Zarys dziejów Ukrainy w aspekcie stosunków z Polską.
autor tekstu Zbigniew Zagajewski
Wstęp
Ukraina (nazwa pochodzi od sformułowania ,,u kraja’’, czyli we współczesnej polszczyźnie ,,na skraju’’, bo w XVI wieku, gdy po raz pierwszy użyto na piśmie takiego określenia, tereny dzisiejszej Ukrainy stanowiły kraniec ziem, objętych europejską cywilizacją) – państwo w Europie Wschodniej, położone w dorzeczu Dniepru, Dniestru i Donu, na wybrzeżu mórz: Czarnego i Azowskiego.
Przez cały okres swej historii Ukraina (w Średniowieczu nazywana Rusią) pozostawała w bliskich stosunkach z Polską – czasami obydwa kraje znajdowały się w jednym organizmie państwowym (np. Rzeczypospolitej szlacheckiej, Imperium Rosyjskim), czasami pozostawały w mniej lub bardziej życzliwym sąsiedztwie (jak np. obecnie), a bywało, że toczyły ciężkie wojny (,,Powstanie Chmielnickiego’’ z lat 1648 – 1654, ,,wojna o Galicję Wschodnią’’ z lat 1918 – 1920, udział w II wojnie światowej z lat 1939 – 1945 po przeciwnych stronach).
Niezależnie od przyjaznych lub konfliktowych relacji między obiema stronami, wątpliwości nie ulega, że Polacy i Ukraińcy posiadali i posiadają wiele cech wspólnych – są Słowianami o zbliżonej kulturze, obyczajowości i języku, wyznają system wartości, zakorzeniony w religii chrześcijańskiej – katolickiej lub prawosławnej.
Przeszło tysiącletnie dzieje Polski i Ukrainy zawierają tysiące dowodów na prawdziwość powyższej koncepcji.
Początki organizacji państwowych
Można to opisać następująco:
Na IX wiek przypadają początki związków plemiennych, z których, stulecie później, ukształtowały się wczesnośredniowieczne państwa – Królestwo Polskie i Ruś Kijowska. Wśród Słowian Zachodnich ,,czynnikiem jednoczącym’’ stali się Polanie i Wiślanie, zaś względem Słowian Wschodnich dają się zaobserwować 2 teorie: według pierwszej – zaczątki przyszłej państwowości ,,ruskiej’’ (dziś nazywanej ,,ukraińską’’) to zasługa miejscowej, ,,autochtonicznej’’ ludności, z plemionami Derewlan i Lędzian na czele, zaś według drugiej - ,,czynnikiem państwowotwórczym’’ stali się przybysze z daleka – żeglarze ze Skandynawii, w tradycji polskiej nazywani Wikingami, a w tradycji ukraińskiej Waregami. To właśnie wodzowie Waregów, którzy przepłynęli Bałtyk na żaglowo – wiosłowych statkach, dotarli w górę Dźwiny, Niemna i Newy, aby ostatecznie zamieszkać w zlewisku Dniepru i dać początek dynastii Rurykowiczów, z której wywodzili się wszyscy przywódcy dawnej Rusi, aż do pierwszego cara Wszechrosji – Iwana IV Groźnego w XVI wieku. Nie sposób ze 100% dokładnością ustalić, która z w.w. koncepcji jest słuszna, ale wątpliwości nie ulega jedno – za symboliczny początek dziejów państw, w roku 2012 organizujących Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej, uznaje się powszechnie przyjęcie chrześcijaństwa przez dynastię na czele z monarchą.
Chrzest księcia Mieszka I w 966r., przyjęty w obrządku łacińskim, dzisiaj określanym częściej jako katolicyzm, dał początek historii Polski, a, przypadający na rok 988, chrzest księcia Włodzimierza I Wielkiego, przyjęty w obrządku greckim, dzisiaj nazywanym częściej mianem prawosławia, rozpoczął dzieje tworu politycznego, w X wieku tytułowanego Rusią Kijowską, a w XXI wieku – Ukrainą.
Czasy średniowiecza
We wczesnym średniowieczu Ruś Kijowska Rurykowiczów i Polska Piastów były, stopniowo kształtującymi się, feudalnymi monarchiami, których wzajemne stosunki wahały się od konfliktów zbrojnych o Grody Czerwieńskie – pograniczną krainę, której główne ośrodki miejskie to Przemyśl, Czerwień i Bełz – do traktatów o przyjaźni i wymianie handlowej.
Przykładem „pierwszego modelu” polsko-ruskich stosunków politycznych mogą być chociażby wyprawy wojsk polskich na Kijów za rządów Bolesława Chrobrego (992-1025) i jego prawnuka Bolesława Śmiałego (1058-1079) albo wspólna, niemiecko-ruska inwazja na Polskę za panowania Mieszka II (1025-1034). O „drugim modelu” wymownie świadczą małżeństwa przedstawicieli dynastii Piastów z wybrankami poczodzącymi z Kijowa i noszącymi nazwisko panieńskie Rurykowicz. Uroczystościom zaślubin monarszych dzieci towarzyszyło zawsze podpisywanie układów o współpracy politycznej i ekonomicznej. Tak było w przypadku Kazimierza Odnowiciela, żonatego z księżniczką ruską Dobroniegą Marią i panującego w XI wieku (lata 1039-1058), a także Bolesława Krzywoustego, panującego w XII stuleciu (lata 1107-1138) i żonatego dwukrotnie, przy czym po raz pierwszy z księżniczką ruską.
Pod koniec XII i w XIII wieku relacje między Polską a Rusią Kijowską znacząco osłabły, a to z racji rozbicia dzielnicowego w naszym kraju, panującego od 1138 do 1320 roku, a skutkującego osłabieniem władzy centralnej i dezorganizacją polityki zagranicznej. Po stronie ruskiej działo się znacznie gorzej, gdyż kraj nad Dnieprem stał się, pomiędzy 1223 a 1240 rokiem, obiektem agresji mongolskiej, czy też, jak się przyjęło to nazywać w tradycji polskiej – tatarskiej i popadł w zależność od chanów tatarskich, rezydujących na Krymie. Niepowodzeniem zakończyła się walka o wyzwolenie Rusi spod tatarskiego panowania, prowadzona przez znakomitego wodza – księcia Daniela Halickiego, który dążył – wraz z przywódcami Polski i Węgier - do utworzenia koalicji antytatarskiej. Dzięki pomocy polskich wielmożów świeckich i hierarchów duchownych, na czele z późniejszym świętym – Jackiem Odrowążem – książę Daniel został w roku 1255 koronowany, z poręki papieża, na króla Rusi. Był jedynym przywódcą ludu, zwanego dziś Ukraińcami, którzy na przestrzeni 1000 lat historii legitymował się tytułem królewskim. Daniel Halicki zapoczątkował, wielokrotnie później w ukraińskiej, ale także w polskiej, historii występującą instytucję „rządu emigracyjnego” – w latach 1255-1264, tzn. od koronacji do śmierci, rezydował na wygnaniu w Polsce, bo na Rusi groziła mu śmierć z rąk tatarskich. Siedzibą pierwszego, a zarazem ostatniego, legalnego króla Rusi był Drohiczyn nad Bugiem. Bardzo niewielu dzisiejszych Polaków, ale także i dzisiejszych Ukraińców, w ogóle o tym wie.
Niepowodzenie planów Daniela Halickiego doprowadziło do popadnięcia Rusi Kijowskiej, alias Ukrainy, w niewolę tatarską, trwającą przeszło 100 lat. Nie ma się czemu dziwić, że prawosławni Rusini, prześladowani, okradani, zamieniani w niewolników i zabijani przez muzułmańskich najeźdźców, z radością przyjęli jakąkolwiek władzę, która położy kres tatarskim rządom. Taka jest przyczyna otwartego stosunku Rusinów do polskich, litewskich i węgierskich wojsk, które w XIV wieku (a konkretnie w latach 1349-1352) wyparły Tatarów. Większa część ziem Rusi Kijowskiej, z samym Kijowem włącznie, znalazła się pod zwierzchnictwem Wielkiego Księstwa Litewskiego, toteż odtąd, aż do II połowy XVI wieku, nad Dnieprem władali litewscy wielmoże, wasale Wielkiego Księcia rezydującego w Wilnie. Tereny określane wtedy jako „Ruś Halicka” (dziś w użyciu pozostaje nazwa „Zachodnia Ukraina”), tzn. obszary z ośrodkiem we Lwowie, trafiły pod władzę Królestwa Polskiego, w którym panował podówczas Kazimierz Wielki. To właśnie przyłączenie Rusi Halickiej dało początek tworzeniu się przyszłych Kresów Wschodnich – terytoriów należących w różnym charakterze do Polski, ale położonych na wschód od Bugu. „Kresy” stały się jednym z najważniejszych tematów w polskiej polityce, ale także literaturze (Mickiewicz, Słowacki, „Trylogia” Sienkiewicza!) aż do II wojny światowej. Najmniejsza część dotychczasowej Rusi Kijowskiej – tzw. „Ruś Zakarpacka” – trafiła pod władzę Królestwa Węgier, a powróciła w skład Ukrainy dopiero w 1945 roku.
Pod władzą I Rzeczypospolitej
Na przestrzeni XV i I połowy XVI wieku związki między, jak dziś mówimy, Ukrainą, a jak wówczas to Polacy określali, Rusią, stawały się coraz bliższe. Mimo, że kraj ze stolicą w Kijowie był pod względem prawnym wasalny wobec Wielkiego Księstwa Litewskiego, a nie wobec Królestwa Polskiego, to jednak kolejni przedstawiciele dynastii Jagiellonów, sprawujący jednocześnie urząd Królów Polskich i Wielkich Książąt Litewskich, zezwalali coraz większej liczbie Polaków: magnatom, szlachcicom, księżom diecezjalnym i zakonnikom, a także kupcom, rzemieślnikom oraz osadnikom chłopskim, przenosić się na ukraińskie ziemie, zakładać tam majątki ziemskie, firmy handlowe, klasztory, szkoły, ale również zwykłe gospodarstwa rolne i warsztaty rzemieślnicze, coraz częściej także budować katolickie kościoły. Z każdym przemijającym pokoleniem polskie wpływy nad Dnieprem były coraz większe.
Prawdziwy przełom nastąpił dopiero w II połowie XVI wieku, a to za sprawą ostatniego i, jak twierdziło wielu ludzi jemu współczesnych, najwybitniejszego z dynastii Jagiellonów króla/wielkiego księcia – Zygmunta II Augusta. To właśnie jego zasługą było doprowadzenie do sukcesu długich, pięcioletnich, negocjacji polsko-litewskich w sprawie ostatniej, czwartej z kolei (po traktatach z lat 1385, 1401, 1413) unii polsko-litewskiej: Unii Lubelskiej z 4 VII 1569 roku, zmieniającej dotychczasowy stan prawny – zamiast dwóch, blisko związanych, państw - Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego - powstało jedno państwo związkowe – Rzeczpospolita Obojga Narodów, dobrze zapisana w annałach historii również jako Rzeczpospolita Szlachecka lub I Rzeczpospolita Polska, chociaż najczęściej w epoce staropolskiej (tzn. od XVI do XVIII wieku) określana mianem Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Ktoś może zapytać, i to na pozór będzie miał rację, co ma unia polsko-litewska do historii Ukrainy? Można na to odpowiedzieć na 2 sposoby:
1) To właśnie po wejściu w życie Unii Lubelskiej upowszechniło się nazywanie kraju naszych południowo-wschodnich sąsiadów „Ukrainą” – obszarem leżącym nazywając po staropolsku „u kraja”, a po polsku, według stanu na XXI wiek, „na skraju” europejskiej cywilizacji.
2) Jednym z aktów wykonawczych do Unii Lubelskiej był dekret Zygmunta II Augusta o inkorporacji Ukrainy do Korony, czyli Królestwa Polskiego. Po przeszło 200 lat zależności od Litwy, Ukraina, czyli, jak było pisane w XVI-wiecznych dokumentach - ,,Wielkie Księstwo Ruskie’’ – stała się autonomiczną częścią państwa polskiego, Rzeczypospolitej naszych odległych przodków. Odtąd Rusini, vel Ukraińcy, znaleźli się pod bezpośrednią kontrolą polskich królów, ale nie to było z punktu widzenia ukraińskiego rzeczą najgorszą. O wiele bardziej dokuczała miejscowej ludności zależność od polskich panów feudalnych i hierarchów Kościoła Katolickiego. Nastało zjawisko, które 300 lat później uczeni nazwali „polonizacją Ukrainy”…
Dziś, po upływie przeszło 4 wieków, z powodzeniem możemy rozpatrywać skutki Unii Lubelskiej dla Ukrainy z 2 punktów widzenia:
1. według oceny polskich elit, które głosiły, że przynależność do Rzeczypospolitej przyniosła Ukrainie wyraźny awans cywilizacyjny, czego wyrazem były takie sprawy, jak:
- sprawna administracja (to Polacy wprowadzili podział Ukrainy na województwa: kijowskie, wołyńskie, halickie, bracławskie, podolskie i czernihowskie).
- rozwój oświaty (to Polacy zakładali szkoły parafialne, klasztorne, a w końcu i wyższe – Akademię Kijowsko – Mohylańską i Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie).
- dobrze zorganizowane szlaki handlowe (to polscy, ale także żydowscy i ormiańscy, ale w polskiej służbie, kupcy, stworzyli sieć powiązań handlowych Ukrainy z Rosją, Turcją, Chanatem Krymskim, Kaukazem, aż po Persję - Iran).
- obrona przed zagrożeniem muzułmańskim (to dzięki polskim wojskowym Ukraina została zabezpieczona przed tatarskimi i tureckimi najazdami, i to na 2 sposoby: cały kraj pokryła sieć baz wojskowych, w których stacjonowały regularne wojska koronne, powstał system, zwany wówczas „obroną potoczną”. Jej symbolami, zachowanymi do dziś, stały się fortece w Kamieńcu Podolskim, Chocimiu, Trembowli, Okopach Św. Trójcy, Kudaku i Łubniach. Przy pomocy polskich instruktorów Rusini stworzyli również silną i sprawną własną strukturę sił zbrojnych – Wszechwielkie Kozackie Wojsko Zaporoskie. Stanowiło ono znakomitą, budzącą po dziś dzień zasłużony podziw, zawodową armię, której główna baza znajdowała się na wyspie Chortycy pośrodku Dniepru i nosiła nazwę Siczy Zaporoskiej. Na przełomie XVI i XVII wieku żołnierze polscy, zwani „Kwarcianymi” i ukraińscy, zwani „Kozakami”, mężnie walczyli razem przeciw islamskim najeźdźcom, czego dowodami, stworzonymi ręką artystów na początku XXI wieku, są chociażby: pomnik hetmana wielkiego Jana Karola Chodkiewicza i głośnego atamana kozackiego Piotra Konaszewicza Sahajdacznego, wzniesiony w Chocimiu, na pamiątkę wspólnego zwycięstwa armii, prowadzonych przez obu wodzów, nad Tukami i Tatarami pod murami tego miasta w Roku Pańskim 1621, czy też popularna w całej Europie - i nie tylko! - gra komputerowa pt. „Kozacy – powrót na wojnę”). Nikomu jeszcze nie przychodziło do głowy, że czas harmonijnej współpracy wkrótce dobiegnie końca, a to z racji skutków Unii, negatywnych z ukraińskiego punktu widzenia.
2) „W optyce” ukraińskiej z I połowy XVII wieku, gdy powszechne stało się przekonanie, że Unia Lubelska miała więcej wad, niż zalet. Sposób postrzegania problemu przedstawiał się następująco:
¬- coraz większą władzę na Ukrainie mieli polscy urzędnicy.
- coraz więcej polskich żołnierzy stacjonowało w ukraińskich twierdzach.
- coraz więcej dochodów z ukraińskiego handlu zagranicznego przejmowali kupcy polscy, bądź działający w polskiej służbie Żydzi i Ormianie.
- coraz więcej Ukraińców uznawało zwierzchnictwo papieża i wyłamywało się spod wpływów tradycyjnego w tym kraju Kościoła Prawosławnego (dla ówczesnych, tradycjonalistycznych, Rusinów katolicyzm był równoznaczny z religią „Polskich Panów”, czyli bogatych, żyjących w luksusie osobników z elity, znienawidzonych przez prosty lud).
- konserwatywnych, prawosławnych Rusinów (zwłaszcza kapłanów i zakonników Kościoła Prawosławnego) bardzo oburzała inteligentna i sprytna koncepcja, autorstwa duchowieństwa katolickiego z ojcem Piotrem Skargą-Powęskim na czele (przywódcą Zakonu Ojców Jezuitów), która weszła w życie wraz z rokiem 1596 i jest znana jako „Unia Brzeska” (nazwa od miejsca podpisania – Brześcia nad Bugiem, na Białorusi). Na mocy Unii Brzeskiej każdy prawosławny mieszkaniec Rzeczypospolitej, który przyjmie zwierzchnictwo papieża i uzna jedność z Kościołem Katolickim, będzie mógł zachować dotychczasową, prawosławną liturgię, język i obyczajowość. Tak powstał Kościół Grekokatolicki (czy też, potocznie mówiąc, ,,Unicki’’) – co do tradycji i obyczajowości, niczym się on nie różni od prawosławnego, ale co do podległości służbowej – jest specyficzną częścią Kościoła Katolickiego ze stolicą w Rzymie. Prawosławni biskupi (archiereje) i opaci pawosławnych klasztorów (ihumeni) obawiali się, że, na przestrzeni kilkudziesięciu lat, całkowicie utracą wpływ na wiernych. Zjawisko szczególnie przybierało na sile wśród mieszkańców Ukrainy i stało się źródłem konfliktów między prawosławnymi, czyli „dyzunitami”, jak nazywali ich Polacy, i grekokatolikami, czyli „unitami”. Dla wielu dumnych Rusinów powyższa sytuacja to kolejny dowód na ingerencję polskich księży w nie swoje sprawy.
- polscy szlachcice, dążąc do zwiększenia zysków z majątków ziemskich na Ukrainie, zaczęli wprowadzać „pańszczyznę” – darmową pracę ruskich chłopów na rzecz polskich bogaczy. Nie ma się czemu dziwić, że rolnicy ukraińscy nie okazywali zachwytu, iż obowiązek pracy „pańszczyźnianej” dla ruskich wieśniaków stał się tematem obrad Sejmu w Warszawie.
- kolejni polscy królowie, od Stefana I Batorego (rządził w latach 1576-1586) wprowadzili podział wojsk kozackich na 2 grupy: tzw. „Kozaków rejestrowych” i „Kozaków nierejestrowych”. „Rejestrowi” (nazwa od staropolskiego rzeczownika „rejestr” – spis, lista obecności) byli utrzymywani całe życie przez polski budżet państwa i w zamian mieli być dyspozycyjni na każde wezwanie władz Rzeczypospolitej. „Nierejestrowi” mogli liczyć na wynagrodzenie od rządu królewskiego tylko przez czas udziału w operacjach wojennych. W czasie pokoju mieli być kierowani do przymusowej pracy fizycznej. Dla Kozaków – zawodowych żołnierzy – perspektywa wykonywania darmowej pracy rolnika czy robotnika była hańbą i obrazą. Gdy nie mogli liczyć na pensję od państwa polskiego, zaczęli utrzymywać się z piractwa – drogą morską przystąpili do atakowania wybrzeży Turcji i innych krajów, położonych nad Morzem Czarnym. Przywódcy tureccy, stając w obronie swoich obywateli i sąsiadów („muzułmańskich braci”), zażądali od Polski, by zmusiła Kozaków do przestrzegania prawa, bo jeśli nie, to będzie wojna. Dyskryminacyjne pomysły polskich urzędników wobec ukraińskich żołnierzy doprowadziły przyjazne dotychczasowe stosunki na skraj konfliktu zbrojnego – albo Polacy ujmą się za Rusinami i wtedy będzie wojna z Turcją, albo Polacy uznają racje Turków i wtedy będzie wojna z Ukrainą. Powstała tzw. „diabelska alternatywa” – sytuacja, z której nie było dobrego wyjścia…
- tysiące etnicznych Rusinów, czy też jak kto woli Ukraińców, jeśli tylko wzbogaciło się i zdobyło wykształcenie, odwracało się od swoich kulturowych korzeni, przechodziło z prawosławia na katolicyzm (albo greckiego, albo łacińskiego obrządku) i stawało się częścią polskiej szlachty lub duchowieństwa. Dla Ukrainy była to utrata elit, zwana „polonizacją”.
Dziś, tak w Polsce jak i na Ukrainie, bardzo mało kto wie, że najwybitniejszy polski dowódca, walczący przeciw Powstaniu Chmielnickiego z lat 1648-1654, był z pochodzenia … Rusinem, ruskim bojarem, który z prawosławia na katolicyzm przeszedł w wieku 21 lat. Był to książę Jeremi Wiśniowiecki, zwany „Jaremą”. Takich jak on było mnóstwo. Zostali znienawidzeni przez rodaków. Konflikty się kumulowały – nadchodziła wojna.
O zaostrzeniu stosunków między Polakami a Rusinami (Ukraińcami) po Unii Lubelskiej, a zwłaszcza, gdy weszła w życie Unia Brzeska, świadczą kolejne rebelie niezadowolonej, ukraińskiej ludności, szczególnie „bezrobotnych” Kozaków „nierejestrowych”. Pomiędzy 1596 a 1648 rokiem zanotowano polsko-ukraińskie konflikty, znane jako:
- powstanie Nalewajki i Łobody
- powstanie Podkowy i Ostrzanina
- powstanie Kosińskiego
Ich nazewnictwo zostało utworzone od nazwisk przywódców – Semena Nalewajki, Iwana Łobody, Iwana Podkowy, Piotra Ostrzanina i Krzysztofa Kosińskiego (swoją drogą, ciekawe, że przywódcą kozackiego powstania był… zbiegły przed wyrokiem sądowym polski szlachcic…, ale skoro ukraiński konwertyta z prawosławia na katolicyzm mógł zostać polskim księciem – kłania się przykład Jeremiego Wiśniowieckiego – to czemu się dziwić, że polski zbieg doszedł na sam szczyt kozackiego ruchu powstańczego w obronie praw i przywilejów?).
Kolejne 3 powstania udało się stłumić Wojsku Polskiemu przy współpracy wiernych przysiędze, złożonej królowi polskiemu, Kozaków „rejestrowych”. Ówcześni przywódcy Rzeczypospolitej wyciągnęli z powyższego błędne wnioski. Uznali, że skoro dotychczasowe bunty na Ukrainie okazały się „do opanowania”, to na przyszłość nie ma się czego obawiać. Nie wzięli pod uwagę, że dotychczasowe sukcesy wojsk koronnych były uwarunkowane lojalnością zawodowych jednostek ukraińskich. Nikt nie postawił sobie „na poważnie” pytania, co się stanie, jeśli Kozacy „rejestrowi” nie chcą więcej walczyć przeciw rodakom, albo, co gorsza, sami staną na czele ogólnonarodowego powstania przeciwko Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Taka katastrofa wydawała się bardzo mało prawdopodobna, dlatego ani władze cywilne, ani siły zbrojne, nie przygotowały scenariusza przeciwdziałania potencjalnemu zagrożeniu.
Powstanie Chmielnickiego
Niedbalstwo i bezmyślność zemściły się srodze w 1648 roku, kiedy to sztab, z siedzibą w Warszawie, przygotował na zlecenie króla Władysława IV Wazy bardzo dobry, kompleksowy, plan wojny przeciwko Imperium Otomańskiemu – wielkiemu, ponadnarodowemu organizmowi politycznemu na czele z Turcją, której, z największym zaangażowaniem, pomagali Tatarzy z Chanatu Krymskiego. Imperium Ottomańskie – niebezpieczna machina wojenna islamu – stanowiło zagrożenie dla chrześcijańskiej cywilizacji w Europie, toteż Władysław IV miał o tyle słuszność, że zamierzał rozbić to „krwiożercze mocarstwo”. Byłoby jednak lepiej dla wszystkich zainteresowanych, gdyby swoje projekty realizował z większą dyskrecją. Ważnym elementem planowanej operacji zaczepnej miała być Ukraina jako baza wojsk Rzeczypospolitej, uderzających na Krym, a także jako ojczysty kraj przeszło 40 000 żołnierzy, zaciągniętych na żołd polskiego budżetu państwa jako najważniejsi sojusznicy Polaków i Litwinów. Przeciwko muzułmańskim nieprzyjaciołom mieli maszerować wszyscy Kozacy – i „rejestrowi”, i „nierejestrowi”. Niestety, plan nie został zatwierdzony na tajnym posiedzeniu sejmu, a jednym ze współpracowników króla okazał się wybitny dowódca ukraiński – Wielki Pisarz Wszechwielkiego Kozackiego Wojska Zaporoskiego – Bohdan Zenobi Chmielnicki herbu Abdank, weteran wojny z Turcją w latach 1620-21. To Chmielnicki przekazał kozackiej elicie, zebranej w twierdzy Stara Sicz, że wszystkie plany zdobycia bogatych łupów na Turkach i Tatarach, a także uzyskania wysokiej zapłaty od skarbu państwa, spełzły na niczym. Wojny z islamistami nie będzie. Przywódcy ukraińscy zgodnie uznali, że „Polscy Panowie” oszukali bratni, słowiański lud. Zapadły decyzje, które na bardzo długo, daj Boże by nie na zawsze, „wykopały przepaść mentalną” miedzy Polakami a Ukraińcami. Zjazd kozackich przywódców – atamanów – wybrał Bohdana Chmielnickiego na Wielkiego Atamana – najwyższego przywódcę Ukrainy, a następnie wypowiedział posłuszeństwo Rzeczypospolitej Polskiej i rozpoczął wojnę, która trwała 6 lat i przeszła do historii jako Powstanie Chmielnickiego (1648-1654).
W przeciwieństwie do wcześniejszych powstań, z I połowy XVII wieku, Chmielnicki przekształcił kozacki bunt wojskowy w ogólnonarodową wojnę na wyniszczenie – wokół 40 000 Kozaków – profesjonalnych żołnierzy – zebrał przeszło 200 000 ochotników, uzbrojonych w kosy, widły, cepy i maczugi. Byli znani jako „czerńcy” a ich ochotnicze, amatorskie wojsko, nazywano „czernią”. Wojsko Polskie mogło zdusić powstanie na początkowym etapie, zanim pod rozkazami Wielkiego Atamana stanęło ćwierć miliona ludzi, ale Chmielnicki zmylił władze w Warszawie, śląc pismo, w którym twierdził, że nie walczy z królem, chce tylko rozprawić się z polskimi arystokratami, których nazywał „królewiętami kresowymi”. Władysław IV dał się oszukać i opóźnił mobilizację. Później było już za późno – Ukraińcy wygrali bitwy pod Żółtymi Wodami, Piławcami i Korsuniem, po czym wyparli wojska polsko-litewskie z Ukrainy. Nie było komu zorganizować kontrofensywy, bo Władysław IV nagle zmarł. Rzeczpospolita utraciła kontrolę nad Ukrainą – i nie odzyskała jej do dziś.
„Powstanie Chmielnickiego” – ciężka, wyniszczająca wojna, trwająca 6 lat (1648-1654), a następnie, po włączeniu po włączeniu się do konfliktu carskiej Rosji, przedłużona o następne 13 lat (do r. 1667!), spowodowała setki tysięcy ofiar śmiertelnych i cofnęła Ukrainę o kilkadziesiąt lat rozwoju cywilizacyjnego, ale, z perspektywy 3 i pół wieku, istotne wydaje się coś innego – od czasów Chmielnickiego i „Wojny Wyzwoleńczej Narodu Ukraińskiego”, jak wywołany przez niego kataklizm nazywają dzisiejsze rządowe dokumenty, wydawane w Kijowie, stosunki polsko-ukraińskie zepsuły się na pokolenia. 100 lat temu napisał Henryk Sienkiewicz – „Nienawiść wsiąkła w ziemię i zatruła krew pobratymczą…”. Zniszczone miasta, spalone wsie, miliony hektarów upraw rolnych zamienionych w ugory i nieużytki, a do tego, żywotne wciąż, obustronne stereotypy – wśród Polaków postrzeganie Ukraińców jako „prymitywnych rezunów i hajdamaków”, a na Ukrainie odraza względem „polskich panów” i brzydzących się pracą „biełaruczków” - to skutki powstania, bywa, że aktualne do dziś.
Następca zmarłego Władysława IV – jego młodszy brat Jan Kazimierz Waza – sprawował połączone urzędy króla polskiego i wielkiego księcia litewskiego w latach 1648-1668, z czego przez 19 (!) lat próbował zakończyć wojnę na Ukrainie. Początkowo król „postawił na siłę” – wojska koronne i litewskie pokonały nieprzyjaciela pod Zborowem i Zbarażem w 1649 r. oraz pod Beresteczkiem w 1651 r. Sukces okazał się być pozorny – w r. 1652 Ukraińcy rozbili Polaków i Litwinów pod Batohem, w następstwie czego elita rządząca z siedzibą w Warszawie zmieniła poglądy na sposób zakończenia konfliktu i rozpoczęły się negocjacje. Niestety, nienawiść z obu stron przeważyła nad zaufaniem i obydwa zgłoszone przez Polaków i Litwinów projekty traktatu o pokoju i życzliwej współpracy z Ukraińcami, znane jako „ugoda zborowska” i „ugoda białocerkiewska” (nazwy od miejscowości, w których odbywały się negocjacje – Zborowa i Białej Cerkwi) zostały odrzucone przez sztab Chmielnickiego. Hasła typu: „Libo wilna Ukraina, libo lacka krow po kolina” (albo wolna Ukraina, albo polskiej krwi po kolana), ewentualnie „Lach, Żyd i sobaka – wse wira odnaka” (Polak, Żyd i pies to stworzenia jednego rodzaju) wydały swoje zatrute owoce. Większość przywódców kozackich nie chciała mieć już nic wspólnego z Rzecząpospolitą i podjęła współpracę z carską Rosją na zasadzie wspólnoty językowej, kulturalnej i religijnej. Ostatecznie pertraktacje między „prawosławnymi braćmi” – Aleksym I Romanowem i Bohdanem Chmielnickim – doprowadziły do podpisania w 1654 r. traktatu, zwanego „Unią”, albo „Ugodą Perejasławską”, na mocy którego Ukraina i Rosja zawarły związek państwowy, wzorowany na unii polsko-litewskiej. Tak narodziła się tradycja, żywotna aż do rozwiązania Związku Radzieckiego w 1991 r., na mocy której Ukraina i Rosja pozostają w ramach tej samej organizacji politycznej. W luźniejszej formie szczególne relacje obu krajów przetrwały do dziś – dowodem na to ponadnarodowa instytucja pod nazwą Wspólnoty Niepodległych Państw.
Niestety, w historii tak z reguły bywa, że gdy sytuacja zaczyna się powoli „klarować” i uspokajać, znowu dochodzi do tragedii. Tak się stało również w niniejszym przypadku. Unia miedzy Rosją a Ukrainą przyczyniła się do wybuchu wojny między Rzecząpospolitą Polską a Rosją, bo Rosjanie wsparli Ukrainę pod rządami Chmielnickiego. Kierownictwo państwowe I RP próbowało – poniewczasie, niestety – zerwać ukraińsko – rosyjskie porozumienie, proponując elicie kozackiej lepsze warunki, niż car Aleksy w Perejasławiu. Dopóki niekwestionowanym przywódcą Ukrainy pozostał Bohdan Chmielnicki, propozycje, wysunięte przez króla Jana Kazimierza, nie doczekały się odpowiedzi. Dopiero po śmierci Wielkiego Atamana, gdy następcą Chmielnickiego został Jan Wyhowski, upełnomocnieni przedstawiciele Rzeczypospolitej i Ukrainy podpisali w 1658 r. ,,Unię Hadziacką’’ – umowę, na mocy której Rzeczpospolita Obojga Narodów miała przekształcić się w rozszerzone państwo związkowe – Rzeczpospolitą Trojga Narodów, gdzie oprócz Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, Ukraina, pod urzędową nazwą „Wielkiego Księstwa Ruskiego”, miała być 3-cim podmiotem federacji. Gdyby powyższa koncepcja doczekała się realizacji, prawdopodobnie nigdy nie byłoby rozbiorów Polski i zupełnie inaczej potoczyłaby się historia Europy, bo nowe mocarstwo rozgraniczyłoby Rosję od Niemiec. Śmierć Jana Wyhowskiego zniweczyła szczytne plany polskiego króla. Ostatecznie wojnę zakończył traktat w Andruszowie z 1667 r., przewidujący podział Ukrainy wzdłuż Dniepru między Rzeczpospolitą a Rosję.
Podział Ukrainy na tzw. „prawobrzeżną”, czyli pozostającą pod zwierzchnictwem Polski i tzw. „lewobrzeżną” – uzależnioną od Rosji – przetrwał aż do II rozbioru Polski w 1793 roku. Rzecz ciekawa, wielu jest uczonych, tak ukraińskich, jak i polskich, którzy twierdzą, że dający się zauważyć jeszcze dziś, w XXI wieku, zróżnicowany rozwój wschodniej – bardziej prorosyjskiej – i zachodniej - bardziej prozachodniej i proamerykańskiej - części Ukrainy jest efektem podziału kraju, uchwalonego w Andruszowie Roku Pańskiego 1667. Dla patriotycznie nastawionych Ukraińców, którym „nie uśmiechało” się pozostawanie w stanie zależności, czy to od Polski, czy to od Rosji, traktat w Andruszowie był tragedią, na setki lat niszczącą perspektywy zbudowania „samostijnoj Ukrainy”, zwanej też „państwem hetmańskim”. Nastroje weteranów przegranego, bo tak z perspektywy wieków możemy powiedzieć, Powstania Chmielnickiego, dobrze ilustruje następujące porzekadło, które w swej twórczości utrwalił wielki ukraiński poeta Taras Szewczenko:
„Cieszycie się, że Polskę pobiliście sami?
Nie ma z czego – gdy padła, zgniotła i was pod gruzami!”
Od Andruszowa do rozbiorów
Na przestrzeni najbliższego stulecia wydarzenia z czasów Chmielnickiego stały się inspiracją dla kolejnych 3 pokoleń aktywnych politycznie Ukraińców do podejmowania prób walki o niezależność:
- za czasów wojny polsko – tureckiej z lat 1672-1676 i 1683-1699 (pod panowaniem kolejno 3 królów polskich: Michała Korybuta Wiśniowieckiego, Jana III Sobieskiego i Augusta II Mocnego) na czele powstania kozackiego stanął ataman Piotr Doroszenko, który pragnął niepodległej Ukrainy w oparciu o …Turcję. Cała koncepcja „zawaliła się” po klęsce armii tureckiej pod Wiedniem w r. 1683 i po podpisaniu układu pokojowego w Karłowicach, Roku Pańskiego 1699, na mocy którego wojska tureckie ustąpiły za Dniepr, oddając Rzeczypospolitej okupowaną dotychczas część Ukrainy – Podole ze stolicą w Kamieńcu Podolskim.
- za czasów wojny północnej (lata 1700-1721) na czele powstania kozackiego stanął ataman Iwan Mazepa. Dążył on do zbudowania niepodległej Ukrainy w oparciu o…Szwecję. Nie była to wcale tak bardzo szalona koncepcja, jakby się to wydawało na „pierwszy rzut oka”. Na początku XVIII wieku Szwecja przeżywała ostatni, przynajmniej jak dotąd, okres mocarstwowej potęgi i przodowała w walce o „Dominum Maris Baltici” – „panowanie nad Morzem Bałtyckim”. Bazy armii i marynarki szwedzkiej znajdowały się we wszystkich nadbałtyckich krajach, a głównym przeciwnikiem Królestwa Szwecji na arenie międzynarodowej stało się Cesarstwo Rosyjskie. Ukraiński ataman wyszedł z założenia, jak się miało okazać wkrótce, niestety błędnego, że skoro król szwedzki Karol XII zdołał zawojować Finlandię, Estonię, Łotwę i Litwę, a w Polsce zmienił króla, z prorosyjskiego Augusta II na zależnego od Szwecji Stanisława Leszczyńskiego, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby został protektorem Ukrainy, niezależnej tak od Rosji, jak i od Rzeczypospolitej. Zamiar był szczytny, ale wykonanie zawiodło – w r. 1709 Szwedzi ponieśli ciężką klęskę z rąk Rosjan pod Połtawą (niedaleko Kijowa) i Karol XII zmuszony był wycofać swoje poparcie dla ukraińskich aspiracji. Ataman Mazepa zginął za sprawą agentów cara Piotra I i sytuacja znów ukształtowała się na zasadzie „status quo” (wrócono do realiów przedwojennych i podziału Ukrainy między Rzeczpospolitą i Rosję).
- za czasów Konfederacji Barskiej (w latach 1768-1772), gdy na czele ostatniego powstania kozackiego stanęli Iwan Gonta i Maksym Żeleźniak, którzy postanowili wykorzystać Konfederację Barską – partyzancką wojnę Polaków przeciw Rosji – do wywalczenia niepodległości tak od Polski, jak i od Imperium Rosyjskiego. Niestety, ku hańbie i pośmiewisku przyszłych pokoleń, powstanie Gonty i Żeleźniaka przeszło do historii jako „koliszczyzna” (trudno to wiarygodnie przetłumaczyć na język polski – „kłujówka”, „kłójnia”) – określenie pochodzące od czasownika ukraińskiego „koli!” – „kłuj!”, a to dlatego, że wojownicy ukraińscy, bardziej niż walką z polskim czy rosyjskim regularnym żołnierzem, zajęli się wybijaniem 2 rodzajów cywilnej ludności, jeśli tylko zdołali ująć ją w swoje ręce. Najczęściej ginęli Polacy – szlachcice i duchowni - oraz Żydzi – sklepikarze i karczmarze. Ukraińscy fanatycy „wyspecjalizowali się” w zabijaniu ich przez kłucie ostrymi narzędziami, stąd nazwa całego okresu historycznego. Symbolem „koliszczyzny” stało się miasto Humań, gdzie Kozacy zgromadzili ponad 20 000 polskich i żydowskich więźniów, a potem pozabijali ich, co nastąpiło w r. 1768.
Stłumienie „koliszczyzny” przez wojska rosyjskie i koronne, potwierdzone wyniszczeniem torturami i ścięciem przywódców, oznaczało koniec heroicznego ,,okresu kozackiego’’ w ukraińskiej historii.
Czasy zaborów
Nadchodzące rozbiory Polski przyniosły radykalne zmiany w sytuacji nie tylko naszego, ale i ukraińskiego, narodu. Od 1772 r. kraina ze stolicą we Lwowie, którą dziś, na wschód od Bugu, powszechnie nazywa się „Hałyczyną” bądź „Ukrainą Zachodnią”, znalazła się w zaborze austriackim i tworzyła jednostkę administracyjną pod nazwą „Królestwo Galicji i Lodomerii” (dziwna nazwa pochodzi od średniowiecznego dokumentu w języku łacińskim, gdzie Halicz tytułowano „Galiczem”, a Włodzimierz Wołyński – „Lodomerium Wolyniensis”, tak więc zaborczą tytulaturę regionu zachodnioukraińskiego można by przetłumaczyć jako „Królestwo Halickie i Włodzimierskie”). Powyższy stan prawny przetrwał aż do końca I wojny światowej w XI 1918 r. – półtora wieku we Lwowie, czy też „Lembergu”, jak miasto określali (po niemiecku) austriaccy arystokraci, rezydował cesarski namiestnik, realizujący politykę, którą ustalała dynastia von Habsburgów – cesarzy austriackich, królów węgierskich i czeskich, dziedziców w sumie 14 (!) krajów, władających swym wielonarodowym Imperium z Wiednia.
Patrząc z perspektywy XXI wieku Ukraińcy pod władzą austriacką mieli, pomiędzy 1772 a 1918 rokiem, o wiele lepiej, niż w Imperium Rosyjskim – mogli zakładać i prowadzić szkoły z ukraińskim językiem wykładowym, wybierać swoich przedstawicieli do parlamentu lokalnego i ogólnopaństwowego, organizować i szkolić własne jednostki wojskowe, tzw. „Pułki Strzelców Siczowych”. Zawsze jeden z męskich przedstawicieli dynastii von Habsburgów uczył się języka i kultury ukraińskiej, pozostając swoistym „łącznikiem’’ między dworem cesarskim w Wiedniu i społeczeństwem ukraińskim w Galicji. Najsłynniejszym przykładem takiej działalności był arcyksiążę Wilhelm von Habsburg, urzędujący na początku XIX wieku, którego, z powodu skłonności do noszenia na co dzień ukraińskiego stroju ludowego, nazywano „Wasylem Wyszywanym”. Szczególne koncesje na rzecz Ukraińców, którym pozwolono nawet na utworzenie własnej reprezentacji politycznej pod tytułem „Ruskoj Hołownoj Rady” („Głównej Rady Ruskiej”), uczynili austriaccy zaborcy po roku 1848, gdy podczas rewolucji „Wiosny Ludów” dynastia von Habsburgów postanowiła wykorzystać naszych ukraińskich pobratymców jako „przeciwwagę” dla buntowniczych działań Polaków. Plan cesarza Franciszka Józefa I i jego doradców przyniósł rezultaty i do końca epoki rozbiorów w Galicji Polacy i Ukraińcy blokowali nawzajem swoje inicjatywy i równoważyli swoje wpływy, ku radości zaborców, którzy mogli, dzięki temu, w nieskrępowany sposób sprawować rządy. Mimo negatywnych stron, jakich nie brakuje w żadnej epoce, rządy austriackie w Galicji przyniosły Ukraińcom wielką korzyść – to właśnie w zaborze austriackim wykształciły się kadry politycznych i wojskowych specjalistów, którzy odegrali wybitną rolę w walce o „Samostijną Ukrainę” podczas i po zakończeniu I wojny światowej. Niestety, z ukraińskiego punktu widzenia, Galicja stanowiła obszarowo zaledwie około 10% całego kraju, zaś pod względem ludnościowym nawet mniej, tak więc świadomi swoich praw, nastrojeni patriotycznie, Ukraińcy galicyjscy stanowili rażącą mniejszość całego narodu, który z reguły zamieszkiwał w Imperium Rosyjskim i był zindoktrynowany, żeby nie powiedzieć „ogłupiony”, przez carską szkołę, administrację i duchowieństwo Kościoła Prawosławnego.
Od czsu II rozbioru Polski, który nastąpił w Roku Pańskim 1793, około 90% terytorium Ukrainy, licząc zarówno dawne tereny podległe Rosji, jak i podległe Rzeczypospolitej, według traktatu w Andruszowie z 1667 roku, znalazło się w granicach Imperium Rosyjskiego jako prowincja pod nazwą „Wielkie Księstwo Małorosji”, którego każdorazowym władcą, z tytułem „Wielkiego Księcia Kijowskiego”, miał być każdorazowy cesarz Rosji. 124 lata (1793 – 1917) przynależności Ukrainy, poza Galicją, do Imperium Rosyjskiego, przyniosły negatywne zmiany polityczne, społeczne, ale i psychologiczne zamieszkałym tam ludziom. Pod względem politycznym Ukraińcy, żeby nie powiedzieć „Małorusini” (albo złośliwie „Chachłacy”, jak ich nazywali carowie), zostali przez 5 pokoleń nauczeni posłuszeństwa wobec systemu absolutyzmu monarszego, co „zabiło” dawne, ukraińskie tradycje wolnościowe i demokratyczne. W zapomnienie odeszły czasy, gdy „siedzący w kole” mieszkańcy wybierali sobie urzędników. Cała hierarchia rządowa, tak, jak i kościelna, była mianowana przez zwierzchników rodem z Kremla czy Petersburga. Gdy idzie o zmiany natury społecznej, na Ukrainę sprowadzili carowie setki tysięcy i miliony ludności rosyjskiej, a także innych obcokrajowców – Żydów, Polaków, Tatarów, Europejczyków Zachodnich – np. w Odessie istotną rolę odgrywali Francuzi, sprowadzeni przez Katarzynę II. To wszystko nie sprzyjało zachowaniu jednolitości społeczeństwa ukraińskiego. Co do zmian świadomości, dziwnych procesów psychologicznych, to dobrym przykładem jest sprawa atamanów – w XVII i XVIII wieku wzorem dla większości Ukraińców byli atamani – demokratycznie wybierani przywódcy. Po dziesięcioleciach rosyjskich rządów okazało się, że normą, szczególnie na wsi, stało się postrzeganie cara jako „dobrego ojca”, ,,ruskiego słoneczka” itp. pieszczotliwie określanego dobroczyńcy. Skalę zmian w sposobie postrzegania świata na Ukrainie idealnie pokazuje sprawa sił zbrojnych – do 1783 r. centrum wojskowości ukraińskiej stanowiła Stara Sicz – rezydencja obieralnych atamanów. Z rozkazu Katarzyny II Sicz została zniszczona, a najwyższym wodzem kozackim uznano odtąd każdorazowego następcę tronu rosyjskiego. Każdy najstarszy syn w dynastii Romanowów, zanim został carem, nosił, z mocy prawa, tytuł Najwyższego Atamana Wojsk Kozackich. Dla milionów ukraińskiej ludności, potomków wojowników, urządzających krwawe powstania w obronie swoich praw i przywilejów, normą stał się szacunek dla obcej dynastii. Kozak – w XVII wieku symbol wolności - w XIX wieku stał się obrońcą carskiego samowładztwa, podporą absolutyzmu. Podczas wszystkich polskich powstań przeciw Rosji jeden okrzyk budził strach i chęć ucieczki do lasu u wielu „bohaterów” z 1830-31 czy 1863-64 roku – wystarczyło, by ktoś zawołał „Kozacy!”. Prawnukowie buntowników narażali życie w obronie absolutnych monarchów… Oto, co można osiągnąć na przestrzeni stulecia poprzez indokrynację i dyktatorskie rządy.
I wojna światowa
Wszystko powyższe sprawiało wrażenie ustabilizowanego systemu, który pozostanie na długie wieki. Tymczasem, jak to już niejednokrotnie w historii bywało, niespodziewanie realia polityczne uległy całkowitej zmianie, a to za sprawą, niewyobrażalnego dla ówczesnych ludzi, kataklizmu politycznego, zwanego „Wielką Wojną”. My, Europejczycy XXI wieku, określamy tamten czas jako I Wojnę Światową. Walki na froncie wschodnim tego katastrofalnego konfliktu rozpoczęły się w dniach 1 i 6 VIII 1914 r. (od 1 VIII stan wojny między Niemcami i Rosją, a od 6 VIII rozszerzenie wojny na Imperium Austriacko – Węgierskie jako sojusznika Niemiec przeciw Rosji). Następne miesiące przyniosły zaangażowanie w wojnę przeciw Rosji także Bułgarii i Turcji. Dla kierownictwa państwowego, zarówno Rzeszy Niemieckiej, jak i Austro – Węgier, nie ulegało wątpliwości, że wojna z Rosją to wojna z całym Imperium Rosyjskim, czyli kilkunastoma krajami, pozostającymi pod berłem dynastii Romanowów, ale zamieszkałymi przez ludność narodowości nierosyjskich. Prosta logika podpowiedziała dostojnikom niemieckim, austriackim, węgierskim i tureckim (Bułgarzy, jako prawosławni, zachowali „minimum lojalności” wobec Rosjan i nie zaangażowali się w omawianą tutaj sprawę), żeby poprzeć –finansowo, kadrowo i propagandowo - a z czasem również wojskowo – wszelkie ruchy polityczne, dążące do zbuntowania przeciw rządowi carskiemu i dynastii Romanowów jak największej ilości krajów, a tym samym narodów, nierosyjskich, aby zdezorganizować Imperium od środka i według „programu minimum” zmusić Kreml do zakończenia wojny, a według „programu maksimum” doprowadzić do rozpadu ponadnarodowe „supermocarstwo” cara Mikołaja II. Nie ma się czemu dziwić, że Ukraina – największy nierosyjski kraj Imperium – znalazła się w centrum uwagi elit Berlina, Wiednia, Budapesztu i Stambułu. Gdyby udało się zbuntować Ukraińców, na terytorium swego kraju mających wybrzeża Morza Czarnego, Zagłębie Donieckie i ciężki przemysł metalowy – cios mógłby okazać się dla Imperium Rosyjskiego śmiertelny. Niemcy i ich sojusznicy „postawili” na Ukraińców galicyjskich – przeszło 100 lat podlegających cesarzom austriackim – i postanowili wykorzystać ich do oddziaływania na pozostałych Ukraińców – poddanych cara.
Jeśli kogoś taka polityka dziwi, to niech łaskawie przypatrzy się naszej własnej historii – również w 1914 r. ci sami niemieccy i austriaccy przywódcy poparli niejakiego…
Józefa Piłsudskiego, by, stojąc na czele Legionów, wyruszających również z Galicji, tak, jak ukraińscy Strzelcy Siczowi, zbuntował Polaków w zaborze rosyjskim i zdezorganizował rosyjskie plany wojenne. Co by nie powiedzieć o Niemcach, zawsze byli oni ludźmi systematycznymi i dobrze zorganizowanymi – jeżeli jakaś metoda okazywała się skuteczna, stosowali ją, gdzie tylko mogli. Podobne do polskich „piłsudczyków” i ukraińskich „siczowców” vel „siczowników” ruchy polityczne Niemcy sponsorowali również na Litwie, Łotwie, Estonii oraz w Finlandii. Czymś identycznym co do „zasady działania”, chociaż odmiennym, co do zastosowanej ideologii, było sfinansowanie przez Berlin partii bolszewickiej w samej Rosji, co ostatecznie zaowocowało rewolucjami z r. 1917 – „lutową” i „październikową”, a w konsekwencji przyniosło rozpad Imperium Romanowów – przegranie przez Rosję wojny.
Wojna domowa na Ukrainie
Upadek monarchii w Rosji, zaistniały w lutym (według kalendarza juliańskiego – prawosławnego) lub marcu (według kalendarza gregoriańskiego – katolickiego) 1917r. otworzył drogę do działania ukraińskim zwolennikom niepodległości, orientującym się „na Niemcy”. Rozpoczął się tragiczny czas w historii Ukrainy – wojna domowa, twająca 5 lat – od 1917 do 1922 r., gdyż „nałożyły się” na siebie jednocześnie 3, wzajemnie sprzeczne, zjawiska:
1. Dążenie ukraińskich patriotów do stworzenia niepodległej („samostijnej”) republiki.
2. Rosyjska wojna domowa między „Czerwonymi” (komunistami) i „Białymi” (zwolennikami przywrócenia monarchii).
3. Zagraniczna interwencja.
Co do 1-go tematu – Ukraińcy, w przeciwieństwie do Polaków, nie potrafili się porozumieć w sprawie budowy jednolitego państwa, i to była jedna z przyczyn klęski ich dążeń niepodległościowych po I wojnie światowej. Przywódcy ukraińscy przystąpili jednocześnie do organizowania Ukraińskiej Republiki Ludowej (UNR – Ukraińska Narodna Riespublika) ze stolicą w Kijowie i Zachodnio – Ukraińskiej Republiki Ludowej (ZUNR – Zapidno – Ukraińska Narodna Riespublika) ze stolicą we Lwowie. Na czele władz Ukrainy „kijowskiej” albo „naddnieprzańskiej” stanął, jak za dawnych, XVII - wiecznych czasów, Najwyższy Ataman nazwiskiem Paweł Skoropadski, zaś Ukrainą „galicyjską” kierował kolegialny Dyrektoriat, w którego imieniu siłami zbrojnymi dowodził setnik (znowu tytuł, jak w epoce dawnej, „kozackiej” Ukrainy, za rządów Chmielnickiego i Wyhowskiego!) Dymitr Witkowski. Ukraińcy „kijowscy” wdali się w walkę zbrojną zarówno z wojskami Rosji Sowieckiej, jak też z antybolszewicką Armią Ochotniczą. Ukraińcy „lwowscy” sprowokowali wojnę z Polską już w listopadzie 1918 r., zanim jeszcze urzędowo „powrót Rzeczypospolitej na mapę’’ notyfikował Józef Piłsudski – to w następstwie tego konfliktu pojawiła się sprawa tzw. „Orląt Lwowskich” – Polek i Polaków w bardzo młodym wieku (najmłodszy chłopak miał 9 lat, a dziewczynka - 11 lat), którzy walczyli przeciw ukraińskim Strzelcom Siczowym. Zabrakło decyzji, czy „idziemy z Polakami” przeciw Rosji, nieważne, czy „Białej”, czy „Czerwonej”, a może związujemy się z jedną ze stron walczących o władzę w Rosji, by w oparciu o nią pokonać Polskę. Budujący „samostijną Ukrainę”, skądinąd uczciwi patrioci, mało, że nie mogli się zdecydować, z kim i przeciw komu walczą, ale nawet porozumieć się między sobą.
Co do pkt. 2 – Rewolucja Październikowa doprowadziła do wojny domowej w Rosji miedzy „Białymi” a „Czerwonymi”, przy czym skala konfliktu była tak wielka, że „rozlał się” poza tereny Rosji, na kraje członkowskie Imperium. Zarówno komuniści, którzy sformowali Armię Czerwoną, jak i monarchiści, których siłą zbrojną była Armia Ochotnicza, całkowicie lekceważyli intersy mieszkańców Ukrainy, nie mówiąc już o decyzjach władz ukraińskich (abstrahując od tego, czy „galicyjskich”, czy „kijowskich”!) i walczyli tak między sobą, jak i z Ukraińcami. Kijów 6 razy przechodził z rąk do rąk, główną bazą „Czerwonych” ustanowiony został Charków, zaś ośrodkiem „Białych”- Krym. Przez 5 lat Ukrainę spustoszono w sposób bardziej drastyczny, niż za czasów Powstania Chmielnickiego – przestały działać koleje, telefony, elektrownie, gazownie i wodociągi, zdezorganizowano opiekę medyczną i szkolnictwo, nie istniała żadna spójna i scentralizowana władza. Ludzie ginęli tysiącami tylko za to, że „nie spodobali się” komuś po stronie przeciwnej. Kraj wyglądał jak scena z paranoicznego snu hollywoodzkiego scenarzysty.
Co do kwestii 3 – do tragedii, opisanej w poprzednich akapitach, dodać należy działania wojsk, przysłanych z zewnątrz przez obce rządy: w Odessie wylądował kontyngent francuski, do Besarabii wkroczyli Rumuni, ale najwięcej działań podjęli Polacy – żołnierze sił zbrojnych odrodzonej Rzeczypospolitej, którzy przybyli na Ukrainę pod dowództwem Naczelnika Państwa i Wodza Naczelnego w jednej osobie – marszałka Józefa Piłsudskiego.
Ukraina a ,,wojna 1920 roku’’
Stary żołnierz – dawny więzień obozu na Syberii – był ogarnięty wizją uniemożliwienia na przyszłość odbudowy imperializmu rosyjskiego – mniejsza z tym, czy carskiego, czy komunistycznego („bolszewickiego”). Do tego celu postanowił iść 2 etapami:
- wyrzucić Ukraińców ,,galicyjskich’’ ze Lwowa i ziem, które po ukraińsku nazywano Galicją Wschodnią, a po polsku Małopolską Wschodnią, sięgających aż po rzekę Zbrucz. Aby tego dokonać – rozbić „Armię Halicką” i rząd ZURL.
- pomóc Ukraińcom „dnieprzańskim” (URL) stworzyć niepodległą republikę, która miała być sojusznikiem Polski w obronie przed przyszłą porewolucyjną Rosją, niezależnie od tego, czy będzie ona komunistyczna, czy carska. Gdyby zamiar Józefa Piłsudskiego się udał, Ukraina zostałaby elementem tzw. „koncepcji prometejskiej”, według której pomiędzy Rzecząpospolitą Polską a Rosją miał powstać pas niezależnych państw, sprzymierzonych z krajem naszych przodków. Miały do niego należeć Litwa, Białoruś i Ukraina. Stary marszałek używał określenia „strefa międzymorza”, bo zaprzyjaźnione z Polską państwa miały utworzyć „barierę” przeciw rosyjskim wpływom, rozciągniętą od Morza Bałtyckiego do Morza Czarnego.
Spotkałem się z hasłem „Nie można mieć wszystkiego”… Najwyraźniej dotyczyło ono również Komendanta – mimo wielkiego zaangażowania żołnierzy wszystkich stopni udało się urzeczywistnić tylko pierwszą część planu – do końca 1919 r. Wojsko Polskie rozbiło armię Zachodnio Ukraińskiej Republiki Ludowej, uwolniło oblegany Lwów, broniony przez „Orlęta”, a potem zepchnęło nieprzyjaciela za rzekę Zbrucz – na Wschód. Organizacja państwowa ZURL przestała istnieć. Siły zbrojne II RP odzyskały teren do granicy II rozbioru z 1793 r. - granicy, która zaczęła obowiązywać na nowo jako południowo-wschodnia rubież odrodzonej Rzeczypospolitej, aktualna do feralnego dnia 17 IX 1939 r.
Na scenie politycznej ówczesnej Europy pozostała już tylko Ukraińska Republika Ludowa, zwana popularnie „Ukrainą Dnieprzańską”. Po klęskach, jakie jej wojska poniosły z rąk bolszewików, ze stanowiska Wielkiego Atamana ustąpił Paweł Skoropadski, który wyemigrował do Niemiec. Nowym atamanem Ukrainy „dnieprzańskiej” dowódcy wojskowi i działacze polityczni, zasiadający w Ukraińskiej Centralnej Radzie, wybrali Semena Petlurę. Mając do wyboru zupełną klęskę w wojnie z Armią Czerwoną Rosji Sowieckiej albo zawarcie porozumienia z Polską, by razem walczyć przeciw komunizmowi, ataman Petlura wybrał drugą opcję. W kwietniu 1920 r. podpisany został w Belwederze podwójny traktat polsko – ukraiński, zwany też „układem P.-P.” („Piłsudski – Petlura”). Na jego mocy Ukraińcy zrzekli się praw do Lwowa i ziem na zachód od Zbrucza. W zamian za to Polacy mieli im pomóc w odrzuceniu Sowietów za Dniepr. Tak rozpoczęła się tzw. „wyprawa kijowska” – nowy etap w dziejach wojny Polski z Rosją Sowiecką lat 1919-1921. 3 Armia WP pod dowództwem gen. Edwarda Śmigłego-Rydza, wraz z wojskami atamana Petlury, zdobyła Kijów i opanowała Ukrainę aż po Dniepr. Niestety, okazało się, że rząd URL nie zyskał poparcia społecznego w swoim własnym kraju – propaganda bolszewicka w oczach prostego ludu wydawała się bardziej atrakcyjna. Wojsko Polskie cofnęło się na zachód, Ukrainą zawładnęli komuniści.
Wydarzenia, w historii Polski określane potocznie jako „wojna 1920r.”, przyniosły tylko połowiczny sukces –o ile wojskom II Rzeczypospolitej dane było odrzucić sowieckich napastników daleko na wschód i ocalić niepodległość, z wielkim trudem odzyskaną po 123 latach rozbiorów, o tyle armii Ukraińskiej Republiki Ludowej nie udało się obalić komunistycznych rządów nad Dnieprem – w Kijowie osiadł komunistyczny reżim, stanowiący „mniejszą kopię” sowieckiego kierownictwa, rezydującego na Kremlu. Można powiedzieć, że, o ile do takiego tematu kwalifikuje się poczucie humoru, Polakom udał się „cud nad Wisłą”, ale, niestety, Ukraińcom nie udał się „cud na Dnieprem”. Zamiast kapitalistycznej Ukraińskiej Republiki Ludowej powstała i utrzymała się Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka, istniejąca pod taką nazwą aż do 1991 r.
Ukraińcy w II Rzeczypospolitej
Pokonani przez komunistów żołnierze atamana Petlury wycofali się do Polski, gdzie od Józefa Piłsudskiego otrzymali azyl polityczny i prawo dożywotniego zamieszkania na ziemiach Rzeczypospolitej. Niestety, to nie zadowoliło nacjonalistów ukraińskich spod znaku Petlury. Uznali oni, że przywódcy polscy, podpisując w marcu 1921r. traktat pokojowy z Rosją Sowiecką, zawierający klauzulę o dyplomatycznym uznaniu przez Warszawę Ukrainy Sowieckiej, tzw. „Traktat Ryski”, bezczelnie zdradzili patriotycznych Ukraińców, bohaterów walki pod błękitno – żółtą flagą i herbem „tryzuba”. To, że marszałek Piłsudski odwiedził dowódców armii upadłej URL w ośrodku internowania Szczypiorno – Beniaminów na przedmieściach Kalisza i wygłosił przemówienie, w którym tłumaczył, dlaczego Polska nie mogła sobie pozwolić na kontynuowanie w nieskończoność wojny z bolszewicką Rosją, niczego nie załatwiło. Zakończenie tekstu, przekazane w wypowiedziach licznych świadków pod postacią „Ja was bardzo przepraszam… ja was bardzo przepraszam…” wywołało oburzenie na sali. Przywódcy emigrantów ukraińskich sądzili, że marszałek kpi sobie z nich. Zaprzysięgli zemstę. Od czasu Traktatu Ryskiego narodził się ruch nacjonalistów ukraińskich, działających pod hasłem „kaby z czortom, szczob protyw moskowskych komunistiw” (Bodaj z diabłem, byle przeciwko moskiewskim komunistom”). Mieli oni na celu obalenie systemu bolszewickiego na Ukrainie, a jednocześnie zemstę na Polsce i Polakach za 1921 rok. Długie lata musiały minąć, zanim znalazła się okazja do jednoczesnej realizacji powyższych założeń – dopiero II wojna światowa spowodowała nastanie sprzyjającej koniunktury międzynarodowej. Nie ma się czemu dziwić, że za naturalnego sojusznika ukraińscy nacjonaliści uznali swych odpowiedników niemieckich i przeszli do (bardzo niechlubnej!) historii jako kolaboranci III Rzeszy w latach 1939-1945. Zanim to nastąpiło, zwolennicy „samostijnoj Ukrainy” zapisali się w dziejach Polski jako wykonawcy setek zamachów terrorystycznych – próbowali zabić Józefa Piłsudskiego, prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego, ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego i wielokrotnego posła oraz urzędnika państwowego szczebla centralnego – Tadeusza Hołówkę. Ze smutkiem trzeba przyznać, że w 2 ostatnich przypadkach osiągnęli sukces. Dzisiaj wyrazy „terrorysta” i „zamach bombowy” kojarzą się z Arabami i innymi muzułmańskimi ludami z Bliskiego Wschodu. W Polsce przedwojennej budziły, przynajmniej u bogatych i wykształconych obywateli, tylko jedną myśl: „Ukraińcy!”. Zabójstwa, podpalenia, napady – to wszystko były ,,normalne formy działalności’’ siatki konspiracyjnej, orgarniającej całe terytorium Rzeczypospolitej, ale sięgającej także na wschodzie daleko na Ukrainę Sowiecką, a na zachodzie aż po skupiska ukraińskiej emigracji w USA, Kanadzie i Argentynie i nazywającej się Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Po śmierci atamana Petlury, zabitego na wychodźstwie w Europie Zachodniej przez komunistycznego agenta, szefem OUN został pułkownik Ewhen Konawalec. Pod jego patronatem wybitny uczony, ale bardzo zły człowiek – dr Dymitr Doncow – napisał książkę, w przyszłości zwaną „Biblią ukraińskiego nacjonalizmu”. Traktat jego autorstwa, o prozaicznym tytule „Nacjonalizm”, stał się inspiracją dla niezliczonych zbrodni w okresie nadchodzącej wojny. Swoją drogą, czego innego spodziewać się po dziele, które zaczyna się od „Katechizmu nacjonalisty”, ze sformułowaniami typu „zdradą i oszustwem będziesz traktował nieprzyjaciół swego narodu!”?
Na działalność OUN władze polskie odpowiedziały w sposób daleki od humanizmu i demokracji – wyspecjalizowane jednostki wojskowe, policyjne i wywiadowcze przetrząsały ukraińskie wsie na południowym wschodzie Rzeczypospolitej, setki podejrzanych przesłuchano z zastosowaniem bicia, kopania i innych tortur.
Niektórzy trafili do więzień, innych izolowano w twierdzy wojskowej w Brześciu nad Bugiem, zaś w r. 1934, jako odpowiedź na zabójstwo ministra Pierackiego, Józef Piłsudski zatwierdził utworzenie „obozu odosobnienia” w Berezie Kartuskiej. Stosunki między RP a ukraińskimi nacjonalistami były bardzo złe, ale w porównaniu z sytuacją w ZSRR to było nic!
Ukraińska SRR w latach 1922 – 1941
Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka w dniu 5 XII 1922 r. stała się, wraz z Rosją (Rosyjską Fedaracyjną Socjalistyczną Republiką Radziecką – RFSRR) i Białorusią (Białoruską Socjalistyczną Republiką Radziecką - BSRR), krajem założycielskim Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (ZSRR), zwanego skrótowo po polsku Związkiem Radzieckim, a w oryginale, czyli po rosyjsku – „Sojuzom Socjalisticzieskich Sowietskich Riespublik”, vel „Sowietskim Sojuzom” (CCCP – CC, według zapisu cyrylicą). ZSRR to największy obszarowo, ponadnarodowy organizm polityczny, jaki kiedykolwiek istniał – 16 republik związkowych, pod przewodnictwem Rosji, sięgało od Morza Bałtyckiego i Czarnego do Oceanu Spokojnego, zajmowało przeszło 1/6 lądów Ziemi oraz było zamieszkane przez około 200 milionów ludzi. W porównaniu ze Związkiem Radzieckim dzisiejsza Unia Europejska wygląda naprawdę niegroźnie.
Co by wszakże nie było we współczesnych realiach unijnych bezsensowne, głupie i szkodliwe, to jednak, wspominając specyfikę życia w ZSRR, możemy dziękować Bogu (jeśli jesteśmy ludźmi wierzącymi) albo tajemniczym prawom historii (jeżeli religia jest nam obca) za fakt, że żyjemy w XXI wieku na polskiej ziemi i zostało nam zaoszczędzone łajdactwo, z którym komuniści, w czasach Ukraińskiej SRR, potraktowali społeczeństwo w kraju naszych południo-wschodnich sąsiadów. Historię Ukrainy Radzieckiej („Radianskoj Ukrainy”, jak to określała oficjalna prasa) pomiedzy 1922 a 1941 rokiem najlepiej definiują 3 wyrazy, ustawione w poniższej kolejności: oszustwo – terror – prześladowania.
Dlaczego na wstępie akurat oszustwo? Bo przez całe lata 20-ste (tzn. od 1922 do 1929 r.) kierownictwo partii bolszewickiej z siedzibą w Moskwie, prowadzone „wizjonerskimi umysłami” Włodzimierza Ilicza Uljanowa Lenina (do jego śmierci w r. 1924), a później jego następcy Józefa Wissarionowicza Dżugaszwili Stalina (był przywódcą Związku Radzieckiego w l. 1924 – 1953) świadomie wprowadzało miliony mieszkańców USRR w błąd, realizując 2 programy polityczne, jeden na poziomie krajowym („republikańskim”, jak mawiano w epoce radzieckiej) i jeden na poziomie ogólnozwiązkowym (czy „wszechzwiązkowym”, według komunistycznej ,,nowomowy”). Pierwszy został nazwany „procesem korienizacji” od sformułowania „wazwraścienije k korieniam” („powrót do korzeni”). Polegał na oficjalnym promowaniu ukraińskiego języka i kultury, w przeciwieństwie do oficjalnej polityki władz carskich, gdy promowano język i kulturę rosyjską, a wszystko, co ukraińskie, ośmieszano jako „prymitywne” i „zacofane”! Komuniści vel „bolszewicy” próbowali udowodnić narodowi ukraińskiemu, że nie mają nic przeciwko jego specyfice, odróżniającej sąsiadów z południa od Rosjan. Wydawnictwa kierowały na rynek coraz więcej książek i czasopism w języku ukraińskim, szkoły – od początkowych do wyższych – pracowały, stosując ukraiński jako język wykładowy, urzędnicy partyjni i państwowi promowali zespoły folklorystyczne i twórców sztuki ludowej, działających według dawnych, ukraińskich tradycji. „Proces korienizacji” zaszedł tak daleko, że aż stolicę Ukrainy Radzieckiej ustanowiono w Charkowie, by podkreślić, że nowe, „ludowe”, państwo zrywa z „klerykalno – szlachecką przeszłością’’, którą uosabiał Kijów. Trzeba powiedzieć, iż bolszewicka kampania propagandowa spowodowała pożądane skutki – miliony ludzi na Ukrainie uwierzyły w lepszą przyszłość, obiecywaną przez komunistów „na niwie” kulturalnej. Szczególnie ludzie pochodzenia chłopskiego na wsi i proletariackiego w mieście uznali Socjalistyczną Republikę Radziecką za nową, lepszą Ukrainę – swoją ukochaną Ojczyznę.
Drugi oszukańczy program przeszedł do historii jako ,,NEP’’ - „ Nowaja Ekonomiczieskaja Politika” (Nowa Polityka Ekonomiczna) i działał w wymiarze całego Związku, a nie tylko Ukrainy. Zgodnie z założeniami ,,NEP’’ komuniści zrezygnowali z, głoszonego w okresie Rewolucji Październikowej i wojny domowej, zamiaru nacjonalizacji (odebrania prywatnym właścicielom i oddania pod kontrlolę urzędników władzy politycznej) przemysłu, handlu, rolnictwa i, w ogóle, całej gospodarki. We wszystkich krajach członkowskich ZSRR, zniszczonych przez wojnę między „Białymi” a „Czerwonymi”, błyskawicznie rozwinął się prywatny biznes. Szczególną formę ten proces przybrał na Ukrainie, gdzie, z racji na bardzo żyzne gleby, rozkwitło indywidualne rolnictwo. Wykorzystując słynny czarnoziem stepowy ukraińscy chłopi, zwłaszcza zamożni przedsiębiorcy wiejscy, zwani „kułakami”, osiągali coraz wyższe plony roślin i pogłowie zwierząt. Nikomu spośród nich nie przyszło do głowy, że to, co przeżywają, to, jak w staropolskiej bajce dla dzieci, „miłe złego początki”.
Stalinowski terror
Nadszedł rok 1929, kiedy to Towarzysz Józef Wissarionowicz Stalin, doprowadziwszy się „na szczyt” komunistycznej hierarchii oszustwem, morderstwem, wygnaniem i wszelkimi innymi metodami, oficjalnie przyjął tytuł Wielkiego Wodza (ros. „Wożd’”), który odzwierciedlał stan faktyczny – niekontrolowaną dyktaturę jednostki. Ten „czerwony car” (jak nazał go w swojej książce historyk brytyjski Simon Sebag Montefiore) uznał, że skoro z nikim nie musi się liczyć, to spokojnie może odrzucić wszelkie obietnice, przyrzeczenia i deklaracje, jakie wcześniej złożył komukolwiek… W wymiarze lokalnym – „republikańskim”, odnoszącym się do Ukrainy, decyzja „Wodza” oznaczała odejście od polityki „korienizacji” i powrót do nieskrępowanego podkreślania rosyjskiej dominacji, nie tylko w zakresie polityki, ale także w sferze kultury. Kto był na tyle uczciwy i bezkompromisowy, że pozostał przy własnych poglądach, mógł odtąd spodziewać się wszelkich prześladowań, od utraty pracy zawodowej począwszy, na nagłej śmierci skończywszy. Do rangi symbolu urosły zejścia śmiertelne 2 kolejnych sekretarzy generalnych Komunistycznej Partii Ukrainy – Stanisława Kosiora i Krystiana Rakowskiego – jeden ,,wyniósł się’’ z tego świata poprzez samobójstwo (,,zaszczuty’’ działaniami tajnych służb), drugi został zamordowany na zlecenie Stalina.
W komunistycznych obozach NKWD i innych, podobnych organizacji, kierowanych z Kremla, śmierć znalazły dziesiątki tysięcy świadomych narodowo Ukraińców – intelektualistów, dziennikarzy, nauczycieli, urzędników i duchownych, a z czasem także wojskowych, agentów „bezpieczeństwa” oraz działaczy partyjnych – wszystkich osób, cieszących się autorytetem w społeczeństwie i mogących stanowić czynnik, organizujący opór przeciwko stalinowskiej dyktaturze. Pierwsza „fala” represji z przyczyn politycznych przypadła na rok 1934 i za jej symbol uchodzi decyzja o przeniesieniu stolicy Ukraińskiej SRR z Charkowa na powrót do Kijowa. Druga „fala”, która która wystąpiła jednocześnie nie tylko na Ukrainie, ale i w całym Związku Radzieckim, to rok 1937. Jej symbolem, w świadomości społecznej wciąż aktualnym, były i pozostały takie miejsca, jak Park Kultury i Wypoczynku w Winnicy, lasy na przedmieściach Kijowa, ośrodek NKWD Piatichatki niedaleko Charkowa… Wszystkie 3 powyższe miejscowości zasłynęły jako „ukraińskie pola śmierci” (że tak wykorzystam cytat z twórczości Ronalda Joffe’a – może nie będzie miał za złe) – tam komunistyczni zbrodniarze zabijali – najczęściej przez zastrzelenie, rzadziej przez zakłucie bagnetem – „niewygodne politycznie” osoby, zaś zwłoki ofiar na miejscu zakopywali, bo przecież, jeżeli koparką ktoś wyryje dół 100 metrów długi, 2 metry szeroki i 2 metry głęboki, wypełni go ,,na chybił trafił’’ martwymi ludźmi i zasypie za pomocą spychacza, to nie sposób się wyrazić per „pochowali”…
Tak bardzo istotna dla historii Polski zbrodnia katyńska z 1940 roku była kontynuacją bolszewickiej eksterminacji ukraińskich elit, przeprowadzonej w latach 30-tych minionego wieku… Obrzydliwi ludzie, którzy podczas II wojny światowej wyniszczyli ujętych polskich oficerów, zdobywali doświadczenie podczas masowych zabójstw przedstawicieli ukraińskich elit – ofiar stalinowskich „czystek” okresu przedwojennego. Bolszewickie zbrodnie o charakterze politycznym, zaistniałe na radzieckiej Ukrainie pod maskującą nazwą „czystek” miały również swoiście polski wydźwięk, o którym ani wtedy, ani dziś, wiedza nie jest powszechna, i to zarówno wśród Polaków, jak i w społeczeństwie ukraińskim – chodzi o sprawę tzw. „rejonów autonomicznych” – Dzierżyńszczyzny i Marchlewszczyzny – specjalnych obszarów, zamieszkałych wyłącznie przez ludność polską. Miały to być „eksperymenty” do badań nad możliwością zastosowania systemu sowieckiego względem Polaków.
Na mocy decyzji KC WKP(b) w r. 1925 (22 III) na Ukrainie – w regionie Wołynia, przy granicy II RP – utworzony został Polski Rejon Narodowy im. Juliana Marchlewskiego (7 lat później - 15 marca 1932 r. - analogiczny twór administracyjny – Polski Rejon Narodowy im. Feliksa Dzierżyńskiego – powołano do życia na Białorusi, niedaleko od Mińska). W planach Towarzysza Stalina obydwa Rejony miały stanowić „przyczółek komunizmu”, teren eksperymentu, mającego na celu przygotowanie rdzennie polskich kadr dla przyszłej, planowanej po upadku „klerykalno-szlacheckiej” Rzeczypospolitej, „Polski Sowieckiej”. (Po r. 1945 faktycznie projekty Stalina doczekały się realizacji, tylko, że wtedy używano określenia „Polska Ludowa”). Komunistyczni działacze zgromadzili na terenach dookoła miejscowości Dowbysz setki tysięcy polskiej ludności, nie tylko sprowadzonej z terenu Ukrainy, ale i z odległych republik ZSRR. Aby uczcić wybitnego uczestnika Rewolucji Październikowej, a w 1920 r. współorganizatora agresji Rosji Sowieckiej na Polskę – Juliana Marchlewskiego – Rejonowi Narodowemu dla Polaków, położonemu w sowieckiej części Wołynia, partia bolszewicka nadała jego imię, zaś główne miasto opisanego terenu – Dowbysz – przemianowała na Marchlewsk. Zamiary kremlowskich przywódców, ze Stalinem na czele, spełzły na niczym – polska ludność, pomimo, że zgromadzona na Sowieckiej Ukrainie, izolowana od Rzeczypospolitej, poddana zmasowanej propagandzie ateistycznej i komunistycznej, pozostała wierna mowie ojczystej, praktykowała katolicką religię i utrzymywała konspiracyjne kontakty z Ojczyzną. Rozwścieczony fiaskiem swych „perspektywicznych koncepcji” Stalin zarządził likwidację obu polskich rejonów autonomicznych – zarówno, jak to potocznie nazywano, „Dzierżyńszczyzny” na Białorusi, jak i „Marchlewszczyzny” na Ukrainie. Stopniowo, pomiędzy 1935 a 1938 rokiem, agenci tajnych służb sowieckich pozabijali całą inteligencję polską, zamieszkującą Rejon Narodowy im. Marchlewskiego – zginęli księża, nauczyciele, dziennikarze, ale także działacze partyjni, uznani za „nie dość lojalnych”, bądź „nie dość skutecznych”. Po usunięciu elit komunistyczny aparat przemocy przystąpił do represji także przeciwko „prostemu ludowi”. Na przestrzeni 3 lat do odległego Kazachstanu zostało wywiezionych pomiędzy 100 a 160 tysięcy zwyczajnych rolników i robotników – ich potomkowie egzystują w kazachskich stepach do dziś, a w miarę możliwości podlegają repatriacji do kraju przodków, czy też, jak we własnym gronie zwykli mawiać Polacy kazachscy, do „Starego Kraju”. Zemsta bolszewickich sekretarzy, z wielkim Józefem Wissarionowiczem na czele, nie ograniczyła się do wyniszczenia i sponiewierania ludzi. Ofiarą komunistycznych „aparatczyków” padły również symbole – od roku 1938 dotychczasową stolicę rozwiązanego Polskiego Rejonu Narodowego – Dowbysz, zwany od 1925 r. Marchlewskiem – przemianowano powtórnie, tym razem na Szczors, by upamiętnić osobę Wasilija Szczorsa – wybitnego dowódcy ukraińskich „Czerwonych” podczas wojny domowej przełomu lat ,,nastych’’ i 20-tych minionego wieku. Palono i niszczono polskie książki, napisy nagrobne, pomniki przeszłości… Obecnie na ukraińskich ziemiach, w okresie przedwojennym należących do „Marchlewszczyzny”, nie ma praktycznie śladu obecności naszych rodaków, setkami tysięcy zamieszkujących tam 4 pokolenia wstecz. Wydana w roku 1990 książka rosyjskiego historyka Władimira Iwanowa pt. „Pierwszy naród ukarany” dobrze opisuje sposób potraktowania Polaków na Ukrainie w latach 30 –tych XX stulecia.
Wielki Głód
Specyficzną formą bolszewickich represji był „Wielki Głód” – „Hołodomor” – trudny do wyobrażenia przez cywilizowanych Europejczyków XXI wieku przykład zorganizowanego terroru, wymierzonego przeciw całemu społeczeństwu. Stanowił odpowiedź komunistycznych przywódców, z ,,Wielkim Wodzem’’ J.W.D. Stalinem na czele, na zaufanie, jakim program „NEP-u” lekkomyślnie obdarzyły miliony indywidualnych rolników. W naiwności swojej przypuszczali oni, że jeśli partia bolszewicka coś deklaruje, to można takim opowieściom wierzyć… Tymczasem Towarzysz W.I.U. Lenin bynajmniej nie po to wprowadził „Nową Ekonomiczną Politykę”, aby mogli bez przeszków bogacić się prywatni przedsiębiorcy, a zwłaszcza rolnicy na wsi, tylko w celu pozyskania środków na szybką odbudowę gospodarki wszystkich republik Związku Radzieckiego, a więc i Ukrainy, zniszczonych przez wojnę domową, stanowiącą następstwo Rewolucji Październikowej. Gdy powyższy cel został osiągnięty, a Komitet Centralny WKP (b) uznał, że to nastapiło w r. 1929, komuniści ogłosili całkowitą zmianę przepisów, decydujących o produkcji rolnej w ZSRR. Nowym celem sowieckiej ekonomii miało być przygotowanie środków materialnych do prowadzenia przyszłej wojny, którą następca Lenina – towarzysz Stalin – uznał za jedyny sposób na udany „eksport rewolucji”, czyli rozszerzenie systemu komunistycznego na całą Europę, a jeśli to możliwe, z czasem również na inne kontynenty.
Każdy racjonalnie myślący człowiek, a mimo ogromu kłamstwa, łajdactwa i różnych zbrodni Stalina bezwzglednie należy postrzegać jako racjonalnie myślącego człowieka (to on przecież uwielbiał mawiać „Logika obowiązuje!”), nie pozwoli sobie wmówić, że, zaledwie po upływie 7 lat od zakończenia niszczycielskiej i ludobójczej rewolucji bolszewickiej, rzeczą dobrą i właściwą będzie zrzec się prawa do własnego zdania, budowy lepszej przyszłości oraz zarobkowania na wyższy standard życia na rzecz podporządkowania się cudzej wizji, zmierzającej do wywołania nowej wojny. Skoro nie wyglądało na to, aby obywatele republik związkowych ZSRR mieli się „po dobroci” podporządkować planom „Wielkiego Wodza”, należało ich do tego zmusić, traktując żywność, artykuły spożywcze, jako swoistą broń, służącą do podporządkowania ogółu ludności nielicznej elicie, z biegiem lat określanej ironicznym mianem „komunistycznych aparatczyków”. Jeżeli zastosujemy powyższą „stalinowską logikę”, naturalne stanie się dążenie do przejęcia kontroli nad rolnictwem przez partię komunistyczną. Jak długo produkcja żywności pozostawała w prywatnych rękach, plan sterroryzowania mieszkańców Związku Radzieckiego brakiem artykułów spożywczych wydawał się niewykonalny. Jeżeli zaś rolnictwo stanie się centralnie kierowaną strukturą, podobną do fabrycznego przemysłu, wtedy wystarczy jedno zarządzenie, by zablokować dostęp do mięsa, mleka, a nawet chleba, tym, którzy nie będą się podobali możnowładcom, rezydującym na Kremlu. Tak narodziła się koncepcja polityczno – gospodarcza, znana jako „kolektywizacja” (od łac. „collectivus” – zespół, grupa). Według planów Stalina i jego współpracowników cała ziemia uprawna w ZSRR miała zostać odebrana indywidualnym rolnikom i skomasowana w rozległych, wielkoobszarowych gospodarstwach, nazywanych dwoma rodzajami rosyjskojęzycznych skrótów: „kołchozach” albo „sowchozach” („koliektiwnych chozjajstwach”, bądź „sowietskich chozjajstwach”) – „zespołowych gospodarstwach”, ewentualnie „radzieckich gospodarstwach”. Znając historię Rosji i krajów ościennych, nie sposób uniknąć gorzkiego uśmiechu – komuniści vel bolszewicy przeprowadzili Rewolucję Październikową pod hasłem odebrania ziemi szlachcicom, burżujom i duchownym w celu podziału jej pomiedzy chłopów. Gdy tylko indywidualni rolnicy zagospodarowali otrzymane grunty, ci sami bolszewicy, którzy obdzielili ich ziemią, postanowili ją z powrotem odebrać i znów stworzyć wielkie majątki, tylko, że pod nadzorem już nie „jaśnie panów”, a „towarzyszy”.
Największy wkład do gospodarki rolnej ZSRR wniosła Ukraina, toteż nie należy się dziwić, że główny nacisk „kolektywizacji” został przez komunistyczną „wierchuszkę” (kierownictwo) rzucony przeciw tej właśnie republice. Dla kremlowskich strategów było jasne, że jeśli zagarną władzę nad produkcją rolną w czarnoziemnym, urodzajnym kraju nad Dnieprem, będą mogli szantażować niedoborem żywności mieszkańców całego Związku. Ukraińscy chłopi, dla których ważną rzeczą była wolność, rozumiana tak na sposób polityczny, jak i gospodarczy, nie zamierzali oddawać czerwonym dostojnikom ziemi, zdobytej w krwawej walce na bogaczach z czasów carskich. Taka postawa dla wielu z nich oznaczała wyrok śmierci, tylko odroczony w czasie… Stalinowscy urzędnicy potrzebowali 3 lat, by opracować plan „gospodarczego złamania kręgosłupa Ukraińcom” (jak to ujął śp. europoseł Filip Adwent). Na rok 1932/33 partia bolszewicka przygotowała „rozwiązanie”, które wybitny dzisiejszy pisarz rosyjski, Władimir Bogdanowicz Riezun (publikujący pod nazwiskiem Wiktor Suworow) określił zdaniem, pisanym z punktu widzenia komunistów:
„My im – kołchozy albo śmierć. Oni na to – To już raczej śmierć. No i się doigrali…”
Na Ukrainę nadciągnął koszmar, którego rozmiarów nikt wówczas nie był sobie w stanie wyobrazić. Za symboliczny początek kampanii wymuszania posłuszeństwa na mieszkańcach ukraińskich wsi przy pomocy głodu uznaje się datę dzienną 7 VIII 1932 r., kiedy to Rada Komisarzy Ludowych ZSRR przyjęła w Moskwie dokument, zwany w ukraińskiej historii jako „Dekret o 5 kłosach”. Mimo, iż, niesławnej pamięci, Związek Radziecki liczył 16 krajów członkowskich, tak koszmarny „akt prawny”, a raczej bezprawny, sformułowano akurat pod adresem Ukraińskiej SRR. Dekret, o którym po 10 latach, w r. 1942, podczas spotkania z Winstonem Churchillem, Tow. Stalin był uprzejmy powiedzieć, że „stanowił wypowiedzenie wojny ukraińskiemu chłopstwu”, sprowadzał się do 3 punktów:
- podziału ludności wiejskiej na Ukrainie według kryterium ilości posiadanej (albo nie posiadanej!) ziemi uprawnej – ci, którzy byli zupełnie bezrolni lub posiadali do 2 hektarów, doczekali się zaszczytnego tytułu „biedniaków”. W oczach partii komunistycznej byli faworyzowani – nie podlegali represjom, mogli zachować swoją dotychczasową własność i jeszcze się wzbogacić kosztem wywłaszczonych oraz deportowanych poza stałe miejsce zamieszkania „wrogów ludu”. Ci którzy posiadali od 2 do 5 hektarów, zostali opisani jako „średniacy”. Partia dała im wybór – jeśli się dostosują do bolszewickich wymagań i „po dobroci” oddadzą nadwyżkę swych gruntów, tzn. wszystko powyżej 2 ha, będą mogli spokojnie zamieszkiwać dalej w swoich rodzinnych domach, a zachowane 2 ha uprawiać dalej jako „prywatne działki przyzagrodowe”. Jeśli nie wykonają tego, czego oczekują komuniści, mogę się spodziewać konfiskaty całej właśności na rzecz „kołchozów” lub „sowchozów”, a w razie sprzeciwu – deportacji na tereny odległe od rodzinnych stron.
W najgorszej sytuacji znaleźli się ci, którzy dotąd uchodzili za liderów społeczności wiejskich – gospodarze, posiadający powyżej 5 hektarów. Otrzymali oni urzędowy tytuł „bogaczy wiejskich”, ale partyjni propagandyści opatrzyli ich określeniem ,,kułacy’’, które do dziś budzi strach u wielu osób, przynależnych do pokolenia ukraińskich emerytów. Ci ludzie wciąż pamiętają hasła, autorstwa czołowego twórcy stalinowskich sloganów, Demiana Biednego: „Wzorcowy przykład sprzeczności – dobry kułak!”, albo „Stara mądrość uczy – nie wierz bogaczowi! Jedną dłoń ci poda, a do drugiej złowi!” Znienawidzeni przez komunistycznych aparatczyków „pełnorolni gospodarze’’ mieli paść ofiarą wywłaszczenia i wygnania, a w razie oporu – tortur i śmierci, zadanych przy pomocy mniej zasobnych ziomków, a nie raz, po prostu, sąsiadów. Ile można osiągnąć, gdy się skłóci ludzi!
Powyższą, doprawdy obłędną, koncepcję Stalin zatytułował następująco: „Popieranie biedniaka, wykorzystywanie średniaka, zlikwidowanie kułaka”. Miało się to odbyć przez:
- wykorzystanie proletariatu wielkomiejskiego (ubogiej ludności, utrzymującej się z pracy fizycznej - dziś takich ludzi nazywa się „wielkoprzemysłową klasą robotniczą”) do terroryzowania rolników na wsi. Przywódcy komunistyczni poprzez szkołę, prasę, radio, plakaty, kino i masowe spotkania (wiece, odczyty) w zakładach pracy zdołali wmówić setkom tysięcy proletariuszy miejskich, że brakowi artykułów spożywczych na rynku winni są koszmarni egoiści wiejscy – „kułacy”. Wybitny brytyjski filozof i pisarz – Gilbert Keith Chesterton – napisał, analizując tamte wydarzenia, że „człowiek, który nie wierzy w Boga, uwierzy w dowolne bzdury”. Młodzi robotnicy, wychowani w atmosferze „walczącego ateizmu”, uwierzyli w absurdy, jakie słyszeli na co dzień od partyjnych urzędników i dali się wykorzystać do sterroryzowania milionów rodaków. Bojówki „konsomolców” (członków Wszechzwiązkowego Komunistycznego Związku Młodzieży im. W. I. U. Lenina) jechały na wieś pod kierownictwem aktywistów partii bolszewickiej i agentów tajnych służb (GPU/OGPU/NKWD), żeby biciem, kopaniem, paleniem zabudowań, a bywało, że i użyciem broni palnej, zmuszać chłopów do oddania ziemi w celu jej „kolektywizacji”. Wprowadzono zasadę, że za zabranie czegokolwiek więcej, niż 5 kłosów zboża z areału, „oddanego” (a raczej „zabranego”) na rzecz „kolektywizacji” sprawcę może każdy zorganizowany komunista (agent „bezpieczeństwa”, ,,komsomolec’’, „partyjny aparatczyk”) karać na własną rękę, do zabicia na miejscu włącznie. Uzbrojeni bolszewicy strzelali do spokojnych ludzi, próbujacych zaopatrzyć się w żywność bez względu na partyjne zakazy.
Nie wiem, jak kto, ale ja się nie dziwię, że wobec tak nieludzkich, zakłamanych i bandyckich metod, masy chłopów ukraińskich odpowiedziały komunistom na 2 sposoby:
- albo ukrywaniem żywności według uznania, tak, aby mieć na względzie potrzeby własnej rodziny, a nie przejmować się otoczeniem
- albo niszczeniem artykułów spożywczych, na zasadzie „psa ogrodnika” (jak nie mogę skorzystać ja, to i komuniści nie skorzystają!). Rolnicy palili magazyny zboża, wybijali świnie i bydło.
Ani jednym, ani drugim nie przyszło do głowy, że działają dokładnie na rzecz interesów Kremla i bolszewickiej elity Charkowa – ówczesnej stolicy Ukrainy. Ci, którzy ukryli żywność dla siebie i swoich bliskich, pozostawali bez pomocy sąsiadów. Ci, którzy zniszczyli żywność, nie chcąć oddać jej „czerwonym”, sami skazali się, i to wraz z rodzinami, na zagładę. Kto sądził, że totalitarny system rządowy zadba o zaopatrzenie w artykuły spożywcze milionów mieszkańców ukraińskich wsi, ten się bardzo pomylił. Od najniżej w hierarchii WKP(b) umieszczonego sekretarza, aż po J.W.D. Stalina, komunistyczni przywódcy nie zamierzali ani żywić, ani ubierać buntowniczych wieśniaków. Po zakończeniu skupu plonów, jesienią roku 1932, wszędzie poza miastami obwodowymi (w realiach polskich „powiatowymi”) administracja wprowadziła zakaz opuszczania miejsc stałego zamieszkania. Setki tysięcy uzbrojonych komunistów blokowało drogi i linie kolejowe. Olbrzymie regiony, liczące tysiące km kw., zostały odizolowane od reszty świata na całą zimę z 1932 na 1933 rok. W zasypanych śniegiem i skutych lodem wsiach, bez elektryczności, chłopi wraz z rodzinami ze zgrozą stwierdzali, że kończą im się zapasy żywności, a żadnego dowozu towarów z zewnątrz nie ma i nikt „z góry” się ich losem nie interesuje… Z upływem czasu zdesperowani ludzie wybili koty i psy domowe, wytwarzali „mikstury” z uschniętych roślin, a gdy po prostu zaczęli umierać z niedożywienia i wyczerpania, obierali 2 drogi ratunku – jedni, ryzykując śmierć przez zastrzelenie z rąk komunistów, za wszelką cenę próbowali uciec z rodzinnych wsi, natomiast drudzy zaczęli praktykować kanibalizm. Znane są przypadki rodziców, którzy przeżyli, bo przyrządzili i zjedli zwłoki zmarłych dzieci, zdarzało się również odwrotnie. Nie sposób potępić zwolenników innej, powszechnej wtedy na Ukrainie, decyzji – ulice, drogi, gałęzie drzew i koryta rzek wypełniały setki tysięcy ciał samobójców – wykrwawionych, powieszonych, utopionych… Sponiewierani głodem ludzie, nie widząc szansy ratunku, wybierali śmierć. Na tragedii milionów nędzarzy partia komunistyczna, rzekomo stworzona dla obrony interesów prostego ludu, postanowiła jeszcze zarobić: tylko jeden rodzaj ludzi był wypuszczany z „zaprieścionych zon” (ros. ,,zamknietych stref’’) – ci, którzy mogli się wykupić złotem bądź klejnotami. Całe rodziny odkopywały, ukryte od czasów rewolucji, skrytki z biżuterią, by kupić za ich wartość prawo do przeżycia o czarnym chlebie pod słomianymi dachami.
Dopiero latem 1934 r. głodowy terror ustał – partia pozwoliła zebrać i zjeść nowe plony, które wzeszły na wiosnę. Szkoda tylko, że do „łaskawej zgody” ze strony Kremla i Charkowa nie dożyły miliony ofiar sowieckiego reżimu. Do dziś nawet ukraińskie władze nie są wstanie określić, ile osób zmarło w wyniku zbrodniczego „eksperymentu”. Rząd w Kijowie wymienia obecnie, w XXI wieku, liczby od 5 do 7 milionów zmarłych, choć bliższe prawdy byłoby określenie „zamordowanych”. Nie wiem co o tym sądzić, bo sam Tow. Stalin powiedział W. Churchillowi A.D. 1942, że „kolektywizacja na Ukrainie kosztowała życie 10 milionów”. Chyba „autor” wiedział lepiej, czego dokonał?
Początek II wojny światowej – agresja 17 września 1939r.
Latem 1939 r. Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka stała się miejscem bezprecedensowej koncentracji sił zbrojnych, nawet jak na ponadprzeciętnie agresywne standardy dawnego Imperium Rosyjskiego, jak również ówczesnego Związku Radzieckiego. Wojska Kijowskiego Specjalnego Okręgu Wojskowego, dowodzonego przez komandarma I rangi, czyli generała pułkownika, a od 1940 r. marszałka ZSRR – Siemiona Timoszenkę, stanowiły „argument" w ręku Stalina, zmierzającego do realizacji uzgodnień, powziętych z przywódcami Niemiec hitlerowskich i ostatecznie zapisanych w historii powszechnej pod hasłem „Pakt Ribbentrop – Mołotow".
W dniu 14 IX 1939 r. ludowy komisarz obrony ZSRR, marszałek Kliment Woroszyłow, przekazał na Ukrainę „Dyrektywę nr 16634", na mocy której, z dniem 16 IX, Kijowski Specjalny Okręg Wojskowy miał zostać przekształcony w Front Ukraiński, przy zachowaniu dotychczasowego dowódcy. Nowo kreowany Front liczył około 400.000 żołnierzy, zorganizowanych w 3 armie ogólnowojskowe, dysponujące 9 brygadami pancernymi, 6 dywizjami kawalerii, 11 dywizjami piechoty i adekwatnymi do w.w. sił „broni głównych" jednostkami wsparcia (artylerii, moździerzy, saperów, lotnictwa) i służb (medycznej, weterynaryjnej, zaopatrzenia, warsztatowo – technicznej). Do dyspozycji „ukraińskich sokołów Stalina", jak żołnierzy Frontu nazwał I Sekretarz KC KP Ukrainy Nikita S. Chruszczow, bolszewicka „władza" oddała ponad 2600 czołgów i 700 samolotów.
17 IX 1939r., realizując plan, przez wszystkich, wiernych patriotycznej tradycji Polaków, zwany „nożem w plecy", ześrodkowane przy zachodniej granicy ZSRR jednostki Armii Czerwonej – a więc również wojska Frontu Ukraińskiego – przekroczyły granicę II Rzeczypospolitej Polskiej i rozpoczęły agresję na dawne Kresy Wschodnie naszego kraju. Wykorzystując sprzyjającą sytuację, polegającą na tym, że większość regularnych oddziałów Wojska Polskiego była, od początku września, zaangażowana w zwalczanie niemieckiej inwazji na zachodnich rubieżach Państwa, nowy agresor błyskawicznie zajmował kolejne miasta i powiaty. Załogi Strażnic Korpusu Ochrony Pogranicza, komisariatów policji i żandarmerii oraz tyłowych, a więc pozbawionych broni ciężkiej, placówek wojskowych, w sumie ustępujących liczebnością napastnikom w stosunku 1:10, nie były w stanie przeciwstawić się temu. W dniu 22 IX 1939r. komunistyczny wróg zajął Lwów, a do końca miesiąca obsadził swoimi oddziałami „linię demarkacyjną", wytyczoną wzdłuż rzek Bug i San na mocy radziecko – niemieckiego „traktatu o przyjaźni i granicach", podpisanego w Moskwie z 28 na 29 IX 1939r..
W dniu 2 X „roku pamiętnego" Front Ukraiński oficjalnie zakończył działania bojowe. Pod kontrolą jego dywizji i brygad znalazły się 3 województwa: wołyńskie, stanisławowskie i tarnopolskie w całości, oraz połowa województwa lwowskiego. Gdy wojskowi powoli zwijali polowe obozowiska i ładowali sprzęt na transporty kolejowe, by wyruszyć z powrotem do swych miast garnizonowych czasu pokoju, już rozpoczęły swą działalność władze cywilne, zmierzające do nadania zagarniętym przemocą terytoriom i ich mieszkańcom nowej struktury pod względem polityczno – administracyjnym.
„Zjednoczenie" czy bezprawna aneksja
Jeszcze w lasach na Kresach Południowo-Wschodnich trwały walki z ostatnimi, regularnymi oddziałami Wojska Polskiego, przeciwstawiającymi się sowieckiej agresji, a w Moskwie i Kijowie już zapadły decyzje na temat przyszłości ziem, dotychczas nazywanych „Wschodnią Galicją", ewentualnie „Wschodnią Małopolską". Według przywódców sowieckich to miała być, na przyszłość, Zachodnia Ukraina. W dniu 1 X 1939 r. Biuro Polityczne Komitetu Centralnego WKP(b) – instytucja z Towarzyszem Józefem W. Stalinem na czele – podjęło na posiedzeniu w Moskwie uchwałę w przedmiocie powołania Zgromadzeń Ludowych: Zachodniej Białorusi z siedzibą w Białymstoku i Zachodniej Ukrainy – z siedzibą we Lwowie, które to „pseudo parlamentarne izby" miały przesądzić o włączeniu prawie 200.000 km kw. obszaru Rzeczypospolitej Polskiej do 2 republik związkowych ZSRR – Białorusi i Ukrainy. W myśl powyższego rozporządzenia z dniem 7 IX 1939 r. rozpoczęła się na Kresach „kampania wyborcza", przy czym zastosowanie cudzysłowiu wydaje się w opisywanym wypadku działaniem jak najbardziej słusznym, a to z racji przyjętych rozwiązań, stanowiących podeptanie wszelkich zasad demokracji, jakie od czasów starożytnych znał świat. Do wyborów miała zostać wystawiona tylko 1 lista kandydatów, nosząca kuriozalny tytuł „Komunistów i Bezpartyjnych". Umieszczeni na niej „kandydaci" słynęli, już w okresie przedwojennym, z służalczości względem polityki sowieckiej, a niejednokrotnie byli w II Rzeczypospolitej karani więzieniem bądź wygnaniem za granicę, oskarżeni o służbę na rzecz obcego mocarstwa. Wszelkie próby wystawienia innych list wyborczych skończyły się aresztowaniem osób, zgłaszających alternatywne propozycje sowieckim komisjom wyborczym. Autorzy niezależnych list zostali osadzeni w szpitalach psychiatrycznych, gdyż każdy, kto kwestionował słuszność decyzji partyjnych dostojników, był w ZSRR uznany za niepoczytalnego.
Wszyscy bolszewiccy i probolszewiccy kandydaci nachalnie reklamowali jeden i ten sam program, sprowadzający się do 3 punktów:
- wprowadzenie ustroju radzieckiego
- konfiskata bez odszkodowania ziemi uprawnej, fabryk, banków, gazet, pałaców, willi, rezydencji – dosłownie wszystkiego, co należało do przedwojennej elity
- przyłączenie dotychczasowych terenów województw wołyńskiego, tarnopolskiego, stanisławowskiego i wschodniej połowy lwowskiego do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.
Miasta i wioski zostały pokryte milionami plakatów i ulotek, przestrzeń publiczną przenikały hasła propagandowe, dobiegające z setek megafonów, transmitujących audycje kijowskiego radia, a także wygłaszane „na żywo" przemówienia bolszewickich mówców, tzw. „agitatorów", którzy gorąco przekonywali do słuszności „czerwonych idei", spędzonych przemocą, ze szkół i warsztatów pracy, słuchaczy. Po takim „praniu mózgu", zafundowanym obywatelom II RP, urzędnicy USRR rozpisali „wybory" na dzień 22 X 1939r.
Nie sposób dzisiaj, po zniszczeniach dokumentów, jakie przyniosły następne lata II wojny światowej, ustalić z pewnością, jakie były faktyczne liczby uczestników, pożal się Boże, „wyborów" sprzed 72 lat. Oficjalne wyniki, opublikowane po 3 dniach, zawierały „dane", wzbudzające śmiech u każdego, rozsądnie myślącego człowieka. Według protokołów Centralnej Komisji Wyborczej we Lwowie frekwencja wyniosła 92,83%, przy czym 90%(!) głosów padło na listę „Komunistów i Bezpartyjnych". Najwyraźniej sami członkowie „Wysokiej Komisji" nie traktowali poważnie dokumentów, które sami podpisali, bo w załączniku do w.w. protokołu umieścili informację, że w 11(!) okręgach nie wybrano ŻADNEGO kandydata, bo nie udało się zapewnić nawet 50% frekwencji, co stanowiło, również według standardów radzieckich, wymóg minimum, pozwalający uznać wybory za ważne. Cóż, uczniowie Tow. Chruszczowa nie z takimi problemami dawali sobie radę – na terenach o „nieprawomyślnej" ludności ogłoszono 25 X dniem „extra wolnym od pracy'' i wybory tam niezwłocznie powtórzono, konwojując mieszkańców całych wsi, bądź ulic w miastach, siłą zbrojną do lokali wyborczych. Za pomocą bagnetów nie udało się, rzecz jasna, zmusić ludzi do głosowania na sympatyków wroga, ale wystarczyło, że udało się wymusić, wyższą niż 3 dni wstecz, frekwencję. To wystarczyło, by „Wysoka Komisja" uznała prawomocność „wyboru", przygotowanych w kijowskich gabinetach, kandydatów. Jedna noc wystarczyła komunistycznym „cudotwórcom" do ustalenia oficjalnego składu nowej Izby Ustawodawczej i już 26 X 1939 r. w południe zebrało się we Lwowie Zgromadzenie Ludowe Zachodniej Ukrainy. Obradami tego „dostojnego gremium" kierował profesor Kiryło Studynskij. 200 „deputowanych ludowych" przez 3 dni radziło nad tym, co podyktował Nikita Siergiejewicz Chruszczow, zupełnie, jakby im ktoś pozwolił na samodzielne decydowanie (po latach okazało się, że chodziło o „propagandowy teatr" na użytek zagranicy). Ostatecznie w dniu 22 X przyjęto 3 uchwały:
- o wprowadzeniu ustroju radzieckiego
- o reformie rolnej według wzorów bolszewickich (czyli zaborze przemocą i bez odszkodowania majątków dotychczasowych bogaczy)
- o uznaniu 17 IX za święto narodowe
Za szczególne kuriozum należy uznać fakt obowiązywania 3-go postanowienia z 28 X 1939 roku do dziś – nadal, w XXI wieku, na całej Ukrainie 17 września jest obchodzony jako Narodowe Święto Zjednoczenia. „Sapienti – sat!" („Mądremu – dość!") jak głosi porzekadło autorstwa św. Alfonsa de Liguoriego, założyciela zakonu Ojców Redemptorystów. Zgodnie z „wolą narodu", zaprezentowaną na sali obrad we Lwowie, w dniu 1 XI 1939r. Rada Najwyższa ZSRR, dekretem wydanym na Kremlu w Moskwie, zadecydowała o przyjęciu Zachodniej Ukrainy do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Idąc śladem „towarzyszy z Centrali" komuniści ukraińscy nie okazali się gorsi – postanowieniem z dnia 15 XI 1939r. Prezydium Rady Najwyższej USRR postanowiło włączyć Zachodnią Ukrainę do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej i nadać przyłączonym terenom podział administracyjny na wzór obowiązującego dotychczas w USRR. Konsekwencją zarządzeń o charakterze terytorialnym stał się akt „prawny" (a raczej złośliwie bezprawny), wydany w Kijowie z dniem 29 XI 1939r. Na jego mocy wszyscy mieszkańcy, legitymujący się przed 17 IX polskimi dowodami osobistymi, mieli otrzymać paszporty sowieckie. Setki tysięcy ludzi na dźwięk rzeczownika „paszport" wyciągnęło błędny wniosek, że otwiera się przed nimi możliwość legalnego wyjazdu spod okupacji sowieckiej. Nie przyszło im do głowy, że paszportów, o które prosili, składając podania na piśmie, nigdy nie mieli otrzymać, a przedłożone bolszewickim urzędnikom ankiety stały się materiałem do sporządzenia list „wrogów ludu", których władze zaczęły prześladować. Na koniec wypadałoby przypomnieć, że cała procedura „kampanii wyborczej", „głosowania" i dekretów „Zgromadzenia Ludowego" była podeptaniem art. 46 Konwencji Haskiej z roku 1907, przeciwko czemu niezwłocznie zaprotestował Rząd RP, działający wtedy na emigracji we Francji. Nikt kompetentny ani na Kremlu, ani w Kijowie, się tym nie przejął.
Komunistyczne represje na Zachodniej Ukrainie (l. 1939-1941)
Bolszewickie rządy na włączonych do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej ziemiach II Rzeczypospolitej nie ograniczały się bynajmniej do serwowania rano, w południe i wieczorem zakłamanej propagandy, zmian programów szkolnych, konfiskaty mienia prywatnego (żeby nie powiedzieć „złodziejstwa na masową skalę"), rugowania języka polskiego z życia publicznego oraz urządzania sfałszowanych „wyborów", stanowiących wyraz lekceważenia prawa międzynarodowego. I Sekretarz KC KP Ukrainy Nikita Siergiejewicz Chruszczow i ludowy komisarz spraw wewnętrznych USRR generał Iwan Pawłowicz Sierow przygotowali dla „wrogów ludu" również dalej idące działania. W porozumieniu z władzami centralnymi Związku Radzieckiego, urzędującymi w Moskwie, przywódcy komunistów ukraińskich wydali podległym sobie urzędnikom dyrektywę, opatrzoną datą 5 XII 1939r., uzupełnioną aktami wykonawczymi, datowanymi na 29 tego samego miesiąca i roku. Dokumenty powyższe nakazywały wykorzystać akcję zbierania ankiet do celów paszportowych jako „maskirowkę" (formę zamaskowania) ukrytego mechanizmu wykrywania i ewidencjonowania „SOE" („Socjalno Opasnych Eliemientow" – „Elementów Społecznie Niebezpiecznych"). Pod taką dziwną nazwą figurowało 30 (!) rodzajów obywateli II RP, którzy, z różnych względów, sprawiali wrażenie szkodliwych dla nowego, sowieckiego, porządku. Na liście, przysłanej z Kijowa do każdej gminy, miasta i „rejonu" (powiatu) figurowały takie kategorie „wrogów", jak: księża i zakonnicy, urzędnicy państwowi i samorządowi sprzed 17 IX 1939r., żołnierze, policjanci, żandarmi oraz przedstawiciele wszelkich służb mundurowych Państwa Polskiego, nauczyciele, instruktorzy harcerscy, szlachcice, członkowie burżuazji, ale także osadnicy wojskowi, czyli zwyczajni rolnicy, którzy ziemię na swoje gospodarstwa otrzymali w nagrodę za waleczną postawę podczas wojny lat 1919-1921, a więc przeciwko Ukrainie i Rosji Sowieckiej. Chwaląc otrzymany projekt Towarzysz Stalin zwrócił uwagę Nikicie Chruszczowowi, że wygląda to na „Ubiezhołowlienije", tzn. „pozbawienie głowy", co należy rozumieć jako pozbawienie społeczności lokalnych, mieszkających na Kresach Południowo-Wschodnich, „głowy", czyli przywódców, elity, osób cieszących się szacunkiem w najbliższym środowisku.
Komunistyczni dostojnicy rozumowali logicznie, w oparciu o przesłanki z przeszłości – ile razy na przestrzeni historii Polacy znaleźli się pod obcą i znienawidzoną władzą, zawsze reagowali tak samo – najpierw organizowali konspiracyjny system rządów, równoległy do oficjalnego, utworzonego przez zaborców czy okupantów, a potem urządzali powstania, z reguły zaskakujące nieprzyjaciela. Jeżeli uda się spowodować, że „zniknie" kategoria ludzi, zdolnych pokierować oporem przeciw najeźdźcom, to „prosty lud" – rolnicy, robotnicy itp. – z całym szacunkiem dla adeptów cieżkiej pracy fizycznej, nie będzie w stanie wywołać żadnej rebelii.
Realizacja tak sprecyzowanego założenia przyniosła odczuwalne efekty – na terenach II RP przyłączonych do Ukrainy (ale identyczne zjawisko zaszło również w granicach 2 pozostałych republik radzieckich, „ubogaconych" o część Kresów, czyli Białorusi i Litwy) działalność polskiego podziemia była o wiele trudniejsza do sfinalizowania, niż pod okupacją niemiecką – było mniej zamachów, akcji partyzanckich i innych kroków wojennych przeciw „władzy radzieckiej". Brak naturalnych liderów dał rezultaty...
Kluczowe wydaje się pytanie, gdzie podziali się potencjalni ,,szefowie'' antybolszewickiego oporu? Odpowiedź przybiera 2 formy, zależnie od stroju, noszonego przez zainteresowane osoby:
- jeśli byli w mundurach (żołnierze, policjanci, żandarmi, celnicy, urzędnicy niektórych służb państwowych), dostali się do niewoli bezpośrednio po uderzeniu wojsk Frontu Ukraińskiego po 17 IX 1939r. i albo zostali osadzeni w specjalnych obozach dla jeńców wojennych, albo wyniszczeni przez zastrzelenie bądź przebicie bagnetem, w ramach koszmarnej operacji, znanej nam – ludziom XXI wieku jako „zbrodnia katyńska". Godzi się przypomnieć, że Katyń to pewien symbol, bo podobnych miejsc – ośrodków zagłady polskich żołnierzy wyższych stopni – było wiele, i to nie tylko na terenie Rosji, ale również innych republik radzieckich. Na Ukrainie żołnierzy Rzeczypospolitej „zlikwidowano" w Bykowni pod Kijowem i na przedmieściach Charkowa. W sumie na tzw. „ukraińskiej liście katyńskiej" figurują personalia 7305 osób.
- jeżeli byli w ubraniach cywilnych, podlegali wywózce, czy też, jak mawiali ówcześni Polacy, „zesłaniu", albo, jak było zapisane w oficjalnych dokumentach komunistycznych, „deportacji".
W historiografii, tak polskiej jak i ukraińskiej, przyjęło się twierdzić, że wywózki „Społecznie Niebezpiecznych Elementów" spośród ludności cywilnej zostały w USRR (podobnie, jak w republikach: Białoruskiej i Litewskiej) przeprowadzone w 4 „falach", które miały miejsce w latach 1940 - 41. Rzeczywistość, jak to często bywało i w innych epokach historycznych, wyprzedzała zapisy, utrwalone w dokumentach: teoretycznie zarządzenia na temat wysiedlenia „podejrzanych osób" ze stałych miejsc zamieszkania opublikowano 5 i 29 XII 1939r., a pierwsza „fala" deportacji nastąpiła w lutym 1940 roku. Tymczasem ze świadectw uczestników wydarzeń, którzy zdołali przeżyć wojnę, wynika, iż pierwszą masową wywózkę ludzi, niewygodnych dla sowieckiego reżimu, agenci NKWD, przy pomocy wojska i innych służb państwowych, przeprowadzili już w październiku 1939r. Wykonawcy tej „operacji" nazywali ją, we własnym gronie, „usunięciem bieżeńców". Tragizm sytuacji wynika z tego, że „bieżeńcy" to po rosyjsku, ale również po ukraińsku i białorusku, oznacza „uciekinierzy".
Początek II wojny światowej w zakresie stosunków polsko – ukraińskich.
(Agresja 17 września 1939 r.)
Latem 1939 r. Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka stała się miejscem bezprecedensowej (nawet, jeżeli ,,uwzględnimy poprawkę’’ na, odbiegające mocno od reszty świata, standardy agresji w polityce dawnego Imperium Rosyjskiego, a później Związku Radzieckiego!) koncentracji sił zbrojnych. Wojska, przynależne do Kijowskiego Specjalnego Okręgu Wojskowego, dowodzonego przez ówczesnego ,,komandarma I rangi’’, czyli generała – pułkownika (w roku 1940 awansowanego na marszałka) Siemiona Konstantynowicza Timoszenkę, stanowiły ,,argument’’ w rękach towarzysza Józefa Wissarionowicza Dżugaszwilego – Stalina, pozwalający na realizację uzgodnień, powziętych dnia 23 VIII 1939 roku w Moskwie z przedstawicielami Niemiec hitlerowskich, a dzisiaj znanych czytelnikom, słuchaczom i widzom jako ,,Pakt Ribbentrop – Mołotow’’.
W dniu 14 IX 1939 roku ludowy komisarz obrony ZSRR, marszałek Kliment Woroszyłow, przekazał na Ukrainę ,,Dyrektywę nr 16634’’, na mocy której, z dniem 16 IX 1939 r., Kijowski Specjalny Okręg Wojskowy miał zostać przekształcony w Front Ukraiński, ale przy zachowaniu aktualnego dowódcy. Nowo kreowany front był to związek operacyjny wyższego szczebla, liczący około 400 000 żołnierzy, zorganizowanych w 3 armie ogólno wojskowe, do których należało 9 brygad pancernych, 6 dywizji kawalerii, 11 dywizji piechoty i adekwatne względem, opisanych powyżej, sił ,,broni głównych’’, jednostki wsparcia (artylerii lekkiej, średniej i ciężkiej, moździerzy, saperów, lotnictwa, rzecznych okrętów wojennych z Flotylli Dnieprzańskiej) oraz służb (medycznej, weterynaryjnej, zaopatrzenia, warsztatowo – technicznej). W dyspozycji ,,ukraińskich sokołów Stalina’’, jak żołnierzy frontu nazwał I sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Ukrainy – Nikita Siergiejewicz Chruszczow – bolszewicka ,,elita’’ oddała ponad 2600 czołgów i około 700 samolotów.
O poranku 17 IX 1939 r., realizując plan, który doczekał się od, patriotycznie nastrojonych, obywateli II Rzeczypospolitej, tytułu ,,Nóż w plecy’’, ześrodkowane przy zachodniej granicy ZSRR jednostki Armii Czerwonej – a więc również wojska Frontu Ukraińskiego – przekroczyły granicę Rzeczypospolitej Polskiej i rozpoczęły agresję na ówczesne Kresy Wschodnie naszego kraju. Wykorzystując sprzyjającą sytuację, która polegała na tym, że większość regularnych oddziałów Wojska Polskiego była, od 1 IX, zaangażowana w zwalczanie niemieckiej napaści, od zachodu, północy i południa, wymierzonej przeciwko Państwu naszych Dziadów i Pradziadów, komunistyczny agresor błyskawicznie zajmował kolejne miasta i powiaty. Załogi strażnic Korpusu Ochrony Pogranicza, komisariatów Policji i Żandarmerii, a także nieliczne, tyłowe, czyli pozbawione broni ciężkiej, jednostki wojskowe, w sumie ustępowały liczebnością nieprzyjaciołom w stosunku 1: 10, toteż nie były w stanie przeciwstawić się ich działaniom. W dniu 22 IX 1939 r. bolszewicki wróg zagarnął Lwów, a do końca miesiąca obsadził swoimi wielkimi jednostkami ,,linię demarkacyjną’’, wyznaczoną na mocy ,,Traktatu o przyjaźni i granicach’’, podpisanego w Moskwie w nocy z 28 na 29 IX 1939 r., wzdłuż 4 rzek: Pisy, Narwi, Bugu i Sanu. Zachodnią granicę Ukraińskiej SRR miały odtąd wyznaczać San i Bug.
Z dniem 2 X ,,roku pamiętnego’’ Front Ukraiński oficjalnie zakończył działania bojowe. Pod kontrolą, należących do niego, dywizji i brygad, znalazły się 3 przedwojenne województwa: stanisławowskie, tarnopolskie i wołyńskie w całości oraz połowa województwa lwowskiego. Gdy wojskowi powoli zwijali polowe obozowiska i ładowali sprzęt na transporty kolejowe, by wyruszyć z powrotem do swych miast garnizonowych czasu pokoju, rozpoczynały swą działalność władze cywilne, zmierzające do nadania, zagarniętym przemocą, terytoriom i ich mieszkańcom nowej struktury pod względem polityczno – administracyjnym. ,,Zjednoczenie’’ czy bezprawna aneksja?
Jeszcze w lasach na Kresach Południowo – Wschodnich trwały walki z ostatnimi regularnymi oddziałami Wojska Polskiego, stawiającymi opór sowieckiej agresji, a w Moskwie i Kijowie już zapadły decyzje na temat przyszłości ziem, dotychczas nazywanych ,,Wschodnią Galicją’’, ewentualnie ,,Wschodnią Małopolską’’. Według przywódców komunistycznych to miała być, na przyszłość, ,,Zachodnia Ukraina’’. W dniu 1 X 1939 r. Biuro Polityczne Komitetu Centralnego WKP (b) – najważniejsza w Związku Radzieckim instytucja, z Józefem W. Stalinem na czele – podjęło, w trakcie posiedzenia, zwołanego do Moskwy, uchwałę w przedmiocie powołania Zgromadzeń Ludowych: Zachodniej Białorusi z siedzibą w Białymstoku i Zachodniej Ukrainy z siedzibą we Lwowie. Obie ,,pseudo parlamentarne izby’’ miały przesądzić o włączeniu prawie 200 000 kilometrów kwadratowych obszaru Rzeczypospolitej Polskiej do terytoriów 2 republik związkowych ZSRR – Białorusi i Ukrainy. W myśl powyższego zarządzenia, z dniem 7 X 1939 r., rozpoczęła się na Kresach ,,kampania wyborcza’’, przy czym zastosowanie cudzysłowu wydaje się, w opisywanym przypadku, działaniem jak najbardziej słusznym, a to z racji przyjętych rozwiązań, stanowiących podeptanie wszelkich zasad demokracji, jakie – od czasów starożytnych – zna świat. Do ,,wyborów’’ miała zostać wystawiona tylko 1 lista kandydatów, nosząca kuriozalny tytuł ,,Komunistów i Bezpartyjnych’’. Umieszczeni na niej ,,kandydaci’’ słynęli, już w okresie przedwojennym, z służalczości względem polityki sowieckiej, a niejednokrotnie byli w II Rzeczypospolitej karani więzieniem bądź wygnaniem za granicę, gdyż udowodniono im służbę na rzecz obcego mocarstwa. Wszelkie próby wystawienia innych list wyborczych zakończyły się aresztowaniem osób, zgłaszających alternatywne propozycje sowieckim komisjom wyborczym. Autorzy niezależnych list zostali osadzeni w … szpitalach psychiatrycznych, gdyż każdy, kto ośmielał się kwestionować słuszność zarządzeń partyjnych dostojników, był w ZSRR uznawany za niepoczytalnego. Wszyscy bolszewiccy i probolszewiccy kandydaci nachalnie reklamowali jeden i ten sam program, sprowadzający się do 3 punktów:
- wprowadzenie ustroju radzieckiego.
- konfiskata bez odszkodowania ziemi uprawnej, fabryk, banków, gazet, pałaców, willi, rezydencji – dosłownie wszystkiego, co należało do przedwojennej elity.
- przyłączenie terenów dotychczasowych województw: wołyńskiego, stanisławowskiego, tarnopolskiego i wschodniej połowy lwowskiego do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.
Miasta i wioski pokryte zostały milionami plakatów i ulotek. ,,Przestrzeń publiczną’’ opanowały hasła propagandowe, dobiegające z setek megafonów, transmitujących audycje kijowskiego radia, a także wygłaszane ,,na żywo’’ przemówienia bolszewickich mówców, tzw. ,,agitatorów’’, którzy gorąco przekonywali do słuszności ,,czerwonych idei’’ tłumy słuchaczy. Nigdy się nie skarżyli na brak frekwencji audytorium, spędzanego siłą zbrojną ze szkół i zakładów pracy. Po takim ,,praniu mózgu’’, zafundowanym obywatelom II RP, urzędnicy do spraw wyborów w Ukraińskiej SRR określili termin głosowania na dzień 22 X 1939 roku.
Nie sposób dzisiaj, po zniszczeniach dokumentów, jakie przyniosły następne lata II wojny światowej, ustalić z pewnością, jakie były faktyczne liczby uczestników, pożal się Boże, ,,wyborów’’ sprzed 72 lat. Oficjalne wyniki, opublikowane po 3 dniach – 25 X 1939 r. – zawierały ,,dane’’, wywołujące śmiech u każdego, zdrowo myślącego, człowieka. Według protokołów Centralnej Komisji Wyborczej we Lwowie frekwencja wyniosła 92,83 %, przy czym 90 % (!) głosów padło na listę ,,Komunistów i Bezpartyjnych’’. Najwyraźniej sami członkowie ,,Wysokiej Komisji’’ nie traktowali poważnie dokumentów, które wcześniej podpisali, bo w załączniku do ww. protokołów umieścili informację, że w 11 (!) okręgach nie wybrano ŻADNEGO kandydata, bo nie udało się zapewnić nawet 50 % frekwencji, które stanowiło, nawet w myśl standardów radzieckich, wymóg minimum, pozwalający uznać wybory za ważne. Cóż, uczniowie tow. Chruszczowa nie z takimi problemami dawali sobie radę – na terenach o ,,nieprawomyślnej’’ ludności ogłoszono 25.X. dniem ,,extra wolnym’’ od pracy i wybory tam … powtórzono (!), konwojując pełnoletnich mieszkańców całych wsi, ewentualnie ulic w miastach, siłą zbrojną do lokali wyborczych. Za pomocą bagnetów nie udało się, rzecz jasna, zmusić ludzi do głosowania na sympatyków ,,sierpa, młota i Kremla’’, ale wystarczyło, że udało się wymusić frekwencję, wyższą, niż 3 dni wstecz. 50 % obecności wyborców dało komunistycznym ,,aparatczykom’’ podstawę do uznania prawomocności głosowania, a tym samym rozdania mandatów w ręce ,,deputowanych’’, których dane personalne zostały zawczasu dobrane w kijowskich gabinetach.
Jedna noc wystarczyła bolszewickim ,,cudotwórcom’’ do ustalenia oficjalnego składu Izby Ustawodawczej i już 26 X 1939 roku o godzinie 12 we Lwowie zebrało się Zgromadzenie Ludowe Zachodniej Ukrainy. Obradami tego ,,dostojnego gremium’’ kierował profesor Kiryło Studynśkij. Przez 3 dni 200 ,,deputowanych ludowych’’ radziło nad tym, co im podyktował Nikita Siergiejewicz Chruszczow, przy czym zachowywano wszelkie pozory, jakby faktycznie, obecni na sali lwowskiego Teatru Wielkiego, ludzie płci obojga mogli o czymkolwiek samodzielnie decydować … Dopiero po 20 latach okazało się, że zaistniał ,,propagandowy występ’’ na użytek zagranicy. Ostatecznie w dniu 28 X 1939 roku zapadły 3 uchwały:
- o wprowadzeniu ustroju radzieckiego.
- o reformie rolnej według wzorów bolszewickich (tzn. zaborze, bez odszkodowania, majątków ziemskich, należących do szlacheckich i burżuazyjnych bogaczy).
- o uznaniu dnia 17 IX za święto narodowe.
Za szczególne kuriozum należy uznać fakt obowiązywania 3 spośród powyższych ustaleń, powziętych 28 X 1939 roku, aż do dziś – nadal, w XXI stuleciu, na całej Ukrainie 17 IX każdego roku jest obchodzony jako Narodowe Święto Zjednoczenia. Cóż …,,sapienti – sat’’ (,,mądremu – dość’’), jak głosi porzekadło autorstwa św. Alfonsa de Liguoriego, założyciela Zakonu Ojców Redemptorystów. Zgodnie z ,,wolą narodu’’, zaprezentowaną na lwowskiej sali obrad, dnia 1 XI 1939 roku Rada Najwyższa ZSRR, ogłoszonym na Kremlu w Moskwie dekretem, zadecydowała o włączeniu dotychczasowych Kresów Południowo – Wschodnich II RP do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Idąc śladem ,,towarzyszy z Centrali’’ komuniści ukraińscy nie okazali się gorsi – postanowieniem z dnia 15 XI 1939 roku Prezydium Rady Najwyższej USRR postanowiło włączyć Zachodnią Ukrainę do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej i nadać przyłaczonym terenom podział administracyjny na wzór obowiązującego dotychczas w USRR. Konsekwencją zarządzeń o charakterze terytorialnym stał się akt ,,prawny’’ (a raczej złośliwie bezprawny), opublikowany w Kijowie dnia 29 XI 1939 roku. Na jego mocy wszyscy mieszkańcy, legitymujacy się przed 17 IX polskimi dowodami osobistymi, mieli otrzymać paszporty sowieckie. Setki tysięcy ludzi, usłyszawszy nazwę ,,paszport’’, wyciągneło błędny wniosek, że otwiera się przed nimi możliwość legalnego wyjazdu z terenu okupacji sowieckiej. Nie przyszło im do głów, że paszportów, o których marzyli i o które prosili, składając podania na piśmie, nigdy nie mieli otrzymać, a przedłożone bolszewickim urzędnikom ankiety stały się materiałem, pomocnym do sporządzenia list ,,wrogów ludu’’ – osób, które komunistyczni dostojnicy wkrótce nakazali prześladować.
Na koniec niniejszego rozdziału wypadałoby przypomnieć, że cała procedura ,,kampanii wyborczej’’, ,,głosowania’’ i obrad ,,Zgromadzenia Ludowego’’ była podeptaniem artykułu 46 Konwencji Haskiej z 1907 roku, toteż bardzo energicznie zaprotestował Rząd na Uchodźstwie, reprezentujący wówczas interesy Rzeczypospolitej Polskiej z terytorium sojuszniczej Francji. Niestety, ani na Kremlu w Moskwie, ani w Pałacu Rady Najwyższej w Kijowie, nikt miarodajny się tym nie przejął. Co gorsza – tak pozostało do dziś.
Komunistyczne represje na Zachodniej Ukrainie w latach 1939 – 1941.
Bolszewickie rządy na, włączonych do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, ziemiach okupowanej II Rzeczypospolitej nie ograniczyły się bynajmniej do serwowania rano, w południe i wieczorem zakłamanej propagandy, zmiany programów szkolnych na chwalące wroga, konfiskaty mienia prywatnego (którą uczciwi, choć niewykształceni, ludzie nazywali po prostu ,,złodziejstwem na masową skalę’’), rugowania języka polskiego z życia publicznego oraz urządzania sfałszowanych ,,wyborów’’, stanowiących wyraz lekceważenia prawa międzynarodowego. I sekretarz KC KP Ukrainy – Nikita S. Chruszczow – jak również ludowy komisarz spraw wewnętrznych USRR – generał Iwan Pawłowicz Sierow – przygotowali dla ,,wrogów ludu’’ (czytaj: wszystkich zamożniejszych, niż średnia krajowa i wykształconych bardziej, niż to umożliwiała szkoła podstawowa) obywateli polskich, także inne, dalej idące, ,,atrakcje’’. W porozumieniu z władzami centralnymi Związku Radzieckiego, urzędującymi w Moskwie, przywódcy komunistów ukraińskich wydali, podległym sobie urzędnikom, dyrektywę, opatrzoną datą 5 XII 1939 roku, a uzupełnioną aktami wykonawczymi, datowanymi na 29 tego samego miesiąca i roku. Dokumenty powyższe nakazywały wykorzystać akcję zbierania ankiet do celów paszportowych jako ,,maskirowkę’’ (formę zamaskowania) dla ukrytego mechanizmu poszukiwania i ewidencjonowania ,,SOE’’ (,,Socjalno – Opasnych Eliemientow’’), co po polsku wykłada się jako ,,Elementów Społecznie Niebezpiecznych’’. Pod taką dziwną nazwą figurowało 30 (!) rodzajów obywateli II Rzeczypospolitej, którzy, z różnych względów, sprawiali wrażenie szkodliwych dla nowego, sowieckiego, porządku. Na liście, przysłanej z Kijowa do każdej gminy, miasta i ,,rejonu’’ (według terminologii polskiej – powiatu) umieszczeni zostali następujący przedstawiciele ,,wrogów’’: księża, zakonnicy, urzędnicy państwowi i samorządowi, sprawujący swe funkcje przed 17 IX 1939 roku, żołnierze, policjanci, żandarmi oraz funkcjonariusze wszystkich (!) ,,służb mundurowych’’ Państwa Polskiego, nauczyciele, instruktorzy harcerscy, szlachcice – właściciele ziemscy, bankierzy, fabrykanci i pozostali przedsiębiorcy, według zasad, panujących w ZSRR, określani mianem ,,burżuazji’’. Skalę politycznego obłędu komunistów ilustruje fakt, że za ,,wrogów’’ uznali oni także osadników wojskowych, czyli zwyczajnych rolników, którzy od reszty mieszkańców wsi różnili się tym, że ziemię na swoje gospodarstwa otrzymali nieodpłatnie od skarbu państwa w nagrodę za uczestnictwo w wojnie z lat 1919 – 1921, a więc przeciwko Ukrainie i Rosji Radzieckiej. Projekt wyżej wymienionego ,,rejestru wrogów’’ trafił do rąk samego towarzysza Stalina, który okazał swoje zadowolenie i zwrócił uwagę Nikicie Chruszczowowi, że to wygląda na ,,ubiezhołowlienije’’, tzn. ,,pozbawienie głowy’’, co należy rozumieć jako przenośnię. Mieszkańcy zagarniętych Kresów Południowo – Wschodnich II Rzeczypospolitej mieli zostać pozbawieni ,,głowy’’, tzn. przywódców, elity, osób, cieszących się szacunkiem w lokalnym środowisku. Komunistyczni dostojnicy rozumowali logicznie, w oparciu o przesłanki z przeszłości – ile razy na przestrzeni historii Polacy znaleźli się pod obcą i znienawidzoną władzą, zawsze reagowali tak samo – najpierw organizowali konspiracyjny system rządów, ,,równoległy’’ względem oficjalnego, ustanowionego przez zaborców czy okupantów, a potem urządzali powstania, z reguły niespodziewane dla przeciwników. Jeżeli uda się spowodować, że ,,zniknie’’ kategoria ludzi, zdolnych pokierować oporem przeciwko najeźdźcom, to ,,prosty lud’’ – rolnicy, robotnicy, skrótowo – wszyscy, utrzymujący się z pracy fizycznej – nie będzie w stanie zorganizować żadnej rebelii. Nie chodzi o to, że cierpię na brak szacunku względem ludzi, trudniących się ciężką pracą na roli czy w fabrykach. Całkiem zwyczajnie stwierdzam, że do zorganizowania struktur o charakterze administracyjnym czy wojskowym konieczne są kadry o pewnym poziomie wykształcenia. Sowieccy urzędnicy, planujący represje w czasach II wojny światowej, również o tym dobrze wiedzieli, dlatego zamierzali uderzyć, przede wszystkim, w bogatych i dysponujących świadectwami ukończenia szkół wyższych.
Realizacja tak sprecyzowanego założenia przyniosła odczuwalne efekty – na terenach II RP, przyłączonych w roku 1939 do Ukrainy, działalność polskiego, konspiracyjnego podziemia była o wiele trudniejsza do urzeczywistnienia, niż na ziemiach, objętych okupacją niemiecką. Zaistniało mniej zamachów, akcji partyzanckich i wszelkich innych kroków wojennych przeciwko ,,władzy radzieckiej’’. Taka sama ,,prawidłowość’’ dotyczyła również pozostałych fragmentów Kresów Wschodnich, włączonych do 2 innych republik związkowych radzieckich: Białorusi i Litwy. Brak naturalnych liderów, zniszczonych planowo rękami komunistycznych najeźdźców, przyniósł rezultaty…
Kluczowe wydaje się pytanie: ,,Gdzie podziali się ewentualni twórcy antybolszewickiego oporu’’? Odpowiedź może przybrać 2 formy, zależne od stroju, noszonego przez, dotknięte represjami, osoby:
- jeżeli ,,wrogowie ludu’’ zostali ujęci w mundurach (żołnierze, policjanci, żandarmi, celnicy, strażnicy więzienni itp.), to rychło ,,zamieszkali’’ w specjalnych obozach dla jeńców wojennych, gdzie spotkało ich wyniszczenie poprzez masowe, zorganizowane morderstwa. Więźniowie ginęli najczęściej od zastrzelenia, rzadziej na skutek przebicia bagnetem, w ramach koszmarnej operacji, znanej nam – ludziom XXI wieku – jako ,,zbrodnia katyńska’’.
Godzi się przypomnieć, że Katyń to pewien symbol komunistycznych zbrodni, bardziej związany z dokonywaniem zabójstw na terytorium Rosji. Podobne koszmary działy się także na obszarze innych republik radzieckich. Ukraina nie stanowiła bynajmniej wyjątku – na jej terenie umundurowanych przedstawicieli Rzeczypospolitej ,,zlikwidowano’’ w Bykowni pod Kijowem i w Piatichatkachna przedmieściach Charkowa. W sumie na tzw. ,,ukraińskiej liście katyńskiej’’ znajdują się personalia 7305 osób.
- jeżeli ,,podzieratielnyje lica’’ (,,podejrzane osoby’’) znalazły się w rękach komunistów, ubrane w stroje cywilne, podlegały wywózce, czy też, jak mawiali ówcześni Polacy, ,,zesłaniu’’. W oficjalnych dokumentach z czasów ZSRR określano taki sposób traktowania więźniów ,,deportacją’’.
W historiografii, tak polskiej, jak i ukraińskiej, przyjęło się twierdzić, że wywózki ,,Społecznie Niebezpiecznych Elementów’’ spośród ludności cywilnej zostały na ziemiach USRR (podobnie, jak w republikach: białoruskiej i litewskiej) przeprowadzone w 4 ,,falach’’, które miały miejsce w latach 1939 – 1941. Rzeczywistość, jak to często bywało i w innych epokach historycznych, ,,wyprzedzała zapisy’’, utrwalone w oficjalnych dokumentach: teoretycznie zarządzenia na temat wysiedlenia ,,podejrzanych osób’’ ze stałych miejsc zamieszkania opublikowano 5 i 19 XII 1939 roku, a wykonanie ,,pierwszej fali’’ deportacji nastąpiło w lutym 1940 roku. Tymczasem ze świadectw uczestników wydarzeń, którzy zdołali przeżyć wojnę, wynika zupełnie coś innego – pierwszą, masową, ,,wywózkę’’ ludzi, niewygodnych dla sowieckiego reżimu, agenci NKWD, przy pomocy wojska i innych służb państwowych, uskutecznili już w październiku 1939 r. (!) Wykonawcy tej ,,operacji’’ nazywali ją, rzecz jasna, we własnym gronie, ,,usunięciem bieżeńców’’. Tragizm zastosowanego określenia staje się zrozumiały dopiero wtedy, gdy uświadomimy sobie, że po rosyjsku, ale także po ukraińsku, ,,bieżeńcy’’ to znaczy ,,uciekinierzy’’. Chodzi o ludzi, którzy uciekli na Kresy Wschodnie przed terrorem ze strony Niemców, wprowadzających swe ,,okupacyjne porządki’’ w Polsce zachodniej i środkowej. ,,Kłania się’’ staropolskie przysłowie ,,spadli z deszczu pod rynnę’’, bo znaleźli się poza zasięgiem faszystów tylko po to, aby zginąć na polecenie komunistów. W sumie z terenów, przyłączonych do 3 republik radzieckich - Ukrainy, Białorusi i Litwy – wywieziono pociągami, za pomocą wagonów towarowych, pod eskortą wojskową, około 55 tysięcy ,,zbiegów’’, próbujących uwolnić się od panowania Adolfa Hitlera. Trafili oni, po trwającej od 10 do 14 dni, ,,podróży’’, do odludnych regionów Kazachstanu, Syberii i północnej części Rosji europejskiej – na mroźne, zalesione tereny u wybrzeży Morza Białego, niedaleko portowych miast – Archangielska i Murmańska.
Z punktu widzenia szefów partii komunistycznej, z towarzyszem Józefem W. D. Stalinem na czele, powyższa ,,akcja’’ zakończyła się prawdziwym sukcesem, toteż miała służyć za wzór następnym deportacjom ,,niepożądanych osób’’. Po upływie przeszło 70 lat możemy, dzięki stalinowskim ,,wnioskom z praktyki’’, czcić pamięć ofiar 4 ,,fal deportacji’’, przeprowadzonych:
- 10.II.1940 r.
- 13 / 14.IV.1940 r.
- 1.V. – 30.VII.1940 r.
- 1.V. – 21.VI.1941 r.
Pomimo, że od tamtych czasów upłynął czas życia 3 pokoleń, wciąż nie dysponujemy ,,stuprocentowo pewnymi’’ danymi na temat ilości zmarłych w następstwie nieludzkiego traktowania – porwania z pościeli, w środku nocy, bez odpowiedniego wyżywienia i ubrania, a następnie wywiezienia towarowymi wagonami, w zamknięciu, bez względu na upał czy mróz, a ostatecznie zapędzenia do wyczerpującej, a przy tym darmowej (!) pracy fizycznej, w prymitywnych warunkach zakwaterowania, o tysiące kilometrów od rodzinnych stron. Według oficjalnych dokumentów radzieckich do Kazachstanu, na Syberię i Daleką Północ europejskiej Rosji wywieziono:
- w lutym 1940 r. – 140 000 osób
- w kwietniu 1940 r. – 61 000 osób
- w maju czerwcu i lipcu 1940 r. – 80 000 osób
- w maju i czerwcu 1941 r. – 85 000 osób,
Przy czym liczby powyższe należy podzielić na 3 nierówne części, przypadające na 3 republiki radzieckie, do których przyłączono zagrabione terytoria polskich Kresów Wschodnich. Najwięcej ,,zesłańców’’ wywieziono z Ukrainy, mniej z Białorusi, a najmniej z Litwy. Niestety, to, co wynika z nieprzyjacielskich akt urzędowych, okazuje się tylko fragmentem ,,większej całości’’ – meldunki, przekazywane w tamtych czasach przez agentów Polskiego Państwa Podziemnego i dostarczane ministrom Rządu RP na emigracji, rezydującego najpierw we Francji, a od czerwca 1940 roku na terenie Wielkiej Brytanii, zawierały informację, że ,,wrogów systemu radzieckiego’’ wywożono na zesłanie wraz z rodzinami, co pozwala przypuszczać, że do liczb, figurujących w archiwach postradzieckich, należy dopisać ,,razy 3’’, a niektórzy historycy twierdzą wręcz, że bliższy prawdy byłby zapis ,,razy 4’’. Nie sposób ostatecznie ustalić, ilu więźniów deportowano z Kresów: milion, półtora miliona? Być może już nigdy się tego nie dowiemy… Sowieckie represje z lat 1939 – 1941 nie zakończyły się na Ukrainie bynajmniej wraz z wybuchem wojny pomiędzy Niemcami i innymi członkami ,,Osi’’ a Związkiem Radzieckim, co nastąpiło 22.VI.1941 r. Wycofujący się pod naporem niemieckiego Wehrmachtu i jego sojuszników komuniści dokonali we wszystkich przygranicznych republikach związkowych – na Litwie, Białorusi, Ukrainie i w Mołdawii – masowych zabójstw osób, uznanych za ,,wrogów ludu’’, tzn. więźniów politycznych, których już nie można było wywieźć na zesłanie, tak, jak praktykowano w poprzednich miesiącach i latach, bo wagony kolejowe i samochody ciężarowe były potrzebne do przewozu zaopatrzenia dla wojska, walczącego na froncie. Komunistycznym ,,aparatczykom’’ nie mieściło się w głowach, żeby ,,społecznie niebezpieczne elementy’’, przewidziane do wykorzystania w charakterze przymusowych i darmowych robotników, można było po prostu wypuścić do domu, bo niemożliwe okazało się ich wywiezienie za Ural czy Kaukaz, tak, jak to pierwotnie zamierzano… Skoro nie można wywieźć, to cóż pozostaje? Zabić! No przecież nie można pozwolić, żeby wydostali się na wolność i rozpowszechnili wiedzę o tym, jak ,,miłujący demokrację i prawa człowieka’’ bolszewiccy urzędnicy traktowali aresztowanych… Kto nie żyje, ten nic nie powie. Proste, prawdaż? W granicach Ukraińskiej SRR rozstrzeliwanie bądź palenie żywcem w zamkniętych budynkach tysięcy ,,niewygodnych osób’’ odbyło się na mocy dyrektywy wszechzwiązkowego komisarza spraw wewnętrznych ZSRR – Ławrentija Pawłowicza Berii – datowanej na 24.VI.1941 r. Jednostki NKWD, OSNAZ, SPECNAZ, a także kontrwywiadu Armii Czerwonej, zostawiły za sobą stosy trupów – do końca czerwca 1941 roku na 21 000 więźniów politycznych, zaewidencjonowanych wtedy na Ukrainie, zabito 14 700 osób (!), przy czym najwięcej we Lwowie – 7000, chociaż i w mniejszych miastach odnotowano tragedie: w Łucku znaleziono 2000 zwłok, w Złoczowie 700, a w Dubnie 1000. Sprawcy powyższego terroru odmaszerowali na wschód, ale nie oznaczało to bynajmniej, że na terenie USRR zapanował spokój.
Początek wojny niemiecko – radzieckiej (22.VI.1941 r.)
- okoliczności i skutki.
Przez 50 lat od zakończenia II wojny światowej w szkołach wielu krajów, tak należących kiedyś do ,,Osi’’, jak i do ,,Koalicji Aliantów’’, uczono dzieci i dorosłych, że ,,nikczemni przywódcy hitlerowskich Niemiec i krajów wobec nich satelickich napadli bez powodu na miłujący pokój Związek Radziecki’’. Taka wykładnia obowiązywała również w szkołach Polski Ludowej i Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Wiem, o czym piszę – ,,dostąpiłem zaszczytu’’, aby się o tym autopsyjnie przekonać całkiem niedawno – zaledwie ćwierć wieku temu… Tymczasem od pokojowego rozwiązania ZSRR w grudniu 1991 roku minęło już przeszło 20 lat i światło dzienne ujrzały książki takich autorów, jak: Wiktor Suworow (vel Władimir Bogdanowicz Riezun), Marek Sołonin tudzież Władimir Bieszanow. Wynika z ich treści dokładnie odwrotna wizja poniżej opisanych wydarzeń: to przywódcy Związku Radzieckiego, z Józefem W.D. Stalinem na czele, zawarli porozumienie z Aliantami Zachodnimi, aby od wschodu zaatakować Rzeszę Niemiecką i kraje od niej zależne. Obie, tak niedawno blisko współpracujące, a później zwaśnione, strony zaangażowały się w przerażający ,,wyścig’’ pod hasłem ,,Kto kogo pierwszy zaatakuje?’’ Niemcy wraz ze swoimi sojusznikami wyprzedzili Rosjan i ich towarzyszy z innych republik radzieckich, uderzając na wschód 22.VI.1941 r. Gdyby się opóźnili, to Armia Czerwona ,,obrałaby kurs na zachód’’ dnia 6.VII.1941 r. Tylko dlatego mamy taką, a nie inną historię II wojny światowej w Europie. Ktoś mógłby zapytać, co powyższy ,,wyścig totalitaryzmów’’ ma do historii Polski i Ukrainy? Wbrew pozorom – coś ma. Co do spraw ukraińskich - to w ramach przygotowań do ataku przeciwko Niemcom i pozostałym krajom członkowskim ,,Osi’’ kierownictwo ZSRR wymusiło na Rumunii (grożąc wojną!) oddanie Mołdawii, z której utworzono, jesienią 1940 roku, nową republikę związkową – Mołdawską Socjalistyczną Republikę Radziecką ze stolicą w Kiszyniowie, a także Bukowiny, którą przyłączono do Ukraińskiej SRR. Ten, podstępem zrabowany Rumunom, obszar, ze stolicą w Czerniowcach, pozostaje w składzie państwa ukraińskiego do dziś. Co do spraw polskich, to w dniu 4.VI.1941 r. rada Komisarzy Ludowych ZSRR uchwaliła dyrektywę na temat utworzenia polskich jednostek wojskowych u boku Armii Czerwonej w celu prowadzenia wspólnej walki przeciw Niemcom o nową, ,,socjalistyczną’’ vel ,,ludową’’, Polskę – zależną od Moskwy. Armia przyszłej ,,Czerwonej Polski’’ miała być sformowana na Ukrainie, tylko, że niemiecka inwazja z dnia 22.VI.1941 r. przekreśliła wszystkie plany… Chociaż, gdyby przeanalizować sprawę z perspektywy 2012 roku, to nasuwa się staropolskie porzekadło: ,,Co się odwlecze, to nie uciecze…’’, bo nie udało się zrealizować planów, odnoszących się do roku 1941, ale po upływie 3 lat – w lipcu 1944 roku – Ludowe Wojsko Polskie wkroczyło na ziemie Rzeczypospolitej nie skądinąd, jak tylko z Ukrainy. Dla ludzi, przeżywających wstrząs na widok niemieckiej inwazji w czerwcu 1941 roku, lipiec A.D. 1944 to była jeszcze ,,pieśń przyszłości’’… Z bezpośredniej perspektywy dawało się ustalić jedno – wielka wojna między ,,Osią’’ a ZSRR stała się tłem dla mniejszego konfliktu, który ośmielam się nazywać ,,II wojną domową na Ukrainie’’… Ludziom na tyle zaawansowanym wiekowo, że pamiętali poprzednią wojnę światową i rewolucję bolszewicką, wydawało się, że w latach 1941 – 1944 wróciły ,,polityczne upiory’’ z lat 1917 – 1921, bo część Ukraińców, zindoktrynowanych przez komunistów, było przekonanych, że Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka to naprawdę ,,Ukochana Ojczyzna’’, za którą należy walczyć mężnie, narażając swoje życie i zdrowie. Ci ludzie, a było ich w sumie ponad 2 miliony (!), stanęli po stronie Związku Radzieckiego, tworząc 4 Fronty Ukraińskie w składzie Armii Czerwonej. Mimo opanowania, w latach 1941 – 1942, całego terytorium Ukraińskiej SRR przez Niemców i ich ,,satelitów’’, wojska Czerwonej Ukrainy nie poddały się ani nie ,,poszły w rozsypkę’’. Żołnierze USRR wycofali się w głąb Związku Radzieckiego, na ziemie Rosji, cały czas walcząc dalej. Dobrym przykładem ich postawy wydaje się służba I Sekretarza Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Ukrainy – Nikity S. Chruszczowa – jako najwyższego komisarza politycznego sił zbrojnych ZSRR, biorących udział w bitwie pod Stalingradem. Tragedia ówczesnego pokolenia Ukraińców polegała na tym, że towarzysz Chruszczow i jemu podobni nie stanowili jedynej możliwej opcji. Druga część społeczeństwa utożsamiła dobro Ojczyzny z sukcesem Niemiec i ofiarnie walczyła u boku Wehrmachtu. Ich postawę symbolizują takie skróty, jak OUN i UPA.
Nacjonalizm ukraiński lat II wojny światowej jako
swoista forma faszyzmu.
Działająca od lat 20 – tych minionego stulecia i opierająca się na brutalnej przemocy, uzasadnianej teoretycznie ,,ideologią’’ autorstwa dr DymytraDoncowa, OUN – Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów –już w okresie przedwojennym współpracowała z władzami III Rzeszy Niemieckiej, uosabianej przez Adolfa Hitlera, a także Włoch, kierowanych ,,twardą ręką’’ Benito Mussoliniego, oraz Węgier, na czele których stał wtedy regent – admirał MiklosHorthy, lider, opartej na włoskich i niemieckich wzorcach, Partii Strzałokrzyżowców. Wszystkie 3 wyżej wymienione kraje stały się podczas wojny członkami ,,Osi’’ – bloku agresywnych państw, dążących do ekspansji w kierunku wschodnim, a więc, od 22.VI.1941 r., skonfliktowanego ze Związkiem Radzieckim. Naturalną konsekwencją utrzymywania przez nacjonalistów ukraińskich bliskich relacji z, równie fanatycznymi i agresywnymi, ruchami politycznymi, znajdującymi się u steru państw członkowskich ,,Osi’’, stał się sojusz, oparty na przekonaniu, że możliwa jest wspólna walka przeciwko Związkowi Radzieckiemu i międzynarodowemu komunizmowi. Liderzy OUN z lat 1939 – 1945 byli ludźmi około 50 – letnimi, a to oznaczało, że nie tylko pamiętali walkę o ,,Samostijną Ukrainę’’ w latach 1917 – 1921, ale po prostu sami brali w niej udział. W związku z powyższym nie ma się czemu dziwić, że opracowując plany działania na czas II wojny światowej, inspirowali się doświadczeniem z I wojny światowej. Przecież w latach 1914 – 1918 ukraińskie starania na rzecz odzyskania niepodległości mocno wsparli Niemcy i, niemieckojęzyczni przecież, Austriacy. Nie zrobili tego z sympatii do Ukrainy ani jej mieszkańców, tylko kierując się zamiarem pozyskania nad Dnieprem sojuszników przeciwko Imperium Rosyjskiemu, rządzonemu przez cara Mikołaja II. W świetle takich doświadczeń z niedawnej przeszłości całkiem usprawiedliwione wydają się działania przywódców OUN, którzy wychodzili z założenia, że kierownictwo państwowe Niemiec równie intensywnie zechce na Ukrainie poszukiwać sojuszników przeciwko Związkowi Radzieckiemu, rządzonemu przez Sekretarza Generalnego Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) Józefa W.D.Stalina. Skoro okazało się możliwe rozbicie szlachecko – burżuazyjnej monarchii Romanowów podczas I wojny światowej, to ,,przewrócenie’’ komunistyczno – zakłamanej dyktatury bolszewickiej w latach II wojny światowej również wydawało się prawdopodobne. Gdyby udało się doprowadzić, u boku III Rzeszy, do rozpadu ZSRR 50 lat wcześniej, niż to faktycznie miało miejsce, otwierała się perspektywa zbudowania ,,SUD’’ - ,,Samostijnoj Ukrainśkoj Derżawy’’ (Niepodległego Państwa Ukraińskiego). Ktoś złośliwy zapytałby pewnie, czy takie, wywalczone dzięki współpracy z Niemcami oraz pozostałymi krajami członkowskimi ,,Osi’’, państwo ukraińskie, byłoby niezależne również od Berlina, ale ludzie, kierujący OUN, konsekwentnie przestrzegali zasady unikania trudnych i kontrowersyjnych pytań. Nie wiem, czy znali oni zasadę autorstwa wybitnego polskiego dyplomaty z XIX wieku – księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Na pytanie o ustrój wyzwolonej Polski, która nastanie po upadku zaborów, odpowiadał on zawsze tak samo: ,,Pierwej – być! Potem – jak być!’’. Szefowie ruchu ukraińskich nacjonalistów zachowywali się, jakby byli uczniami polskiego arystokraty. Postanowili najpierw dopomóc w zniszczeniu systemu komunistycznego, nawet, jeżeli miało to ,,zaowocować’’ przekształceniem Ukrainy w kraj wasalny – lennika hitlerowskiego imperium. Dopiero, gdy zagrożenie ze strony ,,czerwonej Moskwy’’ zniknie, zamierzali skupić się nad wymyśleniem sposobu likwidacji zależności od ,,brunatnego Berlina’’. Nie sposób rzeczników tak pojmowanej międzynarodowej polityki oskarżać na podstawie zarzutu o brak konsekwencji – już w roku 1929 (!) OUN sformułowała przewodnie hasło, którym później ,,szermowała’’ przez całą wojnę. Brzmiało ono: ,,Koby s czortom, szczob protyw moskowśkych komunistiw!’’ (,,Choćby z diabłem, byle przeciwko moskiewskim komunistom!’’)
Komu, jak komu, ale mnie porównanie Adolfa Hitlera z diabłem wydaje się zupełnie uzasadnione, tym bardziej, że dzisiaj znamy już rozległą panoramę ,,osiągnięć’’ kierowanego przezeń systemu… Już nie mówię o tym, że fuhrer ,,wodził na pokuszenie’’ ukraińskich działaczy politycznych i dowódców wojskowych, w iście diabelski sposób zachęcając ich do zaangażowanej współpracy, czy też – nazywając z francuska – ,,kolaboracji’’ z niemieckim najeźdźcą. Skala pomocy, udzielonej przez adeptów ukraińskiego nacjonalizmu interesom III Rzeszy, miała być po wojnie czynnikiem, określającym zakres ,,niezależności’’ przyszłej, niekomunistycznej, Ukrainy. Historia świata potoczyła się zupełnie inaczej, więc nigdy się nie dowiemy, na ile zaprezentowana powyżej koncepcja przyniosłaby sukces po ewentualnym zwycięstwie Niemiec nad ZSRR pod koniec II wojny światowej. Wątpliwości nie ulega natomiast coś innego – setki tysięcy Ukraińców dobrowolnie i z dużym zaangażowaniem walczyły po stronie ,,Tysiącletniej Rzeszy’’, wierząc, że to na przyszłość pomoże ich Ojczyźnie w odzyskaniu niepodległości. Zanim spróbujemy się z nich śmiać, przypomnijmy sobie naszych przodków z początku XIX wieku, którzy u boku Francuzów usiłowali zwyciężyć Hiszpanów na Półwyspie Iberyjskim lub stłumić antykolonialne powstanie ,,kolorowych’’ plemion w zamorskich posiadłościach Francji. Podjęli się tych absurdalnych, z punktu widzenia kogoś, żyjącego w XXI wieku, działań, bo pan o personaliach Napoleon Bonaparte obiecał, że, w zamian za służbę pod francuskim sztandarem, dopomoże w odbudowie niepodległej Polski… Brzmi znajomo? Może, gdy wspomnimy napoleońskie czasy, powstrzymamy się od wyśmiewania ukraińskich polityków i żołnierzy, działających 70 lat temu. Wiele ich poglądów, a tym bardziej działań, budzi przerażenie albo obrzydzenie, jednakże z ludzi, dotkniętych nieszczęściem, nikt śmiać się nie powinien.
Współpraca części społeczeństwa ukraińskiego z Niemcami przybrała bardzo zaawansowane formy organizacyjne: przedwojenna OUN, posiadająca jednolitą strukturę, podzieliła się w roku 1940 na 2 ,,wyspecjalizowane frakcje’’ – OUN ,,M’’ i OUN ,,B’’, których oznaczenia zaczerpnięto od pierwszych liter nazwisk przywódców: OUN ,,M’’ pochodzi od Andrija Melnyka, a OUN ,,B’’ od Stiepana Bandery. Zarówno jedna, jak i druga ,,gałąź’’ organizacji dały się we znaki naszym rodakom, żyjącym na Kresach Wschodnich 3 pokolenia wstecz. Z perspektywy 70 lat naprawdę trudno uwierzyć, do czego okazali się zdolni zwolennicy ideologii ukraińskiego nacjonalizmu, i to niezależnie od tego, czy legitymowali się barwami żółto – niebieskimi (oznaczenie OUN ,,M’’), czy też czarno – czerwonymi (symbolika OUN ,,B’’). ,,Melnykowcy’’ zasłynęli ze sformowania policji, służącej pomocą niemieckim okupantom w różnych obrzydliwych działaniach, np. tropieniu i niszczeniu Żydów, których dziesiątki tysięcy deportowali do gett oraz różnych obozów, na czele z Bełżcem i Sobiborem. Swoją drogą, większą część załóg niemieckich obozów zagłady, karnej pracy w celu wyniszczenia, czy jak by ich tam jeszcze nie nazywać, położonych na ziemiach polskich, ale na wschód od Wisły – takich, jak np. Treblinka i Majdanek – stanowili nie esesmani, czy inni, niemieckojęzyczni, naziści, tylko nacjonaliści ukraińscy. Dla ,,pogłębienia współpracy’’ między służbami III Rzeszy a OUN niemieccy specjaliści otworzyli dla sprzymierzonych Ukraińców ośrodek szkoleniowy w Trawnikach na Lubelszczyźnie, by adepci faszyzmu, maszerujący pod żółto – niebieskimi i czarno – czerwonymi flagami, mogli skorzystać z doświadczeń, przez długie lata zbieranych przez twórców Dachau, Buchenwaldu czy Ravensbruck… Dla sprawiedliwości godzi się jednak zauważyć aktywność ,,melnykowców’’ nie tylko w dziedzinie poniewierania bezbronnymi więźniami, ale także na polu walki przeciwko regularnej, alianckiej, sile zbrojnej. To OUN ,,M’’ stała za sformowaniem unikalnej, bo słowiańskiej, a nie germańskiej, ukraińskiej dywizji SS. Była to, sławna wśród zwolenników ,,Osi’’, a osławiona po stronie Koalicji, dywizja o podwójnej nazwie – po niemiecku zapisywanej jako SS ,,Galizien’’, a w formie ukraińskiej jako SS ,,Hałyczyna’’. Do dziś można spotkać bardzo sędziwych Polaków – byłych mieszkańców Kresów Wschodnich, którzy ze zgrozą wspominają obie wersje tytułu dywizji nawet obecnie – w 2014 roku. Szczególne powody do bezsennych nocy w związku ze wspomnieniami o ukraińskich esesmanach mają ostatni żyjący weterani 27 Wołyńskiej Dywizji AK, zamieszkali w Polsce, a także dawni żołnierze II Frontu Ukraińskiego Armii Czerwonej, dożywający swych ziemskich dni na Ukrainie.
SS ,,Galizien’’ vel ,,Hałyczyna’’, dowodzona przez generała Pawła Szandruka, przedwojennego oficera Wojska Polskiego (!), odznaczonego Orderem Virtuti Militari (!!) za postawę we wrześniu 1939 roku (!!!), odnosiła sukcesy zarówno w walce przeciwko konspiracyjnym i partyzanckim oddziałom polskim, jak również wykazała swą przydatność do skutecznej obrony przed regularną Armią Czerwoną na froncie wschodnim. Ukraińscy esesmani zasłużyli sobie na wdzięczność swych niemieckich zwierzchników i towarzyszy broni, bo wytrwali, wierni złożonej przysiędze, aż do końca wojny. Z upływem czasu i nasileniem doniesień o klęskach Wehrmachtu, poniesionych na różnych frontach Europy, pomniejsze kraje członkowskie ,,Osi’’ rezygnowały z uczestnictwa w sojuszu po stronie Rzeszy, stopniowo nawiązując rokowania z aliantami w sprawie kapitulacji. Ukraińscy nacjonaliści w niemieckich mundurach z żółto – niebieskimi detalami i odznakami ,,Tryzuba’’ na kurtkach pozostali wierni do końca. Jako obywatelowi kraju alianckiego, zaangażowanego w zwalczanie faszyzmu przez 5 i pół roku, nie jest łatwo mnie dzisiaj coś takiego zrozumieć, ale podziwiam konsekwencję wobec raz powziętych decyzji politycznych.
Inne, ale wcale nie mniej okrutne ,,zasługi’’ mieli na swym koncie ,,banderowcy’’, to znaczy członkowie OUN ,,B’’, zorganizowani od 1942 roku w hierarchiczną, militarną strukturę pod nazwą Ukraińskiej Powstańczej Armii – UPA – dowodzoną przez generała Romana Szuchewycza. To oni ponoszą odpowiedzialność za masowe pacyfikacje wsi polskich na Kresach Południowo – Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej. Palenie zabudowań drewnianych, niszczenie obiektów murowanych – zwłaszcza szkół i kościołów katolickich – za pomocą materiałów wybuchowych, strzelanie do uciekającej ludności bez względu na wiek i płeć , dobijanie rannych metalowymi narzędziami gospodarskimi lub rzemieślniczymi – to wszystko przeszło do historii jako ,,Rzeź Wołyńska’’, ewentualnie ,,Zbrodnia Wołyńska’’ 1943 roku, chociaż skala ukraińskich działań pod względem terytorialnym sięgnęła daleko poza Wołyń, zaś w zakresie czasowym rozciągnęła się jeszcze na rok 1944, a nawet 1945.
Za symboliczną datę, uosabiającą zabójcze i niszczycielskie działania członków OUN i UPA pod adresem Polaków oraz polskiej własności na ówczesnych Kresach II Rzeczypospolitej, a dzisiejszej Zachodniej Ukrainie, uchodzi 11.VII.1943 r. To wtedy jednostki UPA, SS – Galizien, a także mało znanej instytucji ukraińskiej instytucji z czasów II wojny światowej – Służby Bezpieczeństwa OUN – dokonały zaskakujących ataków na 200 polskich wsi jednego dnia. Zginęło ponad 1000 osób, co najmniej dwukrotnie więcej raniono… Całe społeczności lokalne wygnano z rodzinnych stron, grożąc bronią palną i białą. Nigdy już nie zobaczyli miejscowości, w których przyszli na świat i spędzili znaczny fragment życia.
I pomyśleć, że w XXI stuleciu autorzy programów komputerowych, telewizyjnych i radiowych niezwykle często używają sformułowania ,,czystka etniczna’’ z komentarzem, jakoby to był dowód na degradację człowieczeństwa w naszych czasach… Najczęściej o ,,czystkach etnicznych’’ jest mowa w kontekście wojny w byłej Jugosławii czy też w Rwandzie około 20 lat wstecz. Najwyraźniej dzisiejsi ludzie nie zdają sobie sprawy, że takie ,,czystki’’ to była codzienność na, zaludnionych Polakami, terenach Zachodniej Ukrainy I połowy lat 40 – tych ubiegłego wieku. Z prac naukowych, powstałych już bez nadzoru komunistycznego, tzn. od roku 1991 wzwyż, można się dowiedzieć, że polityka ukraińskich nacjonalistów za czasów ostatniej wojny spowodowała od 150 do 200 000 (!) zgonów Polek i Polaków. Nie wiem, jak dla kogo, ale dla mnie taka polityka była zbrodnicza. Z powodu zniszczenia dowodów nie da się w ostateczny sposób ustalić ilości ofiar… Upłynęło przeszło 50 lat, zarówno Ukraina , jak i Polska, pokojowo zrezygnowały z totalitarnego systemu, a prawda o działalności OUN – UPA nadal pozostawała w obu naszych, sąsiedzkich, krajach ,,artykułem deficytowym’’. Dopiero w latach 2005 – 2009, gdy częściowo pokrywał się czas piastowania urzędu prezydenckiego przez Wiktora Juszczenkę na Ukrainie i śp. Lecha Kaczyńskiego w Polsce, na terenie obu państw rozpoczęły się oficjalne rozmowy o zbrodniach z epoki, odległej o czas życia 3 pokoleń. Ostatecznie udało się doprowadzić do zorganizowania 2 żałobnych uroczystości w, sąsiadujących ze sobą, ukraińskich wsiach: Hucie Pieniackiej i Pawłokomie. Obydwie miejscowości w 1943 roku stały się areną godnych pożałowania wydarzeń: na terenie Huty Pieniackiej faszystowscy kolaboranci z OUN, UPA, SS – Galizien i SB – OUN wybili setkę polskich rolników , przy czym niektórzy mężczyźni zginęli wraz z rodzinami. W odpowiedzi na powyższe żołnierze polscy – członkowie placówki AK – ostrzelali ,,na chybił trafił’’ Pawłokomę, wiedząc, że u gościnnych ukraińskich wieśniaków regularnie kwaterują przedstawiciele różnych organizacji nacjonalistycznych. Tym razem jednak we wsi nie było żadnego umundurowanego nieprzyjaciela, a Polacy, którzy ,,położyli’’ zmasowany ogień broni maszynowej, pozabijali niczemu niewinnych cywili – tamtejszych mieszkańców...
Pomimo deklarowanej skłonności do przezwyciężenia niewesołych ,,resentymentów’’ z przeszłości, ani wizyta Wiktora Juszczenki w Hucie Pieniackiej, ani hołd tragicznie zmarłym, oddany przez śp. Lecha Kaczyńskiego w Pawłokomie, nie zostały uznane za wystarczające gesty ani przez miliony Polaków, ani przez miliony Ukraińców. Można się o tym łatwo przekonać, oglądając wyniki ankiet na temat historii najnowszej, przeprowadzonych od 2005 roku w obydwu krajach, a następnie opublikowanych w Internecie. Miłośnicy tradycji Polski Podziemnej nie mogą zapomnieć, emerytowanemu dziś, prezydentowi Juszczence, ogłoszenia dawnego przywódcy OUN – Stiepana Bandery – pośmiertnym Bohaterem Ukrainy. Ludzie kultywujący pamięć o walce ukraińskich nacjonalistów nawet po smoleńskiej katastrofie z 2010 roku chowają urazę do śp. Lecha Kaczyńskiego za jego podziw dla żołnierzy Armii Krajowej. Przepaść między dwoma wizjami historii II wojny światowej, prezentowanymi na zachód i na wschód od Bugu, nadal ilustruje wydawanie polskich książek o tytułach np. ,,Legenda Kresów – Szare Szeregi w walce z UPA’’ i rozpowszechnianie ukraińskich filmów, takich, jak np. ,,Żelazna sotnia’’… Przypuszczam, że będzie musiało upłynąć jeszcze wiele lat, aby spuścizna walki i zbrodni przestała ,,zatruwać atmosferę’’.
Nadejście frontu wschodniego w 2 połowie 1943 i w 1 połowie 1944 roku nie przyniosło ani Polakom, ani Ukraińcom spokoju . Pod naporem Armii Czerwonej z Ukrainy ustępowały wojska niemieckie, a towarzyszyły im kontyngenty mniejszych krajów członkowskich ,,Osi’’: rumuńskie, węgierskie, słowackie, a także setki tysięcy antykomunistycznych Ukraińców, zorganizowanych w struktury OUN ,,M’’ i SS - ,,Galizien’’. Sieć organizacyjna OUN ,,B’’, wraz ze ,,SłużbojBezpeky’’, decyzją kierownictwa - ,,WerchownohoProwodu’’ – miała pozostać na Ukrainie, jednakowo obejmując ziemie, przed 1939 rokiem należące do II Rzeczypospolitej, jak i do USRR. Celem działania konspiracyjnych struktur było kontynuowanie walki partyzanckiej i dywersyjnej na tyłach nadciągającej Armii Czerwonej. Dowódca UPA, generał Roman Szuchewycz, motywował powyższe zarządzenie na 2 sposoby:
- albo Niemcy jeszcze ,,odwrócą’’ losy wojny i powtórnie wkroczą na Ukrainę.
- albo Niemcy wojnę przegrają, zaś komunistyczna Ukraińska SRR, tak, jak cały Związek Radziecki, znajdzie się w stanie wojny z aliantami zachodnimi, co spowoduje, że ukraińscy nacjonaliści staną się cennymi współpracownikami Amerykanów, Brytyjczyków, Francuzów i żołnierzy armii pozostałych krajów Europy Zachodniej.
Z wymyślonych teorii ,,nic nie wyszło’’, ale wojownicy, siejący zniszczenie w imię wolnej - ,,Samostijnej’’ (Niepodległej – co należy rozumieć jako ,,antykomunistycznej’’) Ukrainy, pozostali w ukryciu aż do lat 50 – tych minionego stulecia, nadal prowadząc walkę przeciwko ,,Żydiw, Lachiw i moskowskychkomunistiw’’, jak głosiły plakaty i ulotki, firmowane przez UPA. Z perspektywy kilkudziesięciu lat można powiedzieć, że prawdziwą tragedią była ,,struktura etniczna ofiar’’: najczęściej z rąk miłośników symbolu ,,tryzuba Włodzimierzowego’’ ginęli nie Rosjanie, Polacy czy Żydzi, tylko inni Ukraińcy, ale uznający ideologię ,,sierpa, młota i Kremla’’ – wiarę w słuszność koncepcji Ukrainy Radzieckiej, przynależnej do ,,wielkiej rodziny narodów ZSRR’’… W niczym to wszystko nie zmieniało podstawowej rzeczy – około 20 lipca 1944 r. wojska I i II Frontów Ukraińskich Armii Czerwonej, przy wsparciu I Armii Wojska Polskiego w ZSRR i Korpusu Czesko – Słowackiego w ZSRR przeszły linię Bugu i Sanu, wkraczając na terytorium Polski w jego obecnym, tzn. XXI – wiecznym, kształcie. Efektem było pozostanie całej Ukrainy – pod dotychczasową, przedwojenną nazwą Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej – w składzie ZSRR, który to stan prawno – międzynarodowy obowiązywał aż do sierpnia 1991 r. Fakt, że podziemne struktury UPA dokonywały zamachów na urzędników, milicjantów, żołnierzy, nauczycieli czy innych przedstawicieli życia publicznego na terytoriach Ukrainy Radzieckiej, Polski Ludowej i Czecho – Słowackiej Republiki Socjalistycznej jeszcze 10 lat po wojnie, nie miał już najmniejszego wpływu na dominującą rolę partii komunistycznych, manipulowanych z Moskwy, w życiu politycznym całej Europy Wschodniej, a więc także Ukrainy i Polski. Następne 40 lat historii obu sąsiadujących narodów opanował, jak zwykli mawiać dzisiejsi historycy, ,,komunistyczny reżim’’.
Polska Ludowa a Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka w czasach ,,systemu komunistycznego’’ ( lata 1945 – 1985 ).
Realia, po zakończeniu II wojny światowej, narzucone krajom i narodom Europy Wschodniej przez towarzysza Józefa Wissarionowicza Dżugaszwilego Stalina, stały się podstawą systemu politycznego i gospodarczego, obowiązującego (bez większych zmian!) aż do lat 80 – tych XX wieku. Dopiero objęcie kierownictwa Związku Radzieckiego przez Michaiła Siergiejewicza Gorbaczowa, co nastąpiło w roku 1985, rozpoczęło proces ,,rozpadu’’, jak mówią i piszą jedni, albo ,,pokojowego rozwiązania’’, jak to ujmują inni, obozu Krajów Demokracji Ludowej – a więc również ówczesnej Polski i ówczesnej Ukrainy… Dlatego uznałem za stosowne krótko opisać wzajemne relacje naszych krajów i ich mieszkańców pomiędzy 1945 a 1985 rokiem. Analizując stosunki między Polską Ludową a Ukrainą Radziecką w tamtych czasach wydaje się nieodzownym rozgraniczenie 2 spraw: polityki, kształtowanej w skali całych krajów, dotyczącej wielomilionowych społeczeństw, od prywatnych relacji między obywatelami PRL i USRR, dotyczącymi konkretnych osób lub małych zbiorowości. Gdy mowa jest o polityce, nie sposób pominąć następujących problemów:
- ,,wymiany ludności’’ (w komunistycznej ,,nowomowie’’ lat powojennych zwanej też ,,repatriacją’’).
- operacji ,,Wisła’’ z jej przyczynami oraz konsekwencjami.
- zmiany granic w roku 1951.
- roli Ukraińców w strukturach państwowych Polski Ludowej i Polaków ( a szczególnie pewnej Polki) w strukturach państwowych Ukrainy Radzieckiej.
- letniej (wakacyjnej) ,,wymiany młodzieży’’.
- ruchu turystycznego i jego ,,ukrytej strony’’.
- inwestycji, realizowanych na Ukrainie Radzieckiej przez polskie przedsiębiorstwa.
- ukrytej (konspiracyjnej) współpracy między Polakami a Ukraińcami w dziedzinie religijnej.
Powyższą tematykę da się scharakteryzować w następujący sposób:
*,,Wymiana ludności’’ vel ,,repatriacja’’ to bardzo rozbudowana operacja polityczna, gospodarcza, wojskowa i logistyczna, stanowiąca efekt podpisania, w dniu 2 sierpnia 1945 roku, Traktatu Poczdamskiego, kończącego II wojnę światową w Europie. Z inicjatywy stalinowskiej ekipy, rządzącej w Moskwie, od 1945 do 1948 roku, przemocą usuwano z dotychczasowych miejsc zamieszkania ludność polską, dotychczas egzystującą na Kresach Wschodnich dawnej Rzeczypospolitej, które podzielono między 3 republiki związkowe ZSRR: Ukrainę, Białoruś i Litwę. Miliony osób narodowości polskiej, którym pozwalano zabrać tylko niewielki bagaż, usuwano z domów i mieszkań, a następnie wywożono pociągami towarowymi (częściej) albo samochodami ciężarowymi (rzadziej) do Polski w Jej nowych, powojennych, granicach. W odwrotnym kierunku pojechały setki tysięcy Litwinow, Białorusinów i Ukraińców, zamieszkujących dotychczas na zachód od Bugu, na ziemiach etnicznie polskich. Decyzją towarzysza J.W.D. Stalina, bez pytania samych zainteresowanych o zgodę, trafili oni do ZSRR – na Litwę, Białoruś i Ukrainę. W zakresie stosunków polsko – ukraińskich stalinowska ,,repatriacja’’ objęła pomiędzy 3,5 a 4 miliony Polek i Polaków rodem z dotychczasowych województw: stanisławowskiego, tarnopolskiego, wołyńskiego, poleskiego i lwowskiego, których tereny włączono do Ukrainy Radzieckiej. Na wschód, do Ukraińskiej SRR, wywieziono pomiędzy 300 a 400 tysięcy Ukraińców z obszaru Polski Ludowej (rozbieżność w liczbach wynika z problematycznego zaewidencjonowania osób, przynależnych do mniejszości Hucułów, Łemków i Bojków, nie przyznających się w zupełności ani do polskości, ani do ukraińskości). Tysiącom rodzin po obu stronach nowej granicy zrujnowano życie – gazety donosiły o fali samobójstw i ,,skokowym’’ wzroście zapadalności na choroby psychiczne… Tak reagowały osoby, którym zabrano dorobek całego życia i kazano wynosić się kilkaset, jeśli nie ponad 1000 kilometrów, od dotychczasowego miejsca zamieszkania. Jeszcze dziś, po 60 latach, trzecie pokolenie krewnych ofiar ,,wymiany ludności’’ kultywuje pamięć o stronach rodzinnych swych babć i dziadków. W Polsce działają, i cieszą się rosnącym zainteresowaniem coraz młodszych pasjonatów, organizacje typu ,,Towarzystwo Miłośników Lwowa’’ czy ,,Towarzystwo Miłośników Kresów Południowo – Wschodnich’’. Na Ukrainie kwitnie ruch miłośników ,,Zakierzonii’’ (,,ZakierzońskohoKraja’’), jak przyjęto tam nazywać tereny dzisiejszego województwa podkarpackiego, szczególnie okolic Przemyśla i Bieszczadów, zamieszkałych, w pierwszej połowie ubiegłego wieku, przez liczną mniejszość ukraińską… Powoli, wraz z upływem czasu, zanikają pretensje i żale o charakterze majątkowym czy politycznym, jednakże nostalgiczna pamięć o dziedzictwie przodków trwa. * Operacja ,,Wisła’’ to skomplikowana akcja wojskowa, legitymująca się również kontekstem politycznym, społecznym i gospodarczym, a przeprowadzona w ówczesnej Polsce Ludowej na przestrzeni 6 miesięcy roku 1947. Na rozkaz, jak ogłoszono na łamach prasy, ,,Prezydenta Rzeczypospolitej Bolesława Bieruta’’, a tak naprawdę – generała Iwana Sierowa, komunikującego Bierutowi wolę Stalina i jego współpracowników na Kremlu, utworzona została Grupa Operacyjna ,,Wisła’’, złożona z połączonych sił Ludowego Wojska Polskiego, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Milicji Obywatelskiej, ,,Informacji Wojskowej’’ (Wojskowej Służby Informacyjnej) i Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, która zajmowała się usuwaniem z terenów 6 powiatów, wysuniętych najbardziej ku południowemu wschodowi, u zbiegu granic Słowacji i Ukrainy, wszystkich mieszkańców należących do ukraińskiej mniejszości narodowej, których jeszcze, w ramach ,,wymiany ludności’’, nie wywieziono do ZSRR. Przeszło 100 000 Ukrainek i Ukraińców wywieziono na północne i zachodnie obszary powojennej Polski, do 1939 roku należące do Niemiec, a po roku 1945 zwane oficjalnie ,,Ziemiami Odzyskanymi’’. Potomkowie wysiedlonych żyją tam do dziś, stąd zdumiewające, dla niezorientowanych w historii Polski osób, wyniki spisów powszechnych z XXI wieku, ukazujące skupiska ludności ukraińskiej w takich województwach, jak: warmińsko – mazurskie, zachodniopomorskie i lubuskie… Ilość deportowanych na ,,Ziemie Odzyskane’’ była większa, niż precyzują dokumenty ,,a propos’’ ludności ukraińskiej, gdyż urzędnicy Polski Ludowej, chcący się ,,wykazać’’ przed swoimi zwierzchnikami z Moskwy, nakazali wywozić z dzisiejszego województwa podkarpackiego (wtedy nazywało się ono rzeszowskim) także Łemków, Bojków i osoby o niesprecyzowanej tożsamości narodowej, określające się mianem ,,tutejszych’’. Ostatecznie akcja przyniosła co najmniej 300 ofiar śmiertelnych, likwidację (przez rozbiórkę budynków i zalesienie gruntów) ponad 200 wsi i obrócenie w nieużytki około 150 000 hektarów ziem uprawnych. Południowo – wschodni kraniec Rzeczypospolitej stał się bezludną, zdziczałą enklawą przyrody, który to stan rzeczy usankcjonował po roku 1952 rząd PRL, tworząc (istniejący do dziś) Bieszczadzki Park Narodowy. Turyści, którzy coraz liczniej, w XXI stuleciu, wędrują po bieszczadzkich szlakach, wciąż zadziwiają się na widok samotnych cerkwi, stojących w ,,szczerym polu’’, z dala od jakichkolwiek siedzib ludzkich… Przed ,,Operacją Wisła’’ znajdowały się one w centrach wsi, po których dzisiaj nie ma śladu. To ostatnie ,,pamiątki’’ po tamtych strasznych czasach, widoczne gołym okiem w terenie. Jaki był powód urządzenia, tak skandalicznego i lekceważącego wszelkie prawa człowieka, przedsięwzięcia? Towarzysz Bierut w swoim przemówieniu tłumaczył społeczeństwu, że tylko fizyczne usunięcie ludności ukraińskiej z Bieszczadów mogło położyć kres działalności ,,niedobitków’’ OUN i UPA, którzy nie przyjęli do wiadomości zakończenia II wojny światowej i, pomimo klęski swych protektorów z III Rzeszy Niemieckiej, kontynuowali walkę o ,,samostijną’’, tzn.,, antykomunistyczną’’, Ukrainę. Ciekawa sprawa… Urzędowe statystyki mówiły o najwyżej 3000 członków UPA i OUN w powojennej Polsce Ludowej. Żeby rozbić tak nieliczne środowisko, trzeba było zabrać domy i gospodarstwa przeszło 100 000 ludzi, najczęściej nie mającym nic wspólnego z polityką? Przemówienie Bolesława Bieruta zawierało również tezę, według której ,,Operacja Wisła’’ była brutalnym, ale koniecznym ,,rewanżem’’ Państwa Polskiego na mniejszości ukraińskiej za dokonanie przez jej członków zamachu terrorystycznego na wiceministra obrony w rządzie Józefa Cyrankiewicza – generała dywizji Karola Świerczewskiego. Generał, zwany przez twórców komunistycznej propagandy ,,Człowiekiem, który się kulom nie kłaniał’’, zginął w 1947r., zastrzelony pod Baligrodem, w Bieszczadach. Winą obarczono nacjonalistów ukraińskich i zapadła decyzja o użyciu siły przeciwko mniejszościom narodowym, zamieszkałym na tamtych terenach. Minęło 60 lat i historycy z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie opublikowali w 2007 roku 2 informacje, które stawiają pod wielkim znakiem zapytania prawdziwość tez prezydenta (pożal się Boże!) Bieruta z lat 40 – tych: na zachowanym do naszych czasów, oryginalnym, mundurze gen. Świerczewskiego, który miał on na sobie w dniu śmierci, widnieją zakrwawione otwory, świadczące o tym, że ktoś strzelał do wiceministra Z TYŁU, na odległość maksymalnie 2 metrów (!), zaś komunikat rządowy informował o śmierci dostojnika na skutek ostrzelania samochodu generała z lasu, przy czym odległość strzelca od celu miała przekraczać 200 metrów, a zamachowiec atakował Z PRZODU. Żeby było jeszcze ciekawiej, stanowisko dowódcy tajnej służby wywiadowczej sił zbrojnych, odpowiadającej, między innymi, za ochronę gen. Świerczewskiego, a zwanej popularnie ,,Informacją Wojskową’’ (urzędowy tytuł: ,,Wojskowa Służba Informacyjna’’) zajmował wtedy pułkownik Anton W. Skulbaszewski – narodowości ukraińskiej, przysłany do Warszawy w charakterze doradcy z … Kijowa. Odnoszę wrażenie, że cała sprawa jest tak zafałszowana, że może nie wystarczyć czasu życia naszego pokolenia, by określić stan faktyczny.
Już w XXI wieku, tak w pracach polskich, jak i ukraińskich historyków, pojawiła się teoria, według której ,,pogrobowcom’’ OUN i UPA komunistyczni ,,aparatczycy’’ świadomie pozwolili działać przez 2 powojenne lata, aby wytworzyć nieufność i wrogość między Polakami a Ukraińcami, co – zgodnie z, jeszcze starożytną, rzymską zasadą ,,dziel i rządź’’ – miało ułatwić bolszewickie rządy nad oboma narodami. Istnieje też inna koncepcja, według której ,,sfery rządowe’’ potrzebowały ukraińskich nacjonalistów jako ,,straszaka’’, którym będzie można uzasadnić wprowadzenie w powojennej Polsce totalitarnego systemu, ,,importowanego’’ ze Wschodu. Na wszelkie pytania typu ,,Po co rozbudowa armii kosztem szkolnictwa, opieki zdrowotnej itp., przecież wojna się skończyła?’’, ewentualnie ,,Dlaczego utworzyliście ogromną sieć szpiegów pod firmą UB / SB?’’ komunistyczni dostojnicy mieli gotową odpowiedź: ,,Bo Ukraińcy organizują bandy UPA!’’
Dopiero po tajemniczej śmierci wiceministra obrony narodowej ówczesnej Polski – generała broni Karola Świerczewskiego, pseudonim ,,Walter’’, która nastąpiła 28. III. 1947 r., okazało się nagle, że Polska Ludowa może (i chce!) rozprawić się z nacjonalizmem ukraińskim na swoim terytorium szybko i skutecznie, bo sprawę zakończono do 30.VII.1947 r. Cały powyższy problem pozwala na wyciągnięcie 2 wniosków:
1) Skala operacji wojskowej, policyjnej i administracyjnej, przeprowadzonej na południowo – wschodnich terenach Rzeczypospolitej w roku 1947, uświadamia każdemu myślącemu człowiekowi, i to niezależnie od narodowości, że ,,to wszystko’’ nie mogło być ,,zaimprowizowane’’ nagle, w ramach swoistego ,,rewanżu’’ za tragiczną śmierć generała – wiceministra. Niemożliwe jest zorganizowanie, w ciągu kilku dni, stutysięcznej armii, wspieranej przez lotnictwo, artylerię, czołgi, pociąg pancerny i realizującej dokładny plan, liczący około 600 (!) stron A – 4. Mamy do czynienia z dowodami, świadczącymi o przygotowaniach, trwających od kilku miesięcy wstecz, co najmniej od jesieni 1946 r. Cóż, najwyraźniej oczom tak Ukraińców, jak i Polaków, ukazuje się kolejna, ukrywana aż do XXI stulecia, zakłamana tajemnica historii.
2) Skoro władze Polski Ludowej przygotowywały akcję zbrojną przeciw nacjonalistom ukraińskim długo zawczasu, niż ona doczekała się realizacji, to oznacza również, że śmierć generała ,,Waltera’’ Świerczewskiego, która posłużyła za pretekst do rozbicia OUN – UPA na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, nie mogła być przypadkowa …
Aż do dziś nie sposób ustalić, co się właściwie stało dnia 28.III.1947 r. na ,,trasie bieszczadzkiej’’, we wsi Jabłonki, gmina Baligród. Według oficjalnej wersji, opublikowanej przez Służbę Prasową Sił Zbrojnych, Karol Świerczewski zginął w zamachu, zorganizowanym przez ukraińskich ,,pogrobowców faszyzmu’’. Ostrzelano Go z daleka, z lasu … Zaprezentowana powyżej analiza munduru, należącego do tragicznie zmarłego generała, całkowicie przekreśla nieprawdziwe, zmyślone dla celów propagandowych, teorie na temat okoliczności Jego śmierci … Żeby było jeszcze ciekawiej, podpułkownik Jan Gebhard, kierujący śledztwem w sprawie zamordowania generała (autor poświęconej wspomnianemu wydarzeniu książki pt. ,,Łuny w Bieszczadach’’), również został zamordowany podczas napadu na swój podwarszawski dom, zaś zgromadzona przezeń dokumentacja ,,zniknęła’’ i nie udało się jej odnaleźć aż do naszych czasów. Coraz bardziej zyskuje na popularności teza, według której gen. Świerczewski zginął z rąk swoich komunistycznych ,,towarzyszy’’, a nie nacjonalistycznych przeciwników. Partyjno – rządowa elita ,,spisała na straty’’ bohatera 4 wojen : I światowej, polsko – sowieckiej lat 1919 – 1921, domowej w Hiszpanii z lat 1936 – 1939 i II światowej, aby zyskać pretekst do rozpoczęcia ,,kroków wojennych’’ na Podkarpaciu. Nie jestem w staniu przewidzieć, czy w ogóle, a jeżeli tak, to kiedy, prawda o tym wyjdzie na jaw … Z perspektywy 65 lat tylko 2 rzeczy nie ulegają wątpliwości: - w bieszczadzkiej wsi Jabłonki, jak stał w epoce PRL, tak nadal stoi, pomnik generała ,,Waltera’’. - tajemniczą śmierć ,,człowieka, który się kulom nie kłaniał’’ komunistyczni dygnitarze wykorzystali do usprawiedliwienia ,,Operacji Wisła’’. * W myśl zasady ,,Kto człowieka ma za nic, ten instrumentalnie będzie traktował również terytorium’’, komunistyczni przywódcy Polski Ludowej i Ukrainy Radzieckiej dopuścili się czegoś, co jest obecnie bardzo mało znane, tak na Ukrainie, jak i w Polsce współczesnej, a co w historii zapisało się jako ,,wymiana graniczna z 1951 r.’’ Ni stąd, ni z owąd, 6 lat po zakończeniu II wojny światowej, kierownictwo Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, przy wsparciu Kremla, z jego najważniejszym lokatorem – J.W.D. Stalinem – na czele, zaczęło domagać się od ,,sterników nawy państwowej’’ Polski Ludowej oddania na rzecz Ukrainy terytoriów, położonych nad Bugiem, w rejonie starego, piastowskiego, miasta Bełz – ośrodka Grodów Czerwieńskich z czasów Bolesława Chrobrego. W zamian komunistyczni dygnitarze z Kijowa zaproponowali oddanie wschodniej części Bieszczadów – gminy Ustrzyki Górne – od 1939 r. przyłączonej do USRR na mocy postanowień ,,paktu Ribbentrop – Mołotow’’. Szefowie partii komunistycznej w Polsce – Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – tak pewni siebie i groźni wobec rodaków – współobywateli, okazali się bardzo ,,cisi i pokorni’’ (jak mówi Pismo Święte) wobec żądań, jakie napłynęły ze Wschodu. Na przestrzeni kilku tygodni sfinalizowano negocjacje i Ustrzyki Górne, wraz z okolicznymi górami, wróciły do Polski, zaś Bełz i pobliskie ziemie nad Bugiem znalazły się na Ukrainie Radzieckiej. Dopiero wtedy prasa, radio i ,,raczkująca’’ w Bloku Wschodnim telewizja zaczęły głosić, że przekazane Ukraińcom terytoria są bogate w złoża gazu ziemnego. Swoją drogą, okazały się one na tyle ,,bogate’’, że podlegają eksploatacji do dziś … Pozwolę sobie wstrzymać się od komentarza. * Mało kto w XXI stuleciu, tak na Ukrainie, jak i w Polsce, zdaje sobie sprawę z obecności ludzi narodowości ukraińskiej wśród elit rządzących Polski Ludowej, jak również osób narodowości polskiej wśród analogicznych środowisk Ukrainy Radzieckiej. Do rangi symbolu naszych – pożałowania godnych – rodaków, budujących komunizm na Ukrainie, urosła Wanda Lwowna Wasilewska – córka przedwojennego ministra Leona Wasilewskiego, chrześniaczka marszałka Józefa Piłsudskiego (!), przewodnicząca Związku Patriotów Polskich w ZSRR (!) za czasów II wojny światowej, a także … deputowana do … Rady Najwyższej Związku Radzieckiego (!) i … pułkownik Armii Czerwonej (!), która po zakończeniu wojny uznała, że Polska Ludowa jest za mało komunistyczna, jak na jej oczekiwania. Skutkiem powyższego zadecydowała, że nie wróci do Warszawy i zostanie w Związku Radzieckim. Ujęty ,,pryncypialną postawą’’ towarzyszki Wandy ,,genialny wódz proletariatu’’ J.W.D. Stalin oddelegował ją na Ukrainę, bo to, z jednej strony, kraj członkowski ZSRR, a z drugiej strony – sąsiad Polski, więc blisko do krewnych i znajomych, gdyby zechciała ich odwiedzić. Towarzysz Stalin okazał, godną podziwu, troskę, również w innej dziedzinie – znalazł owdowiałej podczas wojny Wandzie Lwownej (jak sam zwykł się do niej zwracać) nowego męża – OłeksandraKornijczuka. Był on redaktorem naczelnym najważniejszego w USRR dziennika pt. ,,Radianska Ukraina’’ (,,Ukraina Radziecka’’). W jego towarzystwie towarzyszka Wasilewska (ciekawa rzecz – tak w pierwszym, jak i w drugim małżeństwie zachowała nazwisko panieńskie) zamieszkiwała na przedmieściach Kijowa, w luksusowej rezydencji, aż do śmierci w 1964 roku. Mniej znani od ,,swyszeuważajemnoj Wandy Lwownoj’’ wydają się 2 Ukraińcy, wielce zasłużeni w dziele budowy Polski Ludowej, a przy tym … prześladowania własnych rodaków. Pierwszy z nich to generał SierhijSawczenko – ludowy komisarz spraw wewnętrznych USRR, oddelegowany w r. 1946 do Warszawy, na stanowisko specjalnego doradcy rządu, kierowanego (pod nadzorem z Moskwy) przez Bolesława Bieruta i Władysława Gomułkę. Towarzysz Sawczenko był najbardziej miarodajnym urzędnikiem w sprawie ,,repatriacji’’, a raczej ,,ekspatriacji’’ (od łacińskiego ,,ex patriae’’ - ,,z ojczyzny’’ – w domyśle ,,wygnać’’, ,,wyrzucić’’) Polaków z Ukrainy oraz Ukraińców z Polski. Drugi ,,zasłużony w dziele budowy socjalizmu’’ ukraiński komunista, działający na terenie Polski powojennej, nazywał się Ostap Steca i sprawował urząd … Szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (!), a zasłynął jako … główny projektant ,,Operacji Wisła’’. Żeby było ciekawiej, ten ,,pogromca Ukraińców z Bieszczadów i okolic’’ urodził się w 1900 roku … w Komańczy – jak najbardziej, na terenie bieszczadzkim. Po 47 latach wrócił, żeby w polskim mundurze prześladować ziomków. Ujawnienie roli generałów Sawczenki i Stecy bardzo wyciszyło, gromkie jeszcze całkiem niedawno, nawoływania ukraińskich dziennikarzy do ,,ukarania polskich winowajców prześladowania ukraińskich patriotów’’. Solidaryzuję się całkowicie z postanowieniem Sejmu i Senatu RP z 2007 roku, gdzie napisane jest, że ,,Operacja Wisła była działaniem niegodnym cywilizowanego państwa i sprzecznym ze wszystkimi prawami człowieka’’, jednakże odczuwam pewną ulgę, dowiadując się o personaliach współtwórców tej koszmarnej akcji. Nie wiem, jak Państwu, ale mnie ani gen. Sawczenko, ani gen. Steca, nie wyglądają na ,,polskich winowajców’’. Osobników, podobnych do trojga, wyżej wymienionych, po obu stronach Bugu można było wtedy znaleźć setki. Komunistyczne brednie ,,zatruły głowy’’ ludziom płci obojga, niezależnie od narodowości.
Na szczęście relacje polsko – ukraińskie z lat ,,systemu komunistycznego’’ nie ograniczały się do współpracy masowych zabójców, oszustów na skalę przemysłową i złodziei całych terytoriów, którzy mieli czelność używać wobec siebie określenia ,,dostojników politycznych’’. Należy przywołać również formy współpracy, praktykowane przez ludzi z ,,nizin społecznych’’ – rolników, pracowników najemnych, uczniów, studentów, duchownych … *Wyjazdy wakacyjne młodzieży – setki i tysiące osób, przynależnych obecnie do grona ludzi dojrzałych, o ile nie wręcz emerytów, regularnie uczestniczyło, w czasach Polski Ludowej i Ukrainy Radzieckiej, w obozach dla uczniów szkół średnich i studentów. Na terenie PRL miejscem regularnego pobytu pionierów ,,zza Buga’’ były ośrodki Związku Harcerstwa Polskiego, np. Centralna Szkoła Instruktorów Zuchowych w Oleśnicy pod Wrocławiem (wiem, o czym piszę – byłem tam!). ,,Rewanż’’ dla gości z Polski zapewniały kompleksy wypoczynkowe Wszechzwiązkowego Leninowskiego Komunistycznego Związku Młodzieży, tzw. ,,Komsomołu’’. Najbardziej prestiżowy wśród nich wydaje się, z perspektywy 25 lat, ośrodek pod tytułem ,,Artek’’, położony na Krymie. Jeszcze dziś pamiętam ulotki reklamowe, rozdawane nieodpłatnie w polskich liceach i technikach lat 80 – tych minionego stulecia, a opatrzone kolorowym napisem ,,W pionierskim łagierie Artek’’.
*Wyjazdy urlopowe pracowników, które przybierały 2 formy. Chodzi o inicjatywę tzw. ,,pociągów przyjaźni’’ – pozarozkładowych pociągów kolejowych, które latem wyjeżdżały z wielkich miast Polski i udawały się do podobnej kategorii ośrodków miejskich, położonych w republikach związkowych europejskiej części Związku Radzieckiego, a więc również na Ukrainie. Tam ,,podróżnicy’’ spędzali określony czas na zwiedzaniu lokalnych atrakcji, żeby następnie wrócić z powrotem, tymi samymi wagonami i tą samą trasą, a roku następnym ,,goście ze Wschodu’’ przyjeżdżali na zasadzie wzajemności. Alternatywą było korzystanie z tzw. ,,kurortów’’ , czyli miejscowości wypoczynkowych, gdzie zażywający wypoczynku obywatele ,,bratnich krajów’’ spędzali 10 lub 14 – dniowe ,,turnusy’’, kwaterując w zamkniętych ośrodkach, z reguły fundowanych przez instytucje lub przedsiębiorstwa. Najwięcej Polaków wypoczywało na Ukrainie Radzieckiej wzdłuż brzegów Morza Czarnego, szczególnie na Krymie i wokół Odessy. ,,Goście’’ z USRR obiektem swego zainteresowania czynili zwłaszcza miejscowości nadbałtyckie, co wydaje się dziwne, gdyż mieli pod dostatkiem plaż czarnomorskich oraz na wybrzeżu Morza Azowskiego. Być może ,,cudze zawsze smakuje lepiej’’? Nie potrafię tego rozstrzygnąć. *Inwestycje, realizowane na Ukrainie Radzieckiej przez firmy budowlane z PRL. Dziesiątki fabryk, obiektów użyteczności publicznej, linii kolejowych, dróg utwardzonych i gazociągów za naszą wschodnią granicą zostało wybudowane przez Polaków. Pracownicy, tak fizyczni, jak i umysłowi, mieli za pracę ,,na kontraktach’’ w każdej republice związkowej ZSRR, a więc i na Ukrainie, płacone o 200, jeśli nie o 300 % pensji, jaką, za tę samą pracę, otrzymaliby w Polsce. Dodatkową gratyfikacją za pobyt ,,na kontrakcie’’ była możliwość prowadzenia ,,nielegalnego handlu zagranicznego’’ – czytaj przemytu. Próby takiego działania, o ile były podejmowane przez ,,urlopowiczów’’ lub turystów, napotykały brutalne przeciwdziałanie służb celnych, policyjnych i innych pokrewnych. W porównaniu z tymi nieszczęśnikami, ,,pracownicy kontraktowi’’ cieszyli się przywilejami na kształt dyplomatów. Nikt ich nie rewidował, nikt im niczego nie odbierał. Do Polski szerokim strumieniem docierały wyroby jubilerskie, sprzęt AGD, alkohole, elektronika, a nawet motocykle i samochody. Osobiście mam zaszczyt przestawać z byłymi ,,pracownikami kontraktowymi’’, wspominającymi tamte czasy jako ,,fascynującą przygodę’’, do tego źródło ,,extra dochodów’’. Woleli jeździć do pracy na wschód od Bugu, niż do krajów Europy Zachodniej czy za Ocean Atlantycki, które to kierunki ,,wypraw na zarobek’’ były za czasów PRL, szczególnie po roku 1970, równie popularne, jak dziś, z tym, że wyjazdy do krajów członkowskich ZSRR były legalne i ,,za błogosławieństwem’’ władz komunistycznych, a wyjazdy, w celu podjęcia pracy, do krajów członkowskich NATO, rząd PRL traktował jak przestępstwo. Jest jeszcze inny wymiar pracy zarobkowej Polaków na Ukrainie Radzieckiej – troska o polskie zabytki z czasów dawnej Rzeczypospolitej, pozostałe na ziemiach USRR. Szczególnym podziwem i respektem cieszyła się dyrekcja i załoga przedsiębiorstwa ,,Energopol’’, które, całkowicie lekceważąc warunki kontraktu, oprócz budowy elektrowni dla Ukrainy Radzieckiej, zakonserwowało Cmentarz Orląt Lwowskich na górze Pohulance we Lwowie, powstrzymując jego dewastację przez komunistów. Ta nielegalna inicjatywa pozwoliła na całkowitą odbudowę ( rekonstrukcję ) cmentarza zaraz po rozwiązaniu Związku Radzieckiego, tzn. począwszy od sezonu budowlanego w 1992 roku.
*Wsparcie religii chrześcijańskiej, a zwłaszcza Kościoła Katolickiego (tak Obrządku Wschodniego, jak i Obrządku Zachodniego) na Ukrainie przez Polaków. Znikąd indziej nie otrzymali chrześcijanie, zamieszkali w USRR, więcej Biblii, ksiąg liturgicznych i wszelkich przedmiotów, pomocnych w pracy duszpasterskiej oraz katechizacji młodego pokolenia, jak właśnie z Polski. Notorycznie przemycano z PRL do USRR poświęcone materiały, mimo, że tajne służby komunistyczne po obu stronach granicy poszukiwały ich o wiele gorliwiej, niż jakichkolwiek artykułów o wartości komercyjnej. Oprócz wydawnictw jechał na Ukrainę również swoisty ,,żywy towar’’ w postaci księży i sióstr zakonnych. Ci odważni duchowni, ubrani ,,po cywilnemu’’ i udający (skutecznie!) ludzi świeckich, przedostawali się na Ukrainę pod pozorem turystyki, aby nauczać wiary tamtejszą ludność, ze szczególnym uwzględnieniem mniejszości Polaków, mimo wszystko pozostałych na dawnych Kresach Wschodnich. Ich działalność stanowiła radykalne przeciwieństwo ,,współpracy polsko – ukraińskiej’’, organizowanej przez dygnitarzy komunistycznych. To właśnie tajni emisariusze Kościoła czy konserwujący nagrobki ,,Orląt Lwowskich’’ robotnicy z konsorcjum ,,Energopol’’ stworzyli podstawy do współczesnej – prowadzonej na początku XXI wieku – dobrosąsiedzkiej, mimo wszelkich ułomności, współpracy polsko – ukraińskiej.
Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka w latach 1945 – 1985.
Z punktu widzenia Polaka, żyjącego na przełomie XX i XXI stulecia w swoim rodzinnym kraju, historia Polski wydaje się być bliska, szczególnie, gdy chodzi o lata ,,od 1945 roku wzwyż’’. Tymczasem na temat historii Ukrainy – mimo, że jest to kraj sąsiedni – wielu moich, rzekomo ,,dorosłych’’ rodaków (już nie mówiąc o młodzieży!) nie wie dosłownie nic. W związku z powyższym chciałbym uzupełnić niniejszy tekst elementarnymi informacjami o powojennej Ukrainie, postrzeganej z perspektywy minionych dziesięcioleci – od 1945 roku aż do wydarzeń, zaistniałych w połowie lat 80 – tych minionego wieku.
Podpisanie, w nocy z 8 na 9 kwietnia 1945 roku, traktatu z Karlshorst, ustanawiającego bezwarunkową kapitulację Niemiec i koniec II wojny światowej w Europie, nie przyniosło spokoju ani harmonijnego rozwoju cywilizacyjnego na Ukrainie. Oficjalnie południowo – wschodni sąsiedzi naszych ówczesnych Przodków mieli wszelkie powody do zadowolenia: Ukraina – jedna z 3 republik założycielskich ZSRR - otrzymała w nagrodę za postawę wobec niemiecko – faszystowskiej agresji miejsce wśród krajów – uczestników Konferencji Założycielskiej ONZ w San Francisco, która odbyła się pomiędzy 25.IV. a 26.VI. 1945 r. Żołnierze wszystkich 4 Frontów Ukraińskich podlegali szybkiej demobilizacji, po której, nagrodzeni setkami tysięcy orderów i medali, powracali do rodzinnych domów z poczuciem dumy i satysfakcji z dobrze spełnionego obowiązku. Szkoda, że ani władze partyjne, ani przedstawiciele rządu USRR, nie raczyli im powiedzieć o faktycznej przyczynie rozformowania większości Sił Zbrojnych: odsyłani ,,do cywila’’ żołnierze byli potrzebni do pracy nad usunięciem zniszczeń wojennych, bo na skutek 3 lat walk – od 1941 do 1944 roku – gospodarka Ukraińskiej SRR popadła w ruinę. Więcej niż połowa zabudowy obu stolic Ukrainy: dawnej – Charkowa i aktualnej – Kijowa nie nadawała się do zamieszkania. Wycofujący się Niemcy i ich sojusznicy zalali wodą dokładnie wszystkie kopalnie węgla i rud metali w Zagłębiu Donieckim, a także wysadzili kompleks tam przy zbiornikach retencyjnych na Dnieprze, stanowiących źródło zasilania kombinatu ,,Dnieproges’’ – koncernu energetycznego, wykorzystującego siłę wody do produkcji energii elektrycznej. W kraju o powierzchni dwukrotnie większej, niż dzisiejsza Polska, nie było prądu! W zakresie oświetlenia społeczeństwo zmuszone było cofnąć się do poziomu lamp naftowych czy karbidowych, jeśli nie wręcz łuczywa vel pochodni. Skutki braku elektryczności nie kazały na siebie długo czekać – przez 3 kolejne, powojenne, lata, tzn. 1846, 1947, 1948 permanentnym zjawiskiem w odległych, rolniczych, okolicach Ukrainy, stały się choroby i podwyższona śmiertelność, wywołane niedożywieniem obywateli. Działał prosty ,,łańcuch przyczynowo – skutkowy’’: nie ma prądu – nie działa przemysł i transport, nie działa przemysł i transport – nie ma jak wyprodukować nawozów i maszyn rolniczych, aby odtworzyć uprawę i hodowlę w celu pozyskania artykułów żywnościowych. A gdy nie funkcjonuje produkcja rolna i zubożały kraj nie ma pieniędzy, aby ,,ratować się’’ importem – to ludzie cierpią z głodu, chorują i umierają … Dopiero 3 lata po kapitulacji Niemiec zanikły na Ukrainie trudności zaopatrzeniowe w zakresie podstawowych artykułów spożywczych, ale, jeżeli chodzi o wyroby przemysłowe, to jeszcze na przełomie lat 50 – tych i 60 – tych XX wieku normą było spotykanie na ulicach mężczyzn, ubranych w sprane i połatane bluzy wojskowe, tzw. ,,gimnastiorki’’, otrzymane 15 lat wcześniej od intendentury któregoś spośród 4 Frontów Ukraińskich z okazji demobilizacji. Chodzili tak ubrani bynajmniej nie zainspirowani tęsknotą za minioną, wojenną, przeszłością, tylko zmuszeni brakiem konfekcji w sklepach odzieżowych … 15 lat – trzykrotnie dłużej, niż trwała wojna – nie wystarczyło, aby zabezpieczyć minimum potrzeb rynku w proste stroje… To dopiero daje wyobrażenie o skali zniszczenia ukraińskiej gospodarki ,,zaledwie’’ 3 pokolenia wstecz. Ruina przemysłu, handlu i rolnictwa to wszakże nie jest rozstrzygający temat z dziedziny skutków II wojny światowej na terenie USRR. Znacznie ważniejsze są rozmiary strat w ludziach, nie ustalonych bezsprzecznie aż do naszych czasów. Szacunkowe dane, jakie w XXI stuleciu prezentują władze z siedzibą w Kijowie, zawierają rozbieżności od 6 aż do 8 milionów zabitych i zmarłych z ran na przestrzeni lat 1941 – 1944 … Z perspektywy więcej niż półwiecza można uznać, że demograficzne i ekonomiczne skutki II wojny światowej na Ukrainie nie zostały przezwyciężone do dziś – nadal setki miejscowości, podówczas zniszczonych, nie doczekało się odbudowy, zaś miliony ugorujących hektarów ziemi, niegdyś uprawnej, porosły lasy i stepy …
Zmiany, i to ważne, w historii Ukrainy Radzieckiej, nadeszły 8 lat po zakończeniu wojny. Wynikły one z obsady personalnej na szczeblu najwyższym - ,,wszechzwiązkowym’’: po śmierci Towarzysza Stalina – 5.III.1953 r. – dotychczasowy przywódca USRR – I Sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Ukrainy, Towarzysz Nikita Siergiejewicz Chruszczow – doczekał się, najbardziej prestiżowego w Związku Radzieckim, awansu – został Sekretarzem Generalnym Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego i rezydował w Moskwie, na Kremlu, aż do 1964 roku. Swoje urzędowanie rozpoczął od ciekawego, symbolicznego, gestu – w 1954 r., uzasadniając przedmiotową sprawę na 2 sposoby: upamiętnieniem 300 – lecia ,,Ugody Perejasławskiej’’ z XVII wieku oraz zadośćuczynieniem za stalinowskie zbrodnie przeciwko Ukraińcom, ogłosił przekazanie Krymu – dotychczas autonomicznej prowincji Rosyjskiej Federacyjnej Republiki Radzieckiej – pod władzę Ukraińskiej SRR. Patrząc oczami kogoś, żyjącego w 2014 roku, rad bym zapytać: ,,Czy podjąłby taką samą decyzję, wiedząc, jaki konflikt między Rosją a Ukrainą wywoła sprawa Krymu po 60 latach?’’Zmiana przynależności terytorialnej Krymu, wprowadzona przez N.S. Chruszczowa, przetrwała do XXI stulecia, aby ostatecznie postawić oba bratnie kraje na krawędzi wojny w lutym i marcu 2014 roku … Inną ,,zasługą’’ tow. Chruszczowa, której efekty ,,pokutują’’ na Ukrainie do dziś, była maniakalna walka z Kościołem Katolickim, tak obrządku łacińskiego, jak i słowiańskiego. Nikita Siergiejewicz przeniósł tę szkodliwą i nieludzką politykę z wymiaru lokalnego – ukraińskiego – na poziom ogólnozwiązkowy, tzn. dotyczący wszystkich krajów członkowskich Związku Radzieckiego. To właśnie ,,dobrotliwy towarzysz Nikita Siergiejewicz’’, jak nazywali go twórcy radiowej, telewizyjnej i gazetowej propagandy (dziś określanej najczęściej ,,reklamą’’) doprowadził do oficjalnej delegalizacji Kościoła Grecko – Katolickiego, zwanego też Bizantyjsko – Ukraińskim. Jedynym, urzędowo popieranym, Kościołem chrześcijańskim na Ukrainie miał być Kościół Prawosławny (gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości, to spieszę wyjaśnić, że podlegający zwierzchnictwu Patriarchatu Moskiewskiego). Duchowni i świeccy, którym starczyło odwagi, żeby deklarować wierność Papieżowi w Rzymie, mogli spodziewać się wszelkich represji, które czasami przybierały formy ekonomiczne, czyli uderzały przeciwko materialnej własności Kościoła, a czasami formy terrorystyczne, tzn. zmierzające do zastraszenia konkretnych ludzi. Gdy zajmujemy się działaniami przeciwko katolicyzmowi w zakresie materialnym, to należy, przede wszystkim, wymienić setki przypadków konfiskaty, czyli zabrania przez urzędników o charakterze politycznym budynków świątyń, domów parafialnych, klasztorów, seminariów, itp. obiektów kościelnych. Zagrabione budowle, z łaski partii komunistycznej, przebudowywano na muzea, sale koncertowe, szkoły, a bywało, że na … hale sportowe (!). Gdy chodzi o rozprawienie się z ,,niewygodnymi’’ kapłanami, tudzież wiernymi świeckimi, za przykłady stosowanych metod posłużyć mogą życiorysy 2 dzielnych ludzi, otaczanych podziwem i czcią na Ukrainie do dziś: - arcybiskup Josyp Slipyj, w pełni zasługujący na tytuł przedstawiciela ,,dusz Panu Bogu poświęconych’’, który został skazany przez komunistyczny ,,sąd’’ (cudzysłów jest w pełni uzasadniony, właściwa nazwa wyżej wymienionej instytucji to kabaret, ewentualnie teatr) na 25 pobytu w karnym obozie pracy, a następnie, po spędzeniu ,,za drutami’’ 14 lat, ułaskawiony, wszakże pod warunkiem dożywotniej emigracji z rodzinnego kraju. Dożył kresu swoich ziemskich dni w Rzymie, ciesząc się z faktu obsadzenia urzędu papieskiego kandydatem rodem z Wadowic koło Krakowa. Pontyfikat Błogosławionego Jana Pawła II stanowił dla, umierającego na wygnaniu, ukraińskiego hierarchy źródło nadziei na rychły upadek absurdalnego systemu komunistycznego, i to po obu stronach rzeki Bug. Niestety, arcybiskup Slipyj nie doczekał ,,transformacji ustrojowej’’ z lat 1989 – 1991. - nauczyciel wiejski JosypTerelija, który organizował konspiracyjne nauczanie dzieci religii, całkowicie lekceważąc ,,wytyczne’’, przesyłane do szkół przez ,,elitę polityczną’’. Komunistyczni przywódcy, z Nikitą S. Chruszczowem na czele, twierdzili, że ,,religia to opium dla ludu’’, ewentualnie ,,świadectwo zacofania, ciemnoty i obskurantyzmu’’. JosypTerelija nie przejmował się ich ,,mądrościami’’ w najmniejszym stopniu i , jak to śpiewał Wojciech Młynarski, ,,robił swoje’’. Za swoją, godną szacunku, postawę doczekał się ukarania - najpierw dyscyplinarnym zwolnieniem z pracy, a następnie dożywotnim zakazem wykonywania wyuczonego zawodu. Komunistycznym ,,aparatczykom’’ nie udało się Go zastraszyć. Zdobył ogólnoświatowy rozgłos, przemycając do Rzymu list protestacyjny, adresowany do Papieża Pawła VI, a wymierzony przeciwko szerzeniu bezbożnej i nieprawdziwej propagandy. Wtedy ówczesny ,,sąd’’ uznał Go za szaleńca i na resztę życia umieścił w szpitalu psychiatrycznym. Dzisiaj zdanie z Jego listu do Ojca Świętego można znaleźć w ukraińskich podręcznikach: ,,Żyję w kraju, gdzie przestępstwem jest być chrześcijaninem’’. Mniej tragiczne, a bardziej żałosne skojarzenie z polityką towarzysza Nikity Siergiejewiczana Ukrainie odnosi się do rolnictwa. Towarzysz Sekretarz Generalny popadł w jakąś osobliwą fascynację … kukurydzą (!) i kazał ją uprawiać, zupełnie bez sensu, na znakomitych glebach ukraińskich, od wieków kwalifikujących się do wykorzystania pod siew pszenicy. Był to absurd. Rolnicy uważali pomysł komunistycznego przywódcy za ,,gwałt na naturze’’, a jego obalenie i przeniesienie na emeryturę (w 1964 roku) za karę Bożą, w pełni zasłużoną idiotycznym narzucaniem uprawy kukurydzy.
Rozpad (a raczej ,,stopniowe zdemontowanie’’) systemu komunistycznego na Ukrainie.
Dopóki na czele całego Związku Radzieckiego stali konserwatywni, wierni leninowsko – stalinowskim ideom, przywódcy starszego pokolenia – Leonid Breżniew (sprawował urząd Sekretarza Generalnego w latach 1964 – 1983), Jurij Andropow (pozostawał na w.w. urzędzie w latach 1983 – 1984)i Konstantin Czernienko (stał na czele ZSRR od 1984 do 1985 roku), którzy, jako dorośli ludzie, brali udział w II wojnie światowej, system polityczny, wywodzący się z epoki Rewolucji Październikowej i oparty na zasadzie jednopartyjnej oligarchii, trwał od Bugu do Oceanu Spokojnego, praktycznie niereformowalny. Dopiero wybór na lidera komunistów Michaiła Siergiejewicza Gorbaczowa, który przewodził ZSRR od 1985 do 1991 roku, otworzył perspektywę pokojowej reformy Związku Radzieckiego w kierunku jego przekształcenia z ścisłej, ponadpaństwowej organizacji, zrzeszającej 14 krajów członkowskich - ,,republik związkowych’’ – pod hegemonią Rosji, w dobrowolną organizację suwerennych państw. Powyższe zasady ,,ogólnozwiązkowe’’ jak najbardziej odnosiły się do realiów, panujących także w Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej.
Nie od rzeczy wszakże zauważyć pewien istotny fakt: do politycznej praktyki na Ukrainie zasady Gorbaczowowskiej ,,pieriestrojki’’ (nad Dnieprem częściej określanej, w pięknym języku Tarasa Szewczenki, jako ,,perebudowa’’) zostały wprowadzone nie jako efekt dobrej woli i ,,łaski’’ elit rządzących, które nagle postanowiły ułatwić życie ,,prostemu ludowi’’, tylko z konieczności – dla złagodzenia szoku, jaki wstrząsnął społeczeństwem po katastrofie, o której do dziś nie poznaliśmy całej prawdy. Wszystkie kolejne rządy ukraińskie – zarówno komunistyczne, jak i kapitalistyczne – od 1986 roku aż do XXI wieku twierdzą, że doszło do wypadku przy pracy. Natomiast ci nieliczni uczestnicy wydarzeń, którzy przeżyli i doczekali XXI wieku, konsekwentnie twierdzą, że miał miejsce nieodpowiedzialny eksperyment o charakterze militarnym, zakończony awarią, tragiczną w skutkach. Chodzi o wydarzenia, zaistniałe w nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 roku, kiedy to elektrownię w Czernobylu, położoną na północny zachód od Kijowa, zniszczył wybuch jądrowy. Dziesiątki tysięcy kilometrów kwadratowych terytoriów Ukrainy, Białorusi i Rosji zostało radioaktywnie skażone, a trujące chmury izotopów wiatr poniósł aż do republik nadbałtyckich, Skandynawii i … Polski (!) Bliżej nieznana liczba osób zmarła na skutek eksplozji i promieniowania. Ofiary nowotworów popromiennych umierają nawet po 25 latach (!) Raporty, dotyczące bilansu strat w ludziach, cechuje rozbieżność od 3 do 100 (!) tysięcy zgonów … Region w promieniu 30 kilometrów od ruin elektrowni , razem z miastem Prypeć i kilkunastoma wsiami, podlegał (rzekomo ,,tymczasowej’’) ewakuacji ludności. Już po upływie 3 miesięcy okazało się, że ,,tymczasowość’’ równa się wysiedleniu na resztę życia. Minęło ćwierć wieku, a w dorzeczu Prypeci nadal ,,straszą’’ opustoszałe miejscowości, w których drzewa - ,,samosiejki’’ - wyrosły na dawnych trawnikach, osiągając wysokość piętrowych budynków…
Skala tragedii była tak wielka, a jej ,,odzew’’ za granicą na tyle głośny, że sprawy nie dało się ani ukryć, ani zakłamać. Nieudolność urzędników cywilnych i wojskowych, tak na szczeblu Ukraińskiej SRR, jak i w skali ogólnozwiązkowej, wywołała powszechną nieufność w społeczeństwie, masowe protesty pod hasłem ,,władza kłamie’’, a w końcu eskalację 2 postaw u obywateli: - żądania upowszechnienia ,,głasnosti’’, czyli po polsku ,,jawności’’ – zjawiska, które w realiach UE po 2000 roku nazywane jest ,,dostępem do informacji publicznej’’, a więc prezentowaniem maximum danych o , aktualnie prowadzonej, polityce szeroko pojętemu społeczeństwu przez elitę, złożoną z nielicznych - wykształconych i bogatych.
- żądania niepodległości Ukrainy w znaczeniu jej wystąpienia z grona krajów członkowskich Związku Radzieckiego, a gdyby się to okazało niemożliwe, to przynajmniej zwiększenia jej samodzielności przy zachowaniu członkostwa w ZSRR.
,,Po Czernobylu’’ nie było już możliwe utrzymywanie systemu komunistycznego na Ukrainie w dotychczasowej formie. Śmierć i kalectwo postronnych osób utorowały drogę do przemian politycznych w kraju – również takimi szlakami porusza się historia …
Katastrofa w Czernobylu skompromitowała komunistyczny system na Ukrainie – skala zniszczeń i ofiar, wynikająca bardziej z dezorganizacji oraz ułomnego zarządzania akcją ratunkową, niż ze skutków samego wybuchu, pokazała nieefektywność struktur administracyjnych, a także skrajne zakłamanie osób, zasiadających na prominentnych stanowiskach partyjnych i rządowych. Ludzie, którym zagrażała atomowa zagłada, uznali, że nie ma się co bać sowiecko – bolszewickiego systemu politycznego. Nie sposób odmówić Michaiłowi Siergiejewiczowi Gorbaczowowi zasług w dziedzinie ,,pokojowego demontażu’’ Związku Radzieckiego, ale na terytorium Ukrainy proces ten został wyraźnie przyspieszony i zdynamizowany przez następstwa katastrofy czernobylskiej.
Kolejne etapy ,,samolikwidacji’’ czy ,,reformy w kierunku rozpadu’’ sowieckiego totalitaryzmu u naszych południowo – wschodnich Sąsiadów, licząc od 1986 roku, przedstawiają się następująco: - 1987 r. –oficjalnie notyfikował swoje utworzenie Ukraiński Ruch na Rzecz Przebudowy – ogólnokrajowa organizacja społeczna, zrzeszająca stronników używania języka ukraińskiego w życiu publicznym i ujawnienia prawdy o, dotychczas zakłamanej i przemilczanej, historii Ukrainy.
- 1988 r. – z inicjatywy działaczy wyżej opisanego Ruchu, liczącego (po upływie pierwszego roku działalności) około 120 000 członków płci obojga i różnego wieku, we Lwowie odbyły się, pierwsze od zakończenia II wojny światowej, demonstracje uliczne pod hasłem przywrócenia niepodległości Ukrainy. Komunistyczne władze nie zastosowały żadnych represji przeciwko organizatorom protestów. Takie zachowanie można było tłumaczyć na 2 sposoby: albo partia komunistyczna ,,ucywilizowała się’’ na tyle, że nie uznawała już za stosowne gnębić przemocą ludzi o innych poglądach, albo osłabła wewnętrznie do tego stopnia, że bała się użyć siły wobec przeciwników politycznych. Tak czy inaczej – ,,gołym okiem’’ dawało się zauważyć przemianę w sposobie traktowania ,,niepokornych obywateli’’ przez elitę … - 1989 r. – aby zrównoważyć działania opozycjonistów, Komunistyczna Partia Ukrainy przejęła inicjatywę, ogłaszając – rozpisane na październik – pierwsze w całej historii ukraińskiej państwowości, wolne i demokratyczne wybory do samorządu terytorialnego. Komuniści, którzy przez dziesiątki lat uniemożliwiali współobywatelom decydowanie o własnym życiu, nagle wprowadzili ordynację wyborczą, nie ustępującą standardom Europy Zachodniej czy Ameryki Północnej. Umożliwiło to rozpoczęcie kariery politycznej tysiącom ludzi o poglądach niekomunistycznych, którzy dotychczas mieli kategoryczny zakaz kandydowania na urzędy publiczne.- 1990 r. – odbyły się pierwsze wolne i demokratyczne wybory do parlamentów republik związkowych, a także do Rady Najwyższej Związku Radzieckiego. W przypadku Ukrainy mieszkańcy wybrali izbę ustawodawczą o składzie na tyle reformatorskim czy opozycyjnym, że stopniowo poszerzała zakres praw obywatelskich, ujawniała prawdę o najnowszej historii i likwidowała absurdy, narosłe przez minione pół wieku. - 1991 r. –na dowód poważnego traktowania zasad ,,pieriestrojki’’ Rada Najwyższa Ukraińskiej SRR przyjęła 2 ustawy: pierwszą, z dnia 10 lutego 1991 r., zezwalającą Tatarom Krymskim na powrót do Ojczyzny, z której wygnały ich jednostki NKWD i Armii Czerwonej po II wojnie światowej, na mocy decyzji ,,wielkiego Wodza’’ Józefa Wissarionowicza Stalina, a następnie drugą, datowaną na 12 lutego tego samego roku, ustanawiającą Krymską Republikę Autonomiczną. Na jej terytorium powracający z Azji Środkowej dawni zesłańcy mogą, wraz z rodzinami, bez przeszkód zamieszkiwać, używając swego języka w życiu publicznym i rozwijając tatarska kulturę, opartą na zasadach islamu. Powyższe ustawy nie oznaczały jednak prawdziwego końca systemu komunistycznego na Ukrainie, przynajmniej w zakresie prawno – konstytucyjnym. Rozstrzygający okazał się wynik głosowania w parlamencie kijowskim dnia 24 sierpnia 1991 roku, kiedy to, na wiadomość o ,,puczu Janajewa’’ w Moskwie, Rada Najwyższa uchwaliła DEKLARACJĘ NIEPODLEGŁOŚCI UKRAINY. Wielce interesującą rzeczą jest, przynajmniej z naszego punktu widzenia, fakt uznania powrotu Ukrainy do rodziny państw niepodległych przez Polskę jako PIERWSZY spośród wszystkich krajów w skali świata. Uczciwi patrioci ukraińscy, nawet o poglądach nacjonalistycznych, z wdzięcznością wspominają to do dziś.
Ostatnie 3 miesiące 1991 roku stanowiły pewien, unikalny w historii powszechnej, ,,okres przejściowy’’: z jednej strony Ukraina była traktowana jako suwerenne państwo, czemu sprzyjał nie tylko fakt przegłosowania w Radzie Najwyższej ustawy o przywróceniu niepodległości z dniem 24.VIII.1991 r., ale również , bardzo prestiżowe na arenie międzynarodowej, członkostwo założycielskie Ukraińskiej SRR w Organizacji Narodów Zjednoczonych, datujące się od r. 1945.
Z drugiej strony – kraj nad Dnieprem pozostawał jednocześnie członkiem – założycielem Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, którego Traktat Założycielski z r. 1922, zwany też Umową Związkową, przewidywał wyższość (co należy rozumieć jako ,,nadrzędność’’)prawodawstwa ogólnozwiązkowego ( czy też ,,wszechzwiązkowego’’, jak to określały dokumenty z czasów radzieckich) nad krajowym. Jeśli uznamy za obowiązującą definicję ,,niepodległości’’ rodem z Karty Narodów Zjednoczonych, to członkostwo Ukrainy w ZSRR będzie absurdem. Jeżeli zaś przyjmiemy za wiążącą Umowę Związkową ,,wzór 1922’’, to Deklaracja Niepodległości Ukrainy z dnia 24.VIII.1991 r. stanie się nielegalna. Nastąpił, trudny do rozwiązania, konflikt interesów, którego efekty ,,ciążą’’ ukraińskiej polityce do dziś. Wówczas zaistniałą sytuację nazywano ,,borbązakonow’’, co na polski z rosyjskiego wykłada się jako ,,walka praw’’. Takie, dziwne w oczach kogoś, żyjącego w 2014 roku, sformułowanie powstało dlatego, że, od końca sierpnia do początku grudnia 1991 roku, w Kijowie toczyła się walka (z perspektywy czasu można się tylko cieszyć, że tylko polityczna, a nie w innej – czytaj: ,,bardziej drastycznej’’ – formie!) o to, czy ważniejsze jest prawo ukraińskie, czyli – w danym wypadku – decyzja o przywróceniu niepodległości – czy może jednak ponadnarodowe, związkowe prawo radzieckie …
Niedawne problemy , zaistniałe na ukraińskiej ,,scenie politycznej’’ , jak np. ,,Afera Julii Tymoszenko’’, ,,Pomarańczowa Rewolucja’’ czy tegoroczny ,,Euromajdan’’, to odległe echo tamtej walki sprzed 23 lat – tzw. ,,pomarańczowi’’, głoszący potrzebę integracji Ukrainy z Unią Europejską i NATO, są kontynuatorami zwolenników wyższości prawa ukraińskiego nad prawem radzieckim, natomiast ,,regionałowie’’ idą tropem miłośników Związku Radzieckiego z roku 1991, tylko, że dzisiaj domagają się pozostania Ukrainy w składzie Wspólnoty Niepodległych Państw i zawarcia unii celnej z Rosją – teraz już nie ,,komunistyczną’’, a ,,demokratyczną’’, której symbolami pozostają osoby Władimira Władimirowicza Putina i Dimitrija Pawłowicza Miedwiediewa. ,,Pomarańczowi’’ dowartościowują piękno i kulturowe znaczenie języka ukraińskiego, ,,regionałowie’’ walczą o równouprawnienie języka rosyjskiego w życiu publicznym … ,,Pomarańczowi’’ nawiązują do tradycji OUN i UPA, zaś ,,regionałowie’’ czczą pamięć żołnierzy 4 Frontów Ukraińskich Armii Czerwonej z epoki II wojny światowej. Dziś są już dorosłymi ludźmi niemowlęta, urodzone wówczas – mijają 23 lata od 1991 roku, a konflikt jak był, tak pozostał …