Profesor John Tyndall (1820-1893), znany brytyjski fizyk, którego mocną stroną była fizyka molekularna, akustyka i promieniowanie cieplne, przeprowadził pod koniec XIX wieku mało znany eksperyment.
Napełnił szklaną rurę parami pewnych kwasów, halogenków i azotynów. Następnie położył ją poziomo, tak że jej oś była zbieżna z osią równoległej, skoncentrowanej wiązki światła elektrycznego lub zogniskowanego światła słonecznego. Zogniskowanie korygowano, dopóki pary nie zaczęły reagować.
Ku zdziwieniu Tyndalla chmury par zaczęły stopniowo łączyć się tworząc trójwymiarowe obrazy zwierząt, roślin i innych kształtów, w tym geometryczne wzory składające się z kuł, sześcianów i piramid. W pewnej fazie eksperymentu zaskoczony Tyndall spostrzegł, że wirujące chmury uformowały nagle kształt “głowy węża", a gdy wąż otworzył paszczę wydobył się z niej jęzor oparu tworząc doskonale uformowany język. Jeszcze zanim zdążył się rozpłynąć, obraz ten został zastąpiony przez inny, tym razem doskonale ukształtowaną głowę ryby ze skrzela-mi, czułkami (wąsami), łuskami i oczami.
Opisując “kompletność" tego obrazu, Tyndall stwierdził:
Bliźnaczość formy zwierzęcej była kompletna, nie było dysku, zwoju lub jakiegokolwiek innego szczególiku występującego po jednej stronie [kształtu], który nie miałby swojego odpowiednika po drugiej stronie.
Ta “bliźniaczość", jak to określił Tyndall, może budzić pewne zaufanie do eksperymentu. Fakt, że każdy z bliźniaczych szczegółów jest wiernie odtworzony, to znaczy oczy, uszy etc., sugeruje, że obraz jest generowany celowo, a nie jest czymś przypadkowym w rodzaju chmur na niebie tworzących karykaturalne zarysy znanych obiektów.
Czy w przypadku “skupiania" wiązek jest możliwe, że kiedy już opanowano sztukę ich “dostrajania", pewne obrazy mogły być wybierane na życzenie?
Krytycy Tyndalla mieli używanie. Podkreślali, że zjawisko łatwo wytłumaczyć mechanicznym działaniem wiązki światła, która w normalnych warunkach zmieszałaby molekuły par w pewne kształty, takie jak kule lub wrzeciona, i proces ten, jak twierdzili, został ostatnio zademonstrowany przez Williama Crooksa.
Nie wspomnieli jednak o dokładnie wymodelowanych kształtach kwiatów, waz, muszli, ryb, głowy węża i całego szeregu innych form, które powstały podczas eksperymentu Tyndalla.
Czyżby własne myśli Tyndalla wpłynęły na wynik eksperymentu? A może pewne związki chemiczne mają skłonność do tworzenia obrazów? Nikt wówczas nie znał odpowiedzi na te pytania.
Należy wiedzieć, że Tyndall był uczonym o ustalonej reputacji, członkiem i dyrektorem Królewskiego Instytutu, prezesem Brytyjskiego Stowarzyszenia oraz uczniem i powiernikiem Michaela Faradaya. Był skromnym i litościwym człowiekiem, przynajmniej tak go opisują równi mu wiedzą. Jego prace badawcze, opracowania i wykłady były bardzo cenione przez społeczność naukową. Nie był człowiekiem, po którym można by się spodziewać, że widuje rzeczy, które nie istnieją.
Inny, o bardzo podobnym charakterze eksperyment przeprowadził Thomas Browne, siedemnastowieczny fizyk i pisarz. Browne nadał mu wiele nazw, z których jedna brzmiała: “Odrodzenie... re-indywidualizacja spopielonej rośliny".
Po zredukowaniu rośliny do popiołu przez prażenie Browne oddzielił sole od popiołu i po “specjalnej fermentacji" umieścił je w szklanej kolbie, po czym zaobserwował:
...w wyniku podgrzewania żarem lub naturalnym ciepłem ciała ujawniała się forma rośliny, która znikała w momencie usuwania źródła ciepła spod dna szklanego naczynia.
Świadek tak oto opisuje ten eksperyment wykonany na kwiecie:
Po wyżarzeniu, oddzieleniu soli od popiołu i umieszczeniu ich w szklanej fiolce podziałano na nie chemiczną mieszaniną [odczynnikiem], aż w wyniku fermentacji uzyskały one błękitnawy połysk. Następnie pył ten uaktywniano za pomocą ciepła, w wyniku czego wystrzeliwał w górę, tworząc prymitywne formy, które w następstwie przyciągania łączyły się ze sobą, i w czasie jego opadania widzieliśmy wyraźnie, jak powstaje łodyga, liście i kwiat – nikły obraz kwiatu odradzającego się z popiołu. Kiedy odstawiano źródło ciepła, magiczny obraz znikał i cała materia ponownie osadzała się na dnie. Ten roślinny feniks leżał potem ukryty w swoim zimnym popiele.
Czyżby prekursorski eksperyment w stosunku do doświadczeń Siemiona Kirliana z fotografowaniem fantomów liści i gałęzi!
Proszę sobie wyobrazić rewolucję, jaką te eksperymenty mogłyby wywołać w nowoczesnej nauce. Mogłyby one, gdyby okazały się prawdziwe, stanowić unikalną możliwość oglądania magazynu natury, w którym przechowuje ona “projekty" lub “pomysły na życie", przed i po przyobleczeniu ich w żywe ciało.
Weźmy, na przykład, medycynę sądową, która mogłaby wskrzeszać wizualnie spalone dowody rzeczowe. A w archeologii, te wszystkie stare prochy i węgle spalonych resztek, mogłyby ukazać nam, jak rzeczywiście żyli (i umierali) ludzie. Być może pochodzące z egipskich mumii oraz innych szczątków ludzi żyjących w starożytności próbki skóry lub kości pozwoliłyby po odpowiednim ich potraktowaniu ujrzeć pięknie uformowane rysy Nefretete lub uśmiech Heleny, który sprawił, że na wojenną wyprawę wyruszyło tysiąc okrętów?
Jeszcze jeden podobny pod pewnymi względami do wyżej opisanych (niestety niepoprawny politycznie według współczesnych nam standardów opieki nad zwierzętami) eksperyment przeprowadzono w latach czterdziestych z wykorzystaniem komory Wilsona, która wypełniona jest gazem lub parą (zazwyczaj wodną) i służy głównie do śledzenia torów cząsteczek atomowych i subatomowych.
Dr R.A. Watters, dyrektor Fundacji Badań Psychologicznych im. Williama Bernarda Johnstona (William Bernard Johnston Foundation for Psychological Research) w Reno w stanie Nevada, doszedł drogą teoretycznych rozważań do wniosku, że ludzka lub zwierzęca dusza istnieje w “wewnątrzatomowej przestrzeni między atomami ludzkich komórek", i postanowił sprawdzić to teoretyczne założenie przy pomocy komory Wilsona.
W tym celu umieścił w komorze dużego konika polnego i uśmiercił go za pomocą eteru. Dokładnie w momencie jego śmierci pojawiła się para wodna, która z miejsca uruchamiła aparat fotograficzny, który wykonał zdjęcie postaci powstającej w wyniku kondensacji pary. Ogółem wykonano około 40 eksperymentów z udziałem żab i białych myszy. Jak podał później Watters, we wszystkich doświadczeniach, w których nastąpiła trwała śmierć, w komorze występowało “zjawisko ciena", które miało kształt zbliżony do kształtu stworzenia, i utrzymywało się nawet przez osiem godzin od śmierci zwierzęcia. Jeśli jednak zwierzę ożywało, zdjęcia nie rejestrowały żadnego fantomu kondensacyjnego.
Czy Watters wykonał zdjęcia dusz tych stworzeń? Czy duszę łatwiej jest sfotografować w momencie, gdy opuszcza ciało (z pewnymi resztkami “przylepionego" do niej materialnego świata), niż jakiś czas potem?
Krótki, kuszący opis eksperymentów francuskiego naukowca dobitnie dowodzi, z jaką łatwością dokonuje się chwilowych odkryć, a następnie z jaką łatwością odchodzą one w zapomnienie.
W roku 1856 dr Jobard z Paryża zadziwił prasę następującym oświadczeniem:
Odkryłem coś, co przeraża mnie samego. Są dwa rodzaje elektryczności – jeden brutalny i ślepy, powstający w wyniku kontaktu metali z kwasami, i drugi inteligentny i jasnowidzący. Brutalny szedł za Jacobiim, Bonellim i Moncalem, zaś intelektualny za Bois-Robertem, Thilorierem i Chevalierem Duplanty.
Kula elektryczna lub inaczej sferyczna elektryczność [piorun kulisty?] zawiera w sobie myśl, która nie podporządkowuje się Newtonowi [grawitacji?] i Mariotte'owi [?] kierując się własnymi dziwactwami... Roczniki akademii zawierają tysiące dowodów inteligencji elektrycznego gromu... lecz przyznaję, że pozwalam tu sobie na niedyskrecję. Jeszcze trochę, a ujawniłbym państwu klucz, który wiedzie do odkrycia uniwersalnej duszy.
Jakie jeszcze inne odkrycia mogące zaszokować świat tkwią zapomniane w zakurzonych tomiskach spoczywających na równie zakurzonych półkach z rzadka odwiedzanych antykwariatów i bibliotek?
O autorze:
John Mount jest niezależnym pisarzem osiadłym w południowo-wschodniej części stanu Queensland w Australii. Od ponad trzydziestu lat kolekcjonuje stare książki i manuskrypty, zaś przedmiotem jego zainteresowań są chemia, archeologia i filologia. Można skontaktować się z nim za pośrednictwem poczty elektronicznej, pisząc na adres: jemount@glo-balfreeway.com.au.
Bibliografia:
• L'Ami des Sciences (Przyjaciel Nauk), 2 marca 1856, str. 56.
• Thomas Browne, Works (Prace), vol. II, Londyn, 1883.
• S. W. Tromp, Psychological Physics (Fizyka psychologii), Londyn, 1949.
• H.P. Blawatsky, Isis Unveiled (kiś odsłonięta), USA, 1877, 1950.
Uwaga wydawcy:
Powyższy artykuł po raz pierwszy opublikowany został pod tytułem “Forgotten Experiments" (“Zapomniane eksperymenty") na stronie internetowej The Anomafet pod adresem <www.amomalist.com/featu-res/forgotten.html>. Inny artykuł Johna Mounta “Abiogenesis or the Frankenstein Effect" (“Abiogeneza lub efekt Frankensteina") zamieściliśmy w 4 numerze Nexusa z roku 1999, zaś kolejny – “And There Were Giants" (“Giganci") – publikujemy w dziale “Strefa cienia" w niniejszym numerze.
Profesor John Tyndall (1820-1893), znany brytyjski fizyk, którego mocną stroną była fizyka molekularna, akustyka i promieniowanie cieplne, przeprowadził pod koniec XIX wieku mało znany eksperyment.
Napełnił szklaną rurę parami pewnych kwasów, halogenków i azotynów. Następnie położył ją poziomo, tak że jej oś była zbieżna z osią równoległej, skoncentrowanej wiązki światła elektrycznego lub zogniskowanego światła słonecznego. Zogniskowanie korygowano, dopóki pary nie zaczęły reagować.
Ku zdziwieniu Tyndalla chmury par zaczęły stopniowo łączyć się tworząc trójwymiarowe obrazy zwierząt, roślin i innych kształtów, w tym geometryczne wzory składające się z kuł, sześcianów i piramid. W pewnej fazie eksperymentu zaskoczony Tyndall spostrzegł, że wirujące chmury uformowały nagle kształt “głowy węża", a gdy wąż otworzył paszczę wydobył się z niej jęzor oparu tworząc doskonale uformowany język. Jeszcze zanim zdążył się rozpłynąć, obraz ten został zastąpiony przez inny, tym razem doskonale ukształtowaną głowę ryby ze skrzela-mi, czułkami (wąsami), łuskami i oczami.
Opisując “kompletność" tego obrazu, Tyndall stwierdził:
Bliźnaczość formy zwierzęcej była kompletna, nie było dysku, zwoju lub jakiegokolwiek innego szczególiku występującego po jednej stronie [kształtu], który nie miałby swojego odpowiednika po drugiej stronie.
Ta “bliźniaczość", jak to określił Tyndall, może budzić pewne zaufanie do eksperymentu. Fakt, że każdy z bliźniaczych szczegółów jest wiernie odtworzony, to znaczy oczy, uszy etc., sugeruje, że obraz jest generowany celowo, a nie jest czymś przypadkowym w rodzaju chmur na niebie tworzących karykaturalne zarysy znanych obiektów.
Czy w przypadku “skupiania" wiązek jest możliwe, że kiedy już opanowano sztukę ich “dostrajania", pewne obrazy mogły być wybierane na życzenie?
Krytycy Tyndalla mieli używanie. Podkreślali, że zjawisko łatwo wytłumaczyć mechanicznym działaniem wiązki światła, która w normalnych warunkach zmieszałaby molekuły par w pewne kształty, takie jak kule lub wrzeciona, i proces ten, jak twierdzili, został ostatnio zademonstrowany przez Williama Crooksa.
Nie wspomnieli jednak o dokładnie wymodelowanych kształtach kwiatów, waz, muszli, ryb, głowy węża i całego szeregu innych form, które powstały podczas eksperymentu Tyndalla.
Czyżby własne myśli Tyndalla wpłynęły na wynik eksperymentu? A może pewne związki chemiczne mają skłonność do tworzenia obrazów? Nikt wówczas nie znał odpowiedzi na te pytania.
Należy wiedzieć, że Tyndall był uczonym o ustalonej reputacji, członkiem i dyrektorem Królewskiego Instytutu, prezesem Brytyjskiego Stowarzyszenia oraz uczniem i powiernikiem Michaela Faradaya. Był skromnym i litościwym człowiekiem, przynajmniej tak go opisują równi mu wiedzą. Jego prace badawcze, opracowania i wykłady były bardzo cenione przez społeczność naukową. Nie był człowiekiem, po którym można by się spodziewać, że widuje rzeczy, które nie istnieją.
Inny, o bardzo podobnym charakterze eksperyment przeprowadził Thomas Browne, siedemnastowieczny fizyk i pisarz. Browne nadał mu wiele nazw, z których jedna brzmiała: “Odrodzenie... re-indywidualizacja spopielonej rośliny".
Po zredukowaniu rośliny do popiołu przez prażenie Browne oddzielił sole od popiołu i po “specjalnej fermentacji" umieścił je w szklanej kolbie, po czym zaobserwował:
...w wyniku podgrzewania żarem lub naturalnym ciepłem ciała ujawniała się forma rośliny, która znikała w momencie usuwania źródła ciepła spod dna szklanego naczynia.
Świadek tak oto opisuje ten eksperyment wykonany na kwiecie:
Po wyżarzeniu, oddzieleniu soli od popiołu i umieszczeniu ich w szklanej fiolce podziałano na nie chemiczną mieszaniną [odczynnikiem], aż w wyniku fermentacji uzyskały one błękitnawy połysk. Następnie pył ten uaktywniano za pomocą ciepła, w wyniku czego wystrzeliwał w górę, tworząc prymitywne formy, które w następstwie przyciągania łączyły się ze sobą, i w czasie jego opadania widzieliśmy wyraźnie, jak powstaje łodyga, liście i kwiat – nikły obraz kwiatu odradzającego się z popiołu. Kiedy odstawiano źródło ciepła, magiczny obraz znikał i cała materia ponownie osadzała się na dnie. Ten roślinny feniks leżał potem ukryty w swoim zimnym popiele.
Czyżby prekursorski eksperyment w stosunku do doświadczeń Siemiona Kirliana z fotografowaniem fantomów liści i gałęzi!
Proszę sobie wyobrazić rewolucję, jaką te eksperymenty mogłyby wywołać w nowoczesnej nauce. Mogłyby one, gdyby okazały się prawdziwe, stanowić unikalną możliwość oglądania magazynu natury, w którym przechowuje ona “projekty" lub “pomysły na życie", przed i po przyobleczeniu ich w żywe ciało.
Weźmy, na przykład, medycynę sądową, która mogłaby wskrzeszać wizualnie spalone dowody rzeczowe. A w archeologii, te wszystkie stare prochy i węgle spalonych resztek, mogłyby ukazać nam, jak rzeczywiście żyli (i umierali) ludzie. Być może pochodzące z egipskich mumii oraz innych szczątków ludzi żyjących w starożytności próbki skóry lub kości pozwoliłyby po odpowiednim ich potraktowaniu ujrzeć pięknie uformowane rysy Nefretete lub uśmiech Heleny, który sprawił, że na wojenną wyprawę wyruszyło tysiąc okrętów?
Jeszcze jeden podobny pod pewnymi względami do wyżej opisanych (niestety niepoprawny politycznie według współczesnych nam standardów opieki nad zwierzętami) eksperyment przeprowadzono w latach czterdziestych z wykorzystaniem komory Wilsona, która wypełniona jest gazem lub parą (zazwyczaj wodną) i służy głównie do śledzenia torów cząsteczek atomowych i subatomowych.
Dr R.A. Watters, dyrektor Fundacji Badań Psychologicznych im. Williama Bernarda Johnstona (William Bernard Johnston Foundation for Psychological Research) w Reno w stanie Nevada, doszedł drogą teoretycznych rozważań do wniosku, że ludzka lub zwierzęca dusza istnieje w “wewnątrzatomowej przestrzeni między atomami ludzkich komórek", i postanowił sprawdzić to teoretyczne założenie przy pomocy komory Wilsona.
W tym celu umieścił w komorze dużego konika polnego i uśmiercił go za pomocą eteru. Dokładnie w momencie jego śmierci pojawiła się para wodna, która z miejsca uruchamiła aparat fotograficzny, który wykonał zdjęcie postaci powstającej w wyniku kondensacji pary. Ogółem wykonano około 40 eksperymentów z udziałem żab i białych myszy. Jak podał później Watters, we wszystkich doświadczeniach, w których nastąpiła trwała śmierć, w komorze występowało “zjawisko ciena", które miało kształt zbliżony do kształtu stworzenia, i utrzymywało się nawet przez osiem godzin od śmierci zwierzęcia. Jeśli jednak zwierzę ożywało, zdjęcia nie rejestrowały żadnego fantomu kondensacyjnego.
Czy Watters wykonał zdjęcia dusz tych stworzeń? Czy duszę łatwiej jest sfotografować w momencie, gdy opuszcza ciało (z pewnymi resztkami “przylepionego" do niej materialnego świata), niż jakiś czas potem?
Krótki, kuszący opis eksperymentów francuskiego naukowca dobitnie dowodzi, z jaką łatwością dokonuje się chwilowych odkryć, a następnie z jaką łatwością odchodzą one w zapomnienie.
W roku 1856 dr Jobard z Paryża zadziwił prasę następującym oświadczeniem:
Odkryłem coś, co przeraża mnie samego. Są dwa rodzaje elektryczności – jeden brutalny i ślepy, powstający w wyniku kontaktu metali z kwasami, i drugi inteligentny i jasnowidzący. Brutalny szedł za Jacobiim, Bonellim i Moncalem, zaś intelektualny za Bois-Robertem, Thilorierem i Chevalierem Duplanty.
Kula elektryczna lub inaczej sferyczna elektryczność [piorun kulisty?] zawiera w sobie myśl, która nie podporządkowuje się Newtonowi [grawitacji?] i Mariotte'owi [?] kierując się własnymi dziwactwami... Roczniki akademii zawierają tysiące dowodów inteligencji elektrycznego gromu... lecz przyznaję, że pozwalam tu sobie na niedyskrecję. Jeszcze trochę, a ujawniłbym państwu klucz, który wiedzie do odkrycia uniwersalnej duszy.
Jakie jeszcze inne odkrycia mogące zaszokować świat tkwią zapomniane w zakurzonych tomiskach spoczywających na równie zakurzonych półkach z rzadka odwiedzanych antykwariatów i bibliotek?
O autorze:
John Mount jest niezależnym pisarzem osiadłym w południowo-wschodniej części stanu Queensland w Australii. Od ponad trzydziestu lat kolekcjonuje stare książki i manuskrypty, zaś przedmiotem jego zainteresowań są chemia, archeologia i filologia. Można skontaktować się z nim za pośrednictwem poczty elektronicznej, pisząc na adres: jemount@glo-balfreeway.com.au.
Bibliografia:
• L'Ami des Sciences (Przyjaciel Nauk), 2 marca 1856, str. 56.
• Thomas Browne, Works (Prace), vol. II, Londyn, 1883.
• S. W. Tromp, Psychological Physics (Fizyka psychologii), Londyn, 1949.
• H.P. Blawatsky, Isis Unveiled (kiś odsłonięta), USA, 1877, 1950.
Uwaga wydawcy:
Powyższy artykuł po raz pierwszy opublikowany został pod tytułem “Forgotten Experiments" (“Zapomniane eksperymenty") na stronie internetowej The Anomafet pod adresem <www.amomalist.com/featu-res/forgotten.html>. Inny artykuł Johna Mounta “Abiogenesis or the Frankenstein Effect" (“Abiogeneza lub efekt Frankensteina") zamieściliśmy w 4 numerze Nexusa z roku 1999, zaś kolejny – “And There Were Giants" (“Giganci") – publikujemy w dziale “Strefa cienia" w niniejszym numerze.
ywiad z drem Philipem Callahanem
Dr Philip Callahan, autor 17 książek i ponad 150 innych publikacji, uchodzi za czołowy autorytet w dziedzinie rolnictwa organicznego. Jego przełomowe prace w dziedzinie owadów oraz promieniowania podczerwonego stanowią kamień milowy w zrozumieniu związku między odżywianiem a presją szkodników.
Jego ostatnie badania i odkrycia w dziedzinie paramagnetyzmu1 dopiero torują sobie drogę do powszechnego uznania. Paramagnetyzm w rolnictwie stanowi potężne wzmocnienie siły wzrostu poprawiające rozwój systemu korzeniowego i stymulujące rozmnażanie mikroorganizmów. Graeme Sait spędził pouczające popołudnie z drem Callahanem w grudniu 2000 roku w czasie konferencji “Acres USA", która odbyła się w Minneapolis.
ROŚLINY EMITUJĄ PROMIENIOWANIE PODCZERWONE
Graeme Sait: We wstępie do pana książki dotyczącej paramagnetyzmu [Paramagnetism – Paramagnetyzm] pana wydawca, Fred Walters, stwierdził, że traktuje pan swoje badania w tej dziedzinie jako najważniejsze ze wszystkich, jakie pan dotąd prowadził. Od opublikowania pana książki minęły już cztery lata. Czy jest pan usatysfakcjonowany z wpływu, jaki pana książka wywarła na rolnictwo?
Philip Callahan: Tak. Jestem bardzo zadowolony. Jest już wielu farmerów, którzy uczestniczą w konferencjach “Acres USA" i wypróbowali tę metodę z pozytywnym skutkiem. W pana kraju [Australii – przyp. red.] nad paramagnetyzmem i wzrostem roślin pracuje już kilka dużych korporacji. Ta książka rzeczywiście zrobiła dobry początek, ponieważ kompetentni ludzie mogą usiąść, przeczytać ją, a potem pójść i sprawdzić, jak to działa.
GS: Powód, dla którego zapytałem, czy jest pan usatysfakcjonowany z postępu, dotyczy tego, co nazywam ślimaczym tempem postępu, jakie miało miejsce w przypadku pana innych odkryć. Tym, którzy nie znają pańskich prac, wyjaśniam, że chodzi o odkrycie emisji promieniowania podczerwonego przez rośliny, które wzmacnia molekuły zapachu. Do lokalizowania tych zapachów owady używają swoich anten. Zdrowe rośliny emitują inne sygnały niż chore i owady bardziej przyciągają rośliny niedożywione. Ten niezmiernie ważny fakt był ignorowany przez entomologów, natomiast wojsko szybko doceniło jego wagę. To właśnie w oparciu o pańskie prace skonstruowano pociski kierujące się na źródło ciepła. Co pan odczuwa w związku z tym faktem?
PC: Jestem zadowolony ze swoich prac nad paramagnetyzmem, lecz należy je odróżniać od moich prac dotyczących związku między promieniowaniem podczerwonym i owadami. Wciąż jesteśmy w fazie prac, które pozwalają żywić nadzieję, że nauczymy się generować takie częstotliwości, które będą przyciągać owady.
Początki mojego zainteresowania paramagnetyzmem sięgają moich badań świętych miejsc. Odwiedzałem te miejsca na całym świecie – katolickie, buddyjskie, muzułmańskie, a nawet święte miejsca australijskich Aborygenów. Zauważyłem, że wszędzie tam rośliny rosły lepiej i że zawsze były tam skały. Dalsze badania ujawniły, że te skały były wysoce paramagnetyczne.
Rzecz w tym, że ta siła już tam była. Ja jej nie odkryłem. Jest tam i czeka na zagospodarowanie. Archeolodzy nazwaliby to “zbieractwem". Dobre rolnictwo nie jest syntetyczne, musi obejmować pracę z naturą a nie z syntetycznymi truciznami. Materiały paramagnetyczne są tam i czekają na wykorzystanie. Dobre rolnictwo jest “zbieractwem".
W kategoriach elektromagnetycznych zajmowałem się tam szukaniem anten owadów, ponieważ miałem doświadczenie w technice radiowej. Wojnę spędziłem w Irlandii w supertajnej stacji radiowej. Układ, z którym pracowałem, nie był układem stałym, który się włącza i on działa. Był to układ rur próżniowych, który pracował przez dwa lata 24 godziny na dobę, aby umożliwiać samolotom obrony wybrzeża znajdowanie drogi powrotnej do domu. Musiałem przez cały czas utrzymywać ten układ w sprawności. Gdybym popełnił błąd, mogłoby to oznaczać trzystu nieżywych pilotów. Byłem uwiązany do stacji, ale dzięki temu wiele się nauczyłem o radiu.
W końcu zacząłem szukać układów antenowych owadów i przystąpiłem do eksperymentów. Na właściwą drogę wprowadziło mnie proste doświadczenie za 2 dolary. Wziąłem kukurydzę i pudełko, z którego zrobiłem emiter jej zapachu. Obok pudełka umieściłem kawałek włochatego materiału (który miał włosy podobne do tych, jakie ma kukurydza) i oświetliłem go niebieskim światłem. Spośród 2000 jaj złożonych przez gąsienicę ćmy szkodnika kukurydzianego 1990 zostało złożonych na materiale, a nie na roślinie.
Ten prosty eksperyment pozwolił mi zrozumieć, że energia światła połączyła się z energią zapachu i wzmocniła siłę zapachu ponad poziom zapachu oryginalnej rośliny lub jego źródła pochodzenia. Zdałem sobie sprawę, że chodzi tu o zapach i że działał on jak generator drgań. Podpowiadał mi to zdrowy rozsądek. Skoro zapach jest generatorem, to trzeba zacząć szukać odpowiedniej częstotliwości. Oczywisty wybór stanowiła podczerwona część widma.
Problem z uzyskaniem akceptacji dla tych nowych idei tkwi w tym, że entomolodzy są związani z liczącą 100 lat tradycyjną teorią węchu, która nie obejmuje koncepcji zapachu i częstotliwości. W przypadku paramagnetyzmu trzeba zastosować wysoce paramagnetyczny zmielony proszek, aby dostrzec rezultaty. Farmerzy są praktycznymi naukowcami – jeśli coś działa, to to stosują. Stosując promieniowanie podczerwone zakłócamy istniejące status quo, a to znacznie trudniejsze zadanie.
GS: Z paramagnetyzmem jest łatwiej również dlatego, że skonstruował pan PCSM [Paramagnetic Count Soil Meter – miernik paramagnetyzmu gruntu]. Kiedy hodowcy dostrzegą bezpośredni związek między wydajnością i odczytami miernika, wówczas to zagadnienie przestanie być abstrakcyjną teorią. Nie da się jej zaprzeczyć.
PC: Nawiasem mówiąc, entomolodzy mogliby powtórzyć kilka z moich prostych eksperymentów i zobaczyliby, że wyniki są nie do obalenia, ale nie chcą tego zrobić, ponieważ mają klapki na oczach. Są niewolnikami paradygmatu2. Jednak nie ma paradygmatu przeciwko paramagnetyzmowi, ponieważ nikt przedtem o tym nie słyszał3.
PARAMAGNETYCZNE SKAŁY EMITUJĄ FOTONY
GS: Jak rozumiem, pana najnowsze badania sugerują, że materiały paramagnetyczne są źródłem podziemnego światła powodującego rozrost systemu korzeniowego. Czy może pan szerzej omówić to zjawisko?
PC: Tak. Siła paramagnetyczna jest pochodzącym ze skał światłem dla korzeni. Skały są w rzeczywistości przekaźnikiem zbierającym magnetyzm z kosmosu i przekazującym go korzeniom. Jeśli weźmie się paramagnetyczną skałę i zaniesie ją do laboratorium dra Fritza-Alberta Poppa w Niemczech i podda się ją tam pomiarowi za pomocą jego przyrządów umożliwiających zliczanie liczby fotonów, okaże się, że wysoce paramagnetyczna skała wysyła od 2000 do 4000 fotonów. Jeśli zmiesza się tę skałę z kompostem, jeśli podziałamy na nią organicznie, liczba emitowanych fotonów zwiększy się do 400000. Stąd bierze się światło dla korzeni. Korzenie stanowią linie przesyłowe dla fal, podobnie jak anteny owadów. Jeśli odetnie się korzenie i oświetli je, będą przewodzić fale świetlne, podobnie jak to się dzieje w światłowodach. Dr Popp posiada przyrządy o wartości 100000 dolarów służące do pomiaru światła w formie fotonów.
Potrafię zademonstrować to zjawisko przy zastosowaniu przyrządu o wartości 200 dolarów noszącego nazwę “camera obscura", czyli komory ciemniowej. Wykonuje się ją tak, że w wieczku osłaniającym obiektyw wierci się małą dziurkę i w kompletnej ciemni przykleja się do tego otworu kawałek skały, i zostawia w ciemni na około trzy tygodnie. Po wyjęciu filmu z aparatu i wywołaniu go okaże się, że uzyskaliśmy obraz świateł we wszystkich kolorach tęczy. Ponieważ skała wydziela niewiele fotonów naświetlanie światłoczułej kliszy musi trwać trzy tygodnie. Jest to niepodważalny dowód, że paramagnetyczna skała emituje światło. Proszę pamiętać, że korzenie roślin znajdują się w ziemi (skale) przez co najmniej trzy miesiące, więc otrzymują dużo światła.
GS: To fascynująca historia, ale dotyczy tylko najnowszego pańskiego odkrycia. Czy zawsze pan uważał, że to działa w ten sposób?
PC: No cóż, w tym przypadku wiedziałem, że tak jest, musiałem tylko odkryć mechanizm, jak to działa. Niektóre z moich eksperymentów sugerowały ogromny przyrost plonów. Na przykład wziąłem żyto uprawiane na glebach piaszczystych o poziomie paramagnetyzmu 60 cgs4 i użyźnionych skałą paramagnetyczną. Przed użyźnieniem żyto miało na korzeniach od 10 do 15 guzków azotu, natomiast po użyźnieniu ich ilość wzrosła do 200. To sugeruje, że bakterie znajdujące się w gruncie nie mogą konwertować znajdujących się tam soli mineralnych w formę przyswajalną przez rośliny bez udziału tej paramagnetycznej siły. One nigdy nie spożytkują całości nawozu zrzucanego na nie bez pomocy paramagnetycznej siły. Siła ta jest dla korzeni tym, czym światło dla chlorofilu. Jeśli nie ma światła, chlorofil nie może działać. Jeśli nie ma siły paramagnetycznej, korzenie nie mogą pracować.
GS: Ostatnio przeprowadziliśmy eksperyment, który potwierdza to, co pan powiedział. Nie jestem pewien, czy zna pan naszą firmę Nutri-Tech Solutions. Specjalizujemy się w analizach żyzności oraz w doborze indywidualnych zestawów nawozowych przy zastosowaniu zasad równoważenia gleby metodą Albrechta oraz techniki biologicznej aktywacji. Ostatnio zaczęliśmy importować pańskie mierniki paramagnetyzmu, aby rozszerzyć zakres naszych możliwości. Nasze próby okazały się bardzo udane i staliśmy się obecnie najszybciej rozwijającą się firmą rolniczą w naszym kraju.
Ostatnio mieliśmy rzadki przypadek nieudanego działania. Małżeństwo hodujące śliwki w północnej części Oueens-landu miało trzy kolejne lata nieurodzaju i zwróciło się do nas o pomoc. Analiza gleby ujawniła braki prawie wszystkiego. Opracowaliśmy recepturę uzupełniającą te braki, której koszt był ogromnym ciężarem dla tych ludzi. Niestety, nastąpił kolejny nieurodzajny rok. Nie wiedzieliśmy, co robić, i zarządziliśmy jeszcze jedno badanie gleby w nadziei, że może uda się coś ustalić. Próbki gleby przybyły tego samego dnia co pierwsza dostawa pańskich mierników. Postanowiliśmy, że zbadamy glebę na paramagnetyzm. Miernik wykazał minus 20 cgs! Energia paramagnetyczna była w tym przypadku czynnikiem ograniczającym i jak pan przed chwilą powiedział, wszystkie nawozy świata nie rozwiązałyby problemu, z którym mieliśmy do czynienia.
PC: No cóż, żaden nawóz nie będzie działał bez energii paramagnetycznej. Nie może działać bez światła.
GS: To naprawdę fantastyczne odkrycie i jest bardzo ważne w przypadku tych, którzy uprawią ziemię pochodzenia niewulkanicznego.
PC: Otóż, panie Graeme, nie mówię tego ze względu na siebie. Mało mnie obchodzi, czy to odkrycie zostanie w końcu przypisane mojej osobie. Pragnę ocalić rodzinne farmy. To jest według mnie największe odkrycie w dziedzinie rolnictwa w ostatnim stuleciu. Proszę jednak pamiętać, że to nie ja odkryłem paramagnetyzm, ja odkryłem jedynie jego zastosowanie. A to duża różnica.
PRACA Z PARAMAGNETYZMEM
GS: Chciałbym zadać panu kilka pytań dotyczących mechaniki paramagnetyzmu. Czy istnieje jakiś związek między paramagnetyzmem a poziomami Brixa?
PC: Ostatnim numer Acres USA [z września 2000 roku] podaje wyniki badań i jest tam mowa o sześciopunktowej różnicy między glebami o niskim i wysokim paramagnetyz-mie. Nie jest to pełna odpowiedź, ale z pewnością nie jest bez znaczenia.
GS: W swojej książce sugeruje pan, że kompost, mikroorganizmy i paramagnetyzm są podstawowymi czynnikami ekologicznego rolnictwa. Stosujemy znacznie więcej składników i z własnego doświadczenia wiem, że taka analiza jest zbyt uproszczona. Często koniecznym dodatkiem bywają wapń, potas, fosfor i mikroelementy.
PC: Nie jestem przeciwnikiem chemii. Podobnie jak Ar-den Andersen i Phil Wheeler uważam, że chlorek potasu jest nie do obrony, chodzi mi jednak o to, że jeśli w glebie nie ma energii paramagnetycznej, to wszelkie zastosowane nawozy nie będą spożytkowywane i gospodarstwo rodzinne będzie zagrożone, ponieważ wydane pieniądze pójdą na marne.
Jeśli potrzeba azotu, to należy zastosować ten z najlepszego źródła i, broń Boże, nie stosować bezwodnika amoniaku. Proszę posłuchać. W wielu badaniach podaje się, że liczba dżdżownic rośnie po zastosowaniu bezwodnika amoniaku. Uważa się, że dżdżownice stanowią oznakę wysokiej żyzności gleby. To prawda, że amoniak przyciąga owady i dżdżownice. Zamarłe korzenie wydzielają amoniak i dżdżownice podążają w kierunku tej emisji, ponieważ zamarła materia organiczna stanowi ich pokarm.
Kiedy coś się analizuje, trzeba brać pod uwagę szerszy obraz. Tendencja do trzymania się sztywnych, ograniczonych dyscyplin, analizujących jedynie drobny wycinek zagadnienia, jest bardzo niebezpieczna. Właściwe jest podejście holistyczne5.
GS: Oferujemy rolnikom bezpłatne usługi w postaci pomiaru potencjału nawozowego miejscowych skał sypkich. W Australii bazalt stanowi dominującą skałę paramagnetyczną. Są olbrzymie różnice między poszczególnymi próbkami, rzędu od 100 do 3000 cgs na metr. Skąd takie różnice? Co w rzeczywistości determinuje poziom paramagnetyzmu?
PC: To tylko spekulacja. Nie jestem wulkanologiem, ale wydaje mi się, że występuje zależność między ilością magmy wyrzucanej w czasie erupcji a poziomem paramagnetyzmu wyrzucanej skały. Magma pochodzi z dużych głębokości i w przypadku niewielkich erupcji materiał pochodzący z dużych głębokości w ogóle nie występuje. Ciepło stanowi kluczowy czynnik. Nawet proste użyźnianie może podnieść poziom paramagnetyzmu. Sam kompost potrafi podnieść ten poziom z 30 do 70 cgs.
GS: Podnieśliśmy poziom paramagnetyzmu w glebie o 700 procent poprzez prostą zmianę stosunku wapnia i magnezu oraz zwiększenie zawartości tlenu.
PC: Tlen jest tu czynnikiem kluczowym. Jest to najbardziej paramagnetyczny z gazów. Kiedy magma wypływa, opadając wychwytuje tlen. Istnieje związek między jej temperaturą i utlenieniem.
GS: Istnieje pewne ciekawe zjawisko, które chciałbym omówić. Wykonujemy pewne prace w rejonie Blackbutt w stanie Cjueensland. Widziałem pana zalecenia w sprawie optymalnych i wysokich poziomów paramagnetyzmu, ale w tym określonym rejonie zmierzone poziomy są znacznie wyższe od wszystkich, o jakich pan pisze. Poziomy te zawierają się w granicach od 3000 do 10000 cgs. Interesujące jest to, że nawet przy tak wysokim poziomie jest różnica w zbiorach z gleb o poziomie 3000 i tych o poziomie 10000 cgs. Co jeszcze ciekawsze, gleby o poziomie 7000 cgs wykazywały znaczną poprawę po zaaplikowaniu im bazaltowego miału, którego poziom wynosił 2000 cgs. Czy potrafi pan to wytłumaczyć?
PC: W tym przypadku mamy do czynienia z dodatnim rezultatem remineralizacji. Może to dotyczyć kobaltu lub żelaza. Phil Wheeler sugeruje, że nikiel często stanowi zagubione ogniwo. O cokolwiek by tu nie chodziło, ta reakcja na miał, na pewno nie dotyczy paramagnetyzmu. Paramagnetyzm pobudza bakterie do zwiększenia dostaw mikro- i makroskładników odżywczych, jeśli jednak ich brakuje, nie uzyska się żadnych wyników. Teoretycznie rzecz biorąc można by dojść do poziomu paramagnetyzmu równego 15 000, ale bez wapnia nic on nie da.
GS: Na ile niezawodny jest paramagnetyzm w charakterze stymulatora urodzaju? Czy każdy farmer może zdobyć rozdrobnioną skałę, zastosować ją i spodziewać się dobrych wyników, oczywiście, jeśli poziom paramagnetyzmu na jego polach jest niski?
PC: Nie, zdecydowanie nie. Rzecz w życiu gleby. Paramagnetyzm oddziałuje na kompost. Mogą być setki organicznych farmerów podwajających tą metodą plony, ale kiedy zastosujemy ten sam materiał na martwej, chemicznie nawożonej glebie, to nic to nie da. Jeśli brak jest minimalnego poziomu organicznej materii, paramagnetyzm nic nie da. Prześledziłem to nawet u siebie w domu. Do dwóch grządek rzepy dodałem materiał paramagnetyczny, z tym, że do jednej dałem dodatkowo kompost. Nie ma porównania między plonami – kluczowym czynnikiem jest kompost.
GS: To interesujące. Nie miałem pojęcia, że ta zależność jest aż tak znacząca. Czy między zwiększeniem ilości materii organicznej a reakcją na materiał paramagnetyczny zachodzi stosunek jeden do jednego?
PC: To dosyć skomplikowane i nie robiliśmy jeszcze badań umożliwiających dokładne ustalenie tego stosunku. Pracy przy tym jest na następne dziesięć lat i nie można tego zrobić od razu.
GS: Jedną z pana silnych stron jest umiejętność powiązania nici wiodących z wielu dyscyplin wiedzy i opracowanie bardziej holistycznego wyjaśnienia. Pozostaje to w przeciwieństwie do redukcjonizmu współczesnej nauki. Czy to szerokie spojrzenie okazało się korzystne w stosunku do głównego nurtu?
PC: Ogólne podejście nie jest dla tych, którzy chcą dostać Nobla. Chuck Walters dał mi nagrodę w zeszłym roku – małą szklaną plakietkę – a ja powiedziałem: “To jest moja Nagroda Nobla". Chodzi mi o to, że Nobla dostał również facet, który wynalazł DDT. Uznanie rzadko spotyka tych, którzy na to zasługują.
Moim ulubionym przykładem jest przypadek dziewiętnastowiecznego geniusza nauki, Johna Tyndalla6, który odkrył penicylinę osiemdziesiąt lat przed Flemingiem. Odkrył on, że molekuły zapachu absorbują promieniowanie podczerwone i to właśnie on stwierdził, że węch działa w ten sposób. Tyndall odkrył również paramagnetyzm. Tak więc oba zagadnienia, nad którymi dziś pracuję, zostały odkryte w roku 1850. Tak właśnie często bywa w nauce, jest w niej dużo nieuczciwości. Ego góruje nad prawdą i zasługi nie są przypisywane tym, którym powinny być przypisane. W rzeczywistości odkryłem to wszystko sam i później dowiedziałem się, że Tyndall odkrył to przede mną.
GS: Jeszcze jedno pytanie dotyczące pomiarów paramagnetyzmu przy pomocy pańskiego miernika: “W jaki sposób różnicuje pan ferromagnetyzm i paramagnetyzm, skoro oba mają wpływ na odczyty na mierniku?"
PC: Tak, z tym jest problem. Oczywiście idealny jest materiał o niskiej zawartości żelaza a mimo to dający wysokie odczyty miernika.
GS: Pracujemy na materiale wytwarzanym na bazie popiołów i pokruszonej lawy o handlowej nazwie Nutri-Score i poziomie paramagnetyzmu 3000 cgs oraz zawartości żelaza w ilości 7 ppm [7 części na milion]. Często łączymy go z innymi materiałami o dużej higroskopijności, takimi jak miękka skała fosforanowa i humusy7, a następnie pompujemy do tej mieszanki roztwór flory bakteryjnej. Kiedy w składzie mieszanki są cząsteczki popiołów, liczba mikrobów skacze z 1 miliarda na gram do 2,5 miliarda na gram.
PC: Zgadza się. To działa zawsze, ale należy pamiętać, że do stworzenia właściwej równowagi potrzebne są również związki chemiczne. Nadal potrzebne jest pożywienie, które będzie korzystało z dobrodziejstwa w postaci paramagnetyzmu. To część szerszego spojrzenia. Nauka winna studiować naturę. Kiedy widzimy, że coś się dzieje, powinniśmy eksperymentować z tym, a następnie starać się podejść do tego jak inżynier. W tym momencie wkracza matematyka, należy jednak pamiętać, że powinna ona wkraczać po eksperymentach, a nie przed nimi. Tysiące naukowców siedzą przy komputerach i prowadzą teoretyczne kalkulacje. Nauka nie tak powinna działać.
GS: Zauważyłem ponadto, że wyższy poziom paramagnetyzmu wykazują gleby położone wyżej. Jest tak nawet w przypadku Queenslandu, gdzie poziom paramagnetyzmu waha się od 3000 do 10 000 cgs i te wyższe poziomy występują w glebach położonych na wysokości od 120 do 150 metrów. Co jest tego przyczyną?
PC: Kiedy wulkan wybucha, magma wychodzi z dna na powierzchnię, formuje się w krople i następuje jej utlenienie. Kiedy opada na ziemię, większa część opada w pobliżu krateru. Potem zajmuje się nią wiatr i rozsiewa dalej w postaci cieńszej warstwy. Słabszy materiał zawsze znajdzie się na samym dole.
CHWASTY, HERBICYDY I ELEKTRONIKA
GS: W swojej książce wspomina pan o roli chwastów. Mówi pan, że chwasty pienią się wtedy, gdy brak jest składników odżywczych, i że biorą one udział w recyklingu tych składników, sprowadzając je z dużych głębokości i często zwiększając poziom paramagnetyzmu.
PC: Tak. Taka jest prawda. Chwasty są wskaźnikiem niedoboru składników odżywczych i są siłą sprawczą recyklingu. Zwiększenie poziomu paramagnetyzmu jest związane z dodatkową ilością soli mineralnych i tlenu wprowadzanych do gleby wtedy, gdy chwasty pomagają w jej uzdatnianiu.
GS: Kiedy jednak weźmie się pod uwagę składniki odżywcze i wilgoć, które zabierają chwasty, czy nadal uważa pan, że warto je tolerować?
PC: Często można sobie na to pozwolić. Bardzo często przesadzamy, jeśli chodzi o konkurencję, jaką stanowią chwasty. Musimy również wziąć pod uwagę alternatywę, którą są herbicydy. Wszystkie herbicydy zabijają mikroorganizmy. Środki przeciw chwastom [herbicydy] są w tym zakresie znacznie szkodliwsze od środków owadobójczych [insektycydów].
GS: Mówił pan o szkodliwym wpływie herbicydów. Jak radzą sobie z tym problemem nieekologiczni farmerzy? To przecież oni są głównymi użytkownikami herbicydów.
PC: To prawda. Herbicydy wykańczają nieekologicznych farmerów. Wszystkie herbicydy zabijają mikroorganizmy. Niektóre są bardziej destrukcyjne od innych. Atrazyna jest prawdopodobnie najgorsza, ale Roundup jest również zabójczy.
GS: To interesujące, ponieważ Roundup reklamuje się jako środek ulegający biodegradacji.
PC: Ostatecznie może ulec biodegradacji, ale na dobrą sprawę nikt nie wie, ile potrzeba na to czasu. Jego osady utrzymują się przez wiele miesięcy. Dżdżownice też go nie lubią. Sam Darwin stwierdził, że wszystko, co zabija rośliny, zabija również dżdżownice. Jak już powiedziałem, herbicydy są znacznie szkodliwsze od insektycydów.
GS: Zalecaliśmy stosowanie kwasu huminowego razem z herbicydami, aby związać ich osady i zmniejszyć permanentne niebezpieczeństwo. Czy zna pan tę metodę?
PC: Tak. To z pewnością dobra koncepcja. Sądzę, że Arden Andersen i Phil Wheeler promują podobne zasady. Phil Wheeler to błyskotliwy młody fizyk i wspaniały nauczyciel. Przekonuje mnie, że kiedy mówi o paramagnetyzmie, musi to robić w bardzo umiarkowany sposób, ponieważ jest to tak nowy pogląd, że zraża ludzi.
GS: Nie zgadzam się z Philem [Wheelerem] w tym względzie. Zgadzam się, że Phil jest bardzo dobrym popularyzatorem, ale jego prace z dziedziny radiestezji są potencjalnie znacznie bardziej alienujące od koncepcji paramagnetyzmu. Pański PCSM [miernik paramagnetyzmu gruntu] nie ma charakteru miotły czarownicy. To urządzenie, na którym można w stu procentach polegać. Jeśli przy jego pomocy podda się badaniu dobrą, żyzną glebę, to zawsze otrzyma się wysoki odczyt, i odwrotnie, jeśli są jakieś problemy z urodzajnością, to zawsze uzyska się znacznie niższe odczyty.
W przeciwieństwie do tego, znacznie trudniej jest przekonać normalnego rolnika, że może wysłać zdjęcie swoich upraw na drugą stronę globu, gdzie jego problemy zostaną zdiagnozowane. Może to i prawda, ale jest to znacznie bardziej dziwaczne od koncepcji paramagnetyzmu, który można łatwo udowodnić przy pomocy pańskiego miernika. W moim odczuciu paramagnetyzm został całkowicie pozbawiony mistycznej otoczki.
PC: Tak, paramagnetyzm rzeczywiście znalazł się w granicach zakreślonych dobrą, solidną fizyką. Nawet inżynier-elektryk po przyjrzeniu się temu miernikowi powie: “Mój Boże, to właśnie to!" Z radiestezją jest jeden problem: kiedy próbujemy zrobić z człowieka antenę, mamy kłopoty, ponieważ nie można dostrajać człowieka. Oporność jednego człowieka może być równa 200 000 omów a innego 500 000 omów i kiedy ktoś stara się dopasować antenę do odbiornika, to okazuje się, że jest z tym ogromny problem. Skaner jest w zasadzie opornikiem zespolonym, poza tym w tym przypadku mamy do czynienia z stałą anteną i stałym nadajnikiem. Skanery w bardzo dużym stopniu zależą od operatora. Gdyby ktoś chciał sprzedać mi takie urządzenie, to przypominałoby to kupno przeze mnie skrzypiec z zamiarem zagrania utworu “Danny Boy". Nie jestem muzycznie uzdolniony. Pewni ludzie, na przykład różdżkarze, są bardzo wyczuleni na promieniowania radiestezyjne, ale większość ludzi nie jest w stanie efektywnie operować skanerem i na tym polega główny problem z tą techniką.
GS: Czy jest nadzieja, że uda się zbudować efektywny skaner niezależny od ludzkiej anteny?
PC: Tak, jest taka nadzieja i pracuje obecnie nad prototypem takiego urządzenia. To bardzo prosty pomysł i to urządzenie powinno kosztować ułamek tego, ile kosztują obecnie znajdujące się na rynku skanery, oczywiście, kiedy już uda mi się je udoskonalić.
GS: W przypadku obecnego modelu PCSM rzeczywiście udało się panu wielokrotnie zredukować koszt mierników paramagnetyzmu. Jak wygląda historia konstrukcji tego urządzenia?
PC: No cóż, wiedziałem, o co mi chodzi, ale nie potrafiłem przyoblec swojego pomysłu w postać technicznego urządzenia. Musiałem poprosić o pomoc inżyniera-elektryka, Eda O'Briena, szefa wydziału inżynierii elektrycznej.
GS: Wracając do paramagnetyzmu w rolnictwie, najwyższą wagę w recepturach nawożenia przywiązujemy zawsze do wapnia. Jaki jest związek między paramagnetyzmem gleby a poziomem zawartości w niej wapnia?
PC: Otóż wapń jest najważniejszym składnikiem żywieniowym i nie można uzyskać dobrych wyników po zastosowaniu proszku skały paramagnetycznej, jeśli ignoruje się obecność w glebie wapnia. Składniki żywieniowe będą, generalnie biorąc, nieprzyswajalne, jeśli nie będzie wystarczającej ilości wapnia. Paramagnetyzm nie zastępuje składników odżywczych, jest czymś dodatkowym w stosunku do nich.
GS: Jeszcze jedno pytanie dotyczące “współżycia z chwastami", jako że to właśnie one są największym problemem zarówno farmerów konwencjonalnych, jak i ekologicznych. Sugeruje pan, że istnieje optymalna populacja chwastów. Jaka ona jest i jak ją uzyskać?
PC: No, to, co powinno spotkać chwasty, najlepiej zilustrował Phil Wheeler w swoim dzisiejszym wystąpieniu. Powiedział on: “Nawożę z przeznaczeniem dla moich upraw, a nie dla chwastów". Jeśli ktoś ma chwasty wielkości zboża, to znaczy, że nie stosuje właściwego nawożenia. Jeśli uprawy dobrze się rozwijają w wyniku dostarczenia im właściwych składników, to zawsze przerosną i zagłuszą chwasty.
STAROŻYTNE TRADYCJE, WSPÓŁCZESNE BADANIA
GS: W rolnictwie ekologicznym istnieje, jak się wydaje, tendencja do stosowania pewnych koncepcji wynikających ze starożytnej zasady chińskiej filozofii Yin-Yang8. Arden Andersen porównuje przeciwstawne sobie energie, energię wzrostu i energię reprodukcji, do koncepcji Yin-Yang, pan zaś czyni podobne porównania w odniesieniu do paramagnetyzmu i diamagnetyzmu9. Czy te koncepcje mają ze sobą coś wspólnego?
PC: Oczywiście. Kiedyś skopiowałem kilka rozdziałów z piętnastotomowego dzieła, które pożyczyłem z biblioteki USDA10, dotyczących związku między filozofią starożytnych Chin, nauką i religią. Starożytni różdżkarze poszukiwali właściwych miejsc na budowę domu. Wybierali miejsca o silnych własnościach paramagnetycznych.
Kiedy byłem ostatnim razem w Australii, rozmawiałem z pewnym Aborygenem na temat góry Ayers Rock11. W trakcie rozmowy wspomniałem na temat jej świętego charakteru,
lecz mój rozmówca szybko to sprostował, stwierdzając, że było to raczej miejsce zgromadzeń, ponieważ było łatwozau-ważalne z odległości wielu kilometrów. Rzeczywiste święte miejsce położone jest w odległości 48 kilometrów od niej, ale nie przypominam sobie jego nazwy. Kiedy przybyłem do Ayers Rock, przeprowadziłem pomiary i okazało się, że poziom paramagnetyzmu wynosi tam zaledwie 30-40 cgs, a we wspomnianym świętym miejscu aż 5000 cgs!
GS: Widzę, że lubi pan podróże i przygody. Czy wiek nie osłabił tej pasji?
PC: Ludzie dziwnie zapatrują się na wiek. Pięć lat temu, w wieku 70 lat, postanowiłem znaleźć miejsce, gdzie nikt nigdy przedtem nie był. Wyszukałem więc w Amazonii obszar o powierzchni około 65000 kilometrów kwadratowych, do którego Peruwiańczycy nigdy nie zaglądali. Był on we władaniu plemienia łowców głów o paskudnej reputacji. Rząd Peru wynajął mi wojskowy samolot, przypuszczam, że chcieli zobaczyć, co się stanie. Poleciałem razem z przyjacielem. Pilot zostawił nas, a ja na pożegnanie powiedziałem mu: “Proszę nie zapomnieć zabrać nas stąd dokładnie za trzy tygodnie". Wędrując, znalazłem to plemię łowców głów i żyłem wśród nich przez trzy tygodnie. Nie było żadnych problemów. Kluczową sprawą było wejście między nich z uśmiechem. Jeśli wejdzie się między nich bez broni i bez znajomości ich języka, ale z uśmiechem na twarzy, są tym zafascynowani. To tak, jakby przyniosło się im nowy telewizor. Bardzo szybko zaczynają kogoś takiego nazywać “wujkiem". Natomiast o mało co nie straciliśmy życia w samolocie. Pojazdy silnikowe są znacznie niebezpieczniejsze od przygód. Prawie każdy członek mojej rodziny miał poważny wypadek samochodowy, ja sam miałem dwa. Cała rodzina jest ostatnio zajęta pielęgnowaniem mojej żony, która wraca właśnie do zdrowia po uderzeniu w nią ciężarówki. To był jej drugi poważny wypadek.
Przygoda z łowcami głów była wspaniała. Być może opiszę ją kiedyś w książce.
GS: Do tej pory napisał pan i opublikował 17 książek. Czy pracuje pan obecnie nad czymś?
PC: Tak, i uważam, że to dosyć ważne. Piszę podręcznik paramagnetyzmu. Pierwsza część będzie opisywać zasługi wulkanów, a druga będzie dotyczyć erozji, tej pozytywnej, w wyniku której rozdrobniona skała paramagnetyczna wędruje w dół rzek. Następnie postaram się wyjaśnić, do czego potrzebna jest ta skała w glebie. W drugiej części znajdą się opisy prostych eksperymentów z dżdżownicami i brodawkami azotu na korzeniach oraz różnymi związkami chemicznymi. Będzie to prosty przewodnik wyjaśniający rolnikom zjawisko paramagnetyzmu.
GS: Czy zna pan prace amerykańskiego naukowca Bruce'a Tanio? Jest on pionierem monitorowania pH12 soku liści jako wskaźnika stanu zdrowia rośliny i jej potrzeb pokarmowych.
PC: Nie, nie znam tych prac.
GS: Najwyraźniej on również zajmował się paramagnetyzmem. Jak słyszałem, kruszył wysoce paramagnetyczny materiał przy zastosowani młyna kulowego, aby uzyskać bardzo drobny proszek. Ten proszek, stosowany w bardzo niewielkich ilościach, zwiększał liczbę mikroorganizmów o 300 procent. To prowadzi do mojego kolejnego pytania. Na ile ważna jest wielkość cząsteczek przy dodawaniu do gleby materiału paramagnetycznego?
PC: No cóż, z praktycznego punktu widzenia pył nie jest wygodny. W laboratorium może tak, ale w warunkach polowych lepsze rezultaty uzyskuje się z materiałem o większych cząsteczkach.
GS: W naszej praktyce mieszamy zwykle pył z innymi materiałami, aby uniknąć kłopotów.
PC: No cóż, jeśli mieszacie pył z kompostem, to wydaje mi się, że uzyskacie lepsze wyniki. Cokolwiek się robi, należy pamiętać, aby materiał był “wkultywowany" w glebę, w innym przypadku istnieje niebezpieczeństwo wykształcenia płytkich korzeni.
WODA A PARAMAGNETYZM
GS: W naszej praktyce okazało się, że odczyty wykonywane dla gruntu wilgotnego i suchego różnią się od siebie.
PC: I tak być powinno. Woda jest diamagnetykiem. Powiem panu coś ważnego na temat wody i paramagnetyzmu. Pomiary opadów dowodzą, że amerykański Midwest13 ma od 100 lat średnią wysokość opadów wynoszącą 306 milimetrów. Przed drugą wojną światową nigdy nie doświadczono tam klęski suszy, a obecnie są one tam bardzo pospolite. Wciąż tam pada tyle samo wody, co się więc zmieniło? Pięćdziesiąt do sześćdziesięciu lat temu poziom paramagnetyzmu w tamtejszych glebach wynosił 300-400 cgs, a teraz poniżej 100 cgs.
Wyniki, jakie właśnie otrzymałem od australijskiej firmy Boral, która zajmuje się tymi zagadnieniami, potwierdzają przyczynę. Firma Boral ustaliła, że materiały paramagnetyczne zwiększają o 50 procent zdolność gleby do zatrzymywania wilgoci.
Rzecz w tym, że siła paramagnetyzmu może erodować i eroduje w czasie. Współczesne metody uprawy roli przyspieszają ten proces. Nie jest to nic nowego, tyle że to zjawisko uległo obecnie znacznemu przyspieszeniu.
Pracowałem w Phoenix w Arizonie i przyglądałem się tamtejszemu zagłębiu rolniczemu. Jak Indianie uprawiali ziemię na płaskowyżach (właściwie chodzi tu o pagórki z płaskimi szczytami i stromymi zboczami, tzw. “mesy"), polegając jedynie
na opadach w ilości 306 milimetrów przy braku jakichkolwiek możliwości dodatkowego nawadniania? Na jednej “mesie" była możliwość dodatkowego nawadniania, ponieważ miała 12 źródeł na szczycie, ale cała reszta ich nie miała. Pewien archeolog sugerował, że musieli nosić wodę na górę, ale to wyjaśnienie było nie od zaakceptowania. Musieli polegać wyłącznie na deszczu. Mam zdjęcia mesy wykonane przez Charlesa Lindberga. Widać na nim wyraźnie, gdzie Indianie uprawiali ziemię. Poszedłem wiec do mesy i pod budynki (glinianki), gdzie ziemia nigdy nie była uprawiana. Okazało się, że poziom paramagnetyzmu wynosi tam 800-900 cgs, podczas gdy w miejscach, gdzie ziemia była uprawiana, zaledwie 50-60 cgs. Farmerzy z Midwestu wyczerpali siłę paramagnetyczną swojej ziemi w ciągu 50 lat, podczas gdy Indianom doprowadzenie gleby do takiej degradacji zajęło 300-400 lat.
Rzecz w tym, że te gleby można łatwo reenergetyzować. Proces ten może trwać na naszych nawadnianych farmach zaledwie 10-12 lat. Jest on stosunkowo tani i może znacznie poprawić urodzajność gleby. Indianie opuszczali swoje pola, kiedy ich poziom paramagnetyzmu spadał poniżej 100 jednostek i uprawa ziemi stawała się nieopłacalna. My nie musimy tak postępować.
GS: Tak, zauważyliśmy to samo w sadach, gdzie farmerzy stosują pod drzewami zraszacze. Poziom paramagnetyzmu jest w tych miejscach często o połowę niższy od poziomu w międzyrzędach lub na nie zraszanym terenie. Nie zdawałem sobie sprawy, że ta energia może ulegać takiej erozji.
PC: Tak, tak właśnie się dzieje, ale jest jeszcze coś więcej, ponieważ w okresie deszczów drzewo zbiera wodę, a następnie ocieka i właśnie to ociekanie powoduje erozję siły paramagnetycznej. Dokonałem pomiarów na Kamiennej Górze14 w Georgii zbudowanej z białego granitu. Znajdujący się na szczycie, wystawiony na działanie żywiołów granit miał 30-40 cgs, ale na dole, który jest osłonięty, było 2000 cgs. Ta siła ma tendencję do wietrzenia.
GS: Czy udziela się pan tu, w USA, biorąc udział w seminariach lub wygłaszając odczyty?
PC: Nie, ta koncepcja znacznie większym zainteresowaniem cieszy się w innych krajach. Obecnie zabieram głos jedynie na konferencjach “Acres USA". Kiedy ostatni raz byłem w Australii wygłosiłem 18 odczytów, a kiedy odwiedzałam Japonię miałem 35 zaproszeń do wygłoszenia prelekcji. Zostałem zaproszony jako pierwszy człowiek z Zachodu do odwiedzenia jednego z ich świętych miejsc.
W wielu ich świętych miejscach wzrost drzew najwyraźniej ustawał. Przeczytali moją książkę o paramagnetyzmie i dodali trochę wulkanicznych popiołów do ziemi pod tymi drzewami. Drzewa ożyły i z tego powodu nagrodzili mnie tym zaszczytem. Wśród ludzi, którym przedstawiono mnie i moją żonę w czasie ceremonii, byli członkowie japońskiej rodziny królewskiej, czego nie byliśmy wówczas świadomi.
GS: To bardzo dziwne, że po tym wszystkim, czego pan dokonał, nadal jest pan traktowany w Stanach Zjednoczonych nieufnie.
PC: Napisałem 17 książek i ponad 150 artykułów naukowych, ale nigdy nie spotkałem się ze strony jakiejkolwiek amerykańskiej firmy z propozycją skomercjalizowania któregokolwiek z moich projektów. Uczeni głównego nurtu bez przerwy usiłują mnie zdyskredytować. Jeden z moich kolegów zaangażował się ostatnio w spór z szefem wydziału entomologii w sprawie moich poglądów. Facet był całkowicie odporny na argumenty. W końcu mój przyjaciel zapytał: “No dobrze, a co jeśli on ma rację?" W odpowiedzi usłyszał: “To byłoby naprawdę bardzo źle". Jest oczywiste, że jeśli ja mam rację, to jest cały szereg ludzi, którzy już od dłuższego czasu jej nie mają.
GS: To zrozumiałe, ponieważ to zmusiłoby ich do przewartościowania wszystkiego, w co dotąd wierzyli.
PC: Tak, ten facet miał rację, to byłoby bardzo złe dla nich. Wydaje mi się, że w końcu zyskam uznanie, wiem, że tak będzie, możliwe że dopiero po śmierci, ale w ten sposób przynajmniej moje wnuki nie umrą z głodu. Historykom zwykle udaje się naprostować błędy przeszłości.
GS: Czy określono już liczby dotyczące zwiększenia poziomu paramagnetyzmu? Chodzi mi to, czy jest możliwe ustalenie, jaki będzie końcowy przyrost paramagnetyzmu, jeśli weźmiemy na przykład glebę o 100 cgs i dosypiemy do niej 5 ton kruszywa na hektar o poziomie 2000 cgs?
PC: Nie, ale od jakiegoś czasu zastanawiamy się nad tym. To nowa koncepcja i w rzeczywistości jesteśmy w początkowym stadium. Nikt nie prowadził jeszcze prac zmierzających do określenia tych liczb, jestem jednak pewien, że niedługo będziemy je znali. Optymalny poziom może być jednak różny w przypadku różnych upraw. Trzeba jeszcze przeprowadzić bardzo dużo badań.
GS: Przypuszczam, że istnieje doskonała gleba, na której wszystko rośnie. Według nas taka gleba powinna mieć pH równe 6,3, doskonały stosunek zawartości wapnia do magnezu, ponad 5 procent składników organicznych, zrównoważone kationy i czynne życie biologiczne. Według mnie, taka idealna gleba powinna charakteryzować się poziomem paramagnetyzmu przekraczającym 500 cgs.
PC: Generalnie zgadzam się z panem. Równowaga jest wszystkim. Bardzo żałuję, że nie ma odpowiednich środków umożliwiających zbadanie tego wszystkiego.
GS: To będzie musiało być finansowane w ramach jakiegoś prywatnego przedsięwzięcia. Jeśli można gdzieś coś zarobić, fundusze zawsze się znajdą. Firmy chemiczne wcale się z tym nie kryją – im chodzi głównie o zyski. Kiedy popyt zmusi ich do zmiany zainteresowań, ci sami faceci zaczną sprzedawać materiały organiczne. Naszym zadaniem jest przyspieszenie tej zmiany.
POTĘŻNA SIŁA UZDRAWIAJĄCA
PC: Ta zmiana już się dokonuje w dziedzinie ludzkiego zdrowia. Wielkie firmy starają się przechwycić tutaj część rosnącego rynku na sole mineralne i dodatki.
GS: Tak, przyczyną, z powodu której rośnie zapotrzebowanie na dodatki15 i środki medycyny naturalnej, jest to, że ludzie odkryli, iż są one często znacznie skuteczniejsze od pastylek, jakimi się ich faszeruje...
PC: Ja sam wyleczyłem artretyzm moich chłopaków przy użyciu paramagnetyzmu. Wyleczyłem mojego własnego raka płuc przy pomocy tej siły. Bardzo łatwo jest nim wyleczyć bóle w dolnej części kręgosłupa.
GS: Proszę opowiedzieć mi coś o tym. Od lat cierpię na bóle w dolnej części kręgosłupa!
PC: Częściowo opisuję to w książce Ancient Mysteries, Modern Visions (Starożytne tajemnice – współczesne spojrzenie). W jednym z rozdziałów opisuję, jak wykonać shantez. Shantez to stare hebrajskie słowo. Dowiedziałem się od rabinów, że kiedyś wyżsi kapłani zwykli nosić kawałek materiału zwany shantez. Taki kapłan owijał się shantezem. Był on również lekarzem i często poświęcał swój czas na opiekę nad trędowatymi. Aby nie zarazić się, musiał mieć sprawny układ immunologiczny. Domyśliłem się, że właśnie ten materiał był częścią układu uzdrawiającego.
Irlandczycy biorą uździenicę16 osła, która jest przesiąknięta potem, i owijają ją wokół stawów zaatakowanych przez artretyzm, uzyskując doskonałe wyniki. Materiał, którym owijali się kapłani, był utkany z wełny i lnu (len jest osnową a wełna wątkiem). Amerykańscy pionierzy nazywali taki materiał Inianko-wełnianką (linsey-woolsey) a Hebrajczycy – shantezem. Przypuszczalnie jest to najlepszy materiał, jaki kiedykolwiek zrobiono. Materiał ten zatrzymuje wilgoć, ale również bardzo szybko wysycha. Jeśli zmoczy się go, będzie zawsze wilgotny, a jeśli chce się go wysuszyć i powiesi na słońcu, wysycha momentalnie. Tak więc jest doskonałym materiałem, w który wsiąka pot.
Zrobiłem sobie taką kamizelkę i zanurzyłem w wodzie morskiej, która miała imitować pot. Okazało się, że niekoniecznie trzeba mieć Inianko-wełniankę. Moja żona zrobiła mi kamizelkę z worka jutowego. Zmoczyłem ją w morskiej wodzie i zamknąłem w plastykowej torebce, aby zatrzymać w niej wilgoć. Nosiłem tę wilgotną kamizelkę na podkoszulce, aby nie dopuścić do kontaktu plastyku z ciałem. Zdiagnozowanie u mnie raka płuc stało się punktem przełomowym w moim własnym reżimie leczenia.
Przez pięć lat badałem szkody powodowane przez herbicydy i pestycydy i jestem pewien, że stąd wziął się mój rak. Spożywałem również codziennie czosnek i połykałem stołową łyżkę wysoce paramagnetycznego proszku. Guz skurczył się i w ten sposób sam się wyleczyłem. Podobną kamizelkę zrobiłem mojej żonie jako lekarstwo na jej artretyzm. Uciążliwe, ciągłe bóle w dolnej części pleców ustąpiły u niej w ciągu półtora tygodnia.
Potem kładła sobie ten materiał na barkach, które zaatakował artretyzm, i je również wyleczyła. Jak dotąd udało mi się wyleczyć z artretyzmu piętnastu ludzi, wszystkich tą samą kamizelką. Ostatni rozdział mojej nowej książki opisuje, jak zrobić taką kamizelkę, ale ja już panu to powiedziałem. Planuję jeszcze dwa rozdziały do tej książki: w jednym znajdzie się opis wzoru takiego materiału i jak go wykonać, a w drugim, jak wykonać kamizelkę z kawałka jutowego materiału.
GS: Kiedy ukaże się ta nowa książka?
PC: Wkrótce, prawdopodobnie za pół roku, najdalej za rok. Bardzo dużo ludzi pyta o tę kurację. Będzie to również zależało od tego, ile czasu zajmie Acres USA wydanie tej książki.
GS: Będę na nią czekał z niecierpliwością.
MAGIA PARAMAGNETYZMU
GS: Jeszcze jedno pytanie z zakresu rolnictwa: gdyby miał pan pokrótce wymienić cztery główne zalety paramagnetyzmu dla rolnictwa, jak by pan to ujął?
PC: No cóż, jak już mówiłem, zatrzymywanie wody to duża zaleta. Stymulacja mikrobów to druga, poprawa wchłaniania składników odżywczych jest również jedną z głównych zalet, nie mniej ważne jest również dostarczenie źródła energii świetlnej.
Kiedy pracowałem z drem Poppem nad tym tematem, był bardzo zdziwiony. Uzyskiwał koherentne promieniowanie z nasion, a ja z insektów, ale nie przyszło mu do głowy, że można je uzyskać ze skał. Kiedy zmierzyliśmy te 2000 protonów, które wydobyły się ze skały, jego miernik protonów nie tylko wykazał, że jest to promieniowanie spójne (koherentne), ale że ma również pamięć! Inaczej mówiąc, że trwało ono coś około 20-30 minut, coś jakby zamierająca świetlówka.
Bóg czuwa nad człowiekiem. Kiedy przyjechałem do Niemiec, na uniwersytecie odbywały się właśnie jakieś spotkania i dr Popp nie mógł znaleźć podyplomowego studenta, który mógłby pomóc mi w badaniach. Było tam też dwóch Rosjan znających angielski. Nie używam komputera, wszystko robię za pomocą kartki i ołówka, ale jeśli chce się przyspieszyć pracę, trzeba użyć komputera. Ci rosyjscy studenci rzucili wszystko i pomogli mi w dostosowaniu komputera do moich prac. Byli kompletnie zaskoczeni. Kiedy zobaczyli koherentne promieniowanie z pamięcią wydobywające się z paramagnetycznej skały, skakali do góry jak dzieci.
GS: Kiedy był pan w Niemczech?
PC: Było to wtedy, kiedy zacząłem kaszleć. Myślałem, że to przeziębienie, ale po powrocie do domu, na Florydę, okazało się, że jest coraz gorzej. Początkowo myślałem, że to gruźlica, ale potem oświadczono mi, że mam raka.
GS: Co pan czuł, kiedy się pan o tym dowiedział?
PC: Prawdę mówiąc, specjalnie się tym nie przejąłem. Każdy kiedyś musi umrzeć, a ja nie boję się śmierci. Chciałem wypróbować moją metodę leczenia i odniosłem sukces. Kamizelka z juty nasiąknięta wodą morską i owinięta w plastyk, łyżeczka od herbaty czosnku i stołowa łyżka paramagnetycznej skały dokonały cudu...
GS: Dziękuję, że poświęcił mi pan tyle czasu. To było wspaniałe popołudnie.
PC: Zrobiłem to z przyjemnością. Mam nadzieje, że zobaczymy się jeszcze kiedyś w Australii.
O udzielającym wywiadu:
Dr Philip S. Callahan jest rzadką kombinacją naukowca, filozofa i podróżnika. Jest autorem ponad 150 prac naukowych oraz 17 książek, w tym Insect Behavior (Zachowanie owadów), Tuning to the Naturę (Dostrajanie do natury), Birds and How They Function (Ptaki i jak one funkcjonują), Ancient Mysteries, Modem Visions (Starożytne tajemnice – współczesne spojrzenie), Nature's Silent Musie (Cicha muzyka natury), Exploring the Spectrum (Eksploracja spektrum), Paramagnetism (Paramagnetyzm) oraz My Search for Traces of God (Moje poszukiwanie śladów Boga), która stanowi osobiste wyznanie autora opisujące jego własny rozwój duchowy, wpływ boskiej inspiracji na jego odkrycia oraz fizykę wydarzeń o charakterze cudu.
O prowadzącym wywiad:
Graeme Sait jest dyrektorem i współzałożycielem firmy Nutri-Tech Solutions Pty Ltd. z siedzibą w Queenslandzie w Australii, która jest obecnie uznanym na całym świecie czołowym ekspertem w dziedzinie biologicznego (ekologicznego) rolnictwa. NTS obsługuje około 15000 farmerów, eksportuje do 25 krajów i opracowała ponad 200 produktów. Graeme Sait jest również autorem i nauczycielem, którego zasługą jest holistyczne podejście NTS do zagadnień rolniczych. Opracował efektywne metody o nazwie Soil Therapy (Terapia Gleby) i Plant Therapy (Terapia Roślin). Jest chętnie zapraszanym prelegentem, zarówno w Australii, jak i za granicą. Jest autorem ponad 60 artykułów, w tym wielu wywiadów z czołowymi postaciami ekologicznego rolnictwa, które zostaną wkrótce opublikowane w formie książki. Strona internetowa Nutri-Techu znajduje się pod adresem: http://www.nutri-tech.com.au. e-mail: <info@nutri-tech.com.au>
Przypisy:
1. Zjawisko makroskopowego magnesowania się ciała w zewnętrznym polu magnetycznym, w kierunku zgodnym z kierunkiem pola; także zespół zjawisk magnetycznych występujących w paramagnetykach, natomiast paramagnetyk to ciało (substancja) o przenikalności magnetycznej niewiele większej od przenikalności magnetycznej próżni. – Przyp. tłum.
2. Przyjęty sposób widzenia rzeczywistości w danej dziedzinie, doktrynie itp. Tutaj chodzi o tak zwany “paradygmat badawczy". – Przyp. tłum.
3. Autor w dalszej części artykułu prostuje to stwierdzenie i mówi, że nie odkrył paramagnetyzmu, a jedynie jego zastosowanie. W rzeczywistości parama-gnetyzm był badany między innymi przez Michaela Faradaya i to w roku 1845, aczkolwiek rzeczywiście niekoniecznie w aspekcie, który interesuje dra Philipa Callahana. – Przyp. tłum.
4. Skrót od nazwy systemu podstawowych jednostek “centymeter-gram-sekunda", ale co on oznacza w tym przypadku trudno zgadnąć. – Przyp. tłum.
5. Teoria rozwoju zapoczątkowana przez J.Ch. Smutsa i propagowana przez niektórych biologów i filozofów angielskich na początku XX wieku, głosząca, że całość nie da się sprowadzić do sumy części, zaś świat podlega ewolucji, w toku której wyłaniają się coraz to nowe całości. – Przyp. tłum.
6. John Tyndall (1820-1893), brytyjski fizyk, przyjaciel Michaela Faradaya, badał magnetyczne własności kryształów, interesował się zdolnością wchłaniania i emitowania ciepła przez gazy, badał rozpraszanie światła przez duże molekuły pyłu (efekt Tyndalla) i wyjaśnił, dlaczego niebo jest niebieskie. W roku 1881 zadał ostateczny cios idei samorództwa, dowodząc, że powietrze wolne od mikrobów nie prowadzi do psucia się żywności. Napisał ponad 16 książek i opublikował 145 prac. Co miał wspólnego z wynalezieniem penicyliny, encyklopedie nie podają. – Przyp. tłum.
7. Część składowa gleb powstała z rozkładu resztek roślinnych i zwierzęcych zwiększająca ich żyzność; jest jednym ze źródeł składników pokarmowych dla roślin; inaczej próchnica. – Przyp. tłum.
8. Yin-Yang, zasada chińskiej filozofii klasycznej i religii taoistycznej oznaczająca wzajemne oddziaływanie dwóch przeciwstawnych i dopełniających się sił: yin – ciemność, bierność, żeńskość, śmierć, i yang – światło, aktywność, męskość, życie. – Przyp. tłum.
9. Właściwość wszystkich ciał polegająca na tym, że umieszczone w polu magnetycznym magnesują się przeciwnie do kierunku tego pola (odwrotnie niż paramagnetyki). – Przyp. tłum.
10. Skrót od United States Department of Agriculture (Ministerstwo Rolnictwa Stanów Zjednoczonych). – Przyp. tłum.
11. Ogromna skała w południowo-zachodniej części Terytorium Północnego w Australii uważana za największy monolit skalny na świecie. Duża atrakcja turystyczna ze względu na piękną kolorystykę. – Przyp. tłum.
12. Wykładnik jonów wodorowych, wielkość określająca odczyn roztworu, jest miarą aktywności (stężenia) jonów wodorowych w roztworze, a dokładnie jest to ujemny logarytm ze stężenia jonów wodorowych. – Przyp. tłum.
13. Dokładnie Midwest lub Middle West – region w północnej części środkowych Stanów Zjednoczonych obejmujący stany: Illinois, Indiana, Iowa, Kansas, Michigan, Minnesota, Missouri, Nebraska, Północna Dakota, Ohio, Południowa Dakota i Wisconsin. – Przyp. tłum.
14. Jeden z monadnoków (gór-świadków), ostańców znajdujących się w Monadnock State Park w stanie Georgia, noszący nazwę Stone Mountain. – Przyp. tłum.
15. Chodzi o ziołowe dodatki do potraw, o które toczy się obecnie batalia w Unii Europejskiej. – Przyp. tłum.
16. Część uprzęży nakładana na głowę konia (w tym przypadku osła) spełniająca jednocześnie rolę kantara i uzdy. – Przyp. red.
Wkrótce po tym, jak Pons i Fleischmann ogłosili w roku 1989 odkrycie zimnej syntezy1 (Cold Fusion; w skrócie CF), badacze zaczęli donosić o anomalnym wytwarzaniu pierwiastków, poczynając od helu i trytu, a na metalach ciężkich skończywszy. Do roku 1995 opublikowano około 120 prac mówiących o wytworzeniu za pomocą CF trytu w eksperymentach z palladem.
Na początku lat dziewięćdziesiątych fizyk Ken Shoulders uzyskał pięć patentów za odkrycie High Density Charge Cluster (HDCC), czyli “stosunkowo dyskretny, zamknięty w sobie, ujemnie naładowany stan materii o wysokiej gęstości... [wiązkę elektronów, która] jest wytwarzana przez pole elektryczne powstające między katodą i anodą o dużej różnicy potencjałów" (to znaczy 2-10 kilowoltów na końcu ostro zakończonej elektrody). Shoulders nazwał to “Electrum Validum" (EV), co oznacza “silny elektron" od greckiego elektron (ładunek elektryczny) i łacińskiego validus (silny, mocny). Wysunięto przypuszczenie, że EV-y są odpowiedzialne za realizację transmutacji CF.
Ken Shoulders odkrył również metodę transmutacji służącą uzdatnianiu odpadów promieniotwórczych przy pomocy EV-ów i zademonstrował pełną eliminację radioaktywności w nuklearnym materiale charakteryzującym się jej wysokim poziomem.2,3,4,5
EV-y działają najwidoczniej jako kolektywny akcelerator o energii wystarczającej do iniekcji dużej grupy jąder w cel i zainicjowania reakcji w jądrze. Skład EV-ów pozwala na inkluzję 105 nuklidów. Do EV-ów można dodawać jony, aż wynikowy ładunek stanie się dodatni. Tego rodzaju EV nosi nazwę Nuklide Electrum Validum (NEV). Zdaniem Shouldersa:
“NEV działa jak ultramasowy jon ujemny o wysokim stosunku ładunku do masy. Umożliwia to funkcję prostego akceleratora jądrowego... Tego rodzaju reakcje jądrowe stanowią zasadniczo wydarzenie, które dotyczy wielkiej liczby, a nie jednego wyizolowanego zdarzenia odbywającego się na poziomie atomowym..."
Shoulders zaproponował ad hoc wyjaśnienie tych zjawisk jako będących “głównie związanych z reakcjami skupisk jąder o nieznanej formie i koherencji".
Inni naukowcy (Rod Neal, Stan Gleeson, “Grupa Cincinatti", William Barker etc.) również włączyli się do wyścigu o patenty dotyczące podobnych zastosowań. Tak zwany proces Neal-Gleesona stabilizuje naturalnie radioaktywne roztwory związków toru i uranu w 70 procentach w elektrochemicznym reaktorze i to w ciągu kilku godzin. Tor może być rozszczepiony do rtęci i neonu. Metale zaworowe (których tlenki emitują elektrony) mogą być pobudzone do wytwarzania galwanoluminescencji w roztworach wodnych. Kiedy gradient ładunku przewyższy wartość krytyczną, (to znaczy milion woltów), wytwarzane są iskry w postaci skupisk ładunków, które uważa się za mechanizm odpowiedzialny za ten rodzaj transmutacji.
W sprawozdaniach z wyników eksperymentów Neal, Gleeson i ich współpracownicy podają:
“Ponieważ istnieje duża zgodność między redukcją toru i redukcją radioaktywności w produktach toropo-chodnych, zakłada się, że proces Neal-Gleesona ma, mniej więcej, tę sama zdolność zmiany zarówno jądra toru, jak i jąder produktów toropochodnych w inne pierwiastki, które już nie są radioaktywne...
Proces, który jest zdolny do rozbicia pierwiastków o wyższej liczbie atomowej na pierwiastki o niższej liczbie wydaje się stanowić pożądaną metodę do opanowania niektórych pierwiastków radioaktywnych. Jest wysoce pożądane wyselekcjonowanie parametrów kontrolujących ten proces, tak aby z jąder wyjściowych były wytwarzane jedynie stabilne jądra pochodne. Przy pomocy tej metody można zniwelować radioaktywność dzisiejszych wysoce radioaktywnych mieszanin".
Szybką konwersję radioaktywnych pierwiastków w stabilne pierwiastki pochodne można osiągnąć przy pomocy wielu innych metod. Pierwsza z nich została ogłoszona w roku 1979 przez Radhę Roya. Promienie X generowane przez liniowy akcelerator zostały użyte w celu wyrzucenia jądra z obiektu będącego celem bombardowania, co dało utworzenie krótkotrwałych izotopów. Zaledwie dwadzieścia lat później Państwowe Laboratorium opracowało projekt akceleratora transmutującego odpady.
Australijski wynalazca Yull Brown opracował nową metodę elektrolizy wody, aby umożliwić wytworzenie stężonej stechiometrycznej mieszaniny jonów wodoru i tlenu (zwanej “Gazem Browna"), która jest spalana w przybliżonym stosunku 2:1. Od początku lat osiemdziesiątych Yull Brown utrzymuje, że potrafi transmutować materiał radioaktywny w formy obojętne poprzez ich fuzję w płomieniu wytwarzanym przez jego wodorowe paliwo. W jego patentach mówi się, że “ten wynalazek dotyczy również atomowego spawania..." (Patenty Stanów Zjednoczonych nr 4014777 i 4081656).
W pierwszych udanych eksperymentach z radionuklidami 60Co (kobalt-60 lub Co-60) Yull Brown zredukował radioaktywność o około 50 procent w ciągu 10 minut. Proces ten został powtórzony przez Instytut Badań Jądrowych Baotou w Chinach w roku 1991.
W czasie pokazu, którego świadkiem był amerykański były kongresman Berkley Bedell, radioaktywność ameryku (sztuczny pierwiastek o symbolu Am i liczbie atomowej 95) została szybko zredukowana o 2500 procent przy pomocy pochodni gazowej Browna. Licznik Geigera pokazywał przed redukcją 16000 kiurów na minutę, a po niej mniej niż 100. Kongresman Bedell stwierdził:
“Z przyjemnością obserwowałem eksperymenty wykonywane przez dra Yulla Browna, przy pomocy których zredukował on znacznie radioaktywność wielu materiałów promieniotwórczych. Sądzę, że nasz rząd federalny powinien dogłębnie zbadać odkrycie dra Yulla Browna w tej dziedzinie".
Jeśli rząd Stanów Zjednoczonych bada możliwości gazu Browna, czyni to w absolutnej tajemnicy.
W sierpniu 1992 roku Yull Brown urządził na prośbę kongresmana Bedella dla grona pracowników Departamentu Energii i Dana Haleya kolejny pokaz. Odczyt licznika Geigera dla kobaltu 60Co został obniżony do 0,04 procenta poziomu pierwotnego.
Kolejny pokaz urządzono dla grupy japońskich atomistów, w czasie którego odczyty dla 60Co zostały zredukowane z wyjściowych 24 000 mili-rentgenów na godzinę do 12 000, i to przy pomocy krótkotrwałego oddziaływania.6,7,8
Paul Brown z Nuclear Solutions w Aurorze w stanie Kolorado opracował nową metodę unieszkodliwiania odpadów radioaktywnych przy pomocy reakcji fotojądrowej z zastosowaniem promieni gamma. Technologia ta czyni użytek z zasad fizyki – chodzi tu o rezonans gigantycznego dipolu9 – które przeoczono, jeśli chodzi o możliwość wykorzystania ich do zobojętniania odpadów promieniotwórczych. Brown twierdzi:
“Fotojądrowe reakcje indukowane przez absorpcję promieni gamma przez jądro nie cierpią na niedostatek reakcji neutronowych. Mówiąc prościej, proces ten to napromieniowywanie promieniami gamma o energii większej od energii wiążącej neutron z jądrem. Chodzi o to, że gamma foton o energii równej lub większej od energii wiązania, który zbliży się do jądra, jest absorbowany przez proces gigantycznego rezonansu dipolowego, w wyniku czego następuje emisja neutronu. Ta znana dobrze reakcja nuklearna ma zasadnicze zastosowanie w zobojętnianiu odpadów radioaktywnych...
Neutrony wytworzone przy tym (γ ,η ) oddziaływaniu można z kolei użyć do neutronowej transmutacji w tych procesach... W wielu produktach powstałych w wyniku rozszczepienia jądra atomowego zakresy prze-chwytywania neutronów w termalnym spektrum mogą dawać określone możliwości transmutacji..."
Brown zaproponował jeszcze jedno wykorzystanie gigantycznego rezonansu dipolowego w teoretycznym reaktorze fotonowym, który wytwarzałby energie w wyniku spalania odpadów radioaktywnych:
“Liniowy akcelerator, o ile to możliwe typu monochromatycznego, przyspiesza elektrony, które są kierowane na cel typu wysokie Z, taki jak wolfram, aby wygenerować promienie gamma o energii około 9 MeV (milionów elektronowoltów), które zostają skierowane na materiał paliwowy, taki jak 238U (Uran-238), w wyniku czego powstaje reakcja (γ ,f) wyzwalająca około 200 MeV. Reaktor zbudowany w oparciu o te zasadę wymagający akceleratora napędzanego przez 1 MeV wytworzyłby moc około 20 MW (megawatów). Reakcja nie jest typu samopodtrzymującej się i ustaje po wyłączeniu wiązki. Taki napędzany akceleratorem reaktor może być wykorzystany do spalania zużytego paliwa z reaktorów jądrowych, jeśli będzie napędzany przez 10 MeV. Fo-todezintegracja daje w ostatecznym wyniku typowe produkty, takie jak 137Cs (cez-137) i 90Sr (stront-90), które podlegają fotodezintegracji przez (γ ,f), co prowadzi do utworzenia krótkotrwałych lub stabilnych pierwiastków. Chemiczne odseparowanie izotopów w zużytym paliwie nie jest potrzebne..."10
Ronald Brightson z Clustron Sciences przedstawił teoretyczne rozważania i eksperymentalne dowody wiarygodności stworzonego przez niego Modelu Wiązki Nukleonów (Nucleon Cluster Model; w skrócie NCM), który przewiduje, że foton o stosunkowo niskiej energii może stać się w pewnych szczególnych warunkach inicjatorem reakcji jądrowej. Brightson przeanalizował periodyczność i systematykę liczb atomowych i mas i doszedł do wniosku, że wszystkie β -stabilne nuklidy składają się z deuteronów (grupa NP – neutron-proton), trytonów (grupa NPN – neutron-proton-neutron) i jąder He3 (PNP – proton-neutron-proton). Jego patent opiewa na metodę dezaktywacji odpadów jądrowych przy pomocy indukowania rozpadu radioaktywnych izotopów. Nałożenie zewnętrznego pola magnetycznego będącego w rezonansie z określoną grupą nuklidów (NP, NPN, PNP) może pobudzić wybraną grupę (bez zakłócania pozostałych grup w materiale docelowym) do wyrwania się z jądra i dokonania transmutacji na produkty pochodne o mniejszej masie i większej stabilności.
Katalityczny proces transmutacyj-nej dezaktywacji odpadów nuklearnych odkrył w roku 1993 Jack Keller.
Roberto Monti z Burns Development Ltd przedstawił na kongresie poświęconym niskoenergetycznej transmutacji (ICCF-5, Monako, 1996) metodę transmutacji do neutralizowania materiału radioaktywnego. Zrobił on użytek z metod zapłonu, takich jak te opracowane przez Joe'ego Championa. Kiedy zastosuje się je w odniesieniu do materiału promieniotwórczego, jego radioaktywność po zapłonie znacznie spada.
Po analizie “zysku energetycznego i jądrowej transmutacji dokonanej przy pomocy niskoenergetycznych reakcji typu p- lub d- w metalicznych siatkach" Hełnrich Hora, George Miley i J. Kelly obudzili nadzieje na “zaprogramowaną transmutację dodanych nuklidów, zwłaszcza długotrwałych odpadów nuklearnych i plutonu":
“Można by aktywnie włączać nuklidy w warstwy powierzchniowe aktywnych metali lub w ich pobliże. Te dodatkowe nuklidy można następnie poddać niskoenergetycznej transmutacji nuklearnej... Jedno z zastosowań wyżej wymienionej transmutacji może odnosić się do długotrwałych produktów odpadowych z reaktorów jądrowych... Bardzo ważnym zadaniem jest pełna dezintegracja plutonu przy pomocy nuklearnej transmutacji i zamiana go na chemicznie różne jądra... Te rodzaje nuklearnych transmutacji są naprawdę możliwe przy użyciu wiązek jonowych... o energii większej od 10 MeV na jądro lub procesu spallacji (kruszenia jąder atomowych) przy pomocy protonów o energii do 10 GeV (gigaelektro-nowoltów). Mając na względzie bardzo kosztowne akceleratory konieczne do tego celu oraz to, że jonowe prądy są bardzo słabe, tego rodzaju metoda nie ma ekonomicznego uzasadnienia. Wynalazek opisany w tym patencie (Clean Energy Technology – Technologia czystej energii) dotyczący niskoenergetycznej transmutacji protonami dostarcza taniej metody przemiany długotrwałych nuklidów odpadowych i plutonu w nieszkodliwe, nieradioaktywne pierwiastki.11
Na początku roku 1958 rosyjski geofizyk dr Georgij S. Rabzi opracował metody transmutacji, w których wykorzystał połączone geoelektryczne i sztuczne pola oraz kontrolę temperatury, aby ukierunkować transmu-tacje ciał stałych i cieczy. Na przykład Pb (ołów) o czystości 99,5 procenta został poddany procesowi transmutacji w temperaturze 650°C, co dało w rezultacie 3 procenty Ag (srebro) oraz Cd (kadm) i Ge (german) (15 marzec 1994). W żadnym eksperymencie nie stwierdzono jakiejkolwiek radioaktywności. Na zjeździe ICCF-5 Rabzi podał, że jego “naturalny zimny rozpad" jest metodą bezpieczną do stabilizowania radioaktywnych odpadów.
Liczne doniesienia zawarte w literaturze z dziedziny fizyki opisują odchylenia (od 0,1 do 5 procent) od standardowego naturalnego tempa spadku radioaktywności – niektóre z nich spowodowane są czynnikami pozajądrowymi (w tym wpływem ludzkiego rozumu).
Fizycy Elizabeth Rauscher, Glen Rein i ich współpracownicy badali wzajemne oddziaływania 60Co z energiami pozahertzowskimi, takimi jak skalarne pola generowane przez cewkę Smitha (chodzi o cewkę o spiralnym zwoju wynalezioną w latach sześćdziesiątych przez kanadyjskiego inżyniera Wilbura B. Smitha). Kiedy się ją naenergetyzuje (mA/5 W), nie-indukcyjna cewka Smitha (8,2 Ω ) redukuje radiacje tła o 97 procent (z 0,5 mR/h do 0,0015 mR/h. Kiedy jednak zastosowano ją do 60Co, radioaktywność wzrosła ze 150 do 200 mR/h.12
Może być jeszcze kilka innych “egzotycznych" możliwości transmutacji odpadów radioaktywnych, takich jak radioniczne transmutacje z zastosowaniem zadziwiającej kamery DeLaWarra. Tom Bearden i inni zalecają zastosowanie skalarnej interferometrii w celu usunięcia energii z jądra metodą delikatną, czyli poprzez całkowitą dematerializacje.13
Niestety, prostymi metodami można również zwiększyć radioaktywność. Adolf Geschler uzyskał w roku 1920 brytyjski patent na wzbogacanie radu poprzez oddziaływanie prądem stałym o napięciu kilku kilowatów. Thomas H. Moray opracował w latach pięćdziesiątych metodę wzbogacania uranu przy pomocy bombardowania wysokoenergetycznego. Na szczęście metody te nie są wykorzystywane.
Póki co ważniejsze jest rozwijanie wszelkich możliwych sposobów dezaktywacji odpadów radioaktywnych i broni jądrowej.
Przypisy:
1. Zimna synteza to hipotetyczna forma syntezy jądrowej uważanej za możliwą w stosunkowo niskiej temperaturze i ciśnieniu, takich jak na przykład temperatura pokojowa i ciśnienie atmosferyczne. – Przyp. tłum.
2. Kenneth R. Shoulders, patent USA nr 5018180 – “Energy Conversion Using High Charge Manipulation of High Density Charge" (“Konwersja energii przy zastosowaniu manipulacji wysokoładunkowych za pomocą HDCC"); patent USA nr 5 054 047 – “Circuits Responsive to & Controlling Charged Particles" (“Obwody reagujące i kontrolujące naładowane cząsteczki"); patent USA nr 5 123039 – “Energy Conversion Using High Charge Particles" (“Konwersja energii przy zastosowaniu cząsteczek o wysokim ładunku"); patent USA nr 5148 461 - “Circuits Responsive to Charged Particles" (“Obwody reagujące na naładowane cząsteczki").
3. A. Bhadkamkar, H. Fox, “Electron Charge Cluster Sparking in Aqueous Solutions" (“Pęk naładowanych elektronów iskrzący w roztworach wodnych"), Journal of New Energy, 1(4):62-68, zima 1996.
4. K. Shoulders, EV:A Tale of Discovery, (EV – historia odkrycia), Jupiter Technology, Austin, Teksas, 1987.
5. Robert Nelson, “Ken Shoulders' EVs" (“EV-y Kena Shouldersa"), Jnfinite Energy, 18:58-63, 1998.
6. Instytut Badań Jądrowych Baotou, “Wyniki eksperymentów nad zobojętnieniem materiałów radioaktywnych przy pomocy gazu Browna", Raport nr 202, 24 sierpień 1991.
7. Dan Haley, “Transmutation of radioactive materials with Yull Brown's Gaś" (“Transmutacja materiałów radioaktywnych gazem Browna"), Planetary Association for Clean Energy Ne-wsletter, 6(4), lipiec 1993.
8. “Yull Brown's gas" (“Gaz Yulla Browna"), Planetary Association for Clean Energy Newsletter, 6(4), lipiec 1993.
9. Gigantyczny rezonans dipolowy to przykład drgań jądrowych, którym poddane są wszystkie jądra. W tym stanie ruchu ich neutrony i protony oscylują w przeciwnych kierunkach. – Przyp. tłum.
10. Paul Brown, “Transmutation of Nuclear Waste Using Giant Dipole Resonant Gamma Rays" (“Transmutacja odpadów radioaktywnych przy pomocy promieniowania gamma gigantycznego rezonatora dipolowego"), Infinite Energy, 4(23), str. 44-46, 1999, Infinite Energy, 5(27), str. 59-64, 1999.
11. H. Hora i inni, “Energy gain and nuclear transmutation by low-energy p- or d-reactions in metal lattices" (“Zysk energetyczny i jądrowe transmutacje przy pomocy reakcji p- i d- metalowych siatkach"), Infinite Energy, 2(12), str. 48-52, styczeń-luty 1997.
12. E. Rauscher i inni, Bulletin of the American Physical Society (Biuletyn Amerykańskiego Towarzystwa Fizycznego), nr 37, 1992.
13. A. Michrowski, “Advanced Transmutation Processes and their Application for Decontamination of Radioactive Nuclear Wastes" (“Procesy zaawansowanej transmutacji i ich zastosowanie do dekontaminacji radioaktywnych odpadów"), Journal of New Energy, 1(3), str. 122-129, jesień 1996.
W celu skontaktowania się z autorem należy pisać na adres: Robert A. Nelson, Rex Research, PO Box 19250, Jean, NV89019, USA
TRANSMUTACJA RTĘCI W ZŁOTO
Robert Nelson
W marcu 1924 roku zespół profesora Hantaro Nagaoki z Cesarskiego Uniwersytetu Tokijskiego opisał badania “nad izotopami rtęci i bizmutu występującymi w satelitach ich linii spektralnych" – w szczególności złota. W maju 1925 roku opublikowali oni część szczegółów technicznych dotyczących przeprowadzonych przez nich badań.
Zespół Nagaoki wytwarzał wyładowanie prądu wynoszące około 15 x 104 V/cm przez 4 godziny miedzy elektrodami wolframową i rtęciową oddzielonymi dielektryczną warstwą parafinowego oleju. W celu wykrycia Au (złoto) w lepkim osadzie C (węgiel), Hg (rtęć) etc. zastosowali test purpury Cassiusa. Czarna masa była oczyszczana w próżni, a następnie poprzez wyprażenie w środowisku tlenowym i redukcji przy pomocy HCl (kwas solny) uzyskiwano Au w postaci roztworu w wodzie królewskiej (mieszanina stężonego kwasu azotowego (HNO3) i solnego) lub rubinowoczerwonych punkcików zgromadzonych na ściankach naczynia. Czasami występowały mikroskopijne płytki Au.
Nagaoka twierdził, że kiedy wyładowanie przepuszczano przez krople rtęci spadające miedzy żelaznymi elektrodami, zaobserwowano tworzenie się srebra i innych pierwiastków. Z kolei eksperyment z lampą rtęciową prowadzony przez 200 godzin pod napięciem 226 V wytworzył miligram złota i trochę platyny. Odnotowano, że: “Istotnym dla uzyskania transmutacji jest wielokrotne powtórzenie procesu oczyszczania rtęci poprzez destylacje jej w próżni w temperaturze poniżej 200° C".
Rozważania na temat satelitarnych linii spektralnych Hg doprowadziły Nagaoke do wniosku, że proton jest “lekko poluzowany" w stosunku od jądra Hg i można go usunąć. Stwierdzono, że “jeśli powyższe założenie co do jądra Hg jest słuszne, to prawdopodobnie uda się zrealizować marzenie alchemików poprzez wybicie protonu wodoru z jądra przy pomocy promieni alfa lub innej wystarczająco skutecznej metody rozrywania wiązań" i uzyskać z rtęci złoto.
W mniej więcej w tym samym czasie dr Adolf Miethe z Fotochemicznego Wydziału Berlińskiej Wyższej Szkoły Technicznej odkrył, że lampy z parami rtęci używane jako źródło światła ultrafioletowego przestają po pewnym czasie działać z powodu osadu sadzy powstającego na kwarcowych rurach. Dr Miethe poddał te osady analizie i znalazł w nich złoto. W wyniku tego odkrycia dr Miethe i dr Hans Stammreich otrzymali niemiecki patent numer 233 715 (wydany 8 maja 1924 roku) na “Ulepszenie dotyczące ekstrakcji metali szlachetnych".
Według opisu patentowego: “...między rtęciowymi elektrodami zostaje uformowany łuk elektryczny w taki sam sposób, jak to się dzieje w rtęciowych lampach kwarcowych. Przy zastosowaniu odpowiedniego napięcia w rtęci powstaje złoto. Zaleca się kondensację odparowanej rtęci. Ilość powstałego złota zależy, przy niezmienności pozostałych czynników, od ilości prądu oraz, między innymi, ciśnienia par rtęci lub od różnicy potencjału łuku elektrycznego. Tak więc różnica potencjałów łuku musi być możliwie największa i jeśli znacznie spadnie, wydajność produkcji złota znacznie się zmniejszy. Jeśli zwiększymy różnicę potencjałów, to począwszy od pewnej różnicy potencjałów ilość wytworzonego złota znacznie się zwiększy".
W lipcu 1924 roku dr Miethe oświadczył, że on i dr Stammreich zmienili rtęć w złoto w wysokonapięciowej lampie wypełnionej oparami rtęci. W wyniku eksperymentu uzyskano złoto wartości jednego dolara przy nakładach wynoszących 60 000 dolarów (obecnie byłoby to około 2 milionów dolarów).
Dr Miethe używał prądu o napięciu 170 V przez 20-200 godzin. Lampa zużywała w tym czasie 400-2000 W. Do wystąpienia tego zjawiska konieczna jest minimalna różnica potencjałów. Uzysk złota był minimalny i wynosił 0,1-0,01 mg. Rtęć i elektrody były sprawdzane przed eksperymentem i ustalono, że nie zawierały złota. Dr Miethe nie miał możliwości przeprowadzenia próby z zastosowaniem promieni alfa lub beta, a także wodoru lub helu.
O. Honigschmid i E. Zintl określili ciężar atomowy rtęciowego złota dra
Miethe przy zastosowaniu potencjomet-rycznego miareczkowania soli złota związkiem TiCl2. Okazało się, że wynosi on 197,26 (+0,2), co oznacza, że ciężar ten jest większy niż zwykłego Au (197,2). W wyniku tego eksperymentu analitycy podkreślili konieczność wykonania analizy spektralnej.
Frideric Soddy zareagował na doniesienie dra Miethe, sugestią, że tego rodzaju przemiana może wynikać ze związania jednego elektronu z jądrem rtęci:
“Rozważmy zderzenie elektronów mających dużą prędkość z atomami rtęci. Ich niewielki procent musi być skierowany na jądro. Jeśli posiadają wystarczającą energię, aby przedrzeć się przez zewnętrzne powłoki elektronowe atomu rtęci, muszą docierać do jądra i być przez nie przechwytywane. Ponieważ utrata elektronu (w postaci promieniowania) przez jądro atomu jakiegokolwiek pierwiastka powoduje, że jego liczba atomowa rośnie o jednostkę, wówczas zysk jednego elektronu musi zmniejszać jego liczbę atomową o jednostkę. To ogólnie znana zasada. W przypadku izotopu rtęci o liczbie atomowej 80 wynikowy produkt będzie izotopem złota o liczbie atomowej 79.
W świetle znanej nam wiedzy jest to problem, który sprowadza się do (1) uzyskania odpowiednio wysokiego potencjału zdolnego do przebicia się elektronu poprzez zewnętrzne powłoki elektronowe otaczające jądro rtęci, dopóki nie dostanie się on w sferę przyciągania potężnie naładowanego jądra, oraz do (2) tego, czy liczba bezpośrednich zderzeń z jądrem, którą należy przewidzieć, będzie wystarczająca do wyprodukowania wykrywalnych ilości złota.
Jeśli chodzi o pierwszy problem, można się spodziewać, że odpychanie zewnętrznej powłoki elektronowej rtęci jedynie zmniejszy, ale nie zredukuje zupełnie szansy na to, że elektron bezpośrednio trafiający w atom dotrze do jego jądra, bowiem kiedy już elektron przebije zewnętrzną powłokę, wypadkowa działających nań sił będzie skierowana w stronę jądra... Wykrycie wytworzonego złota metodami chemicznymi byłoby prawdopodobnie znacznie trudniejszym zagadnieniem".
Z kolei A.S. Russell powiedział:
“Eksperymenty z transformacją rtęci w złoto sugerują możliwość transformacji jądra do postaci, jaką posiada pierwiastek znajdujący się o stopień niżej od niej poprzez absorpcje jednego elektronu przy niezmienności obu jąder. Prowadzone eksperymenty wskazują na możliwość istnienia dwóch izotopów izobarycznych o nierównych liczbach atomowych, 205Tl (tal 205) i 199Au (złoto 199), wśród nieradioaktywnych pierwiastków... Aston wykazał istnienie izotopu rtęci 199Hg... Ten rodzaj transformacji może występować w dwóch parach pierwiastków Pb i Tl, Hg i Au... Liczby masowe wytworzonych Tl i Au wynoszą odpowiednio 205 i 199".
Aston wysunął ważkie argumenty przeciwko tej możliwości rzekomego przekształcania się Hg w Au. Niewykluczone że można by to osiągnąć przez dodanie elektronu do jądra atomu Hg lub przez usuniecie zeń protonu, lecz szansa, że elektron uderzy w jądro jest bardzo niewielka, poza tym jego waga nie wpłynie znacząco na wagę powstałego w ten sposób izotopu. Teoretycznie rzecz biorąc izotop Hg o wadze atomowej 197 może zaabsorbować jeden elektron i stać się złotem, lecz żaden z sześciu izotopów rtęci (198,199,201,202,204,209) zidentyfikowanych przez Astona nie posiada takiej wagi. Według Astona usuniecie protonu z jądra przy pomocy metody dra Miethe jest nie do zrealizowania: “Zaangażowane w ten proces siły są wręcz śmiesznie małe, są po prostu niewystarczające".
Cały proces można przedstawić następująco:
Hg – α – θ = Au
ciężar atomowy 201 – 4 = 197
80 – 2 + 1 = 79
lub:
Hg – 4H – 30 = Au
ciężar atomowy 201 – 4 = 197
80 – 4 + 3 = 79
W grudniu 1924 roku magazyn Scien-tiftc American ogłosił, że organizuje pełne sprawdzenie eksperymentu dra Miethe. Testy przeprowadzili dr H.H. Shel-don i Roger Estey na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Nowojorskiego. Użyli lampy kwarcowej, która nie zawierała złota. W celu zapewnienia elektrycznego połączenia wtopiono w szkło druty z czystego wolframu. Sprawdzono również czystość rtęci. Wykonano trzy eksperymenty trwające od 30 do 50 godzin z zastosowaniem prądu o napięciu 170 V i natężeniu 13 A. Następnie usunięto rtęć i poddano ją analizie.
“W żadnym przypadku nie odkryto śladów złota... Według sprawozdania dra Miethe, biorąc pod uwagę teoretyczną interpretacje profesora Soddy'ego, w wyniku eksperymentu powinna powstać mierzalna ilość złota, co najmniej dziesięć razy tyle, ile potrzeba do wykrycia go przy pomocy zastosowanych metod analitycznych. Negatywny wynik wszystkich trzech eksperymentów stanowi wiec mocny dowód przeciwko wnioskom ogłoszonym przez dra Miethe".
Następnie badacze uzyskali od producentów w Niemczech identyczną lampę do tej, której użył dr Miethe, i powtórzyli eksperyment dokładnie według jego wskazówek. Czas trwania tego eksperymentu wyniósł 172 godziny przy napięciu 165-174 V i natężeniu 12 A w zależności od temperatury lampy.
“Po wykonaniu tego eksperymentu wykonano najstaranniej, jak to było możliwe, analizę, w wyniku której nie wykryto żadnego ze szlachetnych pierwiastków.
Oznaczało to, że eksperyment opisany przez dra Miethe, nie zawsze umożliwia transmutacje atomów rtęci w atomy złota. Wyniki eksperymentów opisanych przez dra Miethe i naszych, które zostały przeprowadzone dokładnie w ten sam sposób, jak jego, są ze sobą niezgodne.
Wysuwanie ostatecznego wniosku na podstawie tych wyników, że eksperymenty wykonane przez dra Miethe są złe, jest przedwczesne. W tej sytuacji można jedynie stwierdzić, że uważne, kompetentne i długotrwałe próby, których zamiarem było potwierdzenie niemieckich wyników, zakończyły się fiaskiem".
Artykuł zamieszczony w Scientiflc American w sposób taktowny sugeruje:
“...jedna z istotnych możliwości popełnienia błędu w tego rodzaju eksperymencie polega na przypadkowej obecności niewielkich zanieczyszczeń rtęci złotem... Można by przynajmniej sądzić, że tak się właśnie sprawa miała... Być może ktoś kiedyś odkryje jakiś niezauważalny obecnie szczegół w sposobie przeprowadzenia eksperymentu, który stanowił o sukcesie w przypadku eksperymentu dra Miethe... Musimy jednak wyznać, że nie wierzymy, by tak się mogło stać. Na podstawie wszystkich obecnie dostępnych danych, łącznie z eksperymentami dra Sheldona i Es-teya... jesteśmy przekonani, że trans-mutacja atomów rtęci w atomy złota nie zachodzi i w warunkach opisanych przez dra Miethe nie zajdzie.
Należy jednak przyznać, że tego rodzaju transmutacja atomów rtęci w atomy złota jest teoretycznie możliwa. Wewnętrzne struktury atomów obu pierwiastków są podobne. Usunięcie jednostkowego ładunku dodatniego z jądra
atomu rtęci bądź dołączenie jednego elektronu do jego atomowego jądra prowadziłoby, jak się sądzi, do konwersji atomu rtęci w atom nierozróżnialny od atomu zwykłego złota. Pomijając fakt nieudanego eksperymentu dra Miethe, nadal istnieje możliwość, że jedną z tych zmian struktury atomowej można uzyskać przy pomocy jakiejś fizycznej lub chemicznej metody, która czeka na odkrycie".
Z sardoniczną powagą uczeni stwierdzili: “Złoto można wyizolować z rtęci, lecz rtęci nie da się transmutować w złoto".
W Physical Review dr Sheldon i Estey oznajmili:
“Sugerowane wyjaśnienie mówiące o zmianie liczby elektronów w jądrze przekształcającej rtęć w złoto wydaje się być teoretycznie doskonałe, lecz niewiarygodne w rzeczywistości, jako że spadek potencjału na średniej swobodnej drodze molekuły Hg wynosi zaledwie 0,1 V w tych hakach".
W kwietniu 1926 roku Scientific American opublikował sprawozdanie zatytułowane “Dalsze rtęciowe złoto z Niemiec", w którym podaje, że udało się uzyskać 10 000 razy większą wydajność wytwarzania rtęciowego złota. W pierwszych eksperymentach drowi Miethe udało się uzyskać jedną część złota na sto milionów części rtęci. Zakłady Siemensa w Berlinie bombardowały elektronami w wysokiej próżni Hg i uzyskały 100 mg Au z 1 kg Hg. W czerwcu 1925 roku zakłady Siemens & Halske Akt.-Ges. zarejestrowały w Niemczech patent (numer 243 670) na “Oddziaływanie na Hg" przy pomocy iskrowego wyładowania, promieniami katodowymi i promieniami kanalikowymi. Różnica potencjałów mogła wynosić od 100 do 150 V, zaś kapacytancja była zmienna. Jako dielektryki stosowano płynną parafinę, eter lub trójchlorek węgla.
Inni uczeni nie byli aż tak optymistyczni. Erich Tiede i jego współpracownicy donosili:
“Transmutacja Hg w Au jest teoretycznie możliwa, lecz wszystkie eksperymenty prowadzone przy rygorystycznym sprawdzaniu czystości Hg okazały się fiaskiem. Kiedy rtęć, która według dra Miethe i dra Stammreicha była oczyszczona, została poddana procesowi destylacji w wyłącznie szklanej aparaturze, podobnej do tej stosowanej przez Bronsteda i von Heveseya do wyizolowania izotopów Hg, okazało się, że zawiera ona do 10 procenta Au. Optyczna detekcja nie jest wystarczająca, wiec uważali, że konieczne jest stopienie granulatu Au, który wciąż jeszcze zawierał Hg, i zważenie go na mikrowadze.
Milan Garrett (z Laboratorium Clarendona w Oxfordzie) opublikował wyniki zupełnie nie udanych prób z trans-mutacją Hg w Au przeprowadzonych wieloma metodami. Garrett próbował, również bez powodzenia, wytworzyć ind z cyny oraz skand z tytanu przy pomocy promieni X".
Erich Tiede i jego współpracownicy pisali dalej:
“Rtęć destylowana wciąż zawierała według dra Miethe w jednym kilogramie 0,3 mg Au. Po dwóch destylacjach przeprowadzonych w wysokiej próżni nie można już było wykryć Au. Po takim przygotowaniu przeprowadzono eksperyment dra Miethe w wielu formach i w rezultacie nie zaobserwowano najmniejszej ilości Au". Ten rezultat potwierdzili także E. Duhme i A. Lotz.
E. Duhme i A. Lotz również przeprowadzili cały szereg eksperymentów, początkowo we współpracy z drem Miethe i drem Stammreichem. Stosowali bardzo duże łuki – długości 1,6 m i mocy 10 kilowatów przy napięciu 40 kV i natężeniu 800 A na sekundę – przepuszczane przez opary rtęci. Złoto było w pewnych przypadkach wykrywalne, gdy miedzy elektrodami zanurzonymi w rtęci przepuszczano odpowiednio duży prąd, lecz wyniki tych eksperymentów zostały odrzucone z powodu zbyt wielu kontaktów z innymi metalami. Udowodnili oni, że Au nie da się wykryć, jeśli obecne są pewne zanieczyszczenia, które dają niehomogeniczny rozkład Au, które staje się wykrywalne dopiero po skoagulowaniu go przy pomocy łuku.
Profesor Fritz Haber i jego współpracownicy starali się bardzo uważnie powtórzyć eksperymenty profesora Nagaoki i dra Miethe. Rtęć, w której nie dało się wykryć złota, była poddana sześciu różnym oddziaływaniom, lecz nie uzyskano Au. W niektórych przypadkach wykrywano Au, lecz w ilościach zbyt małych, aby mogło ono pochodzić z tych materiałów lub zanieczyszczeń. Nie udało się również zwiększyć jego ilości. Zastosowane oddziaływania były wykonywane przy użyciu stałych i ciekłych dielektryków, wysokonapięciowych wyładowań, łuków w niskim, normalnym i wysokim ciśnieniu oraz za pomocą bombardowania elektronami w wysokiej próżni.
Niesamowitą dokładność ich badań może zilustrować przypadek, w którym jednemu z pracowników udało się nagle wykryć ślady złota w materiale, który poddawał analizie, podczas gdy nikt inny nie wykrył w tym czasie Au w innych próbkach. Okazało się, że pracownik ten pocierał z przyzwyczajenia przed przeprowadzeniem analizy swoje okulary oprawione w złotą oprawkę. Kiedy to robił, zdejmował okulary, a następnie brał do ręki pasek super czystego ołowiu w celu wykonania analizy.
W innym przypadku pracownik laboratorium topił złoto. Wkrótce potem inny pracownik znalazł w usytuowanym obok pomieszczeniu złoto w materiale, w którym go wcześniej nie było.
Autorzy opisują swoje wyniki jako “dowodzące, że nie opublikowano dotąd metody, która opisywałaby proces, przy pomocy którego można by wytworzyć z rtęci analitycznie oznaczalne ilości Au".
W kwietniowym numerze z 1926 roku Scientific American podał, że “na ostatnim zebraniu [Niemieckiego Towarzystwa Chemicznego] profesor Haber, który poprzednio miał duże wątpliwości co do dokładności eksperymentów, pogratulował drowi Miethe i zapowiedział. .. że on sam może potwierdzić wyniki powtarzając eksperyment". Haber najwidoczniej wygłosił ten komentarz przed zakończeniem badania swoich elektrod, które były źródłem Au.
Większość krytyki prac eksperymentalnych dra Miethe, dra Stammreicha i Nagaoki skoncentrowała się na wątpliwej czystości rtęci, której używali oni do eksperymentów. Ich Hg było oczyszczane poprzez destylacje i przez rozpuszczanie w kwasie azotowym (w stosunku 1:4), a następnie oddzielanie osadów przy pomocy boraksu (0,1 g). Wynikową grudkę Au, jeśli jakaś była, poddawano mikroskopowemu badaniu. Hg było zazwyczaj destylowane dwukrotnie, a w niektórych przypadkach aż piętnastokrotnie. Inni analitycy wykazali, że bez względu na ilość destylacji w Hg nadal można wykryć Au.
Dr Miethe i dr Stammreich wykazali, że tworzenie Au z Hg zależy od zastosowania wyładowań elektrycznych prądu zmiennego. Złoto nie powstaje w ogóle, kiedy Hg jest poddawane działaniu prądu stałego. Opisali również rtęciową turbinę, która pozwalała na 2000 przerw na minutę przy potencjale 110 V i natężeniu od 1 do 12 A. Eksperymenty wykazały liniową zależność miedzy uzyskiem Au a iloczynem zastosowanej mocy (w watach) i czasu, przez który była ona aplikowana. Średni uzysk Au wyniósł 0,0004 mg/ampero-godzine. Produkcje złota wspomagało wysokie ciśnienie. Kiedy wyładowanie miedzy biegunami przechodziło przez parafinowy dielektryk, złoto było rozłożone wzdłuż linii wyładowania – nie było go na rtęciowych biegunach.
A. Gaschler próbował wykonać eksperyment odwrotny w stosunku do tego, który przeprowadzili Miethe i Nagaoka. Poddawał złoto oddziaływaniu szybkich
jąder wodoru. Zakładał, że jedno z nich może przeniknąć w głąb powłok elektronowych złota, gdzie zostanie zatrzymane przez najbardziej wewnętrzne powłoki jako “para-jądro" tworząc wiązanie Tiefenvera. Po 30 godzinach bombardowania widmo zaczęło wykazywać linie Hg, których intensywność powoli rosła. Gaschler postulował, że jego Hg jest związkiem złota i wodoru, podobnym do halogenku rtęci Manleya.
Społeczność naukowców otrzymała uczciwy i dogłębny przegląd twierdzeń dra Miethe, dra Stammreicha i profesora Nagaoki (który zręcznie dał sobie rade z krytyką). Jednak całe to zagadnienie nigdy nie zostało do końca wyjaśnione. Zatem eksperymenty te należałoby powtórzyć przy zastosowaniu nowoczesnej aparatury i technik analitycznych.
Przypisy:
1. Aston, Naturę, 19 grudzień 1925.
2. A.C. Davies, Frank Horton, “The Transmutation of Elements", Naturę, 117:152, 1926.
3. E. Duhme, A. Lotz, Wissenschaft Vemffentlich Siemens Konzern, 5:128-151, 1926.
4. E. Duhme, A. Lotz, Chem. Ber. Deutsch. Ges., 59:1649-1651, 1926; Chem. Abstr., 20:3264, 1926.
5. Milan W. Garrett, “Transmutation Experiments", Naturę, 118:2959, 17 lipiec 1926.
6. A. Gaschler, “Transmutation of Au into Hg", Zeit Ele/amchem., 32:186-187, 1926.
7. A. Gaschler, Scientific American, sierpień 1926.
8. Fritz Haber i inni, Zeit. Anorg. Allgem. Chem., 153:153-183, 1926; Chem. Abstr., 20:2614; ibid, 19:3443.
9. Fritz Haber, Naturę, 29 maj 1926.
10. O. Honigschmid, E. Zintl, “The Atomie Weight of Au...", Naturwissenschaften, 13:644, 1925.
11. O. Honigschmid, Zeit. Anorg. Allgem. Chem., 147:262-264, 1925.
12. Literały Digest, 14 marzec 1925; “Attempts at Ar-tificiai Au", ibid., 12 grudzień 1925; “Negative Evidence in the Hg-Au Case", ibid., 6 luty 1926.
13. J.J. Manley, Naturę, 114:861, 1924; ibid., 115:337, 1925.
14. Adolf Miethe, Naturwiss., 18 lipiec 1924; “Transmutation of Hg into Au", ibid., 13:635-637, 1925.
15. A. Miethe, H. Stammreich, Zeit. Anorg. Allgem. Chem., 150:350-354, 1926.
16. A. Miethe, H. Stammreich, Specyfikacja Patentowa Niemiec nr 233715 [Class 82 (i)], 8 maj 1924.
17. A Miethe, H. Stammreich, Patent Francji nr 598140, 1925.
18. H. Nagaoka, Chem. Abstracts, 19:3209, 1925.
19. H. Nagaoka, Naturwiss., 13:682-684, 1925; “Transmutation of Hg into Au", ibid., 14:85, 1926.
20. H. Nagaoka, Naturę, lipiec 1925.
21. H. Nagaoka, Journal de Physique etla Radium, 6:209, 1925.
22. Naturę, 114:197, 9 sierpień 1924; ibid., 117(2952):758-760, 29 maj 1926.
23. Arnaldo Piutti, Enrico Boggio-Lera, Gion. Chim. Ind. Applicata, 8:59-61, 1925.
24. E.H. Reisenfeld, W. Haase, Chem. Ber. Deutsch. Ges., 59:1625-1629, 1926.
25. A.S. Russell, “Transformation of Hg into Au", Naturę, 116:312, 1925.
26. Science, 61(1581), “The Transmutation of Hg, 17 kwiecień 1925.
27. Scientific American, grudzień 1924; ibid., listopad 1925, str. 256; “Morę Mercuric Gold from Germany", ibid., 17 kwiecień 1926, str. 90; ibid., 138:208, 1928.
28. Horton Sheldon, Roger S. Estey, Phys. Review, 27(2):515, 1926.
29. Siemens & Halske Akt.-Ges., Specyfikacja Patentowa Niemiec nr 243670 [Cl. 39(i) & 82 (i)], “Treating Hg".
30. Frederick Soddy, “The Reported Transmutation of Hg into Au", Nature, 114:244, 16 sierpień 1924.
31. Erich Tiede i inni, “Formation of Au from Hg", Naturwiss., 13:745-746, 1925.
32. Erich Tiede i inni, “The Formation of Au from Hg...", Chem. Ber. Deutsch. Ges., 59:1629-1641, 1926.
ZADZIWIAJĄCE ZJAWISKO ODKRYTE DZIĘKI PRZYPADKOWI
Cała sprawa tak naprawdę zaczęła się od przypadku. Był październik 1983 roku, mieszkałem wtedy w Los Angeles. Wszystko wydarzyło się na tydzień przed moimi dwudziestymi ósmymi urodzinami, w czasie kiedy byłem w łazience i przygotowywałem się do wyjścia na wieczorną zabawę. Przy pasku od spodni miałem umocowanego przenośnego walkmana, z którego słuchałem dość głośno muzyki. Nagle potknąłem się i walkman wpadł prosto do muszli klozetowej. Wydostałem go stamtąd i choć był kompletnie zmoczony i potłuczony, spróbowałem go naprawić.
Jednak moja znajomość elektroniki okazała się niewystarczająca. Dlatego udało mi się tylko złożyć go w jedną całość, lecz od tej chwili wykazywał jedną wadę – odtwarzał kasety tylko wstecz. Próba naprawy, aby odtwarzał kasety jak poprzednio nie powiodła się. Tak więc miałem walkmana, który w pewien sposób był nieużyteczny, ponieważ odtwarzał kasety wyłącznie wstecz.
Kilka tygodni później, po krótkiej wędrówce po Europie, wróciłem do rodzinnej Australii. By mieć jak najlżejszy bagaż, wszystkie niepotrzebne rzeczy pozostawiłem w Londynie, lecz z nie znanych mi powodów zabrałem ze sobą grającego wstecz walkmana (a oprócz niego również śpiwór, grubą brązową kurtkę z owczej skóry, buty Ugh – wszystko to utrzymywało mnie w cieple, kiedy spałem w śniegu).
Po tych wszystkich przygodach grający wstecz walkman wylądował w Australii w szufladzie z rupieciami, gdzie pokrywał go kurz.
Kilka miesięcy później, w kwietniu 1987 roku zostałem dyrektorem domu dla nastolatków w Bern – małym miasteczku na południu Australii. Berri jest także centrum regionu Riverland, w którym wyrabia się różnego rodzaju wina.
Dom, którego byłem dyrektorem, nazywa się “The Abode" i jest położony po obu stronach rzeki Murray, która przepływa przez sam środek miasteczka.
W czasie kiedy prowadziłem ten dom, słyszałem plotki rozpowszechniane przez Ewangelików. Twierdzili oni, że rock-and-roll to “diabelska muzyka" oraz że odtwarzając niektóre piosenki od tyłu można usłyszeć sugestywne przekazy o treści okultystycznej.
Kiedy o tym usłyszałem, przypomniałem sobie, że jak byłem nastolatkiem, podobne rzeczy mówiono o płytach Beatlesów. Podobno na niektórych z nich znajdowały się przekazy sugerujące, że Pauł McCartney niedługo umrze. Nie było w tym nic niepokojącego, po prostu zwykły chwyt reklamowy.
Jednakże Ewangelicy w swoich wypowiedziach posuwali się jeszcze dalej, twierdzili, że wiele z tych przekazów nie zostało umieszczonych na płytach umyślnie, ale raczej wydawały się “wypływać znikąd". Niektórzy twierdzili, że zostały one tam umieszczone przez samego szatana w celu prania mózgów młodych ludzi na całym świecie.
W końcu przyszło do mnie kilku przerażonych podopiecznych, którzy wierzyli, że słyszeli demony mówiące do nich z płyt rock-and-rollowych, gdy puszczali je wstecz. Ta sprawa zaintrygowała mnie do pewnego stopnia i jednocześnie rozzłościła, ponieważ przestraszyła będących pod moją opieką nastolatków. Później przypomniałem sobie o swoim zepsutym, grającym tylko wstecz walkmanie. Postanowiłem zbadać tę sprawę, aby wszystko wyjaśnić i móc uspokoić moich podopiecznych.
Wydobyłem więc walkmana z szuflady z rupieciami i przystąpiłem do przesłuchiwania taśm z muzyką odtwarzając ją wstecz. Nie spodziewałem się usłyszeć zbyt wiele poza nic nie znaczącymi dźwiękami, które jeżeli ktoś słyszał, były prawdopodobnie wynikiem jego nazbyt bujnej wyobraźni. Jednak myliłem się.
Kiedy odtwarzałem te taśmy wstecz, słyszałem zrozumiałe słowa wydobywające się z bełkotu. Z początku uznałem to za przypadkowe dźwięki lub wytwór mojej wyobraźni. Chciałem potwierdzić swoje przypuszczenia i poprosiłem kilku przyjaciół, aby posłuchali tych nagrań i powiedzieli, co słyszą. Nie powiedziałem im jednak, o co mi chodzi. Prawie we wszystkich przypadkach mówili mi, że coś słyszeli, niekiedy nawet dokładnie te same słowa, co ja.
ZASKAKUJĄCE ZWROTY W PIOSENKACH ODTWARZANYCH WSTECZ
Z upływem czasu zacząłem przeprowadzać coraz bardziej kontrolowane i szczegółowe testy. Przygotowałem standardową taśmę z dziesięcioma wstecznie nagranymi zwrotami, które wyizolowałem z bełkotu. Później wybrałem kilka przypadkowych osób i podzieliłem je na trzy niezależne grupy. Pierwszą grupę poprosiłem o powiedzenie mi, co słyszą na taśmie; drugą grupę poinformowałem, co jest nagrane na taśmie i co usłyszą, a czego w rzeczywistości tam me było; natomiast trzeciej grupie powiedziałem, co jest rzeczywiście na taśmie i co sam słyszałem. Rezultaty tych testów były zachęcające.
Większość osób z pierwszej grupy słyszała jedno lub dwa słowa z większości tych, które ja słyszałem. W drugiej grupie badane osoby me słyszały tego, co im sugerowałem, ze usłyszą, z kolei członkowie trzeciej grupy niemal natychmiast rozpoznali “wsteczne frazy". Powyższe rezultaty utwierdziły mnie w przekonaniu, ze rzeczywiście wyraźnie coś słychać, kiedy odtwarza się taśmy wstecz. I me jest to złudzenie słuchowe.
Ewentualna przypadkowość wystąpienia tego zjawiska wydawała się być mało prawdopodobna. Wsteczne frazy, z jakimi się spotkałem, były bardzo wyraźnie słyszalne i niełatwo było je pominąć. Zauważyłem, ze część tych wstecznie odtwarzanych fraz dość często mówiła to samo, ilekroć wypowiadane były te same słowa. I w końcu stworzyłem ich listę.
Większości tych fraz me dawało się wyjaśnić przypadkowym zbiegiem okoliczności. Często były one długie i bardzo wymowne, czasem pełne poezji i metafor. Składały się w kilka słów i tworzyły poprawnie zbudowaną gramatycznie całość. Czasem odnajdywałam kilka wstecznych fraz w jednej piosence, każda powiązana z następną. I stale ich przybywało.
Wsteczne frazy odnalazłem w około pięćdziesięciu procentach piosenek, które przesłuchałem. Wydawało mi się, ze szansa wystąpienia tych wszystkich fraz samodzielnie jest prawie nieograniczona. Przypominało to rzucanie liter alfabetu na podłogę w nadziei, ze w jakiś magiczny sposób ułoży się z nich modlitwa do Pana.
Przez większą część czasu we wczesnej fazie badań pomijałem możliwość przypadkowego występowania tego zjawiska jak i tego, ze jest to złudzenie. Nie można pomijać wpływu tych dwóch czynników, ponieważ kiedy opowiadałem o tym innym ludziom, z miejsca usposabiali się do tego wrogo. Nadal było dla mnie oczywiste, ze jest to wyraźne i samodzielnie egzystujące zjawisko. Nic me wskazywało na przypadkowość jego pochodzenia lub ze jest to złudzenie. Byłem przekonany, ze można to udokumentować i udowodnić. Ogarnęła mnie na tym punkcie obsesja i wszystkie inne sprawy mojego życia raptownie nabrały znikomego znaczenia Chciałem się dowiedzieć, skąd pochodzą te wsteczne frazy i jak dostały się na taśmy.
W początkowym okresie badań miałem tez inne wytłumaczenie na pochodzenie tego zjawiska. Otóż sądziłem, ze ścieżka dźwiękowa nagrana na danej taśmie została zmieniona umyślnie przez jakiegoś sprytnego technika dźwięku, który umieścił na mej wstecznie nagrane frazy. Tego rodzaju wyjaśnienie okazywało się być prawdziwe tylko w stosunku do kilku procent piosenek Wykorzystując technikę nagrywania znaną jako “wsteczne maskowanie" możliwe jest umieszczanie wstecznie nagranych fraz na danej taśmie Poza tym bardzo łatwo to rozpoznać. Słowa naniesione na ścieżkę są słyszalne jako bełkot, kiedy taśma jest odtwarzana do przodu Gdy jednak odtwarza się ją wstecz, te same słowa są dla nas wyraźne i zrozumiałe.
Jednakże nie wyjaśnia to źródła pochodzenia ogromnej większości wstecznych fraz, z jakimi się spotkałem Większość z nich me była stworzona przy pomocy technicznych trików Nie było żadnych nałożonych dźwięków. Po prostu pojawiały się wśród bełkotu jak światełko w tunelu. Ich obecność była zaznaczona w wyjątkowy sposób. Innymi słowy, wsteczne frazy były pod względem struktury budowy i fonetyki przeciwieństwem dźwięków odtwarzanych na taśmie w przód.
Były one uformowane w taki sposób, aby dostarczać mózgowi wiadomości na dwa sposoby, raz kiedy taśmę odtwarza się w przód i drugi raz gdy odtwarza sieją wstecz. Było to prawdziwie niezwykłe zjawisko – dwa rodzaje mowy, oba stymulujące.
Istnieje jeszcze jedno wyjaśnienie tego zjawiska. Stwierdza się, ze wsteczne frazy są manipulacją szatana. Muszę przyznać, ze podczas pierwszych kilku tygodni badań czułem się dziwnie, kiedy wracałem późno do domu, a moje emocje balansowały na krawędzi. Na szczęście jednak “złe sny" z upływem czasu minęły, a niezwykłe zjawisko wstecznych fraz samo ujawniło prawdę o sobie.
Po pierwsze nie wszystkie przekazy, jakie zawieraj ą wsteczne frazy, mają charakter okultystyczny, jak to często głoszono. To zależy od tekstu piosenki. Jeżeli piosenka ma charakter okultystyczny to przekaz zawarty w piosence odtwarzanej wstecz również będzie okultystyczny. Piosenki o miłości będą zawierały przekazy o miłości, piosenki polityczne będą zawierały przekazy polityczne i tak dalej. Nawet pieśni gospel mają swoje własne przekazy. Przeważnie mówią one o Bogu, choć me zawsze.
Czułem, jak wzrasta we mnie złość w stosunku do tych osób, które w fałszywym świetle przedstawiały całe zjawisko lub tez zbyt pośpiesznie wyciągały wnioski z niedostatecznych odkryć. Wsteczne frazy nie miały charakteru wyłącznie okultystycznego. Przekazy w nich zawarte mówiły o wszystkim! To nie demony określały charakter przekazu, ale tekst piosenki.
KOMPLEMENTARNOŚĆ ODTWARZANIA W PRZÓD l WSTECZ
Tak, oto doszliśmy do pierwszego z wniosków, jakie wysunąłem w pierwszych latach moich badań. Istnieje skomplikowany związek między frazami odtwarzanymi wstecz i w przód, zarówno w ich strukturze, jak i formie. Faktem, który najdobitniej na to wskazuje, jest to, ze frazy odtwarzane wstecz i w przód są ze sobą nawzajem powiązane. Otóż temat piosenki odtwarzanej w przód pokrywa się z tematem występujących w niej wstecznych fraz. Te proste spostrzeżenie nazwałem Zasadą Komplementarności Zasada ta legła u podstawy mojej przyszłej teorii dotyczącej zjawiska wstecznych fraz Większość czasu w latach 1984-1985 poświęciłem na badanie muzyki, poczynając od utworów klasycznych a na hard rocku kończąc Pamiętam swoje zdziwienie, kiedy usłyszałem “Alleluja" śpiewane przez chór w Mesjaszu Hendla. Brzmiało to dokładnie tak samo, kiedy odtwarzałem ten utwór w przód i wstecz. Swoje taśmy i notatki zacząłem porządkować według określonego systemu Przeszukiwałem biblioteki i sieci komputerowe, próbując znaleźć jakąkolwiek informację na ten temat. Miałem nadzieję, ze trafię na kogoś, kto prowadził już podobne badania do moich Okazały się one jednak prawie daremne. Odnalazłem tylko jedną książkę. Była to jedna z pierwszych prac kalifornijskiego badacza i religijnego fundamentalisty Williama H Yarrola II
Od roku 1980 do 1983 Yarrol zajmował się badaniem muzyki rockowej i jej wpływu na mózg człowieka Opublikowanie tej pracy niechcący wywołało religijną histerię, jaka miała miejsce w latach osiemdziesiątych. Był on także odpowiedzialny za dyskusję dotyczącą zjawiska wstecznych fraz, którą poruszono podczas Kalifornijskiego Zgromadzenia Narodowego. Sprawa ta była również omawiana w kręgach władz stanu Arkansas. Oba wydarzenia miały miejsce w roku 1983 Ówczesny gubernator stanu Arkansas, Bili Clinton, zaproponował wprowadzenie przepisu nakazującego opatrywanie wszystkich płyt rock-and-rollowych, które zawierają wsteczne frazy, etykietami o następującej treści:
Uwaga: Płyta ta została poddana obróbce wstecznego maskowania, co oznacza, że nagranie to zawiera ustne przekazy słyszalne, kiedy płyta odtwarzana jest wstecz, lecz niesłyszalne lub słyszalne tylko w minimalnym stopniu, gdy odtwarzana jest w przód.
Projekt ten nigdy nie uzyskał mocy prawnej, ale sprawa pozostała.
Nie odnalazłem żadnych innych prac, które przedstawiałyby coś podobnego do tej sprawy, co doprowadziło mnie do wniosku, że jest to nowy, dobry obszar do prowadzenia badań. Byłem tym podniecony. Czułem się jak odkrywca, który odnajduje nowe krainy.
NOWE WYMIARY SŁOWA MÓWIONEGO
W roku 1986 moje badania skierowałem na inne ważne tory. Postanowiłem poddać badaniom różnego rodzaju historyczne przekazy medialne, poczynając od samego początku ich nadawania. Chciałem zobaczyć, czy one również coś zawierają.
Spoglądając teraz na to z perspektywy czasu, aż trudno mi uwierzyć, że w tamtym czasie badałem tylko muzykę, w ogóle nie biorąc pod uwagę zwykłej mowy. Od tego czasu uległo to zmianie.
Zdobyłem historyczne nagrania audycji radiowych począwszy od roku 1920 do czasów obecnych i zacząłem je przesłuchiwać odtwarzając je wstecz. Jedną z pierwszych rzeczy, jakie usłyszałem wśród tych nagrań, było: “Człowiek będzie spacerował w przestrzeni kosmicznej".
Zdanie to słyszałem bardzo wyraźnie, wydawało się wręcz “wyskakiwać" spomiędzy bełkotu innych słów. Natychmiast zacząłem odtwarzać je w przód i usłyszałem słynne już dziś słowa, które wypowiedział Neil Armstrong, stając na Księżycu: “Jest to mały krok człowieka, ale ogromny skok ludzkości". Byłem oszołomiony tymi dwoma zdaniami, zwłaszcza wyrazistością pierwszego, odtwarzanego wstecz, oraz jego bezpośrednim związkiem z drugim, odtwarzanym w przód.
Później, jeszcze tego samego dnia, ponownie doznałem oszołomienia, kiedy usłyszałem wyraźne słowa, odtwarzając wstecz kolejne nagranie: “Jest okropnie postrzelony. Zaczekaj. Spróbuj jeszcze raz i poszukaj". Zacząłem odtwarzać taśmę w przód i usłyszałem głos osoby, która na żywo komentowała zamach na prezydenta Johna F. Kennedy'ego dokonany w roku 1963 w Dallas w Teksasie. Z nagrania odtwarzanego w przód wyizolowałem słowa, które znajdowały się w tym samym miejscu, co powyższy komentarz słyszalny, gdy taśmę odtwarza się wstecz. Słowa te układały się w następujące zdanie: “Szpital Park-land, miała miejsce strzelanina". Słowa te wypowiedziano dokładnie wtedy, kiedy sprawozdawca radiowy zdał sobie sprawę, że miała miejsce strzelanina.
Bardzo mnie to zadziwiło. Było to przecież sprawozdanie na żywo, prosto z miejsca wydarzeń, a nie nagrane i wyemitowane ze studia. Nie mogła to więc być w żaden sposób jakaś mistyfikacja. Przekaz wydawał się być logicznym odbiciem myśli, jakie chodziły wtedy po głowie sprawozdawcy. Czuł przerażenie widząc mord na prezydencie (“Jest okropnie postrzelony") oraz gorączkowo szukał miejsca, z którego padły strzały (“Zaczekaj. Spróbuj jeszcze raz i poszukaj").
Ze spacerem po Księżycu było podobnie. Był to komentarz na żywo, w którym znajdowała się wsteczna fraza, która, jak przypuszczam, mogła obrazować to, co Neil Armstrong myślał w chwili pierwszego spaceru po Księżycu. Była wyrazem nadziei, że człowiek w przyszłości “będzie spacerował w przestrzeni kosmicznej".
Nadal kontynuowałem badanie tej taśmy. Odnalazłem interesującą wsteczną frazę w słowach, jakie wypowiedział podczas inauguracji objęcia urzędu prezydenta John Kennedy. Wypowiedział wówczas słynne zdanie: “Nie pytajcie, co kraj może zrobić dla was, ale co wy możecie zrobić dla niego". Odtwarzane wstecz zawierało wsteczną frazę o następującej treści: “Daj Jackowi całe swoje jedzenie".
Następny przykład również pochodzi z nagrania o historycznym znaczeniu. Zawarta w nim wsteczna fraza jest mocno związana z wypowiedzią, jaką słychać, kiedy nagranie odtwarza się w przód. Podczas odtwarzania wstecz słyszymy Lee Harveya Oswalda, który mówi: “Posłuchajcie ich. Chcą zabić prezydenta". Ta zabawna i jednocześnie niepokojąca wiadomość pochodzi z audycji radiowej nadanej dwa tygodnie przed zabójstwem prezydenta Kennedy'ego. Kiedy nagranie odtwarza się w przód słychać, jak Oswald mówi o Komitecie ds. Uczciwego Postępowania Wobec Kuby.
Inny, szczególnie zabawny przykład wstecznej frazy znalazłem w wypowiedzi premiera Australii, Boba Hawke'a. W roku 1987 po wygraniu wyborów federalnych zapytano go, jak zamierza to uczcić. Odpowiedział krótko: “Och, wypijając kilka filiżanek herbaty". Zdanie to odtwarzane wstecz brzmi: “Zapalając najlepszego skręta marihuany". Nagranie to wiele razy powtarzano w australijskiej telewizji. Wtedy też wyniki moich badań zostały zaprezentowane szerszej publiczności.
Muszę dodać, że moment w którym odnajdywałem takie wyrażenia i zdania, był dla mnie szczególnie podniecający, zwłaszcza że często nie miałem wcześniej pojęcia, co znajduje się na taśmach.
Podczas badań zawsze odtwarzałem taśmy tylko wstecz. Robiłem to umyślnie, aby się niczym nie sugerować. Największe emocje czułem podczas słuchania odtwarzanego wstecz nagrania, a następnie odkrywania jego niewiarygodnej zgodności z tym, co było nagrane w przód.
Lata 1986-1987 były dla mnie bardzo ekscytujące. Przestałem badać muzykę i swoją uwagę skupiłem głównie na mowie. To nadało moim badaniom zupełnie nowego wymiaru.
Zacząłem nagrywać zwyczajne rozmowy. Okazało się, że podczas odtwarzania ich wstecz również słychać wsteczne frazy. Pojawiały się one z częstotliwością co dziesięć, piętnaście sekund. I co dziwne, mocno się nawzajem uzupełniały. Dzięki wstecznym frazom poznałem sekrety moich przyjaciół – wiedziałem, kiedy kłamią podczas rozmowy, znałem fakty, które skrzętnie ukrywali i wiedziałem, kto ma romans i z kim. Ich wsteczne frazy często wskazywały na myśli i odczucia, jakie żywią w stosunku do innych osób. Tak więc zacząłem badać zwykłe rozmowy odtwarzając je oczywiście wstecz.
W tym momencie cały mój dotychczasowy obraz świata stanął na głowie. Jakiekolwiek wątpliwości, które jeszcze miałem co do tego, czy to zjawisko jest przypadkowe, czy też wytworem wyobraźni, nagle zniknęły. Wiedziałem już, że wsteczne frazy są bardzo prawdziwe i rzeczywiste i że jest to coś bardzo ważnego. To głos prawdy, prawdziwa mowa pochodząca z wnętrza naszego ja.
To wszystko wydarzyło się na początku 1987 roku. Wiedziałem, że coś odkryłem i czułem, że muszę nadać temu jakieś imię, spróbować to opisać, powiedzieć o tym ludziom. Przejrzałem swoje notatki z badań. Myślałem i teoretyzowałem.
OSTATECZNY WYKRYWACZ KŁAMSTW?
W kwietniu 1987 roku około trzeciej nad ranem obudziłem się z dwoma kołaczącymi w głowie słowami. Brzmiały one: Wsteczna Mowa. Począwszy od tego dnia tak właśnie nazwałem to zjawisko. Wsteczne frazy zacząłem nazywać Wsteczną Mową.
Nareszcie poznałem prawdziwy obiekt moich badań. Dla własnej satysfakcji sprecyzowałem, czym jest wsteczna mowa, co więcej posiadałem możliwą do przyjęcia i wiarygodną teorię na temat źródła pochodzenia tego zjawiska.
Przyjąłem teorię, że zjawisko nazwane przeze mnie wsteczną mową jest jakąś formą komunikacji, być może jakimś nie odkrytym zmysłem człowieka. Nie było w tym nic dziwnego ani okultystycznego, którym to mianem określano kiedyś często coś, czego wcześniej nie znano lub nie potrafiono wyjaśnić. Obecnie można to wyjaśnić w logiczny sposób. Zjawisko określane jako Wsteczna Mowa jest naturalną funkcją ludzkiego umysłu.
W kwietniu 1987 roku, kiedy analizowałem swoje przemyślenia, sformułowałem Teorię Wstecznej Mowy oraz Komplementarności Mowy. Początkowo moja teoria składała się z dwóch punktów. Nie były one jednak do końca potwierdzone. Przypuszczałem, że ludzki umysł automatycznie tworzy, słyszy i odpowiada na oba rodzaje mowy.
Istnieje jeszcze trzeci punkt mojej teorii, który został dodany w późniejszym okresie. Chcę teraz przedstawić dwa pierwsze punkty tej teorii wraz z ich drobnymi modyfikacjami, jakie zachodziły na przestrzeni ostatnich lat:
1) Ludzka mowa składa się z co najmniej dwóch oddzielnych i uzupełniających się rodzajów. Pierwszy z nich jest jawny i słyszymy go, kiedy nagranie jest odtwarzane w przód – pozostaje on pod kontrolą naszej świadomości. Drugi z nich jest ukryty i słyszymy go, kiedy nagranie odtwarzane jest wstecz. Ten rodzaj ludzkiej mowy jest wyłączony spod kontroli naszej świadomości. Wsteczny rodzaj mowy występuje razem z mową odtwarzaną w przód. Dźwięki występujące we wstecznej mowie są odbiciem dźwięków w mowie odtwarzanej w przód.
2) Obydwa rodzaje mowy uzupełniają się i w równym stopniu zależą od siebie. Jeden z nich nie może być w pełni dobrze zrozumiany bez drugiego. W trakcie porozumiewania się ludzi oba rodzaje mowy komunikują się jednocześnie ze świadomością i podświadomością rozmówców.
Było to prawdziwie rewolucyjne odkrycie! Wiedziałem, że jeśli dowiodę prawdziwości mojej teorii, uzyska ona mocne podstawy. Dzięki temu można by wykrywać kłamstwa. Mogłoby to pomóc w wyjaśnieniu aspektów ludzkiej intuicji, a być może nawet dowieść i wyjaśnić niektóre formy ESP1. Może pomogłoby nam także zrozumieć ludzką psychikę i poznać przyczyny niektórych zachowań oraz osobowość. Rozważałem też religijne aspekty tego zjawiska. Czy wsteczna mowa pomoże nam poznać prawdziwą naturę naszej duszy? Czym tak naprawdę jest wsteczna mowa? Czy pochodzi ona z naszej podświadomości lub może skądś głębiej, może nawet z samego serca? Co tak naprawdę w ogóle oznaczają te określenia?
OPISZ TO l NIECH CIĘ DIABLI!
W tym momencie wiedziałem, że moje badania dopiero się rozpoczęły. Właśnie otworzyłem Puszkę Pandory. Czułem potrzebę opowiedzenia o moim odkryciu. Chciałem uzyskać pomoc osób, które, jak przypuszczałem, mogły mieć większą wiedzę na ten temat ode mnie. Ostatecznie byłem tylko średnio wykształconym młodym robotnikiem i synem prostego kaznodziei Kościoła Metodystów. W czasie kiedy rozpocząłem swoje badania, aspirowałem jednak do tego, aby być pisarzem, mimo kilku niepowodzeń w tej dziedzinie.
Zastanawiałem się, do kogo powinienem się zwrócić, aby móc przedstawić swoją teorię dotyczącą ludzkiej mowy i podświadomości? Cała ta sprawa przerastała mnie i była ponad moje siły. Do kogo mam się zwrócić? – zadawałem sobie pytanie.
Skierowałem się do mediów i uniwersytetów, lecz spotkałem się z odrzuceniem, a z czasem wręcz z otwartą wrogością. Przykładem takiego zachowania jest korespondencja, jaką prowadziłem w roku 1988 z Manfredem Clyne'em z uniwersytetu w Melbourne. Człowiek ten prezentował w swoich listach zdecydowane i autorytatywne stanowisko:
Jest to nic innego jak wymysł wyobraźni... dla dobra ludzi i swojej rodziny niech pan zaprzestanie tych badań i skieruje swoje siły na cos bardziej pożytecznego... ścieżka pańskich badań jest długa i bardzo kręta, tylko nieliczni są w stanieją przejść.
Listy podobne do tego pobudzały mnie tylko do dalszych badań, wiedziałem, że to, co robię, ma sens, i zjawisko, które badam, jest prawdziwe. W końcu zgromadziłem wystarczającą ilość dokumentów i dowodów, które gwarantowały mi bardziej przyjazne niż do tej pory traktowanie. Zdecydowałem się przygotować przekonywające argumenty i zacząłem spisywać wyniki swoich badań w formie manuskryptu. Chciałem napisać na ten temat książkę, licząc, że może wtedy ludzie mnie posłuchają. Do pomocy zaangażowałem mojego dobrego przyjaciela, Grega Albrechta, który przez kilka pierwszych miesięcy 1987 roku pomagał mi w jej przygotowaniu. Zamierzałem zatytułować ją Beyond Backward Masking: Reverse Speech and the Voice of the Inner Mind (Poza wstecznym maskowaniem – Wsteczna Mowa i głos wnętrza umysłu). Był to znaczący krok w moich badaniach, ponieważ w czasie przygotowywania tej książki wyłoniły się inne kierunki i lingwistyczne struktury badanego przeze mnie zjawiska.
KATEGORIE WSTECZNEJ MOWY
Pierwsza z tych obserwacji wywodziła się z Zasady Komplementarności Mowy. Wiedziałem, że oba modele mowy – odtwarzanej w przód i wstecz – były zazwyczaj ze sobą powiązane, choć nie zawsze koniecznie zgodne. Na przykład frazy odtwarzane wstecz mogły być zaprzeczeniem fraz odtwarzanych w przód lub też obie mogły opisywać tę samą rzecz.
Tak więc podzieliłem te różnorodne typy fraz na kilka osobnych kategorii i nazwałem je Kategoriami Wstecznej Mowy:
1) Czasem wsteczne frazy potwierdzają to, co opisują frazy odtwarzane w przód – opisują to samo, ale innymi słowami. Ten rodzaj mowy nazwałem Zgodna Wsteczność. Czasem, przy wyjątkowych okazjach, odnajdywałem wsteczne frazy opisywane dokładnie tymi samymi słowami! Tego rodzaju przykłady były bardzo fascynujące, zwłaszcza kiedy składały się z sześciu lub siedmiu wyrazów.
2) Następną kategorię nazwałem Sprzeczna Wsteczność Frazy odtwarzane wstecz były zaprzeczeniem fraz odtwarzanych w przód. Po pewnym czasie zrozumiałem, ze wypowiedzi, które słyszałem na taśmie odtwarzanej wstecz, były wypowiedziami odzwierciedlającymi prawdziwe myśli.
3) Frazy z kategorii Rozbudowana Wsteczność dawały dodatkową informację, pojawiały się pod zdaniami odtwarzanymi w przód. Dzięki temu można było poznać różnego rodzaju fakty, które celowo lub nie pominięto w mowie odtwarzanej w przód. Frazy te były słyszalne pod mową odtwarzaną w przód.
4) Kategoria Wewnątrzdialogowa Wsteczność oznacza myśli, jakie dana osoba miała podczas rozmowy. Czasami można było usłyszeć rozmowę, jaka miała miejsce pomiędzy jedną i tą samą osobą. Na przykład jeśli jakaś część was chciała wyjść na wieczorną zabawę, a inna część chciała zostać w domu, to całe to zmaganie było słyszalne podczas odsłuchiwania nagrania wstecz.
5) Kategoria Zewnątrzdialogowa Wsteczność odnosi się przede wszystkim do innych ludzi. Przybierała ona formę próśb, komend, pytań, a także rozmowy. Czy mieliście kiedykolwiek wrażenie, ze coś innego kryje się za waszą rozmową? Na przykład chłopak spotyka ładną dziewczynę i obydwoje rozmawiają... o pogodzie, choć tak naprawdę wszyscy wiemy, o czym myślą i chcieliby rozmawiać. Dlatego tez odtwarzając nagranie wstecz czasem odnajdywałem całkiem inną rozmowę.
6) Kategoria Wyprzedzająca lub Opóźniona Wsteczność. Na taśmie odtwarzanej wstecz możemy usłyszeć wyrazy, które słychać również na tej samej taśmie odtwarzanej w przód, ale kilka sekund lub nawet minut wcześniej lub później. Czy mieliście kiedyś wrażenie, ze to, co mówicie w danej chwili, JUŻ kiedyś wcześniej zostało przez was wypowiedziane? Jeśli tak, to prawdopodobnie macie rację. Lub chcieliście coś powiedzieć, ale ktoś inny was uprzedził Na przykład' “A mech to, właśnie chciałem to powiedzieć". Odczuwając coś takiego prawdopodobnie doświadczyliście zjawiska właśnie z tej kategorii.
7) Na końcu znalazłem kategorię, która początkowo wprawiła mnie w zakłopotanie. Nazwałem ją Emocjonalna Wsteczność. Pierwotnie kategorię tę nazywałem Luźną Wstecznością, ponieważ pomiędzy zdaniami na taśmie odtwarzanej wstecz i odtwarzanej w przód nie widziałem żadnego związku Wprawiało mnie to w irytację, bo stanowiło lukę w mojej teorii. Było tak do momentu, kiedy kilka lat później odkryłem między mmi związek – był on natury emocjonalnej. Tego rodzaju wsteczna mowa przedstawiała jakieś zdarzenia w czyimś życiu lub wypowiedzi, które miały dokładnie takie samo zabarwienie emocjonalne jak wypowiedzi na tej samej taśmie odtwarzanej w przód. Na przykład na taśmie odtwarzanej w przód słyszymy kogoś, kto opowiada, ze miał zły dzień w pracy, a następnie odtwarzając ją wstecz ta sama osoba opowiada, jak w ubiegłym tygodniu “złapała gumę" na autostradzie, lub przytacza rozmowę sprzed dwóch lat z supermarketu o Fredzle Jonesie, którego bardzo me lubi. Zgodność tych zdań nie leży w słowach, ale w wyrażanych emocjach.
Odetchnąłem z ulgą. Nie tylko nic me zachwiało moją teorią, ale odkryłem ponadto coś nowego.
STRUKTURY WSTECZNEJ MOWY
Następna obserwacja dotyczyła budowy gramatycznej i lingwistycznej. Zauważyłem, ze wiele wstecznych fraz ma standardową budowę. Zazwyczaj mają one od dwóch do pięciu nieprzerwanie następujących po sobie wyrazów, które tworzą z kolei pojedyncze zdanie. Oczywiście były również i takie, które odstawały od tej reguły. Zbadałem je wszystkie i podzieliłem na kategorie, które nazwałem Strukturami Wstecznej Mowy. Oto one:
1) Długie Zdania Odnajdywałem je niezbyt często, ale czasem zdarzało mi się spotkać wsteczne zdania o zadziwiającej długości. Miały doskonałą budowę, były długie, płynnie wypowiadane i liczyły od piętnastu do dwudziestu wyrazów. Czasem spotykałem dwa lub trzy zdania w wypowiedzi, która zawierała wsteczną mowę.
2) Pojedyncze Słowa. Byłem bardzo nieufny, kiedy je odnajdywałem. Ich pochodzenie można wytłumaczyć na wiele sposobów Z czasem stało się dla mnie jasne, ze wyrażają one emocje lub pochodzące z zewnątrz polecenia.
3) Wsteczność Przyczynowo-Skutkowa Jej niezwykła budowa gramatyczna jest bardzo prosta, co umożliwia szybkie jej odnalezienie. Składa się zazwyczaj z dwóch zdań, które są ze sobą powiązane. Często mają one formę poleceń, przedstawiają fakty, które później mogą sugerować kierunek działania, na przykład. “Książka. Przeczytaj ją, proszę" – lub: “Ból. Pozwól mu minąć".
4) Wsteczność Budująca Zdania. Była ona zadziwiająca i dzięki niej rozwiałem wszystkie wątpliwości, jakie jeszcze do tej pory miałem Frazy odtwarzane w przód i wstecz mogły łączyć się w formy tworząc kompletne zdanie Na przykład: “Sądzę, ze powinni wytępić wszystkie zbrodnie w [Washington, DC]". Odtwarzając to wstecz słyszymy “w stolicy Ameryki". Słowa “Washington DC" reprezentują wypowiedź odtwarzaną w przód, w miejscu gdzie występuje ta wsteczna fraza. Połączone razem mogą utworzyć następne zdanie, na przykład “Washington, DC, jest stolicą Ameryki".
5) Wsteczność Lustrzanego Odbicia. Frazy należące do tej kategorii zaprzeczały przypuszczeniu, ze są wytworem wyobraźni. Odtwarzane wstecz i w przód były swoim lustrzanym odbiciem. Na przykład “Bardzo kocham swojego męża" odtwarzane wstecz również brzmiało “Bardzo kocham swojego męża"
6) Niekompletna Wsteczność. Prawie wszystkie wsteczne wyrażenia, jakie zbadałem, były wyraźnie wyodrębnione. Odróżniały się od bełkotu i było wyraźnie słychać, gdzie się zaczynają i kończą. Jednak niektóre z nich nikły pośród bełkotu. Zawsze na początku były wyraźnie słyszalne, po czym ostatnie słowa zanikały. Było to dla mnie bardzo frustrujące, zwłaszcza kiedy słyszałem cos takiego, jak; “Plany są w ..!"
Kiedy JUŻ sformułowałem kategorie i struktury wstecznej mowy, zauważyłem, ze niektórzy ludzie wykazują tendencję do posługiwania się określoną kategorią wstecznej mowy. Na przykład u danej osoby mogą w większości występować Długie Zdania lub Wsteczność Budująca Zdania.
Jakiś czas potem dokonałem kolejnych odkryć.
ANALIZA TAŚMY Z WSTECZNĄ MOWĄ
Porównując ze sobą transkrypcje wstecznej mowy, jakie sporządziłem w ostatnim roku, stwierdziłem, ze większość z nich pochodziła ze zwykłych rozmów a nie przekazów radiowo-telewizyjnych. No i zacząłem mierzyć czas i częstotliwość występowania wstecznej mowy we wszystkich moich nagraniach. Wykonując tę pracę posługiwałem się stoperem. Następnie przygotowałem tabele, w których zawarłem średnie wskaźniki występowania wstecznej mowy w rozmowach. Było to przedsięwzięcie, które przyniosło niezwykłe rezultaty i jednocześnie pochłonęło ogrom mojego cennego czasu.
Przeanalizowanie tych taśm zajęto mi niewiarygodnie dużo czasu. W początkowym okresie, w roku 1987, dokładna analiza jednej taśmy zawierającej trzydzieści minut nagrania zajmowała mi od trzech do czterech dni. Mimo to wytrwale spędziłem setki godzin siedząc przy swoim biurku ze słuchawkami na uszach i robiąc notatki. Cały ten proces składał się z następujących elementów:
1) Przesłuchanie taśmy odtwarzanej wstecz i wstępne wynotowanie wszystkich wstecznych fraz, jakie słyszałem.
2) Ponownie przesłuchanie taśmy od początku do końca i sprawdzenie wstecznych fraz przez szybką zmianę kierunku odtwarzania taśmy w przód i w tył.
3) Wykonanie bardziej szczegółowego zapisu. Sprawdzałem znalezione na początku wsteczne frazy, odkrywając przy tym dalsze, i sporządzałem transkrypcje rozmów odtwarzanych w przód.
4) Trzecie i ostatnie przesłuchiwanie taśmy w celu sprawdzenia uzyskanych wyników.
5) Analiza transkrypcji i określenie związku między wstecznymi frazami i odtwarzaną w przód rozmową.
6) Precyzyjny pomiaru czasu trwania wstecznych fraz występujących na danej taśmie od jej początku do końca.
ZWIĄZEK Z PRAWĄ PÓŁKULĄ MÓZGU
W ciągu kilku miesięcy zgromadziłem dostateczną ilość różnorodnych transkrypcji, które pozwoliły mi dokonać wstępnych obserwacji. W normalnych warunkach swobodnej rozmowy wsteczne frazy występowały co dziesięć sekund. Jeśli jednak konwersacja nacechowana jest emocjami, na przykład wywołanymi przez jakieś mocne argumenty, częstotliwość występowania wstecznych fraz diametralnie może się zmienić. Może dojść do tego, że będą one słyszalne co sekundę lub bez przerwy. Zupełnie inaczej ma się sprawa z częstotliwością występowania wstecznych fraz na przykład podczas czytania tekstów. Tutaj częstotliwość zmniejsza się. Wsteczne frazy występują wtedy co 30-60 sekund. Jeśli jednak ktoś czyta tekst bez żadnych emocji, to częstotliwość ich występowania zmniejsza się do poziomu jednej frazy na minutę lub dwie.
Konsekwencją tych obserwacji było to, że zacząłem testować samego siebie, używając do tego przypadkowo znalezionych taśm. Doszedłem do takiej wprawy, że po ilości występujących wstecznych fraz potrafiłem rozpoznać typ konwersacji w każdej minucie odtwarzanej taśmy. Wkrótce zacząłem dostrzegać inne różnice występujące w wstecznej mowie, takie jak na przykład różnorodność tonacji i zwrotów. Było to wywołane nie tylko przez rodzaj rozmowy, ale również jej temat.
W ten oto sposób zrodziła się następna hipoteza. Opiera się ona na twierdzeniu, że ilość wstecznych fraz w jakiejkolwiek konwersacji zależy od ilości emocji z nią związanych i stopnia jej spontaniczności.
Zauważone przeze mnie zjawisko ukazuje wręcz uderzające podobieństwo do funkcji, jaką spełnia prawa półkula naszego mózgu. Jak wiadomo, jest ona odpowiedzialna za wyższe emocje i zdolność do twórczego myślenia. Przypuszcza się, że odpowiada ona także za tonową modulację głosu lub emocje, jakie wyrażamy podczas rozmowy. Natomiast lewa półkula naszego mózgu w przeciwieństwie do prawej odpowiada za myślenie logiczne oraz za to, co mówimy.
Opierając się na tych porównaniach, doszedłem do wniosku, że nasza normalna mowa tworzy się i pochodzi z lewej półkuli mózgu a wsteczna z prawej. Zauważyłem też inne podobieństwa wstecznej mowy do zjawisk natury psychicznej, takich jak na przykład dysleksja. Wydało mi się to fascynujące. Zastanawiałem się, czy istnieje jakiś związek między nią i wsteczną mową.
METAFORY – ARCHETYPY UMYSŁU?
Prawdopodobnie najbardziej znacząca obserwacja, jakiej dokonałem podczas przygotowywania mojej książki, dotyczyła metafor. Poczynając od roku 1984, kiedy to rozpocząłem swoje badania, zauważyłem, że w niektórych wstecznych frazach pojawia się wiele niezwykłych słów i mitologicznych motywów. Odnoszą się one do raju, Kamelotu i Merlina, szatana, Lucyfera, wilków, orłów, świstu wiatru, latających spodków, a nawet Hitlera i nazistów, i wielu, wielu innych pojęć kulturowych.
Po raz pierwszy natknąłem się na to zjawisko w czasie badania muzyki i audycji radiowych z lat dwudziestych. Wsteczne frazy, jakie tam odnalazłem, wskazywały, że metafory nie były cały czas takie same, ale zmieniały się w miarę upływu lat. Na przykład dość często badając muzykę i audycje z lat dwudziestych i trzydziestych spotkałem się ze słowem “Jezus" lub “Lucyfer". W popularnych nagraniach z lat czterdziestych i pięćdziesiątych odnajdywałem słowa “nazizm" lub “Hitler". Natomiast w nagraniach z lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych oraz z początku lat osiemdziesiątych odnalazłem takie słowa jak “szatan" i “świst wiatru". Przypuszczam, że powyższe wyrazy były w pewnym stopniu zapowiedzią pewnego rodzaju religijnej histerii.
Tak więc napotkałem nowy problem. Co znaczyły te słowa? Swoje badania w tym kierunku zacząłem od przestudiowania pism religijnych, co w konsekwencji doprowadziło mnie do prac Karla Junga, który na początku lat dwudziestych naszego stulecia badał mitologię i metafory.
Jego prace bardzo mocno mnie zainteresowały, ponieważ między nimi i moimi odkryciami było wiele podobieństw. Metafory występujące we wstecznej mowie były także obecne gdzie indziej, a mianowicie w snach. Jung przypuszczał, że metafory są archetypami naszego umysłu. I chociaż w tamtym czasie nie wiedziałem dokładnie, co to znaczy, wskazało mi to nowy kierunek badań. Ponownie zacząłem przeglądać wszystkie swoje zapiski w poszukiwaniu odpowiedzi.
WSTECZNA MOWA – GŁOS Z OTCHŁANI ŚWIADOMOŚCI
W swojej najprostszej formie wsteczna mowa spełnia funkcje fonicznego wykrywacza kłamstw. Jeśli ktoś na taśmie odtwarzanej w przód mówiąc kłamie, to odtworzywszy jego nagraną wypowiedź od tym, wsteczna mowa zakomunikuje nam o tym i co więcej usłyszymy prawdę. Co więcej, jeśli ktoś na taśmie odtwarzanej w przód mówi opuszczając lub zatajając ważne z punktu widzenia prawdy fakty, to podczas odtwarzania tej samej taśmy wstecz wsteczna mowa ujawni to nam. Wsteczna mowa przekazuje informacje o wszystkim, co tylko człowiek myśli. Na przykład imiona przyjaciół, kochanków, zdarzenia z danego tygodnia lub miesiąca, plany na przyszłość lub prawdziwe myśli i uczucia.
Jeśli coś naprawdę miało miejsce, to możemy się o tym dowiedzieć dzięki wstecznej mowie. Taka możliwość może wywołać szok w naszym społeczeństwie. Ale jest coś jeszcze. Na głębszych poziomach wsteczna mowa odzwierciedla strukturę procesu myślenia głębokiej świadomości. Używając metafory, wsteczna mowa ujawnia przyczyny zachowań i osobowość danej osoby, kiedy wiele elementów naszej psychiki wzajemnie się ze sobą komunikuje.
Wsteczna mowa jest głosem świadomości pochodzącym z podświadomości, a nawet z samej głębi naszej duszy. Dzięki niej możemy dowiedzieć się, kim jesteśmy, dlaczego tu jesteśmy i jak funkcjonujemy. Wsteczna mowa ukazuje nam nieprawdopodobną mądrość, która tkwi głęboko w naszej ludzkiej świadomości.
Moje badania nad wsteczną mową pozwoliły mi usprawnić moją pracę jako hipnoterapeuty. Po przesłuchaniu półgodzinnego nagrania danej osoby mogę obecnie precyzyjnie określić przyczyny i powody takich a nie innych jej zachowań. Wykorzystując te informacje oraz stworzone przez siebie unikalne procedury, potrafię efektywnie opisać metaforyczną strukturę podświadomości. Technika ta umożliwia dostęp do głębokich warstw świadomości, gdzie tkwią struktury metaforyczne, pozwalając zmienić zachowanie człowieka od podstaw.
A teraz najbardziej zadziwiające odkrycie. Jakiś czas temu zdałem sobie sprawę, że wsteczna mowa może przepowiadać ludzkie zachowania i wydarzenia na wiele tygodni lub miesięcy przed ich zaistnieniem. Próbowałem wyjaśnić to sobie jako wręcz niezwykłą zdolność naszego umysłu do obliczeń – umysłu, który zna i rozumie rzeczy przed ich zaistnieniem. Teraz zrozumiałem jednak coś więcej.
Wierzę, że wsteczna mowa nie tylko przepowiada przyszłość i opisuje wydarzenia, ale po prostu je tworzy. Inaczej mówiąc, słowa słyszane i wypowiadane w wstecznej mowie przez naszą podświadomość są słowami i siłą, które kreują naszą rzeczywistość. Często zastanawiamy się, w jaki sposób kreujemy naszą rzeczywistość, teraz dzięki wstecznej mowie możemy zobaczyć, jak to się dzieje.
Wsteczna mowa jest słowem kreacji. To boska siła drzemiąca wewnątrz nas samych. To co mówimy, dokonuje się.
Jeśli będziemy potrafili zapanować nad tym nieprawdopodobnym zjawiskiem i zdolnością, którą każdy z nas posiada, to będziemy mogli się rozwijać i stać panami otaczającego nas świata. W chwili kiedy mówimy, kreujemy nasz świat. Nasze myśli, postawy i emocje w danym momencie kreują nasz świat. Wsteczna mowa daje nam możliwość usłyszenia i ujrzenia słów kreacji. Pozwala nam zdobyć nad nimi świadomą kontrolę.
To jest moje odkrycie. Prawda ma nad nami władzę. Nie mamy żadnego wyboru, musimy być całkowicie szczerzy i to zarówno wobec samych siebie, jak i wobec innych, ponieważ nasze ludzkie myśli nie są już dłużej wyłącznie nasze. Obecnie możemy zmieniać naszą podświadomość, ponieważ wsteczna mowa ukazuje nam, jak działa świadomość. Oprócz tego możemy też zmienić naszą planetę, ponieważ wsteczna mowa pokazuje nam, jak nasza planeta nieustannie się zmienia. Dokonujemy tego, kiedy myślimy. Kreujemy mówiąc.
(Niniejszy tekst pochodzi z książki Davida johna Oatesa lt's Oniy a Metaphor (To tylko metafora) oraz artykułu “Reverse Speech: The Words of Creation" (“Wsteczna Mowa – słowa Kreacji". Zainteresowani tym zagadnieniem mogą wybrać się na stronę internetową poświęconą Wstecznej Mowie: http://www.reversespeech.corn
Przypisy:
1. Skrót od słów Extrasensory Perception (postrzeganie pozazmys-łowe). – Przyp. red.
ZALECANA LITERATURA:
(Inne prace na temat technik Wsteczne) Mowy autorstwa Davida Johna Oatesa)
1. Beyond Backward Maskmg: Reverse Speech and the Voice ofthe Inner Mind, wydana nakładem autora, 1987, 146 stron.
2. Reverse Speech: Hidden Messages In Human Cominunication, Know-ledge System, Inc., 1991, 275 stron.
3. The Reverse Speech Analyst Traimng Manual, 1991, 300 stron.
4. Reverse Speech Comprehenswe Introduction Package, 1994 (8 kaset magnetofonowych, kaseta wideo, podręcznik i urządzenie do odtwarzania nagrań od tyłu).
5. Reverse Speech Metaphor Dictionary, luty 1996, 80 stron.
6. lt'i Oniy A Metaphor: A Personal Joumey of Exploration and the Discovery of a Technologa, Reverse Speech Enterpnses, Inc.. San Diego, Kalifornia, USA, 1996
Dodatkowe informacje na stronie www.reversespeech.com
Półprzewodnik Fogala.
Jesteśmy ograniczeni jedynie możliwościami naszej wyobraźni. Postrzegamy to, czego nie widzimy, odczuwamy to, czego nie słyszymy. Dążymy do perfekcji w naszych modelach myślenia, lecz czasami zapominamy, że to właśnie niedoskonałość natury może pomóc nam w opanowaniu jakiegoś zagadnienia.
Niniejszy artykuł dotyczy nowego sposobu myślenia o fizyce ciała stałego. Obecnie wszyscy starają się ujarzmić i uporządkować przepływ czystej energii, zamiast rozpraszać zgromadzoną energię za pomocą przepływu prądu elektronów. Niniejszy artykuł dokonuje również przeglądu koncepcji i teorii dotyczących budowy naszego świata.
Sprawdzony eksperymentalnie półprzewodnik Fogala może zmusić nas do zadania sobie pytań dotyczących dotychczasowych teorii na temat elektromagnetyzmu i do postawienia pytania: “Czy na pewno wszystko tak właśnie działa? A może jednak działa zupełnie inaczej?"
Przestrzegam czytelników przed przyjmowaniem założenia, że dotychczasowa teoria elektromagnetyzmu, zarówno klasyczna, jak i kwantowa, stanowi ostateczną odpowiedź w tej kwestii. Topologia tych modeli została drastycznie i arbitralnie ograniczona. Jeśli spojrzy się na obwody w kategoriach wyższej algebry topologicznej, okaże się, że możliwe jest wiele operacji, mimo iż wyklucza je obecna analiza tensorów.
Pola energii.
Czy zdarzyło się wam wziąć kiedykolwiek po jednym magnesie do ręki i zbliżyć je do siebie tymi samymi biegunami? Zbliżając je do siebie czujemy ich wzajemne odpychanie się i wzmacnianie się “pola energetycznego" w miarę ich zbliżania do siebie. Każdy z magnetycznych biegunów wysyła ukrytą energię, która oddziałuje na drugi biegun, wytwarzając siłę, którą odczuwamy.
Energia ta bez przerwy wypływa z magnesów i wypełnia całą przestrzeń wokół nich – aż po krańce wszechświata.
Elektron również posiada takie wypływające zeń pole energetyczne, poprzez które w pewnych warunkach elektrony oddziałują na siebie identycznie jak magnesy. Kiedy dwa jednoimienne ładunki zbliżają się do siebie, strumienie wydzielanej przez nie energii zderzają się z sobą wytwarzając (1) nadmiar zgromadzonej energii i (2) wzajemne odpychanie.
Jednak w przeciwieństwie do magnesów elektrony mają zazwyczaj swobodę ruchu, w wyniku czego wolne elektrony oddalają się z rejonu odpychania ładunków.
Gdy elektrony odpychają się i oddalają od siebie, odprowadzają (tracą) także uzyskany w tym procesie nadmiar energii.
Gdybyśmy potrafili tylko zbierać energię wypływającego pola energetycznego i wprowadzać ją do obwodu, nie pozwalając jednocześnie elektronom oddalać się od siebie! Te związane elektrony stałyby się wówczas niewyczerpalnym źródłem wypływu energii, którą moglibyśmy zbierać i wykorzystywać bez drenowania samego źródła, czyli bez odpływu z niego elektronów.
Metoda ta miałaby jeszcze jedną wielką zaletę. Pozbylibyśmy się większości szumów powstających w wyniku zderzeń elektronów w siatce krystalicznej podczas ich wzdłużnego ruchu w postaci prądu elektrycznego. Innymi słowy, moglibyśmy bezpośrednio wykorzystać zmiany w przepływie energii wywołane modulacją sygnałów bez potrzeby generowania całej masy zmian pola związanych z tymi kolizjami elektronów. Pomysł jest prosty: należy użyć strumienia energii pola, aby ominąć zablokowany przepływ elektronów, a tym samym ominąć większość szumów występujących w linii przesyłowej i związanych z nią obwodach.
Nowe obszary w fizyce ciała stałego.
W celu pełnego zrozumienia tego, co jest zawarte w tym artykule, potrzebna jest stosunkowo dokładna wiedza na temat fizyki kwantowej ciała stałego. Ale nawet przy jej znajomości zastosowanie tantalowego elektrolitycznego materiału pojemnościowego do uformowania i podtrzymania fal spinowej gęstości w temperaturze pokojowej oraz wytworzenia pola elektromagnetycznego poprzez przesuwanie i nakładanie stanów energetycznych ściśniętych elektronów, wydaje się być nowym obszarem w fizyce ciała stałego.
Artykuł ten wyjaśni także, dlaczego efekt tunelowy łącza Josephsona1 w przypadku prądu zmiennego da się wytworzyć w temperaturze pokojowej w urządzeniu z Naładowaną Barierą oraz jak i dlaczego w temperaturze pokojowej da się również wytworzyć zmienny nadprąd.
Konstrukcja podstawowa.
Rysunek 1 przedstawia uproszczony schemat hybrydowego półprzewodnika z Naładowaną Barierą. Urządzenie ma elektrolityczny kondensator i równoległy rezystor przyłączone do emitera dwubiegunowego tranzystora. Tego rodzaju konfiguracja znana jest z podręczników teoretycznych jako element obejściowy, zaś kondensator w tym obwodzie będzie reagował na częstotliwość, aby obniżyć oporność emitera i wytworzyć wzmocnienie.
Rys. 1. Schemat urządzenia Fogala z Naładowaną Barierą.
Jest w tym wszystkim pewien interesujący aspekt. Przyznano mi dwa amerykańskie patenty na tego typu obwody wykorzystujące elektrolityczny kondensator do utworzenia jednolite] struktury. W pewnych warunkach elektrolityczny kondensator działa w tego rodzaju obwodzie inaczej niż standardowy nieelektrolityczny kondensator bocznikujący.
Kondensator elektrolityczny wykorzystuję do generowania wyjątkowego pola elektromagnetycznego. Równoległy opornik służy do “odsączania" nadmiaru napięcia ładunku z płytek kondensatora w celu wytworzenia tego pola. Spełnia on jeszcze jedno zadanie, o którym powiem później. Dokładne charakterystyki elementu pojemnościowego i rezystorowego nie są tym razem podane.
Składniki kondensatora.
W teorii prosty kondensator przepuszcza sygnał i napięcie prądu zmiennego i blokuje napięcie prądu stałego. Jednak fizyczny kondensator niekoniecznie jest prostym urządzeniem. Okazuje się, że jest to skomplikowany system o wielu wewnętrznych funkcjach.
Elektrolityczny kondensator przepuszcza sygnał i napięcie prądu zmiennego i zatrzymuje ładunek prądu stałego – z towarzyszącym mu potencjałem – na płytkach kondensatora. Jeśli elektrolityczny kondensator może zatrzymać potencjał ładunku prądu stałego na powierzchni płytek, wówczas można by przemieścić małe porcje tego potencjału oraz samego ładunku przy pomocy równoległego “odsączającego" rezystora. Ten niewielki prąd “odsączania" oraz zmiana pola elektrycznego wytworzą bardzo małe pole magnetyczne na płytkach kondensatora.
Eksperymentalnie udowodniono, że to małe pole elektromagnetyczne oscyluje z bardzo dużą częstotliwością, której nie sposób określić w normalnych warunkach laboratoryjnych.
Konwencjonalna teoria głosi, że do wygenerowania prądu i wytworzenia pola magnetycznego konieczny jest ruch ładunku. Teoria nie określa jednak dokładnie ilości prądu koniecznej do stworzenia tego pola.
Czy efekt “odsączania" przez równoległy rezystor wywołuje zmianę stanu ładunku wystarczającą do podtrzymania bardzo małego pola elektromagnetycznego? Element rezystorowy musiałby posiadać pewne, ściśle określone parametry, aby odsączać dokładnie tyle nadmiarowego potencjału ładunku, aby stan ładunku między płytką elementu pojemnościowego a odsączającym rezystorem nie osiągnął równowagi (wyrównania).
Przebiegi śledzone na lampie oscyloskopowej.
W stanie ładowania, bez przyłożonego sygnału i przy napięciu wstępnym złącza, element pojemnościowy naładuje się na złączu emitera do potencjału 250mV. Równolegle podłączony rezystor będzie “odsączać" nadmiar ładunku z płytek kondensatora i będzie starał się doprowadzić do stanu równowagi ładunków. Jednak oscylujące pole będzie drgało z częstotliwością około 500MHz i nie osiągnie stanu równowagi ze względu na tę wysokiej częstotliwości oscylację. Inaczej mówiąc, stan równowagi nie zostanie osiągnięty.
Tworzenie pola elektromagnetycznego.
Tworzenie pola elektromagnetycznego przedstawia zdjęcie nr 1, na którym widać krzywą sfotografowaną za pomocą tranzystorowego projektora krzywych firmy Tektronix działającego w zakresie mikroamperowym. Odczyt napięcia prądu stałego na wyjściu emitera tranzystora nie wykaże żadnych zmian w napięciu w związku z wysokiej częstotliwości oscylacją pola elektromagnetycznego. W tym momencie elektrony zostają złapane w pułapkę i zablokowane polem elektromagnetycznym kondensatora. Blokada ta z kolei zatrzymuje przepływ prądu i wytłumia szumy wywołane kolizjami elektronów oraz ciepłem powstającym w wyniku wzajemnego oddziaływania elektronów.
Blokada ładunku.
Zdjęcie nr 2 przedstawia kolejny obraz wygenerowany przez tranzystorowy projektor krzywych firmy Tektronix działający w zakresie mikroamperowym. W chwili wprowadzenia drobnego sygnału w rejon podstawy tranzystora w efekcie zakłócenia nośnika prądu zmiennego w stosunku do wewnętrznego złącza emitera widać wyraźnie pole elektromagnetyczne. Przyczyną tego efektu jest nadmierny potencjał stanu ładunku i ściśnięcie zablokowanych wiązek elektronowych przez wytwarzane przez kondensator ładowane prądem stałym pole elektromagnetyczne.
Przy tym stanie przewodnictwa całego urządzenia równoległy rezystor będzie starał się wyrównać ładunek pola i ustawić unieruchomione wiązki elektronowe w naładowanym polu na płytkach kondensatora. Zacznie się wytwarzać pole elektryczne wraz ze związaną z nim gęstością strumienia energii Poyntinga2 (przepływ-S).
Tworzenie nadprądu zmiennego.
Zdjęcie nr 3 przedstawiające obraz z tranzystorowego projektora krzywych firmy Tektronix, pokazuje efekt “zakłócenia i ściśnięcia unieruchomionych wiązek elektronowych".
W tym momencie w związku ze ściśnięciem elektronów i szybkim utworzeniem się pola elektrycznego równoległy element rezystorowy w półprzewodniku nie jest już w stanie dać sobie rady z “odsączaniem" nadmiarowego potencjału ładunku z naładowanych płytek kondensatora. Dzięki zmianie stanu energetycznego elektronów i ściśnięciu wiązek elektronowych następuje przyrost gęstości strumienia energii Poyntinga. W rezultacie powstanie fala gęstości spinowej i będzie rosła w tym tantalowym kondensatorze.
Wyładowanie nadprądu zmiennego.
Na zdjęciu nr 4 ukazującym obraz z tranzystorowego projektora krzywych firmy Tektronix widać niemal pełne wykształcenie nadprądu zmiennego wywołanego przyrostem gęstości strumienia energii Poyntinga oraz zwiększonym działaniem fali gęstości spinowej tantalowego kondensatora. Wykształcenie pola elektrycznego zostaje niemal zakończone.
Na złączu emitera prądu stałego pole elektromagnetyczne za chwilę zniknie i wyzwoli przepływ nadprądu zmiennego jak również przepływ energii Poyntinga.
Stały nadprąd jest zbyt silny, a przyrost fali gęstości spinowej tantalowego kondensatora zbyt szybki, w związku z rozbudowywaniem się pola elektrycznego, aby “odsączający" rezystor mógł w sposób efektywny wyregulować proces i przerwać go.
Przepływ energii Poyntinga.
Zdjęcie nr 5, również wykonane za pomocą tranzystorowego projektora krzywych firmy Tektronix, pokazuje moment rozładowania oraz gęstość strumienia energii Poyntinga, nadprąd zmienny oraz zapadnięcie się ładowanego prądem stałym pola elektromagnetycznego, wywołanych zmianą stanu energetycznego na płytkach tantalowego kondensatora.
Większość przepływu dokonywanego w ramach urządzenia stanowi strumień energii Poyntinga przemieszczający się przez regiony siatki krystalicznej z zanieczyszczeniami. Przy znacznym spadku kolizji elektronów przepływ-S nie jest obecnie przedmiotem zakłóceń w związku z defektami struktury siatki krystalicznej. Czasy przełączeń urządzenia są znacznie szybsze i jest bardzo niewiele, jeśli w ogóle, ograniczeń reakcji częstotliwościowej.
Następuje niezwykła odpowiedź częstotliwościowa – aż do rzędu optycznych – jako że fale o największej częstotliwości mogą przechodzić bezpośrednio jako strumień energii Poyntinga. Bez rozejścia się i rozproszenia tego przepływu energii nie ma możliwości wykonania pracy w konwencjonalnym sensie na nie przemieszczających się elektronach w tym regionie, nawet mimo iż nadawany jest im potencjał. Jest tak dlatego, że przemieszczanie się elektronów zostało czasowo zahamowane lub znacznie ograniczone, podczas gdy przepływ energii Poyntinga odbywa się szybko.
Większość elektronów nie przemieszcza się liniowo i nie następuje podgrzanie instrumentu, jak to się dzieje w przypadku wibrowania siatki krystalicznej przy normalnym przepływie strumienia elektronów.
Urządzenie to może pracować jako element ze sprzężeniem ładunkowym z możliwością przepuszczania zarówno napięcia, jak i prądu Poyntinga (S), bez przewodzenia jednak strumienia elektronów (dq/dt).
Zmiana stanu energetycznego.
Tantal jest jednym z pierwiastków stosowanych do budowy urządzenia z Naładowaną Barierą, jak również równoległego elementu rezystorowego. W pewnych warunkach, przy stymulacji bardzo małym prądem, efekt “odsączania" dodatkowego ładunku może dzięki równoległemu rezystorowi przemieszczać ładunek w kondensatorze i wytwarzać bardzo małe pole elektromagnetyczne, wewnątrz którego elektrony zostają “powstrzymane" lub “przytwierdzone" tracąc zdolność do oddziaływania na siatkę krystaliczną w obszarze złącza emitera.
W wyniku wpływu, jaki wywiera przewodnictwo elektronów prądu zmiennego na “przytwierdzone" w obrębie pola ładunku elektrony, pojawia się wyjątkowe zjawisko: wiązki związanych elektronów znajdujące się polu ładunku są ściskane do punktu, w którym następuje zmiana stanu energetycznego ściśniętych, związanych elektronów w tantalowej siatce krystalicznej. Powoduje to wytworzenie się pola elektrycznego pod wpływem wzajemnego oddziaływania ściśniętych wiązek elektronów z elektronami przewodzonymi przez prąd zmienny.
Proszę teraz przypomnieć sobie, co się działo podczas zbliżania do siebie magnesów zwróconych tymi samymi biegunami? Analogiczny efekt zapoczątkowuje tworzenie nadprądu zmiennego oraz przepływu energii Poyntinga wewnątrz urządzenia.
Silnik z Naładowaną Barierą Fogala.
Omówione wyżej oddziaływania można wszystkie razem porównać do działania swego rodzaju silnika cyklicznego, jak to pokazano na rysunku 2 przedstawiającym cztery cykle pracy “silnika Fogala".
Rysunek 2-A pokazuje początek działania “suwu w dół" umownego tłoka emitera Fogala i tworzenie elektromagnetycznego pola prądu stałego.
Rysunek 2-B obrazuje wstrzyknięcie sygnału do cylindra z rejonu podstawy iniektora i zassanie tego sygnału przez tłok emitera do komory.
Rysunek 2-C przedstawia ściśnięcie elektronów i formowanie wzmocnionego pola elektrycznego w wyniku kompresji ładunku, co w rezultacie daje rozszerzenie przepływu energii Poyntinga.
Rysunek 2-D ukazuje moment rozładowania przepływu energii Poyntinga, w wyniku czego powstaje nadprąd oraz zapaść pola elektromagnetycznego prądu stałego tłoka emitera.
Działanie fal w urządzeniu.
Wbrew konwencjonalnej teorii fale sygnałowe przemieszczają się w rzeczywistości parami, z których każda zawiera znaną nam falę oraz falę “ukrytą" – antyfalę.
Obie fale tej pary mają tę samą częstotliwość. Dostępna nam obecnie technologia półprzewodnikowa nie jest w stanie rozdzielić tych dwóch fal ze względu na ograniczenie w czasie przełączania. Urządzenie z Naładowaną Barierą potrafi wystarczająco szybko przełączać się, aby:
(1) oddzielić od siebie pary fal o wyższych częstotliwościach;
(2) określić polaryzację fal świetlnych w celu uwidocznienia obrazu tła i zwiększonej rozdzielczości video.
Poddane przednagraniowej obróbce taśmy audio i video można poddać procesowi wykrywania ukrytych w tle dźwięków lub obrazów, których standardowa aparatura elektroniczna nie jest w stanie wykryć. Urządzenie umożliwia obróbkę częstotliwości od 20Hz do 5GHz, a nawet wyższej, bez jej straty, dzięki jego zdolności do oddzielania i poddawania obróbce par fal, jak również dzięki znacznie krótszemu czasowi jego przełączania się.
Przewidywane zastosowania.
Prototypowe urządzenia z Naładowaną Barierą zostały przetestowane w aparaturze video do obróbki złożonych obrazów w celu uzyskania większej rozdzielczości. Urządzenie posiada zdolność przetwarzania i rozdzielania par fal i określania polaryzacji światła pochodzącego od obiektów w tle. Zdolność ta umożliwia wytworzenie wysokiej jakości obrazów na kineskopie (CRT3) oraz bliskich hologramom obrazów na ciekłokrystalicznych monitorach (LCD4). Ostrość obrazów na LCD można znacznie poprawić poprzez wprowadzenie prędkości dostępnych w technologii Naładowanej Bariery, przy czym efekty wizualne są czasami wręcz szokujące.
Możliwości odkodowująco-transmisyjne.
W maju 1996 roku wykonano w Huntsville w stanie Alabama wstępne testy sprawdzające możliwość wpisania informacji video w potencjał napięciowy prądu stałego i przesłania jej przewodowe.
Przekaz video na żywo (30 klatek na sekundę) poddano przetworzeniu wyprostowując fale na potencjał prądu stałego o napięciu 1,6V i przesłano dwużyłowym przewodem o długości 2000 stóp (600m). Przetworzony na napięcie 5-megahercowy sygnał video nie był modulowany ani nie zawierał prądu zmiennego, który można by wykryć przy pomocy czułej aparatury do przetwarzania sygnałów.
Analogowe oscyloskopy, które zastosowano do monitorowania transmisji, pokazywały jedynie płaski wykres napięcia prądu stałego, natomiast najlepsze cyfrowe urządzenie zapisujące wykrywało bardzo słaby sygnał resztkowy, który był wynikiem niepełnego filtrowania (zamiany na prąd stały).
Przeprowadzone później dodatkowe testy z pełniejszym filtrowaniem doprowadziły do tego, że ten resztkowy sygnał przestał być widoczny. Testy te przeprowadzono w celu sprawdzenia, czy sygnał video można “wpisać" w nośnik audio i transmitować za pomocą przekaźnika bardzo niskiej częstotliwości wykorzystywanego do komunikacji z łodziami podwodnymi lub dwużyłowego przewodu o długości 2 000 stóp (600m).
Urządzenie z Naładowaną Barierą było zdolne do wyłapania ukrytej informacji video, dzięki możliwości wychwycenia wyprostowanych fal elektromagnetycznych prądu zmiennego ukrytych w napięciu prądu stałego wykrywanych w postaci zakłóceń wewnętrznego pola elektromagnetycznego urządzenia z Naładowaną Barierą.
Wielokrotnie powtarzałem ten test stosując coraz lepsze konstrukcje w celu wyeliminowania słabego sygnału resztkowego i w końcu udało mi się doprowadzić do zadowalających i powtarzalnych wyników. Okazało się, że wpisanie fal elektromagnetycznych w sygnał bardzo niskiej częstotliwości w celu przekazywania obrazu video, jest możliwe.
Nowym efektem wykrytym przy okazji testów w Huntsville było to, że poprzez dostrojenie urządzenia odbiorczego zawierającego element z Naładowaną Barierą można zmieniać ogniskową pola widzenia obrazu, nawet jeśli nie zmieniano ogniskowej obiektywu kamery video. Dowodzi to, że “wewnętrzna informacja" obrazu zawiera w rzeczywistości wszystko, co jest konieczne do skanowania określonej przestrzeni położonej w dowolnej odległości od obiektywu w jego linii widzenia.
Wewnętrzna informacja zdaje się zawierać dane dotyczące całego pola widzenia kamery, dzięki czemu możliwe jest skanowanie całej przestrzeni tego pola z “ograniczonego obrazu", na którym większość informacji o nim samym znajduje się poza obszarem ostrości obiektywu kamery. Zastosowania tego efektu w fotoanalizie są oczywiste i bardzo obiecujące.
Zastosowania urządzenia z Naładowaną Barierą.
Wykorzystując urządzenie z Naładowaną Barierą można znacznie udoskonalić obecną technologię radarową. Jednym z największych problemów tej dziedziny jest poziom szumów w sygnale poddawanym obróbce. Urządzenie z Naładowaną Barierą może pełnić rolę początkowo-końcowego wzmacniacza niskoszumowego zwiększającego czułość skanowania celu.
Radarowy obraz można znacznie poprawić przez proste przetworzenie odbitego sygnału za pomocą urządzenia z Naładowaną Barierą, a następnie wyświetlić na kineskopie elektronowym lub wyświetlaczu ciekłokrystalicznym wysokiej rozdzielczości.
Dzięki “optycznej prędkości" przełączania się urządzenia z Naładowaną Barierą można przyspieszyć także działanie radaru zwiększając szybkość namierzania celu i odbioru echa. Wykorzystując “wewnętrzną" informację powinno dać się tworzyć lepsze obrazy w sonarach, dzięki wyeliminowaniu dziur w widmie sygnału.
Możliwość dotarcia i wychwycenia ukrytej elektromagnetycznej informacji wewnętrznej obrazu pochodzącej z powierzchniowego odbicia jest nieodłączną zdolnością Naładowanej Bariery, którą należy dokładnie zbadać. Już teraz wiadomo, że całość wnętrza dielektryku bierze udział w procesie odbijania od niego światła oraz że informacja dotycząca wnętrza odbijającego obiektu jest zawarta w odbitym obrazie, tyle że w formie ukrytych zmiennych typu elektromagnetycznego.
Zastosowania w obserwacjach radarowych i sonarowych.
Wykorzystując technologię Naładowanej Bariery można skonstruować nowy rodzaj systemu radarowego “obserwującego objętościowo", który może skanować elektromagnetyczny sygnał pochodzący z wnętrza obserwowanej powierzchni lub przestrzeni i wychwycić zakłócenia w ziemskim polu magnetycznym.
Ruch jakiegoś obiektu w takiej przestrzeni (na przykład nisko lecącego samolotu z powłoką wykonaną z metalu lub żywic epoksydowych) można wykryć i śledzić bez względu na elektroniczne przeciwdziałania i atmosferyczne zakłócenia (tornada, huragany lub gwałtowne, lokalne zmiany wiatru wywołane nagłymi pionowymi przesunięciami powietrza) oraz bez konieczności odbierania echa odbitego od śledzonego obiektu. Urządzenie z Naładowaną Barierą potrafi wyczuć i wzmocnić bardzo małe zakłócenia wewnętrznego pola elektromagnetycznego i wytworzyć obraz identyfikujący obiekt. Przestrzeń w polu widzenia można skanować na dowolną głębokość.
W celu identyfikacji kierunku i odległości fałdy ucha zewnętrznego robią użytek ze sfazowanej odbitej informacji dźwiękowej, która jest około 40 decybeli niższa od głównego sygnału docierającego do bębenka.
Jakiekolwiek nieliniowości celu, jego defekty, bez względu na ogólny kąt odbicia i odbite sygnały sonarowe, również wytwarzają takie sfazowane odbicia i zakłócenia w:
(1) odbitym sygnale sonaru;
(2) ziemskim polu magnetycznym (oraz, de facto, w elektrycznym polu istniejącym między powierzchnią Ziemi a elektrosferą);
(3) w oceanie – w ogólnym pod-powierzchniowym statycznym potencjale utworzonym jako konglomerat wodorowych wiązań, jonizacji itp.
Te drobne sygnały są transmitowane przez otaczające normalnie Ziemię pola/potencjały, również pod oceanem, mimo iż są one o wiele decybeli poniżej normalnych fluktuacji pól wykrywanych przez zwykłe sensory. Wykrywając tę “wewnętrzną" informację detektory z Naładowaną Barierą będą w stanie wychwytywać ukryte resztkowe sygnały znacznie powiększając zasób informacji dostępnych systemowi sensorów (czujników).
Tym sposobem można by na przykład wykrywać, śledzić i identyfikować rakiety wykorzystujące do naprowadzania na cel szczegóły topografii terenu. Podobnie łodzie podwodne mogłyby wykrywać pływające miny. Wszelkie maskowania i makiety byłyby skazane na niepowodzenie w przypadku tego rodzaju sensorów.
Nowa rewolucja w elektronice.
Technologia Naładowanej Bariery jest innowacją wymagającą zastosowania przepływu energii w obwodach, która jest już:
(1) wyekstrahowana z próżniowego strumienia;
(2) dostarczona do zewnętrznego obwodu przez źródłowe dipole.
Wykorzystuje ona pojęcia rozszerzonego elektromagnetyzmu, pod czym rozumiemy wyższą topologię oraz nową, wewnętrzną, “ukrytą zmienną" elektromagnetyczną. Ta wewnętrzna zmienna elektromagnetyczna znajduje się w literaturze dotyczącej tego tematu od prawie stu lat, lecz wciąż jest ignorowana. Zastosowanie technologii Naładowanej Bariery ujawni wiele braków w obecnej teorii elektromagnetyzmu i jej modelach i jednocześnie doprowadzi do rozwoju elektromagnetyki.
Miejmy nadzieję, że technologia Naładowanej Bariery zwróci na siebie należną jej uwagę świata nauki oraz doprowadzi do niezbędnych badań, na jakie zasługuje. Stoimy w obliczu nowej rewolucji w elektronice.
Przypisy:
1. Niektóre metale tracą całkowicie opór elektryczny w temperaturach bliskich zera absolutnego (-273° C) i stają się nadprzewodnikami. Występują przy tej okazji inne zmiany własności elektrycznych. Jedną z nich jest efekt Josephsona, którego nazwę przyjęto od nazwiska brytyjskiego fizyka Briana D. Josephsona, który przewidział, a następnie w roku 1962 odkrył to zjawisko. Efekt ten rządzi przepływem prądu z jednego nadprzewodnika do drugiego oddzielonych od siebie bardzo cienką warstwą izolującą noszącą nazwę połączenia Josephsona oraz opisuje oddziaływania małych pól magnetycznych na ten prąd. Połączenie Josephsona umożliwia zmianę stanu elektrycznego w bardzo krótkim czasie i wytworzenia nadprzewodnikowych mikroobwodów, które działają znacznie szybciej od innych. – Przyp. tłum.
2. John Henry Poynting, 1852-1914, brytyjski fizyk, który sformułował między innymi twierdzenie przypisujące pewną wartość tempu przepływu energii elektromagnetycznej, którą nazwano od jego imienia wektorem Poyntinga. Inaczej mówiąc, wykazał on, ze przepływ energii w danym punkcie można wyrazić prostym wzorem, którego współczynnikami są elektryczne i magnetyczne siły w tym punkcie. – Przyp. tłum.
3. Skrót od Cathode-Ray Tubę (lampa elektronopromieniowa). – Przyp. tłum.
4. Skrót od Liquid Crystal Display (wskaźnik ciekłokrystaliczny). – Przy. red.
Dalsze informacje można uzyskać pod adresem:
Bili Fogal Charged Barrier Technology
http://www.eskimo.com/~ghawk/fogaLdevice/
Milczenie kosmosu niekoniecznie musi oznaczać brak sygnałów pochodzących od istot pozaziemskich, ale brak stosownej wiedzy i niedoskonałości naszej technologii, a także stosowania przez nas niewłaściwych narzędzi.
Czy jesteśmy sami we wszechświecie? To prawdopodobnie jedno z najważniejszych pytań oczekujących na odpowiedź, lecz współczesna nauka zdaje się ociągać z jej udzieleniem. Jest niemal pewne, że w innych regionach wszechświata istnieje życie. Problem tkwi jedynie w tym, jak daleko od nas się znajduje i na jakim jest stopniu rozwoju, i bynajmniej nie chodzi tu wcale o stopień rozwoju technologicznego. To, co naprawdę byłoby potraktowane jako namacalny dowód istnienia pozaziemskiej cywilizacji, która jest na podobnym do naszego poziomie rozwoju technologicznego lub być może trochę wyższym, to możliwość wymiany pozdrowień: “Cześć! Jak się macie?" Kontakt twarzą w twarz nie byłby konieczny – wystarczyłaby świadomość, że nie jesteśmy sami.
Mając to właśnie na względzie NASA wdrożyła program skierowany na skanowanie kosmosu w poszukiwaniu inteligentnego życia, mając nadzieję na uchwycenie sygnału pochodzącego od cywilizacji stojącej na podobnym do naszego stopniu rozwoju technologicznego. Program ten nosił nazwę SETI (Search for Extra-Terrestrial Intelligence – Poszukiwanie Pozaziemskiej Cywilizacji).
Przez pewien czas zdawało się, że zarówno rząd Stanów Zjednoczonych, jak i społeczność naukowa są gotowe do zmierzenia się z tą wielką prawdą, wkrótce jednak okazało się, że tak nie jest. Po wielu latach wstępnych badań i planowania w roku 1991 przystąpiono w końcu do rzeczywistych poszukiwań pozaziemskiej cywilizacji, jednak rok później amerykański Kongres wycofał się z finansowania tego projektu.
POCZĄTKI SETI
Program SETI wystartował w roku 1959 wraz z opublikowaniem pewnego artykułu w magazynie Naturę. Dwaj fizycy z Cornell, Giuseppi Cocconi i Philip Morrison, zaproponowali przedsięwzięcie, które pozwoliłoby ustalić obecność życia pozaziemskiego. W tym celu miano przeprowadzić obserwacje nieba radioteleskopem dostrojonym do pasma mikrofal o częstotliwości od 3 do 30 GHz. Takie przedsięwzięcie było już jednak planowane przez młodego astronoma, obecnie sławnego Franka Drake'a, który wiosną 1960 roku skanował w obserwatorium w Zachodniej Wirginii gwiazdy podobne do Słońca w poszukiwaniu oznak życia pozaziemskiego stosując do tego celu antenę talerzową o średnicy 85 stóp (25,5 m). Drakę wysunął hipotezę, że mieszkająca gdzieś w kosmosie bardziej zaawansowana cywilizacja pozaziemska powinna wysyłać sygnały, aby zwrócić na siebie naszą (lub kogokolwiek innego) uwagę. Najbardziej do tego celu nadawała się jego zdaniem pewna częstotliwość – 21 cm (1,4 MHz), czyli neutralne pasmo wodoru. Mimo skanowania przez pewien czas nieba na tej częstotliwości młody astronom nic nie znalazł i po pewnym czasie zakończył swój Projekt Ozma, jak nazwał to przedsięwzięcie.
Pierwsze sponsorowane przez rząd zadanie typu SETI podjęto nie w Ameryce, lecz w Związku Radzieckim. W latach sześćdziesiątych XX wieku Rosjanie założyli stacje wyposażone w wielokierunkowe anteny, aby wsłuchiwać się w niebo w poszukiwaniu sygnałów, które mogłyby pochodzić z inteligentnego źródła. Podczas gdy Drakę stosował system anten ściśle ukierunkowanych, rosyjski system był zdolny do przechwytywania sygnałów płynących ze wszystkich kierunków. Strategia ta miała jednak tę wadę, że w przypadku przechwycenia sygnału nie byłoby wiadomo, skąd on przybył. Z drugiej strony jej zaletą było to, że rosyjskim astronomom nie można było zarzucić, iż szukają w złym kierunku!
Aż do początku lat siedemdziesiątych XX wieku rząd Stanów Zjednoczonych nie traktował poważnie poszukiwań radiosygnałów pochodzących do inteligentnych istot żyjących w kosmosie. Pierwszego kroku dokonano w Ośrodku Badawczym NASA Ames (NASA Ames Research Center) w Mountain View w Kalifornii, gdzie podjęto się opracowania wielu zagadnień technicznych związanych z tym zagadnieniem. Skompletowano zespół specjalistów z zewnątrz, w skład którego wszedł między innymi Bernard Oliver, pracownik firmy Hewlett-Packard, który był w tym czasie na urlopie. Jego zadaniem było opracowanie szczegółowego raportu znanego pod nazwą Project Cyclops. Pod koniec lat siedemdziesiątych minionego wieku w prace dotyczące zagadnień związanych z SETI zaangażowane były zespoły Ośrodka Badawczego NASA Ames i Laboratorium Napędu Odrzutowego (Jet Propulsion Laboratory; w skrócie JPL) w Pasadenie w Kalifornii. W Ames skoncentrowano się na badaniu tysiąca przypominających Słońce gwiazd pod kątem możliwości istnienia wokół nich inteligentnych form życia. Był to program podobny do oryginalnych prac Drake'a prowadzonych pod nazwą Projekt Ozma. Nazywano je “ukierunkowanymi poszukiwaniami" realizowanymi przy zastosowaniu czułej aparatury zdolnej do wykrycia słabych i sporadycznych sygnałów. Z kolei w JPL skoncentrowano się na sukcesywnym omiataniu nieba we wszystkich kierunkach.
Aż do roku 1988 nic się nie działo – dopiero po całym dziesięcioleciu badań, w roku 1991, Główna Kwatera NASA otrzymała polecenie rozpoczęcia skanowania kosmosu w poszukiwaniu inteligentnych form życia. Niestety, rok później Kongres zablokował fundusze na ten cel! Wydaje się dziwne, że po tylu latach przygotowywania technologii rząd USA wstrzymuje nagle finansowanie zadania i to na samym progu jego realizacji. Może kryje się za tym coś, czego na pierwszy rzut oka nie widać?
Na początku lat dziewięćdziesiątych spotkałem pewnego człowieka, który utrzymywał, że jest byłym oficerem KGB, którego zadaniem była infiltracja supertajnej amerykańskiej agencji wywiadowczej NSA (National Security Agency – Agencja Bezpieczeństwa Narodowego). Służąc swojemu rodzinnemu krajowi, Związku Radzieckiego, zajmował się oceną metod analizy sygnałów stosowanych przez NSA. Od momentu upadku Związku Radzieckiego nie ma już zwierzchników i uważa, że może mówić swobodnie na ten temat. Twierdzi, że SETI było jedynie przykrywką znacznie bardziej tajemniczego programu. Podobnie jak wystrzelenie Sputnika nie było niczym innym jak tylko próbą, za którą krył się program jądrowych broni rakietowych, SETI stanowiło kamuflaż dla programu budowy systemu podsłuchu nieprzyjaciela. Ma to sens, jako że metody używane do obu celów są bardzo podobne.
Do zrealizowania zadań SETI potrzebny jest system umożliwiający skanowanie z wysoką rozdzielczością szerokiego pasma częstotliwości. Oprócz tego musi on być zdolny do wykrywania obecności inteligentnych transmisji. Ten ostatni wymóg jest realizowany przez zastosowanie skomplikowanych algorytmów, jakich używa się do łamania szyfrów, opartych na matematycznej teorii prawdopodobieństwa. Kolejny wymóg dotyczy zdolności do wyłapywania bardzo słabych sygnałów mocno wplecionych w szum. Opisany wyżej system to nic innego jak system doskonałego podsłuchu dający posiadającemu go rządowi wielką przewagę nad innymi rządami.
Program SETI stanowił doskonałą przykrywkę i usprawiedliwienie dla zaangażowania najlepszych specjalistów w kraju z zakresu inżynierii radiowej, matematyki i systemów komputerowych. Był dobrym sposobem na pozyskanie społecznego poparcia dla pompowania w to zadanie dużych środków finansowych, z kolei stworzone w jego ramach rozwiązania można było przenosić do innych zastosowań.
Jedyne, na czym zależało rządowi, to technologia. Co więcej, odkrycie inteligentnych form życia we wszechświecie byłoby nawet dla niego pewną niedogodnością i dlatego zatrzymano dalsze finansowanie tego zadania.
Jak ta sprawa wygląda jednak dzisiaj? W sytuacji kiedy nie ma już ZSRR, czy są jakieś zastosowania dla tej technologii? Odpowiedź brzmi: Tak! Teraz to my, społeczeństwo, staliśmy się wrogiem. To właśnie nasze komunikaty są teraz podsłuchiwane środkami opracowanymi w ramach programu SETI.
DZISIEJSZE PRZEDSIĘWZIĘCIA W RODZAJU SETI
Po wstrzymaniu finansowania tylko naukowcy mogli prowadzić dalej próby. W tym celu stworzyli Instytut SETI, który, finansowany głównie ze środków prywatnych, prowadzi do dzisiaj poszukiwanie inteligentnych form życia we wszechświecie.
Kontynuując strategię zastosowaną w Ames, Projekt Feniks (Project Phoenix) koncentruje się na poszukiwaniach ukierunkowanych skanując gwiazdy podobne do Słońca. Były również inne projekty typu SETI, prowadzone jak gdyby w tle głównego przedsięwzięcia rządowego, takie jak na przykład SERENDIP (Search for Extraterrestrial Radio Emissions from Nearby Deve-loped Intelligent Populations – Poszukiwanie Pozaziemskich Emisji Radiowych Pochodzących od Pobliskich Rozwiniętych, Inteligentnych Populacji), który jest realizowany od roku 1979. Przedsięwzięcie to przetrwało dzięki “wpleceniu" prowadzonych przez nie badań w rutynowe badania radioastronomiczne, głównie za pośrednictwem obserwatorium w Arecibo (jak to pokazano na przykład w filmie Kontakt).
Są również przedsięwzięcia, w ramach których jest prowadzony nasłuch na diametralnie różnym paśmie elektromagnetycznego spektrum. OSETI (Optical Search for Extraterrestrial Intelligence – Optyczne Poszukiwanie Pozaziemskiej Inteligencji) skanuje niebo w poszukiwaniu sygnałów laserowych pochodzących z kosmosu. W jednym z bardziej znaczących przedsięwzięć, COSETI (Columbus Optical SETI – Optyczne SETI Kolumba), wykorzystuje się teleskop o średnicy 10 cali (25,4 cm) wyposażony w czuły optyczny przetwornik dostosowany do monitorowania, zarówno pulsujących wiązek, jak i ciągłych, modulowanych transmisji. Zwolennicy tej opcji (Optycznego SETI) uważają, że jest ona lepsza, ponieważ pozwala na wysyłanie większych mocy przez hipotetyczne istoty pozaziemskie starające się nawiązać kontakt. Ten aspekt SETI był najwidoczniej ukryty w oryginalnym projekcie Bernarda Olivera pod nazwą Cyclops, ale i rym razem Rosjanie, a konkretnie Szwarcman i Bieskin, byli pod tym względem pierwsi.
Są również zespoły starające się zachęcić społeczeństwo do zaangażowania się w to zagadnienie. Jednym z nich jest grupa o nazwie SETI@Home, w ramach której każdy może pomóc poprzez ściągnięcie z tego miejsca w Internecie wygaszacza ekranu, który analizuje dane z ostatnich obserwacji radioteleskopowych. W czasie bezczynności komputera, wygaszasz “poszukuje życia w otchłani kosmosu". Z kolei SETI League koncentruje się bardziej na technicznych aspektach programu SETI.
A oto coś dla sfrustrowanego radioamatora, który pragnie prawdziwego DX (nie wtajemniczonym wyjaśniam, że DX stanowi standardowe oznakowanie potwierdzenia nawiązania kontaktu radiowego na dużą odległość). Należy wbudować sobie pewne urządzenie i załadować odpowiednie oprogramowanie i można udawać Obserwatorium Arecibo w miniaturze. Istnieje plan połączenia przy pomocy Internetu wszystkich ministacji SETI i utworzenia z nich jednej, potężnej, globalnej anteny.
Powyższy opis jest jedynie krótkim przeglądem ruchu SETI. Istnieje jeszcze wiele innych przedsięwzięć, o których nie wspomniałem. Nauka zdąża ku celowi, który będzie miał wielki wpływ na losy ludzkości, ku czemuś, co każdy człowiek bez trudu doceni. Smutne w tym jest jednak to, że wszystkie te wysiłki mogą iść w złym kierunku, zwłaszcza w świetle możliwości, że cel osiągnięto już dawno temu – przed około 150 laty!
PODSTAWOWE PROBLEMY ZWIĄZANE Z SETI
Są dwa główne kierunki, w których mogą być prowadzone poszukiwania SETI. Pierwszy zakłada istnienie technologicznie rozwiniętej cywilizacji, podobnej do naszej, która rozwinęła system bazującej na prawach elektromagnetycznych telekomunikacji, tak jak to się stało w naszym przypadku. Jeśli tak się ma właśnie sprawa, to istoty pozaziemskie zamieszkujące w promieniu 70 lat świetlnych od nas odbierają w tej chwili naszą pierwszą transmisję telewizyjną. Z drugiej strony, uważa się, że dowolna cywilizacja zaawansowanych technologicznie istot pozaziemskich będzie również emitowała, w masowej skali, podobne sygnały radiowe, które będą oznaką istnienia obcej inteligencji.
Drugi kierunek zakłada, że gdzieś tam są istoty bardziej technologicznie zaawansowane od nas, które wysyłają bez przerwy sygnał, chcąc zwrócić na siebie naszą uwagę. To drugie podejście ma więcej zwolenników, ponieważ w tym przypadku istoty pozaziemskie transmitowałyby potężny sygnał w naszym kierunku, tak go modulując, żeby przekazywał jakąś prostą wiadomość, którą bylibyśmy zdolni zrozumieć. Właśnie z tego powodu większość przedsięwzięć typu SETI jest dostosowana do drugiego założenia.
Jednym z problemów, jakie się tu wyłaniają, to konieczność bliskiego położenia tej cywilizacji, bowiem w przeciwnym przypadku mogliby nie otrzymać odpowiedzi. Wynika to ze skończonej prędkości światła, która na Ziemi wystarcza do globalnego porozumiewania się, lecz jest za mała do pokonywania bezkresnych przestrzeni kosmosu – te 300 000 km/s sprawia, że przekaz będzie biegł niezwykle długo. Na przykład na wymianę przekazów z istotami zamieszkującymi najbliższą nam gwiazdę Proxima Centauri potrzeba byłoby ponad osiem lat! Czy bardziej zaawansowana cywilizacja mogłaby odkryć pola lub fale przemieszczające się szybciej od światła? Jeśli tak, miałaby znacznie większą szansę na doczekanie się odpowiedzi.
Prędkość światła ma jeszcze jedną wadę: jeśli transmisja, która dotarła do nas, pochodzi z odległego systemu słonecznego, wówczas istnieje możliwość, że ci, którzy ją wysłali, już dawno nie istnieją! Fale elektromagnetyczne uczyniły świat mniejszym, lecz jednocześnie ukazują ogrom wszechświata, zarówno w kategoriach odległości, jak i czasu.
Kolejne założenie przedsięwzięć typu SETI dotyczy definicji pozaziemskiej cywilizacji. Wypatrywanie transmisji mikrofalowej zawierającej w swojej treści liczby pierwsze świadczy o bardzo ograniczonych kryteriach inteligencji. Po pierwsze, nie wszystkie formy życia muszą mieć charakter biologiczny – mogą one nawet nie istnieć w naszej czasoprzestrzeni. Jednak gdyby istniały, założenie, że wysyłałyby w swoim przekazie liczby pierwsze, oznaczałoby, że spodziewamy się u nich bardzo podobnej do naszej psychiki. A kto powiedział, że ich rozwój technologiczny poszedł drogą elektromagnetyczną? Krótko mówiąc, zakładamy że oni szukają... ludzi.
Jak dotąd nie udało się nam nic znaleźć dlatego, że mocno ograniczyliśmy się w swoich poszukiwaniach, i to jeszcze przed ich rozpoczęciem! Aby zwiększyć szansę znalezienia innych form inteligentnego życia, konieczne jest rozszerzenie naszych możliwości.
W trakcie prowadzenia badań nad plazmą w Laboratorium Promieniowania Berkeley, sławny fizyk, specjalista w dziedzinie fizyki kwantowej, David Bohm, dokonał zadziwiającego odkrycia. Okazało się, że w pewnych warunkach elektronom i jonom, z których składa się plazma, udawało się spontanicznie organizować w jeden “żywy organizm". Podobnie jak pewne stworzenia z rodzaju ameb, ten (plazmatyczny) organizm potrafił otoczyć i zniszczyć każde obce ciało, które znalazło się w jego sąsiedztwie. Bohm nazwał te plazmowe twory “plazmonami".
Biorąc pod uwagę fakt, że plazma jest najpowszechniejszą formą materii występującą we wszechświecie, logiczne byłoby przyjęcie, że to plazmony – a nie życie oparte na związkach węgla i wodoru, jak to ma miejsce w naszym przypadku – są podstawowym budulcem, z którego zbudowana jest większość form życia w kosmosie.
WCZESNE KONTAKTY Z INNYMI WYMIARAMI?
Jak już była o tym mowa wcześniej, porozumiewanie się z istotami pozaziemskimi mogło mieć miejsce już ponad sto pięćdziesiąt lat temu, u progu współczesnego rozwoju elektromagnetyzmu.
Pierwszym systemem porozumiewania się wykorzystującym zjawiska elektromagnetyczne był system Samuela Morse'a wynaleziony przezeń w latach trzydziestych XIX wieku i zademonstrowany w roku 1844, który przeszedł do historii jako telegraf. W oryginalnym wydaniu bateria i klucz Morse'a na stacji nadawczej uaktywniały elektromechaniczny przetwornik na drugim końcu linii, na stacji odbiorczej – cały przekaz był transmitowany wzdłuż długiego drutu łączącego stację nadawczą i odbiorczą. Następnie dodano jeszcze jeden drut, powrotny, przyłączony do drugiego bieguna elektromechanicznego urządzenia przenoszący prąd z powrotem do stacji nadawczej, po czym oba kable zakopano w ziemi.
Niedługo potem odkryto, że równie dobrze poradzić sobie można bez kabla powrotnego, stosując zamiast niego ziemię. W tym nowym systemie używano tylko jednego kabla, zaś obwód był zamknięty przy pomocy metalowych prętów zagłębionych w ziemię (uziemionych). System ten określano jako “z ziemnym powrotem". Natychmiast po jego zastosowaniu ujawniły się niesamowite wyładowania, tak potężne, że telegrafiści zaczęli narzekać na wielkie, grube, błękitne iskry przeskakujące między stykami. Ostatecznie ustalono, że stosowanie baterii nie ma sensu i sieci telegraficzne zaczęły pracować w oparciu o moc zawartą w ziemi.
W roku 1849 Alexander Bain wynalazł pierwszy, dobrze wszystkim znany chemiczny rejestrator, który mógł za pomocą środków chemicznych odbierać, rejestrować i drukować napływające doń transmisje. Wiele przedsiębiorstw szybko zastąpiło swoje dawne elektromechaniczne urządzenia tym nowym, bardziej czułym przyrządem. W związku z jego niskim poborem prądu urządzenia te jeszcze lepiej sprawowały się wykorzystując do zasilania naturalną elektryczność pochodzącą z ziemi. Kiedy operatorzy telegrafów wracali do pracy przy nich po nocnym odpoczynku, okazywało się nieraz, że ich urządzenia zarejestrowały podczas ich nieobecności urywki jakichś zdań i dziwne wzory geometryczne. Czyżby był to przejaw ówczesnego kontaktu z cywilizacją pozaziemską lub pozawymiarową?
BLISKIE SPOTKANIE NIKOLI TESLI
Dr Nicola Tesla, mało znany wynalazca systemu prądu zmiennego, poświęcał wiele czasu badaniu elektrycznej, wysokonapięciowej i wysokoczęstotliwościowej struktury planet. W trakcie tych badań, które prowadził w swoim ośrodku badawczym w Colorado Springs, zauważył, że jego przyrządy odbierają jakieś dziwne sygnały. Oto, co sam napisał na ten temat:
Nigdy nie zapomnę pierwszego odczucia, jakiego doznałem, kiedy zdałem sobie sprawę, że zaobserwowałem coś o nieobliczalnych konsekwencjach dla ludzkości. Poczułem się, jakbym był obecny przy narodzinach nowej gałęzi wiedzy, lub objawieniu wielkiej prawdy...
Pierwsze obserwacje, jakich dokonałem, przeraziły mnie, ale w sensie pozytywnym, jako że było w nich coś tajemniczego, wręcz nadnaturalnego. Była noc i byłem sam w laboratorium, lecz w owym czasie te zakłócenia nie wydawały mi się być sygnałami kontrolowanymi w sposób inteligentny. Zmiany, jakie zauważyłem, miały charakter periodyczny i przy takiej ich liczbie i porządku nie potrafiłem przypisać ich jakiejkolwiek znanej mi przyczynie.
Znałem, oczywiście, tego rodzaju elektryczne zakłócenia będące dziełem Słońca, takie jak zorza polarna i ziemskie prądy, i zastanawiałem się, czy nie były one czasem spowodowane którymkolwiek z tych czynników. Rodzaj eksperymentów, jakich dokonywałem, wykluczał możliwość spowodowania tych zmian przez zakłócenia atmosferyczne, jak to próbowali niektórzy pospiesznie wytłumaczyć.
Dopiero jakiś czas potem przyszło mi do głowy, że zakłócenia, które zaobserwowałem, mogą być przejawem czyjejś inteligencji. Chociaż nie potrafiłem odkryć ich znaczenia, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że nie są one dziełem przypadku. Coraz bardziej narasta we mnie przekonanie, że stałem się pierwszym człowiekiem, któremu dane było usłyszeć pozdrowienia przekazywane przez jedną z planet drugiej planecie. Za tymi sygnałami elektrycznymi krył się sens...
Tesla zajmował się badaniem pewnego rodzaju radia, bardzo różniącego się od tego, jakiego używamy dzisiaj. Nasze współczesne radia robią użytek z elektromagnetycznych fal poprzecznych, które rozchodzą się w powietrzu – tę samą technologię stosuje SETI do skanowania wszechświata w poszukiwaniu sygnałów pochodzących od inteligentnych istot pozaziemskich. Fale elektromagnetyczne stosowane w systemie Tesli były falami podłużnymi i rozchodziły się w Ziemi oraz plazmowej warstwie atmosfery, czyli w jonosferze. I to właśnie przy zastosowaniu tych ostatnich, a nie typu stosowanego w SETI, udało się przechwycić sygnały nie pochodzące z ludzkich źródeł.
Wydarzenie to nie dawało Tesli spokoju aż do końca życia i odegrało rolę w jego ostatnim publicznie ujawnionym wynalazku. Mimo iż większość życia spędził na badaniu natury wysokiego napięcia, prądów o wysokiej częstotliwości, głównie pod kątem możliwości bezprzewodowego przekazywania elektryczności, pod koniec lat trzydziestych zmienił kierunek swoich zainteresowań i rozpoczął badanie prądów stałych o wysokim napięciu. Planował przekazywanie prądu w formie wiązek cząsteczek – pomysł ten doczekał się realizacji dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku w ramach programu tak zwanych Gwiezdnych Wojen, czyli Strategicznej Inicjatywy Obronnej (Strategie Defense Initiative; w skrócie SDI). Podczas gdy jego dotychczasowy system przekazywania wysokich napięć ograniczał się do Ziemi, celem jego nowego systemu była transmisja energii na inne planety! Wysunął pomysł, zgodnie z którym taka zmodulowana ludzkim głosem wiązka mogłaby posłużyć jako narzędzie porozumiewania się z inteligentnymi istotami mieszkającymi na pobliskich planetach.
O ile mi wiadomo, Tesli nigdy nie udało się zrealizować tych planów. Klimat polityczny tamtych czasów, który doprowadził w rezultacie do wybuchu drugiej wojny światowej, zrodził niebywałą ksenofobię. Brytyjczycy oświadczyli, że są w posiadaniu nowej broni – “promienia śmierci" – wynalezionej przez ich rodaka H. Grindella Matthewsa. W odpowiedzi na to oświadczenie Rosjanie oznajmili wszem wobec, że też posiadają tego typu broń, zaś jej wynalazcą jest towarzysz Grammaczikow. Będąc amerykańskim patriotą, Tesla powiadomił świat o dokonaniu podobnego wynalazku. Od tego momentu urządzenie Tesli przeznaczone do pokojowego porozumiewania się zyskało przydomek generatora “promieni śmierci".
DETEKTORY FAL GRAWITACYJNYCH
W ramach ogólnej teorii względności dr Albert Einstein znalazł rozwiązanie opisujące nowy rodzaj fal: fale grawitacyjne. Ogólna teoria względności opisuje siłę grawitacji jako geometryczne zakrzywienie czasoprzestrzeni. Jeśli zakrzywienie czasoprzestrzeni przybiera postać falową, to jest to fala grawitacyjna.
Podczas gdy fale elektromagnetyczne występują w przestrzeni trójwymiarowej (i czasie), fale grawitacyjne występują w przestrzeni pięciowymiarowej, co powoduje, że mają naturę nadprzestrzenną. Einstein twierdził jednak, że przemieszczają się najprawdopodobniej z prędkością światła, czyli z prędkością 300000 km/s, co oznacza, że nic się nie zyskuje na prędkości w przypadku użycia jako nośnika fal grawitacyjnych zamiast fal elektromagnetycznych.
Oficjalnie nikomu nie udało się odkryć tych fal, tym niemniej nadal trwają prace nad skonstruowaniem ich detektorów w oparciu o ustalenia ogólnej teorii względności. Są tacy, którzy stworzyli własne teorie i co za tym idzie – własne detektory. Utrzymują też, że udało się im odebrać przekazy z innych światów.
T. TOWNSEND BROWN l ELEKTROGRAWITACJA
Thomas Townsend Brown przeszedł do historii przede wszystkim jako badacz napędu antygrawitacyjnego. Był tym, który znalazł związek między grawitacją i siłą elektryczną, bazując na zwykłym elektrycznym kondensatorze. Jeszcze przed uzyskaniem świadectwa ukończenia szkoły średniej zbudował niewielkie urządzenie, które zmniejszało swoją wagę, kiedy do jego końców podłączano wysokie napięcie. Było to pierwsze z całego szeregu urządzeń elektrograwitacyjnych, przy pomocy których można było w praktyce udowodnić słuszność zunifikowanej teorii pola, zgodnie z którą elektromagnetyzm i grawitacja są ze sobą powiązane.
W czasie studiów w Caltechu Brown wysunął hipotezę o istnieniu formy promieniowania kompletnie różniącego się od poprzecznych fal elektromagnetycznych. Nazwał je “energią radiacyjną" i sądził, że jest ona obecna w całym wszechświecie i ma naturę grawitacyjną, ale jak dotąd nie udało się jej wykryć przy pomocy jakichkolwiek przyrządów.
Teoria Browna została bardzo szybko spopularyzowana przez kilka miejscowych gazet. Uzyskawszy wcześniej negatywną opinię ze strony swoich wykładowców w odniesieniu do swoich prac nad zredukowaniem ciężaru przy pomocy wysokich napięć, nowy kierunek jego badań również nie cieszył się ich uznaniem. Oświadczono mu, że tego rodzaju fale nie są możliwe ponieważ, gdyby były, oznaczałoby to, że grawitacja jest dwubiegunowa, to znaczy że mogłaby, zarówno przyciągać, jak i odpychać.
Brown nie miał żadnego wsparcia dla swoich badań do chwili wstąpienia na Uniwersytet Dennisona, gdzie spotkał dra Alfreda Biefelda, który był jednym z nielicznych kolegów Einsteina jeszcze ze Szwajcarii i którego bardzo interesował problem grawitacji. Kiedy Brown opisał mu swoje badania nad zmniejszaniem ciężaru wysokonapięciowych kondensatorów, Biefeld był szczęśliwy mogąc pomóc młodemu fizykowi w jego poszukiwaniach.
Biefeld już wcześniej, po przestudiowaniu prac Michaela Faradaya, zwanego “Ojcem Elektryczności", rozważał możliwość występowania efektów grawitacyjnych w naładowanych kondensatorach elektrycznych. Niewiele osób wie, że Faraday, już w czasach wiktoriańskich, wygłosił następujące zdanie: “Pojemność elektryczna jest dla grawitacji tym, czym jest indukcyjność dla magnetyzmu". Jest faktem dobrze znanym, że przepływ prądu przez cewkę lub przewodnik powoduje powstanie wokół nich pola magnetycznego. W rzeczywistości induktor (nazwa techniczna cewki lub przewodnika) może magazynować energię elektryczną w wygenerowanym polu magnetycznym. Kondensator elektryczny jest wykonany z dwóch metalicznych płytek oddzielonych od siebie izolatorem, zwanym też “dielektrykiem". Kiedy do płytek przyłożymy potencjał elektryczny, molekuły dielektryka ustawiają się zgodnie z kierunkiem linii pola elektrycznego.
Jeśli Parady ma rację, to energia zmagazynowana w kondensatorze ma formę pola grawitacyjnego, podobnie jak ma to miejsce w przypadku magnetycznego pola induktora.
Brown zauważył, że taki efekt ma miejsce jedynie w następujących warunkach:
1. Czynnik K dielektryka (jego zdolność do magazynowania energii) musi być wysoki (rzędu 2000 lub wyższy).
2. Gęstość dielektryka musi być wysoka (rzędu 10 g/cm3 lub większa).
3. Przyłożone do płytek kondensatora napięcie musi być wysokie (rzędu 100000 V).
Brown odkrył również, że siła generowana przez naładowany kondensator jest skierowana w kierunku płytki dodatniej, to znaczy, że zmniejszenie ciężaru występuje tylko wtedy gdy dodatnia płytka jest u góry w stosunku do płytki ujemnej. Kiedy płytka ujemna jest u góry, następuje przyrost wagi. Biefeld i Brown pracowali razem, badając to, co później nazwano “efektem Biefelda-Browna".
W roku 1930 Brown wstąpił do Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, gdzie dostał przydział do Laboratoriów Badawczych Marynarki (Naval Research Laboratories) w Waszyngtonie. Mając wolną rękę, nadal prowadził badania nad efektem Biefelda-Browna. W czasie prób przydatności różnych substancji jako dielektryka odkrył dziwne zjawisko.
Jedną z cech charakterystycznych dielektryka jest jego opór, czyli to, jak dobrym jest izolatorem. Jeśli oporność nie jest wystarczająco duża, dany materiał jest odrzucany jako nieprzydatny. Zazwyczaj mamy do czynienia ze stałą wartością oporności, tymczasem Brown odkrył, że oporność niektórych materiałów zmienia się w czasie. W tajnym raporcie marynarki zatytułowanym “Anomalie w zachowaniu potężnych dielektryków o wysokim współczynniku K" Brown opisał, w jaki sposób oporność niektórych materiałów zmienia się, a nawet pokrywa się z dziennymi zmianami syderycznymi (zależnymi od słońca). Zauważył również, że niektóre materiały spontanicznie wytwarzają gwałtowne erupcje promieniowania radiowego, którego amplituda jest funkcją współczynnika K. Odkrył również, że wiele skał granitowych i bazaltowych jest elektrycznie spolaryzowana, co znaczy, że zachowują się one jak ogniwa elektryczne lub akumulatory. Skały te miały różnicę potencjałów dochodzącą do 700 mV, zaś amplituda zmieniała się zgodnie z syderycznymi cyklami słonecznymi. W tym przypadku podatność skał na takie zmiany również zależała od współczynnika K i masy. To właśnie ta ostatnia własność zasugerowała, że to zjawisko ma charakter grawitacyjny.
W roku 1937 w Pensylwanii działała sponsorowana przez marynarkę stacja monitorowania tego rodzaju zmian samowzbu-dzonego potencjału w skałach. Zauważono, że istnieje znaczący związek między fazami Księżyca i wspomnianymi zmianami potencjału, co jeszcze bardziej umocniło przypuszczenie o grawitacyjnej naturze tego zjawiska. Kolejna taka stacja działała w roku 1939 w Ohio i odnotowała takie same zjawiska, co stacja w Pensylwanii. Wyciągnięto więc wniosek, że efekt ten musi mieć wspólne, zewnętrzne źródło. Obie stacje badawcze usytuowano w zamkniętych komorach w celu wyeliminowania zewnętrznych zakłóceń elektromagnetycznych. Ogromne granitowe i bazaltowe bloki podłączono do czułych przyrządów rejestrujących, które śledziły wszelkie zmiany potencjału. Druga wojna światowa przerwała aż do roku 1944 badania nad tym zjawiskiem.
Po wojnie Brown założył jeszcze jedną stację, lecz tym razem na Zachodnim Wybrzeżu, w Kalifornii. Okazało się, że przebieg zjawiska nie jest taki sam, jak na Wschodnim Wybrzeżu, tym niemniej udało mu się wyjaśnić te różnice. Stwierdził, że w wyniku napięć o częstotliwości radiowej, które odkryto w mniej złożonych materiałach dielektrycznych, takich jak dwutlenek tytanu, energia, którą wykryto, występowała właśnie w tych częstotliwościach, oraz że bazaltowe i granitowe skały zamieniały w jakiś sposób energię na potencjał prądu stałego. Proces ten jest dobrze znany w elektronice i nosi nazwę “rektyfikacji", tak więc wewnętrzne struktury tych skał mogą w sposób naturalny realizować ten sam proces. Poddane badaniom skały ze Wschodniego Wybrzeża różniły się od tych z Kalifornii (chodzi o różnice w ich składzie) i Brown doszedł do wniosku, że różniące się od siebie składem i budową skały dostrojone są do innych zakresów energii o częstotliwościach radiowych. Ponieważ poszczególne zakresy fal ulegają różnym fluktuacjom, stąd oczywisty wniosek, że wariacje samowzbudnego potencjału dwóch różnych rodzajów skał również będą inne.
Od roku 1950 Brown skoncentrował swoje wysiłki na rozwinięciu efektu Biefelda-Browna, w celu zastosowania go w lotnictwie. Dopiero w roku 1970 Brown wrócił do badania napięć powstających w skałach i kontynuował je aż do swojej śmierci w roku 1985.
Na podstawie wyżej opisanych badań można stwierdzić, że zjawisko ma charakter grawitacyjny i manifestuje się w postaci prądu o wysokiej częstotliwości. Brown wywnioskował, że energia ta ma charakter energii radiacyjnej – hipotezę tę wysunął jeszcze w Caltechu. Energia ta jest radiacją grawitacyjną o wysokiej częstotliwości, która jest stale emitowana przez obiekty astronomiczne znajdujące się w kosmosie. Podczas gdy proste materiały dielektryczne o wysokim współczynniku K przechwytują ją i zamieniają bezpośrednio na energię elektryczną, bardziej skomplikowane dielektryki, takie jak skały granitowe i bazaltowe, zamieniają ją na prąd stały. Nie tylko to ma tu miejsce, w rzeczywistości skały te są dostrojone jedynie do pewnego ułamka ogólnej ilości wypromieniowywanej energii, obecnej w całym wszechświecie. Oznacza to, że zwykła bryłka bazaltu stanowi naturalny odbiornik fal grawitacyjnych AM, dostrojony jedynie do kilku określonych “stacji radiowych"!
Wygląda na to, że Brown nigdy nie przeanalizował sygnałów o wysokiej częstotliwości, aby sprawdzić, czy nie pochodzą one z inteligentnego źródła.
Tym niemniej w roku 1953 zgłosił wniosek patentowy, w którym opisuje system inteligentnego porozumiewania się przy pomocy modulowanej radiacji grawitacyjnej. We wniosku tym Brown opisuje, w jaki sposób przekształcić normalny radiowy aparat nadawczy o dużej mocy w aparat nadawczy fal grawitacyjnych oparty na zasadzie elektrograwitacji. Modyfikacje dotyczą jedynie anteny nadawczej, zaś całość układu elektronicznego pozostaje nie zmieniona. Podstawa dużej cewki jest połączona z wyjściem przetwornika wysokiej mocy w ten sposób, że energia radiowych częstotliwości dopływa z jednego końca. Drugi koniec cewki jest połączony elektrycznie ze sferyczną masą przewodzącą prąd i posiadającą dużą gęstość. Masa ta spełnia funkcję izotropowego kondensatora i w ten sposób powstaje obwód zestrojony z cewką. W czasie działania sferyczna masa o dużej gęstości elektryzuje się (nie następuje jednak odpływ energii poprzez wyładowanie koronowe) wysokonapięciową i wysokoczęstotliwościową elektrycznością. Wysokie napięcie i potężna izotropowa pojemność dają wynikowo działanie elektrograwitacyjne, dzięki temu z masy o dużej gęstości i izotropowej pojemności emitowane są fale grawitacyjne o tej samej częstotliwości co dostarczana z przetwornika z jednego końca energia.
Brown sugeruje, aby tę sferyczną masę produkować z ołowiu, ponieważ materiał ten ma dużą gęstość i jest dobrym przewodnikiem elektryczności. W celu uniknięcia elektromagnetycznej radiacji, całe urządzenie powinno być zamknięte wewnątrz dużej komory wykutej na przykład w zboczu góry. Podobny zestaw służy do odbioru transmisji – antena odbiorcza jest zastąpiona takim samym urządzeniem jak w przypadku anteny nadawczej. Co jest godne uwagi, opisany we wniosku patentowym Browna zestaw bardzo przypomina układ, jakiego używał Tesla w Colorado Springs, przy pomocy którego, odbierał rzekomo sygnały od pozaziemskiej cywilizacji.
Na większości prac Browna łapę położył rząd USA. Są one przechowywane w technicznej bibliotece bazy lotniczej Wright-Petterson, jednak członkowie rodziny posiadają jego notatki i podjęli działania zmierzające do udostępnienia ich społeczeństwu.
DETEKTOR FAL GRAWITACYJNYCH HODOWANECA
Podobne badania do prac T.T. Browna prowadził nic o nich nie wiedząc Gregory Hodowanec. Opracowując nową, bardzo czułą wagę zauważył lekkie wahania ciężaru używanych przez siebie wzorcowych odważników. Zakładając, że jest to związane z obwodem, który skonstruował, postanowił przeciwdziałać tym nienormalnym wahaniom. Po pewnym okresie eksperymentów metodą prób i błędów odkrył, że tym niezwykłym wahaniom wagi przeciwdziała skromny kondensator umieszczony w prawej strony obwodu. Tym niemniej problem pozostał: w jaki sposób kondensator może generować sygnał znoszący te dziwne wahania ciężaru wzorcowych odważników?
W trakcie dalszych badań Hodowanec ustalił, że jego układ ważący nie był błędny, nie były również błędne odważniki. Odkrył, że ziemskie pole grawitacyjne nie jest stałe, lecz podlega fluktuacjom, czasami bardzo gwałtownym. System ważenia, który skonstruował, był tak czuły, że wychwytywał je w postaci zmiany wagi odważników wzorcowych. Wywnioskował, że prosty kondensator potrafi wyłapywać te grawitacyjne sygnały i zamieniać je na impulsy elektryczne.
Po dokonaniu tego odkrycia przystąpił do budowy wykrywacza grawitacyjnego, w którym zastosował nowoczesne części elektroniczne. Wiedział, jakikolwiek efekt że jakikolwiek efekt indukowany w kondensatorze da w wyniku prąd przemieszczenia i w związku tym obwód, który skonstruował, był prostym wzmacniaczem konwertującym prąd na napięcie. Obwód ten został podłączony do czujnika w postaci kondensatora, zaś wyjście podłączono do standardowego wzmacniacza napięciowego, który połączono z kolei z głośnikiem. Sygnały odbierane przez ten prosty obwód były podobne do pieśni wielorybów. Jest to jednak tylko podobieństwo i nie należy z tego wyciągać żadnych wniosków. Wyglądało na to, że to stosunkowo proste urządzenie odbierało jakieś bardzo dziwne, ale posiadające określoną strukturę, audio-sygnały.
Hodowanec stwierdził, że jego urządzenie odbiera monopolowe fale grawitacyjne różniące się od kwadropolowych fal opisanych w ogólnej teorii względności Einsteina. Podczas gdy prędkość teoretycznych fal grawitacyjnych Einsteina była ograniczona do prędkości światła, monopolowe fale opisane przez Hodowaneca mogły dotrzeć do dowolnego punktu przestrzeni w ciągu jednej sekundy Plancka (10"44 sekundy). Stwierdził również, że jego aparatura elektroniczna odbierała to grawitacyjne promieniowanie przez długi czas, lecz miała błąd o wielkości równej l/f dźwięku, czyli o wielkości natężenia odwrotnie proporcjonalnego do częstotliwości dźwięku. Podobnie ma się sprawa, gdy radio nie jest dokładnie dostrojone do stacji, co daje wrażenie dźwięku szybko płynącej wody (szumu). Jednak dźwięk l/f ma głębszy ton, przypominający raczej łamiące się fale morskie. Technicznie jest to określane jako spektrum przypadkowych częstotliwości o równie przypadkowym natężeniu, lecz ogólnie rzecz biorąc niższe częstotliwości mają większe natężenie od częstotliwości wyższych. Jeśli spojrzymy na to w kategoriach światła białego (które składa się ze wszystkich częstotliwości widma widzialnego), wówczas ujrzymy to jako światło o lekko różowym kolorze i z tego względu dźwięk typu 1/f jest często określany jako “dźwięk różowy".
Hodowanec wysunął również hipotezę, że wszechświat jest wypełniony tym promieniowaniem i że wykryte izotropowe mikrofalowe promieniowanie tła, uważane za echo “Wielkiego Wybuchu" (które jest podobne do dźwięku l/f), jest w rzeczywistości emisją fal grawitacyjnych. Stwierdził, że instrumenty wychwytujące te sygnały w rzeczywistości odbierały promieniowanie grawitacyjne, a nie elektromagnetyczną energię pochodzącą z początku wszechświata.
W czasie badań prowadzonych przy pomocy swojego urządzenia Hodowanec odkrył, że położone w Drodze Mlecznej Auriga i Perseusz są źródłem wielu naturalnych, niezwykłych audiosyg-nałów. Stwierdził, że szumy tła są modulowane przy przechodzeniu przez liczne obiekty astronomiczne, które rzucają cień na te emisje. Oznacza to, że po demodulacji, usłyszymy coś, co reprezentuje ruch planet, gwiazd i galaktyk. Znaczna część promieniowania wysokiej częstotliwości jest generowana przez procesy astronomiczne, takie jak powstawanie gwiazd typu supernowa, erupcje gwiezdne, a nawet ruchy tektoniczne na pobliskich planetach.
Nie minęło dużo czasu, gdy w trakcie skanowania nieba przy pomocy detektora fal grawitacyjnych Hodowanec odebrał sygnały nienaturalnego pochodzenia. Pewnego wieczoru przez osiem minut odbierał ciąg jednakowo uszeregowanych impulsów, które przypominały kod litery “S" w alfabecie Morse'a. Po określeniu pochodzenia tych sygnałów, spróbował nawiązać kontakt przy zastosowaniu konwencjonalnych środków (aparatu nadawczego Morse'a). Ku swemu ogromnemu zdziwieniu przy pomocy swojego detektora fal grawitacyjnych uzyskał odpowiedź składającą się z przypadkowych sygnałów Morse'a, w których można było wyróżnić litery
E, I, T, M, A, N, R, K i S. W czasie kolejnej transmisji nadał sekwencję zawierającą litery, które odebrał, uzupełnioną o litery G i D. W końcu był w stanie prowadzić niemal składną konwersację z pozaziemska cywilizacją, z którą udało mu się nawiązać kontakt. Co warte podkreślenia, zauważył, że taki kontakt można uzyskać jedynie z pewnych kierunków. Ponadto na podstawie wieloletniego doświadczenia z kodem Morse'a, odkrył, że transmisje nie miały charakteru syntetycznego – pozaziemska cywilizacja używała klucza Morse'a i można było zorientować się, że za przekazem kryła się więcej niż jedna i ta sama istota!
Wygląda więc na to, że we wszechświecie krąży wiele sygnałów grawitacyjnych. Wiele z nich ma charakter naturalny i wysoką częstotliwość. Sygnały te są modulowane przez ruchy ciał niebieskich, takich jak gwiazdy, galaktyki, a nawet planety, jednak wśród tych naturalnych sygnałów mogą znajdować się też transmisje pochodzące od pozaziemskich cywilizacji.
Nie jest zupełnie pewne, czy sygnały odebrane przez Browna i Hodowaneca mają charakter grawitacyjny. Nawet sam Town-send Brown stwierdził, że dowody wskazują na taką hipotezę, lecz temat pozostawał w jego umyśle wciąż nie rozstrzygnięty. Nadal jeszcze jest do odkrycia wiele energii i radiacji.
Czymś, na co zwrócono również uwagę, jest “energia orgonu" odkryta przez dra Wilhelma Reicha. Wydaje się, że to ten sam rodzaj energii, która w kulturze Dalekiego Wschodu znana jest jako prana, chi oraz od lub “siła odylliczna", którą odkrył baron Karl von Reichenbach. Co ciekawe, zasadniczą częścią urządzenia Reicha służącego do wykrywania orgonu był kondensator!
Energia ta jest bardzo silnie związana z ożywioną materią i z tego względu często bywa określana jako “siła witalna" – energia, która odróżnia materię ożywioną od nieożywionej.
Dobrze znany badacz orgonu, Trevor Constable, przeprowadził szerokie badania w dziedzinie wpływu orgonu na zmiany pogody i wysunął przypuszczenie (potwierdzone później eksperymentalnie), że wiele UFO to w rzeczywistości żywe istoty. Poszedł jeszcze dalej, twierdząc, że orgonem można manipulować i kształtować go, jako że podlega on podstawowym prawom. Jeśli ma on rację, może to oznaczać stworzenie nowej dziedziny techniki bazującej na sile życiowej. Tego rodzaju dziedzina opisywana jest jako “biodynamika" (chociaż Constable poszedł dalej i określił ją jako “inżynierię eteryczną") i stanowi rzeczywisty punkt styku między fizyką i biologią, czyli biofizykę. Czy można opracować system porozumiewania się bazujący na zasadach biodynamiki?
POROZUMIEWANIE BIODYNAMICZNE
W roku 1962 urodzony na Śląsku inżynier George Lawrence z Korporacji Naukowo-Kosmicznej z siedzibą w Los Angeles poszukując sposobów na zwiększenie odporności na uszkodzenia części pocisków postanowił zastosować w elektronicznych czujnikach materiał biologiczny. Jego początkowe poszukiwania doprowadziły go do prac Alexandra Gurwitscha, jednego z pionierów badań siły witalnej. Gurwitsch wykazał, że komórki oddziałują na siebie podczas procesu mitozy, co doprowadziło go do stworzenia teorii, zgodnie z którą komórki porozumiewają się ze sobą przy pomocy czegoś, co nazwał “promieniami mitogenicz-nymi".
Lawrence przejrzał również prace Cleve'a Backstera, specjalisty od wariografii, który badał psychogalwaniczne reakcje roślin. Do monitorowania fizjologicznych czynności roślin Backs-ter zastosował aparaturę podobną do wariografu i udało mu się odkryć zdumiewające zjawiska. Jedną z najbardziej zadziwiających zdolności rośliny jest jej umiejętność wykrywania swojego mordercy! Lawrence zastosował oryginalny obwód Backstera jako punkt wyjścia do swoich badań nad biologicznymi sensorami. Udało mu się ustalić, że biologiczne przetworniki są zdolne do wykrywania zmian całego wachlarza parametrów środowiska, w tym magnetyzmu, temperatury i wilgotności.
Podczas gdy Backster do zapisu reakcji stosował pisak graficzny, Lawrence zamienił go na audiooscylator o kontrolowanym napięciu, którego wysokość tonu zmieniała się zgodnie z biologicznymi zmianami. Ostatecznie system galwanicznej reakcji Backstera Lawrence zastąpił piezoelektronicznymi miernikami, które zapewniały lepszą stabilność i większą czułość. Pierwszymi biodynamicznymi przetwornikami były próbki roślin włączone do obwodu i utrzymywane w kąpieli o kontrolowanej temperaturze.
Idąc dalej w swoich poszukiwaniach, Lawrence opracował sensor składający się z dwóch małych płatków kryształu kwarcu połączonych ze sobą przy pomocy specjalnych materiałów organicznych. Wszystkie badane przetworniki były umieszczane w klatce Faradaya, którą wkładano następnie do rury podobnej do teleskopu bez soczewek wyposażonej w aparaturę obserwacyjną. Wszystkie badania prowadzono w czymś, co Lawrence określił mianem obszarów “głębokiego elektromagnetycznego odosobnienia", które były całkowicie odizolowane od wpływu niemal wszelkich pól elektromagnetycznych, co pozwalało uniknąć błędnych odczytów.
Podczas jednego z testów Lawrence nakierował nowo opracowany biosensor na drzewo rosnące w pewnym oddaleniu, które było podłączone do zdalnie sterowanej baterii. Kiedy obwód zamknięto, prąd popłynął poprzez drzewo i zaczął je stymulować. Przez cały czas monitorowano wyjście biosensora w oczekiwaniu dramatycznych zmian. I rzeczywiście po stymulacji drzewa na wyjściu biosensora wystąpiły zmiany. Wskazuje to na pewien rodzaj porozumiewania się drzewa z biosensorem za pomocą promieni mitogenicznych. W pewnym momencie Lawrence zrobił sobie przerwę na lunch, zostawiając biosensor skierowany w jakimś przypadkowym kierunku. Ku jego zdziwieniu wyjście audio obwodu biosensora zaczęło gwałtownie świergotać, co dowodziło wykrycia jakichś mitogenicznych lub biodynamicznych sygnałów. Po usilnych poszukiwaniach Lawrence wywnioskował, że sygnały nadbiegają z przestrzeni kosmicznej i pochodzą ze źródła o charakterze inteligentnym.
Początkowo wdawało mu się, że pochodzą z Wielkiej Niedźwiedzicy, lecz po dalszych poszukiwaniach doszedł do wniosku, że prawdopodobnie napłynęły z galaktycznego równika. Wywnioskował również, że sygnały te nie były skierowane w stronę Ziemi, lecz stanowiły okruch informacji wymienianych przez stowarzyszone cywilizacje. Jeśli chodzi o kod sygnałów, Lawrence był przekonany, że nie miały one formy języka. Odniósł wrażenie, że mają charakter graficzny i postanowił odwzorować je przy pomocy cyfrowych spektrogramów utworzonych w oparciu o oś-miobitową skalę szarości. Te graficzne sygnały odebrano przy zastosowaniu bardzo nowoczesnych biodynamicznych przetworników zbudowanych z wyprodukowanych z ogromną starannością syntetycznych substancji biochemicznych.
Jak dotąd nie udało się ustalić tożsamości George'a Law-rence'a, głównie dlatego, że był to pseudonim, pod którym ukrywał się autor tych badań, który w połowie lat siedemdziesiątych opisał je w kilku pismach poświęconych elektronice. Jedyne, co o nim wiemy, to to, że pracował dla wielu agencji rządowych rygorystycznie przestrzegających środków ostrożności. Badania biodynamiczne stanowiły produkt uboczny prac, jakie prowadził będąc u nich na służbie. Co ciekawe, agencje te były mocno zaangażowane w zadania realizowane przez NASA, w czasie gdy pracowała ona nad programem SETI.
Istnieje wiele rodzajów energii wciąż jeszcze nie odkrytych, a mimo to staramy się opracować jednolitą teorię pola, bazując na kilku rodzajach energii, jakie znamy. W przeszłości dokonano wielu odkryć, które mogłyby przybliżyć nas do prawdy, jednak główny nurt nauki zignorował je niemal wszystkie.
Ludzkość posiadła obszerną wiedzę i umiejętność kontroli sił elektromagnetycznych, jest jednak wielką naiwnością sądzenie, że stanowią one jedyny środek umożliwiający łączność i że wszystkie pozostałe cywilizacje musiały pójść tą samą drogą rozwoju. Musimy również pamiętać, że równolegle do naszego istnieją jeszcze inne wymiary, z którymi także można by się skontaktować, niekoniecznie spoglądając w górę. Musimy otworzyć swoje umysły i zadać pytanie: “Jest tam kto?"
O autorze:
Gavin Dingley jest inżynierem elektronikiem zajmującym się zawodowo badaniami. Już w czasie pobytu w college'u poddawał w wątpliwość tak zwane “prawa natury", w szczególności te, które odnoszą się do elektromagnetyzmu. Bardzo szczegółowo studiował prace Nikoli Tesli i jego głównym celem jest opracowanie technologii opartych na zawartych w nich zasadach.
Bibliografia:
T. Townsend Brown, “Electrogravitational Communication System" (“Elektrograwitacyjny System Łączności"), Patent USA nr 719767 wydany w październiku 1956 roku.
G. Cocconi i P. Morrison, “Searching for Interstellar Communications" (“W poszukiwaniu międzygwiezdnych przekazów"), Nature, 184:844-846, 1959.
“Three Nations Seek Diabolic Ray" (“Poszukiwanie 'Diabelskich Promieni' przez trzy narody"), New York Times, 28 maj 1924.
Jonathan Eisen (pod redakcją), Suppressed Inventions and Other Discoveries (Utajnione wynalazki i inne odkrycia), Auckland Institute of Technology Press, Auckland, 1994.
Nicola Tesla, “Talking with the planets" (“Rozmowy z planetami"), Colliefs Weekly, 9 luty 1901.
Geny Vassilatos, Lost Science (Utracona wiedza), AUP, USA, 1999.
Kontakt z autorem:
Gavin Dingley
Sunningdale, Manningftird Bruce Near Pewsey,
Wiltshire SN9 6JL Wielka Brytania
tel: +44(0)1672562808
gavin.dingley@astra.ukf.net
Jednym z najtrudniejszych pytań, jakie można zadać kompozytorowi, brzmi: “Skąd bierze się inspiracja do tworzenia nowych utworów muzycznych?" Wiedząc, że rzemiosło i gramatyka muzyki są już sformułowane w umysłach muzycznego establishmentu, cóż nowego można znaleźć, czego jeszcze nigdy przedtem nie było? Odpowiedź leży w umiejętności ogarnięcia pełnego utworu oraz tym, na jakim etapie kończy się krzywa reprezentująca na wykresie proces uczenia się.
Muzyczny establishment akademicki z założonymi na oczy klapkami zaakceptowanych przez siebie tradycji utrzymuje, że rozwój systemu “modalnej formy"1 skali wywodzi się od Greków lub Rzymian. Ten pogląd przypomina stanowisko kościelnych fundamentalistów głoszących, że Homo sapiens został stworzony dokładnie tak, jak to podaje Księga Rodzaju. Dziś wiemy, że odkrycia archeologiczne i teoria Darwina dowodzą czego innego, lecz dogmat ma zwyczaj ograniczania umysłu. Wynika to ze znanej prawdy, że jeśli coś jest powtarzane wystarczająco często i nie jest poddawane w wątpliwość ze stosowną konsekwencją, staje się ugruntowaną prawdą.
Na szczęście dożyliśmy czasów, w których istnieje możliwość badania niejednoznacznych zagadnień bez zagrożenia życia ze strony jakiegoś rodzaju inkwizycji. Mamy możliwość jawnego dyskutowania o tych sprawach z ludźmi o otwartych umysłach poszukujących prawdy. Obecnie nasi swobodnie i otwarcie myślący Pracownicy Światłości mogą zająć się tymi zagadnieniami i wspólnie z innymi wspomagać w profesjonalny sposób wysiłki poszukiwaczy, często korzystając ze Światowej Sieci (Internet). Nawet watykańscy kuratorzy używają Internetu do publikowania materiałów pochodzących z ich archiwów, aczkolwiek w tej dziedzinie większość danych wciąż pozostaje poza zasięgiem zainteresowanych. Wielu ludzi postrzega w tym długo oczekiwaną szansę konfrontacji i usunięcia wielu niezgodności istniejących miedzy różnymi religiami. To dopiero początek i już zrodziły się nadzieje, że nowe tysiąclecie przyniesie mile widzianą, szeroką tolerancje miedzy wielu wiarami egzystującymi na naszej planecie. Widok przyszłych monarchów Brytanii zmagających się z nieuniknionym problemem obrony wiary lub wiar, wobec którego będą musieli kiedyś stanąć i podjąć decyzje, może być bardzo ciekawy.
Obrany przeze mnie szlak poszukiwania związków z muzyką starożytnych rozpoczyna się od zbadania korzeni formy modalnej. Gamy i skale można po prostu rozumieć jako superstrukturę fraz melodycznych. Skale składają się z uporządkowanych tonów i półtonów bez odniesień do tonicznej lub głównej nuty, a zatem formą modalną nie rządzi system molowych i durowych kluczy, który określa konstrukcje tonalną muzyki. Tonika skali jest jej pierwszą nutą, to znaczy, że toniczną nutą gamy f-moll jest f. Tony są w tym przypadku interwałami sekundy większej albo złożeniem dwóch półtonów.
W Kościele Katolickim prosty śpiew2 stosowano do wzmocnienia rytuału w czasie mszy i na tej bazie rozwinął się prosty śpiew kościelny, jak również pełny zestaw skal molowych i durowych, które do dziś stosujemy w zachodniej muzyce. Już w IV wieku, w czasach cesarza Konstantyna, wprowadzający śpiew, Introit,3 towarzyszył oficjalnym procesjom z zakrystii do ołtarza, z kolei w czasie przygotowań, a później podczas komunii śpiewano Ofiarowanie, śpiew towarzyszył także rozdziałowi chleba i wina miedzy członków kongregacji – oczywiście wszystko śpiewano początkowo wyłącznie po łacinie.
Rzymska Msza stała się najważniejszą z form w całym chrześcijaństwie, aczkolwiek, co ciekawe, zawiera w sobie pewne elementy greckie, włącznie z Kyrie eleison (“Boże, zmiłuj się"). Tę pieśń zastąpiono ostatecznie hymnem Gloria in excelsis Deo. Wzmianki o nim sięgają III wieku i Aleksandrii, natomiast Agnus Dei (Baranek Boży) został wprowadzony dopiero w VII wieku.
Początkowo pieśni śpiewali wyłącznie mężczyźni, ponieważ kobietom nie wolno było wchodzić do kościoła, co omówiłem w moim eseju zatytułowanym “Feminine Element in Mankind" (“Element żeński w świecie mężczyzn") zamieszczonym na stronie internetowej www.me-diaquest.co.uk/awfemel.html.
W VIII i IX wieku powstał problem, w szczególności za czasów panowania Karola Wielkiego, kiedy usiłowano wprowadzić rzymski styl odprawiania modłów we frankońskich regionach Galii.4 Karol Wielki widział siebie jako wyznaczonego przez Boga władcę wybranego ludu, podobnego do króla Dawida i jego nowego Izraela. Było to poważnym wyzwaniem dla Franków, którzy mieli ogromne trudności z opanowaniem subtelności rzymskiego śpiewu, zwłaszcza że rzymscy śpiewacy z premedytacją ukrywali sekrety swojej sztuki. Zamiast wprowadzenia harmonii powstało jedynie zamieszanie!
W rezultacie w XIII wieku powstał, jak niektórzy uczeni chcieliby, abyśmy wierzyli, zupełnie nowy rodzaj śpiewu, który zyskał miano “gregoriańskiego". Mówi się, że wywodzi się on z bizantyjskiej imperialnej liturgii odprawianej w prywatnej kaplicy papieża, w odróżnieniu od innych bazylik. Istnieją jednak uzasadnione powody, aby uważać, że był to styl frankoński a nie bizantyjski i że jego celem było skodyfikowanie oralnego repertuaru. Dziwnym zbiegiem okoliczności okazuje się, że gdzieś “zaginęły" wszystkie księgi z zapisem muzyki frankońskiego miasta Metz (przypuszczalnie mającego związek z powstaniem tego muzycznego modelu), zaś pozostałe manuskrypty, które dotrwały do naszych czasów z tamtego okresu, pochodzą z innych miejsc. Frankońskie Imperium jest odpowiedzialne za trzy muzyczne cechy: porządek, tonacje i liturgiczny dramat – które powstały jako miejscowe dodatki do mszy na cześć świętych patronów.
W IX wieku napisano cały szereg teoretycznych książek na temat śpiewu i w niektórych z nich zastanawiano się nad sposobem pogodzenia nietradycyjnego śpiewu z rym, co pozostało z greckiej teorii muzycznej. W XII wieku repertuar znacznie się skomplikował i Zakon Cystersów zaprotestował przeciwko przewadze rytuału, co znalazło swój wyraz w usunięciu pewnych nut (dziesiątych) oraz eliminacji długiego meandrowania (melizmaru)5 pojedynczych słów.
Od tamtego czasu dokonywano w różnych okresach zmian, które obejmowały również formy średniowieczne ponownie wprowadzone w XVIII i XIX wieku. Zmiany w notacji nastąpiły po przejściu z zapisu bezliniowego do czteroliniowego, a następnie znanego nam dzisiaj pięcioliniowego. W tym samym czasie zmianie uległy znaki ekspresyjne stosowane do zapisu śpiewu, podobnie jak oznaczenia określające rytm – zmiany te sięgają korzeniami XIII wieku. Mimo to stary rzymski system wciąż zawiera bardziej prymitywną formę modalną od gregoriańskiej i rozpoznanie pochodzenia skali jest stosunkowo łatwe.
Greckie nazwy czterech podstawowych skal modalnych brzmią: protus, deuterus, tritus i tetrardus. Z tych czterech skal zrodziły się pozostałe, takie jak osiem skal psalmicznych będących frankońską innowacją przypisaną Bizancjum: dorycka (d), hypodorycka, frygijska (e), hypofrygijska, lidyjska (f), hypolidyjska, miksolidyjska (g) i hypomiksolidyjska. (Aby usłyszeć te skale, należy sekwencyjnie naciskać na klawiaturze białe klawisze od pierwszej nuty, czyli tonację dorycka należy grać od d oktawy małej do d oktawy razkreślnej, frygijska od e oktawy małej do e oktawy razkreślnej etc. Tonacje “hypo" złożone są z dźwięków odpowiednich skal, lecz rozpoczynają się i kończą o kwartę niżej, czyli hypodorycka zaczyna się od nuty A oktawy wielkiej poniżej dźwięku centralnego d, co pozwala na wznoszącą się kadencję).
Później, w XVI wieku, dodano jeszcze cztery skale: eolska (a), hypoeolska (e), jońska (c) i hypojońska (g). Każda z nich zawiera inną sekwencję półtonów i pełnych tonów, co czyni ciąg nut podobnym do skali. Co ciekawe, skala lidyjska zawiera powiększony czwarty interwał za sprawą nuty b (obniżony o pół tonu dźwięk h), który był pogardzany przez kościół rzymskokatolicki i odrzucony w XII wieku jako “diabelski interwał".
Inne rodzaje muzyki średniowiecznej wyłoniły się z europejskiej muzyki ludowej i z niej pochodzą znane od dawna melodie wędrownych poetów i śpiewaków.
Tymczasem kultury pozaeuropejskie już od starożytności rozwijały swoje własne systemy modalne, takie jak arabski magam i hinduski raga.
Do różnych systemów modalnych doczepiano w średniowieczu najróżniejsze wartości moralne i z niektórymi z nich związane są dziwaczne historie. W jednej z nich występuje młody człowiek, który został tak pobudzony przez melodię graną w skali frygijskiej, że był już gotów włamać się do komnaty młodej kobiety, lecz nagła zmiana skali na hypofrygijską przywróciła mu normalny, rozsądny tok myślenia! Byli też tacy, którzy wiązali osiem skal z ciałami niebieskimi oraz pierwiastkami męskimi i żeńskimi.
Platon i Arystoteles pisali o harmoniai, które, co ciekawe, nazywały się jońska, lidyjska, dorycka i frygijska i każda z nich wymagała oddzielnego strojenia liry. Platon cenił również egipskie standardy muzyczne, w związku z czym uprawnione jest założenie, że powiązania form modalnych łączą systemy grecki i rzymski. Skale te obejmowały jednak inne rodzaje stroju form diatonicznych, chromatycznych i enharmonicznych. Wraz z greckimi formami modalnymi przyszły melodie i rytmy związane z lirycznym greckim metrum i poezją. To ograniczyło z kolei swobodę greckich kompozytorów w łączeniu słów z muzyką w przeciwieństwie do ich rzymskich następców.
Największy wpływ na Platona i Arystotelesa miał Pitagoras, który badał teorię muzyczną, zanim został wtajemniczony przez babilońskich kapłanów w arkana arytmetyki, muzyki i innych dyscyplin. Niestety, żadne z jego dzieł nie przetrwało do naszych czasów i aby poznać jego prace z dziedziny matematyki i akustycznej geometrii muzyki, musimy śledzić późniejsze źródła. Jego koncepcje, takie jak tetrad (system czwórkowy) i złoty podział oraz proporcje harmoniczne, znalazły zastosowanie w estetyce i różnych mistycznych wierzeniach. Pitagorasowi przypisuje się odkrycie matematycznej zależności między wysokością nuty i długością struny, aczkolwiek istnieje wiele dowodów na to, że zależność ta była już znana w czasach babilońskich i sumeryjskich.
Grecki pogląd, że muzyka ma wpływ na etykę i że można ją wyrazić w kategoriach abstrakcyjnych jako odzwierciedlenie pewnego wyższego źródła, jest do dziś niepodważalny. Pitagorejczycy uważali to za przejaw “pokrewieństwa wszystkich istot".
Za sprawą swoich związków z Apollem Pitagoras uważał, że jest zdolny do przypomnienia sobie swoich poprzednich wcieleń i że dzięki temu wie więcej od innych. Stosował muzykę jako narzędzie służące do oczyszczania ducha w dążności do osiągnięcia stanów wyższej świadomości. “Stać się podobnym do swojego mistrza" i “zbliżyć się bogów" były celami, jakie stawiał przed swoimi uczniami. Zbawienie było wiec osiągalne poprzez zjednoczenie się z Boskim Kosmosem i studiowanie kosmicznego porządku poprzez Muzykę Sfer.
Badając muzykę starożytnej Mezopotamii i Egiptu, odkrywamy, że pod koniec czwartego tysiąclecia przed naszą erą istniała już określona muzyczna struktura rytmicznej i melodycznej tradycji opracowana pod kierunkiem kapłanów.
Jest wiele dowodów zawartych w tekstach na to, że sumeryjskie i akadyjskie dynastie panujące w trzecim tysiącleciu p.n.e. uczyniły z muzyki znaczący aspekt królewskiego i kapłańskiego rytuału. W rzeczywistości mówią one, że instrumenty muzyczne “czynią przyjemność bogom". Jak podkreśla w swojej książce Genesis of the Grali Kings (Potomkowie Dawida i Jezusa) Laurence Gardner, biblijny Tubalkain (który jest czczony wśród masonów) był wielkim Wulkanem Mezopotamii w czasach, gdy w Egipcie panował król Narmer (około 3200 p.n.e.). Był on wybitnym alchemikiem i największym metalurgiem swoich czasów, zaś o jego przyrodnim bracie Jubalu mówiono, że był “przodkiem wszystkich, którzy umieli obchodzić się z lirą i fujarką" – to od niego wywodzi się słowo “jubilee" (jubileusz) oznaczające “ryk trąb" lub “prowadzić z tryumfem i pompą". Rytualne związki pomiędzy sprawianiem przyjemności bogom a rogami i trąbami są w tamtych czasach bardzo widoczne i prawdopodobnie właśnie z tamtych czasów pochodzą późniejsze asocjacje pomiędzy aniołami i średniowiecznymi długimi trąbami.
Instrumentami muzycznymi, na których grano w czasie pogrzebu w Ur (stolica Sumeru około 2600 p.n.e.), były: dziewięć lir, trzy harfy, sistrumy6 lub dzwonki, płaskie bębny w trzech rozmiarach, podwójne flety i srebrne flety. Są dowody, że formy modalne były stosowane już w tamtych czasach, mamy również informacje wizualną uzyskaną z kartuszy ukazujących ludzi śpiewających i tańczących z dzwonkami, grzechotkami i cymbałami.
Przyglądając się strojeniu harf i lir mamy możliwość bezpośredniego ustalenia czterech podstawowych skal stosowanych później w Grecji i Rzymie. Mozaika w królewskim pałacu w Ur przedstawia śpiewaczkę, której akompaniuje mężczyzna grający na lirze z pudłem rezonansowym w kształcie byka. Zwierzęta łączono z poszczególnymi instrumentami, co ukazują dekoracje w postaci szakala na jednej z lir z Ur i “węże" (długie skręcone trąby), które wydawały dźwięki podobne do syku węża.
Odkryto egipskie teksty pochodzące z pierwszej połowy drugiego tysiąclecia p.n.e. podające instrukcję strojenia liry, która zawierała pojecie oktawy (takiej jak w późniejszych greckich i rzymskich systemach) i stanowiła podstawę do tonalnego skalowania. Związki z muzyką wojskową są widoczne na wielu kartuszach i grobowcach starożytnego Egiptu. Tutanchamon został pochowany z dwiema trąbami, zaś relief na nagrobku Sennacheryba7 przedstawia dwie grające na przemian trąby.
W Wyroczniach Sibyllińskich (Oracula Sibyllina), których przepowiednie dotyczące żydowskich i chrześcijańskich doktryn zostały rzekomo potwierdzone przez Sybilie (legendarną grecką wieszczkę), czytamy:
Nie leją oni krwi na ołtarze w ofierze,
Nie ma tam dźwięków bębnów, nie ma cymbałów,
Nie ma fletu o wielu otworach, który ma dźwięk zdolny do zniszczenia serca,
Nie ma piszczałki wydającej głos podobny do głosu krętego węża,
Brak dziko brzmiących trąb oznajmiających wojny,
Nie ma tych, co są rozpasani nieprawością rozkoszy lub tańca,
Nie ma dźwięku liry i zło pobudzających tańców.
W średniowieczu biskupi zabronili na pewien czas używania blaszanych instrumentów dętych w kościołach, ponieważ były one zuchwałe i wydawały tony, które były postrzegane jako “diabelskie" i “muzyka szatana". Przepis ten został wydany w celu zerwania więzów ze wszystkim co starożytne, z formami rytuału kultowego przedstawionymi w Starym Testamencie i związanym z nimi rytuałem egipskim. Co ciekawe, w czasach reformacji muzyka świecka była nieomal całkowicie komponowana na blaszane instrumenty dęte i to przez takich kompozytorów, jak Purcell, Handel i Bach, włącznie z utworami pisanymi na chór i orkiestrę dętą. Uroczystości zarówno państwowe, jak i kościelne do dzisiaj dziedziczą swoje muzyczne tradycje z kapłańskich rytuałów i wojskowej pompy wywodzących się dawnych czasów.
Rytuał sakralny zawsze miał związek z domeną transcendentalną i wiele instrumentów jest przedstawianych jako instrumenty podwójne odległe od siebie, jak się wydaje, o jedną oktawę. Ma to duże znaczenie, kiedy rozpatruje się psychoakustyczne właściwości dźwięku. Podniesienie interwału doskonałej oktawy wynosi dokładnie połowę lub podwójną jej częstotliwość. W terminologii kościelnej jest to siódmy dzień (dokładnie tydzień) po święcie lub osiem dni łącznie ze świętem i jego oktawą.
Kiedy oktawa brzmi niedoskonale, czasami występują dziwne zjawiska akustyczne. W pewnych warunkach architektonicznych i atmosferycznych niedoskonale brzmiąca oktawa (kiedy częstotliwości zaczynają rezonować przeciwko sobie) wytwarza niższe tony lub dźwięki subharmoniczne, które mogą spaść poza dolną granicę słyszalności.
Rezonans jest drganiem wymuszonym przez kontakt z obiektem wspomagającym częstotliwość. Na przykład kamerton brzmi znacznie silniej, jeśli dotkniemy nim stołu, przy czym energia jest znacznie silniej przenoszona przez powietrze. Jeśli jednak kamerton nie dotyka niczego, jego wibracje będą trwały znacznie dłużej, aczkolwiek będą mniej intensywne. Ważne jest również zdanie sobie sprawy z tego, że w znanym scenariuszu ze śpiewakiem i kieliszkiem do wina, nie siła dźwięku gra zasadniczą role – to wibracyjny “tryl" śpiewaka będący w rezonansie z kieliszkiem powoduje jego pękniecie.
Prawo zachowania energii głosi, że “nie można uzyskać więcej energii ze źródła dźwięku, niż się w nie jej włożyło". Jednak przy subtelnym zastosowaniu architektury i naturalnych komór można zaprząc dźwięk do wywołania jego psychoakustycznych właściwości. Dźwięk konkretnego instrumentu pochodzi od jego zdolności do wzmacniania pewnych harmonicznych, tak aby wytworzyć to, co nazywamy “barwą dźwięku", której zakres zwie się “formantem".
Formanty odgrywają wyjątkową role w naszej mowie, jako że dźwięk każdej samogłoski można scharakteryzować jako połączenie dwóch określonych regionów formantowych. Ekstremalne zastosowanie tego można odnaleźć w niskotonowym śpiewie mnichów tybetańskich, śpiewie wyznawców Hare Krishna i śpiewie Om. Formanty odgrywają w istocie dużą role w sile lub amplitudzie dźwięku, co wyjaśnia, dlaczego pojedynczy flet jest słyszalny wśród dużej partii instrumentów smyczkowych i blaszanych dętych w orkiestrze.
Wielu studiowało lewitacyjny potencjał dźwięku i mamy szereg opisów działania tej unoszącej siły pochodzących od naocznych świadków. W rzeczy samej rytuały lewitacyjne są nadal praktykowane w Tybecie.
W małej wiosce Shivapur w Indiach stoi niewielki meczet poświęcony świętemu sufiemu Qamar Ali Dervishowi, na którego podwórzu leży ważący 138 funtów (62,6 kg) kamień. W czasie codziennych modlitw staje wokół niego jedenastu wiernych i powtarzają imię świętego. Kiedy dochodzą do pewnej wysokości dźwięku, ludzie ci unoszą kamień używając do tego po jednym palcu. Kończąc pieśń, odskakują do tyłu i kamień odzyskuje swój ciężar, po czym spada na ziemię z głośnym łoskotem. Wydaje się, że kluczem do tego zjawiska jest śpiew i tych jedenaście głosów musi stanowić pewien klucz do osiągnięcia odpowiedniej wysokości dźwięku, który zmienia wibracje kamienia i powoduje, że traci on ciężar, a przynajmniej staje się lżejszy.
Kolejny fascynujący opis współczesnej lewitacji pochodzi z Tybetu. Relację tę zawdzięczamy szwedzkiemu producentowi samolotów, Henry'emu Kjellsonowi, który podróżował po Himalajach na początku lat trzydziestych. Kjellson opisuje, jak tybetańscy mnisi wciągali z pomocą jaków głazy o przekroju około 1,5 m2 na płaskowyż i umieszczali je w specjalnie wykutej niecce o średnicy 1 metra i głębokości 15 centymetrów w jej centralnym miejscu. Niecka była usytuowana w odległości 100 metrów od pionowego czterystumetrowego urwiska, na którego szczycie znajdowała się świątynia w trakcie budowy.
Sześćdziesiąt trzy metry za niecką stało 19 muzyków, a za nimi 200 mnichów rozmieszczonych wzdłuż promieni oddzielonych od siebie co pięć stopni, którzy tworzyli ćwierć koła z niecką w środku. Odległości zdawały się mieć kluczowe znaczenie, ponieważ wszystkie były mierzone przy pomocy sporządzonych z pasków skóry miarek z zawiązanymi węzłami.
Trzynastu muzyków miało bębny trzech różnych rozmiarów, a sześciu pozostałych duże trąby. Bębny ważyły do 150 kilogramów, miały beczkowaty kształt i wisiały na drewnianych ramach ustawionych poziomo i skierowanych w kierunku niecki. Długie metalowe trąby, również skierowane w kierunku niecki, miały określoną długość i do grania na każdej z nich potrzebni byli dwaj mnisi, którzy dmuchali w nie po kolei.
Na dany znak zagrzmiały bębny i trąby, zaś mnisi zanucili unisono, co dało razem silne uderzenia dźwięku. Po czterech minutach Kjellson zauważył, że głaz umieszczony w niecce zaczął się trząść, poruszając się na boki, a następnie wraz ze wzrostem intensywności dźwięku wzniósł się torem parabolicznym 400 metrów wyżej, na szczyt urwiska! Kjellson odnotował, że tą metodą mnisi podnosili od pięciu do sześciu głazów na godzinę.
Kilka lat później przyjaciel Kjellsona, szwedzki lekarz dr Jarl, który pracował w Egipcie na rzecz Oksfordzkiego Towarzystwa Naukowego (Oxford Scientific Society), został wezwany do Tybetu, aby pomóc wyleczyć Wysokiego Lamę. Tak się złożyło, że było to w tym samym regionie. W czasie jego pobytu tam pozwolono mu nakręcić dwa filmy przedstawiające ten lewitacyjny rytuał. Oksfordzkie Towarzystwo Naukowe skonfiskowało je jednak, argumentując, że w czasie ich kręcenia dr Jarl był ich pracownikiem i w związku z tym mają prawo do ich utajnienia i niedopuszczenia do publicznej prezentacji. Okoliczności zniknięcia tych filmów do dziś stanowią tajemnicę, niemniej wciąż trwa zakrojone na szeroką skalę ich poszukiwanie prowadzone, zarówno przeze mnie, jak i inne osoby.
W muzycznym albumie zatytułowanym Genesis of the Grail Kings odtworzyłem pierwsze cztery minuty tego rytuału lewitacyjnego na ścieżce noszącej nazwę “Phoenix and the Firestone" (“Feniks i ogniowy kamień") przy zastosowaniu identycznego formatu jak opisałem powyżej. Od chwili wypuszczenia płyty kompaktowej skontaktowało się ze mną wielu ludzi, donosząc, że ta ścieżka była czasami przyczyną różnych zjawisk. W jednej z relacji jest mowa o tym, że muzyka powracała po wyłączeniu odtwarzacza płyt, z kolei inni donosili, że w pomieszczeniu, gdzie ją odtwarzano, przesuwały się różne przedmioty. Tym niemniej nikt jeszcze nie powiadomił mnie o tym, że jego aparatura stereo wyfrunęła oknem!
Wstępne wyniki poszukiwań na tym polu ukierunkowały mnie na dokładniejsze przyjrzenie się częstotliwościom i rezonansowi. Częstotliwość rezonansowa naszych czaszek wynosi około 3,5 herca i koincyduje z czternastą subharmoniczną G nad środkowym C, która jest główną częstotliwością używaną w utworze “Phoenix and the Firestone". Jest to częstotliwość bezpośrednio związana z szyszynką, co łączy ją z domeną transcendentalną i ekspansją podświadomości.
Ostatnie badania dźwięku wykonano w Paryżu w ramach projektu IRCAM. Jest to przedsięwzięcie mające na celu badanie muzyki elektronicznej (w Centrum Georgesa Pompidou) realizowane od lat osiemdziesiątych z dużą pomocą finansową rządu francuskiego.
Niestety, większość prac prowadzonych pod przykrywką projektu o charakterze artystycznym dotyczyła zastosowań dźwięku jako broni. Do dziś w Centrum Pompidou są pewne pomieszczenia, które są niedostępne dla pracujących tam stale kompozytorów.
Jak dotąd żadne współczesne badania nie dały jakichkolwiek oznak lewitacyjnych możliwości dźwięku znanych Tybetańczykom i innym ludom. Niemniej badania prowadzone są nadal, jako że nie ma powodu, byśmy mieli wątpić w przepływ wiedzy do Tybetu ze starożytnego Egiptu i Mezopotamii. Do chwili przejęcia przez Chiny Tybet przez tysiące lat pozostawał w izolacji i wiedza ta mogła być celowo przekazana tamtejszym mnichom.
Podporządkowana zamierzonym celom architektura zawsze odgrywała dużą role w konstrukcjach otaczających miejsca przeznaczone do grania muzyki. Francuska katedra Chartres (zbudowana w XIII wieku w niecałe trzydzieści lat, w czasie gdy styl gotycki miał najczystszą formę) jest jedną z najcudowniejszych pod tym względem budowli. W centrum podłogi nawy znajduje się słynny labirynt od dawna wiązany z pewnymi muzycznymi harmonikami, który wkomponowany jest w konstrukcję architektoniczną ścian katedry i łuków przyporowych8.
W swojej książce Genesis of the Grali Kings Laurence Gardner opisuje niezwykłe, antygrawitacyjne własności białego proszku złota oraz innych monoatomowych pierwiastków o zmienionych orbitach (Orbitally Rearranged Monatomic Elements; w skrócie ORME). Nasza wspólna praca na tym polu doprowadziła nas do sformułowania postulatu głoszącego istnienie trzech sił – jednoatomowego proszku, akustyki i architektury – i że bez ich holistycznego związku wywołującego międzywymiarowy stan zwany Równiną Sharon jest niemożliwe istnienie właściwych dla stanów lewitacyjnych sił nadprzewodnictwa.
Nie wiemy, czy tybetańskie kamienie zawierały jakąkolwiek monoatomową substancje, lecz możliwość jej stosowania staje się widoczna, kiedy weźmiemy pod uwagę inne budowle na świecie, takie jak na przykład piramidy egipskie i świątynie Inków, które posiadają szczególne własności akustyczne. Wyniki naszych wspólnych badań zostaną włączone do kolejnych publikacji i muzyki.
Tymczasem źródła form modalnych i dźwięków oraz rozwój nowego rozumienia harmonicznej progresji (które nazywam “skalami rozszerzonej transpozycji") są obecne w muzyce, którą stworzyłem w Holy Spirit and the Holy Grail (Duch Święty i Święty Graal) i Genesis of the Grail Kings.
Esej ten rozpocząłem od stwierdzenia, że jesteśmy obecnie w stanie zbadać wiele z dotychczas ukrytych elementów dźwięku i muzyki. Mamy obecnie okazję poznać te unikatowe elementy, które choć zapomniane, nie zaginęły i tkwią ukryte w naszej podświadomej pamięci genetycznej, i przywrócić ich znaczenie we współczesnym świecie.
Ziemskie zapasy paliw zaczynają się wyczerpywać i musimy zainteresować się innymi źródłami energii, jeśli mamy nadal korzystać z naszych łagodnych technologii. Stosowane obecnie nieekologiczne technologie przynoszą
nam w ostatecznym rozrachunku więcej zła niż pożytku. Tak być dalej nie musi i nie będzie, jeśli zrozumiemy i ponownie zdołamy wprowadzić do użytku metody, które były dostępne w starożytności.
Niezwykle budujące jest to, że nasi czołowi uczeni zdają już sobie sprawę, że to, co kiedyś traktowano jako próżnię, jest w rzeczywistości wypełnione czymś, co nazywają obecnie “egzotyczną materią", i że część tej wibracyjnej i rezonansowej energii jest możliwa do wykorzystania na naszej planecie z pożytecznym dla nas skutkiem.
O autorze:
Adrian Wagner urodził się w roku 1952. Jest z wykształcenia muzykiem i obecnie pracuje jako kompozytor i producent muzyczny. Od początku lat siedemdziesiątych zajmuje się nagrywaniem i produkcją muzyczną. Pracuje z licznymi muzykami i zespołami rockowymi. Wynalazł Wasp (pierwszy w świecie, przenośny syntetyzator cyfrowy). Skomponował niezliczoną ilość utworów muzycznych do filmów fabularnych, animowanych, dokumentalnych i reklam. Wydał szereg albumów z własną muzyką, takich jak Merak, Inca Cold, Karming the Elements i Ambient Collection.
W latach osiemdziesiątych założył własną firmę muzyczną “The Musie Suite", która zajmowała się produkcją albumów różnych artystów i grup oraz jego własnych utworów będących odzwierciedleniem jego celtyckiego pochodzenia. Jego nowa spółka “MediaQuest" jest multimedialną firmą zajmującą się nagrywaniem i obróbką dźwięku oraz produkcją płyt kompaktowych. Utrzymując bliskie związki z przemysłem filmowym w roku 1999 skomponował muzykę do nowego telewizyjnego filmu dokumentalnego opowiadającego o życiu Jimiego Hend-rixa.
W ramach współpracy z Laurence'em Gardnerem skomponował ostatnio i wydał suity będące muzycznym dopełnieniem jego książek: Holy Spirit and the Holy Crail i Cenesis ofthe Crail Kings. Obecnie pracuje nad utworem Anunnaki i dalszym ciągiem muzyki do kolejnych książek Cardnera. Niedawno otrzymał tytuł Kawalera Imperialnego i Królewskiego Zakonu Łabędzia (Cl-ROS9). Jest praprawnukiem dziewiętnastowiecznego kompozytora oper z cyklu Graala, Ryszarda Wagnera, który swój CIROS otrzymał z rąk Ludwika II Bawarskiego.
Przypisy:
1. Modalny znaczy mający związek z trybami, skalami kościelnymi, archaicznymi, w których rozmieszczenie półtonów było inne niż w dzisiejszych skalach molowych i durowych. – Przyp. tłum.
2. Śpiew gregoriański lub melodia, do której dodano głosy kontrapunktowe, lub średniowieczny liturgiczny utwór muzyczny bez wyraźnego tempa i śpiewany zazwyczaj bez akompaniamentu. – Przyp. tłum.
3. Antyfona śpiewana w połączeniu z psalmem w liturgii kościoła rzymskokatolickiego lub anglikańskiego. – Przyp. tłum.
4. Starożytny region w Europie Zachodniej obejmujący tereny obecnych Włoch, Francji, Belgii i południowej Holandii. – Przyp. tłum.
5. Figura melodyczna śpiewana na jednej sylabie, obejmująca 2 lub więcej dźwięków, typowa dla śpiewu ambrozjańskiego, chorału gregoriańskiego i muzyki orientalnej. – Przyp. tłum.
6. Instrument muzyczny w rodzaju metalowej grzechotki znany głównie w starożytnym Egipcie jako instrument obrzędowy. – Przyp. tłum.
7. Król Asyrii (705-681 p.n.e), syn Sargona II, uczynił Niniwe swoją stolicą budując pałac, poszerzając i upiększając miasto oraz wznosząc wewnętrzne i zewnętrzne mury obronne. – Przyp. tłum.
8. Wspornik składający się zazwyczaj z pomostu lub wspornika stojącego oddzielnie od głównej konstrukcji i łączącego się z nią łukiem, wzdłuż którego przenoszą się naprężenia ze sklepienia na wsporniki. – Przyp. tłum.
9. Skrót od tytułu Chevalier of the Imperiał and Royal Order of the Swan (Kawaler Imperialnego i Królewskiego Zakonu Łabędzia).
Kontakt: Multi MediaQuest International Ltd, Dyfed Wales UK, Tel +44 (0) 1239 710594, Fax +44 (0) 1239 711343, E-mail: <adrian@mediaquest.co.uk>, Strona internetowa: <www.mediaquest.co.uk>
*
“Phoenix and the Firestone" (“Feniks i ogniowy kamień") w wersji mp3
jest udostępniony pod www.kippin.prv.pl; http://kippin.focus-x.org/modules.php?op=modload&name=Downloads&file=index&req=getit&lid=552
W ostatnich latach zaczęła znacząco wzrastać świadomość społeczeństwa w kwestii zdrowia. Obecnie wielu ludzi zwraca coraz większą uwagę na to, co wprowadza do swojego ciała – stale rośnie sprzedaż witamin, ziół oraz organicznej żywności. Mimo tego wszystkiego często w ogóle nie zwraca się uwagi na wodę, która jest najistotniejszą sprawą dla wszystkich żywych stworzeń, i uzdatnia się ją wyłącznie za pomocą filtrowania.
Woda stanowi fundament całego ziemskiego życia. Jest krwią życia naszej planety, cieczą dającą życie wszystkim organizmom, roślinom, zwierzętom i ludziom. Nasze istnienie jest ściśle związane z jakością wody, którą spożywamy. Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że woda niesie w sobie subtelną, zasadniczą dla naszego przetrwania, energie. Jest bardzo ważne, abyśmy wszyscy zrozumieli więzy łączące czystą wodę z siłą życia, czyli świadomością wszechistnienia.
“25 procent ludzkiego ciała to materia stała a 75 procent to woda" – stwierdza dr med. F. Batmanghelidj, autor książki Your Body's Many Cries For Water (Liczne wołania naszego dala o wodę). Mówi się, że ludzki mózg to w 85 procentach woda, krew w 90 procentach, mięśnie w 75 procentach, wątroba w 82 procentach, zaś kości zawierają aż 22 procenty wody. Każda część ludzkiego ciała zależy od wody.
Jeśli nasze gruczoły i wewnętrzne organy nie są karmione dobrą, czystą wodą, funkcje naszego organizmu zaczynają się rozpadać. Jest sprawą zasadniczą, abyśmy zaczęli dbać nie tylko o zdrowie, żywotność i jakość wody, którą pijemy, ale również o jej zasadnicze źródło i procesy, jakim jest poddawana. Skoro jakość i żywotność wody jest dla nas tak istotna, dlaczego nieustannie dodajemy do niej chemikalia i toksyny? Gdybyśmy znali prawdziwą uzdrawiająca wartość wody i traktowali ją z respektem, na jaki zasługuje, wówczas nasze zdrowie i dobre samopoczucie radykalnie by się poprawiły.
Współczesna technologia w bezwzględny sposób niszczy życiodajne własności wody. Rosnąca liczba ludzi, ścieki przemysłowe i chemikalia stosowane w rolnictwie – wszystko to zanieczyszcza nasze źródła wody. Niemal na każdym kroku można znaleźć przykłady rozlanych chemikaliów, składowisk materiałów toksycznych w ziemi, nadmiernych oprysków herbicydami i pestycydami, chemicznych wysypisk oraz wypłukiwania nadmiaru nawozów azotowych – wszystko to skaża nasze jeziora, podziemne zbiorniki wody i rzeki. Co roku przemysł wyrzuca do atmosfery miliony ton zanieczyszczeń i chemikaliów, które trafiają z niej do gruntu, skąd przenikają do wód gruntowych.
OBECNE METODY UZDATNIANIA WODY
Przyrodnik naturalista Viktor Schauberger (1885-1958) przewidywał już w latach czterdziestych XX wieku narastanie tych problemów i starał się ostrzec przed nimi rządy i elity władzy.
Schauberger uważany jest za prekursora badań wody. Badania naturalnych energii rozpoczął od obserwacji zimnych, czystych górskich strumieni.
“Prawie nie ma miast, w których woda nie byłaby sterylizowana lub dezynfekowana poprzez dodawanie do niej związków chloru, srebra lub naświetlanie lampami kwarcowymi" – twierdził Schauberger. – “Kiedy stale pijemy taką wodę, wówczas w naszym ciele musi również zachodzić proces identyczny do tego, jakiemu poddajemy wodę sterylizując ją. Następstwa ciągłej konsumpcji takiej wody mogą być przerażające. Konsekwencją samej tylko sterylizacji wody mogą być różne formy choroby, którą nazywamy ogólnie rakiem..."
Dr med. Richard C. Sweeting dodaje: “Kiedy [chlor] styka się z materią organiczną, rozpuszczony w wodzie lub w treści zawartej w jelitach, powstaje wiele różnych związków fluorowcowanych.
W swojej książce Coronaries/CholesterolI Chlorine (Choroby wieńcowe – cholesterol – chlor) dr Joseph M. Price podaje: “Chlor potrafi dotkliwie okaleczyć, jest jednym z potężniejszych współczesnych zabójców. To podstępna trucizna. Większość naukowców z dziedziny medycyny uległa złudzeniu, że jest bezpieczny, lecz obecnie ciężko płacimy za to, że kiedy sądziliśmy, iż zapobiegamy epidemiom chorób zakaźnych, powodowaliśmy inną chorobę".
Callum Coast, autor Living Energies (Żywe energie), twierdzi: “Obecne metody oczyszczania wody zabijają ją... co w konsekwencji prowadzi do zniszczenia organizmów, które stale piją taką wodę. Tak więc pijąc chlorowaną wodę, w rzeczywistości sterylizujemy naszą krew, przygotowując w ten sposób nasz organizm na przyjęcie chorób".
Callum Coast jest również przeciwnikiem fluorowania wody, którego konsekwencje są równie złowieszcze jak chlorowania. Niestety, fluorowanie wody jest równie rozpowszechniona, jak jej chlorowanie.
Chociaż fluorek wapnia wykryto w wodach gruntowych i są badania wskazujące na to, że ten związek pomaga w zapobieganiu próchnicy zębów, to w przypadku fluorowania wody pitnej dodajemy do niej fluorek sodu, który jest toksyczną substancją powstającą w procesie wytopu aluminium.1
“Co jednak można zrobić z rosnącą ilością tej trucizny [fluorku sodu]... nie można go przecież zrzucić do rzek ani wykorzystać w rolnictwie, ponieważ jest zabójczy dla trzody chlewnej, dzikich zwierząt, ryb i zbiorów" – pisze Callum. – “W jaki sposób i z jakich przyczyn fluorek sodu trafił do pasty do zębów, pozostaje tajemnicą. Możliwe że jakiś biurokrata doszedł do wniosku, że ma on równie korzystne działanie jak fluorek wapnia i zażądał dodawania go do wody pitnej..."
Magistraty miast na Zachodzie powoli zaczynają zdawać sobie sprawę z problemu, jaki powoduje dodawanie fluorku do wody pitnej. W roku 1998 do magistratu Calgary w Kanadzie dostarczono wyniki badań przeprowadzonych przez profesora uniwersytetu, który zaleca zmniejszenie o 30 procent ilości fluorku dodawanego do wody.
Australijski stan Queensland uparcie przeciwstawia się lobby fluorowemu. Tylko w sześciu miastach woda jest fluorowana: w Townsville (osiedle wojskowe, które podlega prawom wojskowym), w Gatton, Dalby, Mareeba, Callide i Moranbah. Na szczęście, miasta te zamieszkuje zaledwie 5 procent ogólnej liczby mieszkańców stanu.
Większość miast europejskich zrezygnowała z fluorowania. Zdano sobie bowiem sprawę, że istnieją proste alternatywne sposoby i wprowadzono je w życie. Zęby ich dzieci wcale nie cierpią z tego powodu, a rodzice, którzy pragną poddać swoje dzieci działaniu fluoru, mogą po prostu zafundować im fluoryzowaną pastę do zębów.
W maju 2000 roku aktywiści i naukowcy z 12 krajów założyli stowarzyszenie przeciwstawiające się fluoryzacji Fluoride Action Network (FAN; patrz www.fluoridealert.org). Celem stowarzyszenia jest całkowite wyeliminowanie fluoryzacji i maksymalne zmniejszenie możliwości wystawienia ludzi na działanie fluoru. Jednym z członków-założycieli FAN jest dr Hardy Limeback, czołowy kanadyjski stomatolog, specjalista od fluoryzacji, który w roku 1999 publicznie przeprosił za to, że przez 15 lat zachwalał fluoryzację.
W wielu miastach, w których nie dodaje się fluoru do wody pitnej, temat ten jest często dyskutowany i prosi się obywateli o wyrażenie swojej woli w drodze głosowania.
Stały nacisk na wprowadzenie fluoryzacji wywiera lobby organizacji stomatologicznych oraz duże firmy przemysłu chemicznego.
Mimo narastania poważnych problemów i złych wieści większość ludzi poświęca wodzie niewiele uwagi. Społeczeństwo uważa, że z kranów zawsze będzie płynęła “czysta" woda. “Chemizowana" fluorem i chlorem woda jest akceptowana bez jakiegokolwiek wahania jako najlepsza z możliwych. Nawet lekarze często zalecają picie 8 szklanek wody dziennie w przekonaniu, że jest ona czysta i bezpieczna.
Victor Schauberger
MIKROSKOPOWE ZANIECZYSZCZENIA
Zdrowotność i żywotność naszej wody nie zależy wyłącznie od usunięcia z niej fizycznych zanieczyszczeń. Woda jest również “nośnikiem informacji", która ma bezpośredni wpływ na nasze zdrowie. Jednym z pionierów badań w tej dziedzinie był Samuel Hahnemann (1755-1843), który uchodzi dziś za ojca homeopatii. Hehnemann uważał, że choroba jest zniekształceniem informacji występującym na najwyższym poziomie. W roku 1796 odkrył zasady homeopatii znane dziś pod nazwą “praw podobieństw". Hahnemann uważał, że lekarstwa w dużym rozcieńczeniu również działają, o ile są dopasowane do chorób. Podstawą rozwoju i uznania homeopatii jest fakt, że woda jest nośnikiem informacji.
Dr Klaus Kronenberg z Kalifornijskiego Uniwersytetu Technicznego powiada: “Woda jest chemicznie neutralna i jednocześnie jednym z najlepszych rozpuszczalników, jakie zna człowiek. Ma zdolność do otaczania innych substancji, inaczej mówiąc woda ma inklinację do skupiania się wokół cząsteczek innych substancji i tworzenia z nimi konglomeratów lub związków".
Thelma MacAdam, przewodnicząca Health Action Network Society, twierdzi, że “otwarta struktura wody i jej zdolność do łączenia się z niemal wszystkim, z czym się kontaktuje, pozwala jej na dostosowanie się do innych elementów i ich rozpuszczanie".
Wolfgang Ludwig, fizyk i konsultant Światowej Fundacji Badań (World Research Foundation), utrzymuje, że woda posiada zdolność do magazynowania informacji, która została do niej wcześniej wprowadzona na pewnej określonej częstotliwości, a następnie przekazywania tej informacji innym układom. Uważa, że zanieczyszczona woda może być oczyszczona chemicznie i uwolniona od bakterii, lecz w dalszym ciągu będzie zawierała w sobie elektromagnetyczne oscylacje o określonej długości fal, odpowiadające tym zanieczyszczeniom. Tak więc nawet po oczyszczeniu woda zawiera w sobie pewne sygnały, które mogą być bardzo szkodliwe dla zdrowia człowieka. Woda z całą pewnością posiada pamięć.
“Kiedy pijemy trująco naładowaną wodę" – twierdzi dr Ludwig – “z biegiem lat tworzymy podstawę do rozwoju chorób i słabego stanu zdrowia w ogólności. Na całym świecie woda jest zwykle «oczyszczana» chemicznie i mechanicznie, które to procesy mają na celu usunięcie z niej tylu trujących substancji, ile się tylko da. Niestety, nawet w tym zakresie nie są to metody wystarczające. Jeśli przyjrzymy się na przykład dopuszczalnym ilościom azotanów, łatwo dojdziemy do wniosku, że mogą być one rzeczywiście nieszkodliwe dla dorosłych, jednak mogą stanowić śmiertelne niebezpieczeństwo dla niemowląt. Brak jest zarówno politycznej, jak i naukowej zgody w poglądach na chemiczną czystość wody, na to, jaką ma ona być!
Bardzo niewielu ludzi wie, że mocno szkodliwa, naładowana śmiercionośnie, obciążona woda, taka, jaką czerpiemy dziś z naszych studni, kranów, rzek, jezior, warstw podziemnych etc., jest często dodatkowo zanieczyszczona takimi substancjami, jak ołów, kadm, azotany i niezliczona ilość stanowiących śmiertelne zagrożenie substancji pochodzących z gospodarstw domowych, rolnictwa i przemysłu. Całość tej wody można poddać oczyszczeniu chemicznemu, usunąć z niej bakterie etc., jednak po poddaniu jej temu procesowi «oczyszczania», przynajmniej w zakresie przewidzianym przez «wczorajszą naukę», woda wciąż będzie zawierała elektryczne częstotliwości, oscylacje o określonych częstotliwościach (długościach fal). Dalsza ich analiza może wykazać ich powinowactwo z tymi szkodliwymi substancjami, które wykryto w wodzie przed poddaniem jej procesowi oczyszczenia.
Nawet po poddaniu procesowi oczyszczania i uzdatniania, woda wciąż wykazuje pewnie niepożądane oznaki obecności tych trujących substancji, które w zależności od długości ich fali, mogą być niszczące lub co najmniej szkodliwe dla naszego zdrowia".2
Pamięć wody badał również dr Jacąues Benveniste (Francuski Państwowy Instytut Badawczy Zdrowia i Medycyny Uniwersytetu Paryskiego). Przeprowadził on szereg eksperymentów, które potwierdziły istnienie tej pamięci. Jego eksperymenty i badania dotyczyły skutków wielokrotnego rozcieńczania substancji w destylowanej wodzie. Podobne eksperymenty przeprowadziła fizyk teoretyk Lynn Trainer z Uniwersytetu Toronckiego. Uznała, że uzyskane wyniki mogą być efektem “fizycznej" pamięci, która pozostała w wodzie.3
Dr inż. Horst Felsch, znany w Austrii specjalista w dziedzinie chemii technicznej i ekspert w zakresie ochrony środowiska, twierdzi: “Nie ma wątpliwości, że istnieje związek między informacją i zdrowiem... Jak wynika z badań przeprowadzonych w roku 1988 przez Englera i Kokoschinegga, woda posiada pamięć strukturalną i strukturalną zmienność i z tego powodu potrafi magazynować przez długi czas informacje i przekazywać je ciału".
Poważne konsekwencje wynikające z tego zjawiska ilustruje przykład podany przez dra Ludwiga:
“Określone częstotliwości elektromagnetyczne wody skażonej ciężkimi metalami odkryto w tkance rakowej... Bez względu na chemiczne oczyszczanie, filtrowanie, a nawet destylowanie, szkodliwe informacje przekazane wodzie w postaci elektromagnetycznych drgań przez substancje ją zanieczyszczające mogą być przekazane następnie do organizmu człowieka. Są zawarte w molekułach wody w wielkości mierzalnej i to zarówno przed, jak i po procesie konwencjonalnego oczyszczania wody. Tak więc, nawet kiedy nasza słodka woda zostaje poddana konwencjonalnemu procesowi chemicznego oczyszczania, nadal zawiera informację o fizycznym zanieczyszczeniu. Czynnikiem szkodliwym dla ludzkiego organizmu nie jest sama substancja rozpuszczona w wodzie, którą pijemy, ale niekorzystne częstotliwości elektromagnetyczne".
WYMAZYWANIE SZKODLIWYCH INFORMACJI
Woda niesie w sobie wszelkie rodzaje energii eterycznej i przekazuje je wszystkim formom życia, i z tego właśnie względu jest cenniejsza od najcenniejszych kamieni, takich jak brylanty, a także od złota. Kiedy przepływ wody zostaje zakłócony, traci ona swoją energię. Przyczyną tego mogą być wielkie tamy albo zwykłe domowe rury. Jeśli zakłócamy naturalny przepływ wody, to tym samym zakłócamy przepływ znacznie bardziej subtelnej energii “chi", od której zależy całość życia.
Coraz bardziej narasta wsparcie dla dwóch koncepcji: “woda jest nośnikiem informacji" i “woda posiada pamięć". Istnieje jednak jeszcze trzecia, dobrze udokumentowana koncepcja dotycząca możliwości “kasowania informacji". Właśnie przy pomocy tego procesu przywraca się zanieczyszczonej wodzie jej oryginalny stan. Aby zrozumieć, na czym polega kasowanie pamięci wody, przyjrzyjmy się najpierw, na czym polega zakłócenie jej przepływu.
Hans Kronberger, autor On the Track of Water's Secret (Na tropie sekretu wody), twierdzi: “Szkody
wyrządzane naturze biorą początek w mało znaczących wydarzeniach, na przykład w przepływie wody dostarczanej konsumentom zwykłymi rurami wodociągowymi. Jak twierdzą naturaliści, woda traci swoją oryginalną energię w wyniku tarcia o ścianki rur i przepływu w linii prostej. To nie przypadek, że Rzymianie budowali drugie, otwarte, napowietrzne, kręte akwedukty z wykorzystaniem naturalnych materiałów – drewna i kamienia".
“W normalnych warunkach" – głosi Johann Grander, australijski wynalazca i przyrodnik – “woda spływa po powierzchni ziemi lub głęboko pod nią, zawsze wyszukując sobie naturalną trasę, natomiast w naszym układzie zaopatrzenia w wodę jest ona zbierana, a następnie przepompowywana pod ciśnieniem przez rury. Na tym etapie woda jest poddawana po raz pierwszy poważnym naciskom. Wysokie ciśnienie... jest bardzo niekorzystne dla cieczy. Następnie woda jest zanieczyszczana poprzez dodawanie do niej silnych chemikaliów, takich jak na przykład chlor. Po spożytkowaniu, wraca rurami do środowiska. Odbieramy naturze czystą wodę, a zwracamy ją zabrudzoną i chorą".
Po dziesiątkach lat badań Granderowi udało się ostatecznie zwrócić wodzie naturalne i uniwersalne energie. Zasadniczą rolę w tym procesie rewitalizacji wody lub wykasowywania jej pamięci odgrywa implozja. Czym jest owa implozja? Jest to po prostu przeciwieństwo eksplozji.
“Podstawą wszystkich obecnie stosowanych technologii i systemów generowania energii jest eksplozja i «roz-prężanie» uzyskiwane poprzez generowanie ciepła w wyniku spalania surowych lub uszlachetnionych materiałów" – twierdzi Hans Kronberger. – “Eksplozja i rozprężanie są siłami działającymi w kierunku na zewnątrz, podczas gdy implozja działa do wewnątrz, to znaczy dośrodkowo. Implozja powoduje skoncentrowanie sił w środku i w związku z tym ich działanie jest najsilniejsze z możliwych.
Natura doprowadziła ten system do perfekcji. Takie procesy można zaobserwować w przyrodzie.
Obecny system zamykania i łączenia rur w wielokilometrowe ciągi jest przeciwieństwem tego, co zalecają teorie Schaubergera. Jak można zachować pozytywną energie naturalnej wody w takich zamkniętych, uniemożliwiających swobodny przepływ systemach? Grander badał wpływ natury na wodę przez wiele lat.
“Woda potrzebuje wolności" – podkreśla. – “Żywa woda sama wyszukuje sobie źródła energii. Płynie po powierzchni ziemi, pod nią i zatacza pętle. Dopóki nie poznamy dokładnie działania i wzajemnych zależności czterech żywiołów-ziemi, wody, powietrza i ognia – nie będziemy potrafili uzmysłowić sobie, jak destrukcyjne jest nasze wtrącanie się w przyrodę i jak zakłóca ono równowagę i porządek rzeczy".
Woda jest najistotniejszym elementem życia. Zaopatruje wszystkie formy życia, od roślin zaczynając, a na ludziach kończąc, w najistotniejsze dla życia energie. Skąd jednak woda bierze te energie?
Własności wody nieustannie się zmieniają. Naturaliści odkryli, że woda niesie w sobie ogromne ilości energii i informacji. W przyrodzie wody pozostawione same sobie, nie zakłócone przez człowieka, zmieniają się poprzez wicie się, oddziaływanie wiatru i napowietrzanie, pienienie się, zawirowywanie i opadanie kaskadami. Taka nietknięta, naturalna woda ma niesamowitą zdolność ożywiania zrzucanych do niej ścieków. Woda absorbuje energię, a także ją emituje.
Olaf Alexandersson, autor książki Living Water (Żywa woda), opisuje, skąd wzięło się przekonanie Viktora Schaubergera, że tak właśnie jest. Schauberger badał wodę i jej krzywizny, a następnie zbudował drewniane koryta, aby jak najlepiej wykorzystać skomplikowane układy występujące w przyrodzie. Podstawą jego teorii był ruch wody. W przyrodzie woda bez przerwy porusza się, przelewa z boku na bok, zakręca i ulega zakrzywieniu, wchodzi w spirale, przepływa ponad skałami i kamieniami. To właśnie te czynniki wpływają na jej odnowienie.
System Grandera służący do odnawiania wody działa na zasadzie zmiany biegunowości z ujemnej na dodatnią, która zachodzi w trakcie procesu dynamicznej implozji. Biegunowość ujemna zmienia się na dodatnią i wzrasta ilość rozpuszczonego w wodzie tlenu. Powoduje to, że szkodliwe elementy przechodzą przez nasze ciała nie czyniąc nam szkody. Woda z kranu zmienia się w wodę, jaka tryska z górskiego źródła.
Grander twierdzi, że proces reenergetyzacji wody zachodzi w prostej zgodności z prawami natury. “To, że dla tak wielu ludzi wydaje się to tajemnicą, dowodzi jedynie tego, jak bardzo nauka oddaliła się od natury". Nauka kompletnie przeoczyła fakt, że woda – jako nośnik życia – sama jest żywa i wymaga, aby utrzymywać ją przy życiu, jeśli ma pełnić przypisaną jej przez naturę, funkcję.
ENERGIA EMOCJONALNA ZMAGAZYNOWANA W WODZIE
Jeśli pijemy wodą zawierającą negatywne wibracje, to tym samym uszkadzamy siebie fizycznie i emocjonalnie. Czy może to być jedną z przyczyn cierpień i problemów występujących we współczesnym świecie?
Wróćmy jednak do naszych rozważań dotyczących zjawiska noszącego nazwę “pamięć wody". Podobnie jak taśma wideo, taśma magnetofonowa lub twardy dysk w komputerze, woda jest zdolna do zapisu w sobie i magazynowania w podobny sposób informacji poprzez odciśnięcie jej na poziomie energetycznym lub świadomości. Co więcej, woda jest zdolna do dzielenia się zawartymi w niej informacjami z naszym ciałem!
Ponieważ powierzchnia Ziemi pokryta jest w 80 procentach wodą, a jej atmosfera wypełniona jest molekułami wody, oznacza to, że Ziemia stanowi jeden wielki bank danych, ogromną bibliotekę zapamiętanych informacji, która pozostaje w ciągłym ruchu poprzez włączanie tych informacji do różnych form życia.
Ponieważ emocje są bardzo silnymi i potężnymi energiami, jest bardzo możliwe, że ziemska świadomość (woda) zmagazynowała w sobie wiele emocji. Jeśli rzeczywiście tak jest, to dominujące emocje ludzi (które są bardzo niezrównoważone na obecnym etapie dziejów) wpływają na świadomość Ziemi. Wskutek swojej ignorancji oraz niechęci do zmian nieustannie karmimy w ten sposób świadomość Ziemi naszymi niezrównoważonymi emocjami.
Kryształy wody sfotografowane w Instytucie Hado. Po lewej kryształ powstały po przesłaniu do Hado uczuć miłości przez 500 osób, w środku zdeformowany kryształ powstały pod wpływem przekazu “sprawiasz, że choruję", po prawej kryształ powstały pod wpływem symfonii Mozarta.
Co trzy sekundy wdychamy tysiące, jeśli nie miliony, molekuł wody. Wraz z każdym napojem, jaki wypijamy, i z każdym posiłkiem, jaki spożywamy (który zawiera setki tysięcy molekuł wody), dostarczamy naszym ciałom ten niezrównoważony, bazujący na strachu, przekaz emocji (energii). Za każdym razem, gdy się myjemy, bierzemy prysznic lub pływamy, rezonujemy z tą świadomością w formie energii, a także wchodzimy z nią w kontakt fizyczny poprzez pory naszej skóry. Molekuły ziemskiej wody dzielą się z nami i naszymi polami energii swoją pamięcią, owym emocjonalnym niezrównoważeniem. Tak więc zbieramy to, co zasialiśmy.
MOC MODLITWY, UCZUĆ I MYŚLI
Przenosząc się w dziedzinę metafizyki odkrywamy moc naszych myśli w określaniu naszego zdrowia, dobrego samopoczucia i poziomu świadomości. To właśnie tu, na tym wyższym poziomie świadomości, uzyskujemy zdolność wpływania na świat fizyczny. Zamiast być ofiarami okoliczności, możemy użyć prostych narzędzi, takich jak modlitwa i pozytywne myślenie, które stanowią sprawdzoną ochronę przeciwko złym energiom. Idąc dalej, warto zauważyć, że te procesy można zastosować do transformacji niezrównoważonej energii zawartej w wodzie.
Japoński naukowiec dr Masaru Emoto odkrył, że myśli ludzi, ich modły i uczucia, oddziałują na strukturę wody. Powiada, że “ponieważ woda pokrywa większą część naszej planety i stanowi główny składnik naszego fizycznego ciała, nasze myśli i uczucia muszą mieć znaczny wpływ na to, w jaki sposób tworzy się nasze środowisko, zarówno w skali jednostki, jak i globalnej".
Dr Emoto, który stoi na czele Instytutu Hado w ToJdo, opracował technikę pomiaru i demonstracji wpływu subtelnych energii na wodę i prowadzi eksperymenty bazujące na przekonaniu, że kryształy wody są odzwierciedleniem ich charakteru.4
Fotografie kryształów wykonywane przy zastosowaniu bardzo krótkiego czasu naświetlania uwidaczniają molekularne zmiany zachodzące w tym samym zbiorniku wody po poddaniu jej działaniu skoncentrowanej wiązki myśli. Do stymulowania wody stosowano również muzykę i obrazy wizualne.
Istota tego zjawiska wyrażona przez dra Emoto przedstawia się następująco: “Wewnętrzny wzorzec drgań na poziomie atomowym całej materii. Najmniejsza jednostka energii. Podstawa energii ludzkiej świadomości".
Jeden z eksperymentów opisanych w jego książce Messages from Water (Przestania od wody) dotyczył wody pobranej z Shingawy w Tokio, która nie mogła uformować kryształów ze względu na jej zbyt duże skażenie. Zawierający ją pojemnik dr Emoto umieści w swoim biurku i zwrócił się z prośbą do pięciuset współpracowników z całej Japonii o wysłanie pozytywnych myśli w jej kierunku w określonym czasie (patrz zdjęcia na poprzedniej stronie). W wodzie uformowały się piękne kryształy, mimo iż wcześniej nie była ona w stanie wytworzyć żadnych kryształów. Na podstawie tego eksperymentu dr Emoto doszedł do wniosku, że “odległość nie stanowi przeszkody – głównymi czynnikami, które miały wpływ na wodę, była czystość intencji lub modłów".
W ramach osobiście przeprowadzonych eksperymentów odkrył, że “jeśli jedna osoba modli się z uczuciem głębokiej czystości, uformowany kryształ będzie bardzo klarowny. Kiedy modli się grupa, której intencje nie są zbyt zbieżne, struktura kryształu odzwierciedli ten brak zbieżności. Jeśli jednak wszyscy skupią się na jednym celu, wówczas uformowany przez tę wspólną myśl kryształ będzie równie czysty, jak ten uformowany pod wpływem myśli jednej osoby modlącej się z jasną intencją".
Kiedy zapytano go, które słowa wydały mu się najpotężniejsze... słowa, które utrzymywały swój “przekaz" mimo towarzyszenia im skonfliktowanych przekazów, dr Emoto odrzekł: “Słowa «miłości i wdzięczności» połączone razem tworzyły czysty, piękny kryształ i miały zdolność przeciwstawienia się zmiennym intencjom. Wyglądało na to, że posiadały silniejsze wibracje i mogły utrzymać przekaz lepiej od słów o słabszej wibracji".
Zapytany o te “wibracje", odrzekł, że każde słowo jest nazwą i niesie z sobą wibracje myśli lub obiektu, który reprezentuje, i że te wibracje mogą odciskać się w wodzie, która przenosi je tam, dokąd zostaje wlana.
Niektórzy ludzie wypisali słowa miłości na butelkach wody kranowej i odkryli, że trzymane w tej wodzie cięte kwiaty oraz podlewane nią ogródki żyją dłużej i zdają się być zdrowsze.
Kiedy zdamy sobie sprawę z tego, jak wielka część Ziemi i naszych ciał składa się z wody, implikacje wynikające z badań dra Emoto okażą się przeogromne – wpływ naszych myśli i uczuć odgrywa ogromną rolę w tworzeniu naszego środowiska, zarówno w skali indywidualnej, jak i globalnej.
Przypisy:
1. Callum Coats, Living Energies (Żywe energie), Gateway Books, Bath, Wielka Brytania, 1996, str. 196.
2. Dr Michael Treven, Peter P. Talkenberger, Environmental Medidne (Medycyna środowiskowa).
3. Callum Coats, Living..., str. 120.
4. Strona internetowa: www.hado.net.
Bibliografia:
• Olaf Alexandersson, Living Water – Viktor Schauberger & Secrets of Naturał Energy (Żywa woda – Viktor Schauberger i sekrety energii natury).
• Allan E. Banuk, Your Water and Your Health (Twoja woda i twoje zdrowie).
• F. Batmanghelidj, Your Body's Many Cries For Water (Liczne wołania naszego dala o wodę).
• Callum Coats, Living Energies (Żywe energie).
• Hans Kronberger, Siegbert Lattacher, On the Track of Water's Secret (Na tropie sekretu wody).
• Rhody Lakę, Magnetized Water is No Secret (Namagnetyzowana woda nie jest sekretem).
• Viktor Schauberger, pod redakcją Calluma Coatsa, The Water Wizard (Czarodziej wody).
Od wydawcy:
Artykuł pochodzi z 77 (marzec-kwiecień 2003) numeru australijskiego dwumiesięcznika New Dawn. Tytuł oryginalny: “The Healing Power of Water". Adres New Dawn: New Dawn Magazine, GPO Box 3126FF, Melbourne, VlC 3001, Australia; strona internetowa: <http://www.newdawnmagazine.com>; poczta elektroniczna: <editor@newdawnmagazine.com>
Naszym głównym celem jest znalezienie jasnej i wyczerpującej odpowiedzi na kontrowersje dotyczące naszych obserwacji zjawiska zwanego “pamięcią wody", które oznacza, że:
• woda jest zdolna do przenoszenia molekularnej informacji (przekaz biologiczny),
• jest możliwe transmitowanie i wzmacnianie tej informacji w sposób podobny do tego, jaki ma miejsce w przypadku dźwięków i muzyki.
Uważamy, że waga tego zjawiska jest tego rodzaju, że nieprzedstawienie najnowszych, prawdopodobnych rozwiązań byłoby brakiem odpowiedzialności.
Historia badań dotyczących biologii numerycznej
Ojcem tej nauki jest doktor medycyny, były pracownik zespołu paryskich szpitali, dyrektor ds. badań Francuskiego Państwowego Instytutu Badań Medycznych oraz światowej sławy specjalista w dziedzinie mechanizmów alergii i stanów zapalnych, Jacques Benveniste, który wyróżnił się w roku 1971 odkryciem PAF1 – mediatora związanego z takimi zjawiskami patologicznymi, jak na przykład astma.
W roku 1984 w czasie prac nad systemami uczulającymi (alergicznymi) natknął się przypadkowo na tak zwane “zjawisko wysokiego rozcieńczenia", które wzbudziło zainteresowanie mediów i zostało nazwane przez nie “pamięcią wody".
Zjawisko to dotyczy rozcieńczania substancji w wodzie do punktu, w którym roztwór zawiera jedynie molekuły wody. Podczas badań systemów uczulających okazało się jednak, że roztwór o tak wysokim stopniu rozcieńczenia inicjował reakcje, tak jakby znajdujące się w nim początkowo molekuły wciąż w nim były. Inaczej mówiąc, woda zachowała ślad molekuł obecnych w niej na początku rozcieńczania.
Reakcja międzynarodowego środowiska naukowego była w pełni adekwatna do wagi tego odkrycia – niedowierzanie, a nawet plotki o oszustwie. Niezależne badania przeprowadzone przez innych ekspertów doprowadziły jednak do jednoznacznego wniosku, że to zjawisko rzeczywiście istnieje i w żadnym przypadku nie jest oszustwem.
Z naukowego punktu widzenia możemy przejść nad tym do porządku dziennego, bowiem z historii nauki wiemy, że im bardziej jakieś odkrycie stoi w sprzeczności z intuicją i zdrowym rozsądkiem, tym oporniej i dłużej trwa proces jego akceptacji.
Począwszy od pierwszych doświadczeń z wysokim rozcieńczeniem przeprowadzonych w roku 1984 do chwili obecnej wykonano tysiące tego typu eksperymentów, które znacznie wzbogaciły naszą wstępną wiedze na ten temat. Jak dotąd nie stwierdzono żadnego błędu w tych eksperymentach ani też żaden eksperyment nie dowiódł błędności wysuniętej hipotezy.
Co więcej, okazało się, że wyniki tych eksperymentów stoją w zgodzie z obecnie obowiązującymi teoriami biologicznymi i mogą być do nich włączone jako ich rozszerzenie.
Możliwość, że prowadzone przez nas przez ostatnie piętnaście lat badania były jednym wielkim błędem, coraz bardziej maleje i jesteśmy coraz bardziej przekonani, że udało się nam odkryć istotne dla biologii i życia zjawisko.
Celem DigiBio2 jest zachowanie przodującej roli w zakresie naukowych i przemysłowych odkryć, które wyłonią się z prowadzonych w tej dziedzinie badań.
Wyjaśnienie istoty biologii numerycznej
Wyjaśnienie, czym jest biologia numeryczna, jest niemożliwe bez wyjaśnienia jej fundamentalnej zasady. Celem tego artykułu nie jest cytowanie wyników kolejnych eksperymentów, ale raczej wyjaśnienie laikom w możliwie najprostszy sposób, na czym po-
lega to radykalnie nowe podejście do biologii. Mam nadzieje, że będzie to z pożytkiem dla wszystkich, zarówno naukowców, jak i tych, którzy nie siedzą w tych sprawach. Czy można uwierzyć w to, że pewna szczególna aktywność biologicznie czynnych molekuł (np. histaminy, kofeiny, nikotyny czy adrenaliny), nie mówiąc już o immunologicznej sygnaturze wirusa lub bakterii, da się zapisać i przedstawić w formie numerycznej przy zastosowaniu komputerowej karty dźwiękowej niczym zwykły dźwięk? Proszę wyobrazić sobie zakłopotanie Archimedesa, któremu pokazano by telefon i powiedziano, że za jego pomocą będą mogli go usłyszeć ludzie mieszkający po drugiej stronie naszego globu, nie wytłumaczywszy mu wcześniej natury fal dźwiękowych i sposobu ich zamiany na impulsy elektromagnetyczne.
Życie zależy od sygnałów, które wymieniają miedzy sobą molekuły. Jeśli na przykład ktoś się rozzłości, adrenalina “mówi" swojemu receptorowi, i tylko jemu, aby spowodował szybsze bicie serca, skurczył powierzchniowe naczynia krwionośne etc.
W biologii określenie “sygnał molekularny" jest używane bardzo często, ale kiedy zapytamy nawet najwybitniejszego biologa, jaki jest jego sens fizyczny, spojrzy na nas z szeroko otwartymi oczami zdając się nie rozumieć pytania. W rzeczy samej biolodzy przyrządzili rygorystyczną fizykę kartezjańską na swój własny sposób – bardzo odbiegający od realiów współczesnej fizyki – i w rezultacie prosty kontakt (chodzi o kartezjańskie prawa zderzenia ciał szybko obalone przez Huygensa) miedzy dwoma zderzającymi się ciałami wytwarza według nich energie, czyli zachodzi miedzy nimi wymiana informacji. Przez wiele lat wierzyłem i recytowałem ten katechizm nie zdając sobie sprawy z jego absurdalności, podobnie jak ludzkość nie zdawała sobie sprawy z absurdalności wiary w to, że Słońce krąży wokół Ziemi.
Kiedy przyjrzymy się faktom, prawda okazuje się bardzo prosta i do jej odkrycia nie potrzeba żadnej “zapaści świata fizyki bądź chemii". Od dziesiątków lat wiemy, że molekuły drgają. Każdy atom molekuły i każde wewnątrzmolekularne wiązanie – pomost łączący atomy – emituje zespół określonych częstotliwości. Te szczególne częstotliwości prostych lub złożonych molekuł można dzięki radioteleskopom wykrywać nawet z odległości miliardów lat świetlnych.
Biofizycy uważają te częstotliwości za istotną cechę materii, natomiast według biologów fale elektromagnetyczne nie odgrywają jakiejkolwiek roli w funkcjach molekularnych. Określeń “częstotliwość" lub “sygnał" (w ich fizycznym sensie) próżno by szukać w biologicznych opracowaniach na temat molekularnych oddziaływań, nie mówiąc już o takich terminach, jak elektromagnetyzm, którego zastosowanie byłoby – przynajmniej we Francji – wystarczającym powodem do eks-komuniki każdego stosującego je biologa przez naukową inkwizycje.
Żałuje, że podobnie jak Archimede-sowi nie strzeliła mi do głowy w wannie genialna myśl:
– Eureka, drgania molekuł nie istnieją same dla siebie, lecz są narzędziem wymiany umożliwiającym cząsteczkom przesyłanie instrukcji do następnej w kolejności molekuły znajdującej się w ciągu zdarzeń, które rządzą funkcjami biologicznymi i prawdopodobnie w dużym stopniu również chemicznymi.
Niestety, tak się nie stało. Podążałem ścieżką wiodącą przez eksperymenty.
Molekularna sygnalizacja
Około roku 1991, po ośmiu latach badań, okazało się, że określone sygnały molekularne można przesłać przy pomocy wzmacniacza i cewek elektromagnetycznych. W lipcu 1995 roku zapisałem i odtworzyłem te sygnały przy pomocy multimedialnego komputera. Z uwagi na swoje ograniczenia komputerowa karta dźwiękowa może zapisać jedynie częstotliwości nie przekraczające 20000 herców.
W wyniku wielu tysięcy doświadczeń doprowadziliśmy receptory, zarówno prostych, jak i złożonych molekuł, do tego, żeby “uwierzyły", iż znajdują się w towarzystwie swoich ulubionych cząsteczek. Dokonaliśmy tego odtwarzając zapisane ich częstotliwości.
Aby to uzyskać, należy przeprowadzić dwie operacje:
a) zapisać aktywność substancji w komputerze,
b) odtworzyć zapis biologicznemu układowi wyczulonemu na te substancje.
Tak wiec istnieją wszelkie powody ku temu, aby przypuszczać, że kiedy molekuła znajduje się w obecności swojego receptora, czyni to samo: emituje częstotliwości, które receptor jest w stanie rozpoznać. Oznacza to, że:
1. Sygnał molekularny może być reprezentowany przez spektrum częstotliwości mieszczących się w przedziale od 20 Hz do 20000 Hz, to znaczy w tym samym co ludzki głos lub muzyka.
Od setek tysięcy lat ludzie odnosili częstotliwości foniczne do mechanizmów biologicznych – emocji. Proponując dziewczynie miłosną przygodę nie śpiewamy pod jej balkonem nowej wersji Marsylianki, podobnie jak kierując żołnierzy do ataku nie gramy im Kołysanki Brahmsa. Kompozytorzy muzyki odtwarzanej w supermarketach lub windach podświadomie uprawiają neuropsychologie.
Wysokotonowe, gwałtowne dźwięki rodzą lekkość ducha, zaś wysokotonowe i powolne – słodycz. Dźwięki głębokie i jednocześnie gwałtowne rozbudzają ducha walki, a głębokie i powolne – emocje takie jak smutek i żal. Takie są podstawowe mózgowe, fizykochemiczne zjawiska pobudzane przez określone częstotliwości. Gdy przesyłamy do biologicznego systemu uprzednio nagrane sygnały czynnościowe, nie robimy nic innego.
2. Biologiczne systemy działają podobnie jak odbiorniki radiowe – na zasadzie korezonansu. Jeśli dostroimy odbiornik do częstotliwości 92,6 MHz, wówczas dostrajamy go do częstotliwości nadajnika nadającego na tej częstotliwości – odbiornik i nadajnik drgają z tą sama częstotliwością. Jeśli zmienimy nieznacznie ustawienie, powiedzmy na 92,7 MHz, nie będziemy już odbierali stacji nadającej na częstotliwości 92,6 MHz, lecz stacje nadająca na częstotliwości 92,7 MHz.
3. Ten postęp w rozumieniu najskrytszego mechanizmu molekularnego rozpoznawania i sygnalizacji wcale nie obala ustaleń nauk biologicznych, a już zupełnie fizycznych i chemicznych. Nie usunęliśmy niczego z klasycznych definicji, a jedynie posunęliśmy się krok do przodu dodając nowy element do obecnej wiedzy. To normalny cykl postępu naukowego i nie ma żadnego powodu do pomstowania oraz rzucania klątw.
Jesteśmy teraz w stanie zrozumieć, w jaki sposób miliony biologicznych molekuł komunikują się (z prędkością światła) z odpowiadającymi im molekułami, i tylko z nimi, co jest fundamentalną zasadą działania systemów biologicznych oraz powodem, dla którego niewielkie chemiczne modyfikacje dają znaczne zmiany funkcjonalne – coś, czego “strukturalni" biolodzy nie potrafią wyjaśnić.
Twierdząc, że jedynie całe struktury potrafią wykonywać działania, biolodzy znaleźli się w przednewtonowskim świecie, w którym ruch ciał niebieskich opisany jest w kategoriach ptolomeuszowskich epicykloid3. Stąd właśnie wynika niezdolność współczesnej biologii do wyjaśnienia głównych stanów patologicznych końca obecnego stulecia (w tym miejscu nawiązuje do mojego artykułu zamieszczonego w Le Monde z 22 maja 1996 roku, który do dziś nie spotkał się z jakąkolwiek polemiką).
Przejście od koncepcji skostniałej biologii struktur do koncepcji informacji przemieszczającej się z prędkością światła może odbyć się bez wywoływania “rewolucji". W przeciwieństwie do głupich plotek zapis czynności molekuł nie przeczy istnieniu samych molekuł (ostatecznie właściwe poszczególnym molekułom informacje elektromagnetyczne muszą pochodzić od nich samych), a jedynie prawu oddziaływań miedzy masami, zgodnie z którym ich efekt jest wprost proporcjonalny do liczby molekuł. To tak, jakby mówić, że śpiewak może zniknąć po nagraniu jego głosu! Innymi słowy, nie eliminujemy ani włącznika światła ani żarówki, a jedynie powiadamy, że oba te urządzenia łączy drut ze strumieniem elektronów.
Nie znajdujemy się w jakimś innym świecie elektromagnetyzmu, na który zamieniamy stary świat molekularny. Rejestrujemy, kopiujemy i przesyłamy – a wkrótce będziemy także modyfikować – elektromagnetyczne sygnały emitowane przez molekuły podczas ich normalnego funkcjonowania.
Pamięć wody
Co to wszystko ma wspólnego z wodą? Otóż, jest ona nośnikiem informacji. Nie może być inaczej, skoro w ludzkim ciele na każdą molekułę protein przypada 10000 molekuł wody. Nie ma też w tym żadnego problemu – łódź podwodna porozumiewa się z bazą przy pomocy fal elektromagnetycznych niskiej częstotliwości, a nie wysokiej, rzędu megaherców, które nie przechodzą przez wodę.
Ostatnio przeprowadziliśmy bardzo proste eksperymenty pokazujące, że molekuła będąca w normalnym aktywnym stężeniu nie działa w ośrodku pozbawionym wody. Dodanie wody nie wystarcza jednak do przywrócenia jej aktywności – woda musi być “poinformowana". Inaczej mówiąc, kiedy molekuły zapoczątkowują jakąś biologiczną działalność, nie przesyłają sygnałów bezpośrednio. Końcowa praca jest wykonywana przez otaczającą molekułę wodę, która przekazuje pałeczkę sztafety i być może wzmacnia sygnał. To tak jak z płytą kompaktową – dźwięk nie jest wytwarzany bezpośrednio przez nią. Płyta przenosi jedynie dane, które stają się słyszalne po ich przetworzeniu i wzmocnieniu przez układ elektroniczny.
“Pamięć wody"? To rzeczywiście brzmi tajemniczo, ale nie bardziej niż to, że związek powstały z połączenia dwóch gazów (woda) ma w normalnej temperaturze i ciśnieniu postać ciekłą, a podczas stygnięcia rozszerza się. Stwierdzono także, że w wodzie występują ośrodki spójne o własnościach podobnych do laserów (E. del Giudice, G. Preparata, G. Vitiello, “Water as a free electric dipole laser", Phys. Rev. Lett., 61:1085-1088, 1988). Co więcej, stosunkowo niedawno odkryto istniejący w wodzie unikalny rodzaj stałego (nietopliwego) lodowego kryształu, który zachowuje pole elektryczne (Shui-Yin Lo, Angela Lo, Li Wen Chong i inni, “Physical properties of water with IE structures", Modem Physics Letters B, 10[19]:921-930, 1996). Fizycy nie mają co obawiać się bezrobocia! Mimo to woda od wielu lat nie jest obiektem naszych badań.
Transmisja molekularnych sygnałów
Tym, co nas obecnie najbardziej interesuje, to nie natura magnetycznego ośrodka i zasada jego działania, ale zapisany w nim przekaz, który można kopiować i przesłać. W rezultacie naszych eksperymentów uważamy, że objaśniliśmy fizyczną naturą sygnału molekularnego. Zasada ta jest równie prosta jak proces spalania mieszaniny benzyny i powietrza, lecz konsekwencje jej zastosowania mogą być ogromne. Ich szczegółową charakterystykę przedstawię innym razem. Poniżej podaje ich krótkie podsumowanie...
Obecnie jedynym sposobem zidentyfikowania molekuły jest zaniesienie próbki, najczęściej pobranej metodą inwazyjną lub destrukcyjną, do laboratorium. Z kolei przy pomocy metody numerycznej przekazujemy sygnał przy zastosowaniu klasycznych środków łączności, który może być odebrany natychmiastowo i przeanalizowany na drugim końcu świata. Przy zastosowaniu tej metody możliwe będzie wykrycie substancji toksycznych, protein (antygenów, antyciał, prionów) oraz molekularnych kompleksów (pasożytów, bakterii, wirusów, nienormalnych komórek).
Warto dodać, że obecnie nie istnieją metody pozwalające na wykrywanie prionów in vivo (wewnątrz żywego organizmu), co pociąga za sobą istotne skutki epidemiologiczne i gospodarcze. Wykrywanie antygenów i antyciał – jeśli ograniczymy się tylko do tego zakresu – jest w znacznej mierze zadaniem klinicznych laboratoriów biologicznych. Co więcej, niektóre wyniki sugerują, że metody te mogą mieć zastosowanie w przemyśle chemicznym oraz w monitoringu środowiska, to znaczy wykrywaniu na odległość mikroorganizmów lub produktów z genetycznie zmodyfikowanych roślin.
Opanowanie tych technik przyniosłoby niezwykły postęp w dziedzinie medycznych procedur diagnostycznych oraz w przemyśle przetwórczym płodów rolnych i to z dużym technologicznym i komercyjnym skutkiem.
Mentalna blokada naukowców
Końcowe pytanie brzmi: Dlaczego naukowcy tak uparcie przeciwstawiają się ewolucji nauki? Czy chodzi o obronę ich poletka? Czemu w imię niejasnych dogmatów, które, jak wykazała historia nauki, są często efemeryczne, odrzucają odkrycia, które oznaczają postęp w ich dziedzinie? Czyżby te odkrycia stwarzały zagrożenie dla ich kruchych dogmatów? Tego rodzaju pytania mają znaczenie nie tylko filozoficzne, jako że ludzie ci to często rzeczoznawcy, doradcy polityków i przemysłowców. To oni mają wpływ na – najczęściej utrudniają – wdrażanie owoców postępu naukowo-technicznego.
Nie mam pojęcia, skąd biorą się te zahamowania, które są, przynajmniej teoretycznie, nie do pogodzenia z rolą naukowców. Oto cytat (zaczerpnięty z francuskiej edycji Encyclopaedia Universalis z hasła “mechanizm"), który dowodzi, że są one niestety ponadczasowe:
Doskonały przykład dylematu “mechanizmu" znajdujemy w kartezjańskiej opozycji wobec newtonowskiego spojrzenia na świat, które zwolennicy Kartezjusza poddawali w wątpliwość i jednocześnie uważali za próbę pchnięcia nauki na tory prowadzące wstecz, poniżej poziomu, jaki osiągnęła już teoria “mechanizmu".4. Jeśli chodzi o Kartezjusza, problem polega na tym, że według niego ruch jest możliwy tylko wtedy, gdy ma miejsce kontakt i występują siły impulsywne; oddziaływanie na odległość, przyciąganie – jak mawiał Fontenelle – może oznaczać jedynie powrót do fizyki ruchu współczulnego i atrybutów okultyzmu... W ten sposób wykluczają oni Newtona ze sporu naukowego i dyskwalifikują go zarzucając mu obskurantyzm. Tak więc środowisko francuskich naukowców przeciwstawiało się teorii Newtona przez długi czas, a właściwie ignorowało ją... w ten sposób “mechanizm", który stanowił przeszkodę w rozwoju nauki, został zablokowany. Proponując totalny przełom i inny model mechaniki, w którym stały się możliwe ruchy inne od wywoływanych impulsem, Newton był niewątpliwie w mniejszym stopniu oponentem “mechanizmu" niż jego zwolennikiem.
Setki lat później słyszymy te same słowa. “To muszą być molekuły" (Francois Jacob) – to znaczy kontakt, potężny impuls – twierdzą nasi prominenci nauki niewolniczo przywiązani do skostniałego, mechanistycznego, kartezjańskiego dogmatu. To samo zaprzeczanie możliwości oddziaływania na odległość, te same oskarżenia o powrót do obskurantyzmu.
Kartezjusz kontra Newton – jesteśmy w dobrym towarzystwie...
Przypisy:
1. Platelet Activating Factor (czynnik uaktywniający płytki). – Przyp. tłum.
2. Instytucja, w której pracuje autor artykułu i zarazem odkrywca.
3. Chodzi o kosmologie Ptolomeusza, według którego jest to małe koło, którego środek porusza się po obwodzie większego koła, w którego centrum znajduje się Ziemia, i którego obwód opisuje orbitę jednej z planet poruszających się wokół Ziemi. – Przyp. tłum.
4. W tym znaczeniu “mechanizm" to doktryna filozoficzna mówiąca, że wszystkie zjawiska w przyrodzie są wytłumaczalne na bazie przyczyn materialnych i zasad mechaniki. – Przyp. tłum.
Uwaga:
Z autorem skontaktować się można, pisząc lub dzwoniąc pod adres:
Dr Jacques Benveniste
Directeur Laboratoire de Biologie Numerique
32 Rue des Carnets 92140 Clamart, France
Tel.: +33 (0)1 4601 5840
Fax: +33 (0)1 46310277
E-mail: jbenveniste@digibio.com
Strona internetowa: www.digibio.com
W trakcie moich wieloletnich podróży i badań wypróbowałem wiele elektronicznych metod mających wspomagać organizm w procesie samouzdrawiania. Żadna z nich nie dawała wymiernych rezultatów. Oczywiście nikt, kto ma choć odrobinę rozsądku, nie powie otwarcie, że któraś z tych metod daje wyniki, w przeciwnym razie mógłby narazić się na gniew Urzędu ds. Żywności i Leków (Food and Drug Administration; w skrócie FDA), Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego (American Medical Association; w skrócie AMA) lub miejscowych medyków, w których interesie jest, abyśmy byli permanentnie chorzy, w przeciwnym razie stałość ich dochodów byłaby zagrożona.
Maszyna, o której chcę opowiedzieć, po raz pierwszy zwróciła moją uwagę za sprawą wielu e-maili przesłanych na adres KeelyNet, w których pytano o niejakiego Lee Crocka z Caldwell w stanie Ohio, który stosował coś, co nazywano “terapią aury", uzyskując niezwykłe rezultaty w leczeniu ludzi chorych lub niedomagających na różne dolegliwości, spośród których część uznano za przypadki beznadziejne.
Jak można wyczytać w zeznaniach chorych oraz w aktach sądowych okręgu Caldwell w stanie Ohio, urządzenie to stosowano z powodzeniem do leczenia, między innymi, takich dolegliwości, jak pewne rodzaje raka, choroba Alzheimera, reumatyzm, artretyzm, niedomogi nerek, serca i płuc, utrata słuchu, różne bóle, migreny, epilepsja, choroba Hodgkina (ziarnica złośliwa), zadyszka, duszności, infekcje wirusowe oraz inne stany chorobowe.
Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym człowieku i nie interesowałem się jego działalnością przez kilka następnych miesięcy. W końcu kilka razy zadzwoniłem do niego i w trakcie rozmów odniosłem wrażenie, że jest to bardzo miły człowiek o interesującej osobowości, chętny do wymiany poglądów na temat swojej metody. Wielokrotnie podkreślał, że zamierza pomóc tylu ludziom, ile się tylko da i dopóki będzie mógł.
Po wielu rozmowach telefonicznych i otrzymaniu od niego kopii jego patentu napisałem dla strony internetowej KeelyNet artykuł o jego aparacie (patrz http://www.keelynet.com/biology/crock.htm). W roku 2001 zorganizowaliśmy pierwszą Konferencję KeelyNet w Dal-las, dzięki czemu miałem okazję zaprosić go wraz z małżonką do Dallas, aby umożliwić mu prezentację swojego urządzenia.
Pierwotny patent różni się nieznacznie od obecnie sprzedawanej wersji, jako że widnieją w nim dwa ekrany, które okazały się niepotrzebne, ponieważ ciało służy jako “ruchome" uziemienie, bez względu na to, która biegunowość jest aktywna w czasie piętnastominutowych interwałów, co oznacza, że potrzebny jest tylko jeden siatkowy ekran, zaś ciało służy jako uzupełnienie “obwodu".
Osoba biegła w elektronice może pomyśleć, że to w żaden sposób nie może działać, aby być użyteczne, pomijając, że jest to obwód elektryczny. W jaki sposób, pojedynczy ekran siatkowy, który nawet nie ma kontaktu z ciałem, może czynić coś pożytecznego dla organizmu? W jaki sposób może powstać obwód między tym ekranem a ciałem?
Początkowo Lee sądził, że chodzi o aurę i wykonał zdjęcia bardzo drogim aparatem służącym do jej fotografowania, które ukazywały zmiany jej jasności oraz barwy po wystawieniu ciała na działanie jego urządzenia. Sądząc, że ekran oddziałuje na aurę ciała dodając mu energii, nazwał swoją metodę auroterapią.
Okazuje się, że ma tu miejsce interesujący efekt o nazwie “elektroporacja", w ramach którego można powodować powiększanie i kurczenie się komórek w zależności od biegunowości przyłożonego do nich prądu. Wydaje mi się, że właśnie to zjawisko zachodzi podczas stosowania aparatu Lee. Możliwe, że jego częścią jest sprzężenie z aurą lub tym, co Rosjanie nazywają “polem bioplazmowym".
Niedawno ukazała się nowa informacja o pracy zespołu złożonego z małżeństwa D. Jamesa i Dorothy Morre'ów, którzy od lat sześćdziesiątych pracują nad zagadnieniem biologicznych zegarów i odkryli niedawno dwunastominutowy cykl poszerzania oraz dwunastominutowy cykl spoczynku związany z proteinami i komórkami. To okresy bardzo zbliżone do piętnastu minut, które Lee odkrył doświadczalnie jako optymalny czas między przełączaniem biegunów swojego urządzenia.
Jeszcze przed Konferencją KeelyNet Lee przysłał mi jeden ze swoich najnowszych modeli. Zaciski do przyłączania baterii dostosowane do 3-woltowego wyjścia prądu stałego, regulator czasowy prądu zmiennego i pojedynczy przewód wraz z ekranem. Jest tam również gniazdo do pomiaru mocy baterii. Lee przywiózł pięć nowych urządzeń na konferencję, aby jej uczestnicy mogli wypróbować je na sobie. Te egzemplarze również posiadały pojedynczy ekran, jako że ta wersja aparatu okazała się lepsza od dwuekranowej opisanej w patencie.
Samo urządzenie jest niezmiernie proste. Jest wyposażone w komplet 10 baterii typu “D" (takich jakie stosuje się w lampie błyskowej) połączonych tak, aby dawały stały prąd o napięciu 3 V. Przełącznik czasowy zmienia biegunowość (na dodatnią lub ujemną) co 15 minut, przesyłając prąd do siatkowego ekranu wykonanego z aluminium, jaki można kupić w każdym sklepie z częściami metalowymi.1 Ekran jest umieszczany blisko tej części ciała, która ma być “leczona" – wydaje się, że efekt leczniczy uzyskuje się wtedy, gdy ekran znajduje się w odległości około 15 cm od ciała, co jeszcze bardziej przekonuje o możliwości oddziaływania na aurę.
W JAKI SPOSÓB APARAT LEE CROCKA MOŻE POMAGAĆ W ODZYSKIWANIU ZDROWIA?
Chciałbym wyjaśnić kilka aspektów, które będą pomocne w zrozumieniu, w jaki sposób to proste urządzenie może pomagać organizmowi w samoleczeniu się.
Uważam, że aura ciała wytwarza linie sił pola, które “wpisują" wzór aury w fizyczną matrycę ciała. Aura zmienia się według mnie bardzo wolno i jest podatna na “ciągłą" myśl – chodzi o to, że można przeprogramować aurę poprzez koncentrację i powtarzanie.
Według dra Harolda S. Burra z Uniwersytetu Yale wszystkie proteiny organizmu są wymieniane co około 160 dni (sześć miesięcy). Jeśli tak jest, dlaczego nie mamy wiec co sześć miesięcy nowego ciała? Czemu blizny i starzenie się występuje w ciele, które jest zupełnie nowe? Jest tak, ponieważ aura posiada wpisany w fizyczne ciało wzorzec energetyczny, który zawiera wzór wszystkich blizn oraz magazynuje wszystkie stresy, które wydarzyły się w przeszłości, w tym te z ostatnich sześciu miesięcy – wszystkie są wpisane we wzorzec naszego ciała.
Jest pewne interesujące spostrzeżenie, które koreluje z tym poglądem. Otóż, David Hudson twierdzi, że spożycie jednoatomowego złota, które jest nadprzewodnikiem, dodaje, między innymi, energii organizmowi, wzmacnia jego zdolności parapsychiczne i wspomaga proces uzdrawiania. David przebywał w Dallas z naszą grupą przez kilka dni, co umożliwiło nam obcowanie z nim. Muszę powiedzieć, że to genialny człowiek o umyśle zdolnym do objęcia ogromu informacji i skorelowania istotnych ich części. Był tak uprzejmy, że udostępnił mi kopie dwóch raportów, które dowodziły, że nowa, rosnąca tkanka jest nadprzewodliwa, którą to własność można sztucznie wywołać spożywając elementy jednoatomowe. Tę metodę znali według niego patriarchowie oraz znane z religii postacie i stosowali ją w celu wzmacniania swojej “mocy".
To właśnie od Davida po raz pierwszy dowiedziałem się, że aura jest wynikiem nadprzewodliwości. Termin, którego lubię używać do jej określania i który bazuje na poglądach Davida, brzmi “dynamiczne słabnące pole Meissnera" – dynamiczne, ponieważ żyje i znajduje się w stanie wolnego ruchu, co daje organizmowi wystarczającą ilość czasu na “wpisanie" wzorca aury w fizyczne ciało; słabnące dlatego, że słabnie wraz z wiekiem do tego stopnia, że transkrypcja (kopiowanie) wzorca aury do ciała staje się tak słaba, że nie jest w stanie podtrzymać związków energetycznych, co ostatecznie prowadzi do śmierci; a “polem" Meissnera, ponieważ efekt Meissnera występuje w nadprzewodnikach w postaci odpychania linii sił magnetycznych bez względu na biegunowość pola magnetycznego. Efekt ten nosi nazwę diamagnetyzmu i polega na jednoczesnym odpychaniu obu biegunów.2 Fińskim naukowcom udało się lewitować żywe żaby, owoce, oraz inne “niemagnetyczne" obiekty w polu magnetycznym o dużej gęstości i uzyskali to wykorzystując diamagnetyczny efekt odpychania.
Oczyszczacz energii Lee Crocka wymaga “statycznego" pola wytwarzanego przez prąd stały generowany przez 10 niskonapięciowych baterii (3 V). Mimo iż między siatkowym ekranem i ciałem, a także aurą, nie przepływa prąd (jak dotąd nie słyszałem, aby ktokolwiek go wykrył), wydaje mi się, że energetyczne pole siatkowego ekranu podłączonego do aparatu stanowi rezerwuar energii, z którego aura może ją czerpać. Uważam, że naturalne prawo przyrody polegające na dążeniu do równowagi może stanowić podstawę do takiego przypuszczenia, stąd zanurzenie obiektu o niskim potencjale w polu o wysokim potencjale powoduje konieczność podwyższenia niskiego potencjału obiektu do potencjału otaczającego go pola. Właśnie w ten sposób słaba aura energetycznego pola ciała zostaje wzmocniona poprzez sprzężenie w wyniku absorpcji energii z ekranu siatkowego.
Podobny efekt energii tła zaobserwował dr Gianni Dotto, który zbudował słynne urządzenie do uzdrawiania nazwane od jego nazwiska “Pierścieniem Dotta", które wytwarza intensywne pole magnetyczne pod wpływem prądu o natężeniu 30000 amperów przy minimalnym napięciu, co powoduje uzyskanie stanu “niemal nadprzewodnictwa", ponieważ prąd nie mający napięcia w superzimnym materiale nie napotyka na opór. Zgodnie z doniesieniami urządzenie dra Dotta lewitowało nad podłogą za sprawą silnego pola magnetycznego, jakie wytwarzało. Efekt ten zawdzięczamy odpychaniu od linii sił pola magnetycznego Ziemi. Takie wyjaśnienie wywołało na wielu ustach grymas ironii i stwierdzenie, że jest to niemożliwe, ponieważ ziemskie pole magnetyczne jest zbyt słabe.
Jednak trzy lub cztery lata temu zadzwonił do mnie młody człowiek z Atlanty w stanie Georgia, pytając mnie, czy znam jakieś kompaktowe źródło energii napędzane gazem lub jakimś innym paliwem. Powiedziałem mu, że jest wiele źródeł energii spełniających ten warunek, lecz zależy, jaką moc mają one generować. Wówczas powiedział mi, że zbudował model lewitującego, jednobiegunowego kulistego magnesu Wachspressa o średnicy 90 cm zasilanego poprzez kabel przyłączony do sieci. Chciał zbudować jego model o średnicy około 2 metrów, który pozwalałby na uniesienie pilota i byłby zasilany z własnego niezależnego źródła. Byłem pod wrażeniem tego, co mówił. Zaklinał się, że to wszystko prawda i że może uruchomić swój model tylko na około 20 minut, ponieważ cewki nagrzewają się pod wpływem prądu o dużym natężeniu niezbędnym do jego napędzania do tego stopnia, że grozi to ich przepaleniem.
Ów młody człowiek był bardzo podejrzliwy. Zadzwonił do mnie tylko dwa razy, nie podając nazwiska ani adresu, przez co nie mogłem się z nim skontaktować. Możliwe że to był tylko kawał, lecz w jego głosie wyczułem szczerość i coś jakby pośpiech, jakby się czegoś bał.
Jego urządzenie działało na zasadzie magnetycznego “jednobiegunowca", który jest omówiony w patencie Herba Wachspressa z 1989 roku, w którym opisuje on zabawkę działającą w oparciu o unikalną konstrukcję geometryczną, która dawała właśnie taką jednobiegunowość. W zasadzie urządzenie składa się z sześciu elektromagnesów zwróconych tym samym biegunem do środka, tak że tworzą powierzchnię sferyczną. Przy odpowiednio silnych małych magnesach powinno się uzyskać jednobiegunową kulę napędzaną wyłącznie magnesami. Kiedy wykonuje się pomiar wokół jej powierzchni, wydaje się być jednobiegunową, ponieważ tylko jeden rodzaj bieguna jest skierowany na zewnątrz. Wykorzystując tę konstrukcję Wachspress wykonał stół z odpowiednio rozmieszczonymi i połączonymi z dżojstikiem elektromagnesami, tak że można nad nim tą kulą “latać".
Wszystko to nie ma bezpośredniego związku z aparatem Lee Crocka lub z tym, w jaki sposób on działa, niemniej wydawało mi się interesujące wspomnieć o tym w kontekście twierdzeń, że Pierścień Dotta lewitował nad podłogą, kiedy przepływał przezeń prąd o natężeniu 30000 amperów, czyli kiedy był on pod działaniem bardzo silnego pola magnetycznego. Byłoby dobrze, gdyby odezwał się ktoś pracujący na tym zagadnieniem, aczkolwiek nie wydaje mi się, abym chciał przelecieć się maszyną znajdującą się w polu magnetycznym o tak dużej gęstości!
Inną interesującą paralelą związaną z aparatem Lee Crocka są “relaksujące ekrany Eemana" zwane czasami “bioobwodami" lub po prostu “ekranami Eemana", które na początku lat dwudziestych XX wieku odkrył Leon Ernest Eeman. W wyniku bardzo poważnych uszkodzeń ciała, których doznał podczas katastrofy lotniczej, uznano go za stuprocentowego kalekę. W czasie hospitalizacji przypomniał sobie polecenie Jezusa brzmiące: “Uzdrawiajcie chorych kładąc na nich ręce". Eeman doszedł do wniosku, że ta uzdrawiająca energia musi należeć do kategorii subtelnych energii samego życia. W ciągu dwóch lat od chwili opuszczenia szpitala opracował technikę, która przywróciła mu z pomocą tych ekranów jeszcze lepszy stan zdrowia, niż miał przed wypadkiem.
Jego ekrany są biernymi urządzeniami ułatwiającym przepływ subtelnej energii w organizmie. Naukowe badania przeprowadzone w reżymie “doubleblind"3, w czasie których dokonywano pomiaru napięcia mięśni i przewodliwo-ści skóry oraz monitorowano EEG, dowodzą, że te ekrany doskonale nadają się do wprowadzania ludzi w stan relaksacji.
ZASADY UZDRAWIANIA l PROTOKOŁY TERAPII LEE CROCKA
Wszystko to był tylko wstęp. Teraz nadszedł czas, aby powiedzieć, co Lee oznajmił mi w czasie wielu rozmów telefonicznych oraz podczas Konferencji KeelyNet.4
Lee stwierdził, że zafascynowała go metoda “kładzenia rąk", którą podobno stosował Jezus, jego uczniowie i inni uzdrowiciele. Jego system uzdrawiania wyrasta z terapii masażem reiki, która polega częściowo jego zdaniem na wytwarzaniu ciepła w rękach, które uzdrawia ciało. Kuracja trwa od trzech do pięciu dni i jest aplikowana w pomieszczeniach Uniwersytetu EDK5. W czasie konferencji Lee podał, że ma tam 30 łóżek i jest w stanie aplikować kurację przez okrągłe 24 godziny na dobę, z tym że osoby zbyt chore, aby móc samemu dać sobie radę, proszone są o zabranie ze sobą kogoś do pomocy.
Powiada, że ruch w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara jest dodatni, rozładowuje komórkową energię elektryczną i usuwa ból w ciągu 14 minut, zaś ruch zgodny z kierunkiem obrotu wskazówek zegara ma charakter ujemny i ładuje komórki energią. Porównuje tę zasadę do czynności opróżniana wiadra i napełniania go, a następnie ponownego opróżniania i napełniania itd., przy czym celem tych napełnień i opróżnień jest wypłukanie substancji uczulających oraz toksyn.
Oświadczył, że łatwym sposobem demonstracji tej zasady jest przyłożenie rąk do ciała chorego lub trzymanie ich blisko niego i poruszanie palcami w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara aż do momentu odczuwania ciepła. Kiedy już osiągnie się maksymalne ciepło, kładzie się ręce na powierzchni podlegającej leczeniu i pozwala się im na oziębienie.
Ruch zgodny z kierunkiem obrotu wskazówek zegara powtórnie ładuje komórki energią. Po 30 godzinach terapii ze zmienianym co 15 minut kierunkiem ruchu stan leczonej osoby ulega poprawie. Angażując zespół zmieniających się osób do wykonywania tej kuracji bez stosowania aparatu, można w zależności od potrzeb w sposób ciągły opróżniać i doładowywać uszkodzone komórki przez trzy do pięciu dni przez 24 godziny na dobę. Urządzenie, które wymyślił Lee, najwyraźniej wywołuje ten sam efekt opróżniania i doładowywania komórek bez potrzeby stosowania człowieka jako operatora.
Jednym z efektów ubocznych tego procesu jest nadmierne wydzielanie moczu, zwłaszcza przez osoby z poważnymi schorzeniami. Lee twierdzi, że jest to wynikiem usuwania przez organizm substancji uczulających oraz toksyn, które są w ten prosty sposób wydalane z tkanek, a następnie z organizmu.
Jak ośwadczył Lee, on i jego ochotnicy pracowali przez ponad trzy lata z 10 000 ludzi ze Stanów Zjednoczonych oraz co najmniej dziesięciu innych krajów uzyskując doskonałe wyniki. Mimo tych osiągnięć postawiono go przed sądem i zmuszono do zmiany nazwy jego placówki z Kliniki Terapeutycznej na Akademię Terapeutyczną (ostatecznie, w związku z problemami natury prawnej nazwał ją Uniwersytetem EDK), mimo iż nigdy nie twierdził, że jest w stanie leczyć lub uzdrawiać cokolwiek lub kogokolwiek. Przy pomocy jego metody można jedynie wspomagać naturalną zdolność organizmu do samouzdrawiania poprzez wymywanie czynników uczulających i toksyn, które są przyczyną problemów ze zdrowiem.
Lee powiada, że jego aparat ma jeden przewód, którym jest połączony z ekranem, który jest schowany zazwyczaj w poduszce. Poduszkę można położyć na chorym organie – im większy jest ekran, tym większy obejmuje obszar.
Lee twierdzi, że ruch w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara przypomina budowanie cewki, a ponieważ cewka przyciąga elektryczność, energia ta wyciąga ją z komórek, pociągając za sobą toksyny. Uważa, że dowodem oddziaływania tego ruchu jest ciepło wyzwalające się w dłoniach, które można odczuć, zarówno przy użyciu jego aparatu, jak i bez niego, zaś mniej obiektywnym dowodem jest częste oddawanie moczu przez pacjenta, kiedy jest poddawany temu efektowi bioogrzewania i oziębiania.
Przypomina mi to “jontoforezę"6, w której naładowane jony można zastosować do wprowadzania lub usuwania pierwiastków lub związków chemicznych z komórek. Kiedy już te skażenia komórek znajdą się w krwiobiegu są identyfikowane jako obce ciała, coś niepotrzebnego, i usuwane jako odpady, najłatwiej z moczem.
Lee oświadczył też, że leczył siebie przez wiele miesięcy przy pomocy swojego urządzenia z ekranem o wymiarach 90 na 120 cm umieszczonym między materacem i skrzynią łóżka, będąc poddawanym jego działaniu w czasie snu. Mówi, że w czasie trwania tego procesu musiał chodzić w nocy do ubikacji od czterech do pięciu razy i w końcu w związku z odwodnieniem organizmu, którego przyczyną było wymywanie z niego substancji uczulających i toksyn, musiał przerwać tę kurację. Uważa, że w trakcie takiej kuracji ważne jest picie dużych ilości wody w celu wspomożenia procesu wypłukiwania. Podaje również, że po przerwaniu tej kuracji jeszcze przez jakiś czas musiał często oddawać mocz w nocy. Po pewnym czasie wszystko wróciło jednak do normy. Traktuję te jego uwagi jako poważne ostrzeżenie – nie należy przesadzać w stosowaniu tej kuracji. Należy prowadzić ją tylko wtedy, gdy jest rzeczywiście konieczna.
Lee udostępnia dodatkowe informacje dotyczące podstaw swojego odkrycia, łącznie z broszurką na temat “terapii aury", która jest bezpłatna. Jest bardzo szczodry w przypadku nieudanej kuracji i nie żąda żadnej zapłaty od ludzi, którzy przybyli do niego i pozostają w jego ośrodku w jednym z 30 łóżek tak długo, jak długo jest to konieczne do polepszenia stanu ich zdrowia. Powiada, że jest tam po to, aby pomagać komu tylko się da. Nie muszę chyba nikomu mówić, jak rzadka obecnie jest taka postawa. Lee prosi, aby wcześniej umawiać się z nim, by mógł znaleźć wolne okienko w swoim napiętym harmonogramie. Jego uwagi wywarły na mnie duże wrażenie, dlatego że nie stara się nikomu niczego wciskać na siłę. Interesuje go głównie udzielenie pomocy jak największej liczbie ludzi – to kolejna cecha świadcząca o jego prawości.
Jego “Uniwersytet" jest organizacją nie nastawioną na zysk, przeto wszelkie datki i darowizny są mile widziane. Poza tym Lee ma bardzo szczególny sposób sprzedawania swoich urządzeń. Stosuje w tym przypadku system “wynajmu z chęcią zakupu". Prowadzenie Uniwersytetu, do którego pozwala przyjeżdżać ludziom i bezpłatnie korzystać z Oczyszczacza Energii, kosztuje. Wielu ludzi nie stać na opłacenie pobytu w nim, w związku z czym skądś trzeba brać na to pieniądze.
Lee gwarantuje zwrot pieniędzy za swój aparat, którego cena wynosi 3000 dolarów i którego można używać w ramach tej opcji przez miesiąc. Po wpłaceniu tej sumy aparat jest wysyłany w ciągu 24 godzin, przy czym ta kwota obejmuje koszt jego dostawy. Jeśli ktoś zdecyduje się odesłać w ciągu miesiąca nie uszkodzone urządzenie, otrzymuje z powrotem 3000 dolarów pomniejszone o koszt przesyłki. Jeśli natomiast kupujący postanowi je zatrzymać, pieniądze zasilają budżet kliniki i pozwalają korzystać z tych urządzeń tym, których nie stać na opłatę za ich używanie. W ten sposób wielu ludzi może korzystać z funduszy uzyskiwanych ze sprzedaży tych aparatów, w związku z czym namawiam wszystkich do ich kupowania.
Wielu ludzi ze mną włącznie sugerowało Lee, aby obniżył ich cenę, rezygnując z opcji zwrotu pieniędzy i zwiększając w ten sposób jego dostępność. Lee odrzucił ten pomysł, argumentując, że dotychczasowy system dobrze się sprawdza. Oczyszczacz Energii może być stosowany do wielu schorzeń i dlatego wielu ludzi decyduje się zatrzymać go z przeznaczeniem dla siebie, swojej rodziny lub znajomych.
WYNIKI KURACJI PROWADZONYCH ZA POMOCĄ APARATU LEE CROCKA
Lee twierdzi, że uzyskał fantastyczne wyniki w leczeniu choroby Alzheimera, ponieważ jego metoda pozwala na wypłukanie aluminium z tkanek, a także artretyzmu i reumatyzmu, które ustępują po wypłukaniu z organizmu nadmiaru kryształów wapnia. Twierdzi, że w moczu osób chorych na artretyzm są widoczne malutkie brązowe kryształki wapnia.
Zapytałem go o dystrofię mięśni i inne podobne choroby, na co odrzekł, że to są choroby układu nerwowego i że sukces leczenia zależy od stopnia jego zniszczenia. Dodał jednak, że wypróbowanie jego metody w tych przypadkach na pewno nie zaszkodzi. Mając na względzie jego duże poczucie humoru, zapytałem go, czy jego metoda może pomóc łysym bądź też działa jak elektroniczna viagra. Odparł, że raczej nie pomoże na porost włosów i że nie wie, co to jest viagra. Kiedy wyjaśniłem mu, do czego służy viagra, powiedział, że większość przyczyn tego typu kryje się w mózgu. W każdym razie nie sądzi, aby jego metoda mogła przynieść jakieś pozytywne rezultaty w tym przypadku!
Kolejne odkrycie dotyczy tego, że kiedy wielu ludzi dotyka poduszki (z ekranem w środku), w czasie gdy jest włączona, efekt leczniczy zostaje znacznie wzmocniony, jak gdyby urządzenie, wytwarzając przeciwne i zgodne z ruchem wskazówek zegara pola, absorbowało od ludzi biorących udział w terapii dodatkową uzdrawiającą energię, znacznie intensyfikując proces zdrowienia.
To bardzo przypomina cechy przypisywane ekranom Eemana, w których przypadku dwa siatkowe ekrany leżą jeden obok drugiego na podłodze połączone dwoma przewodami: jednym na górze i drugim na dole. Zdrowa osoba kładzie się na jednym ekranie, zaś chora na drugim, leżą obok siebie tak, że ich stopy znajdują się w końcach ekranów. Pomysł polega na przepływie bioeletrycznego prądu między obydwiema osobami, który generuje coś w rodzaju indukowanego, emapatycznego, transsympatycznego uzdrawiania.
Lee ma w zanadrzu wiele innych historii dotyczących jego urządzenia. Jedna z nich dotyczy kobiety, która była chora na raka płuc i została już skazana na śmierć. Leżała w szpitalu pod namiotem tlenowym, który wspomagał jej oddychanie. Aby jej pomóc, Lee postanowił przemycić na teren szpitala razem ze swoimi pomocnikami swój aparat.
Wykorzystując fakt, że kobieta była głęboko religijna, włożyli go do walizki, na której napisali: “oleje ostatniego namaszczenia", i wnieśli nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Poduszkę umieszczono na piersi kobiety i pojedynczym kablem podłączono do aparatu. Pomocnicy położyli palce na poduszce i odgrywali przedstawienie, gdy pojawiały się pielęgniarki i lekarze.
Wracali codziennie i przez dwie godziny poddawali kobietę terapii. Po trzech dniach odstawiono kobiecie tlen, a po pięciu została wypisana do domu. Rak “zniknął" i lekarze zakwalifikowali ten przypadek jako cud zaistniały w następstwie “spontanicznego ozdrowienia".
MOJE WŁASNE WYZDROWIENIE
Opowiem teraz o moich osobistych przeżyciach związanych z tym urządzeniem.
Przez prawie 23 lata prowadziłem działy pomocy technicznej w trzech różnych firmach fotograficznych. W czasie tej pracy byłem wystawiony na działanie chemikaliów, które były według mnie przyczyną uszkodzenia mojej śledziony i powiększenia jej. Rola śledziony polega, między innymi, na likwidowaniu starych czerwonych krwinek. Kiedy jest powiększona, niszczy ich znacznie więcej niż powinna, i właściciel takiej śledziony zdradza objawy chronicznego zmęczenia oraz nadmierną senność. I właśnie miałem takie objawy.
Po odwiedzeniu pięciu lekarzy wysłano mnie ostatecznie do hematologa, który ustalił, że to właśnie śledziona jest przyczyną moich niedomogów. Stanąłem przed alternatywą – chirurgicznym usunięciem śledziony, w wyniku czego stanę się podatny na infekcje i jedynym dla mnie ratunkiem staną się antybiotyki lub przyjmowanie dużych dawek kortyzonu, albo rezygnacją z operacji i ryzykiem zniszczenia innych wewnętrznych organów. Zaryzykowałem i wybrałem drugą opcję, czyli pogodzenie się z nadmierną sennością i chronicznym zmęczeniem. Cały czas starałem się jednak znaleźć coś, co mogłoby mi pomóc.
Podczas pierwszego badania okazało się, że liczba czerwonych krwinek wynosi 7,9 i lekarz nie mógł się nadziwić, że jestem w stanie chodzić. Jak poinformowali mnie lekarze, normalna liczba tych ciałek u zdrowego mężczyzny wynosi od 12 do 16. Przepisali mi ogromne ilości żelaza i kwasu foliowego, co, jak wykazało kolejne badanie, spowodowało ich przyrost do 8,1. Nic więcej nie dało się zrobić. Było to w październiku 2000 roku.
Latem 2001 roku mieliśmy Konferencję KeelyNet, podczas której Lee udostępnił mi jedno ze swoich urządzeń. Używałem go przez około 3 miesiące. Było wyposażone w aluminiowy ekran siatkowy, który umieściłem-pod materacem. Samo urządzenie stało pod łóżkiem i prawie o nim zapomniałem.
W trzecim miesiącu zacząłem mieć trudności ze snem. Budziłem się w nocy pełen energii i żeby się jej jakoś pozbyć, sprzątałem mieszkanie, by móc znowu zasnąć i pracować następnego dnia. W końcu zdałem sobie sprawę, że jedyną zmianą, jakiej ostatnio dokonałem, było ustawienie pod łóżkiem aparatu Crocka. Wyłączyłem go i przez kolejne dwa dni spałem normalnie.
W tym samym mniej więcej czasie zrezygnowałem z pracy ze względu na planowane przeniesienie się do Meksyku, albowiem hematolog ostrzegł mnie, że stoję przed groźbą zawału serca. Przestraszyłem się nie na żarty i zdecydowałem się na radykalną zmianę trybu życia. Przed wyjazdem z Dallas na pierwszy rekonesansowy wypad do Meksyku poszedłem ponownie do mojego hematologa, aby jeszcze raz zbadać krew. Okazało się, że liczba czerwonych krwinek wyniosła 8,9, tyle że tym razem w ogóle nie przyjmowałem żelaza ani kwasu foliowego. Lekarz i siostry zbiegły się, aby na własne oczy odczytać ten wynik, i pytali mnie, co zrobiłem, jako że w czasie gdy przyjmowałem zalecane przez nich leki, mój najlepszy wynik wynosił 8,1.
Próbowałem opowiedzieć im o aparacie Crocka, ale oznajmili mi, że nie chcą słyszeć o urządzeniu z dziedziny medycyny alternatywnej. Zmusiłem ich jednak, żeby wyciągnęli fotokopię poprzedniego badania z wynikiem wynoszącym 8,1 (najlepszym, jaki udało się uzyskać, kiedy stosowałem się do ich poleceń) i porównali go z obecnym wynoszącym 8,9, który uzyskałem dzięki aparatowi Crocka.
Metoda oczyszczania tkanek Lee Crocka
(żródło: www.keelynet/biology/crock.htm
Nie musze chyba dodawać, że wtedy naprawdę uwierzyłem w skuteczność Oczyszczacza Energii Crocka. Z całą pewnością miałem więcej energii, zaś badanie krwi wykazało, dlaczego tak jest – miałem po prostu więcej krwi. Nie wiem, czy ten aparat wspomaga wytwarzanie czerwonych ciałek krwi, czy też uzdrawia moją śledzionę, i, prawdę powiedziawszy, mało mnie to obchodzi. Najważniejsze że czuję się znacznie lepiej!
Po przeniesieniu się do środkowego Meksyku zbudowałem swoją własną wersję urządzenia i nazwałem ją “MexiStim". Stosuję je do dziś – stoi pod moim łóżkiem, zaś ekran siatkowy jest umieszczony pod materacem. Urządzenie jest włączone cały czas, z tym że czasami muszę je na krótko wyłączać, ponieważ daje mi za dużo energii, z której powodu nie mogę spać w nocy.
Całkowicie zmieniłem sposób odżywiania się i kupuję spodnie o cztery rozmiary mniejsze, co jeszcze bardziej dodatnio wpłynęło na moje zdrowie. Do mojego sukcesu doszedł brak pokus w postaci “szybkich dań" (fast food) oraz stresów wynikających z pracy na wezwanie, które przyczyniały się dodatkowo do złego stanu mojego zdrowia.
EKSPERYMENTOWANIE Z “OCZYSZCZACZEM ENERGII"
Nowe urządzenia, które stosuje Lee, wymagają dziewięciu baterii typu “D", aby uzyskać napięcie 4,5 V, i nie potrzebują zewnętrznego zasilania, co czyni je w pełni niezależnymi – cecha bardzo pożądana w wielu sytuacjach, zwłaszcza w podróży.
Te samowystarczalne, zasilane z baterii urządzenia są solidnie wykonywane przez Toma Berryhilla. Zainteresowani ich zakupem powinni skontaktować się bezpośrednio z Lee Crockiem pisząc na adres Energycleaner@aol.com. Polecam również odwiedzenie jego strony internetowej zamieszczonej pod adresem http://www.edkuniver-sity.com, gdzie można znaleźć wiele interesujących szczegółów oraz opinii.
W czasie eksperymentów z tymi aparatami miałem w przypadku modeli zasilanych napięciem 3 V odczucie wydzielania się ciepła, którego nie mam stosując modele zasilane napięciem 4,5 V. Myślałem, że to tylko moje subiektywne wrażenie, dopóki pewien człowiek z Teksasu nie poprosił mnie, abym zbudował mu taki aparat. Po otrzymaniu urządzenia napisał do mnie, informując mnie, że zakupił także system zasilania na napięcie 4,5 V, ponieważ czuł ciepło wydzielające się z systemu zasilanego napięciem 3 V, co nie występowało w systemie 4,5-woltowym. Nie wiem, czy to jest ważne, wiem natomiast, że ludzie z dobrym skutkiem używali i używają systemu zasilanego napięciem 4,5 V.
Po zastosowaniu nowszego, 4,5-woltowego, aparatu Lee liczba moich czerwonych krwinek wzrosła, co oznacza, że pod względem skuteczności nie ma między tymi dwoma systemami żadnej różnicy. Jedna z moich przyjaciółek wyleczyła raka-mięśniaka, używając układu zasilanego napięciem 3 V, jaki zastosowałem w wersji “MexiStim", i taką wersję tego urządzenia stosuję obecnie.
Urządzenie można zbudować samemu, jeśli ma się podstawowe wiadomości z dziedziny elektrotechniki, przy czym najtrudniejszą do wykonania częścią jest przełącznik czasowy. Niektórzy stosują zintegrowany obwód oparty na regulatorze czasowym 555 (555 timer) z dużym kondensatorem. Inni używają 24-godzin-nego regulatora czasu, który daje, jak mi się wydaje, 12 cykli, co umożliwia przełączanie w interwałach co 15 minut w okresie 3 godzin. Jeszcze inni podłączają przewód biegnący z baterii do ekranu, obserwują zegarek i co 15 minut przełączają go do przeciwnego bieguna. Wszystkie te metody dają dobre wyniki.
Wydaje mi się, że bardzo istotne jest przypomnienie informacji, którą Lee wielokrotnie powtarzał w czasie konferencji. Lee powiada, że należy używać wyłącznie węglowych baterii typu “D" – żadnych ołowiowo-kwasowych, alkalicznych bądź niklowo-kadmowych, a już w żadnym wypadku baterii ładowalnych oraz prostowników prądu zmiennego. Wypróbował osobiście te wszystkie źródła zasilania i nie uzyskał w ich przypadku tego samego odczucia w rękach, jakie uzyskał testując 10 baterii typu “D" połączonych w taki sposób, aby dawały napięcie 3 V.
Przeprowadziliśmy obszerną dyskusję na temat węgla stanowiącego podstawę życia na naszej planecie i powodów, dla których węglowe baterie są najlepsze. Czyżby występowało tu coś w rodzaju sympatycznego połączenia rezonansowego poprzez węglowe łącze? Przypomina to trochę to, co mówił Edgar Cayce, oraz inne urządzenia bioenergetyczne wykorzystujące węgiel. Kto wie, może narodzi się z tego nowa dziedzina nauki.
W czasie konferencji oraz rozmów telefonicznych Lee zalecał stosowanie 10 baterii, a nie 9 lub 11. Ta ich liczba wytwarza w rękach identyczne uczucie ogrzewania i uzdrawiania, jakie czuł on i jego praktykanci. Biorąc pod uwagę to, że w ich nowych podręcznych urządzeniach używa się 9 baterii, należy przypuszczać, że Lee i jego współpracownicy zmienili pierwotne zalecenia w tej sprawie.
Opisana wcześniej metoda z jednym ekranem jest tą, którą Lee stosuje obecnie w dostarczanych przez siebie urządzeniach oraz w modelach MexiStim, które wykonuję na zamówienie. Chociaż każdy może wyciąć sobie kawałek siatkowego ekranu o dowolnych wymiarach, ja używam ekranu o wymiarach 30 x 30 cm do zastosowań miejscowych oraz ekranu o wymiarach 90 x 90 cm do umieszczania pod materacem.
Jedyne, co trzeba zrobić, to połączyć jeden z narożników drucianego ekranu z ujemnym biegunem baterii i pozostawić go w tym stanie przez 15 minut, potem połączyć go z dodatnim biegunem i również pozostawić przez 15 minut i dalej powtarzać tę procedurę w tym samym cyklu. Można również dołączyć regulator czasowy, który proces przełączania będzie wykonywał automatycznie, najprościej jednak jest kupić gotowe urządzenie i mieć ten problem z głowy.
Lee Crock i Tom Berryhill oświadczyli ostatnio, że można połączyć przewód wyjściowy z metalową wanną napełnioną wodą lub zanurzyć go w wodzie i doświadczyć tego, co Lee nazywa “Fontanną Młodości".
Na przełomie XIX i XX wieku ludzie używali “wanien galwanicznych" do kuracji medycznych. Jednak to urządzenie nie ma ścieżki prądowej i nie powinno mieć żadnego wpływu. Ponieważ aparat Lee ma zasilanie z baterii, sądzę, że jest absolutnie bezpieczne z uwagi na bardzo niskie napięcie i brak przepływu prądu. Model MexiStim, który sam zbudowałem, posiada system baterii całkowicie odizolowany od prostownika prądu zmiennego zasilającego przełącznik czasowy. Z całą pewnością wypróbuję ową “Fontannę Młodości".
Przypominam, że jeśli ktoś chce dowiedzieć się czegoś więcej na temat Oczyszczacza Energii i historii jego powstania oraz poznać opinie i sposoby jego używania, powinien odwiedzić stronę internetową Lee Crocka zamieszczoną pod adresem http://www.edkuniversi-ty.com lub przeczytać artykuł umieszczony na stronie KeelyNet http://www.ke-elynet.co/biology/crock.htm.
Poniżej podaję adres, pod którym można skontaktować się z Lee Crockiem i zasięgnąć informacji w sprawie możliwości nabycia Oczyszczacza Energii lub umówić się na wizytę w jego ośrodku, aby go wypróbować: EDK University, Williamstown, WV 26187, USA; poczta elektroniczna: lcorck@edkunivesity.com, Energycleaner@aol.com.
MODEL MEXISTIM
Osobom, które nie posiadają odpowiednich umiejętności technicznych, lub którym brak cierpliwości, aby zaprzątać sobie głowę budowaniem aparatu Lee Crocka, oferuję swoją pomoc w tym zakresie. Mogę zbudować model MexiStim za 200 dolarów plus koszty przesyłki (bez baterii typu “D", ponieważ są za ciężkie, aby przesyłać je pocztą).
Kiedy osiadłem w Meksyku, spotkałem tu pewną swoją rodaczkę. Ma na imię Donna i jest autorką doskonale sprzedającej się książki traktującej o opanowywaniu gniewu. Była nawet gościem programu Oprah Winfrey. Donna powiedziała mi, że jej syn, który przekroczył niedawno trzydziestkę, jest chory na nieuleczalnego sarkoida (forma raka-mięśniaka).
Odwiedził ją w czasie jej pobytu w Meksyku, gdzie przebywał przez tydzień. W tym czasie odbył kilka niekonwencjonalnych terapii, takich jak aromaterapia, akupunktura i inne, jakie tylko dawały nadzieję poprawy. Niestety, wszystkie one okazały się nieskuteczne.
Opowiedziałem jej o urządzeniu Crocka i pożyczyłem mu egzemplarz, który przywiozłem ze sobą do Meksyku. Po jego wypróbowaniu powiedział mi, że czuje ciepło emanujące z poduszki, po czym używał go przez ostatnie trzy dni pobytu w Meksyku.
Po powrocie do domu wykonano mu MRI (obrazowanie przy pomocy rezonansu magnetycznego), które wykazało, że jego guz wydaje się “topnieć". To sprawiło, że postanowił dalej używać aparatu Crocka, lecz nie mógł sobie pozwolić na opcję “wynajmu z chęcią zakupu" kosztującą 3000 dolarów. Zarówno on, jak i jego matka byli pod tak wielkim
wrażeniem uzyskanych wyników, zwłaszcza po tak krótkim stosowaniu tego urządzenia, że zamówili u mnie model Mexi-Stim. Po jego wykonaniu wysłałem im go do Connecticut. Było to w roku 2002.
Donna przebywa w Meksyku razem z mężem przez pół roku, po czym wraca do Stanów, tak że niedługo potem zapomniałem o tej sprawie. Jakieś dwa miesiące temu, w marcu 2003 roku, wróciła do Meksyku cała w skowronkach i oświadczyła mi, że urządzenie, które jej przesłałem, uwolniło jej syna od sarkoidu, co potwierdziło MRI i biopsje. Oboje byli nim zachwyceni, mimo iż lekarze orzekli, że to wyleczenie było przypadkiem “spontanicznej remisji".
Pewna moja przyjaciółka mieszkająca w Dallas cierpiała na raka odbytu. Pożyczyłem jej jedno z urządzeń, które otrzymałem od Crocka w celu udostępniania ich ludziom. Niedawno poinformowała mnie, że uwolniła się od raka i że przekazuje to urządzenie kolejnej osobie, która cierpi na wiele różnych dolegliwości. Mamy nadzieję, że jej też pomoże.
Ostatnio otrzymałem za pośrednictwem poczty elektronicznej list od lekarza z Anglii, który stosuje jedno z urządzeń typu MexiStim. Oto, co napisał: “Zaaplikowałem mojej pacjentce terapię pańskim urządzeniem i uzyskałem pozytywną reakcję. Po godzinnej kuracji ból w piersiach zmniejszył się o 75 procent. Następnego dnia jej stan energetyczny był dobry i zobaczymy, co będzie dalej, ponieważ w następnym tygodniu zostanie poddana chemioterapii. Ma tylko 10 procent szans na wyzdrowienie, w związku z czym jej przypadek może być bardzo interesujący".
Na prośbę ludzi odwiedzających stronę internetową KeelyNet zbudowałem szereg urządzeń typu MexiStim. Wiele z nich zaopatrzyłem w 3-woltowy system zasilania 10 bateriami oraz prostownik prądu zmiennego zasilający obwód przełącznika czasowego mojej konstrukcji.
Do modelu MexiStim dołączam obwód czasowego przełącznika, przewód zasilający prostownik prądu, prostownik prądu, krokodylek (rodzaj przyłącza) do łączenia źródła zasilania z ekranem siatkowym oraz ekran siatkowy o powierzchni około 900 cm2 z przyłączonym doń kablem. Wszystko to kosztuje razem 200 dolarów plus koszty przesyłki i jest testowane przed wysłaniem.
Jeśli ktoś z państwa chciałby zamówić taki model lub ma jakieś pytania bądź uwagi, proszę napisać do mnie na adres jdecker@keelynet.com lub skontaktować się ze mną za pośrednictwem strony in-ternetowej http://www.keelynet.com. Można też pisać za pośrednictwem tradycyjnej poczty na adres: Jerry Decker, APDO Post 17 CP, Chapala, Jalisco, Mexico 45900.
Opłaty przyjmuję za pośrednictwem kart kredytowych (proszę podać nazwisko i imię właściciela karty, adres billingowy (bilansowania) karty, numer karty, datę jej ważności oraz adres, pod który ma być wysłane urządzenie) oraz PayPala (http://www.paypal.com) przesłanego na mój adres poczty elektronicznej.
Moim celem, tu w środkowym Meksyku, jest zbudowanie ośrodka badawczego nauk alternatywnych. KeelyNet ma w zanadrzu dziesiątki pomysłów o potencjale handlowym, które wymagają jednego lub kilku inwestorów bądź partnerów finansowych. Zyski mogą być wręcz fenomenalne. Moglibyśmy również przyczynić się do zweryfikowania wielu wynalazków z dziedziny nauk alternatywnych, zwłaszcza wynalazków związanych z bezpłatnymi źródłami energii, pokonywaniem grawitacji oraz przywracaniem zdrowia i odmładzaniem. Zainteresowania KeelyNet i jej techniczne informacje dotyczą szerokiego zakresu wiedzy.
Jeśli jesteś, drogi czytelniku, zainteresowany inwestowaniem w ten ośrodek lub podzieleniem się uwagami na jego temat, proszę napisać do mnie na adres jdecker@keelnet.com.
Przypisy:
1. W wyniku korespondencji z autorem ustalono, że chodzi o ekran siatkowy, którym może być na przykład oprawiony kawałek moskitiery, tyle że musi to być moskitiera wykonana z metalowego drutu. – Przyp. tłum.
2. Dokładnie diamagnetyzm to rodzaj magnetyzmu ciał, które ustawiają się pod kątem prostym do linii sił zewnętrznego niejednorodnego pola magnetycznego i częściowo odpychają ze swojego wnętrza pole magnetyczne, w którym zostały umieszczone. – Przyp. tłum.
3. “Double-blind" oznacza taką procedurę badań, która eliminuje wszelkie możliwości naginania wyników do z góry założonych rezultatów – tożsamość osób poddanych testowi nie jest ujawniania, zarówno administratorom, jak i badaczom, aż do momentu zakończenia badań. – Przyp. tłum.
4. Nagranie wideo z odczytem Lee Crocka wygłoszonym na Konferencji KeelyNet można zamówić pod adresem http://www.keelynet.com/products.htm).
5. Nazwa, którą Lee Crock nadał swojej placówce leczniczej ze względów formalno-prawnych. – Przyp. tłum.
6. Ruch jonów lub naładowanych cząstek koloidalnych w polu elektrycznym. W medycynie nosi on nazwę jontoforezy. – Przyp. tłum.
7. Według terminologii stosowanej przez autora DPDT to skrót od Double Pole, Double Throw (podwójny biegun – podwójny ruchomy kontakt). W takim przełączniku mamy dwa bieguny które mogą być przełączane do dwóch kontaktów. Większość przełączników jest typu SPST (Single Pole, Single Throw), które działają dokładnie tak, jak włącznik z dwoma kontaktami, który jest ustawiany w pozycji “włączony" lub “wyłączony", natomiast przełącznik DPDT pozwala na przełączanie dwóch źródeł miedzy dwoma biegunami. – Przyp. tłum. według wyjaśnienia autora artykułu.
Poniższy artykuł obejmuje rozprawę dra Dotta z roku 1972, którą poprzedza wprowadzenie anonimowego autora, którego tożsamości nie udało się ustalić. Na stronę internetową KeelyNet przesiał go i wnioskami końcowymi opatrzył Jerry Decker.
Gianni A. Dotto urodził się w Wenecji we Włoszech jako syn znanego inżyniera, budowniczego dwóch znanych hydroelektrowni usytuowanych po obu stronach – kanadyjskiej i amerykańskiej – wodospadu Niagara. Jego ociec był włoskim markizem i gdyby Gianni nie przyjął amerykańskiego obywatelstwa, odziedziczyłby po nim ten tytuł, jako że był jego najstarszym synem. Jego rodzina wywodzi się w prostej linii od Galileusza i herb Galileusza ustanowiono jako logo fundacji.
Przed drugą wojną światową Gianni przeszedł szkolenie lotnicze, ale ponieważ Mussolini nigdy nie darzył zaufaniem rodziny Dotto, Gianniego wcielono do włoskiej armii jako spadochroniarza. Kiedy Włochy skapitulowały, Gianni wstąpił do amerykańskiego lotnictwa wojskowego jako pilot myśliwski i zdążył jeszcze wziąć udział w walkach przeciwko niemieckim Messerschmittom.
Po wojnie został szefem działu samochodów sportowych Alfa-Romeo i zaczął ścigać się w samochodach wyścigowych własnej konstrukcji. Swoją karierę kierowcy wyścigowego zakończył, kiedy jego żona, Renata, postawiła mu ultimatum: “albo ja, albo wyścigi". Jest płodnym wynalazcą i właścicielem wielu włoskich patentów z branży motoryzacyjnej, a także patentów amerykańskich. Jest starannie wykształcony, posiada stopień będący odpowiednikiem doktora fizyki jądrowej nadany mu przez Uniwersytet Mediolański oraz stopień naukowy z inżynierii mechanicznej włoskiej uczelni technicznej. Następnie uzyskał stopień naukowy z inżynierii elektrycznej Uniwersytetu Wayne w Detroit w USA.
W czasie gdy wykładał na Uniwersytecie Mediolańskim, jedna ze szkół medycznych zgłosiła zapotrzebowanie na fizyka potrzebnego do współpracy z lekarzami w ramach pewnego przedsięwzięcia badawczego. W ten sposób zapoczątkowana została jego kariera w charakterze biofizyka, czyli fizyka zajmującego się zastosowaniami tej dziedziny wiedzy w odniesieniu do organizmu człowieka. Dziedzina ta obejmuje ogromny zakres zagadnień i wiąże się z polami magnetycznymi, biegunowością, różnymi rodzajami wibracji i pulsacji generowanymi przez mózg i, oczywiście, wpływem wielu aspektów syntezy jądrowej na organizm człowieka.
Właśnie w ramach wspomnianego zadania Gianni odkrył, że pola magnetyczne indukowane przez cewki elektryczne i stałe magnesy mają pewien niewielki wpływ na ludzki organizm, oraz to, że wpływ łagodnych pól magnetycznych wytwarzanych przez sąsiadujące z sobą obszary ciepłe i zimne jest zdecydowanie dodatni. Inaczej mówiąc, nierównowaga cieplna wytwarza pole magnetyczne, które koreluje z naturalnym polem organizmu człowieka.
Opracowanie “Pierścienia Dotta" stanowiło praktyczne zastosowanie jego odkrycia poprzez stworzenie urządzenia zdolnego do wytwarzania korzystnego dla człowieka pola. Pierścień ma średnicę 63,5 cm, jest wykonany z miedzi i posiada stykające się ze sobą ogrzewane i oziębiane powierzchnie. Przy pomocy pierścienia udało się mu odtworzyć w formie kompaktowej magnetyczne środowisko będące odpowiednikiem tego, któremu lud Hunza zawdzięcza swoje dobre zdrowie i długowieczność.
Odwiedzający krainę Hunza nagminnie przypisują te cechy diecie jej mieszkańców, powietrzu i wodzie. Gianni nie podziela jednak tych poglądów, argumentując, że w Himalajach jest dużo dolin, w których dieta, powietrze i woda są bardzo podobne do tych w regionie Hunza, a mimo to ich mieszkańcy nie doświadczają takich samych dobrodziejstw w postaci dobrego zdrowia i długowieczności jak mieszkańcy doliny Hunza.
Biorąc pod uwagę zasadę działania Pierścienia Dotta, panoramiczny widok doliny Hunza bardzo ułatwia zrozumienie teorii Dotta. U szczytu doliny Hunza znajduje się olbrzymi lodowiec obniżający temperaturę powietrza, podczas gdy w samej dolinie temperatura jest znacznie wyższa, co tworzy cieplną nierównowagę podobną do tej, jaką wytwarza Pierścień Dotta. Kiedy Hunzowie podróżują po dolinie, są poddawani korzystnemu oddziaływaniu łagodnego pola magnetycznego. Podobieństwo budowy Pierścienia Dotta do ukształtowania doliny Hunza jest bardzo interesujące.
Gianni napisał pracę, w której zawarł, jak to sam określa, “proste wyjaśnienie działania pierścienia". Bez wątpienia jest ono proste dla fizyka, ale z pewnością nie dla przeciętnego człowieka. Oto wstępne uwagi podawane jako ogólne wyjaśnienie tego zagadnienia.
Jądro każdej komórki zawiera materiał znany pod nazwą DNA (kwas dezoksyrybonukleinowy). Substancja ta jest nośnikiem życia, inaczej kodu genetycznego. Obecności i działania DNA od dawna podejrzewali naukowcy i początkowo podejrzenie to było prezentowane w postaci teorii, jednak dopiero siedem lat temu wraz z wynalezieniem mikroskopu elektronowego potwierdzono jego istnienie. Obecnie substancję tę można zobaczyć, sfotografować i naszkicować.
Proszę sobie wyobrazić maciupeńką drabinę skręconą w zwoje, tak że tworzy ona podwójną linię śrubową. DNA jest giętkie i elastyczne i cały czas jest w ruchu, jako że bez przerwy wibruje w rytm impulsów generowanych przez mózg, a nawet oddziaływań pochodzących z zewnątrz. DNA jest spolaryzowane – jeden jego koniec jest dodatni a drugi ujemny. Zdrowe DNA odtwarza zdrowe komórki i wspomaga organizm w walce z bakteriami oraz w eliminowaniu toksyn, zapewniając w ten sposób organizmowi dobre zdrowie. Kiedy organizm przebywa wewnątrz korzystnego pola wytwarzanego przez Pierścień Dotta, następuje właściwa polaryzacja DNA i jego rezonans zostaje zsynchronizowany ze zdrowymi komórkami.
Wygląd Pierścienia Dotta
Prowadzone od trzech lat istotne doświadczenia na zwierzętach wymagane przez władze medyczne zakończyły się siedmioma oficjalnymi testami przeprowadzonymi w ściśle określonych warunkach. Testy przeprowadził profesor biologii Gerald L. Willis z Uniwersytetu Daytońskiego oraz dr Robert E. Zipf, który jest właścicielem szeregu laboratoriów biologicznych i od 20 lat pełni funkcję urzędowego anatomopatologa okręgu Montgomery w stanie Ohio. Pomieszczenie, w którym prowadzono testy, wyposażone było w potrójne zamknięcie, i dostęp do niego miał wyłącznie profesor Willis. Dr Zipf dokonał sekcji myszy poddanych eksperymentowi.
Myszom – po sześć w klatce w ośmiu klatkach – wstrzyknięto komórki rakowe. W trzech testach zastosowano komórki raka C-37, zaś w pozostałych dwóch testach komórki rakowe typu Krib. Najnowsze testy wykonano na myszach, u których wywołano białaczkę. Uzyskane wyniki są naprawdę znakomite. Myszy nie poddane działaniu pierścienia zginęły w ciągu siedmiu dni, podczas gdy poddane jego oddziaływaniu – z nielicznymi wyjątkami – przeżyły. Kiedy uśmiercono i przeprowadzono sekcje zwłok myszy poddanych działaniu pierścienia, okazało się, że brak u nich śladów raka. Te testy oraz prowadzone obecnie badania na ludziach dowodzą, że nie ma mowy o jakichkolwiek niekorzystnych efektach.
Gianni Dotto ma obecnie pięcioletnie doświadczenie w stosowaniu pierścienia. Jeden z pierścieni stosowany jest od dwóch lat w jego biofizycznym laboratorium w Kettering w stanie Ohio. Wyniki są jednoznacznie pozytywne. Poniżej przedstawiam rozprawę autorstwa dra Gianniego Dotta.
PODSTAWY TEORII “PIERŚCIENIA DOTTA"
Większość zewnętrznych czynników fizycznych, które miały wpływ na ewolucję żywych organizmów, ma charakter elektromagnetyczny. Jak ustalono, w dostępnym naszym badaniom okresie geologicznym biosfera była poddawana działaniu wszelkiego rodzaju pól elektromagnetycznych oraz promieniowań – od powolnych periodycznych zmian ziemskich pól magnetycznych i elektrycznych zaczynając, a na promieniowaniu gamma kończąc.
Ogólne rozważania pozwalają przypuszczać, że różne zakresy widma promieniowania elektromagnetycznego odegrały określoną rolę w ewolucji życia i są zaangażowane w życiowe procesy zachodzące w żywych organizmach. Prawda ta została już wykazana w odniesieniu do znacznego zakresu widma – w przypadku promieniowania elektromagnetycznego w zakresie infraczerwieni (fotobiologia) oraz promieniowania X (radiobiologia).
Trochę inaczej przedstawia się sprawa z pozostałym, ogromnym zakresem, który obejmuje pola elektromagnetyczne (EMF-y)1 o superwysokich, ultrawysokich, wysokich, niskich i infraniskich częstotliwościach. Badania eksperymentalne i rozważania teoretyczne sugerują, że EMF-y mogą mieć znaczący wpływ biologiczny tylko wtedy, gdy ich nasilenie jest niewielkie, i że ten wpływ może wiązać się z jednym procesem – zamianą energii elektromagnetycznej w ciepło i odwrotnie.
Istnieje rosnąca liczba eksperymentalnych danych, które wskazują, że EMF-y mogą mieć inne od termalnego wpływy oraz że żywe organizmy różnych gatunków, od jednokomórkowców po człowieka, są bardzo wyczulone na EMF-y.
Ostatecznie odkryto, że bardzo słabe, naturalne EMF-y mogą oddziaływać na organizmy różnych gatunków. Dowodzi to konieczności zasadniczo nowego podejścia do problemu biologicznego oddziaływania EMF-ów oraz potrzeby rozważenia pytania, czy nie odgrywają one roli w koniecznych do zachowania życia czynnościach organizmów (Parin).
Uważa się, że moja praca nie jest pierwszą próbą takiego podejścia do problemu opartego na koncepcji informacyjnej roli EMF-ów w ewolucji i witalnych czynnościach żywych organizmów. Istnieją trzy rodzaje “biologicznej aktywności EMF-ów":
1. Wptyw EMF-ów naturalnego środowiska na regulowanie procesów życiowych.
2. Rola wewnętrznych pól organizmu w koordynacji procesów fizjologicznych.
3. Wzajemne oddziaływanie na siebie organizmów za pomocą EMF-ów.
Energetyczny aspekt oddziaływania EMF-ów na biologiczne układy nie jest jedynym, jaki należy brać pod uwagę – w pewnej części moich wcześniejszych badań miałem do czynienia z informacyjnymi funkcjami tych pól w ożywionej przyrodzie.
Zbudowałem aparaturę konieczną do prowadzenia badań nad rakiem. W wyniku przeprowadzonych badań zgromadzono pokaźną liczbę danych odnoszących się do poszczególnych przypadków. Nie wszystkie przypadki są dobrze opisane, niemniej ogólne wyniki są zadziwiająco dobre. Jest to zrozumiałe, jako że jestem dopiero na wstępnym etapie formułowania nowego problemu biologicznego.
Moja koncepcja informacyjnych funkcji EMF-ów w żywych organizmach oraz związana z tym zagadnieniem hipoteza będą bez wątpienia przyjęte z uwagą przez szerokie grono czytelników zainteresowanych medycyną.
Cele, jakie przyświecają mi w tych badaniach, to:
1. Dowiedzenie, że ludzki organizm reaguje korzystnie, kiedy zostaje wystawiany na działanie EMF-ów.
2. Ustalenie, jakie rodzaje EMF-ów są bardziej efektywne.
3. Określenie konkretnej częstotliwości EMF-ów w odniesieniu do poszczególnych typów chorób.
ROBOCZA TEORIA “PIERŚCIENIA DOTTA"
Są cztery główne, podstawowe i zarazem całkowicie odmienne teorie wyjaśniające rozwój rakowatych tkanek:
1) wirusowa (teoria popierana przez naukowców ze Sloan-Kettering2 w Nowym Jorku);
2) niskiego ujemnego napięcia na błonie komórek rakowych (Cone, NASA);
3) nadmiaru podstawowych par w zwojach podwójnego łańcucha DNA (Dotto);
4) zniekształcenia kodu genetycznego DNA pod wpływem pewnego typu wirusa (Temin).
Pierwsza z tych teorii byłaby poprawna, gdyby przyjęto za prawdziwą hipotezę, że wirusy wszystkich czterech grup odpowiedzialnych za wytwarzanie jądra (nawet jeśli podobnych rozmiarów, kształtów i formy krystalicznej) są dostrojone do różnych częstotliwości w zależności od rozmieszczenia w ludzkim ciele różnych grup komórek. W takim przypadku wirus nie znajdujący się na swoim miejscu potrafi wytworzyć efekt Temina polegający na wymieszaniu sekwencji kodu DNA. (Jeśli tak jest, teoria mówiąca, że pewnego dnia uodpornienie na raka będzie równie łatwe jak uodpornienie na polio, jest poglądem nierealnym. Różnorodność szczepionek przeciwko wirusom powodującym raka musiałaby być liczona w trylionach).
Teoria numer 2 (Cone, NASA) byłaby do zaakceptowania, gdybyśmy potraktowali rakową komórkę jako swego rodzaju pasożyta.
Według teorii numer 3 (Dotto) magnetyczny ładunek kodu genetycznego jest utrzymywany na właściwym poziomie przy pomocy elektrycznych własności podwójnej spirali, która działa jak wspólny transformator, w którym uzwojenie pierwotne i wtórne są proporcjonalne do liczby zwojów cewek. Jeśli podwójna spirala DNA komórki rakowej ma niniejszą liczbę zwojów od podwójnej spirali DNA komórki zdrowej, wówczas liczba par bazowych przypadających na zwój będzie większa. Większa liczba par bazowych przypadających na jeden zwój podwójnej spirali i chęć uzupełnienia zewnętrznego elektronu orbitującego w atomowej strukturze wokół jądra prowadzi do większej zdolności reprodukowania DNA. Tak więc druga i trzecia teoria bazują na tej samej zasadzie, lecz wyjaśnienie jest realizowane z innego punktu widzenia. Jedna tłumaczy skutek, a druga przyczynę.
Dr Gianni Dotto
Czwarta teoria (Temin) jest konsekwencją pierwszej teorii (Sloan-Kettering) z błędnym wyjaśnieniem zjawiska. W związku z olbrzymią różnorodnością wirusów sklasyfikowanych w ośmiu wyraźnych grupach – czterech typach RNA i czterech typach DNA – nie istnieje sposób na rozwiązanie zagadnienia odporności, o ile czynnik odpornościowy nie zostaje uzyskany metodą naturalną, opisaną w drugim podaniu o patent Dotta, numer 42301, złożonym 1 maja 1970 roku.
“Mleko pobrane z prawej piersi karmiącej matki jest trzymane oddzielnie od mleka pobranego z lewej piersi. Przy zastosowaniu wysokoobrotowej wirówki wirusy zostają oddzielone od protein i tłuszczów. Immunizacja zostanie zapoczątkowana metodą oralną lub poprzez zastrzyk przy wykorzystaniu wirusów RNA z prawej piersi, a następnie powtórzona z wykorzystaniem wirusów DNA z lewej piersi. W ludzkiej piersi znajdują wszelkie rodzaje wirusów koniecznych do immunizacji".
Po co więc stosować do rozwiązania problemu elektroniczny reaktor (urządzenie z Pierścieniem Dotta) zamiast chemii?
Po pierwsze, kiedy w normalnym procesie życiowym zdrowego organizmu powstaje nowa komórka, jej orbitalny elektron krążący w nowej komórce przyjmuje kierunek przeciwny do tego w macierzystej komórce w celu zachowania wzajemnego przyciągania.
Kiedy rosnąca energia kinetyczna elektronu nowej komórki przewyższy energię elektronu komórki macierzystej, ten ostatni zostaje zmuszony do zmiany kierunku i następuje wzajemne odpychanie. W tym procesie zapada się cała energia komórki macierzystej (tak samo jak rdzeń transformatora) i cała jej energia zostaje zaabsorbowana przez nowe komórki.
Kiedy potencjał energetyczny i magnetyczne pole ludzkiego organizmu są zmniejszone lub nie zrównoważone, nowa komórka traci wsparcie organizmu umożliwiające jej zwiększenie energii kinetycznej i zamierająca komórka nie zmienia kierunku obrotu elektronu. W takim przypadku zamierająca komórka zatrzymuje dość energii, aby zostać przyciągniętą przez nową komórkę i stać się jej pasożytem.
W takiej sytuacji DNA nowej komórki musi wykonywać podwójną pracę: podtrzymywać nową komórkę i pasożytniczą, w następstwie czego okres życia nowego DNA ulega skróceniu. Pojawiające się, nowe DNA musi posiadać teraz dosyć energii do podtrzymywania zamierającej komórki i komórki pasożyta. Co więcej, nie może ono już liczyć na wsparcie ze strony organizmu w związku z jego słabym i nie zrównoważonym polem magnetycznym.
W desperackim wysiłku uwolnienia się od komórki-pasożyta DNA wysyła polecenie enzymom. Przez większość czasu enzymy są nadmiernie zajęte przyswajaniem przetworzonej żywności współczesnego świata, następstwem czego jest to, że DNA nowej komórki musi podtrzymywać teraz komórkę-pasożyta i tak dalej... Kiedy łączna energia komórki-pasożyta przewyższy energię nowej komórki, DNA traci kontrolę nad RNA w procesie formowania protein. RNA jest wówczas tworzone na podstawie kombinowanego kodu genetycznego DNA komórek-pasożytów. Dochodzi do tego, kiedy wystarczająco lub więcej łącznego, zsumowanego kodu genetycznego komórek-pasożytów pokonuje kontrolę normalnego DNA.
Tak skompletowany kod genetyczny może posiadać wszystkie informacje konieczne do podtrzymywania życia, lecz w złym porządku sekwencyjnym... przez co zostaje zrodzone nowe, dziwne życie. To zjawisko jest znane pod nazwą raka. Z powyższych wyjaśnień jasno wynika, że obumierająca komórka musi stracić całą swoją energię i zostać usunięta przez krew lub system limfatyczny, w przeciwnym razie organizm musi mieć niezbędną dostawę enzymów, aby zniszczyć komórki, zanim staną się one pasożytami.
Do zapobiegania i kontrolowania raka można stosować wiele metod.
1. Natężenie, jednorodność i orientacja magnetyczna w ludzkim organizmie muszą być zawsze utrzymane na optymalnym poziomie.
2. Zrównoważenie i rozkład soli mineralnych jest bardzo istotne. Komórka potrzebuje miedzi do zamieniania nadchodzących do mózgu impulsów prądu zmiennego na energię prądu stałego. Energia ta jest konieczna do utrzymywania DNA we właściwej częstotliwości drgań. Żelazo jest potrzebne do akumulowania indukcyjnej energii EMF (siły elektromotorycznej). Najważniejsze pierwiastki, magnez i tlen, są konieczne do zapewnienia procesu totalnego kolapsu żelaza, kiedy w jądrze zawraca orbitalny elektron.
We współczesnej cywilizacji, w której całe zewnętrzne środowisko jest ukierunkowane na zniszczenie ludzkości, powyższe warunki są zasadnicze dla przetrwania. Podczas gdy spożywanie naturalnych pokarmów utrzymuje właściwą równowagę soli mineralnych i jest zdolne do utrzymania proporcji enzymów na wysokim poziomie, najważniejszym czynnikiem jest dostarczenie organizmowi energii wystarczającej do utrzymania na właściwym poziomie pola magnetycznego. Należy jednak wyjaśnić, że siłą magnetyczną nazywamy tu dowolną energię zdolną do przyciągania lub odpychania materii.
W rzeczywistości istnieją cztery rodzaje siły magnetycznej, z których każda jest wynikiem innego procesu fizycznego.
Magnes stały
Jeśli spróbujemy namagnesować miedziany pręt nigdy nam się to nie uda, a to dlatego, że w przypadku miedzi zewnętrzna orbita elektronowa zwiększa energię kinetyczną bez przenoszenia elektronów z jednej orbity na drugą. To samo będzie, jeśli będziemy próbowali namagnesować niklowy pręt.
Weźmy z kolei dla odmiany stop miedzi i niklu, coś takiego jak alnico, i poddajmy go oddziaływaniu EMF wysokoindukcyjnej cewki. Kierunek wirowania elektronów na orbitach niklu nie zmieni się, zmieni się natomiast w przypadku miedzi i w rezultacie każdy atom niklu będzie silnie przyciągał atom miedzi tworząc dwubiegunowość.
Suma energii wszystkich takich dwubiegunowych zestawów tworzy jeden z najsilniejszych stałych magnesów – alnikiel V. Tak więc każdy stały magnes musi składać się z co najmniej dwóch różnych atomów, w tym jednego chętnego do zmiany kierunku wirowania elektronów. Ten rodzaj stałego magnesu nie jest zalecany do celów terapeutycznych.
Podczas gdy w przypadku doświadczeń z myszami ten typ magnesu wydaje się być bardzo obiecujący (Barnothy, Pressman i inni), jego fizyczna zasada działania jest podobna do wiązań typu H (wodorowego), które utrzymują DNA. Guz u myszy znika z powodu rozpadu DNA w zaatakowanej komórce, który zachodzi w wyniku rozmagnesowania wiązań typu H. Jednocześnie zmieniony zostaje również kod genetyczny zdrowych komórek, czego konsekwencje mogą być bardzo niepożądane dla następnej generacji.
Pole elektromagnetyczne
Ten rodzaj pola magnetycznego podporządkowuje się trzeciej zasadzie dynamiki Newtona: każda akcja powoduje zawsze równą co do wielkości i przeciwnie skierowaną reakcję.
Jeśli żelazny pręt umieścimy w cewce indukcyjnej, każdy elektron przemieszczający się wzdłuż drutu cewki zmusza jeden elektron w żelaznym pręcie do przemieszczania się w przeciwnym kierunku. Ten rodzaj magnetycznego pola również nie jest rekomendowany do jakichkolwiek celów terapeutycznych. Zostało to nawet udowodnione na przykładzie testu na myszach. Elektrony przemieszczające się wzdłuż cewki indukcyjnej przemieszczą elektrony z jednej strony ciała na drugą. W ramach tego procesu wirusy typu RNA, o ujemnej biegunowości, zostaną wyciągnięte z zarażonych komórek do zdrowych komórek w taki sam sposób jak elektrony. Co więcej, wyłuskiwanie elektronów pozbawia zdrowe komórki energii koniecznej do podtrzymywania życia i wytwarza mnóstwo efektów ubocznych w postaci zawrotów głowy, które mogą utrzymywać się przez wiele dni.
Przyciąganie elektrostatyczne
Kiedy potrzemy pręt z twardej gumy lub pręt z bursztynu, wówczas jeden zyskuje nadmiar elektronów, a drugi traci elektrony z zewnętrznej powłoki elektronowej, w następstwie czego pierwszy będzie przyciągał cząsteczki bogate w elektrony, natomiast drugi te, którym ich brakuje. Ten typ magnetycznego przyciągania również nie jest zalecany, ponieważ ten pierwszy osłabi energię normalnych komórek, zaś drugi spowoduje przyrost ujemnego potencjału błony komórki rakowej, przyczyniając się w ten sposób do spotęgowania wzrostu raka.
Pole termomagnetyczne
Pole termomagnetyczne powstaje w wyniku połączenia efektów Thompsona-Peltiera, znanego w fizyce pod nazwą efektu Seebecka.3
Pole termomagnetyczne jest sprawcą ogólnego układu ciążenia: ciepło (słońce) przyciąga zimno (planetę) i na odwrót.
Według prawa Dotta:
gdzie:
K' – najcieplejsze ciało
K" – najzimniejsze ciało
Pamu = 1,00759
Eamu = 0,00055
G = 6,67 x 10-8 cm3 • g-1 • s-2 (lub: 6,67 x 10-11 N • m2 • kg-2)
Prawo przyciągania Newtona (F = G • (M’ •M’’)/R2 ) może być stosowane jedynie do dwóch ciał (mas) o tej samej temperaturze.
Ten typ pola magnetycznego jest jedynym rodzajem energii, o której wiadomo, że może być korzystna dla zwierząt i ludzi. Ponieważ ludzie od milionów lat żyją w tym stałym polu magnetycznym lub grawitacyjnym, nasz organizm stał się bardzo czuły na jego nawet najdrobniejsze zmiany.
• Efekt Thomsona
Jeden koniec miedzianego pręta jest podgrzewany a drugi oziębiany. Jeśli gorący koniec wystarczająco się ogrzeje, nastąpi termiczny wzrost kinetycznej energii elektronów na zewnętrznej orbicie do momentu, gdy ich energia kinetyczna (wynosząca 0,5 mV2) będzie większa od pracy, jaka jest konieczna do ich oderwania się w przestrzeń.
Ze względu na przewodnictwo miedzi elektrony zamiast ulecieć w powietrze przemieszczają się w olbrzymich ilościach w stronę oziębionego końca wzdłuż linii prostej zgodnie z kierunkiem rozchodzenia się ciepła. W ramach reakcji pobudzone elektrony z zimnego końca przemieszczają się w kierunku przeciwnym w stronę gorącego końca z prędkością cząsteczkową (0,5 mV2), otaczając miedziany pręt zjawiskiem żyroskopowym stosownie do reguły Fleminga.
Ostatecznie, w wyniku przemieszczania się elektronów ruchem kołowym uzyskujemy bardzo niskie napięcie (rzędu kilku miliwoltów). Podobnie jak w każdym innym obwodzie elektrycznym EMF rządzi się w miedzianym pręcie prawem Ohma (U/R = I) i będzie ona rzędu kilku tysięcy amperów.
• Efekt Peltiera
W pręcie ze stopu (takiego jak na przykład konstantan – 60 % miedzi i 40 % niklu) jeden koniec jest podgrzewany a drugi chłodzony. Kiedy podgrzewany koniec osiągnie odpowiednią temperaturę, elektrony zarówno niklu, jak i miedzi zostają pobudzone. Elektrony niklu zmuszają elektrony miedzi do zmiany kierunku obrotów (tak jak to zostało opisane przy magnesie stałym). Pod działaniem siły dośrodkowej elektrony z zimnego końca przemieszczają się w kierunku gorącego końca. Gorący koniec zyskuje w stosunku do końca zimnego potencjał ujemny – akurat odwrotnie niż w przypadku efektu Thompsona.
Oczywiście efekty Thompsona i Peltiera mają charakter tymczasowy – występują, dopóki liczba elektronów na gorącym i zimnym końcu nie zrówna się.
• Efekt Thomsona-Peltiera
Połączmy teraz oba efekty, efekt Thompsona i Peltiera, w układzie termopary. W efekcie Thompsona elektrony przemieszczają się z gorącego końca w stronę zimnego. W efekcie Peltiera elektrony przemieszczają się od zimnego końca do gorącego i wracają do gorącego końca miedzi, aby zamknąć obwód. Połączone obecnie czasowe zjawisko Thompsona-Peltiera zachowuje swój trwały charakter dopóty, dopóki na styku gorącego i zimnego końca nie wystąpi równowaga. W fizyce zjawisko to jest znane pod nazwą efektu Seebecka. Spróbujmy teraz zmniejszyć rozmiary pręta z efektu Peltiera do minimum zgodnie z równaniem Con R = Cu Rx pi. Zamiast przemieszczać się w kierunku miedzianego gorącego styku elektrony będą w ramach zjawiska opisanego jako efekt Thompsona przyciągane siłą dośrodkową spinów elektronów biorących udział w efekcie Peltiera, zaś wolne elektrony z efektu Peltiera będą przyciągane przez gorący styk efektu Thompsona.
Co więcej, aby uzyskać zębatą charakterystykę tranzystora jednozłączowego, między dwa zimne złącza dodaje się silikonową kulkę. W rezultacie EMF zyskuje charakter jednokierunkowy przy częstotliwości wynoszącej w przybliżeniu 1,9 megacykli.
W tych warunkach 95 procent EMF przemieszczającej się z prędkością liniową równą prędkości przemieszczania się ciepła będzie przyspieszane coraz bardziej przez gorącą stronę pierścienia i wynikowa energia kinetyczna spinu orbitalnych elektronów będzie tak wielka, że różne powłoki elektronowe będą przemieszczać się w tej samej orbitalnej płaszczyźnie, w wyniku czego część energii protonów atomowych zostanie przemieszczona w kierunku środka pierścienia. Tak więc, zjawiska występujące w urządzeniu noszącym nazwę Pierścienia Dotta mają charakter unikalny, którego nie da się powtórzyć sztucznymi metodami.
W Pierścienia Dotta można zaobserwować następujące zjawiska:
1. Napięcie utrzymuje się na poziomie minimalnym i wynosi od 25 do 45 miliwoltów. Taki rodzaj EMF wytwarza 120 gausów na obwodzie pierścienia i 10 gausów w jego środku, co stanowi, mniej więcej, pięciokrotną wartość ziemskiego pola magnetycznego. To pole magnetyczne wystarcza do utrzymania orientacji organizmu człowieka i jest jednocześnie dostatecznie słabe, aby nie zagrozić orbitalnym spinom w wiązaniach typu H w DNA.
2. W polu elektromagnetycznym oraz w magnesie stałym elektrony przemieszczają się od bieguna południowego do północnego. Jeśli ten typ pola zastosuje się do ludzkiego organizmu, będzie miał on ten sam niszczący charakter, jaki miałby kabel służący do rozruchu silnika podłączony do przeciwnych biegunów akumulatora. W Pierścieniu Dotta EMF przemieszcza się od bieguna dodatniego do ujemnego w taki sam sposób, jak ma to miejsce przy natychmiastowym ładowaniu suchych baterii metodami indukcyjnymi.
3. Podobnie jak w każdym obwodzie elektrycznym energia pierścienia jest regulowana prawem Ohma, gdzie jak już wcześniej wspomniałem, napięcie wynosi 0,045 V, opór elektryczny – 5 X 1Q-6 Q, zaś natężenie – 9000 A.
Jest oczywiste, że jest to wystarczające do zaopatrzenia każdej z 6,3 tryliona ludzkich komórek we właściwą energię. Energia z pierścienia jest przekazywana do organizmu metodą indukcji, podobnie jak w przypadku natychmiastowego ładowania suchej baterii. W czasie terapii pierścień przemieszcza się jednostajnym, powolnym ruchem z prędkością 1,5 cala (3,8 cm) na sekundę. Prędkość ta wystarcza do przekazania energii z pierścienia do ciała metodą indukcyjną, lecz nie jest aż tak szybka, aby mogła spowodować jakiekolwiek zakłócenia spinów orbitalnych elektronów w wiązaniach typu H w DNA. W procesie tym pasożytnicze komórki (komórki rakowe) są ładowane do energetycznego poziomu zdrowych komórek i tak jak wyczerpany akumulator samochodowy odwracają swoje bieguny i wyzwalają energie pod koniec efektu indukcyjnego.
Do pozbawienia komórki energii i odwrócenia spinu orbitalnych elektronów w fosforanowych wiązaniach wystarczają zwykle cztery lub pięć przejść pierścienia. W tych warunkach podstawy DNA odpychają się nawzajem i DNA ulega rozpuszczeniu. Pod koniec okresu życia komórki guz znika. Jest oczywiste, że aby pierścień przyniósł zamierzony efekt, leczenie należy rozpocząć natychmiast po wykryciu guza. Wszelkiego rodzaju napromieniowania wykonane przed przystąpieniem do terapii za pomocą pierścienia jedynie przyśpieszają spin orbitalnych elektronów w wiązania typu H w DNA i w znacznym stopniu niweczą korzyści leczenia za pomocą pierścienia.
Z powyższych wyjaśnień wyraźnie wynika, że pierścień nie rozmagnesowuje, reorientuje i homogenizuje pola magnetycznego w ciele poprzez zewnętrzne namagnesowanie, lecz poprzez indukcyjny transfer energii. Wyjaśnić to można na następującym przykładzie. Wyobraźmy sobie generator prądu, którego rotor został zbudowany z dużej liczby magnetycznych biegunów. Jeśli rotor zostaje wprawiony w ruch wirowy poprzez zewnętrzne oddziaływanie, uzwojenie statora absorbuje i przekazuje EMF kosztem pola magnetycznego (elektrycznego generatora). Jeśli EMF jest dostarczana do uzwojenia statora, rotor generuje moc (elektrycznego motoru) kosztem zewnętrznego EMF, przy jednoczesnym wzroście jego natężenia pola magnetycznego.
Organizm ludzki jest czymś w rodzaju rotora o nieskończenie dużej liczbie biegunów, częstotliwości DNA, orientacji pól etc. Poprzez przyłożenie doń energii ze statora (Pierścienia Dotta) organizm wytwarza siłę, w następstwie czego wzrasta natężenie pola magnetycznego, siła wiązań H w DNA oraz orientacja pola. Tak więc pierścień przekazuje energię do ciała, nie zmuszając go do oddania energii poprzez zewnętrzne pole magnetyczne.
Co więcej, jak to zostanie wyjaśnione później, elektrony na końcu pręta fosforanu cukrowego i w atomie wodoru (wiązania H) obecnego na końcach podstaw (nukleoidów) mają orbitalne spiny o przeciwnych kierunkach. Ma to na celu zapewnienie cukrowi wiązań wyłącznie z fosforanem, adeninie tylko z tyminą, a guaninie z cytozyną.
Kiedy w sześciu miliardach podstaw połączonych razem, tak aby utworzyć DNA człowieka, jeden lub dwa elektrony wirujące w wiązaniu fosforanowym są zmuszone do odwrócenia kierunku obrotów z powodu oddziaływania promieni kosmicznych, wysokoenergetycznego fotonu, mikrofali (radar), stałego magnesu, silnego elektromagnesu, lasera etc., dzięki własności kryształu cukrowego do obracania płaszczyzny spolaryzowanego światła w prawo DNA natychmiast uwalnia trafioną przez powyższe czynniki podstawę i przyciąga nową, aby ustabilizować kod genetyczny.
Jest jednak możliwe, że nowa podstawa przyłączy się do góry nogami – fosforan z fosforanem, cukier z cukrem i adenina lub tyminą z cytozyną lub guaniną. Elementy przyciągają się nawzajem z powodu przeciwnych kierunków spinów elektronów w wiązaniach wodorowych a nie z powodu różnego składu chemicznego. DNA zostaje znowu skompletowane, lecz z niewłaściwą sekwencją informacji genetycznej. Poprzez odbudowanie jednorodności orientacji magnetycznej DNA przy pomocy indukowania energii niewłaściwa podstawa zostaje raz jeszcze odrzucona i na jej miejsce przyciągnięta właściwa.
W przyrodzie rośliny takie jak brzoskwinie, morele etc. odzyskują właściwą sekwencję DNA przy użyciu zawsze obecnych w pestce owocu glikozydów. Glikozydy są ciałami stałymi występującymi zazwyczaj w postaci krystalicznej i charakteryzującymi się w większości przypadków gorzkim smakiem. Ich roztwór ma własność obracania płaszczyzny spolaryzowanego światła w lewo. Pod wpływem naturalnie występujących substancji (enzymów) obecnych w sąsiednich komórkach w ilościach śladowych glikozydy mogą rozpadać się na mono lub wielocukry oraz bezcukurowe porcje noszące nazwę amygdalin, które wykazują większą zdolność obracania płaszczyzny spolaryzowanego światła w lewo niż krystaliczny cukier w prawo. Pod wpływem promieni ultrafioletowych pochodzących ze Słońca płaszczyzna polaryzacji zostaje przesunięta w lewo i przywrócony właściwy kierunek orbitalnego spinu elektronu w fosforanowej bazie. Efekt regulacyjny DNA jest, oczywiście, proporcjonalny do ilości światła ultrafioletowego dostępnego roślinie. W przypadku człowieka zastosowanie indukowanej energii jest bardziej efektywne i mniej skomplikowane.
Tak więc, efekt Thompsona-Peltiera będący wynikiem oddziaływania Pierścienia Dotta jest w swojej formie i sposobie wytwarzania energii unikalny i nie można go zastąpić żadną inną, sztuczną procedurą.
Pierścień jest zdolny do generowania pola, którym można oddziaływać na ludzki organizm, będącego wytworem napięcia podobnego do tego, jakie występuje w normalnej komórce, lecz o znacznie większym natężeniu prądu, większym od tego, jakie przepływa przez całe ludzkie ciało (od 3000 do 6000 amperów).
PROCES STARZENIA
Aby zrozumieć proces starzenia się człowieka należy przyjrzeć się strukturze i funkcjom DNA. Wyobraźmy sobie giętką drabinę o długości 1 metra, która składa się z sześciu miliardów stopni. Każdy stopień ma kształt dwóch usytuowanych naprzeciwko siebie liter “T". Siedemdziesiąt procent horyzontalnej części litery “T" jest zbudowane z cukru, a trzydzieści z fosforanów. Część pionowa ma zupełnie inną budowę: jest zbudowana z adeniny lub guaniny, lub tyminy, lub cytozyny.
Na pionowych zakończeniach litery “T" znajdują się atomy wodoru. (Wodór, pierwszy element w układzie okresowym pierwiastków, składa się z jednego protonu i jednego elektronu). Na końcu fosforanowego pręta orbitalne elektrony mają spin prawoskrętny, a na końcu pręta cukrowego – lewoskrętny. W atoniach wodoru na końcu adeniny i tyminy elektrony mają spin prawoskrętny, a w atomach wodoru na końcu guaniny i cytozyny – lewoskrętny. Taki typ “T" nosi nazwę zasady lub nukleotydu4.
Tak więc DNA jest złożone z 12 miliardów nukleotydów ustawionych naprzeciw siebie i połączonych w prostą linię tworzącą podwójną spiralę, to znaczy kwas dezoksyrybonukleinowy, czyli DNA. Stanowi on kod genetyczny i każda z 6,3 biliona komórek ludzkiego ciała ma przynajmniej jeden. Aby stworzyć nową komórkę, DNA musi się zreplikować. Realizuje się to poprzez podział drabiny wzdłuż środka stopni i utworzenie dwóch identycznych spiral DNA o tej samej sekwencji. Do utworzenia dwóch spiral DNA konieczne jest następne 12 miliardów nukleotydów.
Wewnątrz jądra komórkowego jest cały czas obecnych przynajmniej osiem różnych typów wirusów: cztery typu RNA (o ładunku ujemnym) i cztery typu DNA (o ładunku dodatnim). Każda para wirusów (jeden typu RNA i jeden typu DNA) przyciąga się tworząc bipol (układ dwubiegunowy). Czynią to, po pierwsze, po to, aby uchronić się przed jakimikolwiek zewnętrznymi zakłóceniami magnetycznymi, a, po drugie, w celu akumulacji energii w następujący sposób... Nieaktywne wirusy są w formie krystalicznej, lecz w stanie aktywnym, takim jaki ma miejsce wewnątrz jądra komórkowego – odsłaniają jeden rdzeń RNA lub DNA pokryty proteinami. Oczywiście, nawet w stanie aktywnym, zachowują wszystkie własności kryształu i jako kryształ pozostają bardzo czułe na wszelkiego rodzaju dźwięki o wysokich częstotliwościach.
Przy częstotliwościach do pięciu megacykli dwa wirusy w sposób ciągły naprężają się nawzajem i w wyniku efektu piezoelektrycznego wytwarzają energię (chodzi tu o tę samą zasadę konwersji energii, którą wykorzystuje się w nad-dźwiękowych generatorach). Przy ultrawysokich częstotliwościach dźwięku, to znaczy przekraczających pięć megacykli, wyizolowany, nieaktywny wirus może zostać pobudzony do zmiany temperatury przejścia (punktu Curie)5 i rozpaść się (Ruben). DNA człowieka (tak jak antena Yagi6 o długości jednego metra) jest dostrojone do częstotliwości od 375 do 385 megacykli.
Co więcej, DNA pozostaje pod ciągłym wpływem naładowanych jonów przemieszczających się w układzie nerwowym i działających jako modulator częstotliwościowy. Połączone działanie dwóch zjawisk fizycznych zmusza DNA do emitowania dźwięku wysokiej częstotliwości w zakresie od 1,9 do 2 megacykli w celu wykrywania, przy pomocy powrotnego echa, jakiego rodzaju protein brakuje w komórce. Te częstotliwości dźwiękowe są potrzebne DNA nie tylko do procesu skanowania, jakiego rodzaju RNA należy wyprodukować, ale również do utrzymywania aktywnego wirusa w formie struktury dwubiegunowej przy pomocy efektu naprężenia.
W celu kontrolowania poziomu energii z efektu piezoelektrycznego wirus typu RNA pokrywa się fosforanem a wirus typu DNA cukrem. Podczas tworzenia tego rodzaju specjalnej pokrywy wirus, podobnie jak każdy żywy organizm, wytwarza produkty odpadowe. Te odpady są kumulowane w środku właśnie wytworzonego pręta i noszą nazwę adeniny, guaniny, tyminy albo cytozyny w zależności od rodzaju wirusa dwubiegunowego pręta. Proces tworzenia pokrywy jest realizowany kosztem ładunku elektrycznego kumulowanego w wyniku efektu piezoelektrycznego. Podczas wyczerpywania ładunku, aby pozostać w stanie aktywnym, grupa wirusów usuwa swoją okrywę, która jest obecnie w formie dużej litery T, i wystawia się na działanie dźwięków o wysokiej częstotliwości wytwarzanych przez DNA, i cały proces zaczyna się od początku.
W wyniku opisanego zjawiska DNA posiada zawsze wystarczającą liczbę zasad do stworzenia szczepów RNA i odtworzenia siebie samego.
Wróćmy teraz do elastycznej drabiny złożonej z sześciu miliardów stopni. Przypuśćmy, że skręcamy tę dziwną drabinę tyle razy, że na jeden zwój powstałej w ten sposób cewki przypada tylko kilka stopni (te stopnie noszą nazwę zasadowych par na zwój). Ponieważ każda zasada ma inną polaryzację, co wynika z kodu ukształtowanego przez byłe pokolenia, DNA można porównać do wielobiegunowego rotora alternatora. W alternatorze prędkość jest odwrotnie proporcjonalna do liczby biegunów, a energia na wyjściu jest wprost proporcjonalna do energii przyłożonej.
Wraz z każdym impulsem elektrycznym przemieszczającym się w układzie nerwowym DNA przemieszcza się do przodu i do tym o tyle stopni i o ile jedna baza jest oddzielona od drugiej. Im jest więcej zasad na zwój, tym o mniejszą liczbę stopni musi obrócić się DNA i tym mniej potrzeba energii do uzyskania jego wibracji.
Są trzy czynniki kontrolujące proces reprodukowania się DNA i tworzenia nowej komórki:
1) kinetyczna energia elektronu w wiązaniach typu H (wodorowych);
2) liczba zasadowych par na zwój w podwójnej spirali (DNA);
3) energia i częstotliwość naładowanych jonów przemieszczających się w układzie nerwowym.
DNA komórki embrionu znajdującego się w łonie matki posiada 46 par zasadowych na zwój, a energia kinetyczna elektronów w wiązaniach H jest niska, zaś naładowane jony napływające z organizmu matki są silne. W rezultacie takiego stanu DNA wytwarza jedną komórkę na sekundę.
Po upływie sześciu miesięcy ciąży DNA w komórce embrionu znajdującego się w łonie matki posiada 34 zasadowe pary na zwój, energia elektronów w wiązaniach H przyrasta, naładowane jony napływające z organizmu matki pozostają takie same, zaś DNA wytwarza jedną komórkę na minutę i tak dalej. Po osiągnięciu przez płód dziesiątego miesiąca księżycowego pojedyncze DNA (w połowie ojca i w połowie matki) zreprodukowanie jest już ponad 6 bilionów razy.
Kiedy dziecko się rodzi, narasta proces spowalniania reprodukcji. W wieku dwóch lat DNA zwija się znowu, tak że na zwój przypadają 22 pary zasadowe, kiedy ma 14 lat – 21 par na zwój, i 10 par na zwój w wieku 35 lat. W wieku między 35 i 55 rokiem życia liczba 10 par zasadowych na zwój nie zmienia się. Około 55 roku życia liczba par zasadowych na zwój zostaje zredukowana do sześciu. W tym czasie kinetyczna energia elektronu w wiązaniach H słabnie, słabnie również energia naładowanych jonów, DNA przestaje się reprodukować i zaczyna się proces starzenia.
Aby spowolnić proces starzenia się organizmu, należy zastanowić się nad możliwością znalezienia rozwiązania trzech problemów:
1) Sposobu rozciągnięcia DNA, tak aby z powrotem zwiększyć liczbę par zasadowych przypadających na zwój do 10, chociażby przy pomocy ruchu energii w górę i w dół ciała, tak jak w urządzeniu o nazwie “Pierścień Dotta".
2) Sposobu zwiększenia energii kinetycznej elektronu w wiązaniach H przy pomocy siły przyciągania protonu. Dostępna energia protonu (jak to już zostało poprzednio wyjaśnione) działająca w kierunku środka pierścienia jest na tyle duża, że jest zdolna do przyciągnięcia (w próżni) jednego elektronu położonego w odległości 6 metrów.
3) Sposobu zwiększenia energii jonów w układzie nerwowym za pomocą ćwiczeń i właściwej diety.
Powstawanie komórki rakowej
W tym momencie konieczne jest wyjaśnienie pewnego ważnego czynnika, który jest podstawowym sekretem powstawania życia. Bez zrozumienia roboczej zasady tej tajemnicy, nigdy nie pojmiemy witalnej wagi jednorodności i orientacji magnetycznego pola w organizmie człowieka.
Wszystkie z 6,3 biliona DNA ludzkiego organizmu są identyczne: wszystkie są dostrojone do tej samej częstotliwości rezonansowej i wszystkie posiadają tę samą sekwencję kodu genetycznego, a mimo to każda z 6,3 biliona komórek, które zawierają DNA, jest inna, każda z nich pasuje dokładnie do swojego miejsca i pełnionej funkcji w organizmie człowieka. Jak to jest możliwe?
DNA człowieka, jak to już zostało powiedziane, ma długość około 1 metra i posiada 6 miliardów stopni utworzonych z 12 miliardów zasad. Ta długość DNA jest konieczna do przekazywania z pokolenia na pokolenie pełnego kodu genetycznego. Jednak do stworzenia konkretnej komórki używana jest jedynie pewna część DNA (inna w każdej komórce). Jak to się dokonuje?
Wyobraźmy sobie nić o długości 1 metra. Na nici tej umieśćmy 46 nylonowych lekkich koralików o długości 2,5 cm każdy. Włóżmy następnie ten dziwny łańcuch w środek elektrostatycznej rury z orientacją dwubiegunową. Po kilku sekundach wszystkie nylonowe koraliki zostaną naładowane taką samą energią elektrostatyczną i będą się nawzajem odpychały tworząc między sobą puste przestrzenie. Będą się odpychały, ale siły odpychające nie będą takie same. Przerwy między statycznymi ładunkami będą początkowo krótsze, ale stopniowo będą się zwiększać w kierunku przeciwnego bieguna rury. Jedyną częścią nici, jaką będziemy widzieli, będzie ta, która nie jest zakryta przez koraliki.
Nazwijmy teraz tę nić DNA a koraliki chromosomami. Ponieważ chromosomy tworzą swego rodzaju osłonę, jedyną częścią DNA, która kontroluje konkretną komórkę jest ta, która mieści się między chromosomami i ma w przypadku każdej komórki inną długość w wyniku różnego natężenia magnetyzmu, biegunowości i orientacji w ludzkim organizmie. Każdy chromosom zawiera w sobie 1250 długości DNA (genów). Spośród sześciu miliardów stopni drabiny (DNA) jedynie 250 milionów rzeczywiście kontroluje życie komórki.
Chromosomy pojawiają się natychmiast po uformowaniu DNA i znikają po zakończeniu tworzenia komórki oraz tuż przed momentem, kiedy DNA jest gotowe do powielenia się, po czym pojawiają się ponownie po powstaniu nowego DNA. Jeśli chromosomy mają w nowym DNA w następstwie wcześniej omówionych zjawisk niewłaściwą sekwencję przestrzeni między sobą, wówczas jest możliwe, że DNA wytworzy, powiedzmy w szyi, komórkę, która przynależy do wątroby, albo odwrotnie. Takie zjawisko można nazwać rakiem.
Co więcej, podobnie jak w instrumencie muzycznym, dźwięk wytworzony przez DNA w systemie skanującym ma inne harmoniki odpowiadające przerwom między chromosomami. Wirus odpowiedzialny za tworzenie nukleotydów w innej grupie komórek o innej harmonice zmienia równowagę potencjałów ładunków w siatce krystalicznej. Rozkład tego ciśnienia w polu elektrycznym rządzi wynikową strukturą kryształu wielu części składowych wirusa.
Jeśli grupa wirusów typu RNA o ostatecznej strukturze kryształu będącej wynikiem harmonicznych jednej grupy komórek zostaje przeniesiona w wyniku elektromagnetycznej reakcji do innej grupy komórek, to pod wpływem nowych harmonicznych zmieni temperaturę przejścia (punktu Curie). Podczas tego przejścia (transakcji) straci proteinową okrywę i wyzwoli zasadowe RNA do kontroli tworzenia proteinowej okrywy nowej komórki (Ruben). W rezultacie zostanie utworzona nowa komórka, różniąca się od otaczających ją komórek, i ona również będzie komórką rakową.
W świetle wyżej opisanego, dobrze znanego w fizyce zjawiska, teoria Temina7 głosząca, że wirus typu RNA używa swego własnego RNA jako wzorca do modyfikacji struktury kodu genetycznego i tworzenia odwrotności DNA, jest absurdem. Skoro to zjawisko istnieje, to nie może być dziełem naszej cywilizacji, i musi istnieć od początku czasu. Poza tym nie istnieją żadne dane świadczące o tym, że małpy pochodzą od człowieka.
Teorie 1 i 4 – wymienione w pierwszej części tego artykułu8 – wspierają zasadę mówiącą, że pewne formy raka i białaczki są wywoływane przez wyizolowany wirus. Jeśli tak jest, to fizyczna zasada znana pod nazwą efektu pyro-piezoelektrycznego stanowiłaby rozwiązanie problemu.
Jeśli gwałtownie oziębimy sól Seignette'a (winian sodo-wo-potasowy) od temperatury 25° C do 0° C, wówczas polaryzacja narasta tak gwałtownie, że normalne przewodnictwo nie może przywrócić równowagi i potencjał przejścia między dwiema elektrodami zawierającymi kryształ może osiągać nawet tysiąc woltów (Ruben).
Skoro więc w wyizolowanym krystalicznym wirusie rdzeń typu RNA lub DNA działa jak elektroda między dwoma biegunami, to kiedy napięcie pokona oporność, energia wyzwolona między nimi będzie tak duża, że zniszczy rdzeń wirusa, tak jak to ma miejsce w przypadku zwyczajnego elektrycznego bezpiecznika.
To samo zjawisko odnosi się, oczywiście, do łącza wirusowego (jednego typu DNA i jednego typu RNA) istniejącego w jądrze komórkowym i odpowiedzialnego za kreację DNA. Zgodnie z prawem elektryczności głoszącym, że w indukcji dwie połączone siły elektromotoryczne (EMF), przeciwne i przeciwstawne, znoszą się nawzajem, na łączącym wirusie nie wystąpi żadne napięcie.
W trakcie eksperymentu z umierającymi na białaczkę myszami była utrzymywana stała temperatura 35° C. Klatka, w której znajdowały się myszy, była dwa razy dziennie umieszczana na okres dwudziestu minut w niewielkiej lodówce, w której była utrzymywana temperatura 0° C. Po pięciu dniach takiej kuracji myszy zostały uśmiercone i sekcje ich zwłok nie ujawniły żadnych oznak mięsaka limfatycznego. Piezobaryczna komora, w której można uzyskać spadek temperatury ciała o 25° C w czasie krótszym niż minuta, jest obecnie w trakcie opracowywania w celu powtórzenia tego eksperymentu.
Reorientacja pola magnetycznego przy pomocy Pierścienia Dotta
Przy pomocy równomiernego odtworzenia orientacji pola magnetycznego ciała grupy wirusów odpowiedzialne za wytwarzanie jąder (koniecznych do reprodukowania DNA) zostają zmuszone do pozostania jedynie w określonej grupie komórek dostrojonych do swej własnej częstotliwości rezonansowej bez żadnej możliwości przemieszczenia się do innych części ciała. Za sprawą środowiskowej korekcji rezonansowej częstotliwości grupy komórek wirus, który znalazł się na nie swoim miejscu, zostaje unieczynniony w ten sam sposób, jak ma to miejsce w przypadku części kondensatora o zmiennej pojemności, która nie znalazła się naprzeciw statora.
W teorii numer 39 (Dotto) pierścień przywraca podwójnej spirali DNA właściwą liczbę par zasadowych w przeliczeniu na zwój w ramach tak zwanego efektu Wunder.
W próżni, zawieszona w pierwotnej cewce o określonej liczbie zwojów cewka wtórna dostosowuje się po przyłożeniu napięcia do tej samej liczby zwojów, jak w uzwojeniu pierwotnym, i to z wydajnością proporcjonalną do natężenia prądu i odwrotnie proporcjonalną do kwadratu siły reakcji sprężynowej w uzwojeniu wtórnym. Zasada ta ma bardzo szerokie zastosowanie w automatycznym dostrajaniu urządzeń we współczesnej telewizji kolorowej.
Przykładając do ludzkiego ciała napięcie, siłę elektromotoryczną i natężenie pola magnetycznego o podobnych wartościach, jak istniejące w DNA normalnych komórek (u ludzi pomiędzy 33 a 55 rokiem życia), napięcie około 45 do 70 miliwoltów utrzymuje linearność 10 zasadowych par na zwój w podwójnej spirali (Crick i Watson10). DNA komórki rakowej dostosowuje się do właściwego poziomu funkcjonowania bez względu na stan komórki, jako że zaabsorbowana energia będzie odwrotnie proporcjonalna do istniejącego poziomu energetycznego komórki. W przypadku sześciu zasadowych par na zwój w podwójnej spirali (u ludzi w wieku powyżej 55 roku życia), kiedy DNA nie ma już zdolności do reprodukowania się, liczba zasadowych par powraca do 10 i zachowuje ten stan tak długo, jak długo pole magnetyczne jest przykładane przynajmniej raz na dwa tygodnie. Wynikiem tego jest spowolnienie procesu starzenia się.
Należy tu wyjaśnić jeszcze jeden ważny czynnik. W szeroko znanych eksperymentach na myszach (Pressman, Barnothy) połączone oddziaływanie pola stałego magnesu i mikrofal z zakresu gigacykli okazało się wysoce efektywne w zakresie cofania się guza u myszy. Zjawisko to zostało spowodowane zakłóceniowym efektem mikrofal na normalne spiny orbitalnych elektronów w wiązaniach typu H w DNA. Nie możemy jednak zapominać, że ludziom musimy dać szansę życia, a nie tylko przeżycia.
Wiadomo, że częstotliwości z zakresu od 1 do 3 megacykli oraz częstotliwości modulujące rzędu 80-200 megacykli wnikają głęboko w ludzkie ciało i są zdolne do rozerwania błony komórkowej komórek rakowych bez uszkadzania kodu DNA normalnych komórek (Pressman).
Z tego właśnie powodu pierścień jest wstępnie dostrojony przez złącze Peltiera do częstotliwości 1,8 megacykli i częstotliwości modulacji 100 megacykli, tak aby uzyskać efekt fluktuacji prądu podobny do tego, jaki uzyskuje się w tranzystorze jednozłączowym. Pierścień spełnia również rolę omowej anteny telewizyjnej, której niższe pasmo rezonansowe jest dostrojone do VHF (bardzo wysoka częstotliwość) (efekt złącza Thompsona), zaś górne pasmo (złącze Peltiera) do częstotliwości rezonansowej UHF (superwysokiej częstotliwości). Tak więc zakres górnych częstotliwości utrzymuje na właściwym poziomie aktywność normalnej komórki, podczas gdy penetrująca niska częstotliwość neutralizuje działanie komórek rakowych.
Teoria 211, która postuluje traktowanie komórek rakowych jako swego rodzaju komórek-pasożytów okazuje się prawdziwa w stosunku do oddziaływań wywieranych przez pierścień.
Pierścień jest cewką indukcyjną. W czasie przesuwania się wzdłuż ciała ludzkiego pierścień doładowuje komórki do właściwego, pożądanego poziomu. Podczas gdy normalne komórki gromadzą ładunek, komórki rakowe zachowują się jak zepsuty akumulator. W czasie przesuwania się pierścienia tymczasowy ładunek magnetyczny zapada się. Ten efekt zapadania się jest wykrywalny przez elektrody EEG (elektroencefalografii) czułe na elektryczne impulsy mózgu. Synchronizując urządzenie zapisujące z prędkością przesuwu pierścienia można ustalić lokalizację zapadającego się guza z dokładnością do pięciu centymetrów.
Wieloletnie badania dowiodły, że pierścień nie ma szkodliwych skutków ubocznych. Wręcz przeciwnie, okazał się on wielce pomocny w przypadku wielu ludzi, którzy ucierpieli od wystawienia na działanie promieniowania bomby kobaltowej, liniowych akceleratorów etc.
Z wyżej wymienionych względów pierścień powinien być przede wszystkim traktowany bardziej jako narzędzie zapobiegawcze i kontrolujące przebieg choroby niż urządzenie lecznicze.
Dr Gianni A. Dotto [podpis]
Okręg Montgomery, stan Ohio
Powyższy dokument został podpisany w mojej, notariusza publicznego, obecności przez rzeczonego dra Gianniego A. Dotta, dziś, to jest 8 lutego 1972 roku.
Notariusz Publiczny [podpis nieczytelny]
UWAGI JERRY'EGO DECKERA Z KEELYNET
Wiele lat temu miałem przyjemność poznania Arthura Colemana, w swoim czasie czołowego badacza w dziale Badań i Rozwoju Rockwell International12. Arthur miał niewielkie laboratorium w zakładach Rockwell w Teksasie i należał do zespołu z Dallas. Był genialnym inżynierem i naukowcem, który opracował urządzenie do jonoforezy13 z przeznaczeniem do leczenia wszelkich rodzajów stanów chorobowych. Brał udział w wielu niezwykłych eksperymentach, o części których nie mógł nawet mówić.
Jednym z badanych przez niego urządzeń był tajemniczy Pierścień Dotta, o którym mówiło się, że jest zdolny do leczenia raka i odwrócenia procesu starzenia. Po dwóch latach nękania go, pewnego dnia zgodził się spotkać ze mną na lanczu, twierdząc, że ma coś dla mnie. W czasie tego spotkania oznajmił mi, że jest gotów podarować mi kopie prac Dotta. Wyjaśnił mi, o co w nich chodzi, i poprosił, abym nie ogłaszał ich publicznie, jako że otrzymał je poufnie do konsultacji z Waszyngtonu. Przyrzekłem, że tak się stanie.
Mniej więcej pięć lat później uczestniczyłem w konferencji, na której jeden z odczytów wygłosił mój przyjaciel, dr George Firebott. Po prezentacji poszliśmy na lunch, podczas którego zapytałem go, czy słyszał kiedykolwiek o Pierścieniu Dotta. Stwierdził, że tak, i później pokazał mi kopie niektórych dokumentów, takich samych, jakie otrzymałem wcześniej od Arthura.
Po powrocie do Dallas skontaktowałem się z Arthurem i opowiedziałem mu o tym spotkaniu. Wówczas stwierdził, że mogę zrobić z tymi materiałami, co chcę. Jakiś czas potem podzieliłem się nimi z przyjaciółmi i innymi sieciarzami, a także zaprezentowałem je kilka razy w okresie ośmiu lat podczas Spotkań Okrągłego Stołu w Dallas.
Szereg ich kopii wysyłałem do licznego grona ludzi, którzy mnie o nie prosili, nie mogąc znaleźć dość czasu, aby umieścić je w sieci, co czynię dopiero teraz.
Istnieją pewne interesujące związki i korelacje z koncepcjami dra Dotta. Oto kilka z nich:
• David Hudson utrzymuje, że pierwiastki monoatomowe są nadprzewodnikami, przez co są zdolne do magazynowania energii. Uważa on, że kiedy zostają wchłonięte do organizmu umiejscawiają się w tkankach i wzmacniają energię “aury", czyli pole Kirliana, które jest jego zdaniem rezultatem dynamicznej nadprzewodliwości. Mnie bardziej podoba się nazwa osłabione dynamiczne pole Meissnera.14 Okazuje się, że nowe rozwijające się tkanki są w rzeczywistości nadprzewodliwe, więc wraz z upływem czasu wchłanianie tego materiału winno uzdrawiać i zmieniać organizm. Nie znam żadnych bezpośrednich doświadczeń ani wiarygodnych doniesień na ten temat, lecz intryguje mnie to, że tym, co dr Dotto wytwarza w swoim pierścieniu, jest jedynie prąd, jaki posiadają nadprzewodniki, i to o bardzo niskim, jeśli w ogóle jakimkolwiek, napięciu (wytwarzanym przez opór).
• Natura ma tendencję do poszukiwania równowagi, a więc zanurzanie ciała w wysokoenergetycznym polu magnetycznym prądu stałego powinno powodować transfer energii, który “pociągałby" energię w ciele za sprawą “wzbogaconego" tła. W takim przypadku mogłoby to moim zdaniem prowadzić do “rozjaśnienia" aury lub pola Meissnera, które jest wytwarzane przez nadprzewodliwość.
• Jak wiadomo, Skandynawowie przesiadują przez pewien czas w gorącej saunie, a potem wybiegają z niej nago i tarzają się w śniegu. Inni po pobycie w gorącej saunie wskakują do lodowatej wody. Proszę przypomnieć sobie, co Dotto mówi o efekcie piezoelektrycznym, pod wpływem którego wewnątrz ciała może powstać wysokie napięcie będące następstwem drastycznych i nagłych zmian temperatury. Arthur powiedział mi, że kupił sobie metalową trumnę z zamiarem kładzenia się w niej w gorącej wodzie, która będzie szybko wymieniana na wodę zimną, przy czym proces ten ma być powtarzany kilka razy, podobnie jak to miało miejsce we wspomnianym doświadczeniu z myszami. Myszy były wystawiane przez 20 minut na działanie temperatury 0°C, lecz u ludzi może to wymagać dłuższego okresu czasu, ponieważ ludzkie ciało jest grubsze. Chodzi o wytworzenie jak najszybszej zmiany temperatury.
Są doniesienia mówiące, że technologia pierścienia została utajniona, ponieważ urządzenia te unosiły się z podłogi w wyniku oddziaływania silnego pola magnetycznego, które odpychało ziemskie pole magnetyczne.
W innych doniesieniach mówi się, że fundacja imienia Sloana-Ketteringa15 wycofała się z finansowania przedsięwzięcia i zniszczyła wszystkie urządzenia, ponieważ przy ich pomocy można było wyleczyć raka! Tego nie wolno robić, ponieważ rak to bardzo lukratywny interes.
Ostatnia wiadomość, jaka do mnie dotarła, mówi, że dr Dotto wrócił do swojego rodzinnego zamku w wieku ponad osiemdziesięciu lat, gdzie pogrążył się w rozważaniach religijnych.
Arthur Abraham Coleman zmarł 23 października 1997 roku w wieku 73 lat w Rockwall w Teksasie. Upamiętnił się wynalezieniem metody chemicznego proszkowania przydatnego w procesie łączenia metali (który jest wykorzystywany do budowy skrzydeł samolotów) oraz swoim znakomitym urządzeniem do elektroterapii (stosowanym przez wielu lekarzy).
Patent na Pierścień Dotta nosi numer 3 839 771 i nazywa się “Method for Constructing a Thermionic Couple" (“Metoda Budowy Pary Termojonicznej"), z kolei patent na różdżkę elektrostatyczną Dotta opatrzony jest numerem 3 785 383.
Jeśli ktoś z państwa posiada jakieś dodatkowe informacje dotyczące Pierścienia Dotta lub związanego z nim zagadnienia, którymi byliby państwo skłonni podzielić się z innymi za pośrednictwem Internetu, prosimy o skontaktowanie się z Jerrym Deckerem (lub redakcją Nexusa). Z góry dziękuję!
Przypisy: 1. W fizyce ten skrót oznacza siłę elektromotoryczną (Electromotive Force). W niniejszym artykule używany jest on jednak głównie jako określenie pól elektromagnetycznych, które w skrócie też można zapisać jako EMF (ElectroMagnetic Field). – Przyp. tłum.
2. Chodzi o Instytut Badania Raka Sloan-Kettering w Memoriał Cancer Center w Nowym Jorku. – Przyp. tłum.
3. Efekt Seebecka polega na wytworzeniu siły elektromotorycznej (EMF) w pętli złożonej z co najmniej dwóch różnych przewodników, kiedy dwa złącza są utrzymywane w różnych temperaturach. Efekt ten odkrył w roku 1821 niemiecki fizyk Thomas Johann Seebeck. Efekt Seebecka jest stosowany do pomiaru temperatury z bardzo dużą dokładnością i do generowania prądu elektrycznego w szczególnych zastosowaniach. – Przyp. tłum.
4. To chyba trochę nie tak. W skład nukleotydu wchodzą: dezoksyryboza (pięciowęglowy cukier), kwas fosforowy i organiczna zasada azotowa. Być może w czasie, gdy dr Dotto pisał swój artykuł, obwiązywało inne nazewnictwo. Różnice w stosunku do obowiązującej obecnie terminologii występują nie tylko w tym fragmencie. – Przyp. tłum.
5. Punkt Curie, inaczej temperatura przejścia (transakcji), to temperatura, w której w materiałach magnetycznych następuje gwałtowna zmiana własności magnetycznych. W temperaturach poniżej tego punktu atomy ciał ferromagnetycznych, które zachowują się jak malutkie magnesy, spontanicznie ustawiają się w jednym kierunku tak, że natężenie wynikowego pola magnetycznego rośnie. W temperaturach powyżej punktu Curie spontaniczne ustawienie się w jednym kierunku znika i materiał staje się paramagnetyczny. – Przyp. tłum.
6. Antena Yagi to kierunkowa antena radiowo-telewizyjna składająca się z dwóch poziomych konduktorów i wielu izolowanych dipoli równoległych do i położonych w tej samej płaszczyźnie co konduktory. Nazwa pochodzi od nazwiska japońskiego inżyniera-elektryka Hidetsugu Yagi (1886-1976). – Przyp. tłum.
7. Howard Martin Temin (1934-1994), amerykański wirusolog, który w roku 1975 otrzymał razem ze swoim byłym profesorem Renato Dulbecco i jeszcze jednym uczniem tego profesora, Davidem Baltimore'em, Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny za odkrycie zwrotnej transkryptazy enzymu. – Przyp. tłum.
8. Chodzi o teorie wyjaśniające rozwój komórek rakowych: wirusową (teoria popierana przez naukowców ze Sloan-Kettering z Nowego Jorku) oraz zniekształceń kodu genetycznego DNA będących następstwem działania pewnego typu wirusa (Temin). – Przyp. tłum.
9. Chodzi o teorię Dotta mówiącą, że rozwój rakowych tkanek powoduje nadmiar zasadowych par w zwojach podwójnego łańcucha DNA. – Przyp. tłum.
10. Biofizycy (odpowiednio: brytyjski i amerykański), którzy razem z Brytyjczykiem Maurice'em Wilkinsem zdobyli w roku 1962 Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny za określenie molekularnej struktury kwasu dezoksyrybonukleinowego (DNA), substancji odpowiedzialnej za dziedziczność, co zostało uznane za jedno z największych osiągnięć XX wieku. – Przyp. tłum.
11. Chodzi o teorię mówiącą, że rozwój komórek rakowych jest skutkiem niskiego ujemnego napięcia na ich błonie komórkowej (Cone, NASA). – - Przyp. tłum.
12. Czołowy amerykański producent urządzeń przeznaczonych dla lotnictwa i programu kosmicznego i jeden z ważniejszych zleceniobiorców w dziedzinie obronności. – Przyp. tłum.
13. Jonoforeza to wprowadzenie zjonizowanej substancji bez naruszenia skóry poprzez przyłożenie napięcia prądu stałego. – Przyp. tłum.
14. Efekt Meissnera polega na wyemitowaniu pola magnetycznego z materiału przekształcającego się w nadprzewodnik, to znaczy tracącego opór elektryczny przy oziębieniu do pewnej temperatury, zazwyczaj bliskiej absolutnemu zeru. Efekt ten, który jest własnością wszystkich nadprzewod-ników, został odkryty przez niemieckich fizyków, W. Meissnera i R. Ochsen-felda w roku 1933. – Przyp. tłum.
15. Kettering – amerykański inżynier, którego wynalazki, między innymi elektryczny rozrusznik, bardzo przyczyniły się do rozwoju przemysły samochodowego. Alfred P. Sloan jr – filantrop, przez ponad ćwierć wieku prezes amerykańskiej korporacji General Motors (GM). Naukowe zainteresowania pierwszego i filantropijne zapędy drugiego skłoniły ich do założenia Instytutu ds. Badań Raka imienia Sloana-Ketteringa w Memoriał Cancer Center w Nowym Jorku. – Przyp. tłum.
Artykuł ten opublikowany został za zgodą Jerry'ego Deckera z KeelyNet (PO Box 111786, Carrollton, Texas 75011-1786, USA); strona internetowa: http://www.keelynet.com/biology/dotto.htm (autor wstępu nieznany)
Powojenny optymizm lat dwudziestych spowodował dalszy rozwój w wielu istniejących już dziedzinach, takich jak lotnictwo, samochody i radio. Z tego też okresu wywodzą się pionierskie badania naukowe dra Royala R. Rife'a.
Pod koniec lat dwudziestych i na początku trzydziestych dr Rife dokonał przełomowych odkryć w dziedzinie optyki oraz elektronicznego leczenia chorób – odkryć, które pokrył kurz historii i które zatarły się w ludzkiej pamięci.
Postać dra Royala Rife'a jest obecnie nie znana większości społeczeństwa, choć w swoich czasach był na ustach wielu ludzi, zarówno w kręgach naukowych, jak i reszty społeczeństwa. Artykuły poświecone jego pracom ukazywały się w wielu naukowych periodykach, takich jak na przykład Science1 oraz Journal of The Franklin Institute2. Gazety wielkimi nagłówkami anonsowały jego odkrycia i w dowód uznania za swoje osiągnięcia z dziedziny medycyny, uhonorowano go obiadem wydanym na jego cześć przez środowisko lekarskie. Jedno z jego odkryć było jednak tak doniosłe i jednocześnie zakłócające istniejący w medycynie porządek, że doprowadziło do jego oczernienia i skutecznego wymazania jego nazwiska z annałów medycyny.
Ku ogromnej irytacji medycznego establiszmentu, dr Rife skonstruował elektroniczny przyrząd wykorzystujący zjawisko rezonansu. Urządzenie to było w stanie wywoływać głębokie zmiany fizjologiczne oraz zwalczać różne choroby, zarówno chroniczne, jak i infekcyjne.
Wszyscy wiemy doskonale, że komórki zbudowane są z wielu złożonych elementów. Dr Rife odkrył, że kiedy komórka lub pewna jej część poddawana jest działaniu energii, z którą pozostaje w rezonansie, energia ta zostaje wchłonięta przez będącą w rezonansie strukturę komórki. Ta zaabsorbowana energia może być z kolei użyta do pobudzenia komórki lub wypromieniowana w postaci ciepła bądź wibracji danej struktury.
Jak udowodniły późniejsze badania, rezonansowa energia może być wypromieniowana w postaci fal magnetycznych lub radiowych. To wypromieniowanie znane jest dziś pod nazwą jądrowego rezonansu magnetycznego i wykorzystywane jest w procesie noszącym nazwę Magnetic Resonance Imaging3 (MRI).
Dr Rife odkrył, że jeśli energia rezonansowa będzie większa od tej, którą komórka może przyjąć, to komórka lub jej cześć, która jest w rezonansie, ulegnie strukturalnej deformacji, a czasami może to nawet doprowadzić do jej śmierci. Doniosłość odkrycia dra Rife'a jest oczywista. Złośliwe mikroorganizmy, komórki lub tkanki, można poddać rezonansowi w taki sposób, aby zniszczyć ich osłabiające metabolizm oddziaływanie lub działania destrukcyjne. W rzeczywistości dr Rife odkrył częstotliwość rezonansową lub, jak to sam nazwał, “mortial oscillatory rate"4 (MOR) dla 55 głównych chorób bakteryjnych. Co więcej, dr Rife znalazł MOR raka. Odkrył, że komórki rakowe mogą być selektywnie oscylowane aż do ich destrukcji metodą całkowicie nieinwazyjną. Odkrył ponadto, że mała “cząstka" o rozmiarach porównywalnych z wirusem wydalana przez bakterie może być przyczyną raka i że można ja zniszczyć przy pomocy jego urządzenia.
Urządzenie to testował w roku 1934 specjalny komitet lekarski z Uniwersytetu Południowej Kalifornii. Jego działaniu poddano 16 pacjentów ze zdiagnozowa-nym rakiem. Po 120 dniach wszyscy zostali uznani za wyleczonych. Stwierdzono, że jego przedłużone stosowanie pozwala wyleczyć ponad 90 procent pacjentów.
Po dokonaniu wielu istotnych ulepszeń swojego urządzenia dr Rife z rozczarowaniem patrzył, jak popada ono w zapomnienie. Złożyło się na to wiele powodów, które zostały dokładnie omówione w poświeconej drowi Rife'owi książce Barry'ego Lynesa The Cancer Cure That Worked!: Fifty Years oj Suppression5 (Lekarstwo na raka, które działało! – 50 lat zapomnienia). Dość powiedzieć, że urządzenie dra Rife'a i sekret jego działania został stracony dla świata. Wielu ludzi próbowało je odtworzyć, ale z miernym skutkiem.
Główny problem polega na zmuszeniu danego obiektu do absorbcji rezonansowej częstotliwości. Wielu ludzi doświadczyło na sobie oddziaływania fal dźwiękowych uderzających w nas podczas głośnego koncertu, co jest formą przekazu energii. Dr Rife wynalazł nową metodę łączenia rezonansowej fali z obiektem. Używał rury wypełnionej gazem, najczęściej jednym ze szlachetnych (argon, neon lub pewną ich kombinacje). Rura ta była pobudzana do świecenia bardzo podobnie jak współczesne nam neony reklamowe, przy czym zamiast pobudzać gaz do świecenia, a właściwie przekształcać w pewną formę plazmy, przy pomocy wysokiego napięcia, dr Rife stosował do tego celu energie fal radiowych. W rezultacie następowała emanacja fali (ja nazywam ją “falą plazmatyczną"), której właściwością jest przyłączanie się do składników komórki i rezonowanie z nimi.
Wygoda w stosowaniu urządzenia Rife'a polegała na tym, że nie trzeba go było łączyć z ciałem. Pacjent kładł się i przesuwano tuż nad nim wspomnianą rurę.
Poznanie sekretu dra Rife'a umyka naukowcom od ponad 60 lat. Proste podłączenie nadajnika radiowego do rury plazmowej wywołuje pewne fizjologiczne rezultaty u pacjenta, ale nie są to jednak te same fizjologiczne i komórkowe destrukcyjne oddziaływania, które są podstawą metody dra Rife'a.
Próby powtórzenia efektów działania oryginalnej rury plazmowej poprzez przerabianie elektrycznych stymulatorów mięśni na przyrządy o charakterze terapeutycznym trwają od 45 lat. Zmodyfikowane stymulatory są zdolne do wytwarzania impulsów elektrycznych o częstotliwościach dochodzących do 40 000 Hz. Te nazywane przez producentów imieniem “Rife'a" urządzenia mają pewne dodatnie działanie i wielu pacjentów odnosi korzyści z ich stosowania. Mają one jednak jedną zasadniczą wadę. Jak wiadomo elektryczność przemieszcza się wzdłuż linii najmniejszego oporu i z tego powodu łatwo jest pominąć jakiś wymagający leczenia region ze względu na lokalne opory tkanek i drogi przewodzenia prądu w ciele. Producenci starają się wyeliminować te wadę poprzez zmianę wyjściowej fali.
Te same techniki manipulacji częstotliwościami elektrycznymi są stosowane obecnie w nowoczesnych aparatach typu TENS (Transcutaneous Electronic Nerve Stimulation – Transskórna Elektroniczna Stymulacja Nerwu) oraz innych elektrycznych stymulatorach stosowanych w medycynie. Nowoczesna aparatura medyczna ma zazwyczaj, wprowadzone przez odpowiednie agencje rządowe, ograniczenie wyjściowej częstotliwości do maksimum 200 Hz.
REZULTATY DZIAŁANIA PRZYRZĄDU RIFE'A-BARE'A
We wrześniu 1995 roku status plazmowej rury Rife'a uległ zasadniczej zmianie. To właśnie wtedy udało mi się skonstruować urządzenie, które mimo iż nie było dokładną repliką przyrządu Rife'a, dawało podobne rezultaty, a w niektórych przypadkach nawet dużo większe.
Wygląd oryginalnego generatora Rife'a.
I tak na przykład urządzenie dra Rife'a można było stosować w danym momencie tylko do jednej osoby, podczas gdy moje można używać do leczenia wszystkich pacjentów przebywających w danym pomieszczeniu. W Australii, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych są grupy dochodzące do 50 osób, których członkowie spotykają się kilka razy w ciągu tygodnia i są wystawiani jednocześnie na działanie mojego urządzenia. Kanadyjska “grupa woluntariuszy" – jak siebie nazywają jej członkowie – składa się z ponad 400 osób, które uczęszczały na sesje i zostały poddane kuracji o łącznym czasie jej trwania przekraczającym 7 godzin. Od wolontariuszy wymaga się, aby odnotowywali swoje pierwotne samopoczucie oraz dolegliwości, a następnie efekty leczenia. W ten sposób uzyskuje się obszerną bazę danych dokumentującą wyniki, tryb kuracji i różnorodne efekty będące wynikiem oddziaływania mojego, wciąż czekającego na przyznanie patentu, urządzenia. U pacjentów cierpiących na włókniaka mięśniowego, postępujący gościec stawowy, zapalenie kości i stawów, chorobę Lyme'a oraz kandydoze wystąpiła w wyniku leczenia znaczna poprawa. Dobre wyniki daje leczenie wszelkiego rodzaju chronicznych infekcji, łącznie z wirusopochodnymi. Zakażenia wirusem opryszczki, przeziębienia i grypy likwidowane są w czasie nie przekraczającym 48 godzin od momentu poddania chorego działaniu urządzenia.
Są również doniesienia mówiące, że w wyniku działania urządzenia ulega destrukcji pleśń na ścianach łazienki oraz że łatwo psująca się żywność nie pleśnieje, a jedynie czerstwieje. Tego rodzaju skutki nie są rezultatem bezpośredniego wystawiania na oddziaływanie urządzenia. Wystarczy jedynie, że fala przechodzi przez metalową obudowę lodówki. Urządzenie niszczy również karaluchy, mrówki i inne niepożądane insekty.
Nagrane kamerą wideo testy laboratoryjne dowodzą szczególnej skuteczności urządzenia przeciwko pospolitym pierwotniakom wodnym, które powoduje ich pękanie i dezintegracje. W tym miejscu nasuwa się pytanie, jak to urządzenia będzie działało na pierwotniaki wywołujące choroby, na przykład malarię.
Użytkownicy urządzenia donoszą o rozszerzaniu się skórnych naczyń krwionośnych, co przynosi znaczne korzyści: znikają naroślą, skóra pogrubia się i uzyskuje młodzieńczy wygląd, następuje wzmocnienie, a nawet odrastanie włosów na głowie, poprawia się również pamięć i czujność osób starszych.
Pewne częstotliwości mogą służyć do uspokajania i usypiania ludzi, a jeszcze inne do powstrzymywania ataków, jeśli takowe występują. Użytkownicy donoszą również, że odpowiednio dobrane częstotliwości znacznie łagodzą ból i rozluźniają mięśnie.
Najważniejsze są jednak doniesienia mówiące, że urządzenie to rezonuje z komórkami rakowymi ciała (oraz mięśniaka) i niszczy je. Działanie to jest tak wydajne, że jednym z głównych problemów jest ustalenie poziomu oddziaływania, które człowiek jest zdolny znieść. Pozostałości zniszczonych komórek powstające w trakcie niszczenia guzów trafiają w pierwszym rzędzie do krwi. Najlepszym sposobem wczesnego określenia, czy urządzenie działa właściwie, jest zatem zbadanie nie zabarwionej kropli krwi.
Te resztki zniszczonych tkanek mogą stanowić problem powodując okresowe niedomaganie wątroby i nerek. Jeśli ktoś poddał się wcześniej chirurgicznemu usunięciu węzłów chłonnych (limfatycznych), to największym problemem staje się powstawanie obrzęków – chodzi tu o to, że płyny nie są właściwie odprowadzane z tkanek, ponieważ resztki zniszczonych tkanek tworzą zatory w naczyniach limfatycznych. Należy zdawać sobie sprawę z tego, że rezultaty działania tego urządzenia nie polegają wyłącznie na rezonansowym niszczeniu szkodliwych komórek, ale również na fizjologicznym pobudzeniu, zwłaszcza systemu immunologicznego.
Przy pewnych częstotliwościach następuje pobudzenie białych ciałek krwi do stanu nadczynności, co można zaobserwować mikroskopowo. Ustalono, że w przypadku niektórych chorób, w szczególności raka, stan białych ciałek odbiega od normy – giną w czasie pierwszych kilku tygodni kuracji. Na ich miejsce zostają jednak wytworzone nowe białe ciałka i w ostatecznym wyniku u pacjenta obserwuje się ich wyższy od normalnego poziom, często wynoszący od 12000 do 14000 (normalnie 5000-10000).
Następuje również spadek liczby czerwonych krwinek do dolnych granic normalnego poziomu, jak gdyby ciało zmieniło priorytety, rezygnując częściowo z wytwarzania czerwonych krwinek na rzecz wzrostu produkcji białych, które mają za zadanie zwalczenie choroby. Oznacza to, że jeśli jakiś organizm nie jest zdolny do reagowania na fizjologiczną stymulację, jego reakcja na leczenie przy pomocy tego urządzenia będzie również bardzo słaba. Jeśli na przykład czyjś organizm został spustoszony przez raka i zostało zaatakowanych wiele organów lub jeśli organizm nie wrócił jeszcze do normy po niedawnym stosowaniu chemioterapii i naświetleń, wyniki leczenia przy pomocy tego urządzenia będą stosunkowo słabe.
Podkreślam z całą stanowczością, że nie leczę ludzi przy pomocy mojego urządzenia – to inni ludzie budują je i poddają się jego działaniu. Urządzenie należy traktować jako eksperymentalne, bowiem jego właściwe zastosowanie nie zostało jeszcze w pełni ustalone i ci, którzy je stosują, czynią to na własne ryzyko.
Urządzenie to nie jest panaceum na wszelkie przypadłości. Stosownie go ma swoje ograniczenia. Podobnie jak we wszystkich metodach leczenia występuje tu pewien procent ludzi, u których leczenie daje pozytywny skutek, ale są i tacy, u których takiego efektu brak. Nie ma metody skutecznej w stu procentach, niemniej stosowanie tego urządzenia przynosi bardziej niż zadowalające rezultaty.
Mam świadomość, że doniesienia o sukcesach wydają się zbyt niewiarygodne, aby były prawdziwe, tym niemniej są one prawdziwe i pochodzą z doświadczeń z ponad tysiącem jego egzemplarzy, które są obecnie używane.
JAK DZIAŁA URZĄDZENIE RIFE'A-BARE'A
Urządzenie Rife'a-Bare'a można zbudować w oparciu o schemat zamieszczony w mojej książce6 używając do tego dostępnych w każdym domu części. Codziennie powstają nowe egzemplarze tego urządzenia.
Moje urządzenie to przede wszystkim nadajnik i jednocześnie odbiornik radiowy, który można zaliczyć do urządzeń typu CB7, zmodyfikowany w taki sposób, aby wytwarzał pulsującą falę o szerokim paśmie charakteryzującą się modulacją amplitudy (AM8). (Przepraszam za ten nadmiar technicznych pojęć!) Pulsacja ma zmienną długość, która waha się od 50 mikrosekund do około 6 milisekund. W wyniku stosowania fali o modulowanej amplitudzie, a nie częstotliwości (FM9), tworzą się wstęgi boczne, to znaczy oddzielne sygnały radiowe, które są nadawane na różnych częstotliwościach radiowych. W celu wygenerowania wielu wstęg bocznych, a więc dosyć szerokiego pasma, do radia CB wprowadzana jest prostokątna fala o częstotliwości fonicznej.
Szerokość pasma można odnieść do przedziału na radiowej skali, w którym słychać sygnał radiowy. W naszym przypadku znaczna część pasma znajduje się w użyciu, jednak przy właściwym wykonaniu urządzenia mieści się ono w granicach określonych przez US Federal Communication Commission10, znanych powszechnie jako “przemysłowa, naukowa, medyczna długość fali".
Fala z radia CB jest wprowadzana do liniowego amplifikatora, który wzmacnia ją (łącznie z wstęgami bocznymi) od 15 do 20 razy, a następnie przesyła do wyjściowego antenowego tunera, który dopasowuje energię radiową do wypełnionej szlachetnym gazem szklanej rury. Energia radiowa zostaje zamieniona wewnątrz rury na inny rodzaj energii, którą z braku lepszego terminu ochrzciłem “falą plazmatyczną".
Proces konwersji energii fali radiowej jest bardzo ważny, jako że eliminuje on 98 procent nadmiaru mocy tej fali pochodzącej ze wzmacniacza. Oznacza to, że jest tam tylko lokalne pole RF11, bardzo blisko urządzenia, którego natężenie bardzo szybko spada do poziomu nie mającego znaczenia w świetle odległości występujących podczas leczenia.
Energia fali radiowej nie jest tą, która wykonuje właściwą pracę, chociaż panuje pogląd, że ma ona w tym swój udział. Główną pracę wykonuje fala plazmatyczną generowana przez rurę. Energia fali radiowej, która pozostaje po absorpcji przez plazmę, jest zbyt mała, aby mogła wytworzyć jakąkolwiek diatermię, to znaczy podgrzanie z odległości, z której prowadzone jest leczenie.
Energia wyjściowa z urządzenia Rife'a-Bare'a składa się z wielu ważnych elementów. Pierwszy z nich to energia pochodząca z plazmowej rury lub inaczej energia fali plazmowej. Energia ta jest w stanie przenikać przez zbrojone ołowiem ściany i nie stanowią dla niej przeszkody zarówno klatki Faradaya, jak i stalowe pojemniki. Potrafi ona na przykład zapobiec pleśnieniu owoców w mojej lodówce i to przy uruchamianiu urządzenia “w zakresie częstotliwości pleśniowej" co kilka dni.
Wygląd oryginalnego generatora Rife'a i innego ujęcia.
Inna fala, której źródłem jest również rura, zależy bezpośrednio od rodzaju gazu, mocy przyłożonej do rury, modulowanej częstotliwości fonicznej i ciśnienia gazu w rurze. Jest to fala świetlna, która zmienia się w zależności od wszystkich wymienionych czynników.
Zaobserwowano, że kolor jasnofioletowy uzyskiwany przy mieszance gazu składającego się w 80 procentach z argonu i 20 z neonu lub przy pewnych ciśnieniach czystego argonu daje najbardziej korzystny ogólny fizjologiczny skutek. Kolor ten okazuje się być również najbardziej destrukcyjny w stosunku do komórek rakowych.
Elektroporyzacją, dezintegracja Paramecium caudatum (pantofelek) pod wpływem fali plazmatycznej.
Należy uświadomić sobie, że fala świetlna w pewnym stopniu moduluje energie pochodzącą z rury lub jest jej nośnikiem w ten sam sposób, w jaki światło lasera jest nośnikiem energii. W odległości kilku cali od rury znajduje się pole elektrostatyczne, którego zmierzone natężenie wynosiło 25 000 V na metr. W razie potrzeby można je wzmocnić do poziomu, w którym wytwarza ono ozon, jednak takiej potrzeby nie ma. Pole elektrostatyczne jest ważne do pobudzenia rury do świecenia i utrzymania plazmy.
Ostatnio wykonano kilka eksperymentów z różnymi gazami i ciśnieniami wewnątrz rury plazmowej i ustalono wartości optymalne dla różnych gazów i ich mieszanek.
Większość posiadaczy urządzenia mojej konstrukcji używa rur ze szkła ołowiowego. Ołów działa jako przewodnik umożliwiając rurze lepsze świecenie, zwłaszcza przy wyższych ciśnieniach gazu. Zapotrzebowanie na te rury jest tak duże, że producenci, aby zaspokoić różne potrzeby, wykonują je obecnie nie tylko ze szkła ołowiowego, a także z Pyrexu12 i szkła kwarcowego.
EFEKTY ELEKTROPORYZACJI
W początkowej części tego artykułu wspomniałem, że moje urządzenie generuje bardzo szybki impuls radiowy. Impuls ten jest bardzo istotny, ponieważ jest on w stanie wywołać w pewnych komórkach i mikroorganizmach efekt zwany “elektroporyzacją". Efekt ten jest widoczny na nagraniu wideo wykonanym w powiększeniu mikroskopowym podczas doświadczeń z pierwotniakami.
Elektroporyzacji ulegają wszystkie komórki, mikroorganizmy i wirusy. Kiedy komórka zostaje poddana działaniu elektrycznego impulsu lub impulsu świetlnego (podobnego do tego, jaki daje lampa błyskowa) o odpowiedniej mocy i czasie trwania, w jej zewnętrznej ściance tworzą się pory.
Por rozmiarów mikrona w ścianie Parameciutn caudatum (pantofelek).
Impulsy wytwarzane przez moje urządzenie mają zazwyczaj długość rzędu mikro- lub milisekund, zaś konieczna różnica potencjałów na ściance komórki wynosi od 0,5 do 1,5 V. W warunkach laboratoryjnych do wywołania elektroporyzacji stosuje się napięcie rzędu kilku tysięcy wolt. W tym przypadku elektroporyzacją następuje natychmiast po poddaniu komórki działaniu takiego impulsu.
Jak się jednak okazało, stosując pulsującą fale radiową oddziałującą na gazową plazmę przy pomocy modulowanej częstotliwości rezonansowej, napięcie konieczne do wywołania elektroporyzacji nie wymaga stosowania silnych pól elektrycznych. Elektroporyzacją wywoływana przez fale wychodzącą z mojego urządzenia przebiega dosyć wolno.
Elektroporyzacje można zainicjować przy pomocy oddziaływań trwających zaledwie kilka minut, może ona także wystąpić dopiero po oddziaływaniach trwających aż 40 minut. Prędkość zachodzenia procesu elektroporyzacji zależy od kilku czynników: rodzaju organizmu, przyłożonej mocy oraz rodzaju gazu w rurze plazmowej. Powstające w tym procesie pory mogą mieć charakter zarówno nieodwracalny, jak i odwracalny. Przy odpowiedniej intensywności i odpowiednio długim czasie oddziaływania wytworzone pory są nieodwracalne (nie zasklepią się), w wyniku czego zaburzona zostaje osmotyczna równowaga komórki, która w następstwie tego zamiera lub w niektórych przypadkach eksploduje.
Elektroporyzacją wywoływana wysokim napięciem ma obecnie zastosowanie w eksperymentach z transferem genów, wprowadzaniem związków chemicznych do komórki oraz w przemyśle spożywczym do przedłużania okresu trwałości łatwo psujących się produktów żywnościowych. Zazwyczaj pory są bardzo małe, rzędu nanometra (bilionowa cześć metra), i można je dostrzec jedynie pod mikroskopem elektronowym. Mam film nagrany kamera wideo z obrazem z mikroskopu, na którym widać olbrzymie pory wielkości mikrona otwierające się w ściance pierwotniaka pod wpływem działania mojego urządzenia.
STRUKTURALNE EFEKTY REZONANSU
Kolejną cechą mojego urządzenia jest stosowanie modulowanych częstotliwości fonicznych w celu uzyskania strukturalnych efektów rezonansowych. Komórki potrafią demodulować częstotliwość foniczną. Innymi słowy, potrafią one rozdzielić falę foniczną tak, że częstotliwość foniczna zostaje wyrażona wewnątrz komórki i dzieje się to podobnie do procesu, jaki zachodzi w radiu, które oddziela cześć foniczną fali nośnej i przetwarza ją na muzykę. Jeśli częstotliwość foniczna jest rezonansowa, komórka lub tkanka jest oscylowana przez fale.
Wielu ludzi posiada wewnątrz swojego ciała demodulatory, na przykład amalgamat wypełniający ubytki w zębach. Są doniesienia mówiące, że plomby wykonane z amalgamatu obluzowują się i pękają z powodu demodulacji częstotliwości fonicznych. Na szczęście, przypadki takie należą do rzadkości i nie wiadomo, które częstotliwości są tego przyczyną.
Obecnie uważa się, że urządzenie mojej konstrukcji może wytwarzać selektywne efekty NMR (jądrowy rezonans magnetyczny). NMR odgrywa zasadniczą role przy wykorzystywaniu MRI (wizualizacja metodą rezonansu magnetycznego). Efekt NMR występuje w statycznym polu magnetycznym, które jest zazwyczaj bardzo silne. Wytworzenie efektu NMR wymaga również użycia fal radiowych, często pulsacyjnych, o wysokiej częstotliwości. W celu uzyskania obrazu przyrząd wytwarzający MRI najczęściej wykorzystuje stałe pole magnetyczne zmieniając jedynie częstotliwość fali radiowej.
Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę magnetyczne pole Ziemi lub potraktujemy moje urządzenie jako pole statyczne, wówczas zgodnie z równaniami definiującymi efekt NMR okaże się, że może on wystąpić przy częstotliwościach fonicznych a nie radiowych. U ludzi poddanych działaniu mojego urządzenia wykryto anomalne pola magnetyczne o natężeniu mierzonym w gausach. Ziemskie pole magnetyczne ma około 0,5 gausa, natomiast pole wygenerowane w ciele może być wielokrotnie silniejsze od ziemskiego. Pola te generowane są powoli i rosną do wartości maksymalnej przez wiele sekund, po czym stabilizują się.
Nie należy się wiec dziwić odkryciu, że te same częstotliwości foniczne mogą dawać odmienne odczyty u różnych ludzi. Chodzi o to, że jeśli w ciele znajduje się coś, z czym rezonuje energia, to czymkolwiek by to nie było, będzie to absorbować energie i wytwarzać pole. Trwają eksperymenty z wykorzystaniem tego zjawiska do celów diagnostycznych.
Jeśli urządzenie zostaje wyłączone, odczyt miernika pola magnetycznego spada do poziomu odpowiadającego natężeniu pola magnetycznego otoczenia. Uważa się, że to nietypowe pole magnetyczne generowane jest przez efekt NMR znany jako “faza relaksacyjna". Oznacza to, że protony w pewnych molekułach ciała pobudzane są do stanu wysokoenergetycznego przez zmodulowane częstotliwościami fonicznymi pulsujące fale radiowe, a następnie w czasie fazy “spoczynkowej" miedzy poszczególnymi pulsacjami wracają do stanu “relaksacji" oddając zmagazynowaną energie w postaci pola magnetycznego.
Przy pomocy efektów NMR można doprowadzić do selektywnego rezonansu związków chemicznych, molekuł, i atomów. Jest to obszar przyszłych badań i obecnie rodzi on więcej pytań, niż udziela odpowiedzi. Ostatnio odkryto, że powolna pulsacja fal radiowych może powodować inne, być może nawet silniejsze, efekty. Długość cyklu pulsacji fonicznej wynosi zazwyczaj od 0,3 do 0,8 sekundy i miedzy poszczególne pulsacje wprowadzona zostaje nośna fala radiowa. Wydaje się, że niewyłączanie fali nośnej powoduje powstawanie efektu łączenia, zaś “szok" dodanej modulacji fonicznej generuje poprawiony efekt – być może przez coś, co nazywa się “przeciwsiłą elektromotoryczną", która powstaje w przewodnikach w chwili ich gwałtownego rozładowania. Za każdym razem, gdy bramka zostaje włączona i wyłączona, na wyjściu urządzenia pojawia się ciąg pulsów.
Obszar ten jest obecnie badany pod kątem ewentualnych zastosowań, jakie mogą z tego wyniknąć. Jest oczywiste, że urządzenie Rife'a-Bare'a ma ogromne zastosowanie w wielu dziedzinach, zarówno praktyczne, jak i naukowe, lecz jak już podkreślałem, nie jest ono wierną kopią urządzenia Rife'a. Czym ono było, pozostaje tajemnicą od sześćdziesięciu lat. Obecnie jego sekret jest już zasadniczo poznany i zostanie omówiony w części drugiej tego artykułu.
W pierwszej części tego artykułu podałem ogólny zarys przyrządu wynalezionego przez dra Rife'a wraz z omówieniem jego współczesnego odpowiednika – generatora Rife'a-Bare'a". Oryginalny generator Rife'a pozostaje zagadką od sześćdziesięciu lat, jednak jego tajemnica została już częściowo poznana.
W celu ustalenia, czym w rzeczywistości był oryginalny generator dra Rife'a, należy przyjrzeć się historii badań z tego zakresu. Elektrycznym urządzeniem, które go poprzedziło, był przyrząd opracowany w roku 1918 przez doktora nauk medycznych Alberta Abramsa.
Urządzenie, które skonstruował dr Abrams, zwane było oscylatorem “Tick-Tock" (nazwa ta wywodzi się od sposobu jego działania przypominającego metronom). Było to wzbudzane impulsowo, emitujące krótkie fale urządzenie małej mocy pracujące w paśmie 43 MHz. Na całym świecie rozprowadzono ich ponad 2000. W roku 1931 dr Abrams skonstruował jego ulepszoną wersje pod nazwą Oscilloclastu, który również pracował w paśmie 43 MHz. Była to udoskonalona wersja oscylatora “Tick-Tock".
Oscilloclast wytwarzał trzy rodzaje fal: fale krótkie (takie jak w nadajniku krótkofalowym), pobudzaną impulsowo tłumioną fale o częstotliwości około 90 Hz na minutę lub 1,5 Hz na sekundę (tu można zrobić analogie do dzwonka) i pewien rodzaj zmiennej energii magnetycznej. Elektrody umieszczano blisko lub bezpośrednio na ciele pacjenta. Depolaryzujące elektrody miały cewkę dławikową zapobiegającą wejściu do obwodu fal radiowych. W celu leczenia choroby operator Oscilloclastu zmieniał wyjściową częstotliwość krótkofalowego nadajnika w dziesięciu etapach, od około 43,000 MHz do 43,357 MHz. Wybór częstotliwości zależał oczywiście od tego, na co skarżył się pacjent.
Ogólnie mówiąc, Oscilloclast był nadajnikiem radiowym niskiej mocy o zmiennej częstotliwości wyjściowej. Urządzenie wytwarzało ciąg bramkowanych impulsów o częstotliwości radiowej, które podlegały modulacji falą foniczną o częstotliwości 60 Hz, zaś pacjent był podłączony do elektrod depolaryzatora zmiennej energii magnetycznej, o natężeniu około 60 gausów i cyklu 1,5 sek.
Niektórzy czytelnicy, jak sądzę, zapewne już się zorientowali na podstawie powyższego opisu, że Oscilloclast dra Abramsa to nic innego jak wczesna wersja urządzenia wykorzystującego NMR (jądrowy rezonans magnetyczny). W celu wygenerowania obrazu wnętrza ciała w nowoczesnych skanerach MRI (wizualizacja metodą rezonansu magnetycznego) stosowane jest stałe pole magnetyczne w połączeniu z pulsującą energią fal radiowych o zmiennej częstotliwości.
Jak to wszystko ma się do oryginalnego generatora Rife'a? Sądzę, że generator Rife'a jest pochodną przyrządu Abramsa. Jest miedzy nimi kilka drobnych różnic – poziom stosowanych mocy jest w generatorze Rife'a kilka razy wyższy, lecz emanowana z plazmowej rury fala radiowa jest bardzo słaba, podobnie jak w przyrządzie Abramsa. Generator Rife'a miał zmienną częstotliwość pulsacji, od 1 do 4 Hz na sekundę, i wykorzystywał znacznie większy zakres pasma radiowego, niż to miało miejsce w przyrządzie Abramsa, ponadto Rife używał plazmowej rury w charakterze anteny. Zabójcze wibracje (MOR-y13) były wytwarzane jedynie w zakresie częstotliwości radiowych, jako że w modulowanej częstotliwości fonicznej nie było ich.
Sądzę, że Rife nigdy nie próbował opatentować swojego generatora ze względu na jego duże podobieństwo do Oscilloclastu Abramsa oraz jeszcze jednego urządzenia używanego w tamtych czasach, zwanego Fioletowym Promieniem (Violet Ray).
Fioletowy Promień był cewką Tesli połączoną z wypełnioną argonem szklaną rurą. Cewka Tesli wytwarzała impulsy służące do zapłonu rury. Za sprawą swojej konstrukcji Fioletowy Promień modulował podobnie jak Oscilloclast prąd zmienny o częstotliwości 60 Hz występujący w domowej instalacji elektrycznej. Pionierem budowy dużych wersji urządzenia typu Fioletowy Promień był pod koniec XIX wieku sam Nikola Tesla.
Jak działał oryginalny generator Rife'a? Obecnie wszyscy myślimy o MOR-ach w zakresie częstotliwości fonicznych. Wiadomo na przykład, że foniczny MOR raka wynosi 2128 Hz. Jednak MOR podany przez Rife'a wynosił 28 825 455 Hz. To oznacza, że w oryginalnym generatorze Rife'a nie miała miejsca bezpośrednia modulacja częstotliwości fonicznych!
Oryginalny generator Rife'a wykorzystywał zmienne częstotliwości radiowe i zmienne pulsacje. Owa pulsująca fala radiowa znajdowała się na wyjściu prowadzącym do wypełnionej gazem rury. Pulsacje generowano poprzez sterowanie urządzeniem transmitującym połączonym z rurą plazmową. Na dostępnym obecnie filmie wideo przedstawiającym dra Rife'a podczas demonstracji swojego urządzenia, widać wyraźnie występujące w rurze pulsacje. Pulsacja składała się z pełnego cyklu on-off (włączone-wyłączone), przy czym rura nie świeciła w przerwie miedzy poszczególnymi impulsami. Tego rodzaju impuls generuje ogromną, harmoniczną energie fal radiowych.
Jak dotąd nie wiadomo, skąd i dlaczego pojawiły się stosowane dziś zmienne foniczne MOR-y. Fakt, że modulowana fala o częstotliwości 60 Hz na sekundę odgrywała ważną role w konstrukcji Oscilloclastu, musiał mieć wpływ na powstanie fonicznych MOR-ów w generatorze Rife'a.
NIEFORTUNNE BADANIA URZĄDZENIA TYPU GENERATOR RIFE'A
Ostatnia seria listów pochodzących od nieznanej osoby podpisującej się internetowym pseudonimem “Cisco" rzuciła trochę dodatkowego światła na oryginalny generator Rife'a. W roku 1934 dwaj lekarze z Denver w stanie Kolorado, Clayton i Cooperson, posługiwali się urządzeniem, które prawdopodobnie nim było.
Kilka lat temu Cisco miał dostęp do siedmiu notatników dra Claytona. Ponieważ to, co przeczytał, wydało mu się warte uwagi, zrobił z tego notatki, lecz nigdzie, w żadnym miejscu nie natknął się na jakąkolwiek wzmiankę o Rife'ie. Jakiś czas potem Cisco dowiedział się, że krewny dra Claytona, do którego należały jego notatniki, wyrzucił je do śmieci!
Relacja Cisco na temat dra Claytona jest wręcz rewelacyjna. Okazuje się, że dr Clayton oprócz używania rury plazmowej i nadajnika radiowego o zmiennym pulsie podłączał swoich pacjentów do pary zmiennych depolaryzatorów.
Zadaniem depolaryzatorów było dostarczanie prądu zmiennego z sieci w celu zmiany kierunku z dodatniego na ujemny w czasie pulsacji lampy zasilanej energią radiową. Na wyjściu depolaryzatora na obrazie oscyloskopowym ukazywało się coś bardzo podobnego do fali prostokątnej, to znaczy puls był dodatni przez połowę cyklu błyskowego, a następnie, w czasie pozostałej połowy cyklu, kiedy rura nie błyskała, nagle zmieniał się na ujemny.
Pacjent siedział na drewnianym krześle, trzymając stopy na metalowej płytce a w rękach dwie elektrody. W późniejszym czasie w oparciu krzesła umieszczono dodatkową parę elektrod, aby do okolic torsu doprowadzić więcej prądu. Zastosowanie płyty pod stopy i elektrod trzymanych w rękach jest typowym rozwiązaniem stosowanym we współczesnych urządzeniach typu częstotliwościowego wzorowanych na generatorze Rife'a.
Dr Clayton i jego partner, dr Cooperson, wplątali się później w działalność polityczną. Ucierpieli również mocno z powodu kryzysu ekonomicznego i w rezultacie ich badania straciły impet. Ich ostateczne zaprzestanie było spowodowane ich obawą, że rząd USA oskarży ich o działalność wywrotową.
Gromadząc fundusze na badania weszli w kontakt z podejrzanym niemiecko-szwajcarskim biznesmenem. Nawiązali również kontakt z niemieckim producentem mikroskopów. Problem polegał na tym, że byli to ludzie związani z krajem, który stał się nazistowskimi Niemcami. Z perspektywy czasu widać, że byli oni całkowicie niewinni, zaś przyczyną ich kłopotów był kryzys ekonomiczny i związany z nim brak pieniędzy.
Dowodem na to, jak ciężkie były to czasy, można być to, że jedna z czołowych gazet amerykańskich brała pieniądze w zamian za drukowanie artykułów wychwalających nazistowski reżim.
W końcu rząd skonfiskował całe wyposażenie laboratorium oraz notatki Claytona i Coopersona traktując je jako zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Cooperson zginął w roku 1940 popełniwszy rzekomo samobójstwo. Wkrótce potem otruto Claytona. Początkowo uznano, że przyczyną jego śmierci było również samobójstwo, lecz późniejsze badania laboratoryjne wykazały obecność w jego ciele bardzo zjadliwej mieszaniny trucizn. Czy tej zbrodni dopuścił się rząd USA, czy też może reżim nazistowski? Pewnie nigdy nie poznamy odpowiedzi na to pytanie.
USTALANIE WARTOŚCI WSPÓŁCZYNNIKA ZABÓJCZEJ OSCYLACJI (MOR)
Jednym z najdonioślejszych faktów pochodzących z zapisków dra Claytona jest opis użycia mikroskopu wynalezionego przez dra Rife'a do określania MOR-ów. Stosując parę pryzmatów wirujących w przeciwnych kierunkach pod stolikiem mikroskopu można podświetlić znajdujący się na nim obiekt wiązką monochromatycznego światła. Przy pewnym kolorze komórka wypromieniuje światło innego koloru. Doświadczenia te prowadzono na żywych komórkach i proces ten można potraktować jako metodę barwienia za pomocą światła lub wariant procedury znanej jako “podświetlanie Rheinberga".
W mikroskopie Rife'a komórka była zabarwiona, zaś pozostałe pole pozostawało białe, tak jak w standardowych mikroskopach o jasnym polu. Kiedy dochodzono do częstotliwości MOR-a, komórka traciła kolor i stawała się przezroczysta, ponieważ absorbowała rezonującą energię z powodu zachodzących w niej zmian lub obumierania.
Dr Rife używał tej metody do ustalania MOR-ów, poza tym ma ona z pewnością zastosowanie w obecnie używanych nowoczesnych mikroskopach.
Tym, którzy będą chcieli odtworzyć oryginalny generator Rife'a, mogę powiedzieć, że niektóre częstotliwości MOR-ów są znane i można je zaczerpnąć z jego notatek. Podaje on w nich dwie częstotliwości, które, jak się uważa, są łączone w końcowym etapie na wyjściu nadajnika lub są wprowadzane jednocześnie do kulistej rury plazmowej. Jedna z tych częstotliwości jest podawana wprost, zaś druga pośrednio jako długość fali superregeneratywnej tuby audionowej.
Długość fali można zamienić na częstotliwość za pomocą wzoru: częstotliwość (w Hz) = prędkość światła (w metrach na sekundę) podzielona przez długość fali (w metrach), czyli częstotliwość = 3 x 108 (metrów na sekundę)/długość fali.
Występuje tu jednak pewna komplikacja w postaci zjawiska zwanego heterodynowaniem, które może wystąpić, jeśli wewnątrz rury plazmowej będą się nakładać częstotliwości. W przypadku heterodynowania z rury może emanować jeszcze jedna fala, która jest wynikiem różnicy a nie sumy obu nakładających się częstotliwości.
Rak: 11780000 Hz; długość fali superregeneratywnej tuby audionowej – 17,6 metra lub 17045455 Hz. MOR wynosi 28823455 lub 5265455 Hz.
Paciorkowiec: 1241000 Hz; długość fali superregeneratywnej tuby audionowej – 142 metry lub 2112676 Hz. MOR wynosi 3353676 lub 871676 Hz.
Gronkowiec: 998 740 Hz; długość fali superregeneratywnej tuby audionowej – 540 metrów lub 555556 Hz. MOR wynosi 1554296 lub 443184 Hz.
Gruźlica: 583000 Hz; długość fali superregeneratywnej tuby audionowej – 554 metry lub 541516 Hz. MOR wynosi 1124 516 lub 41484 Hz.
UDOSKONALENIA GENERATORA DRĄ RIFE'A
Obecnie uważam, że optymalnym urządzeniem byłoby takie, które czyniłoby użytek z nadajnika radiowego o zmiennej częstotliwości z modulowanymi prostokątnymi falami fonicznymi MOR-ów oraz zmienną pulsacją foniczną.
Moje urządzenie, generator Rife'a-Bare'a (to nie ja je tak nazwałem, ale jego użytkownicy), jest do tego modelu bardzo podobne. Bramkowana pulsacją foniczna może być generowana przez nowoczesne oscylatory częstotliwości fonicznych, podczas gdy pulsacją fali nośnej zmienia się automatycznie wraz z przyłożoną częstotliwością foniczną. Pulsację fal radiowych można dostrajać elektronicznie do jej “cyklu roboczego". Moje urządzenie ma również stałą częstotliwość radiową wynoszącą 21,12 MHz. Zmienna częstotliwość radiowa z pewnością wytwarzałaby całą gamę radiowych interferencji i wpędziłaby jego właścicieli w kłopoty natury prawnej w przypadku jego niewłaściwego ekranowania.
Muszę ostrzec potencjalnych konstruktorów chcących odtworzyć oryginalny generator Rife'a, że urządzenie to nie powinno ściśle dostrajać się do znanych warunków radio-operatorskich. Urządzenie Rife'a opisane przez Claytona było podobne do mojego i zachowywało się kapryśnie.
Aby właściwie i optymalnie pracować, moje urządzenie musi być samorezonujące. Dokładne długości kabli, umiejscowienie i rodzaj części, obwody uziemiające etc. – wszystko to jest konieczne do należytego działania mojego urządzenia. Powyższe zmienne zostały określone dla mojego urządzenia i jeśli ktoś chce je wykonać, musi ściśle stosować się do podanych instrukcji. Ustalenie wartości tych zmiennych w celu odtworzenia oryginalnego generatora może okazać się kłopotliwe.
SPOJRZENIE W PRZYSZŁOŚĆ
Zdaję sobie sprawę, że podana tu informacja jest wysoce kontrowersyjna. W ciągu minionych lat napisano tak wiele błędnych lub tendencyjnych rzeczy na temat generatora Rife'a, że obecnie jest już prawie niemożliwe odróżnienie faktów od zmyśleń. Odtworzenie oryginalnego generatora będzie trudnym zadaniem.
Prawdziwą tragedią dra Rife'a jest utrata wyników jego badań. Jesteśmy o 60 lat do tyłu, jeśli chodzi o dalszy rozwój jego urządzenia.
Liczba śmiertelnych ofiar na całym świecie i cierpienia ostatnich 60 lat są zbyt wielkie, aby je sobie wyobrazić, zbyt przerażające, aby móc je zrozumieć. Przyszłość mojego przyrządu jest bezpieczna, ponieważ wśród ludzi krąży już dostatecznie dużo kopii mojej książki instruującej, jak go wykonać.14 Wystarczająco dużo ludzi ma to urządzenie i wie, jak je zbudować. Ludzie ci nie potrzebują już tej książki jako przewodnika, poza tym żyją w różnych krajach na całym świecie. Nikomu już nie uda się powstrzymać tego, co musi się dokonać.
Począwszy od sierpnia 1997 roku pierwsze urządzenia Rife'a-Bare'a zbudowano w Rosji, Chinach, Indonezji i Wietnamie. W połowie października 1997 roku w Kanadzie odbyło się pierwsze Sympozjum Technologii Rife'a, w którym uczestniczyło 148 osób z wielu krajów świata, między innymi z Anglii, Australii, Holandii, Kanady i USA.
Było mi bardzo miło współpracować z doktorami nauk przyrodniczych i medycyny, niemniej najbardziej cieszy mnie liczny udział w tym spotkaniu ludzi, którzy nie zajmują się zawodowo medycyną, dzięki którym do niego doszło, i że to głównie oni przyczyniają się do przyrostu liczby generatorów. Jest to ta sama grupa, której członkowie co roku przeznaczają pokaźne sumy na wspieranie wszelkiego rodzaju badań z zakresu medycyny nie oczekując w zamian żadnej nagrody. To oni z czasem dopilnują, aby odpowiednia ilość ich pieniędzy została skierowana na badania z zakresu ochrony zdrowia (jest ogromna różnica między tymi dwoma rodzajami badań) i to urządzenie było szerzej wykorzystywane.
Nie zamierzam snuć rozważań na temat przeobrażeń, do jakich może doprowadzić to urządzenia. Kierunek został określony i stopniowo zbliżamy się ku nowym brzegom, ale jak tam dotrzemy, pozostaje pytaniem, na które może odpowiedzieć jedynie nasze przeznaczenie.
O autorze:
James E. Bare jest doktorem chiropraktyki (kregarstwa) i od 20 lat prowadzi praktykę w Albuquerque w stanie Nowy Meksyk w USA. Od najmłodszych lat pasjonowała go elektronika i kiedy w roku 1994 przeczytał książkę Barry'ego Lynesa o drze Rife'ie, z miejsca przystąpił do pracy nad prototypem jego urządzenia. W połowie roku 1995 zbudowany przez niego prototyp generatora Rife'a-Bare'a rozpoczął działanie przynosząc ludziom ulgę w przypadkach bólu mięśni. Pod koniec roku 1995 wzbogacił swoje urządzenie o modulowaną pulsacje i od tej chwili zaczęło ono dawać niezwykłe wyniki lecznicze, jednak on sam nie stosuje go w swojej praktyce medycznej. Pracuje średnio 100 godzin w tygodniu, przy czym sprawy związane z jego urządzeniem pochłaniają trzy czwarte tego czasu. Twierdzi, że tak intensywną pracę umożliwia mu witalizujące oddziaływanie jego urządzenia. Kontakt: 8005 Marble Avenue, NE Albuquerque, NM 87110, USA tel: +1 (505) 268 4272 E-mail: rifetech@rt66.com
Przypisy:
1. “Filterable Bodies Seen with the Rife Microscope", Science, nr 74, 11 grudzień 1931 roku.
2. Dr R.E. Seidel, M. Elizabeth Winter, “The New Microscopes" (artykuł dyskusyjny), Journal of The Franklin Institute, nr 237, luty 1944 roku.
3. Wizualizacja Metodą Rezonansu Magnetycznego. NMR (Nuclear Magnetic Resonance – Jądrowy Rezonans Magnetyczny) różni się zasadniczo od skanowania typu CAT (Computerized Axial Tomography – Komputerowa Tomografia Osiowa) wykorzystującego promieniowanie rentgenowskie. Wizualizacja za pomocą rezonansu magnetycznego (Magnetic Resonance Imaging – MRI) polega na selektywnej absorpcji fal radiowych o bardzo wysokiej częstotliwości przez jądra atomowe, które zostają poddane działaniu stosunkowo silnego stacjonarnego pola magnetycznego. Zjawisko to zostało po raz pierwszy zaobserwowane w roku 1946. Jądra, których przynajmniej jeden proton lub neutron nie posiada pary, działają jak malutkie magnesy i silne pole magnetyczne wywiera na nie siłę, która zmusza je do ruchu precesyjnego, czyli takiego, w którym na przykład oś wirującego w polu grawitacyjnym Ziemi ciała zakreśla tor w kształcie stożka. Jeśli naturalna częstotliwość ruchu precesyjnego jądrowych magnesów jest zgodna z częstotliwością słabych fal radiowych działających na dany materiał, to materiał ten absorbuje energie tych fal. Te selektywną absorpcje zwaną rezonansem magnetycznym można wywołać przez dostrojenie naturalnej częstotliwości jądrowych magnesów do częstotliwości padających na ciało słabych fal radiowych albo przez dostrojenie częstotliwości fal do naturalnej częstotliwości jądrowych magnesów.
Przy pomocy jądrowego rezonansu magnetycznego można mierzyć magnetyczne momenty jądrowe, czyli charakterystykę magnetycznych własności określonego jądra. Ponieważ własności te są modyfikowane przez bezpośrednie chemiczne środowisko, pomiary magnetycznego rezonansu dostarczają informacji o molekularnej strukturze różnych ciał stałych i cieczy. Od początku lat osiemdziesiątych techniki oparte na magnetycznym rezonansie jądrowym są stosowane w medycynie. Przy jego pomocy można otrzymać w drodze nieinwazyjnej, bez ryzyka jakichkolwiek uszkodzeń, obrazy cienkich warstw ciała. Dokonuje się tego poprzez pomiar magnetycznego momentu jądra zwykłego wodoru w wodzie i w lipidach (tłuszczach) ciała. Obrazy uzyskane tą drogą odznaczają się możliwością różnicowania tkanek zdrowych i uszkodzonych. Pod koniec lat osiemdziesiątych technika uzyskiwania obrazów tkanek ciała przy zastosowaniu jądrowego rezonansu magnetycznego rozwinęła się i stanowi najlepsze dostępne obecnie narzędzie służące do uzyskiwania obrazów mózgu, serca, wątroby, nerek, śledziony, trzustki i innych organów. Przy pomocy w ten sposób uzyskanych obrazów można z łatwością wykryć guzy, tkanki niedokrwione oraz płytki miażdżycowe. Technika ta nie powoduje żadnych zagrożeń dla zdrowia badanej osoby, to znaczy jak dotąd ich nie stwierdzono. Nie można jej jednak stosować w stosunku do osób posiadających rozruszniki serca lub inne tego typu urządzenia.
W procesie wizualizacji przy pomocy rezonansu magnetycznego pacjent jest umieszczany wewnątrz cewki magnetycznej i na jego głowę skierowana zostaje energia w postaci fal o częstotliwości radiowej, która pobudza protony tworzące jądra wodoru w mózgu. Następnie protony oddają mierzalną energie elektryczną, której pomiary zostają z pomocą komputera przetworzone na mapę tkanki. Ponieważ metoda ta prawie nie uwidacznia kości, jest doskonała do uzyskiwania obrazów tkanek położonych wewnątrz czaszki oraz rdzenia kręgowego. – Przyp. tłum.
4. Współczynnik Śmiertelnej Oscylacji.
5. Barry Lynes, The Cancer Cure That Worked!: Fifty Years of Suppression (Lekarstwo na raka, które działało! – 50 lat zapomnienia), Marcus Books, P.O. Box 327, Queensville, Ontario, Kanada, 1987, IV wydanie z roku 1992.
6. Dr James Bare, Resorami Frequency Therapy: Building the Rife Beam Ray Device (Terapia częstotliwością rezonansującą – budowa promiennika Rife'a), James Bare, Albuquerque, USA, 1995-1996.
7. Skrót od słów Citizens' Band (Pasmo Obywatelskie), od których wywodzi się modna od kilku lat w Polsce nazwa sieci łączności opartej na krótkofalówkach zwanych potocznie CB radiami. – Przyp. tłum.
8. Skrót od słów Amplitudę Modulation (modulacja amplitudy). – Przyp. red.
9. Skrót od słów Frequency Modulation (modulacja częstotliwościowa). – Przyp. red.
10. W skrócie FCC – urząd zajmujący się kontrolą i przydziałem pasm radiowych i telewizyjnych na terenie USA. – Przyp. tłum.
11. Skrót od słów Radio Frequency (częstotliwość radiowa). – Przyp. red.
12. Pyrex to znak handlowy różnych rodzajów szkła żaro- i chemoodpornego. – Przyp. tłum.
13. Skrót od Mortal Oscillatory Rate (Współczynnik Zabójczej Oscylacji). – Przyp. tłum.
14. James Bare, Resonant Frequency Therapy: Building the Rife Beam Ray Device (Terapia częstotliwością rezonansową – budowa generatora promieniowania Rife'a), James Bare, Albuquerque, USA, 1995-1996.
Większość ludzi od czasu do czasu potyka się o prawdę,
lecz większość z nich podnosi się i kontynuuje marsz,
jakby nic się nie stało.
Winston Churchill
Drogi Kolego, Badaczu!
Ta “teoretyczna" informacja jest już twoja. Zanim jednak zaczniesz, może zażyczysz sobie testu PCR (liczba aktywnych komórek HIV w krwi), a następnie kolejnego, po 90 dniach, po zakończeniu procesu neutralizacji. W niektórych przypadkach występuje zdecydowany spadek, w niewielu przypadkach test daje wynik ujemny. W większości przypadków objawy znikają lub znacznie się zmniejszają, bez względu na wyniki testu.
W wielu przypadkach (ale nie we wszystkich) po zakończeniu neutralizacji wystąpił ujemny wynik testu PCR (Polimerase Chain Reaction – reakcja łańcuchowej polimerazy; K. Mullis, 1983), co oznaczało niewykrycie, brak jakichkolwiek aktywnych wirusów HIV w krwi. Najczęściej jest jednak tak, że wynik testu na przeciwciała HIV jest taki sam, nawet po pełnej remisji, lecz jest to sytuacja normalna, ponieważ już przez całe życie będzie się miało przeciwciała, tak jak jest to w przypadku dziecięcych chorób, takich jak odrą, ospa wietrzna lub świnka. Przy okazji wiele innych chorób, włączając w to raka, może zniknąć w wyniku elektryzacji i zażywania koloidu srebra, oraz odtruwania ozonowaną wodą.
To bardzo delikatne i łagodne elektryzowanie krwi nie zabija żadnych wirusów ani krwinek. Drobne prądy natomiast zmieniają i blokują zdolność zewnętrznej powłoki białka wirusa do przyczepiania się do limfocytów (proces odwrotnej transpirazy). Powoduje to związanie wirusa HIV z komórką żywiciela (limfocyty T1; CD42), w wyniku czego wirus zostaje, jak należy przypuszczać, zneutralizowany, unieruchomiony i ostatecznie wydalony z ciała. Prędkość odzyskiwania zdrowia jest funkcją intensywności prądu pomnożonej przez czas poddawania się jego działaniu (Kaali, Lyman i Merkatz, 1994). Niniejsze doniesienie opisuje bezpieczny i sprawdzony sposób zakłócenia procesu reprodukowania się wirusa HIV. W czasie stosowania kuracji pacjent musi unikać spożywania jakichkolwiek ziół o działaniach leczniczych, jako że elektryzacja powoduje elektroforyzacje błon komórkowych i w związku z tym może wywołać nadmierny wzrost przenikania molekuł do krwinek, co w niektórych przypadkach może prowadzić do wręcz toksycznego przedawkowania. Przed rozpoczęciem kuracji elektryzacyjnej należy pozwolić na wstępie przez okres tygodnia na wydalenie z organizmu ziół oraz innych leków [patrz J.C. Weaver, Harward-MIT DMsion of Health Sciences and Technology (Wydział Nauk o Zdrowiu i Technologii Uniwersytetu Harwarda i MIT) w Journal of Cellular Biochemistry (Przegląd Biochemii Komórkowej), nr 51 str. 426-435, 1993].
W przypadku AIDS należy być przygotowanym na okresowy spadek liczby limfocytów T, w związku z lizją (rozpuszczaniem) poprzednio zainfekowanych przez HIV białych ciałek krwi i pochłanianiem ich przez makrofagi, jako że w trakcie wykonywania testu są liczone zarówno zainfekowane, jak i zdrowe komórki. U niektórych pacjentów nie dochodzi również do ujemnego wyniku testu PCR, aczkolwiek w praktyce u wszystkich następuje bardzo wyraźne ustąpienie objawów chorobowych. Liczba komórek CD4 może zacząć znacznie rosnąć po kilku miesiącach stosowania terapii, bowiem w trakcie wykonywania testu liczy się zarówno zainfekowane, jak i zdrowe komórki.
W czasie omawiania procesu powrotu do zdrowia proszę traktować wszelkie dane i wnioski jako “hipotetyczne" w celu uniknięcia wplątania się w konflikt z FDA3 i zakazami zabraniającymi stosowania słowa “kuracja".
Jeśli będziemy dokładnie stosować się do zaleceń unikając ziół i toksycznych leków i wykonamy we właściwy sposób odtrucie, pozbędziemy się symptomów w ciągu kilku miesięcy, bezpiecznie i pewnie. Posiadamy doniesienia o kompletnym wyzdrowieniu w przypadku stosowania się do wszystkich poleceń.
Proszę o dzielenie się swoimi wynikami ze mną, tak aby można było przy ich pomocy wspomagać innych. Gwarantujemy anonimowość. Nie sprzedajemy nic, wiec nic nie można stracić, jako że nie należy nic kupować, z wyjątkiem kilku elektronicznych podzespołów.
Życzę wszystkim powodzenia!
Bob Beck
EKSPERYMENTALNO-TEORETYCZNA PROPOZYCJA
NIEINWAZYJNEJ, NIEFARMACEUTYCZNEJ METODY “IN VIVO"
SŁUŻĄCEJ DO SZYBKIEJ NEUTRALIZACJI WIRUSA HIV U LUDZI
(Przejrzane i poprawione 20 marca 1997 roku)
Dr Robert C. Beck, 1991-1997
Doniosłe odkrycie dokonane w roku 1990 w Albert Einstein College of Medicine (Kolegium Medyczne im. Alberta Einsteina) w Nowym Jorku mówi, że prąd o znikomym natężeniu (50-100 mikroamperów) może zmodyfikować zewnętrzną, proteinową warstwę wirusa HIV znajdującego się płytce Petriego i że ta modyfikacja uniemożliwia mu łączenie się z okolicami receptorów (Science News, 30 marzec 1991, str. 207). Może on również odwrócić skutki choroby Epsteina-Barra (chodzi o zespół chronicznego zmęczenia), wirusowego zapalenia wątroby typu B.
Ludzie z dodatnim testem HIV stosujący się do zawartych w tym artykule zaleceń mogą spodziewać się ujemnego wyniku testu PCR (niewykrycie wirusów HIV w krwi) po 30 dniach od rozpoczęcia leczenia. Przypomina to dobrze znaną i sprawdzoną metodę leczenia ugryzienia przez jadowite węże przy pomocy prądu elektrycznego, który z miejsca neutralizuje toksyczne własności jadu (The Lancet, 26 lipiec 1986, str. 229).
Być może będą jeszcze dalsze, nie poznane, możliwości neutralizowania kolejnych wirusów przy pomocy tej metody, może nawet zwykłego przeziębienia.
To bardzo proste i efektywne leczenie krwi stanowi wielką nadzieję na dezaktywację znanych szczepów wirusa HIV ciągle obecnych i skażających niektóre banki krwi w Europie i Stanach Zjednoczonych.
Proponowano nawet, żeby ludzi zarażonych wirusem HIV leczyć przez usunięcie z nich krwi, poddanie jej działaniu prądu elektrycznego i przetoczenie z powrotem do organizmu metodą przypominająca dializę, jak to opisano w patencie USA nr 5 188738. Dr S. Kaali podkreśla, że “konieczne są lata eksperymentowania, zanim to urządzenie do oczyszczania krwi In vitro (chodzi o usunięcie krwi z organizmu w celu jej oczyszczenia) będzie gotowe do szerokiego zastosowania". (Longevity, grudzień 1992).
Niniejszy artykuł prezentuje rozwiązanie alternatywne realizowane przy pomocy wykonywanego metodą “zrób to sam" urządzenia do elektryzacji/oczyszczania krwi, bez potrzeby wykonywania dializy, implantów i interwencji lekarza. Autor uważa, że zarówno krew, jak i limfę, można oczyścić in vivo (co oznacza, że krew nie jest usuwana z organizmu i nie ma żadnej penetracji do wnętrza ciała) w sposób prosty, szybki i niedrogi przy pomocy podobnych, lecz nieinwazyjnych, technik opisanych w niniejszym artykule. W artykule tym znajdują się również sprawdzone schematy, lista koniecznych części, szczegóły wykonania elektrod i pełna instrukcja stosowania. Elektryzacja i kontrolowana elektroforyzacja mogą sprawić, że zastrzyki, leki, środki uzupełniające, terapie ziołowe i dietetyczne oraz wszelkie inne środki o charakterze remediów, staną się zupełnie zbyteczne, nawet jeśli będą całkowicie bezpłatne. W trakcie publicznego wykładu wygłoszonego 10 października 1991 roku zaproponowałem ten teoretyczny, realizowalny metodą “zrób to sam", sposób neutralizacji “in vivo" HIV, chorób odpasożytniczych, grzybic i innych patogenów. Następnie, jego oryginalne zasady i zalecenia zostały zrewidowane, ulepszone i uproszczone, zaś koszt doprowadzony do poziomu dostępnego dla wszystkich (poniżej 75 dolarów za oba urządzenia wraz z bateriami w przypadku ich samodzielnego wykonania). Te dwie proste kuracje wykonane jednocześnie są w stanie zdeaktywować 95 procent (być może nawet 100) znanych szczepów HIV rezydujących w krwi, limfie oraz innych tkankach i płynach ludzkiego organizmu.
To, co podaję dalej, stanowi podsumowanie wieloletnich doświadczeń z tym nie wymagającym interwencji lekarza, wykonywanym metodą “zrób to sam", prostym i niedrogim rozwiązaniem wciąż narastającego problemu AIDS. Nie ma znanych skutków ubocznych – stosowane tu natężania prądu są znacznie mniejsze od tego, jakie FDA zaaprobował jako dopuszczalne do stosowania w TENS (elektroniczny uśmierzacz bólu), CES, stymulatorach serca i mięśni, które używane są od lat. W przypadku trwającej 21 dni kuracji “spontanicznej remisji" koszt wymiany baterii jest znikomy. Nie potrzeba przy tym lekarzy, lekarstw, zastrzyków oraz stosowania diet. Owo kompaktowe, zasilane z baterii urządzenie do oczyszczania krwi jest w zasadzie miniaturowym transformatorem sterowanym przy pomocy układu scalonego wytwarzającym prąd o częstotliwości około 4 cykli na sekundę (herców). Jego dwufazowe wyjścia o napięciu od O do 27 woltów zmienianym w zależności od tolerancji danej osoby minimalizują podrażnienie w miejscu ich przyłożenia. Omówiony system stymuluje za pośrednictwem krążącej krwi poprzez system elektrod umieszczonych w określonych miejscach (na przykład elektroda za kostką, po wewnętrznej stronie stopy i druga w analogicznym miejscu drugiej nogi) usytuowanych nad arterią łydkową, podkolanową, za tylną kością piszczelową lub arteriami strzałki, to znaczy tam, gdzie naczynia krwionośne są blisko powierzchni ciała, lub na nadgarstku i rękach. Elektrody umieszczone są optymalnie, gdy odczuwamy największą pulsację. Kuracja jest wykonywana prądem o tak znikomym natężeniu, że nie wywołuje on żadnych ujemnych skutków lub odczuć, o ile stosujemy się do podanych wskazówek. Nie występuje również żadne ujemne działanie na zdrowe komórki krwi lub tkanek. Największą przeszkodą w używaniu tego prostego i oczywistego rozwiązania jest rozmyślnie pobudzana awersja i brak wiary.
Prowadzona codziennie przez 120 minut przez 4-6 tygodni kuracja powinna zneutralizować ponad 95 procent HIV oraz inne czułe na elektryczność wirusy, pasożyty, bakterie i grzyby znajdujące się w krwi. W przypadku poważnych infekcji krótsze okresy stosowania mogłyby zapobiec poważnemu zatruciu pacjentów – po prostu należałoby kuracje prowadzić przez większą ilość dni lub przyjmować ozonowaną wodę.
Po pewnym czasie przywrócone funkcje systemu immunologicznego mogłyby wraz z przyjmowaniem roztworu koloidalnego srebra poradzić sobie z resztkami choroby. W szczególnych przypadkach, przy zakłóceniach układu krążenia z powodu cukrzycy, byłyby konieczne dłuższe okresy prowadzenia kuracji. Unieruchomione wirusy byłyby wydalane z organizmu w sposób naturalny, poprzez nerki i wątrobę. Szybsza neutralizacja wirusów jest możliwa, lecz nie jest zalecana ze względu na możliwość wystąpienia zespołu Herxheimera (reakcja nadmiernej eliminacji toksyn). Liczba limfocytów T może początkowo spaść ze względu na niszczenie, a następnie pochłanianie komórek przez makrofagi, lecz po kilku miesiącach powinna wzrosnąć. Czasami dochodzi nawet wręcz do ujemnych wyników testu PCR.
Utajone i dopiero rozwijające się pokolenia wirusa HIV w li-mfie i innych tkankach ciała można zneutralizować przy pomocy drugiego urządzenia generującego krótkotrwałe (10 mikrosekund) impulsy magnetyczne o bardzo dużym natężeniu (o-koło 10 kilogausów) i energii około 20 dżuli przy pomocy wyładowania modyfikowanego układu efektu stroboskopowego poprzez aplikacyjną cewkę przykładaną nad węzłami limfatycznymi, grasicą, nerkami, trzecim migdałkiem oraz innymi miejscami możliwego występowania utajonej infekcji. Wykorzystując zasady fizyki dotyczące siły elektromotorycznej prądów wstecznych (prawo Lenza) należy spodziewać się osiągnięcia wymaganych kryteriów przepływu minimalnego prądu o natężeniu od 100 mikroamperów do 1 mili-ampera indukowanego w zainfekowanych tkankach. Kilkanaście impulsów zaaplikowanych w każdym z podejrzanych miejsc dostarczy prawdopodobnie wraz “overkillem" (nadmiarem) wystarczającą do zneutralizowania choroby dawkę.
SCHEMAT EKSPERYMENTALNEGO URZĄDZENIA DO ELIMINACJI Z KRWI “IN VIVO" WIRUSÓW, MIKROBÓW, GRZYBÓW I PASOŻYTÓW
Przejrzane i poprawione 16 marca 1996 roku
Dr Robert C. Beck, 1991-1997
ZMIANY od chwili poprzedniej publikacji:
powtarzanie impulsów od 0,67 do 4 cykli na sekundę (nie najistotniejsze). C2 z 1,0 na 0,22 µ F. Napięcie od 36 do 27 V. Wydłużenie czasu stosowania do 2 godzin dziennie przez okres od 21 do 30 dni. Poprawiona konstrukcja elektrod oraz pojedyncza elektroda nadgarstkowa. Dodanie SW2 w celu przedłużenia czasu użytkowania baterii. Na poniższym schemacie nie ma “błędów". Na jego podstawie zbudowano setki sprawnych urządzeń. Ewentualne błędy lub niewłaściwe działanie urządzenia może być skutkiem wprowadzania własnych innowacji.
CZĘŚCI SPECJALNE:
B1 – lampka żarowa 6,3 V, 0,075A, typu 7377 (ogranicznik obciążenia i prądu);
Przekaźnik – cewka 5V, 50 Q, przełącznik typu Selecta SR15P207D1;
D3 & D4 – diody Zenera, 18V, 2 W, NTE 502 7 A;
R5 – liniowy potencjometr 100 kQ firmy Caltronics P-68 lub jego odpowiednik;
LED 1 & 2 – diody luminescencyjne połączone jak dwukolorowe w tej samej obudowie (np.
Radio Shack nr 276-012); SW2 – Chwilowy włącznik “testowy" SPST na miniaturowym przycisku (np. Radio Shack nr 275-1571).
Magnetyczny generator impulsów jest bardzo tani i łatwy w budowie. Ci, którzy zdecydują się na jego zastosowanie, muszą wiedzieć, że robią to na własną odpowiedzialność – to wymuszone stwierdzenie jest paradoksem współczesnego społeczeństwa, które zmuszane jest do szukania odpowiedzi tylko u lekarzy, których wiedza nie zna żadnych lekarstw, nawet dających bardzo odległe w czasie nadzieje na uleczenie wielu innych dobrze znanych śmiertelnych chorób.
Te wszelkiego rodzaju “rozwiązania teoretyczne" (jak nazywa się tego rodzaju urządzenia, jako że nie wolno nazwać ich przyrządami lekarskimi) są chronione konstytucyjnymi gwarancjami wolności słowa, mimo intensywnej, wrogiej opozycji skierowanej przeciwko niefarmaceutycznym lub tanim metodom leczenia. Dane i informacje o takich rozwiązaniach można podawać, pod warunkiem że opatrzone są przymiotnikiem “teoretyczne". Nie wolno również przypisywać im jakichkolwiek medycznych własności (analogicznie jak w przypadku naszych reklam “piwa bezalkoholowego" – przyp. tłum.).
Pod warunkiem zachowania dyskrecji i na swoją własną odpowiedzialność każdy powinien mieć prawo do zbudowania i użycia (na sobie) takiego urządzenia, a także opublikowania wyników swoich “badań". Zakładając spełnienie powyższych warunków, przeciętny uczeń szkoły średniej powinien być w stanie złożyć oba “teoretyczne" urządzenia do oczyszczania krwi i tkanek w ciągu trzech godzin i za cenę nie przekraczającą 75 dolarów. Części do tych urządzeń można łatwo kupić. Ktoś, kto jest elektronicznie nie dokształcony lub bardzo zajęty, może zadzwonić do najbliższego sklepu elektronicznego sprzedającego części dla radioamatorów lub poszukać radioamatora bądź faceta reperującego telewizory, a w ostateczności zapłacić pierwszemu lepszemu dzieciakowi z okolicy, który bez trudu zmontuje to urządzenie.
Po okresie tak zwanej “spontanicznej remisji" niektórzy ozdrowieńcy mogą zainteresować tym swoich lekarzy. Proszę jednak nie być zaskoczonym, jeśli spotkacie się z próbą zakazania wam lub odwiedzenia was od używania tych “teoretycznych urządzeń", a nawet zupełnym ich zignorowaniem, ponieważ wciąż nikt im nie ufa ani, co ważniejsze, żaden koncern farmaceutyczny nie jest zainteresowany produkcją tak tanich urządzeń pozwalających efektywnie leczyć AIDS. Już w 1910 roku Raport Rockefellera-Flexnera próbował zdyskredytować w tajemnicy elektromedycynę, aby móc znacząco powiększać zyski z produkcji farmaceutyków.
Nie staram się zabiegać o fundusze. Niniejsze urządzenia zostały wykonane prywatnie przeze mnie moim własnym sumptem i udostępnione bezpłatnie jako “wyłącznie teoretyczna informacja".
Urządzenia nie posiadające certyfikatu FDA są nielegalne w USA, z małym wyjątkiem – luce w przepisach FDA – zezwalającym lekarzom i badaczom używać do leczenia swoich pacjentów czegoś, co sami zbudowali (Kodeks Praw Federalnych 21, § 807.65, podrozdział D, punkty d J f).
Obiecuje publikować informacje techniczne dotyczące udoskonaleń i z chęcią powitam sprawozdania z państwa doświadczeń, niemniej proszę o respektowanie mojej prywatności i nie kontaktowanie się ze mną w sprawie dodatkowej pomocy lub szczegółów konstrukcyjnych, jako że wszystko, co jest państwu potrzebne, znajduje się w tym artykule.
Bob Beck
POSZERZONE INSTRUKCJE DOTYCZĄCE EKSPERYMENTALNO-TEORETYCZNEGO NEUTRALIZOWANIA WIRUSA HIV W KRWI
Hipotetyczne protokóły sesji eksperymentalnych
(Przejrzane i poprawione 20 marca 1997 roku)
Dr Robert C. Beck ,1991-1997
PRZECIWWSKAZANIA. Nie należy używać metody “nadgarstek do nadgarstka" w przypadku ludzi ze stymulatorami serca. Wszelkie impulsy elektryczne mogą zakłócać prace stymulatorów serca typu “demand" (wymuszających) i powodować ich niewłaściwe działanie. W takim przypadku należy stosować przyłożenie do jednego nadgarstka. Nie należy stosować ich w przypadku kobiet w ciąży, w czasie jazdy samochodem lub w czasie wykonywania pracy przy pomocy urządzeń stwarzających zagrożenie dla zdrowia lub życia.
Należy unikać spożywania jakichkolwiek ziół, zarówno lokalnego, jak i zagranicznego pochodzenia, jak również leków o działaniu toksycznym, nikotyny, alkoholu, leków rozluźniających, środków przeczyszczających, tonizujących, pewnych witamin etc., przez jeden tydzień przed rozpoczęciem terapii, ponieważ elektryzacja krwi może być przyczyną elektroforyzacji, która sprawia, że błony komórkowe stają się przenikalne i przepuszczają do plazmy niewielkie ilości, w normalnych warunkach nieszkodliwych, związków. Występuje wówczas efekt podobny do tego, który ma miejsce przy maksymalnym przedawkowaniu i może zakończyć się śmiercią. (Patrz opracowanie J.C. Weavera “Electroporation: A General Phenomenon for Manipulating Cells and Tissues", Journal of Cellular Biochemistry, nr 51, str. 426-435, 1993). Efekty mogą być podobne do tych, jakie występują przy wielokrotnym przekroczeniu dawki dopuszczalnej. Zarówno generator impulsów magnetycznych, jak i oczyszczacz krwi wywołują elektroforyzacje.
Nie należy umieszczać elektrod w miejscach uszkodzenia skóry – na otarciach naskórka, świeżych bliznach, zacięciach, wypryskach i miejscach dotkniętych porażeniem słonecznym. Nie należy zwiększać natężenia do poziomu powodującego nieprzyjemne uczucie. Nie należy zasypiać w czasie sesji. Generator impulsów magnetycznych nie stwarza zagrożeń i może być stosowany w dowolnym miejscu ciała i głowy.
Na 24 godziny przed użyciem należy powstrzymać się przed zażywaniem alkoholu. Na 15 minut przed sesją i natychmiast po jej zakończeniu należy wypić 8 uncji (227 gramów – praktycznie szklankę) destylowanej wody oraz wypijać jeszcze dodatkowo co najmniej 4 szklanki codziennie w celu przepłukania organizmu w okresie “neutralizacji" oraz przez tydzień po jej zakończeniu. To zalecenie obowiązuje bezwzględnie. Zignorowanie go może spowodować uszkodzenia organizmu będące wynikiem zatrucia przez nie wypłukane toksyczne odpady. Jeśli są jakieś leki, których przyjmowanie jest absolutnie konieczne, należy zażywać je kilka minut po sesji elektryzacji, a następnie odczekać 24 godziny przed przystąpieniem do kolejnej sesji.
Jeśli ktoś poczuje ociężałość, słabość, zawroty głowy, oszołomienie, mdłości, wzdęcia, objawy podobne do grypy lub po sesjach wystąpi wysypka, należy zmniejszyć ilość impulsów w czasie jednej sesji i skrócić okresy elektryzacji. Należy pić więcej wody, o ile to możliwe ozonowanej, w celu zwiększenia tempa utleniania produktów odpadowych i ich wydalania. Należy być szczególnie ostrożnym w przypadkach osób z niedomogami nerek lub wątroby. Należy zaczynać bardzo wolno, na początku sesje nie powinny być dłuższe niż 20 minut dziennie, tak aby zminimalizować możliwość wystąpienia problemów z detoksyfikacją.
W celu uniknięcia ewentualnego szoku należy stosować tylko baterie. Nie należy używać żadnych urządzeń umożliwiających zasilanie aparatury do oczyszczania krwi z sieci, takich jak transformatory, prostowniki itp. Nie ma natomiast żadnych przeciwwskazań do stosowania zasilania z sieci dobrze izolowanych generatorów impulsów magnetycznych.
Lekarze zawodowi: należy unikać palaczy, wegan (skrajni wegetarianie, którzy nie spożywają żadnych produktów pochodzenia zwierzęcego) oraz pozostałych, nieświadomych swojego błędu, samobójców i ich skrytych programów wrogo usposabiających do uzdrawiaczy.
Tytoń, od którego uzależnia się najwięcej ludzi (czterdzieści dwa razy więcej niż od heroiny), to śmiercionośna substancja znana z tego, że zakłóca funkcje krążenia.
Dieta prawdziwych wegetarian nie zawiera najważniejszych aminokwasów niezbędnych do odbudowania tkanek spustoszonych przez AIDS.
Krętacze (męczennicy, bumelanci, oferenci darmowych korzyści, doradcy finansowi etc.) odgrywają dużą rolę wśród osób z AIDS. Znane są nawet przypadki “poczucia winy z odzyskiwania własnego zdrowia", z uwagi na to, że przyjaciele nadal umierają, które prowadziły do samobójstw upozorowanych na “wypadki". Proszę nie dać się w to wplątać – wielu ludzi ma podświadomą chęć popełnienia samobójstwa.
NADZWYCZAJNE ELEKTRODY. Doskonałe, wygodne, wielokrotnego, wręcz wiecznego, użytku elektrody wykonać można przez wyklepanie i przylutowanie końców ołowianego/miedzianego drutu do pręcików długości około 30 mm i średnicy 2,5 mm uciętych z drutu wykonanego ze stali nierdzewnej, który można kupić w sklepach z materiałami żelaznymi. Przed lutowaniem trzeba oczyścić je kwasem solnym.
Aby zabezpieczyć je przed wyginaniem i złamaniem należy końcówki przewodów pokryć samokurczącą się izolacją. Elektrody należy owinąć trzema lub czterema warstwami bawełnianej flaneli. Należy owinąć je spiralnie poczynając od strony przylutowanych drutów. Na końcu należy flanelę ściśle obszyć, owinąć mocną nitką, tak aby nie pozostał nigdzie obnażony metal. Nadmiar materiału odciąć.
Krawędzie spiralnie nawiniętej flaneli i węzły posmarować przezroczystym, bezbarwnym lakierem do paznokci lub zabezpieczyć przy pomocy Fray Check (chodzi o taśmę zapobiegającą strzępieniu się materiału, którą można dostać w sklepach z materiałami do szycia). Całość zanurzyć w roztworze soli morskiej (nie stołowej) zawierającym odrobinę odczynnika nawilżającego, takiego jak na przykład Kodak Photo Flow, glikol etylenowy lub płyn kuchenny do zmywania naczyń 409. Dodać kilka kropli domowego wybielacza, koloidu srebrowego lub czegoś podobnego jako środka dezynfekującego. Uzyskany w ten sposób roztwór należy zachować do dalszego stosowania.
Wilgotne elektrody przymocować nad miejscami, w których wyczuwalny jest puls. Mocowania dokonać taśmą samoprzylepną i dodatkowo opaskami Velcro. Elektrody powinny przylegać ściśle do ciała wzdłuż naczyń krwionośnych. Zapewnia to lepsze przewodnictwo prądu i bardzo niską wewnętrzną impedancję. Przy każdym kolejnym przyłożeniu elektrod należy zarówno elektrody, jak i skórę, zwilżyć. Nigdy nie można dopuścić do tego, aby nagi metal dotykał skóry, ponieważ będzie to przyczyną małych, czerwonych kraterów, które będą się goiły bardzo powoli. Celem całej operacji jest skierowanie jak największej ilości prądu do naczyń krwionośnych i niedopuszczenie do jego przeciekania do otaczającej naczynia tkanki.
MIEJSCA PRZYŁOŻENIA ELEKTROD. Elektrody należy umieścić w miejscach maksymalnego wyczuwania pulsu (nie mylić z punktami akupunkturowymi, badania odruchów, punktami Chapmana itp.) na stopach lub nadgarstkach starając się wyczuć maksymalny puls, na przykład po wewnętrznej stronie kostki, około 2,5 centymetra poniżej kości w kierunku końca kości stawu kostki, a następnie sprawdzając wyczuwalność pulsu wzdłuż górnej części podbicia. Elektrodę należy umieścić na dowolnej stopie, na tej na której puls jest lepiej wyczuwalny. Skórę w miejscu przyłożenia elektrody należy przetrzeć mydłem z wodą lub wacikiem przesączonym alkoholem i wytrzeć do sucha. Elektrody należy umieścić wzdłuż naczyń krwionośnych lewego i prawego nadgarstka. Uwaga: w przypadku ludzi o zupełnie zdrowym sercu, nie używających elektronicznych stymulatorów serca lepiej jest umieszczać elektrody nad lewym i prawym naczyniem krwionośnym nadgarstka, dokładnie ponad łokciową trasą pulsu, zamiast umieszczać je na stopach. Ostatnie badania (z grudnia 1995 roku) podkreślają, że umieszczanie obu elektrod nad różnymi arteriami tego samego nadgarstka daje bardzo dobre wyniki, unikamy dzięki temu przepływu prądu przez serce. Sposób ten jest znacznie wygodniejszy i równie efektywny. Taśma elastyczna o długości 8 cali (20 cm) i szerokości jednego cala (na przykład Yelcro) jest doskonałym sposobem na przytrzymanie elektrod przy skórze.
Nie włączając kabla elektrod, włączamy urządzenie i ustawiamy kontrolkę natężenia prądu w pozycji maksymalnej. Następnie przyciskamy włącznik “testowy" SW2 i sprawdzamy, czy diody luminescencyjne, zielona i czerwona, zapalają się na przemian. Jeśli tak, to oznacza, że biegunowość zmienia się około czterech razy na sekundę (częstotliwość nie jest najistotniejsza) i że baterie są wciąż naładowane. Jeśli diody LED nie zapalą się, należy wymienić wszystkie trzy dziewięciowoltowe baterie. Jeśli lampka żarowa tylko się żarzy lub wydaje się zaledwie żółta, należy wymienić wszystkie cztery baterie AA. Diody Zenera spowodują wygaszenie LED-ów jeśli początkowe ich napięcie równe 27 woltom spadnie w wyniku zużycia poniżej 18 wolt.
W celu uniknięcia marnowania prądu w wyniku jego ucieczki do sąsiednich tkanek nie należy stosować elektrod dłuższych niż 30 mm i szerszych niż 3,2 mm. Należy ograniczyć się wyłącznie do obszaru nad naczyniami krwionośnymi. W celu uzupełnienia ubytków wilgoci i zapewnienia optymalnych warunków przepływu prądu należy co 20 minut bawełnianą okrywę elektrod zwilżyć kilkoma kroplami roztworu słonej wody.
Teraz gałkę kontroli natężenia prądu należy przekręcić do pozycji minimum (przeciwnie do kierunku ruchu wskazówek zegara) i włączyć kable elektrod. Potem należy zacząć obracać te gałkę w prawo, aż poczuje się delikatne “pulsowanie" i mrowienie. Natężenie prądu należy ustawić na najwyższym poziomie, lecz bez przesady, tak aby nie mieć przykrych odczuć. Po zaadoptowaniu się do ustawionego napięcia należy dostroić jego poziom. Jeśli osoba używająca przyrządu poci się, opór skóry ze względu na jej wilgotność może ulec zmniejszeniu i w takim wypadku zalecane jest zmniejszenie napięcia, o ile, oczywiście, zacznie ona czuć się niepewnie. W normalnym przypadku, wraz z upływem czasu, odczucie mrowienia powoli zanika.
Może się tak zdarzyć, że na początku nie będzie się nic odczuwało, mimo ustawienia maksymalnego natężenia prądu. Uczucie mrowienia pojawia się zazwyczaj po kilku minutach i wówczas poziom natężenia należy dostroić do takiego stanu, przy którym nie ma przykrych odczuć.
Typowe natężenie prądu nie drażniące skóry wynosi około 3 mA, zaś maksymalny, tolerowany jego poziom (pełne natężenie) wynosi około 7 mA. Ta “rezerwa", aczkolwiek nieszkodliwa, nie jest konieczna i może wywoływać niemiłe odczucia. Prąd płynący przez krew jest znacznie mniejszy z powodu wielu szeregowo połączonych oporników, którymi są skóra, różne tkanki, ścianki naczyń, niemniej utrzymanie tego natężenia na poziomie od 50 do 100 µ A jest bardzo istotne.
Neutralizator krwi należy stosować po dwie godziny dziennie przez około dwa miesiące. Czynnikiem ograniczającym czas jest detoksyfikacja (odtruwanie). Należy uważnie obserwować reakcje osoby poddającej się terapii (chodzi o uczucie dyskomfortu, katar, wykwity na skórze, łzawienie, wysypki, czyraki itp.). W przypadku wystąpienia poważnych infekcji należy spowolnić kuracje, tak aby nie nadwerężać zdolności organizmu do wydalania toksyn. W przypadkach zaburzeń krążenia spowodowanych cukrzycą może zajść potrzeba wydłużenia czasu trwania sesji. Należy pamiętać, żeby osoba poddająca się kuracji piła dużo wody.
Ostatnie zmiany w teoretycznym protokóle, które są obecnie sprawdzane, sugerują zastosowanie po trzytygodniowej normalnej kuracji dwudziestoczterogodzinnej ciągłej elektryzacji krwi przez dwa dni, aby zadać ostateczny cios pozostałym wirusom HIV, których cykl życiowy wynosi 1,2 dnia. (A. Perelson, Los Alamos Biophysics Group, Science Journal, 16 marzec 1996). W przypadku stosowania takiej kuracji należy pamiętać o nawilgacaniu co 2 godziny elektrod. Jeśli istnieje bezwzględna konieczność zażywania przepisanych przez lekarza leków, należy czynić to natychmiast po wyłączeniu instrumentu, a następnie zrobić dwudziestoczterogodzinną przerwę, aby pozwolić na obniżenie poziomu leku w plazmie krwi.
Należy pamiętać, że jeśli osoba poddawana kuracji jest senna, ociężała, apatyczna, osłabiona, ma mdłości, wzdęcia, bóle głowy lub symptomy podobne do występujących w przypadku grypy, istnieje możliwość, że są one wynikiem braku wystarczającej ilości wody do wymycia z organizmu toksyn. Interpretujemy je jako wynik odtruwania (detoksyfikacji) oraz wyzwalania endorfiny w związku z elektryzacją. Należy w takim wypadku odpocząć przez około 45 minut. Jeśli objawy detoksyfikacji staną się zbyt dokuczliwe, należy kuracje prowadzić co drugi dzień. Dwudziestojednokrotne powtórzenie kuracji powinno “zdeaktowować" zarówno niedojrzałe, jak i dorosłe wirusy HIV do tego stopnia, że zakłóci ich rozwój.
Przypuszcza się, że kuracja ta również w bezpieczny sposób neutralizuje inne wirusy, grzyby, bakterie i pasożyty w krwi. (Patrz patenty USA nr 5091152, nr 5139684, nr 5188738, nr 5328451 i inne, jak również cenne badania z zakresu medycyny, obecnie mało znane bądź zatajane).
Przyjmowanie codziennie kilku uncji koloidalnego srebra w roztworze o stężeniu kilku części na milion może zapewnić osobom poddającym się kuracji “powtórne przywrócenie sprawności systemu immunologicznego" oraz zminimalizowanie lub wyeliminowanie możliwości uciążliwych infekcji w fazie powracania do zdrowia. Ta cudowna substancja pochodzi sprzed roku 1938 i w przeciwieństwie do ozonu uważana jest jako “odporna" na prześladowanie ze strony FDA. Koloidalny roztwór srebra łatwo wykonać w domu metodą elektrolityczną w ciągu kilku minut i w dowolnej ilości w stężeniu kilku części na milion w cenie jednego centa za galon (3,785 litra) plus koszt wody. Bezsensem jest kupowanie go i płacenie wysokich cen. Koloid nie ma efektów ubocznych i wiadomo, że eliminuje i zapobiega setkom chorób. Koloidowy roztwór srebra nie wywołuje uczulenia odlekowego, co, jak wiadomo, powodują antybiotyki. Żadna rozsądna ilość tego preparatu nie może być przyczyną przedawkowania i nie zaszkodzi przyjmującemu go doustnie lub w postaci zastrzyków wykonywanych przez wykwalifikowany personel lekarski.
Przypisy:
1. Limfocyty wytwarzane w szpiku kostnym, które przechodzą proces “dojrzewania" i “edukacji" w grasicy, zwane tymocytami. – Przyp. red.
2. Chodzi tu o limfocyty T pomocnicze (T-helper cells), które mają na swojej powierzchni cząsteczki CD4. – Przyp. red.
3. Food and Drug Administration – Urząd ds. Żywności i Leków. – Przyp. red.
Strona internetowa: www.rarebooks.net/beck/
Wywiad z Walerym Uwarowem autorem książki The Wands of Horus (Różdżki Horusa) http://www.wands.spb.ru Tytuł oryginalny: “The Wands of Horus: An Interview with Dr. Va!ey Uvarov", (New Dawn, nr 81)
Jeśli weźmiemy dowolną książkę traktującą o historii starożytnego Egiptu i przyjrzymy się zamieszczonym w niej zdjęciom posągów faraonów, zauważymy, że wszyscy oni ściskają w rękach cylindryczne obiekty. Najpospolitszą z pokazywanych póz jest tak zwana “Poza Pana". Postać stoi z lewą nogą lekko wysuniętą do przodu i patrzy prosto przed siebie. Ręce są ułożone wzdłuż boków ciała i każda z nich ściska w dłoni cylinder.
Poza ta powtarza się w posągach faraonów pochodzących z całego okresu historii Egiptu, od Triady Menkaure'a (Mykerinosa) przez Kolosy Ramzesa II, nefreteteńską Świątynię Hathor po Świątynię Re-Harakhta (Świątynię Słońca Ramzesa II). Wszędzie znajdują się wizerunki upozowanych tak samo postaci. Rodzi się więc pytanie: Co one trzymają w rękach?
W roku 1990 rosyjski historyk, dr Uwarow, opublikował książkę zatytułowaną Różdżki Morusa, w której po raz pierwszy przedstawił teorię dotyczącą konstrukcji i zastosowania tych cylindrów.
Poniższy wywiad z drem Uwarowem przeprowadził Carl Agar. Carl zna go od początku roku 2001, kiedy opublikował (w formacie PDF) anglojęzyczną wersję jego książki. Do chwili obecnej była ona wielokrotnie aktualizowana o nowe materiały, których dostarczał dr Uwarow, i można ją pobrać bezpłatnie ze strony internetowej www.neilos.org.
Carl Agar: Jak brzmi pana pełny tytuł i jakie są pana obowiązki?
Dr Walery Uwarow: Jestem szefem Wydziału Badań UFO, Paleonauk i Paleotechnołogii przy Państwowej Akademii Bezpieczeństwa Rosji.
Agar: Kiedy i jak dokonano odkrycia różdżek?
Uwarow: Badanie różdżek (materiałów związanych z tym przyrządem) rozpoczęliśmy w roku 1992. W roku 1994 trafiła do mnie fotokopia części rękopisu hrabiego Walewskiego opublikowanego w roku 1955 przez New York Indian Hills. Manuskrypt ten opisywał szczegółowo proces wytwarzania cylindrycznych prętów używanych w starożytnym Egipcie. W owym czasie w rosyjskiej prasie ukazało się kilka artykułów na ten temat. W tym momencie postanowiono zgromadzić większą ilość materiałów umożliwiających publikację, która podawałaby więcej szczegółów na temat cylindrów z naukowego punktu widzenia, uwzględniających historyczne dane i wykluczających możliwość błędnej interpretacji przeznaczenia cylindrów i ich wpływu na organizm człowieka. Ostatecznie doprowadziło mnie to w roku 1996 do opublikowania niewielkiej broszury zatytułowanej Cylindry faraonów. Biostymulator ludzkiego organizmu, jak nazywamy różdżkę Horusa, jest instrumentem zawierającym w sobie szereg zasad i technologicznych osiągnięć, które udało się ustalić w ciągu wielu lat badań spadku po starożytnej kulturze. Aby ustalić logikę kryjącą się za wiedzą kapłanów starożytnego Egiptu, nie wystarczy być historykiem lub archeologiem. Należy znać się na astronomii, geometrii, matematyce, a ponadto posiadać pewien zasób wiedzy medycznej i zdolności parapsychiczne. Minęło wiele lat wypełnionych intensywnymi badaniami, zanim naszemu zespołowi udało się ustalić proces produkcji różdżek, co zaowocowało opublikowaniem w roku 1999 książki Różdżki Horusa.
Agar: Czy udało się panu znaleźć komplet różdżek pochodzących ze starożytnego Egiptu?
Uwarow: Tak, cylindryczne pręty faraona Pepiego II znajdują się w nowojorskim Metropolitan Museum. Są one zwyczajowo datowane na VI dynastię, czyli lata 2278-2184 p.n.e. Niestety, nie udało się nam ich dotknąć, mogliśmy tylko na nie popatrzeć i zrobić zdjęcia.
Agar: Jak i dlaczego działają?
Uwarow: Różdżki mają harmonizujący wpływa na BA i KA organizmu człowieka. Inaczej mówiąc, na przepływ energii Ying i Yang. Większa część chorób zaczyna się od dysharmonii między dwoma podstawowymi przepływami energii i stąd coś, czego użycie równoważy przepływ tych energii, prowadzi do uzdrowienia organizmu.
Zharmonizowanie organizmu w czasie trzymania różdżek zostało potwierdzone w ramach niezależnych badań wpływu noszenia cylindrów w klinicznej pracowni biofizycznej Instytutu Pierwszej Pomocy im. Dżehanelidze w St. Petersburgu w roku 1995.
Różdżki Horusa są również środkiem służącym do leczenia i zapobiegania pewnym dolegliwościom, do korygowania określonych odchyleń od normy oraz poprawiania ogólnego stanu zdrowia, dlatego że inicjują bardzo głębokie procesy fizjologiczne i energetyczne.
Błędem jest traktowanie cylindrów jako leku na określoną chorobę. Cylindry są w zasadzie narzędziem służącym, a właściwie umożliwiającym stopniową ewolucję potencjału energetycznego i w konsekwencji możliwości psychicznych. Jeśli psychika funkcjonuje właściwie, to i organizm jest zdrowy.
Agar: Jak rozumiem różdżki mają znaczny wpływ na zdolność do medytacji trzymającej je osoby. Czy mierzono wpływ różdżek na funkcjonowanie mózgu?
Uwarow: Tak, taki pomiar wykonano pośrednio w Poliklinice Ośrodka Medycznego Administracji Prezydenta Federacji Rosyjskiej w Moskwie. W czasie eksperymentów z różdżkami Horusa dokonano zapisu wskazań elektroencefalografia rejestrując zmiany w bioakrywności kory mózgowej. Mimo iż różdżki Horusa były trzymane przez zaledwie 10 minut, przyrządy pomiarowe odnotowały:
• płynną zmianę w bioelektrycznej aktywności kory mózgowej;
• zmniejszenie asymetrii między półkulami w części tylnej;
• większą stabilność rytmu alfa o częstotliwości 10 Hz we wszystkich częściach kory mózgowej (uwaga: rytm alfa występuje tylko u ludzi!);
• wzrost amplitudy polimorficznej aktywności beta we wszystkich obszarach kory mózgowej.
Pozwoli pan, że wytłumaczę w inny sposób wagę tego, co odnotował elektro-encefalograf.
Już w roku 1953 Walter Grey, który badał rytmy mózgowe, sugerował, że wrażliwość mózgu na wpływy o charakterze elektrycznym może dostarczyć wskazówek na temat związku między ludźmi a tym, co nas otacza! Warto tu zauważyć, że długość fali elektromagnetycznej o częstotliwości rytmu alfa jest bardzo bliska obwodowi kuli ziemskiej oraz falom rezonansowym układu Ziemia-jonosfera, w którym długość głównej fali rezonansowej jest bliska obwodowi Ziemi.
Analizując związki między rytmami mózgowymi i polami elektromagnetycznymi występującymi w cienkiej falonośnej warstwie kulistej istniejącej między Ziemią i dolną warstwą jonosfery (patrz Schumann, 1952), Walter Grey i Warren MacCulloch doszli do wniosku, że rytm alfa jest charakterystyczny dla procesu “skanowania" obrazu myśli, kiedy ktoś koncentruje się nad jakimś problemem o charakterze intelektualnym. W roku 1960 Koenig i jego współpracownicy zauważyli bliskie pokrewieństwo między częstotliwością głównego rezonansu naszego globu a częstotliwością rytmu alfa u człowieka.
Dr Walery Uwarow
Blisko 10-metrowej długości wykuty w wapieniu Kolos Ramzesa II. W zaciśniętej dłoni trzyma cylinder. Ramzes II panował w czasach XIX dynastii w latach 1279-1213 p.n.e.
Geometrycznie różdżki Horusa są także dostosowane do głównego rezonansu – częstotliwości drgań własnych naszej planety. Właśnie z tego powodu nawet najsłabsze wpływy różdżek Horusa na psychofizyczne pole człowieka i strukturę jego energii stymulują koncentrację na wytworzonych wewnętrznych obrazach, intensyfikując trans lub efekt medytacji. Podczas gdy osoby o zdolnościach parapsychicznych często potrzebują miesięcy nieprzerwanego treningu, aby osiągnąć pożądany poziom, różdżki Horusa znacznie skracają czas treningu, zaś uzyskane efekty znacznie przewyższają osiągnięte zwykłymi metodami.
Irina i Michaił Koszowie z Moskwy zauważyli, że stosując różdżki Horusa uzyskuje się synchronizację obu półkul mózgowych – zrównanie poziomu potencjałów kory lewej i prawej półkuli. Występuje efekt w postaci głębszego i delikatniejszego zanurzenia w stanie medytacyjnym, który koresponduje z rytmami theta. Podobny rezultat można uzyskać innymi metodami, na przykład przy pomocy fal binauralnych przekazywanych poprzez słuchawki. Różdżki Horusa mają jednak łagodniejsze działanie na pole energetyczne człowieka i, co więcej, efekt ich działania trwa znacznie dłużej. Pole energetyczne człowieka pamięta rytmy, które powstały w czasie, kiedy działały różdżki, i zachowuje pamięć o nich przez okres od 24 godzin do kilku dni.
Agar: Jakie wpływy na organizm człowieka sprawdzono i zmierzono?
Uwarow: Zmierzono wiele efektów. Szereg eksperymentów przeprowadzonych przez K.G. Korotkowa, naukowca z Ośrodka Energo-Informacyjnego Technologii przy Państwowym Instytucie Mechaniki Precyzyjnej i Optyki w St. Petersburgu, który stosował diagnostyczną metodę Kirliana, dowodzi, że od osób trzymających cylindry uzyskiwano znacznie czytelniejsze informacje o chorobie. Innymi słowy, w niektórych przypadkach cylindry znacznie zwiększyły dokładność diagnozy. Kolejna seria eksperymentów, przeprowadzona przez dra Blanka w Instytucie Onkologicznym w Piesocznej, udowodniła, że cylindry wprowadzają organizm w stan, w którym jest mu znacznie łatwiej dawać sobie radę z własnymi chorobami i problemami. Dr Blank uważa, że cylindry można polecać jako środek zapobiegawczy przeciwko zmęczeniu wynikającemu z drugich podróży samolotem, zwłaszcza dla tych, którzy często latają z jednej strefy czasowej do innej (piloci, sportowcy, turyści, kierowcy ciężarówek przemierzających długie trasy itp.), u których konflikty między wewnętrznymi i zewnętrznymi rytmami powodują ospałość i bóle głowy.
Dr M.A. Nikulin podkreślał podczas prezentacji wyników testów prowadzonych w ramach badania cylindrów, że “w pierwszych kilku minutach u osób trzymających cylindry można zaobserwować falę pulsacyjną przemieszczającą się z lewej strony na prawą. Odczuwane uczucie napełniania naczyń krwią badacze nazwali «fazą naczyniową». Narasta podczerwone promieniowanie z prawej górnej kończyny, po czym pole termalne kończyn wyrównuje się.
Wraz z powyższymi zmianami w organizmie człowieka obserwuje się ogólne pobudzenie czynnościowe, któremu towarzyszy przyrost częstotliwości pulsu o 8 do 10 uderzeń na minutę.
W drugiej minucie występuje ocieplenie szyjno-piersiowych rejonów kręgosłupa. Zaobserwowano również wzmożone promieniowanie podczerwone.
Wynika stąd, że do tego procesu zostaje włączona całość nerwowego układu wegetatywnego, poza tym ma miejsce energetyczna aktywacja tkanek, zarówno górnych kończyn, jak i reszty ciała. W konsekwencji ból głowy ustępuje, a ciśnienie krwi wraca do normy".
Agar: Czy może pan podać jakieś przykłady korzyści dla zdrowia wynikające ze stosowania różdżek?
Uwarow: Cylindry nie są panaceum na wszystkie choroby, ich rola jest nieco inna. Ustalono, że ciągłe stosowanie różdżek przez co najmniej dwie godziny dziennie ma dodatni wpływ w następujących przypadkach:
• zbytnie pobudzenie i dolegliwości nerwowe;
• problemy z ciśnieniem krwi w arteriach;
• dolegliwości naczyniowo-wegetatywne;
• choroba sercowo-naczyniowa;
• dolegliwości układu wydalniczego. Ponadto cylindry:
• normalizują czynność serca w przypadkach arytmii i neurozy;
• poprawiają krwioobieg i mają korzystny wpływ na naczynia krwionośne;
• zmniejszają ból w stawach w przypadkach artretyzmu i dny;
• pomagają w przypadkach bezsenności, zmniejszają stres i pomagają w zapobieganiu arteriosklerozie;
• obniżają poziom cholesterolu we krwi.
Cylindry z okresu panowania faraona Pepiego II z VI dynastii (2278-2184 p.n.e.) przechowywane w nowojorskim Metropolitan Museum.
Agar: Czy są sytuacje, w których nie należy stosować różdżek?
Uwarow: Różdżek Horusa nie powinni stosować ludzie cierpiący na następujące schorzenia:
• schizofrenia oraz inne choroby psychiczne;
• epilepsja;
• kobiety w ostatnich sześciu miesiącach ciąży.
W rym ostatnim przypadku chodzi o to, że w późniejszym okresie ciąży w macicy znajduje się inny żywy organizm i to na etapie rozwoju jego indywidualności (indywidualnych wibracji). Różdżki dostrajają się do osoby, która je trzyma, do jej indywidualnych wibracji. Ponieważ indywidualne wibracje dyktowane przez podwzgórzowo-przysadkowy układ matki różnią się od wibracji rozwijającego się dziecka, stosowanie różdżek w ostatnich miesiącach ciąży może mieć nieprzewidywalne skutki.
Agar: Jak poważnie są traktowane te badania przez rosyjski rząd? Jak mi wiadomo, jest wiele zestawów różdżek stosowanych w rosyjskich szpitalach.
Uwarow: Bardzo poważnie. Jednym z głównych powodów skonstruowania różdżek przez starożytnych jest to, że działają one zapobiegawczo przeciwko rakowi. W rosyjskich szpitalach prowadzone są szeroko zakrojone badania w zakresie stosowania różdżek i uzyskano bardzo dobre rezultaty w leczeniu pacjentów cierpiących na chorobę układu sercowo-naczyniowego oraz raka.
Współczesny zestaw różdżek Horusa wykonanych w Rosji przez Walerego Uwarowa.
Ustalono na przykład, że stosowanie różdżek Horusa w czasie pewnych terapii antyrakowych, takich jak chemioterapia, może skompensować osłabiające organizm skutki tych terapii oraz pozwala pacjentom na szybszy powrót do zdrowia. Terapie, takie jak chemioterapia, bardzo źle wpływają na energetyczną równowagę organizmu i różdżki Horusa skutecznie ją przywracają, co nie tylko umożliwia szybsze odzyskiwanie dobrego samopoczucia, ale i znacznie szybsze zdrowienie.
Agar: Jak się je produkuje?
Uwarow: Różdżki Horusa mają formę pustych cylindrów wykonanych z miedzi i cynku, odpowiednio dla prawej i lewej ręki. To bardzo ważne, ponieważ więź między metalem i ręką ma ścisłe powiązanie z funkcjami lewej i prawej półkuli mózgowej.
Zewnętrzne i wewnętrzne wymiary różdżek Horusa są zgodne z proporcjami wyznaczonymi przez złoty podział1. To bardzo istotny szczegół, który umożliwia rezonansowe oddziaływania między cylindrami i ich użytkownikiem. Aby właściwie działać, różdżki Horusa muszą dostroić się do organizmu, zaś organizm musi dostroić się nich. Takie wzajemne oddziaływania są możliwe jedynie wtedy, gdy wymiary cylindrów są zgodne ze złotym podziałem. Miedź i cynk stosowane do produkcji cylindrów muszą być wysokiej jakości. Cynk musi mieć czystość nie mniejszą niż 99,96 procenta z minimalną zawartością ołowiu. Długość cylindrów wynosi 151 mm, a średnica 28 milimetrów.
W rzeczywistości można dobrać dowolną długość cylindrów, aczkolwiek należy pamiętać, że w starożytności długość cylindra, podobnie jak wysokość Piramidy Cheopsa, nie była ustalana dowolnie. I tak na przykład wysokość tej piramidy (146 m) jest w przybliżeniu równa jednej miliardowej odległości Ziemi od Słońca. Była również związana z podstawowym Cyklem Sothis2, który trwał 1460 lat i był dzielony na mniejsze jednostki składające się z 1460 dni, które stanowiły egipski cykl roczny (nasze 4 lata). Z tego właśnie względu wysokość różdżek Horusa jest dostrojona do piramid i długości tego cyklu. Biorąc jednak pod uwagę to, że piramida Cheopsa uległa zniszczeniu, różdżki powinny być dostrojone do jej pełnego wymiaru, a więc ich długość powinna wynosić w idealnym przypadku 151,4 mm.
Średnica różdżek jest tak dobrana, aby byty one dostrojone do częstotliwości Ziemi. Liczby 5,4 lub 54 odgrywają tu zasadniczą rolę, mają bowiem bezpośredni związek z częstotliwością własną Ziemi, która jest czynnikiem determinującym energetyczny impuls życia na Ziemi. Średnica jest określana poprzez podzielenie 151,4:5,407 = 28 milimetrów. W celu zwiększenia skuteczności różdżek Horusa wszystkie składniki, z których mają być one wykonane, umieszcza się na co najmniej 12 dób w piramidzie o silnym polu strukturalnym, aby skorygować wewnątrzatomowe odległości.
Agar: Czy chciałby pan powiedzieć coś jeszcze na zakończenie?
Uwarow: Celem badań prowadzonych przez mój zespół zawsze było odkrycie i przekazanie ludziom tego, co może być wartościowe dla ludzkości w przyszłym rozwoju pozytywnej mentalności naszej cywilizacji.
Analiza poziomu wiedzy starożytnych i ich wierzeń, które kształtowały proces ich historycznego rozwoju, prowadzi do niedwuznacznego wniosku, że u podstaw światopoglądu starożytnych znajdował się istotny defekt determinujący los nie tylko Atlantydy, ale również Egipcjan, Majów, Tolteków, Azteków i wielu innych starożytnych cywilizacji.
Ewolucyjne znaczenie konsekwencji tego “defektu" okazało się tak potężne, że potrzeba było prawie piętnastu stuleci, aby stworzyć warunki konieczne do skorygowania deformacji moralnych i etycznych standardów powstałych w świadomości ziemskich wczesnoludzkich ras.
Główną przyczyną ogólnego upadku moralnego i w konsekwencji długiego okresu degradacji, pełnego tragicznych wydarzeń, których celem było zmuszenie ludzkości do przemyśleń, jest dominująca postawa wobec Boga. Praktycznie żadna obecnie istniejąca nauka religijna ani doktryna filozoficzna nie dostarcza ludzkości właściwej koncepcji Stwórcy. Co więcej, temat ten nie jest nawet poruszany i wszelkie próby omawiania go sprowadzają się w praktyce do problemu stosunków między Bogiem i człowiekiem. Konsekwencją postawienia tego problemu w ten sposób jest to, że usiłowania wielu pokoleń skończyły się tym, iż zostały one oderwane od podstawowego zagadnienia.
Przechowywana w Muzeum Kairskim Triada króla Menkaure (Mykerinosa). Uwagę zwraca postawa, w jakiej stoi faraon, i trzymane przezeń cylindry. Menkaure panował w czasach IV dynastii w latach 2532-2503 p.n.e.
Minęło wiele tysięcy lat, a mimo to ludzkość nadal jest kompletnym ignorantem w kwestii Boga. Wierzymy, omawiamy, debatujemy, zakreślamy linie podziału i ostatecznie kończymy na gruncie różnic wyznaniowych. Nawet zabijamy się nawzajem w imię wiary. Poszliśmy już tak daleko, że zapomnieliśmy, skąd się wzięliśmy – o wielkim objawieniu, od którego wszystko się zaczęło.
Rodzaj ludzki wdepnął w ślepy zaułek, z którego wyjść można jedynie poprzez powrót do źródeł i zrozumienie więzów łączących człowiekiem z otaczającym go światem. Wiedza zdobyta w starożytności, której źródło ma charakter kosmiczny, w tym informacje o budowie układu słonecznego oraz podstawach obliczania cyklicznych procesów, zawierała także informacje o budowie ludzkiego organizmu i wszystkiego, co istnieje – zasadę BA-KA.
Jeśli będziemy pamiętali, że wszystko w naszym wszechświecie jest zbudowane zgodnie z tą zasadą, wówczas będzie dla nas oczywiste, że kwintesencją wiedzy, którą przekazali nam starożytni, jest wskazanie jedności między budową Człowieka i Wszechświata.
Jest nadzieja, że na obecnym etapie historii inteligencja ludzkości rozwinie się wystarczająco, aby uchwycić właściwe znaczenie nauk o Bogu przekazanych ludzkości w dawnych czasach. Podczas gdy w dawnych czasach wiedza była przywilejem wąskiego kręgu ludzi, teraz jest czas, aby skorygować to ograniczenie i uczynić tę wiedzę własnością wszystkich ludzi.
Agar: Bardzo dziękuję za poświęcenie nam swojego czasu.
Przypisy:
1. Podział odcinka na takie dwie części, że stosunek mniejszej do większej jest taki sam, jak większej do całości. – Przyp. tłum.
2. Egipska nazwa Psiej Gwiazdy, czyli Syriusza. – Przyp. tłum.
Od redakcji:
Angielska wersja książki Walerego Uwarowa The Wands of Horus (Różdżki Horusa) jest dostępna bezpłatnie i można ją pobrać ze strony internetowej http://www.neilos.org. Strona internetowa dra Uwarowa znajduje się pod adresem http://www.wands.spb.ru. Carl Agar i Walery Uwarow opracowali ponadto wspólnie przewodnik oraz poradnik poświęcony stosowaniu różdżek do duchowego rozwoju.
Każdy lekarz cię wyśmieje, kiedy poprosisz go o przepisanie lekarstwa na artretyzm, łupież, zaparcia, rozedmę płuc, cukrzycę, ciężkie oparzenia, hemoroidy i migrenę. Owszem, może zalecić ci stosowanie różnych środków, ale na każde z tych schorzeń osobno. Tymczasem istnieje prosty sposób, żeby pozbyć się wspomnianych dolegliwości, i to za jednym zamachem. Wystarczy używać... wody.
Nie chodzi rzecz jasna o picie “kranówki". Nie jest to też woda deszczowa ani mineralna. Woda, o której mówimy, przypomina tę ostatnią, chodzi jednak o jej szczególną postać – wodę katalityczną. Odkrył ją w czasie prac laboratoryjnych amerykański naukowiec dr John Weley Willard. Podczas eksperymentu w Rapid City w stanie Południowa Dakota przypadkowo oparzył się w rękę. Żeby złagodzić ból, zanurzył dłoń w kadzi z wodą, której używał jako roztworu do czyszczenia. Ze zdziwieniem stwierdził, że ból ustąpił. Mało tego – oparzenie goiło się zadziwiająco szybko i w krótkim czasie nie zostało po nim nawet śladu. Zaintrygowany naukowiec postanowił zbadać skład i zawartość owego “roztworu do czyszczenia". Zastanawiał się, co szczególnego kryje płyn, który ma tak zbawienne działanie. Ustalił, że woda zawiera niewielkie ilości nieszkodliwych substancji: krzemianu sodu, chlorku wapnia, płynnej soli drogowej, siarczanu magnezu i sulfonowanego oleju rycynowego. Składniki te uczyniły z niej swoisty katalizator, który zmienił strukturę molekularną wody.
Dobroczynne działanie
Wiadomość o odkryciu dra Willarda rozeszła się po okolicy z prędkością błyskawicy. Dotarła również do lokalnej stacji telewizyjnej. Żądni sensacji dziennikarze odwiedzili dra Willarda, pragnąc przy okazji zdemaskować oszusta, podejrzewali bowiem, że prawdopodobnie wciska naiwnym kolejne placebo. Tymczasem naukowiec chętnie zdradził im skład chemiczny wody i wyjaśnił, na czym polega jej dobroczynne działanie. Aby sami mogli się o tym przekonać, odesłał ich do osób, którym pomogła.
W pierwszej kolejności ekipa odwiedziła Taylora Chaunceya, spawacza z Rapid City. Mężczyzna opowiedział, jak podczas spawania beczki dotkliwie się poparzył. Wybuchły opary, a powstała po eksplozji wysoka temperatura stopiła jego poliestrowy kombinezon, powodując oparzenia nóg drugiego i trzeciego stopnia. Znając działanie katalitycznej wody, lekarz rodzinny Chaunceyów zaproponował mężczyźnie rezygnację z tradycyjnej metody leczenia (lekarstwa, przeszczep skóry) i polecił mu częste spryskiwanie miejsca oparzenia katalityczną wodą. Taylor opowiedział, że stosując tę nietypową kurację, doprowadził do tego, że po 20 dniach strup odpadł, a po 3 miesiącach nogi były całkowicie zdrowe. W tym momencie mężczyzna podwinął nogawkę spodni i zademonstrował zdziwionemu kamerzyście swoją całkiem normalną łydkę.
Jeżdżąc po okolicy, dziennikarze zebrali kilkadziesiąt podobnych relacji. Wielu mieszkańców potwierdziło dobroczynne działanie wody katalitycznej. Tereny te zamieszkują głównie farmerzy i ranczerzy znani ze swojej nieufności i zdrowego rozsądku. Są wręcz przesadnie ostrożni, nie ufają nikomu na słowo i nie stosowaliby niczego, co nie działa. Wielu z nich sprawdziło najpierw działanie wody na zwierzętach. Dzięki niej udało się uratować cielaki, które po burzy leżały półżywe w rowach irygacyjnych. Chcąc przekonać się, jak na tę wodę zareagują domowe psy i koty, stawiali im do wyboru dwie miseczki. W pierwszej była zwykła woda z kranu, a w drugiej woda katalityczna. Zwierzęta za każdym razem wybierały tę drugą. Wierząc w zwierzęcy instynkt, rolnicy zaczęli stosować katalityczną wodę do podlewania swoich upraw. Prezentowali dziennikarzom wyhodowaną w ten sposób pszenicę, która wschodziła o wiele szybciej i była gęstsza od tradycyjnej. Benedyktynki z pobliskiej Akademii im. Św. Marcina wyhodowały, używając wody katalitycznej do nawadniania przy-klasztornego ogródka, wiele rekordowych okazów roślin, między innymi 15-kilogramowego kabaczka!
Pomogła w wielu przypadkach
Kiedy mieszkańcy miasteczka zobaczyli, jak woda działa na rośliny i zwierzęta, sami zaczęli ją stosować. Pomogła w wielu przypadkach przez medycynę tradycyjną uznanych za beznadziejne. Ich opisy można znaleźć w książce Zadziwiająca historia katalitycznej wody. Jest w niej wspomniany między innymi przypadek Fay Jean Hinds, na której nadgarstku lekarz stwierdził raka skóry. Przepisany lek nie skutkował i kobieta stanęła przed koniecznością operacji. Zaczęła wtedy nacierać rękę wodą katalityczną i w ciągu trzech miesięcy plama zniknęła.
Wielebny Lee O. Meadows z Mount Airy w stanie Nowy Jork opowiada, jak po dwóch tygodniach picia wody katalitycznej zupełnie ustąpiły bóle prawego barku, które nękały go od wielu lat. Wcześniej, mimo stosowania wielu różnych leków i regularnych ćwiczeń, nie udało mu się ich pozbyć. Przekonany do dobroczynnego działania wody katalitycznej zachęcił do jej używania swoją starszą siostrę, która od kilku lat cierpiała na postępujący artretyzm. Swobodne poruszanie się uniemożliwiały jej puchnące stopy i kostki. Wystarczył tydzień, aby kobieta zjawiła się na niedzielnej mszy o własnych siłach, bez laski. Jej nogi wróciły do normalnego stanu.
Bill Guthier, mieszkaniec Coopersburga, jak sam mówi, stosunkowo długo czekał na pozytywne efekty picia wody katalitycznej. Normalne funkcjonowanie utrudniały mu pojawiające się dość często zatokowe bóle głowy. Zachęcony przez znajomego, któremu woda pomogła na podobne kłopoty, zaczął ją stosować. Po pięciu miesiącach ból zupełnie zniknął i już więcej się nie pojawił. Mężczyzna pije wodę katalityczną nadal i namawia innych do jej używania.
Betty Moyer z Allentown miała od lat problemy z okrężnicą. Nękały ją silne bóle brzucha i długotrwałe wzdęcia, które kończyły się rozwolnieniem albo zatwardzeniem. Odkąd zaczęła pić wodę katalityczną, jej przemiana materii unormowała się, ma regularne wypróżnienia i, jak dodaje, zaczęła również lepiej spać, stała się bardziej żywotna a zarazem spokojniejsza.
Jim Roth z Des Moines od wielu lat nie mógł poradzić sobie z hemoroidami. W jego stolcu pojawiała się krew i "dczuwał ból podczas wypróżniania. Wszelkie objawy ustąpiły, kiedy tylko zaczął pić wodę katalityczna. Pomogła mu również na dzioby które zostały mu na policzkach i skroniach po trądziku młodzieńczym, jak również na pleśniawki w jamie ustnej.
Wkrótce wodą zainteresowali się mieszkańcy niemal całych Stanów Zjednoczonych, choć nadal nie ma ona statusu leku.
Coś w tym musi być
W książce Zadziwiająca historia katalitycznej wody opisane są również przypadki z Polski.
Tadeusz Majchrowski z Sandomierza od dłuższego czasu miał problemy z układem trawiennym i ciśnieniem. Regularne stosowanie wody katalitycznej usunęło u objawy niemal natychmiast.
Edward Załoga z Olsztyna opisuje przypadek 45-letniego mężczyzny, który cztery dni przebywał w śpiączce, której wynikiem stał się lewostronny paraliż ciała. Wystąpiło podejrzenie martwicy od kolana w dół. Chory narzekał również na silne bóle i zawroty głowy. Picie wody katalitycznej i spryskiwanie nią ciała dało zaskakujące efekty, ciemnofioletowe plamy wskazujące na martwicę, powoli zaczęły znikać, poprawiło się krążenie krwi, bóle ustąpiły.
Lena Osińska z Sieradza spadła z drabinki na beton. W wyniku upadku złamała 4 żebra i poważnie stłukła łokieć, uszkadzając torebkę stawową. W ranę wbił się kawałek żużlu. Kobieta, ku osłupieniu lekarza, nie zgodziła się na pójście do szpitala. Oczyściła ranę, przemyła ją wodą utlenioną, a następnie wystającą kość polewała wodą katalityczną. Po dwóch tygodniach po ranie nie zostało śladu, a żebra się zrosły. Lekarz, który przyszedł na konsultację, nie wierzył własnym oczom.
Podobne przykłady można mnożyć. Dr Willard, obawiając się, aby woda katalityczna nie została potraktowana jako cudowny lek na wszystko, podkreśla, że to tylko środek odżywczy, a nie panaceum na wszelkie choroby. Mimo to pomógł on wielu osobom cierpiącym na artretyzm, oparzenia, schorzenia oczu, dolegliwości gastryczne, a nawet na odleżyny. Można powiedzieć, że woda katalityczna w pewnym stopniu przypomina naturalną witaminę C – pomaga, ale nie jest w stanie nam zaszkodzić. Jednocześnie nie można jej przedawkować, gdyż organizm wykorzysta jej tyle, ile mu potrzeba, i samoczynnie usunie nadmiar.
Woda czyni cuda
Znane są powszechnie przypadki cudownych uzdrowień po wypiciu wody z Lourdes. Telewizja wielokrotnie przedstawiała relacje pielgrzymów, którzy po odwiedzeniu tego cudownego miejsca we Francji, wracali do domów o własnych siłach, mimo iż docierali tam na wózkach inwalidzkich lub noszach. Wielu naukowców zaintrygowanych tym zjawiskiem badało skład chemiczny tamtejszego źródła, jednak niczego szczególnego nie odkryli. Woda z Lourdes zawiera wiele cennych pierwiastków wpływających dodatnio na cerę, przemianę materii i ogólne samopoczucie, jednak nie udowodniono, aby to dzięki niej ciężko chorzy wracali do zdrowia. Po latach analiz i badań naukowcy doszli do zaskakującego wniosku, że przyczyną cudownych uzdrowień wiernych udających się do Lourdes nie była woda, ale... wiara. Wiara w jej cudowną moc.
Rzeczywiście, mówi się, że wiara czyni cuda. Mamy na to liczne przykłady. Jak wytłumaczyć, że osoba w zaawansowanym stadium raka, na której lekarze, po wyniszczającej chemioterapii (która tylko pogorszyła ogólny stan pacjenta), postawili krzyżyk, nagle wraca do zdrowia? Nauka jest w takich przypadkach bezradna. Ale nie wiara.
Zmienić życie na lepsze
Jak dotąd lekarze nie stwierdzili, aby woda katalityczna komukolwiek zaszkodziła – nawet w przypadku osób, które stosują ją już od ponad 20 lat. Liczne opisane przypadki jej zbawiennego działania powodują coraz większe nią zainteresowanie. Lekarze nie kryją swojego sceptycyzmu, dodają jednak, że skoro tylu ludziom pomogła, to coś w tym musi być. Rzeczywiście, woda ta przywróciła zdrowie, a nawet życie wielu osobom. Wśród nich liczną grupę stanowią tacy, których przypadki przez tradycyjną medycynę traktowane były jako beznadziejne. Poza poprawą stanu zdrowia wpłynęła ona również znacząco na polepszenie się samopoczucia, przynosząc odczuwalny przypływ energii i witalności. Zachwalając jej zalety, prawie wszyscy dodają, że oprócz powrotu do zdrowia, stali się jednocześnie o wiele spokojniejsi, lepiej śpią, a humor dopisuje im tak, jak nigdy dotąd.
Dr Willard uważa, że powinniśmy robić co tylko możliwe, aby zmienić nasze życie na lepsze. Książka Zadziwiająca historia katalitycznej wody pełna jest wypowiedzi szczęśliwych osób, które dzięki stosowaniu tej wody pozbyły się poważnych kłopotów zdrowotnych. Niemal wszyscy z nich dodają, że lekarze stosując tradycyjne metody, często bezradnie rozkładali ręce i nie byli w stanie im pomóc (niektórym wręcz szkodzili). Tymczasem woda katalityczna, o czym wspominają nawet sceptycy, jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Jej podstawową zaletą jest to, że daje nam szansę na powrót do zdrowia i dobrego samopoczucia.
Dalszych informacji na temat wody katalitycznej chętnie udzielą: Lena i Paweł Osińscy, tel. (0-prefiks-43) 8225179, tel. kom. 0605-143701.
Ludzkość od wieków trapiły choroby zakaźne. Wraz z narodzinami nowoczesnych biochemicznych antybiotyków wydawało się, że wiele z nich wyeliminowano. W ich miejsce pojawiły się jednak nowe, z których wiele okazało się mutacjami wcześniej wyeliminowanych wywoływanymi przez nowe uodpornione szczepy patogenów. Cały nasz ekosystem stał się obecnie na nie podatny. Stało się to wskutek tego, że ci mali najeźdźcy przenosząc się z jednego żywiciela na drugiego mutują, w wyniku czego skuteczne dzisiaj przeciwko nim leki jutro będą już wobec nich bezsilne. Ta sytuacja napawa lękiem tych, których zadaniem jest ochrona naszego zdrowia. Jak zatem będziemy mogli się bronić przed infekcjami, kiedy nie będziemy mieli dostatecznych środków do zwalczania przyszłych mutacji patogenów?
Kontrowersyjna terapeutka dr Hulda Clark pisze w swojej książce The Cure for Ali Disease (Lek na wszelkie choroby), że jedna z najgroźniejszych chorób, rak, jest wywoływana przez pasożyty, których cykle życiowe są wspomagane przez nowoczesne chemikalia, z którymi się stykamy. Z całą pewnością nie jest osamotniona w ustalaniu związków między patogennymi pasożytami i współczesnymi chorobami. Syndrom chronicznego zmęczenia wskazuje na znaczący związek z wirusem Epsteina-Barra1. Choroba serca i zator tętnicy płucnej wskazuje z kolei na silny związek z Chlamydia pneumoniae2. Lista takich związków jest pokaźna i wciąż się wydłuża. Co więcej, te patogeny są zdolne do wykorzystywania procesów fizjologicznych organizmu żywiciela przeciwko jemu samemu. Posługując się odartą z ochrony proteiną organizmu są zdolne do wytworzenia ochronnej powłoki, sprawiając, że organizm zostaje oszukany i sądzi, że patogen jest jego normalną częścią.
ZWALCZANIE CHORÓB ZA POMOCĄ DŹWIĘKÓW
Co zrobić, aby uporać się z tym problemem? Szukając odpowiedzi na to pytanie, mieszczący się w Ohio, nie nastawiony na zysk, Instytut Badania Zdrowotnych Własności Dźwięku (Sound Health Research Institute) prowadzi badania w zakresie nowej dziedziny wiedzy – BioAkustyki (BioAcous-tics)3.
W ostatnich miesiącach wykazano w drodze obserwacji mikroskopowych, że przy pomocy bioakustyki można doprowadzić do rozpuszczenia pierścieniowej bariery proteinowej wykorzystywanej przez niektóre patogeny jako kamuflaż. Właśnie ta technika została z powodzeniem zastosowana do zwalczania wirusa Epsteina-Barra, Chlamydia pneumoniae, bakterii i drożdżaków. Ma ona również potencjalną zdolność eliminowania takich chorób, jak chroniczne zmęczenie, grypa, AIDS etc. i z całą pewnością pozwoli na walkę z odpornymi na antybiotyki patogenami, w tym “ciałożerczymi", o których ostatnio tak głośno w mediach.
Na początku badań stosowano częstotliwości podane w książce dr Clark, lecz szybko okazało się, że nie są one dokładne lub w patogenach zaszły mutacje, które uczyniły te częstotliwości bezużytecznymi i zrodziły konieczność znalezienia nowych, właściwych częstotliwości. W dalszej części przedstawiam opis początkowych badań z udziałem 17 uczestników, u których starano się unicestwić wirusa Epsteina-Barra, Chlamydia pneumoniae i drożdżaki. (Proszę zwrócić uwagę na to, że w przypadku drożdżaków proces pozbawienia ich ochronnej maski, a następnie kompletnej dezaktywacji, nastąpił tak szybko, że zniknęły one w ciągów około minuty).
Wirus Epsteina-Barra
Zapis filmowy obrazu mikroskopowego pokazuje, że kiedy powłoka wirusa Epsteina-Barra została usunięta, uaktywniły się obojętnochłonne krwinki białe (białe ciałka krwi atakujące najeźdźców). Oddziaływanie obojętnochłonnych białych krwinek do momentu odsłonięcia wirusów Epsteina-Barra przy pomocy odpowiedniej częstotliwości było praktycznie żadne, mimo iż oba rodzaje ciał dzieliła minimalna odległość. W miarę odsłaniania patogenów stało się jasne, że obojętnochłonne białe krwinki nie były świadome istnienia najeźdźcy do momentu rozpoczęcia rozpuszczania jego proteinowych osłon. Po ich rozpuszczeniu obojętnochłonne białe krwinki zaczęły pożerać nieprzyjazne patogeny. Oto kilka dodatkowych spostrzeżeń z tych badań:
• Dr Clark podaje muzyczną nutę C*, zaś my stwierdziliśmy, że ten dźwięk mieści się w zakresie od średniego C* do D.
• Kiedy liczba patogenów była duża, występowała aktywna inwazja, jak również objawy (najczęściej było to zmęczenie) o zmiennym natężeniu.
• Przy wysokiej częstotliwości antygenów wytwarzały się przeciwciała.
• W trakcie odtruwania z wirusa Epsteina-Barra odnotowano infekcje ucha i gardła oraz ból i nadwrażliwość w tych rejonach. Doniesienia mówią, że wirus Epsteina-Barra ma tendencję do ukrywania się w rejonie szyi.
Chlamydia pneumoniae
Bioakustyczna analiza głosowa jest procedurą stosunkowo tanią (test w przypadku Chlamydia pneumoniae kosztuje około 400 dolarów) i stanowi szybką metodę określania, z jakimi patogenami mamy do czynienia i które przeciwciała zostały już wytworzone w organizmie. W przypadku Chlamydia pneumoniae badający byli w stanie określić, którzy z badanych zostali za-
infekowani tymi bakteriami, którzy już wytworzyli przeciwciała przeciwko tym bakteriom i którzy byli już na dobrej drodze do wyleczenia się z tej infekcji.
Oto kilka dodatkowych spostrzeżeń z tych badań:
• Bakterie te nie występują na wykazie dr Clark.
• Nie jest to szczep Chlamydia przenoszony drogą płciową; szczep Chlamydia pneumoniae przenosi się przez powietrze i atakuje płuca oraz układ oddechowy. Objawy to utrudnione oddychanie, zawroty głowy i omdlenia, przyspieszony rytm serca, podwyższone ciśnienie i mętlik w głowie. Po ustąpieniu objawów możliwa jest także powtórna infekcja. Okres inkubacji bakterii wynosi 10-14 dni.
• Częstotliwość Chlamydia pneumoniae odpowiada muzycznemu dźwiękowi C*, jak również jest związana z nutą A, która ma związek z krzepliwością krwi.
• U ludzi z wysokim poziomem proteazy symptomy nie występują.
• U ludzi z grupą krwi 0 symptomy występowały krócej i były mniej ostre.
• Kiedy Frequency Equivalent (Odpowiednik Częstotliwości) wirusa Epsteina-Barra był wysoki, oznaczało to, że występowała aktywna infekcja.
• Przy wysokich częstotliwościach antygenu następowało wytwarzanie antyciał.
• Chlamydia pneumoniae tworzy skrzepy, które wytwarzają z kolei ochronną otoczkę maskującą cały skrzep przed obojętnochłonnymi białymi krwinkami. Ani prześwietlenie klatki piersiowej ani skanowanie skrzepów nie ujawniają ich. W celu wykrycia obecności tych małych skrzepów w tkance płucnej sugeruje się przeprowadzenie arteriografii płucnej lub testu spirometrycznego CT (Total Capacity – Pojemność Całkowita) płuc.
• Spożywanie tłustych lub ciężkostrawnych posiłków zaostrza symptom utrudnionego oddychania. W zależności od ilości tłuszczu w posiłku i objętości spożytego przez pacjenta posiłku symptomy ustępują w ciągu pół do czterech godzin po terapii. Najbardziej podatni są pacjenci ze złą zdolnością do trawienia protein. Uraz wywołany przez Therazyme charakteryzuje się szczególnie wysoką zawartością proteazy i był stosowany, razem z enzymami trawiennymi, do osłabienia lub likwidacji objawów.
• Są doniesienia na temat możliwości dezaktywacji tego szczepu Chlamydia pneumoniae przy pomocy Doxycyclu HYC (doxycyklina – rodzaj antybiotyku – przyp. tłum.), lecz w naszym przypadku rezultaty były mizerne. Działanie częstotliwością odpowiadającą Doxycyclowi wywołało takie same efekty uboczne, jakie występują po jego podaniu, mimo iż pacjent nigdy go nie przyjmował.
• U jednego, szczególnie podatnego na tę chorobę pacjenta, pojawiły się małe siniaki wielkości główki od szpilki.
• Jednemu z pacjentów wszczepiono stymulator serca w celu spowolnienia zbyt szybkiego rytmu serca, nie doprowadziło to jednak do ustąpienia u niego trudności z oddychaniem i chaotycznym myśleniem.
• Jednemu z pacjentów oświadczono, że wymaga zoperowania zablokowanych naczyń sercowych, lecz według
innej opinii operacja nie była konieczna.
• Jednemu z pacjentów establishment lekarski oświadczył, że nic mu nie dolega z wyjątkiem zwykłego stresu.
• Cztery osoby spośród poddanych badaniom przebywały w szpitalach, lecz w żadnym z nich nie wykryto, że przyczyną ich problemów były patogeny.
Związek Chlamydia pneumoniae z chorobą serca
W artykule opublikowanym w czerwcowym numerze Townsend Letters for Doctors and Patients z roku 2000 znalazło się stwierdzenie, że wysoka i rosnąca częstotliwość występowania choroby serca może w wielu przypadkach mieć związek z nie zdiagnozowaną Chlamydia pneumoniae, która w powtarzalny sposób infekuje swojego żywiciela – człowieka.
Dr Jeffrey S. Bland i Sara H. Benum podali w swojej ostatniej książce Genetic Nutritioneering (Inżynieria żywienia genetycznego) z 1999 roku, co następuje (str. 142-144):
“Szwedzcy uczeni spędzili wiele lat na poszukiwaniu przyczyny śmierci 16 sprawnych atletów, którzy zmarli nagle na zawał serca w czasie rutynowych ćwiczeń. Sekcje zwłok wykazały istnienie stanu zapalnego w sercu i wyglądało na to, że przyczyną było chroniczne zakażenie pasożytem Chlamydia pneumoniae".
Po tym odkryciu naukowcy z oddziału kardiologicznego Akademii Medycznej Uniwersytetu Stanowego w Utah również potwierdzili istnienie silnego związku między chorobą serca i zakażeniem Chlamydia pneumoniae.
CZĘSTOTLIWOŚĆ – KLUCZ DO WALKI Z PATOGENAMI
Zastosowanie dźwięków o określonych częstotliwościach do dekamuflażu tych patogenów jest pierwszym krokiem prowadzącym do uzyskania nad nimi kontroli.
– Mamy wrażenie, że uzupełniamy informację, którą wcześniej podał Rife, kiedy świat nie był jeszcze gotowy na jej przyjęcie – oświadczyła Karen Almashy, uczestniczka badań prowadzonych przez Instytut Badania Zdrowotnych Własności Dźwięku. – W czasach Rife'a nie była to sprawa aż tak pilna, jak obecnie.
Tak Rife, jak i inni, zdawali sobie sprawę, że określone częstotliwości stanowią klucz do kontroli patogenów. Jest to klucz do mechanizmu stymulującego organizm do walki z jego własnymi patogenami. Głównym problemem było znalezienie właściwych częstotliwości, zwłaszcza ze względu na ciągłe mutacje oraz na właściwą formę (kształt) fali. Wystawienie ciała na bezpośrednie działanie fal prostokątnych może stać się przyczyną obrażeń. Zgodnie z zasadami nowej techniki fale dźwiękowe o określonych częstotliwościach i dokładnie określonym kształcie fali dostarczane są za pomocą krótkich impulsów przez około 8 minut. Taki sposób przekazywania określonych częstotliwości dostarcza potężnego i efektywnego sposobu umożliwiającego rozpuszczenie ochronnej bariery proteinowej.
Na czym polega mechanizm rozpuszczania tej bariery proteinowej, którą patogeny wykorzystują do swojej ochrony? Czym jest częstotliwość? Światło jest falą o określonej częstotliwości i to samo odnosi się do fali dźwiękowej. Tak samo ma się sprawa z aromatami i emocjami. Wibracje mają określoną częstotliwość. Takoż muzyka. Fale mózgowe mają częstotliwość, a także impulsy nerwowe. Krótko mówiąc wszystko drga z określoną częstotliwością. W rzeczywistości nie ma ciał stałych. Istniejemy w świecie, który składa się wyłącznie z energii. Dowiódł tego Einstein, zaś cechą energii jest częstotliwość.
Skąd organizm wie, jak wykorzystać te wszystkie częstotliwości? Organizm ma zdolność słyszenia częstotliwości. Uszy zamieniają tę sensoryczną informację na biochemiczne impulsy i przesyłają je do mózgu. Oczy pochłaniają informacje świetlne, zmieniają je na impulsy energii biochemicznej i tak przetworzone przekazują do mózgu. Nos przechwytuje zapachy. Każdy impuls zostaje zmieniony na biochemiczne dane wejściowe, które są następnie kierowane do mózgu. Każdy z organów zmysłowych zbiera informacje, których główną cechą jest częstotliwość, zamienia je w impulsy biochemiczne i przesyła do mózgu, następnie mózg przetwarza wszystkie te informacje i rozdziela między układy organizmu, tak że jest w stanie utrzymać się w stanie homeostazy.
Skąd mózg wie, jak rozdzielić te informacje do swojej odpowiedniej części? Otóż, za sprawą oktawy częstotliwości. Jeśli częstotliwości znajdą się w przedziale:
• 1-2 cykli na sekundę, mózg interpretuje je jako informacje biomagnetyczne.
• 2-4 cykli na sekundę, mózg interpretuje je jako informacje bioelektryczne.
• 1-4 cykli na sekundę, mózg interpretuje je jako informacje genetyczne (kombinowane informacje biomagnetyczne i bioelektryczne).
• 4-8 cykli na sekundę, mózg interpretuje je jako informacje biochemiczne.
• 8-16 cykli na sekundę, mózg interpretuje je jako informacje strukturalne (mięśniowo-kostne).
• 16-32 cykli na sekundę, mózg interpretuje je jako informacje neurofizyczne.
Każda z częstotliwości lub zestaw częstotliwości posiada w ramach organizmu określoną funkcję, zarówno strukturalną, jak i funkcjonalną. Każdy zestaw częstotliwości wykonuje przeznaczone mu zadanie i potrafi udzielać częstotliwości ze swojego zestawu na użytek pozostałych układów biologicznych. O tym wszystkim wiedziano już od dłuższego czas, lecz do niedawna mechanizm tego procesu był nie znany.
Organizm posiada w swojej nieskończonej mądrości doskonałe sprzężenie, które umożliwia mu diagnozowanie i dostarczanie zestawu uzdrawiających częstotliwości. System ten – głos dostarczający dźwięków oraz ucho do ich odbioru – stanowi doskonałe narzędzie diagnostyczne umożliwiające uzyskanie wiarygodnych przewidujących, zapobiegających i leczniczych opcji do samouzdrawiania. W żadnym z pozostałych układów organizmu nie jest tak celowo użytkowana pętla sprzężenia. System ten nie przestaje działać nawet wtedy, gdy znajdujemy się w stanie śpiączki. Jego działanie ustaje dopiero wraz ze śmiercią organizmu, choć i to nie jest tak naprawdę pewne do końca. Nasze uszy transmitują stabilizujące dźwięki, czyli tak zwaną emisję oto-akustyczną, która stanowi stałe źródło uzdrawiających ciało częstotliwości.
Zdolność ta jest obecne traktowana jako realne uzupełnienie współczesnej medycyny, zaś wzmianki pochodzące ze starożytności dowodzą, że dźwięk jest od tysięcy lat stosowany do równoważenia organizmu i utrzymywania go w stanie zdrowia. Tybetańczycy wiedzą o pozytywnym oddziaływaniu dzwonów i śpiewu. Osoby uprawiające tradycyjną medycynę chińską uważają, że właściwy przepływ energii lub “chi" jest podstawowym warunkiem zrównoważonego, zdrowego stanu organizmu. Biblia na przykład zrównuje słowo, czyli formę dźwięku, z Bogiem i aktem stworzenia.
Wygląda na to, że te starożytne mądrości są przywoływane dziś, kiedy konwencjonalna medycyna, przy jej uprzednim uzależnieniu od metod naukowych, zaczyna przywiązywać znaczenie do potencjału częstotliwości umożliwiającego odżywienie i wspomożenie organizmu w jego zdolności do samouzdrawiania. Medyczny establishment zaczyna zdawać sobie sprawę z zależności między częstotliwością głosu i stanem odżywienia organizmu (patrz artykuł Danielle Campbell w Advance Journal for Speech Language Pathologist and Audiologists z 31 maja 1999 roku).
Każdy z nas został wyposażony w unikalną harmonię częstotliwości, którą można wyrazić przy pomocy głosu. Kiedy jednak częstotliwość organizmu jest niezrównoważona, wówczas niedoskonałość ta zostaje również wyrażona głosem i manifestuje się jako choroba lub stres na poziomach strukturalnych i biochemicznych.
Za pomocą krótkiej sekwencji głosu zapisanej w trakcie nagrania trwającego mniej niż minutę można przy użyciu systemu analizującego określić stan częstotliwości danej osoby. Częstotliwości te można z kolei stosować w określonych kombinacjach w celu wzmocnienia normalnych form i funkcji organizmu.
HARMONICZNE4, AKORDY5 I EKWIWALENTY CZĘSTOTLIWOŚCI
Każda nuta i częstotliwość posiada serię innych częstotliwości, z którymi “współgra", aby stworzyć holistyczną6 równowagę układów organizmu. Każda nuta i częstotliwość posiada również całą serię tonów harmonicznych, z którymi “współgra", tworząc harmonię, jaką obserwujemy w całym organizmie.
Harmonicznych można używać w celu wzmocnienia układów, które znalazły się w stanie stresu. Na przykład częstotliwościami, które można stosować do normalizacji i wykluczenia “spontanicznej remisji" w niektórych typach raka (w ograniczonej ilości przypadków), są harmoniczne cyklu Krebsa (cykl kwasu cytrynowego, szereg etapów w utlenianiu węglowodanów). W prowadzonych badaniach częstotliwości te były aplikowane przy pomocy specjalnych wzorców, tak aby osiągnąć i utrzymać harmoniczny “akord" stanowiący szczególną, rozpoznawalną, matematyczną macierz.
W normalnych warunkach ten zestaw częstotliwości, określonych matematyczną macierzą, można stosować do leczenia jednego układu lub jednej tkanki. Jednak wiele układów organizmu czyni użytek z tych akordów. Co ciekawe, zostały one powtórzone i zapisane w teorii muzycznej, przy czym nie zdawano sobie sprawy, że te akordy już istnieją w naszych komórkach w postaci mas muzycznych i częstotliwości.
Każdy czynnik odżywczy, substancja biochemiczna, organ i emocja posiadają serię możliwych do przewidzenia zależności o charakterze matematycznym. Na przykład częstotliwościowy odpowiednik choliny (czynnik odżywczy rodziny witamin B) ma przeciwny lub równoważący odpowiednik częstotliwościowy. Oba te czynniki
współpracują harmonizując organizm i układ przemiany energii. Jeśli usuniemy numeryczną częstotliwość odpowiadającą cholinie z szóstej harmonicznej (przesuniecie fazowe o 180 stopni) uzyskamy w rezultacie odpowiednik acetylocholiny. Tak właśnie wygląda proces, który zachodzi w organizmie, kiedy zostaną wprowadzone nowe związki. Innymi słowy, to, co organizm zrobi ze związkami, można przewidzieć i wykazać matematycznie.
MATEMATYCZNA MATRYCA ORGANIZMU
Organizm jest matematyczną macierzą wzajemnych oddziaływań częstotliwości. Zależności biochemiczne są zależnościami między częstotliwościami.
Przyjrzyjmy się następującemu przykładowi. Sugestia, że liczba 8 jest przeciwieństwem liczby 11 stanowi coś obcego dla większości ludzi. Takiego poglądu nie uczymy się w szkole, w rzeczywistości jednak nasz organizm zna tę prawdę i stosuje ją do liczb i częstotliwości w celu regulowania przebiegających w nim procesów.
Matematyczne przeciwieństwa łatwiej zrozumieć, jeśli ktoś rozważa inne rodzaje przeciwieństw uznane, zarówno w nauce, jak i sztuce. Każdy z kolorów ma swoje przeciwieństwo znane pod nazwą pigmentu lub składnika świetlnego. Każdy kolor można przedstawić w postaci częstotliwości. Zestawy częstotliwości, które reprezentują uzupełniające kolory, można traktować również jako komplementarne. Te komplementarne częstotliwości bioakustyka nazywa Częstotliwościami Ekwiwalentnymi.
Podobnie jak zieleń i czerwień są przeciwnymi lub komplementarnymi (wzajemnie się uzupełniającymi) kolorami, istnieją częstotliwości zieleni (w zakresie częstotliwości 11) i czerwieni (w zakresie częstotliwości 8). Stosując tę koncepcję nadmiar częstotliwości 11 można zrównoważyć częstotliwością 8 i odwrotnie. Stosując częstotliwość 8 (lub jakąkolwiek inną, którą sobie wybierzemy jako podstawę) możemy rozpocząć proces budowy formuł, których wrodzoną wiedzę posiada organizm i stosuje je do utrzymywania się w równowadze.
Wykorzystując dane uzyskane z analizy wokalnej można wykazać, że każdy muskuł, każdy związek, wszystkie procesy i struktury organizmu posiadają odpowiedniki częstotliwości, które można obliczyć matematycznie. Zdolność organizmu do samouzdrowienia ma swoje źródło we wzajemnym oddziaływaniu – biochemicznym i/lub strukturalnym – stanowiącym przewidywalne, matematyczne reakcje częstotliwości.
Na przykład wapń i magnez są wykorzystywane w organizmie razem. Kiedy połączymy równoważniki częstotliwościowe wapnia i magnezu, okaże się, że otrzymamy równoważnik fosforu. Fosfor jest składnikiem koniecznym do tego, aby wapń i magnez stary się synergiczne7. Harmonia (współbrzmienie) matrycy częstotliwości organizmu odzwierciedla reakcje organizmu, które nauka już odkryła. Biologiczne reakcje ludzkiego organizmu oraz ich odpowiedniki częstotliwościowe w matematycznej matrycy są takie same.
Jedną z częstotliwości, która jest, jak wykazano, zdolna do wzmacniania kciuka, jest nuta C. Poprzez zaaplikowanie konkretnej nuty z zakresu C można doprowadzić do wzmocnienia mięśnia kciuka, natomiast aplikując częstotliwość komplementarną tego mięśnia można go osłabić. Ponieważ odpowiednik częstotliwości mięśnia kciuka jest równoważny odpowiednikowi częstotliwościowemu cynku, organizm zaakceptuje cynk jako środek wzmacniający ten mięsień.
Nasze fizyczne ciała są najwyraźniej zbudowane na bazie, i są odbiciem, wzorca złożonego z tysięcy takich kombinacji. Każdy organ, muskuł, składnik pokarmowy lub biochemiczny posiada odpowiednik częstotliwościowy i Matrycę Harmoniczną (Harmonie Matrix), które pozostają we wzajemnej zależności poprzez centralny układ przetwarzania – układ nerwowy i mózg.
Na podstawie zapisu wokalnego można uzyskać również kombinację dźwięków i odpowiadających im częstotliwości, które można zastosować do utworzenia koherentnych matematycznych wzorców, które odpowiadają naszemu organizmowi. Kiedy te wzorce wpadają w dysonans, nasz organizm przestaje normalnie funkcjonować (choruje). Codzienne monitorowanie naszego głosu w celu sprawdzenia, czy nie jesteśmy chorzy, może być najprostszym sposobem utrzymywania organizmu w zdrowiu.
Niektóre częstotliwości są wyraźnie ważniejsze od innych pod względem utrzymywania naszego organizmu w dobrym stanie. Częstotliwość 16 jest bardzo ważną częstotliwością wewnętrzną, jako że pozwala na uwalnianie tlenu i wapnia do komórek naszego ciała. Doktor medycyny Robert O. Becker dowodzi w swojej książce Cross Currents (Prądy krzyżowe), że wapń, czynnik nieodzowny do utrzymania organizmu w stanie zdrowia, jest uwalniany przy pomocy częstotliwości 16 cykli na sekundę.
Uznanie liczby 16 za częstotliwość harmoniczną jest najbardziej istotną informacją na jej temat i może zrewolucjonizować medycynę zmieniając podejście do chorób. Jest to rozszerzenie koncepcji harmonii postulowanej przez Pitagorasa, matematyka żyjącego w VI wieku przed naszą erą. Zaobserwował on, że jeśli jedną z dwóch strun, które posiadają tę samą długość i to samo napięcie, podzieli się na pół, wówczas połowa struny, jeśli się ją pobudzi do drgań, wytwarza dźwięk harmoniczny dokładnie o oktawę wyższy od tego, jaki wytwarza pełna struna. Dzieląc strunę dalej Pitagoras doszedł do praw harmonii, które do dziś rządzą znaczną częścią wciąż obowiązującej teorii muzycznej.
Odkrycie matematycznych związków leżących u podstaw nauki o dźwiękach w sposób oczywisty wykazuje, że zasady harmonii nie są abstrakcyjną, teoretyczną koncepcją, lecz należą do dziedziny ścisłych zasad matematycznych. Te dokładnie określone harmoniczne, stosowane w kombinacji z odpowiednikami częstotliwości, tworzą zawiłą harmoniczną synergię utrzymującą zasadniczą dla zachowania optymalnego stanu zdrowia sonostatis8.
Nasz organizm funkcjonuje jako kombinacja częstotliwości i zależności między częstotliwościami. Mózg działa poprzez fale mózgowe, które są mierzalne poprzez ich częstotliwości. Serce emituje częstotliwość utrzymującą rytmiczność jego bicia. Impulsy nerwowe są przekazywane za pośrednictwem częstotliwości. Organy, nerwy, tkanki i kości są wykonane z substancji, których źródłowym budulcem jest energia mierzalna poprzez ilość cykli na sekundę. Organizm jest ożywiany częstotliwościami, które oddziałują na siebie wzajemnie zgodnie z zasadą rezonansu i harmonii.
Wszystkie ekwiwalenty częstotliwości odzwierciedlające stosowanie środków odżywczych i biochemicznych odpowiadające konkretnemu zestawowi harmonicznemu można stosować do określania skuteczności wewnętrznego współdziałania. Te matematyczne matryce stanowią mapy skrzyżowań pomiędzy alchemią i współpracą między różnymi układami organizmu. Jeśli sól mineralna, kwas tłuszczowy, aminokwas, substancja biochemiczna i enzym mają na przykład tę samą częstotliwość, mogą wówczas występować jako prawie wzajemnie wymienne czynniki wykonujące to samo zadanie. Siarka i kwas palmitynowy są podobnymi ekwiwalentami częstotliwościowymi. Mogą zastępować się nawzajem w walce z atakującym organizm patogenem. Inne związki, które znajdują się w tym samym zestawie harmonicznym, działają analogicznie.
Organizm jest biegły w kompensowaniu, podstawianiu i transformowaniu częstotliwości. Jeśli jakiś enzym nie jest w danej chwili dostępny i nie może wspomagać kontrataku przeciw napastnikom w postaci patogenów, organizm może użyć zamiast niego zastępczo kwasów tłuszczowych i soli mineralnych.
Harmoniczne zestawy odpowiedników częstotliwościowych można stosować do ustalania substytutów przy użyciu zależności ujętych w matematycznych matrycach. Oznacza to, że jeśli konstruujemy harmoniczny zestaw częstotliwości ekwiwalentnych witaminie C, możemy użyć tych zestawów do obserwowania każdego innego związku, który oddziałuje z witaminą C i sprawdzić dodatkowo aspekty strukturalne, które są najbardziej podatne działaniu witaminy C.
W praktyce klinicznej można podać pacjentowi częstotliwość i monitorować jego głos w celu zaobserwowania częstotliwościowych ekwiwalentów związków, które podlegają jej wpływom. W znacznej liczbie przypadków większość wzajemnych oddziaływań nie była poprzednio znana. Na przykład w badaniach, które przeprowadzono w celu ustalenia czynników źródłowych występujących w przypadkach schorzeń stawu kolanowego u tenisistów, okazało się, że zasadnicza przyczyna nie tkwiła w kolanie, lecz w mięśniach stopy.
Bioakustyczne badania wskazują na to, że standaryzowanych zestawów harmonicznych można używać do przewidywania, ukazywania i monitorowania chemicznych i behawioralnych oddziaływań i współzależności żywych organizmów.
Kiedy już zostaną ustalone wszystkie częstotliwościowe ekwiwalenty związków i czynności fizjologicznych, można będzie badać dowolny aspekt danej częstotliwości. Będziemy w stanie zrozumieć zależności częstotliwości i to, w jaki sposób wpływają one na wszystkie pozostałe struktury, procesy i związki biochemiczne. Tak więc w niezbyt odległej przyszłości będziemy w stanie opracować tablicę częstotliwości pierwiastków podobną do ich tablicy okresowej. Każdy związek posiada ekwiwalent częstotliwości, którego podstawą jest jego ciężar molekularny. Zaaplikowanie organizmowi w formie analogowej ekwiwalentów częstotliwości pozwala mu na wykrywanie danego związku. Kiedy zastosuje się dodatkową częstotliwość obliczoną na podstawie matematycznych wzorów ekwiwalentów częstotliwości, dana substancja stanie się funkcjonalna.
Ekwiwalentna częstotliwość, która pozwala mózgowi na uświadomienie sobie tego wszystkiego, nosi nazwę Wielokrotnej Fali Mózgowej (Brain Wave Multiple; w skrócie BMW). Będąc w stanie choroby organizm może nie posiadać koniecznych BMW-ów pozwalających na zidentyfikowanie i stymulowanie odpowiedniego związku lub mięśnia. Ekwiwalent częstotliwości może dostarczyć BMW-ów, których działanie spowoduje stymulację określenia związku i funkcji substancji lub struktur. Na podstawie dotychczasowych ustaleń wygląda na to, że serce dostarcza faktycznie używanego rytmu częstotliwości, natomiast mózg faktycznego rytmu częstotliwości, który powinien być zastosowany.
Należy podkreślić, że ważne jest, aby BMW-y były prezentowane w formie analogowej a nie cyfrowej. Według Roberta O. Beckera i wielu innych badaczy mechanizmy wejściowe organizmu mają charakter analogowy i najbardziej efektywnie reagują na tego typu sygnał.
CO MOŻE NAM POWIEDZIEĆ GŁOS?
Częstotliwości głosu mogą mieć zastosowanie w przewidywaniu, diagnozowaniu i leczeniu. Na podstawie zapisu głosu można zidentyfikować toksyny, patogeny, dodatki, których poziom jest zbyt niski lub wysoki, oraz naprężenie i siłę mięśni. Za pomocą analizy głosu można określić, które układy nie współpracują, jak również podstawową przyczynę choroby i jej objawy. Na podstawie śladu głosu można przepisać konkretnej osobie najbardziej właściwe lekarstwo oraz określić leki, które nie mają pozytywnego działania.
Częstotliwości głosu mogą mieć charakter prognostyczny
Jadąc do zacisznego Instytutu Badania Zdrowotnych Własności Dźwięku w rolniczym rejonie Ohio, gdzie miał zapoznać się z nową techniką, która go zaintrygowała – bioakustyką, o której tak wiele słyszał – Michael zastanawiał się, czy zdoła ona ujawnić stan jego organizmu.
W trakcie oprowadzania go po instytucie bardzo chętnie zgodził się na przeprowadzenie analizy swojego głosu. Zapis jego głosu ujawnił, że może mieć poważne schorzenie tarczycy. Co ciekawe, nie miał jak dotąd żadnych danych medycznych na ten temat ani jakichkolwiek dowodów na istnienie tego schorzenia. W celu upewnienia się co do poprawności diagnozy poradzono mu, aby udał się do lekarza. Rezultaty wykonanych kilka dni później badań laboratoryjnych nie wskazywały na jakiekolwiek odchylenia od normy, co ucieszyło zarówno jego, jak i jego lekarza. Pośmiali się obaj setnie z niedostatków nowej metody i wrócili do swoich normalnych zajęć.
Dziewięć dni później Michael doznał zapaści objawiającej się cała serią dziwnych symptomów, które zbiły z tropu miejscowych lekarzy. Rytm serca był nieregularny i nadmiernie się pocił, co bardzo go zaniepokoiło i zdezorientowało. Lekarze uznali jego dolegliwość za bardzo zagadkową i wtedy Michael przypomniał sobie o wynikach badania głosu. Okazało się, że przyczyną jego stanu jest poważne niedomaganie tarczycy. Zapis jego głosu ujawnił na 9 dni przed wystąpieniem jakichkolwiek objawów, że jego tarczyca znajduje się w stanie stresu.
Częstotliwości głosu mogą określać rodzaj biochemicznych toksyn
W ciągu lata siedmioletnia Andi, która w czasie poprzedniego roku doskonale opanowała sztukę czytania, zupełnie zapomniała, jak to się robi. Nauczyciel zażądał umieszczenia jej w specjalnej klasie. Spowodowało to opór Andi i zniechęciło ją do chodzenia do szkoły. Całymi dniami płakała, a w przerwach udawała, że jest chora.
Przywieziono ją do kliniki bioakustycznej, gdzie zastosowano test głosowy w celu określenia, czy przyczyną jej problemów są czynniki biochemiczne. W trakcie sesji, kiedy podawano jej dźwięki o niskich częstotliwościach, Andi mogła czytać płynnie bez jakiegokolwiek “dukania". Test wykazał, że istnieje możliwość zatrucia jej organizmu chemicznym konserwantem o nazwie formaldehyd.
Po zastosowaniu kuracji odtruwającej jej nauczyciel z miejsca zauważył zachodzące w niej zmiany. Wzrosła jej samoocena, znowu była zdolnym, inteligentnym, radosnym dzieckiem, a co najważniejsze, znowu umiała czytać.
Częstotliwości głosu mogą określać stan mięśni i rodzaj urazu
Bob był prawnikiem, lecz jeszcze bardziej interesował się motocyklami. Pięć lat temu miał tak poważny wypadek, że lekarze chcieli amputować mu nogę. Będąc zapalonym tenisistą nie zgodził się na operację. Mimo czterech latach leczenia fizykoterapeutycznego nie nastąpiła u niego widoczna poprawa i praktycznie nie miał już nadziei, że kiedykolwiek będzie w stanie chodzić samodzielnie. Dolna część jego nogi była wielka jak piłka futbolowa i nie mógł chodzić wyprostowany ani zgiąć nogi w kostce, stracił też chęć do prowadzenia regularnych ćwiczeń. Zrezygnował z praktyki prawniczej i zamieszkał z rodzicami, którzy osiedlili się w niewielkiej osadzie w Ohio. Czuł, że życie, o jakim marzył, przeminęło bezpowrotnie.
Pewnego razu spotkał w miejscowym sklepie warzywnym tenisistę, który wprowadził go później w arkana eksperymentalnej metody nauczanej w miejscowym college'u. Dwa miesiące później, po kuracji metodą bioakustyki, wrócił na kort i dał miejscowym graczom nie lada pokaz. Mógł chodzić wyprostowany, prawie biegać, a także uganiać się za piłką tenisową. Opuchlizna zniknęła i mięśnie jego nogi odzyskały sprawność. Powróciła zdolność wykonywania ruchów. Odzyskał radość i chęć do życia. Jego osiągnięcia na korcie były tak imponujące, że poproszono go, aby został nauczycielem sportu w miejscowej szkole.
Częstotliwości głosu mogą określać rodzaj patogenów
Częstotliwości głosu mogą określać rodzaj patogenów i dostarczać zestawu matematycznych częstotliwości, które mogą pomagać organizmowi w ich pozbyciu się, tak jak to miało miejsce w poniższym przypadku.
Laura była stale bardzo zmęczona. Badania lekarskie na niewiele się zdały. Mikroskopowe badanie krwi (na ciemnym tle) potwierdziło obecność wirusa Epsteina-Barra. Częstotliwości tego wirusa wystąpiły na zapisie dźwiękowym jej głosu, zawiadamiając, że w jej organizmie znalazł się niebezpieczny patogen. Opracowano zestaw matematycznych formuł i zastosowano go do dekamuflażu tego wirusa i wsparcia organizmu w jego identyfikacji. Kiedy wirus został już wskazany, komórki-żołnierze z łatwością go zidentyfikowały i zaatakowały. Przyniosło to na tyle pozytywny efekt, że Laura wróciła do swojego dawnego, aktywnego stylu życia.
Częstotliwości głosu mogą mieć charakter diagnostyczny
Barbara miała chorobę Pageta9. Jej kości znajdowały się w stanie ciągłego zaniku, zaś powstające kości zastępcze były nadmiernie rozwinięte, lekkie i porowate. Kiedy złamała biodro i w końcu wyszła ze szpitala, postanowiła spróbować znaleźć rozwiązanie swojego problemu za pomocą bioakustycznej analizy głosu. Choroba Pageta jest uważana za nieuleczalną, przeto lekarze nie dawali jej wielkich nadziei. Mimo to Barbara była przekonana, że wyleczenie jest możliwe i była zdecydowana na wypróbowanie wszelkich możliwych sposobów medycyny niekonwencjonalnej.
Korelaty oktaw i częstotliwości dla funkcji i struktur organizmu |
---|
Kolor podstawowy |
Czerwony |
Czerwony / pomarańczowy |
Pomarańczowy |
Pomarańczowy / żółty |
Żółty |
Żółty / Zielony |
Zielony |
Zielony / niebieski |
Niebieski |
Niebieski / fioletowy |
Fioletowy |
Fioletowy / czerwony |
Klucz: n-phy – neurofizyczny; str/mus – strukturalny/mięśniowy; emot – emocjonalny; ch/nut – chemiczny/żywieniowy; b-elec – bioelektryczny; b-mag – biomagnetyczny |
Już pierwsza sesja ujawniła, że w jej organizmie brakuje pewnego mało znanego składnika, który określono jako rodzaj soli mineralnej. Jego niedobór jest cechą charakterystyczną choroby Pageta. Składnik ten dodano do jej codziennej dawki witamin. Obecnie odrzuciła kule i niedawno zadzwoniła do Instytutu Badania Zdrowotnych Własności Dźwięku, aby powiadomić, że zaczęła uprawiać taniec o nazwie “square dance" (“kwadratowy taniec")10!
Częstotliwości głosu mogą leczyć
Pewną uprawiającą jogging kobietę przewieziono do kliniki, ponieważ w wyniku wypadku jedna noga skróciła się u niej o pięć centymetrów. Zaplanowana operacja miała na celu jej wydłużenie.
Badając jej głos udało się ustalić, że mięsień uda jest nadmiernie naprężony. W celu jego rozluźnienia zastosowano analogowy dźwięk o niskiej częstotliwości. Po kilku minutach oddziaływania na mięsień jego napięcie zmalało i długość obu nóg wyrównała się. Dalsze ćwiczenia umożliwiły pozostanie im w prawidłowym stanie.
HARMONIA ZDROWIA
Powyższe przykłady stanowią zaledwie ułamek informacji, jakie można uzyskać badając głos. Analiza głosu w oparciu o pogląd, że zawarte w nim częstotliwości stanowią holograficzną reprezentację stanu zdrowia człowieka, zyskuje coraz szerszą akceptację.
Wielokrotne badania wykazały, że każdy mięsień, związek, proces i struktura organizmu posiada ekwiwalent częstotliwościowy, który można obliczyć matematycznie. Daje to podstawę do twierdzenia, że zdolność organizmu do samouzdrawiania może mieć swoje źródło we wzajemnym oddziaływaniu częstotliwości występujących między molekularnymi sygnałami całego organizmu. Kiedy ten wzór wzajemnych oddziaływań zostaje zakłócony, mamy do czynienia z chorobą. Jeśli poddamy organizm działaniu właściwego niskoczęstotliwościowego analogowego dźwięku, uzyskamy stan nowej harmonii objawiającej się w postaci widocznego samouleczenia.
Oprócz głoszenia poglądu mówiącego, że organizm to swego rodzaju matematyczna macierz, bioakustyka optuje za poglądem, że częstotliwości można stosować do przewidywania stanów chorobowych, jeszcze zanim ujawnią się one na poziomie fizycznym. Obecnie trwają prace nad protokółami, w których zawarte będą zależności częstotliwościowe takich chorób jak rak, choroba sercowa, artretyzm i urazy sportowe, oraz umożliwiające regenerację i przeciwdziałanie starzeniu się. Badania zapisów głosów pozwalają badaczom na określenie konkretnych markerów częstotliwościowych odpowiadających różnym stanom chorobowym.
Wykorzystanie głosu do monitorowania stanu organizmu jest nową, rozwijającą się gałęzią nauki. Nie wszystko jest jeszcze oczywiste, lecz istnieje już dostateczny zasób informacji, aby można było pokusić się o opracowanie wzorców stanów chorobowych. Dr Andy Weil, dr Robert O. Becker, dr William Tillis, dr Josh Oschman, dr Alfred
Tomatis, dr Richard Gerber i cała rzesza innych doskonałych specjalistów zgadza się, że częstotliwość i rytm mogą jako różne formy energii stanowić ważki aspekt w zrozumieniu i uzdrawianiu organizmu.
Analiza głosu przy jej możliwościach wczesnego diagnozowania oraz oceny stanu organizmu jest na dobrej drodze do stania się nieodłączną częścią diagnostyki medycznej.
Podobnie jak tęcza potrzebuje do pełni swojej krasy całego spektrum kolorów, tak organizm do utrzymania się w stanie zdrowia wymaga pełnego spektrum dźwięków wytwarzanych przez odpowiednie harmoniczne zestawy.
O autorze:
Sharry Edwards jest dyrektorem Instytutu Badania Zdrowotnych Własności Dźwięku (Sound Health Research Institute), niedochodowej instytucji badawczej zajmującej się rodzącą się dziedziną wiedzy o nazwie bioakustyka. Prowadzone w tym zakresie badania, których pionierem jest Edwards, stanowią podstawę trójpoziomowego Połączonego Programu Zdrowotnego (Allied Health Program) oferowanego przez Hocking College w stanie Ohio, którego dyplom jest jedynym uznawanym w Stanach Zjednoczonych certyfikatem w zakresie leczenia dźwiękami. Sharry Edwards, wykładowca i autor o międzynarodowej sławie, prowadzi regularne warsztaty oraz wykłady z bioakustyki dla profesjonalistów.
Przypisy:
1. Wirus Epsteina-Barra, zwany również wirusem EB lub EBV, to wirus opryszczki będący główną przyczyną ostrych infekcji mononukleozą zakaźną, która charakteryzuje się wysoką gorączką, bólem gardła, silnym osłabieniem i opuchlizną gruczołów limfatycznych. Pierwsze doniesienia o EVB pochodzą od brytyjskich naukowców M.A. Epsteina, Y.M. Barra i B.G. Achonga, którzy odkryli wirusopodobne cząstki w komórkach wyhodowanych z tkanek, w których wykryto nowo odkrytego raka limfatycznego. O wirusie Epsteina-Barra wiadomo, że może zakazić jedynie dwa rodzaje komórek występujących w ciele: komórki występujące w gruczołach ślinianek i pewien szczególny rodzaj białych ciałek krwi. – Przyp. tłum.
2. Rodzaj drobnoustrojów należący do rzędu bakterii pasożytniczych będący przyczyną wielu chorób człowieka. Rząd ten składa się z trzech gatunków, jednym z których jest Chlamydia pneumonlae powodująca infekcje dróg oddechowych.
3. Oznaczenie jest skrótem od zwrotu “Trade Mark" oznaczającego “znak towarowy". W tekście oznaczono tak terminy powstałe na bazie nowej dziedziny wiedzy “bioakustyki". Terminów tych brak w istniejących słownikach medycznych. – Przyp. tłum.
4. Harmoniczne (tony harmoniczne) to tony składowe dźwięku, których częstotliwości są wielokrotnościami częstotliwości tonu podstawowego. – Przyp. tłum.
5. Akord to współbrzmienie co najmniej trzech różnych co do wysokości (częstotliwości) dźwięków. – Przyp. tłum.
6. Holizm to teoria rozwoju zapoczątkowana przez J.C. Smutsa i propagowana przez niektórych biologów i filozofów angielskich na początku XX wieku, zgodnie z którą całość nie da się sprowadzić do sumy części, zaś świat podlega ewolucji, w której toku wyłaniają się systematycznie nowe całości. – Przyp. tłum.
7. Synergiczne substancje to takie, które mogą wspierać wzajemnie swoje działanie. – Przyp. tłum.
8. Sonostatis to inaczej mówiąc stan dźwiękowy. – Przyp. tłum.
9. Chodzi tu o chroniczną chorobę charakteryzującą się epizodycznie przyspieszoną resorbcją kości i przyrostem nienormalnej kości zastępczej. – Przyp. tłum.
10. Stosunkowo szybki ludowy taniec tańczony w rejonach rolniczych. Jego nazwa pochodzi stąd, że biorą w nim udział cztery pary ustawione w kwadrat. – Przyp. tłum.
Od wydawcy:
Dalsze informacje na temat bioakustyki oraz bliższe szczegóły konieczne dla specjalistów z tej dziedziny można uzyskać odwiedzając stronę internetową Sound Health Research Institute: <www.soundhealthinc.com>. Kontakt: Sharry Edwards, SOUND HEALTH, PO Box 416, Albany, Ohio 45710, USA, fax +1 (740) 6986116 e-mail: <sound@frognet. net>