ROZDZIAŁ 1

Idea, której czas nadszedł

Potrzeba socjologicznej refleksji wydaje się dziś być bardziej nagląca niż kiedykolwiek dotąd. W 1822 roku francuski filozof Auguste Camte jako pierwszy stwierdził, że istnieje możliwość naukowego badania społeczeństwa. Minęło półtora wieku i socjologia jest ideą, której czas nadszedł - możno dodać, w samą porę!

Powszechnie wiadomo, że obecne pokolenie stoi w obliczu wielu bezprecedensowych zagrożeń. Tuż po zakończeniu zimnej wojny uświadomiliśmy sobie, jakim niebezpieczeństwem jest możliwość przerodzenia się lokalnych starć etnicznych w konflikt na globalną skalę. Zagrożenie to staje się tym poważniejsze, jeśli weźmiemy pod uwagę, że nawet relatywnie niewielkie, ubogie państwa mają łatwy dostęp do broni jądrowej, umożliwiając terrorystom dokonywanie zniszczeń o niespotykanym dotychczas zasięgu. Im więcej dowiadujemy się o "nuklearnej zimie" - prawdopodobnym następstwie pierwszego iście nuklearnego konfliktu - tym bardziej oczywiste staje się to, że nikt nie przetrwa wojny atomowej na taką skalę.

Jednocześnie, nawet, jeśli uda nam się oddalić widmo zagłady Jądrowej, to będzie istniało poważne ryzyko, że dojdzie do przeludnienia i zanieczyszczenia planety ponad granice jej wytrzymałości. Wskazuje na to fakt, że w skali światowej od 13 do 18 mln ludzi umiera rocznie z głodu, a jedną trzecią tej liczby stanowią dzieci. Około jedna piąta populacji naszego świata kładzie się spać głodna.

Jeżeli dodamy do tego takie uporczywe problemy, jak przestępczość, inflacja, bezrobocie, uprzedzenia, totalitaryzm czy zadłużenie narodów, to zaczynamy rozumieć sens chińskiego przekleństwa: "Obyś żył w ciekawych czasach".

Niewątpliwie żyjemy w ciekawych czasach, ale obraz teraźniejszości nie maluje się wyłącznie w czarnych kolorach. Dokonaliśmy wielkich osiągnięć w dziedzinie podboju kosmosu - pierwszy człowiek stanął na Księżycu, zdalnie sterowany pojazd wylądował na Marsie, a inne fotografują coraz to odleglejsze planety. Dzięki współpracy ludzi z całego świata udało się doprowadzić do eradykacji ospy czarnej, która była plagą przez wieki. Rozpad byłego ZSRR i koniec jego dominacji w Europie wschodniej również jest powszechnie uznawany za krok w dobrym kierunku.

Gdybyśmy sporządzili listy pozytywnych i negatywnych aspektów życia we współczesnych czasach, to mam wrażenie, że obie byłyby podobnej długości. W każdym razie, obie listy byłyby długie, co oznaczałoby, że ludzkość stoi przed trudnymi zadaniami, ale też, że istnieje wiele obiecujących możliwości.

Jeżeli założymy ogólną zgodę, co do tego, ze wolimy pokój od wojny, dobrobyt od głodu i ubóstwa, itd., to powinniśmy zadać sobie pytanie, co determinuje taki

rozwój sytuacji w praktyce, a dokładniej, co by pozwoliło pokojowi zwyciężyć widmo wszelkich wojen? Wszyscy chcielibyśmy znać na nie odpowiedź.

Sądzę, że istnieje zagadnienie, które powinniśmy rozpatrzyć w pierwszej kolejności, a mianowicie: gdzie należy szukać odpowiedzi na to, jak pokój może zatryumfować nad wojną? Zanim zaczniemy jej jednak szukać, powinniśmy spytać się o to, gdzie jej szukać. Odnoszę wrażenie, że dotychczas szukaliśmy rozwiązania kwestii wojen i pokoju w sferze technologii wojskowych - tworzyliśmy bronie, które w naszym zamierzeniu miały utrzymać pokój.

Kiedy w 1884 roku Hiram Maxim wynalazł Pierwszy w pełni automatyczny karabin maszynowy, wydawało mu się, że położył kres wszelkim wojnom. Uważał, że "jedynie generał będący barbarzyńcą wysłałby swoich ludzi przeciw sile rażenia karabinu na pewną śmierć" (cyt. za: Hellman, 1985, s. 4). Zamiast Jednak położyć kres wojnom, jego karabin tylko zabijał wydajniej.

Niektórzy uważali, że to samolot będzie końcem wszelkich wojen. Sam Orville Wnght powiedział: Kiedy z bratem Zbudowaliśmy i pilotowaliśmy pierwszą maszynę latającą zdolną unieść człowieka, myśleliśmy, że nasz wynalazek praktycznie uniemożliwi jakiekolwiek wojny" (tamże, s. 4). Jak się jednak przekonali mieszkańcy Drezna, Londynu, Pean Harbor, Hiroszimy, Nagasaki i Bagdadu, samolot uczynił wojnę tylko jeszcze bardziej krwawą.

Do niedawna wielu sądziło, że przerażająca moc broni nuklearnej uczyni wojny niemożliwymi. Jednakże, mimo że wspólny arsenał nuklearny USA i ZSRR byl6 tys. razy silniejszy od wszystkich materiałów wybuchowych użytych podczas II wojny Światowej, oba supermocarstwa nadal czyniły wszystko, aby go jeszcze powiększyć. Co więcej, na całym świecie od czasu wynalezienia broni jądrowej doszło do niezliczonych wojen. To omówienie kwestii wojny i pokoju miało pokazać, że wiedza niezbędna do ustanowienia pokoju na całym świecie nie nadejdzie raczej ze strony technologii wojskowych. Jeżeli w ogóle mamy taką wiedzę znaleźć, to musimy szukać jej w innym miejscu - w badaniu, dlaczego ludzie są do siebie nastawieni tak, jak są: czasami pokojowo, czasami wrogo. Jak się okaże, leży to w domenie socjologii.

Domena socjologii

Socjologia zajmuje się badaniem ludzi. Konkretniej, jest to nauka analizująca interakcje i relacje między ludźmi. O ile psychologia stawia w centrum zainteresowań jednostkę i jej przeżycia, o tyle socjologia pyta, co dzieje się między nimi. Nauka ta zajmuje się z jednej strony prostymi, bezpośrednimi relacjami międzyludzkimi, takimi jak rozmowa, zachowanie na randce czy sytuacja, w której studenci proszą wykładowcę o przeniesienie terminu złożenia prac zaliczeniowych. Z drugiej strony socjologia analizuje organizacje formalne, funkcjonowanie całych społeczeństw, a nawet związki między społeczeństwami. Socjologowie skupiają się na tym, jak ludzie żyją razem - zarówno w lepszych, jak i gorszych chwilach. Nieważne, czy współpracujemy i dogadujemy się, czy rywalizujemy i walczymy między sobą. Obie te możliwości są podstawowymi ujęciami naszego wspólnego życia, a więc również socjologii.

Być może pomocne będzie, jeśli zdefiniujemy socjologię, jako naukę badającą reguły wspólnego życia. Chciałbym przeznaczyć chwilę, aby się temu przyjrzeć.

Na początek rozważmy niektóre elementy życia, które są przez ludzi pożądane albo niezbędne do przetrwania, jak pożywienie, schronienie, znalezienie partnera, bezpieczeństwo, satysfakcja - lista ta może się ciągnąć w nieskończoność. Przytaczając ją, chciałem pokazać, że przedmioty, które są nam niezbędne, bądź których pragniemy, tworzą niezliczone pola do zmagań czy konfliktów. Kiedy, na przykład, brakuje pożywienia, mogę zaspokoić swój głód tylko kosztem innych. Nawet w przypadku poszukiwania towarzystwa mogę z kimś innym rywalizować o względy tej samej osoby.

Wynika z tego, że ludzie nie wydają się być stworzeni do współpracy (w odróżnieniu od pszczół czy mrówek, które są do współpracy wręcz skonstruowane). Dlatego też ludzie tworzą reguły, które mają zaprowadzić porządek w świecie chaosu. Czasami jednostki dobrowolnie podporządkowują się regułom, a czasami mniejsze grupy narzucają swoje zasady innym. Powstawanie takich reguł jest jednym z przedmiotów badań socjologicznych.

Socjologia bada również, w jaki sposób reguły są organizowane i utrwalane. Warto się przez chwilę zastanowić nad tym, jak rozległe i skomplikowane są zasady rządzące naszym życiem. Regułą jest na przykład to, że Amerykanie muszą płacić podatki. Ale to nie koniec. Zasady płacenia podatków są dokładniej określone przez bardziej szczegółowy zbiór reguł, który określa ile, kiedy i komu należy je płacić. W ostatnich latach indeks do amerykańskiego prawa podatkowego liczył ponad tysiąc stron, co powinno oddawać jego stopień skomplikowania. Długo oczekiwane uproszczenie prawa podatkowego z 1986 roku maiło 1855 stron.

Naszym życiem nie żądzą jednak tylko reguły prawne. Istnieją jeszcze reguły dotyczące podawania komuś ręki przy spotkaniu, ułożenia sztućców do obiadu, odpowiedniej długości włosów, a także tego, jak należy się ubierać na zajęcia na uczelni, jak do filharmonii, a jak na pokaz zapasów w błocie. Mamy też reguły gramatyczne, dobrego wychowania oraz wydajnego programowania komputerów.

Wiele wymienionych reguł istniało na długo przed naszym narodzeniem i większość z nich pozostanie po naszej śmierci. Co więcej wątpię, aby ktokolwiek z nas brał udział w tworzeniu nowych zasad. Przykładowo, nikt nikogo nie poprosiłby o zagłosowanie w sprawie reguł rządzących gramatyką. Ale w pewien krytyczny sposób, ludzie autentycznie głosują za tymi regułami – przez ich stosowanie.

Przyjrzyjmy się regule mówiącej nam, że w miejscach publicznych nie należy przebywać nago. Mimo iż nikt nikogo nie pytał o opinię na ten temat, postanowiono rozpisać referendum w tej sprawie i dzisiejszego poranka

opowiedziałeś się za noszeniem ubrań. Ja również. Jeśli przykład ten wydaje się komuś co najmniej śmieszny, to warto sobie uświadomić, że w innych społeczeństwach ludzie głosowaliby za zupełnie inną opcją.

Ktoś może was również poprosić o zagłosowanie w sprawie pewnych zwyczajów związanych ze spożywaniem posiłków. Niektóre z oferowanych możliwości to jedzenie spaghetti nożem, polewanie deserów zupą i rzucanie jedzeniem o ścianę. Ciekawy jestem, co wybierzesz.

Trwałość tych reguł wiąże się z tym, że są one przekazywane z pokolenia na pokolenie. Proces uczenia się tych reguł nazywamy socjalizacją. Oczywiste staje się to, że sami socjalizujemy siebie nawzajem za pomocą pozytywnych i negatywnych sankcji – systemu nagród i kar.

Wszystkie omówione dotychczas reguły są z zasady arbitalne, czyli inne rozwiązania funkcjonowałyby na ich miejscu równie dobrze. Mimo iż Amerykanie uznają, że samochodem jeździ się po prawej stronie jezdni, inne społeczeństwa (jak Angliua czy Japonia) radzą sobie równie dobrze, jeżdżąc po lewej stronie.

Kiedy jednak ustanowimy już regułę, to zazwyczaj przywiązujemy do niej coraz większą wagę. Zachowujemy się tak, jakby była ona lepsza od innych i reprezentowała jakąś odwieczną i uniwersalną prawdę. Socjologowie takie uznanie elementu abstrakcyjnego za rzeczywistość określają terminem reifikacja. Często reifikujemy reguły społeczne.

Dla nas jeżdżenie po prawej stronie jezdni jest czymś naturalnym i uważamy, że Brytyjczycy i Japończycy są dziwni, gdyż sądzą inaczej.

Ludzie najbardziej przywiązują się do reguł społecznych, kiedy zostają one zainteralizowane, czyli zaczynają być taktowane jako własne. Wyobraźcie sobie sytuację, która mogłaby was nawet kiedyś spotkać. Jest trzecia nad ranem i wyjeżdżacie ulicą wylotową z małego miasteczka. Nie ma żadnego ruchu na ulicy w jakimkolwiek kierunku, gdy zatrzymujecie się na czerwonym świetle na skrzyżowaniu. Widzicie, że nie ma innych samochodów w promieniu paru kilometrów. Co robicie? Istnieje spore prawdopodobieństwo, że poczekacie, aż światło się zmieni. Gdyby ktoś się was spytał, dlaczego nie zignorowaliście czerwonego światła, skoro w pobliżu nie było nikogo, to pewnie byście po prostu odpowiedzieli, ze „nie czuliście się z tym dobrze”

Jeżeli jednak stwierdzicie, że znajdujecie się poza reifikacją i internalizacją, i przejechali na czerwonym świetle, to może powinniście przemyśleć tę kwestię ponownie. Mimo iż zignorowaliście tą jedną zasadę, to i tak dokonaliście w swoim życiu reifi i internalizacji wielu innych. Jak byście się na przykład czuli, jedząc żywe mrówki i karaluchy na obiad? Czy bylibyście gotowi spróbować takiej potrawy? A co z morderstwami, gwałtami i molestowaniem dzieci? Czy uważacie, że to coś zwyczajnego, czy raczej poważne przestępstwa? Jeżeli poświęcicie chwilę, aby o tym pomyśleć, okaże się, że macie całkiem silnie wyrobione opinie na temat większości naszych reguł.

Mimo to socjologia zajmuje się również badaniem, w jaki sposób łamiemy zasady. Niektórzy nie trzymają się reguł gramatyki, rozlewają zupę, nie wspominając o przekraczaniu dopuszczalnej prędkości, czy dopuszczeniu się kradzieży, – spekulacji, morderstw itd. Jakkolwiek wygląda to na zajmowanie się „złymi ludźmi”, warto zwrócić uwagę na parę rzeczy.

Przede wszystkim, reguły zarządzające społeczeństwem są tak rozległe i skomplikowane, że prawdopodobnie nikt nie jest w wstanie przestrzegać ich wszystkich. Na przykład, załóżmy, że w okolicy jest jakaś ulica, gdzie dopuszczalna prędkość jest 40 kilometrów na godzinę. Z pewnością jest to jakaś reguła. Jeżeli jednak podczas godzin szczytu któż ważyłby się nie przekraczać tej granicy, to dźwięk klaksonów i uniesione pięści innych kierowców dałyby do zrozumienia, że łamie inną regułę.

Obok niemożliwości przestrzegania wszystkich reguł naraz, wiele osób zgodzi się, że niektóre reguły powinno się wręcz łamać. Przykładem może być obowiązujący w Ameryce jeszcze kilka lat temu nakaz zajmowania przez osoby czarne miejsc tylko z tyłu autobusu. Osoby, które mu się przeciwstawiły, są dzisiaj uznawane za bohaterów. Podobnie można nie zgodzić się z regułami, które twierdzą, że kobiety nie mogą naprawiać gaźników samochodowych, mężczyźni nie ~winni płakać czy że wiedza profesorów zawsze przerasta wiedzę studentów.

Badanie, w jaki sposób ludzie łamią zasady zwykle powiązane jest z tym, jak reguły zmieniają się z biegiem czasu. Mimo iż może się wydawać, że wiele z nich jest tworami wiecznymi, prawda jest laka, że zasady społeczne stale się zmieniają. Reguły dotyczące długości spódnic, włosów czy poglądów politycznych ciągle się wahają na zasadzie jo-jo. Inne zaś zdają się iść tylko w jednym kierunku.

Socjologia jest, więc nauką, która bada reguły rządzące naszym wspólnym życiem. Analizuje, czym one są, w jaki sposób powstają i jak się zmieniają. Niemniej jest to tylko jedno z podejść do zasad życia społecznego. Jak się okaże, istnieją również inne.

Nauka o społeczeństwie

Socjologia nie powinna być mylona z filozofią społeczną. Nie prezentuje ona poglądów, jak rzeczy powinny wyglądać, lecz Zajmuje się stanem zastanym. Co więcej, jest czymś wykraczającym poza opinię na temat tego stanu.

Socjologia jest nauką o życiu społecznym i podobnie jak inne dziedziny wiedzy ma swoje logiczno-empiryczne podstawy. Znaczy to, że przyjmowane przez nią twierdzenia muszą być (1) zrozumiale i (2) zgodne ze stanem faktycznym. W tym znaczeniu socjologię może charakteryzować popularne ostatnio hasło: myślenie krytyczne. Prawda jest taka, że większość z nas najczęściej nie myśli krytycznie. Zazwyczaj wierzymy we wszystko, co usłyszymy czy przeczytamy. A jeżeli się z czymś nie zgadzamy, to opieramy swoje twierdzenia albo na ideologicznych punktach widzenia, albo nieprzemyślanych uprzedzeniach.

Załóżmy, że rozmawiamy ze znajomą osobą na temat wartości wyższego wykształcenia. Rozmówca się z nami nie zgadza, uważając, że „studia są stratą czasu. Lepiej wcześniej zacząć pracę - większość dzisiejszych milionerów nigdy nie uczęszczało na studia, a sporo osób po studiach pracuje na etatach bez szans rozwoju albo jest na bezrobotnym”. Czasami ludziom zdarza się mówić takie rzeczy, co więcej, potrafią one być często całkiem przekonujące. Ale czy temu twierdzeniu uda się przejść przez próbę logiczną i empiryczną?

Logicznie rzecz biorąc, wydaje się, że twierdzenie to nie jest rozsądne, gdyż ukończenie studiów wyższych otwiera możliwości pracy w wielu dobrze płatnych zawodach, które są niedostępne dla osób słabiej wykształconych.

A jak w przypadku próby empirycznej? Tabela 1.1 przedstawia średnie dochody przypadające na rodziny reprezentowane przez osoby o różnym stopniu wykształcenia.

Tabela 1.1. Średni dochód a poziom wykształcenia Poziom wykształcenia Średni dochód (w $)
Ukończona szkoła podstawowa 11 811
1-3 lata liceum 13 705
Ukończone liceum 20 800
1-3lilta studiów 24 606
Ukończone studia (licencjat) 34 709
źródło: U.S. Bureau of the Census, 1985, s. 443.

ocenić, w jakim stopniu jej redukcja pomogłaby zmniejszyć deficyt w budżecie

federalnym. W 1990 roku Stany Zjednoczone wydały 10,8 mld dolarów na pozami1itafllą pomoc ekonomiczną dla innych krajów. Deficyt budżetowy wynosił w tamtym roku 238 mld dolarów. Tak, więc zlikwidowanie w 1990 roku programu pomocy zagranicznej w całości zredukowałoby dziurę budżetową jedynie o 4,5%. W skali na jednego obywatela oznacza to, że zmniejszylibyśmy deficyt z 956,98 dolarów do poziomu 913,55 dolarów - co nie jest żadną znaczącą różnicą (U.S. Bureau of the Census, 1992, s. 8, 279, 794).

Mam nadzieję, że jedną z korzyści, jakie uzyskasz po przeczytaniu lego wstępu do myśli krytycznej, będzie zdolność zestawiania informacji, jakie codziennie do nas docierają, z dowodami empirycznymi. Jest to jedna z podstaw socjologii.

Przez ostatnie 150 lat socjologowie rozwinęli wiele metod badawczych, które mają im pomagać przy ustalaniu faktów życia społecznego. Badania sondażowe na przykład wykorzystują kwestionariusze do zbierania informacji. Czasami badani wypełniają je samodzielnie, w innych przypadkach osoba przeprowadzająca wywiad odczytuje pytania i sama zapisuje odpowiedzi respondenta. W ostatnich latach szczególnie popularne i skuteczne stało się prowadzanie sondaży telefonicznych. Także komputery wydatnie wspomagają proces prowadzenia badań sondażowych: losują numery telefoniczne, pokazują osobom prowadzącym badania, jakie pytania należy zadawać, a także nagrywają odpowiedzi do natychmiastowej analizy.

Badania sondażowe przeprowadza się zazwyczaj na próbie wybieranej w taki sposób, aby grupa paruset albo paru tysięcy respondentów mogła dostarczyć trafnej oceny opinii ogółu populacji. Przykładem może być sondaż dotyczący poglądów politycznych. Na podstawie odpowiednio dobranej próby 1600 osób możemy z dokładnością do 2,5 punktu procentowego ocenić, jak zagłosowałoby 100 mln amerykańskich wyborców. Może ciężko w to uwierzyć, ale socjologowie skutecznie wykorzystują logikę i metody sondażowe każdego dnia.

Czasami skuteczniejszą metodą badawczą okazują się eksperymenty laboratoryjne, zwykle używane do badania dynamiki małych grup społecznych. Niektórzy socjologowie wykorzystują tę technikę w praktyce do badania dynamiki obrad ław przysięgłych. Zatrudniając osoby, które mają symulować negocjacje ławy przysięgłych, socjologowie mają okazję zaobserwować, w jaki sposób dyskusje te prowadzą w rezultacie do konkretnego werdyktu.

Niezliczone ilości zastanych danych zbieranych regularnie przez agencje rządowe oraz różnego rodzaju grupy z sektora prywatnego są również do dyspozycji socjologów. Jak mieliśmy okazję zaobserwować wcześniej, gdy porównywaliśmy średnie dochody z poziomem wykształcenia, często można dojść do trafnych wniosków bez potrzeby przeprowadzania własnych badań sondażowych, eksperymentów czy innego rodzaju projektów badawczych. Jednakże nawet w takiej sytuacji należy wykorzystać krytyczne myślenie, ponieważ fakty tak naprawdę nigdy nie „mówią same za siebie”. Oto przykład.

Opublikowana w roku 1965 książka Ralpha Nadera Unsafe at Any Speed zapoczątkowała ruch obrony praw konsumenta, który wywarł wpływ na większość aspektów amerykańskiego stylu życia. W ciągu dwudziestu lat wprowadzono wiele zmian, mających na celu zwiększenie bezpieczeństwa ruchu drogowego, takich jak bezpieczniejsze wykonanie samochodów, nakaz jazdy w pasach czy obniżenie maksymalnej dopuszczalnej prędkości na autostradach itd.

Mimo jednak ogólnej zgody co do zasad bezpieczeństwa na autostradach, zmiany, jakie przed chwilą wymieniłem, budziły wiele kontrowersji. Jedni uważają, że wprowadzenie tych regulacji uczyniło jazdę samochodem bezpieczniejszą, inni zaś zupełnie się z tym nic zgadzają. Jest to, więc dobra okazja do zastosowania analizy empirycznej.

Zobaczmy, jak kształtowała się ilość osób zabitych na autostradach podczas tego okresu. Zanim jednak zbadamy, jaka liczba osób ginęła rocznie w wypadkach samochodowych, powinniśmy zdać sobie sprawę z tego, że populacja naszego kraju, włączając w to liczbę kierowców, rokrocznie wzrasta. Innymi słowy, coraz więcej kierowców przejeżdża coraz większe odległości coraz większą liczbą samochodów. Tak, więc musimy wziąć te dane również pod uwagę, jeżeli nasza analiza ma być wiarygodna.

Rysunek 1.1. Wypadki śmiertelne na autostradach na 100 mln przejechanych mil IV latach 1965-1984

Źródło: U.S. Bureau of the Census. 1981, s. 622; 1982/1983, s. 615; 1984, s. 615; 1985, s. 599; 1975, s. 719-720.

Rysunek 1.1 przedstawia liczbę ofiar śmiertelnych w wypadkach samochodowych na 100 mln przejechanych mil w latach 1965-1984 IV skali rocznej. W tym zestawieniu wzięliśmy pod uwagę wzrost liczby kierowców, samochodów, jak i ich większy przebieg, co daje nam podstawy do zaobserwowania ogólnej tendencji wypadków śmiertelnych na autostradach w danym okresie.

Zasadniczą regułą jest to, że nic powinno się dokonywać oceny jakichkolwiek danych bez wzięcia pod uwagę kontekstu czasowego. Mimo iż może się wydawać, że ilość ofiar śmiertelnych wypadków na autostradach maleje od 1965 roku, należy zadać pytanie, jak len trend wyglądał wcześniej? Rysunek 1.2 odpowiada nam na to pytanie.

Czego dowiadujemy się z nowego wykresu? Najważniejsza informacja jest taka, że ilość ofiar śmiertelnych wypadków samochodowych na autostradach stale spadała od 1925 roku, czyli od kiedy po raz pierwszy przeprowadzono tego typu badania.

Można wręcz powiedzieć, że spadek liczby ofiar w latach 1965-1985 wydaje się być niewielki w porównaniu z latami wcześniejszymi.

Rysunek 1.2. Wypadki śmiertelne na autostradach na 100 mln przejechanych mil w latach 1925-1984

Źródło: U.S. Bureau of the Census, 1981, s. 622; 198211983, s. 615; 1984, $. 615; 1985, s. 599; 1975, S. 719-720.

Brak, więc przesłanek, aby zaobserwowany spadek ofiar wypadków drogowych między 1965 a 1984 rokiem uważać za skutek ruchu konsumenckiego. Jednakże nie wynika z tego również, żeby ruch konsumencki nie miał żadnego wpływu na poprawę bezpieczeństwa. Nie możemy przecież założyć, że tendencja spadkowa by się utrzymała, gdy~ by nic wprowadzono ograniczeń prędkości, nakazu jeżdżenia w zapiętych pasach itd.

Istnieją wręcz całkiem poważne powody wskazujące na to, że trend spadkowy by się nie utrzymał. Po pierwsze, w miarę jak ilość ofiar śmiertelnych zbliża się do zera, wykres zaczyna wykazywać pewne oznaki efektu progowego: taki czynnik nigdy nie może osiągnąć wartości ujemnej, co więcej, prawdopodobnie nawet nie zdoła spaść do zera. Innymi słowy, pewna liczba osób będzie ginęła na autostradach dopóty, dopóki ludzie będą z nich korzystali. Tak, więc istnieje spora szansa, że w latach sześćdziesiątych XX wieku liczba wypadków śmiertelnych na autostradach miała się ustalić właśnie na poziomie około pięciu, sześciu ofiar na 100 mln przejechanych mil.

Po drugie, dokładniejsza analiza rysunku 1.2, przedstawiającego szeroki kontekst czasowy, ukazuje nam niewielki, acz zauważalny wzrost śmierci poniesionej w wyniku wypadków w latach 1961-1964. Chociaż to za krótki okres, aby wyciągnąć jakiekolwiek daleko idące wnioski, to fragment ten jednak sugeruje, że istniało prawdopodobieństwo, że tendencja ta mogła ulec zmianie.

Jeżeli którakolwiek z wymienionych możliwości jest prawdziwa, to istnieje prawdopodobieństwo, że ruch konsumencki, który pojawił się około 1965 roku, miał autentyczny wpływ na rozwój sytuacji. Niemniej nie możemy tego stwierdzić z pewnością: dane są niepełne. Postanowiłem użyć tego przykładu z dwóch powodów. Po pierwsze, chciałem pokazać, że analizowanie faktów wymaga pewnej rozwagi. Innymi słowy, często trzeba głębszego wglądu w daną kwestię, aby ogarnąć jej całość.

Po drugie, chciałem zaznaczyć, że same fakty zazwyczaj są niewystarczające. Socjologię określa się jako naukę logiczno-empiryczną, gdyż fakty i rozumowanie są ze sobą bardzo blisko związane - a socjolog potrzebuje ich obu. Zwróćmy, więc teraz uwagę na rolę rozumowania.

Rola rozumowania: teoria

W momencie, gdy coraz więcej Amerykanów zaczęło uświadamiać sobie wagę problemu głodu w swoim kraju, ówczesny prezydent Ronald Reagan powołał trzynastoosobową Grupę Roboczą do spraw Żywieniowych (Task Force on Food .A.ssislance). Jej rola miała polegać na ocenie natury i rozmiaru tego problemu oraz zaproponowaniu rządowego programu działania. Jeden z członków panelu, dr George Graham, spowodował spore zamieszanie, wygłaszając opinię, że problem niedożywienia dzieci, zwłaszcza czarnych, jest wyolbrzymiony. Według gazet miał powiedzieć:

Dane z całego kraju pokazują, że afroamerykańskie dzieci są wyższe od białych – najwyraźniej muszą więcej jeść, Jeśli ktoś uważa, że czarni jako grupa społeczna są niedożywieni, to spójrzcie na czarnych sportowców w telewizji -większość z nich zdaje się być całkiem tęga (cyt. za: Big Changes Made In Hunger Report, „San Francisco Chronicie”, 30 grudzień 1983, s. 10).

Jak widać, dr Graham przedstawił dwa rodzaje argumentów - jeden statystyczny i jeden będący subiektywnym wrażeniem - aby wesprzeć swoje założenie, że czarni Amerykanie nie są bardziej narażeni na problem niedożywienia od amerykańskich obywateli innych kolorów skóry. Ale spróbujmy logicznie przemyśleć tę opinię.

Po pierwsze, Graham stwierdził, że czarne dzieci są zazwyczaj wyższe od dzieci białych. Nawet jeśli to prawda, la czy od razu oznaczało, że dzieci te „najwyraźniej muszą więcej jeść”? Jakie inne czynniki mają wpływ na wzrost? Jeżeli ktokolwiek myśli, że na przykład czynniki genetyczne, to ma rację. Ludzkie fasy i grupy etniczne różnią się od siebie między innymi średnią wzrostu. Weźmy pod uwagę przykład afrykańskiego plemienia Tutsi. Ci ubodzy hodowcy bydła z Rwandy i Burundi wyróżniają się swoim wysokim wzrostem, często przekraczającym dwa metry. Absurdem byłoby jednak wysuwanie twierdzenia, że jedzą oni więcej od obywateli Ameryki tylko dlatego, że są wyżsi.

Po drugie, co z czarnymi sportowcami, których widzimy w telewizji? Czy ich tężyzna fizyczna oznacza, że wszyscy Afroamerykanie są dobrze odżywieni? Należałoby w takim przypadku spytać o to, czy ci atleci są reprezentatywnymi przedstawicielami typowych czarnych obywateli USA. Odpowiedź jest oczywista - nie. Nie są oni lepszymi reprezentantami swojej rasy niż biali sportowcy byliby dla ogółu białych. Gdyby było inaczej, to poprzez obserwację japońskich zawodników sumo musielibyśmy dojść do wniosku, że Japończycy z zasady muszą być więksi i lepiej odżywieni od mieszkańców Ameryki.

Innym przykładem na to, jaką funkcję pełni logiczne rozumowanie w dyskursie codziennym, może być powszechna panika wywołana przez zespól nabytego niedoboru odporności (AIDS). Ta niezwykle śmiertelna choroba dotknęła w sposób niewsp6lmierny środowisko amerykańskich homoseksualistów, zwłaszcza w latach bezpośrednio po jej odkryciu. Spowodowało to, że reakcja obywateli i polityków na

tę epidemię często była w jakiś sposób stronnicza. Amerykańscy homoseksualiści i ludzie sympatyzujący ze społecznością gejowską często wyrażali zdanie, że badania nad tą chorobą postępują powoli ze względu na uprzedzenia wobec homoseksualizmu.

Niezależnie od lego, czy oskarżenie o uprzedzenia jest zgodne z prawdą, czy nie, nie ma wątpliwości, że są ludzie, którzy uznają AIDS za odpowiednią karę dla gejów. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że AIDS jest karą boską, wyrażającą niezadowolenie Boga spowodowane homoseksualizmem. Odkrycie, że AIDS może się również rozprzestrzeniać przez zakażone igły narkomanów oraz że prostytutki są grupą podniesionego ryzyka, zdawało się potwierdzać koncepcję kary bożej.

Oto, co ewangelista Don Boys miał do powiedzenia w gościnnym artykule w „USA Today”:

Epidemia AIDS wskazuje na to, że moralność naszego narodu przestała krążyć nad naszym społeczeństwem i postanowiła się zakotwiczyć na stałe, szerząc choroby, rozmaite zwyrodnienia i śmierć. [...] Plan boży jest taki, że każdy mężczyzna winien mieć jedną kobietę, swoją żonę, przez całe swoje życie i być jej wierny. Plan boży wciąż obowiązuje (Boys.1985, s.6A).

Mimo iż socjologia nie działa w bezpośrednim połączeniu z wolą bożą, to jednak myślenie krytyczne zdaje się rzucać inne światło na tę opinię. Otóż AIDS rozprzestrzeniło się w sposób nieproporcjonalny, również wśród Haitańczyków mieszkających w Ameryce. A zatem opinia uznająca tę chorobę za formę kary bożej musiałaby uwzględnić także to, że również Haitańczycy rozgniewali Boga. Podatność osób chorujących na hemofilię oraz ludzi potrzebujących transfuzji krwi jeszcze bardziej komplikuje tę sprawę, nie wspominając o tym, że w Afryce AIDS rozprzestrzenia się głównie przez heteroseksualne kontakty.

Ale sprawdźmy, jak założenie, że AJDS jest karą bożą, radzi sobie w dalszych próbach. Skoro AIDS jest znakiem, przez który Bóg oznajmia nam swoje preferencje wobec stylów życia, to oznacza, że faworyzuje lesbijki, ponieważ choroba ta występuje wśród nich najrzadziej. Innymi słowy, założenie to poddane dokładnej logicznej obserwacji okazuje się być nieprawdziwe.

Logiczne rozumowanie jest zatem kolejnym kluczowym elementem krytycznego myślenia. Socjologia jako nauka świadomie i celowo korzysta z logicznego rozumowania i jak pokazują przytoczone przykłady, związek ten ma realne, praktyczne implikacje. Po części wiąże się on z formułowaniem teorii. Aby zrozumieć, jaką funkcję pełni teoria, trzeba najpierw wziąć pod uwagę jej części składowe.

Pojęcia to umysłowe reprezentacje używane, aby uporządkować ugrom zbieranych przez nas doświadczeń. Najprościej rzecz ujmując, tworzymy pojęcia, aby oznaczać nimi grupy rzeczy mających pewne cechy wspólne. Na przykład pojęcie „istoty ludzkiej” zawiera prawie 6 mld istot w pojedynczej kategorii, równocześnie

odróżniając je od miliardów innych stworzeń. „Mężczyźni” i „kobiety” dzielą owe 6 mld istot ludzkich na dwie kolejne kategorie.

Innymi pojęciami, które rozróżniają istoty ludzkie według ich cech, byłyby na przykład „noworodki”, „Etiopczycy”, „listonosze”, „studenci”, Wszyscy wykorzystujemy pojęcia w życiu codziennym. Często też używamy pojęć, które niekoniecznie odnoszą się do ludzi. Możemy na przykład mówić o "lęku" czy "alienacji". "Przestępczość" czy "bezrobocie" również są pojęciami.

Socjologowie często używają tych samych pojęć, co ludzie w życiu codziennym, jednak jako naukowcy czynią to z większym rozmysłem, przykładając dużą wagę do ich precyzyjnego definiowania. W jaki sposób mamy na przykład podjąć decyzję, czy uznać daną osobę za bezrobotną? Raczej nie powiedzielibyśmy tak w odniesieniu do noworodka, ale co z bogatym playboyem, który w życiu nigdy nie przepracował ani jednego dnia i nie przewiduje podjęcia pracy? Jedną z podstawowych cech socjologii jest dokładne określanie tego, co socjolog będzie rozumiał przez jakieś pojęcie.

Równie ważne jest uporządkowanie pojęć. Pojęcia „kobiety” i „mężczyźni” są często nazywane atrybutami jednostek Zmienna „płeć” jest pojęciem łączącym te dwa atrybuty. Zmienna „religia” kategoryzuje takie atrybuty, jak „protestant”, „katolik”, „żyd” czy „hindus”.

Można powiedzieć, że socjologia jest nauką zajmującą się odkrywaniem związków między zmiennymi, jakie wyróżniają różne typy ludzi. Pokazał to wcześniej przytoczony przykład wykształcenia i dochodów. Zasób relacji, jakie socjologia może badać, jest praktycznie nieskończony. Czy osoby w związkach małżeńskich są szczęśliwsze od osób samotnych? Czy konserwatyści mają więcej uprzedzeń od liberałów? Czy rozbite rodziny są powodem przestępczości wśród nieletnich?

Teorie socjologiczne wykraczają jednak poza relacje par zmiennych. Naszym ostatecznym celem jest stworzenie mniej lub bardziej wszechstronnego obrazu współzależności między niezliczoną ilością zmiennych, aby zrozumieć całokształt funkcjonowania życia społecznego.

Taką podstawą szerszego zrozumienia życia społecznego są tworzone przez socjologów paradygmaty. „Fizyczny” przykład posłuży nam jako wprowadzenie do idei paradygmatów.

Widząc napięty biceps przedstawiony na rysunku 1.3, stwierdzamy, że jest to coś, co widzieliśmy nieraz w życiu.

Fizjolog, patrząc na ten sam obraz, zobaczyłby coś całkiem innego, a mianowicie sieć ścięgien (rys. 1.4). Biolog komórkowy, jak widać na rysunku 1.5, zamiast ścięgien widziałby tkankę mięśniową z systemem komórek mięśniowych. Biolog molekularny, przyglądając się jeszcze dokładniej, dostrzegłby system powiązanych ze sobą molekuł (rys. 1.6). Fizyk atomowy zaś przyjrzałby się bliżej każdej molekule i zaczął badać strukturę każdego atomu, zbudowanego z elektronów, protonów i innych cząstek elementarnych, jak widać na rysunku 1.7.

Rysunek 1.3. Biceps

Rysunek 1.4. Paradygmat fizjologa

Rysunek 1.5. Paradygmat biologa komórkowego

Rysunek 1.6. Paradygmat biologa molekularnego

Rysunek 1.7. Paradygmat fizyka atomowego

Rysunek 1.8. Paradygmat macha

Każdy z przedstawionych diagramów ilustruje inny paradygmat, jaki może zostać zastosowany przy patrzeniu na napięty biceps. Żaden z paradygmatów nie jest lepszy od pozostałych - każdy po prostu oferuje inną perspektywę, która może być mniej lub bardziej użyteczna w zależności od celu. Taka jest natura paradygmatów.

Mimo iż ilustracje te szły w pewnym konkretnym kierunku - od najmniej do najbardziej szczegółowego - to jednak tylko jeden z możliwych sposobów rozróżniania paradygmatów w takiej sytuacji. W innym paradygmacie można by uznać napięty biceps za oznakę męskości, groźbę przemocy albo część zawodów

kulturystycznych. Można jeszcze wymyślić wiele innych paradygmatów, które przedstawiłyby napięty biceps na rozmaite sposoby (rys. 1.8).

We współczesnej socjologii możemy wyróżnić trzy główne paradygmaty. Niektórzy socjologowie uważają, że życie społeczne najlepiej rozpatrywać jako mnogość interakcji między ludźmi. Weźmy pod uwagę chociażby rozmowę. Załóżmy, że znajdujemy się w poczekalni gabinetu dentystycznego, ale nigdy wcześniej się nie widzieliśmy. Nie ma w owej poczekalni żadnych czasopism do przeglądania, nawet archiwalnych. Mamy tylko siebie.

Po wpatrywaniu się przez chwilę w sufit postanawiam przełamać pierwsze lody, pytając: „Czy czeka Pan do dentysty?” Potwierdzasz mój wielce głęboki wniosek, po czym pytasz, czy byłem tu kiedykolwiek wcześniej. Odpowiadam, więc, że przychodzę tutaj na badanie co pół roku, codziennie nitkuję zęby i mam trzy korony wykonane ze zlata. Rozmowa trwa, a my zaczynamy się lepiej poznawać. Wkrótce okazuje się, że oboje wychowaliśmy się w Vermont, że głosujemy na różne partie polityczne i że obaj jesteśmy właścicielami malamutów. Kiedy mówię, że wykładam socjologię na uczelni, wspominasz, że kiedyś uczęszczałeś na kurs związany z tą dziedziną. W takiej sytuacji mogę postarać się sprowadzić tor dyskusji do relacji między profesorem a studentem, a ty możesz usiłować wrócić się do tematu malamut6w.

W socjologii paradygmat interakcjonistyczny skupia się na życiu społecznym jako na procesie wymiany, w trakcie której jednostki tworzą wspólną definicję sytuacji, w jakiej się znalazły. Paradygmat ten jest przydatny zwłaszcza w badaniu tego, jak tworzymy reguły życia społecznego.

Innym paradygmatem jest paradygmat systemów społecznych, zwany także paradygmatem funkcjonalnym, który koncentruje się na strukturze żyda społecznego. Grupa jednostek tworząca społeczeństwo może skutecznie być uznana za zintegrowany system, w którym każda jednostka ma swoją rolę do odegrania.

Wyobraźmy sobie na przykład orkiestrę symfoniczną. Skrzypce pełnią w niej pewną funkcję, instrumenty dęte inną, a funkcja dyrygenta różni się od wszystkich innych. Razem wszyscy muzycy orkiestry stanowią system, który jest czymś więcej niż sumą jego części składowych.

Drużyna futbolu amerykańskiego może nam w jeszcze inny sposób pokazać, jak można wykorzystać paradygmat systemów społecznych. Rozgrywający ma jeden zbiór funkcji, a biegacze, linia ataku i skrzydłowi inne.

Przechodząc do społeczeństwa, możemy się przyjrzeć funkcjom pełnionym przez takie grupy i organizacje, jak robotnicy, policja, nauczyciele, dzieci, duchowni itd. Paradygmat ten pomaga zrozumieć organizację reguł życia, które stworzyliśmy.

Paradygmat konfliktu skupia się na rywalizacji między jednostkami i grupami w ramach społeczeństwa. W sianie konfliktu mogą się znajdować przestępcy i policja, właściciele i pracownicy. Uczniowie i nauczyciele, protestanci i katolicy, czarni i biali itd. Zmagania te zazwyczaj są wynikiem nierównej dystrybucji takich dóbr, jak pieniądze. własność. Prestiż i władza. Paradygmat ten jest szczególnie

użyteczny, kiedy usiłujemy zrozumieć, jak i dlaczego ludzie łamią reguły oraz w jaki sposób reguły te same ulegają zmianie.

Oczywiście żaden z tych paradygmatów nie wystarcza do całościowego nie wyjaśnienia zasad funkcjonowania życia społecznego. Każdy z nich jest raczej innym spojrzeniem, które obnaża jedne aspekty życia, zakrywając jednocześnie inne. Oznacza to, że jeżeli mamy dojść do zintegrowanego, dobrze wyważonego obrazu sytuacji, to powinniśmy używać więcej niż tylko jednego paradygmatu. W dalszej części książki będziemy mieli okazję, aby docenić paradygmaty jako przydatne okna Ha świat, dlatego zachęcam, aby dowiedzieć się o nich więcej.

Socjologiczne pytania i odpowiedzi Naukowcy usiłujący znaleźć odpowiedzi na rozmaite pytania to obraz, który nieodłącznie kojarzy się z nauką. Zakończę ten rozdział nieco innym spojrzeniem na naukę, a zwłaszcza na socjologię. W nauce często lepiej jest stawiać pytania niż udzielać na nie odpowiedzi. Warto więc uznać naukę za sztukę zadawania pytań, gdyż stwarzają one możliwość, dla powstawania kolejnych, odpowiedzi zaś możliwości te zamykają.

Szczególnie ważną zasługą nauki jest kwestionowanie rzeczy, które „są oczywiste”. Do niedawna jeszcze „oczywistym” było to, że czarni są gorsi od białych, a kobiety są gorsze od mężczyzn. Jak zobaczymy, socjologia często podaje w wątpliwość rzeczy, które wszyscy uznali już za wyjaśnione. Nawet jeśli dojdziemy do jakichś nowych odkryć, które zdają się być lepsze od dotychczasowych, to nie należy ich uznawać za ostateczne.

Szczególną rekurencyjną cechą, życia ludzkiego jest to, że wszystko co wiemy może ulec zmianie. Kiedy uczymy się czegoś o sobie, to ta nowo zdobyta wiedza może nie tylko wpłynąć na nasze życie, ale również zdezaktualizować dawne przekonania.

Załóżmy, że przeprowadziliśmy ogólnokrajowe badanie szans zatrudnienia i opublikowaliśmy listę dziesięciu miast, w których najłatwiej znaleźć pracę. Wielu bezrobotnych przeprowadzi się do tych miast, jak tylko upowszechnimy wyniki tej analizy, w wyniku czego liczba wolnych etatów w tych miastach spadnie. Podobną sytuację napotkamy, gdy w jednej z gazet lokalna restauracja zostanie określona jako smaczna, niedroga i gdzie nie trzeba długo czekać na posiłki. Fragment dotyczący czasu oczekiwania prawdopodobnie przestanie być aktualny leszcze tego samego dnia, a pozostałe dwie cechy tego lokalu również mogą się szybko zdezaktualizować. W socjologii wszystko, o czym się uczymy, ulega zmianie, stąd nie można oczekiwać, że istnieje taka wiedza, która pozostanie niezmiennie prawdziwa. A zatem trzeba ciągle zadawać pytania.

Socjologia zajmuje się też pewną liczbą pytań, na które nigdy nie zdołamy odnaleźć w pełni zadowalających odpowiedzi. Kim jestem? Czym jest istota ludzka? Czy określają nas bardziej geny, czy kształtuje środowisko? Czy możliwy jest porządek bez ograniczania wolności? To tylko część pytań, którym postaramy

się przyjrzeć w tej książce, a na które prawdopodobnie nigdy nie znajdziemy odpowiedzi. Jak się jednak okaże, samo ich zadawanie może być bardzo przydatne.

Mam nadzieję, że wskazówki te będą pomocne w kontekście indywidualnych badań socjologicznych. Mimo iż istnieją pewne fakty dotyczące socjologii, które warto poznać, dużo ważniejsze jest to, aby nauczyć się wykorzystywać tę naukę do własnego krytycznego myślenia. Jeżeli studiowałbyś/studiowałabyś neurochirurgię czy historię średniowiecza, to prawdopodobnie nie miałbyś/miałabyś okazji do wykorzystania swojej wiedzy w życiu codziennym. Z socjologią jest zupełnie inaczej. Socjolog budzi się codziennie rano w swoim laboratorium w trakcie trwającego eksperymentu. Wszyscy jesteśmy w nim badanymi, a teraz macie okazję, aby dołączyć do grona badaczy.

W pozostałej części książki przedstawię wieloaspektowy świat socjologii. Rozdział 2 rozpoczniemy od chyba jednego z najbardziej osobistych aspektów socjologii, czyli kwestii tożsamości.

Będziemy przyglądali się odwiecznemu pytaniu, na które wciąż nic ma odpowiedzi: kim jestem? Jak się okaże, najbardziej podstawowe rozumienie tego, kim jesteśmy w sensie jednostkowym jest nierozerwalnie związane ze społeczeństwem, w którym żyjemy. Problem ten, a także związane z nim interakcje w małych grupach, często nazywa się mikrosocjologią.

Zaczynając od tożsamości osobistej w rozdziale 2, nasze pole zainteresowania będzie się poszerzać z każdym kolejnym rozdziałem. W rozdziale 3 zajmiemy się grupami, w 4 - organizacjami, w 5 - instytucjami, w 6 - społeczeństwem i kulturą. Tym samym znajdziemy się w domenie makrosocjologii.

Wreszcie, po przyjrzeniu się szerszym kwestiom społecznym w rozdziałach 7-9, zakończę tę książkę spojrzeniem na pewne problemy globalne. Chcę przez to pokazać, w jakim stopniu osobiste życie jednostki jest nierozłączl1e od życia na planecie. To tylko część tego, co istota socjologii ma w zanadrzu. Mam wrażenie, że - podobnie jak ja - uznacie to za coś fascynującego.