WB Yeats Przy zrodle jastrzebia

PRZY ŹRÓDLE JASTRZĘBIA

At the Hawk's Well

William Butler Yeats

przełożył

Leszek Engelking



OSOBY:

TRZEJ MUZYCY (ich twarze ucharakteryzowane tak, by przypominały maski)

STRAŻNICZKA ŹRÓDŁA (twarz ucharakteryzowana tak, by przypominała maskę)

STARZEC (w masce)

MŁODZIENIEC (w masce)

Czas akcji: Irlandzki Okres Heroiczny



Scenę stanowi dowolna pusta przestrzeń ograniczona ścianą, pod którą ustawiony jest parawan. Bęben, gong i cytra leżą obok parawanu jeszcze przed rozpoczęciem sztuki. Jeśli okaże się to konieczne, mogą one zostać wniesione przez Pierwszego Muzyka już po usadowieniu się publiczności. Pierwszy Muzyk zajmuje się również oświetleniem, gdy stosowane jest specjalne oświetlenie. My użyliśmy dwóch latarń ustawionych na projektowanych przez Edmunda Dulaca stojakach w zewnętrznych rogach sceny. Nie dawały one jednak dostatecznego światła i uznaliśmy, że lepiej grać przy świetle dużego kandelabru. W istocie — przynajmniej jak dotąd — sądzę, że najlepsze jest to oświetlenie, do jakiego najbardziej przywykliśmy w naszych pokojach. Aktorzy w maskach wyglądają bardziej niezwykle, gdy nie są od nas oddzieleni przy pomocy mechanicznych środków. Pierwszy Muzyk wnosi zwiniętą czarną tkaninę i idzie naprzód, ku centrum sceny. Tam staje nieruchomy. Zwinięta tkanina zwisa spomiędzy jego rąk. Wchodzą obaj pozostali Muzycy, stoją przez chwilę po obu stronach sceny, podchodzą do niego, po czym powoli rozwija tkaninę, śpiewając przy tym:



Przez źrenicę umysłu przyzywam

Martwe źródło, co dawno już wyschło,

Drzewa, którym wiatr liście pozrywał,

Przez źrenicę przyzywam umysłu

Twarz znużoną, wyniosłą i srogą,

Straszną bladość eburowej twarzy

I człowieka, co wspina się drogą

Aż do miejsca, które wiatr obnażył.



Rozwijając tkaninę, cofają się trochę, tak ze rozpostarta tkanina i ściana tworzą trójkąt z Pierwszym Muzykiem, który w jego wierzchołku podtrzymuje środek tkaniny. Na czarnej tkaninie znajduje się złoty wzór sugerujący jastrzębia. Drugi i Trzeci Muzyk zwijają teraz powoli tkaninę, stąpając z rytmicznym ruchem ramion ku Pierwszemu Muzykowi i śpiewając:



Jego śmierci tak bliska godzina!

Lecz dla niego, czy zysk to, czy strata?

Gdyby matka mogła widzieć syna,

Kiedy zrzędzi w swoich starczych latach

Nad goleniem pstrym zgięty we dwoje,

Jakże były” — wołałaby — „mało

Warte lęki i nadzieje moje

I ból, kiedy płód rozdarł mi ciało”.



Słowa „pstry goleń” znane są czytelnikom legendarnych opowieści irlandzkich z opisu starców zgiętych we dwoje u ogniska. Kiedy tkanina była jeszcze rozpostarta, weszła Strażniczka Źródła, która kuca teraz na ziemi. Jest niemal zakryta czarnym płaszczem; obok niej leży kwadratowa niebieska tkanina oznaczająca źródło. Trzej Muzycy zajmują miejsca pod ścianą obok swoich instrumentów; będą oni akompaniowali ruchom aktorów za pomocą gongu, bębna lub cytry.



PIERWSZY MUZYK (śpiewa)

Leszczynowe dygocą gałęzie,

Za horyzont już słońce się skrywa.


DRUGI MUZYK (śpiewa)

Bez wytchnienia serce czuwać będzie,

Serce będzie teraz odpoczywać.


Przechodzą na jedną stronę, sceny, tocząc tkaninę.



PIERWSZY MUZYK (mówi)

Noc zapada;

Ciemnieje zbocze góry;

Suche liście leszczyny

Na wpół zatkały wyschnięte źródło;

Strażniczka źródła siedzi

Na szarym kamieniu — zmęczona

Grzebaniem, w suchym łożysku,

Zmęczona zgarnianiem liści.

Jej ciężkie oczy

Nie poznają niczego, patrzą w kamień.

Wiejący od morza wiatr

Porywa liście ze stosów, a one

Cicho szeleszczą, i coraz ich mniej.


DRUGI MUZYK

Przeraża mnie to miejsce.


OBAJ MUZYCY (śpiewają)

Serce woła: „Czemu spać, czy trzeba?

Bowiem ten wiatr, słony wiatr, morski wiatr

Goni obłok poprzez wszystkie nieba;

Zawsze będę wędrować jak ten wiatr.”


Przez widownię wchodzi Starzec.


PIERWSZY MUZYK (mówi)

Wspina się tutaj ten starzec,

Który pilnował źródła

Przez pięćdziesiąt lat.

Wiek zgiął go W kabłąk;

Stare głogi też są w kabłąk zgięte, .

Głogi pośród skał, na które się wspina.


Starzec przez chwilę stoi nieporuszony z opuszczoną głową po jednej stronie sceny. Podnosi głowę na cichy dźwięk bębna. W takt uderzeń bębna idzie ku przodowi sceny. Kuca i porusza rękoma jakby rozpalał ogień. Jego ruchy, jak i ruchy pozostałych osób w sztuce, sugerują marionetkę.


PIERWSZY MUZYK (mówi)

Zgarnął liście na nieduży stos;

Kładzie suche patyki na liście

I, dygocąc z zimna, z kryjówki

Wyjmuje krzesiwo i hubkę.

Pociera je teraz, by zapłonął ogień,

I oto zajmują się suche patyki,

A teras płomień bucha i rzuca odblaski

Na leszczynę i na wyschłe źródło.


MUZYCY (śpiewają)

O wietrze, wietrze morski, wietrze słony” —

Woła serce — „czas nadszedł, czas już spać;

Po cóż wędrować szukać, gdy trud płony?

Lepiej już się zestarzeć, lepiej spać”.


STARZEC (mówi)

Czemu nic nie mówisz, czemu nie pytasz:

Czy nie męczy cię zgarnianie tych liści?

Czy palce ci nie zmarzły?” Ani słowa,

A wczoraj odezwałaś się trzy razy. Powiedziałaś:

Szczelina pełna jest liści leszczyny”. Powiedziałaś:

Wiatr wieje z zachodu”, a potem:

Jeżeli będzie padać, zrobi się pewnie błoto”.

Dzisiaj jesteś otępiała jak ryba, bardziej jeszcze —

Jesteś niema tak samo, a mniej w tobie życia.


Podchodzi bliżej.


Twoje oczy — nieprzytomne i ciężkie. Jeśli Sidhe

Potrzebują strażnika, żeby oczyszczał źródło

I by odpędzał bydło, to czemu nie wybiorą

Kogoś, kto potrafi być miły i towarzyski

Choć raz na dzień? Dlaczego patrzysz w ten sposób?

Tak samo szkliste oczy miałaś, gdy się ostatnio

To wydarzyło. Czy coś wiesz? Żeby starzec oszalał,

Wystarczy mu cały dzień patrzeć

Na potrzaskane skały i na sterczące ciernie,

I na tę twarz otępiałą, i mówić, i nie usłyszeć

Niczego w odpowiedzi.


MŁODZIENIEC (który wszedł na widownię w trakcie ostatniej kwestii)

Do mnie więc mów, bowiem młodość

Nie jest mniej niecierpliwa niż wiek zgrzybiały;

Chociaż przez pół dnia stąpałem wśród skał,

Nie mogę wciąż znaleźć tego, czego szukam.


STARZEC

Któż to przemówił?

Któż tak nagle przybywa tutaj, gdzie nic nie zakwita?

Sądząc po złocie we włosach twych, na twych stopach

I po tym, które błyszczy na twoim okryciu,

Nie należysz do ludzi nienawidzących życia i świata.


MŁODZIENIEC

Nazywam się Cuchulain, ojcem moim Sualtim.


STARZEC

Nigdy nie słyszałem tego imienia.


MŁODZIENIEC

Nie jest nieznane.

Mam prastare domostwo za morzem.


STARZEC

Cóż ci u licha kazało przybyć tutaj? Wszak należysz

Do tych, którzy szaleją za krwią mężczyzn w bitwie

I za miłością kobiet.


MŁODZIENIEC

Wieść mnie prowadziła,

Historia snuta przy winie przed świtem.

Wstałem, znalazłem łódkę i rozpostarłem żagiel,

I — gnany przychylnym wiatrem — płynąłem naprzeciw falom,

Co zdały się pełne uroku, i to wybrzeże znalazłem.


STARZEC

Pośród tych wzgórz nie ma domostw do plądrowania

Ani pięknej kobiety wartej uprowadzenia.


MŁODZIENIEC

Musiałeś się tutaj urodzić, bo twoja szorstka mowa

Idzie w zawody o lepsze z tym barbarzyńskim miejscem.

Być może mógłbyś mnie zaprowadzić tam, dokąd iść pragnę:

Do źródła, którego pilnuje samotna dziewczyna,

Do którego spadają orzechy i liście trzech leszczyn,

Do źródła pośród szarych kamieni. Mówią, że ten, kto wypije

Jego cudowną wodę, będzie żyć wiecznie.


STARZEC

A czy w tej chwili nie widzisz

Szarych kamieni i samotnej dziewczyny,

I trzech obnażonych leszczyn?


MŁODZIENIEC

Lecz nie ma źródła.


STARZEC

A tam, czy niczego nie widzisz?


MŁODZIENIEC

Tylko

Szczelinę pośród kamieni na wpół wypełnioną liśćmi.


STARZEC

Czy myślisz, że aby zdobyć tak wielki dar, wystarczy

Rozwinąć żagiel i wejść na strome wzgórze,

Że więcej się trudzić nie trzeba?

O, szalona młodości! Dlaczego woda ma napłynąć dla ciebie,

Gdy dla mnie nie napłynęła? Czekałem

Więcej lat niż pięćdziesiąt — szczelina wciąż była pusta

Lub wypełniona tylko bezmyślnym morskim wiatrem

I gnijącymi liśćmi.


MŁODZIENIEC

A jednak

Jest zdaje, się taka chwila, kiedy wypełnia ją woda.


STARZEC

Tajemnicą okryta chwila, o której nadejściu wiedzą

Święte cienie, co tańczą na opuszczonej górze,

Lecz nikt spośród żyjących. Kiedy wreszcie nadejdzie,

Zaledwie słychać plusk wody, zanim przeminie.


MŁODZIENIEC

Będę stać tutaj i czekać. Dlaczego szczęście

Syna Sualtima miałoby go opuścić. Nigdy

Na nic nie czekałem zbyt długo.


STARZEC

Nie! Porzuć to miejsce przeklęte! Ono

Należy do mnie, tamtej dziewczyny i innych

Zwodzicieli człowieka.


MŁODZIENIEC

A kimże ty jesteś,

Ty, co złorzeczysz tancerzom, których inni

Błogosławią?


STARZEC

Tym, kogo tancerze zwiedli. Przybyłem tu

Młody jak ty i ciałem, i umysłem, pod żaglem,

Co mi się zdawał szczęśliwy.

Źródło było suche, usiadłem tuż obok niego,

Czekałem na cudowne wezbranie, czekałem,

Lata mijały, niszczyły mnie, powoli więdłem.

Jadłem ptaki złapane w sidła i zioła,

Piłem deszcz, i ani w ciemności, ni w blasku

Nie oddalałem się zbytnio, bym zawsze plusk mógł usłyszeć.

A jednak tancerze mnie zwiedli. Trzy razy

Nagły sen na mnie spadł, a gdy się budziłem,

Kamienie były wilgotne.


MŁODZIENIEC

Moje szczęście jest mocne

I nie opuści mnie tutaj, a tamci,

Co tańczą wśród skał nie zdołają mnie uśpić;

Jeżeli, będę senny, mogę przekłuć stopę.


STARZEC

Nie, nie przekłuwaj jej - stopa jest delikatna,

Jest bardzo wrażliwa na ból. Idź lepiej, znajdź swój żagiel

I mnie zostaw to źródło, bo ono

Należy do tego, co stare i suche.


MŁODZIENIEC

Zostanę.


Strażniczka Źródła wydaje krzyk jastrzębia.


To znowu ten ptak.


STARZEC

Tu nie ma żadnego ptaka.


MŁODZIENIEC

To było jak nagły jastrzębi krzyk,

Ale nie widzę skrzydeł. Kiedy wspinałem się tutaj,

Ogromny szary jastrząb spadł nagle z nieba

I choć ja mam dobre jastrzębie,

Najlepsze w świecie, nie widziałem nigdy podobnego

Leciał jakby mnie chciał rozszarpać swym dziobem

Lub oślepić, uderzając ogromnym skrzydłem.

Musiałem wyjąć miecz, by go odpędzić,

Potem przelatywał ze skały na skałę.

Ciskałem weń kamieniami przez dobre pół godziny.

Dopiero, kiedy już miałem minąć tę wielką skałę tutaj

I ujrzeć to miejsce, on gdzieś zniknął.

Gdybym znalazł sposób i zdołał go ściągnąć na ziemię,

Zakapturzyłbym go.


STARZEC

Kobieta z Sidh we własnej osobie,

Wiedźma z gór, nienasycony cień.

To ona zawsze przelatuje nad zboczem,

Ażeby wabić albo żeby niszczyć. Gdy się w takiej postaci

Ukazuje szalonym kobietom ze wzgórz,

One składają ofiarę i zbroją się na bój.

Przekleństwo spada na tych, co spojrzeli

W jej suche oczy. Więc odejdź stąd

Póki jeszcze stąpasz dumnie i póki śmiały masz głos,

Bo nikt spośród żyjących nie ma dość dużo szczęścia,

By bezpiecznie z tym igrać. Ci, którzy wiele życia

Mają jeszcze przed sobą, najbardziej winni się lękać,

Starzy już są przeklęci. Klątwa brzmieć może różnie:

Nigdy nie zdobędziesz miłości kobiety” lub też:

Nigdy kobiety nie zatrzymasz przy sobie”; albo:

Zawsze z miłością będziesz mieszać nienawiść”;

Klątwa może zabić twe dzieci i znajdziesz ich gardła we krwi

Lub nawet w szaleństwie zabijesz je sam

Własną ręką.


MŁODZIENIEC

Czy postawiono cię tutaj,

Żebyś groził przychodniom, żebyś wszystkich odstraszał?

Nie jesteś mniej wyschnięty niż patyki i liście,

Jakbyś już nie miał żadnego udziału w życiu.


Strażniczka Źródła wydaje znów krzyk jastrzębia.


Znowu ten krzyk. To tamta kobieta,

Lecz czemu krzyczy jak krzyczą jastrzębie?


STARZEC

To jej usta krzyknęły, nie ona.

To tamten cień krzyczał spoza jej ust;

Teraz już wiem, dlaczego była tak otępiała

Przez cały dzień, czemu jej oczy były takie ciężkie.

Spójrz jak teraz dygoce, straszliwe życie

Rozchodzi się w jej żyłach. Nie należy do siebie.

Któż wie kogo zabije lub zdradzi,

Nim się obudzi i zacznie zgarniać liście,

Nie pamiętając niczego, a liście będą wilgotne.

Woda wypełni źródło, żeby znowu odpłynąć;

To drżenie jest znakiem. Ach, odejdź,

Zaraz mogę usłyszeć jak płynie,

Jeśli jesteś dobry, odejdziesz. Jestem stary,

Jeżeli nie wypiję tej wody teraz, nie wypiję już nigdy;

Czekałem przez całe życie, czuwałem, a przecież teraz

Może jej nie wystarczyć na więcej niż jeden łyk.


MŁODZIENIEC

Dłońmi zaczerpnę wody. Obaj będziemy pili.

I nawet jeśli napłynie ledwie kilka kropelek

Podzielimy się nimi.


STARZEC

Ale przysięgnij, że ja będę pił pierwszy;

Młodość jest taka zachłanna — jeśli ty będziesz pierwszy,

Wypijesz wszystko. Och, popatrzyłeś na nią;

Wyczuła twój wzrok i na nas zwróciła oczy;

Nie mogę znieść tych oczu, to oczy z innego świata,

Suche i nieruchome, to nie są oczy dziewczyny.


Zasłania głowę. Strażniczka Źródła odrzuca płaszcz i wstaje. Jej kostium pod płaszczem sugeruje jastrzębia.


MŁODZIENIEC

Czemu utkwiłaś we mnie te oczy, oczy jastrzębia?

Nie boję się ciebie, ptaku, kobieto czy wiedźmo.


Idzie ku źródłu, które Strażniczka opuściła.


Cokolwiek zrobisz, nie odejdę stąd, dopóki

Nie będę nieśmiertelny tak samo jak ty.


Usiadł; Strażniczka Źródła zaczyna tańczyć, poruszając się jak jastrząb. Starzec śpi. Taniec trwa przez jakiś czas.


PIERWSZY MUZYK (śpiew lub półśpiew)

O Boże, chroń mnie

Przed straszliwym nieśmiertelnym ciałem,

Co nagle się w żyłach rozlewa.


Taniec trwa jeszcze przez jakiś czas. Młodzieniec wolno się podnosi.


PIERWSZY MUZYK (mówi)

Szał pochwycił go teraz, bo blednie

I cały się słania.


Taniec trwa.


MŁODZIENIEC

Gdziekolwiek polecisz, szary ptaku,

Usiądziesz mi w końcu na ręku.

Niektóre nazywały siebie królowymi,

A jednak, ich to nie minęło.


Taniec trwa.


PIERWSZY MUZYK (mówi)

Słyszałem plusk wody; tak płynie już, płynie,

Spójrz jak lśni. Usłyszał jej plusk,

Spójrz, odwrócił głowę.


Strażniczka Źródła wychodzi. Młodzieniec upuszcza włócznię, jakby we śnie, i także wychodzi.


MUZYCY (śpiewają)

Stracił, czego zyskać nie ma sposobu,

Póki dlań ludzie nie wykopią grobu

I oto historia skończona.

Całe życie mógł przeżyć w spokoju

Z głową psa na kolanach, pośród roju

Dzieci swych i przyjaciół grona.


Starzec czołga się ku źródłu.


STARZEC

Przeklęte cienie oszukały mnie.

Głazy są ciemne, lecz źródło już puste;

Woda trysnęła i uszła, gdy spałem.

Przez całe życie zwodziliście mnie

Tancerze przeklęci, skradliście mi życie.

Więc takie zło mieszczą w sobie cienie!


MŁODZIENIEC (wchodząc)

Pierzchła przede mną i skryła się w skałach.


STARZEC

Odciągnęła cię tylko od źródła. Popatrz!

Choć kamienie i liście są ciemne,

Nie ma już ani kropli.


Muzycy wołają: „Aoife! Aoife!” i uderzają w gong.


MŁODZIENIEC

To wołanie, cóż to?

Cóż to za głos biegnie pośród wzgórz?

Kim są ci, którzy mieczem uderzają w tarczę?


STARZEC

Obudziła szalone kobiety ze wzgórz —

Aoife i jej rzesze, by zabrać ci życie,

I nigdy, póki ziemia cię nosi,

Nie dowiesz się więcej.


MŁODZIENIEC

Znowu szczęk oręża!


STARZEC

Nie odchodź! Góra jest przeklęta.

Zostań ze mną, już nic stracić nie mogę,

Nie oszukam cię.


MŁODZIENIEC

Spotkam się z nimi.


Wychodzi. Teraz nie idzie już jak we śnie, ale z włócznią na ramieniu, wołając:


On nadchodzi, Cuchulain, Sualtima syn nadchodzi.


Muzycy wstają; jeden z nich idzie ku środkowi sceny ze zwinięta, tkaniną. Pozostali ją rozwijają, śpiewając przy tym. Kiedy śpiewają, zasłonięty tkaniną Starzec wychodzi. Jeśli sztuka jest wystawiana z muzyką Edmunde Dulaca, Muzycy nie podnoszą się ani nie rozwijają tkaniny dopóki nie zaśpiewają słów „gorzkie życie”.


(Pieśni na rozwijanie i zwijanie tkaniny)

Chodźcie tutaj, o człowiecze twarze,

Przybądźcie znajome wspomnienia;

Nienawiści pełne spojrzenia

Napotkałem na pustek obszarze,

Nieruchomych oczu spojrzenia


Z wszystkich losów szaleństwo wybieram.,

Oto dola mnie najlepsza;

Jestem tylko łykiem powietrza,

Więc raduję się, kiedy umieram,

Tylko słodkim łykiem, powietrza.

O żałosne, o nieszczęsne cienie,

Które walkę w sobie taicie!

Ja wybieram radosne życie

Tam, gdzie łąk wielkie rozleniwienie;

Lecz mądrość za gorzkie życie.


Zwijają teraz tkaninę, śpiewając.


Ten zasługuje na chwałę” —

Wołają źródła kamienie —

Kto żyje przez życie całe

Tam, gdzie dzwonka dzwonienie

Do spokojnych wrót krowy woła

I prowadzi je z pól do sioła.

Szaleniec — bo któż — głosi chwałę

Źródła, gdzie tylko kamienie”.


Ten zasługuje na chwałę” —

Wołają gałęzie drzewa —

Kto żonę wziął, życie całe

Przy ogniu dłonie ogrzewa

I o nic nie troszczy się więcej

Prócz psów i gromadki dziecięcej.

Szaleniec — bo któż — głosi chwałę

Obnażonego drzewa”.


Wychodzą.


KONIEC (1917)

Tekst oryginalny


Wyszukiwarka