walsty10

Dobrzy ludzie. Listy św. Ojca Franciszka.

Czy duchowość Franciszkańska, czyli sposób przeżywania Boga, siebie, drugiego człowieka, świata i toczących się w nim wydarzeń w oparciu o religijne doświadczenie św. Franciszka jest zarezerwowana dla grona jego naśladowców w jednej z trzech rodzin zakonnych? Może ślady Franciszkowego rozumienia Bożej i ludzkiej rzeczywistości dałoby się od-naleźć także w innych historycznych i ludzkich kontekstach? Może jeszcze ktoś też tak myślał, modlił się i żył jak Franciszek, nawet jeżeli działo się to nieświadomie? Święty Franciszek zwykł pozdrawiać ludzi: Pokój wam, dobrzy ludzie.

Proponowany cykl rozważań jest właśnie próbą udzielenia twierdzącej odpowiedzi na wyżej postawione pytanie. Listy św. Ojca Franciszka, pisane do wybitnych postaci historycznych czy świata sztuki, do dobrych ludzi, wyrosły z fascynacji życiem, wiarą i myśleniem św. Franciszka. Jaka to radość, gdy da się odkryć w kimś innym, ważnym czy zwyczajnie pięknym, ślady tych samych religijnych i życiowych intuicji. Zapraszam do lektury.

Sołżenicyn Aleksander Isajewicz (1918 - 2008), pisarz rosyjski, laureat Nagrody Nobla w 1970. W czasie II wojny światowej walczył m.in. pod Leningradem i Kurskiem. W 1945 został oskarżony o "agitację antyradziecką" i skazany na 8 lat obozu, zamienionych na dożywotnie zesłanie. Od 1956, po całkowitej rehabilitacji, pracował w Riazaniu jako nauczyciel matematyki. Od 1962 poświęcił się pracy literackiej. Od 1968 zaczął drukować za granicą. W 1974 był aresztowany i deportowany za "zdradę ojczyzny" w związku z przechwyceniem przez KGB maszynopisu dzieła Archipelag Gułag, nad którym autor pracował około 20 lat. W 1975 pozbawiono go obywatelstwa i wydalono z ZSRR. Mieszkał w Szwajcarii, RFN, a od 1976 w Stanach Zjednoczonych. W 1994 powrócił do Rosji. Od 1997 jest członkiem Rosyjskiej Akademii Nauk. Głosi poglądy chrześcijańsko-narodowe. W swoich publikacjach propaguje wizję odrodzenia religijnego i moralnego Rosji i Europy.

O. Waldemar Polczyk OFM

Gospodin Aleksandr!

Bóg w Swojej Opatrzności powołał Pana, Gospodin Aleksandr, na proroka – świadka niebezpieczeństwa, jakim jest dla ludzi upaństwowiona, urzędowa bezbożność. Jak każdemu prorokowi, również Panu nie zostało oszczędzone cierpienie prześladowania. Tak wspominał Pan, Aleksandrze Isajewiczu, swoją drogę przemiany, zakończoną odkryciem prorockiego powołania: Ujrzałem, że przez całe moje ż świadome nie rozumiałem ani siebie samego ani swoich dążeń. Przez długi czas uważałem, za ratunek dla siebie to, co właśnie było moją zgubą. Na swoim zgiętym, niemal przetrąconym grzbiecie wyniosłem jednak z głębi więziennych lat świadomość tego, jak człowiek staje się dobry i jak człowiek staje się zły. Oszołomiony sukcesami, odniesionymi w młodości, uważałem się za istotę niezdolną do omyłek i dlatego stałem się okrutnym. Gdy dano mi w ręce władzę i to w nadmiarze, stałem się morderca i zadawałem ludziom gwałt. Nawet gdy czyniłem zło byłem przekonany, że postępki moje są dobre i miałem na podorędziu bardzo logiczne dowody. Dopiero na zgniłej więziennej słomie poczułem w sobie drgnienie dobra. Dopiero tu pojąłem, że linia dzieląca zło od dobra przebiega nie między państwami, nie między klasami, nie między partiami, ale linia dzieląca dobro i zło przecina każde ludzkie serce, nie omijając żadnego. Jest to linia ruchoma i z upływem lat jej bieg zmienia się w nas samych. Oto dlaczego powracam do lat więzienia, gdy siedziałem za kratą i powiadam, wprowadzając często w zdumienie ludzi, którzy mnie otaczają: bądź błogosławione więzienie, żeś było w moim życiu (Archipelag Gułag). Wyraził Pan wielką prawdę, że człowiek dochodzi do prawdy: o sobie, o swym życiu, jedynie za cenę cierpienia. Jeżeli w jego życiu było wiele nieprawdy, sporo złudzeń, potrzebne jest cierpienie ogromne. Ono albo człowieka złamie do reszty, albo uczyni mądrym. Jest mi Pan, Aleksandrze Isajewiczu ogromnie bliski w doświadczeniu odkrywania prawdy za cenę więzienia. W moim życiu było podobnie, choć moje uwięzienie trwało nieporównanie krócej i nie było w nim tak wiele wyniszczającego cierpienia. Mimo wszystko więzili mnie chrześcijanie, surowi może, ale jednak chrześcijanie. Dlatego ich okrucieństwo i bezwzględność miały jednak mimo wszystko jakąś granicę, poza którą nigdy by nie zeszli. Ja nie byłem okrutny. Byłem zwyczajnie naiwny i płytki. Kariera, którą dla siebie planowałem, miała być lekka, łatwa i przyjemna. Takiego właśnie życia dla siebie chciałem nie wiedząc, że ono jest niemożliwe. Dziś, z perspektywy wieczności widzę, że wtedy znałem cenę wielu rzeczy: rumaka czystej krwi arabskiej, zbroi, przedniego trunku, delikatnych tkanin, nie znałem jednak wartości niczego. Uwięzienie po przegrane bitwie pod Collestrada było również dla mnie czasem błogosławionym. Pan rzucił mnie twarzą ku ziemi, bo tylko tak może się człowiek wyleczyć ze złudzeń które, żywione zbyt długo, byłyby dla niego i dla innych morderczym zagrożeniem. Bo człowiek nie jest najbardziej niebezpieczny wtedy, kiedy folguje różnym słabościom. Jest wtedy zwyczajnie głupi. Szkody jednak, jakie wyrządza wtedy, choć wielkie, są jednak ograniczone. Gdy jednak ulega złudzeniom, gdy je wieści niczym fałszywy prorok głoszący, że cokolwiek na tym świecie może przyjść łatwo może stać się przyczyną zła monstrualnych rozmiarów dokładnie dlatego, że inni mu uwierzą, zawsze uwierzą, bo zawsze chcą słyszeć, że wolno żyć łatwo, bez zobowiązań, że życie za darmo jest możliwe. Będą to sobie powtarzać tak długo, aż w to uwierzą. Dlatego nie ma większego znaku Bożego zmiłowania, niż uleczenie kogoś ze złudzeń, obojętnie jak gorzkie by nie było lekarstwo i bolesna terapia. Bo dopiero człowiek uzdrowiony ze złudzeń, może zacząć żyć naprawdę. Zło które czyniłem ludziom było inne niż to, do którego wielkodusznie przyznawał się Pan, Aleksandrze Isajewiczu. Ja mówiłem moim rówieśnikom, że zawsze będzie przyjmie i miło a to przecież nieprawda. Dlatego treścią mego życia po nawróceniu uczyniłem głoszenie pokuty. Przestrzegałem ludzi przed zaniedbywaniem pokuty, stawiając im przed oczy wieczność. Pan również, już w Stanach Zjednoczonych, dostrzegał to samo niebezpieczeństwo. Bowiem w każdej epoce ludzie są skłonni uwierzyć, że w życiu może być tylko wygodnie i lekko. Przestrzegał Pan mieszkańców bogatej i wolnej przecież Ameryki, że nie da się stworzyć cywilizacji która byłaby wiecznym karnawałem. Wpisał się Pan w ten sposób w długą sukcesje proroków, wzywający do uważnego i starannego życia, gdzie na pierwszym miejscu staje Bóg, wzywający do rzetelnego wypełniania swych obowiązków.

Źródłem męstwa, które nie przestaje zachwycać ludzi naszych czasów była dla Pana wiara w wieczność, w to, że istnieje życie po tym życiu. Pisał Pan, Aleksandrze Isajewiczu: Czego potrzeba, aby być silniejszym od śledczego i całego tego potrzasku? Trzeba wejść do więzienia bez drżenia o swoje ostawione za bramą, pełne ciepła Zycie. Trzeba na progu sobie powiedzieć: Moje życie się skończyło, trochę za wcześnie, ale co zrobić. Na wolność nigdy już nie wyjdę. Pisane mi jest, że zginę; teraz albo trochę później, ale później będzie nawet jeszcze ciężej, lepiej więc prędko. Nie mam już nic własnego. Bliscy zmarli dla mnie i ja dla nich umarłem. Ciało moje jest dla mnie od dzisiaj czymś obcym i bezużytecznym. Tylko duch mój i moje sumienie są dla mnie dalej drogie i ważne. Takiemu więźniowi śledztwo może nie dać rady. (Archipelag Gułag). Duch i sumienie – te wartości przekroczą bramę wieczności. Świat jest skłonny wierzyć jedynie tym, którzy gotowi są oddać życie za głoszone przez siebie i wyznawane przez siebie wartości. W takim duch stawałem jesienią 1219 roku prze sułtanem Melek-el-Kamelem: gotowy do oddania doczesnego życia, jeśli Pan tak zrządzi. I może największym nieszczęściem ludzkości nie są takie czy inne grzechy, ale brak wartości, za warto by oddać życie. W sytuacji gdy wszystko wolno, gdy wszystko jest jednakowo dobre, gdy nie ma prawdy absolutnej, gdy do lamusa odeszły pojęcia prawdy i dobra, za cóż jeszcze trzeba by umierać? Przeciwnie w takim świecie człowiek będzie kurczowo trzymał się doczesności, na wszystko się zgodzi, byleby móc jeszcze przez jakiś czas cieszyć się przyjemnościami tego świata. Ale też temu światu tak bardzo będą potrzebni prorocy, gotowi na każde cierpienie, byleby ocalić wiarę, człowieczeństwo, godność, prawe sumienie.

Dziękuję Panu, Aleksandrze Isajewiczu, za Pańskie odważne świadectwo, że władza bez Boga jest trucizną (Archipelag Gułag). Że w ogóle życie bez Boga jest niemożliwe do przeżycia jest niegodne człowieka. Pańskie życie jest świadectwem tego, że Bóg zawsze staje po stronie prześladowanych za prawdę.

Twój brat Franciszek


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
walsty11, MEDYTACJE FRANCISKZAŃSKIE 1

więcej podobnych podstron