Kocięta nie cieszyły się zimą zbyt długo. W końcu zrobiło się dużo chłodniej. Pewnego dnia Zoja wybiegła na łąkę i zaczęła krzyczeć z radością:
-24 grudnia! Wigilia!
Armeti zerwał się z legowiska. Stresująca pobudka...
-Że co? -Usłyszał zaspany głos Togo. Przynajmniej nie tylko Armeti się obudził wrzaskiem Zoi...
-Wigilia -tłumaczyła Zoja. -Dzień spędzamy razem! Uczta, miłość, dobro... A jutro Boże Narodzenie, ciąg dalszy świąt!
-Och, to musi być wspaniałe! -Stwierdziła Rita, po wysłuchaniu opisu koleżanki.
Armetiego zaskoczyło to, że nikt nie pytał, skąd ona to wie. Ale to nie ma znaczenia.
-Jak się mamy przygotować? -Spytała ją Trisza.
-Idźcie nazbierać jedzenia. Ja przygotuję miejsce posiłku. -Padła odpowiedź.
Kocięta rozbiegły się we wszystkich kierunkach i zaczęły przynosić zdobyte jedzenie. Zoja odpowiednio je przyrządzała, ale reszta była niespodzianką. Jak Narik chciał wejść do okrągłego miejsca między krzakami, Zoja uderzyla go w łapę i krzyknęła, że "Nie słucha, a potem nici z kolacji". Przynajmniej wiadomo, gdzie ta cała kolacja się odbędzie...
Armeti zauważył mysz. Złapał ją i zaniósł kotce.
-Dziękuję ci, Armeti-Zoja podziekowała z uśmiechem i pocałowała go. Kocurek poszedł szukać dalej.
-Robinho, masz te myszy? -Spytała Nessa zniecierpliwiona.
-Nie, uciekły...
-Grrr... Jak mamy przyrządzić wigilię, skoro nie staracie się nawet!
-Ja się staram, ale Robinho... -Broniła się Szarka, a Robinho warknął:
-Co: ja?! To ty spłoszyłaś gołebie!
-A ty zgubiłeś myszy! -Przypomniała Szarka.
-Nie zgubiłem! Tylko... Umknęło mi to mojej uwadze...
-Cisza! -Upomniała ich Nessa. -Jak zwykle figa z makiem. Skoro nam się nie udaje wigilia, komuś musimy ją zepsuć. Tak, to nasza działka! Zniszczmy wigilię Armetiemu i pozostałym!
-Niby dobry plan, ale kiedy zaczynamy? -Zapytała Szarka zaciekawiona.
-Gdy będzie na to pora! -Odparła czarna kotka.
Kociaki zobaczyły stół. Zajęły obok siebie miejsca wokół niego. Erik zaczął sięgać po jedną z myszy, ale Zoja przekręciła głową.
-Czekamy na pierwszą gwiazdkę. Wtedy zaczniemy ucztę.
Kociaki bardzo zainteresowały się szukaniem na niebie owej gwiazdki. Zoja ucieszyła się, ale wiedziała, czemu z taką werwą koty miotają oczami ku górze. Ach, to ta magia świąt...
-Widzę! Jest! -Zawołała wtem Elana, ale Armeti zirytował się.
-To samolot...
-Uch... -Westchnęła Elana ponuro, ale wtedy Togo wykrzyknął:
-Ale to już musi być gwiazda!
-Rzeczywiście! -Zoja wskazała na lewo. -To ona!
Kotki od razu rzuciły się ku stołowi.
-Najpierw życzenia... -Powiedziała Zoja. Narik zdziwił się:
-Ale powiedziałaś, że...
-NAJPIERW ŻYCZENIA! -Powtórzyła kotka stanowczo.
Armeti podbiegł do niej.
-Dużo zdrowia i miłości bez oszustwa i zadzrości! -Uśmiechnął się. -To mogę ci obiecać.
Zoja przytuliła go.
-Kochanie, ja także życzę ci wszystkiego naj-naj-naj! Niech twe życie to będzie raj!
-Z tobą jak najbardziej... -Odparł rudasek.
Wściekłe prychnięcie zagłuszyło słowa kociąt. Ku nim skoczyli Nessa, Szarka i Robinho.
-A więc nasze kociska mają urocze święta... -Roześmiała sie Nessa.
-Po co tutaj przyszłaś? -Zdenerwował się Armeti. -Nie mogłaś tego odstawić na inny dzień? Nie w święta...
-Robię to, co mi się żywnie podoba. -Padła odpowiedź. -Atak!!!
Rozpoczęła się bitwa. Zoja pobiegła prędko do stołu, żeby przypilnować go do końca. Był już tam Robinho, sięgający po potrawy.
-Ani mi się waż dotykać tych smakołyków swoimi brudnymi, złymi łapskami! -Wykrzyknęła bojowo.
Robinho spojrzał na nią z rozbawieniem.
-Żałosne... -Powiedział i zjadł myszkę. Zoja wtedy naprawdę się wściekła. Rzuciła się na niego.
Armeti jak zwykle zresztą, pokonywał Nessę. Kotka była dziś w nienajlepszej formie. Nie kończyła ataków i poruszała się bez wigoru.
Wtem wszyscy odwrócili się i spojrzeli na niebezpieczną scenę: po lodzie Szarka ruszała ku Triszy. Bitwa ustała i każdy wpatrywał się teraz w tą dwójkę-nikt nie zauważył nieobecności Robinha i Zoi. Ale teraz to nie było najważniejsze...
-Wiesz, co spotyka nowicjuszy? -Spytała Szarka groźnie idąc wciąż ku Triszy. Ta odpowiedziała nieustraszona, jak zwykle:
-Nie, a możesz mnie olśnić?
-Zaraz się dowiesz!
Szarka skoczyła ku niej. Trisza jednak wyminęła ją a Szarka spadła na cienki lód, który pękł z trzaskiem pod jej ciężarem. Nessa wrzasnęła i pobiegła tam prędko. Wyciągnęła skostniałą przyjaciółkę z przerębli i pogroziła bohaterom:
-Wrócę tu. I będzie to wasz ostatni wesoły dzionek. Zobaczycie!
Zawołała uciekając:
-Robinho, chodź!
Robinho wybiegł zza krzaków. Na uchu miał ślad pazurów.
-Nara, frajerzy! -Zawołał na pożegnanie.
Zniknęli. Kocięta ucieszyły się i zaczęły jeść.
Po posiłku Zoja zaproponowała:
-Zaśpiewajmy kolędę!
Rozległ się śpiew:
Armeti: To Wigilia, Święta nasze
Rita: Wspólnie razem je spędzamy!
Trisza: Bo dostaliśmy to w darze,
Togo: Że siebie i wszystko mamy!
Zoja: Tak, choć koty, duszę mają!
Narik: No i lubią, i kochają...
Erik: A my teraz więc świetumy!
Elana: I miłością świat zatrujmy
Razem: Niech się miłość tu roztoczy, choćby miały boleć oczy. My kochamy, my lubimy, się tym wcale nie trudzimy...
-Dobranoc, Armeti... -Powiedziała Zoja z uśmiechem, a kocurem odrzekł:
-Słodkich snów, kochanie...
Zoja uśmiechnęła się ponownie i zniknęła za krzewami. Armeti tymczasem przyjrzał się śladom Nessy w śniegu. Czemu ona jest taka? Zła...