Według chrześcijan śmierć to moment w którym dusza zostaje oddzielona od ciała i pośrednio trafia do nieba bądź piekła. Śmierć z biologicznego punktu widzenia to ustanie wszystkich procesów przemiany materii w komórkach. Śmierć to wielka tajemnica. Zabiera nam bliskich i tych których nie znamy. Śmierć to jedyna rzecz, której możemy być pewni. Oto co na ten temat mówił Sofokles „Śmierć jest długiem który każdy musi zapłacić”. Będę starać się bronić tezy iż śmierć przychodzi zawsze nie w porę.
Na początek, chciałabym odwołać się do trenów Jana Kochanowskiego. W 1579 roku zmarła dwu i pół letnia córka Kochanowskiego, Urszula. Zbolały ojciec nie potrafi zrozumieć śmierci dziecka. Nie mieściło mu się w głowie, że śmierć może zabrać małe dziecko. Cykl XIX utworów przedstawia żal po stracie córki, wielkość straty jaka go dotknęła oraz pocieszenie. Urszulka miała być spadkobierczynią talentu pisarskiego. Śmiało można wyciągnąć wnioski, iż śmierć przychodzi zawsze nie w porę.
Teraz przejdę do omówienia dramatu antycznego pt. „Antygona” autorstwa Sofoklesa. Pod koniec utworu główna bohaterka popełnia samobójstwo. Śmierć Antygony w skutkach pociągnęła za sobą jej narzeczonego Hejmona, którego matka Eurydyka dowiadując się o śmierci syna również popełnia samobójstwo. Antygona była skłonna do poświęceń, nie bała się śmierci, choć z żalem żegnała się z życiem. Bohaterka miała kochającą siostrę i narzeczonego. To oczywiste że zmarła nie w porę.
Kolejny dramat godny uwagi to „Balladyna” Juliusza Słowackiego. Tytułowa bohaterka była bezwzględną i żądna władzy kobietą. Zabiła wszystkich, którzy stanęli jej na drodze. Bohaterka umiera, gdy może czuć się już bezpieczna. Trzykrotnie wydaje na siebie wyrok. Trafia ją piorun. Pomimo że Balladyna była postacią negatywną, śmierć przyszła do niej nie w porę.
Przytoczone argumenty pozwalają w pełni zgodzić się z twierdzeniem zawartym w temacie. Uważam, iż śmierci nie można zaplanować i zawsze przyjdzie nie w porę.