1 蝧arska c贸rka



Andre Norton





Cesarska c贸rka












Prze艂o偶y艂a

Anna Wojtaszczyk


Tytu艂 orygina艂u

Imperial Lady



SCAN-dal




Wiersze do tej ksi膮偶ki wybra艂y艣my z ponadtysi膮cletniego okresu poezji chi艅skiej. Pochodz膮 one zasadniczo z dw贸ch 藕r贸de艂:





艁贸dka orchidei: Poetki Chin鈥


(鈥濼he Orchid Boat: Woman Poets of China鈥)


zredagowa艂 i przet艂umaczy艂 Kenneth Rexroth i Ling Chung.


New York, McGraw鈥揌ill, 1972.


Wyb贸r obejmuje cz臋艣膰 鈥濴amentu Hsi鈥揷hun鈥 (110 r. p.n.e) i 鈥濿iersz pisany na unosz膮cym si臋 czerwonym li艣ciu鈥 (dziewi膮ty wiek n.e.) Ts鈥欌搖i鈥損鈥檌n.


Wszystkie prawa zastrze偶one. Wykorzystano za zgod膮.


Copyright Harcourt Brace Jovanovich.






T艂umaczenia z chi艅skiego鈥


(鈥濼ranslations From the Chinese鈥)


Arthura Waley.


New York, Alfred A. Knopf, 1941.


Fragmenty pochodz膮 z wiersza z okresu dynastii T鈥檃ng; wierszy Wu鈥搕i o Li Fu鈥搄en; oraz z 鈥濲e艅ca鈥.


Wszystkie prawa zastrze偶one.


Wykorzystano za zgod膮.



Rozdzia艂 pierwszy


Mieni膮c si臋 偶ywym z艂otem i zieleni膮 w uko艣nych promieniach zimowego s艂o艅ca, ba偶ant poderwa艂 si臋 w 艣nie偶nej chmurze z ukrycia. Jednocze艣nie pani Srebrzysty 艢nieg unios艂a sw贸j 艂uk z drewna i rogu, wypu艣ci艂a strza艂臋. Ci臋偶ki ptak opad艂 w poszycie. Skin臋艂a g艂ow膮 i jeden z eskortuj膮cych j膮 ludzi ruszy艂, by go odszuka膰.

鈥 Wspania艂y strza艂, o najczcigodniejsza pani! 鈥 zawo艂a艂 stary kawalerzysta Ao Li g艂osem tak rubasznym, jak gdyby zwraca艂 si臋 do rekruta. 鈥 Nawet kobiety z plemienia Hiung鈥搉u鈥 pokornie b艂agam pani膮 o wybaczenie. Kobiety Hiung鈥搉u s膮 opryskliwe, mowa ich niepi臋kna, lecz po trzykro膰 czcigodna pani鈥 鈥 S艂owa zamar艂y mu na ustach, a jego ogorza艂a twarz poczerwienia艂a od wstydu.

Nikt z pozosta艂ych nie wiwatowa艂 na jej cze艣膰, jak zrobiliby to dla kt贸rego艣 ze swoich towarzyszy. Wszyscy byli starymi 偶o艂nierzami, walczyli jeszcze pod dow贸dztwem jej ojca, a teraz, w pobli偶u granic odwiecznych wrog贸w, Hiung鈥搉u, strzegli jego c贸rk臋.

W momencie gdy Srebrzysty 艢nieg podnios艂a w艂adcz膮 d艂o艅, Ao Li rzuci艂 si臋 z siod艂a do jej st贸p z poczuciem pal膮cego wstydu i l臋ku przed swoim genera艂em, kt贸ry m贸g艂 by膰 poha艅biony i os艂ab艂y, ale mimo to wci膮偶 jeszcze by艂 panem w swoim domu.

Pani Srebrzysty 艢nieg odwr贸ci艂a si臋, a jej okryte r臋kawicami d艂onie tak gwa艂townie 艣ci膮gn臋艂y cugle, 偶e kud艂aty kucyk z p贸艂nocy niemal stan膮艂 d臋ba. 艢nieg posypa艂 si臋 z jego szorstkiej grzywy i sier艣ci.

鈥 Wsta艅, prosz臋 鈥 rozkaza艂a, u艣miechem wybaczaj膮c mu przewinienie. 鈥 Jak偶ebym mog艂a si臋 obrazi膰? Twoje s艂owa oddaj膮 cze艣膰 mojemu panu i ojcu, kt贸ry mnie uczy艂. Czy nie m贸wiono mi zawsze, 偶e kobiety spoza Purpurowego Muru s艂ysz膮, co m贸wi膮 ptaki, i potrafi膮 zrozumie膰 znaczenie poskrzypywania kamieni i drewna, a najpot臋偶niejsze spo艣r贸d nich s艂ysz膮 nawet g艂osy cieni przedwcze艣nie zmar艂ych, wo艂aj膮cych ze swych grob贸w?

Jej oddech parowa艂, blada mgie艂ka na bia艂ym jadeitowym niebie, a stopy w haftowanych butach z grubego filcu dr臋twia艂y z zimna. Rumieniec p艂on膮cy na policzkach by艂 r贸wnie szkar艂atny jak krew ptaka, kt贸rego Ao Li podni贸s艂 i przytroczy艂 do siod艂a, wykonanego na mod艂臋 Hiung鈥搉u, kt贸rzy, aczkolwiek barbarzy艅cy, byli r贸wnie偶 bez w膮tpienia niezr贸wnanymi konnymi wojownikami.

Podczas gdy uroczy艣cie chwali艂a starego stra偶nika za zr臋czno艣膰, z jak膮 tropi艂 zwierzyn臋, i ocenia艂a pulchno艣膰 ba偶anta, kt贸rego zestrzeli艂 jej 艂uk, l偶ejszy i bardziej gi臋tki ni偶 te ze step贸w, r贸wnocze艣nie mruga艂a oczami, by powstrzymywa膰 艂zy 偶alu i gniewu na sam膮 siebie. By艂a niewdzi臋cznic膮. Syn Niebios m贸g艂 z 艂atwo艣ci膮 skaza膰 na 艣mier膰 za zdrad臋 ca艂膮 rodzin臋 jej ojca; bo je偶eli g艂owa domu zwr贸ci艂a si臋 ku z艂u, czy偶 ktokolwiek kiedykolwiek m贸g艂 zaufa膰 reszcie cia艂a? Jak dot膮d jednak 偶yli 鈥 ona i jej ojciec; 偶yli i nawet, na sw贸j spos贸b, byli zadowoleni. Czasami zreszt膮 udawa艂o jej si臋 zapomnie膰, 偶e egzystencj臋 sw膮 zawdzi臋czaj膮 jedynie kaprysowi, kt贸ry nawet kielich grzanego wina m贸g艂 zmieni膰 w 艣mier膰.

Zabrzmia艂 g艂os rogu, a po nim krzyk, tak szokuj膮co g艂o艣ny, 偶e Srebrzysty 艢nieg spodziewa艂a si臋 us艂ysze膰, jak z krystalicznym trzaskiem p臋kaj膮 spadaj膮ce z drzew sople. Ao Li oprzytomnia艂, jedn膮 r臋k膮 chwytaj膮c r臋koje艣膰 miecza, a drug膮 艣ci膮gaj膮c wodze swego kuca. Jego wierzchowiec zar偶a艂 w prote艣cie, kiedy je藕dziec zmusza艂 go do wej艣cia pomi臋dzy c贸rk臋 swego genera艂a, kt贸rej przysi膮g艂 broni膰 w艂asnym 偶yciem, a intruza.

Zobaczy艂a, jeszcze zanim poczu艂a, 偶e Ao Li pokornie dotyka rz臋du jej kuca. 鈥 Pani 鈥 odwa偶y艂 si臋 szepn膮膰. Stoj膮cy za ni膮 m臋偶czy藕ni napinali 艂uki i wyci膮gali miecze. Srebrzysty 艢nieg zadr偶a艂a, mimo okrywaj膮cych j膮 ciep艂ych sk贸r owczych. Wyjechali dzisiaj daleko 鈥 czy Hiung鈥搉u dojrzeli ich i zdecydowali si臋 na atak?

Odwr贸ci艂a si臋, by popatrze膰 w kierunku, kt贸ry palcem wskazywa艂 Ao Li. Zawsze uwa偶a艂a go za cz艂owieka bez trwogi, jednak teraz jego pokryta bliznami d艂o艅 dr偶a艂a.

Srebrzysty 艢nieg nasadzi艂a strza艂臋 na ci臋ciw臋 z wi臋ksz膮 nawet szybko艣ci膮 ni偶 przy zestrzeleniu ba偶anta. J臋kn臋艂a w duchu i ukradkiem rzuci艂a pe艂ne t臋sknoty spojrzenie na b艂yszcz膮cy, wygi臋ty grzbiet Wielkiego Muru. Mog艂a to by膰 鈥 pomy艣la艂a 鈥 ostatnia rzecz, jak膮 kiedykolwiek zobaczy. Poza nim znajdowa艂y si臋 r贸wniny i pewien rodzaj wolno艣ci, co niew膮tpliwie odkry艂 jej ojciec podczas lat swego wygnania. Mo偶e powinien by艂 tam zosta膰, mimo 偶e by艂a niegodn膮 imienia c贸rki niewdzi臋cznic膮 o艣mielaj膮c si臋 nawet tak pomy艣le膰. Bo chocia偶 zosta艂 pokonany i poha艅biony, to kapitulacja spowodowa艂a upadek ministr贸w w l艣ni膮cym Chang鈥檃n. Przez dziesi臋膰 lat pozosta艂 z tymi, kt贸rzy go pojmali, jak 偶a艂osny Li Ling, genera艂 i zdrajca. Podobnie jak genera艂 Chang Chien, kt贸ry mieszka艂 w艣r贸d Hiung鈥搉u, 偶eni艂 si臋, a nawet p艂odzi艂 potomstwo, a jednak i on kiedy艣 pierzchn膮艂 z powrotem do krainy Han. A teraz na zgrzanym, spienionym koniu zbli偶a艂 si臋 ku niej pos艂aniec, jakiego obawia艂a si臋 od dziesi臋ciu lat. A je偶eli przybywa艂 on z Chang鈥檃n, ze stolicy, gdzie S艂o艅ce Niebios zasiada艂 w chwale na Smoczym Tronie i og艂asza艂 edykty przeciwko tym domom, kt贸re uzna艂 za zdradzieckie? Mo偶e ten goniec dor臋czy艂 ju偶 szkar艂atny sznur jej ojcu i jecha艂 teraz rozkaza膰, by r贸wnie偶 i ona pozbawi艂a si臋 偶ycia? Czy cia艂o Chao Kuanga zwisa艂o teraz, stygn膮c, z ga艂臋zi drzewa, le偶a艂o pora偶one trucizn膮 lub krwawi艂o od ciosu mieczem? Przysi臋g艂a sobie, 偶e d艂ugo go nie prze偶yje; a wyboru tego wcale nie podyktowa艂a wola Syna Niebios.

Pomimo 偶elaznego opanowania, kt贸rego wcze艣nie si臋 nauczy艂a 鈥 najpierw jako dziecko, potem jako dziewczyna wychowywana przez ponurego, zranionego ojca 鈥 po policzku jej 艣ciek艂a jedna gor膮ca 艂za. Zmusi艂a si臋 do bezruchu, wpatruj膮c si臋 w step. Wielki Mur, stra偶nik Ch鈥檌n od czasu rz膮d贸w Pierwszego Cesarza, zwin膮艂 si臋 wok贸艂 tej krainy jak 艣pi膮cy smok. Ten grzbiet z kamienia i ubitej ziemi, wznosz膮cy si臋 ponuro ponad r贸wnin膮, wydawa艂 si臋 teraz blady, posrebrzony 艣wie偶ymi zaspami i kurzaw膮 przezroczystego 艣niegu, od kt贸rego matka pani Srebrzysty 艢nieg 鈥 zanim umar艂a z 偶alu i samotno艣ci 鈥 nada艂a imi臋 swojemu dziecku. Nie mia艂a te偶 偶adnych 偶yj膮cych braci. Wszyscy zgin臋li na granicy, maj膮c nadziej臋, 偶e zmaz膮 grzech ojca. By艂 markizem i genera艂em, kt贸ry zawi贸d艂 zaufanie Syna Niebios. Nie tylko podda艂 krwawi膮ce resztki armii wojownik贸w Han barbarzy艅com, ale kiedy to uczyni艂, o艣mieli艂 si臋 pozosta膰 przy 偶yciu.

Ao Li wykona艂 ostry gest, na kt贸ry pozostali bezzw艂ocznie zaszli j膮 z bok贸w. Srebrzysty 艢nieg rzuci艂a szybkie spojrzenie na starego, potem pr臋dko odwr贸ci艂a wzrok. Ca艂e jego 偶ycie podporz膮dkowane by艂o kodowi wojskowego pos艂uchu. Czy naprawd臋 o艣mieli艂by si臋 wyda膰 rozkaz, by zaatakowa膰 pos艂a艅ca Syna Niebios? Czy ona, c贸rka swego ojca, potrafi艂aby napi膮膰 艂uk przeciw takiemu cz艂owiekowi? Zbiera艂a si臋 na odwag臋, by rozkaza膰 Ao Li, 偶eby si臋 powstrzyma艂. Nast臋pnie wyda艂a cichy okrzyk. Jej oczy by艂y m艂odsze, bystrzejsze od oczu starego dow贸dcy oddzia艂u, chocia偶 teraz za膰mi艂y je 艂zy wdzi臋czno艣ci, kiedy spostrzeg艂a, 偶e je藕dziec, kt贸rego paruj膮cy ko艅 艣lizga艂 si臋 i potyka艂 podchodz膮c po 艣cie偶ce, nosi艂 sfatygowan膮 liberi臋 ludzi jej ojca. Wyci膮gn臋艂a d艂o艅 i dotkn臋艂a r臋ki Ao Li. Stary cz艂owiek szarpn膮艂 si臋 w ty艂, jak gdyby dotkn膮艂 roz偶arzonego w臋gielka. 鈥 Przyjaciel 鈥 powiedzia艂a p贸艂g艂osem i 艣ci膮gn臋艂a konia w ty艂, za swoj膮 eskort臋.

Je藕dziec ju偶 chcia艂 zej艣膰 z siod艂a i ukl臋kn膮膰, gdy zatrzyma艂o go warkni臋cie Ao Li. M艂odziutki jeszcze ch艂opiec o艣mieli艂 si臋 tylko na moment podnie艣膰 na ni膮 oczy. Nast臋pnie opu艣ci艂 spojrzenie na o艣nie偶on膮 ziemi臋, sk艂adaj膮c jej ho艂d stosowny bardziej dla Cesarzowej czy pierwszej 偶ony markiza ni偶 c贸rki 偶o艂nierza w nie艂asce.

Zm臋czony pos艂aniec ci臋偶ko 艂apa艂 hausty rzadkiego, zimnego powietrza, a nast臋pnie rozkaszla艂 si臋 tak, 偶e Srebrzysty 艢nieg obieca艂a sobie, 偶e jeszcze tego samego wieczora, razem ze s艂u偶膮c膮 Wierzb膮, sporz膮dz膮 napar z zi贸艂 przeciwko gor膮czce p艂ucnej.

鈥 Pro鈥 proklamacja鈥 edykt Syna Niebios鈥 鈥 Srebrzysty 艢nieg z trudem rozr贸偶nia艂a wyrzucane pomi臋dzy kaszlni臋ciami s艂owa. 鈥 Tw贸j najczcigodniejszy ojciec genera艂 wzywa鈥

鈥 Jedziemy! 鈥 Srebrzysty 艢nieg zaszokowa艂o to, jak ni贸s艂 si臋 w powietrzu jej czysty g艂os, kiedy odwr贸ci艂a si臋 plecami do Muru, pozostawiaj膮c za sob膮 pokrwawiony 艣nieg, na kt贸rym tak kr贸tko spoczywa艂y trofea jej polowania.


Tego dnia Srebrzysty 艢nieg i jej stra偶nicy zajechali daleko w poszukiwaniu zwierzyny. 艢ciskaj膮c boki konia, by jecha艂 szybciej, robi艂a sobie wyrzuty. Je偶eli go艣ci艂 w jej domu pos艂aniec Syna Niebios, ona jako pani tego domu powinna by膰 tam obecna i dopilnowa膰, 偶eby wszystko zosta艂o zrobione najlepiej jak mo偶na, by uczci膰 cz艂owieka Cesarza oraz by pokaza膰, 偶e chocia偶 byli lud藕mi P贸艂nocy, s艂u偶yli Smoczemu Tronowi wiernym sercem.

Gdyby jednak obowi膮zkowo siedzia艂a zawsze w domu, urz臋dnik z Chang鈥檃n musia艂by je艣膰 na obiad jakie艣 resztki. Dobrze, 偶e polowanie uwie艅czone zosta艂o sukcesem; tych kilka starzej膮cych si臋 kobiet, kt贸re pozosta艂y jeszcze na wewn臋trznych dziedzi艅cach, b臋dzie mog艂o przygotowa膰 uczt臋.

Kto wie 鈥 pomy艣la艂a, nagle znowu wstrz膮艣ni臋ta trwog膮 鈥 jakich stra偶nik贸w taki po艂udniowy pan rozes艂a艂 w艂asnym rozkazem? Tacy ludzie nawet w tej chwili mogli j膮 obserwowa膰. Dot膮d pilnie wypatrywa艂a w okolicy nieprzyjaci贸艂, ale teraz spu艣ci艂a oczy. Je偶eli w maj膮tku jej ojca jest go艣膰 ze stolicy, to ona musi przestrzega膰 wszystkich zasad i regu艂 post臋powania.

Obserwator 鈥 jak wiedzia艂a 鈥 m贸g艂 przypisa膰 jej nieobecno艣膰 stosownej skromno艣ci, w艂a艣ciwej niezam臋偶nej dziewczynie. Jakich s艂贸w u偶yliby jej Przodkowie czy Ksi臋ga Rytua艂贸w, by opisa膰 dziewcz臋, kt贸re szydzi艂o z odpowiedniego zachowania, a nawet nara偶a艂o na szwank samo dziewictwo, by je藕dzi膰 z 艂ukiem i polowa膰 jak nieokrzesany ch艂opiec? Mimo 偶e trudy 偶ycia zmusi艂y j膮 do zerwania z tradycj膮, wiedzia艂a, 偶e za wiele spraw sama jest odpowiedzialna. Mimo to Przodkowie mogliby krzywo patrzy膰 na jej zachowanie.

Ten nie znany jeszcze urz臋dnik m贸g艂 mie膰 czelno艣膰 podda膰 j膮 krytyce; jednak to dzi臋ki niej tego wieczora b臋dzie jad艂, a z nim wszyscy inni. Przodkowie nadal b臋d膮 czczeni.

Nie mog艂a im tak s艂u偶y膰 sama. Jako c贸rce, nie wolno jej by艂o pali膰 kadzid艂a i papierowych wizerunk贸w u o艂tarzy, by zwr贸ci膰 ich dostojn膮 uwag臋. Obs艂ugiwa膰 m贸g艂 ich tylko sam jej ojciec, zbyt okalecza艂y po latach sp臋dzonych w siodle i od starych ran, by teraz je藕dzi膰 na polowania; ale wystarczaj膮co czerstwy, by nauczy膰 swe jedyne pozosta艂e przy 偶yciu dziecko noszenia 艂uku, gry w szachy i my艣lenia oraz ch臋ci dzia艂ania w spos贸b, kt贸rego Mistrz Konfucjusz wcale by nie pochwala艂.

Pierwsza 呕ona Chao Kuanga wola艂a si臋 powiesi膰, ni偶 偶y膰 we wstydzie i ha艅bie, kiedy postanowiono, 偶e genera艂 nie b臋dzie ju偶 genera艂em ani markizem. Jej synowie, po trzykro膰 czcigodni bracia, wyjechali, 偶eby umrze膰, walcz膮c przeciw Khujandze. Jesienny Dym, druga 偶ona, brzemienna w chwili pojmania jej pana, pozosta艂a przy 偶yciu w nadziei, 偶e urodzi syna, kt贸rego pobo偶no艣膰 pewnego dnia mo偶e odkupi to, co utraci艂 jego ojciec. Jednak urodziwszy Srebrzysty 艢nieg, straci艂a nadziej臋 i 偶ycie. Pozostawi艂a swoj膮 c贸rk臋 z imieniem tak melancholijnym jak jej w艂asne. Takie dziecko bez trudu mog艂o zosta膰 porzucone, ale dzi臋ki mi艂o艣ci starej nia艅ki matki zosta艂o uratowane i wychowane.

Kiedy mia艂a dziesi臋膰 lat 鈥 to wi臋cej ni偶 wiek, w kt贸rym szlachetnie urodzona panienka powinna zosta膰 zamkni臋ta w pomieszczeniach niewie艣cich i nie opuszcza膰 ich, a偶 zostanie zaniesiona na sw贸j 艣lub 鈥 jej ojciec uciek艂 od Hiung鈥搉u. Plotki, kt贸re podr贸偶owa艂y szybciej ni偶 on sam, przypisywa艂y mu opuszczenie 偶ony (je偶eli tacy jak Hiung鈥搉u uznawali ten podstawowy zwi膮zek ludzki) oraz male艅kiego syna, wywo艂uj膮c w pomieszczeniach niewie艣cich strach o Srebrzysty 艢nieg. Jak zareaguje najszlachetniejszy (chocia偶 dekretem Cesarza ju偶 nim nie by艂) markiz i genera艂 Chao Kuang na wie艣膰, 偶e ma jedn膮 jedyn膮 c贸rk臋 i 偶e nie ma 偶adnych 偶yj膮cych syn贸w? Jej niania potrz膮sa艂a g艂ow膮, przestrzega艂a, wreszcie przedstawi艂a mu Srebrzysty 艢nieg. Jeszcze teraz pami臋ta, 偶e nie wybuchn臋艂a wtedy 艂kaniem chyba tylko cudem, zes艂anym przez niebo: jej ojciec bardziej przypomina艂 Przodka przywr贸conego do niepewnego 偶ycia ni偶 cz艂owieka. Opad艂 z niego ca艂y pe艂en mocy poz贸r, w艂a艣ciwy dla m臋偶czyzny. Jego broda i w艂osy przybra艂y srebrny kolor, a sute fa艂dy staro偶ytnej, wystrz臋pionej jedwabnej szaty, z ci臋偶kim futrzanym ko艂nierzem i podpink膮, pozapada艂y si臋 鈥 tak wychud艂y by艂 ten, kt贸ry je nosi艂.

O wi臋kszy nawet b贸l ni偶 utrata cia艂a i 偶ywotno艣ci przyprawia艂a go okula艂a noga, przez kt贸r膮 ta szalona ucieczka z Zachodu musia艂a sta膰 si臋 tortur膮. Blisko, pod r臋k膮, mia艂 hebanow膮 lask臋, a obok jedwabny zw贸j z pismami Mistrza Konfucjusza i mis臋 z 偶arem, z br膮zu misternie kut膮 w kszta艂t dwunastu g贸rskich szczyt贸w, wyk艂adan膮 cennymi metalami i karneolami 鈥 domowy skarb. Z misy unosi艂y si臋 delikatne smugi sosnowego zapachu bylicy; na zawsze ju偶 w umy艣le Pani Srebrzysty 艢nieg sprz臋g艂y si臋 te s臋kate i wytrzyma艂e sosny z ojcem i jego ci臋偶kimi przej艣ciami.

Nawet teraz, kiedy Srebrzysty 艢nieg podnios艂a jedn膮 zzi臋bni臋t膮 d艂o艅 i chuchn臋艂a na ni膮, przypomnia艂a sobie ciep艂o i aromat misy z 偶arem. Wtedy by艂a ona jedyn膮 jej pociech膮, kiedy podchodzi艂a drobi膮c ostro偶nie stopami, jeden kr贸ciutki krok za drugim, ze spuszczonymi oczami, ku cz艂owiekowi, kt贸ry siedzia艂 wyprostowany pomimo wy艣cie艂anych poduszek za plecami, jakby nieufny wobec ich mi臋kko艣ci. W tym momencie, jak gdyby zrz膮dzeniem dobrych bog贸w, z misy wylecia艂y iskry, a Srebrzysty 艢nieg, zapomniawszy o swojej starannie wystudiowanej pokorze, podnios艂a wzrok, by napotka膰 oczy, kt贸re natychmiast da艂y jej mi艂o艣膰 i zaufanie, tak jak mia艂y prawo narzuci膰 pos艂usze艅stwo. Ojciec wyci膮gn膮艂 r臋k臋 鈥 chud膮, ogorza艂膮, bez jednego palca 鈥 a ona pobieg艂a do niego.

Nie dbano odt膮d o nale偶yt膮 pow艣ci膮gliwo艣膰 i dystans: dziesi臋cioletnia Srebrzysty 艢nieg mia艂a by膰 wychowywana jak syn, kt贸rego ojcu brakowa艂o. Mia艂a si臋 uczy膰 polowania, gry w szachy, 艣piewu i 鈥 co by艂o najwi臋kszym zuchwalstwem 鈥 czytania oraz pisania wierszy.

Tak wi臋c nadal mieszka艂a na P贸艂nocy, blisko Wielkiego Muru. Le偶a艂y tam ich rodzinne maj膮tki, od czas贸w we mg艂ach gin膮cych rz膮d贸w Pi臋ciu Cesarzy; ale r贸wnie偶, zgodnie z tradycj膮, tam tak偶e usychali teraz z t臋sknoty inni banici.

P贸艂noc mo偶na by艂o uwa偶a膰 za wygnanie, ale Srebrzysty 艢nieg kocha艂a zawsze surow膮 urod臋 rodzinnego kraju, bezkresny obszar r贸wnin, kt贸ry narusza艂y tylko opieku艅czy Wielki Mur i mniej staro偶ytny, ale r贸wnie zniszczony dom jej przodk贸w. Teraz w膮t艂e promienie popo艂udniowego s艂o艅ca ukosem prze艣lizgiwa艂y si臋 po Murze, wzbudzaj膮c refleksy w 艣niegu i lodzie.

My艣la艂a o rozkazach, jakie po dziesi臋ciu latach milczenia przes艂a艂 im Syn Niebios. To, co ojciec opowiada艂 jej o Hiung鈥搉u, spowodowa艂o, 偶e Srebrzysty 艢nieg spogl膮da艂a poza ogromn膮 barier臋 bardziej z ciekawo艣ci膮 ni偶 z l臋kiem. Wiedzia艂a, 偶e poza ni膮 znajduje si臋 co艣 wi臋cej ni偶 tylko pustkowie bez ko艅ca, opanowane przez bezbo偶nych dzikus贸w, jedz膮cych mi臋so na surowo, nie k膮pi膮cych si臋 nigdy i torturuj膮cych cywilizowanych ludzi. Tak, poza tym Murem znajdowa艂y si臋 bezkresne obszary i otwarte przestrzenie 鈥 a tak偶e wolno艣膰 i utracony honor jej ojca.


Zanim pani Srebrzysty 艢nieg dotar艂a do staro偶ytnego zamku (jego stra偶nicy podstarzali 艂ucznicy, podrzemywali, kiedy jej grupa przeje偶d偶a艂a obok w ob艂oku 艣niegu i pary z oddech贸w), do maksymalnego wysi艂ku w r贸wnym stopniu zmusza艂y j膮 ch艂贸d i pragnienie, by by膰 pos艂uszn膮 ojcu i dowiedzie膰 si臋, co to za wie艣ci spowodowa艂y, 偶e ten najm艂odszy z cz艂onk贸w 艣wity ryzykowa艂 艣mier膰, by w takim po艣piechu wezwa膰 j膮 z powrotem. Dygoc膮c z zimna i podniecenia skr臋ci艂a za ostatni r贸g 鈥 obok pustego miejsca, z kt贸rego tajemniczo ostatniej zimy zgin膮艂 nefrytowy pos膮g, obok muru, na kt贸rym malowid艂a p艂owia艂y od co najmniej dw贸ch pokole艅 鈥 by dotrze膰 nareszcie do swego w艂asnego male艅kiego podw贸rca.

Niania Srebrzystego 艢niegu skwapliwie pochwyci艂a j膮 r臋kami, kt贸re wygl膮da艂y jak ptasie 艂apy, by poci膮gn膮膰 j膮 w kierunku najg艂臋biej po艂o偶onego pokoju, gdzie oczekiwa艂y na ni膮 ogie艅, paruj膮ca woda oraz szaty, by膰 mo偶e znoszone, ale z pewno艣ci膮 ciep艂e i pedantycznie czyste.

Kiedy jednak stara kobieta chcia艂a j膮 rozebra膰, Srebrzysty 艢nieg ubieg艂a j膮.

鈥 Stara matko, ta us艂uga 鈥 i taka szybko艣膰, pomy艣la艂a 鈥 to dla ciebie za wiele. Gdzie moja dziewczyna, Wierzba?

鈥 Jest tam, na zewn膮trz. 鈥 Staruszka wskaza艂a w kierunku podw贸rca. Pomimo starannego ustawienia wyblak艂ych parawan贸w, otwarte drzwi wpuszcza艂y lodowaty przeci膮g i widok wieczornego nieba, kt贸re sta艂o si臋 tak fioletowe jak wiosenne szaty pierwszej konkubiny.

Niania wykona艂a gest chroni膮cy przed z艂ym urokiem. Gdyby staruszka nie by艂a a偶 tak wiekowa, prawie jak babcia dla Srebrzystego 艢niegu, mog艂aby jej da膰 klapsa.

鈥 Tw贸j brak zaufania to g艂upota 鈥 znalaz艂a spos贸b na 艂agodn膮 wym贸wk臋. 鈥 Od dziesi臋ciu lat, odk膮d tylko m贸j ojciec j膮 kupi艂, Wierzba obdarza mnie pe艂n膮 oddania lojalno艣ci膮 i doskona艂膮 obs艂ug膮.

Staruszka uk艂oni艂a si臋 鈥 r臋ce mia艂a wy艂adowane ci臋偶kim, podbitym i obszytym futrem p艂aszczem Srebrzystego 艢niegu 鈥 i wymamrota艂a co艣, bez w膮tpienia zwyk艂e plotki o Wierzbie.

鈥 Znowu jakie艣 g艂upoty 鈥 powiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Babskie gadanie. Dlaczego ta dziewczyna mia艂aby si臋 zwr贸ci膰 przeciw domowi, kt贸ry uratowa艂 jej 偶ycie? 鈥 Sprawdzi艂a palcem k膮piel. 鈥 Ta woda jest chyba za zimna. Przynie艣 jeszcze kocio艂ek wrz膮tku, a potem zostaw mnie sam膮. Nienawyk艂a do maniery wielkiej damy, jak膮 ostatnio przybra艂a jej wychowanka, kobieta uk艂oni艂a si臋 i umkn臋艂a. Srebrzysty 艢nieg, kieruj膮c si臋 ku swej s艂u偶膮cej, niezr臋cznie grzeba艂a przy zapi臋ciach swej sukni odr臋twia艂ymi palcami, w kt贸rych nap艂ywaj膮ce do nich ciep艂o i krew powodowa艂y mrowienie. Tu偶 za parawanem kl臋cza艂a Wierzba, niepomna, jak si臋 zdawa艂o, na zimno. Nawet sk膮pe 艣wiat艂o od ognia pozwala艂o dostrzec rudy przepych d艂ugich w艂os贸w Wierzby, kt贸re mia艂y ten sam kolor co lisica, z kt贸r膮 wydawa艂a si臋 teraz trajkota膰 cichym skomleniem i kr贸tkim poszczekiwaniem. Tak stajenni porozumiewaj膮 si臋 ze swoimi ko艅mi, a dzieci ze wszelkiego rodzaju zwierzakami. Na ziemi le偶a艂 okrawek mi臋sa zaoszcz臋dzony z obiadu Wierzby.

Srebrzysty 艢nieg, wy膰wiczona w sztuce 艂owieckiej, umia艂a podkrada膰 si臋 bezszelestnie w swoich ci臋偶kich filcowych butach. Lis i s艂u偶膮ca oboje us艂yszeli j膮 jednak i zamarli, jakby byli gonion膮 zwierzyn膮. Wierzba odwr贸ci艂a si臋 ku niej twarz膮. Na twarzy jej b艂ysn膮艂 l臋k. Zal艣ni艂 w niesamowitych zielonych oczach, kt贸re na r贸wni z rudymi w艂osami powodowa艂y, 偶e ciemnow艂osi, ciemnoocy Hanowie os膮dzali j膮 jako nieprawdopodobnie brzydk膮, jako prawdziwy wizerunek jednego z przejmuj膮cych groz膮 lisoduch贸w 鈥 uprzedzenie, kt贸re Srebrzysty 艢nieg zawsze surowo pot臋pia艂a.

鈥 M艂odsza siostro, zbierz wie艣ci, jakie b臋dziesz mog艂a, ale sko艅cz szybko. Potrzebuj臋 ci臋. 鈥 Srebrzysty 艢nieg m贸wi艂a cicho i z u艣miechem, ale g艂os jej brzmia艂 stanowczo.

Zupe艂nie jakby mog艂y si臋 nawzajem zrozumie膰, Wierzba i lisica wymieni艂y mi臋dzy sob膮 skomlenie. Lisica zaszczeka艂a, pow臋szy艂a w powietrzu, chwyci艂a z臋bami mi臋so i uciek艂a. Powoli, niezgrabnie Wierzba podnios艂a si臋, nie spuszczaj膮c swoich zielonych oczu z miejsca, gdzie znikn臋艂o zwierze. Nast臋pnie kulej膮c podesz艂a obs艂u偶y膰 swoj膮 pani膮.

鈥 Gdyby艣 nie urodzi艂a si臋 ze zniekszta艂con膮 stop膮 鈥 zamrucza艂a Srebrzysty 艢nieg bardziej do siebie ni偶 do dziewczyny 鈥 to czy zosta艂aby艣 ze mn膮, czy te偶 chcia艂aby艣, jak m贸wi膮 plotki, zmieni膰 w艂asn膮 sk贸r臋 i odbiec ze swoj膮 siostr膮 lisic膮?

My艣la艂a, 偶e m贸wi zbyt cicho, by ktokolwiek j膮 us艂ysza艂, ale nie wzi臋艂a pod uwag臋 zdradliwego nocnego wiatru i nadnaturalnej ostro艣ci s艂uchu Wierzby. Dziewczyna delikatnie rozlu藕ni艂a palce Srebrzystego 艢niegu na zapi臋ciach sukni. Jej w艂asne d艂onie by艂y ciep艂e, a nawet gor膮ce. By艂a to nast臋pna przywara, jak膮 zarzuca艂a jej s艂u偶ba, bo przecie偶 wszystkim by艂o wiadomo, 偶e krew u lis贸w 鈥 i lisoduch贸w 鈥攋est rozpalona w wy偶szym stopniu ni偶 u zwyk艂ych kobiet. Taka bzdura, w po艂膮czeniu z rudymi w艂osami Wierzby i jej zr臋czno艣ci膮 w post臋powaniu z ma艂ymi dzikimi stworzeniami, spowodowa艂a, 偶e niemal j膮 zabito, zanim naby艂 j膮 ojciec Srebrzystego 艢niegu. Od tego czasu z oddaniem s艂u偶y艂a domowi. Jak zawsze, Srebrzysty 艢nieg odpr臋偶y艂a si臋 pod zwinnym, ciep艂ym dotkni臋ciem r膮k swojej s艂u偶膮cej.

艁zy splami艂y futro Srebrzystego 艢niegu.

鈥 Kiedy tw贸j ojciec kupi艂 mnie, 偶ebym by艂a twoj膮 s艂u偶膮c膮, uratowa艂 mnie przed 艣mierci膮, jako lisa lub jako wybrakowan膮 niewolnic臋 jakiego艣 handlarza zabiliby mnie od r臋ki albo nieco p贸藕niej. Jak偶ebym mia艂a ciebie kiedykolwiek opu艣ci膰鈥 nawet gdybym by艂a bez skazy i mog艂a biega膰 z mymi siostrami 鈥瀙o futrze鈥濃 kiedy winna ci jestem moje w艂asne 偶ycie? 鈥 zapyta艂a Wierzba. 鈥 Chocia偶 鈥 doda艂a, a oczy jej b艂yszcza艂y niewypowiedzian膮 emocj膮 鈥 by膰 mo偶e, to ty mnie opu艣cisz.

Jej 艂zy obesch艂y r贸wnie szybko, jak pop艂yn臋艂y. Kulej膮c, Wierzba przynagli艂a swoj膮 pani膮 do przej艣cia przez pok贸j. Mog艂y spokojnie by膰 bliskimi siostrami, a nie pani膮 i s艂u偶膮c膮. Wierzba 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 po prostu nie mog艂a by膰 lisoduchem, poniewa偶, jak wszyscy wiedz膮, lisoduchy nie potrafi膮 kocha膰.

鈥 Ja, opu艣ci膰 ciebie? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg. Odetchn臋艂a g艂臋boko, by zd艂awi膰 budz膮ce si臋 podniecenie. Trzeba przywo艂a膰 li i chih 鈥 atrybuty zasad post臋powania i m膮dro艣ci, kt贸re, jak zaleca艂 Mistrz Konfucjusz, by艂y konieczne, je偶eli mia艂o si臋 osi膮gn膮膰 chung yung, to zachowanie pogodne i niezmienne, do kt贸rego ka偶da przyzwoita osoba musi d膮偶y膰, by w ko艅cu sta艂o si臋 jej w艂asnym sposobem bycia. Musi si臋 po艣pieszy膰, by pos艂ucha膰 wezwania swojego ojca, to prawda; ale nie mo偶e po艣piesznie pojawi膰 si臋 w jego obecno艣ci, jak kto艣 niew艂a艣ciwie wyszkolony w dostojnej metodzie li.

鈥 By膰 mo偶e 鈥 powiedzia艂a Wierzba, d艂ugimi rz臋sami zas艂aniaj膮c te zielone oczy, w g艂臋bi kt贸rych zawsze roi艂y si臋 psotne iskierki. Rzeczywi艣cie, gdyby by艂a zwyk艂膮 mieszkank膮 wewn臋trznych podw贸rc贸w, 藕le czu艂aby si臋 w obecno艣ci Wierzby. Tak, od momentu kiedy jedna zobaczy艂a drug膮, by艂y jak siostry.

鈥 Tw贸j najczcigodniejszy ojciec przyj膮艂 dzi艣 pos艂a艅c贸w z Chang鈥檃n. 鈥 Wierzba rozwi膮za艂a ci臋偶k膮, podzielon膮 sp贸dnic臋 do konnej jazdy i zdj臋艂a j膮 ze szczup艂ego cia艂a swojej pani.

Srebrzysty 艢nieg skin臋艂a g艂ow膮, potem wesz艂a do nasyconej zio艂ami wody w k膮pieli. Dzi臋ki polowaniu zapewni艂a przysmaki na spodziewan膮 uczt臋. Musi si臋 wyk膮pa膰 i ubra膰 szybko, nast臋pnie po艣pieszy膰 do kuchni i sali bankietowej, zobaczy膰, czy wszystko zosta艂o przygotowane jak wypada, godnie markiza 鈥 nawet je偶eli zosta艂 zdegradowany.

鈥 Przywie藕li proklamacj臋 鈥 ci膮gn臋艂a dalej Wierzba.

鈥 Tyle si臋 domy艣li艂am 鈥 powiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg. Wklepywa艂a gor膮c膮 wod膮 w swoj膮 wysuszon膮 od wiatru twarz, podczas gdy Wierzba podawa艂a wonne olejki. Zaprawd臋 musi to by膰 niezwyk艂a okazja, je偶eli Wierzba i jej stara niania porozumia艂y si臋, by uszczkn膮膰 nieco ze starannie przechowywanych perfum z czas贸w jej matki. Od艣wie偶ona i odpr臋偶ona zapyta艂a: 鈥 Sk膮d wiesz wi臋cej?

鈥 Od mojej siostry 鈥 wyszepta艂a Wierzba. W u艣miechu ukaza艂a bia艂e z臋by i wykona艂a szybki ruch g艂ow膮. Przez moment bardzo przypomina艂a zwierzaka, z kt贸rym wcze艣niej zabawia艂a si臋 przed drzwiami pokoju. Srebrzysty 艢nieg wsta艂a i Wierzba owin臋艂a j膮 ciep艂膮 szat膮. Nie by艂o potrzeby obawia膰 si臋 Wierzby. Je偶eli ta dziewczyna potrafi艂a obr贸ci膰 plotk臋 w 偶art, 偶eby wywo艂a膰 u艣miech swojej pani, to tylko podwy偶sza艂o jej warto艣膰. Je偶eli by艂a niezwykle zr臋czna w nawi膮zywaniu przyja藕ni ze zwierz臋tami, no to co? Taki talent to dar. Sama Srebrzysty 艢nieg, kiedy wyje偶d偶a艂a konno, 艣wiadoma by艂a obecno艣ci ma艂ych stworzonek, kt贸re zdawa艂y si臋 j膮 obserwowa膰 z ciekawo艣ci膮.

鈥 Co powiedzia艂a ci twoja siostra? 鈥 Srebrzysty 艢nieg odwr贸ci艂a si臋 znowu, dostosowuj膮c si臋 do Wierzby, podczas gdy ta rozczesywa艂a jej d艂ugie czarne w艂osy, tak proste i delikatne w 艣wietle lampy, jak w艂osy Wierzby by艂y rude i faluj膮ce. Spojrza艂a w lusterko, kt贸re s艂u偶膮ca dla niej trzyma艂a, w wyg艂adzony do po艂ysku kr膮偶ek ze srebra, z wyrytymi na brzegach 偶yczeniami szcz臋艣cia. By艂a to jedyna rzecz pozosta艂a z dawnego 偶ycia Wierzby, jak膮 przynios艂a ze sob膮 do domu Srebrzystego 艢niegu. Uwa偶a艂a j膮 za skarb.

Przez moment pok贸j za jej plecami 鈥 ma艂y, sfatygowany, ale znajomy i bardzo kochany 鈥 falowa艂, nap艂yn膮艂 podmuch wiatru, kt贸ry zag艂uszy艂 ciche, codzienne odg艂osy kobiet pracuj膮cych w艣r贸d kobiet; zamruga艂a oczami i zobaczy艂a ponownie dam臋 cesarstwa Han o 艣mietankowej cerze, du偶ych, g艂臋boko osadzonych oczach kszta艂tu migda艂贸w, brwi, kt贸rym nie trzeba by艂o depilacji, by ukszta艂towa膰 je w skrzyd艂a 膰my, male艅kie usta. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, niemile zaskoczona t膮 niestosown膮 pr贸偶no艣ci膮.

鈥 S艂ysza艂y艣my 鈥 Wierzba ponownie wsun臋艂a lusterko do jego ochronnego woreczka z jedwabiu 鈥 偶e ukochana Pierwsza Konkubina Syna Niebios umar艂a w po艂ogu.

Srebrzysty 艢nieg skin臋艂a g艂ow膮, ubieraj膮c si臋 ostro偶nie, pe艂na obaw za ka偶dym razem, kiedy nosi艂a ten cienki, staro偶ytny str贸j, 偶e podrze go i nie da si臋 go ju偶 naprawi膰. Nawet tak daleko na P贸艂nocy ludzie op艂akiwali t臋 wielce czcigodn膮 dam臋, kt贸ra by艂a tak odwa偶na, 偶e raz, kiedy tygrys zerwa艂 si臋 z uwi臋zi, wysz艂a przed Cesarza i sta艂a przed nim, dop贸ki nie da艂o si臋 z powrotem bestii zwabi膰 do klatki.

鈥 Czy ten kupiec futer, kt贸ry przyby艂 przy ostatnim ksi臋偶ycu 鈥 ci膮gn臋艂a dalej Wierzba 鈥 nie m贸wi艂, 偶e podczas 偶a艂oby Syn Niebios odes艂a艂 wszystkie inne swoje damy do ich dom贸w? Chocia偶 wszyscy jego ministrowie i poeci wychwalali g艂臋bi臋 jego 偶a艂oby, nasta艂a bieda dla kupc贸w, kiedy nie by艂o ju偶 komu oferowa膰 jedwabi ani futer za Feniksowymi parawanami.

To prawda 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 偶e gdy zabrak艂o dam, kt贸re kupowa艂y jedwabie, 偶膮da艂y klejnot贸w, haft贸w i delikatnych potraw, ucierpieli ci, kt贸rzy ich dostarczali. A jak偶eby nie? Ale ja sama jestem biedna. C贸偶 takiego dziwnego jest w biedzie? Przecie偶 serce s艂usznie post臋puj膮cego cz艂owieka nie musi cierpie膰, nawet je艣li jego miseczka na ry偶 jest niemal pusta. Konfucjusz mia艂 wiele do powiedzenia na ten temat, to wiedzia艂a. Czy偶 pogoda jej ojca, mimo ran i niewoli, nawet w biedzie i nie艂asce, nie dowodzi艂a s艂uszno艣ci takiego pogodzenia si臋 z faktami?

鈥 Czy wiedzia艂a艣 鈥 szepta艂a Wierzba chytrze w ucho, kt贸re, jak upewnia艂o Srebrzysty 艢nieg jej lusterko, by艂o tak r贸偶owe i delikatne jak rzadkie muszle z dalekich m贸rz 鈥 偶e Syn Niebios napisa艂 wiersz o swojej pani, zanim wezwa艂 czarodziej贸w?

Pojedyncza bransoletka ze starego bia艂ego jadeitu brz臋kn臋艂a o kuferek z laki, przed kt贸rym siedzia艂a Srebrzysty 艢nieg. Na t臋 my艣l przeszed艂 j膮 silniejszy dreszcz ni偶 od zimowego wiatru.

鈥 Cesarz wezwa艂 czarodziej贸w? 鈥 wyszepta艂a. 鈥 Szybciej! Ju偶 zbyt d艂ugo oci膮gam si臋 z wype艂nieniem woli ojca.

鈥 Wybacz mi, Starsza Siostro 鈥 powiedzia艂a Wierzba 鈥 ale wol臋 zb艂膮dzi膰 przez to, 偶e ci臋 op贸藕ni臋, ni偶 偶eby艣 zas艂ab艂a na p艂uca. Daleka kuzynka mojej siostry 鈥瀙o futrze鈥 鈥 tu znowu Wierzba u艣miechn臋艂a si臋 i b艂ysn臋艂a ku swojej pani tym niesamowitym podobie艅stwem do lisicy 鈥 siedzia艂a na zewn膮trz dziedzi艅ca Cesarza w Chang鈥檃n i st膮d s艂ysza艂a, jak m贸wi艂:


Umilk艂 szelest jej jedwabnej sp贸dnicy.

Na marmurowym chodniku ro艣nie py艂.

Jej pusty pok贸j jest zimny i cichy.

Opad艂e li艣cie gromadz膮 si臋 pod drzwiami.

Gdy t臋skni臋 za t膮 urocz膮 dam膮,

Jak mi ukoi膰 udr臋czone serce?


Srebrzysty 艢nieg do艂膮czy艂a do Wierzby w westchnieniu z g艂臋bi serca.

鈥 Przepi臋kne 鈥 szepn臋艂a 鈥 i takie melancholijne. Ale dlaczego on wezwa艂 czarodziej贸w?

鈥 呕eby j膮 przywo艂ali z powrotem. 鈥 Jedna z rudych, poziomych brwi Wierzby wygi臋艂a si臋, jak gdyby mia艂a swoj膮 w艂asn膮 opini臋 o takich czarodziejach i podobnych sprawach. 鈥 To, co oni mamrocz膮, to najcz臋艣ciej same g艂upoty. Tao dzieje si臋 tak, jak si臋 dzieje; a my, ludzie i zwierz臋ta, rodzimy si臋 i umieramy. Ale przecie偶 Syn Niebios jest wszechm膮dry; tak wiec zawezwa艂 swoich czarodziej贸w, kt贸rzy do艂o偶yli wszelkich stara艅 鈥 jak ludzie, kt贸rzy paraj膮 si臋 takimi rzeczami. W ko艅cu tylko jeden czarodziej wywo艂a艂 cie艅鈥 zaledwie migotanie鈥 na tle jedwabnej kotary.

Wtedy Syn Niebios zap艂aka艂 i wykrzykn膮艂:


Jest czy nie?

Stoj臋 i patrz臋.

Szmer, szelest jedwabnej sp贸dnicy.

Jak偶e wolno nadchodzi!


鈥 Je偶eli nadal b臋d臋 zwleka膰, m贸j czcigodny ojciec powie o mnie co艣 gorszego ni偶 to! 鈥 zawo艂a艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Czy sko艅czy艂a艣 ju偶 z moimi w艂osami, czy nie? I czy b臋dziesz mnie tu dalej zatrzymywa膰, ty leniwa dziewczyno, 偶ebym s艂ucha艂a niem膮drych wie艣ci, kt贸re wyrywasz lisom z pyska?

Wierzba roze艣mia艂a si臋, ods艂aniaj膮c bia艂e z臋by, a kiedy odrzuci艂a w ty艂 g艂ow臋, pokaza艂a swoje silne gard艂o, tak bia艂e jak futrzana gwiazdka na piersi u lisa.

鈥 Oto, Starsza Siostro, moja najwa偶niejsza nowina. Po licznych 艂zach, jeszcze liczniejszych wierszach i wi臋kszej ilo艣ci pomnik贸w, ni偶by si臋 komukolwiek chcia艂o zliczy膰, Syn Niebios zgodzi艂 si臋 wybra膰 nast臋pn膮 Znamienit膮 Konkubin臋, a mo偶e nawet wi臋cej ni偶 jedn膮.

D艂o艅 Srebrzystego 艢niegu pow臋drowa艂a do gard艂a.

鈥 Ale偶 ja jestem dzieckiem zha艅bionego鈥 鈥 Potem wzi臋艂a g艂臋boki, dr偶膮cy oddech. 鈥 Och, ale czeg贸偶 bym nie mog艂a dokona膰, gdybym zosta艂a faworyt膮! Czeg贸偶 bym nie zrobi艂a dla mojego ojca? Obdarzenie 艂ask膮, przywr贸cenie jego tytu艂贸w i honoru, mo偶e鈥 鈥 Jej my艣li unios艂y si臋 tak wysoko jak ksi臋偶yc nad g艂owami, gdzie mieszkaj膮ca na tej planecie pani z pewno艣ci膮 zobaczy艂a je i u艣miechn臋艂a si臋 鈥 Czy my艣lisz鈥

鈥 My艣l臋 鈥 przerwa艂a Wierzba 鈥 偶e wielu innym damom marzy si臋 ten sam sen tej nocy. Jednak to, co ci pokazuje lustro, zw艂aszcza moje, to prawda. Jeste艣 bardzo pi臋kna, Starsza Siostro. Jednak Komnata 艢wietno艣ci pe艂na b臋dzie najpi臋kniejszych dam z Pa艅stwa 艢rodka. A wiele z nich b臋dzie mia艂o klejnoty i stroje, kt贸re przewy偶sz膮 blaskiem twoje, tak jak twoje oczy przewy偶szaj膮 moje鈥 Pani 鈥 podj臋艂a Wierzba powa偶niej 鈥 pos艂aniec przyby艂, rozmawia艂 z twoim ojcem i zosta艂a艣 wezwana. To wszystko. M贸wi臋 ci z ca艂ego serca, co wiem na pewno. Id藕, dowiedz si臋 reszty.

Nagle oczy Srebrzystego 艢niegu zab艂ys艂y i chocia偶 ogarn臋艂a j膮 trwoga, zmusi艂a si臋 do 艣miechu.

鈥 S艂ysz臋 i natychmiast jestem pos艂uszna, o Starsza Siostro 鈥 powiedzia艂 Wierzbie, kieruj膮c si臋 do gabinetu swojego ojca.



Rozdzia艂 drugi


艢piesz膮c poprzez mro藕ny podw贸rzec, Srebrzysty 艢nieg zadowolona by艂a ze swego stroju: jedwabna spodnia szata z wysokim, skromnym at艂asowym ko艂nierzem, sp艂ywaj膮ca do obr膮bka, kt贸ry ukrywa艂 nawet czubeczki jej pantofli, i zwierzchnia, o d艂ugich r臋kawach opadaj膮cych na d艂onie. W nocnym powietrzu nios艂a si臋 wrzawa uczty. Chocia偶 sama mo偶e nie zobaczy urz臋dnik贸w, kt贸rzy przywie藕li edykty Cesarza jej ojcu, b臋dzie musia艂a p贸藕niej nadzorowa膰 zza parawan贸w bankiet.

Strumyk, zaprojektowany tak, by wp艂ywa艂 do sadzawki w obr臋bie ojcowskiego podw贸rca, ucich艂 i zamarz艂. Pochyla艂y si臋 nad nim s臋kate sosny, sypi膮c ciemnymi, wonnymi ig艂ami na 艣nieg, kt贸ry srebrzy艣cie b艂yszcza艂 w 艣wietle lampy z pokoju ojca. Wspinaj膮c si臋 na 艣liskie, drewniane stopnie zwolni艂a tyle, 偶eby ustrzec si臋 od potkni臋cia o d艂ugie, pow艂贸czyste szaty, a tak偶e by osi膮gn膮膰 ten a偶 do przesady skromny, p艂ynny krok, jaki Ksi臋ga Rytua艂贸w zaleca艂a dla dziewic. Przy rze藕bionych o艣cie偶nicach gabinetu ojca zatrzyma艂a si臋 zdumiona.

Znajomy i bardzo jej bliski aromat sosny i kadzid艂a unosi艂 si臋 ze wspania艂ej, 艣wie偶o wypolerowanej misy na 偶ar.

Jej ojciec, zwykle tak zapobiegliwy, musia艂 rozkaza膰, by zapalono wszystkie dwana艣cie 艣wiate艂 w kr臋conych ramionach najwi臋kszej lampy w domu. W mgie艂ce kadzid艂a i aureoli 艣wiat艂a siedzia艂 sam Chao Kuang. Srebrzysty 艢nieg sk艂oni艂a si臋 g艂臋boko, tyle偶 z mi艂o艣ci, co z dobrego wychowania, zanim spojrza艂a w g贸r臋.

Chao Kuang ubrany by艂 w swoj膮 najwspanialsz膮 tunik臋, utkan膮 z czerwieni i b艂臋kitu, ze znakami szcz臋艣cia, przytwierdzonymi po prawej stronie za pomoc膮 pi臋ciu z艂otych guzik贸w. Na wierzch mia艂 naci膮gni臋ty szeroki cynobrowy pas (przywilej, jaki kiedy艣 nada艂 mu 鈥 z niewyja艣nionych powod贸w nigdy nie odebra艂 鈥 Syn Niebios). D艂ugie r臋kawy szaty ojca opada艂y na jego d艂onie, kryj膮c blizny i brakuj膮cy palec. Mimo 偶e pok贸j by艂 dobrze ogrzany, szyj臋 otula艂 szeroki sobolowy szal, a p艂aszcz mia艂 podbity b艂amami tego samego cennego futra. Nie by艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e Chao Kuang starannie odzia艂 si臋 z takim przepychem na przyj臋cie urz臋dnika, przed kt贸rym nie chcia艂 ujawni膰 ub贸stwa swego domu.

Opiera艂 si臋 teraz o wypchane poduszki, trzymaj膮c d艂ug膮 na dwie stopy wi膮zk臋 cienkich drewnianych pask贸w, na kt贸re tuszem naniesiono delikatne znaki. To musi by膰 edykt Cesarza! Zwisa艂y z niego roz艂amane piecz臋cie, ta najwa偶niejsza nosi艂a signum samego Cesarza.

Srebrzysty 艢nieg wzi臋艂a g艂臋boki oddech i niespokojnie czeka艂a, a偶 ojciec przem贸wi.

鈥 Siadaj, c贸rko. 鈥 Chao Kuang wskaza艂 na poduszk臋. Srebrzysty 艢nieg opu艣ci艂a si臋, uk艂adaj膮c szat臋 w stosowne fa艂dy. Ponownie o艣mieli艂a si臋 podnie艣膰 wzrok.

鈥 Nie w膮tpi臋, 偶e w niewie艣cich pomieszczeniach przys艂uchiwa艂a艣 si臋 pog艂oskom 鈥 zauwa偶y艂 ojciec, ale nie marszczy艂 brwi z niezadowolenia. 鈥 Najwi臋cej trajkotaniu Lisiczki; ale nawet lis, je偶eli b臋dzie szczeka艂 wystarczaj膮co d艂ugo, mo偶e raz w 偶yciu wyrzec s艂owa prawdy.

Czy Chao Kuang s艂ysza艂, jak kobiety plotkuj膮 o Wierzbie? Srebrzysty 艢nieg tak cz臋sto zadawa艂a sobie pytanie, czy zwraca艂 uwag臋 na takie z艂o艣liwe opowie艣ci, 偶e strza艂a l臋ku, kt贸ra kiedy艣 takim my艣lom towarzyszy艂a, dawno ju偶 utraci艂a swe ostrze. Czy chcia艂 j膮 teraz o to zapyta膰? Ale czemu mia艂by to robi膰 w tak wa偶nej chwili? Kiedy naby艂 t臋 dziewczyn臋, zaznaczy艂, 偶e cz艂owiek maj膮cy dobre intencje pr贸buje pomaga膰 ludziom w potrzebie i 偶e s艂ysza艂 kiedy艣 o odleg艂ej prowincji, gdzie rude w艂osy 鈥 mimo 偶e trudno w to uwierzy膰 鈥 uznawano za dow贸d wielkiej urody. I przecie偶, odk膮d Wierzba zamieszka艂a na ich podw贸rcach, zabroni艂 polowa膰 na lisy na swoich ziemiach. Sam nosi艂 tylko sobole lub sk贸ry owcze.

Chao Kuang podni贸s艂 drewniane paseczki edyktu Cesarza, a Srebrzysty 艢nieg, tak jak siedzia艂a, sk艂oni艂a si臋 przed tymi dostojnymi s艂owami, a偶 czo艂o jej dotkn臋艂o filcowych mat pokrywaj膮cych pod艂og臋.

鈥 Jak ju偶 s艂ysza艂a艣, poniewa偶 Wewn臋trzne Dziedzi艅ce Cesarza od dawna ju偶 s膮 puste, Cenzorzy donie艣li mu teraz o krzykach oburzenia w艣r贸d ludzi, kt贸rzy w utrzymaniu swoim zdaj膮 si臋 na te dziedzi艅ce.

Srebrzysty 艢nieg przytakn臋艂a i nadal siedzia艂a z opuszczon膮 g艂ow膮. Spod oka rzuca艂a jednak spojrzenia na ten znajomy, przytulny pok贸j i w jednym rogu zauwa偶y艂a nie znan膮, staro偶ytnie wygl膮daj膮c膮 skrzyni臋. Dziwna fala podniecenia powodowa艂a, 偶e by艂o jej trudno usiedzie膰 i przys艂uchiwa膰 si臋 zgodnie z surowymi zasadami i regu艂ami post臋powania. Ale mi臋dzy ni膮 i jej ojcem istnia艂o zawsze co艣 wi臋cej ni偶 tylko surowe zasady i regu艂y; ponad w艂a艣ciwym zachowaniem le偶a艂a hsin, czyli szczero艣膰, i jen, 偶yczliwo艣膰; a ponad tymi przymiotami 鈥 mi艂o艣膰, chocia偶 oczywi艣cie obyczaj na pow艣ci膮gliwo艣膰 nie dopuszcza艂a, by kiedykolwiek kt贸re艣 z nich mia艂o da膰 wyraz takiemu uczuciu.

鈥 Co wi臋cej 鈥 a o tym te偶 trajkocz膮 lisy 鈥 m贸wi si臋, 偶e pewnej nocy Cesarz 艣ni艂 o kobiecie r贸wnie 艣licznej jak dama, kt贸ra umar艂a, i zaprzysi膮g艂, 偶e odkryje, czy taka pi臋kno艣膰 istnieje gdzie艣 w obr臋bie Pa艅stwa 艢rodka. W konsekwencji zarz膮dzi艂, 偶e ma zosta膰 wybranych pi臋膰set konkubin i powierzy艂 to zadanie Mao Yen鈥搒hou, Administratorowi Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w. 鈥 Ojciec przerwa艂, a Srebrzysty 艢nieg o艣mieli艂a si臋 znowu spojrze膰 mu w twarz. Oczy mia艂 g艂臋boko osadzone, wspomnienia k艂ad艂y si臋 na nie cieniem, a zmarszczka mi臋dzy nimi wydawa艂a si臋 przez to jeszcze g艂臋bsza.

鈥 Mao Yen鈥搒hou jest zr臋cznym artyst膮 malarzem, dobrze potrafi oceni膰 pi臋kno. Potrafi je jednak tylko oceni膰, nic wi臋cej; jest bowiem eunuchem i bez w膮tpienia pragnie w艂adzy, jak to eunuch. Wszystko to zaprawd臋 mo偶e mie膰 swoje znaczenie podczas wybierania i oceniania.

Ale co to ma wsp贸lnego ze mn膮?鈥 鈥 chcia艂a zapyta膰 Srebrzysty 艢nieg. Po raz pierwszy w 偶yciu niecierpliwi艂 j膮 ten wywa偶ony spos贸b, w jaki ojciec dzieli艂 si臋 wiadomo艣ciami.

Chao Kuang pochyli艂 si臋 do przodu i uj膮艂 Srebrzysty 艢nieg pod brod臋 pokrytymi odciskami palcami, podnosz膮c jej twarz tak, 偶e znowu spojrzeli sobie prosto w oczy.

鈥 Moja c贸rko, ten oto starzec mo偶e by膰 w nie艂asce i zdegradowany, a jednak wie艣膰 o jego m艂odej, pi臋knej c贸rce dotar艂a do Administratora Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w i zosta艂a艣 wezwana.

Pani Srebrzysty 艢nieg zapar艂o dech w piersiach. W oczach zapiek艂y 艂zy, zrodzone czy to z l臋ku, czy z podniecenia, tego nie wiedzia艂a. 呕eby ze wszystkich dziewcz膮t Pa艅stwa 艢rodka wybrano na Wewn臋trzne Dziedzi艅ce j膮, jako jedn膮 z pi臋ciuset pi臋kno艣ci, mo偶e po to, by sta艂a si臋 nast臋pn膮 Prze艣wietn膮 Towarzyszk膮, kt贸ra uleczy serce bolej膮cego Cesarza鈥 to przekracza艂o wszelkie marzenia.

鈥 Tak, dobrze czynisz, 偶e p艂aczesz, dzieci臋 moje. To bowiem oznacza nasze po偶egnanie. Damy, kt贸re przest膮pi膮 bramy Wewn臋trznego Dziedzi艅ca鈥 chyba 偶e spodoba si臋 Synowi Niebios je odes艂a膰鈥 nigdy ju偶 nie ogl膮daj膮 swoich dom贸w. Miej si臋 te偶 na baczno艣ci, bo 偶ycie ich nie jest jednym pasmem utkanym ze wspania艂ych szat, s艂odkiego jedzenia, Sali Przepychu i przychylno艣ci Cesarza. Zaprawd臋 wiele z nich nigdy nie zobaczy nawet Syna Niebios, a co dopiero 偶eby urodzi艂y mu syna. Ale takie jak one s膮 r贸wnie silnie zwi膮zane z Wewn臋trznymi Dziedzi艅cami jak najpodlejszy z niewolnik贸w.

鈥 Ale oto ta nic nie znacz膮ca marno艣膰 zosta艂a wezwana 鈥 wyszepta艂a Srebrzysty 艢nieg. Serce jej wali艂o. By艂a pi臋kna. Powiedzia艂 tak nawet jej ojciec, kt贸ry ze wszystkich ludzi na ca艂ym 艣wiecie najwi臋cej mia艂 powod贸w, by 偶yczy膰 sobie, 偶eby by艂a pokorna i skromna. By艂a odwa偶na; to prawda. Musi tylko zdoby膰 przychylno艣膰 Cesarza, a wszystko, co jej ojciec utraci艂, zostanie mu zwr贸cone. Przecie偶 dobrze wiadomo, 偶e ulubionej konkubinie wolno popiera膰 ka偶dego ze swego domu.

鈥 Idziesz na wygnanie i chocia偶 nie b臋dzie to otwarta walka, poniesiesz inne ryzyko, moja c贸rko 鈥 powiedzia艂 Chao Kuang. 鈥 Panie z Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w wdaj膮 si臋, jak s艂ysza艂em, w inne wojny. Ich bro艅 to w najlepszym przypadku podst臋p, w najgorszym snuj膮 intrygi, zastawiaj膮 pu艂apki, a w ko艅cu nawet paraj膮 si臋 trucizn膮. Wychowana zosta艂a艣 w wielkiej鈥 mo偶e nawet zbyt wielkiej鈥 swobodzie; dla ciebie 偶ycie za murami takiego dziedzi艅ca mo偶e okaza膰 si臋 r贸wnie ci臋偶kie, jak dla mnie okaza艂o si臋 偶ycie w niewoli. Ale mimo to鈥 鈥 Ojciec g艂臋boko westchn膮艂.

Srebrzysty 艢nieg wstrzyma艂a oddech. Niecz臋sto zdarza艂o si臋, 偶eby ojciec m贸wi艂 鈥 偶eby potrafi艂 znie艣膰 m贸wienie, pomy艣la艂a 鈥 o swoich dziesi臋ciu latach w niewoli.

鈥 Od godziny, w kt贸rej si臋 podda艂em, nieprzerwanie 偶y艂em w n臋dzy, a gorycz smutku przepe艂nia艂a mnie b贸lem jak nie zagojona rana. Wci膮偶 jeszcze widz臋 w snach barbarzy艅c贸w wok贸艂 siebie. Ten ca艂y daleki kraj sztywny by艂 od czarnego lodu, a nie s艂ysza艂em niczego poza zawodzeniem przejmuj膮cego zimowego wichru, pod kt贸rego skrzyd艂ami s艂ab艂a moja nadzieja na powr贸t. A jednak, moja c贸rko, a jednak, odk膮d wr贸ci艂em, zdarza艂y si臋 takie dni, kiedy wydawa艂o mi si臋, 偶e moje 偶ycie tam, w艣r贸d Hiung鈥搉u, nie w pe艂ni by艂o z艂e. Co m贸wi poeta? 鈥濳iedy dosta艂em si臋 mi臋dzy Hiung鈥搉u, a oni mnie pojmali, usycha艂em z t臋sknoty za krain膮 Han. A teraz, kiedy na powr贸t jestem w krainie Han, zmienili mnie w Hiung鈥搉u鈥 Han sercem i j臋zykiem, osadzony w ciele Hiung鈥搉u鈥. My艣l臋 teraz, 偶e moje lata na obczy藕nie nie wszystkie by艂y z艂e.

鈥 Kiedy cz艂owiek znajdzie si臋 w obcej cywilizacji, przystosowuje si臋 do obcych zwyczaj贸w. 鈥 Srebrzysty 艢nieg zaadaptowa艂a maksym臋 z Analekt贸w. Miasto Chang鈥檃n b臋dzie dla niej tak obce, jak krainy i jurty Hiung鈥搉u by艂y obce jej ojcu, ale zachowa si臋 nie mniej honorowo. Chocia偶 by艂a kobiet膮, by艂a jego dziedzicem.

Chao Kuang przytakn膮艂 z ciep艂膮 aprobat膮. 艢wiat艂o lampy krzesa艂o iskierki 艣wiat艂a z jego futrzanego ko艂nierza, p艂on臋艂o na cynobrowej szarfie, odbijaj膮c si臋 w g贸r臋. Szeroka, bliska jej twarz wydawa艂a si臋 sk膮pana w 艣wietle.

鈥 Mo偶e tak si臋 sta膰, 偶e r贸wnie偶 i ty na tyle 鈥瀙rzyjmiesz obce zwyczaje鈥, 偶e docenisz swoje wygnanie. Pewne jest, 偶e b臋d臋 si臋 modli艂 do Przodk贸w, by tak si臋 sta艂o. Moja ha艅ba oznacza艂a, 偶e m贸g艂bym nie zar臋czy膰 ci臋 stosownie do twojej pozycji. Niemniej zawsze by艂o moim zamiarem, na tyle na ile dopuszczaj膮 zasady i regu艂y post臋powania, a mo偶e nawet w nieco wi臋kszym stopniu, pozwoli膰 ci na tyle swobody przy wyborze m臋偶a, ile tylko b臋dzie mo偶na. Ale niestety, moje dziecko, przy tym wezwaniu nie mog臋 okaza膰 偶adnego pob艂a偶ania.

Srebrzysty 艢nieg sk艂oni艂a si臋 a偶 do mat. Gdyby by艂a zar臋czona, nie oferowano by jej tego niebezpiecznego szcz臋艣cia, tej szansy na odzyskanie ojcowskiego honoru.

Ojciec uczyni艂 gest w kierunku skrzyni stoj膮cej niemal poza zasi臋giem 艣wiat艂a z kominka.

鈥 Dwadzie艣cia zwoj贸w jedwabiu ho艂downiczego i dwie艣cie uncji z艂ota鈥

A偶 tyle? To zrujnuje ich dom! Pani Srebrzysty 艢nieg, kt贸ra kontrolowa艂a domowe ksi臋gi, jak gdyby by艂a pierwsz膮 偶on膮, wyrwa艂 si臋 cichy okrzyk, a potem sp艂on臋艂a szkar艂atnym rumie艅cem wstydu. Ojciec ci膮gn膮艂 dalej, jak gdyby nie us艂ysza艂 jej wybuchu.

鈥 鈥jest przygotowane do przed艂o偶enia Mao Yen鈥搒hou po twoim przybyciu. Masz r贸wnie偶 klejnoty i szaty, kt贸re nale偶a艂y do twojej matki i mojej Pierwszej 呕ony. Oto one. 鈥 Chao Kuang podni贸s艂 si臋 mozolnie. Srebrzysty 艢nieg, pos艂uszna jego 偶yczeniu, by c贸rka nie by艂a 艣wiadkiem jego u艂omno艣ci, odwraca艂a oczy a偶 do momentu, kiedy postukiwanie laski o pod艂og臋 zasygnalizowa艂o, 偶e doszed艂 on ju偶 do tej drugiej, tajemniczej, rze藕bionej skrzyni, kt贸r膮 wcze艣niej zauwa偶y艂a.

Na jego gest podnios艂a si臋 i podesz艂a. Pokrywa by艂a odchylona, a 艣wiat艂o lamp odbija艂o si臋 od p艂ytek nefrytowych i z艂otego drutu, misternie po艂膮czonych w kszta艂t ludzkiej postaci odzianej od os艂ony na twarz do obutych st贸p w zbroj臋. Srebrzysty 艢nieg pochyli艂a si臋, by przypatrzy膰 si臋 nefrytowi. Mia艂 barw臋 kosztownych klejnot贸w, jakie do serca krainy Han przez Nefrytow膮 Bram臋 przywo偶ono spoza Krainy Ognia. Zbroja stanowi艂a ekwipunek pogrzebowy godny Syna Niebios 鈥 albo i samego Nieba.

鈥 Pod zwojami jedwabiu i z艂otem jest jeszcze taka jedna 鈥 powiedzia艂 jej ojciec. 鈥 Wyrze藕biono je dawno temu, by s艂u偶y艂y jako ca艂uny, kiedy nasi Przodkowie byli ksi膮偶臋tami tego kraju. Biada nam, bo nisko upadli艣my; a ostatnim i najci臋偶szym upadkiem by艂 m贸j w艂asny. Syn Niebios m贸g艂 kiedy艣 s艂ysze膰 o tym, 偶e w naszym posiadaniu znajduje si臋 taki skarb, a mo偶e i nie s艂ysza艂. Niemniej jednak, gdyby艣 mia艂a szcz臋艣cie i gdyby sp艂yn臋艂a na ciebie jego 艂aska, nak艂adam na ciebie obowi膮zek, by艣 mu ofiarowa艂a te pe艂ne zbroje z nefrytu. Mo偶e zechce zachowa膰 jedn膮 dla siebie, a drug膮 dla ciebie; lub mo偶e zechce rzuci膰 je swoim niewolnikom 鈥 nie dbam o to.

Ale jednak zale偶a艂o mu na tym 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Zale偶a艂o mu. Nefrytowa zbroja by艂a ostatnim wielkim skarbem ich domu, a on powierzy艂 j膮 jej, jak genera艂 m贸g艂by powierzy膰 sztandar najm艂odszemu ze swych wojownik贸w, by doda膰 mu ducha przed pr贸b膮.

鈥 Mo偶e kiedy ofiarujesz mu to, przypomni sobie najbardziej pokornego, nieszcz臋snego ze swych s艂ug 鈥 powiedzia艂 Chao Kuang. G艂os mu ochryp艂, odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie.

Przez d艂ugi jeszcze czas zachowywali milczenie. Srebrzysty 艢nieg s艂ysza艂a brz臋k naczy艅 i podnosz膮ce si臋 na innych podw贸rcach domu g艂osy. Bankiet na cze艣膰 urz臋dnika, kt贸ry przywi贸z艂 edykt 鈥 ten bankiet musi w艂a艣nie trwa膰, a jej ojciec wyszed艂, by pom贸wi膰 z ni膮, mimo 偶e by艂a tylko dzieckiem, c贸rk膮. Przekrzywi艂a g艂ow臋 nads艂uchuj膮c, a on przytakn膮艂.

鈥 Tak jest, powinienem wr贸ci膰 do moich go艣ci, ale ci臋偶ko mi na sercu. Bo to, c贸rko, musi by膰 nasze po偶egnanie. Jutrzejszy brzask zobaczy odjazd urz臋dnika; a ty musisz jecha膰 razem z nim. We藕miesz ze sob膮 swoje dary, swoj膮 dziewczyn臋 i tak膮 eskort臋, jak膮 uda nam si臋 zebra膰. I odjedziesz z moim b艂ogos艂awie艅stwem鈥 鈥 Srebrzysty 艢nieg pad艂a na kolana.

鈥 Nie spodziewam si臋, by 偶ycie mia艂o ci臋 traktowa膰 zbyt szorstko 鈥 powiedzia艂 ojciec, kulej膮c z powrotem na swoje poduszki. 鈥 Bo czy偶 nie zapisano w Analektach, 偶e ch臋膰 do nauki bliska jest m膮dro艣ci? Wiem, 偶e lubisz si臋 uczy膰; a na Wewn臋trznych Dziedzi艅cach mo偶esz mie膰 okazj臋, by nauczy膰 si臋 wiele z tego, czego tu brak.

艁zy Srebrzystego 艢niegu sp艂ywa艂y na r臋kawy, pozostawiaj膮c okr膮g艂e 艣lady na haftowanym jedwabiu.

鈥 Ale nie od ciebie, czcigodny ojcze 鈥 wyszepta艂a. Ku jej zdumieniu, ojciec wyci膮gn膮艂 do niej d艂o艅, tak samo jak to zrobi艂, kiedy zobaczy艂a go pierwszy raz. Drobnymi po艣piesznymi kroczkami podesz艂a i uj臋艂a t臋 d艂o艅; przytuli艂 j膮 w mocnym, ciep艂ym u艣cisku.

鈥 Oby wszyscy Przodkowie sprzyjali ci, moja c贸rko 鈥 powiedzia艂. 鈥 Mo偶e jeszcze tak si臋 sta膰, 偶e urodzisz syna, by oddawa艂 im cze艣膰, a nasz r贸d nie b臋dzie 偶y艂 w ha艅bie ani nie wymrze zupe艂nie.

Jeszcze przez chwil臋 przytula艂 j膮, a ona czu艂a zapach kamfory, w kt贸rej przez ca艂e lato przechowywane by艂y jego sobole.

鈥 A teraz naprawd臋 musz臋 ju偶 wraca膰 do moich go艣ci. Gratuluj臋 ci dzisiejszego udanego polowania; dobre by艂y te twoje ostatnie 艂owy. 鈥 Z premedytacj膮, jak wypada艂o na zwolennika Konfucjusza, m贸wi艂 spokojnym g艂osem, usi艂uj膮c przywr贸ci膰 im obojgu t臋 zdrow膮 stateczno艣膰 post臋powania, kt贸rej uczy艂 Mistrz.

Srebrzysty 艢nieg wysun臋艂a si臋 z obj臋膰 ojca, z pasj膮 zamruga艂a i nakaza艂a wargom, by przesta艂y dr偶e膰.

鈥 B臋d臋 jutro przy twoim odje藕dzie 鈥 powiedzia艂 ojciec. 鈥 Ale to jest nasze prawdziwe po偶egnanie. Je偶eli b臋dziesz mia艂a czas i mo偶liwo艣ci, polecam ci pisa膰 do mnie.

Sk艂oni艂a si臋 g艂臋boko i przys艂uchiwa艂a si臋 nier贸wnym krokom ojca i miarowemu stukaniu jego hebanowej laski, kiedy powoli, z bole艣ci膮 schodzi艂 ze schod贸w i przechodzi艂 przez podw贸rzec do komnaty, gdzie ucztowali urz臋dnik i jego oficerowie, kt贸rzy jutro mieli wyrwa膰 j膮 z jedynego 偶ycia, jakie dot膮d zna艂a. Powietrze w pokoju przepojone by艂o woni膮 sosny, migda艂贸w i bylicy; lampa rzuca艂a na ni膮 jasne 艣wiat艂o. Wtuli艂a si臋 w poduszki, na kt贸rych siedzia艂 ojciec, i 艂ka艂a, 偶egnaj膮c si臋 ze swoim domem. Chocia偶, jak dobrze wiedzia艂a, m贸g艂 czeka膰 j膮 splendor i wiele atrakcji, p艂aka艂a tak, jak gdyby w ca艂ym jej 艣wiecie mia艂o nie by膰 ko艅ca 艂zom.



Rozdzia艂 trzeci


Pozostaj膮c c贸rk膮 szlachcica okrytego nies艂aw膮, Srebrzysty 艢nieg nigdy nie rozmy艣la艂a zbytnio o tym, jakie te偶 b臋dzie jej wesele. Wiedzia艂a, 偶e 偶aden zwi膮zek, jaki uda si臋 dla niej zaaran偶owa膰 ojcu, na pewno nie b臋dzie po艂膮czeniem os贸b r贸wnych sobie rang膮. Nie mog艂a przeto uskar偶a膰 si臋 na skromne po偶egnanie, jakie zgotowano jej przy wyje藕dzie z ojcowskiego domu, ani te偶 na to, 偶e zamiast w szkar艂atny str贸j panny m艂odej ubrana by艂a w praktyczne sk贸ry owcze i staro艣wieckie futra, wdziane na najcieplejsze szaty. Wsiada艂a nie do lektyki obwieszonej dzwoneczkami i jaskrawymi ozdobami, ale do mocnego, zamkni臋tego, dwuko艂owego w贸zka. Dobrze, 偶e jej posag 鈥 ho艂downiczy jedwab i z艂oto 鈥 by艂y za艂adowane na w贸zki i na juczne zwierz臋ta, by odby膰 miesi臋czn膮 drog臋 na zach贸d i po艂udnie, do stolicy.

Spakowa艂y tak偶e wszelkie szaty i ozdoby, kt贸re uda艂o im si臋 z Wierzb膮 znale藕膰 w jej w艂asnym dobytku i pozosta艂o艣ciach po matce i po Pierwszej 呕onie. Pomi臋dzy zwojami jedwabiu ukryty by艂 wielki skarb, kt贸ry powierzy艂 jej Chao Kuang w nadziei, 偶e rozczuli serce Syna Niebios: pogrzebowa zbroja z nefrytu, zbyt wspania艂a dla kogokolwiek poza Cesarzem i jego ma艂偶onk膮.

Pochodom 艣lubnym powinny towarzyszy膰 piszcza艂ki i b臋bny. Dla niej jedyn膮 muzyk膮 by艂o dobiegaj膮ce od powozu urz臋dnika Syna Niebios granie dzwoneczk贸w przy uprz臋偶y.

Prawda, 偶e wok贸艂 niej chwia艂y si臋 i migota艂y 艣wiat艂a latar艅 i pochodni, jakie powinny stanowi膰 ozdob臋 pochodu z pann膮 m艂od膮, rzucaj膮c surowe odb艂yski na topory i lance, niesione z tak膮 dum膮 przy powozie pos艂a艅ca. Ponad nosicieli latar艅 i 偶o艂nierzy wznosi艂a si臋 para z ich oddech贸w, kiedy urz臋dnik, zakutany a偶 po uszy w lisiury, zajmowa艂 honorowe miejsce w swoim wspania艂ym ekwipa偶u.

Gra 艣wiate艂 i cieni narzuca艂a zas艂on臋 na ojca, kt贸rego wygl膮d by艂 r贸wnie mizerny jak po ucieczce od Hiung鈥搉u. Przez szpark臋 w zas艂onach w贸zka Srebrzysty 艢nieg wpatrywa艂a si臋 w niego z rozpaczliwym pragnieniem, by w tych kilku ostatnich chwilach zapisa膰 sobie g艂臋boko w pami臋ci ka偶dy rys jego wyniszczonej twarzy. Wiedzia艂a, 偶e patrzy na niego ju偶 ostatni raz. Drogie by艂o jej to, 偶e okaza艂 przychylno艣膰, wstaj膮c i ubieraj膮c si臋, by j膮 po偶egna膰 przy odje藕dzie. Ostatnimi laty budzi艂 si臋 kaszl膮c. Tego ranka jednak nie 艂apa艂 ochryple powietrza, mo偶e dzi臋ki napojowi leczniczemu, jaki sporz膮dzi艂a wczoraj. O艣mieli艂a si臋 teraz odchyli膰 zas艂onk臋, a kiedy spojrza艂 na ni膮, po偶egna艂a go odpowiednim uk艂onem.

Nie by艂o oczywi艣cie 偶adnego pana m艂odego, nie towarzyszy艂 jej 偶aden prawdziwy poch贸d rodziny, chyba 偶eby Srebrzysty 艢nieg zaliczy艂a do niego Wierzb臋, kt贸ra siedzia艂a ze spuszczonymi oczami obok niej w w贸zku zaprz臋偶onym w wo艂y, oraz swoj膮 star膮 niani臋. No i byli stra偶nicy domu, kt贸rych po艂atane mundury i podstarza艂e konie tak ubogo przedstawia艂y si臋 na tle umundurowanego p贸艂oddzia艂u dosiadaj膮cego l艣ni膮ce wierzchowce, wyginaj膮ce dumnie szyje i buchaj膮ce par膮 oddech贸w o zimowym brzasku.

Ale nale偶a艂o uczyni膰 zado艣膰 zwyczajom, a w tym przypadku nie by艂o to zbyt wiele. Poza Wierzb膮 i niani膮 Srebrzysty 艢nieg by艂a jedyn膮 kobiet膮 w tej grupie i bez w膮tpienia jedyn膮 dobrze urodzon膮. Nie mia艂a grona dam ani starszej swatki, kt贸ra towarzyszy艂aby jej do stolicy i pouczy艂a o zwyczajach panuj膮cych na dworze. Pani Lilak, kt贸rej wyznaczono stanowisko mentorki, zachorowa艂a w podr贸偶y i trzeba j膮 by艂o zostawi膰 w jednym z maj膮tk贸w po drodze. Urz臋dnik niemal偶e raczy艂 przeprosi膰 jej ojca za taki brak odpowiedniego towarzystwa, co szlachcic nie b臋d膮cy w nie艂asce z pewno艣ci膮 poczytywa艂by sobie za afront. Jej ojciec oczywi艣cie nie 艣mia艂 si臋 obrazi膰. Srebrzysty 艢nieg, chocia偶 smuci艂o j膮 lekcewa偶enie okazane jej domowi, odczuwa艂a ulg臋. Do艣膰 b臋dzie dziw贸w w samej podr贸偶y, 偶eby jeszcze trzeba by艂o szybko przystosowa膰 si臋 do zwyczaj贸w wielkiej damy dworu.

Poniewa偶 Srebrzysty 艢nieg jecha艂a na wozie, a nie w lektyce, nie mo偶na by艂o zamkn膮膰 jej na klucz przed ludzkim wzrokiem. Niemniej ojciec z namaszczeniem wr臋czy艂 klucz towarzysz膮cemu jej urz臋dnikowi jako zobowi膮zanie do tego, by jej strzeg艂, i uk艂oni艂 si臋 po raz ostatni. Urz臋dnik w艂adczo skin膮艂 r臋k膮 swemu pacho艂kowi i Srebrzysty 艢nieg zobaczy艂a, jak jej w艂asny wo藕nica pogania wo艂y.

Z dr偶eniem wci膮gn臋艂a powietrze g艂臋boko do p艂uc. Opuszcza艂a sw贸j dom, sw贸j kraj, wszystko co kiedykolwiek zna艂a, dla niewiadomego losu, kt贸ry m贸g艂 oznacza膰 przebaczenie dla domu Chao, ale r贸wnie dobrze m贸g艂 oznacza膰 odosobnienie i izolacj臋 wi臋藕nia wysokiej rangi. To by艂o przera偶aj膮ce! Mruga艂a szybko powiekami, a 艣wiat艂a pochodni rozp艂ywa艂y si臋 w t臋czowej mgie艂ce. Wierzba chwyci艂a swoj膮 pani膮 za r臋k臋, by doda膰 jej otuchy.

Wo艂y oci臋偶ale posuwa艂y si臋 do przodu, a w贸zek, podskakuj膮c i kolebi膮c si臋 w spos贸b przyprawiaj膮cy o zawr贸t g艂owy, stoczy艂 si臋 ze znajomego pag贸rka, kt贸rego ju偶 nigdy nie mia艂a zobaczy膰. Poranny wiatr rzuca艂 jej w twarz delikatny 艣nie偶ny py艂, przynosz膮c ze sob膮 ostatnie s艂owa, jakie wypowiedzia艂 ojciec, zanim opieraj膮c si臋 ci臋偶ko na lasce wszed艂 do domu, gdzie nie by艂o ju偶 c贸rki.


Przechy艂 pag贸rka, zakr臋t na drodze i ju偶 ci臋 trac臋 z oczu;

Wszystko co zosta艂o to 艣lady na 艣niegu, gdzie st膮pn膮艂 kopytami tw贸j ko艅.


Po kilku nocach sp臋dzonych w drodze orszak zatrzyma艂 si臋 na noc w mie艣cie, gdzie mogli znale藕膰 bardziej komfortowe schronienie w domu s臋dziego.

Niania Srebrzystego 艢niegu, kt贸ra chorowa艂a przez ca艂膮 drog臋, bezzw艂ocznie zemdla艂a, a jej pani odetchn臋艂a z ulg膮, kiedy staruszk臋 wniesiono do 艣rodka. Tutaj mog艂a znale藕膰 opiek臋 i odpocz膮膰, dop贸ki nie znajdzie si臋 kogo艣, kto by dostarczy艂 j膮 z powrotem do domu. Jej m艂oda pani spojrza艂a na Wierzb臋. Jak偶e dziwnie wygl膮da艂a! Na ostatnim postoju energicznie natar艂a sobie w艂osy sadz膮, 偶eby ich brzydki, z艂owieszczy kolor nie wywo艂ywa艂 komentarzy w艣r贸d dam na wewn臋trznych podw贸rcach s臋dziego.

鈥 To nie jest konieczne 鈥 protestowa艂a Srebrzysty 艢nieg, ale Wierzba milcza艂a z uporem. Nawet stara niania ze swoich zawoj贸w z owczych sk贸r odzywa艂a si臋 (mi臋dzy jednym i drugim j臋kiem i kichni臋ciem) kr贸tkimi s艂owami aprobaty i ulgi.

Czeka艂y na ni膮 teraz, s膮dz膮c po posykiwaniach i chichotach, jakie dochodzi艂y spoza kr臋gu 艣wiat艂a latarni i lamp. Tak daleko od stolicy musz膮 by膰 spragnione wie艣ci, a jeszcze bardziej pragn膮膰 widoku damy, kt贸ra pewnego dnia mo偶e by膰 otaczana najwy偶sz膮 czci膮 w艣r贸d wszystkich kobiet. Srebrzysty 艢nieg wysz艂a z wozu, opieraj膮c na mgnienie oka d艂o艅 na ramieniu stra偶nika. Nast臋pnie szybko uda艂a si臋 w stron臋 czego艣, co wygl膮da艂o na n臋c膮cy kr膮g 艣wiat艂a i ciep艂a 鈥 w nowy 艣wiat.

Spodziewa艂a si臋 podw贸rc贸w podobnych do swoich w艂asnych, starych, podniszczonych, stosunkowo pustych, bez mebli i ludzi. Tutaj jednak czeka艂a j膮 eksplozja 艣wiate艂, kolor贸w i zapach贸w. Przymru偶y艂a oczy, rzucaj膮c spojrzenia to na wyszukane zas艂ony, to na malowane 艣ciany i na istn膮 armi臋 wysoko urodzonych dam. Patrzy艂y na ni膮 spod wysoko wygi臋tych brwi oczami pe艂nymi niedowierzania i z zaci艣ni臋tymi wargami. Ka偶da z nich, od Pierwszej 呕ony do najm艂odszej konkubiny, ubrana by艂a w nowe, misternie tkane jedwabne suknie, kt贸rych d艂ugie r臋kawy niemal dotyka艂y wys艂anej matami pod艂ogi. Wszystkie te suknie haftowane by艂y w kwiaty, a ka偶da pachnia艂a zapachem tych, kt贸re wyszyte by艂y na jej szatach. Teraz uk艂oni艂y si臋, zgodnie ze sw膮 rang膮, a偶 gr膮 kolor贸w i zapach贸w zacz臋艂y przypomina膰 ogr贸d w podmuchach wiosennego wiatru.

Oszo艂omiona kolorami i zapachami, Srebrzysty 艢nieg zrobi艂a krok w ty艂 鈥 w sam膮 por臋 by przegapi膰 ceremonialne pozdrowienie Pierwszej 呕ony. Dosz艂a do siebie niemal natychmiast potem i sk艂oni艂a si臋 tym g艂臋biej, by powetowa膰 uchybienie, ale, jak si臋 zorientowa艂a, by艂o ju偶 za p贸藕no. Plotki i szepty ju偶 si臋 rozpocz臋艂y, jak westchnienia ponurego wiatru.

鈥 Czy widzia艂a艣, ona wkroczy艂a do domu ca艂kiem jakby przesz艂a z jednego podw贸rca na drugi? Ani nie 艂ka艂a, ani nie omdla艂a. Ale偶 krzepka! Jakie偶 to ordynarne.

鈥 T臋 staruch臋, jej nia艅k臋, przynajmniej trzeba by艂o wnie艣膰 do 艣rodka. Ja by艂abym skrajnie wyczerpana, gdyby zmuszono mnie do odbycia takiej podr贸偶y鈥

鈥 I tak dziwacznie si臋 pojawi艂a, bez odpowiedniej swatki i tylko z t膮 brzydk膮 s艂u偶膮c膮鈥

鈥 Trzymajcie j膮 z dala ode mnie! 鈥 zapiszcza艂a jedna z m艂odszych konkubin. 鈥 Jestem brzemienna, oby syn mojego pana nie urodzi艂 si臋 chromy.

Co za bzdury!鈥 鈥 chcia艂a zawo艂a膰 Srebrzysty 艢nieg, a Wierzba kuli艂a si臋 w jej cieniu.

鈥 Popatrz, jakie ta brzydka dziewucha ma pe艂ne nienawi艣ci spojrzenie. Czy my艣lisz, 偶e co艣 s艂ysza艂a? 鈥 Po tym pytaniu nast膮pi艂 cichutki chichot, a konkubina i jej przyjaci贸艂ka odesz艂y pe艂ne oburzenia.

鈥 Nie my艣l臋, 偶eby Cesarz na t臋 tutaj mia艂 nawet spojrze膰 鈥 oznajmi艂a jedna ze starszych 偶on Pierwszej 呕onie. 鈥 Wychowana na wsi, nieokrzesana i przera偶aj膮co zdrowa. Kto wie, czy naprawd臋 jest dam膮 z rodu Han? M贸wi膮 przecie偶, 偶e jej ojciec o偶eni艂 si臋 w艣r贸d Hiung鈥搉u鈥

鈥 T艂umaczy艂oby to jej budz膮c膮 odraz臋 wytrzyma艂o艣膰, gdyby by艂a na wp贸艂鈥

鈥 C艣艣! 鈥 rozkaza艂a Pierwsza 呕ona, kt贸ra zbli偶a艂a si臋 do pani Srebrzysty 艢nieg z u艣miechem, w kt贸rym dziewczynie nie uda艂o si臋 znale藕膰 ani krzty serdeczno艣ci.

Nie rozgrza艂a jej te偶 ani nie od艣wie偶y艂a k膮piel, bardziej wyszukana od wszelkich jakie dot膮d zna艂a. Nie sprawi艂y jej przyjemno艣ci szaty, w kt贸re j膮 owini臋to z wieloma uwagami na temat jej zniszczonych od 艣wie偶ego powietrza d艂oni, poznaczonych odciskami od ci臋ciwy i klingi, i opalonej twarzy. W lusterku Wierzby mog艂a wydawa膰 si臋 艣liczna, kiedy siedzia艂a samotnie w domu, tu jednak zobaczy艂a siebie tak膮, jak膮 by艂a naprawd臋: brakowa艂o jej tej ckliwej pi臋kno艣ci, dzi臋ki kt贸rej jedna dama przypomina艂a drug膮, jak 艣liwka przypomina sw膮 s膮siadk臋 na ga艂臋zi. Tam gdzie one drobi艂y n贸偶kami i potyka艂y si臋, ona sz艂a; gdzie one trzepota艂y rz臋sami i r臋kawami, ona porusza艂a si臋 szybko i zdecydowanie; jej brwi, chocia偶 delikatne, naturalnie wygi臋te, by艂y za grube, a jej usta za du偶e. Ale nawet tu 鈥 pomy艣la艂a unosz膮c g艂ow臋 w przeb艂ysku gniewu 鈥 nie by艂a nieurodziwa: by艂a tylko inna.

Kiedy siedzia艂a w艣r贸d innych dam z wewn臋trznych podw贸rc贸w, nabieraj膮c 艂y偶k膮 aromatyczn膮 zup臋 bogat膮 w przyprawy, o jakiej jej w艂asna uboga kuchnia mog艂a tylko marzy膰, chwyci艂 j膮 nag艂y spazm l臋ku, a zupa sta艂a si臋 md艂a. To by艂 prowincjonalny dom, jak m贸wi艂 sam jego pan. Je偶eli uwa偶ano go za zacofany i prostacki, to jakie musz膮 by膰 Cesarskie Dziedzi艅ce?

Czy znajdzie si臋 tam kto艣, kto przyjmie j膮 bardziej 偶yczliwie?

Nie mia艂o to 偶adnego znaczenia. Dokona艂a jedynego wyboru, jaki by艂 jej dost臋pny 鈥 by膰 pos艂uszn膮 z ch臋tnym sercem.


Nast臋pnego ranka, kiedy znowu zacz臋艂y si臋 szepty, Srebrzysty 艢nieg dowiedzia艂a si臋, 偶e pomimo b艂aga艅 lokalnego s臋dziego pos艂aniec Syna Niebios zdecydowa艂 si臋 nie zatrzymywa膰 na jeszcze jeden dzie艅, tylko p臋dzi膰 naprz贸d. Odczu艂a wy艂膮cznie ulg臋.

Ale nie wzi臋艂a w rachub臋 Pierwszej 呕ony s臋dziego.

鈥 Siostro 鈥 rzek艂a dama, przyznaj膮c pani Srebrzysty 艢nieg godno艣膰 r贸wno艣ci 鈥 po tysi膮ckro膰 prosz臋 o wybaczenie, ale musz臋 ci si臋 narzuci膰, by porozmawia膰 o twojej towarzyszce.

Srebrny 艢nieg czeka艂a uprzejmie, udaj膮c uwag臋 i ch臋膰 s艂uchania.

鈥 Ta dziewczyna jest brzydka 鈥 powiedzia艂a Pierwsza 呕ona. 鈥 Wybacz tej oto nieszcz臋snej jej niewybredn膮 mow臋, ale twoja s艂u偶膮ca jest tak nieurodziwa i chroma. Nie przysporzy ci chluby w stolicy.

Srebrzysty 艢nieg spu艣ci艂a oczy i powiedzia艂a p贸艂g艂osem, 偶e Wierzba s艂u偶y jej ju偶 od dawna.

鈥 By膰 mo偶e na P贸艂nocy nie mo偶na znale藕膰 lepszych ni偶 ona. 鈥 Pierwsza 呕ona wzruszy艂a pulchnym ramieniem, jak gdyby po barbarzy艅skiej P贸艂nocy wszystkiego mo偶na by艂o si臋 spodziewa膰. 鈥 Jeste艣 m艂oda i znalaz艂a艣 si臋 daleko od swojego domu, m艂odsza siostro. Pozw贸l, 偶e doradz臋 ci, jak to powinna uczyni膰 twoja swatka鈥 ale ty nie masz swatki, czy偶 nie?

鈥 Zmog艂a j膮 choroba. 鈥 Srebrzysty 艢nieg przy艂apa艂a si臋 na tym, 偶e jest dziwnie gotowa broni膰 i przeprasza膰 za kobiet臋, kt贸rej nie zna艂a, a kt贸ra pozwoli艂a na to, by niemoc przeszkodzi艂a jej w wykonaniu obowi膮zku.

鈥 Dobrze wiec. Wiem, 偶e radzi艂aby ci przyj膮膰 moj膮 propozycj臋, 偶eby do Chang鈥檃n towarzyszy艂y ci trzy 艣liczne dziewcz臋ta. Ta mo偶e zaczeka膰 tutaj, a偶 stara nia艅ka b臋dzie w stanie podr贸偶owa膰, a nast臋pnie mo偶e wr贸ci膰 na P贸艂noc, czy te偶鈥 鈥 Nast臋pne oboj臋tne wzruszenie pulchnych ramion wskazywa艂o, 偶e to bez znaczenia czy Wierzbie b臋dzie to odpowiada艂o czy te偶 nie.

鈥 Dzi臋kuj臋 ci, Starsza Siostro 鈥 Srebrzysty 艢nieg uk艂oni艂a si臋 鈥 i b艂agam, by艣 mi wybaczy艂a, ale po tym, ile cierpienia przysporzy艂y mnie samej trudy tej podr贸偶y, nie potrafi臋 zmusi膰 si臋 do tego, by nak艂ania膰 kt贸r膮艣 z twoich dam鈥 do towarzyszenia mi. Wierzba jest ch臋tna i silna; nadaje si臋 dla mnie.

鈥 To prawda, nadaje si臋 鈥 powiedzia艂a Pierwsza 呕ona, a g艂os jej zlodowacia艂.


Zawierucha smaga艂a zas艂onki zaprz臋偶onego w wo艂y wozu, ale Srebrzysty 艢nieg gotowa by艂a j膮 obj膮膰 jak siostr臋. By艂a to nie tylko ulga, 偶e wydosta艂a si臋 ze zbyt zat艂oczonych, przegrzanych i zdradzieckich pomieszcze艅 niewie艣cich 鈥 by艂a to rado艣膰. Srebrzysty 艢nieg nie mia艂a poj臋cia, 偶e z tak膮 przyjemno艣ci膮 przystosuje si臋 do podr贸偶owania 鈥 albo 偶e z tak膮 trudno艣ci膮 przyjdzie jej ukrywa膰 swoje zainteresowanie i zachwyt ka偶dym nowym dniem przed tymi, kt贸rzy j膮 chronili, a kt贸rzy niepokoili si臋 nadmiernie, 偶eby trudy podr贸偶y nie zmog艂y w膮t艂ego cia艂a i ducha damy.

Dzie艅 po dniu kraj robi艂 si臋 coraz mniej znajomy i coraz wi臋cej satysfakcji sprawia艂o jej wygl膮danie przez rozci臋cie, jakie sobie zrobi艂a w ci臋偶kich zas艂onach wozu, przys艂uchiwanie si臋 gard艂owym, ledwie 偶e zrozumia艂ym s艂owom wie艣niak贸w, aroganckim 偶膮daniom i komentarzom urz臋dnika i czasami poborc贸w podatkowych, kt贸rzy wydawali si臋 plag膮 tego kraju. 呕a艂owa艂a jedynie, 偶e nie mo偶e sama jecha膰 konno w艣r贸d nich, jak si臋 przyzwyczai艂a w domu.

Nie chodzi艂o nawet o to, 偶e nie by艂a w stanie znie艣膰 zat艂oczonych miast czy towarzystwa pa艅 domu, z ich bezustannym zatroskaniem i paplanin膮 o c贸rkach, s艂u偶膮cych, konkubinach i kuchni. Nie wszystkie by艂y tak lodowate i nieprzyjazne jak dama na pierwszym postoju. Niekt贸re by艂y nawet mi艂e. Innym by艂o jej 偶al. Znowu dobiega艂 do jej uszu szmer, szepty, skubanie r臋kaw贸w.

鈥 Biedne dziecko, ale偶 ona jest ogorza艂a.

鈥 Jest tylko jedn膮 z pi臋ciuset. Jak膮偶 mo偶e mie膰 nadziej臋, bez bogactwa i z t膮 br膮zow膮 sk贸r膮, 偶e kto艣 na ni膮 zwr贸ci uwag臋? Tak jej powiedzia艂am, a ona odpar艂a, 偶e jedzie na dw贸r na 偶yczenie swojego ojca.

鈥 Na P贸艂nocy przestrzegaj膮 surowo pos艂usze艅stwa, je偶eli nawet niczego innego nie przestrzegaj膮. Jaki偶 niekobiecy jest jej krok!

鈥 Niechby wr贸ci艂a do domu. Przecie偶 nikt by o niej nie pami臋ta艂. Naprawd臋 my艣l臋, 偶e w Chang鈥檃n nikt jej nie zauwa偶y. Kiedy ja widzia艂am to miasto鈥

鈥 Raz je widzia艂a艣, kiedy by艂a艣 dziesi臋cioletni膮 dziewczynk膮鈥

鈥 Kiedy ja widzia艂am Chang鈥檃n, pozw贸l sobie powiedzie膰, m艂odsza siostro鈥

Srebrzysty 艢nieg nauczy艂a si臋 zr臋cznie symulowa膰 g艂uchot臋. Nigdy przedtem nie zdawa艂a sobie sprawy, 偶e s艂owa mog膮 mie膰 kraw臋dzie tak ostre jak k艂y czy no偶e. S艂owa dam, kt贸re spotyka艂a.

Czasami kiedy zamkni臋cie w pomieszczeniach niewie艣cich i kobieca paplanina zbyt j膮 przyt艂acza艂y lub rani艂y, przypomina艂a sobie, jaki ma obowi膮zek wzgl臋dem swojego domu i jego honoru. Wierna by艂a poczuciu dumy i temu, 偶e jej, kobiecie, dane jest po艣redniczy膰 w jego odrodzeniu.

Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e w Chang鈥檃n wst膮pi w taki w艂a艣nie obszar zamkni臋ty, jak u tych pierwszych dam. Mo偶e, je偶eli los b臋dzie 艂askawy, odosobnienie to b臋dzie bardziej luksusowe, niemniej b臋dzie odosobnieniem. Chocia偶 nikt nie o艣mieli艂by si臋 odm贸wi膰 wezwaniu Syna Niebios, by艂a ca艂kiem pewna, 偶e 偶yczliwa dama z ostatniego domu mia艂a racj臋 鈥 gdyby c贸rka wielmo偶y w nie艂asce nie stawi艂a si臋, jako jedna z pi臋ciuset, nikt by tego nie zauwa偶y艂 i nikt by si臋 tym nie przej膮艂. Co wi臋cej, pozosta艂ym czterystu dziewi臋膰dziesi臋ciu dziewi臋ciu kobietom sprawi艂aby rado艣膰.

Potem szykowano zaprz臋g wo艂贸w i znowu ruszali w drog臋. Srebrzysty 艢nieg chciwie wygl膮da艂a przez rozdarcie w zas艂once, maj膮c Wierzb臋 tu偶 obok siebie. Ka偶dy dzie艅 by艂 przygod膮. Najlepsze ze wszystkiego by艂y jednak wieczory, kiedy karawana zatrzymywa艂a si臋 przy drodze; wieczory pe艂ne 艣wiat艂a od ognia i gwiazd, z bezkresn膮, wype艂nion膮 wiatrem mis膮 nieba nad g艂ow膮.

Odkry艂a, 偶e zaczyna z zadowoleniem wita膰 takie noce, kiedy karawana jucznych zwierz膮t omija艂a jakie艣 miasto, przedk艂adaj膮c jeszcze kilka godzin podr贸偶y i nocleg w drodze.

Gdyby tylko wtedy mog艂a jecha膰 konno! Przyzwyczajona do aktywnego trybu 偶ycia, nie o艣mieli艂a si臋 zaproponowa膰 tego zwierzchnikowi grupy. Mog艂y ju偶 doj艣膰 do niego pogardliwe pog艂oski na jej temat, nie 艣mia艂a ryzykowa膰 jego dezaprobaty. Nawet ten ko艅, kt贸rego zawsze uwa偶a艂a za swojego, sta艂 w stajni w miejscu, kt贸re ju偶 na zawsze musi traktowa膰 jak dom ojca, a nie sw贸j w艂asny: ju偶 nie. B贸l p艂yn膮cy z tej 艣wiadomo艣ci mala艂 z dnia na dzie艅, kiedy nak艂ada艂 si臋 na艅 przelotny widok ka偶dego dojrzanego w przelocie miasta czy wie艣niak贸w ociekaj膮cych potem przy pracy na polach czy drogach, mimo 偶e panowa艂a g艂臋boka zima.

Pogodzona z nier贸bstwem stosownym dla wielkiej damy, Srebrzysty 艢nieg przygl膮da艂a si臋, jak rozbijano obozowisko, u艣miechaj膮c si臋 gdy widzia艂a spos贸b, w jaki jej w艂asna stra偶 rozk艂ada艂a si臋 obozem wok贸艂 wozu. Potem, kiedy ju偶 rozpalono ogie艅, jej w贸z stawa艂 si臋 ozdobnym namiotem, wygodniejszym, ni偶 to sobie wyobra偶a艂a. Mia艂y we dwie z Wierzb膮 swoje w艂asne ognisko i sw贸j w艂asny podw贸rzec, kt贸ry nie mia艂 偶adnych mur贸w poza noc膮, otoczony w dyskretnej odleg艂o艣ci pier艣cieniem starych 偶o艂nierzy jej ojca.

Kiedy wiatr wia艂 z dobrej strony, Srebrzysty 艢nieg s艂ysza艂a od czasu do czasu triumfalny 艣miech z obozu m臋偶czyzn; dochodzi艂y do niej nawet pojedyncze s艂owa powa偶nej, che艂pliwej mowy urz臋dnika, kiedy odzywa艂 si臋 do podw艂adnych i paru student贸w, kt贸rzy do艂膮czyli do orszaku w nadziei na stosunkowo szybk膮 i dosy膰 bezpieczn膮 drog臋 do stolicy na egzaminy.

Przys艂uchiwa艂a si臋 z gorliwo艣ci膮, rozgrzewa艂 j膮 szorstki 艣miech m臋偶czyzn, drwiny z tego czy innego urz臋dnika. Nazwiska tych ostatnich postanowi艂a sobie zapami臋ta膰 z tym samym zapa艂em, z jakim m艂ody 偶o艂nierz poleruje sw贸j miecz i zbroj臋. W pewnym momencie przyw贸dca jej eskorty roze艣mia艂 si臋 i lekcewa偶膮co powiedzia艂 co艣 o Mao Yen鈥搒hou, od kt贸rego m贸g艂 zale偶e膰 jej w艂asny los. Za nic na 艣wiecie nie pogwa艂ci艂aby zwyczaj贸w na tyle, by pos艂a膰 po tego m臋偶czyzn臋 i zapyta膰, co wie; ale bardzo j膮 to kusi艂o.

Srebrzysty 艢nieg, kul膮c si臋 w pikowanej szacie, rozciera艂a teraz d艂onie przy swoim wieczornym ognisku, czekaj膮c na powr贸t Wierzby z jakiej艣 misji wywiadowczej, kt贸r膮 kulawa dziewczyna sama sobie wyznaczy艂a. W pobli偶u p艂omieni parowa艂 ma艂y br膮zowy garnek z zup膮, a chocia偶 nie do niej nale偶a艂o pilnowanie go, niemniej robi艂a to. Gdyby tak by艂a kt贸rym艣 z uczonych, nawet najni偶szej rangi albo kandydatem, jad膮cym do stolicy na ci臋偶kie egzaminy pa艅stwowe, mog艂aby teraz siedzie膰 tam, przy wi臋kszym ognisku i ogrzewa膰 nie tylko swoje cia艂o, ale i umys艂.

Jej 偶ywa inteligencja 艂akn臋艂a takich w艂a艣nie spotka艅, ale poniewa偶 znajdowa艂a si臋 w pu艂apce niewie艣ciego cia艂a, sprowadza艂o j膮 to do pilnowania zupy, zmusza艂o do oczekiwania, a偶 inni nowinami rozja艣ni膮 jej dzie艅. Ojciec zawsze przemawia艂 do niej jak do syna i dziedzica. Ci m臋偶czy藕ni, gdyby mieli odpowiedni膮 rang臋, by zauwa偶y膰 tak膮 towarzyszk臋 podr贸偶y, zwr贸ciliby na ni膮 nie wi臋ksz膮 uwag臋 ni偶 na jaki艣 przypadkowy kwiat, kt贸ry spad艂 ze swego stojaka na targu 鈥 chwilowo pi臋kny, ale nie maj膮cy 偶adnej realnej warto艣ci dla cz艂owieka o powa偶nym nastawieniu, zaj臋tego swoimi sprawami.

Dla nich Srebrzysty 艢nieg, jako cnotliwa dama przeznaczona na Wewn臋trzne Dziedzi艅ce Cesarza, by艂a jak jaki艣 towar 鈥 mo偶e zw贸j wspania艂ego jedwabiu czy rze藕biona waza z nefrytu 鈥 kt贸rego nale偶y pilnowa膰, by go bez szwanku dostarczy膰 do Pa艂acu. Kiedy urz臋dnik musia艂 z ni膮 rozmawia膰, u偶ywa艂 tej skomplikowanej, pochlebnej mowy dworskiej, pe艂nej kwiecistych komplement贸w, kt贸re nic nie znaczy艂y ani dla niej, ani dla niego.

Czego si臋 wi臋cej mog艂a spodziewa膰? Nawet sama Pani Pan, kt贸ra przez tyle lat 偶y艂a na dworze i za swoje prawe post臋powanie i prac臋 nad sztukami historycznymi swego brata zyska艂a tak膮 s艂aw臋, jak膮 mog艂a zdoby膰 kobieta, wyznacza艂a sobie w swoim podr臋czniku dla dam dworu rol臋, z jakiej Srebrzysty 艢nieg zrezygnowa艂a ju偶 w domu. Kobiety, oznajmia艂a Pani Pan, stworzono 艣ci艣le dla skromno艣ci i podda艅stwa, dyskrecji i spokoju. To, 偶e Srebrzysty 艢nieg t臋skni艂a za jazd膮 na wolnym powietrzu, jej pragnienie, 偶eby przynajmniej przys艂uchiwa膰 si臋 rozmowom urz臋dnika, by艂o wysoce niew艂a艣ciwe, a nawet bezbo偶ne. Zauwa偶y艂a ju偶, 偶e niekt贸re z dam uwa偶a艂y j膮 za niekobiec膮, poniewa偶 potrafi艂a wej艣膰 na ich dziedzi艅ce, zamiast 偶eby j膮 tam wnoszono skrajnie wyczerpan膮 i chor膮.

Wiedzia艂a, co powiedzia艂by jej ojciec, poniewa偶 kiedy艣, przed laty, poruszy艂a z nim ten temat.

鈥 To, co pisze Pani Pan, jest bez w膮tpienia dobre i s艂uszne. Ale ta dama jest r贸wnie偶 kobiet膮, a wi臋c ma pewn膮 sk艂onno艣膰 do pope艂niania b艂臋d贸w. 鈥 B艂ysk humoru w oczach ojca usuwa艂 wszelk膮 przygan臋 z jego wypowiedzi.

Z obozu urz臋dnika dolecia艂y strz臋py s艂贸w. Znowu Konfucjusz: 鈥濼ego, kto post臋puje wbrew naturze, spotka przeciwny naturze koniec鈥. Srebrzysty 艢nieg zadygota艂a i wcisn臋艂a si臋 g艂臋biej w szat臋 podr贸偶n膮. Zauwa偶y艂a, 偶e przez kilka ostatnich nocy podwojono stra偶e wok贸艂 jucznej karawany, a jej w艂asna eskorta otacza艂a j膮 cia艣niejszym pier艣cieniem. Mog艂o to oznacza膰 zagro偶enie ze strony bandyt贸w, wie艣niak贸w okrutnych w swej w艣ciek艂o艣ci, kt贸rych zmuszono do wyniesienia si臋 ze swojej ziemi za to, 偶e nie zap艂acili podatk贸w.

Srebrzysty 艢nieg zamiesza艂a znowu zup臋 i zadr偶a艂a. Wierzba co wiecz贸r starannie od艣wie偶a艂a farb臋 na swoich w艂osach, zawsze trzyma艂a si臋 w cieniu, a przecie偶 w kilku domach, w kt贸rych go艣ci艂y, rozesz艂y si臋 te szkaradne, barbarzy艅skie pog艂oski, 偶e dziewczyna bardziej by艂a zwierz臋ciem ni偶 cz艂owiekiem.

Mog艂o to by膰 gro藕ne. W poprzednim pokoleniu strach przed czarami pozbawi艂 niekt贸rych ministr贸w Cesarza stanowisk, a innych g艂贸w 鈥 lub innych cz臋艣ci cia艂a. Nie by艂oby lito艣ci dla takiej damy i jej ojca, kt贸rym udowodniono by, 偶e toleruj膮 i chroni膮 czarownic臋 鈥 nawet samo oskar偶enie o czary mog艂o by膰 艣miertelnie niebezpieczne, zw艂aszcza dla rodziny, na kt贸rej ci膮偶y艂 ju偶 wyrok zdrady.

Obcy widzieli w niej tylko rudow艂os膮 kobiet臋 pow艂贸cz膮c膮 jedn膮 nog膮 i uwa偶ali Wierzb臋 za istot臋 przeciwn膮 naturze. Nie wiedzieli, jaka by艂a kochaj膮ca i lojalna. B臋d臋 musia艂a j膮 ostrzec, pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg i po偶a艂owa艂a tej my艣li. Dziewczyna b臋dzie znowu p艂aka膰 鈥 twarz jej jak zwykle cudacznie poczerwienieje i jej zielone oczy jeszcze bardziej zbrzydn膮 i zacznie przysi臋ga膰, 偶e sam膮 swoj膮 obecno艣ci膮 zagra偶a swojej ukochanej pani.

Na 艣niegu zaskrzypia艂y kroki i zatrzyma艂y si臋 w ciemno艣ci poza kr臋giem 艣wiat艂a, rzucanym przez ogie艅.

鈥 Najczcigodniejsza pani?

Srebrzysty 艢nieg powstrzyma艂a si臋, 偶eby si臋 nie zerwa膰 i ze zdziwienia wyda艂a cichy okrzyk.

鈥 M艂odszy bracie 鈥 pozdrowi艂a Ao Li, kt贸ry by艂 od niej starszy o co najmniej trzydzie艣ci lat. Ao Li przest臋powa艂 z nogi na nog臋, r臋ce trzyma艂 za plecami i wpatrywa艂 si臋 w ziemi臋, jak gdyby nie by艂 pewien, jak ma zacz膮膰. Po d艂ugiej chwili milczenia 鈥 czeka艂a, a偶 on je przerwie 鈥 wyj膮艂 to, co podchodz膮c do niej schowa艂 za plecami.

鈥 O艣mieli艂em si臋 pomy艣le膰, 偶e Szanowna Pani mog艂aby 偶yczy膰 sobie zachowa膰 to na pami膮tk臋 鈥 powiedzia艂.

By艂 to jej 艂uk, troskliwie zadbany, i ko艂czan strza艂 z wypieszczonymi be艂tami.

Oczy jej wezbra艂y 艂zami i rozchyli艂a dr偶膮ce wargi, by podzi臋kowa膰 staremu 偶o艂nierzowi. Ao Li, zamiast pod ziemi臋 si臋 zapa艣膰 z czystego za偶enowania, czego si臋 na wp贸艂 spodziewa艂a, znowu przest臋powa艂 z nogi na nog臋, zanim stan膮艂 na baczno艣膰, jakby szykowa艂 si臋 do sk艂adania raportu.

鈥 Najczcigodniejsza pani dobrze wie, jak si臋 tym pos艂ugiwa膰 鈥 wskaza艂 na 艂uk. I tak te偶 by艂o. Ao Li uczy艂 j膮 niegdy艣.

U艣miechn臋艂a si臋. Kiedy w odpowiedzi nie pojawi艂 si臋 u艣miech, jej w艂asny zagas艂, a zast膮pi艂a go trwoga.

鈥 Czy czcigodny 偶o艂nierz my艣li, 偶e b臋d臋 musia艂a? 鈥 zapyta艂a. 鈥 Stra偶nicy鈥

Ao Li rzuci艂 spojrzeniem dooko艂a. Pomimo ch艂odu jego szerokie czo艂o spoci艂o si臋 pod szalem, kt贸ry na nie naci膮gn膮艂. Pochyli艂 si臋 do przodu pod wp艂ywem dyskrecji, a nie zuchwalstwa.

鈥 Wilki, pani 鈥 wyszepta艂. 鈥 Ale nie鈥

A偶 podskoczyli na trzask, taki jaki mog艂a spowodowa膰 omy艂kowo nadepni臋ta ga艂膮zka.

鈥 Szlachetna pani zaszczyca tego oto bezwarto艣ciowego 偶o艂nierza 鈥 powiedzia艂 Ao Li g艂osem, kt贸ry zabrzmia艂 fa艂szywie. 鈥 Odejdzie on teraz, by lepiej jej strzec.

W to mog臋 bez wahania uwierzy膰 鈥 pomy艣la艂a. Ale co wystraszy艂o tak bardzo tego starego cz艂owieka? Przytuli艂a policzek do 艂uku, wspominaj膮c ostatnie polowanie pod Wielkim Murem, zanim pos艂aniec wezwa艂 j膮 do Chang鈥檃n i tej dziwnej przysz艂o艣ci, jaka by膰 mo偶e teraz na ni膮 czeka艂a. Uchwyt by艂 znajomy, ci臋ciwa, kiedy j膮 wypr贸bowa艂a 鈥 napi臋ta i nowa.

Gdzie podziewa艂a si臋 Wierzba? Je偶eli wok贸艂 kr膮偶y艂y wilki? Przecie偶 Wierzba by艂a kulawa, nie potrafi艂a ucieka膰 ani walczy膰. Srebrzysty 艢nieg niemal偶e ju偶 si臋 podnios艂a, 偶eby przywo艂a膰 z powrotem Ao Li i kaza膰 mu poszuka膰 Wierzby. Ale dziewczyna mog艂a nie chcie膰, by w taki spos贸b zwraca膰 na ni膮 uwag臋. Zmusi艂a si臋, by siedzie膰 spokojnie, lecz pi臋艣ci jej zaciska艂y si臋 w d艂ugich r臋kawach, a偶 paznokcie wbija艂y si臋 w d艂onie.

鈥 Czerwone Brwi鈥 grasowali gdzie艣 tu poprzedniej nocy鈥 trzech wie艣niak贸w鈥

Dobiega艂y j膮 s艂owa od ogniska urz臋dnika. A wi臋c nie jakie艣 przeciwne naturze zwierz臋. Nie musi obawia膰 si臋 o Wierzb臋, przynajmniej jeszcze nie. Ale co to by艂y 鈥濩zerwone Brwi鈥? Mo偶e bandyci. Srebrzysty 艢nieg w dw贸jnas贸b by艂a wdzi臋czna za dar 艂uku鈥 zak艂adaj膮c, 偶e u偶ycie broni nie b臋dzie okropnym pogwa艂ceniem dobrego wychowania.

Lepiej 鈥 pomy艣la艂a odwa偶nie 鈥 偶eby pogwa艂cone zosta艂o dobre wychowanie ni偶 jej w艂asne cia艂o. By艂a c贸rk膮 genera艂a, przysz艂膮 konkubin膮 Cesarza; nie 偶adnym 艂upem dla bandyt贸w.

Wiatr zmieni艂 kierunek, zag艂uszaj膮c reszt臋 s艂贸w, jakie urz臋dnik kierowa艂 do swojej stra偶y.


Niespodziewanie gwiazdy nad g艂ow膮 przesta艂y by膰 obietnic膮 wolno艣ci. Otwarte przestrzenie wok贸艂 niej wydawa艂y si臋 raczej grozi膰, ni偶 obiecywa膰 wyzwolenie. Kiedy podmuch wiatru rzuci艂 iskry z jej ogniska wysoko w powietrze jak sygna艂 ogniowy, Srebrzysty 艢nieg podnios艂a si臋 i wesz艂a do swego wozu, gdzie spodziewa艂a si臋 znale藕膰 oprawny w nefryt n贸偶, kt贸rym mog艂a odebra膰 偶ycie jakiemu艣 bandycie lub sobie.

Drapanie w draperi臋 na wozie sprawi艂o, 偶e Srebrzysty 艢nieg krzykn臋艂a i odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie. Paskudnie ostry no偶yk, kt贸ry wyci膮gn臋艂a, 偶eby go mie膰 pod r臋k膮, zab艂ysn膮艂 w 艣wietle ogniska, gdy rozchyla艂y si臋 zas艂ony.

Przed ni膮 sta艂a Wierzba, a jej zielone oczy sta艂y si臋 ostro偶ne jak u lisicy, kiedy zauwa偶y艂a n贸偶 swojej pani.

鈥 O pani? 鈥 zacz臋艂a, przezornie u偶ywaj膮c jednego z najbardziej formalnych tytu艂贸w, przys艂uguj膮cych pani Srebrzysty 艢nieg.

Srebrzysty 艢nieg zarumieni艂a si臋 i od艂o偶y艂a n贸偶. Ucieszy艂a si臋 widz膮c, 偶e d艂o艅 jej nie dr偶y ani ze strachu, ani z zimna.

鈥 Wejd藕, Wierzbo, zanim zacznie tu panowa膰 zima, podobnie jak panuje na zewn膮trz.

鈥 Uratowa艂am zup臋, pani 鈥 powiedzia艂a Wierzba, podnosz膮c garnek jedn膮 owini臋t膮 w szmat臋 r臋k膮, podczas gdy drug膮 zaci膮ga艂a za sob膮 zas艂ony wozu, pozostawiaj膮c na zewn膮trz wiatr i ca艂膮 reszt臋 艣wiata. Kiedy Srebrzysty 艢nieg czeka艂a, z trudem zmuszaj膮c si臋 do cierpliwo艣ci, Wierzba odgrywa艂a zawi艂膮 sztuk臋 podawania zupy, uk艂adaj膮c miski i poduszki jak najdok艂adniej. To wszystko pozwoli艂o im siedzie膰 z g艂owami blisko siebie i wdycha膰 wonn膮 par臋.

鈥 Ciesz臋 si臋, 偶e bezpiecznie wr贸ci艂a艣 鈥 wyszepta艂a Srebrzysty 艢nieg.

Wierzba roze艣mia艂a si臋.

鈥 艁atwo jest porusza膰 si臋 po obozie, je偶eli uwa偶aj膮 ci臋 za brzydk膮, pani. M臋偶czy藕ni dotykaj膮 amulet贸w i pozwalaj膮 mi przej艣膰, zakpiwszy raz czy dwa. Mo偶na us艂ysze膰 i dowiedzie膰 si臋 wiele, je偶eli nie zwraca si臋 uwagi na twarde s艂owa. 鈥 B艂ysk w oku Wierzby przypomnia艂 pani Srebrzysty 艢nieg, 偶e t臋 nauk臋 ci臋偶ko by艂o Wierzbie opanowa膰.

鈥 A czego mo偶na si臋 dowiedzie膰? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg.

Dziewczyna wyci膮gn臋艂a ma艂y srebrny kr膮偶ek poznaczony rytami i ideogramami, kt贸rych mimo ca艂ego swego wykszta艂cenia Srebrzysty 艢nieg nie by艂a w stanie odczyta膰.

鈥 Je藕d藕cy pytali mnie, po co takiej nieurodziwej kobiecie jak ja taka pi臋kna rzecz. Powiedzia艂am im: by spogl膮da膰 za siebie, a oni si臋 艣miali. Ale to prawda: u偶ywam tego, by patrze膰 za siebie i przed siebie, i na boki, gdyby nie wszyscy ludzie byli tym, na co wygl膮daj膮.

鈥 A znalaz艂a艣 takich? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg. Wierzba skin臋艂a g艂ow膮.

鈥 Tak, Starsza Siostro. Niekt贸rzy s膮 wilkami. Wilkami! To dok艂adnie przed tym chcia艂 j膮 ostrzec Ao

Li, zanim przerwano im rozmow臋.

鈥 Co wiesz o Czerwonych Brwiach?

Miska Wierzby nie zadr偶a艂a jej w d艂oni, ale dziewczyna bystro podnios艂a wzrok.

鈥 Bardzo niewiele mog艂am zebra膰 wiadomo艣ci z okolic obozu, Starsza Siostro 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Bracia i siostry 鈥瀙o futrze鈥 l臋kaj膮 si臋 艂uk贸w i w艂贸czni 偶o艂nierzy. A jeszcze wi臋cej l臋kaj膮 si臋 wilk贸w. S膮 w tym obozie ludzie, kt贸rzy pobieraj膮 srebro, lecz nie wyp艂acaj膮 si臋 za najem, jak przysta艂o uczciwym ludziom. Ale鈥

鈥 Ale? 鈥 podchwyci艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Gdyby si臋 a偶 tak bali, nie o艣mieliliby si臋 podej艣膰 tak blisko, by z tob膮 porozmawia膰.

鈥 To prawda, pani 鈥 przyzna艂a Wierzba. 鈥 Ale bardziej l臋kaj膮 si臋 Czerwonych Brwi, kt贸rzy poluj膮 nie z g艂odu, ale z rado艣ci zabijania, kt贸rzy pal膮 wioski, kiedy nie trzeba im ciep艂a, kt贸rzy zabijaj膮 niemowl臋ta, ludzkie i zwierz臋ce, jak gdyby nie my艣leli o jutrze. My艣l臋, 偶e 偶o艂nierze z eskorty te偶 si臋 boj膮. Kiedy ich mija艂am, w powietrzu unosi艂 si臋 zapach strachu鈥

Skrzywi艂a si臋, potem kichn臋艂a.

鈥 Co gorsza, obawiam si臋 偶e niekt贸rzy s膮 szpiegami.

鈥 Czy rozpozna艂aby艣 ich znowu? Wierzba skin臋艂a g艂ow膮.

鈥 Bardzo dobrze wi臋c. Pilnuj ich.

Srebrzysty 艢nieg wyci膮gn臋艂a sw贸j 艂uk i a偶 wywija艂a nim z rado艣ci, kiedy oczy Wierzby otwar艂y si臋 ze zdumienia.

鈥 Nie jeste艣my tak ca艂kiem bez broni鈥 鈥 powiedzia艂a.

鈥 Pani, gdyby oni wiedzieli, 偶e potrafisz strzela膰鈥

鈥 Czy woleliby, 偶ebym powiesi艂a si臋 na swojej w艂asnej szarfie ze strachu przed gwa艂tem? Za wszystkie planowane przez nich igraszki drogo mi zap艂ac膮, a sama si臋 zabij臋, zanim si臋 zabawi膮. Wierzbo, nie zapominaj, 偶e opr贸cz towaru kupc贸w wieziemy tak偶e jedwab, z艂oto i nefryt dla Syna Niebios. Nasza karawana by艂aby bogatym 艂upem. Czy odkry艂a艣 mo偶e 艣lady tych bandyt贸w? 鈥 zapyta艂a.

Wierzba po艂o偶y艂a d艂o艅 na swoich filcowych butach, z kt贸rych jeden by艂 grubo wypchany, by ukry膰 fakt, 偶e jedn膮 nog臋 mia艂a kr贸tsz膮 od drugiej.

鈥 Ach, pani, gdybym mog艂a biega膰 przez ca艂膮 noc, mog艂abym ich zn贸w rozpozna膰. Ale wtedy zosta艂aby艣 bez stra偶y, bez obs艂ugi鈥

鈥 O czym ty m贸wisz? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 My艣la艂am鈥 鈥 Wskaza艂a na chrom膮 nog臋 Wierzby, tam gdzie kry艂y j膮 fa艂dy szaty. Przecie偶 chyba Wierzba nie przyznawa艂a s艂uszno艣ci tym szkaradnym pog艂oskom. Wierzba energicznie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

鈥 Kiedy tw贸j czcigodny ojciec kupi艂 mnie od handlarza niewolnik贸w, ledwo wyrasta艂am ze szczeni臋cia, zgubiwszy si臋 zielarzowi, kt贸ry mnie wzi膮艂 do siebie. Jak膮 mia艂am szans臋 na przetrwanie bez pana? Mniej ni偶 偶adn膮. Wi臋c zosta艂am. Starsza Siostro, pozw贸l鈥

鈥 A ja my艣la艂am, 偶e mnie kochasz. Teraz m贸wisz, 偶e gdyby艣 by艂a ca艂a i zdrowa, uciek艂aby艣 i zostawi艂aby艣 mnie! 鈥 W gardle Srebrzystego 艢niegu wezbra艂 szloch, a oczy nape艂ni艂y si臋 艂zami.

Wierzba chwyci艂a jej r臋k臋 w swoj膮, pokryt膮 odciskami d艂o艅.

鈥 Nigdy bym ci臋 nie opu艣ci艂a. Tylko bandyci 偶eruj膮 na swoich i kalaj膮 w艂asne gniazda. Zwierz臋ta odczuwaj膮 wdzi臋czno艣膰 dla tych, kt贸rzy je karmi膮, ogrzewaj膮鈥 kochaj膮 鈥 m贸wi艂a Wierzba, k艂aniaj膮c si臋 niemal wp贸艂. 鈥 Ta oto jest zwierz臋ciem u twoich st贸p. Wybacz mi, Starsza Siostro, tak膮 prost膮 mow臋.

To by艂o zbyt wielkie ryzyko鈥 a je偶eli Wierzba padnie ofiar膮 szybkiej zabawy bandyt贸w i powolnego b贸lu? Z drugiej strony to, 偶e Wierzba chcia艂a ryzykowa膰 siebie, mog艂o ich wszystkich ocali膰.

鈥 Tylko do zachodu ksi臋偶yca. 鈥 Chocia偶 Srebrzysty 艢nieg mia艂a prawo rozkazywa膰, g艂os jej uni贸s艂 si臋, jak gdyby prosi艂a Wierzb臋 o wyra偶enie zgody. 鈥 Bo czy偶 nie powiedzia艂 prawdziwie genera艂 Sun Tzu, 偶e 鈥瀉rmia bez tajnych agent贸w jest jak cz艂owiek bez oczu i uszu鈥?

鈥 Czy ten m臋drzec s艂u偶y艂 razem z twoim ojcem, niech Przodkowie b臋d膮 mu przychylni? 鈥 zapyta艂a dziewczyna. Kochana Wierzba! Nigdy ch臋tnie nie bra艂a udzia艂u w lekcjach Srebrzystego 艢niegu, jakby ta nie pr贸bowa艂a jej uczy膰.

Dla niej nie liczy艂y si臋 nie d艂ugie tradycje ludzko艣ci, ale widoki i zapachy kraju, przez kt贸ry w艂a艣nie przeje偶d偶ali, i mowa ro艣lin i zwierz膮t; bo Wierzba, jak kobiety Hiung鈥搉u, zna艂a si臋 na zwyczajach ziemi. Zna艂a je i mo偶e jeszcze co艣 wi臋cej, co艣, czego przez te wszystkie lata, kt贸re sp臋dzi艂y razem, Srebrzysty 艢nieg z premedytacj膮 wzbrania艂a si臋 poj膮膰.

Srebrzysty 艢nieg, uparta w swej niewinno艣ci, by艂a r贸wnie nieugi臋ta jak Wierzba. A je偶eli pog艂oski m贸wi艂y prawd臋 i Wierzba naprawd臋 by艂a lisoduchem? Odpowiedz sobie sama na to pytanie, dziewczyno 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg z surowo艣ci膮, kt贸ra by艂a dla niej czym艣 nowym. No i co, gdyby by艂a lisem? Odda艂a ci swoje serce. Czy w tym przypadku cokolwiek jeszcze ma znaczenie?

Po raz pierwszy Srebrzysty 艢nieg pomy艣la艂a to, co by艂o nie do pomy艣lenia. Konfucjusz demaskowa艂 wiar臋 w lisoduchy jako wierutny przes膮d. W porz膮dku wiec: powiedzmy po prostu, 偶e Wierzba by艂a m膮dra, 偶e mia艂a moc, niedost臋pn膮 zwyk艂ej kobiecie. I za mi艂o艣膰 odp艂aca艂a mi艂o艣ci膮.

鈥 To jest m臋ska umiej臋tno艣膰; nie wiem nic o szpiegowaniu, ale wiele o zwiadach i w臋szeniu, jak to robi膮 zwierz臋ta. Bo jestem mojej pani鈥 s艂ug膮 鈥 powiedzia艂a Wierzba, a oczy jej b艂yszcza艂y odwag膮 i ironicznym humorem. 鈥 I b臋d臋 post臋powa膰 tak, jak mi nakazuje moja natura鈥 i moja pani.

Czeka艂a tylko na pe艂ne wahania skini臋cie g艂owy Srebrzystego 艢niegu, zanim zacz臋艂a wychodzi膰 z wozu.

鈥 Gdzie idziesz?

鈥 Starsza Siostro, na przeszpiegi do wilk贸w. Wierzba u艣miechn臋艂a si臋 zagadkowo i wy艣lizgn臋艂a si臋 z wozu. Na zewn膮trz Srebrzysty 艢nieg us艂ysza艂a poszczekiwanie.

Jaki艣 nierozwa偶ny zwierzak odwa偶y艂 si臋 podej艣膰 tak blisko do obozowiska uzbrojonych ludzi. Poszczekiwanie przepe艂ni艂 b贸l, potem g艂os podni贸s艂 si臋 przenikliwie, a ona wci膮偶 wzbrania艂a si臋 wyj艣膰 i zobaczy膰, co si臋 sta艂o.

W ko艅cu kiedy skomlenie i szczekanie zamar艂y w oddali, Srebrzysty 艢nieg wyjrza艂a na zewn膮trz. Na zdeptanym 艣niegu le偶a艂a gruba szata z owczej sk贸ry鈥 Pomimo swojej kulawej nogi, dziewczyna by艂a wytrzyma艂a. Odrzuci艂a prawdopodobnie szat臋, 偶eby zyska膰 na szybko艣ci i zr臋czno艣ci.

Nagle spod ci臋偶kich sk贸r wyczo艂ga艂 si臋 du偶y lis, a jego l艣ni膮ce rude futro by艂o niemal czarne w cieniu w贸zka. Zmusi艂 si臋 do wstania na nogi. Jedna jego 艂apa by艂a powa偶nie okaleczona. Dziewczyna wyci膮gn臋艂a do zwierz臋cia r臋k臋, ale ono przemkn臋艂o ko艂o niej i pobieg艂o w noc.


Srebrzysty 艢nieg opiera艂a si臋 o ram臋 wozu z napi臋tym 艂ukiem i przygotowanym sztyletem. Drzema艂a, nie o艣mielaj膮c si臋 g艂臋biej zasn膮膰, 偶eby nie przeoczy膰 ataku. Gdzie by艂a Wierzba? 鈥 zastanawia艂a si臋, kiedy up艂ywa艂a noc.

Gdyby to by艂a normalna noc, dziewczyna dawno by ju偶 zala艂a ogie艅 i wykona艂a inne drobne czynno艣ci w obozowisku swojej pani. Podni贸s艂szy ci臋偶ki p艂aszcz Wierzby, Srebrzysty 艢nieg wdzia艂a go na siebie. Uszyty by艂 na osob臋 wy偶sz膮 i t臋偶sz膮, uk艂ada艂 si臋 wi臋c lu藕no na szatach Srebrzystego 艢niegu. Zesz艂a z wozu, smakuj膮c s艂odycz powietrza, pomieszan膮 z popielnym zapachem zamieraj膮cego ognia.

Na moment zatrzyma艂a si臋, by patrze膰 z podziwem na wielki hak niebios. Potem us艂ysza艂a odg艂os but贸w i zesztywnia艂a z jedn膮 r臋k膮 przy sztylecie, a drug膮 gotow膮, by zarzuci膰 ogie艅 ziemi膮, tak by oboje z wrogiem w r贸wnym stopniu nic nie widzieli. Ale by艂 to stra偶nik Ao Li. Srebrzysty 艢nieg wezwa艂a go do siebie na艣laduj膮c g艂os Wierzby tak dobrze, 偶e a偶 si臋 sama zdumia艂a. Przekaza艂a mu wszystkie polecenia, jakie tylko mog艂a wyda膰 jej 鈥瀙ani鈥.

Kiedy Ao Li po艣pieszy艂 z powrotem do stra偶nik贸w, Srebrzysty 艢nieg pozosta艂a na zewn膮trz, nat臋偶aj膮c s艂uch. W ko艅cu us艂ysza艂a pe艂ne cierpienia szczekniecie, jak gdyby zraniono psa lub lisa. Lub mo偶e by艂a to, po prostu, ranna dziewczyna, doprowadzona do takiej udr臋ki, 偶e jej krzyki nie przypomina艂y ju偶 ludzkich.

Ur膮gliwy krzyk, uderzenie jakiego艣 pocisku o pow贸z, pe艂ne gniewu protesty innych w karawanie. Zwierz臋 za鈥攕kowycza艂o znowu i pobieg艂o w jej kierunku.

Je偶eli oni zrobili krzywd臋 Wierzbie, na w艂asne oczy zobacz臋, jak b臋d膮 im odr膮bywa膰 g艂owy od cia艂! 鈥 przysi臋g艂a Srebrzysty 艢nieg porywczo. Postanowi艂a, 偶e je偶eli Wierzba nie wr贸ci, to p贸jdzie jej szuka膰.

Opar艂a si臋 o w贸zek i usi艂owa艂a wygl膮da膰 na s艂u偶膮c膮, kt贸ra sko艅czy艂a z jedn膮 robot膮 i oci膮ga si臋 przed nie ko艅cz膮cym si臋 ci膮giem innych obowi膮zk贸w. W czystym powietrzu nocy d藕wi臋k ni贸s艂 si臋 wyra藕nie. Srebrzysty 艢nieg s艂ysza艂a dyszenie zranionego, przera偶onego zwierz臋cia, uciekaj膮cego przed pogoni膮. S艂ysza艂a coraz wyra藕niej zbli偶aj膮ce si臋 zwierz臋. Zmusi艂a si臋, by przyzna膰, 偶e zwierz臋 pojawi艂o si臋, kiedy Wierzba znikn臋艂a, by艂o kulawe, tak samo jak Wierzba, mia艂o kolor Wierzby, jej odwag臋 i uczucia. To musia艂a by膰 ona!

To, z czym przez te wszystkie lata walczy艂a, nie chc膮c uwierzy膰, by艂o prawd膮: Wierzba by艂a lisem. A przecie偶 by艂a tak偶e jej s艂u偶膮c膮, jej przyjaci贸艂k膮, a teraz by艂a w 艣miertelnym niebezpiecze艅stwie. Srebrzysty 艢nieg podnios艂a d艂o艅 do ust, ca艂膮 si艂膮 woli pragn膮c, by Wierzba nie by艂a tak ci臋偶ko ranna, 偶e jej zwierz臋ce zmys艂y wezm膮 g贸r臋 nad ludzk膮 natur膮, niwecz膮c, by膰 mo偶e, wszelkie jej wysi艂ki, by z powrotem zmieni膰 posta膰.

鈥 Wierzbo? 鈥 jej wo艂anie by艂o niewiele g艂o艣niejsze od szeptu. Odpowiedzia艂o jej tylko ponowne skomlenie.

Kiedy ciemny lisi kszta艂t chwiej膮c si臋 podszed艂 do ostatnich dogasaj膮cych w臋gielk贸w na ognisku, Srebrzysty 艢nieg podbieg艂a do przodu. Zwierz臋 wzdrygn臋艂o si臋, kiedy po艂o偶y艂a r臋k臋 na jego prawym boku. Wzd艂u偶 jednej 艂apy 鈥 tej kulawej 鈥 bieg艂o rozci臋cie. W ograniczonym 艣wietle rana wygl膮da艂a na bolesn膮, ale nie na gro藕n膮. Podnios艂a dr偶膮cego lisa, kt贸ry uni贸s艂 swoj膮 zdrow膮 przedni膮 艂ap臋, by pog艂aska膰 jej policzek. Potem zanios艂a zwierz臋 do wozu i u艂o偶y艂a je przy misce z wod膮, zanim po艣piesznie owin臋艂a ci臋偶k膮 szat臋 wok贸艂 lisiej postaci Wierzby.

Zaj臋艂a si臋 podgrzaniem odrobiny ry偶owego wina, jeszcze jednego z luksus贸w, jaki pozosta艂 z dawnych bogactw jej domu. Zwykle tak wysoko cenione wino zastrze偶one by艂o dla Pa艂acu, ale jej ojciec mia艂 ma艂y zapas i da艂 go jej, by si臋 rozgrzewa艂a w czasie d艂ugiej drogi. M贸wiono, 偶e wino sprowadza gor膮czk臋 na rany, ale Wierzba by艂a taka zimna. Je偶eli napije si臋 teraz, mo偶e jej to pomo偶e.

Spowity w szaty lis rzuca艂 si臋, najpierw s艂abo, potem z rosn膮c膮 si艂膮. Nie chcia艂a patrze膰. Przemiana z lisa w dziewczyn臋 przebieg艂a bardziej mozolnie, bole艣niej, przerywa艂y j膮 ciche szczekni臋cia, st艂umione ludzkie 艂kania i b艂aganie. Gdyby tylko istnia艂a jaka艣 pomoc czy pociecha, jak膮 mog艂aby przynie艣膰 Srebrzysty 艢nieg!

Na zewn膮trz niebo ju偶 blad艂o przed 艣witem. Wkr贸tce wo藕nice i stra偶nicy wstan膮 i rusz膮 do swoich zada艅. Wierzba powinna by艂a pracowa膰, by pom贸c przy odje藕dzie, ale by艂o jasne, 偶e dzi艣 nie b臋dzie w stanie pokaza膰 si臋 na zewn膮trz. Po raz pierwszy Srebrzysty 艢nieg zadowolona by艂a z zas艂on i zwyczaj贸w, kt贸re wszystkich trzyma艂y z daleka. Odsun臋艂a na bok jedn膮 z ochronnych zas艂on i zaj臋艂a si臋 codzienn膮 prac膮 powoli i mniej zr臋cznie, ni偶 to zwykle robi艂a Wierzba. Je偶eli ktokolwiek zauwa偶y, jaka jest niezgrabna, przypisze to obola艂ym ko艣ciom i zm臋czeniu.

Kiedy Srebrzysty 艢nieg wesz艂a znowu do wozu, poczu艂a uderzaj膮ce do g艂owy opary grzanego wina. Wierzba le偶a艂a zwini臋ta w niespokojnym 艣nie w ciep艂ym k艂臋bowisku z szat.

Gdy podesz艂a, 偶eby je wyg艂adzi膰, Wierzba krzykn臋艂a i wzdrygn臋艂a si臋. Szata rozchyli艂a si臋 i ukaza艂 si臋 rozlegle posiniaczony bok i rozci臋ta stopa. Niemniej oddech dziewczyny by艂 tak regularny, 偶e Srebrzysty 艢nieg pomy艣la艂a, 偶e nie ma ona po艂amanych 偶eber. Kiedy si臋 obudzi, zabanda偶uj膮 jej piersi. Teraz trzeba zaj膮膰 si臋 stop膮 z zaognion膮 ran膮. Kiedy przemywa艂a j膮 resztkami wina, Wierzba krzykn臋艂a i ze wstrz膮sem wr贸ci艂a do przytomno艣ci.

鈥 Pozw贸l, niech z tym sko艅cz臋, m艂odsza siostro 鈥 powiedzia艂a p贸艂g艂osem Srebrzysty 艢nieg.

鈥 Nie po to ryzykowa艂am 偶ycie, 偶eby艣 teraz musia艂a mnie piel臋gnowa膰 鈥 uci臋艂a dziewczyna. 鈥 Musimy ucieka膰 z tego miejsca. Czerwone Brwi, o kt贸rych m贸wi膮 ludzie, maj膮 w tym obozie agent贸w, kt贸rzy podejrzewaj膮, 偶e wieziecie wielki skarb. To tylko dzi臋ki 艂asce鈥 鈥 urwa艂a.

W niebie lisoduch贸w musi by膰 wielu bog贸w 鈥 pomy艣la艂a jej pani. Czy ci, kt贸rzy zmieniali posta膰, naprawd臋 mieli jakiego艣 boga, do kt贸rego si臋 modlili?

鈥 Dobrze, 偶e nie zaatakowali dzi艣 w nocy. Twoi stra偶nicy s膮 czujni, wierni tobie. Inni鈥 zapami臋ta艂am sobie jednego czy dw贸ch. Po drodze mo偶emy spodziewa膰 si臋 bandyt贸w: atak mo偶e nast膮pi膰 dzi艣 w czasie podr贸偶y. Starsza Siostro, miej si臋 na baczno艣ci. Je偶eli dzi艣 w nocy b臋dziemy obozowa膰 poza miastem, musimy dobrze na siebie uwa偶a膰. Ta banda jest mocna i bardzo gro藕na. Wielu z nich to wie艣niacy wyrzuceni ze swej ziemi, kiedy nie mogli zap艂aci膰 podatk贸w bandytom lub urz臋dnikom, kt贸rzy k艂ad膮 na wszystkim 艂ap臋 w imieniu Cesarza.

鈥 A wi臋c to doznane krzywdy doprowadzi艂y ich do tego 鈥 zauwa偶y艂a Srebrzysty 艢nieg.

Wierzba potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Oczy mia艂a b艂yszcz膮ce i gniewne.

鈥 Jeden z nich urz膮dzi艂 mnie tak, my艣l臋, 偶e bez 偶adnego innego powodu jak ten, 偶e przechodz膮c obok zak艂贸ci艂am jego my艣li. Mo偶e 艂 wyrz膮dzono im jakie艣 krzywdy, ale od tego czasu sami wyrz膮dzali gorsze krzywdy. Pani moja, m贸wi臋 ci, 偶e musimy na siebie uwa偶a膰, 偶eby nie wpa艣膰 w ich r臋ce! Wygl膮daj gniadych koni. S艂ysza艂am, jak miedzy sob膮 m贸wili o gniadych koniach!



Rozdzia艂 czwarty


Srebrzysty 艢nieg niewiele za偶y艂a snu w tej ostatniej godzinie przed 艣witem, kiedy ci臋偶ka karawana z poskrzypywaniem rusza艂a w drog臋 do Chang鈥檃n. Chocia偶 ju偶 kilka razy spa艂a do艣膰 wygodnie w wozie, wcisn膮wszy si臋 mi臋dzy koce i poduszki, dzisiaj wyrzek艂a si臋 wszelkiego odpoczynku. Kt贸rzy to z forysi贸w byli szpiegami? Wielu z nich dosiada艂o gniadych koni. Z miejsca, jakie w szyku marszowym zajmowa艂 w贸z, nie da艂o si臋 zobaczy膰, ilu ich by艂o ani czy Wierzba rzeczywi艣cie odkry艂a ich mi臋dzy stra偶nikami.

Poza tym s艂u偶膮ca jej by艂a apatyczna, mia艂a chyba gor膮czk臋, by艂a zbyt s艂aba, by jak zwykle wymienia膰 ostre docinki z wo藕nic膮, co w przesz艂o艣ci dostarcza艂o im okruch贸w wiadomo艣ci. Wierzba drzema艂a albo rzuca艂a si臋, chocia偶 stanowczo nie pozwala艂a, by Srebrzysty 艢nieg ponowne obejrza艂a jej rany.

Dzie艅 ten by艂 jedn膮 d艂ug膮 m臋k膮, sprawdzianem opanowania i li, czyli zasad i regu艂 post臋powania Srebrzystego 艢niegu. Musia艂a spokojnie siedzie膰 w swoim wozie. Nie mia艂a te偶 zamiaru prosi膰 tego wynios艂ego urz臋dnika o dodatkowych stra偶nik贸w oraz o zapewnienia, kt贸rych zaprawd臋 nie m贸g艂 on udzieli膰 nawet kobiecie tak cennej jak kandydatka na Cesarsk膮 Konkubin臋.

59 Ka偶dy kawa艂ek drogi, jaki telepi膮c si臋 przejecha艂 w贸z, stawa艂 si臋 ci臋偶k膮 pr贸b膮, ka偶da chmura mog艂a rzuca膰 cie艅 na gromadz膮ce si臋 Czerwone Brwi. Brz臋k ch艂opskiej motyki na zamarzni臋tym polu brzmia艂 jak pierwsze skrzy偶owanie mieczy w walce. Skrzypienie ga艂臋zi czy trzask od艂amuj膮cego si臋 z powalonego przez zim臋 drzewa konaru brzmia艂y dla jej przem臋czonego umys艂u jak sygna艂 do ataku. Ale Srebrzysty 艢nieg nie o艣mieli艂a si臋 poskar偶y膰 urz臋dnikowi, kt贸ry zaciekawi艂by si臋, co wie i sk膮d to wie.

Srebrzysty 艢nieg trzyma艂a r臋ce biernie z艂o偶one w r臋kawach. Pod zewn臋trzn膮 szat膮 umie艣ci艂a sztylet i strza艂y, 艂uk czeka艂 na ni膮, napi臋ty, ledwo przykryty zapasowymi poduszkami. Za ka偶dym razem kiedy mijali ch艂op贸w, ci臋偶kim krokiem id膮cych po drodze, popada艂a w stan pe艂nej gotowo艣ci. Kt贸偶 m贸g艂 wiedzie膰, czy te poowijane w 艂atane 艂achmany postacie nie by艂y zwiadowcami i nie mia艂y mieczy i 艂uk贸w tu偶 pod r臋k膮? Znowu pr贸bowa艂a przygl膮da膰 si臋 ka偶demu znajduj膮cemu si臋 w zasi臋gu jej wzroku je藕d藕cowi, kt贸ry dosiada艂 gniadego konia. Czy to on by艂 szpiegiem? Palcami przesuwa艂a tam i z powrotem po r臋koje艣ci ostrego ma艂ego sztyletu, kt贸ry wsun臋艂a za szarf臋.

Powoli mija艂 dzie艅. Zamiast cieni padaj膮cych tylko tu czy tam, widoczno艣膰 za膰miewa艂a mgie艂ka. Kiedy popo艂udnie przesz艂o w wiecz贸r, niebo poja艣nia艂o w takim stopniu, 偶e na zachodnim widnokr臋gu, w kt贸rego stron臋 podr贸偶owali, przybra艂o delikatny odcie艅 cesarskiego cynobru. Nawet ci臋偶ka pokrywa chmur zacz臋艂a si臋 rozprasza膰, pozwalaj膮c by od nik艂ego 艣wiat艂a d艂ugie cienie ludzi, koni, wozu pada艂y na skute lodem pola.

Wierzba obudzi艂a si臋 i podci膮gn臋艂a si臋 do g贸ry. Kiedy z cichym okrzykiem wci膮gn臋艂a powietrze, Srebrzysty 艢nieg znalaz艂a si臋 u jej boku. Ci 偶ebracy tam w przodzie, dw贸ch czy trzech, jeden bez nogi. Uzbrojeni tylko w kije, jakie by艂y im potrzebne do utrzymania r贸wnowagi na zdradzieckiej, 艣liskiej drodze, przycupn臋li przy jej skraju, by przepu艣ci膰 orszak, i wygl膮dali na przera藕liwie zmarzni臋tych. Kiedy mija艂 ich wyszukany pow贸z urz臋dnika, wyci膮gn臋li b艂agalnie sp臋kane d艂onie. Pow贸z zatrzyma艂 si臋 ze skrzypieniem na w艂adczy rozkaz jednego z forysi贸w urz臋dnika.

鈥 Czemu si臋 zatrzymujecie? 鈥 dobieg艂 krzyk, nios膮cy si臋 daleko w lodowatym powietrzu.

鈥 Czy偶 mi艂osierdzie nie jest cnot膮, panie? 鈥 To zuchwalstwo musia艂o odebra膰 g艂os urz臋dnikowi, bo nie odpowiedzia艂. Dw贸ch stra偶nik贸w zsiad艂o i podesz艂o do 偶ebrak贸w, prowadz膮c swoje konie, gniade konie.

Srebrzysty 艢nieg zamar艂a w napi臋ciu. Po rozkazie, kt贸ry zatrzyma艂 karawan臋, jej w艂asny w贸z zatrzyma艂 si臋 tu偶 przed 偶ebrakami. U jej boku Wierzba sykn臋艂a. Zaciska艂a i prostowa艂a d艂onie, jak gdyby posiada艂a pazury zar贸wno w swej ludzkiej, jak i zwierz臋cej postaci.

W jej zielonych oczach Srebrzysty 艢nieg zobaczy艂a odbicie w艂asnych podejrze艅 i rosn膮cego przera偶enia. Skin臋艂a g艂ow膮. Wierzba g艂臋boko wci膮gn臋艂a powietrze i wyda艂a ostry, szczekliwy d藕wi臋k. Posiadaj膮c umiej臋tno艣ci ludzi鈥搇is贸w, wyrzuci艂a z siebie g艂os tak, 偶e okrzyk wydawa艂 si臋 dobiega膰 echem spoza 偶ebrak贸w i stra偶nik贸w, kt贸rzy rzucali im teraz pieni膮dze.

Jeden ze stra偶nik贸w wyprostowa艂 si臋, zaszokowany. Wtedy Wierzba szczekn臋艂a znowu i z najbli偶szej k臋py poszycia wyprysn臋艂y dwa lisy, kt贸re pobieg艂y ku 偶ebrakom, rzucaj膮c si臋 na nich. Nawet ze swojego miejsca Srebrzysty 艢nieg widzia艂a, 偶e zwierz臋ta mia艂y szkliste oczy. Futro im si臋 zje偶y艂o, w tak膮 panik臋 wprawia艂o je to, co Wierzba rozkaza艂a im zrobi膰, a co by艂o pogwa艂ceniem ca艂ego ich instynktu.

鈥 Och, jakie one odwa偶ne! 鈥 zawo艂a艂a Srebrzysty 艢nieg. Po艣piesznie odci膮gn臋艂a na bok zas艂onk臋 i wychyliwszy si臋 z wozu zobaczy艂a, 偶e jej w艂asna eskorta uformowa艂a mur pomi臋dzy wozem a wrzaw膮 szarpaniny.

鈥 Moi przyjaciele 鈥 powiedzia艂a Wierzba i wyda艂a seri臋 szcz臋kni臋膰, kt贸re nawet dla przyt臋pionego ludzkiego ucha brzmia艂y jak pochwa艂a i zach臋ta. Lisy spojrza艂y raz na w贸zek, ostro da艂y g艂os i znikn臋艂y, zanim kt贸rykolwiek z kln膮cych ludzi zdo艂a艂 si臋 poruszy膰.

Jeden z 偶ebrak贸w, ten, kt贸ry pierwszy straci艂 r贸wnowag臋 po nag艂ym, zaciek艂ym ataku lis贸w, pr贸bowa艂 podnie艣膰 si臋 z ziemi. Brudna szmata, kt贸r膮 nosi艂 w miejsce czapki, znikn臋艂a teraz pod przekrzywiaj膮cym si臋 zawojem i ukaza艂y si臋 ufarbowane na 偶ywy szkar艂at brwi. Ich nienaturalny kolor powodowa艂, 偶e oczy cz艂owieka wydawa艂y si臋 pa艂a膰 ogniem raczej ni偶 zwyk艂膮 chciwo艣ci膮 czy po偶膮daniem gwa艂tu i kto wie czego jeszcze.

Srebrzysty 艢nieg g艂臋boko zaczerpn臋艂a powietrza. Teraz kolej na ni膮, chocia偶 niech臋ci膮 przepe艂nia艂a j膮 konieczno艣膰 dalszego udawania bezbronnej kobiety. Odrzucaj膮c w ty艂 g艂ow臋, wyda艂a przera藕liwy krzyk, sama pod wra偶eniem przenikliwej nuty grozy, kt贸r膮 uda艂o jej si臋 do niego wprowadzi膰.

Jej stra偶 zadzia艂a艂a bezzw艂ocznie. 艁ucznicy zaj臋li pozycje na skrzyd艂ach. G艂osem zdartym przez lata wywrzaskiwania rozkaz贸w na stepie, Ao Li okrzykn膮艂 alarm.

鈥 Uwaga! Bandyci, szpiedzy! W艂贸cznicy do mnie!

Na to eskorta urz臋dnika ruszy艂a galopem. Niestety wydawa艂o si臋 r贸wnie偶, 偶e zza ka偶dej mog膮cej s艂u偶y膰 za os艂on臋 k臋py, z ka偶dego rowu i zza ka偶dego drzewa zacz臋li pojawia膰 si臋 nast臋pni ludzie przebrani za 偶ebrak贸w. Nakrycia g艂贸w mieli odepchni臋te w ty艂, tak 偶e nie zas艂ania艂y ju偶 one brwi, ufarbowanych jak krwawe ci臋cia na czo艂ach. Ka偶dy z nich mia艂 zar贸wno kij, jak i sztylet, wielu posiada艂o r贸wnie偶 w艂贸cznie, 艂uki i miecze. Ci, kt贸rzy pojawili si臋 teraz w odpowiedzi na przenikliwy gwizd, dosiadali gniadych koni.

Srebrzysty 艢nieg czyta艂a o bitwach, ale nie my艣la艂a, 偶e kiedykolwiek jak膮艣 zobaczy. Ta bijatyka na lodzie i 艣liskim od krwi 艣niegu nie przypomina艂a w niczym zdyscyplinowanego gromadzenia i rozpraszania oddzia艂贸w, jak to w swoich zwojach opisywa艂 genera艂 Sun Tzu. Mimo 偶e by艂o tak zimno, wstrz膮sn膮艂 ni膮 zapach krwi i 艣mierci. By艂o to gorsze od polowania, jak po偶ar lasu jest gro藕niejszy od ognia na kominku.

Wierzba cofn臋艂a si臋 w k膮t wozu, kul膮c si臋 z pochylon膮 g艂ow膮. Srebrzysty 艢nieg z艂apa艂a j膮 za przegub r臋ki.

鈥 Podawaj mi strza艂y! 鈥 rozkaza艂a.

Zobaczy艂a, 偶e jej 艂ucznicy ustawili si臋 w formag臋 skrzyd艂ow膮, kt贸ra chwyci bandyt贸w w 艣mierciono艣ny ogie艅 krzy偶owy, je偶eli eskorta urz臋dnika zap臋dzi ich pomi臋dzy skrzyd艂a. Jedynym problemem 鈥 ale za to istotnym 鈥 by艂o to, 偶e jej w贸z znalaz艂 si臋 zbyt blisko linii ataku.

W tym 艣cisku nikt nie zauwa偶y strza艂 wylatuj膮cych z kierunku, z kt贸rego nikt si臋 ich nie spodziewa艂. Przynajmniej tak膮 mia艂a nadziej臋. Wycelowa艂a starannie, staraj膮c si臋 ustrzeli膰 bandyt臋, kt贸ry co艣 warkn膮艂 i przebi艂 jednego z wo艂贸w. I oto grzeba艂 on przy swoim oku, szkar艂atn膮 krwi膮 plami膮c czerwie艅 brwi, kiedy pr贸bowa艂 wyci膮gn膮膰 jej strza艂臋. Odkry艂a nagle, 偶e chocia偶 jej ofiara pewnie by z rado艣ci膮 zabi艂a j膮 czy zgwa艂ci艂a, u艣miercenie go nie by艂o tym samym co u艣miercenie zwierz臋cia. Trz臋s艂y jej si臋 r臋ce; spud艂owa艂a nast臋pny strza艂 i szybko zawstydzi艂a si臋. Mia艂a 艣ci艣le ograniczony zapas strza艂; potrzebna jej by艂a niezawodna r臋ka.

W walk臋, jak zobaczy艂a, wda艂 si臋 nawet sam urz臋dnik, z mieczem w r臋ku. Dosiadaj膮cy konia bandyta, zwabiony bogactwem sobolowych szat wielmo偶y, ruszy艂 konno w kierunku urz臋dnika i okrutnie si臋 zamachn膮艂. Srebrzysty 艢nieg wycelowa艂a starannie, ale interweniowa艂 Ao Li, przebieg艂ym pchni臋ciem w艂贸czni powalaj膮c d艂awi膮cego si臋 cz艂owieka na ziemi臋. Na jego gest dw贸ch je藕d藕c贸w odci膮gn臋艂o bandyt臋 z miejsca walki.

Ten jeniec musia艂 by膰 przyw贸dc膮. W chwili jego pojmania reszta wpad艂a w panik臋 jak mrowisko, w kt贸re kto艣 wetknie kij. Wy艂amali si臋 z nier贸wnego szyku, w kt贸rym dot膮d walczyli, szar偶uj膮c teraz, tn膮c, siek膮c i strzelaj膮c z determinacj膮 zap臋dzonych w k膮t wilk贸w.

Oczy Wierzby b艂yszcza艂y i znowu szczekn臋艂a, u艣miechaj膮c si臋, kiedy z cieni wyprysn臋艂y zwierz臋ta, by ci膮膰 bandyt贸w po kostkach, zr臋cznie unikaj膮c ich cios贸w.

鈥 Zabij膮 ich! 鈥 zaprotestowa艂a Srebrzysty 艢nieg.

鈥 Starsza Siostro, wiele z nich z ch臋ci膮 umrze, by uchroni膰 swoje m艂ode lub by pom艣ci膰 te, kt贸re ju偶 utraci艂y. One te偶 s膮 偶o艂nierzami鈥 tam! 鈥 Pokaza艂a palcem, a Srebrzysty 艢nieg naci膮gn臋艂a 艂uk i strzeli艂a w bandyt臋, kt贸ry ci膮艂 w d贸艂 i okaleczy艂 praw膮 r臋k臋 Ao Li, tak 偶e sta艂 on teraz bez broni.

鈥 Cofnij si臋! 鈥 zawo艂a艂a Srebrzysty 艢nieg, ale oczywi艣cie stary tego nie zrobi艂. Chwytaj膮c lew膮 r臋k膮 w艂贸czni臋 pad艂ego bandyty naciera艂, a偶 z dw贸ch r贸偶nych stron ruszy艂o na niego dw贸ch bandyt贸w. Ich podw贸jny atak powali艂 go.

Srebrzysty 艢nieg zamruga艂a z furi膮. W k膮cikach jej oczu wezbra艂y 艂zy. Dla ludzi Ao Li jego 艣mier膰 by艂a r贸wnie impulsem, jak dla bandyt贸w pojmanie ich wodza. 呕o艂nierze nast臋powali nieub艂aganie, z gro藕n膮 twarz膮, rozwijaj膮c si臋 w dobrze wy膰wiczone formacje, kt贸rym bandyci nie mogli sprosta膰 ani przed kt贸rymi nie mogli si臋 wycofa膰.

鈥 To jest kraj 艣mierci 鈥 powiedzia艂a p贸艂g艂osem Srebrzysty 艢nieg.

鈥 Tak. 鈥 Wierzba przytuli艂a si臋 mocniej do swojej pani, nios膮c jej pociech臋, tak jak zwierz臋 podnosi na duchu swoje ma艂e.

鈥 Nie! 鈥 wyda艂a okrzyk pani Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Tu nie chodzi o to, co naoko艂o siebie widzimy. Ci, z kt贸rymi walczymy, musz膮 si臋 mie膰 gdzie wycofa膰 albo szybko ich poch艂onie kraj 艣mierci.

鈥 To te偶 co艣 z twoich pokrytych kurzem zwoj贸w, pani? 鈥 zapyta艂a Wierzba.

鈥 Tak, Sun Tzu uczy艂, 偶e 偶adnej armii nie wolno nawi膮zywa膰 kontaktu bojowego w kraju 艣mierci, a przez kraj 艣mierci rozumia艂 ka偶dy teren, z kt贸rego wr贸g nie mia艂 szansy wycofa膰 si臋.

Wierzba skin臋艂a g艂ow膮.

鈥 Tak brzmi prawda. Czy nie widzia艂am sama, jak lisica przyparta do muru przez psy odwr贸ci艂a si臋 i zacz臋艂a walczy膰, zabijaj膮c jednego psa i zmuszaj膮c drugiego, by pozwoli艂 jej uciec do jamy? Nie mo偶emy pozwoli膰, by 艣lepa odwaga 偶o艂nierzy przypar艂a bandyt贸w do takiego w艂a艣nie muru.

Wykrzykn臋艂a ponownie co艣 w tym dziwnym, szczekliwym j臋zyku, co brzmia艂o jak szereg rozkaz贸w. Oczywiste sta艂o si臋, jak wielk膮 w艂adz臋 maj膮 lisoduchy nad bra膰mi 鈥瀙o futrze鈥, kiedy zwierz臋ta rzuci艂y si臋 z ukrycia do ataku, rozpraszaj膮c zar贸wno 偶o艂nierzy, jak bandyt贸w swoim wypadem i r贸wnie nag艂ym i niespodziewanym odwrotem. Wierzba nie mia艂a zamiaru pozwoli膰, by jej przyjaciele zostali zap臋dzeni w sw贸j w艂asny kraj 艣mierci.

鈥 Gniade konie 鈥 przypomnia艂a Wierzba.

Mia艂a racj臋. Czy偶 niekt贸rzy ze stra偶nik贸w nie byli szpiegami, zas艂uguj膮cymi na nie lepszy los ni偶 inni czerwonobrewi spiskowcy? Podpe艂z艂szy na drugi koniec wozu, Srebrzysty 艢nieg zd膮偶y艂a wyjrze膰 akurat w chwili, kiedy jaki艣 m臋偶czyzna, nosz膮cy liberi臋 stra偶nika, wybra艂 sobie do zabicia jednego z 偶o艂nierzy. Naci膮gn臋艂a i strzeli艂a, a Wierzba z aprobat膮 kiwn臋艂a g艂ow膮.

鈥 A teraz tego! 鈥 szepn臋艂a, wyci膮gaj膮c zako艅czony ostrym paznokciem palec.

鈥 Szybko, Wierzbo! Jeszcze jedn膮 strza艂臋! 鈥 Konny bandyta, jeden z tych, kt贸rzy zabili Ao Li, uderzy艂 na urz臋dnika, kt贸ry chwyci艂 lejce konia bez je藕d藕ca. Srebrzysty 艢nieg jednym g艂adkim, wypraktykowanym ruchem za艂o偶y艂a strza艂臋, naci膮gn臋艂a i strzeli艂a. Bandyta pad艂, chwytaj膮c si臋 za pier艣, z kt贸rej stercza艂a strza艂a, pogr膮偶ona a偶 po be艂t. Nie wiedzia艂a, 偶e ma tyle si艂y, by pos艂a膰 strza艂臋 tak g艂臋boko鈥 Ao Li! Ta 艣mier膰 by艂a za ciebie! Czy widzia艂e艣? Czy aprobujesz?

Nie by艂a jednak pewna, czy wyrazi艂by aprobat臋. 呕ycie swe sp臋dzi艂 na s艂u偶bie u ojca, a 艣mier膰 dopad艂a go na s艂u偶bie u c贸rki. Jednak偶e m贸g艂 nie aprobowa膰 udzia艂u damy w walce.

鈥 Uwa偶aj na gniade konie 鈥 szepta艂a Wierzba.

呕o艂nierze znowu parli naprz贸d. Potem urz臋dnik co艣 zawo艂a艂, a Srebrzysty 艢nieg przytakn臋艂a z aprobat膮. On tak偶e czyta艂 Sun Tzu i 偶al mu by艂o traci膰 wi臋cej ludzi. Bandyci odwr贸cili si臋 i uciekli, zostawiaj膮c za sob膮 zabitych i rannych.

Teraz, kiedy ju偶 by艂o po bitwie, Srebrzysty 艢nieg pr贸bowa艂a ukry膰 sw贸j 艂uk pod poduszkami i kocami w wozie, ale dygota艂a tak gwa艂townie, 偶e pozwoli艂a Wierzbie wepchn膮膰 si臋 w gniazdo, kt贸re mia艂o je trzyma膰 w cieple. R臋ce jej dr偶a艂y i 艂uk z nich wypad艂. Pod szatami sp艂ywa艂y z niej strumyczki potu, ale trz臋s艂a si臋 z zimna. Przycisn臋艂a d艂onie do p艂on膮cych policzk贸w. Jej 艂uk 鈥 musi go ukry膰! I opanowa艂a si臋 na tyle, by wepchn膮膰 go pod poduszk臋.

Z zewn膮trz dochodzi艂 do niej ochryp艂y teraz g艂os urz臋dnika, rozkazuj膮cego by zwi膮za膰 bandyt贸w, by tym z nich, kt贸rzy odnie艣li rany, zabanda偶owano je. B臋d膮 skazani, tego by艂a pewna, na jeden z bardziej bolesnych rodzaj贸w 艣mierci.

Jej ojciec ca艂e 偶ycie sp臋dzi艂 na takich dzia艂aniach, nigdy jednak w stosunku do innych nie by艂 szalony, brutalny. Zaprawd臋, bardziej jeszcze by艂 godzien czci, ni偶 by艂a to w stanie poj膮膰 w swej, jak j膮 teraz postrzega艂a, bezpiecznej niewinno艣ci. Mo偶e b臋dzie mog艂a do niego napisa膰, by mu to przekaza膰. Nale偶a艂 mu si臋 r贸wnie偶 i ten ho艂d.

I oto powoli posuwa艂 si臋 w jej kierunku oddzia艂 je藕d藕c贸w w sp艂owia艂ych ubraniach i starych sk贸rzanych zbrojach. Kilku z nich wyra藕nie wyt臋偶a艂o si艂y, by trzyma膰 si臋 dumnie, przecie偶 nie z szacunku dla niej, kt贸r膮 znali, odk膮d doros艂a na tyle, by strzela膰 do celu czy je藕dzi膰 na kucyku. Nie, oni maszerowali ku czci cz艂owieka, kt贸rego cia艂o z艂o偶yli przed wozem.

Oczy pani Srebrzysty 艢nieg wype艂ni艂y si臋 艂zami. Na twarzy starego przyw贸dcy oddzia艂u malowa艂 si臋 wci膮偶 gniew i zaskoczenie, chocia偶 krew ciekn膮ca z ust i z nosa zmienia艂a t臋 dobrze znan膮 (i dla niej zawsze 偶yczliw膮) twarz w mask臋 demona. Jego otwarte oczy wpatrywa艂y si臋 w ciemniej膮ce niebo.

Co zrobi艂by jej ojciec? Tak daleko od niego musi zaj膮膰 miejsce genera艂a, dla kt贸rego zgin膮艂 Ao Li. Wci膮gn膮wszy g艂臋boki, rozdygotany oddech pochwyci艂a welon i wysz艂a ze swojego wozu.

Ukl臋k艂a przy boku stra偶nika, wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i zamkn臋艂a jego szeroko otwarte oczy.

鈥 Pom艣ci艂am ci臋, stary przyjacielu 鈥 powiedzia艂a p贸艂g艂osem.

Przeszed艂 j膮 dreszcz. Przez chwil臋 my艣la艂a, 偶e zrobi jej si臋 niedobrze. By艂by to straszny, niepomy艣lny moment na tak膮 s艂abo艣膰. Zaskoczy艂o j膮 nag艂e, mocne uszczypni臋cie przez Wierzb臋, kt贸ra pomaga艂a jej podnie艣膰 si臋 na nogi i podnios艂a wzrok, by dowiedzie膰 si臋, jaki by艂 pow贸d tego ataku.

Przymkn臋艂a oczy, ogarni臋ta chwilowym rozgoryczeniem, po raz pierwszy w swoim 偶yciu 偶a艂uj膮c, 偶e nie jest w stanie popa艣膰 w omdlenie, kiedy tego chce. Bo tylko taka s艂abo艣膰 pozwoli艂aby jej unikn膮膰 stani臋cia twarz膮 w twarz z urz臋dnikiem, kt贸ry ceremonialnie zbli偶a艂 si臋 teraz ku niej w swoich obszernych, zbytkownych, a teraz przepoconych i poplamionych krwi膮 szatach, sapi膮c i kiwaj膮c g艂ow膮.

Sta艂a oto spocona, wstrz膮艣ni臋ta, otoczona je藕d藕cami swojego ojca. Twarz mia艂a nag膮 jak ch艂opska dziewoja, nie waha艂a si臋 patrze膰 na bitw臋 i rany ani zamkn膮膰 oczu umar艂emu. Przynajmniej 鈥 pomy艣la艂a w pop艂ochu 鈥 jej 艂uk zosta艂 bezpiecznie ukryty pod poduszkami. Szybko narzuci艂a na siebie welon.

Gdyby nie to, 偶e zd膮偶y艂a si臋 opanowa膰, pewnie j臋kn臋艂aby na pierwsze s艂owa urz臋dnika.

鈥 Ta dama 鈥 sk艂oni艂 si臋, podobnie jak ona, nawet jeszcze g艂臋biej 鈥 jest wojownikiem o niepo艣ledniej dzielno艣ci.

Jako艣 uda艂o jej si臋, mimo szkar艂atu, jaki zabarwi艂 jej policzki, zrobi膰 zmieszan膮 min臋.

鈥 Ao Li 鈥 spojrza艂a smutno na zmar艂ego 鈥 by艂 jednym z najwierniejszych towarzyszy ojca tej oto nic nie wartej.

鈥 Zosta艂 godnie pomszczony. 鈥 Urz臋dnik skin膮艂 na jednego czy dw贸ch ludzi ze swej stra偶y i wyda艂 szybkie, jak偶e po偶膮dane rozkazy, by pomogli doprowadzi膰 cia艂o Ao Li do porz膮dku. Srebrzysty 艢nieg pad艂a na kolana.

鈥 Ta oto b艂aga najszlachetniejszego pana, by zacny Ao Li zosta艂 zwr贸cony do kraju jej ojca, gdzie b臋dzie m贸g艂 spocz膮膰 w znajomej ziemi 鈥 wyszepta艂a ze spuszczon膮 g艂ow膮, pozwalaj膮c pop艂yn膮膰 艂zom teraz, kiedy opad艂a bezpo艣rednia groza walki.

鈥 Wsta艅, wsta艅 鈥 nalega艂 urz臋dnik, machaj膮c wypiel臋gnowan膮 d艂oni膮, poplamion膮 teraz i pokryt膮 p臋cherzami od pracy mieczem i 艂ukiem. 鈥 Niech si臋 stanie, jak sobie 偶yczysz, pani. Ale b臋dzie to znaczy艂o, 偶e do Chang鈥檃n przyb臋dziesz z mniejsz膮 eskort膮, ni偶 to wypada.

Srebrzysty 艢nieg podnios艂a si臋, tym razem nie czekaj膮c na pomoc Wierzby.

鈥 I c贸偶 to za r贸偶nica? 鈥 zapyta艂a, zrywaj膮c z formaln膮 mow膮 i o艣mielaj膮c si臋 spojrze膰 m臋偶czy藕nie w jego zdumione czarne oczy. 鈥 Ao Li spocznie na swoim miejscu, op艂akany jak trzeba przez swych syn贸w i przyjaci贸艂. W por贸wnaniu z tym, to czy stra偶 moja liczy膰 b臋dzie trzech czy trzydziestu, nie ma 偶adnego znaczenia鈥 najszlachetniejszy panie 鈥 doda艂a z poczuciem winy na sykni臋cie Wierzby.

鈥 Dobrze rozumiesz lojalno艣膰 偶o艂nierza 鈥 powiedzia艂 urz臋dnik. 鈥 S艂ysza艂em, jak wyda艂a艣 rozkaz鈥 nie, nie kiwaj d艂oni膮 i nie patrz, jak gdyby艣 chcia艂a zaprzecza膰鈥 by pozwoli膰 kilku bandytom uciec. Chcia艂bym wiedzie膰 dlaczego.

Srebrzysty 艢nieg spu艣ci艂a oczy na pobrudzone czubki swoich filcowych but贸w, zobaczy艂a, jak urz臋dnik niecierpliwie postukuje swoim butem i zda艂a sobie spraw臋, 偶e musi odpowiedzie膰.

鈥 Kraj 艣mierci 鈥 powiedzia艂a, pos艂uguj膮c si臋 tym zamieraj膮cym szeptem, kt贸rego, jak pr贸bowa艂a nauczy膰 j膮 niania, powinna zawsze u偶ywa膰, kiedy m贸wi do m臋偶czyzn. 鈥 Nie mieli ju偶 przyw贸dcy. Bez niego byli jak ptak z ukr臋conym 艂bem. Mo偶e on jeszcze przez chwil臋 podskakiwa膰, ale 艣mier膰 mu ju偶 pisana. Jednak gdyby ich pozbawi膰 swobody ruch贸w, mogli walczy膰 jak kto艣, kto wie, 偶e jest ju偶 skazany na zatracenie. W ka偶dym razie 鈥 doda艂a po艣piesznie 鈥 tak kiedy艣 powiedzia艂 m贸j ojciec.

鈥 A ty s艂ucha艂a艣 swojego ojca, nawet kiedy cytowa艂 Sun Tzu 鈥 powiedzia艂 urz臋dnik.

鈥 Jest obowi膮zkiem tej oto, i zaszczytem dla niej, s艂ucha膰, je偶eli jej ojciec zechce przem贸wi膰.

鈥 Czy to on tak偶e nauczy艂 ci臋 naci膮ga膰 艂uk? 鈥 zapyta艂 urz臋dnik.

Srebrzysty 艢nieg ponownie spu艣ci艂a oczy u艣wiadamiaj膮c sobie, jak siln膮 obron臋 stanowi艂y konwencjonalne przejawy dziewiczej nie艣mia艂o艣ci.

鈥 Widz臋, 偶e masz przy sobie n贸偶鈥

I znowu spojrza艂a mu w oczy, tym razem nierozmy艣lnie.

鈥 Jestem c贸rk膮 markiza, nawet je艣li jest w nie艂asce. I by膰 mo偶e, oby to si臋 podoba艂o Przodkom, mam zosta膰 konkubin膮 Syna Niebios. Jak偶ebym mog艂a nadal istnie膰, gdyby splugawili mnie tacy jak oni?

鈥 Pani, pani 鈥 przerwa艂 jej urz臋dnik 鈥 chocia偶 to zdrada szepn膮膰 tak, szkoda ciebie dla Pa艂acu, gdzie mo偶e s膮 damy r贸wnie pi臋kne, ale daleko bardziej bogato przystrojone i zr臋czniejsze w sztuce udawania ni偶 ty. Gdyby艣 pozwoli艂a mi鈥 pani 鈥 niemal zaj膮kn膮艂 si臋 z gorliwo艣ci, by przed艂o偶y膰 jej sw贸j plan. 鈥 Mam najstarszego syna, wspania艂ego m艂odzie艅ca. Pozw贸l mi by膰 jego swatem鈥

Srebrzysty 艢nieg zarumieni艂a si臋 znowu, tym razem z prawdziwego gniewu. W poszukiwaniu odpowiedniej narzeczonej dla swego syna ten cz艂owiek zapomnia艂 nie tylko o strachu, ale i o honorze. Czy dlatego, 偶e jest c贸rk膮 cz艂owieka uwa偶anego za zdrajc臋, mo偶e si臋 do niej tak odzywa膰?

鈥 Zosta艂am przyrzeczona鈥 ja i wraz ze mn膮 honor mego ojca鈥 Pa艂acowi i udam si臋 tam! Twe s艂owa nie przynosz膮 nam zaszczytu, panie m贸j.

Odwr贸ci艂a si臋 i pod膮偶y艂a do swego w贸zka.

鈥 Pani, zawstydzasz mnie! 鈥 zawo艂a艂 za ni膮 urz臋dnik. 鈥 Masz racj臋, pani. Ale przyjmij porad臋 co do zasad i regu艂 post臋powania od tego samego Konfucjusza. Kiedy znajdziesz si臋 w obcej cywilizacji, przystosuj si臋 do obcych zwyczaj贸w.

Odwr贸ci艂a si臋, wci膮偶 jeszcze bardzo rozgniewana, i odparowa艂a jego cytat w艂asnym.

鈥 Wystarczy w艂asna autentyczna natura.

鈥 Ale jak niewielu ludziom udaje si臋 j膮 zachowa膰 przez d艂u偶szy czas! 鈥 skwitowa艂 urz臋dnik jej stwierdzenie. Jego czapeczka, przy kt贸rej jedno z nakrochmalonych czarnych skrzyde艂ek zosta艂o niemal odr膮bane, prawie podskakiwa艂a mu na g艂owie z zapa艂u i, co u艣wiadomi艂a sobie teraz Srebrzysty 艢nieg, z rado艣ci! Tak kiedy艣 wygl膮da艂 jej ojciec, kiedy po raz pierwszy okaza艂o si臋, 偶e nie jest niegodnym przeciwnikiem w szachach.

鈥 Kiedy cz艂owiek rozwinie swoj膮 natur臋 jak najpe艂niej, przekonuje si臋, 偶e zasady wierno艣ci i wzajemno艣ci nie s膮 czym艣 od tej natury niezale偶nym 鈥 zacytowa艂. 鈥 Wiemy, 偶e to jest prawda i czcimy m臋drca, kt贸ry to pierwszy napisa艂. Ale powiem tobie, pani, miej si臋 na baczno艣ci! Nie zawsze trafisz na ludzi honorowych, kt贸rzy studiuj膮 i szanuj膮 klasyk贸w i spos贸b 偶ycia, jakiego ci ucz膮. A takie spotkania mog膮 a偶 do za艂amania przetestowa膰, czy b臋dziesz potrafi艂a zachowa膰 opanowanie w obliczu przeciwno艣ci losu tak dobrze, jak to zrobi艂a艣 dzi艣 w czasie bitwy. Czu艂bym si臋 zaszczycony maj膮c ci臋 za synow膮, by艂aby艣 szanowanym i cenionym dodatkiem do rodziny i jej maj膮tku. Lepsze by to by艂o, ni偶 by膰 leniw膮 ozdob膮 dworu. Ponownie Srebrzysty 艢nieg potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

鈥 Twoje s艂owa przynosz膮 nam obojgu wstyd 鈥 tobie, 偶e je wypowiadasz 鈥 mnie, 偶e ich s艂ucham.

Urz臋dnik ze zrozumieniem skin膮艂 g艂ow膮.

鈥 呕a艂uj臋, 偶e nie mog臋 powiedzie膰, 偶e by艂bym r贸wnie偶 rad, gdyby艣 by艂a 偶yczliw膮 mi osob膮 na dworze, ale nie spodziewam si臋, by艣 mia艂a prosperowa膰, je偶eli nie nauczysz si臋 nagina膰.

Srebrzysty 艢nieg uk艂oni艂a si臋, ukry艂a d艂onie w r臋kawach i tym razem czeka艂a, by pozwoli艂 jej odej艣膰. M臋偶czyzna, z wargami 艣ci艣ni臋tymi i skrzywionymi jak gdyby prze偶uwa艂 jakie艣 niesmaczne jedzenie, skin膮艂 d艂oni膮, by odprawi膰 j膮 do jej schronienia w wozie. W chwil臋 p贸藕niej us艂ysza艂a, jak ze z艂o艣ci膮 krzyczy na 偶o艂nierzy.



Rozdzia艂 pi膮ty


Przed orszakiem powoz贸w, w贸zk贸w, koni i 偶o艂nierzy, z kt贸rych cz臋艣膰 wci膮偶 jeszcze kula艂a po spotkaniu z czerwonobrewymi bandytami, wznosi艂y si臋 rozleg艂e przedmurza wschodniej 艣ciany Chang鈥檃n. Bieg艂a ona prost膮, wspania艂膮 lini膮 z p贸艂nocy na po艂udnie i wyznacza艂a domen臋 Yang i domen臋 zenitu S艂o艅ca, 偶egluj膮cego po niebiosach. Kiedy jej w贸z manewrowa艂 w poszukiwaniu miejsca w艣r贸d tysi臋cy innych, t艂umnie zd膮偶aj膮cych do stolicy, Srebrzysty 艢nieg przygl膮da艂a si臋 miastu. Po raz pierwszy odk膮d wyruszy艂a w t臋 podr贸偶, wdzi臋czna by艂a za odgradzaj膮ce j膮 od 艣wiata zas艂onki. Je偶eli nawet powodowa艂y one, 偶e jecha艂a w ci膮g艂ym p贸艂mroku i nie mog艂a do woli oddycha膰 艣wie偶ym powietrzem, to przynajmniej chroni艂y od w艣cibskich oczu, kiedy wpatrywa艂a si臋 鈥 czy raczej usi艂owa艂a si臋 wpatrywa膰 鈥 w pojawiaj膮ce si臋 teraz przed ni膮 cuda.

Podobnie jak Mur, kt贸ry w okolicy domu dominowa艂 na widnokr臋gu, a kt贸rego 鈥 Srebrzysty 艢nieg pogodzi艂a si臋 z t膮 my艣l膮 鈥 mia艂a ju偶 nigdy nie zobaczy膰, tak i mury obronne Chang鈥檃n zbudowano z ubitej ziemi i cegie艂. Ale tu ko艅czy艂o si臋 wszelkie ich podobie艅stwo. Mur na p贸艂nocnej granicy by艂 stary, miejscami si臋 osypywa艂: ospa艂y smok, kt贸rego we 艣nie okrywa艂 艣nieg. W por贸wnaniu z nim fortyfikacje Chang鈥檃n to by艂y istne cesarskie smoki, b艂yszcz膮ce od ozd贸b, nosz膮ce na sobie uzbrojonych wartownik贸w, kt贸rzy zazdro艣nie wygl膮dali znad ka偶dej z trzech bram, przebitych w grubym, pochy艂ym murze.

Zanim zdo艂a艂a si臋 powstrzyma膰, wyci膮gn臋艂a r臋k臋 w kierunku naci臋cia, jakie zrobi艂a sobie w zas艂onach wozu. Wiele s艂ysza艂a o bramach Chang鈥檃n. Do ka偶dej bramy prowadzi艂y trzy osobne wej艣cia; ka偶de z nich mog艂o pomie艣ci膰 w sobie naraz trzy wozy. Wydawa艂o jej si臋, 偶e potrafi wyczu膰, jak pod tyloma wozami i ko艅mi, d膮偶膮cymi do jednego miejsca, dr偶y ziemia. Chang鈥檃n tworzy艂o nie tysi膮c rodzin, ale dziesi膮tki tysi臋cy. Srebrzysty 艢nieg nigdy nie my艣la艂a nawet o takiej masie ludzi, z kt贸rych wszyscy t艂oczyli si臋 za niesamowicie grubymi murami miasta. O tej godzinie robotnicy krzyczeli i walili w 艣ciany, a ich g艂osy dochodzi艂y do niej z oddali. Nieokrzesane narzecza m臋偶czyzn, sp臋dzonych tu z najdalszych zak膮tk贸w Pa艅stwa 艢rodka, sz艂y w zawody z mow膮, kt贸r膮 tak dobrze zna艂a.

Kiedy palce jej dotkn臋艂y zniszczonego materia艂u, siedz膮ca za ni膮 dama zakas艂a艂a leciutko z napomnieniem i wyrzutem.

鈥 Wybacz mi, Starsza Siostro 鈥 powiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg i pochyli艂a g艂ow臋 z udawan膮 skruch膮 i prawdziwym wstydem, jako 偶e pani Lilak, swatka, kt贸ra w ko艅cu do艂膮czy艂a do 艣lubnego orszaku Srebrzystego 艢niegu nieca艂e dwa dni drogi od miasta, by艂a kobiet膮, kt贸rej ani powa偶a膰, ani ufa膰 nie mog艂a. Ukry艂a d艂o艅 w r臋kawie, by dama ta nie skorzysta艂a ze sposobno艣ci i nie zrobi艂a u偶ytku z jej wygl膮du, kr贸tkich paznokci i odcisk贸w, wyg艂aszaj膮c nast臋pny wyk艂ad na temat, jak w godny ubolewania spos贸b Srebrzysty 艢nieg niegodna jest 偶ycia w Pa艂acu.

Przynajmniej g艂os jej by艂 cichy i czysty, a s艂owa odpowiednio szybkie i pokorne! Lilak skin臋艂a g艂ow膮, szybkie, ledwie dostrzegalne uniesienie obramowanego futrem kaptura, tak czaruj膮co otaczaj膮cego twarz, kt贸ra, chocia偶 ju偶 nie pierwszej m艂odo艣ci, odznacza艂a si臋 t膮 pulchn膮, delikatn膮 urod膮, kt贸rej jej samej brakowa艂o. Rysunek jej brwi, dzi臋ki depilowaniu, delikatny by艂 jak 膰ma, usta by艂y pe艂ne i okr膮g艂e jak zimowa 艣liwka, chocia偶 u艣miech by艂 nazbyt s艂odki, jakby nadpsuty. Zakas艂a艂a teraz znowu, jak gdyby chc膮c udowodni膰, 偶e wci膮偶 nie dosz艂a jeszcze do siebie po tej ubolewania godnej chorobie, kt贸ra zmusi艂a j膮, by opu艣ci艂a grup臋 urz臋dnika w pierwszym nadaj膮cym si臋 do tego maj膮tku s臋dziego, niemal na 艣mier膰 zmo偶ona przez kaszel, kt贸ry zadawa艂 jej katusze, gor膮czk臋, kt贸ra odar艂a jej twarz z m艂odo艣ci, i dreszcze, przez kt贸re z臋by jej szcz臋ka艂y w spos贸b szokuj膮co niegodny damy. Nie, nawet gdyby wystarczy艂o jej si艂, 偶eby zabra膰 si臋 za t臋 c贸rk臋 zha艅bionego prowincjusza, do g艂owy by jej nie wpad艂o, 偶eby mia艂a napomina膰 dziewczyn臋, do kt贸rej wys艂a艂 j膮 Mao Yen鈥搒hou, po trzykro膰 czcigodny G艂贸wny Eunuch, by kierowa艂a ni膮 i strzeg艂a jej w drodze do Chang鈥檃n z jakiej艣 tam barbarzy艅skiej lepianki, w kt贸rej si臋 wyl臋g艂a. By艂a jedynie niepocieszona, 偶e nie mog艂a udziela膰 pani Srebrzysty 艢nieg poucze艅 podczas ca艂ej drogi do Chang鈥檃n; bo, na Przodk贸w, dziewczynie rozpaczliwie potrzebny by艂 trening, je偶eli nie mia艂a sta膰 si臋 po艣miewiskiem w艣r贸d poloni i gracji dam, kt贸re mia艂y prawo mieszka膰 w obr臋bie Dziewi臋ciokrotnych Bram.

Srebrzysty 艢nieg spu艣ci艂a oczy i st艂umi艂a westchnienie. Z tak daleka przyby艂a, by zobaczy膰 wspania艂e mury Chang鈥檃n; a teraz wygl膮da艂o na to, 偶e znajdzie si臋 w ich obr臋bie, zamkni臋ta w 艣cianach Pa艂acu i nigdy nie b臋dzie mia艂a okazji, by si臋 im napatrzy膰, tak jak chcia艂a. Przynajmniej nie pr贸bowa艂a ju偶 rzuca膰 Wierzbie rozbawionych spojrze艅. Taka wsp贸lnota my艣li by艂a zbyt niebezpieczna dla jej s艂u偶膮cej. Kiedy Srebrzysty 艢nieg zosta艂a po raz pierwszy przedstawiona pani Lilak na wewn臋trznych dziedzi艅cach s臋dziego, z mn贸stwem uk艂on贸w i powiewaniem r臋kawami w jak najlepszym stylu, Lilak dostrzeg艂a w p贸艂mroku Wierzb臋 i a偶 cofn臋艂a si臋 ze zgrozy.

Przynajmniej ten jeden raz 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg z ironi膮 鈥 reakcja tej starszej kobiety nie by艂a udawana. Wzdrygn臋艂a si臋 zatrwo偶ona, a potem zmieni艂a ten gest w delikatny, suchy kaszel, maj膮cy przypomnie膰, jak bardzo byk chora. Ten kaszel, o ile mog艂a zorientowa膰 si臋 Srebrzysty 艢nieg, by艂 jedyn膮 pozosta艂o艣ci膮 po jej chorobie. Kiedy go us艂ysza艂a po raz pierwszy, pope艂ni艂a ten b艂膮d, 偶e uk艂oni艂a si臋 ponownie i zanim do niej przem贸wiono, wypapla艂a, jak to jej s艂u偶膮ca dobrze zna si臋 na zio艂ach. Z pewno艣ci膮, proponowa艂a, Wierzba b臋dzie umia艂a sporz膮dzi膰 jaki艣 napar, kt贸ry przyniesie ulg臋 w kaszlu.

Na sam膮 my艣l o tym pani Lilak spiorunowa艂a j膮 wzrokiem, a Srebrzysty 艢nieg zda艂a sobie spraw臋, 偶e jej swatka by艂a jedn膮 z tych dam, kt贸re choroby u偶ywaj膮 jako wym贸wki przy unikaniu niemi艂ych im zada艅 鈥 a w tym przypadku zadaniem takim by艂o przewiezienie pani Srebrzysty 艢nieg na po艂udnie, do Chang鈥檃n. I do tego jeszcze wozem zaprz臋gni臋tym w wo艂y! Poza 偶alem, 偶e zasady i regu艂y post臋powania nie pozwala艂y jej jecha膰 konno, Srebrzysty 艢nieg niewiele mia艂a mu do zarzucenia jako 艣rodkowi transportu. Lecz pani Jedwabisty Lilak uzna艂a w艂a艣nie t臋 nie艣wiadomo艣膰 za jeszcze jedn膮 wad臋: Srebrzysty 艢nieg powinna by艂a popada膰 w omdlenie, a偶 by jej podstawiono pow贸z o ko艂ach owini臋tych filcem, o oknach zas艂oni臋tych najdelikatniejszym brokatem.

Lilak nie mia艂a oczywi艣cie najmniejszego zamiaru udawa膰 si臋 w ci臋偶k膮 podr贸偶 na p贸艂noc. Nie mog艂a jednak odm贸wi膰 rozkazowi G艂贸wnego Eunucha. Nie by艂o to jej win膮, je偶eli na skutek niemocy musia艂a opu艣ci膰 grup臋 urz臋dnika i popa艣膰 w luksusowe nier贸bstwo w domu s臋dziego, gdzie p艂awi艂a si臋 w galanterii, jakiej jej nie szcz臋dzono, jak gdyby to ona sama by艂a Znamienit膮 Konkubin膮, a nie zaledwie dam膮 czwartej rangi, do kt贸rej raz czy dwa razy u艣miechn膮艂 si臋 Cesarz.

Wcze艣niej spiorunowa艂a wzrokiem Wierzb臋, by艂o jasne, 偶e nie zalicza jej nie tylko do tych, kt贸rzy cokolwiek znacz膮, ale nawet do ludzi. R贸wnie oczywiste by艂o to, jak sobie u艣wiadomi艂a wkr贸tce Srebrzysty 艢nieg, 偶e jej kaszel by艂 tak samo fa艂szywy jak przywo艂ywany na usta u艣miech czy afektowane okrzyki zgrozy, jakimi powita艂a odciski od 艂uku na prawej d艂oni Srebrzystego 艢niegu czy inne dowody na to, jak absolutnie niewarta by艂a ta dziewczyna z P贸艂nocy wysokiego stanowiska, na kt贸re zosta艂a powo艂ana.

Chocia偶 Lilak utrzymywa艂a, 偶e nigdy nie s艂ucha plotek s艂u偶膮cych czy 偶o艂nierzy, w rzeczywisto艣ci z zapa艂em pods艂uchiwa艂a. Dowiedzia艂a si臋 wi臋c o bitwie stoczonej przez Srebrzysty 艢nieg z bandytami i twierdzi艂a, 偶e groza j膮 przejmuje na my艣l, 偶e kandydatka do cesarskiego 艂o偶a mog艂a si臋 tak poni偶y膰.

Co stanie si臋 z Wierzb膮, je偶eli Lilak nie pozwoli dziewczynie towarzyszy膰 swojej pani? Srebrzysty 艢nieg nie 艂udzi艂a si臋, 偶eby z takiej odleg艂o艣ci od maj膮tku jej ojca Wierzb臋 ktokolwiek zechcia艂 odwie藕膰 na P贸艂noc. Dla tej wiernej dziewczyny oznacza艂oby to trucizn臋, stryczek lub targ niewolnik贸w, albo los gorszy od 艣mierci, gdyby kto艣 odkry艂 jej tajemnic臋, czym grozi艂y usi艂owania czynione przez Lilak.

Srebrzysty 艢nieg pr贸bowa艂a zjedna膰 sobie t臋 starsz膮 kobiet臋. Jak rekrut, kt贸ry staje przed przeciwnikiem przewy偶szaj膮cym go do艣wiadczeniem, otwar艂a sw贸j arsena艂, przypomina艂a sobie i usi艂owa艂a zastosowa膰 ka偶d膮 ze sztuczek, jakie tylko widzia艂a w u偶yciu na r贸偶nych dziedzi艅cach wewn臋trznych, na kt贸rych go艣ci艂a po drodze do Chang鈥檃n, te zamieraj膮ce szepty, u艣miechy, spuszczone oczy, wyznania skrajnego i absolutnego pos艂usze艅stwa, a nawet wstr臋t do brudu, zimna czy jakiejkolwiek niewygody. Opiesza艂o艣膰 Lilak i zaniedbywanie przez ni膮 obowi膮zk贸w mog艂y zas艂ugiwa膰 na pogard臋, ale ona sama nie by艂a tak g艂upia, 偶eby da膰 si臋 zwie艣膰 mask膮, w jak膮 pr贸bowa艂a przystroi膰 si臋 Srebrzysty 艢nieg. Wrodzony spryt wiejskiej dziewczyny nie m贸g艂 si臋 r贸wna膰 z umiej臋tno艣ciami damy dworu w dziedzinie podst臋pu i fa艂szu.

Chocia偶 wysi艂ki Srebrzystego 艢niegu, by zmieni膰 swoje zachowanie, wcale nie budzi艂y 偶yczliwo艣ci w swatce, pozwoli艂y przynajmniej Wierzbie usun膮膰 si臋 w cie艅 i Srebrzysty 艢nieg ze sw膮 wzdychaj膮c膮, niech臋tn膮 opiekunk膮 mog艂y jecha膰 wozem w pozornym spokoju.

Mog艂o tak by膰, powiedzia艂a Wierzba, zanim wycofa艂a si臋 w milczenie 鈥 kt贸re dama pot臋pi艂a jako d膮sy 鈥 偶e czu艂a si臋 dotkni臋ta rol膮 swatki, przez co wesz艂a w szeregi starszych dam, zbyt starych by wpa艣膰 Cesarzowi w oko, urodzi膰 syna i zyska膰 艂ask臋 i szcz臋艣cie dla swej rodziny.

A gdyby 鈥 pomy艣la艂a nagle Srebrzysty 艢nieg 鈥 mia艂a dla tej starszej kobiety jaki艣 inny podarunek, a nie napary z zi贸艂? Ta my艣l zaszokowa艂a j膮. Przerazi艂 j膮 sam pomys艂, 偶e mo偶na przekupi膰 kogo艣, kto zajmowa艂 pozycj臋 cesarskiego przedstawiciela. Usi艂owa艂a wygna膰 t臋 my艣l z umys艂u, ale tkwi艂a tam uparcie: Lilak mog艂a wiele j膮 nauczy膰, wiele przekaza膰, ale taka nauka mia艂a swoj膮 cen臋. Sama my艣l o przekupstwie by艂a odra偶aj膮ca. Opr贸cz tego Srebrzysty 艢nieg wiedzia艂a, 偶e 偶adna z jej szat ani ozd贸b nie wzbudzi po偶膮dania tej damy. Nie mog艂a te偶 bez uszczerbku dla siebie odda膰 niczego ze swego nadzwyczaj sk膮pego baga偶u. Niczego, opr贸cz nefrytowej zbroi 鈥 a ta by艂a przeznaczona dla samego Syna Niebios.

Mia艂a ogromn膮 ochot臋 odrzuci膰 na boki zas艂ony i gapi膰 si臋 jak najpospolitsza, ale i najweselsza dziewucha wiejska, kiedy ko艂a jej wozu z turkotem wjecha艂y w g艂臋boko wy偶艂obione koleiny na drodze, kt贸ra prowadzi艂a do Chang鈥檃n.

Teraz, kiedy podje偶d偶ali do wielkich bram miasta, Srebrzysty 艢nieg nie 艣mia艂a wyjrze膰 za zniszczone podr贸偶膮 zas艂onki! Trzeba jej by艂o d艂u偶szego czasu, kiedy sama sobie robi艂a surowe wyrzuty, zanim przyj臋艂a to ograniczenie z godno艣ci膮, jak膮 gor膮co zalecali jej Konfucjusz i w艂asny ojciec. Gdyby tylko w protekcjonalnej paplaninie Lilak znalaz艂y si臋 jakie艣 rady, kt贸rych b臋dzie potrzebowa艂a w mie艣cie tak olbrzymim i wspania艂ym jak Chang鈥檃n! Gdyby pani Lilak by艂a swatk膮 z prawdziwego zdarzenia albo nawet tylko kobiet膮 o 偶yczliwym sercu, Srebrzysty 艢nieg mog艂aby wej艣膰 do Pa艂acu maj膮c tak pe艂ne rozeznanie jak genera艂, kt贸ry rozes艂a艂 dobrze wy膰wiczonych zwiadowc贸w. Posiadaj膮c te informacje, mog艂aby przyst膮pi膰 do walki najpierw o uwag臋 Cesarza, a nast臋pnie o jego przywi膮zanie.

Poniewa偶 tego zabrak艂o, Srebrzysty 艢nieg mog艂a tylko dok艂ada膰 wszelkich stara艅 i wykorzystywa膰 do maksimum te wiadomo艣ci, jakie mimochodem wymkn臋艂y si臋 damie.

Ale Jedwabisty Lilak m贸wi艂a tylko o drogim Mao Yen鈥搒hou, o 艣wietno艣ci Syna Niebios, o przepychu szat Pierwszej Konkubiny (cho膰 nie spodziewa艂a si臋, by Srebrzysty 艢nieg mia艂a kiedykolwiek wznie艣膰 si臋 na te znamienite wy偶yny, 偶eby j膮 w co艣 takiego odziano), o aromacie pawilon贸w zbudowanych z kasjowego drewna po to, by woni膮 swoj膮 przepaja艂o powiewy, od kt贸rych wiosn膮 dr偶a艂y pi贸rka zimorodk贸w wplecione w parawany, jak gdyby by艂y 偶ywymi chmurami. Wzdycha艂a nad urod膮 okr膮g艂ej 艣wi膮tyni na po艂udnie od miasta, gdzie ka偶dej wiosny Cesarz wielbi艂 S艂o艅ce. By艂a jak ptak o wspania艂ym upierzeniu, kt贸ry powtarza tylko to, co us艂ysza艂, i kt贸ry 艣piewa tylko dla tych, kt贸rzy daj膮 mu ziarno鈥 lub z艂oto.

Wok贸艂 nich podnios艂a si臋 wrzawa wschodniego targu. Srebrzysty 艢nieg s艂ysza艂a o tym targu. Krwio偶erczy ryk zatrz膮s艂 zas艂onkami wozu i dziewczyn臋 przeszed艂 dreszcz. 鈥 C贸偶 to, dr偶ysz, dziecko? 鈥 zapyta艂a j膮 Lilak. 鈥 Przypuszczalnie wykonuj膮 w艂a艣nie wyrok na z艂odzieju lub jakim艣 zab贸jcy. Sprawiedliwo艣ci musi sta膰 si臋 zado艣膰.

艁atwo by艂o pani Lilak, kt贸rej szata podbita by艂a sobolami i obramowana lisim futrem 鈥 lisim! (Wierzba rzuci艂a na nie jedno spojrzenie i pogr膮偶y艂a si臋 jeszcze g艂臋biej w swojej cichej niedoli) 鈥 przypisywa膰 dr偶enie Srebrzystego 艢niegu zmarzni臋ciu. Ona nie sta艂a nigdy twarz膮 w twarz ze 艣mierci膮, nie widzia艂a, jak umiera cz艂owiek zastrzelony strza艂膮 z 艂uku, nie op艂akiwa艂a 艣mierci starego przyjaciela w gniewie i b贸lu, nie pom艣ci艂a go p贸藕niej, pe艂na 艣miertelnej trwogi przed tym, co robi艂a.

鈥 Przynajmniej 鈥 ci膮gn臋艂a dalej Lilak, kt贸ra zrobi艂a si臋 wspania艂omy艣lna wobec niepokoju Srebrzystego 艢niegu 鈥 nie ci膮gnie ci臋 do tego, by gapi膰 si臋 na targ jak ch艂opka. Za targiem, je偶eli b臋dziemy dyskretne, nie stanie si臋 nic z艂ego, je偶eli obejrzysz sobie pa艂ace, kiedy je b臋dziemy mija艂y. Popatrz na te wspania艂e, wysokie mury, za kt贸rymi rosn膮 drzewa. Przy ka偶dym z pa艂ac贸w s膮 takie ogrody, 偶e a偶 trudno uwierzy膰. Jak偶e pi臋kne s膮 one na wiosn臋, kiedy kwitn膮 bzy!

Mija艂y przecznic臋 za przecznic膮. Na przyzwyczajonej do kr臋tych 艣cie偶ek swego p贸艂nocnego domu pani Srebrzysty 艢nieg to podporz膮dkowanie si臋 Chang鈥檃n sieci linii prostych robi艂o przygn臋biaj膮ce wra偶enie. Jak偶e mo偶na by艂o tyle dziesi膮tk贸w tysi臋cy rodzin wcisn膮膰 w tak w膮skie przestrzenie? To prawda, 偶e mury pa艂acowe ze swoimi krytymi emali膮 herbowymi p艂ytkami i delikatnymi wie偶ami by艂y wspania艂e, ale ilu偶 biedak贸w t艂oczy艂o si臋 w swoich ruderach, by mieszka艅cy pa艂ac贸w mogli cieszy膰 si臋 luksusem swych bogatych ogrod贸w?

Ludzie na wsi byli ubodzy, Srebrzysty 艢nieg sama by艂a biedna, ale zawsze mia艂a prawo korzysta膰 ze 艣wie偶ego powietrza. Teraz musia艂a zrezygnowa膰 nawet i z tego.

Spogl膮daj膮 spod oka zauwa偶y艂a, jak b艂yszcz膮ce stawa艂y si臋 oczy Lilak, kiedy w贸z turkota艂 w stron臋 bramy pa艂acowej, kt贸ra otworzy艂a si臋 na o艣cie偶 na jego przyj臋cie. D藕wi臋k zamykaj膮cej si臋 za nimi bramy by艂 najbardziej ostatecznym d藕wi臋kiem, jaki Srebrzysty 艢nieg kiedykolwiek s艂ysza艂a. Na ostry rozkaz wo藕nica zatrzyma艂 wo艂y i sko艅czy艂y si臋 wstrz膮sy i ko艂ysania, kt贸re sta艂y si臋 cz臋艣ci膮 jej 偶ycia, odk膮d opu艣ci艂a P贸艂noc ponad miesi膮c temu.

To ma by膰 m贸j dom do ko艅ca 偶ycia! Czy b臋dzie to wi臋zienie czy raj? Wiedzia艂a, 偶e w ka偶dym przypadku musi go zobaczy膰 鈥 natychmiast! Ogarn臋艂a j膮 t臋sknota i l臋k w艂a艣nie wtedy, kiedy pani Lilak odetchn臋艂a z satysfakcj膮. Zanim zdo艂a艂a si臋 opanowa膰, jej d艂o艅 鈥 dr偶膮ca, co zauwa偶y艂a ku swemu zawstydzeniu 鈥 wyrwa艂a si臋 z obramowanego futrem r臋kawa w stron臋 zas艂on. D艂o艅 Lilak wystrzeli艂a ani na jot臋 nie wolniej; a jej uchwyt by艂 taki, 偶e na zbyt opalonej sk贸rze przegubu swojej podopiecznej pozostawi艂a bia艂e p贸艂ksi臋偶yce.

Siedzia艂y w ciemno艣ci i mroku, Srebrzysty 艢nieg, pewna siebie kobieta obok niej i Wierzba, kt贸ra robi艂a, co mog艂a, by upodobni膰 si臋 do jednej z poduszek, a kt贸rej b艂yszcz膮ce, przera偶one oczy by艂y rozbiegane jak u lisa w pu艂apce. Ten Pa艂ac 鈥 to mog艂a by膰 najwi臋ksza pu艂apka w Chang鈥檃n. Ale mog艂o to te偶 by膰 narz臋dzie do osi膮gni臋cia sukcesu i darowania kary jej ojcu. Zanim pani Lilak zd膮偶y艂a jeszcze raz udzieli膰 jej nagany, doprowadzi艂a do porz膮dku fa艂dy swej szaty, 艣wiadomie usun臋艂a z twarzy wyraz ostro偶no艣ci, kt贸ry, jak wiedzia艂a, 艣ci膮ga艂 jej usta i oczy w min臋 tak zaszczut膮 jak u Wierzby, i zmusi艂a si臋 do przybrania uprzejmego, pe艂nego zadowolenia wyrazu twarzy.

Za nimi zatrzyma艂y si臋 z turkotem w贸zki baga偶owe, na kt贸rych jecha艂 jej posag, jedwab ho艂downiczy i z艂oto, z kt贸rego ogo艂ocony zosta艂 zubo偶a艂y maj膮tek jej ojca.

Nagle promie艅 艣wiat艂a uderzy艂 Srebrzysty 艢nieg w oczy, a na d藕wi臋k m臋skiego g艂osu pani Lilak wyda艂a okrzyk zgrozy.

鈥 Pani 鈥 powiedzia艂 urz臋dnik, kt贸ry eskortowa艂 Srebrzysty 艢nieg z domu jej ojca.

Zas艂ugiwa艂 przynajmniej na s艂owa podzi臋kowania za opiek臋 nad ni膮. Nie mia艂a mu do zaoferowania nic opr贸cz podzi臋kowa艅, ale kiedy otworzy艂a usta, by wypowiedzie膰 s艂owa wdzi臋czno艣ci, pani Lilak potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

鈥 Nie! 鈥 wyszepta艂a. Po raz pierwszy odk膮d Srebrzysty 艢nieg musia艂a z ni膮 zawrze膰 znajomo艣膰, przera偶enie na twarzy kobiety by艂o nie udawane. W nag艂ym o艣wietleniu wida膰 by艂o w jej oczach i na wargach strach, kt贸ry w okrutny spos贸b ujawni艂 zr臋czno艣膰, z jak膮 tego ranka u偶y艂a kosmetyk贸w, a jeszcze okrutniej zmarszczki i such膮 sk贸r臋, kt贸r膮 mia艂y one ukry膰.

鈥 Eunuchowie przyjd膮. Nie m贸w ani s艂owa!

Wierzba zamar艂a w bezruchu zap臋dzonego w k膮t zwierz臋cia. Nawet oczy mia艂a teraz szkliste. Srebrzysty 艢nieg siedzia艂a bez ruchu, wyprostowana jak na polowaniu, ale oddech mia艂a przy艣pieszony.

鈥 Pami臋taj, pani, co m贸wi艂em o 偶yczliwo艣ci.

Nie mog艂a si臋 do niego odezwa膰, 偶eby mu podzi臋kowa膰, i nie o艣mieli艂a si臋 uk艂oni膰, ale na moment przymkn臋艂a oczy i mia艂a nadziej臋, 偶e urz臋dnik przyjmie to za po偶egnanie.

Potem zas艂onka znowu opad艂a, pogr膮偶aj膮c damy w ciemno艣ciach. S艂ysza艂a kroki, nast膮pi艂a pauza, jak gdyby ludzie k艂aniali si臋 g艂臋boko lub salutowali, a potem g艂os urz臋dnika, kt贸ry poleca艂 Znamienit膮 Dam臋 i jej podopieczn膮, wielce szanown膮 Srebrzysty 艢nieg, opiece po trzykro膰 szacownego Mao Yen鈥搒hou.

Wypiel臋gnowana d艂o艅 zerwa艂a zas艂onki z wozu i Srebrzysty 艢nieg mru偶y艂a oczy w 艣wietle, od kt贸rego odwyk艂a.



Rozdzia艂 sz贸sty


Zamruga艂a oczami, 偶eby zatamowa膰 艂zy, maj膮ce sp艂yn膮膰 po policzkach, kt贸re dopiero dzi艣 rano pani Lilak, acz niech臋tnie, nauczy艂a j膮 malowa膰, 偶eby nie przynios艂a jej zbyt wielkiego wstydu pojawiaj膮c si臋 w Pa艂acu z policzkami tak nagimi jak u jakiej艣 gamoniowatej dziewuchy. Za chwilk臋 wzrok jej si臋 przeja艣ni i zobaczy ten cudowny pa艂ac, kt贸ry odt膮d ma by膰 jej domem.

鈥 Pami臋taj, co m贸wi艂am 鈥 wyszepta艂a Lilak, a g艂os jej dr偶a艂.

鈥 Wysiadajcie panie 鈥 powiedzia艂 wysoki, kulturalny g艂os. Przez moment Srebrzysty 艢nieg my艣la艂a, 偶e to przys艂ano jakie艣 damy, kt贸re maj膮 powita膰 jej swatk臋 po powrocie do domu i pozdrowi膰 j膮 sam膮. Zobaczy艂a, 偶e w贸zek otaczaj膮 nie damy, ale鈥 byli oni wysocy jak m臋偶czy藕ni i nosili m臋skie odzienie, chocia偶 ich szaty by艂y bogatsze i bardziej ozdobne ni偶 艣wi膮teczne szaty jej ojca, czy futra, jakie urz臋dnik przywdzia艂 na bankiet w jej domu. Szaty zapina艂y si臋 tak, jak powinny si臋 zapina膰 szaty m臋偶czyzny. Poza tym damy na g艂owie nie nosi艂y 偶adnych stroik贸w opr贸cz kwiat贸w czy przybrania z drogich kamieni, a ci urz臋dnicy mieli na g艂owach sztywno lakierowane kapelusiki o zdumiewaj膮cej rozmaito艣ci kszta艂t贸w, z kt贸rych ka偶dy bez w膮tpienia mia艂 jakie艣 znaczenie.

Jednak pani Srebrzysty 艢nieg, przyzwyczajonej do ojcowskich 偶o艂nierzy, ten przepych szat, g艂adko艣膰 w艂os贸w, pulchno艣膰 brzuch贸w i wymanikiurowanych, chciwych d艂oni, a ponad wszystko brak blizn i wysokie 艣piewne g艂osy wydawa艂y si臋 czym艣 obcym. Uzna艂a, 偶e ci m臋偶czy藕ni byli pa艂acowymi eunuchami.

Tylko tacy m臋偶czy藕ni 鈥 czy niem臋偶czy藕ni 鈥 mogli strzec dam z Wewn臋trznych Komnat. Sami niezdolni do ma艂偶e艅stwa czy p艂odzenia dzieci, oddawali, jak m贸wiono, ca艂膮 sw膮 lojalno艣膰 Cesarzowi Yuan Ti, kt贸rego nowych konkubin b臋d膮 strzegli z zazdro艣ci膮 dor贸wnuj膮c膮 zazdro艣ci najbardziej nawet ambitnej pierwszej 偶ony wobec m艂odszej, ci臋偶arnej rywalki. Przysz艂o艣膰 Srebrzystego 艢niegu mog艂a zale偶e膰 od ich przychylno艣ci w du偶o wi臋kszym stopniu ni偶 od wypowiedzi kobiet takich jak Lilak.

To nie ich wina 鈥 pomy艣la艂a sobie 鈥 偶e zostali okaleczeni jako dzieci, czy nawet jako m艂odzie艅cy, w imi臋 Cesarza. Jeden z eunuch贸w, kt贸rego suknie by艂y mniej wyszukane ni偶 u innych, klasn膮艂 w d艂onie i podbieg艂a chmara m艂odych kobiet z w艂osami upi臋tymi z przodu na spos贸b s艂u偶ebnych.

Pani Lilak potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i wysiadaj膮c, wynio艣le wyci膮gn臋艂a r臋k臋. Srebrzysty 艢nieg zacz臋艂a wysuwa膰 si臋 z wozu, skwapliwie rozgl膮daj膮c si臋 dooko艂a. Ten eunuch, kt贸ry klasn膮艂 w d艂onie, to nie m贸g艂 by膰 Mao Yen鈥搒hou; urz臋dnik tak wa偶ny jak Minister Wyboru i Administrator Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w na pewno przyjmie je w 艣rodku, je偶eli w og贸le raczy przyj膮膰 tak pechow膮 konkubin臋 jak Srebrzysty 艢nieg.

Spojrza艂a na eunuch贸w, nast臋pnie spu艣ci艂a oczy na艣laduj膮c lepiej ni偶 dobrze ten wyraz dziewiczej skromno艣ci, jaki zaobserwowa艂a w domach po drodze do Chang鈥檃n.

Ale w tym jednym spojrzeniu zawiera艂a si臋 艣wiadomo艣膰 艂owczyni. Obj臋艂a wzrokiem 艣liwy, grusze i morele o nagich ga艂臋ziach przystrzy偶onych w symetryczne wzory i teraz bezlistnych, bia艂e rabaty kwiatowe, na kt贸rych weso艂o trzepota艂y si臋 jedwabne kwiaty, zwiastuny prawdziwych, kt贸re wype艂ni膮 je na wiosn臋. Podw贸rzec przenika艂a wo艅 kadzid艂a. W ca艂ej tej ogromnej przestrzeni, otoczonej pa艂acowymi murami 鈥 pomy艣la艂a sobie Srebrzysty 艢nieg 鈥 ani jednej rzeczy nie pozostawiono naturze. Za g膮szczem strzy偶onych drzew i jedwabnych ogrod贸w wznosi艂 si臋 przepych mur贸w, z艂oconych i pokrytych emali膮, z filarami wyci膮gaj膮cymi si臋 od wypolerowanych gank贸w po zawile rze藕bione dachy wielkich pawilon贸w.

To w艂a艣nie do jednego z takich pawilon贸w prowadzono teraz Srebrzysty 艢nieg i Lilak, a za nimi sztywno st膮pa艂a Wierzba.

Lilak obliza艂a wargi, suche pod warstw膮 czerwonej barwiczki.

Przecie偶 ona si臋 boi! 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. A jej l臋k nie wynika, tak jak m贸j, z nie艣wiadomo艣ci, tylko z wiedzy. Niepotrzebne jej by艂y ojcowskie zwoje, wype艂nione m膮dro艣ci膮 genera艂a Sun Tzu, by ostrzec, 偶e musi by膰 bardzo ostro偶na. Pomimo wszystkich wylewnych pochwa艂, jakimi pani Lilak obsypywa艂a drogiego Administratora Mao Yen鈥搒hou, by艂o oczywiste, 偶e wzbudza on zar贸wno strach, jak i pos艂usze艅stwo.

A jej przysz艂o艣膰 spoczywa艂a w jego r臋kach.

Poprowadzono je w g贸r臋 po schodach. Srebrzysty 艢nieg stara艂a si臋 drobi膰 r贸wnie delikatnie jak starsza dama u jej boku. 鈥 Mo偶e ona obawia si臋, 偶e powiem temu eunuchowi, 偶e nie odby艂a podr贸偶y na P贸艂noc. 鈥 Przez moment igra艂a z t膮 my艣l膮, znajduj膮c chwilowe wytchnienie przed strachem w z艂o艣liwo艣ci, kt贸ra w nast臋pnym momencie wywo艂a艂a rumieniec na jej policzkach. Bez w膮tpienia, gdyby znalaz艂y si臋 w odwrotnej sytuacji, Lilak nie zawaha艂aby si臋, 偶eby j膮 zdradzi膰, ale j膮 sam膮 wychowano w konfucja艅skim domu. Nie tak powinna zachowa膰 si臋 Lilak, a wi臋c i jej samej nie wolno tego zrobi膰.

Wesz艂y do pawilonu, w kt贸rym opary kadzid艂a unosi艂y si臋 mi臋kkimi szarymi spiralami i stapia艂y z woni膮 kasjowego drzewa, z kt贸rego musia艂 by膰 zbudowany. Pawilon by艂 jednak tak bogato rze藕biony 鈥 kolumny mia艂 wyk艂adane nefrytem, 艣ciany i gzymsy drogimi kamieniami, sufity l艣ni艂y od kwiecistych wzor贸w 鈥 偶e samego drewna nie potrafi艂a dostrzec. Wchodzi艂y po marmurowych schodach, a Srebrzysty 艢nieg rzuca艂a spojrzenia na boki, popatruj膮c na odzianych w ci臋偶kie szaty urz臋dnik贸w i uczonych. Straci艂a nadziej臋, 偶eby kiedykolwiek mia艂a zorientowa膰 si臋 w tych niewyra藕nych, ale pe艂nych znaczenia r贸偶nicach w kolorze i przybraniu g艂owy, kt贸re jedn膮 rang臋 oddziela艂y od drugiej. Damy, wygl膮daj膮ce wspaniale w swoich szatach i przybraniach g艂owy, z wonnymi saszetkami trzepocz膮cymi u szarf, zbiera艂y si臋 przelotnie na podestach jak stada wielkich motyli, kt贸re przysiad艂y razem na 艂odydze, zanim na jedno spojrzenie oci臋偶ale dostojnego eunucha, kt贸ry wprowadza艂 Srebrzysty 艢nieg do 艣rodka, rozbieg艂y si臋 z tak膮 szybko艣ci膮, na jak膮 tylko pozwala艂y im przyzwoito艣膰 i kosztowne stroje.

Nast臋pna sala by艂a nienaturalnie ciep艂a. Z wielkich glazurowanych donic wyrasta艂y drzewa, kt贸re w tym upale zakwit艂y i wypu艣ci艂y li艣cie. Gdzie艣 za nimi muzycy, ukryci chyba w jakiej艣 niszy lub za drzwiami, grali na fletach i z nefrytowych plektron贸w wydobywali melodi臋 ze strun i p艂yt rezonansowych pi鈥損a.

Kiedy Srebrzysty 艢nieg wesz艂a do sali, powita艂 j膮 szum wysokich g艂os贸w, ale nie m贸wi艂y one do niej, tylko o polityce.

鈥 Po co popiera膰 jednego barbarzy艅c臋 przeciwko drugiemu? 鈥 pyta艂 jeden eunuch. 鈥 I w艂a艣ciwie jak mo偶na ich rozr贸偶ni膰?

鈥 Khujanga 鈥 odpar艂 z cierpliwo艣ci膮 drugi, g艂臋bszy g艂os 鈥 nie jest g艂upcem. Wykazuje wi臋ksz膮 ni偶 jego wr贸g gotowo艣膰, by da膰 sob膮 kierowa膰鈥

鈥 Kra鈥 kra鈥 鈥 przerwa艂o kilka os贸b i podni贸s艂 si臋 艣miech.

Jej przewodnik uderzy艂 kilka razy w pod艂og臋 lask膮, nast臋pnie wszed艂 艣mia艂o na 艣rodek sali. Czy kt贸rykolwiek z eunuch贸w popatrzy艂by na ni膮, gdyby towarzysz膮cy jej cz艂owiek nie zachowa艂 si臋 tak teatralnie, tego ani nie wiedzia艂a, ani o to nie dba艂a. By艂a zbyt zaj臋ta rozgl膮daniem si臋. To by艂 autentyczny dw贸r eunuch贸w, kt贸rzy tu rozsiadali si臋 lub stali, wszyscy mniej lub bardziej jaskrawo ubrani, mniej lub bardziej pazernie ciekawi, opr贸cz jednego, starszego, najszczuplejszego ze wszystkich, kt贸ry przelotnie j膮 pozdrowi艂 i wymkn膮艂 si臋 z sali. To chyba w艂a艣nie z niego 艣miali si臋 wszyscy inni. A przecie偶 poza tym, 偶e by艂 szczuplejszy od innych, nie widzia艂a mi臋dzy nimi 偶adnej r贸偶nicy.

Nast臋pny pod艂ug wieku eunuch, o wiele grubszy ni偶 inni i najwspanialej ubrany, zrobi艂 krok do przodu. To z pewno艣ci膮 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 musi by膰 Administrator Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w, odpowiedzialny za ca艂y ten przepych.

Ale nie, on wskazywa艂 im teraz gestem najbardziej misternie zdobione drzwi, jakie w 偶yciu widzia艂a Srebrzysty 艢nieg.

鈥 Czy on przyjmie t臋 now膮 dam臋? 鈥 zapyta艂 ich towarzysz, z wyra藕nym l臋kiem i nabo偶n膮 czci膮 w g艂osie. R贸wnie wyra藕nie by艂o wida膰, 偶e wed艂ug niego by艂 to zaszczyt, na jaki nie zas艂ugiwa艂y osoby takie jak Srebrzysty 艢nieg.

鈥 Zdejm z siebie zewn臋trzne okrycie 鈥 sykn臋艂a Lilak z tym dziwacznym, pe艂nym l臋ku dr偶eniem w g艂osie.

Id膮c za przyk艂adem starszej kobiety, Srebrzysty 艢nieg pozwoli艂a, by z jej ramion opad艂a ci臋偶ka szata z owczej sk贸ry. Wierzba schyli艂a si臋, by j膮 podnie艣膰, ale eunuch rozkaza艂 鈥 鈥瀦ostaw to, dziewczyno鈥 鈥 i poprowadzi艂 je dalej w g艂膮b pawilonu.

Tam na niskim stoliku le偶a艂a zapomniana szachownica i taca 艂akoci. Farby i jedwabie malarza by艂y schludnie u艂o偶one w miejscu, gdzie bez trudu mo偶na ich by艂o dosi臋gn膮膰; a Minister Wyboru Syna Niebios, Administrator Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w, Mao Yen鈥搒hou spoczywa艂 na wy艂o偶onym jedwabnymi poduszkami siedzeniu.

鈥 Uk艂o艅 si臋 nisko 鈥 szepn臋艂a Lilak i ju偶 pada艂a na kolana bij膮c czo艂em, a taki uk艂on Srebrzysty 艢nieg pierwszy raz widzia艂a na oczy. Szybko posz艂a w 艣lady Lilak, ale najpierw jej szybkie, taksuj膮ce spojrzenie obj臋艂o tak偶e m臋偶czyzn臋.

By艂 to eunuch nad eunuchami. Tam gdzie eunuchowie, kt贸rzy przywitali j膮 i prowadzili od wozu, byli pulchni i l艣ni膮cy, ten cz艂owiek przypomina艂 dojrza艂膮 艣liwk臋, nawet po艂yskiem jedwabnych haft贸w na swoim stroju. Cia艂o jego by艂o blade i lepiej utrzymane ni偶 jej w艂asne, a oczy, kt贸re zw臋偶a艂y jeszcze okr膮g艂e jak bia艂e melony policzki, po艂yskiwa艂y jak d偶ety i migota艂a w nich pe艂na inteligencji spekulacja: bystre, szacuj膮ce oczy artysty lub dworaka.

Oczy te zamigota艂y, spogl膮daj膮c na Srebrzysty 艢nieg, kt贸ra przy艂apa艂a si臋 na tym, 偶e podnosi si臋 ze swej pokornej pozycji, by spotka膰 ich spojrzenie, tak jak ptak wpatruje si臋 w oczy g艂odnego w臋偶a. Skin膮艂 raz g艂ow膮 i wyd膮艂 czerwone wargi 艣wiadom, 偶e ta m艂oda kobieta, kt贸ra przed nim kl臋cza艂a, by艂a czym艣 innym ni偶 potulnym p膮czkiem, kt贸rym tak usilnie stara艂a si臋 wydawa膰.

Wyci膮gn膮艂 jedn膮 przepi臋knie utrzyman膮 d艂o艅 w kierunku pude艂ka, kt贸re sta艂o na pod艂odze u jego st贸p. To niemo偶liwe 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 偶eby r臋ka m臋偶czyzny mog艂a by膰 tak ma艂a, tak zadbana i tak wolna od szram.

Chocia偶 Mao Yen鈥搒hou by艂 malarzem, ani jedna plamka farby czy tuszu nie kala艂a bia艂ej czysto艣ci tych d艂oni, kt贸re najwyra藕niej nigdy nie tkn臋艂y si臋 偶adnej uczciwej pracy.

鈥 Popatrzmy na posag tej damy. 鈥 Mao Yen鈥搒hou odezwa艂 si臋 po raz pierwszy. Srebrzysty 艢nieg poczu艂a, 偶e robi jej si臋 gor膮co od zniewagi, jak膮 jej wyrz膮dzi艂. 呕adnego powitania; 偶adnego pozdrowienia. Po prostu: 鈥瀦obaczmy tw贸j posag鈥. Nie zechce nawet pos艂u偶y膰 si臋 swoimi w艂asnymi mi臋kkimi r臋kami 鈥 pomy艣la艂a 鈥 by przegl膮dn膮膰 dary, kt贸rych jej ojciec dostarczy艂, p艂ac膮c za nie g艂odem.

Ale jak偶e kulturalny g艂os mia艂 ten artysta! Wysoki w tonie, pi臋knie modulowany. Nie do pomy艣lenia, wydawa艂 si臋 implikowa膰 jego ton, by taki g艂os lub jego posiadacz mogli pope艂ni膰 co艣, co by by艂o niew艂a艣ciwe czy nie w porz膮dku, lub nawet podda膰 si臋 krytycyzmowi ni偶szych 艣miertelnik贸w 鈥攋ak ta bardzo m艂oda, bardzo wystraszona i bardzo niewinna dziewczyna.

鈥 A ta dama to鈥? 鈥 zapyta艂 g艂os, a jego dyskretna melodyjno艣膰 symulowa艂a ukrywane ziewni臋cie. On doskonale wie, jak ja si臋 nazywam! Srebrzysty 艢nieg by艂a tego pewna. Palce jej zacisn臋艂y si臋 pod zwisaj膮cymi r臋kawami, o tyle w臋偶szymi, u艣wiadomi艂a sobie teraz, od r臋kaw贸w pani Lilak czy r臋kaw贸w trzepocz膮cych u ramion dam, kt贸re wpatrywa艂y si臋 w ni膮 i szepta艂y, kiedy je mija艂a. Chyba nawet dziewcz臋ta s艂u偶ebne, kt贸re pomaga艂y wy艂adowa膰 jej pakunki, nosi艂y pi臋kniejsze szaty ni偶 te, kt贸re ona przywdzia艂a na to najwa偶niejsze spotkanie.

鈥 Pani Srebrzysty 艢nieg 鈥 odpowiedzia艂 m艂odszy eunuch, a w jego g艂osie, kt贸rym usi艂owa艂 na艣ladowa膰 melodi臋 mowy swojego pana, zabrzmia艂o podzielane z panem rozbawienie.

鈥 Ach tak 鈥 ziewn膮艂 Mao Yen鈥搒hou. 鈥 C贸rka starego Kuanga. Tego zdrajcy.

艁zy gniewu i upokorzenia wezbra艂y jej w oczach i spu艣ci艂a g艂ow臋, niesk艂onna zdradzi膰 sw贸j smutek; ale najpierw dostrzeg艂a w oczach eunucha triumf. Pr贸bowa艂 j膮 sprowokowa膰 i uda艂o mu si臋 to. Przymru偶y艂a z furi膮 oczy i postanowi艂a, 偶e nie da si臋 ju偶 wi臋cej z艂apa膰 w tak膮 pu艂apk臋.

鈥 C贸偶, zobaczmy, czy P贸艂noc jest w stanie dostarczy膰 Synowi Niebios tego, co mu si臋 nale偶y. Otworzy膰 skrzynie. Pozdrawiam ci臋, Lilak 鈥 doda艂, jak gdyby po namy艣le.

Lilak podnios艂a si臋 ze swej czo艂obitnej pozycji i zacz臋艂a be艂kota膰 pozdrowienia i podzi臋kowania g艂osem, z kt贸rego znik艂a wynios艂o艣膰, tak obra藕liwa dla pani Srebrzysty 艢nieg.

鈥 Mo偶esz odej艣膰. Jestem pewien, 偶e z rado艣ci膮 znowu ujrzysz sw贸j podw贸rzec鈥 i to, co on teraz zawiera.

Lilak opu艣ci艂a pok贸j z szybko艣ci膮, o jak膮 nigdy by jej nie by艂a pos膮dzi艂a Srebrzysty 艢nieg.

鈥 A ty, pani. Ty mo偶esz usi膮艣膰. Przynie艣cie poduszki dla tej鈥 damy 鈥 zarz膮dzi艂 Mao Yen鈥搒hou. 鈥 I mo偶e ry偶owego wina. Nie? Nie chcesz wina? Przynie艣cie te偶 ciasteczka migda艂owe. I liczi. Teraz, kiedy przyby艂a艣 do Chang鈥檃n, musisz skosztowa膰 liczi.

O tak zbytkownych poduszkach nigdy nawet nie marzy艂a, a co dopiero 偶eby mog艂a ich dotkn膮膰. Srebrzysty 艢nieg z konieczno艣ci przyj臋艂a ry偶owe wino, ale ledwo dotkn臋艂a wargami brzegu czarki, kiedy je przyniesiono. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 na ciastka, kt贸re Mao Yen鈥搒hou jad艂 ze smakiem, ale tak 偶e ani okruszyna nie spad艂a na jego sobolowy ko艂nierz czy spowity w at艂as brzuch. Na jego naleganie skosztowa艂a liczi, a kiedy zmarszczy艂a nos na jego nieznajomy smak, Mao Yen鈥搒hou roze艣mia艂 si臋 na ca艂e gard艂o i klasn膮艂 w d艂onie, by s艂u偶膮cy odebra艂 od niej owoc.

鈥 We藕 zamiast tego ciasteczko 鈥 rozkaza艂 i przygl膮da艂 jej si臋, a偶 niech臋tnie wzi臋艂a jedno. 鈥 Cudak z ciebie, pani; pozw贸l sobie powiedzie膰! 鈥 rzek艂, pochylaj膮c si臋 do przodu, a偶 zatrzeszcza艂 napinaj膮cy si臋 jedwab.

Je偶eli ten jedwab mu p臋knie 鈥 pomy艣la艂a zafascynowana Srebrzysty 艢nieg 鈥 mog臋 spokojnie wzi膮膰 szarf臋, podej艣膰 do jednego z tych drzew na podw贸rcu i powiesi膰 si臋 na najbli偶szej ga艂臋zi. Zmusi艂a si臋, 偶eby odwr贸ci膰 wzrok.

鈥 Najszacowniejszy Administratorze, wydaje si臋, 偶e i z艂oto, i jedwab s膮 w porz膮dku 鈥 powiedzia艂 m艂odszy eunuch.

鈥 Wspaniale, wspaniale 鈥 pochwali艂 Mao Yen鈥搒hou. Chwyci艂 brzoskwini臋, szybko wygryz艂 z niej ociekaj膮cy sokiem k臋s i rzuci艂 mu j膮. 鈥 Powiedz im, 偶e potrzeba nam wi臋cej ciastek, a potem siadaj ze mn膮.

鈥 No, male艅ka pani z P贸艂nocy. Masz szcz臋艣cie, 偶e tw贸j ojciec jest tak g艂upio uczciwy, jak my艣la艂em. Nie posk膮pi艂 ci niczego, mo偶e poza strojem. 鈥 Mao Yen鈥搒hou wskaza艂 pogardliwie na srebrzysty, staro艣wiecki brokat, kt贸ry miesi膮c temu wydawa艂 si臋 Srebrzystemu 艢niegowi taki 艣liczny, kiedy znalaz艂a go w skrzyniach swojej matki. 鈥 Najprawdopodobniej sp臋dziwszy na stepie p贸艂 偶ycia i o偶eniwszy si臋 tam zapomnia艂, jak wa偶ne s膮 takie sprawy dla dam. Ale co艣 wymy艣limy.

Pulchna d艂o艅 przesun臋艂a si臋 szybko znad pustej tacy po s艂odyczach do skrzyni ze z艂otem, zr臋czne palce 艣lizga艂y si臋 po ci臋偶kim, po艂yskuj膮cym metalu.

Nad my艣li Srebrzystego 艢niegu, jak rybka wyskakuj膮ca nad powierzchni臋 wody, wybi艂a si臋 trwoga i natychmiast zapad艂a w g艂膮b. Z艂oto i jedwab ho艂downiczy by艂y dla Syna Niebios, przecie偶 chyba ministrowi Cesarza przez my艣l by nie przesz艂o, by je sobie przyw艂aszczy膰.

Mao Yen鈥搒hou roze艣mia艂 si臋.

鈥 Uczciwe z ciebie dziecko! 鈥 pochwali艂 j膮, a ona zaczerwieni艂a si臋, przy艂apawszy si臋 na tym, 偶e wobec pochwa艂 czuje si臋 jeszcze bardziej bezradna i niedouczona ni偶 wobec jego impertynencji. Przed t膮 ostatni膮 mog艂a przynajmniej broni膰 si臋 w艂asnym gniewem. 鈥 Bez w膮tpienia kiedy inne panny uczy艂y si臋 gra膰 na flecie i na b臋benku, stary Chao Kuang nalega艂, by jego c贸rka studiowa艂a wy艂膮cznie Analekty. Podejd藕 ze mn膮 do okna, dziecko, i zobacz, na co zostanie wydany tw贸j posag.

Nie maj膮c wyboru, Srebrzysty 艢nieg posz艂a za Administratorem przez pok贸j, a ostatnie migda艂owe ciasteczko, kt贸re wzi臋艂a, lepi艂o jej si臋 do d艂oni. Mijaj膮c jednak Wierzb臋, upu艣ci艂a je dziewczynie na podo艂ek. S艂u偶膮ca chwyci艂a je szybko, a Mao Yen鈥搒hou roze艣mia艂 si臋.

鈥 Mia艂em tego nie zauwa偶y膰, czy偶 nie tak, pani? Ale chod藕: poka偶臋 ci co艣, na co warto popatrze膰.

Podprowadzi艂 j膮 do okna i wskaza艂 na Wewn臋trzne Dziedzi艅ce, kt贸rych by艂 panem. Nawet teraz, w zimie, s艂u偶膮ce poustawia艂y jedwabne kwiaty, a 偶e艅ska orkiestra gra艂a na 艂贸dce unosz膮cej si臋 na jeziorku na 艣rodku jednego z nieprawdopodobnie wielkich podw贸rc贸w. Poszczeg贸lne pawilony l艣ni艂y od z艂ota i nefrytu oraz polerowanego drewna; jak klejnoty b艂yszcza艂y z艂膮cza p艂yt chodnika, ale i tak mniej ni偶 damy, kt贸re przechadza艂y si臋 powiewaj膮c swymi lekkimi jak mgie艂ka kaftanami i sp贸dnicami, i d艂ugimi, fa艂dzistymi szatami.

Mao Yen鈥搒hou westchn膮艂.

鈥 Zbyt wiele up艂yn臋艂o ju偶 czasu, odk膮d dziedzi艅ce te rozbrzmiewa艂y muzyk膮 i 艣miechem. Stworzy艂em tu pi臋kno, pi臋kno jako w艂a艣ciw膮 opraw臋 dla urody. Ale Syn Niebios rzadko si臋 tu przechadza; zbyt wiele dam, tak m贸wi. Wci膮偶 jeszcze t臋skni za swoj膮 艢wietlan膮 Towarzyszk膮. 鈥 Ruchem r贸wnie szybkim co niespodziewanym odwr贸ci艂 si臋 od okna i od pi臋kna Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w i ruszy艂 w g艂膮b pokoju. R贸偶nych rzeczy spodziewa艂a si臋 Srebrzysty 艢nieg, ale nigdy tego, 偶eby tak wa偶ny urz臋dnik m贸g艂 by膰 taki ruchliwy.

鈥 Nie ma sensu sta膰 tutaj w przeci膮gu przez ca艂y dzie艅, pani. Chod藕 z powrotem na swoje miejsce. 鈥 Ku jej zaskoczeniu zaczeka艂, a偶 ona usi膮dzie na poduszkach. Nast臋pnie wzi膮艂 do r臋ki p臋dzelek.

鈥 Syn Niebios powiedzia艂 mi, 偶e nie 偶yczy sobie, by pi臋膰set dam defilowa艂o mu przed Smoczym Tronem. Poleci艂 mi namalowa膰 podobizn臋 ka偶dej z dam. 鈥 Zamilk艂, a milczenie trwa艂o tak d艂ugo, 偶e Srebrzysty 艢nieg zorientowa艂a si臋, i偶 czeka na jej odpowied藕. Widzia艂a kiedy艣, jak kot igra艂 z myszk膮. Czy ona sama by艂a teraz myszk膮 w jakiej艣 dziwnej grze?

鈥 To zaszczyt 鈥 z pokor膮 wyrazi艂a uznanie Srebrzysty 艢nieg.

Eunuch spu艣ci艂 oczy w doskona艂ej imitacji jej skromno艣ci, nast臋pnie u艣miechn膮艂 si臋.

鈥 Ci臋偶kie to brzemi臋 dla kogo艣 ju偶 niem艂odego. Tak wiele dam, wszystkie m艂ode, wszystkie pi臋kne. Jak偶e mi przedk艂ada膰 jedn膮 nad drug膮? A przecie偶 w sztuce tak wiele zale偶y od przypadku. Jedno po艣lizgni臋cie p臋dzelka i najpi臋kniejsza dama mo偶e okaza膰 si臋 brzydka, jedno mu艣ni臋cie farb膮 i najbledsza dziewczyna rozjarzy si臋 jak piwonia. A wszystko zale偶y ode mnie, czy pochlebi臋, czy przygani臋. Pani, twoja uroda jest niepospolita. Trzeba by wielkiego artysty, 偶eby podkre艣li艂 jej walory鈥

鈥 A takim artyst膮 jeste艣 ty? 鈥 zapyta艂a. Policzki jej zap艂on臋艂y kolorami, nie by艂a przecie偶 jedn膮 z tych wyblak艂ych dziewczyn, kt贸re, jak m贸wi艂, musia艂by upi臋ksza膰. 鈥 Niestety 鈥 powiedzia艂a z pewn膮 surowo艣ci膮 鈥 ta oto dziewczyna jest tylko skromnym i biednym dziewcz臋ciem. Jak偶e mog艂aby o艣mieli膰 si臋 oszukiwa膰 kogo艣 takiego jak Syn Niebios, tak by mia艂 on na temat jej znikomej urody zdanie bardziej pochlebne, ni偶 na to zas艂uguje?

Unios艂a wysoko brwi patrz膮c na eunucha i zobaczy艂a, 偶e poczerwienia艂 z gniewu. Z ty艂u i troch臋 w bok za sob膮 us艂ysza艂a, jak Wierzba przesuwa si臋 na kolanach, chc膮c by膰 w pogotowiu, gdyby by艂a potrzebna swej pani.

鈥 Zrobi艂e艣 uwag臋 na temat ub贸stwa P贸艂nocy i m贸wi艂e艣 o nieszcz臋艣ciach, jakie spotka艂y mego pana i ojca. 鈥 Ponownie w jej g艂osie pobrzmiewa艂a stal. 鈥 My na P贸艂nocy jeste艣my bardzo uczciwi, ale jeste艣my biedni. Zbyt biedni, by tak wielki artysta otrzyma艂 od nas to, na co zas艂uguje.

鈥 Ale gdyby艣 mog艂a okaza膰 takim artystom przychylno艣膰, pani鈥 鈥 Mao Yen鈥搒hou u艣miechn膮艂 si臋. Dobrze si臋 bawi t膮 gr膮, pomy艣la艂a z oburzeniem Srebrzysty 艢nieg. Wiedzia艂, 偶e nie ma pieni臋dzy, by go przekupi膰, ale bawi艂y go jej usi艂owania i za偶enowanie. 鈥 Nie jest to prawd膮, jak twierdz膮 niekt贸rzy, 偶e my z Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w nie potrafimy kocha膰. I jeste艣my lojalni w stosunku do tych, kt贸rzy nam dobrze 偶ycz膮; natomiast dla innych鈥

Pomy艣la艂a o urz臋dniku, kt贸ry m贸wi艂 jej o wstawiennictwie i o tym, jak przepowiada艂 on, 偶e mowa jej by艂a zbyt szczera, by przynie艣膰 korzy艣膰 komu艣, za kim si臋 wstawi. Jak偶e prawdziwe by艂y jego s艂owa.

Oczy pani Srebrzysty 艢nieg zap艂on臋艂y i pozwoli艂a, by eunuch to zobaczy艂.

鈥 Nie mam, panie, 偶adnych dar贸w do dania ani 偶adnych widok贸w na przysz艂o艣膰 鈥 powiedzia艂a do Mao Yen鈥搒hou. 鈥 A nawet gdybym mia艂a鈥

鈥 Czy to twoje ostatnie s艂owo, pani? 鈥 zapyta艂 artysta. 鈥 Przynie艣cie pozosta艂e skrzynie! 鈥 zawo艂a艂.

Czterech m臋偶czyzn, uginaj膮c si臋 pod ci臋偶arem, parami wnios艂o skrzynie, kt贸re Srebrzysty 艢nieg ostatni raz widzia艂a w pokoju swego ojca, skrzynie zawieraj膮ce dwie nefrytowe zbroje, dary, kt贸re mia艂y pojedna膰 starego genera艂a z jego Cesarzem.

鈥 M贸wisz, 偶e nie masz 偶adnych dar贸w, 偶adnego maj膮tku. Pani, a co to sob膮 przedstawia? 鈥 zapyta艂 Mao Yen鈥搒hou.



Rozdzia艂 si贸dmy


Chocia偶 Srebrzysty 艢nieg nie wzdragaj膮c si臋 spotka艂a ju偶 na swojej drodze n臋dz臋, zdrad臋 i walk臋, to na tak膮 zasadzk臋 w otaczaj膮cym j膮 przepychu mow臋 jej odebra艂o. Otwar艂a usta, 偶eby co艣 odpowiedzie膰, ale nie wyszed艂 z nich 偶aden d藕wi臋k. Jej d艂onie, ukryte w wystrz臋pionych r臋kawach szaty, 艣cisn臋艂y si臋 w male艅kie pi臋艣ci, a nast臋pnie z rozmys艂em rozlu藕ni艂y. By艂y wci膮偶 tak zimne, jak podczas d艂ugich dni i nocy podr贸偶y. Powoli Mao Yen鈥搒hou opu艣ci艂 si臋 na kolana obok skrzy艅.

鈥 Ty g艂upcze! 鈥 powiedzia艂 do m艂odszego eunucha. 鈥 Czy偶 mam pracowa膰 jak wyrobnik w polu? Otw贸rz to natychmiast!

鈥 Otw贸rz t臋 skrzyni臋! 鈥 Jego towarzysz klasn膮艂 na Wierzb臋, kt贸ra podnios艂a si臋 mozolnie, rzuci艂a pe艂ne rozpaczy spojrzenie na Srebrzysty 艢nieg, a nast臋pnie unios艂a pokryw臋 wi臋kszej ze skrzy艅, by ods艂oni膰 pogrzebow膮 zbroj臋 z p艂ytek nefrytu, kt贸re zab艂ys艂y w 艣wietle. Ta zbroja, prosta i surowa, zgodnie ze stylem dawniejszych czas贸w, odznacza艂a si臋 mimo to swoistym przepychem, kt贸ry bardzo pasowa艂 do tej sali o wysokich kolumnach i mozaikowych 艣cianach.

鈥 Nie masz wi臋c 偶adnych dar贸w do dania, pani? 鈥 powt贸rzy艂 Mao Yen鈥搒hou. Przesun膮艂 d艂oni膮 po masce zbroi, niemal mrucz膮c z zadowolenia na ch艂odn膮 g艂adko艣膰 nefrytu. 鈥 Moi s艂udzy znale藕li te鈥 jak im tam鈥 艣wiecide艂ka鈥 ukryte w twoim baga偶u.

Srebrzysty 艢nieg odzyska艂a w ko艅cu zdolno艣膰 m贸wienia.

鈥 To jest dziedzictwo domu tej oto 鈥 powiedzia艂a, a g艂os jej brzmia艂 spokojnie mimo w艣ciek艂o艣ci i l臋ku, od kt贸rych serce ma艂o nie wyrwa艂o si臋 z piersi. 鈥 Ojciec tej oto poleci艂, by zosta艂y one ofiarowane Synowi Niebios鈥

鈥 Podczas tego co mo偶na by uzna膰 za noc po艣lubn膮? C贸偶 za czu艂o艣膰, jaka obowi膮zkowo艣膰 鈥 powiedzia艂 eunuch. 鈥 Ale zanim b臋dziesz mog艂a 艣wi臋towa膰 t臋 szcz臋艣liw膮 okazj臋, musisz najpierw przyci膮gn膮膰 uwag臋 Syna Niebios. A to musi si臋 odby膰 za moim po艣rednictwem.

鈥 Powiedzia艂am ci 鈥 uci臋艂a Srebrzysty 艢nieg, rezygnuj膮c z przestrzegania zasad i regu艂 formalnej mowy 鈥 偶e ta zbroja to dar mojego ojca dla Syna Niebios. Ja sama nie mam 偶adnych dar贸w. Czy nie potrafisz w to uwierzy膰? Popatrz na mnie. Czy l艣ni臋 od klejnot贸w? Czy mam szaty pod艂ug dworskiej mody? My z P贸艂nocy jeste艣my ubodzy. Ale鈥

Wierzba sykn臋艂a, lecz Srebrzysty 艢nieg zbyt by艂a rozgniewana, by zwr贸ci膰 na ni膮 uwag臋.

鈥 I powiem ci to jeszcze, Mistrzu P臋dzla, 偶e gdybym mia艂a do rozdania jakie艣 dary, nie dosta艂by ich ode mnie kto艣, kto usi艂uje je wymusi膰 podst臋pem i gro藕b膮.

Mimo swej ogromnej masy, Mao Yen鈥搒hou podni贸s艂 si臋 szybko. G贸rowa艂 nad ni膮, usi艂uj膮c zastraszy膰 j膮 samym swoim wzrostem.

鈥 Szlachetne to s艂owa, pani, w ustach kogo艣, kto nie powinien o艣mieli膰 si臋 pyszni膰. Darem nazywasz to i dziedzictwem. A je艣li ja powiem inaczej?

鈥 C贸偶 innego mo偶na powiedzie膰? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg.

鈥 Starsza Siostro 鈥 sykn臋艂a Wierzba 鈥 cicho, b艂agam! Wierzba! Pani Srebrzysty 艢nieg zrobi艂o si臋 zimno ze strachu, ale nie o siebie. Po raz pierwszy w 偶yciu po偶a艂owa艂a, 偶e jest niezdolna do ucieczki w 艂zy i omdlenia, nast臋pnie poczu艂a pogard臋 dla siebie za tak膮 s艂abo艣膰. Powinna chroni膰 Wierzb臋! Skin臋艂a r臋k膮 i dziewczyna umkn臋艂a w r贸g komnaty, gdzie si臋 z powrotem ukry艂a. Srebrzysty 艢nieg mia艂a tylko nadziej臋, 偶e Wierzba 鈥 ze swymi nienaturalnie czarnymi w艂osami, tak groteskowo kulej膮ca w tej przepysznej sali 鈥 nie b臋dzie si臋 rzuca膰 w oczy, ale Mao Yen鈥搒hou by艂 r贸wnie wielkim artyst膮 jak chciwcem. Nie m贸g艂 na to nic poradzi膰, 偶e j膮 dostrzeg艂.

鈥 Pani 鈥 powiedzia艂 eunuch, a w gi臋tkim, subtelnym g艂osie pobrzmiewa艂a zimno gro藕ba 鈥 czy nadal obstajesz przy swym twierdzeniu, 偶e te pogrzebowe zbroje to dziedzictwo?

鈥 M贸j ojciec m贸wi 鈥 Srebrzysty 艢nieg zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e g艂os jej dr偶y, ale zrozpaczona ci膮gn臋艂a dalej 鈥 偶e nale偶a艂y one zawsze do jego domu i 偶e odpowiednie s膮 tylko dla Syna Niebios i jego Pierwszej 呕ony.

鈥 Wi臋c przysi臋g艂aby艣, 偶e nigdy nie by艂y u偶ywane?

鈥 Na moich przodk贸w! 鈥 oburzony g艂os Srebrzystego 艢niegu echem odbi艂 si臋 w komnacie.

鈥 A wi臋c jak鈥 Wang Lu, b膮d藕 mi 艣wiadkiem鈥 wyt艂umaczysz to?

Mao Yen鈥搒hou schyli艂 si臋 drapie偶nym ruchem i otworzy艂 d艂o艅 przed nosem pani Srebrzysty 艢nieg.

Na d艂oni le偶a艂y trzy z臋by, po艂amane i z偶贸艂k艂e, jak gdyby ze staro艣ci.

Srebrzysty 艢nieg podnios艂a oczy, zmieszana na widok z臋b贸w i triumfu, l艣ni膮cego na zaczerwienionej, spoconej twarzy malarza.

鈥 Pani, pani, je偶eli te zbroje nie by艂y nigdy u偶ywane, jak przysi臋gasz, jak偶ebym znalaz艂 w jednej z nich te z臋by?

Mao Yen鈥搒hou by艂 wi臋c nie tylko malarzem, ale i aktorem; wyraz wstr臋tu i grozy na jego twarzy, obrzydzenie w jego g艂osie by艂y tak po mistrzowsku udane, 偶e przez jedn膮 szalon膮 chwil臋 Srebrzysty 艢nieg by艂a niemal przekonana, i偶 rzeczywi艣cie zbezcze艣ci艂a grobowce swoich przodk贸w.

Wo艅 kadzid艂a, widok z臋b贸w, drzewo sanda艂owe i kamfora, kt贸rymi pachnia艂y szaty eunucha, i ponad wszystko czysta groza tego, co dawa艂 jej do zrozumienia鈥 kwieciste wzory na suficie zacz臋艂y wirowa膰 i Srebrzysty 艢nieg poczu艂a, 偶e si臋 osuwa.

Zarzut okradania grob贸w i to jeszcze okradania w艂asnych Przodk贸w: o takich zbrodniach nie mo偶na by艂o nawet pomy艣le膰, a co dopiero o nich m贸wi膰. Istnia艂y dwa tylko powody, dla kt贸rych rabowano groby: chciwo艣膰 lub czarnoksi臋stwo. A ona by艂a c贸rk膮 zha艅bionego genera艂a. To b臋dzie jej s艂owo przeciw s艂owu Mao Yen鈥搒hou i jego przyjaciela. Nikt jej nie uwierzy, je偶eli oskar偶y j膮 o rabowanie grob贸w. By艂a niewinna, ale kto w to uwierzy? By艂a c贸rk膮 cz艂owieka, kt贸rego powszechnie uwa偶ano za zdrajc臋. Ale sama my艣l o kt贸rej艣 z tych zbrodni 鈥 nie wspominaj膮c ju偶 o tym, jak ohydna mo偶e by膰 kara, kt贸ra spadnie na ni膮 i jej rodzin臋! Zachwia艂a si臋, a nast臋pnie wyprostowa艂a. Nie zemdleje, nie zrobi jej si臋 niedobrze: nie tu, nie przed tym ugrzecznionym wrogiem.

鈥 Ukry艂e艣 te z臋by w d艂oni 鈥 powiedzia艂a eunuchowi. 鈥 Jak oszust na wiejskim jarmarku, schowa艂e艣 te z臋by w r臋ce i chcesz u偶y膰 ich, by zmusi膰 mnie, 偶ebym ci da艂a t臋 zbroj臋. Niech si臋 dowie ca艂y 艣wiat! Jestem niewinna 鈥 wyszepta艂a.

鈥 Ale kto ci uwierzy? 鈥 zapyta艂 Mao Yen鈥搒hou. 鈥 呕eby cz艂owiek by艂 nie wiem jaki niewinny, zawsze znajdzie si臋 jaki艣 czyn, jaka艣 my艣l taka, 偶e pr臋dzej umrze, ni偶 pozwoli j膮 wyjawi膰. Nawet taki prostaczek jak ty, pani; za艂o偶y艂bym si臋, 偶e i ty ho艂ubisz swoje tajemnice.

Srebrzysty 艢nieg wyczu艂a bardziej, ni偶 us艂ysza艂a ciche warkni臋cie. Wierzba! Na wszystkich przodk贸w, mo偶e b臋dzie w stanie odeprze膰 zarzut rabowania grob贸w, chocia偶 co si臋 z ni膮 stanie, je偶eli podniesie si臋 taka nagonka na ni膮, strach by艂o pomy艣le膰. Za to, chocia偶 nie uwa偶a tego za zbrodni臋, niew膮tpliwie ponosi艂a win臋; a dw贸r obawia艂 si臋 czar贸w bardziej ni偶 czegokolwiek innego poza zaraz膮 czy wojn膮 z Hiung鈥搉u. Nie mog艂o jej spotka膰 nic lepszego ni偶 艣mier膰, a i tak wymierzona jej kara w por贸wnaniu z kar膮 dla Wierzby by艂aby jak pieszczota.

Pozwoli艂a, by g艂owa jej zwis艂a, a ca艂e cia艂a omdla艂o ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e zosta艂a pokonana przez z艂odzieja. Co gorsza, zosta艂y zniweczone jej nadzieje. Mao Yen鈥搒hou zabierze jej jedyny skarb i poniewa偶 nie b臋dzie m贸g艂 ryzykowa膰, by Cesarz zwr贸ci艂 na ni膮 uwag臋, to maluj膮c j膮 wykorzysta sw贸j k艂amliwy p臋dzel i przedstawi j膮 w mo偶liwie niesympatyczny spos贸b.

Teraz nie by艂o ju偶 nadziei na sukces; ani cienia nadziei. Tylko duma, jej duma generalskiej c贸rki, powstrzyma艂a j膮 od tego, by wybuchn膮膰 艂kaniem i rzuci膰 si臋 na ziemi臋, kiedy Mao Yen鈥搒hou klasn膮艂 w d艂onie, 偶eby jeden s艂u偶膮cy odprowadzi艂 j膮 do jej tymczasowego mieszkania, a drugi przyni贸s艂 mu zw贸j, kt贸ry wcze艣niej odrzuci艂 jako nie nadaj膮cy si臋 do malowania.

Zdoby艂a si臋 na to, 偶eby sta膰 biernie, chocia偶 mia艂a ochot臋 ugodzi膰 kogo艣 lub krzycze膰. Przypomnia艂a sobie bitw臋 z Czerwonymi Brwiami. Wtedy mog艂a co艣 zrobi膰, by pom贸c sobie samej. A teraz zupe艂nie nic. Dw贸r, jak nauczy艂a si臋 w tym pierwszym, katastrofalnym starciu, by艂 bardziej zdradziecki ni偶 ka偶da bitwa. Ale jej ojciec przetrwa艂 pora偶k臋, przetrwa艂 i zachowa艂 swoj膮 godno艣膰. Musi jako艣 zrobi膰 to samo dowodz膮c, 偶e jest godn膮 c贸rk膮 swego rodu.


Srebrzysty 艢nieg dosz艂a do wniosku, 偶e zanim Mao Yen鈥搒hou uko艅czy portrety pi臋ciuset dam, wezwanych z ca艂ego Pa艅stwa 艢rodka, mo偶e up艂yn膮膰 kilka miesi臋cy. Mia艂a tak膮 sam膮 szans臋 na zostanie jedn膮 z Prze艣wietnych Towarzyszek Syna Niebos, co Wierzba na przeskoczenie mur贸w Chang鈥檃n i ucieczk臋 na P贸艂noc. Podczas gdy arty艣ci i rzemie艣lnicy wyka艅czali Jasn膮 jak S艂o艅ce Rezydencj臋, gdzie mia艂y mieszka膰 damy ciesz膮ce si臋 najwi臋kszymi wzgl臋dami Cesarza, Srebrzysty 艢nieg zastanawia艂a si臋, co b臋dzie z ni膮 sam膮.

Nie mog艂a marzy膰 o takich zaszczytach ani prawdopodobnie nawet o Zwierciadlanym Przybytku, gdzie mia艂y mieszka膰 Ulubione Pi臋kno艣ci. My艣l膮c realistycznie, mog艂a zosta膰 umieszczona w艣r贸d konkubin o najni偶szym statusie: w艣r贸d c贸rek rodzin wielmo偶贸w. Poniewa偶 wola艂a uczy膰 si臋, ni偶 leniuchowa膰, zacz臋艂a zapoznawa膰 si臋 ze zwyczajami, jakie obowi膮zywa艂y w tym nowym i niepo偶膮danym 偶yciu.

Bra艂a udzia艂 w festynach, kt贸re zwiastowa艂y siewy wiosenne, z zapa艂em korzysta艂a ze sposobno艣ci, by udoskonala膰 sw膮 kaligrafi臋 i sp臋dza艂a wiele godzin spisuj膮c na jedwabiu przeznaczon膮 dla ojca, pe艂n膮 nadziei i sumienn膮 relacj臋 ze swej podr贸偶y do stolicy. Kiedy starszym kobietom, takim jak pani Lilak 鈥 damom, kt贸re zbyt ju偶 przywi臋d艂y, by przyci膮gn膮膰 czyj膮艣 uwag臋, a kt贸rych obiektem po偶膮dania i tak by艂a w艂adza 鈥 potrzebne by艂y ch臋tne r臋ce i s艂odkie g艂osy, szybko si臋 zg艂asza艂a i jeszcze szybciej wycofywa艂a, je偶eli napotka艂a uniesione brwi.

Damy takie zdawa艂y si臋 wyczuwa膰, 偶e Srebrzystemu 艢niegowi przypad艂 los odmienny i daleko bardziej skromny ni偶 nadzieje dziesi膮tk贸w Cennych Pere艂, Kasji, Ja艣min贸w i Woni 艢liw, kt贸re grupowa艂y si臋 jak ki艣cie kwiat贸w na Wewn臋trznych Dziedzi艅cach, gromadz膮c si臋 na tarasach i przej艣ciach, 艂膮cz膮cych jeden pawilon z drugim. Pod pretekstem pomagania starszym damom, wznosi艂y okrzyki nad bogatymi jedwabnymi kotarami, ogromnymi malowanymi donicami, zdobnymi w mozaiki ze z艂ota, malachitu i turkus贸w, kt贸re z dnia na dzie艅 pojawia艂y si臋 w ich pomieszczeniach.

A jak one papla艂y! Dla pani Srebrzysty 艢nieg, wychowanej w ciszy i medytacji, ta ci膮g艂a obecno艣膰 roztrajkotanego t艂umu m艂odych kobiet by艂a najci臋偶sza do zniesienia. W przeciwie艅stwie do niej, zdawa艂y si臋 nie mie膰 偶adnych problem贸w z przystosowaniem si臋 do 偶ycia na dziedzi艅cach, pe艂nego ogranicze艅, sztywnego, niemi艂osiernie uprzejmego nawet w najbardziej nieprzyjaznych przejawach. Cz臋sto my艣la艂a, 偶e nawet gdyby Mao Yen鈥搒hou przedstawi艂 j膮 w najbardziej pochlebnych barwach, nie mia艂aby 偶adnej szansy w tym ogrodzie pi臋kno艣ci. Ka偶da z nich, jak jej si臋 zdawa艂o, by艂a wcieleniem peanu na cze艣膰 kobiecej urody. 呕eby kobieta mia艂a wyraz twarzy jak kwiat, usta jak p膮czek, dusz臋 jak ksi臋偶yc, figur臋 jak wierzba, ko艣ci jak jadeit, a cer臋 jak 艣nieg, urok jeziora jesieni膮 i serce jak poemat 鈥 to rzeczywi艣cie by艂by idea艂!

Rzeczywi艣cie, doskona艂o艣膰, ale niepodobna do jej w艂asnego wygl膮du. Nawet lusterko trzymane przez r臋ce kochaj膮cej Wierzby pokazywa艂o kobiet臋, kt贸rej oczy potrafi艂y miota膰 ognie lub 艂agodnie膰, zale偶nie od nastroju; kt贸rej usta sk艂onne by艂y do 艣miechu; kt贸rej dusza by艂a niesforna, a urok 鈥 zak艂adaj膮c, 偶e kto艣 wyrz膮dzi艂by jej ten zaszczyt i przyzna艂, 偶e go w og贸le posiada 鈥 by艂 kwesti膮 pos艂usze艅stwa, obowi膮zku i spokoju, a nie wdzi臋kiem 偶ywego srebra, cenionym na dworze. Urz臋dnik mia艂 racj臋 鈥 Srebrzysty 艢nieg zyska艂aby o wiele wi臋cej zadowolenia jako zapracowana pierwsza 偶ona dziedzica wiejskiej posiad艂o艣ci ni偶 dama dworu, ciesz膮ca si臋 niewielkimi wzgl臋dami, a obarczona wieloma trywialnymi obowi膮zkami.

Chocia偶 cz臋sto przebywa艂a z konieczno艣ci w towarzystwie innych dam, stale powi臋ksza艂a si臋 przepa艣膰 miedzy ni膮 a nimi. Z t膮 sam膮 nie艣wiadom膮 umiej臋tno艣ci膮, kt贸ra pozwala艂a im zalotnie wpina膰 sobie ozdoby we w艂osy, wydawa艂y si臋 .wyczuwa膰, 偶e Srebrzysty 艢nieg nie ma nadziei na 艣wietn膮 przysz艂o艣膰, nie m贸wi膮c ju偶 o przysz艂o艣ci Znamienitej Konkubiny. Coraz cz臋艣ciej unika艂y jej. Nawet ta zbyt wysoka dziewczyna o absurdalnym imieniu P膮czek Piwonii, ani Morela, kt贸ra p艂aka艂a, bo mia艂a ziemist膮 cer臋 i inne dokucza艂y jej z tego powodu, nie naprzykrza艂y jej si臋 rozmow膮; wola艂y kr膮偶y膰 po obrze偶ach grupek szcz臋艣liwszych dziewcz膮t, zbieraj膮c si臋 gorliwie wok贸艂 tych, kt贸re mia艂y najwi臋ksze szans臋 na przychylno艣膰 Cesarza. Nie dla nich lojalno艣膰, dzi臋ki kt贸rej 偶o艂nierze jej ojca udali si臋 za nim na ha艅b臋, one wola艂y zabiega膰 o 艂aski potencjalnych faworyt.

A czy ja by艂abym lepsza? 鈥 wielokrotnie pyta艂a sam膮 siebie Srebrzysty 艢nieg w ciszy, na docenianie kt贸rej mia艂a teraz czas. Mog艂a go sp臋dza膰 z Wierzb膮, 艂agodz膮c trwog臋 dziewczyny, zapewniaj膮c j膮, 偶e maj膮c nefrytow膮 zbroj臋 w swoim posiadaniu, Mao Yen鈥搒hou b臋dzie zbyt zale偶a艂o na unikni臋ciu skandalu, by mia艂 pani膮 i s艂u偶膮c膮 oskar偶y膰 o czary. Wykonywa艂a wszystkie wyznaczone sobie obowi膮zki i sp臋dza艂a wolne chwile na podziwianiu pi臋kna, jakie, musia艂a to przyzna膰, stworzy艂 Mao Yen鈥搒hou. Gdyby jeszcze jego dusza dor贸wnywa艂a kunsztowi jego d艂oni i umys艂u!


鈥 Portrety! 鈥 Po ca艂ym dziedzi艅cu, na kt贸rym wierzby zaczyna艂y puszcza膰 p膮czki, rozbrzmiewa艂y st艂umione 艣miechy i okrzyki afektowanej grozy. Trzy damy min臋艂y ma艂y dziedzi艅czyk, kt贸ry zosta艂 przydzielony pani Srebrzysty 艢nieg. 呕adna z nich nie zastuka艂a do jej drzwi z zaproszeniem, 偶eby posz艂a je z nimi obejrze膰.

鈥 Tak wi臋c sko艅czy艂 ju偶 te malowid艂a? 鈥 duma艂a Srebrzysty 艢nieg, maj膮c za s艂uchacza jedynie Wierzb臋. Pochyli艂a g艂ow臋 nad 艣ladami swojego w艂asnego p臋dzelka. 鈥濨ogactwo i n臋dza, s艂awa i zapoznanie: ka偶de w swoim czasie鈥. Starannie rysowa艂a znaki. Mia艂a nadziej臋, 偶e jej ojciec nie b臋dzie mia艂 im zbyt wiele do zarzucenia. Do teraz musia艂 on sobie zda膰 ju偶 spraw臋, 偶e ma艂a by艂a szansa, by mia艂a ona spe艂ni膰 ich najserdeczniejsze nadzieje. Niech przynajmniej wie, 偶e w nale偶yty spos贸b pogodzi艂a si臋 z losem i 偶e, jak to m贸wi艂, znalaz艂a nieco zaj臋cia w nauce.

Unios艂a znowu p臋dzelek, ale przekona艂a si臋, 偶e r臋ka jej dr偶y. Po tylu tygodniach sama wzmianka o tym, 偶e uko艅czone portrety dam dworu zostan膮 przed艂o偶one Synowi Niebios, by dokona艂 wyboru, ukaza艂a ca艂膮 fikcyjno艣膰 jej filozofii.

鈥 Wierzbo? 鈥 G艂os jej te偶 dygota艂.

Wierna dziewczyna natychmiast znalaz艂a si臋 u jej boku z przechylon膮 na bok g艂ow膮, jakby podziwia艂a pismo swej pani.

鈥 Wierzbo 鈥 szepn臋艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 wiem, 偶e Mao Yen鈥搒hou nie namalowa艂 mi pi臋knego portretu. Wiem, 偶e nawet marzenia o tym s膮 niem膮dre. Ale je偶eli go nie zobacz臋, je偶eli nie b臋d臋 wiedzia艂a na pewno, to chyba ju偶 nigdy nie zasn臋.

Wierzba skin臋艂a g艂ow膮.

鈥 Id藕 wi臋c i zobacz go, Starsza Siostro.

鈥 Nie o艣miel臋 si臋. 鈥 Srebrzysty 艢nieg wzdrygn臋艂a si臋, jak gdyby wystawi艂a si臋 na po艣miewisko, co cz臋sto dr臋czy艂o j膮 we snach, a do czego nie o艣mieli艂a si臋 przyzna膰 nawet przed Wierzb膮. 鈥 Przynajmniej tak mi si臋 wydaje, 偶e nie znios臋, 偶eby mia艂 mnie zobaczy膰. Wierzbo, ja wiem, 偶e ty鈥

鈥 Tak jest, moja male艅ka pani. Zbada艂am Dziedzi艅ce Wewn臋trzne i Zewn臋trzne i widzia艂am tego Syna Niebios, o kt贸rym wszystkie te 艂adne panie trajkocz膮 jak stado zazdrosnych s艂owik贸w. A to wi臋cej, o艣miel臋 si臋 powiedzie膰, ni偶 dot膮d widzia艂a kt贸rakolwiek z nich. Wspania艂y, sprawiedliwy pan, musz臋 to powiedzie膰, chocia偶 nie potrafi臋 zrozumie膰 kogo艣, kto woli patrze膰 na farb臋 i jedwab zamiast na pi臋kne damy.

鈥 Wierzbo! 鈥 Mimo ca艂ego niepokoju, ten brak szacunku pobudzi艂 j膮 do karygodnego 艣miechu.

鈥 Czy w czasie moich poszukiwa艅 natrafi艂am na miejsce, gdzie mog艂aby艣 si臋 ukry膰 i zobaczy膰 portrety? Czy tego chce si臋 dowiedzie膰 moja Starsza Siostra?

Srebrzysty 艢nieg niech臋tnie skin臋艂a g艂ow膮.

Z wielk膮 zuchwa艂o艣ci膮 Wierzba wyci膮gn臋艂a swoj膮 stwardnia艂膮 od pracy d艂o艅, kt贸rej trzy 艣rodkowe palce by艂y r贸wnej d艂ugo艣ci, i dotkn臋艂a r臋kawa Srebrzystego 艢niegu. R臋kaw zatrzepota艂, bo d艂o艅 dr偶a艂a mimo usi艂owa艅, by dr偶enie opanowa膰.

鈥 Czy to jest ta odwa偶na dama, kt贸ra pom艣ci艂a 艣mier膰 zacnego Ao Li? Odwagi, Starsza Siostro! Znalaz艂am takie miejsce, z kt贸rego b臋dziesz mog艂a widzie膰, a ciebie nikt nie zobaczy. Dobrze, 偶e Syn Niebios przyjdzie na Wewn臋trzne Dziedzi艅ce, wyprowadzenie damy na Zewn臋trzne Dziedzi艅ce mog艂oby by膰 ryzykowne. Chod藕 jednak ze mn膮, a b臋dziesz bezpieczna.

Srebrzysty 艢nieg pozwoli艂a si臋 podnie艣膰 ze swojej maty na nogi. Podkasawszy swe d艂ugie szaty, po艣pieszy艂a za Wierzb膮 zakurzonymi przej艣ciami, o kt贸rych, pomy艣la艂a sobie, pewnie nawet sam projektant tych pawilon贸w ju偶 nie pami臋ta艂.


鈥 T臋dy! 鈥 sykn臋艂a Wierzba i Srebrzysty 艢nieg wsun臋艂a si臋 w male艅ki korytarzyk na trzecim poziomie Komnaty 艢wietno艣ci. Przecisn臋艂a si臋 do pustej przestrzeni o rozmiarze ma艂ej szafki, wyjrza艂a przez dziurk臋 i zdusi艂a okrzyk.

鈥 Pani, b艂agam ci臋, nie kichaj! 鈥 szepn臋艂a Wierzba. Srebrzysty 艢nieg mog艂a tylko s艂abo potrz膮sa膰 g艂ow膮. Zdarzy艂o jej si臋 raz w 偶yciu, 偶e wyjecha艂a konno w s艂oneczny zimowy dzie艅 i spojrza艂a na s艂o艅ce, na 艣nieg i znowu na s艂o艅ce. Jasno艣膰 by艂a tak pot臋偶na, 偶e zachwia艂a si臋 w siodle i jad膮c dalej mia艂a przed oczami czarne plamki. Przymru偶y艂a oczy w oczekiwaniu, 偶e teraz te偶 zobaczy takie plamki. Nawet szaty muzyk贸w i s艂u偶膮cych wspanialsze by艂y od jej najbardziej wyszukanych sukien. Szaty, kapelusze i parasole tych urz臋dnik贸w, kt贸rzy wbiegali do komnaty, by w obecno艣ci Syna Niebios pada膰 na twarz przed Smoczym Tronem, tworzy艂y wielobarwny splendor, na tle kt贸rego cienkie jak mgie艂ka stroje dam, kt贸re o艣mieli艂y si臋 tam zgromadzi膰, przypomina艂y Tung Shuang鈥揷heng, wr贸偶k臋, kt贸ra w legendach strzeg艂a kryszta艂owej wazy.

Damy zgromadzi艂y si臋 w jednym rogu komnaty i zajmowa艂y si臋, czy te偶 udawa艂y, 偶e si臋 zajmuj膮 tym, gdzie ich siostry upi臋艂y sobie ozdoby, czy r臋kawy sp艂ywaj膮 jak trzeba, pod jakim dok艂adnie k膮tem opadaj膮 wonne saszetki z obficie haftowanych szarf. Ale coraz to spod wyskubanych i umalowanych brwi rzuca艂y spojrzenia w kierunku szereg贸w eunuch贸w, gdzie na zaszczytnym miejscu, maj膮c za plecami swych towarzyszy, a tu偶 przy pulchnym ramieniu swego pomocnika, sta艂 Mao Yen鈥搒hou czekaj膮c, czym b臋dzie m贸g艂 s艂u偶y膰 Cesarzowi.

Srebrzysty 艢nieg, dygoc膮c, g艂臋boko wci膮gn臋艂a powietrze. W ko艅cu pozwoli艂a sobie spojrze膰 na Syna Niebios, dla kt贸rego podj臋艂a t臋 tak d艂ug膮 i bezowocn膮 podr贸偶. Mimo m艂odzie艅czego wieku Cesarz Yuan Ti zachowywa艂 si臋 z godno艣ci膮 cz艂owieka w wieku co najmniej 艣rednim. Swe ci臋偶kie szaty, haftowane w pi臋ciopalczaste smoki, nosi艂 niedbale, jakby wola艂 prostot臋 sukni uczonego, a oczy z premedytacj膮 odwraca艂 od grona dam, kt贸re obserwowa艂y go i wzdycha艂y na ka偶dy jego ruch.

鈥 Wan Sui! 鈥 wyszepta艂a pe艂na szacunku Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Oby Cesarz 偶y艂 dziesi臋膰 tysi臋cy lat!

Czy tylko wyobrazi艂a to sobie, czy w tym momencie Syn Niebios podni贸s艂 oczy, jakby wzrok jego m贸g艂 przebi膰 艣cian臋, za kt贸r膮 si臋 kry艂a? Zarumieni艂a si臋 i pr贸bowa艂a us艂ysze膰, o czym rozmawiaj膮.

Cesarz zdawa艂 si臋 podziela膰 zaabsorbowanie swego dworu tymi Hiung鈥搉u. A przynajmniej ten temat intrygowa艂 go du偶o bardziej ni偶 szansa, 偶e w艣r贸d portret贸w znajdzie dam臋, kt贸ra mu si臋 spodoba. Ze sposobu, w jaki si臋 odzywa艂 i w jaki odpowiadali mu eunuchowie, wywnioskowa艂a, 偶e rozmawiali ju偶 na ich temat przez ca艂y dzie艅; a kiedy z konieczno艣ci przerwa艂 narad臋, by przyj艣膰 na Wewn臋trzne Dziedzi艅ce, przyni贸s艂 te nagl膮ce problemy ze sob膮.

Poniewa偶 na Wewn臋trzne Dziedzi艅ce nie m贸g艂 mu towarzyszy膰 偶aden z jego doradc贸w, to w miejsce genera艂贸w, skarbnik贸w i ministr贸w stanu do omawiania tych problem贸w musieli mu teraz wystarczy膰 eunuchowie. Ich starania, 偶eby spe艂ni膰 偶yczenia swojego Cesarza, w po艂膮czeniu z kompletnym brakiem zainteresowania i brakiem w艂a艣ciwych informacji, nie zadowala艂y ani eunuch贸w, ani Cesarza. B艂yszcz膮ca twarz Mao Yen鈥搒hou przybra艂a wyraz 藕le skrywanego rozdra偶nienia, kilku z jego podw艂adnych rozdyma艂o nozdrza, by powstrzyma膰 ziewanie, a sam Cesarz coraz bardziej si臋 niecierpliwi艂.

Ze swego punktu obserwacyjnego Srebrzysty 艢nieg zobaczy艂a, jak damy, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e nie s膮 w stanie konkurowa膰 z zainteresowaniem Syna Niebios dla negocjacji z Hiung鈥搉u, zaczynaj膮 omdlewa膰. Srebrzysty 艢nieg nie w膮tpi艂a, 偶e dla nich by艂y to tylko nieznane imiona i zagro偶enie przemoc膮. Jej jednak imiona te co艣 m贸wi艂y. By艂y to postacie antagonist贸w czy godnych przeciwnik贸w jej domu. Pragn臋艂a podkra艣膰 si臋 bli偶ej tej rozmowy, kt贸r膮 Cesarz, wbrew surowym zasadom i regu艂om post臋powania, przeni贸s艂 na Wewn臋trzne Dziedzi艅ce, gdzie wszystko powinno by膰 lekko艣ci膮, pi臋knem i spokojem. Czczy to i niem膮dry zwyczaj 鈥 powiedzia艂a sobie i natychmiast skonsternowa艂o j膮 w艂asne zuchwalstwo, 偶e co艣 takiego przysz艂o jej na my艣l. Cesarz popatrzy艂 niezadowolony w g贸r臋 i machni臋ciem r臋ki kaza艂 odsun膮膰 si臋 eunuchom, kt贸rzy stali najbli偶ej niego. Czego 鈥 czy kogo 鈥 szuka艂? Rozgl膮da艂 si臋 przecie偶 wok贸艂, jak gdyby brak mu by艂o czego艣鈥 lub kogo艣. Potem widocznie przypomnia艂 sobie. Kiwn膮艂 g艂ow膮 i skin膮艂. Ku pe艂nemu posykiwa艅 zdumieniu eunuch贸w, jeden spo艣r贸d nich wysun膮艂 si臋 do przodu: szczuplejszy ni偶 wi臋kszo艣膰 z nich; o twarzy opalonej i pobru偶d偶onej, o my艣l膮cych, nieco ironicznych oczach. Podczas gdy wspania艂e jedwabie szat innych eunuch贸w wydawa艂y si臋 i艣膰 w zawody z sukniami dam, kt贸rych strzegli, ten ubrany by艂 w prost膮 szat臋 uczonego. Sk艂oni艂 si臋 do ziemi, a kiedy odpowiada艂 na pytania Cesarza, g艂os jego by艂 g艂臋bszy ni偶 zwykle u eunucha.

鈥 Ten oto najnieszcz臋艣niejszy Li Ling 偶yczy Synowi Niebios, by 偶y艂 dziesi臋膰 tysi臋cy lat. Ten oto n臋dznik dzi臋kuje Synowi Niebios, 偶e wezwa艂 go po tak d艂ugim czasie. (Eunuchowie a偶 sapn臋li na to w cnotliwym oburzeniu). Czym ten oto mo偶e s艂u偶y膰? O czym mo偶e m贸wi膰?

Li Ling! Srebrzysty 艢nieg s艂ysza艂a o nim. Podobnie jak jej ojciec by艂 genera艂em i wielmo偶膮鈥 kiedy艣 by艂. Podobnie jak jej ojciec mia艂 pecha, zar贸wno w walce, jak w wyborze sojusznik贸w na dworze. Ale, w odr贸偶nieniu od jej ojca, Li Ling przesta艂 by膰 m臋偶czyzn膮. Jego powi膮zania z przegrywaj膮cymi genera艂ami rozpocz臋艂y upadek, kt贸ry oskar偶enie o czary tylko przy艣pieszy艂o. A kiedy w jego domu odkryto przyrz膮dy do alchemii, najpierw poddano go przes艂uchaniom, a potem zastosowano n贸偶, kt贸ry z genera艂a, wielmo偶y i pana posiad艂o艣ci uczyni艂 eunucha na dworze, podobnie jak to sta艂o si臋 z niegdy艣 znamienitym Ssu鈥搈a Chien, kt贸ry mia艂 podobnego pecha.

Mniejsza o to! 鈥 powiedzia艂a sobie Srebrzysty 艢nieg. Skupi艂a si臋 na s艂owach Li Linga. Zha艅biony dworzanin wyprostowa艂 si臋 i obl贸k艂 w m膮dro艣膰 i sw膮 dawn膮 godno艣膰, jak w najwspanialsze szaty.

鈥 Jeste艣my pot臋偶nym narodem 鈥 m贸wi艂 Syn Niebios. 鈥 Jak to si臋 dzieje, 偶e Hiung鈥搉u o艣mielaj膮 si臋 naje偶d偶a膰 nasze granice?

Li Ling ponownie si臋 uk艂oni艂.

鈥 Pozw贸l, by ten oto przypomnia艂 Synowi Niebios swoje nieosobliwe s艂owa. Od godziny mojej kapitulacji a偶 do tej chwili, pozbawiony wszelkich zasob贸w, wci膮偶 siedzia艂em samotnie, pogr膮偶ony w goryczy mego smutku. Przez ca艂y dzie艅 nie widzia艂em wko艂o nikogo, tylko samych barbarzy艅c贸w.

Jeden z m艂odszych eunuch贸w zachichota艂, a zha艅biony wielmo偶a przerwa艂. Cesarz szybkim, poirytowanym gestem nakaza艂 mu m贸wi膰 dalej. Eunuchowie rozst膮pili si臋, ukrywaj膮c tego m艂odego g艂upca, kt贸ry nie umia艂 si臋 opanowa膰 do tego stopnia, 偶e parskn膮艂 艣miechem na to, jakiego doradc臋 wybra艂 sobie Syn Niebios, nie zwa偶aj膮c na jego wcze艣niejsz膮 pozycj臋 mi臋dzy nimi.

鈥 Sk贸ry i filc chroni膮 mnie przed wiatrem i deszczem. Baranin膮 i serwatk膮 zaspokajam g艂贸d i pragnienie. Ca艂y kraj 艣ci臋ty jest czarnym lodem. Nie s艂ysz臋 nic, tylko j臋ki przejmuj膮cych jesiennych podmuch贸w, pod kt贸rymi znikn臋艂a ca艂a ro艣linno艣膰. Najznakomitszy Synu Niebios 鈥 stary eunuch powa偶nie podni贸s艂 oczy 鈥 Hiung鈥搉u ubodzy s膮 we wszystko poza m臋stwem. Uwa偶aj膮 to za cnot臋, 偶eby tym, kt贸rych uznaj膮 za s艂abych, wyszarpn膮膰 wszystko, co tylko si臋 da.

鈥 A przecie偶 ten Khujanga obiecuje nam, 偶e je偶eli udzielimy mu poparcia, to zaprzestanie najazd贸w. Czy dotrzyma s艂owa?

Eunuch wydawa艂 si臋 zastanawia膰.

鈥 Czy ten oto mo偶e najpokorniej zapyta膰, jakie by艂y jego s艂owa?

Cesarz strzeli艂 palcami i jeden z ministr贸w poda艂 Li Lingowi p臋czek drewnianych pask贸w. Ten pochyli艂 si臋, potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 nad niezdarno艣ci膮 pisma i przeczyta艂: 鈥濸roponuj臋 graniczny handel z Ch鈥檌n na szerok膮 skal臋, ma艂偶e艅stwo z ksi臋偶niczk膮 Ch鈥檌n, otrzymanie rocznie dziesi臋ciu tysi臋cy bary艂eczek alkoholu, dziesi臋ciu tysi臋cy sztuk r贸偶nych jedwabi贸w, opr贸cz tego wszystko jak zapisano we wcze艣niejszych traktatach; je偶eli tak si臋 stanie, nie b臋dziemy naje偶d偶a膰 pogranicza鈥.

Li Ling przerwa艂 na moment, kiedy w grupce dam, na wzmiank臋 o ksi臋偶niczce Ch鈥檌n jako pannie m艂odej dla w艂adcy Hiung鈥搉u, zapanowa艂, i zaraz ucich艂, chwilowy zam臋t.

鈥 Nie dysponuj膮c obecnie niczym innym, ten oto najn臋dzniejszy i najbardziej niegodny postawi艂by w艂asne 偶ycie, 偶e shan鈥搚u dotrzyma tej umowy.

Do pani Srebrzysty 艢nieg dochodzi艂y gniewne pomruki o haraczu, o barbarzy艅cach i o tym jak wielkie ma serce Cesarz, 偶e s艂ucha tego z艂owr贸偶bnego ramola.

Po jednej stronie Komnaty 艢wietno艣ci kto艣 wykona艂 jaki艣 gest, a Syn Niebios westchn膮艂, jak gdyby przypominaj膮c sobie o sprawach mniej ciekawych, chocia偶 bardziej nagl膮cych.

鈥 Pomy艣limy o tym i udzielimy shan鈥搚u naszej odpowiedzi, je偶eli stanie si臋 on w istocie shan鈥搚u, tak jak si臋 przechwala. B臋dziesz nam nadal doradza艂. Nie, cz艂owieku, za stary ju偶 jeste艣, 偶eby tak t艂uc czaszk膮 o pod艂og臋! Ale teraz鈥 niech wyst膮pi do przodu nasz Administrator Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w, Mao Yen鈥搒hou.

Prezentuj膮c wszem wobec swe haftowane szaty, Mao Yen鈥搒hou pad艂 na twarz przed Smoczym Tronem.

鈥 呕eby mu te szaty pop臋ka艂y! 鈥 szepn臋艂a Wierzba, a Srebrzysty 艢nieg spiorunowa艂a j膮 spojrzeniem.

Serce jej bi艂o tak mocno, 偶e nie dos艂ysza艂a s艂贸w powitania i ho艂du. Ale nic nie przeszkadza艂o jej patrze膰, kiedy ods艂aniano portrety dam. Tak, tam by艂a Cenna Per艂a, mia艂a twarz r贸wnie 艣liczn膮, jak imi臋 i charakter. Syn Niebios raczy艂 skin膮膰 g艂ow膮. U艣miechn膮艂 si臋 na widok portretu Kasji, wzruszy艂 ramionami na szereg innych.

鈥 Jeste艣 tylko jedn膮 z pi臋ciuset 鈥 szepn臋艂a Wierzba. 鈥 Mo偶e on w og贸le nie przedstawi twojej podobizny.

Srebrzysty 艢nieg potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Mistrz Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w z pewno艣ci膮 nie zignoruje jej, 偶eby mu kto艣 nie zada艂 pytania, czemu to tylko czterysta dziewi臋膰dziesi膮t dziewi臋膰 dam zosta艂o przedstawionych. P膮czek Piwonii, Nefryt, Morela 鈥 on chyba najmniej atrakcyjne dziewcz臋ta pokazuje wszystkie razem. Srebrzysty 艢nieg zebra艂a si臋 w sobie.

W pierwszej chwili nie pozna艂a w艂asnego portretu. Potem r臋ka jej drgn臋艂a, jak gdyby instynktownie chcia艂a zakry膰 usta i zagryz艂a warg臋, by nie krzykn膮膰 z gniewu. My艣la艂a, 偶e prawie wcale nie jest pr贸偶na, dobrze wie, 偶e dor贸wnuje niewielu tylko damom, kt贸re wydawa艂y teraz afektowane okrzyki grozy na widok portretu. Ale to鈥 ta dziewczyna na jedwabnym ekranie! Och, bez w膮tpienia to by艂a ona: ta czer艅 jej w艂os贸w, zdecydowanie ma艂ych, 艣ci膮gni臋tych ust, b艂ysk gniewu w migda艂owych oczach. To by艂a ona. Nikt nie m贸g艂by powiedzie膰, 偶e ten malarz k艂amie.

Ale Mao Yen鈥搒hou przedstawi艂 j膮 z rozchylonymi wargami, ods艂aniaj膮cymi rzadkie, odrobin臋 偶贸艂tawe z臋by. Namalowa艂 jej nieco ni偶sze czo艂o, przez co wydawa艂a si臋 uparta, do cery domiesza艂 tyle 偶贸艂ci, a偶 przybra艂a niezdrowy wygl膮d, a co najgorsze, pod prawym okiem namalowa艂 brzydk膮, czarn膮 myszk臋, w najbardziej niefortunnym miejscu, w jakim dziewczyna mog艂a mie膰 takie znami臋.

Yuan Ti potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 ze zdumienia.

鈥 Jakim cudem taka dziewczyna zosta艂a wybrana na nasze Wewn臋trzne Dziedzi艅ce? 鈥 zapyta艂 pewnego siebie eunucha. 鈥 Kobieta, maj膮ca myszk臋 pod swoim prawym okiem, przynosi nieszcz臋艣cie ka偶demu, kogo zobaczy.

Jak gdyby wyczuwaj膮c irytacj臋 swego pana, siedz膮cy na ozdobnym pr臋cie u jego boku azjatycki szpak napuszy艂 sw贸j czub i wrzasn膮艂. Cesarz ostro偶nie pog艂aska艂 go palcem.

Mao Yen鈥搒hou rzuci艂 si臋 teatralnie na pod艂og臋, zawodz膮c jak na pogrzebie w艂asnego ojca. Ta dziewczyna, m贸wi艂, by艂a r贸wnie przebieg艂a, jak brzydka. Ukrywa艂a swoje znami臋.

鈥 Niech pod艂a g艂owa tego oto pos艂u偶y jako zado艣膰uczynienie za ten b艂膮d! 鈥 lamentowa艂. 鈥 Dziewczyna jest pechowa jak ca艂a jej rodzina, ale nie wiedzia艂em, 偶e jest tak szpetna!

Gdyby to nie o ni膮 chodzi艂o, Srebrzysty 艢nieg chyba by si臋 roze艣mia艂a. Zauwa偶y艂a, 偶e ze wszystkich dworak贸w i dam jedynie stary eunuch Li Ling nie przy艂膮czy艂 si臋 do pot臋piania jej portretu. Gryz艂 sw膮 bezw膮s膮 warg臋 i wydawa艂o si臋, 偶e chce si臋 odwr贸ci膰.

鈥 Nie艂adna i nieszcz臋sna 鈥 duma艂 Cesarz. 鈥 Czy to nie jej ojciec by艂 zdrajc膮?

鈥 Pozw贸l, by ten oto odes艂a艂 t臋 dziewczyn臋! 鈥 b艂aga艂 Mao Yen鈥搒hou.

Li Ling r贸wnie偶 rzuci艂 si臋 na ziemi臋.

鈥 Ten oto b艂aga ci臋, o Najdostojniejszy! Szpetna ta dziewczyna mo偶e i jest, ale nie ponosi za to winy i nie powinno si臋 jej tak zawstydza膰. Jej ojciec zosta艂 ju偶 dwukrotnie ukarany. Ten oto przedk艂ada najpokorniej, 偶e nie powinien on otrzymywa膰 nast臋pnej kary, nie zas艂u偶ywszy na ni膮.

Srebrzysty 艢nieg st艂umi艂a szloch. Ojcze, gdybym tylko mog艂a donie艣膰 ci, jak tw贸j stary przyjaciel broni twego honoru i honoru twego nieszcz臋snego dziecka! Ale wiedzia艂a, 偶e tej sceny nie opisze w 偶adnym swoim li艣cie. By艂a zbyt upokarzaj膮ca.

Mao Yen鈥搒hou spiorunowa艂 wzrokiem starszego eunucha i wygl膮da艂o na to, 偶e mia艂 zamiar zrobi膰 co艣 jeszcze gorszego, kiedy Cesarz podni贸s艂 d艂o艅.

鈥 Li Ling ma racj臋, Administratorze. Nie mo偶emy do艣wiadcza膰 Chao Kuanga niezas艂u偶on膮 kar膮, zw艂aszcza 偶e ju偶 spad艂o na niego to przekle艅stwo鈥 鈥 Tu przymkn膮艂 powieki. 鈥 Zabierzcie ten obraz sprzed naszych oczu.

鈥 Pozw贸l, Synu Niebios, by ten oto zrobi艂 co艣 wi臋cej! 鈥 b艂aga艂 Mao Yen鈥搒hou. 鈥 Przeprowad藕my t臋 nieszcz臋sn膮 dziewczyn臋 z Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w, kt贸rych harmoni臋 psuje i gdzie przypadkiem mo偶e na ni膮 pa艣膰 twoje spojrzenie, do Zimnego Pa艂acu.

Srebrzysty 艢nieg by艂a mi艂a dla Kwiatu 艢liwy i Moreli, na kt贸rych portrety zwr贸cono tak niewielk膮 uwag臋, ale nawet one nie okazywa艂y 偶adnego smutku z powodu tego wygnania.

Zimny Pa艂ac! Le偶a艂 w kompletnym odosobnieniu. Srebrzysty 艢nieg mia艂a uczucie, 偶e w obecnej sytuacji mog艂o to by膰 b艂ogos艂awie艅stwo, ale Zimny Pa艂ac by艂 r贸wnie z艂owr贸偶bny, jak odosobniony. Niekt贸re z bardziej boja藕liwych dam szepta艂y nawet, 偶e straszy艂y w nim lisy.

鈥 To nie najgorzej, pani 鈥 szepn臋艂a u jej boku Wierzba. Srebrzysty 艢nieg zesztywnia艂a, s艂ysz膮c jak jeden dworak p贸艂g艂osem ordynarnie szepcze do drugiego, stoj膮c o dwa pi臋tra pod jej punktem obserwacyjnym.

鈥 Mo偶e ta dziewczyna si臋 powiesi. Ja bym to zrobi艂, gdybym by艂 pann膮 o takiej twarzy!

Od tej uwagi p臋k艂o opanowanie, jakie Srebrzysty 艢nieg narzuca艂a sobie przez wszystkie tygodnie swojej podr贸偶y i wszystkie miesi膮ce swojej niewoli, kt贸ra teraz mia艂a by膰 samotna i trwa膰 do ko艅ca 偶ycia. Wiedz膮c tylko, 偶e musi uciec, 偶e musi si臋 ukry膰, rzuci艂a si臋 do przej艣cia i na korytarz, kt贸rego nigdy przedtem nie widzia艂a. Koniec z male艅kimi skromnymi kroczkami, tak gor膮co zalecanymi dla pi臋knych dam. Nie by艂a 偶adn膮 dam膮. By艂a dziewczyn膮 tak srodze zniewa偶on膮, 偶e nie dos艂ysza艂a ostrzegawczego sykni臋cia swojej s艂u偶膮cej ani nie zdawa艂a sobie sprawy z tego, co robi.

Przej艣cie, kt贸rym bieg艂a, oddziela艂a od Komnaty 艢wietno艣ci zaledwie cienka zas艂ona jedwabna; a ta znajdowa艂a dok艂adnie na wprost Smoczego Tronu. Kiedy bieg艂a, na jedwabiu zamigota艂 wdzi臋czny zarys jej postaci w pow艂贸czystej szacie, tak 偶e m贸g艂 go ujrze膰 ca艂y dw贸r 鈥 i sam Syn Niebios.

鈥 St贸j! Co to ma znaczy膰? 鈥 na wp贸艂 uni贸s艂 si臋 z krzes艂a, przyciskaj膮c d艂o艅 do serca. 鈥 To moja pani, kt贸rej nawet najm臋drsi spo艣r贸d moich czarodziej贸w nie byli w stanie mi przywr贸ci膰.


Jest czy nie?

Staj臋 i patrz臋.

Szmer, szelest jedwabnej sp贸dnicy.

Jak偶e szybko ucieka!


Z twarz膮 zalan膮 艂zami Srebrzysty 艢nieg uciek艂a, zanim ucich艂o ostatnie echo pe艂nego b贸lu wiersza Cesarza.



Rozdzia艂 贸smy


Po drugiej stronie muru d藕wi臋cza艂y s艂odkie tony fletu i cytry, niemal tak s艂odkie i du偶o mniej sztuczne ni偶 艣miech i westchnienia dam, kt贸re snu艂y si臋 po wygi臋tych w 艂uk mostkach lub z okrzykami pozornej trwogi zasiada艂y w misternie malowanych 艂贸dkach na jeziorze na 艣rodkowym dziedzi艅cu. Promienie s艂o艅ca pada艂y z ukosa na tamten dziedziniec, chocia偶 nigdy chyba nie o艣wietla艂y jej w艂asnego, n臋dznego dziedzi艅czyka w Zimnym Pa艂acu 鈥 my艣la艂a Srebrzysty 艢nieg patrz膮c na swoje d艂onie.

Dzisiaj dla odmiany nie siedzia艂a na podw贸rcu, ale w zielono鈥揵ia艂ym, o艣miok膮tnym pawilonie, w kt贸rym wci膮偶 jeszcze pokutowa艂 zimowy ch艂贸d. Nic dziwnego 鈥 pomy艣la艂a 鈥 偶e to miejsce nosi nazw臋 Zimnego Pa艂acu, ale odczuwa艂a ch艂贸d nie tyle powietrza czy wody, ile ducha.

Przymkn臋艂a oczy, niesko艅czenie znu偶ona. Nawet ciemno艣膰 czy obecno艣膰 Wierzby, kl臋cz膮cej tu偶 obok i nuc膮cej jak膮艣 piosenk臋 bez s艂贸w, nie przynosi艂y pociechy. Upokorzenia tamtego dnia pozostawi艂y w jej sercu i umy艣le rany, kt贸re wci膮偶 krwawi艂y. Oto nawet teraz zacz臋艂a dysze膰, jak gdyby musia艂a biec 艂kaj膮c przez pa艂acowe korytarze, a偶 znajdzie si臋 na swoim podw贸rcu i rzuci si臋 na ziemi臋, a s艂u偶膮ce niemal bezzw艂ocznie przyst膮pi膮 z zapa艂em do swej pracy. Wtargn臋艂y do jej pokoju z uprzejmo艣ci膮, kt贸r膮 od zuchwalstwa odr贸偶ni膰 m贸g艂by tylko kto艣, kto ci臋偶ko by nad takim rozr贸偶nieniem pracowa艂. Zdar艂y nawet zas艂ony z 艂贸偶ka, pakuj膮c jej sk膮py dobytek i po艣piesznie odstawi艂y do Zimowego Pa艂acu.

Zawi贸d艂 ryzykowny pomys艂, by zwr贸ci膰 uwag臋 Syna Niebios na jej ojca. Teraz do偶ywotnie wi臋zienie by艂o kar膮 za przegran膮.

Zimny Pa艂ac, odosobniony i pechowy, by艂 cichym, samotnym 艣wiatem. Nikt jej nie odwiedza艂 poza tymi, kt贸rzy starali si臋 zaoszcz臋dzi膰 na napiwkach dla s艂u偶by, zlecaj膮c jej jak膮艣 prac臋: jedna czy dwie starsze konkubiny, za kt贸re kto艣, kto si臋 nie poskar偶y, powinien wykona膰 tak膮 czy inn膮 nudn膮 robot臋, jaka艣 m艂oda kobieta, kt贸r膮 trwoga, lenistwo czy kaprys przyprowadzi艂y do pani Srebrzysty 艢nieg, by ta naprawi艂a jaki艣 b艂膮d czy skr贸ci艂a d艂ugie zdanie. Maj膮c niewiele wi臋cej do roboty, Srebrzysty 艢nieg spe艂nia艂a ich pro艣by. Gdyby odm贸wi艂a, straci艂aby t臋 odrobin臋 偶yczliwo艣ci, jak膮 jeszcze dla niej mia艂y. Lepiej 偶eby traktowa艂y j膮 protekcjonalnie, ni偶 偶eby mia艂y j膮 prze艣ladowa膰.

Takie kobiety wchodzi艂y dumnym krokiem, obdarza艂y j膮 robot膮, jakby zaszczytem dla niej by艂a sama ich obecno艣膰, i nalega艂y, by szybko robot臋 sko艅czy艂a. Jednak kiedy j膮 wykona艂a, nie przychodzi艂y nigdy wi臋cej do Zimnego Pa艂acu. Lepiej, zdecydowa艂a wtedy, by mia艂y j膮 ignorowa膰, ni偶 traktowa膰 protekcjonalnie.

Czasami do pani Srebrzysty 艢nieg dobiega艂y spoza muru ich g艂osy. Nazywa艂y j膮 T膮鈥搉a鈥搆t贸r膮鈥損ad艂鈥揷ie艅. Imi臋 to szerzy艂o si臋 na Wewn臋trznych Dziedzi艅cach i przejmowa艂o Srebrzysty 艢nieg ch艂odem bardziej ni偶 normalny niedostatek paliwa do mis z 偶arem. Nawet ta jedna czy dwie s艂u偶膮ce, kt贸rym za jakie艣 przekroczenia kazano jej s艂u偶y膰, nazywa艂y j膮 tym imieniem, kiedy o niej m贸wi艂y. Do niej i do Wierzby odzywa艂y si臋 tak rzadko, jak mog艂y, a ona w 偶aden spos贸b nie mog艂a ukara膰 ich za ich zuchwalstwo. Szybko nauczy艂a si臋, 偶e rzadko kt贸re stworzenie ma tak niewiele do powiedzenia jak ta, kt贸ra 偶yje w nie艂asce w艣r贸d eunuch贸w i kobiet.

Raz czy dwa zajrza艂a do niej przelotnie jaka艣 lituj膮ca si臋 dziewczyna, maj膮ca wi臋cej serca ni偶 inteligencji, a nast臋pnie umkn臋艂a, obawiaj膮c si臋, 偶e ha艅ba pani Srebrzysty 艢nieg mo偶e j膮 skala膰. Wiadomo, 偶e ptaki dziobi膮 tego, kt贸ry jest od nich odmienny i kt贸rego uwa偶aj膮 za wyrzutka; 艂adne, okryte klejnotami stworzenia z Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w mocno przypomina艂y takie ptaki. Mia艂y nadziej臋, 偶e przez dr臋czenie wyrzutka uchroni膮 siebie przed podobnym losem.

Gdyby Srebrzysty 艢nieg nie mia艂a ze sob膮 Wierzby, popad艂aby pewnie w ciche, pe艂ne rozpaczy szale艅stwo. Kochaj膮ca, cierpliwa Wierzba, kt贸ra przesiadywa艂a z ni膮 ca艂e dwana艣cie鈥 godzin dnia, a kiedy nie mog艂a spa膰, wszystkie bezsenne godziny nocy 鈥 a noce stawa艂y si臋 coraz kr贸tsze, kiedy nadchodzi艂a pora lata pe艂nego rado艣ci i pi臋kna. To Wierzba wpatrywa艂a si臋 przez d艂ugie chwile w swoje wr贸偶ebne lusterko i po wielokro膰 uk艂ada艂a heksagramy, pr贸buj膮c znale藕膰 w ich uk艂adach chocia偶 strz臋p dobrego losu.

鈥 Nic, tylko zmiany, Starsza Siostro 鈥 westchn臋艂a po jednej z takich sesji. 鈥 Zmiany i podr贸偶e.

Srebrzysty 艢nieg odrzuci艂a sw贸j p臋dzelek z tak膮 si艂膮, 偶e si臋 z艂ama艂.

鈥 Moim przeznaczeniem nie s膮 podr贸偶e, jestem zamkni臋ta w tych 艣cianach! 鈥 krzykn臋艂a. 鈥擳e twoje 艂ody偶ki krwawnika s膮 r贸wnie pokr臋tne jak twoja鈥 och, Wierzbo, wybacz mi!

Zakry艂a twarz swymi male艅kimi d艂o艅mi, z kt贸rych po miesi膮cach sp臋dzonych w Zimnym Pa艂acu zesz艂y odciski od 艂uku, i zap艂aka艂a. Pomy艣le膰 tylko, 偶e potrafi艂a tak zwr贸ci膰 si臋 przeciw Wierzbie, kt贸ra narazi艂a w艂asne 偶ycie, by p贸j艣膰 za ni膮 i pragn臋艂a tylko jej s艂u偶y膰! Pomy艣le膰, 偶e straci艂a panowanie nad sob膮! Jak偶e zawstydzony by艂by jej ojciec 鈥 chyba niemal tak jak ona sama.

Po up艂ywie d艂ugiej, przykrej godziny, mi臋kkie pe艂ne wahania dotkni臋cie kolana spowodowa艂o, 偶e podnios艂a g艂ow臋 i zobaczy艂a, 偶e Wierzba przykucn臋艂a u jej boku.

鈥 Och, Wierzbo 鈥 powiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg, z rozmachem przesuwaj膮c r臋k膮 po oczach, kt贸rych nie malowa艂a przez ca艂膮 wiosn臋 鈥 zamiast 偶y膰 jak niewdzi臋cznica, lepiej powiesz臋 si臋 na w艂asnej szarfie na tym zwi臋d艂ym drzewie, zanim sama zwi臋dn臋.

鈥 Pani, nie m贸w tak! 鈥 zawo艂a艂a Wierzba. 鈥 Heksagramy nie m贸wi膮 鈥 doda艂a z figlarnym u艣miechem 鈥 jakoby艣 mia艂a stan膮膰 twarz膮 w twarz ze 艣mierci膮.

Pomimo ca艂ego wstydu, 偶e tak si臋 nad sob膮 roz偶ali艂a, Srebrzysty 艢nieg nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 od 艣miechu.

鈥 Och, Wierzbo, Wierzbo 鈥 powiedzia艂a 鈥 dzi臋ki tobie u艣wiadomi艂am sobie, jak prawdziwe jest przys艂owie, 偶e nie na darmo 偶yje cz艂owiek, je偶eli na ca艂ym 艣wiecie znajdzie si臋 cho膰 jedna osoba, kt贸ra go w pe艂ni rozumie.

Ku jej zdziwieniu Wierzba stan臋艂a w p膮sach i odwr贸ci艂a si臋. Nie chc膮c wprawia膰 dziewczyny w wi臋ksze zak艂opotanie, Srebrzysty 艢nieg zastanowi艂a si臋, jak by tu zmieni膰 temat.

鈥 Haftowa艂am tyle, a偶 mi si臋 porobi艂y odciski na czubkach palc贸w! I chyba nie b臋d臋 ju偶 dzi艣 pisa膰 do mojego czcigodnego ojca. Jak偶e mog艂abym? Nawet zak艂adaj膮c, 偶e jaki艣 zacny cz艂owiek by艂by tak mi艂osierny i zechcia艂 dostarczy膰 wiadomo艣ci od dziewczyny w takiej nie艂asce jak ja, ojciec zorientowa艂by si臋, jaka jestem strapiona z niezr臋cznych poci膮gni臋膰 p臋dzelkiem. Ale wydaje mi si臋, 偶e je偶eli nie porozmawiam z kim艣 opr贸cz ciebie, to oszalej臋.

鈥 Pani, mo偶e gdyby艣 przetworzy艂a sw贸j smutek na poezj臋, przesta艂by on by膰 ju偶 smutkiem. Zapisz swoje my艣li, pani, i niech wiatr poniesie twoje s艂owa do tych, kt贸rzy maj膮 serce i rozum, by je us艂ysze膰 鈥 zaproponowa艂a Wierzba.

鈥 Wspania艂y pomys艂! 鈥 zawo艂a艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Ale na czym mam pisa膰? 鈥 Ten niewielki zapas jedwabiu do pisania, jakim dysponowa艂a, musi zachowa膰 na listy do swego ojca, a trudno si臋 by艂o spodziewa膰, by wiatr uni贸s艂 cienkie paski drewna, czy, jak to sobie prawdopodobnie bardziej prozaicznie wyobra偶a艂a Wierzba, 偶eby zawis艂y one na jakim艣 drzewie na innym podw贸rcu.

鈥 Chwileczk臋, Starsza Siostro鈥 ju偶 wiem! 鈥 Wierzba skoczy艂a na nogi z wdzi臋kiem i wybieg艂a na podw贸rzec, gdzie z艂apa艂a li艣膰 z jakiego艣 rzadkiego drzewa, kt贸ry tu zza muru przywia艂 wiatr. 鈥 Napisz na tym li艣ciu, potem pu艣膰 go z wiatrem.

Ku w艂asnemu zdumieniu Srebrzysty 艢nieg zda艂a sobie spraw臋, 偶e si臋 u艣miecha. Min臋艂y ca艂e miesi膮ce, odk膮d ostatni raz pr贸bowa艂a uk艂ada膰 wiersze. Usadowi艂a si臋 wygodniej na swojej wystrz臋pionej macie i wzi臋艂a 艣wie偶y p臋dzelek. W jej 艣wiadomo艣ci zamigota艂 wiersz i zanurzy艂a sw贸j p臋dzelek w tuszu, l艣ni膮cym na tafelce.

Jak偶e szybko przep艂ywa woda! 鈥 napisa艂a, patrz膮c na zm臋tnia艂y strumyczek przep艂ywaj膮cy za oknami jej o艣miok膮tnego pawilonu.


Zapomniana w komnatach niewie艣cich.

Dni mijaj膮 bezczynnie, daremnie.

Czerwony li艣ciu, rozkazuj臋 ci,

Masz poszuka膰 kogo艣

W 艣wiecie m臋偶czyzn.


Odczyta艂a ten wiersz Wierzbie, kt贸ra klasn臋艂a w r臋ce.

鈥 A teraz 鈥 poleci艂a 鈥 we藕 ten li艣膰 i pu艣膰 go z wiatrem, by znalaz艂 tego, do kogo pisa艂am.

鈥 A je艣li nikt nie odpowie, Starsza Siostro? 鈥 zapyta艂a Wierzba z g艂ow膮 przechylon膮 na bok i ciekawo艣ci膮 w oczach.

鈥 No to jutro znajdziesz dla mnie nast臋pny li艣膰 i napisz臋 nast臋pny wiersz. 鈥 Stwierdzi艂a, 偶e si臋 u艣miecha, a by艂o to tak niespodziane, 偶e nawet si臋 troszk臋 roze艣mia艂a. S艂ysz膮c to Wierzba rozpromieni艂a si臋.

Nie 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 ona mnie kocha, a ja nie by艂am dla niej dobr膮 pani膮.

Srebrzysty 艢nieg podnios艂a si臋 i patrzy艂a, jak Wierzba poku艣tyka艂a w d贸艂 poszczerbionych z zaniedbania schod贸w Zimnego Pa艂acu. Podrzuca艂a li艣膰 w powietrze, jak zwierz膮tko igraj膮ce ze swoj膮 ofiar膮. Zb艂膮kany podmuch wiatru porwa艂 go i przerzuci艂 nad rozpadaj膮cym si臋 murem.


Nast臋pnego dnia Srebrzysty 艢nieg napisa艂a jeszcze jeden wiersz, w nast臋pne dni tak偶e.

鈥 Je偶eli b臋d臋 tak wci膮偶 pisa膰 na li艣ciach 鈥 powiedzia艂a Wierzbie 鈥 ogo艂oc臋 drzewa.

Dziewczyna przyjrza艂a jej si臋 badawczo, po czym roze艣mia艂a si臋. Jednak w miar臋 up艂ywu dni Srebrzysty 艢nieg przyzna艂a, jak bardzo by艂a zawiedziona. Przerzucanie przez rozpadaj膮cy si臋 mur li艣ci nios膮cych pos艂anie 鈥 to by艂a zabawa dla dziecka. 艢miechu warte, 偶e kiedy艣 pok艂ada艂a w tym jakie艣 nadzieje. A jednak鈥 a jednak鈥 oczy zapiek艂y j膮 od 艂ez i przesta艂a widzie膰 na tyle wyra藕nie, by wykona膰 nast臋pne staranne, delikatne poci膮gniecie p臋dzelkiem. Zamruga艂a z furi膮 powiekami.

Przecie偶 tam na stepie jej ojciec musia艂 prze偶ywa膰 samotne dni, gdy wygnanie by艂o dla niego bardziej gorzkie ni偶 b贸l od ran. Jednak wytrwa艂 i prze偶y艂. Wszystko, co w niej by艂o dobrego 鈥 pomy艣la艂a 鈥 pochodzi艂o od niego; nie mo偶e poha艅bi膰 jego nauk nawet chwil膮 s艂abo艣ci. Zacz臋艂a 艣wiadomie oddycha膰 g艂臋boko i spokojnie, i pochyli艂a si臋, by narysowa膰 nast臋pny znak na 艣wie偶ym zielonym li艣ciu, le偶膮cym na rozchwierutanym 艂膮kowym stoliku, przed kt贸rym kl臋cza艂a.

鈥 Pani, o pani!

Tak spokojna by艂a jej d艂o艅, 偶e doko艅czy艂a bezb艂臋dnie poci膮gni臋cie p臋dzelkiem, zanim podnios艂a wzrok. Nigdy dot膮d g艂os Wierzby nie by艂 w taki spos贸b pe艂en melodyjnej weso艂o艣ci, zawsze raczej zwraca艂a uwag臋, by m贸wi膰 przyciszonym g艂osem, jak przysta艂o skromnej s艂u偶膮cej, zw艂aszcza teraz kiedy popad艂y w nie艂ask臋. Do uszu jej dobieg艂 znajomy odg艂os krok贸w na dziurawych stopniach prowadz膮cych do pawilonu. Ale do kogo nale偶a艂y te inne, ci臋偶sze i bardziej miarowe kroki, id膮ce w 艣lady dziewczyny?

U艣miech na twarzy Wierzby, kiedy wchodzi艂a do pawilonu, gdzie przez samo jego odosobnienie nawet w lecie pokutowa艂y resztki zimowego ch艂odu, by艂 tak jasny jak s艂o艅ce odbijaj膮ce si臋 w lusterku, kt贸rego u偶ywa艂a do wr贸偶enia. R贸wnie szybko, jak s艂u偶膮ca zdmuchuje lamp臋, Wierzba zgasi艂a sw贸j u艣miech, przys艂oni艂a powiekami oczy i sk艂oni艂a si臋 powoli, bole艣nie i ceremonialnie do samej pod艂ogi, czego wymaga艂 odpowiedni ho艂d dla go艣cia, kt贸ry wszed艂 za ni膮 do pawilonu.

By艂 to eunuch Li Ling, kt贸ry tak 艣mia艂o przed ca艂ym dworem przemawia艂 do Cesarza na temat Hiung鈥搉u. W r臋ce trzyma艂 kilka przywi臋d艂ych li艣ci, tak jak kto艣 inny m贸g艂by trzyma膰 ki艣膰 bzu czy wachlarz, li艣ci, z kt贸rych ka偶dy nosi艂 na sobie wiersze 偶alu i samotno艣ci, jakie u艂o偶y艂a i tak pracowicie wypisa艂a na ich powierzchni.

Sk艂oni艂a si臋 przed nim, dygoc膮c od przyp艂ywu dawnej, dziecinnej nadziei. Chyba on przem贸wi pierwszy. Je偶eli nie, to mo偶e ona odezwie si臋 cho膰 s艂owem, je偶eli odzyska zdolno艣膰 m贸wienia.

鈥 Widz膮c ci臋, pani 鈥 powiedzia艂 Li Ling 鈥 ten oto czuje si臋 tak, jak gdyby prosi艂 o melony, a otrzyma艂 wspania艂y nefryt.

Zadziwiona Srebrzysty 艢nieg podnios艂a wzrok. Li Ling zrobi艂 krok i wysun膮艂 do przodu r臋k臋, tak 偶e li艣cie otar艂y si臋 o jej brod臋. Nast臋pnie szybko pozbiera艂 my艣li i cofn膮艂 d艂o艅.

鈥 Takie mia艂a rysy szpetna dama z portretu Mao Yen鈥搒hou 鈥 m贸wi艂 z zadum膮 uczony 鈥 a przecie偶 jak odmienne! Cera twoja przypomina migda艂y, a nie b艂oto; czo艂o i broda nie s膮 stercz膮ce jak u 偶o艂nierza. A co do myszki, no c贸偶, musia艂 to by膰 osobisty pomys艂 naszego zacnego Administratora.

Zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e zarumieni艂a si臋 tak, i偶 cera jej nie migda艂y przypomina, ale piwonie, Srebrzysty 艢nieg spu艣ci艂a oczy.

鈥 Tak, tak, 艣wiadom jestem, 偶e zachowuj臋 si臋 w spos贸b niewybaczalny, ale b艂agam, by艣 zechcia艂a mi wybaczy膰 przez wzgl膮d na mojego starego przyjaciela, a twojego najszanowniejszego ojca. Dosz艂y do mnie s艂uchy, 偶e jego ostatnie dziecko przyby艂o na dw贸r i 偶alem nape艂nia艂a mnie 艣wiadomo艣膰, 偶e jeste艣 nieszcz臋艣liwa i samotna.

Srebrzysty 艢nieg poczu艂a, 偶e od zapomnianego szerokiego u艣miechu rozbola艂y j膮 k膮ciki ust. Przechyli艂a na bok g艂ow臋, spogl膮daj膮c na trzymane przez Li Linga li艣cie.

鈥 Czy to twoje pismo? 鈥 Te poci膮gni臋cia p臋dzelkiem s膮 bardzo pi臋kne.

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i zrobi艂a gest, jak gdyby od偶egnywa艂a si臋 od swoich w艂asnych zdolno艣ci.

鈥 A te wiersze te偶? Nigdy ich dot膮d nie widzia艂em. Uk艂ada艂a艣 je na li艣ciach, nast臋pnie puszcza艂a艣 je z wiatrem, by lecia艂y, gdzie chc膮? Czy tak, pani?

Srebrzysty 艢nieg skin臋艂a g艂ow膮, nast臋pnie u艣wiadomi艂a sobie, 偶e kiwanie g艂ow膮 nie by艂o chyba wystarczaj膮co uprzejme w stosunku do przyjaciela jej ojca, doradcy Syna Niebios i jedynego cz艂owieka, opr贸cz Wierzby, kt贸ry odwiedzi艂 j膮 na wygnaniu bez 偶adnej ubocznej my艣li poza tym, 偶eby j膮 pocieszy膰. Podnios艂a si臋, poprosi艂a z ugrzecznieniem, by zechcia艂 usi膮艣膰, i kaza艂a Wierzbie podgrza膰 ostatek ry偶owego wina, kt贸re przywioz艂a ze sob膮 z Pomocy.

鈥 To Wierzba przerzuca艂a listki przez mur 鈥 powiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg.

鈥 A to jest Wierzba? 鈥 powiedzia艂 eunuch鈥搖czony. Przypatrywa艂 jej si臋 z tym samym 偶ywym zainteresowaniem, jakie wcze艣niej zwr贸ci艂 na wygl膮d samej Srebrzysty 艢nieg i na jej pismo: rzuci艂 spojrzenie na jej w艂osy, po艂yskuj膮ce rudo w letnim s艂o艅cu, nast臋pnie popatrzy艂 w d贸艂, przygl膮daj膮c si臋 dok艂adnie, z zamy艣leniem, d艂oniom Wierzby i osobliwemu u艂o偶eniu jej trzech 艣rodkowych palc贸w, kt贸re by艂y r贸wnej d艂ugo艣ci.

鈥 Bardzo ciekawe 鈥 powiedzia艂 spokojnie. 鈥 Twoja dziewczyna. Czy ona jest z鈥 鈥 przerwa艂, nast臋pnie wymieni艂 nazw臋 pewnego regionu Pa艅stwa 艢rodka, tak ma艂o znanego, 偶e Srebrzysty 艢nieg s艂ysza艂a tylko raz czy dwa razy, jak j膮 wymawiano.

Wierzba, kt贸ra w艂a艣nie wchodzi艂a z gor膮cym winem, us艂ysza艂a go i zamar艂a na progu, a delikatne czarki i karafka, kt贸re nios艂a na tacy, zadr偶a艂y.

鈥 No, dziewczyno, czy jeste艣 stamt膮d?

Wierzba niezr臋cznie pad艂a na kolana, oszcz臋dzaj膮c swoj膮 chrom膮 nog臋.

鈥 Tak 鈥 szepn臋艂a. R臋ce jej dr偶a艂y, kiedy stawia艂a wino na niskim stoliku.

鈥 Zak艂adam wi臋c, 偶e jeste艣 zielark膮? Mnie r贸wnie偶 interesuj膮 te sprawy鈥 i alchemia. 鈥 B艂ysn膮艂 ku pani i s艂u偶膮cej szybkim, ostrzegawczym spojrzeniem.

Alchemia. Byli tacy, kt贸rzy m贸wili, 偶e te badania odkrywaj膮 sekrety Tao, takie, kt贸re inaczej na zawsze pozosta艂yby zamkni臋te dla ludzi. Inni, bardziej l臋kliwi i du偶o liczniejsi, utrzymywali, 偶e te tajemnice naprawd臋 by艂y zakazane dla cz艂owieka. Od studiowania alchemii do oskar偶enia o czary 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 by艂 tylko jeden male艅ki krok, nie wi臋kszy ni偶 kroczek, jaki mog艂aby postawi膰 dama w nowej szacie i nowych butach, przechodz膮c po wysokim 艂uku mostku.

鈥 B膮d藕 ze mn膮 szczera, jak ja by艂em z tob膮 szczery 鈥 powiedzia艂 Li Ling. 鈥 Pani, jeste艣 najm艂odszym dzieckiem mojego starego towarzysza. Chc臋 tylko dobrze dla ciebie w tej twojej samotno艣ci. Co do moich鈥 bada艅 鈥 zrobi艂 subteln膮 przerw臋 鈥 one, razem z muzyk膮, kaligrafi膮 i poezj膮 鈥 tu uk艂oni艂 w delikatnej pochwale dla jej wierszy 鈥 s膮 dla mnie rekompensat膮 za to, co utraci艂em. C贸偶 mog膮 mi jeszcze zrobi膰, chyba tylko mnie zabi膰?

鈥 Mao Yen鈥搒hou grozi艂 mi kar膮 za rabowanie grob贸w. 鈥 Te s艂owa, wci膮偶 bolesne nawet po tylu miesi膮cach, wymkn臋艂y si臋 z tak膮 szybko艣ci膮 i gorycz膮, 偶e pani Srebrzysty 艢nieg a偶 krzykn臋艂a, 偶a艂uj膮c 偶e nie mo偶e ich odwo艂a膰. Ten m臋偶czyzna 鈥 niepodobie艅stwem by艂o my艣le膰 o nim jako o jednym ze 艣lamazarnych zniewie艣cia艂ych pozer贸w, kt贸rzy otaczali Mao Yen鈥搒hou! 鈥 jego pa艅skie maniery i przenikliwa inteligenta spowodowa艂y, 偶e wyla艂a przed nim ca艂膮 t臋 przykr膮 histori臋, jeszcze zanim sko艅czy艂 swoj膮 pierwsz膮 czark臋 wina, chocia偶 z czystej uprzejmo艣ci powinna by艂a zaczeka膰, a偶 si臋 pokrzepi, zanim zacz臋艂a m贸wi膰.

Kiedy opowie艣膰 dobieg艂a ko艅ca, Srebrzysty 艢nieg siedzia艂a w milczeniu. Po raz pierwszy od miesi臋cy, kt贸re up艂yn臋艂y od kradzie偶y nefrytowej zbroi przez Administratora Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w, ulotni艂o si臋 napi臋cie, od kt贸rego wszystko zwija艂o jej si臋 w w臋z艂y w brzuchu i sztywnia艂 kr臋gos艂up. Opowiedzenie o tym Li Lingowi by艂o samo w sobie lekarstwem, tak jak przebicie wrzodu u艣mierza艂o b贸l i opuchlizn臋.

鈥 Zaprawd臋 jeste艣 dzieckiem swojego ojca 鈥 powiedzia艂 stary alchemik. 鈥 Mnie ukarano nie tylko za alchemi臋. By艂em or臋downikiem twojego ojca, jak r贸wnie偶 jego przyjacielem. Czy wiesz, 偶e by艂em tam, kiedy go pojmano? Ach, to by艂a pot臋偶na bitwa. 艢cigaliby艣my Hiung鈥搉u, ale nie mog艂em go niczym wesprze膰. Tw贸j ojciec wystawi艂 kusznik贸w. Ich celno艣膰 by艂a tak zab贸jcza, 偶e nawet sam shan鈥搚u musia艂 zsi膮艣膰 z konia i walczy膰 na piechot臋. A Hiung鈥搉u bez swoich koni s膮 tylko na wp贸艂 偶ywi.

鈥 Jak m贸wi臋, nast臋powali艣my. Mo偶e nie sta艂o nam skromno艣ci, mo偶e ponios艂o nas szale艅stwo na my艣l o zwyci臋stwie. Tw贸j ojciec w pogoni za Hiung鈥搉u zap臋dzi艂 si臋 do w膮skiej doliny, zdecydowany zetrze膰 ich z powierzchni ziemi. Wtedy oni stoczyli ska艂y, by zamkn膮膰 dolin臋. I tak tw贸j ojciec zosta艂 z艂apany w pu艂apk臋 ze swymi lud藕mi, a ja by艂em na zewn膮trz.

鈥 Najpierw ludziom twego ojca zabrak艂o strza艂. W swoim po艣piechu, by umkn膮膰 z doliny, porzucili wozy z zaopatrzeniem鈥 by艂 to fatalny b艂膮d. Wkr贸tce dosz艂o do tego, 偶e musieli walczy膰 osiami wydartymi z woz贸w, kr贸tkimi mieczami; ich liczba zmniejsza艂a si臋 bardzo szybko. Gdyby nawet tw贸j ojciec chcia艂 ucieka膰, nie m贸g艂by tego uczyni膰.

鈥 Kiedy ju偶 zasz艂o s艂o艅ce, poczyni艂 rozpaczliwe kroki. Rozkaza艂 swoim ludziom ukry膰 proporce i sztandary, za kt贸rymi maszerowali z tak膮 dum膮. Spali艂 skarb, kt贸ry nios艂a ze sob膮 armia, rozkaza艂 swoim oddzia艂om rozproszy膰 si臋, a sam wyruszy艂 z dziesi臋cioma lud藕mi. Dw贸ch z nich zgin臋艂o, zanim odda艂 si臋 w r臋ce Hiung鈥搉u, by ocali膰 偶ycie pozosta艂ej 贸semki 鈥 a nie l臋ka艂aby艣 si臋, pani, 艣mierci w Pa艅stwie 艢rodka, gdyby艣 wiedzia艂a, jak zadaj膮 j膮 Hiung鈥搉u.

鈥 Tw贸j ojciec podda艂 si臋, by ocali膰 swoje oddzia艂y. A jednak ze wszystkich tych dzielnych 偶o艂nierzy tylko czterystu usz艂o z 偶yciem.

鈥 Ja oczywi艣cie wr贸ci艂em do Chang鈥檃n, by zrezygnowa膰 z dow贸dztwa i wyzna膰, 偶e nie uda艂o mi si臋 uratowa膰 mojego przyjaciela, kt贸ry, o czym chcia艂em zapewni膰 Syna Niebios, wywi膮za艂 si臋 ze swego zadania z odwag膮 i godno艣ci膮. Przekona艂em si臋 jednak, 偶e po kl臋sce zosta艂em uwik艂any w oszczerstwa i intrygi. Imi臋 twego ojca i jego Przodk贸w przedstawiono w czarnych barwach jako zdrajc贸w. Przekonywa艂em i b艂aga艂em; wszystkie duchy mego w艂asnego domu s膮 mi 艣wiadkami, jak b艂aga艂em. Sam fakt 鈥 doda艂, zerkaj膮c na ni膮 okiem 鈥 偶e 偶yjesz i mog臋 ci powt贸rzy膰 t臋 histori臋, jest dowodem na to, jak dobrych u偶ywa艂em argument贸w. A jednak kiedy podnios艂y si臋 wielkie obawy przed sztuk膮 czarnoksi臋sk膮, jak dzieje si臋 co kilka lat, przypomniano sobie, jak broni艂em cz艂owieka, kt贸ry teraz je藕dzi艂 z Hiung鈥搉u; i za moj膮 lojalno艣膰 zap艂aci艂em dobrym imieniem oraz m臋sko艣ci膮.

鈥 Czy naprawd臋 mo偶esz 偶ywi膰 obaw臋, pani, 偶e po takim 偶yciu m贸g艂bym chcie膰 skrzywdzi膰 ciebie czy kogo艣 z twoich?

Srebrzysty 艢nieg potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

鈥 Pozw贸l mi wi臋c by膰 twoim przyjacielem. Wygnano ci臋 z twojego domu; ja r贸wnie偶 jestem swojego rodzaju wygna艅cem. Brak mi godno艣ci, kt贸re kiedy艣 mia艂em. Ten nieszcz臋sny dzie艅 prezentacji portret贸w, kiedy wezwa艂 mnie do siebie Syn Niebios, by艂 pierwszym od wielu wype艂nionych smutkiem lat. Tw贸j ojciec chcia艂by, 偶eby艣 si臋 uczy艂a, a ode mnie wiele mo偶na si臋 nauczy膰. Czy przyjmiesz mnie za swego przyjaciela?

Z oczami b艂yszcz膮cymi z podziwu nad histori膮 o m臋stwie swego ojca, Srebrzysty 艢nieg przez moment nie odpowiada艂a. Na kilka cennych chwil opowiadanie Li Linga uwolni艂o j膮 z zamkni臋cia w Zimnym Pa艂acu, wyzwoli艂o z ogranicze艅 Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w, pozwoli艂o jej w臋drowa膰 w wyobra藕ni po ziemi, na kt贸r膮 patrzy艂a przez ca艂e swoje dzieci艅stwo. Tam r贸wnie偶 mur zamyka艂 przed ni膮 wolno艣膰, do kt贸rej d膮偶y艂a. Chocia偶 jej ojciec cieszy艂 si臋 wolno艣ci膮 step贸w, jednak nie by艂 wolny. Westchn臋艂a g艂臋boko.

Przez twarz Li Linga przemkn臋艂y smutek i rozczarowanie i zacz膮艂 si臋 podnosi膰.

Wyci膮gn臋艂a r臋k臋, zuchwale pr贸buj膮c go powstrzyma膰. Gdyby odszed艂, ju偶 nigdy nie mia艂aby towarzystwa i znowu powr贸ci艂aby do nienawistnego kokonu Tej鈥搉a鈥搆t贸r膮鈥損ad艂鈥揷ie艅. Wola艂aby raczej umrze膰, ni偶 to zrobi膰 鈥 ale czy na pewno? Li Ling nie umar艂. Jej ojciec tak偶e nie.

Ona r贸wnie偶 nie umrze.

Podnios艂a oczy i u艣wiadomi艂a sobie, 偶e pozwoli艂a uczonemu czeka膰 na odpowied藕 zbyt d艂ugo. Obydwoje byli wi臋藕niami, znosz膮cymi wstyd i samotno艣膰. Nie b臋dzie zaczyna艂a tej nowej przyja藕ni od zadawania nowego b贸lu. U艣miechn臋艂a si臋, skin臋艂a g艂ow膮 i nala艂a mu wi臋cej ry偶owego wina.

鈥 Cudownie! 鈥 zawo艂a艂 Li Ling. 鈥 Twoje lekcje, oraz twoje, ma艂y odmie艅cu, rozpoczniemy natychmiast. 鈥 I tym razem jego u艣miech obj膮艂 r贸wnie偶 Wierzb臋.



Rozdzia艂 dziewi膮ty


Przez ca艂e to lato ponad murem Zimnego Pa艂acu przelatywa艂y nie li艣cie zapisane pe艂nymi 偶a艂o艣ci wierszami, ale 艣miech i muzyka, kiedy Srebrzysty 艢nieg, Wierzba i Li Ling 鈥 tr贸jka wygna艅c贸w, kt贸rym odebrano szans臋 na pe艂ne, szcz臋艣liwe 偶ycie 鈥 dzieli艂a si臋 swymi zdolno艣ciami i wspomnieniami.

Najszanowniejszy Li Ling raczy艂 odnale藕膰 t臋 oto niegodn膮 鈥 pisa艂a Srebrzysty 艢nieg pewnymi i delikatnymi poci膮gni臋ciami p臋dzelka 鈥 i wiele j膮 nauczy艂. Sk艂ada on wyrazy nale偶nego ci szacunku i pokornie prosi, by ta oto pozdrowi艂a ci臋 od niego鈥

Mog艂a teraz pisa膰 do swego ojca ze spokojnym sercem i dzi臋ki Li Lingowi by膰 pewn膮, 偶e jej list zostanie dor臋czony. W艂a艣ciwie to niemal z u艣miechem mog艂a teraz spogl膮da膰 wstecz na m臋ki buntu i 偶alu, kt贸re cierpia艂a wst臋puj膮c na Wewn臋trzne Dziedzi艅ce, oraz na swoje wygnanie do Zimnego Pa艂acu. Okaza艂o si臋, 偶e dw贸r, kt贸ry mia艂 sta膰 si臋鈥攖ak膮 偶ywi艂a kiedy艣 nadziej臋 鈥 narz臋dziem odzyskania wolno艣ci dla niej, a przebaczenia dla ojca, by艂 pu艂apk膮, a Zimny Pa艂ac 鈥 kt贸ry wydawa艂 si臋 jej gorszym wygnaniem, ni偶 tej absurdalnej pani Lilak mog艂o wydawa膰 si臋 pomocne pogranicze 鈥 przyni贸s艂 jej teraz cisz臋, nauk臋, a nawet spok贸j i pewnego rodzaju wolno艣膰.

To prawda, 偶e fizycznie ograniczona by艂a do tych pawilon贸w, i 偶e wcale nie by艂y one lepiej utrzymane ani cieplejsze ni偶 zesz艂ej zimy. Nie by艂y jednak gorsze od podw贸rc贸w w jej utraconym domu na p贸艂nocy, a za to teraz mie艣ci艂y w sobie skarb, kt贸ry cenniejszy by艂 od ciep艂a mis z 偶arem czy przepychu klejnot贸w i parawan贸w. Jej umys艂 b艂膮dzi艂 ponad nimi, jak gdyby w ko艅cu przekroczy艂a Purpurow膮 Barier臋 i teraz jecha艂a wolna po stepowej trawie.

Chocia偶 niewiele mia艂a skarb贸w z jedwabiu, a 偶adnych w og贸le z nefrytu, dost臋pne jej by艂y ogromne zasoby umys艂u Li Linga. Pocz膮tkowo ogranicza艂 on lekcje do takich przedmiot贸w, kt贸re, jak mu si臋 wydawa艂o, mog艂y zainteresowa膰 dobrze wychowan膮 dam臋: do muzyki, kaligrafii, wierszy, botaniki i zi贸艂 鈥 chocia偶 w nauce o zio艂ach Wierzba szybko j膮 prze艣cign臋艂a i raptownie przewy偶szy艂a swymi umiej臋tno艣ciami nawet samego Li Linga. Uwydatni艂o si臋 jej pokrewie艅stwo z natur膮, bystrzejsze oko. Z nich dw贸ch to ona bardziej musia艂a cierpie膰 鈥 zda艂a sobie teraz spraw臋 Srebrzysty 艢nieg 鈥 w pierwszych dniach zamkni臋cia za murami.

Wiedzia艂a, 偶e ta nowa rado艣膰 i wolno艣膰 sko艅cz膮 si臋 pewnego dnia. Li Ling by艂 du偶o starszy od niej i m贸g艂 by膰 os艂abiony przez wyprawy wojenne, rany i m艣ciwie wymierzon膮 mu za jego lojalno艣膰 kar臋. Pewnego dnia umrze, a ona zostanie zdana sama na siebie. Ale wtedy b臋dzie ju偶 jednak starsza. Mog艂a 偶ywi膰 nadziej臋, 偶e plotki zwi膮zane z ni膮 i jej portretem, kt贸re tak j膮 znies艂awi艂y, zostan膮 do tego czasu zapomniane i 偶e zostanie przyznana jej wi臋ksza swoboda poruszania si臋 w obr臋bie Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w. Mo偶e znajdzie wtedy kogo艣, kto oka偶e si臋 jej przyjacielem, jak Li Ling.

ta oto nie potrafi dostatecznie wys艂awi膰 swego czcigodnego ojca za jego lekcje cierpliwo艣ci i przypisywania w艂a艣ciwej warto艣ci temu, czego by艂 tak dobry j膮 nauczy膰. Chocia偶 nie mia艂a wyboru i musia艂a by膰 pos艂uszn膮 edyktowi Syna Niebios, ceni sobie teraz wy偶ej ni偶 nefryty porz膮dek i godno艣膰 domu jej ojca oraz m膮dro艣膰 jego nauk. Wystarczy jej, 偶e b臋dzie przywo艂ywa艂a je na pami臋膰 i stara艂a si臋 偶y膰 stosownie do nich przez reszt臋 swego b艂ahego 偶ycia鈥


Wczesn膮 jesieni膮 drugiego roku zamieszkania w Zimnym Pa艂acu siedzia艂a na pi臋knie wymiecionym podw贸rcu, patrz膮c jak z艂ote li艣cie i ig艂y sosnowe szeleszcz膮 na ga艂臋ziach. Zapachy przypomina艂y jej kraj rodzinny. W powiewie wiatru, chocia偶 os艂ab艂ym po przekroczeniu licznych 艣cian Pa艂acu, pozosta艂 艣lad ruchu, swobody. Wiedzia艂a, 偶e na stepie wiatr uk艂ada trawy w d艂ugie, srebrne fale, zupe艂nie jak gdyby wia艂 nad morzem, a nie nad 偶yw膮 ro艣linno艣ci膮.

Li Ling wszed艂 szybszym krokiem, ni偶 to mia艂 w zwyczaju. Srebrzysty 艢nieg pochyli艂a si臋 w uk艂onie. Zanim na wp贸艂 podnios艂a si臋 z g艂臋bokiego uk艂onu, przerwa艂 jej pozdrowienie.

鈥 Gdzie jest Wierzba? 鈥 zapyta艂. 鈥 Ka偶 jej przynie艣膰 艂ody偶ki krwawnika i u艂o偶y膰 heksagram.

鈥 Czy偶by w powietrzu powia艂o zmian膮? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg ze spokojnym u艣miechem. R贸wnie偶 i to by艂o oznak膮 doro艣lenia 鈥 pomy艣la艂a. Rok temu ca艂a by艂aby si臋 rozp艂omieni艂a w oczekiwaniu, by t臋 wie艣膰 us艂ysze膰, i w l臋ku, by nie wyrz膮dzi艂a jej krzywdy. Teraz z ciekawo艣ci膮 mog艂a czeka膰 na zmian臋, nast臋pnie przypisa膰 jej w艂a艣ciw膮 warto艣膰 i zostawi膰 j膮 za sob膮.

鈥 Zmiana? 鈥 z naciskiem zapyta艂 Li Ling. Jego znu偶one, m膮dre oczy l艣ni艂y. Jeszcze nigdy Srebrzysty 艢nieg nie widzia艂a go takiego o偶ywionego. 鈥 Nawet zwyk艂a s艂u偶膮ca zorientowa艂aby si臋, 偶e powia艂o zmian膮, od wiatru dm膮cego po stepie, przynosz膮cego nam wie艣ci z Zachodu i mo偶liwe, 偶e nowe przymierze.

Szmer szat, nier贸wny krok i niezr臋czny uk艂on zapowiedzia艂y przybycie Wierzby. Po艣piesznie ukl臋k艂a.

鈥 Ostro偶nie, dziecko! 鈥 zawo艂a艂 Li Ling i pochyli艂 si臋 do przodu, by pom贸c jej opu艣ci膰 si臋 na d贸艂. Pojawi艂y si臋 艂ody偶ki krwawnika i Wierzba u艂o偶y艂a heksagram, czego ju偶 od miesi臋cy nie robi艂a, i wpatrywa艂a si臋 w 艂ody偶ki, 偶eby zobaczy膰, jak膮 sze艣cioramienn膮 gwiazd臋 utworzy艂y.

鈥 Zmiana 鈥 duma艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Podr贸偶. Wierzbo, kiedy ostatnim razem pokaza艂a艣 mi te heksagramy鈥 tak, ona to zrobi艂a, Li Lingu, a ja j膮 zbeszta艂am. Powiedz mi, najzacniejszy nauczycielu, czy to znaczy, 偶e nied艂ugo odejdziesz od nas, by znowu podr贸偶owa膰 na Zach贸d?

Za wcze艣nie na to 鈥 偶ali艂 si臋 w jej sercu dziecinny, zbuntowany g艂os 鈥 by utraci膰 tego cz艂owieka, kt贸ry by艂 przyjacielem, nauczycielem i zast臋powa艂 ojca. Ale je偶eli mia艂 znowu ruszy膰 w podr贸偶 na Zach贸d, mog艂o to wy艂膮cznie oznacza膰, 偶e Syn Niebios przywr贸ci艂 go do pe艂nych 艂ask. Je偶eli naprawd臋 tak by艂o, Srebrzysty 艢nieg b臋dzie si臋 radowa膰. O ile warto艣ciowsza by艂a ta druga my艣l ni偶 ta pierwsza, samolubna i boja藕liwa!

Li Ling u艣miechn膮艂 si臋 i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

鈥 Dni podr贸偶owania tego oto dokona艂y si臋, male艅ka pani. Jak wiesz, to Hiung鈥搉u s膮 wielkimi podr贸偶nikami. Shan鈥搚u Khujanga鈥 czy pami臋tasz jego imi臋?

鈥 M贸j ojciec by艂 jego wi臋藕niem 鈥 powiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 A ty powiedzia艂e艣 kiedy艣 przed Synem Niebios, 偶e gdyby Khujanga wygra艂 walk臋 o zwierzchnictwo za Zachodzie, szuka艂by przymierza z Pa艅stwem 艢rodka. Czy to wiec on przyje偶d偶a do Chang鈥檃n?

Ku jej zdumieniu Li Ling roze艣mia艂 si臋, ale w jego 艣miechu pobrzmiewa艂 smutek.

鈥 A wi臋c podgl膮da艂a艣 dw贸r tamtego dnia, tak, pani? To twoja sprawka, jak mi si臋 zdaje 鈥 rzuci艂 t臋 uwag臋 w stron臋 Wierzby, kt贸ra zaczerwieni艂a si臋. 鈥 Odkry艂a艣 kryj贸wk臋 dla swojej pani i z niej us艂ysza艂a, jak rzucano na ni膮 obelgi.

鈥 Ale zobaczy艂am i us艂ysza艂am r贸wnie偶 i ciebie! 鈥 odpar艂a Srebrzysty 艢nieg.

鈥 Wiesz 鈥 zaduma艂 si臋 Li Ling 鈥 przez ca艂y tamten wiecz贸r Syn Niebios przysi臋ga艂, 偶e widzia艂 cie艅 swojej utraconej damy, biegn膮cej korytarzem. Chocia偶 posiada te wszystkie Ja艣miny, Cenne Per艂y i jakie tam one nosz膮 jeszcze sentymentalne imiona, Syn Niebios jest spokojnym m臋偶czyzn膮, przywi膮zuje si臋 g艂臋boko do ludzi i okrutnie boleje, kiedy ich utraci lub kiedy, jak mu si臋 zdaje, zdradz膮 go. To w艂a艣nie jego rozczarowanie powoduje, 偶e wymierza surowsz膮 kar臋. Teraz wiem, 偶e tak w艂a艣nie by艂o, kiedy os膮dzi艂 mnie i kaza艂 mi siedzie膰 bezczynnie w Wewn臋trznych Komnatach. Nie my艣l臋, 偶eby zapomnia艂 o swojej utraconej mi艂o艣ci. Mimo wszystko, co za konia: ten cie艅, kt贸ry zobaczy艂, to by艂a艣 ty鈥

G艂os Li Linga ucich艂, a on sam pogr膮偶y艂 si臋 w zadumie. Palce Srebrzystego 艢niegu wbrew niej samej zab臋bni艂y o mat臋.

鈥 Czy to wi臋c ten shan鈥搚u Khujanga przybywa do Chang鈥檃n? My艣la艂am, 偶e on jest ca艂kiem stary.

鈥 I tak jest, dziecko 鈥 zgodzi艂 si臋 Li Ling. 鈥 Stary, poznaczony bliznami i znu偶ony walk膮. Umar艂by, gdyby si臋 zapu艣ci艂 teraz tak daleko od swoich step贸w. Ale wygra艂 swoj膮 walk臋 i teraz szuka przymierza.

鈥 Dlaczego? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Nas przed Hiung鈥搉u broni Mur. Co powstrzymuje ich przed tym, by za Murem podr贸偶owali wedle swej woli? Mo偶e i s膮 barbarzy艅cami, ale je藕dzi膰 mog膮 swobodnie.

Po raz pierwszy, odk膮d go spotka艂a, Li Ling by艂 tak zadowolony z siebie.

鈥 Nigdy to, 偶e okazano lekcewa偶enie mojej w艂asnej radzie, nie sprawi艂o mi wi臋kszej ulgi. Przed laty, kiedy sam je藕dzi艂em po stepie, Khujanga zwyk艂 by艂 wypytywa膰 mnie o Pa艅stwo 艢rodka. A ja mu m贸wi艂em: 鈥濿szystkie twoje hordy z trudem dor贸wna艂yby populacji paru prefektur, ale sekret waszej si艂y le偶y w tym, 偶e jeste艣cie niezale偶ni od Ch鈥檌n we wszystkich waszych istotnych potrzebach. Pomy艣l o tym, 偶e jedna pi膮ta bogactw Chi艅czyk贸w wystarczy艂aby, 偶eby kupi膰 wszystkich twoich ludzi. Jedwab i at艂as nie s膮 ani w po艂owie tak odpowiednie dla prowadzonego przez was surowego trybu 偶ycia jak filc, a 艂atwo psuj膮ce si臋 艂akocie z Chin nie s膮 tak zdrowe jak wasz kumys i sery鈥. Ale Khujanga nadal ho艂ubi swoje jedwabie i luksusy, a Ch鈥檌n uwa偶a za matk臋 m膮drego 偶ycia. I dlatego wy艣le na dw贸r jednego z syn贸w jako r臋kojmi臋 swojej dalszej przyja藕ni z Ch鈥檌n.

鈥 A w zamian?

鈥 Ach, pani, gdyby艣 si臋 by艂a przys艂uchiwa艂a, kiedy na dworze m贸wi艂em Synowi Niebios o przymierzu, kt贸rego chcia艂by Khujanga, wtedy wiedzia艂aby艣, czego si臋 spodziewa, jedwabi i z艂ota, i ksi臋偶niczki Ch鈥檌n za 偶on臋, by przypiecz臋towa膰 sojusz.

Jako cz艂owiek, kt贸ry doradza艂 shan鈥搚u d膮偶enie do zawarcia sojuszu, Li Ling by艂 teraz w wielkich 艂askach, co przyjmowa艂 z lekk膮 ironi膮. Niemniej opu艣ci艂 j膮 bardzo pr臋dko, z szybko艣ci膮 jaka mog艂a jeszcze uj艣膰 za uprzejm膮 tylko w艣r贸d przyjaci贸艂. Srebrzysty 艢nieg siedzia艂a, postukuj膮c czubkiem p臋dzelka o warg臋. Zanim karykatura Mao Yen鈥搒hou okry艂a j膮 nies艂aw膮, Srebrzysty 艢nieg widywa艂a te 艂adne, bledziutkie ksi臋偶niczki. Kt贸ra z nich zostanie wybrana, by odby膰 podr贸偶 na Zach贸d i po艣lubi膰 starszawego shan鈥搚u? Jak偶e zdo艂a to prze偶y膰 taka dziewczyna, kt贸ra zalewa si臋 艂zami po 艣mierci ptaszka, kt贸rej grono s艂u偶ebnych potrzebne jest cho膰by po to, by ubra膰 j膮 rano?

Taka dziewczyna naprawd臋 mo偶e oszale膰, zanim wyruszy z Hiung鈥搉u. I znowu Srebrzysty 艢nieg postuka艂a si臋 p臋dzelkiem po wardze. M贸j ojciec i Li Ling opowiadali mi o Zachodzie, mo偶e nie bardzo du偶o, ale na pewno wi臋cej, ni偶 mo偶e wiedzie膰 taka dziewczyna. Mo偶e鈥 mo偶e mog艂abym z ni膮 porozmawia膰, pocieszy膰 j膮.

Przeszy艂a j膮 zazdro艣膰 tak gor膮ca, 偶e d艂o艅, w kt贸rej trzyma艂a p臋dzelek, zadr偶a艂a. Przynajmniej ta dziewczyna b臋dzie wolna! Przymkn臋艂a oczy, 偶eby m贸c lepiej smakowa膰 nag艂膮 wizj臋 krainy, kt贸rej nigdy nie widzia艂a: step 鈥 szorstkie zielone 艂ody偶ki, faluj膮ce latem jakby wiatr rysowa艂 smugi na sadzawce, grzmi膮ce po ziemi konie, trawa muskaj膮ca ich boki; ch艂贸d zimy, z wyj膮cym wiatrem, kt贸ry gromadzi艂 sw膮 furi臋 poprzez tysi膮ce li, albo 偶ar, wypalaj膮cy piach i kamyki na najdalszej pustyni.

Wkr贸tce szepty przebi艂y nawet samotno艣膰 Srebrzystego 艢niegu. Cenna Per艂a zosta艂a przez Syna Niebios podniesiona do wy偶szej godno艣ci. Wkr贸tce mog艂a zosta膰 nawet sam膮 Znamienit膮 Ma艂偶onk膮, lub jedn膮 z kilku. To by艂y jedyne wie艣ci dotycz膮ce samego dworu, reszta dotyczy艂a Hiung鈥搉u.

Nadworne damy, a tak偶e niekt贸rzy m臋偶czy藕ni i eunuchowie, odczuwali rzeteln膮 rado艣膰, opowiadaj膮c jeden drugiemu przera偶aj膮ce historie o Hiung鈥搉u. Historyjki te zacz臋艂y zatacza膰 szerokie kr臋gi natychmiast po tym, jak Mao Yen鈥搒hou og艂osi艂, 偶e nie mo偶na odst膮pi膰 偶adnej z ksi臋偶niczek na 偶on臋 dla barbarzy艅cy. Zamiast tego Syn Niebios 鈥瀦aadoptuje鈥 jedn膮 z pi臋ciuset pozosta艂ych dam, kt贸re ponad rok temu wprowadzono do Pa艂acu. B臋dzie cesarsk膮 鈥瀋贸r膮鈥, ale przywilejami ksi臋偶niczki rodu Han b臋dzie cieszy膰 si臋 tylko przez kr贸tki czas.

Srebrzysty 艢nieg nie s艂ysza艂a osobi艣cie, jak ten przekupny, 艣liski eunuch to og艂asza艂. Mog艂a sobie wyobrazi膰, jak do jego pi臋knie utrzymanych r膮k wp艂ywaj膮 艂ap贸wki, kiedy jedna dama za drug膮 b艂aga, by to nie j膮 wybrano. Na kt贸r膮 z nich padnie wyb贸r?

Mao Yen鈥搒hou musi si臋 dobrze bawi膰 鈥 pomy艣la艂a sobie, kiedy pog艂oski stawa艂y si臋 coraz bardziej niesamowite. Na Wewn臋trznych Dziedzi艅cach kipia艂o jak w mrowisku, w kt贸re wojownik z艂o艣liwie wetknie w艂贸czni臋. Hiung鈥搉u jedli tylko surowe mi臋so, jedli tylko korzonki i mi臋so, ubite pomi臋dzy w艂asnym cia艂em a siod艂ami swoich koni, nigdy nie zsiadali ze swoich koni, prawie 偶e nie przypominali ludzi.

Kiedy plotkuj膮ce g艂osy wznios艂y si臋 przenikliwie a偶 w rejony grozy, Srebrzysty 艢nieg o艣mieli艂a si臋 opu艣ci膰 swoje wygnanie cho膰by tylko po to, by uspokoi膰 najbardziej przera偶one (i najbiedniejsze) z pomniejszych konkubin, spo艣r贸d kt贸rych najprawdopodobniej zostanie dokonany wyb贸r.

鈥 Gdyby Hiung鈥搉u mieli je艣膰 tylko surowe mi臋so, czemu zacny minister Li Ling m贸wi艂 nam o wielkich mosi臋偶nych kot艂ach? Je偶eli nigdy nie zsiadaj膮 z koni, jak to si臋 dzieje, 偶e Hiung鈥搉u na dworze przechadzaj膮 si臋 mi臋dzy nami jak ludzie?

Szepty i obawy rozprzestrzenia艂y si臋 po ogrodach Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w jak zaraza, a rozkwit pe艂ni lata i jego schy艂ek min臋艂y bez westchnie艅, jakie w minionych latach wyrywa艂y si臋 na widok urody tych ogrod贸w.

Czy naprawd臋 wygl膮dali oni jak zwierz臋ta?

Wierzba, oczywi艣cie, zdo艂a艂a jednego czy dw贸ch z nich zobaczy膰. Opowiada艂a, 偶e s膮 pos臋pni i dumni, pe艂ni niepokoju, by nie 艣ci膮gn膮膰 na siebie nies艂awy w tym nie znanym im mie艣cie i w jeszcze mniej im znanym przepychu, ale byli naprawd臋 lud藕mi, nie zwierz臋tami. Mimo 偶e Cesarska 艢wietlana Komnata by艂a dla niej miejscem pami臋tnego upokorzenia, Srebrzysty 艢nieg pomy艣la艂a, 偶e musi znale藕膰 jaki艣 spos贸b, by tam wej艣膰, znowu si臋 ukry膰 za parawanem i zobaczy膰 tych obcych na w艂asne oczy.



Rozdzia艂 dziesi膮ty


Ling nie odwiedza艂 jej przez wiele dni. Pewnie jakie艣 sprawy pa艅stwowej wagi 鈥 my艣la艂a na pocz膮tku Srebrzysty 艢nieg. Mimo 偶e 偶y艂a w odosobnieniu, s艂ysza艂a o tym, jak to najm艂odszy syn shan鈥搚u ma pozosta膰 na dworze jako r臋kojmia dobrego zachowania Hiung鈥搉u, gdyby im honor nie dopisa艂. I znowu, tak jak to by艂o przed laty, kiedy Khujanga doszed艂 do w艂adzy, w艂adca Chin i Hiung鈥搉u pili wino i ko艅sk膮 krew z czary, wyrze藕bionej z czaszki Moduna, kt贸ry by艂 wrogiem obydwu, shan鈥搚u i Syna Niebios.

Dochodzi艂y do niej pog艂oski o wspania艂ych darach, jakie Hiung鈥搉u przywie藕li do Chang鈥檃n 鈥 sto koni szlachetnej rasy, sznur wielb艂膮d贸w i wspania艂e futra sobolowe i lisie. (Wierzb臋 dreszcz przechodzi艂 na sam膮 wzmiank臋 o nich). S艂ysza艂a tak偶e o darach, kt贸re przygotowywano na powr贸t Hiung鈥搉u na stepy: laka i jedwab, i wspania艂e lustra z br膮zu. Brakowa艂o jeszcze tylko ksi臋偶niczki w podarunku dla shan鈥搚u na 偶on臋.

Srebrzysty 艢nieg zacz臋艂a ju偶 robi膰 sobie wyrzuty, 偶e urazi艂a jako艣 starego, m膮drego eunucha, kiedy pojawi艂 si臋 on w bramie Zimnego Pa艂acu. Jak tylko znalaz艂 si臋 bezpiecznie w 艣rodku, gdzie nikt go nie m贸g艂 dostrzec, wyraz jego twarzy zmieni艂 si臋 i przesta艂 przypomina膰 sztywn膮 mask臋, w jak膮 minister o jego randze przyobleka艂 twarz na dworze, uwa偶aj膮c to za rozs膮dne i bezpieczne. Teraz patrzy艂 na ni膮 z mieszanin膮 偶alu i rozbawienia.

Miniony rok nauczy艂 Srebrzysty 艢nieg, jak czeka膰, zachowuj膮c przynajmniej pozory beztroski. Tak wi臋c spotka艂a jego spojrzenie z pogodnym czo艂em i uniesionymi brwiami.

鈥 Nareszcie wydarzenia sprzysi臋g艂y si臋 przeciwko Mao Yen鈥搒hou! 鈥 wybuchn膮艂 Li Ling, 艣miej膮c si臋. 鈥 Jak tylko wyjecha艂 do Lo鈥揧ang, Syn Niebios podj膮艂 decyzj臋 w sprawie pragnienia Hiung鈥搉u, 偶eby jaka艣 ksi臋偶niczka zosta艂a 偶on膮 shan鈥搚u. I znowu okaza艂o si臋, 偶e Syna Niebios interesuje bardziej szybko艣膰 i 艂atwo艣膰 wyboru ni偶 艣liczne damy. Og艂osi艂, 偶e pos艂u偶y si臋 portretami Mao Yen鈥搒hou, by zdecydowa膰, bez kt贸rej spo艣r贸d pi臋ciuset dam naj艂atwiej b臋dzie mu si臋 obej艣膰.

鈥 I my艣lisz, 偶e wyb贸r mo偶e pa艣膰 na mnie? Srebrzysty 艢nieg nagle straci艂a zimn膮 krew.

By艂o rzecz膮 logiczn膮, 偶eby to ona zosta艂a wybrana. Widzia艂a ten k艂amliwy portret, jaki jej namalowa艂 Administrator, by艂 o ca艂e niebo brzydszy od innych, Cesarz zezwoli艂 na jej banicj臋 do Zimnego Pa艂acu; z rado艣ci膮 si臋 jej wi臋c pozb臋dzie. A ona sama zachwycona by艂a, 偶e opu艣ci wi臋zienie, jakim sta艂y si臋 Wewn臋trzne Dziedzi艅ce.

Istnia艂a jednak jedna powa偶na przeszkoda. Chocia偶 Mao Yen鈥搒hou m贸g艂 cieszy膰 si臋, 偶e si臋 jej pozb臋dzie, nie b臋dzie przecie偶 chcia艂, 偶eby Syn Niebios w og贸le si臋 ni膮 zainteresowa艂. To prawda, 偶e nefrytowa zbroja znajdowa艂a si臋 teraz w jego posiadaniu, ale w posiadaniu Srebrzystego 艢niegu znajdowa艂a si臋 wiedza o tym, czym on by艂: k艂amc膮 i z艂odziejem, gotowym grozi膰 m艂odej kobiecie oskar偶eniem o rabowanie grob贸w, byle tylko zagwarantowa膰 sobie ostatni skarb jej domu. Nie, Mao Yen鈥搒hou wybra艂 sobie fatalny moment na podr贸偶 do Lo鈥揧ang.

Li Ling wiedzia艂, 偶e dla pani Srebrzysty 艢nieg Zimny Pa艂ac by艂 gorszym losem ni偶 wygnanie na Zach贸d; i by艂 jej 偶yczliwy. Czy potrafi艂by doprowadzi膰 do tego, 偶eby to j膮 wybrano? Twarz jej pokry艂 rumieniec, a oczy wype艂ni艂y si臋 艂zami, nie ze strachu, wyj膮wszy l臋k przed tym, czego nie zna艂a i co j膮 przerasta艂o, ale z podniecenia. By膰 znowu na wolno艣ci! M贸c je藕dzi膰 konno! W ko艅cu zobaczy膰 te stepy i ten kraj, po kt贸rym je藕dzi艂 jej ojciec!

W umy艣le jej echem powr贸ci艂y linijki starego wiersza:


呕贸艂ta bylica przy granicy,

Nagie ga艂膮zki i suche li艣cie,

Pustkowie p贸l bitewnych, bia艂e ko艣ci

Ze szram膮 od miecza i strza艂.

Wiatr, mr贸z, przeszywaj膮cy ch艂贸d,

Zimne wiosny i lata鈥


Przeszed艂 j膮 dreszcz i z przera偶eniem musia艂a przyzna膰, 偶e uczuciem, kt贸remu nie mo偶e si臋 oprze膰, jest t臋sknota.

鈥 Nie mog臋 wprost uwierzy膰 鈥 zacz臋艂a niemal kapry艣nie 鈥 偶eby Mao Yen鈥搒hou mia艂 wyrz膮dzi膰 mi tak膮 przys艂ug臋. 鈥 Na twarzy starszego pana zobaczy艂a wtedy smutek.

鈥 Normalnym biegiem rzeczy, o najszanowniejszy nauczycielu 鈥 zapewni艂a go 鈥 to ty by艣 mnie opu艣ci艂, kiedy przyjdzie czas. Na stepie s膮 konie, a gdzie s膮 konie, tam mog膮 znale藕膰 si臋 pos艂a艅cy, kt贸rzy przewioz膮 listy, je艣li wy艣le je ta, kt贸r膮 nazywaj膮 kr贸low膮. A poza tym, jeszcze mnie nie wybrano.

Eunuch u艣miechaj膮c si臋 potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

鈥 Ale podobnie jak ty, my艣l臋, 偶e ci臋 wybior膮. Zw艂aszcza gdyby uda艂o si臋 znale藕膰 spos贸b, by zacnego Mao Yen鈥搒hou wezwano gdzie indziej. 鈥 Rzuci艂 spojrzenie na Wierzb臋. 鈥 A ty, dziecko?

Wierzba uk艂oni艂a si臋, pochyleniem g艂owy wyra偶aj膮c kompletn膮 gotowo艣膰 udania si臋 za pani膮 Srebrzysty 艢nieg, gdziekolwiek ta by posz艂a czy pojecha艂a. W艣r贸d Hiung鈥搉u, przypomnia艂a sobie Srebrzysty 艢nieg, by艂y kobiety obdarzone moc膮 wi臋ksz膮 ni偶 moc zwyk艂ych istot. Mo偶e Wierzba, kulawa czy nie, nie b臋dzie tak razi艂a w艣r贸d nich jak na Wewn臋trznych Dziedzi艅cach Chang鈥檃n, gdzie kobieta mog艂a zwr贸ci膰 na siebie uwag臋 jedynie cielesn膮 urod膮 i wdzi臋kiem.


I znowu Li Ling siedzia艂 w Zimnym Pa艂acu, popijaj膮c ry偶owe wino z okazji niecodziennej uroczysto艣ci. Z w艂a艣ciwego mu zdyscyplinowanego spokoju wytr膮ci艂o go opowiadanie o tym, jak to g艂贸wny pomocnik Mao Yen鈥搒hou przyni贸s艂 portrety, sk艂oni艂 si臋 i nie m贸g艂 sam si臋 podnie艣膰 na nogi, tak uty艂 przez ostatni rok.

鈥 A potem Syn Niebios przejrza艂 portrety, szybko, jak gdyby wiedzia艂, czego szuka. Kiedy doszed艂 do twojego, wskaza艂 na niego 鈥 To ta! I niech przyniesie Hiung鈥搉u szcz臋艣cie, z t膮 czarn膮 myszk膮!

鈥 A wiesz 鈥 doda艂 Li Ling 鈥 偶e w艂a艣nie tak mo偶e si臋 sta膰?

鈥 Tak si臋 stanie 鈥 szepn臋艂a Wierzba.

Srebrzysty 艢nieg rzuci艂a na ni膮 okiem. Przez chwil臋 Wierzba by艂a zupe艂nie blada, nie patrzy艂a na pani膮 ani na jej przyjaciela, ale poprzez nich. Nast臋pnie przeszed艂 j膮 dreszcz i wydawa艂a si臋 budzi膰 z transu, w jaki popad艂a.

鈥 Co m贸wi艂a艣, Wierzbo? 鈥 艂agodnie naciska艂 j膮 Li Ling.

鈥 Ja, szlachetny panie? 鈥 zapyta艂a Wierzba. 鈥 Jak偶ebym mog艂a odzywa膰 si臋 niepytana? Nic nie m贸wi艂am.

鈥 Hiung鈥搉u uwa偶aj膮, 偶e mo偶esz im przynie艣膰 szcz臋艣cie 鈥 wyja艣ni艂 Li Ling.

Ich 鈥 jak mia艂a ich nazwa膰 Srebrzysty 艢nieg 鈥 kap艂ani? 鈥 chocia偶 chyba cywilizacja Hiung鈥搉u nie zasz艂a jeszcze tak daleko 鈥 z艂o偶yli w ofierze owc臋, zbadali jej 艂opatki i og艂osili, 偶e wyb贸r Srebrzystego 艢niegu, ukochanej 鈥瀋贸ry鈥 Cesarza, na 偶on臋 Khujangi, shan鈥搚u stepowych plemion, ni贸s艂 ze sob膮 dobr膮 wr贸偶b臋.

By艂o nie do pomy艣lenia, 偶eby Srebrzysty 艢nieg, jako umi艂owana c贸ra Syna Niebios, pozosta艂a w Zimnym Pa艂acu. S艂u偶膮ce, r贸wnie uni偶one teraz w swym pragnieniu, by jej s艂u偶y膰, jak dawniej by艂y aroganckie, przenios艂y jej skromny dobytek i przynios艂y nowe, bogate ubrania i przepyszne parawany do ogromnej, dobrze o艣wietlonej komnaty, kt贸ra zosta艂a jej wyznaczona. Pomy艣la艂a sobie, 偶e mo偶e to ju偶 ostatni raz w 偶yciu mieszka pod sta艂ym dachem, bo m贸wiono, 偶e Hiung鈥搉u nienawidz膮 takich ogranicze艅 i mieszkaj膮 w filcowych namiotach, kt贸re mogli posk艂ada膰 i rozbi膰 na nowo, kiedy przenosili si臋 z zimowych le偶y na letnie pastwiska.

Ku jej rozbawieniu, go艣cie zlatywali si臋 teraz jak stado motyli do wyj膮tkowo wspania艂ego kwiatu, 偶eby jej si臋 pok艂oni膰. By艂a w 艂askach, a oni ca艂e swoje 偶ycie budowali na tym, by s艂u偶y膰 ka偶demu, kto cieszy艂 si臋 艂askami. Opr贸cz tego podejrzewa艂a, 偶e chcieli jej si臋 przyjrze膰 i napawa膰 si臋 jej strachem, gdyby go okaza艂a.

鈥 To podobne do ludzi s艂abych 鈥 zauwa偶y艂a sardonicznie Wierzba, kiedy ju偶 stadko, trzepoc膮c, odlecia艂o z podw贸rca 鈥 偶eby zawsze smakowa膰 nieszcz臋艣cia lepszych od siebie.

鈥 Cicho, Wierzbo! 鈥 Srebrzysty 艢nieg na ten docinek powstrzyma艂a si臋 od u艣miechu, chocia偶 musia艂a przyzna膰 jej racj臋.

Nawet pani Lilak 鈥 Srebrzysty 艢nieg wiedzia艂a, 偶e nie cieszy si臋 jej sympati膮 i mia艂a nadziej臋, 偶e tamta ju偶 o niej zapomnia艂a 鈥 przysz艂a p艂acz膮c nad sw膮 dawn膮 podopieczn膮 i usi艂uj膮c zdoby膰 jej zaufanie.

鈥 Pani 鈥 zareagowa艂a dziewczyna na jeden z jej bardziej wyszukanych lament贸w 鈥 wiesz, jak wulgarnie jestem odporna, jak nie pasuj臋 do Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w. Mojemu ojcu ca艂kiem dobrze 偶y艂o si臋 w艣r贸d Hiung鈥搉u, kiedy by艂 ich je艅cem, i my艣l臋, 偶e ja te偶 sobie poradz臋. B臋d臋 cenn膮 ma艂偶onk膮 samego shan鈥搚u. Nie wyobra偶am sobie, 偶ebym mia艂a przez nich zosta膰 藕le potraktowana.

Ta ostatnia szpileczka 鈥 pomy艣la艂a sobie potem 鈥 by艂a jej niegodna, ale nie mog艂a si臋 powstrzyma膰.

W miar臋 jak zbli偶a艂 si臋 dzie艅, kiedy mia艂a opu艣ci膰 Wewn臋trzne Dziedzi艅ce, wsi膮艣膰 do specjalnie zbudowanego powozu podr贸偶nego i wyjecha膰 przez jedn膮 z zachodnich bram z Chang鈥檃n, Srebrzysty 艢nieg przy艂apa艂a si臋 na tym, 偶e uwa偶a t臋 podr贸偶 za przygod臋. Ale nie by艂o tak w przypadku dam, kt贸rym rozkazano jej towarzyszy膰. (Lilak odczu艂a ogromn膮 ulg臋, 偶e nie by艂o jej w艣r贸d nich). Zawodzi艂y, jakby sz艂y na w艂asny pogrzeb.

Czy wytrzymaj膮 t臋 podr贸偶? Chocia偶 ksi膮偶臋 Hiung鈥搉u, kt贸ry mia艂 poprowadzi膰 偶on臋 swego ojca na stepy, przysi膮g艂, 偶e zawr贸ci je na granicy, czy dotrzyma s艂owa? Ustawicznie oblewa艂y 艂zami ka偶de z tych pyta艅, mimo zapewnie艅 Srebrzystego 艢niegu, 偶e odjedzie sama z Hiung鈥搉u i tymi paniami, kt贸re przyprowadz膮 jej na spotkanie. Ostatecznie b臋dzie mia艂a przy sobie Wierzb臋. (Jak zwykle, damy 艣ci膮ga艂y swe malowane wargi na samo wspomnienie jej chromej s艂u偶膮cej).


Nareszcie nadszed艂 dzie艅, kiedy Srebrzysty 艢nieg siedzia艂a ubrana w szaty tak bogate i ci臋偶kie, 偶e niemal nie 艣mia艂a si臋 porusza膰, czekaj膮c na wezwanie do sali tronowej. W tej samej sali, gdzie podgl膮da艂a sw膮 w艂asn膮 nies艂aw臋, musi teraz w roli pos艂usznego dziecka Syna Niebios po偶egna膰 swego 鈥瀘jca鈥. Przyjecha艂a z Pomocy, by go zobaczy膰, ale nigdy dot膮d go nie spotka艂a.

Spojrza艂a w lusterko, kt贸re trzyma艂a przed ni膮 Wierzba.

鈥 Ach, ten eunuch, ten Mao Yen鈥搒hou, on p臋knie z upokorzenia, Starsza Siostro! 鈥 Dziewczyna u艣miechn臋艂a si臋, a jej z臋by by艂y bardzo ostre i l艣ni膮ce. 鈥 Jak to si臋 sta艂o, 偶e nie zdo艂a艂 zapobiec temu spotkaniu?

鈥 Li Linga by膰 mo偶e pozbawiono jego armii 鈥 odpar艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 ale wci膮偶 jeszcze jest du偶o lepszym genera艂em ni偶 Administrator Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w.

鈥 Ach, pani, jak tylko Syn Niebios zobaczy ci臋, zorientuje si臋, 偶e nie jeste艣 nie艂adn膮 istot膮 z portretu tego grubego z艂odzieja.

鈥 By膰 mo偶e ten artysta wyobra偶a sobie, 偶e Cesarz nie przeniesie wzroku z portretu na sam膮 kobiet臋. Poza tym to przybranie g艂owy, kt贸re za艂o偶臋, jest bardzo bogate.

鈥 A wi臋c to ty musisz sk艂oni膰 go, by popatrzy艂! 鈥 oznajmi艂a Wierzba.

鈥 W jakim celu, dziecko? Opuszczam Chang鈥檃n tak, jak opu艣ci艂am dom mego ojca: by nigdy nie powr贸ci膰.

鈥 呕eby si臋 zem艣ci膰! 鈥 Wierzba niemal parskn臋艂a. Ale Srebrzysty 艢nieg potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

鈥 Nie trzeba mi zemsty 鈥 powiedzia艂a.

鈥 B臋dziesz j膮 mia艂a! 鈥 krzykn臋艂a Wierzba. 鈥 Syn Niebios b臋dzie obawia艂 si臋, 偶e jeste艣 zbyt brzydka, by nawet Hiung鈥搉u przyj臋li ci臋 za 偶on臋. Niech tylko na ciebie popatrzy i zobaczy, co widzi!

Wierzba ponownie podsun臋艂a lusterko pani Srebrzysty 艢nieg. Zobaczy艂a w nim kilka aspekt贸w prawdy. Jednym z nich by艂o jej w艂asne pi臋kno. Innym natura. By艂a c贸rk膮 偶o艂nierza, zdrowo chowan膮 na P贸艂nocy. Komu艣 takiemu nie艂atwo by艂o zrzec si臋 zemsty, 偶eby nie wiedzie膰 jakie m膮dre przys艂owia deklamowa艂.

鈥 A jednak chcia艂abym oczy艣ci膰 imi臋 mego ojca, chocia偶 przez t臋 adopcj臋 i moje ma艂偶e艅stwo 鈥 tu przeszed艂 j膮 dreszcz mimo masy ci膮偶膮cych jej jedwabi 鈥 zyskuje on wielki presti偶. To jednak nie to samo.

Wierzba wzruszy艂a ramionami wyra藕nie i milcz膮co daj膮c do zrozumienia, jak niecierpliwi膮 j膮 takie subtelne rozr贸偶nienia. A wtedy, w momencie gdy w艂a艣nie pochyla艂a si臋, by z niesko艅czon膮 delikatno艣ci膮 poprawi膰 przybranie g艂owy Srebrzystego 艢niegu, nadesz艂o wezwanie. W otoczeniu dam i stra偶y honorowej pani膮 Srebrzysty 艢nieg poniesiono do sali tronowej.

Srebrzysty 艢nieg wesz艂a powoli, robi膮c wielkie wra偶enie. Poczu艂a nagle, 偶e kolana ma jak l贸d wrzucony do wrz膮tku. Pomy艣la艂a, 偶e za chwil臋 upadnie. Przybranie g艂owy by艂o tak ci臋偶kie, 偶e si艂膮 rzeczy sz艂a z pochylon膮 g艂ow膮, obawiaj膮c si臋, 偶eby kark jej si臋 pod nim za艂ama艂 albo 偶eby kto艣 nie pomy艣la艂, 偶e jest zbyt zuchwa艂a. A dzi臋ki fr臋dzlom przybrania, sznureczkom pere艂, ko艂ysz膮cym si臋 i s艂odko brz臋kaj膮cym nad czo艂em, Srebrzysty 艢nieg mia艂a opuszczone powieki jak przysta艂o skromnej dziewczynie, a nie kobiecie, kt贸ra przysz艂a stoczy膰 walk臋 o sw贸j dom i swoj膮 przysz艂o艣膰.

Dope艂ni艂a wej艣cia do komnaty, gdzie tak okrutnie j膮 kiedy艣 upokorzono, i opad艂a w ceremonialnym, g艂臋bokim uk艂onie, jak zosta艂a nauczona. W艣r贸d dworzan podnios艂o si臋 westchnienie na widok jej wdzi臋ku. Ale oddech mia艂a przy艣pieszony i wiedzia艂a, 偶e dr偶y. Dygota艂y nawet pi贸rka zimorodk贸w, kt贸re ozdabia艂y jej l艣ni膮ce w艂osy.

Chcia艂a si臋 dobrze przyjrze膰 Cesarzowi, ale teraz kiedy wystarczy艂o podnie艣膰 wzrok, wlepia艂a oczy w pod艂og臋, opanowana r贸wnocze艣nie uczuciem nabo偶nej czci i w艣ciek艂o艣ci. Ten cz艂owiek, ten chudy, blady m臋偶czyzna o d艂oniach uczonego, to by艂 Syn Niebios, dziedzic Shih Huang鈥揹i z Chin, kt贸ry wyznaczy艂 granice Pa艅stwa 艢rodka i dla wszystkich ustanowi艂 prawa. By艂 on praktycznie bogiem na ziemi. A jednak by艂 te偶 m臋偶czyzn膮, kt贸ry upokorzy艂 j膮, skaza艂 na wygnanie, zniewa偶y艂 ojcowskiego przyjaciela i niemal zabi艂 jej ojca za jego zbyt surow膮 lojalno艣膰. Ba艂a si臋 na niego popatrze膰, by艂a na to zbyt rozgniewana. Oby Przodkowie zechcieli jej wybaczy膰.

Zwr贸ci艂a teraz uwag臋 na Hiung鈥搉u, tych bezbrodych barbarzy艅c贸w, w艣r贸d kt贸rych przyjdzie jej 偶y膰 i umiera膰. W otoczeniu stra偶y sta艂o dziecko ubrane tak bogato, 偶e jego str贸j przypomina艂 jej rz膮d na konia. Nieco p艂aska twarz ch艂opca i jego 艣mia艂a postawa upewni艂y j膮, 偶e dziecko by艂o zak艂adnikiem, kt贸rego Cesarz za偶膮da艂 od Hiung鈥搉u w zamian za traktat. Czy poradzi sobie lepiej z luksusowym uwi臋zieniem w Pa艂acu ni偶 ona?

Ch艂opiec spojrza艂 na ni膮 艣miej膮c si臋 jak dziecko na widok kolorowej zabawki. Zanim zd膮偶y艂a si臋 zastanowi膰, co robi, pozdrowi艂a go w j臋zyku, jakiego nauczy艂 j膮 ojciec i jego ludzie, a on niemal podskoczy艂 ze zdumienia.

Obok niego, z twarz膮 nieco odwr贸con膮, jakby uczestniczy艂 w tej uroczysto艣ci z najwi臋ksz膮 niech臋ci膮, sta艂 m臋偶czyzna Hiung鈥搉u, kt贸rego wyko艅czone sobolami szaty 艣wiadczy艂y, 偶e by艂 kim艣 wa偶nym, mo偶e nawet ksi臋ciem. S艂ysz膮c sw膮 w艂asn膮 dzik膮 mow臋 z ust damy Chin, podni贸s艂 wzrok, wytr膮cony ze swojej sztywnej pozy. Nast臋pnie oczy mu si臋 zasnu艂y mgie艂k膮 jak u cz艂owieka, kt贸ry popatrzy na konia, ale zdecyduje, 偶e jednak nie chce go kupi膰. Odwr贸ci艂 szybko wzrok i zacz膮艂 znowu przypomina膰 pos膮g, a nie 偶ywego cz艂owieka.

A wi臋c to byli Hiung鈥搉u, pomy艣la艂a. Nie przypominali bestii, kt贸rych a偶 do szale艅stwa obawia艂y si臋 damy z Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w. Gdyby zabra膰 im ozdoby i futra i ubra膰 w znoszony str贸j 偶o艂nierski, byliby podobni do jezdnych jej ojca.

Ale oto przem贸wi艂 Syn Niebios. Niepodobne to by艂o do niej, oddawa膰 si臋 marzeniom w艂a艣nie w momencie, na kt贸ry tak d艂ugo czeka艂a. Sama my艣l o tym wywo艂a艂a rumieniec na jej policzkach.

鈥 C贸偶 za nadzwyczajna skromno艣膰 鈥 powiedzia艂 w zadumie Cesarz. 鈥擳o najcenniejszy klejnot kobiety. Podnie艣 oczy, c贸rko.

Niepos艂usze艅stwo wobec wyra藕nego polecenia Syna Niebios by艂o zdrad膮 albo jeszcze gorzej. Nie maj膮c wyboru, Srebrzysty 艢nieg podnios艂a wzrok i w nast臋pnym momencie wzdrygn臋艂a si臋 na okrzyk Cesarza.

鈥 To znowu moja pani, moja utracona faworyta!

Ku zdumieniu Srebrzystego 艢niegu i p贸艂g艂osem wyra偶anej przez dworzan grozy, Syn Niebios nie u偶y艂, jak przystoi, formy 鈥瀖y鈥, ale przem贸wi艂 do niej tak, jak gdyby ich dwoje by艂o jedynymi lud藕mi w tej przepysznej, zat艂oczonej sali.

鈥 Dziecko, wygl膮dasz jak moja pani, poruszasz si臋 jak ona, masz dok艂adnie jej posta膰! 鈥 powiedzia艂 Cesarz. W tym momencie zanik艂y r贸偶nice mi臋dzy Cesarzem i kobiet膮. Pozostali twarz膮 w twarz ze sob膮: pogr膮偶ony w 偶alu m臋偶czyzna i kobieta, kt贸r膮 bole艣nie skrzywdzi艂.

鈥 Dlaczego nikt mi nie powiedzia艂? 鈥 za偶膮da艂 odpowiedzi Syn Niebios.

Nie m贸wi艂 do nikogo w szczeg贸lno艣ci; nikt wi臋c nie o艣mieli艂 si臋 wzi膮膰 na siebie odpowiedzialno艣ci za sformu艂owanie odpowiedzi: nikt opr贸cz pani Srebrzysty 艢nieg.

鈥 O wzbudzaj膮cy groz臋 Synu Niebios 鈥 powiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 ta oto b艂aga, by艣 przebaczy艂 jej zuchwa艂o艣膰, ale najpokorniej proponuje, by艣 zapyta艂 Mao Yen鈥搒hou.

Kiedy m贸wi艂a, g艂os jej przeszed艂 z zamieraj膮cego szeptu, w kt贸rym j膮 膰wiczono, do mocnego, d藕wi臋cznego g艂osu. K膮tem oka dostrzeg艂a, jak Hiung鈥搉u odwracaj膮 si臋, przyci膮gani si艂膮 jej g艂osu. Jeden z nich 艣ci膮gn膮艂 wargi i rzuci艂 jej spode 艂ba spojrzenie, kt贸re, jak sobie u艣wiadomi艂a, by艂o pe艂ne aprobaty.

鈥 B膮d藕 spokojna, zrobimy to 鈥 powiedzia艂 Cesarz.

I znowu jego s艂owa i g艂os nale偶a艂y do Syna Niebios, a nie do uczonego, kt贸ry tak nie harmonizowa艂 ze Smoczym Tronem. 鈥 Ale zanim ka偶emy Mao Yen鈥搒hou stan膮膰 przed nami, pani, zapytam o to znowu. Jak to si臋 sta艂o, 偶e nie powiedziano mi, 偶e jeste艣 istnym wizerunkiem mojej drogiej, utraconej pani?

鈥 O Boski Panie 鈥 zacz臋艂a Srebrzysty 艢nieg, ale Cesarz podni贸s艂 d艂o艅.

鈥 Nie 鈥 powiedzia艂, a g艂os mia艂 tak mi臋kki i ciep艂y, 偶e Srebrzysty 艢nieg u艣wiadomi艂a sobie, 偶e poprzez ni膮 przemawia do bliskiego mu, najukocha艅szego ducha. 鈥 Czy ona tak by do mnie m贸wi艂a? M贸w, moje drogie dziecko i nie obawiaj si臋.

Srebrzysty 艢nieg pad艂a znowu na kolana, wdzi臋czna za ch艂odn膮 masywno艣膰 pod艂ogi. Musia艂a dokona膰 ostatecznego wyboru: mog艂a Cesarzowi sk艂ama膰 鈥 co niemal偶e r贸wna艂oby si臋 blu藕nierstwu 鈥 albo zdemaskowa膰 bardzo pot臋偶nego pana Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w, co mog艂o by膰 艣miertelnie niebezpieczne. To by艂 kraj 艣mierci w takim samym stopniu, jak mog艂o nim by膰 pole bitwy, nie pozosta艂o jej 偶adne wyj艣cie poza atakiem.

Ta 艣wiadomo艣膰 przywr贸ci艂a jej teraz odwag臋 i opanowanie.

鈥 Mao Yen鈥搒hou nie 偶yczy艂 sobie, by艣 mnie zobaczy艂 鈥 m贸wi艂a spokojnie, jak gdyby rozmawia艂a z Li Lingiem o historii. 鈥 Kiedy przyby艂am na dw贸r, Wasza Cesarska Mo艣膰鈥 鈥 podni贸s艂 d艂o艅, ale u艣miecha艂 si臋.

鈥 Kiedy przyby艂am, Administrator鈥 sugerowa艂, 偶e 艂aska twoja mo偶e spoczywa膰 w jego d艂oniach i p臋dzelku, kt贸rym natchnienie m贸g艂 przynie艣膰 odpowiedni podarek. Ale ja nie mia艂am 偶adnych dar贸w鈥 poza jednym 鈥 a ten dar przeznaczony by艂 tylko dla ciebie.

Syn Niebios u艣miechn膮艂 si臋 do niej, a u艣miech jego zdawa艂 si臋 pyta膰, jaki to by艂 dar, i zapewnia膰 j膮, 偶e sama by艂a najwspanialszym darem, o jaki m贸g艂 prosi膰.

鈥 O Boski鈥 to znaczy, panie m贸j, ziemie mojego ojca s膮 ubogie. 呕yli艣my przez ca艂e lata pogr膮偶eni w smutku w cieniu twojej nie艂aski. Nawet posagu, z kt贸rym przyby艂am do Chang鈥檃n, nie m贸g艂 mi da膰 ojciec bez uszczerbku dla siebie, ale da艂 go z ochot膮 i pos艂usze艅stwem w sercu. I da艂 mi jeszcze co艣 opr贸cz tego.

鈥 Panie m贸j, w naszym domu znajdowa艂 si臋 jego ostatni, wielki skarb: dwie nefrytowe zbroje godne tego, mimo 偶e sami niegodni byli艣my posiadania takiego skarbu, by w nich pochowa膰 Cesarza i jego Pierwsz膮 Dam臋. Powierzy艂 mi je i rozkaza艂, 偶e gdybym znalaz艂a 艂ask臋 w twoich oczach鈥 tej pierwszej nocy鈥 鈥 Srebrzysty 艢nieg potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i szybko ko艅czy艂a: 鈥 Powiedzia艂 mi, 偶e mam je tobie przekaza膰 jako dow贸d jego pos艂usze艅stwa.

Zorientowa艂a si臋 po szybko st艂umionym zamieszaniu przy drzwiach, 偶e Mao Yen鈥搒hou usi艂owa艂 opu艣ci膰 sal臋 i 偶e go powstrzymano.

鈥 Ta dziewczyna k艂amie! 鈥 zawo艂a艂, a jego wspaniale wyszkolony g艂os uni贸s艂 si臋 a偶 pod krokwie.

鈥 K艂ami臋? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg, podni贸s艂szy si臋 tak, aby widzie膰 zar贸wno jego, jak i Cesarza, kt贸rego twarz pociemnia艂a z gniewu. Po gwa艂townym usi艂owaniu ucieczki eunuch mia艂 odzie偶 w nie艂adzie i wydawa艂 si臋 bardziej opas艂y i mniej gro藕ny. 鈥 A wi臋c nazwij k艂amstwem i to: zabra艂e艣 nefrytow膮 zbroj臋, a kiedy protestowa艂am, pokaza艂e艣 mi jakie艣 stare z臋by, kt贸re wrzuci艂e艣 do skrzy艅, w kt贸rych le偶a艂y zbroje. I powiedzia艂e艣, 偶e je偶eli b臋d臋 si臋 sprzeciwia膰, to oskar偶ysz mnie o rabowanie grob贸w i obr贸cisz dom mego ojca wniwecz.

Zwr贸ci艂a si臋 znowu do Cesarza.

鈥 B艂agam ci臋 鈥 zawo艂a艂a 鈥 poszukaj tej zbroi, a potem rozs膮d藕 mi臋dzy nami, jak na to zas艂ugujemy. Ta oto jest nieszcz臋sna, s艂aba i woli umrze膰 raczej, ni偶 偶y膰 w lodowatym cieniu twego gniewu.

Cesarz skin膮艂. Dopiero wtedy Srebrzysty 艢nieg znalaz艂a czas, by zacz膮膰 si臋 o siebie ba膰. A je偶eli Mao Yen鈥搒hou sprzeda艂 lub zniszczy艂 zbroje? Nie m贸g艂 ich sprzeda膰, bo kt贸偶 kupi艂by taki skarb? A warto艣膰 ich polega艂a nie tyle na nefrycie i z艂ocie, ile na misternej robocie i s臋dziwym wieku, a wi臋c na kawa艂ki te偶 by jej nie rozdzieli艂. Stra偶nicy musz膮 j膮 znale藕膰.

Chocia偶 rozum wyra藕nie m贸wi艂, 偶e tak musi si臋 sta膰, z臋by jej dzwoni艂y i bardzo chcia艂o si臋 p艂aka膰 ze strachu. A jednak by艂 to kraj 艣mierci, u艂o偶y艂a swoje plany, wszcz臋艂a atak i jak genera艂 鈥 jak jej w艂asny ojciec 鈥 musi zda膰 si臋 na m膮dro艣膰 swego planu bitwy. Czy doprowadzi on j膮 do zwyci臋stwa, czy kl臋ski.

Us艂ysza艂a coraz bli偶szy odg艂os zbli偶aj膮cych si臋 do sali krok贸w. To musz膮 wraca膰 stra偶nicy! Wzbrania艂a si臋 na nich spojrze膰, skupiaj膮c uwag臋 na d藕wi臋kach wok贸艂 siebie. Jak偶e powolne, mozolne by艂y ich kroki! Z pewno艣ci膮 szli tak, jak gdyby nie艣li co艣 ci臋偶kiego鈥 co艣 takiego jak dwie zbroje z nefrytu?

Jak wielk膮 pok艂ada艂a w tym nadziej臋!

Stra偶nicy przeszli przez sal臋, postawili to, co nie艣li, na pod艂odze i sk艂onili si臋 uni偶enie. Teraz Srebrzysty 艢nieg zmusi艂a si臋, by spojrze膰. Zna艂a te skrzynie! To z nich Mao Yen鈥搒hou wyj膮艂 nefrytowe zbroje i uzna艂 je za swoje.

Syn Niebios wykona艂 niecierpliwy gest. Pe艂en podniecenia ruch jego r臋ki nakazywa艂 otworzenie skrzy艅.

Z wn臋trza zamigota艂a 艂agodna, mi臋kka ziele艅 wspania艂ego nefrytu i przepych z艂ota.

鈥 Ja ci ufa艂em! 鈥 krzykn膮艂 Syn Niebios do Mao Yen鈥搒hou, kt贸ry rzuci艂 si臋 twarz膮 na ziemi臋. 鈥 Ufa艂em ci, a ty namalowa艂e艣 mi t臋 k艂amliw膮 podobizn臋, ten oszczerczy portret damy, godnej by膰 Znamienit膮 Towarzyszk膮. Czy偶 nie do艣膰 mia艂e艣 jeszcze skarb贸w? Czy nie by艂em szczodrym panem?

Mao Yen鈥搒hou poczerwienia艂 na twarzy tak, 偶e przez jedn膮 pozbawion膮 egoizmu chwil臋 Srebrzysty 艢nieg obawia艂a si臋, 偶e padnie trupem na miejscu. Niemal偶e by艂o jej go 偶al. Otwiera艂 i zamyka艂 usta; trz臋s艂y mu si臋 podbr贸dki, otoczone wysokim ko艂nierzem bogatej jedwabnej szaty, ale nie s艂ycha膰 by艂o 偶adnych s艂贸w.

鈥 Zabierzcie go. 鈥 Cesarz skin膮艂 r臋k膮, g艂os mia艂 znudzony. 鈥 Chc臋, 偶eby jego g艂owa przyozdobi艂a zachodni膮 bram臋, zanim s艂o艅ce zajdzie.

Tym razem Mao Yen鈥搒hou odzyska艂 g艂os na tyle, by wyda膰 ostry krzyk protestu bez s艂贸w, zanim stra偶nicy powlekli go obok jego dawnych towarzyszy (ci swoje szaty odsuwali z sykiem jedwabiu od tego plugastwa, jakim si臋 teraz sta艂) i wywlekli z sali na 艣mier膰.

Przez moment wszyscy w komnacie stali jak sparali偶owani, wpatruj膮c si臋 w drzwi. Nast臋pnie spojrzenia przenios艂y si臋 znowu na pani膮 Srebrzysty 艢nieg.

鈥 Ta oto b艂aga Syna Niebios, by przyj膮艂 niegodny dar jej ojca przez wzgl膮d na mi艂o艣膰 i lojalno艣膰, jakie 偶ywi艂 on dla Syna Niebios przez ca艂e swoje 偶ycie. 鈥 No! Wypowiedziane zosta艂y wreszcie te s艂owa. Dla nich przeby艂a ca艂膮 t臋 dalek膮 drog臋 do Chang鈥檃n.

Syn Niebios podni贸s艂 si臋 ze Smoczego Tronu, czemu towarzyszy艂y okrzyki zdumienia. Powoli, z rozmys艂em podszed艂 do nefrytowej zbroi i przesun膮艂 jedn膮 pi臋knie utrzyman膮 d艂oni膮 po g艂adkim ch艂odnym nefrycie.

鈥 Przyjmujemy ten dar 鈥 og艂osi艂. 鈥 I dzi臋kujemy Chao Kuangowi, kt贸remu przywracamy wszystkie jego dawne tytu艂y i godno艣ci. Niech ponownie b臋dzie markizem i genera艂em. Skrybowie zapisz膮 to, a edykt zostanie wys艂any do Chao Kuanga.

Srebrzysty 艢nieg przycisn臋艂a czo艂o do ch艂odnej pod艂ogi tak szybko, 偶e pi贸rka zimorodk贸w zatrzepota艂y w jej w艂osach, a pere艂ki zadzwoni艂y jedna o drug膮. W oczach zapiek艂y 艂zy i czu艂a si臋 tak, jak gdyby pier艣 jej przeszy艂 n贸偶, ale by艂o jej to oboj臋tne.

Je偶eli nawet mia艂abym za chwile umrze膰 鈥 pomy艣la艂a 鈥 to 偶y艂am wystarczaj膮co d艂ugo. Odnios艂am zwyci臋stwo, a ty, m贸j ojcze, odzyska艂e艣 sw贸j honor.

Ku jej zaskoczeniu, jaka艣 r臋ka 艂agodnie dotkn臋艂a jej w艂os贸w.

鈥 Podnie艣 si臋, pani 鈥 szepn膮艂 Cesarz. 鈥 Mam ju偶 moj膮 pogrzebow膮 zbroj臋, jak si臋 zdaje. Ale kim jest dama, kt贸ra ma nosi膰 przez wieczno艣膰 drug膮? Mo偶e ty?

鈥 O Wzbudzaj膮cy Groz臋 Cesarzu 鈥 szepn臋艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Zosta艂am przyobiecana shan鈥搚u. Czym偶e jestem poza 艣wi臋to艣ci膮 twego s艂owa?

Cesarz skin膮艂 na grup臋 Hiung鈥搉u. Srebrzysty 艢nieg nie by艂a wcale zdziwiona, gdy podszed艂 do nich ten m艂ody, bogato ubrany barbarzy艅ca, oddawszy uk艂on zbyt p贸藕ny i niezgrabny. By艂 muskularny, kr臋py i chocia偶 mniej t臋gi, ni偶 by艂by na jego miejscu jaki艣 ksi膮偶臋 Ch鈥檌n, to wzrostem dor贸wnywa艂 samemu Synowi Niebios.

鈥 Ksi膮偶臋 Vughturoi! 鈥 zawo艂a艂 Syn Niebios, a g艂os mia艂 bardzo o偶ywiony. 鈥 Om贸wmy transakcj臋, kt贸r膮 zawarli艣my. To nie jest ksi臋偶niczka, kt贸r膮 przyrzekli艣my twojemu ojcu. Zapewnimy mu inn膮 dam臋 na 偶on臋. Czy ty i twoi towarzysze przyjmiecie t臋 dam臋?

M艂ody ambasador Hiung鈥搉u kr贸tko kiwn膮艂 g艂ow膮 w stron臋 Cesarza Yuan Ti, a potem wr贸ci艂 do swoich wsp贸艂ambasador贸w i szaman贸w.

Najstarszy z nich zrobi艂 krok do przodu.

鈥 Cesarzu 鈥 powiedzia艂 bez obs艂onek 鈥 nie przyjmiemy.



Rozdzia艂 jedenasty


Odpowiada nam w pe艂ni ta oto dama jako 偶ona dla naszego shan鈥搚u 鈥 powiedzia艂 stary barbarzy艅ca. 鈥 Jest bardzo pi臋kna, a nasi kam鈥搎uam, ci, kt贸rzy rozmawiaj膮 z duchami, m贸wi膮 nam, 偶e 艂膮cz膮 si臋 z ni膮 jak najbardziej pomy艣lne wr贸偶by.

鈥 Nie mog臋 pozwoli膰, by odesz艂a 鈥 wyszepta艂 Cesarz bardziej do siebie ni偶 do Srebrzystego 艢niegu czy do Hiung鈥搉u. 鈥 Moja utracona pani鈥 szelest jej sp贸dnicy, kiedy idzie korytarzem. Utraci艂em t臋 dam臋, 艣ni艂em o niej i odnalaz艂em j膮. Czy mam zobaczy膰 j膮 po raz pierwszy po to tylko, by j膮 ponownie utraci膰?

Hiung鈥搉u rozmawiali ze sob膮 p贸艂g艂osem, a t艂um dworzan i dam w komnacie rozst膮pi艂 si臋 na boki, jak gdyby spodziewali si臋, 偶e tylko patrze膰, a Hiung鈥搉u naci膮gn膮 艂uki. Te falowania i zawirowania w poszczeg贸lnych grupkach pozwoli艂y pani Srebrzysty 艢nieg zobaczy膰 Li Linga po raz pierwszy, odk膮d przekroczy艂a pr贸g tej komnaty. Ku jej zdumieniu (i wcale niema艂emu przera偶eniu) Li Ling pu艣ci艂 do niej oko.

Nast臋pnie jej uwag臋 zwr贸cili znowu Hiung鈥搉u. Potrafi艂a zrozumie膰, co m贸wi膮, chocia偶 niepewnie.

鈥 On pr贸buje nam odebra膰 t臋 dam臋 i da膰 nam jak膮艣 inn膮 kobiet臋, mo偶e zezowat膮 albo ze znamieniem 鈥 m贸wi艂 m臋偶czyzna o imieniu Vughturoi. 鈥 Ale my nie jeste艣my wi臋藕niami w ich mie艣cie kamiennych namiot贸w. Czy pozwolimy na to?

鈥 Zaprawd臋 nie 鈥 powiedzia艂 najstarszy z ambasador贸w, 鈥 Je偶eli to jest dama, kt贸r膮 obiecano shan鈥搚u, to z pewno艣ci膮 jest to dobry znak. Sp贸jrzcie, jaka jest pi臋kna: gdyby Cesarz Pa艅stwa 艢rodka nie obawia艂 si臋 nas lub gdyby nie przedk艂ada艂 nas nad wszystkich innych, to czy rozsta艂by si臋 z takim skarbem, by z naszych r膮k kupi膰 sobie pok贸j?

Vughturoi parskn膮艂 co艣 na temat poz艂acanych ptaszk贸w i niemo偶liwo艣ci utrzymania traktatu pokojowego przy鈥 Ale uciszono go natychmiast.

Srebrzysty 艢nieg przy艂apa艂a si臋 na tym, 偶e znowu spogl膮da na Li Linga, kt贸ry zr臋cznie w艣lizgn膮艂 si臋 na tak膮 pozycj臋, na kt贸rej Cesarz z pewno艣ci膮 zauwa偶y go i zapyta o rad臋. Podni贸s艂 w jej kierunku jedn膮 brew.

鈥 Czy chcesz zosta膰? 鈥 wydawa艂 si臋 pyta膰.

Gdyby nie chcia艂a opu艣ci膰 Chang鈥檃n, to mo偶e zosta膰 i by膰 ozdob膮 Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w jako najznamienitsza ze Znamienitych Towarzyszek mo偶e od setek lat, mie膰 pa艂ac pe艂en kobiet, 艂asz膮cych si臋 do niej i p艂aszcz膮cych przed ni膮. Mog艂a pom艣ci膰 ka偶d膮 wyrz膮dzon膮 jej kiedykolwiek zniewag臋; mog艂a b艂aga膰, by sprowadzono na dw贸r jej ojca, obsypano go bogactwami, by faworyzowano Li Linga鈥

Albo mog艂a zosta膰 wierna swemu urodzeniu i wychowaniu, mog艂a dotrzyma膰 s艂owa, kt贸re Cesarz zamkn膮艂 w swej obietnicy, 偶e zostanie wys艂ana na pogranicze. Da艂 jej przyk艂ad ojciec, kt贸ry dotrzymywa艂 s艂owa podczas dziesi臋ciu lat wygnaniu po艣r贸d tych samych Hiung鈥搉u, do kt贸rych teraz ona zostanie wys艂ana, jak i p贸藕niej, kiedy zarzucono mu zdrad臋. Dawa艂 jej przyk艂ad Li Ling, kt贸ry nie przesta艂 s艂u偶y膰, cho膰 utraci艂 przez to reputacj臋, rodzin臋 i m臋sko艣膰, ale kt贸ry s艂u偶y艂, bo przysi膮g艂 nie odst臋powa膰 od tego.

Przed ni膮 sta艂 Syn Niebios we w艂asnej osobie, spokojny m臋偶czyzna o zmiennym usposobieniu, kt贸ry wydawa艂 si臋 chcie膰, 偶eby z nim zosta艂a. Srebrzysty 艢nieg my艣la艂a, 偶e rozegra艂a ju偶 ca艂膮 parti臋, ale teraz okaza艂o si臋, 偶e w tej grze pozosta艂 jeszcze jeden ruch.

Zastanowi艂a si臋. A gdyby zosta艂a? Co sta艂oby si臋 z pokojem, jaki w艂a艣nie wsp贸lnie ukuli Syn Niebios i ci Hiung鈥搉u? Rozpad艂by si臋, to oczywiste. Jak d艂ugo mia艂a szans臋 utrzyma膰 si臋 taka ugoda z barbarzy艅cami? To by艂o pytanie, kt贸re musia艂a sobie zada膰. Ale je偶eli pojedzie na r贸wniny, mo偶e on utrzyma膰 si臋 przez ca艂e lata.

To nie s膮 barbarzy艅cy! 鈥 przypomnia艂a sobie s艂owa ojca.

No dobrze, a co z lud藕mi z Ch鈥檌n? Jak d艂ugo mia艂a szans臋 na 艂aski Syna Niebios, zw艂aszcza je偶eli stanie si臋 przyczyn膮 wojny? On by艂 niesta艂y, zmienny, niepodobny do Hiung鈥搉u, kt贸rzy mu teraz 艣mia艂o patrzyli w oczy.

鈥 Pozw贸lcie, 偶e w zamian damy wam inn膮 ksi臋偶niczk臋, a ofiarujemy wam wi臋cej z艂ota, wi臋cej nefryt贸w i jedwabiu鈥 鈥 entuzjazm w g艂osie Syna Niebios przenika艂 a偶 do g艂臋bi.

鈥 Dajcie nam inn膮 ksi臋偶niczk臋 鈥 powiedzia艂 Hiung鈥搉u 鈥 a my wam damy wojn臋!

Cesarz, wygl膮daj膮c jak cz艂owiek doprowadzony przez los do ostateczno艣ci, odwr贸ci艂 si臋 do niej.

鈥 A ty, pani, jakie jest twoje 偶yczenie? 鈥 zapyta艂, a brzmia艂o to niemal jak pro艣ba.

鈥 Ta oto b艂aga Tw贸j Boski Majestat, by艣 mia艂 na wzgl臋dzie zdrowie Pa艅stwa 艢rodka, kt贸re jest nasz膮 Matk膮 鈥 szepn臋艂a. 艁zy trysn臋艂y jej z oczu, kiedy to m贸wi艂a, skazuj膮c si臋 na wygnanie. 鈥 W por贸wnaniu z ni膮 ta oto jest niczym.

鈥 Wyp艂acimy wam tyle z艂ota i pere艂, ile ona zawa偶y! 鈥 wykrzykn膮艂 Syn Niebios, a w g艂osie jego dr偶a艂a rozpacz.

Hiung鈥搉u skrzy偶owali ramiona na piersiach i nawet si臋 nie odezwali. Powoli Syn Niebios opad艂 z powrotem na Smoczy Tron. Skin膮艂 bez przekonania r臋k膮 i Li Ling znalaz艂 si臋 u jego boku; szepta艂 co艣, a Hiung鈥搉u sarkali mi臋dzy sob膮. Srebrzysty 艢nieg wiedzia艂a, 偶e eunuch pr贸buje przekona膰 Cesarza, 偶e 偶adna kobieta nie jest warta wojny.

鈥 Ale jak ona b臋dzie tam 偶y艂a, w艣r贸d tych barbarzy艅c贸w? 鈥 Us艂ysza艂a to pytanie zadane nie przez Cesarza, ale przez cz艂owieka pe艂nego udr臋ki, kt贸ry pragn膮艂 otoczy膰 j膮 opiek膮, jakiej nigdy dot膮d nie zazna艂a. Nie wiedzia艂a, czy ma 艣mia膰 si臋, czy gniewa膰. W obecno艣ci Syna Niebios nie mia艂a prawa zrobi膰 ani jednego, ani drugiego, zachowywa艂a wi臋c oboj臋tny wyraz twarzy, podczas gdy Li Ling zapewnia艂 Syna Niebios, 偶e jest mocna, energiczna, i zna j臋zyk oraz niekt贸re obyczaje Hiung鈥搉u.

鈥 Zapomnia艂em 鈥 dobieg艂y j膮 s艂owa Syna Niebios, wypowiedziane akurat na tyle g艂o艣no, by mog艂a je us艂ysze膰. 鈥 Ta dama m贸wi w j臋zyku Hiung鈥搉u i m贸wisz, 偶e pisze? Pisuje do swego ojca?

Li Ling sk艂oni艂 si臋, potwierdzaj膮c.

鈥 A wi臋c b臋dzie pisa艂a i do ciebie, a ja b臋d臋 czyta艂 te listy. Przynajmniej tyle z niej b臋dzie nale偶a艂o do mnie! 鈥 powiedzia艂 na zako艅czenie Syn Niebios. 鈥 B臋d臋 czyta艂 jej listy do jej ojca, i jego do niej. Niech tak si臋 stanie 鈥 rozkaza艂 Cesarz.

Li Ling uk艂oni艂 si臋 i wyszed艂 z komnaty. Srebrzysty 艢nieg sta艂a samotnie, twarz膮 w twarz z Synem Niebios, maj膮c okropn膮 艣wiadomo艣膰, 偶e Hiung鈥搉u wci膮偶 przygl膮daj膮 jej si臋, jak gdyby by艂a koniem, kt贸rego po ognistych targach uda艂o im si臋 naby膰. Albo ukra艣膰. Starzec uk艂oni艂 si臋 i wyszed艂 z komnaty, a Cesarz Yuan Ti zapewni艂 Hiung鈥搉u, 偶e Srebrzysty 艢nieg mo偶e wyjecha膰 w ka偶dej chwili, kiedy tylko b臋d膮 gotowi.

鈥 Ta dama 鈥 m艂ody cz艂owiek imieniem Vughturoi z nieco ironiczn膮 min膮 podkre艣li艂 jej tytu艂 鈥 musi podr贸偶owa膰 bardzo szybko i z jak najmniejsz膮 liczb膮 towarzyszek. Mo偶e do podr贸偶y mie膰 w艂asny pow贸z i osio艂ka. Je偶eli oka偶e si臋, 偶e b臋dzie w stanie jecha膰 konno, mo偶emy r贸wnie偶 zaopatrzy膰 j膮 w konia.

Srebrzysty 艢nieg poczu艂a chwilowy gniew i za偶enowanie. Czy ci Hiung鈥搉u uwa偶aj膮 j膮 za tak n臋dzn膮 istot臋, 偶e nie chc膮, by skala艂a grzbiet kt贸rego艣 z ich koni, jad膮c na nim? A mo偶e oni po prostu my艣l膮, 偶e jest s艂abowita? Pogarda dla nich 鈥 pomy艣la艂a sobie w nast臋pnej chwili 鈥 mog艂a jej tylko wyrz膮dzi膰 krzywd臋; musi zdoby膰 ich szacunek. Tak wi臋c, kiedy przekazano jej t臋 informacj臋, skin臋艂a g艂ow膮.

鈥 Nie trzeba mi 偶adnych towarzyszek poza Wierzb膮 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Przyby艂am z ni膮 do Chang鈥檃n i nie rozstan臋 si臋 z ni膮 teraz. W ten spos贸b nie b臋d膮 mi konieczne 偶adne damy dworu, co jak jestem pewna, wszystkie je uspokoi.

Mog艂a sobie wyobrazi膰 Lilak, towarzysz膮c膮 jej w tej podr贸偶y, a uszy rozbola艂y j膮 na sam膮 my艣l o takim 艂kaniu i zawodzeniu.

鈥 To i dobrze 鈥 powiedzia艂 Vughturoi. 鈥 Step w zimie to nie miejsce dla cieplarnianych dam. 鈥 Pani Srebrzysty 艢nieg nie wydawa艂o si臋, 偶eby lekcewa偶enie w jego g艂osie dla takich wiotkich, kruchych istot mia艂o by膰 tylko spraw膮 jej wyobra藕ni. 鈥 Wy艣l臋 przodem je藕d藕c贸w, by wezwali 偶ony i c贸rki naszego plemienia, 偶eby powita艂y ksi臋偶niczk臋 i jej s艂u偶y艂y.

Vughturoi podni贸s艂 g艂ow臋 i wpatrywa艂 si臋 w jaki艣 punkt nad ramieniem Srebrzystego 艢niegu. Po raz pierwszy pani膮 Srebrzysty 艢nieg opu艣ci艂a wewn臋trzna odwaga, kiedy zastanawia艂a si臋, czym b臋dzie dla tych 偶on i c贸rek. Czy b臋d膮 one krewniaczkami shan鈥搚u, zmuszonymi ust膮pi膰 pierwsze艅stwa kobiecie z Pa艅stwa 艢rodka, kt贸re, odk膮d pami臋ta艂y, by艂o zawsze ich wrogiem? A je艣li ju偶 o tym mowa, to co z tym jej przewodnikiem, tym Vughturoi? M贸wiono, 偶e by艂 synem starca, kt贸ry mia艂 zosta膰 鈥 st艂umi艂a dreszcz 鈥 jej m臋偶em? Czy jego matka jeszcze 偶y艂a? Co zrobi taka kobieta, je偶eli shan鈥搚u b臋dzie wymaga艂, by m艂od膮 kobiet臋 z Ch鈥檌n nazywa艂a 鈥瀞tarsz膮 siostr膮鈥?

Srebrzysty 艢nieg do艣膰 wycierpia艂a z艂o艣liwo艣ci ze strony konkubin z Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w, by si臋 tego obawia膰. M贸wiono, 偶e kobiety ze step贸w ciesz膮 si臋 du偶o wi臋ksz膮 swobod膮. Czy ta swoboda da im prawo do z艂ego traktowania obcej?

鈥 Rada jestem temu 鈥 odwa偶y艂a si臋 powiedzie膰 do ksi臋cia Hiung鈥搉u. Nie zamieraj膮cym g艂osem, bez nadmiernie ugrzecznionego 鈥瀟a oto鈥: to by艂y obyczaje, kt贸re zostawi w Chang鈥檃n jak baga偶 porzucony wzd艂u偶 trasy przemarszu. Porzuci nawet o wiele wi臋cej 鈥 pomy艣la艂a i mia艂a w膮tpliwo艣ci, czy kiedykolwiek tego po偶a艂uje.

Srebrzysty 艢nieg rozejrza艂a si臋 teraz po sali, kt贸rej mia艂a ju偶 nigdy nie zobaczy膰. Co wi臋cej, by艂o jej to oboj臋tne.

鈥 Kiedy odjedziemy? 鈥 zapyta艂a.

鈥 Teraz jest lato 鈥 odpar艂 Vughturoi, chocia偶 robi艂 wra偶enie, jak gdyby to, 偶e zwraca si臋 bezpo艣rednio do niej, by艂o wielk膮 艂ask膮. 鈥 Czeka nas podr贸偶 st膮d do Muru. A stamt膮d na nasze stepy, gdzie roz艂o偶y艂 si臋 dworem m贸j ojciec shan鈥搚u, to jeszcze nast臋pne trzy miesi膮ce. Dobrze b臋dzie zako艅czy膰 nasz膮 podr贸偶, zanim nadejd膮 najgorsze zimowe burze.

Pani Srebrzysty 艢nieg uda艂o si臋 zachowa膰 niefrasobliwy wyraz twarzy. Lekki kaszel za plecami, kt贸ry, jak zorientowa艂a si臋, pochodzi艂 od Li Linga, powiedzia艂 jej, 偶e dzielnie si臋 broni. Nie wyjawiaj swoich zamiar贸w; nigdy przed tymi lud藕mi nie okazuj s艂abo艣ci 鈥 ostrzeg艂a sam膮 siebie. Musisz si臋 stale mie膰 na baczno艣ci.

Jej ojciec 偶y艂 w ten spos贸b w艣r贸d tych ludzi, wiec ona te偶 prze偶yje.

鈥 Pani 鈥 szepn膮艂 Yuan Ti. Srebrzysty 艢nieg odwa偶y艂a si臋 spojrze膰 w oczy Syna Niebios, w kt贸rych l艣ni艂o co艣 wi臋cej ni偶 tylko zainteresowanie jej podr贸偶膮. 鈥 Czy ty naprawd臋 tego dokonasz?

Oto jej ostatnia szansa 鈥 pomy艣la艂a. Je偶eli naprawd臋 nie pragn臋艂a tej podr贸偶y, wystarczy, 偶e tak powie, a on zatrzyma j膮 na Wewn臋trznych Dziedzi艅cach, albo jeszcze lepiej u swego boku. By艂 to los, jakiego pozazdro艣ci艂aby jej ka偶da dama w Ch鈥檌n. A jednak, je偶eli on tak uczyni, odrzuci traktat i znowu uwik艂a Pa艅stwo 艢rodka w wojn臋, jaka wtr膮ci艂a jej ojca i Li Linga w ruin臋. 呕adna kobieta nie by艂a tego warta, i 偶aden m臋偶czyzna, czy to genera艂, czy ksi膮偶臋. Syn Niebios nie powinien podj膮膰 innej decyzji.

Yuan Ti by艂 cz艂owiekiem niecodziennych decyzji i pasji 鈥 zdecydowa艂a Srebrzysty 艢nieg. W jednej chwili chcia艂 j膮 wygna膰, w nast臋pnej by艂 got贸w rozp臋ta膰 wojn臋, byle tylko j膮 zatrzyma膰. Potrafi艂 zwr贸ci膰 si臋 przeciwko doradcom takim, jak Mao Yen鈥搒hou, a potem nagradza膰 innych, przeciw kt贸rym kiedy艣 si臋 zwr贸ci艂 鈥 jak jej ojca.

Srebrzysty 艢nieg rzuci艂a spojrzenie na sztywnych, nieust臋pliwych Hiung鈥搉u. Mia艂a wra偶enie, 偶e woli spr贸bowa膰 szcz臋艣cia w艣r贸d nich.

鈥 Ta oto jak zawsze pos艂uszna jest twoim rozkazom 鈥 powiedzia艂a Cesarzowi. 鈥 Ale gdyby wolno jej by艂o wyrazi膰 swoje zdanie, post膮pi艂aby tak, by s艂u偶y膰 jak najlepiej Synowi Niebios, kt贸ry uczyni艂 jej ten niewypowiedziany zaszczyt, by mianowa膰 j膮 ksi臋偶niczk膮 Ch鈥檌n, by s艂u偶y膰 Pa艅stwu 艢rodka i ojcu. Wed艂ug b艂ahego mniemania tej oto, a wyznanie to pogr膮偶a j膮 w smutku, najlepiej s艂u偶y膰 b臋dzie jako pierwsza 偶ona shan鈥搚u.

Sk艂oni艂a si臋 Cesarzowi do st贸p na po偶egnanie, jak dawno temu sk艂oni艂a si臋 przed w艂asnym ojcem. Syn Niebios klasn膮艂 w d艂onie.

鈥 W drodze do Muru b臋dzie ci towarzyszy膰 wszystko, co przystoi twojej randze, pani 鈥 cesarski pow贸z, muzycy, by uprzyjemni膰 ci drog臋, i s艂u偶ba jakiej tylko za偶膮dasz. Je偶eli tylko chcesz, mo偶esz zabra膰 ze sob膮 towarzyszy. Zatrzymujemy dla siebie tylko naszego zacnego Li Linga i polecamy ci pisa膰 do niego i do twego ojca, 偶eby艣my mogli odnie艣膰 korzy艣膰 z twoich obserwacji.

Na te s艂owa dw贸r p贸艂g艂osem wyrazi艂 aprobat臋. Wtedy Yuan Ti zrobi艂 krok do przodu.

鈥 Co do mnie, pani 鈥 powiedzia艂, a g艂os niemal mu dr偶a艂 鈥 kiedy ju偶 wyjedziesz, wydam edykt 偶a艂obny. Dw贸r b臋dzie po艣ci艂 i nosi艂 bia艂e szaty, jak to si臋 dzia艂o 鈥 tu zaczerpn膮艂 g艂臋boko powietrza 鈥 ostatnim razem, kiedy ciebie utraci艂em. I zarz膮dzam, 偶e kiedy ju偶 opu艣cisz Ch鈥檌n przez Nefrytow膮 Bram臋 na Zachodzie, na zawsze ju偶 odt膮d b臋dzie ona nosi膰 nazw臋 Bramy 艁ez.

Ksi膮偶臋 Hiung鈥搉u, znu偶ony dworno艣ci膮 j臋zyka, kt贸ry opanowa艂 tylko w niewielkim stopniu, zrobi艂 krok do przodu.

鈥 Jak szybko ksi臋偶niczka mo偶e by膰 gotowa do wyjazdu? Chcieliby艣my wyjecha膰 przez t臋 twoj膮 Bram臋 艁ez, zanim nastan膮 mrozy.

I znowu Srebrzysty 艢nieg podnios艂a oczy na Syna Niebios, kt贸ry niemo spojrzeniem nalega艂 na zw艂ok臋. Nast臋pnie obejrza艂a si臋 na Li Linga, kt贸ry potrz膮sn膮艂 niemal niedostrzegalnie g艂ow膮. Wyra藕nie uwa偶a艂, 偶e zwlekaj膮c ani jemu, ani sobie nie wyrz膮dzi przys艂ugi. Ka偶dy dzie艅, o jaki przed艂u偶y sw贸j pobyt, b臋dzie stanowi艂 pokus臋 dla Syna Niebios, by wycofa膰 sw膮 zgod臋 na jej wyjazd i wpl膮ta膰 Ch鈥檌n w wojn臋.

Rozumia艂a, 偶e Hiung鈥搉u niecierpliwi膮 si臋; zawsze byli w stanie zwin膮膰 swoje namioty i ruszy膰 na nowe pastwiska. Po艣piech m贸g艂 by膰 najbardziej pomy艣ln膮 wr贸偶b膮 na nowe 偶ycie w艣r贸d nich. Skin臋艂a g艂ow膮 w stron臋 Li Linga.

鈥 Sp贸jrzcie, oto ksi臋偶niczka jest ju偶 pe艂n膮 dba艂o艣ci 偶on膮 shan鈥搚u. Jak tylko przygotowany zostanie pow贸z 鈥 Li Ling zrobi艂 krok w prz贸d i przem贸wi艂 w j臋zyku Hiung鈥搉u 鈥 ksi臋偶niczka odjedzie.


Usadowiona w hojnie wyposa偶onym powozie cesarskim, Srebrzysty 艢nieg nie mog艂a nie por贸wnywa膰 swojej poprzedniej 鈥瀙odr贸偶y 艣lubnej鈥 z odbywan膮 obecnie. W贸wczas ubrana w podniszczony str贸j wsiad艂a do zaprz臋gni臋tego w wo艂y wozu, a jej sk膮py dobytek by艂 zwini臋ty w 艣rodku lub przytroczony do grzbietu zwierz膮t jucznych. P艂on臋艂o mniej ni偶 dziesi臋膰 dziesi膮tk贸w pochodni, nie by艂o 偶adnych muzyk贸w, w og贸le 偶adnych d藕wi臋k贸w, poza brz臋kiem i dzwonieniem uprz臋偶y wierzchowc贸w jej eskorty i urz臋dnika, z kt贸rego orszakiem jecha艂a, najmniej wa偶na i najbardziej samotna. Tak wjecha艂a prosto w jasne serce Pa艅stwa 艢rodka, na Wewn臋trzne Dziedzi艅ce Chang鈥檃n, kt贸rych, jak my艣la艂a, ju偶 nigdy nie mia艂a opu艣ci膰.

A teraz znowu rusza艂a w podr贸偶. Nie 鈥 pomy艣la艂a. To nie by艂a prawda. Hiung鈥搉u byli nomadami. Odt膮d jej 偶ycie b臋dzie jedn膮 d艂ug膮 podr贸偶膮 i ju偶 nigdy nikt jej nie zamknie w murach miasta czy pa艂acu 鈥 czy w og贸le w jakichkolwiek murach.

Tym razem nie by艂o kochaj膮cego, pe艂nego 偶alu ojca, by j膮 po偶egna膰, ale Li Ling sta艂 w gotowo艣ci, by dogl膮da膰 przygotowa艅. Po raz pierwszy, jak daleko pami臋ci膮 mog艂a si臋gn膮膰, przyodzia艂 si臋 w ca艂y splendor jedwabi i soboli, dost臋pny eunuchowi wysokiej rangi, jak gdyby chcia艂 j膮 uczci膰. Trudno by艂o pozna膰 w tym ozdobnie odzianym urz臋dniku tego samego starego przyjaciela i nauczyciela, kt贸ry poprzedniego wieczoru odwiedzi艂 j膮 w znoszonej szacie uczonego i ofiarowa艂 dary, kt贸re mimo 偶e proste, zar贸wno Srebrzysty 艢nieg, jak i Wierzba ceni艂y sobie wy偶ej od futer, nefryt贸w czy jedwabi. Dla Srebrzystego 艢niegu mia艂 paski drewna i obrobiony jedwab, zestaw wspania艂ych p臋dzelk贸w i now膮 tafelk臋 tuszu. Dla Wierzby by艂y mieszki suszonych zi贸艂, kt贸re dziewczyna obw膮cha艂a i skin臋艂a g艂ow膮 z b艂yszcz膮cymi oczami.

Zamkn膮艂 j膮 na klucz w powozie, jak zawsze trzeba zamyka膰 pann臋 m艂od膮, i wr臋czy艂 klucz Vughturoi, kt贸ry przyj膮艂 go jak co艣 dziwnego i nie ca艂kiem po偶膮danego. Potem, na dany znak, muzykanci zaintonowali melodi臋, w kt贸rej dawa艂y si臋 jednocze艣nie s艂ysze膰 i wiwaty, i zawodzenie.

Gwizdali na fletach, dmuchali, b臋bnili, kiedy jej pow贸z wytacza艂 si臋 z zamkni臋tej przestrzeni pa艂acowej. Za ni膮 jecha艂y jej towarzyszki, za nimi ogromna karawana baga偶owa. Spakowany pomi臋dzy jedwabie, z艂oto i cenne przyprawy by艂 skarb od nich wszystkich starszy: pogrzebowa zbroja, odpowiednia dla Cesarzowej. Syn Niebios wysy艂a艂 j膮 razem z ni膮, jako 偶e nie chcia艂a zosta膰, by jej u偶y膰. Mimo 偶e s艂o艅ce ju偶 wzesz艂o, ludzie nios膮cy pochodnie biegli obok powozu, a przez szeroko rozwarte bramy mog艂a zobaczy膰 t艂um czekaj膮cy, by na w艂asne oczy zobaczy膰, jak przeje偶d偶a, strze偶ona po obydwu stronach zar贸wno przez 偶o艂nierzy Ch鈥檌n, jak i Hiung鈥搉u.

Wiedzia艂a, 偶e z chwil膮 gdy bramy pa艂acowe zamkn膮 si臋 za ni膮, Yuan Ti dotrzyma swego 艣lubowania i pogr膮偶y dw贸r w najg艂臋bszej 偶a艂obie po damie, kt贸r膮 odebra艂a mu najpierw jego oboj臋tno艣膰, nast臋pnie przysi臋ga. Podejrzewa艂a, 偶e wiele os贸b z jej grupy 鈥 dam, kt贸re wybrano, by towarzyszy艂y jej do Muru 鈥 mia艂o uczucie, 偶e one r贸wnie偶 ryzykuj膮 偶ycie, odje偶d偶aj膮c tak daleko od Chang鈥檃n i Syna Niebios. Wydawa艂o jej si臋 niemal偶e, 偶e dochodzi do niej ich p艂acz, a Wierzba zjadliwie wyra偶a艂a si臋 o wspania艂ych damach, kt贸re zio艂ami i kosmetykami maskuj膮 swoje przera偶enie i 艂zy.

Ani Cesarz, ani damy, kt贸re towarzyszy艂y jej wbrew swojej woli, nie mogli wiedzie膰, 偶e Srebrzysty 艢nieg uwa偶a艂a t臋 podr贸偶 za ucieczk臋 z wi臋zienia.

Poch贸d 艣lubny, je偶eli mo偶na tak go nazwa膰, wi艂 si臋 przez miasto a偶 za Zachodni膮 Bram臋.

Wierzba sycz膮cym g艂osem rzuci艂a jakie艣 przekle艅stwo i Srebrzysty 艢nieg ockn臋艂a si臋 z zamy艣lenia, w kt贸rym jecha艂a pogr膮偶ona, z oczami zwr贸conymi ci膮gle na Zach贸d.

鈥 Czemu偶 takie ostre s艂owa? 鈥 zapyta艂a sw膮 s艂u偶膮c膮 z 艂agodn膮 wym贸wk膮. 鈥 W艂a艣ciwie po co w og贸le przeklina膰?

Wierzba tylko wskaza艂a palcem.

Z jednego z ostrych kolc贸w Zachodniej Bramy szczerzy艂a z臋by wbita na艅 g艂owa Mao Yen鈥搒hou, ostatni w mie艣cie naoczny 艣wiadek jej odjazdu.

Pani膮 Srebrzysty 艢nieg przeszed艂 dreszcz, potem odwr贸ci艂a znowu wzrok w kierunku Zachodu. Jej oczy i umys艂 skupia艂y si臋 na tym, co mog艂o le偶e膰 przed nimi. Wysoko ponad dudnienie je藕d藕c贸w i zgie艂k czyniony przez muzykant贸w z Ch鈥檌n wybija艂y si臋 bambusowe flety Hiung鈥搉u, p艂aczliwe, wolne i dzikie.



Rozdzia艂 dwunasty


Podr贸偶uj膮c na p贸艂noc i zach贸d na spotkanie ze swoim przysz艂ym panem i jego plemieniem, Srebrzysty 艢nieg z lata wjecha艂a w jesie艅. Pozosta艂 za ni膮 dw贸r, pogr膮偶ony w 偶a艂obie; ale ona sama nie lamentowa艂a, kiedy wij膮cy si臋 orszak jej stra偶nik贸w, dam, muzykant贸w, s艂ug i Hiung鈥搉u kierowa艂 si臋 powoli ku stepom. Po trochu trawa zacz臋艂a wi臋dn膮膰, pokrywaj膮ce ziemi臋 zaro艣la robi艂y si臋 pomara艅czowe, a potem br膮zowe, jak to Srebrzysty 艢nieg pami臋ta艂a ze swego najwcze艣niejszego dzieci艅stwa. Nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 przed por贸wnywaniem tej podr贸偶y z poprzedni膮. Kiedy opuszcza艂a dom swego ojca, by uda膰 si臋 do Chang鈥檃n, obie z Wierzb膮 uwa偶a艂y, 偶e maj膮 szcz臋艣cie, bo ich koce s膮 czyste i nie艂atane i nie brak im jedzenia. Ogie艅 by艂 czym艣 zbytkownym.

A teraz jecha艂a cesarskim powozem, nosi艂a szaty z pikowanego jedwabiu i (kiedy by艂o trzeba) opo艅cz臋 i kaptur z at艂asow膮 podszewk膮, z futra tak mi臋kkiego i puszystego, 偶e r臋ce jej ton臋艂y w nim. Je偶eli tylko zapragn臋艂a zatrzyma膰 si臋 na godzink臋 czy na dzie艅 na trasie marszu, natychmiast uwzgl臋dniano jej 偶yczenie i otaczano j膮 zewsz膮d czu艂膮 trosk膮. Czy dama nie 偶yczy艂aby sobie ry偶owego wina lub liczi 鈥 a mo偶e ma przyj艣膰 s艂u偶膮ca, albo flecista?

Tyle pyta艅, tyle drobnych, nu偶膮cych decyzji i tyle nalega艅, by chwali艂a, po艣redniczy艂a lub kara艂a w艂a艣nie wtedy, kiedy chcia艂a patrze膰 na ten kraj, kt贸ry dzie艅 po dniu coraz bardziej przypomina艂 jej ukochane p贸艂nocne ziemie! Mog艂a r贸wnie dobrze by膰 zamkni臋ta w czterech 艣cianach Pa艂acu, jako 偶e jej damy z uporem zachowywa艂y si臋 tak, jak gdyby wcale nie opu艣ci艂y dworu. U艣wiadomi艂a sobie, 偶e odczuje ulg臋, kiedy ju偶 ich si臋 pozb臋dzie.

Przygl膮danie si臋 Hiung鈥搉u, kt贸rzy podobno mieli zosta膰 jej poddanymi, dawa艂o jej wi臋cej satysfakcji. Chocia偶 na jej zachowanie damy reagowa艂y zd艂awionymi okrzykami i piskami (w chwilach kiedy nie zalewa艂y si臋 艂zami lub nie wznosi艂y okrzyk贸w przera偶enia na widok tego, co by艂o im nie znane 鈥 to znaczy nieomal wszystkiego), wypytywa艂a swoich stra偶nik贸w, zar贸wno tych z Ch鈥檌n, jak i tych ze step贸w. Z ka偶dym dniem opanowywa艂a lepiej j臋zyk swojego nowego ludu. Obstawa艂a te偶 przy tym, by codziennie je藕dzi膰 konno, przynajmniej przez kr贸tki czas. Pocz膮tkowo z konieczno艣ci musia艂a je藕dzi膰 na osio艂ku, kt贸rego Hiung鈥搉u uznali za odpowiedniego wierzchowca dla takiej cieplarnianej ksi臋偶niczki. P贸藕niej, kiedy zobaczyli, 偶e ani nie chwieje si臋 w siodle, ani si臋 nie skar偶y, uznali, 偶e godna jest konia. Pods艂uchane pomruki i kr贸tkie s艂owa Hiung鈥搉u z jej orszaku przekona艂y j膮, 偶e jej jazda zyska艂a sobie ich aprobat臋, nawet je偶eli nie pochwalali niczego innego.

Dzie艅 po dniu pogoda robi艂a si臋 coraz ch艂odniejsza, a wiatr spadaj膮cy z wielkiej misy Niebios, by mierzwi膰 futerko przy jej opo艅czy i kapturze, stawa艂 si臋 coraz gwa艂towniejszy i coraz bardziej suchy. Mo偶na w nim by艂o wyczu膰 zapach schn膮cej trawy i pogniecionych, zimotrwa艂ych ro艣lin Pomocy.

Od zachodu s艂o艅ca d艂ugo w noc oddawali si臋 muzyce. Gra艂y flety i cytry, jej dziewcz臋ta 艣piewa艂y. Wierzba podawa艂a wino i 艂akocie na delikatnych talerzykach i przynajmniej tym razem nikt nie krzywi艂 si臋 i nie wzdraga艂 na jej widok. Siedz膮c w swoim namiocie, p艂awi膮c si臋 w 艣wietle wielu lamp, Srebrzysty 艢nieg, jej dziewcz臋ta i towarzyszki zbli偶y艂y si臋 do siebie, muzyka 艂膮czy艂a je tym mocniej, im mocniej na zewn膮trz dmucha艂 wiatr.

W ko艅cu, kiedy lampy zacz臋艂y przygasa膰, rzucaj膮c cienie na napi臋te 艣cianki namiotu, Srebrzysty 艢nieg da艂a si臋 nak艂oni膰 do 艣piewu.

鈥 To jest piosenka z P贸艂nocy 鈥 wyja艣ni艂a, a potem zacz臋艂a 艣piewa膰, a wiatr na zewn膮trz i b臋benki wewn膮trz tworzy艂y w艂a艣ciwy kontrapunkt dla jej s艂odkiego, cienkiego g艂osu.

Nagle jedna z dam z d艂oni膮 przy ustach wyda艂a okrzyk. Wyrwana z transu muzykowania Srebrzysty 艢nieg wzdrygn臋艂a si臋 i urwa艂a piosenk臋.

鈥 Wybacz, o Cesarska C贸ro, tej oto nieszcz臋snej i g艂upiej 鈥 za艂ka艂a kobieta 鈥 ale na zewn膮trz zobaczy艂am cie艅 i鈥 och, jak on mnie przerazi艂!

To po艂o偶y艂o kres nocnemu muzykowaniu. Srebrzysty 艢nieg wiele mia艂a zachodu, by krzyki i 艂zy tej damy nie rozprzestrzeni艂y si臋 jak ogie艅 w wysuszonej 艣ci贸艂ce. Kiedy ju偶 znalaz艂a chwilk臋, by spojrze膰 do g贸ry, cie艅, o kt贸rym m贸wi艂a kobieta, znikn膮艂, zak艂adaj膮c, 偶e ten jeden szczeg贸lny cie艅 w艣r贸d ta艅ca cieni, pl膮saj膮cych po 艣ciankach namiotu, w og贸le tam kiedy艣 by艂.

Wkr贸tce potem odprawi艂a wszystkie swoje s艂u偶膮ce, od艂o偶y艂a ci臋偶kie stroje i westchn臋艂a w ciszy i samotno艣ci.

鈥 Dobre 艂owy, Starsza Siostro 鈥 szepn臋艂a Wierzba, opuszczaj膮c si臋 na siennik u st贸p 艂o偶a Srebrzystego 艢niegu.

Srebrzysty 艢nieg unios艂a si臋 na 艂okciu, by w 艣wietle jednej male艅kiej nefrytowej lampki, kt贸ra im jeszcze zosta艂a do zgaszenia, przyjrze膰 si臋 swojej s艂u偶膮cej. Odbijaj膮c 艣wiat艂o lampki, oczy Wierzby p艂on臋艂y zieleni膮, pe艂ne pragnienia by swobodnie biega膰 i polowa膰. Mo偶e ona zechce ju偶 na zawsze w臋drowa膰 swobodniej 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg z uk艂uciem b贸lu.

鈥 Nie 鈥 szepn臋艂a dziewczyna. 鈥 Nie m贸wi臋 o sobie samej, ale o tobie. To polowanie, na kt贸re ruszy艂y艣my, to kr贸lewskie polowanie; ty polujesz na swoj膮 przysz艂o艣膰, a ja鈥 ja biegn臋 tu偶 za tob膮.

I u艣miechn臋艂a si臋, ukazuj膮c bia艂e z臋by, absurdalnie doskona艂e w swej nieciekawej twarzy.

Nast臋pnego dnia ujrzeli 呕贸艂t膮 Rzek臋, tego ogromnego, niesfornego smoka, wij膮cego si臋 poprzez Ch鈥檌n, nios膮cego tym ziemiom 偶ycie 鈥 lub katastrofalne powodzie. Pojad膮 wzd艂u偶 rzeki jeszcze dalej na p贸艂noc, a偶 do skalistej prze艂臋czy, gdzie 呕贸艂ta Rzeka spotyka Purpurow膮 Barier臋 Wielkiego Muru, gdzie ko艅czy si臋 Ch鈥檌n i zaczynaj膮 stepy Hiung鈥搉u. Jak na razie, rzeka by艂a czym艣 spokojnym, mocarnym, szerokim i faluj膮cym.

Trzepocz膮cy ruch na bli偶szym brzegu przyci膮gn膮艂 uwag臋 Srebrzystego 艢niegu, podobnie jak i uwag臋 Hiung鈥搉u, kt贸rzy skin臋li g艂owami i si臋gn臋li po 艂uki i ko艂czany.

鈥 Ptaki rzeczne 鈥 szepn臋艂a Wierzba, podje偶d偶aj膮c do konia swej pani na osio艂ku, kt贸ry poci艂 si臋 i chodzi艂 bokiem, ale jednak ni贸s艂 j膮 na grzbiecie. 鈥 Czy nie m贸wi艂am ci, pani, 偶e b臋dzie dobre polowanie?

鈥 Szybko, Wierzbo, pojed藕 i przynie艣 m贸j 艂uk 鈥 rozkaza艂a Srebrzysty 艢nieg. Przechwalanie si臋 mog艂o by膰 czym艣 niegodnym, nieprzyzwoitym, ale tak bardzo chcia艂a zestrzeli膰 jednego cho膰by ptaka na oczach Hiung鈥搉u, a zw艂aszcza na oczach tego ma艂om贸wnego ksi臋cia Vughturoi. Powinni zobaczy膰, 偶e ich nowa kr贸lowa potrafi nie tylko je艣膰, ale i zaopatrywa膰 w po偶ywienie i zr臋cznie si臋 broni膰. Poza tym jaka艣 cz臋艣膰 jej umys艂u, szukaj膮ca wr贸偶ebnych wydarze艅, przypomina艂a jej, 偶e w艂a艣nie tego dnia, kiedy z Pa艂acu nadesz艂o wezwanie, polowa艂a na dzikie ptactwo. Je偶eli dzisiaj zestrzeli ptaka, b臋dzie to dobry znak.

Wierzba roze艣mia艂a si臋 figlarnie, wr臋czy艂a jej tobo艂ek, kt贸ry mia艂a przywi膮zany paskiem do siod艂a, i odjecha艂a. Srebrzysty 艢nieg rozwin臋艂a go. W 艣rodku le偶a艂 ko艂czan ze strza艂ami i 艂uk, kt贸ry nosi艂a na P贸艂nocy i za pomoc膮 kt贸rego zabija艂a bandyt贸w podczas podr贸偶y do stolicy. Srebrzysty 艢nieg sprawdzi艂a ci臋ciw臋, skin臋艂a g艂ow膮 s艂ysz膮c s艂odki, cichy brz臋k i zignorowa艂a Hiung鈥搉u, kt贸rych tak zaskoczy艂 widok Cesarskiej C贸ry z 艂ukiem, 偶e wyszczerzyli z臋by w u艣miechu.

Z brzegu rzeki dobieg艂o szczekniecie lisa, wprawiaj膮c ptactwo wodne w panik臋, powoduj膮c, 偶e poderwa艂o si臋 z trzepotem w powietrze. Hiung鈥搉u jak jeden naci膮gn臋li 艂uki, a Srebrzysty 艢nieg razem z nimi, strzelaj膮c raz, a potem drugi, niemal tak szybko jak oni.

Ptaki pospada艂y na wod臋, inne na p艂ycizn臋, a Hiung鈥搉u pojechali do przodu, by je odnale藕膰. Ksi膮偶臋 Vughturoi szybko podjecha艂 z powrotem z brzegu rzeki i gestem poprosi艂 鈥 o ile Hiung鈥搉u w og贸le o cokolwiek prosili 鈥 o pozwolenie, by si臋 do niej zbli偶y膰. Przed sob膮 mia艂 przewieszone przez siod艂o dwa pulchne ptaki. Jeden zgin膮艂 od dw贸ch strza艂. Ten drugi jedn膮 strza艂膮.

鈥 Pani 鈥 powiedzia艂 Vughturoi, wskazuj膮c na ptaka zabitego dwoma strza艂ami. Wydawa艂 si臋 zaintrygowany do tego stopnia, 偶e nawet mu przez my艣l nie przesz艂o, 偶e Srebrzysty 艢nieg mog艂aby zadr偶e膰 na widok krwi i 艣mierci. 鈥 T臋 strza艂臋 znam. Taki uk艂ad pi贸rek powszechnie stosowany jest na stepie. Ale tej strza艂y鈥 ani tej, a to te偶 wspania艂y strza艂鈥 nie znam wcale. Czy pomi臋dzy 偶o艂nierzami Ch鈥檌n, kt贸rzy jad膮 z nami, znajduje si臋 strzelec wyborowy?

Srebrzysty 艢nieg wyci膮gn臋艂a jedn膮 male艅k膮 d艂o艅, by dotkn膮膰 strza艂y. Rzeczywi艣cie, ten be艂t by艂 jej dobrze znany, by艂 dzie艂em 艂ucznika jej ojca. Si臋gn臋艂a do swego ko艂czana i wyci膮gn臋艂a bli藕niacz膮 strza艂臋. Potem u艣miechn臋艂a si臋 i bardzo szybko odwr贸ci艂a wzrok.


Dojechali w ko艅cu do prze艂臋czy, gdzie spotyka艂y si臋 wielka rzeka i Wielki Mur. I co ciekawe, w tym os艂oni臋tym miejscu wiatr by艂 s艂abszy, cieplejszy, a trawa wci膮偶 jeszcze zielona. Poniewa偶 Hiung鈥搉u, po kt贸rych pos艂a艂 ksi膮偶臋 Vughturoi, jeszcze nie przybyli, 偶o艂nierze i s艂udzy rozbili namioty i rozpakowali si臋, przygotowuj膮c si臋 na d艂u偶szy, jak si臋 mog艂o okaza膰, popas.

Srebrzysty 艢nieg zsiad艂a bez pomocy. Po tylu dniach sp臋dzonych w siodle odzyska艂a wytrzyma艂o艣膰. Pomimo wszystko 鈥 duma艂a poprawiaj膮c opo艅cz臋 鈥 ten kraj jest pi臋kny, nawet je偶eli nieco ponury. Wykorzysta t臋 zw艂ok臋 w podr贸偶y, 偶eby napisa膰 do swoich ojc贸w 鈥 pomy艣la艂a z ironicznym u艣miechem 鈥 do wszystkich trzech: Chao Kuanga, kt贸ry j膮 pocz膮艂, Li Linga, jego przyjaciela, kt贸ry ocali艂 j膮 od rozpaczy i kt贸ry j膮 uczy艂, oraz Yuan Ti, Syna Niebios, kt贸ry zaadoptowa艂 j膮. By艂 to jej obowi膮zek, ale i rado艣膰. Dzi臋ki Li Lingowi mia艂a nawet odpowiedni do pisania jedwab.

Nieprzerwana cisza i spok贸j nie mia艂y by膰 jednak jej udzia艂em przy korespondencji. Ledwo rozbito namiot Srebrzystego 艢niegu, jej damy przysz艂y do niej i natychmiast wybuchn臋艂y zawodzeniem zalewaj膮c si臋 艂zami strachu i 偶a艂o艣ci.

Srebrzysty 艢nieg westchn臋艂a. Wierzba skrzywi艂a si臋. Hiung鈥搉u i 偶o艂nierze Ch鈥檌n, kt贸rzy nie mieli potrzeby tak si臋 opanowywa膰, robili miny i szczerzyli z臋by. Srebrzysty 艢nieg pochyli艂a si臋 nad najbardziej rozhisteryzowan膮 dam膮.

鈥 C贸偶 ci dolega? 鈥 zanuci艂a g艂osem, kt贸ry, jak wszyscy przysi臋gali, by艂 s艂odki jak liczi. 鈥 Nie jeste艣 chora. Odpoczniemy tutaj i ju偶 wkr贸tce wr贸cisz do swego domu. Na sam膮 wzmiank臋 o domu na nowo podnios艂y si臋 lamenty. A wi臋c o to chodzi艂o. Nie przyby艂y jeszcze damy Hiung鈥搉u i teraz to stadko przestraszonych dam pa艂acowych obawia艂o si臋, 偶e nigdy nie przyb臋d膮. W takim przypadku si艂膮 rzeczy mia艂yby obowi膮zek towarzyszy膰 pani Srebrzysty 艢nieg a偶 na dw贸r Hiung鈥搉u, sk膮d, jak by艂y przekonane, nie by艂o powrotu.

鈥 Ja umr臋! 鈥 zapiszcza艂a jedna kobieta.

鈥 Widzia艂y艣cie t臋 traw臋? 鈥 lamentowa艂a druga. 鈥 Zielona, wci膮偶 zielona jak groby wygna艅c贸w podlewane 艂zami.

鈥 Nigdy ju偶 nie ujrzymy naszych dom贸w!

鈥 Uprowadz膮 nas na Zach贸d i ju偶 nigdy nie zobaczymy Pa艂acu ani 偶adnego ogrodu, ani mojego malutkiego podw贸rca ze z艂otym karpiem w sadzawce. I b臋d膮 nas zmusza膰 do jedzenie mi臋sa na surowo!

Gdyby nie to, 偶e l臋k ich by艂 taki prawdziwy i m贸g艂 je prawdopodobnie doprowadzi膰 do szale艅stwa, wyda艂yby si臋 pani Srebrzysty 艢nieg komiczne. Ale sama by艂a zm臋czona i niespokojna i chcia艂a tylko odpocz膮膰 oraz pozbiera膰 my艣li, zanim napisze sprawozdanie z minionych dni do ludzi, kt贸rych szanowa艂a najbardziej na 艣wiecie.

鈥 To robota dla mnie, Starsza Siostro. 鈥 Kochana Wierzba, daj jej Bo偶e zdrowie, pomyszkowa艂a w swoim baga偶u w poszukiwaniu zi贸艂, kt贸re da艂 jej Li Ling, po艣pieszy艂a do ognia i zacz臋艂a parzy膰 uspokajaj膮cy wywar. Jej oczy napotka艂y wzrok pani i Srebrzysty 艢nieg skin臋艂a g艂ow膮.

Nieliczne drzewa, kt贸re tu jeszcze ros艂y, by艂y skar艂owacia艂e, s艂abiutkie, nie wytrzyma艂yby ci臋偶aru damy, kt贸ra chcia艂aby unikn膮膰 gorszego losu, wieszaj膮c si臋 na swojej w艂asnej jedwabnej szarfie.

鈥 Za blisko mamy do rzeki, za blisko do tych ska艂 鈥 powiedzia艂a p贸艂g艂osem. B臋dzie musia艂a kaza膰 podwoi膰 stra偶 wok贸艂 pomieszcze艅 dam, dok膮d nie b臋d膮 mog艂y wr贸ci膰 do Chang鈥檃n.

Wynurzy艂a si臋 z namiotu wdzi臋czna przynajmniej za to, 偶e damy by艂y zbyt podniecone, by mia艂y j膮 krytykowa膰, 偶e wysz艂a sama mi臋dzy uzbrojonych m臋偶czyzn bez odpowiedniego dozoru. Kapitana stra偶y znalaz艂a w towarzystwie ksi臋cia Vughturoi, kt贸ry wskazywa艂 na zach贸d i gestykulowa艂. Srebrzysty 艢nieg skin臋艂a mu g艂ow膮, nast臋pnie wyja艣ni艂a, czego sobie 偶yczy.

Kapitan stra偶y ukorzy艂 si臋, a potem pobieg艂 wykona膰 jej rozkaz. Ksi膮偶臋 pozosta艂 i przygl膮da艂 jej si臋 tym swoim spojrzeniem bez wyrazu.

鈥 Nikt chyba nie choruje? 鈥 zapyta艂.

鈥 Nie, to tylko strach 鈥 stwierdzi艂a. 鈥 Pragn臋 zapobiec, by trwoga nie doprowadzi艂a jakiego艣 kruchego umys艂u do szale艅stwa.

Spojrza艂a w kierunku, w kt贸rym uprzednio patrzy艂 ksi膮偶臋.

鈥 Nasi ludzie nadci膮gaj膮 鈥 raczy艂 jej powiedzie膰. Jak偶e ostry musi by膰 jego wzrok! Nie potrafi艂a dostrzec niczego poza ob艂oczkiem kurzu mniejszym w por贸wnaniu z ogromem tej ziemi i nieba ni偶 komar. Westchn臋艂a. Kobiety Hiung鈥搉u mog艂y by膰 nieokrzesane, ale przynajmniej by艂y przyzwyczajone do tego kraju.

鈥 Bardzo b臋d臋 rada, kiedy przyjad膮 鈥 odwa偶y艂a si臋 powiedzie膰 Srebrzysty 艢nieg. Po raz pierwszy ksi膮偶臋 u艣miechn膮艂 si臋, leciutko drgn膮艂 mu jeden k膮cik ust. Srebrzysty 艢nieg odesz艂a czuj膮c, 偶e odnios艂a walne zwyci臋stwo.

Wr贸ci艂a do swego namiotu i dok艂ada艂a wszelkich stara艅, by uspokoi膰 swe rozdra偶nione damy. Pracowa艂y obie z Wierzb膮 d艂ugo w noc. Dopiero wtedy, kiedy u艂o偶yry w 艂贸偶ku ostatni膮 rozdygotan膮 dam臋 i kiedy ukry艂y wszystkie no偶e, jakie tylko zdo艂a艂y odszuka膰, znalaz艂y czas, by spokojnie wypi膰 troch臋 grzanego ry偶owego wina, prze艂kn膮膰 k臋s czy dwa i w ko艅cu spr贸bowa膰 usn膮膰.

Jednak zawodzenie dam tak rozstroi艂o nerwy pani Srebrzysty 艢nieg, 偶e spa艂a bardzo lekko. Sen jej pe艂en by艂 koni i przemiatanego wiatrem kurzu, niesamowitego, gwi偶d偶膮cego d藕wi臋ku i krwi, kapi膮cej na ziemi臋, podczas gdy gdzie艣 z oddali dobiega艂 g艂o艣ny, okrutny 艣miech. Obudzi艂a si臋 zlana potem i w dr偶膮ce d艂onie, stulone przy ustach, wyszepta艂a dzi臋kczynienie.

Nast臋pnie usiad艂a. Ogie艅 ju偶 wygas艂. Mog艂a wezwa膰 s艂u偶膮c膮, by go ponownie rozpali艂a, albo zrobi膰 to sama, gdyby chcia艂a obudzi膰 Wierzb臋, kt贸ra spa艂a g艂臋boko w godny pozazdroszczenia spos贸b, czasami tylko drgnieniem twarzy pokazuj膮c, 偶e naprawd臋 偶yje. Nawet gdyby rozpali艂a ogie艅, obudzi艂aby najbardziej nerwow膮 z dam, kt贸ra r贸wnie偶 spa艂a w pobli偶u.

Ksi臋偶ycowe 艣wiat艂o pozwala艂o pani Srebrzysty 艢nieg dostrzec w艂asn膮 ciep艂膮 szat臋, zrolowan膮 w nogach siennika, u艣pion膮 s艂u偶膮c膮 鈥 i t臋 ma艂膮 skulon膮 posta膰, kt贸ra jak cie艅 wymkn臋艂a si臋 z namiotu w stron臋 rzeki.

Srebrzysty 艢nieg podnios艂a si臋 szybko, narzuci艂a na siebie szat臋, a nast臋pnie opo艅cz臋. Wsun臋艂a nogi w wy艣cie艂ane futrem botki, chwyci艂a 艂uk i ruszy艂a za cieniem.

Za ni膮 Wierzba mamrota艂a co艣, jeszcze rozespana, ale gwa艂townie trze藕wiej膮ca i zaniepokojona. Jednak Srebrzysty 艢nieg nie mog艂a zatrzyma膰 si臋, 偶eby j膮 uspokoi膰. Z 艂owieck膮 ostro偶no艣ci膮 skrada艂a si臋 teraz za wcze艣niej widzianym cieniem. Jej st贸p w podszytych futrem butach nie by艂o s艂ycha膰 nawet na kruchym poszyciu; i wkr贸tce dosz艂a do tej zbyt zielonej trawy, kt贸r膮 jej damy zdecydowa艂y si臋 uzna膰 za z艂y omen.

By艂a coraz bli偶ej postaci. W 艣wietle ksi臋偶yca wydawa艂a si臋 ona ca艂a srebrzystoszara, ale Srebrzysty 艢nieg pozna艂a hafty na sukni, kt贸ra obsun臋艂a si臋 z ramion kobiety i wlok艂a za ni膮 po ziemi. To by艂a ta dama, kt贸ra obawia艂a si臋, 偶e zmusz膮 j膮 do jedzenia surowego mi臋sa. Ze wszystkich jej kobiet ta w艂a艣nie by艂a najwra偶liwsza. Niech tylko ptaszek zrobi sobie krzywd臋, a ju偶 ton臋艂a we 艂zach; niech tylko zachoruje przyjaci贸艂ka, a ju偶 k艂ad艂a si臋 do 艂贸偶ka.

Ale co spowodowa艂o, 偶e zacz臋艂a chodzi膰 we 艣nie? Srebrzysty 艢nieg unios艂a d艂onie, by ostro w nie klasn膮膰 i w ten spos贸b obudzi膰 t臋 kobiet臋 i j膮 oprzytomni膰. Nast臋pnie rozmy艣li艂a si臋. Kto wie, w jakie dziwne krainy mog艂a umkn膮膰 jej dusza i co si臋 stanie, je偶eli obudzi si臋 j膮 tak bezceremonialnie?

Przy艣pieszy艂a kroku, by dogoni膰 kobiet臋 i zawr贸ci膰 j膮, zanim dojdzie do rzeki. I wtedy us艂ysza艂a ten p艂aczliwy szept.

鈥 Wiatr wieje po stepie鈥 nie ma odpoczynku鈥 nie ma przyjaci贸艂. Ja umr臋, a nie b臋dzie nikogo, kto by oznaczy艂 m贸j gr贸b czy postawi艂 tabliczk臋 ku mojej pami臋ci鈥 o biada mi, biada鈥 偶e przekl臋to mnie tak daleko od mego domu.

Przekl臋to j膮? Srebrzysty 艢nieg przystan臋艂a i wci膮gn臋艂a g艂臋boko powietrze. Pow臋szy艂a w powietrzu, zupe艂nie jak gdyby sama by艂a jakim艣 dzikim stworzeniem. Powietrze by艂o wonne i nieska偶one, sk膮d wi臋c to mamrotanie o przekle艅stwach i wygnaniu?

Srebrzysty 艢nieg poczu艂a, 偶e jej szata zahacza o poszycie. Uwolni艂a si臋 z d藕wi臋kiem dartego materia艂u i po艣pieszy艂a jeszcze pr臋dzej za zagro偶on膮 dam膮. D艂uga sp贸dnica coraz to si臋 zahacza艂a, a偶 mia艂a ochot臋 zrzuci膰 j膮 i dalej biec w samej koszuli. Wyda艂o jej si臋, 偶e niebo nad jej g艂ow膮 nagle zawirowa艂o i wyrzuci艂a w bok r臋k臋, by si臋 os艂oni膰. Ziemia kr臋ci艂a si臋 i trz臋s艂a; nie mia艂a si臋 o co oprze膰, nigdzie nic sta艂ego鈥 ona sama wpadnie do rzeki, kt贸ra marszczy艂a si臋 drobn膮 fal膮, a woda uniesie j膮 daleko, gdzie wzrok nie si臋ga鈥

Poczu艂a, 偶e jej wyrzuconej w bok d艂oni dotyka jaki艣 zimny nos i 偶e grzechocze tu偶 przy niej metal.

Srebrzysty 艢nieg krzykn臋艂a i spojrza艂a w d贸艂 na lisa, kt贸ry tr膮ca艂 nosem jej palce. By艂 wi臋kszy ni偶 zwyk艂e lisy i mia艂 wyj膮tkowo bujne futro. Chodzi艂 utykaj膮c w szczeg贸lny spos贸b, a w pysku ni贸s艂 amulet, dyndaj膮cy na 艂a艅cuszku.

鈥 Nie mog臋 jej dogoni膰 鈥 szepn臋艂a, a w g艂owie kr臋ci艂o jej si臋 wci膮偶 od tej jakiej艣 si艂y, kt贸ra niemal偶e rzuci艂a j膮 na ziemi臋. Lis wcisn膮艂 sw贸j spiczasty pyszczek w jej r臋k臋, upuszczaj膮c amulet na d艂o艅.

Kiedy Srebrzysty 艢nieg zawi膮zywa艂a sznur amuletu na szyi, lis pobieg艂 naprz贸d. Wetkn膮艂 nos w palce 艣ni膮cej damy, podobnie jak przedtem w r臋k臋 Srebrzystego 艢niegu, nast臋pnie uj膮艂 je delikatnie w pyszczek i zacz膮艂 niezmiernie 艂agodnie i cierpliwie odci膮ga膰 od rzeki w stron臋 pani Srebrzysty 艢nieg.

Ostatnim w艣ciek艂ym szarpni臋ciem uwolni艂a swoje ubranie. W chwil臋 p贸藕niej trzyma艂a ju偶 kobiet臋 za rami臋 i kierowa艂a j膮 do namiotu, gdy na drog臋 jej pad艂 cie艅, a 艣wiat艂o ksi臋偶yca odbi艂o si臋 od ostrza klingi.

Srebrzysty 艢nieg cicho krzykn臋艂a i zatrzyma艂a si臋. Lis wtopi艂 si臋 w cienie nocy, a Vughturoi wsun膮艂 bro艅 do pochwy.

鈥 Czy takie nocne spacery s膮 zwyczajem z Ch鈥檌n? 鈥 zapyta艂, a w jego g艂臋bokim g艂osie nie by艂o cienia rozbawienia.

By艂a ksi臋偶niczk膮 Ch鈥檌n, kr贸low膮 plemion i by艂a c贸rk膮 swego ojca: by艂a w艂adna kaza膰 mu odej艣膰. Nie wiedzia艂a sama, czemu powiedzia艂a mu absolutn膮 prawd臋.

鈥 Mia艂am z艂y sen 鈥 powiedzia艂a, spuszczaj膮c oczy, 艣wiadoma nagle, 偶e ma na sobie cienk膮 koszul臋 i pikowan膮 szat臋, i 偶e jej w艂osy rozsypa艂y si臋 wok贸艂 twarzy i na plecach. Je偶eli nawet ksi臋偶ycowe 艣wiat艂o srebrzy艂o si臋 na jej rumie艅cu, nie by艂 to moment na dziewicz膮 skromno艣膰.

鈥 Kiedy si臋 zbudzi艂am 鈥 m贸wi艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 zobaczy艂am, 偶e Nefrytowy Motyl wysz艂a z mojego namiotu. Sz艂a i przez sen krzycza艂a co艣 o jakiej艣 kl膮twie, kt贸r膮 tak by艂a przera偶ona, 偶e chcia艂a si臋 utopi膰, byle jej nie ulec. My w Ch鈥檌n nie rzucamy takich kl膮tw 鈥 doda艂a gniewnie. 鈥 Trzeba mocnego j臋zyka, by sformu艂owa膰 tego rodzaju przekle艅stwo.

鈥 Tak 鈥 powiedzia艂 p贸艂g艂osem Vughturoi, jakby skosztowa艂 zgni艂ego owocu. 鈥 Rzeczywi艣cie trzeba mocnego j臋zyka. Czy odprowadzi膰 ci臋 do twego namiotu, pani?

Srebrzysty 艢nieg potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

鈥 A co zrobimy, je偶eli ona obudzi si臋 i ci臋 zobaczy? B臋dzie jeszcze wi臋cej 艂ez i szale艅stwa. Dzi臋ki ci, ksi膮偶臋, ale nie. 鈥 Im pr臋dzej wr贸ci do swojego namiotu, tym pr臋dzej Wierzba b臋dzie mog艂a wr贸ci膰 do swej naturalnej postaci. Wydawa艂o jej si臋, 偶e s艂yszy, jak jej dziewczyna w lisiej sk贸rze szczekaj膮c obiega po trzykro膰 鈥 z t膮 swoj膮 kulaw膮 nog膮! 鈥 obozowisko po obrze偶u.

Vughturoi wtopi艂 si臋 znowu w cienie ze zr臋czno艣ci膮, w por贸wnaniu z kt贸r膮 jej w艂asne umiej臋tno艣ci poruszania si臋 w terenie by艂y bliskie zeru. Srebrzysty 艢nieg zaci膮gn臋艂a pani膮 Nefrytowy Motyl z powrotem do namiotu, w bezpieczne miejsce na matach do spania.

Du偶o czasu up艂yn臋艂o, zanim sama zdo艂a艂a zasn膮膰, a kiedy w ko艅cu oczy zacz臋艂y jej si臋 zamyka膰, ostatni膮 rzecz膮, jak膮 zobaczy艂a, by艂y 艣wiec膮ce ostro偶ne oczy Wierzby i jej sztywny cie艅, stoj膮cy na warcie przed namiotem.


Karawana Hiung鈥搉u przyby艂a nast臋pnego dnia przed po艂udniem.

鈥 To i dobrze, pani 鈥 zauwa偶y艂a Wierzba. 鈥 Ta nowo艣膰 rozerwie towarzysz膮ce ci damy, a zanim ten tw贸j 艢pi膮cy Motyl obudzi si臋 i stwierdzi, 偶e op臋ta艂 j膮 lis, nas ju偶 nie b臋dzie.

Srebrzysty 艢nieg kiwn臋艂a g艂ow膮 i odes艂a艂a Wierzb臋 na jej zwyk艂e, s艂abo o艣wietlone miejsce. Zafascynowana by艂a zbli偶aj膮cym si臋 oddzia艂em: opancerzeni w sk贸r臋 je藕d藕cy, nios膮cy wygi臋te do ty艂u i wzmocnione ko艣ci膮 艂uki ludzi step贸w, muzykanci, kt贸rzy podnosili niesamowite instrumenty i wygrywali na nich r偶膮ce melodie, niepodobne do niczego co kiedykolwiek s艂ysza艂a, dwie damy, kt贸re zdawa艂y si臋 wy偶sze i t臋偶sze od po艂owy stra偶nik贸w Ch鈥檌n, wozy, niezmierzone stado zwierz膮t jucznych i luzak贸w, i pow贸z, w oczywisty spos贸b przeznaczony dla Srebrzystego 艢niegu.

Ten ostatni szczeg贸lnie j膮 zaciekawi艂, bo zaprz臋偶ony by艂 nie w konie, ale w wielb艂膮dy, pierwsze jakie kiedykolwiek widzia艂a, dwa r贸wno krocz膮ce, ko艂ysz膮ce si臋 zwierzaki, kt贸re podw贸jne garby na grzbiecie nosi艂y z t膮 sam膮 oboj臋tno艣ci膮, z jak膮 ci膮gn臋艂y w贸z. Ca艂a ta zbli偶aj膮ca si臋 eskorta podje偶d偶aj膮c do Vughturoi wrzeszcza艂a i wy艂a, i zatacza艂a kr臋gi tu偶 poza cieniem Muru.

Widok wielb艂膮d贸w bardziej ni偶 cokolwiek innego u艣wiadomi艂 pani Srebrzysty 艢nieg wyra藕nie, 偶e dojecha艂a do miejsca, gdzie Ch鈥檌n spotyka si臋 z dzikimi krajami. G艂臋boko wci膮gn臋艂a powietrze z l臋ku, zadziwienia, rado艣ci i zwr贸ci艂a si臋 do swoich dam. Z roztargnieniem wr臋czy艂a najwa偶niejszej z nich paczk臋 list贸w, starannie wykaligrafowanych na jedwabiu, poleci艂a si臋 Synowi Niebios i po偶egna艂a swoje kr贸tkoterminowe towarzyszki. Nigdy ich ju偶 nie mia艂a zobaczy膰 i by艂a z tego ca艂kiem zadowolona. Zaskoczy艂o j膮 to, 偶e wydawa艂y si臋 偶ywi膰 w stosunku do niej inne uczucia. Skupi艂y si臋 wok贸艂 niej i g艂osi艂y, niekt贸re ze 艂zami, smutek po偶egnania.

Ich 艂zy to wi臋cej ni偶 tylko rytua艂, wi臋cej ni偶 to co nale偶y si臋 艂asce Syna Niebios. Ale przecie偶 ja zawsze by艂am T膮鈥搉a鈥搆t贸r膮鈥損ad艂鈥揷ie艅 鈥 my艣la艂a sobie. Kiedy i dlaczego mnie pokocha艂y?

鈥 Czeka nas jeszcze trzymiesi臋czna podr贸偶 na dw贸r zimowy mojego ojca 鈥 zauwa偶y艂 Vughturoi, kiedy Srebrzysty 艢nieg dosiad艂a konia i przygotowywa艂a si臋 do wyjazdu poza Mur i opuszczenia jedynego kraju, o poznaniu kt贸rego marzy艂a.

鈥 Czy tak? 鈥 Unios艂a brwi, kt贸re nie utraci艂y swego delikatnego zarysu, chocia偶 nie troszczy艂a si臋 ju偶 o to, by je wyskubywa膰 i o艂贸wkiem nadawa膰 im w艂a艣ciwy kszta艂t skrzyde艂ka 膰my. Tam gdzie jecha艂a i tak nikt nie b臋dzie na takie rzeczy zwraca艂 uwagi. 鈥 Je偶eli tak jest, czy nie lepiej, o ksi膮偶臋 i panie, by艣my wyruszyli natychmiast? Podjechali do Muru i jej stra偶nicy z Ch鈥檌n okazali swoje znaki. Brama, kt贸ra dekretem Syna Niebios mia艂a odt膮d nosi膰 nazw臋 Bramy 艁ez, otwar艂a si臋 ze zgrzytliwym j臋kiem. Wbrew sobie samej Srebrzysty 艢nieg obejrza艂a si臋 w ty艂 na zamieszanie towarzysz膮ce zwijaniu obozu nad 呕贸艂t膮 Rzek膮. Wprawia艂o j膮 w zak艂opotanie to, jak ma艂o obchodzi艂a j膮 ta pe艂na intryg krz膮tanina, kt贸r膮 zostawia za sob膮. Unios艂a na po偶egnanie d艂o艅, a od dam, kt贸re zebra艂y si臋, by popatrze膰 na jej odjazd, dobieg艂o pe艂ne 偶a艂o艣ci zawodzenie. Drgn臋艂a i dotkn臋艂a pi臋tami bok贸w swego konia.

Kiedy Srebrzysty 艢nieg przeje偶d偶a艂a przez bram臋, kopyta jej konia zazgrzyta艂y na piachu oraz rzadkich, prawdziwie pustynnych krzewinkach, naniesionych tu przez wiatr. I tak wyjecha艂a z bramy na ziemie Hiung鈥搉u, a pe艂en kurzu i piasku wiatr raz po raz uderza艂 w jej chronion膮 szalem twarz.



Rozdzia艂 trzynasty


Mija艂 dzie艅 za dniem, a oni wci膮偶 przeje偶d偶ali na prze艂aj przez kraj, w kt贸rym jednego dnia podr贸偶y od drugiego nie odr贸偶nia艂o nawet pojawienie si臋 drzewa, strumienia, ska艂y czy pag贸rka. Potem, kt贸rego艣 ranka, zaskoczy艂 ich widok dziesi臋ciu rozsypuj膮cych si臋 g艂az贸w, b臋d膮cych mo偶e 艣ladem po jakim艣 staro偶ytnym posterunku wojskowym. Widok tych zwalonych, popad艂ych w ruin臋 mur贸w by艂 wa偶nym wydarzeniem dla pani Srebrzysty 艢nieg. Hiung鈥搉u, jad膮c dalej, wzruszali tylko ramionami.

鈥 Dla Hiung鈥搉u 鈥 warkn膮艂 jeden z nich jad膮cy na tyle blisko, 偶e us艂ysza艂a 鈥 niebo to jedyny dach, jakiego im trzeba.

Ona sama by艂a zaniepokojona. Je偶eli podobna ruina istnia艂a tak blisko Muru (wci膮偶 jeszcze od czasu do czasu widzieli jego wst臋g臋, jako 偶e skr臋cili nieco na po艂udnie), to czy Pa艅stwo 艢rodka nie uzale偶ni si臋 za bardzo od obrony przez Hiung鈥搉u? Przedtem nie wierzy艂a w to, co m贸wi艂 jej Li Ling: 偶e na dworze zadowoleni z siebie urz臋dnicy zwykli byli zapewnia膰 Cesarza, i偶 Mur w wi臋kszym stopniu mia艂 stanowi膰 obron臋 dla barbarzy艅c贸w przed Pa艅stwem 艢rodka.

Z pewno艣ci膮 szale艅stwem ze strony Ch鈥檌n by艂a wiara, 偶e Mur powstrzyma wszelkie najazdy. Mo偶e to tak偶e by艂a pr贸偶no艣膰? Ja sama jestem broni膮 w r臋kach mego narodu 鈥 m贸wi艂a sobie Srebrzysty 艢nieg, a uderzenia wiatru wyciska艂y jej z oczu 艂zy, kt贸re zamarza艂y na brzegu szala przy policzkach.

Powietrze sta艂o si臋 zimne i suche, a potem jeszcze zimniejsze i jeszcze suchsze. Martwe trawy przykry艂 艣nieg. By艂y dni, kiedy nawet niebo robi艂o si臋 blade, a s艂o艅ce l艣ni艂o na nim jak srebrna moneta, daj膮c samo 艣wiat艂o bez odrobiny ciep艂a. Ku zdumieniu pani Srebrzysty 艢nieg, pomimo zimna i wiatru, wytrwa艂e kr臋pe konie, z kt贸rych ka偶dy nosi艂 znak swego w艂a艣ciciela, nie tylko stawa艂y si臋 coraz bardziej kud艂ate, ale nawet wygl膮da艂y kwitn膮co, a wielb艂膮dy kroczy艂y przez to pustkowie, traktuj膮c z najwy偶sz膮 oboj臋tno艣ci膮 wszystko poza swoim 艂adunkiem, swoimi poganiaczami i swoim ponurym usposobieniem.

Pocz膮tkowo ca艂odzienna jazda m臋czy艂a Srebrzysty 艢nieg tak bardzo, 偶e wieczorami chcia艂a tylko wpe艂zn膮膰 pod futra i spa膰, nie zawracaj膮c sobie g艂owy jedzeniem. Wyja艣ni艂o si臋 teraz tak wiele spraw, kt贸rych nikt na dworze o Hiung鈥搉u nie wiedzia艂, kt贸re nie w pe艂ni by艂y zrozumia艂e w opowie艣ciach ojca! Ich nienawi艣膰 do mur贸w i ogranicze艅, dziwny str贸j o tunikach i spodniach nieco kr贸tszych ni偶 prawdziwe szaty, a nawet ich wikt, bogaty w mi臋so i t艂uszcze. To nie by艂y oznaki dziko艣ci, tylko przyj臋te przez nich metody post臋powania, pozwalaj膮ce 偶y膰 w tym kraju. Tutaj, pod niezmierzon膮 czasz膮 nieba, kt贸ra dzie艅 w dzie艅 rozbrzmiewa艂a pie艣ni膮 wiatru silniej chwytaj膮c膮 za serce i silniej wbijaj膮c膮 si臋 w pami臋膰 ni偶 melodie 艣piewane albo wygrywane na bambusowym flecie, takie post臋powanie mia艂o sw贸j sens. By艂 w nim swoisty rytm, a nawet wdzi臋k i Srebrzysty 艢nieg wiedzia艂a, 偶e pewnego dnia je doceni.

Stopniowo jednak odzyska艂a odporno艣膰, jakiej naby艂a kiedy艣 w domu swego ojca. Na Wewn臋trznych Dziedzi艅cach przyzwyczai艂a si臋 do s艂odkich woni i pocz膮tkowo od gryz膮cego zapachu ognisk z nawozu, jakie palili Hiung鈥搉u, 艂zawi艂y jej oczy. Wkr贸tce jednak uodporni艂a si臋 i na zapach, i na dym, i w ko艅cu nie zauwa偶a艂a ani jednego, ani drugiego. Ju偶 przedtem by艂a zdrowa, teraz zahartowa艂a si臋 i okrzep艂a, sta艂a si臋 pi臋kn膮 istot膮 doskonale przystosowan膮 do tego, by 艣wietnie powodzi艂o jej si臋 w jej nowym domu.

鈥 Czy wygl膮dam teraz 鈥 zapyta艂a kiedy艣 Wierzb臋 鈥 dok艂adnie tak, jak namalowa艂 mnie Mao Yen鈥搒hou: chuda, opalona i m臋ska?

Wierzba roze艣mia艂a si臋.

鈥 Pani, tobie brak czarnej myszki, a jemu g艂owy. Nie ma co nawet m贸wi膰 o nim.

Wcze艣niej Hiung鈥搉u przygl膮dali si臋 im, a nast臋pnie potrz膮sali g艂owami, robi艂y to zw艂aszcza ich kobiety, ale teraz zacz臋li przyjmowa膰 do wiadomo艣ci, 偶e kobiety z Ch鈥檌n potrafi膮 znie艣膰 ca艂odzienn膮 podr贸偶 nie lamentuj膮c, nie mdlej膮c ani nie popadaj膮c w chorob臋. Srebrzysty 艢nieg zastanawia艂a si臋, czy czuli si臋 rozczarowani. Ich przyw贸dca, ksi膮偶臋 Vughturoi, rzadko si臋 odzywa艂. Mo偶e gniewa艂o go to, 偶e tak m艂odziutka ksi臋偶niczka z Ch鈥檌n zosta艂a wys艂ana, by zaj膮膰 miejsce jego matki? Pr贸bowa艂a nie przysparza膰 nikomu k艂opot贸w i wiedzia艂a, 偶e jej si臋 to udaje, ale on wci膮偶 trzyma艂 si臋 od niej z daleka.

Potem rzuci艂o jej si臋 w oczy co艣 jeszcze. Chocia偶 Wierzba by艂a kulawa, to w siodle by艂a r贸wnie wytrzyma艂a jak reszta oddzia艂u. A jej dziedzictwo powodowa艂o, 偶e zimno nie dokucza艂o jej tak dotkliwie. I podczas gdy Hiung鈥搉u sk艂aniali si臋 ku przekonaniu, 偶e Srebrzysty 艢nieg jest zbyt delikatna, zbyt obca, 偶eby odbywa膰 podr贸偶 na dw贸r shan鈥搚u Khujangi, Wierzb臋 witali z niech臋tnym szacunkiem. Jak m贸wi艂 Li Ling, powiadano, 偶e w艣r贸d Hiung鈥搉u by艂y kobiety obdarzone moc膮 wi臋ksz膮 ni偶 zwyk艂e 艣miertelniczki. Stopniowo Wierzbowe obeznanie z zio艂ami pozwoli艂o jej zdoby膰 uznanie ludzi, kt贸rzy mogli by膰 dzicy i szorstcy, ale byli te偶 otwarci i wolni. Sta艂o si臋 to nawet 藕r贸d艂em na wp贸艂 dos艂yszanych, tylko cz臋艣ciowo zrozumia艂ych 偶art贸w.

鈥 Trzeba by mocnego j臋zyka, by oprze膰 si臋 jednemu z jej zio艂owych lekarstw 鈥 艣mia艂 si臋 je藕dziec, kt贸ry przyszed艂 do Wierzby po napar.

鈥 Tak, a czy bardzo mocny j臋zyk鈥

W tym jednak momencie zza namiotu wyszed艂 ksi膮偶臋 Vughturoi i m臋偶czy藕ni rozproszyli si臋 jak smagni臋te batem kundle. Ksi膮偶臋 tylko spojrza艂 spode 艂ba i pomaszerowa艂 dalej.

I znowu po trochu Srebrzysty 艢nieg i Wierzba przekona艂y si臋, 偶e wieczorne obozowiska staj膮 si臋 dla nich czym艣 wi臋cej ni偶 tylko okazj膮, by za偶y膰 niewielkiej ilo艣ci jedzenia i snu. Od wiatru, kt贸rym, jak m贸wiono, poprzez ca艂y step i r贸wnin臋 dmucha艂 z dalekiego zachodu bia艂y tygrys, os艂ania艂 je mocny namiot z jedwabiu, filcu i sk贸ry; Wierzba sortowa艂a swoje zio艂a, a Srebrzysty 艢nieg pr贸bowa艂a albo pisa膰, albo gra膰 na lutni.

Pewna noc by艂a tak zimna, 偶e na tafelce zamarza艂 tusz i z konieczno艣ci musia艂a od艂o偶y膰 sw贸j ostatni list do ojca. Zamiast pisa膰, ogrza艂a palce nad malutk膮 mis膮 z 偶arem i wzi臋艂a do r臋ki lutni臋, leniwie na niej brzd膮kaj膮c. Po jakim艣 czasie brzd膮kanie przesz艂o w bardzo star膮 piosenk臋, kt贸r膮 kiedy艣 s艂ysza艂a 艣piewan膮 przez s艂u偶膮ce w swoim domu. Nie wiedzia艂y, 偶e ona tam by艂a, a jak tylko j膮 zobaczy艂y, natychmiast umilk艂y.

Wydawa艂o jej si臋, 偶e piosenka ta m贸wi o uczuciach jakiej艣 damy, tak jak i ona po艣lubionej w艂adcy hord.


Rodzice moi wydali mnie za m膮偶

Gdzie艣 na dalekim kra艅cu Ziemi:

W obcy kraj wystali mnie z domu,

Do kr贸la鈥


鈥 Pani! 鈥 sykn臋艂a Wierzba.

Palce Srebrzystego 艢niegu uderzy艂y fa艂szywy akord.

鈥 Ta lutnia jest rozstrojona 鈥 usprawiedliwi艂a si臋.

Oczami powiod艂a za wskazuj膮cym palcem Wierzby. Na faluj膮cej 艣cianie namiotu wyra藕nie rysowa艂 si臋 cie艅, kt贸ry ju偶 wcze艣niej tam widywa艂y.

Czemu on nie wejdzie? 鈥 zada艂a sobie pytanie. Jestem po艣lubiona jego ojcu, shan鈥搚u, a wi臋c jeste艣my krewniakami. Nie by艂oby w tym nic niew艂a艣ciwego.

A jednak nie wchodzi艂. Je偶eli woli zosta膰 na zewn膮trz, na wietrze, w ciemno艣ci i ch艂odzie, to ju偶 jego sprawa, a rzecz膮 wielce niestosown膮 z jej strony by艂oby chcie膰 go od tego odwodzi膰.

Podnios艂a znowu lutni臋.


Domem moim stal si臋 namiot,

Z filcu zbudowane mam 艣ciany;

Po偶ywieniem mi mi臋so surowe鈥


Obydwie z Wierzb膮 przerwa艂y, by si臋 roze艣mia膰. To prawda, 偶e odk膮d przybyli na Zach贸d, jedli co wiecz贸r baranin臋 i 偶e by艂o to mi臋so nie ciesz膮ce si臋 zbytni膮 popularno艣ci膮 w Chang鈥檃n. Niemniej baranina ta zawsze gotowa艂a si臋 najpierw w tych ogromnych kot艂ach z br膮zu, kt贸re ka偶dego dnia ni贸s艂 najsilniejszy z wielb艂膮d贸w.

鈥 Prawdopodobnie, pani, ten g艂upi poeta, kt贸ry u艂o偶y艂 t臋 piosenk臋, nigdy w 偶yciu nie zapu艣ci艂 si臋 dalej na zach贸d ni偶 do zachodniej bramy Chang鈥檃n 鈥 zauwa偶y艂a Wierzba z ironi膮 w g艂osie.

鈥 Tak, ja te偶 tak uwa偶am.

鈥 A jak to si臋 ko艅czy? 鈥 zapyta艂a Wierzba. Srebrzysty 艢nieg, przypominaj膮c sobie dalszy ci膮g, zacz臋艂a 偶a艂owa膰, 偶e nie wybra艂a jakiejkolwiek innej piosenki. Cieniowi, kt贸ry zatrzyma艂 si臋 na zewn膮trz, by pos艂ucha膰, jak ona gra, nie mog艂o spodoba膰 si臋 to, co us艂yszy. Niemniej je偶eli zrezygnuje ze 艣piewu, b臋dzie wygl膮da艂o na to, 偶e wie, 偶e kto艣 j膮 pods艂uchuje. Wzdychaj膮c wzi臋艂a lutni臋 po raz ostatni.


Ci膮gle my艣l臋 o mym w艂asnym kraju,

A w sercu mam smutek.

Gdybym tak by艂a 偶贸艂tym bocianem,

Polecia艂abym zn贸w do starego domu!


Srebrzysty 艢nieg zdecydowanie umie艣ci艂a lutni臋 w pokrowcu i od艂o偶y艂a j膮. Podnosz膮c g艂os tak, by s艂owa jej dosz艂y do jej s艂uchacza, powiedzia艂a:

鈥 呕aden 偶贸艂ty bocian nie uchowa艂by si臋 na tej pomocnej ziemi, gdzie si臋 urodzi艂am. 艁adna ta piosenka, ale smutna i bez sensu. Nie b臋d臋 jej wi臋cej 艣piewa艂a.

Kiedy nast臋pnego ranka pojawi艂a si臋, trac膮c z zimna oddech i strz膮saj膮c p艂atki 艣niegu, kt贸re ju偶 czepia艂y si臋 sutego, futrzanego obszycia kaptura, zorientowa艂a si臋, 偶e Vughturoi wodzi za ni膮 oczami, ale podchodz膮c do swego konia udawa艂a oboj臋tno艣膰.

Ta piosenka nie mia艂a sensu. Nast臋pnego wieczora Srebrzysty 艢nieg poprosi艂a kobiety Hiung鈥搉u, by si臋 r贸wnie偶 do niej przy艂膮czy艂y. Zaczeka艂a, a偶 na 艣ciance namiotu pojawi si臋 cie艅, i za艣piewa艂a inn膮 piosenk臋, kt贸ra dok艂adniej oddawa艂a osobliw膮 urod臋 tego zamarzni臋tego pustkowia.


P贸艂nocne wiatry oplot艂y ziemi臋, 艂ami膮 si臋 blade trawy;

W 贸smym miesi膮cu niebo gwa艂towne utworzy艂 lec膮cy 艣nieg鈥


Urwa艂a 艣piew.

鈥 S艂ysza艂y艣cie to? 鈥 zapyta艂a.

Jedna z kobiet Hiung鈥搉u, Br膮zowe Lustro, kiwn臋艂a pob艂a偶liwie g艂ow膮 do drugiej, o imieniu Sob贸l. Obydwie zajmowa艂y do艣膰 wysok膮 pozycj臋 w艣r贸d Hiung鈥搉u: Br膮zowe Lustro przez swego doros艂ego syna; Sob贸l, kt贸ra by艂a du偶o za m艂oda jak na wdow臋 z dzie膰mi (a by艂a ni膮), pozycj臋 sw膮 zawdzi臋cza艂a swemu bratu Basichowi, ciesz膮cemu si臋 wielkimi 艂askami u ksi臋cia Vughturoi.

Mo偶e i ta m艂odziutka ksi臋偶niczka z Ch鈥檌n nie za艂ama艂a si臋 podczas podr贸偶y na zach贸d i na p贸艂noc, ale mia艂a swoje kaprysy, swoje s艂abostki.

鈥 To tylko wiatr, pani, kt贸ry ryczy na r贸wninach 鈥 zapewnia艂a j膮 Br膮zowe Lustro.

Srebrzysty 艢nieg mo偶e zaczerwieni艂aby si臋 i pozwoli艂a, by na tym stan臋艂o, gdyby w tym momencie nie popatrzy艂a na Wierzb臋. Wierzba przykucn臋艂a przy szczelnie zamkni臋tej klapie namiotu, jakby usi艂owa艂a przeczeka膰 jakiego艣 drapie偶nika, a oczy jej b艂yszcza艂y dziko i zielono, jak zawsze kiedy wyczuwa艂a niebezpiecze艅stwo.

鈥 Oddech bia艂ego tygrysa 鈥 wyszepta艂a.

No to co? Srebrzysty 艢nieg wiedzia艂a, 偶e Zach贸d piecz臋towa艂 si臋 bia艂ym tygrysem. Czemu nie nazywa膰 wiatru jego oddechem? I znowu podni贸s艂 si臋 g艂os, kt贸ry spowodowa艂, 偶e przerwa艂a muzykowanie. Mimo woli spojrza艂a na 艣cian臋 namiotu. Cie艅, kt贸rego nauczy艂a si臋 ju偶 oczekiwa膰, r贸wnie偶 zesztywnia艂. Nast臋pnie znikn膮艂.

鈥 To nie jest tylko oddech bia艂ego tygrysa 鈥 stwierdzi艂a kategorycznie Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Tam na zewn膮trz jest jakie艣 zwierz臋. Mo偶e bia艂y tygrys, a mo偶e co艣 innego 鈥 doda艂a, powodowana bardziej brawur膮 ni偶 pewno艣ci膮. S艂ysza艂a o tym, 偶e bia艂e tygrysy i lamparty 艣nie偶ne zalicza艂y si臋 do niebezpiecze艅stw, na jakie mo偶na by艂o natkn膮膰 si臋 na Zachodzie, i nagle pe艂na grozy zacz臋艂a podejrzewa膰, 偶e to w艂a艣nie takie zwierz臋 grasuje teraz w ich obozowisku, a mo偶e nawet w臋szy pod samym jej namiotem.

W namiocie zapad艂o nag艂e, gro藕ne milczenie, nie s艂ycha膰 by艂o nic opr贸cz wiatru i odg艂os贸w tego czego艣, co grasowa艂o na zewn膮trz i szuka艂o zdobyczy. Srebrzysty 艢nieg rzuci艂a spojrzenie na Wierzb臋, kt贸ra zesztywnia艂a, z w艂osami p艂on膮cymi czerwieni膮 w 艣wietle misy z 偶arem. Jej zielone oczy wydawa艂y si臋 zachodzi膰 mg艂膮, jak gdyby przys艂uchiwa艂a si臋 czemu艣, czego jej pani nie mog艂a us艂ysze膰.

Stopniowo milczenie to zacz臋艂y przenika膰 jakie艣 d藕wi臋ki: co艣, co brzmia艂o niemal jak pomruk dzikiej satysfakcji i rytmiczne uderzenia olbrzymiego serca.

Wierzba pokaza艂a z臋by. Gdyby by艂a w postaci zwierz臋cej, by艂aby warkn臋艂a. Kobiety Hiung鈥搉u, niemal onie艣mielone po raz pierwszy odk膮d je Srebrzysty 艢nieg spotka艂a, oci膮ga艂y si臋 nie ze strachu, ale z grozy. Potem obudzi艂 si臋 ich zapa艂 do walki 鈥 i prawdopodobnie strach przed Vughturoi i jego ojcem.

Ostro偶nie, 偶eby nie zrobi膰 najmniejszego ha艂asu, si臋gn臋艂a po swoj膮 futrzan膮 opo艅cz臋, w艂o偶y艂a j膮 i z艂apa艂a 艂uk i strza艂y. Sob贸l i Br膮zowe Lustro wyci膮gn臋艂y ostre sztylety. Wierzba jednak nie mia艂a nic. Kiedy Sob贸l chcia艂a rzuci膰 jej n贸偶, kt贸ry nosi艂a w swoim mi臋kkim, gi臋tkim bucie do jazdy konnej, dziewczyna skin臋艂a g艂ow膮 na znak podzi臋kowania, ale odm贸wi艂a.

鈥 To jedyna bro艅 jaka jest mi potrzebna 鈥 wyt艂umaczy艂a i wyci膮gn臋艂a swoje lusterko, osobliwie po偶艂obione dziwnymi symbolami, to samo, kt贸re zawsze mia艂a przy sobie, jak d艂ugo j膮 zna艂a Srebrzysty 艢nieg.

Kiedy jaki艣 ko艅 przera藕liwie zar偶a艂 w 艣miertelnej trwodze i b贸lu, Srebrzysty 艢nieg zda艂a sobie spraw臋, 偶e prawd膮 musi by膰 to, czego najbardziej si臋 obawia艂a. Pozosta艂e konie zacz臋艂y r偶e膰 w panice. Teraz i m臋偶czy藕ni podnie艣li alarm, p臋dz膮c by broni膰 obozowisko przed intruzem.

鈥 Nie mo偶emy tu czeka膰, a偶 spadnie na nas nasz los 鈥 powiedzia艂a bezg艂o艣nie, 偶eby nie 艣ci膮gn膮膰 na siebie uwagi nieprzyjaciela 鈥 przynajmniej dop贸ki jeste艣my uzbrojone i jeste艣my w stanie si臋 broni膰.

Br膮zowe Lustro czy Sob贸l mog艂y powstrzyma膰 j膮 jedn膮 tward膮 r臋k膮. Jednak zanim zaprotestowa艂y, czy spr贸bowa艂y j膮 zatrzyma膰, Srebrzysty 艢nieg wy艣lizgn臋艂a si臋 na zewn膮trz, a Wierzba za ni膮.

Nad nimi 艣wieci艂 ksi臋偶yc, niewiarygodnie wielki i bliski w tym kraju, gdzie nie by艂o 偶adnych dom贸w, mur贸w ani drzew, kt贸re by go mog艂y zas艂oni膰. Na niebie 艣wiat艂o gwiazd, przes艂aniane chwilami przez tumany mia艂kiego 艣niegu, rozkwita艂o i ze艣lizgiwa艂o si臋 po lusterku, kt贸re Wierzba podnosi艂a do g贸ry.

鈥 Starsza Siostro 鈥 szepn臋艂a dziewczyna. 鈥 My艣l臋, 偶e to jest takie samo przes艂anie, jakie zak艂贸ci艂o spok贸j Nefrytowego Motyla przy naszym rozstaniu.

鈥 Skierowane przeciw mnie, my艣lisz? 鈥 Srebrzysty 艢nieg przytakn臋艂a sama sobie. Nefrytowy Motyl nie stanowi艂a zagro偶enia wi臋kszego ni偶 jej imiennik, ale ona ze swym posagiem i rang膮 mog艂a 艣mia艂o mie膰 wrog贸w, z kt贸rymi musi zacz膮膰 si臋 liczy膰, a o kt贸rych 鈥 u艣wiadomi艂a sobie 鈥 Br膮zowe Lustro i Sob贸l mog膮 nie odwa偶y膰 si臋 m贸wi膰.

Mo偶e zaufaj膮 mi, je偶eli uda mi si臋 dowie艣膰 swojej si艂y 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Mia艂a 艣wiadomo艣膰, 偶e jest 艣wietn膮 艂uczniczk膮. Starannie wybra艂a strza艂臋 i nasadzi艂a j膮 na ci臋ciw臋.

W momencie kiedy lusterko Wierzby b艂ysn臋艂o ostrze偶eniem, Srebrzysty 艢nieg us艂ysza艂a gard艂owy pomruk spr臋偶onej do skoku bestii. 艢wiat艂o b艂ysn臋艂o ponownie i skok chybi艂.

B艂yskawicznie odwr贸ci艂a si臋, wystrzeli艂a i w nagrod臋 us艂ysza艂a pe艂ne b贸lu wycie. Uprzytomni艂a sobie, 偶e zrani艂a to zwierz臋, ale go nie zabi艂a. A ranna bestia by艂a jeszcze bardziej mordercza. Us艂ysza艂a st膮panie 艂ap. Strzeli艂a ponownie.

鈥 Za mn膮! 鈥 krzykn膮艂 jaki艣 m臋偶czyzna, a jego ko艅 za艂omota艂 kopytami w jej kierunku. Us艂ysza艂a, jak j臋kn膮艂 jego 艂uk, potem kilka innych. Bestia przera藕liwie zawy艂a i zacz臋艂a si臋 miota膰, w pewnym momencie potoczy艂a si臋 tak blisko pani Srebrzysty 艢nieg, 偶e ta poczu艂a jej gor膮cy, cuchn膮cy krwi膮 oddech. Zobaczy艂a b艂ysk 艣wiat艂a gwiazd na jej z臋bach i pazurach, kt贸re zdawa艂y si臋 migota膰 w艂asn膮 po艣wiat膮. Diabelska, przekl臋ta! Co艣 przenikliwie krzykn臋艂o jej w umy艣le i nie potrafi艂a powstrzyma膰 si臋 od krzyku.

Potem bestia zwali艂a si臋, wierzgn臋艂a dwa razy i w ko艅cu le偶a艂a spokojnie.

Wojownik zeskoczy艂 z konia, jednym spojrzeniem zmierzy艂 Srebrzysty 艢nieg i jej s艂u偶膮c膮, by upewni膰 si臋, czy nic im si臋 nie sta艂o, i odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 zwierz臋cia.

鈥 Przynie艣cie ogie艅! 鈥 zawo艂a艂.

Srebrzysty 艢nieg przepchn臋艂a si臋 do przodu. Ona te偶 chcia艂a zobaczy膰 t臋 besti臋, kt贸r膮 pomog艂a zabi膰. Pochodnie migota艂y i kapa艂y, w otaczaj膮cym ich ch艂odzie wiatr niemal偶e zwiewa艂 z nich p艂omienie. W ich nier贸wnym, czerwonym 艣wietle Srebrzysty 艢nieg zobaczy艂a bia艂ego tygrysa. By艂 on olbrzymi, mia艂 masywne 艂apy i szcz臋ki, na kt贸rych zamarza艂a teraz krwawa piana. Jeszcze przez chwil臋 jego zielone oczy 偶arzy艂y si臋, potem zgas艂y, jak szmaragdy roztrzaskane m艂otem. Czy Srebrzysty 艢nieg wyobrazi艂a sobie t臋 po艣wiat臋, kt贸r膮 widzia艂a? Nie! Pazury i z臋by jeszcze wci膮偶 migota艂y, ale migotanie to blad艂o, a偶 zamar艂o we w艂asnej agonii, kiedy cia艂o bestii drga艂o i styg艂o.

Trzymaj膮c jedn膮 z d艂ugich, zab贸jczych w艂贸czni Hiung鈥搉u, Vughturoi podszed艂 do tygrysa i d藕gn膮艂 go z pewnej odleg艂o艣ci. Kiedy bestia nie drgn臋艂a, przysun膮艂 si臋 bli偶ej i pochyli艂 nad cia艂em, wysuwaj膮c r臋k臋 by policzy膰 strza艂y, kt贸re pokry艂y zwierz臋 pi贸rami.

鈥 Nast臋pny doskona艂y strza艂, pani 鈥 powiedzia艂 do Srebrzystego 艢niegu. 鈥 Cho膰 mo偶e wspomnisz na to, 偶e to moja g艂owa spadnie, je偶eli ci臋 nie przywiod臋 ca艂ej i zdrowej do shan鈥搚u.

Srebrzysty 艢nieg wiedzia艂a, 偶e zarobi艂a sobie na t臋 wym贸wk臋 swoj膮 brawur膮, ale nie ust膮pi艂a. W艣r贸d Hiung鈥搉u wi臋kszy sobie zdob臋dzie presti偶 przez up贸r ni偶 przez ust臋pstwa 鈥 my艣la艂a.

Vughturoi przyjrza艂 si臋 dok艂adniej.

鈥 Dwa 艣wietne strza艂y 鈥 skomentowa艂, wcale nie zaskoczony tym, 偶e si臋 nie wycofa艂a.

鈥 Bardzo dobrze! 鈥 zawo艂a艂 do grupy 艂owc贸w. 鈥 Sko艅czcie dogl膮da膰 koni i id藕cie spocz膮膰, wszyscy! Powieziemy tego tygrysa ze sob膮, je偶eli nasze w艂asne zwierz臋ta zechc膮 go ponie艣膰, a偶 do nast臋pnego popasu, gdzie b臋dziemy mogli obedrze膰 go ze sk贸ry. A ty, pani 鈥 doda艂 cichszym g艂osem 鈥 mo偶esz wr臋czy膰 j膮 memu ojcu na znak swego m臋stwa. Ciekawie b臋dzie popatrze膰, jakie poruszenie wywo艂a to w namiotach shan鈥搚u.

W g艂osie jego d藕wi臋cza艂a teraz nie irytacja, ale namys艂, jak gdyby Srebrzysty 艢nieg by艂a pionkiem, kt贸ry jaki艣 szczeg贸lnie sprytny gracz przesun膮艂 z niebywa艂膮 zr臋czno艣ci膮. Nie rozumia艂a go, kiedy by艂 w takim nastroju, i nie ufa艂a mu. Wr贸ci艂a do swego namiotu i pr贸bowa艂a uspokoi膰 si臋 i zasn膮膰.

Nast臋pnego ranka, gdy ludzie przyszli, by za艂adowa膰 cia艂o tygrysa na najmniej narowistego konia jucznego, znale藕li tylko poczernia艂e plamy jego krwi, kt贸re ju偶 zasypywa艂 艣nieg, i zw臋glone brzechwy strza艂, kt贸re go zabi艂y. Ale sama bestia znikn臋艂a.

W ciszy sko艅czyli zwija膰 ob贸z i wyruszyli z szybko艣ci膮 niezwyk艂膮 nawet jak na Hiung鈥搉u.



Rozdzia艂 czternasty


Przy wje藕dzie do g艂贸wnego obozowiska Hiung鈥搉u Srebrzysty 艢nieg zdecydowa艂a si臋 wykorzysta膰 sw贸j pow贸z. Chocia偶 na skutek takiej decyzji mogli j膮 uzna膰 za s艂ab膮, potrzebna jej by艂a korzy艣膰, jak膮 mog艂o jej przynie艣膰 te kilka minut obserwacji spoza chroni膮cych j膮 zas艂onek powozu.

鈥 To zgodne ze zwyczajem 鈥 powiedzia艂a Wierzba 鈥 偶eby panna m艂oda przybywa艂a w powozie lub lektyce. Poza tym 鈥 doda艂a praktycznie 鈥 jakby spad艂 艣nieg, mog艂yby ci si臋 zniszczy膰 twoje brokaty.

鈥 G艂uptasie 鈥 odpar艂a Srebrzysty 艢nieg, odpychaj膮c lusterko, kt贸re przed ni膮 trzyma艂a Wierzba 鈥 a c贸偶 tych Hiung鈥搉u obchodz膮 wspania艂e jedwabie?

鈥 Do艣膰 skwapliwie przyj臋li te, kt贸re Syn Niebios przes艂a艂 dla tego ca艂ego shan鈥搚u, i nie w膮tpi臋, 偶e uciesz膮 ich te, kt贸re przynosisz w posagu. To pro艣ci, silni ludzie. Niech tylko zobacz膮, 偶e 艣wiecisz jak s艂o艅ce i ksi臋偶yc, a tym wi臋cej b臋d膮 ci臋 szanowa膰.

Wierzba poda艂a pani Srebrzysty 艢nieg naj艣wietniejsz膮 opo艅cz臋, wspania艂y str贸j z delikatnych br膮zowych soboli, kt贸ry mia艂a w艂o偶y膰 na czerwon膮 szat臋 panny m艂odej. Kiedy nadesz艂o wezwanie, opu艣ci艂a namiot, ogarniaj膮c na sobie szaty z tak膮 dba艂o艣ci膮, jakiej ani razu nie okaza艂a podczas d艂ugich miesi臋cy podr贸偶y na dw贸r shan鈥搚u. Z ty艂u us艂ysza艂a okrzyki podziwu i zachwytu Sobola i Br膮zowego Lustra.

鈥 Godna jest tego 鈥 powiedzia艂a jedna z nich z czu艂o艣ci膮 w g艂osie, na co Srebrzysty 艢nieg, kt贸ra pods艂uchiwa艂a, ze zdumienia unios艂a swoje delikatne brwi 鈥 by nazywano j膮 Bosk膮 Kr贸low膮. Naprawd臋 nie wygl膮da wcale na kobiet臋, ale na istot臋 z nieba.

Ta druga zachichota艂a, a do jej rubasznego 艣miechu przy艂膮czy艂a si臋 Sob贸l.

鈥 Ale偶 sk膮d 鈥 ten g艂臋bszy g艂os nale偶a艂 do Br膮zowego Lustra. 鈥 Czy si臋gn臋艂aby艣 sw膮 szorstk膮 d艂oni膮 po klejnot z nefrytu? Synowie shan鈥搚u s膮 ca艂kiem doro艣li, jego c贸rki maj膮 w艂asnych syn贸w. B臋dzie ho艂ubi艂 t臋 male艅k膮 dam臋 jako ozdob臋 swego namiotu, a nie pos艂ania, zreszt膮 ju偶 mu nie do takiej zabawy.

鈥 A szkoda. Kiedy jej uroda zwi臋dnie, syn da艂by jej wi臋cej strza艂 do 艂uku, ni偶 ma teraz. A to dama, kt贸ra dobrze wie, jak u偶ywa膰鈥 powiedzmy, broni.

Przecie偶 one mi dobrze 偶ycz膮 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Gdyby偶 tak samo 偶yczyli mi wszyscy w tym obozie, do kt贸rego si臋 udaj臋!

鈥 Tak, tak. Ale gwiazda Boskiego Kr贸la ju偶 blednie. Mo偶e przyj艣膰 dzie艅鈥

鈥 Cicho!

Srebrzysty 艢nieg wcale nie zdziwi艂a si臋 zobaczywszy, 偶e podje偶d偶a do nich Vughturoi i rozkazuje wyruszy膰 na ostatni odcinek podr贸偶y na dw贸r swego ojca. Zaskoczona jednak by艂a, 偶e w艂o偶y艂 艣wie偶e sk贸ry i futra i 偶e na jego szyi wisi klucz, kt贸rym Li Ling ceremonialnie zamkn膮艂 Srebrzysty 艢nieg w jej powozie przy wyje藕dzie z Chang鈥檃n, by potem wr臋czy膰 go Vughturoi na znak, 偶e ma on upowa偶nienie, by jej strzec.

Przeje偶d偶aj膮c obok jej powozu, praktycznie pod samym nosem wielb艂膮d贸w, kt贸re kiwaj膮c si臋 i st臋kaj膮c podnosi艂y si臋 niezdarnie na nogi, u艣miechn膮艂 si臋 szeroko.

鈥 Odwagi, pani! 鈥 powiedzia艂 p贸艂g艂osem i rozhu艣ta艂 klucz na ci臋偶kim 艂a艅cuszku. 鈥 Na ile gorsze mo偶e by膰 wst膮pienie w namioty mego ojca ni偶 zabicie bia艂ego tygrysa?

Za pomy艣ln膮 odpowied藕 na to pytanie Srebrzysty 艢nieg z ch臋ci膮 odda艂aby wszystko, co mia艂a i co jeszcze kiedy艣 mog艂a dosta膰.


Blade zimowe s艂o艅ce by艂o ju偶 wysoko na niebie, kiedy karawana pani Srebrzysty 艢nieg spotka艂a pierwszych je藕d藕c贸w z dworu shan鈥搚u, kawalkad臋 kud艂atych koni i m臋偶czyzn, kt贸rzy otuleni byli w filce i sk贸ry, nosili 艂uki oraz d艂ugie w艂贸cznie swojego plemienia. Jechali wprost na karawan臋, zupe艂nie jakby w ka偶dej chwili mieli wymierzy膰 w ni膮 w艂贸cznie, czy napi膮膰 艂uki i ruszy膰 do ataku.

Srebrzysty 艢nieg wygl膮da艂a spoza zas艂onek swego powozu. Pomy艣la艂a sobie, 偶e mie膰 takich stra偶nik贸w to gorzej, ni偶 nie mie膰 偶adnej ochrony. Zbyt wyra藕nie sygnalizowali 鈥瀟u oto jest ta, kt贸rej szukacie鈥.

鈥 Czy potrzebny ci b臋dzie 艂uk, Starsza Siostro? 鈥 zapyta艂a Wierzba.

Srebrzysty 艢nieg 艂agodnie dotkn臋艂a jej r臋ki. Chocia偶 艂uk dobrze jej s艂u偶y艂 w niejednej walce, teraz musi s艂u偶y膰 jej bystro艣膰 i szybka orientacja.

鈥 Nawet gdybym potrzebowa艂a go, na nic by mi si臋 nie przyda艂.

Patrzy艂a, jak Vughturoi podje偶d偶a do nowo przyby艂ych i podziwia艂a jego zr臋czno艣膰 we w艂adaniu koniem, bieg艂o艣膰 tak g艂臋boko zakorzenion膮, 偶e sta艂a si臋 pod艣wiadoma. Ci, kt贸rzy przyjechali z obozu, byli lud藕mi bardzo odmiennego typu ni偶 Vughturoi i jego towarzysze. Srebrzysty 艢nieg domy艣li艂a si臋, 偶e aby shan鈥搚u w og贸le zaryzykowa艂 wysy艂anie tych ostatnich do Chang鈥檃n, musieli oni nale偶e膰 do grupy m艂odszych i 艂atwiej przystosowuj膮cych si臋 Hiung鈥搉u. Z nowo przyby艂ych nie wszyscy byli w starszym wieku, ale wydawali si臋 bardziej dzicy, brak im by艂o tego poloru kultury Ch鈥檌n, kt贸ry od czasu do czasu dawa艂 si臋 zauwa偶y膰 w eskorcie Srebrzystego 艢niegu. Chocia偶, podobnie jak Vughturoi, mieli rzadki zarost, to wielu z nich na twarzach nosi艂o blizny powsta艂e po samookaleczeniu podczas 偶a艂oby po przyjacielu, krewniaku czy wodzu. Zwyczaju tego wci膮偶 przestrzega艂o wielu Hiung鈥搉u.

Gdyby to by艂 jakikolwiek inny nar贸d poza Hiung鈥搉u, to przed przyst膮pieniem do omawiania interes贸w, jak wiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg, by艂oby wiele ceregieli ze zsiadaniem z koni, wsp贸lnym jedzeniem. Nie spodziewa艂a si臋 jednak, 偶eby Hiung鈥搉u mieli cho膰by ruszy膰 si臋 z koni i mia艂a racj臋. Przypadkowy powiew wiatru przyni贸s艂 jej ich g艂osy i Srebrzysty 艢nieg wyt臋偶y艂a s艂uch.

鈥 Dobra podr贸偶, a jeszcze lepszy powr贸t 鈥 m贸wi艂 Vughturoi do starszego m臋偶czyzny, kt贸ry klepa艂 go po ramieniu. Znowu zawia艂 wiatr i Srebrzysty 艢nieg z艂owi艂a uchem tylko kawa艂ek nast臋pnej jego wypowiedzi 鈥 鈥ie taka z艂a jak si臋 obawia艂em, w艂a艣ciwie ca艂kiem w porz膮dku. Widz臋, 偶e jest w艣r贸d was kam鈥搎am Sandilik. Mieli艣my鈥 I znowu powiew zdradzieckiego wiatru porwa艂 ze sob膮 s艂owa, kt贸rych Srebrzysty 艢nieg s艂ucha艂a, jakby od nich zale偶a艂o jej 偶ycie. Wiedzia艂a, 偶e kam鈥搎am oznacza szamana鈥搈臋偶czyzn臋. Jecha艂 taki w艣r贸d nich, ze swoim magicznym b臋benkiem, a szaty mia艂 obszyte ko艣膰mi i sk贸rami w臋偶y, tu w tym kraju, gdzie nigdy nie sycza艂y ani nie wi艂y si臋 takie stworzenia. Podobnego napi臋cia i niepokoju nie s艂ycha膰 by艂o w g艂osie Vughturoi nawet tamtej nocy, kiedy polowali na bia艂ego tygrysa.

Czeka艂a, by zada艂 wreszcie pytania, kt贸re dot膮d, jak wiedzia艂a, musia艂 w sobie t艂umi膰.

鈥 Jak si臋 czuje鈥 te ci臋cia wygl膮daj膮 na 艣wie偶e, Kursyku.

鈥 Boski Kr贸l prze偶y艂 czas twej nieobecno艣ci 鈥 odpar艂 m臋偶czyzna o imieniu Kursyk. 鈥 Czuje si臋 dobrze i wys艂a艂 nas, by艣my ci臋 szukali.

鈥 Chwa艂a S艂o艅cu! 鈥 G艂os Vughturoi ochryp艂. 鈥 A jednak nosisz blizny, kt贸re wygl膮daj膮 na 艣wie偶e.

鈥 M贸j brat, ksi膮偶臋. Niech go Erlik porwie, ale mimo wszystko by艂 moim bratem.

鈥 Poszed艂 za moim szanownym bratem Tadiqanem, czy偶 nie?

鈥 Tak, i to go zgubi艂o. Tadiqan ma nowe strza艂y, takie kt贸re gwi偶d偶膮. Powiadaj膮 鈥 nowo przyby艂y zni偶y艂 g艂os i Srebrzysty 艢nieg wyt臋偶y艂a s艂uch 鈥 偶e s膮 zakl臋te, 偶eby nigdy nie chybia艂y celu. On teraz ustanowi艂 nowe prawo dla swoich poplecznik贸w. Kiedy wystrzeli gwi偶d偶膮c膮 strza艂臋, wszyscy musz膮 strzela膰 za nim. By艂 taki drobny problem, pretensje o ukradzion膮 narzeczon膮, jak mi si臋 zdaje, i Tadiqan wystrzeli艂 jedn膮 ze swoich strza艂. W mojego brata. Czy okupu za krew mam 偶膮da膰 od ksi臋cia, czy mo偶e od ludzi, kt贸rzy go nie odst臋puj膮?

Vughturoi wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i klepn膮艂 Kursyka po ramieniu.

鈥 Mo偶esz go za偶膮da膰 ode mnie, jak si臋 rozpakuj臋. Chwa艂a niech b臋dzie Tangrowi i S艂o艅cu, kraj Ch鈥檌n wci膮偶 jeszcze jest bogaty i skwapliwie dzieli si臋 z nami swoim maj膮tkiem, 偶eby艣my ich nie naje偶d偶ali. Ale teraz musz臋 odstawi膰 ojcu jego now膮 偶on臋.

鈥 I to te偶 鈥 powiedzia艂 Kursyk. 鈥 Tadiqan i jego matka powiedzieli, 偶e 偶adne rozpuszczone dziecko z Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w nie zajmie miejsca Mocnego J臋zyka na d艂ugo, i 偶e kiedy Boski Kr贸l鈥

鈥 Dosy膰! 鈥 R臋ka Vughturoi zacisn臋艂a si臋 na w艂贸czni, nast臋pnie rozlu藕ni艂a si臋, jak gdyby marzy艂 o tym, by cisn膮膰 ni膮 we wroga, ale nie 艣mia艂. 鈥 M贸j ojciec 偶yje, a ja wr贸ci艂em. Wcale nie jest takie pewne, 偶e to Tadiqan b臋dzie pierwszym z syn贸w Khujangi, kt贸ry znajdzie jego doczesn膮 pow艂ok臋. Jego matce nadano s艂uszne imi臋. Ale je偶eli to ja do偶yj臋 tego, by zosta膰 shan鈥搚u, niech si臋 ma na baczno艣ci, 偶eby tym swoim j臋zykiem nie otru艂a i siebie, i swojego syna!

Mo偶e Sob贸l, ta bardziej przyjazna i podatna z dw贸ch dam Hiung鈥搉u, powie jej co艣 wi臋cej. W ko艅cu to ona opowiedzia艂a jej o synach shan鈥搚u, jak to z dziesi臋ciu mocnych m臋偶czyzn umarli wszyscy opr贸cz trzech: dw贸ch najstarszych i najm艂odszego, tego dziecka, kt贸re jako zak艂adnik zosta艂o w Pa艅stwie 艢rodka.

Srebrzysty 艢nieg pozwoli艂a opa艣膰 zas艂onkom.

鈥 Przyprowad藕 mi Sob贸l 鈥 szepn臋艂a do Wierzby. A wi臋c Mocny J臋zyk to nie by艂 zwrot, oznaczaj膮cy nie偶yczliwe, z艂owr贸偶bne s艂owa, kt贸re potrafi艂y w jednej chwili przywo艂a膰 srogo艣膰 na twarz ksi臋cia Vughturoi; to by艂a rzeczywista osoba: najstarsza 偶ona shan鈥搚u i matka ksi臋cia, kt贸ry najwyra藕niej spodziewa艂 si臋, 偶e zostanie dziedzicem. Oboje na pewno mieli wielkie wp艂ywy albo Vughturoi nie zosta艂by wys艂any do Chang鈥檃n, kiedy jego ojciec by艂 tak stary, 偶e poddani obawiali si臋, 偶e umrze. Pos臋pno艣膰 wynika艂a z l臋ku o siebie i o starca, kt贸rego w oczywisty spos贸b czci艂, a mo偶e nawet o m艂od膮 kobiet臋, na kt贸r膮 czeka艂o wi臋ksze niebezpiecze艅stwo, ni偶 mog艂a si臋 spodziewa膰.

Podjecha艂a Sob贸l. Na zaproszenie Srebrzystego 艢niegu przeskoczy艂a ze zdumiewaj膮c膮, jak si臋 zdawa艂o, 艂atwo艣ci膮 z ko艅skiego grzbietu do powozu w momencie, kiedy Vughturoi dawa艂 rozkaz do wyruszenia.

W膮skie oczy szlachetnej damy Hiung鈥搉u rozszerzy艂y si臋 i zal艣ni艂y, kiedy Srebrzysty 艢nieg powita艂a j膮 z ca艂膮 elegancj膮, jakiej mog艂aby u偶y膰 w stosunku do Prze艣wietnej Towarzyszki, a nast臋pnie przesz艂a do 偶art贸w stosownych mi臋dzy osobami r贸wnymi sobie, zanim zajm膮 si臋 one powa偶nymi sprawami, kt贸re trzeba om贸wi膰. By艂o wyra藕nie wida膰, 偶e Sob贸l niecierpliwi艂a si臋, 偶eby przej艣膰 do sedna sprawy, o kt贸rej chcia艂a rozmawia膰 Srebrzysty 艢nieg. Wyra藕nie zmusza艂a si臋, by zostawi膰 inicjatyw臋 swojej nowej kr贸lowej.

W ko艅cu, po czasie kr贸tszym ni偶by to wypada艂o w Chang鈥檃n, ale d艂u偶szym ni偶 kt贸rakolwiek z nich chcia艂a trwoni膰 na rozmowy wst臋pne 鈥 Srebrzysty 艢nieg pochyli艂a si臋 do przodu i zobaczy艂a, jak oczy tamtej poja艣nia艂y. Nareszcie koniec czekania!

鈥 Opowiedz mi o naszych ludziach 鈥 zach臋ci艂a j膮 Srebrzysty 艢nieg.

Sob贸l z zadowoleniem rozwija艂a temat pot臋gi kr贸lewskiego klanu, majestatu w艂adaj膮cego nim shan鈥搚u, bogactwa jego namiot贸w i stad, oraz m臋stwa jego wojownik贸w, a w艣r贸d nich Basicha, swojego brata oraz jego bohatera, ksi臋cia Vughturoi. Basich, jak si臋 dowiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg, mia艂 dzieci, ale nie mia艂 偶on; Vughturoi mia艂 kiedy艣 rodzin臋, ale przysz艂o nieszcz臋艣cie i jego starsza 偶ona umar艂a w po艂ogu 鈥 m贸wi艂a Sob贸l beznami臋tnie, spokojnym g艂osem kogo艣, dla kogo takie tragedie stanowi膮 chleb powszedni.

鈥 Potem jego m艂odsza 偶ona spad艂a z konia. Ta oto my艣li, 偶e z zadowoleniem spe艂ni艂 rozkaz Boskiego Kr贸la, by uda膰 si臋 za Purpurowy Mur po鈥 鈥 umilk艂a z pewnym za偶enowaniem, kt贸re zaskoczy艂o zar贸wno j膮 sam膮, jak i Srebrzysty 艢nieg. Nie zdawa艂a sobie sprawy, 偶e Hiung鈥搉u mog膮 si臋 czerwieni膰.

鈥 Kim jest Mocny J臋zyk? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg. Po raz pierwszy podczas tych wszystkich podr贸偶y zobaczy艂a, jak jedna z Hiung鈥搉u si臋 wzdrygn臋艂a.

Jej oczy zaokr膮gli艂y si臋, wychodz膮c niemal z orbit.

鈥 Ona jest jak twoja s艂u偶膮ca, tylko jeszcze bardziej. Mocny J臋zyk jest kobiet膮 mocy, kt贸ra wie wszystko o narodzinach i 艣mierci m臋偶czyzny czy kobiety i kt贸rej g艂os jest mocny, podobnie jak g艂os bog贸w. Kiedy wyrusza ze swej jurty, wszyscy zakrywaj膮 twarze i korz膮 si臋 z l臋ku przed jej pot臋g膮.

Albo 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 z l臋ku przed gwi偶d偶膮cymi strza艂ami jej syna.

鈥 Nie jest wi臋c dla mnie przyjacielem 鈥 zako艅czy艂a i zobaczy艂a, 偶e Sob贸l nieco si臋 odpr臋偶y艂a. Teraz przynajmniej, je偶eli Mocny J臋zyk mia艂aby j膮 wypytywa膰, b臋dzie mog艂a powiedzie膰, 偶e nie powiedzia艂a pani Srebrzysty 艢nieg, tej intruzce z Ch鈥檌n, nic poza tym, 偶e Mocny J臋zyk ma moc.

Przemawia艂a do Sob贸l 艂agodnie, swobodnie. Niech widzi, 偶e si臋 nie boj臋 鈥 pomy艣la艂a. Potem, akurat kiedy k艂臋by kurzu przed nimi zapowiedzia艂y zbli偶anie si臋 nast臋pnych je藕d藕c贸w z obozowiska shan鈥搚u, uwolni艂a kobiet臋, 偶eby mog艂a znowu przesi膮艣膰 si臋 na swego konia i 偶eby nikt nie zobaczy艂, jak swobodnie siedzi sobie z wrogiem Mocnego J臋zyka.

Srebrzysty 艢nieg przeszed艂 dreszcz i wtuli艂a obydwie d艂onie w swoje obszerne r臋kawy.

鈥 Bardziej ni偶 kiedykolwiek ciesz臋 si臋, Wierzbo 鈥 powiedzia艂a 鈥 偶e jeste艣 ze mn膮. Dzie艅, w kt贸rym ojciec mi ci臋 podarowa艂, po trzykro膰 by艂 szcz臋艣liwy.

Wierzba wyci膮gn臋艂a r臋k臋, zebra艂a si臋 na odwag臋 i pog艂aska艂a swoj膮 pani膮 po d艂oni.

鈥 Wszystko b臋dzie w porz膮dku. R臋cz臋 swoj膮 g艂ow膮; nie stanie ci si臋 偶adna krzywda, moja male艅ka pani.

W tym momencie stra偶nicy obozowiska Hiung鈥搉u dotarli do karawany, otoczyli j膮 i z mro偶膮cymi krew w 偶y艂ach powitalnymi wrzaskami poprowadzili do obozowiska shan鈥搚u, jej s臋dziwego m臋偶a, na kt贸rego spotkanie Srebrzysty 艢nieg przyby艂a z tak daleka.


Wok贸艂 woz贸w i powozu Srebrzystego 艢niegu k艂臋bili si臋 je藕d藕cy, kieruj膮c je w w膮skie przej艣cie, kt贸re strze偶one by艂o przez 艂ucznik贸w i nad kt贸rym majaczy艂y postacie, wci臋te w g艂azy ustawione wzd艂u偶 trasy marszu. Sk膮d oni przynie艣li te kamienie i po co? 鈥 dziwowa艂a si臋 Srebrzysty 艢nieg. Rzuci艂a na nie okiem, a nast臋pnie spojrza艂a na nago艣膰 m臋skich i kobiecych postaci, kt贸rych wstydliwe cz臋艣ci wida膰 by艂o 偶enuj膮co wyra藕nie.

Spodziewa艂a si臋, 偶e zobaczy obozowisko. Ale to, przed czym zatrzyma艂 si臋 w ko艅cu jej orszak, by艂o w takim samym stopniu dworem, jak dowolny zesp贸艂 pawilon贸w i ogrod贸w w Chang鈥檃n, chocia偶 r贸偶ni艂 si臋 on od stolicy tak, jak ona r贸偶ni艂a si臋 od krzepkich, k艂贸tliwych kobiet, pilnuj膮cych olbrzymich kot艂贸w, kt贸re parowa艂y przed niejedn膮 z filcowych jurt.

Vughturoi podni贸s艂 r臋k臋 i wo藕nica zatrzyma艂 pow贸z Srebrzystego 艢niegu przed najwi臋kszym i najwspanialszym z namiot贸w. W艂a艣ciwie, je偶eli da艂oby si臋 zbudowa膰 pa艂ac z jedwabiu, sk贸r i filcu, podpartych tu i tam rzadkim, kosztownym drewnem, to namiot shan鈥搚u by艂 w艂a艣nie takim pa艂acem. Pomimo ch艂odu, klapy jego by艂y otwarte na o艣cie偶, a w 艣rodku p艂on臋艂y ogniska, z kt贸rych dym wznosi艂 si臋 do otwor贸w w dachu. Namiot ten by艂 tak ci臋偶ki i tak silnie osadzony, 偶e jego 艣ciany ledwie 偶e falowa艂y od podmuch贸w wiatru, zdolnych przewr贸ci膰 s艂absze budowle.

Przed namiotem i w 艣rodku le偶a艂y pouk艂adane jedne na drugich l艣ni膮cymi warstwami dywany z jedwabiu i we艂ny, sprowadzone albo z Ch鈥檌n, albo pozabierane z miast le偶膮cych jeszcze dalej na zachodzie, w krainie Hu, czyli Persji. Dalej, w 艣rodku, dawa艂y si臋 dostrzec pulchniutkie, kryte brokatem poduszki, g艂adki poblask 艂膮kowych skrzy艅 i uporz膮dkowane stosy futer i jedwabi. Spodziewa艂a si臋 tylko tego, co absolutnie konieczne. A to, co teraz widzia艂a, pe艂ne by艂o przepychu, kt贸ry by艂 mo偶e barbarzy艅ski, ale r贸wnie偶 zadziwiaj膮co atrakcyjny.

Ku zdumieniu Srebrzystego 艢niegu, Vughturoi zsiad艂 z konia i z szerokim gestem przytkn膮艂 do jej powozu klucz, kt贸ry nosi艂 na szyi, chocia偶 w wyposa偶enie powozu, jako 偶e by艂 on dzie艂em Hiung鈥搉u, nie wchodzi艂o nic, co mog艂oby przypomina膰 zamek. Srebrzysty 艢nieg zrobi艂a krok do przodu i znalaz艂a si臋 na ziemi, stopami wyczuwaj膮c jej nieznajom膮 kamienisto艣膰. Jakie to teraz wydawa艂o si臋 dziwne, 偶e mia艂a ju偶 nigdzie dalej nie jecha膰, przynajmniej do wiosny 鈥 pomy艣la艂a 鈥 i uzna艂a, 偶e jest to spos贸b my艣lenia nomad贸w.

Do przodu wysun膮艂 si臋 starzec. Niezdarnym czyni艂 go zar贸wno wiek, jak i krok cz艂owieka, kt贸ry przez ca艂e 偶ycie cz臋艣ciej siedzia艂 na koniu, ni偶 chodzi艂 pieszo. Pod spowijaj膮cymi go futrami nosi艂 szat臋 z Ch鈥檌n, haftowan膮 w smoki i wyko艅czon膮 barw膮 cynobrow膮. Zwisa艂a ona z niego w spos贸b, kt贸ry sugerowa艂, 偶e by艂 on kiedy艣 du偶o t臋偶szym, du偶o bardziej muskularnym m臋偶czyzn膮. Chocia偶 i on nosi艂 wysokie je藕dzieckie buty o mi臋kkich podeszwach, to by艂y tak bogato obszyte futrem i haftowane, 偶e wyra藕nie od wielu ju偶 dni nie wsadzi艂 nogi w strzemi臋. Jego rzadka, zaniedbana broda, powszechna u m臋偶czyzn jego rasy, posiwia艂a z s臋dziwego wieku. Chocia偶 oczy mia艂 g艂臋boko zapadni臋te w艣r贸d zmarszczek, powsta艂ych na skutek wpatrywania si臋 przez zbyt wiele lat w widnokr臋gi bezdro偶nych step贸w, by艂y one m膮dre, przebieg艂e, a nawet mo偶na by艂o w nich spostrzec iskierki humoru.

Z ogromnym wysi艂kiem pochyli艂 si臋, by dotkn膮膰 g艂owy Vughturoi, z kt贸rej m艂ody cz艂owiek zdar艂 czapk臋.

鈥 Jak widzisz, m贸j synu, S艂o艅ce nie powo艂a艂o mnie jeszcze do siebie 鈥 powiedzia艂. 鈥 Podnie艣 si臋.

鈥 Jestem na twoje rozkazy, Boski Kr贸lu 鈥 odpowiedzia艂 Vughturoi. Potem doda艂 zd艂awionym g艂osem: 鈥 Tak dobrze zobaczy膰 ci臋 znowu鈥 Ojcze.

鈥 No, no, i staremu cz艂owiekowi dobrze, kiedy ciebie widzi. 鈥 shan鈥搚u pog艂adzi艂 syna po ramieniu, a potem odwr贸ci艂 si臋 do Srebrzystego 艢niegu, kt贸ra natychmiast pad艂a na kolana; Wierzba poprawia艂a jej szaty i uk艂ada艂a je tak, by nie zanieczy艣ci艂y si臋 od s艂omy, kurzu czy nawozu.

鈥 Moja m艂oda 偶ona 鈥 powiedzia艂 shan鈥搚u, mozolnie przesuwaj膮c si臋 do przodu, by uj膮膰 Srebrzysty 艢nieg pod brod臋 i unie艣膰 jej g艂ow臋 z gorliwo艣ci膮 dziecka, kt贸re przeprowadza na wiosn臋 przegl膮d nowego latawca. 鈥 Pi臋kniejsza jest ni偶 wszystko, co kiedykolwiek widzia艂em w Pa艅stwie 艢rodka 鈥 oznajmi艂. 鈥 Dziecko, witam ci臋. B臋dziesz g艂贸wn膮 z moich ma艂偶onek i nadaj臋 ci imi臋 kr贸lowej, kt贸ra przynosi Hiung鈥搉u pok贸j. Bo w艂a艣nie pok贸j ze sob膮 przynios艂a艣. Oznajmiam, 偶e odt膮d kuzyn m贸j, Yuan Ti, nie potrzebuje ju偶 broni膰 swojego Muru. Sam rozka偶臋 moim synom, by go utrzymywali od Wielkiej Rzeki po Dunhuang.

Srebrzysty 艢nieg zamruga艂a oczami. Jak tylko b臋dzie mog艂a, musi przes艂a膰 te wiadomo艣ci do Li Linga i swego ojca, razem ze swoimi pomys艂ami, co najlepiej b臋dzie zrobi膰. A jednak 偶eby m贸c to uczyni膰, musi poprzygl膮da膰 si臋, musi sp臋dzi膰 jaki艣 czas w艣r贸d tych namiot贸w. Z tym przynajmniej nie b臋dzie 偶adnych k艂opot贸w 鈥 mia艂y one od tej chwili sta膰 si臋 jej domem.

鈥 Przygotowano namioty dla ciebie i鈥 czy przywioz艂a艣 ze sob膮 jakie艣 damy? Czy te, kt贸re wys艂ano, stan臋艂y na wysoko艣ci zadania? 鈥 pyta艂 shan鈥搚u Khujanga, jak gdyby naprawd臋 troszczy艂 si臋 o to, co si臋 z ni膮 stanie. 鈥 One rozpakuj膮鈥 a, widz臋 lutni臋! Czy grasz?

Skin臋艂a g艂ow膮 i spu艣ci艂a oczy, wdzi臋czna za jedno: 偶e te damy z plemienia Hiung鈥搉u zapewni艂y j膮, i偶 dla tego m臋偶czyzny, kt贸ry by艂 tak stary, 偶e m贸g艂by by膰 ojcem jej ojca, min臋艂y ju偶 czasy igraszek w po艣cieli.

鈥 Ciesz臋 si臋. Upodoba艂em sobie muzyk臋 Pa艅stwa 艢rodka i wiele jeszcze innych rzeczy, jakie da艂 nam ten staro偶ytny, bogaty kraj. Jak masz na imi臋 i z jakiej jeste艣 rodziny, dziecko? 鈥 Wystrzeli艂 w ni膮 nagle tym pytaniem, a Srebrzysty 艢nieg u艣wiadomi艂a sobie, 偶e niezale偶nie od swojej 艂agodno艣ci, w ka偶dym calu by艂 nadal w艂adc膮.

鈥 Zanim Syn Niebios mnie wyd藕wign膮艂, by艂am Srebrzystym 艢niegiem z domu Chao; ten, kt贸ry mnie pocz膮艂, to Chao Kuang, markiz i genera艂鈥

鈥 Kt贸ry d艂ugo zamieszkiwa艂 w moich namiotach. 鈥 shan鈥搚u kiwn膮艂 g艂ow膮. 鈥 Ale wejd藕, wejd藕 do 艣rodka, jedz z nami, pij z nami i poznaj tych, kt贸rymi b臋dziesz w艂ada膰.

Srebrzysty 艢nieg wesz艂a za shan鈥搚u do jego przypominaj膮cego pa艂ac namiotu i pozwoli艂a, by posadzono j膮 obok misy z 偶arem, misternie wykonanej z br膮zu, zdobionego nefrytami, malachitem i lapis鈥搇azuli. Unosi艂 si臋 z niej spiral膮 wonny dym, przes艂aniaj膮c wszechobecny od贸r nawozu, potu, zwierz膮t i gotuj膮cego si臋 mi臋sa. Wr臋czono jej delikatn膮 czark臋 z jakim艣 ciemnym naparem, z kt贸rego upi艂a 艂yczek i ukry艂a swoj膮 reakcj臋 na jego smak. Wystarczy, 偶e by艂 ciep艂y i wywo艂ywa艂 uczucie mrowienia.

Z zewn膮trz dobieg艂 przera藕liwy gwizd, a za nim furkot lec膮cych strza艂 i g艂uchy odg艂os, kiedy zatopi艂y si臋 one w鈥 w czym? Srebrzysty 艢nieg przypomnia艂a sobie s艂owa Kursyka, kt贸ry spotka艂 si臋 z ich orszakiem na drodze do obozowiska shan鈥搚u. To musia艂a by膰 kt贸ra艣 z gwi偶d偶膮cych strza艂 ksi臋cia Tadiqana. Niech sprawi膮 to Przodkowie, 偶eby sw贸j cel znalaz艂a ona tylko w jakim艣 s艂upie, a nie ludzkim sercu.

Kiedy do namiotu wywijaj膮c 艂ukiem wkroczy艂 kr臋py, krzywonogi m臋偶czyzna o pobru偶d偶onej bliznami twarzy, w baranich sk贸rach i futrach oblepionych brudem, Srebrzysty 艢nieg wiedzia艂a, 偶e dobrze zgad艂a. To musi by膰 najstarszy ksi膮偶臋, syn Mocnego J臋zyka, pan wielu ludzi i koni. A je偶eli to on przejmie sukcesj臋 po ojcu, to zgodnie z nakazami plemiennej tradycji stanie si臋 jej m臋偶em. S膮dz膮c z tego, jak zmierzy艂 j膮 oczami, by艂by czym艣 bez por贸wnania wi臋cej ni偶 tylko nominalnym m臋偶em. Opanowa艂a si臋 i nie otrz膮sn臋艂a z odrazy. Niestety, pr贸buj膮c pow艣ci膮gn膮膰 odraz臋, jedn膮 stop膮 wywr贸ci艂a talerz, z kt贸rego mi臋so potoczy艂o si臋 do ognia. Wpad艂by tam te偶 jej n贸偶, gdyby jedna z kobiet nie pochwyci艂a go b艂yskawicznym ruchem.

To jeszcze by艂o nic 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 w por贸wnaniu z tym, co mog艂o si臋 sta膰.

I natychmiast okaza艂o si臋, 偶e nie ma racji. W namiocie zapad艂a cisza, Hiung鈥搉u zamarli w bezruchu. W tej ciszy tup鈥搕up ci臋偶kich, obutych st贸p zdawa艂o si臋 zbyt g艂o艣ne, za bardzo przypomina艂o bicie olbrzymiego, wrogiego serca. Niejeden z Hiung鈥搉u westchn膮艂 i odwr贸ci艂 g艂ow臋, i to oni, kt贸rzy szczycili si臋 sw膮 odwag膮.

Srebrzysty 艢nieg, nie widz膮c 偶adnego powodu dla tej ciszy czy l臋ku, podnios艂a oczy, spodziewaj膮c si臋 szybko zobaczy膰 niewolnika, kt贸ry by posprz膮ta艂 to, co jej upad艂o.

Zamiast tego poczu艂a nag艂y podmuch wiatru, gdy kto艣 odrzuci艂 po艂臋 namiotu. Z ognia ulecia艂y iskry i zawirowa艂y w g贸r臋 w stron臋 wywietrznika w suficie. Na progu namiotu zamajaczy艂a ogromna posta膰. Na oczach Srebrzystego 艢niegu przybra艂a kszta艂t kolosalnej kobiety, z jedn膮 r臋k膮 oskar偶ycielsko wyci膮gni臋t膮 do przodu.

鈥 Ognisko zosta艂o zbezczeszczone! 鈥 G艂os kobiety wzni贸s艂 si臋 w naganie i lamencie. Ni偶szy by艂 od wszystkich kobiecych g艂os贸w, jakie Srebrzysty 艢nieg s艂ysza艂a, i da艂o si臋 w nim s艂ysze膰 dziwaczne, zgrzytliwe powarkiwanie. 鈥 Zalejcie je, bym mog艂a oczy艣ci膰 to ognisko domowe, by ogrza艂o to nie艣wiadome niczego, kruche stworzenie, kt贸re ci s艂abeusze zza Muru przys艂ali tu, by mnie zast膮pi艂o.

Przez gromadki Hiung鈥搉u przepchn臋艂a si臋 ogromna i ogromnie pot臋偶na kobieta. Kiedy si臋 zbli偶a艂a, odk艂adali baranin臋 i kumys, 偶eby jej si臋 przygl膮da膰. Wielu si臋 k艂ania艂o. Podobnie jak ksi膮偶臋 Tadiqan by艂a szeroka i kr臋pa. Jak ten szaman, kt贸rego Srebrzysty 艢nieg widzia艂a po drodze, nosi艂a szat臋 obszyt膮 pi贸rkami, paskami futra i sk贸rami w臋偶y. I tak jak on, mia艂a ze sob膮 magiczny b臋benek, na kt贸rym napi臋ta by艂a sk贸ra zbyt delikatna, 偶eby mia艂a nale偶e膰 do konia, owcy, wielb艂膮da czy czegokolwiek innego鈥 a偶 Srebrzysty 艢nieg spojrza艂a na w艂asn膮 d艂o艅 i przegub tam, gdzie wysuwa艂y si臋 z r臋kawa, i powzi臋艂a podejrzenia co do losu przynajmniej jednego spo艣r贸d je艅c贸w z Ch鈥檌n lub dzieci, kt贸re sp艂odzili.

A wi臋c to by艂a Mocny J臋zyk. Jej siostra鈥撆紀na鈥 i nieprzyjaci贸艂ka, co mo偶na by艂o wnosi膰 po wszelkich, daj膮cych si臋 zauwa偶y膰 oznakach.



Rozdzia艂 pi臋tnasty


Z szybko艣ci膮 zdumiewaj膮c膮 u kogo艣, kto by艂 kulawy, Wierzba wysun臋艂a si臋 zza pani Srebrzysty 艢nieg i ukl臋k艂a na skraju paleniska pomi臋dzy ni膮 a Mocnym J臋zykiem. Mia艂a ze sob膮 przybory do rozniecania ognia, jak gdyby chcia艂a spe艂ni膰 w艂adczy rozkaz Mocnego J臋zyka, kt贸ra za偶膮da艂a, by przepuszczono j膮, aby mog艂a oczy艣ci膰 domowe ognisko. D艂ugie w艂osy Wierzby zal艣ni艂y rdzawo w 艣wietle zbezczeszczonego ognia i pociemnia艂y, kiedy zagasi艂a p艂omienie.

鈥 Precz, dziewczyno 鈥 warkn臋艂a Mocny J臋zyk. 鈥 C贸偶 wy, kobiety z Ch鈥檌n, mo偶ecie wiedzie膰 o tym, co pochodzi od Tangr, od bog贸w?

Unios艂a stop臋, masywn膮 w ci臋偶kiej sk贸rze i filcu, jak gdyby chcia艂a odtr膮ci膰 stop膮 Wierzb臋. Zacisn膮wszy z臋by Srebrzysty 艢nieg szybko zrobi艂a krok do przodu, b艂yskawicznie wysuwaj膮c r臋k臋, by uchwyci膰 dziewczyn臋 za rami臋 i podtrzyma膰 j膮. Jak zwierz臋 uchylaj膮ce si臋 przed ciosem, Wierzba wykr臋ci艂a si臋 w bok. Przy tym ruchu jej srebrne lusterko wyturla艂o si臋 z bezpiecznego schronienia w mieszku, kt贸ry zawsze wsuwa艂a w zanadrze swojej szaty. Brz臋kn臋艂o i zadzwoni艂o czystym d藕wi臋kiem wspania艂ego metalu. Kiedy b艂ysk jego pad艂 na Mocny J臋zyk, roz偶arzy艂y si臋 wyryte na nim znaki.

鈥 Trzymaj si臋 ode mnie z daleka, niewolnico 鈥 rozkaza艂a Mocny J臋zyk. 鈥 呕ebym nie przekl臋艂a ciebie i tej s艂abizny z twarz膮 jak serwatka, kt贸ra ci臋 trzyma na smyczy.

鈥 Moja pani nie wiedzia艂a, nie wie 鈥 sykn臋艂a Wierzba. Srebrzysty 艢nieg nie przypuszcza艂a, 偶e jej dziewczyna tak wiele nauczy艂a si臋 z mowy Hiung鈥搉u. 鈥 Ale ja wiem. 鈥 Wypowiedzia艂a to z osobliwym, sycz膮cym skomleniem w g艂osie i spojrza艂a starszej kobiecie w oczy. Lisica stawiaj膮ca czo艂o dzikiej maciorze, obie nieugi臋te, obie maj膮ce 艣wiadomo艣膰, 偶e je偶eli zajdzie potrzeba, to drugiej stronie nie zabraknie woli walki 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg.

鈥 Cofnij si臋, Wierzbo! 鈥 rozkaza艂a Srebrzysty 艢nieg, a obawa o dziewczyn臋 spowodowa艂a, 偶e odezwa艂a si臋 do niej szeptem bardziej szorstkim ni偶 kiedykolwiek przedtem.

Wierzba pochwyci艂a lusterko, zanim zd膮偶y艂a je kopn膮膰 Mocny J臋zyk. Potem podnios艂a oczy na swoj膮 pani膮. W p贸艂艣wietle wielkiego namiotu shan鈥搚u sk贸ra jej wydawa艂a si臋 bardzo blada, a oczy olbrzymie i l艣ni膮ce. Jej d艂ugie w艂osy, uwolnione z upi臋cia, falowa艂y wok贸艂 niej i szele艣ci艂y, a z ich czerwonych b艂ysk贸w zdawa艂y si臋 ulatywa膰 iskry, kt贸re przyci膮ga艂y 艣wiat艂o, jak potarty jedwabiem bursztyn przyci膮ga go i zatrzymuje przy sobie.

Nie rzucaj tej kobiecie wyzwania! Srebrzysty 艢nieg przekaza艂a dziewczynie my艣l膮 to swoje 偶yczenie. Mo偶e i Sun Tzu nic takiego nie napisa艂 w swojej 鈥濻ztuce wojennej鈥, ale zdrowy rozs膮dek podpowiada艂, 偶e nie nale偶y stawa膰 przeciw silnemu wrogowi na jego w艂asnym terytorium. Wierzba, zupe艂nie jakby zrozumia艂a, o czym my艣li Srebrzysty 艢nieg, odwr贸ci艂a wzrok od Mocnego J臋zyka i intensywno艣膰 napi臋cia mi臋dzy nimi opad艂a. Nie b臋d膮 ze sob膮 walczy膰, a przynajmniej nie dzi艣.

Srebrzysty 艢nieg obrzuci艂a namiot szybkim spojrzeniem, spogl膮daj膮c poza miejsce, gdzie Mocny J臋zyk przybiera艂a pozy s艂usznego oburzenia i odgrywa艂a przedstawienie, wysy艂aj膮c jednego swojego stronnika za drugim to po jak膮艣 paczk臋 zi贸艂, to po wizerunek, to po flet, podczas gdy jej syn, Tadiqan, sta艂 za matk膮 ze skrzy偶owanymi na piersi r臋kami i szeroko rozstawionymi krzywymi nogami. Za nimi skupia艂y si臋 w grupki chyba ca艂e setki Hiung鈥搉u, czujnie si臋 przypatruj膮c.

Srebrzysty 艢nieg zauwa偶y艂a Br膮zowe Lustro i Sob贸l, kt贸ra d艂oni膮 zakrywa艂a sobie usta. Nikt si臋 do niej nie odezwa艂, nikt nie przesuwa艂 si臋 w ty艂 i w prz贸d, nie wykonywa艂 delikatnych gest贸w ani leciutkich skini臋膰 g艂ow膮, kt贸re mog艂yby sygnalizowa膰 poparcie. Br膮zowe Lustro i Sob贸l mog艂y szanowa膰, a nawet lubi膰 Srebrzysty 艢nieg, ale przez ca艂e swoje 偶ycie mieszka艂y w obozie, gdzie pani膮 by艂a szamanka Mocny J臋zyk, a inni Hiung鈥搉u nie wiedzieli nic o Srebrzystym 艢niegu opr贸cz tego, 偶e Cesarz przys艂a艂 j膮, jako m艂odziutk膮 偶on臋 dla ich s臋dziwego shan鈥搚u. Musi dowie艣膰 swojej warto艣ci, a teraz powinna odwr贸ci膰 uwag臋 Mocnego J臋zyka. Je偶eli mia艂a pami臋膰 r贸wnie mocn膮 jak j臋zyk, to Wierzba znalaz艂a si臋 w wielkim niebezpiecze艅stwie.

Po偶a艂owa艂a przez jedn膮 g艂upi膮, pe艂n膮 lito艣ci nad sob膮 sekund臋, 偶e nie uda艂o jej si臋 naprawd臋 po艂o偶y膰 sk贸ry z bia艂ego 鈥瀟ygrysa鈥, kt贸rego zabili z ksi臋ciem Vughturoi, u st贸p shan鈥搚u Khujangi, na znak swego m臋stwa. A potem spojrza艂a Mocnemu J臋zykowi prosto w oczy.

鈥 Nie jest moim zamiarem lekcewa偶enie zwyczaj贸w Hiung鈥搉u 鈥 o艣wiadczy艂a stanowczo. 鈥 W ko艅cu jest to r贸wnie偶 m贸j lud. Ich dobrobyt jest moim dobrem; ich los moim losem. Je偶eli obrazi艂am moce tego kraju, usilnie ci臋 prosz臋, by艣 mnie obja艣ni艂a, jak mam to najlepiej naprawi膰.

Ku zdumieniu pani Srebrzysty 艢nieg, Mocny J臋zyk nie spiorunowa艂a jej wzrokiem. Zamiast tego wpatrzy艂a si臋 w oczy Srebrzystego 艢niegu na spos贸b zakapturzonego w臋偶a z Hind, kt贸ry 鈥 jak to jej kiedy艣 opowiada艂 Li Ling 鈥 kiedy poluje, wpatruje si臋 w oczy ptaka, zmuszaj膮c to nieszcz臋sne stworzenie, by czeka艂o, a偶 b臋dzie m贸g艂 je zaatakowa膰. Male艅kie, g艂臋boko osadzone oczka kobiety zdawa艂y si臋 rozszerza膰, w ich g艂臋bi zaczyna艂y rozpala膰 si臋 zielone p艂omyczki. G艂臋boko wci膮gn臋艂a powietrze, jej oddech by艂 porywisty jak pomruk tygrysa鈥 bia艂ego tygrysa. I znowu rozleg艂o si臋 g艂uche 艂omotanie serca. Przecie偶 ten ci臋偶ki odg艂os musi chyba wype艂nia膰 ca艂y namiot 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. J膮 niemal偶e og艂usza艂, ale 偶aden z Hiung鈥搉u nie wydawa艂 si臋 go zauwa偶a膰.

Tamtej nocy, kiedy bia艂y tygrys grasowa艂 po obozie, ani Sob贸l, ani Br膮zowe Lustro te偶 nie zwr贸ci艂y uwagi na ten odg艂os. By艂o to niemal tak, jak gdyby Hiung鈥搉u byli na艅 uodpornieni.

Czy to ona wys艂a艂a bia艂ego tygrysa, by zabi艂 t臋 nieznan膮, ale znienawidzon膮 ksi臋偶niczk臋 Ch鈥檌n, kt贸ra chcia艂a zaj膮膰 jej miejsce, lub by przerazi艂 j膮 tak, 偶e wr贸ci艂aby do domu w bezrozumnej ucieczce? Teraz wydawa艂o si臋 to prawdopodobne. Mo偶e Wierzbie uda si臋 co艣 wi臋cej odkry膰.

Wierzba. Z jakiego艣 ciemnego k膮ta, do kt贸rego kulej膮c oddali艂a si臋 dziewczyna, dobieg艂o j膮 teraz sykni臋cie, odwr贸ci艂o jej uwag臋 i zapewni艂o, 偶e ma sprzymierze艅ca. Nad Srebrzystym 艢niegiem b艂ysn臋艂o 艣wiat艂o i m艂oda kobieta wyprostowa艂a si臋. Nawet w tej pozycji brakowa艂o jej kilku cali do wzrostu Mocnego J臋zyka, a wa偶y艂a najwy偶ej po艂ow臋 tego, co tamta kobieta.

S臋dziwy shan鈥搚u otrz膮sn膮艂 si臋, jakby si臋 budzi艂 z d艂ugiego snu.

鈥 S艂usznie powiedziane i tak, jak nale偶y! 鈥 oznajmi艂, u艣miechaj膮c si臋 do鈥 swojej nowej zabawki 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Jestem jak nefrytowa waza czy jedwabna szata, kt贸rej nie nale偶y trzyma膰 w zamkni臋ciu, tylko trzeba wystawia膰 na pokaz jako znak jego bogactwa i pot臋gi. Jednak w艂a艣nie teraz by艂a chwilowo z tego zadowolona.

鈥 Mocny J臋zyk jest matk膮 Tadiqana, mojego najstarszego syna 鈥 ci膮gn膮艂 dalej shan鈥搚u.

鈥 I dziedzica 鈥 szepn臋艂a Mocny J臋zyk, chocia偶 jej pan nie zwr贸ci艂 na ten komentarz 偶adnej uwagi.

鈥 Zna j臋zyk ptak贸w i posiada wiedz臋, pozwalaj膮c膮 zrozumie膰 g艂os kamieni, skrzypienie drzwi i zawias贸w i mow臋 zmar艂ych w ich grobach. W艣r贸d kobiet Hiung鈥搉u nie znajdziesz lepszego nauczyciela. Mocny J臋zyku, nak艂adam na ciebie ten obowi膮zek, by艣, kiedy ju偶 oczy艣cisz domowe ognisko, pouczy艂a sw膮 Starsz膮 Siostr臋 o zwyczajach Hiung鈥搉u, 偶eby mog艂a przynosi膰 nam jeszcze wi臋kszy zaszczyt, ni偶 czyni sam膮 swoj膮 obecno艣ci膮.

Starsz膮 Siostr臋! Srebrzysty 艢nieg st艂umi艂a j臋k przestrachu. Jakakolwiek nadzieja na udobruchanie tej kobiety rozwia艂a si臋 jak dym, wyp艂ywaj膮cy przez otwory w namiocie na bezdro偶a powietrza.

鈥 Z pokorn膮 wdzi臋czno艣ci膮 przyjm臋 takie nauki. 鈥 Srebrzysty 艢nieg zmusi艂a si臋, by to powiedzie膰 i zyska艂a nast臋pny u艣miech od swego nowego pana. Stoj膮cy przy jego ramieniu ksi膮偶臋 Vughturoi ledwo skin膮艂 g艂ow膮, ale przez moment Srebrzysty 艢nieg mia艂a wra偶enie, 偶e j膮 pochwala, a nawet chroni. Wiedzia艂a, 偶e tej ochrony udzielono jej za odwag臋.

Spojrza艂a na Mocny J臋zyk, kt贸ra otoczy艂a palenisko jakimi艣 proszkami i wype艂z艂ymi, sp臋kanymi ko艣膰mi 艂opatkowymi. Skrzywi艂a si臋, jakby nie ca艂kiem przekonana do tego, co robi 鈥 i 艣mia艂o mog艂o tak by膰. Porusza艂a si臋 przy tym nie tylko z powag膮 szamana, odprawiaj膮cego najwy偶szej wagi rytua艂, ale z tym samym pe艂nym ob艂udy dostoje艅stwem, jakie Srebrzysty 艢nieg zauwa偶y艂a u eunuch贸w na Wewn臋trznych Dziedzi艅cach: ka偶dy ruch wykonywa艂a z ostentacyjn膮 precyzj膮, jakby o艣mieszaj膮c nawet sam膮 mo偶liwo艣膰, 偶eby przeciwnik mia艂 si臋 tego kiedy艣 nauczy膰. Zwr贸ciwszy na siebie uwag臋 Srebrzystego 艢niegu, Mocny J臋zyk parskn臋艂a z wyszukan膮 pogard膮 i pochyli艂a si臋, by poprawi膰 u艂o偶enie jakiej艣 kostki. Wydawa艂o si臋, 偶e ko艂ysze swymi masywnymi piersiami i biodrami w poczuciu w艂asnych zalet i 艣wiadomo艣ci wszelkich cn贸t.

Srebrzysty 艢nieg widywa艂a w Pa艂acu podobnych do niej m臋偶czyzn i kobiety, kt贸rzy rozkoszowali si臋 b艂臋dami innych, kt贸rzy zwracali na nie uwag臋 g艂o艣no w obecno艣ci prze艂o偶onych i kt贸rzy nigdy nie zapominali ich ani nie dali zapomnie膰 nikomu innemu. Sam膮 m艣ciwo艣膰 takiego post臋powania uwa偶a艂a za wysoce nagann膮. Przecie偶 Konfucjusz naucza艂: nie czy艅 drugiemu co tobie niemi艂e 鈥 a Srebrzysty 艢nieg, kt贸ra bola艂a nad ka偶dym swoim b艂臋dem, jakby trzeba by艂o za艅 p艂aci膰 偶yciem, zasmucona by艂aby, gdyby b艂臋dy ci膮gle jej wytykano.

Niemniej to ona w艂a艣nie by艂a tutaj obca, ona musia艂a dowie艣膰, ile jest warta. Te ziemie, jak wiedzia艂a z w艂asnego dzieci艅stwa, by艂y surowe. By膰 mo偶e sta艂e ganienie i wypominanie przesz艂ych b艂臋d贸w stanowi艂y o r贸偶nicy mi臋dzy 偶yciem a 艣mierci膮. No c贸偶, nawet je偶eli Mocny J臋zyk zdecydowanie nie by艂a zainteresowana tym, 偶eby Srebrzysty 艢nieg prze偶y艂a, ona sama na pewno zrobi wszystko, by nie da膰 si臋 skrzywdzi膰. Powiedzie mi si臋 鈥 powiedzia艂a sobie Srebrzysty 艢nieg. Wykorzystam jej wrogo艣膰, by si臋 zahartowa膰, by coraz lepiej przystosowywa膰 si臋 do 偶ycia w tym miejscu.

A jednak zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e Mocny J臋zyk dopiero wtedy b臋dzie zadowolona, kiedy jej si臋 nie powiedzie i umrze.

A wi臋c musz臋 stale mie膰 si臋 na baczno艣ci 鈥 powiedzia艂a sobie. Z tego, jak shan鈥搚u Khujanga spogl膮da艂 rozpromieniony na swoje dwie najstarsze 偶ony, wywnioskowa艂a, 偶e jest przekonany, i偶 wystarczy sam jego rozkaz, by zagwarantowa膰 ich przyja藕艅. Ta jego pewno艣膰 wiele m贸wi艂a zar贸wno o jego dawnej sile, jak i o tym, jak bardzo przygas艂a jego m膮dro艣膰. W ko艅cu jakim znakiem w Ch鈥檌n oznaczano k艂opoty? Dwie kobiety pod jednym dachem鈥 lub w tym wypadku pod jednym namiotem.

W tym momencie przeszy艂a j膮 nowa trwoga. Czy przygasanie Khujangi wywo艂ane by艂o tylko staro艣ci膮, czy czym艣 wi臋cej? B臋dzie si臋 bardzo troskliwie musia艂a nim opiekowa膰, je艣li nie chce szybko zosta膰 wdow膮.

Srebrzysty 艢nieg badawczo przyjrza艂a si臋 kobiecie, kt贸ra, jak wiedzia艂a, by艂a jej nieprzyjaci贸艂k膮, ale kt贸rej wyznaczono miejsce wsp贸艂偶ony i nauczycielki. W艣r贸d amulet贸w na jej muskularnej szyi wisia艂 tygrysi pazur, a noszony przez ni膮 n贸偶 wydawa艂 si臋 naostrzony. Ze wszystkich Hiung鈥搉u w namiocie shan鈥搚u tylko jej stroje i jej syna pozbawione by艂y wszelkich ozd贸b z jedwabi, haft贸w czy nefryt贸w z Ch鈥檌n. Bior膮c pod uwag臋, 偶e Tadiqan wydawa艂 si臋 przyw贸dc膮 tych, kt贸rzy przeciwstawiali si臋 pokojowi z Pa艅stwem 艢rodka, by艂o to ca艂kiem logiczne.

Patrz膮c prosto w oczy Mocnego J臋zyka zda艂a sobie spraw臋, 偶e wpatruje si臋 w ni膮 i Tadiqan. Gdy spojrzenie jego matki by艂o wrogie, m艣ciwe 鈥 spojrzenie Tadiqana by艂o otwarcie po偶膮dliwe. Srebrzysty 艢nieg mia艂a uczucie, 偶e w tej akurat chwili odda艂aby po艂ow臋 swego posagu za gor膮c膮 k膮piel.

鈥 Chcesz si臋 uczy膰? 鈥 zapyta艂a Mocny J臋zyk. 鈥 A wi臋c twoje lekcje mog膮 si臋 zacz膮膰 od razu. Ukl臋knij tu i po艂贸偶 r臋k臋 na moim magicznym b臋benku.

Jak偶e trywialn膮 rzecz膮 wydawa艂o si臋 to 偶膮danie. Ukl臋kn膮膰, dotkn膮膰 b臋benka, pom贸c tej kobiecie oczy艣ci膰 ogie艅. Oczy Mocnego J臋zyka pociemnia艂y znowu, tak 偶e wygl膮da艂y jak same 藕renice, a w ich g艂臋bi zacz臋艂y si臋 ponownie pojawia膰 zielonkawe punkciki p艂omieni, przybiera艂y na sile, zaraz wyrw膮 si臋 i鈥

Starsza Siostro, nie! Wydawa艂o si臋, 偶e krzyk ten eksplodowa艂 w jej uszach; zachwia艂a si臋 do ty艂u na nogach. Na moment umys艂 jej i Wierzby zespoli艂y si臋 艣ci艣le w jedno. S艂uch i w臋ch sta艂y si臋 r贸wnie wyostrzone jak u lisa, kt贸ry wycofa艂 si臋 do nory, by chroni膰 swoje lisi臋ta. Chocia偶 grozi艂o im przyt臋pienie przez zapachy ogniska z nawozu, potu i jedzenia, Srebrzysty 艢nieg uprzytomni艂a sobie, co robi jej s艂u偶膮ca, kiedy Wierzba przekazywa艂a swej pani wo艅 strachu, w艣ciek艂o艣ci i 鈥 od Mocnego J臋zyka 鈥 wielkiej satysfakcji. S艂ysza艂a szmery i szepty Hiung鈥搉u, na wp贸艂 zduszony protest, kiedy patrzy艂a, jak jej r臋ka wysuwa si臋 do przodu i zawisa nad b臋benkiem Mocnego J臋zyka, 偶eby go dotkn膮膰鈥

Jej sk贸ra maj膮ca dotkn膮膰 sk贸ry na b臋bnie鈥 Wystarczy zetrze膰 kope膰 i t艂uszcz, a sk贸ra na b臋bnie przypomni jej w艂asn膮 sk贸r臋. Srebrzysty 艢nieg wzdrygn臋艂a si臋.

鈥 Boisz si臋? 鈥 szydzi艂a kobieta.

Srebrzysty 艢nieg potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, cho膰 wiedzia艂a, 偶e k艂amie.

鈥 Jak偶e偶 mog艂abym si臋 o艣mieli膰 dotkn膮膰 narz臋dzia szamana? 鈥 zapyta艂a. 鈥 Ta rzecz to przedmiot mocy.

Tadiqan roze艣mia艂 si臋.

鈥 Nawet nie wiesz jakiej mocy 鈥 powiedzia艂. 鈥 Ten b臋ben jest z wielkiego polowania鈥

A zwierz臋, na kt贸re polowali 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg niemal pora偶ona 鈥 bieg艂o na dw贸ch nogach, bez tchu, 艂kaj膮c w j臋zyku Hiung鈥搉u i zaklinaj膮c Ogie艅, Niebo lub Przodk贸w, by je zachowali od 艣mierci albo przynajmniej udzielili mu tej 艂aski, 偶eby 艣mier膰 by艂a nag艂a i czysta.

Dla kogo艣 takiego, kogo po艣wi臋cono, by dostarczy膰 pokrycia na magiczny b臋benek Mocnego J臋zyka, nie by艂o gwi偶d偶膮cych strza艂, kt贸re by go mog艂y powali膰. Czy patrz臋 na szcz膮tki jakiego艣 krewniaka? 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Po ha艅bie kl臋ski i pojmania jej ojciec schroni艂 si臋 pomi臋dzy Hiung鈥搉u, o偶eni艂 si臋, sp艂odzi艂 dziecko, kt贸re z konieczno艣ci porzuci艂, kiedy umkn膮艂 do Pa艅stwa 艢rodka.

Mocny J臋zyk wyci膮gn臋艂a r臋k臋, jakby chcia艂a si艂膮 艣ci膮gn膮膰 w d贸艂 palce m艂odej kobiety, ale ta by艂a szybsza.

鈥 R贸b, co trzeba, aby oczy艣ci膰 ognisko 鈥 rozkaza艂a, a ca艂e jej pragnienie, 偶eby za偶egna膰 k艂贸tni臋 z Mocnym J臋zykiem, znikn臋艂o. 鈥 Nie skalam go wi臋cej.

鈥 Zobaczymy 鈥 powiedzia艂a p贸艂g艂osem Mocny J臋zyk.

Uderzy艂a w b臋benek, rozpali艂a ogie艅 i cisn臋艂a we艅 swoje kadzid艂a, z kt贸rych 偶adne nie da艂o woni korzennej, czystej i s艂odkiej, jak to Srebrzysty 艢nieg pami臋ta艂a z domu. Te zapachy by艂y bardziej dzikie, przypomina艂y pi偶mo. Uderzenia b臋benka by艂y coraz szybsze, Tadiqan post膮pi艂 krok do przodu i po艂o偶y艂 r臋ce na ramionach matki, jakby dodawa艂 jej si艂. U艣miechn膮艂 si臋 do Srebrzystego 艢niegu, a goj膮ce si臋 rozci臋cia na jego twarzy nada艂y jej wyraz maski demona. A wi臋c chcia艂 jej nie tylko dla w艂asnej przyjemno艣ci, ale dla w艂adzy. Pragn膮c j膮 zgwa艂ci膰, chcia艂 zgwa艂ci膰 ca艂y kraj, z kt贸rego pochodzi艂a. Od dudnienia b臋benka Srebrzysty 艢nieg czu艂a dr偶enie w powietrzu i pod stopami. Mocny J臋zyk 艣piewa艂a, pochylaj膮c si臋 bli偶ej popio艂贸w ogniska i trudzi艂a si臋 roznieceniem ognia.

Z twarz膮 napi臋t膮 z niesmaku i obawy Vughturoi pochyli艂 si臋 ku ojcu i pom贸g艂 mu opu艣ci膰 si臋 na stos mi臋kkich futer. Starzec nie wydawa艂 si臋 podziela膰 niepokoju wype艂niaj膮cego wielki centralny namiot. U艣miecha艂 si臋 raczej z wyrazem dobrotliwej rado艣ci na widok swoich 偶on: nowej g艂贸wnej ma艂偶onki i starej, usadowionych przy jego palenisku i rozniecaj膮cych jego ogie艅.

Nagle p艂omie艅 pojawi艂 si臋 tam, gdzie jeszcze przed chwil膮 go nie by艂o, a smuga bia艂ego 艣wiat艂a zamigota艂a i znik艂a. Dudnienie wstr臋tnego b臋benka usta艂o i Srebrzysty 艢nieg poczu艂a, 偶e znowu mo偶e swobodnie oddycha膰.

Podni贸s艂 si臋 przyt艂umiony okrzyk i Srebrzysty 艢nieg gwa艂townie odwr贸ciwszy si臋 zobaczy艂a, jak Wierzba opada na kolana w jakim艣 ciemnym k膮cie. Oczy mia艂a g艂臋boko wpadni臋te i wydawa艂o si臋, 偶e zaraz zemdleje, ale wepchn臋艂a swoje lusterko w zanadrze, zanim obj臋艂a sam膮 siebie r臋kami, jakby by艂o jej tak zimno, 偶e ju偶 nigdy nie mia艂a si臋 rozgrza膰. Srebrzysty 艢nieg 鈥瀠s艂ysza艂a鈥 w g艂owie g艂os swojej dziewczyny. Jak偶e mog艂am pozwoli膰, by moja pani, moja 艣liczna Starsza Siostra, zosta艂a powitana u domowego ogniska, rozpalonego przez鈥 przez co艣 takiego!

Wierzba zwali艂a si臋 na bok, a Br膮zowe Lustro i Sob贸l skoczy艂y jej na pomoc.

鈥 Co si臋 dzieje, dziecko? 鈥 zapyta艂 shan鈥搚u.

鈥 My鈥 moja dziewczyna i ja鈥 odwyk艂y艣my od tylu ludzi po tak d艂ugiej podr贸偶y, o Boski Kr贸lu 鈥 odwa偶y艂a si臋 rzec.

鈥 Powiedz 鈥瀖臋偶u鈥 鈥 nalega艂 Khujanga, jak si臋 zach臋ca dziecko do prze艂kni臋cia jedzenia.

Srebrzysty 艢nieg spu艣ci艂a oczy, po mistrzowsku na艣laduj膮c nie艣mia艂o艣膰, czego nauczy艂a si臋 obserwuj膮c niekt贸re konkubiny, i powt贸rzy艂a to s艂owo, dostaj膮c w nagrod臋 u艣miech. Na moich przodk贸w, on jest s艂abowity, w膮t艂y. W jaki spos贸b utrzymuje lojalno艣膰 tych ludzi?

Wi臋c to by艂 cz艂owiek, kt贸ry pokona艂 jej ojca i Li Linga? To by艂 cz艂owiek, kt贸ry sporz膮dzi艂 sobie puchar z czaszki Moduna, wroga Cesarstwa i jego plemienia? Ten zasuszony, u艣miechaj膮cy si臋 m臋偶czyzna, ze swoimi 偶onami i wieloma synami, z kt贸rych dwaj w tej chwili patrzyli na siebie spode 艂ba? Musi by膰 w nim co艣 wi臋cej, ni偶 zauwa偶y艂a. Musi by膰 albo czeka j膮 los, o jakim nie chcia艂a nawet my艣le膰.

鈥 Trzeba nam mo偶e powietrza 鈥 powiedzia艂a teraz Srebrzysty 艢nieg, graj膮c na zw艂ok臋.

鈥 Nie przypuszcza艂em, 偶e b臋dziecie mia艂y ochot臋 i si艂臋, 偶eby podj膮膰 w臋dr贸wk臋 tak szybko po przyje藕dzie tutaj 鈥 powiedzia艂 pob艂a偶liwie shan鈥搚u 鈥 ale nie spodziewa艂em si臋 r贸wnie偶 nikogo tak pi臋knego. Gdyby艣 chcia艂a zobaczy膰鈥 to nic takiego, n臋dzne miejsce bez wi臋kszego znaczenia, ale Hiung鈥搉u zimowali tutaj, kiedy m贸j dziadek by艂 jeszcze ch艂opcem.

Z u艣miechem skin膮艂 r臋k膮 i jaka艣 kobieta otwar艂a klap臋 wielkiego namiotu. Podmuch zimnego wiatru, kt贸ry szarpn膮艂 namiotem, futrami, dywanami i nowo rozpalonym ogniem, wydawa艂 si臋 w dw贸jnas贸b s艂odki, po napi臋ciu wywo艂anym k艂贸tni膮 i rytua艂em, kt贸re splugawi艂y powietrze 鈥 w takim samym stopniu, jak wszechobecne zapachy opa艂u, potu, sk贸ry i parzonego mi臋sa.

鈥 Zosta艂y dla ciebie przygotowane twoje w艂asne jurty, pani. A teraz poka偶e ci tw贸j nowy dom 鈥 powiedzia艂 shan鈥搚u.

鈥 Boski Kr贸lu, czy powiniene艣鈥 鈥斺 zacz膮艂 Tadiqan.

鈥 M贸j najstarszy synu 鈥 powiedzia艂 Khujanga. 鈥 Pozw贸l, 偶e przypomn臋 ci to po raz ostatni. Walczy艂em z Modunem. U boku mojego krewniaka Cesarza walczy艂em z Modunem i jego Yueh鈥揷hih. Je藕dzi艂em po tych stepach, odk膮d o藕rebi艂a si臋 mn膮 moja matka. Kiedy nie b臋d臋 m贸g艂 ju偶 wytrzyma膰 poca艂unku wiatru, przyjdzie czas, by kopa膰 dla mnie gr贸b. Ale do tego momentu ja tutaj rz膮dz臋 i ja decyduj臋 o tym, co zrobi臋. Dotrzymaj mi towarzystwa! 鈥 rozkaza艂 Vughturoi, pomijaj膮c Tadiqana.

Srebrzysty 艢nieg owin臋艂a cia艣niej szaty wok贸艂 siebie i opu艣ci艂a p贸艂mrok jurty, zanim mog艂a zobaczy膰 twarz Mocnego J臋zyka.


W najbli偶szych dniach Srebrzysty 艢nieg dowiedzia艂a si臋 wi臋cej o usposobieniu ludzi, nad kt贸rych wyni贸s艂 j膮 Los, panowie tej ziemi i jej w艂asna wierno艣膰. 呕aden z nich nie chodzi艂 na piechot臋, je偶eli m贸g艂 dosi膮艣膰 konia, a kobiety by艂y r贸wnie porywcze jak m臋偶czy藕ni, r贸wnie zr臋czne we w艂adaniu 艣mierciono艣nymi, niezr贸wnanymi 艂ukami je藕d藕c贸w step贸w.

W szczodrze wyposa偶onych jurtach, kt贸re przeznaczy艂 dla niej na w艂asno艣膰 shan鈥搚u, Srebrzysty 艢nieg zorganizowa艂a sw贸j w艂asny male艅ki dw贸r. W ci膮gu nast臋pnych dni i tygodni wiele si臋 nauczy艂a. Spodziewa艂a si臋 prostoty, jak膮 zna艂a ze swego w艂asnego domu, przygotowana by艂a na autentyczny niedostatek. Zamiast tego zasta艂a osobliw膮 mieszanin臋 surowo艣ci i luksusu. Chocia偶 mieszka艂a w namiocie z filcu i sk贸ry, ale by艂 on du偶o cieplejszy ni偶 Zimny Pa艂ac z czas贸w jej nie艂aski w Chang鈥檃n. Mia艂a futra, dywany i zas艂ony, jakich mog艂a jej pozazdro艣ci膰 sama Prze艣wietna Towarzyszka, powa偶anie nale偶ne g艂贸wnej 偶onie shan鈥搚u i kobiecie, kt贸r膮 zaadoptowa艂 Syn Niebios. To prawda, 偶e herbata, kt贸r膮 Br膮zowe Lustro i Sob贸l naparza艂y z tafelek twardych jak nefryt, by艂a mocna, gorzka i czarna, ale rozgrzewa艂a j膮 w zimne poranki, kiedy podnosi艂a si臋 ze swojej pikowanej po艣cieli z soboli i kun.

Najlepsze w jej nowym 偶yciu by艂o to, 偶e nie by艂a ju偶 zamkni臋ta w 艣cianach pa艂acu i 偶e nikt nie spodziewa艂 si臋 po niej, 偶e b臋dzie z tego powodu szcz臋艣liwa. Mia艂a konia, na kt贸rym przyjecha艂a do zimowego obozowiska plemienia, i niesko艅czony zapas klaczy i wa艂ach贸w, na kt贸re mog艂a si臋 przesi膮艣膰, gdyby tego zapragn臋艂a; a ograniczenia wyznacza艂 tylko sam horyzont.

Szybko zda艂a sobie spraw臋, 偶e shan鈥搚u chcia艂 ksi臋偶niczki tylko po to, 偶eby przypiecz臋towa膰 traktat z Cesarzem Yuan Ti i zdoby膰 wi臋ksze powa偶anie w艣r贸d plemion. Kiedy jednak zorientowa艂 si臋, 偶e 偶ona, jak膮 da艂 mu los, by艂a niepo艣lednim je藕d藕cem i 艂ucznikiem, okaza艂 zachwyt jak cz艂owiek, kt贸remu w ramiona w艂o偶ono jego pierwszego wnuka. I rzeczywi艣cie 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 we wszystkim poza jej pierwsze艅stwem w艣r贸d kobiet Hiung鈥搉u, traktowa艂 j膮 jak ukochan膮 wnuczk臋, a nie 偶on臋.

By艂a jego s艂owikiem, bieg艂ym w 艣piewie i mowie dworskiej. To, 偶e nie by艂a kruch膮 istotk膮, ale zdolna by艂a smakowa膰 偶ycie Hiung鈥搉u, tylko podnosi艂o jej warto艣膰 w jego oczach. W te wieczory, kiedy nie 艣piewa艂a Khujandze w zaciszu swojej jurty z Wierzb膮 na podor臋dziu, by uzupe艂nia艂a zapasy gor膮cego wina czy kumysu, kt贸ry shan鈥搚u, przy ca艂ym swoim podziwie dla wszystkich rzeczy z Ch鈥檌n, ewidentnie wola艂 鈥 s艂ucha艂a jego opowie艣ci o b艂oniach i stepach, o d艂ugich jazdach na zach贸d gdzie, jak jej m贸wi艂, wznosi艂 si臋 Dach 艢wiata, o szalonych wyprawach po owce i konie, i czasami po 偶ony, o walkach z innymi plemionami.

W takich przypadkach opada艂 z niego jego wiek, kt贸ry mu bielmem powl贸k艂 oczy i niekiedy ogranicza艂 艣wiadomo艣膰 tego, co dzieje si臋 w obozowisku, do tego, co si臋 dzia艂o pod samym jego nosem, i by艂 znowu m艂ody, znowu silny.

鈥 Kiedy zmar艂 Edika, m贸j ojciec, mojej matce uda艂o si臋 tak to urz膮dzi膰, 偶e to ja ze wszystkich sp艂odzonych przez niego ksi膮偶膮t pierwszy przyst膮pi艂em do jego cia艂a. I tak, wed艂ug prawa, sta艂em si臋 shan鈥搚u, ale pozostali synowie zwalczali mnie zawzi臋cie. Ale ja wzi膮艂em g贸r臋 z woli Boskiego Kr贸la, z jego woli i za pomoc膮 mego 艂uku i si艂y or臋偶a moich ludzi. I jeszcze wci膮偶 rz膮dz臋 i b臋d臋 rz膮dzi艂 przez wiele lat.

Wtedy zaczyna艂 si臋 艣mia膰. Jego 艣miech przechodzi艂 w kaszel, kaszel w pragnienie. Srebrzysty 艢nieg szybko podawa艂a mu buk艂ak z kobylim mlekiem albo przymilnie nak艂ania艂a go, by wypi艂 napar, do kt贸rego Wierzba starannie wsypywa艂a dawki lecz膮cych zi贸艂 maj膮cych wzmocni膰 serce i utrzymywa膰 p艂uca w czysto艣ci. A kiedy popija艂, Srebrzysty 艢nieg znowu 艣piewa艂a.

Przyprowadzi艂 raz ze sob膮 syna, by jej pos艂ucha艂, a mo偶e zabawi艂 j膮 opowiadaniem o polowaniu czy jakiej艣 bitwie. Ksi膮偶臋 Vughturoi przyby艂, ale po tym jednym jedynym razie nie pojawi艂 si臋 nigdy wi臋cej. P贸藕niej Srebrzysty 艢nieg przy艂apa艂a si臋 na tym, 偶e szuka cienia, kt贸ry ukradkiem trzyma艂 stra偶 na zewn膮trz jej namiotu podczas podr贸偶y w t臋 stron臋. To odkrycie rozgniewa艂o j膮 i sumiennie zaj臋艂a si臋 znowu radowaniem swego pana i przygotowywaniem listu, kt贸ry, jak mia艂a nadziej臋, jako艣 uda jej si臋 wys艂a膰 do ojca.

鈥 Ach, ten Chao Kung, on mia艂 tu syna. Wiedzia艂a艣 o tym, pani? 鈥 zapyta艂 pewnego wieczoru w贸dz Hiung鈥搉u. Srebrzysty 艢nieg spu艣ci艂a oczy na male艅k膮, delikatn膮 czark臋, kt贸r膮 trzyma艂a w r臋kach. Policzki jej nagle zap艂on臋艂y, a d艂onie sta艂y si臋 zimne.

鈥 S艂ysza艂am o tym, o Boski鈥

鈥 A jak kaza艂em ci mnie nazywa膰, dziecko? 鈥 Khujanga podni贸s艂 wykrzywiony, pokryty bliznami palec i pob艂a偶liwie jej pogrozi艂.

Z ka偶dym dniem odzyskuje si艂y, a umys艂 ma coraz ja艣niejszy. Ka偶dy dzie艅 to zwyci臋stwo 鈥 pomy艣la艂a, ale wiedzia艂a, 偶e czas by艂 jej wrogiem. Niemniej przywo艂a艂a pewno艣膰 siebie, jak to czyni ze swymi wojskami genera艂, kiedy wie, 偶e kto艣 ma nad nim przewag臋 liczebn膮. Wierzba wiele wiedzia艂a o zio艂ach, a w Chang鈥檃n nauczy艂a si臋 jeszcze du偶o wi臋cej medycyny i alchemii; mo偶e uda jej si臋 zachowa膰 shan鈥搚u przy 偶yciu przez ca艂e lata.

鈥 M臋偶u! 鈥 poprawi艂a si臋 Srebrzysty 艢nieg z nie艣mia艂ym u艣miechem, kt贸ry, jak wiedzia艂a, podoba艂 si臋 Khujandze. 鈥 Jak m贸wi艂am, s艂ysza艂am o tym, i ch臋tnie spe艂ni艂abym sw贸j obowi膮zek w stosunku do starszego brata.

鈥 By艂 s艂aby, chorowity, tak m贸wi艂a moja 偶ona, i wiedzia艂 o tym. Kiedy umar艂a jego matka, zda艂 sobie spraw臋, 偶e szybko stanie si臋 ci臋偶arem dla kogo艣 innego. Tak wi臋c pewnego dnia wyjecha艂, opu艣ci艂 nas wszystkich. Czy upad艂 na niego jego ko艅, czy te偶 po prostu odjecha艂 z klanu, nigdy si臋 nie dowiedzieli艣my. Ale by艂 to okres wielkiej choroby. Ja sam my艣l臋, 偶e wybra艂 w ten spos贸b 艣mier膰, 偶eby inni, bardziej zdatni m艂odzie艅cy mogli je艣膰 do syta, i szanuj臋 go za to.

I w to Mocny J臋zyk pozwala ci wierzy膰 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg ze smutkiem. Szanujesz go, a przecie偶 go widujesz 鈥 na tym jej wstr臋tnym ma艂ym b臋benku. Gdybym kiedy艣 zosta艂a prawdziw膮 kr贸low膮, a nie tylko tak jak teraz z nazwy, kaza艂abym t臋 rzecz pochowa膰鈥 a j膮 mo偶e tu偶 obok niej.

Tego wieczoru zobaczy艂a, jak znajomy cie艅 majaczy na zewn臋trznej 艣cianie jej jurty. Je偶eli jej 艣miech sta艂 si臋 tym bardziej melodyjny, a piosenka s艂odsza, nie zdawa艂a sobie z tego sprawy. Ani nie dowiedzia艂a si臋 niczego od Wierzby. W miar臋 up艂ywu zimowych dni Srebrzysty 艢nieg by艂a coraz bardziej zdziwiona zachodz膮cymi w dziewczynie zmianami. Poniewa偶 Wierzba by艂a kulawa, Srebrzysty 艢nieg zawsze uwa偶a艂a j膮 za bardziej chorowit膮 od siebie. Jednak teraz na spos贸b sprytnego zwierz膮tka, kt贸re unikn臋艂o jednej pu艂apki 鈥 aczkolwiek z pewn膮 szkod膮 dla siebie 鈥 Wierzba kwit艂a. W艂osy jej zg臋stnia艂y, zrobi艂y si臋 d艂u偶sze i bardziej l艣ni膮ce, a cera sta艂a si臋 mniej ziemista.

Gdzie ona chodzi? 鈥 my艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. W艣r贸d nie ko艅cz膮cych si臋 stad koni i owiec nie podnosi艂 si臋 偶aden krzyk, 偶adne dziecko nie zawiadamia艂o o jej obecno艣ci i 偶aden my艣liwy nie przysi臋ga艂, 偶e przed wiosn膮 b臋dzie mia艂 now膮 czap臋 z lisa. A przecie偶 o 艣wicie Wierzba zawsze ju偶 spa艂a na swoim materacu u st贸p pos艂ania Srebrzystego 艢niegu, a palce jej drga艂y i oczy porusza艂y si臋 pod p艂askimi powiekami, jak gdyby g艂臋boko we snach polowa艂a, dzika i swobodna. Jak dot膮d Wierzba nie zwierza艂a si臋 jej, a Srebrzysty 艢nieg powstrzymywa艂a si臋 od wypytywania.


Srebrzysty 艢nieg uko艅czy艂a jeszcze jeden list. Mo偶e kiedy przyjdzie odwil偶, jaki艣 艣mia艂y je藕dziec pojedzie na wsch贸d i tam przeka偶e najbli偶szemu posterunkowi armii Ch鈥檌n wiadomo艣膰 od niej, jak najstaranniej namalowan膮 na najdelikatniejszym jedwabiu, do przewiezienia z powrotem do Pa艅stwa 艢rodka. By艂a pewna, 偶e ten list doda艂by otuchy Li Lingowi i jej ojcu, m贸wi艂a w nim o ponowionej przez shan鈥搚u ofercie bronienia granic Pa艅stwa 艢rodka. A mo偶e kt贸rego艣 dnia taki je藕dziec podjedzie galopem do jej jurty, nios膮c jak膮艣 wiadomo艣膰 w odpowiedzi.

Z lekkim sercem posz艂a do wielkiego namiotu Khujangi, przywita艂a go i przenios艂a stos poduszek blisko niego, czym musia艂a si臋 cieszy膰, bo wymaga艂a tego jej ranga 鈥 i jego mi艂o艣膰 do swojego najnowszego skarbu.

Ku jej zdziwieniu w艣r贸d zebranych brakowa艂o ksi臋cia Vughturoi. Zastanawia艂a si臋 w艂a艣nie, jak by tu dowiedzie膰 si臋 przyczyny nieobecno艣ci, kiedy odezwa艂 si臋 Khujanga.

鈥 M贸j m艂odszy syn wyjecha艂 z tymi, kt贸rzy mieli ochot臋 wpa艣膰 do Yueh鈥揷hih i obejrze膰 ich stada. 鈥 Na to przebieg艂e spostrze偶enie shan鈥搚u zebrani wsp贸艂plemiennicy roze艣mieli si臋. Podr贸偶 poprzez r贸wniny w pe艂ni zimy? To ju偶 nie by艂a 艣mia艂o艣膰, to szale艅stwo 鈥 a Vughturoi nie by艂 szalony. Zobaczy艂a pe艂en zadowolenia u艣miech Mocnego J臋zyka i zrozumia艂a, 偶e nie by艂o to r贸wnie偶 szale艅stwo, tylko polityka. Polityka szamanki. Wystarczy raz zaszczepi膰 w umy艣le starca my艣l, 偶e niegdy艣 buntowniczych Yueh鈥揷hih nale偶y obserwowa膰, a Vughturoi, kt贸ry by艂 pos艂usznym synem, wyjedzie, 偶eby to robi膰. Wtedy jak nie b臋dzie go ju偶 w obozie鈥 no c贸偶, zim膮 po stepie grasuje wiele chor贸b, a shan鈥搚u jest stary. Niechby tak umar艂, kiedy nie b臋dzie Vughturoi 鈥 a kto spo艣r贸d Hiung鈥搉u dysponowa艂 wystarczaj膮co mocnym poparciem, by sprzeciwi膰 si臋 jej planom, kt贸re wymaga艂y, by jej w艂asny syn, Tadiqan, przej膮艂 w艂adz臋, maj膮tek starego shan鈥搚u鈥 i jego 偶ony.

Srebrzysty 艢nieg na ten tok rozumowania przeszed艂 dreszcz i otuli艂a si臋 szczelniej szat膮, mimo 偶e w jurcie by艂o ciep艂o. My艣li te spowodowa艂y, 偶e poczu艂a si臋, jak gdyby kto艣 zerwa艂 jej z ramion ciep艂y wierzchni p艂aszcz, zostawiaj膮c j膮 by dygota艂a bez ochrony na wietrze dm膮cym z Dachu 艢wiata na wsch贸d, do samego Muru. Khujandze chyba dopisuje zdrowie 鈥 powiedzia艂a sobie 鈥 mo偶e 偶y膰 jeszcze przez ca艂e lata, a przynajmniej wystarczaj膮co d艂ugo鈥

鈥 Mamy dzisiaj 艣wi臋to 鈥 rzek艂 shan鈥搚u. 鈥 Zapatrywania mojego syna Vughturoi 鈥 tu potrz膮sn膮艂 z czu艂ym rozbawieniem g艂ow膮 na my艣l o m艂odszym synu 鈥 s膮 dobrze znane: trzyma ze mn膮, gdy chodzi o Pa艅stwo 艢rodka. Jednak Tadiqan zawsze si臋 buntowa艂. Chocia偶 dzi艣 zgadza si臋, 偶e powinni艣my wsp贸艂pracowa膰 z Ch鈥檌n przeciw naszym wrogom. Mo偶e gdyby艣my to robili, ludzie rodu Han nie mieliby ju偶 potrzeby zamieszkiwa膰 w tych wietrznych fortecach i mogliby swobodnie w臋drowa膰 po swym domu, jak to teraz czynimy.

Srebrzysty 艢nieg z trudem powstrzyma艂a okrzyk grozy. Kto podsun膮艂 Khujandze ten pomys艂? By艂 on diabolicznie sprytny: tego w艂a艣nie obawia艂 si臋 Li Ling 鈥 偶e Cesarz na taki plan wyrazi zgod臋. Niechby forty zosta艂y opr贸偶nione, niechby Tadiqan mia艂 pod sob膮 garnizony i ich obsad臋, a 鈥瀘chrona鈥 Hiung鈥搉u mog艂aby gwa艂townie przerodzi膰 si臋 w inwazj臋. Chang鈥檃n musi si臋 o tym dowiedzie膰 鈥 pomy艣la艂a.

鈥 Pij, m贸j ojcze! 鈥 zawo艂a艂 Tadiqan. Jego poplecznicy zacz臋li wiwatowa膰, kiedy najstarszy ksi膮偶臋 kroczy艂 ku swemu ojcu niezgrabnym krokiem cz艂owieka, kt贸ry wi臋cej czasu sp臋dza艂 w siodle ni偶 pieszo. W jego d艂oni l艣ni艂a czara, wykonana ze srebra i jakiej艣 po偶贸艂k艂ej substancji 鈥 mo偶e ko艣ci s艂oniowej? Jednak z wrzasku triumfu i 偶膮dzy krwi, kt贸ry podni贸s艂 si臋 na widok tej czary, Srebrzysty 艢nieg zorientowa艂a si臋, co to by艂o: ta sama czara, kt贸r膮 sporz膮dzono z czaszki Moduna z plemienia Yueh鈥揷hih, ostatniego z wrog贸w zar贸wno Khujangi, jak i Yuan Ti. W jej czaszy przelewa艂a si臋 na wp贸艂 艣ci臋ta, r贸偶owawa ciecz 鈥 mleko i krew klaczy.

Shan鈥搚u d藕wign膮艂 si臋 na nogi, z艂apa艂 czar臋 i osuszy艂 j膮.

鈥 Aaaaa! 鈥 krzykn膮艂 i odrzuci艂 j膮 do swojego syna. Kilka kropli rozprysn臋艂o si臋 po bezcennych futrach i dywanach.

鈥 Tego samego dla wszystkich wrog贸w Hiung鈥搉u! 鈥 zawo艂a艂 do wt贸ru wiwat贸w, od kt贸rych materia艂 jurt zdawa艂 si臋 falowa膰 r贸wnie silnie jak od zimowej wichury.

鈥 Dla wszystkich wrog贸w Hiung鈥搉u! 鈥 powt贸rzy艂 jego najstarszy syn. 鈥 Sam odr膮bi臋 im g艂owy i z ich czaszek zrobi臋 puchary!

Wrzask przybra艂 gor膮czkowe nat臋偶enie, wzmacniane jeszcze przez bum鈥攂um鈥攂um, kt贸re Srebrzysty 艢nieg zidentyfikowa艂a z odraz膮 jako magiczny b臋benek Mocnego J臋zyka.

鈥 To jest wszystkim opr贸cz jednego z nich 鈥 powiedzia艂 Tadiqan zwracaj膮c twarz ku Srebrzystemu 艢niegowi, by mog艂a odczyta膰 s艂owa z jego warg.

Je偶eli st膮d nie uciekn臋, zrobi mi si臋 niedobrze 鈥 pomy艣la艂a, a potem z pasj膮 sama siebie zbeszta艂a. Zostaniesz i nie zrobi ci si臋 niedobrze, i nie spoczniesz dzi艣 wiecz贸r, dop贸ki nie napiszesz raportu o tym do swego ojca, Li Linga i Syna Niebios.

List, kt贸ry przedtem naszkicowa艂a, a nast臋pnie starannie napisa艂a, trzeba wyrzuci膰.

Ale jak ja im go dostarcz臋? To by艂o pytanie, na kt贸re nie zna艂a odpowiedzi. Nie znalaz艂a jej tak偶e, kiedy w ko艅cu z piek膮cymi oczami uda艂a si臋 do 艂贸偶ka, ani o 艣wicie, ani 偶adnego z nast臋pnych dni, kt贸re by艂y coraz d艂u偶sze, kiedy zima chyli艂a si臋 ku lodowatej wio艣nie. W ko艅cu Srebrzysty 艢nieg widzia艂a ju偶 tylko jeden spos贸b na rozwi膮zanie swoich problem贸w. Shan鈥搚u by艂 dla niej pob艂a偶liwy 鈥 niech wyznaczy na pos艂a艅ca, kt贸ry by dostarczy艂 list do jej ojca, jego dawnego je艅ca.

鈥 Albo 鈥 napomkn臋艂a jej za plecami Wierzba, ze swoj膮 zwyk艂膮 zr臋czno艣ci膮 鈥 brat Sob贸l m贸g艂by dla ciebie pojecha膰. Odk膮d umar艂a jego 偶ona, jest bardzo oddany swojej siostrze, kt贸ra teraz opiekuje si臋 jego dzie膰mi.

Srebrzysty 艢nieg skin臋艂a g艂ow膮. Brat Sob贸l, Basich 鈥 m艂ody, wytworny (jak na jednego z Hiung鈥搉u) i pochopny niemal偶e do szale艅stwa 鈥 rzeczywi艣cie m贸g艂 ponie艣膰 jej list. Co wi臋cej, by艂 on r贸wnie lojalny w stosunku do Vughturoi, jak jego siostra by艂a lojalna w stosunku do Srebrzystego 艢niegu. A jednak mo偶e by艂oby najlepiej, gdyby poprosi艂a shan鈥搚u, kt贸ry szczyci艂 si臋 sw膮 pob艂a偶liwo艣ci膮 wobec niej. Narzucaj膮c barwny str贸j, jako 偶e znu偶one oczy starca rozja艣nia艂y si臋 na widok strojnych szat, skin臋艂a na Wierzb臋, podnios艂a sw贸j starannie zapiecz臋towany jedwabny pakiecik i po艣pieszy艂a do wielkiego namiotu.

鈥 St贸j! 鈥 podni贸s艂 si臋 krzyk, kt贸remu towarzyszy艂y ochryp艂e, spro艣ne pohukiwania i uderzenia kopyt.

By艂 to g艂os Tadiqana.

A wi臋c nie 偶yje, ten starzec, kt贸ry by艂 dla mnie dobry? 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg, a w jej sercu przenikliwym g艂osem odezwa艂a si臋 panika. Czy Tadiqan przej膮艂 w swoje r臋ce w艂adz臋 shan鈥搚u tak szybko, ledwo ostyg艂o cia艂o jego ojca? Pom艣ci艂am ojca i dotrzyma艂am tego, co przysi臋g艂am. Zanim pozwol臋, 偶eby mnie splugawi艂, powiesz臋 si臋 na w艂asnej szarfie.

Wierzba szarpa艂a j膮 za r臋kaw, pragn膮c ukry膰 j膮 w jakim艣 bezpiecznym miejscu, zanim nadjad膮 my艣liwi.

鈥 Id藕 ty, Wierzbo 鈥 sykn臋艂a Srebrzysty 艢nieg. Im mniej krewniacy Mocnego J臋zyka widzieli Wierzb臋, tym lepiej. 鈥 Id藕 ty.

Jednak dziewczyna nie ust臋powa艂a i Srebrzysty 艢nieg zagryz艂a warg臋, przera偶ona. Nagle sp艂yn臋艂o na ni膮 jednak natchnienie i wcisn臋艂a list w mocne, zimne r臋ce Wierzby.

鈥 Musisz i艣膰. We藕 ten list do Sob贸l i powiedz jej, 偶e Basich musi go zawie藕膰, a nikt nie mo偶e go zobaczy膰.

Najszybciej jak mog艂a, biegn膮c i kulej膮c, Wierzba wycofa艂a si臋 w stron臋 namiotu Sob贸l, a Srebrzysty 艢nieg sztywno sta艂a na nogach, 偶eby uczucie ulgi nie uniemo偶liwi艂o jej utrzymania dumnej postawy, kiedy b臋dzie podje偶d偶a艂 ku niej syn Mocnego J臋zyka w swym aroganckim, budz膮cym groz臋 pochodzie.

艁omot kopyt ko艅skich zbli偶a艂 si臋. Srebrzysty 艢nieg wci膮偶 nie ust臋powa艂a. A potem z przenikliwym wrzaskiem, od kt贸rego, jak jej si臋 zdawa艂o, musia艂 p臋ka膰 l贸d, Tadiqan wystrzeli艂 jedn膮 ze swoich gwi偶d偶膮cych strza艂, w uszach jej brz臋cza艂y i skowyta艂y strza艂y jego ludzi, kiedy ich oddzia艂 grzmia艂 po jej obydwu stronach.

Srebrzysty 艢nieg sta艂a jak wryta, a z jurt ostro偶nie wysuwali si臋 ludzie, 偶eby zobaczy膰, kogo tym razem zabili Tadiqan i jego ludzie. W pozycji pionowej utrzymywa艂 j膮 tylko szok, od kt贸rego jakby zamarz艂a, obawia艂a si臋, 偶e w momencie kiedy stopi膮 si臋 jej kolana, upadnie.

Tadiqan ruszy艂 w jej stron臋, a Srebrzysty 艢nieg zmusi艂a si臋, 偶eby otworzy膰 oczy. Kiedy mierzy艂 j膮 spojrzeniem, jego oczy by艂y dla niej r贸wnie natr臋tne jak r臋ce pieszcz膮ce j膮 wbrew jej woli.

鈥 Po raz pierwszy 鈥 powiedzia艂 g艂osem jak dziki pomruk 鈥 moja matka nie mia艂a racji. Masz co najmniej odwag臋. Podoba mi si臋 to, pani. Pami臋taj, co powiedzia艂em. Bardzo mi si臋 to podoba.



Rozdzia艂 szesnasty


Reszta zimy up艂yn臋艂a na oczekiwaniu: na wiosn臋, 偶eby brat Sob贸l, Basich razem ze swymi kilkoma wybranymi przyjaci贸艂mi wr贸ci艂 do obozu z doniesieniem, 偶e jej list zosta艂 dostarczony do garnizonu; oczekiwaniu na powr贸t ksi臋cia Vughturoi albo 偶eby Mocny J臋zyk zdradzi艂a swe zamiary. Ku zdumieniu Srebrzystego 艢niegu przydatny okaza艂 si臋 nawet czas zamkni臋cia w Pa艂acu: dobrze wiedzia艂a, jak czeka膰, nawet a偶 do rozpaczy.

Zamarzni臋te trawy zacz臋艂y ju偶 taja膰, zanim ksi膮偶臋 Vughturoi powr贸ci艂 z oboz贸w Yueh鈥揷hih. Wszed艂 do wielkiego namiotu, pad艂 jak nale偶y na twarz przed swoim ojcem, a potem skwapliwie podni贸s艂 si臋 na zaproszenie, by usi膮艣膰 obok niego i ucztowa膰.

Srebrzysty 艢nieg pochyli艂a si臋 nad rob贸tk膮 艣wiadoma, 偶e zwr贸ci艂 spojrzenie prosto na ni膮, pochwalaj膮c fakt, 偶e siedzi spokojnie w艣r贸d nich, akceptuj膮ca i 鈥 przynajmniej na poz贸r 鈥 zaakceptowana. To, 偶e zrobi艂o jej si臋 gor膮co, nie mia艂o nic wsp贸lnego z upa艂em panuj膮cym w namiocie za spraw膮 ciasno st艂oczonych cia艂 i ciep艂a, od pouk艂adanych zewn膮trz namiotu warstw filcu. Je偶eli kt贸ry艣 z Hiung鈥搉u mia艂 by膰 ogniwem 艂膮cz膮cym jej przesz艂o艣膰 z tera藕niejszo艣ci膮, to by艂 to ksi膮偶臋 Vughturoi, kt贸ry ogl膮da艂 j膮 w blasku splendoru w Chang鈥檃n, odm贸wi艂 przyj臋cia na jej miejsce innej ksi臋偶niczki i nawet teraz nie traktowa艂 jej lekcewa偶膮co. Razem odparli atak bia艂ego tygrysa.

Obecno艣膰 jednego wojownika 鈥 czy te偶 wojownika鈥損ana i wojownik贸w, kt贸rym przewodzi艂 鈥 nie powinna by艂a dawa膰 jej o tyle wi臋kszego poczucia bezpiecze艅stwa, jak uczyni艂o to nag艂e pojawienie si臋 tego ksi臋cia Hiung鈥搉u. A jednak czu艂a si臋 tak, jak gdyby teraz mi臋dzy ni膮 a jej wrog贸w uniesiono tarcz臋 albo otulono jej ramiona ciep艂膮 opo艅cz膮 podczas najwi臋kszego ataku wyj膮cej zimowej burzy.

Po tym pierwszym pe艂nym ulgi spojrzeniu trzyma艂a oczy uparcie spuszczone, pozwalaj膮c shan鈥搚u porozmawia膰 nieco na osobno艣ci ze swoim synem, chocia偶 by艂o to wysoce w膮tpliwe, na ile taka rozmowa mog艂a by膰 przeznaczona tylko dla ich uszu w namiocie pe艂nym Hiung鈥搉u o bystrym s艂uchu.

鈥 Jak偶e znalaz艂e艣 dawne dzieci Moduna, m贸j synu? 鈥 zapyta艂 Khujanga.

鈥 Pod膮偶aj膮 za nami jak jagni臋 za owc膮 鈥 powiedzia艂 staremu shan鈥搚u Vughturoi. 鈥 Wystarczy, 偶eby艣 rozkaza艂, a pos艂uchaj膮.

鈥 To dobrze 鈥 powiedzia艂 starzec, a od wielu ju偶 dni jego oczy nie by艂y tak 偶ywe. Spowodowane musia艂o to by膰 cz臋艣ciowo triumfalnym powrotem Vughturoi, bez utraty jednego nawet cz艂owieka. Jednak w du偶ej mierze przyczyn膮 tego by艂a troskliwo艣膰, jak膮 otacza艂y go Srebrzysty 艢nieg i Wierzba. Gor膮czki, kt贸re z nastaniem roztop贸w zacz臋艂y przewala膰 si臋 przez ob贸z, cz臋sto zabieraj膮c ze sob膮 dusze tych najstarszych, najm艂odszych czy najbardziej chorowitych, omija艂y go szerokim 艂ukiem. Niemal ca艂kiem przesta艂 kaszle膰, nawet rano, jak to m贸wili Wierzbie jego niewolnicy, i ka偶dego dnia z wielkim zami艂owaniem je藕dzi艂 konno.

Wsz臋dzie dooko艂a podnios艂y si臋 wiwaty, kt贸re gwa艂townie ucich艂y, kiedy krzepkie podrz臋dne 偶ony shan鈥搚u, pos艂uguj膮c si臋 ci臋偶kimi miedzianymi hakami do mi臋sa, wyci膮gn臋艂y baranin臋 z wielkich kot艂贸w, a nast臋pnie pu艣ci艂y w obieg buk艂aki z kumysem. Hiung鈥搉u jedli po艣piesznie i obficie, jak gdyby nigdy nie byli pewni, sk膮d przyjdzie ich nast臋pny posi艂ek albo czy kto艣 ich nie zaatakuje podczas uczty. Powoli jednak, po zaspokojeniu pierwszego g艂odu i kiedy buk艂aki z kumysem wielokrotnie obesz艂y ju偶 w kr膮g, m臋偶czy藕ni odchylili si臋 w ty艂 bekaj膮c i post臋kuj膮c z zadowolenia. Teraz, kiedy dokonali tej nader wa偶nej czynno艣ci po偶ywiania si臋, powoli znowu zacz臋li rozmawia膰.

鈥 Tak wi臋c, bracie 鈥 powiedzia艂 Tadiqan 鈥 Yueh鈥揷hih pod膮偶aj膮 za nami jak jagni臋ta. Czy wydaje si臋 to s艂uszne, by podobnie pos艂uszni byli nasi krewniacy, pod膮偶aj膮c jak owce, gdy rozkazuje Ch鈥檌n?

Vughturoi opar艂 si臋 wygodnie, ale oczy mia艂 czujne.

鈥 Nie s艂ysza艂em, Starszy Bracie, 偶eby Yueh鈥揷hih s艂uchali Pa艅stwa 艢rodka lub kogokolwiek poza ukochanym Niebios, naszym ojcem shan鈥搚u, kt贸ry pokona艂 ich w uczciwej walce. Jak d艂ugo s艂uchaj膮 nas, wydaje mi si臋, 偶e wszystko jest w porz膮dku. Dosz艂o do mnie jednak, 偶e s膮 inni, kt贸rzy nie s艂uchaj膮 kr贸lewskiego klanu shan鈥搚u, kt贸rego wol膮 jest鈥 czy nie tak, m贸j ojcze?鈥 偶eby panowa艂 pok贸j z Ch鈥檌n. Powiadaj膮, 偶e Fu Yu i Jo鈥揅hiang m贸wi膮 o najazdach na Pa艅stwo 艢rodka, pomimo zakazu naszego ojca. Jego Wysoko艣膰, Boski Kr贸l鈥

Na gest Khunajgi, zniecierpliwionego swoim wyszukanym tytu艂em, Vughturoi u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. Srebrzysty 艢nieg zdumiona by艂a, o ile m艂odziej i mniej gro藕nie wygl膮da艂.

鈥 鈥m贸j ojcze, kiedy przyjdzie wiosna, pozw贸l mi wyjecha膰 z mymi jezdnymi i nauczy膰 ich moresu!

Jego entuzjazm by艂 zara藕liwy. Po ca艂ym namiocie wojownicy szeroko si臋 u艣miechali i wykrzykiwali, 艣lubuj膮c poparcie.

Srebrzysty 艢nieg powstrzyma艂a wyraz dezaprobaty. Vughturoi m贸g艂 znajdowa膰 si臋 pod wra偶eniem Pa艅stwa 艢rodka, ale w pewnych sprawach bez reszty by艂 Hiung鈥搉u. Mog艂a jedynie mie膰 nadziej臋, 偶e walk臋 zacznie dopiero wtedy, kiedy zawiod膮 wszelkie usi艂owania, by podporz膮dkowa膰 sobie Fu Yu za pomoc膮 argument贸w lub pokazu si艂y. Jednak reszta uwa偶a艂a inaczej.

鈥 Nie, bracie! 鈥 krzykn膮艂 Tadiqan.鈥 Ty ju偶 mia艂e艣 swoj膮 misj臋 do innych klan贸w. Pozw贸l przynajmniej, bym ja z moimi wyruszy艂 przeciw Fu Yu, teraz! Przysi臋gam, 偶e wr贸cimy, zanim przyjdzie czas, by zwija膰 ob贸z i rusza膰 na letnie pastwiska.

Jaki艣 b艂ysk 艣wiat艂a zwr贸ci艂 uwag臋 Srebrzystego 艢niegu na Mocny J臋zyk. I chocia偶 niemal natychmiast przywo艂a艂a ona na twarz triumfalny u艣miech, Srebrzysty 艢nieg by艂aby przysi臋g艂a, 偶e przynajmniej przez jedn膮 chwil臋 szamanka by艂a zaszokowana i niezadowolona z impulsywnego 偶膮dania swego syna. Podniecenie szans膮 na dobr膮 bitw臋 porywa艂o go silniej ni偶 wszelka walka o w艂adz臋 nad kr贸lewskim klanem.

Poprzez namiot przebieg艂o, a nast臋pnie zamar艂o ciche dudnienie, jak gdyby Mocny J臋zyk postuka艂a niespokojnie po tym swoim przekl臋tym magicznym b臋benku, a potem od艂o偶y艂a go na bok i pogr膮偶y艂a si臋 w milczeniu. Pochyli艂a si臋 nad ramieniem swego syna i p贸艂g艂osem nagl膮co powiedzia艂a co艣 do niego, podnosz膮c d艂o艅 kiedy sykn膮艂 w odpowiedzi. W ko艅cu jednak u艣miechn臋艂a si臋, pokazuj膮c mocne bia艂e z臋by i kiwaj膮c g艂ow膮 opad艂a znowu na swoje miejsce. Na twarz jej powr贸ci艂 wyraz satysfakcji i siedzia艂a spokojna jak zwierz臋, kt贸re si臋 najad艂o i teraz b臋dzie spa膰, a偶 obudzi si臋, by znowu zacz膮膰 uczt臋.

Pe艂na zachwytu zgoda Khujangi wywo艂a艂a now膮 fal臋 wiwat贸w i 偶膮dania coraz wi臋kszych ilo艣ci trunku, a偶 w ko艅cu ha艂as i gor膮c sta艂y si臋 nie do zniesienia i Srebrzysty 艢nieg poprosi艂a, by pozwolono jej odej艣膰. Wychodz膮c by艂a 艣wiadoma, 偶e spojrzenie Mocnego J臋zyka sta艂o si臋 teraz pogardliwe. Prawdopodobnie starsza kobieta uwa偶a艂a j膮 za zbyt s艂ab膮, by wytrzyma艂a uroczysto艣ci Hiung鈥搉u.

Mocny J臋zyk spr贸buje prawdopodobnie przyw艂aszczy膰 sobie r贸wnie偶 miejsce Srebrzystego 艢niegu przy shan鈥搚u. Ale gdyby rozumowanie Srebrzystego 艢niegu by艂y s艂uszne, to 鈥 je偶eli Tadiqana nie b臋dzie w obozie 鈥 nie odwa偶y si臋 ona uczyni膰 nic z艂ego. Jej niezadowolenie 艂atwo by艂o wyt艂umaczy膰 faktem, 偶e b臋dzie musia艂a si臋 powstrzyma膰 od intryg.

Jak si臋 przekona艂a p贸藕niej Srebrzysty 艢nieg, nie ca艂kiem tak si臋 sprawy mia艂y. To prawda, 偶e nast臋pnego dnia wszyscy poruszali si臋 po obozie cicho, jak gdyby nad ich g艂owami 艂omota艂 magiczny b臋benek Mocnego J臋zyka. Odwa偶ywszy si臋 ruszy膰 na przeja偶d偶k臋, Srebrzysty 艢nieg zauwa偶y艂a, jak wielu m臋偶czyzn 鈥 znarowionych po zimowej bezczynno艣ci lub mo偶e rozdra偶nionych, 偶e ksi膮偶臋 Vughturoi nie wybra艂 ich, by pojechali z nim szpiegowa膰 stada Yueh鈥揷hih 鈥 poci膮gn膮艂 teraz za sob膮 Tadiqan. Nawet niekt贸rzy z co m艂odszych cz艂onk贸w 艣wity ksi臋cia szli teraz w jego 艣lady. By艂o jasne, 偶e marz膮 o tym, by wybrano ich, 偶eby odwiedzi膰 Fu Yu oraz Jo鈥揅hiang i podporz膮dkowa膰 ich sobie terrorem.

Tadiqan zna艂 si臋 przynajmniej na jednym, opr贸cz gwi偶d偶膮cych strza艂 i przymuszania broni膮 i l臋kiem. Wiedzia艂, 偶e jego ludziom trzeba nieustannego ruchu, nieustannej obietnicy walki. W odr贸偶nieniu od rasy Han, Hiung鈥搉u byli zbyt m艂odym plemieniem, by smakowa膰 owoce pokoju.

Srebrzysty 艢nieg posiada艂a tylko szkicow膮 map臋 step贸w, w kt贸r膮 zaopatrzy艂 j膮 Li Ling. Musi odkry膰 鈥 pomy艣la艂a 鈥 kt贸r臋dy dok艂adnie przemieszczaj膮 si臋 te plemiona i jako艣 przekaza膰 te wiadomo艣ci do Chang鈥檃n.

Mocny J臋zyk powolnym krokiem wysz艂a ze swego namiotu i stan臋艂a, podpar艂szy si臋 pod boki, przed wielkim namiotem shan鈥搚u.

鈥 Ona zachowuje si臋 tak, jak gdyby rz膮dzi艂a tym obozem, a nie starzec 鈥 powiedzia艂a p贸艂g艂osem Wierzba. 鈥 Starsza Siostro, zmu艣 j膮, by zmieni艂a zdanie.

No i ju偶 po jej dawnych dumaniach nad ukochaniem pokoju przez lud Hiung鈥搉u 鈥 pomy艣la艂a sobie Srebrzysty 艢nieg ironicznie. Jednak sama by艂a c贸rk膮 wojownika, pe艂ni艂a misj臋 Syna Niebios, nie mog艂a pozwoli膰 sobie, by chyli膰 czo艂o przed barbarzy艅c膮, nawet gdyby ta odmowa mia艂a oznacza膰 wojn臋. Poza tym armie Pa艅stwa 艢rodka by艂y liczne i silne, a samo Pa艅stwo orientowa艂o si臋, 偶e za pok贸j czasem trzeba p艂aci膰 cen臋 wy偶sz膮 ni偶 jedwabie i nefryty.

I st膮d, kiedy Mocny J臋zyk pochwyci艂a wzrok Srebrzystego 艢niegu, by odby膰 zwyczajowe mi臋dzy nimi si艂owanie si臋 na spojrzenia, Srebrzysty 艢nieg nie spu艣ci艂a oczu. Co wi臋cej, przekaza艂a starszej kobiecie pozdrowienie, jakiego starsza 偶ona u偶ywa艂a w stosunku do m艂odszej, zaczeka艂a, a偶 Mocny J臋zyk zareaguje stosownie do tego i wycofa艂a si臋. Ku swej zgrozie, Srebrzysty 艢nieg przy艂apa艂a si臋 na tym, 偶e ca艂a dr偶y po tej, tak przecie偶 b艂ahej, pr贸bie si艂.

Przez ca艂y nast臋pny dzie艅 i jeszcze nast臋pny Srebrzysty 艢nieg zastanawia艂a si臋, jak膮 form臋 mo偶e przyj膮膰 zemsta Mocnego J臋zyka. Sprawdza艂a nogi swego konia, obw膮chiwa艂a swoje jedzenie, czeka艂a w namiocie uczt shan鈥搚u na atak s艂owny. 呕aden taki atak nie przyszed艂. Bez swego syna Mocny J臋zyk wydawa艂a si臋 najwy偶ej w po艂owie tak waleczna jak w jego obecno艣ci.

A jednak, poniewa偶 to Tadiqanowi powierzy艂 shan鈥搚u przyw贸dztwo w nowej misji, wszystkie rozmowy kr膮偶y艂y wok贸艂 niego i jego m臋stwa. Wydawa艂o si臋, 偶e ksi膮偶臋 Vughturoi zosta艂 zapomniany. Ku wielkiemu zdziwieniu Srebrzystego 艢niegu wydawa艂 si臋 z tego zadowolony. U艣wiadomi艂a sobie, 偶e z ka偶dym wieczorem m艂odszy syn siedzia艂 coraz dalej od swojego ojca. Je偶eli tylko pr贸bowa艂 z nim rozmawia膰, co艣 rozprasza艂o uwag臋, jaki艣 okrzyk Mocnego J臋zyka, jaka艣 k艂贸tnia w艣r贸d wojownik贸w Vughturoi; a dumni, dra偶liwi cz艂onkowie starszyzny, kt贸rzy wci膮偶 jeszcze grupowali si臋 wok贸艂 shan鈥搚u, patrzyli na Srebrzysty 艢nieg jak na zabawk臋 starego cz艂owieka, i sk艂adali ho艂d Mocnemu J臋zykowi jako szamance.

Ci starsi ludzie zacz臋li rozprawia膰 o wojnie na wiosn臋 i planowa膰 j膮. Srebrzysty 艢nieg s艂ucha艂a z rosn膮cym niepokojem, jak ci starcy, ciesz膮c si臋 na t臋 wojn臋, doprowadzali sami siebie do szale艅stwa. Obawia艂a si臋, 偶e od pewnego momentu niemo偶liwe stanie si臋 odzyskanie przez nich zdrowego rozs膮dku nawet w tym niewielkim zakresie, w jakim obdarzeni nim byli co bardziej wojowniczy Hiung鈥搉u. Opr贸cz tego wydawa艂o jej si臋, 偶e pami臋ta z Ch鈥檌n edykty, traktaty, zakazuj膮ce takich wojen na stepach.

Gdyby tylko wr贸ci艂 brat Sob贸l, Basich! 呕eby tylko Srebrzysty 艢nieg mia艂a pewno艣膰, 偶e przekazano jej wiadomo艣膰! Zaciska艂a pi臋艣ci w ukryciu swych jedwabnych r臋kaw贸w. Wystarczy, 偶e ten list dojdzie 鈥 spodziewa膰 si臋 odpowiedzi, to by艂o za wiele.

Bystre oczy Vughturoi r贸wnie偶 badawczo przygl膮da艂y si臋 innym Hiung鈥搉u. On musi pami臋ta膰 te traktaty 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Musi. Czemu wi臋c zdecydowa艂 si臋 rozpali膰 swych wsp贸艂plemie艅c贸w? 呕eby zobaczy膰, kto jest jego stronnikiem? 呕eby zmierzy膰, na ile popiera go ojciec? Czy 鈥 Srebrzysty 艢nieg chwyci艂a si臋 tej my艣li 鈥 jego celem by艂o pozbycie si臋 Tadiqana z obozu, jak wcze艣niej pozbyto si臋 jego samego? Obserwowa艂 swego starszego brata jak lis spr臋偶ony do ataku na sw膮 ofiar臋.

鈥 M贸wi艂em tylko, 偶eby kogo艣 tam pos艂a膰 鈥 powiedzia艂 nareszcie Vughturoi. 鈥 Czy nie jest prawd膮, o Boski Kr贸lu 鈥 zapyta艂 w ko艅cu, podnosz膮c g艂os, by us艂yszano go z jego miejsca, kt贸re by艂o teraz tak daleko od ojca 鈥 偶e tw贸j traktat z twoim kuzynem w Chang鈥檃n zakazuje takich walk?

Najpierw zaczai膰 si臋, potem skoczy膰. Vughturoi nie zapomnia艂 o traktatach. A wiec sugeruj膮c, by pojecha膰 do Fu Yu, nie proponowa艂 wojny, tylko pos艂anie. To, 偶e Tadiqan skwapliwie skorzysta艂 z tej propozycji, mog艂o nie znale藕膰 艂aski w oczach jego ojca.

Srebrzysty 艢nieg rozejrza艂a si臋 po namiocie i ogarn臋艂o j膮 przygn臋bienie. Vughturoi m贸g艂 by膰 sprytny, ale nie by艂 bieg艂y w polityce. Jego sugestia wyrwa艂a mu si臋 spod kontroli, podobnie jak ogie艅 wysypany z naczynia z 偶arem wybucha p艂omieniem na stepie i grozi poch艂oni臋ciem wszystkiego, co znajdzie si臋 na jego drodze.

鈥 Co nas obchodz膮 g艂upie zawijasy p臋dzelka na drewnie lub jedwabiu? 鈥 dobieg艂a wykrzyczana odpowied藕 starszego wojownika z pobli偶a frontu namiotu. 鈥 艁atwo co艣 takiego spali膰 i zapomnie膰! Zale偶y nam na naszych stadach i mieczach, 艂ukach i bezzw艂ocznym pos艂usze艅stwie naszym rozkazom!

鈥 Widzia艂em armie Ch鈥檌n 鈥 odpar艂 Vughturoi. 鈥 I powiem, 偶e nie podnosi艂bym na nich ch臋tnie broni.

鈥 Widzieli艣my ich 偶o艂nierzy 鈥 uci臋艂a Mocny J臋zyk, korzystaj膮c ze swobody, z jak膮 szaman mia艂 prawo wtr膮ca膰 si臋 w sprawy wojny. 鈥 Kiedy przebij膮 ich strza艂y, krwawi膮 jak inni ludzie, chocia偶 mo偶e s艂abiej. 呕ywi, w naszych obozowiskach wykonuj膮 prac臋 niewolnik贸w.

Pog艂adzi艂a sw贸j magiczny b臋benek, jak gdyby przypominaj膮c zebranym, 偶e przynajmniej jeden z p贸艂krwi Ch鈥檌n inaczej s艂u偶y艂 Hiung鈥搉u, na d艂ugo po swojej niewczesnej 艣mierci. Srebrzysty 艢nieg opanowa艂a dreszcz, nast臋pnie zacisn臋艂a wargi zmieniaj膮c sw贸j nastr贸j. Musi uda膰, 偶e nie zwraca uwagi na Mocny J臋zyk.

鈥 By膰 mo偶e to prawda 鈥 powiedzia艂 Vughturoi. 鈥 Ale przecie偶 prawd膮 jest te偶 to, 偶e tych, kt贸rzy nie potrafi膮 od艂o偶y膰 broni, w ko艅cu ona po偶re.

Przecie偶 Vughturoi zaczerpn膮艂 te s艂owa z Wiosennych i Jesiennych Analekt贸w Konfucjusza! 鈥 u艣wiadomi艂a sobie Srebrzysty 艢nieg. Nie zdawa艂a sobie sprawy, do jakiego stopnia ksi膮偶臋 znalaz艂 si臋 pod wra偶eniem Ch鈥檌n podczas swego tam pobytu. Nie, nie by艂 dzikim dzieckiem dzikiej rasy, ale my艣l膮cym m臋偶czyzn膮, kt贸rego, mia艂 tak膮 nadziej臋, wys艂ucha w艂asny ojciec.

鈥 A c贸偶 to za tch贸rz tak ha艂asuje? 鈥 dobieg艂 ochryp艂y wrzask, kt贸remu towarzyszy艂y uwagi o leniwych wielb艂膮dach i gnoju, wyryczane zbyt szybko i zbyt be艂kotliwe przez jakiego艣 wstawionego wojownika, by Srebrzysty 艢nieg mog艂a je w pe艂ni zrozumie膰, nawet gdyby chcia艂a.

Okrzyk 鈥瀟ch贸rz鈥 rozwia艂 opanowanie, kt贸re dot膮d zachowywa艂 Vughturoi, t臋 delikatn膮 warstewk臋 cywilizacji Han.

鈥 Tch贸rz?! 鈥 przenikliwie wrzasn膮艂 Vughturoi. W tym momencie by艂 bez reszty Hiung鈥搉u. 鈥 Tch贸rz? Ja ci poka偶臋, kto jest tch贸rzem! 鈥 Rzuci艂 si臋 naprz贸d z wyci膮gni臋tym no偶em, z twarz膮 wykrzywion膮 w mask臋 w艣ciek艂o艣ci.

Chocia偶 Hiung鈥搉u wiwatowali na ten pokaz energii, rozdzielili ksi臋cia i wojownika, zanim krew zd膮偶y艂a splami膰 poduszki i dywany, a Khujanga przywo艂a艂 ich do porz膮dku.

鈥 S艂uchaj swoich w艂asnych s艂贸w! 鈥 warkn膮艂 na m艂odszego syna i na reszt臋 wieczoru odwr贸ci艂 od niego uwag臋. Srebrzysty 艢nieg rzuci艂a jedno spojrzenie na Vughturoi, kt贸ry rzucaj膮c gro藕ne spojrzenia siedzia艂 przy ogniu zbyt dumny, by odej艣膰. A potem ca艂膮 swoj膮 energi臋 skierowa艂a na to, by zabawi膰 shan鈥搚u i z艂agodzi膰 jego nastr贸j. Bardzo si臋 ba艂a, 偶e z marnym skutkiem.


W najbli偶szych dniach przepa艣膰 mi臋dzy shan鈥搚u a jego m艂odszym synem zdawa艂a si臋 pog艂臋bia膰. Pami臋taj膮c okres, kt贸ry sama sp臋dzi艂a w nie艂asce w Chang鈥檃n, Srebrzysty 艢nieg potrafi艂a pozna膰 si臋 na tym, jak zr臋czny i przebieg艂y by艂 ten ostatni gambit Mocnego J臋zyka: odosobni膰 m艂odego ksi臋cia, mie膰 pewno艣膰, 偶e b臋dzie on rozz艂oszczony i stawiany w z艂ej sytuacji, a nast臋pnie szerzy膰 i podsyca膰 w膮tpliwo艣ci co do jego osoby. Odpowied藕 Vughturoi przysz艂a tego wieczoru. Kiedy Khujanga siedzia艂 w namiocie Srebrzystego 艢niegu, s艂uchaj膮c piosenki o P贸艂nocy, pojawi艂 si臋 m艂ody ksi膮偶臋. Sk艂oni艂 si臋 przed ojcem dotykaj膮c czo艂em ziemi, chocia偶 zwykle shan鈥搚u obstawa艂 przy tym, by synowie i ci wojownicy, kt贸rych darzy艂 szczeg贸ln膮 przychylno艣ci膮, darowali sobie padanie przed nim na twarz. Nast臋pnie skin膮艂 g艂ow膮 Srebrzystemu 艢niegowi i na gest ojca usiad艂. Vughturoi pozwolenie uzyska艂, niemniej siedzia艂 bardzo blisko wej艣cia do namiotu, jak gdyby niepewny przyj臋cia. Przyj膮艂 ry偶owe wino, ale nie odezwa艂 si臋 s艂owem. Po prostu tam by艂, tak m贸g艂 uczyni膰 minister, popieraj膮cy niepopularn膮 spraw臋 na dworze Syna Niebios: nic nie m贸wi膮c, podtrzymywa艂 obecno艣膰 swoj膮 i swojej sprawy.

Palce Srebrzystego 艢niegu miga艂y przy szyciu i nigdy jeszcze jej g艂os nie wznosi艂 si臋 r贸wnie s艂odko, a dowcip nie b艂yszcza艂 jak 艣wiat艂o ognia na krysztale g贸rskim. Khujanga potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 z przesadnym podziwem nad swoj膮 偶on膮.

鈥 Przyznam, 偶e niekt贸rzy z mojej w艂asnej 艣wity uwa偶aj膮 mnie za g艂upca, bo pono膰, jak szepcz膮, ka偶dy, kto bierze sobie m艂od膮 偶on臋, jest g艂upcem. My艣l膮, 偶e w dw贸jnas贸b jestem g艂upcem, bo s艂ucham jej piosenek i opowie艣ci. Ty jednak widzia艂e艣 Ch鈥檌n. Co ty my艣lisz, synu?

Odezwa艂 si臋 do swojego syna w nie艂asce! Palce Srebrzystego 艢niegu na moment zacisn臋艂y si臋 na rob贸tce, rzuci艂a spojrzenie na Vughturoi, kt贸ry z powa偶aniem pochyli艂 si臋 do przodu. Jego kwadratowa twarz by艂a zarumieniona, a w oczach migota艂o 艣wiat艂o. 鈥 W dniu, w kt贸rym ulubieniec niebios oka偶e si臋 g艂upcem, r贸wniny oka偶膮 si臋 g贸rami 鈥 zacz膮艂 ostro偶nie Vughturoi. 鈥 Jak m贸wisz, by艂em w Ch鈥檌n. Mog臋 powiedzie膰, 偶e opowie艣ci tej pani s膮 prawdziwe. 鈥 Khujanga uni贸s艂 sceptycznie siw膮 brew.

鈥 Ale 鈥 doda艂 Vughturoi 鈥 s膮 zbyt skromne. Spojrza艂 przelotnie na Srebrzysty 艢nieg i odwr贸ci艂 wzrok.

鈥 Lud Han jest wielkim ludem 鈥 powiedzia艂 ksi膮偶臋.

鈥 Podobnie jak my, m贸j synu. A my opr贸cz tego jeste艣my ludem bardziej wolnym.

Vughturoi uk艂oni艂 si臋 dotykaj膮 g艂ow膮 dywan贸w.

鈥 Zaprawd臋 jest tak, Boski Kr贸lu. Ale w Pa艅stwie 艢rodka ludzi jest tak wiele jak kamyk贸w na pustyni. Jest ono bardzo stare i wzbogaca艂o si臋 poprzez wieki. Jedna zaraza czy jedna sroga zima nie zmiecie z powierzchni ziemi ca艂ego klanu ani nie zagrozi dobrobytowi wszystkich. Maj膮 wszystkiego w nadmiarze i w tym dostatku mog膮 pozwoli膰 sobie na tworzenie cud贸w, na posiadanie skarb贸w i na ochron臋 przekraczaj膮c膮 moc naszych jurt i koni.

Srebrzysty 艢nieg trzyma艂a oczy rezolutnie zwr贸cone na rob贸tk臋, ciesz膮c si臋 偶e powstrzymuje j膮 ona od splatania palc贸w czy robienia fa艂dek na r臋kawach. Obydwa te gesty by艂y szkaradne i niszczy艂y pogodne oblicze, jakie usi艂owa艂a pokazywa膰 shan鈥搚u. Musi dla niego oznacza膰 odpoczynek, spok贸j i wdzi臋k, 偶eby szuka艂 jej towarzystwa i 偶eby w ten spos贸b ros艂y jej wp艂ywy. Kiedy ojciec rozmawia艂 z synem, a z ich g艂os贸w i zachowania znikn膮艂 ch艂贸d, zwr贸ci艂a z powrotem wzrok na sw膮 rob贸tk臋, na wspaniale wykonan膮 torebk臋, kt贸r膮 haftowa艂a. Chocia偶 to, z czego zdawa艂a sobie spraw臋, zadawa艂o gwa艂t jej skromno艣ci, dobrze wiedzia艂a, 偶e to ona by艂a jednym z cud贸w, o kt贸rych m贸wi艂 Vughturoi.

Jeszcze jeden wiecz贸r pracy albo dwa 鈥 pomy艣la艂a 鈥 a saszetka na wonno艣ci zostanie uko艅czona. Nagle upu艣ci艂a to misterne dzie艂o z futra i haft贸w na podo艂ek i zapatrzy艂a si臋 w nie. W Chang鈥檃n wszystkie damy robi艂y wonne saszetki, co by艂o sposobem na sp臋dzanie czasu lub na ozdobienie siebie i 鈥 czasami 鈥攋ako prezent dla m臋偶czyzn, kt贸rych podziwia艂y.

Dlaczego ona zrobi艂a t臋 wonn膮 saszetk臋 z brokat贸w, soboli i ci臋偶kiej jedwabnej siatki? Mia艂a do dyspozycji dostatek delikatniejszych materia艂贸w i pi贸rek w swoich skrzyniach, mog艂a na sw贸j w艂asny u偶ytek stworzy膰 co艣 bardziej zbytkownego. Przypomnia艂a sobie zio艂a, jakie Wierzba mia艂a przygotowane w tym celu 鈥 ile z nich mia艂oby wystarczaj膮co mocny zapach, by m贸c s艂u偶y膰 w tym miejscu nadmiernie silnych odor贸w 鈥 potu ko艅skiego, gotuj膮cej si臋 baraniny oraz nie mytych, nat艂uszczonych cia艂? A jednak nie wszystkie zio艂a Wierzby cenione by艂y za swoj膮 wo艅. Inne posiada艂y moc, by powstrzyma膰 up艂yw krwi, odp臋dzi膰 chorob臋, odwr贸ci膰 z艂e 偶yczenie.

Ja te偶 mog艂abym u偶y膰 takich mocy 鈥 zapewnia艂a sama siebie, chocia偶 wiedzia艂a, 偶e pr贸buje si臋 oszuka膰.

Policzki znowu jej zap艂on臋艂y i pr贸bowa艂a skierowa膰 rozmow臋 na wiosn臋 i ogrody, kt贸re pami臋ta艂a. Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e jest to taka sama czcza paplanina jak paplanina tych wszystkich Nefrytowych Motyli czy Moreli, kt贸re t艂umnie zape艂nia艂y Wewn臋trzne Dziedzi艅ce. Wkr贸tce potem shan鈥搚u podni贸s艂 si臋, by j膮 opu艣ci膰. Srebrzysty 艢nieg odwr贸ci艂a wzrok, kiedy mozolnie podnosi艂 si臋 na nogi, jak to czyni艂a w stosunku do swego ojca. A jednak shan鈥搚u przyj膮艂 rami臋 swego syna i wyszed艂 opieraj膮c si臋 na nim. Srebrzysty 艢nieg poczu艂a wielk膮 ulg臋 i nabra艂a otuchy, i to nie jedynie dla swoich ukochanych marze艅 o pokoju pomi臋dzy Hiung鈥搉u i Han.

Posz艂a za nimi i wyjrza艂a zza klapy swojego namiotu. Jeszcze przez kilka krok贸w ojciec opiera艂 si臋 na synu, jak gdyby rad by艂 z podpory i blisko艣ci m艂odego cz艂owieka. Potem, kiedy podje偶d偶ali do nich jacy艣 dwaj je藕d藕cy, shan鈥搚u gwa艂townie oswobodzi艂 swoj膮 r臋k臋 z synowskiej i ruszy艂 do przodu, by ich powita膰. Z tego jak sztywno si臋 trzyma艂, Srebrzysty 艢nieg zorientowa艂a si臋, jaki wysi艂ek wk艂ada Khujanga w to, by i艣膰 pewnie. Vughturoi wytrzeszcza艂 oczy w 艣lad za ojcem, nast臋pnie wtopi艂 si臋 w cienie.

A wi臋c nie by艂 ju偶 w nie艂asce u swego ojca. A jednak Khujanga wydawa艂 si臋 wole膰, by plemi臋 my艣la艂o, 偶e by艂. Srebrzysty 艢nieg zmarszczy艂a brwi, a potem zmarszczy艂a je jeszcze mocniej na wspomnienie zgorszonych, piskliwych g艂os贸w przestrzegaj膮cych j膮, by nie marszczy艂a brwi, kt贸re rozjazgota艂y si臋 w jej g艂owie. Dlaczego Khujanga nie chcia艂 og艂osi膰, 偶e pojedna艂 si臋 ze swoim m艂odszym synem?

Mog艂a wymy艣li膰 tylko jeden pow贸d: udaj膮c, 偶e odsuwa si臋 od Vughturoi, shan鈥搚u chroni艂 go w rzeczywisto艣ci.

Czy jej si臋 to podoba艂o czy nie, pomi臋dzy ni膮 a Vughturoi istnia艂a jaka艣 wi臋藕, i by艂o tak od samego Chang鈥檃n, gdzie walczy艂a, 偶eby oczy艣ci膰 imi臋 swego ojca i swoje w艂asne i zyska艂a sobie jego niech臋tn膮 aprobat臋. T臋 wi臋藕 wzmacnia艂 ka偶dy nowy trud w czasie podr贸偶y na zach贸d.

Srebrzysty 艢nieg dobrze wiedzia艂a, 偶e s艂abo zna si臋 na m臋偶czyznach. W jej domu nie by艂o 偶adnej innej kobiety wy偶szej rangi. W Zimnym Pa艂acu by艂a odizolowana od przebieg艂ych manipulacji, dzi臋ki kt贸rym mo偶na by艂o prosperowa膰 na Wewn臋trznych Dziedzi艅cach, od tyranii drobniutkich upokorze艅, stosowanych by pogn臋bi膰 inne kobiety, od pochlebstw i gier, stosowanych by wychwala膰 tych m臋偶czyzn, z kt贸rych 艂aski si臋 偶y艂o.

Srebrzysty 艢nieg nigdy nie patrzy艂a na m臋偶czyzn w ten spos贸b. Dla niej istnieli m臋偶czy藕ni tacy, jak jej ojciec i Li Ling, kt贸rych nale偶a艂o czci膰 i s艂ucha膰 jako starszych i nauczycieli, tacy jak Syn Niebios i shan鈥搚u, wodzowie, kt贸rzy mieli w艂adz臋 nad 偶yciem, 艣mierci膮 czy 鈥 co najgorsze 鈥 nad ha艅b膮. No i byli urz臋dnicy, eunuchowie, wojownicy, kt贸rzy winni byli wierno艣膰 jednej z tych dw贸ch pierwszych grup i kt贸rych opinia o niej zale偶a艂a od opinii ich pan贸w. Ale o m艂odych ludziach 鈥 z nag艂膮, bolesn膮 jasno艣ci膮 pomy艣la艂a o najstarszym synu, z kt贸rym dawno temu urz臋dnik proponowa艂, 偶e j膮 zar臋czy 鈥 do kt贸rych kobieta mog艂aby wzdycha膰 lub z kt贸rych mog艂aby si臋 艣mia膰, nie wiedzia艂a nic.

Nigdy kobiety z Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w lub z dom贸w, w kt贸rych zatrzymywa艂a si臋 po drodze, nie wydawa艂y jej si臋 r贸wnie obce i niesympatyczne ni偶 wtedy, kiedy m贸wi艂y o m臋偶czyznach i o tym co subtelnie nazywa艂y wiosenn膮 zadum膮, wieczystym pragnieniem, 艣mierteln膮 t臋sknot膮 i ca艂ym szeregiem jeszcze innych nazw: wszystkie kwieciste i 鈥 dla niej, wychowanej w biedzie i obowi膮zkowo艣ci 鈥 niem膮dre.

A przecie偶 zrobi艂a saszetk臋 na wonno艣ci, w kt贸rej stapia艂y si臋 sztuka Ch鈥檌n i bogactwo step贸w. Przy ka偶dym wbiciu ig艂y my艣la艂a o ksi臋ciu, kt贸ry by艂 jej pierwszym obro艅c膮 w艣r贸d Hiung鈥搉u, kt贸ry stawa艂 przy jej namiocie, by s艂ucha膰 jej piosenek, i kt贸ry w zawoalowany spos贸b m贸wi艂 teraz o g艂贸wnej 偶onie swego ojca, nazywaj膮c j膮 cudem.

By艂a zam臋偶n膮 dam膮, chocia偶 nie by艂a 偶on膮; by艂a kr贸low膮 i by艂a wcieleniem pokoju Syna Niebios z Hiung鈥搉u. Czy powinna z tego wszystkiego zrezygnowa膰 i chichota膰 jak p艂ocha dzierlatka? A jak ju偶 o tym mowa, czy odwa偶y艂aby si臋?

鈥 S艂uchaj! 鈥 zawo艂a艂a do Wierzby. 鈥 We藕 t臋 rzecz i spakuj j膮 gdzie艣. Wstydz臋 si臋 tego, jak j膮 niedbale wykona艂am.

鈥 Jak rozka偶esz, Starsza Siostro 鈥 powiedzia艂a Wierzba, a na jej zbyt czerwonych wargach igra艂 u艣miech.

鈥 I 偶eby艣 nie o艣mieli艂a si臋 u艣miecha膰! 鈥 rozkaza艂a Srebrzysty 艢nieg.

鈥 Oczywi艣cie, 偶e nie 鈥 zgodzi艂a si臋 Wierzba. 鈥 Wybacz tej oto, je偶eli jej Starsza Siostra pomy艣la艂a, 偶e 艣mia艂a si臋 z tego, co ona okre艣li艂a kiepskim szyciem. Ale przecie偶 te futra s膮 wspania艂e i mo偶na by ich u偶y膰 do czego艣 innego. Spakuj臋 to 鈥 przynajmniej sko艅czy艂a z t膮 niezno艣n膮, korn膮 uprzejmo艣ci膮, kt贸ra gorsza by艂a ni偶 wszelkie u艣miechy 鈥 do tej czarnej skrzyni. Zrobi艂a tak, potem ukl臋k艂a przed swoj膮 pani膮.

鈥 Je偶eli pozwolisz 鈥 powiedzia艂a 鈥 ta noc 鈥 tu pow臋szy艂a w powietrzu, oczy mia艂a b艂yszcz膮ce, a g艂owa jej nieustannie zwraca艂a si臋 ku otworowi namiotu 鈥 b臋dzie dzi艣 s艂odka i 艣wie偶a, chocia偶 zimna, a ja chcia艂abym si臋 pow艂贸czy膰. Kto wie, co us艂ysz臋鈥

鈥 Och, id藕! 鈥 zawo艂a艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥擜le uwa偶aj, 偶eby艣 nie spotka艂a jakiego艣 przystojnego pana lisa, kiedy b臋dziesz swobodnie w臋drowa膰 w swoim pragnieniu, by wdycha膰 wiosenny wiatr. Nie chcia艂abym musie膰 t艂umaczy膰 si臋, czemu u ognia w moim namiocie 艣pi gromadka lisi膮t.

Zakry艂a swe zdradliwe usta, kt贸re wypowiedzia艂y co艣 tak nieprzyzwoitego, obydwoma d艂o艅mi. Wierzba jednak roze艣mia艂a si臋 ostro i znikn臋艂a za ci臋偶k膮 zas艂on膮. Wkr贸tce potem Srebrzysty 艢nieg us艂ysza艂a skrobanie w 艣cian臋 namiotu i wiedzia艂a, 偶e jest sama.

Ca艂kowicie wbrew w艂asnej woli Srebrzysty 艢nieg rzuci艂a si臋 do czarnej skrzyni, otworzy艂a j膮 gwa艂townie i wyci膮gn臋艂a wonn膮 saszetk臋. Owijaj膮c si臋 w swoje futra, tuli艂a j膮 w ramionach, patrz膮c przez wywietrznik w swojej jurcie na ksi臋偶yc, a偶 jej si臋 oczy zamkn臋艂y.


Drapanie w 艣cian臋 jurty Srebrzystego 艢niegu na wp贸艂 obudzi艂o j膮 z ci臋偶kiego, niemal narkotycznego snu, ale wysi艂ek by艂 zbyt wielki. Srebrzysty 艢nieg j臋kn臋艂a i z powrotem opad艂a, zagrzebuj膮c si臋 g艂臋biej w futra. Kiedy si臋 znowu obudzi艂a, poczu艂a zapach spalenizny. Pow臋szy艂a, nast臋pnie z nag艂ym niepokojem spojrza艂a na mis臋 z 偶arem.

Nie, ogie艅 nie by艂 tylko przyt艂umiony, by艂 wygaszony i trzeba go b臋dzie rozpali膰 na nowo. To zadanie zawsze nale偶a艂o do Wierzby.

Srebrzysty 艢nieg obci膮gn臋艂a swoje szaty i skrzywi艂a si臋 poirytowana, przekonawszy si臋, 偶e przez ca艂膮 noc tuli艂a do siebie saszetk臋 na wonno艣ci, kt贸r膮 wykona艂a. Gdzie ta Wierzba biega艂a? Nie by艂o jej przez ca艂膮 noc, a teraz, kiedy ju偶 艣wieci s艂o艅ce, postanowi艂a wylegiwa膰 si臋 jak d艂uga na swoim materacu. Wszyscy Hiung鈥搉u bez w膮tpienia byli na nogach ju偶 przed 艣witem.

No to p贸jdzie i obudzi Wierzb臋 i wtedy powie鈥 W pe艂nym zdecydowania nastroju ruszy艂a w kierunku dziewczyny. Zapach spalenizny nasili艂 si臋.

Kiedy Srebrzysty 艢nieg spojrza艂a w d贸艂, zobaczy艂a, 偶e d艂ugie pasmo bujnych rudawych w艂os贸w Wierzby zosta艂o spalone, zupe艂nie jak gdyby kto艣 w ni膮 rzuci艂 pal膮c膮 si臋 pochodni膮. Dziewczyna spa艂a teraz na boku, kul膮c si臋 ochronnie, ze swoj膮 zbyt kr贸tk膮 nog膮 podci膮gni臋t膮 jak u bociana, stoj膮cego w wodzie.

鈥 Wierzbo? 鈥 szepn臋艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Wierzbo! 鈥 Ukl臋k艂a i potrz膮sn臋艂a dziewczyn膮, kt贸ra obudzi艂a si臋, raz tylko mrugn膮wszy swoimi zielonkawymi oczami. Oczy te wype艂ni艂y si臋 艣wiat艂em poranka, a nast臋pnie rozpali艂y takim humorem i energi膮, 偶e Srebrzysty 艢nieg a偶 si臋 zako艂ysa艂a na pi臋tach.

鈥 Co si臋 sta艂o, dziecko? 鈥 powiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg, a ca艂a z艂o艣膰 jej przesz艂a. Musn臋艂a d艂ugie w艂osy Wierzby. W Ch鈥檌n mogli uwa偶a膰, 偶e czerwony kolor bardzo szpeci, ale nie mo偶na by艂o zaprzeczy膰, 偶e bujna, g臋sta grzywa, kt贸ra l艣ni艂a teraz pod palcami Srebrzystego 艢niegu, by艂a pi臋kna w jedyny w swoim rodzaju spos贸b, przypominaj膮c wspania艂e futro. Kiedy zobaczy艂a, 偶e kto艣 je oszpeci艂, ogarn膮艂 j膮 smutek, kt贸rego wcale si臋 nie spodziewa艂a.

Ku jej zaskoczeniu Wierzba roze艣mia艂a si臋.

鈥 Ach, ale偶 si臋 nabiega艂am! Powietrze i ziemia ju偶 si臋 budz膮, Starsza Siostro, a my ta艅czyli艣my przez ca艂膮 noc, moi bracia w futrze i ja. Jaka艣 niem膮dra owca zacz臋艂a ucieka膰, my艣l膮c, 偶e to pogo艅 za jej jagni臋ciem. Zaraz potem ca艂e stado wpad艂o w panik臋 i przyjechali ludzie na koniach. No i uciekli艣my, oni na step, a ja do obozowiska, gdzie ona 鈥 impertynenckie uniesienie Wierzbowej brody w stron臋 Mocnego J臋zyka powiedzia艂o Srebrzystemu 艢niegowi, kogo mia艂a na my艣li 鈥 siedzia艂a i co艣 mamrota艂a nad tymi swoimi sztuczkami. Wsun臋艂am nos pod klap臋 jej namiotu maj膮c nadziej臋, 偶e dowiem si臋 czego艣 przydatnego.

鈥 Ona jest szybka, Starsza Siostro, chocia偶 zbudowana jak pokazowy baran. Zanim zd膮偶y艂am ukry膰 si臋 w cieniu, ona strzeli艂a palcami i rzuci艂a鈥 lu, jakim艣 ogniem!鈥 we mnie, a ja zaskowycza艂am i uciek艂am.

鈥 Musisz przystrzyc sobie w艂osy, 偶eby nie zobaczy艂a, 偶e s膮 nadpalone i nie dowiedzia艂a si臋 鈥 ostrzeg艂a j膮 Srebrzysty 艢nieg.

Kiedy Wierzba si臋 tym zaj臋艂a, Srebrzysty 艢nieg zabra艂a si臋 do ponownego rozniecenia ognia.

鈥 To ja powinnam robi膰, Starsza Siostro 鈥 powiedzia艂a dziewczyna. 鈥 Nie wypada, 偶eby艣 ty wykonywa艂a moj膮 prac臋.

鈥 A czyja potrafi臋 ta艅czy膰 z wiatrem i zbiera膰 wie艣ci? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg. A potem, kiedy Wierzba potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, doda艂a: 鈥 No wi臋c? Czego dowiedzia艂a艣 si臋 w namiocie Mocnego J臋zyka?

鈥 呕e bardzo zadowolona jest, 偶e tw贸j鈥 偶e ksi膮偶臋 popad艂 w nie艂ask臋 鈥 powiedzia艂a Wierzba. 鈥 Ale nie tak zadowolona, jak mog艂aby by膰, bo wojowniczy charakter jej w艂asnego syna wyci膮ga go z domu. Po艣rednio wyrz膮dzili艣my temu staremu cz艂owiekowi przys艂ug臋, nie dopuszczaj膮c syna Mocnego J臋zyka do jej boku. O ile by艣 si臋 za艂o偶y艂a鈥

Srebrzysty 艢nieg potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

鈥 Ani o jedn膮 monetk臋 鈥 powiedzia艂a.

Vughturoi m贸g艂 popa艣膰 w nie艂ask臋 za swoj膮 niech臋膰 do walki, kiedy zabrania艂 tego traktat jego ojca, ale on by艂 tutaj, a Tadiqan nie. Je偶eli Tadiqan mia艂 zosta膰 dziedzicem, to musi by膰 pierwszym z syn贸w Khujangi, kt贸ry zobaczy cia艂o swego ojca. 呕eby to zrobi膰, najpierw musi wr贸ci膰 do klanu. A wi臋c, je偶eli Mocny J臋zyk mia艂a jakie艣 plany, by przy艣pieszy膰 odej艣cie starego shan鈥搚u na wieczyste stepy, to dla dobra tak swojej w艂asnej w艂adzy, jak i w艂adzy swojego syna nie b臋dzie ich wciela膰 w 偶ycie, dok膮d Tadiqan b臋dzie przebywa艂 w艣r贸d Fu Yu. Jednak niech tylko Tadiqan wr贸ci, a wyjedzie Vughturoi鈥 w tym przypadku Srebrzysty 艢nieg b臋dzie musia艂a uwa偶a膰 na siebie i swojego m臋偶a, kt贸ry by艂 jej jedyn膮 obron膮.

Na zewn膮trz jej jurty podnios艂a si臋 wrzawa niepodobna do niczego, co dot膮d s艂ysza艂a w obozie Hiung鈥搉u. Sko艅czy艂a si臋 ubiera膰 i wysz艂a na zewn膮trz. Nad g艂owami niebo z zimowej blado艣ci i szaro艣ci ostatnich burz przesz艂o w b艂臋kit lapis鈥搇azuli i turkusu. Przelatuj膮cy po nim wiatr pachnia艂 dziko i s艂odko, jakby nowo wymyty i 艣wie偶y. Szarpa艂 szaty Srebrzystego 艢niegu, podobnie jak grzywy koni, na kt贸rych tam i z powrotem po przej艣ciach i szeregach wielkiego obozu je藕dzili m臋偶czy藕ni, nawo艂uj膮c do coraz wi臋kszego po艣piechu. Nawet j臋ki i post臋kiwania wielb艂膮d贸w, upalikowanych na obrze偶ach obozu, brzmia艂y mniej ponuro ni偶 zwykle.

Dzieci biega艂y niebezpiecznie blisko ko艅skich kopyt, a kobiety pokrzykiwa艂y weso艂o. Ju偶 jedna z jurt na obrze偶u znikn臋艂a w rozgardiaszu ci臋偶kich materia艂贸w i ramy, kt贸re szybko sk艂adano na pobliski w贸z. Br膮zowe Lustro i Sob贸l podbieg艂y 艣miej膮c si臋 i u艣miechaj膮c. 鈥 Czas zwija膰 ob贸z, pani! 鈥 powiedzia艂a Sob贸l. 鈥 Pomo偶emy tobie i twojej dziewczynie pakowa膰 si臋. Czy pojedziesz konno, czy wsi膮dziesz do swego powozu?

Srebrzysty 艢nieg znowu zamruga艂a oczami. A wiec po zimie sp臋dzonej tutaj nadszed艂 czas, by uda膰 si臋 na wiosenne i letnie pastwiska.

鈥 Ach 鈥 zawo艂a艂a Br膮zowe Lustro 鈥 po zimie sp臋dzonej w obozie nawet jurty wydaj膮 si臋 jak obmurowane miasta. Znowu jecha膰 swobodnie, za stadami鈥 to jest 偶ycie鈥 tak powinni 偶y膰 Hiung鈥搉u!

Jej uniesienie udzieli艂o si臋 Srebrzystemu 艢niegowi i po艣pieszy艂a z powrotem do 艣rodka, by przebra膰 si臋 do konnej jazdy i spakowa膰 swoje rzeczy

Wierzba po艂o偶y艂a wonn膮 saszetk臋 na swoich zwini臋tych futrach do spania. Srebrzysty 艢nieg bez s艂owa w艂o偶y艂a j膮 z powrotem do czarnej skrzyni i zamkn臋艂a 艂agodnie pokryw臋.

Wkr贸tce potem z艂o偶ona zosta艂a jej jurta. Pochyli艂a si臋 nad ogniem.

鈥 Zostaw go, pani 鈥 dobieg艂 j膮 g艂os z g贸ry. Odwr贸ci艂a si臋 i zobaczy艂a ksi臋cia Vughturoi, siedz膮cego na swoim ukochanym koniu. Pewny i kr臋py ko艅 potrz膮sa艂 ci臋偶k膮 grzyw膮 z ochoty, 偶eby ju偶 ruszy膰. Ksi膮偶臋 gwizdn膮艂 przenikliwie i jeden z jego wojownik贸w podprowadzi艂 bia艂ego konia Srebrzystego 艢niegu.

鈥 Zrobili ksi臋cia pasterzem ma艂ej kr贸lowej. 鈥 Srebrzysty 艢nieg us艂ysza艂a, jak te s艂owa wypowiedzia艂 p贸艂g艂osem starszy m臋偶czyzna, i drgn臋艂a na gard艂owy 艣miech, jaki po nim nast膮pi艂.

鈥 No, jak nie ma ochoty do walki, to niech najlepiej pilnuje stad. Albo jednej owieczki.

Zwr贸ci艂a uwag臋 na to, kt贸rzy m臋偶czy藕ni rozmawiaj膮, zauwa偶aj膮c, 偶e nale偶eli do grupy starszych wojownik贸w, kt贸rzy szydzili z bliskich zwi膮zk贸w z Ch鈥檌n, ale kt贸rzy nigdy by nie sprzeciwili si臋 shan鈥搚u. Tych r贸wnie偶 trzeba uwa偶a膰 za wrog贸w, a przynajmniej za nieprzyjaci贸艂.

Pokaza艂a na ogie艅 l臋kaj膮c si臋, 偶e przypadkowe iskry mog膮 roznieci膰 艣cian臋 ognia w poprzek stepu.

鈥 Ziemia jest jeszcze zbyt wilgotna, 偶eby艣my si臋 mieli martwi膰, 偶e po偶ar wymknie si臋 spod kontroli. Zostawiamy ogniska, 偶eby si臋 pali艂y, pani 鈥 powiedzia艂 jej ksi膮偶臋 Vughturoi. Ze swoim zwyk艂ym opanowaniem zignorowa艂 s艂owa, kt贸re wym贸wiono wystarczaj膮co g艂o艣no, by dosz艂y do jego uszu. 鈥擳aki jest zwyczaj Hiung鈥搉u. Kiedy zwijamy ob贸z, zostawiamy rozpalone ogniska domowe na znak, 偶e gdy przyjdzie nast臋pna zima, wr贸cimy. Poniewa偶 jest wiosna i ziemia jest mokra鈥 no, mokra jak na ten kraj鈥 nie musimy obawia膰 si臋, 偶e ogie艅 si臋 rozprzestrzeni, jak by to by艂o w pe艂ni lata. Kiedy wyjedziemy, odwr贸cimy si臋 w najwy偶szym punkcie ca艂odziennej podr贸偶y. Je偶eli ogniska b臋d膮 si臋 jeszcze pali膰, oznacza to dobr膮 wr贸偶b臋.

Srebrzysty 艢nieg dosiad艂a konia, potem odwr贸ci艂a si臋, by przyjrze膰 si臋 temu, co by艂o kwitn膮cym, zat艂oczonym obozem, a co teraz by艂o zaledwie zbiorowiskiem rozproszonych ognisk, zrytej ziemi i baga偶y po艣piesznie pakowanych na niespokojne zwierz臋ta. Shan鈥搚u wychyn膮艂 ze swego namiotu, kt贸ry rozebrano jako ostatni ze wszystkich, mozolnie wspi膮艂 si臋 na konia i u艣miechn膮艂 si臋 do najm艂odszej ze swych 偶on, oczekuj膮cej na rozkaz do wyjazdu. Turkoc膮c przeje偶d偶a艂 obok nich w贸z za wozem, Mocny J臋zyk wysun臋艂a si臋 bardzo do przodu, powo偶膮c zaprz臋giem, do kt贸rego wed艂ug Srebrzystego 艢niegu trzeba by chyba co najmniej pi臋ciu poganiaczy. Mocny J臋zyk spojrza艂a spode 艂ba, widz膮c Srebrzysty 艢nieg niezal臋knion膮 na koniu. Ze swojej strony Srebrzysty 艢nieg u艣miechn臋艂a si臋.

Po ca艂ym sezonie sp臋dzonym w zamkni臋ciu dobrze b臋dzie znowu podr贸偶owa膰 鈥 pomy艣la艂a i nie wiedzia艂a, czy to by艂o my艣lenie Hiung鈥搉u, czy pragnienie jej w艂asnego serca. Wiatr smaga艂, wyciskaj膮c jej 艂zy z oczu. Pochyli艂a cia艂o, zmniejszaj膮c op贸r przeciw wiatrowi, s艂ysz膮c w jego wyciu g艂os wabi膮cy j膮 naprz贸d; obiecuj膮cy cuda, zmian臋, podniecenie i przede wszystkim swobod臋 Hiung鈥搉u.

Kiedy shan鈥搚u da艂 sygna艂 swoim je藕d藕com, wojownicy Hiung鈥搉u podnie艣li wrzask, jak gdyby t臋sknota do ucieczki z zamkni臋cia zimowego obozu nagle wezbra艂a tak, 偶e nie byli w stanie ju偶 jej opanowa膰. Konie przemkn臋艂y obok ko艂ysz膮cych si臋, ponurych wielb艂膮d贸w i woz贸w zaprz臋偶onych w ci臋偶ko krocz膮ce zwierz臋ta poci膮gowe i pop臋dzi艂y na r贸wniny, kt贸re by艂y ich prawdziwym domem.

Jechali przez ca艂y dzie艅, zsiadaj膮c tylko na jak najkr贸tsze przerwy i w jak najwi臋kszej potrzebie, po偶ywiaj膮c si臋 na koniach, konferuj膮c na koniach i je偶d偶膮c tam i z powrotem wzd艂u偶 oci臋偶a艂ej karawany woz贸w, stad i rodzin. Powietrze by艂o bardzo czyste. Takiemu tropicielowi i je藕d藕cowi jak Tadiqan 艂atwo b臋dzie znale藕膰 swoje plemi臋 na jego letnich pastwiskach. Chocia偶 Srebrzysty 艢nieg mia艂a pewno艣膰, 偶e przejechali ju偶 wiele mil, skala ziemi i nieba by艂a tak ogromna, 偶e zdawa艂o jej si臋, kiedy odwraca艂a si臋 w swoim drewnianym siodle, 偶e niemal wcale nie oddalili si臋 od obozu.

鈥 Spr贸buj teraz wypatrzy膰 ogie艅, pani 鈥 doszed艂 do niej g艂os Vughturoi. Wydawa艂 si臋 niemal rozbawiony jej zaskoczeniem.

Srebrzysty 艢nieg zmru偶y艂a oczy i popatrzy艂a wstecz na obozowisko. Ogie艅鈥 tam sta艂y jej namioty, a tam namioty shan鈥搚u. Pi贸ropusze dymu unosi艂y si臋 z tego, co by艂o ich paleniskami, a male艅kie p艂omyki wci膮偶 weso艂o strzela艂y ku g贸rze.

Powiedziano jej, 偶e by艂 to dobry omen. Potem spojrzenie jej pow臋drowa艂o do m臋偶a, kt贸rego ledwie mo偶na by艂o dojrze膰, tak by艂 spowity w futra i filc. Oby tak by艂o 鈥 modli艂a si臋, ale sama nie wiedzia艂a, kt贸r膮 pot臋g臋 b艂aga.



Rozdzia艂 siedemnasty


Dzie艅 mija艂 za dniem, a plemi臋 zbli偶a艂o si臋 coraz bardziej do wiosennych pastwisk. Wielkie stada owiec mia艂y si臋 wspaniale, a w miar臋 jak robi艂o si臋 coraz cieplej, kud艂atym koniom wypada艂a plackami ich gruba sier艣膰. Nawet ko艂ysz膮ce si臋 baktriany ci膮gn臋艂y swoje 艂adunki, nie turbuj膮c poganiaczy; ich podw贸jne garby, kt贸re pozapada艂y si臋 w czasie zimy, co by艂o oznak膮 niedostatku i g艂odu panuj膮cego w kraju, zacz臋艂y si臋 znowu podnosi膰 w miar臋 o偶ywiania si臋 step贸w i zbli偶ania do wiosennych pastwisk.

Wiosenne pastwiska by艂y oddalone o wiele dni jazdy, olbrzymia odleg艂o艣膰 nawet wedle poj臋膰 Hiung鈥搉u. Ale nikt nie narzuca艂 im re偶imu, kt贸ry by nakazywa艂 wsta膰 o 艣wicie i przejecha膰 tak膮 to a tak膮 odleg艂o艣膰, nie bacz膮c na czas ani koszt ponoszony przez zwierz臋ta czy ludzi. Nie podr贸偶owali te偶 Hiung鈥搉u ka偶dego dnia; mogli zatrzyma膰 si臋 w jakim艣 szczeg贸lnie odpowiednim miejscu, w punkcie znanym od pokole艅, gdzie by艂a wyj膮tkowo dobra woda czy 艂owy.

Nie by艂o to 艂atwe 偶ycie, ta jazda czy powo偶enie wozem, czy p臋dzenie stad poprzez step, kt贸ry wydawa艂 si臋 ci膮gn膮膰 po same kra艅ce 艣wiata. Kiedy wia艂 wiatr, a s艂o艅ce b艂yszcza艂o na rz臋dach ko艅skich, czerwonych przybraniach stroj贸w, l艣ni膮cych, posmarowanych t艂uszczem buziach dzieci, kt贸re znowu robi艂y si臋 pulchniutkie, na br膮zie olbrzymich kot艂贸w, przywi膮zanych rzemieniami do juk贸w wielb艂膮dzich, wtedy to 偶ycie by艂o dobre, wyczerpuj膮ce, absorbuj膮ce i soczy艣cie barwne. W por贸wnaniu z pastelowym, statycznym 偶yciem na Wewn臋trznych Dziedzi艅cach Syna Niebios 鈥 no c贸偶, Srebrzysty 艢nieg nie by艂a w stanie nawet zacz膮膰 ich por贸wnywa膰 ze sob膮. Je偶eli tutejsze powietrze parzy艂o jej p艂uca swoim zimnem czy gwa艂towno艣ci膮 wiatru, przynajmniej by艂o go tu do艣膰, by mia艂a czym oddycha膰.

Poch艂oni臋ta tym nowym 偶yciem przesta艂a nawet t臋skni膰 za swoim p贸艂nocnym domem, z jego sp艂owia艂ymi marzeniami i pe艂n膮 ostro偶no艣ci bied膮, z wyj膮tkiem tych moment贸w, kiedy pod pob艂a偶liwym, sennym nadzorem swego m臋偶a wysy艂a艂a listy przez jednego czy dw贸ch wojownik贸w Hiung鈥搉u, kt贸rzy z upodobaniem podejmowali si臋 tej zaledwie dwu鈥 czy trzytygodniowej jazdy p臋dem do granicznej plac贸wki Han, gdzie wystawiali na pr贸b臋 rozejm na tyle d艂ugo, by przekona膰 garnizon, 偶eby przyj膮艂 i przes艂a艂 dalej starannie zapiecz臋towane paski jedwabiu, kt贸re nosi艂y na sobie pieczecie ksi臋偶niczki Chang鈥檃n i kr贸lowej Hiung鈥搉u. Niekt贸rzy ze starszych oficer贸w, jak podejrzewa艂a, mogli nawet pami臋ta膰 jeszcze jej ojca i Li Linga, i mogli przekazywa膰 listy z dawnej lojalno艣ci.

Pozostawa艂y dwie sprawy, kt贸re j膮 niepokoi艂y; Vughturoi rozmawia艂 z ni膮 kr贸tko, je偶eli w og贸le, jak gdyby odgrywa艂 rol臋 cz艂owieka w nie艂asce, korz膮cego si臋 przed swoj膮 kr贸low膮, a brat Sob贸l, Basich, nie wr贸ci艂. Obawia艂a si臋, 偶e wpad艂 w r臋ce jej wrog贸w. Ze wszystkich list贸w ten w艂a艣nie najbardziej m贸g艂 jej pom贸c lub najbardziej zaszkodzi膰.

Jednak 偶ycie Srebrzystego 艢niegu pe艂ne by艂o zaj臋膰, zbyt pe艂ne, 偶eby starczy艂o w nim miejsca dla trosk, kt贸re koniec ko艅c贸w mog艂y okaza膰 si臋 iluzj膮. Kiedy s艂o艅ce jasno 艣wieci艂o, a powietrze dr偶a艂o w gardle, bardziej nawet dzikie i s艂odkie ni偶 to dziwne wino, kt贸re, jak powiadali niekt贸rzy podr贸偶nicy, ludzie z Turfan warzyli z winogron zamiast z ry偶u, udawa艂o jej si臋 zapomina膰 o zmartwieniach, tak cieszy艂a si臋 wszystkim dooko艂a.

R贸偶nych rzeczy nie spodziewa艂a si臋 Srebrzysty 艢nieg, ale przede wszystkim tego obfitego, bujnego 偶ycie. Ka偶dy dzie艅 przynosi艂 jej nowe widoki i d藕wi臋ki, kt贸re w pe艂ni j膮 poch艂ania艂y. Ka偶dy wiecz贸r przybli偶a艂 gwiazdy, a kiedy obozowisko si臋 w ko艅cu uspokoi艂o, na stepie panowa艂a taka cisza, 偶e ka偶demu uderzeniu kopytem, ka偶demu krzykowi dziecka, ka偶demu podmuchowi wiatru mo偶na by艂o odda膰 nie uszczuplone niczym honory uwagi i przej臋cia. Nocami Wierzba wybiega艂a z obozu i przynosi艂a wie艣ci o ruchach na stepie: Yueh鈥揷hih na zach贸d, Fu Yu na p贸艂noc, w drodze na wiosenne wypasy, podobnie jak oni sami.

Tadiqan wci膮偶 jeszcze przebywa w艣r贸d Fu Yu 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Jego nieobecno艣膰 wzmaga艂a jej zadowolenie.

鈥 Niech bogowie sprawi膮, by pob艂膮dzi艂 w w臋dr贸wce 鈥 wymamrota艂a raz Wierzba, kiedy znu偶ona udr臋k膮 przemiany le偶a艂a dysz膮c na swoich szatach w szaro艣ci przed艣witu. Srebrzysty 艢nieg otar艂a jej czo艂o, przykry艂a i kaza艂a jej si臋 uciszy膰, zanim po艂o偶y艂a si臋 we w艂asne jedwabie i futra. Jednak musia艂a si臋 przyzna膰 sama przed sob膮, 偶e odczu艂aby wielk膮 satysfakcj臋, gdyby brutalny syn Mocnego J臋zyka nigdy ju偶 nie znalaz艂 powrotnej drogi do namiotu swej matki.

Nie by艂o jej jednak dane tyle szcz臋艣cia. Nast臋pnego dnia przenikliwy gwizd, a za nim bzyczenie gradu strza艂, kt贸re przebi艂y na wylot t艂ust膮 owc臋, i zwyci臋skie wrzaski zapowiedzia艂y przybycie Tadiqana i jego ludzi, pe艂nych triumfu po konszachtach z Fu Yu. Tego wieczoru shan鈥搚u wyda艂 wi臋ksz膮 uczt臋 ni偶 zwykle, a jego najstarszy syn spocz膮艂 po jego prawej r臋ce, maj膮c u boku swoj膮 rozpromienion膮 matk臋, pochylaj膮c膮 si臋 nad nim by udziela膰 mu dobrych rad.

Tego wieczoru shan鈥搚u wydawa艂 si臋 s艂abszy, ni偶 go dot膮d widywa艂a Srebrzysty 艢nieg.

鈥 Wierzbo! 鈥 sykn臋艂a dziewczyna wbrew swemu zwyczajowi, zgodnie z kt贸rym jej s艂u偶膮ca trzyma艂a si臋 w ukryciu, z dala od Mocnego J臋zyka i jej syna. 鈥 Przynie艣 kordia艂 w buteleczce z jadeitu. 鈥 Brod膮 wskaza艂a shan鈥搚u, kt贸ry opiera艂 si臋 na ramieniu Tadiqana nawet jeszcze silniej ni偶 w tamten szcz臋艣liwszy wiecz贸r na ramieniu Vughturoi. Ale偶 on omdla艂, niemal偶e upad艂.

鈥 Przynie艣 albo ten kordia艂, albo naparstnic臋鈥 szybko! 鈥 wyszepta艂a i Wierzba pomkn臋艂a, by pojawi膰 si臋 znowu z jadeitow膮 tack膮, male艅k膮 buteleczk膮 i dwoma malusie艅kimi jadeitowymi czarkami po wr臋by pe艂nymi eliksiru, kt贸ry pachnia艂 mocno i s艂odko. Srebrzysty 艢nieg sama podnios艂a si臋 i zanios艂a jedn膮 z czarek swojemu m臋偶owi. Poniewa偶 nie widzia艂a innego wyj艣cia, zaproponowa艂a drug膮 Tadiqanowi, kt贸ry spojrza艂 na swoj膮 matk臋, nast臋pnie odm贸wi艂 pogardliwie, z niecierpliwym gestem.

鈥 Sama to wypij, pani 鈥 powiedzia艂 starszy ksi膮偶臋, jak gdyby to mia艂 by膰 jaki艣 test.

Tak jak j膮 uczono, Srebrzysty 艢nieg zawaha艂a si臋 uprzejmie. K膮tem oka dostrzeg艂a, jak Mocny J臋zyk w艂adczo gestykuluje w stron臋 swego syna.

鈥 Powiedzia艂em, wypij to! 鈥 warkn膮艂 Tadiqan.

鈥 Wybacz tej oto niem膮drej jej g艂upot臋, o ksi膮偶臋 wojownik贸w 鈥 powiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg swoim najbardziej 艂agodnym, szemrz膮cym g艂osem. Wiele trudno艣ci sprawia艂o jej t艂umaczenie formalnych przeprosin, kt贸rych wymaga艂 j臋zyk jej urodzenia, na du偶o bardziej chropowaty j臋zyk Hiung鈥搉u. 鈥 Ona pragn臋艂a tylko, by艣 odni贸s艂 korzy艣膰 z w艂asno艣ci tego napoju, kt贸ry nie zawiera niczego poza zdrowymi zio艂ami i winem. 鈥 Podnios艂a w g贸r臋 czark臋 i wys膮czy艂a j膮; shan鈥搚u powt贸rzy艂 ca艂y jej ruch, uwzgl臋dniwszy nawet troskliwo艣膰, z jak膮 odstawi艂a wspania艂y jadeit na male艅k膮 tack臋.

鈥 M贸j synu, nie wolno ci powarkiwa膰 na moj膮 najstarsz膮 偶on臋 w taki spos贸b 鈥 zgani艂 go shan鈥搚u. G艂os mia艂 bardziej d藕wi臋czny, na zwi臋d艂e policzki nap艂yn臋艂a krew. W艂adczym gestem wskaza艂 na dywan u st贸p Srebrzystego 艢niegu. Kiedy Tadiqan korzy艂 si臋 przed pani膮 Srebrzysty 艢nieg, stary w贸dz spogl膮da艂 rozpromieniony na swoj膮 m艂od膮 偶on臋 i swego olbrzymiego syna, rzucaj膮cego gro藕ne spojrzenia.

Oszo艂omiona niespodziewanym atakiem Tadiqana, Srebrzysty 艢nieg splata艂a materia艂 swojego r臋kawa. Podobnie jak na strza艂ach Tadiqana le偶a艂 czar celno艣ci i sukcesu, tak zakl臋cie powrotu do domu wydawa艂o si臋 przywi膮zywa膰 go do Mocnego J臋zyka.

Czy takie zakl臋cie przywi膮zywa艂o Khujang臋 do jego syna? A czy nawet mocniejsze i bardziej pos臋pne zakl臋cia nie wi膮za艂y go z Mocnym J臋zykiem?

Je偶eli tak, to mo偶e ten kordia艂 je os艂abi艂. A przynajmniej cudownie by艂oby tak my艣le膰, nawet je偶eli Srebrzysty 艢nieg mocno w to w膮tpi艂a. Wkr贸tce potem Mocny J臋zyk skin臋艂a na swego syna i shan鈥搚u odwr贸ci艂 si臋, by porozmawia膰 z kt贸rym艣 ze starszych wojownik贸w.

Jaki艣 cie艅 u jej boku sprawi艂, 偶e Srebrzysty 艢nieg b艂yskawicznie si臋 odwr贸ci艂a z szybko艣ci膮, kt贸r膮 bez w膮tpienia wzm贸g艂 wypity przez ni膮 eliksir.

鈥 Czy dziwisz si臋, pani, jakim sposobem m贸j starszy brat powr贸ci艂 do domu? 鈥 Jej zdumienie, 偶e Vughturoi zechcia艂 odezwa膰 si臋 do niej po tak d艂ugim czasie, wyrwa艂o j膮 z otumanienia. P贸艂g艂osem powiedzia艂a co艣 o 鈥瀖ocy Erlika鈥.

鈥 M贸wisz teraz jak prawdziwa c贸rka step贸w. 鈥 M艂ody ksi膮偶臋 u艣miechn膮艂 si臋. 鈥 Powiadaj膮 鈥 tu zni偶y艂 g艂os 鈥 偶e w tej, jak i w wielu innych sprawach, mego brata wspomaga jego matka. Ale powiadaj膮 te偶, z jeszcze wi臋ksz膮 doz膮 prawdy, 偶e my, synowie Hiung鈥搉u, wiemy, jak porusza膰 si臋 po r贸wninach, kt贸re s膮 dla nas domem, podobnie jak mieszkaniec miasta wie, jak przej艣膰 przez to ma艂e wi臋zienie, kt贸re nazywa swoim domostwem. Nie b艂膮dzimy ani my, ani nasze strza艂y.

Czy by艂o to ostrze偶enie, czy poparcie? Srebrzysty 艢nieg nie potrafi艂a powiedzie膰. Jedno jednak wiedzia艂a na pewno; posiadana przez Hiung鈥搉u moc nie by艂a dobroczynn膮 moc膮 uzdrawiaj膮c膮, z jak膮 zapozna艂a si臋 Wierzba, okie艂znawszy swoj膮 lisi膮 natur臋, ani nie by艂a to uczona moc Li Linga. O tych umiej臋tno艣ciach mia艂a jakie艣 pojecie, a ci, kt贸rzy byli w nich biegli, byli r贸wnie偶 jej 偶yczliwi. Natomiast ta tutejsza magia by艂a r贸wnie zab贸jcza, jak nieprzewidywalna, a najbardziej bieg艂a w niej adeptka by艂a jej 艣miertelnym wrogiem.

Srebrzysty 艢nieg wycofa艂a si臋 przy pierwszej rozs膮dnej okazji.


Kiedy wr贸ci艂a do swego namiotu, Wierzba przyjrza艂a si臋 jej pilnie.

鈥 My艣la艂am, 偶e posz艂a艣 pobiega膰 sobie na swobodzie 鈥 powiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg swojej dziewczynie, zaskoczona tym, 偶e s艂owa jej zabrzmia艂y niemal jak oskar偶enie.

Ze zdumiewaj膮c膮 艂agodno艣ci膮 kulawa dziewczyna potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i zabra艂a si臋 do rozbierania swojej pani. Kiedy pomaga艂a Srebrzystemu 艢niegowi rozpu艣ci膰 d艂ugie w艂osy, po艂o偶y艂a w膮sk膮 d艂o艅 na jej czole.

鈥 Wydajesz si臋 rozgor膮czkowana, Starsza Siostro. Czy mog臋 naparzy膰 ci zi贸艂? Mam wci膮偶 jeszcze ga艂膮zki wierzbowe, by z艂agodzi膰 b贸l g艂owy i obni偶y膰 gor膮czk臋 鈥 zaproponowa艂a Wierzba.

鈥 Nie! 鈥 warkn臋艂a Srebrzysty 艢nieg, potem zaczerwieni艂a si臋. 鈥 Nie 鈥 powt贸rzy艂a 艂agodniej. 鈥 To z gor膮ca w wielkim namiocie. Po prostu potrzebuj臋 odpocz膮膰.

鈥 Tak? 鈥 Wierzba unios艂a do g贸ry swoje r贸wne brwi bez dalszych komentarzy. Wyci膮gn臋艂a tylko swoje lusterko ze schowka i pokaza艂a pani Srebrzysty 艢nieg odbit膮 w nim blad膮, pe艂n膮 napi臋cia kobiec膮 twarz.

鈥 By艂o za gor膮co 鈥 powiedzia艂a znowu Srebrzysty 艢nieg. 鈥 I Mocny J臋zyk rozsypa艂a jakie艣 swoje obrzydliwe zio艂a na ogniu. Czy nie czu艂a艣 ich zapachu? To chyba straci艂a艣 w臋ch. Daj mi tylko spa膰. 鈥 Nawet dla jej w艂asnych uszu g艂os jej brzmia艂 ponuro. Wierzba pomog艂a jej si臋 u艂o偶y膰. Ku jej wielkiemu zdumieniu, dziewczyna nie wy艣lizgn臋艂a si臋 z namiotu, by zmieni膰 posta膰 i przeta艅czy膰 ca艂膮 noc z bra膰mi 鈥瀙o futrze鈥. Kiedy Srebrzysty 艢nieg us艂ysza艂a poszczekiwanie, Wierzba podesz艂a do po艂y namiotu, zatrzyma艂a si臋 tam i szczekanie umilk艂o w oddali鈥 i w mg艂ach pe艂nego niepokoju i nawiedze艅 snu.

Mg艂a zawirowa艂a wok贸艂 niej, potem si臋 zestali艂a. Znowu sta艂a przy wej艣ciu do otwartego namiotu shan鈥搚u. Czu艂a si臋 bardzo samotna, bardzo zmarzni臋ta. Vughturoi鈥 Wierzba鈥 Sob贸l, Br膮zowe Lustro鈥 gdzie byli jej wszyscy przyjaciele i or臋downicy? Kiedy rozchyli艂a wargi, by ich zawo艂a膰, wiatr rozwia艂 jej s艂owa.

I znowu mg艂a zawirowa艂a. Teraz widzia艂a swego ojca, m艂odszego i du偶o bardziej sprawnego, poruszaj膮cego si臋 ukradkiem, ze skryto艣ci膮 ca艂kowicie obc膮 temu co o nim wiedzia艂a, pe艂zn膮cego w stron臋 stad koni, chwytaj膮cego krzepkie zwierz臋 o mocnym oddechu i uciekaj膮cego tak daleko jak tylko si臋 da, 艣pi膮c w siodle, jak to robili sami Hiung鈥搉u.

Ale porzuci艂 tu syna, m艂odego syna. Srebrzysty 艢nieg zobaczy艂a ch艂opca tak wyra藕nie, jak gdyby le偶a艂 opatulony obok niej, zobaczy艂a jego zak艂opotane, smutne oczy. Akurat kiedy mu si臋 przygl膮da艂a, wzruszy艂 ramionami, jak gdyby odsuwa艂 od siebie utrat臋 ojca, zdrad臋 ca艂ego 偶ycia. Jak to musi by膰 鈥 zastanawia艂a si臋 Srebrzysty 艢nieg przez sen 鈥 ufa膰 i szanowa膰鈥 pojmanego wroga? A jak, kiedy si臋 go p贸藕niej utraci?

Zakwili艂a we 艣nie. Dosz艂o do niej dudnienie magicznego b臋benka, pulsuj膮c poprzez sen, a偶 pokona艂o nawet smutek, jaki dzieli艂a z tym obcym ch艂opakiem, wzywa艂o ich oboje tam, gdzie czeka艂 na nich wr贸g z ostrym no偶em i okrutnym 艣miechem.

Srebrzysty 艢nieg obudzi艂a si臋 z krzykiem i trzeba by艂o ca艂ych umiej臋tno艣ci Wierzby, 偶eby j膮 uspokoi膰.

By艂a zm臋czona przez ca艂y nast臋pny dzie艅, du偶o s艂absza ni偶 zwykle. Mocny J臋zyk wygl膮da艂a na zadowolon膮 i niemal l艣ni艂a, jak dziecko Hiung鈥搉u prawie do p臋kni臋cia nakarmione t艂ust膮 baranin膮鈥 a przynajmniej wygl膮da艂a na zadowolon膮, dok膮d Khujanga nie rozkaza艂, dojrzawszy jak Srebrzysty 艢nieg omdlewa w siodle, by podprowadzono jej pow贸z i sam nie odprowadzi艂 jej do niego z czu艂膮 troskliwo艣ci膮.

鈥 Nie rodzi, nie pilnuje stad ani nie ubija filcu, nie poluje ani nie gotuje 鈥 prycha艂a Mocny J臋zyk, jak donios艂a Sob贸l鈥 z daleka od uszu shan鈥搚u. 鈥 Tyle strachu o bezu偶ytecznego, obsypanego klejnotami wymoczka.

Dzieci tuli艂y si臋 do Sob贸l鈥 tak dzieci Basicha, jak i jej w艂asne.

鈥 Pozw贸l im pojecha膰 ze mn膮 鈥 poprosi艂a Srebrzysty 艢nieg, a dzieci podnios艂y krzyk rado艣ci.

Rado艣膰 dzieci, dzie艅 wytchnienia 鈥 tyle mog艂a da膰 Sob贸l, kt贸ra zawsze by艂a jej oddana. Ale powrotu jej brata 鈥 nie, tego nie mog艂a jej obieca膰. Nawet Wierzba nie potrafi艂a dostarczy膰 jej wiadomo艣ci o Basichu, bracia 鈥瀙o futrze鈥 milczeli na ten temat.

Odpoczynek nocny przywr贸ci艂 jej zdrowie i nast臋pnego dnia Srebrzysty 艢nieg poprosi艂a o sw贸j 艂uk. Okrzyki aprobaty ludzi Vughturoi przekona艂y j膮, 偶e robi膮c to post膮pi艂a rozs膮dnie. Zanim grupa my艣liwych zawr贸ci艂a, zd膮偶y艂a zabi膰 kilka dzikich ptak贸w.

Wierzba podjecha艂a do przodu, 偶eby odebra膰 od pani jej zdobycz, zanim wda si臋 w to ktokolwiek inny. Jej oczy napotka艂y wzrok pani z pe艂nym zrozumieniem.

鈥 Oskub je i wypatrosz, Wierzbo 鈥 rozkaza艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Mo偶e Sob贸l i Br膮zowe Lustro pomog膮 ci. Dzi艣 wieczorem, m臋偶u 鈥 po raz pierwszy nie trzeba by艂o jej zach臋ca膰, by u偶y艂a tego tytu艂u 鈥 ta oto najpokorniej b艂aga ci臋, by艣 jad艂 w jej namiotach.

I znowu wojownicy wiwatowali na ten znak blisko艣ci pomi臋dzy ich shan鈥搚u i jego kr贸low膮. Nie by艂o te偶 Tadiqana, by spiorunowa艂 j膮 wzrokiem. Ku zdumieniu Srebrzystego 艢niegu zrobi艂 to Vughturoi.

Tego wieczoru dzi臋ki niemal dziecinnemu 艂akomstwu shan鈥搚u, zajadaj膮cego delikatnie przyprawione danie, kt贸re jego najm艂odsza i najpi臋kniejsza 偶ona upolowa艂a i przyrz膮dzi艂a, odzyska艂a ca艂膮 艂askawo艣膰, jak膮 mog艂a straci膰 przez tamt膮 jednodniow膮 niedyspozycj臋.

Potem, zgodnie z wol膮 shan鈥搚u, musieli jednak powr贸ci膰 do wielkiego namiotu, gdzie powita艂y ich g艂o艣ne, rubaszne wiwaty. Zanim rozesz艂o si臋 to ha艂a艣liwe, nocne zebranie w namiocie shan鈥搚u, starzec og艂osi艂 wielkie polowanie, kt贸re mia艂 poprowadzi膰 jego lojalny syn Vughturoi.

Czy Srebrzysty 艢nieg by艂a jedyn膮 osob膮, kt贸ra us艂ysza艂a ostre trza艣niecie z艂amanej ko艣ci, kiedy Tadiqan zacisn膮艂 pi臋艣膰 na trzymanym ud藕cu?

鈥 We藕my ze sob膮 male艅k膮 kr贸low膮, kt贸ra przynosi Hiung鈥搉u pok贸j! 鈥 zawo艂a艂 jaki艣 wojownik, ha艂a艣liwy od nadmiaru kumysu. 鈥 Niech nosi r贸wnie偶 imi臋 kr贸lowej, kt贸ra przynosi zwierzyn臋 naszym 艂ukom!

Wywo艂a艂o to wrzask aprobaty, na co Mocny J臋zyk spojrza艂a spode 艂ba. Vughturoi natychmiast si臋 odwr贸ci艂, a Srebrzysty 艢nieg zrobi艂a si臋 purpurowa, uspokaja艂o j膮 tylko to, 偶e nikt nie zauwa偶y jej rumie艅ca w p贸艂mroku i przy 艣wietle ognia. Pier艣 jej 艣ciska艂a si臋 od dymu, kt贸ry unosi艂 si臋 przez otwory wentylacyjne w suficie, i podnios艂a jedn膮 r臋k臋, by przycisn膮膰 serce. To nie licowa艂o z rol膮 damy czy kr贸lowej, 偶eby jej imi臋 i tytu艂y wykrzykiwano do namiotu jej pana; jej wstyd by艂 r贸wnie silny jak inne jej uczucia. Czy shan鈥搚u b臋dzie z艂y i zwr贸ci si臋 przeciw niej r贸wnie szybko, jak przedtem si臋 u艣miecha艂?

Ale nie, Khujanga u艣miecha艂 si臋. Pochylaj膮c si臋 do przodu poklepa艂 j膮 po r臋ce dok艂adnie tak samo, jak to robi艂 kiedy艣 Li Ling.

鈥 Nie mog臋 si臋 bez ciebie obej艣膰, male艅ka kr贸lowo 鈥 powiedzia艂 jej. Chocia偶 oddech jego ostro zalatywa艂 kumysem, od ca艂ych tygodni nie by艂 ju偶 taki regularny i silny. Kiedy Srebrzysty 艢nieg na niego patrzy艂a, spojrza艂 na czar臋 kumysu, kt贸r膮 trzyma艂 w r臋ce 鈥 na ten puchar uformowany z czaszki swego wroga 鈥 skrzywi艂 si臋 i od艂o偶y艂 go. U艣miech Srebrzystego 艢niegu by艂 ca艂kiem szczery.

鈥 Dobre 艂owy, Starsza Siostro! 鈥 powiedzia艂a jej na dobranoc Wierzba, kiedy ju偶 rozebra艂a swoj膮 pani膮. Przeci膮gn臋艂a si臋 nieprzyzwoicie, z gi臋tko艣ci膮 wcale nie pasuj膮c膮 do jej kulawej nogi. 鈥 I sprytnie pomy艣lane.

Srebrzysty 艢nieg unios艂a si臋 na 艂okciu.

鈥 Jakie 艂owy, moja Wierzbo 鈥 zapyta艂a. 鈥 I kt贸re my艣li?

鈥 To by艂o sprytne, polowa膰 i odnie艣膰 sukces, jeszcze sprytniejsze, gotowa膰 dla starszego pana 鈥 powiedzia艂a Wierzba. 鈥 Ta jego stara czarka 鈥 skrzywi艂a si臋. 鈥 Nie jest dobrze pi膰 z czego艣 a偶 tak kojarz膮cego si臋 z okrucie艅stwem. 鈥 Poku艣tyka艂a do ma艂ej skrzynki, kt贸ra nale偶a艂a do niej, otworzy艂a j膮 i wyci膮gn臋艂a swoje starannie zgromadzone torebki z zio艂ami i lekarstwami z ro艣lin, z kt贸rych wiele dosta艂a w po偶egnalnym prezencie od Li Linga.

Srebrzysty 艢nieg spojrza艂a na dziewczyn臋. Wierzba marszczy艂a brwi i potrz膮sa艂a g艂ow膮, zdumiona tym, jak powoli jej pani pojmowa艂a to, co dla niej by艂o rzecz膮 oczywist膮. Potem pani膮 Srebrzysty 艢nieg przeszed艂 dreszcz, mimo 偶e jej szaty nocne by艂y bardzo ciep艂e i by艂a w nie szczelnie zatulona. Samo jej wychowanie 鈥 kt贸re wpoi艂o jej cze艣膰 dla ojca, Syna Niebios, wszystkich tych, kt贸rzy wed艂ug prawa byli w艂adni jej rozkazywa膰 鈥 niemal偶e uniemo偶liwia艂o jej zrozumienie tego, co dla Wierzby, wychowanej w amoralnym 艣wiecie targ贸w niewolnikami, potajemnie uprawianej magii i zmian postaci, by艂o samo przez si臋 zrozumia艂e.

Dzisiaj Vughturoi pojecha艂 z my艣liwymi na polowanie, sk膮d shan鈥搚u z 艂atwo艣ci膮 m贸g艂 go przywo艂a膰. Dzisiaj shan鈥搚u nie jad艂 potraw Mocnego J臋zyka i by艂 dzi臋ki temu mocniejszy.

Czy szamanka u偶y艂aby rozmy艣lnie swojej sztuki przeciwko w艂asnemu m臋偶owi i przyw贸dcy plemienia? Srebrzysty 艢nieg wiedzia艂a, 偶e istnia艂y takie zio艂a, kt贸re przebieg艂ej, pozbawionej skrupu艂贸w osobie mog艂y da膰 w艂adz臋 nad cz艂owiekiem, kt贸ry je zjad艂. 呕ywy, niemi艂y obraz Mocnego J臋zyka gn臋bi艂 jej 艣wiadomo艣膰. Wystarczy艂o jej tylko pomy艣le膰, jaka pycha bi艂a z ma艂ych oczek starszej kobiety, a ju偶 dobrze wiedzia艂a, 偶e by艂a ona ca艂kiem zdolna do podania Khujandze narkotyk贸w, by si臋 zgodzi艂 z jej wol膮. Dok膮d nie pojawi艂a si臋 sama Srebrzysty 艢nieg i nie wypar艂a jednego czaru innym, bardziej pierwotnym rodzajem magii 鈥 a Khujanga walczy艂, co go jeszcze bardziej os艂abia艂o. I o tym Mocny J臋zyk te偶 b臋dzie musia艂a si臋 dowiedzie膰 鈥 my艣la艂a Srebrzysty 艢nieg.

A mo偶e ju偶 wie. Mo偶e nudzi j膮 ta walka? Mocny J臋zyk, natrafiwszy na przeszkod臋 na drodze do w艂adzy po d艂ugich intrygach, nie b臋dzie ani mi艂ym, ani cierpliwym przeciwnikiem. Z jezdnymi wyjecha艂 Vughturoi, Tadiqan by艂 nieobecny. Gdyby sprawy potoczy艂y si臋 inaczej 鈥 uprzytomni艂a sobie Srebrzysty 艢nieg 鈥 mog艂a ju偶 teraz by膰 wdow膮鈥 wdow膮, kt贸r膮 by zmuszono, 偶eby zosta艂a 偶on膮. Przecie偶 nawet w tym momencie mogli j膮 zmusi膰, 偶eby le偶a艂a obok鈥

To nowe, najbardziej mroczne podejrzenie przerazi艂o j膮 i niemal przyprawi艂o o md艂o艣ci, ale machni臋ciem r臋ki kaza艂a Wierzbie odej艣膰, gdy ta przycupn臋艂a u jej wezg艂owia.

鈥 Po艂贸偶 g艂ow臋 鈥 powiedzia艂a dziewczyna takim tonem, 偶e Srebrzystemu 艢niegowi nawet przez my艣l nie przesz艂o, 偶eby jej nie pos艂ucha膰. 鈥 Oddychaj g艂臋boko. Obawia艂am si臋, 偶e prawda mo偶e na ciebie podzia艂a膰 w taki spos贸b.

Srebrzysty 艢nieg oddycha艂a g艂臋boko i r贸wno, a偶 zawroty g艂owy i uczucie md艂o艣ci zanik艂y. Podci膮gn臋艂a swoje szaty w g贸r臋 na ramionach, wdzi臋czna za to jak wch艂ania艂y zimny pot, w kt贸rym zdawa艂o si臋 sk膮pane jej cia艂o.

鈥 Shan鈥搚u jest dzi艣 wieczorem mocniejszy 鈥 oznajmi艂a. 鈥 Je偶eli wzmocni艂 si臋 ju偶 po jednym posi艂ku鈥

鈥 No to, Starsza Siostro, my鈥 ty鈥 od teraz musisz dla niego gotowa膰. Rozpieszczaj go, jak gdyby by艂 twoim jedynym wnukiem i cierpia艂 na biegunk臋. Ja dopilnuj臋 tego, 偶eby jego jedzenia nie tylko by艂o warto skosztowa膰, ale 偶eby nie zawiera艂o ju偶 niczego, co by mu mog艂o zaszkodzi膰.

鈥 A je偶eli Mocny J臋zyk oskar偶y nas o czary? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg.

鈥 Wtedy 鈥 sykn臋艂a Wierzba 鈥 niech si臋 sama pilnuje. Ach, Starsza Siostro, gdybym tak mog艂a w艣lizgn膮膰 si臋 do jej namiotu, za艂o偶臋 si臋, 偶e znalaz艂abym tam takie rzeczy, kt贸re przynios艂yby jej szybk膮 i bolesn膮 艣mier膰!

Odt膮d Srebrzysty 艢nieg i jej dziewczyna gotowa艂y dla shan鈥搚u. Zaintrygowany delikatnymi daniami i subtelnymi przyprawami, rozpromienia艂 si臋 na widok swojej 偶ony i jej s艂u偶ebnej i od偶ywia艂 si臋 obficie. Nie by艂o to te偶 z艂udzenie 鈥 my艣la艂a sobie Srebrzysty 艢nieg 鈥 偶e w nast臋pnych dniach chodzi艂 bardziej pewnie, m贸wi艂 bez tego dr偶enia w g艂osie, kt贸re pojawi艂o si臋 w ci膮gu ostatnich tygodni, zw艂aszcza po posi艂kach, i nawet by艂 w stanie bez pomocy dosiada膰 konia. W tym nowym przyp艂ywie zdrowia jego serce ponownie zwr贸ci艂o si臋 ku Vughturoi, kt贸ry ka偶dego wieczoru wydawa艂 si臋 zadowolony, 偶e siedzi i patrzy na swego ojca, kt贸ry 鈥 jak Srebrzysty 艢nieg dobrze wiedzia艂a 鈥 nie spuszcza艂 oczu z niej.

Gra艂a i 艣piewa艂a a偶 za bardzo 艣wiadoma tego, 偶e teraz gra o swoje 偶ycie. Po raz pierwszy przy艂apa艂a si臋 na tym, 偶e wt贸ruje 偶yczeniu Br膮zowego Lustra i Sob贸l, by urodzi艂a syna. Gdyby shan鈥搚u by艂 m艂odszym m臋偶czyzn膮 鈥 pomy艣la艂a 鈥 nie by艂oby problemu. Do tego czasu na pewno ju偶 by艂aby przy nadziei. Ale przecie偶 gdyby shan鈥搚u by艂 m艂odszy, ani nad nim 鈥 ani nad ni膮 鈥 nie wisia艂oby to zagro偶enie od Mocnego J臋zyka.

Pewnej nocy bardzo wystraszona Srebrzysty 艢nieg przegl膮da艂a leki w skrzynce Wierzby. Shan鈥搚u by艂 s臋dziwy, a jednak starzy ludzie 偶enili si臋 i p艂odzili (lub uznawali ojcostwo) tysi膮ce razy. Srebrzysty 艢nieg przebiera艂a palcami w zio艂ach, u艂atwiaj膮cych pocz臋cie, wzmacniaj膮cych cia艂o, os艂abiaj膮cych wol臋. Mo偶e gdyby poda膰 shan鈥搚u jaki艣 lekki narkotyk, a nast臋pnie zn臋ci膰 go鈥 zyska艂aby swego dziedzica, swoje bezpiecze艅stwo.

Dok膮d Mocny J臋zyk i Tadiqan pozwoliliby mu 偶y膰! Nikt si臋 nie dziwi艂, je偶eli dziecko step贸w umiera艂o w ci膮gu pierwszych trzech lat 偶ycia, chocia偶 je偶eli je prze偶y艂o, to trzeba by艂o gradu strza艂, by go zabi膰. Urodzenie ch艂opca niczego nie odroczy. No i by艂a sprawa pocz臋cia takiego dziecka. Kobieta starsza, bardziej do艣wiadczona lub mniej skrupulatna mog艂a zastosowa膰 takie metody, by zapewni膰 sobie potomka, kt贸ry by艂 jej potrzebny. Ale jak mog艂a Srebrzysty 艢nieg, kt贸ra nigdy nie zazna艂a m臋偶czyzny, wprowadzi膰 w 偶ycie plan, wymagaj膮cy sztuczek i zr臋czno艣ci utalentowanej kurtyzany?

Gdyby to nie shan鈥搚u musia艂 by膰 ojcem鈥

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i chocia偶 艣wiadkiem by艂 tylko blask ognia, zrobi艂a si臋 szkar艂atna ze wstydu, 偶e nawet przez jeden moment nosi艂a si臋 z t膮 my艣l膮. Ta my艣l prowadzi艂a nie tylko do 艣mierci, ale do ha艅by. Srebrzysty 艢nieg starannie od艂o偶y艂a zio艂a i zamkn臋艂a na klucz skrzynk臋. Pochyli艂a si臋, by sprawdzi膰 ci臋ciw臋 i os膮dzi艂a, 偶e jest w porz膮dku. Nast臋pnie otwar艂a inn膮 skrzyni臋 i znalaz艂a n贸偶, kt贸rego szuka艂a, i ukry艂a go przy sobie. Poprzysi臋g艂a sobie, 偶e nigdzie si臋 bez niego nie ruszy.


鈥 Pani. 鈥 Wierzba obudzi艂a j膮 w szarym ch艂odzie przed艣witu. Twarz dziewczyny by艂a blada i 艣ci膮gni臋ta, w p贸艂艣wietle jej rude w艂osy zdawa艂y si臋 wyprane z ca艂ego koloru, a nog膮 pow艂贸czy艂a bardziej ni偶 zwykle.

Srebrzysty 艢nieg pozwoli艂a sobie na rozlu藕nienie palc贸w na nefrytowej r臋koje艣ci no偶a, kt贸ry trzyma艂a pod swoim materacem.

鈥 Biega艂a艣 przez ca艂膮 noc 鈥 oskar偶y艂a Wierzb臋 u艣miechaj膮c si臋, chocia偶 pr贸bowa艂a nada膰 swemu g艂osowi surowe brzmienie. 鈥 Przypuszczam, 偶e to oznacza, 偶e b臋dziesz dzisiaj przez ca艂y dzie艅 do niczego. Mocny J臋zyk powie, 偶e trzeba by ci臋 zbi膰.

Charakterystyczne dla Wierzby sykniecie zdenerwowania uciszy艂o jej pani膮.

鈥 Ta oto dowiod艂a swej warto艣ci niejeden raz. A nigdy wi臋cej, ni偶 teraz. Popatrz, Starsza Siostro, co moi krewniacy 鈥瀙o futrze鈥 mi przynie艣li.

Przycupn臋艂a niezgrabnie obok Srebrzystego 艢niegu i zako艂ysa艂a jak膮艣 rzecz膮, kt贸r膮 trzyma艂a tam, gdzie mog艂a j膮 zobaczy膰 jej pani.

鈥 C贸偶 to za obrzydlistwo?! 鈥 zawo艂a艂a Srebrzysty 艢nieg i podnios艂a gwa艂townie r臋k臋, by odepchn膮膰 znalezisko Wierzby. 鈥 Czy oni teraz przynosz膮 ci pad艂o? Nigdy dot膮d nie zdawa艂am sobie sprawy, 偶e lis i harpia to krewniacy.

鈥 Przypatrz si臋. 鈥 G艂os Wierzby by艂 cichszy, ale bardziej nieub艂agany ni偶 kiedykolwiek przedtem. U jego podstaw zdawa艂a si臋 le偶e膰 cz臋艣膰 mocy, z jak膮 Mocny J臋zyk wydawa艂a rozkazy 鈥 w tym momencie Wierzba by艂a szamank膮, nie s艂u偶膮c膮.

Srebrzysty 艢nieg popatrzy艂a. To, co trzyma艂a Wierzba, wydawa艂o si臋 pl膮tanin膮 sk贸rzanych pask贸w, bardzo pogryzionych i poplamionych star膮, zaschni臋t膮 krwi膮. Przez moment r臋ka jej dr偶a艂a, potem uspokoi艂a j膮 tak karnie, 偶e zacz臋艂a przypomina膰 pos膮g.

鈥 Wygl膮da to na rzemienie uprz臋偶y 鈥 zastanawia艂a si臋 Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Ale鈥 tu jest medalion, wci膮偶 przymocowany do paska. Czekaj! 鈥 odetchn臋艂a. 鈥 To jest uzda, a ten medalion, to policzek tr臋zli鈥

Nie mo偶na by艂o si臋 pomyli膰 co do wzoru wyrytego na br膮zie: kr臋pa, gruba kobieta lub bogini. Ostatni raz widzia艂a ten kawa艂ek uprz臋偶y na jednym z koni Basicha.

Srebrzysty 艢nieg usiad艂a, a jej futra po艣cielowe opad艂y a偶 do pasa.

鈥 Sk膮d to masz? 鈥 zapyta艂a.

Przepchn臋艂a si臋 obok Wierzby, chwyci艂a swoje szaty, kt贸re wcze艣niej Wierzba wy艂o偶y艂a w nogach jej 艂贸偶ka, i zacz臋艂a si臋 ubiera膰, zanim Wierzba zd膮偶y艂a jej pom贸c.

鈥 Bracia 鈥瀙o futrze鈥 czekali 鈥攑owiedzia艂a Wierzba 鈥 a偶 bia艂y tygrys si臋 najad艂, potem przynie艣li to tutaj.

Srebrzysty 艢nieg przypomnia艂a sobie t臋 zimn膮, jasn膮 noc, kt贸rej cisz臋 przerywa艂y tylko wystraszone oddechy, sporadyczne st膮pni臋cia i pulsowanie olbrzymiego, wrogiego serca, kt贸re s艂ysza艂a, kiedy bia艂y tygrys podkrada艂 si臋 pod jej namiot, a ona podkrada艂a si臋 do bia艂ego tygrysa. Basich nie mia艂 takiego szcz臋艣cia. Sob贸l b臋dzie zawodzi艂a; a jak Srebrzysty 艢nieg mia艂a j膮 pocieszy膰? Jakiego zado艣膰uczynienia mog艂a za偶膮da膰? Czy w og贸le mia艂a dow贸d, 偶e brat Sob贸l nie 偶y艂?

A co si臋 sta艂o z twoim listem czy jak膮艣 odpowiedzi膮? 鈥 zabrzmia艂 ten cichy, przera偶aj膮cy g艂os, kt贸ry bezustannie gani艂 Srebrzysty 艢nieg za to, 偶e przedk艂ada prywat臋 nad polityk臋. Potrz膮sn臋艂a ze z艂o艣ci膮 g艂ow膮. To nie by艂o Ch鈥檌n, to by艂y stepy 鈥 a dyplomacja by艂a tyle偶 spraw膮 powi膮za艅 osobistych, co prawa i zwyczaju.

鈥 Czy oni鈥 鈥 tu g艂os j膮 zawi贸d艂. 鈥 Czy twoi krewniacy na r贸wninach odkryli jakie艣 艣lady cz艂owieka?

Wierzba potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, ale jej oczy pod prostymi brwiami by艂y ponure. Widz膮c, jak Srebrzysty 艢nieg wodzi oczami za jej przera偶aj膮cym 艂upem, owin臋艂a go w kwadratowy kawa艂ek jedwabiu i ukry艂a przed wzrokiem w skrzynce, gdzie przechowywa艂a przyrz膮dy do wr贸偶enia. Czy pani Srebrzysty 艢nieg wydawa艂o si臋 tylko, czy te偶 d艂o艅 Wierzby znieruchomia艂a na chwil臋 na skrzyni, kiedy ju偶 j膮 zamkn臋艂a?

鈥 M贸g艂 prze偶y膰, m贸g艂 jeszcze po艣wieci膰 swego konia i uciec. 鈥 Ani ona, ani Wierzba nie pok艂ada艂y w tym jednak zbytniej nadziei. Step by艂 bezmiernie szeroki. Cz艂owiek, kt贸ry m贸g艂 by膰 ranny, kt贸ry by艂 znu偶ony i kt贸ry 艣miertelnie ba艂 si臋 bia艂ego tygrysa, kt贸ry przez ca艂e 偶ycie je藕dzi艂 konno, jak偶e taki cz艂owiek鈥 Basich鈥 mia艂by odnale藕膰 znowu swoje plemi臋?

鈥 Mo偶e 鈥 powiedzia艂a Wierzba powoli. 鈥 Mo偶e.

鈥 Wierzbo, powinna艣 uprzedzi膰 swoich krewniak贸w, by go wygl膮dali. 鈥 Srebrzysty 艢nieg rzuci艂a szybkie spojrzenie na swoj膮 dziewczyn臋. Wydawa艂a si臋 ona zasmucona znikni臋ciem Basicha.

Wierzba u艣miechn臋艂a si臋.

鈥 Oni umiej膮 by膰 czujni dla mnie i b臋d膮 go mie膰 pod swoj膮 opiek膮; powiedzia艂am im, 偶e by艂 dla mnie dobry. Wierz mi, Starsza Siostro, oni nienawidz膮 i boj膮 si臋 bia艂ego tygrysa tak samo jak my. Dowiedzmy si臋 tylko, kto go przeciw nam wysy艂a, a szybko zobaczymy polowanie nawet wspanialsze od polowa艅 tego twojego shan鈥搚u!



Rozdzia艂 osiemnasty


Na stepach wiosna ust膮pi艂a miejsca latu, kt贸re robi艂o si臋 coraz bardziej zielone i bujne. Owce si臋 koci艂y, a kierdle by艂y w kwitn膮cym stanie; wielkie tabuny koni zrobi艂y si臋 znowu g艂adkie i l艣ni膮ce i nawet wielb艂膮dy wspaniale si臋 mia艂y, a ich podw贸jne garby p臋cznia艂y przez ca艂y czas, co oznacza艂o obfito艣膰 jedzenia i wody. Hiung鈥搉u je藕dzili, jak im serce i rozum dyktowa艂y po bezmiarze r贸wnin, kt贸re rozci膮ga艂y si臋 jak okiem si臋gn膮膰 pod ogromnym, nieprawdopodobnie odleg艂ym niebosk艂onem. Daleko niewyra藕ne g贸ry wznosi艂y si臋, a偶 ich zwie艅czonych 艣niegiem szczyt贸w nie mo偶na by艂o odr贸偶ni膰 od chmur, kt贸re gromadzi艂y si臋 tylko tam i nigdzie indziej na niebie.

Wobec takiego ogromu nawet klan rozmiaru kr贸lewskiego, wraz ze swoimi ogromnymi stadami, wydawa艂 si臋 niczym wi臋cej, jak tylko kolumn膮 mr贸wek, przechodz膮cych za swoim wodzem w poprzek kawa艂ka nefrytu. Oczy Srebrzystego 艢niegu przyzwyczai艂y si臋 do s艂o艅ca i do ogromu tej krainy; z trudem przypomina艂a sobie czasy, kiedy po zwyk艂ej, jednodniowej je藕dzie robi艂a si臋 wyczerpana i obola艂a. Hiung鈥搉u jechali dzie艅 za dniem, ale ani troch臋 nie zbli偶ali si臋 do g贸r, gdzie 艣nieg pokrywaj膮cy 偶ywy l贸d topi艂 si臋 ju偶 i sp艂ywa艂 w d贸艂 na pola, czyni膮c je zielonymi i bujnymi.

Byli jak mr贸wki 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 kt贸re sz艂y nie po kawa艂ku nefrytu, tylko w poprzek b臋bna. Gra polega艂a na tym, by przechodzi膰 w ciszy, 偶eby b臋ben nie zadudni艂 i nie narazi艂 na to, 偶e kto艣 ich odkryje. Przez ca艂膮 t臋 wiosn臋 i spor膮 cz臋艣膰 lata mia艂a to uczucie, kt贸re nachodzi艂o j膮 kiedy艣, przed laty, na P贸艂nocy przed burz膮: niebo mog艂o by膰 jasne, a wiatr 艂agodny, ale wzd艂u偶 jej nerw贸w drga艂o jakie艣 przeczucie nadci膮gaj膮cej burzy, jak trawa k艂ad膮ca si臋 pod podmuchem wiatru.

Wiosna by艂a pi臋kna, lato jeszcze pi臋kniejsze. Bardzo cz臋sto wojownicy wyje偶d偶ali pa艣膰 stada, zostawiaj膮c namioty pod opiek膮 najstarszych m臋偶czyzn i kobiet. A jednak, je偶eli Vughturoi by艂 nieobecny, nieobecny by艂 i Tadiqan. To by艂a uczciwa wymiana, a w oczach Srebrzystego 艢niegu urody dodawa艂o jej to, jak shan鈥搚u Khujanga wita艂 swego m艂odszego syna. Zawsze pilnowa艂a si臋, by mie膰 oczy spuszczone w odr贸偶nieniu od kobiet Hiung鈥搉u, kt贸re patrzy艂y tam, gdzie chcia艂y i na kogo tylko chcia艂y.

Ca艂ymi godzinami Srebrzysty 艢nieg mog艂a je藕dzi膰, pracowa膰 i cieszy膰 si臋 swoim losem, ale wystarczy艂o jedno spojrzenie spode 艂ba czy oskar偶enie o zaniedbanie obowi膮zk贸w ze strony Mocnego J臋zyka, kt贸ra mia艂a wiele popleczniczek w艣r贸d starszych kobiet, rz膮dz膮cych w wielkich namiotach, 偶eby gwa艂townie wr贸ci艂a jej 艣wiadomo艣膰 zagro偶enia. A przecie偶 je偶eli Mocny J臋zyk mia艂a swoich stronnik贸w, to mia艂a ich i Srebrzysty 艢nieg, i by艂a szcz臋艣liwa, kiedy zda艂a sobie spraw臋, 偶e z dnia na dzie艅 liczba ich ro艣nie.

Niemal ju偶 zapomnia艂a, 偶e nigdy nie otrzyma艂a odpowiedzi na t臋 pierwsz膮 wiadomo艣膰, kt贸r膮 tak po艣piesznie i z takim l臋kiem wys艂a艂a przez Basicha. Stopniowo pogodzi艂a si臋 z tym, 偶e je偶eli nawet Basich nie zgin膮艂 od pazur贸w i k艂贸w bia艂ego tygrysa, musia艂 zabi膰 go step i list przepad艂. To pogodzenie si臋 z losem pomog艂o jej pociesza膰 Sob贸l, kt贸ra pyszni艂a si臋 sw膮 wytrzyma艂o艣ci膮, nie pozwalaj膮c膮 jej op艂akiwa膰 tego, co zrz膮dzi艂 los, ale kt贸ra tym gor臋cej bola艂a nad strat膮, b臋d膮c niezdoln膮 do lament贸w na oczach wszystkich. Ca艂kiem cz臋sto siadywa艂a z ni膮 Wierzba, przynosz膮c jej ulg臋 w smutku przez sw贸j milcz膮cy spok贸j, jak jedno zwierz臋 opiekuje si臋 drugim przez sam膮 swoj膮 obecno艣膰.

Czy to jedynie Srebrzysty 艢nieg mia艂a uczucie, 偶e to lato by艂o okresem ciszy pomi臋dzy burzami, kt贸re podnosi艂y si臋 jak kr贸tkotrwa艂e, okrutne nawa艂nice wal膮ce si臋 w d贸艂 z wysoko艣ci? Takie burze przynosi艂y wod臋 polom, wi臋c by艂y mile widziane. Burze nios艂y ze sob膮 r贸wnie偶 pioruny i zagro偶enie po偶arem, kt贸ry wiatr m贸g艂 p臋dzi膰 po stepie, tak g艂odny, swobodny i gwa艂towny jak sami Hiung鈥搉u.

Po raz pierwszy Srebrzysty 艢nieg naprawd臋 zrozumia艂a, jak bardzo ogie艅 by艂 艣wi臋ty dla Hiung鈥搉u. W zimie strzegli ognia, bo gotowa艂 ich posi艂ki i ogrzewa艂 ich jurty, w lecie musieli nad nim panowa膰, 偶eby ich nie poch艂on膮艂. Srebrzysty 艢nieg s艂ysza艂a opowie艣ci ludu Hu, z dalekiego zachodu, kt贸rzy uwa偶ali ogie艅 za demona. Mo偶e i byli oni barbarzy艅cami, ale zrozumiawszy l臋k Hiung鈥搉u przed p艂omieniem na stepie, potrafi艂a podziela膰 ich zapatrywania.

Khujanga wci膮偶 jeszcze odznacza艂 si臋 w kwitn膮cym zdrowiem. Wydawa艂o si臋, 偶e pe艂na wrogo艣膰 Mocnego J臋zyka jakby przycich艂a, a jednak Srebrzysty 艢nieg mia艂a wci膮偶 uczucie, jak gdyby ogromny b臋ben mia艂 lada chwila odezwa膰 si臋 kadencj膮 bicia olbrzymiego serca albo jakiej艣 bestii 鈥 powiedzmy olbrzymiego tygrysa 鈥 przyczajonego w oczekiwaniu na pierwszy nieostro偶ny ruch swojej ofiary.

艢wiat艂o s艂oneczne, bardziej soczy艣cie z艂ote i pe艂niejsze przepychu ni偶 lung, czyli smok haftowany na szatach Cesarza, pada艂o ukosem na obozowisko kr贸lewskiego klanu. Wbija艂o l艣ni膮ce szpony w wielki namiot shan鈥搚u, wydobywaj膮c nowy przepych z porozrzucanych w 艣rodku poduszek i dywan贸w i pozornie obracaj膮c ognisko domowe, tl膮ce si臋 w wi臋zieniu swojej misy z 偶arem, w kilka flegmatycznych iskierek. Poniewa偶 dzie艅 by艂 taki pi臋kny, Srebrzysty 艢nieg rozkaza艂a niekt贸rym swoim kobietom, by przeci膮gn臋艂y poduszki i dywany do klapy namiotu, 偶eby mogli z shan鈥搚u spogl膮da膰 na 艣wiat, czekaj膮c na sw贸j wieczorny posi艂ek.

Z dobiegaj膮cych z g艂臋bi wielkiego namiotu g艂os贸w zorientowa艂a si臋, 偶e w艂a艣nie wesz艂a Wierzba, by zaj膮膰 si臋 przypadaj膮cym na Srebrzysty 艢nieg udzia艂em w gotowaniu i przy sposobno艣ci upewni膰 si臋, 偶e Mocny J臋zyk nie b臋dzie mia艂a 偶adnej okazji, by do posi艂ku doda膰 szkodliwych zi贸艂 i li艣ci. Spoza namiotu dobiega艂o ciche popiskiwanie bambusowego fletu, na kt贸rym bez w膮tpienia gra艂o jakie艣 dziecko, zwolnione na chwileczk臋 z obowi膮zk贸w, kt贸re dzieci step贸w uczy艂y si臋 spe艂nia膰 od chwili, gdy tylko potrafi艂y chodzi膰 i je藕dzi膰. Wiatr pochwyci艂 piosenk臋 i zmiesza艂a si臋 ona, chwytaj膮ca za serce, s艂odka i gorzka zarazem, z melodi膮 strun lutni Srebrzystego 艢niegu i jej 艂agodnym, wysokim g艂osem. Stary shan鈥搚u u艣miechn膮艂 si臋. Srebrzysty 艢nieg chwilowo nabra艂a serca. Tego starego cz艂owieka obok niej nazywano m臋偶em, a nie ojcem; a jednak u艂atwiaj膮c mu 偶ycie w ci膮gu ostatnich miesi臋cy, czy偶 nie s艂u偶y艂a pos艂usznie, jak na kobiet臋 wychowan膮 w czcigodnej tradycji Konfucjusza przysta艂o?

Wiatr wydmuchiwa艂 akompaniament do jej piosenki i przynosi艂 zapachy jej nowego domu: ostr膮 wo艅 koni, kurzu z r贸wnin, kusz膮ce aromaty mi臋sa gotuj膮cego si臋 z dodatkiem przypraw, pochodz膮cych z jej w艂asnych zapas贸w.

A potem z namiotu ci臋偶kim krokiem wysz艂a Mocny J臋zyk, a w 艣lad za ni膮 dyskretnie wysun臋艂a si臋 Wierzba. Chwilowe zadowolenie Srebrzystego 艢niegu przyblad艂o. Instynktownie rozejrza艂a si臋 dooko艂a. Nie, Vughturoi wyjecha艂, 偶eby skontrolowa膰 stada koni i przeliczy膰 藕rebaki: co za szkoda. Niemniej jednak mo偶e wr贸ci dzi艣 wieczorem, a jak nie dzi艣 wieczorem, to jutro: by艂 wolnym cz艂owiekiem i m贸g艂 porusza膰 si臋 zgodnie ze swoj膮 wol膮. A jednak Srebrzystemu 艢niegowi pewn膮 ulg臋 przynosi艂a 艣wiadomo艣膰, 偶e nie dalej jak tego ranka Tadiqan r贸wnie偶 wyjecha艂 z grup膮 swoich stronnik贸w, deklaruj膮c ponownie sw贸j zamiar zastraszenia Fu Yu.

Melancholijna melodia fletu ucich艂a i zast膮pi艂a j膮 du偶o mniej d藕wi臋czna nagana matki muzykanta, rozgniewanej leniuchowaniem dziecka. Srebrzysty 艢nieg sko艅czy艂a swoj膮 piosenk臋. Szczerbaty grymas Khujangi i jego 艣miech zach臋ci艂y j膮 do rozpocz臋cia nast臋pnej, tym razem weso艂ej piosenki pijackiej, kt贸r膮 kiedy艣 s艂ysza艂a w Chang鈥檃n. Zignorowa艂a pe艂ne zdenerwowania westchnienie Mocnego J臋zyka i a偶 zbyt wyraziste tup鈥搕up鈥搕up jej obutej stopy.

Jednak kiedy 艣piewa艂a, to tupanie coraz bardziej zajmowa艂o jej 艣wiadomo艣膰. Nie o艣mieli艂a si臋 rzuci膰 okiem, by zobaczy膰, czy Mocny J臋zyk wynios艂a ze sob膮 ten sw贸j magiczny b臋benek z jego nienawistnym sk贸rzanym pokryciem, czy nie, ale z pewno艣ci膮 tupanie nios艂o ze sob膮 t臋 sam膮 natarczyw膮 kadencj臋 co b臋benek, u艂o偶on膮 tak 偶e pulsowa艂a w rytm bij膮cego serca.

Uderzenia kopyt wyzwoli艂y j膮 spod uroku tego d藕wi臋ku i zako艅czy艂y jej piosenk臋. Rzuci艂a okiem na Khujang臋. Shan鈥搚u z pewno艣ci膮 b臋dzie wiedzia艂, kt贸rego je藕d藕ca mo偶na by艂o si臋 spodziewa膰 tego wieczoru. Napr臋偶y艂 si臋, wyra藕nie zbieraj膮c si艂y by wsta膰 i chwyci膰 za w艂贸czni臋. Potem skrzywi艂 si臋.

鈥 Kt贸偶 to je藕dzi samotnie po stepie? 鈥 powiedzia艂 p贸艂g艂osem.

Kiedy Srebrzysty 艢nieg skupi艂a ca艂膮 swoj膮 uwag臋 na tym problemie, odg艂os kopyt da艂 jej wiele powod贸w do niepokoju. Jak us艂ysza艂 shan鈥搚u swoim bardziej do艣wiadczonym uchem, w stron臋 obozu jecha艂 tylko jeden cz艂owiek. Rytm, w jakim uderza艂y kopyta, wskazywa艂, 偶e z jego wierzchowcem by艂o co艣 nie w porz膮dku.

鈥 Bracie! 鈥 Sob贸l, kt贸rej oczy sta艂y si臋 bystre od wpatrywania przez ca艂e 偶ycie w dal, przerwa艂a milczenie, kt贸re dotychczas zachowywa艂a, i pomkn臋艂a naprz贸d tak, 偶e powiewa艂y jej warkocze i sk贸rzany str贸j. Wierzba chwiejnie podnios艂a si臋 na nogi, zrobi艂a niepewny krok do przodu, nast臋pnie si臋 zatrzyma艂a. Nigdy jeszcze Srebrzysty 艢nieg nie widzia艂a na twarzy dziewczyny takiego cierpienia, takiej nienawi艣ci do w艂asnego kalectwa.

Sob贸l dotar艂a do ochwaconego konia w tej samej chwili co kilku starszych wojownik贸w. 艁api膮c za uzd臋, poci膮gn臋艂a go w stron臋 namiotu i shan鈥搚u, kt贸ry sta艂 teraz, 艣ciskaj膮c w艂贸czni臋. R臋ka Srebrzystego 艢niegu zesz艂a z lutni i przesun臋艂a si臋 do no偶a. Ona r贸wnie偶 odwr贸ci艂a si臋 i dech jej zapar艂o, kiedy pierwszy raz lepiej zobaczy艂a Basicha.

Ten niegdy艣 krzepki je藕dziec by艂 bardzo zmieniony. Jedn膮 stron臋 jego twarzy znaczy艂y 艣lady pazur贸w, 艣ci膮gaj膮c j膮 w blizny, jedn膮 r臋k臋 mia艂 przywi膮zan膮 do piersi. Srebrzysty 艢nieg prze艂kn臋艂a, 偶eby zwalczy膰 md艂o艣ci, kiedy zauwa偶y艂a, 偶e to okalecza艂e rami臋 ko艅czy艂o si臋 pl膮tanin膮 banda偶y zbyt ma艂膮, by mog艂a to by膰 ca艂a d艂o艅.

Kiedy Basich j膮 zauwa偶y艂, wyszarpn膮艂 r臋k臋 z rzemieni, jak gdyby chcia艂 j膮 pozdrowi膰. Ten gest wyczerpa艂 go i opad艂 w siodle, by zwali膰 si臋 w mocne, wyci膮gni臋te ramiona siostry. Srebrzysty 艢nieg skoczy艂a do przodu, a za ni膮 Wierzba. Sob贸l za艂ka艂a raz, po czym prze艂kn臋艂a 艂zy.

鈥 Kto to zrobi艂? 鈥 zapyta艂a swego na wp贸艂 przytomnego brata, potrz膮saj膮c nim, zanim Wierzba zd膮偶y艂a j膮 z艂apa膰 za r臋ce i powstrzyma膰. 鈥 Kto?

Wierzba zgniot艂a jakie艣 zio艂a pod nosem Basicha, a on ci臋偶ko odetchn膮艂 i zakrztusi艂 si臋.

鈥 Bia艂y tygrys鈥 鈥 wyszepta艂. 鈥 Uciek艂em鈥 w臋drowa艂em, a偶 znalaz艂em鈥 鈥 Zach艂ysn膮艂 si臋, a odg艂os ten sko艅czy艂 si臋 z艂owieszczym rz臋偶eniem.

Czy prze偶yje, jak my艣lisz? Srebrzysty 艢nieg spojrza艂a na Wierzb臋 ufna, 偶e dziewczyna zrozumie jej my艣l, i pe艂na nadziei, 偶e b臋dzie mog艂a j膮 podnie艣膰 na duchu. Wierzba niemal niedostrzegalnie wzruszy艂a ramionami i pochyli艂a si臋, by odwin膮膰 banda偶e, kt贸re 艣ciska艂y r臋k臋 Basicha. Je偶eli ten cz艂owiek prze偶y艂 tak d艂ugo po ataku bia艂ego tygrysa, to rany nie mog艂y si臋 rozj膮trzy膰, chocia偶 powszechnie by艂o wiadomo, jak plugawe by艂y uk膮szenia wielkich kot贸w. Ale jednak by艂 s艂aby, zw艂aszcza jak na jednego z Hiung鈥搉u, kt贸rych wytrzyma艂o艣膰 by艂a legendarna. Je偶eli da si臋 Basichowi odpocz膮膰 i nie dopadnie go gor膮czka, i utrzyma si臋 w nim wola 偶ycia, wtedy mo偶e uda mu si臋 prze偶y膰.

鈥 Zapytaj go, kto mu to zrobi艂 鈥 szepn臋艂a nagl膮co do Wierzby. Dziewczyna ponownie skierowa艂a si臋 do Basicha, a jej utykanie spowodowa艂o, 偶e d艂ugi, ciemny cie艅 zata艅czy艂 niemal偶e z gro藕b膮 po stepie. Widz膮c go kilkoro z Hiung鈥搉u zrobi艂o krok do ty艂u, a b臋benek Mocnego J臋zyka zacz膮艂 pulsowa膰, kr贸tki grzmot zanim uderzy burza.

鈥 Oni鈥 mnie wyp臋dzili 鈥攚ychrypia艂.

鈥 Oni go torturowali! 鈥 przekaza艂a samymi poruszeniami ust Wierzba pani Srebrzysty 艢nieg, potem pochyli艂a si臋 nad wojownikiem, kt贸ry le偶a艂 oparty o rami臋 swojej siostry. 鈥 Kto ci臋 wyp臋dzi艂?

鈥 Fu Yu 鈥 j臋kn膮艂, a nast臋pnie zamilk艂 i g艂owa bezw艂adnie opad艂a mu na bok. Z Sob贸l wyrwa艂o si臋 zawodzenie, kt贸re t艂umi艂a przez te wszystkie tygodnie, kiedy nie wiedzia艂a, czy jej brat 偶yje, czy umar艂.

鈥 Jeszcze 偶yje 鈥 powiedzia艂a jej Wierzba. 鈥 Teraz i mo偶e jeszcze przez wiele lat.

I chyba uratowa艂 nam wszystkim 偶ycie 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Przygl膮da艂a si臋, jak Wierzba i Sob贸l usi艂uj膮 wygodniej u艂o偶y膰 Basicha. Kiedy pr贸bowa艂y go unie艣膰, 偶eby przenie艣膰 do namiotu Sob贸l, opar艂 im si臋 jednak, wystarcza艂o mu w tym momencie, 偶e mo偶e wpatrywa膰 si臋 w obozowisko i znajome twarze, a porzuci艂 ju偶 wszelk膮 nadziej臋, 偶e jeszcze kiedy艣 te widoki zobaczy. A wi臋c to Fu Yu przyszli mu z pomoc膮, a potem go wyp臋dzili. A Fu Yu to by艂o to plemi臋, o kt贸re tak niepokoi艂 si臋 Tadiqan. Sta艂a, bawi膮c si臋 piecz臋ciami u rurki na listy i na g艂os swojego m臋偶a a偶 podskoczy艂a, zaskoczona i zmieszana.

鈥 To nie jest okazja do wojny 鈥 narzeka艂 shan鈥搚u. 鈥 Wezwijmy na uczt臋. Basich, kt贸rego op艂akali艣my jako umar艂ego, powr贸ci艂 do nas, a m贸j starszy syn pom艣ci na tych 偶a艂osnych Fu Yu wszystkie krzywdy, jakie mu wyrz膮dzili. By膰 mo偶e za偶膮dam czaszki ich wodza i przerobi臋 j膮 na puchar, jak to zrobi艂em z czaszk膮 tego zdrajcy Yueh鈥揷hih. Nie ka偶dego dnia zdarza si臋, by jedno z moich dzieci wr贸ci艂o z za艣wiat贸w. Wypijmy jego zdrowie!

Wypi艂鈥 z tej okropnej czary z czaszki, zauwa偶y艂a z niesmakiem Srebrzysty 艢nieg. Potem zako艅czy艂 swoj膮 przemow臋 atakiem kaszlu, a Srebrzysty 艢nieg rzuci艂a si臋 do przodu, aby go podtrzyma膰.

鈥 To jeszcze nie jest stypa po mnie 鈥 gdera艂 na ni膮 Khujanga, kiedy usilnie nak艂ania艂a go, by uda艂 si臋 z powrotem w kierunku wygodnych dywan贸w i zas艂on. A jednak u podstaw tego gderania le偶a艂o zadowolenie z tego, jak 艂adnie Srebrzysty 艢nieg okazuje mu trosk臋 i wygl膮da艂o na to, 偶e z ochot膮 silniej opiera艂 na swojej m艂odziutkiej 偶onie ni偶 na swojej d艂ugiej w艂贸czni. Czara z czaszki le偶a艂a porzucona na zewn膮trz, a偶 Mocny J臋zyk wys艂a艂a jakie艣 dziecko, by si臋 ni膮 zaj臋艂o.


Na step pada艂y ju偶 cienie, jak mu艣ni臋cia p臋dzelkiem mistrza kaligrafii, nadaj膮c zieleni odcie艅 wieczoru, kiedy Wierzba wreszcie o艣wiadczy艂a, 偶e jest zadowolona ze stanu Basicha, a Srebrzystemu 艢niegowi uda艂o si臋 nam贸wi膰 Khujang臋, by za偶y艂 jeszcze troch臋 z malej膮cego zapasu wzmacniaj膮cych lek贸w, kt贸re przywioz艂a ze sob膮 z Chang鈥檃n. By艂y one teraz w dw贸jnas贸b cenne: kto m贸g艂 powiedzie膰, czy list z pro艣b膮 o wi臋cej eliksir贸w i zi贸艂, z kt贸rych Wierzbie prawdopodobnie mog艂oby uda膰 si臋 je sporz膮dzi膰, dojdzie kiedykolwiek do miejsca przeznaczenia.

Nadejdzie taki czas, mia艂a nadziej臋 Srebrzysty 艢nieg, kiedy zajmie si臋 swoim przysz艂ym losem, ale chwilowo ci, kt贸rych strzeg艂a i kt贸rzy jej strzegli, byli bezpieczni, ona sama by艂a bezpieczna, a Mocny J臋zyk trzyma艂o w szachu to, 偶e jej syn zosta艂 gdzie艣 wys艂any rozkazem shan鈥搚u. Siedzia艂a, spogl膮daj膮c spode 艂ba, pilnuj膮c jarz膮cego si臋 ognia i najwyra藕niej przekonana, 偶e jego 艣wi臋to艣膰 zosta艂aby skalana, gdyby Srebrzysty 艢nieg lub Wierzba o艣mieli艂y si臋 nawet podej艣膰. Albo mo偶e by艂a to po prostu zazdro艣膰 kobiety, zast膮pionej przez m艂odsz膮 偶on臋, kt贸r膮 postanowi艂a teraz prze艣cign膮膰 w gotowaniu i we wszystkim innym?

Srebrzysty 艢nieg potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i zacisn臋艂a usta. Kiedy Khujanga zacz膮艂 nalega膰, by wyjawi艂a mu swe smutne my艣li, u艣miechn臋艂a si臋 i zmieni艂a temat. Gdyby mia艂 do艣膰 si艂, to wiedzia艂a, 偶e domaga艂by si臋 muzyki i 艣piewu. Opanowa艂a j膮 melancholia na sw贸j spos贸b r贸wnie straszna, jak wcze艣niejsze sny. Dzisiaj by艂a bezpieczna, w tej oto godzinie mog艂a 艣piewa膰 dla swego pana, kt贸ry by艂 dla niej tak 偶yczliwy, jak tylko mog艂a zamarzy膰: ale co z jutrem? Nie 艣mia艂a nawet zwierzy膰 si臋 ze swoich l臋k贸w ani swemu panu, dla kt贸rego mog艂yby oznacza膰 zgubny wstrz膮s, ani jego m艂odszemu synowi, kt贸ry m贸g艂 uzna膰 je za brak lojalno艣ci lub oznak臋 s艂abo艣ci. Wystarczy przyzna膰, 偶e te obawy istniej膮, a ju偶 samo to czyni艂o j膮 podatn膮 na gorsze ataki ni偶 te, kt贸re ju偶 wytrzyma艂a.

Chocia偶 艣wiat艂o na zewn膮trz namiotu shan鈥搚u przygasa艂o ju偶 wraz z zapadaniem nocy, upa艂 dnia jeszcze nie zel偶a艂. Nie dalej jak wczoraj Khujanga m贸wi艂 o zwini臋ciu obozu i udaniu si臋 w stron臋 najwy偶szych pastwisk letnich u podn贸偶a Niebia艅skich G贸r, gdzie strumienie zasilane przez l贸d z najwy偶szych szczyt贸w nigdy nie zawodzi艂y, nawet przy najgor臋tszej pogodzie.

Ci膮gle nadje偶d偶ali Hiung鈥搉u 鈥 ostro 艣ci膮gali wodze swoich koni, nast臋pnie zeskakiwali 鈥 podnosz膮c chmury kurzu, kt贸ry ta艅czy艂 w 艣wietle ognia i 艣wietle zachodz膮cego na dalekim horyzoncie s艂o艅ca. Co si臋 tam znajdowa艂o? 鈥 zastanawia艂a si臋. Nawet Hiung鈥搉u, chocia偶 byli podr贸偶nikami, nie potrafili powiedzie膰 na pewno.

Zakaszla艂a, opanowa艂a nag艂y impuls, by rozedrze膰 zapi臋cie pod szyj膮 swojej jedwabnej szaty i 偶akietu i zmusi艂a si臋 do po艂o偶enia r膮k spokojnie na podo艂ku. Z pewno艣ci膮 Khujanga od tego kurzu dostanie ataku kaszlu? Ale nie, po ca艂ym 偶yciu sp臋dzonym na stepie shan鈥搚u by艂 zahartowany, z lekka tylko zacharcza艂, szparki jego oczu zamkn臋艂y si臋, a g艂owa opad艂a naprz贸d, jak gdyby przysn膮艂 艂atw膮 drzemk膮 starego cz艂owieka.

Starcy zawsze drzemali na s艂o艅cu 鈥 pomy艣la艂a 鈥 podczas gdy innym przypada艂 trud opiekowania si臋 nimi, jak by膰 powinno. Kto opiekowa艂 si臋 teraz jej ojcem? 鈥 zastanawia艂a si臋. Mia艂 znowu ziemi臋, bogactwo i zaszczyty, ale nie mia艂 pos艂usznej c贸rki, kt贸ra by ukl臋k艂a tu偶 przy nim, by zapewni膰 mu wszelkie wygody i pociech臋, 艂膮cznie z mocnym oparciem w zi臋ciu i rado艣ci膮 z krzepkich wnuk贸w, kt贸rzy by czcili Przodk贸w, i z pulchnych, 艂adniutkich wnuczek, kt贸re by utworzy艂y powi膮zania z innymi staro偶ytnymi rodami.

Przez moment shan鈥搚u, mimo 偶e chcia艂 dla niej tylko dobrze, wydawa艂 si臋 niczym wi臋cej, jak tylko jednym z Hiung鈥搉u. To byli obcy, dzikusy, a ona zab艂膮ka艂a si臋 w艣r贸d nich w bezkresnym oceanie kurzu i trawy.

By艂a m艂oda, 艣liczna, a jednak oddano j膮 bardziej jako c贸rk臋 ni偶 偶on臋 jakiemu艣 zwi臋dni臋temu barbarzy艅cy, przehandlowano, chocia偶 zwyczaj i uprzejmo艣膰 kaza艂y nazywa膰 to ma艂偶e艅stwem. Nigdy nie b臋dzie mia艂a dzieci, a kiedy 偶ar jej krwi och艂odnie, kiedy jej puls w ko艅cu spowolnieje, umrze samotnie, nie obdarzona szacunkiem. Wyczuwa艂a teraz ten puls. Ju偶 robi艂 si臋 wolniejszy, a wkr贸tce mo偶e si臋 zatrzyma, wyda ostatnie tchnienie i umrze, z tej samotno艣ci i kurzu, je偶eli nie z czego艣 innego. Wszystkie te stare pie艣ni m贸wi艂y prawd臋; 偶ycie m臋偶czyzny czy kobiety z rodu Han na stepie by艂o ja艂owe, gorzkie i kr贸tkie.

Milczenie jej rozpaczy przerywa艂o tylko coraz to wolniejsze pulsowanie. Podobnie sko艅czonego smutku zazna艂a tylko raz. A wtedy 鈥 pomy艣la艂a 鈥 zapisa艂am moim smutkiem li艣膰, a Wierzba przerzuci艂a go przez mur. I ta jedna rzecz, ten jeden b艂ahy listek przyni贸s艂 mi tak膮 przyja藕艅, jakiej nigdy przedtem nie zna艂am.

Mo偶e i ten smutek stanie si臋 藕r贸d艂em takiej rado艣ci. Pulsowanie przycich艂o, potem usta艂o, ale tym razem powita艂a cisz臋 z rado艣ci膮. Smutek m贸g艂 sta膰 si臋 藕r贸d艂em zadowolenia. Srebrzysty 艢nieg pomy艣la艂a o s艂owach mistrza Konfucjusza, o miesi膮cach sp臋dzonych w Zimnym Pa艂acu, o du偶o gorszym losie, jaki bez s艂owa skargi znosili latami i Li Ling, i jej ojciec. Jej wygnanie przynios艂o im bogactwo i cze艣膰, a jeszcze wi臋cej dla Ch鈥檌n. Czy偶 nie okrzykni臋to jej kr贸low膮, kt贸ra przynosi pok贸j dla Hiung鈥搉u? Czy chcieli takiego pokoju, czy nie, to Pa艅stwo 艢rodka go chcia艂o. W por贸wnaniu z tym jak膮 wag臋 mia艂o jej jedno ma艂e 偶ycie? P贸ki 偶ycia, pos艂usze艅stwo by艂o jej obowi膮zkiem. By艂 to dla niej zaszczyt, 偶e pos艂usze艅stwo mog艂o przynie艣膰 jej krajowi, jej rasie i jej ukochanym tak bogaty dar.

Na t臋 my艣l zdo艂a艂a znowu u艣miechn膮膰 si臋 spogl膮daj膮c na swego m臋偶a, kt贸ry skwapliwie wykorzystywa艂 ka偶d膮 woln膮 chwilk臋 na drzemk臋, co, jak wiedzia艂 ka偶dy do艣wiadczony wojownik, by艂o roztropne. Jego czarka 鈥 zwyczajna, z pokrytego rytami br膮zu 鈥 wypad艂a mu z r臋ki. Srebrzysty 艢nieg si臋gn臋艂a ostro偶nie i postawi艂a j膮, a potem odwr贸ci艂a si臋, by popatrze膰 na Wierzb臋, siedz膮c膮 z Sob贸l obok Basicha, z g艂ow膮 opuszczon膮 jak przysta艂o na skromn膮 dziewczyn臋 z kraju Ch鈥檌n, i podawa艂a mu jedzenie i picie. To by艂 interesuj膮cy widok 鈥 pomy艣la艂a sobie Srebrzysty 艢nieg 鈥 kiedy Basich 艣mia艂 si臋 i pr贸bowa艂 r贸偶nymi sztuczkami doprowadzi膰 do tego, by Wierzba podnios艂a wzrok. Basich mia艂 ma艂e dzieci, nie brak by艂o mu koni ani w艂adzy w klanie, a wyra藕nie nie pogardza艂 Wierzb膮 za to, 偶e by艂a kulawa i szpetna鈥 je偶eli rzeczywi艣cie by艂a szpetna. Tutaj, tak daleko od Chang鈥檃n i sztywnych kanon贸w pi臋kno艣ci 艢wietlanego Dworu, l艣ni膮ce w艂osy Wierzby i jej proste brwi mia艂y jak膮艣 swoist膮 urod臋.

Ach, wi臋c uda艂o mu si臋 zdoby膰 u艣miech dziewczyny, zauwa偶y艂a Srebrzysty 艢nieg. I pomy艣le膰 tylko, 偶e droczy艂a si臋 z Wierzb膮 na temat lisi膮t. No c贸偶, na ka偶de stworzenie przychodzi jego pora. Mo偶e 藕le czyni艂a, trzymaj膮c dziewczyn臋 tak blisko siebie. Gdyby uda艂o si臋 zaaran偶owa膰 ma艂偶e艅stwo, by艂aby to dobra wr贸偶ba. Powinnam zapyta膰 Vughturoi. Ta my艣l przemkn臋艂a przez 艣wiadomo艣膰 Srebrzystego 艢niegu tak szybko, 偶e ledwie starczy艂o jej czasu, by si臋 zaczerwieni膰.

Kiedy im si臋 przygl膮da艂a, Basich wyci膮gn膮艂 si臋 rozlu藕niony na dywaniku, kt贸ry Wierzba przyci膮gn臋艂a dla niego, odpoczywaj膮c podobnie jak jego pan przed obiecan膮 uczt膮, nad kt贸r膮 w tej chwili czuwa艂a Mocny J臋zyk.

Ale偶 gor膮ce by艂y te ognie, na kt贸rych gotowano! Srebrzysty 艢nieg si艂膮 powstrzyma艂a okrzyk i si臋gn臋艂a po swoj膮 w艂asn膮 czark臋. Nawet sfermentowana kwa艣no艣膰 kobylego mleka och艂odzi jej gard艂o i sp艂ucze ten kurz, kt贸ry pokrywa艂 je grub膮 warstw膮. Niemal偶e czu艂a ju偶, jak p艂yn sp艂ywa po jej wyschni臋tym gardle w膮sk膮 stru偶k膮.

鈥 Nie, malutka! Nie pij tego!

Szorstki rozkaz pad艂 nagle, jak grzmot, a偶 r臋ka Srebrzystego 艢niegu drgn臋艂a. Niemal natychmiast potem shan鈥搚u rzuci艂 si臋 na ni膮, a od uderzenia jego cia艂a, kt贸re wci膮偶 jeszcze by艂o 偶ylaste od 偶ycia sp臋dzonego w siodle, pucharek wypad艂 jej z r臋ki, a j膮 sam膮 rzuci艂o na poduszki i dywany, z nim na wierzchu, jak gdyby byli rzeczywi艣cie tak z cia艂a, jak i z przysi臋gi m臋偶em i 偶on膮.

Czarka potoczy艂a si臋 po dywanach, 艣wiat艂o pad艂o na srebro i 偶贸艂tawy odcie艅 starej ko艣ci. Ko艣ci? Wi臋c to wcale nie by艂a jej czarka, tylko ta czara z czaszki, kt贸rej tak nie cierpia艂a, 偶e nie chcia艂a nawet patrze膰 na ni膮, a co dopiero z niej pi膰. Jak to si臋 sta艂o, 偶e czarki zamieniono鈥 i dlaczego?

Shan鈥搚u podpar艂 si臋 i podni贸s艂, z r臋ki zwisa艂 mu na wp贸艂 opr贸偶niony buk艂ak, z kt贸rego nalano kumysu. W chwili kiedy cicho krzykn膮wszy Srebrzysty 艢nieg usi艂owa艂a si臋 podnie艣膰, zatoczy艂 si臋 i s臋kat膮 d艂oni膮 z艂apa艂 za jedn膮 z podp贸r podtrzymuj膮cych namiot. Buk艂ak zagulgota艂, kiedy wyt臋偶a艂 si艂y, by odzyska膰 r贸wnowag臋, a ogie艅 rzuca艂 na niego bezwstydne 艣wiat艂o. Po艂owa jego twarzy zdawa艂a si臋 p艂on膮膰, druga po艂owa kry艂a si臋 w cieniu i wygl膮da艂a, jak gdyby by艂a z wosku, na kt贸ry jaki艣 niedba艂y rzemie艣lnik rozla艂 wrz膮c膮 wod臋. 呕arz膮ce si臋 w misie w臋gielki zdawa艂y si臋 rozpala膰 w jego oczach: w ich g艂臋bi ta艅czy艂y, rzucaj膮c gro藕ne spojrzenia, male艅kie demony.

Khujanga wyci膮gn膮艂 woln膮 r臋k臋 i przyg艂adzi艂 w艂osy Srebrzystego 艢niegu, kt贸re rozsypa艂y si臋 od upadku.

鈥 B臋d臋 ci臋 strzeg艂, malutka 鈥 wyszepta艂, a jego s艂owa by艂y be艂kotliwe.

Z chlupoc膮cym w r臋ce buk艂akiem kumysu podszed艂 chwiejnym krokiem do ogniska i wyla艂 kumys w p艂omienie, kt贸re zamigota艂y niesamowitymi, mieni膮cymi si臋 kolorami. Nast臋pnie z sykiem ogie艅 zgas艂. Wsz臋dzie dooko艂a podnios艂y si臋 pe艂ne oburzenia wrzaski kobiet na takie marnowanie dobrego jedzenia i zbezczeszczenie 艣wi臋tego ognia. Do zapachu spalonego jedzenia, popio艂u i mi臋sa do艂膮czy艂o si臋 co艣 ostrego o woni gorzkich migda艂贸w. Srebrzysty 艢nieg pochyli艂a g艂ow臋, 偶eby pow膮cha膰 plam臋 po rozlanym kumysie na swoich poduszkach. Ona te偶 wydziela艂a ten zapach gorzkich migda艂贸w. Wierzba, ze swymi wyostrzonymi jak u lisa zmys艂ami i do艣wiadczeniem ca艂ego 偶ycia w zielarstwie, wyczu艂aby to natychmiast, shan鈥搚u, ze swoim w臋chem my艣liwego, tak偶e zorientowa艂 si臋, chocia偶 nie zauwa偶y艂 wymiany czarek.

To kobyle mleko by艂o zatrute. Srebrzysty 艢nieg starannie wytar艂a palce w szmatk臋 i odrzuci艂a j膮, 偶eby jej przypadkiem znowu nie dotkn膮膰.

Mocny J臋zyk po艣pieszy艂a do zbezczeszczonego ogniska podobnie jak wtedy, gdy Srebrzysty 艢nieg po raz pierwszy pojawi艂a si臋 w namiocie shan鈥搚u. Jej pokryte odciskami palce na przemian zaciska艂y si臋 i rozprostowywa艂y na ziemistej sk贸rze, pokrywaj膮cej magiczny b臋benek, kt贸ry pulsowa艂, jak gdyby mia艂a w r臋ku bij膮ce serce ludzkie. Wykona艂a w艂adczy gest w kierunku kobiet zgrupowanych wok贸艂 paleniska, a one skuli艂y si臋 ze strachu przed ni膮, boj膮c si臋 kobiety, o kt贸rej powiadano, 偶e rozumie mow臋 trawy i ska艂, a nawet samych umar艂ych.

鈥 Wyrzu膰cie te 艣mieci! 鈥 rozkaza艂a szeptem. U ludzi, kt贸rzy znani byli z tego, 偶e nigdy niczego nie marnowali, jej rozkaz wywo艂a艂 szok 鈥 i natychmiastowe pos艂usze艅stwo. To mi臋so musi by膰 zatrute: czemu inaczej pozbywa膰 si臋 go, gdyby by艂o tylko przypalone i umazane popio艂em? Potem odwr贸ci艂a si臋 do shan鈥搚u, kt贸ry opanowa艂 swoje zawodz膮ce go cia艂o i wyprostowa艂 si臋, by stawi膰 jej czo艂o.

鈥 Jeste艣 niezdr贸w, m贸j m臋偶u 鈥 zacz臋艂a Mocny J臋zyk, a jej j臋zyk wyra偶a艂 opieku艅czo艣膰 偶ony 鈥 Ta ma艂a 偶mija w jedwabiach zaczarowa艂a ci臋, zatru艂a tw贸j umys艂 tak, 偶e teraz bezcze艣cisz 艣wi臋ty p艂omie艅鈥

鈥 To nie m贸j umys艂 zosta艂 zatruty 鈥 g艂os Khujangi wci膮偶 jeszcze by艂 nieco be艂kotliwy, a chocia偶 pr贸bowa艂 krzycze膰, a偶 偶y艂y nabrzmia艂y mu na skroniach, wyda艂 z siebie tylko zduszone chrypienie. 鈥 To by艂o to!

Akurat jak Srebrzysty 艢nieg zrywa艂a si臋 na nogi, jedn膮 r臋k膮 si臋gaj膮c do swojego sztyleciku o nefrytowej r臋koje艣ci, zdecydowana stan膮膰 u boku shan鈥搚u, cisn膮艂 on buk艂akiem, kt贸ry zawiera艂 to kobyle mleko, w Mocny J臋zyk. Mocny J臋zyk zr臋cznie usun臋艂a si臋 w bok, 偶eby nie pad艂a na ni膮 przypadkiem ani kropelka z tego, co zawiera艂 buk艂ak, jeszcze jeden dow贸d na to, 偶e wiedzia艂a, co zawiera艂.

鈥 Pr贸bowa艂a艣 zabi膰 moj膮 偶on臋 鈥 wyszepta艂. 鈥 Zabi膰 j膮 i zabi膰鈥

鈥 Tak, i zabi膰 ciebie, stary ramolu, tak jak rozwala si臋 g艂ow臋 zwierz臋ciu, kt贸re je wi臋cej, ni偶 jest tego warte. Twoje s艂o艅ce zasz艂o; czas, 偶eby w艂adza przesz艂a do m艂odszych, 艣mielszych m臋偶czyzn. Takich jak Tadiqan, kt贸rego krew nie zmieni艂a si臋 w mleko, bo jaki艣 rozpuszczony dzieciak u艣miecha si臋 i 艣piewa przez sw贸j szpiczasty nos!

Czy wy to s艂yszycie! 鈥 chcia艂a krzykn膮膰 Srebrzysty 艢nieg; ale nie by艂o nikogo, kto m贸g艂by jej s艂ucha膰. Na rozkaz Mocnego J臋zyka umkn臋艂y wszystkie kobiety. Starzy m臋偶czy藕ni, tacy jak sam Khujanga, drzemali, a wojownicy dopiero teraz nadje偶d偶ali.

鈥 Rozka偶臋, by ci臋 stratowa艂o stado koni! 鈥 艣lubowa艂 najstarszej 偶onie.

鈥 Ty? 鈥 Roze艣mia艂a si臋, pozornie ca艂kiem zadowolona. 鈥 Ty b臋dziesz le偶a艂 pod swoim kurhanem!

Znowu jej palce zacz臋艂y porusza膰 si臋 po magicznym b臋benku, wybijaj膮c rytm tak szybki, 偶e nawet serce jakiego艣 m艂odego, 偶ywotnego m臋偶czyzny nie wytrzyma艂oby go przez d艂u偶szy czas. Chocia偶 Khujanga jedn膮 d艂oni膮 szarpa艂 si臋 za gard艂o, a twarz mu spurpurowia艂a i krztusi艂 si臋 w艂asnym j臋zykiem, to rzuci艂 si臋 na ni膮 poprzez zalane palenisko, podobnie jak przed chwil膮 na Srebrzysty 艢nieg.

B臋benek wylecia艂 jej z r臋ki, ale sta艂a niewzruszenie nad shan鈥搚u, kt贸ry le偶a艂 na twarzy, z rzadk膮 brod膮 zanieczyszczon膮 popio艂em i 艣lin膮.

Mimo upa艂u, jaki panowa艂 tego wieczora, Srebrzysty 艢nieg zadr偶a艂a i odwr贸ci艂a starego cz艂owieka r臋kami, kt贸re鈥 mia艂a takie uczucie鈥 moczy艂a przez p贸艂 dnia w strumieniu zasilanym przez l贸d. Cia艂o jego wydawa艂o si臋 lekkie jak cia艂o 艣wierszcza, a oczy ju偶 zmatowia艂y, zasnu艂 je kurz, kt贸ry wype艂ni艂 je przy upadku.

Nie 偶y艂 ju偶, zanim pad艂 na ziemi臋.

Umar艂 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. A razem z nim umar艂a jej nietykalno艣膰, nawet je偶eli w膮t艂a, dla Mocnego J臋zyka i jej z艂o艣liwego syna, kt贸ry b臋dzie rz膮dzi艂, je偶eli tylko Mocnemu J臋zykowi uda si臋 wezwa膰 go tutaj.

鈥 Vughturoi 鈥 powiedzia艂a p贸艂g艂osem Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Musz臋 go wezwa膰. 鈥 Kogo mog艂aby wys艂a膰 po niego? Odwr贸ci艂a si臋, wzrokiem szukaj膮c Wierzby, kt贸ra 艣pieszy艂a do niej tak straszliwie niezdarnie, 偶e ka偶dy jej krok grozi艂, 偶e si臋 przewr贸ci.

鈥 Wzywaj swojego obro艅c臋, ale przyb臋dzie za p贸藕no 鈥 zapewni艂a j膮 Mocny J臋zyk. Chocia偶 starannie uwa偶a艂a, 偶eby si臋 nie odwr贸ci膰 plecami do pani Srebrzysty 艢nieg, schyli艂a si臋 teraz z jak膮艣 monumentaln膮 pewno艣ci膮, by podnie艣膰 sw贸j magiczny b臋benek z pl膮taniny dywan贸w, pod kt贸r膮 si臋 potoczy艂.

Srebrzysty 艢nieg mog艂a sobie wyobrazi膰 jego g艂os, pulsuj膮cy w cichym powietrzu, wzywaj膮cy do powrotu Tadiqana, by 偶膮da膰 tytu艂u, stad i w艂adzy shan鈥搚u鈥 i samej Srebrzysty 艢nieg. 呕贸艂膰 zala艂a jej usta i obawia艂a si臋, 偶e padnie na kolana przy ognisku i zbezcze艣ci je jeszcze bardziej, wymiotuj膮c, a偶 stanie si臋 zupe艂nie pusta. Ale przecie偶 by艂a m艂odsza, szybsza ni偶 Mocny J臋zyk.

Wyci膮gaj膮c n贸偶 rzuci艂a si臋 w stron臋 b臋benka i pchn臋艂a napi臋t膮 na nim sk贸r臋, kt贸ra wyda艂a westchnienie, przypominaj膮ce czyje艣 ostatnie tchnienie. Wybacz mi 鈥 pomy艣la艂a, chocia偶 nie wiedzia艂a do kogo si臋 zwraca. Mo偶e tylko uwolni艂a ducha, kt贸ry szarpa艂 si臋 w m臋ce przez te wszystkie lata, odk膮d Mocny J臋zyk wykorzysta艂a ludzkie cia艂o, by da艂o jej magicznemu b臋benkowi g艂os.

Srebrzysty 艢nieg dysza艂a podnosz膮c si臋 na nogi, by stawi膰 czo艂o Mocnemu J臋zykowi. Ba艂a si臋 鈥 z pewno艣ci膮 czu艂a strach, mo偶e nawet wi臋kszy strach ni偶 ten, kt贸ry prze偶y艂a czekaj膮c na atak bandyt贸w na drodze do Chang鈥檃n albo wy艣lizguj膮c si臋 ze swego namiotu, by podkra艣膰 si臋 do bia艂ego tygrysa. Po 艣mierci Khujangi t臋 kobiet臋 musi uwa偶a膰 teraz za swego otwartego wroga. Srebrzysty 艢nieg trzyma艂a sztylet w pogotowiu.

Mocny J臋zyk skrzy偶owa艂a tylko ramiona na swoim masywnym 艂onie i roze艣mia艂a si臋. Z zuchwa艂膮 powolno艣ci膮 wsun臋艂a jedn膮 r臋k臋 w zanadrze swojej szaty i wyci膮gn臋艂a postrz臋piony, splamiony krwi膮 zwitek jedwabiu, nosz膮cy piecz臋cie, kt贸re Srebrzysty 艢nieg rozpozna艂a.

鈥 Ofiara polowania bia艂ego tygrysa 鈥 szydzi艂a szamanka.

鈥 Daj mi to! 鈥 za偶膮da艂a Srebrzysty 艢nieg. Skoczy艂a naprz贸d, by ci膮膰 Mocny J臋zyk w r臋k臋 i wyrwa膰 cenny list, kt贸ry przynosi艂 jej wie艣ci i rad臋 z Ch鈥檌n. Od jej sztyletu na r臋ce starszej kobiety pokaza艂a si臋 cienka, krwawa pr臋ga, ale w nast臋pnej chwili silnie pchni臋cie spowodowa艂o, 偶e przelecia艂a przez namiot i pad艂a jak d艂uga na stos poduszek.

Mocny J臋zyk podesz艂a i stan臋艂a nad ni膮.

鈥 Le偶 tak i czekaj, a偶 przyjdzie Tadiqan. A le偶膮c my艣l o tym!

Rozerwa艂a os艂onki listu, kt贸re nale偶a艂o otwiera膰 z szacunkiem, i pomacha艂a pani Srebrzysty 艢nieg przed nosem jedwabiem, pokrytym nadzwyczaj czystymi poci膮gni臋ciami p臋dzelka.

鈥 Co on ci m贸wi, dziewczyno? 呕eby艣 czule grucha艂a nad dzikusami 鈥 przy tym ostatnim s艂owie niemal splun臋艂a 鈥 a偶 staniemy si臋 tacy s艂abi jak wy w Pa艅stwie 艢rodka i da si臋 nas zwyci臋偶y膰? Czy ka偶e ci to strzec si臋 Fu Yu, kt贸rzy b臋d膮 jak silna prawa r臋ka mojego syna, pomagaj膮ca odepchn膮膰 was za wasz g艂upi mur, a potem zwali膰 go wam na g艂owy? I nie tylko Fu Yu. Ten, kt贸ry powinien by艂 rz膮dzi膰 Yueh鈥揷hih, jedzie razem z nimi i na rozkaz mojego syna zbierze armi臋! Przysi膮g艂, 偶e czaszka Vughturoi b臋dzie mu s艂u偶y艂a za czar臋, jako zemsta za z艂e obchodzenie si臋 z jego ojcem, dok膮d nie zdob臋dzie czaszki waszego Cesarza!

鈥 Daj mi to! 鈥 Srebrzysty 艢nieg rzuci艂a si臋 ponownie na Mocny J臋zyk i znowu kobieta rzuci艂a j膮 na ziemi臋.

鈥 Nie pr贸buj na mnie swoich si艂! 鈥 zawo艂a艂a szamanka. Strzeli艂a palcami i niewolnica poda艂a jej czar臋 z czaszki, kt贸ra zawiera艂a to 鈥 gdyby jej 偶ycie mia艂o by膰 tak gorzkie, jak mia艂a nadziej臋 Mocny J臋zyk 鈥 czego mo偶e po偶a艂uje, 偶e nie wypi艂a. Szamanka wytar艂a czar臋 kawa艂kiem sk贸ry, nast臋pnie postawi艂a j膮 na siedzeniu Khujangi, przy kt贸rym upad艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Le偶 tam i przygotuj si臋 na powitanie mojego syna i twojego nowego pana鈥 c贸rko!

Pogardliwie odwr贸ci艂a si臋 plecami do mniejszej kobiety i podesz艂a do ognia, kt贸ry wci膮偶 jeszcze pali艂 si臋 jasno. Droga wypad艂a jej tu偶 przy ciele shan鈥搚u, a jej szaty omiot艂y mu twarz. 艢miej膮c si臋, cisn臋艂a list z Ch鈥檌n w p艂omienie.



Rozdzia艂 dziewi臋tnasty


Starsza Siostro, Starsza Siostro! 鈥 Wierzba rzuci艂a si臋 przy niej na ziemie. 鈥 Czy nic ci si臋 nie sta艂o?

鈥 To teraz niewa偶ne! 鈥 wykrztusi艂a Srebrzysty 艢nieg. Ani wsp贸艂czucie, ani 偶adna czu艂o艣膰 nie przywr贸ci艂yby jej si艂 w taki spos贸b, jak ca艂a gro藕ba, kt贸r膮 Mocny J臋zyk zawar艂a w tym jednym s艂owie: c贸rko. I znowu kuli艂y si臋 obydwie z Wierzb膮 w zniszczonym wozie, boj膮c si臋 bandyt贸w nosz膮cych znak czerwonych brwi, wystraszone, ale zdecydowane raczej umrze膰, ni偶 da膰 si臋 zgwa艂ci膰. I znowu przed Synem Niebios stawia艂a czo艂o skorumpowanemu eunuchowi.

Okrzykni臋to j膮 kr贸low膮, kt贸ra przynosi Hiung鈥搉u pok贸j. Jakie to mia艂o znaczenie, 偶e shan鈥搚u, kt贸remu j膮 po艣lubiono, le偶a艂 martwy? By艂a wci膮偶 kr贸low膮 Hiung鈥搉u i, na wszystko co sobie ceni艂a, b臋dzie mia艂a co艣 do powiedzenia w sprawie, kto b臋dzie jej nast臋pnym panem.

鈥 Vughturoi 鈥 rozkaza艂a Wierzbie. 鈥 Musimy go tu 艣ci膮gn膮膰.

Pierwszy z ksi膮偶膮t, kt贸ry wr贸ci i zobaczy cia艂o swojego ojca, odziedziczy jego tytu艂: takie by艂o prawo. Srebrzysty 艢nieg zdawa艂a wi臋c sobie spraw臋, 偶e b臋dzie to wy艣cig pomi臋dzy moc膮 Mocnego J臋zyka a wszelkimi czarami, jakie zdo艂a przywo艂a膰 Wierzba.

Ku jej zdumieniu Wierzba nie odczo艂ga艂a si臋 do k膮ta, by rozpocz膮膰 pe艂ne m臋czarni spazmy przemiany z dziewczyny w lisa. Zamiast tego chwiejnie min臋艂a t艂um Hiung鈥搉u, p艂ac膮c kuksa艅cem za kuksaniec, potykaj膮c si臋, ale jako艣 utrzymuj膮c na nogach, a偶 dr偶膮c stan臋艂a w p贸艂mroku. Jej usta wyda艂y trajkocz膮cy, szczekliwy d藕wi臋k, na kt贸ry ze wszystkich stron rozleg艂a si臋 odpowied藕. Jeszcze przez moment Wierzba tak sta艂a. Potem pad艂a na kolana i jedn膮 wyci膮gni臋t膮, dygoc膮c膮 d艂oni膮 przyg艂adzi艂a futro olbrzymiego lisa, kt贸ry ni st膮d, ni zow膮d pojawi艂 si臋 u jej st贸p. Zwierz臋 wtuli艂o nos w jej r臋k臋, szczekn臋艂o jeszcze raz i znikn臋艂o w mrokach nocy.

Wtedy Wierzba ruszy艂a powoli w d贸艂 艂agodnym zboczem, na kt贸rym rozbito wielki namiot, w kierunku gdzie przedtem le偶a艂 Basich. Rozbudzony przez krzyki i tumult w wielkim namiocie, chwyci艂 sw膮 w艂asn膮 bro艅 i 艣pieszy艂 teraz w g贸r臋 zbocza do Wierzby, najlepiej jak potrafi艂, kulej膮c tak jak ona. Z艂apa艂 j膮 za rami臋 i wepchn膮艂 j膮 pomimo jej protest贸w z powrotem do namiotu.

Srebrzysty 艢nieg podesz艂a do cia艂a starego shan鈥搚u. Pr贸bowa艂a sama wcze艣niej obr贸ci膰 go i uda艂o jej si臋 to tylko po cz臋艣ci. Teraz jego oczy wpatrywa艂y si臋 w dach namiotu, a ramiona mia艂 szeroko rozrzucone. By艂 starym cz艂owiekiem; na sw贸j spos贸b by艂 dobrym przyjacielem Ch鈥檌n; i by艂 偶yczliwy dla niej. Ani poczucie przyzwoito艣ci, ani obowi膮zku nie pozwala艂y tak go zostawi膰, 偶eby le偶a艂 jak d艂ugi, pozbawiony godno艣ci jak膮 daje 偶a艂oba i czuwanie przy zmar艂ym. Ukl臋k艂a i trzyma艂a d艂o艅 na jego zaszklonych oczach, z kt贸rych na zawsze znikn臋艂y spryt i ca艂y humor, dok膮d nie przesta艂y si臋 otwiera膰 i wtedy zabra艂a r臋k臋. Potem skrajem r臋kawa otar艂a mu z twarzy brud i zaschni臋t膮 艣lin臋, pr贸bowa艂a doprowadzi膰 do porz膮dku jego rzadk膮 brod臋 i z艂agodzi膰 wyraz jego strasznie wykrzywionej twarzy.

I w艂a艣nie wtedy b臋ben rozpocz膮艂 swoje natarczywe bum鈥 bum鈥 bum. Mocny J臋zyk nie traci艂a czasu, od razu naprawi艂a ten sw贸j przekl臋ty magiczny b臋benek.

A czyj膮 sk贸r膮 pos艂u偶y艂a si臋 tym razem? Srebrzysty 艢nieg przeszed艂 dreszcz.

Zawsze dot膮d, kiedy by艂a w niebezpiecze艅stwie, Khujanga stawa艂 w jej obronie. Je偶eli mia艂a jeszcze jak膮kolwiek nadziej臋, 偶e tylko omdla艂, ta nadzieja ju偶 przepad艂a bez reszty. Oczy jej si臋 zaszkli艂y i 艂zy spad艂y na d艂onie, zaj臋te prostowaniem jego pokr臋conych cz艂onk贸w, uk艂adaniem shan鈥搚u w bardziej godnej pozycji.

Krople krwi wsi膮k艂y obok niego w zakurzony dywan. Srebrzysty 艢nieg wyda艂a cichutki okrzyk, kiedy Basich kl臋ka艂 ko艂o niej. 艢wie偶e 艣lady na jego twarzy 艣wiadczy艂y, 偶e obchodzi 偶a艂ob臋 po swoim zmar艂ym wodzu zgodnie ze zwyczajem Hiung鈥搉u, kt贸rzy wyci膮gali no偶e i rozcinali sobie policzki, by okaza膰 sw贸j smutek. P艂akali nie 艂zami, ale krwi膮.

鈥 Pozw贸l, pani. 鈥 Podni贸s艂 cia艂o Khujangi, zani贸s艂 je przed miejsce, gdzie ten zwykle siadywa艂, i ceremonialnie z艂o偶y艂 je na dywanach. Popatrzy艂 na odra偶aj膮c膮 czar臋 i skrzywi艂 si臋.

Srebrzysty 艢nieg przyci膮gn臋艂a poduszk臋 do boku zmar艂ego shan鈥搚u, tak samo jak robi艂a, kiedy 偶y艂. Nie odczuwa艂a 偶adnego l臋ku, 偶adnej odrazy do zmar艂ego.

鈥 Ona 鈥 wskaza艂 brod膮 na Wierzb臋 鈥 m贸wi, 偶e zrobi艂a wszystko, co mog艂a, 偶eby 艣ci膮gn膮膰 tu mojego ksi臋cia. Ja tak偶e pojad臋鈥

鈥 Pojedziesz? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Przecie偶 ty ledwo si臋 trzymasz na nogach!

Na jego umazanej krwi膮 twarzy l艣ni艂 smutek i co艣 w rodzaju ch艂odnej dumy.

鈥 Zapominasz, pani. Jestem jednym z Hiung鈥搉u, a my je藕dzimy niemal zanim nauczymy si臋 chodzi膰. Grzbiet mojej klaczy jest dla mnie lepszy ni偶 艂贸偶ko. Sprowadz臋 z powrotem mojego ksi臋cia, by nas mia艂 w swojej opiece. 鈥 Wyda艂 z siebie bezs艂owny krzyk i chwiejnie wyszed艂 z namiotu.

Kobiety Srebrzystego 艢niegu przysz艂y i przycupn臋艂y ko艂o niej. Pier艣cieniem otoczyli je najstarsi m臋偶czy藕ni szczepu, kt贸rzy byli zbyt starzy, by walczy膰. M艂odsi wojownicy, kt贸rzy nie pojechali ani z Vughturoi, ani Tadiqanem, przygl膮dali si臋, oczy mieli po偶膮dliwe, ciekawe. Wszyscy na policzkach mieli krwawi膮ce ciecia, wszyscy nosili ostrza lub 艂uki i ka偶dy z nich by艂 osobi艣cie komu艣 oddany 鈥 Srebrzysty 艢nieg zmusi艂a si臋, 偶eby nie zgadywa膰, czy shan鈥搚u, kt贸ry ju偶 nie 偶y艂, czy starszemu ksi臋ciu, czy Vughturoi.

A gdybym tak rozkaza艂a: 鈥瀂abijcie no t臋 czarownic臋鈥? 鈥 pomy艣la艂a.

W my艣lach ukaza艂a si臋 jej twarz ojca tak wyra藕nie, jak gdyby kl臋cza艂a u jego st贸p. Nie wolno jej wydawa膰 rozkaz贸w, kt贸re nie zostan膮 natychmiast wykonane 鈥 albo kt贸rych wykonania nie potrafi sama narzuci膰. By艂a zaledwie kr贸low膮 po zmar艂ym shan鈥搚u i nie urodzi艂a 偶adnego dziecka; na s艂uchanie jej przyjdzie czas, kiedy Hiung鈥搉u zdecyduj膮, czy przy nowym w艂adcy b臋dzie r贸wnie偶 mia艂a takie wp艂ywy, jakimi cieszy艂a si臋 przy starym.

A przecie偶 Mocny J臋zyk pr贸bowa艂a mnie otru膰. Ona w艂a艣ciwie przyzna艂a si臋 do tego przed鈥 moim m臋偶em.

Nie widzia艂 jednak tego nikt poza Khujang膮. I czy jej si臋 to podoba艂o czy nie, Mocny J臋zyk by艂a znajom膮 im w艂adz膮, by艂a szamank膮 plemienia, bali si臋 jej. Nie, oni nie wedr膮 si臋 do jej namiotu, 偶eby j膮 zabi膰鈥 chyba nie?

Wystarczaj膮co ju偶 d艂ugo 偶y艂a w艣r贸d Hiung鈥搉u, 偶eby wiedzie膰, 偶e warto spr贸bowa膰. Vughturoi 鈥 w艣lizgn臋艂a si臋 do jej umys艂u ta s艂odka, zdradziecka my艣l. Vughturoi b臋dzie si臋 spodziewa艂, 偶e b臋dzie si臋 broni艂a, tak jak to zawsze robi艂a.

鈥 Najlepszy m臋偶czyzna spo艣r贸d was 鈥 powiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg spokojnie 鈥 przyniesie mi g艂ow臋 Mocnego J臋zyka.

Ten, kt贸ry si臋 podni贸s艂, nie by艂 m臋偶czyzn膮, tylko ch艂opcem o pe艂nej zapa艂u twarzy. Schyliwszy si臋 przed Srebrzystym 艢niegiem w niezgrabnym, chocia偶 g艂臋bokim uk艂onie, chwyci艂 w艂贸czni臋 i wybieg艂 p臋dem z wielkiego namiotu do tego miejsca, gdzie, jak wiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg, Mocny J臋zyk kaza艂a ustawi膰 swoj膮 kwater臋.

Us艂ysza艂a jego przera藕liwy krzyk w tym samym momencie, kiedy z rykiem i smrodem pal膮cego si臋 cia艂a buchn膮艂 migotliwy blask 艣wiat艂a, jak olej wylany na ognisko o p贸艂nocy. Jeszcze dw贸ch ch艂opc贸w zerwa艂o si臋 na nogi, na twarzach ich w艣ciek艂o艣膰 walczy艂a z groz膮, ale Srebrzysty 艢nieg unios艂a d艂o艅.

鈥 Nie 鈥 szepn臋艂a. 鈥 呕adnego z was ju偶 nie zaryzykuj臋.

Podobnie jak to by艂o w Zimnym Pa艂acu, Srebrzysty 艢nieg siedzia艂a i czeka艂a, podczas gdy noc mija艂a, a uderzenia b臋bna z namiotu Mocnego J臋zyka stawa艂y si臋 coraz g艂o艣niejsze i coraz bardziej nagl膮ce. Monotonny 艣piew wzni贸s艂 si臋, opad艂 i znowu wzni贸s艂 si臋, ju偶 bardziej ochryple. Hiung鈥搉u patrzyli, r贸wnie nieruchomi jak Khujanga, ale du偶o mniej spokojni.

A Srebrzysty 艢nieg kl臋cza艂a tam, pozbawiona nawet tej pociechy, jak膮 nios艂a ze sob膮 obecno艣膰 Wierzby. Czy w tym w艂a艣nie momencie kulej膮cy lis przepycha艂 si臋 przez trawy ku ksi臋ciu Hiung鈥搉u? Mo偶e on go us艂yszy, si臋gnie od niechcenia po w艂贸czni臋 albo po 艂uk, kt贸rymi tak po mistrzowsku w艂ada艂鈥 鈥 Nie! 鈥 Srebrzysty 艢nieg obj臋艂a si臋 ramionami i ko艂ysa艂a si臋 w ty艂 i w prz贸d, jak gdyby lamentuj膮c w 偶a艂o艣ci nad cia艂em swego m臋偶a. Sob贸l podnios艂a si臋 i przynios艂a obszyt膮 futrem opo艅cz臋. Mimo 偶e by艂a to letnia noc, Srebrzysty 艢nieg wdzi臋czna by艂a, 偶e opo艅cza jest taka ciep艂a.

Podnios艂a wzrok i popatrzy艂a na t臋 kobiet臋, kt贸ra pierwsza ze swego ludu podesz艂a do Srebrzystego 艢niegu z serdeczno艣ci膮, a nie respektem czy ciekawo艣ci膮. Tej nocy mo偶e ucierpie膰 za t臋 lojalno艣膰. Wszystko zale偶a艂o od tego, kto zwyci臋偶y w tym podw贸jnym biegu: wezwaniu przez magi臋 i dzikiej je藕dzie z powrotem do namiot贸w kr贸lewskiego klanu. Chocia偶 Tadiqan przebywa艂 w艣r贸d Fu Yu, 艣mia艂o m贸g艂 ju偶 wyruszy膰 w drog臋 powrotn膮; a stada, kt贸rych inspekcj臋 przeprowadza艂 Vughturoi, rozproszone by艂y po wielkich obszarach stepu.

Ciemno艣膰 sp艂owia艂a w szaro艣膰, a wszystkie ogniska w namiotach wygas艂y. Stopniowo uderzenia w b臋ben i monotonny 艣piew, dobiegaj膮cy z namiotu Mocnego J臋zyka, przycich艂y zupe艂nie. O 艣wicie powr贸ci艂a Wierzba, id膮c bardzo powoli, jakby chroma noga dokucza艂a jej bardziej ni偶 zwykle. Z bezgraniczn膮 troskliwo艣ci膮 usadowi艂a si臋 przy swojej pani. Kiedy Srebrzysty 艢nieg odwr贸ci艂a si臋, 偶eby j膮 pozdrowi膰, odpowiedzia艂a tylko westchnieniem i bladym u艣miechem wdzi臋czno艣ci za ofiarowan膮 sobie poduszk臋.

艢wit rozja艣ni艂 si臋 w bezchmurny poranek. S艂o艅ce wspinaj膮c si臋 w stron臋 zenitu 艣wieci艂o niemal bia艂o, zapowiada艂 si臋 gor膮cy dzie艅. Mo偶e tak si臋 sta膰 鈥 my艣la艂a Srebrzysty 艢nieg 鈥 偶e 偶aden z ksi膮偶膮t nie przyjedzie na czas, by zobaczy膰 cia艂o swojego ojca, kt贸rego w tym upale nie da si臋 d艂ugo zachowa膰. Zapad艂e rysy twarzy ju偶 zmienia艂y kolor, wkr贸tce cia艂o zacznie puchn膮膰. Srebrzysty 艢nieg poci膮gn臋艂a nosem, ale nie poczu艂a niczego poza zapachem popio艂u, potu i napi臋cia.

Pozwoli艂a, by z ramion opad艂a jej obszyta futrem opo艅cza. Wierzba z艂o偶y艂a j膮 i od艂o偶y艂a na bok.

Jaki艣 cie艅 zas艂oni艂 艣wiat艂o s艂oneczne u wej艣cia do namiotu. Powoli, z namaszczeniem Mocny J臋zyk przesz艂a przez t艂um wpatrzonych w ni膮 Hiung鈥搉u, jak gdyby nie istnieli, zatrzymuj膮c si臋 dopiero kiedy stan臋艂a przed cia艂em shan鈥搚u. Za ni膮 podni贸s艂 si臋 pomruk, a m臋偶czy藕ni i kobiety w namiocie zdawali si臋 rozdziela膰 podobnie jak d艂ugie 藕d藕b艂a trawy gn膮 si臋 w r贸偶nych kierunkach na silnym wietrze, zapowiadaj膮cym w艣ciek艂膮 burze. Niekt贸rzy z wojownik贸w przypatrywali si臋 ju偶 sobie z namys艂em w oczach, zastanawiaj膮c si臋, po kt贸rej stronie b臋d膮 walczyli, gdyby Tadiqan i Vughturoi si臋 pobili.

Nie zaszczycaj膮c spojrzeniem ani swego zmar艂ego pana, ani Srebrzystego 艢niegu, Mocny J臋zyk r贸wnie偶 ukl臋k艂a. Po艂膮czeni wsp贸lnym niepokojem czekali. Od czasu do czasu kto艣 przynosi艂 wod臋, kt贸r膮 popijali. Poza tym nie by艂o 偶adnych bia艂ych szat, wynaj臋tych p艂aczek ani wyszukanych przygotowa艅. Jeszcze nie. Wojownicy pokaleczyli sobie twarze, kobiety czeka艂y. Nast臋pny shan鈥搚u wyda rozkazy, jakich b臋dzie trzeba.

Rozleg艂 si臋 t臋tent kopyt i po艂owa ludzi w namiocie zerwa艂a si臋 na nogi. Srebrzysty 艢nieg 艣cisn臋艂a d艂onie w pi臋艣ci i wbi艂a paznokcie w cia艂o. Kolory dywan贸w i zas艂on zamaza艂y si臋 i zawirowa艂y, fa艂dy i zmarszczki namiotu wydawa艂y si臋 falowa膰 w g贸r臋 i d贸艂, co grozi艂o jej upadkiem na twarz. Nawet Mocny J臋zyk pomimo swojej ogorza艂ej cery zrobi艂a si臋 szara z niepokoju.

Ale by艂 to jeden z ch艂opc贸w, kt贸ry rzuci艂 si臋 z grzbietu swego konia do namiotu, gdzie pad艂 na twarz 鈥 wykazuj膮c doskona艂y takt, Srebrzysty 艢nieg nic nie mog艂a na to poradzi膰, 偶e to zauwa偶y艂a 鈥 w miejscu dok艂adnie r贸wno odleg艂ym od niej i jej nieprzyjaci贸艂ki.

鈥 Nadje偶d偶aj膮, o wielkie panie! 鈥 wydysza艂, a z wysi艂ku g艂os mu si臋 za艂ama艂.

鈥 Oni, dziecko? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg.

鈥 Kt贸ry z nich, ch艂opcze? 鈥 zapyta艂a Mocny J臋zyk w tym samym momencie.

鈥 Obydwaj ksi膮偶臋ta, o pot臋偶ne kr贸lowe. 鈥 Ch艂opiec spojrza艂 na jedn膮 kobiet臋, na drug膮, ukorzy艂 si臋 przed oboma nie robi膮c miedzy nimi r贸偶nicy i umkn膮艂, najwyra藕niej przedk艂adaj膮c gro藕b臋 rzeczywistej wojny nad blisko艣膰 tych dw贸ch tocz膮cych bezd藕wi臋czn膮 wojn臋 kr贸lowych.

鈥 Powitam nowego shan鈥搚u 鈥 oznajmi艂a Mocny J臋zyk, kt贸ra zerwa艂a si臋 na nogi, jak gdyby nie 偶ywi艂a cienia w膮tpliwo艣ci, 偶e to jej syn Tadiqan przyb臋dzie pierwszy.

Jak ja to wytrzymam, by patrze膰 na ten wy艣cig? 鈥 zapyta艂a sam膮 siebie Srebrzysty 艢nieg.

A jak wytrzymam nie patrz膮c? 鈥 odpowiedzia艂a sobie w chwil臋 potem i intensywnie zacz臋艂a my艣le膰 o ostatniej bitwie swojego ojca z Hiung鈥搉u. Ona r贸wnie偶, nie wzdragaj膮c si臋, stawi czo艂o swojemu losowi, nawet je偶eli mia艂o to oznacza膰 oddanie si臋 na 艂ask臋 jej ostrej, ma艂ej klingi. Podnios艂a si臋, wyprostowa艂a plecy zesztywnia艂e po nocy i dniu sp臋dzonych na czuwaniu przy zmar艂ym shan鈥搚u, i ze 艣wiadomym wdzi臋kiem wysz艂a na zewn膮trz.

W stron臋 obozowiska mkn臋艂o trzech, a nie dw贸ch je藕d藕c贸w. Ze wschodu nadje偶d偶a艂 Tadiqan, 艂uk z naci膮gni臋t膮 ci臋ciw膮 mia艂 na plecach, jego oddzia艂 rozpaczliwie usi艂owa艂 go dogoni膰. Na widok swojego syna Mocny J臋zyk zesztywnia艂a. Jej surowa twarz zdawa艂a si臋 艂owi膰 艣wiat艂o s艂o艅ca i unios艂a sw贸j magiczny b臋benek za艂atany, jak zauwa偶y艂a Srebrzysty 艢nieg, paskiem ciemniejszej sk贸ry. Szybko zacz臋艂a wybija膰 na b臋benku nagl膮cy, w艂adczy rytm, a ko艅 Tadiqana przy艣pieszy艂 kroku. Nawet z tej odleg艂o艣ci Srebrzysty 艢nieg widzia艂a, jak nisko opada ko艅ska g艂owa. Potkn膮艂 si臋, ale szybki, brutalny ruch je藕d藕ca zmusi艂 go do dalszego biegu.

Srebrzysty 艢nieg rzuci艂a spojrzenie na Wierzb臋, kt贸ra skin臋艂a g艂ow膮 i wymkn臋艂a si臋. Lis lub kilka lis贸w mog艂o wystraszy膰 ten oddzia艂 je藕d藕c贸w 鈥 albo pos艂u偶y膰 za 艂atwe przypadkowe ofiary, gdyby ukry艂y si臋 zbyt p贸藕no. Potem odwr贸ci艂a si臋, by spojrze膰 na je藕d藕ca z zachodu. By艂 to Vughturoi. Nawet gdyby by艂 dwa razy dalej, Srebrzysty 艢nieg przekonana by艂a, 偶e pozna艂aby go. Towarzyszy艂 mu tylko jeden je藕dziec, kt贸ry le偶a艂 raczej, a nie siedzia艂 w siodle, obejmuj膮c ramionami szyj臋 swojego wierzchowca, 偶eby nie spa艣膰.

鈥 Bracie 鈥 szepn臋艂a Sob贸l zza Srebrzystego 艢niegu.

Vughturoi by艂 l偶ejszy od Tadiqana, stanowi艂 mniejsze obci膮偶enie dla swojego konia, a jego wierzchowiec wydawa艂 si臋 bardziej rze艣ki. Oczy Srebrzystego 艢niegu wype艂ni艂y si臋 艂zami i zamruga艂a, 偶eby je rozp臋dzi膰. Kiedy znowu otwar艂a oczy, zobaczy艂a, 偶e ko艅 Tadiqana szarpn膮艂 si臋 w bok, potem potkn膮艂. Ze wspania艂膮, brutaln膮 umiej臋tno艣ci膮 ksi膮偶臋 opanowa艂 go i zmusi艂 do kroku, kt贸ry na wp贸艂 by艂 galopem, na wp贸艂 zataczaniem si臋. I znowu ko艅 szarpn膮艂 si臋 w bok, jak gdyby chcia艂 co艣 omin膮膰 na swojej drodze 鈥 mo偶e lisa? 鈥 i znowu upad艂. Tym razem umiej臋tno艣ci Tadiqana pozwoli艂y mu tylko odtoczy膰 si臋 z padaj膮cego konia. Ruszy艂 do przodu biegiem, w kt贸rym to sporcie Hiung鈥搉u, b臋d膮cy mistrzami jazdy na koniu, nie mieli wprawy.

Srebrzysty 艢nieg roze艣mia艂a si臋 z ulg膮.

鈥 Tak my艣lisz, c贸rko? 鈥 warkn臋艂a na ni膮 Mocny J臋zyk. 鈥 M贸j syn mo偶e nie by膰 biegaczem, ale nie ma r贸wnego sobie 艂ucznika w艣r贸d Hiung鈥搉u.

I rzeczywi艣cie, Tadiqan mia艂 napi臋ty 艂uk i si臋ga艂 po strza艂臋, a Srebrzysty 艢nieg przypomnia艂a sobie. Tadiqan w swoim ko艂czanie mia艂 kilka cudownych strza艂, kt贸re wydawa艂y lec膮c wrzask i gwizd. Ten d藕wi臋k dla wszystkich jego ludzi oznacza艂 rozkaz, by napi膮膰 艂uki i strzela膰 do tego celu co ich pan. Gdyby wycelowa艂 w m艂odszego ksi臋cia lub jego konia, Vughturoi by艂by zgubiony.

鈥 Schyl si臋! 鈥 opanowanie Srebrzystego 艢niegu p臋k艂o i wykrzykn臋艂a to na ca艂y g艂os. Teraz z kolei Mocny J臋zyk roze艣mia艂a si臋 pogardliwie.

Cisz臋 przerwa艂 gwizd, a Srebrzysty 艢nieg przycisn臋艂a d艂o艅 do ust. Drug膮 poluzowa艂a sztylet w pochwie. W艣r贸d przyjaci贸艂 Vughturoi w obozowisku podnios艂y si臋 wiwaty, kiedy ksi膮偶臋 zmusi艂 konia do wykonania ostrego kurbetu, omijaj膮c 艣mierciono艣ny grad strza艂, lec膮cych za strza艂膮 jego brata. Ten unik mu si臋 uda艂 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Ale jak d艂ugo mo偶e wymyka膰 si臋 strza艂om tak szybkim i tak 艣mierciono艣nie celnym? Nie m贸g艂, a zw艂aszcza przy tym tempie, w jakim jecha艂. Musi albo zsi膮艣膰 z konia, albo si臋 ukry膰; a wtedy Tadiqan do namiot贸w dojdzie pierwszy.

Mocny J臋zyk wymamrota艂a co艣 i na swoim zab贸jczym b臋benku zacz臋艂a wybija膰 inny rytm. Hiung鈥搉u krzykn臋li ze zgrozy i trwogi, a Srebrzysty 艢nieg pod膮偶y艂a oczami za ich pe艂nym przera偶enia wzrokiem. Pomi臋dzy obozowiskiem a ksi臋ciem Vughturoi ukaza艂a si臋 nagle 艣ciana ognia, uosobienie grozy dla ka偶dego mieszka艅ca stepu. Ta艅czy艂a i potrzaskiwa艂a, powietrze wok贸艂 niej wydawa艂o si臋 g臋stsze, 艣ci臋te od 偶aru p艂omieni.

Ko艅 Vughturoi zar偶a艂 i stan膮艂 d臋ba wpadaj膮c, jak ca艂y jego rodzaj, w panik臋.

鈥 Ten ogie艅 wymknie si臋 spod kontroli, ogarnie r贸wniny i zg艂adzi stada. Nawet te kilka zwierz膮t, kt贸re prze偶yje, umrze z g艂odu! 鈥 zawo艂a艂a Srebrzysty 艢nieg do Mocnego J臋zyka. 鈥 Jak mo偶esz skazywa膰 na zgub臋 tych ludzi, kt贸rymi ma rz膮dzi膰 tw贸j syn?

Mocny J臋zyk odwr贸ci艂a si臋, szydz膮c ze Srebrzystego 艢niegu i nie przerywaj膮c zab贸jczego, ponaglaj膮cego rytmu uderze艅 w b臋benek.

鈥 Ty g艂upia 鈥 powiedzia艂a. 鈥 To nie jest prawdziwy ogie艅 ani nie wymknie si臋 on spod mojej kontroli. Sko艅czy si臋, gdy dotknie go jaka艣 偶yj膮ca istota. Oczywi艣cie 鈥 doda艂a 鈥 ta istota z wielkim po艣piechem przestanie przechadza膰 si臋 w艣r贸d 偶yj膮cych; ale przecie偶 nie mo偶emy chcie膰 za wiele, prawda?

Istota, kt贸ra dotknie tych p艂omieni, ugasi je, a Vughturoi jecha艂 na przedzie. Dotknie ognia i umrze! Srebrzysty 艢nieg pochwyci艂a swoje d艂ugie sp贸dnice, przygotowuj膮c si臋, 偶eby pobiec w d贸艂 stoku w kierunku ognia, ale pomi臋dzy ni膮 a wybran膮 przez ni膮 艣cie偶k臋 wbieg艂 lis o l艣ni膮cym futrze, utykaj膮cy z lekka na jedn膮 艂ap臋 i sam pobieg艂 t膮 艣cie偶k膮.

Wierzbo, wracaj! Srebrzysty 艢nieg mia艂a przynajmniej na tyle rozs膮dku, 偶eby nie wykrzykn膮膰 tego na ca艂y g艂os, chocia偶 w tym momencie wrzask w艣ciek艂o艣ci i rozpaczy chyba lepiej by艂by jej zrobi艂 ni偶 srebrna czarka lodowatej wody w samo po艂udnie.

Jej krzyk echem odbi艂 g艂臋boki, m臋ski g艂os: Basich, kt贸ry ledwo si臋 trzyma艂 w siodle. Patrz膮c, jak jego pan podje偶d偶a coraz to bli偶ej do tej 艣ciany pozornie prawdziwego ognia, zaci膮艂 konia, zmuszaj膮c go, by w ostatnim wybuchu energii przegoni艂 ustaj膮cego wierzchowca Vughturoi i przeci膮艂 jego drog臋. Nie chc膮c go stratowa膰, ksi膮偶臋 szarpn膮艂 konia w bok, a Basich p臋dzi艂 swojego konia coraz bli偶ej 艣ciany ognia.

Jego ko艅 r偶a艂 i walczy艂 z nim, kiedy zbli偶ali si臋 do p艂omieni. Przecie偶 on chyba nie wp臋dzi tego biednego zwierz臋cia w p艂omienie 鈥 mia艂a nadziej臋 Srebrzysty 艢nieg. W ostatnim momencie, kiedy zdawa艂o si臋, 偶e wysoka 艣ciana ognia poch艂onie i cz艂owieka, i zwierz臋, Basich rzuci艂 si臋 z grzbietu swego konia w ogie艅.

Zd膮偶y艂 krzykn膮膰 tylko raz. Ogie艅 uni贸s艂 si臋 do g贸ry, a potem wypali艂 si臋, nie zosta艂o z niego nic, nawet pasmo wypalonej trawy, 偶eby pokaza膰, gdzie przeszed艂. Jego ko艅 zatoczy艂 szerokie, dzikie ko艂o i pobieg艂 na r贸wnin臋.

Zaniechawszy stoickiego milczenia, kt贸re by艂o zwyczajem Hiung鈥搉u, Sob贸l wyda艂a j臋k 偶a艂o艣ci. Nogi si臋 pod ni膮 ugi臋艂y i upad艂a.

鈥 Szybko, zabierzcie j膮! 鈥 rozkaza艂a Srebrzysty 艢nieg i pos艂uchano jej szybko, jak s艂ucha si臋 kr贸lowych. 呕adnego ma艂偶e艅stwa nie zaaran偶uje si臋 ju偶 pomi臋dzy Wierzb膮 a Basichem; 偶aden m臋偶czyzna nie b臋dzie si臋 ju偶 troszczy艂 o dzieci owdowia艂ej siostry; a dzieci wojownika zosta艂y osierocone. Wezm臋 je pod opiek臋 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg i uzna艂a, 偶e jest to my艣l nadziei.

W nast臋pnej chwili przeszed艂 j膮 dreszcz. Co si臋 stanie, je偶eli nawet jeszcze teraz Tadiqan wystrzeli jedn膮 z tych zab贸jczych, wrzeszcz膮cych strza艂 i trafi swego brata w plecy? Podni贸s艂 si臋 wrzask powitania, niemal nieodr贸偶nialny od wrzasku grozy i ukaza艂a si臋 stra偶 Vughturoi, mkn膮c za swoim panem, kt贸ry ich dot膮d wyprzedza艂. Niechby Tadiqan teraz wystrzeli艂, a je偶eli prze偶yje, b臋dzie rz膮dzi艂 klanem pozbawionym wojownik贸w.

Opu艣ci艂 艂uk, pochyli艂 g艂ow臋 i ci臋偶kim krokiem szed艂 w kierunku namiot贸w. Dwa razy niemal upad艂, kiedy z ukrycia w trawie poderwa艂y si臋 jakie艣 zwierz臋ta, by gry藕膰 go po nogach i ucieka膰, zanim zd膮偶y艂 je kopn膮膰, czy wyci膮gn膮膰 bro艅.

W g贸r臋 stoku, na kt贸rym rozpi臋to namiot shan鈥搚u, jecha艂 Vughturoi. Na jego widok pod pani膮 Srebrzysty 艢nieg ugi臋艂y si臋 nogi, podobnie jak przedtem pod biedn膮 Sob贸l, ale zmusi艂a si臋, by wysoko trzyma膰 g艂ow臋, chocia偶 sp艂ywaj膮ce jej po plecach w艂osy nie by艂y czesane przez dzie艅 i noc.

Odwr贸ci艂a si臋 i posz艂a na swoje miejsce u boku zmar艂ego shan鈥搚u. Niech Vughturoi znajdzie j膮 u boku swego ojca, jak przysta艂o: Khujanga by艂 wielkim w艂adc膮 i nie powinno si臋 go zostawia膰 samego. Usta i r臋ce jej dr偶a艂y, a oddech by艂 zbyt szybki. M贸wi艂a sobie, 偶e to, co odczuwa, to wdzi臋czno艣膰 za ocalenie przed 艣mierci膮 z w艂asnej r臋ki albo przed poha艅bieniem z po偶膮dliwych r膮k Tadiqana.

Nadej艣cie Vughturoi zapowiedzia艂, zamiast zwyk艂ej dla Hiung鈥搉u wylewno艣ci, powitalny pomruk i grzmot setek ko艅skich kopyt i krok贸w. Vughturoi, pokryty kurzem i 艣ladami podr贸偶y, podszed艂 do cia艂a swego ojca, wyci膮gn膮艂 n贸偶 i rozci膮艂 sobie policzki na znak 偶a艂oby. Potem po raz ostatni pad艂 na twarz przed Khujanga.

Kiedy si臋 podni贸s艂, 艂zy cz臋艣ciowo zmy艂y upuszczon膮 przez niego krew. Srebrzysty 艢nieg nie wiedzia艂a, 偶e Hiung鈥搉u potrafi膮 p艂aka膰. Jego znu偶one oczy napotka艂y na moment wzrok Srebrzystego 艢niegu i wydawa艂o si臋, 偶e na jej widok zrobi艂y si臋 cieplejsze. Natychmiast poczerwienia艂a, potem zrobi艂o jej si臋 zimno. I znowu dywany i zas艂ony zdawa艂y si臋 stapia膰 ze sob膮 w jedn膮, zbyt jaskraw膮, niemal mdl膮c膮 plam臋 barwnych odcieni. Wyrzuci艂a w bok r臋k臋, by uchroni膰 si臋 przed upadkiem.

鈥 Zajmijcie si臋 wasz膮 pani膮 鈥 rozkaza艂 Vughturoi i Srebrzysty 艢nieg poczu艂a, jak jakie艣 ramiona obejmuj膮 j膮 w dobrze znanym, pe艂nym uczucia u艣cisku: Wierzba! Dziewczyna pomog艂a jej podnie艣膰 si臋, podtrzyma艂a j膮. Srebrzysty 艢nieg chcia艂a teraz tylko spa膰, a potem mo偶e jeszcze umy膰 si臋, zanim stawi czo艂o temu, co wiedzia艂a, 偶e teraz musi zobaczy膰. A jednak na wrzaw臋, kt贸ra podnios艂a si臋 na zewn膮trz namiotu, uzbroi艂a si臋 w m臋stwo przed tym, co mia艂o teraz nast膮pi膰.

鈥 To przyby艂 m贸j brat, ten opieszalec 鈥 zauwa偶y艂 ksi膮偶臋 Vughturoi, teraz shan鈥搚u.

Odwr贸ci艂 si臋 do tronu shan鈥搚u i zobaczy艂 czar臋 z czaszki, kt贸ra na nim spoczywa艂a.

鈥 Niech kto艣 to zabierze i schowa w bezpieczne miejsce! 鈥 rozkaza艂 i usiad艂 na siedzeniu, kt贸re teraz z prawa nale偶a艂o si臋 jemu.

Kiedy dw贸ch z jego stra偶nik贸w zawaha艂o si臋, niepewnych jak膮 szkod臋 mog膮 jeszcze wyrz膮dzi膰 Mocny J臋zyk i jej syn, Vughturoi klasn膮艂 w d艂onie.

鈥 Przyprowad藕cie ich przed nasze oblicze! 鈥 Po raz pierwszy przem贸wi艂, jak na w艂adc臋 przysta艂o, a jego wojownicy po艣pieszyli, by otworzy膰 przej艣cie, kt贸rym Mocny J臋zyk i jej syn b臋d膮 mogli i艣膰, a偶 stan膮 z nim twarz膮 w twarz.

鈥 No? 鈥 zapyta艂 Vughturoi.

Tadiqan zadziera艂 g艂ow臋, najwyra藕niej przygotowany do walki na 艣mier膰 przeciw roszczeniom swojego brata do w艂adzy ich ojca, dop贸ki Mocny J臋zyk nie podnios艂a d艂oni.

鈥 Czego chcia艂by艣 偶膮da膰? 鈥 przem贸wi艂a ze swoim dawnym autorytetem szamanki.

鈥 Pos艂usze艅stwa 鈥 powiedzia艂 shan鈥搚u. Wskaza艂 dywan, na kt贸rym sta艂a szamanka.

Podnios艂y si臋 szepty, kt贸re dochodzi艂y do Srebrzystego 艢niegu, przekonuj膮ce go, by wyprawi艂 na tamten 艣wiat swego brata i jego zdradzieck膮 matk臋. W tym momencie j膮 te偶 okrutnie ci膮gn臋艂o, by przem贸wi膰 za 艣mierci膮 Mocnego J臋zyka.

鈥 Niech Boski Kr贸l pomy艣li, ile to by nam oszcz臋dzi艂o k艂opot贸w 鈥 doszed艂 do niej g艂o艣niejszy ni偶 inne szept starszego je藕d藕ca, kt贸ry przez d艂ugie lata s艂u偶y艂 Khujandze.

鈥 Tak 鈥 powiedzia艂 p贸艂g艂osem Vughturoi. 鈥 Ale nie mamy dowodu, a wojownicy naszego brata zbyt s膮 liczni, by ich doprowadza膰 do gniewu czy wyp臋dza膰, bo mo偶emy straci膰 po艂ow臋 naszych si艂 bitewnych.

Ponownie wskaza艂 na dywany.

鈥 Na twarz! 鈥 rozkaza艂. 鈥 Albo nasz rozkaz b臋dzie, jaki by膰 powinien, a nie jaki by膰 musi. Upadek na kolana przed swoim shan鈥搚u nie jest wysok膮 cen膮 do zap艂acenia za wasze 偶ycie!

I znowu wygl膮da艂o na to, 偶e Tadiqan stanie okoniem. Je偶eli raz padnie na twarz przed swoim bratem, b臋dzie po wszystkim, ju偶 nie do odwr贸cenia: p贸藕niejszy bunt b臋dzie nie tylko zdrad膮, ale bezbo偶no艣ci膮. Ale r臋ka Mocnego J臋zyka na jego ramieniu zmusi艂a go do tego, 偶eby najpierw ukl臋kn膮艂, a potem pad艂 na brzuch, podobnie jak szamanka.

鈥 Daleko lepiej zabi膰 w臋偶a, ni偶 ogrzewa膰 go przy w艂asnym ognisku 鈥 powiedzia艂a p贸艂g艂osem Wierzba. 鈥 Chod藕, Starsza Siostro, pozw贸l, 偶e si臋 tob膮 zajm臋.

I nagle pani Srebrzysty 艢nieg wyda艂o si臋, 偶e nigdy w 偶yciu nie s艂ysza艂a czego艣 bardziej cudownego ni偶 ta propozycja. W momencie kiedy Vughturoi wydawa艂 rozkazy, by ponownie rozpalono ogie艅 na paleniskach i rozpocz臋to przygotowania do pogrzebu jego ojca, obydwie z Wierzb膮 wymkn臋艂y si臋 z wielkiego namiotu do jej w艂asnego.

Wyk膮pa艂a si臋, odrobin臋 zjad艂a i czeka艂a, a Wierzba obs艂ugiwa艂a j膮, wyczesuj膮c kurz z jej w艂os贸w i rozczesuj膮c je, a偶 sp艂yn臋艂y w d贸艂 po plecach jak jedwabna prz臋dza. Potem naperfumowa艂a Srebrzysty 艢nieg jak na wesele i zawin臋艂a j膮 w delikatne jedwabie, kt贸re mia艂y odcienie brzoskwini i moreli. Dziewczyna by艂a zawsze oszcz臋dna w s艂owach, ale tego wieczoru jej niema cierpliwo艣膰 rani艂a Srebrzysty 艢nieg tak ostro, jak n贸偶 Vughturoi w 偶a艂obie jego twarz. Taktownie pr贸bowa艂a wyci膮gn膮膰 swoj膮 dziewczyn臋 na jakie艣 zwierzenia, ale to nic nie da艂o. Tak wi臋c zapo偶yczy艂a taktyk臋 od Hiung鈥搉u i przem贸wi艂a po prostu.

鈥 Sob贸l boleje 鈥 powiedzia艂a otwarcie. 鈥 Wcze艣niej dzisiaj my艣la艂am, 偶e wy dwie b臋dziecie rzeczywi艣cie mog艂y zosta膰 siostrami, 偶e porozmawiam z moim panem鈥 A teraz oni obydwaj nie 偶yj膮, ten, kt贸ry mnie po艣lubi艂; ten m艂ody, kt贸ry m贸g艂 po艣lubi膰 ciebie.

Wierzba potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 z pe艂n膮 znu偶enia cierpliwo艣ci膮.

鈥 To by艂 tylko sen, nic wi臋cej, jak opary z czwartej czary wina, Starsza Siostro. Pozwoli艂am sobie na marzenia, nic wi臋cej.

鈥 A czemu偶 by to nie mia艂o by膰 czym艣 wi臋cej? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 A czemu i teraz nie ma by膰, z in鈥

鈥 Czemu teraz nie ma by膰?! 鈥 krzykn臋艂a Wierzba, przerywaj膮c swojej pani po raz pierwszy przez te wszystkie lata, kiedy by艂y razem. 鈥 Czy potrafisz patrze膰 na mnie, patrze膰 na t臋 nog臋, kt贸ra oznacza艂aby moj膮 艣mier膰, gdyby tw贸j ojciec si臋 nade mn膮 nie zlitowa艂, i naprawd臋 o to pyta膰?

Srebrzysty 艢nieg przymkn臋艂a oczy, potrz膮saj膮c g艂ow膮 ze smutkiem.

鈥 Widz臋 tylko Wierzb臋, kt贸ra jest dla mnie jak siostra. A Hiung鈥搉u dosiadaj膮 koni. Kiedy si臋 jedzie, nikt nie jest kulawy.

鈥 Starsza Siostro. 鈥 Wierzba m贸wi艂a cicho, ale z absolutn膮 surowo艣ci膮. 鈥 Czy naprawd臋 my艣lisz, 偶e zaryzykowa艂abym wydanie na 艣wiat dziecka tak nieszcz臋snego jak ja sama? Czy naprawd臋 my艣lisz, 偶e potrafi艂abym to znie艣膰, 偶eby takie dziecko porzucono, by umar艂o i 偶eby obchodzono si臋 z nim jak ze mn膮? Poniewa偶 by艂am s艂aba, wiec przez chwil臋 odda艂am si臋 marzeniom. Zap艂aci艂am za to. Wystarczy.

Srebrzysty 艢nieg wyci膮gn臋艂a d艂o艅, wzi臋艂a swoj膮 dziewczyn臋 za r臋k臋 i siedzia艂y tak obie w milczeniu, jakby bada艂y okolic臋 tylko za pomoc膮 uszu. Od czasu do czasu s艂ysza艂a, jak w wielkim namiocie podnosz膮 si臋 okrzyki i huczne oklaski. Potem krzyki ucich艂y, a z nimi ucztowanie, kiedy Hiung鈥搉u udali si臋 do swoich namiot贸w, znu偶eni po czuwaniu przy zmar艂ym i wy艣cigu ksi膮偶膮t do boku ojca. Wci膮偶 jeszcze czeka艂a, a Vughturoi nie nadchodzi艂.

Co zrobi, je偶eli nie przyjdzie do niej? We wszystkim czego si臋 uczy艂a, nie by艂o niczego takiego, co przygotowa艂oby j膮 na 艣mia艂e szukanie go w jego w艂asnych kwaterach, 偶eby stan臋艂a z nim twarz膮 w twarz ze 艣mia艂o艣ci膮 kobiety Hiung鈥搉u. Nie: w r贸wnym stopniu by艂a dam膮 z Ch鈥檌n, jak i kr贸low膮 Hiung鈥搉u. Jako dama z Ch鈥檌n b臋dzie czeka艂a, 偶eby j膮 wezwano lub odwiedzono.

Wpadaj膮ce ukosem do jej namiotu 艣wiat艂o os艂ab艂o, potem zapad艂a noc. Zaczyna艂o brakowa膰 jej tej energii, kt贸ra j膮 dot膮d podtrzymywa艂a, i pomy艣la艂a, 偶eby uda膰 si臋 do 艂贸偶ka. A jednak uparcie czeka艂a. Kiedy up艂yn臋艂y ju偶 ca艂e la^, jak jej si臋 zdawa艂o, nagle co艣 sobie z u艣miechem przypomnia艂a. Mo偶e nie b臋dzie musia艂a ani czeka膰, ani te偶 szuka膰 swego nowego pana, nawet je偶eli on sam nie m贸g艂 si臋 zdecydowa膰, 偶eby za偶膮da膰 tego, co do niego nale偶a艂o.

鈥 Przynie艣 mi lutni臋 鈥 rozkaza艂a Srebrzysty 艢nieg Wierzbie. Nie zwa偶aj膮c na w艂asn膮 melancholi臋, Wierzba podnios艂a si臋 szybko. Srebrzysty 艢nieg u艣miechn臋艂a si臋 na widok spojrzenia dziewczyny, pe艂nego wsp贸lnej, rozradowanej przebieg艂o艣ci.

Ile偶 to ju偶 lat musia艂o up艂yn膮膰 od tego czasu, kiedy b臋d膮c w nie艂asce oddawa艂a si臋 smutkowi podczas wygnania do Zimnego Pa艂acu i pisa艂a wiersze na li艣ciach, kt贸re rzucone na wiatr przynios艂y jej przyjaciela i now膮 nadziej臋. I znowu musi pos艂u偶y膰 jej ta piosenka. Srebrzysty 艢nieg szarpn臋艂a struny lutni i za艣piewa艂a:


Jak偶e szybko przep艂ywa woda!

Zapomniana w komnatach niewie艣cich,

Dni mijaj膮 bezczynnie, daremnie.

Czerwony li艣ciu, rozkazuj臋 ci,

Masz poszuka膰 kogo艣

W 艣wiecie m臋偶czyzn.


Ach! S艂ycha膰 kroki na zewn膮trz namiotu, tak jak s艂ysza艂a je niemal ka偶dego wieczora podczas tej d艂ugiej podr贸偶y 艣lubnej do krainy Hiung鈥搉u. Tego wieczora jednak nie umilk艂y one na zewn膮trz, ale 艣mia艂o podesz艂y do wej艣cia鈥 i czeka艂y.

鈥 Pani? 鈥 Vughturoi m贸g艂 by膰 teraz shan鈥搚u, ale g艂os jego bardziej pyta艂, ni偶 偶膮da艂.

Srebrzysty 艢nieg podesz艂a do wej艣cia namiotu.

鈥 Ta oto 鈥 zacz臋艂a 鈥 b艂aga shan鈥搚u, by m贸g艂 wej艣膰. Boski Kr贸l nie potrzebuje pyta膰 tam, gdzie mo偶e rozkazywa膰.

Kiedy Vughturoi wchodzi艂 do namiotu, pad艂a na twarz w nale偶nym mu uk艂onie.

鈥 Nie, pani! 鈥 rozkaza艂. 鈥 Ty by艂a艣 kr贸low膮, zanim ja tu by艂em panem. Podnie艣 si臋!

Uparcie, krn膮brnie, Srebrzysty 艢nieg przyciska艂a twarz do barwnych jak klejnoty dywan贸w, dar贸w ojca tego m臋偶czyzny, a偶 poczu艂a jego szorstkie r臋ce na swoich ramionach, ci膮gn膮ce j膮 w g贸r臋, stawiaj膮ce znowu na nogi.

鈥 Czy ta oto mo偶e zaproponowa膰 ci wino? 鈥 zapyta艂a p贸艂g艂osem.

鈥 Popatrz na mnie, pani 鈥 rozkaza艂 Vughturoi.

Po takim rozkazie nie mia艂a oczywi艣cie wyboru, musia艂a pos艂ucha膰. Podnios艂a wzrok, napotykaj膮c jego spojrzenie i porazi艂o j膮 to samo uczucie ciep艂a, niemal powrotu do domu, a nape艂nia艂o j膮 ono wstydem 鈥 jak raz czy dwa razy przedtem, kiedy patrzy艂a na niego.

鈥 Ty 鈥 wskaza艂 palcem na Wierzb臋. 鈥 Wyno艣 si臋! Wierzba poku艣tyka艂a do wyj艣cia odwr贸ciwszy si臋 tylko, by u艣miechn膮膰 si臋 niemal zuchwale do swojej pani; a potem Srebrzysty 艢nieg znalaz艂a si臋 sam na sam z ksi臋ciem, kt贸rego wezwa艂a, by rz膮dzi艂 Hiung鈥搉u i by艂 jej wybranym panem.

鈥 Je藕dzi艂em konno w艣r贸d naszych stad 鈥 powiedzia艂 shan鈥搚u 鈥 kiedy na mojego konia zacz膮艂 szczeka膰 jaki艣 lis i nie chcia艂 si臋 oddali膰. Nie taka jest natura lisiego rodzaju. Ale przypomnia艂em sobie, 偶e takie zwierz臋 pomaga艂o nam przy walce z bia艂ym tygrysem i zboczy艂em z mojej 艣cie偶ki, by do niego do艂膮czy膰. Wkr贸tce potem spotka艂em Basicha, mojego鈥 mojego鈥 przyjaciela. 鈥 G艂os Vughturoi niemal si臋 za艂ama艂.

Srebrzysty 艢nieg, zanim wiedzia艂a, co robi, wyci膮gn臋艂a do niego r臋ce, gotowa pociesza膰 tego pana, wojownika Hiung鈥搉u, bo nawet jemu, z czego dot膮d nie zdawa艂a sobie sprawy, trzeba by艂o pociechy. Jego r臋ce opad艂y z jej ramion, by pochwyci膰 d艂onie.

鈥 Powiedzia艂 mi on o 艣mierci mojego ojca i 偶e ty鈥 偶e ty po mnie pos艂a艂a艣. Tak wi臋c pos艂usznie przyby艂em 鈥 doda艂 z ironicznym u艣miechem i skrzywi艂 si臋 w prote艣cie na wywo艂any przez ten u艣miech b贸l poci臋tej twarzy 鈥 do kr贸lowej, kt贸ra przynosi pok贸j Hiung鈥搉u. Znowu tak uczyni艂a艣.

鈥 Nie zrobi艂am nic 鈥 powiedzia艂 Srebrzysty 艢nieg 鈥 wype艂ni艂am tylko sw贸j obowi膮zek, mam nadziej臋.

Patrzy艂 na ni膮 pe艂en nie ukrywanego podziwu. Przeszed艂 j膮 dreszcz, usi艂owa艂a si臋 opanowa膰, nie uda艂o jej si臋. Gdyby mia艂a gdzie艣 pod r臋k膮 jak膮艣 ci臋偶k膮 szat臋 zwierzchni膮, z艂apa艂aby j膮 i narzuci艂a na siebie nawet w tym upale.

鈥 Milczenie i pos艂usze艅stwo, to ca艂a ty 鈥 wyrwa艂o si臋 nagle shan鈥搚u 鈥 wygl膮dasz, jakby pierwszy podmuch wiatru m贸g艂 unie艣膰 ci臋 do Nieba, kt贸re musia艂o stworzy膰 kogo艣 takiego jak ty. A przecie偶 widzia艂em, jak stawi艂a艣 czo艂o Cesarzowi, jak ratowa艂a艣 jak膮艣 dam臋, jak polowa艂a艣 na bia艂ego tygrysa. Nie wydajesz si臋 mocna: k艂aniasz si臋, jeste艣 pos艂uszna, naginasz si臋 wsz臋dzie鈥 i zupe艂nie nigdzie. I przywo艂a艂a艣 mnie do swego boku.

鈥 Ludziom 鈥 powiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Twoim ludziom, kt贸rzy s膮 teraz moimi鈥 potrzeba silnego w艂adcy.

鈥 A dopiero co przywo艂a艂a艣 mnie swoj膮 muzyk膮, jak gdyby to by艂o zakl臋cie. Ale nie chcia艂a艣 si臋 do mnie odezwa膰 nad cia艂em mego ojca, przy moich ludziach. Pani, czy by艂 jeszcze inny pow贸d, czy m贸g艂 by膰 inny pow贸d, dla kt贸rego wzywa艂a艣 mnie? 鈥 Jego s艂owa popl膮ta艂y si臋, jak gdyby mia艂 nadziej臋, 偶e ona odpowie mu 鈥瀟ak鈥. Jego r臋ce zacisn臋艂y si臋, a nast臋pnie rozlu藕ni艂y, zwa偶aj膮c na krucho艣膰 d艂oni, kt贸re 艣ciska艂.

Nadszed艂 w艂a艣nie, jak wiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg, odpowiedni moment, 偶eby wyg艂asza膰 te 艂adniutkie przemowy o wiosennych t臋sknotach, nad kt贸rymi konkubiny w Chang鈥檃n wzdycha艂y i chichota艂y. Takie przemowy zdawa艂y si臋 nale偶e膰 do 艣wiata, kt贸ry dawno temu znikn膮艂. By艂a r贸wnie niezdolna do ich wyg艂aszania jak do okie艂znania dzikiego konia. Milcz膮c odwr贸ci艂a si臋 i podesz艂a do skrzyni, w kt贸rej kilka miesi臋cy temu ukry艂a saszetk臋 na wonno艣ci, kt贸r膮 zrobi艂a z jedwabi i wspania艂ych, delikatnych sobolowych futer. Podesz艂a znowu do Vughturoi, podaj膮c mu saszetk臋 le偶膮c膮 na wyci膮gni臋tych d艂oniach.

Uchwyci艂 saszetk臋 i r臋ce, kt贸re j膮 trzyma艂y, w swoje w艂asne, pokryte bliznami palce.

鈥 Pami臋tam, widzia艂em co艣 takiego w Chang鈥檃n 鈥 powiedzia艂 jej.

Spu艣ci艂a oczy i czeka艂a.

鈥 Basich 鈥 poruszy艂 nagle Vughturoi temat, kt贸ry, jak osobi艣cie uwa偶a艂a Srebrzysty 艢nieg, absolutnie nie mia艂 nic do rzeczy. 鈥 Jego siostra zosta艂a bez opiekuna, o jego dzieci nie ma kto zadba膰. Zabior臋 Sob贸l do moich namiot贸w, jako jedn膮 z ni偶szych 偶on.

To mia艂o jednak mimo wszystko co艣 do rzeczy 鈥 zdecydowa艂a Srebrzysty 艢nieg; ale absolutnie nie by艂a zadowolona.

Musia艂a chyba skrzywi膰 si臋 z niesmakiem, bo w gardle Vughturoi zahucza艂 艣miech.

鈥 Ale Sob贸l zaczeka, je偶eli b臋dzie chcia艂a mie膰 mojego syna. Bo 偶adnej kobiety nie przed艂o偶臋 nad moj膮 kr贸low膮, kt贸ra zawsze b臋dzie moj膮 pierwsz膮 偶on膮 i urodzi mojego najstarszego syna. Czy rozumiesz mnie, pani?

Skin臋艂a g艂ow膮 dr偶膮c, jak gdyby by艂o jej zimno, chocia偶 czu艂a si臋 cudownie ogrzana i pocieszona. Pe艂en ognia wzrok Vughturoi nie wydawa艂 si臋 ju偶 taki wystraszaj膮cy. Chocia偶 by艂a w nim wiedza, kt贸rej jej by艂o brak, wiedzia艂a 偶e to ju偶 nie na d艂ugo.

鈥 A wi臋c powiedz to! 鈥 rozkaza艂.

Czemu jej po prostu nie obejmie i nie sko艅czy z tym wszystkim? 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Odpowied藕 nie by艂a taka prosta: chocia偶 prawo jego w艂asnego ludu pozwala艂o mu jej 偶膮da膰, zdecydowa艂 si臋 uszanowa膰 j膮, zaczeka膰, a偶 sama zdecyduje mu si臋 odda膰. Wyczu艂a, 偶e nie zechce czeka膰 d艂ugo. Ale tak by艂o trudno, samej odda膰.

Przez d艂ug膮 chwil臋 wpatrywa艂a si臋 w Vughturoi. Nie by艂o w膮tpliwo艣ci, nie by艂 to Han, nie by艂 to te偶 po prostu Hiung鈥搉u: by艂 sob膮. Z t膮 my艣l膮 przebrn臋艂a przez moment kapitulacji.

Srebrzysty 艢nieg u艣miechn臋艂a si臋.

鈥 My艣l臋 鈥 powiedzia艂a, uwa偶nie rozwa偶aj膮c ka偶de s艂owo 鈥 偶e w granicach rozs膮dku zawsze rozumieli艣my si臋 dobrze.

Vughturoi zrobi艂 krok do przodu i uni贸s艂 d艂o艅, by wzi膮膰 j膮 pod brod臋 i podnie艣膰 jej twarz, by m贸g艂 w ni膮 spojrze膰. Srebrzysty 艢nieg zda艂a sobie nagle spraw臋, 偶e by艂 pogr膮偶ony w smutku, du偶o bardziej znu偶ony ni偶 ona. Mo偶e da膰 mu t臋 pewno艣膰, kt贸rej wyra藕nie u niej szuka艂, i pozwoli膰 mu spocz膮膰 w spokoju albo mo偶e dalej odgrywa膰 te gry dam z Chang鈥檃n.

U艣miechn臋艂a si臋 i zobaczy艂a, jak jego smutek i niepewno艣膰 zmieniaj膮 si臋 w swego rodzaju uniesienie. 艢mia艂o teraz spojrza艂a mu w oczy. Tam gdzie chodzi艂o o niego, sko艅czy艂a ze spuszczaniem oczu. Zala艂a j膮 rado艣膰 i zadr偶a艂a tak jak wtedy, kiedy wiatr przeczesywa艂 stepy, zmieniaj膮c na wiosn臋 d艂ugie 藕d藕b艂a w srebro.

鈥 Shan鈥搚u Khujanga 鈥 powiedzia艂a swojemu nowemu panu 鈥 by艂 mi bardziej ojcem ni偶 ma艂偶onkiem. B臋dzie mi go brakowa艂o. Ale nie mia艂am ani m臋偶a, ani syna. Jednak teraz鈥

鈥 Teraz b臋dziesz mia艂a obydwu 鈥 przyrzek艂 Vughturoi i przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie, mocno przytulaj膮c. Mia艂 bardzo mocne ramiona, jednak wiedzia艂a, 偶e gdyby chcia艂a mu si臋 wyrwa膰 przynajmniej na razie, da艂by jej prawo do tej swobody. Mo偶e na jaki艣 czas; ale nie na zawsze. A nie chcia艂a unika膰 jego obj臋膰, kt贸re nie by艂y u艣ciskami kogo艣 nieznanego ani obcoplemie艅ca. Vughturoi by艂 jej pierwszym or臋downikiem, pierwszym z Hiung鈥搉u, kt贸ry przed艂o偶y艂 j膮 nad inn膮 ksi臋偶niczk臋 i karawan臋 jedwabi i klejnot贸w. By艂 jej pierwszym przyjacielem, jej obro艅c膮 w czasie d艂ugiej, d艂ugiej drogi na Zach贸d.

A ona wykona艂a dla niego t臋 wonn膮 saszetk臋. Srebrzysty 艢nieg zebra艂a si臋 na odwag臋 i podnios艂a oczy. Vughturoi znowu na ni膮 patrzy艂 tak jak tamtej nocy, kiedy wybieg艂a z namiotu, okryta tylko nocnym strojem i rozpuszczonymi w艂osami. W jedwabiach, kt贸re mia艂a na sobie, by艂o jej za gor膮co, ale ich pieszczota przepe艂nia艂a j膮 jak膮艣 tajemn膮 rozkosz膮. Po rozpalonych oczach Vughturoi pozna艂a, 偶e podziela艂 ten sekret. Poniewa偶 od dalszego patrzenia na niego czu艂a si臋 zmieszana, pozwoli艂a sobie oprze膰 si臋 o tego m臋偶czyzn臋, kt贸ry bra艂 j膮 za 偶on臋, s艂uchaj膮c bicia jego serca, kt贸re w odr贸偶nieniu od pulsowania b臋benka Mocnego J臋zyka nie grozi艂o jej, a obiecywa艂o si艂臋 i trwa艂膮 lojalno艣膰 na wszystkie nadchodz膮ce dni鈥 dni, kt贸re b臋d膮 dzieli膰 ze sob膮.



Rozdzia艂 dwudziesty


Kr贸lowa, kt贸ra przynosi Hiung鈥搉u pok贸j, siedzia艂a w otoczeniu swoich dam i stra偶nik贸w przy pustym krze艣le shan鈥搚u i oczekiwa艂a na jego powr贸t. Po tym, jak wygnano j膮 daleko od domu, stworzy艂a sobie nowy dom i siedzia艂a teraz w艣r贸d m臋偶czyzn i kobiet, kt贸rzy stali si臋 jej przyjaci贸艂mi, czekaj膮c na powr贸t swojego m臋偶a, Vughturoi.

Dni lata min臋艂y zbyt szybko, jak bursztynowe paciorki nanizane na jedwabn膮 ni膰. 呕a艂owa艂a teraz tylko, 偶e nie mo偶e ich zachowa膰, tak jak bursztyn zachowuje nasionko, owada czy p臋cherzyk powietrza, kt贸re w nim utkwi艂y. Dopiero teraz, z nadej艣ciem jesieni, step stawa艂 si臋 szkar艂atny, ale to lato, pierwsze lato jej prawdziwego ma艂偶e艅stwa, pozostawi艂o po sobie chyba niezatarte wspomnienia: jak staro偶ytne czyny Cesarzy czy opowie艣ci jej ojca. Zawsze dot膮d Srebrzysty 艢nieg mia艂a uczucie, 偶e jest jak te p贸艂nocne 艣niegi, od kt贸rych wzi臋艂a swe imi臋: cicha, spokojna i bierna, zadowalaj膮ca si臋 czekaniem, pos艂usze艅stwem. A ponad wszystko zimna, tak bardzo zimna, 偶e 偶adne wino ani 偶adne futra na ca艂ym 艣wiecie nie by艂y w stanie rozgrza膰 jej, rozpali膰 w niej promiennego 偶ycia.

My艣la艂a sobie teraz, 偶e by艂a pi臋knym pos膮giem, niczym wi臋cej 鈥 dok膮d nie dotkn臋艂y jej r臋ce Vughturoi. Jego dotkni臋cie, jego u艣miech przezwyci臋偶y艂y ten ch艂贸d, te pozy nie艣mia艂o艣ci. 呕ywa, pe艂na gor膮cych uczu膰 istota, kt贸ra teraz oczekiwa艂a na powr贸t swojego m臋偶a i kt贸r膮 ogl膮da艂a codziennie w lusterku Wierzby, by艂a jak najdalsza od zimowego mrozu, chocia偶 nosi艂a zimowe imi臋. A ostatnio uwa偶ano, 偶e to nie wszystko, co nosi.

Srebrzysty 艢nieg u艣miechn臋艂a si臋 艂agodnie do swojej dziewczyny, Wierzby, siedz膮cej obok Sob贸l, pulchnej i poc膮cej si臋 w bogatych haftach, przynale偶nych nawet pomniejszej 偶onie shan鈥搚u. Obydwie kobiety pokiwa艂y g艂owami i poszepta艂y co艣 razem, a Wierzba podesz艂a do niej z wachlarzem. By艂y dobrymi przyjaci贸艂kami. Po艂膮czy艂o je najpierw s艂u偶enie jej, potem smutek, a teraz pewno艣膰, 偶e ich pani i Starsza Siostra nosi艂a pod swoim sercem dziecko, kt贸re po艂膮czy obydwa narody.

Nie dalej jak dzisiaj Wierzba wr贸偶y艂a z ga艂膮zek krwawnika i przyrzek艂a jej, 偶e to dziecko to b臋dzie ch艂opiec, syn, kt贸ry zapewni ci膮g艂o艣膰 jej rodu, w艂adzy nad ludem i nad shan鈥搚u, jakby trzeba jej by艂o jeszcze jakiej艣 dodatkowej w艂adzy nad nim. Srebrzysty 艢nieg nigdy nie zastanawia艂a si臋, jak to b臋dzie, kiedy b臋dzie w ci膮偶y. Spodziewa艂a si臋 uczucia strachu czy dzikiego podniecenia, a nie tej pogodnej pewno艣ci. Kto by pomy艣la艂, 偶e tak膮 rado艣膰 mo偶e przynie艣膰 m膮偶, i to taki m膮偶?

By艂o jasne, 偶e pocznie szybko z Vughturoi: jak偶eby nie? Pomimo t艂oku, panuj膮cego w wielkim namiocie, Srebrzysty 艢nieg przymkn臋艂a oczy, przypominaj膮c sobie porywcz膮 偶arliwo艣膰 m臋偶a, jego dba艂o艣膰 o ni膮, jego si艂臋. Pomy艣la艂a sobie, 偶e pierwsz膮 po艂ow臋 dni lata sp臋dzi艂a oszo艂omiona przez noce. Mog艂a teraz w艂a艣ciwie oceni膰 przyciszone chichoty i szepty konkubin na Cesarskim Dworze: by艂y jak zielony ry偶 w por贸wnaniu z plonem, kt贸ry teraz w sobie nosi艂a.

Jako matka syna ksi臋cia 鈥 nie b臋dzie musia艂a ust臋powa膰 nikomu na stepach. Opr贸cz oczywi艣cie swojego pana; a szybko poj臋艂a, 偶e cieszy go najbardziej, kiedy jest sob膮. Od spuszczanych oczu i uk艂on贸w robi艂 si臋 poirytowany, wprawia艂o go to w zak艂opotanie, ch臋tnie wtedy opuszcza艂 艣ciany jej namiotu, by odetchn膮膰 艣wie偶ym powietrzem step贸w.

Ale je偶eli je藕dzi艂a na koniu, czy zajmowa艂a si臋 chorymi, gra艂a, czy 艣mia艂a si臋 z bystrookimi dzie膰mi Hiung鈥搉u, przychodzi艂 do jej boku, kiedy tylko m贸g艂. I znowu gra艂a i 艣piewa艂a niemal ka偶dego wieczoru przed shan鈥搚u, ale tym razem piosenki jej by艂y pe艂ne szcz臋艣cia. Chocia偶 taka mowa przychodzi艂a mu z trudem, Vughturoi da艂 jej do zrozumienia: nie pragn膮艂 odzianej w jedwabie lalki, ale tej odwa偶nej damy w per艂ach i pi贸rkach zimorodk贸w, kt贸ra stan臋艂a przed Synem Niebios, by oskar偶y膰 z艂odzieja, damy, kt贸ra walczy艂a z bia艂ym tygrysem i kt贸ra zdoby艂a dla niego tron. I ku jej wielkiemu zdumieniu ona te偶 go pragn臋艂a. By艂o to ma艂偶e艅stwo niepodobne do ma艂偶e艅stw, kt贸re widzia艂a w innym, jak si臋 teraz zdawa艂o, 偶yciu, po drodze do Chang鈥檃n 鈥 ma艂偶e艅stw zawieranych przez kobiety, kt贸re litowa艂y si臋 nad ni膮 i uwa偶a艂y si臋 za godne zazdro艣ci. By艂a szcz臋艣liwa. A w艂a艣ciwie powinna by膰.

T臋skni臋 za moim m臋偶em 鈥 przyzna艂a si臋 sama przed sob膮 Srebrzysty 艢nieg. To by艂o zupe艂nie co innego nazywa膰 go Vughturoi w ciemnym odosobnieniu nocy, ale rumieni艂a si臋 wymawiaj膮c w bia艂y dzie艅 to imi臋 nawet w my艣lach. To uczucie nawiedza艂o j膮 codziennie, odk膮d wyjecha艂 w stron臋 fortu Han na pograniczu step贸w. Chcia艂, jak jej powiedzia艂, porozmawia膰 z dow贸dc膮 garnizonu 鈥 kt贸ry by艂 synem oficera s艂u偶膮cego niegdy艣 pod dow贸dztwem jej ojca 鈥 o propozycji, kt贸r膮 jego ojciec podyktowa艂 pani Srebrzysty 艢nieg na kr贸tko przed swoj膮 艣mierci膮, dotycz膮cej ponowienia oferty, by Hiung鈥搉u bronili wszystkiego, co okrywa艂o niebo, od Dunhangu na wsch贸d do 呕贸艂tej Rzeki.

Srebrzysty 艢nieg przypomnia艂a sobie ostatni膮 prywatn膮 odpowied藕 na t臋 propozycj臋, jak膮 otrzyma艂a: wydawa艂o jej si臋, 偶e s艂yszy w niej g艂os samego Li Linga: 鈥濵in膮艂 ju偶 ponad wiek, odk膮d Wu Ti odbudowa艂 Wielki Mur. Nie jest to 偶adn膮 miar膮 zwyk艂y wa艂 ziemny. W g贸r臋 i w d贸艂 pod膮偶a on za ukszta艂towaniem terenu, podziurawiony jest jak plaster miodu tajemnymi korytarzami, naje偶ony ufortyfikowanymi punktami. Czy mamy pozwoli膰, by ta ca艂a ogromna praca popad艂a w ruin臋?鈥

Khujandze jednak Syn Niebios odpowiedzia艂 dosy膰 uprzejmie, 偶e Wielki Mur wybudowano, by zatrzymywa艂 w swym obr臋bie Cesarstwo, a nie by nie dopuszcza艂 lud贸w z zachodu. A jednak Khujanga nie pozwoli艂, by na tym stan臋艂o 鈥 podobnie jego syn. Jego synowie 鈥 przypomnia艂a sobie Srebrzysty 艢nieg. Dziwne, ale Tadiqanowi podoba艂 si臋 ten projekt.

Mo偶e odmowa Li Linga podyktowana by艂a natchnieniem. A gdyby tak Tadiqan zosta艂 shan鈥搚u! Oczywi艣cie, 偶e pad艂 on na twarz przed swoim bratem i przysi膮g艂 mu pos艂usze艅stwo. Ale nie czyni艂 偶adnego sekretu z tego, jak nie cierpia艂 Pa艅stwa 艢rodka ani jak bardzo pragn膮艂 je spl膮drowa膰. A przysi臋ga z艂o偶ona bratu nie przeszkadza艂a mu w tym, 偶eby nadal utrzymywa膰 swoj膮 zwyk艂膮 艣wit臋, z艂o偶on膮 z wojownik贸w i kr臋gu starych ludzi, kt贸rych z 艂atwo艣ci膮 mo偶na by艂o doprowadzi膰 do utyskiwania, bo pe艂ni byli podejrze艅, 偶e pod rz膮dami Vughturoi w艂adza mo偶e przej艣膰 od nich w r臋ce m艂odszych ludzi i cudzoziemskiej 偶ony shan鈥搚u kt贸r膮, jak widzieli, Vughturoi zamierza艂 traktowa膰 jak ma艂偶onk臋, zamiast jak oznak臋 艂ask Ch鈥檌n i urocz膮 zabawk臋.

Wbrew takim malkontentom Vughturoi r贸wnie偶 rozes艂a艂 zwiadowc贸w by, jak m贸wi艂, nie spuszczali z oka Fu Yu, kt贸rzy w pierwszym sezonie jego rz膮d贸w zachowywali si臋 spokojnie, obserwuj膮c go. R贸wnie偶 spadkobierca Yueh鈥揷hih nie pr贸bowa艂 na razie spe艂ni膰 swego 艣lubowania, 偶e b臋dzie u偶ywa艂 czaszki Vughturoi jako pucharu. Jednak w zaistnia艂ej sytuacji Srebrzysty 艢nieg by艂a przynajmniej nominalnie odpowiedzialna za obozowisko i stada. Samo ponoszenie tej odpowiedzialno艣ci powa偶nie wyczerpywa艂o nie tylko wszystkie zasoby jej cierpliwo艣ci, taktu i przebieg艂o艣ci, jakie posiada艂a, ale nawet te ich rezerwy, kt贸rych istnienia sobie nie u艣wiadamia艂a.

Jednak pewnego ranka zemdla艂a, a kobiety z obozu przymru偶y艂y oczy (Srebrzysty 艢nieg by艂aby przysi臋g艂a, 偶e ich oczy nie mog膮 ju偶 by膰 w臋偶sze), patrz膮c na ni膮 z zastanowieniem i uda艂y si臋 na powa偶n膮 narad臋 z Sob贸l. Odt膮d jej los by艂 nieco mniej uci膮偶liwy, przynajmniej w stosunkach z niekt贸rymi kobietami i ich m臋偶ami. Inne jednak鈥 mog艂aby spoczywa膰 w nie oznakowanym grobie, a one nadal czu艂yby si臋 dotkni臋te sam膮 jej obecno艣ci膮 w ich ziemi.

Nie, to nie by艂 dobry moment na to, 偶eby Vughturoi wyjecha艂, chocia偶 nie mia艂 wyboru, a w ka偶dym razie tak m贸wi艂 swoim ludziom. Jednak, jak wiedzia艂a Srebrzysty 艢nieg, by艂 jeszcze inny pow贸d, dla kt贸rego Vughturoi wyruszy艂 w kierunku fortecy, w t臋 niewielk膮 podr贸偶, kt贸ra b臋dzie trwa艂a od pe艂ni do pe艂ni i do nast臋pnego nowiu: chcia艂 przywie藕膰 listy od Li Linga lub jej ojca, albo nawet samego Syna Niebios. Pisa艂a do nich po 艣mierci Khujangi, informuj膮c ich, 偶e zgodnie ze zwyczajem Hiung鈥搉u po艣lubi艂a jego nast臋pc臋, b艂agaj膮c ich o przebaczenie, 偶e uczyni艂a tak nie zwracaj膮c si臋 do nich najpierw z uni偶on膮 pro艣b膮 o pozwolenie. Nie by艂o po prostu na to czasu. Vughturoi musia艂 za偶膮da膰 miejsca swego ojca, a kiedy za偶膮da艂 i jej, nawet przez my艣l jej nie przesz艂o, 偶eby mu odm贸wi膰.

B臋d臋 musia艂a znowu do nich napisa膰 鈥 pomy艣la艂a. Ale偶 przej臋ty zgroz膮 b臋dzie dw贸r! Wydawa艂o jej si臋 jednak, 偶e Li Ling zrozumie. A jej ojciec? Jak偶e dobrze wiedzia艂, kiedy wyje偶d偶a艂a do Chang鈥檃n, 偶e to ich ostateczne rozstanie. Zamruga艂a patrz膮c na drobinki kurzu, kt贸re ta艅czy艂y w uko艣nych promieniach s艂o艅ca i zamienia艂y dywany w rubiny oprawne w z艂oto i mied藕 i zacz臋艂a zastanawia膰 si臋 nad szcz臋艣liwymi imionami dla pierwszego syna i ksi臋cia.

W por贸wnaniu z tak wa偶nym zadaniem jak to, wrogo艣膰 Mocnego J臋zyka wydawa艂a jej si臋 niczym wi臋cej jak tylko b艂yskawic膮 na horyzoncie w upalny dzie艅. Bez swojego syna 鈥 och, jak dobrze teraz potrafi艂a zrozumie膰 instynkt, kt贸ry Mocnemu J臋zykowi nakazywa艂, by broni艂a krew z swojej krwi i ko艣膰 z swojej ko艣ci 鈥 szamanka zdawa艂a zapada膰 si臋 w sobie, s艂abn膮膰. W tym samym czasie kiedy wyjecha艂 jej m膮偶, Tadiqan zdecydowa艂 si臋 wyjecha膰, by przeprowadzi膰 jedn膮 z wiecznie potrzebnych inspekcji i przeliczy膰 stada. Oczywi艣cie b艂aga艂 j膮 o pozwolenie; ale jego 鈥瀊艂aganie鈥, jak dobrze oboje wiedzieli, by艂o czyst膮 formalno艣ci膮. Srebrzysty 艢nieg, gdyby nawet chcia艂a, nie mog艂aby go zatrzyma膰. Mog艂a jednak wys艂a膰 z nim m臋偶czyzn, kt贸rzy byli lojalni wobec Vughturoi i kt贸rzy b臋d膮 go pilnowali 鈥 i zrobi艂a to. Mia艂a nadziej臋, 偶e post膮pi艂a s艂usznie.

Kiedy Vughturoi powr贸ci do swych namiot贸w鈥 och, czy ma mu powiedzie膰 natychmiast jak wr贸ci, czy ma zaczeka膰, a偶 b臋d膮 sami? Cichy, pe艂en nadziei 艣miech Srebrzystego 艢niegu wywo艂a艂 t臋skny u艣miech na usta Sob贸l i pe艂ne spekulacji i oczekiwania spojrzenia wielu Hiung鈥搉u. Odpowiedzia艂a im spojrzeniem 艂agodnym, bez wyrazu.

Ka偶e schowa膰 ten puchar z czaszki Yueh鈥揷hih. Nie by艂a to rzecz, na kt贸r膮 powinna patrze膰 przysz艂a matka. Mo偶e powie Mocnemu J臋zykowi r贸wnie偶, by schowa艂a sw贸j magiczny b臋benek. A je偶eli Tadiqan czy Mocny J臋zyk powiedz膮 cokolwiek, by j膮 zaniepokoi膰鈥 niech tylko spr贸buj膮! 鈥 pomy艣la艂a u艣miechaj膮c si臋. Teraz ona dosz艂a do w艂adzy.

Z siedzenia poderwa艂o j膮, z jedn膮 r臋k膮 na krzy偶u a drug膮 przy ustach, co艣, co brzmia艂o jak burza gdzie艣 na horyzoncie.

鈥 Popatrzcie, co si臋 dzieje 鈥 powiedzia艂a do swoich kobiet samymi wargami. Sob贸l, kt贸ra mia艂a prawo do w艂asnych s艂u偶膮cych na posy艂ki, sama zerwa艂a si臋 i podbieg艂a do otworu namiotu.

鈥 To nasz pan! 鈥 zawo艂a艂a w momencie, kiedy t臋tent kopyt i powitalne wrzaski na mod艂臋 Hiung鈥搉u zaatakowa艂y ich s艂uch. Srebrzysty 艢nieg zarumieni艂a si臋 i wyci膮gn臋艂a r臋k臋, a Wierzba, zebrawszy si臋 na odwag臋, pochyli艂a si臋 do przodu, by j膮 uj膮膰.

鈥 Starsza Siostro, brzemiennej kobiecie nie wolno tak gwa艂townie si臋 zrywa膰! 鈥 ostrzeg艂a. Niemniej pomog艂a pani Srebrzysty 艢nieg podej艣膰 do drzwi namiotu.

Kochana Wierzba! Je偶eli bola艂a nad strat膮 Basicha i nad tym, co mog艂a z nim prze偶y膰, nikt by tego nie odgad艂 z czu艂o艣ci, z jak膮 chroni艂a Srebrzysty 艢nieg przed ryzykiem.

鈥 Starsza Siostro, oprzyj si臋 na mnie 鈥 powiedzia艂a w momencie, kiedy Srebrzysty 艢nieg roze艣mia艂a si臋 i zacz臋艂a udawa膰, 偶e j膮 odpycha. Nie chodzi o to, 偶eby mia艂a by膰 chorowita, ale jako kr贸lowa musi porusza膰 si臋 z godno艣ci膮, poinformowa艂a swoj膮 dziewczyn臋, kt贸rej uda艂o si臋 鈥 zaledwie 鈥 nie roze艣mia膰 si臋 tym kr贸tkim, szczekliwym 艣miechem, tak podobnym do g艂osu lisa.

Jak w ta艅cu wojennym Hiung鈥搉u, maj膮c za partner贸w konie, wpadli p臋dem do obozu. Jak oni szybko i pi臋knie jechali! Niechby ludzie z Chang鈥檃n zobaczyli, jak oni je偶d偶膮, bez wzgl臋du na to, jak okrutnie walczyli, niechby tylko to zobaczyli, a nie nazywaliby ju偶 swoich zachodnich s膮siad贸w barbarzy艅cami 鈥 my艣la艂a Srebrzysty 艢nieg.

Vughturoi zeskoczy艂 z konia, szukaj膮c Srebrzystego 艢niegu oczami, kt贸re sta艂y si臋 pe艂ne ciep艂a na jej widok.

Uk艂oni艂a si臋 nisko. Potem, kiedy na ramionach nie poczu艂a ucisku jego r膮k, nalegaj膮cych by si臋 podnios艂a, spojrza艂a w g贸r臋. Vughturoi przygl膮da艂 jej si臋 z trosk膮, a w r臋ce mia艂 listy: p臋czek drewnianych pask贸w od jej ojca, oszcz臋dnego jak zawsze, dwie zapiecz臋towane rolki jedwabiu z dworu.

Sztywna etykieta, w jakiej zosta艂a wychowana, nie pozwala艂a jej w tym momencie odezwa膰 si臋, a偶 przem贸wi do niej shan鈥搚u; nigdy jeszcze nie by艂a tak blisko pogwa艂cenia jej zakaz贸w. A potem poczu艂a d艂onie Vughturoi na swoich ramionach, a w uszach zadudni艂 jej jego niski g艂os 鈥炁籵no鈥.

鈥 Witaj, och, po trzykro膰 witaj mi 鈥 wyszepta艂a, niemal tylko samymi ustami bezd藕wi臋cznie kszta艂tuj膮c s艂owa, zanim uk艂oni艂a si臋 znowu i powita艂a go, jak nale偶y. Patrzy艂 na ni膮 z uwag膮, oceniaj膮c jej si艂y, nast臋pnie wyci膮gn膮艂 rolki i drewniane paski gestem, jakim m贸g艂by podawa膰 miecz jakiemu艣 podrostkowi.

鈥 B膮d藕 moj膮 odwa偶n膮 dam膮 鈥 rozkaza艂 jej szorstkim g艂osem, nigdy jeszcze tak szorstko nie odezwa艂 si臋 do niej, i gestem wskaza艂, by otworzy艂a swoje listy. Od razu tutaj? Zanim zaspokoi potrzeby swego m臋偶a i jego wojownik贸w albo us艂yszy od nich wie艣ci? Sk艂oniwszy si臋 przed rurk膮, zawieraj膮c膮 list od Syna Niebios, roz艂ama艂a j膮 i zacz臋艂a czyta膰.

W nast臋pnej chwili wyda艂o jej si臋, 偶e 艣wiat gdzie艣 odp艂ywa. Tylko mocne r臋ce Wierzby utrzyma艂y j膮 w pozycji stoj膮cej. Kiedy pu艣ci艂y j膮, zatoczy艂a si臋. S艂o艅ce 艣wieci艂o zbyt jasno, kolory, kt贸re jeszcze przed chwil膮 cieszy艂y jej oczy, wyda艂y jej si臋 krzykliwe, nieznajome鈥 a kim byli ci wszyscy obcy? Nikt z nich opr贸cz Wierzby nie pochodzi艂 z Pa艅stwa 艢rodka, nikt z nich nie zrozumie.

Yuan Ti, Syn Niebios, nie 偶y艂.

Znowu zmusi艂a si臋, by popatrze膰 na wiadomo艣膰 na jedwabiu, na te nienawistne, fatalne ideogramy. Oto one, nie mo偶na si臋 co do nich pomyli膰: znaki imienia Syna Niebios i symbol oznaczaj膮cy 艣mier膰. W odr臋twieniu przeczyta艂a jeszcze kilka nast臋pnych kolumn. Tak jak si臋 spodziewa艂a, polecano jej post膮pi膰 zgodnie ze zwyczajem Hiung鈥搉u i po艣lubi膰 nast臋pc臋 Khujangi.

List drga艂 i ta艅czy艂 jej przed oczami. Zda艂a sobie spraw臋, 偶e si臋 porusza: Vughturoi prowadzi艂 j膮 do jej namiotu, obok niego sz艂a Wierzba, 艂aj膮c pod nosem jak rozw艣cieczony lis lub kobieta Hiung鈥搉u g艂upot臋, kt贸ra wystawia艂a kobiet臋 w ci膮偶y na taki szok.

Nie tak mia艂 si臋 dowiedzie膰 o swoim synu 鈥 przes艂a艂a my艣l swojej dziewczynie. Pomimo upa艂u Srebrzysty 艢nieg gwa艂townie dygota艂a. Z wdzi臋czno艣ci膮 przyj臋艂a szat臋, kt贸r膮 Vughturoi narzuci艂 jej na ramiona, i przygl膮da艂a si臋, jak Wierzba wyjmuje czarki. Jakim prawem jej namiot wygl膮da艂 tak spokojnie, tak jak zawsze, kiedy Syn Niebios nie 偶y艂? Niemal偶e dochodzi艂y do niej lamenty rytualnego op艂akiwania, te artystyczne szale艅stwa 偶a艂o艣ci, jakie musia艂y odgrywa膰 niekt贸re z dam dworu. Dziwne: nie mog艂a sobie przypomnie膰 ich imion, a przecie偶 by艂 czas, kiedy 艂aska tej czy innej, tak wa偶nej, pe艂nej blasku istoty, mia艂a tak donios艂e znaczenie dla jej powodzenia. Podejrzewa艂a jednak, 偶e niekt贸rzy cz艂onkowie dworu mog膮 bole膰 szczerze. List Li Linga do niej zawiera艂 wyrazy smutku, p艂yn膮ce bez w膮tpienia w r贸wnym stopniu z g艂臋bi serca, jak zgodne z tym co wypada, a jej ojciec z pewno艣ci膮 pogr膮偶y si臋 w 偶a艂obie po swoim w艂adcy, jak na genera艂a i cz艂owieka przywr贸conego do 艂ask przysta艂o. Musi spr贸bowa膰 wzorowa膰 si臋 na ich przyk艂adzie.

Grobowiec Syna Niebios musi by膰 ju偶 niemal na uko艅czeniu, za艂adowany pos膮gami koni, wielb艂膮d贸w, dworem misternie wykonanym z terakoty i cennych metali z ca艂膮 umiej臋tno艣ci膮, na jak膮 tylko sta膰 rzemie艣lnik贸w Chang鈥檃n. Mo偶e spoczywa艂 on ju偶 w swojej wielowarstwowej trumnie, wspania艂ej od farb i klejnot贸w.

Czy ubrano go w t臋 zbroj臋 z nefrytu, kt贸ra by艂a darem jej ojca? Srebrzysty 艢nieg po艣wi臋ci艂a jedn膮 my艣l tej drugiej zbroi, pogrzebowej zbroi dla damy, kt贸r膮 przywioz艂a ze sob膮 na stepy razem z innymi skarbami, b臋d膮cymi jej posagiem i sp贸藕nionym prezentem mi艂osnym od Syna Niebios. Na t臋 my艣l zamruga艂a pe艂nymi 艂ez oczami.

W g艂owie jej si臋 kr臋ci艂o od sprzecznych ze sob膮 zwyczaj贸w. Si臋gn臋艂a po nefrytowy uchwyt swego male艅kiego no偶a i wyci膮gn臋艂a go, by poci膮膰 na sobie ubranie. Musi postara膰 si臋 o bia艂e szaty; musi po艣ci膰, powinna si臋 zamkn膮膰 w odosobnieniu i odda膰 Yuan Ti, swemu przybranemu ojcu, odpowiedni膮 cze艣膰. Ju偶 sp贸藕ni艂a si臋 z wype艂nieniem w艂a艣ciwych obrz臋d贸w. N贸偶 zadr偶a艂 jej w r臋ce na to s艂owo. W艂a艣ciwe rytua艂y鈥 na widok le偶膮cych przed nim zw艂ok swego ojca, Vughturoi okaleczy艂 swoj膮 twarz, bolej膮c krwi膮, a nie 艂zami. A Srebrzysty 艢nieg by艂a teraz kobiet膮 Hiung鈥搉u.

Dr偶膮c podnios艂a sw贸j n贸偶, a Vughturoi wytr膮ci艂 jej go z r臋ki.

鈥 Jeste艣 brzemienn膮 kobiet膮 鈥 krzykn膮艂 na ni膮 鈥 i rozkazuj臋 ci, 偶eby艣 nie po艣ci艂a, nie robi艂a sobie 偶adnej krzywdy! Ty, Wierzbo! Dopilnuj no swojej pani, strze偶 jej przed ni膮 sam膮, je偶eli zajdzie taka potrzeba. Je偶eli nie, odpowiesz mi za to.

Nigdy dot膮d na ni膮 nie krzycza艂, nigdy nie pokaza艂 jej tej furii, kt贸r膮 obawy Ch鈥檌n przypisywa艂y ludowi Hiung鈥搉u. Chocia偶 na wie艣膰 o 艣mierci Syna Niebios poczu艂a si臋 zbyt og艂uszona, by p艂aka膰, gniewne s艂owa Vughturoi wycisn臋艂y jej 艂zy z oczu i opad艂a os艂ab艂a na najbli偶szy stos poduszek, zalewaj膮c si臋 艂zami jak s艂abeusz z Wewn臋trznych Dziedzi艅c贸w Pa艂acu.

Jej m膮偶 natychmiast znalaz艂 si臋 u jej st贸p, chwytaj膮c j膮 za r臋ce, tul膮c j膮 w swoich obj臋ciach, przemawiaj膮c do niej pieszczotliwym, uspokajaj膮cym tonem 鈥 jak gdybym by艂a 藕rebn膮 klacz膮 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Hiung鈥搉u byli 艂agodni dla swoich koni. Wbrew wszystkim dowodom tego lata nie podejrzewa艂a, 偶e ta 艂agodno艣膰 mo偶e obj膮膰 i j膮.

鈥 Nie chcia艂em, 偶eby艣 si臋 kaleczy艂a albo bola艂a tak, by naszemu dziecku sta艂a si臋 krzywda 鈥 powiedzia艂 jej. A wi臋c to by艂 ten l臋k, kt贸ry widzia艂a w jego oczach? Kobiety, kt贸re zna艂a w Chang鈥檃n, ten ogr贸d Lilak贸w, Piwonii i Kwiat贸w Brzoskwini, kiedy raz zosta艂y zbesztane, oci膮ga艂y si臋 i boczy艂y, 偶膮da艂y prezent贸w z klejnot贸w i futer, zanim zwr贸ci艂y ja艣niejsz膮 twarz ku swoim panom, ale nie by艂 to spos贸b post臋powania pani Srebrzysty 艢nieg. Zbi艂oby to z tropu i sfrustrowa艂o jej m臋偶a, a nie pokierowa艂o nim (co nie by艂o jej celem) ani go pocieszy艂o.

鈥 Mia艂am nadziej臋 鈥 powiedzia艂a mu 鈥 偶e powiem ci o naszym synu w bardziej pomy艣lnej chwili.

Poprosi Wierzb臋, 偶eby u艂o偶y艂a pentagram z 艂ody偶ek krwawnika, a przede wszystkim napisze do Li Linga i poprosi go, 偶eby zasi臋gn膮艂 porady czarownika taoisty co do przysz艂o艣ci jej dziecka. On nie mo偶e podziela膰 smutku po 艣mierci Syna Niebios.

鈥 Niezale偶nie w jakiej chwili 鈥 powiedzia艂 Vughturoi z oboj臋tno艣ci膮 cz艂owieka step贸w na zasadno艣膰 czekania na pomy艣lne momenty 鈥 witam go z rado艣ci膮. Spadkobierca Hiung鈥搉u! 鈥 Od jego uniesienia niemal偶e zafalowa艂y jedwabie i panele 艣cian jej namiotu. Potem znowu 艣ciszy艂 g艂os i przytuli艂 j膮 mocno.

鈥 Nie p艂acz, pani 鈥 powiedzia艂 p贸艂g艂osem. 鈥 Czy ja ci broni臋 bole膰? B臋dziesz bola艂a, je偶eli musisz, ale nie wolno ci zrobi膰 krzywdy ani sobie, ani naszemu synowi. Musisz je艣膰, spacerowa膰 na 艣wie偶ym powietrzu, a przede wszystkim nie wolno ci ci臋 kaleczy膰. Jeste艣 zbyt pi臋kna. Zostaw to m臋偶czyznom takim jak ja. Obiecaj mi to, pani.

Skin臋艂a g艂ow膮, niezdolna do oporu. Pos艂uszna jak dziecko wypi艂a to, co jej poda艂a Wierzba, a potem pozwoli艂a, by dziewczyna j膮 rozebra艂a i chocia偶 dopiero by艂o po艂udnie, po艂o偶y艂a j膮 do 艂贸偶ka. Przez jaki艣 czas Vughturoi siedzia艂 obok niej, pomrukuj膮c do siebie, kiedy pr贸bowa艂 odcyfrowa膰 znaki na li艣cie, kt贸ry otwar艂a.

Yuan Ti nie 偶y艂. Jakie znaczenie b臋dzie to mia艂o dla cesarskiego pokoju z Hiung鈥搉u? Srebrzysty 艢nieg usilnie pr贸bowa艂a przypomnie膰 sobie twarz i opinie nowego Syna Niebios, ale nie uda艂o jej si臋. By艂 tylko jednym z ca艂ego szeregu urz臋dnik贸w w czapeczkach i bogatych szatach, kt贸rzy swojemu poprzednikowi odpowiadali praktycznie jak ch贸r potakiwaczy. To tylko m臋偶czy藕ni tacy jak Li Ling i jej ojciec mieli odwag臋 wypowiada膰 si臋 inaczej, ni偶 oczekiwa艂 Cesarz. Jej przyjaciel i jej ojciec: oni r贸wnie偶 napisali listy, w kt贸rych bez 偶adnych w膮tpliwo艣ci zawiera艂y si臋 rady i m膮dre om贸wienia dworskich intryg i polityki, listy, kt贸re zbyt d艂ugo ju偶 czeka艂y, 偶eby je przeczyta艂a. Musi si臋 otrz膮sn膮膰 z tej s艂abo艣ci, musi przeczyta膰 je swemu m臋偶owi. Pr贸bowa艂a usi膮艣膰, si臋gn膮膰 po listy, ale Vughturoi powiedzia艂 鈥瀗ie teraz鈥 i zmusi艂 j膮, by po艂o偶y艂a si臋 z powrotem.

Wierzba musia艂a da膰 mi jaki艣 艣rodek uspokajaj膮cy 鈥 pomy艣la艂a z oburzeniem. Zd膮偶y艂a jeszcze tylko rzuci膰 na swoj膮 dziewczyn臋 jedno pe艂ne wyrzutu spojrzenie, zanim powieki jej opad艂y i 艣wiat艂o znikn臋艂o.

By艂o ciemno, gdy z g艂臋bokiego snu obudzi艂o Srebrzysty 艢nieg delikatne, ledwo dochodz膮ce do progu 艣wiadomo艣ci b臋bnienie. Dwa razy pr贸bowa艂a przewr贸ci膰 si臋 na bok, zanim pos艂ucha艂o jej cia艂o, wci膮偶 w niewoli zi贸艂, kt贸rymi napoi艂a j膮 Wierzba. Jej wyrzucona ospale w bok r臋ka trafi艂a tylko na futra. Jaka to by艂a pora nocy? Nie mog艂a liczy膰 na to, 偶eby Vughturoi ca艂膮 noc sp臋dzi艂 u jej boku, nie wtedy, kiedy tak d艂ugo by艂 nieobecny w obozie. Mo偶e pojecha艂 gdzie艣 albo ucztowa艂, naradzaj膮c si臋 ze swymi wojownikami, kt贸rych zostawi艂 na stra偶y swojego domu, pr贸buj膮c za偶egna膰 sp贸r z tymi starcami, dla kt贸rych jego starszy brat by艂 uosobieniem nadziei na powr贸t dawnych, pe艂nych gwa艂tu dni, przed pokojem z Ch鈥檌n.

B臋bnienie sta艂o si臋 g艂o艣niejsze, pulsowa艂o leniwie w takim rytmie, jak pulsowa艂a jej krew.


鈥 Wierzbo! 鈥 zawo艂a艂a Srebrzysty 艢nieg. Wiedzia艂a, 偶e powinna by膰 zaszokowana s艂abo艣ci膮 w艂asnego g艂osu. 鈥 Wierzbo? 鈥 Tym razem w jej g艂osie wi臋cej by艂o si艂y, ale by艂 taki 偶a艂osny! Wszystko w porz膮dku. Je偶eli jej m膮偶 sp臋dzi艂 jak膮艣 cz臋艣膰 nocy razem z ni膮, Wierzba przenios艂a si臋 gdzie indziej. Srebrzysty 艢nieg by艂a ca艂kiem sama, poza tym zdradliwym鈥 nie, to b臋bnienie nie by艂o zdradliwe; dlaczego ona, u licha, tak pomy艣la艂a?

By艂o uspokajaj膮ce, pulsowa艂o jak jej serce, u艣mierzaj膮c niepok贸j, z kt贸rym si臋 obudzi艂a. Gdyby si臋 z powrotem po艂o偶y艂a, mo偶e jego delikatny rytm uko艂ysa艂by j膮 zn贸w do snu: tym razem do uzdrawiaj膮cego, prawdziwego snu, wolnego od tych obrzydliwych zi贸艂 Wierzby.

Ale nie, kadencja b臋bna przy艣pieszy艂a, wype艂niaj膮c Srebrzysty 艢nieg gor膮czkow膮 energi膮, kt贸ra鈥 jako艣 to wyczuwa艂a鈥 pochodzi艂a spoza niej samej. Podnios艂a si臋, w duchocie namiotu narzucaj膮c na siebie lu藕no ubrania i wysz艂a na zewn膮trz.

By艂 n贸w. S艂abo i bardzo daleko, jak gdyby le偶a艂 po drugiej stronie pustyni, wida膰 by艂o wielki namiot shan鈥搚u, 偶arz膮cy si臋 od ogni, kt贸re w nim p艂on臋艂y. B臋bnienie przy艣pieszy艂o znowu, pobudzaj膮c Srebrzysty 艢nieg do marszu. Mo偶e powinna tam p贸j艣膰 鈥 pomy艣la艂a. Tak, tak b臋dzie najlepiej. Vughturoi zobaczy, 偶e jest chora, wezwie Sob贸l i Wierzb臋, 偶eby si臋 ni膮 opiekowa艂y i zosta艂y z ni膮 鈥 albo sam z ni膮 zostanie.

By艂a tak przekonana, 偶e 艣pieszy mi臋kko st膮paj膮c bosymi stopami w kierunku swojego m臋偶a i jego wojownik贸w, 偶e nie w pe艂ni zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e droga wiedzie j膮 w zupe艂nie innym kierunku 鈥 do ciemnej masy namiotu szamanki, z kt贸rego dochodzi艂o b臋bnienie. Krzykn臋艂a cicho, kiedy otwar艂a si臋 klapa tego namiotu, chocia偶 nie otworzy艂a jej 偶adna, daj膮ca si臋 dostrzec w ciemno艣ciach, ludzka r臋ka, i pr贸bowa艂a si臋 zatrzyma膰.

W 艣rodku przy ogniu siedzia艂a Mocny J臋zyk, g艂adz膮c sw贸j magiczny b臋benek, pochylaj膮c si臋 nad nim z tym samym skupieniem, z jakim Srebrzysty 艢nieg podchodzi艂a zawsze do swojej lutni. Z pochylon膮 g艂ow膮, z u艣miechem satysfakcji p艂on膮cym czerwono w 艣wietle ma艂ej misy z 偶arem u jej st贸p, starsza kobieta nie widzia艂a, jak zbli偶a si臋 jej ofiara.

Nie! 鈥 bezg艂o艣nie krzykn臋艂a Srebrzysty 艢nieg. Ale ten sam przymus, kt贸ry kaza艂 jej p贸j艣膰 do namiotu Mocnego J臋zyka, podej艣膰 do wej艣cia, otwartego i p艂on膮cego w 艣wietle ognia, obj膮艂 teraz jej j臋zyk.

Zrobi艂o jej si臋 zimno. Je偶eli rzeczywi艣cie Mocny J臋zyk wezwa艂a j膮 na swoje czary, Srebrzysty 艢nieg 艣mia艂o mog艂a umrze膰 tej nocy 鈥 i kto si臋 o tym dowie? Mog艂a przecie偶 obudzi膰 si臋 samotnie, porzucona przez swoje wierne kobiety i 鈥 chocia偶 w to trudno by艂oby uwierzy膰 鈥 chwiejnie wyj艣膰 ze swego namiotu, by szuka膰 pomocy, a偶 j膮 znalaz艂a Mocny J臋zyk. Kto wie? Szamanka mog艂a nawet win膮 za jej 艣mier膰 obarczy膰 Wierzb臋, kt贸ra jedynie chcia艂a, 偶eby Srebrzysty 艢nieg mog艂a sp臋dzi膰 kilka intymnych chwil z m臋偶em. Niech tylko wr贸ci z namiotu Sob贸l (albo po nocy sp臋dzonej na swobodnym bieganiu po stepie), a b臋dzie musia艂a stawi膰 czo艂o oskar偶eniu o najczarniejsze czary.

Winna by艂a Wierzbie co艣 lepszego ni偶 to, biednej Wierzbie, kt贸ra s艂u偶y艂a jej przez ca艂e swoje 偶ycie, kt贸ra swoj膮 pogod膮 ducha nauczy艂a j膮 wytrzyma艂o艣ci na przeciwno艣ci losu, kt贸rej cichy b贸l po 艣mierci Basicha mia艂 w sobie wi臋cej godno艣ci, ni偶 wszyscy eunuchowie z dworu Syna Niebios razem wzi臋ci. Je偶eli od kogo艣 nauczy艂a si臋 mi艂o艣ci, to tym kim艣 by艂a Wierzba.

Jak gdyby u艣wiadomiwszy sobie, 偶e jej ofiara si臋 waha, Mocny J臋zyk przy艣pieszy艂a uderzenia w magiczny b臋benek. Coraz trudniej by艂o si臋 opiera膰. Niech ju偶 b臋dzie po wszystkim 鈥 my艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Przypomnia艂a sobie teraz, jak tamtej nocy w obozowisku nad brzegiem rzeki, zanim jeszcze jej stopa posta艂a na stepie, Nefrytowy Motyl zosta艂a zwabiona w kierunku rzeki, jak biernie wydawa艂a si臋 zgadza膰 na sw膮 w艂asn膮 zag艂ad臋. Mocny J臋zyk zrobi艂aby wszystko, by chroni膰 swojego syna, odda艂aby nawet w艂asne 偶ycie.

Ja te偶 mam syna, kt贸rego musz臋 chroni膰 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Ta my艣l obla艂a j膮 jak strumie艅 zimnej wody i przekona艂a si臋, 偶e jest w stanie zrobi膰 jeden krok w bok, potem drugi, w rozgardiaszu na zewn膮trz namiotu szamanki. Chocia偶 jeszcze tylko dziesi臋膰 krok贸w i b臋dzie w 艣rodku. Dziewi臋膰鈥 osiem鈥 nag艂y b贸l przeszy艂 bos膮 stop臋 Srebrzystego 艢niegu. Ten b贸l przerwa艂 czar, kt贸ry kaza艂 jej s艂ucha膰 wezwania Mocnego J臋zyka. Z przytomno艣ci膮 umys艂u, kt贸r膮 uda艂o jej si臋 przywo艂a膰 tylko raz czy dwa razy w 偶yciu, przygryz艂a warg臋, 偶eby nie krzykn膮膰 z b贸lu, i zmieni艂a swoje potkni臋cie w mo偶liwo艣膰 pochwycenia tego czego艣, na czym stan臋艂a.

Trzyma艂a strza艂臋 z dziwnie uformowanym grotem, z be艂tem nosz膮cym charakterystyczny znak Tadiqana. W momencie kiedy na ni膮 patrzy艂a, podni贸s艂 si臋 nocny wiatr, a z grotu strza艂y wydoby艂o si臋 ciche gwizdanie. By艂a to wi臋c jedna ze straszliwych, gwi偶d偶膮cych strza艂, kt贸re s艂u偶y艂y jako sygna艂 dla jego wiernych wojownik贸w, by wypu艣cili swoje w艂asne strza艂y w wybrany przez niego cel. Celem tym mog艂a by膰 ona, jej m膮偶 czy jakikolwiek inny wr贸g.

Za d艂ugo zachowywali si臋 spokojnie, on i Mocny J臋zyk.

Srebrzysty 艢nieg wiedzia艂a, 偶e mia艂a racj臋 偶a艂uj膮c, 偶e tych dwoje pozostawiono przy 偶yciu. B臋dzie musia艂a powiedzie膰 Vughturoi鈥

鈥 Chod藕 tu, dziewczyno.

Mocny J臋zyk sta艂a w wej艣ciu do swojego namiotu z b臋benkiem pod pach膮, trzymaj膮c w drugiej, wolnej, wyci膮gni臋tej r臋ce czar臋 ze srebra i ko艣ci. To, co zawiera艂a czara, lekko parowa艂o, a Srebrzysty 艢nieg w tym samym stopniu ani nie mia艂a ochoty wypi膰 tego, ani wej艣膰 do 艣rodka namiotu.

Nie starczy艂oby ju偶 jej si艂 na s艂owa czy op贸r, czy cokolwiek poza ucieczk膮. Odwr贸ci艂a si臋, 偶eby ucieka膰, ale stwierdzi艂a, 偶e porusza si臋 powoli. Co艣 ciep艂ego sp艂ywa艂o z jej zranionej stopy. Czy ta strza艂a by艂a nie tylko zakl臋ta, ale i zatruta?

鈥 Chod藕, dziewczyno. 鈥 I znowu ten rozkaz. Mocny J臋zyk ruszy艂a do przodu, Srebrzysty 艢nieg jeszcze nigdy nie widzia艂a, 偶eby by艂a a偶 tak arogancka w swej mocy, kt贸ra teraz na nowiu by艂a bardzo silna. 鈥 Tadiqan przyb臋dzie przed 艣witem. Chocia偶 nie potrafi臋 zrozumie膰, dlaczego on ciebie chce, czemu nie mia艂by si臋 zabawi膰, zanim sko艅cz臋 z tob膮. Chod藕 i czekaj na niego.

Ja r贸wnie偶 mam syna, kt贸rego musz臋 chroni膰! Ta my艣l rozpali艂a krew Srebrzystego 艢niegu, da艂a jej si艂臋, by nie ust膮pi膰 jeszcze przez chwil臋, podczas gdy krew z jej stopy wsi膮ka艂a w kurz. Ale to by艂o beznadziejne, zacz臋艂a si臋 obawia膰. Krew mia艂a swoj膮 moc. Mocny J臋zyk b臋dzie wiedzia艂a, jak wykorzysta膰 krew, by j膮 przywo艂a膰 z powrotem.

Wielki lis鈥 lisica warkn臋艂a i rzuci艂a si臋 na szamank臋, kt贸ra zachwia艂a si臋 do ty艂u i odzyska艂a r贸wnowag臋 w por臋, by mocno j膮 kopn膮膰. Lisica szczekn臋艂a z b贸lu, a jej szczekni臋cie echem roznios艂o si臋 po obozowisku. A jednak ponownie rzuci艂a si臋 na Mocny J臋zyk, ale tym razem nie by艂a sama. Dwa inne, wi臋ksze lisy do艂膮czy艂y do niej w n臋kaniu szamanki. Lisica zwolni艂a sw贸j uchwyt na obutej kostce szamanki, by ostro zaszczeka膰.

Srebrzysty 艢nieg nie musia艂a widzie膰 Wierzby w jej ludzkim kszta艂cie, by zrozumie膰, co znaczy艂y szczekni臋cia lisa.

鈥 Uciekaj, Starsza Siostro!

Chwytaj膮c sp贸dnice zacz臋艂a biec do swojego namiotu. Nagle wpad艂a na solidn膮 posta膰 kogo艣 id膮cego spiesznym krokiem i g艂o艣no krzykn臋艂a.

鈥 Ty, pani! Zostawi艂em ci臋 u艣pion膮 鈥 oskar偶y艂 j膮 Vughturoi. 鈥 A przecie偶 tu si臋 b艂膮kasz鈥

Zaszokowa艂o j膮 jaskrawe 艣wiat艂o i zesztywnia艂a w jego u艣cisku, kiedy zacz臋艂o si臋 zbli偶a膰 do niej. Vughturoi przymru偶y艂 oczy, 偶eby zobaczy膰, kto je niesie, ale Srebrzysty 艢nieg, zobaczywszy, 偶e za ka偶dym krokiem pochodnia si臋 przechyla, odetchn臋艂a z ulg膮. To by艂a Wierzba, ku艣tyka艂a 艣ladem krwawych odcisk贸w st贸p, kt贸re zostawi艂a za sob膮 Srebrzysty 艢nieg, i woln膮 r臋k膮 co艣 rozsypywa艂a. Jej ku艣tykanie by艂o tak pe艂ne b贸lu, tak wyra藕ne, 偶e bez w膮tpienia kopniak Mocnego J臋zyka musia艂 po艂ama膰 jej jakie艣 偶ebra.

鈥 Krew ma moc 鈥 mrucza艂a do siebie Wierzba. 鈥 Musz臋 zapobiec temu, 偶eby Mocny J臋zyk u偶y艂a tej mocy przeciwko mojej siostrze.

鈥 Odejd藕 od niej, wied藕mo! 鈥 warkn膮艂 Vughturoi. Twarz mu si臋 wykrzywi艂a w nag艂ej, niewyt艂umaczalnej furii, kt贸ra powodowa艂a, 偶e obawiano si臋 Hiung鈥搉u wsz臋dzie, gdzie tylko pojechali. Wepchn膮艂 Srebrzysty 艢nieg za siebie i zamachn膮艂 si臋 no偶em na jej dziewczyn臋.



Rozdzia艂 dwudziesty pierwszy


Pprzera偶ona w艣ciek艂o艣ci膮 Vughturoi Wierzba szarpn臋艂a si臋 w ty艂. Jej kulawa noga ugi臋艂a si臋 i dziewczyna straci艂a r贸wnowag臋. Nie zwa偶aj膮c na b贸l rozci臋tej stopy Srebrzysty 艢nieg rzuci艂a si臋 zza swojego m臋偶a, by z艂apa膰 Wierzb臋, zanim ta upadnie: z oczami szeroko otwartymi z szoku, b贸lu i trwogi pani i s艂u偶膮ca przywar艂y do siebie 鈥 male艅ka wyspa Ch鈥檌n w morzu traw.

Vughturoi pochyli艂 si臋 i pochwyci艂 pochodni臋, zanim wysun臋艂a si臋 z os艂ab艂ej gar艣ci Wierzby. Od wielu ju偶 dni nie pada艂 deszcz, a wszyscy Hiung鈥搉u bali si臋 ognia na stepie. P艂omie艅 rzuci艂 na jego szorstkie rysy demoniczn膮 mask臋 ze 艣wiate艂 i cieni, od czego wygl膮da艂 w dw贸jnas贸b przera偶aj膮co.

Jaka by艂a kara za czary? Jedna rzecz by艂a wsp贸lna dla Hiung鈥搉u i tych z Ch鈥檌n: nienawi艣膰 do magii zastosowanej na ich szkod臋. I jeszcze jedno: obydwa narody rozwin臋艂y wysoce pomys艂owe i bolesne metody karania.

Z oczami pe艂nymi szale艅stwa Wierzba wpatrywa艂a si臋 w Srebrzysty 艢nieg. Kiedy dziewczyna si臋 na niej opar艂a, potrz膮sn臋艂a lekko g艂ow膮, jak gdyby nakazuj膮c jej milczenie.

C贸偶 z ciebie za kobieta, Srebrzysty 艢niegu? 鈥 zada艂a sama sobie to pytanie. Przez te wszystkie lata Wierzba strzeg艂a ci臋, piel臋gnowa艂a, kocha艂a. Czy porzucisz j膮 teraz, poniewa偶 tw贸j nowy pan nazwa艂 j膮 wied藕m膮?

Czy to dzi艣 w po艂udnie pyszni艂a si臋 sama przed sob膮, 偶e znalaz艂a szcz臋艣cie? Na co takie szcz臋艣cie, je偶eli cen膮 za nie ma by膰 zdrada zaufania starej i drogiej towarzyszki?

鈥 Obwiniasz niew艂a艣ciw膮 kobiet臋, m臋偶u. 鈥 G艂os Srebrzystego 艢niegu by艂 ostry jak strza艂a, na kt贸r膮 st膮pn臋艂a. 鈥 Je偶eli si臋 odwa偶ysz, oskar偶 o czary Mocny J臋zyk. To ona rzuci艂a na mnie zakl臋cie, gdy by艂am s艂aba i chora.

鈥 To ja poda艂am ci lekarstwo 鈥 powiedzia艂a Wierzba s艂abo.

鈥 Ty da艂a艣 mi zio艂a nasenne, i to nie po raz pierwszy. 鈥 Srebrzysty 艢nieg zlekcewa偶y艂a t臋 obiekcj臋. Zala艂a j膮 furia r贸wnie gor膮ca jak furia jej m臋偶a, wypalaj膮c zimno pozosta艂e po wcze艣niejszym zakl臋ciu. Nawet b贸l w stopie chyba zel偶a艂. 鈥 Jeste艣 艣lepy, m贸j m臋偶u, 艣lepy, je偶eli karmisz w swoim obozie 偶mije, a grozisz mojej najdawniejszej przyjaci贸艂ce!

鈥 Czy zaprzeczasz, 偶e posiada ona moc, jakiej nie dano zwyczajnym m臋偶czyznom czy kobietom?

Wystarczy, 偶e powie 鈥瀟ak鈥, a b臋dzie bezpieczna, zbyt niewinna by wyczu膰 obecno艣膰 magii w swoim w艂asnym domu. Jednak ju偶 wcze艣niej 偶膮dano, by wyrzek艂a si臋 Wierzby, a ona nigdy tego nie zrobi艂a 鈥 i przypomnia艂a sobie jak jej ojciec podda艂 si臋 ojcu tego m臋偶czyzny, by zachowa膰 przy 偶yciu swoich 偶o艂nierzy.

Kapitulacja jej ojca by艂a s艂uszna i w艂a艣ciwa 鈥 jej kapitulacja by艂aby najczarniejsz膮 zdrad膮.

鈥 Nic z tego, co robi Wierzba, nie stanowi dla mnie tajemnicy 鈥 uci臋艂a. 鈥 Kto pomaga艂 mi przy tej niem膮drej dziewczynie nad rzek膮? A jak my艣lisz, kto pomaga艂 nam鈥 nam, drogi m臋偶u鈥 walczy膰 z bia艂ym tygrysem? Powiem ci, 偶e je偶eli j膮 ode艣lesz, je偶eli j膮 ukarzesz, musisz r贸wnie偶 ukara膰 mnie, matk臋 twojego jedynego dziedzica.

Poniewa偶 Vughturoi twierdzi艂, 偶e gardzi milcz膮cym, biernym pos艂usze艅stwem dam z rodu Han, Srebrzysty 艢nieg ju偶 wcze艣niej ujawnia艂a sw贸j charakter. Ale czy tak naprawd臋 by艂o to co艣 innego ni偶 forma pos艂usze艅stwa, spe艂nianie jego 偶ycze艅? Po raz pierwszy usi艂owa艂a mu si臋 przeciwstawi膰, narzuci膰鈥 nie moj膮 wol臋, tylko to, co jest s艂uszne 鈥 pomy艣la艂a stanowczo. Nie p艂aszczenie si臋 i manipulowanie za pomoc膮 zr臋cznych sztuczek, ale w艂a艣nie to by艂o prawdziwym pos艂usze艅stwem i s艂u偶b膮, jakie 偶ona winna by艂a m臋偶owi albo poddany panu: podtrzymywa膰 to, co by艂o s艂uszne nawet w obliczu gniewu, dla dobra tego, kt贸remu musi si臋 s艂u偶y膰.

鈥 Poddaj mnie pr贸bom! 鈥 zawo艂a艂a Wierzba. 鈥 Sprawdzaj mnie a偶 do samej 艣mierci. Umr臋 przysi臋gaj膮c, 偶e nie zrobi艂am nigdy, przez te wszystkie lata s艂u偶by, 偶adnej krzywdy mojej Starszej Siostrze! 鈥 G艂os mia艂a ochryp艂y od 艂ez i gniewu, a przemawia艂a bezpo艣rednio do shan鈥搚u, tak jak mog艂aby to robi膰 szamanka lub jeniec, kt贸ry nic nie ma do stracenia.

Vughturoi przygl膮da艂 si臋 swojej gniewnej pani, kiedy pomaga艂a Wierzbie usi膮艣膰 na ziemi. Nienawidzi艂a siebie za gor膮ce 艂zy, sp艂ywaj膮ce jej po twarzy, chocia偶 by艂y to 艂zy w艣ciek艂o艣ci, a nie s艂abo艣ci.

鈥 Pani 鈥 odezwa艂 si臋 Vughturoi cicho, ale g艂os jego by艂 g艂osem shan鈥搚u, a nie pob艂a偶liwego pana 鈥 s艂owo twoje jest wi膮偶膮ce i honorowane w naszych namiotach, ale musz臋 mie膰 dow贸d, zanim wyst膮pi臋 przeciw szamance i ksi臋ciu.

鈥 Wi臋c we藕 to! 鈥 za偶膮da艂a Srebrzysty 艢nieg i wyci膮gn臋艂a gwi偶d偶膮c膮 strza艂臋 w stron臋 Vughturoi. 鈥 Popatrz na t臋 strza艂臋 i powiedz mi, 偶e to moja Wierzba chowa takie strza艂y do swego 艂uku, albo 偶e ona w og贸le u偶ywa 艂uku!

鈥 Nie potrzebuje tego 鈥 powiedzia艂 Vughturoi 鈥 kiedy jest mistrzyni膮 zi贸艂, zakl臋膰 oraz zmiany postaci.

Gestem kaza艂 podnie艣膰 si臋 kobietom. Chwiej膮c si臋, us艂ucha艂y go.

鈥 Trzymaj to 鈥 rozkaza艂 Wierzbie i wepchn膮艂 jej z powrotem pochodni臋.

Srebrzysty 艢nieg cicho krzykn臋艂a, do jej r膮k i n贸g zacz臋艂o nap艂ywa膰 ciep艂o, pomimo utraty krwi, od kt贸rej robi艂o jej si臋 s艂abo.

鈥 Jedna z tych nikczemnych gwi偶d偶膮cych strza艂. Pani, sk膮d to masz?

鈥 St膮pn臋艂am na ni膮 鈥 powiedzia艂a mu Srebrzysty 艢nieg. 鈥 Przed namiotem Mocnego J臋zyka, kiedy sta艂a i przygl膮da艂a mi si臋. B贸l przerwa艂 ten jej demoniczny wp艂yw na mnie i mog艂am uciec.

Nocne niebo i namioty przechyli艂y si臋 gwa艂townie. Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i uczu艂a, 偶e obejmuj膮 j膮 znajome ramiona.

鈥 A wi臋c jest to jedyny przypadek, kiedy taka strza艂a wyrz膮dzi艂a mi przys艂ug臋. 鈥 Ponownie Srebrzysty 艢nieg poczu艂a, 偶e si臋 przewraca.

鈥 Przecie偶 ty nie mo偶esz utrzyma膰 si臋 na nogach! 鈥 g艂os Vughturoi przeszed艂 w s艂owa, kt贸re鈥 Srebrzysty 艢nieg by艂a tego pewna鈥 by艂y przekle艅stwami.

鈥 Ty 鈥 rozkaza艂 Wierzbie. 鈥 Zabierz moj膮 male艅k膮 kr贸low膮 do jej namiotu i opiekuj si臋 ni膮 dobrze. Sprawd藕, czy w tej ranie nie ma trucizny! 鈥 Odwraca艂 si臋 ju偶, by odej艣膰 do wielkiego namiotu, d艂ugim i zdecydowanym krokiem cz艂owieka, kt贸ry wi臋kszo艣膰 swego 偶ycia sp臋dzi艂 w siodle. 鈥 Aha, jeszcze jedno. Wiedz, 偶e oskar偶y艂em ci臋 nies艂usznie i 偶e ci to wynagrodz臋.

Srebrzysty 艢nieg podnios艂a oczy na twarz Wierzby, kt贸ra odzwierciedla艂a jej w艂asne zdumienie. W tych kilku zaledwie s艂owach Vughturoi oskar偶y艂, os膮dzi艂 i uniewinni艂 dziewczyn臋, a teraz my艣la艂 o wynagrodzeniu szkody. Zagryz艂a warg臋, 偶eby si臋 nie roze艣mia膰 i zobaczy艂a, 偶e Wierzba potrz膮sa g艂ow膮. Nie po raz pierwszy jednak jej dziewczyna by艂a bardziej bystra ni偶 ona sama.

鈥 Ulubie艅cu niebios! 鈥 zawo艂a艂a do oddalaj膮cych si臋 plec贸w shan鈥搚u.

Vughturoi zakr臋ci艂 si臋 w miejscu, zaskoczony tonem rozkazu w g艂osie Wierzby. Dziewczyna podnios艂a pochodni臋, by o艣wietli膰 poznaczon膮 krwi膮 drog臋 ucieczki Srebrzystego 艢niegu.

鈥 O najszlachetniejszy shan鈥搚u. 鈥 Teraz, kiedy zwr贸ci艂a na siebie jego uwag臋, m贸wi艂a mniej w艂adczym g艂osem. 鈥 Jak bez w膮tpienia wie ten, kt贸ry jest naj艣wi臋tszy pod kopu艂膮 niebios, w krwi zawarta jest wielka moc; a to jest krew twojej pani i matki twego syna. Zezw贸l, bym zabezpieczy艂a j膮 tak, by鈥 by nikt nie m贸g艂 jej u偶y膰 przeciw niej.

Vughturoi skin膮艂 g艂ow膮.

鈥 Sob贸l! 鈥 wykrzykn膮艂 imi臋 swojej pomniejszej 偶ony, potem krzykiem przywo艂a艂 swoich wojownik贸w.

鈥 Kiedy przyjdzie Sob贸l 鈥 powiedzia艂 Srebrzystemu 艢niegowi 鈥 niech odprowadzi ci臋 z powrotem. Wystarczaj膮co du偶o zrobi艂a艣 jak na t臋 jedn膮 noc. A ty鈥 鈥 przem贸wi艂 bezpo艣rednio do Wierzby 鈥 odpraw takie czary, jakie uwa偶asz za stosowne.

鈥 A co ty zrobisz?! 鈥 zawo艂a艂a za nim Srebrzysty 艢nieg. Vughturoi potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

鈥 To, co powinienem by艂 zrobi膰 ju偶 przedtem, ale obawia艂em si臋 naruszy膰 jedno艣膰 klanu. Zdaj臋 sobie teraz spraw臋, 偶e ta jedno艣膰 to by艂a tylko warstwa farby na鈥 na zbutwia艂ym drewnie 鈥 szuka艂 przeno艣ni ze swoich dni z Chang鈥檃n i znalaz艂 j膮. 鈥 Tak wiec wypal臋 j膮 ogniem鈥 je偶eli poradz臋 temu. Niech towarzysz膮 mi twoje dobre 偶yczenia, pani, a b臋d臋 mocniejszy. 鈥 Znowu ta pozosta艂o艣膰 po dworskiej retoryce, kt贸rej nauczy艂 si臋 w Pa艅stwie 艢rodka.

鈥 Zawsze ci towarzysz膮. 鈥 Srebrzysty 艢nieg u艣miechn臋艂a si臋 do niego. 鈥 I dobrze o tym wiesz.

Wierzba wyci膮gn臋艂a woln膮 r臋k臋 i nakre艣li艂a znak b艂ogos艂awie艅stwa, kt贸rego Srebrzysty 艢nieg nigdy nie widzia艂a.

Ku jej zdumieniu, Vughturoi pochyli艂 g艂ow臋 w podzi臋kowaniu.

鈥 Szamanko 鈥 powiedzia艂 przyznaj膮c jej tytu艂 Mocnego J臋zyka.

Kiedy wysz艂y ju偶 na jaw jej czary, Wierzba nie korzy艂a si臋 przed shan鈥搚u bardziej, ni偶 to normalnie robi艂a Mocny J臋zyk w czasach, kiedy by艂a w jego 艂askach. A wygl膮da艂o na to, 偶e czasy te w艂a艣nie mia艂y si臋 sko艅czy膰.

Vughturoi skierowa艂 wzrok w d贸艂 na swoj膮 r臋k臋, w kt贸rej wci膮偶 jeszcze trzyma艂 strza艂臋 Tadiqana. Z okrzykiem obrzydzenia odrzuci艂 j膮 od siebie.

Srebrzysty 艢nieg potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, nast臋pnie po偶a艂owa艂a i tego gestu, i pop臋dliwo艣ci swego pana.

鈥 Podaj mi to 鈥 poprosi艂a Wierzb臋 g艂osem, kt贸ry zaczyna艂 by膰 ju偶 ochryp艂y i s艂aby. 鈥 Mo偶e mu to by膰 potrzebne jako dow贸d. Przechowam j膮 bezpiecznie schowan膮 pomi臋dzy moimi w艂asnymi strza艂ami.

Zamkn臋艂a ze znu偶eniem oczy i otwar艂a je dopiero, kiedy Sob贸l wykrzykn臋艂a skonsternowana i przykl臋k艂a u jej boku. Wsz臋dzie naoko艂o nich rozgniewani m臋偶czy藕ni tupali i mamrotali w odpowiedzi na s艂owa Vughturoi. Niekt贸rzy trzymali pochodnie, kt贸re odbija艂y si臋 w ich broni i uprz臋偶y lub uk艂ada艂y niemal poziomo za m臋偶czyznami biegn膮cymi do swoich koni, lub za tymi, kt贸rzy 艣pieszyli w stron臋 jurty Mocnego J臋zyka. Od czasu do czasu migotliwe 艣wiat艂o pada艂o na w艂osy jakby z br膮zu i zgarbione plecy Wierzby, pochylaj膮cej si臋, by nagarnia膰 ziemi臋 na zakrwawione 艣lady Srebrzystego 艢niegu.

A potem Sob贸l pomaga艂a podnie艣膰 jej si臋 na nogi i uda膰 si臋 w stron臋 jej w艂asnego namiotu. Srebrzysty 艢nieg, os艂abiona przez utrat臋 krwi i swoje w艂asne nami臋tno艣ci, pozwoli艂a swej 艣wiadomo艣ci dryfowa膰. Jakie to dziwne 鈥 my艣la艂a 鈥 znale藕膰 si臋 w艣r贸d tych, kt贸rych ka偶dy w Pa艅stwie 艢rodka nazywa艂by dzikusami, wiedzie膰, 偶e jest kobiet膮 najwa偶niejszego spo艣r贸d nich i mie膰 poczucie, 偶e jest bardziej bezpieczna i bardziej 偶ywa, ni偶 kiedykolwiek mia艂a nadziej臋.

鈥 Musz臋 napisa膰 do鈥 鈥 wymamrota艂a.

鈥 Starsza Siostro? 鈥 zapyta艂a Sob贸l, pomagaj膮c Srebrzystemu 艢niegowi u艂o偶y膰 si臋 na futrach jej w艂asnego pos艂ania. 鈥 To b臋dzie bola艂o 鈥 ostrzeg艂a, lej膮c wino na rozci臋t膮 stop臋 Srebrzystego 艢niegu.

To by艂 najgorszy b贸l, jakiego kiedykolwiek w 偶yciu zazna艂a, ale zagryz艂a wargi. Por贸d, kiedy ju偶 przyjdzie, b臋dzie gorszy; nie wolno jej poha艅bi膰 ani siebie, ani swojego m臋偶a.

鈥 艢pij teraz 鈥 nalega艂a Sob贸l, kiedy ju偶 zabanda偶owa艂a oczyszczon膮 ran臋.

Srebrzysty 艢nieg potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

鈥 Jestem kr贸low膮 鈥 powiedzia艂a. 鈥 B臋dzie mnie przy sobie potrzebowa艂. Pom贸偶 mi wsta膰 i przyoblecz mnie w szaty kr贸lowej.

Na zewn膮trz krzyczeli wojownicy. Srebrzysty 艢nieg wyczuwa艂a uderzenia wielu kopyt, kiedy je藕d藕cy opuszczali obozowisko. Skin臋艂a g艂ow膮. Gdyby to ona by艂a w艂adczyni膮, wys艂a艂aby swoich najbardziej zaufanych oficer贸w, by schwytali Tadiqana.

Kiedy Sob贸l przedstawi艂a jej szaty do wyboru, odsun臋艂a od siebie obydwie.

鈥 Zanim si臋 ubior臋, podaj mi jedwab, p臋dzelek i tusz 鈥 powiedzia艂a jej. 鈥 Nie, nie mam gor膮czki, ale wymy艣li艂am spos贸b, by pom贸c naszemu panu, spos贸b, do kt贸rego on sam by si臋 nie poni偶y艂. I znajd藕 mi kogo艣, kto zawiezie wiadomo艣膰 do garnizonu.

Hiung鈥搉u m贸g艂 nazwa膰 to poni偶aniem si臋, ale Srebrzysty 艢nieg, zanim zrobi cokolwiek innego, napisze do komendanta garnizonu, kt贸rego ojciec s艂u偶y艂 pod jej ojcem, i b臋dzie b艂aga膰 go, by wys艂a艂 oddzia艂y na patrol. Je偶eli b臋d膮 wygl膮da膰 jak sojusznicy, zbieraj膮cy si臋 przeciw zbuntowanym Hiung鈥搉u, tym lepiej. Vughturoi nigdy by nie prosi艂 o pomoc tam, gdzie mia艂 zamiar jej udzieli膰, ale ona zdecydowa艂a, 偶e mimo wszystko przyniesie mu ona korzy艣膰.

Twarz Sob贸l, kt贸ra ju偶 przedtem pociemnia艂a z troski o Srebrzysty 艢nieg, spos臋pnia艂a jeszcze bardziej. Gdyby 偶y艂 jej brat, to on by艂by tym wybranym pos艂a艅cem kr贸lowej. Ale przecie偶 nie czas na 偶ale. Nie tak post臋powali Hiung鈥搉u.

R臋ka Srebrzystego 艢niegu dr偶a艂a, kiedy podnosi艂a p臋dzelek. Czy trz臋s艂a艣 si臋 tak, kiedy walczy艂a艣 z bandytami czy z bia艂ym tygrysem, dziewczyno? 鈥 zapyta艂a sam膮 siebie. A czy p臋dzelek nie jest broni膮, tak samo jak 艂uk czy klinga? Jeste艣 c贸rk膮 genera艂a i 偶on膮 wojownika. Pisz wi臋c i dosy膰 tej s艂abo艣ci.


Pomimo niecierpliwo艣ci pani Srebrzysty 艢nieg ksi臋偶yc na niebie ur贸s艂 do s艂abego, kruchego rogalika, zanim Sob贸l, po trzykro膰 czujna stra偶niczka Srebrzystego 艢niegu, pozwoli艂a jej spr贸bowa膰 si臋 podnie艣膰. Ale zanim naprawd臋 by艂a w stanie przej艣膰 par臋 krok贸w, ksi臋偶yc zrobi艂 si臋 pulchny, przyj膮艂 kszta艂t plastra kusz膮cego, bladego melona.

Sob贸l poda艂a jej r臋k臋, 偶eby j膮 podtrzyma膰, ale Srebrzysty 艢nieg odm贸wi艂a i opieraj膮c si臋 na swoim 艂uku, przyobleczona jak na kr贸low膮 przysta艂o, wyku艣tyka艂a ze swojego namiotu. Spotka艂a id膮c膮 w jej stron臋 Wierzb臋 i powita艂a j膮 ciep艂o. Niecz臋sto widywa艂a j膮 od dnia, kiedy odnios艂a obra偶enia. Kiedy Vughturoi zabrak艂o us艂ug Mocnego J臋zyka, za偶膮da艂 od Wierzby, by mu s艂u偶y艂a jako jasnowidz i przy sposobno艣ci jako stra偶niczka szamanki, kt贸rej miejsce zaj臋艂a.

Obie kobiety zr贸wna艂y krok i utykaj膮c posz艂y w kierunku namiotu shan鈥搚u. Idziemy teraz takim samym krokiem 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Tyle 偶e Wierzba sz艂a bez kuli, a jej w艂asna stopa bola艂a za ka偶dym razem, kiedy st膮pn臋艂a ni膮 na ziemi臋.

鈥 Zagoi si臋, Starsza Siostro 鈥 powiedzia艂a jej Wierzba, kt贸ra my艣li swej pani zna艂a za dobrze, by musia艂a zadawa膰 pytania. 鈥 Nied艂ugo b臋dziesz ju偶 chodzi艂a bez b贸lu i bez utykania. Przyrzekam ci, 偶e b臋dziesz biega艂a za malutkim ksi臋ciem Hiung鈥搉u i nawet nie braknie ci tchu.

鈥 Jak si臋 wiedzie dzisiaj mojemu panu? 鈥 zapyta艂a Srebrzysty 艢nieg Wierzb臋.

Dziewczyna unios艂a swoje r贸wne brwi w zdumieniu, kt贸re zgodnie z zamierzeniem mia艂o by膰 humorystyczne.

鈥 On ci nie m贸wi?

Srebrzysty 艢nieg potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

鈥 On m贸wi bardzo niewiele, wol膮c鈥 a przynajmniej tak twierdzi鈥 odpoczywa膰 i 偶ebym ja odpoczywa艂a.

To, co Srebrzysty 艢nieg wiedzia艂a i o czym nie chcia艂a m贸wi膰 Wierzbie, to by艂a reakcja Vughturoi na jej list do komendanta garnizonu Ch鈥檌n.

鈥 I znowu, pani, o艣mielasz si臋 robi膰 to, czego mnie robi膰 nie wolno! Chocia偶 nie mog臋 prosi膰 o pomoc ani jej nie potrzebuj臋, z zadowoleniem zobacz臋 oddzia艂 偶o艂nierzy z Ch鈥檌n pod warunkiem, 偶e szybko wr贸c膮 na swoje w艂a艣ciwe miejsce.

W tym momencie Srebrzysty 艢nieg zrozumia艂a, 偶e wtr膮ci艂a si臋 ju偶 na tyle, na ile mog艂a sobie pozwoli膰 i ukierunkowa艂a swoje wysi艂ki na z艂agodzenie trosk shan鈥搚u. To, 偶e udowodniono mu, 偶e nie mia艂 racji, by艂o ciosem dla jego wiary w siebie, a w艣r贸d Hiung鈥搉u taki cios m贸g艂 sta膰 si臋 ciosem 艣miertelnym. O 偶adnej z tych spraw nie mog艂a jednak nic powiedzie膰 Wierzbie.

Mo偶e zreszt膮 jako szamanka ju偶 to wyczu艂a i na sw贸j pe艂en mi艂o艣ci spos贸b poczyni艂a kroki, by go r贸wnie偶 uleczy膰.

Kulej膮c krok w krok ze swoj膮 dziewczyn膮 Srebrzysty 艢nieg wesz艂a do wielkiego namiotu shan鈥搚u. Jak obuchem uderzy艂y j膮 gor膮c, ha艂as, kolory i zapach kumysu oraz gotuj膮cego si臋 mi臋sa i mimo woli zrobi艂a krok w ty艂, dok艂adnie tak jak to si臋 sta艂o, kiedy po raz pierwszy spotka艂a Khujang臋. Jej goj膮ca si臋 stopa trafi艂a na kamyk i Srebrzysty 艢nieg zdusi艂a w sobie pragnienie, by si臋 wzdrygn膮膰 czy krzykn膮膰.

Ju偶 po chwili, w nagrod臋, oczy Vughturoi rozja艣ni艂y si臋 na jej widok i skin膮艂 na ni膮, by podesz艂a bli偶ej. Nie m贸g艂 posadzi膰 jej na swoim w艂asnym miejscu ani podnie艣膰 si臋 dla niej, nie spodziewa艂a si臋 te偶 po nim takich nieumiarkowanych wzgl臋d贸w. A jednak dopilnowa艂, 偶eby usiad艂a obok niego, 偶eby j膮 szybko i dobrze obs艂u偶ono i 偶eby pos艂a艅cy nale偶膮cy zar贸wno do stronnik贸w Vughturoi, jak i do innych klan贸w, kt贸rzy wje偶d偶ali i padali przed nim na twarz, oddawali i jej odpowiedni ho艂d. R贸wnie wa偶ne by艂o to, 偶e nalega艂, by m臋偶czy藕ni z innych klan贸w, wahaj膮cy si臋 czy wyjawi膰 swoje informacje przed kobiet膮 z rodu Han, m贸wili w jej obecno艣ci.

Siedzia艂a w milczeniu, ze spuszczonymi oczami, przybieraj膮c pozory skromno艣ci, co dawa艂o jej czas na zastanowienie. Tak. Wi臋c przyjaciele Tadiqana w艣r贸d Fu Yu wci膮gn臋li w zasadzk臋 jego stra偶, a jemu samemu pozwolili jecha膰 wolno! W takim razie musi on znajdowa膰 si臋 teraz w drodze powrotnej do ludu, kt贸ry mia艂 nadziej臋 uczyni膰 swoim.

T臋tent kopyt na zewn膮trz namiotu wzni贸s艂 si臋 nieomal do szale艅stwa, jaki艣 ko艅 zar偶a艂, nast臋pnie st臋kn膮艂 z wyczerpania. Stra偶 Vughturoi czujnie zerwa艂a si臋 na nogi z wyci膮gni臋t膮 broni膮, kiedy do 艣rodka chwiej膮c si臋 wszed艂 samotny je藕dziec. Pokrywa艂 go 偶贸艂ty i czarny kurz, a oczy mia艂 czerwone z niewyspania. Po raz pierwszy odk膮d przyby艂a do Hiung鈥搉u, Srebrzysty 艢nieg zobaczy艂a cz艂owieka, kt贸ry mia艂 dok艂adnie taki wygl膮d, jaki l臋k i ignorancja przypisywa艂y jej przybranemu ludowi. A przecie偶 ten cz艂owiek by艂 prawdopodobnie najbardziej zaufanym pos艂a艅cem., jakim po 艣mierci Basicha dysponowa艂 Vughturoi.

Rzuci艂 si臋 na ziemi臋, bardziej padaj膮c z wyczerpania ni偶 k艂aniaj膮c si臋 shan鈥搚u i wydysza艂 wie艣ci o kolumnie posuwaj膮cej si臋 na zach贸d od garnizonu Ch鈥檌n.

鈥 A co z Fu Yu? 鈥 zapyta艂 Vughturoi. Jego d艂o艅 pochwyci艂a drzewce w艂贸czni i zacisn臋艂a si臋 nagle.

Widz膮c to m臋偶czyzna zamar艂 w bezruchu i Srebrzysty 艢nieg przypomnia艂a sobie opowie艣膰 o bladych barbarzy艅cach Hu, kt贸rzy zamieszkiwali daleko na zachodzie. Powiadano, 偶e ich w艂adca zwyk艂 by艂 traci膰 tego, kto mu przynosi艂 z艂e wie艣ci, zamiast nagradza膰 go jako 藕r贸d艂o informacji.

鈥 To nie ma znaczenia 鈥 m贸wi艂 z namys艂em Vughturoi do tych swoich doradc贸w, kt贸rzy siedzieli najbli偶ej niego 鈥 czego pragnie ten pretendent Yueh鈥揷hih. Tadiqan pragnie tego miejsca, tych namiot贸w. Nie b臋dzie niszczy艂 tego, czym chce rz膮dzi膰. Wyjd藕my im jednak naprzeciw z tym, co najbardziej szanuj膮.

Skin膮艂 na s艂ug臋.

鈥 Przynie艣 mi trofeum mojego ojca, czaszk臋 przyw贸dcy Yueh鈥揷hih. 鈥 Potem odwr贸ci艂 si臋 do swoich wojownik贸w. 鈥 Trzech z was, przyprowadzi膰 mi tu Mocny J臋zyk.

Byli wojownikami, mieli reputacj臋 nieustraszonych, a mimo to wygl膮dali niepewnie. 呕aden z nich nie chcia艂 stawi膰 czo艂a uwi臋zionej szamance, matce ksi臋cia鈥搝drajcy. To nie przez ignorowanie takich sygna艂贸w zdoby艂 sobie Vughturoi lojalno艣膰 swoich ludzi. Skin膮艂 g艂ow膮, zamilk艂 na chwil臋 i w ko艅cu ze swoich poduszek popatrzy艂 na Wierzb臋, kl臋cz膮c膮 nieco za swoj膮 pani膮.

鈥 B臋dzie wam towarzyszy艂a nowa m膮dra kobieta plemienia鈥 je偶eli zechce. Dopilnujcie, by Mocny J臋zyk mia艂a, co trzeba, 偶eby odby膰 podr贸偶.

A wi臋c to b臋dzie wygnanie? 鈥 pomy艣la艂a Srebrzysty 艢nieg. Nie by艂o to m膮dre, zostawia膰 przy 偶yciu kogo艣 takiego jak Mocny J臋zyk i jej syn, ale mia艂o sw贸j sens. Vughturoi r贸wnie偶 obawia艂 si臋 zg艂adzi膰 szamank臋.

Wchodz膮c przed swymi stra偶nikami do wielkiego namiotu, Mocny J臋zyk rzuca艂a gro藕ne spojrzenia. Skrzy偶owa艂a r臋ce na swojej szerokiej piersi i niemal偶e zdo艂a艂a nada膰 stra偶y poz贸r gwardii honorowej dla niej, odzianej w szaty ze sk贸r zwierz膮t, rzadkich sk贸r w臋偶y i drobin b艂yszcz膮cego kryszta艂u. W zestawieniu z ni膮 Wierzba wydawa艂a si臋 kim艣 nieistotnym; ale to w jej d艂oniach spoczywa艂 magiczny b臋benek Mocnego J臋zyka. Najbardziej jednak w postaci Mocnego J臋zyka rzuca艂 si臋 w oczy pasek sk贸ry, kt贸rym przewi膮zano jej usta, 偶eby nie mog艂a wykorzysta膰 tego, od czego wzi臋艂a swoje imi臋, do rzucenia przekle艅stwa na stra偶nik贸w.

鈥 Dobra robota 鈥 pochwali艂 cicho Vughturoi. Na jego delikatny gest Wierzba zaj臋艂a miejsce bli偶ej niego ni偶 Mocnego J臋zyka, kt贸ra obrzuci艂a wielki namiot jednym pogardliwym spojrzeniem.

鈥 B臋dziemy czeka膰 na twojego syna 鈥 powiedzia艂 jej Vughturoi. 鈥 Nie zapomnia艂em jednak, 偶e jest on r贸wnie synem mojego ojca, jak twoim. Tak wi臋c kiedy tu przyjedzie, poniewa偶 przysi臋ga jego okaza艂a si臋 bez warto艣ci, b臋dzie mia艂 do wyboru 艣mier膰 w walce lub wygnanie z klanu, kt贸ry zdradzi艂. Tw贸j wyb贸r zwi膮zany b臋dzie z jego wyborem.

Szcz臋ki Mocnego J臋zyka zacz臋艂y chodzi膰, a 偶y艂y na jej skroniach nabrzmia艂y, kiedy walczy艂a z kneblem.

鈥 Trzyma膰 j膮! 鈥 warkn膮艂 Vughturoi, a jego nieszcz臋艣ni stra偶nicy pos艂uchali.

Po ponownym t臋tencie kopyt i okrzyku zewn臋trznych stra偶y zebrani w wielkim namiocie zorientowali si臋, 偶e zbli偶a si臋 oddzia艂 Hiung鈥搉u: ludzie Tadiqana (ci, kt贸rych nie zabi艂 za to, 偶e mu si臋 opierali), w艂asne stra偶e Vughturoi, kt贸re zosta艂y wys艂ane by go sprowadzi膰 i nawet kilku Yueh鈥揷hih.

鈥 Spotkam si臋 z nimi konno 鈥 powiedzia艂 shan鈥搚u. 鈥 Ka偶cie wojownikom by膰 w pogotowiu.

Mozolnie Srebrzysty 艢nieg zacz臋艂a si臋 podnosi膰. Jak偶e nienawidzi艂a tej przekl臋tej rany, kt贸ra powodowa艂a, 偶e cia艂o jej by艂o zdrajc膮 dla woli!

鈥 Ty nie pojedziesz, pani. 鈥 Vughturoi zatrzyma艂 si臋 przy Srebrzystym 艢niegu i 艂agodnie pom贸g艂 jej podnie艣膰 si臋 na nogi. 鈥 To, co nas czeka, to nie polowanie. 鈥 W jego oczach pokaza艂 si臋 namys艂, a Srebrzysty 艢nieg wstrzyma艂a oddech.

鈥 Nie ka偶 mi odej艣膰 鈥 b艂aga艂a. 鈥 Gdzie tu na stepie znajd臋 jakie艣 schronienie? Najbardziej bezpieczna jestem z tob膮.

Jej m膮偶 skin膮艂 g艂ow膮 i chocia偶 by艂 pe艂en napi臋cia przed tym, co mog艂o si臋 przerodzi膰 w walk臋, u艣miechn膮艂 si臋 do niej.

I to by艂a prawda 鈥 my艣la艂a sobie Srebrzysty 艢nieg, kiedy ku艣tyka艂a opieraj膮c si臋 na swoim 艂uku za m臋偶czyznami 鈥 nie by艂o dla niej schronienia. To w艂a艣nie, bardziej ni偶 cokolwiek innego, by艂 ten kraj 艣mierci, o kt贸rym pisa艂 Sun Tzu. A przecie偶 dla kobiet ka偶da walka by艂a krajem 艣mierci, a nie gr膮 o ziemi臋 i honory, jak uwa偶a艂o wielu m臋偶czyzn. Odwa偶y艂a si臋 spojrze膰 na Mocny J臋zyk, z ogromn膮 pogard膮 krocz膮ca pomi臋dzy swoimi stra偶nikami, kt贸rym tylko w niewielkim stopniu udawa艂o si臋 zwolni膰 kroku, by dostosowa膰 si臋 do Wierzby. Przez swe utykanie r贸wnie nie pasowa艂a do tej grupy jak sama Srebrzysty 艢nieg, ale jej blada, zaci臋ta twarz i p艂on膮ce oczy zdradzi艂y, 偶e sko艅czy艂o si臋 ukrywanie, sko艅czy艂a si臋 pokora. Jak lis, kt贸rego nora i m艂ode zosta艂y zagro偶one, by艂a rozw艣cieczona, a jej w艣ciek艂o艣膰 by艂a tym trwalsza, 偶e cicha. W r臋kach wci膮偶 jeszcze nios艂a b臋benek Mocnego J臋zyka. I to te偶 by艂o w艂a艣ciwe. Ten, kt贸rego po艣wi臋cono, by wykona膰 ten b臋benek, r贸wnie偶 musi by膰 tutaj 艣wiadkiem.

呕adna z kobiet nie mia艂a z艂udze艅 co do charakteru spotkania. Tylko m臋偶czy藕ni mieli nadziej臋. Kobiety chcia艂y przygotowa膰 si臋 na wypadek katastrofy. Wiele pojedzie za Srebrzystym 艢niegiem, uzbrojone w 艂uki i 艣mierciono艣ne lance Hiung鈥搉u. Najstarsze z dzieci b臋d膮 razem z nimi.

鈥 Czekaj, czekaj chwil臋! 鈥 szepn臋艂a Srebrzysty 艢nieg do Sob贸l. Jaki艣 impuls, kt贸rego nie potrafi艂a wyt艂umaczy膰, kaza艂 jej pochwyci膰 t臋 czar臋 z czaszki i spowi膰 j膮 w kawa艂ek jedwabiu, kt贸ry wyci膮gn臋艂a ze swego obszernego r臋kawa. Potem po艣pieszy艂a do艂膮czy膰 do pozosta艂ych kobiet.

To Sob贸l przyprowadzi艂a konia Srebrzystego 艢niegu, wszyscy wojownicy byli zaj臋ci. Z ulg膮 go dosiad艂a. Jad膮c konno nie by艂a kulawa. Kiwn膮wszy z zadowoleniem g艂ow膮, sprawdzi艂a ci臋ciw臋 swojego 艂uku, zapas strza艂 i n贸偶, kt贸ry nosi艂a jako ostateczn膮 bro艅.

Powoli, bez tradycyjnej fanfary wrzask贸w i popis贸w je藕dzieckich, konni wojownicy Hiung鈥搉u zebrali si臋 na zewn膮trz obozu i czekali. Nad nimi s艂o艅ce wspina艂o si臋 coraz wy偶ej na niebo, gramol膮c si臋 ku zenitowi. Ziemia zdawa艂a si臋 falowa膰 od wiatru, wiej膮cego po usychaj膮cych trawach, zabarwionych teraz kolorami jesieni. Srebrzysty 艢nieg mia艂a nadziej臋, 偶e nie sp艂ynie ona krwi膮 przed zachodem s艂o艅ca.

鈥 Uderz w b臋ben! 鈥 krzykn膮艂 Vughturoi. Srebrzysty 艢nieg zaszokowa艂o, 偶e powiedzia艂 to do Wierzby. Wierzba, przeobra偶ona w tym momencie ze s艂ugi czy m膮drej kobiety w wojownika, uderzy艂a w magiczny b臋benek, a powietrze zdawa艂o si臋 dr偶e膰 od jego g艂osu. To te偶 by艂o s艂uszne. Ten m臋偶czyzna czy ch艂opiec, kt贸rego kaza艂a zabi膰 Mocny J臋zyk, powinien wzi膮膰 udzia艂 w sadzie, jaki mia艂 nadziej臋 odprawi膰 dzi艣 Vughturoi. W b臋bnieniu, kt贸re wzywa艂o wrog贸w klanu, po raz pierwszy, odk膮d Srebrzysty 艢nieg go s艂ysza艂a, nie by艂o z艂a.

I by膰 mo偶e b臋benek spowodowa艂, 偶e ukazali si臋, oto Tadiqan i jego ludzie jechali powoli w stron臋 obozu. Oni r贸wnie偶 jechali w milczeniu, stanowi膮c zagro偶enie, kt贸re milczenie czyni艂o jeszcze bardziej rozmy艣lnym. Cz臋艣膰 z nich zna艂a; poznawa艂a wiele twarzy i koni. Inni jednak nosili str贸j i bro艅 Fu Yu, czy nawet Yueh. W艣r贸d nich najwa偶niejszy by艂 m艂ody m臋偶czyzna, kt贸rego oczy natychmiast zacz臋艂y szuka膰 Vughturoi. Spojrzenie jej pad艂o na zawini膮tko przy swoim siodle. Mia艂a racj臋. Podobnie jak b臋ben, ta czarka, 藕r贸d艂o b贸lu i tylu konflikt贸w, musi tu by膰 obecna.

Tylu ich przeciwstawia艂o si臋 Vughturoi! Niepok贸j przeszy艂 Srebrzysty 艢nieg niemal tak ostro jak strza艂a, na kt贸r膮 st膮pn臋艂a, ale zdusi艂a go w sobie, 偶eby jej syn nie wch艂on膮艂 jej l臋ku, jeszcze zanim si臋 urodzi.

Vughturoi g艂臋boko wci膮gn膮艂 powietrze. Potem g艂os jego zadzwoni艂 po stepie.

鈥 Niech wyst膮pi Tadiqan, kt贸ry by艂 niegdy艣 moim bratem.



Rozdzia艂 dwudziesty drugi


Hung鈥攏u utrzymali dyscyplin臋 i szeregi je藕d藕c贸w pozosta艂y tam, gdzie sta艂y. Tadiqan wysun膮艂 konia naprz贸d z pogard膮, widoczn膮 w ka偶dym niespiesznym ruchu jego cia艂a. Podobnie, jak zauwa偶y艂a Srebrzysty 艢nieg, uczyni艂 w贸dz Yueh鈥揷hih. Vughturoi ruszy艂 im na spotkanie.

鈥 Bracie 鈥 odezwa艂 si臋 Tadiqan, nie maj膮c nawet na tyle przyzwoito艣ci, by pozwoli膰, 偶eby pierwszy przem贸wi艂 shan鈥搚u, kt贸rego zdradzi艂. R贸wnie dobrze m贸g艂 splun膮膰. Jeden z ludzi Vughturoi wykrzykn膮艂 z oburzenia, ale Vughturoi gestem podniesionej r臋ki nakaza艂 cisz臋.

鈥 Profanujesz to imi臋 鈥 powiedzia艂 mu Vughturoi 鈥 jak r贸wnie偶 swoj膮 przysi臋g臋. Kiedy zosta艂em wyniesiony na miejsce mego ojca, odda艂e艣 mi pok艂on. Czy to tak s艂u偶ysz swojemu klanowi?

鈥 Tak! 鈥 wrzasn膮艂 Tadiqan, a twarz zrobi艂a mu si臋 purpurowa z w艣ciek艂o艣ci. 鈥 Zrobisz z nas wszystkich wdzi臋cz膮ce si臋 kopie, na mod艂臋 tych p贸艂ludzi z Ch鈥檌n, zaprzedasz nas w niewol臋 za wi臋cej jedwabi i klejnot贸w. Ta dziewczyna o twarzy jak serwatka, kt贸ra co noc szepce ci o wspania艂o艣ciach swojego domu, zdradzi nas wszystkich. Odsu艅 j膮 od siebie i jed藕 wolny! Albo na wszystko co pod czasz膮 niebios, ust膮p i pozw贸l, by przywodzi艂 jaki艣 m臋偶czyzna!

鈥 M臋偶czyzna? 鈥 zapyta艂 Vughturoi, a jego w艂asny g艂os podni贸s艂 si臋 w gro藕nym gniewie. 鈥 M臋偶czyzna, kt贸ry chowa si臋 za swoj膮 matk膮 i toczy wojny z damami? Kogo艣 takiego ja nazywam nie m臋偶czyzn膮, ale ch艂opcem i zdrajc膮. I takiemu daj臋 wyb贸r. Wygnanie lub ostateczne poddanie si臋, tu i teraz, na oczach naszych ludzi. A je偶eli i to zdradzisz, to wiedz, 偶e moja zemsta mo偶e nie b臋dzie szybka, ale b臋dzie bolesna i absolutnie pewna.

Tym razem Tadiqan splun膮艂 naprawd臋.

鈥 Ja dostan臋 twoje miejsce, a m贸j krewniak Yueh鈥揷hih twoj膮 g艂ow臋!

鈥 Nie ma co zadawa膰 si臋 z szale艅cem 鈥 zauwa偶y艂 Vughturoi. 鈥 Porozmawiamy, kiedy znowu oprzytomniejesz. Jeste艣 gorszy ni偶 ci ludzie, kt贸rych, jak twierdzisz, nienawidzisz. 鈥 Pogardliwie odwr贸ci艂 si臋 plecami do zdrajcy i ruszy艂 w kierunku w艂asnych linii.

Srebrzysty 艢nieg g艂臋boko wci膮gn臋艂a oddech, ca艂kowicie pewna, 偶e zaraz zobaczy, jak zaczyna si臋 wojna. Oszo艂omieni brawur膮 shan鈥搚u, kt贸ry plecami odwr贸ci艂 si臋 do wroga znanego z tego, 偶e by艂 r贸wnie zab贸jczy co zdradziecki, zar贸wno jego ludzie, jak i ci po drugiej stronie stali jak wryci.

A potem r臋ce Tadiqana pomkn臋艂y do 艂uku, nak艂adaj膮c strza艂臋 i naci膮gaj膮c z t膮 przera偶aj膮c膮 gracj膮, dla kt贸rej Hiung鈥搉u obawiano si臋 na ca艂ym 艣wiecie. Srebrzysty 艢nieg wrzasn臋艂a, zanim zdo艂a艂a si臋 opanowa膰 i pierwsza strza艂a chybi艂a.

Wyda艂o si臋 wtedy, 偶e czas zwolni艂 bieg. Wyda艂o si臋, 偶e Srebrzysty 艢nieg siedzi na koniu po艣rodku pola pos膮g贸w, na kt贸rym porusza艂o si臋 tylko troje ludzi: Tadiqan, Vughturoi i ona. Vughturoi, kt贸ry normalnie tak troszczy艂 si臋 o swoje wierzchowce, zawr贸ci艂 z tak膮 szybko艣ci膮, 偶e ko艅 zar偶a艂 i stan膮艂 d臋ba. W tej chwili tak by艂 zaj臋ty opanowywaniem go, i nie mia艂 sposobno艣ci, by wyci膮gn膮膰 bro艅.

Zabij膮 go, zanim b臋dzie m贸g艂 si臋 broni膰! Nie stanie si臋 tak! 鈥 poprzysi臋g艂a Srebrzysty 艢nieg. Chocia偶 wojownik by艂 z niej 偶aden, to by艂a 艂owczyni膮 o niepo艣lednim m臋stwie. Tylko 偶e ju偶 tyle czasu min臋艂o, odk膮d ostatni raz je藕dzi艂a konno ze swoim 艂ukiem! Ale to bez r贸偶nicy. Ubolewaj膮c nad swoim brakiem wprawy, chwyci艂a strza艂臋 nie patrz膮c na ni膮, nasadzi艂a na ci臋ciw臋 i strzeli艂a.

Strza艂a przeszy艂a rami臋 Tadiqana. Oczy Srebrzystego 艢niegu rozszerzy艂y si臋. Jakim艣 szcz臋艣liwym zbiegiem okoliczno艣ci u偶y艂a tej jednej jedynej gwi偶d偶膮cej strza艂y, kt贸r膮 zachowa艂a! Tadiqan wrzasn膮艂 nie tyle z b贸lu, co na znak protestu i w pe艂nym grozy przera偶eniu, kiedy z ty艂u, na ten gwizd odpowiedzieli ludzie, kt贸rych sam wytrenowa艂, by strzelali, kiedy go us艂ysz膮.

Sto strza艂 zaskowyta艂o w zab贸jczym pos艂usze艅stwie, od kt贸rego Tadiqan wylecia艂 z siod艂a, a ko艅 si臋 zwali艂. Strza艂y przebi艂y cz艂owieka i konia tak wiele razy, 偶e niekt贸re brzechwy po艂ama艂y si臋, zanim zdo艂a艂y zag艂臋bi膰 si臋 w cia艂o. Spomi臋dzy brzechw s膮czy艂a si臋 krew i zbiera艂a w ka艂u偶e na zdeptanej trawie.

Z szale艅cz膮 odwag膮 Srebrzysty 艢nieg zmusi艂a swego konia, by wysun膮艂 si臋 do przodu.

鈥 Szuka艂e艣 czary zrobionej z ludzkiej czaszki! 鈥 jej g艂os wzni贸s艂 si臋 przenikliwie ponad tumult ludzi i zwierz膮t, kiedy stan臋艂a naprzeciw Yueh鈥揷hih. 鈥 Wi臋c we藕 j膮!

Wyci膮gn臋艂a czar臋 z jedwabnego spowicia i pokaza艂a j膮 m臋偶czy藕nie, kt贸ry zaprzysi膮g艂 zemst臋, poniewa偶 ta czara w og贸le istnia艂a.

鈥 Jako lojalny syn 鈥 powiedzia艂a mu 鈥 we藕 j膮 i pochowaj wedle zwyczaj贸w twojego rodu. 鈥 Umie艣ci艂a j膮 z powrotem w spowiciu i wyci膮gn臋艂a, ofiarowuj膮c j膮 jego nagle pe艂nym czci r臋kom.

鈥 Nie potrzeba wam jeszcze jednego takiego pucharu 鈥 doda艂a cicho. Oczami b艂aga艂a go, 偶eby si臋 z ni膮 zgodzi艂, maj膮c jednocze艣nie nadziej臋, 偶e Vughturoi nie rzuci si臋 do przodu i nie zabije go w jej obronie.

鈥 Nie 鈥 powiedzia艂, obracaj膮c w k贸艂ko w臋ze艂ek w r臋kach. 鈥 Nie potrzeba, kiedy ju偶 odzyskali艣my honor mojego ojca. Pani, s艂ysza艂em o tobie. Okrzykni臋to ci臋 kr贸low膮, kt贸ra przynosi Hiung鈥搉u pok贸j, a teraz widz臋, 偶e to prawda. Tobie przysi臋gn臋 na wierno艣膰 鈥 powiedzia艂 i zsiad艂 z konia.

W momencie kiedy Vughturoi z rozszerzonymi oczami podje偶d偶a艂 na spienionym koniu, dawny sprzymierzeniec Tadiqana pad艂 na kolana, a potem na twarz. Szybko wykorzystuj膮c okazj臋, Vughturoi skin膮艂 na swoich ludzi, by okr膮偶yli tamtych.

Ale zza jego w艂asnych szereg贸w podni贸s艂 si臋 tumult koni, przenikliwych krzyk贸w i w ko艅cu 艣miertelny wrzask z g艂臋bi gard艂a jakiego艣 wojownika.

Srebrzysty 艢nieg o艣mieli艂a si臋 obejrze膰 za siebie.

鈥 To Mocny J臋zyk! 鈥 zawo艂a艂a Sob贸l. 鈥 Uda艂o jej si臋 jako艣 uwolni膰 r臋ce, zabi膰 jednego ze stra偶nik贸w i pochwyci膰 b臋ben!

Srebrzysty 艢nieg s艂ysza艂a, 偶e wielka 偶a艂o艣膰 lub w艣ciek艂o艣膰, lub strach mog膮 cz艂owiekowi doda膰 nadludzkich si艂. Tak si臋 te偶 sta艂o z Mocnym J臋zykiem, kt贸ra teraz kroczy艂a naprz贸d, wybijaj膮c na b臋bnie rytm bardziej dziki i bardziej natarczywy ni偶 wszystkie, kt贸re dot膮d s艂ysza艂a.

Twarz膮 w twarz z oszala艂膮 z 偶alu i w艣ciek艂o艣ci szamank膮 nawet naj艣mielsi z Hiung鈥搉u zbledli, a po obu stronach wielu z nich rzuci艂o si臋 z koni, by przypa艣膰 twarz膮 do ziemi.

鈥 Mam go! 鈥 wrzasn臋艂a usuni臋ta ze swego stanowiska szamank膮. 鈥 I wkr贸tce pomszcz臋 na was wszystkich mojego syna, ja i moje demony!

鈥 Oszala艂a! 鈥 wyda艂a zduszony okrzyk Wierzba, kt贸ra le偶a艂a na ziemi jak d艂uga. Srebrzysty 艢nieg dojrza艂a bia艂e obw贸dki wok贸艂 jej oczu, p艂on膮cych groz膮 wobec szale艅stwa, jakie nawiedza i cz艂owieka, i zwierz臋.

Wok贸艂 Mocnego J臋zyka podni贸s艂 si臋 wyj膮cy wiatr. Kiedy jeden ze stra偶nik贸w pr贸bowa艂 przebi膰 go w艂贸czni膮, wiatr pochwyci艂 go i rzuci艂 wysoko i daleko. Kiedy spad艂 na ziemi臋, us艂yszeli, jak roztrzaskuj膮 si臋 jego ko艣ci. A wiatr ci膮gle wzmaga艂 si臋, a偶 zag艂uszy艂 wszystkie inne d藕wi臋ki. Usta porusza艂y si臋 w modlitwie czy wo艂aniu, konie podrzuca艂y g艂owami, r偶膮c w ledwo t艂umionej panice; a s艂ycha膰 by艂o tylko zawodz膮cy skowyt wiatru, miniaturowej wersji kuraburanu albo burz z g艂臋bokiej pustyni, po tysi膮ckro膰 gorszych od gwi偶d偶膮cych strza艂 Tadiqana鈥 dok膮d nie roze艣mia艂 si臋 pierwszy demon.

W ko艂uj膮cym wirze wiatru, py艂u i piachu na wp贸艂 zmaterializowa艂y si臋 postacie gorsze od wszelkich koszmar贸w z taoistycznych tekst贸w magicznych. Ta艅czy艂y i be艂kota艂y, i wyci膮ga艂y chciwe szpony. Mocny J臋zyk coraz bardziej dziko bi艂a w magiczny b臋benek, a偶 Srebrzysty 艢nieg pomy艣la艂a, 偶e niechybnie musi on si臋 rozlecie膰, na zawsze wypuszczaj膮c uwolnione demony na 艣wiat.

鈥 To za mojego syna! 鈥 zawo艂a艂a Mocny J臋zyk. Tyle uda艂o si臋 us艂ysze膰 pani Srebrzysty 艢nieg poprzez ryk wiatru i chichotanie zmierzaj膮cych ku niej demon贸w.

Ju偶 czu艂a gor膮cy oddech wiatru. Wiedzia艂a, 偶e nie ma takiego miejsca, gdzie mog艂aby si臋 schroni膰.

鈥 Nie! 鈥 j臋k sprzeciwu przebi艂 odg艂osy czarnej burzy, kiedy Wierzba mozolnie podnosi艂a si臋 na nogi. Jej kulawa noga podwin臋艂a si臋, ale dziewczyna z艂apa艂a r贸wnowag臋, przechyliwszy si臋 na bok i poszukawszy oparcia w koniu.

鈥 Starsza Siostro, Starsza Siostro! 鈥 zawo艂a艂a i rzuci艂a si臋 nie na Mocny J臋zyk, ale pomi臋dzy Srebrzysty 艢nieg i burz臋. Poszpera艂a r臋k膮 w zanadrzu i wyci膮gn臋艂a sw贸j najwi臋kszy skarb, srebrne lusterko z wyrytymi na nim magicznymi symbolami, kt贸re tylko ona jedna potrafi艂a odczyta膰. Lusterko wydawa艂o si臋 nieprawdopodobnie ma艂e, nie wi臋ksze od kr臋gu oboj臋tnego s艂o艅ca, kt贸re l艣ni艂o teraz wysoko nad g艂owami, ale zab艂ys艂o 艣wiat艂em i odbi艂a si臋 w nim w miniaturze ca艂a furia burzy, a w jej sercu Mocny J臋zyk, kt贸ra j膮 przywo艂a艂a.

Burza wydawa艂a si臋 kurczy膰, jak gdyby co艣 w lusterku mia艂o nad ni膮 w艂adz臋. Wierzba zachwia艂a si臋 na nogach jak drzewo, od kt贸rego wzi臋艂a swoje imi臋. G艂owa jej opad艂a, ca艂e cia艂o obwis艂o, ale r臋ce trzyma艂a zawzi臋cie w g贸rze, jak gdyby wznosi艂a tarcz臋 przeciw uderzeniom miecza niezwyci臋偶onego przeciwnika.

Powoli burza zmieni艂a kierunek, w jakim wirowa艂a wok贸艂 swojej osi. Jeszcze wolniej zawr贸ci艂a w stron臋 Mocnego J臋zyka, by poch艂on膮膰 t臋, kt贸ra j膮 pierwsza wywo艂a艂a. Mocny J臋zyk odmownie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i za艂omota艂a w b臋ben magiczny, a burza ruszy艂a z powrotem ku Wierzbie.

Dziewczyna zadr偶a艂a, ale zmusi艂a si臋, by poku艣tyka膰 do przodu, najpierw jeden krok, potem drugi, ci膮gle trzymaj膮c lusterko pomi臋dzy burz膮 demon贸w a sob膮 i stoj膮c przed swoj膮 ukochan膮 pani膮.

鈥 Nie, Wierzbo 鈥 cicho krzykn臋艂a Srebrzysty 艢nieg, ale dziewczyna raz szale艅czo potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, odrzucaj膮c wszelk膮 pomoc, jak膮 jej mog艂a zaoferowa膰 jej pani czy kt贸ry艣 z wojownik贸w, jako niemo偶liw膮. Sama Srebrzysty 艢nieg rozwa偶a艂a, czyby nie naci膮gn膮膰 艂uku i nie wystrzeli膰 w t臋 burz臋, ale kto m贸g艂 przewidzie膰, co te wiatry zrobi膮 ze strza艂膮? Mog艂y j膮 pos艂a膰 gdziekolwiek, nawet z powrotem do 艂uczniczki.

To w艂a艣nie pr贸bowa艂a zrobi膰 Wierzba: odbi膰 t臋 burz臋 z powrotem do tej, kt贸ra j膮 pos艂a艂a. R贸wnie wyra藕nie Mocny J臋zyk usi艂owa艂a pokona膰 sw膮 przeciwniczk臋 i zmia偶d偶y膰 najpierw Srebrzysty 艢nieg, a nast臋pnie obozowisko. B臋benek i lusterko sz艂y ze sob膮 w zawody, a pomi臋dzy nimi szala艂a burza.

A potem, jak gdyby przez te wszystkie lata b臋benek czeka艂 tylko na najw艂a艣ciwszy moment, 偶eby si臋 zwr贸ci膰 przeciw swojej pani, po偶贸艂k艂a sk贸ra na nim rozdar艂a si臋 i wyrwa艂 si臋 z niego uwolniony wiatr, t艂umi膮c wrzaski Mocnego J臋zyka. Nawet w tej chwili by艂y to wrzaski w艣ciek艂o艣ci, nie strachu.

W nast臋pnej chwili lusterko Wierzby p臋k艂o na dwoje. Mocny J臋zyk upad艂a smagana wichur膮, kt贸r膮 sama wezwa艂a; ale dziewczyna upad艂a r贸wnie偶, jak smuk艂e drzewko wystawione na zbyt siln膮 dla siebie burz臋.

Jaki艣 wojownik przyskoczy艂 do Mocnego J臋zyka i zamierzy艂 si臋 w艂贸czni膮, by pchn膮膰 j膮 w gard艂o.

鈥 Nie zabijaj jej! 鈥 krzykn膮艂 Vughturoi ochryp艂ym g艂osem.

Jaka偶 si艂a mog艂a pozwoli膰 tej kobiecie przetrwa膰 tak膮 burz臋? Wi臋ksza ni偶 si艂y biednej Wierzby, obawia艂a si臋 Srebrzysty 艢nieg. Ze艣lizgn臋艂a si臋 ze swego siod艂a i nie zwa偶aj膮c na b贸l w stopie pobieg艂a w kierunku dziewczyny, kt贸ra le偶a艂a bez ruchu na ziemi. Przybieg艂a r贸wno z Sob贸l, ale kiedy kobieta Hiung鈥搉u chcia艂a j膮 ochroni膰, Srebrzysty 艢nieg przepchn臋艂a si臋 do przodu.

鈥 Siostrzyczko? 鈥 zapyta艂a cichutkim g艂osem. Mocny J臋zyk przetrwa艂a t臋 burz臋. Czy przesad膮 by艂oby pragnienie, by przetrwa艂a j膮 r贸wnie偶 Wierzba, kt贸ra chcia艂a tylko chroni膰, pomaga膰, s艂u偶y膰? Przecie偶, mimo 偶e w swojej ludzkiej postaci by艂a chroma, mia艂a w sobie r贸wnie偶 偶ywotno艣膰 lisiego rodzaju. Przyj臋艂a na siebie ca艂y impet burzy, 偶eby j膮 zawr贸ci膰 i robi膮c to ocali艂a niezliczon膮 ilo艣膰 istnie艅. Srebrzysty 艢nieg z czu艂o艣ci膮 odwr贸ci艂a swoj膮 dziewczyn臋. Delikatnie otar艂a kurz i traw臋 z bladej, nieruchomej twarzy. Wargi Wierzby by艂y sine, pier艣 jej chyba si臋 nie unosi艂a i ani nie opada艂a, nawet s艂abo. Lusterko, gdzie by艂o jakie艣 lusterko? Je偶eli osadzi si臋 na nim mgie艂ka, b臋dzie to znaczy艂o, 偶e to dziewczyna oddycha, 偶yje, b臋dzie mo偶na j膮 uleczy膰. Nie spuszczaj膮c ani na moment oczu z Wierzby, Srebrzysty 艢nieg jedn膮 r臋k膮 zacz臋艂a gmera膰 w trawie.

Kiedy zaci臋艂a si臋 w palec czym艣 ostrym, triumfalnie wyci膮gn臋艂a jeden z kawa艂k贸w lusterka Wierzby, od艂amany jakim艣 trafem w kszta艂t p贸艂kola z ciemniejsz膮 plam膮 na 艣rodku. Sob贸l podnios艂a drug膮 po艂ow臋. Yang i Yin. Na 偶adnym z nich, kiedy przy艂o偶ono je do warg Wierzby, nie pokaza艂 si臋 nawet 艣lad mgie艂ki. A potem obydwa od艂amki lusterka rozwia艂y si臋.

Wargi pani Srebrzysty 艢nieg zacz臋艂y dr偶e膰, rzuci艂a spojrzenie na Sob贸l, kt贸ra potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i 偶aczek doprowadza膰 do porz膮dku ubranie Wierzby, obci膮gaj膮c je jak przystoi, by zakry艂y jej nogi, t臋 prost膮 i t臋 kulaw膮. Kiedy si臋 przygl膮da艂a, pokr臋cony w臋ze艂 mi臋艣ni i 艣ci臋gien, kt贸ry powodowa艂, 偶e kaleka noga Wierzby by艂a kr贸tsza, jak gdyby si臋 rozpl膮ta艂 鈥 Wierzba, za 偶ycia kulawa, po 艣mierci le偶a艂a ca艂a i prosta.

Na ten widok za艂ama艂o si臋 kruche opanowanie Srebrzystego 艢niegu. Z艂o偶y艂a g艂ow臋 na znieruchomia艂ym 艂onie Wierzby i rozp艂aka艂a si臋 jak matka bolej膮ca po 艣mierci swego pierworodnego.

Vughturoi przykl臋kn膮艂 u jej boku.

鈥 Powiedzia艂a, 偶e przetrzyma ka偶d膮 pr贸b臋, a偶 do samej 艣mierci 鈥 powiedzia艂. 鈥 Ani mi si臋 艣ni艂o poddawa膰 j膮 takiej pr贸bie, przez my艣l mi nie przesz艂o, by mia艂a si臋 okaza膰 tak wierna, jak si臋 okaza艂a. 鈥 Poczu艂a lekkie dotkniecie na swoich w艂osach i spojrzawszy w g贸r臋 zobaczy艂a, 偶e Vughturoi si臋 podnosi.

鈥 We藕cie t臋 czarownic臋 鈥 wskaza艂 na nieprzytomne cia艂o Mocnego J臋zyka 鈥 i zwi膮偶cie j膮. Zwi膮偶cie j膮 dobrze, zakneblujcie i strze偶cie jej, dok膮d nie zostanie przyprowadzony dziki ko艅.

W milczeniu Yughturo艂 czeka艂, a偶 spe艂niono jego rozkaz.

鈥 A teraz przywi膮偶cie j膮 do jego grzbietu.

Po chwili Mocny J臋zyk odzyska艂a przytomno艣膰, ale jej straszliw膮 偶ywotno艣膰 wida膰 by艂o tylko w jej p艂on膮cych oczach.

鈥 Nie mog臋 ukara膰 ci臋, jak na to zas艂ugujesz 鈥 powiedzia艂 jej Vughturoi. 鈥 My艣l臋, 偶e w og贸le nie odwa偶臋 si臋 wymierzy膰 ci 偶adnej kary, poniewa偶 jeste艣 tym, czym jeste艣, by艂a艣 偶on膮 mojego ojca, a przez twoje usta, dok膮d si臋 nie zwr贸ci艂a艣 ku z艂u, przemawia艂y duchy. Wi臋c wyp臋dz臋 ci臋 i niech duchy, kt贸re ci臋 znajd膮, robi膮 z tob膮, co tylko zechc膮. Hej鈥搄aaa! 鈥 krzykn膮艂 i klepn膮艂 konia po zadzie.

Ko艅, kt贸rego do szale艅stwa doprowadza艂 przypasany do jego grzbietu ci臋偶ar, do kt贸rego nie by艂 przyzwyczajony, stan膮艂 d臋ba, da艂 susa, wierzgn膮艂 zadem i pop臋dzi艂 na z艂amanie karku.

Srebrzysty 艢nieg jak przez mg艂臋 s艂ysza艂a, kiedy Vughturoi zaprasza艂 Fu Yu i Yueh鈥揷hih 鈥 tych, kt贸rzy nie uciekli ku wielkiemu rozbawieniu swoich towarzyszy 鈥 by zsiedli i skorzystali z jego go艣cinno艣ci. Wiedzia艂a, 偶e powinna si臋 podnie艣膰, powinna powita膰 ich jak nale偶y, jak wypada kr贸lowej. Wiedzia艂a r贸wnie偶, 偶e teraz, kiedy Wierzba ju偶 nie 偶y艂a, nie ma na to ani si艂y, ani ochoty.

Przymkn臋艂a oczy i zapragn臋艂a, by ogarn臋艂y j膮 ciemno艣ci. Ku jej zdumieniu jakie艣 ciep艂e r臋ce podnios艂y i podtrzyma艂y j膮.

鈥 Nie mog臋 pozwoli膰, by艣 si臋 tak zamartwia艂a 鈥 powiedzia艂 do niej m膮偶. 鈥 Co ona powiedzia艂aby, gdyby ci臋 zobaczy艂a?

Srebrzysty 艢nieg prze艂kn臋艂a szloch.

鈥 Zbeszta艂aby mnie, 偶e nara偶am moje dziecko na niebezpiecze艅stwo i da艂aby mi do wypicia鈥 da艂aby mi te paskudnie niesmaczne zio艂a.

鈥 A wi臋c przez pami臋膰 dla niej b膮d藕 pos艂uszna 鈥 rozkaza艂 Vughturoi. 鈥 Ja鈥 my鈥 zawdzi臋czamy jej wszystko. Co chcesz, aby艣my zrobili? Powiedz tylko s艂owo, a wyprawimy jej najwspanialszy pogrzeb, jaki dot膮d zna艂y stepy.

Sob贸l zach艂ysn臋艂a si臋.

鈥 Och, popatrzcie tylko!

Z ukrycia w d艂ugiej trawie wychyn臋艂y dwa du偶e lisy i przycupn臋艂y brzuchem do ziemi przy Wierzbie, ocieraj膮c si臋 o ni膮 i tr膮caj膮c j膮 nosami. Kiedy Wierzba nie zareagowa艂a, szczekn臋艂y przenikliwie, lamentuj膮c i znowu znikn臋艂y.

Srebrzysty 艢nieg przygl膮da艂a si臋 ze smutkiem jak znika艂y.

鈥 Najwspanialszy pogrzeb, jaki dot膮d zna艂y stepy? 鈥 powt贸rzy艂a s艂owa swojego m臋偶a jak pytanie. 鈥 Powiedzmy raczej pogrzeb ksi臋偶niczki. Czy mog艂abym prosi膰 o鈥?

鈥 O wszystko 鈥 powiedzia艂 Vughturoi.

鈥 A wiec niech moja Wierzba zostanie pochowana na granicy pomi臋dzy Ch鈥檌n i ziemiami Hiung鈥搉u, gdzie艣 w pobli偶u zielonych drzew i p艂yn膮cej wody. Niech zostanie nad ni膮 usypany kurhan, kt贸ry zawsze b臋dzie zielony, nawet w pe艂ni zimy. Niech 偶aden my艣liwy nie przychodzi do tego miejsca. Odt膮d b臋dzie sanktuarium dla wszystkich 偶ywych istot na cze艣膰 dziewczyny, kt贸ra by艂a wierna rodom Han i Hiung鈥搉u, rodzajowi ludzkiemu i lisiemu.

鈥 Niech twoje kobiety przygotuj膮 j膮 do pogrzebu, a tak si臋 stanie 鈥 powiedzia艂 Vughturoi. 鈥 Pojedziemy przed zim膮. Mo偶e kto艣 z garnizonu pojedzie r贸wnie偶 z nami. Zanim spadnie 艣nieg, twoja Wierzba b臋dzie spoczywa膰 w cieple. Ale teraz chod藕, musisz p贸j艣膰 i pom贸c przypiecz臋towa膰 ten nowy pok贸j. W ko艅cu czy nie tak ci臋 nazwano?

Pozwoli艂a mu poprowadzi膰 si臋 w stron臋 wielkiego namiotu, gdzie przynajmniej na razie musi zaj膮膰 si臋 witaniem wojownik贸w z innych plemion, kt贸rych teraz trzeba pozyska膰 jako przyjaci贸艂 i sojusznik贸w. Za ni膮 podni贸s艂 si臋 lament kobiet plemienia po Wierzbie, kt贸ra po 艣mierci mia艂a zosta膰 uczczona jak nigdy za 偶ycia. Srebrzysty 艢nieg zastanawia艂a si臋, co by o tym ona pomy艣la艂a.

Po偶egnam si臋 z tob膮 p贸藕niej 鈥 powiedzia艂a wspomnieniu przyjaci贸艂ki. Nigdy ci臋 nie zapomn臋, a kiedy nadejdzie czas mojego w艂asnego pogrzebu, do艂膮cz臋 do ciebie i obydwie b臋dziemy strzeg艂y tych ziem, razem, na zawsze.

Zamruga艂a, 偶eby powstrzyma膰 艂zy i przechyli艂a g艂ow臋 na bok. Nagle krzykn臋艂a cicho, a r臋ce jej skierowa艂y si臋 do brzucha. Patrz膮c na ni膮 Vughturoi zatrzyma艂 si臋 pe艂en niepokoju, a jego pokryta bliznami twarz poszarza艂a pod opalenizn膮. Srebrzysty 艢nieg wiedzia艂a, 偶e utraci艂 ju偶 kiedy艣 dzieci przez zakl臋cia i trucizny Mocnego Je偶yka.

鈥 Nic z艂ego si臋 nie sta艂o 鈥 powiedzia艂a mu. 鈥 Nasz syn mnie w艂a艣nie kopn膮艂.

鈥 Odziedziczy艂 艣mia艂o艣膰 po matce 鈥 powiedzia艂 Vughturoi. 鈥 A jego matka powinna teraz usi膮艣膰.

Srebrzysty 艢nieg gotowa by艂a przysi膮c, zar贸wno w tamtym momencie, jak i potem, 偶e s艂yszy, jak Wierzba si臋 艣mieje.



Epilog


Przed przybyciem spadkobiercy shan鈥搚u do Chang鈥檃n urz臋dnicy na dworze miesi膮cami spierali si臋 o etykiet臋 oraz precedensy. Stanowi艂 on r贸wnie偶 temat wielu plotek na Wewn臋trznych Dziedzi艅cach. Powiadali nawet niekt贸rzy, 偶e jego matka zamieszkiwa艂a tam przed laty, zanim wys艂ano j膮 na wygnanie na r贸wniny.

Na wp贸艂 barbarzy艅ca, na wp贸艂 Han. Snuto rozkoszne domys艂y, 偶e jak wszyscy inni Hiung鈥搉u jada on surowe mi臋so albo 偶e jest alchemikiem, albo 偶e lisoduch by艂 jego po艂o偶n膮. Pog艂oski tak si臋 rozszala艂y na Wewn臋trznych Dziedzi艅cach, 偶e nawet kochaj膮cy plotki enuchowie musieli je w ko艅cu t艂umi膰. Co do jednej sprawy jednak uda艂o im si臋 wszystkim w ko艅cu pogodzi膰. Ten ksi膮偶臋 Hiung鈥搉u nie przybywa艂 do Chang鈥檃n, 偶eby przedyskutowa膰 jaki艣 traktat ani 偶eby po艣lubi膰 ksi臋偶niczk臋 Han 鈥 przynajmniej na razie 鈥 ale 偶eby szkoli膰 si臋 w zwyczajach narodu swojej matki.

To b臋dzie fascynuj膮ce, obserwowa膰, czy mu si臋 to uda 鈥 zdecydowa艂 naczelny z eunuch贸w, a nast臋pnie powr贸ci艂 do du偶o wa偶niejszej sprawy 艂ap贸wek. Obecnie, od czasu kiedy Mao Yen鈥搒hou straci艂 g艂ow臋 przez t臋 b艂ah膮 spraw臋 zeszpeconego portretu, cz艂owiek musia艂 by膰 o tyle bardziej dyskretny. Mo偶e ten dziki ksi膮偶臋 oka偶e si臋 szczodry.

M艂odzieniec, kt贸ry w ko艅cu przyby艂 do Chang鈥檃n w towarzystwie oddzia艂u srogich i w pe艂ni uzbrojonych je藕d藕c贸w, nosi艂 futra i jedwabie. Obok 艂uku przy jego siodle zwisa艂a lutnia, a j臋zykiem Ch鈥檌n przemawia艂 elegancko i i zgodnie z zasadami i regu艂ami. Na widok wysoko艣ci i szeroko艣ci mur贸w miasta nawet ci wojownicy, kt贸rzy z nim jechali, a kt贸rych wybrano dla ich cierpliwo艣ci i stateczno艣ci (co oznacza艂o, 偶e by艂o ich niewielu, o wielu mniej, ni偶 powinno towarzyszy膰 dziedzicowi shan鈥搚u) zacz臋li co艣 mamrota膰. Ostrzega艂 ich shan鈥搚u, 偶eby nie wyobra偶ali sobie Chang鈥檃n po prostu jako wi臋kszego, sta艂ego obozowiska zimowego. Wygl膮da艂o ono bardziej na pu艂apk臋, na鈥 to s艂owo to by艂o wi臋zienie, nieprzeno艣ne pomieszczenie, do kt贸rego wtr膮cano ludzi i z kt贸rego nie mogli oni uciec. To by艂o miasto mojej matki, kraj mojej matki, powiedzia艂 im ksi膮偶臋, a poniewa偶 szanowali Srebrzysty 艢nieg r贸wnie jak jej syn, skin臋li g艂owami i pogodzili si臋 z tym, czego zmieni膰 nie mogli.

Przyszed艂 jednak taki moment, kiedy ksi膮偶臋 zbuntowa艂 si臋 w my艣li. By艂 wolnym cz艂owiekiem stepu i pustyni, przyzwyczajonym 偶eby je藕dzi膰, gdzie chce. Jak m贸g艂 ktokolwiek spodziewa膰 si臋 po nim, 偶e sp臋dzi ca艂e lata swego 偶ycia uwi臋ziony w obr臋bie mur贸w i pod dachami? Z ty艂u, za nim, jego ludzie co艣 szemrali, a towarzysz膮cy im 偶o艂nierze Ch鈥檌n ze srogimi minami zwarli szeregi.

Te srogie miny przywr贸ci艂y mu r贸wnowag臋. B艂ysn膮艂 ku swoim wojownikom ostrzegawczym spojrzeniem, wiedz膮c 偶e wstydziliby si臋, gdyby musia艂 strofowa膰 ich w obecno艣ci ludzi z Ch鈥檌n, kt贸rzy sk艂onni byli uwa偶a膰 ich tylko za dzikus贸w. Je偶eli on nie zaprotestowa艂, to im te偶 nie wolno.

Nie zaprotestowa艂, kiedy jego ojciec rozkaza艂 ma jecha膰 do Chang鈥檃n; shan鈥搚u Vughturoi by艂 wybra艅cem niebios i nie do pomy艣lenia by艂o, 偶eby mu si臋 przeciwstawi膰, jak si臋 o tym przekona艂 nawet jego w艂asny brat. Czy to nie Vughturoi w艂a艣nie zjednoczy艂 wszystkie wojuj膮ce ze sob膮 klany Hiung鈥搉u?

I tak samo jak nie 艣mia艂 stan膮膰 przed ojcem inaczej ni偶 tylko jako pos艂uszny, lojalny syn, absolutnie nie m贸g艂 nie spe艂ni膰 tego obowi膮zku, kiedy obok siedzia艂a jego matka, w swoich szczup艂ych, kruchych palcach trzymaj膮c jakie艣 szycie, kt贸re by艂o wida膰, i wodze do ojcowskiego serca, kt贸rych wida膰 nie by艂o. Sprawienie jej zawodu by艂o nie tylko czym艣 nie synowskim: by艂o czym艣 niewyobra偶alnym.

By艂a taka male艅ka, jej niegdy艣 blada cera pociemnia艂a po latach sp臋dzonych w艣r贸d Hiung鈥搉u na wolnym powietrzu pod 艣wi臋tym niebem, mia艂a ciemne, my艣l膮ce oczy, otoczone sieci膮 delikatnych zmarszczek od wpatrywania si臋 w bezkresn膮 dal albo samych step贸w, albo w艂asnych my艣li, niewiarygodnie d艂ugie warkocze, oszronione srebrzystym 艣niegiem, jak jej imi臋, kt贸re tylko shan鈥搚u o艣miela艂 si臋 wym贸wi膰.

Wiedzia艂 o tym, 偶e ma to dla niej ogromne znaczenie, 偶eby uda艂 si臋 w podr贸偶 do jej domu. W rozmowie wojownika z wojownikiem m贸g艂 protestowa膰, 偶e wysy艂a si臋 go do miejsca, kt贸re dla Hiung鈥搉u oznacza艂o luksusowe wi臋zienie; jego ojciec, Vughturoi, przebywa艂 kiedy艣 w艣r贸d mieszka艅c贸w krainy Han i potrafi艂 zrozumie膰 jego niepok贸j i niesmak. No dobrze, a ta pani, jego matka, kt贸ra pogodzi艂a si臋 z wygnaniem ze swego w艂asnego kraju? By艂a taka male艅ka i taka krucha; ale r贸wnocze艣nie taka odwa偶na. Czy偶 nie opowiadano mu, odk膮d dor贸s艂 na tyle, by dosi膮艣膰 swego pierwszego konia, jak wysun臋艂a si臋 przed wodza Yueh鈥揷hih i za艂agodzi艂a dawny sp贸r, kt贸ry pobudzi艂 do zdrady i niemal doprowadzi艂 do nowej wojny? Jego matka by艂a kr贸low膮, kt贸ra przynosi艂a Hiung鈥搉u pok贸j; rok jego 偶ycia sp臋dzony w obr臋bie mur贸w nie b臋dzie wyg贸rowan膮 cen膮, je偶eli ma jej to sprawi膰 przyjemno艣膰.

Przejecha艂 przez miasto z tak膮 sam膮 odwag膮, z jak膮 przyst臋powa艂by do walki, 艣mia艂o spogl膮da艂 w oczy nie ko艅cz膮cym si臋 szeregom urz臋dnik贸w i ostatecznie dost膮pi艂 tego najwy偶szego szcz臋艣cia, 偶e pozwolono mu rzuci膰 si臋 do n贸g Synowi Niebios. Kiedy si臋 podni贸s艂, wyci膮gn膮艂 rolk臋 jedwabiu, starannie zapiecz臋towan膮 by uchroni膰 j膮 od kurzu i niepogody. Przestrzeg艂 sam siebie, 偶e wszystko co powie, czy zrobi, mo偶e odbi膰 si臋 nie tylko na Hiung鈥搉u, ale i na damie, kt贸ra opu艣ci艂a te dziedzi艅ce, by im przewodzi膰. Wzi膮wszy g艂臋boki oddech zamiast broni, kt贸ra by tak dobrze le偶a艂a mu w d艂oni, przygotowa艂 si臋 do przem贸wienia.

鈥 Ten oto niegodny, kt贸remu pozwolono, by nazywa艂 siebie Khujang膮, ksi臋ciem w艣r贸d Hiung鈥搉u, b艂aga o pozwolenie powitania Syna Niebios 鈥 zacz膮艂. Niekt贸rzy urz臋dnicy zmarszczyli brwi na jego zuchwa艂o艣膰; najstarsi z nich pami臋tali, 偶e jego matka, jak m贸wiono, r贸wnie偶 by艂a鈥 niekonwencjonalna, tak mo偶na to by艂o najbardziej taktownie wyrazi膰. Dama ta nauczy艂a go sztuki obserwowania takich ludzi k膮cikiem oczu i odczytywania tych drobnych sygna艂贸w aprobaty czy dezaprobaty, kt贸re sobie przesy艂ali. By艂 jej za to wdzi臋czny.

鈥 Jego ojciec, shan鈥搚u i jego matka, kt贸ra przynosi Hiung鈥搉u pok贸j, k艂aniaj膮 si臋 Synowi Niebios i b艂agaj膮, by przyj膮艂 tego oto nieszcz臋snego na swoje dziedzi艅ce, tak by zapozna艂 si臋 on ze zwyczajami Pa艅stwa 艢rodka, o najznamienitszy ze wszystkich.

Syn Niebios skin膮艂 g艂ow膮 i bardzo leciutko u艣miechn膮艂 si臋. Chocia偶 ksi膮偶臋 przyrzek艂 sobie, 偶e nie b臋dzie dba艂 o to, co taka wydelikacona istota 鈥 ze swoimi jedwabiami, swoim sztywnym kapelusikiem, swoim Smoczym Tronem i tymi deprymuj膮cymi murami 鈥 mo偶e sobie o nim pomy艣le膰, westchn膮艂 wewn臋trznie z ulgi.

Dw贸r odpr臋偶y艂 si臋, a Cesarz skin膮艂 na ksi臋cia Hiung鈥搉u, by podszed艂 bli偶ej na kr贸ciutk膮, cenn膮 chwil臋 niemal prywatnej rozmowy. Ku zdumieniu ksi臋cia Khujangi, w m膮drych, przebieg艂ych oczach Cesarza tai艂o si臋 ciep艂o.

鈥 Listy twojej matki przez te wszystkie lata informowa艂y nas dobrze. Tak, i powiedzia艂y nam鈥 nawet uwzgl臋dniaj膮c matczyn膮 przychylno艣膰鈥 jakiego to m艂odego cz艂owieka teraz witamy. B膮d藕 w naszych progach synem. Postaramy si臋, by tw贸j pobyt by艂 mi艂y i nie narzuca艂 ci zbytnich ogranicze艅. 鈥 Potem, jak gdyby przekazawszy zaplanowan膮 przez siebie wiadomo艣膰, powr贸ci艂 do spraw pa艅stwowych. 鈥 Twoja matka poinformowa艂a mnie o barbarzy艅cach z zachodu.

Zaskoczy艂o to Khujang臋, 偶e w komentarzu tym Syn Niebios uwzgl臋dni艂 jego po swojej stronie: to tych z zachodu, a nie Hiung鈥搉u, uznawa艂 za barbarzy艅c贸w.

鈥 Co mo偶esz mi o nich powiedzie膰 i co ona jeszcze m贸wi?

Khujang臋 dok艂adnie przygotowano na ten moment, mia艂 gotowe opinie o ludziach spoza Dachu 艢wiata i ich koniach. Zanim jednak o nich zacz膮艂 m贸wi膰, winien by艂 swojej matce przekazanie jeszcze jednej wiadomo艣ci i jeszcze jednego daru.

鈥 Matka tego oto przesy艂a swoje pozdrowienia i swoje obserwacje, zawarte w tym jej li艣cie. I b艂aga Syna Niebios, by przyj膮艂 t臋 rzecz dla tej, kt贸ra ma piecz臋 nad jego namiotami!

Z szerokim gestem, kt贸ry bardziej pasowa艂 do uczty Hiung鈥搉u ni偶 do 艢wietlanego Dworu Chang鈥檃n, m艂ody ksi膮偶臋 skin膮艂 i dw贸ch z jego ludzi postawi艂o przed Smoczym Tronem skrzyni臋. Ksi膮偶臋 sam ukl膮k艂, by j膮 otworzy膰.

Zawiera艂a zbroj臋 z nefryt贸w, misternie 艂膮czonych delikatnym z艂otym drucikiem 鈥 par臋 do zbroi, kt贸r膮 przed laty Srebrzysty 艢nieg ofiarowa艂a Synowi Niebios.



Notka historyczna


Jeste艣my bardzo szcz臋艣liwe, 偶e mo偶emy si臋 podzieli膰 z wami naszym zafascynowaniem histori膮 i kultur膮 Chin, zafascynowaniem, kt贸rego tylko ostatni膮 cz臋艣膰 stanowi ta ksi膮偶ka.

Cesarska c贸rka鈥, chocia偶 nale偶y do fantastyki, oparta jest na incydencie historycznym, kt贸ry sta艂 si臋 jedn膮 z najbardziej ulubionych opowie艣ci chi艅skich i pos艂u偶y艂 jako natchnienie dla niezliczonych wierszy i opowiada艅: 偶ycie Chao Chun, konkubiny, kt贸ra najpierw sta艂a si臋 ksi臋偶niczk膮 dynastii Han, a nast臋pnie kr贸low膮 shan鈥搚u Hiung鈥搉u, tego porywczego ludu nomad贸w, od kt贸rych w znacznym stopniu pochodz膮 Hunowie i Mongo艂owie.

We wdzi臋cznej i u偶ytecznej ksi膮偶ce 鈥濸urpurowy Mur: Historia Wielkiego Muru Chi艅skiego鈥 (鈥濼he Purple Wall: The Story of the Great Wall of China鈥, Londyn, Robert Hale, Ltd., 1960), Peter Lum opisuje Chao Chun z dynastii Han jako c贸rk臋 urz臋dnika Hupei. Podobnie jak nasza Srebrzysty 艢nieg, Chao Chun, kt贸ra rzeczywi艣cie istnia艂a, by艂a pi臋kna i odwa偶na, odrzuci艂a propozycj臋 skorumpowanego eunucha Mao Yen鈥搒hou i przez pewien czas 偶y艂a w odosobnieniu, zanim pos艂ano j膮, by po艣lubi艂a najpierw shan鈥搚u Khujang臋, a nast臋pnie jego spadkobierc臋, Vughturoi.

Tyle m贸wi historia. Dalej historia wsp贸艂istnieje z legend膮. W niekt贸rych dosy膰 romantycznych relacjach o Chao Chun, rzuca si臋 ona do 呕贸艂tej Rzeki z przesmyku pomi臋dzy rzek膮 a Wielkim Murem, bo nie mo偶e znie艣膰 rozstania z Chinami. Jej 艂zy s膮 przyczyn膮, 偶e trawa wzd艂u偶 rzeki jest bardziej zielona ni偶 gdzie indziej; a rzek臋 nazywaj膮 tam Rzek膮 Ksi臋偶niczki. Wedle innych wersji 鈥瀙rawdziwa鈥 Chao Chun urodzi艂a Khujandze syna, kt贸ry zmar艂 w 31 roku p.n.e. (rok po 艣mierci cesarza Yuan Ti, kt贸r膮 to dat臋 po prostu zmieni艂y艣my dla cel贸w tej opowie艣ci). P贸藕niej rzeczywi艣cie wysz艂a za Vughturoi, rz膮dzi艂a jako kr贸lowa, maj膮c jak si臋 wydaje du偶y wp艂yw na pokojowe stosunki z Chinami, a偶 do 20 roku p.n.e., kiedy Vughturoi zmar艂, a ona zosta艂a trzydziestotrzyletni膮 wdow膮 z dwoma c贸rkami ze swego drugiego m臋偶a.

W tym punkcie opowie艣ci historia znowu rozwiewa si臋 w mit. Nikt nie wie na pewno, co sta艂o si臋 z Chao Chun. Niekt贸rzy s膮 zdania, 偶e zmar艂a po kilku latach, inni, 偶e zmar艂a z 偶alu, kiedy nowy shan鈥搚u zamordowa艂 jej syna, jeszcze inni, 偶e i j膮, i jej syna zamordowano w 18 roku n.e. Chocia偶 nigdy nie powr贸ci艂a do Chin, legenda utrzymuje, 偶e prosi艂a, by pochowa膰 j膮 na pograniczu Chin i 偶e rzeczywi艣cie pogrzebano j膮 nad brzegiem 呕贸艂tej Rzeki pod olbrzymim kurhanem, kt贸ry wci膮偶 jeszcze nazywany jest Grobowcem Kwiatowego Ogrodu Chao Chun.

Historyczne s膮 tak偶e nefrytowe zbroje, kt贸re zosta艂y drobiazgowo opisane i przepi臋knie sfotografowane w ksi膮偶ce 鈥濳si膮偶臋ta nefrytu鈥 (鈥濸rinces of Jade鈥) Edmunda Capona i Williama McQuitty鈥檈go (Londyn, Thomas Nelson & Sons, Ltd., 1973), opowiadaj膮cej o odkryciu 27 czerwca 1968 roku cia艂 ksi臋cia Liu Sheng i jego ma艂偶onki, ksi臋偶niczki Tou Wan, z dynastii Han, przystrojonych w nefrytowe zbroje dok艂adnie takie, jakimi obdarowa艂y艣my Srebrzysty 艢nieg.

Du偶膮 cz臋艣膰 pozosta艂ej historii zaczerpn臋艂y艣my z wielu wspania艂ych ksi膮偶ek, jakie stworzyli zachodni pisarze, by przedstawi膰 pi臋膰 tysi臋cy lat zdumiewaj膮co bogatej kultury czytelnikom z zachodu, kt贸rych wiedza o jednej z najstarszych cywilizacji na Ziemi zbyt cz臋sto ogranicza si臋 do 鈥瀟u oto 偶yj膮 smoki鈥 na mapie lub do , jedno danie z kolumny A鈥 na chi艅skim menu. Przez ostatnie trzydzie艣ci lat zainteresowanie Chinami rozkwit艂o jednak, wykraczaj膮c daleko poza domen臋 uczonych, badaczy i nieco ekscentrycznych 鈥瀔olekcjoner贸w chi艅szczyzny鈥 z dziewi臋tnastego i pocz膮tk贸w dwudziestego wieku.

Dla tych czytelnik贸w, kt贸rzy chcieliby si臋 dowiedzie膰 czego艣 wi臋cej o historii zar贸wno dynastii Han, jak i o Hiung鈥搉u, chcia艂yby艣my zaproponowa膰 鈥濳ryzys i konflikt w Chinach dynastii Han鈥 (鈥濩risis and Conflict in Han China鈥) Michaela Loewe (Londyn, Allen & Unwin, 1974), kt贸ra natchn臋艂a nas do napisania historii ojca Srebrzystego 艢niegu, jak r贸wnie偶 鈥濩odzienne 偶ycie we wczesnych Chinach Cesarskich鈥 (,,Everyday Life in Early Imperia艂 China鈥) Loewego (Londyn, B.T. Batsford, 1968).

Pochodz膮ca z czwartego i pi膮tego wieku 鈥濻ztuka wojenna鈥 (鈥濼he Art of War鈥) Sun Tzu, ze s艂owem wst臋pnym genera艂a Basila Liddell Harta (Oxford University Press, 1963) prze偶ywa co艣 w rodzaju swojego w艂asnego renesansu w 艣lad za obecnym zainteresowaniem wschodnimi metodami walki.

Monumentalny 鈥炁歸iat Hun贸w鈥 (鈥濼he World of the Huns鈥) Ottona J. Maenchen鈥揌elfen (University of California, 1973) jest prawdopodobnie standardow膮 prac膮 o Hunach i Hiung鈥搉u, i du偶o 艂atwiej si臋 czyta, ni偶 na to wygl膮da.

I wreszcie, wiersze do 鈥濩esarskiej c贸rki鈥 wybrano spo艣r贸d autentycznych wierszy dynastii Han i T鈥檃ng; zasadniczo zosta艂y zaczerpni臋te z dw贸ch ksi膮偶ek i wykorzystane za zgod膮: 鈥炁伱砫藕 orchidei: poetki Chin鈥 przet艂umaczy艂 i zredagowa艂 Kenneth Rewoth i Ling Chung (New York, McGraw Hill, 1972); oraz 鈥濼艂umaczenia z chi艅skiego鈥 Arthura Waleya (Knopf, 1941)

Jeste艣my r贸wnie偶 g艂臋boko zobowi膮zane dr Morrisowi Rossabi, dyrektorowi China Institute w Nowym Jorku.

Czy udacie si臋 do Chin (jak to my chcia艂yby艣my zrobi膰), czy udacie si臋 nie dalej ni偶 do swojej w艂asnej ksi臋garni, 偶yczymy wam radosnej i owocnej podr贸偶y.


Andre Norton

Winter Park, Floryda


Susan Shwartz

Forest Hills, Nowy Jork

Luty 1988


Wyszukiwarka