Rok jak żaden inny@

ROZDZIAŁ 40: BRAK ZAUFANIA


Następnego dnia podczas śniadania atmosfera była przesycona takim napięciem, że nawet Dudley je wyczuwał. Harry był zmęczony po kilku tylko godzinach snu, bo długa rozmowa ze Snape'em zajęła znaczną część nocy. Co gorsza, chłopak nie miał pojęcia, jak zachowywać się w obecności nauczyciela. Próbował być taki, jak zawsze, ale skończyło się na tym, że trzy razy analizował każde słowo, zanim je wypowiedział, nie mówiąc już o tonie głosu. Było to tak wyczerpujące psychicznie, że w sumie jego odpowiedzi ograniczały się do kilku wariacji na temat: „tak proszę pana, nie proszę pana”. Harry nie wiedział, czy Snape był w stanie zrozumieć chaos w uczuciach swojego ucznia. Chłopak był jednak wdzięczny, że nie został za swoje odpowiedzi zbesztany tak, jak poprzedniego wieczora.

Poza tym był jeszcze Draco. Ślizgon grzebał sztućcami w jedzeniu, rozmazał żółtko jajka po całym talerzu, ale nie zjadł ani odrobiny. Poza tym nie odezwał się przez cały czas ani słowem. Jednak za każdy razem, kiedy Harry mówił „proszę pana”, Draco ze złością odkładał widelec, waląc nim o talerz.

Snape nie mówił na ten temat nic, aczkolwiek nie umknęła jego uwadze złość Malfoya. I zazdrość. Harry sądził, że nauczyciel porozmawia ze Ślizgonem później. Może jak będą coś warzyć. Często to robili, a Harry się nie przyłączał. Eliksiry średnio go interesowały.

Gryfon uśmiechnął się do siebie na myśl, że Snape chciał go mieć przy sobie, nawet jeśli warzenie eliksirów było dla chłopaka nudne. Chciał zrobić go swoim pomocnikiem, żeby tylko mogli być blisko.

Draco zerknął na Harry'ego i warknął dziwnie na widok jego uśmiechu.

Mistrz Eliksirów miał najwidoczniej dość napiętej atmosfery, gdyż wstał od stołu i założył wierzchnie szaty, wiszące przy drzwiach.

- Przepraszam, że psuję ci sobotę, ale w gabinecie dyrektora czekają na nas dokumenty do wypełnienia – oznajmił, zerkając na stół. - Skończyłeś już?

Gryfon uciekł wzrokiem. Dokumenty oznaczały formalności, a co za tym idzie, jego adopcja właśnie miała stać się oficjalną. Harry nagle poczuł, że nie jest w stanie się z tym zmierzyć.

- Eee... może zjadłbym jeszcze jedną żurawinową mufinkę...

- Przecież nie zjadłeś nawet połowy tej! - wybuchnął Draco.

Dudley wiercił się niespokojnie na krześle, zajadając arbuza ze zmartwioną miną i zerkając raz po raz na obu chłopców.

Snape spojrzał na Malfoya z ukosa, a potem zwrócił wzrok na Harry'ego ze znacznie łagodniejszą miną.

- Próbujesz to odwlekać, Harry? Gdzie twoja gryfońska odwaga?

- Przez nią ginęli ludzie – odparł chłopak ponuro, rozgniatając mufinkę widelcem tak, że została z niej miazga.

Nauczyciel położył mu dłoń na nadgarstku, powstrzymując gorączkowy ruch.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Powiedz mi, co co chodzi?

- Ja... - stęknął Harry i urwał, a potem zdołał wyszeptać: - Nie mogę przestać się zastanawiać, co mój ojciec by na to powiedział.

- Twój ojciec nie żyje! - wykrzyknął Draco. - A w razie, gdybyś nie zauważył, to Severus żyje i chce się tobą zająć, nawet jeśli miałby przez to zginąć. Mógłbyś trochę pomyśleć, zanim zachowasz się wobec niego jak mały, rozpuszczony bachor!

- Dość – uciął Snape, zanim Gryfon odrzekł choć słowo. Nie to, żeby Harry umiał jakoś na to odpowiedzieć. - Harry, weź pelerynę i zafiukamy do gabinetu dyrektora.

Chłopak nałożył szatę, mówiąc przy tym:

- Profesorze, ja nie jestem w stanie donikąd zafiukać.

- Jeszcze nie skończyłeś z odwlekaniem? - zapytał Draco z szyderstwem w głosie.

- Dość! - warknął Mistrz Eliksirów ostrym tonem.

- Mogę się poparzyć! - poskarżył się Harry.

- Nonsens – odparł nauczyciel krótko, owijając się peleryną. - Nie zamierzałem posyłać cię przez Fiuu samego. Udamy się tam razem, a od wypadku ochroni cię moja magia.

- Nawet jeśli, to i tak nie podoba mi się ten pomysł – upierał się Gryfon. - Nie możemy pójść schodami?

- Panie Potter – fuknął Snape, przechodząc od razu w tryb nauczania - zapewniam cię, iż nie ma powodu do obaw. Moja własna moc będzie ci tarczą przed wszelkimi ewentualnymi trudnościami. Wiem, o czym mówię.

- Aż trudno uwierzyć, że czepiał się pan Hermiony o używanie słowa „przeto” – mruknął Harry, po czym stwierdził, że chyba jednak docinki nie są najlepszym sposobem na okazywanie swojej niepewności. Chodziło o to, że nie był nawet pewien, czemu Snape chce go mieć przy sobie. Zrozumiałby, gdyby chodziło o zaklęcia ochronne. Teraz zaś... ze słów Snape'a wynikało, że uważa swojego ucznia za kogoś godnego podziwu, ale Harry wcale tak o sobie nie myślał. Zatem co? Gryfon był aż nazbyt świadom gnieżdżącej się w tyle jego głowy uporczywej myśli, że na pewno spieprzy całą sprawę i zostanie sam.

Znowu.

Nagle stwierdził, że nie powinien wspominać swojego ojca, nawet gdyby Snape zapytał go o to wprost. Harry bardzo chciał zafiukać na górę, ale nawet dla świętego spokoju nie mógł ryzykować, że płomienie wyrządzą mu krzywdę.

- Eee, chodziło mi o to, że spacer byłby taką miłą odmianą, proszę pana – wymamrotał, przestępując z nogi na nogę. - Jestem pewien, że może mnie pan ochronić od ognia – skłamał, mając nadzieję, że ułagodzi nauczyciela – ale od tygodni nie miałem okazji, by rozprostować nogi.

Draco zgrzytnął zębami i zacisnął pięści, po czym schował je szybko pod stół.

- Poza tym – dodał Harry żałośnie – przypomina mi to... eee... Samhain.

Snape opuścił skrzyżowane dotąd ręce.

- Nie pomyślałem o tym. Cóż, w takim razie jest to czas na negocjacje, jak sądzę. Pójdziemy piechotą. Jesteś gotów?

Chłopak kiwnął głową i zwrócił się do kuzyna:

- Dudley, nic ci nie będzie?

- Jak to nie, przecież zaraz go zamorduję i wepchnę jego ciało w dymnik! - wypluł Draco z goryczą. - Chyba jasne, że nic mu nie będzie! Aż tak mało mi ufasz? Jeśli chciałbym zrobić coś paskudnego twojemu kuzynowi, to miałem jak dotąd mnóstwo okazji, nie sądzisz?

- Nie o to mi chodziło... - zaczął Harry, ale Dudley przerwał mu.

- Harry, wszystko spoko. Idź i podpisz te papiery razem ze swoim nowym tatą.

Gryfon skurczył się w sobie i utkwił wzrok w swoich butach. Snape chciał być może zostać jego opiekunem – choć nawet to słowo przyprawiało Harry'ego o zimny dreszcz, bo aż nazbyt kojarzyło się z Dursleyami – niemożliwe jednak, by Mistrz Eliksirów chciał zostać jego tatą.

Draco nagle wstał i odszedł od stołu bez słowa. Jak Harry miał okazję wcześniej się przekonać, popełnianie takich nietaktów było u Ślizgona rzadkością.

Snape nie skomentował okropnej gafy Dudleya ani niegrzecznego zachowania Draco. Otworzył po prostu drzwi przez Harrym, nie odzywając się, dopóki nie opuścili lochu.


***


- Wie pan, to wspaniałe móc zobaczyć trochę więcej świata niż tylko pana mieszkanie – oświadczył Gryfon, kiedy podjeżdżali ruchomymi schodami pod gabinet dyrektora.

- Nie wątpię.

- Nie uważa pan, że Draco byłby w lepszym nastroju, gdyby...

- Sugeruję, byś problem Draco i jego zachowania pozostawił mnie – uciął Snape gładko.

Tej aluzji trudno było nie zrozumieć, aczkolwiek nie powstrzymało to Gryfona przed dalszymi komentarzami. Niezależnie, jak bardzo nienawidził Malfoya za wszystkie wyrządzone mu krzywdy, teraz było mu szkoda dawnego wroga. Harry przynajmniej nigdy nie żywił żadnych iluzji co do Dursleyów – wiedział, że go nie kochają. Musiało być jednak okropne, kiedy miało się rodziców, a potem się okazywało, że jest się dla nich dużo mniej ważnym od jakiegoś wężopodobnego szaleńca. I co tu mówić o zmianie paradygmatu!

- Eee, Draco jest chyba urażony z powodu całej tej sprawy – podsunął Harry niepewnie, a Snape spojrzał na niego ironicznie, jakby mówił: Doprawdy? Wtedy Gryfon postanowił się zamknąć. Niech Ślizgoni załatwiają to między sobą. On sam miał i bez tego dosyć zmartwień.

Dyrektor otworzył drzwi w momencie, gdy Mistrz Eliksirów uniósł dłoń, by w nie zapukać. W innych okolicznościach Gryfon pewnie uśmiałby się ze sposobu, w jaki Snape szarpnął zaciśniętą pięścią w tył, żeby nie uderzyć Dumbledore'a prosto w nos. Teraz jednak chłopak był zbyt wyczerpany psychicznie, by widzieć w tym coś zabawnego. Czuł się trochę jak kafel wybity poza boisko. Nie miał pojęcia, gdzie wyląduje... i czy wyląduje bezpiecznie.

- Proszę, moi drodzy, wejdźcie – zaprosił dyrektor, promieniując entuzjazmem. - Co za dzień, prawda? I jaka przygoda.

Gestem pokazał im biurko, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Cytrynowego dropsa? Miętówkę? Żelki? A tutaj coś dla ciebie, Severusie.

Dumbledore strzelił palcami i w powietrzu pojawił się gruby, prążkowany cukierek lukrecjowy w czarnym kolorze, dryfując powoli w stronę Mistrza Eliksirów. Ten zmierzył rzecz oburzonym spojrzeniem, ale ku zdziwieniu Harry'ego złapał cukierek bez słowa i wsunął go do kieszeni, zapewne na później.

- Harry, a ty co byś sobie życzył? Masz na coś ochotę?

Chłopak pokręcił głową.

- Może herbaty? Albo soku pomarańczowego? Słyszałem, że skrzaty wyczarowują go specjalnie dla ciebie.

- Nie, dziękuję.

- Zatem przejdźmy do rzeczy. - Dyrektor zatarł ręce. - Jak wiecie - a może nie wiecie – adopcjami zajmuje się Czarodziejska Służba Rodzinie. Jest to organizacja luźno powiązana z Ministerstwem Magii, aczkolwiek nie pozostająca pod jego bezpośrednią kontrolą. Moim zdaniem, to dobrze. Nie chcemy wszak, by sprawa adopcji Harry'ego stała się kwestią polityczną.

Brzmiało to dość rozsądnie i Gryfon kiwnął głową, zauważając, że Snape nic nie mówi i tylko słucha.

- Skontaktowałem się z Czarodziejską Służbą Rodzinie dziś rano – ciągnął Dumbledore – by dowiedzieć się, jakie są procedury. Gdy naświetliłem im powagę sytuacji, zgodzili się znacznie przyspieszyć cały proces. Nie byłoby dobrze, gdyby biurokracja stanęła na drodze...

Dyrektor urwał, przeglądając jakieś dokumenty leżące na biurku, lecz Harry dopowiedział sobie ciąg dalszy.

Nie byłoby dobrze, gdyby biurokracja stanęła na drodze Harry'emu Potterowi, Chłopcu, Który Przeżył, Zbawcy Nas Wszystkich. Wszak wiecie, że niemal od samych narodzin został naznaczony na zwycięzcę Voldemorta...

Nawet Czarodziejska Służba Rodzinie nie postrzegała go jako normalnej osoby. Chłopak westchnął, podkulił nogi pod krzesło i zapragnął się gdzieś ukryć.

- Tutaj macie wstępne formularze, które trzeba wypełnić – odezwał się Dumbledore. - Sugeruję, byście zajęli się tym w moim gabinecie, jako że mieszkanie Severusa jest aktualnie dość zatłoczone. - Dyrektor posłał im kolejny uśmiech. - Ze względu na bezpieczeństwo Harry'ego Służba Rodzinie zamierza przeprowadzić z wami wywiad tutaj, w Hogwarcie, zamiast zaprosić was do Londynu, tak jak się to zazwyczaj odbywa.

Wywiad? Harry'emu się to nie spodobało. O co będą go pytać?

Obawa musiała odbić się w jego oczach, bo Dumbledore zaczął wyjaśniać.

- Chcą się tylko upewnić, czy obaj do siebie pasujecie i czy Severus będzie w stanie zapewnić ci spełnienie wszystkich twoich potrzeb.

Gryfon wykręcił palce, myśląc: O rety...

- Harry? - zapytał dyrektor.

- Eee... czy oni będą robić wywiad z kimś jeszcze? Bo wie pan... eee... jeśli zaczną rozpytywać wśród ludzi, moich znajomych czy kogokolwiek, nie sądzę by uznali, że pasujemy. Wie pan przecież, że profesor Snape i ja mamy pewne zaszłości.

Dumbledore skinął głową z powagą.

- O to się nie martw, mój chłopcze. Wśród urzędników Czarodziejskiej Służby Rodzinie jest sporo członków Zakonu. Wielu z nich przystąpiło do nas podczas pierwszej wojny. Wiedzą o zasługach Severusa dla jasnej strony. Są świadomi, że będąc w szkole musiał odgrywać podwójną rolę. Raczej nie sądzę, by stawiali nam jakieś przeszkody, chyba że...

- Chyba, że co, dyrektorze? - zapytał Snape szorstko.

- Ach. No cóż. Harry... jestem głęboko przekonany, że nie możemy kontynuować, dopóki nie zrozumiem, dlaczego miałbyś się zgodzić na tę adopcję.

Gryfon poczuł od razu, jak ślizgońska część jego natury daje o sobie znać. Pojął instynktownie, że pytanie dyrektora nie wzięło się z prawdziwej troski o dobrostan ucznia. To była kwestia strategiczna. Dumbledore zamierzał wydobyć z niego informacje, żeby stwierdzić, czy adopcja przysłuży się celowi wykształcenia Harry'ego na wojownika, czy też nie. Starego czarodzieja nie obchodziło, czy zostaną przy tym zaspokojone potrzeby chłopaka. Ze względu na to Gryfon nie przejmował się zbytnio udzieleniem odpowiedzi na pytanie.

- Moje powody są osobiste – odparł Harry, podnosząc na dyrektora zielone oczy, w których odbijało się znużenie. Nagle Gryfon zapragnął iść spać i obudzić się dopiero, jak będzie po wszystkim. A jeszcze bardziej pragnął spać, dopóki Voldemort nie znajdzie się sześćdziesiąt stóp pod ziemią. Dopóki ktoś inny, zdolny do tego, nie ocali czarodziejskiego świata.

- Właśnie tego się obawiałem – westchnął Dumbledore. - Severus przekonał cię, że tak będzie najlepiej, czyż nie? Widzę to w twoich oczach...

- Cały czas się oklumuję – zaznaczył Harry, choć bez zbytniego zapału.

- Och, Harry... Nigdy bym nie czytał w twoich myślach, nie mówiąc ci wcześniej o tym...

Chłopak wierzył w to tak samo, jak w Rona śpiewającego z radości na wieść o adopcji.

- Ostrzegałem Severusa, by cię nie zastraszał... - kontynuował dyrektor.

- Profesor Snape nic takiego nie zrobił – oznajmił Harry, aczkolwiek nie bardzo wiedział, jak ma wszystko wyjaśnić. Jeśli tak dalej pójdzie, to w każdym kolejnym wywiadzie zrobi z siebie kompletnego bałwana. Nagle gorzki uśmieszek zaigrał mu na wargach. - Sądzę, że wszyscy wiemy, iż nie jestem zbyt gorliwy w wypełnianiu jego poleceń, racja? Gdybym był, wciąż miałbym ojca chrzestnego i nie potrzebowałbym nikogo innego. Może pan zatem przyjąć, że jeśli się na to zgadzam, to tylko dlatego, że chcę.

Dumbledore oparł się na łokciach, pochylił do przodu – stosy papierów automatycznie rozsunęły się na boki, by zrobić mu miejsce – i spojrzał na ucznia z bliska tak, że jego śmieszne okulary-połówki prawie zsunęły mu się z nosa.

- Czemu jednak chcesz się na to zgodzić? - zapytał miękko i zamilkł.

I czekał.

I czekał.

Harry miał gorącą nadzieję, że Snape się jakoś wtrąci. Że pomoże mu odpowiedzieć na pytanie. Ponagli go. Cokolwiek. Mistrz Eliksirów jednak był najwyraźniej zadowolony, obserwując Gryfona miotającego się jak znicz z jednym skrzydełkiem.

- To jest sprawa między profesorem a mną, i nikim więcej – powiedział chłopak w końcu. Czego dyrektor chciał, żeby Harry wyłożył mu swoje uczucia jak na tacy, by mogły zostać poddane sekcji?

Dumbledore zacisnął wargi.

- Harry...

- Nie – odparł Gryfon z naciskiem. - To moje życie. Jeśli chcę, żeby on w nim był, nie ma to nic wspólnego z panem. Czemu się pan w ogóle przejmuje moimi motywami?

Dyrektor westchnął i zmarszczył swoje białe, krzaczaste brwi.

- Wiesz, że przede wszystkim leży mi na sercu twoje dobro.

No jasne. Harry nie był tego wcale pewien, a nawet wątpił w to. Zasadniczą kwestią leżącą Dumbledore'owi na sercu była ta sama osoba, co zawsze.

Voldemort, Voldemort, Voldemort.

- Severusie – powiedział dyrektor prosząco.

- Co chcesz, abym zrobił? - zapytał Mistrz Eliksirów z kamienną miną. - Mam udawać, że nie jest wystarczająco dorosły, by wybrać sobie powierników? To nam raczej nie pomoże.

Chłopak odetchnął głęboko, czując jak spływa z niego część napięcia. Zaczął teraz widzieć wcześniejsze milczenie Snape'a w innym świetle. Mistrz Eliksirów nie pozwalał mu się miotać – pozwalał mu podjąć suwerenną decyzję.

A teraz, kiedy stała się faktem, uszanował ją.

- W moim sumieniu nie mogę się zgodzić, nie wiedząc o tym, co Harry czuje – sprzeciwił się dyrektor, biorąc cytrynowego dropsa i przegryzając go na pół.

- Ale nie stanęło to na przeszkodzie pana sumieniu, kiedy wysyłał pan mnie i Hermionę do Zakazanego Lasu, gdzie szalał wilkołak? - zapytał Gryfon drwiąco. Doprawdy, tupet tego faceta był niewiarygodny!

- Ten plan...

- Dyrektorze, to nie jest żaden plan – przerwał Snape. - Myślę, że dokładnie ci to naświetliłem.

- Ale czy on o tym wie? - spytał Dumbledore, zerkając na ucznia.

- Jeśli o czymś wiem, to o tym – odparł Harry, prostując się na krześle – że powiedziałem panu, iż profesor Snape nie zrobił nic złego i że zgadzam się na adopcję. Może mi pan wierzyć lub nie – to pańska sprawa.

- Harry...

- Albusie, wystarczy już – uciął Mistrz Eliksirów, wstając i biorąc papiery z biurka. - Harry nie będzie powierzał swoich tajemnic tym, do których nie czuje zaufania. Czy to nie jest jasne?

Dumbledore westchnął i wstał niepewnie od stołu.

- Ależ jasne. Zostawiam was zatem z całą dokumentacją.

Starzec zerknął na Harry'ego.

- Moje drzwi są zawsze dla ciebie otwarte. Mam nadzieję, że o tym wiesz.

Gryfon skinął głową bez słowa, ale pomyślał sobie, że prędzej zapuka do drzwi gabinetu Snape'a, niż będzie sterczał przed gargulcem w holu, wywrzaskując nazwy różnych słodyczy, dopóki nie odgadnie hasła. Snape udowodnił mu, że jest mile widziany. Dumbledore tymczasem oznajmił mu o tym, choć w oczywisty sposób nie była to prawda.

Harry wiedział, komu ufa bardziej.


***


Nazwisko, wiek, biologiczni rodzice. Data i miejsce urodzenia, wszystkie adresy zamieszkania od narodzin do chwili obecnej. Wciąż żyjący członkowie rodziny. Rodzice chrzestni.

Powód zgłoszenia.

Jak dotąd wypełnianie formularza szło Harry'emu nieźle, ale teraz musiał się zatrzymać. Przy tym pytaniu utknął w martwym punkcie. Powód zgłoszenia... Nie sądził, by dobra odpowiedź brzmiała: Zaklęcia ochrony wymagają, bym miał stałe, formalne prawo pobytu w miejscu zamieszkania adopcyjnego ojca...

Ojca? To słowo było niemal tak samo odstraszające jak tata.

Harry zmagał się z problemem dłuższą chwilę. Potem odkaszlnął i zapytał cicho:

- Proszę pana, chyba potrzebuję pomocy przy tym punkcie.

Mistrz Eliksirów spojrzał na niego przymglonym wzrokiem, najwyraźniej wciąż skupiony na tym, co sam pisał. Gryfon zaczął się zastanawiać, co zawierał formularz Snape'a, zdecydowanie dłuższy niż jego własny – arkusz za arkuszem grubego, kremowego pergaminu.

Harry wskazał na problematyczne pytanie i zapytał z pewną desperacją:

- Jaką mam dać odpowiedź? Gryfońsko szczerą, która sprawi, że wywalą całą sprawę do kosza, czy ślizgońskie kłamstwo, które z całą pewnością się wyda, jeśli użyją podczas wywiadu serum prawdy?

Nauczyciel odłożył pióro i, co kompletnie zaskoczyło chłopaka, zaczął jeść cukierka. Gryfon stwierdził, że dawno już nie widział nic równie dziwacznego, jak Mistrz Eliksirów skubiący lukrecjowy smakołyk.

- Od czego by tu zacząć – zastanowił się Snape. - Potrzeba bezpieczeństwa, również fizycznego, z pewnością nie zagrozi odrzuceniem twojej aplikacji. Aczkolwiek istotna, nie może jednak odegrać ona najważniejszej roli. Zaś co do ślizgońskich kłamstw, przez które, jak sądzę, miałeś na myśli przebiegłość, nie musisz obawiać się Veritaserum. Nikt z Czarodziejskiej Służby Rodzinie go nie użyje, gdyż jest ono kontrolowane przez ministerstwo.

- Nie powstrzymało to pana jednak...

- Pewnych rzeczy lepiej nie mówić głośno – przerwał Snape ostrym tonem, a Harry od razu załapał. Nie mów o tym, nawet tutaj, gdzie teoretycznie jesteś bezpieczny. Ściany mają uszy – dosłownie. Gryfon zerknął na portrety i zadrżał.

- Tak, proszę pana – wyszeptał.

Snape wpatrywał się w niego przez chwilę.

- Kiedy adopcja stanie się faktem, będziesz przynależał również do mojego domu. Napisz więc odpowiedź, która jest szczera i przebiegła zarazem. - W oczach mężczyzny zalśnił demoniczny ognik. - Albo skłam całkowicie, jeśli chcesz. Nie ma to dla mnie znaczenia.

Harry kiwnął głową i przygryzł koniec pióra, co nie uszło uwagi nauczyciela.

- Jesteś głodny?

- Nie, proszę pana.

Mistrz Eliksirów odłamał kawałek cukierka.

- Proszę.

Gryfon nie przepadał za lukrecją, ale włożył odłamek do ust. Nie chciał być niewdzięczny, co wytykał mu Draco.

- Dziękuję panu – mruknął.

- Czemu jesteś taki spięty?

Chłopak nie umiał tego wyjaśnić, więc tylko wzruszył ramionami.

- Wciąż myślisz o tym, co powiedziałby James?

- Nie, proszę pana – skłamał Harry i widział, że nauczyciel mu nie uwierzył.

- James cię kochał – oznajmił Snape miękko. - Chciałby, abyś był bezpieczny. Chciałby, abyś miał to, czego potrzebujesz.

- Chyba czuję się... nielojalny – wyszeptał Gryfon, odgarniając włosy drżącą dłonią. - To pewnie głupie i bezsensowne. Draco miał rację, mój ojciec dawno nie żyje, a pan tak. I... - twarz chłopaka pobielała jak płótno, kiedy wyznał: - Ostatnia rzecz, jaką powinienem był zrobić, to zrzucać wszystko na pana. To wspaniałe z pana strony, że mi to pan zaproponował. Wiem, że nie chce pan, bym panu dziękował, ale...

Chłopak przerwał i dotknął czołem stołu, pragnąc z całych sił nie być takim kompletnym idiotą.

- Harry, chciałbyś Eliksir Uspokajający?

Gryfon wyprostował się.

- Eee, nie. Muszę to uzupełnić – wskazał gestem na formularze. - Kto wie, co tu powypisuję, gdy będę... eee... pod wpływem. Chyba wrócę do odpowiedzi na pytania, proszę pana.

- Spróbuj zwracać się do mnie „Severusie” – podsunął Snape i, nie czekając na odpowiedź, zaczął pisać w swoim formularzu.

Harry przez chwilę nie mógł się otrząsnąć. Zwracać się do niego „Severusie”? Chłopak stwierdził, że brzmiało to zbyt bezczelnie, nawet jeśli Draco tak mówił. Różnica była taka, że Ślizgon znał Snape'a od zawsze.

Chłopak zerknął na dokument. Powód zgłoszenia.

Przełknął lukrecję i zaczął pisać: Moi ostatni opiekunowie, Vernon i Petunia Dursleyowie, przez wiele lat mieli ze mną kontakt tylko w letnie wakacje. Tymczasem zaś podczas roku szkolnego praktycznie co dzień widywałem się z profesorem Snape'em i zacząłem postrzegać go jako osobę silną, uczciwą i obdarzoną wielką magiczną mocą. Szanuję jego opinie i chętnie skorzystam z jego rad, gdy nadejdzie trudny czas zdawania egzaminów końcowych. Poza tym przekonałem się już, że mogę powierzyć mu swoje życie, co nie jest sprawą błahą, zważywszy na potęgę, która wciąż pozostaje dla mnie zagrożeniem.

- Proszę – powiedział Harry, podsuwając arkusz Snape'owi.

Mężczyzna spojrzał na niego, nie na pergamin.

- Nie musisz pokazywać mi, co napisałeś.

- Ale chcę.

- Czemu?

Gryfon nie odpowiedział na to pytanie, gdy padło z usta Dumbledore'a, teraz jednak nie miał z tym problemu.

- Powinien pan wiedzieć, co o panu myślę.

- Czy odpowiedź jest gryfońska? - zapytał nauczyciel.

- I taka, i taka – odparł Harry, wzruszając ramionami. - Jak sądzę, przebiegłość to nie tylko kłamstwa.

- Hmm – mruknął Snape, czytając. - Widzę, że nauczyłeś się używać tranzycji.

- Kiedy przejmuję się tym, co piszę, wychodzi mi to lepiej – przyznał Gryfon.

- Zatem swoimi pracami z eliksirów niespecjalnie się przejmujesz? - wycedził nauczyciel. - Doprawdy, szokująca informacja. - Mężczyzna podał Harry'emu arkusz i skomentował: - Dobra robota.


***


Pół godziny później Gryfon zakończył wypełnianie dokumentu, Snape natomiast wciąż pisał jak szalony. Chłopak rozglądał się przez chwilę po gabinecie dyrektora, ale był tu już wcześniej tyle razy, że szybko go to znudziło. Wdałby się w pogawędkę z Tiarą Przydziału, ale nie chciał rozpraszać nauczyciela. Poza tym nigdy nie wiadomo, z czym kapelusz by wystrzelił. Jeszcze by powtórzył, że Harry świetnie pasuje do Slytherinu... Koniec końców Gryfon zaczął przyglądać się temu, co pisał Snape, i próbując odczytać odpowiedzi do góry nogami.

- Dobrze się bawisz? - zapytał Mistrz Eliksirów, które to pytanie aż nazbyt żywo przypomniało Harry'emu aferę z myślodsiewnią.

- Przepraszam pana – odparł chłopak szybko i odsunął krzesło do tyłu, by uniknąć pokusy.

- Równie dobrze możesz przeczytać – stwierdził nauczyciel i gestem nakazał Harry'emu, by przysunął się bliżej. - Wywiad może przebiec lepiej, jeśli będziesz wiedział o mnie nieco więcej.

- Aha, musimy ustalić wspólną wersję? - Gryfon uśmiechnął się półgębkiem.

Snape wzruszył ramionami.

- Usiądź tu przy mnie.

Harry przesunął swoje krzesło tak, by usiąść obok mężczyzny i zaczął przeglądać już wypełnione arkusze. Na początku były podstawowe informacje, podobnie jak u niego, lecz pytań było więcej. Małżeństwa, dzieci. Wykształcenie. Kariera zawodowa. Przynależność do stowarzyszeń. Status finansowy. I tak dalej.

Niektóre rzeczy były wprost zaskakujące. Snape zdawał owutemy z wróżbiarstwa, ale dostał Trolla. Nawet Ron by sobie lepiej poradził. Jak się okazało, Mistrz Eliksirów nie był osobą bogatą, ale miał więcej pieniędzy, niż Harry by przypuszczał. Chłopak zaczął się zastanawiać, czy nauczyciele dostają wyższą pensję, niż sądził, czy też Snape odziedziczył niewielki spadek po swojej rodzinie.

Najciekawsze były pytanie otwarte, zaś odpowiedzi Snape'a – bardzo ślizgońskie.

Co sądzisz o swoim zawodzie? ...Nauczanie nastolatków jest wyzwaniem, które pomogło mi rozwinąć głęboką zdolność porozumiewania się i zasadnicze zrozumienie psychiki młodocianych. Te umiejętności będą nader użyteczne, gdy będę pełnił rolę ojca...

Opisz swoje relacje z własnymi rodzicami. ...Patrząc z perspektywy dorosłego widzę, iż mój ojciec był dominujący i starał się kontrolować moją matkę i mnie. Jako że doprowadziło to do nieszczęśliwych konsekwencji w moim własnym życiu, doskonale rozumiem, czy grozi nadmierna autorytarność w relacji z nastolatkami...

Zaś najbardziej interesujące było to:

Czego oczekujesz od swojego dziecka? ...Pragnąłbym, żeby Harry rozwinął w pełni swój potencjał, jakikolwiek by nie był.

- Ta odpowiedź im się nie spodoba – wytknął Gryfon. - Pewnie od pana oczekują, że napisze pan, że postara się pan zapewnić mi odpowiedni trening i wykształcenie konieczne do pokonania Voldemorta.

- Właśnie z tej odpowiedzi nie byliby zadowoleni – odrzekł Snape, a w jego wzroku odbiło się znużenie. Nagle chłopak zdał sobie sprawę, że nauczyciel też nie zażył zbyt wiele snu tej nocy. - To zadanie należy do Hogwartu, a raczej do Albusa. Powinieneś pamiętać, iż Czarodziejska Służba Rodzinie to nie ministerstwo. Nie będą rozpatrywać tej aplikacji pod kątem politycznym. Spodziewają się, że zadbam o twoje potrzeby, Harry. Takie jest zadanie ojca.

Gryfon zarumienił się, zastanawiając się po raz kolejny, co jego prawdziwy ojciec powiedziałby na to wszystko. Harry'emu przyszło mu na myśl określenie „przewracać się w grobie”. Z kolei jednak to właśnie jego prawdziwy ojciec przyznawał sobie prawo do rzucania na innych klątw tylko dlatego, że jego przyjaciel się nudził.

Miał piętnaście lat. Wszyscy w tym wieku zachowują się idiotycznie.

Cóż, Harry miał wprawdzie szesnaście, ale nadal czuł się jak kompletny idiota. Czemu nie mógł po prostu przyjąć tego, co Snape chciał mu dać? Dlaczego wciąż powątpiewał, próbując być lojalnym wobec kogoś, kogo tak naprawdę nigdy nie poznał. Dlaczego na samą myśl o adopcji odczuwał ogromne cierpienie, a przecież było to coś dobrego? Wreszcie będzie kogoś miał.

Kogoś, kto go wesprze. Kogoś, kto z własnego doświadczenia wiedział, jak to jest uwikłać się w wojnę z Voldemortem. Kogoś, kto doskonale rozumiał, z czym Harry musiał się mierzyć przez ostatnie kilka lat. Kogoś, kto kiedy patrzył na niego, widział chłopca. Nie bliznę, nie przepowiednię. Jego.

Skoro było to takie wspaniałe, to dlaczego chciało mu się płakać?

Harry zmarszczył brwi i zerknął na Snape'a, który strona po stronie zapisywał niestrudzenie odpowiedzi świadczące o tym, jakim będzie wspaniałym ojcem.



NASTĘPNY ROZDZIAŁ: CZASEM POTRZEBA TYLKO CZARODZIEJA


Wyszukiwarka