Bente Pedersen
Ritva nigdy nie zastanawia艂a si臋 nad staro艣ci膮.
Nie my艣la艂a o 艣mierci.
Mia艂a dopiero dziewi臋tna艣cie lat.
Hans Fredrik Feldt pe艂ni艂 obowi膮zki komendanta na wysuni臋tym daleko na p贸艂noc skrawku Norwegii. Wyznaczony mu okres s艂u偶by dobiega艂 ko艅ca. Nikt nie oczekiwa艂, 偶e kapitan zechce przed艂u偶y膰 sw贸j pobyt w tych stronach.
Nigdy nie czu艂 si臋 dobrze w miejscu, gdzie zim膮 panowa艂a d艂uga noc polarna, a latem trwa艂 nie ko艅cz膮cy si臋 dzie艅. Nie lubi艂 samotno艣ci ani pustkowia. Pos臋pny krajobraz i bezkresne morze wzbudza艂y w nim niech臋膰. Dra偶ni艂 go ostry klimat, przy kt贸rym najbardziej bezwzgl臋dni m臋偶czy藕ni zdawali si臋 艂agodni niczym baranki.
Ale w艂adza rekompensowa艂a mu wszystko.
Pod tym wzgl臋dem minionych pi臋膰 lat dostarczy艂o mu wiele przyjemno艣ci. Ukoronowaniem s艂u偶by mia艂o by膰 spalenie na stosie najwi臋kszej czarownicy, jak膮 widzia艂y te strony.
Niewiele brakowa艂o, a by艂by tego dokona艂.
Ale ona pozbawi艂a go nale偶nej chwa艂y, dos艂ownie w ostatniej chwili wymykaj膮c mu si臋 z r膮k. Z pomoc膮 przyszli jej s艂udzy piekie艂.
Jeszcze 偶adnej kobiecie nie uda艂o si臋 go pokona膰. Tej wied藕mie te偶 si臋 to nie uda!
Kapitan Hans Fredrik Feldt postawi艂 wszystko na jedn膮 kart臋. Bardzo zale偶a艂o mu na tym, 偶eby zapisa膰 si臋 w pami臋ci mieszka艅c贸w p贸艂nocy jako pogromca czarownicy. S艂awa jego czynu mia艂a si臋 odbi膰 szerokim echem i zapewni膰 mu powitanie z honorami w rodzinnych stronach. Pragn膮艂, by cywilizowany 艣wiat zobaczy艂 w nim cz艂owieka z zasadami.
Wraz z nastaniem lata opu艣ci twierdz臋 Vardohus.
Przedtem jednak rozpali stos, na kt贸rym sp艂onie czarownica.
Nie spocznie, p贸ki jej nie odnajdzie...
Nie pozwoli, by kobieta wystrychn臋艂a go na dudka. Ani teraz, ani nigdy!
Zna艂 jej imi臋 i twarz. Do艣wiadczy艂 te偶 jej diabelskiej mocy. By艂a pora偶aj膮co pi臋kna, jak zreszt膮 wi臋kszo艣膰 istot w s艂u偶bie szatana. Jej oczy p艂on臋艂y niby roz偶arzone w臋gle, w艂osy, mi臋kkie niczym jedwab, mia艂y barw臋 rodem z piekie艂. Ale on, kapitan Feldt, nie uleg艂, nie da艂 si臋 omota膰 podst臋pnie zastawionej sieci. Da艂 odp贸r zdradzieckiemu spojrzeniu, udaj膮cemu wzrok anio艂a.
Czarownica zdo艂a艂a umkn膮膰, ale on poprzysi膮g艂 sobie, 偶e j膮 odnajdzie, cho膰by mia艂 szuka膰 do ko艅ca 偶ycia.
- Gdziekolwiek si臋 ukry艂a艣, Ritvo, drzyj, bo nie jeste艣 bezpieczna - sykn膮艂 Hans Fredrik Feldt, wpatruj膮c si臋 w morze, kt贸re mu j膮 odebra艂o i porwa艂o nie wiadomo dok膮d. Tyle jest fiord贸w i zatok, gdzie mog艂a si臋 zaszy膰! Nie mia艂 do艣膰 ludzi, by sprawdzi膰 ka偶dy skrawek wybrze偶a.
Jej wybawcy dobrze sobie to wszystko zaplanowali.
- Mimo to nie czuj si臋 bezpieczna - powt贸rzy艂 艂agodniej, zaciskaj膮c pi臋艣ci. K膮ciki ust zadrga艂y lekko, ale nie z艂agodzi艂y nieprzeniknionego oblicza. Wyraz twarzy nadal pozostawa艂 mroczny i bezwzgl臋dny, a zielononiebieskie oczy spogl膮da艂y niezmiennie ch艂odno.
Ten cz艂owiek nie potrafi艂 si臋 艣mia膰, zreszt膮 od dawna nie pr贸bowa艂.
By艂 przystojny i urodziwy, ale ca艂kiem pozbawiony serca. Twarz o harmonijnych rysach nie zdo艂a艂a przys艂oni膰 brutalno艣ci jego natury.
- Napi臋tnowa艂em ci臋 - rzuci艂 ku morzu, zwil偶aj膮c j臋zykiem wargi. - Nie uciekniesz przede mn膮, Ritvo. Naznaczy艂em tw膮 bia艂膮 sk贸r臋 roz偶arzonym 偶elazem. Jeste艣 moja, moja na zawsze! To ja ci wyznacz臋 kres 偶ycia. Twoje ostatnie chwile nale偶e膰 b臋d膮 do mnie...
Ritva, ku kt贸rej kierowa艂 te s艂owa, naprawd臋 nosi艂a imi臋 Raija.
Hans Fredrik nie by艂 tego 艣wiadom. Nie mia艂 jednak najmniejszej w膮tpliwo艣ci, 偶e rozpozna jej twarz, gdziekolwiek j膮 zobaczy.
Rozpozna jej cia艂o. Blizny po roz偶arzonym 偶elastwie, kt贸rym j膮 pie艣ci艂.
Nad fiordem siedzia艂 m臋偶czyzna otoczony gromadk膮 dzieci i opowiada艂 im bajki. W jego w艂osach igra艂y s艂oneczne promyki, a spojrzenie by艂o 艂agodne i rozmarzone. Du偶e d艂onie g艂adzi艂y delikatnie rud膮 grzywk臋 trzyletniej dziewczynki, kt贸ra mocno zacisn臋艂a r膮czki na jego szyi. M臋偶czyzna pochyli艂 si臋 nad troch臋 starsz膮 dziewczynk膮 i z艂o偶y艂 na policzku siedmiolatki nied藕wiedzi poca艂unek, powstrzymuj膮c wybuch jej zazdro艣ci.
Dwoje pozosta艂ych dzieci, podobnie jak on, mia艂o w艂osy blond, ale nie by艂y podobne ani do niego, ani do siebie nawzajem. Najstarsza dziewczynka o p艂owych, d艂ugich niemal do kolan warkoczach sko艅czy艂a dziesi臋膰 lat, ch艂opiec rozpocz膮艂 si贸dmy rok 偶ycia.
Tej bajki s艂uchali ju偶 wcze艣niej. Opowiada艂a o mi艂o艣ci, o nienawi艣ci, o okrutnym trollu z p贸艂nocy. Opowiada艂a o pewnym dobrym cz艂owieku i o mamie.
Historia Raiji.
Reijo powtarza艂 j膮 cz臋sto. Poprzysi膮g艂 sobie, 偶e nie pozwoli dzieciom zapomnie膰 matki. Co prawda trudno im by艂o zrozumie膰, dlaczego mama nie mo偶e by膰 z nimi, ale Reijo robi艂 wszystko, by serca dzieci nie nape艂ni艂y si臋 gorycz膮, a one same nie otoczy艂y si臋 murem nieprzyst臋pno艣ci.
Nadejdzie kiedy艣 dzie艅, gdy Raija do nich powr贸ci, i nie powinna w贸wczas napotka膰 nienawi艣ci.
Ale w umys艂ach ma艂ych istot l臋gnie si臋 wiele r贸偶nych my艣li!
Tyle ju偶 czasu up艂yn臋艂o, odk膮d si臋 rozstali. Ka偶dy dzie艅 przynosi艂 nowe zdarzenia. Dwa lata to wieczno艣膰 ca艂a dla kogo艣, kto ledwie si臋ga do bioder temu, kt贸rego nazywa ojcem.
Elise pami臋ta艂a Raij臋 i piel臋gnowa艂a te wspomnienia, l臋kaj膮c si臋 panicznie, 偶e mo偶e je utraci膰. Chciwie chowa艂a je dla siebie, udaj膮c przed pozosta艂ymi, 偶e wszystko zapomnia艂a. Za nic w 艣wiecie nie pozwoli艂aby odebra膰 sobie najcenniejszej pami膮tki.
Utraci艂a tat臋 i mam臋. W sennych koszmarach nadal jej si臋 pojawia艂 obraz bezw艂adnego cia艂a matki, sznura zaci艣ni臋tego na jej szyi... zapach obory...
Odebrano jej te偶 Raij臋.
Ale wspomnienia nale偶膮 tylko do niej. Nikt si臋 o nich nie dowie. Nikt jej z nich nie odrze.
Maja tak偶e w przeb艂yskach pami臋ci przypomina艂a sobie pewne zdarzenia z przesz艂o艣ci. Ale one budzi艂y w niej g艂臋bok膮 niech臋膰 zaprawion膮 b贸lem i l臋kiem. Wspomnienia z wczesnego dzieci艅stwa wywo艂ywa艂y w niej niepok贸j, narusza艂y poczucie bezpiecze艅stwa.
Opowie艣ci Reijo to jednak co innego. Lubi艂a je. Uwielbia艂a wpatrywa膰 si臋 w twarz opiekuna, obserwowa膰 jego oczy nieustannie zmieniaj膮ce barw臋. Gdy si臋 u艣miecha艂, pojawia艂y si臋 w nich weso艂e b艂yski, gdy przypomina艂 sobie co艣 bolesnego, co艣, co wola艂 ukry膰 przed dzie膰mi, zasnuwa艂y si臋 cieniem.
Maja rozumia艂a o wiele wi臋cej, ni偶 Reijo przypuszcza艂. Potrafi艂a czyta膰 z jego twarzy. Nauczy艂a si臋 rozpoznawa膰 znaczenie ka偶dego grymasu i gestu, wychwytywa艂a najmniejsz膮 zmian臋 nastroju.
Pojmowa艂a sprawy, kt贸rych nie potrafi艂a jeszcze nazwa膰 s艂owami.
Tego daru l臋ka艂a si臋 r贸wnie mocno, jak w艂asnych mglistych wspomnie艅.
Gdy wpada艂a w z艂o艣膰, potrafi艂a zerwa膰 si臋 i uciekaj膮c, gniewnie wykrzykiwa膰: 鈥濶ie chc臋 tego s艂ucha膰! Nie chc臋! To jest g艂upie! S艂yszysz, Reijo? To g艂upie! G艂upie, g艂upie! Zwyk艂e bajki. Nieprawdziwe. Nie mam mamy!鈥
Twarz Reijo zasnuwa艂a si臋 w贸wczas mrokiem, a serce 艣ciska艂o mu si臋 z 偶alu. Wiele go kosztowa艂o, by w takich chwilach si臋 nie za艂ama膰 i nie utraci膰 nadziei. Wtedy czerpa艂 si艂臋 od tej, kt贸ra nie mog艂a nic pami臋ta膰. Kry艂 twarz w p艂omiennej czuprynce Idy, c贸reczki jego i Raiji, i ogrzewa艂 serce ciep艂em bij膮cym od drobnego cia艂ka. Dziewczynka uwielbia艂a bajki i jasnym g艂osikiem po fi艅sku domaga艂a si臋, 偶eby opowiada艂 dalej. By艂a ma艂a, nie pojmowa艂a chyba nawet znaczenia s艂owa 鈥瀖atka鈥. Poniewa偶 rzadko bywali w towarzystwie innych ludzi, dziewczynka nie spotka艂a zwyczajnych rodzin i 偶y艂a w przekonaniu, 偶e w normalnych rodzinach jest tylko ojciec.
Maja jako jedyna protestowa艂a.
Elise s艂ucha艂a. Reijo nie potrafi艂 rozgry藕膰, co chodzi po g艂owie tej ma艂ej. Ci臋偶ko prze偶y艂a utrat臋 Raiji. Nie uda艂o mu si臋 zast膮pi膰 dziewczynce opiekunki. Dla tego zamkni臋tego w sobie dziecka Raija by艂a tym, kim on sam by艂 dla Mai. Kim艣, kogo podziwia艂a bezgranicznie i kocha艂a bez 偶adnych zastrze偶e艅. Opowiadane przez niego historie pomaga艂y jej zatrzyma膰 wspomnienia.
A Knut...
Trudno odgadn膮膰, jak ch艂opiec przyjmowa艂 opowie艣ci Reijo. Zazwyczaj by艂 do艣膰 ufny. Gdy jednak s艂ucha艂 o matce, jego twarz, tak podobna do twarzy Kallego, zamyka艂a si臋, a d藕wi臋k, imienia 鈥濺aija鈥 wywo艂ywa艂 dr偶enie w k膮cikach mi臋kkich ust.
Reijo obawia艂 si臋 wp艂ywu swych s艂贸w na tego ch艂opca, kt贸ry m贸g艂by by膰 jego w艂asnym synem. Za nic w 艣wiecie nie chcia艂 go rani膰, a mimo to nie potrafi艂 powstrzyma膰 si臋 od m贸wienia o Raiji.
By艂 jej to winien.
Nie m贸g艂 wiedzie膰, co naprawd臋 my艣l膮 i czuj膮 dzieci, ale powtarzaj膮c, 偶e mama je kocha, nie mia艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci, i偶 m贸wi prawd臋. Z tak膮 sam膮 niez艂omn膮 wiar膮 zapewnia艂 je, 偶e pewnego dnia Raija powr贸ci...
Znal j膮 dobrze, nigdy go nie ok艂ama艂a.
Przygarniaj膮c szerokimi ramionami ca艂膮 czw贸rk臋, obejmowa艂 spojrzeniem fiord od kamienistego nabrze偶a po nagi horyzont daleko na p贸艂nocnym wschodzie.
Zwil偶aj膮c usta, wci膮偶 na nowo snu艂 te same historie przepojone niezmienn膮 mi艂o艣ci膮 do Raiji i wiar膮 w to, 偶e kt贸rego艣 dnia wy艂oni si臋 zza linii horyzontu.
Tymczasem w samym sercu Finlandii Raija zagryza艂a wargi, z trudem t艂umi膮c w sobie irytacj臋 i bezradno艣膰.
W艣r贸d kobiet z lapo艅skiej wsp贸lnoty, do kt贸rej do艂膮czyli, nie znalaz艂a pokrewnej duszy. Mo偶e dlatego, 偶e sama wywodzi艂a si臋 z Fin贸w? A mo偶e dlatego, 偶e nie dor贸wnywa艂a im zr臋czno艣ci膮 w pracach przypisanych kobietom? Poza tym nigdy nie w艂膮cza艂a si臋 do pogaw臋dek o m臋偶czyznach i dzieciach. Gdy rozmowa schodzi艂a na te tematy, Raija natychmiast wycofywa艂a si臋. By艂o to dla niej zbyt bolesne.
Nie potrafi艂a okre艣li膰, co jest przyczyn膮 przepa艣ci, kt贸ra wytworzy艂a si臋 pomi臋dzy ni膮 a pozosta艂ymi kobietami. Moz臋 tak naprawd臋 nie przyk艂ada艂a do tego wi臋kszej wagi?
By艂a sama.
Obca.
Jak zawsze! powraca艂a uporczywa my艣l.
Co prawda mia艂a Mikkala, jego mi艂o艣膰 i oddanie. Sama zreszt膮 nadal kocha艂a go r贸wnie gor膮co jak kiedy艣...
Ale Mikkal poch艂oni臋ty by艂 tyloma innym sprawami...
Okaza艂o si臋, 偶e to on z nich dwojga radzi sobie lepiej. A tak si臋 obawia艂, 偶e b臋dzie nieprzydatny, 偶e niew艂adna noga ca艂kowicie pogrzebie jego szanse na warto艣ciowe 偶ycie!
Sta艂 si臋 tymczasem wa偶n膮 osob膮 w lapo艅skiej spo艂eczno艣ci. Mia艂 pos艂uch. Potrafi艂 doskonale planowa膰, nie brak艂o mu rozs膮dku, imponowa艂 wiedz膮. M臋偶czyznom, kt贸rzy s艂uchali jego rad, pracowa艂o si臋 znacznie l偶ej.
Mikkal, 偶yj膮cy dot膮d w cieniu swego ojca, kt贸rego nie darzy艂 szczeg贸lnym szacunkiem, zyska艂 wreszcie poczucie w艂asnej warto艣ci.
W tej wsp贸lnocie nie traktowano go jedynie jako syna Pehra. Na wa偶no艣ci zyska艂o jego w艂asne imi臋. By艂 tu potrzebny.
Przekona艂 si臋, 偶e potrafi kierowa膰 innymi. Troch臋 go to napawa艂o l臋kiem, ale mia艂o r贸wnocze艣nie cudowny posmak.
Sta艂 si臋 zach艂anny na wszystko, co wype艂ni艂o jego nowe 偶ycie, i niech臋tnie my艣la艂 o tym, 偶e przyjdzie mu si臋 niebawem rozsta膰 z tymi lud藕mi.
Matti tak偶e czu艂 si臋 w tym miejscu jak ryba w wodzie. Koczownicze 偶ycie pod go艂ym niebem, odpowiedzialno艣膰 i obowi膮zki, w kt贸rych znajdowa艂 sens, wyra藕nie mu s艂u偶y艂y. Ch艂opak mia艂 pi臋tna艣cie lat, ale wydawa艂 si臋 starszy. Mikkal domy艣la艂 si臋, 偶e to dziedziczne. W rodzinie Alatalo dzieci wcze艣nie dojrzewa艂y. Pami臋ta艂, 偶e tak samo by艂o z Raij膮. Teraz mia艂a dwadzie艣cia trzy lata, ale niemal przez ca艂e 偶ycie by艂a doros艂a.
Najszcz臋艣liwszy jednak by艂 Ailo, kt贸ry w obozowisku czu艂 si臋 jak u siebie.
Fi艅scy pobratymcy przyj臋li Mikkala i jego syna z otwartymi ramionami, dla Raiji jednak nie byli r贸wnie serdeczni.
Dziewczyna milcza艂a, ale Mikkal, widz膮c jej nieobecne spojrzenie, domy艣la艂 si臋, jakie uczucia targaj膮 ukochan膮. Niejednokrotnie tkwi艂a nieruchomo, jakby pr贸buj膮c dojrze膰 co艣, co znajdowa艂o si臋 poza zasi臋giem wzroku. Nigdy nie dzieli艂a si臋 z Mikkalem swym cierpieniem. Ale cieszy艂a si臋 jego rado艣ciami. U艣miecha艂a si臋, gdy opowiada艂 jej o swych ma艂ych codziennych sukcesach. Radowa艂a si臋 szczerze, by艂 tego pewien.
Wszystko to mia艂o s艂odko - gorzki smak.
Mikkal uwa偶a艂, 偶e nale偶y mu si臋 takie 偶ycie. Zas艂u偶y艂 na uznanie i szacunek.
Ch臋tnie zosta艂by tu do ko艅ca swych dni, ale Raija t臋sknym wzrokiem spogl膮da艂a poza horyzont i snu艂a w艂asne marzenia.
Nie zwierza艂a si臋 Mikkalowi, ale on zna艂 j膮 na tyle dobrze, by zdawa膰 sobie spraw臋, 偶e Raija si臋 zadr臋cza.
Finlandia by艂a jej ojczyzn膮, st膮d si臋 wywodzi艂a, tu mia艂a swe korzenie. Jednak teraz, gdy nie odnalaz艂a ojca w艣r贸d 偶ywych, wyda艂o jej si臋, 偶e korzenie nie s膮 do艣膰 solidne.
Mikkal u艣miechn膮艂 si臋 z gorycz膮. Pomy艣la艂 sobie, 偶e jego ukochana Raija pod wieloma wzgl臋dami wyj膮tkowo zosta艂a do艣wiadczona przez los. Tak jakby ci膮偶y艂o nad ni膮 jakie艣 fatum.
Wsz臋dzie, gdzie si臋 pojawia艂a, traktowano j膮 jak obc膮.
Sama sprawia艂a te偶 wra偶enie, 偶e zatrzymuje si臋 tylko przelotnie, ot, kr贸tki przystanek w ci膮g艂ej podr贸偶y. Nieustannie o czym艣 marzy艂a. Szcz臋艣cie wymyka艂o jej si臋 z r膮k, nigdy nie prze偶ywa艂a jego pe艂ni.
Mikkal by艂 zadowolony, ale odda艂by wszystko, 偶eby i Raija czu艂a si臋 szcz臋艣liwa, niczego bardziej nie pragn膮艂.
P贸藕n膮 jesieni膮, gdy pierwsze mrozy skuj膮 ziemi臋, gdy nastan膮 ch艂ody nie do wytrzymania, nadejdzie pora wyjazdu.
Pozosta艂o mu jeszcze tylko kilka tygodni we wsp贸lnocie, kt贸ra obdarzy艂a go takim szacunkiem. Kt贸ra pozwoli艂a mu zrozumie膰, 偶e jest co艣 wart, 偶e jest kim艣!
Gdy tylko stwardnieje 艣nie偶na skorupa, b臋dzie musia艂 si臋 z nimi po偶egna膰. Nie potrafi bowiem czu膰 si臋 szcz臋艣liwy, widz膮c, jak kobieta, kt贸r膮 kocha ponad wszystko, cierpi.
Czeka na niego kraina na p贸艂nocy.
Mo偶e Raiji nic ju偶 tam nie grozi? Up艂yn臋艂o tyle czasu. Przypuszczalnie nikt ju偶 nie pami臋ta o czarownicy, kt贸ra przed dwoma laty unikn臋艂a stosu w Vardo.
Spr贸buj膮 odnale藕膰 Reijo... Maj臋... Pozosta艂e dzieci Raiji.
Ci膮gn臋艂o ich na p贸艂noc. Raija nigdy nie b臋dzie w stanie zerwa膰 wi臋zi.
Pisane jej jest 偶ycie na skalistym p贸艂nocnym wybrze偶u, nie na 艂agodnej r贸wninie w艣r贸d las贸w i jezior.
Bez wzgl臋du na to, co j膮 czeka, musi tam powr贸ci膰.
- Ty sobie drwisz z tych ch艂opc贸w, Ritvo! - Ristin popatrzy艂a z wyrzutem na siostr臋. - Tak nie wolno, nie rozumiesz tego?
Ritva, wzruszywszy ramionami, odpar艂a ze 艣miechem:
- Skoro s膮 tacy g艂upi, 偶e daj膮 si臋 wodzi膰 za nos... Ristin westchn臋艂a ci臋偶ko, z trudem powstrzymuj膮c si臋 przed wypowiedzeniem k膮艣liwej uwagi, kt贸r膮 ju偶 mia艂a na ko艅cu j臋zyka. By膰 mo偶e jej krytyczne s艂owa wynika艂y z tego, 偶e bardzo zazdro艣ci艂a siostrze. Bo tak si臋 ju偶 sk艂ada艂o, 偶e Ritva obdarzona zosta艂a przez los tym, co najlepsze. By艂a 艂adna i mi艂a, a przy tym nad podziw zr臋czna. Nie艂atwo j膮 by艂o pogn臋bi膰, bo mia艂a wyj膮tkowe poczucie humoru. U艣miech rzadko znika艂 z jej twarzy.
I by艂a taka pi臋kna!
Niebieskie l艣ni膮ce oczy przybiera艂y wszystkie mo偶liwe odcienie: czasem b艂臋kitne jak bezchmurne letnie niebo, gdy si臋 rozz艂o艣ci艂a, ciemnia艂y, przypominaj膮c granatowy mrok nocy.
Poci膮g艂a twarz Ritvy o harmonijnych rysach wydawa艂a si臋 niezbyt 艂adnej Ristin nieosi膮galnym idea艂em.
Wygi臋te w 艂uki brwi przypomina艂y skrzyd艂a ptaka. Niewielki podbr贸dek i mi臋kkie, uwodzicielskie wargi wcale nie pozbawia艂y jej twarzyczki wyrazu zdecydowania.
Ritva by艂a taka, jaka Ristin zawsze pragn臋艂a by膰.
Zazdro艣ci艂a wi臋c siostrze w g艂臋bi duszy i czasem, gdy nasz艂a j膮 chwila goryczy, nienawidzi艂a jej gor膮co. Ale tak naprawd臋 kocha艂a j膮 i posz艂aby za ni膮 w ogie艅.
By艂y siostrami. 艁膮czy艂y je wi臋zy krwi!
Ristin wydawa艂o si臋, 偶e Ritva szydzi sobie z Nilsa. Wszyscy wiedzieli, 偶e ten biedny ch艂opak got贸w by艂 ca艂owa膰 ziemi臋, po kt贸rej st膮pa艂a, ba, wyszed艂by boso w grudniow膮 noc!
Ritva tymczasem jednego dnia robi艂a mu nadziej臋, by nast臋pnego wszystko pu艣ci膰 w niepami臋膰.
- Nie powinna艣 nastawia膰 Nilsa i Guttorma przeciwko sobie - wyrzuca艂a Ristin siostrze. - Przecie偶 wiesz, 偶e to najlepsi przyjaciele.
- Czy偶by? - rzuci艂a Ritva lekko, troch臋 ju偶 zm臋czona upomnieniami swej m艂odszej siostry. Ristin potrafi艂a prawi膰 takie kazania, 偶e mo偶na by mniema膰, i偶 to ona, a nie Ritva, sko艅czy艂a dziewi臋tna艣cie lat i by艂a prawie doros艂a. Tymczasem Ristin liczy艂a sobie dopiero pi臋tna艣cie wiosen.
- Czy ty w og贸le my艣lisz? - wyrzuca艂a jej m艂odsza siostra.
- Nawet bardzo wiele - odrzek艂a Ritva i obr贸ciwszy si臋 plecami do siostry, usiad艂a na ziemi. - Wiem, 偶e Nils i Guttorm s膮 najlepszymi przyjaci贸艂mi. Ale co ja na to poradz臋, 偶e obu cieknie 艣linka na m贸j widok? Nie cierpi臋 tego.
Ristin prychn臋艂a z pogard膮. Dobrze zna艂a swoj膮 siostr臋 i nie mia艂a najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e jest dok艂adnie na odwr贸t.
- 呕adnemu niczego nie obieca艂am, wiec chyba mog臋 rozmawia膰 i z jednym, i z drugim. Nie mam wp艂ywu na to, co im si臋 roi w g艂owach. Ch艂opcy s膮 beznadziejnie g艂upi - doda艂a zrezygnowana.
Ristin by艂a innego zdania. Lubi艂a Guttorma. Bawi艂 j膮. Ale w g艂臋bi serca kocha艂a si臋 beznadziejnie w Nilsie, czego jednak nigdy w 偶yciu nie wyjawi艂aby Ritvie.
Nilsowi tak偶e nie...
Zrobi艂o jej si臋 go 偶al, kiedy zwierzy艂 si臋 jej ze wszystkiego, dlatego robi艂a Ritvie takie wyrzuty.
- Nils s膮dzi艂, 偶e nie 偶artujesz, m贸wi膮c mu, 偶e jest przystojny i 偶e lubisz go najbardziej ze wszystkich - ci膮gn臋艂a, ura偶ona w jego imieniu. - Podobno obieca艂a艣 p贸j艣膰 dzi艣 z nim na pastwisko pilnowa膰 renifery.
Ritva roz艂o偶y艂a r臋ce. W jednej chwili przypomnia艂a sobie moment, kiedy pad艂y te s艂owa, i zarumieni艂a si臋 lekko.
- Naprawd臋 tak my艣la艂am, kiedy to m贸wi艂am - broni艂a si臋 - ale zaraz potem zjawi艂 si臋 Guttorm z upolowanym rysiem. Wyda艂 mi si臋 taki fascynuj膮cy! Poza tym obieca艂 mi sk贸r臋...
- My艣lisz tylko o sobie - stwierdzi艂a Ristin z przygan膮 w g艂osie.
Ritva zmru偶y艂a oczy i popatrzy艂a na siostr臋. Ujrzawszy w jej spojrzeniu cierpienie, nagle dokona艂a odkrycia.
- A ty, siostrzyczko, zdaje si臋 nie mo偶esz przesta膰 my艣le膰 o Nilsie?
Ristin sp膮sowia艂a i odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie.
- W艂a艣ciwie, dlaczeg贸偶 by nie? - ci膮gn臋艂a Ritva. - Mnie on specjalnie nie poci膮ga. Owszem, jest mi艂y, ale nawet w po艂owie nie tak m臋ski jak Guttorm. Nie cierpi臋 tego, 偶e nieustannie okazuje mi uwielbienie. Przeka偶 mu to, je艣li chcesz. Mo偶e uda ci si臋 go przej膮膰. 呕ycz臋 szcz臋艣cia.
Jak偶e Ristin nienawidzi艂a siostry w tym momencie!
Z jednej strony ucieszy艂a si臋, 偶e Ritva nie lubi Nilsa w ten spos贸b, ale r贸wnocze艣nie sprawia艂o jej to b贸l.
Wiedzia艂a, jaka b臋dzie reakcja Nilsa, jak b臋dzie cierpia艂.
Wyzna艂 Ristin, 偶e kocha Ritv臋. Zwierzy艂 jej si臋 z tego, a ona poprzysi臋g艂a, 偶e nikomu o tym nie powie.
Nils na pewno ci臋偶ko to prze偶yje.
R贸wnocze艣nie bola艂o j膮, 偶e siostra rezygnuje z kogo艣, kogo ona, Ristin, i tak nigdy nie dostanie. Przepa艣膰, jaka dzieli艂a siostry, jeszcze nigdy nie wydawa艂a si臋 taka g艂臋boka.
- Ci twoi wielbiciele powinni si臋 kiedy艣 przekona膰, 偶e za twoj膮 ol艣niewaj膮c膮 urod膮 kryje si臋 niezbyt pi臋kny charakter! - rzuci艂a zduszonym g艂osem Ristin i uciek艂a zalana 艂zami.
Ritva zaci臋艂a z臋by i pochyli艂a g艂ow臋. Przycisn臋艂a podbr贸dek do kolan, a偶 j膮 zabola艂o. Cisn臋艂a jeszcze mocniej.
Mia艂o bole膰!
艁atwiej b臋dzie w贸wczas wytrzyma膰 to wszystko.
Po co w og贸le wygadywa艂a takie rzeczy? Dlaczego zachowa艂a si臋 tak okropnie?
Przecie偶 kocha Ristin! A jednak tak dawno jej tego nie okaza艂a. Wszystko si臋 pogmatwa艂o, wszystko jest takie trudne! Kiedy stara si臋 by膰 mi艂a, czuje si臋 jako艣 g艂upio. Nie chcia艂a wcale, 偶eby sprawy mi臋dzy ni膮 i Nilsem u艂o偶y艂y si臋 w ten spos贸b.
Nils jest taki mi艂y.
Nic dziwnego, 偶e Ristin si臋 w nim zakocha艂a.
Ona sama te偶 go lubi, nawet bardzo. Lubi jego u艣miech, przelotne nie艣mia艂e poca艂unki.
Nils jest przekonany, 偶e 艂膮czy ich co艣 powa偶niejszego.
Ritva przygryz艂a doln膮 warg臋.
Znalaz艂a si臋 w prawdziwej matni.
Powaga.
Rodzina.
Na sam d藕wi臋k podobnych s艂贸w czu艂a, jak ciarki przechodz膮 jej po plecach. Te s艂owa nie dawa艂y jej spa膰 po nocach.
Mia艂aby wyj艣膰 za m膮偶 i wyprowadzi膰 si臋 od rodzic贸w i rodze艅stwa?
Wzi臋艂aby na swe barki wielk膮 odpowiedzialno艣膰. Urodzi艂aby dzieci...
Takie s膮 pragnienia Nilsa, cho膰 nie powiedzia艂 tego wprost. M贸wi艂 tylko, 偶e bardzo j膮 lubi, 偶e j膮 kocha. I chce, by jego ojciec rozm贸wi艂 si臋 z jej ojcem.
Nie by艂a z nikim zar臋czona. Nils tak偶e nie. Jej ojciec pewnie ch臋tnie przyjmie o艣wiadczyny Nilsa. Lubi go, wszyscy go lubi膮, bo to doprawdy dzielny i mi艂y ch艂opak. Starszy od niej, oczywi艣cie, ale pasowaliby do siebie.
A Guttorm?
Ritva czu艂a si臋 podw贸jnie nieszcz臋艣liwa. Guttorm, najlepszy przyjaciel Nilsa, stanowi艂 dok艂adne jego przeciwie艅stwo. Na sta艂ym w uczuciach Nilsie mo偶na by艂o polega膰, za艣 Guttorm by艂 zmienny jak wiatr. Nils powa偶ny i dojrza艂y, za艣 Guttorm bez przerwy stroi艂 sobie figle. Starsi wzruszali ramionami i powiadali, 偶e on nigdy nie doro艣nie.
Ritva lubi艂a jego weso艂o艣膰 i to, 偶e nie oczekiwa艂 od niej 偶adnych zobowi膮za艅.
Sama czu艂a si臋 r贸wnie m艂oda, radosna i skora do zabawy.
Nie chcia艂a dorasta膰.
Mi艂o艣膰?
To s艂owo kusi艂o j膮, ale zarazem przera偶a艂o, sprawiaj膮c, 偶e oblewa艂a si臋 zimnym potem.
Domy艣la艂a si臋, czym jest mi艂o艣膰, co niesie ze sob膮, ale nie czu艂a si臋 do艣膰 doros艂a.
Tyle w niej jeszcze tkwi艂o weso艂o艣ci, tyle ch臋ci do zabawy, kt贸rej pragn臋艂a da膰 upust.
Guttorm pewnie by jej w tym pom贸g艂, potrafi艂 si臋 bawi膰.
Nils ze swoj膮 powag膮 nie zrozumia艂by tego.
Uwielbia j膮, ale nie potrafi na ten temat 偶artowa膰. Guttorm pewnie j膮 lubi, cho膰 tak naprawd臋 nie wiadomo, co do niej czuje. Obieca艂 jej sk贸r臋 z rysia, to znaczy, 偶e nie jest mu ca艂kiem oboj臋tna. Ale on wszystko traktuje tak lekko, nie mo偶na go by膰 pewnym. Ma tyle dziewcz膮t. Nils nie ogl膮da si臋 za innymi. Nawet nie rozmawia z innymi dziewcz臋tami pr贸cz niej. No, mo偶e jedynie z Ristin, ale j膮 traktuje jak dziecko.
By膰 mo偶e lubi Nilsa nawet bardziej ni偶 Guttorma, ale tak naprawd臋 tych dw贸ch trudno por贸wnywa膰. R贸偶ni膮 si臋 jak woda i ogie艅, i ka偶dy z nich porusza inne struny w jej sercu.
Guttorm bezsprzecznie wydaje si臋 ciekawszy, bardziej fascynuj膮cy. Jego towarzystwo j膮 kusi. Nils tego nie pojmie, on, ze swoj膮 艣mierteln膮 powag膮 i pragnieniem posiadania!
By艂oby o wiele pro艣ciej, gdyby zrozumia艂 wreszcie, 偶e jej nie mo偶na mie膰 na w艂asno艣膰. 呕e musi da膰 jej mo偶liwo艣膰 wyboru. A on chce j膮 tego pozbawi膰. Chce wybiera膰 za ni膮.
Czy nie zdaje sobie sprawy, 偶e w ten spos贸b wszystko komplikuje?
Ritva zmru偶y艂a oczy i popatrzy艂a w dal. Je藕d藕cy na koniach? Serce zabi艂o jej mocniej. Zerwa艂a si臋 i otrzepa艂a z wrzos贸w i grudek ziemi sp贸dnic臋.
Kr膮偶y艂o wiele pog艂osek o m臋偶czyznach penetruj膮cych p艂askowy偶. Wieczorami przy ogniskach ludzie opowiadali sobie po cichu r贸偶ne historie.
Podobno je藕d藕cy przybyli ze wschodu, z pot臋偶nej twierdzy nad morzem. Szukali kogo艣 ju偶 od d艂ugiego czasu, zamieniaj膮c 偶ycie mieszka艅c贸w tundry w koszmar. Gdziekolwiek si臋 pojawili, budzili strach i niepewno艣膰, a wie艣膰 o ich okrucie艅stwie wyprzedza艂a ich przybycie.
Szeptano co艣 o czarownicy. Ludzie wymy艣laj膮 niestworzone rzeczy! Ale co do jednego nikt nie mia艂 w膮tpliwo艣ci: najbardziej poszkodowani s膮 Lapo艅czycy. To w艣r贸d nich ci m臋偶czy藕ni kogo艣 szukaj膮, siej膮c postrach.
Do tej pory ich wsp贸lnocie zosta艂o to oszcz臋dzone. Nic nie zak艂贸ca艂o bezpiecznej codzienno艣ci, chocia偶 powtarzane przy ogniskach wie艣ci by艂y coraz bardziej niepokoj膮ce.
Tego wieczoru mia艂o si臋 to zmieni膰.
Ritva zal臋kniona pobieg艂a w stron臋 namiot贸w.
Je藕d藕cy byli coraz bli偶ej.
Instynktownie wyczu艂a, 偶e kiedy st膮d odjad膮, jej 偶ycie ulegnie zmianie. Nie zdawa艂a sobie jednak sprawy z tego, jak bardzo.
Przyby艂o ich trzech, ich nazwiska s膮 tu bez znaczenia. I tak wykonywali rozkazy kogo艣 innego. W ten spos贸b zarabiali na chleb.
W ci膮gu minionych dw贸ch lat zmieni艂o si臋 ich wielu, ale ci trzej towarzyszyli kapitanowi od samego pocz膮tku. Oni j膮 widzieli, byli w miejscu, gdzie im si臋 wymkn臋艂a. Hans Fredrik Feldt im ufa艂.
艢miech i drwiny rozbrzmiewaj膮ce za ich plecami po ucieczce czarownicy im tak偶e mocno dopiek艂y. Pragn臋li tego samego co kapitan. I l臋kali si臋 r贸wnie mocno, 偶e mo偶e nie zd膮偶膮 wype艂ni膰 zadania.
Doznaliby wielkiego upokorzenia, gdyby z powodu braku czasu musieli zaniecha膰 walki przeciwko z艂u!
Kapitan Feldt st膮d wyjedzie, ale oni nie zamierzaj膮 opuszcza膰 tych stron. Nie znios膮 drwin i szyderstw.
Wiedzieli, 偶e czas ucieka, i zbli偶a si臋 chwila kompromitacji.
Je艣li jej nie odnajd膮...
W艂a艣nie tych trzech, kt贸rzy widzieli czarownic臋, zdesperowany Hans Fredrik Feldt wys艂a艂 po raz ostatni na poszukiwania.
Je艣li jej nie odnajd膮...
Ten pomys艂 przyszed艂 mu do g艂owy pewnej bezsennej nocy. Wyda艂 mu si臋 tak dziecinnie prosty, 偶e sam si臋 zdziwi艂, dlaczego wcze艣niej na to nie wpad艂.
Znalaz艂 spos贸b, by zako艅czy膰 sw膮 s艂u偶b臋 w pe艂ni chwa艂y.
Je艣li nie znajdzie prawdziwej czarownicy, to rzuci na stos jak膮艣 inn膮 czarnow艂os膮 pi臋kno艣膰.
Nikt nie zauwa偶y r贸偶nicy.
Przecie偶 tylko on i garstka 偶o艂nierzy widzieli tamt膮, nim zosta艂a poddana torturom.
Tylko oni b臋d膮 zna膰 prawd臋. Maj膮 pow贸d, by pragn膮c takiego zako艅czenia sprawy r贸wnie mocno jak on. U偶yje sposobu, by ich przekona膰.
Potrzebna mu tylko czarnow艂osa kobieta, podobna do tamtej...
Trzej 偶o艂nierze otrzymali nowy rozkaz. I nowy termin.
脫w termin zbli偶a艂 si臋 do ko艅ca.
- Powinni艣my wraca膰 - rzuci艂 jeden z je藕d藕c贸w. - Przed nami daleka droga.
- Przenocujemy tu i co艣 zjemy - zadecydowa艂 drugi. - Potrzebujemy odpoczynku. A mo偶e dopisze nam szcz臋艣cie i kto艣 tu b臋dzie mia艂 c贸rk臋 albo m艂od膮 偶on臋 o czarnych w艂osach?
Zarechotali ordynarnie.
- Nigdy nie przypuszcza艂em - odezwa艂 si臋 trzeci rzeczowym tonem - 偶e tak niewiele jest czarnow艂osych Laponek. Zanim wyruszyli艣my na poszukiwania, zdawa艂o mi si臋, 偶e one wszystkie s膮 ma艂e i czarne.
Z g艂uchym odg艂osem kopyt konie wjecha艂y pomi臋dzy jurty i ziemianki. Mieszka艅cy obozowiska st艂oczyli si臋, pragn膮c w gromadzie stawi膰 czo艂a niebezpiecze艅stwu. Ich czujne spojrzenia utkwione by艂y w trzech przyby艂ych.
Ritva sta艂a wraz z dziewcz臋tami z ty艂u gromady. Czu艂a na sobie wzrok Nilsa, ale udaj膮c, 偶e go nie zauwa偶a, rzuci艂a przeci膮g艂e spojrzenie w stron臋 Guttorma. Z nim jednak by艂o dok艂adnie na odwr贸t. Zupe艂nie nie zwraca艂 na ni膮 uwagi.
Kiedy 偶o艂nierze zeskoczyli z koni, Ritva uzna艂a, 偶e l臋ka艂a si臋 ich zupe艂nie niepotrzebnie. Nie byli wcale tacy starzy, a jeden wyda艂 jej si臋 nawet bardzo przystojny.
Nilsowi nie spodoba艂yby si臋 jej my艣li i 偶eby mu zrobi膰 na z艂o艣膰, przez d艂u偶sz膮 chwil臋 nie odrywa艂a wzroku od umundurowanego przybysza. Chcia艂a, 偶eby Nils to zauwa偶y艂. Guttorm tak偶e. Niech sobie nie wyobra偶aj膮, 偶e nie ma pr贸cz nich innych m臋偶czyzn.
呕o艂nierze przechadzali si臋 pomi臋dzy Lapo艅czykami z obozowiska, zagl膮daj膮c ka偶demu pogardliwie w twarz, jakby patrzyli na rzeczy.
Zachwyt Ritvy nad urod膮 obcego m臋偶czyzny prysn膮艂 w jednej chwili.
Jak wszyscy Norwegowie przybysze tak偶e uwa偶ali si臋 za co艣 lepszego od koczownik贸w z tundry. Byli przekonani, 偶e wolno im naje偶d偶a膰 niespodziewanie obozowisko i sia膰 groz臋 w艣r贸d Lapo艅czyk贸w, bo prawo stoi po ich stronie.
Ritva poczu艂a wzbieraj膮cy w niej gniew, a kiedy dw贸ch 偶o艂nierzy zatrzyma艂o si臋 przy grupce dziewcz膮t, wymieniaj膮c mi臋dzy sob膮 jakie艣 uwagi, wszystko si臋 w niej zagotowa艂o.
Nie rozumia艂a, o czym m贸wi膮, bo nie zna艂a norweskiego. Ale ich ton, pogardliwy rechot i gesty nie pozostawia艂y 偶adnych w膮tpliwo艣ci.
Rozz艂oszczona, wyst膮pi艂a krok naprz贸d z gromady i splun臋艂a prosto w twarz temu zadufanemu przystojniakowi.
- Ritva! Kochana, po co? - us艂ysza艂a zal臋kniony g艂os Nilsa.
Sama powinna odczuwa膰 strach, a jednak tak nie by艂o. Odwr贸ci艂a si臋 do Nilsa i ujrza艂a w jego oczach mi艂o艣膰. W tym kr贸tkim momencie poczu艂a si臋 o wiele doro艣lejsza ni偶 jeszcze przed godzin膮. I zrozumia艂a, 偶e i ona ogromnie go kocha.
呕o艂nierz otar艂 twarz, a w jego wyblak艂ym norweskim spojrzeniu dostrzeg艂a niek艂aman膮 w艣ciek艂o艣膰, ale i co艣 na kszta艂t zadowolenia.
- Ritva? - zapyta艂 艂agodnie.
Dziewczyna nie pojmowa艂a rado艣ci, jaka zad藕wi臋cza艂a w jego g艂osie.
- Tak, mam na imi臋 Ritva - odpowiedzia艂a po lapo艅sku i skin臋艂a g艂ow膮.
By艂o jej oboj臋tne, 偶e mo偶e nie zrozumie膰. Wyprostowa艂a dumnie kark, przygotowana na przyj臋cie siarczystego policzka. By艂a do艣膰 doros艂a, by to znie艣膰.
On jednak jej nie uderzy艂. Przeciwnie, roze艣mia艂 si臋.
- Ritva! - zawo艂a艂 do swych towarzyszy wyra藕nie uradowany, ale w jego g艂osie pobrzmiewa艂y z艂e nuty. - Z nieba nam spada, prawda? Czy mo偶ecie w to uwierzy膰? - doda艂, wskazuj膮c na Ritv臋. - Nawet imi臋 ma w艂a艣ciwe. W艂osy czarne, wzrost taki sam. I jest, niech mnie diabli, niemal r贸wnie pi臋kna jak tamta...
- Ale chyba nie pozwol膮 nam tu zosta膰 na noc - za偶artowa艂 jeden z jego kompan贸w i zn贸w wszyscy trzej wybuchn臋li g艂o艣nym rechotem.
Ritva nie pojmowa艂a, czemu jej imi臋 wywo艂uje w艣r贸d przybyszy tak膮 weso艂o艣膰. A ju偶 zupe艂nie straci艂a orientacj臋, kiedy przyja藕ni na poz贸r 偶o艂nierze wykr臋cili jej mocno r臋ce i poci膮gn臋li w stron臋 koni.
Kopa艂a, bi艂a, gryz艂a, ale to nie pomog艂o. Z艂apali j膮 jak ptaka w sid艂a.
Jeden z m臋偶czyzn dosiad艂 konia i popychaj膮c j膮 brutalnie, posadzi艂 przed sob膮.
W艂osy opad艂y Ritvie na twarz, o艣lepi艂y 艂zy. Twarze najdro偶szych jej os贸b zamaza艂y si臋, jakby spowite mg艂膮.
Us艂ysza艂a g艂os ojca, m贸wi膮cego nieporadnie w j臋zyku, kt贸ry nie by艂 mu ojczysty. Domy艣li艂a si臋, 偶e pyta, co zamierzaj膮 z ni膮 zrobi膰.
Odpowiedzieli co艣 kr贸tko, a ich g艂osy zad藕wi臋cza艂y ch艂odno jak stal strzelb, kt贸re wymierzyli w ukochanego ojca i w Nilsa.
- Czarownica? - zdumia艂 si臋 Nils i rzuci艂 si臋 ku jednemu z 偶o艂nierzy, kt贸ry nie zd膮偶y艂 jeszcze dosi膮艣膰 konia. Ten jednak bez wahania powali艂 go na ziemi臋 kolb膮.
- Ritva jest jeszcze dzieckiem! - wo艂a艂 ojciec, ale je藕d藕cy zd膮偶yli ju偶 odjecha膰 od obozowiska.
Zamkn臋艂a oczy, maj膮c ochot臋 艣mia膰 si臋 i krzycze膰.
Czarownica?
To chyba tylko jaki艣 koszmar. Wystarczy mocno zacisn膮膰 powieki, a potem otworzy膰 oczy, a na pewno zniknie.
Ale odg艂os ko艅skich kopyt nie przestawa艂 dudni膰 jej w uszach. Czu艂a dr偶enie mi臋艣ni zwierz臋cia, czu艂a mocny u艣cisk m臋偶czyzny, kt贸remu splun臋艂a w twarz. 艢mia艂 si臋 i wykrzykiwa艂 na ca艂e gard艂o jej imi臋, jakby odprawia艂 jaki艣 magiczny rytua艂.
- Ritva! Ritva!
Zbiera艂o jej si臋 na md艂o艣ci z przera偶enia. Po raz pierwszy poczu艂a, 偶e pragnie 偶y膰. Po raz pierwszy odczu艂a strach przed 艣mierci膮. Mia艂a dopiero dziewi臋tna艣cie lat.
Ristin szlocha艂a roztrz臋siona. Rzuciwszy si臋 Nilsowi na szyj臋, wczepi艂a si臋 palcami w jego sk贸rzany kaftan i krzycza艂a rozpaczliwie. Nils z wielkim guzem i sinoczarnym krwiakiem na czole patrzy艂 ponuro. Nie wiadomo, co by zrobi艂, gdyby ta ma艂a nie z艂apa艂a go i nie przytrzyma艂a mocno.
Ritva, jego ukochana Ritva schwytana przez 偶o艂nierzy! Nazwali j膮 czarownic膮!
- Oni nie mog膮 jej nic zrobi膰 - szlocha艂a Ristin. - Prawda, Nils, 偶e nie mog膮?
Nie by艂 w stanie wydusi膰 ani s艂owa, zreszt膮 one nie pocieszy艂yby dziewczynki. Ristin by艂a jeszcze taka m艂odziutka. Niewiele wiedzia艂a o 偶yciu.
- Powiedz co艣, Nils! - krzycza艂a. - Ritva przecie偶 nie zrobi艂a nic z艂ego! To jaka艣 pomy艂ka! Musimy ich dogoni膰 i wszystko wyja艣ni膰. Jed藕 za nimi, Nils! Przecie偶 j膮 kochasz, sam m贸wi艂e艣! Musisz im powiedzie膰, 偶e ona nikomu nic nie zrobi艂a!
- Nie b臋d膮 mnie s艂ucha膰 - odrzek艂 dr偶膮cym g艂osem. - Nie mo偶emy jej teraz uratowa膰, Ristin. Jeste艣my tylko Lapo艅czykami. Ci, co sprawuj膮 w艂adz臋, traktuj膮 nas jak co艣 gorszego. Oni wiedz膮, 偶e Ritva jest niewinna, ale szukali kogo艣 o tym samym imieniu. Dlatego j膮 zabrali, male艅ka.
Odsun臋艂a si臋 od niego i s艂ucha艂a z niedowierzaniem. Na jej twarzy malowa艂o si臋 przera偶enie.
- Nie mog膮 tak post臋powa膰! - odezwa艂a si臋 po chwili. - Nikt nie mo偶e. Nie ma prawa.
Nils potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- To prawda, ale oni sobie z tego nic nie robi膮. Sami decyduj膮, co jest prawem. Stawiaj膮 si臋 ponad nim, ich ono nie dotyczy.
- Szaman... - sykn臋艂a Ristin przez z臋by, a w jej oczach b艂ysn臋艂a desperacja. - To tak偶e niezgodne z prawem, skoro jednak oni mog膮 dopuszcza膰 si臋 takich rzeczy, nam wolno p贸j艣膰 do szamana. On mo偶e pom贸c Ritvie...
Nils u艣miechn膮艂 si臋 zrezygnowany. Zbyt wielki b贸l rozsadza艂 mu pier艣, by m贸g艂 uchwyci膰 si臋 tej w膮t艂ej nadziei.
- To moja wina - j臋kn臋艂a Ristin. Dziewczynka przeskakiwa艂a z tematu na temat.
- 呕yczy艂am jej 艣mierci, Nils. Naprawd臋. Tak bardzo si臋 na ni膮 zez艂o艣ci艂am, 偶e pragn臋艂am, by umar艂a. I to si臋 wype艂ni艂o. Chcia艂am tego. Ritva umrze dlatego, 偶e tak my艣la艂am, Nils...
I zn贸w wybuchn臋艂a p艂aczem, trz臋s膮c si臋 ca艂a.
Ch艂opak nie m贸g艂 uczyni膰 nic wi臋cej, jak tylko przytuli膰 Ristin mocno, szepcz膮c s艂owa pociechy, kt贸re nie mog艂y jednak jej ukoi膰, tak samo jak i nie ukoi艂yby jego.
Byli bezsilni.
Mo偶e warto by艂oby zwr贸ci膰 si臋 o pomoc do szamana, Nils jednak nie chcia艂 czeka膰 z za艂o偶onymi r臋kami.
Przecie偶 wie, dok膮d j膮 zabrali. Pojedzie za nimi. Co prawda nie wierzy艂, 偶e zdo艂a jej pom贸c, ale nie zamierza艂 si臋 poddawa膰, nie podj膮wszy nawet pr贸by. Nie potrafi艂by 偶y膰 z tak膮 艣wiadomo艣ci膮. Ritva nigdy nie dowierza艂a mu, gdy m贸wi艂, 偶e j膮 kocha. Musi jej udowodni膰, jak wielka jest jego mi艂o艣膰.
Pojedzie za nimi! B臋dzie walczy艂 o ni膮 do ostatniej kropli krwi. A je艣li nie uda si臋 mu jej uratowa膰, to umrze razem z ni膮.
Hans Fredrik Feldt, s膮cz膮c rum, poddawa艂 si臋 b艂ogiemu spokojowi, jakim nape艂nia艂o si臋 jego cia艂o. Z zachwytem wpatrywa艂 si臋 w morsk膮 dal. Kapitan wychowa艂 si臋 w g艂臋bi kraju, dlatego te偶 morze stanowi艂o dla niego niezwyk艂e odkrycie, kiedy przyby艂 w te strony.
Spienione grzywy fal, przewalaj膮ce si臋 masy wody, pot臋ga tego morza na dalekiej p贸艂nocy wci膮gn臋艂a go bez reszty.
W艂a艣nie t臋 pot臋g臋, kt贸ra potrafi艂a si臋 ukry膰 pod g艂adk膮, jedwabist膮 powierzchni膮, by uderzy膰 w chwili, kiedy si臋 tego najmniej spodziewano, podziwia艂 najbardziej.
Kapitan nie oczekiwa艂 jeszcze powrotu swoich wiernych podw艂adnych. Do wyznaczonego terminu pozosta艂o im jeszcze troch臋 czasu. Zreszt膮 t艂umaczy艂 im wcze艣niej, 偶e liczy si臋 nie po艣piech, lecz wyniki poszukiwa艅.
Ale odg艂os zbli偶aj膮cych si臋 do jego kwatery krok贸w zabrzmia艂 dziwnie znajomo.
Szczyci艂 si臋 tym, 偶e rozpoznaje ka偶dego ze swych zaufanych towarzyszy po krokach.
Teraz nadchodzi艂o ich kilku.
Kapitan wsta艂 i otrzepawszy ze spodni niewidoczne py艂ki kurzu, sprawdzi艂, czy kant jest odpowiednio ostry, jak tego wymaga regulamin. Potem postawi艂 trzy dodatkowe kieliszki.
Uzna艂, 偶e ch艂opcy zas艂uguj膮 na 艂yk rumu, niezale偶nie od tego, jakie przynosz膮 wie艣ci. Dla ludzi, kt贸rym ufa艂, Feldt potrafi艂 by膰 szczodry. Sta膰 go by艂o na to, zw艂aszcza 偶e to nie by艂o du偶e grono.
Rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi. Kapitan nabra艂 powietrza i zawo艂a艂, 偶e mo偶na wej艣膰.
Wepchn臋li najpierw kobiet臋. Kiedy j膮 zobaczy艂, serce mu zamar艂o, a potem zacz臋艂o wali膰 jak oszala艂e. Z trudem si臋 opanowa艂.
Zwiod艂y go jej czarne w艂osy. Przez chwil臋 przemkn臋艂a mu my艣l, 偶e odnaleziono t臋, kt贸rej tak d艂ugo poszukiwa艂.
Tward膮 jak ska艂a d艂oni膮 chwyci艂 podbr贸dek dziewczyny i uni贸s艂 jej g艂ow臋. Zn贸w prze偶y艂 szok. Ta dziewczyna naprawd臋 by艂a podobna do tamtej, jedynie oczy mia艂y inn膮 barw臋, niebiesk膮.
- Ma na imi臋 Ritva - rzuci艂 triumfalnie jeden z 偶o艂nierzy.
Feldt odwr贸ci艂 si臋 do nich plecami, a kiedy si臋 odezwa艂, nalewaj膮c rum, w jego g艂osie pobrzmiewa艂o zadowolenie.
- Dobra robota, panowie. Ta ju偶 nie zdo艂a wywin膮膰 si臋 od stosu. My艣l臋, 偶e si臋 ze mn膮 zgodzicie.
I roze艣mia艂 si臋, uradowany.
Ritva nie zrozumia艂a, 偶e w艂a艣nie zosta艂 wydany na ni膮 wyrok, poczu艂a jednak na plecach lodowate ciarki.
Mikkal zn贸w zacz膮艂 rze藕bi膰. W Finlandii by艂o do艣膰 las贸w, by mia艂 sk膮d czerpa膰 potrzebny surowiec. Nie to co na rodzimym p艂askowy偶u, gdzie zaro艣la si臋ga艂y mu ledwie do kolan i z braku drewna musia艂 rze藕bi膰 w ko艣ci renifera.
Pierwsze pr贸by dalekie by艂y od doskona艂o艣ci. Nieudane figurki wrzuci艂 od razu do ognia, 偶eby nikt ich nie zobaczy艂. Dopiero kiedy zdo艂a艂 wykona膰 co艣, z czego by艂 zadowolony, zacz膮艂 obdarowywa膰 ludzi, kt贸rych lubi艂. Ot, taki drobny prezent bez okazji. Wyrze藕bi艂 kilka 艂y偶ek i misek, jednak wi臋kszo艣膰 dzie艂 jego r膮k stanowi艂y zupe艂nie bezu偶yteczne, ale za to bardzo 艂adne przedmioty.
Mikkal mia艂 wyczucie pi臋kna. Lubi艂 dotyka膰 drewna i wydobywa膰 ze艅 zakl臋t膮, w ka偶dym kawa艂ku inn膮, form臋 i kszta艂t.
Rze藕bi艂 zwierz臋ta i ptaki, dzie艂a natury, kt贸r膮 kocha艂 bezgranicznie.
W艂a艣ciwie sam nie wiedzia艂, dlaczego nie wspomina艂 Raiji o swym zaj臋ciu. Nie zamierza艂 niczego ukrywa膰, zna艂a wszak wszystkie zakamarki jego duszy, ale jako艣 nigdy si臋 nie z艂o偶y艂o, 偶eby o tym pom贸wi膰. Wydawa艂o mu si臋 to takie ma艂o istotne.
Wola艂, 偶eby zamiast niego przem贸wi艂y jego ma艂e dzie艂a. Pragn膮艂 podarowa膰 Raiji najpi臋kniejszy wykonany przez siebie przedmiot i d艂ugo si臋 zastanawia艂, co sprawi艂oby ukochanej najwi臋ksz膮 rado艣膰.
Raija tymczasem dostrzega艂a jego cz臋st膮 zadum臋 i nieobecne spojrzenie i serce 艣cisn臋艂a jej niewidzialna obr臋cz. Mikkal stanowi艂 jedyny sta艂y element w jej 偶yciu, by艂 jej oparciem. Nie mo偶e go straci膰!
Tyle czasu sp臋dza艂 z dala od niej, ale budzili si臋 obok siebie... Prawd臋 powiedziawszy, ona budzi艂a si臋, kiedy on jeszcze spa艂. Wieczorami najcz臋艣ciej by艂 zaj臋ty, k艂ad艂 si臋 bardzo p贸藕no. Rankiem wi臋c ona pierwsza wymyka艂a si臋 po cichu spod futrzanej derki, kt贸r膮 si臋 okrywali, i pozwala艂a mu d艂u偶ej pospa膰. Potem jad艂 艣niadanie, zamieniali ze sob膮 par臋 s艂贸w, poca艂unek, u艣cisk, po czym si臋 rozstawali.
Ailo wybiega艂 pobawi膰 si臋 z innymi dzie膰mi.
Matti mia艂 swoje obowi膮zki.
Raija pilnowa艂a swoich.
Podczas d艂ugiej ucieczki przez tundr臋 w ich 偶yciu wi臋cej by艂o ciep艂a ni偶 w ostatnim roku, kt贸ry sp臋dzili w 艣rodkowej Finlandii w bezpiecznej go艣cinie, jak膮 zaofiarowa艂a im lapo艅ska wsp贸lnota.
Raija cierpia艂a w milczeniu, bo widzia艂a, 偶e Mikkal jest szcz臋艣liwy. D艂u偶ej jednak nie by艂a ju偶 w stanie tego ci膮gn膮膰.
Mikkal cz臋sto wypasa艂 swoje renifery, najcz臋艣ciej towarzyszy艂 mu kto艣 z obozowiska. Z up艂ywem lat nauczy艂 si臋 偶y膰 i pracowa膰 pomimo swego kalectwa. Pogodzi艂 si臋 ju偶 z tym, 偶e nigdy wi臋cej nie b臋dzie m贸g艂 biega膰, ale u艣wiadomi艂 sobie, 偶e mimo ogranicze艅 potrafi wiele zdzia艂a膰. I ka偶dego dnia pr贸bowa艂 przekracza膰 granice w艂asnych mo偶liwo艣ci.
Raij臋 bardzo to radowa艂o. Radowa艂o j膮 wszystko, co czyni艂o go szcz臋艣liwym. Cieszy艂a si臋, 偶e podejmowane przez Mikkala wysi艂ki s膮 zwie艅czone powodzeniem i 偶e ukochany wyznacza sobie coraz to nowe cele.
Kiedy艣, jeszcze nie tak dawno, i ona by艂a takim celem, do kt贸rego d膮偶y艂. Wtedy czu艂a si臋 mniej nieszcz臋艣liwa ni偶 teraz.
Raija oddali艂a si臋 od obozowiska, 艣wiadoma, 偶e odprowadza j膮 wiele par oczu. Ruszy艂a w kierunku, w kt贸rym uda艂 si臋 Mikkal. Nigdy dot膮d tego nie robi艂a. Zapewne cz艂onkowie wsp贸lnoty pomy艣l膮 swoje, ale c贸偶 j膮 to w艂a艣ciwie obchodzi? Nie ma zamiaru si臋 przejmowa膰 tym, 偶e wezm膮 j膮 na j臋zyki. Akurat w tym momencie by艂o jej wszystko jedno.
Mimo to odetchn臋艂a swobodniej, kiedy oddali艂a si臋 od obozowiska na tyle, 偶e straci艂a je z zasi臋gu wzroku. Wreszcie poczu艂a si臋 wolna.
Poniewa偶 zaro艣la w tym miejscu si臋ga艂y jej do kolan, unios艂a d贸艂 sp贸dnicy i zaczepi艂a o pasek w talii, by mie膰 swobodne r臋ce.
Mog艂a biec!
Roze艣mia艂a si臋 do sun膮cych po niebie ob艂ok贸w i zata艅czy艂a pomi臋dzy brzezin膮 a m艂odymi 艣wierkami. Ponad czubkami drzew mign臋艂o jej niebo. Pomy艣la艂a, 偶e chyba nikt na 艣wiecie nie ma tak wspania艂ego dachu nad g艂ow膮, dachu natury.
Zm臋czona troch臋 ta艅cem przystan臋艂a, ale poczu艂a, 偶e ucisk w piersi nieco zel偶a艂. Od kiedy tu przybyli, z ca艂ych si艂 pr贸bowa艂a si臋 dopasowa膰 do spo艂eczno艣ci, kt贸ra ich przyj臋艂a. Zapomnia艂a, 偶e przecie偶 zawsze by艂a inna ni偶 wszyscy. I tak przesta艂a by膰 sob膮, prawdziw膮 Raij膮. Tak偶e o tym musi porozmawia膰 z Mikkalem.
Najpierw poczu艂a zapach ogniska, a potem zobaczy艂a jego. Wcale nie wypasa艂 renifer贸w, jak da艂 jej do zrozumienia rankiem, tylko siedzia艂 na obalonym pniu i struga艂 drewno. Za plecami mia艂 stosunkowo niedawno wzniesion膮 ziemiank臋, niewielk膮, ale wystarczaj膮co du偶膮, by jeden m臋偶czyzna m贸g艂 schowa膰 si臋 przed deszczem i ch艂odem. Omal nie odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie, kiedy to ujrza艂a. A wi臋c mia艂 przed ni膮 tajemnice!
Kiedy艣 by艂a odwa偶na i silna. Podejmowa艂a najtrudniejsze nawet zadania i potrafi艂a wzi膮膰 na siebie odpowiedzialno艣膰.
Ale przy ukochanym zmieni艂a si臋, sta艂a si臋 ca艂kiem bezbronna i 艂atwo by艂o j膮 zrani膰.
Mikkal podni贸s艂 wzrok, instynktownie wyczuwaj膮c czyj膮艣 obecno艣膰, a kiedy zauwa偶y艂 Raij臋, zamar艂 w bezruchu.
Dziewczyna sta艂a na tle niebieskozielonych 艣wierk贸w. Wydawa艂a mu si臋 taka drobna i ma艂a w艣r贸d mrocznych niemal, z艂owrogich cieni rzucanych przez drzewa.
Mikkal spokojnie schowa艂 n贸偶 do pochwy, niemal fizycznie czuj膮c przepe艂niaj膮cy dziewczyn臋 l臋k i rozczarowanie.
- Podejd藕 bli偶ej - poprosi艂 i przesun膮艂 si臋 na bok, tak by i dla niej znalaz艂o si臋 miejsce na pniu.
Podesz艂a, ale nie usiad艂a. Jakby w odruchu obronnym za艂o偶y艂a r臋ce na piersi, odgradzaj膮c si臋 od niego. D艂o艅mi pociera艂a nerwowo 艂okcie.
Dostrzeg艂szy dwie czy trzy gotowe figurki, przykucn臋艂a i chwyci艂a wyrze藕bion膮 wiewi贸rk臋, kt贸r膮 Mikkal uwa偶a艂 za udane dzie艂o.
Pog艂adzi艂a j膮, dotkn臋艂a ogonka, przesun臋艂a palcami po zgrabnej g艂贸wce, tak starannie wyrze藕bionej. A potem zn贸w zwr贸ci艂a ku Mikkalowi spojrzenie du偶ych, przera藕liwie smutnych oczu i odezwa艂a si臋 cicho:
- Mog艂e艣 mi powiedzie膰. Niepotrzebnie trzyma艂e艣 to przede mn膮 w tajemnicy.
Roz艂o偶y艂 r臋ce i pr贸bowa艂 przekona膰 j膮, 偶e nie mia艂 z艂ych intencji.
- Wkr贸tce zamierza艂em ci to wyja艣ni膰 - zapewni艂. Raija nie spuszcza艂a z niego wzroku.
- Czy jest jeszcze co艣, o czym wkr贸tce si臋 mia艂am dowiedzie膰?
- Co takiego?
Raija prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i wydoby艂a z siebie s艂owa, kt贸rych tak si臋 ba艂a i w kt贸re tak naprawd臋 nie do ko艅ca wierzy艂a.
- Jest kto艣... inna kobieta? Pozwoli艂e艣 innej nas rozdzieli膰?
Patrzy艂 na ni膮 zaskoczony, ale i rozgniewany. Wsta艂 bez laski i zacisn膮wszy mocno d艂onie na jej ramionach, zmusi艂, by usiad艂a przy nim. Z jego oczu posypa艂y si臋 skry.
- Rozumiem, 偶e jeste艣 rozczarowana - rzek艂 w ko艅cu. - Ale nie pojmuj臋, jak mo偶esz zadawa膰 takie pytania? Nie ufasz mi?
Raija przymkn臋艂a oczy, nie mog膮c znie艣膰 zawodu maluj膮cego si臋 na twarzy ukochanego.
- Nie wiem - odezwa艂a si臋 wreszcie i pochyli艂a g艂ow臋. Nagle poczu艂a si臋 strasznie zm臋czona. - Nie wiem, Mikkalu, ju偶 niczego nie jestem pewna - doda艂a po chwili, napotykaj膮c jego zdumiony, pe艂en niedowierzania wzrok. - Bliska jestem utraty zmys艂贸w. Te porozumiewawcze spojrzenia, szepty za moimi plecami, z艂e sny... Wszystko to sprawia, 偶e trac臋 rozum. Budz臋 si臋 okropnie zm臋czona, bo nie mog臋 w nocy spa膰, a kiedy uda mi si臋 zasn膮膰, dr臋cz膮 mnie koszmary. Martwi mnie, 偶e nie radz臋 sobie tu ze wszystkim, tak jak powinnam. Nie przestaj臋 si臋 zastanawia膰, czy nadal mnie szukaj膮. Serce mi p臋ka, gdy pomy艣l臋 o Reijo i dzieciach. Nie potrafi臋 ju偶 nawet przywo艂a膰 ich z pami臋ci... Z pocz膮tku zmusza艂am si臋, by o nich nie my艣le膰, 偶eby nie oszale膰 z b贸lu, teraz zn贸w szarpi臋 si臋 sama ze sob膮, bo nie mog臋 sobie przypomnie膰 dok艂adnie ich twarzy, Mikkalu. Nie pami臋tam, jak wygl膮da moja Maja, nie potrafi臋 przywo艂a膰 obrazu Knuta, zatar艂y mi si臋 rysy male艅kiej Idy. Nawet Elise nie pami臋tam. Bywa, 偶e pow膮tpiewam, czy Reijo wygl膮da tak, jak go sobie teraz wyobra偶am. To wszystko sprawia, 偶e jestem chora z rozpaczy. Zacz臋艂am te偶 w膮tpi膰 w ciebie. Nie rozmawiasz ze mn膮. Nie wiem, o czym my艣lisz, nie wiem, jak si臋 uk艂adaj膮 sprawy mi臋dzy nami. Nie tak mia艂o by膰...
Bolesna cisza, jaka zapad艂a, gdy przesta艂a m贸wi膰, zdawa艂a si臋 ci膮gn膮膰 w niesko艅czono艣膰. Wreszcie Mikkal pu艣ci艂 Raij臋, a jego r臋ce opad艂y jak martwe ptaki.
- Rzeczywi艣cie nie tak - odrzek艂 ze smutkiem. - Co si臋 z nami sta艂o, Raiju?
Raija mog艂aby d艂ugo m贸wi膰 na ten temat, ale milcza艂a. Za nic w 艣wiecie nie chcia艂a zrani膰 Mikkala. Minione dwa lata nie by艂y ca艂kiem zmarnowane. Dla Mikkala okaza艂y si臋 wr臋cz udane. Gdyby nie wyjechali razem, pewnie nadal u偶ala艂by si臋 nad sob膮. Teraz pod wieloma wzgl臋dami sta艂 si臋 takim m臋偶czyzn膮, jakiego zawsze pragn臋艂a w nim widzie膰.
Nie spodziewa艂a si臋 tylko, 偶e dokona si臋 to jej kosztem.
Mikkal przyjrza艂 si臋 uwa偶nie Raiji. Tak bardzo j膮 kocha艂! Czego艣 mu jednak brakowa艂o w jej wygl膮dzie, czego艣, co j膮 czyni艂o inn膮, ni偶 by艂a dawniej.
Znikn臋艂y z jej oczu figlarne iskierki, k膮ciki ust nie unosi艂y si臋 w u艣miechu. Wygas艂 偶ar maluj膮cy si臋 na jej twarzy, brakowa艂o ruchliwo艣ci, po艣piesznych gest贸w...
Zmarszczywszy czo艂o, Mikkal u艣wiadomi艂 sobie, 偶e ju偶 od dawna nie by艂a taka, jak膮 pragn膮艂 j膮 widzie膰. Ju偶 od dawna nie s艂ysza艂 jej 艣miechu.
- Za d艂ugo tu jeste艣my - odezwa艂 si臋 cicho, delikatnie i z czu艂o艣ci膮 g艂adz膮c jej policzki. - My艣la艂em tylko o sobie, najdro偶sza. M贸wi艂em, 偶e to ze wzgl臋du na ciebie, ale tak naprawd臋 jestem samolubem...
- To nie tylko to, Mikkalu - rzek艂a, u艣miechaj膮c si臋 blado. - Prawda, 偶e niewiele brakuje, bym postrada艂a rozum. Przyznaj臋, 偶e jestem chora z t臋sknoty. Ale wierz mi, kochany, to nie wszystko. Chodzi o nas. Jeste艣my co prawda razem, ale tak, jak by艣my nie byli...
Mikkal wyj膮艂 z powrotem n贸偶 i z ponurym spojrzeniem uderza艂 ostrzem o pie艅.
Zmarszczy艂 brwi, a policzek drga艂 mu lekko.
- Cho膰 mo偶e zabrzmi to niedorzecznie, przyznaj臋, 偶e nie raz o tym my艣la艂em - rzek艂, 艣ci膮gaj膮c usta. - Kocham ci臋, kocham do szale艅stwa i w艂a艣ciwie nie w膮tpi臋 te偶 w twoje uczucia. Ale przeznaczenie wci膮偶 nas rozdziela. To dzieje si臋 poza nami. Staramy si臋, robimy co w naszej mocy, a i tak nam si臋 nie udaje. Nie mogli艣my bez siebie 偶y膰, a teraz okazuje si臋, 偶e i razem nie mo偶emy...
- Nigdy nie by艂o nam dane 偶y膰 ze sob膮 w normalnych warunkach - rzuci艂a tonem usprawiedliwienia Raija. - 呕adne z nas nie dzieli艂o codzienno艣ci z osob膮, kt贸r膮 kocha. Albo usychali艣my z t臋sknoty, albo nasze serca rozsadza艂y gwa艂towne uczucia. Musimy rozmawia膰. Je艣li nie b臋dziemy chcieli zwierza膰 si臋 sobie, to znaczy, 偶e si臋 poddajemy, 偶e nie ma dla nas wsp贸lnej przysz艂o艣ci. Ale ja wierz臋 w nas i chc臋 spr贸bowa膰, bo niczego bardziej nie pragn臋, jak dzieli膰 z tob膮 偶ycie. Musz臋 jednak czu膰 si臋 potrzebna. I chc臋 mie膰 przy sobie moje dzieci...
Mikkal chrz膮kn膮艂 zak艂opotany.
- Wiesz, Raiju, nie potrafi臋 wiele m贸wi膰. Jestem zwyk艂ym m臋偶czyzn膮, kt贸ry po prostu ci臋 kocha. Kt贸ry kocha ci臋 od m艂odzie艅czych lat.
Nie powiedzia艂a mu, 偶e si臋 myli. Mikkal s膮dzi, 偶e chodzi jej o d艂ugie, powa偶ne rozmowy. Ona tymczasem potrzebowa艂a ciep艂ej, przyjaznej pogaw臋dki od czasu do czasu.
- Co z tym robisz? - zmieni艂a temat, wskazuj膮c g艂ow膮 na rze藕bione figurki.
W jednej chwili straci艂 pewno艣膰 siebie.
- Rozdaj臋. To nic takiego - odpowiedzia艂 zak艂opotany, udaj膮c, 偶e nie przywi膮zuje do swych wyrob贸w wi臋kszej wagi.
Raija rozz艂o艣ci艂a si臋 nie na 偶arty.
- Nie b膮d藕 g艂upcem, Mikkal! Wiesz r贸wnie dobrze jak ja, 偶e to s膮 pi臋kne przedmioty. Musisz to wiedzie膰, bo inaczej by艣 si臋 tym nie zajmowa艂. Niczego nie robisz po艂owicznie, a do rze藕bienia masz chyba najwi臋kszy talent! Nie opowiadaj wi臋c, 偶e to nic takiego. Zdob膮d藕 si臋 przynajmniej na szczero艣膰 wobec mnie!
- Wydawa艂o mi si臋, 偶e denerwuje ci臋, kiedy strugam w drewnie.
- A c贸偶 to ma za znaczenie? Je艣li co艣 jest dla ciebie wa偶ne, powiniene艣 to robi膰, nawet gdyby nie wiem jak mnie to denerwowa艂o. - Raija u艣miechn臋艂a si臋 i doda艂a: - A poza tym nie mam nic przeciwko temu. My艣la艂e艣 o jarmarkach? Na pewno m贸g艂by艣 co艣 tam sprzeda膰.
- Oto przem贸wi艂a praktyczna kobieta!
- My艣la艂e艣 o tym? Mikkal skin膮艂 g艂ow膮.
- Miski, czerpaki i 艂y偶ki na pewno ludzie kupi膮 - my艣la艂a na g艂os Raija. - A inne rzeczy mo偶esz rze藕bi膰 dla przyjemno艣ci. Dla mnie.
Mikkal chwyci艂 zawieszony na szyi sk贸rzany woreczek. Nadal nosi艂 w nim pukiel w艂os贸w, kt贸ry dosta艂 od Raiji, kiedy z dziewcz臋cia przemienia艂a si臋 w kobiet臋. Otworzy艂 woreczek i wyj膮艂 figurk臋, nad kt贸r膮 艣l臋cza艂 najd艂u偶ej. Wyrze藕bienie takiego cacka wymaga艂o czasu, cierpliwo艣ci i nies艂ychanej precyzji.
Delikatnie po艂o偶y艂 male艅ki przedmiot na d艂oni Raiji. A wargami leciutko musn膮艂 nadgarstek, co podzia艂a艂o na dziewczyn臋 jak poca艂unek.
- To dla ciebie, Ma艂y Kruku. Nigdy nie zapomn臋 tamtych chwil na p艂askowy偶u, kiedy pragn膮艂em tylko ciebie, a ty by艂a艣 nieosi膮galna. Nawet nie rozumia艂a艣, 偶e mog艂aby艣 mnie pokocha膰. B臋d臋 to pami臋ta艂 do samej 艣mierci. Nigdy nie dosta艂a艣 ode mnie kruka... - g艂os uwi膮z艂 mu w gardle.
Raija mruga艂a powiekami, ale i tak nie zdo艂a艂a powstrzyma膰 艂ez.
- Jest 艣liczny - wyszepta艂a i podnios艂a bli偶ej oczu, 偶eby go dok艂adnie obejrze膰.
Figurka, tak jak tamta sprzed lat, przedstawia艂a ptaka w locie. Ale ten by艂 mniejszy i nie taki g艂adki jak poprzedni. Zosta艂 wyrze藕biony z najciemniejszego drewna, jakie Mikkalowi uda艂o si臋 znale藕膰. Dotykaj膮c kruka, Raija wyczuwa艂a ukryt膮 w jego skrzyd艂ach moc. By艂a to bardzo misterna robota, dziewczyna bez trudu odr贸偶nia艂a pi贸ra, oczy, podkurczone nogi. Mikkal wyrze藕bi艂 nawet male艅kie k贸艂eczko, przez kt贸re przeci膮gn膮艂 rzemyk, 偶eby mo偶na by艂o figurk臋 zawiesi膰 na szyi. Takiego cieniutkiego rzemyka Raija jeszcze nie widzia艂a.
- Kiedy艣 dostaniesz do tego srebrny 艂a艅cuszek - mrukn膮艂. - Ale tu w g艂臋bi l膮du trudno o srebro...
Raija rzuci艂a si臋 Mikkalowi na szyj臋 i u艣ciska艂a go, uwa偶aj膮c wszak偶e, 偶eby w porywie rado艣ci nie zgnie艣膰 pi臋knego podarunku.
- Daj spok贸j ze srebrem i z艂otem, Mikkalu. Reijo i Kalle w swoim czasie tylko tym si臋 zajmowali i do niczego dobrego to nie doprowadzi艂o. Bogactwo nigdy nie czyni艂o mnie szcz臋艣liwsz膮.
- Ale z tego ptaszka si臋 cieszysz?
Raija pokiwa艂a g艂ow膮. Jej ciemne oczy b艂yszcza艂y. Ta figurka powiedzia艂a jej wi臋cej, ni偶 mog艂yby wyja艣ni膰 s艂owa, kt贸re tak pragn臋艂a us艂ysze膰. Mikkal o niej my艣la艂 i nadal j膮 kocha艂.
- Zawiesisz mi go na szyi? - zapyta艂a i dostrzeg艂a, 偶e uradowa艂a go swoj膮 pro艣b膮.
Ochoczo uj膮艂 w d艂onie rzemyk, a jego twarz rozpromieni艂a si臋. Mikkal sko艅czy艂 dwadzie艣cia dziewi臋膰 lat, ale w tym momencie przypomina艂 dziewi臋tnastolatka.
Zawiesiwszy naszyjnik, obj膮艂 Raij臋 i nape艂niony spokojem, przytuli艂 policzek do jej twarzy.
- Jak dawno tak nie siedzieli艣my - wyszepta艂. - Ba艂em si臋, 偶e to niemo偶liwe... Kiedy艣, kiedy nie wiadomo by艂o, czy ujrz臋 ci臋 cho膰 raz do roku, da艂bym sobie r臋k臋 uci膮膰, 偶e b臋dzie inaczej... 偶e gdybym tylko m贸g艂 偶y膰 u twego boku, nie traci艂bym nawet chwili, 偶eby ci臋 nie przytula膰. A teraz mam ci臋 przy sobie... - Westchn膮艂. - Chyba wieczno艣膰 up艂yn臋艂a od czasu, gdy si臋 obejmowali艣my, a przynajmniej p贸艂 偶ycia, odk膮d si臋 kochali艣my.
- Ca艂e 偶ycie - poprawi艂a go. - Ca艂e d艂ugie 偶ycie. Mikkal pochyli艂 si臋 nad ni膮 i skubn膮艂 koniuszek jej ucha suchymi wargami. Potem przesun膮艂 je po policzku, ku szyi i ramionom, kt贸re kusi艂y go swymi mi臋kkimi kr膮g艂o艣ciami.
Podda艂a mu si臋, pieszczoty sprawia艂y jej przyjemno艣膰. Kiedy jednak zacz膮艂 gwa艂towniej ca艂owa膰 jej dekolt, sun膮c ustami coraz ni偶ej, zdecydowanymi d艂o艅mi chwyci艂a go za grzywk臋 i bezlito艣nie odsun臋艂a od cudownie ciep艂ej sk贸ry.
Mikkala zdziwi艂a reakcja Raiji, bo po zasnutym mg艂膮 spojrzeniu poznawa艂, 偶e i jej jest dobrze.
- Chyba nie wpad艂a艣 na g艂upi pomys艂, 偶eby mnie w ten spos贸b ukara膰?
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i u艣miechaj膮c si臋, przysun臋艂a ku niemu swe usta. Gdy otrzyma艂a wi臋cej ni偶 ca艂us, o kt贸ry prosi艂a, zn贸w wyrwa艂a mu si臋 z obj臋膰.
- Nie teraz, Mikkal - poprosi艂a.
- Jeste艣my sami, chcemy tego, ty r贸wnie mocno jak ja. Przecie偶 mam oczy. Znam ci臋...
Odepchn臋艂a go, nie pozwalaj膮c, by jego usta pochwyci艂y j膮 zn贸w w sid艂a poca艂unku i wprowadzi艂y w stan upojenia.
- Sama m贸wi艂a艣, 偶e up艂yn臋艂o niemal ca艂e d艂ugie 偶ycie od ostatniego razu - przypomnia艂.
- Krwawi臋, Mikkal.
Uni贸s艂 oczy ku niebu. A wi臋c dlatego mia艂 si臋 wycofa膰.
- Nigdy nam to nie przeszkadza艂o. Ja w ka偶dym razie nie zwracam na to uwagi.
- A ja tak - odpar艂a, a po chwili doda艂a: - Troch臋 mam ochot臋, ale r贸wnocze艣nie nie chc臋. Nie mog臋. Potrafisz to zrozumie膰?
Pokr臋ci艂 g艂ow膮 i rzek艂 z u艣miechem:
- Ale musz臋 si臋 z tym chyba pogodzi膰, prawda? Pozw贸l przynajmniej, 偶ebym ci臋 poca艂owa艂. Nie b臋d臋 czyni艂 bezwstydnych pr贸b uwiedzenia ci臋 wbrew twojej woli.
Raija odetchn臋艂a z ulg膮. Mikkal m贸g艂 si臋 obrazi膰 i odepchn膮膰 j膮 w z艂o艣ci, ale na szcz臋艣cie okaza艂 si臋 wyrozumia艂y.
Przytuli艂a si臋 do piersi ukochanego. By艂a pewna, 偶e zawsze b臋dzie z rado艣ci膮 wtula膰 si臋 w niego, s艂ucha膰 uderze艅 jego serca i napotyka膰 dr偶膮cymi wargami jego st臋sknione usta.
- A ja tak pragn膮艂em mie膰 z tob膮 jeszcze jedno dziecko - u艣miechn膮艂 si臋, dotykaj膮c czubka jej nosa. - Co najmniej jedno - poprawi艂 si臋. - Dlaczego nam nie wychodzi, chocia偶 oboje tego pragniemy? Tylko wtedy, ca艂kiem nie w por臋, sp艂odzili艣my Maj臋...
- Dzieci nie powinny przychodzi膰 na 艣wiat podczas tu艂aczki - odpar艂a Raija z powag膮. - Mimo wszystko jest w tym jaki艣 g艂臋bszy sens. Ja tak偶e pragn臋 mie膰 z tob膮 dziecko, Mikkalu, ale nie za wszelk膮 cen臋. Zatroszczmy si臋 o te, kt贸re ju偶 mamy, nim zaczniemy marzy膰 o kolejnych...
Mikkal opar艂 czo艂o o jej czo艂o. Opu艣ci艂o go pal膮ce po偶膮danie, pozosta艂a jednak tkliwo艣膰, kt贸rej chyba nigdy nie przestanie odczuwa膰 wobec Raiji.
- Wyruszymy niebawem - rzek艂. - Wiele o tym my艣la艂em. Przyjemnie jest w臋drowa膰 latem i na jesieni, ale to bardzo m臋cz膮ce. Musieliby艣my przeprawia膰 si臋 przez rzeki i strumienie, jest tyle komar贸w. Same k艂opoty. No i ca艂膮 drog臋 trzeba przemierzy膰 na piechot臋... - Przerwa艂 na chwil臋 i nabra艂 tchu. - A zim膮 mo偶na jecha膰.
Kiedy zobaczy艂, jak oczy ukochanej o偶y艂y pod wp艂ywem rodz膮cej si臋 nadziei, po偶a艂owa艂 gorzko, 偶e nie wspomnia艂 jej o tym wcze艣niej.
- Przed Nowym Rokiem? - zapyta艂a.
- My艣l臋, 偶e tak. Na pocz膮tku zimy nie ma jeszcze tak silnego mrozu. Pami臋taj, 偶e b臋dzie z nami Ailo i Matti, kt贸rzy nie przywykli do takich wypraw.
- Jarmark w Skibotn? - zapyta艂a dr偶膮cym g艂osem.
- Nie wiem. Za wcze艣nie o tym decydowa膰. To zale偶y, kiedy w tym roku nadejdzie zima. Je艣li nie b臋dzie si臋 spieszy膰, nie zd膮偶ymy. Ale zgadzam si臋 z tob膮, 偶e dobrze by艂oby odwiedzi膰 Skibotn. Spotkaliby艣my po drodze innych, tyle przecie偶 ludzi pod膮偶a w tamte strony w porze jarmarku. M贸g艂bym sprzeda膰 to i owo. Mogliby艣my co艣 kupi膰, no i zobaczy膰 znajomych...
Raija popatrzy艂a nieobecnym spojrzeniem.
- My艣l臋, 偶e Reijo tam jest. Przypuszczam, 偶e wr贸ci艂 nad fiord Lyngen, bo najlepiej przecie偶 zna te okolice.
- Chcesz, 偶eby艣my tam pojechali, nawet je艣li nie zd膮偶ymy na jarmark? - zapyta艂 Mikkal.
- Tak - odpar艂a. - Zreszt膮 tak chyba b臋dzie najbezpieczniej. Wprawdzie ludzie w osadzie nie darz膮 mnie zbytni膮 sympati膮, ale do Vardo stamt膮d kawa艂 drogi. Chyba wi臋c nic mi tam nie grozi. Poza tym jestem prawie pewna, 偶e Reijo zatrzyma艂 si臋 w艂a艣nie w Skibotn.
- Ailo nie b臋dzie zadowolony, kiedy przyjdzie mu dzieli膰 si臋 tob膮 z innymi. - Mikkal u艣miechn膮艂 si臋 艂agodnie. - Jemu si臋 wydaje, 偶e nale偶ysz wy艂膮cznie do niego. W oczach Raiji zal艣ni艂y 艂zy. To dzi臋ki Ailo zdo艂a艂a jako艣 prze偶y膰 te ostatnie dwa lata. Syna Mikkala traktowa艂a jak w艂asne dziecko. Przynajmniej jego mog艂a obdarzy膰 mi艂o艣ci膮.
- Maja wpadnie w z艂o艣膰 - ci膮gn膮艂 Mikkal. - Trudno mi sobie wyobrazi膰, jak zareaguj膮 pozostali, ale co do tego, 偶e Maja si臋 rozz艂o艣ci, mam absolutn膮 pewno艣膰. Moja c贸rka nigdy za mn膮 nie przepada艂a - doda艂 smutnym g艂osem.
- Jej prawdziwym bohaterem jest Reijo. I nie s膮dz臋, by co艣 si臋 przez ten czas zmieni艂o.
Zamilk艂a, a on doda艂:
- Nie jestem pewien, czy Maja zgodzi si臋 rozsta膰 z Reijo. Ale czy on pozwoli, 偶eby dziecko decydowa艂o o jego 偶yciu?
- Reijo j膮 kocha. Traktuje j膮 jak swoj膮 c贸rk臋, na r贸wni z Id膮.
Nagle Mikkal u艣wiadomi艂 sobie co艣, o czym nie my艣la艂 wcze艣niej. Przez te dwa lata przyzwyczai艂 si臋 przyjmowa膰 pewne rzeczy za oczywiste. Wydawa艂o mu si臋, 偶e Raija ju偶 na zawsze b臋dzie z nim.
Ale szcz臋艣cie bywa ulotne i kruche. Teraz zl膮k艂 si臋, 偶e straci je albo zniszczy.
- A je艣li Maja nie zechce... - zacz膮艂 - je艣li Maja nie zgodzi si臋 odjecha膰 z nami i b臋dzie chcia艂a pozosta膰 z Reijo? Je艣li on zdecyduje si臋 zatrzyma膰 j膮 i Id臋? Co wtedy uczynisz, Raiju?
- Nie pytaj - poprosi艂a.
Ale on nie chcia艂 pozostawia膰 tego pytania bez odpowiedzi.
- Musz臋. Bo to dotyczy w takim samym stopniu ciebie, jak i mnie. Zreszt膮 sama wspomina艂a艣, 偶e nie powinni艣my mie膰 przed sob膮 tajemnic. Zatem rozmawiajmy! Pytam ci臋 o co艣, co jest dla mnie najwa偶niejsze. Nie zbywaj mnie wi臋c. Nadal jeste艣 偶on膮 Reijo. Wiem, 偶e oboje gotowi byli艣cie pu艣ci膰 to w niepami臋膰. Reijo pozostawi艂 ci woln膮 r臋k臋 i powiedzia艂, 偶e mo偶esz zrobi膰, co zechcesz z dokumentem za艣wiadczaj膮cym o waszym 艣lubie, ale ty tego papieru nie zniszczy艂a艣, prawda? Nadal go trzymasz?
- To moja jedyna po nim pami膮tka - przyzna艂a nie艣mia艂o.
- Zreszt膮 nawet gdyby艣 ten papier spali艂a, nie zmienia to faktu, 偶e jeste艣cie ma艂偶e艅stwem - rzek艂 Mikkal oschle. - Przecie偶 to figuruje w ksi臋gach, kt贸rych nie da si臋 spali膰. W ten spos贸b nie staniesz si臋 moja. Je艣li chcemy by膰 razem, to pozostaje nam 偶ycie w grzechu, jak to m贸wi膮. Oczywi艣cie mo偶emy urz膮dzi膰 poga艅skie za艣lubiny, ale nie wiem, czy czu艂aby艣 si臋 zwi膮zana tak膮 przysi臋g膮.
- Chc臋 by膰 z tob膮 z mi艂o艣ci - odpowiedzia艂a i 艣cisn臋艂a mu d艂onie. By艂y zbyt du偶e, by mog艂a je ukry膰 w swoich, ale 艣cisn臋艂a je z ca艂ych sil. - Tego pragn臋 od ciebie: mi艂o艣ci. Bo c贸偶 znaczy papier? A w b艂ogos艂awie艅stwa te偶 specjalnie nie wierz臋.
- Je艣li jednak Reijo zechce zatrzyma膰 dzieci, co w贸wczas zrobisz? - Mikkal uparcie trwa艂 przy swoim.
- Reijo nigdy nie stanie mi na drodze do szcz臋艣cia. Poza tym mo偶e spotka艂 kogo艣, z kim m贸g艂by by膰 szcz臋艣liwy, kogo m贸g艂by pokocha膰...
- Co zrobisz, Raiju? - naciska艂 Mikkal z kamienn膮 twarz膮. - Odejdziesz wtedy ode mnie?
D艂ugo my艣la艂a. Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e nie ucieknie od tego pytania, zrozumia艂a, 偶e dotyczy ono w r贸wnym stopniu ich obojga.
Dzieci... My艣la艂a o nich ka偶dego dnia. Z powodu rozstania cierpia艂a bardziej, ni偶 ktokolwiek by艂by w stanie to zrozumie膰.
Maja, Knut, Ida, Elise...
A na drugiej szali Mikkal.
Reijo nie b臋dzie chcia艂 stan膮膰 mi臋dzy ni膮 a Mikkalem. Pod 偶adnym pozorem. Niesprawiedliwe, 偶e Mikkal zadaje takie pytanie...
Raija poczu艂a, jak ogarnia j膮 rezygnacja.
Nie powinna si臋 oszukiwa膰. Mikkal mia艂 prawo pyta膰.
- Nie odpowiadasz?
Odgarn膮艂 jej lok z czo艂a i pog艂adzi艂 delikatnie policzki. Mia艂 d艂onie szorstkie jak tarka.
- Unikasz tego pytania, prawda? Ale przecie偶 musia艂a艣 to rozwa偶a膰.
Mia艂 oczywi艣cie racj臋.
Zastanawia艂a si臋 nad tym nie raz, nie zdaj膮c sobie nawet sprawy, 偶e wa偶y wszystkie za i przeciw.
Zna艂a odpowied藕.
On tak偶e.
Ale mimo to naciska艂, 偶eby si臋 zdeklarowa艂a. Chcia艂, 偶eby wszystko mi臋dzy nimi zosta艂o wyja艣nione.
- Ty dobrze wiesz, co zrobisz, Raiju - rzek艂 w ko艅cu za ni膮 ze smutkiem w g艂osie. - Po艣wi臋cisz si臋. Jak偶e 艂atwo potrafisz rezygnowa膰 z w艂asnych pragnie艅, ukochana! Wiem, 偶e je艣li przyjdzie ci wybiera膰 mi臋dzy dzie膰mi a mn膮, wybierzesz dzieci.
Pokiwa艂a g艂ow膮.
- Masz racj臋, Mikkalu. Kocham ci臋, ale my sobie jako艣 poradzimy. Dzieci potrzebuj膮 mnie bardziej. S膮 dwa rodzaje mi艂o艣ci. To, co nas 艂膮czy, jest dla mnie najwa偶niejsze na 艣wiecie. Ale je艣li trzeba b臋dzie dokona膰 wyboru mi臋dzy tob膮 i dzie膰mi, wybacz, ale nie mog臋 wybra膰 ciebie.
Mikkal wiedzia艂 o tym od pocz膮tku.
Obj膮艂 j膮 mocno i przygarn膮艂, bo czu艂, 偶e tego potrzebuje.
- Musz臋 uczyni膰 wszystko co w mojej mocy, 偶eby przypodoba膰 si臋 mojej c贸rce - mrukn膮艂, pr贸buj膮c obr贸ci膰 to w 偶art. - Gdyby wiedzia艂a, 偶e w swoich male艅kich r膮czkach trzyma ca艂膮 nasz膮 przysz艂o艣膰...
- To my podejmujemy decyzje, Mikkalu. I nigdy nie wolno nam przerzuca膰 odpowiedzialno艣ci na dzieci.
Zaakceptowa艂 to, ale modli艂 si臋 w duchu, 偶eby dane mu by艂o zatrzyma膰 Raij臋 przy sobie. Bez niej czu艂 si臋 tak, jakby nie w pe艂ni by艂 cz艂owiekiem.
Nagle wyda艂o mu si臋, 偶e od zimy dzieli ich bardzo kr贸tki czas.
Ritva nie wiedzia艂a o istnieniu z艂a. Takiego z艂a.
Zdarza艂o si臋, 偶e wykrzykiwa艂a, i偶 nienawidzi kogo艣. Dopiero teraz zrozumia艂a, 偶e nie mia艂a poj臋cia, czym naprawd臋 jest to uczucie.
Nie wiedzia艂a, p贸ki nie ujrza艂a wzroku m臋偶czyzny, do kt贸rego j膮 przyprowadzono. P贸ki nie zjawi艂 si臋 w ciemnym i wilgotnym lochu, w kt贸rym j膮 uwi臋ziono.
Dopiero tu Ritva poj臋艂a, czym jest nienawi艣膰, a wraz z up艂ywem dni i tygodni dowiadywa艂a si臋 coraz wi臋cej o istocie z艂a.
Mia艂a dziewi臋tna艣cie lat, a rozmy艣la艂a o 艣mierci.
Niemal wyczekiwa艂a jej z ut臋sknieniem.
On by艂 taki przystojny. Nikt by nie przypuszcza艂, 偶e tkwi w nim tyle z艂a. Ritva zawsze s膮dzi艂a, 偶e ludzie pi臋kni s膮 dobrzy. 呕e dobro idzie w parze z urod膮.
Poj臋艂a teraz, jak niewiele wiedzia艂a o 偶yciu.
Gdyby chocia偶 rozumia艂a, co do niej m贸wi, kiedy przychodzi do lochu albo kiedy rozkazuje zawlec j膮 do jednej z tych izb, gdzie trzyma te okropne przyrz膮dy.
Przez ca艂y czas co艣 m贸wi艂 i wyra藕nie bawi艂o go to, 偶e Ritva nic nie rozumie. To by艂 tak偶e rodzaj tortury.
Ritva przeklina艂a w duchu, 偶e by艂a taka uparta i nigdy nie stara艂a si臋 nauczy膰 j臋zyka norweskiego.
Ale przecie偶 nigdy wcze艣niej nie by艂o jej to potrzebne...
On j膮 rozumia艂, chocia偶 nie zna艂 jej mowy.
Krzyk贸w i przekle艅stw nie trzeba t艂umaczy膰.
Ritva nie pojmowa艂a, dlaczego przypala jej cia艂o 偶elazem, nie pojmowa艂a, dlaczego jest bita, no i czemu on si臋 przy tym u艣miecha. Nie rozumia艂a, dlaczego rozci膮gaj膮 jej ko艅czyny.
Szukali czarownicy. Przecie偶 chyba musieli si臋 zorientowa膰, 偶e to jaka艣 pomy艂ka!
Czasem wydawa艂o jej si臋, 偶e wiedz膮. Oficer i 偶o艂nierze, kt贸rzy j膮 pojmali, patrzyli tak jako艣 dziwnie na okaleczenia, jakie zostawa艂y na jej ciele po torturach.
I cho膰 jej samej zdawa艂o si臋 to niedorzeczne, odnosi艂a wra偶enie, 偶e por贸wnuj膮 jej rany do ran kogo艣 innego.
Ale mo偶e si臋 myli艂a?
Zaczyna艂a traci膰 rozum.
Oni my艣leli, 偶e jest czarownic膮. Nie mog艂a nic uczyni膰, by odwie艣膰 ich od takich podejrze艅. Nie mog艂a nic powiedzie膰 na swoj膮 obron臋.
Mo偶e sprowadz膮 tu kogo艣, kto m贸wi po lapo艅sku? Mo偶e pastora?
艁udzi艂a si臋 t膮 nadziej膮, ale tylko kr贸tki czas.
Potem przesta艂a marzy膰.
Zamiast tego cofa艂a si臋 my艣lami do przesz艂o艣ci. Stara艂a si臋 przypomnie膰 sobie jak najwi臋cej szczeg贸艂贸w ze swego 偶ycia. Musia艂a. Musia艂a si臋 upewni膰, czy nie odebrano jej wspomnie艅.
Jej cia艂a ju偶 nie mo偶na by艂o bardziej okaleczy膰. Prze偶y艂a wszystkie upokorzenia, jakie mo偶na zada膰 cia艂u.
Zna艂a b贸l bardziej ni偶 sam膮 siebie. Towarzyszy艂 jej nieustannie. Ritva nie l臋ka艂a si臋 go, czasami popada艂a w stan ot臋pienia, kt贸ry wydawa艂 jej si臋 taki b艂ogi, 偶e nie mia艂a ochoty si臋 z niego wydoby膰. Bo dzi臋ki niemu by艂a wolna. Nie czu艂a r膮k ani n贸g, nie czu艂a w艂asnego cia艂a. Tylko jak膮艣 tak膮 b艂og膮 mi臋kko艣膰 i prze艣wiadczenie, 偶e zn贸w jest sob膮.
A kiedy odzyskiwa艂a przytomno艣膰, powraca艂 b贸l w ciele, na kt贸re nie chcia艂a patrze膰 ani go dotyka膰.
W tym cudownym stanie znika艂 te偶 strach przed tym, przed czym wcze艣niej tak si臋 wzbrania艂a, z czym zawzi臋cie walczy艂a. To, nad czym nie mia艂a w艂adzy, co znajdowa艂o si臋 poza mo偶liwo艣ci膮 pojmowania, przesta艂o nape艂nia膰 j膮 przera偶eniem.
Zdawa艂o si臋 cudowne, kusz膮ce i przepe艂nione spokojem.
Ritva t臋skni艂a za tym.
Jej marzenia o wolno艣ci, 偶yciu i o Nilsie nie dor贸wnywa艂y temu pragnieniu przeniesienia si臋 w stan szcz臋艣liwo艣ci.
Ritva wiedzia艂a, 偶e aby tam dotrze膰, trzeba przej艣膰 przez nieludzkie cierpienie. Ale pragn臋艂a tego.
艢mier膰 stanowi艂a wrota do tej cudownej krainy, o istnieniu kt贸rej nigdy wcze艣niej nie mia艂a poj臋cia.
Wiedzia艂a, jak si臋 odbiera 偶ycie czarownicom, i 艂udzi艂a si臋 nadziej膮, 偶e wkr贸tce to nast膮pi.
Po tym wszystkim, co z ni膮 zrobili, nigdy nie by艂aby normaln膮 kobiet膮, nie mog艂aby zosta膰 偶on膮 czy matk膮.
Nils mo偶e zechcia艂by zwi膮za膰 si臋 z ni膮 mimo wszystko, ale ona nie mog艂aby mu na to pozwoli膰.
Musi umrze膰. Musi przej艣膰 przez stos.
Potem b臋dzie cudownie.
Ritva u艣miecha艂a si臋, gdy przypalano j膮 偶elazem. Krzycza艂a, ale z jej ust nie znika艂 u艣miech.
Hans Fredrik Feldt obla艂 si臋 potem. Od rozgrzewania 偶elaznych pr臋t贸w zrobi艂o mu si臋 gor膮co.
Jego nozdrza wychwyci艂y sw膮d przypalanego cia艂a. Nala艂 sobie w贸dki do kieliszka, wychyli艂 duszkiem i dola艂 jeszcze.
呕o艂nierz, kt贸ry poci艂 si臋 wraz z nim, zameldowa艂 kr贸tko, 偶e odprowadzi艂 skazan膮 z powrotem do lochu.
Feldt skin膮艂 g艂ow膮.
呕o艂nierz nie rusza艂 si臋 z miejsca.
- Mo偶na by przypuszcza膰, 偶e to ta jest prawdziw膮 czarownic膮 - wyrzek艂 w ko艅cu z dr偶eniem w g艂osie. - Jeszcze nigdy w moim 偶yciu nie spotka艂em kogo艣 tak wytrzyma艂ego. Inni ju偶 dawno by si臋 ugi臋li i wyzion臋li ducha na naszych r臋kach. A ona czepia si臋 偶ycia! I w por贸wnaniu do innych nawet specjalnie nie krzyczy! Ma艂o tego, gdy dotykam jej cia艂a roz偶arzonym 偶elazem, ona za ka偶dym razem si臋 u艣miecha! Doprawdy zrobi艂a na mnie du偶e wra偶enie!
Kapitan uj膮艂 w d艂o艅 kieliszek i odwr贸ci! si臋 gwa艂townie. Nigdy nie da艂 zna膰 po sobie, 偶e on tak偶e jest zdumiony zachowaniem dziewczyny, kt贸r膮 mu przywiedli.
- Ludzie r贸偶nie reaguj膮 na b贸l - stwierdzi艂 rzeczowo. - Niekt贸rzy znosz膮 wi臋cej. Kobiety na og贸艂 s膮 bardziej wytrzyma艂e. Podobno dlatego, 偶e rodz膮 dzieci. Co do mnie, specjalnie nie widz臋 zwi膮zku mi臋dzy tymi sprawami. Ta dziewczyna wiele potrafi znie艣膰, ale ka偶dy ma jakie艣 granice wytrzyma艂o艣ci, ona tak偶e.
- B臋dziemy j膮 torturowa膰, p贸ki nie odkryjemy tej granicy? - spyta艂 偶o艂nierz. Poblad艂 gwa艂townie i uchwyci艂 si臋 framugi, 偶eby nie upa艣膰. Zrobi艂o mu si臋 niedobrze.
Ostatnio du偶o o tym rozmy艣la艂 i zacz臋艂y go dr臋czy膰 wyrzuty sumienia, doskonale bowiem wiedzia艂, 偶e dziewczyna jest niewinna.
- Nie mam w zwyczaju uzgadnia膰 moich plan贸w z podw艂adnymi - uci膮艂 Feldt.
呕o艂nierz jak niepyszny wycofa艂 si臋 z izby i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi. Kapitan w ostatnim czasie bardzo przestrzega艂 wojskowej hierarchii. Zaufani pomocnicy nie byli mu ju偶 d艂u偶ej potrzebni.
呕o艂nierz nawet si臋 cieszy艂 z tego powodu. Kapitan Feldt wiele straci艂 w jego oczach i ju偶 nie by艂 dla niego 艣wietlanym wzorem.
Radowa艂 si臋 te偶, 偶e jest tylko zwyk艂ym 偶o艂nierzem. Nie chcia艂 bra膰 na siebie odpowiedzialno艣ci za to, co si臋 ju偶 sta艂o z Ritv膮, i za to, co mia艂o si臋 z ni膮 sta膰.
Wykonuje rozkazy.
Poczu艂 niewypowiedzian膮 ulg臋, 偶e mo偶e spojrze膰 na to od tej strony.
Zdawa艂o mu si臋, 偶e ta zbrodnia nie plami tak bardzo jego r膮k.
Ale nocami mimo to nie m贸g艂 spa膰.
Hans Fredrik Feldt, przeciwnie, nie cierpia艂 na bezsenno艣膰. Jedyne, co nie dawa艂o mu spokoju, to 艣wiadomo艣膰, 偶e w lochu dla czarownicy zosta艂a uwi臋ziona inna, 偶e przysz艂o mu zadowoli膰 si臋 namiastk膮.
To nie by艂a prawdziwa wied藕ma, kt贸ra oszuka艂a go i narazi艂a na po艣miewisko ca艂ego Finnmarku.
Usi艂owa艂 przywo艂a膰 jej obraz w tej m艂odej kobiecie, kt贸r膮 poddawa艂 torturom, ale przez ca艂y czas mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e to nie ona.
Nie potrafi艂 oszuka膰 samego siebie, mimo 偶e planowa艂 da膰 przedstawienie wszystkim tym, kt贸rzy z niego drwili.
B臋d膮 mieli stos i kobiet臋 o wygl膮dzie wied藕my. Niestety, prawdziwa Ritva, kobieta, o kt贸rej nie przestawa艂 my艣le膰, pozostawa艂a nadal na wolno艣ci. Ale on j膮 znajdzie!
Nie podoba艂 mu si臋 spos贸b, w jaki uwi臋ziona reagowa艂a na b贸l. Najch臋tniej przycisn膮艂by j膮 mocniej, 偶eby zbli偶y艂a si臋 do tej granicy wytrzyma艂o艣ci, kt贸r膮 przecie偶 ka偶dy posiada... Ale goni艂 go czas.
Jak zauwa偶y艂 偶o艂nierz, kto艣 inny ju偶 dawno wyzion膮艂by ducha.
Nie wolno mu ryzykowa膰.
Ona musi 偶y膰 po to, 偶eby na oczach wszystkich sp艂on膮膰 na stosie.
Nie torturowa艂 jej dla przyjemno艣ci ani z wewn臋trznej potrzeby.
To by艂o konieczne.
Ta dziewczyna musia艂a upodobni膰 si臋 do tamtej, 偶eby nie wzbudzi膰 w nikim nawet cienia podejrze艅.
Chcia艂 urz膮dzi膰 pokaz, kt贸rego tutejsi ludzie d艂ugo nie zapomn膮.
Cieszy艂 si臋 na t臋 chwil臋. To b臋dzie apogeum jego kariery. Na stare lata nieraz wspomni ten stos.
Nils pod膮偶y艂 za je藕d藕cami, kt贸rzy zabrali Ritv臋, i dotar艂 do Vardo. Nic jednak nie zdzia艂a艂, bo do kogokolwiek si臋 zwraca艂, napotyka艂 mur milczenia r贸wnie nieprzebyty jak mur wok贸艂 twierdzy.
By艂o tak, jak t艂umaczy艂 Ristin. Odnosi艂 wra偶enie, 偶e wszystkie si艂y sprzysi臋g艂y si臋 przeciwko niemu.
By膰 mo偶e zbyt wiele stos贸w p艂on臋艂o w tym miejscu w ostatnim stuleciu.
Ludzie zaczynali powoli zapomina膰. Skala strace艅 na powr贸t sta艂a si臋 zwyk艂膮 ska艂膮, a nie miejscem schadzek szata艅skich s艂ug.
Ale wraz z przybyciem nowego komendanta twierdzy wr贸ci艂y polowania na czarownice. Na nowo zawrza艂o od plotek, pom贸wie艅 i k艂amstw.
Zap艂on臋艂y stosy.
Ludzie si臋 przed tym wzbraniali. Pragn臋li zagrzeba膰 w pami臋ci niechlubne wydarzenia, jakie mia艂y miejsce za 偶ycia ich rodzic贸w i dziadk贸w. Nie chcieli, 偶eby to samo powt贸rzy艂o si臋 za ich 偶ycia.
A skoro wr贸ci艂o... woleli wiedzie膰 jak najmniej albo udawa膰, 偶e o niczym nie wiedz膮. Z nikim obcym o tym nie rozmawiali.
Nils wi臋c nic nie wsk贸ra艂.
By艂 pewien, 偶e Ritva zosta艂a uwi臋ziona w twierdzy, skoro zabrali j膮 偶o艂nierze. Ale w twierdzy Vardohus wszystkie bramy si臋 przed nim zatrzaskiwa艂y.
Nikt nie wiedzia艂 o zatrzymanej kobiecie. 呕o艂nierze twierdzili, 偶e w lochach nie ma 偶adnych wi臋藕ni贸w.
Wmawiaj膮c sobie, 偶e Ritvie nie mo偶e sta膰 si臋 nic z艂ego, zanim nie zapadnie prawomocny wyrok s膮du, Nils oszukiwa艂 samego siebie. Potrzebowa艂 jednak czego艣, w co m贸g艂by wierzy膰.
Wnet jednak rozesz艂y si臋 plotki.
A potem przyby艂 Guttorm, a z nim blada, udr臋czona zgryzot膮 Ristin. Rodzice nie wiedzieli o tym, 偶e pojecha艂a z Guttormem. Uciek艂a, nie pytaj膮c ich o zgod臋.
- Musia艂am - t艂umaczy艂a si臋 Nilsowi, kt贸ry dobrze j膮 rozumia艂.
- Nie mog臋 si臋 dosta膰 do twierdzy - wyzna艂 zrezygnowany, kiedy odnale藕li go w jednym z tanich zajazd贸w, kt贸rego poza por膮 po艂ow贸w nie odwiedza艂o wielu go艣ci. - Ona jest w twierdzy, ale nie uda艂o mi si臋 dosta膰 do 艣rodka. Stara艂em si臋 podej艣膰 stra偶nik贸w, grozi艂em im, pr贸bowa艂em ich kupi膰, ale wszystko na nic... nikt nic nie wie.
- Powiadaj膮, 偶e ma zap艂on膮膰 stos - rzek艂 powoli Guttorm z powag膮 na twarzy.
- Kr膮偶膮 pog艂oski o spaleniu czarownicy - przyzna艂 Nils. - S艂ysza艂em, 偶e przed dwoma laty jaka艣 kobieta zdo艂a艂a im si臋 wymkn膮膰 podczas pr贸by wody. Podobno teraz t臋 czarownic臋 z艂apano i szykuj膮 dla niej stos.
- Przecie偶 Ritva nigdy nie przebywa艂a z dala od rodziny i naszej wsp贸lnoty - wtr膮ci艂a Ristin 偶a艂o艣nie. - Co to jest pr贸ba wody?
Wyja艣nili jej.
- Chyba nie zrobi膮 tego z Ritv膮? Przecie偶 ona nie potrafi p艂ywa膰! Chocia偶... mo偶e ju偶 lepiej by艂oby uton膮膰, ani偶eli sp艂on膮膰... - szlocha艂a.
- Wyrwiemy j膮 ze stosu! - rzuci艂 z zapa艂em Guttorm, ale kiedy wyobrazi艂 sobie t臋 sytuacj臋, zrozumia艂, jak niewielkie s膮 szanse powodzenia. Ze wzgl臋du na Ristin jednak nie powiedzia艂 tego na g艂os. Poza tym najgorsza wydawa艂a mu si臋 bezradno艣膰 i bezczynno艣膰.
- Tak, to jedyna mo偶liwo艣膰 - zgodzi艂 si臋 Nils, cho膰 wiedzia艂 to samo co Guttorm.
B臋d膮 warty, uzbrojeni stra偶nicy. I ludzie, t艂umy ludzi z zupe艂nie innego 艣wiata.
Nawet w my艣lach trudno mu by艂o sobie wyobrazi膰, w jaki spos贸b mogliby uwolni膰 Ritv臋. Ale mo偶liwe, 偶e przy odrobinie szcz臋艣cia i wsparciu dobrych mocy uda im si臋 tego dokona膰.
- W ka偶dym razie mo偶emy tam by膰... - rzek艂. - Zobaczymy i nie zapomnimy.
Pog艂oski o przygotowaniach do spalenia czarownicy rozesz艂y si臋 daleko od Varde. Dotar艂y tak偶e do niewielkiej zatoczki na p贸艂wyspie Varanger.
Ravna by艂a niespokojna.
Przed kilkoma dniami us艂ysza艂a od jakiego艣 w臋drowca, kt贸ry przysiad艂 wieczorem przy ognisku, 偶e ma zosta膰 spalona wied藕ma, kt贸ra par臋 lat temu zdo艂a艂a uciec z twierdzy.
- Raija i Mikkal chyba nie wr贸cili jeszcze - powtarza艂a co chwila. - Mieli si臋 ukry膰 w Finlandii i omija膰 wybrze偶e szerokim 艂ukiem. Nie, na pewno by si臋 tam nie udali. Zreszt膮 my艣l臋, 偶e Mikkal zawiadomi艂by nas jako艣...
Ale do ko艅ca Ravna nie by艂a pewna, bo gdy sprawy dotyczy艂y Raiji, Mikkal zawsze dzia艂a艂 na w艂asn膮 r臋k臋.
A teraz mieli ze sob膮 Ailo.
We wsp贸lnocie uby艂o m臋偶czyzn. Ravna nie bra艂a pod uwag臋 tych, kt贸rzy o偶enili si臋 z dziewcz臋tami z ich spo艂eczno艣ci. Oni jej nie rozumieli i uwa偶ali zapewne za zdziwacza艂膮 staruszk臋.
Tylko jednego cz艂owieka Ravna mog艂a poprosi膰 o przys艂ug臋: Andersa, syna Pawy.
Dwudziestopi臋cioletni Anders wyr贸s艂 na bardzo przystojnego m臋偶czyzn臋, zupe艂nie niepodobnego do swego ojca, a ju偶 w og贸le nie przypominaj膮cego matki. By艂 bystry i uwa偶ny. Zr臋czny, a przy tym m膮dry. Jedyny potomek, jaki pozosta艂 Pawie. Nied藕wied藕 zab贸jca zabra艂 mu pozosta艂ych. Sigga i Aslak zgin臋li powaleni 艂ap膮 tego samego drapie偶cy. Pawa nigdy nie pod藕wign膮艂 si臋 po tej tragedii. Zestarza艂 si臋 i zamkn膮艂 w sobie. Tylko Anders i czasami Ravna potrafili nawi膮za膰 z nim kontakt.
- Chcesz zabra膰 mi moje ostatnie dziecko? - krzykn膮艂 ostro Pawa, gdy Ravna wy艂o偶y艂a jego synowi spraw臋, z kt贸r膮 przysz艂a. - Nie wystarczy ci, 偶e tw贸j w艂asny syn i ta czarnow艂osa dziewka z Tornedalen ponosz膮 win臋 za 艣mier膰 moich pozosta艂ych dwojga dzieci?
- Nikt nie jest winien 艣mierci Siggi i Aslaka - surowo odezwa艂 si臋 Anders. - Tak si臋 po prostu sta艂o i musimy si臋 z tym pogodzi膰.
- Zabij膮 ci臋! - Pawa uparcie trwa艂 przy swoim. - Bo je艣li zatrzymali t臋 wron臋 Mikkala, stracisz g艂ow臋 tak samo jak on i wszystkich was zabij膮.
- Ju偶 od dawna jestem doros艂y i sam podejmuj臋 decyzje. - Anders zacisn膮艂 usta, a spojrzawszy 艂agodniej na Ravn臋, rzek艂: - Pojad臋. Podobnie jak ty przypuszczam, 偶e to nie mo偶e by膰 Raija. Pewnie to tylko plotki. Ale pojad臋, 偶eby zyska膰 pewno艣膰.
Ravna nie by艂a w stanie wyrazi膰 swojej wdzi臋czno艣ci.
Lubi艂a tego ch艂opca! W艂a艣ciwie to m臋偶czyzna, ale dla niej zawsze pozostanie ch艂opcem. Czu艂a si臋 ju偶 taka stara.
- A co ze mn膮? - zapyta艂 Pawa z uraz膮 w g艂osie. - Kto mi pomo偶e, kogo b臋d臋 mia艂 pod r臋k膮? Mam sobie sam ze wszystkim poradzi膰? Przecie偶 to zajmie ci wiele dni!
- Wysz艂oby ci to na dobre - wyrazi艂a sw膮 opini臋 Ravna. - Za du偶o narzekasz. Nie tylko ty straci艂e艣 swoich najbli偶szych, tyle 偶e my nie stracili艣my dodatkowo g艂owy.
- Poradzisz sobie, ojcze. Prychn膮艂.
- B臋d臋 do ciebie zagl膮da膰 - obieca艂a Ravna niech臋tnie. Kiedy艣 Pawa omal nie zosta艂 jej m臋偶em. Teraz cieszy艂a si臋, 偶e tak si臋 nie sta艂o. M艂ode dziewczyny nie s膮 w stanie wyobrazi膰 sobie, jacy b臋d膮 ich ukochani, gdy si臋 zestarzej膮.
Szkoda.
- Chcesz odsun膮膰 ode mnie syna, tylko o to ci chodzi - mrukn膮艂 zgry藕liwie Pawa, kt贸ry nie da艂 si臋 udobrucha膰. - Wszystko z zazdro艣ci, 偶e tw贸j w艂asny ci臋 opu艣ci艂.
Anders nigdy nie pozwoli艂 ojcu decydowa膰 o sobie. Chodzi艂 w艂asnymi 艣cie偶kami. I jak da艂 do zrozumienia Ravnie, tym razem tak偶e nie zawaha si臋 tego uczyni膰.
Plotki hucza艂y przez kilka tygodni. Wystarczaj膮co d艂ugo, 偶eby 艣ci膮gn膮膰 do Vardo t艂umy ciekawskich. Straszliwa tragedia bywa dla niekt贸rych rozrywk膮.
Anders od pocz膮tku podejrzewa艂, 偶e co艣 si臋 w tym wszystkim nie zgadza. I cho膰 by艂 niemal ca艂kowicie przekonany, 偶e to nie Raija zosta艂a uwi臋ziona w lochu, nie czu艂 si臋 ani troch臋 spokojniejszy.
Sp臋dzi艂 w Vardo dwa dni, ale wykorzysta艂 je w pe艂ni. Rozmawia艂 z wieloma lud藕mi. Mia艂 tu du偶o znajomych. Nikt jednak nie umia艂 mu powiedzie膰 nic poza tym, 偶e nie widziano ostatnio Mikkala w tych stronach. Anders kr膮偶y艂 po okolicy, ale te偶 go nie spotka艂.
By艂 pewien, 偶e Mikkal nigdy by nie zostawi艂 Raiji w k艂opotach.
W艂a艣ciwie Anders m贸g艂by ju偶 wraca膰 do obozowiska. Zdoby艂 do艣膰 informacji, by uspokoi膰 Ravn臋. Nadal jednak zbyt wiele fakt贸w pozostawa艂o w sferze przypuszcze艅. A ona wys艂a艂a go przecie偶 po to, 偶eby zyska膰 pewno艣膰.
Kiedy przed wieczorem 偶o艂nierze przeczytali obwieszczenie, Anders przekona艂 si臋, 偶e mia艂 racj臋, pozostaj膮c w Vardo.
W ka偶dej plotce tkwi odrobina prawdy.
Rzeczywi艣cie, w lochach twierdzy by艂a uwi臋ziona czarownica.
I mia艂a zap艂aci膰 偶yciem za swoje praktyki.
Og艂oszono, 偶e nast臋pnego dnia zap艂onie stos.
W miasteczku zawrza艂o. Ludzie z ust do ust przekazywali sobie sensacyjn膮 wiadomo艣膰. Ich twarze zmieni艂y si臋, w oczach zab艂ys艂a 偶膮dza krwi. Powszechnie pot臋piono t臋 kobiet臋, o kt贸rej tak naprawd臋 niczego nie wiedziano. Kto艣 rzuci艂, 偶e nie ma dymu bez ognia, co zosta艂o przyj臋te przez gawied藕 ordynarnym rechotem.
Anders poczu艂 md艂o艣ci i 偶eby zag艂uszy膰 w sobie niech臋膰 do otaczaj膮cych go ludzi, podnieconych niecodziennym wydarzeniem, postanowi艂 si臋 upi膰. Przynajmniej nie b臋dzie musia艂 z nikim rozmawia膰!
W贸dka nigdy mu nie s艂u偶y艂a, wiedzia艂, 偶e nazajutrz g艂owa b臋dzie mu p臋ka膰. Ale mia艂 nadziej臋 zdusi膰 w sobie w ten spos贸b odraz臋 do rozkrzyczanego t艂umu.
Dla Ritvy dzie艅 i noc zla艂y si臋 w jedno. Do g艂臋bokiego lochu nie dochodzi艂 najmniejszy nawet promyk s艂o艅ca. Mrok wydawa艂 si臋 tu tak g臋sty, 偶e dziewczyna nie widzia艂a nic na wyci膮gni臋cie r臋ki.
Tylko raz dziennie, kiedy przynoszono jej co艣 do jedzenia, migocz膮ce 艣wiat艂o lampy malowa艂o 偶贸艂te plamy na nier贸wnej 艣cianie.
Mru偶y艂a w贸wczas oczy o艣lepiona, jakby w tych piekielnych ciemno艣ciach rozb艂ys艂o s艂o艅ce.
呕a艂owa艂a, 偶e nie zd膮偶y艂a podzi臋kowa膰 Bogu za 艣wiat艂o dnia i letnie bia艂e noce.
Przestali j膮 torturowa膰. Oficer nie pokazywa艂 si臋 wi臋cej. Nie przychodzi艂 jej katowa膰, nie stuka艂 uchwytem pejcza o d艂o艅, wyczekuj膮co wybijaj膮c rytm. Nie ci膮gn臋li jej do tego okropnego pomieszczenia.
By艂a sama.
Zzi臋bni臋ta i mokra. Obola艂a.
Krwawi膮ce i zachodz膮ce rop膮 nie opatrzone rany pokrywa艂y ka偶dy skrawek jej cia艂a, ale ciemno艣ci utrzymywa艂y to w tajemnicy.
Przynosili jedzenie. Niedu偶o, ale zawsze.
Ritva postanowi艂a przesta膰 spo偶ywa膰 posi艂ki.
Pomy艣la艂a, 偶e w ten spos贸b wygra z nimi, sama zadecyduje o sobie i o swoim ko艅cu. Przechytrzy ich i wywinie si臋 od tego, co dla niej zaplanowali.
Ale w ten spos贸b umiera艂o si臋 powoli, a poza tym jedzenie przyci膮ga艂o myszy.
Ritva nie cierpia艂a gryzoni. Na widok myszy i leming贸w zawsze przechodzi艂y jej ciarki. Odg艂osy dreptania i drapania rozlegaj膮ce si臋 w ciemno艣ci stanowi艂y o wiele gorsze tortury ni偶 te, kt贸re jeszcze by艂by w stanie wymy艣li膰 kapitan. Dlatego te偶 Ritva, chc膮c nie chc膮c, jad艂a.
Dzi臋ki temu wci膮偶 ogl膮da艂a 艣wiat艂o.
Czasami wydawa艂o jej si臋, 偶e wartownicy o niej zapomnieli, 偶e musia艂 min膮膰 wi臋cej ni偶 jeden dzie艅 od ostatniego posi艂ku, ale trudno jej si臋 by艂o zorientowa膰, a rozmawia膰 z nimi nie potrafi艂a. 呕aden z m臋偶czyzn, kt贸rzy tu schodzili, nie zna艂 lapo艅skiego.
Zrozumia艂a, 偶e st膮d nie ma wyj艣cia. Ze to koniec.
Jeszcze tylko nieludzki b贸l, kt贸ry jest bram膮 do cudownego raju.
Musi wytrzyma膰.
Zapad艂a w odr臋twienie. Zesztywnia艂y jej cz艂onki.
Kroki, kt贸rych nas艂uchiwa艂a niemal ca艂膮 wieczno艣膰, rozleg艂y si臋 wreszcie g艂ucho na kamiennej posadzce.
By艂o ich dw贸ch. P臋k kluczy zad藕wi臋cza艂 ha艂a艣liwie i weso艂o.
Ukl臋kn臋艂a.
Przecie偶 przez ca艂y czas odosobnienia przychodzili pojedynczo!
Czy czekali, a偶 nabierze si艂, 偶eby znowu si臋 nad ni膮 zn臋ca膰? Dlatego tym razem przybyli we dw贸ch?
Czy mo偶e to ju偶...?
Czy to si臋 stanie teraz?
Klucz zazgrzyta艂 w zamku i ci臋偶ka krata uchyli艂a si臋 powoli. Do 艣rodka weszli wartownicy, ale bez jedzenia.
A wi臋c nareszcie nadszed艂 ten dzie艅!
Przez cierpienie i m臋k臋 otrzyma wolno艣膰 wi臋ksz膮 ni偶 ktokolwiek jest w stanie sobie wyobrazi膰.
Ritva pod藕wign臋艂a si臋 z trudem. Wycie艅czona, ledwie sta艂a na nogach, ale zacisn臋艂a z臋by, 偶eby wytrzyma膰. S艂ania艂a si臋 i tylko sile woli zawdzi臋cza艂a, 偶e nie upad艂a.
Stra偶nicy nie odezwali si臋. Wiedz膮c, 偶e ich i tak nie rozumie, nie wysilali si臋 zbytnio, by jej cokolwiek wyja艣ni膰, tylko brutalnie chwycili pod pachy i wywlekli z ciasnego lochu. Ci膮gn臋li j膮 za sob膮 po schodach na g贸r臋, nie przejmuj膮c si臋 tym, 偶e obija si臋 stopami o ostre kanty stopni.
Przecie偶 i tak mia艂a umrze膰.
Poprzedniego wieczoru zosta艂 wzniesiony stos, kt贸ry z艂owieszczo g贸rowa艂 u brzegu morza. Wydawa艂 si臋 taki majestatyczny na tle spienionych fal.
Pogoda gwa艂townie si臋 zmieni艂a.
Pi臋kna, 艂agodna jesie艅 ust膮pi艂a miejsca ch艂odnemu wichrowi z p贸艂nocy, kt贸ry powia艂 z ogromn膮 si艂膮. Morze rozko艂ysa艂o si臋, bia艂a kipiel uderza艂a w艣ciekle o l膮d.
Ludzie, przekonani, 偶e to czary wied藕my, spieszyli nad morski brzeg, jakby przyci膮gani niewidzialn膮 si艂膮. Szli ku wzniesionemu z chrustu, torfu i wszystkiego, co nadawa艂o si臋 do spalenia, stosowi, niemal pewni, 偶e tego dnia najprawdziwsza czarownica zostanie pos艂ana na spotkanie z diab艂em.
Wzd艂u偶 skalistego wybrze偶a nie ros艂y drzewa, wi臋c niekt贸rzy po艣wi臋cili nawet cenny, pieczo艂owicie gromadzony opa艂. Taki strach drzema艂 w tych ludziach.
Anders bez trudu odnalaz艂 drog臋 prowadz膮c膮 do miejsca ka藕ni. Wystarczy艂o zatrzyma膰 si臋 przy jakiej艣 grupce, a po kilku chwilach p艂yn臋艂o si臋 wraz z pr膮dem we w艂a艣ciwym kierunku.
Przecisn膮艂 si臋 naprz贸d i zatrzyma艂 w miejscu, gdzie powinien wszystko dobrze widzie膰 i sk膮d r贸wnocze艣nie b臋dzie mu 艂atwo si臋 wycofa膰. Nie by艂 bowiem pewien, czy znajdzie do艣膰 si艂, by przygl膮da膰 si臋 od pocz膮tku do ko艅ca okrutnemu przedstawieniu. Chodzi艂o mu tylko o jedno: chcia艂 zobaczy膰 skazan膮 i upewni膰 si臋, czy to nie Raija.
Bola艂a go g艂owa, mia艂 k艂opoty z 偶o艂膮dkiem, a narastaj膮ce w t艂umie emocje dodatkowo nasila艂y te dolegliwo艣ci.
Anders nigdy nie przypuszcza艂, 偶e ludzie potrafi膮 by膰 tacy okrutni. Czy on zachowywa艂by si臋 podobnie, gdyby nie l臋ka艂 si臋, 偶e skazan膮 mo偶e by膰 Raija?
Z niech臋ci膮 u艣wiadomi艂 sobie, 偶e wcale nie jest lepszy. Oczekiwa艂 tego wydarzenia z r贸wn膮 ciekawo艣ci膮 co pozostali...
Otworzy艂a si臋 brama i z twierdzy wytoczy艂 si臋 偶a艂osny w贸z eskortowany przez kordon uzbrojonych 偶o艂nierzy.
Anders prze艂kn膮艂 艣lin臋, kiedy na wozie dostrzeg艂 samotn膮 posta膰.
Bo偶e 艣wi臋ty, czu艂, 偶e za chwil臋 zwymiotuje!
W艣r贸d gawiedzi rozszed艂 si臋 pomruk, kt贸ry zag艂uszy艂 szum wiatru i sztormowe fale uderzaj膮ce o ska艂y u podn贸偶a stosu.
Na drobnym, wychudzonym ciele dziewczyny zwisa艂y brudne strz臋py ubrania.
Ko艂a terkota艂y, w贸z skrzypia艂. 呕o艂nierze maszerowali r贸wnym krokiem, stukaj膮c rytmicznie obcasami. Anders zacisn膮艂 powieki, jego serce bi艂o w tym samym rytmie.
Kiedy w ko艅cu odwa偶y艂 si臋 zn贸w podnie艣膰 wzrok, w贸z dotar艂 prawie na wysoko艣膰 miejsca, w kt贸rym sta艂. Z ty艂u jecha艂 konno kapitan z min膮 w艂adcy. Na jego ustach b艂膮ka艂 si臋 u艣miech: lodowaty, triumfalny u艣miech.
Anders nienawidzi艂 tego cz艂owieka, pami臋taj膮c, co uczyni艂 Raiji.
Przesun膮艂 wzrok na wychudzon膮 posta膰 na wozie. Podarte ubranie nie zas艂ania艂o cia艂a dziewczyny, poranionego do 偶ywego mi臋sa i posiniaczonego.
Biedaczka nie mog艂a si臋 zas艂oni膰, bo zwi膮zano jej r臋ce.
Nawet w drodze na stos, w drodze na 艣mier膰, nie okazano jej cho膰by odrobiny mi艂osierdzia. Do ostatniej chwili nie sk膮piono jej upokorze艅.
P贸ki sta艂a z pochylon膮 g艂ow膮 i d艂ugie kruczoczarne w艂osy opada艂y jej na twarz, wygl膮da艂a zupe艂nie jak Raija.
Anders, przeciskaj膮c si臋 przez t艂um, bezwiednie ruszy艂 za wozem.
Co艣 mu m贸wi艂o, 偶e ju偶 wie, ale po wczorajszej pijatyce trudno mu by艂o zebra膰 my艣li.
Skazana podnios艂a g艂ow臋.
Z t艂umu rozleg艂 si臋 oszala艂y krzyk jakiej艣 dziewczyny. Chyba jednak kto艣 natychmiast zas艂oni艂 jej usta, bo Anders nie zorientowa艂 si臋, kto tak rozpacza.
Blada twarz zwr贸cona by艂a w stron臋 t艂umu, ale Anders da艂by g艂ow臋, 偶e skazana nie widzi otaczaj膮cych j膮 ludzi.
To nie by艂a Raija.
Ale jak偶e do niej podobna!
Zatrzyma艂 si臋, w贸z potoczy艂 si臋 dalej. Za nim sun膮艂 st臋pa ko艅, trzymany w cuglach przez oficera o lodowatym u艣miechu. M臋偶czyzn臋 ze szpicrut膮.
Andersa zala艂a fala rozpaczy. Wiedzia艂, 偶e ta dziewczyna jest niewinna, a umrze膰 musi dlatego, 偶e Raija uciek艂a.
Czul, 偶e powinien wykrzycze膰 zgromadzonym, 偶e to pomy艂ka. Ze to nie jest czarownica i 偶e zna t臋, dla kt贸rej przeznaczony jest stos.
Ale przecie偶 Raija tak偶e nie jest czarownic膮...
Milcza艂.
Wzi膮艂 na siebie cz膮stk臋 winy za to, co si臋 sta艂o.
Mo偶e m贸g艂by przeszkodzi膰 tej zbrodni...
Stra偶nicy przeci臋li rzemienie, kt贸rymi dziewczyna by艂a zwi膮zana, popchn臋li j膮 ku drabinie i przytwierdzili do niej, kr臋puj膮c nadgarstki i kostki u n贸g.
Jaka艣 kobieta zanios艂a si臋 szlochem.
Poza tym panowa艂a cisza jak makiem zasia艂. Mo偶na by nawet przypuszcza膰, 偶e morze i wiatr ucich艂y, jakby ca艂a natura wstrzyma艂a oddech.
Dw贸ch 偶o艂nierzy postawi艂o drabin臋.
T艂um jednog艂o艣nie wyda艂 j臋k.
Dziewczyna unios艂a g艂ow臋 i, Anders by艂 o tym przekonany, u艣miechn臋艂a si臋. Wiatr odgarn膮艂 jej w艂osy z twarzy, kt贸ra ja艣nia艂a bia艂o ku zgromadzonym niczym milcz膮ce oskar偶enie przeciwko wszystkim.
Czy nikt wi臋cej nie zauwa偶y艂, 偶e to niewinna dziewczyna?
Nie widzieli, 偶e to jeszcze dziecko?
Kto艣 zatkn膮艂 u do艂u stosu kilka pochodni, a kiedy p艂omienie ogarn臋艂y chrust, rozleg艂y si臋 trzaski. S艂ycha膰 by艂o, jak ogie艅 miesza si臋 z pie艣ni膮 sk艂臋bionych fal, jak tworzy duet z wiatrem.
呕o艂nierze pu艣cili drabin臋.
Czarne k艂臋by dymu okry艂y niemal ca艂kowicie dziewczyn臋 i tylko jej blade oblicze ja艣nia艂o w艣r贸d plam sadzy i p艂omieni, kt贸re ros艂y coraz wi臋ksze.
Nagle zrobi艂o si臋 zamieszanie. Jaki艣 m艂ody m臋偶czyzna z t艂umu przedar艂 si臋 przez kordon 偶o艂nierzy i nie zwa偶aj膮c na skierowane w niego lufy, przedosta艂 si臋 na podwy偶szenie, na kt贸rym u艂o偶ony by艂 stos.
Rozdzieraj膮cy krzyk, dobywaj膮cy si臋 z p艂omieni, niczym ostrze no偶a przeci膮艂 cisz臋, trafiaj膮c wprost do nie do ko艅ca oboj臋tnych serc.
- Ritva! - zawo艂a艂 艣mia艂ek, wspinaj膮c si臋 po p艂on膮cej stercie chrustu. - Id臋 do ciebie, Ritva!
Anders ledwie zd膮偶y艂 zauwa偶y膰, jak Lapo艅czyk obj膮艂 dziewczyn臋 i przytuli艂 w bezgranicznej mi艂o艣ci, bo zaraz poch艂on膮艂 ich ogie艅.
Z t艂umu pospieszyli za nim ch艂opak i dziewczyna, ale 偶o艂nierze ju偶 nie dali si臋 zaskoczy膰 i bezceremonialnie odepchn臋li ich na bok.
Ogie艅 ogarn膮艂 ca艂y stos, ale ju偶 偶aden krzyk stamt膮d nie dolecia艂.
Anders wycofa艂 si臋, gdy w powietrzu uni贸s艂 si臋 sw膮d spalenizny.
Jakiej odwagi trzeba by艂o, 偶eby umiera膰 z podniesionym czo艂em tak jak to dziewcz臋!
Ile偶 hartu wykaza艂 ten m艂ody Lapo艅czyk, kt贸ry pospieszy艂 jej na ratunek! Hartu i mi艂o艣ci.
B贸l i cierpienie s膮 niezb臋dne. Cierpienie jest bram膮, bez niego nie mo偶e ruszy膰 dalej.
Ju偶 prawie tego dokona艂a, kiedy on znalaz艂 si臋 przy niej. Otoczy艂 j膮 ramionami i sprawi艂, 偶e 艂atwiej by艂o znie艣膰 b贸l.
Cierpienie roz艂o偶y艂o si臋 na dwoje.
A potem ju偶 by艂o cudownie...
Ogie艅 usun膮艂 wszystko...
Raija obudzi艂a si臋 z sennego koszmaru rozdygotana, na granicy p艂aczu. Zanios艂a si臋 kaszlem i w贸wczas u艣wiadomi艂a sobie, 偶e to nie tylko z艂y sen.
Spod wp贸艂przymkni臋tych powiek dostrzeg艂a k艂臋by dymu. W jednej chwili oprzytomnia艂a. Potrz膮sn臋艂a delikatnie Mikkalem, a sama podczo艂ga艂a si臋 do drzwi i otworzy艂a je na o艣cie偶, 偶eby wpu艣ci膰 艣wie偶e powietrze.
Mikkalowi uda艂o si臋 tymczasem odgarn膮膰 kawa艂ki torfu zas艂aniaj膮ce otw贸r w dachu, kt贸r臋dy zawsze uchodzi艂 dym z paleniska.
- Dobrze, 偶e mia艂em pod r臋k膮 kij, kt贸rym si臋 podpieram. Okazuje si臋, 偶e przydaje si臋 tak偶e do innych cel贸w, co? - roze艣mia艂 si臋 ponuro i wsun膮wszy si臋 z powrotem pod futrzan膮 derk臋, doda艂 z powag膮: - Ale gdyby nie ty, strach pomy艣le膰! Ch艂opcy 艣pi膮 jak zabici, nawet ha艂as ich nie zbudzi艂.
Rzeczywi艣cie, koszmarne sny Raiji uratowa艂y ca艂膮 ich czw贸rk臋 przed zaczadzeniem.
Przytuli艂a si臋 do Mikkala. Musia艂a poczu膰 jego blisko艣膰. Upewni膰 si臋, 偶e nale偶y do niej.
Nie przestawa艂a dr偶e膰, a d艂onie mia艂a spocone i ch艂odne.
- Zdaje si臋, 偶e nie chodzi jedynie o dym? - zapyta艂 cicho Mikkal.
Raija pokiwa艂a leciutko g艂ow膮.
- Mam takie okropne sny, Mikkalu. Takie... prawdziwe.
- Opowiedz!
Obj膮艂 j膮 mocno i opar艂 si臋 czo艂em o jej czo艂o. Na wszelkie sposoby stara艂 si臋 przekona膰 ukochan膮, 偶e pragnie dzieli膰 z ni膮 tak偶e i to. 呕e nie jest sama, kiedy grozi jej co艣 z艂ego.
- 艢ni艂 mi si臋 stos, Mikkalu! Prawdziwy stos - wyszepta艂a.
Poczu艂 na szyi jej gor膮cy oddech.
- I obudzi艂a艣 si臋 w k艂臋bach dymu. Rozumiem, 偶e musia艂a艣 si臋 bardzo przerazi膰.
Ale Raija, nie s艂uchaj膮c go, ci膮gn臋艂a:
- Dzisiejszej nocy palono mnie na stosie. Widzia艂am siebie, wrzucono mnie na ogromn膮 stert臋 chrustu. Czu艂am, jak j臋zyki ognia li偶膮 mi stopy...
Mikkal pog艂adzi艂 ukochan膮 po w艂osach. Nic nie m贸wi膮c, g艂aska艂 j膮 nieprzerwanie. Po tym, co przesz艂a, wszelkie s艂owa pociechy zdawa艂y si臋 zbyt ubogie. Kiedy j膮 uratowali, bardzo stara艂a si臋 by膰 silna. Tyle r贸偶nych uczu膰 st艂umi艂a w sobie. Mikkal spodziewa艂 si臋, 偶e kiedy艣 b臋dzie musia艂a wyrzuci膰 je z siebie. Zapewne to dopiero pocz膮tek.
- Bola艂y mnie rany - ci膮gn臋艂a Raija zduszonym g艂osem. - Otacza艂a mnie gruba warstwa czarnego dymu, a spod st贸p dochodzi艂 trzask p艂omieni. R臋ce i nogi mia艂am skr臋powane. Nie widzia艂am nikogo, ale wiem, 偶e on tam by艂, on, Potw贸r z Vardo! U艣miecha艂 si臋! Czu艂am, jak przypieka mnie ogie艅, Mikkalu. Czu艂am naprawd臋. To by艂o takie realne! Wystarczy艂o da膰 krok w d贸艂, ale ja nie mog艂am uciec... I nagle kto艣 znalaz艂 si臋 przy mnie, nie by艂am ju偶 sama. Tak si臋 przestraszy艂am, Mikkalu, 偶e to ty! Wtedy w艂a艣nie si臋 obudzi艂am. Nie chcia艂am, 偶eby艣 i ty zgin膮艂!
M贸wi艂a niesk艂adnie, bez zwi膮zku, z szeroko rozwartymi oczami. Na nowo prze偶ywa艂a sw贸j sen, tak rzeczywisty, jakby to wszystko zdarzy艂o si臋 na jawie.
- Dlaczego dr臋cz膮 mnie ci膮gle koszmary? - zapyta艂a. - Do tego takie okropnie prawdziwe?
- Pewnie dlatego, 偶e masz bujn膮 wyobra藕ni臋. A mo偶e dlatego, 偶e potrafisz wczu膰 si臋 w to, co prze偶ywaj膮 inni? Tak, to wszystko wina twojej niepospolitej fantazji, moja droga. Wiem, 偶e wydaje ci si臋 to teraz straszne, ale uwierz mi, dzi臋ki temu szybciej przejdziesz przez to, co nieuniknione. W艂a艣nie dlatego, 偶e wszystko prze偶ywasz tak intensywnie.
Dopiero po tych s艂owach Raija przymkn臋艂a powieki. Zreszt膮 obrazy ze snu widzia艂a nawet wtedy, gdy oczy mia艂a szeroko otwarte.
- Nie wiem, Mikkalu, czy kiedykolwiek zdo艂am si臋 z tym upora膰. Mam wra偶enie, 偶e zapadam si臋 coraz g艂臋biej i g艂臋biej w grz膮skim gruncie.
Mikkal obr贸ci艂 si臋 na plecy i pod艂o偶y艂 rami臋 pod kark Raiji. Znu偶ona odpoczywa艂a na nagim, ciep艂ym ramieniu ukochanego.
- Le偶 spokojnie - szepn膮艂. - Zamknij oczy i my艣l tylko o tym, co czujesz w tej chwili.
Pos艂ucha艂a go. Jej cia艂o odpr臋偶y艂o si臋, a twarz odrobin臋 wypogodzi艂a, cho膰 ci膮gle wydawa艂a si臋 spi臋ta.
Opuszkami palc贸w musn膮艂 leciutko jej powieki, niemal ich nie dotykaj膮c. Raija popatrzy艂a wprost w 艂agodne oczy, kt贸re utraci艂y wraz z up艂ywem czasu sw贸j miodowy odcie艅 i sta艂y si臋 bardziej br膮zowe.
- Zamknij oczy, najdro偶sza - poprosi艂 Mikkal. - Uspok贸j si臋! B膮d藕 po prostu moj膮 Raij膮. Moim Ma艂ym Krukiem...
Kiedy odwr贸ci艂a si臋 ku niemu, wydawa艂o mu si臋, 偶e dostrzega cie艅 u艣miechu, b艂膮kaj膮cy si臋 w k膮cikach ust.
Nie przestawa艂 pie艣ci膰 opuszkami palc贸w ukochanej twarzy. Zna艂 j膮 tak dobrze! 呕aden rys nie by艂 mu obcy. Ale nigdy nie przesta艂 jej kocha膰. Wystarczy艂o, 偶e czu艂 pod palcami sk贸r臋 ukochanej, a zalewa艂y go fale czu艂o艣ci i szcz臋艣cia. Nie potrafi艂 si臋 przed tym obroni膰. Uwielbia艂 zanurza膰 d艂onie w jej jedwabistych w艂osach, kt贸re wydawa艂y mu si臋 nadal najpi臋kniejsze na 艣wiecie. Odros艂y na tyle, 偶e opada艂y na plecy niczym kaskada, czarniejsze ni藕li skrzyd艂a kruka.
- No i jak? - zapyta艂, k艂ad膮c r臋k臋 na delikatnej szyi dziewczyny. Pod kciukiem wyczu艂 pulsuj膮c膮 gwa艂townie t臋tnic臋.
- Dobrze - u艣miechn臋艂a si臋 figlarnie, ale le偶a艂a, nadal nie otwieraj膮c oczu. W jej g艂osie wyczuwa艂o si臋 rozleniwienie. - Chyba co艣 nie tak z twoimi sztuczkami mi艂osnymi, Mikkalu. Czy偶by艣 si臋 starza艂? Jestem tylko zm臋czona...
Ze wzrokiem pe艂nym ciep艂a obserwowa艂 j膮, dop贸ki nie zasn臋艂a.
W贸wczas odchyli艂 jej grzywk臋 i leciute艅ko poca艂owa艂 powieki.
- O to w艂a艣nie chodzi艂o, skarbie - wyszepta艂. - Teraz ju偶 nie zbudz膮 ci臋 koszmary...
Dalsza cz臋艣膰 nocy up艂yn臋艂a spokojnie. Ale 贸w straszny sen na d艂ugo zapad艂 w pami臋ci dziewczyny.
Chyli艂o si臋 ku jesieni. Raija obserwowa艂a, jak usychaj膮ce li艣cie trac膮 sw膮 zielon膮 barw臋. Po raz pierwszy poczu艂a sentyment do oblewaj膮cego si臋 purpur膮 lasu. W sercu jej 艣piewa艂o na widok nagich ga艂膮zek, przypominaj膮cych szpony jakby wystawione w obronie przed przenikliwym ch艂odem.
Tej jesieni nie ogarnie jej ponura nostalgia!
Nadesz艂y pierwsze ch艂ody, ale 艣nieg kaza艂 jeszcze na siebie poczeka膰.
Raija cz臋sto zabiera艂a ze sob膮 Ailo i odwiedza艂a spokojny zak膮tek, kt贸ry Mikkal znalaz艂 sobie w lesie. Lubi艂a obserwowa膰 ukochanego przy pracy. Ailo tak偶e uzna艂, 偶e to ciekawe. Raiji 偶al by艂o ka偶dej chwili bez Mikkala, dopiero teraz u艣wiadomi艂a sobie, jak przera藕liwie samotna czu艂a si臋 bez niego.
Czasami przebywa艂a z nim przez ca艂y dzie艅. Nie zwraca艂a uwagi na to, co m贸wi膮 ludzie. Dobrze by艂o tak siedzie膰 razem i gaw臋dzi膰. Cudownie si臋 uzupe艂niali. Na poz贸r wydawali si臋 tak r贸偶ni, 偶e niemal k艂u艂o to w oczy, ale ich dusze i serca wiele 艂膮czy艂o.
- Wyrze藕bi艂e艣 mi ju偶 renifera, tato? - ciekaw by艂 Ailo.
Mikkal zacz膮艂 rze藕bi膰 figurk臋 dla syna, ale nie zd膮偶y艂 jeszcze doko艅czy膰. Poniewa偶 nie mie艣ci艂a si臋 w sk贸rzanej torbie, nie wzi膮艂 jej ze sob膮 do lasu. Syna tymczasem z偶era艂a niecierpliwo艣膰.
- Ten nie doko艅czony renifer zosta艂 przy palenisku - rzuci艂a Raija, kt贸ra, cho膰 nie przepada艂a za przypisanymi kobietom domowymi obowi膮zkami, mia艂a rozeznanie, gdzie co le偶y.
Ch艂opiec by艂 wyra藕nie zawiedziony. Tak bardzo si臋 ju偶 cieszy艂, chcia艂 t臋 figurk臋 od razu, nie jutro czy kiedy indziej...
Raija wsta艂a.
- Przynios臋. Ty zostaniesz tu z tat膮. - I mrugn膮wszy porozumiewawczo do Mikkala, doda艂a: - Potrzebuj臋 troch臋 ruchu. Wiesz, Ailo, tata uwa偶a, 偶e za bardzo si臋 zaokr膮gli艂am od tego siedzenia.
- To prawda - mrukn膮艂 Mikkal, przewracaj膮c oczami. - P贸藕niej ci powiem, w kt贸rym miejscu najwi臋cej ci przyby艂o, moja droga...
- Raija nie jest gruba! - zaprotestowa艂 zdecydowanie Ailo. - Jest w sam raz!
Te s艂owa wyra偶a艂y ca艂e jego dzieci臋ce oddanie. Raija ukry艂a je g艂臋boko w sercu i po drodze nie przestawa艂a o nich my艣le膰. B贸g jeden wie, jak bardzo potrzebowa艂a takiej akceptacji. Czu艂a si臋 jak ptak po d艂ugim, bardzo d艂ugim locie. A dobre s艂owa, kt贸re pi艂a chciwie niczym krople deszczu, dodawa艂y jej otuchy.
Z ich ziemianki unosi艂 si臋 dym. Raija 艣ci膮gn臋艂a brwi, troch臋 zdziwiona. Nie dok艂ada艂a do paleniska przed wyj艣ciem. Mo偶e Mikkal? Lubi艂 ciep艂o, a tu, w艣r贸d las贸w, nie trzeba by艂o oszcz臋dza膰 na opale, tak jak przywykli do tego na skalistym wybrze偶u.
O tak wiele spraw nie musia艂a si臋 tu k艂opota膰. Dziwnie b臋dzie zn贸w wr贸ci膰 do starych przyzwyczaje艅...
Raiji zrobi艂o si臋 nagle smutno.
Zamy艣lona wesz艂a do ziemianki.
艢wiat艂o dnia wpadaj膮ce przez uchylone drzwi i blask p艂omieni w palenisku od razu pozwoli艂y zauwa偶y膰 tych dwoje le偶膮cych na pos艂aniu.
Raija zastyg艂a na moment w bezruchu.
A potem zatrzasn臋艂a za sob膮 drzwi z takim impetem, 偶e a偶 j臋kn臋艂y, i podesz艂a bli偶ej.
Spod futrzanego nakrycia, pod kt贸rym zwykle spa艂a z Mikkalem, wysun臋艂a si臋 jaka艣 r臋ka i si臋gn臋艂a po ubrania le偶膮ce obok.
Raija by艂a tak w艣ciek艂a, 偶e nie potrafi艂a wydoby膰 z siebie g艂osu.
Dziewczyna, kt贸ra wychyli艂a si臋 zawstydzona, najch臋tniej zapad艂aby si臋 pod ziemi臋. Zakrywaj膮c twarz rozpuszczonymi w艂osami, przemkn臋艂a si臋 pod 艣cian膮, nie rzuciwszy Raiji nawet jednego spojrzenia.
Wydosta艂a si臋, ledwie uchyliwszy drzwi.
Raija us艂ysza艂a tylko odg艂os krok贸w i zdyszany oddech.
Matti usiad艂, z podkurczonymi nogami, ale nie patrzy艂 na Raij臋.
Jej m艂odszy brat!
Nagle ujrza艂a go w ca艂kiem innym 艣wietle. Ju偶 dawno powinna dostrzec, 偶e ur贸s艂 i przesta艂 by膰 dzieckiem.
Przecie偶 nawet jako trzynastoletni wyrostek przewy偶sza艂 wzrostem r贸wie艣nik贸w, tyle 偶e by艂 wiotki. Dwa lata, kt贸re w艂a艣nie up艂yn臋艂y, lata wype艂nione nieustann膮 prac膮 fizyczn膮, pomog艂y mu nabra膰 mi臋艣ni. Zm臋偶nia艂. W ramionach r贸wnie szeroki jak Mikkal, mia艂 proste, d艂ugie nogi i w膮skie biodra. By艂 naprawd臋 urodziwy, niemal zbyt pi臋kny jak na m臋偶czyzn臋.
Mog艂aby zaakceptowa膰 jego przygody, gdyby nie fakt, 偶e mia艂 dopiero pi臋tna艣cie lat!
- Powiedz co艣! - odezwa艂 si臋 Matti.
Raija dopiero teraz zwr贸ci艂a uwag臋, 偶e g艂os tak偶e mu si臋 zmieni艂.
- Powiedz co艣! Cokolwiek! Wszystko b臋dzie lepsze ni偶 twoje milczenie. Rozumiem, 偶e mo偶esz by膰 z艂a...
- Z艂a? - odezwa艂a si臋 wreszcie dr偶膮cym g艂osem i podesz艂a do niego zwinna i skupiona jak samica 偶bika podczas polowania. Popatrzy艂a mu w twarz. By艂 tak podobny do ojca, 偶e a偶 odczu艂a b贸l. - Z艂a, Matti? - powt贸rzy艂a g艂osem 艂agodnym niczym mruczenie kotki, r贸wnie przera偶aj膮co spokojna, jak bywaj膮 ostatnie chwile tu偶 przed burz膮 艣nie偶n膮.
Rozejrza艂a si臋 wok贸艂, 偶eby co艣 chwyci膰, ale nic jej nie wpad艂o w oko. Unios艂a wi臋c d艂o艅 i wymierzy艂a bratu siarczysty policzek.
- Z艂a? Najch臋tniej udusi艂abym ci臋 w艂asnymi r臋kami, ty niecnoto, ty rozpustniku! Ty...
Zabrak艂o jej powietrza, odetchn臋艂a wi臋c g艂臋boko i usiad艂a.
Matti nie wygl膮da艂 na skruszonego. Skierowa艂 ku niej spojrzenie niewinne jak u anio艂ka, a w k膮cikach ust b艂膮ka艂 mu si臋 u艣mieszek, kt贸ry jeszcze bardziej rozw艣cieczy艂 Raij臋.
Ledwie si臋 opami臋ta艂a. I cho膰 nigdy nie wierzy艂a w skuteczno艣膰 takich kar, omal nie spoliczkowa艂a go ponownie.
Matti spodziewa艂 si臋 kolejnego uderzenia, ale gdy nie nast膮pi艂o, uni贸s艂 obie d艂onie w przepraszaj膮cym ge艣cie, a u艣miech, jaki skierowa艂 do siostry, mia艂 w sobie tyle wdzi臋ku, 偶e trudno by艂o mu si臋 oprze膰.
- Zgadzam si臋 z tob膮, Raiju. Na pewno masz racj臋 we wszystkim, co powiedzia艂a艣 i co sobie pomy艣la艂a艣. To by艂o nierozs膮dne z mojej strony... Obiecuj臋, 偶e wi臋cej si臋 to nie powt贸rzy.
Raija oniemia艂a ze zdumienia. Co ten smarkacz sobie wyobra偶a? S膮dzi, 偶e uda mu si臋 tak 艂atwo z tego wymiga膰?
- Zastaj臋 ci臋 na naszym pos艂aniu z jedn膮 z tych rozchichotanych dziewek z wioski... I my艣lisz, 偶e wykpisz si臋 u艣mieszkiem? Co ci si臋, u licha, wydaje? Kim ty jeste艣?
- Twoim bratem - odrzek艂 hardo. - Ty w ko艅cu te偶 nie by艂a艣 szczeg贸lnie cnotliwa w wieku pi臋tnastu lat! Potrafi臋 liczy膰, dobrze wiem, ile mia艂a艣 lat, kiedy sp艂odzili艣cie z Mikkalem dziecko.
Na te s艂owa Raija ponownie wymierzy艂a mu policzek.
- Zmykaj st膮d, do diab艂a z tob膮! - krzycza艂a. - Uciekaj, s艂yszysz? Nie chc臋 ci臋 wi臋cej widzie膰 na oczy! Na pewno znajdziesz sobie inne miejsce na nocleg u jakiej艣 baby pod pierzyn膮!
Matti zgarn膮艂 po艣piesznie kurtk臋, kumagi i wyszed艂. Nie pad艂o mi臋dzy nimi ani jedno s艂owo wi臋cej. Raija rzuci艂a si臋 na sk贸ry, na kt贸rych przed chwil膮 baraszkowa艂 jej brat z jak膮艣 dziewk膮, i wybuchn臋艂a p艂aczem. Wszystko uk艂ada艂o si臋 nie tak jak powinno.
Matti znalaz艂 Mikkala i Ailo tam, gdzie spodziewa艂 si臋 ich zasta膰. Mikkal zerkn膮艂 na niego mimochodem i zapyta艂:
- Nie widzia艂e艣 Raiji? Co艣 d艂ugo nie wraca. Ch艂opak siad艂 ci臋偶ko na pniu i oznajmi艂:
- Raija mnie wyrzuci艂a. Wymierzy艂a mi taki policzek, 偶e a偶 艣wisn臋艂o. A w艂a艣ciwie dwa policzki! I zabroni艂a mi si臋 pokazywa膰 na oczy.
Mikkal podni贸s艂 wzrok. Ailo tak偶e.
- Raija ci臋 uderzy艂a? - zapyta艂 ch艂opczyk, marszcz膮c brwi tak samo jak ojciec. - To chyba musia艂e艣 by膰 bardzo niegrzeczny. Mnie Raija jeszcze nigdy nie uderzy艂a, cho膰 wiele razy napsoci艂em.
Na wyra藕ne polecenie ojca Ailo odszed艂 na bok. Naburmuszony, usiad艂 na pie艅ku, ale nie przesta艂 ciekawie nadstawia膰 ucha. Dlaczego zawsze, kiedy doro艣li zaczynaj膮 rozmawia膰 o czym艣 wa偶nym, ka偶膮 dzieciom odej艣膰? To niesprawiedliwe!
- Co zrobi艂e艣? - Mikkal popatrzy艂 uwa偶nie na Mattiego. - Ailo ma racj臋, Raija bez powodu na nikogo nie podnios艂aby r臋ki...
Ch艂opak spu艣ci艂 wzrok i poczerwieniawszy lekko, 艣ci膮gn膮艂 usta. Trudniej przychodzi艂o mu spojrze膰 w oczy Mikkalowi ni偶 siostrze. Ale przecie偶 musi pokaza膰, 偶e nie jest smarkaczem. Wiedzia艂, co robi, i poniesie za to odpowiedzialno艣膰.
Popatrzy艂 Mikkalowi prosto w twarz i wyzna艂:
- Raija przy艂apa艂a mnie na gor膮cym uczynku. Zaprosi艂em do ziemianki Ann臋 i nie trzymali艣my si臋 bynajmniej tylko za r臋ce...
Mikkal zdumia艂 si臋, ale nie dozna艂 takiego szoku jak Raija. Zauwa偶y艂, 偶e ch艂opak dorasta i jak na sw贸j wiek wygl膮da do艣膰 dojrzale. Z Raij膮 by艂o podobnie, wi臋c go to nie dziwi艂o. Zreszt膮 ju偶 kiedy Matti mia艂 trzyna艣cie lat, odstawa艂 od swych r贸wie艣nik贸w.
- Podejrzewam, 偶e nie by艂 to tw贸j pierwszy raz? - zagadn膮艂 Mikkal, zachowuj膮c spok贸j. Stara艂 si臋 spojrze膰 na spraw臋 z punktu widzenia ch艂opaka. Raija prze偶y艂a szok, poniewa偶 zobaczy艂a swojego m艂odszego brata w sytuacji, w kt贸rej nigdy go sobie nawet nie wyobra偶a艂a.
- Pytasz, czy pierwszy raz w og贸le, czy pierwszy raz na waszym pos艂aniu?
Mikkal u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem, zastanawiaj膮c si臋, czy wszyscy ch艂opcy w tym wieku s膮 r贸wnie bezczelni.
- Ani jedno, ani drugie - przyzna艂 si臋 Matti. - Nie jestem ju偶 dzieckiem, cho膰 Raija ci膮gle mnie tak traktuje. Zreszt膮 ona w moim wieku robi艂a to samo.
Mikkal nabra艂 powietrza przez nos i zapyta艂:
- Powiedzia艂e艣 jej to? Wykrzycza艂e艣 jej to w z艂o艣ci? Oczy Mikkala pociemnia艂y i Matti dostrzeg艂 w nich gniew.
Przytakn膮艂.
- Wiem, 偶e post膮pi艂em g艂upio - doda艂 szybko. - Ale by艂em z艂y, czu艂em si臋 idiotycznie. A ona poucza艂a mnie, udaj膮c chodz膮c膮 niewinno艣膰...
Mikkal u艣miechn膮艂 si臋 krzywo.
- Spr贸buj zrozumie膰 Raij臋 - poprosi艂. - Jeste艣 jej m艂odszym bratem. Os艂upia艂a, bo pewnie nawet nie pomy艣la艂a nigdy, 偶e interesujesz si臋 dziewcz臋tami.
- Powinna wiedzie膰 - burkn膮艂 Matti przez z臋by. Mikkal zacisn膮艂 pi臋艣ci.
- Nigdy nie pr贸buj si臋 nawet r贸wna膰 z Raij膮. Twoje 偶ycie i 偶ycie twojej siostry to jak niebo i ziemia. Raija nigdy nie prowadzi艂a si臋 lekko. Doros艂a szybko dlatego, 偶e musia艂a. Zreszt膮 z dziewcz臋tami jest inaczej, Matti. One nie zawsze mog膮 wybiera膰. Je艣li spr贸bujesz spojrze膰 na to obiektywnie, na pewno mi przyznasz racj臋.
Matti przeczesa艂 siln膮 d艂oni膮 grzywk臋.
- A mam inny wyb贸r? Dobrze, przeprosz臋 Raij臋 za to, co powiedzia艂em. No i za to, 偶e korzysta艂em z waszego pos艂ania...
Mikkal nie m贸g艂 d艂u偶ej powstrzyma膰 si臋 od 艣miechu.
- Mo偶esz by膰 pewien, 偶e to j膮 zdenerwowa艂o r贸wnie mocno... Je艣li j膮 dobrze znam, trzepie w艂a艣nie futrzane derki...
- Sk膮d wiesz? Mikkal wykrzywi艂 si臋.
- Kiedy艣 ju偶 j膮 widzia艂em w podobnych okoliczno艣ciach, ch艂opcze. Tyle 偶e wtedy ja zbruka艂em pos艂anie...
Matti spojrza艂 zaciekawiony, ale Mikkal nie zamierza艂 mu opowiada膰 szczeg贸艂贸w.
- Czujesz co艣 do Anny? - zmieni艂 temat Mikkal. - Czy te偶 jest dla ciebie dziewczyn膮, z kt贸r膮 si臋 tylko zabawi艂e艣.
- Jest s艂odka... - przeci膮ga艂 Matti. - Ale nie jestem w niej zakochany, je艣li o to ci chodzi. To chyba nie ma sensu, prawda? Skoro zim膮 mamy wyruszy膰 do Ruiji, ostatnie, czego mi potrzeba, to mie膰 na g艂owie dziewczyn臋.
Mikkal udawa艂, 偶e kaszle, staraj膮c si臋 ukry膰 u艣miech.
- Wi臋cej dziewczyn uwa偶asz za s艂odkie? 鈥 zapyta艂. Wiedzia艂, 偶e Matti ma powodzenie u dziewcz膮t. Ale ch艂opak by艂 jeszcze taki m艂ody i bezmy艣lny. M贸g艂 sobie napyta膰 biedy, zw艂aszcza 偶e najwyra藕niej nie zastanawia艂 si臋 nad skutkami swego post臋powania.
- Chodzi ci o to, czy z innymi tak偶e robi艂em takie rzeczy? - zapyta艂 Matti bystro i nie czekaj膮c na potwierdzenie, u艣miechn膮艂 si臋 i pokiwa艂 g艂ow膮.
Mikkal obla艂 si臋 potem.
- Du偶o ich by艂o?
Matti wzruszy艂 ramionami. Nie wypada艂o mu jednak k艂ama膰 Mikkalowi.
- Jeszcze dwie. Ale to nie mia艂o znaczenia.
- Zdajesz sobie spraw臋, 偶e z takich zabaw mo偶e si臋 pocz膮膰 dziecko? - wycedzi艂 Mikkal cierpkim tonem.
- Od jednego razu? Czy tam od dw贸ch? - W g艂osie Mattiego pobrzmiewa艂o niedowierzanie.
Mikkal potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 zrezygnowany.
- U licha, co wy, m艂okosy, macie w tych 艂epetynach? Co wy w og贸le wiecie? Ja... kocha艂em si臋 z Raij膮 jeden jedyny raz. I urodzi艂a si臋 dziewczynka o imieniu Maja.
- Jeden raz? - Matti by艂 wyra藕nie zaskoczony. Zabawia艂 si臋 z paroma dziewczynami, przekonany, 偶e raz czy dwa nikomu nie mo偶e zaszkodzi膰. Dopiero teraz w pe艂ni poj膮艂 gniew Raiji. Rzeczywi艣cie, ona najlepiej zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, co mo偶e wynikn膮膰 z takich igraszek... Matti poczu艂 nagle, jak ci膮偶y mu ta nowo nabyta m膮dro艣膰.
- Nie chc臋 mie膰 dzieci - rzek艂 zrozpaczony.
Mikkal nie m贸g艂 sobie odm贸wi膰 przyjemno艣ci i postanowi艂 go troch臋 nastraszy膰. Ze 艣mierteln膮 powag膮 wi臋c oznajmi艂:
- W najgorszym wypadku urodzi ci si臋 troje mniej wi臋cej w tym samym czasie.
Matti dysza艂 ci臋偶ko jak ryba wyrzucona na brzeg, on tak偶e obdarzony by艂 bogat膮 wyobra藕ni膮. Dopiero po chwili dostrzeg艂 weso艂e ogniki w oczach Mikkala i odetchn膮艂 z ulg膮.
- 呕artowa艂em, ale to nie znaczy, 偶e nie mo偶esz mie膰 jednego - upomnia艂 Mikkal. - Nie zaszkodzi wi臋c, je艣li na przysz艂o艣膰 b臋dziesz uwa偶a艂. Przecie偶 nie mo偶esz ci膮gn膮膰 ka偶dej napotkanej dziewczyny pod derk臋 tylko dlatego, 偶e bierze ci臋 na ni膮 ch臋膰. Masz dwie zdrowe r臋ce, wi臋c we藕 si臋 do roboty, ch艂opie!
Matti spurpurowia艂. Nikt jeszcze nie wyg艂osi艂 mu takiego kazania bez owijania w bawe艂n臋. I to na taki trudny temat!
- B臋d臋 ostro偶ny - wymamrota艂. - Ale nie jestem ju偶 dzieckiem...
- Wyja艣ni臋 to Raiji - obieca艂 Mikkal. - Mo偶e uda mi si臋 j膮 udobrucha膰. Bo je艣li nie, gotowa ruszy膰 na ciebie z moim no偶em. A w贸wczas mo偶esz by膰 pewien, nie uszy b臋dzie ci chcia艂a obci膮膰...
Nawet Matti si臋 u艣miechn膮艂 na ten 偶art. Czu艂, 偶e pomimo wszystko Mikkal trzyma jego stron臋. To by艂a m臋ska rozmowa!
- Rozmawia艂e艣 z nim - odgad艂a Raija, kiedy Mikkal wszed艂 do ziemianki bez Ailo. Synek pod opiek膮 Mattiego zosta艂 na razie u jednego z wuj贸w w wiosce. - I oczywi艣cie trzymasz jego stron臋. Poj臋cia nie masz, co ja zobaczy艂am...
Mikkal usiad艂 spokojnie, zdj膮艂 kaftan, czapk臋 i popatrzy艂 na Raij臋 wyczekuj膮co.
Zauwa偶y艂, 偶e p艂aka艂a, a to znaczy艂o, 偶e wyrzuci艂a z siebie najgorszy gniew.
- Widzia艂a艣 Mattiego z dziewczyn膮 na naszym pos艂aniu - oznajmi艂 rzeczowo. - Nie trzymali si臋 bynajmniej tylko za r臋ce... - Mikkal pos艂u偶y艂 si臋 okre艣leniem Mattiego, kt贸re go tak rozbawi艂o.
- On ma pi臋tna艣cie lat, Mikkalu.
- Nie jest ju偶 dzieckiem - doko艅czy艂. - Wygl膮da na to, 偶e w waszej rodzinie wszyscy zostali obdarzeni du偶ym temperamentem.
Raija popatrzy艂a na niego z gniewnym niedowierzaniem.
- Po tobie ostatnim spodziewa艂abym si臋 takiej reakcji! Jak mo偶esz w og贸le por贸wnywa膰 mnie z tym 偶a艂osnym szczeniakiem?
- Przecie偶 jeste艣cie rodze艅stwem - odrzek艂 Mikkal, wiedz膮c, 偶e Raija nie posunie si臋 do tego, by go uderzy膰. Zreszt膮 potrafi艂 j膮 okie艂zna膰. - Jest pewne podobie艅stwo - ci膮gn膮艂. - Matti, tak jak i ty, wydoro艣la艂 szybciej, ni偶 mo偶na si臋 by艂o spodziewa膰. Nikt z nim nie rozmawia艂 na te tematy, dzia艂a艂 po omacku...
Raija roze艣mia艂a si臋.
- Kiedy go nakry艂am, nie wydawa艂 si臋 by膰 zagubiony - rzuci艂a zgry藕liwie.
Mikkal chrz膮kn膮艂. Czy nie mog艂a dostrzec komizmu ca艂ej tej sytuacji? Zapewne za艣miewa艂aby si臋 do rozpuku, gdyby nie chodzi艂o o jej brata.
- Przecie偶 ona mo偶e zaj艣膰 w ci膮偶臋. Mikkal skin膮艂 g艂ow膮.
- W艂a艣nie mu to u艣wiadomi艂em. Nie mia艂 poj臋cia, 偶e nast臋pstwa mog膮 by膰 tak powa偶ne. W og贸le niewiele wiedzia艂 o tych sprawach, Raiju. Teraz bardzo 偶a艂uje, 偶e robi艂 to pod tym dachem i 偶e potem ci臋 jeszcze obrazi艂.
Oczy Raiji nadal ciska艂y b艂yskawice.
- Spr贸bowa艂by nie 偶a艂owa膰, szczeniak jeden... - odgra偶a艂a si臋 Raija. - Przecie偶 to jeszcze dzieciak, Mikkalu...
Mikkal zbli偶y艂 si臋 do niej na kl臋czkach i uj膮艂 jej d艂onie. Nie spuszczaj膮c z niej wzroku, wyzna艂:
- Kiedy ja mia艂em pi臋tna艣cie lat, ty, kochana, mia艂a艣 dopiero dziewi臋膰. Dlatego nie snu艂em o tobie podniecaj膮cych fantazji. Ale zdarza艂o mi si臋 rozbiera膰 spojrzeniem niekt贸re dziewcz臋ta. I zapewne ch臋tnie bym je przytuli艂, gdyby tylko zechcia艂y spojrze膰 w moj膮 stron臋. - Westchn膮艂. - Ale najwyra藕niej nie by艂em taki atrakcyjny w wieku pi臋tnastu lat jak jest tw贸j brat. Dziewczyny nie da艂y mi szansy...
Mikkal zamilk艂 i u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem. Po chwili doda艂:
- Ale ty, malutka, bardzo szybko dojrza艂a艣, i jako osiemnastolatek cierpia艂em katusze, patrz膮c na ciebie. By艂em przekonany, 偶e umr臋, poniewa偶 my艣la艂em o tobie takie nieprzyzwoite rzeczy... To, co si臋 sta艂o mi臋dzy nami, kiedy uko艅czy艂a艣 pi臋tna艣cie lat, mog艂o si臋 sta膰 du偶o wcze艣niej, gdyby艣 by艂a do艣膰 doros艂a...
- M贸wisz, 偶e mog艂e艣 by膰 taki jak Matti? - Raija popatrzy艂a na niego z niedowierzaniem i pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Nie, ty nigdy nie by艂e艣 taki jak Matti. Kocha艂e艣 mnie, Mikkalu. Matti nie kocha Anny, w艂a艣ciwie niespecjalnie zwraca na ni膮 uwag臋. Czy w og贸le z ni膮 rozmawia? To tylko po偶膮danie, nic wi臋cej. Zabawa. A ja nie chc臋, 偶eby m贸j brat igra艂 z ogniem.
Raija m贸wi艂a prawd臋: dla Mikkala zawsze liczy艂a si臋 tylko ona, tylko ona sprawia艂a, 偶e wrza艂a w nim krew.
Matti nie wiedzia艂 nic o mi艂o艣ci.
Cz臋stowa艂 si臋 tym, na co mia艂 ochot臋, a co znajdowa艂o si臋 na wyci膮gni臋cie r臋ki. Kiedy poczu艂 g艂贸d, zaspokaja艂 go.
Nie doznawa艂 偶aru tego uczucia, kt贸re jest silniejsze ni偶 po偶膮danie.
- Przyrzek艂 poskromi膰 nieco chu膰 - rzek艂 Mikkal. - Chyba go troch臋 przestraszy艂em tymi dzie膰mi...
Na twarzy Raiji pojawi艂 si臋 grymas.
- Przyprowad藕 go tu. Wybaczam mu, 偶e powiedzia艂 za du偶o, ale nie chc臋 go wi臋cej widzie膰 z jak膮艣 dziewk膮 w naszym pos艂aniu. S膮 pewne granice!
Mikkal u艣miechn膮艂 si臋.
- Po艣piesz si臋 i wytrzep dok艂adnie sk贸ry, kochanie, bo r臋ce mnie 艣wierzbi膮...
Wyszed艂 po艣piesznie, nim zd膮偶y艂a cisn膮膰 w niego misk膮. Przesta艂a si臋 jednak ju偶 gniewa膰, cho膰 dla niej Matti zawsze b臋dzie m艂odszym bratem. Ale mo偶e Mikkal ma racj臋, twierdz膮c, 偶e Matti szybko dorasta.
Przypilnuje go! P贸ki st膮d nie wyjad膮, 艣ledzi膰 b臋dzie ka偶dy krok brata.
Za nic w 艣wiecie nie pozwoli, by zniszczy艂 ich dobre imi臋.
Tych kilka kr贸tkich tygodni jesiennych obfitowa艂o w wiele zdarze艅, kt贸re, cho膰 rozegra艂y si臋 w r贸偶nych miejscach za ko艂em polarnym, nied艂ugo mia艂y si臋 sple艣膰 w jedn膮 ca艂o艣膰.
Daleko na p贸艂nocnym wschodzie hucznie fetowano na cze艣膰 komendanta, kt贸ry wyda艂 rozkaz spalenia na stosie m艂odej czarownicy. Uznano go za bohatera i niemal noszono na r臋kach. Zako艅czenie jego s艂u偶by zosta艂o u艣wietnione salwami armatnimi, kt贸rych huk odbi艂 si臋 echem od skalistego l膮du.
S膮dzono, 偶e po opuszczeniu twierdzy oficer, kt贸ry wed艂ug opinii wielu sumiennie i z honorem ods艂u偶y艂 kilka lat na p贸艂nocy, powr贸ci wprost na po艂udnie do swych rodzinnych stron. Ci, kt贸rzy na temat s艂u偶by kapitana Feldta mieli odmienne zdanie, na og贸艂 milczeli, ale wg艂臋bi serca cieszyli si臋, 偶e wyje偶d偶a, i byli przekonani, 偶e ka偶dy nast臋pny komendant oka偶e si臋 od niego lepszy.
Dlatego te偶 nikomu, kto napotka艂 na p艂askowy偶u silnie zbudowanego m臋偶czyzn臋, nie przysz艂o nawet do g艂owy rozpozna膰 w nim kapitana z twierdzy Vardohus. Kiedy siedzia艂 na ko藕le wozu zaprz臋偶onego w konia, wygl膮da艂 jak wi臋kszo艣膰 w臋drowc贸w.
M臋偶czyzna 贸w tymczasem kogo艣 szuka艂.
Wzd艂u偶 wybrze偶a Finnmarku p艂yn膮艂 niezgrabny 偶aglowiec z wypisanym na burcie obco brzmi膮cym w tych stronach imieniem 艣wi臋tego. M艂odego szypra przyci膮ga艂a na wody Norwegii nie tylko okazja zarobku, ale przede wszystkim gor膮czka, kt贸rej nie potrafi艂 ugasi膰. Jedyna nami臋tno艣膰, kt贸ra wype艂nia艂a jego puste 偶ycie, pozbawione innych rado艣ci.
Tylko praca dawa艂a mu zadowolenie, harowa艂 wi臋c czasem ci臋偶ej ni偶 za艂oga. Nazywano go 鈥濳amienna Twarz鈥 albo 鈥濴odowaty Kapitan鈥. Oba okre艣lenia by艂y trafne.
Zasypia艂 spokojnie tylko wtedy, kiedy bardzo si臋 zm臋czy艂, ale nic mu si臋 nie 艣ni艂o.
Kiedy dopada艂a go bezsenno艣膰 i do艣膰 mia艂 udawania bohatera, pi艂. Szuka艂 zapomnienia i odrobiny weso艂o艣ci, tymczasem alkohol przywo艂ywa艂 wspomnienia, a rado艣ci sprawia艂 niewiele. Zawsze jednak by艂a to jaka艣 rozrywka. Jego za艂oga oddycha艂a wtedy z ulg膮, a za plecami s艂ysza艂 szepty, 偶e Lodowaty Kapitan wreszcie okaza艂 ludzkie uczucia.
On u艣miecha艂 si臋 tylko w stron臋 fal i skalistego wybrze偶a. Gdyby marynarze wiedzieli, jak bardzo by艂 ludzki...
Teraz jednak jego 偶ycie straci艂o sens.
W Tornedalen pewien beztroski m艂odzieniec dosta艂 kosza od dziewczyny, kt贸ra w艂a艣ciwie go kocha艂a, tyle tylko 偶e pozwoli艂a matce zadecydowa膰 o swoim losie. Ta za艣 wybra艂a dla c贸rki innego m臋偶a przy milcz膮cej aprobacie ojca dziewczyny, kt贸ry wola艂 si臋 nie wtr膮ca膰.
Odrzucony kandydat nie przej膮艂 si臋 zbytnio. Bogiem a prawd膮 spodziewa艂 si臋 odmowy. W艂a艣ciwie wcale nie by艂 do ko艅ca przekonany, czy potrafi艂by si臋 ustatkowa膰 i osi膮艣膰 w jednym miejscu. W臋dr贸wk臋 mia艂 we krwi, ca艂e 偶ycie gdzie艣 go nosi艂o.
Nie posiada艂 wiele i w ka偶dej chwili m贸g艂 rzuci膰 wszystko, by ruszy膰 w drog臋. Nigdy nie potrzebowa艂 wi臋cej ni偶 to, co m贸g艂 unie艣膰 na plecach.
呕ycie w znoju i n臋dzy nie poci膮ga艂o go. Ponad wszystko ceni艂 sobie wolno艣膰, nawet gdy przychodzi艂o mu klepa膰 bied臋.
P艂yn膮艂 z pr膮dem. 呕y艂 pe艂ni膮 偶ycia, nigdy nie wiedz膮c, co mu przyniesie jutro.
Jesieni膮 znad Zatoki Botnickiej wyruszy艂o ku fiordowi na p贸艂nocy wielu w臋drowc贸w.
Pod膮偶y艂 za nimi, uzna艂, 偶e tak wielu nie mo偶e si臋 myli膰. Mia艂 nadziej臋, 偶e i on znajdzie tam co艣 cennego.
Mikkal i Raija przygotowywali si臋 do wyprawy.
Mikkal z 偶alem rozstawa艂 si臋 ze spo艂eczno艣ci膮 lapo艅skiej wioski, gdzie zyska艂 pozycj臋 i powa偶anie. Tych warto艣ci nie m贸g艂 tak po prostu przenie艣膰 do wsp贸lnoty w norweskiej tundrze, z kt贸rej si臋 wywodzi艂. Mimo 偶e ch臋tnie zosta艂by tu na zawsze, zdecydowa艂 si臋 wyruszy膰 w drog臋 ze wzgl臋du na Raij臋, Mattiego i Ailo. A tak偶e ze wzgl臋du na Maj臋 i jej rodze艅stwo. Ze wzgl臋du na Reijo, kt贸ry by膰 mo偶e pragn膮艂 uwolni膰 si臋 od odpowiedzialno艣ci za dzieci i zacz膮膰 wreszcie 偶y膰 w艂asnym 偶yciem.
Raija czu艂a, 偶e oto ziszcza si臋 jej marzenie.
Odetchn臋艂a te偶 z ulg膮, 偶e wreszcie b臋dzie mog艂a przesta膰 pilnowa膰 na ka偶dym kroku Mattiego. M臋czy艂o j膮 to, ale strasznie si臋 ba艂a, 偶e swoj膮 m艂odzie艅cz膮 przekor膮 i bezmy艣lno艣ci膮 zniweczy ich plany.
Na szcz臋艣cie Matti zachowywa艂 si臋 tak jak przysta艂o na ch艂opca w jego wieku. Nie wpl膮ta艂 si臋 w 偶adne k艂opoty.
Nadal uciekali, tyle 偶e teraz gonili marzenie.
Wyprawa na p贸艂noc szybko straci艂a w oczach Mattiego ow膮 aur臋 niezwyk艂o艣ci, z kt贸r膮 j膮 kojarzy艂.
Niewiele z wielkiej przygody mia艂o bowiem poganianie renifera zaprz臋偶onego w pu艂ki, naprz贸d, wci膮偶 naprz贸d, pod wiatr. Bola艂y go plecy, odmrozi艂 twarz i policzki.
Matti, Mikkal i Raija jechali w saniach, cz臋艣ciowo tylko przykrytych sk贸r膮. Ailo siedzia艂 g艂臋boko i chocia偶 czasem mu si臋 d艂u偶y艂o, nie niecierpliwi艂 si臋. Przywyk艂 do w臋dr贸wki. Dla tego ma艂ego ch艂opca by艂 to naturalny spos贸b przemieszczania si臋.
Matti nauczy艂 si臋 prowadzi膰 pu艂ki dopiero przed rokiem. Nie oby艂o si臋 bez kpin, bo przychodzi艂o mu to z trudem.
Renifer mia艂 ca艂kiem inne usposobienie ni偶 u偶ywane w gospodarstwie konie, z kt贸rymi tak dobrze sobie radzi艂. Prosta uprz膮偶 rena sk艂ada艂a si臋 z rzemienia nak艂adanego na szyj臋 zwierz臋cia tak, 偶eby ko艅ce przechodzi艂y mi臋dzy przednimi jego nogami. Uprz膮偶 mia艂a ho艂oble, a pod brzuchem renifera wygi臋ty pa艂膮k. Pojedyncze lejce od lewej strony zwierz臋cia s艂u偶y艂y do kierowania nim w zaprz臋gu.
Trzy renifery poci膮gowe ci膮gn臋艂y pu艂ki jezdne, jeden pu艂ki kryte, na kt贸rych le偶a艂y starannie zapakowane zapasy, a dwa kolejne reny, zaprz臋偶one w szerokie i niskie sanie ci臋偶arowe, transportowa艂y z艂o偶on膮 jurt臋 i 偶erdzie potrzebne do jej postawienia.
Tak膮 niewielk膮 grup膮 zd膮偶ali w stron臋 morza. Ju偶 po kilku dniach natrafili na 艣lady prowadz膮ce w tym samym kierunku. Wiele grup w臋drowa艂o t臋dy ku nadmorskiej krainie.
Noc za noc膮 posuwali si臋 naprz贸d. Starali si臋 przeci膮ga膰 czas mi臋dzy kolejnymi postojami i zatrzymywali si臋 na odpoczynek, dopiero gdy ca艂kiem si臋 rozja艣nia艂o. Noc膮 temperatura spada艂a i tworzy艂a si臋 szre艅. Za dnia pod艂o偶e rozmi臋ka艂o pod wp艂ywem s艂onecznych promieni. Tarcza s艂oneczna ci膮gle jeszcze pokazywa艂a si臋 na niebie przez kilka godzin. O tej porze roku warstwa lodu na jeziorkach i stawach, kt贸re mijali, by艂a niezbyt gruba.
Mikkal jecha艂 jako pierwszy. Mia艂 do艣wiadczenie i bystry wzrok. Przez ca艂e swoje 偶ycie obcowa艂 z natur膮 i nauczy艂 si臋 j膮 rozumie膰. Matti pod膮偶a艂 tu偶 za nim. Trzy dodatkowe renifery by艂y przywi膮zane do jego sa艅. Kolumn臋 zamyka艂a Raija.
Matti ch臋tnie zamieni艂by si臋 z siostr膮, bo pilnowanie ty艂贸w by艂o odpowiedzialnym zaj臋ciem, ale Mikkal za nic w 艣wiecie nie chcia艂 na to przysta膰. Mia艂 wi臋ksze zaufanie do Raiji, twierdz膮c, 偶e powozi艂a lapo艅skimi saniami, kiedy Matti by艂 jeszcze smarkaczem.
M艂odzieniec jako艣 to prze艂kn膮艂, cho膰 jego m臋ska ambicja ucierpia艂a. Trudno mu by艂o si臋 pogodzi膰 z tym, 偶e w tej dziedzinie ust臋puje kobiecie.
Starali si臋 jak najrzadziej zatrzymywa膰 na postojach. Uznali, 偶e skoro ju偶 zdecydowali si臋 na wypraw臋, powinna zaj膮膰 im mo偶liwie najmniej czasu.
- Potem pojedziemy na wsch贸d, na p贸艂wysep Varanger - powiedzia艂 Mikkal, nie odrywaj膮c wzroku od Raiji. - To daleka droga, a chcia艂bym dotrze膰 na miejsce, nim na dobre nastanie zima. Nada艂 mog臋 im si臋 tam na co艣 przyda膰.
Matti wyczu艂, 偶e za tymi s艂owami co艣 si臋 kryje, ale nie wiedzia艂 co. Nie mia艂 poj臋cia, 偶e kiedy ju偶 dotr膮 do celu, Raija by膰 mo偶e b臋dzie musia艂a dokona膰 trudnego wyboru.
Wkr贸tce zreszt膮 o tym zapomnia艂. Czy m贸g艂 przypuszcza膰, 偶e Raija i Mikkal licz膮 si臋 z tym, i偶 nie zawsze b臋d膮 razem? W jego oczach stanowili jedno. 艁膮czy艂a ich nieuchwytna, ale nierozerwalna wi臋藕. Byli tacy zauroczeni sob膮! Mattiemu trudno by艂oby poj膮膰, 偶e kto艣 lub co艣 zdolne jest t臋 wi臋藕 przerwa膰.
Przykryta 艣niegiem kraina dr偶a艂a z zimna pod kryszta艂owo czystym niebem. Mr贸z przedar艂 si臋 przez niebosk艂on i wczepiwszy si臋 szponami w pod艂o偶e, zwyci臋偶y艂. Od kilku d贸b posuwali si臋 naprz贸d w porze dnia. Noc膮 by艂o po prostu za zimno. Lodowaty ch艂贸d przenika艂 szybko przez ciep艂膮 zimow膮 odzie偶, marz艂y im policzki, palce u r膮k i n贸g. Bali si臋 ryzykowa膰, by nie nabawi膰 si臋 odmro偶e艅, kt贸re pali艂y r贸wnie mocno jak ogie艅.
Dobrze by艂o wr贸ci膰 do naturalnego dobowego rytmu. Wprawdzie dni by艂y kr贸tsze, ale nadal rozja艣nia艂o si臋 na kilka godzin. Jeszcze troch臋 czasu mia艂o up艂yn膮膰, nim dzie艅 zleje si臋 z noc膮 w jedno.
Raija lubi艂a barwy tej pory poprzedzaj膮cej nastanie d艂ugiej zimowej nocy.
Niebo przypomina艂o ukwiecon膮 艂膮k臋 upstrzon膮 kolorami bardziej wymy艣lnymi ni偶 paleta jesiennych las贸w. Zdawa艂o si臋 parzy膰 w palce tego, kto wczesnym 艣witem zbyt d艂ugo wskazywa艂 na nie, albo za艣miewa艂o si臋 sinym ch艂odem wprost w twarz, gdy s艂o艅ce znika艂o za cienk膮 lini膮 horyzontu, nieco wcze艣niej ni偶 poprzedniego dnia.
A ciemn膮 jak w臋giel noc膮 niebo skrywa艂o swe tajemnice. Gwiazdy l艣ni艂y na niebie drwi膮co, jakby gra艂y na nosie mieszka艅com skutej lodem ziemskiej skorupy. W chwilach magicznych niebo nagle zdawa艂o si臋 p臋ka膰 i ukazywa艂o prawdziw膮 zimow膮 niezwyk艂o艣膰: polarn膮 zorz臋, 艣wietlisty most pomi臋dzy gwiazdami. 艢lizga艂a si臋 po sklepieniu niebieskim, wyczarowuj膮c bajeczn膮 gr臋 kolor贸w. By艂a niczym niema muzyka dla zzi臋bni臋tych ludzkich serc.
- Daleko jeszcze? - zapyta艂 Matti, kt贸ry czu艂 zm臋czenie w ka偶dym skrawku cia艂a.
Mia艂 ju偶 szczerze dosy膰 bezkresnej bia艂ej r贸wniny zlewaj膮cej si臋 z niebem.
Mikkal zdoby艂 si臋 na u艣miech. Le偶a艂 rozci膮gni臋ty wygodnie na pos艂aniu, opar艂 g艂ow臋 na zwini臋tych sk贸rach i pozwala艂 cia艂u leniwie wypoczywa膰.
- Jeszcze wiele dni - odrzek艂 rozbawiony. - Gdyby Ruija by艂a tu偶 za lasem, wszyscy mogliby si臋 tam wyprawi膰. I nie powsta艂yby wtedy o niej takie t臋skne opowie艣ci, m贸j ch艂opcze.
Matti wyci膮gn膮艂 si臋 na ca艂膮 d艂ugo艣膰.
- Najch臋tniej zasn膮艂bym i kaza艂 si臋 obudzi膰, dopiero gdy dotrzemy na miejsce.
Mikkal zerkn膮艂 z nadziej膮 na brata Raiji, ale m艂odzik pomimo narzeka艅 na zm臋czenie wygl膮da艂 r贸wnie rze艣ko jak zwykle. Ailo natomiast ledwie zd膮偶y艂 zje艣膰, a ju偶 spa艂 kamiennym snem.
- Stamt膮d do Varanger jest r贸wnie daleko jak z Finlandii do Ruiji - wtr膮ci艂a Raija.
Czesa艂a w艂osy grzebieniem z ko艣ci, kt贸ry wystruga艂 dla niej Mikkal. Jej d艂ugie kr臋cone w艂osy wymaga艂y regularnego rozczesywania, bo inaczej natychmiast tworzy艂y si臋 ko艂tuny. Poniewa偶 Raija nie nale偶a艂a do os贸b cierpliwych, ci膮gle 艂ama艂a grzebienie.
- Kiedy dotrzemy do fiordu Lyngen, braciszku, b臋dziemy dopiero w po艂owie drogi.
- Nie nazywaj mnie braciszkiem - westchn膮艂 Matti, kt贸ry przer贸s艂 o g艂ow臋 zar贸wno Raij臋, jak i Mikkala. - Czy tamtejsi ludzie ciebie poznaj膮? - zapyta艂 zaciekawiony.
- Wola艂abym, 偶eby mnie nie rozpoznali. - Raija nawin臋艂a na palce pasmo w艂os贸w i m贸wi艂a dalej, zamy艣lona: - To dziwne, chcia艂abym zobaczy膰 tamte strony. Kiedy stamt膮d wyje偶d偶ali艣my, nienawidzi艂am tego miejsca, ale teraz, po latach, cz臋sto nachodzi mnie ochota, by wr贸ci膰 i obejrze膰 okolice, w kt贸rych, nie da si臋 zaprzeczy膰, pozosta艂a jaka艣 cz膮stka mnie samej.
Mikkal milcza艂. Niech臋tnie wspomina艂 okolice fiordu Lyngen. Poza tym, 偶e w艂a艣nie tam Raija odda艂a mu si臋 po raz pierwszy, nie czu艂 偶adnej wi臋zi z tymi stronami. Raczej przeciwnie. Raija wiele tam przecierpia艂a. Kto wie, czy teraz nie b臋dzie zmuszony pozostawi膰 tam ukochanej. Sta艂 si臋 mimowolnie uczestnikiem gry, kt贸rej wynik trudno przewidzie膰. Nawet gdyby si臋 nie wiadomo jak stara艂, nie od tego zale偶y nagroda... W tej loterii o wszystkim zadecyduje male艅ka dziewczynka. Mikkal wola艂 o tym nie my艣le膰.
S艂ysza艂, jak rodze艅stwo rozprawia o g贸rach i morzu, o lasach, polowaniach, ale nie przy艂膮cza艂 si臋 do rozmowy. Mia艂 swoje rzeki i jeziora, swoje fiordy i faluj膮ce r贸wniny, mia艂 swoje lasy, gdzie wyznacza艂 w艂asne szlaki w臋dr贸wki. Nie potrzebowa艂 Lyngen.
O wiele wi臋cej przyjemno艣ci sprawia艂o mu obserwowanie Raiji, kt贸ra m贸wi艂a nie tylko ustami, jak wi臋kszo艣膰 znanych mu ludzi, ale ca艂膮 sob膮.
Gesty wyra偶a艂y niemal tyle samo tre艣ci, co s艂owa, a na twarzy malowa艂a si臋 ca艂a gama uczu膰. Trzeba by wiele czasu, by si臋 nauczy膰 wszystkie je rozpoznawa膰. Korzysta艂a ze sposob贸w, kt贸re przemawia艂y do niego.
Mikkal lubi艂, kiedy Raija czu艂a si臋 bezpieczna i zapomina艂a o swoich ponurych prze偶yciach, tak jak w tej chwili. W br膮zowych oczach l艣ni艂 spok贸j, a wok贸艂 nich tworzy艂y si臋 cienkie jak paj臋cza ni膰 zmarszczki, kiedy u艣miecha艂a si臋, ods艂aniaj膮c 艣nie偶nobia艂e z臋by...
Lubi艂, gdy w艂osy Raiji, nie skr臋powane ciasnym warkoczem, opada艂y jej na ramiona.
Wtedy wygl膮da艂a na istot臋 tak膮, jak chcia艂, 偶eby by艂a: wolna, radosna i silna. 呕e te偶 zawsze w 偶yciu odkrywa zbyt p贸藕no, to co najwa偶niejsze! Dopiero teraz w pe艂ni sobie u艣wiadomi艂, 偶e w ci膮gu dw贸ch lat sp臋dzonych w Finlandii straci艂 wiele dni i nocy.
By艂 zaj臋ty sob膮, tym, 偶e odrodzi艂 si臋 jako m臋偶czyzna... Zapomnia艂 przy tym po艣wi臋ci膰 cho膰 troch臋 czasu na co艣 r贸wnie wa偶nego, na czu艂o艣膰 i ciep艂o. A teraz pozosta艂o mu mo偶e tylko kilka tygodni.
Wyda艂o mu si臋 marnotrawstwem traci膰 czas na czcze rozmowy. Zapragn膮艂 obj膮膰 ukochan膮, dotyka膰 jej, wci膮ga膰 w nozdrza jej zapach. Gdyby m贸g艂 zanurzy膰 twarz w zag艂臋bieniu na jej szyi, nie t臋skni艂by ju偶 za niczym wi臋cej!
Czy ten szczeniak nigdy nie za艣nie?
Mikkal zapragn膮艂 Raiji tylko dla siebie.
G艂osy rodze艅stwa dociera艂y do niego jakby z innego 艣wiata.
- 呕eby nie to piekielne zimno! - rzuci艂 Matti. Raija roze艣mia艂a si臋 perli艣cie.
- Tu naprawd臋 bywa pi臋knie, braciszku. Ch艂贸d mieni si臋 r贸偶nymi barwami. Nigdy nie sta艂e艣 z zadart膮 g艂ow膮 wpatrzony w niebo o艣wietlone zorz膮 polarn膮 i nie marzy艂e艣, by ta chwila trwa艂a wiecznie?
Matti zaprzeczy艂. Uwa偶a艂, 偶e takie fanaberie nie przystoj膮 m臋偶czy藕nie.
Mikkal dostrzeg艂 szans臋, by wtr膮ci膰 si臋 do rozmowy, a w艂a艣ciwie 偶eby j膮 przerwa膰.
- Nie pami臋tam ju偶, ile to razy musia艂em 艣ci膮ga膰 Raij臋 do jurty! Czasami sta艂a zapatrzona na zorz臋, nie czuj膮c ch艂odu pomimo cienkiego ubrania! Dzieci nam omal nie zamarz艂y...
Raija u艣miechn臋艂a si臋 smutno do wspomnie艅, mimo 偶e Mikkal mocno przesadzi艂.
Matti przesun膮艂 si臋 do otworu wyj艣ciowego i uchyli艂 odrobin臋 zakrywaj膮c膮 go p艂acht臋. Do 艣rodka wnikn膮艂 lodowaty podmuch i momentalnie zrobi艂o si臋 ch艂odniej, mimo 偶e sp贸d jurty wymoszczony by艂 ciep艂ymi sk贸rami z renifer贸w.
- Je艣li masz zamiar wyj艣膰 teraz na zewn膮trz, siostro, musisz si臋 bardzo ciep艂o ubra膰 - wzdrygn膮艂 si臋 Matti. - Nawet gwiazdy dr偶膮 z zimna, za to twoja zorza polarna ma si臋 znakomicie.
Mikkal, nie namy艣laj膮c si臋 wiele, nacisn膮艂 czapk臋 i zarzuci艂 Raiji na ramiona futrzan膮 derk臋, kt贸r膮 nakrywali si臋 oboje podczas snu.
Z wysi艂kiem stan膮艂 na nogach i poci膮gn膮艂 Raij臋 za sob膮. Oczy mu b艂yszcza艂y.
- Chod藕, najdro偶sza, w艂a艣ciwie nigdy nie ogl膮dali艣my wsp贸lnie zorzy polarnej, prawda?
Zaskoczona Raija przyzna艂a mu racj臋. Nie rozumia艂a jednak zupe艂nie, co si臋 sta艂o Mikkalowi. Ju偶 dawno nie widzia艂a go tak o偶ywionego. Nawet w m艂odzie艅czych latach nie mia艂 w sobie tyle beztroski. Odk膮d go pami臋ta, zawsze zachowywa艂 si臋 z doros艂膮 powag膮.
- Zimno ci? - za艣mia艂 si臋, jakby rzucaj膮c wyzwanie. - To ubierz si臋 ciep艂o.
- Mikkal z pewno艣ci膮 ci臋 rozgrzeje - rzuci艂 Matti z u艣miechem. - Ja podobne szale艅stwa pozostawiam marzycielom. Rozs膮dny cz艂owiek w moim wieku nie wychyla nosa w taki zi膮b.
- Smarkacz w twoim wieku o tej porze powinien ju偶 spa膰 - upomnia艂a go Raija. Pozwoli艂a si臋 otuli膰 ci臋偶k膮, du偶膮 sk贸r膮 i u艣miechn臋艂a si臋 promiennie do Mikkala. - Ty zawsze wymy艣lisz co艣 szalonego. Ale ja to uwielbiam!
Jak rozbrykane ciel臋 przemkn臋艂a do wyj艣cia i nim Mikkal zd膮偶y艂 si臋 ruszy膰, by艂a ju偶 na zewn膮trz. Mikkal, udaj膮c uraz臋, zamrucza艂:
- Kto to widzia艂, Raiju, ucieka膰 od kaleki! Zawsze brakowa艂o ci og艂ady i dobrego wychowania. W ko艅cu kulasowi nale偶y si臋 troch臋 wsp贸艂czucia!
Raija nie s艂ysza艂a jego s艂贸w. Ujrzawszy 艣wietlisty 艂uk, kt贸ry zdawa艂 si臋 rozgrzewa膰 mro藕n膮 noc, stan臋艂a jak zauroczona. Ch臋tnie ogarn臋艂aby ramionami ca艂y niebosk艂on. A ju偶 najbardziej marzy艂o jej si臋 wspi膮膰 po drabinie wprost na l艣ni膮cy most zorzy polarnej. Pow臋drowa艂aby po nim do krainy marze艅, kt贸ra rozci膮ga si臋 zapewne u jego kresu.
Mikkal powoli wyszed艂 za ni膮. Poczu艂 siarczysty mr贸z. A偶 rozdziera艂o mu nozdrza, kiedy nabra艂 powietrza przez nos. A gdy oddycha艂 przez usta, k艂u艂o go w piersiach.
Sta艂 cicho, 偶eby nie przeszkadza膰 Raiji. W niewiele wierzy艂a ta jego dzika r贸偶a, ten wyrwany z pod艂o偶a g贸rski kwiat, lichy odmieniec, nie dopasowany do otoczenia. Ale w o艣wietlone zorz膮 polarn膮 niebo spogl膮da艂a z nabo偶e艅stwem, traktuj膮c je jak najwi臋ksz膮 艣wi臋to艣膰.
Mikkal wsun膮艂 go艂e d艂onie w r臋kawy kaftana. Nic tak nie rozgrzewa jak ciep艂o cia艂a. To najlepszy spos贸b na unikni臋cie odmro偶e艅. Nie nale偶y trze膰, a jedynie dotyka膰 sk贸r膮 do sk贸ry.
By艂o zimno, ale na szcz臋艣cie nie wia艂o. Mr贸z bez wiatru da艂o si臋 jako艣 wytrzyma膰.
Raija ockn臋艂a si臋 i odwr贸ci艂a do Mikkala.
- Marzniesz, najdro偶szy. Wybacz, zamy艣li艂am si臋 - wyzna艂a ze skruch膮 i podnios艂a ramiona, 偶eby wpu艣ci膰 go do malutkiego namiotu, jaki utworzy艂 si臋 z futrzanej derki, w kt贸r膮 by艂a opatulona. - Chod藕 tu, zmie艣cimy si臋 oboje...
Zachichota艂a, bo Mikkal nie da艂 si臋 prosi膰 dwa razy.
- Pod t膮 sk贸r膮 zmie艣ci艂aby si臋 cala rodzina, chocia偶 zapomnia艂am ju偶, 偶e jeste艣 taki szeroki w barach.
Mikkal obj膮艂 Raij臋, przytrzymuj膮c brzegi nakrycia.
- Podoba ci si臋? - zapyta艂. Pokiwa艂a g艂ow膮 z zapa艂em.
- To co艣 zupe艂nie niezwyk艂ego.
Podnios艂a twarz ku niebu, a Mikkal popatrzy艂 w tym samym kierunku. C贸偶 to by艂 za widok! Pasma fioletu i czerwieni falowa艂y razem z pastelowozielonym i bladoniebieskim. Barwy miesza艂y si臋 ze sob膮 i rozdziela艂y, a zorza ci膮gle zmienia艂a sw贸j kszta艂t, wyginaj膮c si臋 na wszystkie strony. 艢wiat艂o pe艂za艂o po ca艂ym niebie i przypomina艂o niewyobra偶alnie wielk膮 klamr臋, spinaj膮c膮 niebo z p艂askowy偶em.
Widzia艂 zorz臋 niezliczon膮 ilo艣膰 razy. Zawsze go urzeka艂a, cho膰 nigdy nie wygl膮da艂a tak samo. Teraz jednak poch艂on臋艂a go bez reszty i poj膮艂 nami臋tno艣膰, jak膮 budzi艂a w Raiji. Dot膮d nie w pe艂ni zdawa艂 sobie z tego spraw臋.
Teraz ju偶 wiedzia艂.
Niemal wyczuwa艂 ekscytacj臋 i uwielbienie, jakie zaw艂adn臋艂y ukochan膮.
- Mog艂abym tak si臋 wpatrywa膰 w niebo przez ca艂膮 noc - westchn臋艂a. - Ale przemarz艂y mi stopy.
Mikkal roze艣mia艂 si臋. Otoczy艂 Raij臋 ramieniem i poci膮gn膮艂 za sob膮. Ruch mia艂 ich troch臋 rozgrza膰.
- Dlaczego si臋 艣miejesz?
Otar艂 si臋 policzkiem o jej policzek, a z twarzy rozja艣nionej blad膮 po艣wiat膮 zorzy nie znika艂 u艣miech.
- Gdyby艣 wiedzia艂a, jakie zamiary mn膮 kierowa艂y, kiedy ci臋 wyci膮gn膮艂em na dw贸r, pewnie tak偶e by艣 si臋 艣mia艂a.
Zatrzymali si臋 pod os艂on膮 niewielkiego wzniesienia, tu偶 obok zacisznego miejsca, gdzie odpoczywa艂y renifery. Podmuchy mro藕nego wichru utworzy艂y ze zlodowacia艂ego 艣niegu nisz臋, w kt贸rej si臋 mo偶na by艂o schroni膰 niczym w grocie.
Mikkal jedn膮 r臋k膮 obj膮艂 Raij臋 w talii, a drug膮 przytrzymywa艂 derk臋. Patrzy艂 na ukochan膮 z g贸ry, a w jego oczach, cho膰 nie znika艂y z nich iskierki weso艂o艣ci, pojawi艂o si臋 co艣 nowego, g艂臋bszego...
Rozchyli艂 wargi i przycisn膮wszy Raij臋 mocniej do piersi, zamkn膮艂 jej usta nami臋tnym poca艂unkiem.
Sk贸ra, kt贸r膮 byli okryci, omal nie ze艣lizgn臋艂a im si臋 z ramion.
Niech臋tnie oderwali si臋 od siebie i otulili si臋 szczelniej. 艢ciskaj膮c rogi derki z ca艂ych si艂, a偶 pobiela艂y im kostki, przylgn臋li znowu do siebie.
Wargi zap艂on臋艂y 偶arem, a w oczach rozpali艂a si臋 taka nami臋tno艣膰, 偶e nawet zorza zdawa艂a si臋 blakn膮膰 ze wstydu.
- Got贸w ju偶 by艂em zdzieli膰 go przez g艂ow臋, 偶eby tylko zasn膮艂 - wymamrota艂 Mikkal wtulony twarz膮 w policzek Raiji, mi臋kki, pachn膮cy i cudownie ciep艂y pomimo mrozu.
Raija poczu艂a, jak krew szybciej kr膮偶y jej w 偶y艂ach, a cia艂o ogarnia taka gor膮czka, 偶e nawet gdyby Mikkal zrzuci艂 z ramion cieple nakrycie, w jej obj臋ciach by艂oby mu cudownie ciep艂o.
- Ju偶 nie pami臋tam, kiedy byli艣my ze sob膮 tak naprawd臋 blisko - wyszepta艂. - Ci膮gle tylko dotykam ci臋 po omacku przez sen. Tak dawno nie kochali艣my si臋 ze sob膮 na jawie. Odk膮d opu艣cili艣my dom twojej matki w Tornedalen, brakowa艂o nam czasu, by cieszy膰 si臋 sob膮 i uszcz臋艣liwia膰 siebie nawzajem.
Ukry艂a twarz w zag艂臋bieniu na jego szyi i poczu艂a, jak gwa艂townie uderza mu puls.
- Ci膮gle o tobie my艣l臋, chyba od tego oszalej臋 - wyszepta艂 chrapliwie. - Siedz臋 w tych przekl臋tych saniach, wiem, 偶e jeste艣 daleko za moimi plecami, ale widz臋 ci臋 wyra藕nie. Wydaje mi si臋, 偶e opuszkami palc贸w dotykam twojej jedwabistej sk贸ry. Znam ka偶dy 艂uk, ka偶de zaokr膮glenie twojego cia艂a... Nachodz膮 mnie tak cudowne marzenia na jawie, rozmy艣lam, jak m贸g艂bym ci臋 uszcz臋艣liwi膰 w swoich ramionach. A potem, kiedy wieczorem k艂ad臋 si臋 obok ciebie na pos艂aniu, zasypiam z wyczerpania...
Raija za艣mia艂a si臋 cicho.
- Je艣li mia艂e艣, m贸j drogi, takie plany, to doprawdy wybra艂e艣 wspania艂e miejsce!
- A c贸偶 w nim z艂ego?
- Nic - odpar艂a z min膮 niewini膮tka, unosz膮c pi臋knie zarysowane brwi. - Nic poza tym, 偶e 艣nieg si臋ga nam po kolana, a zi膮b jest taki, 偶e dech zapiera. Nie, kochany Mikkalu, doprawdy nic!
- 艢nieg si臋ga ci tu do kolan? - zdziwi艂 si臋. - Zmarz艂a艣? Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 i przymk膮wszy oczy, przytuli艂a policzek do jego piersi.
- Jest mi cudownie. Grzejesz mocniej ni偶 偶ar z ogniska. Mo偶e masz gor膮czk臋?
Poprawi艂 derk臋 i roz艂o偶y艂 j膮 tak, by otula艂a ich oboje, cho膰 nie przytrzymywa艂 jej za brzegi.
Maj膮c obie d艂onie wolne, m贸g艂 zawojowa膰 ca艂y 艣wiat, ale teraz marzy艂 tylko o tym, by zdoby膰 Raij臋.
Odszuka艂 wargami jej usta i rozchyliwszy je leciutko, poczu艂 rado艣膰, 偶e Raija ca艂uje go z nami臋tno艣ci膮, o jakiej marzy艂.
Jej d艂o艅 zab艂膮ka艂a si臋 pod jego kaftan i leniwie, cho膰 niebezpiecznie d艂ugo, g艂adzi艂a muskularne barki, zataczaj膮c k贸艂ka w miejscach, o kt贸rych wiedzia艂a, 偶e s膮 szczeg贸lnie wra偶liwe.
- Tak strasznie zmarz艂y mi r臋ce - mrukn臋艂a, kiedy, ci臋偶ko dysz膮c, przerwali poca艂unek.
- Mam w sobie mn贸stwo ciep艂a, kt贸rym si臋 ch臋tnie z tob膮 podziel臋 - wyszepta艂 Mikkal po艣piesznie, za nic w 艣wiecie nie chc膮c, by cofn臋艂a r臋k臋. - Chocia偶 moje d艂onie tak偶e troch臋 zmarz艂y. A nic nie grzeje lepiej ni偶 rozgrzane cia艂o...
Ostro偶nie poluzowa艂 rzemyki na piersi Raiji i wsun膮艂 d艂o艅 pod sk贸rzane okrycie.
Zapach jej cia艂a, kobiecy, zmys艂owy, po艂膮czony z zapachem sk贸r, uderzy艂 go w nozdrza. Mi臋kka i ciep艂a d艂o艅 o偶ywi艂a si臋. Opuszki palc贸w bawi艂y si臋 delikatnie kr膮g艂膮 piersi膮, kt贸ra pod wp艂ywem dotyku dr偶a艂a i pr臋偶y艂a sutek.
Raija dotyka艂a jego nagiej sk贸ry ju偶 obiema d艂o艅mi. Jedna zsun臋艂a si臋 w d贸艂 do po艣ladka. Tylko 艣ci膮gni臋ty ciasno pasek przeszkadza艂 jej pow臋drowa膰 tam, gdzie pragn臋艂a najbardziej.
Nie myli艂 si臋: Raija by艂a r贸wnie podniecona jak on. Ociera艂a si臋 o niego tak samo bezwstydnie jak on przyciska艂 si臋 do niej.
Musia艂a czu膰, jak bardzo jej pragnie, i nie cofa艂a si臋 przed niczym.
Zdj膮艂 d艂o艅 z jej piersi i pochyliwszy si臋, zacz膮艂 pie艣ci膰 koniuszkiem j臋zyka twarde sutki, tak jak lubi艂a najbardziej. Wiedzia艂, 偶e doprowadza j膮 to do szale艅stwa...
Oszo艂omiony nami臋tnym poca艂unkiem, od kt贸rego zawirowa艂o mu w g艂owie, przesun膮艂 d艂onie w d贸艂 i gor膮czkowo uni贸s艂 brzeg sp贸dnicy.
Odpi膮艂 sw贸j pasek i a偶 j臋kn膮艂 z rozkoszy, gdy Raija w obie d艂onie uj臋艂a jego pulsuj膮c膮 m臋sko艣膰. By艂 got贸w, a jej zapa艂 wzm贸g艂 jeszcze jego gwa艂towno艣膰.
Chcia艂, musia艂 jej dotyka膰...
Palce w艣lizn臋艂y si臋 pieszczotliwie w najintymniejsze miejsce jej cia艂a. Poruszali si臋 rytmicznie, przepe艂nieni rozkosz膮. Us艂ysza艂 j臋k wydobywaj膮cy si臋 z jej ust, a potem chrapliwy szept:
- Zabij臋 ci臋, je艣li nie zrobisz tego porz膮dnie, kochany.
Przez moment przel膮k艂 si臋, 偶e oboje upadn膮 w 艣nieg, kt贸ry ugasi ich nami臋tno艣膰 ca艂kiem inaczej, ni偶 tego oboje pragn臋li. A potem ju偶 przesta艂 my艣le膰. Chwyci艂 Raij臋 w swe silne ramiona, a ona zacisn臋艂a mu nogi na biodrach.
Wszed艂 w ni膮 i wczepiaj膮c si臋 palcami w jej kr膮g艂e po艣ladki, poruszy艂 biodrami. Raija odrzuci艂a g艂ow臋 do ty艂u i wygi臋艂a ca艂e cia艂o. Chwyci艂a go mocniej i zaraz oboje doznali spe艂nienia. Zorza polarna nad ich g艂owami drgn臋艂a gwa艂townie, jakby poruszona t膮 sam膮 co oni nami臋tno艣ci膮.
Leniwe pieszczoty musieli ju偶 sobie darowa膰.
- Teraz rzeczywi艣cie szukasz po omacku - za艣mia艂a si臋 Raija i omal si臋 nie przewr贸ci艂a, kiedy pospiesznie poprawia艂a na sobie cz臋艣ci garderoby.
Roze艣miali si臋 oboje ciep艂o i ufnie, jak kochankowie pewni swojej wzajemnej mi艂o艣ci.
Pom贸g艂 jej, ale nie m贸g艂 si臋 oprze膰, by nie uca艂owa膰 jej rozp艂omienionych policzk贸w.
- Jeste艣 szalony, Mikkalu. Kompletny z ciebie wariat! S膮dz臋, 偶e bardziej jeste艣 podobny do Elle, ni偶 ktokolwiek m贸g艂by przypuszcza膰.
Mikkal wybuchn膮艂 艣miechem.
- Kochasz si臋 w zimow膮 noc i w艣r贸d rozkoszy widzisz twarz Elle?
Raija roze艣mia艂a si臋 tak偶e.
Mikkal obj膮艂 j膮 ramieniem i oboje popatrzyli w niebo.
- Teraz i ja uwa偶am, 偶e zorza polarna jest cudowna - rzek艂, obdarzaj膮c ukochan膮 jeszcze jednym poca艂unkiem. - B臋d膮 mi si臋 z ni膮 wi膮za膰 niezwyk艂e wspomnienia.
Raija u艣miechn臋艂a si臋.
- Je艣li mog艂abym wybra膰, ch臋tnie umar艂abym w blasku polarnej zorzy. Czu艂abym si臋 bezpieczna. Tak jakbym trzyma艂a za r臋k臋 przyjaciela...
Ale Mikkal nie chcia艂 my艣le膰 o 艣mierci. Poprowadzi艂 Raij臋 w stron臋 namiotu.
- Teraz mnie si臋 zrobi艂o zimno w nogi - wyzna艂.
Matti, mru偶膮c oczy, popatrzy艂 na nich zaspany, kiedy roze艣miani weszli do 艣rodka. Kiwaj膮c g艂ow膮 z rezygnacj膮, stwierdzi艂 tylko:
- To musia艂a by膰 doprawdy niezwyk艂a zorza. Zastanawia艂em si臋 ju偶, czy nie powinienem was szuka膰.
- Powiniene艣 ju偶 spa膰 - upomnia艂 go Mikkal. - Ch艂opcy w twoim wieku potrzebuj膮 du偶o snu.
Matti pos艂usznie zamkn膮艂 oczy. Dopiero kiedy Raija u艂o偶y艂a si臋 wygodnie na pos艂aniu, a Mikkal rozsiad艂 si臋 przy palenisku, 偶eby ogrza膰 d艂onie, Matti przem贸wi艂 niewinnie:
- Nast臋pnym razem popro艣cie, 偶ebym ja wyszed艂 na dw贸r. Mogli艣cie zamarzn膮膰 od tych uciech!
Po czym szybko zamkn膮艂 oczy i udawa艂, 偶e 艣pi kamiennym snem.
Raija zakl臋艂a pod nosem, a Mikkal mrukn膮艂 sam do siebie:
- Rzeczywi艣cie, uciechy by艂y niezwyk艂e, ale nie wiem, czy je kiedy艣 powt贸rzymy.
Rankiem obudzi艂o ich wycie i gwa艂towne porywy wichury. A偶 trudno by艂o uwierzy膰, 偶e jeszcze kilka godzin wcze艣niej panowa艂 tu taki spok贸j. Lodowate szpony wiatru chwyta艂y wszystko, co znalaz艂o si臋 na drodze, pr贸buj膮c to zgnie艣膰, poderwa膰 w g贸r臋 lub chocia偶 przesun膮膰.
W palenisku wygas艂o. Raija, trz臋s膮c si臋 z zimna, wysun臋艂a si臋 spod derki, 偶eby rozpali膰 ogie艅.
Zdawa艂o si臋, 偶e wieje ze wszystkich stron, mimo 偶e jurta by艂a szczelna. Tak odg艂osy wichury dzia艂a艂y na wyobra藕ni臋.
Ailo przebudzi艂 si臋 i przestraszony popatrzy艂 na Raij臋. Zwykle stara艂 si臋 zachowywa膰 jak doros艂y, ale teraz naprawd臋 si臋 ba艂. Niepogoda nie wydawa艂a si臋 straszna, kiedy przebywa艂o si臋 w gromadzie, oni jednak byli zupe艂nie sami. Ich jurta sta艂a samotnie w艣r贸d pokrytej 艣niegiem r贸wniny.
Kiedy ogie艅 buzowa艂 ju偶 w palenisku, Raija wzi臋艂a ch艂opca na r臋ce i przenios艂a na pos艂anie obok 艣pi膮cego Mikkala. Sama tak偶e, szcz臋kaj膮c z臋bami, wsun臋艂a si臋 pod futrzane nakrycie.
Mikkal przebudzi艂 si臋, czuj膮c 艂askotanie w nozdrza. Nie by艂y to w艂osy Raiji... Uni贸s艂 powieki i napotka艂 weso艂e spojrzenie Ailo. Ten ma艂y 艂obuziak 艂askota艂 ojca mi臋kk膮 sier艣ci膮 wyrwan膮 z wyprawionej sk贸ry renifera.
Rozbawiony Mikkal zwichrzy艂 czarn膮 grzywk臋 synka. Ailo wyr贸s艂 na wspania艂ego kompana. Dla ojca by艂o to ca艂kiem nowe do艣wiadczenie.
- Jeste艣 ju偶 na tyle du偶y, 偶e powiniene艣 spa膰 sam - rzuci艂 z udawan膮 surowo艣ci膮.
- Ty tak偶e - odci膮艂 si臋 Ailo. - Jeste艣 ode mnie du偶o starszy, a ci膮gle Raija musi z tob膮 spa膰. Uwa偶am, 偶e to niesprawiedliwe.
Raija zatrz臋s艂a si臋 od t艂umionego 艣miechu.
Ich weso艂e przekomarzanie obudzi艂o Mattiego, kt贸ry poderwa艂 si臋 z pos艂ania i nim zd膮偶y艂 przetrze膰 oczy, by艂 ju偶 przy wyj艣ciu.
- Koszmarna pogoda - oznajmi艂, ods艂aniaj膮c otw贸r namiotu.
Sypn臋艂o 艣niegiem, a podmuch wiatru, kt贸ry wdar艂 si臋 do 艣rodka, zgasi艂 zn贸w ogie艅 w palenisku.
Raija i Mikkal nie musieli wygl膮da膰 na zewn膮trz, 偶eby si臋 o tym przekona膰. Dobrze znali p艂askowy偶.
- Nie zachowuj si臋 jak g艂upiec! - warkn膮艂 Mikkal w艣ciek艂y.
- Zamarzniemy, Matti! - wt贸rowa艂a mu Raija. - Zas艂o艅 wej艣cie, zanim b臋dziemy mie膰 tu w 艣rodku 艣niegu po kolana.
Ale Matti sta艂 jak skamienia艂y. A potem ukl臋kn膮艂 i zacz膮艂 grzeba膰 w zaspie tu偶 przy wej艣ciu do jurty.
- Co ty robisz? - zapyta艂a Raija, unosz膮c si臋 na 艂okciach.
Matti odwr贸ci艂 si臋 i popatrzy艂 na nich przera偶onym wzrokiem.
- Kto艣 tu jest. To jaki艣 m臋偶czyzna... - Usta mu zadr偶a艂y i 艂ami膮cym si臋 g艂osem doda艂: - Nie wiem, czy 偶yje...
Raija w jednej chwili znalaz艂a si臋 przy bracie. Mikkal tak偶e usi艂owa艂 wsta膰, ale poczu艂 nagle silny b贸l, promieniuj膮cy od kr臋gos艂upa a偶 po pi臋t臋. Mia艂 wra偶enie, 偶e przeszywa go tysi膮ce ostrzy.
- Do diab艂a! Do diab艂a! - wymamrota艂 ze z艂o艣ci膮, opadaj膮c na pos艂anie. - Nie mog臋 si臋 ruszy膰!
- Le偶! Nie pr贸buj wstawa膰! - nakaza艂a mu Raija, nie maj膮c czasu cho膰by spojrze膰 w jego stron臋.
Go艂ymi r臋kami grzeba艂a w 艣niegu razem z Mattim, usi艂uj膮c odkopa膰 cz艂owieka, kt贸ry podszed艂 w nocy pod ich jurt臋. By艂 na wp贸艂 przysypany 艣niegiem.
- Dobrze, 偶e wystawa艂 kawa艂ek jego ubrania - wyja艣nia艂 Matti. - Gdyby nie to, nie zauwa偶yliby艣my go, p贸ki by艣my si臋 o niego nie potkn臋li.
Raija mia艂a skostnia艂e z zimna r臋ce. Porusza艂a sztywno palcami i z trudem je zgina艂a. Chwyci艂a wykopanego spod 艣niegu m臋偶czyzn臋 pod rami臋, Matti pod drugie i razem wci膮gn臋li go do 艣rodka.
Ju偶 mia艂a zas艂oni膰 otw贸r w jurcie, kiedy jej wzrok zatrzyma艂 si臋 na saniach, na kt贸rych wie藕li wyposa偶enie. Jedne by艂y puste, a drugie...
- Matti, na pu艂kach le偶y cz艂owiek! Brat natychmiast znalaz艂 si臋 przy niej.
- Przyprowadz臋 go do namiotu! - rzuci艂, a gdy chcia艂a mu pom贸c, zaprotestowa艂: - Poradz臋 sobie sam! lepiej popatrz, Raiju, co z tym biedakiem, kt贸rego odkopali艣my! - zawo艂a艂 i nie zwa偶aj膮c na to, 偶e jest za lekko ubrany, wybieg艂 w sam 艣rodek bia艂ego piek艂a. Par艂 pod wiatr, co chwila grz臋zn膮c w 艣nie偶nych zaspach.
Raija zapomnia艂a o wszystkim, co do tej pory mia艂a mu za z艂e. Matti okaza艂 si臋 doros艂y. Mia艂 racj臋, nale偶a艂o sprawdzi膰, jak pom贸c biedakowi, kt贸rego dopiero co wci膮gn臋li do 艣rodka.
Ukl臋kn臋艂a przy nim i ostro偶nie przewr贸ci艂a go na plecy. Chocia偶 nie by艂 mocnej budowy, zmarzni臋ty na kamie艅 wydawa艂 si臋 strasznie ci臋偶ki.
By艂 starszy od niej, mo偶e nawet starszy od Mikkala. Bladoszara twarz pokryta sinymi plamkami sprawia艂a wra偶enie zastyg艂ej maski. Mia艂 zaci艣ni臋te usta, a wargi przymarz艂y jedna do drugiej. Raija wiedzia艂a, 偶e to z艂y znak. Spr贸bowa艂a odpi膮膰 mu kurtk臋, ale ubranie tak偶e przymarz艂o do cia艂a tego biedaka.
Obmaca艂a szyj臋, szukaj膮c pulsu, pod opuszkami palc贸w nie wyczu艂a jednak najmniejszego dr偶enia. Mikkal nakaza艂 Ailo odwr贸ci膰 si臋 do 艣ciany namiotu. Ale ten, jak to dziecko, z jeszcze wi臋ksz膮 ciekawo艣ci膮 przygl膮da艂 si臋 Raiji i m臋偶czy藕nie, kt贸ry le偶a艂 dziwnie nieruchomo.
Mikkal d藕wign膮艂 si臋 na kolana. Zaciska艂 z臋by, a偶 zgrzyta艂y, 偶eby nie wy膰 z b贸lu.
Podczo艂ga艂 si臋 do Raiji, kt贸ra, chwyciwszy n贸偶, trz臋s膮cymi si臋 r臋kami rozcina艂a kurtk臋 obcego, chc膮c sprawdzi膰, czy bije mu serce.
- To zb臋dne, Raiju - odezwa艂 si臋 Mikkal cicho. - On nie 偶yje! Zamarz艂 na 艣mier膰.
Znieruchomia艂a. Siedzia艂a z no偶em w d艂oni i bezwiednie powiod艂a spojrzeniem po twarzy m臋偶czyzny, kt贸ra nie wygl膮da艂a ju偶 tak okropnie jak przed chwil膮. Wiedzia艂a jednak, 偶e ten cz艂owiek nie 偶yje, cho膰 zrobi艂aby wszystko, by to zmieni膰.
- I to tu偶 przed nasz膮 jurt膮 - odezwa艂a si臋 rozdygotana. - Raptem jeden oddech dzieli艂 go od ocalenia. Potrafisz to zrozumie膰, Mikkalu? Jeste艣 w stanie to poj膮膰? Kim jest ten, kt贸ry decyduje, 偶e granica mi臋dzy 偶yciem a 艣mierci膮 jest taka cienka?
Mikkal milcza艂. Nie potrafi艂 tego wyja艣ni膰. Tak jak i Raija czu艂 si臋 ca艂kowicie bezsilny.
Do 艣rodka zn贸w wdar艂 si臋 przera藕liwy ch艂贸d. Gwa艂towny powiew wiatru uderzy艂 z tak膮 si艂膮 w cz臋艣膰 jurty, gdzie znajdowa艂 si臋 otw贸r wej艣ciowy, 偶e poluzowana krokiew trafi艂a Mattiego, kt贸ry wci膮ga艂 o艣nie偶one bezw艂adne cia艂o, w ty艂 g艂owy.
艢miertelnie powa偶ny m艂odzieniec wyda艂 si臋 nagle du偶o starszy ni偶 poprzedniego wieczoru.
Nie m贸wi膮c ani s艂owa, ostro偶nie po艂o偶y艂 mi臋dzy Raij膮 a Mikkalem znalezionego na saniach m臋偶czyzn臋.
Raija j臋kn臋艂a i zmusi艂a si臋, by nie zamkn膮膰 oczu. Patrzy艂a na wystaj膮ce spod czapki rudoblond kosmyki, szczup艂膮 twarz pozbawion膮 u艣miechu, bladosine, lekko rozchylone usta. Nic nie rozumia艂a. Dr偶膮c jak li艣膰 osiki, dotkn臋艂a go, ale r臋ce trz臋s艂y jej si臋 tak, 偶e nie potrafi艂a oceni膰, czy naprawd臋 wyczuwa 偶ycie pod zzi臋bni臋t膮 sk贸r膮, czy te偶 daje si臋 zwie艣膰 gor膮cemu pragnieniu.
- Okry艂 si臋 sk贸rami, kt贸re zosta艂y na pu艂kach - odezwa艂 si臋 Matti.
Mikkal prze艂kn膮艂 艣lin臋. To on wy艂o偶y艂 sk贸ry poprzedniego dnia, 偶eby si臋 przewietrzy艂y, bo troch臋 cuchn臋艂y.
- Co on, u diab艂a, robi w tych stronach? - rzuci艂 twardo.
Raija spojrza艂a na niego, a usta jej dr偶a艂y.
- Aleksanteri jest niespokojnym duchem. W艂贸cz臋g臋 ma we krwi. Nie potrafi usiedzie膰 w jednym miejscu...
- 呕yje - stwierdzi艂 Matti i obj膮艂 ramieniem siostr臋. 呕al mu si臋 jej zrobi艂o. By艂a tak zdenerwowana, 偶e nie mog艂a zapanowa膰 nad swym cia艂em.
- Co z tym drugim?
- Za p贸藕no.
Mikkal przyci膮gn膮艂 sk贸r臋 i narzuci艂 j膮 na Fina, z kt贸rym po艂膮czy艂o go tyle wsp贸lnych prze偶y膰. Fina, kt贸remu tyle zawdzi臋cza艂, cho膰 nigdy go bli偶ej nie pozna艂.
- Musi odtaja膰. Zdejmijmy z niego ubrania, bo zmarznie, mimo 偶e tu ciep艂o.
- Co z tym drugim? - zapyta艂 Matti.
- Chyba b臋dziesz mi musia艂 pom贸c wsta膰, ch艂opcze - odrzek艂 Mikkal, unikaj膮c bezpo艣redniej odpowiedzi. - Sam sobie z tym nie poradzisz. Raija zajmie si臋 Santerim.
Matti intuicyjnie wyczuwa艂, co nale偶y zrobi膰, cho膰 nie wszystko do ko艅ca pojmowa艂.
Up艂yn臋艂a d艂uga chwila, nim Mikkal stan膮艂 na nogi. Powoli, powolutku zmienia艂 pozycj臋. Nawet kiedy ju偶 sta艂, pochylony, przenosz膮c ci臋偶ar cia艂a na zdrow膮 nog臋, ka偶dy najmniejszy ruch sprawia艂 mu b贸l, granicz膮cy z tortur膮.
Ale wytrzyma艂.
Z pomoc膮 Ailo i Mattiego na艂o偶y艂 ciep艂y, d艂ugi dork. Matti tak偶e ciep艂o si臋 ubra艂.
- Czy mog臋 jecha膰 z wami? - b艂aga艂 Ailo bezradny, nie chc膮c wypu艣ci膰 ojcowskiej d艂oni.
Ale Mikkal zdecydowanie odm贸wi艂.
- Zostaniesz z Raij膮. Ona potrzebuje pomocy. Jeste艣 m臋偶czyzn膮, opiekuj si臋 ni膮 podczas naszej nieobecno艣ci.
B艂agalne pro艣by nie usta艂y, ale Mikkal pozosta艂 na nie nieczu艂y.
- Wyci膮gnijmy go st膮d! - zarz膮dzi艂 Mikkal, wskazuj膮c ruchem g艂owy na otw贸r wyj艣ciowy. - W艂a艣ciwie sam musisz to zrobi膰 - doda艂, u艣miechaj膮c si臋 przepraszaj膮co, a na jego twarzy pojawi艂 si臋 grymas. - Zawiniemy go w sk贸ry.
Matti pokiwa艂 g艂ow膮 i poci膮gn膮艂 za sob膮 bezw艂adne cia艂o.
Kiedy z ods艂oni臋tego otworu powia艂 zi膮b, Raija ockn臋艂a si臋 z kompletnej niemocy, w kt贸r膮 zapad艂a, zrozumiawszy, 偶e ma przed sob膮 Aleksanteriego.
- Nigdzie nie pojedziecie! Nie mo偶ecie, przecie偶 na wyci膮gni臋cie r臋ki nic nie wida膰! Nie mo偶ecie nam si臋 zgubi膰!
Mikkal z powag膮 zatrzyma艂 si臋 na progu.
- Raiju, dobrze wiesz, dlaczego musimy jecha膰. To konieczno艣膰. Nie mo偶emy go po艂o偶y膰 blisko namiotu. B贸g raczy wiedzie膰, jak d艂ugo potrwa ta zawieja. Potrzebujemy wszystkich renifer贸w, jakie s膮 z nami. Ani jednego nie mo偶emy straci膰. Jest nas dw贸ch m臋偶czyzn, w tym jeden p贸艂偶ywy, dziecko i kobieta. Nie mog臋 ryzykowa膰. Odpowiadam za was wszystkich. Nie mo偶emy zwabi膰 tu drapie偶nik贸w. Nikogo nie mo偶emy straci膰.
Raija opu艣ci艂a wzrok.
Oczywi艣cie, 偶e ma racj臋, my艣la艂a, zaciskaj膮c d艂onie.
- B膮d藕cie ostro偶ni - poprosi艂a. - I nie podejmujcie zbyt wielkiego ryzyka. Kocham ci臋, Mikkalu!
Pos艂a艂 jej pe艂en ciep艂a u艣miech i po艣piesznie wyszed艂. Nawet gdyby nie potrafi艂 tak pi臋knie m贸wi膰, jego twarz i tak wyrazi艂aby, co czuje.
A on nie chcia艂 ryzykowa膰. Nie m贸g艂 sobie na to pozwoli膰.
Nie m贸g艂 jej straci膰.
Matti, cho膰 zapewne uwa偶a艂 takie rozwi膮zanie za zbyt trudne, wr臋cz brutalne, nie wyrazi艂 na g艂os sprzeciwu.
Uj膮艂 tym Mikkala, kt贸ry pomy艣la艂, 偶e w Mattim drzemi膮 dwie natury.
- Musimy go po艂o偶y膰 na pu艂kach, owin膮膰 w sk贸ry i wywie藕膰 jak najdalej st膮d, tak daleko, jak tylko starczy nam odwagi.
Matti skin膮艂 g艂ow膮. Jego d艂onie porusza艂y si臋 szybko. Mikkal nie m贸g艂 mu wiele pom贸c, tyle 偶e podtrzymywa艂 martwe cia艂o, tak 偶eby Matti m贸g艂 je przymocowa膰 rzemieniami do sa艅.
Wiatr troch臋 zel偶a艂. Mikkal mia艂 nadziej臋, 偶e na d艂u偶ej. Walczy艂 z b贸lem, kt贸ry niemal rozrywa艂 mu jeden bok, ale uda艂o mu si臋 zaprz膮c renifera, zanim Matti upora艂 si臋 z umocowaniem cia艂a zmar艂ego.
- Jed藕my pod wiatr! - rzuci艂 ch艂opakowi, kiedy ten wskoczy艂 na szerokie, p艂askie pu艂ki. Siedzia艂 prawie na nieboszczyku, ale nie wpad艂 w histeri臋 z tego powodu.
Mikkal pogania艂 zwierz臋 wprost w szalej膮c膮 zawieruch臋, kt贸ra zapiera艂a dech i pozbawia艂a odwagi.
Wracaj膮c, b臋d膮 na pewno bardziej zm臋czeni, a w贸wczas wiatr w plecy pomo偶e im, zamiast odebra膰 resztki si艂.
Raija zn贸w musia艂a na nowo rozpala膰 ogie艅. Trz臋s艂a si臋 jak galareta i ledwie sobie z tym radzi艂a, ale przecie偶 musia艂a nagrza膰 pomieszczenie! Je艣li tego nie zrobi, Santeri mo偶e jej umrze膰 na r臋kach.
Ju偶 prawie zrezygnowa艂a, bo w zdenerwowaniu nie mog艂a poradzi膰 sobie z t膮 zwyk艂膮, zdawa艂oby si臋, czynno艣ci膮, gdy male艅ka d艂o艅 dotkn臋艂a jej r臋ki.
Ailo popatrzy艂 na Raij臋 du偶ymi oczami, w kt贸rych dostrzeg艂a podobne jak u Mikkala zdecydowanie.
- Ja to zrobi臋, Raiju! - Siedmioletni ch艂opiec z ca艂膮 powag膮 wzi膮艂 na swe barki odpowiedzialno艣膰, do jakiej zobowi膮za艂 go Mikkal.
Teraz on by艂 tu m臋偶czyzn膮, zajmie si臋 Raij膮, p贸ki nie wr贸ci ojciec.
Raija pokiwa艂a g艂ow膮 i usiad艂a bez si艂. Gryz艂a kostki d艂oni, 偶eby przywr贸ci膰 czucie w nadal zupe艂nie skostnia艂ych palcach.
A by艂a na zewn膮trz tylko kr贸tk膮 chwil臋...
Aleksanteri i jego kompan w臋drowali pewnie ju偶 d艂ugi czas. Raija nie potrafi艂a sobie wyobrazi膰, 偶e ch艂贸d mo偶e wnikn膮膰 tak g艂臋boko. Nie umia艂a wywo艂a膰 w sobie dozna艅, kt贸re da艂yby si臋 przyr贸wna膰 cierpieniu zadanemu tym nieszcz臋艣nikom przez lodowate j臋zory mrozu.
Od strony paleniska rozleg艂 si臋 trzask ognia. Ailo nie 偶a艂owa艂 drewna.
Opa艂 stanowi艂 kolejny pow贸d do zmartwie艅. Gromadzili, co tylko napotkali na postojach. Ga艂膮zki, chrust, wszystko, co nadawa艂o si臋 do spalenia.
Zima dopiero si臋 zacz臋艂a i dzi臋ki niezbyt grubej warstwie 艣niegu udawa艂o si臋 jeszcze dokopa膰 do niskich zaro艣li.
Je艣li zawieja nie ustanie, zbyt cz臋ste wychodzenie na dw贸r graniczy膰 b臋dzie z nieodpowiedzialno艣ci膮.
Mieli jeszcze zapas opa艂u. Opuszczaj膮c Finlandi臋, nar膮bali sporo drewna. Raija wiedzia艂a, 偶e Mikkal pragnie je zachowa膰. Liczy艂 nawet na to, 偶e uda mu si臋 dowie藕膰 drewno do Varanger, gdzie by艂o o nie tak trudno. Ale je艣li niepogoda ich tu zatrzyma, przyjdzie im zu偶y膰 to, co przeznaczyli na czarn膮 godzin臋.
- Czy on umrze tak jak tamten? - zapyta艂 Ailo, przytulaj膮c si臋 do Raiji.
Raija pokr臋ci艂a przecz膮co g艂ow膮, wyra偶aj膮c w ten spos贸b raczej cich膮 nadziej臋 ani偶eli pewno艣膰.
Nie mia艂a wszak w艂adzy nad 偶yciem i 艣mierci膮.
Otoczy艂a Ailo ramieniem. W tej chwili potrzebowa艂a ch艂opca r贸wnie mocno, jak on potrzebowa艂 jej.
- Ten m臋偶czyzna to Aleksanteri. B臋dzie 偶y艂! Musi 偶y膰!
- Znasz go?
Odgarn臋艂a ch艂opcu z czo艂a niesforny kosmyk. Jemu tak samo jak ojcu grzywka za nic w 艣wiecie nie chcia艂a si臋 porz膮dnie u艂o偶y膰.
- Tak, znam. Ty tak偶e go spotka艂e艣, ale to by艂o do艣膰 dawno. W Tornedalen. Tam gdzie mieszka艂 Matti, zanim przy艂膮czy艂 si臋 do nas. Tam gdzie i ja mieszka艂am bardzo dawno temu, kiedy by艂am w twoim wieku, m贸j drogi.
Ailo zmarszczy艂 czo艂o. Kiedy cofa艂 si臋 my艣lami w przesz艂o艣膰, prze艣ladowa艂o go tyle okropnych wspomnie艅! Wiele z nich, g艂贸wnie te, kt贸rych ba艂 si臋 najbardziej, celowo ukry艂 w mroku niepami臋ci.
Podszed艂 troch臋 bli偶ej do nieprzytomnego m臋偶czyzny i popatrzy艂 mu w twarz. Wygl膮da艂, jakby spa艂. Mo偶e to troch臋 dziwne, ale 艣pi膮cy ludzie cz臋sto wygl膮daj膮 inaczej ni偶 zwykle. Ailo uwa偶a艂, 偶e trudno ich wtedy pozna膰.
Patrz膮c na oblicze m臋偶czyzny, dozna艂 ol艣nienia. Przed oczami przesun臋艂y mu si臋 jakie艣 niesk艂adne obrazy, kt贸re jednak rozumia艂 teraz lepiej ni偶 wtedy, gdy to wszystko zdarzy艂o si臋 naprawd臋.
Siedzi na wozie. S艂o艅ce grzeje mocno, na p艂ocie wisi mn贸stwo drewnianych krzy偶y. Jest z tat膮, Mattim i z jeszcze jednym rudow艂osym m臋偶czyzn膮.
- Wtedy ten okropny cz艂owiek chcia艂 ci臋 skrzywdzi膰? Unika艂 stwierdzenia: 鈥瀋hcia艂 ci臋 zabi膰鈥, mimo 偶e rozumia艂, 偶e tak w艂a艣nie by艂o.
Raija przytakn臋艂a.
- On tak偶e pod膮偶a艂 na jarmark? - zdziwi艂 si臋 ch艂opiec, porzucaj膮c po艣piesznie wspomnienia. Nie lubi艂 rozpami臋tywa膰. O wiele bezpieczniej by艂o rozmawia膰 o tym, co dzia艂o si臋 teraz, albo o tym, co ich czeka艂o w przysz艂o艣ci.
- By膰 mo偶e - odrzek艂a, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e Ailo pewnie si臋 nie myli. - Z Aleksanterim nigdy nic nie wiadomo - u艣miechn臋艂a si臋.
- Wydaje mi si臋, 偶e teraz lepiej oddycha. - Ailo nie odrywa艂 wzroku od twarzy nieprzytomnego.
Raija przysun臋艂a si臋 bli偶ej. Nie by艂a pewna, czy Ailo ma racj臋, ale stara艂a si臋 z tym nie zdradzi膰.
Ostro偶nie wsun臋艂a d艂o艅 pod futrzan膮 derk臋 i dotkn臋艂a ubrania Aleksanteriego, kt贸re nie by艂o ju偶 takie sztywne od lodu. Zaczyna艂o taja膰 i zrobi艂o si臋 wilgotne.
- Pom贸偶 mi przysun膮膰 go bli偶ej paleniska - poprosi艂a Ailo.
Poci膮gn臋li bezw艂adne cia艂o, ale cho膰 nie silili si臋 na delikatno艣膰, Aleksanteri nawet si臋 nie poruszy艂.
Raija przysun臋艂a go do ognia, najbli偶ej jak to by艂o mo偶liwe, po czym si臋gn臋艂a po sw膮 jedyn膮 halk臋, 偶eby osuszy膰 przyjaciela. Po艣wi臋ci艂a j膮 bez 偶alu. Co tam halka! Nie wiadomo, czy w og贸le by si臋 jej przyda艂a! 呕ycie tego m臋偶czyzny znaczy dla niej o wiele wi臋cej ni偶 beznadziejne wspomnienia. Najpierw jednak trzeba zdj膮膰 z niego mokre ubrania.
- Pilnuj, 偶eby ogie艅 nie wygas艂 - przykaza艂a ma艂emu Ailo. - Musi tu teraz by膰 ciep艂o... jak najcieplej. Inaczej Santeriemu mo偶e si臋 jeszcze pogorszy膰.
Ailo skin膮艂 powa偶nie g艂ow膮. Tak, Raija rozumie, 偶e to on jest tu teraz m臋偶czyzn膮. Ufa mu, jemu powierzy艂a najbardziej odpowiedzialne zadanie. Nie zawiedzie jej. Uczyni, co w jego mocy, 偶eby si臋 z tego wywi膮za膰. Ojciec b臋dzie z niego dumny.
Raija odsun臋艂a futrzan膮 derk臋. Trudno, mo偶e przez moment b臋dzie Santeriemu ch艂odniej. Gdyby jednak pozostawi艂a go w nasi膮kaj膮cej wilgoci膮 odzie偶y, nie pom贸g艂by nawet ogie艅 buzuj膮cy w jurcie. Mokre ubrania wykrad艂yby nieprzytomnemu ka偶d膮 odrobin臋 ciep艂a, niszcz膮c najmniejsz膮 iskr臋 偶ycia w p贸艂偶ywym ciele...
Czapk臋 zdj臋艂a bez wi臋kszego trudu, chocia偶 do lisiego futra przymarz艂y kosmyki w艂os贸w.
Zapinan膮 na guziki kurtk臋 Raija dobrze pami臋ta艂a. Santeri mia艂 j膮 na sobie, kiedy go zobaczy艂a po raz pierwszy. Bez zb臋dnych ceregieli przeci臋艂a j膮 po艣rodku, bo rozpi膮膰 si臋 jej nie da艂o, a potem ju偶 bez trudu rozchyli艂a po艂y. Obr贸ciwszy bezw艂adne cia艂o na bok, wyj臋艂a jedn膮 r臋k臋 z r臋kawa, a potem powt贸rzy艂a to samo z drug膮.
Dwa we艂niane swetry. Ten na wierzchu zupe艂nie zesztywnia艂 od lodu, ale ten, kt贸ry Santeri mia艂 pod spodem, nie zmarz艂, by艂 jedynie mokry. Raija prze艂yka艂a ci臋偶ko 艣lin臋, mocuj膮c si臋, by zdj膮膰 oba swetry naraz. Zastanawia艂a si臋 mimowolnie, komu Santeri zawdzi臋cza 偶ycie.
Czy to ukochana matka wydzierga艂a dla niego ten sweter? Czy kt贸ra艣 z niezliczonej rzeszy przyjaci贸艂ek?
Kto wie, czy Aleksanteri to pami臋ta! Raija pomy艣la艂a ciep艂o o tej kobiecie, kimkolwiek by艂a, 偶e zada艂a sobie tyle trudu dla tego niecnoty, kt贸ry le偶a艂 teraz nieruchomo, przemarzni臋ty do szpiku ko艣ci.
Jego pier艣 porusza艂a si臋 s艂abo w g贸r臋 i w d贸艂.
Teraz buty.
Rzemyki owini臋te wok贸艂 艂ydek napi臋艂y si臋 pod wp艂ywem wilgoci.
Raija przeci臋艂a je, kalecz膮c si臋 przy tym. Na szcz臋艣cie nie zrani艂a Santeriego. Tylko tego brakowa艂o!
Musi dzia艂a膰 szybko!
Zdj臋艂a skarpety i westchn臋艂a g艂o艣no. Czy ludzie nie rozumiej膮, 偶e nic nie trzyma ciep艂a lepiej ni偶 turzyca i najlepiej wk艂ada膰 wy艂o偶one ni膮 buty wprost na bose stopy?
Dwie pary spodni.
K膮tem oka dostrzeg艂a, 偶e Ailo przygl膮da si臋 jej za偶enowany.
Ale ona nie czu艂a wstydu, rozbieraj膮c do naga znalezionego w 艣niegu przyjaciela. Gra toczy艂a si臋 o jego 偶ycie. Poza tym zna艂a dobrze to cia艂o... kiedy艣 pozna艂a ka偶dy jego skrawek. Obejmowa艂a wtedy te ramiona i bezwstydnie raczy艂a si臋 zar贸wno ciep艂em, jak i sokami 偶ycia kr膮偶膮cymi w tym szczup艂ym ciele.
Wycieraj膮c halk膮 wilgotn膮 sk贸r臋, dostrzeg艂a na obliczu Santeriego grymas, ale tak ulotny, 偶e do ko艅ca nie mia艂a pewno艣ci, czy nie uleg艂a z艂udzeniu, bo kiedy w chwil臋 p贸藕niej otula艂a go du偶ym futrzanym nakryciem, pozostawa艂 nadal lodowato zimny i nieporuszony. Opatuli艂a go po czubek nosa. Wida膰 by艂o tylko zwichrzon膮 grzywk臋 i stercz膮ce na boki jasnorude kosmyki. Ods艂oni艂a mu usta, 偶eby m贸g艂 oddycha膰.
Nic wi臋cej ju偶 nie mog艂a zrobi膰. Nast臋pny krok nale偶a艂 do Santeriego. Je艣li podejmie walk臋, wtedy zn贸w mu pomog膮.
W milczeniu wpatrywali si臋 w przera偶aj膮co blade oblicze. Czekali na cud.
Mikkal przekona艂 si臋, 偶e mo偶na zmarzn膮膰, nawet maj膮c na sobie dork, cho膰 nigdy wcze艣niej mu si臋 to nie zdarzy艂o.
Mimo 偶e jechali teraz z wiatrem, ledwie wytrzymywali lodowate smaganie w plecy. Znale藕li si臋 na granicy wytrzyma艂o艣ci. Siedz膮cy obok niego Matti mia艂 r贸wnie 艣ci膮gni臋t膮 twarz. Zdawa艂o mu si臋, 偶e ju偶 wieczno艣膰 ca艂膮 trwa ich walka z 偶ywio艂em. Oddalili si臋 troch臋 bardziej od samotnej jurty ni偶 to by艂o bezpieczne.
Zrobili wi臋cej, ni偶 s膮dzili, 偶e podo艂aj膮.
Matti zrozumia艂 powag臋 sytuacji. Po drodze s艂yszeli wycie wilk贸w, a te czworono偶ne drapie偶niki nigdy nie porusza艂y si臋 pojedynczo.
Musieli wywie藕膰 trupa jak najdalej. Stanowili nieliczn膮 grup臋, a ryzyko, 偶e zwabi膮 stado wyg艂odnia艂ych wilk贸w, by艂o zbyt wielkie.
Go艂ymi r臋koma wykopali w 艣niegu niewielki d贸艂 i zagrzebali zw艂oki, licz膮c, 偶e zawieja doko艅czy za nich. A mo偶e spadnie 艣wie偶y 艣nieg? Wtedy cia艂o zostanie jeszcze lepiej ukryte i mo偶e b臋dzie tak le偶e膰 a偶 do wiosny.
Mieli tak膮 nadziej臋.
Nie rozmawiali ze sob膮. Demonstruj膮cy sw膮 moc 偶ywio艂 skutecznie t艂umi艂 wszelkie g艂osy. Milczeli, 偶eby oszcz臋dza膰 si艂y, zreszt膮 byli zgodni w tym, co nale偶a艂o zrobi膰.
W powrotnej drodze Mikkal kilkakrotnie przystawa艂, gdy tylko dostrzeg艂 wystaj膮ce spod 艣niegu ga艂臋zie kar艂owatej brzozy, i gromadzi艂 opa艂. W jurcie bowiem nie mieli go wi臋cej ni偶 na t臋 jedn膮 noc.
Nie przypuszczali, 偶e przyjdzie im zosta膰 tu d艂u偶ej.
Od tego, czy uda im si臋 utrzyma膰 ciep艂o, zale偶a艂o ich 偶ycie.
Matti tak偶e to rozumia艂.
Mikkal wyczu艂, 偶e ch艂opak jest bardziej dojrza艂y, ni偶 przypuszczali z Raij膮, i z minuty na minut臋 mia艂 dla niego coraz wi臋cej sympatii i szacunku.
Dostrzeg艂 w oddali zarysy zaro艣li. Dopiero zapach dymu przywiany przez wiatr uzmys艂owi艂 mu, 偶e s膮 na miejscu. Szary cie艅 okaza艂 si臋 ich namiotem.
Matti wyprz膮g艂 renifera i podpar艂szy Mikkala ramieniem, niemal przywl贸k艂 go do jurty.
Raija zamruga艂a powiekami, staraj膮c si臋 powstrzyma膰 艂zy, kiedy Mikkal wtoczy艂 si臋 do 艣rodka i opad艂 bezsilny tu偶 przy niej.
Matti odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂. Raija ju偶 chcia艂a si臋 rzuci膰 za nim, ale Mikkal podni贸s艂 d艂o艅 i wyszepta艂 cicho:
- Chrust... Musi przynie艣膰 chrust. Zuch ch艂opak z tego twojego brata! - I zaciskaj膮c z臋by, wyst臋ka艂: - Pom贸偶 mi zdj膮膰 to wszystko. Okropnie przemarz艂em. Najch臋tniej usiad艂bym na palenisku.
Ailo i Raija zmagali si臋 ze sztywn膮 od lodu odzie偶膮 Mikkala i nam臋czyli si臋 niemal tak samo jak Raija wcze艣niej, kiedy rozbiera艂a Aleksanteriego.
Matti poradzi艂 sobie sam. Zm臋czony opad艂 na kupk臋 chrustu, ale wida膰 by艂o, 偶e jest z siebie zadowolony.
- Ju偶 my艣la艂em, 偶e nie damy rady - przyzna艂. - 呕e zostaniemy w tej zawierusze. Jeszcze nigdy w 偶yciu tak si臋 nie ba艂em.
- M贸wisz teraz jak m臋偶czyzna - z uznaniem rzuci艂 Mikkal.
Cedzi艂 s艂owa przez zaci艣ni臋te z臋by, dotykaj膮c swojej chorej nogi. Ch艂贸d to najgorsze, na co m贸g艂 j膮 narazi膰. Ale ta wyprawa by艂a konieczna.
Kiedy jednak napotka艂 surowy wzrok Raiji, dobrze wiedzia艂, wok贸艂 czego kr膮偶膮 jej my艣li. Zapewne ju偶 nigdy nie zechce wyj艣膰 z nim na dw贸r, by podziwia膰 polarn膮 zorz臋.
- Co z Aleksanterim?
- Nie wiem - odpowiedzia艂a. - Teraz mo偶emy tylko czeka膰.
Raija nie odesz艂a od pos艂ania Aleksanteriego. Niczym kwoka przy kurcz臋tach trwa艂a przy nim, ani na chwil臋 nie spuszczaj膮c oka z jego twarzy. Aleksanteri dwukrotnie przyszed艂 jej z pomoc膮, wi臋c nie zawiedzie go teraz, kiedy on jej potrzebuje.
- Niesamowite, 偶e zb艂膮dzi艂 w艂a艣nie tutaj - odezwa艂a si臋 zadumana, a w jej g艂osie pobrzmiewa艂 smutek. - Kiedy pomy艣le膰, jak rozleg艂y jest p艂askowy偶... Tyle dr贸g prowadzi na p贸艂noc...
Mikkal podni贸s艂 si臋, z trudem przyjmuj膮c postaw臋 siedz膮c膮.
- Zdaje si臋, 偶e 偶ywisz g艂臋bsze uczucie do tego m艂odzie艅ca, prawda? - zapyta艂 cicho.
Raija pokiwa艂a g艂ow膮.
- S膮dzi艂em, 偶e spo艣r贸d tych dw贸ch Fin贸w, kt贸rych spotka艂em w Vardo, Petriego darzy艂a艣 wi臋kszym zaufaniem.
- To prawda. Ale bardzo lubi臋 Santeriego, cho膰 lekkoduch z niego i 偶yje na cudzy koszt. Odk膮d podr贸s艂 i zorientowa艂 si臋, 偶e wystarczy si臋 u艣miechn膮膰, 偶eby co艣 dosta膰, bez przerwy wykorzystuje sw贸j urok osobisty. To ba艂amut, Mikkalu, ale nie ma w nim krztyny z艂a. A 艂az臋gostwo ma we krwi, tak jak ty w臋dr贸wk臋. Tyle 偶e on w艂贸czy si臋 bez celu. To niespokojny duch, ale jest mi艂y i ma ogromne poczucie humoru.
Mo偶na na niego liczy膰. Tym, kt贸rych uwa偶a za swych przyjaci贸艂, bez wahania przyjdzie z pomoc膮. Got贸w nawet nadstawi膰 w艂asn膮 g艂ow臋. Kocham go za to. Zwyczajnie i po prostu. To wszystko.
Mikkal zamilk艂. Ten pean na cze艣膰 innego m臋偶czyzny nie wzbudzi艂 w nim zazdro艣ci, chocia偶 przez moment przemkn臋艂a mu my艣l, 偶e Aleksanteri Kilpi by艂 dla Raiji kim艣 wi臋cej ni偶 przelotnym znajomym.
Ale to by艂o tak dawno. By艂o, min臋艂o.
- Santeri jest jak wiatr i nigdy si臋 nie zmieni. On musi 偶y膰!
Wichura nie ust臋powa艂a, raczej jeszcze si臋 wzmog艂a. Na czole Mikkala pojawi艂y si臋 zmarszczki, 艣wiadcz膮ce o g艂臋bokim zatroskaniu.
- Starczy nam opa艂u? - zapyta艂 Matti. Wyprawa z Mikkalem u艣wiadomi艂a mu, 偶e jest przydatny i 偶e mo偶e wzi膮膰 cz臋艣膰 odpowiedzialno艣ci na swoje barki. Mikkal to docenia艂.
Dla Raiji zawsze pozostanie m艂odszym bratem, nie ucieknie od tego, ale przyjdzie dzie艅, kiedy Mikkal uzna go za r贸wnego sobie.
- Musimy przysun膮膰 pu艂ki z zapasami jedzenia i drewnem do samej jurty - odezwa艂 si臋 Mikkal i wsta艂 z ogromnym wysi艂kiem. Niech臋tnie pomy艣la艂, 偶e ju偶 do ko艅ca 偶ycia b臋dzie musia艂 mie膰 baczenie na t臋 niesprawn膮 nog臋, stara膰 si臋 unika膰 nadmiernego ch艂odu i wysi艂ku...
Matti porusza艂 si臋 zwinnie jak gronostaj. Na jego ustach b艂膮ka艂 si臋 szyderczy u艣mieszek.
- Widocznie nie wszystkie uciechy w blasku polarnej zorzy godne s膮 polecenia - 偶artowa艂 sobie z min膮 niewini膮tka, pomagaj膮c Mikkalowi za艂o偶y膰 d艂ugi kaftan.
- Nie wszystkie - przyzna艂 Mikkal, ale nie by艂o mu do 艣miechu, gdy pomy艣la艂, 偶e zn贸w ma wyj艣膰 w t臋 piekieln膮 bia艂膮 zawieruch臋.
Aleksanteri powoli wraca艂 do siebie. Jego pier艣 unosi艂a si臋 ju偶 miarowo. Wszystko by艂o lepsze ni偶 ta 艣miertelnie bia艂a maska i ledwie wyczuwalny oddech.
Raija cierpia艂a podw贸jnie w艂a艣nie dlatego, 偶e chodzi艂o o m臋偶czyzn臋, kt贸ry zawsze mia艂 w sobie tyle 偶ycia. Wydawa艂o jej si臋 szczeg贸lnie niesprawiedliwe, 偶e to jemu przysz艂o balansowa膰 gdzie艣 na granicy 偶ycia i 艣mierci...
Santeri... zawsze taki serdeczny, roze艣miany. Prawda, 偶e robi艂 to, na co mia艂 ochot臋, nie zastanawiaj膮c si臋 nad skutkami swoich czyn贸w. Ka偶demu innemu poczytywa艂aby to za wad臋, ale w Aleksanterim ta w艂a艣nie cecha wydawa艂a si臋 czaruj膮ca.
Kiedy艣 uwa偶a艂a go za kompletnie nieodpowiedzialnego. Od pierwszej chwili, gdy tylko si臋 spotkali, nie przebiera艂 w 艣rodkach, by j膮 posi膮艣膰. Tak te偶 si臋 sta艂o. Zreszt膮 by艂o to nieuniknione.
呕y艂a zawieszona w pr贸偶ni, taka samotna, a on zjawi艂 si臋 jak o偶ywczy powiew w jej 偶yciu. Poci膮gaj膮cy i skory do flirt贸w.
Raija nie mia艂a z艂udze艅 co do jego osoby, ale chcia艂a go, pragn臋艂a.
Dawali i brali na r贸wnej stopie. Czerpali rozkosz z u艣miechem na ustach. Santeri nawet podczas mi艂osnego aktu potrafi艂 zanie艣膰 si臋 beztroskim 艣miechem. Tamtej nocy, ich wsp贸lnej nocy, Raija po raz pierwszy w 偶yciu czu艂a si臋 m艂oda i nieodpowiedzialna.
Zbyt wcze艣nie musia艂a dorosn膮膰. Aleksanteri ofiarowa艂 jej ca艂e pok艂ady tego, co umkn臋艂o jej bezpowrotnie.
Dlatego te偶 nadal go kocha艂a. Dlatego tak ch臋tnie patrzy艂a mu w oczy.
Ich zwi膮zek zacz膮艂 si臋 w艂a艣ciwie od ko艅ca. Rozpocz臋li od mi艂osnych dozna艅, a sko艅czyli na przyja藕ni.
Teraz wydawa艂 si臋 taki bezbronny, taki m艂ody. Poci膮g艂a twarz niczego nie skrywa艂a. Odbi艂y si臋 na niej wyra藕ne 艣lady 偶ycia, jakie wi贸d艂. Nigdy nie zwierzy艂 si臋 Raiji, dlaczego opu艣ci艂 rodzinny dom. Nie wiedzia艂a nawet, czy by艂 kiedy艣 szcz臋艣liwy. Ci膮gle czego艣 poszukiwa艂, za czym艣 goni艂. I ca艂膮 sw膮 energi臋 po艣wi臋ca艂 na to, 偶eby wycisn膮膰 z 偶ycia, ile si臋 da, do ostatniej kropli...
A teraz 偶ycie chce go okpi膰!
Raija dotkn臋艂a zapadni臋tego policzka, nadal ch艂odniejszego ni偶 jej d艂o艅. Jak on wygl膮da? Nie pami臋ta go takim wychudzonym.
Dlaczego tu przyby艂? Co go gna艂o po bezdro偶ach 艣cie偶kami wiod膮cymi ku Ruiji?
Dlaczego los zn贸w ich zetkn膮艂? Czy by艂 w tym jaki艣 g艂臋bszy sens?
Aleksanteri nale偶a艂 do przesz艂o艣ci, stanowi艂 jej barwny element, ale w obecnym 偶yciu Raiji nie by艂o dla niego miejsca. Mikkal nigdy by na to nie przysta艂.
By膰 mo偶e sprawi艂 to dotyk, Raija nie mia艂a poj臋cia. Aleksanteri tak偶e nie pami臋ta艂 p贸藕niej, co go zbudzi艂o. Nagle jednak otworzy艂 oczy i nim dostrzeg艂, kto przy nim czuwa, zapyta艂:
- Raija?
Dziewczyna pochyli艂a si臋 nad nim i pog艂aska艂a po w艂osach, a potem po艂o偶y艂a sw膮 d艂o艅 na ch艂odnym policzku.
Napotka艂 jej spojrzenie. W膮skie szparki oczu rozszerzy艂y si臋, czo艂o si臋 wyg艂adzi艂o, a na ustach zakwit艂 radosny u艣miech.
A potem, dr偶膮c na ca艂ym ciele, przywar艂 do niej i z ci臋偶kim westchnieniem przymkn膮艂 powieki. Z trudem uwolni艂 spod ciep艂ych futer nagie rami臋. Raija nie mog艂a nie uchwyci膰 jego r臋ki, szukaj膮cej po omacku.
Mruga艂a, 偶eby si臋 nie rozp艂aka膰. Santeri si臋 obudzi艂! Odzyska艂 przytomno艣膰, rozpozna艂 j膮!
Wr贸ci艂 do 偶ycia!
W chwilach takich jak ta 艂atwo przychodzi艂a jej pokora. Zdawa艂o jej si臋 nawet, 偶e mog艂aby wierzy膰 w Boga...
Ockn臋艂a si臋 pod wp艂ywem gwa艂townego powiewu od strony wej艣cia. Do namiotu w艣lizgn臋li si臋 Matti i Mikkal. Nie zd膮偶y艂a ich uprzedzi膰, 偶e Aleksanteri odzyska艂 przytomno艣膰, gdy偶 wpatrywa艂a si臋 w jego usta, staraj膮c si臋 zrozumie膰 wydobywaj膮ce si臋 z nich s艂owa.
- Traktuj mnie serio - prosi艂 ten najwi臋kszy 偶artowni艣, jakiego zna艂a. - Raiju, Raiju... - powtarza艂 dr偶膮cym z nami臋tno艣ci g艂osem. - Ja nie 偶artuj臋, przynajmniej nie zawsze. Chcia艂em by膰 powa偶ny. Tobie si臋 zdaje, 偶e si臋 bawi臋, 偶e sobie kpi臋... A ja przez ca艂y czas bra艂em to na powa偶nie, Raiju. Z tob膮 wszystko jest inaczej... Nigdy ci jednak tego nie powiem, nigdy. Kocham ci臋 tak jak Petri, r贸wnie g艂臋boko, ale ty tylko jemu uwierzy艂a艣. Santeri to kpiarz, jedynie flirtuje, my艣la艂a艣... Ale Santeri tak偶e nauczy艂 si臋 prawdziwie kocha膰...
Wielkie nieba! Niech on przestanie! Raija 艣cisn臋艂a mocniej jego d艂o艅, a偶 pobiela艂y mu kostki.
Niech niczego wi臋cej nie wyjawia. Wystarczy ju偶 to, co powiedzia艂!
Mikkal cisn膮艂 ubranie, zakl膮艂 pod nosem, bo gwa艂towny ruch sprawi艂 mu b贸l.
- Wraca do 偶ycia - za艣mia艂 si臋 kr贸tko. Ju偶 dawno podejrzewa艂, 偶e Aleksanteriego co艣 艂膮czy艂o z Raij膮, ale nie chcia艂 w to wierzy膰.
Aleksanteri nie przestawa艂 majaczy膰. Raija 艣miertelnie si臋 obawia艂a, 偶e jego s艂owa zabrzmi膮 zbyt wyra藕nie. Ba艂a si臋, 偶e powie za du偶o.
- Jeszcze jeden - burkn膮艂 Mikkal, rozcieraj膮c d艂onie nad ogniem.
Spos臋pnia艂, a jego twarz zdawa艂a si臋 by膰 wykuta w kamieniu. Za nic w 艣wiecie nie chcia艂 zdradzi膰 uczu膰, jakie nim targn臋艂y.
- Do diab艂a, Raiju, ile razy jeszcze us艂ysz臋 takie wyznania? Nie wiem, czy zdo艂am to znie艣膰...
- Nic nie wiedzia艂am - westchn臋艂a Raija. - Po prostu nie mia艂am poj臋cia. Zawsze tylko flirtowa艂, 偶artowa艂 sobie ze wszystkiego, nawet z powa偶nych spraw. Sk膮d mog艂am wiedzie膰, 偶e przywi膮zuje do tego wag臋? Nigdy si臋 z tym przede mn膮 nie zdradzi艂.
- I tak nie mogli艣my pozwoli膰 mu zamarzn膮膰 na 艣mier膰 - wtr膮ci艂 si臋 Matti.
Kiedy Raija i Mikkal sprzeczali si臋, Matti zawsze trzyma艂 stron臋 siostry. Wi臋zy krwi by艂y silniejsze ni偶 wi臋zy przyja藕ni.
Raija 艣ciska艂a d艂o艅 Santeriego i patrzy艂a na niego, bo tylko w ten spos贸b mog艂a unikn膮膰 wzroku Mikkala.
Pierwszy raz go ok艂ama艂a.
Santeri wyzna艂 jej bowiem swoje uczucia tamtej nocy, kiedy omal nie wyzion膮艂 ducha.
Wyzna艂, 偶e j膮 kocha.
S膮dzi艂am, 偶e mu to przesz艂o, usprawiedliwia艂a si臋 przed sam膮 sob膮. My艣la艂am, 偶e zapomnia艂. Mia艂 tak wiele dziewcz膮t. No i mia艂 po艣lubi膰 c贸rk臋 Petriego...
Czy zn贸w stan臋艂a na drodze do czyjego艣 szcz臋艣cia? Czy jej mroczny cie艅 zniszczy艂 przysz艂o艣膰 Santeriego?
Kochany, mi艂y Santeri! Zas艂ugiwa艂 na kobiet臋, kt贸ra potrafi艂aby go nak艂oni膰, by si臋 ustatkowa艂, zwolni艂 nieco tempo i przesta艂 zbyt intensywnie u偶ywa膰 偶ycia.
Raija zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e ona nie by艂aby zdolna odegra膰 takiej roli wobec 偶adnego m臋偶czyzny. Z Mikkalem byli jakby ulepieni z tej samej gliny. Mikkal nigdy nie zapragn膮艂 osi膮艣膰 gdzie艣 na sta艂e. Dla niego w臋dr贸wka za reniferami, wyznaczona przez zmieniaj膮ce si臋 pory roku, stanowi艂a istot臋 egzystencji. Serce bi艂o mu tym samym rytmem, co serce otaczaj膮cej go przyrody. Raija t臋skni艂a za tym samym.
Zerkn臋艂a ukradkiem na ukochanego, kt贸ry siedzia艂 ura偶ony, z pos臋pn膮 twarz膮, przez ca艂y czas nie spuszczaj膮c z niej wzroku. Brwi mia艂 艣ci膮gni臋te, a oczy przypomina艂y w膮skie szparki.
Dobrze wiedzia艂a, jakie my艣li t艂uk膮 mu si臋 po g艂owie, 偶e nie podoba mu si臋, i偶 z takim oddaniem opiekuje si臋 Santerim. Przypuszcza, 偶e co艣 jednak musia艂o mi臋dzy nimi by膰: je艣li nie p艂omienna mi艂o艣膰, to przynajmniej ma艂a iskra.
By艂 zazdrosny...
Ale przecie偶 Raija nie zach臋ca艂a Santeriego, nie chcia艂a wcale, by to wszystko tak si臋 u艂o偶y艂o.
To si臋 po prostu sta艂o.
Mikkal po艂ama艂 z trzaskiem kilka suchych ga艂臋zi i przeni贸s艂 ponury wzrok na ogie艅. Jeszcze raz po艂ama艂 chrust, nim wrzuci艂 go do paleniska.
- Zmarznie, je艣li nie schowa r臋ki pod futro - oznajmi艂 kr贸tko.
Raija zacisn臋艂a z臋by. By艂a z艂a na Mikkala, 偶e pos膮dza j膮 o najgorsze.
Czy nie potrafi sobie wyobrazi膰, jak ci臋偶ko jej by艂o? Nie jest w stanie zdoby膰 si臋 na odrobin臋 zaufania wobec niej?
Dlaczego dr臋czy j膮 i siebie, nie dowierzaj膮c szczero艣ci jej wyzna艅?
Dlaczego pow膮tpiewa w jej mi艂o艣膰?
Ostro偶nie jednak rozlu藕ni艂a u艣cisk i w艂o偶y艂a r臋k臋 Aleksanteriego pod nakrycie.
- Raiju, zosta艅 - majaczy艂 chory.
Mikkal nie pojmuje, ile zawdzi臋czam temu niefrasobliwemu w艂贸cz臋dze, pomy艣la艂a i poczu艂a, jak zadrga艂y jej k膮ciki ust. Ile zrobi艂 dla mnie ten ch艂opiec ukryty w ciele m臋偶czyzny.
Otuli艂a go starannie, dotykaj膮c leciutko palcami jego sk贸ry, i przypomnia艂o jej si臋, jak si臋 kochali.
Obejmowali si臋 i odnajdywali drog臋 do siebie w艣r贸d 艣miechu i weso艂o艣ci.
Powiedzia艂, 偶e jest inna.
Wola艂a wierzy膰, 偶e to samo m贸wi艂 pozosta艂ym kobietom, 偶e szybko si臋 otrz膮艣nie. Liczy艂a, 偶e stanie si臋 dla niego bladym wspomnieniem, do kt贸rego niebawem wcale nie zechce powraca膰.
Tak 艂atwo mo偶na by艂o ulec z艂udzeniu, 偶e Aleksanteri jest beztroskim kpiarzem.
Dlaczego pojawi艂 si臋 tak nieoczekiwanie? Czemu wyzna艂, 偶e nigdy jej nie zapomnia艂? Ona i Mikkal odnale藕li drog臋 do siebie. W ich zwi膮zku pojawi艂o si臋 co艣 nowego, wi臋ksza dojrza艂o艣膰.
Nie potrzebowa艂a echa z przesz艂o艣ci, kt贸re mog艂o tylko por贸偶ni膰 j膮 z ukochanym.
Wydawa艂o jej si臋 to takie... niepotrzebne.
- Pozw贸l mu zasn膮膰, Raiju. Niech odpoczywa - odezwa艂 si臋 Mikkal. Na kl臋czkach przysun膮艂 si臋 do niej i po艂o偶y艂 swe du偶e, bezpieczne d艂onie na jej ramionach.
Odchyli艂a si臋 w ty艂 i nie zwa偶aj膮c na to, 偶e ubranie Mikkala ci膮gle jeszcze nie ogrza艂o si臋 po powrocie z dworu, opar艂a si臋 o niego. Potrzebowa艂a si艂y, kt贸ra z niego emanowa艂a.
- Prosz臋, nie zadr臋czaj si臋 niepotrzebnie my艣lami - szepn臋艂a, nie patrz膮c na niego. - Nie my艣l za wiele, nie musisz by膰...
- ...zazdrosny? - doko艅czy艂. Przytakn臋艂a.
- Przecie偶 wiem... - odpar艂 i wtuli艂 twarz w jej w艂osy. - Wiem o tym, najdro偶sza. Ale co ja na to poradz臋, 偶e ci膮gle jestem takim g艂upcem. Tak potwornie si臋 przel膮k艂em, 偶e m贸g艂bym ci臋 straci膰. Santeri ma w sobie to co艣, co ja sam chcia艂bym mie膰. Jest taki pogodny. I ten b艂ysk w oku... Jestem o niego zazdrosny mimo woli. By艂bym zazdrosny, nawet gdybym nie us艂ysza艂 jego s艂贸w. Wydaje mi si臋, 偶e 偶aden m臋偶czyzna ci si臋 nie oprze. Skoro ja nie potrafi臋?
Raija u艣miechn臋艂a si臋 na t臋 wyj膮tkowo d艂ug膮 jak na Mikkala przemow臋, tak szczer膮, 偶e a偶 poczu艂a ciarki na plecach.
Mikkal nie zwa偶a艂 wcale na to, 偶e Matti s艂yszy jego s艂owa. Ailo spa艂 zm臋czony nadmiarem wra偶e艅, ale Matti siedzia艂 przej臋ty przy palenisku i zarzeka艂 si臋 w duchu, 偶e nigdy si臋 tak nie ods艂oni przed 偶adn膮 kobiet膮.
Sentymentalne brednie, od kt贸rych zbiera艂o si臋 na md艂o艣ci. Zupe艂nie jak s艂odki cukier w kostkach. Kiedy艣, kr贸tko po 艣lubie matki z Akim, podkrad艂 kilka takich kostek, ale przest臋pstwo zosta艂o odkryte i spuszczono mu lanie. Lanie jednak by艂o niczym w por贸wnaniu z md艂o艣ciami, jakie go nasz艂y, gdy po艂o偶y艂 si臋 spa膰. W nocy zwymiotowa艂 w 艂贸偶ku, za co zosta艂 zn贸w ukarany.
Od tamtej pory przesadna s艂odycz by艂a dla niego nie do zniesienia.
Jak Mikkal, taki m膮dry m臋偶czyzna, m贸g艂 powiedzie膰 co艣 takiego?
Uwielbia艂 Raij臋, w porz膮dku, po偶膮da艂 jej tak, 偶e wyci膮ga艂 j膮 na trzaskaj膮cy mr贸z, by si臋 z ni膮 pokocha膰. To Matti m贸g艂 zrozumie膰.
Raija by艂a jego siostr膮, ale przez wi臋ksz膮 cz臋艣膰 偶ycia nie znali si臋, dlatego nie peszy艂o go, gdy sam przed sob膮 przyznawa艂, 偶e pi臋kniejszej od niej istoty nie widzia艂. Nie spotka艂 dziewczyny, kt贸ra wygl膮da艂aby podobnie...
Rozumia艂 doskonale, 偶e Mikkal nie potrafi si臋 jej oprze膰, pojmowa艂, dlaczego tak wodzi za ni膮 spojrzeniem.
Ale takie przes艂odzone s艂owa o mi艂o艣ci zawstydza艂y Mattiego. Czu艂 si臋 idiotycznie i g艂upio za Mikkala.
- Santeri wydobrzeje - orzek艂 Mikkal. - Jest nas kilkoro, przypilnujemy, czy czego艣 nie potrzebuje. Nie musisz czuwa膰 przy nim przez ca艂y czas. Miejsca jest do艣膰, mo偶esz usi膮艣膰 przy mnie, je艣li chcesz...
Popatrzy艂a na niego z lekk膮 ironi膮, ale przysun臋艂a si臋 bli偶ej. Nadal jednak nic jej nie oddziela艂o od Santeriego. Pozwoli艂a sobie na kr贸tki odpoczynek. W duchu przyzna艂a Mikkalowi racj臋, 偶e powinna si臋 przespa膰.
- Ci膮gle komu艣 musz臋 ratowa膰 偶ycie - westchn臋艂a. - Pomy艣l, by艂oby ca艂kiem inaczej, gdybym si臋 na tym w og贸le nie zna艂a!
Ku zadowoleniu Mattiego odsun臋li si臋 troch臋 od siebie, na tyle 偶e m贸g艂 patrze膰 w ich stron臋, nie rumieni膮c si臋. Doprawdy 偶enowa艂o go, 偶e tych dwoje zapewnia si臋 nieustannie nawzajem o swoich uczuciach.
Wiatr nie ustawa艂, panowa艂 straszny zi膮b.
Je艣li si臋 jeszcze s艂yszy, to czy si臋 ju偶 umar艂o?
Jakim cudem jednak ocala艂by ze 艣nie偶nej burzy, kt贸ra nagle wyszczerzy艂a nad nimi ostre k艂y?
To by艂o prawdziwe piek艂o przedziera膰 si臋 naprz贸d, oddycha膰 albo cho膰by podnie艣膰 twarz, by sprawdzi膰, czy co艣 si臋 nie wy艂ania przed nimi. Bia艂e piek艂o... Ca艂kiem stracili orientacj臋, bo wszystkie 艣cie偶ki zosta艂y zasypane. Ze 艣ci艣ni臋tym gard艂em kroczyli po swoich 艣ladach wprost w bia艂膮, zamra偶aj膮c膮 wszystko na wskro艣 rzeczywisto艣膰, nie maj膮c pewno艣ci, czy zdo艂aj膮 powr贸ci膰.
Szata艅ski pomys艂.
W ko艅cu zgubi艂 艣lady tego drugiego.
A mo偶e to tamten si臋 zgubi艂, kroczy艂 wszak za nim?
Nie m贸g艂 wydoby膰 z siebie g艂osu. Zreszt膮 wszelkie s艂owa zdawa艂y si臋 teraz bez znaczenia. Nie potrafi艂 my艣le膰 o nikim innym, tylko o sobie. Toczy艂a si臋 walka o 偶ycie. O jego w艂asne 偶ycie. W tym zmaganiu ka偶dy daje z siebie wszystko. Nale偶a艂o i艣膰, upada膰, pokonywa膰 wiatr i zm臋czenie, 偶eby zn贸w stan膮膰 na nogi i zn贸w i艣膰, tylko i艣膰.
Nie ustawa膰.
Czy mia艂 po co 偶y膰?
Chyba ju偶 kiedy艣 znalaz艂 si臋 w tym samym punkcie?
Zawsze mu si臋 wydawa艂o, 偶e nie czu艂by 偶alu, 偶egnaj膮c si臋 z 偶yciem.
艁atwo powiedzie膰.
Nie ma nikogo, nikt za nim nie zat臋skni. Mo偶e jedynie b臋d膮 si臋 zastanawia膰, co si臋 z nim sta艂o...
Ale dopiero wraz z nadej艣ciem wiosny.
Przywykli do tego, 偶e by艂 jak wiatr. Zawsze w drodze. W poszukiwaniu czego艣, co znajduje si臋 po drugiej stronie lasu.
Nikt si臋 nie dowie, 偶e Aleksanteri Kilpi zmar艂 podczas 艣nie偶nej burzy w drodze do Jykea.
Nikt si臋 nie domy艣li, dlaczego tam szed艂.
Nawet je艣li kto艣 znajdzie jego martwe cia艂o, nie b臋dzie wiedzia艂, 偶e nale偶a艂o do niego, Aleksanteriego Kilpi, kiedy jeszcze 偶y艂 na tym ziemskim padole.
Raija...
艢ni艂 o niej. Patrzy艂a na niego 艂agodnie i klepa艂a po policzku. 呕adna inna kobieta nie okaza艂a mu takiej czu艂o艣ci.
Wielu si臋 podoba艂, ale 偶adna nie mia艂a takich troskliwych d艂oni.
Pog艂aska艂a go po w艂osach, przemawia艂a do niego.
On tak偶e do niej m贸wi艂.
Wyzna艂, 偶e nigdy jej nie zapomnia艂. Zreszt膮 偶aden m臋偶czyzna, kt贸ry cho膰 raz trzyma艂 j膮 w ramionach, nie by艂 w stanie wyrzuci膰 jej z pami臋ci. Wi膮za艂a go na ca艂e 偶ycie.
Powinien o tym wiedzie膰.
Mia艂 wiele kobiet, wi臋cej ni偶 by chcia艂.
Przesta艂 je liczy膰, kiedy spotka艂 j膮.
My艣la艂, 偶e to b臋dzie nic nieznacz膮cy epizod, tylko 偶e w niej odnalaz艂 wi臋cej, ni偶 u wszystkich innych kochanek razem wzi臋tych.
Powiedzia艂 jej to, wyzna艂, 偶e zawsze j膮 b臋dzie kocha艂. A ona u艣miecha艂a si臋 do niego 艂agodnie.
Pami臋ta艂 sen, jaki mu si臋 przy艣ni艂, ten o domu...
Jego r臋ce walczy艂y z czym艣, co艣 przeszkadza艂o mu do niej dotrze膰. Walczy艂, zmaga艂 si臋, p贸ki nie uwolni艂 ramion.
- Raiju, Raiju!
D艂onie zaciska艂y si臋 w powietrzu, 偶eby j膮 z艂apa膰. Gdzie ona si臋 podzia艂a? Czy go zostawi艂a?
By艂o mu zimno, ale musia艂 do niej dotrze膰. Usiad艂 gwa艂townie na pos艂aniu i zmusi艂 si臋, by otworzy膰 oczy.
Poczu艂 d艂onie na swych ramionach. Zobaczy艂 jakiego艣 nieznajomego ch艂opca. Nieznajomego, czy偶by?
Zreszt膮, czy mia艂o to jakie艣 znaczenie? Tylko go to rozdra偶ni艂o. Odwr贸ci艂 twarz i ujrza艂 j膮. Jej d艂onie pozna艂by wsz臋dzie, ich dotyk by艂 wyj膮tkowy.
- Raija! - j臋kn膮艂 i pog艂adzi艂 jej w艂osy. Nawet w tym 艣nie przypomina艂y cienki jedwab i wydawa艂y si臋 takie nierzeczywiste. - Raiju, nie odchod藕 ode mnie!
Pokr臋ci艂a g艂ow膮. Odsun臋艂a go zdecydowanie, ale ostro偶nie, i pomog艂a mu si臋 po艂o偶y膰.
- Jestem tu, Santeri. Nigdzie nie odchodz臋. Westchn膮艂 z ulg膮. Dobrze by艂o j膮 znowu ujrze膰, ale by艂 taki zm臋czony. Tak okropnie zm臋czony.
Oczy mu si臋 zamykaj膮...
Ale powinien opowiedzie膰 jej o swym 艣nie...
Roz艣mieszy艂o go to: we 艣nie chce opowiada膰 inny sen!
Zacisn膮艂 palce na jej szczup艂ej d艂oni. Nigdy nie m贸g艂 poj膮膰, sk膮d si臋 bierze tyle si艂y w tych drobnych d艂oniach, w tym drobnym ciele.
- Nie odchod藕 ode mnie, Raiju - szepta艂 nami臋tnie, poruszaj膮c spierzchni臋tymi wargami. By艂 rozpalony gor膮czk膮, a r贸wnocze艣nie marz艂. Niby niemo偶liwe, a tak mu si臋 przydarzy艂o.
Ten sen, zupe艂nie szalony...
- Dom, Raiju - szepta艂. - Dom...
- Tak, Santeri? - us艂ysza艂 jej g艂os dochodz膮cy z oddali, szemrz膮cy niczym wiosenny potok.
Powinien otworzy膰 oczy i przytuli膰 j膮 mocno, ale nie mia艂 si艂y. By艂 tak strasznie zm臋czony.
- Dom nad jeziorem, Raiju - wydusi艂 z siebie. - Nasz dom stoj膮cy w艣r贸d 艣wierk贸w. I ziemia, moja i twoja, Raiju. Nasz dom... Zabior臋 ci臋 tam, ale najpierw troch臋 po艣pi臋, chce mi si臋 spa膰...
- 艢pij, Santeri, 艣pij...
Nie s艂ysza艂 ju偶 tych s艂贸w, bo pogr膮偶y艂 si臋 w g臋stej mgle, w sennym ob艂oku, kt贸ry go szczelnie otuli艂. Zdawa艂o mu si臋, 偶e jest lekki jak pi贸rko, odp艂yn膮艂 i przesta艂 marzn膮膰.
Nic ju偶 nie czu艂.
Zel偶a艂 u艣cisk i Raija ostro偶nie uwolni艂a sw膮 d艂o艅.
- Wyjdzie z tego - odezwa艂a si臋 po chwili. Mikkal skin膮艂 g艂ow膮, ale w jego oczach czai艂 si臋 smutek.
- Kiedy le偶a艂em w gor膮czce, tak偶e wiele majaczy艂em - rzek艂 cicho. - Wielu ludziom sprawi艂em tym b贸l. Teraz przysz艂o mi za to zap艂aci膰, zas艂u偶y艂em sobie.
- Ciekawa jestem, o co mu chodzi艂o... - Raija obrzuci艂a ciep艂ym spojrzeniem przera藕liwie blad膮 twarz.
Mikkal poczu艂 lodowate uk艂ucie w sercu i ch艂odniej ni偶 zamierza艂, rzek艂:
- Przecie偶 to jasne jak s艂o艅ce, on tak偶e ma swoje marzenia. Nigdy nie czyni艂a艣 mu nadziei?
Raija pokr臋ci艂a g艂ow膮.
Mikkal westchn膮艂 i odwr贸ci艂 wzrok.
Matti po艂o偶y艂 si臋 na brzuchu. To by艂o jeszcze gorsze ni偶 sentymentalne wyznania. Oni albo po偶erali si臋 wzrokiem, albo 偶arli si臋 o ka偶dy drobiazg.
Je艣li tak ma wygl膮da膰 zwi膮zek dwojga ludzi, to nigdy nie pozwoli, by jaka艣 kobieta znaczy艂a dla niego tak wiele. Lepiej zadowoli膰 si臋 drobnymi mi艂ostkami ni偶 tym, co nazywa si臋 wielk膮 mi艂o艣ci膮.
- Aleksanteri lubi puszcza膰 wodze fantazji i marzy膰 o tym, co nieosi膮galne - wyja艣ni艂a Raija. - Ale je艣li mo偶e po co艣 si臋gn膮膰 r臋k膮, natychmiast przestaje go to interesowa膰. A ja zawsze pozostan臋 tylko jego marzeniem. Mikkal nie da艂 si臋 ca艂kiem udobrucha膰. By膰 mo偶e Raija naprawd臋 wierzy w to, co m贸wi, ale on jako m臋偶czyzna wie lepiej. Doskonale zdaje sobie spraw臋, o czym my艣l膮 m臋偶czy藕ni.
Raiji uda艂o si臋 wytrzyma膰 jego wojownicze spojrzenie. Kiedy popada艂 w podobny nastr贸j, stawa艂 si臋 bardziej uparty ni偶 narowiste m艂ode samce renifer贸w podczas rozdzielania stada.
- Zanim zaczniesz odgadywa膰 cudze my艣li, Mikkalu - rzek艂a spokojnie - pos艂uchaj, jakie s膮 moje. Wiedz, 偶e moje marzenia dotycz膮 pi臋ciorga ma艂ych istot, Mattiego, je艣li zechce z nami zosta膰, i jeszcze nas dwojga.
I prosz臋, nie wi艅 mnie za cudze marzenia, na kt贸re nie mam wp艂ywu.
Mikkal rozwa偶y艂 jej s艂owa i w g艂臋bi serca by艂 pewien, 偶e wyznanie Raiji jest szczere.
Owszem, mia艂a innych m臋偶czyzn, ale nie zajmowali w jej sercu takiego miejsca jak on.
Zwichrzy艂 lekko grzywk臋 Raiji, a jego u艣miech przekona艂 ukochan膮, 偶e ju偶 si臋 na ni膮 nie gniewa.
- Ciekawe, jak ty by艣 zareagowa艂a, gdyby inne kobiety zacz臋艂y snu膰 o mnie senne marzenia - zauwa偶y艂 tylko. - Ch臋tnie bym si臋 o tym przekona艂.
Raija poruszy艂a w powietrzu zgi臋tymi palcami, jakby wydrapywa艂a komu艣 oczy.
- No w艂a艣nie - podsumowa艂 Mikkal.
Znowu zapanowa艂a mi臋dzy nimi zgoda. Matti odetchn膮艂 z ulg膮.
Siedzia艂 przed niewielk膮 chat膮. G艂adka tafla jeziorka l艣ni艂a niczym lustro, nie poruszona najl偶ejszym powiewem wiatru. Wci膮ga艂 w nozdrza zapach lasu i ws艂uchiwa艂 si臋 w cisz臋. Popatrzy艂 na faluj膮ce 艂any zbo偶a o bladozielonej barwie, jak zwykle wczesnym latem, i czu艂, 偶e wype艂nia go szcz臋艣cie. Cisz臋 przerwa艂 radosny 艣miech dziecka, a d藕wi臋czny g艂os, kt贸ry kocha艂 ponad wszystko na 艣wiecie, odpowiada艂 na pytanie.
Wystarczy艂o odwr贸ci膰 g艂ow臋, by ujrze膰 t臋 jedyn膮, zajrze膰 wprost w ukochan膮 twarz, napotka膰 jej wzrok, a ju偶 na pewno by od niego nie odesz艂a.
Przecie偶 obieca艂a, 偶e go nie opu艣ci.
Opowiedzia艂 jej o domu, a ona by艂a uszcz臋艣liwiona. Chcia艂a z nim zamieszka膰, by pom贸c mu okie艂zna膰 ch臋膰 w臋dr贸wki, je艣li si臋 pojawi.
Razem mogliby tego dokona膰, dla dwojga to drobnostka.
Wystarczy艂o zamkn膮膰 oczy...
Aleksanteri z trudem podni贸s艂 powieki. Do diab艂a, jaki jest zm臋czony, cia艂o mu ca艂kiem zdr臋twia艂o!
To nie lato!
Ale przecie偶 ona siedzi obok! Jej w艂osy l艣ni膮 w lichym blasku p艂omieni z paleniska.
Aleksanteri le偶a艂 nieporuszony i ch艂on膮艂 jej obraz spod wp贸艂przymkni臋tych powiek.
Raija.
Dziewczyna, jakby wyczuwaj膮c jego wzrok, zwr贸ci艂a ku niemu sw膮 twarz. Rozpromieni艂a si臋, gdy zauwa偶y艂a, 偶e si臋 przebudzi艂. Szybko przysun臋艂a si臋 bli偶ej i nachyli艂a nad nim.
- Dobry Bo偶e, jakie to szcz臋艣cie widzie膰, 偶e wyszed艂e艣 z tego! Tak si臋 ba艂am, 偶e umrzesz!
U艣miechn膮艂 si臋 blado. S艂ysza艂, 偶e wichura ust膮pi艂a. A wi臋c to nie by艂 sen. Raija by艂a tu przez ca艂y czas. Co jeszcze zgadza si臋 z tre艣ci膮 snu?
- Szala艂a burza 艣nie偶na... - odezwa艂 si臋 s艂abym g艂osem, z wysi艂kiem wypowiadaj膮c ka偶de s艂owo.
- My na czas schronili艣my si臋 w cieple - wyja艣ni艂a szeptem Raija, 偶eby nie zbudzi膰 pozosta艂ych. - Zawierucha trwa艂a ca艂膮 noc. A wy doszli艣cie prawie do samej jurty...
- Ten drugi? - Aleksanteri rzuci艂 jej pytaj膮ce spojrzenie.
- Nie 偶yje. Musieli艣my go wywie藕膰 st膮d jak najdalej. Wilki, rozumiesz...
Santeri skin膮艂 g艂ow膮 zafrasowany i rzek艂:
- Nie zna艂em go. Spotkali艣my si臋 po drodze i w臋drowali艣my razem.
W jego oczach czai艂o si臋 pytanie, na kt贸re Raija udzieli艂a odpowiedzi:
- Tak, nadal jestem z Mikkalem. Jest te偶 z nami m贸j brat i synek Mikkala.
- M贸wi艂em co艣 w gor膮czce?
Po艣piesznie po艂o偶y艂a mu d艂o艅 na czole. Domy艣li艂 si臋, 偶e powiedzia艂 wszystko.
- To trzyma艂o ci臋 przy 偶yciu, Santeri. Ciesz臋 si臋, 偶e mog艂am dla ciebie co艣 znaczy膰. Nie znios艂abym, gdyby艣 umar艂.
- Pr贸bowa艂em - wyszepta艂. - Pr贸bowa艂em o tobie zapomnie膰, ale to niemo偶liwe.
Po艂o偶y艂a mu palec na ustach, ale Santeri by艂 tak s艂aby, 偶e nawet nie m贸g艂 go poca艂owa膰.
- Nie my艣l o tym i wi臋cej ju偶 nic nie m贸w. Tylko wr贸膰 do zdrowia. Mam dla ciebie gor膮c膮 i po偶ywn膮 zup臋.
Pokiwa艂 g艂ow膮. Potrzebowa艂 tego.
Musi jak najszybciej wyzdrowie膰. Nie b臋dzie jej d艂u偶ej ci臋偶arem. Nie b臋dzie si臋 musia艂a ju偶 o niego martwi膰.
Raija podtrzyma艂a go przez chwil臋 i poda艂a misk臋 z zup膮.
Aleksanteri zorientowa艂 si臋, 偶e senne marzenia niewiele mia艂y wsp贸lnego z rzeczywisto艣ci膮.
Nie by艂o 偶adnej chaty nad jeziorkiem. Tylko Raija, owszem, tyle 偶e w ca艂kiem innej roli.
- Ale偶 on musi mnie nienawidzi膰 - mrukn膮艂 pod nosem, spogl膮daj膮c na Mikkala. Raija przytrzyma艂a Aleksanteriemu kubek i pos艂a艂a kr贸ciutki poca艂unek. Pragn臋艂a, 偶eby go ogrza艂, i by艂a pewna, 偶e teraz, gdy si臋 ju偶 ockn膮艂, dobrze j膮 zrozumie.
- Tak, jest zazdrosny - zacz臋艂a - ale nienawi艣膰 jest mu obca. Kocham go.
Aleksanteri opad艂 z powrotem na pos艂anie. Nie m贸g艂 oderwa膰 od niej oczu.
- Gdyby艣 to samo czu艂a do mnie, tak偶e by艂bym w stanie wiele znie艣膰.
- Nie powiniene艣 za du偶o my艣le膰, Santeri. Masz wypocz膮膰, naje艣膰 si臋 i odzyska膰 si艂y.
- 呕eby艣cie si臋 mogli mnie szybko pozby膰?
- Mo偶esz jecha膰 z nami do Jykea - wyrwa艂o si臋 Raiji. Aleksanteri wiedzia艂, 偶e lepsze to ni偶 nic.
- Ch臋tnie - odpar艂 i zasn膮艂. Raija zastanawia艂a si臋, czy nie pope艂ni艂a g艂upstwa.
My艣li k艂臋bi艂y jej si臋 w g艂owie, gdy nagle us艂ysza艂a g艂os Mikkala:
- Nie mog艂a艣 mu powiedzie膰 nic innego. Ale potem b臋dziesz tylko moja.
Wdzi臋czna wtuli艂a si臋 w jego rami臋 i wyszepta艂a:
- Ju偶 jestem i wiesz o tym doskonale.
鈥Sankt Niko艂aj鈥 przemierzy艂 d艂ug膮 drog臋. Wyruszy艂 z Archangielska le偶膮cego daleko na wschodzie i wykorzystuj膮c sprzyjaj膮ce wiatry, ci膮艂 fale, kieruj膮c si臋 na po艂udniowy zach贸d do Malangen.
Po drodze zawijali niemal do ka偶dej zatoczki i fiordu.
M膮k臋 ju偶 sprzedali i zosta艂y im tylko beczki. Na po艂udniu jednak, gdzie las贸w by艂o pod dostatkiem, nikt ich nie kupowa艂. Rosjanie mieli jednak nadziej臋, 偶e pozb臋d膮 si臋 towaru w najdalej na p贸艂noc wysuni臋tych zak膮tkach kraju.
M艂ody ciemnow艂osy szyper m贸g艂by w艂a艣ciwie ju偶 wraca膰 z powrotem do domu, ale powodowany sentymentem, zapragn膮艂 zobaczy膰 te wszystkie miejsca, kt贸rych nazwy zapami臋ta艂 z jej opowie艣ci.
Pooddycham tamtejszym powietrzem, a potem zawr贸c臋 do Rosji, postanowi艂.
Do 偶ycia wype艂nionego pustk膮.
Od pami臋tnego rejsu przed trzema laty, kiedy jego brat straci艂 偶ycie, Jewgienij Dymitrowicz Byk贸w w艂a艣ciwie 偶y艂 w pr贸偶ni. 脫wczesna za艂oga rozpu艣ci艂a o nim najgorsze plotki, z kt贸rych trudno by艂o mu si臋 oczy艣ci膰. Przez ponad rok nie udawa艂o mu si臋 zebra膰 nowej za艂ogi. Ima艂 si臋 w贸wczas r贸偶nych zaj臋膰. W ko艅cu kupi艂 sobie dwie szkuty, dzi臋ki kt贸rym sta艂 si臋 zamo偶ny. Niekt贸rzy uwa偶ali nawet, 偶e nie uchodzi, by cz艂owiek z tak膮 pozycj膮 sam by艂 szyprem na swoich statkach.
Ale dla niego liczy艂o si臋 tylko morze.
Kocha艂 Aleksieja. Ci膮gle obwinia艂 siebie o jego 艣mier膰. Kiedy przebywa艂 na l膮dzie, znajdowa艂 pociech臋 w piel臋gnowaniu grobu brata.
Jewgienij mia艂 sk艂onno艣膰 do melancholii, zreszt膮 by艂o to u nich rodzinne. Podtrzymywa艂 w sobie ten stan, mimo 偶e nie brakowa艂o mu powod贸w do rado艣ci.
Ciemnow艂osy, przystojny, podoba艂 si臋 kobietom. W jego obecno艣ci krew szybciej kr膮偶y艂a im w 偶y艂ach. Mia艂 nieprzeniknione spojrzenie. Jego oczy, cho膰 przygl膮da艂y si臋 badawczo i ocenia艂y, nigdy nie zdradza艂y tego, co naprawd臋 my艣li. W twarzy o grubo ciosanych rysach by艂o co艣 dzikiego. Przypomina艂 nieposkromionego nied藕wiedzia z bezkresnych pustkowi na wschodzie. Rozpacz wyzieraj膮ca z jego br膮zowych oczu wyzwala艂a w kobietach instynkt opieku艅czy. Wyczuwa艂y, 偶e potrzebny mu kto艣, kto by go wspar艂, u kogo znalaz艂by si艂y i ciep艂o, przy kim m贸g艂by odpocz膮膰.
Potrzebowa艂 kobiety.
Kiedy艣 kocha艂, ale dozna艂 strasznego zawodu i przesta艂 ufa膰 wszystkim niewiastom. Dopiero ona, pi臋kno艣膰 z obcego kraju, przywr贸ci艂a mu wiar臋. Udowodni艂a, 偶e z niekt贸rymi kobietami mo偶na rozmawia膰, 偶e rozumiej膮. I bywa, 偶e mog膮 znaczy膰 tyle co najlepszy kompan. A nawet wi臋cej, je艣li odnajdzie si臋 t臋 w艂a艣ciw膮.
Szuka艂 tej jedynej, gdy nachodzi艂o go rozczarowanie.
Szuka艂, gdy sprawy uk艂ada艂y si臋 po jego my艣li.
Ale nie znalaz艂.
Spotyka艂 kobiety, kt贸re si臋 z nim we wszystkim zgadza艂y. 艢mia艂y si臋, kiedy on si臋 艣mia艂, na艣ladowa艂y jego gesty i spos贸b m贸wienia.
Inne spogl膮da艂y na niego g艂upawo, kiedy proponowa艂 im rozmow臋, bo potrafi艂y jedynie plotkowa膰. Najwi臋cej by艂o takich, kt贸re mia艂y do zaoferowania jedynie cia艂o.
Bra艂 je w ramiona i ucieka艂 si臋 do wszystkich tych sztuczek, kt贸re przyswoi艂 sobie w m艂odzie艅czych latach i w wieku doros艂ym. K艂ama艂 r贸wnie 艂atwo, jak si臋 przymyka oczy.
Na pocz膮tku to dzia艂a艂o.
Ale cia艂o bez duszy staje si臋 niczym innym tylko bezdenn膮 pustk膮. Wykorzystywa艂 kobiety, one wykorzystywa艂y jego... Narasta艂 w nim coraz wi臋kszy niesmak.
Nadszed艂 dzie艅, gdy ju偶 mia艂 wszystkiego do艣膰.
Poczu艂 g艂臋bok膮 niech臋膰 do bezsensownych rozm贸w, ch艂odu, nie potrafi艂 siebie d艂u偶ej oszukiwa膰, 偶e jest co艣 poci膮gaj膮cego w kobietach, kt贸re wybiera艂.
Sztuczki przesta艂y dzia艂a膰.
Z uk艂uciem w sercu u艣wiadomi艂 sobie, 偶e nie powinien dawa膰 wiary s艂owom Raiji. Mo偶e zna艂a siebie, ale nie zna艂a innych kobiet.
Dobrze mu si臋 z ni膮 rozmawia艂o, nawet lepiej ni偶 z Aleksiejem. Mi臋dzy nim a m艂odszym bratem bowiem zawsze istnia艂 element m臋skiej konkurencji.
Z Raij膮 nie musia艂 walczy膰 o prymat, nie musia艂 udowadnia膰, 偶e jest lepszy.
Mia艂a szczeg贸lny dar rozumienia innych. Bogata wyobra藕nia pomaga艂a jej wczu膰 si臋 w to, co jej opowiadano. A przy tym bywa艂a szczera do b贸lu. M贸wi艂a prawd臋, nie owijaj膮c w bawe艂n臋, nie by艂o w niej jednak cienia z艂o艣liwo艣ci.
Zawi膮za艂a si臋 mi臋dzy nimi przyja藕艅.
I chocia偶 zdarza艂y si臋 kr贸tkie chwile, kiedy powietrze g臋stnia艂o, cho膰 zdawa艂o si臋 to fizycznie nie do wytrzymania, nigdy nie pomy艣la艂 o niej inaczej. Nie chcia艂 miesza膰 do tego erotyki.
Raija nale偶a艂a do Aleksieja, nawet po jego 艣mierci. Jewgienij zaproponowa艂 jej co prawda ma艂偶e艅stwo, ale ona odm贸wi艂a.
Dopiero teraz u艣wiadomi艂 sobie, 偶e nie m贸g艂 u艂o偶y膰 sobie 偶ycia, poniewa偶 wspomnienie o niej nie dawa艂o mu spokoju.
Przera偶a艂y go w艂asne marzenia, w kt贸rych nale偶a艂a do niego nie tylko dusz膮, ale i cia艂em. Ba艂 si臋 zburzy膰 to, co mi臋dzy nimi wydawa艂o mu si臋 najpi臋kniejsze: wspania艂膮 przyja藕艅.
Powiedzia艂a, 偶e przeznaczone jest jej 偶ycie w Ruiji.
Domy艣la艂 si臋, 偶e zatrzyma艂a si臋 w kt贸rej艣 z osad po艂o偶onych na wybrze偶u, ale szanse, 偶e j膮 odnajdzie, wydawa艂y mu si臋 niewielkie.
Szuka艂 jednak we wszystkich tych miejscach, o kt贸rych mu opowiada艂a, a tak偶e w innych, bo przecie偶 r贸wnie dobrze mog艂a osi膮艣膰 nad jakim艣 fiordem, kt贸rego nigdy nie wymieni艂a w rozmowie.
Musi j膮 zobaczy膰 i przekona膰 si臋, czy jej nie wyidealizowa艂, czy to, co zapami臋ta艂, chwile niemal magiczne i niezwyk艂e uczucie blisko艣ci, nie jest wytworem jego wyobra藕ni.
Musi si臋 przekona膰, czy jest jeszcze zdolny do mi艂o艣ci.
Czy jego cia艂o zareaguje na kobiet臋, czy te偶 koszmar impotencji prze艣ladowa膰 go b臋dzie a偶 do grobu?
Hans Fredrik Feldt pozby艂 si臋 wozu, bo wzbudza艂 zbyt du偶e zainteresowanie, a tego chcia艂 unikn膮膰 za wszelk膮 cen臋.
R贸wnie dobrze podr贸偶owa艂o si臋 konno. Kiedy zwierz臋 by艂o zm臋czone, uznawa艂, 偶e trzeba si臋 zatrzyma膰 na nocny odpoczynek. A gdy ko艅 pad艂, no c贸偶, dla kogo艣, kto ma przy sobie troch臋 grosza, nie stanowi艂o to problemu.
A on nie nale偶a艂 do tych, kt贸rzy rozczulaj膮 si臋 z powodu konia.
W porze wielkich jarmark贸w za ko艂em polarnym w臋drowa艂o wielu ludzi i 艂atwo by艂o wtedy zasi臋gn膮膰 j臋zyka. Wystarczy艂o odpowiednio zap艂aci膰, by pozna膰 naj艣wie偶sze nowiny.
- W Alcie trafi艂em wreszcie na jej 艣lad - przem贸wi艂 kapitan do zwierz臋cia. - Znam teraz nie tylko jej twarz, ale i dwa nazwiska.
Spotka艂 ludzi, kt贸rzy j膮 sobie przypomnieli. Jego przyzwoity wygl膮d, flaszka i gar艣膰 brz臋cz膮cych monet uczyni艂y cuda. W Alcie pami臋tano czarnow艂os膮 kobiet臋 niezwyk艂ej urody. Pami臋tano skandal.
Hans Fredrik s膮dzi艂, 偶e czarownica jest Laponk膮.
W Alcie utrzymywano stanowczo, 偶e kobieta wywodzi艂a si臋 z Fin贸w.
W ksi臋gach parafialnych znalaz艂 zapis:
鈥Raija c贸rka Erika, z domu Alatalo, urodzona 29 lutego 1710, za艣lubiona z Reijo Kesaniemi urodzonym 3 czerwca 1708 roku鈥.
Nauczy艂 si臋 tego na pami臋膰. A pami臋膰 mia艂 dobr膮.
To by艂 dopiero pocz膮tek. Je艣li b臋dzie trzeba, wygrzebie ca艂膮 histori臋 jej 偶ycia.
Znajdzie j膮, Raij臋 Kesaniemi. I zniszczy.
Nikt nie b臋dzie wystawia艂 go na po艣miewisko.
A ju偶 na pewno nie kobieta!
Pytani przez niego ludzie nie wiedzieli dok艂adnie, sk膮d pochodzi ta wied藕ma. Jako miejsce urodzenia poda艂a Tornedalen, a to rozleg艂y obszar. Zapewniano go jednak, 偶e Raija nie przyby艂a tu bezpo艣rednio z Finlandii. Wcze艣niej by艂a 偶on膮 jakiego艣 Norwega, ale jego imienia nikt nie zna艂. Dowiedzia艂 si臋 jedynie, 偶e Finowie najch臋tniej osiedlaj膮 si臋 w okolicach fiordu Lyngen i w Alcie.
Dlatego pojecha艂 konno na po艂udniowy zach贸d i do艂膮czy艂 do grupki tych, kt贸rzy pod膮偶ali na jarmark w Skibotn. Ubrany jak inni, w spodnie i kurtk臋 z samodzia艂u za艂o偶on膮 na sk贸rzany kaftan, czapk臋 ze sk贸ry i sfatygowane buty, niczym si臋 nie wyr贸偶nia艂 w艣r贸d w臋drowc贸w.
Nic w jego wygl膮dzie nie zdradza艂o, 偶e by艂 oficerem. Nikomu nie przysz艂oby do g艂owy, 偶e to on rozp臋ta艂 lawin臋 cierpienia, wznawiaj膮c procesy czarownic na daleko na p贸艂noc wysuni臋tym kawa艂ku l膮du.
Uznano go za niezbyt rozmownego kompana, niezbyt te偶 sympatycznego, ale poza tym niewiele mo偶na mu by艂o zarzuci膰. Mia艂 艣niad膮, do艣膰 charakterystyczn膮 twarz, na kt贸rej malowa艂y si臋 stanowczo艣膰 i ponure usposobienie.
Niekt贸re kobiety zgadywa艂y, 偶e dozna艂 zawodu mi艂osnego, i st膮d bruzdy na jego czole i surowy, niemal rozpaczliwy wyraz zielononiebieskich oczu. Na pytania, sk膮d pochodzi, odpowiada艂, 偶e zewsz膮d i znik膮d. Uwierzyli mu, bo wok贸艂 roi艂o si臋 od tego typu m臋偶czyzn. By艂 do nich podobny. Oni wszyscy wygl膮dali tak, jakby przed czym艣 uciekali albo czego艣 szukali.
M臋偶czy藕ni naznaczeni pi臋tnem: podr贸偶nicy, w艂贸cz臋dzy, w臋drowcy...
Ludzie ich akceptowali, cho膰 dobrze wiedzieli, 偶e znajomo艣膰 z nimi jest jedynie przelotna.
Min膮艂 tydzie艅, nim odwa偶yli si臋 ruszy膰 w dalsz膮 drog臋. Wprawdzie pogoda poprawi艂a si臋 ju偶 po paru dniach, ale Aleksanteri, kt贸ry bardzo powoli wraca艂 do zdrowia, wstrzymywa艂 ich wyjazd. Raija robi艂a co w jej mocy. Wypr贸bowa艂a wi臋kszo艣膰 zi贸艂, jakie mia艂a przy sobie, przez co zapasy, kt贸re starczy膰 mia艂y do lata i jesieni, znacznie si臋 uszczupli艂y. Ale Santeri, mimo 偶e bardzo si臋 stara艂, ci膮gle czu艂 w 艣rodku lodowaty ch艂贸d. A kiedy na dodatek spuch艂a mu i posinia艂a stopa, przerazi艂 si臋, 偶e grozi mu jej utrata. Raija zirytowa艂a si臋, a Mikkal ca艂kiem zamkn膮艂 w sobie. Poznawa艂 ten od贸r. Zaw艂adn臋艂y nim wspomnienia, czu艂 niemal fizyczny b贸l w nodze, w kt贸rej nic nie powinien czu膰.
Na szcz臋艣cie papka z zi贸艂 na艂o偶ona pod opatrunek pomog艂a Santeriemu. Obrz臋k ust膮pi艂, a wraz z nim i b贸l. Na dzie艅 przed wznowieniem wyprawy chory po raz pierwszy wsta艂 o w艂asnych si艂ach.
- Nie chcia艂bym by膰 wam kul膮 u nogi - m贸wi艂. - Gdyby nie to, 偶e jestem ca艂kowicie od was uzale偶niony, ju偶 dawno bym poprosi艂, 偶eby艣cie ruszyli beze mnie... - u艣miechn膮艂 si臋 krzywo. - Ale poniewa偶 tak bardzo kocham siebie, 偶e zamierzam 偶y膰, uczepi艂em si臋 was jak rzep.
- Je艣li ruszymy za wcze艣nie, b臋dziesz nam wi臋ksz膮 przeszkod膮 - odpar艂a Raija rzeczowo. - Bo je艣li ci si臋 pogorszy, b臋dziemy zmuszeni znowu zatrzyma膰 si臋 na d艂u偶szy post贸j, a to o wiele wi臋kszy k艂opot. Lepiej poczeka膰, a偶 zupe艂nie wydobrzejesz.
- Wiem, jak ci spieszno do dzieci... - zacz膮艂, ale Raija bezceremonialnie uci臋艂a dyskusj臋:
- Oczywi艣cie, 偶e najwa偶niejsze na 艣wiecie wydaje mi si臋 teraz odnalezienie moich dzieci, ale nie mog臋 przecie偶 nara偶a膰 cudzego 偶ycia. Nie nale偶臋 do tych, kt贸rzy my艣l膮 tylko o sobie!
Pierwszego dnia podr贸偶y Santeri czu艂 si臋 okropnie, cierpia艂 jednak w milczeniu. Le偶a艂 w pu艂kach Mikkala, starannie otulony futrami, tak 偶e wystawa艂o mu tylko p贸艂 twarzy.
Planowali pokona膰 niezbyt du偶膮 odleg艂o艣膰, ale pogoda by艂a wprost wymarzona: wspania艂a szre艅, bezchmurne niebo i niemal bezwietrznie, dzi臋ki czemu 艂atwiej znosi艂o si臋 ch艂贸d.
Aleksanteri przez ca艂膮 drog臋 zapewnia艂, 偶e nie musz膮 si臋 o niego martwi膰, 偶e da sobie rad臋.
Kusi艂o ich, 偶eby nadrobi膰 cho膰 troch臋 stracony na postoju czas.
Kiedy w ko艅cu zdecydowali si臋 zatrzyma膰 na odpoczynek, by艂a ju偶 p贸藕na noc. Aleksanteri siad艂 do posi艂ku blady jak kreda, a r臋ce tak mu si臋 trz臋s艂y, 偶e nie m贸g艂 utrzyma膰 w nich jedzenia.
- Przeforsowa艂e艣 si臋 - zmartwi艂a si臋 Raija. - Naucz si臋 w ko艅cu jednego: musisz nam powiedzie膰, kiedy nie dajesz rady.
- 艢wietnie si臋 czu艂em - broni艂 si臋 Santeri. - Dopiero kiedy wszed艂em do namiotu...
Nie uwierzyli mu.
Ale on obstawa艂 przy swoim. Kompletnie wyczerpany, otuli艂 si臋 futrem i, nim pozostali sko艅czyli je艣膰, zasn膮艂 kamiennym snem.
- Ju偶 pora spa膰? - zdziwi艂 si臋 Ailo, kt贸ry nie czu艂 jeszcze znu偶enia.
Z wyra藕n膮 ulg膮 przyj膮艂 wyja艣nienie doros艂ych, 偶e je艣li nie chce, nie musi si臋 jeszcze uk艂ada膰 do snu.
- Podziwiam go... - przyzna艂 p贸藕niej Mikkal, gdy razem z Raij膮 le偶eli przytuleni i prowadzili szeptem jedn膮 ze swych d艂ugich nocnych rozm贸w. - Cho膰 wola艂bym nie 偶ywi膰 dla niego takich uczu膰. Ale to silniejsze ode mnie. W tym cz艂owieku drzemi膮 dwie natury. Widzia艂em, jak si臋 m臋czy, ale nie poskar偶y艂 si臋 nawet jednym s艂owem. Ma艂o kto wytrzyma艂by na jego miejscu.
- Masz racj臋, to nie jest taki sobie 偶artowni艣 - odpar艂a cicho Raija. - Udaje beztroskiego weso艂ka, ale tak naprawd臋 jest wra偶liwy i bystry.
- S膮dzisz, 偶e to wszystko jest gr膮?
Raija wtuli艂a policzek w rami臋 ukochanego.
- Nie wszystko, ale wi臋kszo艣膰. Mo偶e on sam nawet nie zdaje sobie z tego sprawy?
- Nie wiem, co mam o nim my艣le膰. Denerwuje mnie, wydaje mi si臋 czasem taki p艂ytki, dziecinny... Nawet Matti zachowuje si臋 bardziej dojrzale.
Raija, rozbawiona, poca艂owa艂a go w nos.
- Pozw贸l, 偶e zgadn臋, Mikkalu... Jeste艣 zazdrosny!
- Mo偶e... - wymamrota艂 i musn膮艂 wargami k膮ciki jej ust. - Marzy mi si臋 letni las pe艂en tajemnic. Pag贸rki pokryte mi臋kkimi k臋pkami mchu, gdzieniegdzie obsypane li艣膰mi. Brzozy wystawiaj膮ce ku niebu swe ga艂臋zie. I my, tylko we dwoje! Pr贸cz nas 偶ywej duszy przynajmniej w odleg艂o艣ci trzech dni w臋dr贸wki.
- Nawet nie musz臋 pyta膰, co te偶 chcia艂by艣 tam robi膰 - odrzek艂a szeptem i za艣mia艂a si臋 cicho.
- Czy to 藕le, 偶e pragn臋 ci臋 tylko dla siebie? - zapyta艂, przytulaj膮c j膮 mocniej. - Jestem normalnym m臋偶czyzn膮.
Raija u艣miechn臋艂a si臋.
Poca艂owa艂a go w policzek i ugryz艂a leciutko w rami臋. Mikkal spa艂 zawsze w samych kalesonach, z nagim torsem. Ona k艂ad艂a si臋 tylko w najcie艅szej koszuli.
Nie wypuszczaj膮c jej ze swych silnych ramion, obr贸ci艂 si臋 tak, 偶e znalaz艂a si臋 pod nim.
- Jeste艣 najpi臋kniejsza na 艣wiecie, Raiju - powiedzia艂 takim tonem, jakby w艂a艣nie to odkry艂.
Serce zabi艂o jej mocniej. Z u艣miechem g艂adzi艂a jego plecy i szeroki tors. Koniuszkami palc贸w zakre艣la艂a k贸艂ka na jego ciele, doprowadzaj膮c go do szale艅stwa. P艂on膮艂.
Powoli pochyli艂 si臋 nad ni膮 i poca艂owa艂.
Raija przywar艂a do niego, spragniona pieszczot. T臋skni艂a za jego d艂o艅mi, kt贸re potrafi艂y pobudzi膰 j膮 tak, 偶e dr偶a艂a z po偶膮dania.
Mikkal oderwa艂 si臋 od jej warg i u艣miechn膮艂 porozumiewawczo. Nie potrzebowali s艂贸w.
Jej cia艂o tuli艂o si臋 do jego cia艂a, za 偶adne skarby nie chcia艂a utraci膰 tej blisko艣ci.
- Jeszcze obudzimy pozosta艂ych - wyszepta艂 ostrzegawczo Mikkal.
- Potrafisz na tym poprzesta膰? - zapyta艂a, a wyzwanie, kt贸re us艂ysza艂 w jej g艂osie, tym mocniej go podnieci艂o.
- Nie, skarbie. A ty? U艣miechn臋艂a si臋 przepe艂niona mi艂o艣ci膮.
- Dotykaj mnie - poprosi艂a. - Pie艣膰 mnie, 偶ebym rozpali艂a si臋 jak pochodnia. Zamknij oczy i wyobra藕 sobie, 偶e jest lato i le偶ymy w lesie, o kt贸rym tak marzysz. Wyobra藕 sobie, 偶e jeste艣my tu zupe艂nie sami.
- Gdybym to zrobi艂, b艂aga艂aby艣 mnie, 偶ebym si臋 uspokoi艂 - mrukn膮艂 cicho. - Podskakiwa艂aby艣 nerwowo przy najl偶ejszym trzasku ognia w palenisku, a gdyby Matti zakas艂a艂 przez sen, dosta艂aby艣 chyba ataku serca...
- To mo偶e wybierz troch臋 艂agodniejsze pieszczoty.
- Takie jak te?
Mikkal rozchyli艂 na bok po艂y cienkiej koszuli, po czym uj膮艂 w d艂onie mi臋kkie, kr膮g艂e piersi Raiji. G艂adzi艂 je, z u艣miechem wpatruj膮c si臋 w twarz ukochanej.
Pokiwa艂a g艂ow膮 w milczeniu.
Jej cia艂o ju偶 ca艂kiem mu si臋 podda艂o. Mikkal u艣miecha艂 si臋, odkrywaj膮c w sobie ca艂e pok艂ady czu艂o艣ci i mi艂o艣ci do tej jedynej. Nagle wyda艂o mu si臋, 偶e dot膮d jeszcze nigdy nie zdo艂a艂 w pe艂ni wyrazi膰, jak bardzo j膮 kocha.
Zbyt ma艂o czyn贸w, bo c贸偶 znacz膮 s艂owa...
Nawet mi艂osny akt blad艂 w por贸wnaniu z tym ogromem uczu膰, jakie nim zaw艂adn臋艂y.
Poruszy艂 si臋 i musn膮艂 leciutko palcami twarde blizny, z powodu kt贸rych, co teraz wydawa艂o mu si臋 ca艂kiem niepoj臋te, omal jej nie odrzuci艂. Nie m贸g艂 znie艣膰 ich widoku, bo przypomina艂y mu o jej cierpieniu i o okropno艣ciach, przez jakie przesz艂a. Ale to przecie偶 nadal by艂a Raija, jego Ma艂y Kruk, kobieta, kt贸r膮 ukocha艂 ponad wszystko na 艣wiecie!
Nadal po偶膮da艂 tylko jej.
Futro, kt贸rym si臋 okrywali, niemal ca艂kiem si臋 z nich zsun臋艂o. Poprawili je, a potem ich d艂onie zn贸w odnalaz艂y w艂asne 艣cie偶ki.
Mikkal pog艂adzi艂 lekko uda Raiji. Przyjmowa艂a jego pieszczoty i nak艂ania艂a do dalszych, coraz 艣mielszych...
J臋kn臋艂a cicho, kiedy poczu艂a na brzuchu jego m臋sko艣膰. Jej palce wiedzia艂y, czym go uradowa膰.
On tymczasem sun膮艂 d艂o艅mi w dobrze sobie znane rejony.
Mikkal potrafi艂 swoimi pieszczotami wyzwoli膰 w Raiji niepor贸wnywalny do niczego 偶ar.
Gra mi艂osna innych m臋偶czyzn, kt贸rych mia艂a, by艂a nierzadko bardziej wyrafinowana, jednak uczucie, jakim darzy艂o si臋 nawzajem tych dwoje, rozpala艂o silniej ni偶 najwymy艣lniejsze sztuczki mi艂osne. To do Mikkala t臋skni艂a, jego po偶膮da艂a, a nie jakiego艣 pierwszego lepszego kochanka.
- Pragniesz mnie? - zapyta艂, szepcz膮c jej mi艂o艣nie wprost do ucha, a gdy dotkn膮艂 go leciutko czubkiem j臋zyka, gor膮ce pr膮dy rozesz艂y si臋 po ca艂ym jej ciele.
Nic nie m贸wi膮c, unios艂a biodra i otworzy艂a si臋 przed nim.
Czu艂a, jak dr偶y podniecona i porywa go za sob膮, nadaj膮c coraz szybszy rytm.
Zanurzaj膮c palce w jego czarnych g臋stych w艂osach, przyciska艂a go mocno i dobrze wiedzia艂a, 偶e tak jak i ona bliski jest spe艂nienia.
Odnalaz艂 jej usta, a od poca艂unku, gwa艂townego i przepe艂nionego nami臋tno艣ci膮, nad kt贸r膮 nie da艂o si臋 ju偶 d艂u偶ej zapanowa膰, omal nie sp艂on臋li.
Mikkal obj膮艂 d艂o艅mi jej kr膮g艂e po艣ladki i poczu艂, jak jej uda zamykaj膮 si臋 wok贸艂 jego bioder. Przywar艂a do niego, jakby chcia艂a si臋 stopi膰 z nim w jedno. Le偶a艂 cicho, a ona dr偶a艂a w ekstazie. J臋kn臋艂a i pogryz艂a do krwi jego wargi. Wbi艂a si臋 palcami w jego ramiona.
Porusza艂a si臋 jak fale przyp艂ywu. Uwielbia艂 na to patrze膰! Jej ciemne oczy ciemnia艂y jeszcze bardziej, a na twarzy malowa艂o si臋 ca艂kowite oddanie.
A on spe艂ni艂 niem膮 pro艣b臋 ukochanej, aby stali si臋 jedno.
- M贸g艂bym 偶y膰 t膮 chwil膮, p贸ki nie dotrzemy na miejsce - wyszepta艂 znu偶ony.
Raija poca艂owa艂a go lekko w policzek.
- Nie m贸g艂by艣, ja te偶 nie.
Zasn臋li nasyceni mi艂o艣ci膮 i szcz臋艣ciem. Ciele艣nie i duchowo zjednoczeni.
Aleksanteri przebudzi艂 si臋 i nie m贸g艂 ju偶 zasn膮膰. S艂ysza艂 ich... Zrozumia艂, 偶e z takim uczuciem nikt nie mo偶e si臋 zmierzy膰.
I po偶a艂owa艂, 偶e nie zamarz艂 na 艣mier膰 podczas 艣nie偶nej burzy.
Reijo wios艂owa艂 w stron臋 l膮du spokojnie i miarowo. Knut i Maja, oparci o burt臋, wpatrywali si臋 w wod臋. Maja wychyla艂a si臋 nieostro偶nie, ale Reijo, zamiast j膮 nieustannie upomina膰, usiad艂 tak blisko, 偶eby zd膮偶y膰 j膮 przytrzyma膰, gdyby okaza艂o si臋 to konieczne. Do dziewczynki nie dociera艂y bowiem 偶adne upomnienia, a najlepsz膮 nauczk膮 by艂 strach. Pr贸bowa艂a wszystkiego, p贸ki nie poparzy艂a sobie palc贸w. Ale nawet wtedy za nic w 艣wiecie nie przyzna艂aby si臋 do tego, 偶e post膮pi艂a 藕le albo 偶e pope艂ni艂a b艂膮d.
Po takich niemi艂ych zdarzeniach stawa艂a si臋 ostro偶niejsza, ale nigdy nie ust膮pi艂a.
- Potrzebne nam te ryby? - zapyta艂a, kr臋c膮c si臋 niespokojnie. Z pogard膮 kopn臋艂a drobne dorsze, jakie uda艂o im si臋 z艂owi膰.
- Tak - odrzek艂 Reijo.
- Teraz? Przecie偶 nied艂ugo jarmark. Sprzedasz sk贸ry i b臋dziesz bogaty. Nie b臋dziemy wtedy ju偶 musieli je艣膰 ryb.
Upodobania kulinarne Mai nie pasowa艂y do ubogiej osady nad fiordem.
- Ryby s膮 smaczne - stwierdzi艂 Knut, za co zosta艂 obdarzony przez siostr臋 pogardliwym spojrzeniem.
- Fuj! - rzek艂a tylko, a jej twarz przypomina艂a gradow膮 chmur臋.
Dobry Bo偶e, pomy艣la艂 w duchu Reijo. Jak sobie z tym poradz臋? Dzieci dorastaj膮. S膮 tak r贸偶ne jak ogie艅 i woda. Powinienem traktowa膰 je jednakowo, sprawiedliwie. Staram si臋 je dobrze wychowa膰, ale z Maj膮 chyba mi si臋 to nie uda. I tak p贸jdzie w艂asn膮 drog膮. Oboj臋tnie, do czego b臋d臋 pr贸bowa艂 j膮 nak艂oni膰. Dobry Bo偶e, pozw贸l Raiji wr贸ci膰. Zachowaj j膮 przy 偶yciu i spraw, by nas odnalaz艂a! Sam nie dam rady. Poza tym chcia艂bym 偶y膰 w艂asnym 偶yciem.
Daleko u wej艣cia do fiordu Maja dostrzeg艂a niewielki punkt.
- Czy to Rosjanie? - zapyta艂a z cieniem zainteresowania w g艂osie.
Bywa艂o, 偶e odzywa艂y si臋 w niej wspomnienia z czasu sp臋dzonego na rosyjskim statku z 偶aglami. Jakie艣 strz臋py zdarze艅, niczym bajka. Dziewczynka sama nie by艂a pewna, czy to wszystko wydarzy艂o si臋 naprawd臋. Czasem wspomina艂a m臋偶czyzn臋, kt贸ry dowodzi艂 wszystkimi. M贸wi艂a, 偶e by艂 mi艂y, i opowiada艂a o pi臋knych przedmiotach, jakie posiada艂. A potem na d艂ugo zapomina艂a o wszystkim...
Niedawno jednak do ich fiordu przyp艂yn臋艂y dwie rosyjskie szkuty. Reijo kupi艂 od Rosjan m膮k臋 na ca艂膮 zim臋.
Wzi膮艂 ze sob膮 Maj臋, kt贸ra nie kry艂a swego rozczarowania. Podstarzali szyprowie, z kt贸rymi jej opiekun dobija艂 handlu, w niczym nie przypominali przystojnego kapitana ze wspomnie艅.
- Nie ma tu nikogo wi臋cej? - pyta艂a w k贸艂ko. - Musi tu by膰 kto艣 jeszcze. Mo偶e tamten schowa艂 si臋 gdzie艣 pod pok艂adem? Przecie偶 to on wszystkimi dowodzi!
Reijo kosztowa艂o wiele czasu i cierpliwo艣ci, 偶eby wyt艂umaczy膰 dziewczynce, 偶e do ich wybrze偶y przyp艂ywa wiele statk贸w i jeszcze wi臋cej rosyjskich marynarzy. Mo偶e jej kapitan min膮艂 ich osad臋, nie przybijaj膮c do brzegu? Mo偶e ju偶 przesta艂 przyp艂ywa膰 w te strony? A mo偶e przyp艂ynie kiedy indziej?
Reijo wierzy艂, 偶e dziewczynka zapomni, ona jednak znowu wpatrywa艂a si臋 t臋sknie w widoczne w oddali 偶agle i zn贸w zapyta艂a o to samo:
- Jak my艣lisz, Reijo, czy to nasz Rosjanin? Nie m贸g艂 jej powiedzie膰 nic poza tym:
- Nie wiem. Zobaczymy, Maju. Zobaczymy. Kiedy wieczorem dzieci u艂o偶y艂y si臋 do snu, wiedzia艂 ju偶, 偶e tym razem przyp艂yn臋艂a w艂a艣ciwa szkuta: 鈥濻ankt Niko艂aj鈥.
Reijo nie zna艂 rosyjskiego alfabetu, cho膰 s艂ysza艂, 偶e nazywany jest cyrylic膮, ale pozna艂 znaki widniej膮ce na burcie i wiedzia艂, co oznaczaj膮.
Co prawda sama nazwa jeszcze niczego nie dowodzi艂a, bo przesz艂o po艂owa rosyjskich 艂odzi, kt贸re widzia艂, nosi艂a nazw臋 r贸偶nych 艣wi臋tych. W g艂臋boko religijnej Rosji wydawa艂o si臋 to zupe艂nie naturalne.
Szczeg贸ln膮 popularno艣ci膮 cieszy艂 si臋 opiekun 偶eglarzy, 艣wi臋ty Miko艂aj. W艂a艣cicielom zdawa艂o si臋, 偶e nazywaj膮c statek jego imieniem, zapewniaj膮 sobie dodatkow膮 opiek臋 i wsparcie.
Dot膮d Rosjanie nigdy nie pojawiali si臋 w porze jarmarku. Reijo obawia艂 si臋, 偶e ich obecno艣膰 nie zostanie dobrze przyj臋ta przez kupc贸w z wybrze偶a i znad Zatoki Botnickiej, kt贸rzy obawiali si臋 dodatkowej konkurencji. Nie b臋d膮 si臋 spokojnie przygl膮da膰 zacumowanej w fiordzie szkucie, na kt贸rej Rosjanie zechc膮 zbija膰 ceny.
Reijo zadr偶a艂, kiedy przypomnia艂 sobie podobn膮 sytuacj臋 w osadzie na wybrze偶u, gdzie mieszkali z Raij膮 Aleksiej zosta艂 postrzelony w艂a艣nie dlatego, 偶e chciano wystraszy膰 Rosjan i nak艂oni膰 ich, by wycofali si臋 z handlu. Reijo nie przypuszcza艂, by to samo mog艂o powt贸rzy膰 si臋 tutaj, jednak przy tak du偶ym zbiorowisku ludzi wszelkiego autoramentu wszystko by艂o mo偶liwe. W najbli偶szym tygodniu, kiedy trwa膰 tu b臋dzie targ, przyb臋dzie tak偶e pastor i kto艣 z w艂adz. 呕aden k艂opot rozdmucha膰 nienawi艣膰 wobec obcych. Reijo wiedzia艂 to lepiej ni偶 ktokolwiek inny.
Tutejsi ludzie nadal pami臋tali Raij臋. Kiedy powr贸ci艂 z jej dzie膰mi w te strony, z trudem skrywali z艂o艣liw膮 satysfakcj臋. 呕aden z mieszka艅c贸w wioski nie okaza艂 nawet cienia wsp贸艂czucia. Nawet w贸wczas, gdy powiedzia艂 im, 偶e Raija nie 偶yje.
- Jak kto sobie po艣ciele tak si臋 wy艣pi - drwili.
Reijo 偶y艂 jakby w zawieszeniu. Mia艂 sw膮 chat臋 na przyl膮dku, 艂贸d藕, dzieci. Czasami nachodzi艂a go jednak przemo偶na ochota, 偶eby porozmawia膰 z kim艣 doros艂ym, i wtedy musia艂 wyrwa膰 si臋 z domu...
Zwykle ko艅czy艂o si臋 na tym, 偶e wypija艂 par臋 szklaneczek w贸dki w towarzystwie m臋偶czyzn, kt贸rzy tak偶e potrzebowali wytchnienia.
Nie znajdowa艂 jednak u nich zrozumienia. Dlatego w艂a艣ciwie nigdy tak naprawd臋 nie rozmawiali ze sob膮. Co prawda gaw臋dzili o dawnych obyczajach, a ten i 贸w si臋 g艂o艣no przechwala艂, ale to Reijo nie wystarcza艂o.
Za ka偶dym razem prze偶ywa艂 to samo rozczarowanie. Przysi臋ga艂 sobie, 偶e wi臋cej si臋 to nie powt贸rzy, ale dobrze wiedzia艂, 偶e to nieprawda. Z kobietami w og贸le si臋 nie spotyka艂.
Wydawa艂o si臋 mu, 偶e ju偶 upora艂 si臋 z rozpacz膮 po 艣mierci ukochanej, kt贸r膮 pozna艂 w portowym mie艣cie na po艂udniu kraju. Pami臋膰 o niej nie sprawia艂a mu ju偶 takiego b贸lu. Przypomina艂 sobie najpi臋kniejsze sp臋dzone z ni膮 chwile, ale z czasem nabra艂 przekonania, 偶e m贸g艂by pokocha膰 inn膮 r贸wnie gor膮co, gdyby tylko trafi艂a mu si臋 taka szansa.
Trudniej by艂o mu my艣le膰 o Raiji. I to nie dlatego, 偶e kocha艂 j膮 w ten sam spos贸b co kobiet臋 w Bergen.
Trudno wyrazi膰, jak bardzo by艂 przywi膮zany do Raiji. Ta dziewczyna nigdy nie stanie si臋 mu oboj臋tna. Bola艂o go, 偶e nie wie, co si臋 z ni膮 dzieje, 偶e od dw贸ch lat nie daje znaku 偶ycia.
Czasami nachodzi艂a go przemo偶na ch臋膰, by spakowa膰 wszystko i wyjecha膰 razem z dzie膰mi. Gdziekolwiek. Ale nie m贸g艂, bo przecie偶 tutaj Raija b臋dzie ich szuka膰, kiedy wr贸ci.
Tak bardzo chcia艂, 偶eby wr贸ci艂a, ale wola艂 nie my艣le膰, co b臋dzie potem. Nadal byli ma艂偶e艅stwem. Wzi臋li 艣lub z rozs膮dku i dla dokumentu, ale ich zwi膮zek opiera艂 si臋 na g艂臋bokiej przyja藕ni, kt贸ra, jak mieli nadziej臋, nigdy nie wyga艣nie.
Dobry Bo偶e, jak bardzo byli kr贸tkowzroczni.
Na szkucie zapali艂o si臋 艣wiat艂o.
Ma tam pop艂yn膮膰? Wej艣膰 na pok艂ad i powiedzie膰, 偶e nie chce nic kupi膰, 偶e szuka jedynie szypra o imieniu Jewgienij?
Takich rzeczy si臋 nie robi, nawet je艣li kto艣 jest bardzo spragniony kontaktu z innymi lud藕mi.
Mimo to Reijo wsta艂 jak w amoku i ubra艂 si臋 szybko w obawie, 偶e mo偶e si臋 rozmy艣li膰.
Wyt艂umaczy艂 sobie, 偶e robi to dla Mai, ale w g艂臋bi duszy wiedzia艂, 偶e i dla niego jest to r贸wnie wa偶ne.
Niebo by艂o pogodne, a morze spokojne. Gwiazdy mruga艂y ku niemu jak dobre znajome. Reijo co noc prowadzi艂 d艂ugie z nimi rozmowy, po to 偶eby nie wyj艣膰 z wprawy. Pewnie ju偶 niewiele brakuje, 偶eby zwariowa艂.
M贸wi艂 trzema j臋zykami, zawsze przychodzi艂o mu to z 艂atwo艣ci膮. Nie chcia艂 zatraci膰 tej zdolno艣ci, a poza tym teraz bardziej ni偶 zwykle t臋skni艂 do rozmowy z cz艂owiekiem z krwi i ko艣ci.
Jakim by艂 g艂upcem, rezygnuj膮c z Raiji. Przecie偶 Mikkal nie ma do niej prawa. To on, Reijo, jest jej m臋偶em, ma na dow贸d odpowiedni dokument. Pami臋ta艂 te noce w jej obj臋ciach: jak cudownie by艂o wtuli膰 twarz w jej mi臋kkie piersi i zapomnie膰 o ca艂ym 艣wiecie. Co te偶 go podkusi艂o, 偶eby zrezygnowa膰 z Raiji?
Ale przecie偶, gdyby sytuacja si臋 powt贸rzy艂a, uczyni艂by to samo.
Nawet zdaj膮c sobie ju偶 spraw臋 z tego, jaka go czeka samotno艣膰.
Burta 偶aglowca wyros艂a przed nim jak wysoka ska艂a si臋gaj膮ca niemal do gwiazd.
- Ahoj! - krzykn膮艂, wiedz膮c, 偶e kto艣 na pok艂adzie pe艂ni wacht臋. Zreszt膮 s艂ysza艂 g艂osy, pojedyncze s艂owa i 艣miech.
Wsp贸lnota.
Kula, jak膮 czu艂 w piersiach, zdawa艂a si臋 coraz bardziej mu ci膮偶y膰, ci膮gn臋艂a go w g艂臋bi臋. W d贸艂, na samo dno.
Przez reling kto艣 si臋 wychyli艂 i o艣wietli艂 go blaskiem lampy.
Reijo nie przyswoi艂 sobie zbyt wielu rosyjskich s艂贸wek w czasie gdy mieszka艂 na wybrze偶u, ale potrafi艂 si臋 przywita膰.
- Zdrawstwujtie - zawo艂a艂, staraj膮c si臋, by jego g艂os zabrzmia艂 serdecznie. - Jest wasz kapitan?
M臋偶czyzna na g贸rze zmarszczy艂 czo艂o, ale zaraz na jego twarzy pojawi艂 si臋 u艣miech, a z ust pop艂yn膮艂 potok s艂贸w w niezrozumia艂ym j臋zyku. Marynarz na moment znikn膮艂, po czym wychyli艂 si臋 ponownie i spu艣ci艂 Reijo sznurow膮 drabink臋.
Gestem pokaza艂, 偶eby rzuci艂 mu lin臋 cumuj膮c膮. Reijo zrobi艂, co kaza艂 marynarz, i zr臋cznie wspi膮艂 si臋 po drabince na pok艂ad.
Marynarz przywita艂 go serdecznie, u艣cisn膮艂 mu d艂o艅 i uca艂owa艂 w oba policzki.
Reijo u艣miechn膮艂 si臋 z r贸wn膮 serdeczno艣ci膮.
Skierowano go do eleganckiej kajuty. Marynarz, gestykuluj膮c, wyja艣ni艂 co艣 siedz膮cemu przy prostym stole m臋偶czy藕nie, po czym wycofa艂 si臋 i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi. M臋偶czyzna spojrza艂 na przybysza z zainteresowaniem i pozdrowi艂 go po rosyjsku. W jego wzroku czai艂o si臋 pytanie.
Reijo odpowiedzia艂 po lapo艅sku:
- Zdaje si臋, 偶e jeste艣 bratem Aleksieja...
M臋偶czyzna skuli艂 si臋 na d藕wi臋k tego imienia, a Reijo uderzy艂a nagle my艣l, 偶e ten cz艂owiek wygl膮da na tak samo zm臋czonego i samotnego jak on sam.
- Nazywam si臋 Jewgienij Byk贸w - odrzek艂 spokojnie. - A ty...?
- Reijo Kesaniemi, m膮偶 Raiji.
S艂owa podzia艂a艂y jak cios pi臋艣ci膮. Rosjanin zapad艂 si臋 w sobie i przymkn膮艂 powieki. A potem poderwa艂 si臋 z trz臋s膮cymi si臋 r臋kami.
- Czy ona ma si臋 dobrze? Jak mog艂e艣 j膮 zostawi膰?
- Raija mi wybaczy艂a - uci膮艂 Reijo. - Mog臋 usi膮艣膰? Pokiwa艂 g艂ow膮.
Reijo opad艂 na sto艂ek po drugiej stronie 艂awy. M臋偶czy藕ni mierzyli si臋 wzrokiem. Nie od razu przypadli sobie do gustu.
- Musia艂em tu przyp艂yn膮膰 - rzek艂 Reijo. - Musia艂em sprawdzi膰, czy tym razem to twoja szkuta zawin臋艂a do nas.
- Dlaczego?
- Jestem to winien pewnej ma艂ej dziewczynce, kt贸ra cz臋sto o tobie opowiada. Za ka偶dym razem, kiedy przyp艂ywaj膮 tu rosyjskie statki, o偶ywaj膮 jej wspomnienia. A niewiele wydarze艅 ze swego kr贸tkiego 偶ycia lubi sobie przypomina膰.
- A Raija?
Reijo, roztrz臋siony, nabra艂 powietrza w p艂uca i zacisn膮艂 mocno d艂onie oparte o blat.
- Nie przyby艂bym tu, gdyby by艂a ze mn膮. Od dw贸ch lat jestem sam.
- Umar艂a? - Jewgienij potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 z niedowierzaniem. To nie mo偶e by膰 prawda, przelecia艂a mu przez g艂ow臋 gor膮czkowa my艣l. Jakiej nadziei mo偶e si臋 uczepi膰, je艣li jej ju偶 nie ma? Czy ju偶 na zawsze b臋dzie pot臋piony?
- My艣l臋, 偶e 偶yje - odpar艂 Reijo. - Ale musia艂a ucieka膰. Zosta艂a oskar偶ona o uprawianie czar贸w i grozi艂o jej spalenie na stosie.
Jewgienij wpatrywa艂 si臋 niemo w Reijo, ale w jego spojrzeniu kry艂o si臋 偶膮danie, by us艂ysze膰 ca艂膮 prawd臋.
Reijo opowiedzia艂 wszystko, co wydarzy艂o si臋 od chwili, kiedy Raija opu艣ci艂a pok艂ad 鈥濻ankt Niko艂aja鈥 i zesz艂a na l膮d.
- Jest sama? Reijo zaprzeczy艂.
- Raija nie opowiada艂a ci o Mikkalu?
Teraz rosyjski szyper pokr臋ci艂 g艂ow膮 przecz膮co.
- Mikkal jest ojcem Mai - wyja艣ni艂 Reijo. - I pierwsz膮 mi艂o艣ci膮 Raiji. Zreszt膮 powinien pozosta膰 jedyn膮. Nie mogli o sobie zapomnie膰. Raija jest w najlepszych r臋kach.
- A je艣li ona nigdy nie wr贸ci?
Reijo u艣miechn膮艂 si臋 zm臋czony i wzruszy艂 ramionami.
- Wr贸ci. Znam dobrze Raij臋. Nie porzuci swoich dzieci, a one s膮 u mnie.
Jewgienij wsta艂 i zacz膮艂 kr膮偶y膰 po kajucie. Reijo rozejrza艂 si臋 wok贸艂. Zobaczy艂 pi臋kne przedmioty, o kt贸rych tak ch臋tnie opowiada艂a Maja, i zrozumia艂, 偶e to wn臋trze musia艂o na niej zrobi膰 wielkie wra偶enie. Wszystko zdawa艂o si臋 takie niesamowite, pochodzi艂o z dalekiego 艣wiata, o kt贸rym mog艂a tylko marzy膰. Maja by艂a bardzo wra偶liwa na pi臋kno. Reijo nie mia艂 poj臋cia, po kim to odziedziczy艂a, Raija bowiem nigdy nie przywi膮zywa艂a wagi do rzeczy, pi臋kna szuka艂a raczej w naturze i w ludziach ni偶 w przedmiotach. A Mikkal nigdy nie troszczy艂 si臋 o to, by co艣 posiada膰.
- Dlaczego si臋 tak dla niej po艣wi臋casz? - zapyta艂 Jewgienij z 偶arem. - Co jest w niej takiego, co sprawia, 偶e m臋偶czy藕ni trac膮 dla niej g艂ow臋? M贸j brat m贸g艂 mie膰 ka偶d膮 kobiet臋, wystarczy艂o, by skin膮艂 palcem, ale on pragn膮艂 tylko jej. Oszala艂 na jej punkcie.
- Raija to Raija - odpar艂 Reijo. - Zreszt膮 ona uczyni艂aby dla mnie to samo. Ludziom bliskim swemu sercu odda wszystko, zapominaj膮c o sobie. Ona nie robi niczego po艂owicznie i jest bezgranicznie uczciwa. To m贸j najlepszy przyjaciel.
- Przyjaciel? - Jewgienij uni贸s艂 w zdumieniu brwi. - A co z mi艂o艣ci膮?
- My艣la艂em kiedy艣, 偶e kocham Raij臋. To prawda, darz臋 j膮 ogromnym uczuciem, ale to nie jest mi艂o艣膰.
Przez wiele lat wmawia艂em sobie, 偶e to ta jedyna. Poniewa偶 wszyscy wok贸艂 j膮 ub贸stwiali, ja nie chcia艂em by膰 gorszy. Trwa艂o to tak d艂ugo, p贸ki nie zrozumia艂em, 偶e mi艂o艣膰 i przyja藕艅 to dwie r贸偶ne sprawy.
Jewgienij potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, patrz膮c z niedowierzaniem na siedz膮cego przed nim m臋偶czyzn臋, kt贸ry by艂 m臋偶em Raiji, a utrzymywa艂, 偶e jest jej przyjacielem.
- To prawda, 偶e z nikim nie rozmawia艂em tak szczerze jak z ni膮 - przyzna艂 w ko艅cu. - Wtedy te偶 nazywa艂em to przyja藕ni膮, ale teraz sam nie wiem, jak nazwa膰 moje uczucie do niej.
- Czy przez ni膮 zabi艂e艣 Aleksieja? - zapyta艂 Reijo wprost. Przypomnia艂 sobie, jakie opowie艣ci kr膮偶y艂y w osadach nad morzem. Razem z Mikkalem op艂yn臋li ca艂e wybrze偶e, zawijaj膮c do ka偶dego fiordu i ka偶dej zatoczki w poszukiwaniu Raiji. Us艂yszeli od ludzi, co si臋 wydarzy艂o.
- To by艂 nieszcz臋艣liwy wypadek. - Jewgienij powiedzia艂 to z trudem. Nie mia艂 poj臋cia, sk膮d ten cz艂owiek wie o tym. On sam nie rozmawia艂 na ten temat z nikim poza Raij膮.
Kiedy powr贸ci艂 do Archangielska, jego milczenie sprawi艂o, 偶e napi臋tnowano go jako morderc臋, bratob贸jc臋.
- To by艂 wypadek, Aleksiej sam go spowodowa艂. Ale ja ci膮gle obwiniam siebie o to, co si臋 sta艂o... Niekiedy wydaje mi si臋, 偶e naprawd臋 m贸g艂bym go zabi膰. Ci臋偶ko nie艣膰 takie brzemi臋.
- Przepraszam, nie powinienem by艂 pyta膰. Zachowa艂em si臋 jak gbur. Ale odwyk艂em od ludzi.
- Doskwiera ci samotno艣膰? Reijo przytakn膮艂.
- No to jest nas dw贸ch - u艣miechn膮艂 si臋 blado Jewgienij. Coraz bardziej lubi艂 tego Fina, jedyn膮 wi臋藕 艂膮cz膮c膮 go z Raij膮. - S膮dzi艂em, 偶e ona tu jest. Ci膮gle mam nadziej臋, 偶e j膮 spotkam. Nie odzyskam spokoju, p贸ki z ni膮 nie porozmawiam... - Zamilk艂, a po chwili podj膮艂 na nowo:
- Mam k艂opoty. Mo偶e mog艂aby mi pom贸c, nie wiem.
- Je艣li mog臋 by膰 ci pomocny... Rosjanin pokr臋ci艂 g艂ow膮 stanowczo.
- Dzi臋kuj臋, ale nie. Nie podziel臋 si臋 tym z nikim pr贸cz niej. Nie mog臋 o tym rozmawia膰.
Reijo zaakceptowa艂 to.
- Wypijesz ze mn膮 szklaneczk臋? - zapyta艂 Jewgienij.
- Jestem samotny, dawno z nikim nie rozmawia艂em.
- Tak samo jak i ja - u艣miechn膮艂 si臋 Reijo i z namaszczeniem wzi膮艂 do r臋ki ci臋偶ki kielich, kt贸ry poda艂 mu szyper. Domy艣li艂 si臋, 偶e trzeba go chwyci膰 za cienk膮 n贸偶k臋. W艂asne palce wyda艂y mu si臋 niezgrabne, ale opanowa艂 si臋. Nabo偶nie spogl膮da艂 na male艅kie kwiatki szlifowane w szkle. Nie mie艣ci艂o mu si臋 w g艂owie, jak mo偶na co艣 takiego zrobi膰.
Jewgienij nala艂 rumu.
- Wasz bimber jest lepszy od naszego - u艣miechn膮艂 si臋. - Wymieniamy go na rum.
Przepi艂 do Reijo i wychyli艂 kieliszek. Reijo uczyni艂 to samo. Otoczenie, pi臋kny kielich, rum, wszystko to sprawi艂o, 偶e poczu艂 si臋, jakby si臋 znalaz艂 w innym 艣wiecie. A tymczasem dzieli艂o go ledwie kilka uderze艅 wiose艂 od chaty na przyl膮dku.
Obudzi艂a si臋 w nim dawna t臋sknota za dalekimi stronami, za przygod膮, niezwyk艂ymi prze偶yciami i sprawami, o kt贸rych nawet nie mia艂 poj臋cia.
Got贸w by艂 umrze膰, by sta膰 si臋 cz臋艣ci膮 tego 艣wiata.
Wypi艂 do dna. Spojrza艂 na kajut臋 przez szlifowane w delikatnym krysztale kwiatki. Tego 艣wiata dane by艂o jemu - Kwenowi - ledwie zasmakowa膰, tak jak tego z艂ocistego p艂ynu w kieliszku.
Tak naprawd臋 jego miejsce by艂o w zbudowanej z bali chacie. Musia艂 chwyta膰 za wios艂a, 偶eby zarobi膰 na sw贸j powszedni chleb.
Taka by艂a jego codzienno艣膰. Zabrak艂o w niej miejsca dla marze艅.
- M贸wi艂e艣 o Mai, prawda? To ona o mnie pyta? Reijo potwierdzi艂.
Rosjanin u艣miechn膮艂 si臋, a jego ponura twarz z艂agodnia艂a.
- To dziwne dziecko - powiedzia艂. - By艂em pewien, 偶e mnie znienawidzi, a ona tymczasem uzna艂a mnie za dobrego wujaszka. Natomiast nigdy nie zaakceptowa艂a Aleksieja. Nie wiedzia艂em nic o dzieciach. Dzi臋ki niej zrozumia艂em, 偶e je lubi臋. - Na chwil臋 zapad艂a cisza, a potem Jewgienij m贸wi艂 dalej: - Marz臋 o tym, 偶eby mie膰 w艂asne dzieci, syna, c贸rk臋. Kiedy sobie je wyobra偶am, maj膮 twarze jej dzieci. Przera偶a mnie to.
Reijo nie wiedzia艂, co odpowiedzie膰. Bo ten m臋偶czyzna odkry艂 przed nim najskrytsze zakamarki swej duszy. Chyba nie zdawa艂 sobie sprawy z tego, jak bardzo si臋 ods艂oni艂.
- Maja na pewno si臋 ucieszy, je艣li nas odwiedzisz. Zapewne ch臋tnie te偶 obejrza艂aby szkut臋.
Jewgienij ockn膮艂 si臋 z zamy艣lenia.
- To nie jest ta sama szkuta - rzek艂. - Poprzednia nie nale偶a艂a do mnie, ta jest moj膮 w艂asno艣ci膮. Ale wygl膮daj膮 oczywi艣cie podobnie. Urz膮dzi艂em tu wszystko tak, 偶eby mi przypomina艂o tamt膮.
呕y艂 wspomnieniami.
Reijo zastanawia艂 si臋, czy ten m臋偶czyzna naprawd臋 kocha艂 Raij臋, czy te偶 wspomnienia obudzi艂y w nim to chore marzenie o mi艂o艣ci.
Nie m贸g艂 jednak o to zapyta膰.
- Odwiedz臋 Maj臋. - Twarz Jewgienija rozja艣ni艂 u艣miech. Teraz wida膰 by艂o, jak bardzo jest podobny do Aleksieja. - Odwiedz臋 dzieciaki i przynios臋 im tyle cukierk贸w, 偶e starczy im do ko艅ca 偶ycia. - Roze艣mia艂 si臋 na t臋 my艣l. A uchwyciwszy wzrok Reijo, doda艂: - Dzi臋kuj臋, 偶e przyszed艂e艣. Rozmowa z tob膮 dobrze mi zrobi艂a. Zyska艂em pewno艣膰, dzi臋ki tobie mam si臋 na co cieszy膰.
Jewgienij odprowadzi艂 go艣cia na pok艂ad. Zanim Reijo zszed艂 po drabince do swej 艂贸dki, wskaza艂 Rosjaninowi swoj膮 chat臋.
Nad samym brzegiem nadal przewa偶a艂y ziemianki.
- Przyjd臋 - zapewni艂 Jewgienij.
Kiedy Reijo wios艂owa艂 w stron臋 l膮du, by艂o mu l偶ej na sercu.
Zrobi艂 to dla Mai, ale r贸wnie wiele zyska艂 sam na tym spotkaniu.
Jewgienij odwiedzi艂 ich, jak obieca艂. Nie robi艂 wok贸艂 siebie szumu. Mimo 偶e by艂 w艂a艣cicielem szkuty i szyprem, sam przyp艂yn膮艂 艂贸dk膮 do brzegu.
Reijo nie wspomnia艂 dzieciom o tym, 偶e by艂 na statku. P贸ki co nie chcia艂 rozbudza膰 w nich nadziei. Co by to by艂o, gdyby Jewgienij nie dotrzyma艂 obietnicy?
Ale kiedy zobaczy艂, 偶e z 偶aglowca zosta艂a opuszczona na wod臋 szalupa, do kt贸rej wchodzi tylko jeden cz艂owiek, zwo艂a艂 dzieci.
- Pami臋tasz, Maju, jak rozmawiali艣my o rosyjskiej szkucie, kt贸ra wczoraj wp艂yn臋艂a od fiordu?
Pokiwa艂a g艂ow膮.
- Wieczorem, kiedy ju偶 spali艣cie, powios艂owa艂em tam...
- By艂e艣 na pok艂adzie? - Knut przybli偶y艂 si臋. - Czemu nie wzi膮艂e艣 nas ze sob膮?
- By艂o ju偶 p贸藕no, poza tym nie wiedzia艂em, czy to ten sam statek. - Reijo nabra艂 oddechu. K膮tem oka dostrzeg艂, 偶e Jewgienij wci膮ga 艂贸d藕 na brzeg. - Okaza艂o si臋, 偶e nie t膮 szkut膮 p艂yn臋li艣cie...
Rozczarowanie niczym woal zamgli艂o ich oczy.
- Ale za to jest ten sam kapitan - doko艅czy艂 Reijo. Min臋艂o kilka chwil, zanim to do nich dotar艂o. Ida nic nie rozumia艂a.
- Kapitan w艂a艣nie przyszed艂 si臋 z wami przywita膰.
Przepychali si臋 do drzwi, bo ka偶dy chcia艂 je otworzy膰 pierwszy, i omal nie przewr贸cili Jewgienija, kt贸ry w艂a艣nie wchodzi艂 do izby.
Ukucn膮艂, roze艣miany, i pozwoli艂 si臋 wy艣ciska膰 ca艂ej tr贸jce. Elise, troch臋 zawstydzona, poca艂owa艂a go szybko, po czym zarumieniona spu艣ci艂a wzrok.
Reijo przypomnia艂 sobie matk臋 dziewczynki, Eve, do kt贸rej Elise coraz bardziej si臋 upodabnia艂a. Na pewno wyro艣nie na pi臋kn膮 dziewczyn臋. Czu艂, 偶e w przysz艂o艣ci mo偶e si臋 to sta膰 przyczyn膮 konflikt贸w mi臋dzy Maj膮 a jej przybran膮 siostr膮.
Reijo wzi膮艂 na r臋ce swoj膮 c贸rk臋 i podszed艂 do Rosjanina, kt贸ry, przemawiaj膮c weso艂o, rozdawa艂 dzieciom torby ze s艂odyczami, wielkie jak p贸艂 worka z m膮k膮. Takie przynajmniej wydawa艂y si臋 maluchom.
- Tylko nie zjedzcie wszystkiego na raz - upomina艂 Reijo, cho膰 wiedzia艂, 偶e i tak go nie pos艂uchaj膮.
Domy艣la艂 si臋, 偶e trudno je b臋dzie dzi艣 nam贸wi膰 na kolacj臋 i 偶e nie uniknie k艂opot贸w z bol膮cymi brzuchami p贸藕nym wieczorem. Otoczy艂y ko艂em Jewgienija, p贸ki nie rozda艂 im toreb z cukierkami, a potem wycofa艂y si臋 i ukry艂y za domem. Usiad艂y grzecznie i zaspokoiwszy apetyt na s艂odycze, wesz艂y po cichutku do chaty i szybko prze艣lizn臋艂y si臋 do swej izby, w kt贸rej zapad艂a podejrzana cisza.
Jewgienij ch艂on膮艂 widok roztaczaj膮cy si臋 z okien. Pla偶a, rzeka wp艂ywaj膮ca do fiordu, ska艂y schodz膮ce do wody.
- Tutaj mieszkali艣cie? - zapyta艂.
- To dom mojego ojca - wyja艣ni艂 Reijo. - Raija mieszka艂a kawa艂ek dalej st膮d, nad rzek膮. Chata sta艂a w艣r贸d drzew bardziej w g艂臋bi l膮du. Raija nie lubi艂a wysokich wzniesie艅 i 藕le znosi艂a rozko艂ysane morze.
Jewgienij u艣miechn膮艂 si臋:
- Zdaje si臋, 偶e na 鈥濻ankt Niko艂aju鈥 jej to przesz艂o. Ale rzeczywi艣cie, nie przepada艂a za morzem.
Reijo bez trudu przysz艂o uwierzy膰 w jego s艂owa.
- Sta艂a mi si臋 jeszcze bli偶sza, kiedy zobaczy艂em to miejsce - rzek艂 Jewgienij wywa偶onym tonem. - Mo偶e to zabrzmi troch臋 niedorzecznie, ale zawsze zdawa艂a mi si臋 taka odleg艂a, rozmywa艂a mi si臋 w pami臋ci. I dlatego nie mia艂em czym karmi膰 swojej t臋sknoty. My艣la艂em w贸wczas o wszystkich tych miejscach, o kt贸rych mi opowiada艂a, i pr贸bowa艂em je sobie wyobrazi膰. Pr贸bowa艂em wyobrazi膰 sobie jej 偶ycie. By艂o to prawie niemo偶liwe, ale podtrzymywa艂o mnie na duchu, kiedy potrzebowa艂em otuchy.
Reijo zapragn膮艂 ofiarowa膰 temu m臋偶czy藕nie co艣, co nada艂oby sens jego 偶yciu. Ale nie m贸g艂.
Nie wiedzia艂 nawet, czy Raija by potrafi艂a, cho膰 Jewgienij 艣wi臋cie w to wierzy艂.
B臋dzie wierzy艂 dop贸ty, dop贸ki Raija nie zniszczy jego marze艅 albo ich nie umocni.
Je艣li Jewgienij nigdy nie odnajdzie Raiji, do ko艅ca 偶ycia tkwi膰 b臋dzie w pr贸偶ni.
Reijo bliski by艂 zadania Jewgienijowi tego samego pytania, kt贸re us艂ysza艂 od niego poprzedniego wieczoru: Co takiego jest w Raiji, na czym polega ten jej tajemniczy urok?
Ale chyba nikt nie potrafi艂by tego wyja艣ni膰. Zdawa艂 sobie z tego spraw臋, cho膰 do ko艅ca nie by艂 pewien.
Raija by艂a po prostu sob膮.
- Zostaniesz tu d艂ugo? - zapyta艂, 偶eby zmieni膰 temat.
- Nie mamy nic na sprzeda偶 - u艣miechn膮艂 si臋 Jewgienij. - Moi ludzie nie pojmuj膮, dlaczego nie wracamy. S膮 niespokojni, chc膮 p艂yn膮膰 z powrotem do 偶on i kochanek.
- Mo偶ecie narazi膰 si臋 na k艂opoty, je偶eli kupcy pomy艣l膮, 偶e przyp艂yn臋li艣cie na jarmark z towarami...
Jewgienij pokiwa艂 g艂ow膮 zamy艣lony.
- Nie pomy艣la艂em o tym. Tak, rzeczywi艣cie, odp艂yniemy, ale najpierw musz臋 si臋 napatrze膰 na to miejsce...
Cokolwiek by Reijo powiedzia艂, nie u艣mierzy艂oby to i tak cierpienia tego m臋偶czyzny.
- Poka偶臋 dzieciakom 鈥濻ankt Niko艂aja鈥. Mo偶e im si臋 spodoba.
Reijo przytakn膮艂.
Wizyta Rosjanina stanowi艂a urozmaicenie szarej codzienno艣ci. Dla nich wszystkich.
Dotarli do miejsca, gdzie dolina si臋 rozszerza艂a, i ich oczom ukaza艂 si臋 widok na fiord. Na Raiji krajobraz 贸w wywar艂 tak silne wra偶enie, 偶e odwr贸ci艂a si臋 gwa艂townie i odesz艂a na bok.
- Pi臋knie tu - odezwa艂 si臋 Matti. - Chocia偶 wyobra偶a艂em sobie bardziej otwart膮 przestrze艅. - I rozwar艂 szeroko ramiona, jakby chcia艂 pokaza膰, o co mu chodzi.
- Raija zawsze narzeka艂a, 偶e te pi臋trz膮ce si臋 nad wod膮 szczyty trzymaj膮 j膮 w 偶elaznym u艣cisku - u艣miechn膮艂 si臋 Mikkal.
- Ale las niczym si臋 nie r贸偶ni od tego w naszych stronach.
Matti zmru偶y艂 oczy i zapatrzy艂 si臋 w zielone pasmo ci膮gn膮ce si臋 wzd艂u偶 doliny a偶 po sam fiord.
- To sosny - wyja艣ni艂 Mikkal. - Niemal takie same jak w Finlandii. Chyba dlatego fi艅scy przesiedle艅cy czuj膮 si臋 tu jak w domu, mimo 偶e szczyty zas艂aniaj膮 widok i nie przepuszczaj膮 s艂onecznych promieni.
Aleksanteri tak偶e po raz pierwszy znalaz艂 si臋 w tych stronach. Nigdy nie ci膮gn臋艂o go nad fiord Lyngen, bo i c贸偶 mia艂 do roboty w tych stronach. Zreszt膮 nie przepada艂 za g贸rami.
- W膮tpi臋, czy zasn臋 tu spokojnie - oznajmi艂. - Nie mog臋 si臋 oprze膰 wra偶eniu, 偶e jakie艣 g贸rskie trolle przez ca艂y czas nie spuszczaj膮 nas z oczu...
Raija, zatoczywszy ko艂o, wraca艂a powoli. Podesz艂a do Mikkala i wsun臋艂a r臋k臋 w jego d艂o艅. Ju偶 dawno nie czu艂a si臋 taka bezradna.
Przyt艂oczy艂y j膮 wspomnienia z przesz艂o艣ci, te dobre i te bolesne. O偶y艂y w niej na nowo z niezwyk艂膮 si艂膮. Nie musia艂a nawet przymyka膰 oczu, 偶eby zobaczy膰 obrazy z czas贸w, kiedy mieszka艂a w wiosce po艂o偶onej u st贸p g贸r.
- Raiju, przecie偶 prze偶y艂a艣 tu tak偶e dobre chwile - pociesza艂 艂agodnie Mikkal, g艂aszcz膮c ukochan膮 po w艂osach i przytulaj膮c, jakby chcia艂 j膮 os艂oni膰. - Bywa艂a艣 tu szcz臋艣liwa.
- Ale nie to najbardziej zapada w pami臋膰 - odpowiedzia艂a.
Wszystko w niej protestowa艂o przeciwko temu, by jecha膰 w d贸艂 do osady. Ba艂a si臋 nie tylko tego, 偶e spotka kogo艣 znajomego, ale i tego, 偶e zostanie rozpoznana i pojmana przez 偶o艂nierzy.
Poza tym l臋ka艂a si臋 spotkania z dzie膰mi, za kt贸rymi tak t臋skni艂a, cho膰 jeszcze wi臋ksz膮 trwog膮 nape艂nia艂a j膮 my艣l, 偶e mo偶e ich tu nie zasta膰.
- One mnie nie poznaj膮, Mikkalu - szepta艂a, a z jej twarzy wyziera艂 strach. - Nie pami臋taj膮 mnie!
- Ale Reijo przecie偶 ci臋 nie zapomnia艂 - odpar艂 trze藕wo Mikkal. - A ja przez ca艂y czas b臋d臋 przy tobie. Nie zostawi臋 ci臋! Nigdy ci臋 nie opuszcz臋, Ma艂y Kruku. Nic nie mo偶e nas rozdzieli膰. Nie zrezygnuj臋 z ciebie.
S艂owa ukochanego troch臋 uspokoi艂y Raij臋, ale strach nadal tkwi艂 w jej sercu jak cier艅.
- My艣la艂em, 偶e Skibotn jest wi臋ksze - przerwa艂 im Matti, spogl膮daj膮c w stron臋 fiordu spod przy艂o偶onej do czo艂a d艂oni, a w jego g艂osie zabrzmia艂 cie艅 zawodu.
- To, co widzisz, to tylko fragment osady, wi臋kszo艣膰 domostw ci膮gnie si臋 wzd艂u偶 fiordu.
- A gdzie ty mieszka艂a艣, Raiju?
Dziewczyna poci膮gn臋艂a brata nieco wy偶ej i wskazuj膮c r臋k膮, zapyta艂a:
- Widzisz rzek臋? Pokiwa艂 g艂ow膮.
- Mieszka艂am tam, gdzie rzeka tworzy zakole, niemal przy samym uj艣ciu do fiordu. Zaraz obok wznosi si臋 strome zbocze, a z drugiej strony ro艣nie las. Teraz 艣nieg zakry艂 wszystko i nie wida膰 dok艂adnie...
Matti uwa偶nie 艣ledzi艂 miejsce, kt贸re wskazywa艂a dr偶膮c膮 d艂oni膮.
- Widz臋 jaki艣 cie艅...
- Tak, tam na lewo. To jest chata, kt贸r膮 Kalle zbudowa艂 razem z Reijo. Nie przypuszczali nawet, 偶e jeden i drugi b臋dzie w niej gospodarzem. Mieszkaj膮 tam teraz pewnie jacy艣 obcy ludzie, zreszt膮 ja tak偶e czu艂am si臋 w niej obco. Wcale mnie tam nie ci膮gnie.
- A Reijo? Nie wprowadzi艂 si臋 tam? - pyta艂 z zapa艂em Matti. Chcia艂 wiedzie膰 wszystko, co mia艂o jakikolwiek zwi膮zek z siostr膮.
- Reijo z pewno艣ci膮 by tam nie wr贸ci艂. - Raija spogl膮da艂a w dal i wskazuj膮c palcem punkt nad samym fiordem, doda艂a: - Reijo mieszka艂 z ojcem na samym brzegu. Widzisz wrzynaj膮cy si臋 w morze przyl膮dek? Antti Kesaniemi wybudowa艂 tam pierwsz膮 w osadzie chat臋 z bali. Wielu nie podoba艂o si臋, 偶e Kwen ma lepszy dom ni偶 miejscowi.
- Chata z bali to przecie偶 偶aden zbytek - zdziwi艂 si臋 Matti.
- Dla tych, co mieszkaj膮 w ziemiankach, i owszem - wtr膮ci艂 si臋 Mikkal.
- To co, jedziemy od razu? - dowiadywa艂 si臋 Matti, a w jego g艂osie wyczuwa艂o si臋 zniecierpliwienie. Nie pojmowa艂, dlaczego Raija zwleka. Zauwa偶y艂 jednak, 偶e im bli偶ej byli celu, tym bardziej stawa艂a si臋 niespokojna. Po co przeci膮ga膰 co艣, na co czeka艂o si臋 a偶 dwa lata? zastanawia艂 si臋.
- A je艣li wie艣ci o procesie o czary dotar艂y i tu... - odezwa艂a si臋 Raija. - Je艣li i tu mnie szukaj膮?
- W膮tpi臋 - orzek艂 Mikkal. - Vardo le偶y daleko st膮d. Tak daleko nie dotrze 偶adna plotka.
Raija ba艂a si臋 uwierzy膰 jego s艂owom. Oddycha艂a z trudem, a w g艂owie ko艂ata艂a jej tylko jedna my艣l: Tak blisko ju偶... tak blisko...
Strach, wielki i dr偶膮cy, umiejscowi艂 si臋 w okolicach brzucha. Raija czu艂a zawroty g艂owy i md艂o艣ci.
Tak bardzo si臋 l臋ka艂a rozczarowania!
Bardzo mo偶liwe, 偶e w osadzie nie ma ani Reijo, ani dzieci.
Jednocze艣nie jednak trudno jej by艂o sobie wyobrazi膰, by Reijo powr贸ci艂 do wioski, gdzie prowadzili sklep. W ich domu nad morzem zamieszka艂 przecie偶 Nils.
Reijo nie czu艂 si臋 zwi膮zany z tamtym miejscem. Jego prawdziwy dom, z kt贸rym 艂膮czy艂o go wiele wspomnie艅, stal w Skibotn.
Poza tym wiedzia艂, 偶e tutaj Raija b臋dzie go szuka膰.
Ale mo偶e si臋 myli...
Zapragn臋艂a odwlec ten moment, cho膰 odrobin臋, tak by jeszcze przez jaki艣 czas mog艂a 偶y膰 nadziej膮.
Tak 艂atwo zniszczy膰 marzenia, cienkie i kruche jak szk艂o. Pewno艣膰 mo偶e okaza膰 si臋 trudna do zniesienia.
- Mikkalu, nie wiem, czy si臋 odwa偶臋...
Przytuli艂 j膮 mocno do piersi i otoczywszy silnymi ramionami, pochyli艂 si臋 nad ni膮, jakby chcia艂 zas艂oni膰 przed ca艂ym 艣wiatem, ch艂odem i nieprzyjemnym wiatrem. Jakby poza nimi dwojgiem nic nie istnia艂o. Wargami dotkn膮艂 leciutko czo艂a Raiji, powi贸d艂 po 艂ukach brwi i skroniach. Poprawi艂 niesforny lok, kt贸ry opad艂 jej na oko.
Uspokoi艂a si臋 i powoli odzyskiwa艂a poczucie bezpiecze艅stwa. Ukochany upewni艂 j膮, 偶e nigdy nie b臋dzie zdana wy艂膮cznie na siebie.
- Jeste艣 silna, male艅ka. Odwa偶ysz si臋, je艣li tylko to sobie postanowisz. Moja Raija poradzi sobie ze wszystkim. Nie ugniesz karku, Ma艂y Kruku, nawet je艣li inni, z pozoru silniejsi, ulegn膮.
- P贸jdziesz ze mn膮?
Obj膮艂 j膮, jakby chcia艂 uczyni膰 tak siln膮 i pewn膮 siebie, jak o niej m贸wi艂.
- P贸jd臋 z tob膮, ale tylko ty mo偶esz uczyni膰 to, co nale偶y.
- Bardzo ci臋 b臋d臋 potrzebowa艂a, Mikkalu - rzek艂a s艂abym g艂osem. - Kiedy mnie trzymasz za r臋k臋, czuj臋 si臋 spokojniejsza.
- Nie jeste艣, Raiju, sama. P贸ki oddycham, zawsze b臋d臋 przy tobie. Przecie偶 nigdy tak naprawd臋 si臋 nie rozstali艣my, prawda? Nawet gdy dzieli艂a nas odleg艂o艣膰, 偶adne z nas nie by艂o samo. P贸ki my艣li unosz膮 si臋 w przestrzeni jak ptaki, nic nie mo偶e nas roz艂膮czy膰!
Raija wiedzia艂a, 偶e Mikkal ma racj臋. Gdyby on potrzebowa艂 wsparcia, nie zabrak艂oby jej odwagi. By艂aby dla niego niczym ska艂a. Ale teraz chodzi艂o o ni膮 sam膮.
Ze zdenerwowania ugi臋艂y si臋 pod ni膮 nogi i 艣cisn臋艂o j膮 w 偶o艂膮dku.
- Tyle rozmy艣la艂am o tym wszystkim - wyszepta艂a. - Noc膮 nie mog艂am zmru偶y膰 oka, a dzi艣 przez ca艂y dzie艅 nawet nie patrzy艂am na drog臋. W g艂owie mam jeden wielki chaos. Tak bardzo si臋 boj臋, Mikkalu. Tak okropnie si臋 l臋kam, 偶e one mnie nie poznaj膮. Boj臋 si臋 swojej reakcji i swoich uczu膰. 艢miertelnie l臋kam si臋, 偶e...
- ...偶e zostaniesz odrzucona? Jak dobrze j膮 rozumia艂! Przytakn臋艂a w milczeniu.
Prze艣ladowa艂 j膮 okropny koszmar: 偶e dzieci poznaj膮 w niej matk臋, ale nie zechc膮 mie膰 z ni膮 nic wsp贸lnego. 呕e potraktuj膮 j膮 jak dalek膮 krewn膮.
- W tej chwili wszystko wydaje ci si臋 straszne, ale kiedy zrobisz pierwszy krok, reszta jako艣 si臋 u艂o偶y.
Raija zagryz艂a wargi do b贸lu.
- Wiem - przyzna艂a w ko艅cu. - Rozum mi to m贸wi, ale serce 艣ciska mi 偶elazna obr臋cz....
Opar艂a policzek o uszyty ze sk贸ry renifera kaftan Mikkala. Ciep艂o mi臋kkiego futra dobrze jej zrobi艂o. Zapragn臋艂a nagle sta膰 si臋 na powr贸t beztroskim dzieckiem nad 艂agodnymi brzegami rzeki Torne.
- Coraz lepiej rozumiem mojego ojca - wyzna艂a cicho, a po jej policzkach pop艂yn膮艂 strumie艅 艂ez, zrodzonych z l臋ku i cierpienia. - Przez tyle lat go nienawidzi艂am. Tyle czasu zmarnowa艂am w dzieci艅stwie, piel臋gnuj膮c w sobie nienawi艣膰 do niego za to, 偶e mnie odes艂a艂 z domu. Nie dochodzi艂o do mojej 艣wiadomo艣ci, 偶e ojciec uczyni艂 to dla mojego dobra. Kierowa艂a nim wy艂膮cznie troska o mnie, sam prze偶y艂 piek艂o, mama chyba te偶. O tym, 偶e cierpia艂am, nie m贸g艂 przecie偶 wiedzie膰. On si臋 po艣wi臋ci艂, z艂o偶y艂 ofiar臋 w imi臋 mi艂o艣ci do mnie...
- Nie mo偶esz por贸wnywa膰...
- Ale por贸wnuj臋. Zamilk艂a na chwil臋.
- Tak, por贸wnuj臋, Mikkalu. Bo moje dzieci tak偶e nie rozumiej膮, dlaczego opu艣ci艂am je na tak d艂ugo. Bo i jak maj膮 zrozumie膰? Wiedz膮 tylko jedno, 偶e matki nie ma przy nich. Na pewno zastanawiaj膮 si臋, dlaczego, i same szukaj膮 wyja艣nienia. Jestem pewna, 偶e w g艂臋bi serca czuj膮 z艂o艣膰. To naturalne w takiej sytuacji. Nie chcia艂abym ujrze膰 nienawi艣ci w oczach kt贸regokolwiek z moich dzieci. Tak bardzo je kocham, Mikkalu. Nie potrafi臋 偶y膰 ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e cho膰 jedno z nich mnie nienawidzi.
- Ma艂y Kruku, je艣li trzeba, cz艂owiek potrafi wiele znie艣膰.
- To samo powiedzia艂 mi tata dawno, dawno temu. Doda艂 te偶, 偶e kiedy艣 to zrozumiem.
- One tak偶e zrozumiej膮, kiedy dorosn膮. Mo偶e los ich oszcz臋dzi i nie b臋d膮 musia艂y uczyni膰 tego, do czego by艂 zmuszony tw贸j ojciec i ty, ale na pewno niejednokrotnie stan膮 przed trudnym wyborem. Czasem cz艂owiek musi post膮pi膰 wbrew sobie, nawet je艣li serce mu p臋ka.
- Nigdy nie rozumia艂am ojca lepiej ni偶 teraz. Mikkal nie wypuszcza艂 Raiji z ramion. Stali ciasno przytuleni, a on czule sca艂owywa艂 艂zy z jej policzk贸w.
- Kiedy艣 staniemy si臋, Raiju, prawdziw膮 rodzin膮. Obiecuj臋 ci, znajdziemy prawdziwe szcz臋艣cie... - Zmusi艂 usta do u艣miechu. - Nie pami臋tasz, 偶e Elle ci to wywr贸偶y艂a?
Raija pami臋ta艂a s艂owa starej ciotki Mikkala, ale nie by艂a ju偶 pewna, czy powinna dawa膰 im wiar臋.
- Jeste艣 gotowa pojecha膰 tam teraz?
Mikkal odsun膮艂 ukochan膮 na odleg艂o艣膰 ramion i popatrzy艂 na ni膮 badawczo. Zauwa偶y艂, jak pociemnia艂y jej oczy, i domy艣li艂 si臋, 偶e nadal trudno jej uczyni膰 ten pierwszy krok.
- Chyba nigdy nie b臋d臋 gotowa - rzek艂a, ci臋偶ko prze艂ykaj膮c 艣lin臋. Za ka偶dym razem, gdy rzuca艂a spojrzenie na le偶膮c膮 nad fiordem osad臋, sztywnia艂a.
Matti i Aleksanteri pr贸bowali j膮 zrozumie膰, Ailo jednak nie pojmowa艂, dlaczego zatrzymali si臋 na tak d艂ugo w miejscu, kt贸re nie nadaje si臋 na obozowisko. Przecie偶 nie rozbij膮 si臋 na wysokim wzg贸rzu, gdzie hula wiatr.
- Musz臋 to zrobi膰 - powiedzia艂a wreszcie Raija i u艣cisn臋艂a d艂o艅 Mikkala, po czym niezbyt szybkim krokiem pod膮偶y艂a w stron臋 pu艂k贸w.
Czu艂a w 艣rodku, jak ca艂a dygocze. R臋ce jej si臋 trz臋s艂y. Zdo艂a艂a jednak wzi膮膰 si臋 w gar艣膰.
呕eby tylko dzieci nie odwr贸ci艂y si臋 od niej! 呕eby jej nie odtr膮ci艂y!
Wi臋c jednak pisane jej by艂o wr贸ci膰 w te strony! Kiedy st膮d wyje偶d偶a艂a, nie spodziewa艂a si臋, 偶e to kiedykolwiek nast膮pi. Nawet nie zada艂a sobie wtedy trudu, by si臋 obejrze膰 za siebie, przekonana, 偶e 呕egna si臋 z tym miejscem na zawsze.
Mikkal zatrzyma艂 si臋 niemal nad samym fiordem, blisko rzeki na p艂askiej r贸wninie pokrytej teraz warstw膮 艣niegu.
W tej okolicy zimy bywa艂y 艂agodniejsze, z mniejsz膮 ilo艣ci膮 opad贸w. To chyba jedyna zaleta Skibotn, pomy艣la艂a Raija.
Nie docenia艂a tego, kiedy tu zamyka艂 si臋 ca艂y jej 艣wiat.
Dom, w kt贸rym w贸wczas mieszka艂a, znajdowa艂 si臋 troch臋 dalej, na drugim brzegu rzeki, ale Raija celowo odwraca艂a wzrok, nie mia艂a ochoty go widzie膰.
- Nigdy nie przepada艂em za mieszka艅cami wsi i zawsze wola艂em trzyma膰 si臋 od nich z daleka - u艣miechn膮艂 si臋 krzywo Mikkal. - Tutaj jest 艂adnie! Blisko st膮d do fiordu, nie na tyle jednak, by nas kto艣 tu n臋ka艂. Nie chodzi o dzisiejszy dzie艅, ale o kolejne, kiedy na jarmark zjad膮 r贸偶ni ludzie.
Raija ochoczo przysta艂a na t臋 propozycj臋, upatruj膮c w tym szans臋, 偶eby jeszcze troch臋 odwlec moment spotkania z Reijo i dzie膰mi.
Zdawa艂o jej si臋, 偶e stanowczo zbyt szybko uporali si臋 z ustawieniem jurty, zgromadzeniem opa艂u i przygotowaniem posi艂ku.
Aleksanteri by艂 ju偶 bardzo wyczerpany. Kiedy usi艂owa艂 si臋 u艣miecha膰, na jego twarzy malowa艂 si臋 grymas. Matti jednak nie m贸g艂 sobie znale藕膰 miejsca. Dotar艂 do Ruiji! Ci膮gn臋艂o go, by zobaczy膰 to wszystko, o czym tyle s艂ysza艂. By艂 偶膮dny nowych wra偶e艅. Nie mia艂 ochoty siedzie膰 w namiocie, kiedy w pobli偶u szykowano si臋 do jarmarku.
Ruszyli wi臋c na dwoje sa艅: dwaj m臋偶czy藕ni i drobna kobieta, kt贸ra im by艂a bli偶ej celu, tym mniej mia艂a odwagi.
- Chyba najpierw pojad臋 z wami na plac targowy - zagadn臋艂a Mikkal a. - Kto艣 musi by膰 z Mattim, a ja wola艂abym nie i艣膰 sama do chaty na przyl膮dku.
Mikkal przejrza艂 bez trudu, 偶e to tylko wybieg z jej strony. Sparali偶owana strachem, pr贸bowa艂a odwlec moment spotkania z dzie膰mi. Darowa艂 sobie jednak pouczenia, 偶e w ten spos贸b, tylko pogarsza spraw臋.
- Nie zostaniemy tu d艂ugo - uprzedzi艂 j膮, przywi膮zuj膮c zwierz臋ta w pobli偶u bud targowych.
Pokiwa艂a g艂ow膮, ale Mikkal wcale nie by艂 przekonany, czy naprawd臋 si臋 z nim zgadza.
Na jarmark przyby艂o ju偶 wiele ludzi. Pierwszego dnia wszyscy kr膮偶yli od straganu do straganu i ogl膮dali towary. Ale nie by艂o jeszcze tak t艂oczno, jak zwykle w porze targ贸w.
Na pewno do wieczora i nazajutrz zjad膮 si臋 t艂umy sprzedaj膮cych i kupuj膮cych. Spotkaj膮 si臋 znajomi. Zapanuje gwar. Obce zapachy zmieszaj膮 si臋 z tymi dobrze znanymi.
Z jarmarkami wi膮za艂y si臋 chyba jej najmilsze wspomnienia ze Skibotn.
- O rany! - wymamrota艂 Matti i ca艂kiem odj臋艂o mu mow臋. Rozgl膮da艂 si臋 zaciekawiony na prawo i lewo. - Tu chyba zgromadzono wszystkie cuda 艣wiata! - wo艂a艂 do Raiji i Mikkala.
Raija u艣miechn臋艂a si臋 z lekkim smutkiem.
- Kiedy艣 te偶 tak s膮dzi艂am - powiedzia艂a cicho, gdy Matti zn贸w od艂膮czy艂 si臋 od nich, 偶eby popatrze膰 z bliska na te wszystkie niezwyk艂o艣ci.
Nareszcie co艣 interesuj膮cego po tej d艂ugiej wyprawie po bezkresnym o艣nie偶onym p艂askowy偶u, na kt贸rym nie by艂o o co zahaczy膰 spojrzeniem, pomy艣la艂.
- Popatrz, w fiordzie zacumowa艂a szkuta - pokaza艂 r臋k膮 Mikkal.
Raija zastyg艂a na moment, ale zaraz si臋 rozlu藕ni艂a.
- Rosjanie - rzek艂a niemal zupe艂nie normalnym g艂osem, w kt贸rym mo偶na by艂o wyczu膰 jedynie leciutkie dr偶enie. - Tylko oni p艂ywaj膮 na takich nieforemnych statkach, kt贸re przypominaj膮 cielne krowy, czy偶 nie?
Mikkal roze艣mia艂 si臋 wraz z ni膮 i czule j膮 obj膮艂.
- Och, moja ty Raiju, ty masz wyobra藕ni臋! Nigdy bym nie skojarzy艂 statku z cieln膮 krow膮, ale gdy mi to powiedzia艂a艣, widz臋 wyra藕ne podobie艅stwo.
- Tobie tak偶e nie brakuje fantazji, w ko艅cu kto pierwszy nazwa艂 mnie Krukiem?
- Nie jakim艣 zwyk艂ym krukiem, tylko moim Ma艂ym Krukiem - poprawi艂 j膮. - Szczeg贸lnym, jedynym w swoim rodzaju. Dla mnie na zawsze pozostaniesz kim艣 wyj膮tkowym. Nigdy te偶 nie zapomn臋 tamtej chwili, kiedy zobaczy艂em ci臋 po raz pierwszy, ten obraz na zawsze zostanie w moim sercu. Pami臋tam, by艂a艣 za艂amana, ale zacisn臋艂a艣 z臋by, a wiatr rozwiewa艂 na wszystkie strony twoje niesforne w艂osy. Tak, by艂a艣 Ma艂ym Krukiem.
- Chyba w niczyich ustach to okre艣lenie nie brzmia艂oby r贸wnie pi臋knie, niemal jak mi艂osne wyznanie.
- Bo to jest mi艂osne wyznanie - odpar艂 i poca艂owa艂 j膮 w policzek. - Kocham ci臋, Ma艂y Kruku. Nigdy tego nie zapominaj! Cokolwiek by si臋 sta艂o, musisz o tym pami臋ta膰.
- Nie wymy艣li艂am dla ciebie 偶adnego specjalnego imienia, ale kocham ci臋 r贸wnie mocno.
Chcia艂a jeszcze co艣 doda膰, ale s艂owa uwi臋z艂y jej w gardle. 艢cisn膮wszy Mikkala za rami臋, wyszepta艂a tylko:
- O Bo偶e, Mikkalu, trzymaj mnie mocno! Sp贸jrz, to Reijo, prawda?
Z pocz膮tku mia艂 tylko niejasne przeczucie, 偶e kto艣 mu si臋 przygl膮da. Czu艂 na sobie czyj艣 pal膮cy wzrok. Dawno ju偶 nikt tak na niego nie patrzy艂. Tak, to musia艂a by膰 kobieta.
Skoro kobiety nadal uwa偶aj膮, 偶e wart jest ich spojrzenia, to chyba powinno go to cieszy膰!
Odwr贸ci艂 si臋 i uchwyci艂 jaki艣 przelotny b艂ysk, poniewa偶 nie mia艂 odwagi podnie艣膰 oczu na d艂u偶ej ni偶 u艂amek sekundy.
Stan膮艂 gwa艂townie, jakby zatrzymany przez wichur臋 i rozszala艂e morze. Jakby wszystkie 偶ywio艂y sprzysi臋g艂y si臋 przeciwko niemu. Jakby nie m贸g艂 si臋 wyrwa膰 z sennego koszmaru...
Zobaczy艂 dwoje czarnow艂osych ludzi w lapo艅skich strojach. Stali przytuleni, tacy sobie bliscy i patrzyli wprost na niego.
Ona wygl膮da艂a jak ma艂a puchata kulka, cala odziana w futra. Nawet na nogach mia艂a sk贸rzane spodnie i nakolanniki, kt贸re jej si臋ga艂y do po艂owy ud. Spod czapki wystawa艂y czarne, d艂ugie do ramion w艂osy.
Reijo widywa艂 j膮 ju偶 w najprzer贸偶niejszych strojach, ale ten pasowa艂 do niej najlepiej. By艂a w nim sob膮, wolna i nieujarzmiona. Jedwabne suknie z koronkami i bufiaste r臋kawy nigdy nie odzwierciedla艂y prawdziwej natury Raiji.
Nie kocha艂 jej tak, jak m膮偶 powinien kocha膰 swoj膮 偶on臋. Ale darzy艂 j膮 uczuciem, kt贸rego nie potrafi艂 okre艣li膰, a kt贸rego nikt, poza Raij膮, nie by艂 w stanie poj膮膰.
Dawno temu sama powiedzia艂a, 偶e istnieje wiele rodzaj贸w mi艂o艣ci.
Mikkal wypu艣ci艂 Raij臋 z obj臋膰 i lekko popchn膮艂 w plecy:
- Id藕! To Reijo, nic si臋 nie zmieni艂.
Raija z oci膮ganiem zrobi艂a krok naprz贸d. Niepewnie. Zatrzyma艂a si臋, ale gdy dostrzeg艂a jego twarz, pozna艂a, 偶e on j膮 kocha r贸wnie mocno jak ona jego. 呕e nie 偶ywi do niej nienawi艣ci.
Rzuci艂a si臋 ku niemu, a on ruszy艂 ku niej. Spotkali si臋 na skraju targowiska, zas艂oni臋ci kilkoma budami przed spojrzeniami ciekawskich. Cho膰 wok贸艂 k艂臋bi艂 si臋 t艂um, oni stali niemal zupe艂nie sami.
Reijo otworzy艂 ramiona i z dr偶eniem przycisn膮艂 j膮 mocno do piersi. Przez d艂ug膮 chwil臋 nie zwalnia艂 u艣cisku, ci膮gle nie dowierzaj膮c, 偶e to ona, prawdziwa Raija. Odchyli艂 si臋 w ty艂 i popatrzy艂 jej w twarz.
P艂akali oboje.
Ka偶de z nich wtuli艂o twarz w rami臋 drugiego i przez d艂ug膮 chwil臋 tak trwali nieporuszeni.
Przywitanie mo偶e by膰 r贸wnie rozdzieraj膮ce jak po偶egnanie.
- Wr贸ci艂a艣 - odezwa艂 si臋 wreszcie dr偶膮cym g艂osem. Zdj膮艂 r臋kawic臋 i otar艂 艂zy z jej twarzy. - Czy nic ci nie grozi? - wpad艂a mu do g艂owy nag艂a my艣l.
Rozejrza艂 si臋 dooko艂a, ale nie zauwa偶y艂 niczego podejrzanego.
Mikkal, kt贸ry podszed艂 wolno, us艂ysza艂 pytanie Reijo.
- Nie wiemy - odpowiedzia艂. - Ale nie mogli艣my d艂u偶ej zosta膰 w Finlandii. Raija z t臋sknoty omal nie oszala艂a...
Reijo wypu艣ci艂 Raij臋 z r膮k i u艣cisn膮艂 mocno d艂o艅 przyjaciela.
- Jak dobrze was widzie膰 - odrzek艂, nie kryj膮c, jak bardzo wzruszy艂o i uszcz臋艣liwi艂o go to spotkanie. - Cho膰 z jednej strony troch臋 si臋 l臋kam, z drugiej czuj臋 niewypowiedzian膮 ulg臋 - doda艂, obrzucaj膮c wzrokiem Raij臋. - Ci膮gle o was my艣la艂em i zastanawia艂em si臋, co si臋 z wami dzieje. Czy w og贸le b臋dziecie mogli wr贸ci膰.
- Niewiele brakowa艂o - przyzna艂a Raija. - Ale chyba chroni mnie jaka艣 opieku艅cza d艂o艅, mimo wszystko, bo w ko艅cu wychodz臋 ca艂o z wi臋kszo艣ci opa艂贸w...
Mikkal popatrzy艂 na ni膮 z czu艂o艣ci膮, a napotkawszy wzrok Reijo, rzek艂:
- Pogaw臋dzimy p贸藕niej. My艣l臋, 偶e potrzebujecie poby膰 chwil臋 sami. Musicie porozmawia膰...
Reijo spogl膮da艂 to na niego, to na Raij臋. Na d艂u偶ej zatrzyma艂 wzrok na przyjacielu, kt贸rego nie widzia艂 od tamtej pory, kiedy uratowali Raij臋 przed stosem.
- Czy to nie dotyczy tak偶e ciebie, Mikkalu? Przecie偶 wszystko, co wi膮偶e si臋 z Raij膮 i ze mn膮, 艂膮czy si臋 te偶 z twoim 偶yciem. Nie chc臋, 偶eby艣 sta艂 z boku.
Mikkal potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.
- Raija i ja jeste艣my co do tego zgodni. Ona wie, o czym m贸wi臋 i co czuj臋. Zreszt膮 na pewno rozumiesz. - U艣miechn膮艂 si臋 i doda艂: - Chc臋, 偶eby艣cie mieli dla siebie troch臋 czasu. M贸j honor nie pozwala mi zachowa膰 si臋 inaczej.
Reijo poj膮艂. Mikkal zawsze by艂 bardzo dumny, niemal tak samo jak Raija, kt贸ra nie chcia艂a si臋 ugi膮膰 ani odrobin臋. Jedynie Mikkalowi gotowa by艂a ust膮pi膰.
Przy nim ta harda kobieta stawa艂a si臋 mi臋kka jak wosk.
- Niech b臋dzie - ust膮pi艂 Reijo. - Ale odwiedzicie mnie w chacie oboje. Nie za艣niemy d艂ugo w noc. Przygotuj臋 najlepsze jedzenie i b臋dziemy gaw臋dzi膰 tak d艂ugo, p贸ki nie spuchn膮 nam szcz臋ki.
Charakterystyczna twarz Mikkala rozja艣ni艂a si臋 w szerokim u艣miechu.
- Pogadamy sobie, Reijo. I zapewniam ci臋, 偶e nie zasn臋 pierwszy. - R臋k膮 wskaza艂 przej艣cie mi臋dzy budami i doda艂: - Pochodz臋 sobie w pobli偶u. Gdzie艣 tu powinien by膰 Matti. Mo偶e uda mi si臋 go troch臋 okie艂zna膰... Raija u艣miechn臋艂a si臋 i wspi膮wszy si臋 na palcach, poca艂owa艂a go leciutko w policzek.
- Nie zajmie nam to wiele czasu, Mikkalu. I pami臋taj, 偶e obieca艂e艣 p贸j艣膰 ze mn膮.
Pog艂adzi艂 j膮 delikatnie po twarzy.
Reijo zwr贸ci艂 uwag臋 na niezwyk艂膮 czu艂o艣膰, z jak膮 to uczyni艂. Nadal darzyli si臋 p艂omiennym uczuciem, ale wzajemne zrozumienie i dojrza艂o艣膰 to by艂o co艣 nowego w ich zwi膮zku. Wcze艣niej 艂膮czy艂y ich marzenia i t臋sknota przesycona nami臋tno艣ci膮. Spotykali si臋 ukradkiem, po艣piesznie, nigdy nie mieli do艣膰 czasu. Teraz przebywali ze sob膮 na co dzie艅 przez przesz艂o dwa lata. Szara codzienno艣膰 potrafi zniszczy膰 niejeden zwi膮zek. Albo wzmocni膰 go tysi膮cem nierozerwalnych nici.
- Nie zapomnia艂em, kochanie - odrzek艂 Mikkal cierpliwie, ciep艂o i 艂agodnie. - Zawsze dotrzymuj臋 s艂owa.
- Wiem o tym, Mikkalu - uca艂owa艂a go raz jeszcze. - Jestem niem膮dra, tak tylko mi przysz艂o do g艂owy.
- Zosta艅 tu razem z Reijo, Ma艂y Kruku, mnie zawsze znajdziesz.
Kiwn臋艂a g艂ow膮 i odprowadza艂a go spojrzeniem, p贸ki nie znikn膮艂 jej z oczu. Dopiero w贸wczas odwr贸ci艂a si臋 do Reijo.
- Mi臋dzy wami nic si臋 nie zmieni艂o? - zapyta艂.
- W艂a艣ciwie nie - pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Cho膰 przez d艂ugi czas byli艣my nierozumni. Boczyli艣my si臋 na siebie, troch臋 k艂贸cili艣my. Zbyt d艂ugo traktowali艣my nasz zwi膮zek jako co艣 oczywistego. Ale teraz... - wzi臋艂a g艂臋bszy wdech i rozpromieni艂a si臋. - Teraz, Reijo, jestem szcz臋艣liwa. Stanowimy jedno. Nigdy nie odczuwa艂am takiej harmonii. W艂a艣ciwie bez 偶adnego specjalnego powodu, po prostu tak jest i ju偶! Dlatego, 偶e on to on, a ja to ja, i dlatego, 偶e jeste艣my razem.
- Ciesz臋 si臋 z tego powodu.
Usiedli na jakich艣 skrzyniach ustawionych za jedn膮 z bud, sk膮d roztacza艂 si臋 widok na fiord. Po drugiej jego stronie szczyty wznosi艂y si臋 majestatycznie ku niebu. Patrzyli daleko, tam gdzie fiord si臋 ko艅czy艂, a zaczyna艂o prawdziwe, otwarte wielkie morze.
Raija dostrzeg艂a przyl膮dek i ch艂ostan膮 sztormem chat臋 z bali zbudowan膮 w艂asnymi r臋kami przez Anttiego Kesaniemi.
- Tak, mieszkam tam - odpar艂, odczytawszy z jej oczu nieme pytanie. - Mieszkamy.
- Jak one si臋 maj膮?
Raija poblad艂a, zacisn臋艂a usta i skrzy偶owa艂a r臋ce na piersi. Palce wpi艂a w przedrami臋. Strach sprawi艂, 偶e zas艂oni艂a si臋 jak tarcz膮 nawet przed Reijo, kt贸rego przecie偶 darzy艂a niepoj臋tym uczuciem.
- Dobrze - odpar艂. - Chodz膮 najedzone, maj膮 w co si臋 ubra膰. Mamy dach nad g艂ow膮. Maj膮 wszystko, co mog艂em im zapewni膰. Kocham je tak...
- ...jak kocha艂by艣 swoje - doko艅czy艂a Raija, u艣miechaj膮c si臋 blado. - Jedno z nich jest twoje.
Reijo roz艂o偶y艂 r臋ce.
- Dla mnie one wszystkie s膮 moje. Nie potrafi臋 my艣le膰 inaczej. S膮 takie r贸偶ne, ale wszystkie wspania艂e. Tak to czuj臋.
Takie wyznanie powinno wywo艂a膰 rado艣膰 w jej sercu, ona tymczasem nie mog艂a pozby膰 si臋 uczucia goryczy.
Reijo jest cudownym ojcem, pomy艣la艂a, ale ja nie zawsze potrafi艂am by膰 r贸wnie dobr膮 matk膮.
Prawd臋 powiedziawszy, nie sprawdzi艂a si臋 w tej roli. Pope艂ni艂a mn贸stwo b艂臋d贸w, sprawi艂a wiele rozczarowa艅...
Ale przecie偶 pragn臋艂a dla swych dzieci tego, co najlepsze.
Tylko 偶e one by艂y za ma艂e, 偶eby to zrozumie膰.
Reijo wyczu艂 jej przygn臋bienie i domy艣li艂 si臋, co sprawi艂o, 偶e oczy jej pociemnia艂y i zadr偶a艂y k膮ciki ust. Obj膮艂 j膮 ramieniem i u艣cisn膮艂 lekko.
- Opowiada艂em im o tobie. Nie zapomnia艂y ci臋, kochana Raiju. Dba艂em o to, 偶eby zachowa艂y wspomnienia. T艂umaczy艂em, 偶e nie opu艣ci艂a艣 ich z w艂asnej woli, 偶e musia艂a艣 ucieka膰, 偶eby zachowa膰 偶ycie. Ze kto艣 chcia艂 ci臋 skrzywdzi膰...
- To brzmi jak bajka - odezwa艂a si臋 Raija ze smutkiem. - Domy艣lam si臋, co czuj膮. Ale uczyni臋 wszystko co w mojej mocy, 偶eby odzyska膰 ich zaufanie. Ich mi艂o艣膰... - Podnios艂a wzrok i napotka艂a spojrzenie zielonych oczu Reijo, wok贸艂 kt贸rych pojawi艂a si臋 siateczka zmarszczek. Poza tym nic si臋 nie zmieni艂, w艂osy mia艂 nadal p艂owe i emanowa艂a ze艅 ta sama dobro膰. Nie by艂 chyba ju偶 taki za艂amany. Zapewne otrz膮sn膮艂 si臋 troch臋 po stracie ukochanej z Bergen, dziewczyny, kt贸rej nie dane by艂o 偶y膰 i nada膰 sens jego 偶yciu.
- Mikkal mia艂 racj臋, m贸wi膮c, 偶e omal nie oszala艂am z t臋sknoty. Ma艂o brakowa艂o, bym straci艂a rozum. Przekona艂am si臋, jak cienka jest ta granica. Czu艂am, 偶e t臋sknota z偶era mnie od 艣rodka... Tak si臋 boj臋, Reijo.
- Musisz da膰 dzieciom troch臋 czasu - m贸wi艂 Reijo, wci膮偶 j膮 obejmuj膮c. - Potrzeba b臋dzie wi臋cej ni偶 jeden dzie艅, nim si臋 przyzwyczaj膮, 偶e wr贸ci艂a艣. Rozumiesz, co mam na my艣li?
Raija pokiwa艂a g艂ow膮.
- Nie zamierzam wtargn膮膰 w ich 偶ycie znienacka i wyrwa膰 ich st膮d. Bo wiem, 偶e mog艂yby mnie za to znienawidzi膰. Ale i tak si臋 l臋kam. Nadal jestem przewra偶liwiona, 艣miertelnie przera偶a mnie my艣l, 偶e mog臋 zosta膰 odtr膮cona...
- M贸wisz o Mai - stwierdzi艂, a Raija nawet nie musia艂a tego potwierdza膰. Reijo zna艂 j膮 dobrze.
- Ona t臋skni za tob膮 chyba najbardziej ze wszystkich - dorzuci艂 po chwili. - Ale za nic w 艣wiecie by si臋 do tego nie przyzna艂a. Zmaga si臋 ze swoimi wspomnieniami. Wyros艂a na osobliw膮 ma艂膮 dam臋, wra偶liw膮 i siln膮 r贸wnocze艣nie. Tak bardzo jest podobna do Mikkala, 偶e to a偶 niesamowite. Ale w 艣rodku zupe艂nie przypomina mi ciebie. My艣l臋, 偶e by艂a艣 taka sama jako ma艂a dziewczynka.
- Odnalaz艂am moj膮 rodzin臋 - wtr膮ci艂a Raija. - Ojciec nie 偶yje, a mama ponownie wysz艂a za m膮偶. A Matti do艂膮czy艂 do nas. Ma teraz pi臋tna艣cie lat, Reijo. Polubisz go, cho膰 przez niego przyby艂 mi niejeden siwy w艂os...
- Jak tam by艂o?
Raija odpar艂a szczerze:
- Niezbyt dobrze, opowiem ci o wszystkim potem, bo teraz chcia艂abym si臋 dowiedzie膰 czego艣 wi臋cej o naszych dzieciach.
- Elise jest zupe艂nie podobna do Evy, r贸wnie cicha jak ona. Ro艣nie na prawdziw膮 pi臋kno艣膰. Ju偶 teraz wyczuwam zgrzyty mi臋dzy ni膮 a Maj膮, kt贸ra nie lubi, 偶eby kto艣 inny przyci膮ga艂 wi臋ksz膮 uwag臋 ni偶 ona. Elise jest najdok艂adniejsza i bierze na swoje barki wi臋kszo艣膰 domowych prac, ona pilnuje pozosta艂ych i poczuwa si臋 do odpowiedzialno艣ci za wszystko. Ci膮gle mi si臋 wydaje, 偶e jest zbyt obci膮偶ona obowi膮zkami. To taka ma艂a mateczka... Knut: 艂obuziak, dzikus, wierny sojusznik Mai. Podziwia j膮 艣lepo i pr贸buje na艣ladowa膰 we wszystkim. Ale r贸wnocze艣nie 艂atwo go zrani膰. Chcia艂by nie tylko dor贸wna膰, ale wr臋cz prze艣cign膮膰 Maj臋; nie udaje mu si臋 to nigdy. Nie odnajduj臋 w nim podobie艅stwa do ciebie, za to do z艂udzenia przypomina mi Kallego.
- A Ida?
Reijo rozpromieni艂 si臋.
- Ma艂y troll - rzek艂 ciep艂o. - Tak, tak, po prawdzie serce bije mi dla niej ciut mocniej. Jest taka male艅ka, ale zgrabniutka. Jako niemowl臋 zupe艂nie by艂a podobna do mnie, teraz jednak coraz cz臋艣ciej, patrz膮c na ni膮, dostrzegam twoj膮 twarz, twoje gesty. Ze wszystkich twoich dzieci ona najbardziej przypomina ciebie. Male艅ka Raija, tyle 偶e jej w艂osy maj膮 inn膮 barw臋.
- Czy by艂by艣 w stanie je odda膰?
Reijo g艂臋boko odetchn膮艂 i cicho wyzna艂:
- My艣lisz, 偶e nie zadawa艂em sobie tego pytania wielokrotnie? Zmuszanie nas do tego, 偶eby艣my 偶yli ze sob膮, by艂oby naigrywaniem si臋 z losu. 呕ywi臋 do ciebie wielkie uczucie, ale to nie jest prawdziwa mi艂o艣膰. My艣l臋, 偶e z tob膮 jest podobnie. - D艂ugo spogl膮da艂 na Raij臋 i by艂 pewien, 偶e zrozumia艂a, zanim jeszcze wym贸wi艂 te s艂owa: - My艣l臋, 偶e uda mi si臋 odnale藕膰 sens 偶ycia. Ale 偶eby tak si臋 sta艂o, musz臋 st膮d wyjecha膰. Nie zdo艂am u艂o偶y膰 sobie 偶ycia na nowo, je艣li nadal b臋d臋 mieszka膰 z tob膮 i dzie膰mi. B臋d臋 je cz臋sto odwiedza艂, nigdy nie przestan臋 ich kocha膰, ale nie wiem, czy s艂uszne by艂oby ulokowanie w nich wszystkich marze艅. Mam dwadzie艣cia pi臋膰 lat, to jeszcze nie tak wiele. My艣l臋, 偶e los szykuje co艣 jeszcze dla Reijo Kesaniemi, co艣 wy艂膮cznie dla niego.
- Rozumiem, 偶e musi up艂yn膮膰 troch臋 czasu - rzek艂a Raija. - Nie zamierzam niczego przy艣piesza膰. Wiem jedynie, 偶e nie wyjad臋 st膮d bez nich.
Reijo wsta艂 i trzymaj膮c d艂onie Raiji w swoich, popatrzy艂 na ni膮.
- Uda ci si臋 - rzek艂. - Odzyskasz je, one nale偶膮 przecie偶 do ciebie! Teraz wr贸c臋 do chaty i przygotuj臋 dzieci na to spotkanie, a wy z Mikkalem przyjdziecie troch臋 p贸藕niej.
Raija pokiwa艂a g艂ow膮.
- Znajd臋 go, dzi臋kuj臋 ci, Reijo, 偶e rozumiesz. U艣miechn膮艂 si臋 szeroko.
- To si臋 chyba nie zmieni. Zawsze b臋dziemy si臋 rozumie膰, prawda? Mo偶e to tak偶e jest mi艂o艣膰... - rzuci艂 na odchodnym.
Raija wysz艂a zza budy. Nie zdawa艂a sobie zupe艂nie sprawy z tego, 偶e od momentu gdy przybyli z Mikkalem na plac targowy, 艣ledzi j膮 para oczu. Nie mia艂a poj臋cia, 偶e jej 偶ycie w艂a艣nie tu i teraz zmieni bieg, gwa艂townie i w spos贸b niezrozumia艂y dla nikogo.
Raija bieg艂a, przepe艂niona nadziej膮 na rych艂e szcz臋艣cie.
Wszystkie tropy prowadzi艂y do Lyngen.
Instynkt tak偶e podpowiada艂 mu, 偶eby jej szuka膰 w rzadko zaludnionej osadzie nad fiordem, do kt贸rej trzy razy w roku zje偶d偶ali na jarmark ludzie z r贸偶nych stron: z wybrze偶a, z g艂臋bi l膮du, a nawet zza granicy. 艢ci膮gali tu nie tylko po to, by sprzeda膰 przywiezione towary i kupi膰 to, co najpotrzebniejsze, ale tak偶e po to, by spotka膰 znajomych.
Hans Fredrik nie wierzy艂 swemu szcz臋艣ciu, kiedy si臋 dowiedzia艂, 偶e w艂a艣nie tutaj dorasta艂a.
Miejscowi nadal j膮 pami臋tali. To, co o niej opowiadali, tylko utwierdzi艂o go w przekonaniu, 偶e trafnie j膮 os膮dzi艂.
By艂a niebezpieczna. Od dziecka sia艂a niezgod臋. Jej m膮偶 nie powr贸ci艂 z po艂ow贸w na p贸艂nocy. Por贸偶ni艂a ze sob膮 ojca i syna. Sprowokowa艂a 艣mier膰...
Ludzie utrzymywali, 偶e nie 偶yje. Podobno tak rozg艂osi艂 Reijo, kt贸ry wr贸ci艂 w rodzinne strony i mieszka艂 teraz razem z czw贸rk膮 dzieci w chacie na przyl膮dku.
Hans Fredrik nie mia艂 wcze艣niej poj臋cia o dzieciach. By膰 mo偶e kto艣 czego艣 nie dopatrzy艂 i informacja o tym nie dotar艂a do niego.
Ale teraz ta wiadomo艣膰 mog艂a mu si臋 przyda膰.
Pragn膮艂 ujrze膰 t臋 czarownic臋 偶yw膮. Dozna艂by zawodu, gdyby si臋 okaza艂o, 偶e umar艂a. To tak, jakby zabra膰 komu艣 co艣 sprzed nosa. Jakby wytr膮ci膰 z r臋ki najsmaczniejszy k膮sek.
Nie m贸g艂 si臋 doczeka膰 konfrontacji z wied藕m膮. Chcia艂 zmierzy膰 si臋 z ni膮 i udowodni膰, 偶e to on ma wi臋ksz膮 moc. Gdyby nie 偶y艂a, nie dosz艂oby do spotkania, a to oznacza艂oby jej zwyci臋stwo.
Oczywi艣cie, po艣le j膮 na 艣mier膰, tak jak sobie zaplanowa艂, ale to on ustali por臋.
Postanowi艂 porozmawia膰 z jej m臋偶em, z Reijo Kesaniemi. Co do tego, 偶e wydusi z niego prawd臋, nie mia艂 najmniejszych w膮tpliwo艣ci. Ludzie s膮 dziwnie s艂abi na punkcie swoich bachor贸w. Hans Fredrik nigdy nie potrafi艂 tego zrozumie膰.
Wystarczy troch臋 przycisn膮膰 dzieciaka, a nawet najwi臋kszych uparciuch贸w sk艂oni si臋 do m贸wienia.
Szkoda, 偶e nie zna艂 tego szczeg贸艂u z jej 偶ycia, kiedy wi臋zi艂 j膮 w lochach twierdzy Vardohus. Zdusi艂by w贸wczas jej 偶elazny up贸r i nie trzeba by by艂o, w trosce o zachowanie pozor贸w, spali膰 na stosie niew艂a艣ciwej kobiety.
Hans Fredrik przyjrza艂 si臋 dobrze temu Reijo. Pozna艂, 偶e to twardy orzech do zgryzienia - je艣li u偶y膰 zwyk艂ych 艣rodk贸w. Tacy jak on potrafi膮 wiele znie艣膰. W tym przypadku as w r臋kawie w postaci dzieciak贸w mo偶e si臋 okaza膰 bardzo przydatny.
Nastawi艂 si臋 ju偶 na rozmow臋 z Kesaniemi, gdy nagle okaza艂o si臋 to niepotrzebne.
Ona wcale nie umar艂a!
Przeciwnie, wygl膮da艂a na osob臋 bardzo 偶ywotn膮. Przechadza艂a si臋 po placu targowym w obj臋ciach jakiego艣 Lapo艅czyka. 艢wiata nie widzieli poza sob膮.
Potem spotkali Reijo.
Krew si臋 nie pola艂a i nie wygl膮da艂o na to, 偶e si臋 k艂贸c膮. Czym innym to wyt艂umaczy膰, jak nie czarami? Na og贸艂 m膮偶 i kochanek nie 艣ciskaj膮 sobie przyja藕nie d艂oni i nie gaw臋dz膮 ze sob膮 serdecznie!
Obserwowa艂 ich, nie mog膮c oderwa膰 od niej wzroku. Nie wygl膮da艂a jak tamta kobieta, kt贸r膮 wrzucili do morza, nie przypomina艂a wychudzonego dziewcz臋cia, kt贸re przypala艂 偶elazem, smaga艂 pejczem, rozci膮ga艂 na kole tortur. Tej, kt贸rej wymierza艂 razy, a ona na wrzaski i z艂owrogi szept reagowa艂a jednakowo: plu艂a mu w twarz i odmawia艂a zezna艅.
Tamta kobieta by艂a dzik膮, przepe艂nion膮 nienawi艣ci膮 kotk膮, kt贸r膮 usi艂owa艂 poskromi膰.
Ta, kt贸r膮 ujrza艂 tutaj, sprawia艂a wra偶enie troch臋 zagubionej, ale pe艂nej 偶ycia, a przy tym 艂agodnej.
- To ona! Tylko 偶e mami ludziom wzrok! - Hans Fredrik Feldt m贸wi艂 do siebie, a偶eby nie ulec czarom. - Patrz膮 na ni膮 i widz膮 kogo艣 innego! Jest gro藕na, bardzo gro藕na! Ale ja j膮 powstrzymam. I udowodni臋, 偶e nikt nie ma prawa wystawia膰 mnie na po艣miewisko. Nie dam si臋 pokona膰!
Kiedy rozsta艂a si臋 z m臋偶em i ka偶de ruszy艂o w swoj膮 stron臋, zrozumia艂, 偶e nadesz艂a pora dzia艂ania.
Poczeka艂, a偶 Reijo zniknie. Wola艂 za艂atwi膰 to bez 艣wiadk贸w, gotowych jej przyj艣膰 z pomoc膮.
Co prawda ona ma w艂asn膮 bro艅, ale teraz czary jej nie pomog膮, pomy艣la艂 i 艣cisn膮艂 mocniej strzelb臋.
Wychyli艂 si臋 z ukrycia i pobieg艂 za ni膮. 艢nieg st艂umi艂 odg艂os jego krok贸w.
Gdy zorientowa艂a si臋, 偶e kto艣 j膮 goni, by艂o ju偶 za p贸藕no.
Ten kto艣 zakry艂 d艂oni膮 jej usta i poci膮gn膮艂 za budy, gdzie nie by艂o 偶ywej duszy.
- Dobry Bo偶e - j臋kn臋艂a Raija bezsilnie.
Kiedy zobaczy艂a, kto przed ni膮 stoi z wycelowan膮 strzelb膮, wola艂aby ju偶 nie 偶y膰.
Nie tak mia艂o by膰!
A tak si臋 cieszy艂a! Ju偶 naprawd臋 niewiele dzieli艂o j膮 od tego, by poczu膰 pe艂ni臋 szcz臋艣cia...
Za艣mia艂 si臋 chrapliwie, a oczy zal艣ni艂y mu jak w贸wczas, gdy przypala艂 j膮 偶elazem. Dok艂adnie to zapami臋ta艂a.
- My艣la艂a艣, 偶e ci si臋 uda, Ritvo - Raiju?
Raija wzdrygn臋艂a si臋 i wbi艂a w niego przera偶ony wzrok.
Zna艂 jej imi臋!
- Zdziwiona? - za艣mia艂 si臋. - Dowiedzia艂em si臋, kim jeste艣. Zabra艂o mi to dwa lata, ale poprzysi膮g艂em sobie, 偶e znajd臋 ci臋 nawet, gdyby mi przysz艂o po艣wi臋ci膰 na to ca艂e 偶ycie. Nie ma wi臋c o czym m贸wi膰. Trzeba przyzna膰, 偶e sprytnie wymy艣li艂a艣, podaj膮c si臋 za Ritv臋. Ale i tak ci臋 przejrza艂em!
Raija nic nie odpowiedzia艂a, usi艂uj膮c zachowa膰 zimn膮 krew.
Tutaj nie mo偶e mnie spali膰 na stosie, pomy艣la艂a trze藕wo. Skoro wytrzyma艂am tortury tego potwora, dam sobie rad臋 i teraz.
- Latem pos艂a艂em na stos m艂od膮 kobiet臋 o imieniu Ritva. Zosta艂o to tak upozorowane, 偶e wszyscy my艣leli, i偶 to ty. Zreszt膮 ulepiona by艂a z tej samej gliny. Podczas przes艂ucha艅 prawie nie krzycza艂a, a na stosie sta艂a dumna niczym sam diabe艂.
Raija poblad艂a. Co艣 jakby poluzowa艂o si臋 w jej 偶o艂膮dku, wezbra艂o niczym wiosenny potok nios膮cy szlam...
Nie zdo艂a艂a prze艂kn膮膰 艣liny, nie potrafi艂a si臋 opanowa膰 i zwymiotowa艂a mu wprost pod nogi.
Mimo 偶e uzna艂 to za obraz臋, m贸wi艂 dalej. Nie mia艂a wyj艣cia, musia艂a go s艂ucha膰. By艂a ca艂kowicie w jego mocy...
Trzyma艂 w gar艣ci pot臋偶n膮 czarownic臋.
Zawsze wiedzia艂, 偶e jest od niej silniejszy.
Kobieta, nawet je艣li chroni j膮 szatan, nigdy nie zdo艂a zyska膰 nad nim w艂adzy!
- Wiem o tobie wszystko - s艂ysza艂a przeci膮g艂y, aksamitny g艂os kapitana. Prycha艂 jak zadowolony, syty kocur. - Wiem, 偶e masz m臋偶a, dzieci, dowiedzia艂em si臋, gdzie mieszkaj膮. I nie zawaham si臋 wykorzysta膰 ich do w艂asnych cel贸w. Nie jestem s艂abeuszem i nie pozwalam, 偶eby uczucia kierowa艂y moim post臋powaniem. Znany jestem z bezwzgl臋dno艣ci. Nikt mnie dot膮d nie z艂ama艂 i nikomu nie uda艂o si臋 zrobi膰 rysy na moim wizerunku. I tobie si臋 to te偶 nie uda.
Poczu艂a, jak ogarnia j膮 lodowaty strach.
A wi臋c wie o Reijo i o dzieciach. Teraz dopiero sta艂 si臋 rzeczywi艣cie gro藕ny.
Nikt nie o艣mieli si臋 tkn膮膰 jej dzieci! A szczeg贸lnie ten potw贸r.
- Wsz臋dzie ci臋 znajd臋! Nie zaprzestan臋 poszukiwa艅, nawet je艣li teraz zdo艂asz mi si臋 wymkn膮膰. Jestem cierpliwy, mog臋 po艣wi臋ci膰 na to nawet ca艂e 偶ycie. Mam do艣膰 si艂y, do艣膰 m臋skiej odwagi, by temu podo艂a膰.
Raija wbi艂a w niego nienawistne spojrzenie. Z ciemnych oczu posypa艂y si臋 b艂yskawice.
Nie zdradzi si臋, 偶e uda艂o mu si臋 j膮 przerazi膰!
- Jeste艣 szale艅cem - cisn臋艂a.
Wymierzy艂 jej siarczysty policzek i zmru偶y艂 oczy, kt贸re przypomina艂y teraz w膮skie szparki. Zaci艣ni臋te, dr偶膮ce wargi a偶 pobiela艂y.
- Nie o艣mielaj si臋 mnie tak nazywa膰! Nie jestem ob艂膮kany! S艂yszysz! Nie chc臋 tego wi臋cej s艂ysze膰! Zamierza艂em ci da膰 troch臋 czasu, ale sama przy艣pieszasz wyrok!
Mikkal razem z Mattim przechadzali si臋 od straganu do straganu. Wabi艂y ich r贸偶norodne cuda, ale przez ca艂y czas konsekwentnie opierali si臋 pokusom.
- Jaki jest ten Reijo? - zapyta艂 Matti.
- Wspania艂y - odrzek艂 Mikkal bez namys艂u. - Zaraz po Raiji i mojej rodzinie to cz艂owiek, kt贸rego lubi臋 najbardziej. Jest taki, jaki powinien by膰 przyjaciel, je艣li rozumiesz, co mam na my艣li.
- Rozumiem - odpar艂 Matti. - Cho膰 inne sprawy pozostaj膮 dla mnie niejasne.
Mikkal u艣miechn膮艂 si臋 lekko.
- Nawet nie staraj si臋 ich poj膮膰. I nie pr贸buj ocenia膰 Raiji! Zaakceptuj j膮 po prostu tak膮, jaka jest. Ona bardzo ci臋 kocha. To, 偶e ci臋 odnalaz艂a, bardzo wiele dla niej znaczy.
Matti zamilk艂. Takie rozmowy nie by艂y 艂atwe dla pi臋tnastoletniego ch艂opca. Pragn膮艂 by膰 doros艂y, ale kr臋powa艂o go m贸wienie o uczuciach. Wydawa艂o mu si臋 to takie ma艂o m臋skie. Co prawda w ustach Mikkala takie s艂owa nie razi艂y, ale sam nawet nie chcia艂 pr贸bowa膰.
- Co b臋dzie teraz?
- Musimy zatrzyma膰 si臋 tutaj na par臋 dni. Raija nie wyjedzie st膮d bez dzieci.
- A ty wyjecha艂by艣 bez Raiji?
- Nie, o ile mnie sama o to nie poprosi. Bez niej moje 偶ycie traci sens...
Matti nie odpowiedzia艂. Znowu ten sam trudny temat! 呕eby przerwa膰 k艂opotliwe milczenie, zapyta艂:
- Nie wydaje ci si臋, 偶e co艣 d艂ugo jej nie ma? Mikkal pomy艣la艂 o tym samym, tym bardziej 偶e u艣wiadomi艂 sobie nagle, i偶 ju偶 dobr膮 chwil臋 temu widzia艂 Reijo oddalaj膮cego si臋 w kierunku przyl膮dka.
艢cisn臋艂o go w 偶o艂膮dku.
Chyba jest za nerwowy. Co mo偶e jej tu grozi膰... A je艣li?
Musi ukry膰 sw贸j l臋k przed Mattim! Ch艂opak uwa偶a go za prawdziwego m臋偶czyzn臋, kt贸ry niczego si臋 nie boi. Zdziwi艂by si臋, jak wiele mu brakuje do takiego idea艂u.
- Rozejrzyjmy si臋, trzeba jej poszuka膰! - rzuci艂 lekko i ruszy艂 tak szybko na skraj placu targowego, 偶e Matti musia艂 podbiec, 偶eby dotrzyma膰 mu kroku. Nie zdarza艂o si臋 to na co dzie艅.
Mikkal nigdy nie widzia艂 m臋偶czyzny, kt贸rego Raija nazwa艂a 鈥濸otworem z Vardo鈥. Opisa艂a go jednak tak trafnie, 偶e Mikkal od razu go rozpozna艂.
B艂yskawicznie popchn膮艂 Mattiego na bok, 偶eby ch艂opak nie zosta艂 zauwa偶ony, i sykn膮艂 przez zaci艣ni臋te z臋by:
- Nie wychod藕 st膮d!
Sam za艣 skierowa艂 swe kroki ku tamtym, jakby nie zauwa偶aj膮c broni w r臋ku obcego m臋偶czyzny.
Uczyni艂 to 艣wiadomie w imi臋 mi艂o艣ci do Raiji.
Raija nie czu艂a strachu, kiedy oprawca w ni膮 wycelowa艂. Pomy艣la艂a nawet, 偶e je艣li j膮 zastrzeli, przynajmniej dzieci b臋d膮 bezpieczne. Ich 偶ycie by艂o dla niej cenniejsze ni偶 w艂asne.
Skoro ju偶 kto艣 musi umrze膰, niech to b臋dzie ona.
Oczy kapitana zal艣ni艂y gro藕nym blaskiem. By艂 bliski spe艂nienia swojej gro藕by. Bliski wykonania egzekucji. Rzuciwszy mu w twarz, 偶e jest szale艅cem, Raija dotkn臋艂a czu艂ego punktu.
Mikkal pojawi艂 si臋 bezg艂o艣nie. Raija us艂ysza艂a cichy niczym tchnienie wiatru szept. Dopiero d艂ugo po wszystkim u艣wiadomi艂a sobie, 偶e Mikkal wyda艂 wtedy komu艣 jakie艣 polecenie. Jego pojawienie si臋 kompletnie zaskoczy艂o Feldta.
Mikkal zlekcewa偶y艂 艣miertelnie niebezpiecznego Potwora z Vardo.
Odrzuci艂 kij i mocno utykaj膮c, podszed艂 do Raiji. W jego postaci by艂o co艣 majestatycznego.
Wyci膮gn膮wszy r臋ce, odezwa艂 si臋 po lapo艅sku:
- Chod藕, kochanie! Chod藕 do mnie. On nie mo偶e ci nic zrobi膰.
Feldt, kt贸ry nie rozumia艂 po lapo艅sku, uzna艂 to za kolejny afront.
Raija przesun臋艂a si臋 o krok w stron臋 Mikkala. S膮dzi艂a, 偶e szaleniec zrezygnuje, 偶e przy 艣wiadku wr贸ci mu rozs膮dek i uzna swoj膮 pora偶k臋.
Dotkn臋li si臋 z Mikkalem opuszkami palc贸w. Poczu艂a ciep艂o p艂yn膮ce od ukochanego, poczu艂a jego si艂臋.
- On ci nic nie zrobi - powtarza艂 Mikkal, jakby zaklinaj膮c. Przez ca艂y czas patrzy艂 tylko na ni膮.
Ich d艂onie splot艂y si臋 ze sob膮. Mikkal u艣miechn膮艂 si臋, pochyli艂 si臋 nad ni膮 i poca艂owa艂.
Raija przymkn臋艂a oczy, l臋kaj膮c si臋 patrze膰 na Feldta. By膰 mo偶e w艂a艣nie poca艂unek sprowokowa艂 wystrza艂. Mo偶e okaza艂 si臋 iskr膮, kt贸ra wywo艂a艂a eksplozj臋 w chorym umy艣le tego m臋偶czyzny.
Feldt wycelowa艂 wprost w okryte sk贸rami plecy i przymkn膮wszy oczy, nacisn膮艂 na spust. Mia艂 nadziej臋, 偶e zabije ich oboje jednym strza艂em. Do rzeczywisto艣ci przywr贸ci艂 go przera藕liwy krzyk Raiji.
Nagle zda艂 sobie spraw臋, 偶e je艣li kto艣 go tutaj zobaczy, mo偶e mie膰 powa偶ne k艂opoty.
Przez kilka sekund patrzy艂 na zamieszanie wywo艂ane strza艂em.
- Jeszcze ci臋 znajd臋 - rzuci艂 z uporem, cho膰 nie by艂 pewien, czy Raija go rozumie. - Nawet gdybym mia艂 po艣wi臋ci膰 na to ca艂e 偶ycie!
A s艂ysz膮c krzyki i odg艂os krok贸w nadbiegaj膮cych ludzi, odwr贸ci艂 si臋, dosiad艂 konia i znikn膮艂.
Ludzie nie zorientowali si臋, co naprawd臋 si臋 wydarzy艂o, pomy艣la艂.
Ale czu艂 niedosyt.
Nadejdzie dzie艅, kiedy zada jej decyduj膮cy, 艣miertelny cios. Nic ju偶 go nie powstrzyma! Udowodni艂, 偶e ma do艣膰 si艂y, by unicestwi膰 czarownic臋. Wiedzia艂 ju偶, kim jest, i przekona艂 j膮, 偶e gdziekolwiek si臋 znajdzie, nigdzie i nigdy nie zazna spokoju.
Powietrzem targn膮艂 huk wystrza艂u. Mikkal drgn膮艂, odchyli艂 g艂ow臋, przerywaj膮c poca艂unek, i zesztywnia艂.
Tylko j臋k niedowierzania wydoby艂 si臋 z jego ust.
To ona krzycza艂a rozdzieraj膮co. I tuli艂a go mocno, jakby chcia艂a podtrzyma膰. Mimo to osun膮艂 si臋 na kolana i upad艂, barwi膮c 艣nieg krwi膮. Raija przez ca艂y czas nie wypuszcza艂a go z r膮k.
Us艂ysza艂a znienawidzony g艂os, ale nie rozumia艂a, co do niej m贸wi. A potem dobieg艂 j膮 gwar innych g艂os贸w i dostrzeg艂a zamazane sylwetki ludzi. Wszystko to wydawa艂o jej si臋 nierealne.
W ramionach trzyma艂a cz艂owieka najdro偶szego sercu, kt贸ry, wykrzywiaj膮c dziwnie twarz, porusza艂 pobiela艂ymi wargami, szepcz膮c:
- Kocham ci臋, Ma艂y Kruku! - Wbi艂 palce w jej ramiona. - Kocham ci臋...
Napotka艂 jej wzrok, widzia艂a, jak walczy. Chwyta艂 si臋 偶ycia, tak jak uczepi艂 si臋 jej. Si艂膮 woli, wy艂膮cznie si艂膮 woli...
- Ja tak偶e ci臋 kocham, Mikkalu, i zawsze b臋d臋 kocha膰 tylko ciebie...
- B膮d藕 szcz臋艣liwa... - szepn膮艂 i g艂os mu zamar艂. Raija po艂yka艂a 艂zy, walcz膮c z rozpacz膮. Z ca艂ych sil stara艂a si臋 by膰 dzielna, dzielniejsza ni偶 kiedykolwiek. Potrzebowa艂 tego.
Przywar艂a wargami do jego dr偶膮cych ust i poca艂owa艂a go.
Spojrzenie ukochanych oczu nape艂ni艂o si臋 szcz臋艣ciem i spokojem.
Nic wi臋cej ju偶 nie powiedzia艂. Nie by艂 w stanie nawet poruszy膰 palcami.
Coraz bardziej bezw艂adnym cia艂em wstrz膮sn臋艂y drgawki. Raija jednak nie oderwa艂a ust od warg Mikkala, p贸ki nie wyda艂 ostatniego tchnienia.
Zgas艂a ostatnia iskierka w jego spojrzeniu jak ga艣nie zalane wod膮 palenisko.
- Zegnaj, ukochany - wyszepta艂a. - Zegnaj! Zabra艂e艣 ze sob膮 艣wiat艂o. Kocham ci臋, Mikkalu, kocham tylko ciebie...
Ale on ju偶 nie s艂ysza艂 jej s艂贸w.
Reijo zbli偶a艂 si臋 do chaty, kiedy pad艂 strza艂. Zatrzyma艂 si臋 gwa艂townie.
W tej samej chwili 偶ycie na jarmarku zamar艂o.
Reijo rzuci艂 si臋 biegiem z powrotem, a w g艂owie ko艂ata艂a mu tylko jedna my艣l: Raija.
Ona zawsze 艣ci膮ga艂a na siebie nieszcz臋艣cia. Lgn臋艂y do niej jak muchy do syropu.
Nie mia艂 nawet cienia w膮tpliwo艣ci, 偶e i tym razem w co艣 si臋 wpl膮ta艂a.
Nim zd膮偶y艂 dobiec na plac, zauwa偶y艂 uciekaj膮cego na koniu m臋偶czyzn臋. Zwierz臋 nios艂o go prosto w le艣ny dukt Jecha艂 tak szybko, 偶e trudno by艂oby za nim nad膮偶y膰.
T艂um ludzi k艂臋bi艂 si臋 bardziej ni偶 mewy w porze l臋gowej.
Reijo przepycha艂 si臋 艂okciami, odsuwa艂, kogo si臋 da艂o, i kopa艂 w 艂ydki, nie wstydz膮c si臋 wcale swego zachowania.
Za wszelk膮 cen臋 musia艂 sprawdzi膰, co si臋 naprawd臋 wydarzy艂o. I stan膮膰 u boku Raiji.
Jacy艣 znajomi usi艂owali go zatrzyma膰.
- To ona, Reijo, nie umar艂a! A m贸wi艂e艣...
- To Raija, ubrana w str贸j lapo艅ski, ale to Raija... - powtarzali inni.
I wreszcie kto艣 z fa艂szywym wsp贸艂czuciem zawo艂a艂:
- Przepu艣膰cie go, przepu艣膰cie m臋偶a!
Reijo, cho膰 zabola艂 go z艂o艣liwy ton, nie przestawa艂 my艣le膰 o Raiji.
By艂a bliska spe艂nienia marze艅... tylko chwile dzieli艂y j膮 od momentu, w kt贸rym jej 偶ycie zn贸w nabra艂oby pe艂nego wymiaru.
T艂um si臋 rozst膮pi艂 i Reijo ju偶 swobodnie przedosta艂 si臋 na skraj targowiska.
Znalaz艂 si臋 za budami w tym samym miejscu, gdzie jeszcze przed chwil膮 rozmawia艂 z Raij膮.
By艂 pewien, 偶e to, co zobaczy艂, na zawsze zapadnie mu w pami臋膰.
Czy m贸g艂 temu zapobiec? Mo偶e to si臋 sta艂o dlatego, 偶e Raija zosta艂a sama? Dlaczego nie odprowadzi艂 jej do Mikkala?
Do oczu nap艂yn臋艂y mu 艂zy, pali艂y go policzki.
Poczu艂 si臋 nagle tak, jakby usz艂a z niego ca艂a energia, ale nogi same ponios艂y go do Raiji, 艣ciskaj膮cej odzian膮 w futra posta膰.
Opad艂 przed ni膮 na kolana. Dziewczyna trzyma艂a kurczowo ukochanego, nie czuj膮c nawet, 偶e palce skostnia艂y jej z zimna, a paznokcie ca艂kiem posinia艂y. Drobn膮 d艂oni膮, miejscami czerwon膮, miejscami rdzawobr膮zow膮 od zakrzep艂ej krwi, przyciska艂a plecy Mikkala, gdzie zia艂a okropna rana wielko艣ci pi臋艣ci.
Oczy Mikkala wpatrywa艂y si臋 nieruchomo w blade niebo.
Raija podnios艂a zapuchni臋t膮 od p艂aczu twarz i popatrzy艂a na Reijo przez 艂zy, kt贸re sp艂ywa艂y jej po policzkach nieprzerwanym strumieniem. Najwyra藕niej nie dociera艂o do niej, kogo ma przed sob膮.
Wszystko i wszyscy zdawali si臋 jej obcy.
Wreszcie wyrwa艂a si臋 z odr臋twienia i u艣wiadomi艂a sobie, 偶e jest przy niej Reijo. Mia偶d偶膮ce uczucie kompletnej samotno艣ci troch臋 ust膮pi艂o. Nie widzia艂a, 偶e ludzie t艂ocz膮 si臋, ciekawi s艂贸w, jakie padn膮 mi臋dzy ni膮 a m臋偶em. 艁ami膮cym si臋 g艂osem wyrzek艂a:
- Mikkal... Mikkal nie 偶yje, Reijo. Nie 偶yje.
I jeszcze mocniej przytuli艂a martwe cia艂o, jakby za nic w 艣wiecie nie chcia艂a wypu艣ci膰 z r膮k tego, kt贸ry nale偶a艂 tylko do niej.
Reijo zap艂aka艂 tak samo rozpaczliwie jak ona.
Jak偶e niezrozumia艂a i niepotrzebna wyda艂a mu si臋 ta 艣mier膰! Okrutny wyrok losu, kt贸ry nie po raz pierwszy tak bezlito艣nie obszed艂 si臋 z Raij膮.
A przecie偶 zas艂u偶y艂a na odrobin臋 szcz臋艣cia, na mi艂o艣膰!
Mikkal, kt贸rego 偶ycie tak偶e nie rozpieszcza艂o, by艂 jeszcze taki m艂ody! Tacy byli teraz szcz臋艣liwi!
- To ten Potw贸r z Vardo - wyszepta艂a Raija nieswoim g艂osem. - Celowa艂 we mnie... mnie powinien zabi膰. Mnie, nie Mikkala...
Reijo nie m贸g艂 znie艣膰 spojrzenia martwych oczu.
Dr偶膮cymi r臋kami, delikatnie, zamkn膮艂 powieki zmar艂emu, kt贸ry by艂 mu taki bliski. Nikogo tak dobrze nie rozumia艂. Przez ca艂e swoje 偶ycie nie spotka艂 drugiego m臋偶czyzny, kt贸rego darzy艂by tak膮 przyja藕ni膮.
Jaki sens mia艂a ta 艣mier膰?
W tym cz艂owieku tkwi艂o tak wiele dobra, kt贸re w pe艂ni ujawni艂o si臋 dopiero, gdy Raija sta艂a si臋 cz臋艣ci膮 jego codzienno艣ci.
Rozmawiali przed chwil膮 i patrzy艂 w oczy cz艂owieka spe艂nionego, planuj膮cego przysz艂o艣膰...
- Mo偶e pozazdro艣ci艂y go nam anio艂y - odezwa艂a si臋 Raija cienkim g艂osem. - By艂o nam tak dobrze... wida膰 mnie szcz臋艣cie nie jest pisane...
W t艂umie zn贸w rozleg艂 si臋 szum. Ludzie rozst膮pili si臋 z wyra藕n膮 niech臋ci膮.
Na jarmark przyby艂o kilku ludzi w贸jta, 偶eby przypilnowa膰 porz膮dku i przestrzegania prawa. B贸jki i walki na no偶e by艂y na porz膮dku dziennym podczas targ贸w, gdzie spotykali si臋 ludzie ze wschodu i zachodu, ludzie r贸偶ni膮cy si臋 kultur膮, j臋zykiem, tradycj膮. Zbyt cz臋sto przy u偶yciu si艂y rozwi膮zywano nieporozumienia i konflikty, ale strzelano rzadko. Ma艂o kto z mieszka艅c贸w tamtych teren贸w posiada艂 bro艅. Polowali za pomoc膮 side艂 i pu艂apek, nowomodna bro艅 do zabijania nie by艂a im potrzebna.
M臋偶czyzn, kt贸rzy wy艂onili si臋 z t艂umu, otacza艂a aura w艂adzy i si艂y.
Ludzie ich znali i woleli schodzi膰 im z drogi.
Stra偶nicy porz膮dku, kt贸rzy niejedno ju偶 widzieli, nie spodziewali si臋, 偶e ofiar膮 strzelaniny oka偶e si臋 Lapo艅czyk.
S膮dzili, 偶e jaki艣 kupiec albo szyper wyr贸wnuje porachunki, a w ka偶dym razie kto艣 z pozycj膮 i maj膮tkiem.
Emocje opad艂y, kiedy zobaczyli martwe cia艂o cz艂owieka odzianego w wilcz膮 sk贸r臋.
- Co tu si臋 sta艂o? - zapyta艂 jeden ze stra偶nik贸w po norwesku.
W艂a艣ciwie nie spodziewa艂 si臋 odpowiedzi, bo, jak dobrze wiedzia艂, niewielu spo艣r贸d tych dzikich koczownik贸w zna艂o j臋zyk norweski.
Tymczasem kobieta, kt贸ra obejmowa艂a martwe cia艂o, spojrza艂a na nich i odpowiedzia艂a nienagann膮 norweszczyzn膮:
- Zosta艂 zastrzelony. Nie 偶yje.
Drugi stra偶nik prawa przykucn膮艂 i obejrza艂 ran臋, g艂贸wnie z ciekawo艣ci. Niecz臋sto byli 艣wiadkami podobnych zdarze艅.
- Strza艂 w plecy - orzek艂.
- Chcia艂 mnie os艂oni膰 - powiedzia艂a Raija ju偶 wyra藕niej.
艁zy ci膮gle sp艂ywa艂y jej po policzkach, ale g艂os si臋 nie 艂ama艂. By膰 mo偶e pogarda, jak膮 dostrzeg艂a w oczach tych str贸偶贸w prawa, pomog艂a jej si臋 wzi膮膰 w gar艣膰.
Dla nich Mikkal nie by艂 cz艂owiekiem. Traktowali go jak zdechle zwierz臋.
Lapo艅czyk to cz艂owiek gorszej kategorii!
Na ni膮 patrzyli podobnie. Nie wiedzieli, z kim maj膮 do czynienia.
- Ta kula by艂a przeznaczona dla mnie, ale on mnie zas艂oni艂.
- A kto strzela艂? - us艂ysza艂a pogardliwe pytanie. - Zazdrosny rywal?
Raija pokr臋ci艂a g艂ow膮 ze smutkiem.
- Szaleniec - odrzek艂a cicho i mocniej chwyci艂a Mikkala. Gdyby pr贸bowali zabra膰 jego cia艂o, nie zdo艂aliby tego uczyni膰.
Chocia偶 martwy, nadal nale偶a艂 do niej. Teraz ju偶 anio艂owie nie musz膮 jej zazdro艣ci膰 szcz臋艣cia.
- Nazywa si臋 Hans Fredrik Feldt, przed paru laty pe艂ni艂 s艂u偶b臋 komendanta w twierdzy Vardohus. Nie wiem, co robi teraz, ale nie mia艂 na sobie munduru. Wygl膮da艂 jak w艂贸cz臋ga.
Stra偶nicy mrugn臋li do siebie, nawet nie sil膮c si臋 na zachowanie dyskrecji.
- Komendant, hm? Twierdza Vardohus? A sk膮d ty mo偶esz wiedzie膰 takie rzeczy? Kim jeste艣?
- Nazywam si臋 Raija Kesaniemi - odrzek艂a bez zaj膮kni臋cia i doda艂a twardym g艂osem: - Znam go, pozna艂am go tam.
Reijo chrz膮kn膮艂, 偶eby zwr贸ci膰 na siebie uwag臋, i dopiero w贸wczas ludzie w贸jta go dostrzegli.
- Raija jest moj膮 偶on膮. Nazywam si臋 Reijo Kesaniemi. Mog臋 potwierdzi膰, 偶e kapitan z twierdzy Vardohus jest nam dobrze znany. Skoro Raija twierdzi, 偶e go widzia艂a, to na pewno si臋 nie myli.
Unie艣li brwi. To jest 偶ona tego Kwena? Dziwne. Wygl膮da艂o bardziej, jakby by艂a 偶on膮 zabitego. Ale w takich sprawach 艂atwo o pomy艂k臋. Zreszt膮 ci Finowie nie dbaj膮 zbytnio o moralno艣膰. Mo偶e s膮 spokrewnieni z Lapo艅czykami?
- A kim on by艂, u diab艂a? - zapyta艂 stra偶nik, wskazuj膮c czubkiem buta na Mikkala.
Reijo wsta艂 zagniewany i warkn膮艂:
- Troch臋 szacunku dla zmar艂ego!
Reijo by艂 dobrze zbudowany, wygl膮da艂 na krzepkiego m臋偶czyzn臋. Ludzie w贸jta woleli z nim nie zadziera膰. O Finach kr膮偶y艂o wiele opowie艣ci. Podobno 艂atwo wpadaj膮 w z艂o艣膰. Z takimi nigdy nic nie wiadomo.
- Nazywa艂 si臋 Mikkal - dopowiedzia艂a kobieta. - Pehr - Mikkal.
- To znaczy Mikkal Persen - rzek艂 stra偶nik. Zn贸w jedno z tych beznadziejnych lapo艅skich imion. Te dzikusy twierdz膮, 偶e s膮 ochrzczeni, ale to tylko pozory... Mogliby przynajmniej mie膰 normalne, 艂atwe do wym贸wienia dla porz膮dnych ludzi, imiona. Imiona, kt贸re co艣 znacz膮.
Raija wykrzywi艂a twarz w grymasie, doskonale wiedz膮c, 偶e w Mikkalu reakcja stra偶nika wywo艂a艂aby niech臋膰. Dra偶ni艂y go wszelkie pr贸by wynaradawiania Lapo艅czyk贸w i narzucania im norweszczyzny. Uwa偶a艂 to za przejaw pogardy wobec jego ludu.
Ale jakie to mia艂o teraz znaczenie?
Mog膮 go sobie nazywa膰, jak chc膮.
- Sk膮d pochodzi?
- Z Yaranger - odpowiedzia艂a.
- Daleko stamt膮d na jarmark...
- Odprowadza艂 mnie - sk艂ama艂a Raija. - Jego matka przygarn臋艂a mnie, gdy by艂am dzieckiem. Opiekowa艂am si臋 ni膮, gdy偶 od kilku lat chorowa艂a. Niedawno umar艂a. A ja tu mieszkam...
- To znaczy przybrany brat?
Raija skin臋艂a g艂ow膮 i u艣miechn臋艂a si臋 blado:
- Tak, przybrany brat - powt贸rzy艂a.
- Czy kto艣 widzia艂, jak to si臋 sta艂o?
Matti wyst膮pi艂 z t艂umu, blady, ledwie trzymaj膮c si臋 na nogach. Musia艂 oprze膰 si臋 o Raij臋.
- Taki m艂odzik - westchn膮艂 jeden ze stra偶nik贸w.
- Matti jest moim bratem - wyja艣ni艂a Raija. - Ma pi臋tna艣cie lat i nie jest ju偶 dzieckiem.
- Co si臋 sta艂o?
Matti, j膮kaj膮c si臋, opowiedzia艂 wszystko po fi艅sku. Reijo musia艂 t艂umaczy膰.
M贸wi艂, 偶e wraz z Mikkalem zaniepokoili si臋, dlaczego Raija tak d艂ugo nie wraca po rozmowie z Reijo. I szukaj膮c jej, zobaczyli, 偶e jaki艣 m臋偶czyzna celuje w ni膮 ze strzelby. Mikkal kaza艂 si臋 Mattiemu ukry膰, a sam stan膮艂 na linii strza艂u. Obcy strzeli艂 i uciek艂.
- O czym rozmawia艂a艣 z tym komendantem?
Stra偶nicy zwr贸cili si臋 do Raiji. Pytanie, kt贸re zosta艂o skierowane do niej znienacka, dosi臋gn臋艂o j膮 r贸wnie mocno jak kula, kt贸ra trafi艂a Mikkala. Raija odnios艂a wra偶enie, 偶e stra偶nicy najch臋tniej j膮 obarczyliby win膮 za wszystko.
- Zeznawa艂am kiedy艣 w pewnej sprawie - odpar艂a. - Moje zeznania rzuci艂y na niego z艂e 艣wiat艂o i narazi艂y na po艣miewisko. Szaleniec nigdy nie zapomina.
- O czym rozmawiali艣cie?
- Ja prawie nic nie m贸wi艂am. On za艣 odgra偶a艂 si臋, 偶e mnie zabije. I uczyni艂by to, gdyby nie wszed艂 mi臋dzy nas Mikkal. To ja powinnam le偶e膰 martwa, a nie on...
Ludzie w贸jta nie dowierzali zbytnio historyjce o kapitanie z twierdzy Vardohus. Kto艣 taki nie w艂贸czy si臋 po kraju i nie nosi w sobie urazy do kobiet w膮tpliwej reputacji. Nie strzela do Lapo艅czyk贸w!
Ale z t艂umu odezwa艂y si臋 nagle g艂osy, 偶e widziano uciekaj膮cego na koniu m臋偶czyzn臋 chwil臋 po tym, jak rozleg艂 si臋 strza艂. Niekt贸rzy ju偶 go kiedy艣 spotkali w tych stronach i twierdzili, 偶e chodzi艂 wyprostowany jak 偶o艂nierz.
Kto艣 inny krzykn膮艂, zag艂uszaj膮c pozosta艂ych:
- Ten cz艂owiek pyta艂 o Raij臋! Stra偶nicy stracili pewno艣膰 siebie.
- B臋dziemy musieli donie艣膰 o wszystkim w贸jtowi, ale najpierw ruszymy w po艣cig za uciekinierem. Na pewno kto艣 go widzia艂, w ko艅cu ma艂o kto w tych dniach wyje偶d偶a ze Skibotn.
- Jest wysoki, ma ciemne falowane w艂osy i zielono - niebieskie oczy. Prosty nos, mocny podbr贸dek. Bije od niego lodowaty ch艂贸d. Ten cz艂owiek ma kamie艅 zamiast serca - wyja艣nia艂a Raija beznami臋tnie. Czu艂a si臋 martwa, jakby wola 偶ycia ca艂kiem w niej wygas艂a.
- Nikomu z was nie wolno opuszcza膰 osady - nakazali ludzie w贸jta Raiji, Reijo i Mattiemu.
- Mieszkamy na przyl膮dku - wyja艣ni艂 Reijo, wskazuj膮c d艂oni膮 swoj膮 chat臋. - Tam mo偶ecie nas znale藕膰.
- Cia艂o zostanie tutaj.
- Nie! - krzykn臋艂a Raija, przytrzymuj膮c z ca艂ych si艂 zw艂oki Mikkala.
- We藕miemy je na przyl膮dek - o艣wiadczy艂 Reijo. - Mam stodo艂臋 niedaleko domu. Dla was to nic nie znaczy, a dla nas bardzo wiele. Zreszt膮 chyba nie powinni艣my zostawia膰 na jarmarku trupa?
Zgodzili si臋, przekonani s艂owami Reijo.
I w贸wczas sta艂o si臋 co艣, czego Raija w 偶yciu nie dozna艂a. Mieszka艅cy osady otoczyli j膮 ko艂em.
Obcy ptak nagle sta艂 si臋 cz臋艣ci膮 wsp贸lnoty, kt贸ra sw膮 niech臋膰 zwr贸ci艂a przeciwko ludziom w贸jta. Nak艂onili ich, by szukali m臋偶czyzny, kt贸ry strzela艂, zab贸jcy. Potwierdzili jej zeznanie i stan臋li po jej stronie.
Zaakceptowali j膮, mimo 偶e pojawi艂a si臋 w osadzie nieoczekiwanie i w wyj膮tkowo dziwnych okoliczno艣ciach.
Tyle lat stara艂a si臋 dopasowa膰 do lokalnej spo艂eczno艣ci, 偶y膰 jak oni. Nie uda艂o jej si臋 i z tego powodu bardzo cierpia艂a.
Teraz wr贸ci艂a jakby z za艣wiat贸w, Reijo powiedzia艂 przecie偶, 偶e jego 偶ona nie 偶yje. Swoje my艣leli i nie przyj臋li r贸wnie g艂adko opowiedzianej przez ni膮 historyjki. Raczej przychylali si臋 do tego, 偶e porzuci艂a m臋偶a i dzieci.
Sta艂a si臋 g艂贸wn膮 atrakcj膮 jarmarku, tul膮c w obj臋ciach umieraj膮cego kochanka. Zastrzeli艂 go obcy, o kt贸rym nic nie wiedzieli. Uwierzyli jednak, 偶e jest tak, jak ona m贸wi艂a.
Przygarn臋li j膮 do serca.
Zaakceptowali, jakby by艂a jedn膮 z nich.
Reijo wyczuwa艂 p艂yn膮ce z t艂umu wsp贸艂czucie dla niej i serce mu krwawi艂o. Jaka to niesprawiedliwo艣膰, 偶e dopiero w takich okoliczno艣ciach zdoby艂a ich przychylno艣膰!
- Raiju, kochanie, pu艣膰 Mikkala, nie mo偶esz mu ju偶 pom贸c - przemawia艂 艂agodnie.
Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
Reijo po艂o偶y艂 r臋ce na jej ramionach, zmusi艂, by spojrza艂a na niego. Dostrzeg艂 jej przera偶enie.
- We藕miemy go na przyl膮dek. B臋dzie z nami, Raiju. Ale nie mo偶emy mu pom贸c, on nie 偶yje.
Popatrzy艂a rozbieganym wzrokiem. D艂onie, nie czu艂a w艂asnych d艂oni! Ale musi trzyma膰 Mikkala, nie mo偶e go wypu艣ci膰 z r膮k!
- Niedaleko st膮d zostawili艣my zaprz臋g - wtr膮ci艂 si臋 Matti.
Reijo poprosi艂 go, 偶eby przyprowadzi艂 renifery, a do Raiji rzek艂:
- Musisz si臋 troch臋 ogrza膰, Raiju. Nie mo偶emy pozwoli膰, 偶eby艣 nam tu zamarz艂a. Mikkal nigdy by nam tego nie wybaczy艂.
Rozlu藕ni艂a si臋, stopniowo uleg艂a. Da艂a si臋 przekona膰 s艂owom Reijo, zaufa艂a mu.
Pozwoli艂a podnie艣膰 zw艂oki Mikkala i po艂o偶y膰 je ostro偶nie na jednym z pu艂k贸w.
Wsta艂a rozdygotana i skrzy偶owa艂a r臋ce na piersiach. Nieprzytomnym wzrokiem spojrza艂a na d艂onie pokryte zastyg艂膮 krwi膮, a gdy uprzytomni艂a sobie, co to jest, zn贸w 艣cisn臋艂o j膮 w gardle od t艂umionego p艂aczu.
Powstrzyma艂a jednak 艂zy, by wyla膰 je w samotno艣ci.
- Chod藕 ze mn膮, Raiju. - Reijo obj膮艂 j膮, jakby chc膮c poprowadzi膰.
Ale ona sta艂a nieporuszona. Zastanawia艂a si臋, co na jej miejscu zrobi艂by Mikkal.
- Nie mog臋 - odrzek艂a w ko艅cu. - Musz臋 wraca膰 do obozowiska. Tam zosta艂 Ailo. Nie chc臋, 偶eby dowiedzia艂 si臋 o tym, co si臋 sta艂o z jego ojcem, od kogo艣 obcego.
Pochlipuj膮c, wsiad艂a do sa艅.
Musi by膰 silna.
Najch臋tniej za艂ama艂aby si臋 i p艂aka艂a, ale nie by艂o jej wolno. Nie mog艂a sobie pozwoli膰 na s艂abo艣膰.
Teraz na ni膮 spad艂a odpowiedzialno艣膰 za dziecko Mikkala.
Napotkawszy wzrok Reijo, wyja艣ni艂a:
- Nie obawiaj si臋! Nie uciekn臋, nie tym razem. Nie mam ju偶 dok膮d uciec. Zjawi臋 si臋 na przyl膮dku, bo przecie偶 tam s膮 wszyscy ci, kt贸rych kocham. Wszyscy, z wyj膮tkiem ma艂ego ch艂opca, kt贸rego musz臋 przywie藕膰.
Reijo pokiwa艂 g艂ow膮, nie m贸g艂 jej tego zabroni膰. Czasem ta drobna kobieta wydawa艂a si臋 twarda jak ska艂a, chocia偶 tu偶 pod sk贸r膮 czai艂y si臋 l臋k i przera偶enie.
Ale rzeczywi艣cie na niej spoczywa odpowiedzialno艣膰 za syna Mikkala. Mo偶e to j膮 jako艣 pocieszy w smutku.
- Dobrze, jed藕 - rzek艂 do niej. - Wiem, 偶e wr贸cisz.
Rze艣kie powietrze ch艂odzi艂o jej zap艂akan膮 twarz, przynosz膮c ulg臋. Raija pogania艂a ostro biedne zwierz臋 w nadziei, 偶e lodowate tchnienie wiatru ostudzi zapuchni臋te policzki i zaczerwienione oczy, ukoi smutek i z艂agodzi cierpienie.
- D艂ugo was nie by艂o - rzuci艂 Aleksanteri, kiedy wesz艂a do namiotu.
Stan膮wszy przed nim twarz膮 w twarz po偶a艂owa艂a, 偶e nie poprosi艂a Reijo, by przyjecha艂 razem z ni膮. Potrzebowa艂a kogo艣, kto by j膮 wspar艂 w tej trudnej chwili.
Ale przecie偶 Reijo i tak nie m贸g艂by jej towarzyszy膰, bo dzieci przerazi艂yby si臋, gdyby kto艣 obcy zajecha艂 do obej艣cia ze zw艂okami m臋偶czyzny na saniach.
W palenisku trzaska艂 ogie艅, a Ailo bawi艂 si臋, pod艣piewuj膮c sobie pod nosem co艣, co mia艂o przypomina膰 doros艂y jojk.
O m贸j Bo偶e, jak tu przytulnie!
Ju偶 nigdy wi臋cej w tej jurcie nie b臋dzie tak jak w domu! I w 偶adnym innym miejscu.
Raija czul膮 domowe ciep艂o tylko w贸wczas, gdy le偶a艂a w ramionach Mikkala, ale on ju偶 nie m贸g艂 jej przygarn膮膰.
By艂a wi臋c bezdomna.
Straci艂a wszystko.
- A gdzie pozostali? Czy co艣 si臋 sta艂o? - Aleksanteri wyczu艂, 偶e co艣 jest nie tak jak powinno.
- Musimy z艂o偶y膰 jurt臋 - rzuci艂a Raija kr贸tko i odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami.
- A tata i Matti nie przyjad膮? - by艂 ciekaw Ailo. Raija pokr臋ci艂a g艂ow膮.
- Spakujemy wszystko. Zamieszkamy w chacie. Aleksanteri nie da艂 si臋 oszuka膰. Podszed艂 do niej i zmusi艂, by popatrzy艂a mu w oczy.
- O czym ty m贸wisz, Raiju? Dlaczego Matti i Mikkal nie przyjad膮? Dlaczego p艂aka艂a艣?
Raija wyrwa艂a mu si臋 i pochyliwszy g艂ow臋, wybuchn臋艂a g艂o艣nym szlochem, mimo 偶e przyrzek艂a sobie, 偶e powie im o 艣mierci Mikkala w spos贸b godny.
- Co jest, Raiju? Co艣 ci臋 zasmuci艂o?
Raija obj臋艂a mocno Ailo i przymkn膮wszy oczy, u艣cisn臋艂a go mocniej ni偶 zwykle. Potem prze艂kn臋艂a 艣lin臋, wzi臋艂a si臋 w gar艣膰 i nie wypuszczaj膮c ch艂opca z obj臋膰, powiedzia艂a:
- Jeste艣 ju偶 du偶ym ch艂opcem, Ailo. S艂ysza艂e艣 o 艣mierci. Ailo pokiwa艂 g艂ow膮 powa偶nie.
- Tak, moja mama umar艂a.
- Tw贸j tata tak偶e umar艂, male艅ki przyjacielu.
- Nie! To nieprawda, k艂amiesz! Tata nie umar艂! - krzykn膮艂 Ailo, uderzaj膮c Raij臋 pi膮stkami.
Wymachiwa艂 r臋kami, p贸ki nie opad艂 z si艂.
- Tata nie umar艂 - powtarza艂 dr偶膮cym g艂osem, wtulaj膮c si臋 w Raij臋. - Nie umar艂.
Raija g艂aska艂a stercz膮c膮 czarn膮 czupryn臋.
- Tak bardzo bym pragn臋艂a, 偶eby艣 mia艂 racj臋 - szepta艂a. - Ale on umar艂 na moich r臋kach...
- Co si臋 sta艂o? - dopytywa艂 si臋 Aleksanteri, stoj膮c bezsilnie obok pogr膮偶onych w rozpaczy przyjaci贸艂, dla kt贸rych Mikkal by艂 jedyn膮 opok膮. R臋ce opad艂y mu ci臋偶ko. Nie potrafi艂 ich pocieszy膰.
- Potw贸r z Vardo - wyja艣ni艂a Raija sucho. - Celowa艂 we mnie, a Mikkal stan膮艂 mi臋dzy nami i kula trafi艂a go w plecy.
Ailo szlocha艂 rozdzieraj膮co, przytulony do piersi Raiji.
- Jeszcze mam na r臋kach jego krew... - Raija wyci膮gn臋艂a d艂onie do Aleksanteriego.
Ailo nie s艂ysza艂, walczy艂 ze 艂zami i ze straszliwym cierpieniem, jakie nim zaw艂adn臋艂o. Ci膮gle nie m贸g艂 uwierzy膰 w przera偶aj膮ce nowiny.
Na jego oczach umar艂a mama, nie umia艂 wyobrazi膰 sobie ojca padaj膮cego od kuli.
Tata nie mo偶e umrze膰.
Tata nie 偶yje.
Raija powiedzia艂a, 偶e umar艂, Raija rozpacza tak samo jak on...
P艂akali oboje, wtuleni w siebie. Nic nie m贸wili, tylko szlochali tak, 偶e serce p臋ka艂o.
Wiedzieli, 偶e musz膮 si臋 upora膰 z rozpacz膮, ale pewne by艂o, 偶e bez Mikkala ich 偶ycie ju偶 nigdy nie b臋dzie takie jak dot膮d.
Dopiero p贸藕nym popo艂udniem z艂o偶yli namiot i zapakowali na pu艂ki ca艂y dobytek.
Raija i Ailo dotykali delikatnie wszystkiego, co nale偶a艂o do Mikkala. Raija postanowi艂a, 偶e 偶aden z wyrze藕bionych przez niego przedmiot贸w nie zostanie sprzedany. Ani na tym jarmarku, ani na 偶adnym innym.
Kiedy ruszyli w stron臋 fiordu, Ailo przytuli艂 si臋 mocno do niej. By艂a teraz dla niego jedynym oparciem.
Wiele czasu up艂yn臋艂o od rozstania z babk膮 Ravn膮. Ch艂opiec pami臋ta艂 j膮, ale Raija znaczy艂a dla niego teraz wi臋cej.
Razem z Raij膮 i z tat膮 tworzyli rodzin臋. A tata nie 偶yje.
Raija dobrze wiedzia艂a, co czuje syn Mikkala. I nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e to dziecko jest tak samo jej dzieckiem, jak czw贸rka mieszkaj膮ca na przyl膮dku.
- Mama wraca, b臋dzie tu dzisiaj, ju偶 niebawem - powiedzia艂 Reijo do Mai i Knuta, kt贸rzy wybiegli z chaty i nim Reijo zd膮偶y艂 im przeszkodzi膰, zobaczyli le偶膮ce na pu艂kach zw艂oki.
- To Mikkal - rozpozna艂a Maja. - Nie 偶yje? Naprawd臋, jeste艣 pewien?
Dopiero p贸藕niej Reijo u艣wiadomi艂 sobie, 偶e w g艂osie dziewczynki pobrzmiewa艂a rado艣膰.
I Maja, kt贸ra zaciekle upiera艂a si臋, 偶e mama nigdy nie wr贸ci, nagle zmieni艂a zdanie.
- Mo偶e jednak wr贸ci - powiedzia艂a, zmru偶ywszy oczy. Reijo poczu艂, jak dreszcz przebieg艂 mu po plecach.
Nagle uderzy艂o go, jak bardzo Maja jest podobna do Mikkala. Nie potrafi艂by wyja艣ni膰, dlaczego tak mocno 艣cisn臋艂o mu si臋 serce.
Maja pobieg艂a do alkierza i przebra艂a si臋 w swoj膮 naj艂adniejsz膮 sukienk臋: b艂臋kitn膮 ze st贸jk膮 i marszczon膮 od karczku. Dziewczynka uwa偶a艂a, 偶e w niej wygl膮da najpi臋kniej.
Reijo modli艂 si臋 w duchu, 偶eby Raija zwr贸ci艂a na to uwag臋.
- Mo偶e teraz ju偶 przyjdzie - powt贸rzy艂a Maja, zasiadaj膮c przy oknie wychodz膮cym na las. By艂o to jedyne okno z szyb膮 w ca艂ym domu. U biedak贸w nie spotyka艂o si臋 takich zbytk贸w. Reijo nie mia艂 poj臋cia, sk膮d ojciec wzi膮艂 szyb臋, ale od kiedy pami臋ta艂, zawsze by艂a w tym oknie.
Reijo wiedzia艂, 偶e Maja domy艣la si臋, kim Mikkal by艂 dla Raiji, i zazdro艣膰 zatruwa艂a jej ma艂e serce. Nienawidzi艂a Mikkala, bo wydawa艂o jej si臋, 偶e matka bardziej od niej kocha tego obcego m臋偶czyzn臋.
Reijo zapragn膮艂 nagle cofn膮膰 czas i uczyni膰 wszystko, by Maja pokocha艂a Mikkala. 艁atwiej przysz艂oby jej si臋 pogodzi膰 z tym, 偶e by艂 jej ojcem, o czym z pewno艣ci膮 kiedy艣 si臋 dowie.
Wreszcie Raija przyjecha艂a. By艂a zm臋czona, zap艂akana, brudna. A za r臋k臋 trzyma艂a ma艂ego ch艂opca.
Maja, kt贸ra ju偶 mia艂a rzuci膰 si臋 matce na powitanie, zatrzyma艂a si臋 gwa艂townie i wczepi艂a paznokciami w du偶膮 d艂o艅 Reijo.
Spojrzeniem przygwo藕dzi艂a ch艂opca, kt贸ry nie chcia艂 pu艣ci膰 Raiji. Wyda艂 jej si臋 znajomy, ale nie pami臋ta艂a, gdzie go spotka艂a.
Jakim prawem tak trzyma jej mam臋, czy偶by nie mia艂 swojej?
Raija przesun臋艂a si臋, 偶eby zrobi膰 miejsce wchodz膮cemu m臋偶czy藕nie. Reijo pomy艣la艂, 偶e sk膮d艣 go zna.
- Tak, to ja - u艣miechn膮艂 si臋 Aleksanteri niepewnie. - Gdyby nie oni, zamarz艂bym. Uratowali mnie od 艣mierci, ale przez to op贸藕nili troch臋 przyjazd. - Roz艂o偶y艂 d艂onie w ge艣cie zak艂opotania i doda艂: - To niezrozumia艂e i bezsensowne!
Reijo pokiwa艂 g艂ow膮 ponuro.
Raija zdj臋艂a kaftan i po lapo艅sku poprosi艂a Ailo, 偶eby te偶 si臋 rozebra艂.
Zabrzmia艂o to intymnie, tak jak mama powinna przemawia膰 do dziecka.
Reijo by艂 pewien, 偶e nie usz艂o to uwagi Mai. I na nic ju偶 si臋 nie zda艂o, 偶e Raija niepewnie podesz艂a kilka krok贸w i ukl臋kn臋艂a przed gromadk膮, kt贸ra otoczy艂a Reijo. Wyci膮gn臋艂a do nich zmarzni臋t膮 d艂o艅 i leciutko pog艂adzi艂a maluchy po policzkach. Ale uczyni艂a to niepewnie, inaczej ni偶 wtedy, gdy trzyma艂a za r臋k臋 czarnow艂osego ch艂opca.
Zauwa偶yli r贸偶nic臋.
Raija najch臋tniej przytuli艂aby je wszystkie naraz, ale nie zmie艣ci艂yby si臋 w jej ramionach.
Musia艂a wi臋c zadowoli膰 si臋 tym, 偶eby przywita膰 si臋 z nimi po kolei.
Ida wstydzi艂a si臋 i troch臋 l臋ka艂a obcej pani. Nie pozwoli艂a si臋 nawet pog艂aska膰 po puco艂owatych policzkach i szybko odwr贸ci艂a si臋 do Reijo, kt贸ry wzi膮艂 j膮 na r臋ce, widz膮c, 偶e jest bliska p艂aczu. Zarzuci艂a ojcu na szyj臋 t艂u艣ciutkie ramionka, nie spuszczaj膮c jednak z oczu Raiji.
Ida by艂a zbyt ma艂a, 偶eby pami臋ta膰 mam臋. Ida jej nie zna艂a.
Raija zamruga艂a powiekami, chocia偶 przecie偶 spodziewa艂a si臋 tego.
Elise, p艂acz膮c i 艣miej膮c si臋 na przemian, w og贸le nie chcia艂a pu艣ci膰 Raiji.
- Wiedzia艂am, 偶e wr贸cisz - szepta艂a jej do ucha, tak 偶eby nikt inny nie s艂ysza艂. - Maja powtarza艂a, 偶e nigdy nie wr贸cisz, ale ja jej nie wierzy艂am.
Raija uca艂owa艂a j膮 w czo艂o. Reijo mia艂 racj臋, pomy艣la艂a, patrz膮c na dziewczynk臋 przez wilgotne rz臋sy. Elise zupe艂nie przypomina艂a Eve. Wykapana matka.
Wyro艣nie na prawdziw膮 pi臋kno艣膰. Ju偶 teraz wyr贸偶nia艂a si臋 urod膮.
- Jeste艣 艣liczna, male艅ka - mrukn臋艂a Raija zduszonym g艂osem, bez najmniejszego zamiaru ujmowania czego艣 pozosta艂ym dzieciom.
Knut nie chcia艂 uca艂owa膰 matki. Cofn膮艂 si臋 i popatrzy艂 na ni膮 wzrokiem Kallego.
- Jeste艣 moj膮 mam膮? - zapyta艂.
Raija pokiwa艂a g艂ow膮, bo 偶adne s艂owo nie przechodzi艂o jej przez gard艂o.
- Zostaniesz? Raija przytakn臋艂a.
- Dlaczego ci臋 tak d艂ugo nie by艂o?
- Nie mog艂am przyjecha膰. Reijo wam to t艂umaczy艂. Kocham was wszystkich i nie by艂o dnia, bym o was nie my艣la艂a.
Knut pokiwa艂 g艂ow膮 z powag膮 doros艂ego m臋偶czyzny.
- To dobrze, 偶e wr贸ci艂a艣.
Maja... zosta艂a jeszcze tylko Maja, kt贸ra spogl膮da艂a na ni膮 pociemnia艂ym, odpychaj膮cym wzrokiem. Mia艂a rysy twarzy Mikkala i jego u艣miech. Maja, c贸rka Mikkala.
Ale dziewczynka, kt贸ra wystroi艂a si臋 w swoj膮 naj艂adniejsz膮 sukienk臋, rozplot艂a warkocz, rozpu艣ci艂a i wyszczotkowa艂a w艂osy, dozna艂a rozczarowania.
- Nie lubi臋 ci臋 - powiedzia艂a.
Raija obawia艂a si臋 w艂a艣nie takiej reakcji. W tej chwili najbardziej potrzebowa艂a wsparcia Mikkala.
Odszuka艂a wzrokiem spojrzenie c贸rki i dr偶膮cym g艂osem, sil膮c si臋 na spok贸j, powiedzia艂a:
- Mam nadziej臋, 偶e kiedy艣 zmienisz zdanie, Maju.
Bo ja ci臋 bardzo kocham i bardzo bym pragn臋艂a, 偶eby艣 ty te偶 mnie kocha艂a.
Maja skrzywi艂a twarz i opar艂a si臋 o Reijo.
- Kto to jest? - skin臋艂a g艂ow膮 w stron臋 Ailo, kt贸ry przytula艂 si臋 do Mattiego. Ch艂opiec poczu艂 si臋 niepewnie, kiedy Raija zaj臋艂a si臋 dzie膰mi. Czy偶by ju偶 go nie chcia艂a? Mo偶e j膮 tak偶e straci?
- Ailo jest waszym nowym bratem.
- Nie potrzebujemy wi臋cej braci.
- Jego tat膮 by艂 Mikkal. - Raiji zadr偶a艂 g艂os, gdy wypowiada艂a imi臋 ukochanego. - Teraz Ailo nie ma nikogo na 艣wiecie pr贸cz nas.
- Nie potrzebujemy go - upiera艂a si臋 Maja.
- Ale Ailo potrzebuje was - wtr膮ci艂 si臋 Reijo. - I potrzebuje Raiji.
Maja zamilk艂a. Nigdy nie przeciwstawia艂a si臋 Reijo, cho膰 nie zawsze si臋 z nim zgadza艂a. Nie bez zainteresowania zerkn臋艂a w stron臋 ch艂opca. Wydawa艂o jej si臋, 偶e jest w tym samym wieku co ona.
- Przecie偶 on nie potrafi nawet porz膮dnie m贸wi膰 - prychn臋艂a.
- M贸wi po lapo艅sku i po fi艅sku - powiedzia艂a Raija. - Ty tak偶e znasz fi艅ski.
Maja pokiwa艂a g艂ow膮, zapomniawszy, 偶e postanowi艂a we wszystkim sprzeciwia膰 si臋 mamie. Pu艣ci艂a d艂o艅 Reijo i podesz艂a do wujka, kt贸ry te偶 niewiele m贸wi艂, i do tego obcego ch艂opca, 偶eby mu si臋 przyjrze膰.
Raija niepewnie wyci膮gn臋艂a palec do Idy. Pami臋ta艂a, 偶e jako dziecko uwielbia艂a si臋 przegl膮da膰 w stawach i ka艂u偶ach i widzia艂a w贸wczas odbicie takiej samej twarzyczki jak ta, kt贸r膮 mia艂a przed sob膮.
Ida naprawd臋 by艂a do niej podobna, cho膰 jako niemowl臋 wypisz wymaluj przypomina艂a Reijo.
Male艅stwo nie chwyci艂o palca matki. Wygi臋艂o usteczka w podk贸wk臋, ale nie rozp艂aka艂o si臋, tylko jeszcze mocniej obj臋艂o Reijo za szyj臋.
Raija z ci臋偶kim sercem usiad艂a obok przyjaciela. Nie mog艂a si臋 napatrzy膰 na dzieci, bez kt贸rych przysz艂o jej 偶y膰 tyle lat. Ile偶 to razy marzy艂a o tym, jak je wy艣ciska!
- To musi troch臋 potrwa膰 - westchn臋艂a cicho, napotkawszy pe艂en zrozumienia wzrok Reijo.
- Wszystko b臋dzie dobrze - odpar艂.
W sercu Raiji tak偶e zakie艂kowa艂a nadzieja, kiedy us艂ysza艂a, jak Maja rozmawia z Ailo.
- M贸j tata te偶 umar艂 - m贸wi艂a. - Na pocz膮tku jest troch臋 smutno, ale potem wszystko mija. Kocha艂e艣 swojego tat臋?
Ailo pokiwa艂 g艂ow膮. Powoli wysun膮艂 si臋 z r膮k Mattiego i usiad艂 na pod艂odze obok Mai. Dzieci popatrzy艂y na siebie i wbrew wszelkim oczekiwaniom polubi艂y si臋.
Raiji g艂os uwi膮z艂 w gardle, bo niczego bardziej nie pragn臋艂a.
Mam nadziej臋, 偶e to widzisz, Mikkalu, powiedzia艂a w my艣lach. Bardzo by ci臋 to uradowa艂o.
Raija ju偶 nie p艂aka艂a. Ukry艂a uczucia g艂臋boko przed 艣wiatem. Nie chcia艂a, 偶eby dzieci widzia艂y jej rozpacz. Spo艣r贸d nich tylko Ailo rozumia艂, jak bardzo t臋skni za Mikkalem i jak wielka jest jej 偶a艂oba. Dla pozosta艂ych by艂a mam膮, kt贸ra powr贸ci艂a do domu. Nie rozumia艂y, dlaczego jej tak d艂ugo nie by艂o, i obserwowa艂y Raij臋 czujnie, jakby obawia艂y si臋 j膮 za bardzo polubi膰. Bo mo偶e znowu od nich odjedzie, a wtedy b臋dzie im jeszcze ci臋偶ej na sercu? Lepiej by膰 ostro偶nym.
A na zewn膮trz le偶a艂 martwy Mikkal z wielk膮 dziur膮 w plecach. Najch臋tniej posz艂aby do niego, siedzia艂a przy nim, dotyka艂a jego zimnego cia艂a i p艂aka艂a nad tym, 偶e jest taki samotny.
Powstrzymywa艂 j膮 jedynie wzrok Reijo. Jakim艣 sposobem czyta艂 w jej my艣lach i w jego oczach dostrzega艂a pro艣b臋, 偶eby zosta艂a w izbie, bo i tak nic nie mo偶e zrobi膰 dla Mikkala.
Mia艂 oczywi艣cie racj臋, i rozum m贸wi艂 jej to samo, tyle 偶e ona rzadko kierowa艂a si臋 w 偶yciu rozs膮dkiem.
Wiedzia艂a, 偶e Mikkal nie 偶yje, ca艂膮 sob膮 o tym wiedzia艂a, ale pragn臋艂a przytuli膰 si臋 do niego. To on by艂 sensem jej 偶ycia! Czu艂a si臋 tak, jakby run臋艂y podstawy jej egzystencji. Nie mia艂a poj臋cia, czy potrafi istnie膰 bez niego.
Ida, nim posz艂a spa膰, odwa偶y艂a si臋 postawi膰 trzy kroczki dziel膮ce j膮 od bezpiecznych kolan Reijo do nieznajomej pani w dziwnych ubraniach.
Dotkn臋艂a po艣piesznie Raiji i zmarszczywszy nosek, szybko cofn臋艂a r膮czk臋.
Raija nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od u艣miechu.
- Zdaje si臋, 偶e nie pachn臋 zbyt 艂adnie!
- Nastawi臋 wody - oznajmi艂 Reijo. - Gor膮ca k膮piel dobrze ci zrobi.
Skin臋艂a g艂ow膮 z wdzi臋czno艣ci膮. Co prawda nie da si臋 zmy膰 z siebie smutku i cierpienia, ale mo偶e k膮piel j膮 troch臋 uspokoi i uczyni senn膮.
Mo偶e dzi臋ki temu odpocznie noc膮?
Dzieci by艂y ju偶 zm臋czone. Ida i Knut jako pierwsi poszli spa膰. Elise siedzia艂a cicho jak myszka i nie spuszcza艂a wzroku z Raiji. Jej oddanie graniczy艂o z uwielbieniem. Ledwie omiot艂a spojrzeniem Mattiego i Aleksanteriego. Dla niej byli tylko dwoma panami, kt贸rzy przybyli w towarzystwie Raiji. Gdyby poproszono j膮, by ich opisa艂a, nie potrafi艂aby. Elise patrzy艂a tylko na Raij臋.
Nie chcia艂a p贸j艣膰 spa膰, p贸ki przybrana matka si臋 nie po艂o偶y. Najch臋tniej zasn臋艂aby przytulona, trzymaj膮c j膮 za r臋k臋. Ale kiedy Reijo pos艂a艂 wszystkie dzieci do 艂贸偶ka, pos艂ucha艂a go, na dobranoc raz jeszcze mocno 艣ciskaj膮c i ca艂uj膮c Raij臋.
- Tak bardzo ci臋 kocham, Raiju... mamo - wyszepta艂a i ju偶 jej nie by艂o.
Ailo tak偶e przyszed艂 j膮 poca艂owa膰. Tuli艂 si臋 do niej d艂ugo i zapyta艂 w ko艅cu cichutko:
- Czy ja mog臋 si臋 bawi膰, mimo 偶e tata umar艂?
- Oczywi艣cie, kochanie. Tata cieszy艂 si臋 zawsze, kiedy by艂e艣 radosny. Nie musisz czu膰 z tego powodu wyrzut贸w sumienia.
Ch艂opcu wyra藕nie ul偶y艂o. Pe艂en wdzi臋czno艣ci zeskoczy艂 z kolan Raiji i pobieg艂 za Maj膮, kt贸ra wy艣ciska艂a tylko Reijo, nie wykazuj膮c najmniejszego zainteresowania matk膮.
Raija nie potrafi艂a ukry膰 zawodu, bo ponad wszystko pragn臋艂a odzyska膰 mi艂o艣膰 tego dziecka pocz臋tego z wielkiej mi艂o艣ci.
Z wolna w chacie ucich艂o. Doro艣li posilali si臋 w milczeniu. Raiji trz臋s艂y si臋 r臋ce. Zauwa偶y艂a, 偶e Matti mia艂 ten sam k艂opot.
- Co teraz zrobimy? - zapyta艂 zachrypni臋tym g艂osem.
- Nie chc臋 tutaj zosta膰 - odpowiedzia艂a zamy艣lona. - Nigdy nie zamierza艂am wr贸ci膰 tu na sta艂e. Wspomnienia st膮d s膮 ci膮gle zbyt 偶ywe...
- A mnie si臋 zdaje, 偶e teraz tutaj jeste艣 tak samo bezpieczna jak gdziekolwiek indziej. Przynajmniej na razie. Bo nie s膮dz臋, 偶eby on odwa偶y艂 si臋 tu wr贸ci膰.
- Owszem, wr贸ci za jaki艣 czas. Upar艂 si臋, 偶eby mnie zabi膰, i od tego nie odst膮pi. To zemsta za to, 偶e wtedy wymkn臋艂am mu si臋 z r膮k.
- Jak on ciebie znalaz艂? - Reijo potrz膮sa艂 g艂ow膮, nie pojmuj膮c tego, co si臋 sta艂o. - Czy to przypadek?
- Wiedzia艂, jak si臋 nazywam, chocia偶 w Vardo zna艂 mnie jako Ritv臋. Nigdy nie zdradzi艂am mu swojego prawdziwego imienia. Nie mam poj臋cia, jak si臋 tego dowiedzia艂. Wiedzia艂 te偶 o dzieciach i na pewno o tobie. Ciarki mi przechodz膮 po plecach, kiedy sobie o tym pomy艣l臋. Potwornie si臋 boj臋!
Reijo zadr偶a艂. Zmarszczywszy czo艂o, przypomnia艂 sobie nagle, jak na placu kto艣 krzykn膮艂, 偶e jaki艣 m臋偶czyzna pyta艂 o Raij臋...
- 呕e te偶 musieli艣cie wr贸ci膰 akurat teraz!
Oczy Raiji pociemnia艂y jak dwa czarne stawy bez dna.
- My艣lisz, 偶e si臋 tym nie zadr臋czam? Ale to na nic. Bo przyjechali艣my! Mikkal nie 偶yje. I cho膰bym czu艂a nie wiem jak wielkie wyrzuty sumienia, nie zmieni臋 tego, co si臋 sta艂o.
Reijo te偶 o tym wiedzia艂.
- Jakie by艂y dla was te ostatnie lata? - zapyta艂. - Jak odnale藕li艣cie Mattiego? No i w jaki spos贸b ten cz艂owiek spotka艂 si臋 z wami? - Kiwn膮艂 g艂ow膮 w stron臋 Aleksanteriego.
Opowiadanie przynios艂o Raiji ulg臋. Oddali艂a si臋 my艣lami od strasznej chwili, kiedy us艂ysza艂a wystrza艂, a Mikkal osun膮艂 si臋 w jej ramionach.
Z rado艣ci膮 przypomnia艂a sobie o tym, jak dobrze by艂o im razem. Wspomnienia okaza艂y si臋 prawdziwym ukojeniem dla jej sko艂atanych nerw贸w.
- Na p贸艂wyspie Varanger nie masz czego szuka膰 - oznajmi艂 Reijo, kiedy sko艅czy艂a m贸wi膰. - Tam jest rodzina Ailo, nie twoja. A Ravna ju偶 mocno posun臋艂a si臋 w latach...
Raija poczu艂a si臋 rozdarta.
- Nie chc臋 pogrzeba膰 tutaj Mikkala. By艂 dzieckiem natury i na p艂askowy偶u czu艂 si臋 najszcz臋艣liwszy. A te g贸ry trzymaj膮 ka偶dego w 偶elaznym u艣cisku. Poza tym Ravna ma prawo wiedzie膰, co si臋 sta艂o z jej synem, powinna te偶 zobaczy膰 si臋 z Ailo.
- Nie pozwol臋 ci jecha膰 samej. Nie o tej porze roku. Ju偶 kiedy艣 by艂em w drodze podczas 艣nie偶nych zamieci i robi mi si臋 zimno na samo wspomnienie.
- Nie mog臋 ci臋 prosi膰, Reijo, 偶eby艣 jecha艂 ze mn膮.
- Ale przecie偶 oni i tak nie pogrzebi膮 go przed nastaniem wiosny. P艂askowy偶 jest teraz skuty lodem. Przetrzymamy tutaj cia艂o, p贸ki nie zrobi si臋 cieplej.
To, co m贸wi艂, mia艂o sens.
Mikkal zostanie pochowany w ziemi, kt贸r膮 kocha艂 i na kt贸rej 偶y艂, tam gdzie czu艂 si臋 szcz臋艣liwy.
- Nadal jeste艣 moj膮 偶on膮 - przypomnia艂 Reijo, jakby Raija mog艂a o tym zapomnie膰.
Popatrzy艂a na niego, usi艂uj膮c odgadn膮膰 jego my艣li, ale Reijo potrafi艂 jak nikt inny spogl膮da膰 nieprzeniknionym wzrokiem, a jego twarz skrywa艂a wszelkie tajemnice.
- Nie mog臋 ci臋 do niczego zmusi膰, ale mamy dokument na to, 偶e stanowimy rodzin臋. Oboje znamy dobrze siebie nawzajem. Oboje te偶 kochamy dzieci. I ju偶 kiedy艣 wspierali艣my si臋 wzajemnie w codziennych trudach. Wiemy, czego mo偶emy si臋 po sobie spodziewa膰. B臋dziemy strzec si臋 kapitana z Vardo. Je艣li b臋dzie trzeba, uczyni臋 dla ciebie to samo, co Mikkal.
Raija spu艣ci艂a wzrok.
Nie pozwoli na to, by Reijo po艣wi臋ci艂 dla niej 偶ycie. Ju偶 do艣膰 ludzi mia艂a na sumieniu.
- Matti i Aleksanteri oczywi艣cie tak偶e zostan膮 z nami, o ile zechc膮. Zim膮 przydadz膮 si臋 dodatkowe r臋ce do pracy.
- I wi臋cej g膮b do nakarmienia - wtr膮ci艂 Aleksanteri.
- Oboje z Raij膮 zawdzi臋czamy ci tak wiele, 偶e w艂a艣ciwie jeste艣 dla nas jak rodzina - odpar艂 Reijo z powag膮. - Ludziom we wsi powiemy, 偶e jeste艣 kuzynem Raiji.
Aleksanteri skrzywi艂 si臋 i stwierdzi艂:
- Rzeczywi艣cie, z czasem stosunki rodzinne troch臋 si臋 skomplikowa艂y...
- Chyba zostaniemy - uzna艂a Raija. - Co z moj膮 k膮piel膮?
Reijo wsta艂.
- Nanios臋 tyle 艣niegu, ile zdo艂amy zagrza膰. Bali臋 ustawimy w mojej izbie. Mo偶esz tam spa膰. My, ch艂opy, prze艣pimy si臋 w kuchni. Potrzebujesz snu bardziej ni偶 ktokolwiek z nas.
Raija u艣cisn臋艂a mu d艂o艅.
- Nie znam kobiety, kt贸ra mia艂aby takiego dobrego m臋偶a jak ja - rzek艂a mi臋kko. - Jeste艣 moim najlepszym przyjacielem.
- Zas艂u偶y艂a艣 na wi臋cej - odpar艂 Reijo, a na jego twarzy odmalowa艂o si臋 cierpienie. Potem wyszed艂 przygotowa膰 Raiji k膮piel.
Gor膮ca k膮piel wyda艂a si臋 Raiji prawdziwym b艂ogos艂awie艅stwem. Siedzia艂a w wielkiej drewnianej balii, zanurzona po sam膮 szyj臋 w wodzie, kt贸ra przelewa艂a si臋 przy ka偶dym gwa艂towniejszym ruchu.
Doprawdy, Reijo nie posk膮pi艂 jej wody, wraz z Santerim i Mattim nanie艣li wiele kub艂贸w, nim nape艂nili bali臋 po brzegi.
Po paru tygodniach podr贸偶y, podczas kt贸rej nie by艂o warunk贸w do porz膮dnego mycia, k膮piel w paruj膮cej wodzie wyda艂a si臋 Raiji cudownie oczyszczaj膮ca, tak cia艂o, jak i dusz臋.
Reijo przyni贸s艂 Raiji kawa艂ek myd艂a w艂asnej roboty i wychodz膮c z izby, powiedzia艂:
- Nie oszcz臋dzaj! Uspok贸j si臋 i pozw贸l, by ogarn臋艂o ci臋 zm臋czenie. W nocy powinna艣 spa膰. Nie chc臋, 偶eby dr臋czy艂y ci臋 koszmary. Nie wolno ci p艂aka膰 ani robi膰 sobie wyrzut贸w. 呕adne z nas nie mog艂o zapobiec 艣mierci Mikkala! Win臋 za to, 偶e nie 偶yje, ponosi jedynie ten, kto go zastrzeli艂. Mikkal chcia艂 ci臋 ocali膰. Nie zwa偶a艂 na nic, bo dla niego najwa偶niejsze by艂o twoje dobro. By艂a艣 jego sercu najdro偶sza.
Raija uwolni艂a trzymane na uwi臋zi my艣li. Czu艂a si臋 taka rozdarta! Co艣 w niej krzycza艂o, 偶e post臋puje podle, p艂awi膮c si臋 w gor膮cej wodzie, podczas gdy martwe cia艂o Mikkala le偶y na mrozie.
Czy jej rozpacz jest szczera, skoro r贸wnocze艣nie potrafi odczuwa膰 rado艣膰 z tego, 偶e za偶ywa cudownej k膮pieli?
Ale przecie偶 偶elazna rozpacz 艣ciska jej serce, a oczy piek膮 od 艂ez, kt贸re wyla艂a, i od tych, kt贸rych zabrak艂o, cho膰 ci膮gle chcia艂o jej si臋 p艂aka膰.
Co艣 jej m贸wi艂o, 偶e go zawiod艂a, poniewa偶 nie zanosi si臋 p艂aczem, a z drugiej strony wiedzia艂a, 偶e ogromu 偶a艂oby nie da si臋 zmierzy膰 ilo艣ci膮 wylanych 艂ez.
Mikkal ju偶 nigdy do niej nie przem贸wi! Nigdy nie u艣miechnie si臋, mru偶膮c oczy i b艂yskaj膮c z臋bami. Nigdy ju偶 nie us艂yszy jego g艂osu, nie zobaczy gest贸w, kt贸re j膮 tak rozczula艂y. Nigdy nie schowa d艂oni w jego mocnych, dobrych d艂oniach. Nigdy wi臋cej nie przytuli si臋 do jego policzka, 偶eby odzyska膰 si艂臋 i spok贸j. Nigdy wi臋cej jego usta nie dotkn膮 jej warg. Ich cia艂a nie stopi膮 si臋 w jedno, by zazna膰 rado艣ci i spe艂nienia.
Nigdy wi臋cej...
鈥Nigdy鈥. To jedno s艂owo niczym ostry n贸偶 brutalnie przeci臋艂o tera藕niejszo艣膰 i przysz艂o艣膰. Co ono ze sob膮 niesie, Raija u艣wiadamia艂a sobie coraz wyra藕niej.
Powoli pojmowa艂a, 偶e 鈥瀗igdy鈥 znaczy tyle samo co 鈥瀢ieczno艣膰鈥.
Na tak d艂ugo zosta艂a oddzielona od Mikkala, kt贸ry w kr贸tkiej chwili sta艂 si臋 jedynie wspomnieniem z przesz艂o艣ci.
Od tej pory b臋dzie sama.
鈥Sama鈥. To s艂owo mia艂o r贸wnie przera偶aj膮cy wyd藕wi臋k jak s艂owo 鈥瀗igdy鈥 i ten sam gorzki smak.
Bywa艂a samotna w swym 偶yciu. Nigdy jednak nie czu艂a si臋 tak beznadziejnie sama jak teraz.
Mikkal nie 偶yje.
Odszed艂 na zawsze. Na ca艂膮 wieczno艣膰. Ju偶 wi臋cej go nie zobaczy, nie obejmie.
Byli tak blisko osi膮gni臋cia pe艂nej harmonii, tego, co zwie si臋 szcz臋艣ciem.
Zn贸w zosta艂a ograbiona, odebrano jej szans臋, kiedy si臋 tego najmniej spodziewa艂a.
Czekaj膮 j膮 teraz d艂ugie, samotne lata bez cienia nadziei.
Powinni艣my umrze膰 razem! ko艂ata艂a jej w g艂owie uporczywa my艣l.
Sama jednak nie mia艂a odwagi ze sob膮 sko艅czy膰 ani uda膰 si臋 na poszukiwanie tego m臋偶czyzny, kt贸ry ch臋tnie zrobi艂by to za ni膮.
Nadal tli艂a si臋 w niej wola walki. Nie chcia艂a si臋 podda膰. Mikkal zawsze powtarza艂, 偶e jest uparta i potrafi si臋 dopasowa膰 do ka偶dych warunk贸w, niczym g贸rskie kwiaty, kt贸re tak kocha艂.
Udowodni wi臋c, 偶e nadal drzemie w niej to, co tak podziwia艂! Pod藕wignie si臋 jak owe kwiaty po najwi臋kszej wichurze, wniknie korzeniami w skalisty grunt i znajdzie niezb臋dny do 偶ycia pokarm. Odnowi si艂y i rosn膮膰 b臋dzie z uporem, a potem podniesie g艂ow臋 i poka偶e wszystkim odwag臋 i niez艂omno艣膰.
Ale czy zdo艂a zachowa膰 godno艣膰, czy te偶 da si臋 z艂ama膰 jak trzcina?
Raija pociera艂a sk贸r臋, a偶 zrobi艂a si臋 ognistoczerwona, a b艂ogie ciep艂o rozesz艂o si臋 po ca艂ym ciele. Potem umy艂a w艂osy, co sprawi艂o jej przyjemno艣膰, jakiej od dawna nie czu艂a, i szybko wysz艂a z balii.
W por贸wnaniu z gor膮c膮 k膮piel膮 powietrze w izbie wydawa艂o si臋 ch艂odne. Wytar艂a si臋 do sucha i za艂o偶y艂a po偶yczon膮 od Reijo koszul臋 oraz za szerokie dla niej spodnie, kt贸re musia艂a zwi膮za膰 w pasie rzemieniem, 偶eby nie opad艂y.
Zmy艂a z siebie brud z podr贸偶y, 艣lady krwi i wyrzuty sumienia.
Ale nie rozpacz! Kocha艂a Mikkala wielk膮 mi艂o艣ci膮. Nadal by艂 dla niej wszystkim, mimo 偶e wiedzia艂a, i偶 le偶y martwy. Uczu膰 nie da si臋 przeci膮膰 r贸wnie 艂atwo jak nici 偶ycia. Raija potrzebowa艂a czasu, 偶eby upora膰 si臋 z cierpieniem i smutkiem. 呕a艂oby nie mo偶na zrzuci膰 jak brudnych ubra艅, kt贸rych nie chce si臋 d艂u偶ej nosi膰.
To musi potrwa膰.
Boso wkroczy艂a do kuchni. Cho膰 od pod艂ogi ci膮gn臋艂o, w pomieszczeniu by艂o ciep艂o. Usiad艂a na 艂awie, kt贸ra s艂u偶y艂a jako dodatkowe miejsce do spania, i podwin臋艂a nogi.
- Wygl膮dasz lepiej - uzna艂 Reijo. - Potrzebowa艂a艣 tego, Raiju.
Raija rozczesywa艂a mokre w艂osy, rozdziela艂a loki i wyg艂adza艂a je grzebieniem.
- Jestem przera偶ona - wyzna艂a. - Dopiero teraz w pe艂ni zrozumia艂am, co si臋 naprawd臋 sta艂o. Nie dociera艂o do mnie do艣膰 jasno, 偶e Mikkal znikn膮艂 z mojego 偶ycia na zawsze. 呕e nic ju偶 tego nie odmieni.
- Je艣li mo偶e ci臋 to w jaki艣 spos贸b pocieszy膰, to wiedz, 偶e zawsze b臋d臋 przy tobie - zapewni艂 Reijo, siadaj膮c obok na tej samej 艂awie.
Aleksanteri i Matti po艂o偶yli si臋 ju偶. W chacie panowa艂a cisza przerywana jedynie przyciszonymi g艂osami ma艂偶onk贸w i trzaskaniem ognia w palenisku.
- Oczywi艣cie, 偶e to dla mnie pociecha. - Raija chwyci艂a go za r臋k臋. - Ale by艂 tylko jeden Mikkal, a on umar艂. I nikt go nie zast膮pi.
- To samo prze偶ywa艂em po powrocie z Bergen. Najch臋tniej sam bym umar艂. Ale brakowa艂o mi odwagi. Omal nie pogr膮偶y艂em si臋 ca艂kiem we w艂asnej rozpaczy. Wszystko straci艂o dla mnie sens.
- Czy ju偶 ci przesz艂o? Zapomnia艂e艣 o niej? - zapyta艂a Raija.
- Zapomnia艂em? - Reijo pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Nigdy nie zapomn臋. Cz艂owiek z czasem nabiera dystansu, a to ca艂kiem co innego. Chyba ju偶 pogodzi艂em si臋 z jej strat膮 i got贸w by艂bym rozpocz膮膰 nowe 偶ycie. Mo偶e nawet m贸g艂bym kogo艣 pokocha膰. Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e to nie by艂oby to samo, ale my艣l臋, 偶e gdybym tylko da艂 sobie szans臋, m贸g艂bym prze偶y膰 jeszcze co艣 pi臋knego.
- Co艣 na kszta艂t mi艂o艣ci - przerwa艂a mu Raija, powtarzaj膮c s艂owa, kt贸rymi okre艣lali uczucie, jakie ich 艂膮czy艂o. Po chwili doda艂a niech臋tnie: - Nie wiem, czy pozwoli艂abym ci zbli偶y膰 si臋 do siebie. Brak mi odwagi, Reijo. Zbyt wiele dla mnie znaczysz. Nie mog臋 ci臋 straci膰.
- Przecie偶 uk艂ada艂o nam si臋 dosy膰 dobrze. Pokiwa艂a g艂ow膮.
- W艂a艣nie, dosy膰, trafnie to uj膮艂e艣. Tak do ko艅ca nigdy mi臋dzy nami nie istnia艂a pe艂na harmonia. Zreszt膮 po powrocie z Bergen sam to zrozumia艂e艣. Co艣 na kszta艂t mi艂o艣ci... W膮tpi臋, czy potrafiliby艣my si臋 tym zadowoli膰 do ko艅ca swoich dni.
- A je艣li poza tym nie ma nic innego? - zapyta艂. - Je艣li tylko tak膮 namiastk臋 mo偶na otrzyma膰 od losu?
- To ju偶 wol臋 偶y膰 bez mi艂o艣ci - odrzek艂a dr偶膮cym g艂osem. - Kiedy艣 potrafi艂am znale藕膰 rado艣膰 w ramionach innych m臋偶czyzn. Ale teraz, kiedy Mikkal nie 偶yje, czu艂abym si臋, jakbym blu藕ni艂a, jakbym bezcze艣ci艂a pami臋膰 o nim. Po tym cudownym, nie maj膮cym sobie r贸wnych zwi膮zku nie mog艂abym by膰 teraz blisko z nikim innym.
Reijo pog艂adzi艂 palcem jej policzek. Pozwoli艂a mu na to.
W tej pieszczocie nie by艂o 偶adnego erotycznego podtekstu. Jedynie sympatia, ciep艂o, przyja藕艅.
- Przystan臋 na twoje warunki - rzek艂. - Musisz mi tylko obieca膰, 偶e b臋dziesz wobec mnie szczera.
- Nie mog臋 si臋 na to zgodzi膰 - odpar艂a. - Nie chc臋 po raz kolejny stan膮膰 ci na drodze do spe艂nienia twoich marze艅. Wiem, 偶e m贸g艂by艣 za艂o偶y膰 normaln膮 rodzin臋.
- A mo偶e mnie jest przeznaczone 偶ycie z tob膮? Skrzywi艂a si臋.
- Nie wierz臋 w to, Reijo. Uwa偶am, 偶e zas艂u偶y艂e艣 na wi臋cej.
- My艣l臋 to samo o tobie, Raiju, male艅ka. - W smutnym spojrzeniu, jakie napotka艂a, dostrzeg艂a powag臋. - Ale tak si臋 nie dzieje. Zas艂ugujesz, by 偶y膰 jak bogini.
- A mo偶e boginie wcale nie maj膮 tak dobrze? - zakpi艂a ponuro.
U艣miechn臋li si臋 do siebie. W艂a艣ciwie powiedzieli ju偶 sobie wszystko i mogliby po艂o偶y膰 si臋 spa膰, ale 偶al im by艂o tego uczucia wsp贸lnoty.
L臋kali si臋 te偶 nocnych koszmar贸w.
Drzemali, kiedy rozleg艂o si臋 lekkie pukanie do drzwi.
Reijo zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi, ale zaraz opanowa艂 strach.
- Przecie偶 ten Potw贸r z Vardo nie puka艂by - uspokaja艂 Raij臋, kt贸ra skuli艂a si臋 w sobie, jakby chcia艂a si臋 sta膰 niewidoczna.
Po chwili zastanowienia przyzna艂a mu racj臋.
Reijo otworzy艂.
W drzwiach stal rybak z wioski. Raija pami臋ta艂a go jak przez mg艂臋 z czas贸w, kiedy mieszka艂a w osadzie. Przez kilka sezon贸w p艂ywa艂 w za艂odze Kristiana Elvejorda, jej pierwszego te艣cia, ale nigdy nie pozna艂a go bli偶ej.
- Troch臋 p贸藕no na wizyt臋 - powiedzia艂 rybak niepewnie, ze spuszczon膮 g艂ow膮. - Uwa偶a艂em jednak, 偶e musz臋 tu przyj艣膰. - W ko艅cu odwa偶y艂 si臋 spojrze膰 w oczy Reijo i wyja艣ni艂: - Nie mog艂em usiedzie膰 spokojnie w chacie, t艂umacz膮c sobie, 偶e na pewno uprzedzi was kto艣 inny.
Raija poczu艂a, jak ogarnia j膮 lodowaty ch艂贸d. Ale nie za przyczyn膮 chwilowego przeci膮gu, kt贸ry owion膮艂 jej bose stopy. Ch艂贸d pojawi艂 si臋 w 艣rodku, tak jakby krew zastyg艂a jej w 偶y艂ach. Z trudem oddycha艂a. Domy艣li艂a si臋, 偶e nie ods艂oni艂o si臋 przed ni膮 jeszcze ca艂e oblicze nieszcz臋艣cia.
艢mier膰 Mikkala to nie wszystko.
Jeszcze nie ca艂kiem zosta艂a zgn臋biona.
- M贸w! - poprosi艂 Reijo.
- P贸藕nym wieczorem wr贸cili do osady ludzie w贸jta - zacz膮艂 rybak. - Raija jest jedn膮 z nas. Powinni艣my chroni膰 swoich, ale co my mo偶emy? Nikt nie odwa偶y si臋 sprzeciwi膰 w艂adzy... - Nabra艂 powietrza i ci膮gn膮艂: - Z nimi przyby艂 kto艣 jeszcze, podobno tak偶e stra偶nik. Ale wielu z nas, mnie tak偶e, ten m臋偶czyzna wyda艂 si臋 dziwnie znajomy. - Rybak napotka艂 wzrok Raiji. - To ten sam, kt贸ry pyta艂 o ciebie przed kilkoma dniami, ten, kt贸ry... S艂ysza艂em, jak opisywa艂a艣 zab贸jc臋... Wr贸ci艂 bez konia, ale ma ciemne, uk艂adaj膮ce si臋 w fale w艂osy i oczy przypominaj膮ce rozbite bry艂ki lodu. Nie 艣mieje si臋. Ma wojskowe maniery. Stawia szybkie kroki, wysoki, dobrze zbudowany. Jest w nim co艣 takiego, co sprawia, 偶e ze strachu oblewam si臋 zimnym potem.
- Gdzie on jest?
Rybak popatrzy艂 na Reijo, a na jego twarzy odmalowa艂a si臋 bezsilno艣膰.
- Pije razem z lud藕mi w贸jta w jednej z bud, gdzie sprzedaj膮 alkohol. 艢miej膮 si臋 i gaw臋dz膮 jak starzy znajomi. Uwa偶amy, 偶e to ha艅ba. Nie mo偶na brata膰 si臋 z kim艣, kto zabi艂 cz艂owieka. Lapo艅czycy to te偶 ludzie.
- Dzi臋kuj臋, 偶e to m贸wisz - wtr膮ci艂a Raija. - Wi臋kszo艣膰 nazywa ich dzikusami. Przywr贸ci艂e艣 mi wiar臋 w ludzi.
- Grozi ci niebezpiecze艅stwo - rzek艂 Reijo, zaciskaj膮c usta w bia艂膮 kresk臋. - Dzi臋kuj臋 ci, Oskarze, 偶e przyszed艂e艣. Gdyby nie ty, by艂oby z nami krucho.
- Tak w艂a艣nie my艣la艂em. Teraz wracam do mojej chaty. Jestem tch贸rzem. Nie chc臋, 偶eby kto艣 si臋 dowiedzia艂, 偶e u was by艂em. W naszej osadzie jeszcze nigdy nie by艂o strzelaniny. Na wszystkich pad艂 blady strach. Ludzie pozamykali si臋 w czterech 艣cianach i wol膮 udawa膰, 偶e nic nie widz膮.
- Jestem ci wdzi臋czna za to, 偶e zachowa艂e艣 si臋 inaczej - powiedzia艂a Raija. - By膰 mo偶e uratowa艂e艣 mi 偶ycie, cokolwiek ono jest warte.
Gdy Oskar wyszed艂, zrobi艂o si臋 cicho.
- Zn贸w musz臋 ucieka膰 - westchn臋艂a Raija. - Nienawidz臋 ju偶 samej my艣li o tym, 偶eby w 艣rodku zimy ci膮gn膮膰 dzieci w drog臋.
M膮偶 obj膮艂 j膮 ramieniem i wpatrywa艂 si臋 razem z ni膮 w ogie艅, w nico艣膰.
- Widzisz, Reijo, ludzie w贸jta zbratali si臋 z zab贸jc膮. Co nam, biedakom, do ludzi ze sfer w艂adzy. Oni stoj膮 ponad prawem.
- Oskar偶膮 ciebie o zamordowanie Mikkala - stwierdzi艂 ponuro Reijo.
- I wtedy kapitan Feldt dostanie mnie w swoje r臋ce. Mo偶e tak b臋dzie najlepiej dla wszystkich? - doko艅czy艂a Raija zm臋czonym g艂osem. - Zbior膮 dowody przeciwko mnie, op艂ac膮 kilku 艣wiadk贸w i wtedy Potw贸r z Vardo wyjmie asa z r臋kawa i oznajmi wszem i wobec, 偶e naprawd臋 jestem czarownic膮. Stos dla Raiji.
- Czy skrzywdzi艂by dzieci, gdyby艣 znikn臋艂a?
- Nie s膮dz臋. Nie wysila si臋 niepotrzebnie. On chce zniszczy膰 mnie. Nie wie, 偶e ty pomog艂e艣 mi uciec z Vardo, a dzi艣 by膰 mo偶e nie widzia艂 ci臋 dok艂adnie.
- Ale nie zawaha艂by si臋 pos艂u偶y膰 si臋 dzie膰mi przeciwko tobie?
- Bez w膮tpienia. Jest pozbawiony wszelkich uczu膰. Na moim ciele pozosta艂y tego niezbite dowody.
Reijo opar艂 si臋 o zimn膮 艣cian臋, staraj膮c si臋 zebra膰 my艣li, a potem obj膮艂 mocniej Raij臋 i rzek艂:
- Jeste艣 najodwa偶niejsz膮 osob膮, jak膮 znam...
- Nie jestem tego pewna, ale wydaje mi si臋, 偶e pragn臋 ocali膰 偶ycie. Masz jaki艣 pomys艂?
- Tak mi si臋 zdaje - odrzek艂 powoli, z oci膮ganiem. Jakby wbrew sobie. - Nienawidz臋 siebie za to, 偶e ci to proponuj臋. Nie widz臋 jednak innego ratunku. Pragn臋, 偶eby艣 偶y艂a, a poza tym nie chc臋 nara偶a膰 dzieci.
- Czy to co艣 niebezpiecznego?
- Raczej samotnego. Raija prychn臋艂a.
- Ju偶 jestem samotna, czuj臋 si臋 tak, jakbym wpad艂a w pustk臋.
- Zauwa偶y艂a艣 szkut臋 zacumowan膮 w fiordzie?
- Tak, jeszcze jeden 鈥濻ankt Niko艂aj鈥. Ci Rosjanie nie maj膮 fantazji - rzuci艂a szyderczo, ale zaraz rozszerzy艂a oczy ze zdumienia. - Chcesz, 偶ebym pop艂yn臋艂a z Ruskimi? Oni nie wezm膮 kobiety na pok艂ad!
- Kapitanem szkuty jest brat Aleksieja.
- Jewgienij? - Raija zamilk艂a na d艂ug膮 chwil臋, wa偶膮c wszystkie za i przeciw. Wiedzia艂a, 偶e nie liczy si臋 to, na co ma ochot臋, ale to, co si臋 stanie, je艣li st膮d nie ucieknie. - By膰 mo偶e nieprzypadkowo Jewgienij przyp艂yn膮艂 tutaj i zarzuci艂 kotwic臋 u brzegu - wyrzek艂a w ko艅cu. - Mo偶e to przeznaczenie.
- Zapewne tak - przyzna艂 Reijo, przemilczaj膮c wszystko, co mu wyzna艂 Rosjanin. Sam jej si臋 zwierzy, je艣li b臋dzie chcia艂, pomy艣la艂.
- To m贸j ratunek, jedyny ratunek... - powtarza艂a.
- Na to wygl膮da.
- Przecie偶 b臋d臋 mog艂a wr贸ci膰. On przyp艂ywa tutaj raz do roku. Rok to nie wieczno艣膰...
Reijo nic nie odpowiedzia艂. Rzuci艂 ten pomys艂, cho膰 wszystko w nim protestowa艂o. Im bardziej Raija przychyla艂a si臋, by go zaakceptowa膰, tym gor臋cej go nienawidzi艂.
Rosja le偶y tak daleko!
Dzieci mia艂y na nowo przywykn膮膰 do mamy.
Synowi Mikkala potrzebny jest kto艣 bliski.
Ale przecie偶 je艣li zostanie, mog膮 j膮 zabi膰 albo wykorzysta膰 dzieci, by j膮 zniszczy膰.
Dzieciom trzeba za wszelk膮 cen臋 oszcz臋dzi膰 cierpie艅. Nic im si臋 nie mo偶e sta膰!
- Wr贸cisz za rok, na jesieni - odpar艂 chrapliwie. - To d艂ugi czas, ale przecie偶 nie rozstajemy si臋 na zawsze. Sama m贸wi艂a艣 przed chwil膮, 偶e po stracie Mikkala zrozumia艂a艣, co zawieraj膮 w sobie s艂owa 鈥瀗a zawsze鈥. Ale my ci臋 nie stracimy, Raiju! Nie mo偶emy ci臋 straci膰!
- Ty tutaj zostaniesz? - upewnia艂a si臋.
- Rusz臋 do Varanger na przedwio艣niu, Mikkal zostanie pochowany w ukochanej tundrze. Ale przed zim膮 wr贸cimy i b臋dziemy na ciebie czeka膰.
Raija nabra艂a powietrza w p艂uca.
- Wygl膮da na to, 偶e nie mam wyboru - odezwa艂a si臋 cienkim g艂osem.
Reijo najch臋tniej sam by si臋 rozp艂aka艂. Ale wiedzia艂, 偶e to jedyne rozwi膮zanie.
- Przebior臋 si臋 - zdecydowa艂a Raija. - Obawiam si臋, 偶e niewiele moich ubra艅 nadaje si臋 na statek. C贸偶, wezm臋 te, kt贸re mam.
Reijo wszed艂 za ni膮 do alkierza. Widzia艂 j膮 nag膮 nie raz i zawsze krew mu si臋 burzy艂a w takich chwilach. Ale teraz nie by艂o mi臋dzy nimi 偶adnego napi臋cia.
Raija zdj臋艂a rzeczy nale偶膮ce do Reijo i za艂o偶y艂a od艣wi臋tn膮 bluzk臋 i sp贸dnic臋.
- Ma艂o praktyczne - zmartwi艂a si臋, pokazuj膮c, jak cienka jest tkanina. - Ale to jedyny nie lapo艅ski str贸j, jaki posiadam. Nie wiem, jak zareagowa艂aby za艂oga, gdybym za艂o偶y艂a sk贸rzany kaftan.
- We藕 ze sob膮 futro - doradzi艂 Reijo. - Na p贸艂nocnym wschodzie panuj膮 tak偶e ch艂ody, cho膰 to ju偶 Rosja.
Raija spakowa艂a niewiele rzeczy, jakby chcia艂a mie膰 do czego wraca膰.
- Jewgienij na pewno kupi mi jakie艣 sukno. Nie b臋d臋 mia艂a wiele do roboty, wi臋c r贸wnie dobrze mog臋 nauczy膰 si臋 szy膰.
Potem wyj臋艂a srebrn膮 broszk臋 od Mikkala i poda艂a j膮 Reijo. Nie chcia艂 jej przyj膮膰, ale Raija uparcie obstawa艂a przy swoim.
- Przecie偶 to najdro偶sza rzecz, jak膮 posiadasz! - protestowa艂.
- To dla Mai, pami膮tka po ojcu. Gdyby co艣 mi si臋 sta艂o, nie mia艂aby po nim nic. Przechowaj dla mnie, Reijo, t臋 broszk臋, bardzo ci臋 prosz臋. Oddasz mi, kiedy wr贸c臋. A je艣li nie wr贸c臋...
- Nie wolno ci tak m贸wi膰! - przerwa艂 jej Reijo gwa艂townie. - Wr贸cisz! Ale zrobi臋, jak zechcesz.
- ...je艣li nie wr贸c臋, broszk臋 dasz Mai. Reijo zamilk艂, a ona m贸wi艂a dalej:
- Ca艂y komplet srebra zar臋czynowego Ravna przechowuje dla Ailo, 偶eby m贸g艂 je ofiarowa膰 swojej wybrance. Ale t臋 broszk臋 Mikkal zabra艂 z kompletu i podarowa艂 mnie. Dlatego nie oddawaj jej Ravnie. Mikkal by sobie tego nie 偶yczy艂.
- Nie masz nic po nim...
- Owszem - u艣miechn臋艂a si臋 i pokaza艂a cienki rzemyk z misternie wyrze藕bionym krukiem. - Mikkal zrobi艂 go specjalnie dla mnie. Nikt nigdy nie da mi pi臋kniejszej ozdoby. B臋d臋 j膮 nosi膰 na szyi do samej 艣mierci... - Raija prze艂kn臋艂a 艣lin臋 i doda艂a: - Mikkal te偶 ma na szyi sk贸rzany woreczek...
- ...z kosmykiem twoich w艂os贸w - doko艅czy艂 za ni膮 Reijo. - Pochowamy go z nim, moja Raiju.
- Dzi臋kuj臋 - wyszepta艂a. Wi臋cej nie musia艂a m贸wi膰. Zapakowa艂a wszystko w niewielki w臋ze艂ek i zak艂opotana, rozejrza艂a si臋 wok贸艂.
- A mia艂am tej nocy spa膰 - odezwa艂a si臋 z gorycz膮.
- Rzadko kiedy sprawy si臋 tocz膮 tak, jak oczekujemy. Mam tylko nadziej臋, 偶e nie czyni臋 tego na pr贸偶no. Chcia艂abym zobaczy膰 dzieci...
Reijo milcza艂.
- Ale wiem, 偶e nie powinnam. - Ust膮pi艂a, blada i spi臋ta. - Czy m贸g艂by艣 im opowiedzie膰 bajeczk臋, dlaczego ich mama tym razem uciek艂a?
Pokiwa艂 g艂ow膮. Dobry Bo偶e, jak go 艣ciska w gardle!
- Dobrze si臋 nimi opiekuj! Zr贸b to dla mnie. Wiem, 偶e nie musz臋 ci臋 o to prosi膰. I spr贸buj im wyt艂umaczy膰, 偶e mama je bardzo kocha, ale w艂a艣ciwie nie powinna by膰 mam膮. Nie powinnam mie膰 dzieci...
- Nie m贸w tak! Gdyby艣 tylko mog艂a zosta膰, by艂aby艣 wspania艂膮 matk膮.
- Tak, gdybym mog艂a - potwierdzi艂a smutno. - Moje 偶ycie sk艂ada si臋 z samych je艣li i gdyby... Zaopiekuj si臋 Ailo! Ten biedaczek straci wszystko. Powinnam go wzi膮膰 ze sob膮, powinnam zabra膰 ca艂膮 gromadk臋...
- U mnie b臋d膮 bezpieczne. Niewiadomo, co czeka艂oby je za granic膮. - Reijo ocenia艂 trze藕wo sytuacj臋. - Ty, Raiju, poradzisz sobie. Zawsze wychodzisz ca艂o z najgorszych opa艂贸w.
- Tak, czepiam si臋 偶ycia - za艣mia艂a si臋 g艂ucho.
- Jak偶e bym pragn膮艂, by istnia艂o jakie艣 inne wyj艣cie - powtarza艂 w k贸艂ko Reijo.
- Nie wi艅 siebie, 偶e wpad艂e艣 na taki pomys艂 - prosi艂a Raija. - Nie ma innego sposobu. Uratowa艂e艣 moje n臋dzne 偶ycie. Powinnam ci za to podzi臋kowa膰, ale sama nie wiem, czy ono jest jeszcze co艣 warte dla kogo艣 pr贸cz mnie samej.
- Znaczysz wiele dla wielu os贸b. Dla mnie jeste艣 bardzo wa偶na.
Reijo obj膮艂 j膮 i poca艂owa艂 delikatnie w oba policzki. Kiedy艣 tyle wystarczy艂o, by zap艂on膮艂 z po偶膮dania. Ale to by艂o dawno temu.
- Jeste艣 gotowa? - zapyta艂. - Pop艂yniemy 艂odzi膮 na 鈥濻ankt Niko艂aja鈥. By艂em tam, du偶o rozmawia艂em z Jewgienijem. Nawet si臋 ze sob膮 zaprzyja藕nili艣my. Wiele m贸wi艂 o tobie. Dzieci te偶 odwiedzi艂y go na szkucie. Maja ci膮gle o nim opowiada...
- Tak, zast膮pi艂 jej ciebie - rzek艂a Raija i zebrawszy si臋 na odwag臋, doda艂a zdumiewaj膮co zdecydowanym g艂osem: - Zaprowad藕 mnie tam, Reijo! Zabierz mnie st膮d, zanim si臋 rozmy艣l臋.
Reijo z ci臋偶kim sercem kroczy艂 drog膮 prowadz膮c膮 z chaty na brzeg. Za nim, trzymaj膮c lamp臋, sz艂a Raija. Wsiad艂a do lodzi, kt贸r膮 zepchn膮艂 na wod臋.
W fiordzie nadal cumowa艂 鈥濻ankt Niko艂aj鈥 z Archangielska.
Reijo troch臋 si臋 dziwi艂, 偶e Jewgienij jeszcze nie odp艂yn膮艂. Czy偶by sz贸sty zmys艂 nakaza艂 mu pozosta膰? Mo偶e wyczu艂, 偶e Raija jest blisko.
Noc dopiero co zapad艂a, ale zachmurzone niebo wydawa艂o si臋 czarniejsze ni偶 zwykle. Ani jedna gwiazda nie rozja艣nia艂a mroku i ksi臋偶yc tak偶e nie zdo艂a艂 si臋 przebi膰 przez chmury.
Z placu targowego dochodzi艂y odg艂osy rozm贸w i 艣miech. Wi臋kszo艣膰 stragan贸w ju偶 zamkni臋to, ale ludzie, kt贸rzy przybyli na jarmark, roz艂o偶yli si臋 wok贸艂 placu, a w niekt贸rych budach kupcy nadal handlowali w贸dk膮. O tej porze zreszt膮 mieli najwi臋cej klient贸w.
Gdyby nie Oskar, ani Raiji, ani Reijo nie przysz艂oby nawet do g艂owy, kto tam si臋 teraz bawi z innymi.
Raija patrzy艂a na blade 艣wiate艂ko w oknie chaty Reijo.
- Dopiero co wr贸ci艂am do domu - odezwa艂a si臋 smutno.
Od dawna nie nazwala Skibotn swoim domem, ale Reijo uda艂, 偶e nie zwr贸ci艂 na to uwagi. Ukry艂 tylko te s艂owa g艂臋boko w sercu.
- Nie u艣cisn臋艂am go po raz ostatni... - westchn臋艂a, wpatruj膮c si臋 w g臋sty mrok.
- I tak by nie poczu艂. Zrozum, jego ju偶 nie ma, umar艂. Dla niego ju偶 nie ma znaczenia, czy jeste艣 blisko, czy daleko. On nie 偶yje, Raiju - t艂umaczy艂 Reijo.
- To znaczy, 偶e nie wierzysz?
Mocno poruszaj膮c wios艂ami, odrzek艂 zamy艣lony:
- Czy wierz臋 w 偶ycie po 艣mierci? Nie, chyba ju偶 nie. S膮dz臋 raczej, 偶e ka偶dy z nas ma do wype艂nienia pewne zadanie w czasie, kt贸ry mu tu na ziemi zosta艂 dany. Potem jest ju偶 za p贸藕no. Jako艣 nie potrafi臋 pociesza膰 si臋 tym, 偶e po 艣mierci spotkam bliskich, kt贸rzy wcze艣niej umarli i za kt贸rymi t臋skni臋.
- Ja te偶 w nic nie wierzy艂am, nie mia艂am takiej potrzeby. Dopiero teraz pragn臋艂abym ufa膰, 偶e spotkam jeszcze Mikkala. Ale nie chc臋 umiera膰, wi臋c tak do ko艅ca chyba nie potrafi臋 uwierzy膰 w 偶ycie po 艣mierci. Nigdy nie by艂am zbyt wierz膮ca. Mo偶e dlatego 偶ycie tak mi si臋 ci膮gle komplikowa艂o.
- Nie powinna艣 si臋 zadr臋cza膰 takimi my艣lami - uzna艂. - 呕ycie jest takie, jakie jest.
Dop艂ywali do szkuty. Pot臋偶na czarna burta wyros艂a tu偶 przed nimi, z g贸ry dolecia艂a ich nastrojowa rosyjska pie艣艅.
- Pewnie marynarze siedz膮 na pok艂adzie i 艣piewem umilaj膮 sobie czas - powiedzia艂a Raija i przypomnia艂a sobie chwile sp臋dzone na pok艂adzie poprzedniego 鈥濻ankt Niko艂aja鈥. - Czy za艂oga nadal 偶yje w takich okropnych warunkach?
- Nie wiem - przyzna艂 Reijo. - Nie zastanawia艂em si臋 nad tym, kiedy tu by艂em. Wydaje mi si臋 jednak, 偶e spo艣r贸d szypr贸w, u kt贸rych p艂ywali, Jewgienij nie jest najgorszy.
Raija nie odezwa艂a si臋. Poprzednio tak偶e s艂ysza艂a, 偶e za艂oga ma dobre warunki, tymczasem ona mia艂a zupe艂nie inne zdanie na ten temat. Pami臋ta艂a, jak r贸偶ni艂a si臋 kajuta kapitana od wsp贸lnego pomieszczenia dla marynarzy tu偶 pod pok艂adem. Jaka by艂a r贸偶nica mi臋dzy tym, co gotowa艂a sobie za艂oga, a tym co jada艂 kapitan i jego go艣cie.
Wszyscy jednak przywykli do ci臋偶kiego 偶ycia na statku i nikt si臋 nad tym nie zastanawia艂. Odk膮d 偶eglowano, zawsze tak by艂o.
Ci臋偶ko walczy膰 z g艂臋boko zakorzenionymi przyzwyczajeniami.
- Ahoj! - zawo艂a艂 Reijo, kiedy podp艂yn臋li do burty tak blisko, 偶e mogli dotkn膮膰 jej r臋k膮.
Kto艣 na g贸rze wychyli艂 si臋 i o艣wietli艂 ich lamp膮. Marynarz u艣miechn膮艂 si臋, rozpoznawszy Reijo, i spu艣ci艂 mu sznurow膮 drabink臋.
Reijo rzuci艂 na g贸r臋 lin臋, 偶eby przycumowa膰 艂贸dk臋. Nie zamierza艂 od razu wraca膰 do chaty.
- Wchod藕 pierwsza - nakaza艂 Raiji. - Ja wezm臋 tw贸j w臋ze艂ek i wejd臋 za tob膮. Nie b臋dziemy si臋 przecie偶 偶egna膰 na 艂贸dce w ch艂odzie i mroku nocy.
Raija chwyci艂a za linki. Od rozhu艣tanych fal uderzaj膮cych z pluskiem o burt臋 robi艂o jej si臋 niedobrze. Spojrza艂a w d贸艂 na poruszaj膮c膮 si臋 czarn膮 otch艂a艅.
Nadal l臋ka艂a si臋 morza. Z zamkni臋tymi oczami zacz臋艂a si臋 wspina膰. Wyczuwa艂a r臋k膮 link臋, potem chwyta艂a j膮 mocno, stawia艂a krok i dopiero wtedy przenosi艂a wy偶ej drug膮 r臋k臋. I tak na przemian, a偶 dosz艂a do kraw臋dzi burty.
Otworzy艂a oczy i zauwa偶y艂a zdumione spojrzenia marynarzy, kt贸rzy najwyra藕niej nie spodziewali si臋 ujrze膰 kobiety. Ch臋tne d艂onie pomog艂y jej dosta膰 si臋 na deski pok艂adu. Raija, cho膰 nie rozumia艂a ich j臋zyka, z tonu wypowiadanych s艂贸w i rzucanych jej ukradkiem spojrze艅 domy艣la艂a si臋, o czym m贸wi膮.
Tu偶 za ni膮 wy艂oni艂 si臋 Reijo, ale jemu nie po艣wi臋cono tyle uwagi i musia艂 sam sobie poradzi膰.
Przywita艂 kr贸tko za艂og臋 i, nie zwa偶aj膮c na ciekawe spojrzenia i szepty, poprowadzi艂 Raij臋 za 艂okie膰 na d贸艂 do kajuty szypra.
Zapuka艂 trzy razy. Zza drzwi us艂yszeli niski g艂os Jewgienija, kt贸ry po rosyjsku zaprosi艂 ich do 艣rodka.
Reijo przepu艣ci艂 przodem Raij臋.
Jewgienij siedzia艂 w g艂臋bi kabiny, gdzie nie si臋ga艂o liche 艣wiate艂ko olejowej lampki. Reijo poczu艂 jednak, jak nastr贸j w pomieszczeniu ulega zmianie, kiedy Jewgienij rozpozna艂 Raij臋.
Podesz艂a do niego powoli i uj膮wszy za r臋ce, zgodnie z rosyjskim zwyczajem poca艂owa艂a go w oba policzki.
- Dobry wiecz贸r, Jewgieniju Byk贸w - powiedzia艂a. - Nie przypuszcza艂am, 偶e si臋 jeszcze kiedy艣 spotkamy.
Jewgienij 艣ciska艂 d艂onie Raiji i przypatrywa艂 si臋 jej dok艂adnie, jakby chcia艂 sprawdzi膰, czy rzeczywi艣cie wygl膮da tak, jak j膮 zapami臋ta艂. Czy jest taka, o jakiej marzy艂.
Pachnia艂a latem, l艣ni膮ce w艂osy wyda艂y mu si臋 jeszcze czarniejsze, a oczy ciemniejsze. Bardzo blada, mia艂a si艅ce pod oczami, ale by艂a to ta sama Raija.
- Jeste艣 ci膮gle pi臋kna, Raiju, pewnie nigdy si臋 nie zmienisz - rzek艂.
- Owszem, zmieni艂am si臋 - odpowiedzia艂a mu smutnym g艂osem. - Tylko 偶e to jest niewidoczne dla oczu.
Jewgienij przypomnia艂 sobie, co Reijo opowiada艂 o jej 偶yciu, i z 偶arem rzuci艂:
- Powinna艣 by艂a wtedy pop艂yn膮膰 ze mn膮 na wsch贸d! 殴le uczyni艂em, pozwalaj膮c ci zej艣膰 na l膮d. Ponosz臋 win臋 za to, co si臋 sta艂o.
U艣miechn臋艂a si臋 s艂abo i cofn臋艂a r臋ce.
- Nikt nie jest winien, Jewgieniju. Tak si臋 po prostu zdarzy艂o. Na szcz臋艣cie wysz艂am z tego ca艂o. I stoj臋 tu dzisiaj przed tob膮... - urwa艂a i nabrawszy powietrza w p艂uca, m贸wi艂a dalej, nie spuszczaj膮c z niego wzroku: - Potrzebuj臋 twojej pomocy. Musz臋 prosi膰 ci臋 o wi臋cej, ni偶 艣miem.
- To Reijo nie mo偶e ci pom贸c? - zdziwi艂 si臋 Jewgienij, nie pojmuj膮c zachowania Fina, kt贸ry, oparty o drzwi kajuty z r臋kami skrzy偶owanymi na piersiach, milcza艂, przez ca艂y czas jako艣 dziwnie im si臋 przygl膮daj膮c.
- Akurat w tej chwili tylko w tobie nadzieja - odpar艂a Raija. - Zreszt膮 to w艂a艣nie Reijo wpad艂 na ten pomys艂.
- Wysy艂asz j膮 do mnie? - zdumia艂 si臋 Jewgienij. Reijo tylko skin膮艂 g艂ow膮.
- W osadzie jest cz艂owiek, kt贸ry torturowa艂 mnie w twierdzy Vardohus - wyja艣ni艂a Raija. - Chce mnie zabi膰. Dzi艣 zastrzeli艂 Mikkala...
Jewgienij usiad艂 ci臋偶ko. Reijo opowiada艂 mu o Mikkalu... S艂ysza艂 o strzelaninie na jarmarku, ale nawet do g艂owy mu nie przysz艂o, 偶e zamieszana jest w to Raija.
- Nie mog臋 jej ukry膰 - t艂umaczy艂 Reijo. - Ten m臋偶czyzna ma za sob膮 ludzi w贸jta, kt贸rzy reprezentuj膮 w艂adz臋. Raija, pozostaj膮c tutaj, nara偶a na niebezpiecze艅stwo nie tylko siebie, ale i dzieci. Je艣li odjedzie tak daleko, 偶e nie zdo艂aj膮 jej dosi臋gn膮膰, dzieci przestan膮 mie膰 dla nich warto艣膰 jako narz臋dzie szanta偶u. W贸wczas b臋d膮 bezpieczne. Razem z Raij膮 uznali艣my, 偶e to najlepsze wyj艣cie. Je艣li zgodzisz si臋 j膮 zabra膰 do Rosji, ufam, 偶e zadbasz o ni膮. Za rok na jesieni b臋dzie mog艂a ju偶 bezpiecznie tu wr贸ci膰. Przyp艂ywacie w te strony raz do roku, prawda?
Jewgienij pokiwa艂 g艂ow膮 twierdz膮co, a w jego g艂owie k艂臋bi艂y si臋 r贸偶norakie my艣li. Nie m贸g艂 poj膮膰, 偶e Reijo, mimo 偶e wie o jego uczuciach do Raiji, ryzykuje i powierza mu j膮, jakby na przek贸r wszystkiemu, o czym us艂ysza艂.
- Zrobisz to dla mnie? - prosi艂a Raija. - Wiem, 偶e prosz臋 o wiele. Ju偶 kiedy艣 przecie偶 mia艂e艣 przeze mnie k艂opoty. - Z gorycz膮 doda艂a: - Przeze mnie zgin膮艂 tw贸j brat.
Twarz Jewgienija st臋偶a艂a.
- Aleksiej sam spowodowa艂 swoj膮 艣mier膰 - przerwa艂 jej gwa艂townie. - Ty nie mia艂a艣 z tym nic wsp贸lnego. A ja tak偶e jestem twoim d艂u偶nikiem. Nie zapominaj, 偶e podpali艂em tw贸j sklep.
- I tak handel nie szed艂 mi wtedy najlepiej - stwierdzi艂a oschle.
- Twojemu 偶yciu zagra偶a niebezpiecze艅stwo. Jeste艣 moim przyjacielem, a ja nigdy nie zawodz臋 przyjaci贸艂.
- Musisz odp艂yn膮膰 jeszcze tej nocy - odezwa艂 si臋 Reijo. - Bo jutro rano mo偶e by膰 za p贸藕no.
Jewgienij zrozumia艂 powag臋 sytuacji. Nie mieli czasu do stracenia.
- Mo偶emy od razu podnosi膰 kotwic臋. Nie pu艣ci艂em nikogo z za艂ogi na l膮d. S艂yszeli艣my o strzelaninie i uzna艂em, 偶e tak b臋dzie bezpieczniej. Nie przyj臋to nas tu zbyt serdecznie...
- Akurat wieje korzystny wiatr. Nim si臋 rozwidni, zd膮偶ycie wyp艂yn膮膰 na otwarte morze - stwierdzi艂 Reijo, kt贸remu nieobce by艂o 偶eglowanie. Wyp艂ywa艂 wszak na po艂owy 艂odzi膮 na sze艣膰 przedzia艂贸w wios艂owych, p艂ywa艂 handlowymi 艂odziami do kupieckiego portu Bergen.
Jewgienij popatrzy艂 na nich przeci膮gle. I zapragn膮艂 sta膰 si臋 cz臋艣ci膮 tej wsp贸lnoty, kt贸r膮 tworzyli. Raij臋 i jego 艂膮czy艂o zaufanie, ale przyja藕艅, jak膮 zwi膮zani byli Raija i Reijo, by艂a zupe艂nie innego rodzaju, ma艂o komu z ludzi dane jest prze偶y膰 co艣 podobnego. Tych dwoje rozumia艂o si臋 bez s艂贸w. Gotowi byli wiele po艣wi臋ci膰 dla siebie nawzajem i troszczyli si臋 o siebie bezgranicznie.
Mimo 偶e jak twierdzi艂 Reijo, nie by艂o mi臋dzy nimi mi艂o艣ci w pe艂nym tego s艂owa znaczeniu.
Jewgienij nie potrafi艂 poj膮膰, 偶e istnieje m臋偶czyzna, kt贸ry nie po偶膮da Raiji. On sam nie zwariowa艂 tylko dzi臋ki temu, 偶e nie przestawa艂 o niej marzy膰.
Z pewno艣ci膮 powoli postrada艂by zmys艂y, gdyby nie marzenia.
A teraz zosta艂a mu powierzona.
Ledwie powstrzymywa艂 dr偶enie w spi臋tym ciele, a w jego sercu zakie艂kowa艂a nadzieja.
Przypomnia艂 sobie, jak niemal zaraz po 艣mierci Aleksieja co艣 mi臋dzy nimi zaiskrzy艂o.
Wystarczy艂o, by zrobi艂 pierwszy krok. Ona patrzy艂a na niego jak na m臋偶czyzn臋 i chcia艂a go, ale on jej nie pragn膮艂, wtedy jeszcze nie. Dopiero kiedy kolejny raz nie sprawdzi艂 si臋 jako m臋偶czyzna i zosta艂 napi臋tnowany jako impotent, dopiero wtedy pomy艣la艂 o niej.
Marzenia uratowa艂y go przed szale艅stwem.
Bo kiedy przywo艂ywa艂 jej obraz, m臋sko艣膰 go nie zawodzi艂a.
Ale nie sprawdza艂o si臋 to, gdy trzyma艂 w ramionach inn膮 kobiet臋.
Tylko w ca艂kowitej samotno艣ci by艂 got贸w i p艂on膮c z po偶膮dania, sam musia艂 szuka膰 spe艂nienia.
Ockn膮wszy si臋, Jewgienij obla艂 si臋 rumie艅cem, mimo 偶e jego go艣cie nie mogli wiedzie膰, jakie my艣li chodzi艂y mu po g艂owie. Nie powinien 艂udzi膰 si臋 nadziej膮.
Przecie偶 ona nale偶a艂a do innego m臋偶czyzny i kocha艂a go. A teraz, kiedy zosta艂 zabity, prawo do niej mia艂 Reijo. Jakkolwiek by na to patrze膰, nadal byli ma艂偶e艅stwem. Biedacy nie mog膮 uzyska膰 rozwodu, tylko bogaczom udaje si臋 wykupi膰 od przysi臋gi na wierno艣膰 a偶 po gr贸b.
Mimo wszystko nie potrafi艂 opanowa膰 dr偶enia warg, niecierpliwego pieczenia w opuszkach palc贸w i we wn臋trzu d艂oni. Po raz pierwszy od d艂ugiego czasu czu艂, 偶e 偶yje ka偶d膮 cz膮stk膮 swego cia艂a.
- Powiadomi臋 za艂og臋, 偶e odp艂ywamy - powiedzia艂 w艂adczym tonem, jak przysta艂o na kapitana. Za艂o偶y艂 kurtk臋 i zapi膮艂 guziki d艂ugimi, mocnymi palcami.
- Po偶egnaj si臋 z Raij膮, nie b臋d臋 nad wami sta艂 - rzuci艂 kr贸tko, gdy Reijo odsun膮艂 si臋, 偶eby go przepu艣ci膰.
I wyszed艂.
Ta chwila zdawa艂a si臋 tak intensywna.
Zawsze mieli ma艂o czasu. Co艣, co mog艂o oznacza膰 dla nich pocz膮tek nowego, leg艂o w gruzach. Reijo ju偶 nawet nie chcia艂 o tym my艣le膰.
By艂 pewien tylko jednego: jutrzejszy dzie艅 b臋dzie dla niego straszny.
Ale j膮 czeka co艣 gorszego: wyjazd w nieznane.
- Nie pojmuj臋, co si臋 z nami dzieje - pr贸bowa艂 si臋 roze艣mia膰.
- A ja ju偶 przesta艂am si臋 zastanawia膰 - odpar艂a Raija. - Wszystko straci艂o sens, kiedy Mikkal umar艂 na moich r臋kach. Czu艂am na ustach jego ostatnie tchnienie. Pr贸bowa艂am przywr贸ci膰 go do 偶ycia, ale nadaremnie. I zdaje mi si臋, 偶e ca艂y 艣wiat wok贸艂 mnie run膮艂. Chocia偶 to wszystko zdarzy艂o si臋 dzisiaj, mnie si臋 zdaje, jakby od tej pory min臋艂a wieczno艣膰.
- Rok szybko minie - powiedzia艂 Reijo, nieporadnie pr贸buj膮c u艂atwi膰 po偶egnanie.
Ale nie pomog艂o.
Oboje wiedzieli, 偶e rok mo偶e d艂u偶y膰 si臋 w niesko艅czono艣膰.
- S膮dzi艂am, 偶e dzi臋ki dzieciom odnajd臋 sens 偶ycia. One by wype艂ni艂y mi dni. By艂abym dla kogo艣 wa偶na, mia艂abym jaki艣 cel. Nie chc臋 by膰 tylko dekoracj膮.
To s艂owo przyswoi艂a sobie w Alcie. Ole Edvard przywi膮zywa艂 du偶膮 uwag臋 do tego, 偶eby mia艂a klas臋. Ingerowa艂 nawet w jej spos贸b wys艂awiania si臋, wzbogaca艂 jej j臋zyk w wyszukane sformu艂owania, o kt贸rych zwykli ludzie nie mieli poj臋cia.
- Mam w sobie co艣 wi臋cej pr贸cz urody!
- Oczywi艣cie. Nie zwa偶aj na to, co m贸wi膮 inni. Jeste艣 wra偶liw膮, cudown膮 kobiet膮, Raiju. Wspania艂ym cz艂owiekiem. Tylu ludzi obdarzy艂o ci臋 uczuciem g艂臋bszym, ni偶 mo偶na to sobie wyobrazi膰. Kochamy ci臋, najdro偶sza, nie tylko ze wzgl臋du na twoj膮 urod臋. Uwa偶amy, 偶e to, co najpi臋kniejsze w tobie, jest niewidoczne dla oczu.
Raija ukry艂a twarz na jego piersi i pozwoli艂a, by j膮 otoczy艂 ramionami.
- Tak bardzo bym pragn臋艂a zosta膰 z wami, Reijo. Czuj臋 si臋 jak ostatni n臋dznik. Ci膮gle sprawiam dzieciom zaw贸d, znikaj膮c z ich 偶ycia. Gdybym wiedzia艂a, 偶e tak si臋 sprawy potocz膮, nie pokaza艂abym si臋 im na oczy. Prze偶y艂abym piek艂o, ale im by艂oby l偶ej. Co one sobie pomy艣l膮, Reijo? Teraz naprawd臋 mnie znienawidz膮!
- Nie pozwol臋, 偶eby ciebie znienawidzi艂y - m贸wi艂 Reijo, g艂aszcz膮c delikatnie jej jedwabiste w艂osy. Ile偶 to marze艅 snu艂 o tych kruczoczarnych lokach, kiedy by艂 jeszcze m艂okosem! Nie potrafi艂 wtedy odr贸偶ni膰 zauroczenia od prawdziwej mi艂o艣ci. Ale gdyby nie to, nie trzyma艂by mo偶e jej teraz w ramionach. Kto wie, jak potoczy艂yby si臋 jego losy.
Nigdy si臋 tego nie dowie.
Lepiej w og贸le o tym nie my艣le膰.
- Pozdr贸w Mattiego i Aleksanteriego. Spr贸buj wyt艂umaczy膰 wszystko mojemu bratu. Jemu tak偶e sprawiam zaw贸d. Dopiero co go odnalaz艂am. Mogli艣my mie膰 cudowne dzieci艅stwo, a tymczasem sp臋dzili艣my ze sob膮 tylko ostatnie dwa lata, i to ci膮gle w drodze.
- Zaopiekuj臋 si臋 nimi wszystkimi - obieca艂 Reijo. - Matti jest ju偶 niemal doros艂y. Ty w jego wieku by艂a艣 ju偶 prawie m臋偶atk膮.
- On za bardzo interesuje si臋 dziewcz臋tami. Trzymaj go kr贸tko. Nie chcia艂abym, 偶eby przez w艂asn膮 g艂upot臋 zniszczy艂 sobie 偶ycie. Wystarczy, 偶e ja to uczyni艂am. Czuj臋 si臋, jakby oplata艂y mnie wodorosty albo jakbym grz臋z艂a w bagnie. Tak bardzo pragn臋 zosta膰 z wami, 偶e nawet nie jestem w stanie tego wyrazi膰, a tymczasem okoliczno艣ci zmuszaj膮 mnie, 偶ebym wyjecha艂a od was tak daleko.
- Tylko na jeden rok - powt贸rzy艂 Reijo. - Jeden jedyny rok, male艅ka. Jeste艣 silna, wytrzymasz. B臋dzie Triy na ciebie czeka膰. A potem ju偶 zawsze b臋dziesz im mam膮. B臋d臋 za tob膮 t臋skni艂, t臋skni艂 za t膮 cudown膮 wsp贸lnot膮, jaka nas 艂膮czy...
- Reijo... - Raija spowa偶nia艂a. - Je偶eli spotkasz kobiet臋, kt贸r膮 pokochasz prawdziw膮 mi艂o艣ci膮, nie rezygnuj z mojego powodu. Nie znios艂abym my艣li, 偶e stan臋艂am na drodze do twojego szcz臋艣cia. Zbyt wiele dla mnie znaczysz.
- Nigdy nie sta艂a艣 mi w drodze do czegokolwiek, Raiju.
Ca艂owa艂 j膮 d艂ugo, przysi臋gaj膮c sobie, 偶e ta kobieta musi 偶y膰.
- Postaraj si臋 dobrze wykorzysta膰 ten czas... - zawaha艂 si臋, nie wiedz膮c, czy powinien o tym m贸wi膰. Uzna艂 jednak, 偶e musi j膮 uprzedzi膰. - Wydaje mi si臋, 偶e Jewgienij ma jakie艣 k艂opoty. Nie wiem dok艂adnie jakie, ale czym艣 si臋 gryzie. Znasz go lepiej ni偶 ja, mo偶e b臋dziesz mog艂a mu pom贸c. Zawsze potrafi艂a艣 rozmawia膰 z lud藕mi. Potrafi艂a艣 wys艂ucha膰...
- Tak, potrafi艂am rozwi膮zywa膰 cudze problemy, gorzej z w艂asnymi - odpar艂a z gorycz膮 w g艂osie.
- Postaraj si臋 co艣 zrobi膰 dla niego.
- Uczyni艂abym to, nawet gdyby艣 mnie nie poprosi艂. - Zwichrzy艂a mu w艂osy. - M贸j Bo偶e, Reijo, zawsze brakuje nam czasu. Czy to jaka艣 kl膮twa wisi nad nami? Nade mn膮? Czasem tak my艣l臋.
- Nie, to nie kl膮twa. Tylko kr臋ta i o wiele trudniejsza 艣cie偶ka losu ni偶 te, kt贸re zosta艂y przydzielone innym ludziom. Ale musisz ni膮 kroczy膰, Raiju, bo to twoje 偶ycie.
Uca艂owa艂 j膮 w oba policzki, a potem uni贸s艂 palcem podbr贸dek i musn膮艂 leciutko jej wargi.
- Do zobaczenia, Raiju. B臋d臋 liczy艂 dni do nast臋pnej jesieni. Gdy tylko ujrz臋 wp艂ywaj膮c膮 do fiordu szkut臋, zepchn臋 艂贸d藕 na wod臋 i pop艂yn臋 wam na spotkanie.
- Na ile ci臋 znam, jestem pewna, 偶e tak zrobisz. Raija otar艂a 艂zy i jeszcze raz uca艂owa艂a m臋偶a, a potem popchn臋艂a do drzwi.
- Id藕 ju偶! Nienawidz臋 po偶egna艅. Zawsze mi si臋 wydaje, 偶e ju偶 nigdy nie ujrz臋 tych, kt贸rych 偶egnam. Moje 偶ycie sk艂ada si臋 z samych po偶egna艅... Id藕, Reijo. Kocham ci臋.
- Ja te偶 ci臋 kocham, wszyscy ciebie kochamy i b臋dziemy za tob膮 t臋skni膰 ka偶dego dnia.
- Lepiej nie m贸w ju偶 nic wi臋cej - poci膮gn臋艂a nosem i zn贸w otar艂a 艂zy. - Id藕, zanim si臋 ca艂kiem rozp艂acz臋!
Reijo popatrzy艂 na ni膮 d艂ugo i cicho zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.
Czu艂 si臋 dok艂adnie tak jak ona... Jakby ju偶 nigdy wi臋cej nie mieli si臋 zobaczy膰.
Ale przecie偶 tylko rok dzieli ich od jesieni.
Rok to nie wieczno艣膰.
Na pok艂adzie panowa艂o o偶ywienie. Za艂oga ju偶 wspina艂a si臋 na maszty, 偶eby rozwin膮膰 偶agle.
Reijo, przechodz膮c przez burt臋, kiwn膮艂 do Jewgienija i poprosi艂:
- Uwa偶aj na ni膮. Ona bardzo wiele znaczy nie tylko dla mnie.
Nie us艂ysza艂 odpowiedzi, ale by艂 pewien, 偶e Raija znalaz艂a si臋 w dobrych r臋kach.
Kiedy Reijo wr贸ci艂 do chaty, Matti nie spa艂.
- Gdzie, do diab艂a, znikn臋li艣cie? - zapyta艂 ch艂opak. - Gdzie Raija? Budz臋 si臋, a was nie ma. Cierpia艂em prawdziwe katusze, ale nie mia艂em odwagi budzi膰 Aleksanteriego. Nic by to nie da艂o...
Reijo zdj膮艂 z siebie wierzchnie ubrania i usiad艂 ci臋偶ko na lawie, gdzie jeszcze niedawno siedzia艂 razem z Raij膮.
- Kto艣 z wioski ostrzeg艂 nas - zacz膮艂, westchn膮wszy ci臋偶ko. - Kapitan z Vardo wr贸ci艂 z lud藕mi w贸jta. Pij膮 razem i dobrze si臋 bawi膮. Raija znalaz艂a si臋 w niebezpiecze艅stwie.
- Gdzie ona jest?
Reijo wyjrza艂 przez okno. Na szkucie pali艂o si臋 wiele lamp. O ile dobrze widzia艂, marynarze podnosili w艂a艣nie kotwic臋.
- Musia艂em j膮 ukry膰, bo kapitan nie zawaha艂by si臋 skrzywdzi膰 dzieci, 偶eby j膮 zniszczy膰. Jeste艣 na tyle doros艂y, 偶e musisz to rozumie膰. Raija nigdy w 偶yciu nie narazi艂aby swoich dzieci.
- Gdzie ona jest?
Reijo kiwn膮艂 w stron臋 okna. Matti popatrzy艂 w mrok, ale nic nie widzia艂. Nic poza rosyjsk膮 szkut膮, na kt贸rej rozwijano 偶agle. Matti nie widzia艂 dobrze za艂ogi, ale zdziwi艂o go, dlaczego robi膮 to o tej porze: w samym 艣rodku nocy.
Nagle go ol艣ni艂o.
- Raija p艂ynie do Rosji. Kapitan jest jej starym znajomym - potwierdzi艂 Reijo.
- Kochanek? - wybuchn膮艂 Matti i po偶a艂owa艂 w tej samej chwili swoich s艂贸w. Zawstydzony spu艣ci艂 g艂ow臋.
- Nie s膮dz臋 - odpar艂 spokojnie Reijo. - Raija ma tak偶e przyjaci贸艂. By膰 mo偶e nie zawsze 偶y艂a jak B贸g przykaza艂, ale nigdy nie straci艂a poczucia w艂asnej godno艣ci. Robi艂a to, co musia艂a, ani mniej, ani wi臋cej. Nie masz prawa jej os膮dza膰. Ona bardzo ci臋 kocha, Matti, bardzo...
- Wiem, przepraszam, nie my艣la艂em tak. Reijo popatrzy艂 na ch艂opca, na brata Raiji.
- Nada艂 mamy k艂opot - rzek艂.
Matti spojrza艂 na niego, nic nie rozumiej膮c.
- K艂opot z tob膮 - wyja艣ni艂 Reijo. - Opowiedzia艂e艣 ludziom w贸jta, kto zastrzeli艂 Mikkala. By艂e艣 艣wiadkiem. A teraz, kiedy Raija znikn臋艂a, pozostajesz jedynym 艣wiadkiem.
Matti poczu艂, jak ogarnia go strach.
- Przypuszczam, 偶e wszystko przekr臋c膮 i b臋d膮 chcieli udowodni膰, 偶e to Raija zabi艂a Mikkala, a w贸wczas ty staniesz si臋 dla nich bardzo niewygodny. Przynajmniej dop贸ki jeste艣 w osadzie.
- Ukry艂e艣 Raij臋, wi臋c mo偶e...
- Niestety, na 艣niegu zostaj膮 艣lady, a ciebie 艂atwo zauwa偶y膰. Br膮zowe oczy i blond w艂osy to rzadko艣膰 w tych stronach.
Popatrzy艂 na Mattiego przeci膮gle.
- Zdaje si臋, 偶e na pu艂kach zosta艂o jeszcze troch臋 ubra艅... M贸g艂by艣 przebra膰 si臋 za Lapo艅czyka. Znam paru Lapo艅czyk贸w, kt贸rzy przybyli na jarmark. My艣l臋, 偶e zgodziliby si臋, 偶eby艣 poby艂 z nimi dzie艅, mo偶e dwa. Ale musisz udawa膰 dziewczyn臋...
- Dziewczyn臋? - krzykn膮艂 Matti. - Nie ma mowy! Mog臋 za艂o偶y膰 ubrania Mikkala, ale nigdy w 偶yciu nie przebior臋 si臋 za dziewczyn臋!
- Ale to b臋dzie podw贸jne przebranie, nie rozumiesz? Oni b臋d膮 szuka膰 m艂odego ch艂opaka, kt贸rego widzieli tylko przez kr贸tk膮 chwil臋. Wygl膮da艂e艣 niepozornie, by艂e艣 blady. Nie przyjdzie im do g艂owy patrze膰 na dziewcz臋ta.
Reijo nie doda艂, 偶e Matti ma dziewcz臋ce rysy twarzy i w odpowiednim stroju przy niezbyt dobrym 艣wietle bez trudu zostanie uznany za dorodn膮 dziewk臋.
- Powinienem tak偶e pop艂yn膮膰 z Ruskimi - mrukn膮艂 Matti pod nosem, ale Reijo wyczu艂, 偶e przesta艂 si臋 opiera膰.
- Raiji nie da艂oby si臋 przebra膰 - rzek艂. - Kto艣, kto j膮 raz widzia艂, nigdy jej nie zapomni. Zaprowadz臋 ci臋 do Lapo艅czyk贸w od razu. We藕 ze sob膮 to wszystko, co by艣 wzi膮艂, gdyby艣 wybiera艂 si臋 do Rosji.
Matti niech臋tnie zrobi艂, co mu Reijo przykaza艂.
Przybyli wczesnym rankiem. Dwaj ludzie w贸jta.
- Gdzie twoja 偶ona? - zapytali Reijo.
Ten wzruszy艂 tylko ramionami i popatrzy艂 na nich pociemnia艂ym wzrokiem.
- A sk膮d mam to wiedzie膰? Ona zawsze chadza w艂asnymi 艣cie偶kami.
Przeszukali dok艂adnie izby. Szarpali drzwi i sprawdzali skrupulatnie wszystko, cho膰 sami rozumieli, 偶e trudno jej by艂oby si臋 ukry膰 w skrzyni na ubrania.
- Znale藕li艣cie tego m臋偶czyzn臋, kt贸ry strzela艂? - zapyta艂 Reijo.
- Chodzi w艂a艣nie o to, 偶e to wcale nie on zabi艂 Lapo艅czyka. Ale za to widzia艂 dok艂adnie, jak strzela艂a twoja 偶ona.
Reijo udawa艂 zdziwienie.
- Ale przecie偶 Raija i Matti m贸wili...
- W艂a艣nie, gdzie ch艂opak? - przerwa艂 mu stra偶nik. Reijo zn贸w wzruszy艂 ramionami.
- Nie wiem.
- Ty co艣 ukrywasz, a to niem膮drze z twojej strony. Mo偶emy ci臋 zaaresztowa膰 jako wsp贸艂winnego, je艣li co艣 przed nami zataisz.
- Obudzi艂em si臋 w nocy - zacz膮艂 Reijo niech臋tnie, tak jak m臋偶czyzna, kt贸ry wola艂by nie m贸wi膰 o tym, 偶e 偶ona go ok艂ama艂a i od niego uciek艂a. - Wtedy ju偶 ich obojga nie by艂o.
- Kiedy w nocy?
- Nie jestem pewien - m贸wi艂 Reijo. Trzeba by艂o wyci膮ga膰 z niego ka偶de s艂owo. - Wydaje mi si臋, 偶e wtedy, kiedy Ruscy podnosili kotwic臋.
Dwaj m臋偶czy藕ni wymienili spojrzenia. Reijo udawa艂, 偶e nic nie rozumie.
- Po raz pierwszy ci臋 zostawi艂a? - zapytali z udawan膮 trosk膮.
- Nie - przyzna艂, patrz膮c w bok. - Ale nie wierz臋, 偶eby mog艂a kogo艣 zabi膰.
Roze艣miali si臋 mu prosto w twarz, a potem wyszli.
Szukali jej przez ca艂y dzie艅, ale nie znale藕li i zanim jarmark dobieg艂 ko艅ca, razem z Hansem Fredrikiem Feldtem opu艣cili wiosk臋.
Matti m贸g艂 przebra膰 si臋 we w艂asne ubrania.
A Reijo powiedzia艂 Aleksanteriemu i dzieciom prawd臋.
Doro艣li uwierzyli mu, Ailo i Elise tak偶e.
Maja nie chcia艂a uwierzy膰 i nie pozwoli艂a te偶 na to Knutowi.
Ida by艂a zbyt ma艂a, 偶eby pami臋ta膰 mam臋, kt贸ra tylko j膮 lekko pog艂aska艂a.
A Raija tymczasem znajdowa艂a si臋 ju偶 na otwartym morzu, w drodze na wsch贸d. P艂yn臋艂a ku nowemu 偶yciu, kt贸rego nawet nie mog艂a sobie wyobrazi膰.
- Rok to nie wieczno艣膰 - szepta艂a do samej siebie. - Tylko jeden rok, do jesieni. Rok to nie znaczy na zawsze.