ALEKSANDER BRÜCKNER
WPŁYWY POLSKIE NA LITWIE I W SŁOWIAŃSZCZYŹNIE WSCHODNIEJ
Nietylko tworzenie i zbogacanie kultury - samo jej szerzenie i celowe w tem pośrednictwo,
podawanie jej pochodni z rąk do rąk, torowanie jej dalszej na wschód drogi stanowi wobec
niej zasługę niezapomnianą. Nie zważa bowiem kultura na różnice narodowe czy
wyznaniowe; obojętne są jej walki polityczne czy gospodarcze; wymija tylko granice
sztuczne, jakie wznosi przemoc ogłupiała, aby nie przepuszczać światła sobie obcego; krzewi
się tem bujniej na każdej ziemi podatnej. Taką ziemią była dla niej dawna Polska, co nietylko
kulturze europejskiej naoścież własne otworzyła wrota, ale sama jej dalszy pochód zwycięski
umożliwiła, znaki jej na dalekim wschodzie wystawiła i całe dla niej kraje odwojowała.
Zadaniem bowiem i zasługą dawnej Polski nie była tylko obrona kultury zachodniej przed
wschodnią, turecką czy tatarską, lecz zdobycie i włączenie olbrzymich obszarów wschodnich
do kultury zachodniej: zadanie i samo przez się nie łatwe, i okolicznościami, czasowemi jak
miejscowemi zarówno, znacznie utrudnione.
Nietylko bowiem na książęciu Wiślan, ale i na samej Polsce mściło się aż po wiek szesnasty,
że się zbyt długo przy pogaństwie opierała, że niemal o półtora wieku później, niż ościenny i
braterski naród morawski, chrześcijaństwo przyjęła zachodnie i przez to samo w obręb
narodów zachodnich raz na zawsze się wtoczyła. Opóźnienie to wycisnęło piętno na dziejach
polskich średniowiecznych: wystarczy je porównać z czeskimi, aby skutki jego uznać, a
przyczyniały się do tego i inne niekorzystne warunki: wycieńczenie Polski w zamieszkach r.
1035, osłabienie dzielnicowe po r. 1135, a w nowy wiek później przechody dziczy
mongolskiej.
Nie sprzyjało i samo położenie geograficzne. Stawała ta dawna Polska całkiem na uboczu,
życie europejskie ocierało się o nią tylko z daleka, omijały ją stale wszelki ruch i wymiana
towarów czy myśli. Wisła jej ani w czasach przedhistorycznych ani w historycznych aż po
sam koniec wieku piętnastego nie odgrywała roli arteryi znaczniejszej, nie mogła
dorównywać Dnieprowi, co nietylko dla wód własnych, ale i dla dziejów dawnej Rusi
najgłębsze wyżłobił koryto. Dawna Polska i odległością i ubóstwem ziemi, nie nęcącej
przychodniów czy przekupniów, leżała niby za nawiasem kultury europejskiej i winna była
pracą usilną wkupić się do jej grona. Na tej pracy zeszły jej wieki średnie, ale już wtedy
objęła ta praca i kręgi dalsze, nie ograniczyła się Polską samą; już Polska piastowska szerzyła,
cicha i szara, kulturę europejską mimo walk ciągłych, nie do bogatszego Pomorza,
korzystającego z położenia nadbrzeżnego, lecz do Prus uboższych i bardziej mimo takiegoż
położenia zacofanych. Zniknęli od wieków ci dawni Prusowie, lecz pozostały po nich głównie
tylko zabytki językowe, spisane w okolicach, jak najdalej od granic polskich odległych, a
mimo to dowodzące najsilniejszych wpływów polskich. Mógł Prus, krzyżowymi wyprawami
polskiemi zaczepiany i rozjuszony w końcu, napastować ziemię chełmińską i przyległe, ale
nie wadziło mu to bynajmniej zapożyczać się od sąsiada w zbroi odzieży, w domu i na polu,
w sądownictwie (Prusowie obrali r. 1249 polskie) i w szczegółach ustrojowych (stanowych i
i.). Niejedno słowo polskie, dziś nam już obce zupełnie, tylko u niego ocalało. I wkraczało to
polszczenie; a więc i europeizowanie Prus na tory wielce zapowiadające i przerwał je
najniepotrzebniej Konrad mazowiecki wezwaniem tego Zakonu, co i Prusów wytępił i Polsce
zniszczeniem zagroził.
Od braci tych Prusów, tj. od Litwy wysokiej i od nizkiej Żmódzi, przedzielała Ruś Polskę i
zagony litewskie tylko wyjątkowo przez nią Polski samej sięgały, a Litwa cała wpływom
ruskim doszczętnie ulegała. Zmierzono się z nią dopiero w w. XIV bezpośrednio na Wołyniu
i Podolu, lecz rychło od walk przyszło do sojuszu, do wcielania Litwy i jej Rusi w obręby
polskie, co najrozmaitsze przybierało kształty, zanim się ostatecznie w Lublinie 1569 r.
ułożyło. Tylko katolicyzm polski oderwał Litwę właściwą, etnograficzną, o którą wyłącznie
rzecz idzie, od Rusi, co ją już całkiem pochłonąć miała i skierował Litwę z torów ruskich, tj.
wschodnich, na polskie, tj. europejskie. Zacofana strasznie Litwa, bo jeszcze w czternastym
wieku pogańska, a więc o cztery wieki za Słowianami spóźniona, mimo walnego zwycięstwa
politycznego, na polu kulturalnem, a co za tem idzie, i narodowem wobec pobitej Rusi
najsromotniejszej doznawała porażki; wciskał się do niej zewsząd żywioł pobity, rozsadzał jej
wiarę, obyczaj i język, narzucał własne tak dalece, że przez samą nazwę: litewski, rozumiano:
ruski, że nawet badacze polscy dziś jeszcze w błąd wprowadzić się dają: czy Roemer, co w
ruskim liście Kisiela i i. z r. 1649 ostatniego litewskiego listu się domyślał; czy Jakubowski,
co pisząc o dawnej narodowości litewskiej zbytnio nazwie samej zawierzał.
Jak Konrad mazowiecki naturalne polszczenie Prus przerwał, tak przerwał w półtora z górą
wieku Jagiełło ruszczenie naturalne Litwy swojej pogańskiej i przerzucił ją odrazu na tory
polskie, bo katolickie, rzymskie. Rozpęd ruski był jednak na Litwie tak silny, że jeszcze przez
cały wiek piętnasty mimo obrządku łacińskiego ruski duch w niej przeważał i całe życie
państwowe w ruskich przejawiało się formach. Ale pod pokrywką ruską zakipiało powoli
życie nie litewskie, lecz polskie w Trokach i Wilnie, na zamkach wielkoksiążęcych i
pańskich, zwycięsko przez kościół wzniecane, przez mieszczan coraz silniej wspierane.
Przegrała więc Litwa stawkę ostatnią i próżno zamarzył ostatni wielki separatysta litewski,
syn godny ojca-patryoty litewskiego, Witowt Kiejstutowic, o samodzielności litewskiej
językowej, coby w końcu i kulturalną sprowadziła. Nie garnęło się bowiem do szeregów
nowego duchowieństwa żadne pokolenie litewskie, pozostawiało Polakom i Niemcom
wypełnianie jego szeregów; nie nęcił go ani zakon nowy, bernardyński, skoro u Bernardynów
wileńskich tylko Polacy (z Komorowskim, ich rocznikarzem, na czele) się sadowili. Miast
żywioł litewski, sielski i tak unikał i w dziejach litewskiego co do nazwy Wilna Litwini sami
najdrobniejszego nie mieli znaczenia. Między ziemiaństwem, czem wyżej co stało, czem
bliżej dworu królewskiego dochodziło, tem stanowczej od języka i obyczaju domowego się
oddzielało; tylko drobniejsze, szczególniej na odległej Żmódzi, nie rzucało trybu i języka
ojcowskiego, a chłopstwo, znowu głównie żmódzkie, nawet wiary pogańskiej dochowywało,
nietylko języka. Język również, mimowoli, za pogański uchodził; bo się silniej splatał tylko z
praktykami najpospolitszymi, zabobonami wiejskimi, bo nigdy w nim nie kuszono się o
wyrażenie najprostszej myśli, bo wykluczono go z pisma, prawa, życia publicznego; bo
miejsce jego zajął w tem życiu i w jego kronikach, dyplomach, aktach ruski; bo tylko po
rusku opłakiwano śmierć i wychwalano zasługi Witowtowe na piśmie.
Tę wszechwładzę ruską podkopały odrazu wpływy polskie. Zaczęły na Litwę oddziaływać już
w wieku XV, przez Kościół i dwór Jagełłowiców; już pierwszy Jagełłowic nie umiał wcale po
litewsku, tem mniej późniejsi. I nie było Litwy rodowitej, t. j. nie z imienia tylko, w otoczeniu
królewskiem i wyjątkowo tylko zjawiała się w biskupiem, czy w Wilnie czy w Miednikach.
Powtarzał dalej tylko chłop litewski, a raczej żmódzki swoje ne suprantu, nie rozumiem, co
tak jeszcze Kondratowicza raziło w wędrówkach żmódzkich, ale to ne suprantu nie miało już
żadnego przystępu do dworów i grodów. Chodkiewicze i Radziwiłowie, Ostrogscy i
Gasztowty, Keżgajłowie i Sanguszkowie należeli do różnej narodowości, jedni Białorusini,
drudzy Litwini. lecz mówili jednym językiem, najpierw ruskim, a od XVI wieku polskim. I
nie różni się niczem ich świetna polszczyzna od mowy rodowitych Polaków, chyba że
przymięszają czasem słówko ruskie (starynny np.) lub przysłowie (np. pane Mykołaju,
soroczki ne maju), ależ to samo i Zygmuntowi Augustowi się przydarzało. W Wilnie już na
początku XVI wieku jedyna o burtowaniu, t. j. czarowaniu wzmianka przypomina, żeśmy na
Litwie; natomiast zawsze jeszcze żywioł ruski znacząco występuje. Szlachta litewska
rozmawia i pisze do siebie, do urzędu, do grodu tylko po »litewsku«, t. j. po rusku i każe na
jeńców litewskich ostro Groźny baczyć, żeby się w tym języku, t. j. po rusku, nie
porozumiewali między sobą, ale to już ostatki ruszczyzny litewskiej.
Wciska się coraz wszechwładniej źywioł polski i niebawem całą opanował Litwę, dwory i
miasta, szkoły i sądy, kościół i wojsko. Mogła więc Litwa wyodrębniać się i nadal
politycznie, państwowo, własnym skarbem. wojskiem, urzędem, duchowieństwem, ale
narodowościowo zlewało się z polszczyzną wszystko, co kurną przerastało chatę. I już w
XVII wieku pokrywał jednolity pokost kultury staroszlacheckiej całą tę Litwę i Żmódź. Już w
Krożach i Wilnie Jezuita tylko chłopa wprowadzał na scenę śmieszną, kaleczącego wymową
swoją pańską i miejską i kościelną polszczyznę; poza chłopem wszystko co żyło, mówiło i
pisało, myślało i czuło po polsku. Ustąpiła w końcu ruszczyzna z zapisek domowych i
urzędowych, z ksiąg grodzkich, z kronik i książek - zalała wszystko polszczyzna, chociaż nie
wyzbywała się wszelakich cech ruskich, w słownictwie przeważnie. Jednolita w istocie
polszczyzna panowała w mowie (mimo śpiewnego przeciągania litewskiego), i w piśmie
(mimo przestróg dla młodzieży litewskiej co do form niepoprawnych), a taka sama w
obyczajach, wierze, życiu prywatnem czy publicznem. Rozdzielone politycznie obszary
jednoczyła oświata najściślej, co chyba na Litwie mniej jaskrawych, mniej świetnych (z
wyjątkami u Radziwiłów czy Paców) barw i kształtów sobie dobierała; na liczbę więcej, niż
na jakość, ustępywała Litwa Koronie. W ośmnastym wieku i pod tym względem
dotrzymywała już bardziej kroku Polsce i odwdzięczała się niby starszej swej siostrze,
wspierając jej szeregi spółpracownikami, co już tylko nazwiskiem, np. Naruszewicz, Jundziłł
i i., pierwotną wskazywali odrębność narodową, nie mówiąc o takich Radziwiłach np., co
Rybeńką czy Panem Kochankiem, czapką, papką i solą zdobywali popularność niezmierną,
nawet poza granicami litewskimi.
Odrębność swą litewską tylko Kościół jeszcze na Litwie piastował, czego samo pasterstwo
duszne po nim się domagało, w czem różnowiercy przykład godny naśladowania podali. W
ten to sposób powstały pierwsze piśmiennictwa litewskiego najskromniejsze początki, ściśle
na polskich wzorowane, przekłady postyl Rejowej i Wujkowej, katechizmów i pieśni
kościelnych, formułek agendowych i lekcyi ewangelicznych; ale po wiekach dopiero miały
się te zadatki jakiejś literatury, podtrzymującej najwalniej wszelką kulturę własną, rozwinąć
bujniej i szerzej.
Stanęła teraz cała Litwa w blasku wyłącznej kultury polskiej. Wilno, gdzie niegdyś »szpek
augsburski« ulice całe zajmywał, a spory o unię czerńców i popów roznamiętniały i się za
miasto wylewały, tak się polszczyzną czy w języku, czy w charakterze i treści całego życia
miejskiego przejęło, że Warszawie niczem nie ustępywało, szczególnie gdy ostatnie pewnej
odrębności ślady, kazania litewskie, dla braku słuchaczy Jezuici znieśli.
Wolneż były kpiny lekkie ze wszystkiego, co litewskie, od boćwiny począwszy i chodaków
aż do akademii smorgońskiej, kpiny między sąsiadami różnych prowincyi zawsze i wszędzie
obiegające, ale charakteru szczeropolskiego całej nad ubogie chłopstwo wyniesionej Litwy w
niczem to nie naruszało.
Tak więc wysunęła się dzięki Polsce placówka litewska jako polskie środowisko kultury
europejskiej nad Niemen i Dźwinę, tu łącząc się z taką samą kulturą niemiecką, dzięki
Zakonowi i kolonizacyi niemieckiej; tak opanowano Bałtyk ze wschodnich i południowych
wybrzeży, nie dopuszczając prawosławia nad morze, odmawiając miejsca bizantynizmowi i
tatarszczyźnie, z katolicyzmu tworząc tamę, poza którą nie sięgała już dalej ruszczyzna; tak
odwojowano Niemen i Dźwinę Europie. Litwa sama, u spodu, zachowała odrębną swą
narodowość, niemą narazie, przytłoczoną zupełnie warstwami wyższemi, co się odrębnej
narodowości wyzbyły, polską przejęły.
Ale w skład państwowy litewski wchodziły plemiona ruskie, górujące znacznie liczbą nad
litewskimi, zasłaniające je sobą. Z Rusią nie spotykała się jednak Polska na Litwie dopiero po
raz pierwszy; znała ją już dawniej i bliżej. Graniczyła z nią bowiem bezpośrednio na całym
wschodzie, a wobec braku jakichkolwiek przegród przyrodzonych zczepiały się oba narody,
przenikały wzajemnie i przesuwały nieraz granice. Przeważała Ruś wobec niespawy polskiej
w XII i XIII wieku, dotkliwe od niej ponosiła uszczerby Polska i dopiero od Kazimierza W.
na tronie polskim, a zupełnego bezrządu ruskiego, odwróciła się karta stanowczo na jej
korzyść. Od Rusi Wielkiej czy Białej, później Moskiewską przezwanej, odgradzała Polskę
Ruś Mała, drobnych ziemic rozmaitych; na nie to wkroczyła Polska Kazimierzowa, zdobyła
Czerwoną (raczej Czerwienną od Czerwieńska nazwaną) i sięgała na Wołyń i Podole,
rozprawiając się o nie orężnie z Litwą. Stosunek między Polską a Rusią różnił się jednak
doszczętnie od stosunków polsko-litewskich. Ruś, inaczej niż Litwa, miała kulturę własną,
wschodnią, bizantyńską, wrogą Rzymowi, wiekami uświęconą; przy wiązana do wiary,
języka, obyczaju, o żadnych ustępstwach ani marzyła. Opór jej stanowczy w zasadzie, w
praktyce życiowej łamały fakty; zbliżenie ku panującym warstwom, ku nowym porządkom,
musiało w końcu ten opór jeśli nie złamać, to złagodzić.
I tu, jak później na Litwie, wstąpiły najpierw warstwy wyższe na drogę ustępstw,
porozumienia i zbliżenia wzajemnego; zrównane z szlachtą polską, z jej prawem, gęsto się z
nią łącząc węzłami pokrewieństwa, przebywając na dworach, zapoznawała się Ruś
oświeceńsza coraz ściślej z kulturą polską i własną powoli rzucała; trzymając się na uboczu
co do polityki i wyznania, wciągała się powoli do kultury zachodniej, aż w ciągu XVI i XVII
wieku masowo się na jej stronę przerzuciła, własne wyznanie i język wymieniwszy na
katolickie i polski; rozbicie Rusi, przyłączenie Podlasia, Wołynia, Kijowszczyzny do Korony
z jej Rusią Czerwoną, przyspieszyło chyba ten rozwój. Zgadza się on co do szczegółów nieraz
z litewskim, tarcia było tutaj na Rusi jednak znacznie więcej, gdyż różnice wyznaniowe
objawiały się silnie, oddziaływając nietylko na warstwy chłopstwa, mieszczaństwa, niższego
duchowieństwa, ślepo przywiązanych do starego »błahoczestja« swego, nie chcących nic ani
słyszeć o katolicyzmie i Rzymie. Zamysł unii, fatalnie powzięty, a o wiele fatalniej, bo
nieudolnie przeprowadzany, popsuł jeszcze bardziej, co już z góry się źle zapowiadało. Inny
był też wynik ostateczny, niż na Litwie; tylko wyższe warstwy szlacheckie polszczały,
Czartoryscy, Sanguszkowie, Wiszniowieccy i t. d.; niższa szlachta, kijowska, wołyńska,
czerwonoruska nawet, o wiele dłużej przy błahoczestju się opierała, w jego imieniu z
Chmielnickim i kozactwem tysiącami się łączyła i z nimi ginęła, tak że właśnie wojny
kozackie najwięcej jej szeregi opustoszyły. »Ruina« była nietylko ruiną Ukrainy, ale i
szlachty ruskiej, tj. prawosławnej, co po Ruinie jakby zniknęła. Mieszczaństwo natomiast,
duchowieństwo niższe, chłopstwo wytrwało przy prawosławiu, którego najdzielniejszymi
teologami Kozacy się okazali, argumentując od nahaja i samopała; albo przypisywano je
gwałtem do unii nieszczęsnej, co z pomostu, łączącego wedle fantazyi rzymskiej Zachód ze
Wschodem, w walną przeszkodę wszelkiego porozumienia urosła, dziś jeszcze. w stosunkach
polsko-ruskich fałszywym zgrzytem się odzywa, potępiana już w wieku siedmnastym przez
nieuprzedzonych a światłych działaczy, jak Krzysztof Opaleński (bo innego jej przeciwnika,
Szczęsnego Herburta, jako wroga króla i Jezuitów, trudniej może do nieuprzedzonych
zaliczyć).
Inaczej więc, niż na Litwie, bo nie sięgał ani głęboko, ani szeroko pokost kultury polskiej na
Rusi, niklejszy, czem dalej na wschód się posuniemy; niekulturalna zupełnie Litwa a Ruś
bizantyńska, o kulturze własnej, opartej na wierze i dlatego tem ściślej strzeżonej, silnie się od
siebie odcinają. Ale mimo tych wrogich stosunków, mimo strasznej nienawiści, jaką unia,
mięso lackie na ruskiej kości, wytworzyła, szerzył się nawet w samej kozaczyźnie
zadnieprskiej, t. j. w jej starszyźnie, stanowy duch polski, nie moskiewski; krążyła w niej
książka szczeropolska, np. »Wojna Domowa« Samuela Twardowskiego i badając ją bliżej,
poczuwamy się niby na gruncie polskim. Cóż dopiero w stronach, nie oderwanych od Polski
Ruiną, więc wydanych prozelityzmowi wszelkiego rodzaju. Ale i tutaj, z wyjątkiem owej
poronionej unii nieszczęsnej, nie było żadnego gwałtu, ucisku, odbywał się proces
polszczenia i europeizowania samorzutnie, chociaż popierany silnie przez latyfundia
magnackie polskie, Potockich, Lubomirskich i i., przez przesiedlanie się szlachty, a nawet
chłopstwa z piasków mało i wielkopolskich do ziemi mlekiem i miodem płynącej, przyczem
chłopstwo polskie powoli w ruskie wsiąkało. I nabrała Ruś koronna - a to samo dotyczyło i
Rusi litewskiej, Białej i Czarnej, mińskiej, nowogródzkiej, pińskiej - ducha polskiego,
europejskiego, przeciwnego moskiewskiemu, bizantyńsko-tatarskiemu, niekulturalnemu,
wrogiemu myśli, samodzielności, badaniu, nauce i sztuce.
Tak więc nie ustawała kultura polska, europejska, w pochodzie zwycięskim. Już w XV wieku
zaczynał Rusin zaspokajać głód duchowy u źródeł polskich: nie zważając na różnice
wyznaniowe, na dogmaty przeciwne, tłumaczył sobie pisma budujące polskie, a za nimi w
końcu i wcale niebudujące, na język własny. Zachowując język i pismo ruskie, pstrzył je
przymieszkami polskiemi; wcześnie i rychło spotykamy się z coraz liczniejszymi
polonizmami w języku urzędowym białoruskim (»litewskim«) już w wieku XV; później
przybiera to zjawisko rozmiary wręcz potworne; tekst bywa ruski, bo formy i litery ruskie, ale
myśl i wysłowienie są polskie; polszczyzna-to pod zewnętrzną, narzuconą szatą ruską, co do
ducha, treści, stylu, formy.
Niedokształcenie ruskie ustępywało powoli wykształceniu polskiemu, znienawidzonej łacinie,
wzorom jezuickim. Powstawały tak po raz pierwszy na Rusi szkoły na wzór zachodnich,
mimo protestu takich fanatyków, jak Jan Wiszeński, przeznaczone dla warstw niższych
miejskie szkoły bractw rozmaitych; a i te bractwa same, co tak znaczącą odegrały rolę w
walkach wyznaniowych, naśladowała Ruś u bractw katolickich, tylko rozszerzyła ich środki i
zakres działania. W końcu urosła taka szkoła bracka w kolegium, na wzorze jezuickim oparte,
Mohiły kijowskie, co w dziejach oświaty ruskiej złotemi zapisało się głoskami. Jeszcze
rychlej ustępywał tryb staroruski w życiu, ubiorach, pożywieniu itd., o czem świadczy owa
niby ostatnia mowa ruska na sejmach polskich, przypisana kasztelanowi smoleńskiemu
Mieleszce, w istocie pismo podrzucone, satyra, ale co do szczegółów autentyczne zupełnie.
Mimo wszelkiego oporu wciąga się powoli Ruś prawosławna, a tem bardziej unicka, w
umysłowość polską, naśladuje ją i dochodzi w końcu. do tego, że nawet duchowny ruski, nie
mówiąc o świeckich, z trudem niejakim zaczyna czytać w swej cyrylicy i drukują mu dla
dogodności obok tekstu ruskiego ten sam czcionkami łacińskiemi. Nazwiska ruskie kryją
działaczy polskich; Bohomolec, Kołłątaj i i. są tego najwymowniejszymi świadkami. I zbiła
się Ruś szlachecka z takąż polską w grono nierozerwalne i zapomniała nieraz ta Ruś
najzupełniej o odrębności narodowej, wyparłaby się jej, gdyby ją o nią posądzono.
Takim-to sposobem przesuwała się kultura polska, zachodnia, dzięki warstwom panującym,
aż poza Dniepr, przynajmniej do połowy wieku XVII, a nawet gdy w nawale kozackiej
przypłaciła Polska unię utratą lewobrzeżnej Ukrainy, nie runęła ta kultura bezpowrotnie i bez
śladu i nie zaginęły w umysłowości małoruskiej, choćby kijowskiej, nasiona ogłady
europejskiej, wydzielające ją od moskiewskiej. Nie wyczerpano dotąd bynajmniej w pracach
naukowych owych śladów i wpływów polskich w małoruszczyźnie; język małoruski do
dzisiaj obfituje w mierze nadzwyczajnej w jawne i ukryte (bo na ład małoruski
przedzierzgnięte) polonizmy, chociaż wyzbył się owej wyżej wspomnianej pstrocizny
dawniejszej; równie liczne i znaczące są ślady w literaturze samej. A więc wszelkie
intermedia po dawnych dramatach szkolnych, urosły, jak dramaty same, na niwie polskiej,
przesadzone z niej na ruską; ale całkiem niesłusznie wliczają Małorusini do swojej literatury
takież intermedia, pisane przez Polaków, np. Polaka Gawatowica, Lwowianina; intermedia z
r. 1618, wsunięte do tragedyi polskiej o św. Janie Chrzcicielu. I liryka małoruska, nawet
dzisiejszej pieśni ludowej, a cóż dopiero dawniejsza »książkowa«, sentymentalna, z
naleciałościami mitologicznemi w guście siedmnastego wieku, przypomina polską. I również
niesłusznie włączyli Rusini do literatury własnej świetną baladę o dziewczynie-Kalinie, przez
kozaka uprowadzonej, napisaną przez Polaka, czego choćby forma zwrotki, najbardziej
wyszukana; dowodzi. O innych działach niema co i wspominać; pisarze ruscy, uczony
Galatowski, mniej uczony a jako poeta najfatalniejszy rymokleta Łazarz Baranowicz i i., nie
mówiąc o takich jak Kosów i i., piszą w obu językach i kulturze czy nauce polskiej hołdują
zupełnie. Niema natomiast u nas wpływów ruskich, szukać je chyba w tem, że pisarze z stron
litewskich i małoruskich, Jagodyński, Klonowic, Zimorowic i i. ruskie słowa dla
uwidocznienia kolorytu miejscowego albo i bez tego celu wstawiają; że liryka erotyczna
owych pieśni, tańców i padwanów chętnie, dla odmiany samej, tok i słowa ruskiej pieśni
ludowej naśladuje.
Oddziaływaniu temu polskiej umysłowości otwarły się nawet granice moskiewskie, nieufnie a
zazdrośnie przeciw wszystkiemu, co obce, strzeżone. Wprawdzie szalony krok Dymitra, co
odrazu kulturę polską nawet z maszkarami, muzyką i cielęcina (nie spożywaną przez
Moskwę), nie mówiąc o Jezuitach i nauce, Moskwie narzucał, był przedwczesny; wywołał
tylko reakcyę narodową, fanatyczną, czarnosecinną, ale gdy się burze uległy, zaczęła się
kultura europejska i do Moskwy sączyć. Materyalna wprawdzie szła drogą inną: wprost z
Anglii i z Holandyi, z Francyi, a szczególniej z Niemiec trafiała do słobody moskiewskiej,
lecz umysłowa z Polski na Litwę i Małą Ruś do samej Moskwy, na dwór carski i patryarszy
docierała. Tak powstała np. liczna, różnorodna literatura XVII w. moskiewska z tłumaczeń
polskich. Zaczęła się ta literatura tłumaczeniowa na ziemiach litewskich i ruskich już z
końcem XV wieku, wzmogła nieco w XVI, gdy np. Zygmunt August kronikę Bielskiego na
ruskie wyłożyć kazał, ale nie tu było jej miejsce właściwe. Zbyt dobrze umiano, rozumiano,
czytano tu po polsku, aby okazywała się potrzeba tłumaczeń, natomiast dla Moskwy
tłumaczenia z polskiego były niezbędne, więc głównie od połowy XVII w. wylały do niej
szerokim strumieniem. Tłumaczono, aż daleko we dnie Piotra Wielkiego, wszelakie nowości
czy starzyznę, powieści ludowe, kroniki, zielniki, ascetica najrozmaitsze, kazania, modlitwy
itd. Nie przeznaczano jednak tych tłumaczeń dla nieistniejącej wcale publiczności jakiejś, nie
przeznaczano ich do druku, gdyż jedyna na dworze patryarszym drukarnia moskiewska
tłoczyła wyłącznie księgi cerkiewne; przeznaczano je dla miłośników na dworze carskim, dla
carów, Zofii, ks. Golicyna i różnych wielmożów, a dopiero od tych kół uprzywilejowanych
dostawały się odpisy do szerszych, tem liczniejsze, czem bardziej odpowiadały smakowi
moskiewskiemu. Więc takiego Poncyana czyli »Historyi o siedmiu mędrcach« z jej
potępianiem i obroną czci niewieściej rozeszły się setki odpisów, gdy innych tylko kilka.
»Postępek prawa czartowskiego«, w oryginale polskim w jedynym uszkodzonym
egzemplarzu dochowany, powtarza się tłumaczony w dziesięciu, co naszych dni doszły; więc
musiało ich być niegdyś znacznie więcej. Nasz średniowieczny jeszcze Polikarp, czyli
»dyalog o śmierci«, istnieje bez końca, w jedynym odpisie; wyłożono (jeszcze może na
ziemiach koronnych?) te wiersze prozą, ale w nadzwyczajnem skróceniu, opuszczając właśnie
to, co nas w tym wierszu napoły satyrycznym bawi, tj. wszelkie jego szczegóły życiowe, rysy
obyczajowe, zatrzymując tylko główny tok myśli ascetycznej. Tłumaczenia te bywają
dosłowne, pomijając często co trudniejsze, czegoby w Moskwie nie rozumiano, nie dbając
nigdy o jasnoś:, tak, że ich nieraz zupełnie nie pojmujemy, np. takie »o dobronrawii«, t. j,
etyka Żabczyca okazywa się bez tekstu polskiego zupełnie niezrozumiałą; już jego
»Czwartakowi« lepiej się powiodło. Cały zasób tłumaczeń moskiewskich i z innych języków
opracował akademik Sobolewskij, nie zaznaczając jednak, że lwia jego część na polszczyznę
przypada. Znajdziemy tu i Starowolskiego »Opisanie dworu carogrodzkiego. i jezuity
Drekseliusza. Ascetyki alegoryczne« i Facecye polskie, pomnożone o parę nie istniejących w
drukach polskich i »Meluzynę«, »Magielonę«, »Otona«, i »Historye rzymskie« (skrócone
nieco, w licznych bardzo odpisach dla ich moralizacyi szerzone), Bielskiego »Kronikę
Świata«, Stryjkowskiego litewską itd. itd.
Pierwsze, arcyskromne zaczątki literatury moskiewskiej spółczesnej wzorowały się ściśle na
polskiej. Taki Szymon Połocki, niby nadworny poeta carski, polszczyznę tylko naśladował,
czyto tłumacząc psałterz, z wyraźnym celem; aby polski Kochanowskiego przekład, nęcący
słodkim językiem grubą: Moskwę, jej zastąpić własnym, czy pisząc inne wiersze, misterium
itp. Od wierszy się uchylano, nie znała ich bowiem wcale literatura staroruska, ale w końcu
przemogła chętka ku nim, co były taką ozdobą i takim w Polsce cieszyły się powodzeniem i
zaczęto jeszcze w Rusi Polskiej wierszami herbowymi (na cześć Ostroskich książąt) i
kalendarzowymi (Rymsza) u schyłku XVI w., coraz liczniejszymi i obszerniejszymi w
Kijowie samym. Wiersze jednak polskie naśladowano zupełnie mechanicznie, nawet ich
budowę metryczną, t. z. nie zważając wcale na wolność akcentu ruskiego, zadowalano się
wierszem sylabicznym, licząc tylko zgłoski i wiążąc je rymami słabymi, gramatycznymi
przeważnie. Jeszcze pierwszy świecki poeta rosyjski, Wołoch z pochodzenia, książę
Kantemir, satyry swoje po śmierci Piotra Wielkiego wystukiwał owym drewnianym
wierszem, rzeżącym ucho nielitościwie; dopiero Niemiec, pastor luterski, przekładał pieśni
luterskie na harmoniczniejszy, wolny wiersz rosyjski, zgodny z akcentem, nietylko z liczbą
zgłosek, a za nim Trediakowskij i Łomonosow wyrugowali doszczętnie ten wiersz potworny.
Trafiała jednak książka polska i wprost do Moskwy, bez pośrednictwa tłumaczeń
niezdarnych; spotykamy się z licznemi w bibliotekach ks. Golicyna, Medwiediewa i i. i do
dzisiaj dochowały się, nieraz nawet nadzwyczajne rzadkości, w byłej bibliotece typografii
patryarszej. Ale wpływy polskie sięgały głębiej: na dworze carskim za Aleksieja, a jeszcze
bardziej za syna jego najstarszego i córki najstarszej wlewał się obfitym korytem wpływ ten
w ubiorach i w całem postępywaniu. Nęciła obyczajowość polska wobec sprosności na poły
azyatyckiej moskiewskiej i do dzisiaj zachowały się ślady tych stosunków w licznych
polonizmach języka rosyjskiego, w słowach jego kulturalnych. Nikt ich dotąd. nie zebrał ani
opracował umiejętnie; są liczne a ciekawe, od wyrobów rozmaitych aż do pojęć etycznych,
stare i nowe (coraz rzadsze), ogólne, powszechnie używane i raczej miejscowe,
charakterystyczne dla stosunków polskich, np obchodzić się z kim »za pani brata«, pania,
panskie i panstwo i i. Tu należą liczne wyrazy wojskowe i państwowe, np. chorunżij, puszka
(działo; tiurma (sami o dawnej turmie naszej, niemieckiej z domu, zapomnieliśmy), zamok,
szerenga (wedle wymowy litewskiej, zamiast naszego szeregu), ratusza, mieszczanin,
mieszczanskij i i, a w języku dawnym była tego o wiele więcej: szlachockij, korunnyj itp.;
obfituje w nie język Piotra W. i spółczesnych. Dalej spina (krzyże) i łuna (miesiąc) z łaciny
od nas do nich przeszły; inne nazwy liczne a rozmaite, wszystkie »kulturalne« t. j. związane z
polerowniejszem życiem, począwszy od pokojów i komnat, a skończywszy na bułkach, nie
rzadkie i w rzemiosłach u »stolarzy« i »slesarzy«, szczególniej częste w nazwach roślinnych,
żywcem przejmowanych. Lecz niesposób dłużej się tutaj nad tym ciekawym ustępem dziejów
polsko-moskiewskich zatrzymywać; nawet »pozwolte«, tak częste w rozmowie potocznej, tu
należy, albo »probowat’«, smak itd.; czasem znaczenie rosyjskie od naszego już znaczniej
odbiegło, np. ich wenziel z naszego węzła tylko do podpisów się odnosi, albo ich bumaga
»gerbowaja« itp. Bez porównania rzadszy i niemal wyłącznie z czasów nowszych za
granicami politycznymi idący jest stosunek odwrotny, tj. naszych słów zapożyczenie z
rosyjskiego.
Szczególniej po śmierci cara Aleksieja, za panowania syna najstarszego i za regencyi Zofii,
zdawało się, że wejdzie Moskwa najzupełniej na tory kultury polskiej. Nauka, co szła z
Kijowa, była w istocie polsko-jezuicka; urządzenia państwowe polskie, szczególniej
uprzywilejowanie szlachty, bardzo się kołom rosyjskim podobały i myśli o »rzeczypospolitej
nie były obce dygnitarzom, co się nawet o jej do Moskwy wprowadzenie choć raz pokusili; o
szczegółach w wojskowości, życiu itp. właśnie wspominaliśniy. Otóż całe znaczenie reformy
Piotra Wielkiego polegało właśnie na tem, że on przerwał ten tok niby przyrodzony, to
szerzenie się żywiołu polskiego na ziemi moskiewskiej; że dla swego państwa rosyjskiego
obrał on tory inne, ponad głowy polskie sięgnął wprost do zachodu, do Niemiec i Holandyi,
do Francyi i Włoch, że pchnął więc państwo i społeczeństwo, niechętnie to przyjmujące, na
tory obce zupełnie dawnej Moskwie, z nadludzkim woli wysiłkiem; że powolniejszy postęp
polszczenia zastąpił gwałtownym, pospiesznym, zachodnim. Tak więc za niego dopiero i
wyłącznym jego początkiem odmieniła nawa kultury rosyjskiej bieg swój dotychczasowy, ku
Polsce stanowczo zwrócony.
Oto są wymowne przykłady tego stosunku dawnej kultury polskiej do europejskiej. Ona nie
zadowala się prostym tejże przejmowaniem, czy naśladowaniem niewolniczem; przebiera w
niej; odrzuca co jej niedogodne, nieodpowiednie, co się z własnym nie znosi trybem -
wystarczy przypomnieć, jak się odniósł Dworzanin Górnickiego do Dworzanina Castiglione,
a co w r. 1566 popłacało, nawet w 1766 na znaczeniu wcale nie straciło. Ale i na tem nie
koniec; kultura zachodnia w -zabarwieniu polskiem przechodzi granice nawet polityczne,
wciska się do głębokiej Rusi moskiewskiej, przenika częściowo na Wołoszczyznę, odzywa się
u Węgrów i Niemców śląskich i pruskich (książęcych), w Wrocławiu i Królewcu. Tych
śladów, ponieważ są luźne, przeważnie literackie (np. znaczenie Kochanowskiego u Węgrów
i Niemców, u tych w wieku XVII) nie myślimy osobno wyłuszczać. Co zaś najciekawsze,
nawet upadająca państwowo, politycznie, Polska narzucała obcym swą kulturę, stawała się
dla nich wzorem, nawet Polska wojen kozackich i traktatów buczackich. Więc nie wymknęła
się Moskwa Piotrowa, teraz już imperium rosyjskie raczej, z pod wpływów polskich dlatego,
że przewaga państwowa Polski zmalała do zera, lecz dlatego, że sam poziom kultury polskiej
głęboko się osunął, że powtórzyło się, co zaszło niegdyś w średniowieczu: dopędzanie
Europy, wyprzedzającej znowu Polskę rychłymi krokami. Bo Polska XVII wieku, a jeszcze
bardziej czasów saskich żyła tylko z kapitału, nagromadzonego w średniowieczu i w wieku
XVI; bo tłumy szlacheckie, jedyne, co naród stanowiły, zasklepiły się w obrębie napoły
strupieszałych poglądów, oganiały się trwożliwie, niechętnie, nowym nieznajomym myślom i
działaniu, bo zacofane wierzyły ślepo w zbawczość jedyną owego »moribus antiquis«.
Przejrzał to ruchliwy umysł Piotrowy i innych dla nowego państwa poszukał wzorów.
Nowe dopędzanie Europy odgrywało się jednak za Stanisława Augusta w nieskończenie
dogodniejszych warunkach, niż wtedy w owym dziesiątym i jedenastym wieku. Sam podkład
postępu był rzucony raz na zawsze, pozostawało tylko na nim dalej pracować; jednostki żyły
życiem europejskiem, należało tylko rozszerzyć ich koło, naród szlachecki i wyższe
mieszczaństwa warstwy w nie wprowadzać. Dokonał tego wiek oświecony, ożywił
obumierającą literaturę, zwracając ją ku światłu; uwolnił ducha od przygniatających go
przesądów; otworzył szkołę, nie łacińską, wyłącznie formalną, lecz narodową, bardziej
treściwą; stworzył warunki dla podniesienia kunsztów i rękodzieł, przemysłu i handlu, wojsko
nawet. już nie obcego, lecz narodowego autoramentu uformował. Łatwość, z jaką tych
przekształceń, sięgających głęboko, dokonano, dowodziła najlepiej, jak dobrze ziemia pod
nowe zasiewy była urobiona i jak należało tylko zerwać zmurszałe szranki, aby wyjść śmiało
w świat nowy.
Tekst "Wpływy polskie na Litwie i w Słowiańszczyźnie wschodniej" pochodzi z
publikacji "Polska w kulturze powszechnej", Kraków 1918 r., ss 153-166