Ludob c3 b3jstwo na Polakach

Ludobójstwo na Polakach

Opublikowano: czwartek, 12, maj 2016 04:23

„4 mln Polaków rozważa emigrację za pracą na Zachód, a blisko 1,5 mln jest na to gotowych” – wskazuje najnowszy, ogłoszony we wtorek raport firmy Work Service pt. „Migracje zarobkowe Polaków”.

Dziś wyjeżdżać chcą głównie ludzie młodzi, ze wschodu kraju, z mniejszych miast i gorzej wykształceni.

Emigrację zarobkową rozważa 19,1 proc. aktywnych lub potencjalnych uczestników rynku pracy w Polsce; jest to o 4 punkty proc. więcej, niż przed rokiem – podkreślają autorzy badania. Jednocześnie zwracają uwagę, że to grupa niemal 4 mln ludzi, czyli 13 proc. całej dorosłej populacji kraju.

7,1 proc. (ok. 1,5 mln osób) na wyjazd z Polski za pracą jest zdecydowanych i planuje to w ciągu najbliższego roku – zaznaczono.

Według raportu dla 78,8 proc. respondentów najważniejszą motywacją do wyjazdu za granicę są zarobki wyższe niż w Polsce. Natomiast 58,9 proc. za powód do emigracji uznaje wyższy standard życia na Zachodzie.

Najważniejszym kierunkiem emigracji pozostają inne kraje UE; Polacy najchętniej wyjechaliby do Niemiec (34 proc.), Wielkiej Brytanii (18 proc.), Holandii (6 proc.), czy Hiszpanii (5 proc.).

Emigrację najczęściej rozważają osoby młode, do 35 roku życia – w sumie 62 proc.

Mly/PAP
Za: http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/292380-przygnebiajacy-raport-okolo-4-mln-polakow-rozwaza-emigracje-za-praca-na-zachod-a-blisko-15-mln-jest-na-to-gotowych

Niezależnie zatem od tego czy rządy sprawuje PO lub PiS, młodzi Polacy nie chcą żyć, ani pracować w swoim własnym kraju. Są pozbawieni jakiejkolwiek nadziei i perspektyw.

Artykuł II Konwencji ONZ w sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa z 9 grudnia 1948 roku, definiuje ludobójstwo jako między innymi:

c) rozmyślne stworzenie dla członków grupy warunków życia, obliczonych na spowodowanie ich całkowitego lub częściowego zniszczenia fizycznego

d) stosowanie środków, które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy

Konwencja określa także za karalne podżeganie do ludobójstwa, współuczestnictwo, usiłowanie jego popełnienia oraz zmowę w celu jego popełnienia.

Zastanówmy się zatem przez chwilę, czym jest między innymi:

Utrzymywanie niewydolnego oraz skrajnie niesprawiedliwego systemu emerytalnego?

Jedna z najniższych kwot wolnych od podatku w Unii?

Wysokość podatków nieproporcjonalna do cen towarów i usług?

Sztuczne podtrzymywanie jednych z najniższych płac w Europie?

Pozbawianie znacznej części obywateli prawa do opieki zdrowotnej?

Tworzenie sprzyjających warunków pod neo-kolonizację kraju przez firmy nieodprowadzające podatków do Skarbu Państwa?

Utrudnianie obywatelom zakładania, jak i utrzymywania prywatnych przedsiębiorstw, a zarazem i tworzenia nowych miejsc pracy?

System podatkowy skonstruowany z myślą o zagranicznych inwestorach i szkodzący podmiotom narodowym?

Ignorowanie nieludzkich warunków pracy?

Uwłaczający poziom opieki społecznej?

Brak realnej polityki mieszkaniowej?

Pogarszający się wraz z każdą reformą system edukacji?

Wymiar sprawiedliwości działający na niekorzyść obywateli?

Brak realnego wpływu obywateli na rządzących?

Patologiczny system odbierania dzieci biednym rodzinom?

Doprowadzenie ponad trzech milionów ludzi do życia w skrajnym ubóstwie?

Zmuszenie kolejnych kilku milionów Polaków do trwałego opuszczenia kraju ze względu na brak jakichkolwiek warunków do życia?

W sposób oczywisty wszystko to podpada pod ,,rozmyślne stworzenie dla członków grupy warunków życia, obliczonych na spowodowanie ich całkowitego lub częściowego zniszczenia fizycznego” oraz ,,stosowanie środków, które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy”.

Ponieważ żadna partia, ani żaden polityk nie jest w stanie przekonać nas, iż zwiększenie kwoty wolnej od podatku i tym podobne reformy, są niemożliwe do przeprowadzenia w obecnych warunkach politycznych i że nie było to możliwe przez ostatnie 25 lat. Nie czyni się tego z powodu braku chęci do polepszenia warunków życia w Polsce, a nie z powodu niemożności przeprowadzenia reformy, na którą zgodzić winni się wszyscy Polacy i do czego powinna wystarczyć jedna ustawa.

Jeśli zatem komuś leży na sercu zatrzymanie chociaż części z tych 4 milionów Polaków rozważających wyjazd za granicę, radzę zastosować proste, a przy tym i skuteczne środki:

Program mieszkaniowy ,,Tysiąc za metr”, nieoprocentowane kredyty banków spółdzielczych dla wszystkich młodych przy jednoczesnym aktywnym zaangażowaniu Państwa w program budowlany, nowe plany zagospodarowania przestrzennego, by zapewnić bliskość szkół, przedszkoli, szpitali, komisariatów, sporej ilości zielonej przestrzeni, parkingów i nowoczesnej infrastruktury, przyjęcie do naszego kraju tanich metod budowlanych stosowanych obecnie poza granicami Polski i sprzedaż państwowych nieużytków pod działki.

Kwota wolna od podatku do minimum 6000-8000 tyś.

Projekt ,,Jeden dokument – jedna firma”. Założenie przedsiębiorstwa byłoby banalnym wypełnieniem wniosku o rejestrację, najlepiej przez Internet.

Nowy Kodeks Pracy i rozpisane od nowa, proste i jasne prawo podatkowe.

Wprowadzenie odpowiedzialności urzędniczej za wszelkie podejmowane decyzje – jeśli ktoś ze skarbówki gnębi bez powodu polską firmę, sam stanie przed sądem. Brak koniecznych limitów kar i kontroli, które wymuszają czepialstwo.

Ulgi podatkowe dla rodzin z dziećmi, zależne od ilości potomstwa.

To tak na dobry początek. Mieszkania, niższe podatki i parę milionów nowych miejsc pracy. Można to zrobić w rok. Dalej problem przyrostu naturalnego będzie zależny wyłącznie od takich czynników, jak dojrzałość ludzi i wynikająca z niej chęć do zakładania rodzin. Ekonomicznie nie będzie najlepszego problemu, jeśli tylko wszyscy młodzi będą na swoim, a zwiększona konkurencja wymusi zmiany stawek.

Polacy rezygnują z posiadania potomstwa ze względu na trudne warunki bytowe (44%), niepewną przyszłość (33%), wysokie koszty utrzymania dziecka (23%) i trudne warunki mieszkaniowe (20%) – za http://www.ordoiuris.pl

Każdy polityk u władzy, który nie podejmie się podobnej reformy, a także nie zrobi nic z obecnym systemem emerytalnym, może zostać oskarżany o planowe wyniszczenie Narodu Polskiego, lub o czynny współudział w tymże procesie. Słowo ,,depopulacja” wydaje się być zbyt łagodne, jeśli spojrzeć na wyludniającą się obecnie Polskę.

Robert Grünholz
https://rgrunholz.wordpress.com

==================================================================================

Marszałek hamulcowym modernizacji armii? Nic podobnego!

05.12.2015, godz. 12:10

A A A

Od dwudziestu paru lat na początku grudnia w mediach ukazują się artykuły pisane z okazji kolejnej rocznicy urodzin Józefa Piłsudskiego (5.12.1867). Nic dziwnego, w końcu Marszałek był człowiekiem, który w XX wieku wywarł piętno i na polskim społeczeństwie, i na polskiej historii. Do dziś jego postać budzi dyskusje i polemiki. Jedni stawiają mu pomniki, inni – zarzuty o różne zarówno prawdziwe, jak i wyimaginowane przewinienia. Jedną z takich „win” jest rzekoma niechęć Marszałka do nowinek technicznych. Ten „dystans” do nowoczesnego uzbrojenia miał skutkować nieprzygotowaniem Wojska Polskiego do wojny w 1939 roku. Czy rzeczywiście?

Do dziś uważa się, że „hamulcem postępu technicznego był negatywny stosunek Piłsudskiego do wszelkich projektów zmierzających do rozwoju lotnictwa, broni pancernej, motoryzacji wojska itp”. Zarzuty te pojawiły się już w 1940 roku podczas szukania przez rząd gen. Sikorskiego winnych klęski wrześniowej. Można powiedzieć, że zadziałała tu zasada sformułowana przez dr. J. Goebbelsa – „kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”. Teza o negatywnym wpływie Piłsudskiego na unowocześnienie wojska została bowiem dzięki późniejszej wytężonej pracy historyków i publicystów uznana za fakt niepodlegający dyskusji. Dzięki temu można było mówić, że dopiero po śmierci Marszałka, jego następcy mogli się zabrać ostro do roboty i próbować modernizować „przestarzałe” wojsko. A ponieważ zabrakło już na to czasu, winą za klęskę wrześniową należy obarczyć również Piłsudskiego.

Marszałek modernizuje armię

Od maja 1926 roku aż do śmierci w 1935 roku marszałek bez przerwy pełnił służbę państwową na stanowisku ministra spraw wojskowych oraz, od 1928 roku, generalnego inspektora sił zbrojnych, czyli przyszłego naczelnego wodza. Wszyscy adwersarze Marszałka zgodnie stwierdzają, że podczas jego rządów w wojsku nic bez jego wiedzy i woli nie można było zrobić.

Jeden z polskich historyków amatorów, inż. Andrzej Wilczkowski, studiując przebieg bitwy Wołyńskiej Brygady Kawalerii pod Mokrą w 1939 roku, zweryfikował tezę o negatywnym wpływie Marszałka na „utechnicznienie” wojska. Sprawdził, w których latach do wojska wprowadzano nowego rodzaju uzbrojenie i sprzęt oraz przeprowadzano modernizację dotychczas używanego. Trzeba przyznać, że nie tylko usystematyzował wiedzę na ten temat, lecz także doszedł do ciekawych wniosków.

W 1927 roku minister spraw wojskowych powołał do życia pięć placówek naukowych: Instytut Badań Materiałów Uzbrojenia (od roku 1935 Instytut Techniczny Uzbrojenia), Wojskowy Instytut Badań Inżynierii (od roku 1934 przeorganizowany w kilka wyspecjalizowanych placówek, takich jak: Biuro Badań Technicznych Broni Pancernych, Biuro Badań Technicznych Saperów i in.), Biuro Badań Technicznych Wojsk Łączności, Instytut Techniczny Intendentury oraz Instytut Medycyny Lotniczej.

Trudno więc nie zauważyć, że ideą Marszałka było wsparcie zagadnień wojskowych myślą naukową i techniczną. W marcu 1929 roku generalny inspektor sił zbrojnych postawił zadanie rozpoznania poczynań niemieckiego sąsiada. W marcu 1929 roku Sztab Główny zorganizował kurs kryptologiczny dla matematyków świetnie znających język niemiecki. Wybrano wtedy trzech młodych magistrów filozofii z dziedziny matematyki (M. Rejewski, J. Różycki i H. Zygalski), którzy trzy lata później złamali szyfr Enigmy. W 1933 roku minister spraw wojskowych powołał Tymczasowy Komitet Doradczo-Naukowy, w skład którego wchodzili profesorowie wyższych uczelni: J. Groszkowski – radiotechnika, M. Huber – mechanika, C. Pawłowski – radiologia, K. Smoleński – chemia, J. Roman – maszyny elektryczne, B. Stefanowski – termodynamika (spalanie), M. Pożaryski – elektromechanika, M. Wolfke – fizyka, W. Świętosławski – fizykochemia i C. Witoszyński – aerodynamika. Była to jedna z pierwszych w Polsce prób instytucjonalnego wykorzystania przez ministra spraw wojskowych środowiska naukowego dla wzmocnienia potencjału wojenno-ekonomicznego kraju. I gdzie tu niechęć do przedstawicieli nauki ze strony generalnego inspektora i ministra spraw wojskowych?

Strzelcy rozstrzygają konkurs

Przy wprowadzaniu nowych wzorów broni do wyposażenia również nie tracono czasu. Pomimo ogłoszenia w 1924 roku konkursu na ręczny karabin maszynowy, przez trzy lata komisja nie potrafiła go rozstrzygnąć. Zniecierpliwione tym MSWojsk. na początku 1927 roku podjęło decyzję o zakupieniu po kilkanaście sztuk rkm-ów z różnych firm i rozesłaniu do pułków. Ten konkurs rozstrzygnęli strzelcy, nie komisja. Wygrał rkm Browning, który został przyjęty do uzbrojenia jako wz. 28. W roku 1931 skonstruowano i przyjęto do uzbrojenia dwa polskie granaty ręczne: zaczepny i obronny. Nad granatnikiem kal. 46 mm dla piechoty pracowano od 1931 do 1935 roku. Granatnik został przyjęty do uzbrojenia jako wz. 36. Z kolei prace nad karabinem przeciwpancernym rozpoczęły się w 1932 roku. Ta rewelacyjna broń została przyjęta do uzbrojenia w drugiej połowie 1935 roku.

W artylerii było podobnie. W 1926 roku podjęto decyzję o modernizacji posiadanych trzycalowych „prawosławnych” armat wz. 02 do wzoru 02/26 (przekalibrowując je na 75 mm). W 1928 roku kupiono w Czechosłowacji 160 szt. haubic 100 mm wz. 14/19 wraz z licencją na produkcję w kraju. W 1930 roku na zakupy wybrano się do Francji, skąd przywieziono 96 szt. armat 105 mm wz. 29 wraz z licencją. Przestarzałe armaty 120 mm wz. 78 (bez oporopowrotników) zostały w 1931 roku zmodernizowane przez osadzenie ich luf na łożach haubic rosyjskich wz. 09 i wz.10. Powstała w ten sposób armata kal. 120 mm wz. 78.09/31 służyła w WP do 1939 roku, a w armii Finlandii do lat siedemdziesiątych XX wieku. Na początku lat trzydziestych kupiono we Francji także haubice 155 mm wz. 17 wraz z licencją.

Tankietki i myśliwce

Minister spraw wojskowych powołał 29 września 1930 roku Dowództwo Broni Pancernych. W tym samym roku rozpoczęto produkcję czołgu rozpoznawczego (tankietki) TK-3 w liczbie 300 szt. Trzy lata później wyprodukowano serię 280 szt. zmodernizowanych tankietek TKS. W 1931 roku kupiono w Wielkiej Brytanii 38 szt. czołgów lekkich Vickers wraz z licencją i rozpoczęto prace nad czołgiem lekkim 7TP, który wszedł do produkcji w 1935 roku. Razem dało to 618 nowych czołgów. Dla porównania – między 1935 a 1939 rokiem wyprodukowano 121 czołgów 7TP i kupiono we Francji ok. 100 czołgów Renault 35.

W latach 1928–1933 opracowano i wdrożono do produkcji radiostacje: dywizyjną (RKD), lotniczą RKL/D, lotniskowe RKP/L i RKF/L oraz skonstruowano N2, wdrożoną do produkcji po śmierci Marszałka.

Rzekomo niedocenianemu przez Marszałka lotnictwu należy się osobny akapit. Przez pierwsze pięć lat od zamachu stanu w 1926 roku skonstruowano i oblatano 25 typów samolotów polskiej konstrukcji. Wydano wtedy duże pieniądze na 10 prototypów samolotów myśliwskich, 7 szkolnych, 2 liniowe i 1 wodnopłat. Do 1936 roku oblatano następne 17 typów samolotów. Ogółem na 54 typy samolotów, oblatane do wybuchu wojny, zamówienia na 45 typów wyszły z MSWojsk. za czasów Piłsudskiego. W latach 1935–1939 polecono skonstruowanie i oblot 9 typów samolotów. W 1933 roku, po wprowadzeniu do służby myśliwców PZL P-7, polskie lotnictwo myśliwskie stało się pierwszym na świecie, które w całości przezbroiło się na samoloty o całkowicie metalowej konstrukcji półskorupowej.

Mimo niechęci Marszałka do inwestowania w marynarkę wojenną, właśnie za jego czasów zdecydowano o kupnie 8 nowoczesnych okrętów (3 podwodne stawiacze min, 2 kontrtorpedowce, 2 okręty podwodne, stawiacz min).

Widać, że w MSWojsk. oraz w GISZ nie tracono czasu na hamletyzowanie i decyzje podejmowano szybko. Szybko i kompetentnie. Przytoczone przykłady podają w wątpliwość tezę, jakoby marszałek Piłsudski hamował unowocześnianie armii.

ppłk Andrzej Łydka z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, pasjonat historii

========================================================================================================================

 

Walki na ulicach Warszawy, czyli zamach majowy

12.05.2016, godz. 10:54

Dokładnie 90 lat temu doszło do dramatycznych wydarzeń, które do historii przeszły jako zamach majowy. Marszałek Józef Piłsudski, chcąc zapobiec kryzysowi parlamentarnemu i rządowemu, stanął na czele wiernych mu oddziałów i ruszył na Warszawę. To, co miało być zbrojną demonstracją, przerodziło się w trzydniową wojnę domową. W walkach, które toczyły się na ulicach stolicy od 12 do 15 maja 1926 roku, zginęło 215 żołnierzy i 164 cywilów.

Co doprowadziło do tych wydarzeń? Cofnijmy się do 9 maja 1926 roku, kiedy to Wincenty Witos w wywiadzie dla „Nowego Kuriera Porannego” wezwał Józefa Piłsudskiego, by ten – skoro czuje się silny – przejął władzę. „Niechże wreszcie Marszałek Piłsudski wyjdzie z ukrycia, niechże stworzy rząd, niech weźmie do współpracy wszystkie czynniki twórcze, którym dobro państwa leży na sercu. Jeśli tego nie zrobi, będzie się miało wrażenie, że nie zależy mu naprawdę na uporządkowaniu stosunków w państwie”. Na uwagę redaktora Konrada Wrzosa, iż prezydent nie powierzył Piłsudskiemu misji tworzenia rządu, Witos odpowiedział: „To nie znaczy, jakoby jej z rąk jego (prezydenta) otrzymać nie mógł, może po nią iść do Belwederu. Mówią, że Piłsudski ma za sobą wojsko, jeśli tak, to niech bierze władzę siłą… ja bym nie wahał się tego zrobić; jeśli Piłsudski nie zrobi tego, to, zdaje się, nie ma jednak tych sił za sobą”. Następnego dnia Witos został desygnowany na urząd premiera. Utrzymał się na tym stanowisku przez… cztery dni.

Jednocześnie wokół stolicy można było zaobserwować ruchy wojsk. 10 maja 1926 minister spraw wojskowych, gen. Lucjan Żeligowski zbiera na poligonie w Rembertowie pod Warszawą okoliczne oddziały Wojska Polskiego. Oficjalnym pretekstem były ćwiczenia międzygarnizonowe. Jednak zamiast manewrów żołnierze rozpoczynają marsz w kierunku Warszawy, gdzie trwały nerwowe negocjacje polityczne. 12 maja dochodzi do słynnego spotkania na moście Poniatowskiego. Jednak rozmowa, do jakiej dochodzi między marszałkiem a prezydentem Stanisławem Wojciechowskim, kończy się fiaskiem. Dowodzenie nad oddziałami wspierającymi plany Piłsudskiego przejmują gen. Gustaw Orlicz-Dreszer i płk Józef Beck. O 18.30 padają pierwsze strzały. Przez trzy dni na ulicach Warszawy trwa walka.

Teoretycznie premier Witos miał do dyspozycji prawie całe Wojsko Polskie, jednak w praktyce oddziały, które wsparłyby rząd, znajdowały się daleko od stolicy. Strajk kolejarzy z inspiracji PPS (Polskiej Partii Socjalistycznej) uniemożliwił bądź znacznie opóźnił sprowadzenie oddziałów rządowych. Utrudnienia nie dotyczyły oddziałów wiernych marszałkowi, głównie z 1 i 3 Dywizji Piechoty Legionów.

Historycy szacują, że w pierwszym dniu po stronie rządowej znalazło się 1700 wojskowych. Przeciwko nim stanęło 3500 żołnierzy, oddziały paramilitarne, liczące 800 „Strzelców”, oraz bojówki PPS-u i kombatantów, których typowym przedstawicielem był kpt. rez. Władysław Broniewski. Piłsudskiego wspierała również „ulica”, czyli większość cywilnej ludności. Miał także poparcie większości partii politycznych (za wyjątkiem prawicy). Po trzech dniach walk wśród piłsudczyków było już 8800 żołnierzy, podczas gdy po stronie rządowej stało ich 2200.

Jak zwykle w takich sytuacjach dochodziło do różnych dziwnych wyborów. Jeden ze słynnej „siódemki Beliniaków”, ppłk Stanisław Grzmot-Skotnicki, zrezygnował z udziału w kursie w Szkole Sztabu Generalnego i powrócił do 15 Pułku Ułanów Poznańskich, którego był dowódcą. Chciał iść na pomoc ukochanemu marszałkowi, jednak od swoich oficerów dowiedział się, że pułk, owszem rusza na Warszawę, ale na pomoc rządowi. „Gdzie pułk, tam i ja!” – skwitował i poszedł na wojnę przeciwko swojemu Komendantowi. Jego dowódca brygady, płk Stanisław Sochaczewski, galopując wzdłuż szyku, krzyczał: „Na lassie, na lassie go (Piłsudskiego) przyprowadzimy!”. Z kolei telefonistka z centrali w budynku Ministerstwa Spraw Wojskowych przez cały czas trwania walk łączyła rozmowy piłsudczyków, broniących się na piętrze ministerstwa, z generałem Orlicz-Dreszerem w Komendzie Miasta. Łączyła również atakujących z parteru ministerstwa podchorążych z Belwederem. Pracowała sumiennie – jednakowo dla obydwu walczących stron. Były też przypadki, że pododdziały zajmujące pozycje naprzeciw siebie przerywały ogień, gdy przez ulicę przebiegała matka z dziecięcym wózkiem.

Legalizacja przewrotu

14 maja, po wycofaniu się rządu do Wilanowa, prezydent Stanisław Wojciechowski podjął decyzję o zrzeczeniu się urzędu i przekazał obowiązki głowy państwa na ręce marszałka Sejmu Macieja Rataja. Ten nakazał wprowadzenie natychmiastowego zawieszenia broni, a 15 maja powierzył misję tworzenia rządu profesorowi Kazimierzowi Bartlowi. Tekę ministra spraw wojskowych objął marszałek Piłsudski. W jednym z wywiadów marszałek zauważył: „nie przestanę twierdzić, że zrobiłem jedyny w swoim rodzaju fakt historyczny, żem zrobił coś podobnego do zamachu stanu i potrafił go natychmiast zalegalizować i żem uczynił coś w rodzaju rewolucji bez żadnych rewolucyjnych konsekwencji”. 31 maja Zgromadzenie Narodowe usankcjonowało przewrót, dokonując wyboru marszałka Piłsudskiego na urząd Prezydenta RP. Piłsudski nie przyjął wyboru, desygnując na to stanowisko profesora Ignacego Mościckiego.

W walkach na ulicach Warszawy zginęło 215 żołnierzy i 164 cywili. Rannych zostało 920 osób. Wspólny pogrzeb wszystkich poległych odbył się 17 maja. W uroczystości wzięli udział premier Kazimierz Bartel z ministrami oraz delegacje walczących oddziałów, co miało podkreślić jednakowe traktowanie ofiar obydwu stron.

W kraju i na emigracji niechętni Piłsudskiemu historycy nie szczędzili słów krytyki za zamach stanu. Obecnie oceny te są bardziej wyważone.

ppłk Andrzej Łydka z Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, pasjonat historii

================================================================================================================================

http://radio.radiopomost.com/ze-swiata/5346-my-mamy-rece-powiazane-drutami-i-nie-mozemy-wyjsc-mama-juz-nie-zyje-bo-woda-juz-podchodzi-do-gory

My mamy ręce powiązane drutami i nie możemy wyjść. Mama już nie żyje, bo woda już podchodzi do góry.

Opublikowano: środa, 08, czerwiec 2016 21:50 

W okresie międzywojennym na polach niedaleko wioski Kluwińce, gm. Chorostków, powstała polska kolonia, która została nazwana Stadnia, około 7 km od naszego domu we wsi Chłopówka, gm. Chorostków, pow. Kopyczyńce, woj. Tarnopolskie.

Właściciel tej ziemi dziedzic, którego dwór znajdował się we wsi Podhajczyki, sprzedał ziemię, którą kupili koloniści z Polski, nazywani w naszych stronach Mazury. Kolonia była polska i nieduża, liczyła tylko 20 numerów. Podczas parcelacji gruntów również mój wujek Piotr Wójtaszyn, który był Ukraińcem, rodzonym bratem mojej mamy Tekli Nowak z d. Wójtaszyn, kupił sobie plac i 3 ha ziemi. Zatem ziemię mogli swobodnie nabywać także Ukraińcy. Wujek Piotr wybudował tam sobie dom i miał dużo pszczelich uli dlatego często sprzedawał miód.

Była zima 1945 r., to była bardzo ciężka zima, duże śniegi. Gdzieś w lutym albo marcu 1945 r. raniutko, dopiero robiło się jasno na dworze przyszedł do naszego domu w Chłopówce mój wujko Piotr Wójtaszyn i przyniósł ze sobą zmarznięte, ledwo żywe niemowlę, które miało zaledwie 1,5 roczku. To było dziecko jego zięcia Polaka Jana Dobrowolskiego oraz jego najstarszej córki Józefy z d. Wójtaszyn. Zrozumieliśmy, że coś musiało się stać niedobrego, a on usiadł w kuchni i powiedział tak: „Teklusia popatrz (tu otworzył walizkę) to cały mój majątek, tyle mi pozostało!”.

Potem zaczął płakać i opowiadać, co się właśnie stało w ich wsi, mówił tak: „Teklusiu stało się wielkie nieszczęście, dziś wczesnym rankiem, około 3.00 rano, jeszcze było ciemno na dworze, do naszej kolonii na saniach przyjechali Ukraińcy, to byli banderowcy i ogłosili, że zabierają wszystkich do Sielrady na spis ludności. Na sanie powsiadali wszyscy mieszkańcy naszej koloni: dzieci, kobiety, mężczyźni i starcy, a potem wszyscy odjechali razem. Również i przed mój dom zajechały sanie oraz około ośmiu ludzi i na początek zabili nasze dwa duże psy wilczury, a potem nakazali wszystkim zbierać się do Sielrady. Wszystko słyszałem dokładnie bowiem w tym czasie siedziałem pod podłogą wraz z Janem Dobrowolskim swoim zięciem i małym wnuczkiem KazimierzemPod podłogą zbudowałem obszerny i wygodny schron, w którym często chowała się cała nasza duża rodzina. Tej nocy ponieważ było dość spokojnie, kobiety wraz z dziećmi, zdążyły już powychodzić na górę do właściwej izby, aby przygotować śniadanie i zrobić pierwszy oporządek w gospodarstwie. Tylko my jeszcze nie wychodziliśmy ze schronu bowiem niebezpieczeństwo groziło przede wszystkim mężczyznom, którzy byliśmy albo mordowani skrytobójczo, albo zabierani przymusem do banderowskiej partyzantki.

Po pewnym czasie, gdy wszyscy już odjechali poczuliśmy z zięciem dym i domyśliliśmy się, że ktoś podpalił naszą kolonię. Dym stawał się coraz trudniejszy do zniesienia, a my dosłownie zaczęliśmy się dusić. W tej sytuacji postanowiliśmy, że nie ma czasu do stracenia i zaraz wyszliśmy na zewnątrz. Nasz dom i nasza obora, już stały w ogniu, właściwie cała miejscowość, to był jeden wielki ogień, paliło się dosłownie wszystko. Banderowcy nic prawie nie brali z domów, może po temu, że to była wioska dość uboga, zaś zwierzęta gospodarskie powypuszczali, tak że chodziły luźno. Wziąłem konia oraz sanie i jak mogłem najszybciej przyjechałem do was!”.

W tym czasie w naszych stronach, stały już wojska sowieckie. Zaprzyjaźniony sowiecki oficer na moją prośbę, załatwił dla wujka Piotra przebranie i pistolet. Po całym dniu, w którym to się stało, na pierwszą noc mój wujek Piotr oraz kilku innych mężczyzn, pojechało do tej kolonii, aby szukać śladów swoich najbliższych. Wujko tak nam potem opowiadał dalsze losy, jego rodziny: „Na szczęście dla nas, przez cały dzień i w nocy nie padał śnieg, doskonale więc zachowały się ślady po saniach. Właśnie tym tropem doszliśmy, aż do miejsca, gdzie na polach znajdowała się dość dobrze znana i głęboka studnia. To była bardzo głęboka studnia z bardzo zdrową wodą, dlatego często osobiście jej używałem, to tam zwykle poiłem swoje bydło w czasie pokoju. Ze zgrozą w sercach zauważyliśmy, że ślady prowadzą wprost do tej znanej studni, około której było bardzo dużo krwi! Natychmiast przybliżyliśmy się do niej i zaczęliśmy głośno wołać, czy aby nie ma tam żywych ludzi, ku naszemu zaskoczeniu i radości odezwał się głos młodego chłopca.

To był  Włodzimierz, albo Józef Wójtaszyn bowiem kiedy zawołał mój wujko, to chłopiec zaczął wołać w ten sposób: ‘Tato ratujcie nas, my mamy ręce powiązane drutami i nie możemy sami wyjść. Mama już nie żyje, bo woda już podchodzi do góry. Na nas narzucane są brony, pługi i płyty z cmentarza żydowskiego. Ja jeszcze żyję bowiem próbowałem przy studni uciekać ale mnie złapali oprawcy i wrzucili do studni, jako jednego z ostatnich, na sam wierzch!’. Na początku ze studni słychać było kilka głosów, krzyczeli: ‘Pomocy! Ratujcie nas!’, słychać było rozmowy żywych, jeszcze ludzi. Całą noc próbowaliśmy na różne sposoby przyjść im z pomocą i wyciągnąć ich stamtąd, ale nie mogliśmy dać sobie rady z płytami żydowskimi, które były dość ciężkie.”.

Niedaleko znajdował cmentarz żydowski, na polu k. miasteczka Grzymałów (w rejonie Husiatyńskim), właśnie stamtąd prawdopodobnie pochodziły te płyty. Osobiście znałam to miasteczko bowiem mieszkałam w nim przed wojną, blisko 6 lat, gdy nasz tatuś Michał Nowak pracował ciężko w tamtejszym majątku. Tam też chodziłam do pierwszej, drugiej i trzeciej klasy szkolenej. (Po ataku Niemiec na ZSRR w dniach 5 – 7 lipca 1941 r. doszło w Grzymałowie do pogromu, podczas którego Ukraińcy zabili 450 Żydów. - Dod. autor opr. S. T. Roch)

Tymczasem sytuacja tych ludzi na dole z każdą godziną stawała się coraz bardziej dramatyczna. Ponieważ mężczyźni nie byli w stanie pomóc o własnych siłach, tym na dole w studni, wrócili spiesznie do domu, po cięższy i właściwy sprzęt. Przez dzień zmuszeni byli jednak czekać, obawiali się bowiem ataku ze strony rezunów w biały dzień. Gdy tylko zapadły ciemności ponownie pojechali na miejsce tragedii, kiedy jednak tam przyjechali woda przelała się, już ze studni na pole niosąc ze sobą mnóstwo krwi potopionych w studni ofiar. Wszyscy którzy byli jeszcze na dole żywi utonęli, mój wujko Piotr i inni z płaczem wrócili do swoich domów. Historię tę znam b. dobrze bowiem ile razy wujek o tym opowiadał, to zawsze b. rzewnie płakał i może dlatego, tak dobrze to zapamiętałam. Poza tym przeżywałam to z nimi na gorąco bowiem w tych dniach, byłam w domu i widziałam i słyszałam wszystkie rozmowy osobiście, a miałam już wtedy 22 lata.

Z naszej rodziny podczas tej masakry, zginęły następujące osoby: Hanna Wójtaszyn, żona wujka Piotra, Józefa Dobrowolska z d. Wójtaszyn, żona Jana lat ok. 20, Eugenia Wójtaszyn lat ok. 16, Józef Wójtaszyn lat ok. 14, Władysław Wójtaszyn lat ok 12 oraz najmłodsze z dzieci wójka Piotra i Hanny lat ok. 3.

Wujek Piotr Wójtaszyn po wojnie wyjechał na Dolny Śląsk z innymi repatriantami z naszych stron. Raz jeszcze się ożenił z drugą żoną Hanną, ale już swoich dzieci więcej nie miał. Oboje już odeszli do wieczności nie pozostawiając potomstwa, a pochowani są najprawdopodobniej w miejscowości Ujazd Górny na Dolnym Śląsku. [fragment wspomnień Julii Marut z d. Nowak ze wsi Chłopówka k. Chorostkowa na Ziemi Tarnopolskiej, wysłuchał, spisał i opracował S. T. Roch]

 

P.S.

Po dziś dzień w tym miejscu, gdzie w głębokiej studni spoczywają niewinni mieszkańcy kolonii Stadnia (ok. a może nawet ponad 100 osób), ofiary ludobójstwa, nie stanął zapewne nawet najprostszy krzyż, w każdym razie nic mi o tym  nie wiadomo. Tymczasem bestialskim zbrodniarzom z OUN – UPA na Ziemi Tarnopolskiej, na Podolu i nawet już na całej Ukrainie, stawia się z błogosławieństem Cerkwi grecko – katolickej na czele z abp Światosławem Szewczukiem, okazałe pomniki chwały i zwie się ich ogólnopaństwowo i ogólnocerkiewnie bohaterami. Cóż to za gigantyczne kłamstwo, które szeroko rozlało się na tamtej ziemi i mocno zatruło serca tamtych ludzi. Olbrzymie zgorszenie dla każdego prawego, uczciwego człowieka, wreszcie dla samego Kościoła. Na miły Bóg można rzec, to się naprawdę dzieje! Zgroza!

================================================================================================================================================================================================================================================================================================================================================================


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zanim zacz c4 99 c5 82o si c4 99 ludob c3 b3jstwo
Paj c4 85k H S c4 85siedzi P c5 82aci c4 87 za ludob c3 b3jstwa
Domowy+spos c3 b3b+na+utrzymanie+higieny, pokazy slajdów i różne dokumenty śmieszne
na sprawdzian na polaka
ściągapp na polaka (2), polski
Jak izraelski generał mścił się na Polakach nad Auschwitz, Polska
ściąga na polaka (2), polski
Żydowskie mordy na Polakach – antysemityzm, czy prawda historyczna
Zemsta po latach o zemście Niemiec na Polakach za Powstanie Wielkopolskie
charakterystyka soplicy (na polaka)
Przemilczane zbrodnie na Polakach
dyrektywy OUN nakazujące ludobójstwo na Polakach Boki J
Jastrzębski Ludobójstwo nacjonalistów ukraińskich na Polakach na Lubelszczyźnie w latach 1939 1947
Wstrząsający film o zapomnianej zbrodni na Polakach
dyrektywy OUN nakazujące ludobójstwo na Polakach Boki J
żydowskie zbrodnie na Polakach Nowak J R
5G to ludobójstwo na Polakach zaplanowane przez globalistów i syjonistów Ewa Pawela
Przemilczane zbrodnie na Polakach

więcej podobnych podstron