Pieśń o szarości życia
Życie nasze jest szare,
Życie nasze jest stare,
Jak kufry pachnące naftaliną,
Jak ubrania zjedzone przez móle, -
Wypłowiałą szarością płyną
Nasze troski, wesela i bóle.
Monotonne są słowa,
Monotonny jest widok podwórza,
Pajęczyną zakwitła nam głowa,
Proch starości brody okurza,
Palce błoną zarosły płetwiastą,
Kataraktami oko, -
Mieszkamy na strychach wysoko,
Wyżej niż domy, niż miasto,
Dach nam spokoju strzeże, -
Śpimy, wisimy
Głową w dół, nietoperze.
Ach, my wiemy, my wiemy o wszystkiem,
Co targa was biednych, szamoce,
Dachami, jak pobojowiskiem,
Ciągną wiosenne noce,
Wiatr w patetycznem szumie,
Wielkie wygrywa dramaty,
W miastach ich nikt nie rozumie,
Nie odpowiada nikt chórem,
Nikt nie odzywa się w tłumie,
Głośnym nie krzyczy wtórem, - :
W miastach śpią magistraty,
Rządy i parlamenty,
Bank państwowy zamknięty
Na grube żelazne kraty, -
Świecą się tylko w ulicy dalekiej
Lampą czerwoną apteki.
I nic się w drodze nie zmienia zaczętej,
Tylko w przestrzeni odbiegłej na wieki,
Na elipsach kręcą się światy,
Ziemia dokoła się kręci
Aż do utraty tchu, niepamięci,
Szybko, sprawnie, pocichu, - :
Wiemy to, wiemy w dziupli na strychu.
My tu w kąciku zasuszeni,
Paprocie ludzkie, wyschłe zioła,
W mur zapuszczamy sznur korzeni,
Od dołu na nas nikt nie woła,
Nikt z nas niczemu nie jest winien,
Żyjemy poza krzykiem miasta,
Słuchamy głuchych gdakań rynien,
Przez dach cedzimy syrop słońca,
My tu omszali, cisi, prości,
Nocą liczymy do tysiąca,
I tak nas z wolna grzyb porasta
Szarości i nicości.
O, wstąpcie wzwyż, wy pokrzywdzeni,
W słodki czad pustki, w zaduch poddasza,
Oto Niniwa rozkwita się nasza,
Semiramidy wiszące ogrody!
Każdy z nas - Farys szalony i młody,
Nietoperz we włosach, gad zaśliniony,
Z nad świata zrywa się szczytów,
Falangę płetwiastą prowadzi, -
Rojem gryzących termitów
I szarańczą, napełnia odmęty,
W ekstazie, rui owadziej
Żre własny kałdun i ekskrementy,
Zbija się w stado kleiste i grozi,
Bucha jak pocisk i pęka w eksplozji:
Zapajęczone systemy słoneczne,
Jak werk zegara w rupieciach omszały
Napełnia ruchem, natchnieniem chwały,
I puszcza w nowe nad ziemią koleje,
Energją w każdej drży molekule,
I patrzcie, patrzcie, co tu się dzieje!
Strychy na wiatrach jak niebo płyną,
Obłoki szarą są pajęczyną,
Świat jest jak łachman zjedzony przez móle
I słońce, słońce tchnie naftaliną.