Tajemnice koloru
Każda powierzchnia na świecie – obojętne, czy jest to powierzchnia kamienia, rośliny, zwierzęcia, czy ciała ludzkiego – reaguje na światło.
Jeśli wystawimy metal na działanie słońca, po pewnym czasie zmatowieje. Niektóre metale tracą połysk szybciej, inne wolniej. Nawet złoto, nazywane metalem szlachetnym, gdyż nie matowieje, pod wpływem światła ściemnieje mniej lub więcej zależnie od wysokości próby.
Skóra każdej żywej istoty pochłania światło. Reagują na nie nawet organizmy o bardzo prymitywnym systemie nerwowym. Bez światła życie nie mogłoby istnieć. Wiedział już o tym człowiek pierwotny, dlatego oddawał słońcu boską cześć.
Czołowy amerykański badacz natury światła, doktor John N. Ott odkrył, że oko pełni dwie odrębne funkcje. Widzimy dzięki temu, że światło oddziałuje na nerw wzrokowy. Jednak wnikając do oka, pada na specyficzną warstwę komórek siatkówki, które nie mają żadnego związku z widzeniem. W tej warstwie komórek światło wzbudza impulsy elektryczne, które następnie zostają przesłane do mózgu. Część impulsów dociera do podwzgórza, tworu rozmiarów piłeczki golfowej, umiejscowionego u nasady mózgu.
Badania wykazały, że podwzgórze pełni istotną rolę w regulowaniu podstawowych procesów zachodzących w naszym ciele, gdyż steruje działaniem położonej pod nim przysadki mózgowej. Przysadka, nazywana „dyrygentem orkiestry hormonalnej”, wydziela do krwi bardzo ważne hormony. Podwzgórze informuje przysadkę, jakie polecenia ma wysyłać podporządkowanym gruczołom – nadnerczom, gruczołom płciowym, tarczycy.
Wchłaniając światło przez oko i skórę nieświadomie robimy z niego lepszy lub gorszy użytek. Światło głęboko wpływa na rozmaite aspekty naszego zdrowia i rozwoju, sterując wewnętrznymi procesami organizmu.
Goethe, autor niezrównanych rozważań nad istotą barw, mawiał, że w wędrówce od ciemności do światła przemierzamy widmo barw. Kolor jest właściwością, jakiej światło nabiera, współistniejąc z mrokiem.
Kolor, w którym zwykle widzimy tylko ozdobę i rozrywkę dla oka, w rzeczywistości jest światłem rozszczepionym na fale o rozmaitej częstotliwości. Przedmiot pochłaniający bez odbić falę świetlną nazywamy czarnym. Taki natomiast, który całą falę świetlną oddaje z powrotem nazywamy białym. Kolor czerwony postrzegamy wtedy, gdy światło słońca pada na obiekt pochłaniający wszystkie barwy widma z wyjątkiem czerwieni, którą odbija z powrotem.
Każdy kolor wysyła falę wibrującą z wyższą lub niższą częstotliwością, wywołując doznanie ciepła bądź chłodu. Czerwień, barwa obdarzona największą długością fali, ma najniższą częstotliwość. Fiole, posiadający falę najkrótszą, wibruje z najwyższą częstotliwością. Wbrew intuicyjnym skojarzeniom wysokie częstotliwości pasma błękitu wywołują uczucie chłodu, podczas gdy niskie częstotliwości czerwieni dają odczucie ciepła. To paradoks, z którym nauka nie potrafi sobie dotąd poradzić.
Jeden z czołowych brytyjskich badaczy natury światła, Theo Gimbel z Gloucester, sugeruje, że gęstość czerwieni ogranicza jej ruchliwość, w związku z czym częstotliwość drgań maleje, błękit zaś „otwiera”, dając poczucie przestrzeni.
Przeprowadzony niedawno w Narodowym Instytucie Zdrowia w Waszyngtonie eksperyment wykazał, że pod wpływem błękitnego światła struktura molekularna ameby ulega rozluźnieniu, zacieśnia się natomiast pod działaniem światła czerwonego.
Niewidomi, którzy rozróżniają kolory dotykiem, wyczuwają je właśnie dzięki różnicom w wysyłanych przez nie częstotliwościach. Zainteresowanie tym zjawiskiem zaczęło się z chwilą, gdy okazało się, że pewna rosyjska gospodyni domowa potrafi rozróżniać kolory przedmiotów trzymając nad nimi otwarte dłonie. Obecnie w Rosji prowadzone są specjalne kursy, na których uczy się ludzi widzenia bez pomocy oczu.
Lawrence Blair w książce Rhythms of Vision (Rytmy widzenia) twierdzi, że u niektórych osób najwrażliwszym instrumentem dotyku okazują się być nie palce, lecz język, małżowiny uszne lub koniec nosa.
Badani donoszą, pisze Blair, że poszczególne kolory wywołują u nich specyficzne doznania. Czerwony parzy, pomarańczowy ogrzewa, żółty jest ledwie letni, zielony wydaje się neutralny, a fiolet szczypie lekkim chłodem. Rozmaite kolory mogą rękę kłuć, gryźć, uderzać, naciskać na nią, szczypać czy wreszcie na nią dmuchać.
Wiemy obecnie, że tęcza siedmiu kolorów podstawowych, których pełne widmo składa się na światło białe, stanowi zaledwie nieznaczny wycinek tak zwanego widma elektromagnetycznego. Lawrence Blair ujmuje to w następujący sposób: „Światło, ciepło i kolor nie istnieją samoistnie. Spośród energii o różnych długościach fal emitowanych przez słońce i pozostałe źródła tylko nieznaczna część odbijając się od materii i współoddziałując z nią staje się dostępna ludzkim zmysłom”. Promienie widzialne stanowią niewielka część energii emitowanych przez poszczególne źródła. Poniżej podczerwieni i powyżej ultrafioletu istnieją niedostrzegalne dla nas źródła energii, których wibracje na nas oddziałują. Z tymi obszarami energii kontaktują się media „widząc” lub wyczuwając rzeczy, niedostępne świadomości większości ludzi.
Theo Gimbel uważa, że na ogół rejestrujemy jedynie nieznaczny wycinek widma barw, ten, z którym nauczono nas swobodnie obcować w naszym stuleciu. Tymczasem głęboki błękit i fiolet, których nie jesteśmy w stanie normalnie postrzegać, kryją w sobie spokój, cisze wewnętrzną i moc regeneracji. Na drugim biegunie barw napotykamy lśniące, pobudzające i energetyzujące działanie czerwieni, której jaskrawość przechodzi ludzkie wyobrażenie.
Zwykle nie przywiązujemy większej wagi do kolorów. Owszem zwracamy uwagę na barwy w malarstwie, starannie wybieramy kolor karoserii… Zapomnieliśmy jednak o tym, że znaczenie koloru daleko wykracza poza jego wartość rozrywkową czy dekoracyjną. Starożytne cywilizacje Egiptu, Grecji, Chin, Tybetu, podobnie jak kultury Indian amerykańskich, cechował głęboki kontakt z ludzkim ciałem. Jego elementem była intuicyjna wiedza o oddziaływaniu kolorów. I tak na przykład starożytni Egipcjanie wznosili sanktuaria lecznicze, w których posługiwano się światłem i barwą, budowali specjalne komnaty wypełnione błękitem, fioletem i różem. Panująca w nich subtelna gama kolorów miała ułatwić łagodne zestrojenie energetyczne.
W średniowiecznej Europie również niezwykle wysoko ceniono symboliczną wymowę kolorów. Symbolika kolorystyczna leży u podstaw większości religii świata. Barwy szat obrzędowych nie służą atrakcyjnemu wyglądowi, lecz energetycznemu zestrojeniu z boskim duchem wszechświata. Tradycja posługiwania się symboliką kolorystyczną w szatach liturgicznych w Kościele datuje się od Średniowiecza. Dla przykładu – obrzędowa purpura stanowi połączenie ciepła czerwieni i chłodu błękitu, które stwarza efekt harmonii i równowagi.
Pasmo energii postrzeganych przez starożytnych było szersze niż to, które odbieramy współcześnie. Wszystkie święte malowidła religijne przedstawiają postacie z obwódką świetlną – aureolą, bądź promieniami energii świetlnej wychodzącymi z głowy. W przeszłości energie postrzegane były w kategoriach barwy; joga rozwinęła się dzięki temu, że wzmacnianie lub osłabianie energii poprzez poszczególne pozycje ciała było postrzegalne.
Większość z nas nie uświadamia sobie oddziaływania kolorów po prostu dlatego, że nie zapoznano nas z jego wielostronnymi implikacjami. Kolor jest dla nas ładnym zjawiskiem, za którym nic się nie kryje. Skłaniany się ku pewnym barwom wyłącznie kierowani ich atrakcyjnością.
Moment, w którym Cezanne, Manet a także Kandinsky posłużyli się barwami w taki sposób, że odbiorcy zaczęli je wyraźnie rejestrować, był świtem świadomości kolorystycznej naszych czasów. Barw nie wiązano jeszcze ze znaczeniami, jednak kiedy ludzie zaskoczeni widokiem niebieskiej krowy odczuli, w jakim stopniu ten element wpływa na klimat całego obrazu, zmusiło ich do zadania sobie istotnych pytań. Był to okres, w którym również muzycy zaczęli uświadamiać sobie fakt, że kolor bardzo silnie wpływa na odbiór muzyki. Zmiana oświetlenia czy zmiana koloru ścian pomieszczenia, w którym wykonywany jest utwór muzyczny, decydują o tym, w jaki sposób doświadczamy słuchanej muzyki.
W rzeczywistości cały czas podświadomie rozpoznajemy działanie poszczególnych kolorów i trafnie przypisujemy im pewne własności. Dowody na to z łatwością odnajdujemy w potocznym języku. Kiedy mówimy, że robi nam się „czerwono przed oczami”, że mamy „różowy humorek” albo gdy wspominamy „złote chwile” z przeszłości – przejawiamy świadomość emocjonalnych aspektów barw. Wchodząc zaś do pokoju, w którym odbyła się kłótnia, odbieramy powietrze jako lepkie, gęste i „czerwone”.
Wielu badaczy oddziaływania kolorów przyznaje mu rację istnienia wyłącznie na płaszczyźnie psychologicznej. Ten typ naukowca uosabiał Robert M. Gerard, który testując w 1932 roku na więźniach wpływy różnobarwnego oświetlenia stwierdził, że czerwień działa na nich pobudzająco, a błękit uspokajająco.
Przeprowadzone w Laboratorium Hygeia Theo Gimbela nad znaczeniem kolorów oraz głębszymi wymiarami barw, kształtów i dźwięków poszły jeszcze dalej. W odczuciu Gimbela barwy wpływają nie tylko na stan emocjonalny, ale również na stan fizyczny organizmu. Korelując kolory z kształtami Gimbel dowodzi, że odpowiednio dobrane barwy wzmacniają efekt mistyczny figur geometrycznych. Prace Gimbela doprowadziły do powołania specjalnego zespołu projektującego sanatoria i szpitale w taki sposób, aby kombinacje kształtów i kolorów budynków przeciwdziałały konkretnym schorzeniom i podnosiły ogólne samopoczucie pacjentów. Niebieski zakres widma (fiolet, błękit i turkus) leczy astmę, napięcie i bezsenność. Ospałość i brak energii ustępuje pod wpływem czerwieni, żółci i koloru pomarańczowego.
Znaczna część leków alopatycznych paraliżuje odcinek układu nerwowego, po to by „zagłuszyć” ból. Tego rodzaju postępowanie nie jest leczeniem, a jedynie usuwaniem objawów. Obecnie lekarze coraz częściej zdają sobie z tego sprawę, toteż Gimbel sądzi, że leczenie kolorami przynajmniej w Stanach i w Niemczech powinno wkrótce zaistnieć w medycynie konwencjonalnej jako metoda pomocnicza.
Niedawno Alexander Schauss, dyrektor Instytutu Badań Biospołecznych w Tacomie, stwierdził eksperymentalnie, że zachowania agresywne, wrogie i lękowe ustępują po paru minutach wyeksponowania na pewien odcień różu. W geriatrii, terapii młodzieżowej i rodzinnej, więziennictwie i biznesie testowane są uspokajające i łagodzące napięcia mięśniowe właściwości koloru różowego. W różowym pomieszczeniu nawet prowokowany wybuch agresji nie może dojść do skutku. W obecności różu mięśnie serca nie pracują dostatecznie szybko. Ten kojący kolor wydaje się pochłaniać całą naszą energię. Nawet daltoniści uspokajają się w różowym pomieszczeniu – twierdzi Alexander Schauss.
Istnieją także inne placówki wykorzystujące barwy do poważnych zadań. W domu dziecka w Stourbridge leczy się zaburzenia dziecięce stosując chromoterapię, czyli terapię posługującą się kolorami. W inspirowanych myślą Rudolfa Steinera szkołach Waldorfskich wychowawcy malują pomieszczenia lekcyjne tak, aby współgrały ze stanem „ducha” dzieci na poszczególnych etapach ich rozwoju. I tak w pierwszej klasie ściany są zawsze czerwone, ponieważ czerwień jest kolorem mocnym, zdecydowanie rzucającym się w oczy. Uważa się, że te właśnie atrybuty czerwieni odzwierciedlają dusze sześciolatka, wobec czego będzie on najsilniej reagował na ten kolor. W miarę dojrzewania dziecka jego kolor ulega zmianie.
Ponadto, kolor nie powinien być statyczny. W szkole Waldorfskiej w Bristol ściany są specjalnie pozakrzywiane i pokryte szorstką fakturą, dzięki czemu barwy przyjmują różne kształty i odcienie. W naturze światło również nie jest statyczne. Od chwili, gdy budzimy się w głębokim fiolecie wczesnego poranka, nieustannie przeżywamy zmianę barwy światła. Ranek przechodzi w ciemny błękit indygo; tuż przed wschodem słońca staje się jasnoniebieski. Po wschodzie świat zielenieje, my jednak nie dostrzegamy tego, gdyż jaskrawość światła nie pozwala nam rozróżniać jego odcieni. Pod wieczór niebo żółknie, by następnie przejść w oranż radości z przebytego dnia; tradycyjnie wieczór jest porą śpiewów i tańca. Zachodzące słońce często przybiera piękną czerwoną barwę.
Każdy nasz dzień zatacza w widmie świetlnym krąg dwudziestu czterech godzin. Naturalna zmienność światła nie ma sobie równych, każde światło statyczne jest pogwałceniem naturalnych energii człowieka. Krocząc w stronę sztucznego, kontrolowanego środowiska i coraz obficiej posługując się wytworzonymi przez siebie źródłami światła, człowiek sam wytrąca się ze stanu harmonii.
John Otto dowodzi, że niedobór światła naturalnego i coraz szersze zastosowanie sztucznego oświetlenia prowadzi do wzrostu zaburzeń fizycznych i umysłowych.
Dobrze wiemy, że goła żarówka w stołówce może wyzwolić nerwicowe reakcje na pokarm, gdy tymczasem światło świec wytwarza spokój, wprawiając człowieka w dobre samopoczucie. Nikt dotąd nie wynalazł sztucznego oświetlenia, które posiadałoby wszystkie właściwości światła naturalnego, możemy natomiast stwierdzić z całą pewnością, że dla utrzymania zdrowego otoczenia niezbędne jest światło o bardzo konkretnym paśmie.
Zaczynamy dostrzegać fakt, że skoro życie zrodzone jest ze światła i podtrzymywane przez nie, nasze zdrowie fizyczne i wydajność w znacznej mierze zależą od zachowania równowagi kolorów. Harmonię utraconą na skutek niewłaściwego życia, myślenia i odczuwania możemy odzyskać regenerując nasze wibracje wibracjami odpowiednich barw.
Niniejsza książka porusza też zagadnienia jeszcze głębsze, dotyczące jasnowidzenia i świadomego rejestrowania energii parapsychicznych. Ukazuje ponadto związki między okiem fizycznym a naszym trzecim, duchowym okiem, związki między skórą a aurą, pomiędzy układem hormonalnym a obiegiem „niewidzialnych” energii.
Symbolicznym wyrazem owych powiązań jest KOLOR.