Jeżeli twój telewizor, mikser lub laptop zepsuł się tuż po upływie gwarancji, to wiedz, że stałeś się kolejną ofiarą planowanego postarzania produktu. Ta filozofia firm odpowiada również za przepalone żarówki, oczka w rajstopach i niewymienialne baterie w komórkach.
Planowe postarzanie produktów to podobno tajna praktyka firm, które celowo wytwarzają towar słabej jakości. Chodzi o to, by kiedy produkt się zepsuje, klient wrócił po nowy egzemplarz, a fabryki nie miały przestojów.
Już w latach 20. XX w. w amerykańskiej prasie zaczęły pojawiać się opinie, że zbyt trwałe produkty oznaczają tragedię dla biznesu. W wyniku mechanizacji i wprowadzenia taśmy montażowej wyroby przemysłowe stały się powszechnie dostępne, a ich cena spadła. Jednak rynek szybko został nasycony i popyt na nowe produkty zmniejszył się. Tymczasem właściciele fabryk chcieli sprzedawać coraz więcej. Żeby to osiągnąć, celowo zmniejszyli trwałość własnych wyrobów.
Symbolem tej zmiany stały się żarówki. Jak pokazano w filmie dokumentalnym "Spisek żarówkowy". w 1924 r. najwięksi producenci (m.in. Phillips i Osram) zawarli tajne porozumienie o dwukrotnym skróceniu czasu życia żarówki. Od tego czasu standardem stało się 1000 godzin pracy żarówki, podczas, gdy w latach 20. XX w. świeciły one nawet 2,5 tys. godzin.
Inne przykłady planowanego postarzania produktu wymienione w filmie to drące się pończochy i rajstopy, drukarki odmawiające pracy po określonej liczbie wydrukowanych stron i iPod, w którym nie można wymienić baterii.
Piotr Koluch z Fundacji Pro Test potwierdza, że planowe postarzanie produktu rzeczywiście istnieje i jest powszechną praktyką. - Według niektórych naukowców do wzrostu gospodarczego potrzeba trzech czynników: dostępnego kredytu, reklamy i planowanego postarzania produktów - tłumaczy ekspert.
W PRL-u tak nie było
Planowe postarzanie produktu na Zachodzie rozwija się od dziesięcioleci. Do Polski przyszło wraz ze zmianą systemu. W gospodarce socjalistycznej zamiast nadmiaru towarów panował ciągły niedobór, dlatego starano się produkować urządzenia odporne na zniszczenia.
- Dawne urządzenia były bardziej trwałe, rzetelniej wykonane, ale technologicznie o wiele gorsze - mówi Koluch. - W Polsce do tej pory ludzie mają w domach urządzenia nawet 50-letnie, które się nie psują. Ale czasy takich produktów już minęły.
Ekspert twierdzi, że przejawy planowego postarzania produktu możemy zauważyć gołym okiem. - Jeżeli nowe urządzenia porównamy do starszych, możemy zauważyć, że metalowe części, na przykład łożyska, zamiast z metalu wykonano z plastiku, a zastosowane materiały są znacznie bardziej wątłe i kruche - mówi Koluch.
Sami tego chcemy
Nikogo nie trzeba przekonywać, że koszty postarzania produktów ponoszą konsumenci. Wystarczy zastanowić się choćby, jak często wymieniać musimy sprzęt AGD czy telefon komórkowy. Producenci i sprzedawcy na tym zarabiają, ale okazuje się, że klienci też mogą być zadowoleni.
- Zmieniła nam się mentalność. Teraz dążymy bez przerwy do nowinek. Nie wiem, czy chcielibyśmy korzystać z tego samego telewizora przez 30 lat - mówi Koluch. - Z drugiej strony świadomość konsumencka w Polsce jest żadna. Polacy kierują się ceną.
Innym kryterium, na które zwracają uwagę polscy konsumenci, są informacje dostępne w internecie. Nie zawsze jednak jest to wiarygodne źródło. - Portale służące do wymiany opinii o produktach są opanowane przez firmy PR, które wciskają nam ciemnotę - mówi Koluch. Jego zdaniem dobrym źródłem informacji są niezależne organizacje konsumenckie, które przeprowadzają testy produktów. Fundacja Pro Test należy do międzynarodowego stowarzyszenia, która zrzesza 49 państw.
Dobro konsumenta na szarym końcu
Z powodu planowego postarzania produktu cierpi środowisko naturalne. Zużyte urządzenia tworzą góry elektrośmieci, z którymi trzeba coś zrobić. Jak pokazuje "Spisek żarówkowy", bardzo często trafiają one do państw afrykańskich, gdzie zatruwają środowisko.
Ale ten problem dotyczy również naszego kraju. - W Polsce nie ma przemysłu utylizacyjnego, elektrośmieci są wyrzucane przed bloki - mówi Koluch.
Zdaniem eksperta dobrym rozwiązaniem byłoby, gdyby każdy producent odpowiadał za utylizacje swoich produktów. Byłby to również sposób na podniesienie jakości produkowanych urządzeń. - Producenci musieliby kalkulować, co im się bardziej opłaca, a utylizacja jest bardzo droga - mówi Koluch i przypomina, że biznes patrzy przede wszystkim na rachunek ekonomiczny. - Dla firm dobro konsumenta jest na ostatnim miejscu - podsumowuje.