Agatha Christie 獵

Agatha Christie




A.B.C.


Tytu艂 orygina艂u The ABC murders



Wst臋p
Przez kapitana Artura Hastingsa


W opowiadaniu tym odst臋puj臋 od zwyczaju opisywania jedynie tych wydarze艅 i scen, przy kt贸rych bylem obecny. Niekt贸re rozdzia艂y tej historii pisane s膮 w osobie trzeciej. Pragn臋 przy tym zapewni膰 czytelnik贸w, 偶e gwarantuj臋 prawdziwo艣膰 tych rozdzia艂贸w. Je偶eli nawet pozwoli艂em sobie na pewn膮 licentia poetica opisuj膮c my艣li i uczucia rozmaitych os贸b, robi艂em to z pe艂nym przekonaniem o 艣cis艂o艣ci moich relacji. Ponadto zaznaczam, 偶e rozdzia艂y te skontrolowa艂 m贸j przyjaciel, Herkules Poirot.

Pozwoli艂em sobie na zbyt mo偶e obszerne opisywanie stosunk贸w mi臋dzy osobami, kt贸re pojawia艂y si臋 na tle szeregu dziwnych zbrodni. Zrobi艂em to dlatego, i偶 moim zdaniem nic wolno lekcewa偶y膰 elementu ludzkiego i osobistego. Herkules Poirot pouczy艂 mnie w swoim czasie w spos贸b nader dramatyczny, 偶e romantyczno艣膰 mo偶e by膰 produktem wt贸rnym zbrodni.

Odno艣nie do rozwik艂ania tajemnicy ABC mog臋 tylko powiedzie膰, 偶e Poirot wykaza艂 prawdziwy geniusz w metodzie rozwi膮zania problemu zupe艂nie niepodobnego do innych, kt贸re stawa艂y uprzednio na jego drodze.



Rozdzia艂 I
List


W czerwcu tysi膮c dziewi臋膰set trzydziestego pi膮tego roku przyjecha艂em z mojego ranczo w Ameryce Po艂udniowej do kraju na pobyt mniej wi臋cej p贸艂roczny. W Ameryce niet臋go mi si臋 wiod艂o. Jak wszyscy odczuwa艂em skutki kryzysu 艣wiatowego. W Anglii mia艂em r贸偶ne interesy do za艂atwienia i zdawa艂em sobie spraw臋, 偶e mog臋 dokona膰 tego tylko osobi艣cie. Na ranczo pozosta艂a 偶ona; mia艂a je prowadzi膰 samodzielnie. Oczywi艣cie, jedn膮 z pierwszych moich czynno艣ci w Starym Kraju by艂a wizyta u dawnego przyjaciela, Herkulesa Poirota.

Mieszka艂 obecnie w jednym z najnowocze艣niejszych londy艅skich blok贸w. Zarzuci艂em mu (co potwierdzi艂 bez wahania), 偶e wybra艂 ten w艂a艣nie gmach wy艂膮cznie ze wzgl臋du na jego czysto geometryczny wygl膮d i proporcje.

鈥 Naturalnie, drogi przyjacielu 鈥 przyzna艂. 鈥 Mieszkam tu tylko ze wzgl臋du na t臋 urocz膮 symetri臋. Zgodzisz si臋 chyba, 偶e to pi臋kne?

Odpowiedzia艂em mu, 偶e i czworobok贸w mo偶e by膰 za du偶o i czyni膮c aluzj臋 do starego dowcipu zapyta艂em, czy ci nowocze艣ni budowniczowie nauczyli ju偶 kury sk艂ada膰 sze艣cienne jajka.

Poirot roze艣mia艂 si臋 serdecznie. 鈥 Co, pami臋tasz jeszcze? 鈥 zawo艂a艂. 鈥 Niestety, wiedza nie sk艂oni艂a jeszcze kur, by sk艂ada艂y jajka odpowiadaj膮ce nowoczesnym Custom. S膮 one nadal rozmaitych rozmiar贸w i odcieni.

Serdecznym wzrokiem obj膮艂em starego przyjaciela. Wygl膮da艂 wspaniale, ani o dzie艅 starzej ni偶 wtedy, kiedy widzia艂em go ostatni raz.

鈥 Wygl膮dasz kwitn膮co 鈥 powiedzia艂em. 鈥 Zupe艂nie si臋 nie zestarza艂e艣. Gdyby to by艂o mo偶liwe, powiedzia艂bym, 偶e masz mniej siwych w艂os贸w ni偶 przed laty.

Podzi臋kowa艂 mi p艂omiennym spojrzeniem.

鈥 A dlaczego uwa偶asz to za niemo偶liwe? Przecie偶 tak jest naprawd臋!

鈥 Co? Twoje w艂osy zmieniaj膮 si臋 z siwych na czarne, zamiast z czarnych na siwe?

鈥 Nie inaczej.

鈥 Ale偶 to niepodobie艅stwo z naukowego punktu widzenia.

鈥 Nic podobnego.

鈥 Zdumiewaj膮ce! To przeczy naturze.

鈥 Jak zwykle zdradzasz umys艂 szlachetny i niepodejrzliwy. Lata nie zmieni艂y ci臋 wcale, Hastings. Jednym tchem stwierdzasz fakt i wyci膮gasz wnioski nie my艣l膮c nawet, 偶e to robisz.

Spojrza艂em na niego niepewnie. Bez s艂owa poszed艂 do swojej sypialni, przyni贸s艂 stamt膮d butelk臋 i poda艂 mi j膮. Etykieta na butelce g艂osi艂a:


Revivit

Revivit przywraca naturalny kolor w艂osom.

Revivit nie jest farb膮. Kolory: odpowiednie

dla blondyn贸w, rudych, szatyn贸w i brunet贸w.


鈥 Poirot! 鈥 zawo艂a艂em. 鈥 Farbujesz w艂osy!

鈥 Wreszcie zrozumia艂e艣.

鈥 To dlatego masz teraz w艂osy czarniejsze ni偶 w贸wczas, gdy widzia艂em ci臋 ostatni raz!

鈥 Wniosek 艣cis艂y.

鈥 M贸j Bo偶e! 鈥 westchn膮艂em odzyskuj膮c pewno艣膰 siebie. 鈥 Jak przyjad臋 tu nast臋pnym razem, zastane ci臋 pewnie ze sztucznymi w膮sami. A mo偶e to ju偶 si臋 sta艂o?

Skrzywi艂 si臋 z niesmakiem. W膮sy by艂y zawsze jego pi臋t膮 Achillesa. By艂 z nich nies艂ychanie dumny, a wi臋c s艂owa moje dotkn臋艂y go do 偶ywego.

鈥 Nie, nie, c贸偶 znowu, mon ami* Taki dzie艅, chwa艂a Bogu, jest jeszcze bardzo odleg艂y. Fa艂szywe w膮sy! Quel horreur*!

Energicznie podkr臋ci艂 w膮sa, jak gdyby chcia艂 udowodni膰, 偶e nie jest przyprawiony.

鈥 Tak 鈥 powiedzia艂em 鈥 s膮 jeszcze bardzo bujne.

鈥 N鈥檈st鈥揷e pas*? W ca艂ym Londynie nie widzia艂em nigdy w膮s贸w, kt贸re dor贸wnywa艂yby moim.

Tak偶e pow贸d do dumy!鈥 鈥 pomy艣la艂em, ale nie powiedzia艂em tego, gdy偶 nie chcia艂bym za nic zrani膰 pr贸偶no艣ci Poirota.

Zmieniaj膮c temat rozmowy zapyta艂em, czy trudni si臋 jeszcze sprawami zawodowymi.

鈥 Wiem 鈥 ci膮gn膮艂em 鈥 偶e w艂a艣ciwie wycofa艂e艣 si臋 z tego przed laty鈥

鈥 C鈥檈st vrai*! 呕eby uprawia膰 dynie鈥 Ale czasami trafia si臋 jakie艣 ciekawe morderstwo i wtedy dynie posy艂am do wszystkich diab艂贸w. Wiem, wiem, co powiesz: 偶e jestem jak primadonna, kt贸ra daje stanowczo ostatni wyst臋p, a po偶egnalne przedstawienie powtarza si臋 niesko艅czon膮 ilo艣膰 razy.

Roze艣mia艂em si臋.

鈥 Prawd臋 rzek艂szy 鈥 t艂umaczy艂 Poirot 鈥 tak si臋 w艂a艣ciwie dzieje. Za ka偶dym razem powtarzam: to ju偶 koniec. Ale nie! Wynika co艣 nowego. Otwarcie przyznaj臋, drogi przyjacielu, 偶e na wypoczynku nie zale偶y mi tak bardzo. Szare kom贸rki zaczynaj膮 rdzewie膰, gdy nie pracuj膮.

鈥 Rozumiem 鈥 powiedzia艂em. 鈥 A wi臋c w miar臋 trenujesz kom贸rki.

鈥 Nie inaczej. Szukam, wybieram. Herkules Poirot uznaje dzi艣 tylko delicje.

鈥 I du偶o si臋 trafia tych delicji?

鈥 Wystarczy. Niedawno ledwie uszed艂em z 偶yciem. Ja, Herkules Poirot!

鈥 Jaki艣 szczeg贸lnie przebieg艂y morderca?

鈥 Nie tyle przebieg艂y, co nieostro偶ny 鈥 odrzek艂. 鈥 Tak, nieostro偶ny. Ale nie ma o czym m贸wi膰. Widzisz, Hastings, ciebie pod pewnym wzgl臋dem uwa偶am za maskotk臋.

鈥 Naprawd臋? Pod jakim mianowicie? Nie odpowiedzia艂 mi bezpo艣rednio.

鈥 Gdy dowiedzia艂em si臋, 偶e przyje偶d偶asz, powiedzia艂em sobie: teraz co艣 wyniknie. Jak niegdy艣, b臋dziemy tropi膰 we dw贸jk臋. Ale je艣li tak si臋 nie stanie, to musi by膰 jaka艣 nadzwyczajna sprawa, co艣鈥 鈥 zrobi艂 nieokre艣lony ruch r臋k膮. 鈥 Recherche鈥 delicate鈥 fine鈥* 鈥 akcentowa艂 te nieprzet艂umaczalne wyrazy nadaj膮c im w艂a艣ciwy smak.

鈥 S艂owo daj臋, Poirot! 鈥 zawo艂a艂em. 鈥 Mo偶na by pomy艣le膰, 偶e zamawiasz obiad u Ritza.

鈥 A tymczasem zbrodni zam贸wi膰 nie mo偶na. S艂usznie, s艂usznie鈥 鈥 westchn膮艂. 鈥 Ale ja wierz臋 w szcz臋艣cie鈥 przeznaczenie, je艣li wolisz. Twoim przeznaczeniem jest sta膰 u mego boku i chroni膰 mnie przed pope艂nieniem b艂臋du nie do darowania.

鈥 A co nazywasz b艂臋dem nie do darowania?

鈥 Przegapienie oczywistego.

鈥 Aha 鈥 odpowiedzia艂em z niewyra藕nym u艣miechem, nie bardzo rozumiej膮c, o co chodzi. 鈥 No i co? K艂uje si臋 ta superzbrodnia?

鈥 Pas encore* Chocia偶鈥 czy ja wiem?

Urwa艂, z namys艂em zmarszczy艂 czo艂o. R臋ka jego poprawi艂a odruchowo kilka przedmiot贸w, kt贸re widocznie bezwiednie poruszy艂em.

鈥 Nie wiem鈥 Nie wiem鈥 鈥 mrukn膮艂 jak gdyby do siebie.

Ton jego by艂 tak szczeg贸lny, 偶e spojrza艂em ciekawie. Zmarszczki nie ust膮pi艂y jeszcze z czo艂a Poirota. Nagle, jak gdyby powzi膮艂 stanowcz膮 decyzje, kiwn膮艂 g艂ow膮 i podszed艂 do biurka stoj膮cego pod oknem. Nie musz臋 zapewnia膰, 偶e zawarto艣膰 wszystkich szuflad by艂a w idealnym porz膮dku i Poirot m贸g艂 w ka偶dej chwili si臋gn膮膰 po jakikolwiek potrzebny mu papierek.

Powoli wr贸ci艂 do mnie trzymaj膮c w r臋ku roz艂o偶ony list. Najprz贸d przeczyta艂 go sam, a potem poda艂 mnie.

鈥 Powiedz, mon ami 鈥 spyta艂 鈥 co w艂a艣ciwie s膮dzisz o tym?

Ze znacznym zainteresowaniem wzi膮艂em kartk臋 grubego papieru listowego zapisan膮 drukowanymi literami.


Do pana Herkulesa Poirota.

Wyobra偶a pan sobie, 偶e potrafi rozwi膮za膰 ka偶d膮 zagadk臋 zbyt trudn膮 dla naszej t臋pej angielskiej policji. Przekonamy si臋, m膮dralo Poirot, czy naprawd臋 taki z pana spryciarz. Mo偶e ten orzech b臋dzie dla pana za ci臋偶ki do zgryzienia? Prosz臋 zainteresowa膰 si臋 Andover dwudziestego pierwszego bm.

Z powa偶aniem

A.B.C.


Spojrza艂em na kopert臋. Adres napisany by艂 r贸wnie偶 drukowanymi literami.

鈥 Stempel pocztowy: Londyn WC1 鈥 powiedzia艂 m贸j przyjaciel. 鈥 No i co o tym powiesz?

Zwracaj膮c list wzruszy艂em ramionami.

鈥 Chyba to jaki艣 wariat czy kto艣 w tym rodzaju 鈥 odrzek艂em.

鈥 Tylko tyle?

鈥 A tobie nie wydaje si臋 to robot膮 wariata?

鈥 Tak, mon ami. Niestety.

Powiedzia艂 to tak powa偶nym tonem, 偶e spojrza艂em na niego zdziwiony.

鈥 Widz臋, 偶e traktujesz to bardzo serio.

鈥 Wariata trzeba traktowa膰 serio. Ob艂臋d to bardzo niebezpieczna sprawa.

鈥 Tak, tak, oczywi艣cie鈥 N ad tym si臋 nie zastano wi艂em鈥 Ale widzisz, dla mnie to wygl膮da raczej na jaki艣 idiotyczny kawa艂. Jaki艣 dure艅 by艂 widocznie na ba艅ce鈥

鈥 Comment*! Na jakiej ba艅ce?

鈥 To tylko takie wyra偶enie鈥 Chcia艂em powiedzie膰, 偶e po prostu jaki艣 g艂upiec upi艂 si臋 i zrobi艂 niem膮dry kawa艂.

鈥 W porz膮dku, Hastings, teraz zrozumia艂em. Widzisz, mo偶e w tym nie by膰 nic wi臋cej, ale鈥

鈥 Ale podejrzewasz, 偶e mo偶e by膰? 鈥 zapyta艂em, raz jeszcze uderzony powag膮 jego tonu.

Poirot kiwn膮艂 g艂ow膮, ale nic nie odpowiedzia艂.

鈥 Czy przedsi臋wzi膮艂e艣 jakie艣 kroki w tej sprawie?

鈥 A co mo偶na przedsi臋wzi膮膰? Pokaza艂em list Jappowi. By艂 tego samego zdania, co i ty. G艂upi kawa艂. Nawet u偶y艂 tego samego wyra偶enia. Podobno w Scotland Yardzie codziennie dostaj膮 takie listy. Wiem z w艂asnego do艣wiadczenia鈥

鈥 Ale ten traktujesz serio?

鈥 Widzisz 鈥 odpowiedzia艂 z wolna 鈥 jest w nim co艣, co mi si臋 nie podoba.

鈥 Ale co w艂a艣ciwie?

Znowu pokiwa艂 g艂ow膮, wzi膮艂 list i bez s艂owa odni贸s艂 do biurka.

鈥 Je偶eli naprawd臋 traktujesz t臋 spraw臋 powa偶nie, m贸g艂by艣 chyba co艣 zrobi膰? 鈥 spyta艂em.

鈥 Jak zawsze jeste艣 cz艂owiekiem czynu. Tylko co ja mog臋 zrobi膰? Policja w Andover widzia艂a ten list i r贸wnie偶 nie potraktowa艂a go powa偶nie. Nie ma na nim odcisk贸w palc贸w. Nic nie wskazuje autora.

鈥 Nic, z wyj膮tkiem twego instynktu.

鈥 To nie instynkt, Hastings. U偶y艂e艣 niew艂a艣ciwego s艂owa. Moja wiedza i do艣wiadczenie m贸wi膮 mi, 偶e ten list cuchnie 鈥 zaj膮kn膮艂 si臋, jak gdyby s艂贸w mu zabrak艂o, i znowu pokiwa艂 g艂ow膮. 鈥 Ha, c贸偶, mo偶e robi臋 z ig艂y wid艂y. Tak czy inaczej, nic nie da si臋 zrobi膰. Mo偶emy tylko czeka膰.

鈥 Oczywi艣cie. Dwudziesty pierwszy jest w pi膮tek. Je偶eli jaka艣 efektowna kradzie偶 trafi si臋 w okolicy Andover鈥

鈥 Ach, c贸偶 by to by艂a za ulga!

鈥 Ulga? 鈥 zdumia艂em si臋, gdy偶 s艂owo to wyda艂o mi si臋 bardzo niestosowne. 鈥 Kradzie偶 mo偶e by膰 efektowna, ale chyba nie mo偶e by膰 ulg膮?

鈥 Mylisz si臋, przyjacielu. Nie zrozumia艂e艣, o co mi chodzi. Kradzie偶 by艂aby ulg膮, poniewa偶 uwolni艂aby mnie od obawy przed czym艣 powa偶niejszym.

鈥 Przed czym?

鈥 Morderstwem.



Rozdzia艂 II
(Nie z opowiadania
kapitana Hastingsa)


Pan Aleksander Bonaparte Cust d藕wign膮艂 si臋 z krzes艂a i kr贸tkowzrocznymi oczyma potoczy艂 po n臋dznej sypialni. Plecy mia艂 przygarbione od siedzenia w pochylonej postawie, ale kiedy si臋 wyprostowa艂, widz m贸g艂by stwierdzi膰, 偶e w rzeczywisto艣ci jest to wysoki m臋偶czyzna. Jego przygarbienie i kr贸tkowzroczno艣膰 mog艂y wywo艂a膰 艂udz膮ce wra偶enie.

Cust podszed艂 do dobrze zniszczonego p艂aszcza wisz膮cego na drzwiach; z kieszeni wyj膮艂 paczk臋 tanich papieros贸w i zapa艂ki. Zapali艂 papierosa i wr贸ci艂 do sto艂u, przy kt贸rym uprzednio siedzia艂. Si臋gn膮艂 po rozk艂ad kolejowy i zacz膮艂 go uwa偶nie przegl膮da膰. Nast臋pnie zaj膮艂 si臋 pisan膮 na maszynie list膮 nazwisk. Pi贸rem odfajkowa艂 jedno na pocz膮tku listy.

Dzia艂o si臋 to we czwartek, dwudziestego czerwca.



Rozdzia艂 III
Andover


Zrazu z艂e przeczucia Poirota z racji otrzymanego przeze艅 anonimowego listu wywar艂y na mnie wra偶enie. Przyznaj臋 jednak, 偶e sprawa zupe艂nie wywietrza艂a mi z g艂owy, kiedy przyszed艂 dwudziesty pierwszy czerwca. Przypomnia艂a mi o niej dopiero wizyta z艂o偶ona mojemu przyjacielowi przez nadinspektora Jappa ze Scotland Yardu. Owego oficera policji 艣ledczej zna艂em od lat, tote偶 powita艂 mnie serdecznie.

鈥 Co za niespodzianka! 鈥 zawo艂a艂. 鈥 Kapitan . Hastings wr贸ci艂 z jakich艣 tam pusty艅 czy jak to si臋 nazywa. Przypominaj膮 mi si臋 dawne dobre czasy, kiedy widz臋 pana u monsieur Poirota. Doskonale pan wygl膮da. W艂osy na ciemieniu troch臋 rzedn膮, co? Ale c贸偶? Taki ju偶 los. Ze mn膮 dzieje si臋 to samo.

Zmarszczy艂em si臋 lekko. Mia艂em wra偶enie, 偶e dzi臋ki starannemu zaczesywaniu 鈥瀙o偶yczki鈥 wspomniane przez Jappa rzedniecie w艂os贸w na ciemieniu nie jest widoczne. Ale nadinspektor znany by艂 z nietaktownych uwag pod moim adresem, zrobi艂em wi臋c dobr膮 min臋 do z艂ej gry i przyzna艂em, 偶e wszyscy si臋 starzejemy.

鈥 Z wyj膮tkiem pana Poirota! 鈥 zastrzeg艂 Japp. 鈥 By艂by wspania艂膮 reklam膮 jakiego艣 艣rodka na porost w艂os贸w. Albo jego cera! Prosz臋 spojrze膰. A do tego na staro艣膰 zyskuje coraz wi臋kszy rozg艂os. Bierze udzia艂 we wszystkich g艂o艣nych wydarzeniach. Zbrodnie w poci膮gach, zbrodnie w samolotach, morderstwa w najwy偶szych ko艂ach towarzyskich鈥 Monsieur Poirot jest obecny zawsze i wsz臋dzie. Dopiero po przej艣ciu na emerytur臋 sta艂 si臋 naprawd臋 s艂awny.

鈥 M贸wi艂em ju偶 Hastingsowi, 偶e zachowuj臋 si臋 jak primadonna, kt贸ra wci膮偶 wyst臋puje po raz ostatni 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 Poirot.

鈥 Wcale bym si臋 nie dziwi艂, gdyby na zako艅czenie wytropi艂 pan w艂asnego morderc臋 鈥 偶artowa艂 nadinspektor. 鈥 Dobry pomys艂, co? Nadaje si臋 do powie艣ci.

鈥 Nie, to ju偶 b臋dzie zadanie Hastingsa 鈥 Poirot zerkn膮艂 na mnie spod oka.

鈥 Cha, cha, cha! A to by dopiero by艂a szopa! Nie mog艂em zrozumie膰, co w tym widzi zabawnego.

Weso艂o艣膰 jego wyda艂a mi si臋 w bardzo z艂ym tonie. Biedny Poirot starzeje si臋 jednak. 呕arty o zbli偶aj膮cej si臋 艣mierci nie wydaj膮 mu si臋 chyba przyjemne.

Zapewne mina zdradzi艂a moje uczucia, gdy偶 Japp zmieni艂 temat:

鈥 S艂ysza艂 pan o anonimie otrzymanym przez pana Poirota?

鈥 Kilka dni temu pokazywa艂em go kapitanowi Hastingsowi 鈥 powiedzia艂 m贸j przyjaciel.

鈥 Prawda! 鈥攝awo艂a艂em.鈥擹upe艂nie mi to wywietrza艂o z g艂owy. Zaraz, zaraz, o jak膮 tam dat臋 chodzi艂o?

鈥 O dwudziesty pierwszy 鈥 odpowiedzia艂 Japp.

鈥 Dlatego w艂a艣nie wpad艂em dzi艣 tutaj. Wczoraj by艂 dwudziesty pierwszy i przez prost膮 ciekawo艣膰 zatelefonowa艂em wieczorem do Andover. Widocznie by艂 to rzeczywi艣cie g艂upi kawa艂. Nic si臋 tam nie sta艂o. Jaki艣 dzieciak wybi艂 kamieniem szyb臋 i dw贸ch pijak贸w zrobi艂o awantur臋. Raz przynajmniej nasz nieomylny przyjaciel zwietrzy艂 fa艂szywy trop.

鈥 Otwarcie przyznaj臋, 偶e jestem z tego bardzo zadowolony 鈥 powiedzia艂 Poirot.

鈥 Ale trop by艂 fa艂szywy, ca艂kiem fa艂szywy 鈥 podj膮艂 nadinspektor. 鈥 C贸偶, B贸g z panem. Przecie偶 my otrzymujemy co dzie艅 dziesi膮tki takich list贸w. Ludzie, kt贸rzy nie maj膮 nic lepszego do roboty i s膮 z lekka pomyleni, siadaj膮 i pisz膮. Nie chc膮 nikomu robi膰 krzywdy. Po prostu chodzi im o rozrywk臋.

鈥 Rzeczywi艣cie, by艂em bardzo niem膮dry, 偶e na serio potraktowa艂em ca艂膮 t臋 spraw臋.

鈥 Zdarza si臋, zdarza 鈥 pociesza艂 Japp. 鈥 No, czas na mnie. Mam interes na s膮siedniej ulicy. U jednego pasera znaleziono skradzion膮 bi偶uteri臋. Wracaj膮c zajrz臋 jeszcze do pan贸w. Tak, tak, szkoda, 偶e te pa艅skie szare kom贸rki pracowa艂y bez potrzeby 鈥 roze艣mia艂 si臋 weso艂o i wyszed艂.

鈥 No i co? Poczciwy Japp nie zmieni艂 si臋 wcale, prawda? 鈥 zapyta艂 Poirot.

鈥 Wygl膮da znacznie starzej鈥 Siwy jak go艂膮b 鈥 doda艂em m艣ciwie.

Poirot zakas艂a艂 dyskretnie.

鈥 Widzisz, Hastings, znam taki jeden 艣rodek鈥 M贸j fryzjer to bardzo pomys艂owy cz艂owiek鈥 Wk艂ada si臋 to na g艂ow臋 i, wyobra藕 sobie, czesze zupe艂nie jak w艂asne w艂osy鈥 To wcale nie peruka, rozumiesz, ale鈥

鈥 Poirot! 鈥 wrzasn膮艂em. 鈥 Zapami臋taj raz na zawsze, 偶e nie chc臋 mie膰 do czynienia z piekielnymi wynalazkami twojego fryzjera! Czego si臋 czepiacie moich rzedniej膮cych w艂os贸w?

鈥 Nie, nie鈥 nikt si臋 nie czepia.

鈥 Wygl膮da zupe艂nie tak, jak gdybym 艂ysia艂.

鈥 Ale偶 nie, nie鈥 Sk膮d znowu!

鈥 W Ameryce Po艂udniowej s膮 silne upa艂y i w艂osy troch臋 wypadaj膮. To naturalne. Musz臋 sobie kupi膰 jaki艣 dobry p艂yn na porost.

鈥 O to w艂a艣nie chodzi.

鈥 A zreszt膮, co to obchodzi Jappa? Zawsze by艂 nietaktowny, ordynarny i zupe艂nie pozbawiony poczucia humoru. Got贸w si臋 艣mia膰, gdy kto艣 wyci膮gnie spod faceta krzes艂o, na kt贸rym siada.

鈥 Z tego 艣mia艂oby si臋 bardzo wiele os贸b.

鈥 A przecie偶 to idiotyzm!

鈥 Niew膮tpliwie. Zw艂aszcza z punktu widzenia cz艂owieka, kt贸ry ma zamiar usi膮艣膰.

鈥 Mniejsza o to 鈥 powiedzia艂em odzyskuj膮c humor (przyznaj臋, 偶e jestem bardzo uczulony na punkcie moich rzedniej膮cych w艂os贸w). 鈥 Przykro mi, doprawdy, 偶e sprawa z tym anonimowym listem spali艂a na panewce.

鈥 No c贸偶, ka偶dy mo偶e si臋 omyli膰. Tylko 偶e ten list cuchn膮艂 mi jako艣. A tymczasem okaza艂 si臋 zwyk艂ym kawa艂em鈥 Niestety, starzej臋 si臋 i robi臋 podejrzliwy, jak 艣lepy pies, co szczeka, cho膰 si臋 nic nie dzieje.

鈥 Ale je偶eli mam z tob膮 wsp贸艂pracowa膰, musimy rozejrze膰 si臋 za jak膮艣 inn膮 zbrodni膮鈥損rzysmakiem 鈥 roze艣mia艂em si臋.

鈥 Pami臋tasz, kilka dni temu powiedzia艂e艣, 偶e zamawiam zbrodni臋 jak obiad u Ritza. Gdyby to by艂o mo偶liwe, co ty by艣 wybra艂?

Ju偶 ca艂kowicie odzyska艂em humor.

鈥 Zaraz, zaraz鈥 Najprz贸d trzeba przejrze膰 menu 鈥 powiedzia艂em. 鈥 Kradzie偶 z w艂amaniem? Fa艂szerstwo? Nie, chyba nie鈥 To jarskie potrawy. Zam贸wi臋 morderstwo. Krwaw膮 zbrodni臋 odpowiednio podan膮.

鈥 Oczywi艣cie! Morderstwo z garniturem.

鈥 Hm鈥 Kt贸偶 b臋dzie ofiar膮? M臋偶czyzna? Kobieta?鈥 Chyba jednak m臋偶czyzna. Jaka艣 gruba ryba. Ameryka艅ski milioner 鈥 minister鈥 magnat prasowy鈥 A scena? Co by艣 powiedzia艂 na porz膮dn膮 staro艣wieck膮 bibliotek臋? Atmosfera w艂a艣ciwa, prawda?鈥 Narz臋dzie zbrodni? Hm鈥 M贸g艂by to by膰 jaki艣 osobliwie wygi臋ty kind偶a艂 albo tak zwane t臋pe narz臋dzie鈥 na przyk艂ad kamienna rze藕ba poga艅skiego bo偶ka鈥

Poirot westchn膮艂.

鈥 Jest jeszcze trucizna 鈥 ci膮gn膮艂em 鈥 ale w takim wypadku potrzeba wiadomo艣ci fachowych鈥 Albo wystrza艂 pistoletowy budz膮cy echa w nocy鈥 A teraz obsada. Naturalnie musi by膰 przynajmniej jedna pi臋kna dziewczyna鈥

鈥 O tycjanowskich w艂osach 鈥 mrukn膮艂 m贸j przyjaciel.

鈥 Ciebie si臋 zawsze 偶arty trzymaj膮!鈥 A wi臋c musi by膰 przynajmniej jedna pi臋kna dziewczyna nies艂usznie podejrzewana. Musz膮 by膰 jakie艣 nieporozumienia mi臋dzy ni膮 i jej wielbicielem鈥 Ale jeden podejrzany przecie偶 nie wystarczy. B臋d膮 inni. Ciemnow艂osa starsza dama, posta膰 bardzo niewyra藕na. Jaki艣 przyjaciel lub konkurent zamordowanego i milcz膮cy sekretarz鈥 I jaki艣 starszy m臋偶czyzna o jowialnych manierach鈥 Mo偶e zwolniony s艂u偶膮cy albo gajowy? Starczy, co? Nie obejdziemy si臋 jednak bez nieprawdopodobnie g艂upiego detektywa, kogo艣 w rodzaju naszego Jappa.

鈥 Tak sobie wyobra偶asz zbrodni臋鈥攑rzysmak?

鈥 Widz臋, 偶e ci si臋 nie podoba. Poirot roze艣mia艂 si臋 smutno.

鈥 W艂asnymi s艂owami stre艣ci艂e艣 prawie wszystkie powie艣ci kryminalne, jakie kiedykolwiek napisano.

鈥 Mo偶e 鈥 powiedzia艂em. 鈥 A co ty by艣 zam贸wi艂? Poirot przymkn膮艂 oczy i wygodniej rozsiad艂 si臋 w fotelu. Kiedy odezwa艂 si臋, m贸wi艂 tonem smakosza:

鈥 Ja zam贸wi艂bym bardzo prost膮 zbrodni臋, bez komplikacji. Zbrodni臋 spokojnego, szarego 偶ycia 鈥 beznami臋tn膮, intymn膮鈥

鈥 Jak偶e zbrodnia mo偶e by膰 intymna?

鈥 Na przyk艂ad 鈥 szepta艂 鈥 cztery osoby siedz膮 przy brid偶u, a wychodz膮cy w fotelu przed kominkiem.

Po sko艅czonym robrze okazuje si臋, 偶e 贸w sprzed kominka nie 偶yje. W czasie, kiedy si臋 wyk艂ada艂, jeden z czw贸rki oddali艂 si臋 na chwil臋 i pope艂ni艂 morderstwo, a zaj臋ci rozgrywk膮 partnerzy nie zauwa偶yli tego. To dopiero zagadka! Kto z czw贸rki?

鈥 Przyznaj臋 鈥 o艣wiadczy艂em 鈥 偶e nie widz臋 w tym nic podniecaj膮cego.

Spojrza艂 na mnie z wyrzutem.

鈥 Naturalnie, bo oby艂o si臋 bez dziwacznie wygi臋tych kind偶a艂贸w, szanta偶u, kradzie偶y szmaragd贸w koronnych i nie pozostawiaj膮cych 艣ladu wschodnich trucizn. Masz melodramatyczn膮 dusz臋, Hastings. Odpowiada艂oby ci nie jedno morderstwo, lecz ca艂a ich seria.

鈥 Zgad艂e艣. W powie艣ci drugie morderstwo znacznie o偶ywia akcj臋. Je偶eli zbrodnia ma miejsce w pierwszym rozdziale i przez dalszy ci膮g trzeba 艣ledzi膰 alibi wszystkich podejrzanych, staje si臋 to poniek膮d nu偶膮ce.

W tej chwili zadzwoni艂 telefon. Poirot wsta艂.

鈥 Halo 鈥 powiedzia艂. 鈥 Tak, tu Herkules Poirot. Przez chwil臋 s艂ucha艂; dostrzeg艂em wyra藕n膮 zmian臋 na jego twarzy, chocia偶 to, co m贸wi艂, nie mia艂o w艂a艣ciwie znaczenia.

鈥 Mais oui* Tak, tak naturalnie鈥 Oczywi艣cie, przyjedziemy鈥 Naturalnie鈥 Bardzo mo偶liwe鈥 Tak, wezm臋 ze sob膮鈥 Chwilowo do widzenia.

Od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i przemierzy艂 pok贸j szybkim krokiem.

鈥 Telefonowa艂 Japp 鈥 oznajmi艂 zatrzymuj膮c si臋 przede mn膮.

鈥 I co?

鈥 Przed chwil膮 przyszed艂 do Scotland Yardu i zasta艂 tam meldunek z Andover鈥

Z Andover? 鈥 powt贸rzy艂em z wielkim przej臋ciem.

鈥 Zamordowano star膮 kobiet臋, niejak膮 Ascher, w艂a艣cicielk臋 sklepiku z wyrobami tytoniowymi i gazetami 鈥 wolno cedzi艂 s艂owa.

Przyznaj臋, 偶e by艂em nieco rozczarowany. D藕wi臋k nazwy Andover podzia艂a艂 na mnie bardzo silnie. Spodziewa艂em si臋 czego艣 niezwyk艂ego, nadzwyczajnego. W tym stanie napi臋cia 艣mier膰 starej kobiety, w艂a艣cicielki trafiki, wyda艂a mi si臋 nad wyraz ma艂o efektowna.

鈥 Policja z Andover 鈥 podj膮艂 Poirot tym samym powa偶nym, rozwlek艂ym g艂osem 鈥 jest zdania, 偶e 艂atwo ujmie sprawc臋. Ta kobieta by艂a w bardzo z艂ych stosunkach z m臋偶em. To pijak i awanturnik. Nieraz odgra偶a艂 si臋, 偶e j膮 zabije.

By艂em coraz bardziej rozczarowany.

鈥 Mimo wszystko jednak policja interesuje si臋 otrzymanym przeze mnie anonimowym listem i chcia艂aby go obejrze膰. Powiedzia艂em Jappowi, 偶e obaj przyjedziemy zaraz do Andover.

O偶ywi艂em si臋. Zbrodnia by艂a mo偶e nieefektowna, ale w ka偶dym razie zbrodnia, a ja tak dawno nie mia艂em do czynienia z przest臋pcami i przest臋pstwami.

Mimo uszu pu艣ci艂em ostatnie s艂owa Poirot, cho膰 mia艂y mi si臋 w przysz艂o艣ci tak 偶ywo przypomnie膰.

鈥 To dopiero pocz膮tek.



Rozdzia艂 IV
Pani Ascher


W Andover przyj膮艂 nas inspektor Glen, wysoki blondyn o ujmuj膮cym u艣miechu.

Dla porz膮dku musz臋 rozpocz膮膰 od suchego streszczenia fakt贸w.

Zbrodni臋 wykry艂 posterunkowy Dover o godzinie pierwszej w nocy z dwudziestego pierwszego na dwudziesty drugi czerwca. W czasie obchodu sprawdzi艂 drzwi sklepu i stwierdzi艂, 偶e nie s膮 zaryglowane. Wszed艂. Zrazu zdawa艂o mu si臋, 偶e sklep jest pusty. Kiedy jednak skierowa艂 reflektor latarki za lad臋, spostrzeg艂 le偶膮c膮 tam star膮 kobiet臋. Wezwany na miejsce lekarz policyjny stwierdzi艂, 偶e kobieta otrzyma艂a uderzenie t臋pym narz臋dziem w ty艂 g艂owy prawdopodobnie w chwili, gdy si臋ga艂a po papierosy na p贸艂k臋 umieszczon膮 za lad膮. 艢mier膰 jej nast膮pi艂a na siedem do dziewi臋ciu godzin przed odnalezieniem zw艂ok.

鈥 Czas zdo艂ali艣my jednak ustali膰 znacznie dok艂adniej 鈥 ci膮gn膮艂 inspektor. 鈥 Znale藕li艣my klienta, kt贸ry kupowa艂 tyto艅 o siedemnastej trzydzie艣ci. Inny klient wst膮pi艂 do sklepu o osiemnastej pi臋膰, jak mu si臋 zdawa艂o, i nikogo tam nie zasta艂. A zatem zbrodnia zosta艂a pope艂niona mi臋dzy siedemnast膮 trzydzie艣ci a osiemnast膮 pi臋膰. Dotychczas nie znalaz艂 si臋 nikt, kto by widzia艂 Aschera w pobli偶u sklepiku 偶ony, ale up艂yn臋艂o jeszcze bardzo niewiele czasu. Oko艂o dwudziestej pierwszej Ascher kompletnie pijany by艂 Pod Trzema Koronami. Jak go tylko odnajdziemy, zatrzymamy jako podejrzanego w tej sprawie.

鈥 To jaki艣 ciemny typ, prawda, inspektorze? 鈥 zapyta艂 Poirot.

鈥 Nawet bardzo ciemny.

鈥 Nie 偶y艂 dobrze z 偶on膮?

鈥 Nie. Od kilkunastu lat s膮 w separacji. Ascher to Niemiec. Dawniej pracowa艂 jako kelner, ale rozpi艂 si臋, traci艂 jedn膮 posad臋 po drugiej i obecnie jest bezrobotny. Jego 偶ona pracowa艂a dawniej jako s艂u偶膮ca. Ostatnio u panny Ros臋, starej panny, jako gospodyni i kucharka. M臋偶owi dawa艂a co艣 nieco艣 ze swoich zarobk贸w, 偶eby mia艂 z czego 偶y膰. Ale on pi艂. Ci膮gle przychodzi艂 do dom贸w, w kt贸rych pracowa艂a, i robi艂 awantury. Dlatego w艂a艣nie ostatni膮 posad臋 wzi臋艂a u panny Ros臋, na zupe艂nym pustkowiu o trzy mile za Andover. Ascherowi trudno tam by艂o dobrn膮膰. Kiedy panna Ros臋 umar艂a, zostawi艂a legat dla pani Ascher, kt贸ra otworzy艂a wtedy trafik臋. To by艂o bardzo ma艂e przedsi臋biorstwo: troch臋 tanich papieros贸w i gazet. Ledwie wi膮za艂a koniec z ko艅cem. Ascher bywa艂 tam cz臋sto, urz膮dza艂 awantury, a ona dawa艂a mu co艣 nieco艣 na odczepne. Pr贸cz tego p艂aci艂a mu regularnie pi臋tna艣cie szyling贸w tygodniowo.

鈥 Mieli dzieci? 鈥 zapyta艂 Poirot.

鈥 Nie. Pani Ascher ma tylko siostrzenic臋. Pracuje pod Overton jako s艂u偶膮ca. To bardzo dumna i pewna siebie m艂oda osoba.

鈥 Powiada pan, 偶e ten Ascher cz臋sto odgra偶a艂 si臋 偶onie?

鈥 Tak. Po pijanemu by艂 okropny. Kl膮艂 i obiecywa艂, 偶e jej 艂eb rozwali. Biedna pani Ascher mia艂a z nim ci臋偶kie 偶ycie.

鈥 W jakim by艂a wieku?

鈥 Pod sze艣膰dziesi膮tk臋. Spokojna i pracowita.

鈥 I pa艅skim zdaniem, inspektorze, Ascher jest winien tej zbrodni? 鈥 zapyta艂 powa偶nie Poirot.

Inspektor chrz膮kn膮艂 dyplomatycznie.

鈥 Panie Poirot, s膮dz臋, 偶e jeszcze troch臋 za wcze艣nie na takie twierdzenie. W ka偶dym razie chcia艂bym przes艂ucha膰 Franza Aschera i dowiedzie膰 si臋, co robi艂 wczoraj wieczorem. Je偶eli b臋dzie mia艂 wystarczaj膮ce alibi 鈥 w porz膮dku. Je偶eli nie鈥 鈥 urwa艂 znacz膮co.

鈥 Ze sklepu nic nie zgin臋艂o?

鈥 Nic. Pieni膮dze w szufladzie nie by艂y ruszone. Nie stwierdzili艣my 偶adnych 艣lad贸w kradzie偶y.

鈥 S膮dzi pan zatem, 偶e Ascher przyszed艂 do sklepu pijany, zacz膮艂 wymy艣la膰 偶onie i w rezultacie uderzy艂 j膮 czym艣 i zabi艂?

鈥 To najprawdopodobniejsze rozwi膮zanie. Mimo wszystko jednak chcia艂bym spojrze膰 na ten bardzo dziwny anonim, kt贸ry pan dosta艂. Zastanawiam si臋, czy to mo偶liwe, 偶eby Ascher by艂 jego autorem?

Poirot poda艂 list inspektorowi, kt贸ry przeczyta艂 go ze zmarszczon膮 brwi膮.

鈥 To mi nie wygl膮da na Aschera 鈥 powiedzia艂. 鈥 W膮tpi臋, czy m贸g艂by u偶y膰 wyra偶enia 鈥瀗asza angielska policja鈥. Chyba 偶e chcia艂 by膰 bardzo sprytny. Ale na taki podst臋p ma za ma艂o dowcipu. Zreszt膮, to istna ruina, cz艂owiek sko艅czony. R臋ce mu si臋 trz臋s膮, nie potrafi艂by wi臋c tak r贸wno wypisa膰 drukowanych liter. I jeszcze jedno鈥 Papier i atrament s膮 w dobrym gatunku. Dziwne鈥 dziwne鈥 Dlaczego w tym li艣cie mowa o dwudziestym pierwszym czerwca?鈥 Naturalnie, to mo偶e by膰 zbieg okoliczno艣ci.

鈥 Oczywi艣cie, mo偶e.

鈥 Ale ja nie lubi臋 tego rodzaju zbieg贸w okoliczno艣ci, panie Poirot. Troch臋 to za dziwne.

Inspektor umilk艂 na chwil臋 i znowu zmarszczy艂 czo艂o.

鈥 A.B.C. 鈥 podj膮艂. 鈥 Kt贸偶 to, u licha, mo偶e by膰 ten A.B.C.? Trzeba sprawdzi膰. Mo偶e Mary Drower, ta siostrzenica pani Ascher, b臋dzie mog艂a co艣 wyja艣ni膰. Dziwna, dziwna historia鈥 Gdyby nie ten list, stawia艂bym na Franza Aschera jak na pewniaka.

鈥 Co pan mo偶e powiedzie膰 o przesz艂o艣ci pani Ascher?

鈥 Pochodzi z Hampshire. Jako m艂oda dziewczyna posz艂a do s艂u偶by w Londynie, gdzie pozna艂a Aschera i wysz艂a za niego za m膮偶. Podczas wojny musia艂o si臋 im niet臋go powodzi膰. Ma艂偶e艅stwo rozpad艂o si臋 w tysi膮c dziewi臋膰set dwudziestym drugim roku. Mieszkali w贸wczas w stolicy. Pani Ascher chcia艂a uciec od m臋偶a i schroni艂a si臋 tutaj. Ale on trafi艂 jako艣 na jej 艣lad, przyjecha艂 i pocz膮艂 wy艂udza膰 od niej pieni膮dze鈥 S艂ucham, Briggs, co si臋 sta艂o? 鈥 zwr贸ci艂 si臋 do policjanta, kt贸ry wszed艂 w tej chwili.

鈥 Jest Ascher, panie inspektorze. W艂a艣nie艣my go sprowadzili.

鈥 W porz膮dku. Dawaj go! Gdzie by艂?

鈥 Ukrywa艂 si臋 w wagonie towarowym na bocznicy kolejowej.

鈥 O!鈥 Dawajcie go zaraz.

Franz Ascher wygl膮da艂 istotnie na ruin臋 cz艂owieka. Na zmian臋 z艂o艣ci艂 si臋, lamentowa艂 albo j膮ka艂. Jego za艂zawione oczy biega艂y niespokojnie od jednej twarzy do drugiej.

鈥 Co si臋 mnie czepiacie! 鈥 wo艂a艂. 鈥 Nic nie zrobi艂em! Po co sprowadzili艣cie mnie tutaj? 艢winie! 艁ajdaki! 鈥 nagle zmieni艂 ton. 鈥 Nie, nie, bardzo przepraszam, wcale nie chcia艂em tak gada膰. Nie skrzywdzicie przecie偶 biednego, starego cz艂owieka? Wszyscy czepiaj膮 si臋 teraz biednego, starego Franza. Biedny, stary Franz鈥 鈥 zacz膮艂 p艂aka膰.

鈥 Spokojnie, spokojnie, Ascher 鈥 powiedzia艂 inspektor. 鈥 Nie martw si臋. O nic ci臋 jeszcze nie oskar偶amy. Mo偶esz zeznawa膰 albo nie zeznawa膰, jak ci si臋 podoba. Je偶eli nie mia艂e艣 nic wsp贸lnego ze 艣mierci膮 swojej 偶ony鈥

鈥 Ja jej nie zabi艂em! 鈥 wrzasn膮艂 Ascher. 鈥 Nie, nie! Kto艣 mnie obszczeka艂. Przekl臋te angielskie 艣winie! Wszyscy jeste艣cie przeciwko mnie. Nie zabi艂em jej! Nie zabi艂em!

鈥 Ale nieraz jej si臋 odgra偶a艂e艣, Ascher.

鈥 Nie, nie! Wy nic nie rozumiecie. Przecie偶 to by艂y 偶arty. Ca艂kiem zwyczajne 偶arty mi臋dzy mn膮 i Alicj膮. Ona to rozumia艂a.

鈥 Dosy膰 dziwne 偶arty. A mo偶e zechcesz nam powiedzie膰, Ascher, jak sp臋dzi艂e艣 wczorajszy wiecz贸r?

鈥 Pewnie, 偶e powiem. Pewnie! Nie by艂em wcale u Alicji ani nawet na tamtej ulicy. Ca艂y czas by艂em z kumplami. Z dobrymi kumplami鈥 Najprz贸d Pod Siedmioma Gwiazdami, a potem鈥 potem Pod Czerwonym Psem 鈥 m贸wi艂 coraz pr臋dzej, j膮ka艂 si臋, po艂yka艂 s艂owa.

鈥 By艂 ze mn膮 Dick Willows i stary Curdie, i George, i Platt, i ca艂a kupa innych. Powiadam, 偶e u Alicji wcale nie by艂em ani nawet na tamtej ulicy. Mein Gott!* To szczera prawda.

Znowu rozp艂aka艂 si臋 i zacz膮艂 wykrzykiwa膰 jakie艣 niezrozumia艂e s艂owa. Inspektor Glen skin膮艂 na policjanta.

鈥 Wyprowadzi膰 go 鈥 powiedzia艂. 鈥 Zatrzyma膰 jako podejrzanego.

鈥 Nie wiem, doprawdy, co o tym s膮dzi膰 鈥 podj膮艂, kiedy wyprowadzono obrzydliwego roztrz臋sionego starca.

鈥 Gdyby nie ten list, powiedzia艂bym stanowczo: to Ascher.

鈥 Wymieni艂 jakie艣 nazwiska. Co pan wie o tych ludziach? 鈥 zapyta艂 Poirot.

鈥 艁otry spod ciemnej gwiazdy. 呕aden nie wystraszy si臋 krzywoprzysi臋stwa. Nie w膮tpi臋 zreszt膮, 偶e w ich kompanii sp臋dzi艂 znaczn膮 cze艣膰 wieczoru. Wszystko zale偶y od tego, czy kto艣 widzia艂 go w pobli偶u sklepu 偶ony mi臋dzy siedemnast膮 trzydzie艣ci a osiemnast膮.

鈥 Jest pan pewien, 偶e nic nie zgin臋艂o ze sklepu?

鈥 Poirot z pow膮tpiewaniem pokr臋ci艂 g艂ow膮.

鈥 To zale偶y 鈥 inspektor wzruszy艂 ramionami.

鈥 Mog艂o zgin膮膰 kilka paczek papieros贸w, ale dla takiego drobiazgu nikt przecie偶 nie pope艂nia morderstwa.

鈥 I nic鈥 jak by si臋 tu wyrazi膰?鈥 Nic nie przyby艂o w sklepie? Nic, co by tam nie pasowa艂o?

鈥 Owszem. Znale藕li艣my kolejowy rozk艂ad jazdy 鈥 powiedzia艂 inspektor.

鈥 Rozk艂ad jazdy?

鈥 Tak. Le偶a艂 na ladzie, grzbietem do g贸ry. Wygl膮da艂o to tak, jakby kto艣 szuka艂 poci膮gu z Andover. Mog艂a to zrobi膰 pani Ascher albo jaki艣 klient.

鈥 Czy ona mia艂a w sklepie takie rozk艂ady jazdy?

鈥 Nie. Tylko lokalne, za pensa. A to by艂 du偶y rozk艂ad, taki, jakie si臋 kupuje u Smitha albo w innych wi臋kszych firmach.

Nag艂y b艂ysk zaja艣nia艂 w oczach Poirot. Zerwa艂 si臋 z krzes艂a.

鈥 Rozk艂ad jazdy! 鈥 zawo艂a艂. 鈥 Czy to by艂 Bradshaw, czy ABC?

艢wiat艂o zrozumienia b艂ysn臋艂o r贸wnie偶 w oczach inspektora.

鈥 Na Boga! 鈥 powiedzia艂. 鈥 ABC.



Rozdzia艂 V
Mary Drower


S膮dz臋, 偶e naprawd臋 zainteresowa艂em si臋 spraw膮 dopiero dzi臋ki kolejowemu rozk艂adowi jazdy ABC. Uprzednio nie entuzjazmowa艂em sieni膮 wcale. O takich ponuro艣ciach jak morderstwo starej kobiety w sklepiku przy bocznej ulicy gazety pisywa艂y nieraz, nie widzia艂em w tym wi臋c nic szczeg贸lnie ciekawego. List anonimowy wspominaj膮cy o dacie dwudziestego pierwszego czerwca uwa偶a艂em za zwyk艂y zbieg okoliczno艣ci. By艂em przekonany, 偶e pani Ascher pad艂a ofiar膮 m臋偶a 鈥 pijaka i awanturnika. Ale wzmianka o rozk艂adzie jazdy (zwanym potocznie ABC dlatego, 偶e wykazywa艂 wszystkie stacje w porz膮dku alfabetycznym) wywar艂a na mnie silne wra偶enie. Trudno uwierzy膰, 偶e by艂 to zbieg okoliczno艣ci. Ponura zbrodnia zaczyna艂a si臋 przedstawia膰 w innym 艣wietle.

Kim m贸g艂 by膰 tajemniczy osobnik, kt贸ry zabi艂 pani膮 Ascher i jako 艣lad po sobie zostawi艂 kolejowy rozk艂ad jazdy?

Z komisariatu policji udali艣my si臋 przede wszystkim do kostnicy, aby zobaczy膰 cia艂o ofiary. Kiedy spojrza艂em na pomarszczon膮, star膮 twarz i rzadkie, siwe w艂osy g艂adko zaczesane do g贸ry, ogarn臋艂o mnie dziwne uczucie. Twarz ta mia艂a wyraz spokojny, nies艂ychanie daleki od jakiejkolwiek my艣li o gwa艂cie.

鈥 Nie wiedzia艂a, kto i czym j膮 uderzy艂 鈥 szepn膮艂 sier偶ant. 鈥 Tak twierdzi doktor Kerr. Biedna! Dobrze, 偶e tak si臋 sta艂o. To by艂a bardzo porz膮dna kobieta.

鈥 W m艂odo艣ci musia艂a by膰 bardzo pi臋kna wiedzia艂 Poirot.

鈥 Naprawd臋? 鈥 zapyta艂em niedowierzaj膮co.

鈥 Na pewno. Sp贸jrz na owal twarzy, pi臋knie zarysowany nos i kszta艂t czaszki.

Poirot westchn膮艂 i zakry艂 zw艂oki prze艣cierad艂em, po czym opu艣cili艣my kostnice.

Z kolei odbyli艣my kr贸tk膮 rozmow臋 z lekarzem policyjnym. Doktor Kerr by艂 pewnym siebie m臋偶czyzn膮 w 艣rednim wieku. M贸wi艂 szybko i tonem stanowczym:

鈥 Narz臋dzia zbrodni nie znaleziono. R贸wnie dobrze mog艂a to by膰 ci臋偶ka laska, jak kij golfowy albo ceg艂a.

鈥 Czy zadanie tego ciosu wymaga艂o znacznej si艂y?

鈥 My艣li pan o tym 鈥 lekarz bystro spojrza艂 na Poirota 鈥 czy roztrz臋siony siedemdziesi臋cioletni starzec m贸g艂 to zrobi膰? Tak, naturalnie. Je偶eli bro艅 by艂a dostatecznie ci臋偶ka, nawet osobnik zupe艂nie s艂aby m贸g艂 艂atwo osi膮gn膮膰 zamierzony cel.

鈥 A zatem zbrodni m贸g艂 dokona膰 zar贸wno m臋偶czyzna, jak kobieta?

Doktor by艂 wyra藕nie zaskoczony.

鈥 Co? Kobieta?鈥 Przyznaj臋, 偶e nie przysz艂o mi do g艂owy, by tego rodzaju zbrodni臋 艂膮czy膰 z kobiet膮. Ale to nie jest wykluczone鈥 bynajmniej niewykluczone. Tylko z psychologicznego punktu widzenia nie zdaje mi si臋, by mog艂a to zrobi膰 kobieta.

鈥 S艂usznie, zupe艂nie s艂usznie 鈥 Poirot z przekonaniem przytakn膮艂 ruchem g艂owy. 鈥 W gruncie rzeczy to ma艂o prawdopodobne. Jednak trzeba bra膰 pod uwag臋 wszelkie ewentualno艣ci. Jak le偶a艂y zw艂oki?

Doktor opisa艂 nam dok艂adnie pozycj臋 cia艂a. Jego zdaniem, pani Ascher sta艂a za kontuarem odwr贸cona plecami do napastnika w momencie, gdy ten zadawa艂 cios. Padaj膮c znalaz艂a si臋 za lad膮 i nikt przypadkowo wchodz膮cy do sklepu nie m贸g艂 jej dostrzec.

鈥 Widzisz, Hastings 鈥 oznajmi艂 Poirot, gdy po偶egnali艣my ju偶 doktora. 鈥 Znowu zdobyli艣my co艣, co przemawia za niewinno艣ci膮 Aschera. Gdyby wymy艣la艂 偶onie i grozi艂 jej, by艂aby zwr贸cona twarz膮 do niego. Tymczasem sta艂a plecami do napastnika. Niew膮tpliwie si臋ga艂a po tyto艅 lub papierosy dla klienta.

鈥 Makabra! 鈥 wzdrygn膮艂em si臋 lekko.

鈥 Pauvre femme!* 鈥 mrukn膮艂 Poirot smutno kiwaj膮c g艂ow膮; potem spojrza艂 na zegarek. 鈥 Jak mi si臋 zdaje, do Overton jest tylko par臋 mil. Pojedziemy tam chyba i porozmawiamy z siostrzenic膮 nieboszczki.

鈥 Ale najprz贸d zobaczymy chyba sklep, gdzie pope艂niono zbrodni臋?

鈥 Wol臋 od艂o偶y膰 to na p贸藕niej. Mam swoje racje. Poirot nie wyja艣nia艂 mi tych racji. W kilka minut p贸藕niej jechali艣my samochodem szos膮 londy艅sk膮 w kierunku Overton.

Dom, kt贸rego adres da艂 nam inspektor, by艂 obszerny i sta艂 mniej wi臋cej mil臋 za miastem w kierunku Londynu. Drzwi otworzy艂a nam 艂adna, ciemnow艂osa dziewczyna z oczyma zaczerwienionymi od p艂aczu.

鈥 Dzie艅 dobry 鈥 zacz膮艂 Poirot 艂agodnym tonem. 鈥 My艣l臋, 偶e m贸wi臋 z pann膮 Mary Drower, pokojow膮 w tym domu?

鈥 Tak, prosz臋 pana, to ja.

鈥 Chcia艂bym porozmawia膰 z pani膮 kilka minut, je偶eli naturalnie pani chlebodawczyni pozwoli na to. Chodzi o pani ciotk臋, pani膮 Ascher.

鈥 Pani wysz艂a, prosz臋 pana. Ale na pewno pozwoli艂aby mi poprosi膰 pan贸w tutaj.

Otworzy艂a drzwi ma艂ego saloniku. Gdy weszli艣my tam, Poirot usiad艂 na krze艣le pod oknem i bystro spojrza艂 w twarz dziewczyny.

鈥 Oczywi艣cie s艂ysza艂a pani o 艣mierci swojej ciotki? 鈥 zapyta艂.

Mary skin臋艂a g艂ow膮 i 艂zy nap艂yn臋艂y jej zn贸w do oczu.

鈥 Dowiedzia艂am si臋 dzi艣 rano, prosz臋 pana. Policja by艂a tutaj. To okropne, okropne鈥 Biedna ciocia! Mia艂a takie ci臋偶kie 偶ycie, a teraz to鈥 Okropne!

鈥 Policja nie 偶膮da艂a, by pojecha艂a pani do Andover?

鈥 Powiedzieli tylko, 偶e musz臋 stawi膰 si臋 na 艣ledztwie w poniedzia艂ek. Strasznie boj臋 si臋 tam jecha膰. Nie mog臋 sobie wyobrazi膰, jak potrafi艂abym teraz wej艣膰 do mieszkania nad sklepem鈥 Poza tym kucharka jest na urlopie i nie chcia艂abym zostawia膰 pani samej.

鈥 Bardzo by艂a pani przywi膮zana do ciotki? 鈥 dopytywa艂 si臋 艂agodnie Poirot.

鈥 O, tak, prosz臋 pana. Bardzo! Ciocia zawsze by艂a dla mnie taka dobra. Jak przyjecha艂am do niej do Londynu po 艣mierci mamusi, mia艂am jedena艣cie lat. Kiedy sko艅czy艂am szesna艣cie, posz艂am na s艂u偶b臋, ale zawsze w wolne dni odwiedza艂am cioci臋. Ona mia艂a okropne 偶ycie z tym Niemcem. Nazywa艂a go 鈥瀖贸j stary diabe艂鈥. Nigdy nie dawa艂 jej spokoju. Ci膮gn膮艂 z niej pieni膮dze, straszy艂 j膮鈥 Stary 艂ajdak!

Dziewczyna m贸wi艂a z wyra藕n膮 niech臋ci膮.

鈥 Czy pani ciotka nie my艣la艂a o uwolnieniu si臋 od m臋偶a na drodze prawnej?

鈥 Widzi pan, m膮偶 to m膮偶, na to nie ma rady 鈥 powiedzia艂a Mary ze stanowcz膮 prostot膮.

鈥 Prosz臋 powiedzie膰, panno Mary, czy Ascher odgra偶a艂 si臋 偶onie?

鈥 O, tak, prosz臋 pana. Cz臋sto wygadywa艂 okropne rzeczy: 偶e poder偶nie jej gard艂o albo co艣 takiego. A przy tym strasznie kl膮艂 po niemiecku i po angielsku. Ciocia opowiada艂a, 偶e jak si臋 z ni膮 偶eni艂, by艂 przystojnym, szykownym m臋偶czyzn膮. Strach pomy艣le膰, jak si臋 ludzie zmieniaj膮.

鈥 S艂usznie, panno Mary, zupe艂nie s艂usznie. A my艣l臋, 偶e skoro cz臋sto bywa艂a pani 艣wiadkiem takich awantur, nie zaskoczy艂a pani wiadomo艣膰 o tym, co si臋 sta艂o?

鈥 Ale偶 tak, prosz臋 pana. Bardzo si臋 zdziwi艂am. Nigdy nie przysz艂o mi do g艂owy, 偶e to by艂y gro藕by na serio. My艣la艂am, 偶e to tylko taka gadanina i nic wi臋cej. Ciocia te偶 wcale go si臋 nie ba艂a. Kiedy ostro bra艂a si臋 do niego, ucieka艂 jak niepyszny. To on ba艂 si臋 jej, nie ona jego.

鈥 Ale mimo wszystko dawa艂a mu pieni膮dze?

鈥 Przecie偶 by艂 jej m臋偶em, prosz臋 pana.

鈥 Ju偶 mi to pani raz powiedzia艂a 鈥 Poirot umilk艂 na chwil臋. Przypu艣膰my, 偶e mimo wszystko nie on j膮 zabi艂鈥

鈥 Nie on? 鈥 zdziwi艂a si臋 dziewczyna.

鈥 W艂a艣nie. Przypu艣膰my, 偶e morderc膮 by艂 kto艣 inny鈥 Czy nie domy艣la si臋 pani, kto to m贸g艂 by膰?

Mary spojrza艂a na niego z jeszcze wi臋kszym zdziwieniem.

鈥 Nie, nie domy艣lam si臋. I wydaje mi si臋 to zupe艂nie nieprawdopodobne.

鈥 Czy pani ciotka nie obawia艂a si臋 nikogo?

鈥 Ciocia w og贸le nie ba艂a si臋 ludzi 鈥 Mary pokr臋ci艂a g艂ow膮. 鈥 Mia艂a ostry j臋zyk i umia艂a sobie radzi膰.

鈥 A nie s艂ysza艂a pani, 偶eby m贸wi艂a o kim艣, kto mia艂 do niej uraz臋?

鈥 Nie, prosz臋 pana.

鈥 Czy dostawa艂a listy anonimowe?

鈥 Jakie, prosz臋 pana?

鈥 Listy nie podpisane albo podpisane na przyk艂ad 鈥濧.B.C.鈥

Poirot obserwowa艂 j膮 bacznie, ale dziewczyna nie orientowa艂a si臋 najwidoczniej, o co chodzi. Z pow膮tpiewaniem kr臋ci艂a g艂ow膮.

鈥 Czy pani Ascher mia艂a jakich艣 krewnych pr贸cz pani?

鈥 Nie, prosz臋 pana. Mia艂a dziewi臋cioro rodze艅stwa, ale chowa艂o si臋 ich tylko czworo. Wujek Tom zgin膮艂 na wojnie, a wujek Harry wyjecha艂 do Po艂udniowej Ameryki i 艣lad po nim zagin膮艂. Moja matka nie 偶yje. Jedyn膮 krewn膮 jestem ja.

鈥 Czy ciotka mia艂a jakie艣 oszcz臋dno艣ci, od艂o偶one pieni膮dze?

鈥 Mia艂a troch臋 oszcz臋dno艣ci, prosz臋 pana. Zawsze m贸wi艂a, 偶e tyle, by starczy艂o na przyzwoity poch贸wek. Poza tym wi膮za艂a tylko jako艣 koniec z ko艅cem. Widzi pan, du偶o kosztowa艂 j膮 ten stary diabe艂.

Poirot ze zrozumieniem pokiwa艂 g艂ow膮 i powiedzia艂 bardziej do siebie ni偶 do Mary:

鈥 Na razie brodzimy w ciemno艣ci. Nie mamy 偶adnych wskaz贸wek. Je偶eli co艣 si臋 wyja艣ni鈥 鈥 wsta艂 z krzes艂a. 鈥 Je偶eli by艂aby mi pani potrzebna, panno Mary, pozwol臋 sobie napisa膰 do pani.

鈥 Prawd臋 rzek艂szy, prosz臋 pana, dzi艣 jeszcze wym贸wi臋 s艂u偶b臋. Nie lubi臋 tej okolicy. Przyjecha艂am tutaj, bo my艣la艂am, 偶e cioci b臋dzie przyjemnie mie膰 mnie w pobli偶u. Ale teraz鈥 鈥 艂zy nap艂yn臋艂y znowu do jej oczu. 鈥 Nic mnie tutaj nie trzyma. Wr贸c臋 do Londynu. Tam znacznie weselej.

鈥 Jak si臋 pani urz膮dzi w Londynie, prosz臋 przys艂a膰 mi sw贸j adres. Oto m贸j bilet wizytowy.

Da艂 jej kart臋 wizytow膮, na kt贸r膮 dziewczyna zerkn臋艂a ze zmarszczonymi brwiami.

鈥 To pan nie z policji?

鈥 Nie, jestem prywatnym detektywem. Przez chwil臋 przygl膮da艂a mu si臋 bez s艂owa.

鈥 Czy, prosz臋 pana, w tej sprawie jest co艣 dziwnego? 鈥 zapyta艂a wreszcie.

鈥 Tak, moje dziecko. W tej sprawie jest co艣 bardzo dziwnego. W przysz艂o艣ci mo偶e mi pani dopom贸c.

鈥 Ch臋tnie zrobi臋 wszystko, prosz臋 pana. To bardzo nie艂adnie, 偶e ciocia .zosta艂a zamordowana.

W kilka minut p贸藕niej, kiedy wracali艣my ju偶 do Andover, pomy艣la艂em, 偶e by艂o to sformu艂owanie niezwyk艂e, lecz wzruszaj膮ce.



Rozdzia艂 VI
Miejsce zbrodni


Uliczka, przy kt贸rej zdarzy艂a si臋 tragedia, by艂a bocznic膮 g艂贸wnej arterii miasta. Sklep pani Ascher le偶a艂 po prawej stronie, mniej wi臋cej w po艂owie tej uliczki. Kiedy zbli偶ali艣my si臋 tam, Poirot spojrza艂 na zegarek, ja za艣 w tym momencie zrozumia艂em, dlaczego wizj臋 lokaln膮 m贸j przyjaciel odk艂ada艂 do tej pory. By艂a siedemnasta trzydzie艣ci. Poirot chcia艂 odtworzy膰 wczorajsz膮 atmosfer臋 tak dok艂adnie, jak to tylko mo偶liwe. Je偶eli jednak istotnie mia艂 taki zamiar, dozna艂 pora偶ki. Uliczka wygl膮da艂a zupe艂nie inaczej ni偶 poprzedniego wieczoru. Mi臋dzy prywatnymi domami by艂o na niej kilka ma艂ych prywatnych sklepik贸w przeznaczonych dla ubogiej ludno艣ci. W normalnych okoliczno艣ciach musia艂o tu by膰 niewielu przechodni贸w; tylko liczna dziatwa bawi艂a si臋 na chodnikach i na jezdni.

Obecnie g臋sty t艂umek sta艂 i gapi艂 si臋 na jaki艣 dom i sklep. Nie trzeba by艂o wielkiej bystro艣ci, by odgadn膮膰, na jaki. Grupa przeci臋tnych istot ludzkich przygl膮da艂a si臋 miejscu, w kt贸rym inna istota ludzka straci艂a 偶ycie. Przed n臋dznie wygl膮daj膮cym sklepikiem z opuszczonymi 偶aluzjami sta艂, wyra藕nie bardzo zm臋czony, policjant i raz po raz nawo艂ywa艂 ludzi, by si臋 rozeszli. Od czasu do czasu kt贸ry艣 z gapi贸w odchodzi艂 niech臋tnie do swoich codziennych zaj臋膰, niezw艂ocznie jednak nadchodzili inni, aby z bliska obejrze膰 miejsce, gdzie dokonano zbrodni.

Poirot zatrzyma艂 si臋 w pewnej odleg艂o艣ci od t艂umu. Z miejsca, na kt贸rym stan臋li艣my, wyra藕nie by艂o wida膰 szyld nad sklepikiem. Odczyta艂 go szeptem:

鈥 A. Ascher. Oui, c鈥檈st peut鈥撁猼re la* 鈥 urwa艂 nagle. 鈥 Wejd藕my do 艣rodka, Hastings.

Pos艂ucha艂em go skwapliwie. Przecisn臋li艣my si臋 przez t艂um i zatrzymali przed policjantem. Poirot pokaza艂 mu za艣wiadczenie wydane przez inspektora. Policjant kiwn膮艂 g艂ow膮, odryglowa艂 drzwi i wpu艣ci艂 nas do wn臋trza. Ku wielkiemu zainteresowaniu gapi贸w weszli艣my tam.

Przy zapuszczonych 偶aluzjach w sklepie by艂o prawie zupe艂nie ciemno. Policjant znalaz艂 wy艂膮cznik, ale s艂aba 偶ar贸wka niewiele dawa艂a 艣wiat艂a. Rozejrza艂em si臋 dooko艂a. By艂a to bardzo uboga trafika. Kilka tanich miesi臋cznik贸w, wczorajsze gazety, tyto艅, papierosy 鈥 wszystko ju偶 lekko pokryte kurzem. Na p贸艂kach sta艂y tak偶e dwa s艂oje z pastylkami mi臋towymi i 艣laz贸wkami. Zwyczajny, ma艂y sklepik, taki, jakich jest tysi膮ce.

Policjant zacz膮艂 nam obja艣nia膰 sytuacj臋.

鈥 Le偶a艂a tam, za lad膮. O, tam! Doktor m贸wi, 偶e nawet mog艂a nie wiedzie膰, kto j膮 uderzy艂. Prawdopodobnie si臋ga艂a w艂a艣nie na p贸艂k臋.

鈥 Czy mia艂a co艣 w r臋ku?

鈥 Nie, prosz臋 pana, ale obok niej le偶a艂a paczka Players贸w.

Poirot skin膮艂 g艂ow膮. Oczyma myszkowa艂 doko艂a, jak gdyby czyni艂 w pami臋ci notatki.

鈥 A gdzie le偶a艂 rozk艂ad jazdy? 鈥 zapyta艂?

鈥 Tutaj, prosz臋 pana 鈥 policjant wskaza艂 miejsce na ladzie. 鈥 Le偶a艂 grzbietem do g贸ry, otwarty na stronie, gdzie jest Andover. Tak wygl膮da, jak gdyby kto艣 szuka艂 poci膮gu do Londynu. Je偶eli tak, to klient m贸g艂 by膰 przyjezdny, wcale nie z Andover. Naturalnie, rozk艂ad jazdy m贸g艂 te偶 nale偶e膰 do kogo艣 zupe艂nie innego, kto nie mia艂 nic wsp贸lnego z zab贸jstwem, tylko zapomnia艂 go tutaj.

鈥 Co z odciskami palc贸w? 鈥 wtr膮ci艂em.

鈥 Zbadano zaraz ca艂y sklepik, prosz臋 pana. Ale nic nie znaleziono.

鈥 Nawet na ladzie? 鈥 zapyta艂 Poirot.

鈥 Na ladzie 艣lad贸w by艂o a偶 za du偶o, prosz臋 pana. Wszystkie zatarte i pomieszane.

鈥 By艂y mi臋dzy nimi 艣lady Aschera?

鈥 Jeszcze za wcze艣nie, 偶eby to powiedzie膰, prosz臋 pana.

Poirot skin膮艂 g艂ow膮 i zapyta艂 po chwili, czy nieboszczka mieszka艂a nad sklepem.

鈥 Tak. Do mieszkania idzie si臋 tymi drzwiami w g艂臋bi. Bardzo przepraszam, 偶e nie b臋d臋 panom towarzyszy艂, ale musz臋 zosta膰 tutaj.

Poirot ruszy艂 w stron臋 wskazanych drzwi, a ja za nim. Za sklepem znajdowa艂a si臋 male艅ka, po艂膮czona z kuchenk膮 bawialnia, bardzo porz膮dna i czysta, lecz ciemna i sk膮po umeblowana. Na p贸艂ce nad kominkiem sta艂o par臋 fotografii. Podszed艂em, aby je obejrze膰; Poirot stan膮艂 obok mnie.

Fotografii by艂o trzy: tani portrecik dziewczyny, z kt贸r膮 rozmawiali艣my dzisiaj przed po艂udniem; ubrana w 艣wi膮teczn膮 sukni臋 Mary Drower mia艂a na twarzy drewniany u艣miech, kt贸ry tak cz臋sto psuje pozowane zdj臋cia i stawia je ni偶ej ni偶 amatorskie. Druga fotografia przedstawia艂a artystycznie upozowan膮 starsz膮 dam臋 o siwych w艂osach; szyj臋 jej otacza艂 puszysty futrzany ko艂nierz. Domy艣li艂em si臋, 偶e to dro偶sze zdj臋cie przedstawia pann臋 Rose, kt贸ra zostawi艂a pani Ascher niewielki spadek i umo偶liwi艂a otwarcie trafiki. Trzecia fotografia by艂a bardzo stara, po偶贸艂k艂a i wyblak艂a. M艂oda para w staro艣wieckich strojach sta艂a na niej rami臋 w rami臋. M臋偶czyzna mia艂 bia艂y kwiat w butonierce, obydwoje za艣 bardzo 艣wi膮teczne miny.

鈥 Niew膮tpliwie fotografia 艣lubna 鈥 stwierdzi艂 Poirot. 鈥 Sp贸jrz, Hastings! M贸wi艂em, 偶e to musia艂a by膰 pi臋kna kobieta.

Mia艂 s艂uszno艣膰. Mimo staro艣wieckiego uczesania i niemodnej sukni wida膰 by艂o, 偶e dziewczyna na zdj臋ciu jest bardzo przystojna, ma regularne rysy i szlachetn膮 postaw臋. Uwa偶nie przyjrza艂em si臋 m臋偶czy藕nie. W tym m艂odym cz艂owieku o wojskowej postawie trudno by艂o rozpozna膰 zgrzybia艂ego Aschera. Przypomnia艂em sobie roztrz臋sionego pijaka i zniszczon膮, pomarszczon膮 twarz staruszki. Wzdrygn膮艂em si臋 mimo woli na my艣l o bezlitosnym z臋bie czasu.

Z bawialni schody prowadzi艂y do dw贸ch pokoi na pi臋trze. Jeden z nich by艂 pusty, nie umeblowany, drugi stanowi艂 najwidoczniej sypialni臋 pani Ascher. Po rewizji policja zostawi艂a go w takim stanic, w jakim zasta艂a. Na 艂贸偶ku le偶a艂y dwa stare koce, w szufladach komody by艂o niewiele mocno zniszczonej bielizny, jakie艣 kwity i oprawna w karton powie艣膰 pod tytu艂em 鈥瀂ielona oaza鈥. Na blacie le偶a艂a para nowych, tragicznych w swej taniej okaza艂o艣ci po艅czoch i kilka porcelanowych drobiazg贸w: mocno uszkodzony drezde艅ski pasterz i pies w niebiesko鈥撆济撑倀e 艂aty. W szafie wisia艂 czarny p艂aszcz nieprzemakalny oraz 偶贸艂ty sweter.

Takie by艂y dobra doczesne nieboszczki Alicji Ascher. Nigdzie nawet 艣ladu 偶adnych papier贸w osobistych. Widocznie zabra艂a je policja.

鈥 Pauvre femme! 鈥 mrukn膮艂 Poirot. 鈥 Chod藕, Hastings! Nie mamy tu nic do roboty.

Na ulicy zawaha艂 si臋 chwil臋, po czym przeszed艂 na drug膮 stron臋. Niemal naprzeciw trafiki pani Ascher mie艣ci艂 si臋 sklep zieleniarski, jeden z tych, kt贸re maj膮 wi臋cej towaru na zewn膮trz ni偶 wewn膮trz.

St艂umionym g艂osem Poirot udzieli艂 mi pewnych instrukcji i wszed艂 do sklepu. Pospieszy艂em za nim w minut臋 p贸藕niej. Zakupywa艂 w艂a艣nie g艂贸wk臋 sa艂aty. Ja poprosi艂em o funt truskawek.

M贸j przyjaciel z o偶ywieniem rozmawia艂 z obs艂uguj膮c膮 go t臋g膮 kobiet膮.

鈥 M贸j Bo偶e! 鈥 m贸wi艂. 鈥 Morderstwo zdarzy艂o si臋 akurat naprzeciwko pani! Akurat naprzeciwko. Straszna historia! A jaka to musia艂a by膰 sensacja鈥

T臋ga niewiasta musia艂a mie膰 do艣膰 morderstwa. Niew膮tpliwie wa艂kowa艂a ten temat przez ca艂y dzie艅.

鈥 Najlepiej by艂oby, gdyby ci gapie poszli do swoich zaj臋膰 鈥 powiedzia艂a niech臋tnie. 鈥 Przecie偶 tam nie ma nic do ogl膮dania.

鈥 Wczoraj wieczorem ulica musia艂a wygl膮da膰 ca艂kiem inaczej 鈥 podj膮艂 Poirot. 鈥 Mo偶e nawet widzia艂a pani, jak morderca wchodzi艂 do trafiki? Taki wysoki blondyn, z brod膮. Podobno Rosjanin.

鈥 Co? 鈥 sklepikarka o偶ywi艂a si臋 znacznie. 鈥 Powiada pan, 偶e Rosjanin?

鈥 S艂ysza艂em, 偶e ju偶 aresztowany.

鈥 No, patrzcie ludzie! Naturalnie cudzoziemiec!

鈥 A tak, tak鈥 Mo偶e go pani nawet widzia艂a wczoraj wieczorem?

鈥 Po prawdzie nie mam czasu, 偶eby si臋 gapi膰. Pod wiecz贸r mamy najwi臋kszy ruch, bo ludzie wracaj膮 z pracy do domu. Wysoki blondyn z brod膮?鈥 Nie, chyba nikogo takiego nie widzia艂am.

W tym momencie, zgodnie z otrzymanymi wskaz贸wkami, wtr膮ci艂em si臋 do rozmowy.

鈥 Bardzo przepraszam 鈥 zwr贸ci艂em si臋 do Poirota 鈥 ale zdaje mi si臋, 偶e szanowny pan jest w b艂臋dzie. Mnie m贸wiono o niskim brunecie.

Zdanie to rozpocz臋艂o o偶ywion膮 dyskusj臋 z oty艂膮 sklepikarka i subiektem odznaczaj膮cym si臋 szczeg贸lnie ochryp艂ym g艂osem. Okaza艂o si臋, 偶e ludzie ci widzieli co najmniej trzech niskich brunet贸w, a subiekt nawet ros艂ego blondyna, kt贸ry (jak z 偶alem wyja艣ni艂) nie mia艂 jednak brody. W rezultacie dokonali艣my zakup贸w i wyszli艣my ze sklepiku nie prostuj膮c naszych k艂amstw.

鈥 I po co ta ca艂a heca, Poirot? 鈥 zapyta艂em tonem wyrzutu.

鈥 Nie zrozumia艂e艣? Chcia艂em oceni膰 szans臋 zauwa偶enia kogo艣 obcego, kto wchodzi艂 do sklepu po przeciwnej stronie ulicy.

鈥 Nie mog艂e艣 zapyta膰 po prostu, bez tylu k艂amstw?

鈥 Nie, przyjacielu. Gdybym, jak si臋 wyrazi艂e艣, zapyta艂 po prostu, nie otrzyma艂bym odpowiedzi na 偶adne pytanie. Jeste艣 Anglikiem, a nie zdajesz sobie sprawy, jak przeci臋tny Anglik reaguje na bezpo艣rednie pytanie. Niezw艂ocznie staje si臋 podejrzliwy i co z tego wynika: milcz膮cy. Gdybym poprosi艂 tych ludzi o informacje, zamkn臋liby si臋 jak ostrygi. Ale moje niezwykle i absurdalne twierdzenie, poparte twoim przeczeniem, niezw艂ocznie rozwi膮za艂o j臋zyki. Dowiedzieli艣my si臋, 偶e wiecz贸r jest godzin膮 ruchu, sporo os贸b kr臋ci si臋 po chodniku i ka偶dy zaj臋ty jest w艂asnymi sprawami. Nasz morderca wybra艂 odpowiedni膮 por臋 鈥 umilk艂 na chwil臋 i podj膮艂 tonem wyrzutu. 鈥 呕e te偶 nigdy nie masz ani krzty zdrowego rozs膮dku! Powiedzia艂em: zr贸b jaki艣 drobny sprawunek, a ty musia艂e艣 wybra膰 truskawki. Z torby ciecze ju偶 sok na tw贸j elegancki garnitur.

Z przera偶eniem zorientowa艂em si臋, 偶e jest tak istotnie. Spiesznie podarowa艂em truskawki jakiemu艣 ma艂emu ch艂opcu, kt贸ry zrobi艂 zdziwion膮 i troch臋 podejrzliw膮 min臋. Poirot do艂o偶y艂 sa艂at臋, czym wprowadzi艂 dziecko w zupe艂ne os艂upienie.

鈥 Truskawek nie kupuje si臋 u podrz臋dnego zieleniarza 鈥 ci膮gn膮艂 m贸j przyjaciel mentorskim tonem. 鈥 Truskawki musz膮 by膰 艣wie偶o zbierane. Inaczej wydzielaj膮 sok. Mog艂e艣 poprosi膰 o banan, jab艂ka, bodaj o kapust臋, ale nigdy o truskawki.

鈥 By艂o to pierwsze, co mi przysz艂o do g艂owy 鈥 odpar艂em.

M贸j przyjaciel przystan膮艂 na chodniku. Dom i sklep po prawej stronie sklepiku pani Ascher by艂y wolne. W oknach wisia艂y kartki z napisem 鈥濪o wynaj臋cia鈥. Okna domu po drugiej stronie by艂y ozdobione przybrudzonymi mu艣linowymi firankami.

Poirot skierowa艂 kroki na ganek tego domu. Poniewa偶 nie by艂o dzwonka, kilka razy uderzy艂 mocno ko艂atk膮. Po pewnym czasie drzwi otworzy艂 bardzo brudny i usmarkany ch艂opiec.

鈥 Dobry wiecz贸r 鈥 powiedzia艂 Poirot. 鈥 Mamusia w domu?

鈥 Aha 鈥 odpowiedzia艂o dziecko spogl膮daj膮c na nas z niech臋tn膮 podejrzliwo艣ci膮.

鈥 Popro艣 mamusi臋.

Po kilku sekundach ch艂opiec zrozumia艂, odwr贸ci艂 si臋 i wrzasn膮wszy:

鈥 Mama, do ciebie! 鈥 znikn膮艂 w mrocznym wn臋trzu domu.

Kobieta o ostrych rysach wyjrza艂a zza balustrady schod贸w i zacz臋艂a schodzi膰.

鈥 Na pr贸偶no marnujecie czas鈥 鈥 zacz臋艂a, lecz Poirot przerwa艂 jej uprzejmie.

鈥 Dobry wiecz贸r 艂askawej pani 鈥 powiedzia艂 zdejmuj膮c wdzi臋cznym ruchem kapelusz. 鈥 Jestem z redakcji 鈥濨艂yskawicy Wieczornej鈥. Pragn臋 sk艂oni膰 pani膮 do przyj臋cia honorarium w wysoko艣ci pi臋ciu funt贸w za artyku艂 o pani zmar艂ej s膮siadce, pani Ascher.

Gniewne s艂owa zamar艂y na ustach kobiety, kt贸ra zesz艂a na parter przyg艂adzaj膮c w艂osy i fa艂dy sukni.

鈥 Prosz臋 do pokoju, bardzo prosz臋 鈥 m贸wi艂a. 鈥 Panowie zechc膮 usi膮艣膰, bardzo prosz臋.

Ma艂y pokoik by艂 zat艂oczony garniturem olbrzymich, pseudoantycznych mebli, ale uda艂o nam si臋 jako艣 przecisn膮膰 mi臋dzy rupieciami i zaj膮膰 miejsca na bardzo twardej sofie.

鈥 Panowie mi wybacz膮 鈥 ci膮gn臋艂a kobieta 鈥 偶e z pocz膮tku zacz臋艂am tak ostro, ale nie maj膮 panowie poj臋cia, ile k艂opotu jest z r贸偶nymi w艂贸cz臋gami, co chodz膮 po domach i usi艂uj膮 sprzeda膰 najr贸偶niejsze rzeczy: odkurzacze, po艅czochy, perfumy i B贸g wie co jeszcze. Wszyscy s膮 tacy eleganccy i dobrze wychowani. Sk膮d艣 dowiaduj膮 si臋 nazwisk, przychodz膮 i od razu zaczynaj膮: 鈥濻zanowna pani Fowler鈥︹

鈥 Ot贸偶, pani Fowler 鈥 Poirot zr臋cznie podchwyci艂 nazwisko 鈥 mam nadziej臋, 偶e zechce pani przychyli膰 si臋 do mojej pro艣by.

鈥 Bardzo ch臋tnie, szanowny panie, ale鈥 nie wiem doprawdy 鈥 widocznie pi臋ciofuntowy banknot kusi艂 wyobra藕ni臋 pani Fowler. 鈥 Naturalnie, zna艂am pani膮 Ascher, ale 偶eby zaraz co艣 napisa膰鈥

Poirot uspokoi艂 j膮 skwapliwie. Artyku艂 nie wymaga 偶adnej pracy. On sam wysonduje fakty i spisze ca艂y wywiad.

Uspokojona w ten spos贸b pani Fowler zacz臋艂a snu膰 wspomnienia.

鈥 Pani Ascher trzyma艂a si臋 zawsze na uboczu. Trudno by艂oby j膮 nazwa膰 osob膮 towarzysk膮, ale to zrozumia艂e, bo mia艂a przecie偶 ci臋偶kie 偶ycie. Biedaczka! Ca艂a ulica dobrze o tym wiedzia艂a. Prawd臋 m贸wi膮c, tego Franza Aschera nale偶a艂oby zamkn膮膰 ju偶 wiele lat temu. Pani Ascher wcale si臋 go nie ba艂a, o, nie! Sama potrafi艂a by膰 straszna, kiedy si臋 rozgniewa艂a. W艂a艣ciwie to nikt niczego si臋 nie ba艂, ale poty dzban wod臋 nosi, p贸ki si臋 ucho nie urwie.

鈥 A bo to raz m贸wi艂am 鈥 ci膮gn臋艂a pani Fowler 鈥 鈥濳ochana pani Ascher, pewnego pi臋knego dnia ten ch艂op na pewno pani膮 wyko艅czy. Wspomni pani moje s艂owa!鈥 I co si臋 sta艂o? Wyko艅czy艂 j膮, prawda? A ja siedzia艂am przez ca艂y czas przez 艣cian臋 i nic a nic nie s艂ysza艂am!

Podczas kr贸tkiej pauzy Poirot zdo艂a艂 przemyci膰 pytanie, czy pani Ascher otrzymywa艂a kiedy listy nie podpisane albo podpisane na przyk艂ad tylko 鈥A.B.C.鈥

Pani Fowler odpowiedzia艂a przecz膮co i jak gdyby z 偶alem.

鈥 Wiem, o co panu chodzi. Takie listy nazywaj膮 si臋 anonimy. Najcz臋艣ciej pe艂no takich s艂贸w, 偶e a偶 si臋 cz艂owiek rumieni. Czy ja wiem? Chyba Franz Ascher nigdy nie pisa艂 takich list贸w. A je偶eli nawet pisa艂, to jego 偶ona nigdy mi si臋 nie zwierza艂a. I o co panu jeszcze chodzi? O rozk艂ad kolejowy ABC? Nie, nigdy takiego rozk艂adu nie widzia艂am u pani Ascher, a pewno bym zauwa偶y艂a, gdyby go mia艂a. S艂owo daj臋, o ma艂o co nie zemdla艂am, jak us艂ysza艂am o tej ca艂ej historii. Moja c贸reczka, Eda, przybieg艂a do mnie. 鈥濵ama 鈥 wo艂a 鈥 u pani Ascher pe艂no policjant贸w!鈥 A偶 mnie ciarki przesz艂y. 鈥濧 m贸wi艂am 鈥 powiadam, jak us艂ysza艂am o tym 鈥 偶e ona sama nigdy nie powinna by艂a by膰 w domu. Powinna z ni膮 mieszka膰 ta siostrzenica. Pijany ch艂op jest czasem gorszy od w艣ciek艂ego wilka鈥. Moim zdaniem ten jej pijaczyna鈥攎膮偶 to ca艂kiem jak dziki zwierz. A ostrzega艂am j膮, ostrzega艂am nie raz i nie dwa. I stan臋艂o na moim. 鈥濷n kiedy pani膮 wyko艅czy, jak nic wyko艅czy, kochana pani Ascher鈥 鈥 powtarza艂am nie raz i nie dwa. No i wyko艅czy艂. Widz膮 panowie, do czego to ch艂op jest zdolny, jak si臋 upije? Nic nie dowodzi tego ja艣niej, jak to morderstwo!

Pani Fowler zako艅czy艂a swoj膮 tyrad臋 g艂臋bokim westchnieniem.

鈥 O ile mi wiadomo, nikt nie widzia艂, 偶eby Ascher wchodzi艂 do sklepu 鈥 powiedzia艂 Poirot.

鈥 A pewnie! Przecie偶 nie chcia艂 si臋 pokazywa膰 鈥 odpowiedzia艂a kobieta wzruszaj膮c pogardliwie ramionami, nie wyt艂umaczy艂a jednak, jak Ascher m贸g艂 wej艣膰 do sklepu nie b臋d膮c widziany.

Przyzna艂a, 偶e dom nie mia艂 drugiego wyj艣cia, a Ascher by艂 doskonale znany na ca艂ej ulicy.

鈥 Ale on te偶 o tym wiedzia艂 鈥 ci膮gn臋艂a 鈥 i na pewno przyszed艂 chy艂kiem.

Przez jaki艣 czas Poirot podtrzymywa艂 jeszcze konwersacj臋, kiedy jednak jasne by艂o, 偶e wszystko, co jej wiadomo, pani Fowler powt贸rzy艂a kilka razy, zako艅czy艂 wywiad i ui艣ci艂 obiecane honorarium.

鈥 Pi臋膰 funt贸w jak gdyby wyrzucone w b艂oto 鈥 zacz膮艂em nie艣mia艂o, gdy ponownie znale藕li艣my si臋 na ulicy.

鈥 Jak dot膮d, tak.

鈥 S膮dzisz, 偶e ona wie wi臋cej, ni偶 nam powiedzia艂a?

鈥 Mon ami, jeste艣my w szczeg贸lnej sytuacji: nie mamy poj臋cia, jakie zadawa膰 pytania. Przypominamy ma艂e dzieci bawi膮ce si臋 w ciuciubabk臋. Wyci膮gamy r臋ce i szukamy po omacku. Pani Fowler jest przekonana, 偶e powiedzia艂a nam wszystko, co jej by艂o wiadome. Rozja艣ni艂a nam bardzo niewiele, ale w przysz艂o艣ci jej zeznania mog膮 okaza膰 si臋 po偶yteczne. Rozumiesz, przyjacielu? Pi臋膰 funt贸w zainwestowa艂em w przysz艂o艣膰.

Nie bardzo rozumia艂em, ale nim zd膮偶y艂em poprosi膰 o wyja艣nienia, natkn臋li艣my si臋 na inspektora Glena.



Rozdzia艂 VII
Pan Partridge i pan Riddell


Inspektor Glen mia艂 pos臋pn膮 min臋. Jak si臋 okaza艂o, popo艂udnie strawi艂 na kompletowaniu listy os贸b, kt贸re by艂y owego dnia w trafice.

鈥 I nie zauwa偶ono nikogo podejrzanego? 鈥 zapyta艂 Poirot.

鈥 A偶 za wielu! Widziano trzech wysokich m臋偶czyzn skradaj膮cych si臋 ukradkiem. Czterech niskich brunet贸w z wielkimi w膮sami. Dw贸ch brodaczy i trzech grubas贸w. Wszyscy byli najzupe艂niej obcy. Wed艂ug s艂贸w 艣wiadk贸w mieli wysoce podejrzane miny. Dziwne, 偶e nikt nie widzia艂 bandy zamaskowanych opryszk贸w z rewolwerami!

Poirot u艣miechn膮艂 si臋 ze wsp贸艂czuciem.

鈥 Czy kto艣 widzia艂 Aschera?

鈥 Nie, nikt. I to przemawia na jego korzy艣膰. Przed chwil膮 powiedzia艂em naszemu komendantowi, 偶e moim zdaniem to praca dla Scotland Yardu. Nie s膮dz臋, 偶eby to by艂a lokalna zbrodnia.

鈥 Tak i ja my艣l臋, inspektorze 鈥 przyzna艂 powa偶nie Poirot.

鈥 Tak, tak, panie Poirot, to paskudna sprawa. Bardzo paskudna. Wcale mi si臋 nie podoba.

Przed powrotem do Londynu odbyli艣my jeszcze dwie rozmowy.

Uczestnikiem pierwszej by艂 pan James Partridge 鈥 o ile wiadomo ostatnia osoba, kt贸ra widzia艂a pani膮 Ascher przy 偶yciu. Kupowa艂 co艣 w trafice o godzinie siedemnastej trzydzie艣ci.

Pan Partridge, z zawodu urz臋dnik bankowy, by艂 drobnym i wyj膮tkowo mizernym m臋偶czyzn膮. Nosi艂 binokle, a wyra偶a艂 si臋 nad wyraz poprawnie i 艣ci艣le. Mieszka艂 w ma艂ym domku r贸wnie czystym i wymuskanym, jak on sam.

鈥 Pan鈥 ehem鈥 Poirot 鈥 powiedzia艂 rzuciwszy okiem na bilet wizytowy mojego przyjaciela. 鈥 Z polecenia pana inspektora Glena鈥 Czym mog臋 s艂u偶y膰, panie Poirot?

鈥 O ile mi wiadomo, panie Partridge, jest pan ostatni膮 osob膮, kt贸ra widzia艂a pani膮 Ascher przy 偶yciu.

Pan Partridge przechyli艂 na bok g艂ow臋 i spojrza艂 tak podejrzliwie, jak gdyby s艂ynny detektyw by艂 w膮tpliwym czekiem.

鈥 To, panie Poirot, fakt nie ustalony 鈥 powiedzia艂. 鈥 Zupe艂nie nie ustalony. Wiele os贸b mog艂o czyni膰 zakupy w trafice pani Ascher po mnie.

鈥 Je偶eli nawet tak by艂o, 偶adna z tych os贸b nie zwr贸ci艂a si臋 do policji.

鈥 Nie wszyscy, panie Poirot, maj膮 poczucie obowi膮zku spo艂ecznego 鈥 pan Partridge chrz膮kn膮艂 znacz膮co i jak sowa spojrza艂 na nas znad binokli.

鈥 Naj艣wi臋tsza prawda! 鈥 potwierdzi艂 z przekonaniem Poirot. 鈥 O ile mi wiadomo, zg艂osi艂 si臋 pan do policji z w艂asnej woli?

鈥 Oczywi艣cie. Gdy tylko us艂ysza艂em o tym przera偶aj膮cym wydarzeniu, zorientowa艂em si臋, 偶e moje zeznanie mo偶e by膰 przydatne, wobec czego uda艂em si臋 do komisariatu.

鈥 Czyn godny najwy偶szej pochwa艂y! 鈥 rzek艂 uroczy艣cie Poirot. 鈥 Mo偶e b臋dzie pan tak uprzejmy i 艂askawie powt贸rzy mi wszystko, co panu wiadomo.

鈥 Z mi艂膮 ch臋ci膮. Do domu wraca艂em dok艂adnie o godzinie siedemnastej trzydzie艣ci鈥

鈥 Bardzo przepraszam, dzi臋ki czemu okre艣li艂 pan czas tak 艣ci艣le?

Pan Partridge spojrza艂 niech臋tnie. By艂 widocznie ura偶ony, 偶e Poirot mu przerywa.

鈥 W艂a艣nie bi艂 zegar na ko艣cielnej wie偶y. Spojrza艂em na sw贸j zegarek i stwierdzi艂em, 偶e sp贸藕nia si臋 minut臋. Dzia艂o si臋 to na kilka sekund przed moim wej艣ciem do trafiki pani Ascher.

鈥 Czy zwykle za艂atwia艂 pan tam sprawunki?

鈥 Stosunkowo cz臋sto. Trafika ta jest mi po drodze. Dwa razy na tydzie艅 kupowa艂em u pani Ascher dwie uncje tytoniu fajkowego.

鈥 A w艂a艣cicielk臋 sklepu zna艂 pan dobrze? Wiedzia艂 pan co艣 o jej warunkach 偶yciowych lub przesz艂o艣ci?

鈥 Absolutnie nic. Rozmawia艂em z ni膮 jedynie o moim sprawunku lub wymienia艂em uwagi o pogodzie.

鈥 Wiedzia艂 pan mo偶e, 偶e mia艂a m臋偶a pijaka, kt贸ry cz臋sto odgra偶a艂 si臋, 偶e j膮 zabije?

鈥 Nie. O pani Ascher nie wiedzia艂em absolutnie nic.

鈥 Ale w ka偶dym razie dobrze j膮 pan zna艂 z widzenia. Czy tamtego wieczoru nie spostrzeg艂 pan w jej powierzchowno艣ci czego艣, co by zwraca艂o uwag臋? Mo偶e odni贸s艂 pan wra偶enie, 偶e jest przygn臋biona lub niespokojna?

Pan Partridge zastanowi艂 si臋 powa偶nie i odpowiedzia艂:

鈥 O ile by艂em w stanie wyrobi膰 sobie pogl膮d, pani Ascher wygl膮da艂a zupe艂nie tak samo, jak zwykle.

Poirot wsta艂.

鈥 Bardzo dzi臋kuj臋, panie Partridge, za wyczerpuj膮ce odpowiedzi na moje pytania. Czy ma pan mo偶e w domu rozk艂ad kolejowy ABC? Pragn臋 upewni膰 si臋 o godzinie odjazdu poci膮gu do Londynu.

鈥 Rozk艂ad stoi tu偶 za panem, na p贸艂ce.

Na wskazanej p贸艂ce by艂 istotnie rozk艂ad ABC oraz Bradshaw, Rocznik Gie艂dowy, s艂ownik Kelly鈥檈go i miejscowy informator.

Poirot si臋gn膮艂 po ABC, uda艂, 偶e szuka poci膮gu, i wreszcie podzi臋kowawszy uprzejmie po偶egna艂 si臋 z gospodarzem.

Nast臋pnie przeprowadzili艣my rozmow臋 z panem Albertem Riddellem. Mia艂a ona zupe艂nie odmienny charakter. Pan Albert Riddell 鈥 niezgrabny, ogromnego wzrostu m臋偶czyzna o nalanej twarzy i ma艂ych, chytrych oczkach 鈥 by艂 sztukatorem. Konwersacja nasza odbywa艂a si臋 przy akompaniamencie zmywanych przez wyra藕nie zdenerwowan膮 pani膮 Riddell naczy艅 i sztu膰c贸w. Urozmaica艂o j膮 dodatkowo szczekanie psa i nie skrywana bynajmniej niech臋膰 samego pana Riddella. Kiedy przyszli艣my, zajada艂 du偶膮 porcj臋 mi臋sa, kt贸re popija艂 niezwykle czarn膮 herbat膮. Pierwsze wrogie spojrzenie posta艂 nam znad uniesionej od ust fili偶anki.

鈥 Przecie偶 raz powiedzia艂em ju偶 wszystko, co wiedzia艂em 鈥 warkn膮艂. 鈥 Ta ca艂a sprawa nic mnie nie obchodzi. Nie m贸j interes. Glinom powiedzia艂em wszystko, a teraz zn贸w mam gada膰 z jakimi艣 cudzoziemcami!

Poirot zerkn膮艂 na mnie filuternie i podj膮艂:

鈥 Rozumiem to i serdecznie panu wsp贸艂czuj臋. Ale c贸偶 robi膰? Chodzi o morderstwo. To chyba nie bagatela, prawda? W takich sprawach nieodzowne jest bardzo drobiazgowe 艣ledztwo.

鈥 Bert 鈥 wtr膮ci艂a zdenerwowana pani domu 鈥 lepiej opowiedz panom wszystko, co wiesz.

鈥 Zamknij g臋b臋! 鈥 rykn膮艂 olbrzym.

鈥 Zdaje mi si臋, 偶e na policj臋 nie zg艂osi艂 si臋 pan z w艂asnej inicjatywy? 鈥 wtr膮ci艂 zr臋cznie Poirot.

鈥 A po diab艂a mia艂em si臋 tam zg艂asza膰? Czy to m贸j interes?

鈥 Poniek膮d pa艅ski 鈥 rzek艂 Poirot oboj臋tnym tonem. 鈥 Pope艂niono morderstwo. Policja chcia艂a wiedzie膰, kto by艂 w sklepie. Moim zdaniem鈥 jak by to powiedzie膰鈥 wygl膮da艂oby znacznie naturalniej, gdyby pan sam si臋 zg艂osi艂.

鈥 Mia艂em piln膮 robot臋. Niech pan nie opowiada, 偶e powinienem traci膰 czas i鈥

鈥 C贸偶, sta艂o si臋. Policja zosta艂a poinformowana, 偶e widziano, jak wchodzi艂 pan do sklepu pani Ascher, i sama si臋 do pana zg艂osi艂a. Czy inspektor by艂 zadowolony z pa艅skiej relacji?

鈥 A dlaczego mia艂by nie by膰 zadowolony? 鈥 zapyta艂 podejrzliwie Bert.

Detektyw wzruszy艂 ramionami.

鈥 Do czego pan pije? Przecie偶 nikt nie ma nic przeciwko mnie. Wszyscy wiedz膮, kto oporz膮dzi艂 star膮; ten cholerny pijak, jej m膮偶.

鈥 Ale tamtego wieczora Ascher nie by艂 w sklepie, a pan by艂.

鈥 Co? Chcecie mi to przylepi膰? Nie uda si臋, spokojna g艂owa! Dlaczego mia艂bym zrobi膰 co艣 podobnego? Co? Mo偶e chcia艂em zw臋dzi膰 szczypt臋 tytoniu? A mo偶e policja wyobra偶a sobie, 偶e ze mnie wariat o sk艂onno艣ciach morderczych?鈥 Mo偶e pan my艣li鈥

Z gro藕n膮 min膮 podni贸s艂 si臋 z krzes艂a, a 偶ona jego zabeczala nie艣mia艂o:

鈥 Bert! Bert! Nie gadaj takich rzeczy!鈥 IJspok贸j si臋, Bert, bo pomy艣l膮鈥

鈥 艁askawy pan mo偶e si臋 niczego nie obawia膰 鈥 wtr膮ci艂 Poirot. 鈥 Prosi艂em tylko o sprawozdanie z pa艅skiej bytno艣ci w trafice. Je偶eli pan odm贸wi, to mo偶e wyda膰 si臋鈥 jak by tu powiedzie膰鈥 co najmniej dziwne.

鈥 ..A kto panu powiedzia艂, 偶e ja odmawiam czego艣? 鈥 obruszy艂 si臋 Riddell siadaj膮c na sto艂ku. 鈥 Mog臋 gada膰. Mnie tam wszystko jedno.

鈥 A zatem do sklepu wszed艂 pan o godzinie osiemnastej?

鈥 Zgadza si臋. Mo偶e minut臋 albo dwie p贸藕niej. Chcia艂em kupi膰 paczk臋 Goldflake鈥櫭硍. Pchn膮艂em drzwi鈥

鈥 A wi臋c drzwi by艂y zamkni臋te?

鈥 Tak. Pomy艣la艂em nawet, 偶e mo偶e sklep jest nieczynny, ale tak nie by艂o. Wszed艂em do 艣rodka i zobaczy艂em, 偶e nikogo nie ma. Postuka艂em w kontuar, poczeka艂em troch臋, a jak nikt si臋 nie pokaza艂, wyszed艂em na ulic臋. To wszystko. Nic wi臋cej powiedzie膰 nie mog臋.

鈥 Nie zauwa偶y艂 pan zw艂ok le偶膮cych za lad膮?

鈥 Nie. I pan by ich nie zobaczy艂, chyba 偶eby pan specjalnie szuka艂.

鈥 A czy na ladzie le偶a艂 rozk艂ad kolejowy?

鈥 Aha, le偶a艂. Grzbietem do g贸ry. Przysz艂o mi nawet do g艂owy, 偶e mo偶e stara wyjecha艂a nagle i zapomnia艂a zamkn膮膰 sklepik.

鈥 Mo偶e przegl膮da艂 pan ten rozk艂ad albo przesuwa艂 go po ladzie?

鈥 Nawet go nie dotkn膮艂em. Robi艂em tylko to, co panu powiedzia艂em.

鈥 I nie widzia艂 pan, 偶eby kto艣 wychodzi艂 ze sklepu, kiedy pan zbli偶a艂 si臋 do drzwi?

鈥 Nic nie widzia艂em. Dlaczego policja mnie si臋 czepia?

Poirot wsta艂.

鈥 Nikt si臋 pana nie czepia, prosz臋 mi wierzy膰. Bon soir, monsieur*.


Odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i gdy spieszy艂em za nim, zobaczy艂em, 偶e pan Riddell stoi z szeroko otwartymi ustami.

Wyszed艂szy na ulic臋 m贸j przyjaciel spojrza艂 na zegarek.

鈥 Jak si臋 pospieszymy 鈥 powiedzia艂 鈥 pewnie uda si臋 nam z艂apa膰 poci膮g o dziewi臋tnastej dwie. No, ruszajmy si臋 偶ywo mon ami.



Rozdzia艂 VIII
Drugi list


鈥 No i co? 鈥 zapyta艂em ciekawie. Siedzieli艣my sami w przedziale pierwszej klasy. Poci膮g pospieszny ruszy艂 przed chwil膮 z Andover.

鈥 Zbrodni臋 pope艂ni艂 鈥 odrzek艂 powa偶nie Poirot 鈥 rudy m臋偶czyzna 艣redniego wzrostu z bielmem na lewym oku. M臋偶czyzna ten utyka troch臋 na praw膮 nog臋 i ma brodawk臋 nad 艂opatk膮.

鈥 Poirot! 鈥 zawo艂a艂em.

鈥 Czego w艂a艣ciwie 偶膮dasz, przyjacielu? Patrzysz na mnie wzrokiem wiernego psa i chcesz, abym wypowiedzia艂 si臋 w stylu Sherlocka Holmesa鈥 A teraz powa偶nie: nie mam poj臋cia, jak morderca wygl膮da ani gdzie mieszka, ani w jaki spos贸b go z艂apa膰.

鈥 Ach, gdyby zostawi艂 jaki艣 艣lad! 鈥 westchn膮艂em.

鈥 W艂a艣nie, 艣lad! Zawsze t臋sknisz do jakich艣 艣lad贸w. Jaka szkoda, 偶e zbrodniarz nie pali艂 papierosa i nie zostawi艂 popio艂u, a potem nie wdepn膮艂 w ten popi贸艂 butem podkutym gwo藕dziami o osobliwym kszta艂cie! Nie. Nasz nieznajomy nie by艂 tak uprzejmy. Ale, m贸j drogi, jest przecie偶 rozk艂ad kolejowy. Czy ABC nie uwa偶asz za 艣lad?

鈥 A wi臋c s膮dzisz, 偶e zostawi艂 ten rozk艂ad przez pomy艂k臋?

鈥 Naturalnie, 偶e nie. Zrobi艂 to celowo. M贸wi膮 o tym odciski palc贸w.

鈥 Przecie偶 偶adnych odcisk贸w nie by艂o.

鈥 O to w艂a艣nie chodzi. Jaka by艂a wczoraj pogoda? Ciep艂y czerwcowy wiecz贸r. Czy w taki upa艂 ktokolwiek nosi r臋kawiczki? Nie, bo zwr贸ci艂by na siebie uwag臋. A zatem, skoro na rozk艂adzie nie by艂o odcisk贸w palc贸w, musia艂y by膰 rozmy艣lnie starte. Cz艂owiek niewinny zostawi艂by 艣lady. Winny nie zostawi艂. Nasz morderca zostawi艂 rozk艂ad celowo. Jest to jednak pewien 艣lad. Kto艣 kupowa艂 ABC. Kto艣 go nosi艂. I w tym taj膮 si臋 ju偶 pewne mo偶liwo艣ci.

鈥 S膮dzisz, 偶e w ten spos贸b mo偶emy si臋 czego艣 dowiedzie膰?

鈥 Prawd臋 m贸wi膮c, Hastings, nie mam wielkich nadziei. Ten cz艂owiek, ten nieznajomy, niew膮tpliwie pyszni si臋 swoj膮 zr臋czno艣ci膮. Trudno sobie wyobrazi膰, 偶eby celowo zostawi艂 艣lad, po kt贸rym mo偶na go wytropi膰.

鈥 Wi臋c w rezultacie ABC nie na wiele si臋 przyda.

鈥 W ka偶dym razie nie w tym sensie, o jaki ci chodzi.

鈥 A w jakim?

Poirot nie odpowiedzia艂 od razu. Potem podj膮艂 z wolna, jak gdyby nie na temat:

鈥 Moja odpowied藕 brzmi: tak. Mamy do czynienia z nieznajomym osobnikiem. Kryje si臋 on w mroku i chce w mroku pozosta膰. Ale naturalnym rzeczy porz膮dkiem musi rzuci膰 na siebie jaki艣 snop 艣wiat艂a. Z jednej strony nie wiemy o nim nic, z drugiej wiemy ju偶 bardzo du偶o. Mglisto zaczyna mi si臋 ju偶 rysowa膰 ta posta膰: cz艂owiek, kt贸ry wprawnie pisze drukowanymi literami, kupuje papier listowy w dobrym gatunku, odczuwa niepospolit膮 potrzeb臋 rozg艂osu. Widz臋 go jako dziecko zapewne zaniedbywane i nie kochane. Widz臋, jak rosn膮c nabiera kompleksu ni偶szo艣ci i 偶ywo odczuwa niesprawiedliwo艣膰 wobec siebie. Czuj臋 jego wewn臋trzny impuls, by si臋 ws艂awi膰, 艣ci膮gn膮膰 na siebie uwag臋. Instynkt ten jest coraz silniejszy, lecz wydarzenia i okoliczno艣ci zewn臋trzne hamuj膮 go i wniwecz obracaj膮. By膰 mo偶e nasz morderca prze偶ywa coraz wi臋cej upokorze艅, kt贸re w jego 艣wiecie wewn臋trznym przyk艂adaj膮 zapa艂k臋 do lontu.

鈥 To wszystko jedynie domys艂y bez praktycznego znaczenia 鈥 obruszy艂em si臋 szorstko.

鈥 Rozumiem. Wolisz zgubion膮 zapa艂k臋, popi贸艂 z papierosa, podkute buty. Zawsze taki by艂e艣. W ka偶dym razie mo偶emy zada膰 sobie kilka rzeczowych pyta艅: Dlaczego ABC? Dlaczego pani Ascher? Dlaczego Andover?

鈥 Przesz艂o艣膰 tej kobiety wydaje mi si臋 bardzo zwyczajna 鈥 powiedzia艂em. 鈥 Wywiady z tymi dwoma 艣wiadkami przynios艂y rozczarowanie. Nie potrafili powiedzie膰 nic, czego ju偶 by艣my nie wiedzieli.

鈥 Przyznaj臋 otwarcie, 偶e na nic takiego nie liczy艂em. Nie wolno nam jednak by艂o pomin膮膰 dw贸ch mo偶liwych kandydat贸w na morderc臋.

鈥 Nie wyobra偶asz sobie chyba鈥

鈥 W ka偶dym razie nie wykluczam mo偶liwo艣ci, 偶e morderca mieszka w Andover albo najbli偶szej okolicy. Stanowi艂oby to wystarczaj膮c膮 odpowied藕 na nasze trzecie pytanie: dlaczego Andover. Ot贸偶 mamy dw贸ch ludzi, o kt贸rych nam wiadomo, 偶e byli w trafice we w艂a艣ciwym czasie. Ka偶dy z nich m贸g艂by by膰 morderc膮. A, jak dot膮d, nic nie wskazuje, 偶e kt贸ry艣 nim nie jest.

鈥 My艣lisz, 偶e ten cham, Riddell?

鈥 Nie. Jego got贸w jestem wykluczy膰 z miejsca. By艂 zdenerwowany, nie偶yczliwy, widocznie zaniepokojony.

鈥 To chyba w艂a艣nie dowodzi鈥

鈥 Natury skrajnie przeciwnej z autorem listu podpisanego A.B.C. Musimy szuka膰 zarozumia艂o艣ci i pewno艣ci siebie.

鈥 Czyli kogo艣, kto ma wysokie mniemanie o sobie?

鈥 Co艣 w tym sensie. Ale s膮 ludzie, kt贸rzy pod pozorem zdenerwowania i teatralnych efekt贸w ukrywaj膮 wiele pr贸偶no艣ci i pychy.

鈥 Masz na my艣li ma艂ego pana Partridge鈥檃?

鈥 To typ bardziej odpowiedni. Naturalnie, nie mo偶na niczego twierdzi膰, ale Partridge zachowuje si臋 podobnie, jak m贸g艂by zachowywa膰 si臋 autor listu. Z miejsca idzie na policj臋, wysuwa si臋 ha pierwszy plan. Jest wyra藕nie zadowolony ze swej pozycji.

鈥 Wi臋c naprawd臋 s膮dzisz鈥

鈥 Nie, Hastings. Moim zdaniem morderca nie pochodzi z Andover. Musimy jednak pracowa膰 bardzo dok艂adnie. Od pocz膮tku m贸wi臋 o mordercy 鈥瀘n鈥. Trzeba jednak pami臋ta膰, 偶e mog艂a to by膰 kobieta.

鈥 Ee, chyba nie.

鈥 Przyznaj臋, 偶e przebieg akcji wskazywa艂by raczej na m臋偶czyzn臋, ale listy anonimowe cz臋艣ciej pisz膮 kobiety. Nie wolno nam o tym zapomina膰.

Milcza艂em przez kilka minut, po czym zdoby艂em si臋 na pytanie:

鈥 I co teraz zrobimy?

鈥 Kochany, zawsze energiczny Hastings! 鈥 Poirot u艣miechn膮艂 si臋 do mnie 偶yczliwie.

鈥 Nie o to chodzi! Co teraz b臋dziemy robi膰?

鈥 Nic.

鈥 Jak to nic? 鈥 w g艂osie moim d藕wi臋cza艂o g艂臋bokie rozczarowanie.

鈥 Nie jestem przecie偶 czarnoksi臋偶nikiem ani kuglarzem. Co chcesz, 偶ebym zrobi艂?

Zastanowiwszy si臋 nad t膮 spraw膮 doszed艂em do wniosku, 偶e odpowied藕 jest trudna. Mimo to by艂em przekonany, 偶e co艣 nale偶y przedsi臋wzi膮膰, 偶e nie wolno nam zasypia膰 gruszek w popiele.

鈥 Mamy przecie偶 rozk艂ad jazdy ABC, papier listowy, kopert臋鈥 鈥 odezwa艂em si臋 wreszcie.

鈥 Oczywi艣cie. Ale w tym kierunku wszystko ju偶 zosta艂o zrobione. Policja dysponuje 艣rodkami do tego rodzaju bada艅. Je偶eli dzi臋ki nim da si臋 co艣kolwiek ustali膰, na pewno b臋dzie to w swoim czasie ustalone.

Odpowied藕 t臋 musia艂em uzna膰 za zadowalaj膮c膮.


Podczas nast臋pnych dni Poirot zdradza艂 wyra藕n膮 niech臋膰 do rozm贸w na temat tej sprawy. Gdy pr贸bowa艂em wraca膰 do tematu, zbywa艂 mnie niecierpliwym gestem r臋ki. Osobi艣cie by艂em zdania, 偶e zg艂臋bi艂em jego motywy. W przypadku zamordowania pani Ascher m贸j przyjaciel poni贸s艂 kl臋sk臋. Tajemniczy A.B.C. rzuci艂 mu wyzwanie i zwyci臋偶y艂. Poirot, przywyk艂y do nieustannych sukces贸w, by艂 szczeg贸lnie wra偶liwy na niepowodzenia, nic wi臋c dziwnego, 偶e wzbrania艂 si臋 rozmawia膰 na ich temat. By艂 to mo偶e dow贸d s艂abo艣ci tego wielkiego cz艂owieka, ale nawet najtrze藕wiejsi z nas 艂atwo ulegaj膮 zawrotom g艂owy wywo艂anym powodzeniem. Poirot odnosi艂 sukcesy przez d艂ugie lata, nic wi臋c dziwnego, 偶e skutki tego objawi艂y si臋 wreszcie. Szanowa艂em s艂abostk臋 starego przyjaciela i przesta艂em m贸wi膰 o tej sprawie.

Z gazet dowiedzia艂em si臋 o wynikach 艣ledztwa. Nie trwa艂o d艂ugo. Nie podniesiono w nim kwestii autora anonimowego listu, a werdykt brzmia艂: 鈥濵orderstwo dokonane przez osob臋 lub osoby nieznane鈥.

Oczywi艣cie zbrodnia nie odbi艂a si臋 偶ywszym echem w prasie. Nie mia艂a cech sensacyjnych ani ciekawych. 艢mier膰 starej kobiety w sklepiku przy bocznej uliczce ust膮pi艂a rych艂o miejsca tematom bardziej pasjonuj膮cym.

Szczerze m贸wi膮c, spraw膮 t膮 przesta艂em interesowa膰 si臋 zapewne dlatego, 偶e i mnie przykro艣膰 sprawi艂o niepowodzenie Poirota.

Dwudziestego trzeciego lipca ca艂a historia od偶y艂a nagle.

Przez dwa dni nie widzia艂em Poirota, gdy偶 sobot臋 i niedziel臋 sp臋dzi艂em w Yorkshire. Do Londynu wr贸ci艂em w poniedzia艂ek po po艂udniu, a list nadszed艂 poczt膮 o godzinie osiemnastej. Doskonale pami臋tam, jak膮 min臋 zrobi艂 Poirot i jak mu dech zapar艂o, gdy otworzy艂 ow膮 kopert臋.

鈥 Nadszed艂 鈥 powiedzia艂. Spojrza艂em na niego nic nie rozumiej膮c.

鈥 Kto nadszed艂?

鈥 Drugi rozdzia艂 鈥瀞prawy A.B.C.鈥

Patrzy艂em na niego t臋po. Wszystko dawno wywietrza艂o mi z g艂owy.

鈥 Czytaj 鈥 powiedzia艂 wr臋czaj膮c mi list, pisany jak i poprzedni drukowanymi literami na papierze dobrej jako艣ci.


No i co, szanowny panie Poirot? Pierwsza runda chyba dla mnie? Andover przesz艂o g艂adko.

Ale to dopiero pocz膮tek zabawy. Pozwalam sobie zwr贸ci膰 pa艅sk膮 uwag臋 na miejscowo艣膰 nadmorsk膮 Bexhill. Data: 25 bm. Weso艂o si臋 zabawiamy, prawda?

Z powa偶aniem

A.B.C.


鈥 Wielki Bo偶e! 鈥 zawo艂a艂em. 鈥 Czy to ma znaczy膰, 偶e ten szatan przygotowuje now膮 zbrodni臋?

鈥 Niew膮tpliwie. Spodziewa艂e艣 si臋 czego innego? 艁udzi艂e艣 si臋, 偶e morderstwo w Andover by艂o odosobnionym przypadkiem? Zapomnia艂e艣, 偶e w swoim czasie powiedzia艂em: 鈥濼o dopiero pocz膮tek鈥.

鈥 Straszne!

鈥 Tak, straszne 鈥 powt贸rzy艂 Poirot.

鈥 Za przeciwnika mamy szale艅ca o sk艂onno艣ciach morderczych.

鈥 Oczywi艣cie.

Spok贸j Poirota by艂 bardziej wymowny ni偶 jakiekolwiek bohaterskie gesty. Oddaj膮c mu list wzdrygn膮艂em si臋 lekko.

Nast臋pny ranek zasta艂 nas przy wa偶nej konferencji. Brali w niej udzia艂: komendant policji hrabstwa Sussex, g艂贸wny inspektor ze Scotland Yardu, inspektor Glen z Andover, komisarz Carter z policji hrabstwa Sussex, Japp i jego asystent, inspektor Crome, a ponadto doktor Thompson, s艂ynny psychiatra.

Drugi list mia艂 stempel pocztowy Hampstead, co zdaniem Poirota nie mia艂o 偶adnego znaczenia.

Ca艂e zagadnienie zosta艂o om贸wione nader wyczerpuj膮co. Doktor Thompson by艂 sympatycznym naukowcem w 艣rednim wieku, kt贸ry mimo rozleg艂ej wiedzy zadowala艂 si臋 potocznym j臋zykiem unikaj膮c specjalistycznych zwrot贸w swojego zawodu.

鈥 Nie ulega w膮tpliwo艣ci 鈥 rzek艂 g艂贸wny inspektor 鈥 偶e oba listy pisane s膮 t膮 sam膮 r臋k膮. Autorem jest na pewno jedna osoba.

鈥 Mo偶emy te偶 za艂o偶y膰, z du偶ym prawdopodobie艅stwem, 偶e osoba ta jest winna morderstwa w Andover.

鈥 Niew膮tpliwie. Otrzymali艣my te偶 wyra藕n膮 zapowied藕 nast臋pnej zbrodni, wyznaczonej w Bexhill na dzie艅 dwudziestego pi膮tego lipca, czyli jutro. Jakie kroki mo偶emy przedsi臋wzi膮膰?

Komendant policji hrabstwa Sussex spojrza艂 na swojego podw艂adnego.

鈥 Co pan powie, Carter? 鈥 zapyta艂.

鈥 Nie艂atwa sprawa, panie inspektorze 鈥 odpowiedzia艂 komisarz powa偶nie kiwaj膮c g艂ow膮. 鈥 List nie zawiera 偶adnej wskaz贸wki co do przysz艂ej ofiary. M贸wi膮c otwarcie, jakie w艂a艣ciwie kroki mo偶emy przedsi臋wzi膮膰?

鈥 Chcia艂bym co艣 powiedzie膰 鈥 mrukn膮艂 Poirot. Wszystkie twarze zwr贸ci艂y si臋 ku niemu.

鈥 Uwa偶am za prawdopodobne, 偶e nazwisko przysz艂ej ofiary zaczyna si臋 na 鈥濨鈥.

鈥 To niewykluczone 鈥 powiedzia艂 komisarz tonem pow膮tpiewania.

鈥 Kompleks alfabetyczny 鈥 doda艂 powa偶nie doktor Thompson.

鈥 Uwa偶am to za prawdopodobne i nic wi臋cej 鈥 ci膮gn膮艂 Poirot. 鈥 Przysz艂o mi to do g艂owy, kiedy nad sklepem staruszki zamordowanej w ubieg艂ym miesi膮cu zobaczy艂em wyra藕nie wypisane nazwisko 鈥濧scher鈥. Drugi raz pomy艣la艂em o tym wczoraj, gdy otrzymany list wyznaczy艂 Bexhill na teren nast臋pnej zbrodni. S膮dz臋, 偶e ofiary mog膮 by膰 r贸wnie偶 wybierane w porz膮dku alfabetycznym.

鈥 Mo偶liwe 鈥 powiedzia艂 doktor. 鈥 Chocia偶, z drugiej strony, nazwisko Ascher mog艂o by膰 przypadkowe. Nie wykluczam, 偶e tym razem ofiara (bez wzgl臋du na to, jak si臋 b臋dzie nazywa艂a) b臋dzie znowu star膮 kobiet膮, w艂a艣cicielk膮 sklepiku. Prosz臋 pami臋ta膰, 偶e mamy do czynienia z szale艅cem, kt贸ry, jak dot膮d, nie da艂 nam 偶adnej wskaz贸wki co do swoich motyw贸w.

鈥 Czy szaleniec kieruje si臋 jakimi艣 motywami, panie doktorze? 鈥 zapyta艂 sceptycznie usposobiony komisarz Carter.

鈥 Oczywi艣cie, panie komisarzu. Zab贸jcza logika jest jedn膮 z najbardziej charakterystycznych cech ostrego ob艂臋du. Szaleniec mo偶e uwa偶a膰 si臋 za powo艂anego przez Boga do zabijania na przyk艂ad duchownych albo lekarzy, albo starych w艂a艣cicielek trafik, a zawsze kryje si臋 za tym jaki艣 bardzo logiczny pow贸d. Nie sugerujmy si臋 kompleksem alfabetycznym. To, 偶e Bexhill nast臋puje po Andover, mo偶e by膰 prostym zbiegiem okoliczno艣ci.

鈥 Tak czy inaczej, panie komisarzu 鈥 podj膮艂 komendant policji hrabstwa Sussex 鈥 mo偶emy przedsi臋wzi膮膰 pewne 艣rodki ostro偶no艣ci. Wydamy specjalne ostrze偶enie dla os贸b, kt贸rych nazwiska zaczynaj膮 si臋 na 鈥濨鈥, zw艂aszcza dla drobnych sklepikarzy, i roztoczymy obserwacj臋 nad trafikami obs艂ugiwanymi przez jedn膮 osob臋. Wydaje mi si臋, 偶e w istniej膮cych warunkach niewiele wi臋cej mo偶emy zrobi膰. Aha! Oczywi艣cie trzeba wzi膮膰 pod uwag臋 wszystkie obce osoby przybywaj膮ce do Bexhill.

Komisarz Carter westchn膮艂 g艂臋boko.

鈥 W dniu, kiedy ko艅czy si臋 rok szkolny i rozpoczynaj膮 si臋 masowe urlopy? W ostatnim tygodniu lipca mn贸stwo ludzi tu si臋 kr臋ci.

鈥 W ka偶dym razie nale偶y uczyni膰 wszystko, co w naszej mocy 鈥 rzek艂 stanowczo g艂贸wny inspektor Scotland Yardu.

Z kolei zabra艂 g艂os inspektor Glen:

鈥 Ja wezm臋 pod nadz贸r wszystkie osoby zwi膮zane ze spraw膮 pani Ascher: tych dw贸ch 艣wiadk贸w, Partridge鈥檃 i Riddella, i oczywi艣cie Franza Aschera. Je偶eli kt贸ry艣 z nich opu艣ci Andoyer, b臋dzie bacznie 艣ledzony.

Na tym zako艅czy艂a si臋 konferencja, nie licz膮c kilku jeszcze uwag bez znaczenia i kr贸tkiej rozmowy towarzyskiej.

鈥 Poirot 鈥 powiedzia艂em id膮c obok przyjaciela nadrzecznym bulwarem. 鈥 Chyba tej drugiej zbrodni da si臋 jako艣 zapobiec?

Zwr贸ci艂 ku mnie twarz bardzo powa偶n膮 i smutn膮.

鈥 Rozs膮dek miasta pe艂nego ludzi przeciwko szale艅stwu jednego cz艂owieka? Obawiam si臋, bardzo si臋 obawiam鈥 Czy przypominasz sobie d艂ug膮 seri臋 sukces贸w Kuby Rozpruwacza?

鈥 To straszne! 鈥 westchn膮艂em.

鈥 Masz racj臋. Szale艅stwo jest straszne鈥 Bardzo si臋 obawiam.



Rozdzia艂 IX
Morderstwo w Bexhill


Dobrze pami臋tam moje przebudzenie dnia dwudziestego pi膮tego lipca. By艂o ko艂o p贸艂 do 贸smej. Poirot sta艂 nad 艂贸偶kiem i delikatnie szarpa艂 mnie za rami臋. Jeden rzut oka na jego twarz przeni贸s艂 mnie z pod艣wiadomo艣ci w pe艂ni臋 w艂adz umys艂owych.

鈥 Co si臋 sta艂o? 鈥 zapyta艂em siadaj膮c gwa艂townie.

鈥 W艂a艣nie, sta艂o si臋.

Odpowied藕 by艂a kr贸tka, ale za tymi trzema s艂owami kry艂o si臋 nieprzebrane bogactwo emocji.

鈥 Co?! 鈥 zawo艂a艂em. 鈥 Przecie偶 dzi艣 dopiero dwudziesty pi膮ty!

鈥 Sta艂o si臋 tej nocy, a w艂a艣ciwie nad ranem.

Wyskoczy艂em z 艂贸偶ka. Kiedy robi艂em pospieszn膮 toalet臋, Poirot informowa艂 mnie zwi臋藕le o tym, czego przed chwil膮 dowiedzia艂 si臋 przez telefon.

鈥 Na pla偶y w Bcxhill znaleziono cia艂o m艂odej dziewczyny. Zidentyfikowano j膮 jako El偶biet臋 Barnard, kelnerk臋 jednej z kawiarni, zamieszka艂膮 z rodzicami w ma艂ym, niedawno wybudowanym domku. Lekarz policyjny ustali艂 godzin臋 zgonu mi臋dzy dwudziest膮 trzeci膮 trzydzie艣ci a pierwsz膮.

鈥 Policja nie ma w膮tpliwo艣ci, 偶e to by艂o morderstwo? 鈥 zapyta艂em mydl膮c pospiesznie twarz.

鈥 Pod cia艂em znaleziono rozk艂ad kolejowy ABC otwarty na Beshill.

Zadr偶a艂em.

鈥 Okropno艣膰!

鈥 Uwa偶aj, m贸j drogi! Nie 偶ycz臋 sobie drugiej tragedii, i to w moim mieszkaniu.

Z do艣膰 pos臋pn膮 min膮 otar艂em krew z podbr贸dka.

鈥 Jaki jest plan kampanii? 鈥 zapyta艂em.

鈥 Za kilka minut przyjedzie po nas samoch贸d policyjny. 呕eby nie traci膰 czasu, przynios臋 ci tutaj fili偶ank臋 kawy.

Po dwudziestu minutach szybki w贸z policyjny mija艂 most na Tamizie wyje偶d偶aj膮c z Londynu. Towarzystwa dotrzymywa艂 nam inspektor Crome, kt贸ry by艂 obecny na wczorajszej konferencji. Scotland Yard oficjalnie powierzy艂 mu t臋 spraw臋.

Crome by艂 oficerem zupe艂nie odmiennego typu ni偶 Japp. Znacznie m艂odszy od nadinspektora, milcz膮cy i pewien swojej wy偶szo艣ci, wykszta艂cony i bardzo oczytany, by艂, jak na m贸j Cust, odrobin臋 zanadto zadowolony z siebie. Ostatnio zyska艂 rozg艂os dzi臋ki zdemaskowaniu serii zab贸jstw dzieci, przy kt贸rej to okazji cierpliwie 艣ledzi艂 zbrodniarza uwi臋zionego obecnie w Broadmoore. By艂 cz艂owiekiem najodpowiedniejszym do prowadzenia 艣ledztwa w tej sprawie, ale zdawa艂o mi si臋, 偶e on sam jest tego zbyt pewien. Mojego przyjaciela traktowa艂 z lekka protekcjonalnie. Zwraca艂 si臋 do niego, 偶e si臋 tak wyra偶臋, ze studenck膮 pewno艣ci膮 siebie; jak cz艂owiek m艂odszy do starszego, kt贸ry troch臋 wypad艂 z obiegu.

鈥 Odby艂em bardzo owocn膮 i d艂ug膮 konferencj臋 z doktorem Thompsonem 鈥 m贸wi艂. 鈥 Doktor interesuje si臋 szczeg贸lnie zbrodniami typu seryjnego lub, jak mo偶na by je nazwa膰, 艂a艅cuszkowego. Zbrodnie takie 艣wiadcz膮 zazwyczaj o szczeg贸lnie gro藕nym ob艂臋dzie. Oczywi艣cie laik nie mo偶e nale偶ycie oceni膰 rozmaitych subtelno艣ci 艂atwo dostrzegalnych z lekarskiego punktu widzenia 鈥 zakas艂a艂 dyskretnie. 鈥 Prawd臋 rzek艂szy, moja ostatnia sprawa鈥 nie wiem, czy panowie o niej czytali鈥 Chodzi艂o o Mabel Homer, uczennic臋 z Muswell Hill鈥 Sprawca, Capper, by艂 naprawd臋 nadzwyczajny. Nies艂ychanie trudno by艂o dowie艣膰 mu zbrodni, a by艂a to trzecia w jego karierze. Sprawia艂 wra偶enie cz艂owieka r贸wnie zdrowego, jak pan albo ja. Ale, widzi pan, obecnie mamy rozmaite testy, zagadki s艂owne. To sprawy zupe艂nie nowoczesne. Za pa艅skich czas贸w nie s艂yszeli艣cie nawet o takich rzeczach鈥 Je偶eli raz przychwyci pan na czym艣 cz艂owieka, ju偶 ma go pan w gar艣ci. On wie, 偶e pan wie, i nerwy odmawiaj膮 mu pos艂usze艅stwa. Po pierwszym po艣li藕ni臋ciu zaczyna zdradza膰 si臋 na prawo i lewo.

鈥 Nawet w moich czasach zdarza艂y si臋 niekiedy takie rzeczy 鈥 powiedzia艂 skromnie Poirot.

Inspektor Crome spojrza艂 na niego i powiedzia艂 bez przekonania:

鈥 O, czy偶by?

Na pewien czas zapad艂a cisza. Dopiero kiedy mijali艣my stacj臋 New Cross, zn贸w si臋 odezwa艂:

鈥 Ch臋tnie s艂u偶臋, panie Poirot, je偶eli pan 偶yczy sobie zapyta膰 mnie o jakie艣 detale w tej sprawie.

鈥 Czy ma pan dok艂adny rysopis zamordowanej dziewczyny?

鈥 Mia艂a dwadzie艣cia trzy lata i pracowa艂a jako kelnerka w kawiarni Pod Rudym Kotem.

鈥 Nie o to chodzi. Interesuje mnie, czy by艂a 艂adna.

鈥 W tym wzgl臋dzie nie mam informacji 鈥 odpowiedzia艂 Crome i spojrza艂 na Poirota z tak膮 min膮, jak gdyby chcia艂 doda膰: 鈥濻艂owo daj臋, ci cudzoziemcy zawsze tacy sami!鈥

W oczach mojego przyjaciela b艂ysn臋艂a ironia.

鈥 Okoliczno艣膰 ta nie wydaje si臋 wa偶na panu inspektorowi? Ale dla kobiety to sprawa nies艂ychanej wagi. Cz臋sto decyduje o ca艂ym jej losie.

鈥 O, czy偶by? 鈥 powt贸rzy艂 zn贸w inspektor Crome z uprzejm膮 oboj臋tno艣ci膮.

Znowu zapad艂a cisza. Dopiero pod Sevenoaks Poirot wznowi艂 rozmow臋.

鈥 A mo偶e wie pan przypadkiem, jak i za pomoc膮 czego dziewczyna zosta艂a uduszona?

鈥 Zosta艂a uduszona w艂asnym paskiem 鈥 odpowiedzia艂 偶ywo Crome. 鈥 Szerokim paskiem z jedwabnej plecionki.

Poirot szeroko otworzy艂 oczy.

鈥 Aha 鈥 powiedzia艂. 鈥 Wreszcie mamy zupe艂nie konkretn膮 informacj臋. To co艣 m贸wi, prawda?

鈥 Mnie niewiele 鈥 rzek艂 sucho inspektor. Zaczyna艂a mnie irytowa膰 pow艣ci膮gliwo艣膰 i brak wyobra藕ni tego cz艂owieka.

鈥 Daje nam to pewn膮 charakterystyk臋 mordercy 鈥 powiedzia艂em. 鈥 W艂asny pasek ofiary鈥 Dowodzi to szczeg贸lnego zwyrodnienia i okrucie艅stwa.

Poirot zwr贸ci艂 ku mnie spojrzenie, kt贸rego nie mog艂em zrozumie膰. By艂a w nim ironia i jak gdyby ostrze偶enie. Mo偶e chodzi艂o mu o to, abym nie by艂 zbyt wymowny w obecno艣ci inspektora? Na wszelki wypadek umilk艂em.

W Bexhill powita艂 nas komisarz Carter. Towarzyszy艂 mu sympatyczny, inteligentnie wygl膮daj膮cy m艂ody aspirant Kelsey, przydzielony w tej sprawie do inspektora Crome鈥檃.

鈥 Ty poprowadzisz 艣ledztwo, Crome 鈥 powiedzia艂 komisarz. 鈥 Ja podam ci tylko suche fakty. Reszta nale偶y do ciebie.

鈥 Dzi臋kuj臋 ci 鈥 odpowiedzia艂 Crome.

鈥 Zawiadomili艣my ju偶 o zbrodni rodzic贸w ofiary 鈥 podj膮艂 komisarz. 鈥 Oczywi艣cie wra偶enie by艂o piorunuj膮ce. Chcia艂em, 偶eby otrz膮sn臋li si臋 troch臋 przed przes艂uchaniem, wi臋c ju偶 ty b臋dziesz z nimi rozmawia艂.

鈥 Czy opr贸cz rodzic贸w s膮 jacy艣 krewni? 鈥 zapyta艂 Poirot.

鈥 Siostra pracuje jako maszynistka w Londynie. Zd膮偶yli艣my ju偶 zawiadomi膰 j膮. Jest tak偶e m艂ody cz艂owiek, konkurent czy narzeczony. Wydaje si臋, 偶e dziewczyna by艂a z nim wczoraj wieczorem.

鈥 A rozk艂ad kolejowy nic wam nie pom贸g艂? 鈥 zapyta艂 Crome.

鈥 Le偶y tam 鈥 komisarz wskaza艂 r臋k膮 w stron臋 sto艂u. 鈥 Nie ma na nim odcisk贸w palc贸w. By艂 otwarty na stronie Bexhill. Zupe艂nie nowy egzemplarz, chyba nigdy przedtem nie otwierany. Przeprowadzi艂em dochodzenie we wszystkich mo偶liwych ksi臋garniach i kioskach.

鈥 Kto znalaz艂 zw艂oki?

鈥 Jeden z tych emerytowanych starych pu艂kownik贸w, co lubi膮 wczesnym rankiem wychodzi膰 na 艣wie偶e powietrze. Nazywa si臋 pu艂kownik Jerome. Wyszed艂 z psem na spacer oko艂o sz贸stej rano. Ruszy艂 bulwarem w stron臋 Cooden, a nast臋pnie zszed艂 na pla偶臋. Pies odbieg艂 od niego i zacz膮艂 niespokojnie w臋szy膰. Pu艂kownik zawo艂a艂 go, ale pies nie wraca艂, co wyda艂o si臋 staremu bardzo podejrzane. Poszed艂 za nim i zobaczy艂 zw艂oki. Zachowa艂 si臋 zupe艂nie poprawnie. Nie dotkn膮艂 cia艂a i natychmiast zatelefonowa艂 do nas.

鈥 艢mier膰 nast膮pi艂a oko艂o p贸艂nocy?

鈥 Tak. Mi臋dzy p贸艂noc膮 a pierwsz膮. Lekarz stwierdzi艂 to z ca艂膮 pewno艣ci膮. Nasz dowcipni艣 lubi dotrzymywa膰 s艂owa. Jak dwudziesty pi膮ty, to dwudziesty pi膮ty, cho膰by od p贸艂nocy up艂yn臋艂o zaledwie par臋 minut.

Crome kiwn膮艂 g艂ow膮.

鈥 Tak, to zgadza si臋 z mentalno艣ci膮 tego osobnika. Nie ma wi臋cej nic ciekawego? Nikt nie widzia艂 niczego, co mog艂oby nam dopom贸c?

鈥 O ile mi wiadomo, nie. Ale jest jeszcze bardzo wcze艣nie. Nied艂ugo zaczn膮 przychodzi膰 ludzie, kt贸rzy widzieli dziewcz臋ta w bia艂ych sukniach przechadzaj膮ce si臋 nad morzem z m臋偶czyznami. B臋dziemy mieli robot臋, bo takich par musia艂o by膰 w Bexhill od czterystu do pi臋ciuset.

鈥 C贸偶, Carter, trzeba si臋 zaj膮膰 t膮 spraw膮 鈥 powiedzia艂 Crome. 鈥 Na razie mamy do dyspozycji kawiarni臋 i dom zamordowanej dziewczyny. Zaraz wybior臋 si臋 w oba te miejsca. Kelsey mo偶e p贸j艣膰 ze mn膮.

鈥 I pan Poirot 鈥 doda艂 komisarz.

鈥 Ch臋tnie b臋d臋 panu towarzyszy艂 鈥 rzek艂 Poirot do Crome鈥檃 z nieznacznym, lecz wytwornym uk艂onem.

Inspektor mia艂 min臋 niezbyt uszcz臋艣liwion膮, a Kelsey, kt贸ry nie widzia艂 dotychczas Poirota, u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. Niestety, ludzie, kt贸rzy po raz pierwszy stykali si臋 z moim przyjacielem, nie byli sk艂onni bra膰 go na serio.

鈥 A co z tym paskiem, kt贸rym dziewczyna zosta艂a uduszona? Pan Poirot podejrzewa, zdaje si臋, 偶e to wa偶na wskaz贸wka. Mam wra偶enie, 偶e ch臋tnie by go obejrza艂.

鈥 Bynajmniej 鈥 szybko zaprzeczy艂 Poirot. 鈥 Pan inspektor mnie nie zrozumia艂.

鈥 Ten pasek nic panom nie powie 鈥 stwierdzi艂 Carter. 鈥 Gdyby by艂 sk贸rzany, mog艂yby zachowa膰 si臋 na nim odciski palc贸w, ale to gruba jedwabna plecionka, idealna do celu, w jakim jej u偶yto.

Wzdrygn膮艂em si臋 niemi艂ym dreszczem.

鈥 No, czas na nas 鈥 przypomnia艂 Crome i niezw艂ocznie ruszyli艣my w drog臋.

Przede wszystkim z艂o偶yli艣my wizyt臋 w kawiarni Pod Rudym Kotem. By艂 to bardzo przeci臋tny, po艂o偶ony przy nadmorskim bulwarze lokal. Sale wype艂nia艂y stoliki przykryte serwetami w pomara艅czowy dese艅 i trzcinowe krzesla, kt贸rych nadzwyczajn膮 niewygod臋 艂agodzi艂y po trosze pomara艅czowe poduszki. Takie lokale specjalizuj膮 si臋 przede wszystkim w pierwszych 艣niadaniach, a na obiad podaje si臋 tam dania w kobiecym gu艣cie, takie na przyk艂ad jak: jajecznica, krewetki i makaron aux gratin.

Pierwsze 艣niadanie by艂o w艂a艣nie w pe艂nym toku, a wi臋c kierowniczka poprowadzi艂a nas spiesznie do bardzo nieporz膮dnego kantoru.

鈥 Czy mam przyjemno艣膰 z pann膮鈥 ehem鈥 z pann膮 Merrion?

Niewiasta odpowiedzia艂a piskliwym g艂osem i tonem wytwornej damy:

鈥 Tak si臋 nazywam. Doprawdy, co za okropna historia. Okropna! Dr偶臋 na my艣l, jaki to b臋dzie mia艂o wp艂yw na nasze przedsi臋biorstwo.

Panna Merrion 鈥 bardzo chuda czterdziestoletnia niewiasta o rzadkich pomara艅czowych w艂osach 鈥 by艂a dziwnie podobna do rudego kota. Nerwowo bawi艂a si臋 du偶ym koronkowym 偶abotem stanowi膮cym widocznie cz臋艣膰 jej oficjalnego stroju.

鈥 Od jutra b臋dzie tu niebywa艂y t艂ok 鈥 pocieszy艂 j膮 dobrotliwie aspirant Kelsey. 鈥 Przekona si臋 pani. Nie nad膮偶ycie podawa膰 艣niada艅 i podwieczork贸w.

鈥 Ohyda! 鈥 j臋kn臋艂a panna Merrion. 鈥 Co za ohyda! To mo偶e odstraszy膰 ludzi 鈥 mimo tych s艂贸w rozpogodzi艂a si臋 znacznie.

鈥 Co mo偶e nam pani powiedzie膰 o zamordowanej kelnerce?

鈥 Nic 鈥 odpar艂a stanowczo. 鈥 Absolutnie nic.

鈥 Od jak dawna pracowa艂a tutaj?

鈥 To by艂o jej drugie lato.

鈥 By艂a z niej pani zadowolona?

鈥 Panna Barnard by艂a dobr膮, szybk膮 i uprzejm膮 kelnerk膮.

鈥 I 艂adn膮, co? 鈥 zapyta艂 Poirot.

Tym razem panna Merrion spojrza艂a na mojego przyjaciela, jak gdyby chcia艂a westchn膮膰: 鈥濧ch, ci cudzoziemcy!鈥

鈥 By艂a przyjemn膮, bardzo schludn膮 dziewczyn膮 鈥 odpowiedzia艂a.

鈥 O kt贸rej wysz艂a z pracy wczoraj wieczorem? 鈥 zapyta艂 Crome.

鈥 Jak zwykle. Zamykamy o 贸smej. Nie podajemy kolacji. Ma艂e na nie zapotrzebowanie. Na solidniejsze podwieczorki ludzie przychodz膮 o si贸dmej, czasami troch臋 p贸藕niej. Ale ruch ko艅czy si臋 w艂a艣ciwie o sz贸stej trzydzie艣ci.

鈥 Czy panna Barnard nie m贸wi艂a pani, jak zamierza sp臋dzi膰 wiecz贸r?

鈥 Naturalnie, 偶e nie 鈥 obruszy艂a si臋 kierowniczka. 鈥 Nie by艂y艣my na tak poufa艂ej stopie.

鈥 Nikt po ni膮 nie przychodzi艂? Nie zauwa偶y艂a pani niczego dziwnego?

鈥 Nie.

鈥 A panna Barnard wygl膮da艂a tak, jak zwykle? Nie by艂a zdenerwowana ani przygn臋biona?

鈥 Doprawdy, nie mog臋 na to odpowiedzie膰 鈥 odpar艂a wynio艣le ruda dama.

鈥 Ile zatrudnia pani kelnerek?

鈥 Dwie sta艂e i dwie dodatkowe mi臋dzy dwudziestym czerwca i ko艅cem sierpnia.

鈥 El偶bieta Barnard by艂a sta艂膮 kelnerk膮, prawda?

鈥 Tak, sta艂膮.

鈥 A co mo偶e pani powiedzie膰 o jej kole偶ance?

鈥 O pannie Higley? To bardzo mi艂a panienka.

鈥 Czy z pann膮 Barnard 偶y艂a w przyja藕ni?

鈥 Doprawdy, nie mog臋 na to odpowiedzie膰.

鈥 Mogliby艣my pom贸wi膰 z pann膮 Higley?

鈥 Teraz?

鈥 Je偶eli pani pozwoli鈥

鈥 Przy艣l臋 j膮 tutaj 鈥 powiedzia艂a kierowniczka wstaj膮c 鈥 ale prosz臋 trzyma膰 j膮 mo偶liwie kr贸tko. W porze 艣niadania mamy ogromny ruch.

Z tymi s艂owy kocia i ruda panna Merrion opu艣ci艂a pok贸j.

鈥 Diabelnie wytworna! 鈥 mrukn膮艂 aspirant Kelsey i na艣laduj膮c g艂os damy doda艂: 鈥斺 Doprawdy, nie mog臋 na to odpowiedzie膰鈥

Do pokoju wbieg艂a troch臋 zdyszana pulchna dziewczyna o ciemnych w艂osach, rumianych policzkach i czarnych oczach roziskrzonych podnieceniem.

鈥 Przys艂a艂a mnie panna Merrion 鈥 oznajmi艂a.

鈥 Panna Higley?

鈥 Tak, to ja.

鈥 Zna艂a pani El偶biet臋 Barnard?

鈥 Ma si臋 rozumie膰, zna艂am Betty. To straszne, co? Prawda, jakie to straszne? Za nic nie mog臋 uwierzy膰, 偶e to prawda. Od rana wci膮偶 powtarzam kole偶ankom, 偶e po prostu nie mog臋 w to uwierzy膰. 鈥濻艂uchajcie, dziewczynki 鈥 m贸wi臋. 鈥 Mnie to si臋 wydaje nieprawd膮. Betty, Betty Barnard, kt贸ra ci膮gle by艂a z nami, zamordowana! S艂owo daj臋, nie mog臋 w to uwierzy膰!鈥 Tak od rana m贸wi臋 kole偶ankom. Kilka razy szczypa艂am si臋 nawet, 偶eby zobaczy膰, czy si臋 nie obudz臋. Betty zamordowana, to鈥 jak by to powiedzie膰鈥 nie wydaje mi si臋 prawd膮.

鈥 Dobrze pani zna艂a pann臋 Barnard? 鈥 zapyta艂 Crome.

鈥 Pewnie, pracowa艂a tutaj d艂u偶ej ode mnie. Ja nasta艂am w marcu, a ona by艂a ju偶 w zesz艂ym roku. By艂a taka sobie, spokojna. Ju偶 panowie wiedz膮, jaka. Nie lubi艂a du偶o 偶artowa膰 ani 艣mia膰 si臋. To nie znaczy wcale, 偶e zawsze by艂a spokojna. Czasami mia艂a du偶o humoru albo i nie mia艂a. Bo to, prosz臋 pan贸w, by艂a w艂a艣ciwie albo spokojna, albo niespokojna.

Pomy艣la艂em, 偶e inspektor Crome jest zdumiewaj膮co cierpliwym cz艂owiekiem. Pulchna i rumiana panna Higley w roli 艣wiadka mog艂a doprowadzi膰 do szale艅stwa. Wszystko, co zaczyna艂a m贸wi膰, powtarza艂a lub poprawia艂a wiele razy. W rezultacie z d艂ugiej paplaniny niewiele mo偶na by艂o wycisn膮膰. W ka偶dym razie wynika艂o z tego, 偶e panna Higley nie by艂a w za偶y艂ych stosunkach z nieboszczk膮. Mo偶na si臋 by艂o domy艣li膰, 偶e El偶bieta Barnard uwa偶a艂a si臋 za co艣 znacznie lepszego. Kelnerki by艂y w zgodzie w godzinach pracy, lecz poza nimi widywa艂y si臋 niewiele. El偶bieta Barnard mia艂a przyjaciela, kt贸ry pracowa艂 w biurze po艣rednictwa nieruchomo艣ci pod firm膮 Court i Brunskill. Nie by艂 to ani pan Court, ani pan Brunskill. Mia艂 tam posad臋 biuralisty. Panna Higley nie wiedzia艂a, jak si臋 nazywa, ale zna艂a go dobrze z widzenia.

鈥 Przystojny, bardzo przystojny 鈥 m贸wi艂a 鈥 zawsze tak elegancko ubrany.

Nie mia艂em w膮tpliwo艣ci, 偶e do serca panny Higley wkrad艂a si臋 zazdro艣膰.

Rezultatem naszych odwiedzin by艂o przekonanie, i偶 El偶bieta Barnard nie mia艂a przyjaci贸艂ek w kawiarni i nie zwierza艂a si臋 nikomu ze swoich plan贸w na fatalny wiecz贸r. Ale wed艂ug domys艂贸w panny Higley na pewno sz艂a na spotkanie ze swoim przyjacielem, gdy偶 by艂a w nowej bia艂ej sukience z 鈥瀟akim 艣licznym koronkowym ko艂nierzykiem鈥.

Z pozosta艂ymi kelnerkami zamienili艣my po kilka s艂贸w bez pozytywnego rezultatu. Betty Barnard nie m贸wi艂a z nikim o swoich planach i nikt nie widzia艂 jej wieczorem w Bexhill.



Rozdzia艂 X
Barnardowie


Rodzice El偶biety Barnard mieszkali w male艅kim domku, jednym z pi臋膰dziesi臋ciu zbudowanych niedawno na kra艅cach miasta przez jak膮艣 firm臋 budowlan膮. Siedziba ich nosi艂a nazw臋 Llandudno.

Pan Barnard 鈥 krzepki pi臋膰dziesi臋cioletni m臋偶czyzna 鈥 zauwa偶y艂 wida膰 nasz przyjazd, bo czeka艂 w drzwiach domu. By艂 przygn臋biony i oszo艂omiony.

鈥 Prosz臋, prosz臋, panowie zechc膮 wej艣膰 鈥 powiedzia艂.

Aspirant Kelsey wzi膮艂 inicjatyw臋 w swoje r臋ce.

鈥 To inspektor Crome ze Scotland Yardu 鈥 powiedzia艂. 鈥 Przyjecha艂 specjalnie, 偶eby pom贸c nam w tej okropnej sprawie.

鈥 Z Scotland Yardu! 鈥 pan Barnard m贸wi艂 tonem pe艂nym otuchy. 鈥 To dobrze, bardzo dobrze. Teraz na pewno ten morderca wpadnie. Moja biedna, biedna c贸rka鈥 鈥 twarz wykrzywi艂 mu wyraz niek艂amanego b贸lu.

鈥 A to pan Herkules Poirot, tak偶e z Londynu, i鈥 ehem鈥

鈥 Kapitan Hastings 鈥 podpowiedzia艂 Poirot.

鈥 Bardzo mi mi艂o pan贸w pozna膰 鈥 rzek艂 automatycznie pan Barnard. 鈥 Prosz臋 do pokoju. Nie wiem, czy moja biedna 偶ona b臋dzie si臋 mog艂a panom pokaza膰. Jest zupe艂nie za艂amana. Zupe艂nie.

Zanim jednak zdo艂ali艣my usadowi膰 si臋 w skromnej bawialni, ukaza艂a si臋 pani Barnard. Wida膰 by艂o, 偶e du偶o p艂aka艂a, gdy偶 oczy mia艂a mocno zaczerwienione i porusza艂a si臋 niepewnym krokiem osoby, kt贸ra dozna艂a straszliwego wstrz膮su.

鈥 O, mateczka! To dobrze, bardzo dobrze 鈥 pochwali艂 j膮 m膮偶. 鈥 Czujesz si臋 troch臋 lepiej, co? 鈥 delikatnie pog艂adzi艂 j膮 po ramieniu i usadowi艂 w fotelu.

鈥 Pan komendant policji by艂 bardzo uprzejmy 鈥 ci膮gn膮艂. 鈥 Zawiadomi艂 nas o tym nieszcz臋艣ciu i powiedzia艂, 偶e przes艂uchanie odk艂ada na p贸藕niej, jak otrz膮艣niemy si臋 troch臋 z pierwszego wra偶enia.

鈥 To okropne, okropne! 鈥 odezwa艂a si臋 przez 艂zy pani Barnard. 鈥 Trudno sobie wyobrazi膰 tak膮 potworno艣膰.

Jej akcent wyda艂 mi si臋 zrazu cudzoziemski, ale przypomnia艂em sobie nazw臋 domku i domy艣li艂em si臋, 偶e ta kobieta pochodzi z Walii.

鈥 Zdaj臋 sobie spraw臋, prosz臋 pani, 偶e to bardzo bolesne 鈥 zacz膮艂 inspektor Crome. 鈥⑩ G艂臋boko pa艅stwu wsp贸艂czujemy, musimy jednak jak najszybciej pozna膰 fakty, aby zaraz przyst膮pi膰 do pracy.

鈥 Naturalnie, naturalnie, to zrozumia艂e 鈥 przyzna艂 z przekonaniem gospodarz.

鈥 Wiemy ju偶, 偶e c贸rka pa艅stwa mia艂a dwadzie艣cia trzy lata. Mieszka艂a tutaj i pracowa艂a w kawiarni Pod Rudym Kotem. Czy to si臋 zgadza?

鈥 Tak.

鈥 To ca艂kiem nowy dom, prawda? Gdzie pa艅stwo mieszkali dawniej?

鈥 Pracowa艂em w sklepie 偶elaznym w Kennington. Dwa lata temu przeszed艂em na emerytur臋. Zawsze marzy艂em o mieszkaniu nad morzem.

鈥 Ma pan dwie c贸rki?

鈥 Tak. Starsza pracuje w biurze w Londynie.

鈥 Nie zaniepokoili si臋 pa艅stwo, gdy c贸rka nie wr贸ci艂a wczoraj wieczorem do domu?

鈥 Wcale艣my o tym nie wiedzieli 鈥 odezwa艂a si臋 znowu przez 艂zy matka. 鈥 Tatu艣 i ja chodzimy wcze艣nie spa膰. Dziewi膮ta to nasza zwyk艂a pora. Wcale艣my nie wiedzieli, 偶e Betty nie wr贸ci艂a, dop贸ki nie przyszed艂 kto艣 z policji i nie powiedzia艂鈥 nie powiedzia艂鈥 鈥 wy鈥攂uchn臋艂a p艂aczem.

鈥 Czy panna Barnard mia艂a zwyczaj鈥 ehem鈥 p贸藕no wraca膰 do domu?

鈥 Wie pan inspektor, jakie teraz s膮 dziewcz臋ta 鈥 odpowiedzia艂 Barnard. 鈥 Samodzielne, niezale偶ne鈥 W letnie wieczory niepilno im do domu. Ale Betty wraca艂a zwykle przed jedenast膮.

鈥 Jak dostawa艂a si臋 do domu? Zostawiali pa艅stwo otwarte drzwi?

鈥 K艂adli艣my klucz pod s艂omiank臋.

鈥 S艂ysza艂em, 偶e c贸rka pa艅stwa by艂a zar臋czona. Czy to prawda?

鈥 C贸偶, teraz m艂odzie偶 nie og艂asza formalnie zar臋czyn 鈥 odpowiedzia艂 ojciec.

鈥 Ten m艂ody cz艂owiek nazywa si臋 Donald Fraser. Bardzo go lubi艂am, naprawd臋 bardzo 鈥 wtr膮ci艂a pani Barnard. 鈥 Biedaczek, jaki to b臋dzie dla niego okropny cios! Nie wiem nawet, czy ju偶 wie?

鈥 Pracuje, zdaje si臋, w firmie Court i Brunskill?

鈥 Tak. To biuro po艣rednictwa nieruchomo艣ci.

鈥 Czy Donald Fraser spotyka艂 si臋 zwykle wieczorami z c贸rk膮 pa艅stwa?

鈥 Nie co wiecz贸r. Raczej dwa albo trzy razy na tydzie艅.

鈥 Nie wiadomo pa艅stwu, czy mia艂 si臋 z ni膮 spotka膰 wczoraj wieczorem?

鈥 Betty nic mi nie m贸wi艂a. Nie lubi艂a m贸wi膰, co zamierza robi膰 ani dok膮d si臋 wybiera. Ale to by艂a porz膮dna dziewczyna, naprawd臋 porz膮dna. M贸j Bo偶e, trudno uwierzy膰鈥 鈥 pani Barnard znowu zacz臋艂a szlocha膰.

鈥 Trzymaj si臋, mateczko! 艁zy nic nie pomog膮 鈥 uspokaja艂 j膮 m膮偶. 鈥 Za wszelk膮 cen臋 musimy dotrze膰 do sedna sprawy.

鈥 M贸j Bo偶e! Biedny Donald, biedny! 鈥 艂ka艂a kobieta.

鈥 Trzymaj si臋, mateczko! Trzymaj! 鈥 powt贸rzy艂 jej m膮偶. Nast臋pnie zwr贸ci艂 si臋 do dw贸ch oficer贸w policji: 鈥 Z ca艂ego serca pragn臋 pom贸c panom. Ale naprawd臋 nie wiem nic. W ka偶dym razie nic, co mog艂oby przyczyni膰 si臋 do uj臋cia tego 艂otra. Betty by艂a przyjemn膮, weso艂膮 dziewczyn膮 i, jak si臋 to m贸wi艂o w moich czasach, chodzi艂a z bardzo przyzwoitym ch艂opcem. Nie rozumiem i nie domy艣lam si臋 zupe艂nie, kto i dlaczego m贸g艂by chcie膰 j膮 zamordowa膰.

鈥 Jest pan bardzo bliski prawdy, panie Barnard 鈥 stwierdzi艂 inspektor Crome. 鈥 A teraz, je艣li pa艅stwo pozwol膮, chcia艂bym zobaczy膰 pok贸j panny Barnard. Mo偶e tam by膰 co艣 wa偶nego. Jakie艣 listy albo pami臋tnik.

鈥 Z ch臋ci膮 panom s艂u偶臋.

Gospodarz wsta艂 i wyszed艂 z bawialni. Crome pospieszy艂 za nim, dalej Poirot i Kelsey, ja za艣 zamyka艂em poch贸d. W przedpokoju przystan膮艂em na chwil臋, aby poprawi膰 sznurowad艂o i zobaczy艂em, 偶e przed dom zaje偶d偶a taks贸wka, z kt贸rej wyskakuje m艂oda kobieta. Zap艂aci艂a kierowcy i z ma艂膮 walizk膮 w r臋ku szybko ruszy艂a w stron臋 domu. Z progu zobaczy艂a mnie i stan臋艂a. W ca艂ej jej postaci by艂o co艣 tak niezwyk艂ego, 偶e zainteresowa艂o mnie 偶ywo.

鈥 Co pan tu robi? 鈥 zapyta艂a.

Post膮pi艂em krok naprz贸d; nie wiedzia艂em, jak odpowiedzie膰. Czy wymieni膰 swoje nazwisko, czy powiedzie膰, 偶e przyjecha艂em z policj膮?

Ale dziewczyna nie zostawi艂a mi czasu na decyzj臋.

鈥 Aha 鈥 powiedzia艂a. 鈥 艁atwo si臋 domy艣li膰.

艢ci膮gn臋艂a z g艂owy ma艂膮 we艂nian膮 czapeczk臋 i rzuci艂a na pod艂og臋. Mog艂em si臋 jej teraz przyjrze膰 dok艂adniej, zw艂aszcza, 偶e odwr贸ci艂a si臋 profilem do otwartych drzwi. Przypomina艂a po trosze lalki, jakimi moje siostry bawi艂y si臋 w dzieci艅stwie. Mia艂a czarne w艂osy przyci臋te r贸wno nad czo艂em we fryzowan膮 grzywk臋, ko艣ci policzkowe wystaj膮ce, a ca艂膮 twarz cechowa艂a szczeg贸lna, nowoczesna kanciasto艣膰 nie pozbawiona jednak uroku. Nie by艂a 艂adna. Raczej mo偶na j膮 by艂o nazwa膰 brzydk膮. Ale by艂 w niej jaki艣 wyraz i si艂a niemo偶liwe do przeoczenia nawet w t艂umie.

鈥 Czy panna Barnard? 鈥 zapyta艂em.

鈥 Tak. Megan Barnard. A pan z policji, prawda?

鈥 No, niezupe艂nie鈥

鈥 Chyba nie b臋d臋 mia艂a panu do powiedzenia nic wa偶nego 鈥 przerwa艂a. 鈥 Moja siostra by艂a weso艂膮, przyjemn膮 dziewczyn膮 i nie zadawa艂a si臋 z m臋偶czyznami. 呕egnam.

Roze艣mia艂a si臋 sucho i zmierzy艂a mnie wyzywaj膮cym spojrzeniem.

鈥 Chyba poprawnie sformu艂owa艂am zdanie? 鈥 zapyta艂a.

鈥 Prosz臋 przyj膮膰 do wiadomo艣ci, 偶e nie jestem reporterem.

鈥 A wi臋c co pan tutaj robi? Gdzie s膮 rodzice?

鈥 Pani ojciec pokazuje pok贸j nieboszczki siostry, matka jest tam, okropnie roztrz臋siona.

鈥 Prosz臋 za mn膮 鈥 powiedzia艂a dziewczyna, jak gdyby powzi臋艂a nag艂膮 decyzj臋.

Otworzy艂a drzwi. Poszed艂em za ni膮 i znalaz艂em si臋 w ma艂ej, bardzo porz膮dnie utrzymanej kuchni. Chcia艂em zamkn膮膰 drzwi, lecz napotka艂em nieoczekiwan膮 przeszkod臋 鈥 Poirot w艣lizn膮艂 si臋 za nami i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.

鈥 S膮dz臋, 偶e mam przyjemno艣膰 z pann膮 Barnard? 鈥 zacz膮艂 z szarmanckim uk艂onem.

鈥 To pan Herkules Poirot 鈥 zaprezentowa艂em przyjaciela.

Megan Barnard zwr贸ci艂a ku niemu szybkie, ciekawe spojrzenie.

鈥 S艂ysza艂am o panu 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Pan jest ten modny prywatny szpicel, prawda?

鈥 Pani okre艣lenie odpowiada bardziej prawdzie ni偶 mnie 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 Poirot.

Dziewczyna przysiad艂a na kuchennym stole. Wyj臋艂a z torebki papierosa, wsun臋艂a go do ust, zapali艂a i powiedzia艂a miedzy jednym k艂臋bem dymu a drugim:

鈥 Nie bardzo jako艣 rozumiem, co sam pan Herkules Poirot ma do roboty w wypadku naszego skromnego, prowincjonalnego morderstwa.

鈥 Mademoiselle 鈥 odpar艂 s艂awny detektyw 鈥 tym, czego pani nie bardzo rozumie i czego ja nie bardzo rozumiem, mo偶na by zape艂ni膰 niejeden tom. Ale ta kwestia nie ma istotnego znaczenia. Praktyczne znaczenie maj膮 wiadomo艣ci, kt贸re niezmiernie trudno b臋dzie zebra膰.

鈥 Jakie wiadomo艣ci?

鈥 艢mier膰, prosz臋 pani, stwarza, niestety, pewne uprzedzenia鈥 Uprzedzenia na korzy艣膰 zmar艂ego. S艂ysza艂em, co pani przed chwil膮 powiedzia艂a mojemu przyjacielowi, kapitanowi Hastingsowi: 鈥炩eso艂a, przyjemna dziewczyna, nie zadawa艂a si臋 z m臋偶czyznami鈥. Powiedzia艂a to pani na odczepnego, drwi膮c sobie z prasy. Ale w s艂owach pani by艂o co艣 wi臋cej. Takie zdania wyg艂asza si臋 zwykle, gdy m艂oda dziewczyna umrze. 鈥濨y艂a urocza, szcz臋艣liwa, 艂agodnego usposobienia鈥 艢wiat u艣miecha艂 si臋 do niej鈥 Nie mia艂a 偶adnych podejrzanych znajomo艣ci鈥︹ Do zmar艂ych odnosimy si臋 nad wyraz przychylnie. Wie pani, czego bym w tej chwili gor膮co pragn膮艂? Chcia艂bym spotka膰 osob臋, kt贸ra dobrze zna艂a El偶biet臋 Barnard i nie wie jeszcze, 偶e ona nie 偶yje. Mo偶e w贸wczas us艂ysza艂bym co艣, na czym mi najbardziej zale偶y: prawd臋.

Megan Barnard przygl膮da艂a si臋 Herkulesowi Poirotowi i przez chwil臋 w milczeniu pali艂a papierosa. Potem przem贸wi艂a nagle, ja za艣 s艂ysz膮c jej s艂owa omal nie podskoczy艂em.

鈥 Betty by艂a zwariowan膮 ma艂膮 o艣lic膮.



Rozdzia艂 XI
Megan Barnard


Jak ju偶 wspomnia艂em, omal nie podskoczy艂em us艂yszawszy s艂owa Megan Barnard, a zw艂aszcza jej suchy, niemal urz臋dowy ton. Ale Poirot tylko skin膮艂 powa偶nie g艂ow膮.

鈥 A l脿 bonne heure!*鈥 powiedzia艂. 鈥 Jest pani inteligentna, Mademoiselle.

Dziewczyna podj臋艂a tym samym beznami臋tnym tonem:

鈥 Bardzo by艂am przywi膮zana do Betty, ale to przywi膮zanie nie czyni艂o mnie 艣lep膮, widzia艂am wi臋c, jaka z niej niemo偶liwa idiotka. Nawet nieraz m贸wi艂am jej to w oczy. Siostry bywaj膮 czasem takie nieprzyjemne.

鈥 A Betty przywi膮zywa艂a wag臋 do pani krytyk?

鈥 Chyba nie 鈥 odpowiedzia艂a cynicznie Megan.

鈥 Zechce pani okre艣li膰 to 艣ci艣lej? Dziewczyna zawaha艂a si臋, jak gdyby nie wiedzia艂a,

co odpowiedzie膰, wi臋c Poirot podj膮艂 z ledwie dostrzegalnym u艣miechem:

鈥 Pomog臋 pani. S艂ysza艂em, co powiedzia艂a pani Hastingsowi. Ta opinia by艂a poniek膮d odwr贸ceniem prawdy.

鈥 Betty nie by艂a z艂a 鈥 podj臋艂a wolno Megan.鈥 Pragn臋, 偶eby pan to dobrze zrozumia艂. Zawsze zachowywa艂a si臋 poprawnie, inaczej ni偶 dziewcz臋ta, kt贸re z byle kim wyje偶d偶aj膮 na weekendy. Ona nie z tych. Ale lubi艂a, gdy j膮 m臋偶czy藕ni zapraszali na dancingi, ceni艂a sobie pochlebstwa i tanie komplementy, i takie rozmaite historie.

鈥 艁adna by艂a, co?

Pytanie, kt贸re s艂ysza艂em ju偶 po raz trzeci, tym razem doczeka艂o si臋 odpowiedzi. Megan ze艣lizn臋艂a si臋 ze sto艂u, podesz艂a do swojej walizki, doby艂a z niej co艣 i poda艂a Poirotowi.

Ze sk贸rzanych ramek spogl膮da艂a twarz jasnow艂osej dziewczyny. Model musia艂 by膰 艣wie偶o po trwa艂ej ondulacji, bo drobne loczki troch臋 zanadto stercza艂y na g艂owie. U艣miech by艂 sztuczny i afektowany. Takiej twarzy nie mo偶na nazwa膰 pi臋kn膮, ale na pewno nie brak jej by艂o taniej urody.

鈥 Mademoiselle 鈥 powiedzia艂 Poirot zwracaj膮c fotografi臋 w艂a艣cicielce 鈥 siostra by艂a zupe艂nie niepodobna do pani.

鈥 Ach, ja zawsze uchodzi艂am za familijn膮 brzydul臋. Tak mnie nawet nazywano 鈥 oznajmi艂a Megan, jak gdyby do faktu tego nie przywi膮zywa艂a 偶adnego znaczenia.

鈥 Prosz臋 wyja艣ni膰 mi dok艂adniej 鈥 podj膮艂 Poirot 鈥 dlaczego uwa偶a pani, 偶e jej siostra zachowywa艂a si臋 niedorzecznie? Czy nie mia艂a pani na my艣li jej stosunku do pana Donalda Frasera?

鈥 Zgad艂 pan. Don to bardzo opanowany m艂ody cz艂owiek, ale鈥 jak by tu powiedzie膰鈥 Pewne rzeczy odczuwa bardzo 偶ywo i鈥 i鈥

鈥 I co, Mademoiselle? 鈥 Poirot przez chwil臋 przygl膮da艂 si臋 jej bardzo przenikliwie, ja za艣 mia艂em wra偶enie, 偶e dziewczyna waha艂a si臋 przez moment, nim udzieli艂a odpowiedzi.

鈥 Obawia艂am si臋, 偶e ostatecznie mo偶e z ni膮 zerwa膰. A szkoda by by艂o. To bardzo przyzwoity, pracowity m艂ody cz艂owiek i na pewno by艂by idealnym m臋偶em.

S艂awny detektyw nadal obserwowa艂 j膮 ciekawie. Dziewczyna nie stropi艂a si臋 po tym spojrzeniem, lecz odpowiedzia艂a 艣mia艂ym wzrokiem i min膮, kt贸ra przypomnia艂a mi po trosze jej lekcewa偶膮ce zachowanie wobec mnie przy pierwszym spotkaniu.

鈥 A wi臋c to tak鈥 鈥 podj膮艂 wreszcie m贸j przyjaciel.

鈥 Teraz ju偶 nie m贸wimy prawdy鈥

Megan wzruszy艂a ramionami i post膮pi艂a w stron臋 drzwi.

鈥 C贸偶 鈥 powiedzia艂a 鈥 zrobi艂am wszystko, co mog艂am, 偶eby panu pom贸c.

鈥 Chwileczk臋, Mademoiselle 鈥 powiedzia艂 Poirot.

鈥 Ja mam pani co艣 do powiedzenia. Prosz臋 tu zosta膰. Pos艂ucha艂a jak gdyby niech臋tnie i z oci膮ganiem. Ku niema艂emu mojemu zdziwieniu Poirot zapu艣ci艂 si臋 w d艂ug膮 opowie艣膰 o listach A.B.C., zab贸jstwie w Andover i kolejowych rozk艂adach jazdy znalezionych w pobli偶u zw艂ok. Nie mia艂 powodu do utyskiwa艅 na brak zainteresowania ze strony s艂uchaczki. Megan 艂owi艂a ka偶de s艂owo z roziskrzonymi oczami i rozchylonymi wargami.

鈥 Czy to wszystko prawda, panie Poirot?

鈥 Tak, szczera prawda.

鈥 Rzeczywi艣cie s膮dzi pan, 偶e moj膮 siostr臋 zamordowa艂 jaki艣 zwyrodnialec?

鈥 Niew膮tpliwie.

鈥 Ach, Betty, Betty! Jakie偶 to potworne!

鈥 Rozumie pani teraz, 偶e informacji, o kt贸re prosz臋, mo偶e udzieli膰 pani 艣mia艂o i bez obawy, 偶e mog膮 zaszkodzi膰 komukolwiek z pani znajomych.

鈥 Tak 鈥 odpowiedzia艂a g艂ucho. Teraz rozumiem.

鈥 A zatem podejmiemy przerwan膮 rozmow臋. Wyrobi艂em sobie opini臋, 偶e 贸w Donald Fraser ma usposobienie gwa艂towne i zazdrosne. Czy si臋 myl臋?

鈥 Teraz ufam panu, panie Poirot 鈥 podj臋艂a spokojnie dziewczyna. 鈥 Us艂yszy pan ode mnie absolutn膮 prawd臋. Jak powiedzia艂am, Don jest cz艂owiekiem bardzo opanowanym, zamkni臋tym w sobie. Ale w gruncie rzeczy pewne sprawy prze偶ywa bardzo silnie. Z usposobienia jest zazdrosny i o Betty by艂 zazdrosny od pocz膮tku. Bardzo j膮 kocha艂, a ona oczywi艣cie lubi艂a go tak偶e, ale mia艂a dziwn膮 natur臋: nie umia艂a lubi膰 kogo艣 tak bardzo, 偶eby ju偶 nie zwraca膰 uwagi na innych. Taka by艂a. Interesowa艂 j膮 ka偶dy przystojny m臋偶czyzna, kt贸ry mia艂 ochot臋 sp臋dzi膰 z ni膮 troch臋 czasu. Proszenie zapomina膰, 偶e pracowa艂a w kawiarni, nieustannie wi臋c spotyka艂a rozmaitych m臋偶czyzn, zw艂aszcza w letnim sezonie. Odznacza艂a si臋 ci臋tym j臋zykiem i jak kto艣 zacz膮艂 z ni膮 偶artowa膰, odpowiada艂a 偶artami. Jestem przekonana, 偶e po pracy nieraz spotyka艂a si臋 z klientami, chodzi艂a z nimi do kina albo na ta艅ce鈥 Na pewno nie by艂o w tym nic powa偶nego, ale鈥 widzi pan, Betty przepada艂a za zabaw膮. Cz臋sto m贸wi艂a, 偶e kiedy艣 wyjdzie za Dona i ustatkuje si臋 zupe艂nie, ale teraz, p贸ki mo偶na, musi korzysta膰 z okazji 鈥 dziewczyna umilk艂a na chwil臋, a Poirot powiedzia艂:

鈥 Wszystko to doskonale pojmuj臋 i s艂uchani dalej.

鈥 W艂a艣nie takiego stanowiska Don nie m贸g艂 zrozumie膰. Nie rozumia艂, dlaczego chodzi na randki z innymi, je偶eli jego naprawd臋 kocha鈥 Kilka razy wynika艂y na tym tle awantury mi臋dzy nimi.

鈥 I pan Don nie by艂 ju偶 taki spokojny?

鈥 Wie pan, jak to bywa z lud藕mi zazwyczaj opanowanymi鈥 Gdy ich co艣 zirytuje, staj膮 si臋 bardzo gwa艂towni. Don potrafi艂 si臋 tak z艂o艣ci膰, 偶e Betty naprawd臋 si臋 go ba艂a.

鈥 W jakich to by艂o okoliczno艣ciach?

鈥 Jedna awantura wybuch艂a mniej wi臋cej rok temu, a druga, du偶o gorsza, przed miesi膮cem. By艂am akurat w domu na 艣wi臋tach i uda艂o mi si臋 ich jako艣 pogodzi膰.

Wtedy w艂a艣nie pr贸bowa艂am wla膰 Betty troch臋 oleju do g艂owy. Powiedzia艂am jej w oczy, 偶e jest idiotka i o艣lica, a ona mia艂a do powiedzenia tylko tyle, 偶e nie robi nic z艂ego. M贸wi艂a prawd臋, na pewno, ale ja by艂am zdania, 偶e stacza si臋 po r贸wni pochy艂ej. Widzi pan, po k艂贸tni sprzed roku moja siostra nauczy艂a si臋 k艂ama膰 od czasu do czasu w my艣l zasady: czego oczy nie widz膮, tego sercu nie 偶al. Pow贸d drugiej awantury by艂 wyra藕ny: Betty powiedzia艂a Donowi, 偶e jedzie do przyjaci贸艂ki, kt贸ra mieszka w Hastings, a on dowiedzia艂 si臋, 偶e naprawd臋 by艂a w Eastboume z jakim艣 m臋偶czyzn膮. Ten jegomo艣膰 by艂 偶onaty i randk臋 z Betty stara艂 si臋 utrzyma膰 w tajemnicy, co pogorszy艂o jeszcze ca艂膮 t臋 histori臋. Dosz艂o do okropnej sceny. Betty krzycza艂a, 偶e nie jest jeszcze m臋偶atk膮, ma wi臋c prawo chodzi膰 gdzie i z kim jej si臋 podoba, a blady jak p艂贸tno Don trz膮s艂 si臋 ca艂y i wo艂a艂, 偶e kiedy艣鈥 kiedy艣鈥

鈥 Tak, s艂ucham鈥

鈥 鈥偶e j膮 kiedy艣 zamorduje 鈥 doko艅czy艂a Megan ledwie dos艂yszalnym g艂osem.

Umilk艂a i spojrza艂a na Poirota.

鈥 Nic dziwnego, 偶e obawia艂a si臋 pani 鈥 zacz膮艂 m贸j przyjaciel powa偶nie kiwaj膮c g艂ow膮.

鈥 Nie 鈥 przerwa艂a 鈥 ani przez chwil臋 nie podejrzewa艂am, 偶e Don naprawd臋 to zrobi. Obawia艂am si臋 tylko, 偶e obecnie historia ta mo偶e wyp艂yn膮膰 na wierzch. Kilka os贸b wiedzia艂o o awanturze i鈥 i o tym, co Don wtedy m贸wi艂.

Poirot znowu powa偶nie pokiwa艂 g艂ow膮.

鈥 S艂usznie 鈥 powiedzia艂. 鈥 Dodam nawet co艣 wi臋cej, Mademoiselle. Gdyby nie egoistyczna pr贸偶no艣膰 mordercy, ta awantura sprzed miesi膮ca musia艂aby wyp艂yn膮膰. Je偶eli Donald Fraser uniknie podejrze艅, zawdzi臋cza膰 to b臋dzie jedynie szale艅czej che艂pliwo艣ci tajemniczego A.B.C. 鈥 umilk艂 na chwil臋. 鈥 Nie wiadomo pani, czy Betty spotyka艂a ostatnio tamtego 偶onatego pana albo jakiego艣 innego m臋偶czyzn臋?

鈥 Nie wiem 鈥 Megan pokr臋ci艂a g艂ow膮. 鈥 Od tamtej awantury nie by艂am w domu.

鈥 A jaka jest pani opinia na ten temat?

鈥 Chyba siostra nie spotyka艂a si臋 z tamtym m臋偶czyzn膮. Przypuszczam, 偶e zwin膮艂 chor膮giewk臋, jak si臋 dowiedzia艂, 偶e istnieje mo偶liwo艣膰 kompromitacji. Ale nie zdziwi艂abym si臋 wcale, gdybym us艂ysza艂a, 偶e Betty zn贸w raz czy drugi ok艂ama艂a Dona. Widzi pan, ona przepada艂a za kinem i ta艅cami, a Dona nie sta膰 by艂o na prowadzanie jej dok膮d艣 ka偶dego wieczora.

鈥 Czy s膮dzi pani, 偶e w takich przypadkach mog艂a zwierza膰 si臋 komu艣, na przyk艂ad kole偶ankom z kawiarni?

鈥 To ma艂o prawdopodobne. Betty nie cierpia艂a tej Higley. Uwa偶a艂a j膮 za ordynarn膮 dziewczyn臋. A inne kelnerki s膮 nowe. W og贸le Betty nie odznacza艂a si臋 sk艂onno艣ci膮 do zwierze艅.

Dzwonek elektryczny zaterkota艂 g艂o艣no nad g艂ow膮 Megan, kt贸ra zbli偶y艂a si臋 do okna, wyjrza艂a i szybko cofn臋艂a si臋, jak gdyby przestraszona.

鈥 To Don鈥

鈥 Prosz臋 go tu sprowadzi膰 鈥 zawo艂a艂 szybko Poirot. 鈥 Chcia艂bym zamieni膰 z nim kilka s艂贸w, nim dostanie si臋 w 艂apy naszego inspektora.

Megan Barnard b艂yskawicznie wybieg艂a z kuchni i po kilku sekundach wr贸ci艂a prowadz膮c za r臋k臋 pana Donalda Frasera.



Rozdzia艂 XII
Donald Fraser


Z miejsca zrobi艂o mi si臋 偶al tego m艂odego cz艂owieka. Mia艂 tragiczn膮 twarz i p贸艂przytomne oczy, co dowodzi艂o, i偶 dozna艂 niebywa艂ego wstrz膮su. By艂 przystojnym, dobrze zbudowanym ch艂opcem. Mia艂 blisko sze艣膰 st贸p wzrostu, piegowat膮 twarz, p艂omiennorude w艂osy, wystaj膮ce ko艣ci policzkowe i chocia偶 trudno go by艂o nazwa膰 urodziwym, robi艂 mi艂e wra偶enie.

鈥 Co si臋 tu dzieje, Megan? 鈥 spyta艂. 鈥 Dlaczego przyjecha艂a艣? Na mi艂o艣膰 bosk膮, powiedz鈥 us艂ysza艂em po drodze, 偶e Betty鈥 鈥 g艂os mu si臋 za艂ama艂.

Poirot podsun膮艂 fotel, na kt贸ry m艂ody cz艂owiek opad艂 ci臋偶ko. W贸wczas m贸j przyjaciel doby艂 z kieszeni p艂ask膮 flaszk臋, wla艂 jej zawarto艣膰 do kubka, kt贸ry wzi膮艂 z kredensu, i powiedzia艂:

鈥 Prosz臋 to wypi膰, panie Fraser. Dobrze panu zrobi.

M艂odzieniec pos艂ucha艂. Koniak przywr贸ci艂 nieco barwy jego twarzy. Wyprostowa艂 si臋 w fotelu i ponownie zwr贸ci艂 do Megan. Zachowywa艂 si臋 teraz spokojnie i z opanowaniem.

鈥 My艣l臋, 偶e to prawda 鈥 powiedzia艂. 鈥 Betty鈥 nie 偶yje鈥 zamordowana鈥

鈥 Prawda, Don.

鈥 Czy przyjecha艂a艣 dzi艣 rano? 鈥 zapyta艂 jakby bezwiednie.

鈥 Tak.

鈥 Przyjecha艂a艣 poci膮giem o dziewi膮tej trzydzie艣ci, co? 鈥 ci膮gn膮艂 Donald Fraser. Widocznie pod艣wiadomie ucieka艂 od rzeczywisto艣ci i szuka艂 ratunku po艣r贸d drobiazg贸w bez znaczenia.

鈥 Tak 鈥 odpowiedzia艂a dziewczyna i zapad艂o g艂uche milczenie.

鈥 A co robi policja? 鈥 zapyta艂 Fraser.

鈥 Jest w tej chwili na g贸rze. Zdaje si臋 przetrz膮sa rzeczy Betty.

鈥 Nie wiadomo jeszcze kto?鈥 Nikogo nie podejrzewaj膮? 鈥 urwa艂; widocznie, jak wi臋kszo艣膰 os贸b nie艣mia艂ych, nie znosi艂 m贸wienia o sprawach tragicznych.

Poirot post膮pi艂 krok naprz贸d i zapyta艂 beznami臋tnym tonem, jak gdyby interesuj膮cy go w tej chwili szczeg贸艂 nie mia艂 wi臋kszego znaczenia:

鈥 Czy panna Barnard nie m贸wi艂a panu, dok膮d wybiera艂a si臋 wczoraj wieczorem?

鈥 M贸wi艂a, 偶e z jak膮艣 przyjaci贸艂k膮 jedzie do Saint Leonards.

鈥 Uwierzy艂 jej pan?

鈥 Widzi pan鈥 鈥 Fraser, kt贸ry dotychczas odpowiada艂 jak automat, wr贸ci艂 nagle do 偶ycia. 鈥 O co panu, u diab艂a, chodzi?

Wyraz jego twarzy skurczonej nag艂ym gniewem powiedzia艂 mi w tej chwili, 偶e Betty naprawd臋 mog艂a obawia膰 si臋 zdenerwowania narzeczonego.

鈥 Betty Barnard zosta艂a zamordowana przez jakiego艣 szale艅ca czy zwyrodnialca 鈥 podj膮艂 sucho Poirot. 鈥 Jedynie m贸wi膮c ca艂kowit膮 prawd臋 mo偶e pan nam pom贸c w trafieniu na 艣lad zbrodniarza.

M艂ody cz艂owiek pytaj膮co spojrza艂 na Megan.

鈥 To prawda, Don 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Nie pora teraz chroni膰 w艂asne albo czyje艣 uczucia. Musisz wyj艣膰 czysto z tej historii.

鈥 Kto pan jest? Chyba nie s艂u偶y w policji? 鈥 Fraser spojrza艂 podejrzliwie na s艂awnego detektywa.

鈥 Jestem kim艣 znacznie lepszym ni偶 policja 鈥 oznajmi艂 Poirot bez samochwalstwa, gdy偶 uwa偶a艂 to za proste stwierdzenie faktu.

鈥 Powiedz mu wszystko 鈥 zach臋ci艂a Megan, a Fraser skapitulowa艂.

鈥 Widzi pan, nie by艂em zupe艂nie pewien. Wierzy艂em Betty, jak mi m贸wi艂a, gdzie si臋 wybiera. Niczego wtedy nie podejrzewa艂em. Ale鈥 ale w jej zachowaniu by艂o co艣 takiego, co obudzi艂o moje w膮tpliwo艣ci.

鈥 Tak, rozumiem 鈥 wtr膮ci艂 Poirot.

Usadowi艂 si臋 naprzeciwko Donalda Frasera i wpatrywa艂 mu si臋 w oczy jak hipnotyzer.

鈥 Wstyd mi nawet by艂o, 偶e mam nieuzasadnione podejrzenia, ale c贸偶鈥 z natury jestem podejrzliwy. Chcia艂em p贸j艣膰 na bulwar i 艣ledzi膰 Betty po wyj艣ciu z kawiarni. Nawet tam ju偶 poszed艂em, lecz w ostatniej chwili zrozumia艂em, 偶e nie zdob臋d臋 si臋 na to. A zreszt膮, Betty mog艂aby mnie zobaczy膰 i pogniewa膰 si臋 na mnie. Od razu by odgad艂a, 偶e j膮 obserwuj臋.

鈥 Wi臋c co pan zrobi艂?

鈥 Pojecha艂em do Saint Leonards. By艂em tam ju偶 oko艂o 贸smej i obserwowa艂em wszystkie autobusy, 偶eby przekona膰, si臋, czy przyjecha艂a. Ale nie by艂o nawet 艣ladu Betty.

鈥 Co dalej?

鈥 Ca艂kiem straci艂em g艂ow臋. Nie w膮tpi艂em ju偶, 偶e jest gdzie艣 z jakim艣 facetem. Wm贸wi艂em sobie, 偶e ten kto艣 musia艂 j膮 zabra膰 samochodem do Hastings. Pojecha艂em tam. Zagl膮da艂em do wszystkich restauracji, kawiarni, czeka艂em przed kinami, spacerowa艂em po molo. Zachowywa艂em si臋 jak sko艅czony osio艂. Nawet gdyby tam by艂a, nie spotka艂bym jej najprawdopodobniej, a poza tym jest sto miejscowo艣ci, do kt贸rych ten kto艣 m贸g艂by j膮 zawie藕膰 zamiast do Hastings.

Umilk艂. Przez ca艂y czas m贸wi艂 spokojnym, rzeczowym tonem, pod kt贸rym wszak偶e wyczuwa艂em nurt t艂umionego gniewu i rozpaczy.

鈥 Wreszcie zrezygnowa艂em. Wr贸ci艂em do Bexhill.

鈥 O kt贸rej?

鈥 Nie wiem. Szed艂em piechot膮. Musia艂a ju偶 by膰 p贸艂noc, mo偶e nawet p贸藕niej. Poszed艂em prosto do siebie.

鈥 I co?

W tej chwili otwar艂y si臋 drzwi kuchni.

鈥 Aha, tutaj jeste艣cie 鈥 ucieszy艂 si臋 aspirant Kelsey. Inspektor Crome usun膮艂 go z drogi, z艂ym spojrzeniem zmierzy艂 Poirota, a potem podejrzliwie obejrza艂 dwoje nieznajomych.

鈥 Panna Megan Barnard i pan Donald Fraser 鈥 zaprezentowa艂 m贸j przyjaciel niby w salonie. 鈥 A to inspektor Crome z Londynu 鈥 w dalszym ci膮gu m贸wi艂 ju偶 tylko do inspektora. 鈥 W czasie, kiedy pan prowadzi艂 poszukiwania na pi臋trze, ja rozmawia艂em tutaj z pann膮 Barnard i panem Fraserem. Pr贸bowa艂em dowiedzie膰 si臋 czego艣, co rzuci艂oby bodaj iskr臋 艣wiat艂a na t臋 ciemn膮 spraw臋.

鈥 O, czy偶by? 鈥 inspektor Crome by艂 w tej chwili bardziej zaj臋ty par膮 nowo przyby艂ych ni偶 Herkulesem Poirotem.

Ten ostatni pocz膮艂 wycofywa膰 si臋 do przedpokoju, a zawsze uprzejmy aspirant Kelsey zagadn膮艂 go w przej艣ciu:

鈥 Zdoby艂 pan co艣?

S艂ynny detektyw nie odpowiedzia艂, na co m艂ody policjant nie zwr贸ci艂 uwagi, gdy偶 zaj臋ty by艂 starszym koleg膮.

W przedpokoju dogoni艂em Poirota.

鈥 Powiedz mi, czy w tej rozmowie co艣 ci臋 uderzy艂o? 鈥 zapyta艂em.

鈥 Nic pr贸cz zdumiewaj膮cej wspania艂omy艣lno艣ci mordercy.

Nie mia艂em odwagi wyzna膰, 偶e absolutnie nie rozumia艂em, co mia艂 na my艣li.



Rozdzia艂 XIII
Konferencja


Konferencje, konferencje鈥 Znaczna, cz臋艣膰 moich wspomnie艅 ze sprawy A.B.C. 艂膮czy si臋 z konferencjami: w Scotland Yardzie, w mieszkaniu Poirota, z konferencjami oficjalnymi i nieoficjalnymi.

Ta konferencja mia艂a zadecydowa膰, czy nale偶y opublikowa膰 w prasie fakty tycz膮ce anonimowych list贸w. Morderstwo w Bexhill zyska艂o niepor贸wnanie wi臋cej rozg艂osu ni偶 sprawa z Andover. By艂o w nim oczywi艣cie wi臋cej element贸w sprzyjaj膮cych popularno艣ci. Ofiar膮 zbrodniarza pad艂a m艂oda dziewczyna, a zbrodnia mia艂a miejsce w bardzo znanej miejscowo艣ci nadmorskiej. Wszystkie szczeg贸艂y znalaz艂y odpowiednie miejsce w dziennikach, gdzie trafi艂a r贸wnie偶 wzmianka o rozk艂adzie kolejowym ABC. Dziennikarskie teorie g艂osi艂y, 偶e rozk艂ad 贸w musia艂 by膰 kupiony przez morderc臋 na miejscu, stanowi wi臋c nieocenion膮 wskaz贸wk臋 do jego identyfikacji. Okoliczno艣膰 ta mia艂a r贸wnie偶 dowodzi膰, 偶e zbrodniarz przyjecha艂 poci膮giem z Londynu i zamierza艂 wr贸ci膰 tam w ten sam spos贸b.

W sprawozdaniach z Andover nie by艂o s艂owa o rozk艂adzie kolejowym, zachodzi艂o wi臋c minimalne prawdopodobie艅stwo, by ktokolwiek spo艣r贸d szerokiej publiczno艣ci powi膮za艂 ze sob膮 te dwa morderstwa.

鈥 Musimy dzi艣 zadecydowa膰 鈥 zagai艂 konferencj臋 g艂贸wny inspektor 鈥 jak膮 obierzemy polityk臋. Istotna jest kwestia, jaki kierunek zapewni nam wi臋ksze korzy艣ci. Mo偶emy wszystkie fakty poda膰 do publicznej wiadomo艣ci i dzi臋ki temu uzyska膰 pomoc, powiedzmy鈥 kilkunastu milion贸w ludzi, kt贸rzy zaczn膮 zwraca膰 uwag臋 na szale艅ca.

鈥 Ten cz艂owiek na pewno nie wygl膮da na szale艅ca 鈥 wtr膮ci艂 doktor Thompson.

鈥 Ludzie ci 鈥 ci膮gn膮艂 g艂贸wny inspektor 鈥 b臋d膮 zwraca膰 uwag臋 nie tylko na szale艅ca, lecz i na sprzeda偶 rozk艂ad贸w ABC. To s膮 korzy艣ci. Za艣 przeciw rozg艂osowi przemawia teoria, 偶e lepiej pracowa膰 w mroku nie zdradzaj膮c zbrodniarzowi, co wiemy i do czego zmierzamy. Lecz z drugiej strony ten cz艂owiek i tak orientuje si臋 mniej wi臋cej, co jest nam wiadome. Dzi臋ki anonimowym listom rozmy艣lnie zwr贸ci艂 na siebie uwag臋. Inspektorze Crome, zechce si臋 pan wypowiedzie膰 na ten temat?

鈥 Ja tak to sobie wyobra偶am: je艣li rozg艂osimy ca艂膮 histori臋, p贸jdziemy na r臋k臋 naszemu A.B.C. Przecie偶 o to mu w艂a艣nie chodzi. O rozg艂os, s艂aw臋. Do tego tylko zmierza. Czy mam s艂uszno艣膰, doktorze?

Thompson przytakn膮艂 ruchem g艂owy, a g艂贸wny komisarz podj膮艂 po chwili namys艂u:

鈥 A wi臋c chcia艂by pan po艂o偶y膰 temu tam臋? Nie da膰 mordercy s艂awy, do kt贸rej zd膮偶a鈥 A jakie jest pa艅skie zdanie, Poirot?

M贸j przyjaciel milcza艂 przez chwil臋; gdy si臋 odezwa艂, mia艂em wra偶enie, 偶e starannie dobiera s艂owa:

鈥 To wszystko jest dla mnie bardzo k艂opotliwe鈥 Jestem poniek膮d stron膮 zainteresowan膮. Wyzwanie skierowane zosta艂o do mnie. Je偶eli powiem: zatuszowa膰 spraw臋, nie rozg艂asza膰 jej w miar臋 mo偶no艣ci 鈥 mog艂oby si臋 wyda膰, i偶 m贸wi臋 to w imi臋 w艂asnej pr贸偶no艣ci, obawiaj膮c si臋 o swoj膮 reputacj臋. Kwestia nie jest prosta. Roztr膮bi膰鈥 Niew膮tpliwie, ma to swoje dobre strony. B臋dzie co najmniej ostrze偶eniem. Lecz, z drugiej strony, zgadzam si臋 z inspektorem Crome鈥檈m, 偶e o to w艂a艣nie chodzi mordercy.

鈥 Hm鈥 Hm鈥 鈥 g艂贸wny inspektor potar艂 podbr贸dek i spojrza艂 na doktora Thompsona. 鈥 Przypu艣膰my, 偶e odm贸wimy szale艅cowi rozg艂osu, na kt贸rym mu zale偶y. Jak pan s膮dzi, doktorze, co wtedy zrobi?

鈥 Zapewne pope艂ni now膮 zbrodni臋.

鈥 A je偶eli og艂osimy wszystko w prasie, jaka b臋dzie jego reakcja?

鈥 Identyczna. Albo podsycimy jego megalomani臋, albo j膮 urazimy. Wynik b臋dzie ten sam: nowa zbrodnia.

鈥 Co pan na to, Poirot?

鈥 Zgadzam si臋 ca艂kowicie z panem doktorem.

鈥 Hm鈥 Trudny orzech do zgryzienia鈥 Jak pan przypuszcza, ile morderstw planuje ten szaleniec?

鈥 Wydaje mi si臋 鈥 odpowiedzia艂 doktor Thompson spogl膮daj膮c na Poirota 鈥 偶e ma plan od A do Z. Naturalnie nie dojedzie tak daleko, ani nawet do po艂owy. Chwycicie go panowie gdzie艣 po drodze. Ciekaw jestem 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 blado 鈥 jak poradzi艂by sobie z liter膮 鈥瀀鈥? 鈥 urwa艂, jak gdyby si臋 zawstydzi艂 niewczesnego dowcipu. 鈥 Ale tego si臋 nie dowiemy. Na pewno wpadnie przy 鈥濭鈥 lub 鈥濰鈥.

G艂贸wny inspektor uderzy艂 pi臋艣ci膮 w st贸艂.

鈥 Na Boga! 鈥 zawo艂a艂. 鈥 Twierdzi pan, 偶e trzeba si臋 jeszcze liczy膰 z pi臋cioma morderstwami?

鈥 Do tego nie dopu艣cimy, mo偶e pan by膰 spokojny

鈥 wtr膮ci艂 inspektor Crome.

鈥 Na jak膮 liter臋 alfabetu pan stawia, Crome? 鈥 zapyta艂 Poirot.

W g艂osie mojego przyjaciela by艂a nutka ironii. Inspektor spojrza艂 na niego ze zwyk艂膮 sobie spokojn膮 wy偶szo艣ci膮.

鈥 C贸偶, panie Poirot, mo偶emy uj膮膰 go ju偶 nast臋pnym razem. A w ka偶dym razie mog臋 gwarantowa膰, 偶e nie dojdzie dalej ni偶 do 鈥濬鈥 鈥 zwr贸ci艂 si臋 do g艂贸wnego inspektora. 鈥 Mam wra偶enie, 偶e rozumiem dok艂adnie psychologiczn膮 stron臋 zagadnienia. Pan doktor Thompson zechce mnie 艂askawie poprawi膰, je偶eli pope艂ni臋 b艂膮d鈥 Po ka偶dej zbrodni A.B.C. jego pewno艣膰 siebie wzrasta co najmniej o sto procent. Za ka偶dym razem my艣li: 鈥濲estem m膮dry. Nie mog膮 mnie z艂apa膰鈥, i staje si臋 coraz bardziej zarozumia艂y, co w ko艅cu doprowadzi膰 musi do nieostro偶no艣ci. Przecenia w艂asny spryt i g艂upot臋 reszty 艣wiata. Nied艂ugo w og贸le przestanie dba膰 o 艣rodki ostro偶no艣ci. Czy mam s艂uszno艣膰, doktorze?

鈥 Niew膮tpliwie. Podobnie dzieje si臋 zawsze w tego rodzaju przypadkach. W terminologii nielekarskiej trudno wyrazi膰 to 艣ci艣lej. Pan zna si臋 na takich rzeczach, panie Poirot. Czy zgadza si臋 pan z nami?

Mam wra偶enie, 偶e Crome poczu艂 偶al do doktora za zwr贸cenie si臋 do mego przyjaciela. Inspektor uwa偶a艂 si臋 za jedynego nieomylnego znawc臋 podobnych zagadnie艅.

鈥 Przyznaj臋 s艂uszno艣膰 inspektorowi Crome鈥檕wi 鈥 powiedzia艂 Poirot.

鈥 Tak, tak鈥 Paranoja 鈥 mrukn膮艂 doktor.

鈥 Czy w sprawie z Bexhill wyp艂yn臋艂y na wierzch jakie艣 interesuj膮ce szczeg贸艂y? 鈥 zapyta艂 Poirot inspektora Crome鈥檃.

鈥 Nic okre艣lonego. Kelner z restauracji Splendide w Eastboume pozna艂 fotografi臋 zamordowanej dziewczyny. Twierdzi, 偶e dwudziestego czwartego wieczorem jad艂a ona kolacj臋 w towarzystwie jakiego艣 m臋偶czyzny w 艣rednim wieku, w okularach. Rozpoznano j膮 tak偶e w przydro偶nym hoteliku Pod Szkar艂atnym Go艅cem, mi臋dzy Bexhill a Londynem. Podobno by艂a tam o godzinie dwudziestej pierwszej dnia dwudziestego czwartego z m臋偶czyzn膮 ubranym po cywilnemu, ale wygl膮daj膮cym na oficera marynarki. Obydwa te twierdzenia nie mog膮 by膰 prawd膮, ale ka偶de z nich jest prawdopodobne. Naturalnie wp艂yn臋艂o jeszcze mn贸stwo zezna艅, ale to ju偶 s膮 zupe艂ne brednie. Policja nie mog艂a stwierdzi膰 pochodzenia rozk艂adu jazdy ABC.

鈥 Jak st膮d wynika, inspektorze Crome 鈥 powiedzia艂 g艂贸wny inspektor 鈥 robi pan wszystko, co w ludzkiej mocy. A co pan powie, Poirot? Nie nasuwa si臋 panu jaki艣 nowy kierunek 艣ledztwa?

鈥 Moim zdaniem 鈥 odpowiedzia艂 wolno m贸j przyjaciel 鈥 chodzi przede wszystkim o najwa偶niejsz膮 wskaz贸wk臋: o wykrycie motywu.

鈥 Przecie偶 to jasne! 鈥 zawo艂a艂 Crome. 鈥 Kompleks alfabetyczny. Fachowo tak si臋 to nazywa, prawda, doktorze?

鈥 Wiem, wiem 鈥 podj膮艂 Poirot. 鈥 Mamy do czynienia z kompleksem alfabetycznym. Ale dlaczego w艂a艣nie ten kompleks? Szaleniec, przede wszystkim szaleniec, ma zawsze bardzo wyra藕ne powody, dla kt贸rych pope艂nia zbrodnie.

鈥 Nie przesadzajmy, panie Poirot 鈥 obruszy艂 si臋 Crome. 鈥 Niech pan sobie przypomni Stonemana z tysi膮c dziewi臋膰set dwudziestego dziewi膮tego roku鈥 Pod koniec ten wariat usuwa艂 wszystkich, kt贸rzy irytowali go w najmniejszym bodaj stopniu. 鈥 Zgoda. Je偶eli kto艣 uwa偶a si臋 za osobisto艣膰 wielk膮 i nies艂ychanie wa偶n膮, jest zdania, 偶e powinien usuwa膰 wszystko, co go irytuje. Je偶eli mucha siada panu na czole raz po raz i 艂askocze 艂apkami, co pan uczyni? B臋dzie si臋 pan stara艂 zabi膰 much臋. Nie powstrzymaj膮 pana 偶adne skrupu艂y. Pan jest wa偶ny, mucha nie. Zabija pan much臋 i przykro艣膰 ustaje. Czyn ten wydaje si臋 panu rozs膮dny i ca艂kowicie usprawiedliwiony. Ale mo偶e by膰 inny pow贸d zabijania much. Mo偶e pan na przyk艂ad by膰 gor膮cym zwolennikiem higieny. Mucha jest potencjalnym 藕r贸d艂em niebezpiecze艅stwa dla ludzko艣ci. Mucha musi zgin膮膰鈥 Podobnie pracuje umys艂 zwyrodnialca o sk艂onno艣ciach zbrodniczych. Ale prosz臋 si臋 zastanowi膰 nad przypadkiem, kt贸ry rozwa偶amy. Ofiary s膮 wybierane w porz膮dku alfabetycznym, a wi臋c zbrodniarz nie morduje ich dlatego, 偶e mu osobi艣cie przeszkadzaj膮. Po艂膮czenie tych dw贸ch kierunk贸w rozumowania stanowi艂oby niemo偶liwy zbieg okoliczno艣ci.

鈥 O to chodzi! 鈥 wtr膮ci艂 偶ywo doktor Thompson. 鈥 Dobrze pami臋tam pewien przypadek: kiedy m膮偶 zosta艂 skazany na 艣mier膰, 偶ona zacz臋艂a mordowa膰 jednego po drugim s臋dzi贸w przysi臋g艂ych. Wiele czasu up艂yn臋艂o, zanim policja wykry艂a zwi膮zek mi臋dzy tymi zbrodniami. Zrazu wydawa艂y si臋 zupe艂nie przypadkowe. Jak s艂usznie twierdzi Poirot, nie ma mordercy, kt贸ry pope艂nia zbrodnie na chybi艂 trafi艂. Albo usuwa ludzi, kt贸rzy w cho膰by zupe艂nie nieszkodliwy spos贸b stoj膮 mu na drodze, albo zabija z przekonania: duchownych, policjant贸w, prostytutki, poniewa偶 wierzy g艂臋boko, 偶e osoby tej lub innej kategorii powinny by膰 zabijane. Tego rodzaju klasyfikacji nie da si臋 tutaj zastosowa膰. Tak przynajmniej wydaje mi si臋 dotychczas. Niepodobna pani Ascher i Betty Barnard uwa偶a膰 za osoby przynale偶ne do jakiej艣 wsp贸lnej kategorii. Chyba, 偶e jest to kompleks seksualny. Obie ofiary by艂y kobietami. Naturalnie, lepszy pogl膮d b臋dziemy mogli sobie wyrobi膰 po nast臋pnej zbrodni.

鈥 Na mi艂o艣膰 bosk膮, doktorze, niech pan nie m贸wi tak g艂adko o nast臋pnej zbrodni! 鈥 wybuchn膮艂 g艂贸wny inspektor. 鈥 Zrobimy wszystko, co w ludzkiej mocy, by jej zapobiec!

Doktor Thompson umilk艂 i g艂o艣no wytar艂 nos, jak gdyby chcia艂 powiedzie膰: 鈥濰a, r贸bcie, co chcecie, je偶eli boicie si臋 spojrze膰 prawdzie w oczy!鈥

鈥 Widz臋, do czego pan zmierza 鈥 zwr贸ci艂 si臋 g艂贸wny inspektor do Poirota 鈥 ale nie wszystko jeszcze rozumiem dok艂adnie.

鈥 Zadaj臋 sobie wci膮偶 pytanie 鈥 podj膮艂 Poirot 鈥 jak przebiega proces my艣lowy mordercy. Jak wynika z jego list贸w, morduje dla sportu, dla zabawy. Ale je偶eli to nawet jest prawda, m臋czy mnie, na jakiej zasadzie (pomijaj膮c zwyk艂y porz膮dek alfabetyczny) dobiera ofiary? Gdyby mordowa艂 tylko dla sportu, nie rozg艂asza艂by swoich zamiar贸w, bo w skryto艣ci m贸g艂by mordowa膰 艂atwiej. Ale nie. Morderca, z czym wszyscy si臋 zgadzamy, d膮偶y do rozg艂osu, do s艂awy. Pragnie si臋 pokaza膰, by膰 wielkim cz艂owiekiem. Dob贸r dw贸ch dotychczasowych jego ofiar zupe艂nie nie wyja艣nia jego motyw贸w. Jeszcze jedno: motywem mo偶e by膰 nienawi艣膰 do mnie, do Herkulesa Poirota. Mo偶e dlatego rzuci艂 mi wyzwanie, 偶e ja nie wiedz膮c o tym pokona艂em go niegdy艣. Mo偶e to te偶 by膰 niech臋膰 osobista, skierowana przeciwko cudzoziemcowi. A je偶eli tak jest w istocie, jakie s膮 藕r贸d艂a tej niech臋ci? Jakich krzywd dozna艂 ten cz艂owiek od cudzoziemca czy cudzoziemc贸w?

鈥 S膮 to pytania bardzo istotne 鈥 przyzna艂 doktor Thompson,

鈥 O, czy偶by? 鈥 chrz膮kn膮艂 dyskretnie inspektor Crome. 鈥 Mo偶e istotne, ale w obecnej sytuacji pytania bez odpowiedzi.

鈥 Mimo wszystko, mon ami 鈥 powiedzia艂 Poirot spogl膮daj膮c prosto w twarz inspektora 鈥 od odpowiedzi na takie w艂a艣nie pytania zale偶y rozwi膮zanie zagadki. Musimy pozna膰 przyczyn臋 (dla nas mo偶e fantastyczn膮, ale dla mordercy zupe艂nie logiczn膮), dla kt贸rej ten szaleniec morduje ludzi. W贸wczas mogliby艣my zapewne odgadn膮膰, kto ma by膰 kolejn膮 ofiar膮.

Crome z pow膮tpiewaniem pokr臋ci艂 g艂ow膮.

鈥 Moim zdaniem A.B.C. wybiera ofiary na chybi艂 trafi艂 鈥 mrukn膮艂.

鈥 C贸偶 to za wspania艂omy艣lny morderca! 鈥 powiedzia艂 Poirot.

鈥 Jak to? Nie rozumiem?

鈥 Powiedzia艂em: c贸偶 to za wspania艂omy艣lny morderca! Gdyby nie anonimy A.B.C., Franz Ascher zosta艂by aresztowany pod zarzutem morderstwa swojej 偶ony, a za 艣mier膰 Betty Barnard odpowiada艂by najprawdopodobniej Donald Fraser. Czy nasz A.B.C. jest cz艂owiekiem o tak mi臋kkim sercu, 偶e nie mo偶e 艣cierpie膰, by inni odpowiadali za nie pope艂nione winy?

鈥 C贸偶, zdarza艂y si臋 i dziwniejsze rzeczy 鈥 zabra艂 g艂os doktor Thompson. 鈥 Wiem o cz艂owieku, kt贸ry po pi臋ciu morderstwach za艂ama艂 si臋 przy sz贸stym, dlatego 偶e ofiara nie zgin臋艂a natychmiast i cierpia艂a przed 艣mierci膮. Wydaje mi si臋 jednak, 偶e w danym przypadku nie ten motyw gra rol臋. A.B.C. pragnie, aby jemu tylko przypad艂 w udziale zaszczyt pope艂nienia zbrodni. To b臋dzie chyba wyja艣nienie najbli偶sze prawdy.

鈥 Tak czy inaczej, nie postanowili艣my jeszcze, czy rozg艂osimy t臋 spraw臋, czy te偶 zatrzymamy jaw sekrecie 鈥 przypomnia艂 g艂贸wny inspektor.

鈥 Je偶eli wolno wyrazi膰 swoje zdanie 鈥 zabra艂 g艂os Crome 鈥 radz臋, aby zaczeka膰 do nadej艣cia trzeciego listu. Wtedy mo偶na rozg艂osi膰 ca艂膮 spraw臋, wyda膰 dodatki nadzwyczajne i tak dalej. Mo偶e to wywo艂a膰 nieco paniki w kolejnym mie艣cie, ale b臋dzie ostrze偶eniem dla wszystkich, kt贸rych nazwiska zaczynaj膮 si臋 na 鈥濩鈥, a zarazem wyzwaniem dla mordercy. Przy takim rozg艂osie b臋dzie musia艂 osi膮gn膮膰 powodzenie i dlatego w艂a艣nie wpadnie w nasze r臋ce.

Nikt z obecnych na tej konferencji nie zdawa艂 sobie 鈥瀞prawy, jak dalej potocz膮 si臋 wydarzenia.



Rozdzia艂 XIV
Trzeci list


Dobrze pami臋tam moment nadej艣cia trzeciego listu A.B.C. Musz臋 przyzna膰, 偶e przedsi臋wzi臋to wszystkie 艣rodki zmierzaj膮ce do unikni臋cia najmniejszej zw艂oki w chwili podj臋cia kampanii przez morderc臋. Do domu Poirota zosta艂 przydzielony miody sier偶ant ze Scotland Yardu, kt贸ry mia艂 rozkaz otwierania ca艂ej korespondencji pod nasz膮 nieobecno艣膰. W ten spos贸b Scotland Yard m贸g艂 by膰 powiadomiony niezw艂ocznie o nowym li艣cie.

Dnie mija艂y i napi臋cie ros艂o niemal z godziny na godzin臋. Inspektor Crome, tajemniczy jak zwykle i wynios艂y, stawa艂 si臋 coraz bardziej tajemniczy i wynios艂y w miar臋, jak rozmaite drogi kolejno prowadzi艂y na manowce. Niedok艂adne rysopisy m臋偶czyzn widzianych jakoby z Betty Barnard nie przyda艂y si臋 na nic. Rozmaitych samochod贸w zauwa偶onych w okolicy Bexhill i Cooden nie mo偶na by艂o zidentyfikowa膰 albo te偶 identyfikacja nie wiod艂a do niczego. Dochodzenie, gdzie zosta艂 kupiony rozk艂ad kolejowy, narazi艂o tylko na k艂opoty wiele Bogu ducha winnych os贸b.

Poirotowi i mnie serca zamiera艂y za ka偶dym razem, gdy s艂yszeli艣my dobrze znajome pukanie listonosza. W ka偶dym razie tyczy to mnie, a wierz臋 g艂臋boko, 偶e i Poirot doznawa艂 podobnych uczu膰.

Ca艂a ta sprawa budzi艂a w moim przyjacielu wielkie przygn臋bienie. Stanowczo nie chcia艂 wyje偶d偶a膰 z Londynu, pragn膮c by膰 na miejscu w przypadku alarmu.

Cierpia艂 od niezno艣nych upa艂贸w i chyba po raz pierwszy w 偶yciu zaniedbywa艂 nawet swoje w膮sy.

Trzeci list od A.B.C. przyszed艂 w pi膮tek wieczorn膮 poczt膮 dor臋czan膮 o godzinie dwudziestej drugiej. Kiedy us艂ysza艂em znajome kroki i stukanie do drzwi, pobieg艂em do przedpokoju. List贸w by艂o cztery czy pi臋膰. Na jednej z kopert zauwa偶y艂em adres wypisany drukowanymi literami.

鈥 Poirot! 鈥 zawo艂a艂em i g艂os odm贸wi艂 mi pos艂usze艅stwa.

鈥 Jest list? Jest? Pr臋dko otwieraj, Hastings! Szkoda ka偶dej sekundy. Musimy opracowa膰 plan.

Jednym szarpni臋ciem rozdar艂em kopert臋 (Poirot nie strofowa艂 mnie tym razem za brak systematyczno艣ci) i wyci膮gn膮艂em 膰wiartk臋 papieru zapisan膮 drukowanymi literami.

鈥 Czytaj! 鈥 rzuci艂 Poirot.


Biedny panie Poirot! Nie taka to prosta historia, jak drobne kryminalne sprawy, z kt贸rymi boryka艂 si臋 pan dotychczas. A mo偶e dlatego tak 藕le idzie, 偶e pan si臋 zestarza艂? Przekonamy si臋, czy lepiej b臋dzie nast臋pnym razem. Czeka pana znacznie 艂atwiejsze zadanie w Churston 30 bm. No, niech偶e si臋 pan postara! Ci膮g艂e sukcesy zaczynaj膮 mnie nudzi膰. 呕ycz臋 powodzenia na polowaniu.

Z powa偶aniem

A.B.C.


鈥 Churston 鈥 powiedzia艂em si臋gaj膮c po rozk艂ad ABC. 鈥 Zobaczymy, gdzie to jest.

鈥 Hastings 鈥 powiedzia艂 Poirot zd艂awionym g艂osem. 鈥 Kiedy ten list by艂 pisany? Czy jest data? Spojrza艂em na trzyman膮 w r臋ku 膰wiartk臋 papieru.

鈥 Jest 鈥 odrzek艂em. Dwudziesty si贸dmy.

鈥 Czy nie przes艂ysza艂em si臋, Hastings? Czy zbrodnia zosta艂a wyznaczona na trzydziestego?

鈥 Tak, tak鈥 Zaraz sprawdz臋 i鈥

鈥 Na Boga! Przecie偶 dzi艣 jest trzydziesty! Wymownym gestem wskaza艂 kalendarz na 艣cianie, ja za艣 chwyci艂em gazet臋, aby jeszcze raz sprawdzi膰 dat臋.

鈥 Ale jak鈥 dlaczego? 鈥 wyj膮ka艂em.

Poirot chwyci艂 rzucon膮 na pod艂og臋 rozdart膮 kopert臋. Ju偶 w pierwszej chwili uderzy艂o mnie co艣 niezwyk艂ego w adresie, ale by艂em tak ciekaw tre艣ci listu, 偶e kopercie po艣wi臋ci艂em jedynie przelotne spojrzenie. Poirot mieszka艂 w owym czasie w Whitehaven Mansions. Adres na kopercie brzmia艂: pan Herkules Poirot. Whitehorse Mansions. W rogu kto艣 nagryzmoli艂: 鈥濶ieznany w Whitehorse Mansions E.C. l ani Whitehorse Court. Przes艂a膰 do Whitehaven Mansions鈥.

鈥 Bon Dieu!*鈥 j臋kn膮艂 Poirot. 鈥 Czy偶by los sprzyja艂 temu szale艅cowi? Pr臋dko! Pr臋dko! Musimy zaraz porozumie膰 si臋 ze Scotland Yardem.

W minut臋 p贸藕niej rozmawiali艣my przez telefon z inspektorem Crome鈥檈m. Tym razem cz艂owiek ch艂odny i zawsze opanowany nie odpowiedzia艂: 鈥濷, czy偶by?鈥 Zakl膮艂 p贸艂g艂osem. Wys艂ucha艂, co mieli艣my do powiedzenia, i roz艂膮czy艂 si臋 zaraz, by zam贸wi膰 b艂yskawiczn膮 rozmow臋 z Churston.

鈥 Za p贸藕no! Za p贸藕no! 鈥 m贸wi艂 jakby do siebie Poirot.

鈥 Jeszcze nic nie wiadomo 鈥 pr贸bowa艂em go pocieszy膰, chocia偶 sam nie 偶ywi艂em 偶adnej nadziei.

鈥 Dwadzie艣cia po dziewi膮tej 鈥 rzek艂 spogl膮daj膮c na zegar. 鈥 Pozosta艂o sto minut. Trudno sobie wyobrazi膰, by A.B.C. czeka艂 a偶 tak d艂ugo.

Szybko otworzy艂em rozk艂ad jazdy, kt贸ry uprzednio wzi膮艂em z p贸艂ki.

鈥 Churston w Devonie. Od dworca Paddington dwie艣cie cztery mile. Ludno艣膰: sze艣膰set pi臋膰dziesi臋ciu sze艣ciu mieszka艅c贸w. Wygl膮da to na ma艂膮 miejscowo艣膰. Mo偶e kto艣 zauwa偶y naszego szale艅ca?

鈥 Je偶eli nawet tak 鈥 powiedzia艂 Poirot 鈥 znowu cz艂owiek straci 偶ycie. Jakie mamy poci膮gi? Kolej膮 szybciej chyba dojedziemy ni偶 samochodem.

鈥 Jest poci膮g punktualnie o p贸艂nocy z wagonem sypialnym do Newton Abbot. Do Churston przyje偶d偶a o si贸dmej pi臋tna艣cie.

鈥 Z dworca Paddington?

鈥 Tak.

鈥 Pojedziemy tym poci膮giem.

鈥 Ale przed wyjazdem nie zd膮偶ymy si臋 nic dowiedzie膰.

鈥 Nie ma znaczenia, czy z艂膮 wiadomo艣膰 otrzymamy dzisiaj w nocy, czy jutro rano.

Poirot podszed艂 zn贸w do telefonu, aby raz jeszcze zadzwoni膰 do Scotland Yardu, ja za艣 zacz膮艂em pakowa膰 walizk臋. Po kilku minutach wszed艂 do sypialni i spyta艂 gro藕nie:

鈥 Co ty wyprawiasz?

鈥 Pakuj臋 twoj膮 walizk臋. My艣la艂em, 偶e tak b臋dzie pr臋dzej.

鈥 Zanadto si臋 przejmujesz, m贸j drogi. Wzruszenia dzia艂aj膮 na twoje r臋ce i umys艂. Czy tak si臋 sk艂ada marynark臋? Albo sp贸jrz, co zrobi艂e艣 z moj膮 pi偶am膮!

鈥 Na Boga, Poirot! 鈥 zawo艂a艂em. 鈥 Chodzi o 偶ycie ludzkie. Chyba nie czas troszczy膰 si臋 w takiej sytuacji o ubranie.

鈥 Brak ci poczucia proporcji. Nie wyjedziemy wcze艣niej, ni偶 odchodzi poci膮g, a niszczenie ubrania w 偶aden spos贸b nie mo偶e zapobiec morderstwu.

Stanowczym ruchem odebra艂 mi walizk臋 i sam wzi膮艂 si臋 do pakowania. Przy sposobno艣ci wyja艣ni艂 mi, 偶e kopert臋 i list we藕miemy na dworzec, gdzie oddamy je komu艣 przys艂anemu ze Scotland Yardu. Pierwsz膮 osob膮, jak膮 spotkali艣my na peronie, by艂 inspektor Crome, kt贸ry odpowiedzia艂 szybko na pytaj膮ce spojrzenie mego przyjaciela:

鈥 Jak dot膮d, 偶adnych wiadomo艣ci. Postawi艂em na nogi ca艂膮 policj臋 w Churston i okolicy. Wszyscy mieszka艅cy, kt贸rych nazwiska zaczynaj膮 si臋 na 鈥濩鈥, maj膮 by膰 ostrze偶eni, o ile mo偶no艣ci telefonicznie. Jeszcze nie wszystko stracone. Gdzie ten list?

Poirot poda艂 mu list i kopert臋, on za艣 spojrza艂 na nie i jeszcze raz zakl膮艂.

鈥 Piekielny pech! Nasz morderca urodzi艂 si臋 wida膰 pod szcz臋艣liw膮 gwiazd膮!

鈥 Czy nie zdaje si臋 panom 鈥 wtr膮ci艂em 鈥 偶e ta omy艂ka by艂a celowa?

鈥 Nie 鈥 Crome pokr臋ci艂 g艂ow膮. 鈥 On kieruje si臋 zasadami. Szalonymi, by膰 mo偶e, ale niewzruszonymi. Jest zwolennikiem uczciwego wyzwania w por臋. To punkt jego honoru, z czego jest niew膮tpliwie nies艂ychanie dumny. Ciekawe, bardzo ciekawe, czy ten A.B.C. pija whisky White Horse?

鈥 Ah, c鈥檈st ingenieux 莽a!* 鈥 zawo艂a艂 Poirot wbrew woli pe艂en podziwu. 鈥 Facet pisa艂 list, a butelka sta艂a przed nim.

鈥 W艂a艣nie tak to sobie wyobra偶am. Ka偶demu mo偶e si臋 czasem zdarzy膰, 偶e przepisze co艣, co ma akurat przed oczyma. Zacz膮艂 pisa膰 White i doda艂 horse zamiast haven.

Jak si臋 okaza艂o, inspektor jecha艂 do Churston tym samym poci膮giem.

鈥 Potrzebny tam jestem 鈥 m贸wi艂. 鈥 Nawet gdyby niezwyk艂ym zbiegiem okoliczno艣ci nic si臋 nie sta艂o, Churston zas艂uguje na uwag臋. A.B.C. jest tam albo by艂 dzisiaj rano. Na dworcu czuwa przy telefonie jeden z moich ludzi. Je偶eli nadejd膮 jakie艣 wiadomo艣ci, b臋dziemy je mieli nawet w ostatniej chwili przed odej艣ciem poci膮gu.

Kiedy poci膮g ruszy艂, spostrzeg艂em, 偶e jaki艣 cz艂owiek biegnie wzd艂u偶 peronu. Pod oknem przedzia艂u inspektora zawo艂a艂 co艣. Niezw艂ocznie ruszyli艣my korytarzem i zastukali do drzwi przedzia艂u sypialnego Crome鈥檃.

鈥 S膮 wiadomo艣ci? 鈥 zapyta艂 Poirot.

鈥 Najgorsze, jakie nadej艣膰 mog艂y 鈥 odpar艂 spokojnie inspektor. 鈥 Znaleziono sir Cecila Clarke鈥檃 z rozbit膮 g艂ow膮.

Nazwisko to, nie bardzo znane szerokiej publiczno艣ci, mia艂o jednak pewien rozg艂os. Sir Cecil Clarke, s艂ynny laryngolog, wycofa艂 si臋 przed kilkoma laty z praktyki, a 偶e by艂 cz艂owiekiem maj臋tnym, m贸g艂 pofolgowa膰 jedynej swojej nami臋tno艣ci 偶yciowej: kolekcjonowaniu chi艅skiej ceramiki i porcelany. Kilka lat temu odziedziczy艂 po stryju znaczny maj膮tek, mia艂 wi臋c du偶e mo偶liwo艣ci finansowe i by艂 obecnie jednym z najbardziej znanych zbieraczy. By艂 偶onaty, lecz nie mia艂 dzieci. Mieszka艂 w zbudowanym przez siebie domu na wybrze偶u Devonu, a w Londynie pokazywa艂 si臋 rzadko, przyje偶d偶aj膮c jedynie na wa偶niejsze licytacje. Nie trzeba wielkiej przenikliwo艣ci, by domy艣li膰 si臋, 偶e jego 艣mier膰 (po morderstwie m艂odej i 艂adnej dziewczyny) b臋dzie najwi臋ksz膮 od lat sensacj膮 prasow膮. Spraw臋 pogarsza艂 jeszcze fakt, 偶e w og贸rkowym sezonie gazetom na og贸艂 brak materia艂贸w.

鈥 C贸偶 鈥 powiedzia艂 Poirot 鈥 mo偶liwe, 偶e rozg艂os dokona tego, co nie uda艂o si臋 nam. Teraz ca艂a Anglia b臋dzie szuka膰 tajemniczego A.B.C.

鈥 Niestety 鈥 wtr膮ci艂em 鈥 o to mu w艂a艣nie chodzi.

鈥 Tak. Ale osi膮gni臋cie celu mo偶e by膰 zarazem kl臋sk膮. Upojony powodzeniem morderca stanie si臋 nieostro偶ny. Na to w艂a艣nie licz臋. A.B.C. odurzy si臋 w艂asn膮 wielko艣ci膮.

鈥 Jakie to dziwne, Poirot 鈥 nagle to sobie uprzytomni艂em. 鈥 Czy wiesz, 偶e pierwszy raz pracujemy razem nad zbrodni膮 tego rodzaju? Wszystkie nasze dotychczasowe morderstwa by艂y鈥 jak by to powiedzie膰鈥 prywatne.

鈥 Masz s艂uszno艣膰, przyjacielu. Do tej pory pracowali艣my zawsze od 艣rodka. Wa偶na by艂a historia ofiary i pytania, kto odnosi korzy艣ci z tej 艣mierci i kto mia艂 najlepsz膮 sposobno艣膰 pope艂ni膰 zbrodni臋. Do tej pory mieli艣my zawsze do czynienia ze zbrodni膮 intymn膮. Teraz po raz pierwszy stykamy si臋 z nieosobistym morderstwem na zimno. Z morderstwem od strony zewn臋trznej.

Wzdrygn膮艂em si臋.

鈥 To straszne!

鈥 Tak 鈥 przyzna艂 Poirot. 鈥 Ju偶 w chwili czytania pierwszego listu wyda艂o mi si臋 to bardzo gro藕ne 鈥 niecierpliwie machn膮艂 r臋k膮. 鈥 Ale nie trzeba poddawa膰 si臋 nerwom. Ta historia nie jest gorsza od ka偶dej przeci臋tnej zbrodni.

鈥 Jest, jest gorsza! 鈥 zawo艂a艂em.

鈥 Czy to gorzej odbiera膰 偶ycie ludziom obcym ni偶 komu艣 mo偶e bliskiemu i drogiemu? Komu艣, kto najprawdopodobniej ufa i wierzy mordercy?

鈥 To gorsze, bo szalone.

鈥 Nie, m贸j drogi, nie gorsze, tylko trudniejsze.

鈥 Nie, nie, nie zgadzam si臋 z tob膮. W tej zbrodni jest co艣 niepor贸wnanie bardziej potwornego.

鈥 C贸偶, powinna by膰 艂atwiejsza do wykrycia, poniewa偶 jest szalona 鈥 m贸wi艂 z namys艂em Poirot. 鈥 Zbrodni膮 pope艂niona przez osob臋 przebieg艂膮, zdrow膮 na umy艣le, mo偶e by膰 niepor贸wnanie bardziej zawi艂a. Ach, gdyby mo偶na trafi膰 na w艂a艣ciw膮 my艣l! Ten kompleks alfabetyczny nie wydaje mi si臋 zupe艂nie przekonywaj膮cy. Gdybym m贸g艂 odkry膰 w艂a艣ciw膮 my艣l przewodni膮, wszystko sta艂oby si臋 od razu proste i jasne 鈥 westchn膮艂 i pokiwa艂 g艂ow膮. 鈥 Ten 艂a艅cuch nie mo偶e ci膮gn膮膰 si臋 w niesko艅czono艣膰. Nied艂ugo, bardzo nied艂ugo odkryj臋 prawd臋鈥 No, Hastings, trzeba si臋 przespa膰. Jutro b臋dziemy mieli pe艂ne r臋ce roboty.



Rozdzia艂 XV
Sir Cecil Clarke


Churston le偶y opodal morza, po艣rodku 艂uku zatoki Torbay, mi臋dzy Brixham z jednej strony a Paington i Torquay z drugiej. Dziesi臋膰 lat temu by艂y tam tylko pola golfowe, a dalej 艂agodna p艂aszczyzna opadaj膮ca w stron臋 morza. Tylko kilka farm stanowi艂o siedziby ludzkie. Ale w ostatnich latach by艂 w tej okolicy du偶y ruch budowlany i dzi艣 wybrze偶e mi臋dzy Churston i Paington upstrzone jest nowymi domami i willami, posiada nowe szosy i bulwary.

Sir Cecil Clarke kupi艂 mniej wi臋cej dwuakrow膮 dzia艂k臋 z pi臋knym widokiem na morze. Zbudowa艂 nowoczesny dom w formie sze艣cianu, lecz dosy膰 przyjemny dla oka. G艂贸wny korpus budynku by艂 niewielki; szeroko ci膮gn臋艂y si臋 tylko dwie galerie mieszcz膮ce zbiory w艂a艣ciciela.

Na miejsce przyjechali艣my przed 贸sm膮 rano. Na stacji czeka艂 oficer miejscowej policji; on poinformowa艂 nas o ca艂okszta艂cie wydarze艅.

Sir Cecil Clarke mia艂 zwyczaj co wiecz贸r po kolacji odbywa膰 przechadzk臋. Kiedy policja zatelefonowa艂a do jego domu oko艂o dwudziestej trzeciej, okaza艂o si臋, 偶e gospodarz nie wr贸ci艂 ze spaceru. Poniewa偶 mia艂 ustalon膮 tras臋 swych przechadzek, poszukiwania nie trwa艂y d艂ugo. Niebawem odnaleziono cia艂o z g艂ow膮 rozbit膮 jakim艣 ci臋偶kim narz臋dziem. Otwarty rozk艂ad ABC le偶a艂 grzbietem do g贸ry na zw艂okach.

Do Combeside (tak nazywa艂 si臋 dom sir Cecila) przyjechali艣my niewiele po 贸smej. Drzwi otworzy艂 nam stary kamerdyner, kt贸rego dr偶膮ce r臋ce i pos臋pna twarz wskazywa艂y, jak bardzo przej膮艂 si臋 tragedi膮.

鈥 Dzie艅 dobry, Deveril 鈥 powiedzia艂 miejscowy oficer policji.

鈥 Dzie艅 dobry, panie Wells.

鈥 Ci panowie przyjechali z Londynu.

鈥 Panowie b臋d膮 艂askawi t臋dy 鈥 kamerdyner wprowadzi艂 nas do pod艂u偶nej jadalni, gdzie st贸艂 nakryty by艂 do 艣niadania. 鈥 Zaraz poprosz臋 pana Franklina.

Po chwili wszed艂 do jadalni wysoki, t臋gi blondyn o opalonej twarzy. By艂 to pan Franklin Clarke, brat ostatniej ofiary. Mia艂 maniery cz艂owieka stanowczego, przywyk艂ego do zdecydowanego dzia艂ania w nag艂ym niebezpiecze艅stwie.

Inspektor Wells dokona艂 prezentacji.

鈥 To jest inspektor Crome ze Scotland Yardu, a to pan Herkules Poirot i鈥 ee鈥 kapitan Hayter.

鈥 Hastings 鈥 poprawi艂em sucho.

Franklin Clarke u艣cisn膮艂 nam kolejno r臋ce i ka偶demu bystro spojrza艂 w oczy.

鈥 Przede wszystkim poprosz臋 pan贸w na 艣niadanie 鈥 powiedzia艂. 鈥 Spraw臋 mo偶emy om贸wi膰 przy jedzeniu.

Nikt nie zaprotestowa艂 i niebawem oddawali艣my sprawiedliwo艣膰 doskona艂ym jajom, bekonowi i kawie.

鈥 A wi臋c, do rzeczy 鈥 rozpocz膮艂 Franklin Clarke.

鈥 Inspektor Wells wyja艣ni艂 mi z grubsza wydarzenia ubieg艂ej nocy, lecz, prawd臋 m贸wi膮c, wydaje mi si臋 to bajk膮 z tysi膮ca i jednej nocy. Czy istotnie mam wierzy膰, 偶e m贸j biedny brat pad艂 ofiar膮 jakiego艣 zbrodniczego szale艅ca? 呕e to trzecie z kolei morderstwo i w ka偶dym przypadku znajdowano rozk艂ad jazdy w pobli偶u zw艂ok?

鈥 To s膮 fakty stwierdzone, panie Clarke.

鈥 Ale dlaczego? Jak膮 korzy艣膰 mo偶e przynie艣膰 taka zbrodnia nawet komu艣 o umy艣le ca艂kowicie zwyrodnia艂ym?

鈥 Panie Clarke, zmierza pan prosto do celu 鈥 powiedzia艂 Poirot tonem uznania.

鈥 W obecnej sytuacji nie odniesiemy korzy艣ci szukaj膮c motyw贸w 鈥 upomnia艂 inspektor Crome. 鈥 To zadanie dla psychiatry, chocia偶 twierdz臋, 偶e mam jakie takie do艣wiadczenie w przest臋pczo艣ci ob艂膮kanych. W takich wypadkach motywy s膮 zwykle ma艂o zrozumia艂e. Mo偶e by膰 mowa o pragnieniu rozg艂osu, s艂awy, o zostaniu kim艣 zamiast nikim.

鈥 Czy to prawda, panie Poirot?

Clarke powiedzia艂 to tonem niedowierzania, a jego apel do do艣wiadczenia Poirota najwidoczniej nie podoba艂 si臋 inspektorowi Crome鈥檕wi, gdy偶 spochmurnia艂.

鈥 Niew膮tpliwa prawda 鈥 przyzna艂 m贸j przyjaciel.

鈥 W ka偶dym razie taki zbrodniarz nic mo偶e ukrywa膰 si臋 d艂ugo 鈥 powiedzia艂 Clarke tonem zastanowienia.

鈥 S膮dzi pan? 鈥 spyta艂 Poirot. 鈥 Ach, szale艅cy potrafi膮 by膰 zdumiewaj膮co przebiegli. Nie nale偶y te偶 zapomina膰, 偶e taki typ nie zwraca niczyjej uwagi. Jest zwykle jednym z tych ludzi, kt贸rych mijamy niepostrze偶enie lub nawet z u艣miechem wsp贸艂czucia.

鈥 Zechce pan poinformowa膰 mnie o kilku faktach, panie Clarke 鈥 Crome przerwa艂 rozmow臋.

鈥 Ch臋tnie s艂u偶臋.

鈥 O ile mi wiadomo, pa艅ski brat by艂 wczoraj zdr贸w i w normalnym humorze. Nie otrzyma艂 偶adnych specjalnych list贸w i nic go nie wytr膮ci艂o z r贸wnowagi.

鈥 Istotnie, zachowywa艂 si臋 tak jak zwykle.

鈥 Nie by艂 przygn臋biony lub smutny?

鈥 Przepraszam, inspektorze, tego nie powiedzia艂em. Smutek i przygn臋bienie by艂y normalnym stanem mego brata.

鈥 Z jakich powod贸w?

鈥 Nie wie pan zapewne, 偶e moja bratowa, lady Clarke, jest beznadziejnie chora. Cierpi na raka. Nie istnieje mo偶liwo艣膰 d艂ugiego utrzymania jej przy 偶yciu. Choroba 偶ony by艂a powodem niezwyk艂ego przygn臋bienia mojego brata. Kiedy niedawno wr贸ci艂em z Chin, zaskoczy艂y mnie zmiany, jakie w nim zasz艂y.

鈥 Przypu艣膰my, panie Clarke 鈥 wtr膮ci艂 Poirot 鈥 偶e znaleziono zw艂oki pana brata z kul膮 w g艂owie albo 偶e obok niego znaleziono rewolwer. Co pomy艣la艂by pan wtedy?

鈥 Otwarcie m贸wi膮c, nie mia艂bym w膮tpliwo艣ci, 偶e pope艂ni艂 samob贸jstwo.

鈥 Ale to nie by艂o samob贸jstwo 鈥 obruszy艂 si臋 Crome. 鈥 Wracajmy do rzeczy. Pa艅ski brat mia艂 zwyczaj co wiecz贸r odbywa膰 spacery?

鈥 Tak, panie inspektorze.

鈥 Ka偶dego wieczoru?

鈥 No, nie鈥 Je偶eli pada艂 ulewny deszcz鈥

鈥 Wszyscy w domu wiedzieli oczywi艣cie o tym zwyczaju?

鈥 Oczywi艣cie.

鈥 A poza domem?

鈥 Nie wiem dok艂adnie, kogo ma pan na my艣li m贸wi膮c 鈥瀙oza domem鈥. Na przyk艂ad ogrodnik m贸g艂 wiedzie膰 o tych przechadzkach, ale m贸g艂 r贸wnie偶 nie wiedzie膰.

鈥 A w mie艣cie?

鈥 Nie ma tu miasta w 艣cis艂ym tego s艂owa znaczeniu. W Churston jest urz膮d pocztowy i kilkana艣cie dom贸w. Ale nie ma hotelu ani sklep贸w.

鈥 S膮dz臋, 偶e kto艣 obcy wa艂臋saj膮cy si臋 w pobli偶u domu nie by艂by trudny do zauwa偶enia?

鈥 Wr臋cz przeciwnie. W sierpniu w naszych stronach wa艂臋saj膮 si臋 t艂umy obcych. Codziennie zjawiaj膮 si臋 go艣cie z Brixham, Torquay i Paington. Przychodz膮 pieszo albo przyje偶d偶aj膮 samochodami czy autobusami. Broadsands 鈥 r臋k膮 wskaza艂 kierunek 鈥 to bardzo popularna pla偶a. A zatoka Elbury uchodzi za malowniczy zak膮tek i cz臋sto odbywaj膮 si臋 tam pikniki. Sierpie艅 jest okropny. Nie maj膮 panowie poj臋cia, jak tutaj mi艂o w czerwcu i na pocz膮tku lipca.

鈥 A wi臋c, pa艅skim zdaniem, trudno by艂oby zauwa偶y膰 kogo艣 obcego?

鈥 Czy ja wiem?鈥 Gdyby wygl膮da艂 na wariata鈥

鈥 Cz艂owiek, kt贸rego szukamy, na pewno nie wygl膮da na wariata 鈥 stwierdzi艂 z przekonaniem Crome. 鈥 Rozumie pan zapewne, panie Clarke, do czego zmierzam. Morderca musia艂 w臋szy膰 w tych stronach i dowiedzia艂 si臋 o spacerach sir Cecila. Aha! Czy kto艣 obcy nie przychodzi艂 tutaj wczoraj i nie chcia艂 si臋 widzie膰 z sir Cecilem?

鈥 Nic mi o tym nie wiadomo. Ale mo偶emy spyta膰 Deverila.

Zadzwoni艂 i powt贸rzy艂 pytanie kamerdynerowi.

鈥 Nie, prosz臋 pana. Nikt nie przychodzi艂 wczoraj i nie pyta艂 o sir Cecila. Nie widzia艂em te偶 nikogo kr臋c膮cego si臋 w pobli偶u domu. Reszta s艂u偶by te偶 nic nie zauwa偶y艂a. Pyta艂em o to.

Kamerdyner milcza艂 przez chwil臋, po czym zapyta艂:

鈥 Czy to wszystko, prosz臋 pana?

鈥 Tak, Deveril, mo偶esz odej艣膰.

Kamerdyner by艂 ju偶 w drzwiach, lecz cofn膮艂 si臋 i ust膮pi艂 z drogi m艂odej kobiecie. Franklin Clarke wsta艂 na jej powitanie.

鈥 To panna Grey, prosz臋 pan贸w, sekretarka mojego brata.

Od pierwszej chwili uderzy艂a mnie niezwyk艂a skandynawska uroda tej dziewczyny. W艂osy mia艂a prawie popielate, jasnoszare oczy i pi臋kn膮, przejrzyst膮 cer臋, cz臋sto spotykan膮 u Norwe偶ek i Szwedek. Wygl膮da艂a na dwadzie艣cia kilka lat. Sprawia艂a wra偶enie osoby r贸wnie energicznej, jak efektownej.

鈥 Czy b臋d臋 panom do czego艣 potrzebna? 鈥 zapyta艂a siadaj膮c do sto艂u.

Clark poda艂 jej fili偶ank臋 kawy, kt贸r膮 przyj臋艂a, ale je艣膰 nic nie chcia艂a.

鈥 Czy pani za艂atwia艂a korespondencj臋 sir Cecila? 鈥 zapyta艂 Crome.

鈥 Tak, ca艂膮 korespondencj臋.

鈥 Czy widzia艂a pani kiedy艣 list podpisany literami A.B.C.?

鈥 A.B.C.? 鈥 pokr臋ci艂a g艂ow膮. 鈥 Nie, na pewno nie widzia艂am.

鈥 Czy sir Cecil nie m贸wi艂, 偶e kto艣 w艂贸czy si臋 po okolicy w czasie jego wieczornych spacer贸w?

鈥 Nie, nigdy.

鈥 A pani nie widzia艂a nikogo obcego?

鈥 W 艣cis艂ym s艂owa tego znaczeniu nikt si臋 tutaj nie w艂贸czy艂, chocia偶 oczywi艣cie co dzie艅 przechodzi bardzo wiele os贸b. Cz臋sto spotyka si臋 ludzi w臋druj膮cych pozornie bez celu przez pola golfowe albo 艣cie偶kami w stron臋 morza. Poza tym prawie ka偶dy spotykany tu o tej porze roku jest obcy.

Poirot powa偶nie skin膮艂 g艂ow膮. Inspektor Crome poprosi艂 o zaprowadzenie na teren zwyk艂ych wieczornych przechadzek sir Cecila.

Franklin Clarke poprowadzi艂 nas przez oszklone drzwi na taras, a panna Grey dotrzymywa艂a nam towarzystwa. Pozosta艂em z ni膮 nieco w tyle.

鈥 Wszyscy pa艅stwo musieli prze偶y膰 potworny wstrz膮s 鈥 powiedzia艂em.

鈥 Doprawdy, trudno w to uwierzy膰. Gdy policja zadzwoni艂a wczoraj, by艂am ju偶 w 艂贸偶ku. Us艂ysza艂am jaki艣 ha艂as na dole i wsta艂am, aby zapyta膰, co si臋 sta艂o. Deveril i pan Clarke wyruszali w艂a艣nie z latarniami.

鈥 O kt贸rej sir Cecil wraca艂 zwykle ze spaceru?

鈥 Mniej wi臋cej kwadrans po dziesi膮tej. Wchodzi艂 zwykle do domu bocznymi drzwiami. Czasami szed艂 prosto do swojej sypialni, czasami do galerii ze zbiorami. Gdyby policja nie zatelefonowa艂a, prawdopodobnie nieobecno艣膰 jego odkryliby艣my dopiero rano.

鈥 My艣l臋, 偶e to by艂o okropne dla lady Clarke?

鈥 Lady Clarke jest prawie ci膮gle pod wp艂ywem morfiny. S膮dz臋, 偶e jest zbyt odurzona, aby orientowa膰 si臋, co si臋 doko艂a dzieje.

Przez furtk臋 ogrodow膮 wyszli艣my na tereny golfowe. Dalej ci膮gn臋艂a si臋 w膮ska, kr臋ta alejka.

鈥 To droga do zatoki Elbury 鈥 wyja艣ni艂 Franklin Clarke. 鈥 Ale dwa lata temu zbudowano now膮 szos臋 wiod膮c膮 do Broadsands i Elbury, a wi臋c ta alejka jest obecnie prawie nieucz臋szczana.

Ruszyli艣my w d贸艂 alejk膮, a dalej 艣cie偶k膮 wiod膮c膮 ku morzu mi臋dzy zaro艣lami cierni i janowca. Nagle na skr臋cie ods艂oni艂 si臋 przed nami widok na b艂臋kitne morze i pla偶臋 po艂yskuj膮c膮 bia艂ym 偶wirem. Dalej ciemnozielone drzewa si臋ga艂y niemal morza. By艂o to czarowne miejsce 鈥 bia艂e, mocno zielone i szafirowob艂臋kitne.

鈥 Jak tu pi臋knie! 鈥 zawo艂a艂em.

鈥 Prawda? 鈥 o偶ywi艂 si臋 Clarke. 鈥 Nie rozumiem, po co ludzie wyje偶d偶aj膮 na Riwier臋, skoro w kraju maj膮 takie miejsca. W swoim czasie przew臋drowa艂em ca艂y 艣wiat i, B贸g mi 艣wiadkiem, nigdzie nie widzia艂em nic pi臋kniejszego 鈥 jak gdyby zawstydzi艂 si臋 swojego o偶ywienia, zmieni艂 nagle ton na bardziej rzeczowy. 鈥 Oto zwyk艂a trasa wieczornych spacer贸w mojego brata. Przychodzi艂 do tego miejsca, nast臋pnie wraca艂 艣cie偶k膮 i skr臋ciwszy na prawo, zamiast na lewo, przez pola i ko艂o farmy wraca艂 do domu.

Poszli艣my t膮 tras膮 i wkr贸tce dotarli艣my do miejsca przy zakr臋cie 偶ywop艂otu po艣r贸d p贸l, gdzie znaleziono zw艂oki.

鈥 Nietrudna sprawa 鈥 powiedzia艂 Crome. 鈥 Morderca sta艂 tutaj, w cieniu. Sir Cecil nie spodziewa艂 si臋 niczego, p贸ki nie spad艂 cios.

Id膮ca obok mnie dziewczyna zadr偶a艂a.

鈥 Spokojnie, panno Toro 鈥 powiedzia艂 Franklin Clarke. 鈥 To straszna tragedia, ale trzeba przecie偶 spojrze膰 prawdzie w oczy.

Tora Grey 鈥 pomy艣la艂em. 鈥 Imi臋 pasuje do osoby鈥.

Wr贸cili艣my do domu, gdzie z艂o偶ono zw艂oki po wykonaniu zdj臋膰. Kiedy wspinali艣my si臋 na szerokie schody, z kt贸rego艣 pokoju wyszed艂 lekarz z czarn膮 torb膮 w r臋ku.

鈥 Co pan stwierdzi艂, doktorze? 鈥 zapyta艂 Franklin Clarke.

鈥 Przypadek bardzo prosty 鈥 t艂umaczy艂 doktor. 鈥 Szczeg贸艂y techniczne odk艂adam do czasu 艣ledztwa. W ka偶dym razie pa艅ski brat nie cierpia艂. 艢mier膰 musia艂a nast膮pi膰 momentalnie. Teraz odwiedz臋 lady Clarke.

Z drzwi pokoju po艂o偶onego w g艂臋bi korytarza wysz艂a piel臋gniarka i doktor wraz z ni膮 wszed艂 do pokoju pani domu.

Tora Grey zatrzyma艂a si臋 u szczytu schod贸w, a my weszli艣my do pokoju, kt贸ry przed chwil膮 opu艣ci艂 lekarz i sk膮d ja wyszed艂em do艣膰 szybko. Zauwa偶y艂em, 偶e twarz panny Grey ma wyraz dziwnego przestrachu.

鈥 Panno Grey 鈥 zapyta艂em zdziwiony. 鈥 Czy si臋 co艣 sta艂o?

Spojrza艂a na mnie, jak gdyby zmieszana.

鈥 Nie, nie鈥 My艣la艂am tylko o 鈥濪鈥.

鈥 O 鈥濪鈥? 鈥 powt贸rzy艂em g艂upio.

鈥 Tak, o nast臋pnym morderstwie. Co艣 trzeba zrobi膰. Trzeba zatrzyma膰 ten 艂a艅cuch.

Clarke wyszed艂 z pokoju za mn膮.

鈥 Jaki 艂a艅cuch, Toro?

鈥 Tych okropnych morderstw.

鈥 Tak 鈥 potwierdzi艂 robi膮c wojownicz膮 min臋. 鈥 Mia艂bym ochot臋 pom贸wi膰 o tym z panem Poirotem. Czy ten Crome to cz艂owiek z sensem? 鈥 zwr贸ci艂 si臋 nieoczekiwanie do mnie.

Odpowiedzia艂em, 偶e na og贸艂 Crome uchodzi za bardzo zdolnego oficera. Ale m贸j ton nie by艂 mo偶e a偶 tak entuzjastyczny, jak by si臋 nale偶a艂o spodziewa膰.

鈥 Diabelnie pewny siebie 鈥 stwierdzi艂 Clarke. 鈥 Ma tak膮 min臋, jak gdyby wszystko wiedzia艂, a przecie偶 nie wie nic. Takie przynajmniej odnios艂em wra偶enie鈥 鈥 umilk艂 na moment. 鈥 Pan Poirot, oto cz艂owiek, jakiego nam potrzeba. Mam pewien plan, ale o tym pom贸wimy p贸藕niej.

Odszed艂 i w g艂臋bi korytarza zastuka艂 do drzwi, za kt贸rymi znikn膮艂 doktor. Przez chwil臋 nie wiedzia艂em, co robi膰. Jasnow艂osa dziewczyna patrzy艂a t臋pym wzrokiem przed siebie.

鈥 O czym pani tak duma, panno Grey? 鈥 zapyta艂em.

Spojrza艂a na mnie.

鈥 My艣l臋, gdzie on jest teraz鈥 ten morderca. Zdarzy艂o si臋 to niespe艂na dwana艣cie godzin temu. Ach, czy nie ma os贸b naprawd臋 jasnowidz膮cych, kt贸re mog艂yby zobaczy膰, gdzie on teraz jest i co robi?

鈥 Policja prowadzi poszukiwania鈥 鈥 zacz膮艂em. M贸j komuna艂 sp艂oszy艂 nastr贸j. Dziewczyna odzyska艂a r贸wnowag臋.

鈥 Tak 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Oczywi艣cie. Szybko zesz艂a ze schod贸w, ja za艣 sta艂em przez chwil臋 zastanawiaj膮c si臋 nad jej s艂owami. A.B.C鈥. Gdzie偶 on jest teraz?



Rozdzia艂 XVI
(Nie z opowiadania
kapitana Hastingsa)


Pan Aleksander Bonaparte Cust wyszed艂 w t艂umie widz贸w z kina Palladium w Torquay, gdzie ogl膮da艂 bardzo sensacyjny film. W blasku s艂onecznego popo艂udnia mru偶y艂 oczy i rozgl膮da艂 si臋 doko艂a z w艂a艣ciw膮 mu min膮 zbitego psa.

鈥 Tak, to dobry pomys艂鈥 鈥 pomrukiwa艂 do siebie. Gazeciarze mijali go wrzeszcz膮c na ca艂e gard艂o:

鈥 Tajemniczy wampir w Churston!

鈥 Morderstwo w Churston!

Pan Cust wygrzeba艂 z kieszeni monet臋 i kupi艂 dziennik. Nie otworzy艂 go od razu. Wszed艂 do parku, gdzie bez po艣piechu znalaz艂 altank臋 z pi臋knym widokiem na port Torquay. Usiad艂 i roz艂o偶y艂 gazet臋. Nag艂贸wki drukowane by艂y wielkimi literami:


艢MIER膯 SIR CECILA CLARKE鈥橝

ZAGADKOWE MORDERSTWO W CHURSTON

ZBRODNIA TAJEMNICZEGO WAMPIRA


Ni偶ej by艂 tekst:


Przed niespe艂na miesi膮cem Angli膮 wstrz膮sn臋艂a wiadomo艣膰 o zamordowaniu m艂odej dziewczyny, El偶biety Barnard z Bexhill. Przypominamy, 偶e przy zw艂okach znaleziono rozk艂ad kolejowy ABC. Taki sam rozk艂ad znaleziono przy ciele Cecila Clarke鈥檃. Policja podejrzewa, 偶e obie zbrodnie zosta艂y pope艂nione przez tego samego sprawce. Czy偶by zwyrodnialec kr膮偶y艂 po naszych miejscowo艣ciach nadmorskich?


Obok pana Custa siedzia艂 m艂ody cz艂owiek we flanelowych spodniach i jasnoniebieskiej koszuli.

鈥 Paskudna sprawa, co? 鈥 zagadn膮艂. Pan Cust wzdrygn膮艂 si臋 nerwowo.

鈥 Aa鈥 oczywi艣cie, paskudna!

R臋ce dr偶a艂y mu tak, 偶e z trudem utrzymywa艂 gazet臋.

鈥 Z wariatami nigdy nic nie wiadomo 鈥 ci膮gn膮艂 m艂ody cz艂owiek gaw臋dziarskim tonem. 鈥 Nie ka偶dy wygl膮da na pomylonego. Czasem s膮 zwyczajni, tacy jak pan albo ja.

鈥 Tak, pewnie 鈥 przyzna艂 pan Cust.

鈥 Nawet na pewno. Niekt贸rym wojna pomiesza艂a w g艂owie i nie przyszli ju偶 po tym do siebie.

鈥 Aha. My艣l臋, 偶e ma pan s艂uszno艣膰.

鈥 Jestem zdecydowanym pacyfist膮 鈥 oznajmi艂 m艂ody cz艂owiek. 鈥 Przeciwnikiem wojen.

鈥 A ja nie jestem zwolennikiem tyfusu ani 艣pi膮czki, ani g艂odu czy raka鈥 Ale mimo wszystko takie rzeczy musz膮 si臋 zdarza膰.

鈥 Tylko 偶e wojnie mo偶na zapobiec 鈥 podj膮艂 r臋kawic臋 m艂ody cz艂owiek.

Pan Cust roze艣mia艂 si臋; chichota艂 do艣膰 d艂ugo. M艂ody cz艂owiek zrobi艂 zaniepokojon膮 min臋.

Wida膰 ma lekkiego bzika鈥 鈥 pomy艣la艂, g艂o艣no za艣 doda艂:

鈥 Przepraszam, czy pan te偶 by艂 na wojnie?

鈥 By艂em. Troch臋 mnie to鈥 wytr膮ci艂o z r贸wnowagi. Bardzo cz臋sto cierpi臋 na b贸le g艂owy. Rozumie pan, na potworne b贸le g艂owy鈥

鈥 Oo! 鈥 zdziwi艂 si臋 m艂ody cz艂owiek.

鈥 Czasami nie bardzo wiem, co robi臋.

鈥 Naprawd臋?鈥 Przepraszam, ale spiesz臋 si臋. Jestem z kim艣 um贸wiony 鈥 powiedzia艂 nagle i odszed艂 szybko; wiedzia艂, co grozi, gdy kto艣 zacznie opowiada膰 o swoim zdrowiu.

Pan Cust zosta艂 z gazet膮. Czyta艂 wiadomo艣膰 raz, drugi, trzeci鈥 Prawie wszyscy mijaj膮cy go ludzie m贸wili o morderstwie.

Okropne! My艣lisz, 偶e to ma co艣 wsp贸lnego z Chi艅czykami? Tamta kelnerka pracowa艂a, zdaje si臋, w chi艅skiej kawiarni?鈥

Oczywi艣cie, 偶e na polach golfowych鈥︹

A ja s艂ysza艂em, 偶e na pla偶y鈥︹

Jakie to dziwne, kochanie. Przecie偶 dopiero wczoraj byli艣my na podwieczorku w Elbury鈥︹

Policja na pewno go dostanie鈥.

S艂ysza艂am, 偶e lada moment nale偶y si臋 spodziewa膰 aresztowania鈥.

Naturalnie, mo偶e by膰 w tej chwili w Torquay鈥.

Pan Cust porz膮dnie z艂o偶y艂 gazet臋 i po艂o偶y艂 na 艂awce. Wsta艂 i z pos臋pn膮 min膮 wolno ruszy艂 ku miastu. Mija艂y go dziewcz臋ta w bia艂ych, r贸偶owych i b艂臋kitnych letnich sukniach, w pi偶amach pla偶owych i szortach. 艢mia艂y si臋, papla艂y, szacowa艂y wzrokiem mijanych m臋偶czyzn. Ale 偶adne spojrzenie nie spocz臋艂o z zainteresowaniem na panu Custcie.

W kawiarni pan Cust usiad艂 przy bocznym stoliku i kaza艂 sobie poda膰 herbat臋 ze 艣mietank膮.



Rozdzia艂 XVII
Sensacja


Wraz ze 艣mierci膮 sir Cecila Clarke鈥檃 tajemnica A.B.C. nabra艂a niebywa艂ego rozg艂osu. Zape艂nia艂a d艂ugie szpalty gazet. Oznajmiano o odkryciu rozmaitych nowych 艣lad贸w. Lada chwila zapowiadano aresztowanie. Zamieszczano fotografie os贸b najlu藕niej zwi膮zanych z morderstwami. Drukowano wywiady ze wszystkimi, kt贸rzy zgodzili si臋 ich udziela膰. W parlamencie zacz臋艂y si臋 interpelacje. Morderstwo w Andover 艂膮czono teraz z dwiema p贸藕niejszymi zbrodniami.

Scotland Yard przychyli艂 si臋 ostatecznie do pogl膮du, 偶e jak najwi臋kszy rozg艂os mo偶e przyczyni膰 si臋 do uj臋cia mordercy. Ca艂a ludno艣膰 Wielkiej Brytanii zmieni艂a si臋 w armi臋 detektyw贸w鈥揳mator贸w. 鈥濭oniec Codzienny鈥 mia艂 szcz臋艣liwy pomys艂 i stworzy艂 slogan:


A.B.C. MO呕E BY膯 W TWOIM MIE艢CIE


Poirot by艂 oczywi艣cie o艣rodkiem zainteresowania. Otrzymane przez niego listy by艂y przedrukowywane i fotografowane. Wymy艣lano mu, 偶e nie zapobieg艂 morderstwom, i broniono twierdz膮c, 偶e lada moment poda do publicznej wiadomo艣ci nazwisko zbrodniarza. Reporterzy czyhali na mojego przyjaciela i ewentualny z nim wywiad. Od czasu do czasu pojawia艂y si臋 tytu艂y:


CO M脫WI DZISIAJ PAN POIROT


po czym nast臋powa艂a szpalta niebywa艂ych bredni.


Pan Poirot ma powa偶ny pogl膮d na sytuacj臋

Pan Poirot w przeddzie艅 sukcesu

Kapitan Hastings, najserdeczniejszy przyjaciel

pana Poirota, powiedzia艂 w rozmowie z naszym

wys艂annikiem鈥


鈥 Poirot! 鈥 zawo艂a艂em z rozpacz膮. 鈥 Wierz mi, b艂agam! Nigdy nie powiedzia艂em nic podobnego!

鈥 Wiem, wiem, Hastings 鈥 odrzek艂 dobrotliwie. 鈥 Istnieje bezdenna przepa艣膰 mi臋dzy s艂owem m贸wionym a pisanym. Oni maj膮 sposoby na odwracanie zda艅 tak, 偶e ich sens zostaje kompletnie zmieniony.

鈥 Nie chc臋, aby艣 my艣la艂, 偶e m贸wi艂em鈥

鈥 Nie przejmuj si臋, przyjacielu. To drobiazgi bez znaczenia. Nawet najwi臋ksza bzdura mo偶e czasami pom贸c.

鈥 W jaki spos贸b?

鈥 Eh, bien* 鈥 odrzek艂 powa偶nie Poirot. 鈥 Je偶eli nasz szaleniec przeczyta, co rzekomo powiedzia艂em dzisiaj reporterowi 鈥濩odziennej Kaczki鈥, straci dla mnie ca艂y szacunek jako dla przeciwnika.

Moje dotychczasowe s艂owa mog膮 wywo艂a膰 wra偶enie, 偶e nie robiono nic, aby popchn膮膰 艣ledztwo naprz贸d. Naprawd臋 dzia艂o si臋 zupe艂nie inaczej. Scotland Yard i policja rozmaitych hrabstw niestrudzenie tropi艂y najniklejsze cho膰by 艣lady. W hotelach, pensjonatach i rozmaitych pokojach do wynaj臋cia (nawet w znacznej odleg艂o艣ci od miejsc zbrodni) przeprowadzano drobiazgowe dochodzenia. Troskliwie przesiewano opowie艣ci setek ludzi obdarzonych bujn膮 wyobra藕ni膮, kt贸rzy widzieli podejrzanego m臋偶czyzn臋 o b艂臋dnym wzroku lub przemykaj膮c膮 w nocy tajemnicz膮 ciemn膮 posta膰. Nie lekcewa偶ono 偶adnej, cho膰by najbardziej mglistej informacji. Obserwowano poci膮gi, autobusy, tramwaje; wypytywano tragarzy, konduktor贸w, sprzedawc贸w ksi膮偶ek i gazet. W rezultacie zatrzymano oko艂o dwudziestu os贸b, zwolniono je jednak po ustaleniu, 偶e na krytyczne noce maj膮 alibi. Og贸lne rezultaty by艂y 偶adne. Oceniono, 偶e pewne informacje mog膮 przyda膰 si臋 na przysz艂o艣膰, lecz bez dalszych uzupe艂nie艅 nie wiod膮 do niczego.

Crome i jego koledzy byli niestrudzeni. Natomiast Poirot wydawa艂 mi si臋 karygodnie bezczynny. Od czasu do czasu sprzeczali艣my si臋 na ten temat.

鈥 Nie rozumiem, czego ode mnie chcesz, mon ami 鈥 m贸wi艂. 鈥 C贸偶 ja mog臋 zrobi膰? Drobiazgowe dochodzenie policja za艂atwia znacznie lepiej ni偶 ja. A ty chcesz, 偶ebym tylko gania艂 i gania艂, jak go艅czy na tropie.

鈥 A ty wolisz siedzie膰 w domu jak鈥 jak鈥

鈥 Rozs膮dny cz艂owiek. Moja si艂a mie艣ci si臋 w m贸zgu, nie w nogach. My艣l臋 przez ca艂y czas, kiedy wydaje ci si臋, 偶e pr贸偶nuj臋.

鈥 My艣lisz? 鈥 obruszy艂em si臋. 鈥 Czy to czas na rozmy艣lania?

鈥 Tak. Po stokro膰 tak!

鈥 Ale c贸偶 mog膮 ci pom贸c rozmy艣lania? Znasz fakty i o trzech zbrodniach wiesz wszystko na pami臋膰.

鈥 Mnie nie interesuj膮 fakty, tylko umys艂 mordercy.

鈥 Umys艂 szale艅ca?

鈥 Naturalnie. Umys艂 szale艅ca, a wi臋c zagadka, kt贸rej nie rozwi膮zuje si臋 w minut臋. Je偶eli b臋d臋 wiedzia艂, jaki to cz艂owiek, 艂atwo odgadn臋, kim on jest. Z ka偶dego morderstwa dowiaduj臋 si臋 wi臋cej. Po zbrodni w Andover w艂a艣ciwie nie wiedzieli艣my o sprawcy nic. Po morderstwie w Bexhill mieli艣my ju偶 troch臋 wi臋cej szczeg贸艂贸w.

A po Churston jeszcze wi臋cej, prawda? Zaczynam dostrzega膰 nie to, co ty chcia艂by艣 zobaczy膰: zarys twarzy i sylwetki, ale widz臋 ju偶 zarys umys艂u. Tak, umys艂u, kt贸ry porusza si臋 i pracuje w okre艣lonym kierunku. Po nast臋pnym morderstwie鈥

鈥 Poirot! 鈥 zawo艂a艂em, a przyjaciel zmierzy艂 mnie ch艂odnym spojrzeniem.

鈥 Oczywi艣cie. Jestem przekonany, 偶e b臋dzie nast臋pne morderstwo. Wiele, naturalnie, zale偶y od losu, kt贸ry dotychczas sprzyja艂 naszemu nieznajomemu. Tym razem wiatr mo偶e si臋 zmieni膰. Ale tak czy inaczej, po kolejnej zbrodni b臋dziemy wiedzieli o wiele wi臋cej. Zbrodnia daje przera偶aj膮co wyra藕ny obraz. Zmieniaj metody, Custy, przyzwyczajenia, nastawienie umys艂u jak chcesz, a dusza twoja objawi si臋 zawsze w uczynku. Pozory mog膮 by膰 z艂udne, takie, jak gdyby plan przygotowywa艂y dwa skrajnie przeciwne umys艂y, niebawem jednak og贸lny zarys musi si臋 wy艂oni膰 i ja b臋d臋 wiedzia艂!

鈥 Kto jest morderc膮? 鈥 zapyta艂em 偶ywo.

鈥 Nie. Nie b臋d臋 jeszcze znal jego nazwiska i adresu. B臋d臋 wiedzia艂, jaki to typ cz艂owieka.

鈥 A wtedy?

鈥 Wtedy wybior臋 si臋 na ryby. Spojrza艂em na艅 ze zdziwieniem.

鈥 Widzisz, Hastings 鈥 ci膮gn膮艂 鈥 do艣wiadczony w臋dkarz dobrze wie, jaki rodzaj przyn臋ty obra膰 dla takiej albo innej ryby. Gdy b臋d臋 wiedzia艂, jak膮 ryb臋 chc臋 z艂apa膰, postaram si臋 o w艂a艣ciw膮 przyn臋t臋.

鈥 A wtedy?

鈥 A wtedy鈥 a wtedy!鈥 Przypominasz mi dostojnego Crome鈥檃 z jego wiecznym: 鈥濷, czy偶by?鈥 Wtedy on chwyci przyn臋t臋 i haczyk, a my zaczniemy zwija膰 link臋.

鈥 Pi臋knie, ale tymczasem ludzie b臋d膮 gin膮膰 na prawo i na lewo.

鈥 Dotychczas zgin臋艂y trzy osoby, a codziennie mamy鈥 Ile to?鈥 Chyba ze sto dwadzie艣cia 艣miertelnych wypadk贸w drogowych w Anglii.

鈥 To ca艂kiem inna sprawa.

鈥 Dla tych, co umieraj膮, chyba identyczna. Dla innych: krewnych, przyjaci贸艂鈥 tak, zgadzam si臋, odmienna. Jedno mnie tylko cieszy w tej ca艂ej historii鈥

鈥 Z najwi臋ksz膮 przyjemno艣ci膮 us艂ysz臋 o czym艣, co mo偶e by膰 w tym pocieszaj膮cego.

鈥 Niepotrzebna ironia. Cieszy mnie, 偶e ani cie艅 winy nie pada na niewinnych.

鈥 C贸偶 w tym za pociecha?

鈥 Nie rozumiesz tego? Nie ma nic potworniejszego ni偶 偶ycie w atmosferze podejrzenia. Wyobra藕 sobie, 偶e obserwuj膮 ci臋 oczy bliskich i mi艂o艣膰 zmienia si臋 u nich w obaw臋. Wyobra藕 sobie, 偶e ty podejrzewasz osoby bliskie i kochane. To dzia艂a jak jad, jak trucizna. Rozumiesz teraz? Jednego nie mog臋 zarzuci膰 naszemu A.B.C.: zatruwania 偶ycia niewinnym ludziom.

鈥 Nied艂ugo znajdziesz usprawiedliwienie dla tego cz艂owieka 鈥 powiedzia艂em z gorycz膮.

鈥 Niewykluczone. Przecie偶 on mo偶e uwa偶a膰 si臋 za w pe艂ni usprawiedliwionego. Mo偶e i my w rezultacie zaczniemy sympatyzowa膰 偶 jego punktem widzenia?

鈥 Doprawdy, Poirot, tego za wiele!

鈥 Bardzo mi przykro, 偶e zgorszy艂em ci臋 najprz贸d bezczynno艣ci膮, a nast臋pnie pogl膮dami.

Bez s艂owa kiwn膮艂em g艂ow膮.

鈥 W ka偶dym razie 鈥 podj膮艂 m贸j przyjaciel 鈥 mam pewien projekt, kt贸ry na pewno przypadnie ci do Custu, bo jest czynny, nie bierny. Ponadto realizacja jego wymaga膰 b臋dzie bardzo du偶o gadania i prawie nic my艣lenia.

鈥 Co to za projekt? 鈥 spyta艂em podejrzliwie, gdy偶 ton Poirota wcale mi si臋 nie podoba艂.

鈥 Dobycie wszystkiego, co im wiadomo, z krewnych, przyjaci贸艂 i s艂u偶by ofiar.

鈥 Czy偶by艣 podejrzewa艂, 偶e ci ludzie co艣 zataili?

鈥 Nie rozmy艣lnie. Ale powiedzenie wszystkiego, co wiesz, narzuca zawsze pewn膮 selekcj臋. Gdybym powiedzia艂 ci, 偶eby艣 mi zda艂 wyczerpuj膮ce sprawozdanie z dnia wczorajszego, sformu艂owa艂by艣 to zapewne w taki spos贸b: 鈥濿sta艂em o dziewi膮tej, 艣niadanie zjad艂em o dziesi膮tej. Sk艂ada艂o si臋 z jajek, bekonu i kawy. Potem poszed艂em do klubu鈥. I tak dalej, i tak dalej. Nie powiedzia艂by艣 natomiast: 鈥瀂adar艂em paznokie膰 i musia艂em go obci膮膰. Zadzwoni艂em, 偶eby s艂u偶膮cy przyni贸s艂 mi ciep艂膮 wod臋 do golenia. Na obrus wyla艂em troch臋 kawy. Wyczy艣ci艂em szczotk膮 kapelusz, zanim w艂o偶y艂em go na g艂ow臋鈥. Cz艂owiek nie mo偶e powiedzie膰 wszystkiego i dlatego czyni wyb贸r. Je偶eli chodzi o morderstwo, ludzie wybieraj膮 to, co uwa偶aj膮 za wa偶ne. Ale bardzo cz臋sto pope艂niaj膮 grube omy艂ki.

鈥 A w jaki spos贸b mo偶na z nich wydusi膰 potrzebne wiadomo艣ci?

鈥 Po prostu tak, jak m贸wi艂em: dzi臋ki rozmowom. Je偶eli wiele razy m贸wi si臋 o tym samym wydarzeniu albo tej samej osobie, albo tym samym dniu, za ka偶dym razem wychodz膮 nowe szczeg贸艂y.

鈥 Jakie szczeg贸艂y?

鈥 Oczywi艣cie nie wiem, bo gdybym wiedzia艂, nie stara艂bym si臋 ich odkry膰. Obecnie jednak up艂yn臋艂o dosy膰 czasu, by r贸偶ne rzeczy odzyska艂y sw膮 normaln膮 warto艣膰. To przeczy prawom matematycznym, 偶eby w trzech przypadkach morderstwa ani jeden fakt, ani jedno zdanie nie kry艂y drogi do rozwi膮zania zagadki. Co艣 b艂ahego na poz贸r mo偶e by膰 w艂a艣ciwym drogowskazem. Naturalnie, 偶e b臋dzie to szukanie ig艂y w stogu siana, ale gwarantuj臋 ci, 偶e w tym stogu znajduje si臋 ig艂a.

Wszystko to wydawa艂o mi si臋 bardzo mgliste i niejasne. Poirot zorientowa艂 si臋 widocznie, gdy偶 podj膮艂:

鈥 Nie rozumiesz? Widz臋, 偶e jeste艣 mniej bystry ni偶 prosta pokoj贸wka.

Z tymi s艂owami poda艂 mi list pisany czysto, lecz niewyrobionym charakterem.


Szanowny Panie! Prosz臋 wybaczy膰 mi, 偶e o艣mielam si臋 pisa膰 do Szanownego Pana. Wiele my艣la艂am o dw贸ch morderstwach, kt贸re nast膮pi艂y po 艣mierci mojej biednej cioci. Wydaje mi si臋, 偶e teraz wi臋cej os贸b jest w podobnej sytuacji. Widzia艂am w gazetach fotografie tej m艂odej pani, siostry dziewczyny, kt贸ra zosta艂a zamordowana w Bexhill. Odwa偶y艂am si臋 napisa膰 do niej, 偶e przyje偶d偶am do Londynu i b臋d臋 si臋 tam stara艂a o miejsce, mog艂abym wi臋c zgodzi膰 si臋 do niej albo do jej matki, bo co dwie g艂owy to nie jedna. Nie 偶膮dam wysokiej pensji, bo chodzi mi jedynie o to, by dowiedzie膰 si臋, kto jest tym piekielnym zbrodniarzem. Jak by艂yby艣my razem, pr臋dzej mog艂yby艣my co艣 wymy艣li膰. Ta pani odpowiedzia艂a mi bardzo grzecznie, 偶e pracuje w biurze i mieszka w pensjonacie, poradzi艂a jednak, 偶ebym napisa艂a do Szanownego Pana, i doda艂a, 偶e co艣 podobnego i jej przychodzi艂o do g艂owy. Obie zosta艂y艣my pokrzywdzone, powinny艣my wiec trzyma膰 si臋 razem. Wobec tego pisz臋 do Szanownego Pana, aby zawiadomi膰, 偶e jestem ju偶 w Londynie, i poda膰 sw贸j adres. Mam nadziej臋, 偶e Szanowny Pan wybaczy mi 艣mia艂o艣膰, i przesy艂am wyrazy uszanowania

Mary Drower


鈥 Mary Drower to bardzo inteligentna dziewczyna 鈥 stwierdzi艂 Poirot. 鈥 A teraz to przeczytaj 鈥 doda艂 wr臋czaj膮c mi drugi list.

Franklin Clarke skre艣li艂 tylko kilka s艂贸w zawiadamiaj膮c, 偶e przyje偶d偶a do Londynu i je艣li pan Poirot pozwoli, z艂o偶y mu wizyt臋 dnia nast臋pnego.

鈥 Nie upadaj na duchu, mon ami 鈥 powiedzia艂 Poirot. 鈥 To dopiero pocz膮tek kampanii.



Rozdzia艂 XVIII
Poirot wyg艂asza mow臋


Franklin Clarke odwiedzi艂 nas nast臋pnego dnia o trzeciej po po艂udniu i bez ogr贸dek przyst膮pi艂 do sedna sprawy.

鈥 Panie Poirot 鈥 powiedzia艂 鈥 nie jestem zadowolony.

鈥 Nie jest pan zadowolony? Z czego?

鈥 Nie w膮tpi臋, 偶e ten Crome to energiczny policjant, ale otwarcie m贸wi膮c, dzia艂a mi na nerwy. Te jego miny wszystkowiedz膮cej wy偶szo艣ci! W Churston wspomina艂em tu obecnemu pa艅skiemu przyjacielowi o pewnym planie, ale na g艂ow臋 spad艂y mi wszystkie sprawy brata i do tej pory nie mia艂em czasu. Uwa偶am, panie Poirot, 偶e nie wolno nam zasypia膰 gruszek w popiele.

鈥 To samo wci膮偶 powtarza Hastings.

鈥 Musimy ruszy膰 z miejsca. Musimy przygotowa膰 si臋 przed nast臋pn膮 zbrodni膮.

鈥 A wi臋c s膮dzi pan, 偶e b臋dzie nast臋pna zbrodnia?

鈥 A pan?

鈥 Oczywi艣cie.

鈥 A zatem trzeba co艣 zorganizowa膰.

鈥 Prosz臋 mi bli偶ej obja艣ni膰 pa艅ski plan.

鈥 Proponuj臋 utworzenie jak gdyby specjalnego legionu dzia艂aj膮cego pod pa艅skim dow贸dztwem, a sk艂adaj膮cego si臋 z krewnych i przyjaci贸艂 os贸b zamordowanych.

鈥 Une bonne id茅e!*

鈥 Mi艂o mi to s艂ysze膰. Wsp贸lnymi si艂ami mo偶emy co艣 nieco艣 zrobi膰. I jeszcze jedno: je偶eli po nast臋pnym ostrze偶eniu wszyscy udamy si臋 na miejsce, jedno z nas mog艂oby鈥 nie twierdze, 偶e to bardzo prawdopodobne, ale w ka偶dym razie mo偶liwe鈥 Ot贸偶, mogliby艣my rozpozna膰 kogo艣, kto by艂 w pobli偶u miejsca jednej z poprzednich zbrodni.

鈥 Rozumiem i pochwalam pa艅ski pomys艂. Ale prosz臋 nie zapomina膰, panie Clarke, 偶e krewni i przyjaciele pozosta艂ych ofiar nie nale偶膮 do pa艅skiej sfery. To wszystko p艂atni pracownicy i je偶eli nawet mogliby otrzyma膰 kr贸tkie urlopy鈥

鈥 Wzi膮艂em to pod uwag臋 鈥 przerwa艂 Clarke. 鈥 Tylko ja mog臋 finansowa膰 t臋 imprez臋. Osobi艣cie nie jestem szczeg贸lnie maj臋tny, ale m贸j brat by艂 bardzo bogatym cz艂owiekiem, a w rezultacie maj膮tek trafi do mnie. Jak ju偶 powiedzia艂em, proponuj臋 stworzenie legionu specjalnego, kt贸rego cz艂onkowie byliby p艂atni tak mniej wi臋cej, jak by pracowali, naturalnie z uwzgl臋dnieniem koszt贸w i wydatk贸w specjalnych.

鈥 Kto, pa艅skim zdaniem, winien wchodzi膰 w sk艂ad tego legionu?

鈥 I to ju偶 rozwa偶y艂em. Nawet korespondowa艂em z pann膮 Megan Barnard, kt贸rej po cz臋艣ci zawdzi臋czam ten pomys艂. My艣la艂em o pannie Barnard i panu Donaldzie Fraserze, narzeczonym zamordowanej kelnerki. Poza tym jest siostrzenica kobiety z Andover; panna Barnard zna jej adres. Nie wydaje mi si臋, 偶eby Franz Ascher m贸g艂 si臋 na co艣 przyda膰, bo to, jak s艂ysza艂em, na艂ogowy pijak. Pa艅stwo Barnardowie, ojciec i matka, wydaj膮 mi si臋 tak偶e za starzy do s艂u偶by czynnej.

鈥 Nikogo wi臋cej pan nie proponuje?

鈥 C贸偶鈥 chyba pann臋 Grey 鈥 zarumieni艂 si臋 wypowiadaj膮c to nazwisko.

鈥 Pann臋 Grey鈥 鈥 powt贸rzy艂 Poirot.

Nikt nie potrafi艂by przesyci膰 tych dw贸ch s艂贸w tak subteln膮 ironi膮. Franklin Clarke odm艂odnia艂 nagle o trzydzie艣ci pi臋膰 lat. Mia艂 min臋 uczniaka przy艂apanego na gor膮cym uczynku.

鈥 Tak 鈥 podj膮艂 po chwili. 鈥 Widzi pan, panna Grey pracowa艂a u mojego brata przesz艂o dwa lata. Zna okolic臋, s膮siad贸w. I w og贸le jest dobrze zorientowana鈥 Ja w tym czasie przez p贸艂tora roku nie by艂em w kraju.

Poirot zlitowa艂 si臋 nad nim i zmieni艂 temat rozmowy:

鈥 Bawi艂 pan na Wschodzie, w Chinach?

鈥 Tak. By艂em jak gdyby komiwoja偶erem mego brata. Robi艂em dla niego zakupy.

鈥 To musia艂o by膰 nad wyraz interesuj膮ce!鈥 A zatem, panie Clarke, ca艂kowicie aprobuj臋 pa艅ski pomys艂. Wczoraj m贸wi艂em Hastingsowi, 偶e zbli偶enie os贸b zainteresowanych uwa偶am za konieczne. Trzeba od艣wie偶a膰 wspomnienia, por贸wnywa膰 wra偶enia, a wreszcie omawia膰 ca艂膮 spraw臋 od pocz膮tku do ko艅ca. Gada膰, gada膰, gada膰 i jeszcze raz gada膰. Niekiedy b艂ahe na poz贸r zdanie mo偶e zrodzi膰 ol艣nienie.

W kilka dni p贸藕niej legion specjalny zebra艂 si臋 w mieszkaniu Poirota. Kiedy wszyscy zasiedli doko艂a wpatrzeni w s艂awnego detektywa, kt贸ry jako przewodnicz膮cy zaj膮艂 miejsce u szczytu sto艂u, przebieg艂em wzrokiem zebranych, aby potwierdzi膰 lub zrewidowa膰 moje pierwsze o nich wra偶enie.

Wszystkie trzy dziewczyny wygl膮da艂y niezwykle. Tora Grey, jasnow艂osa pi臋kno艣膰; czarnow艂osa, skupiona Megan Barnard o dziwnej, nieruchomej jak maska Indianina twarzy; ubrana w czarny kostium Mary Drower, schludna, spokojna dziewczyna o 艂adnej i inteligentnej twarzy. M臋偶czy藕ni stanowili ciekawy kontrast. Franklin Clarke by艂 ros艂y, ogorza艂y, gadatliwy; Donald Fraser opanowany i milcz膮cy.

Oczywi艣cie Poirot nie m贸g艂 przezwyci臋偶y膰 pokusy i korzystaj膮c ze sposobno艣ci wyg艂osi艂 ma艂膮 m贸wk臋:

鈥 Mesdames et messieurs!* Wiadomo nam, w jakim celu zgromadzili艣my si臋 tutaj. Policja czyni wszystko, by wytropi膰 zbrodniarza. Ja r贸wnie偶 nie szcz臋dz臋 stara艅 na sw贸j odmienny spos贸b. Wydaje mi si臋 jednak, 偶e zjednoczenie os贸b, kt贸re s膮 osobi艣cie zainteresowane spraw膮, a ponadto, 偶e si臋 tak wyra偶臋, osobi艣cie zna艂y ofiary, mo偶e przynie艣膰 wyniki, jakich nigdy nie zdo艂a osi膮gn膮膰 艣ledztwo oficjalne.

Mieli艣my do czynienia z trzema morderstwami: starej kobiety, dziewczyny w kwiecie wieku i starszego d偶entelmena. Tylko jedno ogniwo 艂膮czy tych troje ludzi: fakt, 偶e zgin臋li z tej samej r臋ki. C贸偶 to znaczy? 呕e ta sama osoba by艂a w trzech rozmaitych miejscowo艣ciach i naturalnym rzeczy porz膮dkiem musia艂o widzie膰 j膮 wielu ludzi. Nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e zbrodniarz jest szale艅cem w zaawansowanym stadium ob艂臋du. R贸wnie pewnym zdaje si臋, 偶e jego wygl膮d i zachowanie nie zwracaj膮 uwagi. Osoba ta (nie wiemy oczywi艣cie, m臋偶czyzna czy kobieta) obdarzona jest szata艅sk膮 chytro艣ci膮. Jak dotychczas udawa艂o jej si臋 ca艂kowite zacieranie 艣lad贸w. Policja dysponuje pewnymi mglistymi wskaz贸wkami, na kt贸rych wszak偶e absolutnie nie mo偶e si臋 oprze膰. Atoli musz膮 istnie膰 wskaz贸wki, kt贸re nie s膮 mgliste i nieokre艣lone. Zastan贸wmy si臋 nad jednym: przecie偶 贸w morderca nie przyjecha艂 z p贸艂nocy do Bexhill i nie znalaz艂 przypadkiem na pla偶y m艂odej osoby, kt贸rej nazwisko rozpoczyna si臋 na 鈥濨鈥.

鈥 Czy koniecznie musimy o tym m贸wi膰? 鈥 przerwa艂 dotkni臋ty do 偶ywego Donald Fraser.

鈥 Monsieur, koniecznie musimy m贸wi膰 o wszystkim 鈥 odparowa艂 Poirot. 鈥 Jest pan tutaj nie po to, by oszcz臋dza膰 swe uczucia usuwaj膮c z my艣li drobiazgi, lecz by w razie potrzeby takie w艂a艣nie drobiazgi dobywa膰 z mroku pod艣wiadomo艣ci. Jak wi臋c powiedzia艂em: to nie przypadkowy traf podsun膮艂 naszemu A.B.C. ofiar臋 w osobie Betty Barnard. Ofiar臋 t臋 musia艂 wybra膰 艣wiadomie, a zatem z premedytacj膮. To znaczy, 偶e niew膮tpliwie przeprowadzi艂 z g贸ry rozpoznanie terenu. Szereg fakt贸w zna艂 doskonale: najstosowniejsz膮 godzin臋 pope艂nienia zbrodni w Andover, sytuacj臋 w Bexhill, przyzwyczajenia sir Cecila Clarke鈥檃 w Churston. Ja osobi艣cie nie wierz臋, aby nie istnia艂a wskaz贸wka umo偶liwiaj膮ca ustalenie to偶samo艣ci zbrodniarza. Zak艂adam, 偶e kto艣 z pa艅stwa, a by膰 mo偶e wszyscy, wie co艣 wa偶nego nie zdaj膮c sobie sprawy, 偶e tak jest istotnie. Wcze艣niej lub p贸藕niej, dzi臋ki obcowaniu pa艅stwa ze sob膮, wyp艂ynie na jaw co艣, o czym na razie nikt z nas nawet nie marzy. To tak, jak uk艂adanka obrazkowa: ka偶de z pa艅stwa mo偶e trzyma膰 w r臋ku jak膮艣 cz臋艣膰 pozornie bez znaczenia, ale kilka tych kawa艂k贸w z艂o偶onych razem tworzy fragment wyra藕nego ju偶 obrazu.

鈥 To s膮 tylko s艂owa 鈥 powiedzia艂a Megan Barnard.

鈥 S艂ucham? 鈥 Poirot spojrza艂 na ni膮 pytaj膮co.

鈥 Wszystko, co pan m贸wi, to s艂owa nie maj膮ce w艂a艣ciwie 偶adnego znaczenia.

鈥 S艂owa, Mademoiselle, s膮 przecie偶 zewn臋trzn膮 pow艂ok膮 my艣li.

鈥 A mnie si臋 wydaje, 偶e w tym jest du偶o sensu 鈥 wtr膮ci艂a Mary Drower. 鈥 Niech mi pani wierzy, w tym jest du偶o sensu. Cz臋sto si臋 zdarza, 偶e trzeba dobrze przewa艂kowa膰 jak膮艣 spraw臋, by j膮 poj膮膰. Rozja艣nia si臋 pani w g艂owie nie wiadomo jak, kiedy i dlaczego. Rozmowa prowadzi do wielu cel贸w.

鈥 W danym przypadku mo偶na odwr贸ci膰 sens przys艂owia: mowa jest srebrem, a milczenie z艂otem 鈥 powiedzia艂 Franklin Clarke.

鈥 A co pan na to, panie Fraser?

鈥 W膮tpi臋, panie Poirot, aby z tego wynik艂y jakie艣 praktyczne korzy艣ci.

鈥 Jakie jest twoje zdanie, Toro? 鈥 zwr贸ci艂 si臋 Clarke do panny Grey.

鈥 Wydaje mi si臋, 偶e zasada omawiania spraw jest zawsze zdrowa.

鈥 A zatem 鈥 podj膮艂 Poirot 鈥 mo偶e wszyscy pa艅stwo spr贸buj膮 od艣wie偶y膰 w pami臋ci wspomnienia z okresu poprzedzaj膮cego zbrodni臋. Zechce pan da膰 dobry przyk艂ad, panie Clarke.

鈥 Chwileczk臋, musz臋 si臋 zastanowi膰鈥 Rano w dniu, kiedy Cecil zosta艂 zamordowany, wyjecha艂em 偶agl贸wk膮 na morze. Z艂owi艂em osiem makreli. Pogoda by艂a bardzo pi臋kna. Obiad jad艂em bardzo wcze艣nie. By艂 gulasz wo艂owy, dobrze pami臋tam. Potem drzema艂em w hamaku. Po podwieczorku napisa艂em kilka list贸w i nie zd膮偶y艂em nada膰 ich przed odej艣ciem poczty, wobec czego pojecha艂em samochodem do Paington. Potem by艂a kolacja i鈥 troch臋 wstyd mi si臋 przyzna膰鈥 prawie do jedenastej czyta艂em po raz nie wiem kt贸ry ksi膮偶k臋 Nesbita. Przepada艂em za ni膮 jako dziecko鈥 Potem zadzwoni艂 telefon.

鈥 Stop! 鈥 zarz膮dzi艂 Poirot. 鈥 A teraz, panie Clarke, prosz臋 sobie przypomnie膰, czy rano id膮c nad morze spotka艂 pan kogo艣?

鈥 Ca艂膮 mas臋 ludzi.

鈥 Nikogo nie pami臋ta pan dok艂adnie?

鈥 Absolutnie nikogo.

鈥 Na pewno?

鈥 Zaraz, spr贸buj臋 sobie przypomnie膰鈥 Owszem, pami臋tam. Bardzo oty艂膮 kobiet臋. Zdziwi艂em si臋, dlaczego ma na sobie sukni臋 w poprzeczne pasy. By艂o z ni膮 dwoje dzieci. Aha! Na pla偶y dwaj ch艂opcy rzucali do morza kamienie, po kt贸re p艂ywa艂 foksterier. Zaraz, zaraz鈥 Jaka艣 dziewczyna z prawie 偶贸艂tymi w艂osami strasznie piszcza艂a w k膮pieli. Dziwne, 偶e takie obrazy przesuwaj膮 si臋 przed oczyma, jakby kto艣 rozwija艂 ta艣m臋 filmu.

鈥 Doskonale si臋 pan spisuje. No, a co by艂o p贸藕niej, w ci膮gu dnia, w ogrodzie albo jak pan jecha艂 na poczt臋?

鈥 W ogrodzie ogrodnik podlewa艂 kwiaty, a jad膮c na poczt臋鈥 Ach, tak! Omal nie przejecha艂em jakiej艣 idiotki, kt贸ra z roweru gada艂a i plotkowa艂a ze znajom膮. Chyba nic wi臋cej sobie nie przypomn臋.

鈥 Na pani膮 kolej 鈥 powiedzia艂 Poirot do Tory Grey.

鈥 Z rana za艂atwia艂am korespondencj臋 z sir Cecilem 鈥 dziewczyna m贸wi艂a spokojnym, d藕wi臋cznym g艂osem.

鈥 Potem om贸wi艂am sprawy domowe z gospodyni膮. Po po艂udniu pisa艂am swoje prywatne listy i troch臋 szy艂am. Hm鈥 jak to trudno przypomnie膰 sobie przebieg zwyczajnego dnia鈥 Do 艂贸偶ka po艂o偶y艂am si臋 wcze艣nie.

Ku mojemu zdziwieniu Poirot nie pyta艂 o nic wi臋cej i zwr贸ci艂 si臋 do panny Barnard:

鈥 Panno Megan, czy pani mo偶e od艣wie偶y膰 wspomnienia z ostatniego spotkania z siostr膮?

鈥 Ostatni raz widzia艂am j膮 mniej wi臋cej dwa tygodnie przed 艣mierci膮. Sp臋dza艂am w domu sobot臋 i niedziel臋. Pogoda by艂a pi臋kna. Wybra艂y艣my si臋 do Hastings na basen.

鈥 O czym panie rozmawia艂y?

鈥 M贸wi艂am Betty bez ogr贸dek, co o niej my艣l臋.

鈥 I co jeszcze? O czym ona m贸wi艂a?

鈥 M贸wi艂a, 偶e ma trudno艣ci finansowe, a tak偶e o kapeluszu i dw贸ch letnich sukniach, kt贸re ostatnio kupi艂a. Potem troch臋 o Donie鈥 M贸wi艂a tak偶e, 偶e nie cierpi Milly Higley, tej kole偶anki z kawiarni. Aha! Obie 艣mia艂y艣my si臋 z panny Merrion, tej rudej kierowniczki. Wi臋cej sobie nie przypominam.

鈥 Czy pani siostra鈥 Bardzo przepraszam, panie Fraser鈥 Czy pani siostra nie m贸wi艂a o jakim艣 m臋偶czy藕nie, z kt贸rym si臋 spotyka?

鈥 Tego nie powiedzia艂aby mi nigdy 鈥 odpar艂a sucho Megan.

Poirot zwr贸ci艂 si臋 do rudego, piegowatego m艂odzie艅ca:

鈥 Panie Fraser, prosz臋 si臋 teraz skupi膰. Jak pan powiedzia艂, fatalnego wieczoru poszed艂 pan przed kawiarnie Pod Rudym Kotem. Chcia艂 pan zosta膰 tam i obserwowa膰 Betty Barnard. Czy nie przypomina pan sobie kogo艣, na kogo w tym czasie zwr贸ci艂 pan uwag臋?

鈥 Na bulwarze spacerowa艂y ca艂e t艂umy. Nikogo szczeg贸lnego nie zapami臋ta艂em.

鈥 Niech si臋 pan zastanowi. Czasami umys艂 zaj臋ty jest czym艣 innym, a wzrok notuje odruchowo, bezmy艣lnie, ale dok艂adnie.

鈥 Nikogo szczeg贸lnego nie zapami臋ta艂em 鈥 powt贸rzy艂 uparcie m艂ody cz艂owiek.

Poirot westchn膮艂 i zagadn膮艂 Mary Drower:

鈥 Otrzymywa艂a pani listy od swojej ciotki, prawda?

鈥 Naturalnie, prosz臋 pana.

鈥 Kiedy dosta艂a pani ostatni?

鈥 Dwa dni przed morderstwem 鈥 odpar艂a Mary po chwili namys艂u.

鈥 Co pisa艂a pani Ascher?

鈥 Pisa艂a, 偶e stary diabe艂 znowu si臋 do niej przyczepi艂, a ona鈥 bardzo pa艅stwa przepraszam za to wyra偶enie鈥 wyrzuci艂a go na zbity pysk. Pisa艂a tak偶e, 偶e czeka mnie we 艣rod臋鈥 to by艂y moje urodziny, prosz臋 pana鈥 i 偶e razem p贸jdziemy do kina. W 艣rod臋 zawsze mam wychodne.

Jakie艣 wspomnienie 鈥 zapewne my艣l o mi艂ej wizycie u ciotki 鈥 nape艂ni艂o 艂zami oczy Mary. Dziewczyna st艂umi艂a szloch i przeprosi艂a cicho za swoje nieopanowanie.

鈥 Prosz臋 mi wybaczy膰, panie Poirot, nie chcia艂abym wyda膰 si臋 g艂upi膮. Z p艂aczu nic nie przyjdzie. Pomy艣la艂am tylko, 偶e i ona, i ja czeka艂y艣my na t臋 艣rod臋. To mnie troch臋 wzruszy艂o, prosz臋 pana.

鈥 Dobrze rozumiem to uczucie 鈥 wtr膮ci艂 Franklin Clarke. Najbardziej wzruszaj膮 mnie drobne rzeczy. Zw艂aszcza my艣l o jakiej艣 wsp贸lnej przyjemno艣ci czy prezencie, co艣 mi艂ego i naturalnego. Raz widzia艂em zw艂oki przejechanej przez autobus kobiety. Widocznie przed chwil膮 kupi艂a nowe pantofle. Obok niej le偶a艂a pognieciona paczka, z kt贸rej wystawa艂y cienkie, wysokie obcasy. To wygl膮da艂o tak tragicznie, 偶e omal si臋 nie rozp艂aka艂em.

鈥 Jakie to prawdziwe! Jakie prawdziwe! 鈥 potwierdzi艂a Megan z rzadkim o偶ywieniem. 鈥 Co艣 podobnego zdarzy艂o si臋 po 艣mierci Betty. Mamusia kupi艂a dla niej po艅czochy. Kupi艂a przed po艂udniem w dniu, kiedy鈥 to si臋 zdarzy艂o. Biedna mamusia by艂a zupe艂nie za艂amana. Zasta艂am j膮 p艂acz膮c膮 nad tymi po艅czochami. Wci膮偶 powtarza艂a: 鈥濳upi艂am je dla Betty, kupi艂am je dla Betty, a ona ich nigdy nie zobaczy!鈥

G艂os dr偶a艂 jej lekko. Pochyliwszy si臋 do przodu spogl膮da艂a na Franklina Clarke鈥檃. Zdawa艂o mi si臋, 偶e powstaje mi臋dzy nimi nag艂a ni膰 sympatii, jak gdyby powinowactwo w nieszcz臋艣ciu.

鈥 Tak, tak 鈥 potwierdzi艂 Clarke. 鈥 Takie drobne rzeczy najbole艣niej czasem wspomina膰.

Donald Fraser niespokojnie kr臋ci艂 si臋 na krze艣le. Tora Grey zmieni艂a temat rozmowy:

鈥 Czy przygotujemy dzisiaj jakie艣 plany na przysz艂o艣膰?

鈥 Naturalnie 鈥 powiedzia艂 Franklin Clarke odzyskuj膮c zwyk艂膮 mu energi臋. 鈥 S膮dz臋, 偶e gdy nadejdzie odpowiedni moment, to znaczy, kiedy pan Poirot otrzyma czwarty list, winni艣my zmobilizowa膰 wszystkie si艂y. Na razie powinni艣my pr贸bowa膰 ka偶dy na sw贸j spos贸b. Mo偶e pan Poirot wskaza艂by nam jakie艣 drobne cele.

鈥 M贸g艂bym wysun膮膰 par臋 kwestii 鈥 rzek艂 skromnie Poirot.

鈥 Doskonale. Ja b臋d臋 notowa艂 鈥 Clarke doby艂 notes. 鈥 Zaczynamy, panie Poirot. Punkt a)?

鈥 Wydaje mi si臋 prawdopodobne, 偶e kelnerka, ta Milly Higley, mo偶e wiedzie膰 co艣 wa偶nego.

鈥 a) Milly Higley 鈥 zanotowa艂 Franklin Clarke.

鈥 Nasuwaj膮 mi si臋 dwie metody zbli偶enia. Natarcie mog艂aby wykona膰 panna Barnard鈥

鈥 Czy s膮dzi pan, 偶e to by艂oby w moim stylu?

鈥 C贸偶, mog艂aby pani wywo艂a膰 sprzeczk臋 z t膮 dziewczyn膮. Powiedzie膰 na przyk艂ad, 偶e ona nigdy nie lubi艂a pani siostry, a siostra opowiedzia艂a pani wszystko o niej. Nie w膮tpi臋, 偶e taki atak wywo艂a艂by pow贸d藕 odpowiedzi. Dziewczyna wyzna艂aby pani wtedy wszystko, co my艣li o pani siostrze, a z tego da艂oby si臋 wy艂owi膰 jakie艣 znamienne fakty.

鈥 A druga metoda?

鈥 Pan Fraser m贸g艂by okaza膰 zainteresowanie t膮 dziewczyn膮.

鈥 Czy to konieczne? 鈥 zapyta艂 m艂ody cz艂owiek.

鈥 Nie, niekonieczne. Po prostu jedna z mo偶liwych linii wywiadu.

鈥 A mo偶e ja bym popr贸bowa艂? 鈥 zaproponowa艂 Franklin. 鈥 Mam鈥 ehem鈥 dosy膰 rozleg艂e do艣wiadczenie, panie Poirot. Zapewne poradzi艂bym sobie jako艣 z t膮 m艂od膮 dam膮.

鈥 Pan b臋dzie mia艂 na pewno co innego do roboty 鈥 powiedzia艂a do艣膰 szorstko Tora Grey.

鈥 Tak, tak, na pewno鈥 鈥 Clarke zarumieni艂 si臋 lekko.

鈥 A mnie si臋 wydaje 鈥 podj膮艂 Poirot 鈥 偶e chwilowo nie b臋dzie pan mia艂 wiele do roboty w Churston. Panna Grey mog艂aby nam odda膰鈥

鈥 Panie Poirot 鈥 przerwa艂a Tora 鈥 pan nie wie jeszcze, 偶e ja na dobre wyjecha艂am z Devonu.

鈥 Aa鈥 Jak to? Nie rozumiem?

鈥 Panna Grey by艂a tak 艂askawa, 偶e zosta艂a jaki艣 czas i pomog艂a mi w porz膮dkowaniu rozmaitych spraw. Oczywi艣cie jednak woli zaj膮膰 odpowiednie stanowisko w Londynie.

Poirot spojrza艂 bystro najprz贸d na jedno, potem na drugie.

鈥 Jak zdrowie lady Clarke? 鈥 zapyta艂.

Z podziwem patrzy艂em na delikatny rumieniec Tory Grey i ledwie dos艂ysza艂em odpowied藕 Franklina.

鈥 Bardzo niedobrze. Ach, panie Poirot, czy m贸g艂by pan znale藕膰 wolny dzie艅, aby odwiedzi膰 moj膮 bratow膮 w Devonie? Kiedy wyje偶d偶a艂em, m贸wi艂a mi, 偶e pragnie z panem pom贸wi膰. Oczywi艣cie, stan jej zdrowia nie pozwala czasami na przyjmowanie wizyt przez dwa albo trzy dni. Gdyby pan jednak chcia艂 zaryzykowa膰鈥 Oczywi艣cie na m贸j koszt鈥

鈥 Bardzo ch臋tnie, panie Clarke. Czy m贸j wyjazd pojutrze odpowiada艂by panu?

鈥 Naturalnie. Zaraz zadepeszuj臋 do piel臋gniarki, aby odpowiednio regulowa艂a u偶ycie 艣rodk贸w u艣mierzaj膮cych.

鈥 A pani, drogie dziecko 鈥 zwr贸ci艂 si臋 Poirot do Mary Drower 鈥 mog艂aby, jak s膮dz臋, bardzo pom贸c nam w Andover. Niech pani wybada dzieci.

鈥 Dzieci? 鈥 zdziwi艂a si臋 dziewczyna.

鈥 Tak. Dzieci niech臋tnie rozmawiaj膮 z obcymi, ale pani膮 znaj膮 doskonale. Na ulicy, przy kt贸rej mieszka艂a pani ciotka, widzia艂em wiele bawi膮cych si臋 dzieciak贸w. Mog艂y tamtego wieczora zwr贸ci膰 uwag臋 na cz艂owieka, kt贸ry wchodzi艂 do trafiki albo stamt膮d wychodzi艂.

鈥 A jakie b臋dzie zadanie panny Grey i moje? 鈥 zapyta艂 Clarke. Je偶eli naturalnie nie mam jecha膰 do Bexhill.

鈥 Panie Poirot 鈥 wtr膮ci艂a 偶ywo Tora Grey. 鈥 Jaki stempel pocztowy by艂 na trzecim li艣cie?

鈥 Putney.

鈥 Putney 鈥 powt贸rzy艂a z namys艂em. 鈥 To b臋dzie, o ile si臋 nie myl臋, SW 15?

鈥 Tak. To by艂o nawet w prasie.

鈥 Wynika艂oby st膮d, 偶e A.B.C. jest londy艅czykiem.

鈥 Mo偶liwe, ale nie na pewno.

鈥 呕eby go jako艣 wci膮gn膮膰 w pu艂apk臋 鈥 podj膮艂 Franklin Clarke. 鈥 A gdybym tak zamie艣ci艂 og艂oszenie鈥 co艣 w tym sensie: 鈥濪o A.B.C. Pilne. H.P. na twoim 艣ladzie. Setka za milczenie. X.Y.Z.鈥 Oczywi艣cie, by艂oby to co艣 znacznie dyskretniejszego. Obecnie chodzi mi tylko, aby pan zrozumia艂 sam pomys艂. Takie og艂oszenie mog艂oby go zwabi膰.

鈥 Tak, to niewykluczone.

鈥 M贸g艂by chcie膰 spotka膰 si臋 ze mn膮 i w 艂eb mi strzeli膰.

鈥 Ten pomys艂 wydaje mi si臋 niem膮dry i bardzo niebezpieczny 鈥 rzuci艂a szorstko Tora Grey.

鈥 A panu, panie Poirot?

鈥 Spr贸bowa膰 nie zaszkodzi. Ale ja my艣l臋, 偶e A.B.C. jest zbyt chytry, aby si臋 na to nabra膰. 鈥 Poirot u艣miechn膮艂 si臋 dyskretnie. 鈥 Widz臋, panie Clarke, 偶e jest pan jeszcze鈥 prosz臋 si臋 tylko nie obrazi膰鈥 偶e w g艂臋bi serca jest pan jeszcze uczniakiem.

Franklin Clarke znowu si臋 zarumieni艂.

鈥 A zatem 鈥 zacz膮艂 po chwili zagl膮daj膮c do notesu 鈥 mamy nast臋puj膮cy stan:

a) Panna Barnard 鈥 Milly Higley

b) Pan Fraser 鈥 Milly Higley

c) Dzieci w Andover

d) Og艂oszenie

Nie s膮dz臋, 偶e osi膮gniemy wiele, ale w ka偶dym razie b臋dziemy mieli co艣 do roboty w okresie oczekiwania.

Wsta艂, a w kilka minut p贸藕niej zebranie zosta艂o zamkni臋te.



Rozdzia艂 XIX
鈥濧nielska Szwedka鈥


Poirot usiad艂 przy stole i przez chwil臋 nuci艂 co艣 z cicha.

鈥 Szkoda, 偶e ona jest taka inteligentna 鈥 mrukn膮艂 wreszcie.

鈥 Kto?

Megan Barnard. Mademoiselle Megan. Wygarn臋艂a mi prosto z mostu: to s膮 tylko s艂owa. Od razu zorientowa艂a si臋, 偶e wszystko, co m贸wi艂em, nie ma 偶adnego znaczenia. Reszta da艂a si臋 nabra膰.

鈥 A mnie si臋 zdawa艂o, 偶e twoja mowa brzmia艂a zupe艂nie rozs膮dnie.

鈥 Naturalnie, 偶e rozs膮dnie. Megan to zrozumia艂a.

鈥 A wi臋c nie wierzysz naprawd臋 w to, co opowiada艂e艣?

鈥 Wierz臋, ale mo偶na to by艂o wyrazi膰 w jednym kr贸tkim zdaniu. Tymczasem ja powtarza艂em si臋, ile dusza zamarzy, a nie spostrzeg艂 tego nikt z wyj膮tkiem mademoiselle Megan.

鈥 Ale dlaczego tak gl臋dzi艂e艣?

鈥 呕eby pchn膮膰 spraw臋 naprz贸d i wzbudzi膰 we wszystkich przekonanie, 偶e maj膮 co艣 do roboty. Chcia艂em鈥 jak by si臋 tu wyrazi膰鈥 pu艣ci膰 w ruch rozmowy.

鈥 S膮dzisz wi臋c, 偶e 偶aden z obranych kierunk贸w nie doprowadzi do niczego?

鈥 C贸偶, wszystko mo偶liwe 鈥 zachichota艂 i po chwili podj膮艂 zmienionym tonem. 鈥 Po艣r贸d tragedii rozpoczynamy gra膰 komedi臋.

鈥 Nie rozumiem.

鈥 Widzisz, Hastings, rozpoczyna si臋 zwyczajny dramat ludzki. Zastan贸w si臋 chwil臋. Mamy trzy grupy ludzi, kt贸re zetkn臋艂y si臋 ze sob膮 w wyniku wsp贸lnej tragedii. I c贸偶 si臋 dzieje? Natychmiast rozpoczyna si臋 drugi dramat, zupe艂nie niezale偶ny. Czy przypominasz sobie m贸j pierwszy wyst臋p w Anglii? A偶 strach pomy艣le膰, ile to lat temu鈥 Pogodzi艂em dwoje zakochanych metod膮 ca艂kiem prost膮: doprowadzi艂em do tego, 偶e jedno z nich zosta艂o aresztowane pod zarzutem morderstwa. Nic innego nie spe艂ni艂oby zadania. Tak, tak, m贸j drogi. 艢mier膰 nas otacza, ale my 偶yjemy. Nieraz ju偶 stwierdzi艂em, 偶e morderstwo potrafi by膰 wielkim swatem.

鈥 Co ty pleciesz, Poirot? 鈥 zawo艂a艂em zgorszony.

鈥 Jestem pewien, 偶e ci ludzie my艣l膮 jedynie o鈥

鈥 Mylisz si臋, mon ami. A co by艣 powiedzia艂 o samym sobie?

鈥 O sobie?

鈥 Tak, tak, o sobie. Kiedy nasi go艣cie wyszli, wr贸ci艂e艣 z przedpokoju nuc膮c pewn膮 melodyjk臋.

鈥 Chyba w nuceniu melodyjki nie ma nic podejrzanego?

鈥 Absolutnie nic. Ale piosenka mo偶e zdradza膰 my艣li.

鈥 O czym ty m贸wisz?

鈥 呕e piosenka mo偶e zdradzi膰 my艣li. Czasem bywa to niebezpieczne, zdradliwe. M贸wi o tym, co dzieje si臋 w pod艣wiadomo艣ci. Wracaj膮c z przedpokoju nuci艂e艣 g艂upi膮 piosenk臋 z czas贸w wojny. Jakie s膮 jej s艂owa?鈥 Aha!

鈥 Poirot za艣piewa艂 ohydnym falsetem:


Raz blondynk臋 kocham, raz brunetk臋,

Raz Cygank臋, raz anielsk膮 Szwedk臋鈥


Trudno o co艣 bardziej rewelacyjnego. Ale wydaje mi si臋, 偶e tym razem blondynka stanowczo bierze g贸r臋 nad brunetk膮.

鈥 Niepoprawny jeste艣, Poirot! 鈥 zawo艂a艂em, lecz poczu艂em, 偶e si臋 rumieni臋.

鈥 Objawy ca艂kiem naturalne. Spostrzeg艂e艣 chyba nagl膮 ni膰 sympatii mi臋dzy Franklinem Clarke i mademoiselle Megan? Jak on si臋 jej przygl膮da艂! A jak si臋 to nie podoba艂o Torze Grey鈥 Albo pan Donald Fraser鈥

鈥 Poirot 鈥 powiedzia艂em 鈥 jeste艣 nieuleczalnym romantykiem.

鈥 Romantyzm? To ostatnie, co mo偶na mi zarzuci膰. To ty jeste艣 romantyczny, Hastings.

Chcia艂em podj膮膰 dyskusj臋 na ten temat, lecz drzwi otwar艂y si臋 nagle i ku mojemu wielkiemu zdumieniu do pokoju wesz艂a Tora Grey.

鈥 Bardzo przepraszam, 偶e pozwoli艂am sobie wr贸ci膰 鈥 powiedzia艂a spokojnie 鈥 jest jednak co艣, o czym koniecznie chcia艂am pana poinformowa膰, panie Poirot.

鈥 S艂u偶臋 pani. Zechce pani 艂askawie usi膮艣膰. Dziewczyna usiad艂a i milcza艂a przez chwil臋, jak gdyby szukaj膮c odpowiednich s艂贸w.

鈥 Pan Franklin Clarke post膮pi艂 bardzo szlachetnie. Da艂 panom do zrozumienia, 偶e Combeside opu艣ci艂am z w艂asnej woli. Post膮pi艂 jak cz艂owiek przychylny mi i lojalny. Naprawd臋 jednak sprawa przedstawia si臋 odmiennie. Mia艂am zamiar zosta膰 w Devonie, gdy偶 w zbiorach sir Cecila jest bardzo wiele do zrobienia. To lady Clarke 偶yczy艂a sobie, 偶ebym odesz艂a. Nie mog臋 mie膰 do niej pretensji. Jest ci臋偶ko chora, oszo艂omiona narkotykami, kt贸re stale przyjmuje. To czyni j膮 podejrzliw膮 i kapry艣n膮. Nabra艂a do mnie nieuzasadnionej niech臋ci i stanowczo za偶膮da艂a, abym zrezygnowa艂a z posady.

Nie mog艂em oprze膰 si臋 podziwowi dla odwagi tej dziewczyny. Nie pr贸bowa艂a os艂ania膰 mg艂膮 faktu, jak niew膮tpliwie post膮pi艂oby wiele os贸b, lecz szczerze i po prostu wszystko jasno opowiedzia艂a. Poczu艂em dla niej wsp贸艂czucie i uznanie.

鈥 Zaimponowa艂a mi pani postawa 鈥 oznajmi艂em.

鈥 Prawda jest zawsze najlepsza 鈥 odrzek艂a z niedostrzegalnym u艣miechem. 鈥 Nie chcia艂am si臋 kry膰 za rycerskim gestem pana Clarke鈥檃. To wspania艂y cz艂owiek.

Ostatnie zdanie wypowiedzia艂a takim tonem, 偶e nie mia艂em w膮tpliwo艣ci, jak wysoko ceni Franklina Clarke鈥檃.

鈥 Mademoiselle, post膮pi艂a pani szlachetnie i uczciwie 鈥 rzek艂 Poirot.

鈥 By艂 to dla mnie cios 鈥 podj臋艂a Tora. 鈥 Nie wyobra偶a艂am sobie, 偶e lady Clarke nie lubi mnie a偶 tak bardzo. Mia艂am raczej wra偶enie, 偶e od pocz膮tku by艂a mi 偶yczliwa. C贸偶, cz艂owiek uczy si臋 do 艣mierci 鈥 wsta艂a. 鈥 Tyle tylko chcia艂am panom powiedzie膰. Do widzenia.

Odprowadzi艂em j膮 do przedpokoju.

鈥 Post膮pi艂a naprawd臋 godnie 鈥 powiedzia艂em wr贸ciwszy do Poirota. 鈥 Ta dziewczyna ma odwag臋.

鈥 I umie kalkulowa膰.

鈥 Kalkulowa膰? Dlaczego?

鈥 Potrafi si臋ga膰 wyobra藕ni膮 naprz贸d. Spojrza艂em na艅 z pow膮tpiewaniem.

鈥 To naprawd臋 艣liczna dziewczyna 鈥 doda艂em po chwili.

鈥 I doskonale ubrana. Ta suknie z crepe鈥搈arocain* i srebrny lis! Dernier crie!*

鈥 Powiniene艣 by膰 krawcow膮, Poirot. Ja nie widz臋 nigdy, jak kto jest ubrany.

鈥 Powiniene艣 zapisa膰 si臋 do klubu nudyst贸w, Ha鈥攕tings.

Zirytowa艂em si臋 i chcia艂em co艣 ostro odpowiedzie膰, lecz przyjaciel uprzedzi艂 mnie zmieniaj膮c nagle temat i ton.

鈥 Wiesz 鈥 powiedzia艂 鈥 nie mog臋 odp臋dzi膰 wra偶enia, 偶e w trakcie dzisiejszej naszej rozmowy pad艂o zdanie o bardzo wielkiej wadze. Dziwne, dziwne鈥 Nie mog臋 si臋 zorientowa膰, co to w艂a艣ciwie by艂o鈥 Przelotny b艂ysk, kt贸ry rozja艣ni艂 mi w g艂owie. Przypomnia艂o mi to co艣, co s艂ysza艂em ju偶 albo widzia艂em鈥

鈥 Co艣 z Churston?

鈥 Nie, nie鈥 Co艣 dawniejszego. Mniejsza o to! I tak mi si臋 to przypomni.

Spojrza艂 na mnie, roze艣mia艂 si臋 i znowu zacz膮艂 nuci膰.

鈥 Ta dziewczyna to anio艂, istny anio艂, prawda? Anielska Szwedka.

鈥 Id藕 do wszystkich diab艂贸w! 鈥 wybuchn膮艂em.



Rozdzia艂 XX
Lady Clarke


Kiedy ponownie przyjechali艣my do Combeside, rezydencj臋 t臋 spowija艂a g艂臋boka melancholia. Po trosze by艂o to spraw膮 wilgotnej i wietrznej pogody oraz nadchodz膮cej jesieni, po cz臋艣ci atmosfery osamotnienia i pustki. Na parterze domu wszystkie okna by艂y zamkni臋te i os艂oni臋te 偶aluzjami, a w ma艂ym saloniku, do kt贸rego nas wprowadzono, pachnia艂o ch艂odem i wilgoci膮. Energiczna piel臋gniarka w bia艂ym fartuchu przysz艂a do nas poprawiaj膮c krochmalone mankiety.

鈥 Zapewne pan Poirot? 鈥 powiedzia艂a 偶ywo. 鈥 Jestem siostra Capstick. Pan Clarke uprzedzi艂 mnie o pana przyje藕dzie.

Poirot zapyta艂 uprzejmie o stan zdrowia lady Clarke.

鈥 C贸偶, bior膮c pod uwag臋 wszystko, lady Clarke czuje si臋 nie藕le 鈥 opowiedzia艂a.

Bior膮c pod uwag臋 wszystko鈥 鈥 pomy艣la艂em. 鈥 To znaczy, 偶e ta kobieta jest skazana na 艣mier膰鈥.

鈥 Oczywi艣cie, nie mo偶na liczy膰 na znaczn膮 popraw臋 鈥 ci膮gn臋艂a piel臋gniarka 鈥 ostatnio jednak zastosowali艣my nowe 艣rodki i doktor Logen jest zupe艂nie zadowolony ze stanu lady Clarke.

鈥 O ile mi wiadomo, nie mo偶e by膰 mowy o zupe艂nym wyzdrowieniu?

鈥 Ach, my nigdy nie wyra偶amy si臋 tak kategorycznie 鈥 powiedzia艂a pani Capstick, jak gdyby troch臋 ura偶ona otwarto艣ci膮 mojego przyjaciela.

鈥 My艣l臋, 偶e 艣mier膰 m臋偶a by艂a dla lady Clarke straszliwym ciosem?

鈥 Widzi pan, panie Poirot, nie by艂 to cios tak silny, jakiego mog艂aby dozna膰 osoba zdrowa i w pe艂ni w艂adz umys艂owych. Lady Clarke widzi i odczuwa wszystko jak gdyby przez mg艂臋.

鈥 Bardzo przepraszam, 偶e pytam o takie rzeczy, ale czy to by艂o kochaj膮ce si臋 ma艂偶e艅stwo?

鈥 Tak, zgodne i szcz臋艣liwe. Biedny sir Cecil strasznie trapi艂 si臋 chorob膮 偶ony. Dla lekarza takie sprawy s膮 gorsze ni偶 dla laika. Koledzy nic mog膮 karmi膰 go z艂udnymi nadziejami. Na pocz膮tku choroby sir Cecil by艂 nies艂ychanie przygn臋biony.

鈥 Na pocz膮tku choroby 鈥 powt贸rzy艂 Poirot. 鈥 Wi臋c p贸藕niej czu艂 si臋 lepiej?

鈥 C贸偶, do wszystkiego mo偶na przywykn膮膰. A poza tym sir Cecil mia艂 swoje zbiory. Pasja kolekcjonerska przynosi nieraz znaczn膮 ulg臋. Od czasu do czasu wyje偶d偶a艂 na licytacje. To go interesowa艂o. Ostatnio by艂 bardzo zaj臋ty. Przy pomocy panny Grey przekatalogowywa艂 zbiory i urz膮dza艂 muzeum wed艂ug nowoczesnych zasad.

鈥 Aha, du偶o pracowa艂 z pann膮 Grcy鈥 O ile mi wiadomo, ona odesz艂a ostatnio?

鈥 Tak鈥 Strasznie mi przykro鈥 Ale, widzi pan, wielkie damy potrafi膮 by膰 kapry艣ne w czasie choroby. Wtedy niepodobna z nimi dyskutowa膰. Najlepiej od razu ust膮pi膰. Panna Grey zachowa艂a si臋 bardzo taktownie i rozumnie.

鈥 Czy lady Clarke zawsze jej nie lubi艂a?

鈥 Nie. W艂a艣ciwie trudno m贸wi膰 o nielubieniu. Wydaje mi si臋 nawet, 偶e z pocz膮tku lady Clarke by艂a bardzo przychylna pannie Grey鈥 Bardzo przepraszam, musimy sko艅czy膰 t臋 gaw臋d臋. Moja pacjentka zacznie si臋 niepokoi膰, co si臋 z nami sta艂o.

Piel臋gniarka poprowadzi艂a nas na pierwsze pi臋tro, gdzie dawniejsz膮 sypialnie zamieniono na pi臋kny i przyjemny salon. W wielkim fotelu pod oknem siedzia艂a lady Clarke. By艂a bardzo chuda i jej szara twarz mia艂a wyraz, jaki widuje si臋 cz臋sto na twarzach os贸b cierpi膮cych. Robi艂a wra偶enie osoby pogr膮偶onej jak gdyby w p贸艂drzemce. Uderzy艂o mnie, 偶e jej 藕renice s膮 ma艂e jak ostrza szpilek.

鈥 Oto pan Poirot, kt贸rego pani 偶yczy艂a sobie widzie膰 鈥 powiedzia艂a siostra Capstick d藕wi臋cznym, przyjemnym g艂osem.

鈥 Aha鈥 Pan Poirot鈥 Aha鈥 鈥 odpowiedzia艂a niepewnie lady Clarke i wyci膮gn臋艂a r臋k臋.

鈥 Witam 艂askaw膮 pani膮. Oto m贸j przyjaciel, kapitan Hastings.

鈥 Dzie艅 dobry, kapitanie. Bardzo panowie uprzejmi, 偶e zechcieli przyjecha膰.

Niepewnym ruchem wskaza艂a nam krzes艂a. Gdy usiedli艣my, zapanowa艂a cisza. Zdawa艂o mi si臋, 偶e lady Clarke usn臋艂a, po chwili jednak jak gdyby si臋 obudzi艂a.

鈥 Aa鈥 Chcia艂am pom贸wi膰 z panami o Cccilu鈥 o 艣mierci Cecila鈥 鈥 westchn臋艂a i na sw贸j niepewny spos贸b pokiwa艂a g艂ow膮. 鈥 Kto by si臋 domy艣li艂, 偶e taki b臋dzie koniec? By艂am przekonana, 偶e to ja odejd臋 pierwsza鈥 Cecil by艂 zdumiewaj膮co silny i zdrowy jak na sw贸j wiek. Nigdy nie chorowa艂. Mia艂 blisko sze艣膰dziesi膮t lat, a wygl膮da艂 raczej na pi臋膰dziesi膮t鈥 Tak, tak, by艂 bardzo silny.

Znowu umilk艂a i przymkn臋艂a oczy. Poirot zna艂 si臋 dobrze na skutkach rozmaitych 艣rodk贸w odurzaj膮cych i narkotyk贸w, dzi臋ki kt贸rym czas rozci膮ga si臋 w niesko艅czono艣膰, czeka艂 wi臋c spokojnie i milcza艂.

鈥 Z serca dzi臋kuj臋, 偶e panowie przyjechali 鈥 podj臋艂a nagle lady Clarke. 鈥 Prosi艂am o to Franklina.

Obieca艂 mi, 偶e nie zapomni panu powt贸rzy膰. Mam nadziej臋, 偶e Franklin nie post膮pi jak g艂upiec鈥 On taki naiwny, chocia偶 w swoim czasie objecha艂 ca艂y 艣wiat. Wszyscy m臋偶czy藕ni s膮 tacy. Do ko艅ca 偶ycia pozostaj膮 uczniakami鈥 A szczeg贸lnie Franklin鈥

鈥 Jest bardzo impulsywny 鈥 wtr膮ci艂 Poirot.

鈥 Tak, tak鈥 I rycerski. Wszyscy m臋偶czy藕ni s膮 niem膮drzy鈥 Nawet Cecil鈥 鈥 urwa艂a nagle i po chwili wahania podj臋艂a: 鈥 Wszystko jest takie dziwne, niejasne鈥 Cia艂o jest strasznym wrogiem cz艂owieka, panie Poirot, zw艂aszcza gdy bierze g贸r臋 nad duchem. Wtedy nie my艣li si臋 ju偶 o niczym, tylko o tym, czy b贸l zn贸w przyjdzie, czy mo偶e nie鈥

鈥 Tak, lady Clarke. Walka cia艂a z duchem to jedna z najwi臋kszych tragedii naszego 偶ycia 鈥 doda艂 cicho Poirot.

鈥 Choroba mnie ot臋pia. Nie mog臋 sobie teraz przypomnie膰, co w艂a艣ciwie chcia艂am panu powiedzie膰.

鈥 Czy mia艂o to dotyczy膰 艣mierci sir Cecila?

鈥 艢mierci Cecila? Tak鈥 mo偶liwe鈥 Biedny, biedny szaleniec鈥 Ten morderca. Wszystkiemu winien wsp贸艂czesny ha艂as i szybko艣膰鈥 Ludzie nie mog膮 tego wytrzyma膰. Zawsze litowa艂am si臋 nad ob艂膮kanymi鈥. W ich g艂owach musz膮 dzia膰 si臋 okropne rzeczy! I zamykaj膮 ich w szpitalach. To straszne! Ale nie ma przecie偶 innej rady. Oni morduj膮 ludzi. Policja nie uj臋艂a go jeszcze?

鈥 Jak dot膮d nie, lady Clarke.

鈥 A tamtego dnia musia艂 si臋 kr臋ci膰 tutaj gdzie艣 w pobli偶u.

鈥 Trudno by艂o go spostrzec, lady Clarke. Jest pe艂nia sezonu, wsz臋dzie spotyka si臋 nieznajomych.

鈥 Tak, tak, zapomnia艂am鈥 Ale tury艣ci s膮 przewa偶nie na pla偶ach. Nie chodz膮 wy偶ej, ko艂o naszego domu.

鈥 Przecie偶 nikt obcy nie przychodzi艂 tutaj trzydziestego sierpnia.

鈥 Kto panu to m贸wi艂? 鈥 zapyta艂a chora z nag艂膮 energi膮.

鈥 S艂u偶ba 鈥 odpar艂 zdziwiony Poirot 鈥 i panna Grey.

鈥 Ona k艂amie! 鈥 wybuchn臋艂a lady Clarke. Omal nie zerwa艂em si臋 z krzes艂a, lecz Poirot uspokoi艂 mnie wymownym spojrzeniem. Lady Clarke m贸wi艂a dalej gor膮czkowo, z ogniem:

鈥 Nie lubi臋 jej. Nigdy nie lubi艂am. Cecil uwa偶a艂 j膮 za 贸smy cud 艣wiata. Ci膮gle si臋 roztkliwial, 偶e to sierota i sama na 艣wiecie. Czy to co艣 z艂ego by膰 sierot膮? Czasami to szcz臋艣cie. Mo偶na mie膰 przecie偶 ojca nicponia albo matk臋 alkoholiczk臋. Wtedy dopiero jest nad czym ubolewa膰!鈥 Cecil podkre艣la艂, 偶e ona taka dzielna, pracowita. Przypuszczam, 偶e pracowa艂a naprawd臋 dobrze, ale dlaczego dzielna?

鈥 Niech si臋 pani nie denerwuje, lady Clarke 鈥 powiedzia艂a 艂agodnie piel臋gniarka. 鈥 Zm臋czy si臋 pani i nie doko艅czymy rozmowy.

鈥 Z miejsca j膮 wyrzuci艂am. Franklin m贸wi艂, 偶e mog艂aby by膰 dla mnie pociech膮 i dobrym towarzystwem. Co za bezczelno艣膰! 艁adna pociecha! Odpowiedzia艂am, 偶e im pr臋dzej si臋 jej pozb臋d臋, tym lepiej. Franklin to g艂upiec. Wola艂am, 偶eby si臋 z ni膮 nie widywa艂. Zachowuje si臋 jak uczniak. Nie ma ani troch臋 zdrowego rozs膮dku. 鈥濲e偶eli chcesz 鈥 powiedzia艂am 鈥 wyp艂ac臋 jej trzymiesi臋czn膮 pensj臋, ale niech zaraz wyje偶d偶a. Nie chc臋 jej ogl膮da膰 ani dnia d艂u偶ej!鈥 Choroba ma jedn膮 dobr膮 stron臋: m臋偶czy藕ni nie mog膮 k艂贸ci膰 si臋 z chor膮 kobiet膮. Franklin zrobi艂, jak mu kaza艂am, i ona wyjecha艂a. My艣l臋, 偶e wyjecha艂a jako m臋czennica鈥 Taka dzielna i urocza!

鈥 Prosz臋 si臋 nie denerwowa膰, lady Clarke. To mo偶e pani zaszkodzi膰 鈥 przypomnia艂a zn贸w siostra Capstick, ale chora uciszy艂a j膮 niecierpliwym ruchem r臋ki.

鈥 Pani mia艂a na jej punkcie takiego samego bzika, jak wszyscy.

鈥 Ach, lady Clarke, nie powinna pani m贸wi膰 takich rzeczy. Moim zdaniem panna Grey to urocza osoba. Wygl膮da tak romantycznie, jak bohaterka z jakiej艣 powie艣ci.

鈥 Wszyscy mnie wci膮偶 dra偶ni膮 鈥 westchn臋艂a cicho lady Clarke.

鈥 Niech si臋 pani nie denerwuje, droga pani. Przecie偶 panny Grey ju偶 nie ma.

鈥 Dlaczego powiedzia艂a pani, 偶e panna Grey k艂amie? 鈥 zapyta艂 Poirot.

鈥 Bo k艂amie. M贸wi艂a panu przecie偶, 偶e nikt obcy nie przychodzi艂 do domu tamtego dnia.

鈥 W艂a艣nie! A na w艂asne oczy, z tego okna, widzia艂am, jak rozmawia艂a z ganku z jakim艣 przyb艂臋d膮.

鈥 Kiedy?

鈥 Przed po艂udniem w dzie艅 艣mierci Cecila鈥 Tak oko艂o jedenastej.

鈥 Jak ten cz艂owiek wygl膮da艂?

鈥 Zwyczajnie. Nie by艂o w nim nic szczeg贸lnego.

鈥 D偶entelmen czy taki sobie przeci臋tny cz艂owiek?

鈥 Nie, nie d偶entelmen. Jaki艣 taki szary, bez wyrazu. Nie pami臋tam.

Twarz jej wykrzywi艂 spazm nag艂ego b贸lu.

鈥 Bardzo przepraszam, mo偶e panowie ju偶 p贸jd膮鈥 Jestem troch臋 zm臋czona鈥 Siostro, siostro鈥

Pos艂uchali艣my i niezw艂ocznie opu艣cili艣my pok贸j.

鈥 Zdumiewaj膮ca historia z pann膮 Grey i tym przyb艂臋d膮 鈥 zacz膮艂 Poirot w powrotnej drodze do Londynu.

鈥 Widzisz, Hastings, jest tak, jak ci m贸wi艂em: zawsze i wsz臋dzie mo偶na si臋 czego艣 dowiedzie膰.

鈥 Ale dlaczego sk艂ama艂a twierdz膮c, 偶e nie widzia艂a nikogo obcego?

鈥 Mo偶e by膰 po temu siedem r贸偶nych powod贸w. A jeden z nich musi by膰 bardzo prosty.

鈥 Czy to zagadka dla mnie?

鈥 Nie, najwy偶ej zach臋ta do samodzielnego my艣lenia. Ale nie zaprz膮tajmy sobie teraz g艂贸w t膮 spraw膮. Najprostsza droga do uzyskania odpowiedzi to zada膰 to pytanie pannie Grey.

鈥 A je偶eli znowu sk艂amie?

鈥 To by艂oby nader interesuj膮ce i pe艂ne znaczenia.

鈥 Niepodobna 鈥 powiedzia艂em 鈥 aby taka dziewczyna by艂a w zmowie z szale艅cem.

鈥 Niepodobna i wcale tego nic podejrzewam. Zamy艣li艂em si臋.

鈥 Pi臋kna dziewczyna nieraz musi prze偶ywa膰 ci臋偶kie chwile 鈥 westchn膮艂em.

鈥 Bynajmniej. Ten ci臋偶ar mo偶esz 艣mia艂o zrzuci膰 z serca.

鈥 Kiedy tak jest naprawd臋! Wszyscy czepiaj膮 jej si臋 dlatego w艂a艣nie, 偶e jest pi臋kna.

鈥 M贸wisz g艂upstwa, mon ami. Kto w Combeside by艂 藕le usposobiony do panny Grey? Sir Cecil, Franklin czy siostra Capstick?

鈥 Nie, ale lady Clarke.

鈥 Widz臋, 偶e艣 pe艂en wsp贸艂czucia dla pi臋knych m艂odych kobiet. Ja lituj臋 si臋 raczej nad kobietami chorymi i starymi. Mo偶liwe, 偶e w艂a艣nie lady Clarke dowiod艂a bystro艣ci wzroku, a jej m膮偶, pan Franklin Clarke 艂 siostra Capstick byli 艣lepi, jak nietoperze albo鈥 albo jak kapitan Hastings.

鈥 I ty, Poirot, czepiasz si臋 tej biednej dziewczyny.

鈥 A mo偶e raczej 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 z艂o艣liwie 鈥 pr贸buj臋 wsadzi膰 ci臋 na bojowego rumaka? Zawsze by艂e艣 prawdziwym rycerzem gotowym w ka偶dej chwili biec na ratunek uci艣nionych dziewic鈥 Urodziwych dziewic, bien entendu*.

鈥 Pocieszny jeste艣 鈥 powiedzia艂em nie mog膮c powstrzyma膰 si臋 od 艣miechu,

鈥 C贸偶 chcesz? Cz艂owiek nie mo偶e by膰 nieustannie tragiczny. Coraz silniej wci膮gaj膮 mnie zwyk艂e ludzkie sprawy wynikaj膮ce z tej tragedii. Mamy do czynienia z trzema dramatami rodzinnymi. Przede wszystkim Andover: tragiczne 偶ycie pani Ascher, jej walki, utrzymywanie tego Niemca, mi艂o艣膰 do siostrzenicy. Ju偶 ten materia艂 wystarczy艂by na powie艣膰. Nast臋pnie Bexhill: spokojni, szcz臋艣liwi rodzice, dwie c贸rki tak bardzo niepodobne do siebie 鈥 艂adna, lekkomy艣lna wietrznica i ch艂odna, silna Megan o bystrej inteligencji i nami臋tnym umi艂owaniu prawdy. I jeszcze jedna posta膰: spokojny m艂ody cz艂owiek o tajonej niepohamowanej zazdro艣ci, zakochany nadal w nie偶yj膮cej ju偶 dziewczynie. A na zako艅czenie dom w Churston: umieraj膮ca 偶ona, m膮偶 poch艂oni臋ty pasj膮 zbieracza i wzrastaj膮c膮 coraz bardziej sympati膮 dla pi臋knej dziewczyny, z kt贸rej pomocy systematycznie korzysta; ten m艂odszy brat 鈥 偶ywy, ognisty, przystojny, otoczony romantyczn膮 aureol膮 swoich dalekich podr贸偶y鈥 Zwr贸膰 uwag臋, Hastings, 偶e w normalnym biegu wydarze艅 te trzy dramaty nigdy by si臋 nie zetkn臋艂y. Akcja toczy艂aby si臋 dalej bez wzajemnego oddzia艂ywania. Ach, ta 艂amig艂贸wka 偶ycia! Fascynuje mnie zawsze i wsz臋dzie.

鈥 Paddington 鈥 oznajmi艂em, gdy偶 nie mog艂em zdoby膰 si臋 na inn膮 odpowied藕.

Kiedy przybyli艣my do Whitehaven Mansions, oznajmiono nam, 偶e jaki艣 pan czeka na Poirota. Spodziewa艂em si臋 Franklina Clarke鈥檃 lub inspektora Jappa, lecz ku wielkiemu memu zdziwieniu okaza艂o si臋, 偶e to Donald Fraser. By艂 bardzo zak艂opotany; jego nie艣mia艂o艣膰 rzuca艂a si臋 w oczy jeszcze bardziej ni偶 zwykle. Poirot nie dr臋czy艂 go pytaniami, lecz zaproponowa艂 przek膮sk臋 i kieliszek wina.

Wydawszy odpowiednie polecenie wzi膮艂 na siebie ca艂y ci臋偶ar rozmowy opowiadaj膮c szeroko o przebiegu naszej wizyty u lady Clarke. Do rzeczy przyst膮pi艂 dopiero w贸wczas, gdy posilili艣my si臋.

鈥 Przyjecha艂 pan z Bexhill, panie Fraser? 鈥 zapyta艂.

鈥 Tak.

鈥 Jak powiod艂o si臋 z Milly Higley?

鈥 Milly Higley? 鈥 zdziwi艂 si臋 m艂ody cz艂owiek. 鈥 Ach, ta z kawiarni! Nie, nawet nie pr贸bowa艂em. Chodzi mi鈥 鈥 urwa艂. R臋ce dr偶a艂y mu nerwowo. Wreszcie zawo艂a艂: 鈥 Nie wiem, dlaczego do pana przyjecha艂em!

鈥 Ale ja wiem 鈥 zapewni艂 Poirot.

鈥 Sk膮d? Jakim cudem?

鈥 Przyjecha艂 pan do mnie, poniewa偶 dr臋czy pana co艣, co musi pan koniecznie komu艣 powiedzie膰. Mia艂 pan s艂uszno艣膰. Wybra艂 pan stosown膮 osob臋. S艂ucham.

Pewno艣膰 siebie Poirota wywar艂a po偶膮dany skutek. Fraser spojrza艂 na niego z wyrazem wdzi臋czno艣ci i pos艂usze艅stwa.

鈥 Tak pan my艣li? 鈥 spyta艂.

鈥 Nie tylko my艣l臋. Jestem pewien.

鈥 Panie Poirot, czy pan zna si臋 na snach?

By艂 to ostatni temat, jaki spodziewa艂em si臋 us艂ysze膰, ale Poirot wcale nie wydawa艂 si臋 zaskoczony.

鈥 Tak, znam si臋 鈥 odpar艂. 鈥 A wi臋c co, dr臋cz膮 pana jakie艣 sny?

鈥 Tak鈥 Pewnie pan powie, 偶e to nic dziwnego, 偶e w艂a艣nie powinienem 艣ni膰 o鈥 o tym. Ale to jest sen niezwyk艂y.

鈥 Ciekawe.

鈥 Przez trzy noce z rz臋du 艣ni艂o mi si臋 to samo. M贸j Bo偶e, ja chyba oszalej臋!

Twarz zblad艂a mu, oczy biega艂y niespokojnie. Prawd臋 m贸wi膮c wygl膮da艂 na bliskiego szale艅stwa.

鈥 Ci膮gle to samo i to samo 鈥 podj膮艂. 鈥 Jestem na pla偶y. Szukam Betty. Rozumie pan, ona 偶yje, tylko mi gdzie艣 zgin臋艂a. Musz臋 j膮 odnale藕膰. Musze odda膰 jej pasek. Ten pasek trzymam w r臋ku. A potem鈥

鈥 A potem?

鈥 Wszystko si臋 zmienia. Ju偶 jej nie szukam. Jest blisko, przede mn膮. Siedzi na pla偶y odwr贸cona ty艂em. Nie wie, 偶e si臋 zbli偶am. I鈥 i鈥 Ach, nic mog臋 dalej!

鈥 Prosz臋 m贸wi膰 鈥 rzuci艂 Poirot silnym, rozkazuj膮cym g艂osem.

鈥 Podchodz臋 od ty艂u鈥 ona nic nie s艂yszy鈥 Zarzucam jej pasek na szyj臋 i ci膮gn臋, ci膮gn臋鈥

W g艂osie Frascra by艂o tyle m臋ki, 偶e uleg艂em grozie. Kurczowo 艣cisn膮艂em por臋cz fotela. Obraz by艂 a偶 zanadto realny.

鈥 Ona dusi si臋鈥 umiera鈥 nie 偶yje鈥 Ja j膮 udusi艂em鈥 A p贸藕niej jej g艂owa przechyla si臋 do ty艂u i widz臋 twarz鈥 To Megan, nie Betty鈥

By艂 zupe艂nie za艂amany. Twarz mia艂 blad膮, r臋ce mu dr偶a艂y. Poirot poda艂 mu kieliszek wina.

鈥 Co taki sen znaczy, panie Poirot? Dlaczego wraca do mnie noc po nocy?

鈥 Prosz臋 wypi膰 wino! M艂ody cz艂owiek pos艂ucha艂.

鈥 Co to znaczy? Przecie偶 ja jej nie zabi艂em 鈥 powiedzia艂 spokojniejszym tonem.

Nie wiem, co Poirot odpowiedzia艂, gdy偶 w tej chwili us艂ysza艂em charakterystyczne dla listonosza stukanie i wyszed艂em z pokoju. List, kt贸ry znalaz艂em, usun膮艂 na bardzo daleki plan zainteresowanie cierpieniami Donalda Frascra. Co tchu skoczy艂em do gabinetu.

鈥 Poirot! 鈥 zawo艂a艂em. 鈥 Poirot! Jest czwarty list!

Zerwa艂 si臋, wzi膮艂 ode mnie kopert臋 i rozci膮艂 j膮. List roz艂o偶y艂 na stole. Pochylili艣my si臋 nad nim wszyscy trzej czytaj膮c:

Znowu si臋 nie uda艂o. A, fe! A, fc! Co robi pan? Co robi policja? Naprawd臋, zabawa jest pierwszorz臋dna. Gdzie te偶 wybierzemy si臋 nast臋pnym razem?


Biedny pan Poirot! Z serca panu wsp贸艂czuj臋. Mo偶e tylko z pocz膮tku tak 藕le idzie? Trzeba pr贸bowa膰, pr贸bowa膰 i jeszcze raz pr贸bowa膰. Przed nami jeszcze d艂uga droga. Dok膮d? Do Tipperary? Nie, to przyjdzie p贸藕niej z liter膮 鈥濼鈥. Kolejne wydarzenie nast膮pi w Doncaster dn. 11 wrze艣nia.

Na razie cze艣膰!

A.B.C.



Rozdzia艂 XXI
Rysopis mordercy


Wydaje mi si臋, 偶e od tej pory Poirot zacz膮艂 traci膰 zainteresowanie dla tego, co nazywa艂 zwyk艂ym ludzkim dramatem. Wszyscy zdawali艣my sobie spraw臋, 偶e nie mo偶emy nic przedsi臋wzi膮膰, dop贸ki nie nadejdzie czwarty list z wiadomo艣ci膮 o zamierzonym miejscu morderstwa 鈥濪鈥. Atmosfera oczekiwania przynios艂a pewne odpr臋偶enie. Obecnie jednak, gdy zn贸w spojrza艂y na nas z bia艂ej kartki drukowane litery, 艂owy mia艂y rozpocz膮膰 si臋 na nowo.

Niezw艂ocznie przyjecha艂 ze Scotland Yardu inspektor Crome. By艂 jeszcze u nas, gdy zjawili si臋 Franklin Clarke i Megan Barnard. Dziewczyna wyja艣ni艂a, 偶e przyjecha艂a r贸wnie偶 z Bexhill.

鈥 Chcia艂am zapyta膰 o co艣 pana Clarke鈥檃 鈥 powiedzia艂a.

Zdawa艂o si臋, 偶e zale偶y jej, aby wyja艣ni膰 i usprawiedliwi膰 swoje post臋powanie. Stwierdzi艂em zreszt膮 ten fakt nie przywi膮zuj膮c do niego wi臋kszego znaczenia. My艣l o nadej艣ciu czwartego listu zaprz膮ta艂a mnie bez reszty.

Crome nie by艂 zdaje si臋 zadowolony z nadmiaru uczestnik贸w rozmowy. Sta艂 si臋 szczeg贸lnie sztywny i ma艂om贸wny.

鈥 Zabior臋 ten list, panie Poirot. Je偶eli 偶yczy pan sobie sporz膮dzi膰 kopi臋鈥

鈥 Nie, nie to zupe艂nie zbyteczne.

鈥 Jak przedstawiaj膮 si臋 pa艅skie plany, inspektorze? 鈥 zapyta艂 Clarke.

鈥 Ca艂kiem po prostu, panie Clarke.

鈥 Tym razem musimy go dosta膰! Chc臋 panu wyzna膰, inspektorze, 偶e utworzyli艣my zwi膮zek, kt贸ry ma samodzielnie zaj膮膰 si臋 t膮 spraw膮. Legion os贸b zainteresowanych.

鈥 O, czy偶by? 鈥 powiedzia艂 Crome najch艂odniejszym, na jaki by艂o go sta膰, tonem.

鈥 Jak s膮dz臋, inspektorze, nie ma pan wysokiego zdania o amatorskiej robocie?

鈥 Widzi pan, pa艅ski legion nie dysponuje takimi 艣rodkami jak ja.

鈥 Mamy za to osobiste pretensje, a to mo偶e pom贸c.

鈥 O, czy偶by?

鈥 Wydaje mi si臋, 偶e i zadanie policji nie b臋dzie takie 艂atwe. Prawd臋 m贸wi膮c, mam wra偶enie, 偶e A.B.C. jeszcze raz pana wykiwa.

Ju偶 dawno zauwa偶y艂em, 偶e inspektorowi rozwi膮zywa艂 si臋 j臋zyk, gdy kto艣 wyczerpawszy inne metody zaczyna艂 pow膮tpiewa膰 o jego mo偶liwo艣ciach.

鈥 Jestem przekonany 鈥 powiedzia艂 Crome 鈥 偶e tym razem nasze przygotowania nie dadz膮 powodu do krytyk. Ten wariat ostrzeg艂 nas w por臋. Jedenasty jest dopiero w przysz艂膮 艣rod臋. Mamy mo偶no艣膰 rozp臋tania wielkiej kampanii prasowej. Doncaster zostanie ostrze偶one. Na baczno艣ci b臋dzie si臋 mia艂 ka偶dy, czyje nazwisko zaczyna si臋 na liter臋 鈥濪鈥. Ju偶 to samo co艣 warte. Ponadto 艣ci膮gniemy do miasta znaczne rezerwy policji. Sprawa ta zosta艂a ju偶 om贸wiona z komendantami rozmaitych hrabstw. Wszyscy w Doncaster 鈥 policja i cywile 鈥 b臋d膮 tropi膰 jednego cz艂owieka. A wi臋c, wykluczaj膮c szczeg贸lny pech, powinni go chwyci膰.

鈥 Od razu wida膰, inspektorze, 偶e nie jest pan sportowcem 鈥 stwierdzi艂 spokojnie Clarke.

鈥 Co? Dlaczego, panie Clarke? 鈥 obruszy艂 si臋 Crome.

鈥 Cz艂owieku, czy pan nie rozumie, 偶e w przysz艂膮 艣rod臋 s膮 w Doncaster wy艣cigi o nagrod臋 Saint Leger? Drugi co do wa偶no艣ci bieg po Derby?

Inspektorowi zrzed艂a mina. Tym razem nie m贸g艂 si臋 zmusi膰 do swojego zwyk艂ego: 鈥濷, czy偶by?鈥 Zamiast tego powiedzia艂:

鈥 Rzeczywi艣cie. To komplikuje spraw臋.

鈥 A.B.C. jest niew膮tpliwie wariatem, ale nie g艂upcem 鈥 dorzuci艂 Franklin.

Na chwil臋 wszyscy umilkli, jak gdyby rozwa偶ali sytuacj臋.

T艂umy na wy艣cigach鈥 Rozmi艂owana w sporcie angielska publiczno艣膰鈥 Niesko艅czona ilo艣膰 komplikacji.

鈥 Sprytnie obmy艣lane 鈥 mrukn膮艂 Poirot. 鈥 Tout de m猫me c鈥檆st bien imagine 莽a!*

鈥 Moim zdaniem 鈥 podj膮艂 Clarke 鈥 morderstwo nast膮pi na terenie wy艣cig贸w. Mo偶e nawet podczas gonitwy Saint Leger?

Inspektor Crome wstaj膮c schowa艂 list do kieszeni.

鈥 Fatalny pech 鈥 oznajmi艂. 鈥 Saint Leger diabelnie komplikuje spraw臋.

Wyszed艂; z przedpokoju dobieg艂 nas szmer g艂os贸w. W minut臋 p贸藕niej Tora Grey by艂a w pokoju.

鈥 Wiem ju偶 od inspektora, 偶e przyszed艂 kolejny list 鈥 powiedzia艂a 偶ywo. 鈥 Gdzie tym razem?

Pada艂 deszcz. Tora Grey mia艂a na sobie czarny kostium i futrzan膮 pelerynk臋. Ma艂y czarny kapelusik stercza艂 na czubku jej z艂ocistej g艂owy. Pytanie swoje zwr贸ci艂a do Franklina Clarke鈥檃, do kt贸rego podesz艂a prosto od progu i czekaj膮c na odpowied藕 po艂o偶y艂a mu r臋k臋 na ramieniu.

鈥 Doncaster, w dniu gonitwy Saint Leger. Rozpocz臋艂a si臋 偶ywa dyskusja. Oczywi艣cie byli艣my zdania, 偶e wszyscy musimy znale藕膰 si臋 na miejscu, lecz t艂umny nap艂yw publiczno艣ci na wy艣cigi straszliwie komplikowa艂 nasze i tak nie bardzo konkretne plany. Ogarn臋艂o mnie zniech臋cenie. C贸偶 mo偶e zdzia艂a膰 sze艣cioro ludzi, cho膰by nawet powodowanych silnym bod藕cem osobistym? Przecie偶 wszystkie podejrzane miejsca b臋d膮 pod obserwacj膮 niezliczonych, uwa偶nych i przenikliwych policjant贸w. Co za znaczenie mo偶e mie膰 sze艣膰 par oczu? Jak gdyby w odpowiedzi na moje my艣li Poirot zabra艂 g艂os. M贸wi艂 tonem nauczyciela lub kaznodziei:

鈥 Mes enfants*! Nie wolno nam rozprasza膰 si艂. Do sprawy musimy podej艣膰 metodycznie i z rozwag膮. Prawdy nale偶y szuka膰 od 艣rodka, nie od zewn膮trz. Wszyscy musimy postawi膰 sobie pytanie: co ja wiem o mordercy? W ten spos贸b wsp贸lnymi si艂ami uda nam si臋 zapewne wytworzy膰 obraz cz艂owieka, kt贸rego poszukujemy.

鈥 Nic o nim nie wiemy 鈥 westchn臋艂a z rezygnacj膮 Tora Grey.

鈥 Nie, Mademoiselle, to nie jest 艣cis艂e. Ka偶dy z nas co艣 o nim wie. Ach, gdyby艣my mogli mie膰 pewno艣膰, co w艂a艣ciwie jest wa偶ne! Jestem przekonany, 偶e te wiadomo艣ci s膮 mi臋dzy nami. Musimy je tylko wydoby膰 na jaw.

Clarke pokr臋ci艂 g艂ow膮.

鈥 Nie wiemy, czy jest stary, czy m艂ody, czy blondyn czy brunet. Nic o nim nie wiemy. Nikt z nas nie rozmawia艂 z nim nigdy ani go nie widzia艂. Przecie偶 nie raz i nie dwa ka偶dy z nas powiedzia艂 wszystko, co mu by艂o wiadome.

鈥 Nie wszystko! 鈥 zawo艂a艂 Poirot. 鈥 Na przyk艂ad panna Grey m贸wi艂a, 偶e w dniu 艣mierci sir Cecila Clarke鈥檃 nie rozmawia艂a z nikim obcym ani nikogo takiego nie widzia艂a.

鈥 Bo tak by艂o 鈥 powiedzia艂a spokojnie dziewczyna.

鈥 Rzeczywi艣cie? A od lady Clarke wiemy, mademoiselle, 偶e z okna swego pokoju widzia艂a pani膮. Sta艂a pani na ganku i rozmawia艂a z jakim艣 m臋偶czyzn膮.

鈥 Sta艂am na ganku i rozmawia艂am z jakim艣 m臋偶czyzn膮? 鈥 Tora sprawia艂a wra偶enie naprawd臋 zdziwionej i trudno j膮 by艂o pos膮dzi膰 o udawanie. 鈥 Lady Clarke musia艂a si臋 chyba pomyli膰. Ja鈥 Ach! 鈥 rumieniec obla艂 jej policzki. 鈥 Oczywi艣cie, racja! Jaka偶 ja g艂upia! Zupe艂nie o tym zapomnia艂am. Ale to drobiazg bez znaczenia鈥 Przyszed艂 jaki艣 cz艂owiek, kt贸ry chcia艂 mi sprzeda膰 po艅czochy. Wie pan, teraz du偶o takich. To przewa偶nie byli 偶o艂nierze鈥 By艂 do艣膰 natr臋tny i ledwie si臋 go pozby艂am. W艂a艣nie przechodzi艂am przez hali, kiedy wszed艂 na ganek, wiec zamiast dzwoni膰 zagadn膮艂 mnie. Wyda艂 mi si臋 taki jaki艣 zabiedzony, nieszkodliwy鈥 Mo偶e w艂a艣nie dlatego o nim zapomnia艂am zupe艂nie.

Poirot wymachiwa艂 r臋kami, 艣ciska艂 skronie i mrucza艂 co艣 do siebie z takim przej臋ciem, 偶e wszyscy przygl膮dali艣my si臋 mu w milczeniu.

鈥 Po艅czochy鈥 鈥 be艂kota艂. 鈥 Po艅czochy鈥 po艅czochy鈥 Czy偶bym mia艂 motyw? Tak. Trzy miesi膮ce temu i wtedy鈥 i teraz鈥 Wielki Bo偶e! Mam!

Usiad艂 i spojrza艂 na mnie bystrym wzrokiem.

鈥 Pami臋tasz, Hastings? Andover. Sklep. Pi臋tro. Pok贸j sypialny. Komoda. Para nowych jedwabnych po艅czoch. Teraz ju偶 wiem, co dwa dni temu zwr贸ci艂o moj膮 uwag臋. Pani, Mademoiselle, 鈥 zwr贸ci艂 si臋 do Megan 鈥 m贸wi艂a, 偶e jej matka p艂aka艂a nad nowymi po艅czochami, kt贸re kupi艂a dla Betty w dniu jej 艣mierci 鈥 rozejrza艂 si臋 doko艂a. 鈥 Rozumiecie teraz? Ten sam motyw powtarza si臋 trzykrotnie. To nie mo偶e by膰 zbieg okoliczno艣ci. Dwa dni temu, kiedy opowiada艂a panna Megan, mia艂em wra偶enie, 偶e jej s艂owa z czym艣 si臋 艂膮cz膮. Teraz ju偶 wiem z czym. Ze zdaniem s膮siadki pani Ascher, tej pani Fowler. M贸wi艂a o agentach, kt贸rzy chodz膮 po domach i usi艂uj膮 sprzeda膰 ludziom r贸偶ne rzeczy, na przyk艂ad po艅czochy. Mademoiselle, tamte po艅czochy pani matka kupi艂a nie w sklepie, ale od kogo艣, kto przyszed艂 do domu?

鈥 Tak, tak, na pewno. Teraz dobrze pami臋tam. Mamusia m贸wi艂a, 偶e zawsze bardzo 偶a艂uje tych biedak贸w, co handluj膮 po domach.

鈥 Ale c贸偶 to ma za zwi膮zek z nasz膮 spraw膮? 鈥 zawo艂a艂 Franklin. 鈥 To, 偶e kto艣 chodzi po domach i sprzedaje po艅czochy, niczego jeszcze nie dowodzi.

鈥 Powtarzam, mon ami, o zbiegu okoliczno艣ci nie mo偶e by膰 mowy. Trzy morderstwa. Za ka偶dym razem jaki艣 m臋偶czyzna niby to sprzedaje po艅czochy, a naprawd臋 rozpoznaje teren.

Gwa艂townie zwr贸ci艂 si臋 do Tory:

鈥 Pani ma g艂os. Prosz臋 opisa膰 tego cz艂owieka. Spojrza艂a na艅 z zak艂opotaniem.

鈥 Nie potrafi臋. Nie wiem, jak鈥 Chyba mia艂 okulary i by艂 ubrany w star膮 zniszczon膮 marynark臋.

鈥 Prosz臋 dok艂adniej, Mademoiselle.

鈥 By艂 przygarbiony鈥 Wi臋cej nic nie wiem. Ledwie na niego spojrza艂am. To taki cz艂owiek, na kt贸rego nie zwraca si臋 uwagi.

鈥 O to w艂a艣nie chodzi 鈥 podkre艣li艂 z powag膮 Poirot. 鈥 Ca艂a tajemnica tych morderstw spoczywa w podanym przez pani膮 rysopisie mordercy, bo to niew膮tpliwie by艂 morderca.

鈥 Taki cz艂owiek, na kt贸rego nie zwraca si臋 uwagi.

鈥 Tak, tak, naturalnie. Otrzymali艣my od pani rysopis mordercy.



Rozdzia艂 XXII
(Nie z opowiadania
kapitana Hastingsa)


Pan Aleksander Bonaparte Cust siedzia艂 jak skamienia艂y. Nietkni臋te 艣niadanie wystyg艂o. Imbryk okrywa艂a zgnieciona gazeta, kt贸r膮 pan Cust czyta艂 do niedawna z wielkim zainteresowaniem. Nagle wsta艂, kilka razy przemierzy艂 pok贸j tam i z powrotem, a wreszcie opad艂 ci臋偶ko na fotel pod oknem. Twarz ukry艂 w d艂oniach i j臋kn膮艂 g艂ucho. Nie s艂ysza艂 d藕wi臋ku otwieranych drzwi. W艂a艣cicielka mieszkania, w kt贸rym odnajmowa艂 pok贸j, pani Marbury, stan臋艂a w progu.

鈥 Panie Cust, mo偶e chcia艂by pan spr贸bowa膰 doskona艂ej鈥 Co si臋 sta艂o? Niedobrze panu?

Pan Cust opu艣ci艂 r臋ce.

鈥 Nie, nie, nic, pani Marbury鈥 Od rana troch臋 藕le si臋 czuj臋.

鈥 A widz臋, widz臋 鈥 powiedzia艂a kobieta spogl膮daj膮c na tac臋 ze 艣niadaniem. 鈥 Nie tkn膮艂 pan niczego. Czy g艂owa zn贸w dokucza?

鈥 Nie鈥 Tak, naturalnie. I jestem troch臋 rozdra偶niony.

鈥 Wsp贸艂czuj臋 panu. Oczywi艣cie, dzisiaj pan nie wyjedzie?

Pan Cust o偶ywi艂 si臋 nagle.

鈥 Wyjad臋! Musz臋. Mam interesy, bardzo wa偶ne interesy.

R臋ce mu dr偶a艂y; pani Marbury widz膮c to wzruszenie chcia艂a rozerwa膰 lokatora.

鈥 C贸偶, jak mus to mus. Daleko jedzie pan tym razem?

鈥 Nie, do鈥 鈥 zawaha艂 si臋 鈥 do Cheltenham.

W niezdecydowaniu jego by艂o co艣 tak dziwnego, 偶e pani Marbury spojrza艂a na艅 podejrzliwie.

鈥 Cheltenham to przyjemne miasteczko 鈥 podj臋艂a gaw臋dziarskim tonem.鈥 Jednego roku je藕dzi艂am tam, jeszcze z Bristolu. Bardzo 艂adne sklepy.

鈥 Tak, tak, chyba鈥

Kobieta pochyli艂a si臋 z trudem (jej krepa figura nie sprzyja艂a gimnastyce), by podnie艣膰 zgniecion膮 gazet臋 le偶膮c膮 na pod艂odze.

鈥 Ostatnio ca艂a prasa pisze tylko o tych morderstwach 鈥 przebieg艂a wzrokiem nag艂贸wki artyku艂贸w. 鈥 A偶 ciarki cz艂owieka przechodz膮. Ja tam wcale tego nie czytam. Zupe艂nie tak, jakby o偶y艂 Kuba鈥揜ozpruwacz.

Pan Cust poruszy艂 wargami, ale nie wyda艂 d藕wi臋ku.

鈥 Doncaster 鈥 ci膮gn臋艂a gospodyni. 鈥 Tam ma pope艂ni膰 nast臋pne morderstwo. Chyba dobrze zapami臋ta艂am? Gdybym mieszka艂a w Doncaster i mia艂a nazwisko na 鈥濪鈥, uciek艂abym najbli偶szym poci膮giem. Wola艂abym nie ryzykowa膰. Czy pan co艣 m贸wi艂, panie Cust?

鈥 Nie鈥 nic, nic, prosz臋 pani.

鈥 W Doncaster b臋d膮 wy艣cigi i ca艂e t艂umy ludzi. Pewno wyobra偶a sobie, 偶e 艂atwo mu p贸jdzie. Ale zn贸w pisz膮, 偶e mobilizuje si臋 setki policjant贸w鈥 Ach, panie Cust, pan naprawd臋 bardzo 藕le wygl膮da. Mo偶e za偶y艂by pan kropli na serce? A w ka偶dym razie nie powinien pan jecha膰 dzi艣 w drog臋.

Pan Cust przem贸g艂 si臋 jako艣.

鈥 Musz臋, pani Marbury. Musz臋. Zawsze na czas wype艂niam swoje鈥 swoje zobowi膮zania. Ludzkie zaufanie to najwa偶niejsza rzecz. Jak podejm臋 si臋 czego艣, doprowadzam to do ko艅ca. Tylko tym sposobem mo偶na do czego艣 doj艣膰 w handlu.

鈥 Ale je偶eli pan jest chory鈥

鈥 Nie jestem chory. Troch臋 dr臋cz膮 mnie鈥 rozmaite sprawy osobiste. W dodatku 藕le spa艂em. Poza tym czuj臋 si臋 zupe艂nie normalnie.

Pod koniec rozmowy zachowywa艂 si臋 tak pewnie, 偶e kobieta wzi臋艂a tace z nietkni臋tym 艣niadaniem i oci膮gaj膮c si臋 wysz艂a z pokoju.

Pan Cust wyci膮gn膮艂 spod 艂贸偶ka walizk臋 i przyst膮pi艂 do pakowania. Pi偶ama, neseser, zapasowy ko艂nierzyk, sk贸rzane ranne pantofle鈥 Potem otworzy艂 schowek i wyj膮艂 kilkana艣cie p艂askich tekturowych pude艂ek mierz膮cych mniej wi臋cej dziesi臋膰 cali na siedem. Rzuci艂 okiem na le偶膮cy na stole rozk艂ad kolejowy i z walizk膮 w r臋ku wyszed艂 z pokoju.

Wk艂adaj膮c w hallu p艂aszcz i kapelusz westchn膮艂 tak g艂臋boko, 偶e dziewczyna, kt贸ra wysz艂a z drzwi po lewej stronie, spojrza艂a na niego ze wsp贸艂czuciem.

鈥 Co panu, panie Cust?

鈥 Nic, panno Lili.

鈥 Tak pan wzdycha鈥

鈥 Panno Lili 鈥 zapyta艂 z nagl膮 energi膮 鈥 czy wierzy pani w jakie艣 z艂e przeczucia鈥 jasnowidzenia?

鈥 No, wie pan!鈥 Trudno mi na to odpowiedzie膰. Oczywi艣cie, 偶e s膮 dnie, kiedy cz艂owiek wierzy, 偶e wszystko p贸jdzie mu dobrze, a kiedy indziej ci膮gle si臋 czego艣 obawia鈥

鈥 Tak, tak, naturalnie 鈥 b膮kn膮艂 pan Cust i znowu westchn膮艂 g艂臋boko. 鈥 No, do widzenia, panno Lili. 呕egnam. Obie panie by艂y dla mnie bardzo, bardzo dobre.

鈥 Ojej, taki pan uroczysty, jakby wyje偶d偶a艂 na zawsze 鈥 roze艣mia艂a si臋 Lili.

鈥 Nie, nie, sk膮d znowu! Przecie偶 wr贸c臋.

鈥 Zobaczymy si臋 w pi膮tek. Dok膮d pan jedzie tym razem? Zn贸w nad morze?

鈥 Nie, nie鈥 ehem鈥 Do Cheltenham.

鈥 I to przyjemna miejscowo艣膰, ale nie taka pi臋kna, jak Torquay. Musia艂o tam by膰 艣licznie. Na przysz艂y rok pojad臋 do Torquay na urlop. Aha, by艂 pan bardzo niedaleko miejsca morderstwa鈥 Tego trzeciego morderstwa A.B.C鈥. Przecie偶 to akurat mia艂o miejsce, jak pan by艂 w Torquay?

鈥 Tak, tak鈥 aha. Ale Churston jest o sze艣膰 czy siedem mil.

鈥 Tak czy inaczej, to wstrz膮saj膮ca historia. M贸j Bo偶e, przecie偶 m贸g艂 pan otrze膰 si臋 o morderc臋 na ulicy鈥 M贸g艂 pan nawet z nim rozmawia膰.

鈥 Tak, mog艂em, naturalnie 鈥 powiedzia艂 pan Cust z takim widmowym u艣miechem, 偶e zwr贸ci艂 uwag臋 dziewczyny.

鈥 Ach, panie Cust, pan bardzo 藕le wygl膮da.

鈥 Ale czuj臋 si臋 dobrze, zupe艂nie dobrze. Do widzenia, panno Marbury.

Dr偶膮c膮 r臋k膮 si臋gn膮艂 po kapelusz, chwyci艂 walizk臋 i szybko wyszed艂 z domu.

鈥 Komiczny stary dziwak 鈥 powiedzia艂a do siebie Lili tonem pob艂a偶ania. 鈥 Chyba troch臋 pomylony.


Inspektor Crome rozkaza艂 jednemu ze swoich podw艂adnych:

鈥 Prosz臋 mi przynie艣膰 spis wszystkich firm wyrabiaj膮cych lub rozprowadzaj膮cych po艅czochy. Potrzebny mi jest r贸wnie偶 wykaz agent贸w. Przede wszystkim tych na prowizji.

鈥 Czy to sprawa A.B.C., panie inspektorze?

鈥 Tak. Jeden z pomys艂贸w pana Herkulesa Poirota 鈥 odpar艂 Crome lekcewa偶膮cym tonem. 鈥 Pewno i z tego nic nie wyniknie, nie wolno jednak zaniedbywa膰 najdrobniejszej nawet poszlaki.

鈥 S艂usznie, panie inspektorze. Pan Poirot nieraz pokaza艂, co potrafi. Ale teraz, jak mi si臋 zdaje, troch臋 stetrycza艂.

鈥 To kuglarz 鈥 stwierdzi艂 Crome. 鈥 Nieustannie pozuje. Niekt贸rych to bierze, ale mnie nie. Mniejsza o niego. Zajmijmy si臋 raczej przygotowaniami w Doncaster.


Tom Hartigan powiedzia艂 do Lili Marbury:

鈥 Dzi艣 rano widzia艂em twojego starego bzika.

鈥 Pana Custa?

鈥 W艂a艣nie, pana Custa. Na dworcu King鈥檚 Cross. Mia艂 t臋 swoj膮 min臋 zab艂膮kanej kury. Chyba jemu brak pi膮tej klepki? W艂a艣ciwie kto艣 powinien si臋 nim zaopiekowa膰. Najprz贸d upu艣ci艂 gazet臋, a potem bilet. Podnios艂em bilet, bo on wcale nie wiedzia艂, 偶e go zgubi艂. Podzi臋kowa艂 mi tak jako艣 g艂upio. My艣l臋, 偶e mnie nie pozna艂.

鈥 Nic dziwnego 鈥 orzek艂a Lili. 鈥 Przecie偶 widzia艂 ci臋 tylko w hallu, i to zaledwie par臋 razy.

W milczeniu przeta艅czyli doko艂a parkietu.

鈥 Czy si臋 nie przes艂ysza艂am? 鈥 zapyta艂a nagle dziewczyna. 鈥 M贸wi艂e艣 o dworcu King鈥檚 Cross czy o Paddington?

鈥 O King鈥檚 Cross.

鈥 Tam spotka艂e艣 pana Custa?

鈥 Oczywi艣cie.

鈥 Jeste艣 pewien?

鈥 Najzupe艂niej. Dlaczego pytasz?

鈥 Zabawne. By艂am przekonana, 偶e do Cheltenham jedzie si臋 z Paddington.

鈥 I mia艂a艣 racj臋. Ale tw贸j stary bzik nie jecha艂 do Cheltenham, tylko do Doncaster.

鈥 Mylisz si臋, do Cheltenham.

鈥 Nie, do Doncaster. Przecie偶 podnios艂em i widzia艂em jego bilet.

鈥 A mnie m贸wi艂, 偶e wybiera si臋 do Cheltenham. Jestem tego zupe艂nie pewna.

鈥 Musia艂a艣 si臋 przes艂ysze膰. Na pewno jecha艂 do Doncaster鈥 Taki to ma szcz臋艣cie! Postawi艂em co艣 nieco艣 na Firefly i strasznie chcia艂bym zobaczy膰 Saint Leger.

鈥 O, pan Cust nie pojecha艂 chyba na wy艣cigi. Nie wydaje mi si臋, 偶eby by艂 z takich. Ach, Tom, chyba go ten A.B.C. nie zamorduje? Przecie偶 Doncaster wyznaczy艂 na kolejne miejsce.

鈥 Staremu nic nie grozi. Jego nazwisko nie rozpoczyna si臋 na 鈥濪鈥.

鈥 Za to m贸g艂 by膰 zamordowany poprzednim razem. By艂 w Torquay, bardzo niedaleko Churston, gdzie pope艂niono poprzedni膮 zbrodni臋.

鈥 By艂 w Torquay?鈥 Dziwny zbieg okoliczno艣ci, prawda? 鈥 Tom roze艣mia艂 si臋 beztrosko. 鈥 Ale w Bexhill nie by艂 chyba w czasie drugiego morderstwa?

Lili zmarszczy艂a brwi.

鈥 Wyje偶d偶a艂 z domu. Tak, dobrze sobie przypominam, 偶e go nie by艂o. Zapomnia艂 wzi膮膰 kostium k膮pielowy, kt贸ry mama dla niego cerowa艂a. Mama wtedy m贸wi艂a: 鈥濧ch, pan Cust wyjecha艂 wczoraj bez kostiumu k膮pielowego!鈥 A ja na to: 鈥濳to by si臋 tam przejmowa艂 kostiumem k膮pielowym. W gazetach jest o okropnym morderstwie. W Bexhill uduszono jak膮艣 dziewczyn臋鈥.

鈥 No, je偶eli staremu potrzebny by艂 kostium k膮pielowy, na pewno jecha艂 nad morze. Ach, Lili 鈥 znowu roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no 鈥 c贸偶 by to by艂a za historia, gdyby tw贸j stary bzik by艂 tym morderc膮!

鈥 Biedny pan Cust? On nie skrzywdzi艂by nawet muchy 鈥 u艣miechn臋艂a si臋 dziewczyna.

Umilkli. Na poz贸r zaj臋ci byli tylko ta艅cem i sob膮, ale w pod艣wiadomo艣ci ich co艣 zaczyna艂o kie艂kowa膰.



Rozdzia艂 XXIII
Doncaster 11 wrze艣nia


Doncaster!

Do ko艅ca 偶ycia b臋d臋 pami臋ta艂 ten jedenasty wrze艣nia. Ilekro膰 widz臋 w gazecie wzmiank臋 o gonitwie Saint Leger, umys艂 m贸j wraca bezwiednie nie do wy艣cig贸w, lecz do morderstwa. Kiedy wspominam swoje w艂asne wra偶enia, najbardziej dr臋czy mnie poczucie zupe艂nej bezradno艣ci. Na miejscu byli艣my wszyscy: Poirot, ja, Clarke, Fraser, Megan Barnard, Tora Grey i Mary Drower, a w gruncie rzeczy nikt z nas nie m贸g艂 nic zrobi膰. Budowali艣my zamki na lodzie 偶ywi膮c mglist膮 nadziej臋, 偶e kto艣 z nas rozpozna w wielotysi臋cznym t艂umie twarz lub sylwetk臋 widzian膮 przelotnie raz, i to dwa albo trzy miesi膮ce wcze艣niej. Prawd臋 rzek艂szy, trudno艣ci by艂y jeszcze wi臋ksze. Spo艣r贸d nas jedna tylko Tora Grey mog艂aby rozpozna膰 zbrodniarza. Ch艂贸d jej poczyna艂 topnie膰 pod wp艂ywem napi臋cia. Znikn臋艂a gdzie艣 energia i opanowany spos贸b bycia. Siedzia艂a za艂amuj膮c r臋ce i bliska p艂aczu m贸wi艂a nerwowo do Poirota:

鈥 Przecie偶 ja wcale na niego nie patrzy艂am. Ach, dlaczego, dlaczego? Jaka ja by艂am g艂upia! Polega pan na mnie, a ja zawiod臋 i pana, i wszystkich! Je偶eli nawet zobacz臋 go tutaj, mog臋 go nie pozna膰. W og贸le mam z艂膮 pami臋膰 wzrokow膮.

W swoim czasie Poirot w rozmowach ze mn膮 dawa艂 wyraz swojemu do艣膰 krytycznemu nastawieniu do tej dziewczyny. Obecnie jednak okazywa艂 jej tylko 艂agodn膮 偶yczliwo艣膰. By艂 mo偶e nawet zanadto serdeczny, co naprowadzi艂o mnie na my艣l, 偶e na cierpienia pi臋knych dziewic jest r贸wnie wra偶liwy, jak ja.

鈥 Spokojnie, spokojnie, ma petite* 鈥 m贸wi艂 g艂adz膮c j膮 po ramieniu. 鈥 Prosz臋, bez histerii. Na to nie mo偶emy sobie pozwoli膰. Je偶eli pani zobaczy tego cz艂owieka, na pewno go pani pozna.

鈥 Sk膮d taka pewno艣膰?

鈥 Pow贸d mam nie jeden. Przede wszystkim ten, 偶e czerwone musi nast膮pi膰 po czarnym.

鈥 Co ty pleciesz, Poirot? 鈥 zdziwi艂em si臋.

鈥 M贸wi臋 j臋zykiem sto艂贸w gry. W rulecie mo偶e by膰 d艂uga seria czarna, lecz w rezultacie los musi pa艣膰 na czerwone. To matematyczna teoria prawdopodobie艅stwa.

鈥 Chcesz powiedzie膰, 偶e szcz臋艣cie si臋 odwraca?

鈥 Nie inaczej. Chc臋 te偶 powiedzie膰, 偶e graczowi brak cz臋sto rozumnego przewidywania. A morderca to przecie偶 gracz najwy偶szej klasy, bo ryzykuje nie pieni膮dze, lecz 偶ycie. Gracz wygrywa i my艣li, 偶e b臋dzie wygrywa艂 nieustannie. Nie odchodzi od sto艂u gry z pe艂nymi kieszeniami. Tak samo w zbrodni. Morderca, kt贸remu si臋 uda艂o, nie mo偶e uwierzy膰, 偶e w przysz艂o艣ci szcz臋艣cie mo偶e go zawie艣膰. Jedynie sobie przypisuje ca艂膮 zas艂ug臋. A m贸wi臋 wam, mes amis*, 偶e nawet najstaranniej przygotowana zbrodnia nie mo偶e si臋 uda膰 bez przys艂owiowego 艂uta szcz臋艣cia.

鈥 Czy nie posuwa si臋 pan za daleko w tym twierdzeniu? 鈥 Franklin Clarke mia艂 pewne w膮tpliwo艣ci.

鈥 Nie, nie. Mo偶e to by膰 tylko jeden 艂ut szcz臋艣cia, ale musi dzia艂a膰 na korzy艣膰 mordercy. Prosz臋 si臋 zastanowi膰: przecie偶 kto艣 m贸g艂 wej艣膰 do trafiki pani Ascher w momencie, gdy morderca stamt膮d wychodzi艂. Temu komu艣 mog艂o przyj艣膰 do g艂owy, aby zajrze膰 za kontuar, a w贸wczas zobaczy艂by zw艂oki i albo z miejsca uj膮艂 zbrodniarza, albo m贸g艂by da膰 tak dok艂adny jego rysopis, 偶e policja uj臋艂aby go bez trudu.

鈥 Tak, naturalnie, to mo偶liwe 鈥 przyzna艂 Clarke. 鈥 Z pa艅skich wywod贸w wynika, 偶e ka偶dy morderca musi gra膰 na los szcz臋艣cia.

鈥 Niew膮tpliwie. Morderca jest zawsze hazardzist膮. I jak og贸艂 hazardzist贸w, nie zdaje sobie sprawy, kiedy powinien przesta膰 gra膰. Po ka偶dej zbrodni wzrasta jego dobre mniemanie o w艂asnych zdolno艣ciach. Maleje za to poczucie proporcji. Przestaje my艣le膰: by艂em sprytny i mia艂em szcz臋艣cie. My艣li po prostu: by艂em sprytny. Ro艣nie w nim wiara we w艂asny spryt. No i, mes amis, kulka idzie w ruch. Ko艅czy si臋 seria koloru. Krupier og艂asza numer i wo艂a: 鈥濺ouge!*鈥 tym razem.

鈥 S膮dzi pan, 偶e tak b臋dzie i w naszej sprawie? 鈥 zapyta艂a Megan i z zastanowieniem zmarszczy艂a brwi.

鈥 To musi nast膮pi膰 wcze艣niej lub p贸藕niej. Do tej pory los sprzyja艂 zbrodniarzowi. Kt贸rego艣 dnia musi u艣miechn膮膰 si臋 do nas. Mam wra偶enie, 偶e zwrot ju偶 nast膮pi艂. Za pocz膮tek uwa偶am spraw臋 po艅czoch. Teraz wszystko, zamiast jak dotychczas i艣膰 po jego my艣li, zacznie zbrodniarza zawodzi膰. Wtedy on r贸wnie偶 zacznie pope艂nia膰 omy艂ki.

鈥 Musz臋 przyzna膰, 偶e dodaje nam pan ducha 鈥 stwierdzi艂 Franklin Clarke. 鈥 A bardzo nam potrzeba takiej zach臋ty. Od rana dr臋czy mnie poczucie tragicznej bezradno艣ci.

鈥 Mnie tak偶e wydaje si臋 ma艂o prawdopodobnym, aby艣my mogli dokona膰 czego艣 o praktycznym znaczeniu 鈥 podtrzyma艂 go Donald Fraser.

鈥 Nie b膮d藕 defetyst膮, Don! 鈥 zgromi艂a go Megan.

鈥 A ja twierdz臋, 偶e nic nie wiadomo 鈥 wtr膮ci艂a mocno zarumieniona Mary Drower. 鈥 Ten piekielnik jest w Doncaster. My te偶 tutaj jeste艣my. Ostatecznie ludzie spotykaj膮 si臋 nieraz w najdziwniejszy spos贸b.

鈥 Ach, gdyby艣my dysponowali lepszymi 艣rodkami! 鈥 westchn膮艂em.

鈥 Nie zapominaj, Hastings 鈥 odpowiedzia艂 Poirot 鈥 偶e policja robi wszystko, co mo偶liwe w granicach zdrowego rozs膮dku. Zmobilizowano silne rezerwy. Zacny inspektor Crome mo偶e mie膰 irytuj膮cy spos贸b bycia, ale to bardzo zdolny i energiczny oficer. A pu艂kownik Andersen, komendant policji w tym hrabstwie, jest prawdziwym cz艂owiekiem czynu. Cale miasto, a zw艂aszcza teren wy艣cig贸w, s膮 obserwowane i patrolowane. Co krok b臋dziemy spotyka膰 agent贸w po cywilnemu. Niema艂o te偶 zrobi艂a kampania prasowa: w por臋 ostrzeg艂a ludno艣膰.

鈥 Jestem prawie pewien 鈥 powiedzia艂 Donald Fraser 鈥 偶e tym razem A.B.C. nie odwa偶y si臋 spr贸bowa膰. Musia艂by by膰 szale艅cem!

鈥 Niestety, on jest szale艅cem 鈥 odpar艂 sucho Clarke. 鈥 Jak pan s膮dzi, Poirot, czy zrezygnuje dzisiaj, czy b臋dzie chcia艂 postawi膰 na swoim?

鈥 Moim zdaniem jego obsesja dzia艂a tak silnie, 偶e b臋dzie musia艂 spe艂ni膰 swoj膮 obietnic臋. Gdyby zrezygnowa艂, przyzna艂by si臋 do pora偶ki, a na to nie przystanie nigdy jego szale艅czy egoizm. Opini臋 t臋 podziela doktor Thompson. Ca艂a nasza nadzieja w tym, 偶e zbrodniarz zostanie uj臋ty w chwili ataku.

鈥 Na to jest za przebieg艂y 鈥 Donald smutno pokr臋ci艂 g艂ow膮.

Poirot spojrza艂 na zegarek, a my zrozumieli艣my ten sygna艂. Z g贸ry ju偶 ustalono, 偶e b臋dziemy pracowali ca艂y dzie艅. Z rana mieli艣my patrolowa膰 ulice, a p贸藕niej umie艣ci膰 si臋 w rozmaitych dogodnych punktach na polu wy艣cigowym. Powiadam 鈥瀖y鈥, chocia偶, je偶eli o mnie chodzi, patrolowanie moje nie na wiele mog艂o si臋 przyda膰, gdy偶 wed艂ug wszelkiego prawdopodobie艅stwa nigdy nie widzia艂em A.B.C. Poniewa偶 jednak mieli艣my si臋 rozdzieli膰, aby pokry膰 mo偶liwie jak najwi臋kszy teren, zaproponowa艂em, 偶e mog臋 s艂u偶y膰 jako eskorta jednej z kobiet. Poirot pochwali艂 m贸j zamiar z min膮, jak si臋 obawiam, nieco ironiczn膮.

Panie posz艂y po kapelusze. Donald Fraser sta艂 przy oknie pogr膮偶ony w my艣lach. Franklin Clarke zerkn膮艂 na niego, lecz zorientowa艂 si臋 widocznie, 偶e jest zbyt zamy艣lony, by pods艂uchiwa膰, wi臋c zni偶onym g艂osem zwr贸ci艂 si臋 do Poirota:

鈥 Panie Poirot, by艂 pan w Churston. Jak wiem, widzia艂 si臋 pan z moj膮 bratow膮. Czy m贸wi艂a鈥 napomyka艂a鈥 robi艂a jakie艣 aluzje鈥 鈥 urwa艂 zak艂opotany.

鈥 O co chodzi? Czy pa艅ska bratowa m贸wi艂a mi, napomyka艂a, robi艂a aluzje na jaki temat? 鈥 Poirot pyta艂 z twarz膮 tak kamienn膮, 偶e zbudzi艂o to moje podejrzenie.

Franklin Clarke poczerwienia艂 mocno.

鈥 Mo偶e pan jest zdania, 偶e to nie pora na poruszanie spraw osobistych鈥

鈥 Bynajmniej.

鈥 Ale wydaje mi si臋, 偶e najlepiej zmierza膰 prosto do celu.

鈥 To najw艂a艣ciwszy kierunek.

Odnios艂em wra偶enie, 偶e nawet Clarke zacz膮艂 podejrzewa膰, i偶 nieruchoma maska Poirota kryje wewn臋trzne rozbawienie. Dalszy ci膮g przem贸wienia nie szed艂 mu 艂atwo.

鈥 Moja bratowa to nies艂ychanie mi艂a kobieta鈥 Zawsze bardzo j膮 lubi艂em. Ale, widzi pan, d艂ugo ju偶 choruje, a przy tego rodzaju chorobie鈥 Rozumie pan, dostaje 艣rodki odurzaj膮ce i takie r贸偶ne lekarstwa鈥 Skutkiem tego wyobra偶a sobie przedziwne rzeczy o rozmaitych ludziach鈥

鈥 Aha.

Nie mia艂em ju偶 w膮tpliwo艣ci: w oczach Poirota igra艂y swawolne b艂yski. Ale poch艂oni臋ty swoj膮 dyplomatyczn膮 misj膮 Franklin Clarke wcale tego nie dostrzega艂.

鈥 Chodzi mi o Tor臋鈥 o pann臋 Grey.

鈥 Ach, o pann臋 Grey 鈥 g艂os mojego przyjaciela zabrzmia艂 szczerym zdziwieniem.

鈥 Tak. W艂a艣nie na jej temat lady Clarke wbi艂a sobie do g艂owy r贸偶ne rzeczy. Widzi pan, Tora鈥 panna Grey, to bardzo przystojna m艂oda osoba鈥

鈥 Tak pan uwa偶a?

鈥 Kobiety, nawet najlepsze, s膮 troch臋 zazdrosne o inne kobiety. Oczywi艣cie Tora by艂a nieocenion膮 pomocnic膮 mojego brata. Cz臋sto powtarza艂, 偶e nigdy nie mia艂 lepszej sekretarki鈥 No, i naprawd臋 j膮 lubi艂. Ale to wszystko by艂o zupe艂nie uczciwe, jasne. Na pewno Tora nie jest dziewczyn膮, kt贸ra鈥

鈥 Na pewno 鈥 przyzna艂 Poirot tonem szczerego przekonania.

鈥 Ale, widzi pan, moja bratowa by艂a鈥 jak by si臋 tu wyrazi膰鈥 zazdrosna, jak mi si臋 zdaje. Nie, nie okazywa艂a tego w spos贸b widoczny, ale po 艣mierci Cecila, kiedy wynik艂a kwestia pozostania panny Grey w Combeside, Charlotta wyst膮pi艂a bardzo stanowczo. Oczywi艣cie, po cz臋艣ci to skutek choroby i morfiny, i鈥 i鈥 Tego samego zdania jest siostra Capstick. Powiada, 偶e nie mo偶na mie膰 pretensji do Charlotty za jej dziwaczne podejrzenia鈥 鈥 urwa艂 nagle.

鈥 No i co 鈥 zapyta艂 Poirot.

鈥 Chcia艂bym, panie Poirot, aby pan dok艂adnie zrozumia艂, 偶e w tym wszystkim naprawd臋 nic nie by艂o. To bezpodstawne wymys艂y ci臋偶ko chorej kobiety. O, prosz臋 spojrze膰 鈥 zacz膮艂 szuka膰 po kieszeniach. 鈥 To list mojego brata. Otrzyma艂em go, kiedy by艂em na Malajach. Chcia艂bym, 偶eby go pan przeczyta艂, bo wyra藕nie w nim mowa o charakterze stosunk贸w, jakie 艂膮czy艂y mojego brata z pann膮 Grey.

Poirot wzi膮艂 list, Franklin za艣 stan膮艂 obok niego, wskaza艂 palcem odpowiedni urywek i pocz膮艂 czyta膰 g艂o艣no:


鈥 鈥炩 mniej wi臋cej wszystko po staremu. Charlotta cierpi mo偶e troch臋 mniej ni偶 dotychczas. 呕a艂uj臋, 偶e nie mog臋 Ci przes艂a膰 o niej lepszych wiadomo艣ci. Zapewne pami臋tasz Tor臋 Grey? To bardzo dobra dziewczyna i jest mi niewypowiedzian膮 pociech膮. Nie wiem doprawdy, jak w tych ci臋偶kich czasach poradzi艂bym sobie bez niej. Jej zainteresowanie i wsp贸艂czucie jest zawsze niezawodne. Ponadto ma doskona艂y Cust, kocha pi臋kne rzeczy i podziela moj膮 pasj臋 do chi艅skiej sztuki. Prawdziwie szcz臋艣liwy by艂 dla mnie dzie艅, kiedy j膮 znalaz艂em. C贸rka nie potrafi艂aby by膰 bli偶sz膮 i milsz膮 wsp贸艂pracownic膮. Dotychczas mia艂a 偶ycie trudne i nie zawsze szcz臋艣liwe, zadowolony wi臋c jestem, 偶e u nas znalaz艂a dom i prawdziwie 偶yczliwe serca.鈥


鈥 Widzi pan 鈥 podj膮艂 Franklin 鈥 tak m贸j brat odnosi艂 si臋 do panny Grey. Uwa偶a艂 j膮 niemal za c贸rk臋. Bardzo mnie to boli, 偶e z chwil膮 艣mierci Cecila jego 偶ona prawie wyp臋dzi艂a t臋 dziewczyn臋 z domu. Kobiety to istne diablice, panie Poirot.

鈥 Niech pan nie zapomina, 偶e lady Clarke jest ci臋偶ko chora i znosi niewypowiedziane m臋ki.

鈥 Wiem, wiem i ci膮gle to sobie powtarzam. Nie wolno s膮dzi膰 jej surowo. Mimo wszystko jednak by艂em zdania, 偶e ten list powinienem panu pokaza膰. Nie chcia艂em dopu艣ci膰, aby na podstawie s艂贸w lady Clarke wyrobi艂 pan sobie z艂膮 opini臋 o Torze.

鈥 Mo偶e pan by膰 pewien 鈥 rzek艂 z u艣miechem Poirot zwracaj膮c list 鈥 偶e z zasady nie wyrabiam sobie opinii (z艂ych ani dobrych) na podstawie cudzych s艂贸w. Sam kszta艂tuj臋 moje s膮dy o ludziach.

鈥 Tak czy inaczej 鈥 powiedzia艂 Clarke chowaj膮c list 鈥 zadowolony jestem, 偶e go panu pokaza艂em. Ot贸偶 i nasze panie. Chyba zaraz wyruszymy do pracy?

Kiedy wychodzili艣my z pokoju, Poirot skin膮艂 na mnie i zosta艂 nieco w tyle.

鈥 Koniecznie chcesz wybra膰 si臋 na te wypraw臋?

鈥 Naturalnie. Nie chc臋 siedzie膰 w domu z za艂o偶onymi r臋kami.

鈥 Pami臋taj, 偶e m贸zg mo偶e by膰 r贸wnie czynny, jak cia艂o.

鈥 To raczej twoja specjalno艣膰, nie moja.

鈥 Niew膮tpliwie masz racj臋. O ile si臋 nie myl臋, mia艂e艣 zamiar by膰 kawalerem jednej z naszych dam?

鈥 Wydawa艂o mi si臋 to rozs膮dne.

鈥 A kt贸r膮 dam臋 chcia艂e艣 zaszczyci膰 swoim towarzystwem?

鈥 Czy ja wiem? Jeszcze si臋 nie zastanawia艂em.

鈥 Jak zapatrujesz si臋 na pann臋 Barnard?

鈥 Uwa偶am j膮 raczej za typ kobiety zupe艂nie samodzielnej 鈥 b膮kn膮艂em.

鈥 A panna Grey?

鈥 To ju偶 lepszy pomys艂.

鈥 Stwierdzam, Hastings, 偶e jeste艣 dziwnie i bezczelnie nieuczciwy. Od rana my艣la艂e艣 o swoim jasnow艂osym aniele.

鈥 Nie ple膰 g艂upstw, Poirot!

鈥 Szczerze bolej臋, 偶e krzy偶uj臋 ci plany, zmuszony jednak jestem poprosi膰 ci臋, aby艣 komu innemu s艂u偶y艂 jako eskorta.

鈥 Dobrze, dobrze. Od dawna wiem, 偶e masz s艂abo艣膰 do tej ciemnow艂osej lalki z nieruchom膮 twarz膮.

鈥 Mylisz si臋. Osob膮, kt贸r膮 chc臋 powierzy膰 twojej pieczy, jest Mary Drower. Prosz臋 ci臋, Hastings, nie odst臋puj jej na krok.

鈥 Dlaczego?

鈥 Dlatego, mon ami, 偶e jej nazwisko zaczyna si臋 na 鈥濪鈥. Nie wolno nam ryzykowa膰.

Uwaga ta wyda艂a mi si臋 ca艂kiem s艂uszna, cho膰 zrazu nieco zbyt przesadna. Po namy艣le jednak doszed艂em do wniosku, 偶e je偶eli A.B.C. istotnie nienawidzi Poirota, mo偶e obserwowa膰 jego ruchy. W takim wypadku wyb贸r Mary Drower m贸g艂by mu si臋 wyda膰 bardzo zr臋cznym posuni臋ciem.

Bez wahania przyrzek艂em 艣ci艣le zastosowa膰 si臋 do otrzymanych polece艅. Wyszed艂em z pokoju zostawiaj膮c Poirota w fotelu pod oknem. M贸j przyjaciel mia艂 przed sob膮 ma艂膮 ruletk臋. Pu艣ci艂 j膮 w ruch, kiedy by艂em ju偶 za drzwiami, i zawo艂a艂 g艂o艣no:

鈥 Rouge! To dobry omen, Hastings! Szcz臋艣cie si臋 odwraca. Z艂a passa mija.



Rozdzia艂 XXIV
(Nie z opowiadania
kapitana Hastingsa)



Pan Leadbetter mrukn膮艂 g艂ucho i gniewnie, gdy jego s膮siad wsta艂 i mijaj膮c go niezr臋cznie upu艣ci艂 kapelusz na krzes艂o w poprzednim rz臋dzie i pochyli艂 si臋, aby go podnie艣膰. Dzia艂o si臋 to w kulminacyjnym momencie g艂o艣nego filmu 鈥濸taki niebieskie鈥, patetycznego melodramatu, na kt贸rego obejrzenie pan Leadbetter czeka艂 przez ca艂y tydzie艅. Z艂otow艂osa bohaterka grana przez Katherine Royal (zdaniem pana Leadbettera najlepsz膮 aktork臋 艣wiata) krzycza艂a w艂a艣nie ochryp艂ym g艂osem:

鈥 Nigdy! Nigdy! Wola艂abym umrze膰 z g艂odu. Ale nie umr臋. Pami臋taj! Stw贸rca 偶ywi ptaki niebieskie.

Pan Leadbetter przechyla艂 si臋 niecierpliwie w prawo i w lewo. Ach, ci ludziska! Dlaczego nie mog膮 doczeka膰 ko艅ca filmu? Dlaczego wychodz膮 w najdramatyczniejszym momencie? Nareszcie! Bezceremonialny d偶entelmen poszed艂 dalej. Pan Leadbetter dobrze ju偶 widzia艂 ekran i Katherine Royal stoj膮c膮 w oknie nowojorskiego drapacza chmur na kt贸rym艣 tam pi臋trze. A teraz wsiada do poci膮gu. Trzyma dziecko w ramionach鈥 Jakie dziwne s膮 wagony w Ameryce, zupe艂nie niepodobne do angielskich鈥 Teraz znowu Steve w swoim sza艂asie w g贸rach鈥

Film p艂yn膮艂 szcz臋艣liwie ku wzruszaj膮cemu i niemal religijnemu zako艅czeniu. Pan Leadbetter a偶 sapn膮艂 z zadowolenia, gdy zapali艂y si臋 艣wiat艂a. Powoli d藕wign膮艂 si臋 z fotela mru偶膮c oczy. Nigdy nie by艂o mu pilno wyj艣膰 z kina. Powr贸t do codziennego prozaicznego 偶ycia zajmowa艂 mu zawsze kilka minut.

Rozejrza艂 si臋 doko艂a. Naturalnie, publiczno艣ci niewiele. Wszyscy polecieli na wy艣cigi. Pan Leadbetter nie pochwala艂 wy艣cig贸w ani gry w karty, ani picia czy palenia. Jako abstynent mia艂 wi臋cej energii na chodzenie do kina.

Ludzie spieszyli do wyj艣cia.

Pan Leadbetter pod膮偶y艂 za innymi. Widz z krzes艂a w poprzednim rz臋dzie widocznie drzema艂, bo opad艂 nisko. Pan Leadbetter obruszy艂 si臋 na my艣l, 偶e kto艣 m贸g艂 spa膰 na takim dramacie, jak 鈥濸taki niebieskie鈥.

Jaki艣 zirytowany d偶entelmen m贸wi艂 do 艣piocha, kt贸rego nogi barykadowa艂y przej艣cie:

鈥 Przepraszam pana. Bardzo przepraszam.

Pan Leadbetter by艂 ju偶 przy wyj艣ciu. Obejrza艂 si臋. Zdawa艂o mu si臋, 偶e powsta艂o jakie艣 zamieszanie. Widzia艂 portiera, niewielk膮 grupk臋 os贸b. Mo偶e ten cz艂owiek z fotela przed nim nie spa艂, tylko upi艂 si臋 do nieprzytomno艣ci?

Pan Leadbetter zatrzyma艂 si臋 na chwil臋, zawaha艂 i wyszed艂 z sali, na skutek czego straci艂 najwi臋ksz膮 sensacj臋 dnia, niepor贸wnanie bardziej wstrz膮saj膮c膮 ni偶 zwyci臋stwo Not Halt w Saint Leger i wyp艂ata w stosunku osiemdziesi膮t pi臋膰 za jeden.

Portier m贸wi艂:

鈥 Tak, ma pan racj臋, on musi by膰 chory. Panie, panie, co panu jest?

Kto艣 cofn膮艂 r臋k臋 z okrzykiem przera偶enia i patrzy艂 na g臋st膮 czerwon膮 ciecz.

鈥 Krew!

Portier krzykn膮艂 g艂ucho. Pod fotelem zobaczy艂 r贸g ksi膮偶ki w 偶贸艂tej oprawie.

鈥 Jak Boga kocham 鈥 zawo艂a艂 鈥 to A.B.C.!



Rozdzia艂 XXV
(Nie z opowiadania
kapitana Hastingsa)


Pan Cust wyszed艂 z kina Royal i spojrza艂 w niebo. Wiecz贸r by艂 pi臋kny, naprawd臋 pi臋kny. Przypomnia艂 mu si臋 wiersz Browninga:

B贸g jest na niebie, na ziemi dobrze si臋 dzieje鈥

Bardzo lubi艂 t臋 cytat臋, ale cz臋sto zdawa艂o mu si臋, 偶e nie jest zupe艂nie prawdziwa.

Z u艣miechem drepta艂 trawnikiem a偶 do hotelu Pod Czarnym 艁ab臋dziem, gdzie si臋 zatrzyma艂. Lekko dysz膮c wszed艂 na drugie pi臋tro do ma艂ego, dusznego pokoju z widokiem na brukowane podw贸rze i gara偶. Gdy ju偶 znalaz艂 si臋 w pokoju, u艣miech znik艂 nagle z jego twarzy. Na r臋kawie w pobli偶u mankietu spostrzeg艂 plam臋. Dotkn膮艂 jej niespokojnie. By艂a wilgotna i czerwona鈥 Krew鈥

Wsun膮艂 r臋k臋 do kieszeni i wydoby艂 co艣 dziwnego: d艂ugi, cienki n贸偶. Jego ostrze by艂o r贸wnie偶 lepkie i czerwone.

Pan Cust usiad艂 w fotelu i przez d艂ugi czas siedzia艂 bez ruchu. Nagle przebieg艂 pok贸j niespokojnym wzrokiem 艣ciganego zwierza. J臋zykiem przesun膮艂 po wargach.

鈥 To nie moja wina, nie moja 鈥 szepn膮艂 takim tonem, jak uczniak broni膮cy si臋 przed nauczycielem.

Jeszcze raz obliza艂 wargi. Jeszcze raz dotkn膮艂 ostro偶nie r臋kawa.

Wsta艂 i szybko podszed艂 do umywalni. Ze staro艣wieckiego dzbanka nala艂 do miednicy wody, zdj膮艂 marynark臋, wyp艂uka艂 r臋kaw i starannie zacz膮艂 go wy偶yma膰. Woda poczerwienia艂a silnie.

Kto艣 zastuka艂 do drzwi. Pan Cust znieruchomia艂.

Drzwi otwieraj膮 si臋. Wchodzi m艂oda, t臋ga dziewczyna z dzbankiem w r臋ku.

鈥 O, bardzo pana przepraszam! Przynios艂am gor膮c膮 wod臋.

鈥 Dzi臋kuj臋 鈥 zdo艂a艂 wyj膮ka膰. 鈥 Ju偶 umy艂em si臋 w zimnej.

Dlaczego to powiedzia艂? Dziewczyna zwr贸ci艂a spojrzenie ku miednicy. Nast膮pi艂a pauza, bardzo d艂uga pauza, nim pokoj贸wka powiedzia艂a:

鈥 Tak, prosz臋 pana 鈥 i wysz艂a szybko.

Pan Cust sta艂 jak skamienia艂y. Sta艂o si臋. Nareszcie鈥 Nas艂uchiwa艂: czy rozlegn膮 si臋 krzyki, tupot n贸g na schodach?鈥 Chwilowo s艂ysza艂 tylko bicie w艂asnego serca.

Nagle o偶y艂, jak gdyby rozmarz艂 niespodzianie. Wci膮gn膮艂 marynark臋, na palcach podszed艂 do drzwi i uchyli艂 je ostro偶nie. Nie by艂o s艂ycha膰 nic, pr贸cz zwyczajnego gwaru dochodz膮cego z baru. Pan Cust ukradkiem zszed艂 po schodach. Nie spotka艂 nikogo. Szcz臋艣cie mu dopisywa艂o. Przystan膮艂 na parterze. Kt贸r臋dy teraz?

Zdecydowa艂 si臋. Szybko min膮艂 korytarz i tylnymi drzwiami wyszed艂 na podw贸rze. Dw贸ch szofer贸w majstrowa艂o co艣 przy samochodach. Rozmawiali g艂o艣no o przebiegu wy艣cig贸w.

Pan Cust szybkim krokiem przemierzy艂 podw贸rze i wyszed艂 na ulic臋. Przy pierwszym skrzy偶owaniu skr臋ci艂 na prawo, potem na lewo, potem zn贸w na prawo.

Czy odwa偶y si臋 p贸j艣膰 na stacj臋? Tak. Tam b臋d膮 t艂umy. Uruchomiono specjalne poci膮gi. Je偶eli dopisze mu szcz臋艣cie, wszystko si臋 uda. Je偶eli dopisze mu szcz臋艣cie鈥



Rozdzia艂 XXVI
(Nie z opowiadania
kapitana Hastingsa)


Inspektor Crome s艂ucha艂 nerwowej paplaniny pana Leadbettera:

鈥 St贸wo daj臋, panie inspektorze, serce mi bi膰 przestaje, jak my艣l臋 o tym. Przez ca艂y program on musia艂 siedzie膰 tu偶 obok mnie, na s膮siednim krze艣le.

鈥 Niech pan to opowie dok艂adniej 鈥 rzek艂 inspektor Crome zupe艂nie nie zainteresowany zachowaniem si臋 serca pana Leadbettera. 鈥 Ten cz艂owiek wyszed艂 pod koniec filmu?

鈥 Tak, pod koniec 鈥濸tak贸w niebieskich鈥 z Katherine Royal 鈥 powiedzia艂 pan Leadbetter.

鈥 Przechodzi艂 przed panem i wtedy si臋 potkn膮艂?

鈥 Na pewno tylko uda艂. Teraz to rozumiem. Potem pochyli艂 si臋 nad fotelem przede mn膮, aby podnie艣膰 kapelusz. I wtedy, na pewno wtedy, musia艂 zad藕ga膰 tego biedaka.

鈥 Nic pan nie s艂ysza艂? Krzyku, j臋ku?

Pan Leadbetter nie s艂ysza艂 nic pr贸cz dono艣nego, ochryp艂ego g艂osu Katherine Royal, lecz 偶ywa wyobra藕nia podsun臋艂a mu j臋k. Inspektor Crome przyj膮艂 t臋 informacj臋 z dobrodziejstwem inwentarza i poprosi艂, by pan Leadbetter m贸wi艂 dalej.

鈥 Jak film si臋 sko艅czy艂, wyszed艂em.

鈥 Czy mo偶e pan opisa膰 tego cz艂owieka?

鈥 By艂 bardzo wysoki, co najmniej sze艣膰 st贸p. Istny olbrzym.

鈥 W艂osy mia艂 ciemne czy jasne?

鈥 W艂osy?鈥 Nie jestem ca艂kiem pewien鈥 Chyba by艂 艂ysy i min臋 mia艂 tak膮 ponur膮.

鈥 A nie utyka艂 przypadkiem? 鈥 zapyta艂 inspektor Crome.

鈥 Tak, tak! Jak tylko pan inspektor to powiedzia艂, zaraz sobie przypomnia艂em. Zdaje si臋, 偶e utyka艂. I by艂 taki jaki艣 艣niady鈥 co艣 jakby Mulat.

鈥 Czy siedzia艂 ko艂o pana, kiedy po nadprogramie zapali艂y si臋 艣wiat艂a?

鈥 Nie. Wszed艂 dopiero po rozpocz臋ciu 鈥濸tak贸w niebieskich鈥.

Inspektor Crome pokiwa艂 g艂ow膮, poda艂 panu Leadbetterowi zeznanie do podpisania i pozby艂 si臋 go z ulg膮. 鈥 Chyba trudno o gorszego 艣wiadka 鈥 powiedzia艂 cierpko. 鈥 Trzeba go tylko troch臋 naprowadzi膰 na drog臋, a wszystko powt贸rzy. Jasno wida膰, 偶e nie ma poj臋cia, jak ten facet wygl膮da艂. Dawa膰 teraz portiera!

Portier, bardzo sztywny i o wojskowej postawie, wszed艂 i stan膮艂 na baczno艣膰 z oczyma utkwionymi w pu艂kownika Andersena.

鈥 No, Jameson, co nam mo偶ecie powiedzie膰? Macie co艣 do powiedzenia? Jameson zasalutowa艂.

鈥 Tak jest, panie pu艂kowniku. Po seansie, panie pu艂kowniku, kto艣 mi powiedzia艂, 偶e jaki艣 pan zachorowa艂. Na miejscach po cztery szylingi i sze艣膰 pens贸w rzeczywi艣cie kto艣 siedzia艂 bez ruchu. Kilku pan贸w sta艂o doko艂a. Ten, co siedzia艂, wygl膮da艂 mi co艣 bardzo podejrzanie, panie pu艂kowniku. Jeden z pan贸w, co stali doko艂a, dotkn膮艂 marynarki tego chorego i krzykn膮艂. Na jego r臋ku by艂a krew, panie pu艂kowniku. Od razu zrozumia艂em, 偶e ten, co siedzia艂, by艂 nie偶ywy. Zad藕gany, panie pu艂kowniku. Pod krzes艂em zobaczy艂em rozk艂ad ABC. Wiem, jak si臋 zachowa膰 nale偶y, tote偶 nic nie dotyka艂em, tylko zaraz zameldowa艂em na policji o tragedii, kt贸ra si臋 zdarzy艂a.

鈥 W porz膮dku, Jameson. Post膮pili艣cie bardzo w艂a艣ciwie.

鈥 Dzi臋kuje, panie pu艂kowniku.

鈥 Czy nie zauwa偶yli艣cie kogo艣, kto na par臋 minut przed ko艅cem seansu wyszed艂 z miejsc po cztery szylingi i sze艣膰 pens贸w?

鈥 Kilkana艣cie os贸b wysz艂o, panie pu艂kowniku.

鈥 Mo偶ecie je opisa膰?

鈥 Chyba nie, panie pu艂kowniku. Wyszed艂 pan Parnell i taki jeden m艂ody, Sam Baker, ze swoj膮 dziewczyn膮. A tak nikogo innego nie zauwa偶y艂em.

鈥 Szkoda. Mo偶ecie odej艣膰, Jameson.

鈥 Rozkaz, panie pu艂kowniku. Portier zasalutowa艂 i wyszed艂.

鈥 Mamy ju偶 orzeczenie lekarskie 鈥 powiedzia艂 pu艂kownik Anderson.

鈥 Teraz warto by pogada膰 z tym cz艂owiekiem, kt贸ry go znalaz艂.

Policjant wszed艂 i zasalutowa艂.

鈥 Przyszed艂 pan Herkules Poirot z jeszcze jednym panem.

Inspektor Crome skrzywi艂 si臋 z niesmakiem.

鈥 No c贸偶, niech wejd膮. Nie ma rady.



Rozdzia艂 XXVII
Morderstwo w Doncaster


Depta艂em po pi臋tach Poirota, a wi臋c us艂ysza艂em ostatni膮 cz臋艣膰 zdania inspektora Crome鈥檃. Zar贸wno on jak i komendant policji hrabstwa mieli niet臋gie miny. Pu艂kownik Anderson przywita艂 nas serdecznie.

鈥 Mi艂o mi pana widzie膰, panie Poirot. Znowu jeste艣my w k艂opotach, jak pan widzi.

Odnios艂em wra偶enie, 偶e uprzejmo艣膰 ta by艂a wynikiem obawy pu艂kownika, czy nie us艂yszeli艣my nieprzychylnych s艂贸w inspektora.

鈥 Nowe morderstwo A.B.C., prawda? 鈥 zapyta艂 Poirot.

鈥 Tak, bodaj to diabli! 艢mia艂a robota. Ten zbrodniarz zad藕ga艂 faceta w kinie.

鈥 Co? Tym razem pos艂u偶y艂 si臋 no偶em?

鈥 Aha. Wida膰 lubi zmienia膰 metody. Pa艂ka, uduszenie, a teraz n贸偶. Szatan, lubi odmian臋. Oto protok贸艂 ogl臋dzin lekarskich, je偶eli to pana interesuje 鈥 poda艂 mojemu przyjacielowi arkusz papieru i doda艂: 鈥 Rozk艂ad ABC le偶a艂 na pod艂odze mi臋dzy nogami trupa.

鈥 Czy ofiar臋 zidentyfikowano? 鈥 zapyta艂 Poirot.

鈥 Tak. A.B.C. raz przynajmniej nawali艂. W tym jedyna dla nas pociecha. Zabity nazywa si臋 Earlsfield. Jerzy Earlsfield, fryzjer z zawodu.

鈥 Ciekawe鈥 鈥 mrukn膮艂 Poirot.

鈥 Wida膰 pomyli艂 litery 鈥 doda艂 pu艂kownik. M贸j przyjaciel z pow膮tpiewaniem pokr臋ci艂 g艂ow膮

鈥 Mo偶e by艣my przes艂uchali nast臋pnego 艣wiadka? 鈥 odezwa艂 si臋 Crome. 鈥 M贸wi艂, 偶e mu bardzo pilno do domu.

鈥 Dobrze, niech wejdzie.

Policjant wprowadzi艂 d偶entelmena w 艣rednim wieku, bardzo podobnego do Lokaja 呕aby z 鈥濧licji w Krainie Czar贸w鈥. D偶entelmen by艂 widocznie wzburzony; g艂os dr偶a艂 mu z przej臋cia.

鈥 Nigdy nie prze偶y艂em nic r贸wnie okropnego 鈥 skrzecza艂. 鈥 Mam, prosz臋 pan贸w, s艂abe serce, bardzo s艂abe serce. Dziwi臋 si臋, 偶e nie kipn膮艂em.

鈥 Pa艅skie nazwisko? 鈥 sucho zapyta艂 inspektor.

鈥 Downes. Roger Emanuel Downes.

鈥 Zaw贸d?

鈥 Jestem prze艂o偶onym szko艂y dla ch艂opc贸w w Highfield.

鈥 Panie Downes, zechce pan opowiedzie膰 swoimi s艂owami o wydarzeniu, kt贸rego by艂 pan 艣wiadkiem.

鈥 Mog臋 to za艂atwi膰 w kilku zdaniach, prosz臋 pan贸w. Po zako艅czeniu seansu wsta艂em z fotela. Miejsce po mojej lewej stronie by艂o wolne, ale na nast臋pnym siedzia艂 jaki艣 m臋偶czyzna, jak mi si臋 zdawa艂o 艣pi膮cy. Nie mog艂em go wymin膮膰, bo nogi wyci膮gn膮艂 przed siebie. Przeprosi艂em go grzecznie, a jak nie zareagowa艂 na to, powt贸rzy艂em moj膮 pro艣b臋鈥 ehem鈥 troch臋 g艂o艣niej. Nadal nie odpowiada艂. Wzi膮艂em go wi臋c za rami臋 i pr贸bowa艂em obudzi膰. Osun膮艂 si臋 nieco ni偶ej, a wi臋c zorientowa艂em si臋, 偶e albo straci艂 przytomno艣膰, albo jest ci臋偶ko chory. Zawo艂a艂em: 鈥濼en pan zas艂ab艂, prosz臋 wezwa膰 portiera!鈥 Portier przyszed艂. Kiedy zdj膮艂em r臋k臋 z ramienia tego cz艂owieka, zobaczy艂em, 偶e jest wilgotna i czerwona. Uprzytomni艂em sobie, 偶e ten jegomo艣膰 zosta艂 zraniony. W tej samej chwili portier zauwa偶y艂 rozk艂ad ABC. Ach, prosz臋 pan贸w, c贸偶 to by艂 za straszny szok! B贸g wie, co mog艂o sta膰 si臋 ze mn膮. Od lat cierpi臋 na powa偶n膮 chorob臋 serca i鈥

Pu艂kownik Andersen przygl膮da艂 si臋 panu Downes z bardzo dziwn膮 min膮.

鈥 Panie Downes 鈥 przerwa艂 mu 鈥 tym razem mia艂 pan niebywa艂e szcz臋艣cie.

鈥 Naturalnie, panie pu艂kowniku. Nie odczu艂em nawet palpitacji.

鈥 Nie zrozumia艂 mnie pan, panie Downes. M贸wi艂 pan, 偶e pan siedzia艂 o dwa krzes艂a za ofiar膮.

鈥 Tak, od tego biedaka oddziela艂o mnie tylko jedno miejsce. Ach, prawda! Nawet siedzia艂em obok niego, tylko potem przesun膮艂em si臋, 偶eby lepiej widzie膰 ekran.

鈥 Jest pan mniej wi臋cej tego wzrostu i budowy, co ofiara鈥 Tak鈥 I na szyi ma pan bardzo podobny we艂niany szalik.

鈥 Nic bardzo rozumiem鈥 鈥 zacz膮艂 ch艂odno pan Downes.

鈥 M贸wi臋 panu, cz艂owieku 鈥 podj膮艂 pu艂kownik 鈥 偶e mia艂 pan niebywa艂e szcz臋艣cie. Morderca tropi艂 pana, lecz z jakich艣 powod贸w nast膮pi艂a omy艂ka. Trafi艂 nie w te plecy. Niech mnie diabli wezm膮, panie Downes, je偶eli n贸偶 nie by艂 przeznaczony dla pana.

Pedagog wytrzyma艂 walecznie wszystkie dotychczasowe pr贸by, ostatniej jednak nie zdo艂a艂 sprosta膰. Opad艂 na krzes艂o, pocz膮艂 krztusi膰 si臋 i bardzo poczerwienia艂 na twarzy.

鈥 Wody 鈥 j臋kn膮艂 g艂ucho 鈥 wody鈥

Podano mu szklank臋 i w miar臋, jak wypija艂 jej zawarto艣膰, cera jego wraca艂a do normalnej barwy.

鈥 Dla mnie? 鈥 zapyta艂. 鈥 Dlaczego dla mnie?

鈥 Na to wygl膮da 鈥 powiedzia艂 Crome. 鈥 Prawd臋 rzek艂szy, nie widz臋 innego wyja艣nienia.

鈥 Twierdz膮 panowie, 偶e ten cz艂owiek鈥 Ten diabe艂 wcielony鈥 Ten krwawy morderca 艣ledzi艂 mnie i czeka艂 na sposobno艣膰?

鈥 Moim zdaniem niew膮tpliwie.

鈥 Ale, na mi艂osierdzie bo偶e, dlaczego mnie? 鈥 zawo艂a艂 przera偶ony pedagog.

Inspektor Crome zwalczy艂 pokus臋 i nie odpowiedzia艂: 鈥濧 dlaczego nie?鈥, rzek艂 natomiast:

鈥 Tnidno wymaga膰, by szaleniec mia艂 jakie艣 konkretne powody po temu, co czyni.

鈥 Bo偶e, zmi艂uj si臋 nade mn膮! 鈥 westchn膮艂 pan Downes.

D藕wign膮艂 si臋 z krzes艂a. Odnios艂em wra偶enie, 偶e nagle skurczy艂 si臋 i postarza艂.

鈥 Je偶eli nie jestem ju偶 panom potrzebny 鈥 powiedzia艂 鈥 to chyba鈥 chyba p贸jd臋 do domu. Nie czuj臋 si臋 zupe艂nie dobrze.

鈥 Jest pan wolny, panie Downes. Po艣l臋 z panem policjanta, 偶eby po drodze nic si臋 nie przytrafi艂o.

鈥 Ach, nie, nie, dzi臋kuj臋. To zbyteczne.

鈥 Ale nie zaszkodzi 鈥 stwierdzi艂 pu艂kownik Anderson.

Wzrokiem zapyta艂 o co艣 inspektora Crome, ten za艣 odpowiedzia艂 ledwie dostrzegalnym skinieniem g艂owy. Pan Downes wyszed艂 bardzo niepewnym krokiem.

鈥 No, rzeczywi艣cie, mia艂 szcz臋艣cie 鈥 powiedzia艂 pu艂kownik. 鈥 Czy jednak nie b臋dzie tym razem dw贸ch ofiar, co?

鈥 Wzi膮艂em to pod uwag臋 鈥 zapewni艂 inspektor Crome. 鈥 Komisarz Rice wszystko ju偶 przygotowa艂. Dom tego cz艂owieka b臋dzie pod obserwacj膮.

鈥 Obawia si臋 pan 鈥 spyta艂 Poirot 鈥 偶e A.B.C. popr贸buje raz jeszcze, jak si臋 dowie o swojej pomy艂ce?

鈥 Niewykluczone 鈥 odrzek艂 Anderson. 鈥 Ten A.B.C. wydaje mi si臋 zwolennikiem dok艂adno艣ci i porz膮dku. Zmartwi si臋, 偶e nie wszystko posz艂o wed艂ug planu.

Poirot przytakn膮艂 powa偶nym ruchem g艂owy.

鈥 Gdybym nareszcie dosta艂 rysopis tego zb贸ja! 鈥 pu艂kownik Anderson by艂 rozdra偶niony. 鈥 Nie dowiedzieli艣my si臋 o nim niczego nowego.

鈥 I na to przyjdzie czas 鈥 pocieszy艂 go Poirot.

鈥 Tak pan s膮dzi? C贸偶, wszystko mo偶liwe. Bodaj to licho! Czy nikt nie ma oczu do patrzenia?

鈥 Cierpliwo艣ci, cierpliwo艣ci 鈥 wtr膮ci艂 zn贸w Poirot.

鈥 Dziwnie pan pewny siebie, panie Poirot. S膮 jakie艣 powody uzasadniaj膮ce ten optymizm?

鈥 Tak, drogi pu艂kowniku. Dotychczas morderca nie pope艂ni艂 b艂臋du. Teraz zaczyna.

鈥 Je偶eli tylko tyle ma pan nam do powiedzenia 鈥 zacz膮艂 Anderson gniewnym tonem, lecz w tej chwili nast膮pi艂o zak艂贸cenie.

Wszed艂 policjant i zameldowa艂:

鈥 Przyszed艂 pan Ball z gospody Pod Czarnym 艁ab臋dziem i przyprowadzi艂 swoj膮 pokoj贸wk臋. M贸wi, 偶e wie co艣, co na pewno mog艂oby nam pom贸c.

鈥 Wprowad藕cie ich, zaraz wprowad藕cie. Bardzo potrzeba nam pomocy.

Pan Ballz gospody Pod Czarnym 艁ab臋dziem by艂 oty艂ym, powolnym m臋偶czyzn膮 o ci臋偶kich ruchach. Roztacza艂 wok贸艂 mocny zapach piwa. Towarzyszy艂a mu 鈥 niew膮tpliwie bardzo przej臋ta swoj膮 rol膮 鈥 m艂oda dziewczyna o okr膮g艂ych oczach.

鈥 Mam nadziej臋, 偶e nie narzucam si臋 i nie zajmuj臋 艂askawym panom cennego czasu 鈥 powiedzia艂 pan Bali powolnym, grubym g艂osem. 鈥 Ale ta ma艂a, Mary, my艣li, 偶e ma do powiedzenia co艣, co 艂askawi panowie powinni wiedzie膰.

Mary zachichota艂a, ale przestraszy艂a si臋 wida膰, bo umilk艂a.

鈥 C贸偶 to takiego, moja droga? 鈥攝apyta艂 Anderson.

鈥 Jak si臋 nazywasz?

鈥 Mary, wielmo偶ny panie. Mary Stroud.

鈥 Wi臋c s艂uchamy, Mary. M贸w 艣mia艂o. Dziewczyna zwr贸ci艂a spojrzenie swoich okr膮g艂ych

oczu na chlebodawc臋.

鈥 Ona zawsze nosi gor膮c膮 wod臋 do pokoj贸w go艣ci 鈥 wyr臋czy艂 pracownic臋 pan Bali. 鈥 Dzisiaj mieli艣my u siebie sze艣ciu pan贸w. Niekt贸rzy przyjechali na wy艣cigi, inni w sprawach handlowych.

鈥 Do rzeczy, do rzeczy! 鈥 pogania艂 niecierpliwie pu艂kownik.

鈥 No, gadaj, Mary 鈥 powiedzia艂 pan Bali. 鈥 Opowiedz wszystko. Nie masz si臋 czego ba膰.

Mary westchn臋艂a ci臋偶ko, zakrztusi艂a si臋 i zdyszanym g艂osem rozpocz臋艂a swoj膮 opowie艣膰:

鈥 Zastuka艂am do drzwi i nikt nie odpowiedzia艂, wi臋c wesz艂am, bo inaczej to czeka艂abym naturalnie, a偶 ten pan powiedzia艂by 鈥濸rosz臋!鈥, ale 偶e nic nie powiedzia艂, wi臋c wesz艂am i zobaczy艂am, 偶e on myje r臋ce.

Umilk艂a i zacz臋艂a oddycha膰 g艂o艣no.

鈥 M贸w dalej, Mary. 艢mia艂o! 鈥 zach臋ci艂 Anderson. Dziewczyna zerkn臋艂a z ukosa na pana Balia i jak gdyby widok jego obudzi艂 w niej natchnienie, podj臋艂a:

鈥 M贸wi臋: 鈥濸rzynios艂am gor膮c膮 wod臋, prosz臋 pana, i stuka艂am do drzwi鈥, m贸wi臋 , a on: 鈥濷, ju偶 si臋 umy艂em w zimnej!鈥 Tak powiedzia艂, wi臋c ja naturalnie spojrza艂am na miednic臋 i鈥 m贸j Bo偶e! Prosz臋 wielmo偶nego pana, woda by艂a ca艂a czerwona!

鈥 Czerwona? 鈥 zapyta艂 ostro Anderson.

鈥 Mary powiedzia艂a mi zaraz 鈥 przej膮艂 glos Bali 鈥 偶e on nie mia艂 na sobie marynarki i 艣ciska艂 w r臋ku r臋kaw, a ten r臋kaw by艂 ca艂y mokry. Tak by艂o, Mary, co?

鈥 Aha, panie gospodarzu! Tak by艂o. A twarz, prosz臋 wielmo偶nego pana, mia艂 tak膮 jak膮艣 dziwn膮. Ma艂o co nic zemdla艂am ze strachu.

鈥 Kiedy to by艂o? 鈥 zapyta艂 Anderson.

鈥 Tak mniej wi臋cej kwadrans po pi膮tej 鈥 powiedzia艂 Bali.

鈥 Przesz艂o trzy godziny temu! 鈥 wybuchn膮艂 Anderson. 鈥 Dlaczego nie przyszli艣cie zaraz?

鈥 Zaraz to ja nie wiedzia艂em o tym morderstwie 鈥 powiedzia艂 Bali. 鈥 Dopiero jak w hotelu dowiedzieli艣my si臋 o tym, Mary zacz臋艂a wrzeszcze膰, 偶e w tej miednicy to mog艂a by膰 krew, a ja j膮 zapyta艂em, co za g艂upstwa plecie, a ona mi wtedy wszystko powiedzia艂a. Pomy艣la艂em sobie, 偶e to wszystko mo偶e by膰 zawracanie g艂owy, wi臋c sam poszed艂em na g贸r臋. W pokoju nie by艂o nikogo. Zacz膮艂em pyta膰 tego i owego i jeden szofer mi powiedzia艂, 偶e jak by艂 na podw贸rzu, to widzia艂, jak jaki艣 facet przemyka艂 si臋 tamt臋dy i wyszed艂 na ulic臋. Zapyta艂em, jak ten facet wygl膮da艂, i opis zgadza艂 si臋 z wygl膮dem tego mojego go艣cia. No, to zaraz powiedzia艂em starej, 偶e Mary powinna p贸j艣膰 na policj臋. A Mary przestraszy艂a si臋 i zacz臋艂a p艂aka膰, to ja jej powiedzia艂em, 偶eby si臋 nie ba艂a, i 偶e z ni膮 p贸jd臋.

Inspektor Crome poda艂 mu arkusz papieru.

鈥 Niech pan opisze lego cz艂owieka 鈥 powiedzia艂 鈥 tak szybko, jak pan potrafi. Nie mamy czasu do stracenia.

鈥 By艂 艣redniego wzrostu 鈥 powiedzia艂a Mary 鈥 i taki jaki艣 przygarbiony, i w okularach.

鈥 Jak ubrany?

鈥 Mia艂 ciemny garnitur i melonik. Wszystko dobrze podniszczone.

Dok艂adniejszego rysopisu nie da艂o si臋 uzyska膰. Inspektor Crome nie nalega艂 na dalsze szczeg贸艂y. Telefony posz艂y wnet w ruch, ale nikt w komisariacie policji nie 偶ywi艂 wielkich nadziei. Crome dowiedzia艂 si臋 tylko, 偶e cz艂owiek, kt贸ry przekrada艂 si臋 przez podw贸rze, nie mia艂 torby podr贸偶nej ani walizki.

鈥 W jego baga偶u mo偶e by膰 jaka艣 wskaz贸wka 鈥 powiedzia艂 i wys艂a艂 dw贸ch policjant贸w Pod Czarnego 艁ab臋dzia. Wraz z nimi poszli dumny z siebie i w艂asnej wa偶no艣ci pan Bali i Mary, kt贸ra zaczyna艂a pochlipywa膰.

Sier偶ant zameldowa艂 si臋, nim up艂yn臋艂o dziesi臋膰 minut.

鈥 Przynios艂em ksi臋g臋 hotelow膮, panie pu艂kowniku 鈥 powiedzia艂. 鈥 Jest jego podpis.

Wszyscy pochylili艣my si臋 nad tym dokumentem. Pismo by艂o drobne, nieczytelne.

鈥 A.B. Case albo Cush 鈥 powiedzia艂 pu艂kownik.

鈥 A.B.C. 鈥 doda艂 znacz膮cym tonem Crome.

鈥 A co z baga偶em? 鈥 zapyta艂 Anderson.

鈥 Jedna walizka 艣redniej wielko艣ci pe艂na niewielkich kartonowych pude艂ek.

鈥 Pude艂ek? A co w pude艂kach?

鈥 Po艅czochy, panie pu艂kowniku. Jedwabne po艅czochy.

Crome zwr贸ci艂 si臋 do Poirota:

鈥 Gratuluj臋 鈥 powiedzia艂. 鈥 By艂 pan na w艂a艣ciwym tropie.



Rozdzia艂 XXVIII
(Nie z opowiadania
kapitana Hastingsa)


Na biurku inspektora Crome鈥檃 w Scotland Yardzie dyskretnie zaterkota艂 telefon. Inspektor podni贸s艂 s艂uchawk臋.

鈥 M贸wi Jacobs, panie inspektorze. Mam u siebie jednego m艂odego cz艂owieka. Opowiada historie, kt贸rej pan inspektor powinien chyba wys艂ucha膰.

Crome westchn膮艂. Przeci臋tnie dwadzie艣cia os贸b dziennie zg艂asza艂o si臋 z tak zwanymi 鈥瀢a偶nymi wiadomo艣ciami鈥 w sprawie A.B.C. Cze艣膰 z nich byli to nieszkodliwi wariaci, a poza tym r贸偶ni zacni ludzie, kt贸rzy naprawd臋 wierzyli, 偶e ich informacje mog膮 si臋 na co艣 przyda膰. Zadaniem sier偶anta Jacobsa by艂o przesiewanie tych ludzi i oddzielanie plewy od ziarna.

鈥 Dzi臋kuj臋, Jacobs. Przy艣lijcie mi tego m艂odego cz艂owieka.

Po chwili sier偶ant Jacobs zapuka艂 do drzwi prze艂o偶onego i wprowadzi艂 wysokiego m艂odzie艅ca nie odznaczaj膮cego si臋 niczym niezwyk艂ym.

鈥 To pan Tom Hartigan, panie inspektorze. Ma nam do powiedzenia co艣, co mo偶e mie膰 znaczenie w sprawie A.B.C.

Inspektor powsta艂 uprzejmie i poda艂 go艣ciowi r臋k臋.

鈥 Dzie艅 dobry, panie Hartigan. Zechce pan usi膮艣膰? Mo偶e papierosa?

Tom Hartigan usiad艂 nie艣mia艂o i wytrzeszczy艂 oczy na osobisto艣膰, kt贸r膮 w my艣li nazywa艂 鈥瀓edn膮 z najgrubszych ryb Scotland Yardu鈥. Po chwili zrobi艂 tak膮 min臋, jak gdyby rozczarowa艂 go wygl膮d inspektora. Przecie偶 to by艂 ca艂kiem zwyczajny cz艂owiek!

鈥 A zatem 鈥 powiedzia艂 Crome 鈥 wie pan o czym艣 zwi膮zanym ze spraw膮 A.B.C.? Prosz臋 m贸wi膰. S艂ucham.

鈥 Oczywi艣cie, to mo偶e by膰 nic wa偶nego 鈥 zacz膮艂 nerwowo Tom. 鈥 Tak mi tylko przysz艂o do g艂owy鈥 Bardzo przepraszam, je偶eli niepotrzebnie zajm臋 czas panu inspektorowi.

Crome westchn膮艂 znowu. Ile偶 czasu traci艂 na zach臋canie ludzi do m贸wienia!

鈥 My najlepiej to os膮dzimy 鈥 powiedzia艂. 鈥 Zechce pan 艂askawie zapozna膰 nas z faktami, panie Hartigan.

鈥 A wi臋c to tak by艂o, panie inspektorze. Mam jedn膮 znajom膮, a jej matka wynajmuje pokoje. To w Camden Town, panie inspektorze. Od dw贸ch lat pok贸j na drugim pi臋trze zajmuje jegomo艣膰 nazwiskiem Cust.

鈥 Co? Cust?

鈥 Tak, panie inspektorze. To taki facet w 艣rednim wieku, strasznie nie艣mia艂y i spokojny. Troch臋 wyje偶d偶a na prowincj臋. Na poz贸r ma tak膮 min臋, 偶e muchy by nie skrzywdzi艂, i nigdy by mi nie przysz艂o do g艂owy, 偶e co艣 z nim mo偶e by膰 nie w porz膮dku, gdyby nie co艣 bardzo dziwnego.

Do艣膰 chaotycznie, powtarzaj膮c wiele razy jedno i to samo, Tom opowiedzia艂 o swoim spotkaniu z panem Custem na dworcu King鈥檚 Cross i o przygodzie ze zgubionym biletem.

鈥 Pan inspektor mo偶e pomy艣le膰 o tym, co si臋 panu spodoba 鈥 ci膮gn膮艂 鈥 ale mnie wyda艂o si臋 to niewyra藕ne. Lili, niby ta moja znajoma, jest pewna, 偶e on m贸wi艂 o Cheltenham, a jej matka m贸wi to samo.

Dobrze pami臋ta rozmow臋, jak膮 mia艂a z nim rano, kiedy wyje偶d偶a艂. Naturalnie, nie bardzo si臋 zastanawia艂em nad t膮 ca艂膮 histori膮, Ale Lili, niby ta moja znajoma, powiedzia艂a, 偶e ma nadziej臋, 偶e ten A.B.C. nic nie zrobi panu Custowi w Doncaster, i powiedzia艂a tak偶e, jaki to dziwny zbieg okoliczno艣ci, 偶e on by艂 niedaleko Churston w dniu poprzedniego morderstwa. Roze艣mia艂em si臋 i zapyta艂em, czy by艂 tak偶e w Bexhill, a ona na to, 偶e nie wie, gdzie by艂, ale tak偶e wyje偶d偶a艂, i to nad morze. Powiadam wtedy, jakie to by by艂o dziwne, 偶eby on w艂a艣nie by艂 A.B.C. A ona, 偶e biedny pan Cust nie zabi艂by nawet muchy. Tyle艣my wtedy rozmawiali na ten temat. Potem zacz臋艂o mnie to jakby nurtowa膰, panie inspektorze. My艣la艂em nieraz o tym panu Custcie i przychodzi艂o mi do g艂owy, 偶e on tak niegro藕nie wygl膮da, ale chyba musi by膰 troch臋 pomylony.

Tom umilk艂 na chwil臋, 偶eby chwyci膰 oddech, a kiedy podj膮艂 zn贸w rozmow臋, inspektor Crome nie odrywa艂 od niego wzroku i s艂ucha艂 bardzo uwa偶nie.

鈥 Po tym morderstwie w Doncaster, panie inspektorze, we wszystkich gazetach ukaza艂y si臋 wzmianki, 偶e policja poszukuje wiadomo艣ci o adresie jakiego艣 A.B. Case albo Cush opisanego tak, 偶e to ca艂kiem pasowa艂o do starego. Jak mia艂em pierwszy wolny wiecz贸r, zaraz poszed艂em do Lili i zapyta艂em o inicja艂y pana Custa. Ona nie mog艂a sobie przypomnie膰, ale jej matka pami臋ta艂a. Powiedzia艂a mi, 偶e jego inicja艂y s膮 na pewno A.B. Zacz臋li艣my we tr贸jk臋 kombinowa膰 i pr贸bowali艣my sobie przypomnie膰, czy Cust wyje偶d偶a艂 z Londynu w dniu tego pierwszego morderstwa w Andover. Rozumie pan inspektor, 偶e nie艂atwo przypomnie膰 sobie drobn膮 spraw臋 sprzed trzech miesi臋cy. Nag艂owili艣my si臋 dobrze, ale w ko艅cu ustalili艣my, 偶e na pewno wyje偶d偶a艂, bo dwudziestego pierwszego czerwca brat pani Marbury przyjecha艂 z Kanady. Przyjecha艂 bez zapowiedzi i by艂 k艂opot z jego umieszczeniem, a wi臋c Lili zaproponowa艂a, 偶eby Bert Smith przespa艂 si臋 w pokoju Custa, bo on akurat wyjecha艂. Pani Marbury nie zgodzi艂a si臋 na to, bo, jak m贸wi艂a, by艂aby to nieprzyzwoito艣膰 wobec lokatora, a ona lubi by膰 solidna i zawsze na miejscu. Tak czy inaczej, dat臋 ustalili艣my na pewno, bo Bert Smith przyjecha艂 do Southampton wialnie tego dnia.

Inspektor Crome s艂ucha艂 bardzo uwa偶nie i od czasu do czasu co艣 notowa艂.

鈥 Czy to wszystko? 鈥 zapyta艂.

鈥 Wszystko, panie inspektorze. Mam nadziej臋, 偶e nie na pr贸偶no zaj膮艂em panu czas.

鈥 Nie, nie, panie Hartigan. Mia艂 pan racje, 偶e tutaj przyszed艂. Oczywi艣cie, to s膮 bardzo nik艂e poszlaki. Daty i podobie艅stwo nazwisk mog膮 by膰 zbiegiem okoliczno艣ci. Na pewno jednak odb臋d臋 rozmow臋 z panem Custem. Czy jest dzisiaj w domu?

鈥 Tak, panie inspektorze.

鈥 Kiedy wr贸ci艂?

鈥 Wieczorem w dniu morderstwa w Doncaster.

鈥 I co robi艂 od tego czasu?

鈥 Przewa偶nie nie rusza艂 si臋 z domu. Pani Marbury m贸wi, 偶e zachowuje si臋 bardzo dziwnie. Ci膮gle kupuje gazety. Po ranne wychodzi bardzo wcze艣nie, a popo艂udniowe kupuje dopiero po zmroku. Pani Marbury m贸wi, 偶e strasznie du偶o do siebie gada. My艣li, 偶e on na dobre wariuje.

鈥 Prosz臋 mi poda膰 adres pani Marbury 鈥 powiedzia艂 inspektor, a kiedy Tom pos艂ucha艂, doda艂: 鈥擝ardzo panu dzi臋kuj臋. Postaram si臋 tam zajrze膰 w ci膮gu dnia. Nie musz臋 oczywi艣cie ostrzega膰 pana, aby w razie spotkania z panem Custem zachowywa膰 si臋 ostro偶nie, a przede wszystkim nie m贸wi膰 mu o niczym 鈥 wsta艂 i u艣cisn膮艂 r臋k臋 m艂odego cz艂owieka. 鈥 Mo偶e pan by膰 z siebie zadowolony. Bardzo dobrze pan zrobi艂, 偶e do nas przyszed艂. Do widzenia, panie Hartigan.

鈥 Jak pan inspektor s膮dzi? 鈥 zapyta艂 Jacobs wchodz膮c do gabinetu w kilka minut p贸藕niej. 鈥 Mnie si臋 to wyda艂o wa偶ne.

鈥 W ka偶dym razie obiecuj膮ce 鈥 przyzna艂 inspektor. 鈥 Oczywi艣cie, je偶eli ten ch艂opiec prawdziwie przedstawi艂 fakty. Jak dot膮d, nic nie wysz艂o z fabrykantami po艅czoch. Warto, 偶eby艣my nareszcie zaczepili si臋 o co艣 konkretnego. Jacobs, prosz臋 o akta sprawy z Churston.

Przez kilka minut szuka艂 potrzebnego dokumentu.

鈥 Aha, mam. Protok贸艂 zezna艅 z艂o偶onych w komisariacie policji w Torquay. M艂ody cz艂owiek nazwiskiem Hill zezna艂, 偶e kiedy wyszed艂 w Torquay z kina Palladium po filmie 鈥濸taki niebieskie鈥, zauwa偶y艂 m臋偶czyzn臋 w 艣rednim wieku, kt贸ry zachowywa艂 si臋 bardzo dziwnie. M贸wi艂 do siebie. Hill us艂ysza艂 nawet, jak powiedzia艂: 鈥濼o dobry pomys艂!鈥 鈥濸taki niebieskie鈥 to film, kt贸ry wy艣wietlano r贸wnie偶 w kinie Regal w Doncaster?

鈥 Tak, panie inspektorze.

鈥 Co艣 w tym mo偶e by膰. Oczywi艣cie, nic pewnego, ale nie wykluczam, 偶e wtedy w艂a艣nie zrodzi艂 si臋 w g艂owie A.B.C. pomys艂 dzia艂ania przy nast臋pnym morderstwie. Adres tego Hilla jest zapisany. To dobrze. Rysopis tego cz艂owieka podaje niedok艂adnie, ale w og贸lnym zarysie zgadza si臋 on ze s艂owami Mary Stroud i naszego Toma Hartigana. Ha, c贸偶, zaczyna by膰 gor膮co.

鈥 Jakie rozkazy, panie inspektorze?

鈥 Wyznaczcie dw贸ch ludzi do obserwacji tego domu w Camden Town. Tylko nie wystraszy膰 mi ptaszka za wcze艣nie! Musz臋 jeszcze pom贸wi膰 z g艂贸wnym inspektorem. Potem najlepiej b臋dzie sprowadzi膰 tego Custa tutaj i wyci膮gn膮膰 z niego zeznanie.

Lili Marbury czeka艂a na Toma Hartigana na bulwarze przed gmachem Scotland Yardu.

鈥 I co, Tom, dobrze posz艂o?

鈥 Tak. Rozmawia艂em z samym inspektorem Crome. On prowadzi ca艂膮 te spraw臋.

鈥 Jak wygl膮da?

鈥 Taki sobie, zwyczajny. My艣la艂em 偶e detektyw powinien wygl膮da膰 ca艂kiem inaczej.

鈥 Wida膰 komendant policji woli teraz zwyczajnych ludzi 鈥 powiedzia艂a Lili z powag膮. 鈥 No i co ci powiedzia艂?

Tom stre艣ci艂 pokr贸tce rozmow臋.

鈥 A wi臋c naprawd臋 my艣l膮, 偶e to on?

鈥 My艣l膮, 偶e to niewykluczone. W ka偶dym razie przyjad膮 i zadadz膮 mu kilka pyta艅.

鈥 Biedny pan Cust!

鈥 Moja droga, nie ma sensu powtarza膰: 鈥濨iedny pan Cust!鈥 Je偶eli to naprawd臋 A.B.C., on w艂a艣nie pope艂ni艂 cztery bestialskie morderstwa.

鈥 Okropno艣膰! 鈥 Lili westchn臋艂a i z niedowierzaniem pokr臋ci艂a g艂ow膮.

鈥 No, dosy膰 o tym! Teraz, moja ma艂a, chod藕my na obiad. Pomy艣l tylko! Je偶eli oka偶e si臋, 偶e mamy racj臋, to na pewno moje nazwisko b臋dzie w gazetach.

鈥 Tom, co ty m贸wisz?

鈥 Na pewno. I twoje tak偶e. I twojej matki. Czy ja wiem?鈥 Mo偶e nawet zamieszcz膮 nasze fotografie?

鈥 Ach, Tom! 鈥 dziewczyna by艂a tak przej臋ta, 偶e 艣cisn臋艂a go za 艂okie膰.

鈥 Tak czy inaczej, pora na obiad. P贸jdziemy dzisiaj do dobrej restauracji.

Lili 艣cisn臋艂a go za 艂okie膰 jeszcze silniej.

鈥 Chwileczk臋 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Musz臋 jeszcze zatelefonowa膰.

鈥 Do kogo?

Do znajomej, z kt贸r膮 mia艂am si臋 spotka膰. Wesz艂a do budki telefonicznej. Po trzech minutach wr贸ci艂a do Toma jak gdyby troch臋 zdenerwowana.

鈥 Mo偶emy i艣膰 鈥 wzi臋艂a go pod r臋k臋. 鈥 Powiedz mi wszystko o Scotland Yardzie. Nie widzia艂e艣 tam tego drugiego?

鈥 Jakiego drugiego?

鈥 Tego pana z Belgii, do kt贸rego A.B.C. pisuje listy.

鈥 Nie widzia艂em.

鈥 Musisz mi opowiedzie膰 wszystko, wszystko. Do kogo si臋 zwr贸ci艂e艣, jak tam wszed艂e艣, z kim zacz膮艂e艣 rozmawia膰 i co powiedzia艂e艣.


Pan Cust ostro偶nie po艂o偶y艂 s艂uchawk臋 na wide艂ki. Spojrza艂 na pani膮 Marbury, kt贸ra 鈥 najwidoczniej przez ciekawo艣膰 鈥 sta艂a na progu pokoju.

鈥 Niecz臋sto s膮 do pana telefony, panie Cust.

鈥 Tak, pani Marbury, rzeczywi艣cie鈥 Nawet bardzo rzadko.

鈥 Chyba nie sta艂o si臋 nic z艂ego?

鈥 Nie, nie鈥

C贸偶 za natr臋tna kobieta! Panu Custowi wpad艂y w oko nag艂贸wki w gazecie, kt贸r膮 trzyma艂 w r臋ku. Urodziny. Za艣lubiny. Zgony.

鈥 Mojej siostrze urodzi艂 si臋 syn 鈥 powiedzia艂 niepewnie, gdy偶 nigdy nie mia艂 siostry.

鈥 M贸j Bo偶e, c贸偶 za mi艂a wiadomo艣膰! 鈥 zawo艂a艂a pani Marbury i pomy艣la艂a: 鈥濧 nigdy nic nie m贸wi艂 o tej siostrze. Ha! M臋偶czy藕ni s膮 ju偶 tacy鈥. 鈥 S艂owo daj臋, strasznie si臋 zdziwi艂am, jak ta pani powiedzia艂a, 偶e prosi do telefonu pana Custa. Z pocz膮tku zdawa艂o mi si臋, 偶e to g艂os mojej Lili, taki podobny. Ale p贸藕niej zorientowa艂am si臋, 偶e jest wy偶szy i cie艅szy. No, panie Cust, gratuluje. Czy to pierwsze dziecko pana siostry, czy te偶 ma pan ju偶 siostrze艅c贸w albo siostrzenice?

鈥 Tak鈥 Nie鈥 To pierwsze dziecko i chyba drugiego ju偶 nie b臋dzie鈥 ehem鈥 Bardzo si臋 艣piesz臋. Siostra鈥 siostra chce, 偶ebym koniecznie przyjecha艂. Je偶eli zaraz p贸jd臋, zd膮偶臋 jeszcze z艂apa膰 poci膮g.

鈥 Na d艂ugo pan wyje偶d偶a, panie Cust? 鈥 zawo艂a艂a pani Marbury za lokatorem, kt贸ry wbiega艂 ju偶 na schody.

鈥 Nie, nie鈥 Dwa, mo偶e trzy dni.

Znikn膮艂 w swoim pokoju, a pani Marbury wr贸ci艂a do kuchni rozmy艣laj膮c z sentymentem o 鈥瀖alej, s艂odkiej kruszynce鈥.

Nagle poczu艂a wyrzuty sumienia za wczorajszy wiecz贸r. Przecie偶 wraz z Tomem i Lili g艂owi艂a si臋 nad datami. Prawie ju偶 uwierzyli, 偶e poczciwy pan Cust to ten potw贸r, A.B.C. Dobre sobie! Przypadkowy zbieg inicja艂贸w i jeszcze kilku drobnych okoliczno艣ci.

Ee, chyba Tom i Lili nie my艣leli tego na serio 鈥 pomy艣la艂a z ulg膮. 鈥 A teraz tylko wstyd im b臋dzie鈥.

Z przyczyn, kt贸rych sama nie potrafi艂a wyja艣ni膰, wiadomo艣膰, 偶e siostra pana Custa urodzi艂a dziecko, rozproszy艂a wszelkie podejrzenia pani Marbury co do uczciwo艣ci jej lokatora.

Spodziewam si臋, 偶e ta kobieta nie cierpia艂a bardzo鈥 鈥 my艣la艂a sprawdzaj膮c palcem 偶elazko i zabra艂a si臋 do prasowania bluzki Lili.

Pan Cust cicho zszed艂 po schodach z walizk膮 w r臋ku. Przez chwil臋 patrzy艂 na telefon. Kr贸tka rozmowa d藕wi臋cza艂a jeszcze w jego wyobra藕ni.

鈥 To pan, panie Cust? My艣l臋, 偶e zainteresuje pana pewna wiadomo艣膰; inspektor ze Scotland Yardu wybiera si臋 do pana.

Co na to odpowiedzia艂? Nie m贸g艂 sobie przypomnie膰. Chyba:

鈥 Dzi臋kuj臋, bardzo dzi臋kuj臋, moja droga. Bardzo pani dobra.

Dlaczego zatelefonowa艂a do niego? Czy domy艣la艂a si臋 czego艣? A mo偶e chcia艂a sprawdzi膰, czy ucieknie, jak us艂yszy o wizycie inspektora? Ale sk膮d wiedzia艂a, 偶e policja wybiera si臋 do niego?鈥 A przedtem zmieni艂a g艂os. Matka jej nie pozna艂a. Wygl膮da, jak gdyby鈥 jak gdyby Lili wiedzia艂a鈥 Ale gdyby wiedzia艂a, nie ostrzeg艂aby go przecie偶. Chocia偶, kt贸偶 to odgadnie? Kobiety s膮 takie dziwne. Nieoczekiwanie okrutne albo nieoczekiwanie lito艣ciwe. Przecie偶 raz widzia艂, jak Lili wypuszcza艂a mysz z pu艂apki鈥 Dobre dziecko. Dobre i 艂adne dziecko.

Zatrzyma艂 si臋 w przedpokoju przed masywnym wieszakiem obci膮偶onym p艂aszczami i parasolami.

Czy teraz?

Na decyzj臋 pana Custa wp艂yn膮艂 jaki艣 szmer w kuchni.

Tak! Nie ma czasu do stracenia. Pani Marbury mo偶e wej艣膰 w ka偶dej chwili.

Otworzy艂 drzwi i wyszed艂szy z domu zamkn膮艂 je bezszelestnie.

Dok膮d i艣膰?



Rozdzia艂 XXIX
W Scotland Yardzie


Znowu konferencja. G艂贸wny inspektor Scotland Yardu, Crome, Poirot i ja.

鈥 Panie Poirot, pa艅ski pomys艂, 偶eby zwr贸ci膰 uwag臋 na sprzedawc贸w po艅czoch, okaza艂 si臋 doskona艂y 鈥 oznajmi艂 g艂贸wny inspektor.

Poirot roz艂o偶y艂 r臋ce.

鈥 Niestety, nie osi膮gn臋li艣my rezultatu. Ten cz艂owiek nie by艂 sta艂ym agentem. Nie zbiera艂 zam贸wie艅, tylko sprzedawa艂 towar.

鈥 Ale teraz wszystko jest jasne, Crome 鈥 zwr贸ci艂 si臋 g艂贸wny inspektor do swego podw艂adnego.

鈥 Tak si臋 wydaje 鈥 Crome zajrza艂 do akt. 鈥 Czy mam naszkicowa膰 aktualn膮 sytuacj臋?

鈥 Bardzo prosz臋.

鈥 Przeprowadzili艣my badania w Churston, Paington i Torquay. Mamy list臋 os贸b, kt贸rym Cust oferowa艂 po艅czochy. Musz臋 przyzna膰, 偶e nie szcz臋dzi艂 pracy. W Torquay mieszka艂 w ma艂ym hoteliku niedaleko stacji. Przyszed艂 do hotelu w dniu morderstwa o godzinie dwudziestej drugiej trzydzie艣ci. M贸g艂 wsi膮艣膰 w Churston do poci膮gu o godzinie dwudziestej pierwszej pi臋膰dziesi膮t siedem i przyjecha膰 do Torquay o dwudziestej drugiej dwadzie艣cia. Na stacji ani w poci膮gu nie zauwa偶ono nikogo odpowiadaj膮cego jego rysopisowi, ale w pi膮tek urz膮dzano regaty w Kingswear i poci膮gi tamtej linii by艂y przepe艂nione.

鈥 W Bexhill sytuacja wygl膮da podobnie. Mieszka艂 w hotelu Globe pod w艂asnym nazwiskiem. Stwierdzili艣my, 偶e by艂 wtedy z po艅czochami w kilkunastu domach, mi臋dzy innymi u pani Barnard i w kawiarni Pod Rudym Kotem. Pok贸j zwolni艂 wczesnym wieczorem. Do Londynu przyjecha艂 mniej wi臋cej o dziesi膮tej trzydzie艣ci nast臋pnego dnia. W Andover dzia艂o si臋 nie inaczej. Mieszka艂 Pod Strusim Pi贸rem. Proponowa艂 po艅czochy pani Fowler, s膮siadce pani Ascher, i jeszcze kilku osobom zamieszka艂ym przy tej samej ulicy. Para znaleziona w mieszkaniu pani Ascher odpowiada dok艂adnie zapasom Custa.

鈥 Jak dot膮d, wszystko dobrze 鈥 stwierdzi艂 g艂贸wny inspektor.

鈥 Opieraj膮c si臋 na uzyskanych informacjach poszed艂em pod adres wskazany mi przez Hartigana, lecz dowiedzia艂em si臋, 偶e Cust wyszed艂 z domu mniej wi臋cej przed trzydziestoma minutami. Kto艣 do niego telefonowa艂. Gospodyni twierdzi, 偶e to by艂 pierwszy tego rodzaju przypadek.

鈥 Wsp贸lnik? 鈥 mrukn膮艂 z pow膮tpiewaniem g艂贸wny inspektor.

鈥 W膮tpi臋 鈥 wtr膮ci艂 Poirot. 鈥 By艂oby to bardzo dziwne, chyba 偶e鈥

Wszyscy spojrzeli艣my na niego, ale on urwa艂 i tylko pokr臋ci艂 g艂ow膮.

鈥 Starannie przeszuka艂em pok贸j zajmowany przez Custa 鈥 ci膮gn膮艂 Crome. 鈥 Wyniki rewizji s膮 niew膮tpliwe. Znalaz艂em blok korespondencyjny: papier bardzo podobny do tego, na kt贸rym pisano listy do pana Poirota, znaczny zapas po艅czoch. A w g艂臋bi schowka, w kt贸rym przechowywano towar, paczk臋 bardzo podobn膮 w kszta艂cie i rozmiarach, lecz zawieraj膮c膮 (jak si臋 okaza艂o) nie po艅czochy, tylko osiem nowych rozk艂ad贸w kolejowych ABC.

鈥 Niezbity dow贸d 鈥 powiedzia艂 g艂贸wny inspektor.

鈥 Jest jeszcze co艣 鈥 podj膮艂 Crome tonem triumfu. 鈥 Znalaz艂em to dopiero dzisiaj rano i nie z艂o偶y艂em jeszcze meldunku鈥 W pokoju Custa nie by艂o 艣ladu no偶a鈥

鈥 Idiotyzmem by艂oby przyniesienie tego no偶a do domu 鈥 wtr膮ci艂 Poirot.

鈥 Naturalnie. Ale Cust nie jest przecie偶 normalnie rozumuj膮c膮 istot膮 ludzk膮. W ka偶dym razie przysz艂o mi do g艂owy, 偶e m贸g艂 przynie艣膰 n贸偶 do domu i potem dopiero zorientowa膰 si臋, jakim niebezpiecze艅stwem grozi ukrycie go w pokoju, na co s艂usznie zwr贸ci艂 uwag臋 pan Poirot. Zacz膮艂em szuka膰 gdzie indziej. Jakie miejsce w domu musia艂oby wyda膰 mu si臋 najdogodniejsze? Oczywi艣cie ci臋偶ki wieszak w przedpokoju. Takiego mebla nigdy si臋 nie odsuwa. Mnie te偶 nie艂atwo by艂o odsun膮膰 go od 艣ciany. Znalaz艂em.

鈥 N贸偶?

鈥 N贸偶. I to niew膮tpliwie ten. S膮 jeszcze na nim 艣lady zasch艂ej krwi.

鈥 Pi臋kna robota, Crome 鈥 pochwali艂 g艂贸wny inspektor. 鈥 Teraz ju偶 tylko jednego nam potrzeba.

鈥 Czego?

鈥 Raczej: kogo. Cz艂owieka.

鈥 Na pewno go dostaniemy 鈥 zapewni艂 Crome z przekonaniem.

鈥 A co pan na to, panie Poirot?

鈥 S艂ucham? 鈥 Poirot jak gdyby obudzi艂 si臋 z drzemki.

鈥 M贸wili艣my w艂a艣nie, 偶e uj臋cie mordercy jest tylko kwesti膮 czasu. Czy pan si臋 zgadza?

鈥 O, tak鈥 Niew膮tpliwie.

Powiedzia艂 to tak roztargnionym tonem, 偶e zwr贸ci艂o to nasz膮 uwag臋.

鈥 Co艣 pana jeszcze niepokoi, Poirot? 鈥 zapyta艂 g艂贸wny inspektor.

鈥 Co艣 niepokoi mnie, i to bardzo. Chodzi mi o to, dlaczego? O motyw.

鈥 Ale偶, m贸j drogi 鈥 rzuci艂 niecierpliwie g艂贸wny inspektor.

鈥 Przecie偶 ten cz艂owiek jest szale艅cem. Inspektor Crome pospieszy艂 艂askawie z odsiecz膮.

鈥 Rozumiem, co pan Poirot ma na my艣li, i w pewnym sensie przyznaj臋 mu racj臋. Musia艂a istnie膰 jaka艣 okre艣lona obsesja. Korzenie jej mog膮 tkwi膰 w bardzo silnym kompleksie ni偶szo艣ci. Mo偶e to by膰 r贸wnie偶 mania prze艣ladowcza, a je偶eli tak jest, Cust m贸g艂 艂膮czy膰 ze swoimi sprawami osob臋 pana Poirota. M贸g艂 sobie wm贸wi膰, 偶e pan Poirot jest detektywem, kt贸ry ma za zadanie tropienie w艂a艣nie jego.

鈥 Bodaj was licho! 鈥 zawo艂a艂 g艂贸wny inspektor. 鈥 M贸wicie jakim艣 nowoczesnym 偶argonem. W moich czasach, jak cz艂owiek by艂 wariat, to by艂 wariat i nie wynajdywano 偶adnych naukowych termin贸w, 偶eby sytuacj臋 zagmatwa膰. My艣l臋, 偶e jaki艣 ca艂kiem nowoczesny lekarz zaproponowa艂by, aby tego A.B.C. umie艣ci膰 w sanatorium, wmawia膰 mu przez dwa miesi膮ce, 偶e jest pierwszorz臋dnym facetem, a potem pu艣ci膰 na wolno艣膰 jako pe艂noprawnego i odpowiedzialnego za swoje czyny obywatela.

Poirot u艣miechn膮艂 si臋 w milczeniu. Tak zako艅czy艂a si臋 konferencja.

鈥 A wi臋c, twierdzi pan, Crome 鈥 g艂贸wny inspektor chcia艂 si臋 upewni膰 鈥 偶e przy艂apanie go to tylko kwestia czasu?

鈥 Mieliby艣my go ju偶 dawno, gdyby nie wygl膮da艂 tak pospolicie. Musimy by膰 ostro偶ni. I tak narobili艣my k艂opotu wielu Bogu ducha winnym ludziom.

鈥 Ciekawe, gdzie on mo偶e by膰 teraz? 鈥 mrukn膮艂 g艂贸wny inspektor.



Rozdzia艂 XXX
(Nie z opowiadania
kapitana Hastingsa)


Pan Cust stal przed sklepem zieleniarskim. Tak, to tu. A. Ascher, trafika.

W oknie wisia艂a kartka z napisem 鈥濪o wynaj臋cia鈥. Sklep by艂 pusty, opuszczony.

鈥 Bardzo przepraszam 鈥 zwr贸ci艂a si臋 do pana Custa zieleniarka si臋gaj膮c po cytryny.

Mrukn膮艂 co艣 i odsun膮艂 si臋 na bok. Powoli, ci膮gn膮c za sob膮 nogi, ruszy艂 w stron臋 g艂贸wnej ulicy miasta.

Mia艂 trudno艣ci. Wielkie trudno艣ci. Wcale nie posiada艂 pieni臋dzy. Strasznie kr臋ci si臋 w g艂owie, gdy cz艂owiek nie jad艂 przez ca艂y dzie艅鈥 I 艣wiat wygl膮da ca艂kiem inaczej.

Z kiosku z gazetami krzycza艂y tytu艂y:

Sprawa A.B.C. Morderca jeszcze na wolno艣ci鈥.

Wywiad z panem Herkulesem Poirot鈥.

鈥 Herkules Poirot鈥 Ciekawe, czy on wie? 鈥 szepn膮艂 do siebie pan Cust.

Poszed艂 dalej. Wola艂 nie przygl膮da膰 si臋 zbyt d艂ugo gazetom.

鈥 鈥C贸偶, koniec niedaleki鈥 鈥 my艣la艂.

Najprz贸d prawa noga, potem lewa. Jak to si臋 艣miesznie idzie. Najprz贸d prawa noga, potem lewa. Zabawne鈥 Ale ludzie w og贸le s膮 zabawni, a zw艂aszcza on, Aleksander Bonaparte Cust. Zawsze wszyscy si臋 z niego 艣mieli, a on nawet nie mia艂 do nich wielkiej pretensji.

Dok膮d teraz?

Nie wiedzia艂. Koniec bliski. Patrzy艂 tylko na w艂asne nogi.

Najprz贸d prawa, potem lewa鈥

Podni贸s艂 wzrok. Tu偶 przed sob膮 zobaczy艂 o艣wietlon膮 tablic臋 z napisem 鈥濸olicja鈥.

Zabawne鈥 鈥 pomy艣la艂 i roze艣mia艂 si臋 z cicha.

Silnie pchn膮艂 drzwi. W tej samej chwili zachwia艂 si臋 i pad艂 twarz膮 naprz贸d.



Rozdzia艂 XXXI
Herkules Poirot
zadaje pytania


By艂 pogodny dzie艅 listopadowy. Doktor Thompson i nadinspektor Japp przyszli do Poirota, aby zawiadomi膰 go o wyniku wst臋pnej rozprawy przeciwko Aleksandrowi Bonaparte Custowi.

Poirot mia艂 lekki bronchit, nie m贸g艂 wi臋c uda膰 si臋 do s膮du i na szcz臋艣cie mnie tam te偶 nie wys艂a艂.

鈥 Przysi臋gli orzekli, 偶e powinien odby膰 si臋 proces 鈥 powiedzia艂 Japp. 鈥 No i na tym koniec.

鈥 Ale w takich przypadkach i w tym stadium 鈥 powiedzia艂em 鈥 oskar偶ony ma ju偶 zwykle obro艅c臋.

鈥 Tak si臋 dzieje 鈥 potwierdzi艂 Japp. 鈥 My艣l臋, 偶e m艂ody Lucas podejmie si臋 tej sprawy. To, 偶e si臋 tak wyra偶臋, wielki ryzykant. Ale c贸偶, w danym wypadku linia obrony mo偶e opiera膰 si臋 jedynie na ob艂臋dzie.

Poirot wzruszy艂 ramionami.

鈥 Taki kierunek obrony doprowadzi do zamkni臋cia w zak艂adzie. A zanikni臋cie do ko艅ca 偶ycia niewiele jest lepsze od 艣mierci.

鈥 Lucas mo偶e liczy膰 r贸wnie偶 na co艣 innego 鈥 podj膮艂 Japp. 鈥 Cust ma doskona艂e alibi na okoliczno艣膰 morderstwa w Bexhill. To mo偶e os艂abi膰 pozycj臋 oskar偶enia. Chocia偶 i my jeste艣my tutaj bardzo silni. W ka偶dym razie Lucas mo偶e wymy艣li膰 co艣 oryginalnego. Ten m艂ody cz艂owiek bardzo chce zwr贸ci膰 na siebie uwag臋.

鈥 A jaka jest pa艅ska opinia, doktorze? 鈥 zwr贸ci艂 si臋 Poirot do Thompsona.

鈥 O Custcie? S艂owo daj臋, nie wiem, co powiedzie膰. Doskonale gra rol臋 cz艂owieka normalnego. Naturalnie jest epileptykiem.

鈥 Jego aresztowanie wygl膮da艂o bardzo dramatycznie 鈥 wtr膮ci艂em.

鈥 W艂a艣nie. Wszed艂 do komisariatu policji w Andover i dosta艂 ataku. Tak, to by艂a odpowiednio efektowna kurtyna po ostatnim akcie dramatu. A.B.C. od pocz膮tku starannie przygotowywa艂 efekty.

鈥 Czy to mo偶liwe, 偶eby kto艣 pope艂ni艂 zbrodni臋 i nie wiedzia艂 o tym? 鈥 zapyta艂em. 鈥 Mam wra偶enie, 偶e Cust przeczy z ca艂ym przekonaniem.

鈥 Nie nale偶y wierzy膰 teatralnym pozom 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 doktor Thompson 鈥 i rozmaitym 鈥瀙rzysi臋gam na Boga!鈥 Moim zdaniem Cust doskonale zdaje sobie spraw臋, 偶e pope艂ni艂 te morderstwa. Je偶eli za艣 chodzi o pa艅skie pytanie 鈥 doktor zwr贸ci艂 si臋 do mnie 鈥 jest zupe艂nie mo偶liwe, 偶e cierpi膮cy na chwilowe utraty pami臋ci epileptyk mo偶e nie wiedzie膰, co w tym okresie robi艂. Na og贸艂 jednak przewa偶a pogl膮d, 偶e czyny pope艂nione w takim stanie musz膮 by膰 zgodne z og贸lnym charakterem chorego.

Pocz膮艂 obszernie rozwodzi膰 si臋 nad t膮 kwesti膮 opowiadaj膮c o grand mal i petil mai*, prawd臋 m贸wi膮c, zrobi艂 mi zupe艂ny zam臋t w g艂owie. To si臋 cz臋sto zdarza, gdy uczony wyg艂asza wyk艂ad na temat swojej specjalno艣ci.

鈥 Mimo wszystko 鈥 ci膮gn膮艂 鈥 jestem przeciwnikiem teorii, 偶e Cust dopu艣ci艂 si臋 tej zbrodni nie艣wiadomie. Teorii takiej mo偶na by broni膰, gdyby nie listy do pana Poirota. Listy stanowczo jej przecz膮. Dowodz膮 premedytacji i starannego przygotowania.

鈥 Ale kwestia list贸w nie jest jeszcze zupe艂nie wyja艣niona 鈥 wtr膮ci艂 Poirot.

鈥 Bardzo to pana dr臋czy, prawda?

鈥 Oczywi艣cie. Listy by艂y pisane do mnie. W tej sprawie Cust milczy nadal jak zakl臋ty. Dop贸ki nie zrozumiem powodu, dla jakiego listy te by艂y pisane do mnie, nie uznam, 偶e zagadka zosta艂a rozwi膮zana.

鈥 Tak, rozumiem to z pa艅skiego punktu widzenia. Nie podejrzewa pan, 偶e Cust kiedykolwiek w 偶yciu m贸g艂 zetkn膮膰 si臋 z panem?

鈥 To niemo偶liwe.

鈥 Mam! Pa艅skie imi臋!

鈥 Moje imi臋?

鈥 Tak. Matka obarczy艂a Custa dwoma szczeg贸lnie pompatycznymi imionami: Aleksander i Bonaparte. Widzi pan skojarzenie? Aleksander 鈥 wojownik, kt贸remu 艣wiata by艂o ma艂o do podboj贸w. Bonaparte 鈥 wielki cesarz Francuz贸w. Cust szuka艂 przeciwnika鈥 przeciwnika, 偶e si臋 tak wyra偶臋, w艂asnej klasy. No i znalaz艂 pana. Herkulesa, si艂acza.

鈥 Pa艅skie s艂owa, doktorze 鈥 powiedzia艂 Poirot 鈥 s膮 wysoce sugestywne. Zap艂adniaj膮 umys艂.

鈥 C贸偶, to tylko lu藕ny pomys艂. No, pora na mnie. Doktor Thompson po偶egna艂 si臋 i wyszed艂. Japp zosta艂.

鈥 Macie zmartwienie z tym alibi? 鈥 spyta艂 Poirot.

鈥 Mamy 鈥 przyzna艂 nadinspektor. 鈥 Ja w nie nie wierz臋, bo na pewno nie jest prawdziwe. Ale diabelnie trudno b臋dzie je obali膰. Ten Strange ma charakter.

鈥 Co to za cz艂owiek?

鈥 Pod czterdziestk臋, t臋gi, stanowczy, bardzo pewny siebie, in偶ynier g贸rnik. Sam zg艂osi艂 si臋 do s膮du i za偶膮da艂, 偶eby koniecznie dzi艣 przyj臋to jego zeznania. Wybiera si臋 do Chile. Mia艂 wra偶enie, 偶e sprawa zako艅czy si臋 z miejsca. Nigdy nie widzia艂em bardziej stanowczego cz艂owieka.

鈥 Rozumiem. Taki jegomo艣膰, co za nic nie przyzna si臋 do omy艂ki 鈥 doda艂 Poirot.

鈥 Tak. M贸wi z przekonaniem i bardzo trudno to podwa偶y膰. Zaklina si臋 na wszystkie 艣wi臋to艣ci, 偶e zaczepi艂 Custa w hotelu White Cross w Eastbourne wieczorem dwudziestego czwartego lipca. By艂 sam i chcia艂 z kim艣 pogada膰. Jestem prawie pewien, 偶e Cust to idealny s艂uchacz. Nigdy nie przerywa鈥 Po kolacji Strange gra艂 z Custem w domino. Strange jest zdaje si臋 mistrzem w tej grze i by艂 zadowolony, gdy w Custcie znalaz艂 r贸wnorz臋dnego partnera. Wie pan, jakimi zapale艅cami s膮 gracze w domino. Potrafi膮 bawi膰 si臋 kamieniami przez d艂ugie godziny. Tak te偶 by艂o z naszymi znajomymi. Cust chcia艂 ju偶 p贸j艣膰 spa膰, ale Strange nie zgodzi艂 si臋 na to i przysi臋ga na wszystko, 偶e grali co najmniej do p贸艂nocy. Sprawdzali艣my. Tak by艂o istotnie. Rozstali si臋 dziesi臋膰 minut po p贸艂nocy. Je偶eli wi臋c Cust by艂 w hotelu White Cross w Eastbourne dziesi臋膰 minut po p贸艂nocy, nie m贸g艂 udusi膰 Betty Barnard na pla偶y w Bexhill mi臋dzy p贸艂noc膮 a pierwsz膮.

鈥 Istotnie, problem trudny do rozwi膮zania 鈥 przyzna艂 Poirot. 鈥 A w ka偶dym razie daje do my艣lenia.

鈥 Zw艂aszcza inspektorowi Crome鈥檕wi 鈥 doda艂 Japp.

鈥 Ten Strange jest przekonany o prawdzie swoich zezna艅?

鈥 Tak. Uparty jak diabe艂. Bardzo trudno si臋 zorientowa膰, na czym b艂膮d polega. Przypu艣膰my, 偶e Strange si臋 myli, 偶e jego partnerem nie by艂 Cust. Czemu wi臋c, u licha, twierdzi, 偶e ten partner nazywa艂 si臋 Cust? W ksi臋dze hotelowej jest podpis z艂o偶ony bezsprzecznie r臋k膮 Custa. Trudno twierdzi膰, 偶e Strange jest wsp贸lnikiem. Szale艅cy o sk艂onno艣ciach zbrodniczych nie miewaj膮 wsp贸lnik贸w. Mo偶e Betty Barnard umar艂a p贸藕niej. Te偶 nie. Godzin臋 zgonu lekarz ustali艂 niew膮tpliwie. A przecie偶 Cust musia艂by straci膰 sporo czasu, 偶eby z Eastbourne dosta膰 si臋 do Bexhill odleg艂ego o mniej wi臋cej czterna艣cie mil.

鈥 Tak, to istotnie trudny orzech do zgryzienia 鈥 mrukn膮艂 Poirot.

鈥 W艂a艣ciwie to alibi nie powinno mie膰 znaczenia. Morderstwo w Doncaster jest niew膮tpliwe: plamy krwi na r臋kawie, n贸偶. Tu nie ma najmniejszej luki. Ka偶da 艂awa przysi臋g艂ych musi go uzna膰 winnym, cho膰by na tej podstawie. Ale alibi z Bexhill psuje obraz pi臋knej sprawy. Cust zamordowa艂 w Doncaster, zamordowa艂 w Churston, zamordowa艂 w Andover, a wi臋c do stu tysi臋cy diab艂贸w! musi by膰 r贸wnie偶 winnym zbrodni w Bexhill. Musi! Ale ja nie rozumiem, jak m贸g艂 t臋 zbrodni臋 pope艂ni膰 鈥 wsta艂 i roz艂o偶y艂 r臋ce. 鈥 No, na pana kolej, Poirot. Crome b艂膮dzi w ciemno艣ciach. Niech pan u偶yje tych swoich szarych kom贸rek, o kt贸rych tak pan lubi m贸wi膰. Niech nam pan wyt艂umaczy, jak si臋 to mog艂o sta膰 w Bexhill.

Inspektor Japp po偶egna艂 si臋 i wyszed艂.

鈥 No i co, Poirot? 鈥 zapyta艂em. 鈥 Szare kom贸rki sprostaj膮 tym razem zadaniu?

鈥 Powiedz, Hastings, czy uwa偶asz t臋 spraw臋 za zako艅czon膮? 鈥 Poirot odpowiedzia艂 pytaniem na pytanie.

鈥 Chyba tak鈥 Mamy sprawc臋, mamy znaczn膮 cz臋艣膰 dowod贸w. Brak nam tylko zewn臋trznej politury.

鈥 Sprawa sko艅czona! Dobry sobie! Przecie偶 sprawa to cz艂owiek. P贸ki nie b臋dziemy wiedzieli wszystkiego o cz艂owieku, tajemnica zostanie r贸wnie nieprzenikniona, jak na pocz膮tku. To 偶adne zwyci臋stwo, 偶e posadzimy Custa na 艂awie oskar偶onych.

鈥 Przecie偶 wiemy o nim bardzo du偶o 鈥 zaoponowa艂em.

鈥 Nic! Absolutnie nic. Znamy jego miejsce urodzenia. Wiemy, 偶e by艂 w wojsku, walczy艂 na froncie, otrzyma艂 lekk膮 ran臋 w g艂ow臋 i zosta艂 zwolniony jako epileptyk. Wiemy, 偶e od dw贸ch lat mieszka u pani Marbury. Wiemy, 偶e to spokojny, nietowarzyski cz艂owiek, taki, jakiego si臋 nie dostrzega. Wiemy, 偶e wymy艣li艂 i przeprowadzi艂 z powodzeniem bardzo zawi艂y plan serii morderstw. Wiemy, 偶e pope艂ni艂 kilka niebywale g艂upich b艂臋d贸w. Wiemy, 偶e mordowa艂 bez mi艂osierdzia, a zarazem mia艂 tak wra偶liwe sumienie, 偶e nie chcia艂 obci膮偶a膰 win膮 innych. Gdyby chcia艂 zabija膰 bez, przeszk贸d, nietrudno by mu by艂o zwali膰 ka偶d膮 z tych zbrodni na kogo艣 innego. Czy nie rozumiesz, 偶e ten cz艂owiek to zbi贸r przeciwie艅stw? G艂upi i przebieg艂y, okrutny i wspania艂omy艣lny. Musi by膰 jaka艣 my艣l przewodnia, kt贸ra godzi ze sob膮 jego dwie tak sprzeczne z sob膮 natury.

鈥 C贸偶, mo偶e masz i s艂uszno艣膰, je偶eli traktujesz Custa jako studium psychologiczne 鈥 powiedzia艂em.

鈥 Przecie偶 ta sprawa jest od pocz膮tku studium psychologicznym. Przez ca艂y czas szukam po omacku, pr贸buj臋 pozna膰 morderc臋. A teraz zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e nie znam go zupe艂nie. Jestem zb艂膮kany.

鈥 呕膮dza s艂awy鈥 鈥 zacz膮艂em.

鈥 Tak, to t艂umaczy wiele. Mnie jednak nie zadowala. Chc臋 wiedzie膰 wi臋cej. Dlaczego pope艂nia艂 te morderstwa? Dlaczego wybiera艂 te w艂a艣nie ofiary?

鈥 Alfabetycznie鈥

鈥 Nie tylko 鈥 przerwa艂 mi znowu. 鈥 Betty Barnard nie by艂a jedyn膮 osob膮 w Bexhill, kt贸rej nazwisko zaczyna si臋 na 鈥濨鈥. Betty Barnard鈥 Co艣 mi 艣wita w g艂owie鈥 To powinno by膰 s艂uszne鈥 To musi by膰 s艂uszne鈥 Ale je偶eli tak鈥 鈥 umilk艂, ja za艣 nie chcia艂em mu przerywa膰.

Milczenie trwa艂o d艂ugo i mam wra偶enie, 偶e drzema艂em chwil臋. Kiedy si臋 ockn膮艂em, Poirot trzyma艂 mi r臋k臋 na ramieniu.

鈥 Drogi, kochany Hastings 鈥 powiedzia艂 serdecznie. 鈥 M贸j dobry geniusz.

Zdumia艂 mnie ten nieoczekiwany dow贸d uznania.

鈥 Tak, tak 鈥 ci膮gn膮艂 Poirot. 鈥 Zawsze mi pomaga艂e艣, przynosi艂e艣 szcz臋艣cie, by艂e艣 moim natchnieniem.

鈥 Ale jakie natchnienie da艂em ci tym razem?

鈥 Formu艂uj膮c rozmaite pytania przypomnia艂em sobie pewn膮 twoj膮 uwag臋. Ol艣niewaj膮co prost膮, dowodz膮c膮 jasnowidzenia uwag臋. M贸wi艂em ci ju偶, 偶e masz szczeg贸lny talent do dostrzegania rzeczy oczywistych. A ja to co艣 oczywistego przegapi艂em.

鈥 C贸偶 powiedzia艂em tak wa偶nego?

鈥 Wszystko jest teraz jasne, przezroczyste jak kryszta艂. Znalaz艂em odpowiedzi na wszystkie moje pytania. Wiem, dlaczego pani Ascher, chocia偶 tego domy艣la艂em si臋 od dawna. Wiem, dlaczego sir Cecil Clarke i ten fryzjer z Doncaster, a przede wszystkim wiem najwa偶niejsze i najbardziej istotne: dlaczego Herkules Poirot.

鈥 M贸g艂by艣 mi to wyja艣ni膰?

鈥 Nie w tej chwili. Musz臋 jeszcze zebra膰 troch臋 informacji. Uzyskam je od naszego legionu specjalnego. A potem鈥 Potem, kiedy dostan臋 odpowied藕 na ostatnie pytanie, odb臋d臋 rozmow臋 z A.B.C. Nareszcie staniemy twarz膮 w twarz: A.B.C. i Herkules Poirot, godni siebie przeciwnicy.

鈥 I co wtedy?

鈥 Wtedy b臋dziemy rozmawia膰. Zapewniani ci臋, Hastings, 偶e dla osoby, kt贸ra ma co艣 do ukrycia, nic nie jest bardziej niebezpieczne od rozmowy. Pewien m膮dry, stary Francuz powiedzia艂 mi niegdy艣, 偶e mowa jest dobrym wynalazkiem, bo nie pozwala ludziom my艣le膰. Ale rozmowa jest tak偶e niezawodnym 艣rodkiem wykrycia czego艣 co cz艂owiek pragnie ukry膰. Cz艂owiek, m贸j drogi, nie mo偶e oprze膰 si臋 pokusie i w rozmowie z innym cz艂owiekiem musi da膰 wyraz swojej indywidualno艣膰:. Rozumiesz? W takim wypadku wcze艣niej czy p贸藕niej musi si臋 zdradzi膰.

鈥 Co spodziewasz si臋 us艂ysze膰 w rozmowie z Custem?

鈥 K艂amstwo, dzi臋ki kt贸remu poznam prawd臋 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 Herkules Poirot.



Rozdzia艂 XXXII
鈥濴isa z艂apiemy
i w klatce zamkniemy鈥


Przez kilka nast臋pnych dni Poirot by艂 bardzo zaj臋ty. Wychodzi艂 w jakich艣 tajemniczych sprawach, bardzo ma艂o m贸wi艂, mia艂 nachmurzon膮 min臋 i za nic nie chcia艂 zaspokoi膰 mojej ciekawo艣ci odno艣nie do zas艂ugi, jak膮 mi przypisywa艂. Nie prosi艂 mnie nigdy o udzia艂 w tajemniczych wycieczkach, co, musz臋 przyzna膰, ura偶a艂o mnie nieco.

Dopiero pod koniec tygodnia oznajmi艂, 偶e wybiera si臋 do Bexhill, i zaproponowa艂, abym mu towarzyszy艂. Oczywi艣cie zaproszenie to przyj膮艂em z rado艣ci膮. Niebawem jednak dowiedzia艂em si臋, 偶e nie tylko ja mam wzi膮膰 udzia艂 w tej wyprawie. Dotyczy艂o to r贸wnie偶 innych przedstawicieli legionu specjalnego. Podobnie jak ja, wszyscy byli zaintrygowani i nie wiedzieli, o co chodzi. Ale ju偶 pod koniec dnia zacz膮艂em wyobra偶a膰 sobie niejasno, w jakim kierunku zmierza tok my艣li Poirot.

M贸j przyjaciel uda艂 si臋 przede wszystkim do pani Barnard i wybada艂 dok艂adnie, o jakiej porze odwiedzi艂 j膮 pan Cust i co m贸wi艂. Z kolei uda艂 si臋 do hotelu i wypyta艂 szczeg贸艂owo o odej艣cie Custa. Mia艂em wra偶enie, 偶e nie dowiedzia艂 si臋 niczego nowego, ale Poirot wydawa艂 si臋 zadowolony.

Z hotelu poszed艂 na pla偶臋, gdzie znaleziono zw艂oki Betty Barnard. D艂ugi czas spacerowa艂 ko艂o tego miejsca i badawczo przygl膮da艂 si臋 偶wirowi, czego nie mog艂em zrozumie膰, bo przyp艂yw zalewa przecie偶 pla偶臋 dwa razy na dzie艅. Nic jednak nie m贸wi艂em, gdy偶 Poirot nauczy艂 mnie wierzy膰, 偶e wszelkimi jego post臋pkami, z pozoru nawet niedorzecznymi, kieruje jaka艣 idea.

Nast臋pnie poszli艣my na szos臋 do punktu, gdzie mo偶na by艂o zaparkowa膰 samoch贸d najbli偶ej miejsca, w kt贸rym le偶a艂y zw艂oki. Po tym udali艣my si臋 na przystanek autobus贸w odje偶d偶aj膮cych z Bexhill do Eastbourne.

Wreszcie Poirot zaprowadzi艂 nas wszystkich do kawiarni Pod Rudym Kotem, gdzie pulchna kelnerka, Milly Higley, poda艂a nam obrzydliw膮 herbat臋.

M贸j przyjaciel prawi艂 dziewczynie komplementy na kwiecist膮 francusk膮 mod艂臋, ona za艣 odpowiada艂a 偶artami, twierdz膮c, 偶e dobrze zna Francuz贸w, kt贸rej to pomy艂ki co do swojej narodowo艣ci nie prostowa艂. Robi艂 tylko do kelnerki takie oko, 偶e by艂em zdziwiony i, przyznaj臋, troch臋 zgorszony.

鈥 No 鈥 powiedzia艂 wreszcie 鈥 sko艅czy艂em w Bexhill. Teraz jad臋 do Eastbourne. Tam jeszcze kr贸tka rozm贸wka i koniec. Nie ma potrzeby, 偶eby pa艅stwo mi towarzyszyli. Tymczasem mo偶emy przej艣膰 do hotelu na coctail. Herbata by艂a ohydna.

Kiedy usiedli艣my do coctailu, Franklin Clarke zapyta艂 ciekawie:

鈥 S膮dz臋, 偶e m贸j domys艂 jest trafny: pr贸buje pan obali膰 to alibi? Nie rozumiem tylko, dlaczego jest pan taki zadowolony? Przecie偶 do tej pory nie dowiedzia艂 si臋 pan niczego nowego.

鈥 Nie dowiedzia艂em si臋, ma pan racj臋 鈥 odrzek艂 Poirot.

鈥 A wi臋c dlaczego?

鈥 Cierpliwo艣ci, na wszystko przyjdzie czas.

鈥 Widz臋 jednak, 偶e ju偶 teraz jest pan kontent z siebie.

鈥 To dlatego, drogi panie, 偶e jak dot膮d nic nie przeczy mojej koncepcji.

Spowa偶nia艂 nagle.

鈥 M贸j przyjaciel Hastings 鈥 podj膮艂 鈥 opowiada艂 mi niegdy艣, 偶e jako m艂ody cz艂owiek bawi艂 si臋 w gr臋 towarzysk膮 zwan膮 鈥濸rawda鈥. Ka偶demu z uczestnik贸w zadaje si臋 trzy pytania. Na dwa z nich trzeba odpowiedzie膰 prawdziwie, na trzecie sk艂ama膰. Naturalnie pytania s膮 zawsze wysoce niedyskretne. Ale przed rozpocz臋ciem gry wszyscy musieli przysi膮c, 偶e b臋d膮 m贸wi膰 prawd臋, ca艂膮 prawd臋 i tylko prawd臋.

鈥 I co z tego? 鈥 zapyta艂a szorstko Megan.

鈥 Chcia艂bym, 偶eby艣my zabawili si臋 w t臋 gr臋. Ale nie trzeba b臋dzie a偶 trzech pyta艅. Jedno wystarczy. Jedno pod adresem ka偶dego z obecnych.

鈥 Nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e wszyscy odpowiedz膮 na wszystko 鈥 wtr膮ci艂 偶ywo Clarkc.

鈥 Spraw臋 chc臋 potraktowa膰 bardzo serio. Czy zgodz膮 si臋 pa艅stwo przysi膮c, 偶e b臋d膮 m贸wi膰 prawd臋?

By艂 tak uroczysty, 偶e wszyscy zdziwili艣my si臋 i mimo woli wpadli w r贸wnie uroczysty nastr贸j. Przysi臋ga zosta艂a z艂o偶ona.

鈥 Bon* 鈥 powiedzia艂 Poirot. 鈥 Mo偶emy zacz膮膰.

鈥 S艂u偶臋 鈥 zaproponowa艂a Tora Grey.

鈥 Nie, tym razem damy nie b臋d膮 mia艂y pierwsze艅stwa. Obejdziemy si臋 bez uprzejmo艣ci. Zaczniemy z innej beczki. Panie Clarke, co pan s膮dzi o kapeluszach, kt贸re panie nosi艂y w tym roku na wy艣cigach w Ascott?

鈥 Czy to ma by膰 dowcip? 鈥 Franklin Clarke spojrza艂 na niego zdumiony.

鈥 Bynajmniej.

鈥 A wi臋c powa偶ne pytanie?

鈥 Tak.

鈥 C贸偶 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 Clarke 鈥 nie by艂em w Ascott, ale kapelusze, kt贸re ogl膮da艂em w samochodach jad膮cych do Ascott, wydawa艂y mi si臋 jeszcze komiczniejsze ni偶 w poprzednich latach.

鈥 Uwa偶a pan te kapelusze za zbyt wyzywaj膮ce?

鈥 Raczej za zbyt strojne.

鈥 Monsieur 鈥 zwr贸ci艂 si臋 Poirot do Donalda Frascra 鈥 czy mia艂 pan ju偶 w tym roku urlop?

鈥 Urlop? 鈥 zdziwi艂 si臋 Fraser. 鈥 Tak, w pierwszej po艂owie sierpnia.

Zachmurzy艂 si臋. Widocznie pytanie przypomnia艂o mu strat臋 ukochanej, Poirot pu艣ci艂 mimo uszu jego odpowied藕 i zwr贸ci艂 si臋 do Tory Grey, ja za艣 zauwa偶y艂em niedostrzegaln膮 zmian臋 w tonie jego g艂osu. Pytanie pad艂o sucho i wyra藕nie:

鈥 Mademoiselle, czy w przypadku 艣mierci lady Clarke wysz艂aby pani za sir Cecila, gdyby poprosi艂 o pani r臋k臋?

Dziewczyna zerwa艂a si臋 z miejsca.

鈥 Jak pan 艣mie zadawa膰 podobne pytania? To oburzaj膮ce!

鈥 Mo偶liwe, ale pani przysi臋g艂a m贸wi膰 prawd臋. A zatem: tak czy nie?

鈥 Sir Cecil by艂 dla mnie bardzo dobry. Traktowa艂 mnie prawie jak c贸rk臋. Ja odpowiada艂am podobnymi uczuciami. By艂am wdzi臋czna i przywi膮zana do niego.

鈥 Bardzo przepraszam mademoiselle, ale to nie jest odpowied藕: tak czy nie.

Zawaha艂a si臋.

鈥 A wi臋c stanowczo: nie.

鈥 Dzi臋kuj臋, mademoiselle 鈥 powiedzia艂 zdawkowo Poirot i spojrza艂 na Megan Barnard.

Dziewczyna by艂a bardzo blada. Oddycha艂a z trudem, jak gdyby szykowa艂a si臋 do ci臋偶kiej pr贸by. G艂os Poirota zad藕wi臋cza艂 ostro, jak trza艣niecie z bicza:

鈥 Mademoiselle, czy pragnie pani, abym w wyniku moich dochodze艅 dowiedzia艂 si臋 prawdy?

Megan unios艂a g艂ow臋. Pewien by艂em, 偶e odpowie szczerze, bo wiedzia艂em ju偶 o jej fantastycznym umi艂owaniu prawdy.

鈥 Nie! 鈥 zawo艂a艂a g艂o艣no, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu.

Wszyscy zerwali si臋 z miejsc. Poirot bystro spojrza艂 jej w oczy.

鈥 Mademoiselle Megan 鈥 powiedzia艂. 鈥 By膰 mo偶e nie pragnie pani wykrycia prawdy, ale, na Boga, potrafi pani j膮 m贸wi膰!

Skierowa艂 si臋 w stron臋 drzwi, lecz jak gdyby sobie co艣 przypomnia艂, zawr贸ci艂 i stan膮艂 przed Mary Drower.

鈥 Prosz臋 powiedzie膰, czy ma pani narzeczonego?

鈥 Ach, panie Poirot鈥 鈥 dziewczyna zarumieni艂a si臋 mocno. 鈥 Ja鈥 ja jeszcze nie wiem.

鈥 Alors, c鈥檈st bien, mes enfants* 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 i spojrza艂 na mnie. 鈥 No, Hastings, na nas czas. Jedziemy do Eastbourne.

Samoch贸d czeka艂 i za chwil臋 jechali艣my szos膮 nadbrze偶n膮 wiod膮c膮 przez Pevensey do Eastbourne.

鈥 Czy warto pyta膰 ci臋 o co艣, Poirot? 鈥 b膮kn膮艂em.

鈥 Za wcze艣nie. Wyci膮gaj w艂asne wnioski. Zapad艂o milczenie. M贸j przyjaciel, wida膰 bardzo z siebie zadowolony, nuci艂 z cicha. W Pevensey zaproponowa艂, 偶eby si臋 zatrzyma膰 na chwil臋 i obejrze膰 zamek. Kiedy wracali艣my do samochodu, przystan臋li艣my na chwil臋 obok kr臋gu bawi膮cych si臋 dzieci, kt贸re piskliwymi g艂osikami 艣piewa艂y jak膮艣 piosenk臋.

鈥 Co one 艣piewaj膮? 鈥 zapyta艂 Poirot. 鈥 Nie mog臋 zrozumie膰 s艂贸w.

S艂ucha艂em przez chwil臋; zrozumia艂em refren:

Lisa z艂apiemy

I w klatce zamkniemy,

I nie pu艣cimy ju偶 nigdy鈥.

鈥 Lisa z艂apiemy i w klatce zamkniemy, i nie pu艣cimy ju偶 nigdy 鈥 powt贸rzy艂 Poirot.

Spowa偶nia艂 nagle i spochmurnia艂.

鈥 To straszne, Hastings, straszne 鈥 urwa艂. 鈥 Polujecie tutaj na lisy?

鈥 Sam nigdy nie polowa艂em. Nie by艂o mnie na to sta膰. S膮dz臋 jednak, 偶e w tych stronach nie ma dobrych polowa艅.

鈥 Chodzi艂o mi o Angli臋 w og贸le 鈥 powiedzia艂 Poirot. 鈥 Dziwny sport. Czeka si臋 gdzie艣 pod os艂on膮 wzg贸rza, potem rozbrzmiewa tr膮bka i zaczyna si臋 bieg, bieg na prze艂aj, przez p艂oty, rowy鈥 Lis ucieka, kluczy. Ale ogary鈥

鈥 Go艅cze 鈥 poprawi艂em.

鈥 Go艅cze s膮 na tropie, dopadaj膮 lisa i zwierz臋 umiera szybko i bole艣nie.

鈥 Tak, w twoim sformu艂owaniu to brzmi okrutnie, ale鈥

鈥 Lis ma doskona艂膮 zabaw臋, co? Nie opowiadaj g艂upstw, m贸j przyjacielu. C贸偶, mo偶e szybka, bolesna 艣mier膰 jest mimo wszystko lepsza ni偶 to, o czym 艣piewa艂y te dzieci鈥

鈥 Zamkni臋cie w klatce? Na zawsze? Tak. To naprawd臋 okropne, przyznaj臋.

Poirot pokiwa艂 g艂ow膮 i powiedzia艂 zupe艂nie zmienionym tonem:

鈥 Jutro odwiedz臋 Custa 鈥 po czym zwr贸ci艂 si臋 do szofera: 鈥 Wracamy do Londynu.

鈥 Nie jedziesz do Eatsbourne? 鈥 zapyta艂em zdziwiony.

鈥 Nie mam po co. Wiem ju偶 dosy膰.



Rozdzia艂 XXXIII
Aleksander Bonaparte Cust


Nie by艂em obecny przy rozmowie, jak膮 Poirot odby艂 z owym dziwnym cz艂owiekiem, Aleksandrem Bonaparte Custem. Dzi臋ki znajomo艣ciom w policji i szczeg贸lnemu charakterowi sprawy nie mia艂 trudno艣ci z otrzymaniem zezwolenia na widzenie, lecz nie rozci膮ga艂o si臋 ono na mnie. Poza tym Poirot uwa偶a艂 za stosowne odby膰 rozmow臋 艣ci艣le poufn膮, w cztery oczy. Po powrocie jednak stre艣ci艂 mi tak dok艂adnie przebieg wszystkiego, co zasz艂o, 偶e czuj臋 si臋 upowa偶niony do zanotowania wszystkiego tak, jak bym by艂 obecny.

Pan Cust wydawa艂 si臋 przybity. Pochyli艂 si臋 jeszcze bardziej, r臋ce dr偶a艂y mu nerwowo. Poirot nie odzywa艂 si臋 zrazu. Przygl膮da艂 si臋 siedz膮cemu naprzeciw wi臋藕niowi. Wytworzy艂o to atmosfer臋 spokoju, z艂agodzi艂o napi臋cie. Dramatyczne musia艂o by膰 to spotkanie przeciwnik贸w w d艂ugim pojedynku. Na miejscu Poirota czu艂bym si臋 chyba do g艂臋bi wstrz膮艣ni臋ty. Ale on ma zwyczaj zmierza膰 prosto do celu i zale偶a艂o mu jedynie na wywarciu pewnego efektu na przeciwniku.

鈥 Czy pan wie, kim jestem? 鈥 zapyta艂 wreszcie 艂agodnie.

鈥 Nie, nie鈥 鈥 z oci膮ganiem odrzek艂 Cust. 鈥 Nie wiem. Mo偶e jest pan鈥 jak to si臋 nazywa?鈥 dependentem pana Lucasa?

M贸wi艂 uprzejmie, ale bez wi臋kszego zainteresowania. By艂 pogr膮偶ony we w艂asnych my艣lach.

鈥 Jestem Herkules Poirot 鈥 przedstawi艂 si臋 cicho m贸j przyjaciel i bacznie obserwowa艂 wra偶enie. Pan Cust spojrza艂 na niego.

鈥 Aha 鈥 powiedzia艂 tak bezosobowo, jak inspektor Crome zwyk艂 m贸wi膰 swoje 鈥濷, czy偶by?鈥.

鈥 Aha 鈥 powt贸rzy艂 po chwili zupe艂nie ju偶 innym, bardziej o偶ywionym tonem i bystrzej spojrza艂 na Poirota.

鈥 Tak 鈥 ci膮gn膮艂 m贸j przyjaciel 鈥 jestem cz艂owiekiem, do kt贸rego pan pisa艂 listy.

Zadzierzgni臋ta ni膰 sympatii prys艂a. Pan Cust spu艣ci艂 wzrok i powiedzia艂 ze strachem i irytacj膮:

鈥 Nigdy do pana nie pisa艂em. To nie moje listy鈥 M贸wi艂em to ju偶 ze dwadzie艣cia razy.

鈥 Wiem. Ale je偶eli ich pan nie pisa艂, kto by艂 autorem?

鈥 Wr贸g. Musz臋 mie膰 wroga. Wszyscy si臋 przeciwko mnie zm贸wili. Policja, wszyscy. To jaka艣 potworna zmowa.

Poirot milcza艂.

鈥 Wszyscy mnie zawsze dr臋czyli 鈥 ci膮gn膮艂 nieszcz臋艣nik. 鈥 Wszyscy. Zawsze.

鈥 Nawet wtedy, kiedy by艂 pan dzieckiem?

鈥 Nie, nie鈥 Wtedy chyba nie鈥 Matka bardzo mnie kocha艂a, ale by艂a ambitna, straszliwie ambitna. Dlatego da艂a mi takie komiczne imiona. Wmawia艂a sobie, 偶e musz臋 zosta膰 wielkim cz艂owiekiem. Ci膮gle mnie namawia艂a, 偶ebym mia艂 o sobie dobre mniemanie. M贸wi艂a o sile woli, o tym, 偶e ka偶dy jest kowalem w艂asnego losu. Twierdzi艂a, 偶e b臋d臋 m贸g艂 zajecha膰 tak wysoko, jak zechc臋 鈥 umilk艂 na chwil臋. 鈥 Oczywi艣cie nie mia艂a racji. Wcze艣nie to zrozumia艂em. Tacy jak ja nie robi膮 kariery. Zawsze sam sobie wszystko psu艂em. Wystawia艂em si臋 na po艣miewisko. By艂em nie艣mia艂y, ba艂em si臋 ludzi. Ju偶 w szkole, gdy tylko ch艂opcy dowiedzieli si臋 moich imion, zacz臋li mi dokucza膰. By艂em z艂ym, bardzo z艂ym uczniem. I chyba ostatnim w sportach 鈥 smutno pokiwa艂 g艂ow膮. 鈥 Dobrze, 偶e moja biedna matka umar艂a wcze艣nie. By艂aby bole艣nie zawiedziona. Nawet w szkole handlowej okaza艂em si臋 g艂upcem. Pisania na maszynie i stenografii uczy艂em si臋 d艂u偶ej ni偶 wszyscy inni. Ale mimo wszystko sam nie czu艂em si臋 g艂upcem鈥 Ehem鈥 Rozumie mnie pan, prawda? 鈥 zwr贸ci艂 b艂agalne spojrzenie ku Poirotowi.

鈥 Doskonale rozumiem i s艂ucham dalej.

鈥 Tak. Ale wci膮偶 dr臋czy艂o mnie przykre uczucie, 偶e wszyscy uwa偶aj膮 mnie za g艂upca. Tak by艂o w szkole handlowej i p贸藕niej w biurze.

鈥 I p贸藕niej, na wojnie 鈥 podpowiedzia艂 Poirot.

鈥 Nie 鈥 Cust o偶ywi艂 si臋 nagle. 鈥 Na wojnie by艂o mi dobrze. Pierwszy raz czu艂em si臋 takim samym cz艂owiekiem jak wszyscy inni 鈥 u艣miechn膮艂 si臋 blado. 鈥 A potem zosta艂em ranny w g艂ow臋鈥 bardzo lekko.. Ale w szpitalu odkryli, 偶e miewam鈥 te ataki. Ja naturalnie od dawna wiedzia艂em, 偶e s膮 momenty, o kt贸rych p贸藕niej nie pami臋tam. To si臋 chyba nazywa chwilowa utrata pami臋ci? Nawet kilka razy upad艂em. By艂em jednak zdania, 偶e na tej podstawie nie powinni mnie zwalnia膰 z wojska. Ale i oni mnie skrzywdzili.

鈥 A p贸藕niej? 鈥 zapyta艂 Poirot.

鈥 Dosta艂em posad臋 w biurze. Z pocz膮tku dobrze mi si臋 powodzi艂o, po wojnie jednak by艂o gorzej. Obni偶yli mi pensj臋. Zrozumia艂em, 偶e do niczego nie dojd臋. Ci膮gle inni przeskakiwali mnie w awansach. Nie potrafi艂em si臋 pcha膰. 殴le mi si臋 wiod艂o, coraz gorzej. Szczeg贸lnie jak przyszed艂 kryzys. Zmienia艂em posady i m贸wi膮c otwarcie, nie mia艂em z czego 偶y膰. Wtedy otrzyma艂em ofert臋 na ten interes z po艅czochami. Mia艂em dosta膰 pensj臋 i prowizj臋.

鈥 Wie pan chyba 鈥 podj膮艂 艂agodnym tonem Poirot 鈥 偶e firma, kt贸ra jakoby pana zatrudnia, kategorycznie temu przeczy.

鈥 Bo i oni s膮 w zmowie. Musz膮 by膰 w zmowie. Mam przecie偶 dowody na pi艣mie. Tak, dowody na pi艣mie: listy, w kt贸rych mi polecaj膮, dok膮d mam jecha膰, i podaj膮 adresy os贸b, kt贸re mam odwiedzi膰.

鈥 Listy pisane na maszynie.

鈥 Naturalnie. Listy du偶ych firm zawsze s膮 pisane na maszynie.

鈥 Czy zdaje sobie pan spraw臋, panie Cust, 偶e maszyn臋 do pisania mo偶na zidentyfikowa膰? Wszystkie te listy by艂y pisane na jednej i tej samej maszynie.

鈥 C贸偶 z tego?

鈥 Na maszynie znalezionej w pa艅skim pokoju.

鈥 T臋 maszyn臋 dosta艂em z firmy, jak zaczyna艂em prac臋.

鈥 Zgoda. Ale listy otrzymywa艂 pan p贸藕niej. Tak wi臋c wygl膮da, jak by pan sam je pisa艂 i nadawa艂 pod swoim adresem.

鈥 Nie, nie, to spisek. Zmowa przeciwko mnie. A zreszt膮, listy mog艂y by膰 pisane na takiej samej maszynie.

鈥 S艂usznie. Na takiej samej. Ale te s膮 pisane na tej samej.

鈥 To zmowa przeciwko mnie 鈥 powt贸rzy艂 z uporem Cust.

鈥 A co pan powie o znalezionych w schowku rozk艂adach kolejowych ABC?

鈥 Wcale o nich nie wiedzia艂em. My艣la艂em, 偶e we wszystkich paczkach s膮 po艅czochy.

鈥 Dlaczego odfajkowa艂 pan nazwisko pani Ascher na li艣cie os贸b z Andover?

鈥 Zdecydowa艂em, 偶e od niej zaczn臋. Przecie偶 jako艣 trzeba zacz膮膰.

鈥 Ma pan racj臋. Jako艣 trzeba zacz膮膰.

鈥 Nie, nie, co innego mia艂em na my艣li.

鈥 Ale pan wie, co ja my艣la艂em? Cust milcza艂. Wstrz膮sa艂y nim dreszcze.

鈥 Ja tego nie zrobi艂em! 鈥 zawo艂a艂 wreszcie. 鈥 Jestem niewinny! To omy艂ka, straszna omy艂ka! Niech pan pami臋ta o drugim morderstwie, tym w Bexhill. Gra艂em wtedy w Eastbourne w domino. Temu nie mo偶e pan zaprzeczy膰 鈥 g艂os jego zabrzmia艂 tonem triumfu.

鈥 Nie mog臋 鈥 przyzna艂 Poirot. 鈥 Ale to przecie偶 tak 艂atwo omyli膰 si臋 o jeden dzie艅. A je偶eli jest pan r贸wnie uparty i pewny siebie, jak pan Strange, nigdy nie dopu艣ci pan my艣li, 偶e to omy艂ka. B臋dzie pan wci膮偶 powtarza艂 swoje pierwsze twierdzenie. Tak w艂a艣nie post臋puje pan Strange. A ksi臋ga hotelowa? Podpisuj膮c nietrudno chyba postawi膰 niew艂a艣ciw膮 dat臋. Najprawdopodobniej nikt tego nie zauwa偶y.

鈥 Przez ca艂y tamten wiecz贸r gra艂em w domino.

鈥 Dobrze pan gra, prawda?

鈥 Tak鈥 Tak mi si臋 zdaje 鈥 powiedzia艂 pan Cust, kt贸remu s艂owa mojego przyjaciela sprawi艂y widoczn膮 przyjemno艣膰.

鈥 To trudna gra, wymagaj膮ca znacznej wprawy.

鈥 Naturalnie. Mo偶na gra膰 na bardzo rozmaite sposoby. Kiedy pracowa艂em w biurze, cz臋sto grywa艂em w barze podczas przerwy obiadowej. Nie uwierzy pan, jak ludzie zupe艂nie obcy zbli偶aj膮 si臋 przy dominie 鈥 zachichota艂 nerwowo. 鈥 Dobrze pami臋tam jednego przypadkowego partnera鈥 Nigdy go nie zapomn臋, bo m贸wi艂 takie dziwne rzeczy鈥 Zacz臋li艣my rozmawia膰 przy kawie, potem przysz艂a kolej na domino. Po dwudziestu minutach zdawa艂o mi si臋, 偶e znam tego cz艂owieka od wiek贸w.

鈥 A co on panu opowiada艂?

Cust jak gdyby zarumieni艂 si臋 z lekka.

鈥 Dziwne, bardzo dziwne rzeczy. Opowiada艂, 偶e cz艂owiek ma sw贸j los wypisany na d艂oni. Pokaza艂 swoj膮 r臋k臋 i linie, kt贸re zapowiada艂y, 偶e dwa razy omal si臋 nie utopi. I to si臋 sprawdzi艂o. Potem spojrza艂 na moj膮 r臋k臋 i powiedzia艂 dziwne, bardzo dziwne rzeczy. Powiedzia艂, 偶e przed 艣mierci膮 b臋d臋 jednym z najs艂awniejszych ludzi w Anglii, 偶e o mnie b臋dzie m贸wi艂 ca艂y kraj. A potem jeszcze鈥 a potem鈥 鈥 zaj膮kn膮艂 si臋 i umilk艂.

鈥 Co potem?

Poirot zdawa艂 si臋 magnetyzowa膰 przeciwnika; pan Cust odwraca艂 wzrok i znowu spogl膮da艂 na niego, jak zahipnotyzowany kr贸lik.

鈥 Powiedzia艂, 偶e鈥 偶e鈥 tak wygl膮da, jak gdybym mia艂 umrze膰 gwa艂town膮 艣mierci膮. P贸藕niej roze艣mia艂 si臋 i doda艂: 鈥濨o ja wiem? Mo偶e nawet na szafocie?鈥 Przestraszy艂em si臋, ale on znowu si臋 roze艣mia艂 i powiedzia艂, 偶e to by艂y tylko 偶arty 鈥 umilk艂 i spojrza艂 na Poirota zm臋tnia艂ym wzrokiem. 鈥 Ta moja nieszcz臋sna g艂owa, moja g艂owa鈥 Czasami tak mnie boli, 偶e ju偶 wytrzyma膰 nie mog臋. Czasami znowu nie wiem鈥 nie wiem鈥

Poirot pochyli艂 si臋 do przodu, a kiedy si臋 odezwa艂, m贸wi艂 cicho i stanowczo:

鈥 Ale wie pan, 偶e to pan pope艂ni艂 te morderstwa? Cust podni贸s艂 wzrok. By艂 teraz zupe艂nie spokojny.

Znik艂 wszelki op贸r.

鈥 Tak 鈥 powiedzia艂 g艂ucho. 鈥 Wiem.

鈥 Ale 鈥 podj膮艂 Poirot 鈥 prosz臋 mi powiedzie膰, czy mam racj臋, czy nie: nie wie pan, dlaczego pan to zrobi艂?

Cust pokr臋ci艂 g艂ow膮.

鈥 Nie. Nie wiem.



Rozdzia艂 XXXIV
Wyja艣nienia Poirota


Siedzieli艣my w napi臋ciu oczekuj膮c ostatecznego wyja艣nienia przez Poirota zawi艂ej sprawy.

鈥 Od samego pocz膮tku 鈥 rozpocz膮艂 m贸j przyjaciel 鈥 dr臋czy艂o mnie pytanie: dlaczego? Kilka dni temu Hastings powiedzia艂 mi, 偶e spraw臋 uwa偶a za sko艅czon膮. Odrzek艂em wtedy, 偶e sprawa to cz艂owiek. Zagadka nie by艂a dla mnie zagadk膮 morderstw, lecz zagadk膮 A.B.C. dlaczego postanowi艂 pope艂ni膰 te zbrodnie? Dlaczego mnie obra艂 sobie za powiernika? Niczego nie wyja艣nia twierdzenie, 偶e to cz艂owiek o zachwianej r贸wnowadze umys艂owej. Gadanina, 偶e kto艣 robi co艣 tylko dlatego, 偶e jest wariatem, dowodzi powierzchownych, niem膮drych s膮d贸w. Szaleniec jest w swoim rozumowaniu i uczynkach r贸wnie logiczny, jak cz艂owiek zdrowy (bior膮c naturalnie pod uwag臋 jego specyficzny punkt widzenia). Je偶eli na przyk艂ad kto艣 zacznie chodzi膰 po ulicy ubrany tylko w przepask臋 biodrow膮, zachowanie jego wydaje si臋 dziwne i niedorzeczne. Je偶eli jednak dowiemy si臋, 偶e ten kto艣 g艂臋boko wierzy, i偶 jest Mahatm膮 Ghandim, zachowanie to staje si臋 rozumne i logiczne.

鈥 W naszym przypadku przede wszystkim nale偶a艂o sobie wyobrazi膰 umys艂 tak skonstruowany, 偶e logiczne i rozs膮dne wydawa艂o mu si臋 pope艂nienie czterech albo wi臋cej morderstw i uprzedzenie o nich listami pisanymi do Herkulesa Poirota. Hastings potwierdzi, 偶e kiedy otrzyma艂em pierwszy list, by艂em bardzo zaniepokojony.

Zdawa艂o mi si臋, 偶e jest w nim co艣 ze wszech miar podejrzanego.

鈥 I mia艂 pan racj臋 鈥 przyzna艂 sucho Franklin Clarke.

鈥 Tak. Ale ju偶 na samym pocz膮tku pope艂ni艂em b艂膮d, powa偶ny b艂膮d: uwierzy艂em, 偶e moje zaniepokojenie odno艣nie do listu jest jedynie wra偶eniem. Potraktowa艂em je, jak gdyby wynika艂o z intuicji. Ot贸偶, w zr贸wnowa偶onym, prawid艂owo rozumuj膮cym umy艣le nie istnieje intuicja. Oczywi艣cie, mo偶na si臋 czego艣 domy艣la膰 i taki domys艂 sprawdza si臋 albo nie sprawdza. Je偶eli si臋 sprawdza, nazywamy go intuicj膮. Je偶eli nie 鈥 zazwyczaj o nim nie m贸wimy. Ale to, co najcz臋艣ciej nazywamy intuicj膮, bywa wra偶eniem opartym na logicznym rozumowaniu albo do艣wiadczeniu. Je偶eli ekspert czuje, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku z danym obrazem, meblem albo podpisem na czeku, w rzeczywisto艣ci wra偶enie swoje opiera na wielu niedostrzegalnych na poz贸r znakach. Nie musi rozprasza膰 si臋 na te drobiazgi. Zast臋puje je d艂ugoletnie do艣wiadczenie, a w rezultacie wynika niemal pewno艣膰, 偶e co艣 nie jest w porz膮dku. Ale to nie domys艂, to wra偶enie oparte na do艣wiadczeniu.

鈥 A zatem, przyznaj臋, 偶e do pierwszego listu nie odnios艂em si臋 tak, jak nale偶a艂o. Zaniepokoi艂 mnie, ale policja uwa偶a艂a to za kawa艂. Nie podziela艂em tego zdania. By艂em przekonany, 偶e w oznaczonym dniu nast膮pi zbrodnia w Andover. Jak wiadomo, moje przewidywania okaza艂y si臋 s艂uszne. W 贸wczesnej sytuacji zdawa艂em sobie spraw臋, 偶e niepodobna dowiedzie膰 si臋, kto by艂 sprawc膮 zbrodni. Jedyn膮 drog膮, jaka mi si臋 nasuwa艂a, by艂o zrozumienie, co to za cz艂owiek. Dysponowa艂em pewnymi wskaz贸wkami: listem, sposobem pope艂nienia zbrodni, osob膮 zamordowanej. Musia艂em jednak odkry膰 dwa motywy: zbrodni i listu do mnie.

鈥 Chodzi艂o o rozg艂os 鈥 wtr膮ci艂 Clarke.

鈥 T艂umaczy to kompleks ni偶szo艣ci 鈥 doda艂a Tora Grey.

鈥 Naturalnie 鈥 podj膮艂 Poirot. 鈥 Rozumowanie musia艂o p贸j艣膰 i po takiej linii. Ale dlaczego ja? Dlaczego Herkules Poirot? 艁atwiej by艂oby osi膮gn膮膰 rozg艂os wysy艂aj膮c anonim do Scotland Yardu albo do prasy. Gazeta mog艂aby nie wydrukowa膰 pierwszego listu, ale przed drug膮 zbrodni膮 A.B.C. mia艂by tak膮 s艂aw臋, jak膮 mo偶e zapewni膰 tylko prasa. Dlaczego wi臋c Herkules Poirot? Czy z jakich艣 wzgl臋d贸w osobistych? W li艣cie by艂 lekki ton niech臋ci do cudzoziemc贸w, ale to nie wystarczy艂o mi jako wyt艂umaczenie.

鈥 Nast臋pnie przyszed艂 drugi list, a po nim morderstwo Betty Barnard w Bexhill. Nie ulega艂o teraz w膮tpliwo艣ci (co podejrzewa艂em ju偶 wcze艣niej), 偶e morderstwa b臋d膮 dokonywane w porz膮dku alfabetycznym. Fakt ten wydawa艂 si臋 wyja艣nieniem dla wi臋kszo艣ci ludzi, dla mnie jednak zasadnicze pytanie zosta艂o bez odpowiedzi. Dlaczego A.B.C. musia艂 pope艂nia膰 te zbrodnie?

Megan Barnard poruszy艂a si臋 niespokojnie na krze艣le.

鈥 Mog艂a to by膰 po prostu 偶膮dza mordu.

鈥 Ma pani zupe艂n膮 s艂uszno艣膰, mademoiselle. 呕膮dza mordu czy krwi istnieje. Ale nie pasuje do fakt贸w wyst臋puj膮cych w danym przypadku. Szaleniec ow艂adni臋ty 偶膮dz膮 mordu pragnie zabi膰 tyle ofiar, ile zdo艂a. Im wi臋cej, tym lepiej. Taki morderca z natury rzeczy usi艂uje zatrze膰 艣lady. Nigdy nie szuka rozg艂osu. Je偶eli zastanowimy si臋 nad czterema ofiarami, a przynajmniej nad trzema z nich (bo bardzo niewiele wiem o panu Downesie czy panu Earlsfieldzie), dojdziemy do wniosku, 偶e gdyby morderca zechcia艂, nie zwr贸ci艂by na siebie najl偶ejszych podejrze艅. Policja podejrzewa艂aby Franza Aschera, Donalda Frasera albo Megan Barnard, a w trzecim wypadku zapewne pana Clarke鈥檃. Policja podejrzewa艂aby ich, chocia偶 nie mia艂aby 偶adnych dowod贸w. I nikt nie pomy艣la艂by nawet o nieznanym szale艅cu o zbrodniczych sk艂onno艣ciach. Dlaczego zatem ten cz艂owiek 艣wiadomie zwr贸ci艂 na siebie uwag臋? Dlaczego przy ka偶dej ofierze zostawia艂 rozk艂ad ABC? Czy musia艂 tak post膮pi膰? Czy cierpia艂 na jaki艣 kompleks zwi膮zany z kolejowym rozk艂adem jazdy?

鈥 W stadium, o kt贸rym m贸wi臋, uzna艂em za stosowne wczu膰 si臋 w umys艂 mordercy. Przecie偶 nie mog艂a to by膰 wspania艂omy艣lno艣膰. Czy偶by wstr臋t do obci膮偶ania zarzutami ludzi niewinnych? Nie mog艂em jeszcze odpowiedzie膰 na zasadnicze pytania, ale zdawa艂o mi si臋, 偶e wiem ju偶 pewne rzeczy o mordercy.

鈥 Na przyk艂ad jakie? 鈥 zapyta艂 Fraser.

鈥 Przede wszystkim, 偶e ma systematyczny umys艂. Zbrodnie planowa艂 w alfabetycznym porz膮dku, co niew膮tpliwie by艂o dla niego wa偶ne. Z drugiej strony nie zale偶a艂o mu szczeg贸lnie na doborze ofiar. Pani Ascher, Betty Barnard, sir Cecil Clarke to osoby niezmiernie sobie dalekie. Nie mog艂o by膰 mowy o kompleksie seksualnym ani o jakim艣 kompleksie wieku. To wyda艂o mi si臋 faktem bardzo osobliwym. Je偶eli cz艂owiek morduje bez wyboru, najcz臋艣ciej usuwa tych, co stoj膮 mu na drodze albo dra偶ni膮 go w jaki艣 spos贸b. Ale porz膮dek alfabetyczny wskazywa艂, 偶e w danym przypadku ta okoliczno艣膰 nie dzia艂a. Pewien typ mordercy z regu艂y wybiera pewien typ ofiar, najcz臋艣ciej p艂ci odmiennej. W post臋powaniu A.B.C. by艂a przypadkowo艣膰 dziwnie niezgodna z porz膮dkiem alfabetycznym.

鈥 Aha, jeszcze jedna ma艂a dygresja. Rozk艂ad jazdy ABC wskazuje na, 偶e si臋 tak wyra偶臋, cz艂owieka o zami艂owaniach kolejowych. Takie zjawisko wyst臋puje cz臋艣ciej u m臋偶czyzn ni偶 u kobiet. Ch艂opcy cz臋艣ciej bawi膮 si臋 kolejkami ni偶 dziewcz臋ta. Mo偶e to r贸wnie偶 艣wiadczy膰 o umy艣le w pewnym stopniu niedorozwini臋tym, nad kt贸rym panuje jeszcze kompleks ch艂opca.

鈥 艢mier膰 Betty Barnard i spos贸b dokonania morderstwa daj膮 wskaz贸wki zupe艂nie odmienne. Zw艂aszcza spos贸b dokonania morderstwa. Bardzo przepraszam, panie Fraser, 偶e poruszam ten temat鈥 Przede wszystkim ofiara zosta艂a uduszona w艂asnym paskiem niew膮tpliwie przez kogo艣, z kim by艂a w co najmniej dobrych stosunkach. Kiedy us艂ysza艂em co nieco o jej charakterze, zarysowa艂 si臋 w mojej g艂owie pewien obraz. Betty Barnard by艂a flirciark膮, lubi艂a ho艂dy szykownych m臋偶czyzn. A zatem A.B.C. musia艂by posiada膰 pewne zalety zewn臋trzne czy te偶 tak zwany sexappeal, aby sk艂oni膰 j膮 do nocnej przechadzki. Musia艂 umie膰 zawrze膰 znajomo艣膰 i znajomo艣膰 t臋 wykorzysta膰. Scen臋 na pla偶y wyobra偶am sobie w taki spos贸b: 贸w cz艂owiek podziwia pasek Betty. Ona go zdejmuje, a on 偶artem zak艂ada jej na szyj臋. By膰 mo偶e m贸wi: 鈥濶o, teraz ci臋 udusz臋鈥. Oczywi艣cie wszystko to ma ton 偶artobliwy. Ona chichocze, a on鈥 on ci膮gnie.

Donald Fraser zerwa艂 si臋 z krzes艂a blady jak 艣mier膰.

鈥 Panie Poirot, na mi艂o艣膰 bosk膮!

鈥 Ju偶 sko艅czy艂em. 鈥 Poirot wyci膮gn膮艂 r臋k臋 uspokajaj膮cym gestem. 鈥 Nie powiem ani s艂owa wi臋cej. A teraz trzecie morderstwo: sir Cecil Clarke. Morderca wraca do pierwszej swej metody, ciosu w ty艂 g艂owy. Nadal wyst臋puje kompleks alfabetyczny. W porz膮dku. Ale jedno mnie zastanawia. Aby zaspokoi膰 wymagania swojego 艣cis艂ego umys艂u, A.B.C. powinien dobiera膰 miasta w jakiej艣 wyra藕nej kolejno艣ci. Andover jest w spisie sto pi臋膰dziesi膮te pi膮te pod liter膮 鈥濧鈥. A zatem miasta 鈥濨鈥 i 鈥濩鈥 powinny by膰 r贸wnie偶 sto pi臋膰dziesi膮te pi膮te albo sto pi臋膰dziesi膮te sz贸ste albo sto pi臋膰dziesi膮te si贸dme. Jaki st膮d wniosek? Nie tylko ofiary, lecz i miasta by艂y dobierane w pewnym sensie przypadkowo.

鈥 Poirot 鈥 powiedzia艂em 鈥 a mo偶e raczej ty tak to sobie wyobra偶asz? Jeste艣 cz艂owiekiem nies艂ychanie pedantycznym i porz膮dnym. Czasami wygl膮da to nawet na mani臋.

鈥 Nie, to nie mania. Quelle idee!* Przyznaj臋 jednak, 偶e zbyt du偶y nacisk po艂o偶y艂em na ten w艂a艣nie punkt. Id藕my dalej. Morderstwo w Churston pomog艂o mi w znikomym stopniu. Szcz臋艣cie nam nie dopisa艂o, gdy偶 list poszed艂 pod niew艂a艣ciwy adres, na skutek czego nie mog艂o by膰 mowy o zamierzonych przygotowaniach.

鈥 Zanim jednak dosz艂o do morderstwa 鈥濪鈥, stworzono naprawd臋 pot臋偶ny system ochronny. Wydawa艂o si臋 niew膮tpliwe, 偶e A.B.C. nie potrafi wywija膰 si臋 d艂u偶ej. Ponadto w tym w艂a艣nie okresie przyszed艂 mi do g艂owy pomys艂 o po艅czochach. Dla mnie by艂o najzupe艂niej oczywiste, 偶e obecno艣膰 domokr膮偶cy sprzedaj膮cego po艅czochy w pobli偶u wszystkich trzech miejsc zbrodni nie mog艂a by膰 zwyk艂ym zbiegiem okoliczno艣ci. A zatem ten domokr膮偶ca musi by膰 morderc膮. Zaznaczam jednak, 偶e rysopis podany przez pann臋 Grey zupe艂nie nie odpowiada艂 wyobra偶eniu, jakie sobie wyrobi艂em o dusicielu Betty Barnard.

鈥 Z nast臋pnymi stadiami rozprawi臋 si臋 szybko. Zosta艂o pope艂nione czwarte morderstwo. Prawdopodobnie w zast臋pstwie pana Downesa, kt贸ry by艂 podobnego wzrostu i siedzia艂 obok niego w kinie, zgin膮艂 George Earlsfield. W tym czasie nast臋puje odwr贸t. Szcz臋艣cie, kt贸re dot膮d sprzyja艂o A.B.C., odwraca si臋 od niego. Nast臋puje identyfikacja, po艣cig, a wreszcie uj臋cie. Sprawa, jak powiedzia艂 Hastings, sko艅czona. Z punktu widzenia opinii publicznej jest to s艂uszne. Sprawca siedzi w wiezieniu i niew膮tpliwie rych艂o znajdzie si臋 w Broadmoore. Nie b臋dzie wi臋cej morderstw. Koniec. Kurtyna.

鈥 Ale nie dla mnie, prosz臋 pa艅stwa. Ja nie wiem jeszcze nic, absolutnie nic. Nie wiem dlaczego ani z jakich powod贸w. Dr臋czy mnie jeszcze jedno: 贸w Cust ma nieodparte alibi na noc morderstwa w Bexhill.

鈥 I mnie to ci膮gle trapi 鈥 wtr膮ci艂 Franklin Clarke.

鈥 Zrozumia艂e. Bo to alibi ma wszelkie pozory prawdopodobie艅stwa. Ale nie mo偶e by膰 prawdziwe, je偶eli鈥 I tutaj rozpoczynamy bardzo interesuj膮ce rozumowanie. Przypu艣膰my, drodzy przyjaciele, 偶e Cust pope艂ni艂 trzy zbrodnie: A, C, i D. Nie pope艂ni艂 jednak morderstwa B.

鈥 Panie Poirot, to przecie偶鈥

Poirot uciszy艂 Megan Barnard spojrzeniem.

鈥 Prosz臋 si臋 nie denerwowa膰, mademoiselle. Mnie chodzi jedynie o prawd臋. Z k艂amstwami ju偶 sko艅czy艂em. Przypu艣膰my zatem, 偶e A.B.C. nie jest odpowiedzialny za 艣mier膰 Betty Barnard. Morderstwo mia艂o miejsce nied艂ugo po dwunastej w nocy z dwudziestego czwartego na dwudziesty pi膮ty lipca. A wi臋c na samym pocz膮tku zapowiedzianej doby. Czy m贸g艂 go kto艣 uprzedzi膰? Jak zachowa艂by si臋 w takim przypadku A.B.C.? Czy pope艂ni艂by drugie morderstwo, czy przywarowa艂 cicho i przyj膮艂 pierwsze jako swego rodzaju makabryczny podarek?

鈥 Panie Poirot 鈥 odezwa艂a si臋 znowu Megan. 鈥 To czysta fantazja. Wszystkie morderstwa musz膮 by膰 dzie艂em jednej r臋ki.

Poirot nie zwr贸ci艂 uwagi na te s艂owa.

鈥 Taka hipoteza ma niew膮tpliwie jedn膮 dobr膮 stron臋, gdy偶 wyja艣nia niezgodno艣膰 mi臋dzy osobowo艣ci膮 Aleksandra Bonapartego Custa, kt贸ry nie potrafi艂by zba艂amuci膰 dziewczyny, a osobowo艣ci膮 mordercy Betty Barnard. Wiemy z do艣wiadczenia, 偶e niedoszli mordercy bior膮 czasami na sw贸j rachunek zbrodnie pope艂nione przez innych. Na przyk艂ad Kuba鈥揜ozpruwacz na pewno nie jest odpowiedzialny za wszystkie przypisywane mu czyny鈥 Jak dot膮d rozumowanie idzie g艂adko. Ale w tym punkcie wy艂ania si臋 trudna przeszkoda. Do 艣mierci Betty Barnard fakty dotycz膮ce morderstwa A.B.C. nie by艂y podawane do wiadomo艣ci publicznej. Zbrodnia w Andover przesz艂a prawie niepostrze偶enie. O rozk艂adzie kolejowym nie by艂o s艂owa w prasie. St膮d nieodparty wniosek: ktokolwiek zabi艂 Betty Barnard, musia艂 mie膰 dost臋p do fakt贸w znanych tylko bardzo niewielu osobom: mnie, policji oraz znajomym i s膮siadom pani Ascher. A zatem ta linia rozumowania prowadzi w 艣lep膮 uliczk臋.

Zwr贸cone ku Poirotowi twarze by艂y skupione i blade.

鈥 C贸偶 鈥 odezwa艂 si臋 Donald Fraser 鈥 policjanci te偶 s膮 lud藕mi, a cz臋sto nawet bardzo przystojnymi m臋偶czyznami.

Urwa艂 i pytaj膮co spojrza艂 na Poirota, ten jednak zaprzeczy艂 ruchem g艂owy.

鈥 Nie, sprawa jest prostsza. M贸wi艂em ju偶, 偶e istnieje druga droga rozumowania. Przypu艣膰my, 偶e Cust nie jest odpowiedzialny za zbrodni臋 w Bexhill. Kto艣 inny zamordowa艂 Betty Barnard. Przecie偶 ten kto艣 inny m贸g艂 r贸wnie dobrze zamordowa膰 pozosta艂e ofiary.

鈥 : Ale偶 to nie ma sensu! 鈥 zawo艂a艂 Clarke.

鈥 Tak pan s膮dzi? W tym punkcie moich rozwa偶a艅 zrobi艂em to, co powinienem by艂 zrobi膰 na pocz膮tku: zastanowi艂em si臋 nad otrzymanymi listami z zupe艂nie odmiennego punktu widzenia. Od pocz膮tku podejrzewa艂em, 偶e co艣 nie jest w porz膮dku, tak jak, powiedzmy, znawca sztuki podejrzewa fa艂szywy obraz. Przyj膮艂em z g贸ry, 偶e to 鈥瀗ie w porz膮dku鈥 polega na okoliczno艣ci, 偶e listy pisze szaleniec. Ale po ponownym zastanowieniu doszed艂em do zupe艂nie odmiennych wniosk贸w. 鈥濶ie w porz膮dku鈥 polega艂o na tym, 偶e pisa艂 je cz艂owiek zdrowy.

鈥 Co m贸wisz? 鈥 zawo艂a艂em.

鈥 To, co s艂yszysz. By艂y fa艂szywe, tak jak obraz bywa fa艂szywy, bo autor podszywa艂 si臋 pod kogo艣 innego. Mia艂y by膰 listami szale艅ca, zwyrodnialca o zbrodniczych sk艂onno艣ciach, ale naprawd臋 takimi nie by艂y.

鈥 Ale偶 to nie ma sensu! 鈥 powt贸rzy艂 Franklin Cl ark臋.

鈥 Ma, ma鈥 Tylko trzeba si臋 troch臋 zastanowi膰. Jaki m贸g艂 by膰 cel pisania takich list贸w? Zwr贸cenie uwagi na zbrodni臋. Z pocz膮tku zdawa艂o mi si臋, 偶e to rzeczywi艣cie nie ma sensu. Ale p贸藕niej dozna艂em ol艣nienia. Chodzi艂o o to, 偶eby zwr贸ci膰 uwag臋 na kilka morderstw, na ich seri臋. Chyba to wasz wielki Szekspir powiedzia艂: 鈥濿 lesie nie widzi si臋 drzew?鈥

Nie sprostowa艂em literackiego b艂臋du Poirota. Usi艂owa艂em zrozumie膰, do czego zmierza, i po trosze zaczyna艂o mi 艣wita膰 w g艂owie.

鈥 Gdzie najtrudniej dostrzec szpilk臋? 鈥 ci膮gn膮艂 Poirot. 鈥 Oczywi艣cie w poduszce do szpilek. Kiedy najtrudniej dostrzec indywidualne morderstwo? Oczywi艣cie, je偶eli jest jednym z serii. Zorientowa艂em si臋, 偶e mam do czynienia z niezwykle przebieg艂ym, pomys艂owym i nie licz膮cym si臋 z niczym morderc膮 鈥 cz艂owiekiem odwa偶nym, urodzonym graczem. To nie m贸g艂 by膰 pan Cust. On nigdy nie pope艂ni艂by takich zbrodni. Przeciwnikiem moim by艂 zupe艂nie inny typ cz艂owieka: m臋偶czyzna o ch艂opi臋cym usposobieniu, o czym 艣wiadcz膮 godne uczniaka listy i rozk艂ady kolejowe, m臋偶czyzna poci膮gaj膮cy dla kobiet, a zarazem ca艂kowicie lekcewa偶膮cy 偶ycie ludzkie. Cz艂owiek taki musia艂 odegra膰 wa偶n膮 rol臋 w jednej ze zbrodni. 鈥 Prosz臋 si臋 zastanowi膰, jakie pytanie zadaje sobie policja, kiedy cz艂owiek padnie ofiar膮 morderstwa. Kto mia艂 sposobno艣膰? Gdzie ka偶dy mo偶liwy podejrzany by艂 w chwili pope艂nienia zbrodni? Nast臋pnie motywy. Kto odnosi korzy艣膰 z tej 艣mierci? Je偶eli sposobno艣膰 i motywy s膮 stosunkowo jasne, c贸偶 mo偶e zrobi膰 morderca? Sfabrykowa膰 alibi. Czyli pokr臋ci膰 co艣 z czasem. Ale to przedsi臋wzi臋cie bardzo ryzykowne. Nasz morderca wymy艣li艂 bardziej niezawodn膮, cho膰 fantastyczn膮 obron臋: stworzy艂 szale艅ca o zbrodniczych sk艂onno艣ciach.

鈥 W tym stanie rzeczy musia艂em dokona膰 jeszcze raz przegl膮du wszystkich zbrodni i znale藕膰 osob臋 najprawdopodobniej winn膮. Morderstwo w Andover. Najbardziej podejrzanym by艂 Franz Ascher. Nie mog艂em sobie jednak wyobrazi膰, aby ten starzec wymy艣li艂 i przeprowadzi艂 tak skomplikowany plan. Poza tym nie wydawa艂 mi si臋 cz艂owiekiem zdolnym do morderstwa z premedytacj膮. Bexhill. Okoliczno艣ci mog艂y wskazywa膰 na Donalda Frasera. To cz艂owiek inteligentny, zdolny i umys艂 o sk艂onno艣ciach metodycznych. Ale motywem zamordowania Betty Barnard mog艂a by膰 w tym wypadku jedynie zazdro艣膰, a zazdro艣膰 bardzo rzadko prowadzi do premedytacji. Przy sposobno艣ci dowiedzia艂em si臋, 偶e mia艂 urlop w pierwszej po艂owie sierpnia, co, moim zdaniem, wyklucza mo偶liwo艣膰 pope艂nienia zbrodni w Churston. Z kolei przechodzimy do morderstwa w Churston i od razu trafiamy na grunt niepor贸wnanie bardziej obiecuj膮cy. Sir Cecil Clarke by艂 bardzo bogatym cz艂owiekiem. Kto mia艂 odziedziczy膰 jego maj膮tek? Umieraj膮cej 偶onie zapewni艂 do偶ywocie. Maj膮tek mia艂 przej艣膰 w r臋ce jego brata Franklina.

Poirot z wolna odwraca艂 g艂ow臋, a偶 wreszcie oczy jego napotka艂y wzrok Franklina Clarke鈥檃.

鈥 Dzisiaj nie mam ju偶 w膮tpliwo艣ci. Cz艂owieka, kt贸rego od tak dawna szukam w zakamarkach m贸zgu, znani osobi艣cie. A.B.C. i Franklin Clarke to ten sam osobnik. 艢mia艂y, awanturniczy charakter, w艂贸cz臋gowskie 偶ycie, mi艂o艣膰 do Anglii objawiaj膮ca si臋 w lekkiej niech臋ci do cudzoziemc贸w. M臋ska uroda, swobodne zachowanie鈥 Jak膮偶 trudno艣膰 mo偶e sprawi膰 takiemu cz艂owiekowi przygadanie dziewczyny z kawiarni? Ale nie na tym koniec. Umys艂 metodyczny. Przecie偶 Franklin Clarke zrobi艂 tu ca艂膮 list臋 naszych zada艅 pod nag艂贸wkami A.B.C. i tak dalej. Lady Clarke powiedzia艂a, 偶e brat jej m臋偶a to w gruncie rzeczy jeszcze ch艂opiec. Potwierdzi艂y to gusta Franklina Clarke鈥檃. W jego pokoju znalaz艂em ksi膮偶k臋 Nesbita zatytu艂owan膮 鈥濳olejowe dzieci鈥. To ostatecznie rozproszy艂o moje w膮tpliwo艣ci. Odgad艂em, 偶e A.B.C. 鈥 morderca i autor anonim贸w 鈥 to Franklin Clarke.

Clarke wybuchn膮艂 艣miechem.

鈥 S艂owo daj臋, to kapitalne! 鈥 zawo艂a艂. 鈥 Szkoda, 偶e nasz przyjaciel Cust zosta艂 z艂apany prawie na gor膮cym uczynku. Mia艂 na ubraniu plamy krwi, a n贸偶 ukry艂 w swoim domu. Mo偶e nie przyznawa膰 si臋 do zbrodni, ale鈥

鈥 Myli si臋 pan 鈥 przerwa艂. 鈥 W艂a艣nie, 偶e si臋 przyznaje.

鈥 Co! 鈥 Clarke by艂 naprawd臋 zdziwiony.

鈥 Przyznaje si臋 鈥 powiedzia艂 cicho Poirot. 鈥 Podczas rozmowy z nim dowiedzia艂em si臋, 偶e Cust naprawd臋 wierzy w swoj膮 win臋.

鈥 Ale nawet to nie wystarcza, Poirot 鈥 rzuci艂 cierpko Clarke.

鈥 Nie. Gdy偶 podczas tej samej rozmowy stwierdzi艂em niew膮tpliwie, 偶e Cust nie mo偶e by膰 winien. Nie ma ani odwagi, ani przedsi臋biorczo艣ci, ani, 偶e si臋 tak wyra偶臋, m贸zgu stosownego do takiego planu. Przez ca艂y czas moich docieka艅 zdawa艂em sobie spraw臋 z dwoisto艣ci natury mordercy. Teraz widz臋, na czym ta dwoisto艣膰 polega. W zbrodni臋 zamieszanych by艂o dwoje ludzi: prawdziwy morderca 鈥 przebieg艂y, pomys艂owy i 艣mia艂y, oraz rzekomy morderca 鈥 g艂upi, chwiejny i 艂atwo ulegaj膮cy sugestiom. Sugestia! To w艂a艣nie s艂owo wyja艣niaj膮ce tajemnic臋 Custa. Nie wystarczy艂o panu, panie Clarke, obmy艣li膰 plan, w kt贸rym seria mia艂a odwr贸ci膰 uwag臋 od poszczeg贸lnego wydarzenia. Musia艂 pan r贸wnie偶 znale藕膰 koz艂a ofiarnego. Mam wra偶enie, 偶e pomys艂 zrodzi艂 si臋 w pana g艂owie z okazji przypadkowego spotkania w kawiarni z dziwacznym osobnikiem o pompatycznych imionach. W tym okresie zastanawia艂 si臋 pan g艂臋boko nad rozmaitymi sposobami usuni臋cia brata.

鈥 Ciekawe, dlaczego mia艂bym go chcie膰 usun膮膰?

鈥 Bo powa偶nie obawia艂 si臋 pan o przysz艂o艣膰. Nie wiem, czy pan zdaje sobie z tego spraw臋, panie Clarke, ale odda艂 mi si臋 pan w r臋ce w chwili, kiedy pokaza艂 mi pan list pisany przez sir Cecila. Z listu tego jasno wynika艂o jego wielkie zainteresowanie osob膮 panny Tory Grey. Mog艂o to by膰 naturalnie zainteresowanie czysto ojcowskie albo te偶 sir Cecil chcia艂 po prostu wierzy膰 w taki w艂a艣nie rodzaj zainteresowania. W ka偶dym razie istnia艂y bardzo powa偶ne obawy, 偶e w przypadku 艣mierci pana bratowej sir Cecil zwr贸ci si臋 ku tej pi臋knej dziewczynie, szukaj膮c zrazu tylko pociechy i wsp贸艂czucia w swoim osamotnieniu. Ale takie stosunki, zw艂aszcza u starszych pan贸w, bardzo cz臋sto ko艅cz膮 si臋 ma艂偶e艅stwem. Obawy pana by艂y tym wi臋ksze, 偶e zna艂 pan pann臋 Grey. Jest pan niew膮tpliwie doskona艂ym, cho膰 mo偶e nieco cynicznym znawc膮 ludzkich charakter贸w. Orzek艂 pan, nie wiem, s艂usznie czy nies艂usznie, 偶e panna Grey jest typem kobiety, kt贸ra za wszelk膮 cen臋 chce zrobi膰 karier臋. Nie w膮tpi艂 pan, 偶e skwapliwie skorzysta ze sposobno艣ci zostania lady Clarke. Pa艅ski brat by艂 wyj膮tkowo zdr贸w i silny jak na sw贸j wiek. Wraz z ma艂偶e艅stwem mog艂y przyj艣膰 dzieci, no i spadek by przepad艂. Podejrzewam, 偶e przez ca艂e 偶ycie uwa偶a艂 si臋 pan za cz艂owieka pokrzywdzonego i zawiedzionego. Liczne podr贸偶e po 艣wiecie nie przynios艂y panu jako艣 korzy艣ci. Z ca艂ego serca zazdro艣ci艂 pan bratu maj膮tku.

鈥 Ale do rzeczy. Zastanawiaj膮c si臋 nad r贸偶nymi planami spotka艂 pan przypadkowo Custa i wpad艂 na pewien pomys艂. Jego komiczne imiona, epilepsja, okresowe b贸le g艂owy, niepoka藕na i zabawna posta膰 zwr贸ci艂y pa艅sk膮 uwag臋 na to, 偶e mo偶e on by膰 narz臋dziem bardzo panu przydatnym. Przyszed艂 panu do g艂owy system alfabetyczny: inicja艂y Custa. Fakt, 偶e pa艅ski brat ma nazwisko rozpoczynaj膮ce si臋 na 鈥濩鈥 i mieszka w Churston by艂y pierwszymi zal膮偶kami. Posun膮艂 si臋 pan nawet tak daleko, 偶e napomkn膮艂 Custowi o czekaj膮cej go gwa艂townej 艣mierci. Oczywi艣cie, nie m贸g艂 pan przypuszcza膰, 偶e to przypadkowe spotkanie przyniesie tak wspania艂e owoce.

鈥 Rozwini臋cie ca艂ego pa艅skiego planu by艂o bez zarzutu. W imieniu Custa napisa艂 pan do fabryki po艅czoch prosz膮c o znaczn膮 parti臋 towaru. Sam wys艂a艂 pan swojemu koz艂owi ofiarnemu pewn膮 ilo艣膰 rozk艂ad贸w ABC zapakowanych identycznie jak po艅czochy. Do Custa napisa艂 pan na maszynie list, rzekomo od tej samej firmy, proponuj膮cy mu pensj臋 i prowizj臋. Pa艅ski plan by艂 tak dok艂adnie przygotowany z g贸ry, 偶e napisa艂 pan wszystkie listy wysy艂ane p贸藕niej do Custa, nast臋pnie za艣 przys艂a艂 mu maszyn臋, na kt贸rej listy te by艂y pisane.

鈥 Naturalnie musia艂 pan znale藕膰 dwie ofiary, kt贸rych nazwiska zaczyna艂yby si臋 na 鈥濧鈥 i 鈥濨鈥 i kt贸re mieszkaj膮 w miastach o odpowiedniej nazwie. Na Andover zwr贸ci艂 pan uwag臋 jako na spokojne, ustronne miasteczko, a rozpoznanie wst臋pne kaza艂o panu wybra膰 sklep pani Ascher jako scen臋 pierwszej zbrodni. Jej nazwisko by艂o wyra藕nie wypisane nad drzwiami i bez trudno艣ci dowiedzia艂 si臋 pan, 偶e zawsze jest sama w sklepie. Ta zbrodnia wymaga艂a opanowania, odwagi i odrobiny szcz臋艣cia.

鈥 Przechodz膮c do litery 鈥濨鈥 zupe艂nie zmieni艂 pan taktyk臋. Przecie偶 samotne kobiety w sklepikach mog艂y zosta膰 ostrze偶one. Wyobra偶am sobie, 偶e chodzi艂 pan po kawiarniach i herbaciarniach, 偶artowa艂 z kelnerkami i w ten spos贸b znalaz艂 odpowiedni膮 dla pa艅skich cel贸w dziewczyn臋, kt贸rej nazwisko zaczyna艂o si臋 na w艂a艣ciw膮 liter臋. Betty Barnard musia艂a si臋 panu wyda膰 w艂a艣nie kim艣, kogo pan szuka艂. Spotyka艂 si臋 pan z ni膮 kilka razy i pod pretekstem, 偶e jest 偶onaty, wybiera艂 pan na spotkania raczej ustronne miejsca. Po takich przygotowaniach zabra艂 si臋 pan do prawdziwej roboty. Pos艂a艂 pan Custowi list臋 ewentualnych odbiorc贸w w Andover i polecenie, aby uda艂 si臋 tam w okre艣lonym dniu, a do mnie zredagowa艂 pan pierwszy list podpisany A.B.C. W dniu wyznaczonym pojecha艂 pan do Andover i zabi艂 pani膮 Ascher bez przeszk贸d, kt贸re mog艂yby pokrzy偶owa膰 dalsze plany. Morderstwo nr l zosta艂o pomy艣lnie dokonane.

鈥 Przy drugiej zbrodni by艂 pan ostro偶niejszy i w艂a艣ciwie wykona艂 plan o dzie艅 za wcze艣nie. Jestem pewien, 偶e Betty Barnard zgin臋艂a przed p贸艂noc膮 dwudziestego czwartego lipca.

鈥 Przechodzimy teraz do morderstwa nr 3, tego najwa偶niejszego z pa艅skiego punktu widzenia, prawdziwego morderstwa. Trudno wyrazi膰, ile pochwa艂 nale偶y si臋 tutaj Hastingsowi, kt贸ry rzuci艂 prost膮 i zdawa艂oby si臋 samo przez si臋 zrozumia艂膮 my艣l w kwestii, na kt贸r膮 nikt nie zwr贸ci艂 uwagi. Wyrazi艂 przypuszczenie, 偶e trzeci list m贸g艂 by膰 rozmy艣lnie b艂臋dnie zaadresowany. I mia艂 racj臋. Po stokro膰 mia艂 racj臋! Ten prosty fakt ca艂kowicie wyja艣nia w膮tpliwo艣膰, kt贸ra dr臋czy艂a mnie od pocz膮tku: dlaczego listy adresowane by艂y do Herkulesa Poirota, prywatnego detektywa, a nie do policji? B艂臋dnie sk艂ada艂em to zrazu na jakie艣 wzgl臋dy osobiste. Nic podobnego! Listy wysy艂a艂 pan do mnie, poniewa偶 istot膮 pa艅skiego planu by艂o, 偶e jeden z nich b臋dzie 藕le zaadresowany i nie dojdzie w por臋. A przecie偶 list do Scotland Yardu nic m贸g艂 trafi膰 pod niew艂a艣ciwy adres! Wi臋c musia艂 pan mie膰 jaki艣 adres prywatny. Wybra艂 pan mnie, jako cz艂owieka do艣膰 szeroko znanego, kt贸ry na pewno odda list policji, a ponadto jako prawdziwy Anglik, mia艂 pan ochot臋 wystrychn膮膰 na dudka cudzoziemca. Bardzo to by艂o sprytne. Whitehaven, Whitehorse 鈥 to omy艂ka ca艂kiem zrozumia艂a. Jeden Hastings by艂 na tyle spostrzegawczy, 偶e nie zwracaj膮c uwagi na subtelno艣ci doszed艂 prosto do oczywistego celu. Naturalnie list zosta艂 rozmy艣lnie 藕le zaadresowany. Policja mia艂a by膰 naprowadzona na 艣lad dopiero po dokonaniu zbrodni. Wieczorne spacery bra艂a podsun臋艂y panu doskona艂膮 sposobno艣膰. A strach przed A.B.C. lak opanowa艂 ju偶 w贸wczas opini臋 publiczn膮, 偶e mo偶liwo艣膰 pa艅skiej winy nie za艣wita艂a nikomu w g艂owie. Wraz ze 艣mierci膮 brata cel pa艅ski zosta艂 oczywi艣cie osi膮gni臋ty. Dalsze morderstwa nie by艂y ju偶 potrzebne. Gdyby jednak seria urwa艂a si臋 bez widocznego powodu, kto艣 m贸g艂by zacz膮膰 co艣 podejrzewa膰鈥

鈥 Pa艅ski kozio艂 ofiarny, Cust, gra艂 dotychczas rol臋 cz艂owieka niewidocznego, bo nie zwracaj膮cego niczyjej uwagi. Rol臋 t臋 gra艂 tak dobrze, 偶e nikt nie zauwa偶y艂 go nawet na terenie trzech kolejnych morderstw. Ku pa艅skiemu rozczarowaniu nie by艂o nawet mowy o jego odwiedzinach w Combeside. W nat艂oku silniejszych wra偶e艅 panna Grey zupe艂nie o nim zapomnia艂a.

鈥 Nie brak panu odwagi i pomys艂owo艣ci, a wi臋c zdecydowa艂 si臋 pan na czwarte morderstwo. Tym razem chcia艂 pan zatrze膰 艣lady. Jako teren swojej dzia艂alno艣ci obra艂 pan Doncaster. Plan by艂 nad wyraz prosty. Pa艅ska obecno艣膰 w Doncaster ca艂kowicie wyt艂umaczona. Firma skierowa艂a tam pana Custa. 艢ledzi艂 pan tego biedaka i chcia艂 skorzysta膰 ze sposobno艣ci. Szcz臋艣cie panu dopisywa艂o. Pan Cust poszed艂 do kina. To upraszcza艂o spraw臋. Usiad艂 pan o kilka miejsc obok niego. Kiedy wsta艂 i ruszy艂 w stron臋 wyj艣cia, pospieszy艂 pan za nim. Potkn膮艂 si臋 pan, pochyli艂 i pchn膮艂 no偶em cz艂owieka drzemi膮cego w poprzednim rz臋dzie. Zrzuci艂 pan rozk艂ad ABC na kolana ofiary, a w ciemnym korytarzu zderzy艂 si臋 z Custem, otar艂 n贸偶 o jego r臋kaw i wsun膮艂 mu do kieszeni.

鈥 Tym razem nie troszczy艂 si臋 pan bynajmniej o dob贸r ofiary zaczynaj膮cej si臋 na 鈥濪鈥. Ka偶dy m贸g艂 spe艂ni膰 zadanie. S艂usznie pan przypuszcza艂, 偶e b臋dzie to potraktowane jako omy艂ka. Na pewno w pobli偶u musia艂 siedzie膰 kto艣 o w艂a艣ciwym nazwisku. Wszyscy pomy艣l膮, 偶e w艂a艣nie tamten mia艂 by膰 upatrzonym celem.

鈥 A teraz, drodzy przyjaciele, sp贸jrzmy na spraw臋 z punktu widzenia fa艂szywego A.B.C., czyli Custa. Morderstwo w Andover przesz艂o dla艅 niepostrze偶enie. Sprawa w Bexhill zdziwi艂a go i zaskoczy艂a. Dlaczego i tym razem by艂 na miejscu? Potem przysz艂a zbrodnia w Churston i wielkie nag艂贸wki w gazetach. Zbrodnia w Andover, kiedy by艂 tam obecny, zbrodnia w Bexhill, a teraz znowu鈥 Trzy morderstwa, a za ka偶dym razem on by艂 w pobli偶u. Epileptycy cierpi膮 cz臋sto na chwilowe utraty pami臋ci i nie wiedz膮, co w takich okresach robili. Nie wolno zapomina膰, 偶e Cust to osobnik wra偶liwy, neurastenik szczeg贸lnie podatny sugestiom. Wreszcie otrzymuje polecenie, 偶eby uda膰 si臋 do Doncaster.

鈥 Doncaster! Przecie偶 tam A.B.C. zapowiedzia艂 czwart膮 zbrodni臋. Custowi musia艂o si臋 to wyda膰 palcem losu. Traci g艂ow臋. Wyobra偶a sobie, 偶e gospodyni przygl膮da mu si臋 podejrzliwie. M贸wi jej, 偶e jedzie do Cheltenham, naprawd臋 jednak wybiera si臋 do Doncaster. Uwa偶a to za sw贸j obowi膮zek. Po po艂udniu idzie do kina. C贸偶, m贸g艂 si臋 zdrzemn膮膰 na par臋 minut. Trudno sobie wyobrazi膰 jego uczucie, gdy po powrocie do hotelu znajduje 艣lady krwi na r臋kawie i zakrwawiony n贸偶 w kieszeni. Wszelkie trwo偶liwe podejrzenia zmieni艂y si臋 w pewno艣膰. To on! On jest morderc膮! Przypomina sobie b贸le g艂owy, utraty pami臋ci. Nabiera przekonania, 偶e on, Aleksander Bonaparte Cust, jest szale艅cem o zbrodniczych sk艂onno艣ciach. Od tej chwili zaczyna zachowywa膰 si臋 jak tropione zwierz臋. Wraca do swojego mieszkania w Londynie. Czuje si臋 tam bezpieczny, bo jest dobrze znany. Gospodyni my艣la艂a, 偶e by艂 w Cheltenham. Ma jeszcze przy sobie n贸偶, co oczywi艣cie jest elementarnym b艂臋dem. Chowa go za masywnym wieszakiem w hallu. Wreszcie dostaje ostrze偶enie: policja ma nadej艣膰 lada chwila. To koniec. Policja wie o wszystkim. 艢cigane zwierz臋 zdobywa si臋 na ostatni wysi艂ek: nie wiem, dlaczego jedzie do Andover. Zapewne by艂o to makabryczne pragnienie, by zobaczy膰 miejsce zbrodni, kt贸r膮 pope艂ni艂, chocia偶 nie pami臋ta jak i kiedy. Nie ma pieni臋dzy, jest zm臋czony, g艂odny. Nogi same wiod膮 go do komisariatu policji.

鈥 Ale broni si臋 nawet zwierz臋 w potrzasku. Cust jest przekonany o swojej winie, ale twierdzi uparcie, 偶e jest niewinny, Po desperacku czepia si臋 alibi w sprawie z Bexhill. Przynajmniej tego nikt nie potrafi mu dowie艣膰.

鈥 Jak ju偶 powiedzia艂em, przy pierwszej z nim rozmowie zorientowa艂em si臋 natychmiast, 偶e nie on jest morderc膮, a moje nazwisko nic w艂a艣ciwie dla niego nie znaczy. Zorientowa艂em si臋 r贸wnie偶, 偶e wyobra偶a sobie, i偶 jest morderc膮. Kiedy wobec mnie przyzna艂 si臋 do winy, nabra艂em przekonania, 偶e teoria moja jest najzupe艂niej s艂uszna.

鈥 Pa艅ska teoria 鈥 powiedzia艂 Franklin Clarke 鈥 to absurd.

鈥 Nie, panie Clarke. By艂 pan zupe艂nie bezpieczny, p贸ki nikt pana nie podejrzewa艂. Skoro zrodzi艂o si臋 podejrzenie, o dowody nie by艂o trudno.

鈥 O dowody?

鈥 Oczywi艣cie. W Combeside w schowku znalaz艂em lask臋, kt贸rej u偶y艂 pan w Andover i w Churston. To zwyczajna laska z ci臋偶k膮 ga艂k膮. W pobli偶u r膮czki usun膮艂 pan cz臋艣膰 drewna i nala艂 roztopionego o艂owiu. Po艣r贸d fotografii kilkunastu os贸b opuszczaj膮cych kino w Doncaster鈥 Takie zdj臋cia robili dwaj agenci鈥 rozpoznano pana, i to w dw贸ch pozach. A przecie偶 w tym czasie mia艂 pan by膰 na torze wy艣cigowym鈥 W Bexhill rozpozna艂a pana Milly Higley i kelnerka z przydro偶nej ober偶y, gdzie jednego wieczoru jad艂 pan kolacj臋 z Betty Barnard. A wreszcie, na najwi臋ksze swoje nieszcz臋艣cie, zaniedba艂 pan ostro偶no艣ci: zostawi艂 pan odcisk palca na maszynie do pisania wys艂anej p贸藕niej do Custa, Na maszynie, kt贸rej (gdyby pan by艂 niewinny) w 偶aden spos贸b nie m贸g艂by pan dotkn膮膰.

Clarke siedzia艂 chwil臋 jak skamienia艂y. Wreszcie powiedzia艂:

鈥 Rouge, impair, manque* Wygra艂e艣, Poirot. Ale warto by艂o spr贸bowa膰.

Niewiarygodnie szybkim ruchem wyci膮gn膮艂 z kieszeni pistolet ma艂ego kalibru i przy艂o偶y艂 sobie do skroni. Krzykn膮艂em i bezwiednie zamkn膮艂em oczy oczekuj膮c na odg艂os wystrza艂u. Ale tylko iglica szcz臋kn臋艂a nieszkodliwie. Clarke rozejrza艂 si臋 doko艂a ze zdziwieniem i zakl膮艂 okropnie.

鈥 Nic z tego, panie Clarke 鈥 oznajmi艂 Poirot. Mo偶e pan zauwa偶y艂, 偶e mam dzisiaj nowego s艂u偶膮cego? To m贸j dobry znajomy, do艣wiadczony z艂odziej kieszonkowy. Wyci膮gn膮艂 panu z kieszeni pistolet, roz艂adowa艂 go i wsun膮艂 na miejsce, a pan w og贸le tego nie poczu艂.

鈥 Ty przekl臋ta francuska ma艂po! 鈥 wrzasn膮艂 Clarke purpurowy ze z艂o艣ci.

鈥 Rozczarowa艂 si臋 pan, panie Clarke. Rozumiem. Ale, widzi pan, nie dla pana taka lekka 艣mier膰. W swoim czasie m贸wi艂 pan Custowi, 偶e dwa razy omal si臋 pan nie utopi艂. Wie pan, co to znaczy? Zgodnie z przys艂owiem, czeka pana inny los.

鈥 Ach, ty鈥 鈥 s艂owa uwi臋z艂y mu w gardle, twarz spopiela艂a. Gro藕nie zacisn膮艂 pi臋艣ci.

Dwaj detektywi ze Scotland Yardu wyszli z s膮siedniego pokoju. Jednym z nich by艂 inspektor Crome. Pad艂a tradycyjna formu艂a aresztowania i ostrze偶enie, 偶e wszystko, co aresztowany powie, mo偶e by膰 wykorzystane przeciwko niemu.

鈥 Ach, powiedzia艂 ju偶 dosy膰 鈥 rzek艂 Poirot i doda艂 zwracaj膮c si臋 do Clarke鈥檃: 鈥 Jest pan typowym Anglikiem i wierzy w swoj膮 wy偶szo艣膰. Ale ja osobi艣cie nie uwa偶am pana zbrodni za angielsk膮, przyzwoit膮 ani sportow膮.



Rozdzia艂 XXXV
Zako艅czenie


Z przykro艣ci膮 musz臋 si臋 przyzna膰, 偶e gdy drzwi zamkn臋艂y si臋 za Franklinem Clarke, roze艣mia艂em si臋 histerycznie. Poirot spojrza艂 na mnie z 艂agodnym zdziwieniem.

鈥 To dlatego 鈥 wykrztusi艂em z trudem 鈥 偶e jego zbrodni臋 nazwa艂e艣 niesportow膮.

鈥 I mia艂em racj臋. To by艂a ohyda. Nie m贸wi臋 nawet o bratob贸jstwie. Ale bezwzgl臋dne okrucie艅stwo, z jakim skaza艂 nieszcz臋艣liwego cz艂owieka na 艣mier膰 za 偶ycia. 鈥濴isa z艂apiemy i w klatce zamkniemy, i nie pu艣cimy ju偶 nigdy鈥︹ To stanowczo niesportowe podej艣cie.

Megan Barnard westchn臋艂a g艂臋boko.

鈥 Nie mog臋 jeszcze uwierzy膰. Nie mog臋! Czy to prawda?

鈥 Tak, mademoiselle. Koszmar min膮艂. Spojrza艂a na niego i zarumieni艂a si臋 lekko, a Poirot zwr贸ci艂 si臋 do Donalda Frasera.

鈥 Pann臋 Megan dr臋czy艂 nieustannie l臋k, 偶e to pan jest winnym drugiej zbrodni.

鈥 Chwilami i ja zaczyna艂em w to wierzy膰 鈥 odrzek艂 p贸艂g艂osem Fraser.

鈥 Z racji tych sn贸w? 鈥 Poirot przysun膮艂 si臋 troch臋 bli偶ej do m艂odego cz艂owieka i zni偶y艂 g艂os do poufa艂ego szeptu. 鈥 Ta powtarzaj膮ca si臋 wizja da si臋 wyt艂umaczy膰 w spos贸b zupe艂nie naturalny. Spostrzeg艂 pan, 偶e w pa艅skiej wyobra藕ni obraz jednej siostry zaciera si臋 powoli, a zast臋puje go obraz drugiej. Megan wypiera艂a z pa艅skiego serca Betty. Ale pan nie m贸g艂 sobie wybaczy膰, 偶e tak szybko zapomina o zmar艂ej, walczy艂 wiec z my艣lami i pr贸bowa艂 je zabi膰. Oto proste wyja艣nienie snu. Wzrok Frasera pow臋drowa艂 ku Megan.

鈥 Niech pan sobie nie wyrzuca tego zapomnienia 鈥 podj膮艂 偶yczliwie Poirot. 鈥 Tamta nie jest warta pami臋ci. Panna Megan zdarza si臋 jedna na tysi膮c. To wspania艂e serce.

鈥 S膮dz臋, 偶e ma pan s艂uszno艣膰 鈥 powiedzia艂 Donald

Fraser i wzrok mu si臋 rozja艣ni艂.

Wszyscy obst膮pili Poirota zasypuj膮c go pytaniami, prosz膮c o takie lub inne wyja艣nienia.

鈥 Powiedz mi, m贸j drogi 鈥 zacz膮艂em 鈥 czy w tych pytaniach, kt贸re wszystkim zadawa艂e艣, by艂 jaki艣 cel?

鈥 Przewa偶nie by艂a to blaga. Ale dowiedzia艂em si臋 jednej rzeczy, kt贸ra by艂a mi potrzebna: 偶e Franklin Clarke by艂 w Londynie, kiedy nadano do mnie pierwszy list. Chcia艂em tak偶e przypatrze膰 si臋 jego twarzy, kiedy zadam pytanie mademoiselle Grey. Jego r贸wnowaga troch臋 si臋 zachwia艂a. Spostrzeg艂em w jego oczach iskry gniewu.

鈥 Trzeba przyzna膰, 偶e nie szcz臋dzi艂 pan moich uczu膰 鈥 odezwa艂a si臋 Tora Grey.

鈥 By艂em pewien, 偶e od pani nie us艂ysz臋 prawdy 鈥 odpar艂 sucho Poirot. 鈥 A teraz spotyka pani膮 drugie rozczarowanie: Franklin Clarke nie odziedziczy maj膮tku brata.

鈥 Czy d艂ugo mam tu jeszcze s艂ucha膰 tych zniewag? 鈥 zapyta艂a dziewczyna dumnie podnosz膮c g艂ow臋.

鈥 Bynajmniej nie jest nam pani potrzebna 鈥 odrzek艂 Poirot i eleganckim ruchem otworzy艂 drzwi przed Tor膮.

Decyduj膮cym ciosem by艂a ta historia z odciskiem palca 鈥 powiedzia艂em. 鈥 Clarke za艂ama艂 si臋 ostatecznie, kiedy o tym wspomnia艂e艣.

鈥 Istotnie, daktyloskopia bardzo si臋 tu przyda艂a 鈥 zamy艣li艂 si臋 na chwil臋. 鈥 Doda艂em to, aby przypodoba膰 si臋 tobie, mon ami.

鈥 Ale偶, Poirot 鈥 zawo艂a艂em. 鈥 Czy to nie by艂a prawda?

鈥 Nie, mon ami, wierutne 艂garstwo.

Nie mog臋 pomin膮膰 milczeniem wizyty, jak膮 w kilka dni p贸藕niej z艂o偶y艂 nam pan Aleksander Bonaparte Cust. D艂ugo 艣ciska艂 d艂o艅 Poirota i nader niesk艂adnie pr贸bowa艂 wyrazi膰 swoj膮 wdzi臋czno艣膰. Na koniec opanowa艂 si臋 i powiedzia艂:

鈥 Czy wyobra偶a pan sobie, 偶e jeden dziennik zaproponowa艂 mi sto funt贸w鈥 m贸wi臋 wyra藕nie: sto funt贸w za m贸j kr贸tki 偶yciorys? Nie wiem, s艂owo daj臋, co mam z tym fantem zrobi膰?

鈥 Na pa艅skim miejscu nie przyj膮艂bym setki 鈥 orzek艂 Poirot. 鈥 Trzeba si臋 mocno trzyma膰. Dajmy na to, 偶e pa艅ska cena wynosi pi臋膰set funt贸w! I niech si臋 pan, bro艅 Bo偶e, nie ograniczy do jednej gazety.

鈥 Co? Ee鈥 Naprawd臋 pan tak my艣li?

鈥 Niech pan zrozumie 鈥 przerwa艂 mu z u艣miechem Poirot 鈥 偶e jest pan w tej chwili s艂awnym cz艂owiekiem, w艂a艣ciwie najs艂awniejszym w ca艂ej Anglii.

Pan Cust zrobi艂 jeszcze lepsz膮 min臋. Radosny b艂ysk rozja艣ni艂 jego mizern膮 twarz.

鈥 A wie pan, zdaje si臋, 偶e ma pan racj臋. S艂awa. Wszystkie gazety. Tak, tak, skorzystam z pa艅skiej rady, panie Poirot. Pieni膮dze przydadz膮 mi si臋, bardzo przydadz膮. Nareszcie zrobi臋 sobie prawdziwy urlop i b臋d臋 m贸g艂 kupi膰 pi臋kny 艣lubny prezent Lili Marbury. To dobre dziecko, panie Poirot, dobre, kochane dziecko.

鈥 Naturalnie 鈥 Poirot poklepa艂 go 偶yczliwie po ramieniu. 鈥 Niech pan si臋 bawi i robi, co mu si臋 podoba. I jeszcze jedno. Mo偶e wybra艂by si臋 pan do okulisty? Takie b贸le g艂owy zdarzaj膮 si臋 cz臋sto z winy niew艂a艣ciwie dobranych okular贸w.

鈥 My艣li pan, 偶e jest tak i ze mn膮?

鈥 Niew膮tpliwie.

鈥 Jest pan wielkim cz艂owiekiem, panie Poirot 鈥 stwierdzi艂 Cust gor膮co 艣ciskaj膮c d艂o艅 mojego przyjaciela.

Poirot, jak to by艂o jego zwyczajem, nie odparowa艂 komplementu. Nie postara艂 si臋 nawet o skromn膮 min臋. Kiedy pan Cust wyszed艂 godnie z pokoju, stary przyjaciel u艣miechn膮艂 si臋 do mnie.

鈥 No i co, Hastings? Odbyli艣my wsp贸lnie jeszcze jedno polowanie. Vive le sport!*

* fr. M贸j przyjacielu.

* fr鈥 C贸偶 za okropno艣膰!

* fr鈥 Prawda?

* fr. To prawda.

* fr. Wyszukane, delikatne, subtelne.

* fr. Jeszcze nie.

* fr. Jak to?

* fr. Ale偶 tak.

* niem. M贸j Bo偶e!

* fr. Biedna kobieta.

* fr. Tak, to mo偶e by膰 tu鈥

* fr. Dobranoc panu.

* fr. Doskonale.

* fr. Dobry Bo偶e!

* fr. A, to pomys艂owe

* fr. No, dobrze.

* fr. Dobry pomys艂.

* fr. Panie i panowie.

* fr. Rodzaj materia艂u.

* fr. Ostatni krzyk mody.

* fr. Rozumie si臋

* fr. Mimo wszystko, dobrze pomy艣lane.

* fr. Moje dzieci.

* fr. Moja ma艂a.

* fr. Moi przyjaciele

* fr. Czerwone.

* fr. grand mal i petit mal 鈥 formy padaczki, r贸偶ni膮ce si臋 intensywno艣ci膮 i trwa艂o艣ci膮 objaw贸w.

* fr. Dobrze.

* fr. A wi臋c to dobrze, moje dzieci.

* fr. Co za pomys艂!

* fr. Czerwone, nieparzyste, przegrana.

* fr. Niech 偶yje sport


Wyszukiwarka