpoczęło się to zresztą już dawno, bo pamiętam, jak w 1972 roku przeczytałem w piśmie „Strażnica”, wydawanym przez Świadków Jehowy artykuł rozpoczynający się od stwierdzenia: „Świat nasz zmierza ku katastrofie – jak powiedział pewien Murzyn z Atlanty”. Skoro świat zmierzał ku katastrofie już w roku 1972, to cóż dopiero dzisiaj? Dzisiaj zmierza ku katastrofie jeszcze bardziej, chociaż nie cały w tym samym tempie. Jedno zmierzają ku katastrofie wolniej, inni znowu szybciej – jak na przykład nasz nieszczęśliwy kraj, który – jeśli wierzyć prasie niemieckiej i żydowskiej, które uderzają w identyczny ton, jakby nawzajem ze siebie zrzynały – zmierza ku katastrofie w tempie iście stachanowskim. Ale jeśli nawet nasz nieszczęśliwy kraj zmierza ku katastrofie, to przecież nie cały.

Na przykład żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją pana red. Adama Michnika wcale ku katastrofie nie zmierza. Przeciwnie – ona tylko bije na alarm, podobnie, jak przed wojną niektórzy przedstawiciele sfer kupieckich. Kiedy w lodach Arktyki zaginęła włoska wyprawa pod dowództwem generała Nobile, Poczta Polska wprowadziła darmowe telegramy na hasło „Nobile”. Pojawiło się wówczas mnóstwo telegramów treści następującej: „Panie Cyngielman, pan jedź na pomoc generałowi Nobile! A jak pan nie możesz, to przyślij mnie pan te dwanaście tuzinów koszul...” - i tak dalej. Podobnie dzisiaj w żydowskiej gazecie dla Polaków, gdzie nie ma dnia, żeby nie ukazał się jakiś alarmujący artykuł na temat stanu demokracji i praworządności w Polsce. Te artykuły przepisują potem własnymi słowami publicyści niemieccy i publicyści żydowscy w Ameryce, a żydowska gazeta dla Polaków robi z tych materiałów przeglądy prasy, dowodzące, jak to „cały świat” martwi się rozwojem sytuacji w Polsce. Dokładnie tak samo robiła za pierwszej komuny „Trybuna Ludu”, w której miało posady wielu przodków współczesnej „lewicy laickiej” - co pokazuje, że ciągłość jest większa, niż nam się wydaje, a w dodatku manifestuje się nie tylko w przynależności plemiennej szermierzy demokracji i praworządności, ale nawet w identycznym co i wtedy modus operandi. Takie zatroskanie, a zwłaszcza – takie zaangażowanie w obronie demokracji i praworządności, bywa szalenie absorbujące, zwłaszcza, gdy trzeba zaszczepić je jak najszerszym kręgom opinii publicznej. Nie można powiedzieć, by nie dawało to żadnych rezultatów, przeciwnie – rezultaty są i to nie tylko w postaci podskakiwania „niedorżniętych megier” na rozkaz umieszczonego przez RAZWIEDUPR na fasadzie Komitetu Obrony Demokracji filuta „na utrzymaniu żony” czyli pana Mateusza Kijowskiego, którego unijni dygnitarze podejmowali z rewerencją tylko trochę mniejszą od przysługującej przedstawicielom bezcennego Izraela – ale również, a właściwie przede wszystkim, w postaci atmosfery jurydycznej, która za sprawą pana prezesa Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Rzeplińskiego i jego pomocników udziela się nawet dzieciom. Kiedy pani na lekcji rachunków mówi, że – dajmy na to – dwa dodać dwa jest cztery, to dzieci nie tylko nie wierzą, ale surowym tonem pytają: a ma pani na to świadków? Całe szczęście, że – jak zauważył Rejent Milczek - „nie brak świadków na tym świecie”, ale nawet jeśli obfitość świadków, którzy w dodatku, dzięki oficerom prowadzącym z RAZWIEDUPR-a, zeznają dokładnie tak, jak się należy, w związku z czym i sędziowie mogą wydawać wyroki zgodne z obstalunkiem, to przecież stanie na straży praworządności i demokracji może na dłuższą metę okazać się nużące, a na znużenie nie ma lepszego remedium nad chwilę odprężenia. A cóż najlepiej odpręża, jeśli nie tęgi kielich i dobra zakąska? Toteż nic dziwnego, że stojący w pierwszym szeregu płomiennych obrońców demokracji i praworządności Trybunał Konstytucyjny właśnie przypomniał sobie, że w tym roku wkrótce minie 30 lat od jego powstania, a taki jubileusz jest przecież znakomita okazją, żeby porządnie wypić i zakąsić, w dodatku na koszt Bogu ducha winnych podatników – bo jeszcze tego brakowało, żeby płomienni obrońcy demokracji i praworządności mieli pić i zakąszać za własne pieniądze. Cóż bowiem nagradzać, kogóż futrować w tych zepsutych czasach, kiedy zgodnie z przewidywaniami pewnego Murzyna z Atlanty, świat nasz zmierza ku katastrofie, jeśli nie płomiennych szermierzy demokracji i praworządności? A trzeba pamiętać, że Trybunał Konstytucyjny nie tylko wykonuje swoje obowiązki, ale nawet wychodzi poza ich ramy, kierując się poczuciem Misji. Tak było w lipcu 1992 roku, kiedy to zajął się uchwałą lustracyjną Sejmu, chociaż zgodnie z ustawą wolno mu było badać tylko konstytucyjność „aktów prawnych” którym uchwała lustracyjna jako żywo nie była, bo stanowiła polecenie Sejmu skierowane do ministra spraw wewnętrznych, by dostarczył mu pewnych informacji, a jeszcze lepiej było w roku 2007, kiedy to Trybunał dał szeroki upust swemu poczuciu Misji, pisząc w uzasadnieniu do wyroku w sprawie ustawy „lustracyjnej” na przykład takie rzeczy, że demokratyczne państwo prawne „nie może jednak i nie powinno zaspokajać żądzy zemsty, zamiast służyć sprawiedliwości”, co w przełożeniu na język ludzki oznaczało, że jeśli nawet „czas zmienić politykę rolną, to ludzi krzywdzić nam nie wolno” - zwłaszcza ujawniać konfidentów. Nie tylko nie wolno ujawniać ich współpracy z bezpieką, ale i zakazywać im piastowania prestiżowych funkcji. No, a jeśli już inaczej nie można, to nie dożywotnio, ale „przez racjonalnie określony czas”. Podobnie Trybunał zatroszczył się o członków PZPR, której członkiem był też i pan prezes Andrzej Rzepliński, od 2007 roku sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Dopiero na tym tle możemy w pełni zrozumieć, o co konkretnie chodziło Trybunałowi, kiedy w swoim uzasadnieniu stwierdzał: „Jeśli dana organizacja dopuszczała się poważnych naruszeń praw człowieka, należy uznać, że jej członek, pracownik lub współpracownik brał w nich udział, jeśli był w tej organizacji wysokim funkcjonariuszem”. Jak „wysokim” - tego już Trybunał nie sprecyzował, więc nie wiemy, czy na przykład stanowisko II sekretarza Podstawowej Organizacji Partyjnej, jakie piastował był pan prof. Rzepliński, jest stanowiskiem „wysokim”, czy już nie. Co tu ukrywać – oskarżeni w 1945 roku w Norymberdze mieli straszliwego pecha, że nie sądził ich Trybunał Konstytucyjny, a zwłaszcza – pan prof. Andrzej Rzepliński. Warto dla pełności obrazu dodać, że wyrok wydany w 11-osobowym składzie opatrzony został aż dziewięcioma zdaniami odrębnymi! No a teraz Trybunał zaplanował z dużym przytupem jubileuszowe uroczystości, na które podatnicy będą musieli wyłożyć co najmniej milion złotych. Za te pieniądze pobawią się nie tylko sędziowie Trybunału, ale i zaproszeni gości zagraniczni – być może ci sami, którzy teraz bija na alarm z powodu zagrożenia praworządności w Polsce. Ale – powiedzmy sobie szczerze – oprócz przyjemności czekają ich również obowiązki, bo kulminacyjnym, a właściwie najważniejszym punktem jubileuszowych uroczystości nie będzie nawet okazanie zagranicznym gościom, że sędziowie polskiego TK żyją i dobrze się mają, tylko zbiorowa pielgrzymka do Muzeum Historii Żydów Polskich, gdzie pielgrzymi oddadzą hołd i spełnią inne, wymagane czynności rytualne. Warto na tym tle odnotować, że tegoroczne obchody Dnia Judaizmu były w polskim Kościele obchodzone też z wyjątkowym przytupem, co może oznaczać, że instalacja Żydolandu przybliża się do nas milowymi krokami. Stanisław Michalkiewicz

Brzęczenie i pogarda Wyskoczyłem z kraju na parę dni, celowo nie wykupując roamingu na przesył danych, żeby mieć choć chwilę wytchnienia. Ale wszystko, co dobre, ma swój kres, więc w końcu przyszło ponownie włączyć się do naszej, z przeproszeniem, "debaty publicznej". Zaglądam do sieci - jeden z portali (powiem który, niech się wstydzą: dziennik.pl) informuje, że radiowa Trójka ma nowego szefa, a raczej szefową. Niejako mimochodem dodając, że nowa dyrektor "zastąpi Magdę Jethon, odwołaną ze stanowiska przez nowe kierownictwo Polskiego Radia". Dwie dezinformacje w krótkim zdaniu: Magda Jethon nie została odwołana, tylko sama złożyła rezygnację (mówiąc nawiasem, i tak była najdłużej pozostającym na stanowisku nominatem "Samoobrony" - zdołała przeżyć nie tylko swą partię, ale i jej lidera) i rezygnacja ta została przyjęta jeszcze przez poprzednie kierownictwo Polskiego Radia. Drobiazg? Drobiazg, nikomu się nie chce prostować, więc dezinformacja dziennika powtarzana jest, jak to w necie, tu i tam, w ramach ogólnego brzęczenia: straszny PiS wyrzuca, usuwa, czystki robi... Tomasz Lis, który przez ostatni miesiąc promował swe męczeństwo żegnając się wylewnie co tydzień, też zdjęty został z anteny przez poprzedni zarząd rodem z PO i PSL. Można rzec, rzutem na taśmę, bo niewiele zabrakło, aby pozostał bodaj jedynym z wprowadzonych do TVP przez PiS, który przetrwał tam całe rządy Tuska i Kopacz. Kolejny news: prezydent Duda podpisał ustawę o inwigilacji - podaje PAP. O, cholera, myślę sobie, PiS rzeczywiście bije rekordy szybkości, ale nie było mnie w sumie niecałe trzy dni, i zdołali coś od zera przeprocedować aż do etapu podpisu prezydenta? No bo przecież, jak wyjeżdżałem, żadnej ustawy o inwigilacji na tapecie nie było. No i teraz oczywiście też nie ma - chodzi o ustawę o policji. Tę, którą najbardziej krzykliwa część opozycji usiłowała przedstawić jako zamach na internet i tak dalej (akurat pisałem o tym przed miesiącem, wystarczy kliknąć), nie bardzo w związku z tym, co faktycznie ona zawiera i kontekstem, w jakim powstała. Zresztą ten kontekst jest bardzo śmieszny i bardzo charakterystyczny. Przypomnę, zaczęło się od Trybunału Konstytucyjnego, który dał Sejmowi prawie dwa lata na uregulowanie zasad dostępu policji i służb do treści internetowych. Rząd PO-PSL w pocie czoła sklecił projekt ustawy, nie przegłosował go, bo zajęty był objazdowym pajacowaniem, ale sam projekt został gorąco oprotestowany przez PiS jako zagrożenie dla wolności słowa, otwarcie drogi do masowej inwigilacji i zamiar położenia łapy na prywatności. Potem były jedne i drugie wybory, skutkujące odrzuceniem establishmentu rządzącego Polską pod różnymi nazwami od 25 lat, PiS stworzył własny rząd i nagle się okazało, że czas dany przez Trybunał się kończy i jeśli nie będzie ustawy do końca stycznia, wszystkie działania policji i służb staną się z automatu nielegalne - co samej policji i służbom zapewne nie przeszkadza, ale uniemożliwiłoby ewentualne przyszłe konsumowanie ich operacyjnych trudów w sądzie. Więc co zrobił PiS? Wyciągnął ten gorąco oprotestowany projekt PO i przegłosował jako swój, dla picu zmieniając gdzieniegdzie "że" na "iż". A co zrobiła PO, teraz już opozycyjna? Rozpętała histerię, że ten projekt to zagrożenie dla wolności słowa, otwarcie drogi do masowej inwigilacji i zamiar położenia łapy na prywatności. W tę histerię ochoczo wskoczył nowo powstały KOD, nie kryjąc nawet, że czyni to ze względów taktycznych, bo internet, jak pokazały spontaniczne protesty w sprawie ACTA, to temat, który interesuje młodych i przyciągnie ich na KOD-owskie manify. Podobno jutro kolejna próba: już się nie mogę doczekać, na szczęście można nie czekając wpisać na jutubie "marsz KOD w Częstochowie", do czego zachęcam. Nie wiem, czy jest sens animatorów KOD-u o tym informować, ale poinformuję: z tym ACTA to chodziło zupełnie o co innego i nadzieję, że histerie wokół nowej ustawy mogą równie internautów wzburzyć są zupełnie płonne. Nawet nie dlatego, że podpisana przez prezydenta ustawa w praktyce niczego w ich sytuacji nie zmienia. ACTA, przypomnę, to była wylobbowana przez amerykańskie koncerny próba położenia łapy na pieniądzach europejskich konsumentów, korzystających w sieci za darmo z różnych niematerialnych dóbr, do których owe koncerny roszczą sobie prawa. Rzecz zresztą warta zbadania przez jakąś komisję sejmową, bo - przypomnę, jako że media lisowo-kraśkowe nigdy się o tym nie zająknęły - to Polska, korzystając z tzw. prezydencji (był to zresztą, niestety, jej jedyny realny przejaw) wetknęła owo ACTA niepostrzeżenie w wielgaśny transatlantycki traktat o rybołówstwie, transporcie i handlu. I gdyby nie czujność zachodnioeuropejskiego internetu, numer mógłby się udać. Zważywszy, że Amerykańce obiecywali sobie po ACTA miliardy, trudno mi uwierzyć, by ktoś z poprzedniej ekipy nie wziął od nich za to solidnie w łapę... Chociaż, kto wie, może zadowolił się obietnicą drobnej synekury - w końcu tam, gdzie idzie o szklane paciorki, Polacy się nie drożą, przynajmniej ci od Tuska. W każdym razie - tym, co poderwało wtedy młodych ludzi i pchnęło ich na ulice, była groźba obłożenia internetu daniną pieniężną na rzecz zaoceanicznych harpagonów. Kwestia prywatności w sieci obchodzi młodzież daleko mniej. Rzekłbym wręcz, że większość młodych cechuje pod tym względem beztroska granicząca z głupotą - zwykli oni wrzucać do sieci wszystko, do zdjęć własnego przyrodzenia włącznie, kompletnie nie licząc się z faktem, że może to obejrzeć każdy, kto będzie chciał, choćby i demoniczny Jaro z jeszcze bardziej demonicznym Antonim. Zaciskam zęby i przeglądam dalej. Dorota Kania skazana na dwa lata więzienia! - raduje się portal wiadomej gazety. O, myślę, coś nowego w sprawie? Nie, nic nowego - chodzi wciąż o ten sam wyrok z lipca ubiegłego roku. Wyrok, delikatnie mówiąc, wątpliwy, oparty wyłącznie na zeznaniach jednej osoby i odrzuceniu wniosków dowodowych... Bodaj czy nawet sam pisałem, że moim zdaniem Dorotę zwyczajnie wrobiono, i że cała sprawa jest równie wyssana z palca, jak oskarżenie (już wreszcie obalone) Wojciecha Sumlińskiego o próbę sprzedania aneksu z raportu o rozwiązania WSI "Gazecie Wyborczej" (tak!). Mniemane "powoływanie się na wpływy" w sprawie Dochnala pasuje do całej działalności dziennikarki jak to handlowanie z "Wyborczą" do Sumlińskiego. Mniejsza o tu zresztą meritum - sprawa od miesięcy leży gdzieś w trzewiach aparatu sprawiedliwości, czekając na rozpatrzenie apelacji i uniewinnienie, a tu nagle jedna z gazet robi z niej sensację. Dlaczego? Bo jest polityczna potrzeba. I tak dalej... Lawina przestróg, że podatek bankowy banki przerzucą na klientów. Hm, kierując się taką logiką, nie można opodatkowywać niczego, bo każdy podatek może opodatkowany przerzucić na kogoś innego (chyba że nie pozwoli mu na to dobrze działający rynek albo, tam, gdzie rynek działa, decyzja tzw. regulatora). Lawina szyderstw z rodzin wielodzietnych, że jak dostaną po 500 złotych na dziecko, to przepiją - a zdaniem niektórych nawet już przepijają, z góry. Brawo, brawo, elito III RP, pokazujesz się z najlepszej strony. Tylko oczekuję, że konsekwentnie odniesiesz to do wszystkich zasiłków i form pomocy społecznej - bo przecież hołota każdy zasiłek gotowa przepić, czy to dla bezrobotnych, czy "ołówkowe", czy inne świadczenie. Oczekuję konsekwencji zwłaszcza od tych, którzy przy różnych okazjach deklarują "wrażliwość lewicową". Niech naród widzi, że owa "lewicowość" tutejszych salonów dotyczy wyłącznie kwestii zboczeń seksualnych i w niczym nie przeszkadza gardzić biedą, chorobą, wykluczeniem i wszystkim tym, czym wzbogacony cham zwykł gardzić u tych, których ma za mniej sprytnych. Sprawa smoleńska - bolesna rana dla rodzin, które do dziś nie wiedzą, ile kawałków czyich zwłok leży w jakiej trumnie, ale ile wciąż wala się na miejscu tragedii, kompromitacja państwa, którego władze kłamały i "zamiatały" jednym głosem z Putinem, i kompletna bezkarność skompromitowanego BOR-u, cwaniaczków, którzy weszli w oczywisty spisek z Putinem, by wspólnie z nim zdeprecjonować własnego prezydenta, oraz całego aparatu odpowiedzialnego za to, że przez kilka lat loty VIP-ów odbywały się w totalnym bardaku i chaosie, z pogardą dla najbardziej elementarnych procedur bezpieczeństwa. Co na ten temat pisze portal antypisowskiej gadzinówki? Ano, pisze o "puszkach i parówkach". He, he. Eksperci, którzy badali puszki i parówki, wicie-rozumicie... Ręce opadają. W mojej szkole nauczycielka tłumaczyła, co to jest atom, pokazując nam mniejsze i większe piłeczki. Gdyby ona była nominowana przez PiS, a ja (uchowaj Boże) byłbym etatowym hejterem z "Wyborczej", mógłbym przy każdej okazji szydzić, że kretynka zamiast o atomie uczyła nas o piłeczkach. Miałoby to tyle samo sensu, co czepienie się przez sektę Anonidy/Millera tej nieszczęsnej miażdżonej puszki, która ktoś użył jako obrazowego przykładu. Taki to poziom. Nawet nie dno, tylko jeszcze niżej. Aby brzęczało, aby chlupotało, aby tresować "swoich" w histerii i podtrzymywać w pogardzie dla tych, co "nie nasi". Jezuuu, jak się nie chce do tego wracać...

No, ale wracam, dobra. Taki zawód. "Gówno też ktoś musi dla Ojczyzny wywozić", jak pono powiedział był brygadier Piłsudski do Kostka-Biernackiego Rafał Ziemkiewicz

6 lutego 2016 Mainstreamowe media nagle zaczęły się troszczyć o polski handel

1. Pod koniec stycznia ministerstwo finansów zaprezentowało projekt ustawy tzw. podatku od supermarketów i od tego momentu mainstreamowe media zaczęły się troszczyć o przyszłość polskiego handlu. Przypomnijmy tylko, że projekt ministerstwa powstał po spotkaniu premier Beaty Szydło, ministra Szałamachy i ministra Kowalczyka z ponad 100 przedstawicielami różnych grup handlowców, którzy przedstawili im cały szereg postulatów. Głównym z nich był ten aby rząd odstąpił od oparcia podatku o powierzchnię handlową (w przedłożeniu rządowym proponowano objęcie tym podatkiem sklepów o powierzchni sprzedażnej ponad 250 m2), aby zamiast stawki liniowej (miała wynosić 2% wartości obrotów), wprowadzić stawkę progresywną rosnącą wraz z wielkością obrotów, wreszcie żeby mniejsze sklepy zwolnić z opodatkowania. Wszystkie te postulaty zostały przez ministra finansów uwzględnione, co więcej zdecydował się on na wprowadzenie dodatkowej najwyższej stawki podatku dla supermarketów sprzedających w soboty, niedziele i święta (postulat ograniczenia sprzedaży w supermarketach w dni wolne od pracy przedstawiały z kolei organizacje związkowe).

2. Według nowego projektu po konsultacjach z handlowcami podatnikami nowego podatku będą wszystkie sieci handlowe oraz sprzedawcy detaliczni, których obroty netto (bez podatku VAT) przekraczają 1,5 mln zł miesięcznie czyli 18 mln zł rocznie (przedsiębiorcy mający mniejsze obroty, nie będą objęci tym podatkiem i w związku z tym nie będą składali także deklaracji podatkowych). A więc w ten sposób wszystkie sklepy detaliczne (tzw. rodzinne) nie będą podlegały temu podatkowi bowiem aby w sprzedaży detalicznej osiągnąć 18 mln obrotów rocznie mogą naprawdę duże sklepy. Podstawowa stawka tego podatku to 0,7% wartości obrotów netto obowiązująca od kwoty powyżej 1,5 mln zł do 300 mln zł miesięcznie, obroty powyżej tej kwoty będą opodatkowane stawką 1,3%, a sprzedaż sklepów sprzedających także w soboty, niedziele i święta, stawką 1,9%. Podatkiem nie będzie objęta sprzedaż leków i wyrobów medycznych refundowanych, definicją towaru objętego tym podatkiem nie zostały objęte posiłki przygotowane przez zbywcę, gaz ziemny, woda, ciepło systemowe i energia elektryczna.

3. Przypomnijmy tylko, że nowe obciążenie podatkowe ma na celu zdaniem rządu, oprócz przyniesienia dodatkowych dochodów podatkowych do budżetu, także wyrównanie szans pomiędzy wielkimi sieciami i sieciami dyskontów, a mniejszymi przedsiębiorstwami handlowymi, a także wsparcie dla rodzimych producentów żywności, którzy sprzedają swoje produkty głównie w lokalnych sklepach małych i średnich przedsiębiorstw. Podatek ma również na celu doprowadzenie do efektywnego opodatkowania sieci wielkopowierzchniowych, które unikają pełnego opodatkowania w Polsce, transferując część zysków za granicę, a w konsekwencji powstrzymania ekspansji sklepów dyskontowych i wielkich zagranicznych sieci sklepowych. Bowiem jeszcze w 2008 sklepy małoformatowe w Polsce stanowiły jeszcze 51% wszystkich placówek handlowych, a według szacunków na koniec 2015 roku tego rodzaju sklepy stanowiły już tylko 37% wszystkich sklepów. Dochody z tego podatku zostały zaprojektowane w 2016 roku na poziomie 2 mld zł (tylko za 3 kwartały) co oznacza, że całoroczne wpływy w kolejnych latach będą wynosiły od 2,5 do 3 mld zł.

Przypomnijmy także, że 20 największych sieci handlowych w Polsce odprowadzało w ostatnich latach około 0,6 mld zł rocznie w postaci podatku dochodowego od osób prawnych (CIT), a więc dodatkowe obciążenie będzie przynajmniej 4-krotnie wyższe.

4. Właśnie po tej prezentacji w mainstreamowych mediach pojawiła się nagle troska o polski handel w tym drobne sklepy, które jak napisałem wyżej, nie będą objęte tym podatkiem. Rzeczywiście pojawił się problem opodatkowania tzw. sieci franczyzowych (w dużej części polskich) i być może podczas kolejnych konsultacji handlowców z rządem, które się mają odbyć w następnym tygodniu, uda się go jakoś rozwiązać. Mainstreamowe media jednak akurat się tym problemami nie martwią, nagłaśniając protesty polskich handlowców, chcą storpedować wprowadzenie tego podatku w ogóle i w ten sposób uratować wielkie zagraniczne sieci handlowe przed opodatkowaniem. Kuźmiuk

Niemcow, Putin, Kas'janow - i KADYROW Niedługo minie rocznica zamordowania śp.Borysa Niemcowa. Niemcow był z poglądów centroprawicowcem, stanowił racjonalną, pokojową opozycję w stosunku do rządów JE Włodzimierza Putina. Mierziło Go to, że p.Putin odszedł od zasad reformy gospodarczej, zaczął coraz bardziej dbać o interesy swoich kolegów, często z KGB, niż o zasady wolnego rynku. Ponadto Niemcow ulegał magii słowa „d***kracja” - które p.Putin ma, jak najsłuszniej, w sempiternie. I oto ten człowiek, osobisty znajomy p.Putina, został zamordowany na ulicy, blisko siedziby FSB (co z upodobaniem podkreślała wroga p.Putinowi prasa – sugerując, że było to morderstwo na Jego zlecenie lub za Jego wiedzą. Był to oczywisty nonsens. Mord na Niemcowie mógł p.Putinowi tylko zaszkodzić – i w ogóle nie było ku temu żadnego powodu. Policja i prokuratura rosyjska wykazały się zresztą godną podziwu sprawnością: w ciągu dwóch dni namierzyły podejrzanych, i nawet większość schwytały. Byli to Czeczeni z gwardii p.Ramzana Kadyrowa. Ja wtedy wysuwałem kilka hipotez: że p.Kadyrow kazał zabić Niemcowa, by zrobić prezent p.Prezydentowi; że przeciwnie: kazał Go zabić, by narobić p.Putinowi kłopotów; i wreszcie: że Amerykanie wynajęli tych Czeczenów, by narobić p. Putinowi kłopotu – i zaostrzyć sytuację w Czeczenii. Tymczasem: nic z tych rzeczy!

Sprawa jest prosta. Ten opozycjonista, który wielokrotnie bezkarnie atakował personalnie p.Putina, nieopatrznie obraził p.Ramzana Kadyrowa. A narody Kaukazu nie mają zwyczaju puszczać obrazy płazem. W tym miejscu kilka słów o p.Kadyrowie, szefie Republiki Czeczeńskiej. P.Kadyrow był synem śp.Achmeta Abd-ul-Hamidowicza Kadyrowa, pierwszego prezydenta odrodzonej Czeczenii. W pierwszej wojnie z Rosjanami obydwaj bili się dzielnie po stronie swojego narodu. Achmet Kadyrow został nawet mianowany Wielkim Muftim. W drugiej wojnie czeczeńskiej Achmet Kadyrow stanął po stronie Rosjan: dostrzegł bowiem, że Republika Iczkerii, proklamowana przez powstańców, jest tworzona przez nasłanych z Arabii Saudyjskiej wahhabitów, których celem jest szerzenie radykalnego islamu, a nie dobro Czeczenów. Ogłosił nawet północ Czeczenii „strefą zakazaną dla wahhabitów"!! Po wojnie został prezydentem Republiki Czeczenii – wchodzącej w skład Federacji Rosyjskiej. BYł to wielki polityk, klasy śp.Aleksandra margrabiego Wielopolskiego. I został, jako „zdrajca”, zabity w zamachu bombowym na stadionie – przez „iczkeriotów”. Konkretnie: na rozkaz słynnego terrorysty, niezbyt świętej pamięci,Samuela Basajewa. Sam Basajew zginął w 2006 od wlasnej broni: szykował wielki zamach w Inguszetii i kiedy podszedł do ciężarówki wyładowanej materiałami wybuchowymi, rosyjscy agenci wysadzili ją zdalnie w powietrze!! P.Ramzan Kadyrow zajął miejsce ojca – i dał się poznać jako znakomity polityk. Przyciągnął do siebie większość „iczkeriotów” - w zasadzie wszystkich Czeczenów z rządu Republiki Iczkerii!! Bojowników (po amnestii ujawniło się ich 7000!!) wziął do swojej gwardii – i awansował. Był On przy tym absolwentem moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej, z której wyszedł jako wolno-rynkowiec. Zaprowadził w Czeczenii wolny rynek, wytargował od Rosjan, zachwyconych, że w Czeczenii mają spokój, ogromne odszkodowania za wojnę i dotacje, a ponadto ma jakieś dochody z tranzytu ropy. W efekcie Czeczeni są dwa razy (tak!!) bogatsi od swoich wiecznych konkurentów i sąsiadów, Inguszów. P.Kadyrow jest więc uważany za boga – no, a jeśli komuś się taka satrapia nie podoba, to... hmmm: jest załatwiany na sposób czeczeński. W końcu ani p.Kadyrow ani Jego poddani (zmienił tytuł z „prezydenta” na „szefa”!) nie życzą sobie w Groznym jakiegoś „majdanu”... Te czeczeńskie metody oburzały Borysa Niemcowa, przywykłego do d***kracji i jakichś-tam praw człowieka. Więc powiedział o kaukaskim satrapie kilka słów, których Czeczen nie może puścić płazem. Rozmawiałem wczoraj w Strasburgu z pewnym Czeczenem. Powiedział: „Wszyscy w Czeczenii wiedzą, że to Kadyrow kazał sprzątnąć Niemcowa. Ale co Mu może zrobić Putin? Żaden z zabójców nie sypnie Kadyrowa, bo i on i jego rodzina by tego nie przeżyli. I co ma zrobić Putin? Pośle wojsko? To będzie miał przeciwko sobie cały naród, uzbrojony i wyszkolony jak nigdy dotąd, dowodzony przez znakomitego wojownika. Kreml trzeciej wojny w Czeczenii nie chce. Więc musi poprzestać na ukaraniu bezpośrednich sprawców”. Jak znam życie, dostaną po 20 lat – i po pięciu po cichu wyjdą na wolność. Ostatecznie wszyscy wiedzą, że tylko wykonywali rozkazy... Z ostatniej chwili: jakie haki ma p.Putin na p.Kadyrowa, że ten oświadczył, że być może nie wstartuje w wyborach na prezydenta? Być może jakieś dowody, że p.Kadyrow maczał palce w zabójstwie śp.Anny Politkowskiej, która tak nienawidziła p.Kadyrowa, że oskarżyła Go, iż żyje z... okupu za porywanych ludzi; mógł się zdenerwować – choć, z drugiej strony ludy Kaukazu kobiet na ogół nie mordują. Zobaczymy! Pod zdjęciami jeszcze ostatniejsze wiadomości. A teraz ilustracje. Tu stolica Czeczenii, Grozny, po wojnie, w 1999 roku: I jeszcze jedno, budzące grozę, zdjęcie Groznego z tego-ż roku: A p.Ramzan Kadyrow, nie przejmując się, że cala Czeczenia (i pół Rosji...) wie, że kazał On zabić śp.Borysa Niemcowa, oznajmie, że ma zamiar zająć się sporterm; konkretnie: strzelectwem - i opublikował w Instagramie 15" video z p.Michałem Kasjanowem, liderem opozycyjnej partii PARNAS (min-finem FR 1999-2000 i premierem FR 2000-2004) oraz p.Włodzimierzem Kara-Murzą - na celowniku: https://lenta.ru/news/2016/02/01/kadyrov/ z komentarzem: "Kasjanow pojechał do Sztrasburga po pieniądze dla rosyjskiej opozycji. KTO TEGO NIE ZROZUMIAŁ, TEN ZROZUMIE". Trudno się dziwić pewnej nerwowości wśród rosyjskiej opozycji. P.Kasjanow domaga się aresztowania p.Kadyrowa. Ale kto zawiesi kotu dzwonek na szyi? JKM


Wyszukiwarka