Niniejszego minifelietonu nie należy traktować poważnie, tak jak i pytania zadanego w tytule, nie mówiąc już o odpowiedzi na nie. Właściwie moim celem jest nie tyle próba takiej odpowiedzi, co próba wytłumaczenia potencjalnym debiutantom, że nie istnieje coś takiego jak „optymalny wiek na debiut”. Porady na eKorekcie24 mają być przecież przede wszystkim praktyczne, a z istnienia „optymalnego wiek na debiut”, nawet gdyby był on możliwy do wyznaczenia jako prawo ogólne, nic nie wynika dla konkretnego prozaika/poety.
Humanista próbujący wyznaczać ogólne prawa wiekowego profilu twórców skazany jest na czysto idiograficzne spekulacje. Oczywistym przykładem, mającym świadczyć o tym, że poezja to domena ludzi młodych, jest krótka kariera Arthura Rimbaud, którą genialny Francuz zakończył przed dwudziestką. Podobnych przypadków można przytoczyć multum. Kłopot w tym, że istnieje całkiem sporo kontrprzykładów, jak Goethe, produktywny do ostatnich lat imponująco długiego życia, czy Ezra Pound, również mogący się pochwalić kilkudziesięcioletnim okresem aktywności poetyckiej.
Z kolei prozaicy z reguły debiutują nieco później, a na szczytowe osiągnięcia każą czekać średnio do trzydziestki-czterdziestki. Jest to zgodne z intuicją – nastolatek piszący wiersze jest zjawiskiem normalnym. „W tym wieku poezja jest jak trądzik”, głosi porzekadło, ale czy ktoś weźmie poważnie nastolatka oznajmiającego, że pisze powieść?
Przykład Doroty Masłowskiej nic nam nie załatwia, bo nie dość, że mało jest podobnych przypadków, to jej proza jest anorektyczna, nie ma w niej prozatorskiego „mięsa”, jej cała wartość polega na błyskotliwej grze językiem (a więc jakości jednak kojarzonej z poezją). Po Wojnie polsko-ruskiej… wydawcy zaczęli ścigać się, kto wyda młodszego autora, czego kulminacją było wydanie Apolla trzynastoletniej (sic!) Natalii Włodarczyk – ale kwestią otwartą pozostaje, czy tak wczesna publikacja nie zadziała na młodego autora demobilizująco i czy nie spocznie na laurach, nawet jeśli mamy do czynienia z sytuacją, w której rzeczywiście wczesny debiut jest jakościowo przyzwoity (a jest to, powiedzmy sobie, przypadek jeden na milion, którym nie powinni się sugerować potencjalni debiutanci).
Kwestią czasu było zajęcie się problemem przez scjentystów, konkretnie socjobiologów. Podwaliny pod naukową refleksję nad relacją wieku do kreatywności zostały położone, kiedy Geoffrey Miller, psycholog ewolucyjny, wyszedł z założenia, że wszelkie przejawy sztuki są wyrafinowanymi formami męskich zalotów. Jego argumentacja, choć kontrowersyjna, ma mniej więcej ręce i nogi i jest sensownie komplementarna do socjoewolucyjnych wyjaśnień objętości ludzkiego mózgu i skomplikowania ludzkich zachowań. Mniejsza o szczegóły. W pewnym momencie przechwycili ją memetycy (taki odłam socjobiologów) i na gruncie socjologii literatury postawili tezę, że poeta jest płodny maksymalnie do trzydziestki, potem odcina kupony, prozaik zaś dopiero po cezurze wieku chrystusowego wchodzi w płodny okres. Co prawda statystyki nie istnieją, ale posiłkowano się analogią do matematyki i fizyki. Jak wie każdy czytelnik Pięknego umysłu, matma to zabawa dla młodych – wielcy matematycy osiągają najwięcej w wieku 20-30 lat. Z kolei najproduktywniejszy wiek dla fizyków wypada mniej więcej dekadę później w życiu naukowca. Różnica ta wynika z ilości informacji, jaką trzeba przyswoić w danej dziedzinie, zanim zacznie się produkować nową wiedzę. Analogia jest kusząca – matematyk to poeta nauk ścisłych, fizyk zaś jest prozaikiem, twardo stąpającym po empirycznej ziemi. Faktycznie, aby uprawiać poezję, wystarczy nieco talentu i wrażliwości (warsztat poetycki jest dalece mniej rozbudowany), prozaik natomiast nie może zacząć pisać bez gruntownych studiów w przedmiocie, który stanie się tematem jego powieści. Nie mówiąc o tym, że dużo większym wyzwaniem od napisania spójnego wiersza jest utrzymanie koherencji w obszernym tekście prozatorskim.
Tyle socjobiologia. Ile z tego wynika dla spragnionego publikacji młodego twórcy? Niewiele, ponad zalecenie „jeśli piszesz prozę, wstrzymaj się, poczekaj, doszlifuj”. Problem zdaje się leżeć głębiej. Jeśli debiutant rzeczywiście tworzy rzeczy wartościowe, wystarczy mu zadanie sobie pytania: czy mam coś istotnego do powiedzenia? Niestety, jak swego czasu słusznie zauważył Theodore Sturgeon, „90% każdej literatury to gówno”, a grafoman z definicji nie dysponuje mechanizmem sprzężenia zwrotnego ze środowiskiem odbiorców, więc odpowiedź na powyższe pytanie będzie zawsze brzmiała twierdząco, a ewentualny brak aplauzu ze strony czytelników będzie przypisany ich ignorancji.
Autor: Piotr Ołowiak