„Wyprawa na safari”
Pewnego dnia, gdy przyszedłem do domu, rodzice powiedzieli mi, że przyszedł do mnie list. Byłem zdziwiony.
-Mamo, co to za list? - zapytałem
-Nie wiem. - odpowiedziała mama
Otworzyłem ten tajemniczy list. Był to list z redakcji gazety, która miesiąc temu ogłosiła konkurs pt.:„Przyroda w obiektywie”. Udało mi się zrobić zdjęcie zająca, który przeskakiwał przez mrowisko i wysłałem je. Przeczytałem list i aż krzyknąłem z radości.
-Co tam przeczytałeś? - zapytali rodzice?
-Wygrałem konkurs, w którym nagrodą jest wyprawa do Parku Serengeti dla czterech osób!
-To świetnie! - odpowiedzieli wszyscy.
-Trzeba zadzwonić do redakcji i uzgodnić termin wyprawy - poinformowałem rodziców
Uzgodniliśmy z redakcją termin lotu, spakowaliśmy się i polecieliśmy do Afryki.
Wylądowaliśmy w stolicy Tanzanii, a potem dojechaliśmy do granic Parku Serengeti.
Do parku wjechaliśmy specjalnym samochodem. Towarzyszył nam przewodnik i 3 ludzi, którzy w przypadku ataku dzikich zwierząt, mieli nas obronić. Przewodnik powiedział, że w pobliżu kłusownicy polowali na słonie. Gdy byliśmy w pobliżu wodopoju zobaczyliśmy zebry i gazele. W krzakach obok usłyszałem pomruki. W pierwszej chwili pomyślałem, że może to być lew i nie myliłem się. W momencie gdy odsunąłem liście zobaczyłem małe lwiątko. Pomyślałem, że kłusownicy na pewno złapali jego stado. Wziąłem go na ręce i pokazałem rodzicom.
-Mamo, zobacz kto siedział w krzakach. - powiedziałem
-Musimy się nim zaopiekować dopóki nie wyjedziemy z Parku - odparła mi mama
Nie ucieszyłem się z tego powodu, gdyż chciałem go zatrzymać. Niestety wiedziałem, że trzeba tak zrobić. Na szczęście mogłem bawić się z nim przez cały dzień. Karmiłem go i dawałem mu pić. Gdy wychodziliśmy z Parku z żalem oddałem lwa. Strażnicy byli zadowoleni, że uratowaliśmy go. W nagrodę nazwali tego miłego lwa moim imieniem.
Mam nadzieję, że gdy powrócę znów do parku Serengeti powita mnie lew Artur, już dorosły.