In the end 20
Somewhere in the world....
Kiedy ujrzała w oddali zamek Amelii, poczuła ogromne wręcz szczęście. Nie było w tamtym świecie niczego, co by jej się szczególnie nie podobało, no może poza samalotami, ale o wiele bardziej wolała znalome widoki. I znajome karczmy. I znowu czuła w sobie moc magiczną.
Wszyscy naokoło najwyraźniej podzielali jej uczucia. Xellos z ogromną satysfakcję rozwalił gips na drobne kawałeczki i zaczął się mocno drapać. Zerwał też coś z szyi, ale wciemnościach nie widziała dokładnie co. Filia usiadła na ziemii, chyba zmęczona, ale też z ulgą na twarzy. Zel i Amelia tak samo... Gourry nic nie rozumiał jak zwykle, ale chyba też się cieszył. Vanale gdzieś zniknęła, nakazując następnego ranka być na placu głównym miasta. A Lina zrobiła jedyną rzecz, jaką uznała z słuszną - udała się do karczmy.
* * *
- I co? - Lina zatrzymała wychodzącą z karczmy Amelię - Są wolne miejsca?
- Niestety, panno Lino... Wszystko zajęte.
- Niech to diabli...gdybym nie była tak głodna to rozwaliła bym tą karczmę...
- Niech się panienka nie martwi, może pan Zelgadis będzie miał więcej szczęścia - uśmiechnęła się - O, już idzie!
- I nic. Wszystko pozajmowane, nawet te najgorsze - podrapał się po policzku - Chyba to oznacza noc pod gołym niebem, nie?
* * *
Ognisko trzeszczało wesoło.
Mimo braku wolnych pokoi karczmy miały jeszcze duże zapasy, więc nie musieli kłaść się o pustych żołądkach. Nie żeby potrzebował jakiegokolwiek jedzenia, ale ludzie z pełnymi żołądkami są o wiele mniej denerwujący. Sam popijał tylko herbatę, i przyglądał się jedzącej Linie. Zawsze rozbawiał go ten widok.
Nagle poczuł obcą aurę w pobliżu, należącą do mazoku. Wystarczyła chwila żeby ją zidentyfikował. Postanowił chwilę poczekać i zobaczyć, co pewna znajoma i niezbyt przez niego lubiana osoba zrobi. Minutę później do ogniska podeszła mała granatowowłosa dziewczynka, mogła mieć najwyżej dziesięć lat, sądząc z wyglądu.
- Przepraszam panią, czy jest pani może tą słynną czarodziejką Liną Inverse?
- Jafne, a czfo cię do mfnie spfowafaza? - Lina przełknęła to, co miała w ustach - Chcesz mój autograf?
- Nie, proszę pani, ja...
- Sherra, przestałabyś się wygłupiać i powiedziała czego chcesz.
Na miejscu dziewczynki pojawiła się także granatowowłosa dziewczyna, z kpiącym uśmiechem na twarzy.
- Proszę, proszę, kogo ja widzę - odwróciła głowę w stronę kapłana - Największy zdrajca wśród mazoku.
- I kto to mówi - odpowiedział podobnym kpiącym uśmiechem - Podobno ostatnio zmienił ci się światopogląd i nagle przeszłaś na stronę Phibrizzo.
- Ach, widzę, że poinformowany jak zawsze, ciekawe tylko przez kogo?
- Tajemnica, moja droga Sherra-san. Co cię do nas sprowadza?
- To jest Sherra? - Lina wtrąciła się do rozmowy - TA Sherra?
- Czyżbym zapominała się przedstawić? Jestem Sherra. Nie mogę powiedzieć, żeby było mi miło, brzydzę się ludzmi... i ryuzoku.
- Odwiedziłaś nas, żeby się podzielić poglądami - otworzył oczy - Czy może masz jakieś inne powody?
- Z CHĘCIĄ bym z tobą powalczyła, mój drogi Beastpriest, ale nistety, mam inne zadanie. Mój lord, Hellmaster Phibrizzo, ma dla was propozycję. Jeżeli zgodzicie się zostać jego sługami, wspaniałomyślnie was nie pozabija. Odpowiedzi oczekuje natychmiast.
- Powiedz mu - powiedziała Lina bez jakiegokolwiek namysłu - że brzydzę się mazoku. A nim w szczególności.
Twarz Sherry przybrała nagle bardzo poważnego wyrazu.
- Nie radzę wam odrzucać tej propozycji.
- Bo ty nie odrzuciłaś, prawda? - Xellos spojrzał prosto w jej oczy - I pewnie jeszcze mu pomogłaś zabić Dynasta, czy się mylę?
- Walczyłam z nim, jeżeli koniecznie musisz wedzieć. Ja, Grau, Grou i Norst. Ale przegraliśmy. Nie to co ty, bo ty nawet nie stanąłeś w obronie swojej pani. Uciekłeś do tej... - spojrzała na śpiącą Filię - Ryuzoku. Aż tak nisko upadłeś?
- Nie tobie to osądzać.
- Może. Więc tak brzmi wasza odpowiedź? - powiodła wzrokiem po wszystkich - Żal mi was. Mimo, że jesteście ludźmi.
I zniknęła.
Ognisko trzeszczało wesoło, jakby na przekór osobom siędzącym wokół niego.
* * *
- Xellos...czy ona mówiła poważnie? - Lina przysunęła się do wygasającego ogniska. Wszyscy inni już spali, tylko ona nie mogła usnąć. Cały czas myślała o słowach Sherry.
- Jak najbardziej. Ale to dobry znak.
- Dobry? - wątpiła w jego słowa - Niby dlaczego.
- Najprawdopodobniej chciał żebyście się do niego dołączyli, bo nie chce walczyć. A nie chce walczyć, bo się boi. Proste.
Milczała. Chciałaby uwierzyć w jego słowa, tak bardzo by chciała... Ale nie mogła. Zbyt wielu rzeczy życie ją nauczyło, żeby mogła wierzyć w proste rozwiązania. Spojrzała na kapłana, zdawał się być nieobecny, jego wzrok był wpatrzony gdzieś w ciemność. Nie chciała mu przeszkadzać. Położyła się tyłem do ogniska, zamknęła oczy.
Tym razem sen spłynął na nią prawie natychmiast.
* * *
Ranek był wyjątkowo zimny, jak na jesień. Obudziła się przy wygasłym ognisku. Było jeszcze trochę czasu do świtu, ale już nie chciało jej się spać. inni jeszcze spali, więc wstała cicho, żeby ich nie pobudzić.
Postanowiła się przejść, ostatnio nie miała okazji na chwilę samotności. Po jakimś czasie dotarła na niską skarpę, otoczoną drzewami, skutecznie oddzielającymi ją od reszty wzgórza. Usiadła na brzegu, na zimnej ziemii. Zatopiła się w myślach.
Nie wiedziała ile czasu minęło. Z rozmyślań wyrwało ją pojawienie się w pobliżu znajomej aury.
- Filia.
Nie odpowiedziała. Usiadł obok niej, nic nie mówiąc. Ona też nic nie mówiła.
Otoczył ją ramieniem, przycisnął do swojego boku.
- Drżysz.
- Trochę mi zimno - odpowiedziała - Zaraz wstanie słońce, zrobi się cieplej.
Zdjął pelerynę, i, ku jej zdziwieniu, okrył ją, jak kocem.
Spojrzała w jego stronę, z niemym pytaniem w oczach. Uśmiechnął się.
- Jestem mazoku, ale to nie znaczy, że muszę być zimnym draniem.
Także się uśmiechnęła. Najmilej jak potrafiła.
Sama nie zauważyła kiedy znalazła się w jego ramionach. Ale nie protestowała. Tak ciepło. Zamknęła oczy, napawała się tym ciepłem.
Nie zdziwiła się kiedy ją pocałował. Nie zdziwiło jej to, że odwzajemniła pocałunek. I nawet to, że zniknął po chwili bez słowa.
I nie była smutna kiedy została sama. Wszystko, co czuła, to szczęście. Takie, jakie czuje ktoś, kogo uczucia zostały odwzajemnione.
Bo zrozumiała, ze słowa są czasami zbędne.
Somewhere in the world
Somewhere in the dark
I can hear the voice that calls my name
Might be a memory
Might be my future
Might be a love waiting for me
Gdzieś w świecie,
Gdzieś w ciemności,
Słyszę głos, który woła moje imię.
Może być wspomnieniem,
Może być moją przyszłością,
Może to miłość czekająca na mnie.
Rock me gently
Hug me tenderly
'Til the morning breaks, night fades away
I've spent my time in vain
Trapped inside pain
Don't let me down
Help me see the light
Kołysz mną łagodnie
Przytul mnie czule
Aż nastanie poranek, aż noc zblaknie
Spędziłam czas na próżno
Uwięziona w bólu
Nie pozwól mi się załamać
Pomóż mi zobaczyć światło
I close my eyes
Listen to the wind
Longing to belong to a higher place
Zamykam oczy
Słucham wiatru
Tęskniąc za należeniem do wyższych miejsc
Let me hear your voice
Let me be with you
When the shadow falls down upon me
Like a bird singing
Like a breeze blowing
It's calling me
Somewhere in the world
Pozwól mi słyszeć twój głos
Pozwól mi być z tobą
Kiedy spływa na mnie cień
Jak śpiewający ptak
Jak wiejąca bryza
Wzywa mnie
Gdzieś w świecie
-------------------------------------------------------------------------------
Iiiiiiii.... dwudziesta część, okrągła sumka ^^ Tylko dlaczego to się robi takie słodkie, niech mi ktoś powie??? I kiedy mi się chciało to wszysko napisać? 145 kb tekstu... woooow...
Przepraszam, że kończę ten chapt właśnie tą piosenką, jak 3/4 innych romansów X/F, ale po prostu nie mogę inaczej...
To oczywiście "Somewhere"dobrze znana (prawda?) wszystkim z ostatniego odcinka
naszych kochanych "Slayersów", tłumaczenie by ja ^^ Niezbyt prawidłowe, tak mi się wydaje... ^^"
I od razu słówko dla przeciwników pary X/F: O kim mogła śpiewać Fi w tej piosence, jak nie o Xellu? Hmm?
Sal
s__a__l@wp.pl