Julia M. Jaskólska
piątek, 29-11-13 11:54
Na Łotwie - patrząc z naszej perspektywy- stała się rzecz niesłychana. Valdis Dombrovskis, łotewski premier, na spotkaniu z prezydentem Andrisem Berzinsem ogłosił, że podaje się do dymisji. Dlaczego?
„Ogłaszam rezygnację ze stanowiska premiera, biorąc odpowiedzialność polityczną za tragedię” - powiedział Dombrovskis, dziękując jednocześnie Łotyszom za poparcie i przepraszając za błędy.
Decyzja premiera Łotwy ma związek z katastrofą budowlaną w Rydze, kiedy to 21 listopada br. zawalił się dach centrum handlowego Maxima i zginęły 54 osoby, a około 40 odniosło obrażenia.
Czy pamiętamy podobny przypadek u nas podania się premiera, czy ministra do dymisji w poczuciu odpowiedzialności za katastrofę budowlaną, za wykazanie braku kompetencji w przypadku usuwania skutków powodzi, czy wreszcie za niezabezpieczenie zagranicznej wizyty w Katyniu Prezydenta RP i towarzyszącej mu delegacji? Ależ skąd! Honor i odpowiedzialność to, poza małymi wyjątkami, pojęcia obce klasie politycznej.
Pamiętamy za to obrazki z tragedii na Śląsku, jak w styczniu 2006 roku w czasie wystawy gołębi pocztowych pod naporem lodu i śniegu zawalił się dach hali na terenie Międzynarodowych Targów Katowickich. Prezydent ogłosił wtedy żałobę, na miejscu zdarzenia widzieliśmy premiera Kazimierza Marcinkiewicza i ówczesnego ministra budownictwa Jerzego Polaczka, ale czy ktoś się podał do dymisji? Czy państwo zdało egzamin i politycy zachowali się honorowo? Czy któryś z decydentów w ogóle poniósł odpowiedzialność za jedną z największych w historii Polski katastrofę budowlaną?
Owszem, jak wykazało śledztwo zawinił ludzki błąd i fatalne w skutkach oszczędności przy budowie hali, ale do tragedii nie doszło też w czasie jakiegoś bezkrólewia, tylko wtedy, gdy ktoś był ministrem, premierem... No chyba, że te funkcje nie wiążą się z ponoszeniem odpowiedzialności. Skoro jednak wymiar sprawiedliwości interesował się głównie członkami zarządu Międzynarodowych Targów Katowickich i projektantami hali czyli jakby nie patrzeć pionkami, a nie słychać było wtedy o konsekwencjach na szczeblu ministerialnym, to widocznie władza oznacza apanaże i w razie czego poczucie bezkarności.
Jeśli premier Łotwy ustępuje po tym jak po zawaleniu się supermarketu dochodzi do tragedii z ofiarami śmiertelnymi i rannymi, to chyba nietrudno sobie wyobrazić co by Valdis Dombrovskis zrobił gdyby w czasie jego urzędowania zginęła elita Łotwy z prezydentem i dowódcami wszystkich rodzajów wojsk w katastrofie lotniczej, jak to się oficjalnie mówi o tragedii 10 kwietnia.
Jakkolwiek przyczyny i okoliczności śmierci 96 osób z polskiej delegacji nie są do dziś znane, i nie wiadomo czy kiedykolwiek je poznamy, to przecież Donald Tusk, jego rząd, podlegające mu służby są współodpowiedzialni za tę największą tragedię w powojennej Polsce. I to jest bezdyskusyjne w świetle tego, co wiemy dziś i bez względu na to, jakie jeszcze fakty wyjdą na jaw, gdyby kiedyś zaczęło się śledztwo w sprawie, nie markowane jak dotąd, tylko normalne.
Premier Tusk jednak ani razu nawet się nie zająknął o swojej dymisji, takiego tematu po 10 kwietnia nie było. Nie zdymisjonował też żadnego ze swoich ministrów ani szefów służb specjalnych, którzy zamiast pożegnać się ze stanowiskami jeszcze zostali nagrodzeni. 11 listopada 2010 r. awans na stopień generała brygady dostali ówczesny szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego płk Janusz Nosek i stojący wtedy na czele Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego płk Krzysztof Bondaryk. Parę dni później, 16 listopada 2010 roku z okazji Dnia Służby Zagranicznej Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski otrzymał ambasador Jerzy Bahr, pełniący w czasie gdy doszło do tragedii funkcję ambasadora RP w Moskwie.
Tego samego dnia szef MSZ Radosław Sikorski odznaczył szefa Biura Ochrony Rządu gen. Mariana Janickiego Odznaką Honorową Bene Merito (Dobrej Zasługi) - zaszczytnym wyróżnieniem przyznawanym przez MSZ za działalność wzmacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej. A nie był to koniec nagradzania szefa BOR, bo 16 czerwca 2011 r. otrzymał on jeszcze awans z generała brygady na generała dywizji. Zaraz po tym jak został tak doceniony opowiadał, że pod względem bezpieczeństwa wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku była „perfekcyjnie przygotowana” i że kierowany przez niego BOR w tej sprawie „nie ma sobie nic do zarzucenia”. I co z tego, że nóż się w kieszeni otwierał jak się słuchało wtedy Janickiego - dostał on glejt od samego premiera i prezydenta na to odwracanie kota ogonem.
Obowiązują więc u nas standardy zupełnie inne niż na Łotwie, ale jaki pan taki kram. Jasne, ktoś może powiedzieć, że łotewski rząd po zawaleniu się supermarketu znalazł się w ogniu krytyki i dlatego, a więc niejako pod presją, ustąpił.
Ile razy jednak rząd Tuska był krytykowany za afery, z iloma skandalami wiąże się przygotowanie feralnego lotu do Katynia w 2010 r.? I jakoś nic, żadne głowy jak dotąd nie poleciały.
Jeśli już dochodzi do jakiejś dymisji, to są to nic nie wnoszące roszady personalne, czy zagrywki pod publiczkę, jak ostatnia rekonstrukcja rządu. Honor? Odpowiedzialność? „Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”, a po nas choćby potop. Hasło towarzysza Wiesława stare, ale jare.
Julia M. Jaskólska
fot. Prawy.pl/D.Różański