Część IV
Teraz los rodziny Cullenów leżał w moich rękach. Przez chwilę się zastanawiałam. Cała rodzina wampirów zamienionych w ludzi? Albo raczej ludzi zamienionych w wampiry i przemienionych w ludzi…
- Okej. Nie wyobrażam sobie jak oto będzie, ale okej. Jeśli się nie zgodzę czekają na mnie poważne konsekwencje, prawda? - spojrzałam na niego z groźną miną.
- Co? Naturalnie, że nie. - spojrzał na mnie z taką miną świętoszka, że od razu zrozumiałam, że zrobi wszystko dosłownie wszystko, aby spełnić ten głupi pomysł.
- W takim razie kto pierwszy?
- Ja! - krzyknęli wszyscy.
- W takim razie zagramy w marynarza! - zaproponował Jasper. Gdy tylko ustawili się w kółko, Alice powiedziała znudzonym głosem:
- Emmett, Rosalie, Esme, Carlisle, Jasper i ja. Pewnie ostatni raz użyłam swojego daru…
- Może jednak… - próbowałam przemówić im do rozumu, ale przerwał mi Jasper:
- A właśnie! Edward, co się stało z twoim darem? - Edward wzruszył ramionami:
- Nie ma go już. Co pewien czas wydaje mi się, że słyszę jak ktoś coś myśli, ale tylko, gdy robi to naprawdę głośno.
- Yes! Yes! Yes! - krzyknął rozentuzjazmowany Emmett. -Wreszcie moja głowa jest niedostępna.
- Chyba raczej „zaraz wracam”. - mruknął Edward.
Emmett spojrzał na niego z politowaniem.
- Wciąż próbujesz udowodnić mi, że jestem tępym osiłkiem? Nawet jeśli, to uważam, że to lepsze niż pisanie wierszy!
- Nigdy nie pisałem wierszy!
- Och, przepraszam! Szanowna panienka preferuje balet, tak? Kiedy następny występ? Co zatańczysz tym razem? Fragment „Jeziora Łabędziego”?
- O co ci w ogóle chodzi?
- To ty masz jakieś głupie problemy ontyczne*!
- Oooo! To coś nowego! Em nauczył się trudnego słowa!
- Znam ich całe mnóstwo: ekstreodaryjnie**, onomatopeja***, pleonazm****…
- Wystarczy! - powiedział roześmiany Jasper i uspokoił braci.
- Jest jeszcze jeden problem. - zaczęłam. - Kiedy staniecie się ludźmi stracicie nieśmiertelność.
- Wiemy o tym. Ale śmierć to po prostu część życia. - Carlisle wydawał się tym nie przejmować, więc i ja sobie odpuściłam.
- To co? Zaczynamy? - zniecierpliwiła się Alice.
- Ale co ja mam zrobić?
- Ugryźć mnie! Nie pamiętasz jak to się stało? Może trzeba odtworzyć sytuację? Ma ktoś przy sobie trygonometrię?
- Przestań Emmett! Najpierw musisz naślinić to miejsce, a potem po prostu ugryźć.
- Okej. Gdzie?
- Może w d…- zaczął Emmett. W tym samym momencie Rosalie i Edward warknęli. Mój chłopak zrobił to odruchowo, zapominając, że jest człowiekiem. Ten dźwięk przypominał mi ryk łosia w okresie godowym, ewentualnie krztuszącą się lamę.
Podeszłam do Emmetta, który pod wpływem gniewnego spojrzenia Rosalie, odpuścił sobie wszelkie komentarze. Zaczęłam się zastanawiać jakie kary stosuje Rose w stosunku do Ema. Znając jego upodobania była tylko jedna, za to bardzo dla niego dotkliwa.
- Nie opluj mi całej twarzy, okej? - poprosił wampir, ale było już za późno. Zresztą czego miał się spodziewać? Że trafię w jedno miejsce? Jego niedoczekanie. Ugryzłam go bez problemu i obserwowałam jak jego twarz traci jakikolwiek wyraz. Po chwili jego usta rozciągnęły się w głupkowatym uśmiechu. Później przemieniłam Rosalie, która cały czas patrzyła na mnie z uwielbieniem i wdzięcznością, tak jakbym była litościwą osobą wsadzającą ledwo żywą rybę do wody. Wyraz jej twarzy nie zmienił się nawet, gdy po raz kolejny nie trafiłam śliną w jedno miejsce. Potem przemieniłam Esme, Carlisla i Jaspera. Pod koniec byłam już trochę zmęczona i Alice zaproponowała mi wyjście na świeże powietrze przed przemienieniem jej. Zgodziłam się z ochotą i weszliśmy po stromych schodach na górę. Edward zachowywał się trochę jak pijany. Obijał się o ściany i potykał. W pewnym momencie usłyszeliśmy dziwny hałas na górze.
- Co to za dźwięk? Nie znam tego ptaszka. - powiedział.
- To firma utylizująca odpady zabiera nasze śmieci. - odpowiedziała patrząc z troską na mojego chłopaka. Zaśmiałam się. Widać przestawienie się z wampirzych zmysłów na ludzkie nie było zbyt proste.
Wyszliśmy na werandę. Napiłam się soku i spojrzałam na cichy las. Po chwili zauważyłam ruch między drzewami.
- To wilkołak. - szepnęła Alice. I rzeczywiście, po kilku sekundach zza ściany lasu wyłonił się Jacob. Podszedł do nas i przywitał się.
- Chłopaki wysłali mnie, żebym zapytał się, czy idziecie na tą imprezę, która odbędzie się za cztery dni. Oni chcą iść, ale muszą mieć pewność, że nie będą zmuszeni tańczyć tym smrodzie.- tu teatralnie zmarszczył nos.
- Na pewno nie. - zapewnił Edward. Jacob obrócił się w jego stronę.
- Okej, dzięki. W takim razie do zobaczenia. - już chciał odejść, ale w ostatniej chwili rozmyślił się i dodał:
- Umyłeś się? Prawie nie śmierdzisz - i nie czekając na jakąkolwiek reakcję uciekł do lasu.
- Dureń. - szepnął Edward. - Znając lotność jego umysłu minie co najmniej tydzień, zanim zrozumie jak wielka zaszła zmiana.
Wróciliśmy do izolatki. Przemieniłam Alice prawie trafiając śliną w odpowiednie miejsce.
Jeszcze trochę, a zacznę trafiać za każdym razem. Szkoda, że wampiry się skończyły.
Wyszliśmy z Edwardem, zamykając za sobą drzwi i zostawiając sześć turlających się ze śmiechu wampirów. Zza zamkniętych drzwi dobiegł nas tubalny śmiech Emmetta, a potem usłyszeliśmy jeszcze:
- Makama*****…
Teraz cały dom należał do nas.
*problemy ontyczne - innaczej egzystencjalne. Problemy dotyczące sensu bytu człowieka.
**ekstreodaryjnie - nadzwyczajnie, niezwykle, niespotykanie
***onomatopeja - dźwiękonaśladownictwo
****pleonazm - zestawienie w wypowiedzi wyrazów bliskoznacznych bądź synonimicznych (np. ubogi nędzarz)
*****gatunek literacki w klasycznej prozie arabskiej, krótka opowieść obyczajowa bądź satyryczna pisana prozą rymowaną.