Paulina Lipska gr. III
felieton – Michał Ogórek Kryzys, Polskie Radio Program 3. 01.02.2009
Kryzys polska klasa polityczna chce zwalczyć zwiększeniem wydatków… naturalnie na siebie. Oto w Krakowie rozpoczyna się dziś dwudniowa kampania wyborcza PiS-u, kampania przed wyborami, których zresztą nie ma. Finansowana jest z pieniędzy, jakie partie polityczne dostają od państwa i których za żadne skarby nie chcą dać sobie odebrać. 1500 osób ma tam manifestować i uczulać społeczeństwo, że jest kryzys. Gdyby społeczeństwo dało się dostatecznie zaalarmować, to powinno pojechać do Krakowa i zrobić z nimi porządek, bo rzeczą, na której na pewno można zaoszczędzić to jest zrezygnować z takich propagandowych manifestacji. Ciekawe, ile już kosztowało urządzanie tych wszystkich narad, konferencji i konsultacji na temat ograniczania skutków kryzysu, które w dodatku robi się w nadgodzinach. W ministerstwach na przykład musieli przygotować propozycje cięć w dwa dni i noce. Żeby wynająć ekspertów w takim ekspresowym trybie nocnym trzeba im nieźle zapłacić. Tym sposobem zwalczanie kryzysu stało się niezłym biznesem. Pojawiła się też zapowiedź ograniczenia liczby posłów i senatorów o stu i senatorów o pięćdziesięciu. Chodzi zapewne o to, aby ich było mniej do podzielenia tej kasy, która jest, bo wcale przy tym nie mówi się o ograniczeniu budżetu parlamentu. Może ktoś powiedzieć, że oszczędności, których można dokonać na tych posłach, ministerstwach itd. na pewno nie uchroniłyby całego kraju przed kryzysem, bo nawet największy polityczny pasożyt, ale pojedynczy, to jakiś promil wydatków całego budżetu. Ale przecież zwalniani z pracy ludzie to jeszcze mniej, ale przecież się ich wyrzuca. Wyrzucenie zwykłych pracowników przynosi oszczędności, a ewentualne, bo przecież zaledwie hipotetyczne na razie wyrzucenie prominentów wydatków nie ogranicza. Czy to znaczy, że etat zwykłego obywatela ma większy wpływ na gospodarkę niż praca ministra? Jeśli tak, to tym bardziej trzeba zwolnić ministra. Kiedyś Lady Pank śpiewało taką piosenkę Kryzysowa narzeczona. Wezwania posłuchał były premier Marcinkiewicz i wziął sobie taką nową kryzysową narzeczoną. Wszystkie gazety o tym piszą. Może jest to jedyny możliwy wkład polityka w zwalczanie kryzysu. Żeby każdy utrzymywał dwa razy więcej kobiet niż przed kryzysem.
Wychodzi na to, że dla ministrów, prezydentów i premierów, tych byłych i obecnych, oblicze kryzysu nie takie straszne jak je malują. Widać, że w dobie kryzysu kwitnie miłość, kryzys tłumaczy wiele niewyjaśnionych kwestii (tj. pochodzenie dziury budżetowej), kryzys jest idealnym argumentem na pozbycie się z rządu niewygodnych kolegów, kryzys daje możliwość wypromowania się na kampaniach wyborczych, wreszcie pod pretekstem kryzysu można wyrwać podatnikom jeszcze trochę kasy, bo willi za pieniądze z diety poselskiej się przecież nie postawi. Tak więc, jeśli komuś kryzys nie miły to polecam przyłączenie się do reszty mężów stanu, a jeśli ma ku temu jakieś zahamowania, to jest przypadkiem beznadziejnym i zawsze kryzys będzie miał dla niego zabarwienie negatywne.