Konflikt: Pakistan vs USA i NATO? Śmierć 28 żołnierzy Pakistanu zabitych atakiem samolotu-robota z końcem listopada 2011 może okazać się punktem zwrotnym w stosunkach Pakistanu z USA i NATO. Atak ten jest uważany przez wojsko Pakistanu za nakazany przez USA a wykonany przez NATO, wobec czego rząd Pakistanu ostro zaprotestował w Brukseli w kwaterze głównej NATO oraz zastosował „skuteczną odpowiedź: a) zamknął tranzyt NATO przez teren Pakistanu do Afganistanu; b) nakazał opróżnienie bazy USA w Shamsi w ciągu 15 dni; c) zakwestionował wszelkie układy kooperacji z USA i NATO, ale na razie nie deklaruje otwarcie wycofania się Pakistanu z wojny USA w Afganistanie. Zapasy dostaw w Afganistanie pozwalają na działania pacyfikacyjne na kilka tygodni, ale sytuacja stanie się trudniejsza, jeżeli to embargo będzie przedłużane przez Pakistan, ponieważ połowa dostaw USA-NATO korzysta z tranzytu przez Pakistan. Natomiast druga połowa zależy od Północnej Sieci Komunikacyjnej uzależnionej od Rosji i osiągalna za cenę ustępstw i faktycznego uznania Moskwy przez USA, jako „równego partnera” a nie „partnera o zmiennej wartości”, zwłaszcza wobec planów nowej „drogi handlu jedwabiem” w Azji Centralnej i permanentnych baz USA w Afganistanie jak też budowa nowej wersji Tarczy, która jest widziana przez Moskwę, jako poważne zagrożenie Rosji. USA nie popiera powrotu Putina na stanowisko prezydenta w marcowych wyborach w 2012 roku. USA gwałci prawo międzynarodowe i Statut ONZ’u. Rosja skłania się do wycofania swego udziału w wojnie USA przeciwko Talibanom w Afganistanie. Przyjacielskie stosunki prezydenta Obamy z premierem Indii Manmohan’em Singh niepokoją rząd Pakistanu, który jest lekceważony przez Waszyngton i z tego powodu otwarcie szuka poparcia w Chinach. Pakistan wyraźnie bojkotuje konferencję w Bonn wyznaczoną na dzień 2 grudnia 2011, co powinno być brane poważnie przez rząd USA. Natomiast Pakistan jest postrzegany przez Izrael, jako jedyne państwo Muzułmańskie posiadające broń nuklearną. Obecnie sytuacja regionalna jest korzystna dla Pakistanu. Ostatnio, 2g listopada, na konferencji w Stambule, Rosja, Chiny, Pakistan i Iran zajęły postawę negatywną w sprawie baz amerykańskich na terenie Afganistanu po 2014 roku. Program rządu prezydenta Obamy utrwalenia „Amerykańskiego Stulecia na Pacyfiku” czyni z Pakistanu bardzo ważnego partnera Chin. Jednocześnie autonomia Pakistanu jest korzystna dla Rosji i Iranu. Tak, więc Rosja, Chiny i Iran popierają Pakistan uniezależniony od USA. Żadne z tych państw nie chce azjatyckiej wersji „tarczy” w Hindu Kusz. Tak, więc Pakistan może pomóc w uzuwaniu sił USA i NATO z Azji Środkowej. W rezultacie prawdopodobnie wkrótce Pakistan otrzyma zaproszenie by został pełnoprawnym członkiem Shanghai Cooperation Organization, która to organizacja posługuje się chińskim i rosyjskim, jako językami oficjalnymi i nie dopuszcza nawet obserwatora USA w czasie organizowanych przez nią manewrów i zjazdów..
Mongolskie pochodzenie moskiewskich instytucji politycznych Skutki ponad 250 lat władzy i kontroli Mongołów nad Moskwą W Moskwie, począwszy od pierwszej połowy XIV wieku nastąpiło wyraźne oderwanie się od ciągłości ewolucji organizacji politycznych w tradycji słowiańskiej, rządzenia opartego na demokratycznych wiecach, na rzecz mongolskiego sposobu rządów absolutnych. Warto wspomnieć, że źródłosłowem słowa „wiec” jest czasownik „wiedzieć” i po polsku miało on formę rozkazującą: wiedz, dowiedz się, bierz udział. Po rosyjsku polskie słowo wiec jest „wiecze”. Słowo to podobnie jak słowo „wolność” zostało usunięte z użycia w miarę wzrostu wpływów mongolskich, kiedy tradycje instytucji Rusi Kijowskiej nagle zostały w Moskwie przerwane a ustaliła się, a raczej została narzucona, nowa struktura polityczna podobna do instytucji politycznych mongolskiego Chanatu Kipczaku, części „Złotej Ordy”. Kniazie moskiewscy przeszli twardą służbę u panujących wówczas nad Moskwą Mongołów – nie tylko ściągali w ich imieniu podatki, ale również musieli dostarczać im armie pomocnicze, które walczyły pod rozkazami wodzów mongolskich głęboko na terenach Chin oraz na Bliskim Wschodzie, na przykład przy podboju Bagdadu. Doświadczenia na służbie Mongołów nauczyły kniaziów moskiewskich stosowanie mongolskich politycznych i wojskowych metod na wielką skalę już w pierwszej połowie czternastego wieku. Proces ten ukierunkował rozwój państwowości moskiewskiej i dał podstawę do dobrowolnej asymilacji, modyfikacji oraz adaptacji mongolskich sposobów rządzenia i dowodzenia siłami zbrojnymi i służył, jako model stosowany w celu stworzenia moskiewskiego systemu administracyjnego i wojskowego, zupełnie obcego tradycjom Słowiańszczyzny, ponieważ słowiańska tradycja polegała na formowaniu systemu samo-rządzenia się przy pomocy wieców. Ważny jest fakt, że kniazie moskiewscy, jako poddani często jeździli to Chanatu gdzie zostawiali synów w Saraju przy dworze Chana w ciągu ich lat dojrzewania. Była to gwarancja wierności i posłuszeństwa ich samych i ich rodziców – dowód ich wierności wobec Mongołów jak również znajomości mongolskiej struktury administracyjnej. Dopiero po 1430 roku, kiedy kniazie moskiewscy przestali służyć Mongołom, zaczęli oni ulegać innym wpływom, zwłaszcza tak zwanym wpływom ”pseudo bizantyjskim”. W konkluzji wśród skutków politycznych, socjalnych i religijnych inwazji mongolskiej na Moskwę trzeba uznać wpływy kultury i technologii chińskiej oraz fakt swobody rozwoju Cerkwi Prawosławnej, która później znalazła się pod nadzorem państwa rosyjskiego. Pod rządami Mongołów został zniszczony tradycyjny słowiański system samorządowych wieców, które są uznane za słowiańskie demokratyczne tradycje samorządowe. Nastąpiła centralizacja władzy w tradycji azjatyckiej, co spowodowało do dziś widoczne skutki w języku rosyjskim, i w formie rządów rosyjskich. Mongołowie przekazali Moskalom ducha azjatyckiego absolutyzmu w formie rządu i gospodarce. Natomiast głębokie korzenie Chrześcijaństwa zachowały powiązania Rosji z kulturą europejską. W formowaniu się kultury rosyjskiej ważną rolę odegrało posługiwanie się językiem słowiańskim tak w formowaniu się rosyjskiej politycznej geografii, historii jak i tożsamości narodowej.
Ostatnio dyskusję na ten temat prowadzili m. in. Donald Orłowski na łamach „Slavic Review” 1990 (“Association for Slavic, East European, and Eurasian Studies”) oraz Dustin Hoseini (“Bulletin of the School of Russian and Asian Studies” z 12-12-2006). Książka profesora Jana Kucharzewskiego (1876-1953): „Od Białego do Czerwonego Caratu” być może powinna być poszerzona pod tytułem: „Od Białego, przez Czerwony, z powrotem do Białego Caratu”.
Iwo Cyprian Pogonowski
Potężny rosyjski radar przy polskiej granicy W Kaliningradzie niedaleko granic Polski rozpoczęła prace nowoczesna stacja radiolokacyjna „Woroneż – DM”. Urządzenie zostało włączone na polecenie prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa i pomóc wojskom obrony powietrzno-kosmicznej monitorować elementy amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Podczas ubiegłotygodniowego wystąpienia telewizyjnego prezydent Dmitrij Miedwiediew zapowiedział przeformowanie federalnych sił zbrojnych tak, aby mogły one wykrywać zagrożenia ze strony amerykańskich systemów przeciwrakietowych i przeciwdziałać im. Pierwszym krokiem jest wyposażenie wojsk ochrony powietrzno – kosmicznej stacjonujących w Kaliningradzie w nowoczesną stację radiolokacyjną „Woroneż – DM”. Cyfrowy radar obsługiwany jest przez 18 osobowy zespół specjalistów. Monitoruje obszar w promieniu od 4,5 do 6 tysięcy kilometrów do wysokości przekraczającej 50 kilometrów. Współpracuje z wojskowymi satelitami obserwacyjnymi. Rosja ma już takie radary w okolicach Sankt Petersburga i w Kraju Krasnodarskim. Kompleks trzech stacji typu „Woroneż DM” pozwala na monitorowanie obszaru od bieguna północnego po południowe rejony Afryki i od Afryki Północnej po Chiny.
IAR, agkm Polskie Radio
Kazus: mur wyścigowy We wszystkich tych sprawach obywatele byli traktowani jak mierzwa. Nikt nie liczył się z ich zdaniem. Jeżeli udało się je wygrać to tylko, dlatego, że zainteresowani nie zrezygnowali z nierównej walki.
1) Przeszło rok temu ( w maju 2011) Totalizator Sportowy, który niepodzielnie włada Wyścigami [na Służewcu md] wynajął w celach reklamowych mur wyścigowy firmie Adidas. Rzecz w tym, że mur ten od wielu lat był miejscem, gdzie młodzi ludzie mogli bez przeszkód uprawiać swoją dyscyplinę ( street art). Zupełnie nie znam się na graffiti i nie gustuję w tej twórczości. Za malowanie na murach świeżo wyremontowanych kamienic urwałabym chętnie łeb.
Muszę jednak przyznać, że młodzi dzierżawcy muru wyścigowego zachowywali się wzorowo. Nie niszczyli cudzej pracy, przestrzegali ustalonych przez siebie i poprzednią dyrekcję zasad. Nowa dyrekcja potraktowała ich wyjątkowo brutalnie. Kilkunastu ochroniarzy zamalowało na czarno większość murali. Zemsta była za to słodka. Internauci zorganizowali na Facebooku bojkot. Setki młodych ludzi wysyłały do firmy Adidas oświadczenia, że nigdy w życiu nie kupią butów przez nią wyprodukowanych i będą odradzać ich kupno wszystkim kolegom. Adidas wycofał się bardzo szybko. Graffiti wróciły na mur wyścigowy.
2) Orzeł wraca na koszulki piłkarzy. PZPN i firma Nike przestraszyły się opinii publicznej.
3) Ukraina pod wpływem protestów wycofała się z mordowania psów. Oczywiście warto nadal te protesty podpisywać. Rząd Ukrainy boi się - jak wszyscy- tylko strat wizerunkowych. A teraz trochę historycznych zwycięstw.
4) W 1974 roku wybudowano w Konstantynowie maszt radiowy, który był przez pewien czas najwyższą budowlą na świecie (646m). 8 sierpnia 1991 roku maszt zwalił się. Oficjalnie, dlatego, że zdjęto jeden z odciągów. Nieoficjalnie- podobno zwalił go Tu 154, który wtargnął w przestrzeń powietrzną Polski. Nie wiem - nie byłam przy tym. Byłam za to na ostatecznej rozprawie odwoławczej w Sądzie Administracyjnym. Brałam udział w przygotowywaniu ekspertyzy dotyczącej metodologii badań statystycznych ( a raczej parodii badań) nad stanem zdrowia miejscowej ludności. Mecenas Zofia Adamowicz, która reprezentowała społeczność lokalną nieżyczącą sobie odbudowy masztu, przygotowywała wszystkich na przegraną. A jednak zupełnie niespodziewanie szala przechyliła się na korzyść protestujących. Radca prawny telekomunikacji był skandalicznie nieprzygotowany do rozprawy. NP. nie umiał podać mocy, na którą opiewał tak zwany operat ochrony środowiska. (pomylił się o rząd wielkości.) Sąd uchylił decyzję o odbudowie masztu w tym miejscu.
5) Wspomnę jeszcze o sprawie tak zwanych „łąk oborskich”, w której też maczałam palce. Opiszę ją przy okazji. Miałam na ten temat audycję w RM. Świetny artykuł napisał Grzegorz Wierzchołowski z GP. Wydawało się, że ta sprawa jest przegrana, bo w przejęcie za grosze ziemi należącej formalnie do SGGW (a naprawdę majątku zrabowanego wraz z pałacykiem Potulickim) były zaangażowane różne niezwykle wysoko postawione persony. Dotarły do mnie ostatnio wieści z dalekich stron, że gminie udało się zrealizować prawo pierwokupu ziemi. We wszystkich tych sprawach obywatele byli traktowani jak mierzwa. Nikt nie liczył się z ich zdaniem. Jeżeli udało się je wygrać to tylko, dlatego, że zainteresowani nie zrezygnowali z nierównej walki. Iza Brodacka
Szczepionkami w geny Boga. Gorzej niż Hitler!
Na podstawie: http://yoy50.wordpress.com/2011/10/19/a-department-of-defense-lecture-video-meet-some-real-life-sociopaths-and-psychopaths/
Kula w łeb czy nie? Za to, co czujesz. No to mamy konkret, – co się dzieje za zamkniętymi drzwiami. Prawdziwi terroryści i to na skalę, o jakiej nam się nawet nie śniło, działają w samym centrum USA, w Pentagonie. Trudno przypuszczać, że to nagranie może być ściemą, zachowanie tych typków jest tak realne, że aż skóra cierpnie. Poza tym zawiera dane katalogowe, które świadczą o pedantycznej systematyce ludobójców – dokładnie tak samo jak to było w przypadku nazistów. Ludobójstwo planowane i realizowane z zimną krwią. Nagranie datowane z kwietnia 2005, zostało ujawnione dopiero w czerwcu tego roku. Przedstawia ono nieznanego naukowca przedstawiającego swój projekt w Pentagonie. Wojskowy, który ujawnił to nagranie został ponoć pojmany. Projekt dotyczy stworzenia szczepionki, tzw. „FUN VAX”, która miałaby na celu zniszczenie tzw. genu VMAT2, nazywanego także „Genem Boga” (God Gene), odkrytego dopiero rok wcześniej. Okazuje się, więc, że duchowość jest częścią naszego bogactwa genetycznego, przekazuje się na potomstwo podobnie jak inteligencja – i nie zawsze się musi ujawnić w kolejnych pokoleniach. Poniższy „wykład” jest przykładem, jakiego stopnia psychopaci decydują o losach całych narodów i jakie metody się obecnie wykorzystuje. Rację miał niedawno Alex Jones, ostrzegając przed szczepionkami, które mogłyby zamienić nas w bezwolne roboty. Wirusami można wymazać lub zmienić praktycznie każdy gen, dlatego też idzie taki nacisk na masowe szczepienia. To, że w 2009 roku udało się je powstrzymać, nie oznacza jednak sukcesu – jak widać poniżej, wirusy mogą być rozsiewane drogą powietrzną w formie aerozolu. Jeśli chodzi o opryski chemiczne, tzw. chemtrails, to raczej nie mają na celu rozsiewania wirusów – te nie przeżyłyby długiej drogi i promieniowania słonecznego. Możemy, więc oczekiwać, że będą próby skażenia nas za pomocą szczepionek aerozolowych, zawierających zmodyfikowane wirusy grypy. Nie możemy zakładać, że projekt zmiany naszego genotypu dotyczy tylko fundamentalistów muzułmańskich i że chodzi tylko o Gen Boga. Jak widać na nagraniu, ludobójcy wcale nie chcą sobie zadać trudu by sprawdzić, jakie skutki uboczne może przynieść atak na genotyp. Chodzi im tylko o unieszkodliwienie przeciwnika, a są nim ludzie przeciwni totalnemu zniewoleniu o nazwie Nowy Ład Światowy. Nie mam wątpliwości, że atak pójdzie także na nas, Polaków, Niemców, Rosjan, Greków, wszystkich, którzy setkami pokoleń wypracowali coś, co nazywamy dzisiaj Cywilizacją. Musimy z całej mocy przeciwstawić się temu ludobójstwu, które jest realizowane na naszych oczach. Mamy dowody, przyszedł czas na działanie. Oto tłumaczenie wykładu ze słuchu (niezrozumiałe fragmenty są pominięte).
Tak się decydują losy ludzkości
Naukowiec: – Po lewej mamy jednostki religijne, fanatyków, to jest wyrażenie w czasie rzeczywistym PCR genu VMAT2. (…) Tutaj natomiast mamy jednostki, które nie są szczególnie religijne i widzimy, że ten gen B-Mat2 się o wiele mniej manifestuje, jest to kolejny dowód, który potwierdza naszą hipotezę (..)
Pracownik Pentagonu: – Czy sugerujesz to, że poprzez rozsianie tego wirusa, wyeliminujemy jednostki (…)?
Naukowiec: – Według naszej hipotezy, ci fanatycy mają nadmiar genu VMAT2 i jeśli zaszczepimy ich przeciwko niemu, to zlikwidujemy to zachowanie. Na następnym slajdzie widać bardzo znaczące dane, widać dwa skany RMI mózgów, dwóch różnych osobników z różnymi wartościami VMAT2 – na górze jest fanatyk religijny, i jak mówiliśmy to już wiele razy, ma wysoki poziom VMAT2, a ten na dole, który ma niski poziom B-MAT2, okrślił siebie, jako niezbyt religijnego.
Obu odczytaliśmy tekst religijny. U pierwszego uaktywniła się prawa część środka przedniego płatu right middle frontal gurus, jest to część mózgu odpowiedzialna za myślenie, szczególnie intensywne pożądania i wierzenia. U drugiego, który opisał siebie, jako niezbyt religijnego, uaktywniła się część zwana Anterior Insula, część mózgu odpowiedzialna za odczuwanie nieprzyjemności, obrzydzenie, gdy się coś słyszy.
Pracownik Pentagonu: – Sugerujesz, że powinienem mieć ze sobą skaner CT do oceny ludzi czy mam umieścić im nabój w głowie czy też nie?
Naukowiec: – Dane, które tu prezentują popierają ideę, którą tu proponuję i nie będziemy proponować robienie skanów CT i RMI na jednostkach z Afganistanu. Wirus po prostu uodporni na ten gen VMAT2, co spowoduje to co tu widzimy, co jest zmianą fanatyka w normalnego człowieka. Sądzimy, że wywrze to znaczący efekt na Bliskim Wschodzie.
Pracownik Pentagonu: – Czy sądzisz, że można to rozsiać za pomocą aerozolu?
Naukowiec: – W testach, które przeprowadziliśmy użyliśmy wirusów rozprzestrzenianych drogą oddechową, były to wirusy takie jak grypy, czy (…) i sądzimy, że jest to dobry sposób na dostarczenie go większych części populacji, gdyż większość z nas była oczywiście zakażona tymi wirusami. Sądzimy, że będzie to bardzo dobre rozwiązanie.
Pracownik Pentagonu: – (…) Jak nazywa się wasza propozycja?
Naukowiec: – Nazwa projektu to „Fun vax” co oznacza szczepionki dla osób religijnych.
Pracownik Pentagonu: – Czy złożyliście już tę propozycję?
Naukowiec: – Tak, właśnie to zrobiliśmy, a dane które dzisiaj zaprezentowałem ukazują w jakim stopniu projekt się rozwinął.
http://www.youtube.com/watch?v=bBJqNxsI40s
Monitorpolski's Blog
Sikorski na pasku banksterów? Otwieram oczy ze zdumienia. Nie sądziłem, że Polacy mogą być aż tak bardzo naiwni. Obserwuję, co się dzieje i widzę jak przeciętny Kowalski łyka bajeczkę o Sikorskim, który podobno wyszedł przed szereg i narzucił Europie i światu nową wizję imperium europejskiego. Dla przypomnienia:
"We cannot completely delegate governance to financial markets. The euro area is the world’s second largest monetary area.It cannot depend solely on the opinions of ratings agencies and markets. It needs economic governance arrangements that are preventive and linear.This underscores my central point that a much more comprehensive approach to economic governance is now the priority for the euro area. And this means more economic and financial integration for the euro area, with a significant transfer of sovereignty to the EMU level over fiscal, structural and financial policies." José Manuel González-Páramo (Europejski Bank Centralny), Oxford University, 24 listopada 2011
Sikorski tylko powtórzył we własnych słowach powyższe myśli. Cytat ten zamieściłem na swoim blogu 25 listopada 2011, czyli dzień po wystąpieniu pana Gonzalez-Paramo. Niewiele osób zwróciło na to uwagę, podniósł się krzyk dopiero po wystąpieniu ministra z jakiegoś landu w Europie Wschodniej. Grupa banksterów zaczyna przejmować władzę. Najpierw obalono rządy w Grecji i we Włoszech. Kogo postawiono na stołku premiera?
Grecja: Lucas Papademos - były prezes Greckiego Banku Centralnego (też zresztą byłego)
Włochy: Mario Monti- Goldman Sachs, Komisja Trójstronna, Grupa Bilderberg
Odsunięty grecki premier Papandreou okazał się niewygodny, gdyż śmiał wspomnieć o referendum. Natomiast Berlusconi powiedział prawdę, gdy odchodził, że Włochom bez euro żyło się lepiej. Ostatnia faza rabunku ludzi przez banksterów na masową skalę została rozpoczęta. Polacy naiwnie wierzą jeszcze w UE, bo zostali przekupieni dopłatami. Na Zachodzie praktycznie nikt poza elitą polityczną oraz banksterami nie popiera tego żałosnego projektu. Notki blogowe, artykuły oraz programy w TV tych wszystkich dyżurnych prounijnych dziennikarzy, polityków oraz "ekspertów" przypominają mi po prostu czasy PRL, kiedy to również (niekiedy nawet Ci sami ludzie) wielbili partię oraz z dumą opowiadali o postępie w Kraju Rad ponaglając Polaków o jak najszybsze wprowadzenie radzieckich rozwiązań. Na szczęście w dobie komputerów wszystko jest archiwizowane. Już niedługo będziecie wstydzić się swojej służalczości. Na szczęście tak jak ZSRR, którego nie dało się zreformować, tak samo z UE nie będziemy w stanie tego zrobić. Jaki jest sens większej centralizacji skoro waluta euro już tak jest przecież kierowana z Frankfurtu jednak to nie pomogło. Demontaż Unii Europejskiej jest tylko kwestią czasu. To nie Sikorski jest wizjonerem, ale ci, którzy zauważyli już, że system socjalistyczny, który jest fundamentem UE jest skazany na porażkę.
To kryzys socjaldemokracji Zadziwia mnie krótkowzroczność wielu autorów, a w szczególności takich osobistości jak Ernest Skalski i Krzysztof Kłopotowski, którzy zdają się nie dostrzegać prawdziwych przyczyn obecnego kryzysu. W swoich notkach nieśmiało chwalą wystąpienie Sikorskiego, straszą wojną oraz starają przekonać nas jakoby rozwiązaniem obecnych problemów była centralizacja władzy w Unii. Warto wyjaśnić, że nie jest to kryzys Unii Europejskiej, ani strefy euro, lecz kryzys socjaldemokracji, której zadaniem było zastąpienie ideologii komunistycznej. Przez ostatnie lata socjaldemokraci odrzucając przecież komunizm nadal odnosili się do marksistowskiej ideologii. Związek Sowiecki zbankrutował, ponieważ system nakreślony przez Karola Marksa obiecujący równość wszystkim okazał się niemożliwy do zrealizowania. Aby państwo stało się komunistyczne należało stworzyć nowego człowieka. Oznaczało to zmianę mentalności człowieka, który z natury zawsze grabi do siebie. Komuniści nie osiągnęli tego celu pokazując tym samym, że nie można wprowadzać systemów, które są sprzeczne z naturą człowieka. Gorące głowy, które dziś postulują większą integrację europejską powinny przypomnieć sobie RWPG. Czy jeszcze większa centralizacja wraz z oddaniem wszelkich decyzji Moskwie uratowałyby realny socjalizm? Unia Europejska nie ma racji bytu gdyż nie można budować państwa, które np. dopłaca do produkcji żywności. Jest to sprzeczne z zasadami wolnego rynku. Te zasady nie powstały w gabinetach politycznych dygnitarzy, lecz są po prostu naturalnym ludzkim zachowaniem. One zostały tylko przez ekonomistów takich jak Milton Friedman opisane. Dlatego wolny rynek zawsze zwycięży z narzucaną z góry unijną biurokracją. Lata oszukiwania samych siebie i życia na kredyt w Grecji oraz innych krajach UE przynoszą obecnie rezultaty. Tym rezultatem jest kryzys i nieuchronnie zbliżające się bankructwo. Jeśli Unia Europejska nie powróci do swoich korzeni, czyli nie stanie się ponownie tylko i wyłącznie gwarantem wolnego handlu w Europie oraz nie wprowadzi zmian, których rezultatem będzie powrót do wolnego rynku to po prostu przestanie istnieć. Straszenie wojną nic tutaj nie da."Zjednoczeni w różnorodności" to piękne motto UE, jednak nie oznacza ono tylko współpracy ludzi różnych kultur pod wspólnym parasolem, lecz również wolną konkurencje. Państwa, grupy państw, lub regiony muszą ze sobą konkurować zarówno wprowadzając różne systemy podatkowe, prawne, ale także dopuszczając do obiegu różne waluty. Mrzonki o budowie superpaństwa, w którym wszystkie stany będą równe, a zarazem zarządzane z Brukseli jest równie naiwne jak reformy w bloku państw realnego socjalizmu. Oddanie suwerenności centralnej władzy unijnej będzie wiązało się z podniesieniem podatków lub inkasowaniem znacznej części już obowiązujących danin. Opowieści o pozostawieniu kwestii podatkowej poszczególnym unijnym stanom należy włożyć między bajki. Mowa jest, bowiem tylko o podatku dochodowym, który wnosi do budżetu mniej niż podatek VAT, a właśnie na podatek VAT rodząca się federacja ma największy apetyt. Obecnie w Europie płacimy największy podatek VAT na świecie i to właśnie dzięki Unii Europejskiej. Większa integracja nie tylko nie pomniejszy, ale zwiększy nasze zobowiązania w stosunku do Brukseli. Zanim nadszedł poważny kryzys pewien bardzo nielubiany polityk Vaclav Klaus przemówił w Parlamencie Europejskim. Stało się to 19 lutego 2009 roku. Klaus próbował rozpocząć debatę o przyszłości Unii Europejskiej. Warto zwrócić uwagę, że Parlament Europejski powinien być przecież miejscem, w którym ścierają się różne poglądy, a wszyscy uczestnicy debaty zasługują na szacunek. Niestety zamiast argumentów oraz merytorycznej debaty prawie wszyscy europosłowie już podczas przemówienia prezydenta Klausa zaczęli wychodzić z sali. To był znak, że ludzie, którzy budują Unię Europejską żyją we własnym świecie gardząc odmiennym zdaniem podobnie jak parlamenty państw za czasów realnego socjalizmu. Oni jeszcze nie zdawali sobie sprawy z tego, że za niespełna trzy lata zapłacą za swoją ignorancję ogromną cenę. Gdyby zamiast wyjść posłuchaliby pana prezydenta Klausa to być może nie stalibyśmy dziś nad przepaścią. Oto fragmenty wystąpienia prezydenta Klausa:
"Przez ponad pół wieku, UE próbowała uczynić lepszym podejmowanie decyzji w Europie przez przenoszenie znacznej części decyzji z poszczególnych państw do instytucji europejskich. (...) Obywatele Republiki Czeskiej uważają, że integracja europejska ma ważną i potrzebną misję i zadania. Można to streścić w następujący sposób:
- usunięcie zbędnych - i sprzeciwiających się ludzkiej wolności i dobrobytowi - barier w swobodnym przepływie osób, towarów, usług, idei, myśli politycznych, światopoglądów, wzorców kulturowych i modeli zachowań, które z różnych powodów ukształtowały się na przestrzeni wieków wśród poszczególnych państw europejskich;
- wspólna troska o dobra publiczne, istniejąca na szczeblu kontynentalnym, co oznacza projekty, które nie mogą być skutecznie zrealizowane w drodze dwustronnych negocjacji dwóch (lub więcej) sąsiednich krajów europejskich.
Wysiłki zmierzające do realizacji tych dwóch celów - usuwania barier i racjonalnego wyboru zagadnień, które powinny być rozwiązywane na szczeblu kontynentalnym - nie są i nigdy nie będą zakończone. Różne bariery i przeszkody nadal pozostają i oczywiście o wiele więcej jest decyzji podejmowanych na poziomie Brukseli, niż byłoby to optymalne. Oczywiście jest ich o wiele więcej niż życzą sobie tego ludzie w poszczególnych państwach członkowskich. Państwo, Posłowie w Parlamencie Europejskim, doskonale zdają sobie z tego sprawę. Pytanie, jakie chcę Państwu zadać, jest, zatem czysto teoretyczne: czy są Państwo naprawdę przekonani, że za każdym razem, gdy Państwo głosują, wtedy decydują o czymś, o czym trzeba zadecydować tutaj w tej sali, a nie bliżej obywateli, tj. w obrębie poszczególnych państw europejskich? W politycznie poprawnej retoryce, jaką wciąż teraz słychać, często słyszymy o innych możliwych skutkach integracji europejskiej, które jednak mają mniejsze i drugorzędne znaczenie. Napędzane są one ponadto przez ambicje zawodowe polityków i ludzi z nimi związanych, a nie w interesie zwykłych obywateli poszczególnych państw członkowskich. Kiedy powiedziałem, że członkostwo w Unii Europejskiej nie miało i nie ma żadnej alternatywy, wspomniałem jedynie połowę z tego, co trzeba powiedzieć. Pozostałą - logicznie - połową mojego stwierdzenia jest to, że metody i formy integracji europejskiej mają, w przeciwieństwie, sporą ilość możliwych i uzasadnionych wariantów, jak właśnie dowiodły tego w ciągu ostatniego półwiecza. Nie ma żadnego końca historii. Twierdzenie, że status quo, obecna forma instytucjonalna UE, jest na zawsze niepodlegającym krytyce dogmatem, jest błędem, który - niestety - szybko się rozprzestrzenia, nawet, jeśli stoi w bezpośredniej sprzeczności nie tylko z racjonalnym myśleniem, ale także z całą dwutysiącletnią historią cywilizacji europejskiej.Ten sam błąd odnosi się do postulowanego a priori, a zatem równie niepodlegającego krytyce, założenia, że istnieje tylko jedna możliwa i właściwa przyszłość integracji europejskiej, którą jest "najściślejsza Unia", tj. dążenia do głębszej i głębszej politycznej integracji państw członkowskich. Ani obecne status quo, ani założenie, że stałe pogłębianie integracji jest błogosławieństwem, nie jest - czy nie powinno być – dogmatem dla jakiegokolwiek europejskiego demokraty. Egzekwowanie tych pojęć przez tych, którzy uważają siebie za – by użyć określenia słynnego czeskiego pisarz Milana Kundery - "właścicieli kluczy" do integracji europejskiej, jest niedopuszczalnym. Ponadto, oczywistym jest samo przez się, że taki lub inny układ instytucjonalny Unii Europejskiej nie jest celem samym w sobie, ale narzędziem do osiągania realnych celów. A są nimi nie, co innego, tylko ludzka wolność i taki system gospodarczy, który przyniesie dobrobyt.Tym systemem jest gospodarka rynkowa. Taka z pewnością byłaby wola obywateli wszystkich krajów członkowskich. Jednak w ciągu dwudziestu lat od upadku komunizmu byłem wielokrotnie świadkiem, że uczucia i lęki są silniejsze wśród osób, które spędziły znaczną część XX wieku bez wolności i borykali się z dysfunkcyjną, centralnie planowaną i administrowaną przez państwo gospodarką. Nic dziwnego, że ludzie ci są bardziej wrażliwi i wyczuleni na wszelkie zjawiska i tendencje, prowadzące w kierunkach innych niż ku wolności i dobrobytowi. Obywatele Republiki Czeskiej są wśród tych, o których mówię. Obecny system podejmowania decyzji w Unii Europejskiej jest inny, niż w klasycznej demokracji parlamentarnej, wypróbowanej i sprawdzonej przez historię. W normalnym systemie parlamentarnym, część członków parlamentu wspiera rząd, a część wspiera opozycję. W Parlamencie Europejskim brak tego rozwiązania.Tutaj promowana jest tylko jedna możliwość, a ci, którzy ośmielają się myśleć o odmiennej opcji są napiętnowani, jako wrogowie integracji europejskiej. Nie tak dawno temu w naszej części Europy żyliśmy w systemie politycznym, który nie zezwalał na żadną alternatywę, a zatem i żadną opozycję parlamentarną. To przez takie doświadczenie otrzymaliśmy gorzką lekcję, że bez opozycji nie ma żadnej wolności. Oto, dlaczego muszą istnieć polityczne alternatywy.(...) Ponieważ nie ma europejskiego demosu – ani żadnego Narodu Europejskiego – defekt ten nie może być żadną miarą naprawiony poprzez wzmocnienie roli Parlamentu Europejskiego. Przeciwnie, może ono problem pogorszyć i doprowadzić do jeszcze większej alienacji pomiędzy obywatelami krajów europejskich a instytucjami unijnymi. Rozwiązaniem nie będzie ani dodawanie paliwa pod ten "tygiel" obecnego typu integracji europejskiej, ani też pomijanie roli państw członkowskich w imię nowego wielokulturowego i wielonarodowego europejskiego społeczeństwa obywatelskiego. Takie próby za każdym razem w przeszłości zawodziły, ponieważ nie odzwierciedlają spontanicznego rozwoju historycznego. Obawiam się, że starania o przyspieszenie i pogłębienie integracji i przeniesienie decyzji dotyczących życia obywateli krajów członkowskich na szczebel europejski, mogą mieć skutki, które zagrożą wszystkim pozytywnym rzeczom osiągniętym w Europie podczas ostatniego półwiecza. Nie niedoceniajmy obaw obywateli wielu państw członkowskich, którzy boją się tego, że ich problemy znów rozstrzygane są gdzieś indziej i bez nich, i że ich możliwość wpływu na te rozstrzygnięcia są bardzo ograniczone.Do tej pory Unia Europejska okazała się sukcesem, częściowo dzięki temu, że głosu każdego państwa członkowskiego miał taką samą wagę, a tym samym nie mógł być zignorowany.Nie pozwólmy na sytuację, w której obywatele państw członkowskich będą przeżywali swoje życie w poczuciu rezygnacji, że oto projekt UE nie jest ich własnym; że rozwija się inaczej niż by pragnęli, że oni są jedynie przymuszani do zaakceptowania go. Bardzo łatwo i bardzo szybko ześlizgnęlibyśmy się na powrót do czasów, co do których mieliśmy nadzieję, że należą do historii. Jest to ściśle związane z kwestią dobrobytu. Musimy otwarcie powiedzieć, że obecny system gospodarczy UE jest systemem eliminującym rynek, systemem stałego wzmacniania gospodarki kontrolowanej centralnie. Mimo, że historia bardziej niż wyraźnie udowodniła, że to ślepy zaułek, odnajdujemy siebie kroczących znów tą samą drogą.Efektem tego jest stały wzrost zarówno poszerzania nadzoru administracyjnego, jak i ograniczania spontaniczności procesów rynkowych. W ostatnich miesiącach ta tendencja została znacznie wzmocniona przez błędną interpretację przyczyn obecnego kryzysu gospodarczego i finansowego, że spowodowany był rzekomo przez wolny rynek, podczas gdy w rzeczywistości jest właśnie przeciwnie – spowodowany jest przez polityczne manipulacje rynkiem.Koniecznym jest ponowne zwrócenie uwagi na historyczne doświadczenie naszej części Europy i na lekcje, jakie ono nam dało. Wielu z Państwa z pewnością znane jest nazwisko francuskiego ekonomisty Fryderyka Bastiata i jego słynnej Petycji Candlemakers*), która stała się znanym i kanonicznym tekstem, ilustrującym absurdalność politycznych interwencji w gospodarce. 14 listopada 2008 Komisja Europejska zatwierdziła faktyczną, a nie fikcyjną Bastiatowską Petycję Candlemakers, bowiem nałożyła 66% taryfę na świece importowane z Chin. Nie do wiary, że jakiś 160-letni esej może stać się rzeczywistością, jednak tak się stało. Nieuniknionym skutkiem szerokiego wdrażania takich środków w Europie jest spowolnienie gospodarcze, jeśli nie całkowity zastój we wzroście gospodarczym. Jedynym rozwiązaniem jest liberalizacja i deregulacja gospodarki europejskiej. Mówię to wszystko, dlatego, że czuję wielką odpowiedzialność za demokratyczną i zamożną przyszłość Europy. Starałem się przypomnieć Państwu podstawowe zasady, na których opierała się cywilizacja europejska przez stulecia czy nawet tysiąclecia; zasady, których ważność nie ma podlega wpływowi czasu, zasady, które są uniwersalne i dlatego powinny być przestrzegane nawet w obecnej Unii Europejskiej. Jestem przekonany, że obywatele poszczególnych państw członkowskich pragną wolności, demokracji i dobrobytu gospodarczego. W obecnych czasach, najważniejszym zadaniem jest uczynienie pewnością, że wolna dyskusja na te tematy nie jest wyciszana jako atak na samą ideę integracji europejskiej. Wierzyliśmy zawsze, że przyzwolenie na dyskusję o tak poważnych problemach, bycie wysłuchanym, obrona prawa każdej osoby do przedstawienia innej niż "jedynie poprawna opinia" - bez względu na to, jak dalece z nią się zgadzamy – to najistotniejsza zasada demokracji, jakiej odmawiano nam przez ponad cztery dekady. My, którzy przeszliśmy przez wymuszone doświadczenie, które nauczyło nas, że swobodna wymiana opinii i idei jest podstawowym warunkiem zdrowej demokracji, mamy nadzieję, że ten warunek zostanie spełniony i będzie przestrzegany również w przyszłości. Jest to jedyna szansa i metoda uczynienia Unii Europejskiej bardziej wolną, bardziej demokratyczną i bardziej zamożną." Moraine
Kto wprowadził do polskiego życia publicznego postulat przywrócenia kary śmierci? W mediach głównego nurtu zawrzało. Prezes Prawa i Sprawiedliwości ogłosił chęć przywrócenia karty śmierci za szczególnie drastyczne zabójstwa. Jarosław Kaczyński potwierdził, że stosowny projekt zmian w Kodeksie karnym jest już przygotowywany i wkrótce trafi do Sejmu. Lider opozycji podkreślił, że celem jego ugrupowania jest nie tylko przywrócenie kary głównej, ale “w ogóle zaostrzenie kar za zabójstwa”. – Dość tego. Państwo jest po to, żeby chronić uczciwych obywateli, po to, żeby zdecydowanie, jeśli potrzeba, bardzo twardymi metodami zwalczać przestępczość, żeby przeciętny Polak mógł się czuć bezpiecznie – powiedział Kaczyński podczas konferencji prasowej. Oczywiście środowisko konserwatywno – liberalne popiera przywrócenie najwyższego wymiaru kary. Co więcej: zawsze popierało, niezależnie od kierunku i siły, z którą wiał wiatr postępu! Musi jednak zastanawiać moment, w którym Jarosław Kaczyński zdecydował się zaprotestować przeciwko “wyrozumiałemu stosunkowi do przestępców”. Czy gotowość do walki o przywrócenie polskiej legislacji “fundamentu sprawiedliwości” nie jest tylko rozpaczliwą próbą odwrócenia uwagi od problemów, z którymi PiS użera się po kolejnych przegranych wyborach? Jak zauważył Arkadiusz Mularczyk, szef Klubu Parlamentarnego Solidarnej Polski “mówienie wyborcom, że chcemy wprowadzenia kary śmierci w sytuacji, gdy wcześniej nakłaniało się do podpisania Traktatu Lizbońskiego jest sprzeczne i nieuczciwie”. Zdaniem Mularczyka rzeczony Traktat wraz z Protokołem 6 do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka wyklucza możliwość prostego przywrócenia najwyższego wymiaru kary. W tym kontekście trudno nie uznać za uzasadnione sugestii polityków PO i Ruchu Palikota jakoby szafowanie karą śmierci było podbijaniem stawki, licytowaniem się z Solidarną Polską o twardy elektorat… Zastanawiać musi zwłaszcza opinia Adama Hofmana, rzecznika partii, który ideowe przywiązanie do kary ostatecznej nazwał “pomysłem – fundamentem PiS”. Kontrowersyjne zdanie padło w programie „Tomasz Lis na żywo”. Na antenie TVP2 Hofman podkreślił również, że “pomysł zaostrzenia kar za najbardziej brutalne przestępstwa, w tym i przywrócenia w Polsce kary śmierci to jest pomysł, przy którym powstawało PiS” a “niemówienie o karze śmierci w czasie kampanii parlamentarnej było błędem”. W programie “Fakty po Faktach” (TVN 24) Hofman posunął się jeszcze dalej twierdząc, że “to właśnie Lech i Jarosław Kaczyńscy wprowadzili do polskiego życia publicznego postulat przywrócenia tej kary“. Tymczasem faktem jest, że to środowisko związane z ówczesną Unią Polityki Realnej od samego początku swojego istnienia (1989 r.) konsekwentnie postulowało utrzymanie a następnie (po 1997 roku) przywrócenie kary śmierci. Najbardziej wymownym tego przykładem jest artykuł z “Najwyższego Czasu!” datowany na marzec 1999, w którym Bartłomiej Kachniarz referował “demonstrację na rzecz przywrócenia kary śmierci”. Przemarsz wolnościowców spod siedziby UPR na ul. Nowy Świat pod gmach Sejmu na ul. Wiejskiej był zwieńczeniem trwającej od listopada 1998 roku akcji zbierania podpisów pod obywatelskim projektem nowelizacji Kodeksu Karnego wprowadzającym karę śmierci za zabójstwo z premedytacją. Nasz dziennikarz tak opisał walkę o przywrócenie kary śmierci:
“Celem demonstracji było zwrócenie uwagi na coraz gorszy stan bezpieczeństwa na polskich ulicach. Policja nie ma odpowiednich narzędzi dla ochrony obywateli, a sądy – niemiłosiernie naciągając prawo – wypuszczają schwytanych przestępców pod byle pretekstem. Od kilku lat nie istnieje możliwość wykonania kary śmierci. Ludzie czują się coraz mniej pewnie. Kroplą, która przepełniła czarę były dwa, następujące krótko po sobie, zabójstwa łódzkich taksówkarzy, w listopadzie 1998 r. W kilka dni po nich rozpędu nabrała akcja zbierania podpisów pod obywatelską inicjatywą ustawodawczą zmierzającą do przywrócenia w katalogu kar zasadniczych przewidzianych w kodeksie karnym – kary śmierci. Projekt nowelizacji był autorstwa Stanisława Michalkiewicza, więc nic dziwnego, że poparła go UPR i tygodnik “Najwyższy CZAS!”. Oprócz tego w zbieranie podpisów zaangażowali się taksówkarze, którzy poczuli się zagrożeni kolejnymi mordami na kolegach po fachu, oraz tygodnik “Angora”, drukując formularze w kilku kolejnych numerach pisma. Celem akcji było zebranie ponad 100 tys. podpisów pod projektem ustawodawczym. Udało się to znakomicie – ostatecznie projekt poparło ponad 130 tys. osób. Zbieracze, którzy ustawili się ze stolikiem w przejściu pod warszawskim Rondem Dmowskiego zbierali dziennie 500-600 podpisów, z czego bardzo wiele pochodziło od ludzi młodych, mających poniżej 25 lat. We czwartek, 14 marca, o godzinie 12.00 rozpoczął się przemarsz. Manifestacja, z transparentami i sztandarami UPR ruszyła spod kamienicy przy Nowym Świecie 41. W manifestacji wzięła udział delegacja tygodnika “Angora” efektownie przebrana za wisielców – zakapiorów. Obok, zajmując cały pas ulicy jechał korowód warszawskich taksówkarzy. Nie niepokojona, demonstracja przedostała się pod Sejm, gdzie zatrzymała ją policja i stalowe barierki. Prezes PR, Janusz Korwin-Mikke rozpoczął wiec. – Zniesienie kary śmierci, a wprowadzenie na jej miejsce dożywotniego więzienia stwarza kategorię ludzi bezkarnych. Jeżeli nie ma surowszej kary od dożywocia, to więźniowi nie można już nic zrobić – mówił. – Skoro parlamentarzyści nie chcą słuchać rozsądku, niech chociaż słuchają demokracji! W Polsce 80% ludzi opowiada się za karą śmierci. Kara śmierci jest elementem naszej cywilizacji! (…) Zebrane w kilka pudeł podpisy zostały wniesione do budynku Sejmu. W delegacji demonstrantów znaleźli się Janusz Korwin-Mikke, Stanisław Michalkiewicz, Krzysztof Różycki z “Angory” i przedstawiciele taksówkarzy. 130.000 podpisów złożono na ręce wicemarszałka Sejmu Stanisława Zająca (AW”S”)” (źródło: “Najwyższy CZAS!” nr. 11 / 460)
Dalsza część historii powinna być znana naszym starszym Czytelnikom:
“Pomimo zapisu w art. 118 Konstytucji, fakt zebrania tak wielkiego poparcia społecznego będzie miał znaczenie jedynie moralne. Chociaż od wejścia ustawy zasadniczej w życie minęło już prawie dwa lata, wciąż nie ma przepisów wykonawczych, które umożliwiłyby skorzystanie z inicjatywy obywatelskiej. Z tego powodu UPR będzie musiała namówić, co najmniej 15 posłów do złożenia swych podpisów pod projektem. – Nie stanowi to dla nas żadnego problemu – powiedział prezes UPR. – Skoro chcemy zyskać poparcie 231 posłów, tym bardziej poprze nas 15. Karę śmierci popiera prawie cały ROP, większość AW”S”, prawie całe PSL i około 1/3 SLD. Wokół kary śmierci wytworzyła się swoista koalicja. Wiadomo, że podpiszą się ludzie z różnych partii – część z AW”S” (głównie ZChN i KPN-OP), ROP, SLD i PSL. Piłeczka jest, więc teraz po stronie Sejmu. Kiedy posłowie zajmą się projektem? Jaki będzie wynik głosowania? Być może dowiemy się już niedługo…” (źródło: jw)
Niestety polski parlament ani rzeczone partie (w tym wywodzący się z AWS posłowie PiS i PO) nigdy nie podjęły się wprowadzenia powyższej inicjatywy ustawodawczej w życie. Cytując Stanisława Michalkiewicza (z czasów, gdy był przewodniczącym Rady Sygnatariuszy Unii Polityki Realnej) “UPR zawsze opowiadała się za karą śmierci, nie, dlatego żebyśmy byli jakąś wyjątkowo krwiożerczą partią, tylko, dlatego, że uważamy, iż państwa nie powinno się pozbawiać żadnego instrumentu w walce z przestępczością”. Zdaniem naszego publicysty “powinna istnieć możliwość stosowania kary śmierci zwłaszcza w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z przestępczością zorganizowaną, z morderstwami na zlecenia, z przestępcami, którzy z zabijania innych ludzi czynią sobie nie tylko zawód, ale i sposób na życie”. Pozostaje mieć nadzieję, że obecna inicjatywa Jarosława Kaczyńskiego to nie przejaw makiawelistycznej hipokryzji, ale realna próba przywrócenia fundamentu sprawiedliwości, zakłócenia spokojnego snu “ludzi łamiących prawo do życia”; ponieważ “każdy, kto łamie tę zasadę, staje się dziką bestią i można go zabić tak, jak zabija się dziką bestię” (John Locke) Nie da się jednak przejść obojętnie obok kontekstu, w który działacze PIS ubierają walkę o przywrócenie kary śmierci. Trudno nie odnieść wrażenia, że wpisuje się on w strategię Prezesa, którą Paweł Kowal (kiedyś PIS, obecnie PJN) streścił w słowach “nie dopuścić do powstania liczących się partii ani ruchów ideowych na prawo od PIS “. Próby odgrywania demiurga na prawym skrzydle polskiego życia publicznego są oczywiście zupełnie zrozumiałe w przypadku lidera największej partii opozycyjnej. Nie powinny jednak przeszkadzać w uznaniu zasług prawicowych konkurentów. Tymczasem kreowanie prezesa Kaczyńskiego na człowieka, który oswoił polskie społeczeństwo z ideą kary ostatecznej to jednak przesada… Marek Bienkowski
STOEN – historia choroby Na początku tej historii jest przyjacielski obiad Wiesława Kaczmarka z kanclerzem Niemiec Gerhardem Schroederem, na którym szef resortu skarbu rozmawia o wielkim zainteresowaniu STOEN-em ze strony RWE. Potem: łamanie wszelkich procedur obowiązujących przy sprzedaży strategicznych firm; dopisanie w dokumencie rządowym paru słów, przez co dokument zmienia sens z negatywnego dla prywatyzacji STOEN-u na pozytywny. Na koniec za plecami rządu zmienia się ofertę – pulę 25 proc. akcji proponowanych do sprzedaży podnosi się na 85 proc. I gotowe. Niemcy przejmują biznes, a na szwajcarskie konta paru osób wpływają astronomiczne przelewy za dobrze załatwiony interes Tę zatrważającą układankę niemal w całości, oczywiście bez najświeższych elementów, opisała w 2004 r. Najwyższa Izba Kontroli. Miażdżący, jak by się mogło wydawać, raport zaledwie przemazał się przez media. Sprawę pozamiatano.
Początki katastrofy, czyli Kaczmarek unieważnia 29 listopada 2001 r. minister skarbu Wiesław Kaczmarek ma podjąć ważką decyzję. Kieruje resortem od 10 dni. Proces prywatyzacji STOEN-u rozpoczął się przed wyborami, jeszcze za rządów AWS, który wystawił do sprzedaży 25 proc. akcji spółki. Siedmiu inwestorów złożyło swoje oferty. Tak się składa, że ledwo Kaczmarek rozgościł się w swoim gabinecie, doszło do przecieku największej tajemnicy negocjacji: w jednej z gazet opublikowano ceny oferowane za akcje STOEN-u przez poszczególnych inwestorów. Świeżo upieczony minister podejmuje decyzję: wydaje polecenie o unieważnieniu procesu prywatyzacji. Trzy tygodnie później Rada Ministrów przyjmuje Strategię Gospodarczą Rządu SLD–PSL–UP, w której ustalono, że państwo zachowa kontrolę nad zakładami energetycznymi, a ponadto, że zakłady energetyczne (dysponujące sieciami przesyłowymi) będą prywatyzowane po wytwórcach energii. Parę dni później Ministerstwo Gospodarki przekazuje do uzgodnień resortowych projekt dokumentu „Ocena i korekta »Założeń polityki energetycznej Polski do 2020 r.«”, który wyraźnie wskazuje na niecelowość prywatyzacji STOEN-u. Trudno nie zgodzić się z opinią ministerstwa, zwłaszcza po przecieku, który musiał osłabić pozycję negocjacyjną resortu skarbu. W cudowny sposób, bo nie jest jasne, kiedy i gdzie, projekt przechodzi dziwną metamorfozę. W zatwierdzonym, bowiem ostatecznie przez rząd 2 kwietnia 2002 r. dokumencie znalazło się sformułowanie, które wprowadzało wyjątek od założeń. Sformułowanie brzmiało: „rozpoczęte procesy prywatyzacyjne (grupa G-8, STOEN SA) będą kontynuowane”. Jak czytamy w raporcie NIK, zacytowanego sformułowania nie było w projekcie dokumentu, co więcej, nie zostało wprowadzone w wyniku uzgodnień międzyresortowych. Stało się to podczas prac zespołu doradczego prezesa Rady Ministrów. Ale zespół miał tylko charakter opiniodawczy, nie mógł zmieniać rządowych dokumentów, a tylko rekomendować rozwiązania ówczesnemu premierowi Leszkowi Millerowi. Kto więc odpowiada za wpisanie kluczowego sformułowania, które można porównać do słynnego dopisku w ustawie słów „lub czasopisma” z afery Rywina?
Kanclerz chwali niemieckie oferty Pewne światło na wydarzenia z tych kilkunastu tygodni rzuca fakt, że w dniach 6–8 marca 2002 r. Wiesław Kaczmarek wziął udział w oficjalnej wizycie prezydenta Kwaśniewskiego w Niemczech. Jak czytamy w raporcie NIK, kanclerz Schroeder interesował się stanem procesu prywatyzacji w Polsce oraz zapewniał, że niemieckie firmy energetyczne mają niezłe „oferty?. „Zapowiedziano również, że w celu omówienia tych spraw Wiesław Kaczmarek przyjedzie w najbliższym czasie do Niemiec”. Dwa tygodnie po przyjęciu przez rząd dokumentu otwierającego drogę do prywatyzacji STOEN-u, minister Kaczmarek wydaje polecenie wszczęcia procedury zbycia 85 proc. akcji STOEN-u, zamiast 25 proc., jak pierwotnie planowano. Inwestorzy (o kupno STOEN-u ubiega się trzech) zostają natychmiast powiadomieni o tej ofercie. Dzieje się to bez zgody rządu, czym Kaczmarek rażąco łamie przepisy. Resort skarbu dostał zgodę na podniesienie puli dopiero pół roku później, po zakończeniu rokowań z niemiecką RWE! 26 kwietnia 2002 r. Kaczmarek spotyka się na roboczym obiedzie z kanclerzem Niemiec. Do spotkania dochodzi z inicjatywy Schroedera. Panowie rozmawiają o zainteresowaniu niemieckiego koncernu RWE prywatyzacją STOEN-u, na co jest dowód w postaci notatki ze spotkania przedłożonej później premierowi Millerowi. Podczas kontroli NIK Kaczmarek wyparł się, że rozmawiał z kanclerzem Niemiec o STOEN-ie. Sfinalizowanie transakcji między Skarbem Państwa a RWE nastąpiło już w grudniu 2002 r. Tym samym Niemcy za 1,5 mld zł przejęli kontrolę nad największą w Polsce siecią przesyłową, stając się monopolistami na stołecznym rynku. Anita Gargas
Komorowski też krytykuje Sikorskiego Krytyki z tej strony Radosław Sikorski zapewne się nie spodziewał. Prezydent Bronisław Komorowski powiedział, że wystąpienie szefa dyplomacji w Berlinie było wprawdzie ważne i zawierało "bardzo potrzebne propozycje do dyskusji", ale warto byłoby jednak poprzedzić je debatą w kraju. Prezydent powiedział na briefingu prasowym w Grodzisku Wielkopolskim, że wystąpienie Sikorskiego "to był wykład w ramach forum debaty, dyskusji politycznej natury, ale dyskusji i to na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej". Komorowski zastrzegł, że nie jest to miejsce, w którym zapadają jakiekolwiek decyzje, ale miejsce, gdzie się dyskutuje.
- Ja bym z tego wyciągał prosty wniosek, że to - według mnie - ważne wystąpienie ministra Sikorskiego, zawierające bardzo istotne treści i bardzo potrzebne propozycje do dyskusji (...), warto poprzedzać debatą w kraju, wtedy nie będzie aż tak dużych emocji i pewnie większa korzyść z punktu widzenia kształtowania także polskiej gotowości do dyskutowania (...) - powiedział prezydent. Komorowski - jak mówił - jest przekonany, że w Polsce jest potrzebna debata, "zarówno między ośrodkami władzy państwowej, jak i przede wszystkim dyskusja adresowana do polskiej opinii publicznej". Jak dodał, miałaby ona dotyczyć polskiej wizji integracji europejskiej i przyszłości UE. PiS chce postawienia Sikorskiego przed Trybunałem Stanu za jego poniedziałkowe wystąpienie; Solidarna Polska zapowiada wniosek o wotum nieufności wobec ministra.
„Sikorski zasłużył na Trybunał Stanu” PAP
Szanse Powstania Listopadowego Mianem Nocy Listopadowej określana jest noc z 29 na 30 listopada 1830 roku, kiedy wybuchło Powstanie Listopadowe. Mija 181 rocznica wybuchu najpoważniejszego z naszych zrywów narodowościowych, podczas którego w lipcu 1831 wybitny rosyjski poeta - Aleksander Puszkin w wierszu zatytułowanym „Pieried grobnicieju swiatoj” wzywał ducha gen. Kutuzowa na pomoc w ratowaniu Cesarstwa Rosyjskiego. Wokół Powstania Listopadowego narosło z biegiem lat wiele mitów. A dziś funkcjonują one w świadomości społecznej, jako niepodważalne dogmaty i sprawiają, że tak wielu stawia to powstanie w jednym szeregu z insurekcją kościuszkowską, krakowską czy styczniową.
Powstańcze mity Historiografia ostatniego półwiecza obaliła większość z tych mitów, wykazując choćby to, że w roku 1831 – inaczej, niż np. w 1846, 1863 czy 1981 – zrzucenie obcej dominacji, naprawdę leżało w zasięgu naszych możliwości. I tak, choćby Jerzy Łojek rozprawił się z mitem o ogromnej rzekomo przewadze wojskowej Rosji nad Królestwem Polskim. W latach trzydziestych XIX stulecia – na długo przed wprowadzeniem powszechnej mobilizacji, transportu kolejowego i sprawnego systemu aprowizacji – silniejszy był, bowiem nie ten, kto dysponował większym potencjałem, lecz ten, kto był w stanie szybciej uruchomić go w odpowiednim miejscu i czasie. Tu przewaga leżała bezdyskusyjnie po stronie Polaków, nie inaczej było pod względem wyszkolenia żołnierzy, nowoczesności uzbrojenia i wreszcie – zasobów finansowych. Armia rosyjska pozostawała daleko w tyle: o skali jej technicznego zacofania niech świadczy fakt, że – jak zauważył Stefan Przewalski – race, których użyli w bitwie pod Grochowem polscy rakietnicy piesi, były bronią w ogóle Rosjanom nieznaną!
Wieje grozą z ust Puszkina Do spraw najbardziej przez historiografię polską przemilczanych należy postawa ideowa i programowa twórczość poetycka Aleksandra Puszkina tworzona w dobie Powstania Listopadowego. Akcentując tradycyjnie przyjaźń dwóch wielkich poetów – Mickiewicza i Puszkina, podkreślając ich więzy ideowe, pomija się zazwyczaj zasadniczy zwrot ideowy Puszkina z roku 1831, nie prezentuje się jego antypolskich wystąpień i poparcia dla programu cara Mikołaja I, kiedy to domagał się jak najszybszego stłumienia powstania listopadowego przez armię rosyjską. W tym samym czasie, w liście do Jelizaviety Chitrovo pisał: "Wieść o powstaniu w Polsce prawdziwie mnie wzburzyła! Nasi starzy wrogowie zostaną, więc wytępieni. (...) Wojna, która ma się zacząć, będzie wojną na eksterminację, albo przynajmniej trzeba, żeby taką była”. Zwraca uwagę na ten fragment twórczości Puszkina Jerzy Łojek w swoich rozważaniach zatytułowanych - Szanse Powstania Listopadowego, gdzie czytamy m.in.:
„W lipcu 1831 roku sytuacja na froncie polskim wydawała się z petersburskiej perspektywy jak najgorsza. Bitwa ostrołęcka była druzgocącą klęską armii polskiej, ale zdawano sobie sprawę z jej skutków jedynie w Warszawie. Dowództwo rosyjskie było pod wrażeniem strat własnych; do stolicy dochodziły wieści o rozwoju powstania na Litwie; zdawało się, że końca wojny nie widać, że siły polskie są niespożyte, że lada tydzień załamią się ostatecznie działania wojsk rosyjskich w Polsce, a wtedy u wrót cesarstwa zjawi się nieprzyjaciel równie groźny jak w roku 1812. Pod wrażeniem tych nastrojów Puszkin pisze w lipcu wiersz zatytułowany „Pieried grobnicieju swiatoj”, zwraca się ku cieniom zmarłego bohatera wojny 1812 roku - Kutuzowa, wzywa wielkiego wodza, by wskazał swego następcę: „W twym grobie entuzjazm żyje! Słyszymy tu rosyjski głos, opowiada nam o tej godzinie, gdy wiary narodowej głos wezwanie słał ku twej siwiźnie: idź, ratuj! Wstałeś i uratowałeś. Wysłuchajże i naszego wiernego głosu: wstań, ratuj cesarza, ratuj nas, starcze groźny! Na chwile ukaż się w drzwiach grobowca, ukaż się nam i natchnij entuzjazmem i chęcią do boju pułki, przez Ciebie opuszczone! Ukaz się i ręką wskaż nam w wodzów tłumie, kto Twój następca, kto wybraniec!” 14 sierpnia 1831 roku Puszkin napisał swój następny wiersz, związany z polskim powstaniem, słynną odpowiedź Oszczercom Rosji, patrz tutaj.Recytacja wiersza w języku rosyjskim z polskim tłumaczeniem, patrz poniżej:
Puszkin, pełen gniewu, żądał w nim od Europy Zachodniej przychylnej powstaniu, by przestała się mieszać do konfliktu między Polską a Rosją. Pisał m.in.: konflikt to odwieczny, krzywdy zadawnione ciążą na nim, z jednej strony polskie najazdy na Moskwę w XVII wieku, z drugiej szturm Pragi w 1794 roku. Oburzał się na niewdzięczność Europy, która zapomniała już o orężnym czynie Rosji w latach 1812 – 1814, o wyzwoleniu wielu krajów spod dominacji Napoleona. Twórczość ta wywołały liczne sprzeciwy, między innymi polemizował z ich wymową Adam Mickiewicz w swym wierszu Do przyjaciół Moskali, patrz tutaj. Z drugiej jednak strony wiersze Puszkina były syntezą wielkiego niepokoju społeczeństwa rosyjskiego w roku 1831. Są poniekąd dowodem, jak wielkie były szanse powstania w przekonaniu rosyjskiej opinii publicznej, jak poważnie oceniano niebezpieczeństwo grożące państwu rosyjskiemu.
Konkluzja i przestroga Przyczyną powstania były represje i łamanie przez zaborcę konstytucji z 1815 roku. Wybuch akcji zbrojnej został przyśpieszony, zatem nie wystarczająco przygotowany. To przyśpieszenie nastąpiło, gdyż car planował użycie armii Królestwa Polskiego przeciw rewolucjonistom we Francji i Belgii. Mimo, że do powstania doprowadziła jedynie garstka podchorążych, wsparta masami plebejskimi Warszawy, które zdobyły Arsenał, to realność odniesienia sukcesu była bardzo prawdopodobna. Zabrakło jedynie, wydawać by się mogło rzeczy najprostszej, ale jakże ważnej – zdecydowanego na wszystko kierownictwa narodowych dążeń. Podczas tamtych - 11 miesięcy walki o niepodległy byt, prawie wszyscy członkowie władz narodowych i wojskowych byli przerażeni i wstrząśnięci, byli zdecydowani powstanie za wszelką cenę stłumić i oddać się pod opiekę cara. To właśnie wtedy, naród nasz nie po raz pierwszy i nie ostatni popełnił błąd oddając władzę w ręce osobistości, które były gotowe do pójścia na każdy kompromis, dogadania się za wszelką cenę. Natomiast wyrachowany przeciwnik skutecznie ich brał na ten lep, łudząc obietnicami. Gdy tylko jednak się wzmacniał to dawał w łeb(!), nie oglądając się na nic. Pozostaje nam jedynie wciąż wierzyć, iż Opatrzność da kiedykolwiek jeszcze Polsce przywódcę godnego na miarę potrzeb, także w dzisiejszych czasach, takiego, który w interesie narodowej sprawy, nie ugnie się przed żadną przeciwnością. Jeżeli jednak to nie nastąpi, to sytuacje podobne do tej z okresu Powstania Listopadowego, wciąż będą się powtarzać.
Mariusz A. Roman
TO I TAMTO NA RYNKACH FINANSOWYCH „Nie będziemy zaskoczeni, jeśli prezydent spyta unijnych przywódców, dlaczego do tej pory nie zrobili tego i tego – stwierdzili przed poniedziałkowym szczytem USA – UE w Waszyngtonie doradcy Pana Prezydenta Obamy. „To i tamto” oznacza oczywiście drukowanie euro. Laureat Pokojowej Nagrody Nobla (nie wiem czy jeszcze ktoś pamięta, że Pan Prezydent Obama awansem otrzymał tę nagrodę kilka lat temu), mimo, że kandydaci republikańscy robią, co mogą żeby na ich tle wyglądał na prawdziwego męża stanu, nie może być pewien reelekcji w przyszłym roku, jeśli panika na rynkach będzie narastać. A będzie narastać także za Oceanem, bo zdaje się, że amerykańskie „instytucje finansowe” są po uszy „zapakowane” na CDS-y na rynku europejskiego długu. Dlatego Waszyngton radzi Europie „powierzenie większej roli Europejskiemu Bankowi Centralnego w rozwiązaniu kryzysu”. „Powierzenie większej roli” oznacza zrobienie „tego i tamtego”, – czyli oczywiście drukowania euro. EBC ma „zaangażować się na znacznie większą niż do tej pory skalę w zakup obligacji najbardziej zadłużonych krajów”. Ale żeby skupować obligacje, EBC musi mieć, za co. A nie ma. Próbował w miniony wtorek sprzedać bony skarbowe w celu przeprowadzenia słynnej „sterylizacji”, – czyli wymiany obligacji Pigsów na własne – zapowiedź, czego wyśmiewałem półtora roku temu
blog.gwiazdowski.pl/index.php?subcontent=1&id=776
Ale nabywcy nie ustawili się jakoś w kolejce i nie wszystkie papiery EBC zostały sprzedane. Za to w kolejce po siedmiodniowe finansowanie ustawiło się 192 banków, żeby pożyczyć od EBC 266 mld EUR. O tym, że pozostało już tylko drukowanie świadczy wczorajsza wypowiedź Jean-Claude Junckersa, że „prawdopodobnie moc pożyczkowa EFSF nie zostanie zwiększona do biliona euro, lecz do mniejszej sumy. Nadal będzie to jednak istotna kwota”. „Obecnie niemożliwe jest podanie konkretnej sumy, ponieważ od ostatniego szczytu sytuacja się pogorszyła”. Pozwolę sobie zauważyć ze szczyptą złośliwości, że do kolejnego „szczytu” sytuacja się nie polepszy tylko jeszcze bardziej popieprzy. Więc „istotna kwota” będzie pewnie „trochę mniej istotna”, ale z całą pewnością „będzie jednak istotna” – i tak dalej do kolejnego „szczytu”, do czasu, którego sytuacja się nie polepszy. Może „Brytole” wiedzą, co robią ostrzygając własne placówki dyplomatyczne przed możliwym upadkiem strefy euro już w najbliższych dniach? Gwiazdowski
Rządzący zrzucili maski
1. W ciągu zaledwie kilku tygodni po wyborach, rządząca Platforma zrzuciła maski, kamuflujące jej prawdziwe intencje już, co najmniej dwukrotnie. Pierwszy raz w expose Premiera Tuska, kiedy to wręcz z dnia na dzień z zielonej wyspy na czerwonym morzu kryzysu w Europie, staliśmy się krajem, który jeżeli nie dokona drastycznych oszczędności „ zamiast przy stole znajdzie się w menu”. Przez wiele miesięcy byliśmy przekonywani, że jesteśmy tak świetnie rządzonym krajem, który dzięki wysokim kwalifikacjom premiera i jego ministra finansów, przeszedł suchą nogą przez kryzys. Ba, większość europejskich premierów, co i rusz radzi się Tuska, co trzeba zrobić, żeby w tych trudnych warunkach aż tak dobrze dawać sobie radę. To nie żaden wymysł, dokładnie tak mówił sam o sobie Premier Tusk z lekkim tylko zażenowaniem na twarzy. Więc mimo tego, że Premier jest za tym, aby pilnować tego, co „tu i teraz” i czuje się odpowiedzialny tylko „za ciepłą wodę w kranie”, to jednak trzeba wydłużyć wiek emerytalny aż o 7 lat dla kobiet i 2 lata dla mężczyzn, podwyższyć o 2 pkt. procentowe składkę rentową, zabrać część ulg prorodzinnych, zabrać 50 % kosztów uzyskiwania przychodów dla wolnych zawodów, (co ostatecznie dobije polską naukę), wreszcie silnie „ozusować” i opodatkować rolnictwo. Za dotychczasowe skutki 4 lat rządzenia Platformy mają, więc zapłacić przede wszystkim ci „o płytkich kieszeniach”, bo tych „o kieszeniach głębokich” Tusk będzie chronił dopóki będzie rządził.
2. Drugi raz maska została zrzucona poniedziałkowym wystąpieniem Ministra Spraw Zagranicznych Radosława Sikorskiego na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej w Berlinie. Zaprezentował tam koncepcję federacyjnej Unii Europejskiej, a więc związku państw o mocno ograniczonej suwerenności z silnym politycznym centrum, które przecież tylko przejściowo ma mieścić się w Brukseli, a nieuchronnie musi się przenieść do Berlina. Dzisiaj już wiemy z konferencji prasowej samego ministra, że jego wystąpienie było konsultowane zarówno z Premierem Tuskiem (i to nie jest zaskoczeniem jak się jak się obserwowało jego zachowania „na odcinku niemieckim”), ale także z Kancelarią Prezydenta Komorowskiego, choć jeszcze wczoraj prezydenccy ministrowie zapewniali, że takich uzgodnień nie było. Same Niemcy zapewne z taką koncepcją przynajmniej na razie, wyjść by nie chciały. Ciągle jeszcze mitygują się jak ktoś je wskazuje, jako politycznego lidera Europy. Duet Tusk- Sikorski zdecydował się być adwokatem ich kompletnej dominacji w Europie chyba z nadzieją, że o takich sprzymierzeńcach przy dzieleniu unijnych stanowisk w przyszłości nie zapomną. Nie sądzę, bowiem, żeby ta propozycja złożona Niemcom, miała na celu długofalową pomyślność naszego kraju.
3. Pierwsze zrzucenie maski nie wywołało jakiegoś szczególnego wrażenia na Polakach. Skoro cała Europa musi oszczędzać to Polska nie może być w tej sprawie wyjątkiem. Być może głębsze refleksje w tej sprawie przyjdą razem z coraz wyższymi rachunkami, jakie zaczną przychodzić do domów po 1 stycznia. Drugie zrzucenie maski na razie wywołało burzę, ale tylko na portalach internetowych, bo mainstreamowe media i ich komentatorzy twierdzą, że wreszcie Polska wystąpiła ze swoim własnym pomysłem na przyszłość Europy. Na szczęście w Sejmie jest już wniosek o wotum nieufności dla Sikorskiego, który PiS poprze i żądanie zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu poświęconego tylko temu wystąpieniu szefa resortu spraw zagranicznych, a być może w konsekwencji także wiosek PiS o Trybunał Stanu dla ministra. Miejmy nadzieję, że obudzą się także zwykli ludzie, bo przyszłość naszego kraju pod rządami Platformy naprawdę zaczyna być zagrożona. A swoją drogą to szkoda, że Platforma tego programu, który teraz realizuje, nie zechciała przedstawić w ostatniej kampanii wyborczej. Zbigniew Kuźmiuk
Praca domowa ministra Rostowskiego. Skąd ta nieśmiałość w obronie polskich interesów? Fundacja Republikańska odrobiła za Jacka Rostowskiego jego pracę domową. Napisaliśmy dla Ministerstwa Finansów wniosek o tzw. środek specjalny do Komisji Europejskiej w sprawie utrzymania obniżonych stawek VAT na ubranka i buty dziecięce. Stawki te mają wzrosnąć od 1 stycznia 2012 r. z 8% do 23%. Tymczasem takie państwa jak Wielka Brytania czy Irlandia korzystają w tym zakresie ze stawki 0% VAT. Nasz wniosek jest nie tylko zgodny z prawem unijnym, ale jest gotowy - wystarczy, że minister złoży podpis i nada list do Brukseli. Straty dla budżetu będą niewielkie, a oszczędności dla rodzin znaczące. Jeśli minister się pod tym wnioskiem nie podpisze, to chyba tylko z czystej złośliwości. Rząd tłumaczy, że został zmuszony do zniesienia preferencyjnych stawek VAT na ubranka i buty dziecięce na mocy wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości z października 2010 r. Według Trybunału polskie przepisy o preferencyjnym opodatkowaniu tych towarów były niezgodne z przepisami unijnymi. Znamienna była reakcja Ministra Finansów, który nie tylko szybko pogodził się z podwyżką stawek VAT, ale zaproponował wręcz, żeby podwyżki wprowadzić jeszcze wcześniej niż od 1 stycznia 2012 roku. Tymczasem okazuje się, że rząd nie wykorzystał jeszcze wszystkich możliwych środków prawnych dla powstrzymania podwyżek. Tu właśnie w sukurs rządowi przychodzi Fundacja Republikańska, która przygotowała wniosek o dopuszczony dyrektywami unijnymi środek specjalny. Skutki opodatkowania ubranek dla dzieci stawką 23% VAT wydają się oczywiste, ale może warto je przypomnieć. Jedną z podstawowych cech podatku VAT jest to, że końcowe obciążenie podatkowe ponosi konsument. Należy się, więc spodziewać wzrostu cen towarów objętych nową stawką przynajmniej o kwotę wynikającą z różnicy między dotychczas obowiązującą stawką obniżoną VAT (8%) a stawką podstawową, tj.: przy wzroście nominalnym VAT o 15 punktów procentowych, cena brutto dla klienta wzrośnie efektywnie o 13,9%. W efekcie zastosowania nowej stawki znacząco zwiększy się obciążenie podatkowe rodzin. Istotnym kontekstem dla tych szkodliwych dla rodzin podwyżek są niepokojące prognozy demograficzne. Wskaźnik dzietności utrzymuje się w Polsce na bardzo niskim poziomie od lat (w przedziale 1,22-1,40 w latach 2000-2009). Tymczasem dla zapewnienia zastępowalności pokoleń konieczne jest, by kształtował się on na poziomie, co najmniej 2,1. Bezpośrednim efektem utrzymywania się tego wskaźnika na niskim poziomie jest prognozowany znaczący spadek liczby ludności Polski (do 36,5 mln w 2030 r. i 32 mln w 2050 r.) oraz gwałtowne starzenie się społeczeństwa. Skutki dla systemu emerytalnego, obciążeń fiskalnych i konkurencyjności gospodarczej Polski mogą okazać się tragiczne. Tym tendencjom mogłaby zaradzić efektywna polityka prorodzinna. Warto zauważyć, że obniżone stawki VAT na ubrania dla dzieci są ważnym elementem rozwiązań prorodzinnych w krajach, którym udaje się utrzymywać znacznie wyższy w porównaniu z Polską wskaźnik dzietności. We wspomnianych krajach ze stawką 0% VAT wskaźniki dzietności wynoszą 2,07 (Irlandia) i 1,94 (Wielka Brytania). Jednocześnie należy pamiętać, że utrzymanie preferencyjnych stawek na ubranka dziecięce miałoby znikomy wpływ na dochody budżetowe. Według wyliczeń samego Ministra Finansów podwyżki stawek na te towary w roku 2011 zwiększyłyby dochody o około 160 mln zł, co stanowi zaledwie 0,13% całości zakładanych dochodów z VAT w 2011 r. Oczekujemy od rządu jedynie tego, że wykorzysta on wszystkie dopuszczalne prawem europejskim środki w celu obrony polskich rodzin przed podwyżką opodatkowania. Gdyby wniosek został odrzucony, rząd powinien starać się przekonać Radę UE do naszych argumentów natury społeczno-politycznej i wprowadzenia odstępstwa dla Polski w drodze odpowiedniej zmiany Dyrektywy VAT. Zmiany we wspólnotowym systemie VAT nie są, co prawda łatwe do wprowadzenia, ale są możliwe zarówno na poziomie środków specjalnych jak i zmian samej dyrektywy. Pierwsze negatywne reakcje na nasz wniosek ze strony rządowej świadczą niestety o pewnej nieśmiałości w obronie polskich interesów i braku wiedzy o tym jak elastyczne mogą być regulacje europejskie. Tymczasem, jeśli sami nie będziemy domagać się respektowania naszych fundamentalnych interesów w UE, to z dobrego serca nic nie dostaniemy. Zachęcam do zapoznania się z wnioskiem do Komisji Europejskiej i wywierania nacisku na Ministerstwo Finansów, żeby wniosek ten złożyło.
Dr Stanisław Tyszka
Łukasz Warzecha o berlińskim zaklinaniu rzeczywistości Łukasz Warzecha w rozmowie z portalem Fronda.pl komentuje berlińskie wystąpienie Radosława Sikorskiego. Ministrowi dedykuje myśl Benjamina Franklina, który powiedział, że "Naród, który oddaje swoje podstawowe wolności w zamian za chwilowe bezpieczeństwo, nie zasługuje ani na jedno, ani na drugie". Zdziwienie budzi fakt, że Radosław Sikorski zdecydował się wygłosić swoje przemówienie w Berlinie, a nie w Warszawie. I tutaj, zupełnie nie przyjmuję jego obrony, że to prestiżowe miejsce. To zadziwiające tłumaczenie. Myślę, że Sikorski doskonale zdawał sobie sprawę, jaki będzie tego odbiór i jest świadomy tego, że postąpił niewłaściwie, ale jakoś się musi bronić. Jeśli połączyć taką linię obrony z treścią przemówienia, to uzasadnionym wydaje się, że zostało wygłoszone w Berlinie, a nie w Warszawie.
Pochwała na początek Druga sprawa - a tutaj muszę uczciwie Radosława Sikorskiego pochwalić, za to, co powiedział w obu wystąpieniach, zwłaszcza tym berlińskim – to przyznanie, że nierozszerzenie jest winne kryzysowi oraz, że dzięki nam – tu zwracał się i do Niemców i generalnie do Zachodu – oni nieźle zarobili. Dobrze, że to powiedział zupełnie, wprost, bo argument „myśmy na was stracili” często pojawia się po tamtej stronie.
Cyniczny układ Nie wnikając już szczegółowo w przemówienie Sikorskiego, trzeba podkreślić, że u jego podstawy jest jedno założenie, które jest fałszywe i budzi mój zdecydowany sprzeciw. Radosław Sikorski konstruuje taką oto wizję:, ponieważ wszyscy mają interes w tym, żeby uratować strefę euro, a Niemcy są jej najsilniejszym członkiem, to zróbmy tak, żeby dobrze dyscyplinować nie tylko członków strefy euro, ale w ogóle Unii, by oni nie mogli przed tą dyscypliną uciec. Prośmy, więc Niemców, by chroniły strefę euro i bardzo mocno się w to zaangażowały, dla wspólnego dobra. Sikorski, moim zdaniem, założył, że Niemcy z jakiegoś powodu nie będą realizować przede wszystkim swojego interesu w ramach takiego układu. Oczywiście wszystko, co obserwujemy, przeczy temu stwierdzeniu, poczynając od sprawy gazociągu północnego, na negocjacjach klimatycznych skończywszy. Te wszystkie działania ewidentnie służą ochronie interesów niemieckich, i też w dużej mierze francuskich. Myślę, że z tego Sikorski również zdaje sobie sprawę. Jeżeli dałby UE silniejsze instrumenty, to one z pewnością zostałyby zawłaszczone przez najsilniejsze Niemcy, które wejdą w sojusz z Francją po to, by dbać o własne interesy. Dzisiaj jest inaczej niż trzy czy cztery lata temu i niemieckie zapędy hegemonistyczne nie są już tak zdecydowanie zwalczane. Komisja Europejska jest dziś słabsza, więc jeżeli Sikorski mówi o dodawaniu prerogatyw komisarzom, to de facto mówi o dodawaniu prerogatyw najsilniejszym państwom Unii. Skoro Sikorski o tym wie – a sądzę, że tak jest – to proponuje bardzo cyniczny układ: wy nas uratujecie i dacie, choć trochę mocy decyzyjnej, – bo taki apel w przemówieniu berlińskim również się znalazł – a w zamian my was całkowicie poprzemy i nie będziemy się przeciwstawiać żadnym waszym planom, co zresztą w ostatnim czasie i tak jest już faktem, bo wszystkie koncepcje niemieckie popieramy niemal bezwarunkowo. Tym, co mnie jeszcze bardzo uderzyło, jest stwierdzenie, że jeśli zostaną zaproponowane zmiany w traktacie, to Polska w zasadzie nie przedstawi żadnego swojego postulatu, bo najważniejsza jest stabilność. To jest niesamowita rzecz. Przed przystąpieniem do jakichkolwiek negocjacji, Sikorski całkowicie oddaje pole. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że wywiad i publiczne wystąpienie jest też elementem dyplomatycznej gry, to zachowanie Sikorskiego jest wbrew wszelkim regułom. Na ogół gra się wysoko po to, żeby ustąpić, a tu Sikorski zachowuje się dokładnie odwrotnie.
Berlińskie zaklinanie rzeczywistości Wreszcie, ostatnia rzecz, która budzi moje olbrzymie wątpliwości, jest sposób, w jaki Sikorski, snując swoje berlińskie rozważania, odniósł się do wybierania posłów do Parlamentu Europejskiego ze wspólnej listy. Stwierdził również, że bardzo mocne prerogatywy organów unijnych musiałaby oczywiście mieć poważną legitymację, a miałoby nią być zezwolenie Parlamentu Europejskiego. To są dwie nieprawdy. Po pierwsze, żeby wybierać posłów ze wspólnej listy, musiałby istnieć europejski naród, a takiego nie ma i nie będzie, i to jest zupełnie jasne. Mimo że Sikorski zaklina rzeczywistość, mówiąc o tym, że jesteśmy Europejczykami, co jest absolutną bzdurą. Nie ma euronarodu, narody mają swoje odrębne tożsamości kulturowe i odrębne interesy. Już pomijam fakt, jak taka wspólna lista miałaby wyglądać. Jeśliby uznać, że każdy obywatel z każdego kraju ma jeden głos, to wyniki zależałoby od tego, ilu obywateli w danym kraju pójdzie zagłosować, a że Niemców jest w ogóle najwięcej, to już nie trudno przewidzieć, jak to przełożyłoby się na wybranych posłów. Odnośnie do legitymizacji mocnych prerogatyw i interwencji, których Sikorski upatruje w PE, to też niezbyt trafiony pomysł. Mówiąc o legitymizacji mamy na myśli suwerena, którym jest naród, a naród, czy może lepiej – obywatele - jest suwerenem w państwie. To trzeba podkreślić – w konkretnym państwie. Jeśli Sikorski sobie wyobraża, że na przykład UE decyduje się podjąć ostrą interwencję w sprawy wewnętrzne, powiedzmy Słowacji, a tej legitymizacji ma udzielić cały PE, to się nijak ma do koncepcji legitymizacji w ogóle. To jest pozór legitymizacji, farsa. Głosy PiS, żeby Sikorskiego postawić przed Trybunałem Stanu są jednak niemądre. Trybunał Stanu to taka wyświechtana pałka, którą się wyciąga a i tak wiadomo, że ona nie uderzy, bo to sztuczny, niewydolny twór i nigdy nic nie było przed nim sądzone. Nie ma w ogóle, o czym mówić. Dużo lepiej byłoby wskazać konkretne niedociągnięcia w wypowiedzi Sikorskiego. Odwołam się tu do cytatu, który wczoraj na Twitterze przypomniał Marek Magierowski. To słowa Benjamina Franklina, a Sikorski lubi cytować prezydentów i klasyków myśli amerykańskiej, więc powinien też taki cytat sobie przyswoić: Naród, który oddaje swoje podstawowe wolności w zamian za chwilowe bezpieczeństwo, nie zasługuje ani na jedno, ani na drugie. Not. eMBe
Szokujące słowa Wałęsy „Ten proces jest bez sensu. Potrzebna jest amnestia. […]Trzeba pamiętać o okolicznościach. Tu rządzili Sowieci. Polscy komuniści wykonywali ich polecenia. – powiedział były prezydent Lech Wałęsa, wchodząc na rozprawę w procesie dotyczącym masakry na Wybrzeżu w 1970 roku. Lech Wałęsa zeznaje w procesie jako świadek. Proszony o komentarz w sprawie procesu, Wałęsa zaznaczył, że dziś Polacy powinni zajmować się innymi sprawami niż rozliczenia z przeszłością. Powiedział, że powinniśmy się raczej skupić na rozwoju technologicznym kraju. Jego zdaniem na zachowanie komunistów w grudniu 70 należy patrzeć w szerokim kontekście.”Trzeba pamiętać o okolicznościach. Tu rządzili Sowieci. Polscy komuniści wykonywali ich polecenia. Nawet gdyby się sprzeciwili, zginęłoby dwie trzecie Polski – powiedział Wałęsa i dodał, że w latach 70 nie było szans na upadek komunizmu. Ja, prowadząc strajk w grudniu, zauważyłem, że nie mamy szans – komentował były prezydent. Idąc tokiem rozumowania naszego noblisty i mędrca, należy wybaczyć czerwonym każdą zbrodnię na Polakach, „bo rządzili Sowieci”. Jak rozumiem to tłumaczy również morderców ks. Popieluszki, oprawców górników z kopalni „Wujek” czy katów, którzy w imię przodującego ustroju rozprawiali się z polskimi patriotami? Czy zależność Polski od ZSRR tłumaczy również zbrodnie w okresach stalinizmu? Taką linię obrony stosowali już pewni smutni panowie, którzy przekonywali, że byli tylko wykonawcami rozkazów. W Norymberdze nie dano temu wiary. Wiele można spodziewać się po wypowiedziach Wałęsy. Jednak, niektóre przechodzą wszelkie granice przyzwoitości. Ł.A/Stefczyk.info/tvp info/
Papież jednoznacznie przeciwko karze śmierci Do zniesienia kary śmierci wezwał dziś papież podczas audiencji ogólnej. Benedykt XVI pozdrowił uczestników spotkania zorganizowanego przez Wspólnotę Sant'Egidio pod hasłem „No Justice without Life” (Nie ma sprawiedliwości bez poszanowania życia). „Wyrażam nadzieję, że wasze rozważania stanowić będą zachętę dla inicjatyw politycznych i prawnych promowanych przez coraz większą liczbę państw na rzecz wyeliminowania kary śmierci oraz kontynuowania dokonywania istotnego postępu w dostosowywaniu prawa karnego zarówno do ludzkiej godności uwięzionych jak i skutecznego zachowania ładu publicznego” – stwierdził Benedykt XVI Od kilku dni publikujemy na fronda.pl różne wypowiedzi ludzi Kościoła na temat kary śmierci. Nie tylko wierni są podzieleni w tej kwestii, ale również teologowie mają różne stanowiska, co można było zobaczyć na przykładzie publikowanej przez nas debaty ks. prof. Mariana Machinka i prof. Michała Wojciechowskiego. Katechizm Kościoła Katolickiego wciąż dopuszcza stosowanie najwyższej kary w szczególnych przypadkach. Jednak cytowane powyżej słowa Benedykta XVI pokazują jasno, w którą stronę będzie szło nauczanie Kościoła na temat karania śmiercią. Obecny papież już dwa lata temu dał jasno do zrozumienia wiernym, jakie jest jego stanowisko w tej sprawie. Na zakończenie III Światowego Kongresu przeciwko karze śmierci, który obradował w Paryżu, odczytano w sobotę przesłanie od papieża, który nazwał ten rodzaj kary "obrazą godności człowieka". Również jego poprzednik, Jan Paweł II miał jasne poglądy w kwestii karania śmiercią przestępców. Jarosław Kaczyński wywołał oczywiście dyskusję o karze śmierci ze względów politycznych i w celu mobilizacji elektoratu, który mógłby uciec do „szeryfa” Ziobro. Jednak jednoznaczne słowa papieża pokazują, że stanowisko PiS-u, który chce być jedynym prawdziwym politycznym przedstawicielem opinii katolickiej w Polsce, a stanowiskiem Kościoła zaczyna się zasadniczo różnić. Złośliwy publicysta zauważyłby, że Niemiec znów popsuł PiS-owi narracje. Jednak, pisząc poważnie, nie można nie zauważyć, że papież dzisiejszym stanowiskiem chyba jednoznacznie przekazał, co katolik powinien myśleć o najwyższej karze. Nie ma, więc chyba sensu by odwołująca się do chrześcijańskich wartości partia Kaczyńskiego kontynuowała debatę na temat tej kwestii.
Łukasz Adamski
"Kat nie musi się spowiadać z wykonywania wyroków” Pomysł PiS, by wprowadzić karę śmierci wywołał ostry sprzeciw Kościoła. Portal Fronda.pl zapytał ks. Jana Sikorskiego, wieloletniego kapelana więziennego, Naczelnego Kapelna Więziennictwa RP o to, czy osoba wykonująca wyroki śmierci ponosi odpowiedzialność moralną za swoje czyny. Oczywiście, mając w pamięci przykazanie „Nie zabijaj”, sytuacja, kiedy człowiek staje przed dylematem wykonywania swojej pracy, która polega na odebraniu życia drugiemu człowiekowi, jawi się, jako niezwykle trudna. Z pewnością nie jest to łatwe dla człowieka, który taki zawód wykonuje, ale nie ukrywajmy - jest on po prostu narzędziem w tej konkretnej sytuacji. Jeśli psychicznie stać go na to, żeby ten ciężar znosić, to już jego własna, indywidualna decyzja. Instytucja katów istnieje od dawna. Słyszałem nawet, że nie brakuje takich kandydatów, którzy gotowi są wykonywać wyroki śmierci. Dziwię się temu, ale tak jest. W każdym razie, niezależnie czy kat musi spełnić swoją powinność w czasie wojny (tak jak podziemie zbrojne wykonywało wyroki), czy też w czasie pokoju, w majestacie prawa, które jest takie, a nie inne i karę tę w wyjątkowych sytuacjach dopuszcza, nie ponosi za to moralnej odpowiedzialności. Trudność ma nie tyle moralną, co taką psychiczną, żeby znieść ciężar wykonywania takiej pracy. Oczywiście, sytuacja wygląda inaczej w przypadku ustrojów totalitarnych, gdzie zabijano niewinnych ludzi. Do takiego okrucieństwa nigdy nie wolno przykładać ręki. Natomiast, jeśli wyroki wykonuje się w majestacie obowiązujego prawa, to jest tylko osobista trudność kata, nie ponosi on odpowiedzialności moralnej. Chyba, że wykonywanie przez niego wyroków pomnażałoby jego okrucieństwo, może wynikające z jakiegoś wrodzonego skrzywienia moralnego, a zabijanie sprawiałoby mu jakąś satysfakcję, to wtedy oczywiście byłoby to coś nienormalnego, niewątpliwie zahaczającego o materię grzechu. Jednak, jeśli wykonuje wyrok „tylko” z rozkazu, to oczywiście nie ponosi odpowiedzialności moralnej. Człowiek, który wykonuje zawód kata absolutnie nie musi się spowiadać z wykonywania wyroków śmierci. Tylko w takich wyjątkowych wypadkach, o których wspomniałem, gdyby to rzutowało na jego życie moralne, jego postawę, etc. To jest jednak już sprawa indywidualna, do rozstrzygnięcia ze spowiednikiem.
Rozmawiała Marta Brzezińska
Kamiński o nowych uprawnieniach dla ministra Cichockiego: "To powrót do czasów PRL, kiedy gen. Kiszczak zarządzał SB i kierował MO" "Super Express" pisze, że premier Donald Tusk nadał nowe uprawnienia ministrowi spraw wewnętrznych Jackowi Cichockiemu. Zgodnie z ostatnim rozporządzeniem w tej sprawie Cichocki przejął pełną kontrolę nad służbami specjalnymi, a takiej władzy nie miał nawet były szef MSWiA Grzegorz Schetyna. Zgodnie z rozporządzeniem premiera, minister koordynuje i nadzoruje działalność m.in. ABW, Agencji Wywiadu i CBA. Cichocki wcześniej był pełnił funkcję sekretarza Kolegium ds. Slużb Specjalnych, więc, zdaniem polityków PO, przejmie jedynie swoje poprzednie uprawnienia. Pomysł nie podoba się opozycji, a najmocniej skrytykował go były szef CBA, Mariusz Kamiński. Poseł PiS przypomniał w rozmowie z "Super Expressem", że to premier, a nie minister kontroluje służby specjalne. To chybiony pomysł i powrót do czasów PRL, kiedy gen. Kiszczak zarządzał SB i kierował Milicją Obywatelską - stwierdził. jm/"Super Express"
Wałęsa. Walczył o wolną Polskę. Dziś broni ludzi, którzy strzelali do robotników Były prezydent Lech Wałęsa, który przez wielu nazywany jest legendą walki z komunizmem, a sam uważa, że Polska jemu zawdzięcza wolność, stanął po stronie komunistycznych zbrodniarzy. Przyznał, że Polacy nie powinni się już zajmować rozliczaniem komunistów za masakrę w grudniu 1970. Ten proces jest bezsensu. Potrzebna jest amnestia – powiedział były prezydent Lech Wałęsa, wchodząc na rozprawę w procesie dotyczącym masakry na Wybrzeżu w 1970 roku. Wałęsa ma zeznawać w procesie, jako świadek. Proszony o komentarz w sprawie procesu, Wałęsa zaznaczył, że dziś Polacy powinni zajmować się innymi sprawami niż rozliczenia z przeszłością. Opowiedział się za rozwojem technologicznym w kraju. W ocenie byłego szefa „Solidarności” na zachowanie komunistów w grudniu 70 należy patrzeć w szerokim kontekście. Trzeba pamiętać o okolicznościach. Tu rządzili Sowieci. Polscy komuniści wykonywali ich polecenia. Nawet gdyby się sprzeciwili, zginęłoby dwie trzecie Polski – mówił Lech Wałęsa. Zaznaczał, że w latach 70 nie było szans na upadek komuny. Ja, prowadząc strajk w grudniu, zauważyłem, że nie mamy szans na zwycięstwo – komentował były prezydent. Niestety sąd nie zgodził się na obecność kamer na sali sądowej. A szkoda, Lech Wałęsa zapewne ma więcej ciekawych rzeczy do powiedzenia... zespół wPolityce.pl
Z wystąpienia Sikorskiego wynika, że kontrakt Polski z Unią z 2003 roku jest już nieaktualny Fałsz berlińskiego wystąpienia Radosława Sikorskiego przejawiał się już w otwierającej je anegdocie. Polski szef MSZ opowiadał o upadku w roku 1989 jugosławiańskiego dinara (poprzez jego dodrukowanie), jako symptomie rozpadu Jugosławii i snuł analogię z obecnym losem Europy po ewentualnym załamaniu się euro. A przecież Jugosławia przestała istnieć nie z powodu kłopotów walutowych. Przestała istnieć, bo była tworem sztucznym, podtrzymywanym jedynie siłą martwej już komunistycznej ideologii. Jeśli Sikorski szuka tu analogii to może go ona zawieść na manowce i dostarczyć argumentów akurat jego oponentom. Inna sprawa, co działo się potem: rzezie i czystki etniczne na terenach dawnego państwa jugosławiańskiego były czymś strasznym. Tyle, że jeśli ktoś chciałby w tamtym czasie egzystencję Jugosławii przedłużać, też musiałby to zrobić siłą. Siłą dominujących republik: Serbii i Czarnogóry. Jednak nie na tyle dominujących, aby były w stanie to osiągnąć. Z kulawej analogii nie mogła się narodzić klarowna myśl. Zresztą można odnieść wrażenie, że Sikorski zrobił wiele, aby ją nieco zamaskować. Jednak przebijała ona przez kolejny dziwaczny łamaniec. Z jednej strony polski minister przyznał rację eurosceptykom - do autentycznej wspólnoty potrzebna jest autentyczna świadomość. Z drugiej przekonywał, że ta świadomość już jest: czujemy się przecież Europejczykami. Z pewnością czuliśmy się Europejczykami już kilkadziesiąt czy nawet 200 lat temu. Ale europejskim narodem politycznym z pewnością nie jesteśmy. Sikorski maskował zgodę na pogłębienie integracji. Licznymi dygresjami, łącznie z napominaniem oskarżanych o dążenie do dominacji Niemiec, jako zbyt powolnych w reformowaniu własnych finansów. Można było odnieść wrażenie: skoro polski minister traktuje niemiecką kanclerz z taką dezynwolturą, nie ma mowy o czyjejś przewadze. Ale rzeczywistość nie jest wyznaczana dowcipami na szczytach i międzynarodowych konferencjach. Jest wyznaczana takimi zdarzeniami, jak to, które przywołuje Marek Magierowski we wtorkowej "Rzeczpospolitej": przesłaniem irlandzkiego projektu budżetu nawet nie do instytucji unijnej, a do komisji... Bundestagu. Sikorski maskuje też swoje stanowisko żądaniami, aby pewne kwestie zostały trwale wyłączone spod kompetencji unijnych ciał. Ale jeśli mówi o tematach związanych z publiczną moralnością, powinien zauważyć, że już dziś są one po części regulowane i kształtowane, choćby przez unijne dyrektywy, nawet, jeśli nie ma tu jeszcze mowy o bezpośrednim przymusie. Jeśli z kolei proponuje wyłączenie spod władzy Unii podatków, można go pytać o konsekwencje. Rozszerzanie innych uprawnień finansowych Unii musi przecież w końcu prowadzić do pokusy ujednolicenia polityki fiskalnej. Pytanie brzmi inaczej" czy nie należy się w tym rozszerzaniu odrobinę zatrzymać. Komentatorzy Wyborczej z jednej strony są wyraźnie zawiedzeni, że Sikorski nie poszedł jeszcze dalej, a zarazem bronią go przed oskarżeniami prawicowej opozycji. Udają, że nie wiedzą, które zapowiedzi Sikorskiego dotyczą rzeczywistego ograniczenia polskiej suwerenności. Pytają ironicznie, czy chodzi o ograniczenie liczebności członków Komisji Europejskiej. A chodzi w pierwszym rzędzie o zgodę na poddanie narodowych budżetów nadzorowi Unii. Nawet we wspólnym państwie federalnym, jakim jest USA, polityka budżetowa poszczególnych stanów jest oddzielona od polityki budżetowej federacji - bo w każdym z tych przypadków mamy do czynienia z oddzielnymi reprezentacjami o innych wyborczych mandatach. A przecież Amerykanie są jednym politycznym, bo przecież nie etnicznym narodem. A, powtórzmy, Europejczycy takim narodem nie są, i długo jeszcze nie będą. Pytanie, czy chcemy, aby nim byli i czy jest to możliwe. A może to konstrukcja sztuczna, jak w przypadku Jugosławii? Komentator "Gazety Wyborczej" Jacek Pawlicki przypomina politykom PiS, że części suwerenności zrzekliśmy się już w 2003 roku przystępując do Unii. I to jest istota sporu! Przystępowaliśmy do innej Unii: związku państw, które dla ułatwienia sobie życia organizowały wspólny rynek i wspierały się nawzajem. Wizja federalnego superpaństwa była wtedy traktowana, jako wyraz spiskowego przeczulenia antyeuropejskiej mniejszości. Jeśli chce się iść dalej, to tamten kontrakt jest już nieaktualny. Trzeba go zweryfikować. Propozycje Sikorskiego, choć ostrożnie i selektywnie, są jednak propozycjami pod jedno państwo. Na przykład wystawianie częściowo wspólnych ogólnoeuropejskich list wyborczych zakłada wspólne życie polityczne, typowe dla jednego państwa właśnie. To jednak coś innego niż obecne, trochę jednak symboliczne, partyjne federacje w europarlamencie. Ale jeśli tak, trzeba to otwarcie powiedzieć. Gwałtowne protesty opozycji mają jak rozumiem tę odpowiedź wymusić. Z jednym zastrzeżeniem: mówiąc o Trybunale Stanu dla Sikorskiego, Jarosław Kaczyński przenosi ciężar debaty z problemu polityki Sikorskiego na problem współmierności bądź niewspółmierności reakcji. Tym bardziej czynią to epitety o "IV Rzeszy". Rząd Tuska będzie się teraz obrażał za ostrość języka i poczuje się zwolniony z odpowiedzi merytorycznej. A chodzi o to, aby tej odpowiedzi udzielił. Mamy prawo wiedzieć, czy wola polityczna wyrażona w referendum 2003 roku jest teraz deformowana (moim zdaniem jest), czy to tylko wyraz "przeczulenia". Piotr Zaremba
Magiczne obniżanie długu. "Ministerstwo Finansów proponuje kolejną zmianę sposobu, w jaki liczy się dług publiczny. To już czwarta taka zmiana". Ministerstwo Finansów proponuje kolejną zmianę sposobu, w jaki liczy się dług publiczny. To już czwarta taka zmiana. Pierwsza polegała na stworzeniu Krajowego Funduszu Drogowego, który emituje obligacje finansujące budowę infrastruktury drogowej, a te obligacje nie są wliczane do długu. Druga to zmiana ustawa o BGK, żeby ten mógł emitować listy zastawne na potrzeby rządu, które też nie będą wliczane do długu. Trzecia, to demontaż systemu emerytalnego, który spowodował schowanie części długu publicznego do ZUS-u, ten dług ujawni się dopiero za około dekadę i nas wtedy zadusi. Te trzy zmiany spowodują ukrycie przez obywatelami długu w wysokości przekraczającej 300 mld złotych do końca tej dekady. Teraz mamy czwartą zmianę, która polega na tym, że aby przeliczyć dług w walutach obcych na złote, nie będzie brany kurs walutowy z końca roku, tylko kurs średni dla całego roku, tzw. średnioroczny. W odróżnieniu od poprzednich trzech, metodologicznie ten ostatni ruch jest poprawny, ale oczywiście moment zamiany jest nieprzypadkowy, bo w 2011 roku kurs średnioroczny jest o wiele korzystniejszy dla MF niż przewidywany kurs na koniec roku, który może być zbliżony do 5 złotych za euro. Do tej pory nie próbowano zmienić tej definicji, bo MF sobie myślało, że jak będzie interweniowało na rynku walutowym, zresztą wspierane przez NBP, to umocni złotego na koniec roku, jak już onegdaj bywało, i po sprawie. A tu się okazuje, że liczba inwestorów i spekulantów, którzy grają na znaczące osłabienie złotego rośnie tak szybko, że interwencje nic nie dają. Dlatego MF powinno zmianę definicji przeprowadzić, ale powinna obowiązywać dopiero od 2012 roku. Tylko zastanawiam się, co będzie, w 2012, jeżeli przez cały rok złoty będzie na przykład na poziomie 5 złotych za euro, a w grudniu 2012 na skutek spekulacji umocni się np. na 4,20. Czy wtedy MF zaproponuje powrót do starego sposobu liczenia długu. Żyjemy w czasach, gdy inwestorzy zakładają, że statystyki publiczne mogą pozostawać pod wpływem polityków, o czym świadczą krętactwa Grecji, ale też podejrzane operacje na złocie we Włoszech w celu sztucznego obniżenia deficytu przed wejściem tego kraju do strefy euro. Dlatego byłbym bardzo ostrożny, jeśli chodzi o częste zmiany definicji. Już teraz inwestorzy ignorują polską definicję długu publicznego, według której nasz dług jest o wiele mniejszy niż dług liczony według metodologii UE. Stosując obecne metody MF można bardzo łatwo obniżyć bezrobocie w Polsce. Wystarczy, że jako bezrobotnych uznamy tylko blondynów i blondynki, którzy nie chorowali na grypę. Bezrobocie w statystykach znacząco spadnie i problem bezrobocia rozwiązany! Do czasu aż bruneci i szatyni przyjdą pod Sejm. Krzysztof Rybiński
Wildstein: Wałęsa wyprzedał swoją kartę Lech Wałęsa zaszokował wielu swoją wypowiedzią dotyczącą procesu autorów masakry z grudnia 1970 roku. Zdaniem byłego prezydenta najwyższy czas zająć się innymi sprawami, np. rozwojem technologicznym kraju. O komentarz w tej sprawie portal Stefczyk.info poprosił Bronisława Wildsteina, znanego publicystę:
Sytuacja jest odwrotna niż mówi prezydent Wałęsa. Kraj rozwija się dobrze, jeśli istnieją w nim fundamentalne zasady sprawiedliwości. One budują kapitał społeczny, zaufanie ludzi. Obywatele muszą mieć poczucie, że wiedzą, czego się można spodziewać, że niesprawiedliwość zostanie nazwana i osądzona. Tymczasem w sprawie grudnia '70 nie dość, że nikt nie nazwał zbrodni po imieniu, to jej sprawcy cieszą się dużym uznaniem. Najbardziej uderzającym przykładem tego jest status gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Sądzę, że należy przestać zajmować się w ogóle wypowiedziami Lecha Wałęsy. Na to od dawna szkoda czasu. On gada, co mu ślina na język przyniesie, mówi rzeczy sprzeczne ze sobą, bardzo często skandaliczne. Opinia publiczna nie powinna się już nim interesować. Lech Wałęsa miał swoją kartę historyczną złożoną, ale były w niej również wielkie chwile. Tymczasem w niepodległej Polsce wyprzedał on swoją przeszłość w zamian za uznanie dominującego establishmentu. To można traktować, jako formę zdrady przyjaciół, którzy zostali zabici, czy zamęczeni, oraz ich rodzin, które próbują dochodzić swoich roszczeń. Wałęsa jest człowiekiem, który osiągnął specyficzny prestiż i pozycję społeczną. Odwrócenie się od kolegów jest sytuacją odrażającą. To jednak nie pierwsze takie zachowanie Wałęsy. Sam proces ludzi odpowiedzialnych za masakrę w grudniu 1970 roku jest kpiną ze sprawiedliwości. On toczy się już kilkanaście lat. Wygląda na to, że jest tak prowadzony, by nigdy nie udało się go zakończyć. Proces sprawców masakry grudnia 1970 roku oraz wypowiedź Lecha Wałęsy pokazują z najgorszej strony to, co się dzieje w Polsce. not. saż
Media stały się już „środkami przemocy”, która wyzwala przemoc. Mamy "spętane" relacje, mamy manipulacje. I tragiczne skutki Niedawno Radio Maryja przypomniało homilię Jana Pawła II wygłoszoną w Olsztynie 6 czerwca 1991 roku, w czasie kolejnej pielgrzymki do Ojczyzny. Wszystkie katechezy tej pielgrzymki dotyczyły Dekalogu. W Katedrze św. Jakuba, do której chodziłem w młodości na msze i lekcje religii, Ojciec Święty rozwinął treść przykazania:
Nie będziesz mówił fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu twemu. Łamanie ósmego przykazania to najbardziej pospolity i ohydny grzech dziennikarzy oraz tych, którzy kierują mediami lub są ich właścicielami. Korzystają, bowiem z wolności wyrażania swoich poglądów, ale, na co zwrócił uwagę papież, zapominają o tym, że wypowiadane słowo musi być wolne. Wolne, czyli „niespętane” kłamstwem, egocentryzmem, podstępem, nienawiścią, pogardą. Niewielki będzie pożytek z mówienia i pisania - mówił Jan Paweł II - jeśli słowo będzie używane nie po to, aby szukać prawdy, wyrażać prawdę i dzielić się z nią, ale tylko po to, by zwyciężać w dyskusji i obronić swoje, może właśnie błędne stanowisko. Minęło kilka dni od przypomnienia tej homilii i zobaczyliśmy gigantyczną manipulację mediów, zarówno prywatnych, jak i publicznych, relacjonujących święto 11 listopada. Czym były te wielogodzinne „spętane” relacje? Chęcią skompromitowania organizatorów Marszu Niepodległości, wszystkich tych niezależnych organizacji, z którymi media prowadzą od lat własną wojnę, a równocześnie podkopywaniem idei świętowania rocznicy odzyskania niepodległości przez samych obywateli. Media wspierały, bowiem inną demonstrację, w kontrze do Marszu Niepodległości, zorganizowaną przez środowiska lewackie, bolszewickie, którym niepodległa, patriotyczna Polska nie jest do niczego potrzebna. Po 1989 roku była to pierwsza tak duża, jawna manipulacja i dezinformacja. Przed tym właśnie ostrzegał nas Jan Paweł II, mówiąc, że media, które nie wyrażają wewnętrznej potrzeby wolności, będą stosować „środki przemocy, ażeby człowiekowi narzucać jakieś tezy”. Od tamtej homilii minęło 20 lat i wszystko wskazuje na to, że media już stały się „środkami przemocy”, która wyzwala przemoc, bo wydaje się, że spalenie wozu transmisyjnego stacji TVN nie było li tylko aktem zwykłego chuligaństwa. Jeżeli zaś ten argument nie przekonuje, to dobitniejszym przykładem jest zamordowanie Marka Rosiaka, działacza PiS-u, przez byłego członka PO, Ryszarda Cybę. Trwa właśnie jego proces, utajniony z tego powodu, że zabójca, choć przyznał się do winy, zapowiadał nagłośnienie motywów swojego czynu, a był to z całą pewnością mord polityczny. Fotoreporterowi udało się sfotografować kartkę, którą zabójca trzymał w ręku, a na niej tekst, będący zbitką kłamliwych opinii wyrażanych w mediach, które służyły do walki z braćmi Kaczyńskimi. Winę ponosi PiS i Jarosław Kaczyński i Lech Kaczyński, który doprowadził do Katastrofy Smoleńskiej przez zmuszenie załogi samolotu do lądowania w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych – napisał morderca. Czy to nie fragment z „Gazety Wyborczej”? Czy to niemal nie cytat z wypowiedzi ministra Sikorskiego w dniu katastrofy? W kolejnym zdaniu Ryszarda Cyby z łatwością odnajdujemy nie tylko „klimat” wypowiedzi Palikota z taką lubością powielany przez media. Lech Kaczyński jest największym Mordercą Polski od II wojny światowej, ale Ciemny Lud wszystko kupi (Jacek Kurski poseł PiS), buduje mordercy pomniki, na które nie zasługuje” [pisownia oryginalna - przyp. WR]
Przeciwnicy lustracji i dekomunizacji, obrońcy oprawców stanu wojennego mogą mieć teraz wielką satysfakcję, wychowali sobie „obywatela III RP”. Morderca Marka Rosiaka pisze w swoim liście:
Na pomniki zasługuje tylko Generał Jaruzelski, który rządził Polską w trudnych czasach komunizmu, gdy byliśmy pod okupacją Związku Radzieckiego. Co prawda kolejne zdanie kieruje już do wszystkich:
Chciałbym swoim działaniem poruszyć opinię publiczną, obudzić społeczeństwo, by naprawdę rozliczyli Polityków, którzy nie realizują zadań, do których zostali wybrani. Niestety, jak wiadomo z zamiarem „rozliczenia” skierował się do łódzkiej siedziby partii w celu zamordowania prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Ryszard Cyba był i nadal jest przekonany, że całe zło, które dotyka Polski i jego osobiście, to PiS. Taki właśnie obraz prezentowały mu, na co dzień „spętane” nienawiścią i kłamstwem media. Stosując „środki przemocy”, zebrały mordercze żniwo, ale nikt z polityków i dziennikarzy, tak zaangażowanych w walkę z PiS, nie widzi w tym żadnego związku. Tak jak do dziś Jerzy Urban, rzecznik prasowy rządu Jaruzelskiego, kwestionuje swoją rolę w podżeganiu do zamordowania bł. Jerzego Popiełuszki. Morderca księdza, Grzegorz Piotrowski usprawiedliwiał się w sądzie, przywołując publicystykę Urbana. Morderca Ryszard Cyba tak wiernie cytuje media, jakby to one wcisnęły mu do ręki pistolet i nóż. Wojciech Reszczyński
Krzyk i wazelina. Niektóre media nachalną propagandą próbują zatrzeć prawdziwy sens przemówienia Sikorskiego Jedna z telewizji informacyjnych, kilkadziesiąt godzin po hołdzie złożonym niemieckiej potędze przez Radosława Sikorskiego w mieście będącym według rzecznika MSZ sercem Europy - Berlinie. Podniecony reporter dopada Pawła Olszewskiego, rzecznika klubu Platformy Obywatelskiej. Rzuca:
Pani pośle, niech nam pan powie jak to jest, że przecież wszyscy wiemy, że prędzej czy później Europa stanie się państwem federacyjnym, a jednak niektórzy tego nie rozumieją? Myślę tu o wystąpieniu prezesa PiS?
Pan poseł Olszewski celnie w odpowiedzi zauważa, że ksenofobia niejedno ma imię i cóż zrobić, oni, Platforma, będą ją nadal dzielnie zwalczali. Podobny ton niestety w większości mediów. Biją bębny zwycięstwa polskiego w Europie (rezygnacja z suwerenności, jako zwycięstwo!), grają trąbki na trwogę w kraju. Bo nie wszyscy jeszcze, nie wszyscy chcą z Sikorskim, Tuskiem i Talagą przyłączyć się do Niemiec. No niech sobie państwo wyobraża, nie wszyscy. Jak to pojąć? Jak walczyć z tą dżumą XXI wieku? Tłumacząc i jeszcze raz tłumacząc. W "Fakcie”, więc na stronach opinii na cztery wypowiedzi na ten temat mamy cztery oceny radykalnie pozytywne. I nawet Paweł Kowal, dotąd rozsądnie zdystansowany wobec polityki rządu, już jednoznacznie po jasnej stronie mocy. Lepiej trzymać z szefem MSZ - woła tytuł komentarza byłego zastępcy Anny Fotygi. Taki widać duch czasów. I każdy, naprawdę każdy może poprzeć władzę. Na tym polega istota demokracji. Jeden z powodów politycznych, inny z technologicznych. Igor Zalewski dowodzi w tymże "Fakcie", że najkrótsza droga do Zachodu wiedzie właśnie przez Niemcy, a tamtejsza organizacja, technologia i kapitał jest najwyższej klasy. No, to wydaje się argument rozstrzygający. Polacy zresztą powinni pamiętać, że co, jak co ale niemiecka technika nie zawodzi nigdy. Tak na drodze, jak w polu i w boju.I że nie będzie to pierwsza próba przyłączenia Polski do świata Zachodu za pośrednictwem Niemiec. Ale i tak rekordy wazeliniarstwa bije "Gazeta Wyborcza". Dowiadujemy się, że "Europa mówi Sikorskim" podtytuł:
Nareszcie! Polska ponagla Angelę Merkel do walki z kryzysem - przesłanie berlińskiego przemówienia ministra Radosława Sikorskiego Unia Europejska przyjęła entuzjastycznie. Wypada się właściwie zgodzić, że Sikorski ponagla Merkel. Pytanie - do czego? Czy aby nie do tego by szybciej zbudowała "niemiecką Europę"? I tylko jakiś dziwacznie dociekliwy czytelnik zastanowiłby się nad nielogicznościami tych zachwytów oto Jacek Pawlicki na kolejnej stronie dowodzi:
To sygnał, że wchodzimy do gry o nową Unię. Zdanie szokujące w kontekście wcześniejszych czołówek, że Unii Europejskiej od lipca przewodzimy. Jak to złożyć? Sama logika to za mało. Tu trzeba gorącej miłości do władzy. Co nie jest tożsame jednak z Polską. „Przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy” Michał Karnowski
Krzysztof Ziemiec zwolniony z „Wiadomości” TVP. Quo vadis, prezesie Braun? Dziennikarzowi nie przedłużono umowy na prowadzenie głównych wydań „Wiadomości”. To jedna z najpopularniejszych form zwalniania pracowników z Telewizji Polskiej. Taka decyzja musiała zapaść, co najmniej za zgodą prezesa telewizji Juliusza Brauna. Oficjalnym powodem mają być oszczędności. Co ciekawe, jak wynika z naszych informacji, większe oszczędności dla telewizji przyniosłoby zwolnienie każdego z pozostałych prezenterów dziennika TVP1. Dodatkowo byłaby to mniejsza strata dla profesjonalizmu do niedawna największego serwisu informacyjnego w polskich stacjach telewizyjnych. Wyrzucenie Ziemca oznacza rezygnację z najlepiej przygotowanego prezentera, za to jedynego, który ośmielał się czasem mieć inne zdanie od kierownictwa redakcji, anteny i całej spółki zajętych schlebianiem władzy. Krzysztof Ziemiec prowadził „Wiadomości” w latach 2004-2006, później pracował m.in. w „Panoramie” w TVP2 i TV Puls. Do „Wiadomości” wrócił w grudniu 2009 roku, po ciężkim poparzeniu – wskutek groźnego pożaru we własnym mieszkaniu przechodził wielomiesięczną rehabilitację. Jak dowiedzieliśmy się od pracowników telewizji, jego umowa obowiązuje do połowy grudnia, ale grafika na nowy miesiąc jeszcze nie ma. Dziś Krzysztof Ziemiec ma poprowadzić główne wydanie „Wiadomości” o 19:30. Ostatni raz? Dziennikarz na razie nie odbiera telefonów. Znp
RMF FM: PZPN przepłacił za siedzibę aż trzykrotnie. Szokująca decyzja działaczy! Na pytanie, czy lepiej kupić taniej czy drożej, PZPN odpowiada: drożej! Chodzi o nową siedzibę związku. Jak podaje RMF FM, działacze PZPN-u woleli kupić działkę i budować siedzibę za łączną kwotę 60 milionów złotych, podczas gdy mogli wprowadzić się na Stadion Narodowy - trzy razy taniej. Reporter stacji dotarł do oferty, jaką odrzucili działacze. Okazuje się, że siedziba na Stadionie Narodowym kosztowałaby prawie 17 milionów złotych. Związek mógł dostać 2,5 tys. metrów kwadratowych powierzchni biurowej, tysiąc metrów magazynowej i stanowiska w parkingu pod stadionem. Wszystko nie na wynajem, a na własność - z wyodrębnioną księgą wieczystą części Stadionu Narodowego. A za samą działkę w Wilanowie PZPN zapłacił 8 milionów złotych. Związek odrzucił ofertę Narodowego Centrum Sportu, zresztą następną też, bo NCS zaproponowało, by PZPN wybudował swoją siedzibę obok stadionu. Związek miał dostać działkę za symboliczną złotówkę. Chodziło o to, by piłkarską federację powiązać z narodową areną piłkarską. PZPN wolał jednak kupić ziemię i budować gdzie indziej. Rozmówcy reportera RMF mieli powiedzieć, że nie chodzi o to, by mieć siedzibę, ale by ją budować. mtp, rmf.fm
Dziwne przypadki Jarosława Kaczyńskiego. Dlaczego nie głosuję na PiS. Mam pełną świadomość, że tekst, który napiszę wielu osobom nie przypadnie do gustu. Osoby bezgranicznie wierzące w PiS z całą pewnością nie dadzą się przekonać do mojego punktu widzenia, osób nieufających Jarosławowi Kaczyńskiemu przekonywać nie trzeba. Mimo wszystko przedstawię mój punkt widzenia na rolę PiSu na obecnej scenie politycznej. Na wstępie uprzedzam. Nie będę poruszał kwestii Smoleńskiej. Fakt przyznania prowadzenia śledztwa Antoniemu Macierewiczowi świadczy o tym, że również Jarosław Kaczyński nie chce specjalnie zgłębiać tej sprawy. Tak samo o sprawie świadczy brak zaangażowania Jarosława Kaczyńskiego w ruch społeczny powstały po katastrofie. Istnieje wiele kwestii podważających osobę Jarosława Kaczyńskiego, jako nadziei na lepszą Polskę. Wiele można by pisać o spółce "Telegraf", o tezach Pineiro, w kwestii tej wymowne według mnie jest aresztowanie jego osoby w czasie, gdy prokuratorem generalnym był Lech Kaczyński. Wiele można napisać na temat fundacji prasowej "Solidarność". Wiele można napisać o spółce "Srebrna". O majątku państwowym, w którego posiadanie weszło Porozumienie Centrum, a potem Prawo i Sprawiedliwość. Są to wszystko jednak sprawy dość zaszłe. Jednym z niewielu elementów powiązanych z tamtymi sprawami, a będących wciąż aktualnymi są kwestie nieudanej ekstradycji z Niemiec Meira Bara, wspólnika Bagsika i Gąsiorowskiego. Nie wszyscy, bowiem wiedzą, że człowiek współodpowiedzialny na jeden z ważniejszych przekrętów finansowych III RP mógł zostać osądzony w Polsce. Niestety nie stało się to z powodu osoby Lecha Kaczyńskiego i całkowicie nieudolnie prowadzonej sprawy. Nie będę się na ten temat rozpisywał, każdy, kogo temat zainteresuje z pewnością znajdzie wyczerpujące informacje. Podstawową przyczyną, dla której nigdy nie poprę Jarosława Kaczyńskiego i PiS są kwestie związane ze sprawowaniem władzy w Polsce w latach 2005-2007. W szczególności sprawa dotyczy kwestii personalnych, ale nie tylko. Przytoczę dwa nazwiska, które według mnie całkowicie dyskredytują przywódców Prawa i Sprawiedliwości w roli reformatorów III RP. Tymi nazwiskami są Kryże oraz Meller. Osoba Pana Andrzeja Kryże jest wysoce kontrowersyjna. Pominąwszy fakt jego przynależności do PZPR aż do dnia jego rozwiązania, można wskazać wiele elementów będących ewidentną rysą na życiorysie, całkowicie wykluczającą go, jako członka zespołu budującego lepszą Polskę. Nie należy sądzić ludzi za błędy ojców, dlatego o Romanie Kryże przypominać nie będę. Fakt, że za jego wstawiennictwem Andrzej Kryże zrobił karierę w sądownictwie PRL mógłby jeszcze być wybaczony. Możliwym do wybaczenia jest jego postawa w latach 80ych. Chodzi o fakt skazywania opozycjonistów na karę więzienia. Słabość charakteru, choć jest wadą nie może stanowić o ostatecznej ocenie człowieka. Najbardziej karygodną według mnie była postawa Pana Kryżego w sprawie afery FOZZ. Fakt, jak długo prowadzono sprawę, a w szczególności, z jakim wynikiem świadczy zdecydowanie na jego niekorzyść. Na jego oraz całej formacji PiS, która jak skądinąd wiadomo była oskarżana o czerpanie korzyści z afery FOZZ. Równie wymowną jest osoba Stefana Mellera, już nieżyjącego ministra spraw zagranicznych za rządów PiS. Fakt, że człowiek ten był ambasadorem w Rosji z mianowania SLD powinien wystarczyć, jako argument przeciwko PiS. Przynależność do PZPR oraz kwestie związane z tradycjami rodzinnymi oraz zależność jego syna od wpływów "układu" świadczą jednoznacznie, że również ten człowiek nie nadawał się do budowy lepszej Polski. Można by bardzo długo wymieniać osoby, na które "postawił" Jarosław Kaczyński, a które w oparciu o najbardziej podstawowe informacje powinny byc jasno ocenione, jako wątpliwy element do walki z "układem", z którym planował walczyć Kaczyński. Marcinkiewicz, Walendziak, Kostrzewski czy chociażby Nelly Rokita. Kobieta o tak bujnym życiorysie, że ja w życiu nawet nie próbowałbym jej zaufać (ojciec aresztowany przez stalinowców, po uwolnieniu w 1948 pracujący jako dyrektor fabryki dostał pozwolenie w latach 70 na wyjazd z ZSRR do RFN ). Można oczywiście przytoczyć także osobę Janusza Kaczmarka. Nie tylko osoby, ale także czyny świadczą bezpośrednio przeciwko PiS. Pomimo większości w KRRiT nie zostały w żaden sposób uwolnione media. To chyba jedna z największych przewin rządów PiS. Nie przyznano żadnych nowych koncesji TV, w żaden sposób nie próbowano zagrozić oligopolowi POLSAT - TVN - TVP. Sposób przeprowadzenia weryfikacji i likwidacji WSI również jest ciężkim argumentem przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu. W procesie weryfikacji ujawniono tylko te nazwiska, które dla większości osób obeznanych z tematem były oczywiste, natomiast całą plejade gwiazd umieszczono w tajnej teczce, która nie ujrzała światła dziennego. Żadne z postępowań przeciwko układowi nie przyniosło rezultatów. Czytając same ogłoszenia o przetargach, KRS i SIWZy można by wyjaśnić więcej afer. Mówiąc o PiS i Jarosławie Kaczyńskim, nie można zapomnieć o kwestii Magdalenki. Sam Jarosław, co prawda nie brał udziału w negocjacjach, ale wystarczy zapytać dowolnego behawiorystę, co sądzi o przywitaniu Lecha Kaczyńskiego z generałem Kiszczakiem. Uwieczniona na filmie scena jest dostępna w internecie, większość czytelników zapewne widziała pierwsze trzy części filmu Historia III RP. Nikt mi nie wmówi, że Lech Kaczyński nawet nie spojrzał w oczy Kiszczaka, bo miał lepsze widoki do oglądania. Nikt mi nie wmówi, że uśmieszek na twarzy generała oznaczał cokolwiek innego aniżeli "mam Cię kotku". Według mnie nie ulega wątpliwości, że wywiad PRL dysponował bardzo obszernymi materiałami na rodzinę Kaczyńskich. Sam fakt, że spośród najbliższej rodziny było trzech AKowców, z których żaden nie został aresztowany w PRL, ba każdy zrobił wspaniałą karierę w Polsce Ludowej dość jednoznacznie świadczy przeciwko czystej kartotece rodziny Kaczyńskich. Warto przytoczyć także kwestie związane z promotorem doktoratu Jarosława Kaczyńskiego. Urzędnik Prokuratorii Generalnej II RP, który uciekł do Lwowa pod okupacją ZSRR, nie został wywieziony na Sybir, a otrzymał intratną posadę na Uniwersytecie Lwowskim, po to by potem wstąpić do AL i zaraz po wojnie zostac wykładowcą na uniwersytecie. Zbyt wiele jest niedomówień w życiorysie prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Zbyt wiele afer ma związki z jego osobą. Zbyt wiele decyzji niemożliwych do wytłumaczenia inaczej jak tylko działanie na szkodę Polski lub całkowity brak umiejętności oceny ludzi i sytuacji. Nie mam pewności, czy Jarosław Kaczyński umyślnie szkodzi Polsce, być może robi to wbrew własnej woli. Być może został wyhodowany od samego początku przez służby, jako całkowicie nieświadomy uczestnik gry, w której jego rola została ściśle określona. Tak czy inaczej nie zasłużył na to by być uważanym za symbol nadziei na lepszą Polskę. Andarian
Jak opodatkować gaz łupkowy w Polsce? Czy lepszy będzie wariant opodatkowania dochodu z wydobycia gazu łupkowego w celu zapobieżenia transferu opłat licencyjnych i technologicznych za granicę i podatek łaczny do 62%.
Plany fiskusa na opodatkowanie kopalin w tym gazu łupkowego Polska dopiero przygotowuje się do wprowadzenia podatku od wydobycia węglowodorów. Jak poinformował w poniedziałek PAP wiceminister finansów Maciej Grabowski - Według wiceministra, termin przyspieszenia prac nad podatkiem od węglowodorów zależy od momentu rozpoczęcia przemysłowego wydobycia gazu łupkowego, czyli najwcześniej mógłby to być rok 2015. "Odróżniłbym opodatkowanie wydobycia węglowodorów, czyli gaz, gaz niekonwencjonalny i ropa od wydobycia innych kopalin. Tutaj ze względu na długoletnie kontrakty i sytuację rynkową z pewnością nie ma powodu, żeby teraz nakładać dodatkowe obciążenie na tych, którzy wydobywają np. gaz" - powiedział PAP Grabowski. WNP/pl
Podatki za granicą na gaz łupkowy Na VI Forum Energetyczne odbywające się w Sopocie - jak poinformował Marcin Matyka partner kancelarii prawnej DLA Piper Wiater sp.k., która przygotowała analizę systemu opodatkowania gazu niekonwencjonalnego na świecie, wysokość opodatkowania waha się pomiędzy 30 a 52 proc. Według Matyki najczęściej stosownym podatkiem jest podatek naliczany od dochodów. Taki system - ze stawkami wahającymi się między 30 a 52 procent - stosują m.in. Wielka Brytania, Norwegia czy Dania. "Podobny system obowiązuje w Izraelu, choć tam podatek wydobywczy jest progresywny, czyli im większe dochody, tym większa stawka podatkowa, a maksymalnie może ona wynieść ok. 50 procent"
Przykład podatku od wydobycia gazu w Texasie USA
http://www.lbb.state.tx.us/Other_Pubs/Natural%20Gas%20Tax%20Overview.pdf
Podsumowanie Gaz łupkowy szansą naprawy polskiego budżetu i korzystnej pozycji dla bezpieczeństwa energetycznego. Na razie brzmi zachęcająco, ale jaka będzie ustawa. Czy lepszy będzie wariant opodatkowania dochodu w celu zapobieżenia transferu opłat licencyjnych technologiczny za granicę i podatek łaczny do 62%. Kejow
OPUS DEI straszy z okładki Newsweeka Polsce grozi spowolnienie szacowane na 0,5-1% z powodu ograniczenia akcji kredytowej przez zagraniczne banki przeżywające kłopoty oraz obniżenie ratingu PKO BP i Polski z powodu pomysłów „udomowienia” banków. Wczoraj, gdy zobaczyłem ducha na okładce aktualnego Newsweeka pomyślałem, że Łażący Łazarz pisze również dla lewicy. Jakie było moje zdziwienie, gdy zamiast inspirującego tekstu ”UE – Mroczne Widmo” zastałem artykuł Andrzeja Stankiewicza i Piotra Śmiłowicza „OPUS DEI – Kim są i jakie mają wpływy w Polsce”. Jeszcze większe zdziwienie wywołało zdjęcie podpisane „LUDZIE OPUS DEI. Z organizacją są związani członkowie różnych ugrupowań prawicowych”, na którym obok premiera Giertycha umieszczono stare zdjęcie mojej skromnej osoby. Mimo osobistej niechęci zachęcam wszystkich do jego przeczytania gdyż może stanowić przykład manipulacji, przekręcania faktów i insynuacji. Wprawdzie powyższa publikacja ma najprawdopodobniej związek z dążeniem do zmniejszenia wpływów w PO ministra Arabskiego, lecz łączenie jego z OD na podstawie tego, że mieszkał w Hiszpanii i „ma tam wielu znajomych” jak i mnie na podstawie tego (domniemuję), że jestem absolwentem IESE, a „Opus Dei prowadzi […] m.in. wysoko notowaną w środowiskach biznesowych wyższą szkołę IESE w Barcelonie" ukazuje poziom merytoryczny publikacji. Jak zauważył jeden z blogerów: „Z tekstu o Opus Dei wynika natomiast, że bycie katolikiem uniemożliwia pełnienie funkcji publicznych w Polsce, bo osoba taka przestrzega dogmatów (jak zrozumiałem podstawowym zarzutem stawianym przez autora tekstu tej organizacji jest to, że wymaga od swoich członków przestrzegania dogmatów, a co jeszcze gorsze, zachęca ona ich do rozwoju intelektualnego). Z dołączonej do tekstu dodatkowej informacji można się też dowiedzieć, że być może błogosławiony Jan Paweł II był finansowany przez Opus Dei, choć autor nie dopowiada, jakie to ma konsekwencje. Autor zajmuje się też wyszukiwaniem członków Opus Dei, w stylu, którego nie powstydziliby się twórcy „Młota na Czarownice”.” Ponadto autorzy wpadają w same sprzeczności, z jednej strony podważają ideowość OD wliczając do nich osoby, które same wykluczyły się z kręgu Kościoła Katolickiego, a z drugiej obrażając KK twierdzeniami, że to członkowie OD „zobowiązani byliby kierować się wyłącznie katolickimi dogmatami. Bez żadnych wyjątków, – bo tak nakazuje doktryna organizacji”. Inny przykład to łączenie poprzez IESE i jednoczesne przyznawanie, że „studiują na niej ludzie różnych wyznań z różnych krajów, niekoniecznie katolicy (kiedyś pojawił się pomysł, by na terenie uczelni założyć klub gejowski”!!! Poplątanie z pomieszaniem, przyszli prezesi uczeni, aby profesjonalnie się zachować w każdych okolicznościach mieliby czas na taką ekstrawagancję i ryzykowanie przeciętnym wynagrodzeniem, jaki osiągną po skończeniu MBA w wysokości $200000 rocznie. Cztery lata tam studiowałem i wydaje się, jakość studentów się nie pogorszyła, więc o sytuacji założenie „klubu gejowskiego” w miejscu pracy to oni mogli dyskutować przez chwilę analizując case z Organization Behavior. A wszystkich zainteresowanych aktualnym tematem zmian ocen ratingowych w kontekście PKO BP zapraszam do lektury artykułu Małgorzaty Goss na ten temat:
„PKO BP ma kłopot z ratingiem Agencja Moody´s ostrzega przed obniżeniem ratingu 87 banków, w tym największego polskiego banku - PKO BP. Naszemu potentatowi wyraźnie zaszkodziły plany "udomowienia" banków w Polsce, które przewidują skupowanie przez PKO BP zagranicznych banków-wydmuszek. Osiemdziesiąt siedem banków z piętnastu krajów Europy może mieć obniżony rating - ostrzegła amerykańska agencja Moody´s. Ewentualne obniżenie ratingu będzie następowało w razie braku możliwości wsparcia banków ze środków publicznych przez ich macierzyste kraje, a więc będzie pochodną złej kondycji krajowych finansów publicznych. Na liście banków zagrożonych obniżką ratingu znalazł się największy polski bank - PKO BP.
- Zapowiedź Moody´s to wotum nieufności wobec Europy i europejskiego sektora bankowego - ocenia Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK. - Agencja obawia się, zapewne niebezpodstawnie, że banki ukrywają rzeczywiste straty - uważa ekonomista, wyjaśniając, że chodzi o stosowanie rozmaitych sztuczek księgowych, zaniżanie rezerw oraz niewłaściwe metody wyceny ryzyka związanego z instrumentami pochodnymi w aktywach pozabilansowych (CDS, CDO, swapy i inne).
- Moody´s przewiduje, że w obecnej sytuacji część krajów europejskich, takich jak Hiszpania, Portugalia i Włochy, nie będzie w stanie pomóc swoim bankom, więc będą musiały wycofać kapitały ze spółek-córek w Europie Środkowo-Wschodniej, w tym z Polski. Ten proces będzie wpływał na pogorszenie standingu banków krajowych w tej części Europy - tłumaczy główny ekonomista SKOK.
- Na ocenę kondycji banku znacząco wpływa jego ekspozycja do walut obcych spowodowana np. udzielaniem kredytów hipotecznych we franku szwajcarskim. Przy dużej ekspozycji osłabienie waluty krajowej natychmiast odbija się na zwiększeniu portfela tzw. złych długów, na które należy tworzyć rezerwy. Z kolei inflacja i perspektywa wzrostu stóp procentowych może wpływać na przyrost portfela złych długów z tytułu kredytów złotówkowych na zmienną stopę procentową - zwraca uwagę Jerzy Bielewicz, finansista, prezes Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek".
O ile PKO BP udzielał stosunkowo niewiele kredytów hipotecznych w walutach obcych, to w kredytach na zmienną stopę jest w kraju liderem. Agencja Moody´s umieściła niedawno na liście obserwacyjnej z perspektywą obniżenia ratingu największy bank prywatny w Polsce - włoski Pekao SA.
- Bankowi PKO BP na pewno nie pomogła dyskusja o "udomowieniu" banków w Polsce - twierdzi dr Cezary Mech, były minister finansów. - Odkupywanie przez polskie instytucje, takie jak PKO BP, PZU, NBP, BFG czy OFE, spółek-córek banków zagranicznych to narażanie się na powielenie losu Islandii, która znacjonalizowała banki łącznie z ich zobowiązaniami. Agencje ratingowe, w tym Moody´s, muszą uwzględniać przyszłe działania, które pogarszają wypłacalność instytucji i perspektywy gospodarcze kraju - wyjaśnia finansista. - Polska nie powinna marnować pieniędzy na wspieranie wycofania zagranicznych inwestorów, lecz pomagać tym instytucjom finansowym, nad którymi ma kontrolę, przede wszystkim PKO BP i BGK, w celu zdobycia przez nich nowych klientów - podkreśla dr Mech, dodając, że taka polityka pomoże krajowi[, któremu grozi spowolnienie szacowane na 0,5-1% z powodu ograniczenia akcji kredytowej przez zagraniczne banki przeżywające kłopoty]. "Nasz Dziennik" zwrócił się do PKO BP o komentarz w sprawie ostrzeżeń Moody´s. Na odpowiedź wciąż czekamy. Polsce grozi spowolnienie szacowane na 0,5-1 proc. PKB z powodu ograniczenia akcji kredytowej przez zagraniczne banki przeżywające kłopoty. W ostatnich dniach austriacki nadzór bankowy zalecił swoim bankom, które posiadają spółki-córki w naszym regionie, aby wstrzymały się z udzielaniem kredytów na obcych rynkach. Podobne dyrektywy płyną z zagranicznych central bankowych. Z kolei banki amerykańskie przeszły na "tryb awaryjny" i rozpoczęły wycofywanie się z europejskich aktywów.” Cezary Mech
Polska pod okupacją Unii ZDYCHA Dobiega końca "prezydencja" III Rzeczypospolitej w UE. Pół roku temu ONI chlubili się, że to "ogromna promocja Polski". Oczywiście jedynym efektem było wydanie kilkuset milionów na obiadki, kolacyjki i hotele dla gości. III RP nic nie osiągnęła - bo nie mogła. To było jasne od początku. Ale III RP może zrobić coś, dzięki czemu o Polsce będą mówić. I będą ją chwalić. Ma jednak na to tylko kilka dni. Właśnie w Durbanie (Południowa Afryka) rozpoczęła się kolejna konferencja w sprawie "zmian klimatu". Przypominam: działalność człowieka nie ma nic wspólnego z globalnym ociepleniem: mrówki produkują więcej, CO² niż cała ludzkość. Ocieplenie jest zresztą znacznie mniejsze, niż przewidywano. Cała ta "walka z globalnym ociepleniem" jest tylko po to, by parę tysięcy cwaniaków mogło sobie napchać portfele. Naszymi pieniędzmi. Na tej konferencji okazało się, że tylko eurozłodzieje nadal chcą "walczyć". Reszta świata już wie, że to głupota. Jednak ONI chcą wydawać na tę walkę nadal po 200 miliardów euro rocznie (!!!). Świat idzie do przodu. Indie, Chiny, Brazylia, USA, nawet Nigeria - wszyscy się rozwijają. 5%, 10%, 15%... Tylko Europa, pod okupacją Unii, umiera: minus jeden procent rozwoju. A raczej zwoju. Tamci nie "walczą" z ociepleniem. Nie podpisali "Karty Praw Podstawowych" - i idą do przodu. Polska, pod okupacją Unii, ledwo dycha. Reszta Unii w ogóle nie oddycha. Gdyby JE Donald Tusk wykorzystał fakt, że III RP przewodniczy Unii; gdyby zrobił konferencję prasową - i powiedział, że ta "walka z globalnym ociepleniem" to oszustwo. To marnowanie naszych pieniędzy. Że Polska od dziś przestaje wydawać pieniądze na tę "walkę" i wzywa inne eurostany do tego samego. Byłby bohaterem. I w Polsce, i za granicą. Ta walka kosztuje nas dziesiątki i setki miliardów. Ot, za kilka tygodni będą kolejne podwyżki cen energii: paliw, elektryczności, węgla, gazu... Zobaczycie Państwo po własnych kieszeniach, ile chcą nam zabrać. Byle mieć nasze pieniądze. Trochę ukraść. Resztę zmarnować. Czy p. Premier zdobędzie się, by oskarżyć tę bandę złodziei z Brukseli? By przyznać, że ta cała "walka" to było Wielkie Nieporozumienie? Gigantyczna pomyłka, która kosztowała nas dwa miliony milionów euro? JKM
Rola dziwoląga Słyszałem, że p.Monika Olejnik wzięła w obroty WCzc.Grodzko – osobę słynną z tego, że łączy w swej ziemskiej postaci parytet: połowę życia było mężczyzną, drugą połowę ma być kobietą. Oczywiście o ile za rok nie uzna, że tak naprawdę to czuje się foką – i nie zażąda przeprowadzenia odpowiedniej trans-operacji. Otóż p.Redaktorka zadała pytanie: „Czy jako mężczyzna odczuwało Panię przyjemność podczas współżycia z żoną”. Na co p.Grodzko odmówiło odpowiedzi – a na p.Redaktorkę poleciały gromy za nietakt. I słusznie: nawet stokrotka powinna wiedzieć, że o sprawy intymne się nie pyta. To jest tabu. Tyle, że dziś są inne obyczaje. Nie ma juz żadnych tabu! Przy okazji – nie ma i cywilizacji. Zlikwidowano ją. Bo cywilizacja – to zestaw nakazów i zakazów. Ja jednak p.Olejnik rozumiem. Gdyby p.Grodzko weszło do Sejmu tylko, dlatego, że było reklamowane, jako Najlepszy w Europie Wypychacz Trupów – to trudno by się dziwić, że p.Olejnik pytałaby o patroszenie trupów, – choć zazwyczaj o tym się nie mówi. Gdyby panię Grodzko znalazło sie w Sejmie po zmianie płci - ale przeprowadzonej tak, by nikt o tym nie wiedział - to nikt by Go o takie sprawy nie pytał. Ale skoro weszło się, jako dziwoląg - to trudno się dziwić, że budzi to zainteresowanie. Dziewczyny czasem zakladają spódniczki z dziurą na tyłku - a potem obłudnie narzekają, że mężczyźni nietaktownie na te tyłki się gapią. Pytanie: czy p.Grodzko oburza się kokieteryjnie - czy szczerze? Bo może zrobiło sobie tę operację właśnie po to, by zostać dziwem natury - i dzięki temu np. zostać posłem? Ciekawe, czy w następnej kadencji pojawi się ktoś z np. trzema tysiącami kolczyków na całym ciele? JKM
Nieznani snajperzy i „zmiany reżimów” wspierane przez zachód Nieznani snajperzy odgrywają kluczową rolę podczas tzw. „arabskich wiosennych rewolucji”, aliści w mediach głównego nurtu poświęca się im zadziwiająco mało uwagi. Rosyjski dziennikarz śledczy Mikołaj Starikow napisał książkę, w której przedyskutował rolę nieznanych snajperów w destabilizacji państw – celów, w których USA i jego sojusznicy zmieniali panujące reżimy. Artykuł ten jest próbą wyjaśnienia kilku historycznych przykładów tej techniki wraz z ukazaniem tła prowadzonej aktualnie wojny w Syrii przez szwadrony śmierci w służbie zachodniego wywiadu.(1)
Rumunia 1989 W dokumencie Susan Brandstatter ”Checkmate: Strategy of a revolution” ["Szach-mat: Strategia rewolucji"] wyemitowanym w telewizji Arte kilka lat temu, pracownicy zachodniego wywiadu ujawniają jak użyto oddziałów śmierci w celu zdestabilizowania Rumunii i przeciwstawieniu obywateli tego kraju głowie tego państwa Mikołajowi Caucescu. Film Brandstatter musi obejrzeć każdy, kto interesuje się tym jak zachodnie agencje wywiadowcze, obrońcy praw człowieka oraz korporacje prasowe zmówiły się w celu systematycznego niszczenia krajów, których przywództwo zawadza interesom wielkiego kapitału i wielkiej władzy. Były tajny agent francuskiego wywiadu DGSE (La Direction generale de la securite exterieure) Dominik Fonvielle szczerze opowiada o roli operacji prowadzonych przez wywiad zachodu w destabilizowaniu Rumunii.
„Jak zorganizować rewolucję? Uważam, że pierwszym krokiem powinno być zlokalizowanie opozycyjnych sił w danym państwie. Wystarczy mieć dobrze rozwinięty wywiad, aby ustalić, którzy ludzie są odpowiedni by mieć wpływ na ich działania prowadzące do zdestabilizowania kraju by obalić rządzący reżim.”(2)
Taka rzadka i szczera wypowiedź dotycząca sponsorowania terroryzmu została usprawiedliwiona „większym dobrem” przyniesionym do Rumunii przez wolny rynek i kapitalizm. Według strategów rumuńskiej rewolucji było konieczne by trochę ludzi zmarło. Dzisiaj Rumunia pozostaje jednym z najbiedniejszych krajów w Europie. Raport EurActiv:
„Większość Rumunów ostatnie dwie dekady kojarzy z nieustannym ubożeniem i obniżaniem standardu życia – donosi Rumuński Instytut, Jakości Życia, cytowany przez Financiarul.”(3)
Pracownicy zachodnich wywiadów przepytywani w dokumencie ujawnili również jak zachodnia prasa odegrała kluczową rolę w dezinformacji. Np. ofiary snajperów wspieranych przez zachód fotografowano i prezentowano światu, jako dowody szalonego dyktatora, który „zabijał swój naród”. Do dzisiejszego dnia istnieje muzeum na tyłach ulic Timisoary, które promuje mit „rumuńskiej rewolucji”. Dokument Arte jest rzadkim przykładem, kiedy to główne media ujawniają pewne ciemne sprawki zachodnich liberalnych demokracji. Dokument wywołał skandal po emisji we Francji; prestiżowy Le Monde Diplomatique dyskutował o moralnych dylematach zachodu we wspieraniu terroru w celu rozprzestrzeniania „demokracji”. Od czasu zniszczenia Libii i rozwijającej się właśnie wojny w Syrii, Le Monde Diplomatique przyjął bezpieczną pozę poprawności politycznej, potępiając Bachara Al Assada za zbrodnie DGSE i CIA. W ostatnim wydaniu, artykuł okładkowy Ou est la gauche? Gdzie jest lewica? Na pewno nie na stronach gazety!
Rosja 1993 Podczas puczu Borysa Jelcyna w Rosji w 1993 r., kiedy rosyjski parlament był bombardowany w wyniku czego zginęło tysiące ludzi, rewolucjoniści Jelcyna użyli snajperów. Według wielu naocznych świadków, widziano snajperów strzelających do cywilów z budynku naprzeciw tj. z ambasady USA. Międzynarodowe media utożsamiły snajperów z sowieckim rządem.(4) [Wydarzenia te dokładnie opisał Henryk Pająk w książce pt. „Ostatni transport do Katynia”]
Wenezuela 2002 W 2002 r. CIA próbowało, poprzez wojskowy zamach, obalić prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza. 11 IV 2002 r. opozycyjny marsz na pałac prezydencki został zorganizowany przez wenezuelską opozycję wspieraną przez USA. Snajperzy ukryci w budynku blisko pałacu otworzyli ogień w kierunku protestujących i zabili osiemnaście osób. Media wenezuelskie i te międzynarodowe oświadczyły, że Chavez „morduje własny naród”, skutkiem tego usprawiedliwiały wojskowy zamach, jako humanitarną interwencję. Następnie udowodniono, że zamach był zorganizowany przez CIA, ale nigdy nie ustalono tożsamości snajperów.
Tajlandia, kwiecień 2010
12 IV 2010 r. Christian Science Monitor opublikował szczegółowy raport o zamieszkach w Tajlandii między aktywistami „czerwonymi koszulami” a siłami rządowymi. Nagłówek artykułu: „Tajlandzki protest ‘czerwonych koszul’ zaćmiony przez nieznanych snajperów, parada trumien”. Tak jak ich odpowiedniki w Tunezji, tajlandzkie czerwone koszule wzywały do ustąpienia premiera Thai. „Poważna” odpowiedź sił bezpieczeństwa wobec protestujących została wskazana w raporcie, rządowa wersja wydarzeń także wskazywała:
„Pan Abhisit użył solennych przekazów telewizyjnych, aby opowiedzieć swoją wersję wydarzeń. Obwinił bandyckich strzelców lub „terrorystów” o skrajną przemoc (zabito 21 osób, 800 zostało rannych) i podkreślił potrzebę pilnego śledztwa w celu wyjaśnienia śmierci żołnierzy i protestujących. Telewizja państwowa wyemitowała obrazy żołnierzy będących pod ostrzałem i obrzucanych materiałami wybuchowymi.”
Raport CSM zacytował wojskowych oficjeli Thaia i anonimowych dyplomatów zachodnich:
„Obserwatorzy wojskowi powiedzieli, że żołnierza Thaia wpadli w pułapkę zastawioną przez agentów – prowokatorów z doświadczeniem wojskowym. Przez przygwożdżenie żołnierzy po chaotycznej bitwie z nieuzbrojonymi protestantami, nieznani strzelcy spowodowali ciężkie straty po obu stronach. Kilku zostało złapanych w obiektywach kamer i widzianych przez reporterów. Snajperzy celowali w dowódców, wykazywali dogłębną znajomość działań i wiedzę o ruchach armii – tak przedstawiali wydarzenia zachodni dyplomaci na zebraniu zorganizowanym przez urzędników Thaia. Kiedy liderzy demonstrantów wypierali się użycia broni oraz twierdzili o pokojowym charakterze manifestacji, pozostaje nie jasne czy radykałowie wiedzieli o pułapce.
„Nie możesz twierdzić, że uczestniczysz w pokojowym ruchu a jednocześnie posiadać arsenał w rezerwie. Nie możesz mieć tego i tego jednocześnie.” mówi zachodni dyplomata kontaktujący się regularnie z liderami protestu.(5)
Artykuł CSM ukazuje także możliwość iż snajperzy mogli być łotrowskim elementem z wojsk Thaia, prowokatorami użytymi do usprawiedliwienia załamania demokratycznej opozycji. Elita rządząca Tajlandii znajduje się obecnie pod presją grup zwanych czerwonymi koszulami.(6)
Kirgistan, czerwiec 2010 Przemoc na tle etnicznym wybuchła w Azji Środkowej, w republice Kirgistanu w czerwcu 2010 r. Obszernie informowano o nieznanych snajperach strzelających do uzbeckiej mniejszości w Kirgistanie. Eurasia.net donosi:
„W wielu uzbeckich mahallach [muzułmańska wspólnota] mieszkańcy przytaczają liczne przekonywujące świadectwa o strzelcach biorących na cel ich sąsiadów. Np. mężczyźni zabarykadowani w sąsiedztwie Arygali Niyazow zeznali, że widzieli strzelca, na wyższych piętrach pobliskiego hostelu obok instytutu medycznego, obserwującego okoliczne wąskie ulice. Powiedzieli, że podczas rozruchów strzelec osłaniał napastników i łupieżców, kierując ogień w ich stronę. Uzbecy z innej okolicy opowiadają podobne opowieści. Wśród plotek i niepotwierdzonych doniesień krążących w Kirgistanie po 2010 r. były świadectwa o uzbeckich zatrutych ujęciach wodnych. Tego rodzaju plotki były rozprzestrzeniane także przeciwko Caucescu w Rumunii podczas wspieranego przez CIA zamachu w 1989 r. Eurasia.net:
„Mnóstwo ludzi jest przekonanych, że widziało zagranicznych najemników działających, jako snajperzy. Ci rzekomi zagraniczni kombatanci rzucają się w oczy poprzez swój wygląd – tubylcy mówią o czarnych snajperach i wysokich blondynkach, snajperkach z państw bałtyckich. Pomysł o angielskich snajperach włóczących się po ulicach Osh i strzelających do Uzbeków także jest popularny. Nie ma potwierdzenia z niezależnych źródeł tego rodzaju świadectw przez zagranicznych żurnalistów czy wiarygodnych organizacji.”(7)
Żadne z tych świadectw nie zostało ani potwierdzone ani poddane niezależnemu śledztwu. Przeto nie można z nich wyciągnąć żadnych pewnych konkluzji. Przemoc etniczna wobec Uzbeków w Kirgistanie pojawiła się równo przed ludową rewoltą przeciwko reżimowi wspieranemu przez USA; wielu analityków powiązało to z machinacjami Moskwy.
Reżim Bakijewa doszedł do władzy poprzez zamach, znany światu, jako Tulipanowa Rewolucja z 2005 r., dzięki wsparciu CIA. Położony na zachód od Chin, graniczący z Afganistanem Kirgistan gości jedną z największych i najważniejszych baz wojskowych w Azji Środkowej, Monas Air Base, która jest decydująca dla okupacji sąsiedniego Afganistanu. Mimo początkowych obaw, relacje USA – Kirgistan pozostały dobre za prezydentury Róży Otunbajewej. Nie jest niespodzianką, że Otunbajewa partycypowała we wcześniejszej Tulipanowej Rewolucji wspieranej przez USA, dochodząc do władzy, jako minister spraw zagranicznych. Do dziś nie przeprowadzono odpowiedniego śledztwa w sprawie wybuchu przemocy etnicznej rozprzestrzeniającej się na południu Kirgistanu w 2010 r., także w sprawie grasujących gangów, nieznanych snajperów – nikogo nie zidentyfikowano, nikogo nie aresztowano. Biorąc pod uwagę ważną rolę geostrategiczną i geopolityczną Kirgistanu zarówno dla USA i Rosji, poprzednio zarejestrowane ślady użycia oddziałów śmierci w celu dzielenia i osłabiania krajów tak by popierały USA, zaangażowanie USA w rozprzestrzenianie terroryzmu w Kirgistanie – kraj ten nie może być dobrze rządzony. Jedynym skutecznym sposobem utrzymania wpływów w krajach Azji Środkowej jest zaostrzanie napięć etnicznych. 6 VIII 2008 r. rosyjska gazeta Kommersant oznajmiła, że w domu w znajdującym się w stolicy Kirgistanu Biszkek a wynajętym przez dwóch Amerykanów, znaleziono mnóstwo broni. Amerykańska ambasada oświadczyła, że broń była przeznaczona do ćwiczeń „antyterrorystycznych”. Jednakże władze Kirgistanu nie potwierdziły tego.(8) Skryte wspieranie grup terrorystycznych w byłej Federalnej Republice Jugosławii przez USA dowodzi efektywnej strategii w kreowaniu warunków dla „humanitarnych” bombardowań w 1999 r. Dobrym rozwiązaniem na utrzymywanie rządu w Biszkek po stronie USA będzie nacisk na amerykańską i europejską obecność w kraju w celu pomocy w „ochronie” uzbeckiej mniejszości. Potrzeba interwencji wojskowej podobnej do tej w byłej Jugosławii zrobionej przez Organizację Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) jest już głoszona przez New York Times, który w bałamutnym artykule o zamieszkach z 24 VI 2010 r. zamieścił nagłówek: „Kirgistan prosi OBWE o oddziały policji”. Artykuł wprowadza w błąd, bowiem nagłówek oficjalnego raportu cytowanego przez oficjeli kirgiskich brzmi:
„Przedstawiciel rządu donosi, że urzędnicy przedyskutowali z OBWE obecność policji z, zewnątrz, ale mówi też, iż nie może potwierdzić czy wysłano prośbę o taką pomoc.”
W artykule nie ma dowodów na żadną prośbę o pomoc wojskową skierowaną przez rząd kirgiski. W rzeczywistości artykuł dostarcza wręcz przeciwnych dowodów. Jednakże zanim czytelnik może przeczytać o wyjaśnieniach rządu kirgiskiego, pisarczyk New York Timesa przedstawia opis rodem z horroru o opresjach ludności błagającej zachód o przybycie, bombardowanie i okupowanie ich kraju:
„Uzbecy z południa wołają o międzynarodową interwencję. Wielu Uzbeków twierdzi, że jest atakowanych w swoich osiedlach nie tylko przez cywilny motłoch, ale także przez kirgiskie wojsko i funkcjonariuszy policji.”(9) Jedynie na końcu artykułu możemy się dowiedzieć, że kirgiskie władze oskarżają dyktatora wspieranego przez USA o wzrost przemocy na tle etnicznym w kraju, o użycie islamskich dżihadystów w Uzbekistanie. Polityka polegająca na wyzyskiwaniu napięć etnicznych w celu tworzenia atmosfery strachu, napiętnowania niepopularnych dyktatorów, używanie dżihadystów islamskich, jako polityczne narzędzie do tworzenia tego, co amerykański doradca ds. bezpieczeństwa Zbigniew Brzeziński nazwał „łukiem kryzysu”, dobrze łączy się z historią amerykańskiego zaangażowania w Azji Środkowej od utworzenia Al Kaidy w Afganistanie w 1978 r. do dnia dzisiejszego. Ponownie pojawiają się pytania o to, kim byli „nieznani snajperzy” terroryzujący uzbecką ludność, skąd wzięli broń, kto zyskał na podgrzaniu atmosfery w Azji Środkowej?
Tunezja, styczeń 2010
16 I 2010 r. CNN oznajmił, że „uzbrojone gangi” walczyły z tunezyjskimi siłami bezpieczeństwa.(10) Wiele morderstw podczas tunezyjskiego powstania zostało popełnionych przez „nieznanych snajperów”. Krążyły również nagrania video pokazujących Szwedów zatrzymywanych przez tunezyjskie siły porządkowe. Wyraźnie było widać na nich mężczyzn uzbrojonych w karabiny snajperskie. Russia Today wyemitowała dramatyczny materiał.(11) W niechęci do artykułów profesora Michaela Chossudovskiego, Williama Engdahla oraz innych ukazujących jak powstania w Północnej Afryce podążały raczej szablonem zamachów wspieranych przez USA niż spontanicznych ludowych rewolucji, lewicowe partie i organizacje podzielały wiarę w wersję prezentowaną przez Al Jazeerę i prasę głównego nurtu. Lewica czerpie ze starej książki Lenina, próbując przenieść jego komentarze odnośnie rewolucji w Rosji:
„Cały kurs zdarzeń styczniowej/lutowej rewolucji pokazuje jasno, że brytyjska, francuska i amerykańska ambasada wraz z ich agentami i „powiązaniami”,… wprost zorganizowała spisek… w połączeniu z sekcją generałów, oficerami tunezyjskimi w celu obalenia Ben Alego.” Lewica jednak nie zrozumiała, że czasami dla imperializmu konieczne jest obalenie jego niektórych klientów. Odpowiedni następca Ben Alego może być zawsze łatwo znaleziony wśród Bractwa Muzułmańskiego, które teraz zechce objąć władzę. W ich rewolucyjnym slangu i aroganckim upieraniu się przy twierdzeniu, że wydarzenia w Tunezji i Egipcie były „spontanicznymi i ludowymi powstaniami”, popełniają to, co Lenin nazwał najniebezpieczniejszym grzechem w rewolucji, mianowicie podstawiają abstrakty w miejsce konkretów. Innymi słowy, lewica została po prostu ogłupiona przez sofistykę „arabskiej wiosny” wspieranej przez zachód. To, dlatego przemoc demonstrantów, a w szczególności użycie na dużą skalę snajperów prawdopodobnie powiązanych ze służbami zachodnimi, jest czymś nie do pomyślenia podczas rozważań o tunezyjskim powstaniu. Te same techniki zostaną użyte kilka tygodni później w Libii, zmuszając lewych do powrotu na ścieżkę i zmianę ich początkowego, entuzjastycznego poparcia dla „arabskiej wiosny” wywołanej przez CIA. Mówiąc tutaj o „lewicy” odnosimy to do prawdziwych partii lewicowych, które wspierają Wielką Arabską Libijską Dżamahirije Ludowo Socjalistyczną [Libię] w jej długiej i dzielnej walce z zachodnim imperializmem; nie myślimy o infantylnych, małostkowych, burżuazyjnych naiwniaczkach wspierających natowskich terrorystów z Benghazi. Krzykliwy idiotyzm tego rodzaju powinien być jasny dla każdego, kto rozumie politykę globalną i „walkę klas”.
Egipt 2011
20 X 2011 r. Telegraph opublikował artykuł pt.: „Nasz brat umarł za lepszy Egipt”. Według artykułu, Mina Daniel, antyrządowy aktywista w Kairze, został „zastrzelony przez nieznanego snajpera, obrywając nieszczęśliwie w klatkę piersiową.” Nie wiadomo, dlaczego artykuł nie jest już dostępny w internetowym serwisie gazety. Jednak po wklepaniu w googla frazy „Egypt, unknown sniper, Telegraph”, zobaczymy powyżej cytowane tłumaczenie śmierci Mina Danielsa. Któż, więc mógł być tym „nieznanym snajperem”?
Szóstego lutego Al Jazeera donosi, że egipski dziennikarz Ahmad Mahmoud został zastrzelony przez snajperów, gdy próbował robić materiał o starciach demonstrantów z egipskimi siłami porządkowymi. Według oświadczenia żony Mahmuda Enas Abdel – Alim, artykuł Al Jazeery insynuuje, iż Mahmoud mógł być zamordowany przez egipskie siły bezpieczeństwa.:
„Abdel – Alim twierdzi, że kilku naocznych świadków poinformowało ją, że umundurowany kapitan policji z egipskiej bezpieki krzyczał na jej męża by przestał filmować. Zanim Mahmoud miał szansę zareagować, mówi, zastrzelił go snajper.”(12) Podczas gdy Al Jazeera zdaje się sugerować teorię, iż snajperzy byli agentami reżimu Mubraka, to ich rola w powstaniu nadal pozostaje tajemnicza. Al Jazeera, katarska telewizja emira Hamida Bin Khalifa Al Thani, odegrała kluczową rolę w sprowokowaniu protestów w Tunezji i Egipcie, zanim rozpoczęto prawdziwą pro natowską kampanię wojennej propagandy i kłamstw podczas zniszczenia Libii. Katarski kanał jest centralnym udziałowcem obecnej tajnej wojny prowadzonej przez agencje NATO i ich klientów przeciwko Syrii. Nieustanne dezinformacje Al Jazeery wymierzone w Libię i Syrię poskutkowały rezygnacją kilku ważnych dziennikarzy takich jak szefa beiruckiej stacji Ghassana Bin Jeddo(13) i starszego kierownika Al Jazeery Wadaha Khafara, który został zmuszony do rezygnacji po tym jak kabel wikileaks ujawnił jego współpracę z CIA.(14) Wielu ludzi zostało zabitych podczas kolorowej rewolucji wspieranej przez USA. Pomimo to morderstwa przypisano Hosni Mubrakowi wcześniejszemu pół – klientowi USA; wmieszanie się zachodnich wywiadów nie jest regułą. Jednakże należy podkreślić to, że rola nieznanych snajperów w masowych demonstracjach pozostaje skomplikowana i przybiera wiele twarzy i dlatego trudno o pewne konkluzje. Np. po masakrze Krwawej Niedzieli w Derry w Irlandii 1972 r., gdzie pokojowi demonstranci zostali zastrzeleni przez brytyjską armię, brytyjscy urzędnicy twierdzili, iż zostali ostrzelani przez snajperów. Lecz po 30 latach udowodniono, że jest to kłamstwo. I kolejny raz powstaje pytanie o to, kim byli snajperzy w Egipcie i czyim celom służyli?
Libia 2011 W czasie destabilizowania Libii, Al Jazeera puściła video ukazujące pokojowych „prodemokratycznych” demonstrantów ostrzeliwanych przez „wojska Kadafiego”. Nagranie puszczono, aby przekonać o tym iż przeciwnicy Kadafiego są mordowani przez siły bezpieczeństwa. Jednak niespreparowana wersja nagrania jest dostępna na youtube. Wyraźnie pokazuje zwolenników Kadafiego z zielonymi flagami ostrzeliwanych przez nieznanych snajperów. Przypisywanie zbrodni mających związki z NATO libijskim siłom bezpieczeństwa było stałą cechą brutalnej wojny informacyjnej prowadzonej przeciwko Libijczykom.(15)
Syria 2011 Syryjczycy są napastowani przez oddziały śmierci i snajperów od momentu wybuchu przemocy w marcu. Setki syryjskich żołnierzy i personelu sił bezpieczeństwa zostało zamordowanych, torturowanych, okaleczonych przez salafistów i bojówkarzy Bractwa Muzułmańskiego. Dotychczas międzynarodowe media korporacyjne kontynuują rozsiewanie patetycznych kłamstw o morderstwach dokonywanych przez dyktatora Bachara Al Assada. Kiedy odwiedziłem Syrię w kwietniu tego roku, osobiście spotkałem się z kupcami i obywatelami Hamy, którzy powiedzieli mi, że widzieli uzbrojonych terrorystów krążących po ulicach tego spokojnego miasta terroryzujących okolicę. Przypominam sobie spotkanie ze sprzedawcą owoców w Hamie, który mówił o horrorze, jaki zobaczył tego dnia. Podczas gdy opisywał mi sceny przemocy, moją uwagę przykuł nagłówek gazety po angielsku z Washington Post pokazywany w syryjskiej telewizji: „CIA wspiera syryjską opozycję”. CIA prowadzi szkolenie i finansuje grupy, które staną na rozkaz amerykańskich imperialistycznych interesów. Historia CIA pokazuje, że wspieranie opozycyjnych sił oznacza dostarczanie im broni i pieniędzy; jest to nielegalne w świetle prawa międzynarodowego. Kilka dni później rozmawiałem w starożytnym mieście Aleppo z syryjskim biznesmenem i jego rodziną. Przedsiębiorca prowadził wiele hoteli w mieście i popierał Assada. Powiedział mi, że ma zwyczaj oglądać Al Jazeere, ale ma teraz wątpliwości, co do wiarygodności tego kanału. Podczas naszej rozmowy telewizor nastawiony na Al Jazeere pokazywał sceny z syryjskimi żołnierzami bijących i torturujących demonstrantów. „Teraz, jeśli jest to prawda, to jest to po prostu nie do zaakceptowania” powiedział. Czasami nie jest możliwe, aby zweryfikować czy przekaz telewizyjny jest prawdziwy czy nie. Wiele przestępstw przypisywanych syryjskiej armii zostało popełnionych przez uzbrojone gangi np. stos okaleczonych ciał w rzece Hama przedstawiono światu, jako kolejny dowód na zbrodniczość reżimu Assada. Tylko mniejszość niewinnych oponentów Assada wierzy w prawdziwość przekazu Al Jazeery i innych prozachodnich stacji satelitarnych. Ludzie ci po prostu nie rozumieją niuansów międzynarodowej polityki. Jednak twarde fakty dowodzą, że większość Syryjczyków popiera rząd. Syryjczycy mają dostęp do wszystkich stron internetowych i zagranicznych stacji telewizyjnych. Mogą oglądać BBC, CNN, Al Jazeere, czytać New York Times lub Le Monde przed ustawieniem sobie państwowych mediów. W tym względzie wielu Syryjczyków jest lepiej poinformowanych o międzynarodowej polityce niż przeciętny Europejczyk czy Amerykanin. Większość Europejczyków, Amerykanów ufa mediom europejskim, amerykańskim. Kilka z nich można czytać w syryjskiej prasie po arabsku lub oglądać w syryjskiej telewizji. Zachodnie siły są mistrzami „rozhoworu”, który jest środkiem komunikacji. Arabska wiosna jest najstraszniejszym przykładem swawolnego nadużycia tej siły. Dezinformacja jest skuteczna w rozsiewaniu zwątpienia wśród tych, których uwiodła zachodnia propaganda. Od początku tego konfliktu, państwowe media syryjskie obaliły setki kłamstw Al Jazeery. Dotychczas zachodnie media odmawiają nawet ukazania stanowiska syryjskiego rządu, aby nie ukazać sprawiedliwie i nie popierać drugiej strony, aby chociaż jedna myśl krytyczna nie rozprzestrzeniła się wśród opinii publicznej.
Konkluzja Użycie najemników, szwadronów śmierci i snajperów przez wywiady zachodnie jest dobrze udokumentowane. Nie jest racjonalnym działaniem dla rządu posługiwać się nieznanymi snajperami w celu utrzymania się u władzy i zastraszenia opozycji. Strzelanie w niewinnych demonstrantów przyniosłoby skutek wręcz przeciwny – wymogłoby prawdziwą presję zachodu na zainstalowanie klienckiego rządu w Damaszku. Strzelanie w nieuzbrojony tłum jest akceptowane jedynie w dyktaturach, które cieszą się bezwarunkowym poparciem zachodnich rządów jak np. Bahrajn, Honduras, Kolumbia. Rząd wspierany przez swoich obywateli, tak jak rząd syryjski, nie sabotowałby własnego przetrwania przez wysłanie snajperów naprzeciw demonstrantom mniejszości. Faktycznie opozycja wobec syryjskiego reżimu jest minimalna. Gaz łzawiący masowe aresztowania i inne dotkliwe środki zupełnie pogrzebałyby rządowe marzenia o kontrolowaniu nieuzbrojonych demonstrantów. Snajperzy są używani w celu wywołania atmosfery terroru, strachu i antyreżimowej propagandy. Są oni integralną częścią zmian reżimów sponsorowanych przez zachód. Jeśli ktoś chce poważnie skrytykować działania rządu syryjskiego w ciągu ostatnich kilku miesięcy, musi przyznać, że zawiódł on w zapobieżeniu rozprzestrzenianiu się terroryzmu w kraju. Syryjczycy chcą żołnierzy na ulicach i dachach publicznych budynków. W następnych tygodniach i miesiącach, syryjskie wojska będą prawdopodobnie bardziej liczyć na rosyjskich specjalistów wojskowych, aby wzmocnić obronność kraju, zanim zachodnia krucjata rozpoczęta w marcu w Libii rozleje się na Lewant. Nie ma rozstrzygających dowodów na to, że snajperzy mordujący mężczyzn, kobiety i dzieci w Syrii są agentami zachodniego imperializmu. Istnieje jednak przytłaczający dowód na to, ze zachodni imperializm próbuje zniszczyć państwo syryjskie. Tak jak w Libii, nawet nie wspomnieli o możliwości rozmów między tzw. opozycją a rządem syryjskim. Zachód chce zmiany reżimu i jest zdecydowany powtórzyć rzeź libijską w celu osiągnięcia swoich geopolitycznych zamierzeń. Wygląda na to, że kolebka cywilizacji i nauki [to tutaj Fenicjanie wynaleźli alfabet] zostanie zalana przez barbarzyńców, jako ostateczny akt zachodu w jego sztuce rozgrywanej na pustyniach wschodu. Gearóid Ó Colmáin Tłumaczenie: Ussus
Global Research, 28 XI 2011 r. (“Unknown Snipers and Western backed „Regime Change”)
Przypisy:
http://nstarikov.ru/en/
http://www.youtube.com/watch?v=1l8qjX4SzBY&feature=related
http://www.euractiv.com/enlargement/romania-says-poverty-reduction-impossible-target-news-468172
http://www.truthinmedia.org/Bulletins/tim98-3-10.html
http://www.csmonitor.com/World/Asia-Pacific/2010/0412/Thailand-s-red-shirt-protests-darken-with-unknown-snipers-parade-of-coffins
http://www.activistpost.com/2010/12/thailand-stage-set-for-another-color.html
http://www.eurasianet.org/taxonomy/term/2813?page=6
http://kommersant.com/p1008364/r_500/U.S.-Kyrgyzstan_relations/
http://www.nytimes.com/2010/06/25/world/asia/25kyrgyz.html
http://articles.cnn.com/2011-01-16/world/tunisia.protests_1_troops-battle-unity-government-tunisia?_s=PM:WORLD
http://www.youtube.com/watch?v=vIFxqXPQEQU&feature=related
http://www.aljazeera.com/indepth/spotlight/anger-in-egypt/2011/02/201126201341479784.html
http://www.ynetnews.com/articles/0,7340,L-4060180,00.html
http://intelligencenews.wordpress.com/2011/09/21/01-828/
http://www.youtube.com/watch?v=oQtM-59jDAo&feature=player_embedded#
Za: Ussus blog
01 grudnia 2011 "Polski Kościół stoi na bocznym torze i rdzewieje"- twierdzi pan, raczej młody towarzysz, towarzysz Sławomir Sierakowski, spędzający czas w „Krytyce Politycznej”, w Nowym Wspaniałym Świecie, obok innych osobników o typie lewicowym, któremu marzy się przewrócenie świata do góry nogami… Jest Europejczykiem pełną gębą, w przeciwieństwie do swoich politycznych kolegów, którzy byli lewicowymi Azjatami, przeflancowanymi na Europejczyków. Taki na przykład pan Leszek Miller, socjalista moskiewski i proradziecki patriota - nie odnajduje się na europejskich salonach, choć bardzo się stara, jest bardzo gorliwy, wszystkiemu - co proponują zrobić z Europą Europejczycy przytakuje - ale obawiam się, że to nie wystarczy. Chociaż frakcja Natolińska w łonie Sojuszu Lewicy Demokratycznej jest bardzo silna, co można wysnuć na podstawie faktu, że to właśnie pan Leszek Miller został przewodniczącym Klubu Parlamentarnego SLD, a nie na przykład pan Ryszard Kalisz z frakcji Puławian, człowiek do specjalnych poruczeń, pana Aleksandra Kwaśniewskiego. Już przygotowywane są młode kadry, które lepiej będą służyć władzom europejskim, proeuropejscy patrioci, niż dawni służący władzom moskiewskim.. Masonerii udało się w końcu zamienić sojusze.. Po nieudanym puczu tzw. Konstytucji 3 Maja. Jakąś dziwną estymą czczony jest pan Sławomir Sierakowski przez władze Warszawy, i lokal dostał w najlepszym miejscu Warszawy za przysłowiowe grosze, i bardzo często bywa zapraszany do głównego ścieku medialnego, gdzie wygłasza całe tyrady na każdy polityczny temat, dostaje pieniądze od władz Warszawy, z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa, że tak powiem – Narodowego, również z innych źródeł, i nawet policja jakoś nie kwapi się z wyjaśnieniem sprawy tych kastetów i pałek, znalezionych w siedzibie „Krytyki Politycznej” w Nowym Wspaniałym Świecie.. Tak ma wyglądać Nowy Wspaniały Świat? Bojówki lewicowe z kastetami i pałkami, podobnie jak w Hiszpanii w 1936, tylko wtedy mieli jeszcze broń, przysyłaną im przez Castro. Może odrobinę światła rzuconego na biografię pana Sławomira wyjaśni niektóre kwestie.. Oczywiście pan Sierakowski się urodził, i to w roku 1979.. Prawie w jedną z rocznic Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Antyfrancuskiej. O jego wczesnej młodości nie ma nic, widocznie jej nie miał biedaczysko, ale za to jest napisane, że to, ”polski publicysta, socjolog, krytyk literacki i teatralny, wydawca i okazjonalnie dramaturg”. No dobrze..Dla mnie najważniejsze są jednak środowiska, w których obraca się człowiek, żeby było wiadomo skąd wyrastają mu rogi.. Środowisko go kształtuje, nadaje mu określone cechy, utrwala poglądy.. Jak jeszcze przy tym są pieniądze? To jest wszystko- człowiek jest gotowy do misji.. Którą ma spełniać w przyszłości? No i pan Sierakowski spełnia. I jest gotowy.. Bronisław Geremek już nie żyje, pan Adam Michnik jeszcze żyje, a pan Sławomir jest zupełnie młody.. Nadaje się na kontynuatora. Był stypendystą Collegium Invisibile, Ministerstwa Edukacji Narodowej, Instytutu Goethego, niemieckich fundacji GFPS i DAAD a także The German Marschall Fund. Ukończył Międzywydziałowe Indywidualne Studia Humanistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Pracował pod kierunkiem pana profesora Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Uczestniczył w wyjazdach studyjnych do Paryża na zaproszenie rządu Francji, a także do USA na zaproszenie Amercican Jewish Committee i Forum Dialogu Między Narodami. Prawdziwy kosmopolita- jakby na to nie patrzeć… Pan profesor Ulrich to socjolog niemiecki z Uniwersytetu w Monachium lewicowiec jak się patrzy, urodzony w Słupsku 15 maja 1944 roku, a zajmując się globalizacją, środowiskiem i zagadnieniami ogólnymi z zakresu ryzyka. W latach osiemdziesiątych wymyślił koncepcję „społeczeństwa ryzyka podatnego na katastrofy technologiczne wywołane rozwojem przemysłu i techniki” np. globalne ocieplenie. Wróg kapitalizmu - jak widać, zwolennik tych wszystkich zabobonów lewicowych, które mają zatrzymać rozwój gospodarczy ludzkości - rozwój gospodarki - główny wróg ludzkości, na czele z wolnym rynkiem. I takimi poglądami nasiąkł pan Sierakowski W 2008 roku, pan Sławomir Sierakowski wystąpił w filmie izraelskiej „artystki” Yael Bartany, pod tytułem ”Mary Koszmary”, w którym to filmie na pustym Stadionie Dziesięciolecia wygłasza przemówienie o powrocie do Polski 3 milionów Żydów. Przemówienie to napisał razem z wojującą feministką, panią Kingą Rusin.. Każdy może oczywiście przyjechać do Polski do pracy, zakładać firmę i pracować dla siebie i dla Polski.. Ale jak państwo polskie zacznie łożyć miliardy złotych na sprowadzanie milionów ludzi z całego świata- to nie wyrobimy finansowo.. I dług z 3,5 biliona złotych wzrośnie do 5 bilionów, a może i więcej.. Zatrzymajmy się jeszcze nad stypendium, które otrzymywał pan Sławomir Sierakowski z Collegium Invisible.. Collegium założył w 1985 roku pan profesor Wojciech Gasparski, prakseolog, jako element międzynarodowej sieci tzw ”Niewidzialnych uczelni”. Gwoli ścisłości, powiedzmy, kto jest inspiratorem tej międzynarodowej sieci.. Znany dobroczyńca ludzkości i filantrop, pan George Sorsos, pochodzący z Węgier, honorowy członek Fundacji Batorego.. Collegium Invisible ma przeciwdziałać wpływom masowości na szkolnictwo wyższe(???) Raczej przeciwdziałać wpływom młodych ludzi o nastawieniu patriotycznym na wyższe uczelnie..- to być może! W każdym razie wśród tutorów ocierających się o Collegium znajdują się znaczące postaci polskiego życia społecznego, profesorowie akademiccy, ministrowie, prezesi Narodowego Banku Polskiego, sędziowie Trybunału Konstytucyjnego i parlamentarzyści. Jest ich mnóstwo, wystarczy zajrzeć na stronę internetową Collegium Invisible.. Stefan Amsterdamski, Bronisław Geremek, Leszek Balcerowicz, Jerzy BRalczyk, Aleksnnader Gieysztor, Andrzej Olechowski, Ludwik stoma, Paweł śpiewak, Wojciech Roszkowski, Ryszard Legutko, Jan Błoński, Jerzy Kłoczkowski, Marek Safian, Marek Góra, Jerzy Jedlinki, Ewa Łętowska, Andrzej Rychard ks, Tiszner, Michał Czajkowski, Hanna Gronkiewicz–Waltz i wielu innych. Namawiam do lektury.. To jest „elita” sam mianująca się elitą.. To są ci wszyscy ludzie, którzy popierają nieludzki ustrój III Rzeczpospolitej, mając swój współudział w tworzeniu tego bałaganu i likwidacji państwa polskiego.. Rzeczywiście pan Sławomir ma rację: „polski Kościół stoi na bocznym torze i rdzewieje”.. Bo sam ojciec Tadeusz i ks, Natanek nie są w stanie niczego zmienić.. Kościół stoi na bocznym torze i przygląda się, jak go chcą zlikwidować tzw. elity. Czeka aż sam się rozsypie, wcześniej rdzewiejąc. Brak mu wojowniczości... A wróg tylko na to czeka.. Widząc słabość, jeszcze bardziej przykręca.. Czas zjechać z bocznego toru na główny.. i zacząć wiernym uświadamiać, jakie niebezpieczeństwo nam grozi ze strony różnych ośmiornic, które tworzą się zaciskając nam swoje ramiona na szyi. Czas na działanie! WJR
Pakiet chce nas wykończyć Trwa światowa konferencja klimatyczna w Durbanie (RPA). Mimo że największe kraje wciąż nie ograniczyły emisji dwutlenku węgla zgodnie z ustaleniami protokołu z Kioto, Unia Europejska naciska na kolejne prawne ograniczenie. Polska jest temu przeciwna. A to my przewodzimy obecnie UE. Choć dziś jeszcze nikt nie jest w stanie na 100 proc. powiedzieć, czy konferencja zakończy się tylko przedłużeniem protokołu z Kioto, czy wprowadzi nowe rozwiązania w zakresie polityki klimatycznej, to wiadomo, że decyzje tam podjęte będą mieć dla nas ogromne znaczenie. Pomimo że Polska gospodarka oparta jest na węglu i że stanowimy jedną z gospodarek w UE produkujących sporo, CO2, to ustalenia protokołu z Kioto wypełniliśmy niemal z zapałem neofitów. Dzięki temu odsprzedajemy swoje prawa do emisji dwutlenku węgla innym krajom. Szefem delegacji Solidarności na konferencji w Durbanie jest Jarosław Grzesik, przewodniczący Sekcji Krajowej Górnictwa Węgla Kamiennego. – Chcemy dotrzeć przede wszystkim do przedstawicieli organizacji związkowych z innych krajów – deklarował przed wylotem Grzesik w rozmowie z dziennikarzami Śląsko-Dąbrowskiej „S”. Mówił, że „S” chce im uświadomić, że liczba miejsc pracy w naszych krajach zależy od tego, jak największe gospodarki świata będą kształtować politykę klimatyczną. – Ta polityka ma ogromny wpływ na to, w których krajach miejsc pracy przybywa, a w których są one tracone – mówił.
Najpierw Kioto Solidarność chce, aby zanim dojdzie do wprowadzania kolejnego ograniczenia, wyegzekwowano od wszystkich sygnatariuszy zobowiązania płynące z protokołu w Kioto, który wygasa w przyszłym roku.
– W naszej ocenie przyjmowanie jakichkolwiek nowych zobowiązań dotyczących ochrony środowiska jest bezcelowe w sytuacji, gdy najwięksi emitenci, CO2 albo nie zrealizowali zobowiązań protokołu, albo nie są nawet jego sygnatariuszami, tak jak np. dwa najbardziej ludne kraje świata, czyli Chiny i Indie. Aby światowe działania na rzecz ograniczenia emisji, CO2 były skuteczne, zobowiązania zawarte w Kioto muszą być przyjęte i realizowane przez wszystkie gospodarki świata – podkreśla Grzesik.
Protokół z Kioto został wynegocjowany i podpisany w grudniu 1997 r. Wszedł w życie dopiero w lutym 2005 r. Zgodnie z nim państwa UE miały obniżyć swój poziom emisji, CO2 o minimum sześć proc. do 2012 w stosunku do roku 1990. Już w 2005 r. Polska zredukowała swoją emisję aż o 32 proc. W innych państwach ona rosła, np. Hiszpanie przez ten czas zaczęli produkować ponad 40 proc. gazów cieplarnianych więcej. Tymczasem ostateczne podpisanie tzw. pakietu klimatyczno-energetycznego UE odbyło się 18 grudnia 2008 r. Pakiet w imieniu Polski podpisał Donald Tusk. Jeszcze wtedy traktował to, jako sukces. Wynegocjował, bowiem dla Polski derogacje (opóźnienia we wprowadzaniu zapisów pakietu), które polegają na otrzymywaniu darmowych pozwoleń – można je odsprzedawać – na emisję, CO2 aż do 2020 r. (z roku na rok coraz mniej). To właśnie w 2020 roku mieliśmy zmniejszyć naszą emisję o 20 proc., a potem kupować prawa do niej według normalnych stawek. Stało się jednak coś, czym premier chwalił się już mniej. Otóż emisja do 2020 r. ma zostać zmniejszona o 20 proc., ale w stosunku do roku 2005. Wspomniane już wyżej 32 proc. redukcji, które polska energetyka, (bo to głównie o nią chodzi) z trudem osiągnęła przez lata 90, odchodząc od wypracowanych w PRL energochłonnych rozwiązań, nie jest uwzględniane. Unijni urzędnicy nam powiedzieli: Zeszliście z emisją o 32 proc. – pięknie, ale to się nie liczy, zaczynamy od nowa. A polski premier pokiwał smutno głową i podpisał się pod ich propozycją. Tak, więc rokiem bazowym został 2005.
Ile polskiej winy Cała unijna gospodarka to jedynie nieco ponad 10 proc. światowej emisji, CO2. Ile z tego wytwarza Polska? Niewiele, zważywszy, że do produkcji, CO2 zalicza się ten wytwarzany w elektrowniach węglowych, a nie zalicza np. tego wytwarzanego w transporcie, gdzie zachodnia Europa wciąż wyprzedza nas o dziesiątki lat pod względem ilości przewożonych towarów. Największymi producentami gazów cieplarnianych pozostają największe kraje: Rosja, USA, Chiny i Indie. Kraje te jednak nie są na tyle naiwne, żeby na siłę ograniczać swoją gospodarkę. Stany Zjednoczone do dziś nie ratyfikowały protokołu z Kioto i pozostają jego głównym oponentem, wskazując na wyjątkowo łagodne potraktowanie Chin. A to właśnie ten kraj wypuszcza do atmosfery najwięcej gazów cieplarnianych i obok Indii najszybciej zwiększa emisję. Solidarność chce walczyć w Durbanie o to, żeby wszystkie kraje, które zostały sygnatariuszami protokołu z Kioto ostatecznie doprowadziły do jego realizacji. Przedstawiciele związku oraz niezależni eksperci podkreślają, że obecna sytuacja wcale nie przyczynia się do ogólnoświatowego zmniejszenia emisji, CO2. Bo przemysł wycofuje się z krajów rozwiniętych, gdzie wdrażana jest restrykcyjna polityka ekologiczna za najbliższą granicę, gdzie takiej polityki nie ma, lub gdzie politycy podchodzą do niej bardziej zdroworozsądkowo. W Polsce od kilku miesięcy nieoficjalnie mówi się o przeniesieniu za naszą wschodnią granicę hut należących do koncernu Arcellor Mittal. W koncernie już zaczęły się zwolnienia. W wyniku prowadzonej restrukturyzacji pracę ma stracić ok. 400 osób.
Co z tym klimatem Inny postulat Solidarności to faktyczne sprawdzenie, jak człowiek wpływa na klimat. Przedstawiciele „S” domagają się powołania specjalnego panelu naukowego, złożonego z międzynarodowych ekspertów, który miałby potwierdzić lub obalić tezy postawione przez Intergovernmental Panel on Climate Change (IPCC, czyli Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu). Ta instytucja posiada monopol na badanie i opisywanie przyczyn globalnego ocieplenia. Tymczasem jej kompetencje do badania zmian klimatu są przez niektórych podważane. Przewodniczącym IPCC jest Rajendra Kumar Pachauri, z wykształcenia inżynier kolejowy. I choć w 2007 r. organizacja otrzymała pokojową Nagrodę Nobla (razem z Alem Gorem) za „wysiłki na rzecz budowy i upowszechniania wiedzy na temat zmian klimatu wynikających z działań człowieka i za stworzenie podstaw dla środków, które są niezbędne do walki z takimi zmianami” to zdarzają się głosy oskarżające jej członków o poważny konflikt interesów i zarabianie na straszeniu zmianami klimatu. Z wynikami badań IPCC polemizuje członek Stowarzyszenia Klimatologów Polskich Zbigniew Gidziński. Podkreśla, że emisja dwutlenku węgla, za którą odpowiedzialny jest człowiek, to zaledwie kilka procent naturalnej emisji, powstającej w wyniku działań sił natury. Dlatego człowiek, wbrew temu, co twierdzi IPCC, nie ma dużego wpływu na ocieplenie klimatu. Jest to proces, który zachodzi niezależnie od działalności ludzi. Jeśli tak, to podstawy działań wymuszające ograniczenia emisji gazów są mocno wątpliwe. Chyba, że wcale nie chodzi o ekologię…
Jak nie wiadomo, o co chodzi… Największymi zwolennikami wprowadzenia redukcji gazów cieplarnianych pozostają państwa najbardziej rozwinięte, posiadające już niskoemisyjną gospodarkę lub mocno zaawansowane w procesie jej tworzenia. Wśród nich dominują Niemcy i Francja. Państwa, które prąd czerpią przede wszystkim z energetyki jądrowej, a także z tysięcy farm wiatrowych czy elektrowni gazowych. Można się jednak spierać, czy budowanie elektrowni atomowych to rozwiązania proekologiczne, czy elektrownie wiatrowe są przyjazne środowisku skoro powodują nieustanny hałas i uśmiercają tysiące ptaków swoimi wielkimi wirnikami. Czy ekologiczne jest budowanie elektrowni gazowych na wypadek, gdyby wiatr przestał wiać i należałoby mieć jakiś zapas energii. Wprowadzenie pakietu klimatyczno-energetycznego, promowanego przez Komisję Europejską będzie miało dla Polski olbrzymie konsekwencje. Solidarność szacuje, że pracę stracić może nawet 250 tysięcy ludzi dziś zatrudnionych w branżach, które zachód uważa za energochłonne. To jeszcze nie wszystko. Wzrost cen emisji pociągnie za sobą skokowy wzrost cen prądu i ogrzewania. Szacuje się, że mogą pójść w górę aż o 1/3 już od 2013 r., czyli za kilkanaście miesięcy. Dlatego też „S” domaga się w Durbanie weryfikacji obecnej polityki klimatycznej UE. A jak się skończy sama konferencja klimatyczna? Prognozy są różne, ale prawdopodobnie nijak. Rośnie, bowiem opór ze strony państw, które zrozumiały, że chęć przypodobania się modnym ekologom i nastawionym tak krajom zachodnim po prostu im się nie opłaca. Już w 2009 r. na szczycie klimatycznym w Kopenhadze, który w założeniu miał uzupełnić protokół z Kioto nie udało się doprowadzić do żadnych konkretnych i wiążących ustaleń.
Decyzja Prezydium Komisji Krajowej NSZZ „S” ws. propozycji przedłużenia protokołu z Kioto Prezydium Komisji Krajowej NSZZ Solidarność opowiada się przeciwko podpisywaniu nowych wiążących porozumień dotyczących dalszych redukcji emisji gazów cieplarnianych po roku 2012 do momentu wywiązania się ze wszystkich przyjętych przez sygnatariuszy Protokołu z Kioto zobowiązań. Cztery postulaty Solidarności - Dominik Kolorz, szef Regionu Śląsko-Dąbrowskiego:
Nasi przedstawiciele pojechali do Durbanu z czterema najważniejszymi postulatami. I oczekujemy od wszystkich pozostałych polskich uczestników konferencji, niezależnie od tego, czy to będzie rząd czy pracodawcy, że poprą proponowane przez nas rozwiązania.
Przede wszystkim żądamy spełnienia i podpisania przez wszystkich protokołu z Kioto. Czekamy na reakcję Chin, USA i Australii. Dopiero potem możemy rozmawiać o kolejnych ograniczeniach emisji. A jeśli tamtego protokołu nie podpiszą wszyscy, wprowadzanie kolejnych nie ma sensu.
Po drugie nie podoba nam się uzgodniony na konferencji w Cancun załącznik do protokołu, który dzieli kraje na rozwinięte, które mają ograniczać emisję i za nią płacić i rozwijające się, które będą korzystały ze środków krajów bogatszych, a ich redukcja emisji nie musi być tak gwałtowna. Do krajów rozwijających się zaliczono m.in. Chiny i Koreę Południową, zaś krajem rozwiniętym jest... Polska.
Po trzecie chcemy, żeby wprowadzanie pakietu klimatycznego było uzależnione od możliwości gospodarki. Wiadomo jaką jesteśmy my, a jaką np. Niemcy. Poza tym mamy przecież globalny kryzys finansowy. A wprowadzenie kolejnych ograniczeń i duszenie gospodarki będzie kosztować gigantyczne pieniądze. Może się też przyczynić do wzrostu kryzysu.
Wreszcie chcemy powołania niezależnego panelu naukowego, który na tyle na ile to możliwe mógłby określić faktyczne skutki wpływu człowieka na klimat. Bo wyniki badań IPCC nie są do końca wiarygodne. To jest organizacja finansowana przez najbogatsze gospodarki świata. A wiemy jak potrafią działać naukowcy. Są tacy, którzy gdy im się odpowiednio zapłaci potrafią udowodnić odpowiednie tezy. Maciej Chudkiewicz
Czy prezydent Bronisław Komorowski współpracował z SB? Przypominamy artykuł dokładnie sprzed roku, lecz jakże aktualny…
W kwietniu 1982, po wyjściu Bronisława Komorowskiego na przepustkę z internowania, SB nawiązała z nim dialog operacyjny – wynika z dokumentów znajdujących się w IPN. Nie są to jednak wszystkie archiwa nt. obecnego prezydenta – do dziś nie udało się odnaleźć dokumentów Wydziału I Studiów SB dotyczących Bronisława Komorowskiego.
Wiadomo jedynie, że w 1984 r. został on zarejestrowany w kategorii „zabezpieczenie”, ale nie wiadomo, z jakiego powodu. Z zabezpieczenia zrezygnowano 5 września 1989 r. Nie odnalazła się także teczka paszportowa obecnego prezydenta. Z ogólnodostępnych katalogów IPN wiadomo, że oświadczenie lustracyjne Bronisława Komorowskiego jest zgodne z prawdą, że był rozpracowany przez Służbę Bezpieczeństwa i że część materiałów zniknęła. Z dokumentów IPN, które udostępniono nam w Instytucie, wynika, że obecny prezydent do momentu internowania w grudniu 1981 r. nie podejmował żadnych rozmów z SB, nawet po tym, jak trafił na miesiąc do aresztu w końcu lat 70. Związany ze środowiskiem Antoniego Macierewicza, inwigilowany, podsłuchiwany i śledzony zachował nieprzejednaną postawę. Według dokumentów, na rozmowy z funkcjonariuszami SB Komorowski zdecydował się dopiero po wyjściu z ośrodka internowania w Jaworzu.
Podwładny Macierewicza, przyjaciel Dworaka Bronisław Komorowski działalność opozycyjną podjął w latach 70., gdy był we władzach uczelnianego Socjalistycznego Związku Studentów Polskich – organizacji studenckiej podporządkowanej PZPR. W 1980/81 był negatywnie nastawiony do Lecha Wałęsy, popierał natomiast innego lidera „Solidarności” – Jana Rulewskiego. Jeden z ostatnich dokumentów sporządzonych przed wprowadzeniem stanu wojennego, pochodzący z końca lipca 1981 r., pokazuje, że SB traktowała Bronisława Komorowskiego, jako wroga PRL. Wynika z nich, że główne powody, dla których był inwigilowany, stanowiły jego kontakty z Antonim Macierewiczem – obecny prezydent był wówczas jego podwładnym w Ośrodku Badań Społecznych, którym Macierewicz kierował od 1980 r.
„Działalność wroga wymienionego datuje się od momentu włączenia się w działalność na rzecz »Graczy«, tj. od ok. 1977. W okresie studiów Komorowski brał czynny udział w kolportowaniu na UW materiałów o treści antysocjalistycznej, między innymi »Komunikatów« KOR oraz »Programu 44«. W lutym 1978 w trakcie przeszukania dokonanego w miejscu zamieszkania figuranta zakwestionowano m.in. powielacz białkowy o napędzie elektrycznym oraz ok. 200 poj. egzemplarzy wydawnictwa »Głos«. Ponadto figurant był uczestnikiem prowokacyjnych imprez organizowanych przez antysocjalistyczne grupy UW. W miesiącu czerwcu 1979 w mieszkaniu figuranta założono instalacje PP (podsłuch pokojowy – przyp. red). W toku eksploatacji obiektu ustalono szereg osób odwiedzających figuranta oraz uzyskano szereg wyprzedzających informacji o planach i zamierzeniach jego. Przez okres około 8 miesięcy w mieszkaniu figuranta zamieszkiwał czasowo Jan Dworak wraz z rodziną (pozostaje w zainteresowaniu tut. Wydziału). Aktualnie figurant zamieszkuje w swoim mieszkaniu. Z uwagi na fakt kontynuowania wrogiej działalności przez B. Komorowskiego i nawiązaniu kontaktu z A. Macierewiczem i OBS-em, zachodzi konieczność przedłużenia eksploatacji PP, której celem będzie: kontrolowanie działalności figuranta w miejscu zamieszkania, rozpoznanie powiązania figuranta z Macierewiczem i OBS-em, uzyskiwanie wyprzedzających informacji o planach i zamierzeniach” – czytamy w tajnej notatce SB z lipca 1981 r.
Internowanie w Jaworzu Do ośrodka internowania w Jaworzu Bronisław Komorowski trafił z więzienia na warszawskiej Białołęce, gdzie przewieziono go po aresztowaniu w nocy z 12 na 13 grudnia. W Jaworzu byli także internowani m.in. Tadeusz Mazowiecki, Władysław Bartoszewski, Bronisław Geremek i Stefan Niesiołowski.
„Ośrodek w Jaworzu był jednym z kilku zaledwie obozów internowania stanu wojennego, który umieszczono nie w więzieniu, lecz w wojskowym domu wczasowym podległym dowództwu wojsk lotniczych. Działał do 22 maja 1982 r. (…) Osobistą kontrolę nad obozem sprawował adiutant gen. Kiszczaka, pułkownik Romanowski – on eskortował transport helikopterami z Warszawy do Jaworza, on też odwiedzał regularnie obóz. Stała, SB-cka część załogi Jaworza, nie ulegała zmianie, nie zmieniali się podoficerowie – prawdziwa władza w obozie, zmieniali się za to co kilka tygodni żołnierze z poboru i członkowie formacji ROMO. (…) Ośrodek odosobnienia w Jaworzu, jako jeden z bardzo niewielu w kraju, odpowiadał warunkom internowania zapowiadanym przez władze stanu wojennego: dwa pawilony spełniały standard wczasowy, w pokojach ok. 10 m2, z przedpokojem mieszczącym szafę i umywalkę, mieszkały 3 osoby. Dwa prysznice i cztery kabiny WC na piętrze przypadały na 20–30 osób. Czystość w pokojach, na korytarzu i w pomieszczeniach sanitarnych utrzymywali sami internowani. W oknach nie było krat, pokoje były otwarte, panowała swoboda poruszania się po korytarzach i wewnątrz pawilonu – ale już nie swoboda wychodzenia na zewnątrz, na teren bez muru i wieżyczek strażniczych. Spacery odbywały się pod nadzorem, w kółko po wyznaczonym terenie. Posiłki, przyrządzane smacznie, podawano do stolików w stołówce. W kwietniu pojawił się nowy zastępca komendanta ds. nadzoru politycznego; przyniosło to znaczne zaostrzenie, np. warunków widzeń z rodzinami – zaczęły się one odbywać pod ścisłym nadzorem funkcjonariuszy (…). W obozie istniała doskonała samoorganizacja dla zagospodarowania czasu: działała »wszechnica jaworzyńska«, której wykłady odbywały się początkowo codziennie – później dwa razy w tygodniu, co sobotę odbywały się wieczory PEN-Clubu, a także wieczory poezji, seminaria historyczne i filozoficzne, spotkania okolicznościowe, działały lektoraty językowe. W Jaworzu – i tylko w nim – pojawił się poważny problem, którego nie znały inne obozy. Była w nim świadomość wyraźnego uprzywilejowania w stosunku do innych miejsc odosobnienia, stworzenia przez władze – niewątpliwie celowo – nie tylko odmiennych warunków zewnętrznych, ale i odmiennej »socjologii« internowanych, zniszczenia panującego przez 16 miesięcy legalnej działalności poczucia zbratania wszystkich warstw społecznych składających się na fenomen »S«. Wymowa tych działań była przejrzysta: zróżnicować i podzielić, oderwać i przeciwstawić. Niebezpieczeństwo to zostało natychmiast dostrzeżone i zdefiniowane. Już na Boże Narodzenie ’81 wysłane zostało na ręce ministra spraw wewnętrznych PRL pismo protestujące przeciw internowaniu tysięcy ludzi w Polsce, ale także przeciwko »rażącemu zróżnicowaniu ich sytuacji«. »Widzimy w tym próbę świadomego dzielenia nas na lepszych i gorszych. Protestujemy przeciwko temu podziałowi. Jeśli stworzenie takich samych warunków wszystkim nie jest możliwe, gotowi jesteśmy dzielić los pozostałych naszych kolegów«. Protest podpisało 38 obecnych w Jaworzu internowanych” – czytamy na temat ośrodka internowania w Jaworzu na stronie www.internowani.pl.
Jak wynika z Raportu z weryfikacji WSI, to właśnie podczas internowania Bronisław Komorowski po raz pierwszy zetknął się z późniejszym tajnym współpracownikiem WSI, a wówczas Wojskowej Służby Wewnętrznej, który nosił pseudonim »Tomaszewski«.
„Zadaniem WSW w tym czasie było odizolowanie internowanych od wpływu z zewnątrz, przez co również zapewnienie im wojskowej opieki lekarskiej. W zakresie leczenia stomatologicznego funkcjonował ws. (tajny współpracownik – przyp. red.) »Tomaszewski«, który miał bieżące kontakty z w/w dysydentami (Bronisławem Komorowskim, Maciejem Rayzacherem) z racji ich leczenia, a następnie również charakteru osobistego. Kontakty takie łatwo nawiązywał, mając wesołe usposobienie i będąc otwartym, chętnym do udzielania pomocy. Z tej sytuacji korzystał niejednokrotnie por. Henryk Gut, będący w tym czasie oficerem KW w Olesznie. Jego prośby ws. »Tomaszewski« dot. ustalenia wypowiedzi, zachowania internowanych – były przez źródło spełniane. Podrzucał np. prasę zachodnią internowanym i informował o ich reakcji na powyższe, itp. Por. Gut nie starał się jednak uformalnić praktycznie istniejącego kontaktu operacyjnego” – czytamy w Raporcie z weryfikacji WSI.
Wyjście na przepustkę W połowie kwietnia 1981 r. żona Bronisława Komorowskiego skierowała prośbę o udzielenie przepustki jej mężowi ze względu na śmierć dziadka Juliusza Komorowskiego. Rodzice jej męża w tym czasie przebywali za granicą (ojciec afrykanista pracował na UW, a matka w PAN). Dzień później, 16 kwietnia 1982 r., Wydział III KSMO wyraził zgodę na wydanie pięciodniowej przepustki. Kolejna przepustka – już na prośbę Bronisława Komorowskiego – została wydana 21 kwietnia.
„W dniu 21 04.1982 zgłosił się do KS MO Komorowski Bronisław z prośbą o przedłużenie przepustki otrzymanej z ośrodka internowania w d. 19.04.1982. Prośbę swą figurant motywował następująco:
W dniu 21.04.1982 odbył się pogrzeb jego dziadka i w związku z tym pozostało wiele spraw do załatwienia natury administracyjnej i rodzinnej. Podczas rozmowy w/w powiedział, że będąc w ośrodku odosobnienia w Białołęce otrzymał formularz o lojalności do podpisania. Komorowski powiedział, że nigdy nie podpisywał takich pism i nigdy nie podpisze. Zaraz po tym dodał, że jest w takiej sytuacji, z której nie bardzo może się wycofać i jest to sprawa honoru. Mając to na uwadze, zasugerowałem mu możliwość przedłużenia przepustki do poniedziałku tj. 26.04.1982 (sobota) godz. 12.00” – czytamy w tajnej notatce ppor. Ryszarda Gałęzowskiego, funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa z 22 kwietnia 1982 r. Na piśmie widnieje odręczny dopisek zastępcy naczelnika Wydziału III-2 KSMO „(…) Okres pobytu B. Komorowskiego na wolności zostanie wykorzystany (przy zastosowaniu przedsięwzięć operacyjnych) pod kątem określenia celowości dalszego pobytu w/w w ośrodku internowania. Podtrzymać dialog nie naciskając na figuranta”. Jak wynika z dokumentów SB, formalności dotyczące przedłużenia przepustki Bronisławowi Komorowskiemu oraz opinia na temat jego zwolnienia z internowania były załatwiane w porozumieniu z wydziałem śledczym i w trybie pilnym.
Tajna opinia Wydziału III-2 KSMO, dotycząca zwolnienia Bronisława Komorowskiego z internowania, nosi datę 20 kwietnia 1982 r.:
„Bronisław Komorowski od 1976 roku utrzymuje kontakty z przedstawicielami b. KSS KOR. W okresie studiów Komorowski brał czynny udział w kolportowaniu na UW materiałów o treści antysocjalistycznej. Między innymi »Komunikatów« KOR oraz »Programu 44«. Był uczestnikiem imprez organizowanych przez antysocjalistyczne grupy przy Grobie Nieznanego Żołnierza. W marcu 1989 odbył karę za przestępstwo z art. 276&1 kk. Z uwagi na prowadzoną działalność zasadne było, po wprowadzeniu stanu wojennego na terenie kraju, internowanie B. Komorowskiego i umieszczenie go w Ośrodku Odosobnienia. W związku z sytuacją rodzinną figurantowi wydana była w bm. ośmiodniowa przepustka z ośrodka w Jaworzu. W trakcie pobytu na przepustce przeprowadzono dwie rozmowy operacyjne z B. Komorowskim. Podczas tych rozmów stwierdził m.in, że jego dotychczasowa działalność nie miała sensu i w przyszłości nie zamierza angażować się w żadne przedsięwzięcie o charakterze politycznym. Po ewentualnym zwolnieniu z internowania pragnie poświęcić się życiu rodzinnemu. Wyraził ponadto chęć na podtrzymanie dialogu operacyjnego. W związku z powyższym wydział III-2 wnosi o uchylenie internowania wobec Bronisława Komorowskiego” – czytamy w dokumencie, który znajduje się w archiwach IPN. Kolejna wizyta Bronisława Komorowskiego w KSMO nastąpiła 24 kwietnia 1982 r.
„W dniu 24.04.1982 o godz. 12.00 Bronisław Komorowski stawił się na umówioną rozmowę. Rozmowa miała charakter sondażowy. W toku prowadzonej rozmowy figurant podkreślił swoje związki z Litwą, opowiadał o dziadkach i rodzicach, którzy urodzili się na Litwie. Na pytanie, co sądzi o obecnej sytuacji i jak widzi dalszą przyszłość Polski, odpowiedział:
»(…) sytuacja jest tragiczna i tylko Kościół może pomóc Ojczyźnie«, dodając, że »nie wierzy, żeby PZPR albo Solidarność dała sobie z tym radę«.
Na pytanie, jak widzi siebie w nowej sytuacji, w której znalazł się nasz kraj, odpowiedział:
»(…) mam dość wszelkiej działalności. Nigdy nie byłem ideologiem, to wszystko przestało mieć sens« (pisownia oryginalna – przyp. red.). Na zakończenie rozmowy figurant oświadczył, że zamierza skończyć z wszelką działalnością polityczną, że chce się zająć rodziną. Uwagi. Spostrzeżenia. Figurant chętnie odpowiadał na pytania. Nie zastrzegł sobie w przyszłości dalszych rozmów z SB. Jest głęboko wierzący i praktykujący. Uważa się za człowieka bardzo honorowego” – napisał funkcjonariusz SB w notatce służbowej. Z dokumentów wynika, że dialog między SB a Bronisławem Komorowskim był kontynuowany.
„W dniu 08.05.1982 o godz. 10.00 Bronisław Komorowski stawił się na umówioną rozmowę. Rozmowa miała charakter sondażowy. Na pytanie o prace w PAX-ie figurant odpowiedział:
»(…) zwolniono mnie dlatego, że w wyniku stanu wojennego i internowania mnie ktoś chciał być świętszy od papieża, obecnie myślę, że uda mi się wznowić pracę w PAX-ie«.
Zapytany o wydarzenia 1 i 3 maja br. oraz czy od momentu przyjazdu z kimkolwiek się kontaktował odpowiedział:
»(…) po opuszczeniu ośrodka w Jaworzu nie kontaktowałem się z nikim, większość tych, co pana interesuje jest tam. Nic nie wiem o wydarzeniach 1 i 3 mają br., to, co pobieżnie zdążyłem się dowiedzieć, jest bardzo płynne«.
Spytany o powstanie KSN (Kluby Służby Niepodległości – przyp. red.) i dalszej działalności Klubu, B. Komorowski odpowiedział:
»(…) na początku były luźne rozmowy przy herbacie, a później bawiliśmy się w Klub – w sumie było trzy, może cztery spotkania, to nie była żadna partia, zaczęli przyklejać się do nas pajace (spytałem, czy chodzi o Ziembińskiego) o właśnie, on lubi się bawić w konspirację. Należy do wszystkich nielegalnych partii i klubów«.
Na pytanie o odrodzenie się „Solidarności” B. Komorowski powiedział:
»(…) już panu mówiłem, że to nie ma sensu. Tylko kościół może coś dla kraju zrobić. Kuroń chce zorganizować generalny strajk – to jest bardzo głupie i pozbawione wyobraźni. Ja osobiście chcę oddać się pracy dla kościoła, mam dość wszelkiej działalności w opozycji, jestem zdekonspirowany wy wiecie o mnie wszystko. Jakakolwiek działalność opozycyjna moja czy innych jest po prostu zabawą w podchody. Jeszcze raz powtarzam, że oparcia należy szukać w kościele”.
Na zakończenie rozmowy uzgodniono, że w przyszłości będziemy kontynuować dialog.
Uwagi. Spostrzeżenia. B. Komorowski chętnie odpowiadał na pytania. Nie zastrzegł sobie w przyszłości kontynuowania dialogu z SB. Często podkreśla sprawę wiary. Chce wyłącznie zająć się sprawami rodzinnymi. Podpisano: Inspektor Wydz. III-2 ppor. Ryszard Gałęziowski”.
Jeden z ostatnich dokumentów Wydziału III-2 Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych dotyczy ogólnej informacji na temat Bronisława Komorowskiego.
„W okresie od maja 1982, tj. z chwilą zwolnienia z ośrodka internowania (chodzi o formalne zwolnienie – w praktyce B. Komorowski ośrodek internowania opuścił w połowie kwietnia – przyp. red.) do chwili obecnej nie uzyskano żadnych informacji wskazujących, aby figurant usiłował prowadzić wrogą działalność polityczną. Biorąc pod uwagę fakt, iż B. Komorowski z chwilą zwolnienia nie prowadzi żadnej działalności politycznej wnioskuję wymienioną sprawę operacyjnego rozpracowania przekwalifikować na kwestionariusz ewidencji operacyjnej” – napisał st. insp III-2 SUSW ppor. Z. Małecki. Dorota Kania
„Nie ma przypadków, są tylko znaki” - czy berliński „wyskok” Radka był „znakiem”? Wszystko na to wskazuje, że nie był to przypadek tylko starannie zaplanowany kolejny krok mający w swoim finale zakończyć się mniej więcej tym samym czym swoją władzę w Polsce zakończył Stanisław August Poniatowski, który na finał zdał władzę nad krajem i sam oddał się w ręce swej kochanki carycy Katarzyny (znamienny list przytoczony na NP ledwo wczoraj LINK.) Dla udowodnienia tej tezy nie będziemy sięgali daleko choć można by sięgnąć do wydarzeń i z 10.04.2010 czy jeszcze wcześniejszych. Skoncentrujemy się prawie wyłącznie na wydarzeniach listopada 2011. I tak w kolejności (proszę zwrócić uwagę na komasacje zdarzeń 28.11 na różnych kierunkach):
7.11 Na dalekim Kałkazie (najpewniej w drodze po nowe „wskazówki” odnośnie polskiej polityki zagranicznej ) zaginął nam wspaniały doradca prezydenta niejaki Roman Kuźniar. Na szczęście odnalazł się dzięki czemu cała postępowa Polska i połowa świata odetchnęły z ulgą (LINK). Wraz z nim odnalazły się najpewniej i nowe wytyczne dla Polski na najbliższe dni.
8.11 ma miejsce uruchomienie gazociągu „Nord Stream” (LINK). Wspomniany gazociąg ostatecznie zamyka kwestię dostępu tzw. torem północnym do polskich portów (zwłaszcza budowanego terminalu LNG) statków o max. dla Bałtyku dopuszczalnym zanurzeniu). Tak naprawdę położenie rury pieczętuje ostatecznie brak możliwości pogłębienia północnych torów podejściowych, bowiem od 1994 północny tor podejściowy znajduje się w strefie wpływów Niemiec, które nie uznały zobowiązań z 1989 NRD względem Polski. Obecnie jakiekolwiek prace pogłębieniowe toru północnego wymagałyby zgody władz niemieckich a samowolne rozpoczęcie prac było by podstawą do wizyty kilku jednostek niemieckiej „Kriegsmarine” i ewentualnego pogonienia lub nawet zatopienia upierdliwego intruza kopiącego bez "wiedzy i zgody" na dnie Bałtyku w niemieckiej strefie wpływów.
11.11 Bratnia pomoc niemieckich „Antyfaszytów” zwołanych gwizdkami tow. Blumsztajna i innych wielebnych cadyków z GazWybu (ach jak ta „Jerozolimska Szlachta” angażuje się ostatnio w sprawy "mniej wartościowego narodu tubylczego”) a dozbrojonych na miejscu przez kolorowe lewactwo zalęgłe w knajpie z wyszynkiem o nazwie „Nowy Wspaniały Świat”, (kto nie czytał powieści Huxleya, prekursora nazistowskiej eugeniki - o tym samym tytule, co wzmiankowany lokal powinien to zrobić i to migiem) i ochranianych przez „polską” Policję. Marszu nie spacyfikowano, bo „faszystów” było jakieś kilkadziesiąt razy więcej niż kolorowych, ale nikt nie mówi, że za 1-szym razem wszystko idzie gładko.
28.11 W Warszawie, na Krakowskim Przedmieściu staje replika Bramy Brandenburskiej. Lampiony na bramie zapalają pospołu ambasador Niemiec Ruediger Freiherr von Fritsch, burmistrz Berlina Klaus Wowereit a zapałki podaje niejaka Hanna Gronkiewicz Waltz zwana pieszczotliwie „bufetową” i pełniąca rolę prezydenta warszawskiego grajdołka. (LINK).
28.11 „Rosja graniczy z Niemcami”, a Polska to „cieśnina”” – te sławetne i wiele mówiące słowa wypowiada publicznie jeden z kremlowskich „cyngli” medialnych wykonujących spec-zadania na odcinku medialnym u naszego Wielkiego Brata na Wschodzie (LINK)
28.11 Sławetne wystąpienie „szpaka” w Berlinie w Niemieckim Towarzystwie Polityki Zagranicznej. Straszy nas Jugosławią i rozpadem „strefy Dinara” (czytaj jatkami jak Libii i najazdem siła NATO lub innych). Prosi Niemcy o ratunek i domaga się tego w imię ratowania i Polski za cenę własnej suwerenności w imię bliżej niesprecyzowanych fruktów (czy chodzi o takie jak spłata przez carycę Katarzynę długów Stanisława Augusta i wzięcie jego i jego sług na utrzymanie imperatorowej)? Polecam przeczytać pełny tekst tego wystąpienia (LINK). Niemiecki prezydent Horst Köhler cieszy się jak dziecko słysząc te słowa (LINK).
29.11 W kraju robi się głośno o berlińskim wyskoku „szpaczka”. Głos zabierają i tutejsze tuzy. Znamienne jest tutaj stanowisko naczelnego specjalisty od polityki zagranicznej rezydującego u boku prezydenta Komorowskiego Romana Kuźniara. Stwierdza on pośrednio, że Polska powinna zrezygnować z suwerenności na rzecz Niemiec (LINK ). Wypowiedź doradcy dla TVP INFO (LINK). Zaś na świecie tj. w Berlinie nie ustają cmokania zachwytu nad wypowiedzią "szpaczka" – najlepszym tego przykładem jest wypowiedź ministra spraw zagranicznych Niemiec (przy okazji zadeklarowanego homoseksualisty) Guido Westerwelle, który nie może się nachwalić naszych wspaniałych stosunków, zaufania, jakim naiwne Polaczki obdarzają swoich niemieckich protektorów i samego prelegenta (LINK).
30.11 Prezydent Komorowski „krytykuje” ministra MSZ „(polskiego?)” rządu. Jak można wnioskować wspomniana krytyka nie dotyczy chyba treści, lecz sposobu ich prezentacji (najpierw w prawdziwej unijnej stolicy w Berlinie a potem na peryferiach w Warszawie, w unijnym landzie sprawującym aktualnie przewodnictwo w UE") bowiem prezydent sprawia wrażenie, że nie wiedział z czym wyskoczy minister i że to generalnie słuszne tyle, że chyba wpierw wypadał by coś napomknąć w na terytorium „prywislańskim”. Co gorsza rodzi się jakiś niepokój, że i na Kremlu nie wiedzieli dokładnie, co i kiedy powie minister a to już jest spraw poważna i niepokojąca w najwyższym stopniu (LINK).
30.11 Daje głos nasz nieco zapomniany specjalista od „chorób filipińskich” i zarządzania „totalnej lustracji” obdarzony przez złośliwych pseudonimem „Sztolzman”. Sens wypowiedzi jest jednoznaczny, czyli wskazana jest rezygnacja z suwerenności państwa (LINK), źródło wypowiedzi w RDC ( LINK).
30.11 Zostaje zwołane spotkanie na 1.12 na 12:00 u Prezydenta szefów komisji spraw zagranicznych i obrony narodowej (LINK).
Czy po spotkaniu tubylczy naród zostanie poinformowany, że od jutra ministrem spraw zagranicznych Generalnej Guberni II zostaje Gwido Westerwelle a jego zastępcą słodki „Radzio”? Dodatkowo za sprawy obronne i bezpieczeństwo terytorium odpowiadają np. towarzysze z Budeswehry. Tylko, co w takim razie zrobią towarzysze z CZEKA?
Opisana tu sentencja zdarzeń każe definitywnie wykluczyć „przypadek”. Wspomniany „przypadek” należy interpretować raczej, jako „znak” i konsekwencje kulminacji wydarzeń opisanych powyżej.
Czy za rok o tej samej porze za wywieszenie polskiej flagi lub odśpiewanie Mazurka Dąbrowskiego będą sadzali do „ciupy” czy rozstrzeliwali na miejscu pod ścianą jak w latach (1939-1944)?
Jak będzie przebiegała nowa granica Generalnej Guberni II i „kraju prywislańskiego” – czy będzie ona ustanowiona wzdłuż linii rzeki Wisła czy jakoś inaczej?
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo istotna dla kilkunastu milionów obywateli, bo wskaże im czy w trybie ekspresowym winni uczyć się nowego języka urzędowego w wersji niemieckiej czy rosyjskiej.
Kim będzie nowy gubernator osadzony, jako szef GG II – czy będzie to nas sympatyczny „szpaczek” czy ktoś zupełnie inny? To pytania, na które powinniśmy wkrótce poznać odpowiedź. Im szybciej tym lepiej.
P.S
Niniejszy tekst nawiązuje do wpisu http://niepoprawni.pl/blog/1670/przez-targowice-... autorstwa „HONIC” z 30.11 br i jest próbą usystematyzowania wydarzeń, które właśnie nastąpiły.
Kwestia przekazu medialnego tubylczych mediodajni głównego nurtu w przedmiotowej sprawie zawarta jest we wpisie http://niepoprawni.pl/blog/705/europejskie-echa-... autorstwa „Kapitan Nemo”.
2-AM – blog
Sikorski ratuje Europę
1. Większość komentarzy w mediach po „występach” Ministra Sikorskiego w Niemczech sugeruje, że ratuje on Unię Europejską przed rozpadem. Przypomnijmy, że zaprezentował on tam koncepcję federacyjnej Unii Europejskiej, a więc związku państw o mocno ograniczonej suwerenności z silnym politycznym centrum, które przecież tylko przejściowo ma mieścić się w Brukseli, a nieuchronnie musi się przenieść do Berlina. Wiemy także z konferencji prasowej samego ministra, że jego wystąpienie było konsultowane zarówno z Premierem Tuskiem ( i to nie jest zaskoczeniem jak się jak się obserwowało jego zachowania „na odcinku niemieckim”), ale także z Kancelarią Prezydenta Komorowskiego, bo Prezydent miał tylko zastrzeżenia do miejsca wystąpienia Sikorskiego a nie jego zawartości. Same Niemcy zapewne z taką koncepcją przynajmniej na razie, wyjść by nie chciały. Ciągle jeszcze mitygują się jak ktoś je wskazuje, jako politycznego lidera Europy. Duet Tusk- Sikorski zdecydował się być adwokatem ich kompletnej dominacji w Europie chyba z nadzieją, że o takich sprzymierzeńcach przy dzieleniu unijnych stanowisk w przyszłości nie zapomną. Nie sądzę, bowiem, żeby ta propozycja złożona Niemcom, miała na celu długofalową pomyślność naszego kraju.
2. Okazuje się jednak, że tak naprawdę wystąpienie Sikorskiego w Berlinie było inspirowane przez niemiecki rząd. Ponad 2 tygodnie temu do mediów wyciekło memorandum niemieckiego rządu przygotowane przez tamtejsze MSZ pt. Przyszłość UE, z którego jednoznacznie wynika jak przyszłość Europy wyobrażają sami Niemcy. Niemcy chcą europejskiego superpaństwa, do którego będą uciekały dotychczasowe państwa narodowe, przygniecione skutkami kryzysu finansowego i gospodarczego rozlewającego się po Europie. W tym celu już od 2013 roku ma być powołany „Europejski Fundusz Walutowy”, który byłby wręcz upoważniony do kierowania gospodarkami krajów, które popadły w kłopoty finansowe. Wygląda, więc na to, że to sami Niemcy ustami Ministra Sikorskiego wprowadziły do debaty europejskiej, kwestię swojego przywództwa w Europie i to nie przy pomocy „czołgów”, ale dominacji ekonomicznej.
3.Niektórzy politycy i ekonomiści twierdzą, że taki był niemiecki plan już w latach 90-tych poprzedniego stulecia kiedy zaczęto finalizować przygotowania do wprowadzenia wspólnej waluty, wtedy jeszcze w ramach Wspólnot Europejskich. Ekonomiści, a od nich i politycy wiedzieli ,że wspólna waluta ma szansę dobrego funkcjonowania ale tylko na tzw. optymalnym obszarze walutowym czyli takim gdzie jej używanie powiększa dobrobyt społeczeństw i jednocześnie nie powoduje powstawania trwałych nierównowag. Takich warunków nie spełniały wtedy i nie spełniają teraz takie kraje jak Grecja czy Portugalia, ale jak się okazuje także Włochy czy Hiszpania, co wyszło na wierzch dopiero niedawno. Wspólna waluta, na którą przeliczano waluty narodowe po „mocnym” kursie, (co dawało ułudę wysokich dochodów obywateli już w nowej walucie), towarzyszące jej niskie stopy procentowe europejskiego banku centralnego, a w konsekwencji i tanie pożyczanie, zachęcało do zakupów towarów usług zarówno sektor prywatny jak i publiczny. Tych towarów i usług dostarczała najbardziej konkurencyjna gospodarka niemiecka. Niemcy stali się pierwszym eksporterem świata, ale za cenę tego, że Grecy, Portugalczycy, Włosi, Hiszpanie itd. kupowali ich towary i usługi w dużej części za pożyczone pieniądze. Kiedy jednak przyszedł czas oddawania tych pożyczek a wiele gospodarek dotknął kryzys (spowolnienie wzrostu albo nawet spadek PKB) okazało się to coraz trudniejsze, a dla kilku krajów wręcz niemożliwe? Teraz kraje w dramatycznej sytuacji finansowej i gospodarczej bez specjalnego sprzeciwu są pozbawiane kolejny atrybutów swojej suwerenności, a Komisja Europejska już przygotowuje zmiany w Traktacie UE, które ewidentnie zmierzają do realizacji niemieckiej koncepcji Europy, jako jednego superpaństwa. Minister Sikorski ratuje, więc Europę według niemieckiego pomysłu przygotowywanego już przynajmniej od 20 lat. Zbigniew Kuźmiuk
Warzecha: lepiej się zgłosić do psychiatryka, czyli Paweł Graś diagnozuje. "Metoda prosta – by nie rzec: prostacka"
„Gdy masz natręctwa, że król jest nagi. Gdy ciągle bla bla, natrętne blagi. Gdy cię nie wciąga odgórna feta, to są symptomy, że coś jest nie tak” – śpiewa w piosence „Dobra diagnoza, dobre leczenie” Ryszard Makowski.
To metoda stara, prosta – by nie rzec: prostacka – i, niestety, nierzadko skuteczna. Kiedy ktoś narzeka, krytykuje, choćby najbardziej merytorycznie, pisze lub mówi, co mu się nie podoba – zamiast wchodzić w polemikę i dowodzić, że nie jest tak źle, znacznie prościej stwierdzić, że to niespełniony, zakompleksiony, żałosny frustrat, na którego po prostu nie warto zwracać uwagi. Taką metodą posługiwała się nieraz peerelowska propaganda. Monika Olejnik mogła sobie ponarzekać w reportażu ze źle działającego skupu butelek, ale to było maksimum. Kto by chciał narzekać bardziej i skierować swoje żale wyżej niż do kierownictwa punktu skupu opakowań szklanych, ten był czarnowidzem, nie rozumiejącym geniuszu władzy. A zatem jakakolwiek polemika z nim nie miała sensu. Tę metodę przejęli i stosują przedstawiciele obecnej władzy. Oto kilka dni temu, gdy zwróciłem na Twitterze uwagę na porażający wywiad z oficerem BOR w „Naszym Dzienniku”, rzecznik rządu Paweł Graś napisał do mnie: „ja to bardzo panu współczuje panie red. @lkwarzecha. Pana tak wszystko wnerwia, wkurza, oburza, irytuje. Musi pan być bardzo nieszczęśliwy”. Czyli: nieważne, co powiedział oficer BOR, nie warto z tym polemizować ani niczego wyjaśniać, bo Warzecha to, wiadomo, frustrat i ponurak, któremu nic się nie podoba. Paweł Graś podąża zresztą drogą, którą wyznaczył jego szef, zapewne po konsultacjach ze swoimi specami od politycznego marketingu, oznajmiając, że na Platformę głosują optymiści i zadowoleni, a na PiS – niezadowoleni i sfrustrowani. W ten sposób wszyscy krytycy najlepszego rządu i premiera na półkuli północnej zostali od razu zaliczeni do kategorii nieudaczników, z którymi się nie dyskutuje. Ot, biedni, nieszczęśliwi ludzie. Tę metodę naśladują chętnie ci spośród moich Czytelników, którzy widocznie nie lubią czytać o sprawach psujących im ich obraz świata. Zamiast przedstawiać kontrargumenty, piszą: „A coś pan taki sfrustrowany, panie Warzecha, że nic się panu nie podoba?”. Prócz tego, że dzięki takiemu ustawieniu sprawy nie muszą już toczyć żadnej dyskusji, zyskują jeszcze – w swoim mniemaniu – psychologiczną wyższość. Bo oni, wiadomo – zadowoleni z życia optymiści, idący od sukcesu do sukcesu, zaś tamten lub tamci – nieudacznicy, w bezsilnej złości odreagowujący własne kompleksy. Analogicznie załatwia się innych oponentów, doklejając im odpowiednie łatki. Jedni zostają „pisowcami”, inni „faszystami”, a intencja jest zawsze identyczna: z nimi nie ma co dyskutować. Nie jest to zresztą metoda nowa. Opisał ją w swoim dziełku „Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów” Artur Schopenhauer już w pierwszej połowie XIX w., odwołując się do antycznych greckich wzorców. Erystyczny sposób 32. opisuje on tak:
„Przeszkadzające na twierdzenie przeciwnika [np. Marsz Niepodległości zgromadził środowiska patriotyczne] możemy łatwo usunąć lub też przynajmniej uczynić podejrzanym, zaliczając je do jakiejś nienawistnej nam kategorii [np. faszyzm], i to nawet wtedy, gdy zachodzi tylko słabe podobieństwo lub inne luźne powiązanie”.
Ryszard Makowski śpiewa:
„Lepiej się zgłosić na ochotnika na obserwację do psychiatryka.
Może to drobna mózgu awaria, może nie stwierdzą, żeś całkiem wariat.
Lepiej się zgłosić, lepiej nie zwlekać, pielęgniarz czeka i lekarz czeka.
Przestaniesz w końcu być outsiderem, co kontestuje geniusz za sterem”.
Czy Paweł Graś mógłby wykonać tę piosenkę w duecie z Ryszardem Makowskim?
Dziennik Łukasza Warzechy
Skala tajnej pomocy finansowej, udzielonej przez Fed największym bankom, jest porażająca Rezerwa Federalna oraz duże banki przez ponad dwa lata walczyły o utrzymanie w sekrecie szczegółów największego w historii USA bankowego bailoutu. Teraz cały świat ma wgląd do tego, co było nie tak. Skala pomocy finansowej, której udzielił Fed, jest porażająca. Fed nie ujawnił, które banki były w tak wielkiej potrzebie, że wymagały dofinansowania na łączną kwotę 1,2 bln dol. 5. grudnia 2008. Bankowcy nie wspominali również o tym, że gdy pobierali fundusze ratunkowe, w tym samym czasie zapewniali inwestorów o doskonałym zdrowiu swoich firm. Co więcej, nikt aż to teraz nie policzył, że banki uzyskały ok. 13 mld dol. dochodu dzięki preferencyjnym pożyczkom Fed, oprocentowanym poniżej wartości rynkowych. Uratowani przez bailout, bankierzy lobbowali przeciw rządowym regulacjom. Rezerwa Federalna dodatkowo ułatwiła im to zadanie, nigdy nie ujawniając szczegółów udzielonej pomocy. Nawet Kongres, który zgodził się zaangażowanie jeszcze większych pieniędzy w celu zapobiegania następnemu załamaniu finansowemu, nie znał szczegółów największej w historii USA finansowej pomocy dla banków. Z kluczowego okresu kryzysu finansowego w latach 2007-2009 wyłania się 29 tys. stron dokumentów Fedu, uzyskanych dzięki ustawie Freedom of Information Act, a także 21 tys. zarejestrowanych transakcji. Wprawdzie przedstawiciele Fed przyznają, że prawie każda pożyczka została spłacona i nie zarejestrowano strat w tym zakresie, to jednak szczegóły mogą sugerować, że podatnicy w formie tajnych pożyczek dla banków przyczynili się do zachowania chorego systemu, a nawet umożliwili największym bankom jeszcze większy wzrost.
“Gdy popatrzymy na wielkość pomocy udzielonej bankom, naprawdę ciężko sobie wyobrazić, że te instytucje funkcjonowały w zdrowy sposób” – twierdzi Sherrod Brown, senator z ramienia Partii Demokratycznej z Ohio, który w 2010 próbował przeforsować ustawę zmniejszającą wielkość banków. „Ta sprawa może zjednoczyć Tea Party oraz ruch Okupuj Wall Street. Gdyby prawodawcy wiedzieli o tym wszystkim, dziś zagłosowaliby inaczej”. Największymi beneficjentami pomocy Fed była tzw. „wielka szóstka” - JPMorgan, Bank of America, Citigroup Inc., Wells Fargo & Co., Goldman Sachs Group Inc. oraz Morgan Stanley.
“Wspomaganie rynków finansowych w czasach kryzysu jest kluczową funkcją banków centralnych” – broni się William B. English, dyrektor oddziału spraw monetarnych w Rezerwie Federalnej. „Nasz program pożyczkowy zapobiegł załamaniu się systemu finansowaego oraz umożliwił utrzymanie kredytowego strumienia, płynącego do amerykańskich rodzin i biznesu” – dodaje. Fed zapewnia, że wszystkie tajne pożyczki zostały obwarowane odpowiednimi zabezpieczeniami.
Autor: KN
Artykuły z: Bloomberg
Kręcina odwołany Zarząd PZPN odwołał w tajnym głosowaniu sekretarza generalnego związku Zdzisława Kręcinę - poinformował prezes Grzegorz Lato. Posiedzenie zarządu zostało zwołane w poniedziałek w trybie pilnym przez Latę na wniosek członka zarządu z Wielkopolski Jacka Masioty. To efekt ujawnienia nagrań mogących świadczyć o korupcji w związku. Jak poinformowała rzecznik PZPN Agnieszka Olejkowska, wniosek o odwołanie złożył Lato. Nie wiadomo jeszcze, czy Kręcina pozostanie w PZPN. Na pewno natomiast nie poleci do Kijowa na piątkowe losowanie grup Euro 2012. Burzę wokół PZPN wywołała publikacja nagrań dokonanych przez Grzegorza Kulikowskiego, który sugeruje, że Grzegorz Lato i Zdzisław Kręcina mogli dopuścić się korupcji przy jednym z przetargów na budowę nowej siedziby związku. Sprawa wyszła na jaw tuż przed piątkowym Walnym Zgromadzeniem PZPN, ale delegaci odrzucili wniosek o dopisanie do porządku obrad głosowania nad odwołaniem Laty. Obaj działacze nie czują się winni i zapowiedzieli walkę o ochronę dobrego imienia. Kręcina powiedział, że cała sprawa jest szantażem ze strony Grzegorza Kulikowskiego. Nagrania trafiły do minister sportu i turystyki Joanny Muchy, która jeszcze w piątek złożyła do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Taśmy przekazała też do Centralnego Biura Antykorupcyjnego. PAP
Tłumaczenie Przemówienia Sikorskiego cz I „Lichwiarze
Pierwsza część tłumaczenia wystąpienia Sikorskiego. Pozwoliłem sobie nadać jej podtytuł lichwiarze W tej, pierwszej części warto zwrócić uwagę na poparcie Sikorskiego dla międzynarodowych lichwiarzy, którzy najpierw korumpują polityków, aby te zaciągały długi w wysokości, która czyni je niespłacalnymi. Obciążenia, jakie wiążą się z ich obsługą czynią ze społeczeństw nimi obłożonych współczesnych niewolników. Pożyczanie skorumpowanym rządom nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek uczciwością i. A już na pewno nie nie dzieleniem się bogactwem. Jakoś Sikorski nie pomyślał, że należy zakazać rządowi III RP zadłużania się. Rządy, w tym rząd Tuska maja honor gangstera, który po przehulaniu pożyczonych pieniędzy wybierają się bandycki wypad przeciw społeczeństwu w postaci podnoszenia już i tak drastycznych podatków. Bo okradanie Polaków jest jak najbardziej honorowe, w odróżnieniu od nie przyjmowania pożyczek od lichwiarzy. O lichwie, jako narzędziu polityki niemieckiej budowy społeczeństwa peryferyjnego w Europie Wschodniej nie wspomnę.
Cześć I Sikorski Polska i przyszłość Unii Europejskiej
Proszę pozwolić mi zacząć od pewnej historii. Dwadzieścia lat temu, w 1991 roku, byłem reporterem wizytującym istniejącą wtedy Republikę Federalną Jugosławii. Przeprowadzałem wywiad z szefem Republikańskiego Banku Chorwacji, kiedy otrzymał telefon z pewną informacją. Imiennie, parlament innej jugosłowiańskiej republiki Serbii, właśnie przegłosował nieograniczony druk dinarów, wspólnej waluty. Odkładając słuchawkę bankier powiedział „To jest koniec Jugosławii Miął racje, Jugosławia się rozpadła. Tak samo jak strefa dinara. Wiemy, czym się to skończyło. Kwestia pieniędzy może być kwestią wojny lub pokoju, istnieniem lub śmiercią federacji. Dzisiaj Chorwacja, Serbia i FYROM
(Macedonia) mają osobne waluty. Czarnogóra i Kosowo nie znajdują się w strefie, ale używa po prostu waluty euro. Bośnia i Hercegowina mają nawet Convertible Mark związany z walutą euro. Uderzająca historia. Nie o europejskiej integracji. O europejskim rozpadzie. Rozpad związany ze straszliwymi ludzkimi kosztami. Co to jest? Pieniądze istnieją, ponieważ istnieją wspólnoty ludzkie. Wspólnoty, w których ludzie żyją i handlują, wymieniają się swobodnie, tworzą wartości. Ich pieniądze symbolizują te wartości. Ta moralny aspekt pieniędzy zaintrygował Immanuela Kanta, który napisał, że wszystkie praktyki pożyczania pieniędzy są związane w uczciwej intencji ich zwrotu. Jeśli te warunki będą powszechnie ignorowane, cała idea pożyczania i dzielenia się bogactwem będzie podważona. Dla Kanta, uczciwość i odpowiedzialność były kategoriami imperatywnymi: fundament jakiegokolwiek moralnego porządku. Dla Unii Europejskiej, podobnie są to wyznaczniki. Chciałbym sprowadzić to do dwóch fundamentalnych wartości Odpowiedzialności i Solidarności. Nasza odpowiedzialność za decyzje i procesy. I solidarność, kiedy przyjdzie do dźwigania obciążeń. Dzisiaj, kiedy pierwsza polska prezydencja zbliża się do końca, muszę zając się podstawowymi pytaniami.
Jak wejdziemy w kryzys?
W jakim kierunku podążymy?
Jak to zrobić?
Co Polska może wnieść?
Co mamy wymagać od Niemiec?
Pierwsze pytanie. Jak ma stref euro wejść w bieżące problemy? Proszę pozwolić mi powiedzieć na początek, czym kryzys nie jest . Nie jest on spowodowany rozszerzeniem. Rozszerzenie kreuje wzrost i bogactwo w całej Europie. Eksport 15 tki krajów Unii do pozostałych 10 wzrósł ponad dwukrotnie w ciągu ostatnich 10 lat. Będzie to jeszcze bardziej uderzające jeśli podzielimy to przez poszczególne kraje. Wielkiej Brytanii eksport do tych 10 krajów, które przyłączyły się do Unii po 2004 roku z 2.2 miliarda euro z 1993 roku do 10 miliardów w tamtym roku. Francja z 2.7 do 16 miliarda euro, Niemcy z 16 do 95 miliardów. Cała 15 to 222 miliardy z 51 w roku 1995. Przypuszczam, że zapewniło to jedno lub dwa miejsca pracy. Tak rozszerzenie, dalekie od spowodowania kryzysu, spowodowało opóźnienie ekonomicznego zamętu . Dzięki korzyścią z handlu na dużym rynku, zachodnioeuropejskie kraje dobrobytu zostały zmuszone do spotkania się kryzysem twarzą w twarz . ...(źródło)
dalej, ….Dalej perełki
Marek Mojsiewicz
Sikorski uzgodnił test przemówienia z Niemcami? Jako wprowadzenie zacytowuję opinie Rokity o Sikorskim „on publicznie mówi słowa, których nie wypowiedziałby minister żadnego, nawet najsłabszego, kraju.”
Sikorski uzgodnił test przemówienia z Niemcami?
Jako wprowadzenie pozwolę sobie zacytować opinie Rokity o Sikorskim „on publicznie mówi słowa, których nie wypowiedziałby minister żadnego, nawet najsłabszego, kraju.”.... Polecam tekst przemówienia Sikorskiego „ Polska a przyszłość Unii Europejskiej, „który jest przykładem skrajnego serwilizmu. Odniosłem wrażenie, że tekst ten, niekonsultowany ani z Komorowskim ani Tuskiem był konsultowany, ba był uzgodniony z Niemcami. Wszystkie tezy z tekstu służą interesom niemieckim. Niemcom było wstyd wystąpić z czymś tak faworyzującym Niemcy i ich interesy to znalazły sobie polskiego usłużnego klakiera. Najważniejsze słowa z tekstu Sikorskiego „Niemcy stały się niezbędnym narodem Europy.Nie możecie sobie pozwolić na porażkę przywództwa. Tylko krowa nie zmienia poglądów. A przecież Sikorski nie wygląda na krowę. Kiedyś mówił o nowym pakcie Ribbentrop Mołotow, ale lepiej było przejść na pruską służbę. Polecam, jeśli ktoś znajdzie w internecie rozmowę Pęka z Halickim o Sikorskim Sytuacja w Polsce przypomina tą z czasów upodlonej Rusi jęczącej pod batogiem chanów mongolskich. Ruscy władcy rywalizowali między sobą, kto bardzie się poniży przed chanem, który bardziej ograbi swoich obywateli i złoży większe daniny. Sikorski ostro zagrał i przelicytował w swojej pruskości Tuska. Warto przypomnieć historię pruską Sikorskiego. Zaczął os słynnego expose, w którym zaatakował politykę jagiellońską i chciał z niej zrobić trupa. Sikorski posłusznie rezygnuje z propagowania demokracji w Europie. Niemcy są absolutnym przeciwnikiem budowy demokratycznej Europy. Sikorski zaproponował niemiecką wizje Europy kontrolowanej przez niemiecką oligarchię kontrolującą rządy, obciążenia podatkowe, planującą kierunki rozwoju dal jednych i blokadę dla drugich. Nie zająknie się na temat praw obywatelskich mieszkańców Niemiec. I to było istotą przemówienia Sikorskiego. Kontrola ekonomiczna i idąca za tym koncentracja bogactwa w Niemczech w rękach niemieckiej oligarchii. Sikorski poza tym demonstruje w imieniu Niemiec ich siłę i butę. Aby to zobrazować zestawię dwa fragmenty z jego expose i tego, obecnego, berlińskiego przemówienia. Z Expose „W naszym interesie jest, aby Niemcy oddziaływały na Europę w ramach mechanizmu konsultacji, na które państwa członkowskie - a więc także my - mają spory wpływ. Alternatywa, czyli przywództwo Niemiec „metodami tradycyjnymi”, jak to ujął pewien polityk CDU, byłaby gorsza. „....(więcej)
I z przemówienia berlińskiego „Po szóste, że z racji rozmiarów i historii Waszego kraju, ponosicie specjalną odpowiedzialność,aby chronić pokój i demokrację na naszym kontynencie. Jak mądrze stwierdził Jurgen Habermas, „Jeśli projekt europejski upadnie, pojawi się pytanie jak wiele trzeba będzie czasu, aby odzyskać status quo. Przypomnijmy sobie rewolucję niemiecką z 1848 r.: po jej klęsce potrzeba było stu lat, aby doprowadzić do tego samego poziomu demokracji”. „...”Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych Polski, który to powie: Mniej zaczynam się obawiać się niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności„......”Niemcy stały się niezbędnym narodem Europy.Nie możecie sobie pozwolić na porażkę przywództwa. Nie możecie dominować, lecz macie przewodzić reformom. „...(źródło)
Wypowiedź Rokity o Sikorskim, będąca najlepszą oceną tego pana „jak Sikorskiego określił Bogdan Pęk. Rokita o Sikorskim „Dość już tego zawracania głowy polskością…” Tak Rokita opisuje zły klimat społeczny i dalej mówi o Sikorskim „. Politycy zaś – zwłaszcza rządzący – przyjęli taktykę zobojętniania nas na wszelkie kłopoty oceanem mowy-trawy. Jest jeden wyjątek,to minister spraw zagranicznych. Niestety, jego myślenie podąża w niebezpiecznym kierunku.”…Tyle że on publicznie mówi słowa, których nie wypowiedziałby minister żadnego, nawet najsłabszego, kraju. Że „Polska przez krótki czas odgrywała sztucznie zawyżoną rolę”. A teraz tę rolę musimy urealnić.”.. „Sikorski pisze, że naszą politykę w tej sytuacji trzeba zmienić, a myśmy jeszcze nawet nie sformułowali dobrej diagnozy.Ja tej nowej linii Sikorskiego nie popieram”…. „Także Donald Tusk nie powinien pochopnie 1 września na Westerplatte operować językiem rosyjskiej dyplomacji, snując dywagacje o nowym ładzie bezpieczeństwa z udziałem Rosji. To jest przecież tradycyjnyjęzyk polityków rosyjskich, który zakłada, że należy pomóc rozbić NATO.”....( więcej)
Jeszcze dwa inne fragmenty dotyczące Sikorskiego W Gazecie Wyborczej napisał „Podobnie jak Niemcy i Rosja dzisiejsza Polska zasadniczo różni się od swoich poprzednich historycznych wcieleń. Jej dzisiejszy potencjał rozwojowy i możliwość jego najpełniejszego wykorzystania zależynie od statusu "jagiellońskiego" mocarstwa regionalnego. „Dlatego z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć: właściwej odpowiedzina dylematy geostrategiczne i tożsamościowe Polski nie oferują jagiellońskie ambicje mocarstwowe. Jest nią natomiast nowoczesne państwo narodowe, przy czymprzymiotnika "narodowy" używam nie w znaczeniu etnicznym, lecz politycznym, obywatelskim.”…. Przegrana wojna polsko-niemiecka 1939 roku oznaczała klęskęcywilizacyjną "państwowości jagiellońskiej". II Rzeczpospolita była przednowoczesnym w istocie państwem wielonarodowym”… Wśród fundamentalnych pryncypiów współczesnej polityki europejskiej na podkreślenie zasługuje odejście od zasady równowagi sił i budowania koalicji przeciw najsilniejszemu państwu „..(więcej)
Sikorski posłusznie chroni interesy ekonomiczne Niemiec. Oto interesujące fragment „Szefowie polskiej i niemieckiej dyplomacji ostro potępili Białoruś. Rosjanin był ostrożniejszy „...” WKólewcu (ros. Kaliningrad) spotkali się ministrowie spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Rosji. .. Radosław Sikorski, Guido Westerwelle i Siergiej Ławrow ...”...”Dla mieszkańców Królewca najważniejsza była przyszłość małego ruchu granicznego. W tej sprawie akurat interesy Polaków i Rosjan są zbieżne. Obie strony chcą, by strefa, po której mieszkańcy Królewca będą mogli podróżować wyłącznie za okazaniem specjalnej przepustki, obejmowała m.in. Gdańsk i Olsztyn. To, że strefa obejmie cały obwód kaliningradzki, jest już zdecydowane. „...”Gubernator Nikołaj Cukanow mówił dziennikarzom, że przedmiotem jego rozmów z ministrami była też kwestia budowy elektrowni atomowej. „..”Dodał, że wie, iż Niemcy są zainteresowani dostawą urządzeń do elektrowni, co oznacza, że nie są jej przeciwni „...”Nieoficjalnie wiadomo, że nowe sankcje UE przeciw niektórym przedsiębiorstwom białoruskim nie będą wprowadzone ze względu na sprzeciw Litwy, Łotwy i Włoch.”....(więcej ) Marek Mojsiewicz
Macierewicz: Ustalenia „Codziennej” kluczowe Antoni Macierewicz, odnosząc się do tekstu z „Gazety Polskiej Codziennie” o roli gen. Benediktowa 10 kwietnia 2010 roku, stwierdził, że konieczne jest ponowne rozważenie hipotezy o odpowiedzialności osób trzecich za katastrofę smoleńską.
- Ustalone przez „Codzienną” fakty mają kluczowe znaczenie dla odtworzenia rzeczywistego przebiegu tragedii smolenskiej i potwierdzają, że konieczne jest ponowne rozważenie przez prokuraturę hipotezy odpowiedzialności za nią osób trzecich. Chodzi nie tylko o to, że wiemy już, iż jednym z dowodzących był gen. Benediktow, mający olbrzymie doświadczenie w przeprowadzaniu operacji specjalnych. To on był cały czas wśród nadzorujących lot Tupolewa i jemu powierzono możliwość wydawania decyzji operacyjnych kontrolerom lotu. To jego rozkaz sprawił, iż nie zamknięto „Siewiernego” i nie odesłano TU-154 na inne lotnisko, o co Plusnin prosił wielokrotnie. Pytanie, czy także nie Benediktow odpowiada za systematyczne wprowadzanie w błąd kpt. Protasiuka, co do wysokości i odległości, i stałe komendy: „Na kursie i ścieżce”. Najważniejsze jest jednak ujawnienie faktu, iż istniał w Moskwie sztab nadzorujący lot samolotu i decydujący o przebiegu wydarzeń. I to, że fakty te Rosjanie do dziś utajniają, a min. Miller nawet o to nie zapytał. Podobnie prokurator Parulski. I na koniec: wniosek o przesłuchanie Benediktowa jest podstawowym obowiązkiem prokuratury i taką decyzję powinni natychmiast podjąć śledczy - tłumaczy Antoni Macierewicz.
Gazeta Polska Codziennie
Rekordowa sprzedaż państwowych gruntów Sprzedaż państwowych gruntów przez Agencję Nieruchomości Rolnych przekroczy w tym roku 120 tys. hektarów.
- W tym roku sprzedaż państwowych gruntów osiągnie najwyższy poziom od dziewięciu lat i przekroczy 120 tys. hektarów – poinformował w środę PAP prezes Agencji Nieruchomości Rolnych Tomasz Nawrocki. Podkreślił, że dzięki temu Agencja przekroczy plan finansowy na 2011 r. o kilkaset milionów złotych. Nawrocki dodał, że do 10 grudnia br. ANR wpłaci do budżetu państwa kolejne 700 mln zł – będzie to wpłata za IV kwartał tego roku. Tylko w 2011 r. Agencja przekaże do budżetu państwa i na Fundusz Rekompensacyjny łącznie ok. 3 mld zł. Z Funduszu Rekompensacyjnego wypłacane są odszkodowania dla tzw. zabużan. Od 2006 r., czyli od momentu jego utworzenia, do Funduszu trafiło ponad 2 mld 700 mln zł.
- Staraliśmy się, aby plan rzeczowy i finansowy był realizowany zgodnie z założeniami. Dotychczas uzyskane rezultaty potwierdzają naszą determinację i zaangażowanie w to, by zasilać budżet państwa i dążyć do tego, żeby sprzedaż gruntów była jak największa – powiedział Nawrocki. Zaznaczył, że ANR od 2008 r. przyspieszyła sprzedaż państwowej ziemi, co jest zgodne z polityką resortu rolnictwa, który chce, by jak najwięcej gruntów zarządzanych przez Agencję trafiło do rolników indywidualnych na powiększenie gospodarstw rolnych. W ostatnich czterech latach Agencja dwukrotnie zwiększyła liczbę przetargów (z 50 tys. w 2008 r. do 100 tys. w 2011 r.) na sprzedaż gruntów, jednocześnie zmniejszając o ponad 30 tysięcy liczbę umów dzierżawy. Ponadto Agencja zintensyfikowała sprzedaż terenów inwestycyjnych, uzyskując z tego tytułu w ciągu ostatnich 4 lat ponad miliard złotych. Obecnie w zasobie Agencji jest ponad 2 mln ha, z czego ponad 1,5 mln w dzierżawie. PiKa, PAP
Bractwo Kapłańskie św. Piusa X poprosi o dodatkowe wyjaśnienia Przełożony Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X poinformował, że niebawem Bractwo przedstawi Stolicy Apostolskiej odpowiedź na Preambułę Doktrynalną, prosząc Watykan o dodatkowe wyjaśnienia. Jak podaje Radio Watykańskie, bp Bernard Fellay podkreślił, że nie może ujawnić treści samej preambuły, bo nie jest to tekst definitywny. – Strona watykańska wyrażała gotowość jego modyfikacji bądź wprowadzenia dodatkowych wyjaśnień – przypomniał przełożony Bractwa. Bp Fellay zaznaczył, że skorzysta z tej możliwości. – Gdybyśmy tego nie zrobili, już niebawem kontrowersje ożyłyby na nowo i ewentualny status kanoniczny, który przyznano by nam, okazałby się bardzo nietrwały – wyjaśnił szwajcarski hierarcha. Bp Fellay przyznał, że zgłaszając zastrzeżenia do dokumentu, chce sprawdzić, co oznacza w praktyce możliwość “uprawnionej dyskusji” nad Soborem Watykańskim II, na którą pozwala Watykan. Przełożony Bractwa św. Piusa X zwrócił uwagę, że kontekstem dialogu ze Stolicą Apostolską jest katastrofalna sytuacja posoborowego Kościoła. Na skutek trwającego od 50 lat kryzysu powołań niektórzy proboszczowie we Francji mają po 80 kościołów filialnych. Młodzi kapłani i biskupi, którzy dziedziczą Kościół w takim stanie, coraz częściej zdają sobie sprawę z negatywnych konsekwencji posoborowego „otwarcia na świat” – podaje Radio Watykańskie. – Gdybyśmy w takiej sytuacji zgodzili się na to, że powrót do tradycji to tylko pewna opcja, oznaczałoby to, że nie uznajemy obecnego kryzysu, bądź próbujemy go minimalizować – uważa następca abp. Lefebvre’a. Radio Watykańskie
Watykan: niemiecki służbista rozbawił Papieża Ta wiadomość wszystkich nas rozbawiła, poczynając od samego Papieża – wyznał ks. Federico Lombardi SJ, odnosząc się do donosu, jaki jeden z niemieckich kolejarzy złożył na Benedykta XVI, po tym jak zobaczył, że nie zapina on pasów w swoim papamobile. Wszyscy oczywiście jesteśmy wdzięczni za troskę o bezpieczeństwo Papieża – dodał watykański rzecznik. Chcę jednak zauważyć, że papieski samochód nie wykonuje gwałtownych manewrów, nie musi wymijać innych samochodów, dawać pierwszeństwa itp. Z drugiej strony Papież musi mieć pewną swobodę ruchów, pozdrawia przecież wiernych, błogosławi ich, a niekiedy bierze nawet na ręce małe dzieci – wyjaśnił ks. Lombardi. W Niemczech tymczasem cała sprawa została potraktowana z pełną powagą. Prawnicy muszą teraz rozstrzygnąć, czy Papieża chroni w takiej sytuacji immunitet dyplomatyczny. Jeśli nie, grozi mu mandat w wysokości 30 euro. kb/ rv
KOMENTARZ BIBUŁY: Nas też niezmiernie rozbawił ten donos niemieckiego kolejarza, jednak zarazem uświadomił, że w społeczeństwie niemieckim, gdzie “z całą powagą sprawę potraktowano”, mamy do czynienia nie tylko z nastrojami antypapieskimi, ale cały czas do czynienia z tą samą karnością i niebezpieczną ograniczonością, która przed kilkudziesięciu laty doprowadziła do wyboru pewnego pana z wąskim wąsikiem, i którego to potem wspierano w najeździe i eliminacji podludzi. Jak widać, niewiele w bizantyńskiej rzeczywistości się zmienia.
Radio Watykańskie