1.JAKBY TO BYŁO PROSTE!
-Szybciej pakuj te walizki do bagażnika córeczko!- popędzała mnie mama.
-Przecież mogę się teleportować do tego cholernego domu!- strasznie mnie denerwował upór rodziców.
-Wyrażaj się moja panno. Wychowaliśmy cię na kulturalną dziewczynę.- zapadła chwila milczenia- Chcemy być po prostu przy tobie w tak ważnej chwili, własny dom, pierwszy dzień w pracy...
-O nie!- przerwałam ojcu- Do Ministerstwa Magii ze mną nie pójdziecie!- przestraszyłam się.
-Spokojnie, nie zamierzamy.- uspokoiła mnie mama.
-Jesteśmy na miejscu- obwieściła pani Granger po godzinnej podróży.
Wyszłam z samochodu i nie mogłam wydusić z siebie słowa. Stałam przed wielkim ślicznym domem, choć bardziej przypominał on zamek. Był dokładnie taki jakim go sobie wyśniłam. Duży, ale jednocześnie sprawiał wrażenie przytulnego. A w okolicy było wiele zieleni.
-Wejdźmy do środka.-ojciec otworzył drzwi.
Weszłam i dosłownie popłakałam się z zachwytu. Dom urządzony w stylu śródziemnomorskim, pełen powietrza i wody, bajka. Na parterze znajdowała się kuchnia, jadalnia i salon, zaś na piętrze sypialnia, łazienka, pokój gościnny i mały gabinet.
Przytuliłam z całej siły rodziców.
-Dziękuję!
-Puść, bo nas udusisz- śmiał się tatuś.
-Przepraszam.
-To tak na nowy początek.-mama miała łzy w oczach.-Nasza mała córeczka jest już dojrzałą czarownicą.
-Nie przypominajcie mi o tym- westchnęłam, machnęłam różdżką i wszystkie moje rzeczy same poukładały się tam gdzie należy.
-Chciałabym tak potrafić. Praktycznie w ogóle bym nie musiała sprzątać.-mama się uśmiechnęła- Dobrze. Zostawiamy cię już samą. Jutro pierwszy dzień w pracy, musisz przed nim odpocząć. Chodź staruszku- odprowadziłam ich do drzwi- Odwiedzaj nas!- to były ostatnie słowa, które usłyszałam zanim odjechali.
„Hermiona Granger, dorosła czarownica”. Za każdym razem, gdy wypowiadam te słowa, czuję dziwny ucisk w sercu, a gdy w myśl wpada mi wyraz „samotna”, to już całkiem nie wiem co mam ze sobą zrobić. Harry ożenił się z Giny, Ron z Parvati, a ja? Ja zamieszkam sama w wielkim domu, który kupili mi rodzice w czarodziejskiej wiosce nieopodal Ministerstwa Magii, żebym miała blisko do pracy.
Umyłam się, poszłam do sypialni i wyglądnęłam przez okno.
-Jejku! Jaki straszny zamek.-przeraziłam się- Kto by chciał mieszkać w czymś takim?!
Zerknęłam na zegarek, który dostałam od Rona. Była taki sam jak u pani Weasley, wskazywał miejsce pobytu danej osoby. Miałam tam siedem wskazówek, Rona, Harrego, Giny, Parvati, rodziców i mnie. Wszyscy byli obecnie w swoich domach.
-Dobrze, idę spać- położyłam się w wielkim łożu z baldachimem z wizją siebie w okropnym zamczysku stojącym nieopodal mojego domu.
-Wstawaj, wstawaj, wstawaj...-zostałam brutalnie obudzona przez budzik.
-Dobrze, już wstałam, możesz przestać- niemiłosierne wrzaski ustały- Dziękuję.
-Proszę- magiczne zegarki bywają nieznośne.
Minęła dobra godzina zanim najedzona, umyta i elegancko ubrana teleportowałam się do Ministerstwa Magii.
-Imię i cel przybycia?- napadł mnie starszy mężczyzna stojący przy wejściu.
-Hermiona Granger...
-A! Pani jest tą nadzwyczaj uzdolnioną czarownicą, która ma pracować w Dziale Odkryć?- ten człowiek mnie zaskoczył.
-Owszem, mam tam pracować, ale nie wiem czy jestem taka uzdolniona. Może po prostu z kimś się panu pomyliłam...
-I przy tym jaka skromna. Dumbledor mówił dużo dobrego o Tobie, Harrym i Ronie. Jestem Tony.
-Miło mi poznać, Tony.- już mi się zaczęła podobać praca tutaj- Nie wiesz przypadkiem czy Potter i Weasley już tu są, bo mięli przejść szkolenie...
-Nie przechodzili tych banalnych testów. –znów mi przerwał- Tyle się już nasłuchało o waszych wyczynach, że przyjęli ich od razu. Spotkacie się po pracy, ja się o to postaram, a teraz leć, bo się spóźnisz pierwszego dnia!- krzyknął, gdy już biegłam korytarzem szukając Działu Odkryć.
-Gdzie to jest?!- spieszyłam się jak mogłam.
Czytałam wszystkie tabliczki, ale nie mogłam trafić na tę z napisem: „Dzieł Odkryć”.
Wszyscy wokół mnie się spieszyli, nie mogłam nikogo zaczepić. Dopiero po kilku minutach trafiłam na jakiegoś młodego mężczyznę zmierzającego spokojnie w nieznanym mi kierunku.
-Przepraszam pana!- krzyknęłam za postacią.
Był odwrócony do mnie plecami, więc do głowy mi nawet nie przyszło, że to mógł być Malfoy.
-O! Granger! Coś się stało mała?!- patrzył na mnie z wyższością.
-Nie mów do mnie mała! Chciałam zapytać kogoś, gdzie jest Dział Odkryć, ale jakoś sama sobie poradzę.- uniosłam się dumą i poszłam dalej z zadartym nosem do góry.
I tak spóźniłam się godzinę .
-Pani Granger jak sądzę- szef powitał mnie ze srogą miną.- Chyba nie jest pani tak dobra jak opowiadają- powiedział z przekąsem.
-Przepraszam, nie mogłam znaleźć drogi.-było mi bardzo przykro.
-Dam pani jeszcze jedną szansę- po chwili uśmiechnął się dobrotliwie i dokładnie obejrzał, aż się zaczerwieniłam, co nie uszło jego uwadze.-Jest pani śliczna.
-Dziękuję- spuściłam wzrok.
-Proszę za mną, oprowadzę panią.
Po tych słowach nastąpiło zwiedzanie, mnóstwo drzwi, zabezpieczeń, haseł, wszystko musiałam zapamiętać, ponieważ zapisanie czegoś na kartce groziło dostaniem się haseł w niepowołane ręce. Na koniec zaprowadzono mnie do średniej wielkości gabinetu, gustownie umeblowanego.
-Spokojnie. Po krótkim czasie będzie pani wszystko pamiętać.- ten cały szef był bardzo przystojny i młody jak na...
-Pan Malfoy ma gabinet koło pani, on już wszystko zapamiętał, więc jakby pani potrzebowała pomocy, to proszę zwrócić się do niego. Sądzę, że na razie może pani wrócić do domu i wszystko poukładać sobie w głowie, a od jutra weźmie się pani solidnie do pracy.-po czym zbliżył się do mnie i powiedział ciszej- A tak przy okazji. Co robisz pojutrze wieczorem, gdzieś tak koło 20.00?
-Chyba nic.-dosłownie mnie zatkało.
-Spotkasz się ze mną?- jego spojrzenie zwaliło mnie z nóg.
-Myślę, że mogę się z tobą spotkać.
-Tak w ogóle to jestem Oliver.- uśmiechnął się.
-Hermiona.- odwzajemniłam jego uśmiech po czym napisałam mu na karteczce mój adres.
-Widzimy się jutro w pracy.- pocałował mnie w policzek i wyszedł.
-Super!- nie mogłam się powstrzymać ze szczęścia aż krzyknęłam.
Wysoki opalony brunet, szczupły i elegancki, ale mi się trafiło.
-No, no Granger, widzę, że nie marnujesz czasu.- w drzwiach mojego gabinetu stał Malfoy.- Już wiem jak zrobisz karierę- zaśmiał się ironicznie- Poderwiesz szefa. Doskonałe podejście.- chwilę się zastanowił- Kto wie, może nawet się z nim prześpi...
Nie dokończył, bo uderzyłam go z całej siły w policzek i wybiegłam.
2. PEŁNE ZAZDROŚCI I NIEUPRZEJMOŚCI.
-Panienko! Dokąd się tak spieszysz?- przy wyjściu zaczepił mnie Tony.
-Co proszę?- byłam totalnie wybita z równowagi przez tego całego Malfoya.
-Przecież widzę, że coś nie jest tak jak powinno.
-Szef mnie zaprosił na kolację, a Malfoy powiedział, że dla kariery jestem nawet gotowa przespać się z Oliverem.- mówiłam tak szybko, że Tony ledwo mnie zrozumiał.
-Aha- jego mina nie wróżyła niczego dobrego.
-Hermiono! Jak dobrze znów cię widzieć!- krzyczał uradowany Ron, który razem z Potterem dotarł do wyjścia.
-Calutki miesiąc bez znaku od ciebie! Co się z tobą działo!- uścisnęłam się na Harrego, potem przytuliłam tak samo mocno Ronalda.
-W końcu to były wasze miesiące miodowe.-powiedziałam rzeczowo.
Tony przyglądał się z ciekawością całemu zdarzeniu.
-Muszę iść do domu troszkę odpocząć po dzisiejszym dniu, ale mam jutro wieczorkiem czas, więc myślę, że możemy gdzieś wszyscy skoczyć, oczywiście z Giny i Parvati. Znam świetną restaurację, wpadnijcie jutro o 20.00 do mnie.- im również podałam mój nowy adres i wyszłam z Ministerstwa.
Całkowicie zapomniałam o aferze z Malfoyem, skupiłam się na przyjaciołach. Całkowicie się zmienili przez ten jeden miesiąc. Ron o wiele wyprzystojniał Harry? Harry zawsze był przystojny, teraz jakby sprawiał wrażenie bogatszego duchowo. Jajku! Już jestem ciekawa co się stało z dziewczynami. Poszłam na zakupy, musze przecież jakoś wyglądać na tej kolacji z Oliverem. Odważyłam się nawet na długą obcisłą czerwoną sukienkę z rozcięciem do uda.
-Widzę Granger, że już się odpowiednio przygotowujesz na spotkanie z szefem.- u wyjścia ze sklepu natknęłam się na Malfoya.
Wyrwał mi torbę i uśmiechnął się złośliwie, gdy do niej zaglądnął.
-Oddaj mi to!- wyciągnęłam rękę.
-Szkoda, że tylko Oliver cię w tym zobaczy.- zadrwił.
-Oddawaj to!- krył reklamówkę za plecami.
-Mamy jeszcze przystojnych szefów w innych wydziałach.- śmiał się w najlepsze.
-Dziękuję za informację.-w końcu udało mi się odzyskać sukienkę.
-Możliwe, że niedługo to ja będę twoim szefem.-jak on mnie denerwuje.
-O co ci chodzi?
-Oliver będzie zastępcą Ministra Magii, a ja...
-Po co mi to mówisz?!- przerwałam mu wypowiedź.
-Może do mnie też będziesz się tak przystawiać?- zaśmiał się.
-Nigdy w życiu!- cała rozdygotana wyszłam ze sklepu.
Teleportowałam się do domu w jakiejś ciemnej i pustej uliczce. Ten cały Malfoy chyba nie da mi o sobie zapomnieć. Zjadłam kolację, umyłam się i znów patrzyłam przez okno sypialni na ponury zamek. Świeciły się tam światła.
-Ciekawe kto tam mieszka?- mówiłam sama do siebie.
Rozmyślałam długo, ale do niczego nie doszłam, postanowiłam sprawdzić, kto tam mieszka... Jak tylko znajdę odrobinę czasu.
-Wstawaj, wstawaj, wstawaj...- jak zwykle to samo.
-Wstałam, możesz już przestać- budzik umilkł- Dziękuję.
-Proszę- chyba muszę kupić nowy zegarek, bo ten doprowadza mnie do szału.
Ostatnio w świecie magii wprowadzona mugolską modę biurową, czyli żakiety, spódnice... Można było wybierać i przebierać, bardzo mi się ten fakt podobał. Także jak zwykle ubrałam się elegancko i teleportowałam do pracy.
-Cześć Tony.- powiedziałam wesoło.
-Dzień dobry proszę pani.-z wrażenia, aż stanęłam.
-Co proszę?
-Proszę pani.- jego głos sprawił, że ciarki przeszły mnie po całym ciele.
-Dobrze. Miłego dnia, proszę pana.- postanowiłam sobie nie zawracać głowy byle czym.
Niestety, szybko się przekonałam, że Tony potrafił być także świetnym roznosicielem plotek.
-Dzień dobry Oliverze.- przywitałam się z moim przyszłym chłopakiem.
-Panie Oliverze.- wczoraj nie był taki oschły.
-Nie rozumiem.
-Będę zastępcą Ministra i nie mogę sobie pozwolić na plotki i robię to z wielką niechęcią, ale musimy pozostać w stosunkach pracodawca-pracownik. Naprawdę szkoda.- spuścił głowę- Zacznij pracę nad najnowszym wynalazkiem, trzeba go udoskonalić, drzwi 125. Miłego dnia.- wyszedł z mojego gabinetu.
I moje marzenia o doskonałym mężczyźnie prysły. Z wrażenia usiadłam na krześle.
-Życie jest brutalne Granger.- czemu Malfoy musiał mieć gabinet tak blisko mojego?
-Co ty o tym możesz wiedzieć?- byłam jakaś strasznie spokojna.
-Coś tam wiem.
-Tak, chyba jak byłeś malutki, to nie dostałeś na gwiazdkę tego czego chciałeś.- zadrwiłam.
Ruszyłam wolnym krokiem w stronę drzwi, musiałam przejść obok niego, tak cudownie pachniał...
-Na gwiazdkę już dawno nie dostałem tego czego bym chciał.- zagrodził mi przejście.
-Przepraszam, ale chciałabym zacząć pracę.- bezskutecznie próbowałam przejść- A gdzie się podziało słynne słowo: „szlamo”??
-Aż tak bardzo za nim tęsknisz?- nogi mi się zaczęły uginać, miał tak cudowny męski głos.
Jejku! Co ja w ogóle mówię! Dziewczyno, opanuj się!
-Bardzo za tym słowem tęsknię- powiedziałam z ironią.
-A więc, szla...
-Nie kończ. Lepiej mnie wypuść stąd.
-Słuchaj, skoro nie ubierzesz tej sukienki dla Olivera, to może założysz ją dla mnie?- był bardzo blisko mnie.
-Nie. Nie chcę mieć nic wspólnego z żadnym Malfoyem. Twój ojciec jest Śmierciożercą, matka ma lodowate serce i pewnie to odziedziczyłeś po niej.- moje słowa sprawiły, że po prostu odszedł.-Przepraszam- powiedziałam cicho.
3. MŁODOŚĆ NIESIE ZE SOBĄ TYLKO NIESZCZĘŚCIA.
Poszłam do sali 125. Otworzyłam drzwi i co zobaczyłam? Grupę czarodziejów wymachujących różdżkami w stronę trolla uwiązanego wielkimi łańcuchami. To zjawisko sprawiło, że stałam nieruchomo i wsłuchiwałam się w ryki przerażonego potwora.
-Stop!- krzyknęła kobieta o nieprzyjemnym wyrazie twarzy.
Pomieszczenie było szare i zimne, co było dla mnie znakiem, żeby nosić coś cieplejszego do pracy.
-Kim pani jest?!- nawet jej głos był straszny.
-Hermiona Granger.
-I co w związku z tym?!- wszyscy bacznie mnie obserwowali, nawet troll przestał wyć.
-Jestem nową pracowniczką- uśmiechałam się, choć z wielkim trudem.
-Weź zwoje ze stołu i wracaj do swojego biura je przestudiować. Musisz w końcu coś wiedzieć o tym projekcie zanim zaczniesz pchać się tu ze swoją różdżką.
-Ja.. Ja myślałam, że najpierw się ze sobą zapoznamy.- nie mogłam uwierzyć w słowa tej kobiety.
-Ty tutaj jesteś, żeby pracować, a nie zawierać znajomości.- cała roztrzęsiona podeszłam do wielkiej metalowej lady i wzięłam górę zwojów, które wskazała mi ręką ta „jędza”.
-Najpóźniej o 19.00 mają wrócić z powrotem na ten stół!- krzyknęła za mną, gdy wychodziłam.
-Dobrze!- odpowiedziałam.- Kim jest ta baba, że sobie tak rozkazuje!?
-Naszym szefem- śliczna wysoka blondynka wbiegła za mną.
-Proszę, tylko niczego jej nie mów, bo i tak nie pała do mnie sympatią.- przestraszyłam się.
-Spokojnie, nie pisnę słówka. Sara tak każdego na początku traktuje, musisz sobie zasłużyć na jej zaufanie.- przyjemnie się słuchało owej blondyneczki.
-A jak ty zdobyłaś jej szacunek?!- byłam bliska płaczu.
-Sprawiłam, że mamy postępy w badaniach. A tak w ogóle to jestem...
-Lola.- Oczywiście, to musiał być Malfoy- Kochanie, masz złote serce. Tylko ty wybiegłaś, żeby pomóc tej szlamie.
-Nie pozwalaj sobie!- krzyknęłam.
-Draco, ona naprawdę wygląda na osobę godną zaufania, więc bardzo cię proszę, daj jej spokój.
-Słonko, tylko dla ciebie.- pocałował ją namiętnie i wyminął mnie ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
-Na czym to my sunęłyśmy?- zastanawiała się chwilkę Lola- A! Idź do siebie, przestudiuj te wszystkie zapiski i pokaż im wszystkim na co cię stać.- szybciutko pocałowała mnie na pożegnanie w policzek i zniknęła za drzwiami.
Słonko, kochanie? Aż mnie zemdliło! Szkoda mi tej dziewczyny, Malfoy na pewno ją zdradza, szkoda jej, oj, szkoda.
Usiadłam przy swoim biurku i zanurzyłam się w lekturze, wreszcie mogłam o wszystkim zapomnieć, Tonym, Oliverze, Malfoyu, Sarze i w ogóle o wszystkim czym tak się przejmowałam.
-Próbują stworzyć system obrony, który wyczuje czarodzieja przybywającego w złych zamiarach! Interesujące!
Z dalszymi słowami coraz bardziej interesował mnie ten projekt!
-Jest o na! „O projekcie postanowiono, gdy grupa dzieci z Hogwardu próbowała odeprzeć atak Sami- Wiecie- Kogo, który to przybył w okrutnym celu do Ministerstwa”. Świetnie!- zaczęłam się głośno śmiać- „Pierwsza próba nie powiodła się, ponieważ Minister Magii, który miał po prostu zły dzień został unieruchomiony przez prototyp”.
-Granger, nie chcę nic mówić, ale jest już 19.00, wszyscy są już w domach.- Skoro wszyscy, to co Malfoy tu jeszcze robi.
-O jejku! Muszę to odnieść!- zapomniałem, że na szpilkach nie powinno się biegać i z impetem wylądowałam na blondynie, który upadł na ziemię razem ze mną.
-Przepraszam- zauważyła, że złamałam obcas w jednym z butów- Cudownie!
Chłopak obserwował mnie z ogromnym rozbawieniem. Chwila, na mugolskich filmach urywano drugi... Ale przecież ja tego nie muszę robić.
-Spilix- jednym machnięciem różdżki szpilki były jak nowe.-Dzięki za pomoc, ale za tą „szlamę” ni pomogę ci się podnieść.
Pozbierałam szybciutko zwoje i zanim mężczyzna ochłonął byłam już daleko od niego.
-Ona jest fascynująca.- po tych słowach przerażony zasłonił sobie usta ręką- Ja tego nie powiedziałem, to z przemęczenia, lepiej wracam do domu.
Wpadłam jak burza do sali 125.
-Sporo się na to naczekałam- ten głos nie zwiastował niczego dobrego.
Sara wyrwała mi z rąk zapiski i schowała w jakimś...
-Sejfie?
-To nie jest zwykły, mugolski sejf...
-Uważaj!- szybko musiałam zareagować, ponieważ kobieta była bardzo blisko Trolla, który właśnie się zbudził.- Kassimonto!
Mój czar spowodował, iż potwór wrócił do marzeń sennych.
-Dziękuję- ledwo wydusiła z siebie.
-Nie ma za co.-byłyśmy na dobrej drodze do porozumienia.
Nigdy nie przypuszczałam, że zyskam tak szybko uznanie kogoś tak zgorzkniałego.
Bardzo długo rozmawiałyśmy szczerze. Dobrze, może nie tak długo, musiałam uciekać o 19.30, ponieważ czekało mnie spotkanie z przyjaciółmi.
-Może jednak założę tą czerwoną sukienkę- uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Może jednak założysz.- czy on nigdy nie może zniknąć, ach ten Malfoy.
-Znowu ty?!- szłam dalej niewzruszenie.
Czemu musiałam wyjść z Ministerstwa na ulice Londynu, żeby móc się dapotrować? Głupie pytanie! To po prostu zasady bezpieczeństwa! Ten natrętny chłopak doszedł za mną, aż do budki telefonicznej. O nie! Nie będę się tłoczyć z nim w tym pomieszczeniu!
-Poczekaj, aż wjadę, potem ty...
-Może to ty poczekasz?- zapytał.
-Jaki gentelmen!- powiedziałam z ironią- Ani mi się śni.
Weszłam do budki i już chciałam zamknąć drzwi, kiedy Malfoy władował mi się do środka. Westchnęłam głośno i obróciłam się do niego plecami. Czułam jego gorącu oddech na moim karku.
-Mógłbyś przestać?!- nie wytrzymałam.
Czemu to musiało tak długo trwać!
Malfoy szybko mnie obrócił w swoją stronę.
-Granger, o co ci tak właściwie chodzi.- w tym momencie normalna kobieta zacałowałaby takiego przystojniaka na śmierć, ale kto powiedział, że ja jestem normalna.
-Poniżasz mnie, kiedy tylko nadarzy się okazja, widocznie nie wystarczyło ci, że w szkole niszczyłeś mi każdy dzień! Jesteś tak pusty i bezuczuciowy jak twoi...
-Ani mi się waż kończyć szlamo!- budka się zatrzymała.
-Dobranoc- odezwał się głos z budki.
Wyszłam pierwsza.
-Tak samo zimny jak twoi rodzice!- musiałam dokończyć i szybko się deportowałam do domu, nim cokolwiek zrobił lub powiedział.
4. CAŁE ŻYCIE DOJRZEWAMY.
Czemu ja to właściwie zrobiłam?
Nagle ktoś zaczął się dobijać do drzwi.
-Oczywiście! Kolacja!- otworzyłam przyjaciołom, którzy już po chwili rozgościli się w salonie.
Normalna czarownica godzinami przygotowywała się do wyjścia, ale jak wcześniej wspominałam, ja wcale nie jestem taka znowu przeciętna.
-Jestem gotowa! Możemy iść!- zeszłam po schodach owita w cudowny czerwony materiał mojej nowej sukienki.
-Hermiono! Wyglądasz wspaniale!- zachwycał się Harry.
-Dokładnie, wyjąłeś nam to wszystkim z ust.- uśmiechnęła się Giny.
-Nie chcę nic mówić, ale wszyscy wyglądamy cudownie! Teraz lepiej się pospieszmy, bo i tak jesteśmy spóźnieni.
Nie wiedzieli jaka ich niespodzianka czeka. Zaprowadziłam ich do niedrogiej, ale gustownej czarodziejskiej restauracji.
-Widzisz Lavender, teraz wiem, gdzie cię zabierać na kolacje.- Ron promieniał szczęściem, zresztą cała ich czwórka była bardzo zadowolona z życia- Jak odkryłaś to wspaniałe miejsce?
-Zupełnie przypadkowo, bo widzicie, chciałam coś szybko zjeść, a nie miałam zbytniej ochoty sama robić jedzenia i akurat przechodziłam koło tej restauracji.
Rozmowa się rozkręcała, słuchałam jak cudownie spędzili miesiące miodowe, jak im ze sobą dobrze. Oczywiście, że cieszyłam się razem z nimi, ale czułam jakąś dziwną pustkę. Dobrze wiem, że nie powinnam odczuwać zazdrości, ale nie miałam wpływu na uczucie. Nawet jest takie powiedzenie: „Człowiek jedynie nie ma władzy nad swoimi uczuciami”, czy jakoś tak, zresztą nieważne. Dowiedziałam się nawet, że Lavender będzie nauczać Zielarstwa w Hogwarcie, ponieważ pani Sprout odeszła na zasłużoną emeryturę, przynajmniej tak to się nazywa u mugoli.W każdym bądź razie po jakiś dwóch godzinach rozmowa stoczyła się na Malfoya.
-Od jutra stanie się moim szefem?!- byli lepiej poinformowani ode mnie.- Doskonale, a ja mu tak nawtykałam.
-Spokojnie, nie może cię wyrzucić nie mając do tego podstaw.- wspierała mnie Giny.
-Raczej tego nie zrobi, bo przecież może mi niszczyć życie także w pracy. Powiedziałam mu, że jest synem Śmierciożercy, a jego matka ma tak samo zimne serce jak on.- uśmiechnęłam się spodziewając się oklasków czy przynajmniej potwierdzenia.
Tymczasem wszyscy popatrzyli na mnie jakbym nie była sobą.
-Hermiono.- Harry nie wiedział jak ma zacząć.
-Jego rodzice nie żyją!- wybuchła Lavender.
-Co się z tobą dzieje, nie czytasz gazet?- Ron nie wiedział co ma mówić.
-Zamordował ich Voldemort i od tej pory próbuje się przyłączyć do mnie i Rona, żeby nam pomóc go pokonać.- zielonooki był bardzo roztrzęsiony.- I mam zamiar się zgodzić na jego propozycję! Czemu.... Ach! Hermiono!
Nie rozumiem ich.
-Nie zamierzam go przeprosić! Znów nazwał mnie szlamą, więc nie oczekujcie ode mnie, że zapałam do niego miłością!- ich twarze jednak mówiły same za siebie.
-Nie uważasz, że jesteś już dorosłą, dojrzałą czarownicą i powinnaś położyć kres tej dziecinadzie?- uważałam Giny za przyjaciółkę?
-Ciągle słyszę o dojrzałości i dorosłości. Nie pomyśleliście o tym, że ja wcale nie chce dorosnąć?!- położyłam na stole pieniądze za mój posiłek i wyszłam.
To jest takie okropne! Wszyscy się przyzwyczaili do tego, że zawsze staram się być idealna i pragnęłam żyć ze wszystkimi w zgodzie! Ja nie chcę być idealna, pragnę być po prostu sobą!
Szłam uliczką w stronę mojego domu i mój wzrok utkwił w zamku, który właśnie mijałam, ponieważ stał na drodze do mojej posiadłości. To niesamowite, był tak blisko, a mi się nie chciało sprawdzić, kto w nim mieszka.
Ciekawość wzięła górę nad strachem, podeszłam do drzwi, chciałam zapukać i się ukryć, żeby po prostu dowiedzieć się kogo mam za sąsiada, ale akurat, kiedy przymierzałam rękę drzwi się otworzyły.
-Granger?!- sama nie wiem, kto bardziej był zdziwiony.
-Malfoy?!- patrzyliśmy się na siebie szukając odpowiedzi.
-Postanowiłaś jednak ubrać tą sukienkę dla mnie?- starał się, żeby jego glos był naturalny, ale był strasznie rozdygotany.
-Nie...- zaczęłam się powoli wycofywać- Ktoś mnie po prostu poprosił, żebym cię przeprosiła. Nie wiedziałam, że twoi rodzice umarli.- i oczywiście w tym momencie musiałam się potknąć.
Muszę zapamiętać, żeby nigdy więcej nie chodzić tyłem, zwłaszcza na szpilkach!
-Ała!- Malfoy zaczął się śmiać!
Zamiast mi pomóc zanosił się głośnym śmiechem.
-Ale wiesz co, nie mam zamiaru cię przeprosić!- wstałam dumnie, ale na mojej twarzy gościł grymas bólu.
-Jesteś zabawna Granger.- bawiła go ta sytuacje.
-Prawda była taka, że byłam ciekawa, kto może mieszkać w tak ponurym zamku. Teraz wiem, że po prostu właściciel tak zimny jak mury tego budynku!- wolno podążałam w stronę swojego domu, do którego miałam jakieś 200 metrów.
-Zachowujesz się jak dziecko!- krzyknął i podbiegł do mnie.- Co ty próbujesz sobie udowodnić? Wyglądasz jak prawdziwa kobieta, ale tak się nie zachowujesz!
-Daruj sobie, przez ciebie straciłam przyjaciół! Możesz być z siebie dumny, dobranoc szefie!- odprowadził mnie pod same drzwi.
Czemu on musiał mnie chwycić za rękę.
-Nikogo przeze mnie nie straciłaś. Zastanów się nad sobą!
-Teraz grasz tego dobrego?! Szlama jest tą złą?!- nie miałam wpływu na łzy, które popłynęły po moim policzku.
-Nie wiem po co ja właściwie się z tobą użeram. Rób co chcesz.- puścił moją rękę, a ja z płaczem pobiegłam do swojej sypialni.
Długo stał i wpatrywał się w moje okna, ale po co właściwie on to robił?
Wiele myśli krzątało się po moim umyśle. Może powinnam zaakceptować dorosłość, może już najwyższy czas, żeby nie tylko wyglądać na swój wiek, ale zachowywać się jak kobieta. Zobaczymy co jutro przyniesie.
5. „ZMIENIAMY SIĘ DO NARODZIN PO GRÓB, KIEDY WIĘC JESTEŚMY NAPRAWDĘ SOBĄ”?
-Wstawaj!- chyba popadam w jakąś rutynę.
-Już przestań- dźwięki ucichły- Dziękuję.
-Proszę- koniec tego, dzisiaj kupię nowy budzik i przy okazji zaprenumeruję Proroka Codziennego, żeby nie popełnić więcej głupiego błędu.
Zrobiłam to co zwykle robię, czyli umyłam się, ubrałam, zjadłam śniadanie i deportowałam do Ministerstwa.
-Cześć Tony- piątek był zawsze cudownym dniem, bo zapowiadał dwa di wolne przed kolejnymi zmaganiami w pracy.
-Dzień dobry proszę pani- jestem ciekawa czemu jest taki niemiły.
-Słuchaj, czy to z powodu Olivera jesteś dla mnie taki... Taki okropny?- postanowiłam podejść do sprawy profesjonalnie.
-ja mam wrażenie, że pani próbuje tutaj wkupić się w łaski najbardziej wpływowych ludzi- uuuu...
Powiało chłodem.
-Jest pan już na tyle duży, żeby troszkę wiedzieć o życiu. Przemyśl to o co mnie oskarżasz i wtedy porozmawiamy- uśmiechnęłam się triumfalnie.
Może ta cała dorosłość nie jest taka zła? Dobrze, czas na Malfoya. Pewna siebie weszłam do biura szefa, w którym właśnie Draco rozpakowywał rzeczy.
-Proszę pana, może mnie pan wysłuchać?- mój głos nie wyrażał żadnych emocji, co zdziwiło mężczyznę.
Stał jak słup soli i wpatrywał się we mnie ze skupieniem.
-Chciałam pana przeprosić za moje zachowanie. Może pan sobie mnie obrażać ile tylko chce, ale ja zostałam tak wychowana, by umieć się przyznać do błędu. Jeszcze raz przepraszam i życzę miłego dnia- te słowa sprawiły, iż myślałam, że Malfoy rozpadnie się z wrażenia.
Zaśmiałam się z powodu tego całego wydarzenia i całkowicie zadowolona ruszyłam w stronę sali 125.
Od czasu mojej rozmowy z Sarą zmieniło się raptownie. Radziłam jej tylko, żeby była mniej ostra, bo wtedy nie tylko zwiększy się liczba czarodziei lubiących ją, bo naprawdę była przesympatyczną osobą, to jeszcze będzie bardziej szanowana. Dotychczas nie rozumiała, że strach i szacunek to dwie różne rzeczy. Poznałam też Georga i Michela, no i oczywiście Lola. Okazało się, że miałam doskonałych współpracowników, nie dość, że obaj mężczyźni byli przystojni, a to przecież pomaga w pracy, uśmiechnęłam się w duchu. Jakoś na razie wszystko mi się tego dnia układało. Bardzo polubiłam Lolę, ale czułam do niej jakiś dziwny dystans, nawet nie wiedziałam czemu.
W pracy robiliśmy zadziwiające postępy, ale ciągle czuliśmy niedosyt jakby czegoś brakowało.
-Dobrze, czas odpocząć!- zaczęła Sara- Zostawmy trolla i dajmy mu odpocząć te dwa dni.
Wszyscy ucieszeni zaczęli wylewać się z sali tylko mnie koleżanka przywołała gestem dłoni.
-Hermiono, jesteś świetna. Masz dzisiaj jakieś plany?- zapytała mnie Sara.
-Nie.- domyślam się co chce powiedzieć.
-Muszę ci się jakoś odwdzięczyć, naprawdę jesteś tak inteligentna jak mówią....
-Wierz mi mam wiele wad.- przeprałam jej.
-Każdy normalny czarodziej ma.- zaśmiała się- Zapraszam cię na kolację do restauracji w moim miasteczku.- dała mi adres do swojego domu- Możesz być o 20.00?
-Z wielką chęcią- roześmiane wróciłyśmy do swoich posiadłości, by niedługo znów się spotkać.
Mam bardzo wyśmienity humor, może nawet porozmawiam jutro z przyjaciółmi, nie chcę się z nimi kłócić. Jejku! W co ja się ubiorę. Pobiegłam do swojej szafy, na całe szczęście miałam idealną białą sukienkę, była krótka, ale w końcu jest lipiec, a poza tym mam ładne nogi, a przynajmniej trzymam się tej myśli.
Umalowana i ubrana znalazłam się punktualnie u Sary.
Musiałam przyznać, że moja koleżanka wyglądała prześlicznie, aż poczułam się bardzo malutka przy niej. A może tak się poczułam z powodu jej wzrostu, bo była ode mnie wyższa o głowę.
Po jakiś piętnastu minutach zajmowałyśmy stolik w wytwornej restauracji.
-Nie jest za droga.- zapytałam nieśmiało.
-W poniedziałek dostaniesz pierwszą pensję to się przekonasz ile zarabiamy.- uśmiechnęła się tajemniczo.
Cóż mogłam zrobić? Zamówiłam sobie po prostu posiłek, ale gdy położyli talerz przede mną momentalnie pomyślałam, że nie strawię jedzenia, ponieważ w naszą stronę zmierzała właśnie dwójka ludzi.
-Cześć złociutkie!- to była Lola w towarzystwie Malfoya- Możemy się do was przyłączyć?
-Kochanie, myślę, że one wolałyby...- Draco był przerażony, skorzystam z tej sposobności.
-Oczywiście, razem będzie weselej.- spojrzałam wymownie na mężczyznę.
-Doskonale!- Sara zrobiła miejsce dla dwóch krzeseł i całą czwórką jedliśmy.
Z początku tylko ta wysoka blondynka mówiła jak najęta, ale doszłam do wniosku, że będę się zachowywać swobodnie, bez względy na fakt, iż Malfoy cały czas mnie obserwował.
-Idę do łazienki poprawić makijaż.- Lola wstała od stołu.
-Poczekaj na mnie- Sara postanowiła wyruszyć za koleżanką.
Ja siedziałam nadal przy stole ciekawa zachowania Malfoya.
-I zostaliśmy sami.- w końcu się odezwał po dłuższym czasie- O ile pamiętam to powinnaś tu siedzieć z Oliverem a nie z tą...Jak ona miała na imię?
-O ile pamiętam podsłuchałeś również, że jednak z nim się nie spotkam.- byłam szczerze zirytowana.
-Ja nie podsłu...
-Podsłuchiwałeś. A tak w ogóle, to czemu jesteś z Lolą, przecież garniesz się do innych czarownic.
-To proste, dla seksu.-to zdanie spowodowało, iż się lekko zaczerwieniłam, ale on tego nie zauważył, bo był zajęty k0ontynułowaniem wypowiedzi- I wcale tak nie podrywam wszystkich kobiet.
-Pozwól, że zacytuję: „Może założysz tę sukienkę dla mnie”?
Ta wypowiedź sprawiła, iż strasznie się zdenerwował.
-Coś się stało?- wróciły dziewczyny.
-Nie, nic. Sara ja już muszę wracać do domu.
-Draco, odprowadzisz ją, ja tu sobie jeszcze porozmawiam z koleżanką.
-Ale...- ślicznie się do niego uśmiechała- Dobrze kochanie.
-Nie trzeba, ja chciałam się sama przejść.- próbowałam się wykręcić od kolejnych chwil spędzonych z Malfoyem.
-Chodź jak już się zgodziłem- chwycił mnie za rękę i pociągnął do wyjścia.
-Jutro ci to wynagrodzę skarbie!- krzyknęła za nim.
-W to nie wątpię.- powiedział cicho.
-Puść mnie już.- wyrwałam rękę z jego uścisku jak wyszliśmy z restauracji.- Słuchaj, zrobimy tak, deportujesz się teraz do domu i dasz mi spokój, a ja.. Nieważne. Moja sprawa.- ruszyłam wolno uliczką w nadziei, że mnie zostawi w spokoju.
Nie! Musiał pójść za mną. I zaproponuj coś takiemu!
-Wiesz, że jak coś ci się stanie, to Lola i ta cała Sara będą mnie męczyć do końca życia?- on mnie irytuje.
-Ty po prostu chcesz pobyć ze mną sam na sam.- myślałam, że taka taktyka zadziała, ale nie.
-Gdzie chcesz iść.
-Na tamtą polanę leżącą na górce.- wskazałam na cudowne miejsce leżące na pagórku- Ale pójdę tak jutro.- westchnęłam zrezygnowana.
-Chodź.- powiedział tak zdecydowanie, że nie mogłam się sprzeciwić.
Właśnie wspinaliśmy się na szczyt cudownego miejsca, kiedy poczułam, że zaczyna działać wypite dzisiaj na kolacji wino.
-Górka? To jest wielka góra!- psuł mi cały czar.
-Cicho, zamiast udowadniać jak bardzo słabą masz formę chodź szybciej.
Po wielu narzekaniach mężczyzny doszliśmy wreszcie. Chłopak położył się na ziemi i patrzył na gwiazdy a ja stałam i wdychałam świeże powietrze.
-Tu jest pięknie.- nie mogłam się pohamować, musiałam się mu zwierzyć z moich uczuć- Miejsce dla zakochanych, szkoda, że akurat z tobą tutaj jestem. Spędzałabym tu upojne chwile z moim mężczyzną.
To pewnie ta noc tak na mnie zadziałała.
-Granger, co ty wygadujesz?- aż usiadł z wrażenia.
-Jest po prostu późno, ludzie różne rzeczy mówią i robią, kiedy jest późno.- próbowałam się tłumaczyć.
On po prostu zaczął się śmiać. Znowu się zbłaźniłam.
-Szkoda, że jesteś taki zimny i pusty.- naprawdę było mi go żal.
W odpowiedzi chwycił mnie za nogi i spowodował mój upadek. Sukienka mi się podwinęła, więc ją szybko obciągnęłam.
-Coś ty powiedziała?- trzymał mnie mocno.
Jakbym się teraz teleportowała, to poleciałby razem ze mną. Muszę się wyswobodzić.
-Nic.- przestraszyłam się- Możesz teraz mnie puścić?
Zamiast mnie wyswobodzić usiadł na mnie okrakiem i przycisnął dłonie do ziemi.
-Powiedziałaś, że nie mam uczuć.- jejku, ale on spostrzegawczy.
-Nieprawda.- cała ta sytuacja zaczęła mnie bawić, ale starałam się z całych sił, żeby się nie roześmiać.
-Prawda.- jeszcze mu się kłócić zachciało o tej porze.
-Nie, powiedziałam, że jesteś zimny i pusty.- dobrze nie mogłam się powstrzymać, dostałam ataku śmiechu.
-I z czego się śmiejesz Granger. Jesteś bezbronna i mogę z tobą zrobić co tylko mi się podoba.- był zdenerwowany.
-Jejku! Draco za tobą!- wystarczyło zrobić przerażoną minę, żeby odwrócić jego uwagę.
Na chwilę zwolnił uścisk, wtedy wykorzystałam to i się uwolniłam.
-To było ekstra!- zaśmiewałam się w najlepsze jednocześnie trzymając go na bezpieczną odległość od siebie.
-To nie było zabawne.- powoli podchodził do mnie a ja się cofałam.
-Było! Chyba wypiłam za dużo wina.- już miał mnie złapać.- Pa Malfoy!- huk i znalazłam się w domu.
Nawet się nie myłam, tylko poszłam spać.
6. IGNORUJĄC UCZUCIE IGNORUJEMY SAMYCH SIEBIE.
-Wstawaj!- wygrzebałam się z pościeli.
-Przestań- ucichło- Ała! Moja głowa!
Pięknie! Wychodzą skutki picia alkoholu w dużych ilościach, ale przy Malfoyu byłam tak zestresowana, że po prostu musiałam jakoś się rozluźnić.
-Proszę!- a zegarek jak zwykle swoje.
-Wiedziałam, że czegoś wczoraj zapomniałam zrobić.- jakimś cudem wstałam i podeszłam do budzika.- Koniec z tobą.
Nie mam na dzisiaj planów, więc spokojnie mogę udać się na Pokątną.
-Co ja w ogóle robiłam tamtej nocy?- zastanawiałam się zmierzając w stronę kuchni- Jadłam kolację, z Sarą, Lolą i tym całym Malfoyem- na dźwięk tego nazwiska zaczyna mnie mdlić- Potem wyszłam z restauracji i razem z „gburem” ruszyłam na wzgórze, które mnie zafascynowało, kiedy szłyśmy z Sarą do restauracji. A później?- tutaj już musiałam wysilić mocno swój umysł, żeby sobie coś przypomnieć- Zaczął działać alkohol i troszkę zdenerwowałam pana „czysta krew”.- zachichotałam- On na mnie leżał! Kto mu na to pozwolił?!- oburzyłam się.
Wezbrała we mnie straszna złość, ale również inne uczucie jakby motylki w brzuchy? Nie! To nie byłoby normalne, ja nie lubię Malfoya!
Znalazłam w kuchni eliksir przeciwbólowy i po kilku sekundach rozpierał mnie energia. Nabrałam ochoty na zakupy. W oka mgnieniu znalazłam się na ulicy Pokątnej.
Zaraz? Co ja miałam kupić?
-Aha, budzik!- coraz gorzej z moją pamięcią.
-Granger, niedobrze z tobą. Rozdwojenie jaźni?- myślę, że coś jest nie tak jak trzeba.
Zawsze, kiedy mama bardzo dobry humor zjawić się musi Malfoy i nici po doskonałym dniu. Może powinnam chodzić cały czas przygnębiona, albo chociaż taką udawać.
-Powiedzmy.- uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę sklepu z zegarami.
-Myślisz, że tak szybko się mnie pozbędziesz?- pociągnął mnie za rękę w stronę jakiejś ciemnej uliczki.
-Puszczaj.- bałam się, ale byłam bardzo ciekawa wydarzeń jakie mogą mieć miejsce w owej uliczce.
Prawda jest taka, że gdybym naprawdę chciała mężczyzna nie dałby rady nie nigdzie zaciągnąć. Jedno proste zaklęcie i po nim.
-Pamiętasz wczorajsze wydarzenia na tej górze?- w końcu mnie puścił.
-Przede wszystkim mógłbyś być delikatniejszy, nadgarstek mnie przez ciebie boli.- zawsze, kiedy on jest poważny mi się chce śmiać, cały czas muszę się powstrzymywać.- Pamiętam, tak mi się wydaje.- nie wytrzymałam, figlarny uśmieszek gościł na mojej twarzy.
-Znowu się uśmiechasz, z czego?- wyraźnie był poruszony.
-Mogę iść?- czemu ja go w ogóle o to pytam.
Nikt mi nie może odebrać prawa do wolności, a już w szczególności on.
W odpowiedzi przycisnął mnie do ściany i świdrował spojrzeniem.
-Przecież grzecznie pytałam, możesz mnie puścić, nie ucieknę ci.- o nie, znów się uśmiechnęłam, co jeszcze bardziej go zdenerwowało- O co ci tak właściwie chodzi?
-Mam po prostu na ciebie ochotę.- tymi słowami wprawił mnie w osłupienie.
Co on sobie wyobraża?! Jeśli powie dziewczynie, że ma na nią ochotę, to ona momentalnie wskoczy mu do łóżka?! Na pewno nie ja!
-Zachowaj to dla siebie, bo tak się składa, że ja ochoty na ciebie nie mam.- chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
-Czyżby?- nie rozumiem tej ironii w jego głosie.
-Dobrze. Masz dwa wyjścia. Albo po dobroci, kulturalnie mnie wypuścisz, albo sama się uwolnię.
-Ale się ciebie boję- zaczął się śmiać i w tym momencie wbiłam mu różdżkę w brzuch, momentalnie mnie puścił.
-Czemu mężczyźni zawsze wybierają tę gorszą drogę.-westchnęłam i już pewna swego.
-Jeszcze zobaczymy, Granger!- krzyknął za mną.
-Tak, jasne- odpowiedziałam mu drwiąco- Ale co zobaczymy?
Długo nie zadręczałam się myślami o Malfoyu. Pochłonęły mnie zakupy, nie lubiłam godzinami przeglądać ubrań, ale książki to całkiem inna sprawa.
Do domu wróciłam dopiero wieczorem, a tam spotkały mnie trzy fruwające szalenie sowy. Każda chciała mi pierwsza dostarczyć wiadomość, co w efekcie sprawiło, że miałam na ręce spore zadrapania. Po wielu trudach w końcu wzięłam od nich wiadomości, a sówki usiadły grzecznie na stole w salonie i czekały na odpowiedzi.
Kochana Hermiono!
Przepraszam za moje zachowanie i bardzo proszę, żebyś dzisiaj nas odwiedziła.
Ginny bardzo by się cieszyła i naturalnie ja też.
Bądź o 21.00.
Harry
-Świetnie! Jakby w ogóle nie spodziewał się mojej odmowy.- to mnie poruszyło.
Szybko chwyciłam za pióro i naskrobałam na odwrocie karteczki.
Drogi Harry!
Przykro mi, ale mam dziś całkowicie inne
Plany.
Z poważaniem
Hermiona
-Niech się w końcu czegoś nauczą! Myślą, że będę na każde ich zawołanie! Chcieliby!- sowa, której przywiązałam do nóżki odpowiedź, aż pisnęła z bólu- Przepraszam.
Hedwiga odleciała obrażona.
-No dobrze, co teraz?- otworzyłam kolejny zwitek pergaminu.
Hermiono!
Lavender i ja również będziemy u Harrego i tylko ci przypominamy o spotkaniu.
21.00, pamiętaj.
Ron
Doszłam do wniosku, że jemu nawet nie odpiszę, więc kolejna sówka wyleciała naburmuszona.
Kochana Hermiono!
Przepraszam cię za wczorajszy wieczór, ale tak mi się przyjemnie rozmawiało z Lolą, a poza tym obie doszłyśmy z moją koleżanką, że ty i Draco stworzylibyście doskonałą parę. Ona i tak jest z nim z powodów czysto fizycznych, jeśli wiesz co mam na myśli.
Sara.
Droga Saro!
Mylicie się co do mnie i Malfoya. Od najmłodszych lat byliśmy wrogami i tak już pewnie zostanie. To wszystko przez jego charakter. Przykro mi, że wasze plany się nie powiodą, ale mówi się trudno. Widzimy się w poniedziałek.
Twoja Hermiona.
-W końcu się pozbyłam ostatniej sowy.- zmęczona upadłam na swoje łóżko.
Zaczęłam powoli zasypiać, ale oczywiście ktoś musiał natarczywie dobijać mi się do drzwi. Mogę się założyć, że to Harry albo Ron, albo...
-Malfoy?- w progu ujrzałam czarodzieja, którego nigdy bym się nie spodziewała.
-Jakbyś była dobrze wychowana to najpierw usłyszałbym...
-Dobry wieczór szefie. O ile dobrze pamiętam to widzimy się w pracy dopiero w poniedziałek.- czemu nie mogę być wobec niego, chociaż czasami uprzejma?
To chyba jest silniejsze ode mnie, muszę się na nim mścić, kiedy tylko nadarzy się okazja?
-Pamiętasz co ci dzisiaj mówiłem?
-Nie.- byłam oschła i dobrze!
-Chcę się z tobą przespać.- ale on jest bezpośredni.
-Daj mi po prostu spokój! Ja po prostu...- zamknął mi usta gwałtownym pocałunkiem.
Zesztywniałam, bezskutecznie próbując się opanować. Poddałam się jego dotykowi. Dłonie mężczyzny rozpalały moje ciało. Chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie. Nawet nie wiedziałam o tym, że moje ręce oplotły jego szyję. Czułam prawdziwe pożądanie. Przecież ja jestem dziewicą! Nie mogę stracić cnoty z Malfoyem!
Trudno było mi przerwać jego pieszczoty, ale odepchnęłam go całą siłą swojej woli.
-Jeszcze raz zobaczę cię w pobliżu mojego domu, a pożałujesz!- wyszedł z uśmiechem satysfakcji.
-To kwestia czasu Granger!- krzyknął nim poszedł do siebie.
-On mnie prześladuje. Nigdy, nawet w szkole, aż tak nie utrudniał mi życia.- uświadomiłam sobie jak bardzo szybko mu uległam.- Tak nie może być.
Czemu wszyscy traktują mnie jak przedmiot, wszyscy moi najbliżsi i Malfoy? Przecież ja mam uczucia! Gdzie popełniłam błąd?
Całkowicie wyczerpana zbędnym myśleniem i łzami zasnęłam.
7. JAK KAMELEON, WCIĄŻ ZMIENNA, NIGDY SOBĄ.
Rano obudził mnie przyjemny dźwięk nowego budzika i... Niemiłosiernie stukająca w okno sowa!
-No tak! Prorok Codzienny!- jeszcze nie do końca rozbudzona wzięłam gazetę od zwierzątka i powędrowałam do kuchni. Zrobiłam sobie kawę i usiadłam przy stole.
Właściwie to nienawidzę tej gazety, ale cóż, trzeba wiedzieć co się mniej więcej dzieje, bo potem popełniam błędy. Ja w ogóle często błądzę jak każdy normalny czarodziej.
Problem w tym, że odkąd opuściłam szkołę stałam się nieufna i strasznie trudno rozmawia mi się o swoich uczuciach z innymi ludźmi. Muszę z tym coś zrobić, bo będzie coraz gorzej.
Na początek złożę wizytę przyjaciołom, w ogóle nie pomyślałam o tym jak mogą się teraz czuć. Pewnie zrobili wyśmienitą kolację i przeze mnie zjedli posiłek w złym humorze.
-Koniec z tym rozmyślaniem, w tej chwili do Ginny i Harrego, a potem do Rona i Lavender!- jak postanowiłam tak zrobiłam, ale niestety dobijając się do drzwi pierwszej pary nie pomyślałam o ty, iż jest dopiero 09.00 rano, a w niedzielę ludzie jeszcze śpią o tej godzinie.
-Słucham- drzwi mi otworzył nieprzytomny mężczyzna.
-Słuchaj Harry. Przepraszam za wszystko, postaram się być mniej wybuchowa i na pewno przestanę zachowywać się jak mała przemądrzała dziewczynka, która zawsze wie lepiej.- powiedziałam na jednym wydechu.
-Hermiona?
-Jasne, że ja głuptasie.- uśmiechnęłam się- Widzę ciebie i Ginny u mnie o 21.00- pocałowałam go w policzek i szybciutko zniknęła.
-Mam nadzieję, że będą.- westchnęłam cicho.
Po chwili otworzyła mi drzwi Lavender.
-Hermiona. Byliśmy wczoraj na kolacji, ale...
-Dzisiaj u mnie o 21.00. Tak na przeprosiny. Wpadnijcie po drodze po Harrego i Ginny, bo nie wiem czy moje słowa do nich dotarły.- cała roześmiana wróciłam do siebie.
Na pewno będą, oni mnie nie zawiodą. Mam nadzieję...
Zajęłam się gotowaniem. Nigdy w życiu nie włożyłam w zrobienie posiłku tyle serca.
Miałam takich wspaniałych przyjaciół i nawet o tym nie wiedziałam.
Równo o 21.00 siedziałam zwarta i gotowa wyczekując na gości.
-Pewnie chwilkę się spóźnią- takimi myślami łudziłam się przez calutką godzinę.
Czyli naszej przyjaźni już nie ma, nie wybaczą mi wczorajszej kolacji?
Wybiegłam na dwór, było ciepło i wiał lekki kojący wiaterek, który osuszał każdą łzę wypływającą mi z oczu. Jedyne czego pragnęłam w tej chwili to miejsca odosobnienia i ciszy. Nie wiem czemu, ale od razu nasunął mi się pagórek leżący niedaleko domu Sary.
Nie myśląc o tym, że jestem ubrana w śliczną jedwabną, błękitną sukienkę szybko się deportowałam. Co z tego, że....
-Zostawiała otwarte drzwi.- powiedział Ron, kiedy cała oba małżeństwa przeszukały dom, a nigdzie nie znalazły Hermiony.
-Może coś się jej stało!- ta myśl przeraziła Ginny.
-Nie sądzę.- zamyślił się Harry- Ona nie dałaby sobie niczego zrobić.
-Masz rację, ale co innego mogło się zdarzyć?- Lavender była w takiej samej panice co Ginny.
-Pewnie po prostu pomyślała, że zignorowaliśmy ją.- powiedział rzeczowo Ron.
-Na pewno!- uśmiechnął się- Napiszemy jej karteczkę i zaprosimy jutro na śniadanie do mnie i Ginny.
-Świetny pomysł.
Jak postanowili tak zrobili. Wychodząc z domu przyjaciółki natknęli się na Dracona.
-Cześć Draco.- uśmiechnął się Harry.
-Cześć. Jak się macie?- niesamowite było to, że blondyn umiał odwdzięczyć się równie przyjaznym uśmiechem.
-Spóźniliśmy się na kolację do Hermiony i... Zaraz, ciebie też zaprosiła?- Ginny niedowierzała.
-Nie, mieszkam niedaleko, po prostu przechadzam się wieczorem ulicą. Taki mój mały rytuał.
-To może gdzieś ją widziałeś?
-Nie.
-Szkoda. To my już do siebie wracamy. Trzymaj się.- pożegnali się i z wielkim hukiem zniknęli.
-Gdzie się podziała nasza mała Granger?- pierwsze miejsce jakie mu na myśl przyszło to owa wielka góra, na której prawie ją pocałował.
To nie jest możliwe, żeby wszystkie nasze przygody tak po prostu się skończyły. Nie wiem jak ja to wytrzymam. Już nigdy nie pokłócić się z Ronem, nie żalić się Ginny, nie przytulić się do Harrego jak do starszego brata i nie radzić się Lavender w sprawie mody? Ja tego nie przeżyję.
-Zimny i pusty.- koło mnie usiadł Malfoy.
Pewnie spłynął mi cały makijaż, ale nie obchodzi mnie to.
-Słucham?- zdziwiły mnie jego słowa.
-Tak mi powiedziałaś w piątkowy wieczór.
-Daj spokój, byłam wtedy pod wpływem alkoholu...
-I myślę, że wtedy pierwszy raz byłaś naprawdę sobą.
-Co ty możesz o mnie wiedzieć? Zawsze byłam sobą! Po prostu kultura nie pozwalała mi przedtem wszystkiego ci wygarnąć!- broniłam się jak mogłam przed prawdą, którą mnie właśnie ugodził w serce.
-Gdybyś wtedy siebie słyszała, nigdy nie trafiłem na tak wrażliwy i pełen współczucia głos...
-Malfoy, ty coś piłeś?- przerwałam jego wywód.
-Przyjaciele cię szukali, spóźnili się na twoją kolację- momentalnie wrócił do tego zimnego i oschłego głosu.
-Dziękuję za informację.- czekałam, aż sobie pójdzie dobre dwadzieścia minut.- Czemu stąd nie idziesz?- w końcu nie wytrzymałam.
-Ładnie wyglądasz.- pewnie od płaczu całkowicie zmył mi się makijaż.
-Dziękuję.- odpowiedziałam bez entuzjazmu.
-Sprawdzę jak wyglądasz bez tej sukienki.- podniosłam rękę, by zetrzeć z niego ten drwiący uśmiech.
Ale Malfoy musiał być jak zwykle szybszy.
-Nie zrobisz tego- powiedział ostrzegawczo.
W odpowiedzi machnęłam drugą ręką, ale ją również chwycił.
Dobrze wiedziałam co się teraz stanie. Na początku próbowałam uniknąć jego ust, ale on stał się taki delikatny i czuły, że przestałam się opierać. Zaczął zsuwać ze mnie sukienkę, ale w tym momencie się opamiętałam. Szybko odepchnęłam go od siebie i momentalnie znalazłam się u wejścia mojego domu. Otworzyłam drzwi i chciałam wejść.
-Nie tym razem, Hermiono.- Malfoy szybko mnie chwycił i bez trudu znalazł moją sypialnię.
Położył mnie na łóżku.
-Nie walcz z tym.- położył się na mnie i całował każdy centymetr mojego ciała.
Przeraziła mnie jego niezwykła delikatność.
-Zakochałem się w tobie.- szepnął, co sprawiło, że przestałam się opierać.
Myślałam, że to właśnie z nim powinnam mieć swój pierwszy raz, że...
-Jestem dziewicą.- powiedziała szybko, chciałam, żeby wiedział.
Momentalnie przerwał mnie całować. Nie zdążył mnie rozebrać.
-Słucham?!- krzyknął zdziwiony.
-Jestem...
-Wiem, słyszałem.
Jego głos mnie przerażał. Owinęłam się szczelnie kołdrą i rozglądałam się szukając swojej różdżki.
-Granger, ale ty jesteś głupia.- patrzył na mnie z wyższością.
-Powiedziałeś, że mnie kochasz, więc...
-To tylko słowa.- zaczął drwić- Mówię tak każdej kobiecie, z którą chcę się przespać.
W tym momencie dojrzałam różdżkę. Momentalnie ją chwyciłam i wymierzyłam w Malfoya.
-Wynoś cię z mojego domu.
Nie wiedziałam czemu, ale miał twarze pełną smutku i złości. Stał nieruchomo i patrzył jak po raz kolejny tej nocy płaczę.
-Idź stąd!- krzyczałam, ale on ani drgnął.- Daj mi spokój- całkowicie bezradna opuściłam różdżkę i schowałam twarz w dłoniach.
Nadal mnie obserwował. Najgorsze jest to, że nie wiedziałam jakie teraz ma myśli.
Wezbrałam całą swoją siłę i wstałam, powoli zbliżyłam się do Malfoya.
-Tam jest wyjście.- wskazałam mu ręką.
-Ja wcale nie chcę wychodzić.- znów próbował mnie pocałować, ale uderzyłam go z całej siły w policzek.
-Naprawdę masz serce z kamienia, ty nie masz uczuć!- tymi słowami sprawiłam, że wyszedł.
Położyłam się spać, wciąż czując na ciele jego pocałunki.
8. NAJCHĘTNIEJ ZNIKNĘŁABYM (...) ŻEBY PO PROSTU NIC SIĘ NIE KOMPLIKOWAŁO.
Szczerze mówiąc to brakuje mi tamtego budzika, on sprawiał przynajmniej, że od razu się ożywiałam.
Stoję właśnie przed lustrem i widzę smutną, wystraszoną osóbkę, która już nie wie kim jest.
-Kogo ja właściwie udaję?- zadaję sobie pytania, na które sama nie znam odpowiedzi.
Patrzyłam na osobę ułożoną i...
-Sztywną!- jakbym w ogóle nie umiała się bawić.
Elegancka i jednocześnie tak wyniosła. Nie dziwię się, że do tej pory żaden mężczyzna się mną nie zainteresował.
-Muszę zacząć być sobą.- z kolejnym postanowieniem udałam się do pracy.
Kolejne puste obietnice, bez pokrycia. No cóż, przekonajmy się co z tego wyniknie.
Dopiero wychodząc zauważyłam, że jeszcze na stole w jadalni leży wczorajsza kolacja, w ogóle nietknięta, a obok znajdowała się karteczka.
Szybko ją rozwinęłam.
Kochana Hermionko!
Przepraszamy, że spóźniliśmy się na kolację, którą tak pięknie przygotowałaś.
Przybądź jutro do mnie i Ginny na śniadanie o 8.00, przed pracą.
Jeszcze raz przepraszamy.
Przyjaciele.
Oni są kochani. Muszę już iść do pracy, ale obiecuję sobie, że dorwę tam Harrego z Ronem i w końcu umówimy się na posiłek!
Może w następny weekend wyjadę gdzieś, żeby odpocząć od tych wszystkich wydarzeń, zbyt dużo Malfoya i złych uczuć. Muszę zająć się domem dzisiaj, posprzątam i rzucę parę zaklęć obronnych, żeby nikt nie mógł deportować się do środka. Może nawet znajdę jakiś czar na Malfoya, a właściwie przeciw niemu.
Szłam właśnie ku wejściu do Ministerstwa i zamyślenia wyrwała mnie zmęczona twarz Tonyego.
-Dzień dobry panu.- powiedziałam do Tonyego głosem tak samo zimnym jakim on mnie raczył długi czas.
-Hermiono, musimy porozmawiać.- już myślałam, że się nie doczekam.
-Słucham- nie zamierzam staruszkowi niczego ułatwiać.
-Chciałem cię przeprosić.- słyszałam w jego głosie szczerą skruchę.
To jest niesamowite! Tego właśnie zazdroszczę starszym ludziom, potrafią przyznać się do błędu, mi tej cechy brakuje.
Serce mi się radowało, gdy usłyszałam te trzy wyrazy. Ucałowałam go w policzek.
-Nic się nie stało Tony, tylko proszę cię, nie rób mi tego więcej.
Wchodząc do swojego gabinetu wciąż słyszałam ten szczery głos : „Chciałem cię przeprosić”.
Wzięłam z biurka swoje notatki i chciałam iść do sali 125.
-Zdaje się, że musimy porozmawiać panno Granger.- momentalnie przypomniałam sobie jak blondyn próbował się do mnie dobrać, a ja prawie mu uległam.
Czuję, że muszę naprawdę odpocząć i to wcale nie od pracy.
-Słucham szefie?- postanowiłam udawać, że nic się nie działo między nami jakbyśmy się w ogóle nie znali.
-Granger, daruj sobie- czy mi się przywidziało czy widziałam zmęczenie na twarzy Malfoya.
-Dobrze, o co chodzi?- modliłam się w duchu, żeby szybko powiedział co miał do powiedzenia, bo moje notatki trochę warzyły.
-Chciałem cię przeprosić za wczorajszą noc i w ramach tych przeprosin zapraszam cię na kolację, dzisiaj.- stałam nieruchomo i patrzyłam na niego jakby był umierający.
-Nie wiem co mam powiedzieć- czułam się tak jakby Voldemort nagle zaczął wykorzystywać swoje moce do dobrych celów.
-Może : „ Oczywiście, z chęcią pójdę z tobą na kolację”.- próbował być zabawny?
Nie wyszło mu.
-Oczywiście, nie wybaczam ci, bo prawie mnie wczoraj wykorzystałeś, a na kolację to bym z tobą nigdy w życiu nie poszła.- nie rozumiem tego układu Loli i Malfoya.
-Jak chcesz- na jego twarzy malowała się złość, widocznie nie znal słowa : „porażka”.
Najzwyczajniej w świecie wyminęłam mężczyznę i ciężko dysząc doszłam ze swoimi papierkami do sali 125, mojego miejsca pracy.
-Cześć złotko.- przywitał mnie radosny głos Sary.
-Jejku! Mała, co ty tam dźwigasz?!- Michel, jeden z moich kolegów, współpracowników chwycił moje kartki i odłożył na ladę.
-Pozwoliłam sobie na kilka spostrzeżeń na temat projektu.
-Kilka?- zaśmiał się Georg- Jesteś niesamowita.
-Dziękuję- śmiałam się razem z nim.
Troll popatrzył na nas ze zdziwieniem i zaryczał przeraźliwie.
-Cicho, bo powietrze zanieczyszczasz!- krzyknęła Lola do zwierzęcia.
-Jesteś strasznie nierozważna. To tajny projekt, a jakby twoje notatki dostały się w niepowołane ręce?!- Sara się zdenerwowała- Nie tylko mnie wyrzuciliby z pracy, ale nas wszystkich!
-Przepraszam.
Kobieta tylko westchnęła cicho i zaczęła przeglądać moje zapiski.
-Są niesamowite!- zachwyciła się nimi, więc atmosfera się rozładowała.
-Jednak wciąż mi czegoś brakuje i nie potrafię określić czego.- powiedziałam z zawiedzioną miną.
-Twoje spostrzeżenia i tak zaprowadzą nas trochę dalej.- Sara naprawdę we mnie wierzyła.
Strasznie mnie to podbudowuje. Nie ma niczego piękniejszego niż wiara w ludzką siłę, gdy ktoś mówi, że we mnie wierzy, to czuję się jakbym wypiła eliksir wzmacniający.
-Hermiono, obudź się!- koło mnie stała Lola.
-Przepraszam- uśmiechnęłam się- Słuchaj. Mogę zadać ci pytanie.
-Jasne. Co tylko chcesz.
Sara, Georg i Michel byli zajęci studiowaniem moich zwojów, więc czułam się swobodnie.
-Co łączy ciebie z Malfoyem?- w końcu zadałam pytanie, które tak długo mnie dręczyło.
-Zupełnie nic.- odpowiedziała zupełnie swobodnie- Od czasu do czasu spotykamy się, ale muszę to zakończyć- uśmiechnęła się nieśmiało- Zakochałam się w Michelu. Spotykam się z nim od niedawna, nie wiem jak to powiedzieć Draconowi.
-Najlepiej jak najszybciej, bo zwlekając możesz stracić Michela.- nie wiem co się ze mną dzieje, udzielam rad czarownicy, którą nie obdarzam wielką sympatią.
-Dziewczyny, nie obijajcie się.- Sara przywołała nas do porządku.
-Dzięki- szepnęła jeszcze Lola nim zajęłyśmy się czarami.
Nie wiem właściwie czemu sobie wmawiałam, że nie lubię tej dziewczyny. Może zazdrościłam jej urody, może Malfoya... Nie, na pewno nie zazdrościłam jej Malfoya! W każdym bądź razie teraz zapałałam do niej sympatią.
Z projektem ruszyliśmy do przodu, ale zrobiliśmy tylko jeden malutki kroczek, wciąż coś było nie tak i nie mogę dojść co!
-Starczy na dzisiaj!- te słowa były niczym melodia dla mojego ucha.
-Dzięki Sara!- wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
Poczekałam aż wszyscy wyszli i podeszłam do szefowej.
-Przepraszam za te notatki, powinnam była wcześniej pomyśleć- dręczyło mnie sumienie.
-Proste, będziemy trzymać je w sejfie, pisz dalej, ale dawaj mi je potem do schowania.- to złota kobieta.
Spojrzałam jeszcze tylko na zmęczonego Trolla i wyszłam.
-Co?!- chyba trafiłam w sam środek awantury.
-Zrozum Draco, to nie ma sensu.- chciałam się szybko wycofać- Hermiono! Chodź do nas na chwilkę.
-Wolałabym się nie mieszać w wasze sprawy.- próbowałam uciec.
-Masz rację, idź stąd Granger.- i w tym momencie zwyciężyła duma.
Podeszłam do nich w bojowym nastroju, w który mnie wprawił blondyn.
-Słucham?- zwróciłam się do Sary.
-Słuchaj, powiedziałam mu wszystko i jest problem. Mięliśmy gdzieś jechać razem w ten weekend, ale wiesz ja wyszło.- Malfoy tylko przypatrywał się naszej rozmowie w milczeniu- Możesz z nim pojechać?
-O nie. Nie, nie, nie...- powiedzieliśmy jednocześnie z Malfoyem.
Coś ty jest niejasne, raptem kilka godzin temu zapraszał mnie na kolację, a teraz zachowywał się tak jakby mnie nienawidził. Co? Dumę mu naruszyłam?
Bez żadnych skrupułów zostawiłam ich sama. Po jakiś pięciu minutach dogonił mnie Malfoy.
-Granger! Stój!- chwycił mnie za rękę i wcisnął do niej jakiś klucz- Skrytka 155, tam jest twoja pierwsza wypłata, a to jest właśnie klucz do twojej skrytki.
-Dziękuję.- powiedziałam oschle i go zostawiałam.
Przy wyjściu z Ministerstwa natknęłam się na swoich przyjaciół.
-Hermiono!- krzyknął radośnie Ron.
-Zostawiliśmy ci kartkę na stole...- zaczął Harry.
-Jaką kartkę?- skłamałam.
-W jadalni.- zdziwił się Ron.
-Nie widziałam tam nic prócz nie zjedzonej kolacji.
-Przyjdź w piątek do mnie i Ginny na kolację.
-W piątek wyjeżdżam na weekend, żeby trochę odpocząć.
-To może czwartek.- drążył temat zielonooki.
-Dobrze.- zgodziłam się po chwili namysłu.
-To do zobaczenia.- po tych słowach wyszli.
Ja rozmawiałam jeszcze chwilkę z Tonym. Przepraszał mnie jeszcze z dziesięć razy za swoje zachowanie, ale w końcu doszliśmy do tego, że więcej nie będzie taki wobec mnie, zresztą już drugi raz w tym dniu doszliśmy do tej obietnicy.
Zmęczona zajrzałam jeszcze do banku, żeby wziąć trochę pieniędzy.
Po krótkiej, ale jakże męczącej przejażdżce Goblin otworzył moją skrytkę.
-O jejku!- nie wiedziałam, że tak dobrze płacą w mojej pracy.
-Dział Odkryć jest bardzo dobrze opłacany.- Goblin pozwolił sobie na uwagę.
Szybko nabrałam tyle pieniędzy, że na pewno będzie mi starczyło na zakupy i wyjazd, tylko jeszcze nie wiem, gdzie się wybrać.
Nim deportowałam się do domu, kupiłam sobie gazetę z propozycjami wczasów.
Po chwili wchodziłam do swojego wciąż nie posprzątanego domu.
-Ja tu nie mieszkam.- przeraziłam się tym widokiem.
Szybko machnęłam parę razy różdżką i dopiero, kiedy lśniło czystością przekroczyłam próg mieszkania.
-I o to chodzi.- zrobiłam sobie coś do jedzenia, usiadłam za stołem i wzięłam się za przeglądanie ofert wypoczynkowych.- „Czarodziejski Neptun”?
Ośrodek znajdujący się nad cudownym jeziorem, spokojnie, cicho... Podoba mi się, ale zobaczmy dalej. Następne ośrodki były o wiele gorsze od pierwszego.
-„ Ciche echo”?- nazwa ostatniej propozycji wypoczynkowej bardzo mi się spodobała- „Pragniesz w końcu odpocząć od ciężkiego życia czarodzieja? Męczy cię praca? Potrzebujesz porządnego odpoczynku? Przyjeżdżaj do nas!”.
Muszę przyznać, że mięli bardzo ciekawą ofertę. Budynek umiejscowiony w ślicznym lesie, czyste jezioro, same przyjazne czarodziejskie zwierzęta, jednorożce...
-Podoba mi się! Już się nie mogę doczekać! Jutro wyślę do nich sowę! Ale najpierw sobie kupię sowę.- zdeterminowana i zadowolona postanowiłam wyjść trochę pobiegać.
Muszę w końcu jakoś wyglądać w stroju kąpielowym.
Przebrałam się w wygodne dresy i wyszłam na dwór.
-To zły pomysł nie wziąć ze sobą różdżki- wróciłam do domu po przedmiot, bo już nie było najjaśniej, a nigdy nie wiadomo gdzie może byś Śmierciożerca.
Już po pierwszym kilometrze odechciało mi się pływania w cudownym jeziorze.
Fakt, byłam szczupła, ale nie wiedziałem, że mam tak słabą formę.
-Granger?- ten głos poznam z daleka, za mną szedł wolno Malfoy.
Jakby nie mógł obrać sobie innej drogi na nocne przechadzki.
-Nie, pomyliłeś mnie z kimś.- mocno zdeterminowana biegłam dalej.
-Co ty tutaj robisz o tej porze?- jak on nie mógł tak szybko dogonić.
Przyspieszyłam jeszcze bardziej, a on bez żadnego wysiłku biegł koło mnie.
-Relaksuję się.- w końcu nie wytrzymałam i się zatrzymałam.
Muszę przyznać, że Malfoy ma dobrą kondycję, bo przebiegł koło mnie dobre dwa kilometry w szybkim tempie i tylko patrzył jak ja upadam ze zmęczenia na drogę.
Stanął nad mną i zaczął się śmiać.
-Dobrze się czujesz?
-Bardzo zabawne.- naburmuszyłam się.
-Wstawaj.
-Nie.- niech on mnie w końcu zostawi.
Wyciągnął do mnie rękę.
-Chwyć mnie za dłoń to pomogę ci wstać.
-Nie dotykaj mnie- przestraszony tonem mojego głosu cofnął dłoń.
Ciężko było mi wstać, ale jakoś podołałam temu zadaniu.
-Powiesz mi czemu męczysz się bieganiem po nocach?
Co go to właściwie obchodzi?
-Jadę na weekend do ładnego ośrodka z jeziorem i musze jakoś wyglądać w stroju kąpielowym- po co ja mu to mówię?
-Przecież masz ładną figurę.- powiedział szybko.
-Nic ci do mojej figury.- powoli biegłam dalej.
-Wracamy.- złapał mnie za ramię.- Ledwo się ruszasz.
-Zostaw mnie!- w odpowiedzi chwycił mnie mocno w talii i deportował pod mój dom.- I coś ty narobił?!
-Pomagam ci Granger.- powiedział spokojnie.
-Nienawidzę cię!- chwiejnym krokiem ruszyłam w kierunku mojego domu.
-Za to ty jesteś niesfornym dzieciakiem!- zdenerwował się.- I nie musisz mi dziękować za pomoc.
Zostawił mnie z setkami myśli.
-Dziękuję.- powiedziałam do siebie z ironią w głosie.
Za co niby mam mu być wdzięczna? Za to, że zepsuł mi wieczorne wysiłki fizyczne?!
Nie chcę go już więcej widzieć!
-Nie chcę jej już więcej widzieć!- powiedział Draco nim wszedł do swojego domu.
9. WCIĄŻ ROZWIJAJĄCY SIĘ KWIAT NIEPOWODZEŃ
Pierwsze co dzisiaj rano zrobiłam, to wymieniłam budziki. Położyłam z powrotem stary zegarek na szafce nocnej a ten z nieprzyzwoicie miłą melodią schowałam głęboko do pudełka.
-Witaj znowu!- powiedziałam radośnie.
-Wiedziałem, że wrócę.- odpowiedział mi przedmiot.
Jak zwykle wchodziłam do pracy w wyśmienitym humorze.
-Cześć Tony!
-Dzień dobry panienko! Co za radość gości na twojej twarzy?
-W weekend jadę trochę odpocząć do wspaniałego ośrodka...- chciałam rozwinąć temat, gdy potrąciła mnie grupka masywnych mężczyzn.
-Śmierciożercy znów zaatakowali.- szepnął do mnie Tony.
-Ja już pójdę- powiedziałam bardziej do siebie niż przyjaciela.
Po jego słowach od razu wiedziałam, że owymi mężczyznami byli aurorzy. Przed oczami stanęła mi wizja Harrego i Rona, którzy giną z rąk Voldemorta. Co ja bym bez nich zrobiła? Potworny ból serca nigdy by mnie nie opuścił. W zamyśleniu wpadłam na kogoś.
-Uważaj jak chodzisz, Granger!- oczywiście, któż inny mógł to być jak nie nasz kochany Malfoy.
Nawet nie pomógł mi wstać! Po prostu cały rozeźlony patrzył na mnie.
Wstałam i piorunowałam go wzrokiem.
-To, że Lola w końcu przejrzała na oczy i skończyła bezsensowną znajomość z tobą, która nawiasem mówiąc nie miała przyszłości, wcale nie oznacza, że możesz się za to na mnie mścić!
Wiedziałam, że mając dobry humor narażam się na spotkanie z blondynem!
Chciałam go wyminąć, ale on chwycił mnie za rękę i to tak mocno, że aż mnie zabolało.
Odwróciłam się i z całej siły uderzyłam go w twarz i pobiegłam co sił w nogach do sali 125.
-Nienawidzę cię, Granger!- krzyknął za mną.
-I wzajemnie!- byłam bliska płaczu.
Wpadłam do miejsca pracy zasapana.
-Co się stało?- zagadnęła do mnie Sara.
-Nic, po prostu miałam wrażenie, że się spóźnię, ale zdaje się, że jestem na czas.
-To do pracy!- krzyknęła żywo szefowa.
Nic się nie działo, wciąż staliśmy w miejscu z badaniami. Czułam, że czegoś brakuje, ale nie potrafiłam określić czego.
Lola wciąż uśmiechała się do Michela, Troll nie ryknął ani razu, tylko patrzył na mnie z zastanowieniem. To zwierzę w ogóle myśli?
-Moi drodzy, wracajcie do domów i zastanówcie się porządnie nad naszym projektem, bo wciąż stoimy na tym samym.- oświadczyła Sara po naszych długich bezowocnych staraniach.
Wychodząc z Ministerstwa Magii przy życiu trzymała mnie tylko myśl o weekendzie, byłam całkowicie zmęczona, a na dodatek na mojej ręce gościł wielki siniak zostawiony przez uścisk Malfoya. Wciąż w głowie huczały mi myśli o nim i jego głosie, a zwłaszcza oświadczeniu i nienawiści do mnie. Nie wiedziałam czemu, ale te słowa mnie zraniły.
Właśnie weszłam do sklepu z sowami i od razu urzekł mnie widok cudownej białej sówki, siedzącej dumnie na szafie.
-Cześć maleństwo. Jak się wabisz?
-32 sykle.- powiedziała szybko czarownica przyglądająca się mojemu przemawianiu do zwierzątka.
-Oczywiście- całkowicie czerwona ze wstydu wynosiłam mój zakup.
Lepiej wracam do domu nim zrobię coś równie głupiego.
Teleportowałam się pod drzwi swojego domu.
Weszłam do mieszkania i zaczęłam się zastanawiać nad imieniem dla szamoczącej się w klatce sówki.
-Ron?- zaśmiałam się, a zwierzę widocznie nie było zadowolone- Wiem! Lori!
Zadowolona podeszłam do pupilki i uwolniłam. Zadowolona zaczęła latać po całym domu, ja natomiast usiadłam i napisałam list do ośrodku, w którym miałam zamiar wypocząć. Potem złapałam Lori i wypuściłam przez okno z karteczką przywiązaną do nóżki.
-Dobrze, to pójdę sobie pobiegać!- zadowolona z siebie przebrałam się w wygodne ubranie i wyszłam.
Biegłam niezmordowanie, aż do miejsca, gdzie wczoraj Malfoy kazał mi wracać.
-Nie wzięłam ze sobą różdżki!- przestraszyłam się.
Nie wiedziałam, że potrafię być taka szybka, biegłam ile sił w nogach z powrotem do mieszkania, po drodze na kogoś wpadłam.
Zaczęłam krzyczeć jak opętana.
-Ostrzegam! Umiem się obronić nawet nie mając różdżki!- zaczęłam wymachiwać dłońmi na ślepo.
Nic nie widziałam, było tak strasznie ciemno, chciałam tyko jak najszybciej dostać się do bezpiecznego pomieszczenia.
Czemu ja nie pomyślałam o teleportacji?
Niestety czyjeś silne ramiona mnie mocno chwyciły i nie wiedziałam co zrobić.
-Daj mi spokój!- ten Śmierciożerca nawet ładnie pachnie.
-Uspokój się, Granger!- ten głos przywołał mnie do porządku.
Momentalnie się uspokoiłam a Malfoy mnie puścił.
-Nie wzięłaś ze sobą różdżki?! Wiesz czym to się mogło skończyć?! Kobieto, myśl czasem!- z jego różdżki wydobył się jasny promień światła.
-Przepraszam...- co ja mówię?!- Przepraszam, czemu pan właściwie się przejmuje tym czy jestem bezpieczna czy nie? A poza tym, świetnie bym sobie poradziła!
W tym momencie kompletnie zbiłam go z tropu.
-Właśnie byłem świadkiem twojej obrony.- zaczął ze mnie kpić.
Promień światła padł na moją rękę.
-Co to jest?- momentalnie spoważniał.
-Pamiątka, którą mi dzisiaj pozostawiłeś!- nie miałam siły ani cierpliwości, żeby dłużej z nim rozmawiać, więc deportowałam się prosto do swojego kochanego domu.
Pełna sprzeczności położyłam się spać.
Czuję, że nigdy nie będę wiedziała co kryje pogmatwany umysł blondyna.
Okazało się, że męczący tydzień zleciał mi szybciej niż myślałam. Ledwie zaczęłam pracę w poniedziałek, a już kończyłam wychodząc z Ministerstwa w piątkowy wieczór. Byłam już spakowana i pożegnałam się ze wszystkimi.
Na czwartkowej kolacji wytłumaczyliśmy sobie wszystko z moimi przyjaciółmi, tylko jednego nie zrozumiałam, kiedy powiedziałam im, że jadę do „Cichego echa” to dziwnie na mnie popatrzyli. Miałam wrażenie, że coś przede mną kryją, ale nie chcieli widocznie mi powiedzieć, bo strasznie się cieszyłam wyjazdem.
Pod mój dom podjechał samochód. Wsiadłam do niego i nawet się nie spostrzegłam, a już byłam na miejscu.
Drzwi mi otworzył elegancko ubrany czarodziej.
-Witam w ośrodku „Ciche echo” ,pani?
-Panno Granger- postawiłam nacisk na wyraz „panno”.
-Oczywiście. Bagaże już są w pokoju, proszę, to klucz od pokoju.- wzięłam tymczasową własność od mężczyzny i ruszyłam w stronę hotelu.
-Śniadanie o godzinie 10.00, obiad o 14.00, natomiast kolacja o 18.00. Z wszystkich atrakcji korzysta pani za darmo, proszę tylko szanować tutejszą przyrodę- po kilku pouczeniach od owego czarodzieja, który otworzył mi drzwi samochodu, znalazłam się w swoim apartamencie.
-Wspaniale!- westchnęłam zadowolona- Wielka łazienka, cudowne łoże i w ogóle wnętrze idealne!
Urządzone gustownie, ale jednocześnie miało się wrażenie przytulności.
Już nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia, chcę wszystko zwiedzić.
Właściwie to mogłabym nawet teraz wskoczyć do jeziora!
Długo nie zwlekając ubrałam strój kąpielowy, zawinęłam się ręcznikiem i wyszłam w klapkach ze swojego pokoju.
-Miłej zabawy!- powiedziała do mnie recepcjonistka z miłym uśmiechem na twarzy.
-Dziękuję.- już czuję, że odpoczywam.
Powietrze na zewnątrz było cudowne, czuć było zapach lata. Wdychając tę cudowną woń położyłam ręcznik nad brzegiem wody, zdjęłam klapki i zaczęłam pływać.
Czułam się wspaniale. Bardzo mi brakowało takiej dziecięcej beztroski. Już żadne myśli nie mąciły mi w głowie, byłam tylko ja i...
-Malfoy?!- nad brzegiem stała postać, którą wszędzie bym rozpoznała.
Widocznie był czymś zamyślony, bo mnie nie zauważył.
Podpłynęłam do niego niedostrzeżona.
-Co ty tutaj robisz?!- huknęłam na niego.
Widocznie mogłam to zrobić delikatniej, bo wyrwany z rozmyślań rzucił się na mnie i zaczął podtapiać.
-Idioto! Zostaw mnie!- po chwili mnie puścił, a ja ze strachem odpłynęłam na bezpieczną odległość.- Co ty tutaj robisz?
-Lola cię tu wysłała?- zapytał z wyrzutem w głosie.
-Co?!- aż się zakrztusiłam wodą z wrażenia.
Zaczęłam kasłać niepohamowanie. Malfoy szybko wskoczył do wody i płynął w moją stronę.
-Nie zbliżaj się do mnie!- wciąż kaszląc zaczęłam przed nim uciekać.
Po chwili zauważyłam, że w wodzie nie mam z nim szans, bo szybko może mnie utopić, w końcu jest o wiele silniejszy.
Szybko stanęłam na ziemi i stanęłam w pozycji bojowej.
-Chciałem ci tylko pomóc.- oboje ciężko oddychaliśmy.
-Tak? Jak parę minut temu omal mnie nie utopiłeś , wtedy też miałeś dobre zamiary?- chciałam go kopnąć, ale złapał mnie za nogę i wylądowałam na piasku.
-Lola cię tutaj przysłała?- zapytał ponownie.
-Nie, szukałam w gazecie ofert wypoczynkowych i „Ciche echo” spodobało mi się najbardziej.- w moim głosie słychać było nutkę histerii.
-Zabierałem tu czasami Lolę w wolnym czasie, to moje ulubione miejsce.- czemu on mi się zwierza?
-Słuchaj. Nie miałam zamiaru ciebie tu spotkać, właściwie to nawet nie chciałam...
-Ja również się nie cieszę z twojego widoku- mówił to mało przekonująco.
-Nie przerywaj mi Malfoy!
-Nie rozkazuj mi Granger!
-Posłuchaj mnie proszę.- zamilkł- Dziękuję. Mam proste rozwiązanie, po prostu nie będziemy sobie wchodzić w drogę.
W odpowiedzi położył się na mnie i zaczął namiętnie całować.
Poczułam jego gorące wargi na swoich. Jego oddech pieścił moją skórę. Wiedziałam, że muszę to skończyć nim stanie się coś czego będę potem żałowała.
-Malfoy!- gdyby tak ktoś na mnie krzyknął, to uciekłabym jak najdalej od tej osoby.
Blondyn tylko oderwał usta od mojego ciała i popatrzył mi w oczy.
-Nie chcę być kolejną kobietą wykorzystaną przez ciebie! Nie trafię na listę twoich zdobyczy!
Odepchnęłam go od siebie. Malfoy patrzył tylko za mną jak znikam w ciemnościach idąc w stronę ośrodka. Całe szczęście pamiętałam o zabraniu klapek i ręcznika.
Czuję, że wypoczynek będzie bardzo interesujący, żeby nie powiedzieć, że intrygujący.
10. (...)TRUDNIEJ JEST BUDOWAĆ ANIŻELI NISZCZYĆ
.......................................................
Sobota, a ja nie wiem co mnie czeka. Zazwyczaj wszystko mam zaplanowane, ale teraz, kiedy Malfoy jest w ośrodku, nie wiem jak mogą potoczyć się wydarzenia dzisiejszego dnia.
Jestem przestraszona i jednocześnie podniecona.
Ubrana w białą przewiewną sukienkę wyszłam z pokoju.
-Malfoy?- naprzeciwko mojego apartamentu znajdowały się drzwi do pokoju blondyna.
Zapowiada się ciekawie. Wszystkie możliwe okoliczności są przeciw mnie.
Mężczyzna uśmiechnął się tylko tajemniczo i zszedł na śniadanie. Po dłuższej chwili zamyślenia zrobiłam to samo.
-Tu jest pani stolik- mężczyzna o miłym uśmiechu zaprowadził mnie do miejsca, gdzie będę jadać.
Oczywiście musiałam mieć stolik obok Malfoya.
-Nie mogę usiąść gdzie indziej?- zapytałam.
-Coś nie tak?- blondyn wtrącił się do rozmowy.
-Czuję, że w tym miejscu będzie mi trudno strawić cokolwiek.- powiedziałam ze złością.
-Niestety, nie ma innych wolnych miejsc.- usłyszałam nim mężczyzna o miłym uśmiechu odszedł.
Usiadłam rozczarowana. Zajęłam się posiłkiem ignorując utkwiony we mnie wzrok Malfoya.
-Co zamierzasz dzisiaj robić?0 widocznie nie przeszkadzała mu moja wroga postawa wobec niego.
-Nie pańska sprawa- spojrzałam przez chwilę na jego stolik i ku swojemu przerażeniu ujrzałam szeroki uśmiech na jego twarzy.
-Mogę ci pokazać parę ładnych miejsc.
-Dziękuję, ale sama sobie poradzę- ucięłam rozmowę- Życzę miłego dnia.
Wstałam od stołu i wyszłam z budynku.
Ciepły letni wiatr rozczesywał kosmyki moich włosów.
Czułam się tak wolna i spokojna.
Postanowiłam mimo wszystko spędzić wolny czas jak najlepiej potrafię.
Powolnym krokiem ruszyłam ścieżką wiodącą w las, dróżka była przeznaczona dla turystów.
Ledwie weszłam do lasku, a już napotkałam jednorożca.
-Jesteś śliczny.- chciałam pogłaskać zwierzę, ale odskoczyło przestraszone- Nie bój się, wierz mi, że czujemy się tak samo, ja wciąż uciekam przed Malfoyem, a ty przed czarodziejami.
Moje słowa były jak zaklęcie, jednorożec podszedł do mnie i pozwolił, żeby moja dłoń spoczęła na jego gładkiej sierści.
-Widzisz, nic ci nie zrobię.
-A ja tobie.- cały czar chwili prysł.
Zwierzę uciekło w głębię lasu, a ja odwróciłam się twarzą do mężczyzny, który przyczynił się do ucieczki stworzenia.
-Malfoy! Ja chcę tylko odpocząć, czy nie możesz dać mi chwili wytchnienia?- wyrzuciłam z siebie jednym tchem wszystko co mi chodziło w tej chwili po głowie.
-Nic z tego. Pokażę ci ładne miejsce.-czy on nigdy nie daje za wygraną?
-Ale..- nie dał mi dojść do słowa, bo już chwycił mnie za rękę i ciągnął za sobą.
-Zboczyliśmy z dróżki!- zaczęłam się bać jego postępowania.
-Ona jest dla ludzi nie znających tutejszych terenów...
-Czyli dla mnie!
-Jesteś ze mną, więc bądź spokojna.
-Właśnie o to chodzi, że nie jestem!
Nagle puścił moją dłoń.
-Jak tu pięknie!- chyba jednak poczekam z ucieczką.
Przyprowadził mnie na wielką polanę, słońce padające na trawę dodawało temu miejscu magicznego uroku. Pierwsze co rzucało się w oczu to płynąca przez środek łąki rzeczka, w której leśne zwierzątka się poiły.
Westchnęłam cicho i usiadłam na miękkie podłoże.
-Pewnie przyprowadzałeś tu wszystkie kobiety, z którymi chciałeś się przespać?- właściwie to nie wiem co nakłoniło mnie do zadania takiego pytania.
-Nie. Jesteś jedyną osobą, z którą tu przyszedłem.- powiedział dobitnie i przysiadł koło mnie.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Czułam dziwne szczęście, szczęście, którego jeszcze nigdy nie zaznałam. Mężczyzna pokazał mi miejsce, do którego zawsze przychodził sam i to na dodatek Malfoy był tym mężczyzną. Nie chciałam psuć tej chwili, gdybym mogła przeżywać takie wzniesienia emocjonalne każdego dnia.
-Hermiono.- nagle z moich marzeń wyrwał mnie głos blondyna.
-Słucham?
-Ja... Ja myślę, że musimy już iść na obiad.
Myślę, że chciał powiedzieć coś innego, przecież nie plątałby mu się tak język z powodu zwykłego posiłku.
Muszę przyznać, że z wielką niechęcią opuściłam to miejsce.
Tym razem nie kłóciliśmy się przy jedzeniu, każde z nas było pochłonięte rozmyślaniami.
W powietrzu unosi się coś dziwnego i nie jestem pewna czy mi się to podoba. Lubię wiedzieć na czym stoję, ale tym razem jestem pewna, że stąpam po niepewnym gruncie.
Z restauracji wyszłam pierwsza, nie mogłam dłużej znieść tej atmosfery, która doprowadzała mnie do zawrotów głowy.
Chciałam się jakoś zrelaksować, więc po prostu wskoczyłam w strój kąpielowy, wzięłam ręcznik i udałam się nad jezioro.
O tej porze zadziwiająco dużo ludzi raczyło się kąpielą, więc zrozpaczona szukałam jakiegoś cichego miejsca, gdzie mogłabym spokojnie sobie popływać.
-Cholera!- przeklęłam pod nosem przedzierając się przez jakieś chaszcze, żeby tylko móc poczuć chłód wody na swoim ciele.
-Jakiś problem?- prosto do mojego uch szepnął Malfoy.
-Nie mogę znaleźć...
-Chodź ze mną- wyciągnął do mnie dłoń.
Wahałam się. Jeśli pójdę z nim, kto wie jak to się skończy, jeśli nadal będę się przedzierać przez gęstwiny roślin to szukanie zacisznego zakątka nad wodą może się dla mnie skończyć jedynie ranami na ciele.
Wybrałam mniejsze zło i ruszyłam z blondynem.
-Zaskakujesz mnie!- krzyknęłam z zachwytu po krótkiej chwili podążania przez lasek.
Nie zastanawiając się długo pocałowałam go w policzek i w oka mgnieniu znalazłam się w wodzie.
-Wcale ci się nie dziwię, że przyjeżdżasz ty kiedy tylko możesz!- krzyczałam do niego myśląc, że jest na brzegu.- Gdzie ty jesteś?- spostrzegłam po chwili, że zniknął.
Rozglądałam się przerażona dookoła, kiedy coś złapało mnie za nogę. Zaczęłam się szamotać, łzy leciały mi z oczu, myślałam, że zaraz zginę.
-Spokojnie!- okazało się, że potworem, który miał spowodować moją śmierć był Draco.
Wciąż płacząc i dysząc ciężko dopłynęłam do lądu i tam położyłam się na ręczniku.
-Przepraszam.- skruszony mężczyzna usiadł na swoim ręczniku koło mnie.
-Jesteś okropny!- krzyczałam bez opamiętania.
Kiedy już zabrakło mi tchu Malfoy mocno mnie do siebie przytulił.
Poczułam się nagle tak bezpieczna, że po krótkim czasie zaczęłam spokojnie oddychać.
-Jeszcze raz mnie przestraszysz, kiedykolwiek, a obiecuję ci, że pożałujesz.- powiedziałam już całkowicie spokojna.
W mojej głowie miliony myśli toczyły ze sobą zażartą bitwę. Boję się, że zaczynam się zakochiwać w człowieku, którego powinnam nienawidzić za cały ból, którym raczył mnie obdarowywać latami.
-Przepraszam.- chciał mnie pocałować, nie mogłam się ruszyć.
-Która godzina?- broniłam się każdym sposobem, który wpadł mi do głowy.
Pocałunek jeszcze bardziej skomplikowałby sprawę i już w ogóle dostałabym migreny od nadmiaru myśli.
-Kolacja.- powiedział z niechęcią w głosie jakby zachęcał mnie do pozostania w zacisznym miejscu nad jeziorem.
O nie! To się nie dzieje naprawdę! Mnie to nie może spotkać! Nie, nie ja, zwykła kobieta, która ma mnóstwo wad i nie jest tak piękna jak inne czarownice, z którymi się spotykał Draco!
-Ja jestem głodna. Jak chcesz to zostań, znajdę drogę do ośrodka.- był zawiedziony, ale od razu wstał i ruszyliśmy do budynku.
Długo zastanawiałam się czy iść na posiłek. Nie byłam pewna co mogę zrobić dzisiejszego wieczoru. Mimo to postanowiłam zejść do restauracji. Ubrałam śliczną niebieską, jedwabną sukienkę i poszłam coś zjeść.
Nic nie mogłam przełknąć, bawiłam się widelcem i nie miałam ochoty na żadnego rodzaju jedzenie.
-Czekam na ciebie przy wyjściu.- szepnął do mnie Malfoy, który wyjątkowo przede mną opuścił restaurację.
Nie dam rady do niego wyjść!
Drżałam i już nie wiedziałam nawet z jakiego powodu. Serce bilo mi jak oszalałe.
Pełna sprzeczności czekałam, aż wyszli ostatni ludzie. Nie mogłam dłużej czekać, bo personel zaczął już sprzątać lokal.
Modliłam się w duchu, żeby przy wyjściu nie było Malfoya.
-Długo na ciebie czekałem- w jego głosie nie było w ogóle złości, słyszałam jedynie nutkę rozbawienia- Pójdziesz ze mną na krótki spacer?
-Dobrze- czemu ja się zgodziłam?
Najpierw szliśmy obok siebie w milczeniu.
-Nie tknęłaś w ogóle jedzenia, a mówiłaś nad jeziorem, że jesteś głodna i czemu zostałaś na tak długo w restauracji?- nie wiedziałam jak odpowiedzieć na to pytanie- Boisz się mnie?- na to jednak mam gotową odpowiedź.
-Boję się tego co ja mogę zrobić.- to odpowiedź widocznie mu wystarczyła, bo uśmiechnął się tylko leciutko.
Przechadzaliśmy się jakąś godzinkę, opowiadał mi o swojej rodzinie, o ojcu, przez którego stracił matkę o Voldemorcie, który nie zostawił przy życiu nawet jego taty.
Dowiedziałam się o nim całe mnóstwo rzeczy, chwilami się śmiałam, a momentami, gdy mówił o śmierci łza mi się kręciła w oku.
Nasza podróż skończyła się przy drzwiach mojego pokoju.
-Dobranoc- powoli uniosłam się na palcach i złożyłam pocałunek na jego policzku.
Zniknęła za drzwiami apartamentu, oparłam się o drzwi i westchnęłam.
Koniec ze mną, wiedziałam, że to się wcześniej czy później tak skończy, zakochałam się w Draconie Malfoyu.
Rozległo się pukanie, otworzyłam drzwi i patrzyłam ze zdziwieniem w cudowne oczy doskonałego mężczyzny.
Blondyn pocałował mnie bardzo delikatnie i tym sposobem dostał się do pomieszczenia.
Z czasem pocałunki zaczęły wyć coraz bardziej namiętne.
Jednym ruchem dłoni chłopak zdjął ze mnie sukienkę. Nawet się nie spostrzegłam kiedy leżałam na łóżku całkowicie naga.
-Jesteś piękna- szepnął i sam się zaczął rozbierać.
Kiedy już oboje byliśmy bez odzienia, położył się koło mnie i jego usta zaczęły wędrówkę po mojej gładkiej skórze. Oczy przesłoniła mi chęć osiągnięcia rozkoszy.
-Spokojnie, zrobię to najdelikatniej jak tylko mogę.- uspakajał mnie.
Po słodkich pieszczotach wszedł we mnie, zabolało, ale nie wydałam ze swojego gardła nawet najmniejszego krzyku. Widział grymas bólu na mojej twarzy i patrzył ma nie z współczuciem i miłością.
Chwilę leżeliśmy w bezruchu, ale potem Draco zaczął powoli poruszać biodrami. Zatraciłam się całkowicie w rozkoszy, zaczęłam krzyczeć z zadowolenia, a on widocznie był z tego powodu uradowany.
Długo trwało nasze zapomnienie, aż w końcu oboje osiągnęliśmy szczyt rozkoszy.
W tej chwili niczym się już nie przejmowałam, zasnęłam wtulona w ramiona mojego pierwszego mężczyzny.
11. PIĘKNY I DELIKATNY KWIAT, KTÓRY MOŻNA TAK SZYBKO ZNISZCZYĆ.
Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam śpiącego obok mnie Dracona. Wyglądał tak spokojnie, że nie miałam serca go budzić. Uśmiechnęłam się tylko leciutko i jak najciszej potrafiłam przemknęłam się do łazienki.
Wzięłam długi orzeźwiający prysznic. Na samo wspomnienie wczorajszego dnia czułam się bezgranicznie szczęśliwa. Nie jestem tylko pewna czy po powrocie wszystko nie wróci przypadkiem do normy.
-Obym nigdy się nie obudziła- życzyłam sobie w duchu.
Owinęłam się szczelnie ręcznikiem i weszłam do sypialni.
-Dzień dobry!- powiedziałam radośnie.
Niestety już go u mnie nie było. Zniknęły ubrania blondyna a wraz z nimi ich właściciel.
Czyli wracamy do szarości zwykłego życia.
Jest mi w tym momencie okropnie źle, ale nie uroniłam ani jednej łzy.
Zniosę ten ból mężnie, bo cóż innego mogę zrobić.
Wzięłam głęboki oddech i się ubrałam.
Jeżeli tak miało się stać to jakoś to przeżyję, ale nie mogę znieść faktu, że mnie wykorzystał.
Na śniadanie szłam jak na skazanie, ale wchodząc do restauracji odzyskałam siły i cała radość. Draco siedział przy moim stoliku i uśmiechał się dobrotliwie.
-Dzień dobry.- powiedział dziarsko, kiedy usiadła.
-Czemu zniknąłeś tak szybko?- przystąpiłam do ataku.
-Ja też musiałem i się odświeżyć.- muszę przyznać, że o tym nie pomyślałam.
Zakłopotana zaczęłam jeść.
-Wiesz, że dzisiaj wieczorem wracamy do domu?- zagadnął.
-Wiem.- łyknęłam kawy- Wcale nie chcę opuszczać tego miejsca.- odparłam zrezygnowana.
-Masz rację, jak raz się już odkryje uroki tego miejsca to już nie chce się wracać do rzeczywistości.
Dokładnie. A jeżeli opuszczenie „Cichego echa” oznacza także pobudkę z pięknego snu, który ciągle trwa? Jeżeli Draco znów będzie moim wrogiem? Jeżeli znów będę przez niego płakać?
-Co będzie dalej?- zapytałam nieoczekiwanie.
-Nie rozumiem.
-Co stanie się z nami?- stąpałam nadal po cienkim lodzie.
Teraz wszystko było w jego rękach, co sprawiało, że czułam się jeszcze bardziej niepewna. Nagle przestałam być rozważna i ostrożna. Siedziałam przed mężczyzną i przestałam być czegokolwiek pewna, jeśli tak wygląda miłość, to nie jestem pewna czy chcę kochać.
-Zobaczymy. Na razie wrócimy do domów, a w piątek zapraszam cię na kolację.- serce mi podskoczyło z radości.
Czyli jednak mamy szansę! Jeżeli to jest miłość, to nie chcę jej tracić. Uśmiechnęłam się szeroko i tak się powstrzymywałam, żeby nie skakać ze szczęścia.
Ten był niesamowity! Byliśmy na polance w lesie i opowiadaliśmy sobie różne historie leżąc na murawie.
Opowiedziałam nawet o tym, jak dostałam list z Hogwartu i szukałam winowajcy tego niezbyt dobrego żartu. Wtedy nic nie wiedziałam o szkole magii i czarodziejstwa.
Mówiłam mu o pasji z jaką zabrałam się za naukę czarów i o tym, że im więcej wiedziałam o tym nieznanym dla mnie dotąd świecie tym czułam większy głód wiedzy, więc pochłaniałam tonami książki i ciągle było mi mało.
Śmiał się aż do łez z moich opowieści.
Natomiast przy tym jak on opowiadał mi swoją historię cały czas płakałam.
Nawet nie pamiętał czasów, kiedy rodzice go kiedykolwiek przytulili. Nie usłyszał z ust ojca słów: „kocham cię”, natomiast matka wyznała mu miłość dzień przed swoją śmiercią.
W szkole pod osłoną bezdusznego chłopca kryła się osoba pragnąca szczęścia, którego mnóstwo widział naokoło siebie, lecz nigdy go nie zaznał. Prowadził ciągłe walki z tatą i patrzył na cierpienia mamy, która nie mogła znieść nienawiści ogarniającej jej rodzinę.
-Och. Draco, nie wiem co powiedzieć.- przytuliłam mocno mężczyznę, który wytrzymał masę cierpienia.
-Nic nie mów, po prostu bądź.
W jeden dzień dowiedzieliśmy się o sobie więcej niż przez te wszystkie lala w Hogwarcie, nagle zrozumiałam, że nienawidziłam czarodzieja, którego nawet nie znałam.
To świadczy o omylności ludzi, omylności, która może ranić, choć nawet o tym nie wiemy.
Nasz podróż po wspomnieniach i naszych duszach skończyła się w nocy u progu moich drzwi. Wciąż jeszcze czułam powietrze „Cichego echa”, powietrza, które miało zupełnie inny zapach niż to, którym raczyłam się w pracy i domu.
-Do zobaczenia jutro.-wyszeptał nim mnie pocałował, a może najpierw mnie pocałował, a potem to powiedział.
Z nadmiaru tych wszystkich wrażenień nie pamiętam już nawet kolejności wydarzeń.
Jedno stało się na pewno, zakochałam się w Draconie Malfoyu i bardzo się tego boję, żeby mnie nie zranił.
Długo nie mogłam zasnąć, wciąż od nowa wracałam do przepięknych chwil, które wiązały się z blondynem.
-Wstawaj!- ten kochany budzik.
-Dzień dobry!- przywitałam przedmiot.
-Proszę!- jak zwykle swoje.
Promieniałam radością, patrząc w lustro widziałam kwitnącą młodą damę, a nie zmęczoną życiem dziewczynę.
-Spotkam w pracy mojego chłopczyka.- cieszyłam się jak małe dziecko.
Ubrana i umalowana wleciałam do Ministerstwa.
-Cześć Tony!- przywitałam przyjaciela.
-Dzień dobry panienko! Coś ty taka rozanielona?
-Świat jest piękny mój drogi.- poszłam dalej.
-Oj, jest!- staruszek śmiał się w głos- W końcu na twojej twarzy widać coś prócz samotności- dodał cicho.
Szłam wolno w kierunku sali 125 w nadziei, że spotkam po drodze Dracona, ale nie udało mi się.
-Dzień dobry wszystkim!- przywitałam się ze współpracownikami.
-Miło znów cię widzieć.- powiedzieli chórem.
-Jak spędziłaś weekend?- zagadnęła Lola.
-Właśnie, jak było?- Sara dała chwilę wytchnienia Trollowi.
-Wspaniale, pływałam w cudownym jeziorze, głaskałam jednorożca i co najważniejsze odpoczęłam.- nic im nie powiem o Malfoyu, bo nie dadzą mi spokoju.
Zadręczaliby mnie tylko jeszcze większą ilością pytań.
Potraktowali moją wypowiedź jako wystarczającą, więc zabraliśmy się za pracę. Oczywiście jak zwykle miałam wrażenie, że przez coś konkretnego wciąż projekt nam nie wychodzi, ale już się tym nie przejmowałam tak bardzo jak wcześniej.
-Hermiono, możemy chwilkę porozmawiać na osobności- powiedział do mnie po jakimś czasie Georg.
-Oczywiście.- wyszłam z nim na korytarz.- Słucham?
-Musimy porozmawiać o nas.
-Jakich „nas”.
-O mnie i o tobie. Nie udawaj, wiem że jesteś we mnie zauroczona.
-Co?!- cała ta sytuacja mnie rozbawiła.
-Możesz być spokojna, ty mi też się podobasz, uważam, że może z tego coś wyjść.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Georg zaczął mnie całować. Stałam jak paraliżowana.
-Proszę wracać do pracy.- nagle usłyszałam ostry głos Dracona.
Speszony Georg zniknął szybko za drzwiami numer 125, a ja patrzyłam na blondyna.
Minęła dłuższa chwila, kiedy wreszcie dotarło do mnie to co właśnie się wydarzyło.
-Draco, nie uwierzysz.- zaczęłam rozbawiona.
-I nie chcę uwierzyć- uciął rozmowę.- Nie obchodzisz mnie ani ty ani ten mężczyzna.
-Ale- on jest zazdrosny, musze mu szybko wyjaśnić tę sytuację- On powiedział, że jestem w nim zauroczona i mnie pocałował...
-Nie chcę tego słuchać! Nawet nie wiem po co mi to mówisz! Kolacja w piątek odwołana!
-Ja myślałam, że ja...Że ja i ty...
-To źle myślałaś, chciałem się z tobą przespać i osiągnęłam zamierzony cel. Nic więcej.- powiedział dobitnie.
-Tak?- zakpiłam.
-Tak!- krzyknął.
-Świetnie!
-Świetnie!
Rozstaliśmy się wrogo do siebie nastawieni. W sali 125 nikt nie wiedział co się przed chwilą stało, widocznie byli z czegoś bardzo zadowoleni.
-Hermiono! Zapraszamy cię na nasz ślub!- wykrzyczał Michel.
-Cudownie!- uśmiechnęłam się sztucznie.
Georg cały czas mnie obserwował, miałam wrażenie, że rozbiera mnie wzrokiem.
A! To może być mi nawet na rękę. Pójdę z nim na ślub naszej dwójki papużek.
-Malfoya też zaprosiliście?- wysiliłam się na obojętny ton głosu.
-Tak.- powiedziała Lola między kolejnymi pocałunkami składanymi na ustach swojego przyszłego męża.
Podeszłam spokojnie do Georga.
-Z chęcią pójdę z tobą na ich ślub.- uprzedziłam jego pytanie.
-To znakomicie!- ucieszył się, ale z pewnością nie tak jaka ja.
Chciał się ze mną tylko przespać, no to ja mu pokażę!
12. JEDNEGO DNIA SKACZESZ Z RADOŚCI, INNEGO TONIESZ W ŁZACH I TAK TO WŁAŚNIE JEST.
Do końca dnia dręczyłam naszego kochanego Trolla, przeze mnie biedaczek dosłownie padł ze zmęczenia pod koniec naszych zmagań naukowych.
-Hermiono, co się stało?- Sara jako jedyna zauważyła tę zmianę, bo reszta była zajęta planowaniem ślubu Loli i Michela.
Georg ciągle wypytywał dwójkę zakochanych o wesele. Widocznie nie mógł się doczekać, kiedy ze mną na nie pójdzie. Szkoda mi go, nawet nie wie, że chcę go tylko wykorzystać, ale mógł pomyśleć nim przez niego legły w gruzach moje marzenia o życiu spędzonym wspólnie z Malfoyem. Teraz muszę toczyć wojnę z dumą pana Dracona. Nie wiem dokąd dojdą nasze zmagania, mogę mieć jedynie nadzieję, że to wszystko szybko się skończy, bo mimo pozorów nie chcę skrzywdzić Georga.
-Jesteś tu?- Sara wyrwała mnie ponownie z moich rozmyślań.
-Tak. Nic się nie stało, po prostu mam zły dzień.- ostatnio zbyt często kłamię.
-Czyżby? Jeszcze niedawno skakałaś z radości, a teraz wyglądasz jak siedem nieszczęść.- drążyła temat.
-Za dużo mam wrażeń jak na jeden dzień.
-Dobrze- westchnęła.- Moi drodzy! Koniec na dziś!- uradowani ludzie wyszli, Georg uśmiechnął się do mnie promieniście i zniknął za drzwiami.
Wspaniale! Sara również jest smutna i to z mojego powodu.
-Jesteś wspaniała i kochana to we mnie tkwi problem, ciężko mi jest zaufać komukolwiek.- po tych słowach również opuściłam miejsce pracy.
Zdołałam jeszcze usłyszeć jej ciche słowa: „Zobaczysz, kiedyś jeszcze będziesz szczęśliwa”.
Trudno było mi powstrzymać łzy.
-Zmęczona czy zawiedziona?- zagadnął do mnie Tony, gdy wychodziłam.
-Zawiedziona.- miałam nadzieję, że nie będzie o nic wypytywał.
-Jeszcze parę godzin temu mówiłaś, że życie jest piękne...
-Życie nigdy nie było i nigdy nie będzie pięknym!- wykrzyczałam na tyle głośno, że wszyscy słyszeli.
W moim kierunku zmierzał Ron z Harrym.
-Do jutra.- powiedziałam szybko do starszego pana i nie czekając na odpowiedź wyszłam.
Znalazłam się w domu i w końcu mogła się rozpłakać. Mogłam wypłakać całą złość i wykrzyczeć ból, żeby tylko móc zapomnieć o cierpieniu. Czemu on powiedział, że chciał się tylko ze mną przespać?
Czemu szczęście zostało mi tak szybko odebrane?
A tak bardzo się starałam, żeby się w nim nie zakochać! Sama sobie jestem winna! Teraz muszę być silna! Uda mi się o nim zapomnieć!
Jak zwykle w mojej głowie rodziły się setki postanowień. Całkowicie zdeterminowana do walki ubrałam się wygodnie i poszłam pobiegać.
Dobiegłam do tego miejsca, gdzie kiedyś Draco kazał mi wracać do domu. Tym razem miałam jednak różdżkę. Stałam tam dłuższą chwilę i sama siebie próbowałam przekonać do tego, że wcale nie mam nadziei, że on się tu zjawi i wszystko sobie wytłumaczymy.
Niestety, prawdziwe życie nie jest takie piękne. Ciągle walczymy, walczymy z Voldemortem, walczymy z przyjaciółmi, walczymy nawet ze sobą. Po co?
Tej nocy wciąż płakałam. Nigdy w życiu nie wylałam tylu łez.
Zaczęłam od miłości, którą darzę nieodpowiedniego człowieka, potem przypomniałam sobie wszystkie moje niepowodzenia, kłótnie...
Obolała i zmęczona zasnęłam.
Jeżeli mogłabym powiedzieć o najgorszym okresie jaki mnie spotkała to z pewnością byłby ten tydzień. Myślałam, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej a tymczasem było odwrotnie. W piątek idę na kolację z Georgem a nie z Malfoyem. Wszyscy plotkują o tym jak bardzo jestem zakochana w mężczyźnie, który właściwie wszystko mi zepsuł. Na pewno owe plotki dotarły do Dracona, czyli będzie mi jeszcze trudniej wszystko wyjaśnić. Męczyłam się bardzo w towarzystwie Georga, wciąż mi mówił jaka ja jestem cudowna, myślę, że nawet już planuje i nasz ślub. Nie chcę na razie odrzucić roli zakochanej po uszy w Georgu, bo póki co jest mi ona na rękę, boję się tylko, że to wszystko dojdzie za daleko.
Nie minęłam się ani razu z blondynem. Owszem, doglądał naszych prac, ale zawsze, kiedy ja akurat byłam w swoim biurze. Wyraźnie mnie unikał a ja w odpowiedzi całkowicie zajęłam się pracą, badałam, zapisywałam i za wszelką cenę chciałam odkryć to czego brakowało w projekcie.
-Kochanie, wychodzimy?!- krzyczał z salonu Georg.
Był piątek. Przeglądałam się w lustrze. Widziałam doskonałą aktorkę, która cudownie umiała kłamać i udawać. Gardziłam sobą, stałam się tym kogo przez tyle lat nienawidziłam w Hogwarcie, na pozór bezduszną istotą, zimną i schematyczną.
-Już idę.
Ubrana w białą zwiewną sukienkę z jedwabiu zeszłam do przyjaciela.
-Jesteś jak zwykle piękna- kolejny komplement z jego strony.
-Dziękuję- odpowiedziałam bez zbędnego entuzjazmu.
Tyle dobrego słyszałam o sobie od Georga, że po prostu do tego przywykłam, nie byłam szczęśliwa. Wciąż wspominałam pocałunki i uściski Dracona, nawet te gesty, które on okazywał bez mojej zgody, teraz były tym czego najbardziej pragnę a czego mieć nie mogę.
-Państwa stolik- wskazał nam miejsca mężczyzna pracujący w restauracji.
Przyprowadził mnie do pięknego, drogiego i romantycznego miejsca. Powinnam się cieszyć, a ja tymczasem tylko przybrałam maskę zadowolonej i zakochanej, bo w rzeczywistości z chęcią bym się po prostu rozpłakała.
Przeglądałam w skupieniu kartę dań, żeby tylko nie patrzeć w oczy człowiekowi, który mnie przyprowadził do tego przepięknego miejsca, boję się, że może ujrzeć w moich oczach coś czego widzieć nie powinien.
-Patrz, Draco.- serce zaczęło mi mocniej bić na dźwięk tego imienia.
Wyjrzałam ostrożnie znad menu i skierowałam wzrok w stronę, gdzie właśnie mój partner energicznie machał ręką. Na końcu sali siedziała moja miłość, siedziała w towarzystwie pięknej brunetki. Kobieta była elegancka i wyniosła, przy niej poczułam się jak malutka i głupiutka dziewczynka. Na twarzy czarownicy nie było widać nawet zarysu uśmiechu.
Znalazł sobie doskonałą partię, tak samo zimną ja on!
Nasze spojrzenia się spotkały. Miałam wrażenie, że usiłuje odczytać moje myśli. Przerażona schowałam się ponownie za kartą dań.
-Coś się stało?- Georg zauważył moją szybką reakcję na obecność blondyna.
-Myślę, że spróbuję homara.- odpowiedziałam natychmiastowo.
Zadowolony moją decyzją, bo on uwielbiał owoce morza, zmienił temat i rozpoczął wywód na temat przyrządzania pysznych ostryg.
Patrzałam na niego w skupieniu, ale czułam, że z daleka przeszywa mnie spojrzenie Dracona. Czemu wzajemnie się ranimy? Przecież oboje wiemy, że łączy nas coś szczególnego.
-I wtedy kładziesz na talerzu taką ostrygę, a konsument zachwyca się jej smakiem, aż do ostatniego kęsa.- mój towarzysz skończył swoją pełna pasji opowieść.
-Jesteś niesamowity.- skorzystałam z okazji, żeby się odegrać na Malfoyu za to, że przyprowadził do tak cudownego miejsca tą wyniosłą kobietę a nie mnie i w tym momencie, kiedy czułam jego wzrok na sobie schyliłam się nad stolikiem i pocałowałam Georga.
-To ja może jeszcze opowiem o ośmiornicach?- zażartował Georg, kiedy nasz pocałunek się skończył.
-Pozwól, że na chwilę cię zostawię.- miałam chęć płakać.
Wstałam i w szybkim tempie udałam się do toalety.
Ledwie przekroczyłam próg łazienki, a z moich oczy popłynęła rzeka łez.
Mam dość, to mnie przerasta.
-Hermiono! Jesteś najlepszą aktorką jaką w życiu miałam okazję spotkać.- mówiłam do siebie przez łzy.
Nagle do toalety ktoś wszedł, a tym kimś okazał się być Draco.
-To jest damska toaleta.- odwróciłam się do niego plecami, żeby nie widział jak okazuję słabość.
-Dobrze się bawisz?- zapytał wolno do mnie podchodząc.
-Świetnie.- znów skłamałam.
-A ten cały Georg?- odwrócił mnie twarzą di siebie.
-Jest wspaniałym człowiekiem i kocham go.- powiedziałam automatycznie.
-I dlatego płaczesz?- tym pytaniem całkowicie mnie rozbił.
-Daj mi spokój i wracaj do tej czarownicy, która na ciebie czeka.- wyrwałam się z jego uścisku- Nie masz prawa traktować mnie jak rzecz. Stałam się twoją kolejną zdobyczą, zaufałam ci i bardzo tego żałuję! Możesz mi wierzyć, już nie popełnię takiego błędu!- zostawiałam go w łazience.
-Możemy już iść kochanie?
-Ale nie zjadłaś nawet swojego homara.
-Nie jestem głodna.
-Dobrze.- zapłacił rachunek i wyszliśmy z restauracji.
Byłam zdruzgotana, aż dziw, że Georg tego nie zauważył, pewnie wciąż rozmyślał o pocałunku, którym go obdarzyłam. Naprawdę mi go szkoda, jest dla mnie taki dobry, a ja wcale nie chcę z nim być. W chwili słabości ponownie obdarowałam go czułym pocałunkiem i zniknęłam za drzwiami swojego domu.
Gdybym tylko mogła pozbyć się dręczących mnie myśli to zrobiłabym to bez wahania.
Jestem o tym przekonana, że miłość nie jest niczym dobrym, potrafi tylko ranić. Czy warto wciąż płakać z powodu jednego nędznego uczucia?
Położyłam się spać z głową pełną negatywnych myśli.
13. ŁATWO ZACZĄĆ KŁAMAĆ, CIĘŻKO PRZESTAĆ
-Wstawaj!- usłyszałam donośny głos budzika.
-Cicho!- huknęłam na przedmiot.
-Proszę.- a zegarek nadal swoje.
Zazdroszczę takiemu zegarkowi. Nie ma uczuć, robi swoje i niczym się nie przejmuje. Gdy zastąpiłam go nowym budzikiem to nawet nie zapłakał, chciałabym tak potrafić.
Chciałabym nawet nie znać słowa „uczucia”.
-Uczucia? Właśnie! Uczucia!
Momentalnie się zerwałam z łóżka i wpadłam do gabinetu. Jak dobrze, że rodzice kupili mi dom z miejscem, gdzie będę mogła spokojnie popracować.
Spędzałam w nim dobre cztery godziny, notowałam, machałam zawzięcie różdżką i warzyłam eliksiry.
-Gotowe!- krzyknęłam zadowolona z siebie.- Teraz tylko trzeba to sprawdzić.
Dobrze poczekam z tym do poniedziałku, nie chcę nikogo ściągać do Ministerstwa, kiedy ludzie odpoczywają po męczącym tygodniu.
Zapomniałam w tym momencie o Draconie Malfoyu, byłam tylko ja i moje odkrycie.
Na pewno zadziała, jestem tego całkowicie pewna.
Dosłownie mnie nosiło, chodziłam z kąta w kąt, wciąż bijąc się z chęcią poinformowania Sary o wszystkim.
Moja sówka pohukiwała sobie na szafce.
-Lori. Proszę cię, nie kuś mnie.- upomniałam pupilka.
W końcu nie wytrzymałam. Chwyciłam za pergamin i pióro i napisałam list do Sary.
Kochana Saro!
Dokonałam wspaniałego odkrycia. Spotkajmy się o 15.00 w Ministerstwie Magii.
Poinformuj kogo trzeba, żeby móc zakończyć projekt.
Hermiona.
Przywiązałam zwitek papieru do nóżki zwierzątka, które zadowolone, że w końcu mogło coś dostarczyć wyleciało przez okno.
-Muszę popracować nad silną wolą, bo źle z nią u mnie.
Byłam bardzo podniecona. Nie mogłam spokojnie usiedzieć w miejscu.
Dla zabicia czasu umyłam się, ubrałam i zjadłam obiad, bo na śniadanie było już stanowczo zbyt późno.
Ciągle patrzyłam niecierpliwie na zegarek.
Zaczęła się zbliżać 15.00. Zdenerwowana chwyciłam notatki, eliksiry, różdżkę i przybyłam pod Ministerstwo Magii.
-Hermiono, o co chodzi?- ach ta Sara.
Ledwo mnie zauważyła, a już wszystko chce wiedzieć.
-Właśnie!- Michel i Lola też tu są.
-Złotko, co nam przygotowałaś?- nawet Georg?
Dosłownie byli wszyscy.
-Chodźcie do sali 125 a wszystko wam wytłumaczę.
Nie byli zadowoleni tym, że każę im czekać.
-Tony?- zdziwiłam się widokiem staruszka siedzącego w recepcji.
-Jedni odpoczywają a inni nadal pracują moja droga.- powiedział rzeczowo.
Śledził ciekawskim spojrzeniem naszą gromadkę.
-Obudziła się i sobie coś wymyśliła, żeby nas wszystkich tu ściągnąć.- komentował niezadowolony Michel.
-Uspokój się! Na pewno ma powód, nie przerywałaby nam odpoczynku z byle powodu!- bronił mnie Georg.
Jejku! Jak miło! Ten mężczyzna nie pozwalał, żeby ktoś mnie obrażał. Może on wcale nie jest taki zły? Chyba nie powinnam go wykorzystywać. Chyba źle robię. Chyba...
-Hermiona! Jesteśmy już na miejscu.- niecierpliwił się Michel.
-Kochanie! Mógłbyś dać jej spokojnie wytłumaczyć o co chodzi?- Lola w końcu coś powiedziała.
Chłopak umilkł.
-Dziękuję.- zaczęłam- Prosiłam was o spotkanie, żeby...
-Przepraszam za spóźnienie.- w drzwiach pracowni stanął zadyszany Draco- Musiałem zostawić przyjaciółkę w „Cichym echu”, więc mam nadzieję Saro, że z byle powodu mnie tu nie zapraszałaś.
Nie wiem czemu, ale przy usłyszeniu nazwy ośrodka wzrok Sary padł na mnie. Czyżby ona o wszystkim wiedziała?
-Pana Granger prosiła mnie o zwołanie wszystkich potrzebnych do zakończenia projektu.
W tym momencie ciszę panującą w sali przerwały szepty.
Przez chwilę moje oczy napotkały wzrok Malfoya.
„Czyli jednak zabierasz tam wszystkie kobiety, z którymi się spotykasz”.- miałam cichą nadzieję, że słyszy moje myśli.
-Zaczynaj.- tylko to usłyszałam z jego ust nim usiadł na wyczarowanym przez siebie krześle.
Reszta osób poszła w jego ślady i po chwili wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco.
Zaczęłam się bać. Drżącymi dłońmi położyłam na ladzie notatki, eliksir i różdżkę.
-Spokojnie moja droga, śmiało!- Lola podnosiła mnie na duchu.
Szczerze mówiąc jej słowa mi pomogły, bo stanęłam pewnie przed nimi. Na ich twarzach gościły zaciekawione spojrzenia i oczy pełne ciepła, może z wyjątkiem Malfoya, bo z jego twarzy nie mogłam niczego odczytać. Znów przywdział maskę, która broniła go przed okazywaniem uczuć, coś nas łączy, ja też noszę maskę, ale maskę kłamstwa.
-Prosiłam was o spotkanie, ponieważ dokonałam odkrycia, które dzisiaj zakończy naszą pracę nad projektem.- zaczęłam mówić przerażona swoimi myślami.
-Przejdź do rzeczy- Michel musiał znów zaczął się niecierpliwić.
-Kotku, proszę cię.- jedno słowo Loli wystarczyło, żeby mężczyzna znów zaczął mnie słuchać.
-Chodzi o to, że w swoich badaniach skupialiśmy się na złu jako uczuciu, a trzeba było wykorzystać zło jako czyn. Każdemu czarodziejowi zdarza się przybywać do Ministerstwa w złym humorze, ale mimo owego złego humory nie atakują innych, nie zabijają i nie kradną, a na tym mięliśmy się skupić.
Teraz ujrzałam w oczach słuchaczy prawdziwy podziw.
-Pokaże wam to.
Uśmiechnęłam się zadowolona i chwyciłam za różdżkę. Umieściłam za pomocą magii wykonany przez siebie eliksir w mechanizmie wymyślonym wcześniej przez grupę czarodziei, zanim zaczęłam pracę w Ministerstwie.
-Jak pewnie wiecie Trolle są nastawione na niszczenie.- podeszłam blisko naszego zwierzaczka.
-Granger nie rób tego!- krzyknął Malfoy.
Rozejrzał się po twarzach i zobaczył uśmiech goszczący na twarzy Sary.
-Weź chociaż różdżkę, bo jeśli to nie zadziała będziemy musieli cię ratować o ile będzie co ratować.- dodał szybko speszony i usiadł z powrotem na krześle.
Wierzyłam w swoje odkrycie, ale mimo to posłuchałam rady Dracona. Chwyciłam różdżkę i znów zbliżyłam się do Trolla.
Ten chwilę patrzył na mnie ze zdziwieniem, ale szybko się otrząsnął i zamachnął łapą w moją stronę. Niestety próba uśmiercenia mnie nie udała się mu, bo mój eliksir zadziałał natychmiastowo. Najpierw zaczął wyć alarm, co przeraziło zwierzę, ale potem było jeszcze ciekawiej, bo natychmiastowo Troll został zamknięty w zaczarowanej klatce.
-Udało się!- krzyknęłam ze szczęścia.
Sara jednym ruchem różdżki wyłączyła alarm i uwolniła Trolla z klatki.
-Dobrze, ale nie wiemy jak to zadziała jeśli ktoś będzie miał zły humor- zauważyła Lola.
-Od tego mamy Paskuda- zauważył Georg.
-Oczywiście. Niegroźne zwierzę, które ciągle ma o wszystkich złe myśli.- wyrecytowałam natychmiastowo.
Właściwie ten ostatni test był tylko formalnością, bo jak się okazało moje odkrycie było fenomenalne.
-Granger, należy ci się premia. Dostaniesz ją na swoje konto.- powiedział do mnie tym swoim zimnym tonem Draco.- A w poniedziałek zapraszam do swojego biura, dostaniecie inny projekt. Muszę już wracać do ośrodka.
Sara zauważyła cień zawodu na moje twarzy, nie wiem jak ona to zrobiła.
-Chwileczkę. Musisz zrobić u siebie w domu zabawę zakończającą projekt.- powiedziała szybko.
-Właśnie. Oliver zawsze to robił. To jest tradycja i nie można jej łamać.- uśmiechnęła się Lola.
-Ale ja tam zostawiłem przyjaciółkę.
-Właśnie. Czytałam ostatnio o Kate w gazecie, z chęcią ją poznam.- Lola drążyła temat.
Czyli to jest Kate. Ta wyniosła dama.
-Dobrze, zrobię co się da, ale najpierw ktoś musi napisać raport.- przypomniało się mężczyźnie.
-Pamiętałam o ty.- uśmiechnęłam się z satysfakcją.
Wzięłam z lady swoje notatki i podałam z błyskiem w oku Malfoyowi.
Widocznie się nawet nie spodziewał takiej pasji z mojej strony.
-Jesteś kochana. Wyręczyłaś mnie.- ucieszyła się Sara.
-Dobrze. U mnie o 21.00.- powiedział szybko i nim cokolwiek zdążył cokolwiek powiedział zniknął za drzwiami.
-Przepraszam, że wątpiłem w ciebie.- powiedział Michel i wyszedł razem z Lolą, która gratulowała mi przez cały czas.
-Widzimy się wieczorem- Georg mnie pocałował na pożegnanie i również wyszedł.
Zostałam tylko ja i Sara.
-Czyli to koniec.- westchnęłam na wspomnienie wszystkich chwil spędzonych przy pracy w sali 125.
-To dopiero początek moja droga.- szefowa uśmiechnęła się szeroko- Powiedz mi, co się stało w „Cichym echu”?
Tym pytaniem trafiła prosto w moje serce.
-Nic.- broniłam się, ale jedno jej spojrzenie powiedziało, że ona i tak o wszystkim już wie- Zakochałam się w Malfoyu- westchnęłam.
Jest mi ciężko mówić o tym co czuję, zwłaszcza po tym jak tydzień temu Draco powiedział mi, że po prostu mnie wykorzystał.
Nie wiem jak to się stało, ale powiedziałam jej wszystko. Od Hogwartu na weekendzie spędzonym wspólnie w „Cichym echu” i fatalnym poniedziałku kończąc.
Powiedziała mi, że to tylko jego głupia duma, a Georg to przemiły chłopak i nie powinnam go wykorzystywać. Jednak usłyszałam od niej, żebym po prostu poczekała trochę i w końcu się dowiem czy warto walczyć o Dracona czy po prostu przystać prze Georgu. W każdym bądź razie powinnam przeczekać złe i dobre w końcu samo przyjdzie.
Z ulgą na sercu, że w końcu mogłam komuś powiedzieć o moich obawach wróciłam do domu i szykowałam się na dzisiejszy wieczór, mój wieczór, wieczór mojego odkrycia.
Szczęśliwa i jednocześnie pełna wątpliwości wyszłam z domu i zmierzałam w stronę domu Dracona.
Idę tam, bo powinnam świętować razem z nimi sukces.
Serce mi mocno biło, kiedy pukałam do drzwi.
-Dobry wieczór.- przywitał mnie lodowatym tonem.
-Dobry wieczór.- odpowiedziałam mu tym samym.
W środku jednak nie wiało takim chłodem. Radosna atmosfera szybko dała mi się we znaki. Georg zabawiał mnie jak tylko potrafił, zauważyłam, że jest bardzo sympatyczny.
Lola, Michel, Draco i Sara rozmawiali o ślubie przyszłej młodej pary. Była tylko jedna osoba, która niezbyt pasowała do tych przyjaźnie nastawionych, prócz Dracona oczywiście, ludzi. Tą osobą buła Kate, wyniosła dama, którą miałam okazję już raz widzieć w restauracji.
Właśnie podeszła do mnie z głową uniesioną wysoko, ponad to wszystko.
Czy ona myśli, że jest lepsza od nas wszystkich.
-Ty jesteś Hermiona Granger?- zapytała.
Jej głos był tak oschły, że aż mnie ciarki przeszły.
-Tak.- odpowiedziałam niepewnie.
-Wspaniale. Draco, chodź na chwilkę.- mężczyzna momentalnie przy nas stanął.
Georg bez słowa przyglądał się całej scenie.
-Mam nadzieję, że ta dama znajdzie się na wyższym stanowisku.
-Oczywiście kochanie, chcę ją w poniedziałek przenieść na stanowiska szefa do innego projektu.- czemu ta kobieta mi wszystko rujnuje.
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens tych słów.
-Mogę pana prosić o chwilę na osobności?
-Oczywiście.- poszedł ze mną do jakiegoś pustego pokoju- O co chodzi?
-Draco nie rób mi tego. Nie zabieraj mi tych ludzi- przycisnęłam go do ściany.
-O co ci chodzi, będziesz więcej zarabiać.
Puściłam go i zaczęłam krążyć po ciemnym pomieszczeniu.
-Nic nie rozumiesz. Tu nie chodzi o pieniądze. I tak zarabiam wystarczająco dużo. Ja kocham tych ludzi, nie zabieraj mi ich, proszę.- zaczęłam histeryzować.
-Tak kochasz, zwłaszcza jedną z tych osób. Zauważyłem z jaką szczerą miłością patrzysz na Georga.- wysyczał ze złością- I pomyśleć, że jeszcze tydzień temu byłaś mną zafascynowana.
-Ty i Kate też wyglądanie razem ładnie.
Już wiedziałam, że jedyna okazja, żeby powiedzieć w końcu, choć raz prawdę, uleciała. Kolejny raz skłamałam, kolejny raz będę tego żałować.
-Hermiono daj spokój, przecież wiesz, że między mną i Kate niczego nie ma.
Tymi słowami mnie strasznie rozjuszył.
-Tak? Zabrałeś ją do „Cichego echa”! Jestem ciekawa co tam robiliście! Pewnie jeszcze pokazałeś jej polanę!- krzyczałam jak najęta.
Nie czekając na wyjaśnienia wybiegłam z domu Malfoya. Z nikim się nie pożegnałam, broniłam się tylko przed zrobieniem krzywdy tej całej Kate!
Kolejny raz szczęście uciekło mi między palcami. Czemu nie mogę w końcu mieć to czego tak bardzo pragnę, a chcę tylko szczęścia.
14. OD MŚLI DO SŁÓW, OD SŁÓW DO CZYNÓW.
-Wstawaj!
-Dobrze.- w końcu doczekałam się poniedziałku.
-Proszę- ale myślę, że budzik mógłby troszkę zmienić zestaw słów, którymi operuje.
Czekałam na ten dzień z niecierpliwością, a teraz, kiedy nadszedł nie jestem pewna czy chcę się dowiedzieć prawdy. Bardzo się boję decyzji Malfoya. Nie chcę opuszczać Loli, Sary, Georga a nawet Michela, z którym nie mam zbyt dobrych kontaktów.
Zawsze unikałam przywiązywania się do ludzi, ale nigdy mi się to nie udawało i zawsze, kiedy przyszedł czas kolejnego rozstania czułam jakby odebrano mi kawałek serca.
-Hermiono. Lepiej się pilnuj, bo niedługo nic ci nie zostanie z serduszka.- doskonale, znowu mówię do siebie.
Rozumiem, żeby prowadzić wewnętrzną rozmowę, ale żeby zacząć mówić na głos? Czy aż tak brakuje mi mężczyzny?
Na samo wspomnienie słowa „mężczyzna” przed oczami stawał mi Draco Malfoy.
Jak ja nie lubię być od kogoś zależna! A właśnie dzisiejszego dnia nie będę mogła zadecydować o swoim losie sama. To okropne uczucie!
-Witaj panienko!- Tony jak zwykle przywitał mnie radośnie w Ministerstwie.
-Dzień dobry.- ja niestety nie mogłam się poszczycić głosem pełnym entuzjazmu.
-Uśmiechnij się! Takie osiągnięcie a ty zachowujesz się jakbyś się z niego nie cieszyła.-skarcił mnie staruszek-Gdybym wiedział po co zebraliście się wszyscy w sobotę to bez wahania ruszyłbym na twój pokaz.
-Jesteś kochany.- nigdy w życiu nie pomyślałabym, że jeszcze na początku mojej pracy w Dziale Odkryć był do mnie wrogo nastawiony z powodu Olivera.
-Hermiona!- Ron z całej siły mnie przytulił.
-Udusisz mnie.- zdołałam tylko tyle wykrztusić.
-Przepraszam- momentalnie mnie puścił.
-Tak dawno cię nie widzieliśmy, a kiedy dowiedzieliśmy się o twoim geniuszu to dosłownie skakaliśmy z radości.- powiedział Harry na jednym wydechu.
-Musisz wszystko nam opowiedzieć.
-Tyle czasu się nie widzieliśmy.
-Jak dokonałaś swojego odkrycie?
-Gdzie cię teraz przenoszą?- jeden mówił przez drugiego.
-Chłopcy, spokojnie.-uciszyłam ich gestem ręki.- właśnie idę się dowiedzieć, gdzie mnie przenoszą, ale mam nadzieję, że Malfoy mnie zostawi z ludźmi, z którymi zaczynałam pracę, bo bardzo się do nich przywiązałam.
-Draco to dobry człowiek, na pewno cię z nimi zostawi.- pocieszał mnie Harry.
-Idź już, bo nie chcemy żebyś przez nas była dłużej w niepewności.- słowa Rona sprawiły, że momentalnie zniknęłam im z oczu.
-Ona jest niepoprawna- zaśmiał się Tony.
-Dokładnie- przyjaciele przyznali rację starszemu człowiekowi.
W głowie przez całą drogę do gabinetu szefa miałam jedno słowo, „niepewność”. Ten jeden wyraz odzwierciedlał wszystkie moje dotychczasowe uczucia. Już wiedziałam, dlaczego wciąż odrzucałam Dracona, nie ufałam ludziom i cały czas kłamałam. Odpowiedź była taka prosta, bałam się, że ktoś w końcu mnie skrzywdzi.
-Miło, że pani do nas dołączyła- powiedział z ironią w głosie Draco, gdy przekroczyłam próg jego gabinetu.
-Przepraszam- zacisnęłam zęby i postanowiłam się nie odgryzać.
Lepiej chwilę pomilczeć i pracować razem ze wspaniałymi ludźmi niż powiedzieć o jedno słowo za dużo i żałować tego do końca swoich dni.
Lola, Michel, Georg i Sara przywitali mnie rozpromienionymi w uśmiechu twarzami.
-Skoro panna Granger raczyła w końcu przyjść to mogę zacząć.- czy on próbuje mnie sprowokować?
-Witaj Draco- skąd ta „baba” się tu wzięła.
-Dzień dobry Kate- kobieta podeszła wolnym krokiem do mężczyzny i pocałowała przelotnie w usta.
Czemu ja muszę to znosić? A! Już wiem! Przeniesienie!
Kate stanęła za Draconem i przyglądała mi się uważnie.
Blondyn chwycił kupkę papierów ze swojego biurka, podszedł do Sary i wręczył jej zwoje.
-Sala 555 moja droga. Przestudiuj notatki i poinformuj swoich pracowników. Możecie iść.
Odetchnęłam z ulgą i ruszyłam za szefową.
-Pani zostaje.- powiedziała Kate.
-Słucham?- zatrzymałam się tuż przy drzwiach, które zamknęły się za Lolą.
-Przedyskutowałam z Draconem twoją sytuację i doszliśmy do wniosku, że z twoimi możliwościami obejmiesz szefostwo nad grupą czarodziei.- stałam nieruchomo jak kamień.
Kobieta chwyciła z biurka Malfoya zwoje i położyła mi je na rękach.
-Idź do swojego gabinetu i dokładnie je przeczytaj.- już miałam wyjść- I pracujesz w sali 125.
I po to tyle czasu milczałam, żeby teraz jakaś „damulka” mi rozkazywała.
Odwróciłam się szybko do nich i spojrzałam na Dracona. Jego wzrok był skierowany w podłogę.
-Przepraszam, a kim pani jest, że mi pani wydaje polecenia?!- wiedziałam, że nie wytrzymam.
Przerażony Draco utkwił we mnie błagalne spojrzenie. O co tu chodzi!?
-Nie rozumiem.- zdziwiła się Kate.
-Czy pani tu pracuje?- drążyłam temat.
-Nie.
-To czemu wydajesz mi rozkazy!?
-Draco, powiedz coś tej kobiecie.-widocznie duma damy została naruszona.
-Idź do swojego biura i przeczytaj papiery- powiedział spokojnie.
Wybiegłam trzaskając drzwiami.
Jeżeli kiedykolwiek mogłabym użyć słowa „nienawidzę” to na pewno względem Kate.
Weszłam do swojego gabinetu i rzuciłam notatkami na biurko.
Jak on może mnie tak traktować!? Na dodatek pozwolił, żeby za niego decydowała jakaś dama drugiej kategorii!
Ze zdenerwowania nie mogłam wziąć się za czytanie o projekcie, którym miałam zarządzać.
Po jakichś piętnastu minutach przemogłam się u usiadłam na krześle.
-Powinna pani zacząć nad sobą panować, bo nigdzie nie zdobędzie uznania.- przed mną stała Kate.
-Dziękuję za radę.- w środku kipiałam ze złości, ale nie chciałam okazać słabości i zacząć na nią krzyczeć.
-Uważam, że podjęłam z Draconem słuszną decyzję i jeszcze nam za nią podziękujesz.- wstałam, wzięłam papiery i ruszyłam w stronę wyjścia- Gdzie pani idzie?
-Z pełnym poważaniem, nie pni sprawa.- wysyczałam jej do ucha.
Ta jej wyniosłość i spokój sprawiają, że ma nade mną przewagę, która po prostu mnie bardzo denerwowała, bo mi brakowało tych cech.
-Granger, dokąd się wybierasz?- czemu musiałam po drodze napotkać Malfoya?
-Twoja przyjaciółka próbowała mnie wytrącić z równowag, więc wracam do domu...
-Nie możesz wynieść projektu poza Dział Odkryć.- skończył mój wywód.
Prze chwilę zabrakło mi słów. W środku kipiałam ze złości.
-Tutaj pani jest.-jeszcze Kate tutaj brakowało.- Draco, powiedziałeś już jej, że nie może wynieść tych notatek?
-Tak, powiedziałem.
-Niech ona mi nie przeszkadza, bo czuję, że jeszcze dzisiaj zrobię komuś krzywdę.- w moim głosie nie było słychać żadnych emocji.
-Czy to jest groźba?- oburzyła się czarownica.
-Traktuj to jak chcesz, tylko trzymaj się ode mnie z daleka.- zostawiłam rozbawionego Malfoya tą sytuacją i obrażoną Kate.
Kolejny raz przekroczyłam w tym dniu próg swojego gabinetu. Żeby wykluczyć ewentualne najście Kate, chwyciłam różdżkę i rzuciłam na drzwi parę zaklęć. Nikt mnie nie najdzie i nie będę słyszeć dobijania się do drzwi.
-W końcu.- odetchnęłam z ulgą i zabrałam się za studiowanie papierów.
Spędziłam nad nimi mnóstwo czasu. Dowiedziałam się, że pracuję nad rodzajem tarczy obronnej o takiej mocy, żeby z łatwością odbijała każde zaklęcie rzucone przez samego Voldemorta i na tyle łatwą, żeby mogło ją wyczarować dziecko. I przeczytałam o tym, że nikomu nie mogę powiedzieć o tym projekcie.
Szczytny cel. Podoba mi się, ale dlaczego muszę zostawić nowo zdobytych przyjaciół?
Westchnęłam cicho. Skończyłam pracę, więc odczarowałam gabinet i wyszłam na korytarz z zamiarem odwiedzenia gabinetu Sary.
-Cześć.
-Cześć.- uśmiechnęła się do mnie- Czemu masz głos jakby coś ci nie wyszło?- przestraszyła się.
-Nie pracuję już z wami.- weszłam i zamknęłam za sobą drzwi.
Kobieta podeszła do mnie i przytuliła.
-Przecież to wcale nie musi oznaczać końca naszej znajomości. Zobaczysz, że wszystko się ułoży. Ja i Georg na pewno cię nie zostawimy.
Długo mnie pocieszała, a kiedy w końcu udało jej się doprowadzić mnie do porządku to całkiem zmieniła temat.
Powiedziała mi, że Lola i Michel ustalili już datę ślubu i czekają aż do grudnia, a dokładnie do pierwszego grudnia.
Mówiła też coś o swoim projekcie, a ja jej powiedziałam, że nie mogę nic powiedzieć o swoim.
Długo gawędziłyśmy, właściwie to bardzo długo, bo do 22.00.
Wychodząc z Ministerstwa nikogo już nie było, nawet Tonyego.
-Dziwne.- zdziwiłam się.
-A je wiem, nie widzę w tym nic dziwnego. Wprowadzili już w użytek twoje odkrycie i nie trzeba już tak pilnować budynku.
-Nasze odkrycie.- szybko sprostowałam wypowiedź przyjaciółki.- Pamiętaj, że wszyscy nad tym pracowaliśmy.
Widocznie nie miała ochoty dyskutować ze mną na ten temat, bo uśmiechnęła się tylko pod nosem.
Gdy znalazłam się w domu, nie miałam ochoty kłaść się jeszcze spać, więc oczywiście poszłam pobiegać.
Może nie będzie tak źle? Może Sara ma rację i wszystko się samo ułoży. Z jednej strony ma rację, bo co ma być to będzie, ale z drugiej strony przecież sami jesteśmy panami swego życia, więc dlaczego tworzymy hierarchię, gdzie ktoś sprawuje rządy nad nami wszystkimi. Dajmy na to, Malfoy zadecydował o moim losie, a właściwie to Kate zadecydowała, mimo że nie miała do tego żadnego prawa.
To wszystko nie ma sensu. W ogóle czarodzieje i mugole wykrzykują jacy to są woni, ale jednak dają sobą manipulować innym czarodziejom bądź mugolom.
Szybko dobiegłam do miejsca, gdzie kiedyś Malfoy kazał mi wracać do domu, ale tym razem już nie liczyłam, że go tam spotkam. Właściwie to miałam ochotę brnąć dalej ciemną uliczką. Czemu na tej drodze nie ma oświetlenia?
Długo się nie zastanawiałam. Z mojej różdżki wydobył się jasny promień światła i ruszyłam dalej.
Nagle ujrzałam czyjąś sylwetkę, która szybko pomknęła w ciemność.
Serce zaczęło mi szybko bić. Założę się, że to jest Malfoy.
Uspokoiłam się i przygotowana na to, że zaraz ujrzę Dracona biegłam nadal nieprzerwanie.
Postać powaliła mnie na ziemię, różdżka mi upadła i zgasła.
-Malfoy, zejdź ze mnie.
-Jak się masz, Granger?- to był głos Goyla, dawnego goryla blondyna.
-Całkiem dobrze, dziękuję.- wiedziałam, że mężczyzna nigdy nie grzeszył inteligencją, więc grając na zwłokę próbowałam znaleźć ręką różdżkę.
-Mów, nad czym pracujesz?!
Nie wiedziałam, że odkrywanie tarczy ochronnej jest godne zaciekawienia Voldemorta.
-Nad eliksirem dla takich jak ty.- powiedziałam spokojnie.
-Czyli?- czułam jak jego różdżka wbija mi się w brzuch.
Zaczęłam się bać, bo nie mogłam znaleźć swojej różdżki.
-Jest!- w końcu chwyciłam swoje wybawienie.
-Z czego się tak cieszysz?!
-Pracuję nad eliksirem dla idiotów! Drętwota!- krzyknęłam zanim chłopak zdążył cokolwiek zrobić.
Wielkie dzięki panie Malfoy! Dostaniesz teraz tego na co zasłużyłeś!
Deportowałam się pod drzwi blondyna wraz ze Śmierciożercą.
Widocznie usłyszał huk, bo drzwi od razu się otworzyły.
Przeniosłam za pomocą czarów Goyla do domu szefa.
-Co to ma być za tarcza?!- krzyknęłam do znieruchomiałego Malfoya.
-Ciszej.- zatkał mi dłonią usta i zaprowadził do jakiegoś pokoju.
Zamknął drzwi i zapalił światło.
-Dobrze, to jest zaczarowane pomieszczenie.- powiedział spokojnie.
-Nic mnie to nie obchodzi! Czemu on próbował mnie zabić?!
Wspaniały dzień! Najpierw przeniesienia tam, gdzie tak bardzo iść nie chciałam czyli na szefostwo, a teraz wysłali do mnie najgłupszego Śmierciożercę jakiego tylko mieć mogli.
-Uspokój się.- przyparł mnie do ściany.
-Już ci to kiedyś mówiłam! Nie dotykaj mnie!- jego dotyk od razu przypominał mi noc spędzoną w „Cichym echu”.
Widocznie chciał uniknąć kłótni, bo mnie puścił.
-Dlaczego Goyl chciał mnie skrzywdzić?!
-Posłuchaj mnie, dobrze?
-Przecież słucham!
-Usiądź na krześle i nic nie mów dopóki nie skończę mówić, proszę.- szybko dodał ostatnie słowo, żebym nie potraktowała tego jako polecenie.
-Dobrze.- uspokoiłam się i usiadłam.
-Dziękuję. Pewnie przeczytałaś notatki, ale z pewnością w złości na mnie i Kate nie zwróciłaś uwagi na wagę tego projektu. Stworzenie łatwego i skutecznego zaklęcia tarczy obronnej niweczy wysiłki Voldemorta.
-Jejku!- dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego Goyl mnie zaatakował.- Już rozumiem, Voldemort stałby się o wiele słabszy. A co z grupą czarodziejów, którymi mam kierować?
-Nie ma żadnego zespołu. Pracujesz nad tym sama, żeby było mniejsze ryzyko.
-Co?!
-Jesteś zdolną i inteligentną czarownicą, właściwie to najlepszą z wszystkich pracowników w Dziale Odkryć, dlatego dostałaś to zadanie.-zamyślił się chwilę- Powiedziałaś mu coś?
-Jasne, że nie.- teraz ja czułam, że muszę o coś spytać- A Kate coś wie o tym projekcie?
-Nic.- odetchnęłam z ulgą.
Czyli ona jednak się nie przyczyniła do tego, że jestem jednym z celów Voldemorta.
Nastała długa i męcząca chwila milczenia, w czasie której każde z nas biło się ze swoimi myślami. Jeżeli wyślą po mnie innego Śmierciożercę, a jestem pewna, że zrobią to na pewno.
-Skąd tak szybko doszła wiadomość o tym projekcie do Voldemorta?
-Nie mam pojęcia, ale nawet nie wiesz ile w Ministerstwie jest przecieków.- znów chwila milczenia- Zamieszkasz ze mną do czasu skończenia projektu.
15. GŁUPCEM JEST TEN CO MA PRZED SOBĄ SZCZĘŚCIE A CHWYCIĆ SIĘ GO NIE CHCE.
Muszę przyznać, że nawet przeszła mi ta myśl przez głowę, ale szybko ją odrzuciłam.
-Chyba żartujesz!- zaśmiałam się nerwowo.
-Szczerze mówiąc jestem najzupełniej poważny.- spokój w jego głosie denerwował mnie jeszcze bardziej.
-Nie rozumiem tutaj czegoś. Czemu ciebie nie zaatakowali?- wciąż miałam wiele pytań do zadania, ale ograniczałam się do tych najważniejszych.
-Ponieważ dobrze wiedzieli, że ze mnie niczego nie wyciągną, chociażby mnie torturowali a nawet zabili. Jestem z Malfoyów, a nasz ród zawsze walczył aż do śmierci. Fakt, że w Hogwarcie bywałem tchórzliwy, ale z czasem stałem się silniejszy i odporniejszy na strach.
-Jasne- powiedziałam z ukrytą ironią.- Czyli ja nie jestem tak silna?
-Jesteś, ale oni o tym nie wiedzą.- znów zapadła cisza rozbijana tylko naszymi oddechami.
-Co ja mam teraz zrobić?- zaczęłam panikować.
Wiedziałam, że w końcu z którymś razem Śmierciożercom uda się mnie złapać.
-Zamieszkasz ze mną.- powtórzył zdanie i chciał mnie do przytulić.
-Czułości zachowaj dla Kate.- odsunęłam się od niego jak najdalej tylko mogłam- Czemu tak nalegasz, żebym u ciebie mieszkała?
-Będę mógł cię obronić.
-Dziękuję, ale sama sobie poradzę.
-Powinienem cię wyciągnąć z tego bagna.- czemu on tak nalega?
-Trzeba było pomyśleć zanim mnie w nie wpakowałeś. Teraz muszę sobie jakoś poradzić- mój ton głosu był coraz bardziej zjadliwy.
-Przecież oferuję ci pomoc.-westchnął.
-A ja ją odrzucam!
-Dobrze i co teraz zamierzasz zrobić.- skrzyżował ręce na piersi.
-Rzucę trochę zaklęć na swój dom...
-I myślisz, że to wystarczy?- prychnął z irytacją.
-Zobaczymy.
-Zobaczymy?! Dziewczyno, tu chodzi o twoje życie!- chodził z kąta w kąt.
Już nie wiem kto jest bardziej przestraszony, ja czy on?
-Moje życie, a tobie nic do niego.
-Dobrze, już dobrze! Niech będzie po twojej myśli, ale do rana zostaniesz u mnie.
-Nie ma sprawy- nie chciałam bardziej komplikować tego wszystkiego.- Boję się.
Szybko zatkałam sobie usta dłonią w nadziei, że mężczyzna nie słyszał moich słów.
-Ale z Goylem sobie całkiem dobrze poradziłaś w tym strachu.- jednak słyszał.
Staliśmy nad leżącym na środku salonu Śmierciożercą.
-Oboje dobrze wiemy, że on nigdy nie grzeszył inteligencją.
-Rzeczywiście.- przyznał mi rację?
-Co z nim zrobimy?- zastanawiałam się.
-Niech tu poleży do rana a potem oczywiście przesłuchanie i Azkaban. Wiesz, że jeżeli będzie to konieczne to wezwą cię na przesłuchanie?
-Wiem- czy ja wyglądam na głupią?
-Chodźmy spać.- oświadczył.
-Oczywiście, ale ja muszę się umyć i w coś przebrać.- to chyba jest oczywiste!- Nie możemy na chwilę iść do mnie do domu?
-Nie. Jestem zmęczony.- zaczął się wspinać po schodach na piętro- Idziesz czy nie?
Przez chwilę odezwał się we mnie głos buntu i miałam zamiar wrócić do siebie jednak strach był silniejszy.
-Zostawimy go leżącego tak po środku salonu?- wskazałam ręką na Goyla.
Irytowała mnie cała ta sytuacja. Czemu pomyślałam od razu o Malfoyu po zamachu na moje życie, a właściwie na informacje, które posiadałam.
-Moim zdaniem nie ucieknie.- zaśmiał się.
-Rzeczywiście- odpowiedziałam niezbyt inteligentnie co go jeszcze bardziej rozbawiło- Gdzie nocuję?- postanowiłam zmienić temat.
-W sypialni- ziewnął przeciągle.
Szybko i mnie się udzieliło zmęczenie mężczyzny.
Dał mi którąś ze swoich koszulek a ja długo nie zastanawiając się nad jej długością wskoczyłam w nią po czasie spędzonym pod prysznicem.
Spokojnie weszłam do sypialni Dracona.
-Ślicznie wyglądasz- oczy zalśniły mu złośliwym blaskiem.
Dopiero teraz zauważyłam, że bluzka, którą mi dał nie przesadzała swoją długością.
-Mogłabym dostać coś odpowiedniejszego?- schowałam się za drzwiami i wychyliłam znad nich głowę.
-Najlepiej wyglądałabyś nago, ale w ostateczności zawsze można zdjąć niepotrzebne odzienie.- czy on sobie żartuje?
Mimo lata wieczorem było dość chłodno, więc zaczęłam się trząść z zimna w tak skąpym stroju.
-Mógłbyś się na chwilę odwrócić? Weszłabym sobie do łóżka.- wykonał moje polecenie, ale z wielkim rozbawieniem.
W mgnieniu oka znalazłam się w łóżku i szczelnie owinęłam się kołdrą.
-Dziękuję- tym razem mężczyzna obdarzył mnie spojrzeniem pełnym pożądania, którego najbardziej się bałam.
-Zostań tutaj a ja położę się w pokoju gościnnym.
Oddał mi swoje łóżko? To bardzo miło z jego strony, ale koszuli mu nie wybaczę tak szybko.
-A nie możesz spać tutaj na podłodze?- skąd mi to przyszło do głowy?!
-Słucham?- teraz przeklinałam się w duszy, że w ogóle najpierw zapytałam a dopiero teraz o tym pomyślałam.
-Dobrze, nie musisz- szczerze mówiąc jestem po brzegi wypełniona dziwnym strachem, pewnie po tym całym zdarzeniu ze Śmierciożercą.
Na samą myśl o polującym na mnie Voldemorcie przechodzą mnie ciarki.
-Mogę nocować z tobą, ale na pewno nie na podłodze.- nim zdążyłam coś powiedzieć to znalazł się koło mnie.
-Proponuję, żebyś wyczarował sobie jakieś łóżko... Co się dzieje?!- W przerażeniu przytuliłam się do Malfoya.
-Spokojnie. To tak działa, kiedy tylko ludzie przestają się poruszać po podłodze to momentalnie gaśnie światło.- dopiero po jego słowach uświadomiłam sobie jak blisko jego ciała jestem.
W pośpiechy odsunęłam się od Dracona i położyłam na samym końcu łóżka, jak najdalej od mężczyzny.
W ciemności usłyszałam jak chłopak się rozbierał, byłam wdzięczna, że nie było widać zmieszania goszczącego na mojej twarzy.
-Nie przesadziłaś?- zaśmiał się kolejny raz tej nocy- Wypadniesz z łóżka.
-Jest mi wygodnie- powiedziałam, leżąc sztywno, tak aby przypadkiem nie znaleźć się w pobliżu jego ciepłego ciała.
Nagle poczułam jego rękę na swoim ramieniu. Gorące palce przesunęły się w dół, przez ramię, łokieć, aż do mojej dłoni.
-Jesteś lodowata- ciekawe czemu?
Bo oczywiście ni z powodu, że dałeś mi najkrótszą bluzkę jaką miałeś!
-Może jednak ubiorę ten dres, w którym do ciebie przyszłam?
-Co!?
Łóżko zatrzęsło się od chichotu Malfoya.
-Nigdy nie rozbierałem nikogo z dresu.- wymamrotał sennie.- To mogłoby być ciekawe doświadczenie.
-I nie będziesz miał tej szansy, a przynajmniej w moim przypadku! Przepraszam, ale chcę spać.
Próbowałam się rozluźnić i móc spokojnie usnąć, ale ogarnęło mnie palące ciepło.
Już nie wiem co wolałam, lodowate zimno czy ten ogień!
Przewracałam się z boku na bok, całkowicie przez ten żar odechciało mi się spać.
-Uspokój się- szepnął mi do ucha- Myślałem, że jesteś zmęczona.
Dopiero teraz zauważyłam, że on wciąż mnie obejmuje?
Jak mogłam to przeoczyć?!
Chwyciłam jego dłoń i osunęłam na bok.
-Nie miej do mnie pretensji, że zachowuję się jak na prawdziwego mężczyznę, który znalazł się w łóżku z piękną kobietą, przystało.
-Widzę, że Kate ci już nie wystarczy.-nagle poczułam jak mężczyzna się ode mnie odsuwa.
Nie rozumiem dlaczego, ale żałowałam kroku jaki teraz wykonał.
Nie zdawałam sobie z siły moich ukrytych pragnień, bo po przebudzeniu leżałam w ramionach Draco.
Widocznie przytuliłam się do niego we śnie.
Gwałtownie wyrwałam się z jego uścisku.
-Wyglądasz tak pięknie, gdy jesteś pogrążona we śnie, przez chwilę się nawet do mnie uśmiechnęłaś- przysuwał się do mnie, a jego spojrzenie było nazbyt wymowne.
-Wierz mi, to był przypadek- próbowałam uniknąć pocałunku.- Odsuń się, bo zrobię coś czego zrobić nie chcę.
-Wolałabyś, żeby na moim miejscu był Georg?- zapytał drwiącym głosem.
-Tak, wolałabym jego! Tak samo jak ty wolałbyś Kate!- moja zazdrość stawała się zbyt widoczna.- Lepiej wstańmy, bo musimy coś zrobić z Goylem.
Całkowicie zmieniłam temat, żeby nie rozpocząć kolejnej kłótni, a one wszystkie kończyły się tak samo, moim płaczem i jego pogłębiającym się odizolowaniem od uczuć.
-Dobrze.
Po tych słowach ruszyłam do łazienki i szybko przebrałam się w swój dres.
-Upiorę ci tą koszulkę.
-Nie trzeba.- chciał ją ode mnie zabrać.
-Nie, wypiorę ją- nie zwracając uwagi na jego protesty zniknęłam z jego domu.
-W końcu u siebie- poczułam się taka wolna w swoim mieszkaniu.
Dopiero teraz doceniam niezależność, którą posiadam.
16. NIECH ZAWSZE PAMIĘTA PANI, ŻE TEN PRZYSTOJNY MĘŻCZYZNA JĄ ZRANI!
Nie wiem czemu to mi się przytrafiło? Czy ja jestem jakaś przeklęta? Ja jakoś zawsze unikałam niebezpiecznych przygód, za to one bardzo mnie uwielbiały. Czy musi tak być nawet po szkole?
Jestem wykończona!
Jakby tego było mało, wcale się nie wyspałam, nadal żałuję, że poprosiłam Malfoya o pozostanie ze mną.
Szkoda, że nikt mnie nie spytał o zdanie nim zostałam wplątana w tę aferę! Ale po co?! Przecież można mi odebrać możliwość wyboru! I pomyśleć, że jeszcze niedawno zaczynałam pracę z nadzieją na ciche i spokojne życie! Niestety wielka ironia losu sprawiła, że na mojej drodze życia Malfoy utkwił i to chyba na zawsze! Czy nie nacierpiałam się już za nadto?
Ale to jeszcze nie jest wszystko! Przyjaciele się ode mnie oddalają... Wszystkie lata w Hogwarcie, gdzie tak sumiennie dbaliśmy o naszą przyjaźń, poszły w zapomnienie?
Cały mój poranny nastrój można określić mianem złego, zwłaszcza, że pomimo wielkich chęci trzymania się z dala od Dracona, spałam przytulona do niego!
W końcu wyszłam z pod prysznica, nie miałam pojęcia, że to urządzenie może wywołać grad pesymistycznych myśli, chyba przerzucę się na kąpiele w wannie, nim kogoś przeklnę.
Rozległo się napastliwe pukanie do drzwi, więc owinięta w ręcznik w pośpiechu zbiegłam, by otworzyć.
-Nawet nie próbowałaś się dowiedzieć kim jestem. A gdyby zamiast mnie w progu stał Śmierciożerca lub sam Voldemort?
-Raczej wątpię, że Voldemort zaszczyci mnie swoją obecnością, a co do Śmierciożerców. Nie widzę między nimi a tobą zbyt dużej różnicy.- odpowiedziałam beznamiętnie na prowokację Dracona.- Co zrobiłeś z Goylem?- szybko zapytałam chcąc uniknąć kłótni.
-Mogę wejść czy będziemy rozmawiali w progu?
-Przepraszam, wejdź.- muszę przyznać, że nawet Czarnego Pana z większą chęcią bym ugościła niż Malfoya.
-Harry i Ron od razu po moim wezwaniu przybyli, by go zabrać...
-Harry i Ron?!- momentalnie się ożywiłam- Pytali o mnie?! Chcą się ze mną spotkać?!- zasypywałam go ogromną ilością pytań.
-Po kolei. Pytali o ciebie, a o spotkaniu nie wspominali- zauważył, że mina mi zrzedła- Mówili o nawale pracy, którą im zapewnia Voldemort. Ataki się nasilają i w ogóle sprawy nie wyglądają ciekawie. Mięli przemęczone twarze, a teraz jeszcze martwią się o ciebie, więc obiecałem im, że się tobą zaopiekuję. No i jestem!- nie czekając na pozwolenie wparował do salonu i rozsiadł się na kanapie.
Spokojnie Hermiono. Będzie dobrze, to jest tylko zły sen, a kiedy się obudzę Malfoy zniknie nie tylko z mojego domu, ale i życia. Co ja mówię?! Sama się go stąd pozbędę!
-Opieki nie potrzebuję. Szkoda, że moi przyjaciele jeszcze nie zauważyli, że nie jestem już dzieckiem.
-Zauważyliśmy- kolejni goście?
Nie wiem czy to jest jakaś zmowa czy zbieg okoliczności, ale właśnie przez drzwi weszli Harry i Ron.
-O co tutaj chodzi?!- to dla mnie o wiele za dużo wrażeń jak na jeden poranek.
Zapomniałam o uprzejmościach i usiadłam koło Dracona nie zwracając uwagi na wciąż stojących w przyjaciół.
-Obiecaj, że zrobisz to o co cię poprosimy.- słowa Rona jeszcze bardziej mnie wystraszyły.
-Najpierw muszę wiedzieć jaką macie do mnie sprawę.- serce biło mi jak szalone.
-Chcemy, żeby Draco zamieszkał u ciebie na jakiś czas.- nie wiedziałam, że ktokolwiek może tak szybko mówić.
Najpierw ta propozycja wprawiła mnie w osłupienie, ale później, kiedy zobaczyłam niebezpieczną wizję siebie i blondyna w jednym domu...
-O nie! Nie przewiduję takiej opcji!
-Ale Hermiona...- Harry zaczął ponownie przemawiać mi do rozumu.
-Nie ma mowy!- wiem, że w tym momencie zachowuję się jak małe dziecko, ale uważam, że świetnie potrafię sobie sama poradzić.
-Ty mała uparta bestio!- mój upór wywołał gniew na zmęczonej twarzy Ronalda- Draco. Przenieś do niej swoje rzeczy. Malfoy wstał, a ja momentalnie go złapałam za rękę.
-Nie masz prawa.
-Wierz mi, lepiej nie zadzierać z facetami, którzy mają już wszystkiego dość.- powiedział rzeczowo i delikatnie wyswobodził się z mojego uścisku- Widzimy się za chwilkę, kochanie- ledwo co uniknął lecącego w jego stronę wazonu z kwiatami.
Zniknął za drzwiami wyjściowymi.
-Oj, co my z tobą mamy.- westchnął Ron.
-To dla twojego dobra. Nie chcemy, żeby coś ci się stało.- teraz nagle Harry pokazuje mi jak bardzo są względem mnie opiekuńczy?!
-Umiem sobie doskonale radzić sama i wy o tym dobrze wiecie!- jednym machnięciem różdżki poskładałam rozbity wazon w całość.
-Nie będziemy cię dłużej prosić o ugoszczenie Draco! Będzie tutaj za chwilę!- w tym momencie Harry od razu mógłby samym wyrazem twarzy zabić Voldemorta.
-Nie wpuszczę go.- powiedziałam już mniej pewnie.
-Wpuścisz.- Ron położył ogromny nacisk na to słowo.
-Będziemy w kontakcie- powiedzieli chórem.
Ucałowali mnie w policzek i zostawili stojącą na drżących nogach po środku salonu.
Chwileczkę? Czy przed chwilą dowiedziałam się, że nie mam wyboru i muszę przyjąć w swoim domu Malfoya?! Muszę? Nikt mi nie będzie mówił co mam robić!
Rozległo się pukanie do drzwi.
Pewnie to on.
Bez dłuższych zastanowień zamknęłam drzwi czarami.
-Na pewno się nie dostaniesz to jest zbyt potężny czar na twoje możliwości.- powiedziałam do siebie po cichu z uśmieszkiem satysfakcji na twarzy.
-Hermiono wpuść mnie, bo pożałujesz- widocznie Alohamora nie podziałała (przepraszam, jeśli źle napisałam).
-Czyżbyś miał problemy z wejściem?- nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
-Hermiona!- chyba się zdenerwował albo się po prostu przesłyszałam.
-Poczekam, aż sobie pójdziesz!- nie mogłam pohamować śmiechu.
W końcu jakaś przyjemność od dłuższego czasu.
-Spóźnimy się przez ciebie do pracy!- myśli, że wpuszczę?
-To czemu jeszcze nie jesteś w Ministerstwie?- kolejne salwy śmiechu przerwał ogromny huk.
Poszedł sobie! Wiedziałam, że mi się uda!
Już chciałam również wyjść, ale spostrzegłam się, że wciąż paraduję w samym ręczniku.
Niecierpliwie zerkając na zegarek naciągałam rajstopy.
Próbowałam w pośpiechu wybrać kostium na dzisiejszy dzień, ale niestety nie wszystko się udaje zrobić w dużym tempie. Wybór ubrania i tak zajął mi jedyne pół godziny.
Nałożyłam na twarz delikatny makijaż i wyszłam z łazienki.
I tak jestem już spóźniona, Malfoy tak czy siak będzie na mnie zły za moje zachowanie, więc jestem totalnie pewna, że nakrzyczy na mnie z byle powodu, nawet takiej błahostki jak niewielkie spóźnienie.
-O nie!- z moich przemyśleń wyrwała mnie twarz Dracona stojącego przed moim domem.
Teraz na pewno coś mi zrobi!
Wstał spokojnie i podchodził ze swoją walizką coraz bliżej. Na pewno ma w niej piłę motorową i mnie poćwiartuje na kawałki! Co ja mówię!? On nawet nie wie czym jest piła elektryczna, przecież nie miał nigdy do czynienia z życiem mugoli.
Nasz wędrówka skończyła się w kuchni. O nie! Tutaj mam noże!
Patrzyłam jak odstawia walizkę i zbliża się do lodówki. Wyjął sok z dyni.
-Gdzie masz szklanki?- w końcu się odezwał.
W milczeniu wskazałam palcem wskazującym na szafkę.
Ale muszę teraz inteligentnie wyglądać.
Cała ta sytuacja była dziwniejsza niż list z Hogwartu, który dostałam na początku mojej czarodziejskiej kariery, kiedy jeszcze nie wiedziałam, że w ogóle istnieje magia.
Zostawił szklankę na ladzie i zaczął się zbliżać do mnie.
-Nie krzywdź mnie!- krzyknęłam w rozpaczy, kiedy był już dziesięć centymetrów ode mnie.
-Nigdy nie uderzyłem kobiety- wyszeptał mi prosto do ucha- I lepiej już nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę, bo staniesz się pierwszą czarownicą, której mogę coś zrobić i przy okazji, ładne perfumy.- odsunął się ode mnie.
-Czy ty mi grozisz?- odezwał się we mnie głos buntu.
-Traktuj to jak chcesz. Gdzie będę spać?- chwycił swoją walizkę.
-Najlepiej by było, gdybyś spał u siebie.- zaczęłam- Ale chodź za mną- dodałam szybko, kiedy zobaczyłam jego karcące spojrzenie.
Teraz zaczęłam żałować, że rodzice kupili mi dom z pokojem gościnnym położonym koło mojej sypialni.
-A gdzie jest twój pokój?- zapytał, kiedy pokazałam mu łazienkę, żeby mógł się przygotować do pracy.
-Nie chcę być nieuprzejma, ale to nie powinno cię interesować.- powiedziałam przez zęby.
-Ale mnie to ciekawi.- czy on zaczyna mnie znowu podrywać?
Wyszłam z łazienki pozostawiając Malfoya i jego odbicie w lustrze samych.
Muszę zacząć obmyślać plan, żeby jak najszybciej pozbyć się tego niepotrzebnego gościa z mojej posiadłości.
-Możemy iść.- nie wiedziałam, że można się kiedykolwiek tak szybko przygotować do pracy.
-Mogę cię o coś spytać?- patrzyłam na niego z ciekawością, gdy wyszliśmy z domu.
-Wrócę do siebie, kiedy uznam to za słuszne.- odpowiedział natychmiastowo.
-Skąd wiedziałeś o co chcę zapytać?!
-Bywasz bardzo nieprzewidywalna, ale w większości sytuacji można z góry przewidzieć co powiesz.
-Ach tak....- teleportowałam się do Ministerstwa a koło mnie momentalnie znalazł się Draco.
-A o co chodzi z salą, w której mam pracować?
-Zadajesz mnóstwo pytań, jak małe dziecko.- zaśmiał się.
-Jakbyś mi nie fundował Śmierciożerców to byś nie musiał znosić moich pytań, więc lepiej teraz odpowiedz.
-Dobrze, już dobrze. Sala 555 jest twoją prywatną pracownią, po prostu rewelacja, cisza, spokój i tam możesz prowadzić badania. I pamiętaj, że nie możesz nikomu mówić nad czym pracujesz.
-Co jak co, ale głupia nie jestem.- naburmuszona szłam obok Malfoya.
Za kogo on się uważa. Chyba nie myśli, że będzie mnie śledził na każdym kroku!?
-Dzień dobry, Tony.- przywitałam się jak zwykle radośnie z jednym z moich przyjaciół.
-Witaj panienko! Słyszałem co ci się przytrafiło, może to przez ten projekt?- jago ciekawski głos potrafił doprowadzić człowieka do irytacji.
Blondyn posłał mi takie spojrzenie, że bałam się cokolwiek mówić staruszkowi.
-Nie mogę teraz rozmawiać- powiedziałam tylko i ruszyłam za Draconem.
-Spotkamy się o 17.00 przed Ministerstwem Magii.- pożegnał mnie lodowatym tonem głosu.
-Dobrze- westchnęłam.
Nie wiedziałam za co się zabrać, więc pomaszerowałam do biura, żeby zabrać skrzętnie schowane notatki o projekcie, którym mam się zająć.
Ledwo zasiadłam za biurkiem, a już miałam gościa.
-Cześć słoneczko.- to był Georg.
Podszedł do mnie i nachylił się, żeby złożyć na moich ustach pocałunek pełen czułości.
Tak tylko jedna osoba mnie kiedyś pocałowała, a zdarzyło się to pewnego dnia w uroczym ośrodku, zwanym „Cichym echem”.
-Wszystko słyszałem.- usiadł na krześle naprzeciwko mnie.- Jakie to szczęście, że jesteś taką zdolną czarownicą...
-Skąd wiesz o wczorajszym wydarzeniu?
-Moja droga, tutaj szybko się rozchodzą wszystkie plotki.- wstał i do mnie podszedł- Przyszedłem tutaj, żeby zadać ci pewne pytanie- uklęknął przede mną.
-Co ty robisz?- dobrze wiedziałam co zaraz usłyszę, ale wciąż nie mogłam w to uwierzyć.
-Wiem, że znamy się krótko i możesz mieć wiele wątpliwości, ale zakochałem się w tobie- w tym momencie wyciągnął przepiękny pierścionek.- Ale gdybyś zechciała zostać moją żoną to uczyniłabyś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Pragnę twojego szczęścia z całego serca i byłbym zaszczycony, mogąc być częścią twojego życia, które z chęcią uczyniłbym pięknym. Hermiono, wyjdziesz za mnie?
Miał rację, moje serce było pełne wątpliwości. Nigdy nie kochałam Georga, ale był dla mnie bardzo dobry i wydaje mi się, że nie powinnam dalej mieć nadzieję, że Draco kiedykolwiek zmądrzeje i zacznie we mnie dostrzegać kogoś więcej niż doskonałą dziewczynę na przysłowiową „jedną noc”.
Uniosłam na chwilę wzrok i napotkałam spojrzenie blondyna. Stał u progu drzwi do mojego biura.
Przykro mi, ale choć odebrałeś mi połowę serca, została mi jeszcze ta druga i musze się nauczyć żyć z tą jedną.
Skierowałam spojrzenie z powrotem na Georga.
-Tak-moje słowa sprawiły, że śliczny zaręczynowy pierścionek znalazł się na moim palcu.
Uszczęśliwiłam go i to było widać, bo promieniał.
Zasypał mnie mnóstwem pocałunków, aż w końcu pobiegł pochwalić się całemu światu swoja piękną narzeczoną.
Dracona już nie było w drzwiach biura.
17. DROGĄ SMUTKU DOJDZIESZ JEDYNIE NA SKRAJ CIERPIENIA.
Nie wiem czy robię dobrze. Tym posunięciem mogę zranić siebie, Georga i Dracona, choć nie jestem pewna czy Malfoya może cokolwiek ruszyć. Pamiętam, że kiedyś jego urażona duma postanowiła zdobyć pocieszenie w ramionach Kate. Do dziś nie dał mi wytłumaczyć tamtej sytuacji, kiedy Georg pocałował mnie znienacka. Właściwie to obaj sobie zasłużyli na porządne lanie. Mój narzeczony zrujnował mi doszczętnie życie, choć pewnie nadal o tym nie wie, a blondyn mógłby w końcu zrozumieć, że w miłości jedno z ludzi powinno słuchać drugiego, a jemu zdecydowanie tej cechy brakowało.
Dobrze! Może moje posunięcie nie należy do najlepszych, ale przecież czasami trzeba wytoczyć ciężkie działo, żeby coś się udało. Mogę się założyć, że wraz z nastaniem słów: „Niech odezwie się teraz, bądź zamilknie na wieki”, Draco wejdzie do kościoła i krzyknie ile sił w płucach: „Nie”! Myślę, że to będzie jedyny sposób, żeby się dowiedzieć czy mu na mnie zależy.
Hermiono! Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz, że łamiąc serce Georga coś zyskasz?! To jest jeden z twoich najgorszych pomysłów! Egoistka!
-Dość!- mam już po dziurki w nosie swoich myśli.
Pochwyciłam z biurka notatki i wyszłam z gabinetu. Muszę przyznać, że korytarz jest dzisiaj wyjątkowo pusty.
Przystanęłam na chwilę prze biurze Malfoya. Jestem ciekawa co on robił w progu mojego małego gabinetu?
Nie zdążyłam się nad tym wystarczająco długo zastanowić, bo właśnie drzwi się otworzyły i ujrzałam samego szefa.
-Co tutaj robisz?- zapytał chłodno.
-Zmierzałam właśnie w kierunku sali 125 i.... Coś ode mnie chciałeś?- w końcu do z siebie wydusiłam.
-Nie rozumiem.- wyraźnie nie miał tęgiej miny.
Czyli mi się udało! Parę dni i wyzna mi w końcu miłość. Nie powiedział mi, że mnie kocha, to ja byłam na tyle naiwna, że zakochałam się w nim po dwóch dniach wspólnego pobytu w „Cichym echu”.
-Byłeś u mnie w gabinecie...
-Chciałem tylko ci powiedzieć, że masz hasło, dzięki któremu możesz się dostać do pracowni.
-Jakie?
Nachylił mi się i szepnął do ucha.
-Zakłamana.
-Słucham?!- krzyknęłam na cały korytarz.
Z nad pojedynczych drzwi wychylały się ciekawskie głowy.
-To jest twoje hasło.- powiedział spokojnie ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
-Ale czemu takie?!- w tym momencie czuję się bardzo obrażona.
-Tak po prostu. Widzimy się o 17.00.- odszedł.
-Pamiętam, pamiętam!- jeszcze nie jest, aż tak źle z moja pamięcią.
Zostawił mnie z miną pełną szczerego poirytowania.
-Co?!- denerwowały mnie już nawet postacie zainteresowane całym zdarzeniem.
Przestraszyłam ich widocznie, bo szybko zniknęli za drzwiami sal, w których pracowali.
Stałam jeszcze chwilę na pustym korytarzu i analizowałam swoją sytuację.
Spokojnie Hermiono. Kochasz Georga, nienawidzisz Malfoya, bo cały czas stara się pozbawić cię szczęścia, ale ty mu się nie dasz i wyjdziesz niedługo za mąż. Staniesz się panią Ford i będziesz dumnie nosić nazwisko swojego wybranka, a Dracon dla ciebie nie istnieje!
Podbudowana i uśmiechnięta ruszyłam w stronę sali 555.
Będzie dobrze, ale jeżeli ten bezczelny mężczyzna mówiąc „Zakłamana” miał na myśli mnie to... To miał rację. Jeszcze trochę, a będę mogła zostać mistrzynią kłamstwa i nieuczciwości. Bywają chwile, kiedy nie mogę znieść swojego własnego odbicia w lustrze. Może powinnam to skończyć raz na zawsze?
Przysięgam, że tak zrobię, ale dopiero po tym, kiedy Malfoy w końcu się przyzna do miłości, którą do mnie czuje. Jestem pewna jego uczuć tak samo jak tego, że są cztery pory roku.
-125! Jest!- podeszłam do wielkich metalowych drzwi.
Różniły się od wszystkich innych, które były w Dziele Odkryć. Nie trzeba być czarodziejem, żeby zauważyć, że emanuje od nich magią. Z tego co zauważyłam to bardzo starannie je zabezpieczono. Albo nie zdaję sobie sprawy z wagi tych badań, albo to Ministerstwo przesadza. Może zostawię te przemyślenia na późniejszy termin, bo na razie uważam, że mam i tak o wiele za dużo zmartwień jak na moją małą główkę, a poza tym ciągle zmieniam zdanie, a to w niczym nie pomaga, a wręcz szkodzi.
-Panno Granger! Musimy porozmawiać!...Ale drzwi!- koło mnie znalazła się Sara.
Przez chwilę myślałam, że jej gałki oczne zaraz wypadną i potoczą się po podłodze.
-Ty tutaj będziesz pracować?- w jej głosie słychać było podniecenie- Mogę zobaczyć jak to wygląda w środku?
-Wierz mi, gdybym tylko mogła cokolwiek pokazać , bądź powiedzieć o ty projekcie to zrobiłabym to bez wahania, ale sama rozumiesz...
-Tak, wiem. Nie możesz.- miana jej zrzedła I pewnie nie możesz też mi nic powiedzieć o kartkach, które spoczywają w twoich rękach?
-Nie mogę.
Między innymi z tego właśnie powodu chciałam zrezygnować z projektu. Przyjaciele są o wiele ważniejsi od jakiejś tam tarczy ochronnej, zwłaszcza, że wiem jak się teraz czuje moja przyjaciółka, wiem jak to jest, kiedy ktoś lub coś cię zawodzi.
-Chciałaś ze mną porozmawiać?- przerwałam niezręczne milczenie, w czasie którego każda z nas biła się z własnymi myślami.
-Ach tak.- wyglądała jakbym ją przebudziła z głębokiego snu- O co chodzi z twoim ślubem?
-Wychodzę za Georga. Cudownie, prawda?- sztuczny uśmiech przyklejony do mojej twarzy widocznie jej nie przechytrzył, bo popatrzyła na mnie z pobłażaniem.
-Proszę, chociaż mnie nie wciągaj w swoją grę- była bardzo smutna.
Doskonale! Kolejna osoba czuje się skrzywdzona i to przeze mnie.
-Przepraszam, ale ja nie wiem co mam zrobić. To stało się tak szybko. Zadał mi pytanie... Potem zobaczyłam w drzwiach Dracona i pod wpływem chwili zgodziłam się na ślub.- z moich oczu popłynęły łzy.
Czuję, że tylko przy Sarze mogę się otworzyć. Ta wspaniała świadomość, że nie muszę wszystkiego w sobie dusić i spokojnie, bez obaw, że ktoś się o tym dowie, w końcu mogę wyrzucić z siebie cały ból... To jest po prostu piękne.
Kobieta przytuliła mnie z całej siły i głaskała po włosach, a ja wciąż płakałam.
-Musisz przestać, bo niszczysz samą siebie...- mówiła do mnie cicho.
-Ale ja nie potrafię...
-Co tu się dzieje?!- usłyszałam za plecami zimny i szorstki głos.
Nie zwlekając otarłam dłonią oczy i kierowałam swój wzrok wszędzie, byle nie na Malfoya.
-Rozmawiałam z koleżanką.- odpowiedziałam spokojnie nadal unikając jego spojrzenia.
-W godzinach pracy?!
-Przestań wreszcie krzyczeć! Nie jesteśmy głuche! Rozmawiałam z nią w godzinach pracy!- nie panując nad sobą popatrzyłam na niego.
-Czekaj na mnie po pracy. Musimy porozmawiać.- szepnęła Sara i pospiesznie się oddaliła.
Widocznie uznała, że chcemy zostać sami. Też wymyśliła!
-O co ci znowu chodzi? Nie zaczniesz dobrze dnia jeżeli nie zepsujesz mi humoru?!
-Chciałem cię tylko zapytać o to, gdzie schowałaś wczoraj notatki...
-W bezpieczne miejsce...Zakłamany.- powiedziałam już ciszej.
-To nie to hasło.- zmroził mnie spojrzeniem.
-Kto ci powiedział, że chodziło mi o hasło? Zakłamana...
Jeżeli on nawet nie próbuje być dla mnie uprzejmym, to czemu ja mam się starać?
Zniknęłam za drzwiami. Nie kwapił się, żeby mnie przeprosić za swoje zachowanie!
-O jejku!- wszelkie rozmyślenia ustały, gdy zobaczyłam moją pracownię.
Szafki, w których znajdowało się całe mnóstwo najróżniejszych eliksirów, dwa kotły, Troll, który najwidoczniej nie był zadowolony moim widokiem, bo wydał z siebie pomruk.
-Spokojnie malutki, tym razem nie będziesz zamykany w ciasnych klatkach.- przez chwilę miałam wrażenie, że zrozumiał co do niego mówiłam, bo się uspokoił.
Nie wiedziałam, że ta sala może się tak zmienić. Zamiast długiej lady, po środku pomieszczenia stało wielkie biurko.
-Teraz to już nie wiem po co mi jest ten gabinet? Skoro tutaj wszystko mam.
Wszystko było idealne, tylko nie wiedziałam po co tutaj jest wstawiony tapczan. Mogę mieć tylko nadzieję, że Malfoy nie ma względem niego żadnych zamiarów! A nawet gdyby miał to ja już bym mu to wybiła z głowy! Niektórym mężczyznom to tylko jedno w głowie.
Westchnęłam ciężko i usiadłam za owym wielkim biurkiem.
-Powiedz mi, od czego mam zacząć?- spojrzałam prosząco na Trolla.- Jasne, że nie wiesz- spuściłam wzrok.
Najchętniej to bym zaczęła od uporządkowania swojego życia, ale nie wiem nawet jak za to się zabrać.
Postanowiłam się zebrać w sobie i ustalić jakiś plan działania. Chwyciłam za pergamin, który znalazłam po dokładnym przeszukaniu wszystkich zakamarków biurka, a przy okazji trafiłam także na pióro, więc mając wszystkie niezbędne rekwizyty próbowałam coś wymyślić.
-Wyczarować za pomocą różdżki na tyle silną tarczę, że sam Voldemort nie mógłby jej przezwyciężyć?- mruczałam do siebie- Zacznijmy od tego, że żaden Śmierciożerca nie zna uczuć, a w szczególności współczucia.- notowałam skrzętnie na kartce.
Dopiero o 17.00 skończyłam ciężką pracę. Zapisałam o wiele więcej papierów niż miałam to w planach. Całe dwadzieścia stron zajęło mi rozszyfrowywanie słabych stron zła, ale wreszcie, po wielu trudach i znojach w końcu mam to czego potrzebowałam, a mianowicie po moich psychologicznych analizach udało mi się stworzyć listę lektur, które będą mi potrzebne, żeby ruszyć do przodu z badaniami.
Zadowolona ze swojego małego sukcesu wstałam, żeby rozprostować kości.
-Właściwie to mogę już wracać do domu, a jutro kupię potrzebne książki.- trudno mi wyrazić jednym słowem radość, która gościła w oczach Trolla, gdy opuszczałam salę.
Wyczerpana weszłam do swojego biura, żeby móc schować w moje małe bezpieczne miejsce wszystkie notatki dotyczące projektu. Zabezpieczyłam gabinet, żeby nikt niepowołany się nie dowiedział o sejfie i włożyłam do niego kartki.
Potem usiadłam na krześle i czekałam na wizytę Sary, bo miała ze mną porozmawiać, choć jestem już tak zmęczona, że nie mam pojęcia czy chcę o czymkolwiek rozmawiać. Szczerze mówiąc, najchętniej położyłabym się do łóżka i najzwyczajniej w świecie zasnęła.
-Długo czekałaś?- po jakiś półgodzinnych wyczekiwaniach Sara się wreszcie zjawiła.
-Nie, chwilkę.- mam nadzieję, że chociaż to kłamstwo nie jest ciężkie.
-Musisz wszystko odkręcić- zaczęła bez ogródek- Georg już planuje wesele. Pewnie jutro się dowiesz, że robicie ślub razem z Lolą i Michelem ...
-Tylko nie z nimi!- przyjaciółka usiadła naprzeciw mnie.
-To jest poważna sprawa! Chyba nie chcesz zmarnować wam obojgu życia?
-Masz rację, nie chcę.
Wszystkie moje uczucia można wyrazić jednym słowem, a mianowicie „pustka”. Czuję się po prostu źle, mam wrażenie, że gorzej już być nie może.
-Słuchaj, widzę, że obie jesteśmy zmęczone, więc proponuję spotkać się u ciebie w biurze jak tylko przyjdziesz do pracy.
-Oczywiście.
Wyszłyśmy z Ministerstwa. Znów było cicho i pusto, szczerze mówiąc to powinnam przywyknąć do tego, bo przecież nie zdarzyło się to pierwszy raz, ale mimo wszystko wciąż mam wrażenie, że coś jest nie tak jak powinno.
-Dziewczyno! Jak mogłaś nam to zrobić!- przywitał mnie krzyk Ginny.
Weszłam do swojego domu i zastałam Harrego, Rona, Ginny, Lavender i Malfoya, byli wyraźnie spięci i zdenerwowani.
-Wiesz która jest godzina?!- wybuchnął Harry.
-Tak. 22.34... Jejku! Przepraszam, ale zapomniałam, że mięliśmy się spotkać o 17.00!- stuknęłam się palcem w czoło.
-Właśnie! Czekałem na ciebie całą godzinę, aż w końcu zacząłem cię szukać! Wiesz jak wszyscy się o ciebie baliśmy!- Draco chwycił mnie za nadgarstek.
-Myśleliśmy, że coś ci się stało!- Lavender cały czas płakała.
-Jak mogłaś tak nas potraktować?!- Ron przytulał swoją żonę.
-Przepraszam- powiedziałam skruszona.
-Idźcie już, ja się nią zajmę. Jesteście zmęczeni.- Draco zaczął odprowadzać przyjaciół.
-Jutro porozmawiamy o twoim ślubie!- usłyszałam tylko zanim zniknęli wszyscy za drzwiami wyjściowymi.
Usiadłam na kanapie w salonie i schowałam ręce w dłoniach. Nie wiedziałam, że im wszystkim tak bardzo na mnie zależy, a zwłaszcza Malfoyowi, jaką on miał przestraszoną twarz. Szczerze mówiąc nawet się cieszę, że tak się stało.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwi i poczułam jak ugina się kanapa pod ciężarem Malfoya. Nie chciałam odsłaniać twarzy, bałam się tego co może zobaczyć w moich oczach, nie chcę okazywać przed nim uczuć.
-Mogłabyś chociaż zrobić kolację.- cała magia chwili prysł jak bańka mydlana.
-Nie prosiłam cię o zamieszkanie ze mną, a poza tym nikt mnie nie zmusi, żebym kiedykolwiek zrobiła ci coś do jedzenia. Mało tego, po 18.00 nie powinno się już jeść.- wstałam gwałtownie-Idę się wymyć.
Rozzłoszczona jego bezczelnością znalazłam ukojenie w stróżce wody, która leciała z prysznica. Dziwne jest to, że tym razem prysznic mnie uspokoił, bo pamiętam, że ostatnio tylko jeszcze bardziej rozjuszył...
Po długiej kąpieli wyszłam z łazienki owinięta szczelnie ręcznikiem. Nie zwracając na nic uwagi poszłam do swojej sypialni, żeby założyć jedwabną koszulę nocną, którą dostałam kiedyś w prezencie od Harrego i Rona, mówili, że będzie doskonale na mnie wyglądać i rzeczywiście mięli rację.
Wyszłam po cichu z pokoju, bo dopiekł mi głód. Miałam cichą nadzieję, że Malfoy mnie nie przyłapie, ale niestety.
-Czyżbyś była głodna?- dobiegł mnie głos z jadalni.
Odwróciłam się i ujrzałam ślicznie przystrojony stół do kolacji dla dwojga. Nęcił mnie nawet płomień świec, które ustawił na stoliku.
Stałam nieruchomo z rozdziawioną buzią.
-Niektórzy myślą też o innych, siadaj. A tak przy okazji, w tym ci jeszcze lepiej niż w mojej koszulce- zamrugałam oczami, bo nie mogłam uwierzyć w zdarzenie, które teraz ma miejsce.
-Może ja się ubiorę?- w końcu dotarł do mnie ten fakt, że Draco Malfoy jest dla mnie miły.
-Wydaje mi się, że tak wyglądasz wystarczająco dobrze.
Usiadłam na wskazanym przez niego miejscu i wdychałam zapach przygotowanego posiłku.
Mężczyzna nalał mi wina do kieliszka i usiadł naprzeciw mnie.
-Smacznego.- miał tak miły głos, że aż mi się zrobiło słabo.
-Dziękuję i wzajemnie.- byłam tak głodna, że nie myśląc zbytnio zaczęłam pochłaniać kolację.
-Czemu wychodzisz za Forda?- zapytał po skończonym posiłku.
-Bo go kocham- powiedziałam niezbyt przekonująco.
-Tak?- świdrował mnie spojrzeniem.
-Dobranoc.- wstałam od stołu- Ty pozmywasz czy ja mam to zrobić.
-Hermiono..- zaczął się zbliżać w moją stronę.
-Posprzątam rano- pisnęłam jak już był pięć centymetrów ode mnie i uciekłam do swojego pokoju.
Serce biło mi jak szalone. Zamknęłam czarami swój pokój w obawie, że się do mnie dostanie.
Długo nie mogłam zasnąć.
18. STANĘ SIĘ TWOJĄ PODPORĄ I ZAWSZE STANĘ W OBRONIE CIEBIE, CHOĆBYŚ NAWET RACJI NIE MIAŁA...
Wchodzę do cudownego pokoju. Naprzeciw mnie jest olbrzymie okno, z którego rozpościera się widok na morze. Czuję pieszczoty rześkiego wiatru na swojej twarzy. Powietrze wdzierało się do pomieszczenia a olbrzymie bieluśkie firanki tańczyły jak wiatr im kazał. Przy oknie stało biurko i krzesło muskane zwiewnymi materiałami. Upajałam się długo tym widokiem, aż w końcu spojrzałam w prawą stronę. Przy ścianie stało wielkie łoże otulone baldachimem. Zaczęłam się zbliżać w jego stronę, i kiedy już wyciągałam dłoń, by dotknąć łóżka, ono zniknęło. Stałam chwilę zdezorientowana. Usłyszałam huk, rozejrzałam się i zauważyłam brak biurka i krzesła. Przestraszona pragnęłam jak najszybciej wyjść z pomieszczenia, chwyciłam za klamkę u drzwi i poczułam jak materia rozpływa się w moim uścisku.
Serce biło mi jak szalone, odwróciłam się w stronę okna. Rosło napięcie, a wraz z nim paniczny strach, że ogarnie mnie mrok. Wystarczyła sekunda, by urzeczywistnił się ten koszmar, który błądził w moim umyśle.
Tak przerażającej ciemności jeszcze nie widziałam, położyłam się na podłodze i zamknęłam oczy, miałam nadzieję, że gdy je otworzę zobaczę znów słońce wpadające przez wielkie okno.
Zamiast tego usłyszałam stukot nóg. Powoli uniosłam powieki i krzyknęłam przeraźliwie. Wokół mnie przechodziły setki, a nawet tysiące ludzi, którzy nawet na mnie nie spojrzeli, byli tak obojętni, że aż mnie serce zabolało.
Łzy spływały mi po policzkach i tworzyły coraz większą kałużę na podłodze. Cichutko nuciłam sobie piosenkę, którą mama zawsze mi śpiewała, gdy się bałam. Odgłosy chodzących ludzi stawały się coraz głośniejsze. Zatkałam uszy i śpiewałam jak najgłośniej tylko potrafiłam piosnkę mamy.
-Kiedy wstaje Słońce
W jego blasku gaśnie nawet księżyc
Znika mrok i próżne gwiazdy
Z nadejściem słońca budzi się życie
Powraca energia i blask radości
Wszelkie zło traci siłę
Bo ono jest jak nadzieja
Pomaga wciąż podnosić oczy ku niebu...
Nagle poczułam, że znów jestem w swoim łóżku. Zerwałam się szybko i włączyłam światło.
-To był tylko zły sen...- odetchnęłam z ulgą.
Roztarłam dłońmi zmęczone oczy i popatrzyłam na zegarek.
-Doskonale! 4.00, czyli za jakieś sześć godzin idę do pracy. Może wyjdę wcześniej, żeby kupić książki, których potrzebuję?- przez ten koszmar nie chcę już zasnąć.
Był tak realny, czułam i słyszałam wszystko co w nim się działo.
Ruszyłam wolnym krokiem w stronę kuchni, żeby wypić poranną kawę. Każdy ruch wykonywałam jak najciszej tylko potrafiłam, obudzenie Malfoya było w tej chwili najmniej potrzebną rzeczą.
Za pomocą różdżki i „Kulinarnego podręcznika magii” do godziny 8.00 miałam gotowe wspaniałe śniadanie. Sama zjadłam, ale postanowiłam pomyśleć też o innych domownikach, a przynajmniej tymczasowych domownikach i przygotowałam też porcję dla Malfoya.
O 9.00 byłam już gotowa do wyjścia. Ze spisem książek w ręce zmierzałam ku wyjściu z mieszkania.
-Ale tu ładnie pachnie... Chwilka! Gdzie idziesz?!- odwróciłam się i zauważyłam Dracona stojącego na schodach.
Czasami mi się wydaje, że mam ślepe szczęście. Wierzę w całe mnóstwo rzeczy i wydaje mi się, że ktoś tu nie przykłada się do swojej pracy, bo niby czemu ciągle coś mi się nie udaje?
-Wybieram się na Pokątną, muszę kupić parę drobiazgów.- wysiliłam się na najbardziej stanowczy ton głosu jaki posiadałam.
-Sama?
-A czemu nie?- wstrząsnęłam ramionami.
-Jesteś chyba niepoważna! Po pracy pójdziemy na te zakupy.- poszedł do jadalni a ja podążyłam za nim.
-Właśnie muszę kupić lektury, żeby ruszyć do przodu z projektem.
Przestał przeżuwać kanapkę i odłożył ją na talerz.
-Dobrze, chodźmy...
-Będziesz głodny!- powstrzymałam go od wstania z krzesła- Zobaczymy się w pracy!
Nie czekając na mój ruch chwycił mnie mocno za rękę, widocznie musiał wiedzieć jakie będzie moje posunięcie, a miałam zamiar po prostu wybiec i szybko się deportować, ale widzę, że mam małe utrudnienie.
Wiem, że nie wyrwę się z jego uścisku, ale przecież mogę go osłabić. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Co?- zapytał niepewnie.
Ujrzał błysk w moich oczach i już po chwili poznawałam smak jego ust, smak, który był jednocześnie wspomnieniem magicznych chwil „Cichego echa”. Jego uścisk osłabł, a dłonie powędrowały w stronę talii. Plan nie wypalił, nie uciekałam, właściwie to nawet nie chciałam oderwać się od chwili słodkiego zapomnienia.
-Zostań ze mną- wyszeptał- Przy mnie zapomnisz o Georgu.
Przez te słowa powróciły wszystkie moje wątpliwości związane z Malfoyem i Fordem. Odepchnęłam blondyna od siebie i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Powiedz mi, że mnie kochasz, a rzucę go dla ciebie.- byłam stanowcza i doskonale wiedziałam czego chcę, chyba pierwszy raz w życiu.
Nastała długa chwila milczenia, w czasie której Draco bił się ze swoimi myślami. Wystarczyła jedna wymiana spojrzeń, a już wiedziałam, że nie padną te magiczne słowa z jego ust.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z domu w nadziei, że cały ból, którego doświadczyłam w tej krótkiej chwili, odejdzie raz na zawsze, gdy wciągnę do płuc lekko powiewające letnie powietrze.
Niestety z każdym krokiem serce bolało mnie coraz mocniej, kolejny raz poczułam się skrzywdzona i nieszczęśliwa. Nie pozwolę, żebym kiedykolwiek jeszcze się zakochała. Teraz żałuję każdego skrawka mojej drogi życia, gdzie napotkałam Malfoya i jego miłość, która sprawiała, że z każdą minutą czuję się coraz gorzej.
-15 galeonów.- kolejny raz ktoś mnie wyrwał z rozmyślań.
-Słucham?
-Za książki, które pani wybrała.
-Ach, tak.- wyjęłam pieniądze z portfela i wręczyłam wyliczoną sumę miłej pani z księgarni.
-Obserwuj znaki.
-Co?
-Wszędzie są znaki, obserwuj je- nie rozumiem tej kobiety.
Wystraszona pożegnałam się szybko i opuściłam teren sklepu. O co jej chodziło? Jakie znaki? Usłyszałam dźwięk zegara.
-Jejku! Spóźniłam się do pracy!- pędziłam jak najszybciej tylko mogłam.
-Brawo! Jedyne dwadzieścia minut!- przywitał mnie rozbawiony głos Tonyego.
Pokazałam mu język i pobiegłam z tabunem lektur w kierunku „Działu odkryć”.
Ciężko oddychając wpadłam do swojego biura i położyłam książki na biurku.
-Księżniczko, wreszcie się pojawiłaś- powiedziała Sara, która już dawno na mnie czekała.
-Też mi jest miło, że cię widzę.- usiadłam na wolnym krześle.
-I?
-Co?- chwilę się zastanowiłam- Doprowadzę ten ślub do końca...
-Nie możesz! Zniszczysz życie sobie i Georgowi. Myślisz tylko o sobie!
-rosiłam Dracona, żeby wyznał mi miłość, nie zrobił tego, a ja nie mam zamiaru dłużej cierpieć... Kto wie, może kiedyś zakocham się w Fordzie.
-Cześć dziewczyny!- w moje skromne biurowe progi zawitał mój narzeczony- Przeszkodziłem wam w czymś?- spojrzał na nas niepewnie.
Musiał zauważyć rozwścieczoną Sarę, złą z mojego powodu.
-Nie, właśnie planowałyśmy wesele....- zaczęła moja przyjaciółka.
-Doskonale! Kochanie, chciałem, żebyśmy mięli ślub razem z Michelem i Lolą- uśmiechnął się do mnie promiennie.
-Proszę cię, wiesz przecież, że nie przepadam za Michelem.- wysłałam mu błagalne spojrzenie.
-Dobrze.- wyraźnie nie był z tego powodu zadowolony- Wracam do pracy, planujcie dalej- pocałował mnie na pożegnanie i wyszedł.
-Ja też muszę iść. Nie chcę, żebyś marnowała sobie życie, ale wiedz, że jestem z tobą bez względu na posunięcie twojego malutkiego umysłu- zaśmiała się i również mnie opuściła.
W tej chwili mogłam zrobić tylko jedno. Wyjęłam notatki z ukrytego sejfu, chwyciłam wielkie księgi i ruszyłam ku sali 125.
Na mój widok Troll zaryczał niezadowolony, widocznie utkwiłam mu w pamięci jako bezlitosna karierowiczka. Może jestem pracoholiczką, której już dawno zabrakło serca?
Dręczące myśli nie dawały mi pracować, mam nadzieję, że nie będę musiała tak żyć do samego końca mojej ziemskiej egzystencji, bo moje serduszko tego nie zniesie o ile w ogóle je posiadam.
Zawzięcie czytałam książki i notowałam wszystkie przydatne informacje, ale wciąż brakowało mi pomysłu, a on przecież jej najważniejszy. Strasznie mnie denerwuje, gdy czegoś nie mogę zrobić od razu, tylko muszę iść do celu małymi kroczkami. Chciałabym od razu zdobyć cel, ale niestety tak się nie da, a przynajmniej w tym wypadku.
Nie chciałam tym razem robić nikomu kłopotu, więc wyszłam z pracowni o 16.50. Szybko uwinęłam się ze schowaniem notatek i wyszłam z Działu Odkryć.
-Hermiono!- krzyczał za mną Georg.
-Co się stało?- wystraszyłam się.
-Nic, chciałem cię tylko odprowadzić.- przystanął prze mnie.
-Oczywiście, ale jest coś o czym nie wiesz. Malfoy u mnie mieszka, bo przyjaciele poprosili go, żeby mnie pilnował... Wiesz, po tym ataku...
-Jasne...- objął mnie w talii- Ale czemu dowiaduję się dopiero teraz?
-Po prostu nie pytałeś i nie chciałam cię martwić. Przepraszam.
-Nic się nie stało, ufam ci.
-Dziękuję- pocałowałam go w policzek.
Nie czułam tej magii co przy Draconie, ale Georg był dobrym człowiekiem i zasługiwał na wszystko co najlepsze, a każde jego słowo było przesiąknięte prawdziwą wiarą w moje dobro.
Chwyciłam go ze rękę i razem wyszliśmy na plac Ministerstwa Magii, gdzie czekał na mnie blondyn.
Wzrok Malfoya od razu utkwił w naszych splecionych dłoniach. Puściłam rękę narzeczonego i uśmiechnęłam się sztucznie.
-Mam świetny pomysł.- zaczął mówić Draco- Może przyszły mąż będzie się tobą opiekował- w jego oczach tkwiła prawdziwa złość.
Nawet nie spojrzał na Forda, po prostu powiedział swoje i mierzył mnie chłodnym spojrzeniem.
-Podoba mi się ten pomysł.- Georg był chyba w tej chwili jedyną zadowoloną osobą.- Hermiono, co o tym myślisz.
-Doskonale!- zły humor udzielił się także mnie.
Ja i Draco, każde odeszło w swoją stronę. Nasze drogi skrzyżowały się po raz ostatni i już nigdy się nie spotkają. Sama chciałem, żeby zniknął z mojego życia, a teraz tak tego żałuję i nawet nie wiem czemu...
Przyszły małżonek zabrał mnie do restauracji, żebyśmy coś zjedli i omówili ślub, wesele, a także wspólne życie.
Okazało się, że zamieszkamy w moim domu, bo jest większy, a on sprzeda swój. Planowaliśmy mieć jedno dziecko i w ogóle wszystko brzmiało tak cudownie, że aż zwątpiłam, że takie będzie moje, moje... Moje życie?
Gdy wróciliśmy do mnie ze spakowanymi rzeczami Georga, ślad po Malfoyu zaginął, nie było nawet jego szczoteczki do zębów w łazience.
Westchnęłam głęboko i uświadomiłam sobie, że będę musiała się nauczyć żyć z bólem, który na razie jest nie do zniesienia, ale może z upływem czasu stanie się słabszy i pozwoli mi normalnie funkcjonować.
Dni mijały powoli i spokojnie jak wątły strumień wody. Georg był wspaniałym współlokatorem, robił mi śniadania, bo jak się okazało, był porannym ptaszkiem. Było po prostu doskonale, budził mnie zapach kawy i pocałunek mężczyzny. Miałam wrażenie, że tak cudowne życie nie jest dla mnie, chciałam mniej pięknego życia, ale spędzonego z Malfoyem i chyba nigdy tego nie zmienię.
W pracy robiłam postępy, każdego dnia uczyłam się czegoś nowego, ale niestety małymi kroczkami. Jedyne co nadchodziło wielkimi krokami to mój ślub z człowiekiem, którego nie kochałam, a miałam nadzieję, że pokocham. Sara widząc moje cierpienia, kręciła tylko głową i wzdychała cicho.
-U nas też będzie mnóstwo czerwonych róż, dosłownie będziesz miała usłaną drogę do konfesjonału płatkami tych cudownych kwiatów.- mówił mi Georg na weselu Loli i Michela.
-Fakt, mięli cudowną ceremonię- zachwycała się Sara.
-Prawda...- nie uczestniczyłam w rozmowie.
Siedziałam popijając drinka i patrzyłam się na parkiet, gdzie Draco tańczył z Kate. Chciałabym znaleźć się na jej miejscu, ale cóż, lepsza była najgorsza prawda, niż bym miała nadal mieć nadzieję, że on mnie jednak kocha.
-Hermiona, jesteś tu?- zaśmiał się Ron.
-Oczywiście... Muszę na chwilę wyjść na dwór... Chcę odetchnąć świeżym powietrzem.
Nie czekając na ich reakcję wstałam i najzwyczajniej w świecie wyszłam z sali.
Powitał mnie chłodny powiew listopada. Nawet nie wiedziałam jak ten czas szybko zleciał. Strasznie szybko uciekły chwile spędzone z Malfoyem i to oficjalne pożegnanie w Ministerstwie Magii, gdzie patrzył na mnie ze złością.
-Nie jest ci zimno?- usłyszałam za sobą męski głos, którego nigdy nie zapomnę.
-Nie, dziękuję za troskę.- nie chciałam spojrzeć.
-Wciąż kłamiesz...- zaśmiał się cicho i po chwili otoczyła mnie ciepła marynarka mężczyzny.
Czułam zapach jego perfum, chyba wciąż kupował te same.
-Ładny wieczór...- przez drzwi wyjściowe uciekały dźwięki piosenki i rozbrzmiewały także na dworze.
-Tak, ładny- serce mi biło strasznie szybko.
Każdy jego oddech słyszałam głośno i wyraźnie, unikałam jego spojrzenia, nie chciałam, żeby dawne uczucia znów powróciły, żebym znów musiała na nowo chować smutek głęboko w mojej duszy...
-Przepraszam...- zaczął.
-Kochanie, gdzie zniknąłeś...O! Hermiona! Jak miło znów cię widzieć, mam nadzieję, że już się na mnie nie gniewasz...- nie usłyszałam dalszej części wyznania Dracona, bo przeszkodziła mu Kate.
-Nie gniewam się...- oddałam blondynowi marynarkę, wciąż unikając jego wzroku jak ognia.- Mam nadzieję, że zobaczę cię na moim ślubie- powiedziałam spokojnie do Kate.
-Oczywiście!- krzyknęła szczęśliwa- Draco, słyszysz! Będziemy świadkami kolejnego szczęścia, mam nadzieję, że i nas kiedyś takie spotka!- słyszałam wesołe krzyki kobiety.
Od czasu spotkania na dworze, mijałam Dracona tylko na korytarzach i zanosiłam mu na biurko sprawozdania z projektu. Co tu będę dłużej mówić, byłam w rozsypce i nie wiedziałam co mam robić. Brnęłam w coraz większe ciemności i unikałam światła.
Tylko Sara wiedziała ci się ze mną dzieje, ale milczała w nadziei, że sama znajdę drogę. Nadszedł grudzień, a wraz z nim dzień mojego ślubu.
-Jesteś gotowa.- powiedziała przyjaciółka, gdy ubrana w przepiękną suknię ślubną przeglądałam się w lustrze.
Sara, Ginny i Lavender zachwycały się moim przepięknym wyglądem. Żona Rona nie mogła powstrzymać łez, a Ginny ją wyprowadziła, żeby doprowadzić kobietę do porządku.
-Chwila pełna szczęścia, która taką nie będzie...- opuściłam welon na twarz.
-Na pewno tego chcesz?- w końcu nie wytrzymała.
-Tak, chcę tego jak niczego innego w tej chwili. Mogę cię o coś prosić?- odwróciłam się twarzą do Sary.
-Tak?
-Obiecaj, że nie przeszkodzisz w ceremonii. Tylko jedna osoba może to zrobić.
-Obiecuję.- wyszłyśmy z pomieszczenia, gdy usłyszałam dźwięk fortepianu, który wzywał mnie do konfesjonału.
Ta droga była najdłuższą do przebycia, a z każdym krokiem coraz bardziej wątpiłam w małżeństwo. Widziałam setki uśmiechniętych twarzy, ale żadna z nich nie należała do Malfoya. Przed oczami przebiegły mi wszystkie chwile, w których uczestniczył Draco, te dobre i te złe...
-Wszystko w porządku?- szepnął do mnie uśmiechnięty pan młody.
-Tak-odwzajemniłam uśmiech.
-Ślicznie wyglądasz- promieniał szczęściem.
Ksiądz jednym spojrzeniem sprawił, że Georg zamilkł.
-Zebraliśmy się tutaj...
Wszystko szło doskonale, aż do czasu.
-Jeżeli ktoś nie zgadza się na to małżeństwo niech odezwie się teraz, bądź zamilknie na wieki- nastała długa chwila milczenia.
Rozglądałam się po całej sali w nadziei, że Draco zaraz krzyknie: „Nie”, ale tak się nie stało. Napotkałam jednak wzrok Sary, która prosiła o pozwolenie, ja tylko pokręciłam głową i odwróciłam się z powrotem w stronę księdza.
-Dobrze. Ogłaszam was...
-Nie!- krzyknęłam.
Po sali przebiegł niespokojny szmer.
-Tak!- Sara aż wstała ze szczęścia, ale po chwili, gdy ujrzała niezadowolone spojrzenia czarodziei, usiadła na miejscu.
-O co chodzi?- Georg patrzył na mnie ze strachem.
-Czemu chcesz się ze mną ożenić?- zapytałam.
-Bo cię kocham.
-Ale dlaczego mnie kochasz?
-To chyba nie jest moment na tego typu rozmowy.- zaczął się robić nerwowy.
-Dlaczego?!- położyłam ogromny nacisk na to słowo.
-Jejku! Hermiona! Mam już trzydzieści lat, jak się teraz nie ożenię to już nie mam szans na małżeństwo!- kolejny szmer przebiegł po kościele.
-Nie ładnie.- nawet ksiądz wyraził swoją dezaprobatę.
-Nie tylko ja coś tu robię nie tak jak trzeba! Ty też nie jesteś bez winy! Chciałaś przy mnie zapomnieć o Malfoyu!- zobaczył przestrach pomieszany ze zdziwieniem w moich oczach- Tak! Myślisz, że nie widziałem jak na niego patrzyłaś?!
-Jak wrócę do domu to nie chcę widzieć śladu twoich rzeczy!- cała zapłakana wybiegłam z kościoła.
Nikt nie próbował mnie zatrzymać.
Wpadłam roztrzęsiona do domu i zaczęłam pakować swoje rzeczy w nadziei, że przyjmą mnie w „Cichym echu” bez wcześniejszej rezerwacji. Zdjęłam z siebie tę okropną suknię ślubną i ubrałam w co wygodnego i uciekłam z dala od wszystkich znajomych, przyjaciół i kłopotów.
-Nie ma pani rezerwacji?- niedowierzał recepcjonista.
-Proszę, nie ma wolnych pokoi?- zobaczył moje zaczerwienione oczy i zaczął myśleć gorączkowo.
Chwycił klucz od pokoju.
-12.- uśmiechnął się dobrotliwie.
-Dziękuję- chłopak pomógł mi zanieść bagaże na górę.
Zapłaciłam mu od razu za pobyt.
-Będzie dobrze.- powiedział mi nim odszedł.
Nie rozpakowałam się, po prostu ubrałam się ciepło i ruszyłam nad cudowną polankę, gdzie kiedyś przyprowadził mnie Malfoy.
-Nie chce pani odpocząć?- zapytał mnie zdziwiony ekspedient.
-Mam ochotę na spacer.- spróbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł mi tylko dziwny grymas.
Szłam wolnym krokiem przez las przykryty białym puchem. Zimą wszystko było takie czyste i piękne, tak koiło rany.
Nagle coś się poruszyło między drzewami.
-Kto tam?- w odpowiedzi moim oczom ukazał się piękny jednorożec- Pewnie jesteś tym samym cudem, które widziałam ostatnim razem- te słowa wywołały kolejne mnóstwo łez.
Zwierze prawie nie wyróżniało się z otoczenia. Zmierzałam nadal do celu, a jednorożec powoli podążał za mną.
-Jesteśmy na miejscy.- usiadłam na śniegu nie zważając na zimno.
Zwierzę przystanęło nade mną i patrzyło przed siebie.
-Wiesz, kiedyś byłam tu z ukochaną osobą...- mówiłam do jednorożca.- Niestety, ta osoba mnie nigdy nie odwzajemniła mojego uczucia...
-Ja też tu byłem kiedyś z ukochaną osobą.
-Co ty tutaj robisz?!- odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam Malfoya.
-Wszyscy cię szukają... Słyszałem o wydarzeniu w kościele...- im on był bliżej mnie tym bardziej ja się od niego oddalałam.
-A kim była ta ukochana osoba, z którą tu byłeś... Pewnie Kate.- jednorożec przyglądał się całemu wydarzeniu z bezpiecznej odległości.
-Nie, byłem tu tylko z tobą..- momentalnie pokonał dzielącą nas.
-Czemu nie było cię w kościele?- wypytywałam wciąż.
-Myślałem, że tego chcesz, wyjść za Georga i pragniesz, żebym zniknął z twojego życia, ale wydaje mi się, że jest inaczej.
-Co z Kate?
-Nic, nigdy niczego do niej nie czułem i dałem jej to wyraźnie do zrozumienia na weselu o Michela i Loli.
Staliśmy na środku polanki i padał na nas promień grudniowego słońca. Draco chciał mnie pocałować.
-Powiedz to.- odsunęłam się od niego.
-KOCHAM CIĘ, KOCHAŁEM CIĘ I ZAWSZE BĘDĘ CIĘ KOCHAŁ!- wykrzyczał na całe gardło.
Wszystkie ptaki, które pozostają na zimę wyleciały z ukrycia i pofrunęły wystraszone ku górze. Zaczęłam się śmiać.
-Kocham cię Hermiono- zbliżył się do mnie.
-Czemu nie powiedziałeś tego wcześniej?
-Zadajesz za dużo pytań.- pocałował mnie namiętnie.
Było cudownie i słodko, czułam, że w końcu coś mi się zaczyna układać.
Wkrótce po tym wydarzeniu zamieszkali razem. W czerwcu wzięli ślub i tym razem nikt nie powiedział: „Nie”. Georg nadal szuka swojej miłości i jeżeli nie zmieni podejścia to na pewno jej nie znajdzie. Nasza ukochana parka miała jedno dziecko, chłopczyka. Mięli swoje problemy, sprzeczki małżeńskie, ale wszystko zawsze kończyło się dobrze, bo ich miłość był wielką i potężną. Okazało się, że jednak pięknie jest nie tylko w bajkach i o tym powinni wiedzieć wszyscy!
Koniec.