Tadeusz Różewicz
Do piachu…
→ Do piachu… sztuka ukończona w r. 1972. Pierwodruk: „Dialog” 1972. Prapremiera: 30 marca 1979 r. w Teatrze na Woli w Warszawie.
PROLOG. Pokój pełen tytoniowego dymu, na ścianie obraz MB Częstochowskiej. W pokoju siedzi kilku panów, rozmawiają, palą. Choć wszyscy są ubrani „ po cywilnemu”, niektórzy mają na sobie bryczesy i buty z cholewami, nadaje im to wygląd „półwojskowy”. Wśród mężczyzn jest dwudziestoletnia dziewczyna, siedzi przy fortepianie, przysłuchuje się rozmowie. Skupiona, równocześnie pełna jakby skrytych uśmiechów. Jasna, miła, ciepła i czysta. PAN I inicjuje rozmowę o równości w ich oddziałach partyzanckich, uważa że jest jej za dużo, to w końcu doprowadzi do rozpolitykowania, a żołnierz ma się bić. Dochodzi do wniosku, że jeżeli partyzantka ma być trzonem armii, elitą, to „góra” popełniła błąd psychologiczny z wprowadzeniem tytułu „obywatel”, sam optuje za dawniejszą formą „pan”: Podkomendny zwracając się do przełożonego przez „panie” uznaje automatycznie jego władzę i prawo do panowania. Mnie się wydaje, ja nawet twierdzę, że nasz lud ma we krwi szacunek dla pana, woli słuchać pana. Odzywa się PAN II (Feliks) krzycząc, że oni nie chcą mieszać się do propagandy. Ze swojego miejsca zrywa się młody chłopak - UŁAN, krzyczy - nie! Tłumaczy, że wielkość Polski w tej wojnie polega na tym, iż jesteśmy jedynym narodem na kontynencie europejskim, który dzięki wierze i woli trwa niezmiennie w postawie walki z Niemczyzną. Polska przewyższa zatem Włochy, Francję, nawet mniejsze państwa jak Czechy, Rumunia, Bułgaria czy Węgry uznały rację silniejszego. Uważa zatem, że ta moralna przewaga nie tylko nas upoważnia, ale zmusza do zajęcia przodującej roli w Nowej Europie. W międzyczasie do pokoju wchodzi starsza Pani i stawia na stole tort. Pani zaznacza, że ten tort to „klapa bezpieczeństwa”, w razie czego trzeci raz obchodzą urodziny HANECZKI (dziewczyny siedzącej przy fortepianie). Zdanie zabiera KOMENDANT, który nie chce, aby tak go tytułowano (zwą go zatem „panem profesorem”) mówi, że tezy Ułana są zbyt „abstrakcyjne”, zwraca też uwagę, że NSZ (Narodowe Siły Zbrojne) przebrały miarę zbrodni i szkodnictwa, poprzez mordy polityczne. Ułan, który jest członkiem NZS, przywołuje rozkaz Komendanta Sił Zbrojnych, z którego wynika, że żołnierze NSZ przyłączyli się do Armii Krajowej i teraz będą walczyli razem, mają walczyć o przywrócenie Polsce wszystkich ziem wschodnich, granica miałaby przebiegać zgodnie z ustaleniami traktatu ryskiego. Zaczynają się kłócić, Komendant przypomina Ułanowi: Zwracam panu uwagę, że jest tylko jeden Komendant Sił Zbrojnych Kraju… i nie nazywa się Żegota. Sprzeczkę przerywa ruch za oknem, starsza Pani każe ukryć się Komendantowi i Ułanowi w sypialni, reszta pozoruje przyjęcie urodzinowe. Alarm okazuje się fałszywy, mężczyźni zostają uwolnieni. Konsumpcja tortu, jedynie Ułan nadal jest podekscytowany sytuacją polityczną w kraju, gestykulując mówi: Narodowe Siły Zbrojne są członem Armii Krajowej, ale to nie znaczy, że przestała istnieć Tymczasowa Rada Polityczna. Chwila przełomu będzie dla nas, Polaków, chwilą, w której podniesie głowę drugi z wrogów polskiego bytu narodowego: Komunizm. Komendant ucisza go, każąc mu jeść torcik, Hanka zabiera go na spacer do ogrodu. Pani rozmawia z Komendantem, żali się, że prawdziwe urwanie głowy z tym wojskiem… co dzień inne wojsko do nas przychodzi… najgorzej, jak przychodzą ci „aelowcy” [AL. - Armia Ludowa], bo nie wiadomo, jak z nimi gadać… zabierają podwody, mąkę, świnie… jeśli są ludową armią to powinni brać od chłopów, a nie od dworów, które chcą zniszczyć po wojnie! Narzeka również, że żołnierze powinni jeść mniej mięsa, a więcej warzyw.
OBRAZ 1. MAREK MA GŁOS. Ziemianka, pod ścianą zbieranina karabinów, na stole jedzenie. Na środku ziemianki stoi barczysty mężczyzna z czarnymi wąsami - MAREK. Deklamuje wiersz:
Żołnierza pada siny trup.
Koledzy jemu kopią grób,
I orzeł biały leci w dal,
A nam pozostał smutek, żal…
Prymitywne aktorstwo Marka wywiera duże wrażenie na osobach zgromadzonych w ziemiance. Już ma zacząć deklamować następną zwrotkę, kiedy z jego ust sypie się siarczyste Kurrwa mać!, rozgląda się po innych i opowiada swoją historię: Chceta wiedzieć, chopaki, jak mnie „AKA” wykończyło - posłali mnie, żeby zastrzelić jedną kurwę, co się z żandarmami puszczała. Poszedłem, bom żołnierz, rozkaz dla żołnierza święta rzecz. Przychodzę tam, patrzę, młoda jeszcze, płacze, składa ręce, prosi, modli się do mnie… żal mi się zrobiło, darowałem jej życie… przespaliśmy się, przyrżnąłem, a dopiero rano zastrzeliłem. A co się okazało! Zaraziłem się. Wysłali mnie, Marka, na zarażoną. A gdzie się teraz leczyć? Zgubić mnie chcieli. Oto, widzicie, jak „AKA” z ludźmi postępuje, jaką dla nas matką jest, gnij, człowieku, nic ich to nie obchodzi. Z panami, chłopaki, nie dogadacie się. Ja sam jestem rotmistrzem kawalerii, szlachcicem i dziedzicem - Marek podkręcił wąsa - ale pluję na tę własną zgniłą klasę, bo znam ich, kurwa mać, od dziecka. Śpiewa:
Ojczyźnie krwi nie żałujemy,
wszystką krew z naszych żył wylejemy,
Orła białego nie zhańbimy,
Niemców my wszystkich wytępimy.
Po deklamacji Marek zapłakał. Podchodzi do niego mężczyzna - BURY, mówi, że Marek rzucił arystokratyczne życie po to, aby walczyć za ojczyznę, porzucił wszystkie złota i srebra, pozostawił sobie tylko patefon, który dostał od swojej narzeczonej, która jest szlachcianką francuską. Bury nakręca patefon, płyną z niego dźwięki piosenki: „Miłość ci wszystko wybaczy…”. Marek pokazuje zebranym sygnet na swoim palcu i mówi, że kiedyś wszyscy się przed nim kłaniali i go w niego całowali, a on na to wszystko plunął, bo chce krew przelewać za wolność naszej wspólnej matki… W tym momencie wymiotuje do środka patefonu, ludzie śmieją się i klną, Marek powalony siłą bimbru pada na posłanie. Wstaje WALUŚ, chce umyć „pytofon”, bo można dostać za niego duże „piniundze”, jednak Bury zatrzaskuje wieko patefonu, staje nad Markiem i mówi, że powinien zostać wodzem, znam go od dziecka, paniczem był, dziedzicem, rotmistrzem, a teraz dla idei demokracji żyje! A za wierną służbę syfa złapał. Odznaczyli go! Ludzie idą spać, jedynie Waluś rozmawia z SIEKIERKĄ o zabytkach Krakowa, jego komentarz do „Hołdu pruskiego”: Modli się gad pruski i zdradę już knuje, a król zamiast łeb toporem uciupać, jeszcze ściska Krzyżaka, Polaki zawsze były takie, to teraz im plują w kasze… Siekierka jest jednak zbyt śpiący, aby opowiadać dalej, odwraca się na drugi bok każąc Walusiowi policzyć mendy na jajach (?), co podobno jest dobrym środkiem nasennym.
OBRAZ 2. MARSZ. W ciemności, nocą, rozpoczyna się marsz duktem leśnym. Oddział składa się z paru osób, wśród nich jest mężczyzna trzymany na postronku, który jest trzymany przez partyzanta, na końcu idzie krępy, brodaty chłop. Pozostali mówią na niego BRODA, ma on prowadzić pozostałych, jednak najwyraźniej zgubił drogę. Uwiązaną osobą jest Waluś, z rozmów można wywnioskować, że chłopak rzucił się na jakąś starszą kobietę, sam jednak zaprzecza: Gdzie bym taką starą rozwore pieprzył, we łbie się pomieszało, bo dyszla nima. Waluś tylko „tryknął” ją palcem, a ona zemdlała. Broda przestrzega go: Do piasku, Waluś, za to pójdziesz. Idą dalej, w pewnym momencie Waluś się zatrzymuje i mówi: Do piachu nie pude, po sprawiedliwości, nikt gospodyni nie pieprzył, ani jo, ani Marek, nie chce iść dalej, przyznaje się jednak do kradzieży mąki i świni. Podchorąży wyciąga pistolet i grozi mu śmiercią za niewykonanie rozkazu, w końcu Waluś zaczyna marsz, Podchorąży jednak kopie go w tyłem i ciągnie za sobą na postronku.
OBRAZ 3. POGADANKA. Polanka, widać wybebeszoną świnię, tylko jedna osoba ma na sobie mundur, wszyscy zwracają się do niej „panie Komendancie” lub „obywatelu Komendancie”. Komendant rozmawia ze studentem Kilińskim, którego zadaniem jest tym ludziom wytłumaczyć, że biją się nie tylko z Niemcami, nie tylko o świnię do własnego brzucha, ale o całą przyszłość swoją i swoich dzieci. Kiliński robi zbiórkę oddziału „do pogadanki”. Opowiada o początkach komunizmu, „Manifeście komunistycznym” Marksa i Engelsa oraz ustroju Rosji, komunizm jest teraz drugim wrogiem polskości, kraj znajduje się pomiędzy młotem i kowadłem. Następuje seria pytań, m.in. o to czy są też wspólne baby. Jeden ze słuchaczy, SFINKS, śpiewa:
na kapuście zgniłe liście
nie dam dupy komuniście
komunista wszystkim powi
jeszcze dupe upaństwowi
Zebrani dyskutują kto widział jakiego komunistę, jeden głos mówi, że komunistę można poznać po tym, bo nie chodzi do kościoła.
OBRAZ 4. LATRYNA. W latrynie znajdują się dwie osoby, siedzą wypięte w stronę widowni. Mówią o obyczajach Anglików oraz o Churchillu, wymieniają także najnowsze plotki. Marek podobno wystawił Walusia, tylko wzion skórę na zelówki, jedwab spadochronowy na koszule i skończył wojnę, wraz z Burym wyjechał do Częstochowy.
OBRAZ 5. PORUCZNIK JAK LALECZKA. Pora obiadowa, żołnierze (ubrani nie w mundury, ale różne cywilne ubrania, mundury straży pożarnej, wojsk niemieckich) kończą posiłek, zmywają naczynia i palą papierosy. Pojawia się podporucznik Ułan w towarzystwie Hanki, jest bardzo wystrojony, swoim ubraniem wzbudza zainteresowanie, następnie melduje się u Komendanta. Partyzanci zachwycają się „wymytą” Hanką, Sfinks mówi: Chłop to nie krowi ogon, żeby przy jednej dupie wisiał! Budzi Walusia, który śpi na uwięzi, pyta go czy zna pisarstwo Sienkiewicza, kiedy chłopak odpowiada przecząco, Sfinks wyśmiewa go.
OBRAZ 6. BRACIA, DO BRONI!!! Komendant z Sfinksem i Kilińskim piją wódeczkę, w tej samej chwili niedaleko pada strzał, mężczyźni bagatelizują wystrzał. Przybiega Ułan z pistoletem w dłoni i krzyczy: Bracia!!! Do broni!!!, oni nadal stoją niewzruszeni. Komendant wypytuje Kilińskiego o jego publikację w magazynie „Werble”, student napisał komentarz do deklaracji Rady Jedności Narodowej o reformie rolnej, Komendant daje mu jakiś druczek do przeczytania, student znika w gąszczach lasu. Nadchodzi Ułan, jako nowy w partyzantce, chce opowiedzieć Komendantowi co zauważył. Krytykuje zbytnie spoufalanie się żołnierzy z przełożonymi, co może doprowadzić do odmowy posłuszeństwa. Przybywa Sfinks z wątróbką z cebulką dla Komendanta, uroczyście melduje jej przybycie, Ułan patrzy na niego krzywo. Komendant częstuje go potrawą, ale ten odmawia, mówi natomiast: Może to wydać się tutaj przesadą, ale duchowe oblicze polskich sił zbrojnych jest uzależnione od takich pozornie drobnych rzeczy… (…) Pewne sprawy musimy u nas zmienić, zreformować. Chodzi o sprawę latryny. Okazuje się, że dla Ułana załatwianie potrzeb fizjologicznych nie może być wspólne i równoczesne dla dowódców i podwładnych oficerów i szeregowych, grozi to utratą autorytetu i „twarzy”, jak mówią Japończycy. Komendant nie jest przychylny tej prośbie.
OBRAZ 7. POWSZEDNI DZIEŃ. Partyzanci kręcą się wokół szałasów, piorą, czyszczą broń, wyłuskują wszy. KWIATEK oraz ŻELAZO rozmawiają o zasadzce na Niemców, która nie za bardzo się udała. Sfinks przychodzi i znów rzuca wspaniała puentą: Życie jest jak koszulka dziecka, krótkie i usrane… Narzekają, że już dawno mieli spuścić im na pomoc brygadę spadochronową. Komendant jest strzyżony maszynką, wypytuje fryzjera Szydełko o to, co ludzie mówią. Dowiaduje się, że Ułan podzielił latryny i ludzie się z niego śmieją. Odbywa się szkolenie, Cywil objaśnia wojskowym angielski granat obronny, najpierw go rozkłada a potem składa z powrotem.
OBRAZ 8. MSZA. Między drzewami ołtarz polowy. Ksiądz w szatach liturgicznych odprawia mszę. Na drążku powiewa biało-czerwona flaga. Do mszy służy Broda.
OBRAZ 9. DZIĘKI… Cisza przerywana stukami dzięcioła. Sfinks pyta Partyzanta pilnującego Walusia w budzie, czy więzień śpi. Budzi chłopaka, daje mu jedzenie, wypytuje go, za co siedzi. Partyzant mówi: zwąchał się z drugim i na bandziorkę się puścił z bronią w ręku, nie znasz takich: kto tam? „wojsko polskie”! Świnie chłopu zabrać, a na dokładkę babę zerżnąć, i taki śmierdziel orzełka na czapce nosi!
OBRAZ 10. WSZYSTKO, CO TWOJE. Żelazo budzi Walusia i mówi mu, że wypuszczą go do domu, taki jest rozkaz Kilińskiego. Ma zabrać ze sobą wszystko, co jego, zatem Waluś wyciąga z budy wszystkie swoje skarby, zmienia onuce na nowe oraz starannie sznuruje kamasze. Nie potrafi znaleźć „gutaliny” (pasty) do kamaszów, po długich poszukiwaniach zguba zostaje odnaleziona. Wszyscy dają mu jakieś prezenty, od fryzjera dostaje papierosy, Sfinks daje mu kiełbasy. Kiliński, Żelazo, Waluś oraz Partyzant pilnujący budy maszerują w kierunku drogi, zatrzymują się obok dołu, górki ziemi wymieszanej z piaskiem. Waluś mówi, że dalej pójdzie sam, wyciąga rękę do Partyzanta, ten jednak cofa się o krok i mierzy w niego karabinem. Kiliński każe mu stanąć obok kupy piasku, Waluś staje - rozkaz to rozkaz. Kiliński wyciąga z kieszeni kartkę i czyta: Za rabunek z bronią w ręku, gwałt, rozbój skazany na śmierć… dodaje: wyrokiem sądu na śmierć… Kiliński pyta go, czy ma jakieś życzenia, Waluś nie potrafi odpowiedzieć, próbuje zmówić modlitwę, nagle gwałtownymi ruchami odpina spodnie, kuca becząc na kupce piachu: „nie strzymom”. Żelazo chce strzelić, Partyzant jednak go wstrzymuje słowami: dej mu się wysrać. Walusiowi jednak nie idzie, wtedy Kiliński daje znak, Żelazo strzela, dobija mężczyznę. Student daje rozkaz, aby ciało zakopać wraz z torbą, Partyzant bierze się do roboty, cisza, słychać śpiew leśnego ptaka.