Coś mówiłeś, Severusie?
Autor: Noemi lub NoemiZK (na FanFiction.Net)
Beta: Toshiko
Do oryginału: http://www.fanfiction.net/s/7715187/2/Cos_mowiles_Severusie
Rated: K+ - Polish - Severus S.
Pairing: bark
Gatunek: Non-canon
Uwagi: Alternatywa wydarzeń z książki.
Seria miniaturek, które razem tworzą spójną historię. Przedstawiają alternatywne wydarzeń z Hogwartu. Całość pisana z perspektywy Severusa.
„Coś mówiłeś, Severusie?”
Severus Snape obudził się z przeświadczeniem, że ten dzień będzie jednym z najgorszych w jego życiu. Wykonując wszystkie poranne czynności, myślał tylko o czymś, co doprowadzi do takiego stanu rzeczy. To "coś" nazywało się Potter. Harry Potter. Dzisiaj zaczynał swój pierwszy rok nauki w Hogwarcie. Jego ojcem był James Potter, z którym w młodości Mistrz Eliksirów miał nieprzyjemność się spotkać.
Severus już jakiś czas temu wykonał listę trzech rzeczy najbardziej charakterystycznych dla wszystkich Potterów.
Po pierwsze: każdy z nich jest zadufanym w sobie idiotą. Nie obchodzą go problemy innych i szuka poklasku po przez głupie kawały, które zawsze uchodzą mu na sucho.
Po drugie: lubią czarodziei mogolskiego pochodzenia i nigdy nie zadają się z rodami czystokrwistymi gardzącymi szlamami.
No i po trzecie: zawsze są przydzielani do Gryffindoru.
Tym sposobem Snape podsumował znienawidzony przez siebie ród Potterów. Teraz pozostało mu już tylko czekać na kolejnego przedstawiciela tej rodziny. Następnie będzie musiał znosić tego bachora przez kolejnych siedem lat, a jeżeli dopisze mu szczęście, to tylko pięć z nich dzieciak będzie uczęszczał na jego zajęcia. Westchnął i ruszył w stronę Wielkiej Sali.
* * *
Wszyscy w Wielkiej Sali czekali na przybycie pierwszoroczniaków. Prawie wszyscy. Severus siedział przy końcu stołu i rzucał dookoła groźne spojrzenia. Wystarczyło tylko, że ktoś się głośniej odezwał, a ten mierzył go niszczącym spojrzeniem, więc każdy wolał omijać go szerokim łukiem i siedzieć jak najdalej.
Po dłuższej chwili oczekiwania, wrota się otworzyły. Jako pierwsza do sali weszła Minewra McGonagall, a za nią podążali nowi uczniowie.
W trakcie przemarszu grupki dzieciaków Snape szukał tylko jednego nastolatka. Ani przez chwilę nie wątpił w to, że go rozpozna. Wszyscy w jego rodzinie byli podobni. Mieli włosy sterczące we wszystkie strony, cechowali się raczej drobną budową i nosili okulary o okrągłych szkłach. Tak. Każdy Potter był taki sam. Właśnie dzięki tym wskazówką miał zamiar znaleźć go pośród tłumu.
Po paru sekundach poszukiwań odnalazł jedenastolatka. Szaty chłopca były w nie najlepszym stanie, a spod nich wystawały znoszone tenisówki. Dodatkowo na jego twarzy było widoczna niepewność i zagubienie, jakby nie wiedział, czy to wszystko nie jest tylko snem. Snape przez chwile miał wrażenie, iż patrzy na jakieś dziecko z rodzinny mugoli. Z wielkim żalem musiał przyznać jedną rzecz. Ten Potter nie spełnia pierwszego punktu z jego listy.
-Zostały jeszcze dwa -przemknęło mu przez myśl i z morderczym uśmiechem przyglądał się jedenastolatkowi.
Nagle zauważył, że Harry rozmawia z Draco. Draco Malfoyem. Chłopcem, który pochodził z rodziny czystej krwi. Rodu potępiającego mugoli i wszystko, co ma z nimi jakikolwiek związek. Podejrzewał, że dziedzic pod tym względem nie różnił się zbytnio od swoich rodziców i przodków. Blondyn wdał się w jakąś interesującą konwersację z Potterem i nawet nieśmiało się do niego uśmiechnął. Snape zazgrzytał zębami ze złością. Syn Jamesa właśnie niszczył jego schemat.
-Jeszcze tylko jeden punkt. On musi być w Gryffindorze. Jaki z niego Potter, jeśli trafi do innego domu?- pomyślał i zmrużył oczy w oczekiwaniu na dalsze wydarzenia'
Właśnie wtedy Minewra zaczęła wyczytywać nazwiska uczniów, którzy mieli zostać przydzieleni. Severus z niecierpliwością czekał na znienawidzone przez niego nazwisko. Zaraz po Lavender Brown tiara została umieszczona głowie Draco Malfoy i zgodnie z przewidywaniami wszystkich obecnych trafił do Slytherinu.
-Potter, Harry- wyczytała z listy McGonagall a w Wielkiej Sali zaległa cisza. Wszyscy spoglądali na chłopca. Dzieciak dość niepewnie usiadł na krześle i założył Tiarę. Snape zauważył delikatny ruch ust dziecka. Cicho przemawiał do Tiary. Chwilę później Magiczny Kapelusz wykrzyknął:
-Slytherin!
Ludzie w sali zamarli. Parę sekund później rozbrzmiały szepty i chichoty, a niedowierzające spojrzenia mierzyły go od góry do dołu.
-Nie!- pomyślał z przerażeniem Severus.- Ma być MOIM podopiecznym?!
Spojrzał z nienawiścią na jedenastolatka, który wędrował w stronę stołu jego domu. Ślizgoni patrzyli na niego z dystansem i dużą dozą nieufności, tylko nieliczni zaczęli klaskać i się z nim witać.
-Może syn Jamesa nie jest taki zły?- pomyślał Mistrz Eliksirów, jednak po chwili skarcił się w myślach. - To niemożliwe!
Dzieciak odpowiadał na pozdrowienia innych uczniów, chwilę później powiedział coś, co rozbawiło jego towarzyszy. To zdarzenie rozluźniło atmosferę.
- O nie, on niczym nie różni się od swojego ojca! Potter to Potter, nazwisko do czegoś zobowiązuje! Udowodnię, że nie nadaję się na Ślizgona!- postanowił Severus, obserwując dalsze poczynania jedenastolatka. W pewnym momencie Harry zauważył spojrzenie nauczyciela. Uśmiechnął się do niego nieśmiało i wrócił do rozmowy z Draco.
-To jeszcze nie koniec, Potter- szepnął do siebie Snape.
-Coś mówiłeś, Severusie? Może masz ochotę na klopsika, mój drogi?- zapytał się go mały czarodziej, Flitwick.
-Nie, dziękuję- wysyczał przez zęby Mistrz Eliksirów, nie odrywając wzroku od nowej zmory jego życia.
„Granger. Nazywam się Hermiona Granger”
Severus Snape był zawsze opanowany. Niezależnie od sytuacji zachowywał spokojny umysł, a wydarzenia wokół siebie poddawał chłodnej analizie. Niezależnie, czy akurat prowadził lekcję ze Ślizgonami, czy znajdował się na zebraniu Zakonu, to nie miało najmniejszego znaczenia. Uważał bowiem, że ważną rzeczą jest, aby wiedzieć jak najwięcej o ludziach w swoim otoczeniu, aby zawsze być na wszystko przygotowanym. Dlatego na jego twarzy nie gościły uczucia, bo przecież trudno pozostać bezstronnym, gdy człowiek zbytnio się w coś zaangażuje. Jednak znalazła się osoba, której dość łatwo udało się wytrącić mężczyznę z równowagi i o dziwo nie był nią Potter.
— Potter! Co mi wyjdzie, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu?
Kątem oka zauważył, że ręką jednej z Gryfonek wystrzeliła do góry jeszcze zanim skończył mówić. Skrzywił się nieznacznie na ten widok i ze zdziwieniem przyjął, że pytany chłopak zrobił to samo. Zresztą jak większość obecnych w klasie uczniów.
— Asfodelus dodany do nalewki z piołunu tworzy silny eliksir usypiający, zwany również Wywarem Żywej Śmierci, panie profesorze — odezwał się bez zająknięcia jedenastolatek z podniesioną wysoko głową. Następnie delikatnie się uśmiechnął, jakby z niepewnością. Severus zmarszczył na ten widok brwi, a w myślach ułożył już kolejne pytanie.
— Potter, gdzie będziesz szukał, jeśli ci powiem, żebyś znalazł bezoar?
I wcale, ale to wcale nie oczekiwał odpowiedzi. Jednak, zamiast tego ponownie zauważył, że ręka dziewczyny z Gryffindoru uniesiona jest wysoko w górze. Usta mężczyzny drgnęły w irytacji, zdecydowanie nie lubił nadgorliwych i wyrywających się do przodu uczniów. Z tego były tylko same kłopoty. Doskonale pamiętał jak sam postanowił kiedyś uwarzyć eliksir z wyższego poziomu niż miał na lekcjach i omal nie wysadził lochów w powietrze. Na to wspomnienie prawie uśmiechnął się, prawie, bo w ostatniej chwili się powstrzymał.
— Bezoar to kamień tworzący się w żołądku kozy, panie profesorze — odpowiedział pewnym głosem Potter, a w oczach chłopca coś błysnęło. Jakby satysfakcja i duma. Jednak to nagłe, zrezygnowane westchnienie nadgorliwej uczennicy przyciągnęło jego uwagę, wywołując złośliwy uśmiech na twarzy Severusa.
— Może powiesz mi jeszcze, jaka jest różnica między mordownikiem a tojadem żółtym? — spytał i zauważył jak zadowolenie znika z twarzy jedenastolatka, a między jego brwiami tworzy się delikatna zmarszczka, świadcząca o zamyśleniu. Już chciał rzucić jakiś kąśliwy komentarz na ten temat, kiedy po raz kolejny ręka Gryfonki pojawiła się w górze. Zwróciło to nie tylko jego uwagę, lecz rozproszyło całą klasę. Prawie całą. Potter nadal zastanawiał się, spoglądając w kierunku Severusa.
— Wydaje mi się, że to jedna i ta sama roślina, panie profesorze — oznajmił po chwili, całkowicie nieświadomy konsternacji reszty osób. Swoimi słowami przywrócił do rzeczywistości Snape'a. — Nie jest ona przypadkiem zwana też akonitem? — zapytał ciekawie, co lekko zdziwiło Severusa. Nie spodziewał się, że doczeka się dnia, w którym Potter będzie dopytywał się o wiadomości z eliksirów. W końcu ojciec chłopaka był w nich beznadziejny i zawsze zdawał je po najniższej linii oporu. Jednak Lily…
— Zgadza się, panie Potter — mruknął w odpowiedzi, nadal mierząc groźnym spojrzeniem dziewczynę z pierwszej ławki, która wyglądała tak jakby miała się popłakać, z powodu zapytania kogoś innego niż ją. — Doprawdy irytujące — powtórzył Severus, a następnie objął wzrokiem całą salę. Z nieukrywanym rozczarowaniem, szybkimi krokami przemierzył drogę od biurka do środka pomieszczenia i sięgnął po różdżkę. Chwilę później na tablicy pojawił się regulamin lekcji. — Nikt nie zacznie warzyć eliksiru, póki nie przepisze tych zasad. Macie je przestrzegać całkowicie i nie obchodzą mnie powody, dla których porzucicie je w celu zachowania się w inny sposób niż wyznaczony — Wszyscy uczniowie bez chwili zwłoki zajęli się pracą. No prawie wszyscy. Jedna ręka powędrowała do góry, a brew Severusa drgnęła. — Tak, panno… — zaczął, ale na jego czole pojawiły się zmarszczki, gdy dotarło do niego, że nie zna imienia dziewczynki.
— Granger. Nazywam się Hermiona Granger — przedstawiła się i nie pozwoliła odezwać się Severusowi, bo od razu przeszła do swojego problemu. — Dlaczego punkt drugi zakazuje nam wszelakiego poruszania się po klasie w trakcie lekcji bez pozwolenia profesora? Co mamy zrobić w przypadku, gdy upadnie nam składnik eliksiru lub jakiś inny przedmiot? A co z przypadkiem, kiedy musimy szybko oddalić się od kociołka, bo może on wybuchnąć? Poza tym przecież na niektórych lekcjach będziemy pracować w grupach, a wtedy trzeba… — Hermionę doszczętnie zajęło wymienianie wszelakich wątpliwości i za nic sobie miała morderczy wzrok Severusa, który przeszywał ją na wskroś.
Snape był cierpliwym mężczyzną. Potrafił kontrolować swoje emocje i nie wyżywać się zbytnio na innych za swój zły humor albo za to, że wstał z łóżka lewą nogą. Potrafił znieść wiele; poranne śniadania w Wielkiej Sali, po których Dumbledore za każdym razem proponował mu dropsa, te nieszczęsne zebrania nauczycieli, nie wspominając o chwilach, gdy razem z Albusem rozmawiali o sprawach Zakonu. Jednak lista wszystkich rzeczy, których nie cierpiał najbardziej, właśnie uległa zmianie. Gdzieś na miejscu jedenastym pojawiła się jedenastoletnia dziewczynka, na pozór niegroźna, ale w rzeczywistości niezwykle… denerwująca. Wyprzedziła nawet młodego Pottera, który póki co zachowywał się nienagnanie, co było na swój sposób podejrzane. Jednak Snape nie zamierzał się tym przejmować. Miał ważniejsze rzeczy na głowie.
— Dosyć! — wrzasnął na całą salę, gdy Granger nie przerwała swojego paplania po paru minutach. — Starczy tego. Mówiłem, że macie przepisać te punkty i je przestrzegać. Nie wspomniałem o pozwoleniu na ich ewentualną weryfikację w zależności od sytuacji, w jakiej się znajdziemy, ponieważ zasady dotyczą tylko normalnych momentów lekcji, a nie tych ekstremalnych. — Kończąc wypowiedź, rzucił kilka kolejnych przerażających spojrzeń w stronę Hermiony.
— Ale…
— Chyba wyraziłem się jasno, panno Granger? Zresztą nie życzę sobie, aby ktokolwiek odzywał się na mojej lekcji bez mojego pozwolenia — dodał i w tym momencie zauważył, jak Draco szepcze coś do Pottera, na co ten radośnie się uśmiecha i potwierdza kiwnięciem głowy. Zignorował to jednak, biorąc pod uwagę, że nie może ukarać swoich ślizgonów.
Do końca lekcji panował względny spokój. Co prawda ciszę, raz za razem, przerywały szepty w trzeciej ławce na prawo od tablicy – miejsca Draco i Harry'ego – ale ich rozmowy nie były aż tak uciążliwe jak spojrzenia Granger skierowane w stronę Severusa. Było w nich coś takiego, co samo w sobie niszczyło opanowanie Snape'a.