MARIA KONOPNICKA " MENDEL GDAŃSKI"
Geneza
„Mendel Gdański” został napisany w 1890 roku. Są to czasy, gdy określenie Żydów mianem ”Polaków mojżeszowego wyznania” ulega dezaktualizacji. Podobnie dzieje się z ideą asymilacji (łac. assimilatio – upodobnienie), czyli narodowego i kulturowego zintegrowania obu narodowości. Te wzniosłe hasła w starciu z rosnącym napięciem, spowodowanymi głównie przez zakorzenione od wieków antyżydowskie przesądy oraz wzgardliwy stosunek do wyznawców religii Mojżesza, traciły moc oddziaływania. Efektem zaistniałego stanu rzeczy była nieufność i wrogość, która przejawiała się napadami ulicznymi, bojówkami czy chociażby wybijaniem szyb żydowskich domów. Inicjatywę w kwestii antysemityzmu w Polsce końca XIX wieku podjęła Orzeszkowa - autorka rozprawy „O Żydach i kwestii żydowskiej” w odpowiedzi na wzrastające antyżydowskie nastroje, powołując się na odpowiedzialność społeczną i moralną wrażliwość zwróciła się z apelem do pisarzy by ci sprzeciw wobec haniebnych represji wzbudzili w świadomości społeczeństwa. Orzeszkowa w 1890 roku wystosowała do M. Konopnickiej prośbę (w formie listu). Odpowiedź Marii była natychmiastowa w maju tego roku w „Przeglądzie Literackim” (dodatku petersburskiego „Kraju”) ukazała się nowela zatytułowana „Mendel Gdański”.
Bohaterowie:
Mendel - zeszyt klasa 2, z dn. 30 maja 2012
Dependent - również w zeszycie
Zegarmistrz
Antysemityzm
Postawę antysemicką w utworze przedstawia bez wątpienia zegarmistrz. Wprawdzie nie jest on w tłumie napastników, a nawet przychodzi ostrzec Mendla przed nimi, ale jednak to z jego ust padają niemal wszystkie antyżydowskie stwierdzenia. Zachowanie tłumu „tłumaczy” poniekąd stan upojenia alkoholowego lub młody wiek zebranych (mówi się w tym kontekście o wyrostkach). Tymczasem na usprawiedliwienie zegarmistrza nie ma niczego, może poza jego głupotą.To pozornie bezsensowne zdanie kryje za sobą stereotypowy obraz Żyda, jaki funkcjonował w świadomości części społeczeństwa polskiego. Kolejne, wypowiadane beznamiętnym i bezrefleksyjnym tonem stwierdzenia dopełniają tego obrazu: mówi się o wielkiej liczebności rodzin żydowskich, o chciwości i dorobkiewiczowskich zapatrywaniach na życie, a nade wszystko o obcości. Absurdalność wszystkich tych zarzutów obala swym logicznym rozumowaniem Mendel, co jednak i tak, ani odrobinę nie zmienia postawy zegarmistrza. Na jego przykładzie pokazuje Konopnicka, że tylko głupcy potrafią tkwić w takich stereotypowych uprzedzeniach, nijak mających się do rzeczywistości. Podkreśla także niebezpieczne zastanie i trwałość takich poglądów. Zegarmistrz jest nieraz skłonny „w teorii” przyznać Żydowi rację, ale i tak zawsze ostatecznie zwycięża poczucie świadomości, że „Żyd zawsze Żydem zostanie”.
Inny „typ” antysemityzmu przedstawia bliżej nieokreślony tłum, który odurzony alkoholem niszczy i rabuje domy i sklepy żydowskie. Wskazuje tu Konopnicka na niebezpieczeństwo, jakie niesie za sobą, jak byśmy dziś powiedzieli, psychologia tłumu. Raczej nie ma się co łudzić, że zgromadzeni tam ludzie występują (tak jak Mendel) w obronie swoich przekonań, ugruntowanych poglądów czy zasad moralnych. Widać także bardzo wyraźnie jak uprzedzenia rodzą się z niezrozumienia. Pełna godności i dumy człowieka-Żyda postawa Mendla zostaje zinterpretowana, jako przejaw buty, arogancji i zlekceważenia. Najstraszniejszym wnioskiem jest jednak chyba ten, iż nastroje takie są biernym przyjęciem funkcjonującego wzorca zachowania. O tym, że nie są to postawy stałe i uzasadnione świadczy fakt, że wystarczył, wprawdzie heroiczny, ale jednostkowy opór studenta, aby zniechęceni uczestnicy pogromu porzucili swoją „misję”. Postawa taka świadczy o stępieniu moralnym tego typu ludzi, biorących czyjś obiegowy sad za swój, nie poddawszy go żadnej refleksji. Na szczęście, Konopnickiej udało się mistrzowsko pokazać, że antysemityzm cechuje ludzi małych.
MARIA KONOPNICKA " MIŁOSIERDZIE GMINY"
Geneza
Tytułowe miłosierdzie gminy w kontekście całego utworu nabiera ironicznego znaczenia. Wielokrotnie pojawia się w ustach mieszkańców. Wdowa Knaus przywołuje boskie miłosierdzie, gdy rozmyśla o pieniądzach, jakie można zarobić na przyjmowaniu starców. Radca w swojej mowie nazywa ustawy wprowadzone w mieście wyrazem chrześcijańskiego miłosierdzia, wzburzony Tödi Mayer, kiedy odkrywa oszustwo podczas licytacji wykrzykuje: –Człowiek ma miłosierdzie (...) bierze sobie za marny grosz taki ciężar na kark, ale chce żeby interes rzetelnie był robiony.
Miłosierdzie gminy - znaczenie tytułu
© - artykuł chroniony prawem autorskim - zasady korzystania
Wyłącz reklamy na
miesiąc • rok
Tytułowe miłosierdzie gminy w kontekście całego utworu nabiera ironicznego znaczenia. Wielokrotnie pojawia się w ustach mieszkańców. Wdowa Knaus przywołuje boskie miłosierdzie, gdy rozmyśla o pieniądzach, jakie można zarobić na przyjmowaniu starców. Radca w swojej mowie nazywa ustawy wprowadzone w mieście wyrazem chrześcijańskiego miłosierdzia, wzburzony Tödi Mayer, kiedy odkrywa oszustwo podczas licytacji wykrzykuje: –Człowiek ma miłosierdzie (...) bierze sobie za marny grosz taki ciężar na kark, ale chce żeby interes rzetelnie był robiony.
Miłosierdziem mieszkańcy nazywają swoje okrucieństwo, upokarzanie osób starych i schorowanych, handel ludźmi, traktowanymi jak tania siła robocza. Haniebne czyny, ubrane w piękne słowa, mają wydać się mniej odrażające. Działaniami bohaterów kieruje jedynie chęć zysku, choć może niektórzy nadal wmawiają sobie rzekome „miłosierdzie”. Pieniądz stanowi tu wartość nadrzędną. Radca Storch, oburzony zbyt wysoką, jego zdaniem, stawką, jaką miałaby dopłacić gmina, mówi: Miłosierdzie, moi panowie, jest dla niej rzeczą świętą, ale i w miłosierdziu miarę zachować należy. W kontekście bezmyślnej brutalności mieszkańców gminy tytuł zamienia się w szyderstwo.
Bohaterowie
Radca Storch - młody, przystojny, wykształcony i bogaty człowiek. Twarz ma mięsistą, okrągłą, wąs rudawy, spojrzenie otwarte, jasne. Prawnik, pracujący na stanowisku urzędnika w gminie Hottingen. Biegły w sztuce krasomówstwa. Niezmiernie lubi być w centrum zainteresowania, zależy mu na podziwie słuchaczy. Mówi o miłosierdziu i poszanowaniu dla starszych, ubogich i niedołężnych osób, ale na pustych słowach poprzestaje. W rzeczywistości jest hipokrytą. Podczas licytacji stawia sobie jeden cel: maksymalne obniżenie kwoty dopłaty, jaką przekaże gmina zwycięzcy licytacji.
Kuntz Wunderli - osiemdziesięciodwuletni, schorowany starzec, który całe życie przepracował, jako tragarz. Ma syna i wnuki, jednak rodziny nie stać na jego utrzymanie. Jest niski, zgarbiony, niedowidzi, prawie unieruchomiony przez reumatyzm - jego ciało jest całkowicie wyniszczone przez chorobę i nędzę. Zdaje sobie sprawę ze swojego położenia i stara się pokazać z jak najlepszej strony. Skromny, pracowity i uczciwy - od gospodarzy, którzy go przyjmą nie chce nic za darmo. Pragnie podjąć każdą pracę, jeśli tylko nie będzie przekraczała jego możliwości. Kuntz liczy na odrobinę współczucia, a nikłą nadzieję budzi w nim pojawienie się syna. Ten jednak zostaje przelicytowany, a ze strony mieszkańców gminy bohater spotyka się tylko z upokorzeniem i okrucieństwem. Obrzucony kpinami i drwinami trafia w ręce bezlitosnego Probsta, który zaprzęga go do wózka mleczarskiego, obok wielkiego psa.
Woźny - przed licytacją przygotowuje „kandydata”. Pożycza Kuntzowi swoją apaszkę, żeby poprawić jego prezentację. Jednak, kiedy oszustwo ten wychodzi na jaw. jest zły na siebie, a gniew wyładowuje na Wunderlim. Obrzuca go wyzwiskami, szarpie i na wszelkie sposoby okazuje swoją wzgardę.
Hänzli - Probst wygrał go na jednej z licytacji w gminie. Po trzech miesiącach Hanzli powiesił się, gdyż nie mógł wytrzymać upokarzających warunków i nieludzko ciężkiej pracy u mleczarza.
Mieszkańcy obecni na licytacji
Tödi Mayer - jest ślusarzem. Bierze czynny udział w licytacji. Proponuje niższą stawkę niż syn Kuntza, odbierając w ten sposób starcowi możliwość mieszkania z rodziną. Bardzo potrzebuje parobka, ale robi to też ze względu na czystą chęć zwycięstwa. To on podsuwa kolejne pomysły na sprawdzenie kandydata: pyta go o wiek i każe maszerować, by sprawdzić sprawność nóg. Kiedy odkrywa, że ubrania które ma na sobie „kandydat” nie należą do niego, awanturuje się, próbując wycofać się z licytacji lub wyłudzić od gminy jak największą sumę pieniędzy. Jego zachłanność sprawia, że przegrywa z Probstem, który wzbudza w nim strach i respekt.
Sprüngli - powroźnik, który prowadzi własny warsztat. Niedawno ożenił się z pewną wdową. Rozpoczyna licytację jednak szybko zostaje z niej wyłączony.
oberżysta z Mainau - bierze znikomy udział w licytacji. Ma jednak okrutne pomysły i traktuje Kuntza jak zwierzę wystawione na sprzedaż, m.in. chce zobaczyć stan jego uzębienia.
Wdowa Knaus - na licytację przyszła z ciekawości. Autorka zobrazowała jej sposób myślenia, który można uznać za charakterystyczny dla innych mieszkańców gminy. W pierwszym momencie wydawać się może, że wdowa ma rzeczywiście miłosierne serce. Jednak po chwili widać, że zależy jej wyłącznie na dopłacie, którą może otrzymać, a z przyjętego człowieka zamierza „wycisnąć” maksymalną ilość pracy. Przywołuje wspomnienie takich sytuacji, w której starcy zmarli, zanim gospodarz zdążył wydać wszystkie przekazane dla nich fundusze. Taki obrót sprawy wydaje się wdowie świetnym interesem.
Probst - jest mleczarzem. Znany z okrucieństwa i nieludzkiego traktowania ludzi „wygranych” na licytacji. Mieszkańcy gminy wiedzą, że jeden z jego pracowników Hänzli popełnił samobójstwo, prawdopodobnie ze względu na warunki, w jakich przyszło mu żyć u Probsta. U obecnych na licytacji ten tęgi, silny mężczyzna, o ponurym i zuchwałym spojrzeniu budzi respekt. Uważają go za swego rodzaju znawcę w sprawach oceny licytowanych starców. Tylko on potrafi zmusić nędzarzy do nieludzkiej pracy. Probst wie, że nazywany jest „katem”, ale zupełnie nie liczy się z tym faktem. Najważniejsza jest zimna kalkulacja zysków. Probst nakazuje Kuntzowi założyć uprząż, z którą, wraz z jego psem, będzie ciągnął mleczarski wózek.
Syn Kuntza Wunderlego - na licytację przybywa wraz z synem. Ma żonę i gromadkę dzieci. Ciężko pracuje, a i to starcza jedynie, by uniknąć skrajnej nędzy i głodu. Znacząco obniża proponowaną stawkę, jednak zostaje przelicytowany. Zrezygnowany odchodzi z gmachu kancelarii.
I inni: Kägi Tobiasz - właściciel piwiarni „Pod Zieloną Różą”, piekarz Lorche, Dödöli - właściciel winnicy, słodownik Wetliger Urban, kotlarz Kissling, Dörfli - ogrodnik, stolarz Leu Peter, rzeźnik Wallauer, Jan Blanc
Obraz poniżenia starego człowieka ( problematyka)
Licytacja nędzarza stanowi centrum dramatycznych wydarzeń Miłosierdzia gminy. Gmina Hottingen należy do bogatych szwajcarskich miejscowości. Istotnie obywatele z profesją czują się tu swobodnie. Tylko ci, którzy nie są w stanie sprostać stawianym wymaganiom, okazują się wyłączeni ze strefy dobrobytu. Nie należą do prawdziwego społeczeństwa. Funkcjonują w nim na innych zasadach. Żebracy przeszkadzają „szacownym” mieszkańcom, dlatego gmina wprowadziła zwyczaj przekazywania pewnej sumy na ich utrzymanie gospodarzom, którzy przyjmą ich pod swój dach. Kwota ustalana jest podczas upokarzającej licytacji.Takim licytowanym kandydatem, wyrzuconym poza nawias społeczeństwa jest Kuntz Wunderli. Człowiek jest od początku traktowany jak rzecz, trup, próchno. Kuntz stara się dobrze sprzedać, uśmiecha się, usiłuje wyprostować, pokazać, że „może być jeszcze dobrym narzędziem pracy”. Staje przed swoimi panami upokorzony, wycieńczony, w zbyt dużym ubraniu, nikt nie zwraca uwagi na łzy płynące z oczu starca.
Ale przedstawienie dopiero się rozpoczęło. Kuntz już wie, że jest tylko „przedmiotem na sprzedaż”, że jest przeliczany na pracę, którą jeszcze może wykonać. Rozpoczyna się sprawdzanie kandydata. Obecni mieszkańcy traktują starca jak zwierzę: dopytują się o wiek, sprawdzają uzębienie i sprawność. Schorowane ciało odmawia Kuntzowi posłuszeństwa. Z trudem wykonuje każdy ruch, ręką opada mu za każdym razem jak złamana gałąź, potrafi przejść tylko kilka kroków, trzymając w dłoniach obolałe kolana. Jego niedołęstwo to kolejny powód do śmiechu, kpin i szyderstwa. Wydawałoby się, że trudno o większe upokorzenie. A jednak... Starzec zauważa, że na sali obecny jest, wraz z wnukiem, jego syn. On również będzie brał udział w tej haniebnej licytacji. To wydaje się ponad siły starego ojca:
Nie słyszy śmiechu ludzkiego, nie słyszy nawet głosu pana radcy. Kuntz jest oceniany jako „marny towar”, jednak nie ma w tym dniu innego kandydata: –Anibym na to chuchro nie spojrzał, gdyby tu był inny- mówi jeden z bohaterów. Jeden z jego kolegów ripostuje: W domu i to się przyda. Teraz mieszkańcy starają się przedstawić Kuntza w jak najgorszym świetle: padają oskarżenia o pijaństwo. Wszystko po to, by wyłudzić jak największą dopłatę z gminy. W pewnym momencie do licytacji włącza się syn - jedyna nikła nadzieja staruszka, na spędzenie ostatnich lat życia wśród bliskich. Jednak młody człowiek zostaje przelicytowany i zostawia ojca, którego teraz może kupić każdy. Mieszkańcy zorientowali się, że Kuntz ma na sobie pożyczone ubranie. Rozkazują mu rozebrać się i staruszek staje w cienkiej, żebraczej koszuli.
Teraz dopiero zebranym ukazuje się cała wyjątkowa nędza zapadłych piersi i wychudzonych żeber kandydata. Wśród wyzwisk rozdrażnionego woźnego stoi przed publicznością zawstydzony, zgnębiony, odarty z uroku. Ciało makabrycznie wyniszczone nędzą i pracą ponad siły budzi w zgromadzonych obrzydzenie i śmiech. Kotlarz Kissling krzyczy: Ecce homo. Zebrani nie wiedzą skąd pochodzi zwrot, ale śmieją się mimo to. To skojarzenie z umęczonym Chrystusem jeszcze głębiej oddaje wielkość doznanego przez Kuntza upokorzenia. Teraz starzec nie ma szans wywrzeć dobrego wrażenia. Jego niedoszły właściciel jest zawiedziony i próbuje wycofać się z licytacji. Stary Wunderli czuje się odrzucony i poniżony.
Został zdegradowany do „niepotrzebnego śmiecia”, ciężaru, który zawadza i którego trudno się pozbyć, jest częścią tej „hołoty”, jak nazywa starców wdowa Knaus. Wtedy na salę wchodzi znany z okrucieństwa wobec starców Probst. Patrzy na Kuntza i ocenia ile może na nim zarobić. Wygrywa licytację. Stary Kuntz słucha kolejnych uderzeń laski, które przypieczętują licytację, jakby kij przybijający dzieło miłosierdzia gminy w niego miał uderzyć.. Zostaje zaprzęgnięty do mleczarskiego wózka, obok psa Probsta. Zupełnie odarty z człowieczeństwa.