Czy warto używać mydeł antybakteryjnych?
poniedziałek 20 lipiec 2015
Antybakteryjne środki czystości i higieny osobistej znajdziemy na półkach niemal każdego supermarketu jak i małych sklepików osiedlowych. Ich popularność eksplodowała w ciągu ostatnich 20 lat, włączając je do standardowego zestawu kosmetyków i detergentów w wielu łazienkach i kuchniach. Na ile jednak przysługują się one naszemu zdrowiu? A może wręcz przeciwnie, izolują nas od naturalnych towarzyszy, dla miliardów których nasze ciało jest domem?
Nigdy w historii ludzkości nie byliśmy tak czyści, pachnący i zdezynfekowani. Z jednej strony jest to pozytywną tendencją, za którą szczególnie wdzięczni jesteśmy podczas podróży tramwajem w upalny dzień, z drugiej sprawia ona, że odcinamy się od źródła siły naszego układu odpornościowego. Żyjemy w czasach, gdy w ciągu doby możemy przemieścić się z jednej strony globu na drugą i samo to może oczywiście sugerować zwiększone zapotrzebowanie na wszelkie środki odkażające, na ile jednak musimy się dezynfekować w życiu codziennym?
Mikroorganizmy zamieszkują nasze ciała w koloniach idących w miliardy. Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Idaho odkryli, że nosimy 10 razy więcej komórek bakterii, niż własnych. Nie jest to specjalnie zaskakujące, zważając na ich rozmiar - znacznie mniejszy, niż wymiary naszych komórek. Żyjemy w świecie mikroorganizmów, a znakomita większość z nich jest dla nas neutralna lub korzystna, podczas gdy zagrożenie stanowi bardzo niewielki procent. Choćby dlatego nie padamy martwi po połknięciu nawet sporych ilości wody podczas kąpieli w morzu. Nasze organizmy nauczyły się współżyć z bakteriami i radzić sobie z potencjalnymi zagrożeniami płynącymi z ich strony. Stało się to m.in. we wczesnym dzieciństwie, gdy co prawda często chorowaliśmy, ale dzięki temu zbudowaliśmy nasze układy immunologiczne.
Ekspozycja na mikroorganizmy w dzieciństwie jest podstawą właściwego rozwoju. Nie bez powodu kilka lat temu świat obiegła informacja, że drugie i kolejne dzieci w rodzinach miewają najczęściej mniej problemów ze zdrowiem, niż pierwsze. Młodzi rodzice przykładają zazwyczaj wiele uwagi postępowaniu ze swoim pierwszym potomkiem wedle ogólnie przyjętych wskazówek, by przy kolejnych dzieciach posługiwać się już własnym doświadczeniem. Oznacza to większy początkowo nacisk na sterylizację i dezynfekcję, niż później. A ludzie jako gatunek ewoluowali przecież w świecie przepełnionym mikrobami. Dodatkowym zagrożeniem jest tu jednak pewna bardzo niepożądana cecha związków, jak popularny w mydłach anybakteryjnych triklosan - prowadzą one z czasem do mutacji obronnych bakterii, tworząc odporne na nie superorganizmy. Problem ten jest wyjątkowo niebezpieczny w przypadku nadużywania antybiotyków, na które wiele intruzów szybko się uodparnia.
Badacze z Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku przeprowadzili prosty test - podzielili oni 1000 gospodarstw domowych na dwie grupy. Jedna używała mydła antybakteryjnego, druga zwykłego. Obie nie były świadome do jakiej grupy należą. Odkryto, że rodzaj używanego detergentu nie miał żadnego wpływu na częstotliwość występowania chorób i zatruć. Sprawdzono więc na ile skuteczne są te środki w usuwaniu bakterii. Okazało się, że nie rodzaj mydła, ale sposób w jaki się go używa miał największe znaczenie. Bakterie usuwane są najlepiej poprzez pocieranie i szczotkowanie, jak w przypadku porządnego mycia dłoni stosowanego przez chirurgów. Gdy potrzebna była dezynfekcja, najskuteczniejszy okazał się żel z alkoholem, jaki kupimy w każdej drogerii. I ten powinien być rozważony przez osoby, których układy immunologiczne są w jakikolwiek sposób osłabione.
Twierdzenie, że musimy eliminować bakterie z naszego otoczenia jest marketingowym mitem. Od początków naszego istnienia dzielimy z nimi nasze środowisko i nasze ciała. Istnieją oczywiście wyjątkowe sytuacje, gdy dodatkowa uwaga na ich poziomy jest wymagana. W życiu codziennym jednak z powodzeniem możemy trzymać się zdroworozsądkowych zasad higieny osobistej - szczególnie, gdy chodzi o dzieci.
Oprac. M.D