Antysemityzm jako ideologiczna pałka
Co by było, gdyby w 1939 roku Polskę zajęli nie hitlerowcy, tylko ktoś inny? I ten ktoś prowadziłby wobec Polaków taką politykę, jak Niemcy wobec Żydów? Czy Żydzi zachowaliby się wobec mordowanych współobywateli inaczej niż w prawdziwej historii Polacy wobec Żydów? – zastanawia się publicysta
autor: Mirosław Owczarek
źródło: Rzeczpospolita
Czytelnicy „Rzeczpospolitej” dwukrotnie mogli się zapoznać z wizją świata Aliny Całej. Koncentruje się ona na odkrywaniu przejawów dawnego i obecnego polskiego antysemityzmu. Bywa w tym skuteczna – gdy zwraca uwagę na rozpowszechnienie tego typu postaw i emocji w Polsce międzywojennej. Za dokonany przez nią pod tym kątem przegląd przedwojennej polskiej prasy możemy być wdzięczni. Lektura to szarpiąca nerwy i sumienia. Wiedza o zasięgu – i gwałtowności – antyżydowskich emocji w II RP nie jest bowiem powszechna, nawet wśród czytających i piszących elit. Problem zaczyna się jednak wtedy, gdy pani Cała z czasów międzywojennych przenosi się w wojenne. I wszystkie działania i zaniechania polskiego społeczeństwa oraz Polskiego Państwa Podziemnego związane z losem Żydów wrzuca do jednego worka z hańbiącym napisem „antysemityzm”.
Dwa narody
„Problemem szmalcownictwa państwo podziemne zajęło się pod wpływem »Żegoty« w 1943 roku, gdy Holokaust dobiegał już niemal końca” – mówi np. Alina Cała w wywiadzie („Rz” 25.05.2009). – „Z ogłoszonych wyroków bardzo niewiele zostało wykonanych. Państwu podziemnemu można zarzucić grzech zaniechania. I to zaniechania intencjonalnie wypływającego z pobudek antysemickich. Żydów wykluczono ze wspólnoty obywatelskiej, ich los niezbyt zaprzątał głowy elit państwa podziemnego”.
Każde zdanie tego akapitu wymagałoby kilku lub kilkunastu zdań polemiki. Najważniejszy jest jednak fakt, że Cała – zarówno w wywiadzie, jak i w artykule („Rz”16.06.2009)
– kompletnie nie dostrzega niezwykle istotnego faktu, mającego podstawowe wręcz znaczenie przy ocenianiu reakcji Polaków na Holokaust.
Otóż Polacy i Żydzi przed wojną to nie był jeden naród. To były dwa narody żyjące obok siebie, czasami sobie przyjazne, częściej – wrogie (ze względu na multum okoliczności historyczno-społecznych, wśród których istotną rolę odgrywał rzeczywiście narastający przed ‘39 rokiem antysemityzm), ale przede wszystkim – obce. Obce kulturowo, odseparowane, odrębne.
Jeśli więc dyskutujemy o polskich reakcjach na Holokaust (a jest o czym mówić – bo zgadzam się z autorką, że często były one niegodne), to uwzględnienie tego faktu jest rzeczą podstawową. Antysemityzm był faktem. Ale uderzenie w Żydów nie było odbierane jako uderzenie w polską wspólnotę, rozumianą czy to etnicznie, czy politycznie, czy kulturowo.
Większość polskich Żydów to nie byli bowiem Żydzi niemieccy, francuscy czy holenderscy. Nie byli też Żydami angielskimi z okupowanych przez Niemców wysp na kanale La Manche, których na rozkaz Niemców do obozów na terenie Francji we wzorowym porządku odstawiła angielska policja – budzący powszechne zaufanie bobbies w charakterystycznych hełmach. Byli czynnikiem obcym – tak jak Polacy byli czynnikiem obcym w oczach Żydów.
Jeśli tak, to dla Polaków, a zwłaszcza dla władz państwa podziemnego, wynikały z tego oczywiste wnioski. W sytuacji, w której sami Polacy podlegali bezwzględnemu terrorowi i według powszechnej opinii (potwierdzonej przez historyków) po wygranej wojnie mieli podzielić los Żydów, a co najmniej zniknąć z Europy Środkowej, podstawowym obowiązkiem państwa podziemnego była dbałość o przetrwanie Polaków. A innych – którym notabene i tak nie można było wiele pomóc, tak jak zresztą wiele nie można było pomóc samym Polakom – dopiero w dalszej kolejności.
Straszna sytuacja – straszne decyzje
To straszne słowa. Ale sytuacja była straszna. W strasznej sytuacji przywódcy muszą podejmować straszne decyzje. Alina Cała tego nie dostrzega albo dostrzec nie chce. W wywiadzie daje – prawdziwy – przykład, jak inna od reakcji na zagładę Żydów była reakcja polskiego społeczeństwa i podziemia na podjęte przez hitlerowców wysiedlenia Polaków z Zamojszczyzny. Żąda od dowództwa AK, żeby na zagładę Żydów reagowało tak, jak reagowałoby – zapewne – na zagładę Polaków.
Sęk w tym, że gdyby Komenda Główna Armii Krajowej postąpiła wówczas zgodnie z formułowanymi po ponad 60 latach zaleceniami Całej, w sensie moralnym wzniosłaby się na wyżyny empatii. Ale w sensie politycznym zawiodłaby. Zawiodłaby tych, w imieniu których działała, dla których powstała i o których musiała dbać w pierwszej kolejności.
W swoim artykule Alina Cała cytuje szereg dokumentów akowskiej proweniencji, których wspólną cechą jest chłodne emocjonalnie nastawienie do ocalałych ofiar Zagłady. Być może akowscy dowódcy nie byli wystarczająco empatyczni, a być może w pewnych wypadkach byli nastawieni antysemicko. Sęk w tym, że choćby tak nie było, to i tak musieliby wydawać rozkazy takie, jakie wydali.
Rozkaz dowódcy białostockiego AK nakazujący likwidację “band żydowsko-komunistycznych” był być może motywowany nie tylko politycznie. Jeśli tak było w istocie – to plama na honorze Armii Krajowej. Ale ogromna większość dotyczących Żydów decyzji akowskich przywódców nie wynikała z antysemityzmu, tylko z dwóch podstawowych faktów. Z tego, że Żydzi byli społecznością obcą, i z tego, iż społeczność własna, której AK służyła, była śmiertelnie zagrożona.
Ktoś (chyba Kazimierz Wyka) zanotował w dzienniku okupacyjnym charakterystyczną scenę. Ma ona miejsce w pociągu gdzieś na południu Generalnego Gubernatorstwa. Schyłek 1944 roku, po upadku powstania warszawskiego. Nagła niemiecka kontrola. Paniczne pytanie kogoś z tłumu: “Co, ludzi łapią?”. Natychmiastowa uspokajająca odpowiedź, też z tłumu: “Nie – tylko warszawiaków”…
Dla mnie – i jako Polaka, i jako człowieka – to bolesna anegdota. Ale dobrze ilustrująca fakt, że – czy to się nam podobna czy nie, rozróżnianie swój – obcy jest podstawową cechą natury ludzkiej, od której nie można abstrahować, jeśli chce się cokolwiek rozumieć.
Na tropie wirtualnego antysemityzmu
A co by było, gdyby w 1939 roku Polskę zajęli nie hitlerowcy, tylko ktoś inny? I ten ktoś inny prowadziłby wobec Polaków taką politykę jak w prawdziwej historii Niemcy wobec Żydów, a wobec Żydów – taką jak w prawdziwej historii Niemcy wobec Polaków? Czy wtedy Żydzi i żydowscy przywódcy zachowaliby się wobec mordowanych współobywateli należących do obcego im narodu inaczej, niż w rzeczywistości zachowali się Polacy i polscy przywódcy wobec mordowanych Żydów?
Nie wiem. Przypuszczam jednak, że ktoś tak wyczulony etycznie jak Alina Cała mógłby wtedy udzielić wywiadu pod tytułem “Żydzi jako naród nie zdali egzaminu”. I byłby to tekst podobnie niesprawiedliwy jak wywiad i artykuł Całej. Wywiad i artykuł opublikowane – to dodatkowy aspekt sprawy – nie w jakiejś abstrakcyjnej rzeczywistości, tylko (Alina Cała musi zdawać sobie z tego sprawę) w kontekście pojawiających się coraz częściej niemieckich prób podzielenia się z kimś odpowiedzialnością za Zagładę.
Chcę wierzyć, że tylko naturalne podekscytowanie dyskusją doprowadziło do tego, że na pytanie dziennikarza “Rzeczpospolitej”: “To kto jest bardziej winny: Polacy czy Niemcy?”, odpowiedziała “Niemcy stworzyli warunki, w których to wszystko mogło się dziać. Ich inicjująca rola była więc decydująca. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości”.
To wszystko? Czyli Holokaust, rola w nim Niemców była decydująca jedynie dlatego, że była inicjująca? Sądzę, że Alina Cała powinna publicznie doprecyzować to zdanie. Wątpię jednak, by to zrobiła.
Choćby dlatego, że demaskowanie polskiego antysemityzmu – prawdziwego i wirtualnego – wydaje się tak podstawowym celem tej autorki, że dla jego zrealizowania jest skłonna zapędzać się – eufemistycznie rzecz ujmując – niezwykle daleko.
Cele bardzo współczesne
Jest jeszcze jedna przyczyna, dla której nie sądzę, żeby Alina Cała była skłonna do częściowego bodaj zrewidowania pochopnych twierdzeń. Otóż te wywody są jej potrzebne nie tylko do dokonania radykalnej etycznie oceny przeszłości, ale i dla zupełnie współczesnych celów polityczno-społecznych.
“Warto się zastanowić, czy ktoś, kto w czasie wojny wraz z kolegami zgwałcił ukrywającą się Żydówkę, po czym skatowaną odtransportował na gestapo, a potem opijał z kolegami swoje czyny – mógł być później dobrym i czułym mężem oraz ojcem” – pisze Cała. – Zbrodnie Fritzla, które niedawno wstrząsnęły austriackimi i polskimi mediami, miały swoje korzenie w hitleryzmie jego rodziców. W Austrii to zauważono. Związku między “jak się żony nie bije, to jej wątroba gnije” albo obroną prawa do “klapsów” a kondycją moralną odziedziczoną po okrucieństwach wojny – nie potrafimy dostrzec. Dla naszego dobra warto rozważyć, czy wysoka tolerancja dla przemocy (słownej i fizycznej) w naszym społeczeństwie nie ma swojego źródła właśnie w wojennej przeszłości”.
Pomińmy już dość oczywiste pytanie, ilu – nawet zdaniem Aliny Całej – Polaków w czasie wojny gwałciło Żydówki i wydawało je gestapo, bo nawet ona nie będzie chyba twierdziła, jakoby był to taki odsetek społeczeństwa, który mógł ukształtować masowe zachowania następnych pokoleń.
Pomińmy też dość oczywiste pytanie, czy skoro pani doktor wywodzi skłonność Polaków do przemocy domowej (najwyraźniej jej zdaniem większą niż u innych narodowości) ze zbrodniczych zachowań niektórych przedstawicieli naszego narodu wobec Żydów w czasie okupacji, uważa też, że przed wybuchem wojny ówczesne polskie społeczeństwo było mniej do tej przemocy skłonne niż Polacy doby obecnej.
Nie pogrążajmy się w tych absurdach. Ważniejsze jest bowiem coś innego. Otóż Alina Cała najwyraźniej instrumentalizuje Holokaust w celu realizacji własnych, teraźniejszych zamierzeń ideologicznych.
Sądzę, że komu jak komu, ale pracownikowi Żydowskiego Instytutu Historycznego to nie przystoi.
Autor jest współpracownikiem “Rzeczpospolitej”. Był m.in. prezesem Polskiej Agencji Prasowej