Skuliła się i zakołysała z rękami na brzuchu.
— To
strasznie boli. Wiedzieć, że robiło się coś zupełnie na
darmo.
Zastygła
zgięta we dwoje, wciąż pochlipując. Oko w oko z pustką po
miłosnym micie. Po jakimś czasie mogła znów mówić. Głucho i powoli.
— Niczego
nie chciałam. Tylko, żeby Jim był szczęśliwy. I żeby był
'
mnie. O nic nigdy nie prosiłam. Tylko o to, żeby trochę ze mną
Jeszcze raz rozszlochała się na dobre. A ja przypomniałam sobie, co już zdążyła mi opowiedzieć o swoim domu rodzinnym, i delikatnie zapytałam:
— Czy
nie o to zawsze prosiła matka? Żeby ojciec trochę z
nią
posiedział?
Trudi natychmiast się wyprostowała.
O
Boże, rzeczywiście! Racja. Przecież nawet powiedziałam
to
głosem
matki. O Boże! Zawsze się modliłam, żebym nie stała się do
niej
podobna.
Ona próbowała popełnić samobójstwo, byle tylko postawić
na
swoim. O Boże! — powtórzyła po raz ostatni, spojrzała na
mnie
oczami
mokrymi od łez i spokojnie skonstatowała: — To po
prostu
okropne.
Bardzo
często przyłapujemy się na tym — wyjaśniłam — że
robimy
coś tak samo, jak matka. Albo ojciec, zależnie od naszej
płci.
Choć
przysięgaliśmy sobie, że nigdy tak nie postąpimy. Dzieje się
tak
dlatego,
że uczymy się od nich, czym jest bycie kobietą. Albo
mężczyzną.
Ależ
ja wcale — zaprotestowała Trudi — nie targnęłam się
na
własne
życie po to, żeby szantażować Jima. Ja zwyczajnie nie
mogłam
siebie
znieść. Czułam się strasznie. Nikomu niepotrzebna. Nic
nie
warta.
Tu popadła na moment w gorzką zadumę.
— Może
matka też tak się czuła... Może taki musi być finał, gdy
się
chce
utrzymać przy sobie kogoś, kto ma ważniejsze rzeczy na głowie...
Trafiła w samo sedno. Chciała kogoś przy sobie utrzymać. A na przynętę posługiwała się seksem.
Sprawa seksu wypłynęła ponownie na naszym następnym posiedzeniu, gdy rozpacz Trudi nieco przygasła.
— Miałam
zawsze duży temperament — wyznała z mieszaniną
dumy
i wstydu — w szkole średniej bałam się nawet, czy nie
jestem
nimfomanką.
Myślałam wtedy tylko o jednym: żeby znów kochać się
z
moim chłopakiem. Za każdym razem potrafiłam znaleźć jakąś
„chatę". Ludzie mówią, że to mężczyznom zależy na łóżku. Mnie tam zależało bardziej niż jemu. Przecież to ja zawsze wszystko załatwiałam.
Skończyła szesnaście lat, kiedy „poszli na całego". Chłopak należał do szkolnej drużyny futbolowej i traktował swe treningi niesłychanie serio. Toteż zachowywał się z pewną powściągliwością. Sądził bowiem, że brak umiaru erotycznego może się ujemnie odbić na jego kondycji fizycznej. Lubił wcześnie chodzić spać, zwłaszcza przed meczami, i czasem wykręcał się od spotkań. Trudi jednak nie dawała za wygraną. Proponowała, na przykład, wspólny babysitting za opłatą. Niemowlę spało spokojnie na górze, a ona uwodziła chłopaka na kanapie w saloniku. Niestety, te twórcze pomysły przekształcenia pasji sportowej w seksualną spaliły wkrótce na panewce. Chłopak dostał stypendium w szkole na drugim końcu kraju i wyjechał.
Trudi przepłakała kilka nocy w poduszkę czyniąc sobie wymówki, że nie potrafiła go skłonić do wybrania jej, a nie sportu, i też wyjechała. Gotowa do kolejnej próby.
I tak znalazła się znów w rodzinnym domu, na swych ostatnich wakacjach przed pójściem na studia. Dom chwiał się w posadach. Po latach czczych pogróżek matka Trudi zdecydowała się wystąpić
rozwód.
Wzięła już sobie adwokata znanego z ostrych wystąpień.
W
małżeństwie rodziców nigdy nie działo się dobrze. Polegało
głównie
na
„przepychankach" i starciach. Pracujący bez opamiętania
ojciec
zmagał
się z rozżaloną matką, która usiłowała przymusić męża
—
czasem scenami, a czasem „braniem na litość" — by
spędzał nieco
więcej
czasu z nią i z dziećmi, to jest Trudi oraz jej starszą siostrą
Beth.
Ojciec
istotnie bywał w domu rzadkim gościem. Chwilę posiedział
natychmiast
zbierał się do wyjścia. Matka mawiała wówczas
sarkastycznie:
wpada jak na stację benzynową.
— I rzeczywiście tylko wpadał—zaczęła wspominać Trudi — a każda jego wizyta przeradzała się w straszną awanturę. Mama oskarżała tatę, że nas nie kocha, on zaś upierał się, że nie może pracować mniej przez wzgląd na naszą trójkę. W końcu wrzeszczeli na siebie. Tata wybiegał trzaskając drzwiami. Krzyczał zwykle przy tym: „A kto by chciał w takim domu siedzieć!" Czasami jednak kiedy mama uderzała w bek albo postraszyła go rozwodem, albo nałykała się jakichś pigułek, zostawał z nami. Przychodził z pracy wcześniej przez parę dni. Zajmował się mną i Beth. Mama przyrządzała wtedy wspaniałe posiłki. Chyba chciała tatę nagrodzić za powrót na łono rodziny — tu Trudi zmarszczyła brwi — ale nie miała złudzeń. My też. Bo już następnego
34
35