Wreszcie jeszcze jedno zagadnienie z dziedziny teorii wartości. Mianowicie zagadnienie, w jaki właściwie sposób istnieją – jeżeli w ogóle istnieją – wartości moralne i inne wartości. Państwo zapewne wiedzą, że gdy te zagadnienia wartości pojawiły się na terenie greckim i jakoś bliżej zaczęły ludzi zajmować, to pojawiła się teoria, że wartości są właściwie ideami w znaczeniu platońskim, albo jeszcze inaczej: że idee są wartościami, a wartości – ideami. Dobro jest ideą platońską, czymś nie w tym świecie zmiennych rzeczy jednostkowych pomiędzy bytem a niebytem, lecz właśnie w świecie poza czasem się znajdujących, jakichś niezmiennych istności. To zaś, co tutaj w tym świecie zachodzi, to są tylko jakby oddźwięki, próby jakichś partycypacji w tym, co pozaczasowe, wieczne i doskonałe w sobie (w tym idealnym bycie doskonałość się jakoś, jeżeli tak wolno powiedzieć, „realizuje”). Nie tylko Platon miał takie koncepty, bo takie same pomysły mieli ludzie znacznie później. W wieku XX także byli tacy, którzy twierdzili, że wartości moralne, ale nie tylko moralne, są przedmiotami idealnymi. Na tym stanowisku stał Max Scheler, jeden z fenomenologów. Można by w związku z tym powiedzieć: jeżeli wartości są tylko przedmiotami idealnymi, a tu w tym świecie ich nie ma, to nic nam z tego, możemy się o to wcale nie troszczyć. Ten świat realnych rzeczy, zdarzeń i procesów byłby w takim razie bezwartościowy. Cokolwiek byśmy tu robili, dobrze czy źle, nie miałoby to żadnego znaczenia. Nie wolno by nas ani – że tak powiem – powiesić, ani dać nam za to nagrody. Tutaj bowiem w ogóle nie może być nic takiego jak wartości, ponieważ one znajdują, się tylko gdzieś w świecie idej. Całe zagadnienie wartości ma dla nas tylko wówczas sens, jeżeli jest coś takiego, co tu, w tym oto świecie występuje. Czy zaś tam, w świecie idej jeszcze istnieje, czy też nie, mniejsza o to; może tego nie ma, ale to nie odgrywa roli. Dla nas życiową rolę odgrywa tylko wówczas, gdy możemy tutaj, w tym świecie, zmiennym, realnym, wytwarzać przedmioty, które posiadają wartość, albo niszczyć przedmioty, które z jakiegoś punktu widzenia są złe, paskudne, obrzydliwe, szpetne itd. Zawsze bowiem jakoś wchodzą w grę tylko te pozycje i negacje, wartości pozytywne i negatywne. Ktoś może powiedzieć: No dobrze, ale to, co jest – że tak powiem – naturą, przyrodą – niekoniecznie w sensie tego, co jest materialne, a więc chmur atomów, czy też stołków itd., ale także w sensie tego, co jest „przyrodą” w dziedzinie człowieka, jego psychiki, jego sposobów zachowania się, jego myśli itd. – to, co jest faktem „przyrodzonym”, zawsze jest z natury rzeczy pozbawione wartości. Nie ma tutaj żadnych różnic pomiędzy dobrem i złem, po prostu tak jest. Czy dobro może być realne, i to tak realne jak ten stół i ja jako istota cielesno-duszna? Czy dobro pewnego zachowania się miałoby być tego samego typu w swoim istnieniu, co samo zachowanie się? Zachowanie się jest procesem realnym, rozgrywającym się na podłożu jakichś psychofizycznych czy fizycznych przedmiotów, ale – powie się – żeby miało ono jakieś cechy całkiem nowe, jakieś znamiona dobra i zła, to tego przecież nie znajduje w tym świecie realnym żaden fizyk ani chemik, ani biolog. Znajduje po prostu tak a tak zbudowane komórki, takie chmury komórek, które się zmieniają, wytwarzają jakieś specjalne narządy itd. Takie są fakty. Jak więc w tym procesie można za pomocą lupy czy jakichś innych obserwacji znaleźć to, co dobre lub złe, piękne, szpetne?
Ja nie wiem w tej chwili, jak jest. Nie chcę tutaj nic twierdzić, ale jest to dla mnie wielkie zagadnienie, które chciałbym jakoś Państwu narzucić, aby Państwo poczuli, że istnieje tutaj istotne, ważne pytanie. Przecież z pewnego punktu widzenia istotnie wydaje mi się prawdą, że jeżeli w tym oto naszym świecie w jakiś sposób nie pojawią się wartości, to kwestie wartości, etyki, estetyki, norm moralnych czy prawnych nie mają dla nas najmniejszego znaczenia. Powiedzmy, że jest to obojętne, lepiej się tym wcale nie zajmować i np. budować mosty. Ale mosty budujemy tylko dlatego, że to ludziom przynosi jakąś wartość – ekonomiczną czy jakąś inną. Więc jakąś postać, jakąś odmianę realności wartości chcielibyśmy, że tak powiem, uznać, jakoś zależy nam na tym, żeby wartościom móc przypisać sposób istnienia w tym świecie. Jaki sposób istnienia – to bardzo trudne pytanie. Są tacy, którzy mają na nie łatwą odpowiedź: Wartości nie ma w świecie, natomiast my mamy takie urojenia, iż się nam wydaje, że są. Wartości są naszymi fikcjami, które sobie wytwarzamy, żeby było nam przyjemniej. A jeżeli przyjemności nam nie dają, to się tym nie zajmujemy. Tak się sami łudzimy po to, aby nam i naszym przyjaciołom się wydawało, że coś takiego jest na świecie, żebyśmy mieli o co się między sobą kłócić, walki, wojny prowadzić, żebyśmy mogli tłumaczyć, dlaczego się nawzajem mordujemy, albo też – przeciwnie – dlaczego ofiarowujemy nasze życie dla życia innego. Jest to zespół fikcji, w których się człowiek obraca. Bardzo znane jest przecież stanowisko, że nie ma piękna, jest tylko podobanie się; nie ma dobra – jest tylko uznawanie, są tylko oceny. To jest postać sceptycyzmu etycznego, który głosi, że wartości niby są, ale są ludzkimi urojeniami i nie można im przypisać żadnej innej postaci istnienia. Nie wiem, czy wówczas nie należałoby mówić o jakimś obłędzie człowieka, który sobie takie fikcje wytwarza po to, żeby de facto było mu nie tylko przyjemnie, ale często nawet bardzo nieprzyjemnie. Co to znaczy? W moich ustach znaczy to nie tylko to, że był bym skłonny odrzucić sceptycyzm etyczny, sceptycyzm estetyczny, który wszystko sprowadza do ludzkich urojeń, ale także to, iż byłbym skłonny, jako fenomenolog, pójść dalej i powiedzieć, że wartości nie są przedmiotami czysto intencjonalnymi, że jeżeli w ogóle są, to są w tym świecie więcej niż intencjonalnie, są jakoś zakotwiczone w realności. Może ich realność nie jest taka sama jak realność rzeczy czy ciał ludzkich, czy psychiki ludzkiej, ale jakoś na podłożu realności tych wszystkich, że tak powiem, „przyrodzonych” rzeczy i faktów rodzą się, pojawiają, owe szczególne kwalifikacje, które bylibyśmy skłonni nazwać „wartościami” i które bylibyśmy skłonni uznać, o ile w ogóle warto rozpoczynać jakiekolwiek, nie tylko teoretyczne, dyskusje na ten temat, i co więcej: o ile warto walczyć o wartości. To, czego jesteśmy świadkami w kulturze światowej ostatnich, powiedzmy, paru tysięcy lat, to fakt, że prowadzi się nieustanne walki o wartości, o systemy wartości, o to, by uznano potrzebę realizacji pewnych systemów wartości, a odrzucono inne.