Kaktusy mrozoodporne w mojej kolekcji - Piotr Modrakowski Moja wielka przygoda z kaktusami rozpoczęła się 18 lat temu. Dostałem na prezent imieninowy książkę Stanisława Hinza i Mieczysława Abramowicza pt. „Uprawa kaktusów”. Zawsze pasjonowała mnie przyroda, więc kochana rodzinka sprawiła mi taką książeczkę-może nie było innej - wiadomo, jakie to były czasy. W roku 1991 zapisałem się do Bydgoskiego Klubu Miłośników Kaktusów gdzie poznałem wspaniałych ludzi i fachowców, którzy naprowadzili mnie na właściwe tory kaktusowego hobby. Tu poznałem nestora uprawy zimotrwałych opuncji w Bydgoszczy p. Zygmunta Byszewskiego, który hodował te rośliny z powodzeniem w skrzynkach balkonowych. Dostałem od niego człon Opuntia phaecantha v.camanchica z wyraźnym rozkazem: „abym nie ważył się męczyć jej w doniczce na parapecie!”. W tym momencie muszę uczynić małą odskocznię od tematu i powiedzieć parę słów na temat mego życiorysu. Na dzień dzisiejszy mieszkam w Bydgoszczy z moją wspaniała małżonką. Natomiast moja kolekcja kaktusów „zwyczajnych” i sprawców tego artykuliku, czyli kaktusów zimotrwałych mieści się w ogrodzie mojej matki na Kujawach pod Inowrocławiem. Wróćmy już do meritum sprawy. Przygotowałem mojej opuncji gniazdko na skalniaku, pełnym do tej pory rojników i rozchodników. Oczywiście popełniłem od razu kardynalne błędy. Wykopałem na skarpie przy południowej ścianie domu mały dołek, na dno nasypałem jakiegoś rumoszu na to dałem warstwę przepuszczalnej ziemi, posadziłem komanczową opuncję, ozdobiłem ją odłamkami wapienia, bo tak mi się podobało. To był błąd, ponieważ wapień pod wpływem wody szybko się rozpuszcza i lasuje podwyższając pH gleby. Drugim, bolesnym dla mnie błędem, było posadzenie wokół opuncji jakiegoś „rozłażącego” się rozchodnika. Do dziś nie mogę się go pozbyć - nawet środki chwastobójcze nie mogą go wytępić! Odrasta sobie zawsze nawet z jakiegoś zagubionego listka. Odradzam, więc upiększanie kaktusów ogrodowych innymi roślinami skalnymi - mogę polecić najwyżej karłowe, nieekspansywne rojniki np. tzw. „pajęcze”. Moja opuncja szybko się zakorzeniła i wspaniale rozrosła. Przed nastaniem jesiennych pluch okryłem ją szczelnie folią - to był następny błąd! Ochrona przed wilgocią kapiącą z nieba to jedno a dopływ świeżego powietrza to drugie. Mojej roślince nic się nie stało gdyż wymianę powietrza umożliwiała południowa ściana budynku. Mój klubowy kolega, który także zafascynował się uprawą opuncji, zrobił skalniak na środku ogrodu i okrył je szczelnie namiotem foliowym pod koniec listopada. Na wiosnę skutki były opłakane! Spytacie, co złego uczynił? Następnej wiosny moja opuncja zakwitła! Jaka była moja radość i duma! Przychodzili znajomi i sąsiedzi podziwiać to egzotyczne cudo. Sam pierwszy raz widziałem kwitnącą opuncję i na dodatek w moim ogródku! Jakie było moje zdziwienie, gdy na wiosnę roślina „zmartwychwstała”! Wypuściła pączki i jak już wspomniałem zakwitła. Było to dla mnie coś wręcz mistycznego! Odtąd przestałem uważać kaktusy za typowe ciepluchy zasiedlające tylko nasze parapety i szklarnie. W pojedynku z zimą opuncja zwyciężyła, gdy wiele typowo ogrodowych roślin poległo m.in. hiacynty, paprocie, irysy o wielu przemarzniętych drzewach owocowych to już wcale nie wspominam, dodam tylko, że po raz pierwszy słyszałem jak pękają pod wpływem mrozu grube pnie 20 letnich śliw! Mijały kolejne lata, na skalniaku dosadzałem kolejne rośliny m.in. escobarie, echinocereusy i oczywiście opuncje.Było to wszystko nadal tak przy okazji gdyż ja nadal przeżywałem fascynacje lobiwimi, gymnokalycjami, astrofytami itd. W końcu jakieś 5 lat temu doszedłem niestety do wniosku, że tej ilości kaktusów nie jestem w stanie podołać ani zapewnić im właściwego miejsca w zimie gdyż mój tunel foliowy jest nieogrzewany i muszę z kaktusami na zimę uciekać do domu,ku ogólnej „radości” rodzinki. |
---|