Puszkin A S Jeniec kaukaski

Aleksander S. Puszkin

JENIEC KAUKASKI

POEMA

(z rosyjskiego).

CZĘŚĆ PIERWSZA.

W aule na progach siadają:
Kaukazu syny leniwe,
I wzajem opowiadają,
Bitwy zgubne i straszliwe.

To chwalą dzielność swych koni,
To słodycz dzikiej wolności,
To sławią bystrość wodzów i czyny swej dłoni,
Wróg nie wstrzymał ich śmiałości.

Uzdą sprawnie powiedziemy,
Szaszką raz śmierci niesiemy,
Grot naszej niezbieznej strzały.
Nie wstrzyma nas gród zgorzały,
I wszystkie sioła spalone,
I słowa czarnookich niewolnic pieszczone.

Wiodą w ciszy biesiady: w tyra ciemnym tumanie,
Księżyc zapłonął i widzą młodzieńca:

Pędził na koniu, a na arkanie,

Wlecze za sobą ruskiego jeńca,

Ot ruski!... krzyknął Czerkies pełen dumy.

Z całego aułu zbiegły się tłumy, (a)

Braniec młody i niemy, legł bez poruszenia,
Jak trup martwy, — juz nie dyszy:
Nie widzi wrogów lica i spojrzenia.
Gróźb ich i wrzawy nie słyszy.
Nad nim śmiertelny sen ulatuje,
Chłód przenikliwy całego przejmuje.

Długo młodzian pochwycony,
Leżał w zapomnieniu ciężkiem,
Choć pół dnia i nad głową krąg słońca wzniesiony.
Pała tak wesołym blaskiem.
Choć swe promienie szerzy tak obficie,
W nim ledwie przebudza życie.
Głos niezrozumiały z ust jego się wznosi,
I nieszczęśliwy z lekka się podnosi.
W koło obwodzi słabe spojrzenie,
Gór nieprzebytych postrzega gromady:
Czerkieskich swobód silne ogrodzenie,
Gniazdo rozbójniczej tych plemion posady.

Srogiej niewoli smutne mu wspomnienie.
Jak okropnego snu trwogi,
Słyszy łańcuchów rażące brzękniecie,
Jego zakute są nogi.

Wszystko mu objawia, dźwięk ten przeraźliwy,
Zaćmiło się przed nim całe przyrodzenie:

 

---------------------------

(a) Auł, nazywają w Kaukazie włość z rządem miejscowym
co greckie aula, łacińskie villa.

Żegna świętej swobody mile przypomnienie,
On niewolnik nieszczęśliwy.

Porzucony za skałami przy kolczatym płocie,
Czerkiesy w polu przy dziennej robocie.
I bez dozoru wszędzie opuszczenie,
A w pustem aule głuche milczenie,
Przed nim równiny opustoszałe.
Ciemną murawą okryte całe:
I wzgórza coraz postrzega nowe,
A wierzchy ich jednakowe.

Między górami widzi w dolinie,
Jak kręta ścieżka w odległości ginie:
Na widok taki łza mu lice rosi,
I pierś się ciężkim westchnieniem wznosi.

W ruskie go strony myśl wiedzie,
Gdzie zrodzony w lubej czeredzie,
Gdzie przeszły młodości szały,
Spędzał wiek bez trudu, śmiały;
Gdzie wiele lubił miłego,
I gdzie wiele podjął złego.
Gdzie burzy życia złudzenie,
Chęci, radość i nadzieje,
I lepszych dni przypomnienie,
W zwiędłym sercu jego tleje.
I świat on pozna! i ludzi,
Niestałości życia cenę,
Jak zdrada w sercach się budzi:

Że uczucia miłości są jak mary senne,
I kadzideł pochlebstwa doznał do sytości,
Dawno obmierzły mu te próżności.

I nieprzyjaźni obmównej środki,
I prostotoduszne plotki.

Wyrzekł się świata, wielbiciel przyrody,
Porzucił ten rodny przedział:
I w kraj daleki uleciał,
Z wesołym okiem swobody.

Juz się skończyło i cel upojenia.
Ogląda zimno na świecie,
I wy ostatnie wyobrażenia,
I wy się przed nim kryjecie.

On niewolnik, pochyla głowę na kamienie,
Nadejścia nocy zmierzchu wygląda,
Tlejące życia zgasły w nim płomienie,
Cieni grobowych on żąda.
1 nagle słońce mruknie za górami,
Z dala zabrzmiały odgłosy,
Wraca lud z pola do aułu tłumami,
Błyszczą lasem lśniące kosy.
Przyszli do domów, ognie zaświecili,
Zwolna się bez porządku wszyscy uciszyli;
Wszystko umilkło w nocy cieniu pieszczotliwym,
Pogrążone w nicości pokoju szczęśliwym.

Kaukazu śpiące wierszyny.
Pokryły mgły gęste, chmurne;
Z dala źródło błyska górne,
1 biegnie ze skał w doliny.
Lecz przy blasku księżyca, wśród głębokiej ciszy,
Ktoś wolnym stąpa krokiem, ledwie jeniec słyszy:
Ocknął się, a Czerkieska młoda przed nim staje,
Powitanie nieme daje.

W milczeniu wzgląda młodzian na dziewicę,
I myśli że to wyobraźnia wzywa:
że to zagasłych uczuć gra fałszywa;
Słaby blask nowiu mnoży tajemnicę.

Ona z wdziękiem pocieszenia.
Pochylona na kolana.
Podaje kumys dla ochłodzenia,
Swą ręką wspiera go ona:

W zapomnieniu tęskny, drżący,
Chwyta to naczynie błogie,
I słów łagodnych głos czarujący,
I spojrzenia młodej drogie.

Lecz obcej mowy on nie rozumie,
Rumieniec twarz mu zarzewia.
Swojej wdzięczności okazać nie umie,
Żyje... ona go ożywia.

Wznieca w nim ogień wzrok miły,
I zebrał ostatnie siły,
Podniósł się zwolna ze znojem,
Gasi pragnienie napojem:
I ociężałą głowę w zadumaniu,
Wsparł na kamieniu.

Spojrzenia jego gasnącej źrenicy,
Ożywia widok czerkieskiej dziewicy;
1 ona długo, długo w zamyśleniu.
Siedziała przy nim na twardym kamieniu.
I jakby niemym uczczeniem,
Pocieszyć plennego chciała,
Ust niewoliłem poruszeniem,
Zaczętą mowę zdradzała

Łzami się oczy jej napełniały,
Piersi westchnienie nie raz wydały.

Tak dni za dniami,
Jak dzień mijały:
A on okuty pasterz za stadami,
Chronił się w letnie upały,
Chronił się w dni niepogodne,
W pieczary ciemne i chłodne.

A gdy róg łuny srebrzysty,
Schylał się ku zachodowi:
Czerkieska przez trop cienisty.
Przynosi wino jeńców i:
I kumys i miód pachnący,
I chleb z maisu biało-sklniący.

Z nim ona tajne Wieczerze chce dzieli
Miłem spojrzeniem młodzieńca weselić.
Z niejasną rzeczą się ziewa.
Oczu i min jej rozmowa-
I pieśni no i swych gór śpiewa,
I pieśni Gruzji szczęśliwej,
Lecz pamięci niecierpliwej,
Cudzym jeżykiem ona się odzywa.
Pierwszy raz duszą dziewica tchnie cała,
Pierwszy raz kocha i miłość poznała.

Lecz młodzian życia młodego,
Dawno stracił rozkosz miłą,
Me miał juz uczucia tego,
Co mu tak życie słodziło.

Nie mógł otwartą miłością,
Już odpowiadać miłości,

Kał się dawnej dotkliwości,
Nową wzbudzać dotkliwością.

Lecz nie od razu młodość więdnieje,
Nie od razu zachwycenia,
Jeszcze radości nadzieje,
Wzniecają w życiu marzenia.

Wy żywe wyobrażenia!
Tej pierwszej naszej młodości,
Pierwszy płomień upojenia,
Raz spłoszony nie wzruszy juz serca tkliwości.

Zda się, jeniec nieszczęśliwy,
Że do smutnego życia juz nawykał;
Gdy tęsknotę niewoli i ten żar burzliwy,

W duszy głęboko ukrywał.

I błądząc między skałami,

W czasie porannej ochłody,

Zapuszczał wzrok swój ze łzami,

Na dalekie gór gromady.

Sinych i rudych skał ściany,

Przerażały swym widokiem,

Wiecznym śniegiem przyodziany,

Wierzch Kaukazu wydawał się ciemnym obłokiem,

W pośrodku szczyt dwugłowy i widma się snuły,

Jako wieńce błyszczące miedzianej kopuły.

Elburh stromy i ogromny,

Tron wieczny ludu błyskał w powietrznej przestrzeni,
Odbijał grom głuchy, szumny,
Wieszcz bliskiej fali co mu juz bok pieni.

A jeniec nieporuszony,
Na twardej opoce po nad aułem staje:

Fantazji 6

Widzi u nóg wir chmurny w kłęby rozdudniony,
W stepie zwiewa się piasek, w mogiły powstaje.
Jelenie strwożone biegły między skały,
I po kryjówkach schronienia szukały.

Orły z wyrwo w się zrywały,
W ciemnych obłokach głosem się wzywały
Trzód beczenie i stad ryki,
Zagłuszył szum burzy dzikiej.

Wnet na domy, grad, ulewa,
Przez błyskawice, z czarnych chmur się ziewa.
Biegną wody rozpienione,
Ryją spód góry potoki:
Kruszą skały niewzruszone,
Spychają w przepaść urwane opoki

Jeniec samotny, z wyżyn niebezpiecznych,
Za chmurą czarną,
W ogromy ciężarną,
Czekał powrotu promieni słonecznych.
Nie wzruszył go zamęt i piorunów bicie,

Groźnej wici srogie wycie,
Okropnej burzy straszliwe przykrości,
Czuł z tajnera czuciem radości,
1 w głębokiej swojej myśli,
Cudny lud czerkieski kreśli.

Zważał górali wiarę, obyczaje,
Dziwne narowy, zwyczaje,
I wychowania pustotę,
Lubił życia ich prostotę;
Mimo nieprzyjaźni, w zagrodzie gościnność,
Wolne poruszenia i ciągła ich czynność,

Lekkość nóg i siła dłoni,
Łatwość do ucieczki, bystrość do pogoni.
Patrzał przez całe godziny.
Jak Czerkies zwinny i śmiały,
Przez step rozległy, góry, niziny,
Pędził powoli skakuna zuchwały,
Jakby nie tykał podstawy ziemnej.
W czapce kosmatej i burce ciemnej,
W łuk zgięty, w siodło schylony,
Wspiera o strzemię obów przystrojony;
Pyszny z odzieży pięknej prostoty,
Wcześnie się przyucza do wojennej cnoty:
W niej się on rodzi i życie nią poi,
Zawsze z orężem i w zbroi:
Kopija w ręku i arkan, kindżał na rzemieniu,
Łuk kubański i kołczan na silnym ramieniu.
Szaszka wieczne zajęcie, towarzyszka znojów,

Wśród pokoju, w pośród bojów.
A broń go nie ciąży, nie brzęknie, z niej hardy,
Śmiało biegnie czy pieszy, czy konny w harc twardy,

Niezwyciężony, niepotłumiony,
Groźbą kozaków z doliny.
Jego bogactwem rumak w górach wykarmiony,

Potomek dzikiej tabunów stadniny;

Towarzysz jego cierpliwy i żwawy,

W jaskini, wśród gęstej trawy,
Z nim się ukryje, czyha utajony,
I niespodziewanie wypada jak strzała.

Gdy spostrzeże podróżnego,

Rzuca się pędem na niego:

Wszczyna się walka zapamiętała,
Kończy bój czaszki Czerkiesa cios silny,

Arkanu rzut nieomylny.
Wlecze obcego między gór parowy,
Przez jary, bory, krzaki, błota, trawy:
Zwycięstwo w koniu wzmaga pośpiech nowy.
Za nim po ziemi znaczy się ślad krwawy,
Tętent w pustyni straszny się rozlega,
Przed nim szumi potok siwy,
On wśród kipiących wód bałwanów wbiega,
A za nim wpada jeniec nieszczęśliwy,

Na dnie mętną wodę pije,

Walczy z śmiercią, ledwie żyje,

Konający o śmierć prosi,
Lecz bystry rumak na brzeg go wynosi. —
Tak Czerkies gdy uchwyci w wodzie pień krzewisty,

Burzą nawalną zwalony,

Płynie za pniem niezlękniony,

A obłok nocy kryje go mglisty.

Na gałęziach broń rozwiesza,

Szczyt, łuk, burka i bekiesza:

Kołczan i szaszka, a on utajony,

W sprawach takich nie strudzony;
Niesie go potok szumny, wśród nocy osłony.
Mija brzeg od ludzkości całej opuszczony,
Wpływa gdzie na kurhanach wywyższonych szlaki,
Granic swych strzegą wsparci na pikach kozaki.
I choć na czarne nurty rzucają spojrzenia,
Czerniąc się broń złodzieja, płynie wśród milczenia.

I swą rodzinę? — to seri oniemienia
Żegnaj ojczyste stannice,

I Don i ojców domu przypomnienia

Wojnę i ładne dziewice!
Juz się do brzegu przymyka wróg skryty.

Wyciąga strzałę z kołczana,
Strzała świstnęła, padł kozak zabity.

Z zakrwawionego kurhana. —
Lecz gdy w spokojnej rodzinie,

Czerkies w ojczystej zagrodzie:
Przesiada w jakiej burzliwej godzinie
Lub z konia zsiądzie po długim zawodzie.
A do niego przyjdzie wędrownik znużony.
Przed tleniącym ogniskiem siądzie zatrwożony

Wtedy gospodarz gościnny.
Witając gościa błogosklonnie wstaje.

I w czasze mu miodopłynny,

Czyhir z radością podaje
Rozściela w dymnej skale burkę: gdy sen miły

Pokrzepi przechodniu siły.

Z rana bezpieczny, bez trwogi,
Żegna spokojne i gościnne progi

Bywało w święto Bajramu

Wśród młodzieży zbiegłej tłumu

Kiedy zabawą zmienia się zabawą

Jak skrzydlatymi, strzałami.
Miotali w powietrzne szlaki,
Bijąc orły pod chmurami,
Wystrzelają swe sajdaki.
Albo młódź na górach stawa.
Niecierpliwymi rzędami,
1 na znak dany hurmami,

Jak łanie miejsce rzucają.
Tumany pyłu wzniecają,
Nagle w doliny spadają,
Zgodnym tętentem biegną w tym zawodzie,
A każdy chce być na przedzie. —
Stan jednostajny, spokojny,
Tęskny jest dla serc zrodzonych do wojny.
I często woli próżnej zabawy,
Kończą się przez obraz krwawy.
Często szaszkami błyskają,
Te gromady opojone:
I głowy jeńcom ścinają,
Drżą kobiety potrwożone.
Jeniec patrzał zimnem okiem,
Na tak okrutne zabawy,
1 on wprzód lubił zawody sławy,
Pragnął i cieszył się ich widokiem.
Nie raz zwolennik honoru uczucia,
Bił się w pojedynkach wielu:
Nie raz wystawiał swe życie na celu.

Znał obojętny cel życia.
Moie w myślach pogrążony,

Wspominał ubiegłe chwile:

Gdy swych przyjacioł gronem okrążony,

Czas spędzał tak szumno, mile. —
Albo go smucą przeszłości koleje.

1 zawiedzione nadzieje;
Lub tak zajmują umysł ciekawy,

Grubej prostoty zabawy:
I w tych zwyczaje narodu dzikiego,
Widzi jak przez tło zwierciadła wiernego.

Taił w milczeniu głębokim,

Udręczenia serca swego:

Na czole wypogodzone.

Nie znać uczucia skrytego.
Czerkiesy dziwią się mężnej stałości,

Szczędzili jego młodości,
I szepcąc między sobą z tajemną słodyczą,

Pysznią się swoją zdobyczą.

CZĘŚĆ DRUGA.

Poznała miłość luba gór dziewica,

I to serca zachwycenie:
Niewinnym ogniem pałają jej lica,

Rzuca radosne spojrzenie.
Gdy druh jej miły w nocnej ciemności,

Niemą pieszczotą ją pieści:
Juz nie pamięta ziemskich przykrości,
Dla niego żyć chce, w nim szczęście mieści.

Tyś to mówiła, niewolniku miły,

Rozwesel spojrzenia swoje,

Oby cię wspomnienia domu nie trapiły,

Skłoń głowę na łono moje.
Pójdę za tobą w pustynie.

Tyś jest czarem duszy mojej!..
Ja ciebie kocham jedynie,
Nie pomnij ty doli swojej. —
Nikt jeszcze do czasu tego,
Ocząt moich nie całował:
I do łóżka samotnego,
Czerkies młody czarnooki,
We mnie nocnej nie czatował,
Nie nęcą mnie te uroki.
Słynę ja za nieprzystępną,
Za zbyt srogą a za piękną.

I wiem jaki mnie los czeka,
Że mnie ojciec i brat srogi,
Za złoto sprzedać przyrzeka
Niemiłemu, w obce progi.
Nie zwolni mnie ojciec i brat,
Znajdę ja sobie kindżała, jad.
Mocą cudownej siły,
Miłością upojona,
Ja ciebie kocham niewolniku miły.
Dusza w tobie utopiona!
Patrzał jeniec bez wzruszenia,
Na dziewicy uniesienia,
lej rozpacz, słowa miłości.
Budzą w nim ciosy żałości.

I po chwili zapomnienia,
Zamyśleniu o przeszłości,

Łzy tęsknoty, utrapienia,

Wykryły serca skrytość!.
Żal serce jak ołów ciśnie,

I miłość bez upojenia,

I tak otwarcie, rozmyślnie,

Wyjawia swoje cierpienia. —
Zapomnij o mnie! twojej miłości.

Twych zachwyceń ja niegodny,
To czyste serce, ten wzrok łagodny.
Poświęć innemu, nie traw dni w żałości

On twoje miłość, miłością nagrodzi,
On ci będzie wierny, wdzięki twe doceni,
Wzbudzi żar twoich młodzieńczych płomieni,
Twą pieszczotliwość uciechą osłodzi.
I z upojeniem i bez żądania,
Swobodna uznasz w szczęściu moc kochania;

Moją oziębłość on nagrodzi tobie,
Ja burzę duszy srogą kryję w sobie!
Od dręczącej miłości, młodość ma więdnieje,

A gasną chęci: stracone nadzieje.
Pożałuj nieszczęśliwego,
Zostaw mnie udręczeniom losu przeciwnego!

Obyś wprzód się nieszczęśliwa,

Oczom moim pojawiła:

Gdy mnie wyobraźnia żywa,

Gdy mnie nadzieja łudziła!
Dziś zbieg nieszczęsnej kolei,

Odjął mi urok nadziei,
Duch słodkich odwykł omamień,
Jestem bez czucia, serce mam jak kamień.

Trudno martwymi ustami,
Pieszczoty oddać pieszczotą,
I oczy zaćmione łzami,
Radości pogodą opromienić złotą!
Serce zmuszać męką srogą,
Usnąć w bezczuciu, złych chęciach,
Być w swojej lubej objęciach,
Potem się chcieć zająć drugą!
I gdy tobie słodko, mile,
Zimna pieszczota nie nuży,
Kiedy tobie ze mną chwile,
Przechodzą bystro bez burzy.
Ja ukrywam łzy boleśnie,
W roztargnieniu z sobą sprzecznie,
Widzę mą lubą jak we śnie,
Widzę przed sobą obraz miły wiecznie!
Kim się ja łudzę i dążę do niego,
Milczę, wzywam go, nie widzę, poznaję,

Jej wspomnieniu się oddaję,
Ściskam tajne uroki widma wielbionego!
Za nią i w pustyni łzy leję obficie,
Wszędzie mnie wita obecnością swoją:
Smutną tęsknotą zaprawia me życie,
I duszę zamroczą moją,
Zostaw mi moje kajdany,
I samotne rozmyślania.
Smutek, los mój opłakany.
Nie zatrzesz w sercu ten obraz kochania.

Słyszałaś serca wyznanie,
Przebacz! daj rękę na pożegnanie,

Nie długie po miłości kobiet udręczenie;
Razi zimne rozłączenie:
Lecz i to przejdzie, minie cierpienie,
I nowe w sercu zatlą się płomienie.

Ciemność dziewicy oczy pokryła,
Lice zbladły, jak cień drżała:
Na rękach jeńca leżała,
Chłodne dłonie opuściła.
Smutek co w srogie obłąkanie wprawia,
Tak przez jej usta przemawia:

Biedny młodzieńcze, dla czego
Nie znałam wprzódy serca twego?
I nim na wieki oddałam się tobie,
Wkrótce cię tracić nie myślałam sobie.
Nie wiele dni radosnych w łudzącej rozterce,
Myśl moje zabawiały i łudziły serce,
Czy te dni radosne na zawsze mnie rzucą,
Czy jeszcze kiedyś powrócą?
Mogłeś miłością udaną,
Uwodzić moją młodość zbłąkaną,
Chociaż przez politowanie,
Milczeniem koić kochanie.

Jakbym twe skryte cierpienia dzieliła,
Spoczynku strzegła, słodziła,

Była pociechą tęsknoty,
Przez me pokorne starania, pieszczoty.
Tyś nie chciał!... ale któż ona?
Twoja piękna, ulubiona:
Więc ty kochasz ziomkę swoje,
i tak, pojmuję mękę twoje.

Nie śmiej się z mego smutku, bo serce ranione!...
Umilkła żalem zdjęta, łzy się w oku ścięły,
1 piersi ciężko ścieśnione,
Juz prawie życiem nie tchnęły.
I usta bez słów niemym wyrazem,
Chcą wydać skargi i wyrzuty razem.
Jeńcowi bólem wewnętrznym miotana,
Omdloną dłonią ścisnęła kolana.
Braniec nieszczęsną postać anioła,
Podjął nieśmiałą i smutny zawoła:
Ach, nie płacz! i mnie dręczą przeciwności.

I ja boleści serca znam...
Me! ja nie miałem wzajemnej miłości,
Lubiłem jedne, dręczę się sam.
Jak płomień w dymie, gasnę w nieszczęść fali,

W pustych stronach zapomniany,
Umrę od brzegów żądanych w dali.
Grobem mym będą te stepy nieznane,
Obcą ziemią me kości będą zasypane,
A na nich zardzewieją te ciężkie kajdany!
Światełka nocy juz się zaćmiewały,
I w przezroczystej dali,
Gromady lśniących śniegiem gór się przebijały.

Z czołem skłonionym,
Wzrokiem spuszczonym,
W milczeniu się rozstali.
Odtąd niewolnik w smutnym zajęciu,
W około aułów sam chodzi,
Zorza nad skwarem niebios objęciu,
Z dni zeszłych nowe wywodzi.

I noc za nocą w ślad idzie czarna,
On swobody pragnie, gdy między chrustami,
Przebiegnie pierzchliwa sarna,
Gdy między nocy cieniami
Nagle przeskoczy sajgak (a).
Myśli ze się skrada kozak,
Aułów nocny burzyciel,
Jeńców śmiały zbawiciel.
Woła... lecz wszędzie w około milczenie,
Słyszy strumienia bałwanów puszczenie.
Jak zwierz spłoszony w gęstwinie,
Uchodzi w głuche pustynie.
Niekiedy jeniec odgłos słyszy dziki,
W górach wojenne rozległy się krzyki;
W tabor, w tabor! wołają gromady,
I biegną różnymi śladami.
Razą krzyki pomieszane,
Brzęczą uzdeczki miedziane;
Czernią burki, błyszczą bronie,
Rżały osiodłane konie.
Juz do napaści cały auł gotowy,

Żądzą boju wrzały głowy.
Te dzikie wojny i zwichrzeń syny,
Zgrają z gór się rzucili niewstrzymanym biegiem,

Skaczą nad Kubanu brzegiem,
I wymuszone z ludu ściągają daniny.—
W aule ucichło,
Słońce wynikło:.
A oni śpią,

(fl) Koza dzika.
Fantazyję.

Psy stróże przy sakłach wyją.
Dziatek wysmukłych nagie gromady,
Swobodną rzeźwości wrzawą się ozwały:

W koło siedzą ich pradziady,
Kłęby dymu z ich fajek aż powietrzu siwiały.
Patrzą na ich pląsy, przyszłości nadzieje.

I wśród milczenia,
Znanego dziewic słuchają pienia,

A serce starców młodnieje.

ŚPIEW CZERKIESÓW.

W rzece płynie wał spieniony,

W górach panuje milczenie,

Na dzidę wsparł się kozak znużony,
A sen mu zaemił spojrzenie.

Spędź kozaku sen z powieki,
Czeczeniec chodzi z tamtej strony rzeki.

Czajką kozak chyżo płynie,
Wlecze po dnie rzeki sieci;
Ach! utonie on w głębinie,
Jak łona w czas letniej spieki.

Małe kąpiące się dzieci,

Czeczeniec chodzi z drugiej strony rzeki.

U brzegu zawiłej wody,
Świetnią bogate stannice:
Hożo skaczą korowody,
Młode kozacze dziewice.

Niechaj każda w dom uchodzi,
Czeczeniec za rzeką chodzi

Tak śpiewały dziewice nad brzegiem potoka;

Nie widać strzegących oka,
Braniec ucieczki chęcią miotany:

Lecz ciężkie jego kajdany,
Rzeka bystra i głęboka.
Juz step umilknął w nocnym mroku,
I lśniący księżyc pływa w obłoku;
W górach się z dala odbijał blask biały,

W tym białe domki aułu się migały.—

Jeleń drzemie nad wodami.
Zamilkły późne orłów odkrzyki,
Głucho odbija się za górami,
Ten tupot tabonów dziki.

Któś się zbliża ciemnym śladem,
Z obliczem smutnem i bladem:

Z wiatrem zasłona dziewicy walczyła,
I do jeńca się zbliżyła.

Usta jej coś mówić chciały,

W pięknych oczach łzy błyskały,
Czarny włos po ramionach i piersiach w nieładzie,

Grubemi kłęby się kładzie.

W jednej ręce błyszczy piła,
W drugiej kindzał jak miecz krwawy.
Gdyby na bój szła,
Na tajne wyprawy.
Na brańca pewnym rzuciła okiem,

Uciekaj!... rzekła dziewica:
Czerkies ciebie nie spotka, we śnie są głębokim.

Nikt ucieczki nie dostrzeże,
Przy bladym świetle księżyca,
Zmrok ukryje ślady świeże.
Spiesz, nie trać godzin nocnych dla obrony,
I weź ten kindzał stalowy:

Do nóg jego się schyliła,
A hartowna pila w dłoni;
Rznięte żelazo warka i dzwoni,
Łza mimowolna z jej ocz się spuściła-
Juz się rozpadły i lezą kajdany,
Tyś wolny.... ona mówiła,
Uchodź!... lecz wźrok jej zbłąkany,
Wytknął wyrzut jej cierpienia

I miłości uniesienia.
Ona się dręczyła, a wiatry wzburzone,

Świszcząc zdzierały dziewicy zasłonę.
O! miła! plenny krzyknął z czułością wzajemną,
Ja twój do zgonu, ja twój do grobu.
Porzuemy kraj ten okropny dla obu,
Uciekaj ty razem ze mną!
Nie, nie!... odpowie, w życia mego wschodzie,
Myślałam o radości, o tkliwej swobodzie.
Znalazłam wszystko, wszystkiego ślad ginie w prze-
szłości,

Znałam życia roskosze, życia dotkliwości.
Czy można? inną kochałeś,
Najdź ją, duszę twojej duszy,

Przyczynę mojej katuszy,
Tą mnie w tęsknocie, w smutku pogrzebałeś.
Ona z tobą wszędzie,
W każdym czasie będzie:

Przebacz, nie pomnij na moję mękę,
I raz ostatni podaj mi rękę.
Z ożywionem sercem, jeniec w pomieszaniu,
Niesie pożegnanie przy smutnem rozstaniu
I pocałunkiem gorzkim rozłączenia,
Chce miłości utwierdzenia.
Ręka z ręką, a w sercach ciśnie ból głęboki,
Do cichych brzegów rzeki zwracają swe kroki.
I juz niewolnik w środku szumnej wody,
Płynie z nadzieją swobody.
Strony przeciwnej dosięga skały,
Juz zbawienne brzegi chwyta;
Gdy nagle wały,
W po wtór zaszumiały.
Jęk głuchy niosła fala rozbita,
Patrzy na te brzegi, bielą się od piany,
I krąg śmiertelny znika, w szumny wir skręcony;
Nie masz Czerkieski juz u brzegu rzeki,

I u góry niedaleki.
Wszystko jest martwe i wybrzeża śpiące,
Wzruszają wiatry świszczące.
On nieszczęście jej pojął z ciężkim serca drzeniem,
Zegna ostatniem spojrzeniem.
I pusty auł, płoty, ściany
I pola, gdzie pasał trzodę:
Strony gdzie dźwigał kajdany;
I strumień nad którym smutny,
Słuchał jak Czerkies okrutny,
Wielbił śpiewem swą swobodę.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Puszkin Aleksander Jeniec Kaukazu
Puszkin Aleksander Jeniec Kaukazu
puszki koło 4-pytania, weterynaria, 5 rok semestr 2, puszki
puszki - kolo 3, puszki, pytkai na egza od Zbyszk
28 Test „bolesny łuk”, test Lift off, test Yergasona, test “pustej puszki” – wykonanie i
DK puszki odgalezne dla przestrzen
skala 6 stopniowa, weterynaria, Higiena produktów pochodzenia zwierzęcego, puszki 2013 kolokwium 1
puszki - kolo 2, puszki, pytkai na egza od Zbyszk
puszki kolo (1)
puszki2014Iterminczerwiec(1)
OWCZAREK KAUKASKI
Zadania do puszki pandory (zadań)
Puszkin Bracia rozbójnicy [ROS]
Puszki wykłady 2012sciagaa, puszki, puszki egzamin
puszki cwiczenia 2, Weterynaria, ROK V, Higiena Produktów Pochodzenia Zwierzęcego
08 Puszkin cz 2

więcej podobnych podstron