12 V 1024r. p.n.e.
Jak co rano budzi mnie pianie kogutów oraz wierni kapłani, swym cudownym hymnem, a ja w kółko sprawuję taką samą władzę. Jednak, zanim zacznę wydawać wyroki, muszę wziąć boską kąpiel. Modlitwy pomagają odpędzić złe ode mnie złe duchy. Tak oczyszczony i okadzony przez proroków idę do kapliczki. Moim zadaniem jest samotna modlitwa do cudownego posążka Ozirisa, któremu to zły Set, odciął niegdyś wszystkie członki. Dzięki niej ręce, nogi i głowa znów się zrastają. Zawsze trzeba się upewnić czy cudownym sposobem pomogłem Ozirisowi. Gdyby okazało się, że tak się nie stało, oznaczałoby to klęskę i upadek Egiptu i świata. Udało mi się, a więc musiałem posążek obmyć, ubrać w drogocenne szaty ? posadziwszy na malachitowym tronie, oraz okadzić wonnościami. Po ceremonii wyszedłem z kaplicy zostawiając za sobą otwarte drzwi, aby przez nie na kraj spływały błogosławieństwa. Dla przezorności i z doświadczenia, wyznaczyłem kapłanów do pilnowania sanktuarium. Wielu śmiertelników zbliżywszy się za blisko, narażało się na niewidzialne uderzenie prowadzące do śmierci. Dziś to widziałem. Po odprawieniu nabożeństwa, poszedłem razem z otoczonymi kapłankami do wielkiej sali jadalnej, gdzie jak zwykle stał dla mnie przygotowany stolik, fotel oraz dziewiętnaście innych stoliczków przed taką samą ilością posągów, które wyobrażały 19 poprzednich dynastii. Napoiwszy się i najadłszy wyszedłem z jadalni.
W ciągu jednego dnia wiele dróg muszę pokonać, nie zaznawszy chwili spokoju. Musiałem iść prosto do sali audiencyjnej. Herhor, moja prawa ręka, przyniósł mi raporty o sprawach państwa. To bardzo męczące zadanie umilała mi muzyka religijna i taniec. Po zakończeniu i przeczytaniu akt, udałem się do bocznego gabinetu, gdzie wreszcie mogłem odpocząć. Drzemka nigdy nie trwała długo. Dzień był długi, a ja musiałem złożyć ofiary z wina i kadzideł. Kapłani, którzy zebrali się dla mnie, wysłuchiwali mych snów i snuli myśli na temat ich znaczenia. Po południu, niesiony w lektyce, ukazałem się na dziedzińcu swej wiernej gwardii, a potem wstępowałem na taras i spoglądałem ku czterem stronom świata, aby udzielić im swego błogosławieństwa. Wtedy każdy, kto żyw, upadł na twarz, by i na niego spłynęły me modły. Uszczęśliwiony z tego, że mogę dać szczęście każdego dnia swemu ludowi, zstępuję do ogrodów, między palmy i sykomory, w których odbierałem hołdy od mych kobiet, oraz przypatrywałem się zabawom dzieci. Zauważyłem, że jedno z nich jest piękniejsze i mądrzejsze aniżeli inne. Przywoławszy je, zapytałem o jego matkę, oraz o to, co umie. Uśmiechnąłem się, gdyż to dziecko wykazywało bardzo wielką odwagę oraz miłość do matki. Stwierdziłem, iż musi być wywyższony nad innych. Ma ręka spocząwszy na jego głowie, przyniesie mu wieczną dobroć i dostatek.
Na obiad poszedłem do drugiej sali jadalnej i dzieliłem się posiłkiem z bogami wszystkich nomesów Egiptu. Wieczorem spotykałem się z moją żoną, a matką następcy tronu, oglądałem tańce i słuchałem religijnej muzyki. Następnie udałem się do kąpieli, i oczyszczony, wstąpiłem do kaplicy Ozirisa, aby rozebrać i ułożyć do snu bóstwo cudowne. Dokonawszy tego, zamknąłem i zapieczętowałem drzwi sanktuarium. Otoczony procesją kapłanów, poszedłem do sypialni. Spoczynek mój przerywany był jeden raz, o północy, gdyż o tej godzinie budzili mnie astrologowie zawiadamiając mnie, w której kwadrze znajduje się księżyc oraz czy na niebie nie zdarzyło się coś szczególnego. Po północy znów mogłem popaść w cudowny sen, aż do piania kogutów.