Bez serc,
bez ducha...
W Dalikowie co prawda parafianom
udało się uratować kościół
i plebanię, ale nie wystarczyło
im już ochoty na pomoc dla kalekiej
Agnieszki Mikołajczyk. Cóż,
naśladują swoich pasterzy...
W Dalikowie co prawda parafianom
udało się uratować kościół
i plebanię, ale nie wystarczyło
im już ochoty na pomoc dla kalekiej
Agnieszki Mikołajczyk. Cóż,
naśladują swoich pasterzy...
Przypomnijmy: przed dziesięcioma laty na miejscowym cmentarzu (z powodu niedbałości proboszcza
- administratora drzewostanu) potężny konar runął na 14-letnią dziewczynę. Agnieszka, która została kaleką na całe życie, do dziś (mimo prawomocnego wyroku sądu) nie doczekała się od Kościoła nawet złotówki odszkodowania ani też zasądzonej renty. Odszkodowanie miało wynieść 300 tys. złotych, a renta - 1400 zł.
Wielebny pokazał rodzinie puste kieszenie, prawiąc coś o Jezusowym cierpieniu w pokorze i milczeniu, które powinny cechować bliźniego...
Tymczasem czas uciekał i nie było mowy o leczeniu w USA, które mogłoby uzdrowić dziewczynę. Rodzicielka
Agnieszki zwróciła się więc o pomoc do zwierzchniej Kurii Archidiecezji Łódzkiej, ale ta ustami swojego kanclerza
Andrzeja Dąbrowskiego stwierdziła, że nie ma... żadnego związku prawnego z dalikowską parafią.
Dziwne to rozumowanie w sytuacji, gdy proboszcza wyznaczył tam biskup, część tacy od wieków wędruje do
kurii, a ponadto ta nie szczędziła grosza na wynajęcie prawników i walkę z Agnieszką. Pełnomocnikiem
kurii stał się znany niegdyś dziennikarz telewizyjny, uchodzący za znawcę dobrych obyczajów - niejaki Marek Markiewicz.
Gdy nad dalikowską parafią pojawiła się groźba zlicytowania świątyni i kilku hektarów ziemi, a nawet cmentarza ze wszystkimi nieboszczykami, kuria z armią wynajętych prawników przystąpiła do kontrataku, by udowodnić, że kościelne mury to dewocjonalia, którymi nie godzi się handlować.
Orzeczenie Sądu Najwyższego sprzed ponad trzydziestu laty (czyli za komuny!) okazało się niezwykle
pomocne dla kleru, gdyż mówiło o tym, że przedmioty kultu religijnego, czyli świątynia i cmentarz,
nie mogą podlegać komorniczej egzekucji.
Ambitnemu komornikowi pozostała zatem do spieniężenia plebania, organistówka i trochę ziemi.
W Dalikowie zawiązał się jednak społeczny komitet, który postanowił odkupić ten majątek, by nie trafił w obce ręce. Dziwnym trafem przed kolejną licytacją ogień strawił pechową organistówkę, co zniechęciło potencjalnych kupców. Ostatecznie trochę grosza ze sprzedaży trafiło do komornika, ale nie do Agnieszki. Powtórzmy: do dziś
nie otrzymała ona ani jednej złotówki!
Wszystko wskazuje na to, że nawet jeśli parę złotych trafi wreszcie na jej konto, będą to pieniądze niewielkie, bo komornik, nie mogąc liczyć na obciążenie kosztami strony kościelnej, odliczy swoje niemałe wydatki właśnie z tej
kwoty, która powinna być przeznaczona na leczenie dziewczyny.
- Agnieszka czuje się coraz gorzej, nie ma renty ani odszkodowania, nie widać szans na leczenie, nie może pracować, na skutek wypadku w gruzach legły wszystkie jej życiowe plany, jest załamana - mówi jej rozgoryczona matka.
- Tymczasem „święty i apostolski Kościół” milczy, nie liczy się ani z prawem, ani z prawomocnymi wyrokami.
Funta kłaków warte okazały się obietnice kanclerza prałata Dąbrowskiego, który deklarował znalezienie
odpowiedniej kliniki i opłacenie leczenia Agnieszki na Zachodzie.
_ _ _
Mecenas Bogumiła Kłosińska, od lat pełnomocnik poszkodowanej Agnieszki, jest pesymistką.
Nie wierzy ani w dobrą wolę Kościoła, ani moc sprawczą aktualnego prawa. Kuria Archidiecezji Łódzkiej nie robi nic, by ulżyć kalekiej dziewczynie, nawet nie jest zainteresowana honorowym wyjściem z tej sytuacji, jakąś ugodą. Wszystkie papiery w tej sprawie, nawet od nuncjusza papieskiego, zamieciono pod dywan.