Najbardziej przemilczane w mediach hipotezy niezależnych historyków
Wiceadmirał
Roscoe Henry Hillenkoetter, pierwszy dyrektor CIA (w okresie 1 V 1947
- 7 X 1950 r.), w liście do Senackiej Komisji d/s Nauki i
Astronautyki pisał swego czasu: "Oficjalna polityka ukrywania i
wyśmiewania prowadzi wielu obywateli do poglądu, że latające
spodki to nonsens" - za "New York Times" z 28 II 1960
r.- "Z dala od oczu opinii publicznej, wysocy rangą dowódcy w
siłach powietrznych są poważnie zaniepokojeni ufo"; "Czas,
aby prawda ujrzała światło dzienne na drodze otwartych przesłuchań
przed Kongresem"; "Siły powietrzne wymuszają milczenie
swoich pracowników poprzez regulacje prawne".
Ogólnie
według wielu różnych źródeł na całym świecie trwa cicha wojna
wywiadów dotycząca polityki wobec ufo. Linia podziału przebiega
również przez USA - wywiad marynarki (US Navy tak samo jak US Army
ma własny wywiad, siły powietrzne i armię - Marines) współtworzy
grupę nazywaną 'Comm12', która we współpracy ze służbami
innych państw stymuluje kontrolowane przecieki dotyczące ufo i
ogólnie zmierza w kierunku ujawnienia opinii publicznej możliwie
szerokiego spektrum tego zagadnienia. Z kolei CIA i ich partnerzy z
całego świata od handlu dragami z Afganistanu i innych przekrętów,
typu MI6, pod szyldem 'Aquarius' pracują na rzecz zachowania status
quo, w którym koncerny naftowe nadal mają miliardy klientów i w
ogóle nic się nie zmienia - bogaci nadal są bogaci, a biedni
pracują jak mrówki i wdychają spaliny. Tę linię długo
reprezentowało również powołane przez administrację Eisenhowera
niejawne ciało 'Majestic-12', chociaż ostatnio podobno odchodzą od
tego wtykania głowy ludzkości w piasek i też zaczynają jak gdyby
pomału "puszczać farbę" w tej delikatnej kwestii, a
przynajmniej na to pozwalać. Niewątpliwie jednak w dalszym ciągu
wielu ludzi na szczytach władzy w USA siedzi w kieszeni tych, którym
w koszmarach śni się, że na wielkich konferencjach prasowych
dziennikarze pytają naukowców, na jakim właściwie paliwie ufo
przyleciały tu z innych gwiazd i gdzie mają te wielkie
zbiorniki.
Przemysł
naftowy nie chce pytań o technologie obcych - to dla nich największe
możliwe zagrożenie, dosłownie straciliby wszystko w okamgnieniu, a
rezerwy samej ropy są warte 300 bilionów dolarów - ktoś wyłożył
te pieniądze i prawdopodobnie nie byli to bezdomni z Central Parku,
tylko ludzie dla których wydać 50 mln $ na czyjąś kampanię to
zwyczaj przekazywany w rodzinie z pokolenia na pokolenie; zresztą
prezydenci i tak nie mają w tej sprawie nic do powiedzenia, oni
nawet nie mogą wchodzić do podziemnych baz - np. taki Clinton mówił
w swoim otoczeniu, że "nie chce skończyć jak Kennedy".
Zresztą Tesla wynalazł co trzeba już w latach 20-tych XX wieku, a
prof. Wernher von Braun (konstruktor rakiety V2 i ojciec
amerykańskiego programu kosmicznego, twórca rakiety Saturn V, która
wyniosła lądownik z astronautami na orbitę Księżyca, a w
zasadzie była przerośniętą rakietą V2) mówił w latach 70-tych,
że już wtedy mogliśmy mieć latające samochody i świat bez
spalin - tyle że taki scenariusz nie jest na rękę tym, którzy
sprzedają energię, bo wtedy nikt by już nie musiał od nich
niczego kupować i wszyscy raz-dwa "poszliby z torbami".
Ale jest więcej powodów i grup interesów stojących za
utrzymywaniem zagadnienia ufo w tajemnicy i z dala od "poważnego"
obiegu. Szczególnie w USA osoby na szczytach władzy, które zawsze
chodziły do dobrych szkół i nie znają życia - im się wydaje, że
oni są światli, a zwykli ludzie głupi, prymitywni, nie poradziliby
sobie sami ze sobą, potrzebują aby ktoś nimi rządził - dlatego
"obawiają się paniki", a tak naprawdę albo sami są
niedorzecznymi paranoikami, albo to tylko taka wymówka-wkrętka dla
naiwnych - typu władze krajów takich jak nasz. Dyplomaci obawiają
się reakcji państw wyznaniowych na kilka faktów z dziedziny
religioznawstwa. Władze USA obawiają się gniewu ludzi za ukrywanie
całego tematu ufo przez 60 lat i pakt z Szarymi z 1954 r. - a
jednocześnie w praktyce to one decydują, kiedy cały świat zacznie
o tym mówić. Z tym, że podobno w Indiach ta sama partia (BJP),
która kiedyś zaszokowała świat uruchomieniem programu nuklearnego
i wybudowaniem arsenału rakiet - jeżeli wygrają następne wybory,
to znowu nie będą się na nikogo oglądać i ogłoszą, że kosmici
tu są, nawet za cenę wykluczenia ich kraju z niejawnej
międzynarodowej współpracy. Fajnie by było, bo po co kolejne
pokolenia miałyby zostać nafaszerowane bzdurami, tak jak nas
potraktowano.
Inne
ciekawe pod tym względem państwa to Brazylia i Meksyk - tam o ufo
piszą na pierwszych stronach najpoważniejsze dzienniki (w Indiach
zresztą też), normalna sprawa, nikt się z tego nie śmieje. W
grudniu 2007 r. zaistniała też ciekawa sytuacja w Japonii, kiedy w
ślad za rzecznikiem rządu minister obrony Shigeru Ishiba publicznie
wyraził sensowność wprowadzenia zmian do konstytucji na wypadek
inwazji z kosmosu, a następnie wokół tego tematu wypowiadali się
inni członkowie gabinetu; przy okazji, w japońskim parlamencie oraz
ogólnokrajowych kanałach telewizji prywatnej i publicznej była już
prawda o zamachach z 11 września w Nowym Jorku - ponieważ zginęli
w nich również obywatele japońscy, a "wiele wskazuje na to,
że wyjaśnienia udzielone premierowi Koizumi'emu przez prezydenta
Busha nie były prawdziwe". Z tym, że z drugiej strony, póki
co to jest podobno tak (patrz Benjamin Fulford), że to Amerykanie
zmuszają Japończyków do różnorakich ustępstw, pod stołem
grożąc kolejnymi trzęsieniami ziemi lub innymi "naturalnymi"
katastrofami - bronie pogodowe to technologia z lat 60-tych, miały
ją już wtedy i USA, i ZSRR, obecnie największa na świecie jest
instalacja HAARP na Alasce - oficjalnie badawcza.
------------------
Różne
inne źródła (trochę jest na świecie tych badaczy ufo i
nazbierali materiału przez dekady): wokół Ziemi znajduje się
osłona, która uniemożliwia wejścia w atmosferę pojazdom
przybywającym z kosmosu. Powstają w niej jednak nieregularne,
przypadkowe dziury, dzięki którym przejście tej bariery staje się
możliwe - ale nikt nie potrafi przewidzieć ich występowania.
"Szarzy" oficjalnie tylko starali się pomóc Amerykanom w
uporaniu się z czasoprzestrzennymi anomaliami stanowiącymi uboczny
efekt 'Eksperymentu Filadelfia' z 1943 r. (podobno prawie każdy
przesłuchiwany rozbitek z ufo przez długie lata zaczynał rozmowę
od refleksji w rodzaju "Ale jesteście porypani..!", mając
na myśli tamten test z przypadkowym przejściem okrętu w
hiperprzestrzeń, w wyniku którego według Ala Bieleka powstało
ryzyko potężnej katastrofy) - a przy okazji tych wszystkich tuneli
czasoprzestrzennych umożliwili przybycie ponad 1400 gadoidom, które
teraz siedzą pod ziemią (info od Alexa Colliera z 1994 r.) i są
trudne do zabicia, a niektóre z nich wzrostem dorównują ludziom z
małych planet - 7.5 metra; jak takiego zobaczysz np. w lesie (póki
co nie mają jeszcze od swojej "góry" pozwolenia na
paradowanie po deptakach, żeby nie zepsuć niespodzianki), rozsądnie
jest zejść mu z drogi - ale bez strachu, one się tym żywią i
nakręcają, dla nich to wręcz coś jak dragi: kiedy np. Szarzy
porwą Cię na spodek i już nie możesz nic zrobić, najlepiej jest
myśleć o czymś od rzeczy, wtedy ich rozczarujesz, bo na pewno
liczyli na to, że naszprycują się jeszcze dodatkowo Twoim strachem
- więcej Cię nie porwą (z tym, że w ogóle w sprawie porwania
najlepiej jechać do USA, obecnie oni głównie tam operują, skoro
już mają coś na piśmie - w pierwszej połowie XX stulecia
uprowadzali przeważnie w Ameryce Południowej). Przy użyciu środków
mechanicznych (Ludzie nie potrzebują do tego maszyn) Gadoidy
potrafią przenosić się w czwartą gęstość, trochę inny wymiar,
jak gdyby następny - co ciekawe, wtedy najbardziej pozytywne osoby
spośród Ziemian są dla nich w ogóle niewidzialne, to znaczy
przebywają jak gdyby w zupełnie innym paśmie rzeczywistości;
według innych źródeł one zazwyczaj sobie siedzą w tej czwartej
gęstości, dlatego ich nie widzimy, gdy pojawiają się między nami
i pożywiają się naszymi negatywnymi emocjami - strachem i agresją,
albo kiedy nami do pewnego stopnia sterują, wpływając na działanie
szyszynki - co jest szczególnie łatwe, kiedy dana osoba jest
pijana; niektórzy ludzie twierdzą, że na zasadzie widzenia aury
potrafią zobaczyć takie dziwne kształty podczepiające się do
niektórych osób. Te jakby z naszego wymiaru (? - może to te same)
lubią ludzkie mięso, ale takie niezanieczyszczone nikotyną,
kofeiną ani syfem dodawanym do jedzenia - dlatego preferują dzieci,
oczywiście żywe - rzeczywiste amerykańskie władze karmią te
przykre stwory, żeby nie wychodziły na powierzchnię. Przybyły tu
w ramach współpracy rządu USA z mieszkańcami innej planety, tak
że chyba nie ma obowiązku przechodzić nad tym do porządku
dziennego; dla równowagi trzeba jednak dodać, że niektóre z nich
rzekomo pochodzą z naszej planety - kłaniają się czasy
dinozaurów, to były jakby ich krowy i sarny, a według niektórych
hipotez niekiedy również przodkowie; zresztą legendy o smokach
funkcjonują od wieków na całym świecie - ich wykańczaniem
zajmował się m.in. niejaki Św. Jerzy - podobnie jak opowieści
górali z Polski, Himalajów i Oceanii o olbrzymach śpiących w
górach, wszystkich kultur o spektakularnej "magii" i
dziwacznie wyglądających istotach z szuwar, z niebios, wyłażących
spod ziemi - kiedyś ludziom tak nie wtłaczano do głowy, że już
wszystko wiadomo, cały świat został rozpracowany i opisany, no i
przekazywali sobie te relacje, normalnie jak to ludzie ludziom i
dziadkowie wnukom, ku pamięci; dziś jak takiego stwora zobaczysz,
to siedzisz cicho - wiadomo, każdy głupi doskonale rozumie, że
lepiej nie występować z tego typu relacją, jakoś tak dziwnie jest
skonstruowana nasza rzeczywistość, że można sobie wierzyć w
duchy, przesądy, raj, Tarota, wróżenie z ręki - ale jak tylko
powiesz coś o stworze z kosmosu, to już możesz zaczynać się
martwić, co z Tobą zrobią w przekonaniu, że tylko Ci
pomagają.
Według
Alexa Colliera i jego rzekomego kontaktu z Andromedanami, w efekcie
niefrasobliwych eksperymentów wokół Ziemi narobiło się kilka
linii czasu. Istnieje np. taka, w której gadoidy nigdy tu nie
przybyły - tak samo jak inna, gdzie III Rzesza trwa sobie jako
imperium. Według badaczy takich jak Marcia Schaefer czy David
Wilcock, nie żyjemy w do końca identycznych rzeczywistościach -
niektóre osoby mogą w roku 2012 wylądować na planszy z
kataklizmami, podczas gdy innym woda ledwo przemoczy buty; jak sobie
pościelesz, tak przeżyjesz lub nie, cały czas stwarzamy sobie
własną rzeczywistość, oczekując jej w naszych głowach - z tym,
że jeżeli sobie zablokujesz w mózgu, że nie ma żadnych
złowrogich ufo ani ryzyka jakichkolwiek wydarzeń w 2012 r., to może
właśnie Wszechświat będzie starał się Ci jakoś mniej lub
bardziej delikatnie zasugerować, że masz zakuty łeb - to działa
też na tej zasadzie, że dzieje się to, czego nie chcemy, liczy się
tylko to, na czym się koncentrujemy, nieważne z jakiego powodu i
klimatu w głowie zachodzi potrzeba przerabiania danej lekcji. Liczni
niezależni badacze utrzymują ponadto, że według ich źródeł,
przecieków i w ogóle szczątków kopalnych, ewolucja form życia na
naszej planecie nie przebiegała w tempie linearnym, ale w skokach co
ok. 52 miliony lat, kiedy nagle pojawiały się nowe gatunki,
bardziej rozwinięte i wyrafinowane, jak gdyby z następnego szczebla
złożoności - i właśnie na tym ma polegać ów rok 2012, czy jaka
powinna być data, bo tu pomyłka może być o parę wieków - w
każdym razie Układ Słoneczny orbituje wokół centrum naszej
galaktyki i co kilkadziesiąt milionów lat może faktycznie
przechodzi przez jakieś pola czy kanały energii, dzięki którym
możliwe są ciekawe przemiany, ale też np. dzieje się sporo innych
zauważalnych rzeczy - spekuluje się nawet o zmianach w sposobie
rotacji Ziemi i co do położenia biegunów, o liniach brzegowych nie
wspominając... Według Plejaran tereny o najsolidniejszych
fundamentach w skorupie ziemskiej pod kątem takich okoliczności to
Peru i Australia - podobno trzęsień też ma być sporo, zresztą
ich liczba mocno wzrosła już w ciągu ostatnich dwóch dekad, tak
samo jak aktywność wulkanów.
Kubański
kryzys rakietowy był tak naprawdę o to, że sowieci czuli się (i
słusznie) oszukiwani przez Amerykanów w kwestii udostępniania
technologii pochodzących z wymiany z obcymi - wcześniej Jankesi
obiecali im, że będą się uczciwie dzielić (kiedy ZSRR zagroził
podpisaniem własnego traktatu), ale w praktyce wyszło inaczej:
mikroprocesory, diody LED, laser, kevlar, teflon, hologram,
światłowody, poszycia niewidzialne dla radarów - wszystko jakoś
"wynaleziono" w USA, chociaż Rosjanie chyba cały czas
mieli lepszych naukowców, skoro przodowali w dziedzinie broni
pogodowych, zjawisk paranormalnych, kontroli umysłów, konstrukcji
myśliwców i łodzi podwodnych, o czołgach i śmigłowcach nie
wspominając. W dodatku wszystko to pojawiło się w przedziale ok.
20 lat: 1950 - 1970 r.; dla porównania tempo opracowywania innych
wynalazków według współczesnej nauki: koło - 500 tys. lat,
młotek - 500 tys. lat... Podczas kryzysu Kennedy dwa razy pytał się
CIA, czy to prawda, co mówią Rosjanie - i dwa razy odpowiedzieli
mu, że "nie, coś świrują bez sensu" - podobno nawet,
kiedy świat dzieliło już tylko 20 minut od rozpoczęcia nuklearnej
wymianki. To dlatego chciał ich potem rozpędzić na cztery wiatry,
według m.in. Williama Coopera dał im też ultimatum, że mają rok
na ujawnienie tematu ufo opinii publicznej. Oswald był człowiekiem
Hoovera, który miał mieć oko na chłopaków z CIA krążących
wokół JFK jak sępy. Hoover nie był transem, ręczy za niego m.in.
Ted Gunderson, który znał go osobiście. W dniu zamachu w Dallas
Edgar Hoover otrzymał teleks o treści "Zadrzyj z nami, to
zginiesz" - to fakt raczej znany, ale pewnie mało ciekawy;
zresztą, może to tylko Lee Harvey faksował sobie z biblioteki?
Nawet Jackie mówiła przyjaciółce - która opowiedziała o tym
przed kamerami - o agentach Secret Service: "Oni zabili mojego
męża". W ciągu następnych 30 lat w wypadkach, strzelaninach
i samobójstwach zginęły 133 osoby, które znajdowały się wówczas
na tyle blisko samochodu, że mogły widzieć, co właściwie się
stało - pewien matematyk wyliczył, że prawdopodobieństwo
przypadkowego wystąpienia takiej serii wynosi jeden do
kilkudziesięciu miliardów; no cóż, całkiem duże - a może to
L.H. Oswald mści się zza grobu na gapiach, jak przystało na
samotnego psychopatę..? Jeszcze trzy dekady później np. do Philipa
Corso Jr. przyszli tajniacy i powiedzieli (w skrócie): ta książka
o ufo to jeszcze może być, ale jak napiszesz o zamachu na
Kennedy'ego, to szykuj na cmentarzu miejsce dla siebie i całej
rodziny; na początku trzeciego tysiąclecia żyło ponoć jeszcze
około stu czterdziestu osób, którym prawda mogłaby zaszkodzić -
przy czym sporo wątków zawsze wydawało się orbitować wokół
osoby George'a Busha Seniora, który za młodu podobno raz nawet
poszedł w tej sprawie do Hoovera ze spluwą za pazuchą, domagając
się zakończenia śledztwa i gotowy na wszystko - czyżby miał
wiele do stracenia..? Po śmierci JFK awansował na szefa misji
łącznikowej w Pekinie, potem został dyrektorem CIA, dalej dwa razy
wiceprezydentem za Reagana, następnie sam prezydentem i jeszcze dwa
razy zrobił syna, a drugiego gubernatorem - skończył jak Łokietek,
a zaczynał od tego, że w jego firmie naftowej tajne służby z
powodzeniem wdrażały nową metodę przemytu narkotyków z Ameryki
Płd. w zwolnionych z kontroli celnej pojemnikach przerzucanych
pomiędzy platformami wiertniczymi (na początku lat 70-tych New York
Times ujawnił, że tak samo wykorzystywano trumny z żołnierzami
zabitymi w Wietnamie - według Michaela Rupperta robią to przy
każdej wojnie, a pieniądze z dragów idą na Wall Street; według
innych źródeł na podziemne bazy i tajne projekty). Z kolei kiedy
Junior zakładał w latach 70-tych swoją firmę naftową Arbusto, 50
tys. $ na rozruch za pośrednictwem pilota-ochroniarza-kolegi taty
przekazał mu ...Saul Bin Laden, przyrodni starszy brat Osamy; klan
Bin Ladenów to przyjaciele rodziny Bushów od dekad, już po 11
września w czasie wakacji Seniora z małżonką w Arabii Saudyjskiej
spędzali wolne chwile razem, jak przystało na długoletnich
znajomych; kiedy Osama wysadził najpierw te amerykańskie placówki
w Afryce, kontrakt na ich odbudowę otrzymała od rządu USA firma
...Bin Laden Constructions, jego przyrodniego brata; no ale po co
telewidzowie mają o tym wiedzieć, tylko mogłoby im się pomieszać
w głowach, racja. Kartel Bushów tropi m.in. dziennikarz BBC Greg
Palast.
Generalnie
przez całą zimną wojnę na szczytach władzy funkcjonowała nie
najgorsza komunikacja pomiędzy USA, Wlk. Brytanią i ZSRR - na
powierzchni trwało napięcie i konfrontacja, patriotyczny wysiłek
po obydwu stronach oceanu, a w kosmosie dzięki tej całej produkcji
mogła rozwijać się współpraca i postępować ekspansja. W latach
60-tych powstała międzynarodowa baza na Marsie, na Księżycu
funkcjonowała już w momencie "pierwszego lądowania". To
dzieje się jakby pod egidą ONZ, np. w słynnej (i jedynej takiej, o
której wiadomo) strzelaninie z Szarymi w bazie pod miejscowością
Dulce w stanie Nowy Meksyk w 1979 r. zginęło 66 komandosów również
z takich krajów, jak Norwegia czy Izrael. Drugi raz polityka
ukrywania wszystkiego przed ludźmi okazała się mieć swoje dobre
strony, kiedy w roku 1993 baza na Marsie przestała nadawać - było
tam wtedy 300 000 ludzi (info: Phil Schneider). Według Alexa
Colliera z wywiadu z 1994 r. bazę przejęły Gadoidy, sporo ludzi
zjadły, a dla reszty nie mogliśmy nic zrobić, przynajmniej wtedy.
Z kolei po 2000 r. pojawiło się anonimowe źródło pod pseudonimem
'Henry Deacon' (wywiad po polsku ), gość mówi, że na Marsa jest
winda - stabilny tunel czasoprzestrzenny - i dużo tam grał w
ping-ponga (w ogóle nie wychodzi się z bazy na powierzchnię), a
robił to samo, co na Ziemi, czyli siedział przy maszynerii; według
jego relacji jest tam teraz 700 tys. ludzi, to znaczy "mamy tam
kilka baz". Według dr Dana Burisha (domniemanego byłego
członka MJ-12) Księżyc i Mars to jedyne miejsca w naszym układzie
planetarnym, gdzie obcy tolerują naszą obecność, to znaczy to by
było porozumienie z obydwiema frakcjami - "dobrymi" i
"złymi" (informacje spod egidy Project Camelot, po 2000
r.). Według dr Burisha na księżycu Jowisza Io znaleziono inną
formę życia - małe stworki podobne do krabów, poza tym nic w
całym układzie, jeśli nie liczyć (Collier:) baz Szarych na
Księżycu i Phobosie ani siedmiu kopuł (dla siedmiu kast) gadoidów
na Wenus, skądinąd sfotografowanych już dwie dekady temu przez
radziecką sondę - rzekomo tysiące lat temu nakierowały one w nasz
układ wielką kometę, która przechodząc obok Urana zmieniła jego
oś obrotu, dalej spowodowała eksplozję świeżo skolonizowanej
przez Ludzi planety Muldek (znanej również m.in. jako Melona),
która tworzy teraz pas asteroid, orbitujący sobie pośrodku naszego
układu jak gdyby nigdy nic pomiędzy orbitami innych planet, w czym
milion naukowców nie widzi w tym nic dziwnego; przechodząc obok
Marsa kometa zdarła z niego prawie całą atmosferę, zmuszając
ludzi - uchodźców z gwiazdozbioru Lutni i Wegi - do zejścia pod
powierzchnię, a następnie przeniesienia się na Ziemię (gdzie już
zostali, gadoidy musiały się stąd szybko zwijać przed jakąś
kosmiczną policją - wg Michaela Tsariona) - następnie przechodząc
obok naszej planety, kometa zdarła z niej płynną atmosferę,
umożliwiając rozwój życia, po czym podebrany Uranowi księżyc
zostawiła na orbicie wokół Słońca, gdzie jego lód się stopił
i dlatego cała Wenus jest teraz okryta parą i chmurami, bo to
właśnie był ten księżyc. Według Alexa Colliera księżyc Marsa
Phobos to pojazd Szarych, mają sporo takich dużych - to właśnie
olbrzymie obiekty orbitujące wokół równika Ziemi w 1953 r.
skłoniły ekipę Eisenhowera do respektu i odrzucenia oferty
kosmicznych Ludzi, których żądanie nuklearnego rozbrojenia uznano
w tej sytuacji za nie do przyjęcia; zresztą wtedy zimna wojna była
jeszcze na serio, a Stalin dopiero się rozkręcał z budowaniem
wyrzutni. Mimo, że ludzie z gwiazd mówili wówczas, żeby nie
zwracać uwagi na te gigantyczne statki Szarych, generałowie
wiedzieli swoje - a na lądowanie Szarych Ajk zaprosił nawet w
charakterze wsparcia duchowego biskupa Jamesa Francisa MacIntire'a,
który następnie wbrew przykazaniom amerykańskich służb od razu
wygadał się papieżowi i to wówczas powołano do życia watykański
wywiad - te tropy śledzi włoski dziennikarz Luca Scantamburlo ,
który zadaje dyskretne pytania o to, dlaczego np. Jezuici wykupili w
Stanach obserwatorium astronomiczne na szczycie góry, gdzie zawsze
mieszkał bóg miejscowych Indian, a Watykan zasponsorował misję
sondy kosmicznej - co jest dosyć dziwne jak na tak niewielkie
państwo, w dodatku dość specyficzne; obecnie Stolica Apostolska ma
już na koncie nie tylko kilka sygnałów, że Kościół dopuszcza
możliwość istnienia cywilizacji pozaziemskich, ale także
oficjalnego rzecznika odnośnie tematu ufo - jest nim ojciec Corrado
Balducci i przypadkiem jest on również głównym demonologiem
Watykanu. Przy okazji, Fatima itp. - to były według A. Colliera
akcje Szarych, którzy przygotowują również drugie nadejście
Chrystusa z pozbawionym duszy klonem w roli głównej, wszystko ma
być lepiej jak w Hollywood - o ile do tego dojdzie, tzn. jeżeli
ludzie nadal będą psychicznie stali w kolejce na ten film i będzie
im się to opłacało wyprodukować.
Według
innych wersji , miliony rzekomo porwanych przez Szarych Amerykanów,
którym na pokładach spodków wszczepiono implanty, to tak naprawdę
tysiące ludzi faktycznie przez kogoś uprowadzonych, z tym że stały
za tym raczej czynniki zbliżone do konglomeratu zbrojeniowego USA,
przebrani ludzie itp. - ten przemysł przynajmniej od lat 70-tych
rozumie to doskonale, że w końcu nie będzie już z kim toczyć
wojen, w związku z czym dla swoich firm, jakże przecież istotnych
dla bezpieczeństwa narodowego, nie od dziś planują nowe kontrakty
na przetrwanie, tym razem na wyprodukowanie uzbrojenia całej orbity
- a że są to przedsiębiorstwa quasi-państwowe, nie powinno być
problemu, żeby zorganizować dla tłumów holograficzne bitwy z
obcymi (technologia z lat 60-tych - przypadek "ukazania się
Matki Boskiej" na kilka godzin nad Hawaną parę lat po
przejęciu władzy przez Castro). Oczywiście reszta armii nie będzie
o niczym wiedziała - rzekomo już od lat 90-tych zdarzają się
ataki latających spodków na placówki wojskowe, a przekręt polega
tu na tym, że to są talerze produkcji ziemskiej, które silą się
na wrogą flotę z kosmosu; z tym, że ofiary w ludziach są naprawdę
i będą także, kiedy przeprowadzą to w skali całej planety -
można przypuszczać, że dużo więcej niż w nieskrytykowanym
jeszcze przez nasze gadające głowy spektaklu teatru telewizji pt.
"11 września". Jak można się domyślać, każdy, kto
będzie mówił, że nie ma żadnej inwazji obcych i to wszystko nie
dzieje się naprawdę, będzie albo agentem kosmitów i zdrajcą,
albo niebezpiecznym świrem - defetystą - mącicielem wody,
zasługującym jeżeli nie na kulkę w łeb (w tych trudnych
czasach), to przynajmniej na odizolowanie, najlepiej w obozie pracy,
żeby chociaż zarobił na swoje wyżywienie.
Chemiczne
smugi (ang. 'chemtrails') - ostatnio można je było zobaczyć np.
nad Poznaniem w dniu 17.IX.2009, ale nasilają się też doniesienia
z innych miast Polski, tak że "doganiamy" w tym temacie
resztę świata - według znacząco już nadwątlonej wersji, są to
widoczne gołym okiem konsekwencje pomysłu słynnego fizyka Edwarda
Tellera: rozpylane w atmosferze cząsteczki aluminium, które mają
odbijać promienie słoneczne (na innej planecie użyto do tego
złota, bo mieli więcej złota) - dzięki temu temperatura na Ziemi
zwiększyła się tylko o 2 stopnie; dla porównania, jasność Wenus
wzrosła o 200%, w różnym stopniu to samo dotyczy też wszystkich
innych obiektów naszego układu - rzekomo to w związku z rokiem
2012, kiedy względem Ziemi ustawią się w jednej linii Słońce
oraz Centralne Słońce Galaktyki, o czym było wiadomo od tysięcy
lat np. z kalendarza Majów, a po dziś dzień nie mówi się o tym w
telewizji i oficjalnie nie łączy w całość napływających
informacji astronomicznych - np. że Wielka Plama na Jowiszu w
połowie lat 80-tych zaczęła się przemieszczać po tym, jak przez
wieki ani drgnęła, a na Marsie również występuje efekt
cieplarniany, chociaż nie ma tam fabryk. Nie mogą ujawnić, że
rozpylają to na całym świecie - choć widać, że niebo zmieniło
kolor i nie jest już tak błękitne, jak jeszcze paręnaście lat
temu - gdyż nie wiadomo, jaki to ma wpływ na zdrowie, zaraz
ruszyłaby lawina procesów o odszkodowania itp. Z kolei według
Plejaran Ziemia owszem przybliża się do Centralnego Słońca
Galaktyki i w sumie to dlatego tu są z tą zaplanowaną na 800 lat
misją pomagania nam wśród wielkich przemian - ale oni nie
akcentują w żaden sposób daty 2012 r., tak że chyba według nich
to jest źle obliczone.
Z
ludźmi, którzy podróżowali w czasie, podobno jest taka sprawa, że
najlepiej ich nie zabijać, ponieważ mogłoby to wytworzyć
dodatkowe anomalie i zapaćkać czasoprzestrzeń jakimiś
niebezpiecznymi quasi-sprężynami; Al Bielek czuł się z tego
powodu nietykalny do roku 2003 według własnych obliczeń, ale
doczekał się za to dedykowanej witryny internetowej oczerniającej
go jako oszusta i naciągacza - mnie jednak osobiście przekonują te
jego swetry, w których występował m.in. w wywiadzie z gościem z
Bułgarii - to było na początku lat 90-tych i w tamtym czasie sam
miałem lepsze swetry, żyjąc w Polsce - ten człowiek przez wiele
lat utrzymywał się ze skromnego zasiłku, czegoś w rodzaju renty.
Relacja Ala Bieleka przedstawia się w taki sposób (źródło:
legendarny wywiad w 'Coast to Coast' z 1993 r. - "The
Philadelphia Experiment - Complete"), że jako naukowiec Ed
Cameron w 1943 r. pełnił służbę na pokładzie okrętu USS
"Eldridge" podczas testu nowej technologii niewidzialności
dla radaru, opierającej się na wywoływaniu efektu opływania
jednostki przez promienie wskutek wytworzenia wokół niej potężnego
pola elektromagnetycznego; znalazł się tam również jego brat
Duncan, który był bardziej kimś w rodzaju agenta do zadań
specjalnych, chociaż też ukończył fizykę (Ed na Harvardzie); ich
ojciec pracował w wywiadzie, m.in. zajmował się przerzuceniem do
Stanów Oscara Schneidera. Technologia owa powstała w roku 1931 na
University of Chicago - pracowali tam wówczas dr John Hutchinson
oraz dr Nikola Tesla (ten ostatni niejawnie - ostatnie 12 lat życia
Tesli było jego najbardziej pracowitym okresem, inaczej niż się
podaje - nie wegetował bezczynnie w hotelu w Nowym Jorku, tylko
pracował dla rządu Stanów Zjednoczonych). Trzy lata później
projekt przeniesiono do Princeton Institute of Advanced Studies,
gdzie akurat przewijali się niemal wszyscy najsłynniejsi podówczas
fizycy, np. emigranci z nazyfikowanych Niemiec, m.in. Einstein i dr
John van Neumann - dorzucili jeszcze Teslę i już wkrótce
faktycznie mieli upragniony statek-widmo. Badania finansowała
marynarka, sprzyjał im też prezydent F.D. Roosevelt, który znał
Teslę jeszcze z 1917 r., gdy piastował funkcję podsekretarza
marynarki i pierwszy raz z nim współpracował podczas I wojny
światowej. W roku 1940 przeprowadzono udany eksperyment ze
"zniknięciem" modelu okrętu w laboratorium - wówczas
projekt utajniono, wcześniej to było tylko takie ecie-pecie
naukowców, jakieś bzdury; kiedy w środku wojny okazało się, że
U-Booty potrafią zatapiać połowę jednostek konwoju, błyskawicznie
znalazły się miliony dolarów potrzebne na sprzęt w skali makro i
rychło przeprowadzono pierwszy, tzw. "suchy" test, na
statku bez załogi: faktycznie zniknął z ekranu radaru, jak również
w ogóle z pola widzenia - okazało się, że wytwarzane pole
zakrzywia także promienie światła, w związku z czym w miejscu
okrętu widoczny był jedynie zanurzony w wodzie obłok mgiełki
ozonu pochodzącego z generatorów. W tej sytuacji (i tej na oceanie)
pomimo zdecydowanych protestów Tesli, który ostrzegał przed
niebezpieczeństwem dla życia ludzi i próbował sabotować projekt,
uszkadzając generatory, niezwłocznie zorganizowano kolejną próbę,
tym razem z udziałem pełnej załogi okrętu. I to już była
katastrofa - okręt wprawdzie faktycznie znikł z radaru, jak również
z pola widzenia, ale niestety zniknął także z portu - nie można
było nawiązać z nim komunikacji radiowej, choć wszystko odbywało
się przy wyłączonych silnikach. Po czterech godzinach statek
ponownie zmaterializował się na poprzednim miejscu, jednak nadal
niemożliwe było nawiązanie z nim łączności przez radio; wysłano
łódź z ekipą ratunkową. Po dopłynięciu do burty niszczyciela,
ratownikom ukazał się widok niczym z chorego horroru - niektórzy
marynarze płonęli, dwaj zostali wtopieni w metalowe poszycie
okrętu; pozostali zwariowali - w efekcie podróży w hiperprzestrzeń
doznali fizycznego pomieszania zmysłów, stracili gdzieś w głowie
pierwotny punkt odniesienia, jak to później tłumaczono; marynarzom
znajdującym się pod pokładem nic się nie stało, bowiem ochronił
ich metal. Ponieważ nikt z członków załogi przebywających na
pokładzie nie miał szczęścia wyjść z tego cało, a niektórzy
zginęli w męczarniach (nikogo nie udało się "odspawać"
- to była stal nowego okrętu wojennego), otoczono ich następnie
długą opieką w odizolowanych ośrodkach; w kolejnych tygodniach
zdarzały się wśród nich przypadki "samoczynnego ludzkiego
samozapłonu" (ang. 'spontaneous human combustion') - niektórzy
nagle zapalali się od wewnątrz i ginęli w płomieniach; barman z
lokalnego pubu zelektryzował miejscową prasę relacjonując, że
podczas bójki trzech marynarzy po prostu nagle zniknęło - a po
trzech dniach nagle zmienił swoją wersję i odtąd już zawsze
utrzymywał, że on tylko tak powiedział, że zniknęli, żeby ich
kryć - to był taki żart... Eksperyment uznano za połowiczny
sukces i projekt przeniesiono w inne miejsce - obecnie na całym
świecie znany jest jako "Philadelphia Experiment"
(oficjalny kryptonim wyjściowego programu brzmiał "Project
Rainbow") i jest to niewątpliwie najbardziej znany eksperyment,
którego nie było - oprócz wielu witryn internetowych oraz filmów
dokumentalnych, wywiadów z żyjącymi uczestnikami i świadkami
wydarzeń w porcie, powstały o nim nawet dwa hollywoodzkie filmy (co
prawda niezbyt wciągające, chyba że ktoś lubi monotonię scen i
dialogów a'la teatr tv). Z pokładu USS "Eldridge" w ogóle
nie odnalazły się dwie osoby - bracia Ed i Duncan Cameron, którzy
obsługiwali generatory i widząc, że już nie da się ich wyłączyć,
w związku z czym okręt nieuchronnie zamienia się w gigantyczną
kuchenkę mikrofalową, w przypływie geniuszu, który prawdopodobnie
uratował im życie, podjęli błyskawiczną decyzję o wyskoczeniu
za burtę. Nigdy jednak nie wpadli do wody, ponieważ statek
przeniósł się już w hiperprzestrzeń w efekcie wytworzenia zbyt
silnego pola elektromagnetycznego, a oni stracili z nim kontakt i
więcej go nie zobaczyli, natomiast z tego, co pamiętają (rzecz
jasna nasuwa się tu możliwość hipnotycznej impregnacji sztucznych
wspomnień), to obudzili się w szpitalnych łóżkach w roku 2137,
jak ich poinformowano, po czym Eda wessało jeszcze do 2749 r. -
gdzie spędził dwa lata, za wiedzą ówczesnych władz pracując
jako przewodnik po latającym mieście, których na Ziemi jest wtedy
wiele i zmieniają strefy geograficzne wedle życzeń mieszkańców,
a ludzie ze zwykłych miast przyjeżdżają tam jako turyści; poza
miastami rozciągają się "żółte strefy", gdzie
wycieczki kończą się reprymendą, oraz "czerwone strefy",
dokąd nie wolno wchodzić pod groźbą kary śmierci; lewitujące
miasta są autonomiczne i każdym z nich kieruje sztuczna
inteligencja zaklęta w pokaźnych rozmiarów kryształach, stworzona
we wcześniejszych wiekach przez ponadprzeciętną moralnie dynastię
programistów komputerowych, specjalnie w tym celu wyselekcjonowaną
genetycznie - zakończyło to erę nadużyć władzy, których w inny
sposób nie dało się wyeliminować; populacja Ziemi w wieku XXVIII
wynosi nieco ponad pół miliarda (czyli swoją drogą norma na
planetach wielkości Ziemi - np. jeśli chodzi o planety Plejaran).
Po jakimś czasie Ed Cameron zapragnął wrócić do swojej epoki i
umożliwiono mu to, a w naszych czasach przywitano go praniem mózgu,
w związku z czym wszystko to zaczął sobie przypominać dopiero po
latach, fragmentami. Z kolei Billy Meier utrzymuje, że był na
pokładzie latającego spodka na wycieczce do wieku XXIV, kiedy nawet
rozwinięta bardziej od Plejaran rasa Timmerów (pracowali tu przed
nimi, im z kolei chodziło o to, żeby ziemscy naukowcy przed rokiem
1974 nie zniszczyli przypadkiem planety przy okazji eksperymentów z
urządzeniami do zapalania atmosfery) bardzo miała się na
baczności, aby ich spodek nie został wykryty przez ziemskie systemy
monitorujące - według ich relacji ludzie posiadają już wtedy
technologię podróży międzygwiezdnych. Inne osoby, z Project
Montauk, były na rekonesansie niedaleko w przyszłości - ale nie
wiadomo dokładnie, kiedy - i wykonały zdjęcia San Francisco
całkowicie zniszczonego przez trzęsienie ziemi o nieznanej
wcześniej sile w skali Richtera. I to by było na tyle, jeśli
chodzi o najbardziej wiarygodne, bo potwierdzane w przeciekach z
innych źródeł, relacje z podróży w czasie funkcjonujące w
niezależnym obiegu informacyjnym - których opowiadający je ludzie
nigdy nie zmieniali np. pod kątem stworzenia szansy, że ktoś w to
tak po prostu uwierzy, odkąd przed laty narazili się na
bezprecedensowe wyśmiewanie i szkalowanie, zaczynając mówić o tym
publicznie.
Według
Davida Wilcocka i jego źródeł, strach to przepływ energii w
stronę jego obiektu - to jedna z wielu nieodkrytych jeszcze przez
naszą publiczną naukę reguł funkcjonujących we wszechświecie;
również kiedy nienawidzisz swoich wrogów, oni wygrywają - wtedy
przechodzisz jakby na ich fale, zaczynasz grać na ich boisku,
wytwarzasz ich przestrzeń życiową. 7 tysięcy wspólnie
medytujących osób mogłoby zredukować zbrodnie, kradzieże itp. w
skali całej planety o trzy czwarte - rządzący tym światem
ukrywają przed ludźmi, jak wielką mają moc, a tylko własne
dzieci uczą o Atlantydzie i jak to naprawdę było/jest. Dave
Wilcock proponuje też wszystkim prostą refleksję: skoro dobre
przeczucia nie prowadzą nigdy do złych zdarzeń, dlaczego po prostu
im nie zaufać?
Z
kolei Michael Tsarion to badacz z Irlandii; jego kraj miał podobne
losy, jak nasz, tak że on też nie pali się do pokłonów przed
potężnymi tego świata, przy czym nie jest to w ogóle badacz ufo,
ale ezoterycznych tradycji, tajemnej wiedzy i sekretnych praktyk,
które można całkiem nieźle prześledzić, korzystając ze starych
ksiąg i dokumentów - a że w tych najstarszych sporo jest o
"bogach" i ich latającym sprzęcie, to on tego nie omija
śladem naukowców z pobliskiego kraju ciemiężycieli, w swojej
pracy badawczej koncentruje się jednak nie na poszukiwaniu życia
pozaziemskiego, ale na wyjaśnianiu, skąd właściwie wziął się
ten niegodziwy system kłamstw, obowiązujący współcześnie w
przekazach wtłaczanych co dnia miliardom, a dlaczego nie zauważa
się różnych zupełnie oczywistych, a bardzo ciekawych rzeczy -
robi to piorunujące wrażenie, kiedy on to zestawi i zacznie
puszczać slajdy. W swoich prezentacjach koncentruje się na dawnych
czasach, to znaczy reprezentuje takie podejście, że żeby to
wszystko dobrze wytłumaczyć, opowieść trzeba by zacząć tysiące
lat temu, kiedy ludzkość najwyraźniej z inspiracji pewnych
machinatorów z kosmosu nagle przeskoczyła z respektu dla
mądrzejszego żeńskiego pierwiastka na patriarchat, w którym stery
dzierżą sztywne drewniane roboty, łatwe do manipulowania za pomocą
największych nawet bzdur i głupot - i wówczas rozpoczął się
upadek człowieka, który obserwujemy do dzisiaj, wystarczy włączyć
telewizor. Jego wersja jest taka, że tam, gdzie mieszkały "Węże"
(ang. "Serpents"), m.in. w owej Lemurii - tam w przypadkach
wielu antycznych kultur było właśnie pozytywnie, następował
rozkwit cywilizacji, to również te istoty ewakuowały niewolników
z Edenu, chociaż Adamy nie chciały o niczym słyszeć, ale Ewy
załapały, o co chodzi; a to tam, gdzie tubylcami rządzili
uzurpatorzy - ludzie z kosmosu, szerzyły się patologie,
okrucieństwa i zło, tzn. nie zawsze, ale też bynajmniej nie
rzadko. Według irlandzkiego badacza znane z antycznych zwojów Węże
mieszkały pomiędzy ludźmi jeszcze parę wieków temu w
średniowieczu - zostały po nich ślady w pismach, to te ustępy o
smokach, bestiach i innych sprawiających problemy stworzeniach,
często zwodniczych i ironicznych w szalony i jak na nasze standardy,
nieco chory sposób - a kiedy jakiś rycerz chciał udowodnić swoje
męstwo, mógł po prostu zakołatać do drzwi takiej istoty i wyzwać
ją na walkę (według Colliera gadoidy lubią się bić, a najwięksi
twardziele z nich to te z ogonami). Michael Tsarion najwyraźniej ma
te wszystkie stare księgi w małym palcu, ale nie przesadza z
cytatami częściej niż kilka razy podczas jednej dwugodzinnej
prezentacji, pokazuje za to sporo fotografii z różnych miejsc,
ciekawych ilustracji historycznych itp. - zapytuje np. dlaczego druga
największa rzeźba w Watykanie to szyszka - szyszynka, symbol
starożytnego Sumeru, co robią tam człowiek-lew w pozie Sfinksa i
obelisk pośrodku placu (to z Egiptu - obeliski stoją też w
Waszyngtonie i londyńskim City, pozostałych globalnych centrach
władzy: militarnej i finansowej). Interesują go tropy takie, jak
pewne zabytkowe miasteczko we Francji, które przed wiekami ktoś
zaprojektował na dokładne odwzorowanie jednej z konstelacji gwiazd;
co z tymi monumentalnymi kamiennymi schodami odkrytymi w okolicach
Japonii na dnie oceanu, 2 km pod powierzchnią, czy to na pewno woda
tak prostokątnie wyrzeźbiła - no ale skoro ocean jest tam od
tysięcy lat, to mogła być tylko woda i chyba tylko wariat mógłby
spekulować, że to może być dzieło jakichś przedhistorycznych
kolonizatorów z kosmosu, a każdy zdrowy psychicznie człowiek albo
z klasą w ogóle ominie ten temat, żeby nie opuszczać bezpiecznej
koleiny "rozsądnej postawy", albo racjonalnie wytłumaczy,
że to sprawka kwadratowych prądów i wirów - w takim świecie
żyjemy, przy czym większości z nas to nie przeszkadza, zresztą
mówią w telewizji, że wszystko jest fajnie, więc czym się
przejmować? Inna ciekawa hipoteza charakterystyczna dla Michaela
Tsariona dotyczy starożytnych świątyń - według niego po
zagładzie Atlantydy generalnie technologia była zdruzgotana, ale
oczywiście nie cała maszyneria się rozpadła i z myślą o
odtworzeniu infrastruktury w przyszłości, zakopano lub pozostawiono
najcenniejsze urządzenia na miejscu, a ponad nimi wzniesiono
świątynie, nad którymi pieczę sprawowali poszczególni 'bogowie'
vel wyrzutki z innych planet zatrudnione na etatach dozorców - i to
wtedy top-listę największych zbrodni, jakie może popełnić
człowiek, szturmem podbiła pozycja "świętokradztwo". A
propos świętości - co z tymi drugimi ołtarzami w pomieszczeniach
z pentagramami wygrawerowanymi na posadzce, które znajdowano w na
wpół zburzonych katedrach miast Anglii i Niemiec, zbombardowanych
podczas II wojny światowej? Jak na tak zastanawiającą, wręcz
zdaje się szokującą sprawę, dlaczego nic się o tym nie słyszy,
nie wydrukują o tym nawet jednego zdania w gazetach w rubrykach z
historycznymi ciekawostkami z danego dnia w kalendarzu - ale to
pewnie mało znaczy i o niczym nie świadczy, a teraz westchnijmy z
przejęciem i współczuciem, łącząc się w bólu z ofiarami
różnych chorych grup i praktyk.
Natomiast
ustalenia Davida Icke'a (on też ma te obeliski w swoich
prezentacjach, jeszcze więcej tego ma - ukrytej w architekturze
ezoterycznej symboliki; również nie używa nigdy słowa "ufo",
jego jak gdyby obchodzi tylko to, co dzieje się na Ziemi, w
komnatach zamków i za kulisami politycznych spotkań) - byłego
piłkarza (bramkarza Coventry), który po kontuzji został znanym
prezenterem i komentatorem sportowym telewizji BBC, potem rzecznikiem
brytyjskiej Partii Zielonych, a w końcu światowej sławy
niezależnym historykiem i tropicielem pół-ludzi, pół-jaszczuroidów
wśród globalnych elit - to jednak te gadoidy są odpowiedzialne za
wszystko, co złe, a rasa hybrydowa po dziś dzień kontroluje świat
- były to królewskie rody kolejno Sumeru, Egiptu i Izraela, które
następnie przeniosły się na Stary Kontynent jako arystokracja
indoeuropejska, a rozłamowcy stamtąd - do Stanów Zjednoczonych
(np. każdy prezydent USA wybrany w wyborach był spokrewniony z
brytyjską rodziną królewską, zresztą prawie każdy kandydat, a
wygrywał zwykle ten bardziej spokrewniony - to są ustalenia
konwencjonalnych genealogów) - dziś są to m.in. rodziny bankierów
i dynastii politycznych, w dalszym ciągu starają się zawierać
małżeństwa między sobą, tak jak przez wieki mieli przykazane -
krew decyduje u nich o hierarchii. Swoją drogą Bush to np. potomek
jakiegoś Godfryda, który prowadził jedną z krucjat, a elokwentny
Al Gore wywodzi się w prostej linii od legendarnego władcy Karola
Wielkiego, który wsławił się m.in. rozkazem powbijania na pale
członków kilkutysięcznej armii szlachciców, która nie chciała
na rozkaz przejść na katolicyzm. David Icke utrzymuje, że
odwiedziwszy ponad 40 krajów miał okazję rozmawiać z setkami osób
z różnych ścieżek życia, które opisywały mu, jak były
naocznymi świadkami krótkotrwałego przemieniania się najczęściej
znanych, ale również zupełnie zwyczajnych osób, w postać
przypominającą gadzią - chyba najciekawsza ze zgromadzonych przez
niego relacji to zarchiwizowana na wideo opowieść pewnej pani z
brytyjskiej organizacji walczącej z wykorzystywaniem dzieci, o
podpatrzonym przypadkiem obrzędzie z udziałem kilkudziesięciu
osób, podczas którego przemienił się premier Wlk. Brytanii z lat
70-tych sir Edward Heath, ale najbardziej szokujące było w tym to,
że nikogo z pozostałych uczestników imprezy na pentagramach to nie
zdziwiło; z innych kręgów mielibyśmy tu np. historię gospodyni
domowej Mony Kempki, która niezmiennie utrzymuje i równie spokojnie
mówi o tym przed kamerami, że pewnej nocy przy jej łóżku
zmaterializował się potężny dwunożny jaszczur, który wnikliwie
się jej przyglądał, ale poza tym nie szalał i ogólnie wykazał
więcej kultury niż przeciętny włamywacz. Według brytyjskiego
poszukiwacza prawdy o naszym świecie (to znaczy nie on wymyślił tę
teorię) nasz wszechświat jest nieprzenikalnym hologramem, a DNA to
coś jak dane w pliku, kiedy gra instaluje Ci się na kompie - kiedy
zmienią się dane, zmienia się również sposób, w jaki
wyświetlana jest postać, a jest to możliwe gdyż niektóre
sekwencje DNA są zdolne zamykać się i otwierać, tak jak akapity
rozwijają się na stronie internetowej (nie tej, np. w Wikipedii) -
dlatego możliwe są błyskawiczne zmiany fizycznej postaci w
wykonaniu "arystokratów", tj. ludzi o błękitnej,
niekrzepliwej krwi z dużym udziałem atomów miedzi zamiast węgla;
z tym, że w razie czego pamiętajmy, że to też są ludzie,
mieszkańcy naszej planety, nie żadni kosmici - my mamy średnio
10-15% gadzich genów, a oni 50% - rozkręcisz na takiego polowanie,
a potem z tej całej agresji nieoczekiwanie sam/a się w łazience
przemienisz, bo np. Twój praprzodek był bękartem jakiegoś króla
z importu i jego geny z kosmosu nie najgorzej przetrwały te kilka
pokoleń. Podobno to oni byli tą nadzieją na pokój, w związku z
którą według Alexa Colliera po dziś dzień pół galaktyki
uważnie przygląda się Ziemi, czy jednak możliwa byłaby jakaś
zgoda pomiędzy Ludźmi a Gadoidami i pokojowe współżycie tych
dwóch prastarych ras. Jeśli hybrydy istnieją, to nic dziwnego, że
się ukrywają - gdyby okazało się, że Ty też bywasz dwunożną
jaszczurką, czy chodzenie tak po ulicy byłoby do końca dobrym
pomysłem? Może po kosmopolitycznej Warszawie? Wedle rekonstrukcji
faktów w wykonaniu Davida Icke'a, gadoidy uwięzione od wieków w
otchłani - jakimś innym wymiarze gdzieś tu koło Ziemi - mogą
zamieszkiwać jedynie gadoidzie ciała, dlatego ta rasa hybrydowa
jest ich oczkiem w głowie, gdyż dzięki niej mogą jeszcze czasem
choć przez chwilkę normalnie pożyć, wstępując w ciało o
kompatybilnej strukturze DNA; to stąd brały się te nieraz bardzo
surowe prawa dotyczące mezaliansów i taka jest cena, jaką płacą
owe bajecznie bogate rodziny - zawsze jedno z dzieci idzie na
okazyjny wehikuł dla gadoidziej duszy, to oni się tam bawią na
tych pentagramach i to o to chodzi w satanizmie, faktycznie czasem
ktoś przybywa - te ścieżki na zasadzie pewnej niekończącej się
sprawy (dr MacDonalda) bada od lat były szef FBI w Los Angeles, Ted
Gunderson; ale kiedy takiego dziwnego potwora zobaczysz, zachowaj
spokój: wystarczy uciąć mu głowę - a potem on np. przemieni się
z powrotem w człowieka i okaże jakimś księciem znanym z
kolorowych pisemek - wtedy pamiętaj, że nikt tu nie daje gwarancji
na te praktyczne porady. Hybrydy według Icke'a możliwie często
piją krew, ale noworodki konsumują tylko wtedy, kiedy w czasie
obrzędu w ich ciała na krótko wstępują gadoidzie dusze z
"otchłani"; poza tym niekiedy w niekontrolowany sposób
zmieniają "wyświetlaną postać" podczas snu albo np. w
reakcji na woń krwi menstrualnej; w miarę zbliżania się roku 2012
coraz trudniej będzie im kontrolować stan, w którym się znajdują
- zwiększy się zapotrzebowanie na enzymy z krwi ssaków, dzięki
którym mogą długo pozostawać "wywrócone na ludzką stronę".
Hybrydy i 100% gadoidy preferują jedną rasę ludzi do spożywania
ich mięsa oraz picia krwi: są to osoby o jasnych włosach i
niebieskich oczach, których przodkowie byli z tego powodu ścigani
już tysiące lat temu między odległymi gwiazdami - ich krew
zawiera nie występujące nigdzie indziej enzymy dające
"najmocniejszego kopa" w galaktyce, dosłownie. Według
Davida Icke'a to dlatego Hitler miał zadbać o czystość tej
konkretnej rasy - ale brytyjski badacz jest w tej teorii raczej
osamotniony, gdyż np. z ustaleń nie tylko Williama Coopera wynika,
że Adolf "dał kosza" Szarym (to do niego najpierw się
zgłosili w latach 30-tych), co z kolei tłumaczyłyby informacje od
Billy'ego Meira - Hitler należał do wpływowego w Niemczech dekady
przed nim i po nim towarzystwa mistycznego "Thule", którego
media utrzymywały telepatyczny kontakt z "plejarańskimi
terrorystami" spod piramidy w Gizie, naziści byli już z nimi
dogadani - cała III Rzesza została zbudowana na podstawach z
"magii", to w dużej mierze od nich mieli też pomysły na
latający spodek.
Pusta
Ziemia - nie wiadomo, prawda czy dezinformacja, fakt rzędu odkrycia
Kopernika czy prowokacja obliczona na ośmieszenie i skompromitowanie
niezależnego obiegu informacyjnego, przynajmniej jeśli chodzi o te
zdjęcia - bo z kolei trudno lekceważyć relację amerykańskiego
kontradmirała Richarda E. Byrda, któremu w 1947 r. najpierw
powierzono dowództwo głośnej misji, na którą nakręcono całe
Stany (telewizja pokazywała m.in. wizytę dowódcy u prezydenta w
Białym Domu itp.) - co ciekawe, w tej "wyprawie naukowej"
brał udział pokaźny zespół niszczycieli oraz lotniskowiec - a po
powrocie uznano go za chorego psychicznie, kiedy relacjonował, że
coś tam jest pod Antarktydą, jakaś kraina - drzewa, miasta,
wszystko, tam się wlatuje jak gdyby do nowego świata przez otwór
znajdujący się lub pojawiający na biegunie - a następnie w latach
50-tych z rozkazu prezydenta Eisenhowera uznano go za zdrowego
psychicznie i powierzono mu dowództwo nad kolejną wyprawą w te
rejony; krążą pogłoski, że podczas tej ekspedycji Amerykanie
zdetonowali na Antarktydzie bombę atomową lub wodorową, co miało
stanowić gest pozdrowienia dla szwendających się tam niedobitków
nazistów; po powrocie admirał powiedział jeszcze w wywiadzie, żeby
w czasie następnej wojny uważać na nadlatujące z okolic
podbiegunowych spodki zdolne do poruszania się z ogromną prędkością
- chciał zrobić z siebie pośmiewisko czy uważał to za swój
obowiązek, żeby przed tym przestrzec? W każdym razie, jego
imieniem nazwano potem niszczyciel, a fantastyczne (?) książki o
pustej w środku Ziemi komuś już zdarzyło się zauważyć na półce
w gabinecie wysokiego oficera sił powietrznych USA. O wyprawach
admirała Byrda jest akurat sporo w necie po polsku, nie problem
znaleźć czy obejrzeć np. jakiś film w języku rosyjskim jeżeli
ktoś nie zna angielskiego; ale co ciekawe, jeszcze bardziej
wiarygodna (po przeczytaniu, bo chyba nie w poniższym streszczeniu)
może wydać się krótka, rzeczowa, zwięzła i po prostu
przekonująca brakiem fajerwerków relacja norweskiego rybaka Olafa
Jensena, niestety zdaje się nie przetłumaczona dotąd na język
polski - o tym, jak z ojcem popłynęli za daleko na północ i
spotkali gigantów, którzy od czasów zagłady Atlantydy żyją
wewnątrz naszej planety i są kilkaset lat przed nami pod każdym
względem (dlatego nie chcą, żebyśmy przyjeżdżali i wylatują w
spodkach pogadać tylko, kiedy np. zaczynamy przeprowadzać detonacje
nuklearne), a po 2 latach gościny pragnąc wrócić do rodzinnego
domu, zdani na prąd potężnych wewnętrznych rzek przepłynęli
całą Ziemię "na dół" po wewnętrznej i niemal udało
im się bezpiecznie wydostać z powrotem "na zewnątrz" -
to znaczy jego ojciec zginął pod olbrzymią górą lodową, a sam
Olaf Jensen, odnaleziony faktycznie na biegunie południowym przez
statek wielorybniczy, którego kapitan kazał go zakuć w łańcuchy
jako niebezpiecznego szaleńca, za swoje opowieści spędził potem
27 lat w zakładzie dla obłąkanych i do końca życia nigdy nikomu
nie wspominał już o tej wyprawie do krainy skądinąd znanej ze
skandynawskich mitów - a swoją historię polecił wyjawić światu
dopiero w Ameryce, oddając rękopis w wieczór poprzedzający noc,
kiedy wyzionął ducha. Model pustej Ziemi z niewielkim sztucznym
słońcem w środku nie jest też bezbronny na polu naukowym w
starciu z lansowaną przez Królewskie Towarzystwo Geograficzne
hipotezą o jądrze, które nie ostygło przez 3.5 miliarda lat: dużo
prościej wyjaśnia fenomeny obecności wyłącznie słodkiej wody w
górach lodowych, zorzy polarnej, wariowania kompasów w okolicach
podbiegunowych (w tej teorii to nie jest żadne wariowanie, tylko tak
ma być) i dlaczego w licznych dziennikach okrętowych z paru
ostatnich wieków wprost roi się od doniesień o ptakach migrujących
w stronę biegunów tam, gdzie na mapach nie ma żadnych lądów, a
także od wzmianek o akwenach z ciepłym klimatem w rejonach
arktycznych lub o tropikalnych owocach znajdowanych w górach
lodowych - zdarzają się całe palmy. Jeżeli to prawda, to
wszystkie planety i księżyce są puste w środku, co jest efektem
działania siły odśrodkowej podczas formowania się - wirowania
ciał niebieskich, która to siła nigdy nie przestaje dociskać
wewnętrznej powierzchni do zewnętrznej i to dlatego po obydwu
stronach zawsze wypływa magma; Księżyc zresztą tak właśnie
odbija dźwięk, jak gdyby był pusty w środku, jest o tym w naszych
księgarniach książka pt. "Kto zbudował Księżyc?",
wyd. Amber, 2007 (dyskusja na ten temat pomiędzy uniwersytetami w
USA zaczęła się w latach 70-tych). Mielibyśmy tu już jednak dwie
wersje: że Księżyc jest pusty w środku, a tak przy okazji to jest
pojazdem Szarych albo Gadoidów (Collier), lub że to wygładzony w
kosmosie fragment jakiejś planety z innego układu (Meier).
Propagatorami teorii pustej w środku Ziemi byli m.in. astronom sir
Edmund Halley (odkrywca komety) i znani matematycy ze Szwajcarii -
Leonard Euler - oraz Szkocji - John Leslie - a także dwaj pisarze
imieniem Edgar - Allan Poe oraz Rice Burroughs; dla odmiany w XX
wieku pojawiło się całkiem sporo osób, które twierdzą, że tam
były, widziały to na własne oczy - często słyszy się np. o
mieście Telos pod górą Mt. Shasta w Kalifornii, jacyś dwaj
Amerykanie rzekomo znaleźli się tam w latach 70-tych - nie są to
jednak doniesienia podparte niczym poza sobą nawzajem. Inna
wersja/interpretacja proponuje, że Ziemia nie jest cała pusta w
środku, ale w okolicach biegunów znajdują się olbrzymie podziemne
przestrzenie i są to zamieszkane krainy, w których bynajmniej nie
jest ciemno.
Największym
problemem witryn internetowych takich, jak niniejsza, gdzie ktoś
stara się zgromadzić i przedstawić kilka ciekawych relacji, o
których pomimo konkretnych dowodów przedziwnym trafem nikt nigdy
nie słyszał, choć tyle nadają bzdetów przez 24 godziny na dobę
- jest taktyka drużyny przeciwnej, polegająca na regularnym
infekowaniu niezależnego obiegu informacyjnego różnorakimi
opowieściami oraz quasi-wiarygodnymi zeznaniami czy rzekomo
autentycznymi dokumentami, czego efekt wygląda potem w ten sposób,
że zajmowanie się tymi sprawami wychodzi inaczej, niż np.
zakuwanie na studiach - im więcej nocy na to poświęcisz, obejrzysz
filmów i wysłuchasz nagrań, przejrzysz zdjęć i dokumentów - tym
właśnie mniej wiesz, gdyż turla Ci się po głowie więcej wersji,
co do których potrafisz wskazać coraz więcej miejsc, gdzie nie
zgadzają się one ze sobą - no i wtedy dopiero masz problem, co
właściwie jest prawdą, a gdzie zdarzyło Ci się jednak łyknąć
jakąś zanętę skomponowaną specjalnie z myślą o
rozgorączkowanych i świeżo wrzuconych w ten krajobraz drugiego dna
prawdy o naszych czasach i historii miejscowej cywilizacji. Chyba
jedyna sprawdzająca się w praktyce metoda to znana każdemu z życia
codziennego i szlifowana np. podczas wybierania przedziału w pociągu
technika "na twarz" - nietrudno zauważyć, że osoby
wypowiadające się na filmach, do których linki tu zgromadzono,
wyglądają jednak trochę inaczej niż tzw. słupy w imieniu NASA
bądź SETI deklamujące oświadczenia dla prasy, albo ludzie-upiory
z władz USA czy też owi "eksperci" i "psychologowie"
z telewizyjnych kanałów dokumentalnych, którzy wciskają naszym
dzieciom bzdury, mówiąc przybitym monotonnym tonem, z niezbyt
szczęśliwym wyrazem twarzy i matowym, błądzącym wzrokiem jakby
nie do końca czystego sumienia.
"300
lat temu naukowcy myśleli, że Ziemia stanowi centrum kosmosu. Dziś
sądzą, że Ziemia jest biologicznym centrum kosmosu"
dziwne
właściwości wody:
W
razie czego podobno najlepiej kupować srebro - ma zastosowanie w
przemyśle, a wydobycie jest stałe - bo np. pieniądze są
bezwartościowe już od jakiegoś czasu (info: Stewart Swerdlow), a z
Księżyca przywieźli tony złota (źródło: John Lear) o
niespotykanej na Ziemi liczbie karatów, czy jakoś tak, ale pracują
nad tym. Według Colliera kosmiczne Gady dbają o ekosystem naszej
planety i przetrwanie naszej populacji - dla nich to coś jak kurnik
dla babuszki ze wsi, one by tu chciały jeszcze tysiące lat żywić
się naszymi ciałami i/lub emocjami, jak to prawdopodobnie czynią
już od wieków, a może od zarania pamiętanych dziejów - kto
udowodnił, że to całe zło pomiędzy nami, ludźmi, bierze się
tak naprawdę spomiędzy nas..? Widzimy tylko siebie, ale czy
jesteśmy tu sami? Co mówią na ten temat księgi, chociażby te
święte, przed którymi miliardy padają na kolana - są jakieś
inne istoty, które tylko czasem się ukazują, czy nie ma..? To też
wszyscy wymyślili w różnych częściach świata, kolejny archetyp
po olbrzymach, czarodziejach i potworach..? Jest rok 2008 i na 100
zapytanych osób, 101 będzie się śmiało, kiedy zapytasz, co sądzą
o możliwości, że Ziemi w jakiś sposób zagraża nieprzychylna
rasa kosmitów. Kiedy dopowiesz, że to oni nas gnębią od epok, to
już zrobią zdziwione oczy i zaczną Cię nimi tasować, jak chyba
lekko pomylonego. Ale co z tego, jeżeli to prawda? Ktoś musi być
pierwszy - tak samo było z Kopernikiem, braćmi Wright, Darwinem,
pomysłodawcą teorii dryfu kontynentów Alfredem Wegenerem - z nich
również przez dekady trwało pośmiewisko; no i z wieloma
naiwniakami, których poglądy się nie sprawdziły, bo np. uwierzyli
w jakieś bzdury - tak że pewnie też nie ma co za bardzo panikować
i stać u drzwi, czekając na złowrogie monstra z kosmosu - gdyż
jest również projekt sztucznej inwazji obcych w powolnym toku od co
najmniej trzech dekad i to także nie stanowi już większej
tajemnicy w dzisiejszych czasach potęgi niekontrolowanego obiegu
informacyjnego, jakiej może nie widziała jeszcze ta planeta - patrz
np. zeznania dr Carol Rosin, S. Swerdlow także wiele wie na ten
temat. Bujdy o zębatych obcych, którzy zrobią wam kuku, jeżeli
zaraz nie dacie nam trzydziestu bilionów dolarów - to ciekawy temat
dla rozmaitych ściemniaczy gotowych surfować na ludzkiej ksenofobii
i lękliwości, skoro nikt nigdy nie pokazał im innych uczuć i po
prostu nie są na tyle biegli w mechanizmach odmiennych pasm
emocjonalnych, żeby się w nich wybić i jakoś zaistnieć. Ale za
coś chyba jednak Phil Schneider zginął - już nie przesadzajmy, że
nie pamiętał własnego życia albo przeprowadził chorą
mistyfikację, a na końcu sam się zabił, żeby to wszystko
bardziej uwiarygodnić i nabić jeszcze więcej kabzy, niż ten jego
kumpel Bielek, też naciągacz..?
A
może jednak mamy niezależne media, które by nam o tym wszystkim
powiedziały, gdyby tkwiło w tym cokolwiek wiarygodnego i poważnego
- tak jak powiedziały nam prawdę o zamachach z 11 września, prawdę
o zabójstwie Kennedy'ego czy prawdę o ufo w wydaniu choćby dla
dzieci z przedszkola?
Jeszcze
garść zwierzeń o informacjach, które na pewno wzbudziły tu
lekceważący śmiech i rechot niedowierzania u większości
zorientowanych i oczytanych czytelników - też to przerabiałem i
sam taki byłem, przez 10 lat czytałem "Wyborczą" i potem
długo przechodziłem przez etap "nie, to jakieś bzdury,
przecież to by o tym gdzieś było napisane - już przynajmniej na
murku na przystanku PKS..." Co do teorii o pustej w środku
Ziemi, to niezależnie od tego, czy to prawda czy nie, w każdym
razie skoro domniemani mieszkańcy i tak nas tam nie chcą, trudno
postulować strategię, w której ujawnienie światu tej erraty do
wiadomości z lekcji geografii powinno stanowić główny nurt
wszelakich niezależnych dopływów informacyjnych. Zresztą dzieci i
tak już są wnerwiające, po co jeszcze miałyby się pytać: "Tato,
a dlaczego nie można jechać do wnętrza Ziemi?" - byłby tylko
kolejny problem, żeby im to jakoś pozytywnie wytłumaczyć, a
jednocześnie nie nakłamać; chociaż póki co też je chyba
wkręcamy - osobiście teraz już wierzę w ten model, po pierwsze
dlatego, że dziwnie cicho i głucho jest o tych relacjach admirała
Byrda i rybaka Jensena, skoro to takie śmieszne bzdury - powinno
choć z rzadka przewijać się w mediach, że są jacyś debile,
którzy w to wierzą, no nie..? - po drugie, bo nie ufam już nikomu
z żadnego towarzystwa z przymiotnikiem "królewski" w
nazwie, a po trzecie, gdyż w ten sposób najprościej i bez
kombinowania można wytłumaczyć np. obecność tropikalnych owoców
w górach lodowych, ptactwo migrujące co roku 'donikąd' oraz efekt
zorzy polarnej, a także wariowanie kompasów w okolicach
podbiegunowych; zresztą nasi naukowcy najgłębsze odwierty w
skorupę planety wykonali dopiero na głębokość 20-paru kilometrów
- więc to może faktycznie tak być, że pod nami jest tylko
300-milowa powłoka skalna, nie jest to teoria sfalsyfikowana
empirycznie, a jedynie niezgodna z obecnie przyjmowaną,
wyprodukowaną setki lat temu. Ale udaję, że w to nie wierzę, bo
chyba nie ma sensu namawiać do pokonywania całej przepaści do
uwierzenia w jednym skoku i pamiętam też z własnego doświadczenia,
że przez pierwsze pół roku zgłębiania ukrywanych tematów i
partyzanckich wersji historii zawsze, kiedy znienacka natrafiałem na
koncepcję pustej Ziemi u jednego czy drugiego badacza, z niesmakiem
i poczuciem zmarnowanego czasu od razu dawałem sobie spokój z danym
źródłem i długo do niego nie wracałem, choćby nie wiem jak
obiecujące wydawało mi się wcześniej; tak samo miałem zresztą z
tymi podróżami w czasie i tunelami czasoprzestrzennymi, całym
zbiorem zagadnień a'la Project Montauk (co relacjonują też inni
badacze - że na początku byli pewni, że to jakieś bzdury i
robienie sobie jaj, mało śmiesznych, a mocno debilnych) - z tym, że
tu chyba tylko jakieś 2-3 miesiące opierałem się, żeby zacząć
na poważnie przypuszczać, że to faktycznie mogło już gdzieś
naprawdę się wydarzyć, np. w jakimś wojskowym laboratorium, gdzie
wrak spodka kosmitów mają na magazynie od 30 lat - oprócz
ciekawego zbiegu okoliczności, że kiedy paręnaście lat temu w
Stanach pojawili się uciekinierzy narodowości rosyjskiej z
satelitarnymi zdjęciami bąbla czasoprzestrzennego akurat ponad
Montauk Point na Long Island, są jeszcze żywi i uczciwi z wyglądu
świadkowie, którzy od lat ze spokojem mówią przed kamerami, że w
tym uczestniczyli i podziękowano im praniem mózgu - więc tym
bardziej trudno w to nie wierzyć, kiedy obejrzało się te wszystkie
wywiady z nimi i osoby owe nie sprawiają wrażenia ani zamożnych,
ani zwariowanych, ani niewiarygodnych (poza Alem Bielekiem są to
Duncan Cameron, Preston Nichols i Stewart Swerdlow - ten ostatni nie
był tam naukowcem, tylko "produktem", przeżyło mniej niż
1 procent z 300 000 dzieci, prawie wyłącznie chłopców, których
pościągano z ulic i domów dziecka w późniejszej fazie tego
projektu, kiedy podstarzali naukowcy zaimportowani jeszcze w ramach
operacji "Paperclip" badali prezenty od obcych pod kątem
produkcji psionicznych supermenów - uczestnicy dokonali sabotażu
tego programu w 1984 r., po czym zamknięto bazę na Long Island i
przeniesiono projekt w inne miejsce[-a] - smutne ale prawdziwe, to
wszystko dla bezpieczeństwa narodowego i światowego pokoju,
wiadomo...)
W
sumie można dojść do wniosku, że ze względu na zagrożenie ze
strony garażowych terrorystów, szalonych doktorantów itp.,
popularyzowanie informacji na temat dostępności technologii podróży
w czasie faktycznie nie jest najlepszym sposobem na oddanie przysługi
temu światu - jednak w dzisiejszych czasach wskutek obowiązywania
blokady informacyjnej tak się jakoś porobiło, że pragnący się
czegokolwiek dowiedzieć są skazani na niezależny obieg, a w nim
nie sposób nie natknąć się na te tropy - stąd te parę wzmianek
powyżej, o co tam chodziło, żeby to wyjaśnić w języku polskim.
Ostrożność wydaje się również rozsądnym podejściem do tematu
zjadania dzieci przez gadoidy - dorośli powinni o tym wiedzieć, że
byłby sens zakasać rękawy i pozwolić flaszce stać na półce w
sklepie, ale dzieci lepiej niech na razie zostaną przy nagraniach z
rzeźni i ubojni koni, emitowanych czasami w popołudniowych
wiadomościach, kiedy akurat nie ma nic o pedofilach - nawet za cenę
utrzymywania całej ludzkości i ich samych potem już w dorosłych
życiach w świecie kłamstw i szydzenia z prawdy oraz każdego, kto
spróbuje dawać jej świadectwo. Z drugiej strony, według m.in.
tych samych źródeł, stwarzamy i nasilamy rzeczywistość, o której
myślimy, tak że całkiem możliwe, że faktycznie nie ma sensu
ciągle o tym mówić ani nadawać w telewizji - a może jest sens,
ciekawe co by powiedziały te dzieci i szukający ich potem latami
rodzice.
W
przygotowaniu podstrona o rozbieżnościach: według Alexa Colliera
Szarzy zmodyfikowali nasze religie, cofając się w czasie. Tymczasem
Al Bielek wyjaśnia to naukowo, rysuje na tablicy itp., że nie można
zmienić przeszłości - cofając się w czasie i robiąc cokolwiek,
tworzy się nową, inną linię czasu, która jak gdyby "podbiera"
ułamek realności, potencjalnego prawdopodobieństwa, namacalności
z oryginalnej linii czasu, którą najlepiej było zostawić w
spokoju, bo w końcu może stać się całkiem przezroczysta i
"skrajnie mało prawdopodobna"; chyba że my właśnie
żyjemy w tej zmienionej linii dziejów, wtedy to by się zgadzało
jedno z drugim. Tymczasem Billy Meier relacjonuje, że nie da się
zabić swojego pradziadka, gdyż uniemożliwią to prawa spójności
wszechświata; z tym co mówi Al Bielek oraz inne źródła byłoby
to zgodne co do tego, że można przesunąć się w czasoprzestrzeni
np. o 10 lat, ale trzeba wtedy uważać żeby trzymać się z dala od
samego siebie o 10 lat młodszego - ponieważ spotkanie czy
przypadkowe dotknięcie mogłoby wywołać lokalne rozdarcie
czasoprzestrzeni - tzn. może całe miasto by wyparowało, znikło,
wpadło w "szczelinę czasoprzestrzenną". Z kolei syn płk.
Corso, Philip Corso Junior, utrzymuje że według jego informacji
żyjemy właśnie w zmodyfikowanej linii czasu - w oryginalnej Niemcy
wygrali II wojnę, ale amerykańscy naukowcy z lat 60-tych cofnęli
się w czasie do lat 40-tych i dostarczyli projekty uzbrojenia,
amunicji itp. rozpisane w taki sposób, żeby można je było
realizować przy użyciu części dostępnych w latach 40-tych; potem
z kolei ZSRR wygrał zimną wojnę i tu już potrzebne było Roswell
- ziemski pojazd z androidami na pokładzie (według tego źródła
ludzie nie mogą podróżować w kosmosie) przysłany z okolic roku
2112, dzięki któremu Amerykanie od lat 50-tych mogli cieszyć się
światłowodami, laserami, mikroprocesorami oraz innymi technologiami
wymienionymi już poprzednio; w tej wersji powodem ukrywania przez
władze obecności ufo jest przede wszystkim technologia podróży w
czasie, dostępna po niewielkiej modyfikacji ich napędu; jeżeli w
owym roku 2112 nie skonstruujemy tego spodka i nie wyślemy go w
przeszłość, żeby się "'rozbił" pod Roswell, powróci
oryginalna linia czasu - hipoteza dość ekscentryczna, ale to
właśnie płk. Corso był odpowiedzialny za akta z Roswell; choć na
jego niekorzyść świadczy fakt, że był także członkiem tzw.
komisji Warrena, która zamach na JFK wyjaśniła nie lepiej, niż
ostatnio kongresowa wydarzenia z 11 września. Dla odmiany według
Stewarta Swerdlowa Roswell było sfingowanym incydentem, przez który
władze USA rozpoczęły zapoznawanie opinii publicznej z tematem
ufo, był to też swego rodzaju test "jak ludzie zareagują".
A najczęściej spotykana wersja jest jeszcze inna: to uruchomione
właśnie wówczas potężne radary zaczęły na krótki okres
powodować katastrofy spodków i to była właśnie jedna z
pierwszych - większość "starej gwardii" niezależnych
badaczy (np. William Cooper) zwykła skłaniać się ku tej
standardowej w tym temacie tezie - trzech z czterech obcych zmarło w
wyniku katastrofy, a ostatni rok później w wojskowej bazie; Alex
Collier rozwija to w ten sposób, że na skutek tego wydarzenia
Szarzy zmuszeni byli nawiązać kontakt z Ziemianami wcześniej, niż
mieli to uknute w swoich planach.
W
przygotowaniu również podstrona z cytatami - często na forach
internetowych zdarza się, że osoby posiadające dużą wiedzę
ironizują, że wszelkie doniesienia na temat ufo mają charakter
zbliżony do "Józio mówił, że Pyzio widział", czyli
praktycznie zerową wiarygodność. Tymczasem to jest po prostu
inaczej, przez dekady uzbierało się sporo dotyczących latających
spodków wypowiedzi osób w stylu dowódców baz z wyrzutniami rakiet
nuklearnych, byłych ministrów obrony wiodących krajów NATO,
ostatnio na starość pierwsi astronauci jeden po drugim przerywają
milczenie i w amerykańskich mediach z bohaterów przemieniani są w
zbzikowanych dziadków plotących jakieś bzdury o gigantycznym
spisku władz. Inteligentne i oczytane osoby popełniają błąd
zakładając, że skoro w kiosku Ruch-u ani w osiedlowej kablówce
nie było żadnych wypowiedzi znanych osób na temat ufo, to takie
relacje nie istnieją - tymczasem to tylko tak wygląda, stanowiąc
efekt mechanizmów filtrujących wbudowanych w największe światowe
agencje "informacyjne" (Reuters i Associated Press -
znajdujące się zresztą w tych samych rękach), a oddolnie sprawa
regulowana jest w sposób znamiennie niegodziwy dla naszego świata -
po prostu jeżeli zajmujesz się ufo, to wiadomo, jesteś albo głupi,
albo chory psychicznie, albo pomylony, nie znasz się kompletnie na
życiu i najwyraźniej coś wytrąciło Cię ze zdroworozsądkowej
równowagi, skoro już nie kumasz podstawowej bazy, że gdyby
cokolwiek poważnego pojawiło się w tym temacie, to zaraz dawaliby
o tym na okrągło we wszystkich telewizjach i stacjach radiowych -
nie umiesz nawet oglądać wiadomości i słuchać, co do Ciebie
mówią, że wszelkie ważne informacje są podawane na bieżąco...
Taka przykładowa podstrona na innej witrynie ( j.pol.) - tutaj.
W
przygotowaniu także podstrony z innymi ciekawymi informacjami - np.
że w staroindyjskiej świętej księdze "Srimad Bhagavatam"
znajduje się opis, jak to poczciwy bóg Shiva przeciw najeźdźcom z
niebios o głowach węży, którzy napadli na jakieś trzy systemy
planetarne(?), użył potężnych broni ze ...swoich pojazdów
powietrznych; to znaczy tak jest napisane w oryginale u Hindusów -
według Michaela Tsariona w procesie tłumaczenia na język angielski
tego typu ustępy zawsze są pomijane, to taka seria przeoczeń
ciągnąca się już kilka wieków. Oczywiście również chociażby
w mitologii greckiej mamy czarno na białym, że kiedy "bogowie"
walczyli z gigantami, to ziemia się trzęsła, a niebo płonęło -
według Meiera i Tsariona (ten ostatni samodzielnie rekonstruuje to
wszystko na podstawie zapisów z prastarych ksiąg różnych kultur)
giganci byli dziećmi ojców z kosmosu i urodziwych już wtedy
ziemskich kobiet (zapis m.in. w Biblii: "spojrzeli na kobiety z
Ziemi i zobaczyli, że są piękne") - te urocze bachory w
promieniach naszego Słońca powyrastały na dryblasów jeszcze
większych od swoich protoplastów, których zapewne słusznie uznali
za popaprańców nadających się jedynie do obalenia. Albo co to
znaczy, kiedy Jezus mówi do apostołów: "bądźcie mądrzy,
jak węże" (ang. "Be wise as the Serpents") - jakie
węże..? Według Tsariona w Biblii są przypisy objaśniające
wszystko, tylko nie to jedno zagadkowe zdanie.
Rzekome
relacje od sprzyjających nam kosmitów czasami nie są do końca
zgodne, albo przynajmniej takie się wydają po połowicznym poznaniu
- są jednak wątki, gdzie nie ma i nie było żadnych rozbieżności,
jeżeli chodzi o te przekazy. Byłoby to np. uparcie powtarzane
przesłanie, że przyczyną pewnego rozczarowania wielu osób własnym
życiem jest tzw. "wzorzec ofiary" (ang. 'victimization
pattern') wpojony nam przez nieżyczliwych obcych oraz ich ziemskich
zauszników, polegający na myślach w rodzaju "no tak, ja
jestem nieudana", "to znowu ja, ofiara", "lepiej
będę siedzieć cicho, to grzech się wywyższać", "wszystko
się sprzysięgło przeciwko mnie - ależ cierpię przez to, że
jestem kimś w porządku"... Inaczej mówiąc, chodziłoby tu o
takie jak gdyby samodołowanie się - poświęcanie -
niedowartościowanie, trochę też na zasadzie "cierpię, więc
chyba postępuję szlachetnie, no nie..?" - a wcale nie, właśnie
wtedy robisz kroczki na ciemną stronę, wszystkie tego typu myśli i
postawy, obojętnie jaką kto preferuje odmianę, to wtyczki mafii
złych uczuć, które owszem mogą na chwilę zapewnić poczucie
bezpieczeństwa pod parasolem obowiązujących wzorców religijnych
itp., ale jakości samego życia jeszcze nikomu nie poprawiły - taki
ktoś będzie tylko coraz bardziej "cierpieć" i
"poszkodowany", no bo "poświęcił się dla innych"
- a w życiu nie chodzi o to, żeby cierpieć, to chore i gorzej, jak
wyrzucanie zanęty dla gadoidów - jeśli istnieją, bo może np. te
wszystkie kultury o smokach to też tylko jakieś symultaniczne
wymysły w wykonaniu przodków, jest takie prawdopodobieństwo, tyle
że dosyć małe; no ale na pewno jeszcze mniejsze jest
prawdopodobieństwo, że gdzieś w jakiejś odległej konstelacji w
którymś tam miliardzie lat wyewoluowały gady zdolne do obmyślania
akcji bardziej wyrafinowanych, niż łapanie much i chowanie się pod
kamykami, skakanie po drzewach bądź podwodne pogonie za rybami,
darzące ludzi sympatią podobną, jak ludzie gady. To takie
nieprawdopodobne, że hej - zwłaszcza, że przecież nasłuchują w
SETI 24/7 i nie odebrano jeszcze żadnego sygnału z kosmosu, chyba
nie ma tam życia w ogóle, totalna atrapa - a SETI ani NASA nie
miałyby powodu nikogo okłamywać w tym pięknym świecie wolnych
mediów, gdzie znamy na przykład prawdę o zamachach z 11 września,
ogólnie po prostu wiemy, że informują nas o wszystkim i nie żyjemy
w świecie propagowania idiotyzmów ani szumowin pałętających się
po szczytach władzy. A co do tych gadoidów, to można mieć
nadzieję, jeśli nie że są tylko widmem z przeszłości
rozdmuchiwanym teraz naumyślnie, to przynajmniej że choć niektóre
z nich wyglądem przypominają wojownicze żółwie ninja - poniekąd
wiadomo, że rozwija się wśród nich progresywna i życzliwa nam
mniejszość, może to właśnie takie; według Prestona Nicholsa i
Duncana Camerona w 'Project Montauk' w charakterze doradcy pracował
Drakonianin z ogonem, przypominający wyglądem człowieka-jaszczura,
z jakim w klasycznym epizodzie "Star Trek" walczył kapitan
Kirk - który raz nawet, jak to w robocie, upił się jakąś
chemiczną miksturą, o której skład później się wywiadywał i
odpowiadał za zwiększenie zapotrzebowania na nią; według tej
samej relacji również kręcący się po Montauk mali Szarzy
"upijali się" z kolei płynem "Lisol", którym
ich nacierano (ludzie próbowali używać go jako zamiennika mydła
do ich czyszczenia - Szarzy straszliwie cuchną z racji tego, że
wydalają toksyny itp. niestrawione resztki pożywienia przez
skórę).
Zamachy
z 11 września - chyba każdy śmiał się z tej teorii, że to
Amerykanie zaatakowali samych siebie - tymczasem tak właśnie
wypowiadali się m.in. były prezydent Włoch prof. Francesco Cossiga
(że wszystkie poważne agencje wywiadowcze świata o tym wiedzą - w
wywiadzie dla najstarszego włoskiego dziennika "La Corriere
della Serra") oraz były sekretarz obrony Niemiec Aleksander von
Buelow (że podczas służbowej wizyty ludzie z CIA pokazywali mu
supernowoczesne centrum dowodzenia w budynku WTC7 i to dlatego gmach
ten musiał się potem niewytłumaczalnie zawalić, żeby nie został
po tym ślad - gość napisał o tym książkę i odszedł z
polityki, kiedyś był m.in. szefem komisji weryfikującej agentów
Stasi). Niemiecka firma, która wyprodukowała stal, z jakiej
zbudowane były kolumny wsporne budynku, wydała oświadczenie, że
ich stal nie topi się w temperaturze spalania się paliwa
lotniczego, tylko dwukrotnie wyższej. Konstruktor budynków (zginął
w zamachach) mówił, że dzięki zastosowaniu schematu moskitiery
każda z wież była przygotowana na wytrzymanie uderzeń dwóch
Boeingów 707 w dowolne miejsce. Na telewizyjnych nagraniach widać,
jak niedługo przed zawaleniem się wież z podziemi wydobywają się
kilkupiętrowe kłęby dymu - ci, którzy stamtąd wyszli, strażacy
itp., wypowiadali się jeszcze osmaleni przed kamerami, że kolumny
nośne pod ziemią są zniszczone, doszło tam do potężnych
eksplozji - zawsze przed wyburzeniem budynku najpierw niszczy się
podziemia. To samo działo się na zupełnie rozmaitych piętrach
powyżej poziomu gruntu - istnieją na ten temat nie tylko relacje
bezpośrednich ofiar potężnych wybuchów, ale również nagrania
radiowe z meldunkami strażaków, którzy wkrótce potem zginęli -
dosłownie tuż przedtem z jednej z wież nadawszy raport, że
sytuacja jest właściwie opanowana i pożary znajdują się pod
kontrolą. Na trafionych samolotami piętrach panowała rzekomo
temperatura pieca hutniczego - jednak to właśnie tam klatki
schodowe były zniszczone i ludzie po 20 minut stali w oknach,
wymachując koszulami i wołając o pomoc. Na zdjęciach zgliszczy
(wszystko wywieziono natychmiast do Chin - sprzątała ta sama firma,
co ruiny z Oklahoma City) widać kolumny wsporne ucięte niby krzywo
trzymanym nożem - ślady charakterystyczne dla ładunków
wybuchowych używanych przy wyburzaniu, według zgodnych opinii
ekspertów z całego świata. Sołtys z Shanksville, gdzie rzekomo
spadł czwarty samolot, nigdy nie przestał utrzymywać, że kiedy
dojechał na "miejsce katastrofy", była tam tylko dziura w
ziemi - nic więcej, żadnego samolotu; miejscowy koroner: "po
20 minutach zakończyłem pracę - na całym polu nie było ani
jednej kropli krwi, strzępku ubrania, niczego co wskazywałoby, że
rozbił się tam samolot". Dwa tygodnie przed zamachami z
budynków WTC wycofano psy do wykrywania materiałów wybuchowych, a
pracownicy zaczęli znajdować na biurkach pył wlatujący z otworów
wentylacyjnych (przy wyburzaniu ładunki wwierca się w kolumny i
umieszcza wewnątrz). W dniu zamachów akurat odbywały się
ćwiczenia o podobnym scenariuszu, co zdezorientowało uczestniczące
w nich służby szybkiego reagowania, a od początku września
kontrolę nad systemem obrony powietrznej też akurat przejął
osobiście v-ce prezydent USA, który jak przystało na wielkiego
męża stanu, rzucił myśliwce nad ocean, kiedy już wszyscy się
zorientowali, że to jednak nie są ćwiczenia i musiał je poderwać,
a jeszcze mogłyby dogonić wracające w kierunku Nowego Jorku
samoloty - które przez dwie godziny latały sobie jak gdyby nigdy
nic po najbardziej zatłoczonym korytarzu powietrznym świata, choć
takich bzdur nie ma w scenariuszach nawet najgłupszych filmów,
Renny Harlin by tego nie wyreżyserował. Cztery godziny przed
zamachami z World Trade Center ewakuowali się co do jednego
pracownicy izraelskiej firmy telekomunikacyjnej, a po uderzeniach
samolotów zaalarmowana przez przechodniów policja zatrzymała w
parku inne osoby narodowości izraelskiej, które z dachu furgonetki
filmowały całe wydarzenie, głośno przy tym wiwatując - zwolniono
ich po dwóch tygodniach. Ale zapomnijmy o tym i nie rozwijajmy
takich wątków - to przecież pachniałoby antysemityzmem, a my
jesteśmy na poziomie, nie jakieś prymitywy. Była to pierwsza w
historii budownictwa sytuacja, kiedy na skutek pożaru zawaliły się
stalowe budynki - i to 3 od razu tego samego dnia (np. hotel w
Madrycie stał w ogniu przez 24 godziny - i nic; spróbuj np. spalić
swój rożen do grilla - zobaczymy, czy szybko zamieni się w obłok
trującego dymu). Siedem godzin po zawaleniu się bliźniaczych wież
nagle zawalił "się" budynek stojący 50 m dalej, WTC7:
samą siebie przeszła tym razem telewizja BBC World, która
poinformowała o tym zaskakującym wydarzeniu 20 minut przed jego
nastąpieniem, pokazując na żywo panoramę Manhattanu m.in. z tym
budynkiem stojącym na swoim miejscu bez żadnych ciekawszych
pożarów, jak gdyby niczego nie podejrzewał, że wkrótce
nieoczekiwanie się zawali i już nawet mówili o tym w wiadomościach
- inne budynki stały dużo bliżej wież i nic im się nie stało,
chociaż spadały na nie setki ton zgliszcz; reporterka Jane Standley
nie chce o tym rozmawiać, skąd miała tę przesadnie aktualną
informację - ludzie dzwonią do niej i próbują się czegoś
dowiedzieć, ale ona prosi, żeby już zostawić ten temat. Wieże
zawaliły się w rekordowym tempie swobodnego spadku kamienia - po
przeliczeniu czasu na ilość pięter wychodzi 10 pięter na sekundę
- czy ktoś jest w stanie wyobrazić sobie zawalający się w takim
tempie budynek, np. zwykły blok mieszkalny? Tylko efekt implozji
towarzyszący eksplozjom ładunków wybuchowych może to wytłumaczyć,
jak też co stało się z podwojonym rusztowaniem przesadzonych
kolumn wspornych, że nie stawiło oporu większego niż powietrze
również na piętrach, gdzie nie było żadnych pożarów. Wszystko
w okamgnieniu obróciło się w pył, którego kłęby zasnuły pół
miasta - w początkowej fazie były to sunące ulicami mordercze
obłoki o niewytłumaczalnie wysokiej temperaturze; zgliszcza jeszcze
po 2 tygodniach miały gdzieniegdzie temperaturę kilkuset stopni -
dr Steven Jones ustalił, że tylko jeden rodzaj materiału
wybuchowego może być za to odpowiedzialny (ang. 'thermyte', typowy
dla właśnie takich ładunków jęzor widać zresztą na nagraniach,
jak wybija szyby dziesiątki poziomów poniżej zawalających się
pięter). Eksplozje zarejestrowały uniwersyteckie sejsmografy,
mówili też o nich reporterzy w relacjach na żywo. Dziwne rzeczy
zdarzały się mieszkańcom Nowego Jorku na przestrzeni kilkunastu
dni przed 'uderzeniem terrorystów' - a to ktoś dostał list od
krewnego z marynarki, żeby trzymać się z dala od dolnego
Manhattanu, a to policjant wypisujący komuś mandat wskazał na
wieże i napomknął, że wkrótce runą, a to dzieci na wycieczce
szkolnej pokazywały na budynki mówiąc nauczycielom, że "te
wieże niedługo się zawalą". Były członek administracji
Busha, główny ekonomista Departamentu Pracy dr Morgan Reynolds
wypisał się z ekipy i zaczął wypowiadać przed kamerami, że to
oni to wszystko zaplanowali i przeprowadzili. Podobnie były
gubernator Minnesoty Jesse Ventura. Z kolei dr Dan Burish miał w
pracy spotkanie, gdzie poinformowano ich o sprawie jeszcze przed
całym wydarzeniem - a najbardziej zszokowało go to, że wszyscy
potem wrócili do swoich zajęć, jak gdyby nigdy nic, nikt się tym
specjalnie nie przejął. Według niego zamachy były konieczne, aby
społeczeństwo amerykańskie poparło inwazję na Bliski Wschód - w
przeciwnym razie planetę wkrótce ogarnęłaby wielka wojna o te
tereny, jak wynikało z podpatrywania przyszłości przy użyciu
podarków od obcych, dostępnych dla elit Zachodu od lat 50-tych XX
wieku. Inne hipotezy dotyczące przyczyn tej zbrodniczej mistyfikacji
są bardziej prozaiczne i zresztą w ogóle nawzajem się nie
wykluczają. Według Michaela Rupperta chodziło o to, aby odzyskać
kontrolę nad narkoprodukcją Afganistanu, ponieważ bez tych
pieniędzy Wall Street zacięłaby się niczym silnik bez oleju - w
styczniu 2001 roku Talibowie po raz pierwszy puścili z dymem plony
opium. Według zaniepokojonych Amerykanów rząd szykuje im
permanentny stan wojenny - przepchnięta po wydarzeniach ustawa
Patriot Act wyrzucająca konstytucję do kosza była gotowa ...już
przed zamachami - i wtedy jeszcze nie przeszła. Faktem jest też, że
Talibowie nie chcieli się zgodzić na amerykański rurociąg za psie
grosze - a pola za północną granicą ich kraju były już wtedy
wykupione, tylko oni opóźniali całe przedsięwzięcie, żądając
wyższej stawki - świadkowie z negocjacji mówią, że usłyszeli od
Amerykanów dosłownie "albo zalejemy was deszczem złota, albo
deszczem bomb". W Arabii Saudyjskiej prawo koraniczne jest tak
samo ostre, jak w wydaniu Talibów - ale tam wojskowe bazy USA bronią
jego i reżimu Saudów, dopóki za ropę rozliczają się wyłącznie
w dolarach i cały świat nieustannie potrzebuje zielonych, żeby
kupować paliwo. Inna sprawa, że te budynki były już przestarzałe
jak na dzisiejsze standardy - i tak by je trzeba było zburzyć, a ze
względu na otoczenie wiązałoby się to z miliardowymi
odszkodowaniami. Tymczasem niejaki Larry Silverstein, który
wydzierżawił wieże krótko wcześniej, na odszkodowaniu zarobił
miliard $ na czysto - i tak był pewnie rozczarowany, bo chciał
polisę na dwa razy więcej; może coś przeczuwał..? Zresztą potem
nieroztropnie wypowiedział się przed kamerami na temat budynku
WTC7: "przyszli do mnie i powiedzieli, że uszkodzenia są na
tyle poważne, że muszą zburzyć budynek"; ale oficjalna
wersja wydarzeń po dziś dzień głosi, że WTC7 również zawalił
się wskutek pożaru - ponieważ ładunków wybuchowych do
kontrolowanego wyburzenia nie dałoby się rozmieścić w kilka
godzin... Z kolei rakieta lub jednosilnikowy samolot bezzałogowy,
który tamtego dnia uderzył w Pentagon (raczej nie był to Boeing,
skoro dziura w ścianie była jak po traktorze, a piętro ponad nią
ani ze stołu nie spadł monitor, ani z pochyłego pulpitu książka
- widać to na zdjęciach; "dla bezpieczeństwa narodowego"
na zawsze utajniono wszystkie taśmy z dziesiątek kamer monitoringu
przemysłowego z okolicznych hoteli, stacji benzynowych etc. - FBI
zaczęło je konfiskować ...20 minut po zamachach) uderzył akurat w
jedyne skrzydło gmachu zajmowane przez Marynarkę Wojenną USA - tak
podobno wyglądają ich wewnętrzne pozdrowienia. W każdym razie,
najbardziej żenująca jest w tym wszystkim postawa polskich
dziennikarzy, byłych ambasadorów itp. komentatorów i ekspertów,
którzy udają głupich i biorą za to pieniądze, robiąc ludziom
wodę z mózgu - lansuje się jakieś kwestie i debaty lustracyjne,
że ktoś coś zrobił 20 lat temu i teraz ma za to ponosić
konsekwencje, a może nie ma ponosić, studenci i wykładowcy
dyskutują o tym na uniwersytetach - a tymczasem żyjemy w świecie
fałszu, totalnej zdrady dzień za dniem, kłamania w żywe oczy za
pieniądze - i chyba tym należałoby się w pierwszej kolejności
zająć, gdyby to całe ględzenie było naprawdę szczere i coś
warte. Kiedyś Niemcy i Rosjanie musieli przyjeżdżać czołgami,
żeby wydzierać nam wolność, o którą tak wytrwale walczyły
pokolenia przodków - potem zmieniły się generacje i wystarczyło,
że ktoś wyłożył kasę, a sami się sprzedaliśmy, jedni drugich,
dziś cały kraj nie zna prawdy, tylko powtarza kłamstwo - a na
naszej ziemi nie ma ani jednego amerykańskiego czołgu, są tylko
ich pieniądze. Wstyd - w takiej np. holenderskiej telewizji mają
autorskie programy w rodzaju "11 września - atak czy dar z
niebios?" [występuje m.in. Michael Meacher, członek
brytyjskiego parlamentu i minister środowiska w latach 1997-2003],
podobnie w niedemokratycznej Rosji czy "dyktatorskiej"
Wenezueli (Chavez wygrał wybory dwa razy tak samo, jak Bush - tyle
że poradził sobie bez cudów z tysiącami maszynek do głosowania,
mylących się wyłącznie na niekorzyść kontrkandydatów i tylko w
stanach o równowadze notowań). W polskiej tv nie było nawet filmów
Michaela Moore'a, skądinąd pomijającego w swych dociekliwych
dziełach wszystkie wymienione powyżej fakty i lansowanego w
amerykańskich mediach z intensywnością, jakiej uczciwi ludzie tam
nie doświadczają. Podobne zagrania znane z historii Stanów
Zjednoczonych to m.in. "wysadzenie przez Hiszpanów" okrętu
USS "Maine" w 1898 r. w Hawanie, co zapoczątkowało
zwycięską dla USA wojnę o Kubę - w prasie natychmiast histeria,
szok i nienawiść, ludzie masowo zaczęli zgłaszać się do wojska
(ponad milion ochotników), a po latach okazało się, że to był
pic na wodę, Hiszpanie tego nie zrobili, w wodzie w ogóle nie było
żadnej miny - kapitan okrętu od początku utrzymywał, że to
eksplodował kocioł z węglem, co później potwierdziło
dochodzenie; incydent w Zatoce Tonkin w 1964 r., który zapoczątkował
inwazję na Wietnam (wcześniej Eisenhower i Kennedy wysyłali tam
tylko doradców wojskowych) - rzekomo wietnamskie kutry storpedowały
amerykańskie niszczyciele, a po latach nawet ówczesny sekretarz
obrony USA Robert McNamara przyznał, że "to była pomyłka",
w wodzie nie było żadnych torped, to prawdopodobnie niedoświadczony
operator sonaru przejął się być może paroma delfinami. Również
Pearl Harbor nie było do końca czystą tragedią - konkretnie
chodziło o to, że Roosevelt nie potrafił przekonać Amerykanów do
rozpoczęcia wojny z Niemcami, Hitler też nie chciał zaczynać,
więc trzeba było rozegrać to przez sprzymierzonych z nim
Japończyków - najpierw Amerykanie długo prowokowali ich sankcjami,
totalnym utrudnianiem życia i żeglugi etc., a kiedy Japończycy
postanowili w końcu coś z tym zrobić, prezydent USA miał według
skrupulatnych ustaleń teraz już nawet konwencjonalnych historyków
co najmniej 7 ostrzeżeń o zbliżającym się ataku na Pearl Harbor
- jego reakcją było wycofanie z portu jedynie większości
lotniskowców oraz ...skierowanie radarów do naprawy - to się miało
wydarzyć, żeby można było wreszcie rozpocząć tę wojnę. Ale
najbardziej patologiczny z tych wszystkich przekrętów, na szczęście
niezrealizowany projekt, to zdaje się 'Operation Northwoods' -
zestaw pomysłów zaproponowany Kennedy'emu w roku 1962 przez
ówczesnego szefa połączonych sztabów gen. Lymana Lemnitzera,
który wkrótce potem za te chore koncepcje stracił stanowisko:
chodziło o uzyskanie poparcia społeczeństwa dla inwazji na Kubę,
plan zakładał m.in. sfingowanie ataków "kubańskich"
snajperów w wielkich amerykańskich metropoliach, m.in. Miami i
Waszyngtonie, zwalenie ewentualnej śmierci wysyłanego wtedy w
kosmos pierwszego astronauty Johna Glenna na rzekomych kubańskich
sabotażystów, a także sfingowanie zestrzelenia amerykańskiego
samolotu pasażerskiego. Proponowano również atak przebranych za
żołnierzy Castro zaprzyjaźnionych Kubańczyków na bazę
Guantanamo, ponowne wysadzenie jakiegoś własnego okrętu w okolicy,
a także zatopienie łodzi z kubańskimi uciekinierami i akty
przemocy wobec społeczności emigrantów na terenie USA, za które
winą obarczone miały zostać kubańskie służby. Na tej samej
zasadzie doradzano zamachy bombowe i podkładanie dowodów na winę
przysłanych z Kuby sprawców oraz porwania powietrznych i lądowych
środków transportu; czego się nie robi dla ojczyzny i demokracji,
kiedy jest się generałem - patriotą (ich to tam wielu obmyślało,
a w podsumowaniu wystąpili o poszerzenie swoich uprawnień i oddanie
im dowodzenia nad inwazją na wyspę). Z innych krajów warto
wspomnieć operację Gladio potępioną w latach 90-tych przez
Parlament Europejski, polegającą na długoletnim fingowaniu przez
tajne służby wiodących krajów NATO kontynentalnej Europy
morderczych aktów terroru i zwalaniu odpowiedzialności za nie na
różnorakie grupy i środowiska wedle bieżącego zapotrzebowania
politycznego. Również zamachy 7/7 w Londynie nosiły wszelkie
znamiona 'operacji pod fałszywą flagą' (ang. 'false flag
operation') - też akurat odbywały się ćwiczenia o identycznym
scenariuszu, z tymi samymi stacjami metra i tym samym czasem
synchronicznej eksplozji (!?!), o czym ich zrozumiale wstrząśnięci
uczestnicy mówili jeszcze tego samego dnia w radiu i telewizji;
pasażer z metra relacjonował, że w wagonie wybrzuszyła się
podłoga, a nie że to wewnątrz coś eksplodowało; Brazylijczyk, w
którego głowę wpakowano wkrótce potem pół magazynka - akurat
wszystkie kamery monitoringu się zepsuły, kiedy do pociągu weszli
antyterroryści i kazali wszystkim wyjść - jego terroryzm polegał
prawdopodobnie na tym, że wiedział o ofercie pracy "jeżdżenie
z plecakami po mieście", której nie przyjął - "zamachowiec"
z autobusu według relacji ocalałych współpasażerów bardzo
nerwowo zaczął grzebać w swojej torbie, kiedy w radiu podano
informacje o eksplozjach, a był to jedyny z ponad 700 autobusów
miejskich, który po pierwszych wybuchach skierowano na inną trasę
i postój, gdzie detonacja ładunku nastąpiła akurat w momencie
przejeżdżania przy nim furgonetki firmy reklamującej swoje usługi
w branży ...wyburzania - uwieczniła to kamera; podobnie jak 9/11,
również 7/7 to data związana z jakimś cyklem kalendarza
słoneczno-zodiakalnego, czy czegoś w tym stylu. To samo zamachy w
Madrycie - kiedy hiszpańska policja ruszyła ze śledztwem, po
pewnym czasie okazało się, że tropy prowadzą do
...współpracowników hiszpańskich służb; według historyków
takich jak Michael Tsarion tajne stowarzyszenia pokroju Iluminatów
nigdy nie zinfiltrowały żadnej agencji wywiadowczej Starego Świata
- to oni je wszystkie pozakładali. Dość zagadkowy epizod (o tym
akurat pisały nasze niezależne w tę stronę świata gazety) wiąże
się również z wysadzaniem "przez Czeczenów" bloków
mieszkalnych w Rosji: na zwołanej po tych wypadkach konferencji
prasowej wysoki oficer milicji złożył kondolencje mieszkańcom
miast dotkniętych atakami, przy czym wymienił nazwę miasta, gdzie
zamachy wydarzyły się dopiero dwa tygodnie później - wzbudzając
na ten okres zrozumiałą panikę wśród mieszkańców, którzy
powołali obywatelskie patrole sprawdzające piwnice itp.: w jednej z
nich milicjanci aresztowali ludzi z ładunkami wybuchowymi, którzy
okazali się pracownikami rosyjskich służb FSB; oczywiście ich też
potem zwolniono, a zamachy i tak się odbyły - zrobili to Czeczeni,
ci nieobliczalni terroryści... (są to rasowi terroryści - podobnie
jak wszyscy inni zadziorni mordercy naszych czasów, zamieszkują
bowiem powierzchnie ponad resztówką złóż ropy lub tereny
równoważne przesmykom górskim tam prowadzącym; być może to
wyziewy nafty oddziałują tak na tych ludzi, że zaczynają krwawo
prowokować najpotężniejsze mocarstwa, z braku lepszych pomysłów
w zaślepieniu kierując swój gniew z reguły na obiekty cywilne,
bynajmniej nie wojskowe ani zbliżone do siedzib władz).
Ale
opuśćmy już ten świat terroryzmu i zdrady przebierającej się za
patriotyzm za parawanem ludzkiej naiwności - ani Jezus, ani Budda,
ani żadni kosmici nie mówili, i nikt tak też w sercu nie czuje, że
sprytnie byłoby skupiać się na negatywnych sprawach i smucących
tematach; od tego są odpowiednie służby i osoby, które co miesiąc
otrzymują należyte wynagrodzenie; a przynajmniej można mieć
nadzieję, że są wśród nas tacy bystrzacy i to na to idzie
chociaż część podatków - bo np. co robią za nasze pieniądze z
telewizją publiczną, niestety każdy może zobaczyć. Z ciekawszych
rzeczy warto chyba natomiast wypróbować to, czy to z tymi naszymi
życiami nie jest czasem tak, jak mówi David Wilcock, że ktoś z
gwiazd nawkręcał mu w głowę podczas medytacji, a potem wojskowi
naukowcy powiedzieli to samo: że kiedy doświadczasz jakiejś
negatywnej emocji, myśli albo zdarzenia - to znaczy, że robisz albo
myślisz coś niewłaściwego, nie w zgodzie ze swoją prawdziwą
naturą, nie w tę stronę, co trzeba i byłoby dobrze dla Ciebie
oraz Wszechświata. Z kolei kiedy masz dobre przeczucie, to nie jest
tak, że to Bóg ci powiedział, kosmos dał cynk albo ufoludki lub
znajomi przekazali telepatycznie temat - to cząstka Ciebie, o której
nie przeczytasz w gazecie, cały czas próbuje się z Tobą
kontaktować, wiedząc wiele rzeczy lepiej i potrafiąc celniej
przewidywać - to Twoje takie jak gdyby "wyższe Ja",
trwające sobie gdzieś w innym wymiarze; według tego samego źródła
rok 2012 ma w dużym stopniu polegać właśnie na tym (u niektórych
osób będzie się to działo wcześniej), że w prawie każdym
następować będzie jednoczenie się świadomości z tą jak gdyby
nadświadomością i innymi takimi kawałkami nas w jeszcze innych
wymiarach - jednak wiele niepoinformowanych osób nie będzie
potrafiło wykorzystać tej szansy i myśląc, że zwariowały, że
im odbija, będą się skupiały wyłącznie na ukrywaniu swoich
nowych mocy psychicznych przed rodziną i znajomymi. Nawet naukowcy z
publicznego obiegu doszli już do tego po tych kwantach, że wymiarów
jest znacznie więcej, niż cztery - nie wiadomo jeszcze tylko, ile
dokładnie ich się tam nazbierało - 7, 11 czy 20-kilka; w tej
sytuacji faktycznie wydawałoby się to niegłupie, że skoro
istniejemy tu w tych paru namacalnych wymiarach, to w tamtych też
muszą sobie trwać jakieś cząstki nas. Przy okazji, według
zbliżonych źródeł, oprócz czasoprzestrzeni istnieje też coś
takiego, jak przestrzenio-czas - to tam się dzieją sny, to jest jak
gdyby odwrotność naszej rzeczywistości, to znaczy jeżeli
czasoprzestrzeń wyobrazimy sobie jako zewnętrzną powierzchnię
balonu, to przestrzenio-czas byłby jego powierzchnią wewnętrzną -
są tam trzy wymiary czasu i jeden wymiar przestrzeni, ale tego to
już "za Chiny" nie potrafię zrozumieć ani nawet w
połowie pojąć - jak wielu rzeczy, o których mówi ten Wilcock,
gość najwyraźniej przeczytał za dużo książek o fizyce i myśli,
że każdy potem załapie wszystko w kilku zdaniach...
Żyjemy
w świecie, w którym nie ma elementarnej wolności do spontanicznego
manifestowania własnej indywidualności, emocjonalności i
pomysłowości, do życia "po swojemu" w zgodzie z
wewnętrznymi przeczuciami oraz pragnieniami chwili - zamiast tego
każdy musi być normalny, zachowywać się tak, jak reszta i myśleć
plus minus w ten sam sposób, co inni; jeżeli spróbuje postrzegać
ten świat inaczej, to już ryzykuje: albo będzie to tolerowane,
albo go gdzieś ze współczuciem zamkną, oczywiście "dla jego
dobra". I to ma być wolność, ten cały szumny wolny świat..?
Żeby zrozumieć, o czym mowa, po pierwsze niezbędne będą jakieś
poglądy czy w ogóle informacje różniące się od powszechnie
propagowanych jako właściwe - dopiero wtedy człowiek faktycznie
spotyka się w swoim życiu z taką sytuacją, że chciałby sobie we
własnej głowie pospekulować w jakimś kierunku, ale w tle odzywa
się brzęczyk, że dalej na tej drodze może czekać uznanie przez
otoczenie za przypadek pomieszania zmysłów, nawet przez
autentycznie dobrotliwe i inteligentne osoby, które po prostu
jeszcze nie natknęły się na żadne ślady matriksu i niczego nie
podejrzewają - taka bariera w naszej rzeczywistości, stanowiąca
jakby płot wokół naszej wolności, istnieje naprawdę, można tam
dotrzeć - to nawet nie jest daleko, ja sam np. jeszcze rok temu
myślałem, że wszystko jest fajnie, w XXI wieku media są wreszcie
niezależne i naprawdę podają zwykłym ludziom całą prawdę na
bieżąco, zresztą miliony dziennikarzy, ekspertów i naukowców
przecież nie mogłyby przegapić żadnej większej ściemy, bądźmy
poważni i zostańmy na poziomie oczytanych, a nie debili którzy
myślą, że świat stoi na głowie; codziennie z zaciekawieniem
oglądałem programy informacyjne w polskiej tv, jak również dla
większego splendoru także te po angielsku na BBC i Euronews,
uznając to za niezłą metodę bycia na czasie ze wszystkimi ważnymi
sprawami naszego świata; byłem przekonany na mur beton, że zamachy
z 11 września to dzieło ludzi Osamy wyuczonych pilotażu na
wielbłądach, śmiałem się do rozpuku ze zwolenników teorii o
udziale amerykańskich władz, no i jak każdy wszechstronnie
zorientowany, zdawałem sobie też sprawę, że żadnego ufo jakoś
niestety nigdy jeszcze nie sfotografowano, w ogóle w całym kosmosie
wydaje się panować cisza, jak makiem zasiał, choć wciąż
intensywnie szukają i bezustannie nasłuchują przez radioteleskopy;
kiedy słyszałem, jak ceniona przeze mnie wcześniej osoba mówi o
jakiejś innej wersji na temat 11 września, albo że ludzie
nawiązali już kontakt z kosmitami - nie mogłem wyjść ze
zdziwienia, jak ktoś tak wiele warty mógł nagle tak szybko
zgłupieć, żeby teraz miejscowo zdradzać już totalną ignorancję
w temacie wiedzy o świecie nawet na średniawo przyzwoitym poziomie
- której w ogóle już nie potrafi odróżniać od absurdalnych
wkrętów dla hipernaiwnych, co nikt normalny czy jako tako
wykształcony by w to nie uwierzył ani na sekundę, nawet by się
nad takim badziewiem nie zastanawiał. Teraz mam za swoje i to ze
mnie się śmieją; w każdym razie, na bazie własnych doświadczeń
mogę powiedzieć, że nigdy nie wiesz, czym się będziesz zajmować
za rok.
Ciekawe,
czy na innych planetach, tam gdzie mają pojazdy międzygwiezdne i
funkcjonują w ramach struktur zrzeszających wiele układów i
różnorakich form życia - czy kiedy się budzą co rano, to od razu
kwiczą i łapią się za głowy, że jacyś kosmici istnieją,
panikują, że krążą jeszcze gdzieś po galaktykach inne światy i
tam też żyją ludzie oraz operują gangi zdołowanych istot, że
gdzieś nawet podobno mieszkają hałaśliwe stwory, które swoją
planetę nazywają Ziemią, a stanowi ona dom dla miliardów
przedstawicieli tej niezwykłej kosmicznej rasy..? Moim zdaniem to
jest coś najzupełniej normalnego i właśnie to jest rozsądne i
logiczne, że tak jak są ludzie z innych krajów, tak samo są
ludzie z innych światów, planet - to tacy trochę dalsi sąsiedzi;
np. na powierzchni naszego globu wszystkie tereny są mniej lub
bardziej zamieszkane, najwyraźniej ziemia lubi być przez kogoś
deptana - a spójrz nocą w niebo, czy to wygląda jak Czarnobyl..?
To tylko w naszym świecie taka perspektywa wydaje się póki co w
niemałym stopniu szokująca, po pierwsze dlatego, że w sumie
dopiero się rozwijamy jako cywilizacja i wiek za wiekiem powoli
pozbywamy złudzenia, że jesteśmy pępkiem kosmosu, a po drugie
dlatego, że współcześnie po prostu ostro z nami jadą, oficjalnie
rozgłaszając nieprawdziwe informacje przy użyciu kanałów
rządowych i medialnych, np. "naukowe wiadomości" z
instytucji o nazwie SETI - normalni bystrzy ludzie dają się na to
nabrać, bo nikt by nie podejrzewał, że oni mogą tak po prostu
kłamać albo w ogóle nie znać prawdy o swojej dziedzinie - tzn. te
osoby wypowiadające się przed kamerami; dla usprawiedliwienia
trzeba dodać, że oni myślą, że robią dobrze, że to dla dobra
świata i ludzkości, żeby uniknąć wybuchu paniki i chaosu - no a
co z tego wychodzi w praktyce, to się naoglądamy jutro od nowa, nie
tylko w telewizji, lecz również na ulicy - piękny świat, nie ma
co, a jak rewelacyjnie pachnie z tych wszystkich rur wydechowych -
miodzio... Przez 60 lat nie zrobili nic, żeby przybliżyć ludzkość
do prawdy i wyswobodzenia z historycznych kłamstw, a właściwie
zrobili jeszcze mniej, gdyż wdrażając taktykę ośmieszania i
dezinformacji, we współczesnym świecie umeblowali prawdę na
przedpokój do domu wariatów, a wiele zwyczajnie szlachetnych osób
po prostu wykończyli, skoro groźbami nie dało się ich złamać -
kręgi i agencje odpowiedzialne za te tajemnice i ponure ruchy
musiałyby zrobić jakiś porządek we własnych szeregach, bo to
wszystko dość dziwnie wygląda, a na naiwność w tej sytuacji już
raczej nie ma co liczyć; w dzisiejszych czasach nawet nie trzeba być
bohaterem, żeby przeciwstawiać się tak hardemu oszustwu i
zakłamaniu - jeśli chodzi o niezależny obieg informacyjny, to w
tym momencie już zdaje się codziennie zasilają go nowe filmy
dokumentalne, istnieją dziesiątki tysięcy(?) stron internetowych w
setkach języków - miliony ludzi wzięły się do roboty, choć nikt
nie obiecał im za to ani grosza, po prostu z czystej przyzwoitości,
której nie pokazywali w telewizji, ale jeszcze najwyraźniej nie
przeszła do historii. Może na razie nie mówią o tym w telewizji,
to znaczy nie w polskiej ani jej bajecznie bogatej idolce, tej
amerykańskiej - ale niewątpliwie coś zmienia się w masowej
świadomości, kto nadstawi ucha, ten usłyszy. Przy czym te "czarne
charaktery" również zdają sobie z tego sprawę - przypatrz
się np. swojemu genetycznie zmodyfikowanemu pomidorowi, smakującemu
jak jakieś lekarstwo - kto wie, może to lekarstwo właśnie na te
"teorie" spiskowe..? (nie wiem, nie mam mikroskopu - ale są
informacje tego rodzaju i to z wielu źródeł)
Hipoteza
reptilian (ang. 'reptile' = gad): prawda, prowokacja GRU czy
oczernianie wesołych potworów z kosmosu - a może wszystkiego po
trochu..? Gdyby współcześni ludzie podbijali jakąś planetę i
chcieli uczynić jej mieszkańców niewolnikami, na pewno
wybudowaliby im wysokie płoty z drutami pod prądem, każdy dostałby
zdalnie sterowaną obrożę, bez wątpienia sporo byłoby też
brzęczenia łańcuchami... Tymczasem w oparciu o różnorakie dziwne
fenomeny naszej rzeczywistości i haniebnie uderzające paradoksy
tego świata, coraz częściej słyszy się głosy, że najwyraźniej
w branży okupacji istnieją również jakieś bardziej wyrafinowane
rozwiązania, systemy tak zaawansowane, że ich więźniowie na
własnej ziemi mają duży problem w ogóle ze zorientowaniem się w
sytuacji, że cały czas ktoś niepostrzeżenie ich kontroluje i nimi
manipuluje, że wolność, którą na co dzień mogą się cieszyć,
to tylko wolność reklamowana w telewizji, zwykłe badziewie dla
takich, co wierzą reklamom. Jeżeli przekonała Cię ta hipoteza,
nie zwlekaj i nie siedź tak bezczynnie, ale może chociaż spróbuj
odwdzięczyć się tym, którzy w Twoim życiu najwięcej dla Ciebie
zrobili: udaj się do cioci albo babci i wytłumacz im, że jakieś
gadoidy lub ich krzyżówki z ludźmi sterują naszym światem od
tysięcy lat, to stąd były te wszystkie wojny i masakry, terror
wieków - dla nich to coś jak żniwa, bez tego zdechliby z głodu;
że to takie dwumetrowe jaszczurki chodzące na dwóch nogach, co
jedzą dzieci i fruwają w niewidzialnych latających spodkach, kiedy
akurat nie wychodzą ze ściany, a tak w ogóle to potrafią zmieniać
postać i zazwyczaj głupio się patrzą, jeśli oczywiście nie
przebywają w tym swoim wymiarze, skąd podłączają się do czakr
niektórych ludzi, niby wszy do włosów czy tasiemce do układów
pokarmowych. Oczywiście babcia albo ciocia nie uwierzy w 97
procentach przypadków; wtedy należy spróbować z kimś
inteligentnym, na poziomie, młodym i oczytanym na bieżąco - i co,
taka sama reakcja... Bierze się to stąd, że nawet kiedy ktoś o
otwartym umyśle, bystry i szybki w myśleniu, z pozytywnym
nastawieniem i szacunkiem wobec osoby przekazującej mu tę teorię,
słyszy taką propozycję modelu otaczających nas realiów, to w
jego głowie uruchamia się normalne inteligentne myślenie, a efekt
analizy wygląda w ten sposób, że przecież gdyby byli jacyś
kosmici, to chyba ci z SETI powiedzieliby o tym pierwsi, a to nie
może być tak, że cały świat jest zakłamany i wszystkie
najróżniejsze media rozmijają się z prawdą, ponieważ za dużo
jest porządnych dziennikarzy i rozmaitych właścicieli stacji
telewizyjnych, żeby to wszystko mogła być jakaś zmowa, kartel,
parada kłamstw i banda oszustów. Rozumowanie to wydaje się nie
mieć słabych punktów - oprócz tego, ze jest błędne, gdyż ci
wszyscy porządni dziennikarze z reguły także myślą, że mówią
prawdę i nie wynika to z naiwności ani nieuwagi, tylko naprawdę
trudno się zorientować i natknąć na jakieś ślady, że w naszej
rzeczywistości "coś poprawiają" - w głównym obiegu
informacyjnym w ogóle tego nie ma, a kto ma czas na szukanie jakichś
danych po sieci, skoro można mieć wszystko za włączeniem guziczka
i gromadząc informacje o świecie, jednocześnie np. jeść pizzę -
no czy to nie jest fajne..? Stacje telewizyjne nie mogą siać paniki
w oparciu o informacje zupełnie różne od oficjalnie uznawanych za
puzzle układanki z prawdą, takie rzeczy grożą utratą koncesji,
procesami o odszkodowania i innymi kłopotami, a zyskać można
bezpośrednio niewiele. Ale czy to samo się tak porobiło, że
akurat tej hipotezie najtrudniej jest dać wiarę i przypisać
przyzwoite prawdopodobieństwo poprawności? Przecież gdyby ci z
SETI mówili prawdę, to ludziom też łatwiej byłoby uwierzyć w te
hybrydy rządzące światem, cwane jaszczurki z kosmosu i w ogóle
takie sprawy - gdyby ci z SETI chociaż nie kłamali, to
inteligentnym ludziom dużo łatwiej byłoby uwierzyć, w każdym
razie nie musieliby odrzucać tej teorii jako nieprawdziwej w związku
ze sprzecznością z podawanymi w mediach komunikatami tego rodzaju
'ośrodków naukowych'. A więc dla kogo oni właściwie pracują..?
Pewnie oni sami tego nie wiedzą, tak to wydaje się wyglądać - np.
Phil Schneider też przez kilkanaście lat myślał, że nie dość,
że zarabia niezłą kasę, to jeszcze pracuje na rzecz dobra
ludzkości - aż pojechał służbowo na spotkanie w jakiejś tajnej
drugiej siedzibie ONZ gdzieś pod wodą i weszli Szarzy, od których
unosi się atmosfera zła, dławiącego paraliżu i cmentarnego
robactwa, każdy to relacjonuje mniej lub bardziej okropnie - ludziom
chce się wymiotować i pluć na nich jednocześnie, budzą
obrzydzenie i niechęć niczym trędowaci faszyści do kwadratu - i
takie stwory wchodzą sobie na spotkanie wysokich oficjeli w ONZ,
zasiadają w wywyższonej loży i dyktują ludziom politykę, jak
postępować z tym światem i jego mieszkańcami - nic dziwnego, że
zobaczywszy coś takiego, gościu zrezygnował z roboty, chyba każdy
by tak zrobił; no, może poza paroma osobami poruszającymi się po
Warszawie drogimi samochodami. Jeżeli chodzi o wskazówki dotyczące
najlepszych taktyk w starciach wręcz z Gadoidami i podczas bliskich
spotkań z cuchnącymi Szarymi, to może przede wszystkim warto
pamiętać, że oni mają rozkazy nas nie zaczepiać, tylko po cichu
wszystko przygotowywać - o ile nie biegniesz na takiego z siekierą,
on też raczej nie będzie próbował Cię ruszać (no chyba, że
wygrałeś w konkursie "wszczepiamy implant"). Podobno
(zupełnie niepotwierdzone informacje) wiele zwykłych gadoidów zna
angielski oraz kilka innych języków - w razie czego można spytać,
czy nie rozumieją, że krzywdząc innych, rozczarowują wszechświat
i sami sobie warzą złą karmę - bo tak mówią ci "dobrzy"
kosmici, że oni dlatego ciągle wymierają i mają doła, potrzebują
do swoich sztuczek maszynerii zamiast siły woli, ponieważ kosmos
nie udostępnia im swoich mocy, jest wobec nich niby obrażona matka;
według Plejaran na pewnym etapie odkryć naukowych niezbędnym
czynnikiem do powodzenia eksperymentów jest miłość, bez tego już
dalej nie zaskoczy - według Colliera to dlatego gadoidy nie mogą
się dalej rozwinąć i potrzebują zaplutych Ziemian, żeby jakoś
ciągnąć; a dopóki my jesteśmy zapluci, zasługujemy na to, żeby
one tu były - więc dla Wszechświata jakby wszystko się
zgadza...
W
roku 1943 admirał Doenitz z radością wypowiedział się, że "na
Antarktydzie udało się odnaleźć wejście do mitycznej krainy
Shangri-La i wybudowano tam 'niezniszczalną fortecę' dla Fuhrera i
jego najbliższego otoczenia na wypadek niekorzystnego obrotu działań
wojennych". Według m.in. Billy'ego Meiera i Ala Bieleka,
naziści w latach 30-tych zorganizowali ekspedycję do Tybetu, skąd
wrócili z koncepcją silnika antygrawitacyjnego od lewitujących po
górskich klasztorach mnichów i/lub ze strzeżonych przez nich
zwojów (niezłe opisy działania napędu pojazdów 'bogów' znajdują
się również w prastarych świętych księgach z Indii) - w 1945 r.
w bunkrze w Berlinie znaleziono ciała bodajże siedmiu tybetańskich
mnichów, z których jeden był w dodatku jakimś strażnikiem
klucza, czy coś w tym stylu. Kiedy się pracuje nad tą
antygrawitacją, to w pokoju obok można od razu robić podróże w
czasie - sprzęt jest praktycznie ten sam; według Ala Bieleka w
Niemczech równania związane z poruszaniem się po czasoprzestrzeni
pisał m.in. Oscar Schneider, to dlatego był potem taki cenny.
Oprócz wyżej wymienionych, istnieje niestety cała masa źródeł i
opracowań dotyczących ucieczki śmietanki nazistów na Antarktydę
- więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Np. w Polsce jacyś
mistrzowie już w latach 50-tych powydawali książki, w których
znajdowały się mapy z głównymi ośrodkami nazistowskiej emigracji
w Brazylii i na Ziemi Ognistej, a także rozmieszczenie domniemanych
baz w Argentynie oraz na Antarktydzie. Możliwe, że to oni pokonali
pierwszą ekspedycję admirała Byrda - każdy, kto ma telewizor,
nieraz widział zdjęcia z ataków japońskich kamikadze na
amerykańskie okręty podczas zaciętych i pełnych ognia bitew, ale
zapewne mało kto miał okazję obejrzeć kilkusekundowe nagranie
podobnej sceny, ujęcia zza stanowiska artylerii przeciwlotniczej na
okręcie, kiedy ponad statkiem bardzo szybko przemyka ...latający
talerz, brzydki jak niemiecki - bezradna mina amerykańskiego
żołnierza (nie są w stanie tak szybko obrócić działka p-lot)
pozwala przypuszczać, że jest to materiał autentyczny, do wglądu
na niezależnych filmach dokumentalnych o Antarktydzie. Według
relacji z kontaktów Billy'ego Meiera, ocaleli naziści czym prędzej
poszli po rozum do głowy, tak jakby zerwali z przeszłością w
wykonaniu Adolfa i żałowali tego, co nawyrabiał - po czym
generalnie odlecieli w kosmos, zresztą u nich dowódcami takich
pojazdów były zazwyczaj kobiety, ten dział mieli mocno uduchowiony
ze względu na kontakty z prawdziwymi ufo; Plejaranie raczej nie
mówią o nich źle, natomiast według Alexa Colliera od tego czasu
zdążyli już pomóc gadoidom w podboju kilkunastu planet - tu na
ostrożne poparcie byłaby relacja najsłynniejszej amerykańskiej
pary uprowadzonych z lat 60-tych Betty i Barney'a Hillów, którzy
podczas seansu hipnozy w 1989 r. przypomnieli sobie, że na spodku
między Szarymi stał człowiek, w czapce kapitana i ...ze swastyką
na ramieniu - oni są z małej mieściny, ciekawe po co mieliby
wymyślać akurat coś takiego, o ile ich sąsiedzi to nie sami
ufolodzy i badacze ukrytych wątków historii. Jeśli to prawda, że
post-naziści byli naszą forpocztą w kosmosie, to już naprawdę
nic dziwnego, że nie trąbią o tym w radiu - to by dopiero zeszła
dolina na miliardy, gdyby to ujawnili, nie mówiąc o renesansie
organizacji neonazistowskich. Niestety sporo faktów wydaje się
jakby potwierdzać te doniesienia - przede wszystkim po zajęciu
Niemiec alianci nie mogli się doliczyć ok. stu łodzi podwodnych
najnowszego typu, wyprzedzającego swoją epokę o kilkanaście lat,
100 000 ludzi, w tym wielu naukowców, dwóch latających talerzy
(inne znaleźli i żołnierze z Zachodu, i z ZSRR, w bazach we
wnętrzach skał, gdzie zaczynali to produkować - według Ala
Bieleka alianci wygrali II wojnę o 30 dni, tyle czasu pozostawało
do przeważenia się szal, to dlatego Niemcy bronili się do końca,
jeszcze dziećmi w Berlinie). W książkach z całego świata
poświęconych problematyce podwodnej ewakuacji nazistowskich elit
bardzo często (jeśli nie najczęściej) cytowany jest polski badacz
Igor Witkowski - autor m.in. czterotomowej pozycji "Supertajne
bronie Hitlera". Wiele osób posiadających atlasy geograficzne
może sobie sprawdzić, że do dnia dzisiejszego jeden z regionów
Antarktydy bywa nazywany miłą dla ucha nazwą 'Nowa Szwabia'
(zamiennie z 'Ziemia królowej Maud'). W czasie wojny w mediach nie
obowiązywało jeszcze embargo na informacje o latających spodkach
(w ogóle pisało się o tym na pierwszych stronach do połowy lat
50-tych - wtedy to nie było jeszcze śmieszne; u nas np. zrobiło
się to nagle niepoważne zdaje się po 1989 r. - w ZSRR zawsze była
wokół tego inna atmosfera, oni nie mieli tak dużo do ukrycia,
jeśli chodzi o temat gości z kosmosu) - istnieje wiele krótkich
notatek w zachodnich gazetach codziennych z ostatnich miesięcy wojny
o nowej powietrznej broni Niemców, budzącej wiele obaw wśród
dowódców sprzymierzonych. To nie koniec tej garści "szczegółów":
włoski dziennikarz Luigi Romersa po wojnie uparcie zarzekał się,
że w 1944 r. na jednej z wysp Bałtyku był świadkiem potężnej
eksplozji i widział wielki grzyb - obecni z nim w bunkrze dowódcy
(ten jeden raz nie pozwolono mu zabrać tłumacza) nie używali słowa
'Atombombe', tylko coś jak 'Zeitregelungbombe' - co tłumaczyłoby
się jako 'bomba rozpadowa'; powiedziano mu tylko, że "kiedy
bomba będzie gotowa, zostanie użyta na Wschodzie". Według Ala
Bieleka na szczęście dla żołnierzy aliantów Hitler do końca
pozostał totalnym rasistą i nie zdecydował się na użycie tej
broni przeciwko ludziom z Zachodu; poza tym Niemcy mieli taką
zasadę, że nie udostępniali siłom zbrojnym żadnej nowej
technologii wojskowej, dopóki nie istniała technologia obrony przed
nią - a przed tą bombą, silniejszą niż wodorowa, w żaden sposób
nie można się było obronić. Co ciekawe, pierwsze testy z bronią
jądrową na amerykańskim poligonie odbyły się ...pięć tygodni
po zajęciu Niemiec - bywa i tak. Obszerny artykuł na ten temat w
języku polskim m.in. ze zdjęciami niemieckiego ufopodobnego
badziewia i projektem statku międzygwiezdnego Andromeda w kształcie
cygara, którym podobno stąd odlecieli - tutaj. Z kolei hasło 'Nowa
Szwabia' w polskiej Wikipedii ma do zaoferowania następujące
interesujące ustępy:
"Po
wojnie powstała teoria spiskowa dotycząca zainteresowania III
Rzeszy Antarktydą. Wielu ludzi uwierzyło, że na terytorium Nowej
Szwabii Niemcy założyli tajny kompleks, w skład którego
wchodziły: baza U-Bootów oraz kompleks schronów i budynków
badawczych, w których hitlerowcy zgromadzili ogromne ilości złota
z okupowanych krajów, a także prowadzili prace nad "Cudowną
Bronią". Nowa Szwabia miała posiadać też swój własny
garnizon wojskowy. Poza tym, w końcowej fazie wojny miała to być
kryjówka dla uciekających z Rzeszy nazistów, w tym samego Hitlera.
Teorię te mają potwierdzać takie wydarzenia jak:
*
przechwycenie w grudniu 1944 r. przez Aliantów komunikatu dla
działających na południowym Atlantyku U-Bootów od samego admirała
Doenitza: Misji nie przerywać, aż do całkowitego wykonania
*
zainteresowanie wobec Antarktydy jakie wykazywali Amerykanie. Od 1946
przeprowadzali oni wojskowo-badawcze misje o kryptonimie "Highjump"
dowodzone przez doświadczonego polarnika Richarda Byrda. W
oficjalnym raporcie zaskakuje wzmianka o stratach w ludziach i w
sprzęcie podczas misji oraz zarzuty wobec Byrda o opowiadaniu przez
niego zaskakujących historii o nazistowskich bazach na Antarktydzie.
Prawdopodobnie po potwierdzeniu informacji przez kolejną ekspedycję,
Byrd został potajemnie zrehabilitowany, co odsunęło od niego widmo
pobytu w szpitalu dla obłąkanych i przywrócony decyzją
Eisenhowera na stanowisko dowódcy kolejnej wyprawy wojskowej o
kryptonimie "Deepfreeze".
*
widywanie przy brzegach Ameryki Południowej U-Bootów długo po
wojnie. Na przykład w 1947 wiele osób miało widzieć U-Boota u
wybrzeży Argentyny
*
zaobserwowane w Republice Południowej Afryki w 1958 roku dwa
wstrząsy mogące pochodzić z eksplozji jądrowych nad terenem Nowej
Szwabii. W czasie trwania operacji "Deepfreeze" wobec
pogłosek o "wojnie na Antarktydzie" Chile, Nowa Zelandia i
Argentyna ostro zaprotestowały przeciwko użyciu broni jądrowej w
tym rejonie. Badania tkanek pingwinów w latach 60. zaowocowały
odkryciem skażenia radioaktywnego w ciałach tych
zwierząt"
Ciekawy,
chociaż obszerny artykuł w języku polskim dotyczący cudownej
broni Hitlera ('Wunderwaffe') znajduje się tutaj.
Jeszcze
parę słów otuchy i nadziei dla osób pragnących robić karierę w
polskich mediach: w "Gazecie Wyborczej" była kiedyś
recenzja filmu 'Fahrenheit 9/11' pełna pytań, dlaczego jego autor
pominął wszelkie naprawdę zagadkowe fakty dotyczące wydarzeń z
11 września; również w "Przekroju" znalazło się
miejsce dla artykułu w miarę naturalnie orbitującego wokół tych
tematów, co prawda zagranicznego dziennikarza. Do teleprogramu
"Kropka tv"sprzedawanego w marketach sieci Biedronka
pewnego razu dołączono płytę z filmem 'Loose Change', a na
portalu Wirtualna Polska (wp.pl) przez ponad miesiąc osoby z różnych
miast i miasteczek wpisywały gratulacje za odwagę pod krótkim
filmem dokumentalnym rodzimej produkcji zatytułowanym 'Zamachy z 11
września - największe kłamstwo XXI wieku?'. Wprawdzie to nie to,
co we Francji czy Niemczech, gdzie książki o tym normalnie są w
księgarniach - ale zawsze lepiej, niż było pod rozbiorami, więc
chyba można spokojnie przejść nad tym do porządku dziennego,
skoczyć po piwko i włączyć sobie meczyk w tv; coś przecież
trzeba porabiać... A świry zawsze się znajdą, co będą wymyślać
jakieś niestworzone historie - widziałem takich na filmach, dziwni
i strasznie bredzą, sam nie chcę taki być. Zresztą, gdyby to było
coś poważnego, to przecież pisałoby o tym w gazetach, mówili ci
dziennikarze w telewizji, oni w porządku wyglądają; kredyty
mogliby sobie spłacić np. ze społecznych datków dla organizacji
pozarządowych, ludzie wpłacają na te konta miliony - przecież nie
wydadzą wszystkiego na drogie samochody i wystawne domy, to tylko
skromni chrześcijanie... Aha - jeszcze Mariusz Max Kolonko, chyba
jako jedyny z publicznie znanych dziennikarzy naszych niezależnych i
obiektywnych mediów, pełnych nieugiętych osobowości,
wygospodarował w swoich tekstach trochę miejsca na zwięzłe
opisanie zbiegu poszlak, że być może kluczowymi warstwami naszego
świata od paru wieków z wdziękiem sterują jacyś miłośnicy
symboliki opartej na płonących zniczach, pentagramach, piramidach i
sowach - w każdym razie pozostawiali swoje znaki w takich miejscach,
że trudno nazywać ich zaszczutymi tchórzami kryjącymi się ze
wstydu. Poza tym w salonikach Kolportera itp. można znaleźć
magazyn Nexus, gdzie większość omawianych w niniejszej witrynie
tematów jest poruszanych w artykułach polskich autorów oraz
tłumaczeniach zagranicznych badaczy, zazwyczaj na niezłym
poziomie.
Wracając
do relacji Ala Bieleka - w wieku XXVIII latające miasta mają 2,5
mili wysokości, co około 300 pięter kładą platformę
antygrawitacyjną, która znosi nacisk na poziomy poniżej; kiedy
telepatycznie przesłuchiwała go sztuczna inteligencja w formie
lewitującego kryształu niepołączonego z czymkolwiek, ubrano go w
kombinezon chroniący przed promieniowaniem - takie tam mają wtedy
komputery, czy raczej będą mieli. "Komputer" chciał
wiedzieć, skąd Al (wtedy jeszcze Ed) się tam wziął - ale on nic
nie pamiętał. Ówczesny ustrój to ...czysty socjalizm: wszystko
jest za darmo, ale każdy powinien robić coś dla społeczeństwa -
jemu dali pracę przewodnika po latającym mieście dla turystów z
klasycznych miast. Sztuczna inteligencja powiedziała mu, że nie ma
już wojen, armii ani żołnierzy - choć mają środki do obrony
miast, ale nieużywane. Mają telewizję, radio, teatry, pociągi
jeżdżące jak statki wycieczkowe, tory po całej planecie
dwukrotnie szersze od dzisiejszych, wagony dwuipółkrotnie. Są
jeszcze samochody. Wygląd ludzi jest mniej zróżnicowany niż
obecnie, to znaczy nie chodzi o ubrania. Według ówczesnej historii
około XXI - XXII wieku całkowita populacja Ziemi wynosiła 300
milionów ludzi (w wywiadzie Al komentuje to współczesnymi nam
planami spod szyldu Nowego Porządku Świata - ang. 'New World Order'
- redukcji liczby mieszkańców Ziemi do 500 milionów, a już na
pewno mniej niż miliarda, gdyż do utrzymania większej populacji
rzekomo nie wystarczy zasobów naturalnych planety). Na socjalizm
zdecydowano się w poprzednich wiekach, aby skończyć z systemem
bankowym, który ciągle usiłował czerpać zyski z wojen; na
sztuczną inteligencję padło, kiedy okazało się, że w tym
socjalizmie tak samo tworzą się elity, które sprawowanie władzy
wykorzystują do własnych egoistycznych celów. W XXVIII wieku
religia już nie istnieje - zresztą już w 2137 r. występuje
wyłącznie w formach szczątkowych. W XXVIII wieku "Boga"
uważa się za byt bardzo trudny do poznania i niemożliwy do
ogarnięcia przy użyciu naszych zdolności rozumienia czy
pojmowania; jednak choć "Bóg" pozostaje jak gdyby poza
fizycznym wszechświatem, to utrzymuje z nim kontakt poprzez nas,
ponieważ to my zbieramy dla niego doświadczenia - a skoro on jest
częścią nas, to my jesteśmy cząstkami Niego, to jest sprzężenie
zwrotne - takie tam mają wtedy nastawienie; ich filozofię można w
naszych czasach odszukać w sieci pod hasłem 'Wingmakers'. W VIII
wieku pozostawili zakopane 'kapsuły czasu' ze swoją literaturą,
muzyką i technologią, w XX wieku odkopano 3 z nich - np. tę
odkrytą ok. 1983 r. w Nowym Meksyku od razu przejęła NSA, tylko
jeden z archeologów zaczął o tym mówić uznając, że nie mają
prawa tego ukrywać. Pozostałe 4 mają być odkopane w XXI wieku -
ta pomoc jest w związku z trudnymi czasami, do których się
zbliżamy, kiedy ukształtuje się przyszły obraz naszego świata -
ponura dyktatura albo prawda i wolność. W rozumieniu Ala Bieleka
pętla czasu jest plastyczna - nasza przeszłość jest ustalona, ale
...można ją zmieniać i już to robiono. Ci z XXVIII-go wybadali,
że po roku 3000 na Ziemi nie ma już życia, nie wiadomo czemu -
może dlatego starają się jak gdyby 'lepiej rozgrzać' przeszłość,
aby dać ludzkości szansę zmiany tego niekorzystnego rezultatu;
według Ala upadek społeczeństwa przyszłości może być wynikiem
obserwowanego tam przezeń zaniku pomysłowości i kreatywności,
czego przyczynę stanowi brak rywalizacji - skoro wszystko jest
dostępne, ludzie po prostu trwają przy codziennych nawykach, nikt
nie ma ciśnienia, żeby coś tworzyć i wymyślać, konkurować.
Informacje od Ala dotyczące współczesności: kometa Hale'a-Boppa
to jeden z największych obiektów, jakie kiedykolwiek weszły w
granice Układu Słonecznego - wojsko odkryło ją 10 lat przed
publicznie znanymi odkrywcami, jak również obiekt lecący tuż za
nią, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa odpowiedzialny za dwie
korekty kursu tego ciała niebieskiego, w wyniku których kometa
została nakierowana wprost na Ziemię (od tego czasu zniszczyli już
ten statek - info m.in. od Phila Schneidera i Stewarta Swerdlowa, te
akurat dane są z wywiadu z Bielekiem z 1993 r. w 'Coast 2 Coast',
gdzie Al określał te informacje jako cynki od kumpla z wojska).
Jedna z najbardziej nokautujących informacji od Ala Bieleka, którą
Prestonowi Nicholsowi pewnego razu zdradził jego przełożony w
pracy, traktuje o tym, że na Księżycu pierwsi byli ...Brytyjczycy
- w latach 1897-1898 podnosili na Srebrny Glob kapsuły przy użyciu
jakiegoś promienia w typie technologii antygrawitacyjnych, które po
dziś dzień pozostają tajne.
Przerywnik:
dla amatorów mocnych wrażeń historia okrętu radarowego USS
"Liberty", 8 czerwca 1967 r., czyli podczas 'wojny
sześciodniowej', wysłanego przez prezydenta USA Lyndona Johnsona ku
wybrzeżom Egiptu z zadaniem podsłuchiwania komunikacji walczących
stron. Ale nie taka była jego prawdziwa misja, o czym jednak załoga
ani kapitan jednostki nie wiedzieli. Od czasów projektu operacji
Northwoods w kręgach amerykańskiej generalicji i władz
funkcjonował koncept, że skoro przez ostatnie pół wieku tylko raz
udało się kogoś sprowokować do wojny (Japończyków), to w sumie
można by zatopić jakiś własny okręt i zwalić winę na
kogokolwiek, kogo warto by zaatakować w ramach walki o pokój - o
który USA zawsze walczyły przecież nie mniej niż ZSRR, równie
dużo inwazji w przeliczeniu na dekady nie pozostawia złudzeń co do
sumienności oddania szczytnej sprawie tego wspaniałego narodu, w
którym każdy zwykły obywatel cały czas myśli o tym, by ludziom z
innych krajów żyło się lepiej, a nawet gotów jest za to umierać
w piekącym słońcu dalekich terytoriów (faktycznie w XX wieku
Stany Zjednoczone przeprowadziły więcej interwencji zbrojnych i
przewrotów w odległych państwach, niż jakikolwiek współczesny
lub historyczny kraj - kto wie, może nawet ustanawiając w ten
sposób rekord wszechczasów, którego już nikt nigdy nie pobije na
planecie Ziemia). Tak więc kolejny raz zastosowali to zagranie z
okrętem - w sumie trudno się dziwić, to najprostsze rozwiązanie,
bądź co bądź okrętem najłatwiej podpłynąć do jakiegoś
kraju, z którym chce się skojarzyć wojnę. Według relacji załogi,
USS "Liberty" cały dzień był śledzony przez jednostki
izraelskie, które doskonale zdawały sobie sprawę z jego pozycji.
Statek znajdował się 14 mil od wybrzeża, na wodach
międzynarodowych, pod dobrze widoczną amerykańską banderą.
Izraelski samolot zwiadowczy dodatkowo przeleciał tuż nad nim. O
godzinie 14 na niebie pojawiły się trzy nieoznakowane samoloty
Mirage-3 (myśliwsko-bombowe klasy Mig-21), które z miejsca
przystąpiły do zakłócania łączności i ostrzału okrętu z
karabinów maszynowych, a także zrzucania ładunków
konwencjonalnych oraz napalmu w trakcie wielokrotnych przelotów nad
symbolicznie uzbrojonym okrętem. Następnie nadleciały bombowce
m.in. z ładunkami zawierającymi fosfor biały. Kolejny atak
przeprowadziły trzy kutry torpedowe płynące pod izraelską
banderą: oprócz ostrzału z ciężkich karabinów maszynowych,
jedna z torped trafiła w statek i przeszła na wylot, pozostawiając
po wybuchu dziurę o średnicy trzydziestu stóp. Dalej kutry
torpedowe przystąpiły do niezgodnego z prawem wojennym ostrzału
spuszczonych do wody szalup ratunkowych - a cały czas wszystko
działo się na wodach międzynarodowych, przy czym na zniszczonym
okręcie do końca powiewała wyjątkowo duża amerykańska flaga.
USS "Liberty" płonął, a atak ciągnął się przez wiele
godzin; bez przerwy wzywano przebywającą w pobliżu amerykańską
VI flotę z prośbą o wsparcie powietrzne. Z jej dwóch lotniskowców
wysłano na odsiecz eskadry myśliwców, ale zostały one zawrócone
na mocy rozkazów z ...Białego Domu. Dowodzący lotniskowcami
wchodzącymi w skład tego zgrupowania kontradmirał Geiss
zatelefonował do Waszyngtonu, domagając się potwierdzenia rozkazu
- najpierw rozmawiał z sekretarzem obrony Robertem McNamarą, a
następnie do słuchawki dorwał się prezydent Johnson i wykrzyczał,
że okręt ma pójść na dno, nie może otrzymać pomocy i rozkazuje
odwołać samoloty. Po trzech godzinach metodycznej rzezi na miejscu
pojawił się jednak radziecki okręt szpiegowski - wobec świadków
Izraelczycy się wycofali, pozostawiając praktycznie zniszczoną
jednostkę, która jakimś cudem jeszcze nie zatonęła. Po latach o
sprawie zaczęli mówić wysocy rangą dowódcy amerykańskiej
marynarki (m.in. admirał Thomas Moorer), którzy o wypadkach byli
wówczas informowani na bieżąco, a także oficer US Navy, któremu
polecono sfałszować raporty dotyczące tego wydarzenia, jak również
jeden z izraelskich pilotów, który trzykrotnie odmawiał
zaatakowania sojuszniczego okrętu na neutralnym akwenie, dopóki nie
zagrożono mu sądem wojennym. W akcji zginęło 34 amerykańskich
marynarzy, 171 zostało rannych, a wszystkim ocalałym oraz dowódcy
okrętu zakazano mówić, co się wydarzyło, pod groźbą
dożywotniego więzienia lub kary śmierci; kapitanowi na pocieszenie
przyznano jednak order - Medal Honoru - tyle, że też nie mógł o
tym nikomu powiedzieć. Z czasem sprawa wyszła jednak na jaw -
izraelscy dowódcy zajęli stanowisko, że się pomylili, ich
żołnierze nie dostrzegli amerykańskiej bandery, to było takie
nieszczęśliwe nieporozumienie - no pewnie, przecież nikt nie
podejrzewałby, że ktokolwiek z demokratycznych władz jednego czy
drugiego kraju mógłby umyślnie zaaranżować taką
morderczo-zdradziecką operację. W całej sprawie chodziło o nie
byle co, gdyż plan zakładał zwalenie wszystkiego na Egipt, inwazję
USA i zajęcie całego Bliskiego Wschodu. Według pewnych źródeł
bombowiec z bombą atomową leciał już na Kair - trudno w to
uwierzyć, ale są na ten temat relacje i świadkowie. Cały
niniejszy akapit stanowi jak gdyby substytut napisów do
pięciominutowego fragmentu filmu Alexa Jonesa, który z jego
oryginalnym komentarzem można obejrzeć tutaj. Na innym filmie Alexa
wypowiada się była pracownica Pentagonu Karen Kwiatkowski, która
odeszła z pracy po 11 września - według niej już dawno mieli to
opracowane, że wybudują w Iraku cztery wielkie wojskowe bazy, to
pod kątem tego planu kraj ten został zajęty jako pierwszy,
ponieważ na mapie jest to po prostu nieduże państwo w samym środku
Półwyspu i po wybudowaniu infrastruktury stamtąd najłatwiej
będzie podbić resztę - czyli Iran i Syrię; tak bez żadnego
zaplecza raczej trudno byłoby opanowywać te wszystkie terytoria. A
do 2020 r. jeszcze Wenezuelę, żeby już nikt nie pytał, dlaczego
wszyscy terroryści są z półwyspu z ropą; ups, oni też mają
ropę - no cóż, trudno, przypadek, a znowu będzie pożywka dla
tych zwolenników teorii spiskowych i innych niedouków, co w byle
bzdury wierzą - tymczasem my pamiętajmy, że gdyby to była prawda,
to byłoby o tym w telewizji, tam przecież wypowiadają się wszyscy
eksperci i najbardziej renomowani komentatorzy. Nawet jeśli
faktycznie tak to się potoczy, że w miarę wzrostu ceny baryłki
Wenezuela zamiast spokojnie sprzedawać i stawać się bogata jak
emirat, zacznie coraz bardziej sponsorować terroryzm i w końcu w
imię pokoju trzeba będzie chcąc nie chcąc przeprowadzić inwazję
- to co z tego, ot ktoś tak powiedział i potem tak samo się
wydarzyło, ale to jeszcze nic nie znaczy, a że gościówa miała
kwity z wypłat z Pentagonu - to fajnie, ale skoro nawet nie mówili
o tym w amerykańskiej telewizji, to chyba żaden z tego poważny
temat, bo by to na pewno gdzieś podchwycili w Niemczech albo Wlk.
Brytanii w jakimś poważnym tygodniku, gdyby to był taki dynamit,
od razu by było o tym głośno - my Polacy zamiast sami myśleć, na
razie lepiej pouczmy się jeszcze trochę od tych zachodnich
demokracji i ich mediów, one sprawiają wrażenie najbardziej
rzetelnych i na pewno każdy inteligentny dziennikarz sam potrafi to
ocenić.
Refleksja
na temat posiadania i prezentowania wiedzy dotyczącej zjawiska ufo,
jak również dzielenia się swoimi odkryciami z najbliższym
otoczeniem, uprawianymi w wersji ekstremalnej, to znaczy opisując
wszystkie hipotezy naraz: wiadomo, że jak z tym wyjedziesz do ludzi,
którzy większą część dnia spędzają na pracy i rozwikływaniu
własnych problemów osobistych, a informacje czerpią tylko z
telewizji i są przekonani, że to tam zawsze podaje się wszystkie
najciekawsze i najważniejsze newsy - uznają cię za ostro
szurniętego, m.in. bo przecież gdyby naprawdę pojawiły się na
ten wielkiego kalibru temat np. jakieś zeznania astronautów i
wojskowych, czy wręcz zdjęcia - to byłoby o tym w telewizji, na
bank na wszystkich kanałach jednocześnie, jak można tego nie
rozumieć..? Można się tym dołować, że wciąż żyjemy w tak
wynaturzonym świecie, gdzie ledwo ktoś wypowie prawdę, to już
jest nienormalny - on myśli inaczej niż telewizor..? niezły
świrus..! - jednak popatrzmy parę wieków wstecz: za wysunięcie
przypuszczenia, że Ziemia obraca się wokół własnej osi -
spalenie na stosie (Giordano Bruno); z Darwina do końca życia
szydzono w związku z jego koncepcją ewolucji; braci Wright
traktowano jak debili, kiedy mówili o lataniu, a po pierwszym locie
po prostu im nie uwierzono; teoria dryfu kontynentów w kręgach
'naukowych elit' przez dekady budziła śmiech, że boki zrywać;
obecnie jest tak np. z badaniem telepatii: każdy doświadczył tego
wielokrotnie w zwykłych sytuacjach życia codziennego, kiedy np.
ktoś powiedział o czymś, co przybywając tematycznie z daleka
pojawiło się w Twojej głowie 1,5 sekundy wcześniej - ale wszyscy
muszą być zdania, że nie ma czegoś takiego, bo nie było o tym w
szkole, na mszy ani w gazecie, nigdy nie złapano tej telepatii do
probówki ani nie namierzono, żeby odbijała jakieś fale - więc
chyba nie istnieje, skoro nie można jej nawet sfotografować; a jak
nie i wierzysz w telepatię, to na 100% masz coś nie tak pod sufitem
- to też jest dziwne, że kiedy wyrażasz jakikolwiek własny pogląd
na temat propagowany jako "naukowo przebadany i na bieżąco
pogłębiany, że mucha nie siada" - to zaraz inni, wręcz jakby
im ktoś za to płacił, wynurzają się z ciemnych głębin własnej
apatii i ruszają na Ciebie niczym piranie na dżdżownicę znienacka
wrzuconą do wody - takie jest w ludziach ciśnienie, żeby się
wybić, choćby na zasadzie "łe, patrzcie, jaki on głupi..! -
no i jak teraz wyglądam, przy nim..?" - nawet gdyby dane
"głupoty" akurat przypominały normalne logiczne myślenie
w oparciu o dostępne informacje i osobiste doświadczenia, to kogo
to obchodzi, skoro i tak wszyscy przecież uważają tak samo, jak
mówią w telewizorze, pisało o tym w gazetach, że zasadniczo
wszyscy są normalni, to znaczy mają takie same poglądy, które są
rozsądne - a tak poza tym to świry, bandyci i trzeba mieć zawsze
oczy dookoła głowy, kapewu..? Od stuleci sami jesteśmy dla siebie
nawzajem klawiszami we własnym więzieniu - można mieć tylko
nadzieję, że to jakoś samo tak dziwnie wyszło, że pomimo
pojawiania się od dziesiątek lat zeznań i oświadczeń
wiarygodnych świadków o nieposzlakowanej reputacji i stażu w
sprawowaniu wielkiej odpowiedzialności - nadal nikt nic nie wie, czy
w ogóle to ufo istnieje, cała sprawa wciąż jest skutecznie ukryta
przed miliardami. Generalnie jednak wydaje mi się, że działając
spokojnie i z pewną dozą śmiałości owocną w każdej grze, można
pomału odzyskiwać tereny świadomości okupowane przez ten
nieludzko sprytny system; jeśli to te jaszczurki, to brawo, niezły
wynalazek takie niewidzialne więzienie - ale ludzie z każdego
uciekną, zresztą chyba to właśnie dzieje się teraz w
rozrastającym się dzięki Internetowi jak na drożdżach
niezależnym obiegu informacyjnym, pochłaniającym codziennie
kolejne tysiące nieprzekupnych umysłów - tak że np. na YouTube
jest już więcej materiałów, niż to się da obejrzeć, dla
badaczy z poprzednich pokoleń problemem był brak informacji, a my z
kolei mamy już ich nadmiar i też trzeba sobie jakoś radzić w tej
sytuacji, umieć powiedzieć "stop" w pewnym momencie,
niczym podczas badania rozgałęzień tunelu.
Dywagacje
c.d.: weźmy np. taki obszar 51 ('Area 51' - oficjalnie nic tam nie
ma, żadnej z trzech monstrualnych podziemnych baz, z których jedna
rozciąga się pod jeziorem, z Las Vegas codziennie lata tam tylko
samolot z pracownikami placówki badawczej zagubionej we wnętrzu
górskiego pierścienia, tak że z zewnątrz tego nie widać, ani co
tam tak ciągle lata - gdyby znajdowało się tam podziemne miasto,
to przecież musieliby zabierać dla nich jakieś kanapki itp.).
Skoro to taka bzdura i tego nie ma, to dlaczego nie było o tym nigdy
wzmianki w Teleexpressie, Wiadomościach ani Informacjach, że
funkcjonuje taka ściema i miliony naiwnych ludzi w to wierzą, a
ręczący za jej prawdziwość aktorzy tej wielkiej zmowy i
mistyfikacji posuwają się niekiedy nawet do samobójstw, byle tylko
ją uwiarygodnić? Skoro pakt z Szarymi to taka bzdura, to dlaczego
nikt nigdy o tym nie słyszał, nawet jeśli ogląda telewizor
dwadzieścia pięć godzin dziennie - podczas gdy na konferencjach
organizacji ufologicznych tysiące ludzi, już z dwóch czy trzech
pokoleń, z uwagą słuchały o tym na odczytach od dziesięcioleci..?
Ja tego nie rozumiem, tyle jest w magazynach bzdetów o jakichś tam
szczegółach z życia amerykańskich gwiazd muzyki z lat 60-tych i
70-tych, setki razy to było - a nigdy ani wzmianki o histerii
świateł latających nad Waszyngtonem na początku lat 50-tych, o
istnieniu w ogóle czegoś takiego jak sekretne projekty i podziemne
bazy ( ! - jasne, nie ma już nawet w ogóle żadnych uprawnień 'Top
Secret' ani ściśle tajnych dokumentów, teraz wszystko jest jawne i
na bieżąco transmitowane w telewizji oraz objaśniane w oficjalnych
komunikatach - każdy normalny i rozsądny człowiek powinien mieć
co do tego pewność, a jak nie to jest paranoikiem, czy w najlepszym
razie zwolennikiem tych śmiesznych teorii spiskowych). Skoro z
jednej strony istnieją na ten temat setki filmów dokumentalnych,
zeznań astronautów, generałów i naukowców od niejawnych
programów, skoro tyle jest trupów, zdjęć latających spodków i
udokumentowanych nagrań radarowych niesamowitych manewrów - to
dlaczego z drugiej strony nie ma o tym żadnej wzmianki nigdzie w
tych grubych tygodnikach, wielkoformatowych magazynach i wszystkich
najlepszych programach informacyjnych znanych z dociekliwości
autorów? Co by o tym pomyślał porucznik Columbo, zastanowiłoby to
go w ogóle..?
Spojrzenie
sobie w oczy krańcowo rozbieżnych punktów widzenia na
zasygnalizowane powyżej ukryte ciekawostki: która teoria jest
bardziej spiskowa - ta, że oficerowie, astronauci i zestresowani
naukowcy mówią prawdę relacjonując, czego się dowiedzieli w
pracy, że kosmos jest pełen życia, a latające talerze to nie
żadne halucynacje powodowane może defektem mózgu zakodowanym w DNA
ludzi wszystkich ras oraz identycznymi awariami układów scalonych w
kamerach wideo, tylko po prostu nowi kontrahenci naszych elit od
brudnych interesów - czy ta, że w XXI wieku cała prawda o naszym
świecie i Wszechświecie jest już prawidłowo opisywana w gazetach
i książkach, a także szczegółowo objaśniana na uniwersytetach,
czyli to byłoby podobnie, jak sprawy miały się w wieku XV czy
XVII, kiedy też wszyscy normalni byli przekonani, że współcześni
im mędrcy i uczeni mają niezbicie udowodnioną rację na wszelkie
tematy, a każdy kto myśli inaczej, doznał opętania lub
pomieszania zmysłów? Mnie się coś zdaje, że dzieci z drugiej
połowy XXII wieku, gdy będą się dowiadywały na lekcjach
historii, co właściwie mieli w głowach ich przodkowie z początków
XXI stulecia, jaki obraz świata i koncepcję swej roli na tej
arenie, czy to jest jakiś przypadek czy co, to całe życie, czy to
by było tak w sumie bez sensu ani powodu - będą sobie myślały:
"ale kiszka!..", miały "niezłą bekę" i
oddychały z ulgą, że nie przyszło im żyć w naszej epoce,
podobnie jak my wzdragamy się na myśl, że moglibyśmy ciągnąć
ten żywot jeszcze może w którymś z poprzednich stuleci, znanych z
kart historii jako epoki powszechnej drętwoty, bicia pokłonów
przed debilizmami i seksualnej ascezy w roli postawy obowiązkowej
dla każdego rzekomo zdrowego i poczciwego człowieka, kobiety czy
mężczyzny.
NWO
- ang. 'New World Order' - 'Nowy porządek świata' - plan rozłożony
na dekady, którego zwieńczeniem ma być powstanie Światowego Rządu
zbieżne w czasie z podarowaniem każdemu elektronicznego czipa
wszczepionego pod skórę - to znaczy nie każdy będzie musiał go
mieć, ale pieniądze będą już tylko na tych czipach, więc...
(ludzie nie zgodzą się na taką nieciekawą alternatywę, chyba że
po totalnym krachu finansowym nie będą mieli innego wyjścia).
Według informatora Davida Icke'a, geniusza teraz już przymusowo
zatrudnionego w CIA - coś mu się nie podobało i pewnego dnia
obudził się ze wszczepioną w klatkę piersiową fiolką ze
złocistym płynem, który trzeba wymieniać co 48 godzin albo
zaczyna się umierać - gdyby ludzie mieli możliwość nie zgodzenia
się na jedną rzecz, to najlepiej nie zgodzić się na mikroczip,
gdyż opracowano już 5 generacji tych urządzeń, przy czym te
ostatnie są zarówno nadajnikami, jak i odbiornikami - a takie
transmitery są charakterystyczne dla zdalnie sterowanych robotów.
No i jak się robi taki światowy rząd, który zastępuje wszystkie
inne? Pomału, krok po kroczku składa się to z klocków: powstały
już Unia Europejska i cichociemna Unia Północnoamerykańska (w
Stanach dokumenty są już podpisane, choć tylko jeden dziennikarz
miał odwagę powiedzieć o tym na wizji - zniesienie granic pomiędzy
Kanadą, USA i Meksykiem oraz wprowadzenie wspólnej waluty Amero to
przyszłość już zapisana w międzynarodowych umowach, tylko się o
tym nie mówi, bo to byłoby mało ciekawe dla Amerykanów), rodzą
się również Unia Afrykańska i Azjatycka, a także ich
odpowiedniki dla pozostałych kontynentów. Na niektórych terenach,
zwłaszcza gdzie nie dodaje się fluoru do wody pitnej, część
ludzi jeszcze myśli i nie można z nimi pojechać tak od razu,
trzeba przepchnąć te wszystkie traktaty lizbońskie itp. (kiedy np.
odrzucają ci konie trojańskie podłożone w Eurokonstytucji, po
prostu przygotowujesz inny dokument zawirusowany w podobny sposób i
rozsyłasz go pod inną nazwą - jak gdzieś odrzucą w referendum,
to robisz następne i tak do skutku). Potem już tylko łączysz te
unie np. w obliczu jakiejś katastrofy, jak inaczej nie da rady, no i
już masz ten swój Rząd Światowy, na którego czele sobie stajesz
i np. zakazujesz posiadania filmu Loose Change już we wszystkich
krajach (obecnie tylko w USA jesteś terrorystą, jeśli go masz - co
zresztą jest dosyć niewytłumaczalne, skoro to tylko jakieś
niepoważne insynuacje studentów odnośnie wydarzeń historycznych).
Z drugiej strony należy zauważyć, że np. Plejaranie od B. Meiera
doradzają Ziemianom powołanie jednego rządu dla całego globu - w
kosmosie każda rozwinięta planeta występuje jako jedna całość;
poza tym fajne te unie, że już nie ma granic - to była zawsze
dolina z tymi celnikami, a dokładniej z ich minami gestapowców. Nie
wiadomo do końca, co o tym myśleć - to znaczy mieć wszczepionego
czipa chyba nikt nie pragnie, zapewne niewiele osób znajduje się
już na tym etapie - choć w telewizji promują to nie od dziś, że
np. można dzięki temu szybciej wejść do klubu w Barcelonie,
zrobić zakupy w markecie we Frankfurcie albo pozwolić się
namierzyć po porwaniu w Ameryce, zadowoleni ludzie z uśmiechem
opowiadają, jak to ich życie zmieniło się na lepsze i łatwiejsze,
odkąd dali sobie wszczepić czipa jako pierwsi. Natomiast co do
znoszenia granic to jest w tym jakaś myśl i nie jest sprytnie
zakładać, że wszyscy politycy świata mają złe intencje i cały
czas myślą tylko, jak nam zrobić kuku - zapewne niejawne ciała
międzynarodowe obradujące co jakiś czas wokół tematu 'jak
powiedzieć ludzkości o kosmitach' pracują też jakby na rzecz
unowocześnienia struktury politycznej naszego globu do standardu
stosunków międzyplanetarnych. Mimo wszystko jednak większość
badaczy jest zdania, że ten NWO to jakiś syf i trzeba uważać,
dosłownie mieć oczy dookoła głowy, bo cały czas próbują z tym
wyjeżdżać - a to będzie utrata suwerenności dla wszystkich
krajów na rzecz nie wiadomo kogo, ale to oni dość skrytobójczo
popisują się już od dekad, przy czym bankierzy mają u nich jak
pączki w maśle, a w żadnej telewizji nikt nigdy złego słowa na
nich nie powie; z drugiej strony inni badacze zauważają, że w
praktyce już od paru dekad mamy niewidzialny światowy rząd, tyle
że niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę - więc to już w sumie
nie byłaby wielka różnica, a przynajmniej ludzie by się
dowiedzieli. Na wypadek różnych katastrof itp., bez których nie da
się przeprowadzać zamaszystych zmian, ponieważ ludzie z reguły
nie życzą sobie przemeblowywania całego świata tylko dlatego, że
gdzieś daleko ktoś tak sobie wymyślił - badacze tacy jak David
Wilcock czy Marcia Schaefer utrzymują, że jedyny sposób, którym
można utrzymać się przy życiu w obliczu potężnej katastrofy
naturalnej, wojny itp., to siła świadomości, czyli jak gdyby to,
co sobie wyobrażasz i na co zgadzasz się w swojej głowie - tylko
własne myśli mogą Cię przeprowadzić przez te wszystkie
wydarzenia, których najlepiej w ogóle się nie spodziewać, tylko
właśnie myśleć pozytywnie, jako że myśl to potęga, wyobraźnia
to wielka siła, dusza to bóg-stwórca w miniaturce, który operuje
na otoczeniu całą swoją mocą, choćby tego nie chciał albo nie
potrafił dostrzec.
Ważna
rzecz, którą wypadałoby rozumieć, to że ci wszyscy ludzie nie są
źli - ci z CIA czy od tajnych projektów: praktycznie każdy z nich
myśli, że jest patriotą i pracuje dla dobra kraju czy w ogóle
ludzkości, całego świata; złudzenia trwają nieraz po kilkanaście
lat, jak w przypadku Phila Schneidera - dopóki się nie przekonasz,
co jest na samej górze tej struktury, jaki syf i bezduszność, kto
tak naprawdę już dawno wykupił Twoją drużynę i tylko udekorował
pięknymi hasłami korytarz prowadzący z szatni na stadion, gdzie
masz czarować tłumy. Również Iluminaci czy Bilderbergowie to w
dużej mierze ekipy pełne dobrych chęci i poczucia misji
poprowadzenia ludzkości ku lepszemu jutru - ci pierwsi co prawda
trochę dużo składają w ofierze dzieci podczas rytualnych obrzędów
(np. w Watykanie - informacje od żyjącej w ukryciu Svali, która
wychowywała się w takiej rodzinie milionerów wtajemniczonych w
dziwne sprawy - oni tam niemal wszyscy są bardzo zamożni, dotyczy
to ok. 1% ludzi w USA) - jednak ogólnie chodzi im o pozytywne
rezultaty i to nad tym tak ślęczą, bez dopingu ani krztyny uznania
ze strony publiczności grając tę trudną partię z wyzwaniami
naszych czasów i strącając z szachownicy miliony niczym pionki.
Jeśli zapomnimy o jeszcze bardziej obleśnej i przerażającej
aparycji globalnych hierarchów religijnych, to ci politykierzy od
NWO ze Stanów to byłyby najgorsze typy spośród kręgów elit
zainstalowanych na szczytach władzy naszego świata, przynajmniej
sądząc po ich twarzach gości, którzy samych siebie uważają za
jakieś szmaty - i tak wyprzedzając w ten sposób niektóre gwiazdy
naszej sceny politycznej, nawet sobie nie uświadamiające, że
jakimś zbiegiem okoliczności wyglądają w sumie jak krzyżówki
ludzi ze świniami, a z oczu patrzy im jeszcze gorzej, niż tym
poczciwym zwierzętom...
Info
od Alexa Colliera z 1996 r. (pokaz slajdów ze zdjęciami z sond i
satelitów - j. ang.): 3,5 tys. lat temu zawartość tlenu w
atmosferze Ziemi wynosiła 35 - 40%. Obecnie (prelekcja z 1996 r.,
kontakt po 1994) jest to mniej niż 18%; poniżej 15% ludzie
zaczęliby umierać wskutek uduszenia - 23 marca 1994 r. kosmici
musieli zadziałać i po dziś dzień się głowią, jak ludzie mogą
być tak głupi - bo zostałoby nam tlenu już tylko na cztery
dekady. Systemy planetarne dookoła nas są zamieszkane, a goście
stamtąd przybywają od dawna. Nasze władze zapomniały nam
powiedzieć, że Ziemia to wydmuszka - jest pusta w środku;
prawdopodobnie rozpowszechnienie informacji, że na biegunie jest
tylko cholernie zimna i pusta czapa lodowa to niedopatrzenie w
wykonaniu tego samego nieodpowiedzialnego urzędnika, który w
imieniu SETI rozsyła komunikaty, że w kosmosie nie było dotąd
słychać nawet odgłosu używania krzesiwa. Otwory na biegunach są
duże, musieli je widzieć wszyscy astronauci - może to dlatego
prawie wszyscy musieli być jakimiś masonami itp. (co akurat nie
jest sprawą wielce tajną - na Księżycu zrobili nawet zdjęcie z
małą masońską flagą trzymaną w rękach), może też dlatego
Neil Armstrong na konferencji prasowej po powrocie z Księżyca był
zdołowany jakby go ktoś trzymał na muszce, a potem przez kilka
dekad zgodził się udzielić tylko jednego wywiadu, natomiast Buzz
Aldrin zawsze płacze albo wymiotuje, kiedy w gronie znajomych ktoś
znienacka zapyta go o spacer po Srebrnym Globie - według ekspertów
jest to typowy objaw indukcji posthipnotycznej, czy jak to się
fachowo nazywa, w każdym razie najwyraźniej komuś chodziło o to,
żeby w ogóle nie mógł wracać do tego pamięcią; według
astronauty Scotta Carpentera pierwsi astronauci nigdy nie byli w
kosmosie sami, ufo latały za nimi godzinami. Wracając do relacji
Alexa Colliera - oskarżanego z kolei nie o to, że jest oszustem
próbującym nabijać sobie kabzę, ale że działa jako ofiara
prania mózgu i nieświadoma marionetka w projekcie sztucznej inwazji
obcych (tymczasem np. Jordan Maxwell na starość uznał plan
sztucznej inwazji obcych za zasłonę dymną dla ...prawdziwej
inwazji obcych): Księżyc jest pojazdem z kategorii bazy, pustym w
środku i trochę oklejonym materiałem skalnym dla niepoznaki -
istoty, które go tu zaparkowały, w ciągu poprzednich 25 lat
wywiozły z Ziemi ponad 30 tys. dzieci; rocznie znika ich około 100
000 z powierzchni naszej planety - rządy na całym świecie o tym
wiedzą (w sumie chyba nie można za to wszystko winić paktu
Amerykanów - Księżyc był tu już wcześniej). Ogólnie to, co
mówi Collier o pochodzeniu Wenus i Księżyca, nie wydaje się
specjalnie niezgodne z wersją Billy'ego Meiera - da się na to tak
spojrzeć, żeby wychodziło w ten sposób, jak gdyby Plejaranie
mówili Billy'emu tylko pół prawdy co do niektórych wydarzeń,
tzn. bez wspominania o istotach, które były ich sprawcami. Rząd
USA ma 53 latające talerze stacjonujące ...po ciemnej stronie
Księżyca. Amerykańska baza na Księżycu powstała w lutym 1958 r.
pod jurysdykcją NSA (nie mylić z NASA; NSA to prawdziwe
amerykańskie władze, statut tej agencji mówi, że nie dotyczą jej
zapisy konstytucji ani żadnych ustaw bądź innych aktów prawnych,
o ile nie jest ona w nich wymieniona z nazwy - wszystko dla
bezpieczeństwa narodowego, zresztą dosłownie jest to właśnie
Agencja Bezpieczeństwa Narodowego, ang. 'National Security Agency';
to tam się rozrasta cały "Big Brother", system 'Echelon'
itp.); Rosjanie też mocno się tam usadowili - obydwie grupy pracują
dla międzynarodowych bankierów, którzy stanowią "nowe
kapłaństwo" pomiędzy mieszkańcami Ziemi a przybyszami z
kosmosu, tzn. uprzywilejowaną kastę pośredników. Na Księżycu
znajduje się 9 miast pod kopułami, mieszka tam 5 mln obcych; kiedyś
mieli nawet wodę i roślinność. Po drugiej stronie Księżyca
(jako jedyny się nie obraca) jest atmosfera, a astronauci zrobili
zdjęcia chmur - wszystko, co się nam mówi, to kity. W kraterach
powstałych rzekomo wskutek uderzeń meteorytów stoją sobie góry o
wierzchołkach niekiedy wystających ponad ściany kraterów. Często
wskazywana na opublikowanych kiedyś przez NASA niedokładnie
pozamazywanych zdjęciach "półmilowa wieża na Księżycu"
to baza amerykańsko-rosyjsko-brytyjska, sfinansowana przez
międzynarodowych bankierów i wykonana przy użyciu technologii
podarowanych 'rodzinom panującym' przez Szarych w 1954 r. - to zdaje
się właśnie to miał na myśli Eisenhower w kończącym drugą
kadencję przemówieniu, gdy w niedwuznaczny sposób informował
naród o "przejęciu potężnych technologii przez kompleks
przemysłowo-zbrojeniowy, którego nikt nie kontroluje". Na
Księżycu żyje sobie też 35 tys. ludzi pochodzących z Ziemi,
konkretnie są to Aryjczycy - w Stanach ujęcie tego inaczej jest
naruszeniem prawa; współpracują z obcymi z kategorii porywaczy
klonujących ludzi. Między Ziemią a Księżycem kręci się 18 000
Szarych - ale tylko 2 000 prawdziwych, reszta to klony - oni naprawdę
są niedobitkami swojej rasy, przynajmniej w tym jednym nie kłamali.
Na Marsie żyły kiedyś dinozaury, jak również gatunki ssaków i
gadów dobrze znane nam z Ziemi - kiedyś na obydwu światach
występowały podobne formy życia, co "odkryjemy", gdy
polecimy tam publicznie jako rasa, a nie tylko w tajnych misjach
najemników elit; pierwszą zamieszkaną planetą w naszym układzie
była planeta Muldek, obecnie w kawałkach. Na Marsie występują
ozon, tlen oraz woda. 23 marca 1995 r. w lokalnej gazecie z San Diego
ukazał się artykuł o tym, że ozon na Marsie odkryto już w roku
1971 - jednak w pracach naukowców koncentrujących się na tej
planecie po dziś dzień nie ma o tym ani słowa. W roku 1989 ziemska
baza na Marsie została zaatakowana i przejęta przez obcych z Oriona
- to w tej sprawie Bush spotykał się z Gorbaczowem na Malcie w
atmosferze szczytu przerażenia. 317 lat w przyszłości w naszym
rejonie galaktyki panuje tyrania i zniewolenie duchowe - przybysze z
galaktyki Andromedy odtworzyli bieg wypadków i po nitce do kłębka
doszli do naszego układu planetarnego, bo to tu "przeskoczyła
zworka" i energia straciła jasny kolor - dlatego cofnęli się
w okolice naszych czasów i podobnie uczyniło wiele innych ras.
Kręgi w zbożu to dzieła dwóch grup: z Andromedy, które polegają
na kodowaniu w Ziemię informacji, które "kupują dla nas
czas", oraz inteligentnych gadów z Oriona, które przylatują z
komety Hale-Bopp - przy czym tak naprawdę to nie jest żadna kometa,
sygnały odebrano już w 1960 r. i po dziś dzień czają się, żeby
nam powiedzieć, że "odebraliśmy jakieś sygnały"; dość
długo nad tym pracują. Wmieszane w niejasne pakty elity muszą
wszystko ukrywać przed ludźmi i robić z nich głupków, gdyż boją
się ich w kontekście własnej odpowiedzialności i że gdyby ludzie
wspólnie zwrócili się o pomoc do pozytywnych kosmitów, to taka
pomoc zostałaby udzielona - tak mówią ci Andromedanie. Według
nich (lub Alexa Colliera, jeżeli to on to wszystko wymyśla albo
ktoś go nabiera) Plejadianie toczą zaciekłą wojnę z Szarymi z
dala od naszego układu planetarnego - widzi to teleskop Hubble'a
oraz podobny sprzęt Rosjan, o którym się nie mówi. Phobos jako
jedyny obiekt w naszym układzie kręci się w drugą stronę, a
spodki Szarych wylatują z kraterów; z kolei Ganimedes to baza
przyjaznych nam ras. W marcu 1994 nastąpiło przebiegunowanie 19
słońc w naszej galaktyce, a 'jednocześnie' wszystkie czarne dziury
w znanym nam wszechświecie rozpoczęły emitowanie wibracji koloru i
dźwięku, które holograficznie wytwarzają następny wymiar, nową
rzeczywistość, która popchnie wszystkie już istniejące do
przodu, jakby na wyższe poziomy - nasza ustąpi jej miejsca
prawdopodobnie do 3 grudnia 2013 roku i będziemy sobie dalej żyć w
tej nowej, bardziej magicznej, tzn. łatwiej będzie wyginać
wzrokiem łyżeczki i nie tylko. W latach 90-tych (u nas) Rada
Andromedy (sąsiedniej galaktyki) podjęła decyzję o wystosowaniu
ultimatum do wszystkich "złych" i "dobrych"
przybyszów z kosmosu w naszym układzie planetarnym, żeby odlecieli
stąd przed końcem sierpnia 2003 r., a jak nie, to wypchną Księżyc
w kierunku Jowisza i tam go rozbroją, a nam dadzą nowy - żaden
problem, kiedy opanowało się inżynierię planetarną. Jednak
niemal połowa Rady Andromedy forsowała opcję, żeby zostawić
Ziemian na pastwę losu - argumentowano, że "nie szanują
swojego domu, siebie nawzajem ani siebie samych - więc jaka jest ich
wartość"..? Według Andromedan gdyby wdrożono technologie
wolnej energii, Ziemia mogłaby wyżywić 11 miliardów ludzi.
Trzęsienia ziemi to powierzchniowe efekty pozbywania się przez
planetę negatywnych energii - w związku z pozytywnymi zmianami
raczej się to nasili. Świat ma zapasy żywności na 53 dni. W
opinii Andromedan wszechświat jest hologramem liczącym sobie 23
biliony lat; nie uznają astrologii. Mieszkańcy Ziemi mają geny i
banki pamięci 22 ras z kosmosu - nasze ciała to jakby jedne z
lepszych bryk w galaktyce. Dusza nie mieszka w mózgu, mózg to tylko
ośrodek umożliwiający poruszanie ciałem; duszą jest aura, to tym
naprawdę jesteśmy. Wielu ludzi na Ziemi i pozostałych 21
manipulowanych planetach to dusze, które już były na 11 poziomie
gęstości (wyżej niż Andromedanie) i zdecydowały się powrócić
w wymiar czasu i zapomnieć, kim są, żeby "lepiej nakręcić"
ewolucję wszechświata w najbardziej "zakichanych"
rejonach - cała wiedza jest w nas, tylko musimy sobie poprzypominać;
dla wielu kosmitów poruszanie się w naszym wymiarze to jak
chodzenie w kisielu, nie mają takiej siły psychicznej, żeby
przemieszczać się w tak gęstej rzeczywistości. Andromedanie nie
przypisują Bogowi-kosmosowi płci, ale gdyby już mieli to robić,
to wybieraliby płeć żeńską, ponieważ to ta płeć rodzi i daje
życie. Nasz układ planetarny to układ podwójny, mamy tu dwie
gwiazdy obracające się wokół siebie, ale z Ziemi zawsze widać
tylko jedną - z innych planet widać również tę drugą; może
naukowcy z NASA po prostu z rozpędu ją przeoczyli, kiedy namierzali
w kosmosie 200 miliardów odległych galaktyk - ale kto wie, czy
kiedyś jej w końcu nie zauważą, powinno być coś widać np. na
zdjęciach z sond, tylko trzeba by je jeszcze raz na spokojnie
przeanalizować... [tu w sukurs przychodziłby Michael Tsarion, który
w astrologicznych opisach starożytnych Chińczyków zauważył, że
nie ma tam ani słowa o żadnym księżycu, a u jeszcze
wcześniejszych ludów jest za to mowa o dwóch słońcach na niebie
- tylko że on to interpretuje w taki sposób, że jedno z tych słońc
to była owa planeta, która się później rozpadła, co u różnych
kultur opisuje wiele mitów traktujących o dramatycznych
wydarzeniach obserwowanych na niebie]. Prelekcja Alexa Colliera z
maja 2008 roku (j. ang.) tutaj (streszczenie: Andromedanie są
technologicznie 10 000 lat przed nami, duchowo jeszcze ok. pięć
razy bardziej; ich średnia długość życia waha się w przedziale
18 - 23 wieków, dzieci chodzą do szkoły 152 - 180 lat i kiedy
kończą edukację, są mądrzejsze od rodziców; ich pojazdy są
większe wewnątrz, niż na zewnątrz; żywią się owocami, które
sobie uprawiają na statkach długości np. 200 mil; na 5 gęstości
mają 4 razy więcej kolorów; zwierzęta są u nich sprytne i
telepatyczne, ludzie tak samo, bardzo niewiele dzieci w ogóle uczy
się mówić - ta umiejętność właściwie się nie
przydaje).
Inne
informacje: Project Montauk w wymiarze technologii prania mózgu i
programowania ludzi na posłuszne roboty o łatwej do wymazywania
pamięci bazował na uruchomionych w Stanach w drugiej połowie XX
wieku kolejnych programach spod szyldu MK-ULTRA - Rosjanie zawsze
przodowali w tej dziedzinie i kiedy jeńcy zaczęli wracać z Korei,
potrzebne było rozeznanie, co oni mogli z nimi zrobić i jak poważne
jest zagrożenie. Dziwna sprawa z tym MK-ULTRA polega nie tyle na
okrucieństwach metody perswazji poprzez traumę, ale na tym, że
sprawa ta w połowie lat 90-tych ujrzała światło dzienne w USA (w
Kanadzie już w 1980 r. 9 ofiar eksperymentów wywalczyło od CIA
odszkodowania po 100 000 dol.), kiedy odbyły się publiczne
przesłuchania byłych ludzi-robotów, często kobiet, które
opowiadały niesamowite rzeczy o tym, co robiono z nimi i z ich
umysłami, sprawa została opisana w mediach, a następnie ...jakoś
ucichła, wszyscy o tym zapomnieli, dziś nie zająknie się o tym
żaden 'poważny' publicysta po dowolnej stronie oceanu, nie ma na
ten temat artykułów w 'prestiżowych' periodykach i jeśli ktoś
ani na chwilę nie wetknie głowy w nurt niezależnego obiegu
informacyjnego, to może sobie spokojnie żyć w przekonaniu, że się
na wszystkim zna i nie było czegoś takiego, to się po prostu nie
wydarzyło, bo inaczej na pewno można by o tym gdzieś przeczytać;
czasem może i wspomną temat na Planete, rzucą hasło 'MK-ULTRA',
ale tak raczej na zasadzie "byle wszyscy mogli spokojnie zasnąć
po tym filmie", co akurat często oznacza niestety badziewne
zakole z dala od groźnego nurtu prawdy. Słyszy się z różnych
źródeł pomiędzy tu powyżej wymienianymi, że taką placówkę
Amerykanie otworzyli w Iraku po zajęciu tego kraju w 2003 r. -
ciekawe, po co tak daleko od domu, tyle potem wydadzą na transport
lotniczy tych ludzi-robotów...
Kim
właściwie są autorytety naszego medialnego półświatka, to
twardziele czy raczej gogusie, badacze czy plotkarze? Nic przyjemnego
w ogóle stawiać takie pytania i zaczynać nowy akapit od wyciągania
kolejnych brudów, ale czy łatwiej byłoby tak po prostu to
tolerować..? W dniu 15.10.2008 w programie "Dzień dobry TVN"
błysnął np. pan Jacek Żakowski - z miną wybranego, który wraca
do platońskiej jaskini, ujawniając światu poruszającą prawdę o
Johnie Fitzgeraldzie Kennedym - że to był spidziarz i niestabilny
psychicznie chory człowiek. Ze dwa dni wcześniej w tym samym
programie tę samą tajemnicę zdradzał tłumom Bogusław
Wołoszański - widocznie obydwaj eksperci są szczęśliwymi
posiadaczami dekoderów tej samej platformy cyfrowej i znowu dawali
to w weekend. Ja też kiedyś oglądałem ten film na Discovery i tak
samo błyszczałem potem na internetowych forach niczym supernowa, że
coś jest nie tak z tym światem, że nie mówią nam prawdy, że np.
taki Kennedy to był zwykły spidziarz i w ogóle żałosne zero, nie
żaden bohater. Ale prawda jest taka, że to właśnie jego zabili,
więc chyba jednak nie był taki najgorszy, a nawet błyskotliwi
Amerykanie są dziś w ponad 70% przekonani, że władze nie
powiedziały im prawdy o tym zamachu; po JFK nikt już nie próbował
robić tego, co on, to znaczy likwidować Federalnego Systemu Rezerw
ani popychać zagadnienia ufo w kierunku ujawnienia - tylko Jimmy
Carter na początku kadencji dopytywał się o to drugie, bo sam
widział ufo jako gubernator płynąc rzeką statkiem, ale ówczesny
szef CIA George Bush Senior przyszedł do niego i odpowiedział, że
w myśl prawa to nie działa na zasadzie "chcę wiedzieć",
tylko "muszę wiedzieć". Kennedy też nie był święty,
ale pomysły miał dobre; jeśli chodzi o Marylin Monroe to też jest
ciekawa sprawa, że w dniu, w którym "przedawkowała",
wcześniej sąsiedzi widzieli zza firanek, jak jest siłą wpychana
do karetki pogotowia - to nie żaden ukryty historycznie fakt, a
jednak raczej dość trudno o tym usłyszeć, podobnie jak że
aktorka zmarła "samobójczą śmiercią" nie doczekawszy
konferencji prasowej na dużą skalę, którą uprzednio sama
zwołała, a parę dni wcześniej zwierzała się w gronie zaufanych
koleżanek, że "opowie o wszystkim publicznie i sprawi, że
pożałują". Z księżną Dianą też był motyw, szerzej
omawia to David Icke - m.in. przyjaciółce mówiła o Windsorach, że
"to nie są ludzie" i nazywała ich "jaszczureczkami"
(ang. 'lizzies'); na koniec w pobliżu jej grobu ustawili podobny
płonący znicz z kamienia, jak w Dallas w bezpośredniej okolicy
miejsca zamachu na Kennedy'ego - ten ostatni na szczycie obelisku, a
sam zamach na szczycie piramidy w planie ulic miasta... Fenomeny
takie jak 'masowa amnezja' odnośnie ujawnionej afery MK-ULTRA osoby
dłużej siedzące w tych tematach tłumaczą w ten sposób, że
ludzie po prostu nie chcą o tym wiedzieć - można im puszczać w
telewizji zeznania świadków, drukować w gazetach szokujące
historie odkrywające inny świat, a oni nadal pragną żyć po
sąsiedzku z Alicją z Krainy Czarów, nie denerwować się i udawać,
że tego nie ma, że nic takiego nigdy się nie wydarzyło, zresztą
chyba już w ogóle nie ma żadnych złych ludzi ani morderczych
występków, i dobrze bo jeszcze by wypadało coś z tym robić - a
potem bezsilnie dziwią się i łączą w smutku z rodzinami ofiar
nagłych wysypek ataków snajperów w krajach, gdzie prawo do
posiadania broni mają od ponad 200 lat i niejeden raz życie było
trudniejsze (według Phila Schneidera i Billa Coopera jedynie fakt
posiadania broni przez setki milionów obywateli powstrzymuje elity
USA przed wprowadzeniem stanu wojennego i skończeniem z tą serią
beznadziejnych ściem śmiechu wartych - osoby wyrażające
wątpliwości znajdą duchową przystań w podziemnych więzieniach
oraz ośrodkach masowego internowania ('FEMA camps') w całych
Stanach fotografowanych z helikopterów od początku lat 90-tych,
kiedy ich aranżowanie w środowiskach postindustrialnych ruszyło na
taką skalę, że Stalin i Pol-Pot mogliby im dać czwórkę z
minusem).
Federalny
System Rezerw - to jest dopiero ściema: u nas jak się niszczą
banknoty, to mennica państwowa dodrukowuje nowe i sprawa jest
czysta; w USA wygląda to trochę inaczej po przekręcie z okolic
drugiej dekady XX wieku, kiedy skorumpowane amerykańskie władze
pozwoliły bankierom przepchnąć napisaną przez nich ustawę - w
tym przypadku grupa trzymająca władzę najwyraźniej osiągnęła
swój cel i od tamtej pory każdy dolar drukowany w USA był/jest
Stanom Zjednoczonym pożyczany na procent przez ...zrzeszenie
prywatnych banków występujące pod szyldem FRS (Federal Reserve
System), z przyzwoitości w książce telefonicznej figurujące w
dziale "Firmy i przedsiębiorstwa", bynajmniej nie
"Instytucje publiczne i państwowe" - to w wyniku
funkcjonowania już prawie 100 lat tego uczciwego systemu,
propagowanego obecnie na całym świecie, każdy Amerykanin, nawet
jeśli urodził się godzinę temu albo w życiu nie kupował niczego
na raty, ma do zapłacenia ponad 50 tys. dolarów długu i to dlatego
USA są niewypłacalne, a Wall Street to noc żywych trupów
uzależnionych od krwi z narkopól Afganistanu; na każdego
prezydenta, który próbował zlikwidować FRS (znalazło się
czterech takich śmiałych), był zamach - ostatnio mało chętnych.
W latach 50-tych amerykańską opinią publiczną przez lata
wytrząsał skandal po ujawnieniu, że Lenin największe, a Hitler
też niemałe pożyczki otrzymali od ...amerykańskich bankierów
(podczas II wojny światowej na terenie USA w tej drugiej sprawie
aresztowany przez policję został Prescott Bush, pracownik banku i
dziadek Georga Jr. - dla wyrównania trzeba dodać, że jego syn
George Sr. w tym samym czasie niejeden raz wykazał się odwagą jako
pilot w misjach nad oceanem, był m.in. zestrzelony i najmłodszym
pilotem lotów bojowych w marynarce - nie tak, jak z kolei jego syn,
który podczas wojny w Wietnamie walczył w ćwiczebnej jednostce
powietrznej na terenie USA przeciwko innym bogatym dzieciom). Inna
ciekawa sprawa, że już w latach 70-tych, kiedy na poziomie
świadomości społeczeństw zimna wojna trwała jeszcze w najlepsze,
piętnastu przedstawicieli najwyższych kręgów władz Kraju Rad co
roku przylatywało do Arizony na spotkania 'grupy Bilderberg' -
osnutego aurą tajemnicy i zapachem pieniędzy wielkiej finansjery
międzynarodowego stowarzyszenia, notabene założonego po II wojnie
św. przez jakiegoś polskiego masona ni to szpiega Józefa
Retingera, wiernego towarzysza gen. Sikorskiego, który opuścił go
jedynie w dniu feralnego lotu.
Według
Svali w NWO (nowym ładzie po szykowanej przez elity transformacji:
czipy i jeden rząd dla wszystkich) Rosjanie będą silniejsi niż
Amerykanie, gdyż ich konwencjonalne oraz niekonwencjonalne
technologie militarne i kosmiczne są o wiele bardziej zaawansowane,
niż to się wszystkim wydaje (ona ma te informacje z dyskusji 'grup
roboczych' jeszcze z czasów, gdy sama była wewnątrz Iluminatów).
Według Ala Bieleka w ZSRR trwał bliźniak programu Montauk, czyli
też mieli technologię tuneli czasoprzestrzennych i takich tam - czy
doszli do tego bez pomocy obcych, czy ukradli Amerykanom, czy dostali
w ramach niejawnej współpracy międzynarodowej - nie wiadomo, brak
też innych danych. Jeśli chodzi o próby z bronią wodorową, to
nie próbujcie tego w garażu - według Phila Schneidera oraz Ala
Bieleka amerykański test na atolu Bikini z lat 50-tych przyniósł
ciekawy rezultat tego typu, że na zdjęciu z eksplozji oprócz
grzyba w pewnym miejscu widać było przez pomarańczową dziurę
gwiazdy z innego wszechświata, to znaczy spontanicznie powstał
quasi-tunel czasoprzestrzenny (ang. 'wormhole'). Był to ostatni test
przeprowadzony przez USA, natomiast Rosjanie mimo otrzymania
ostrzeżeń wykonali jeszcze potem swoją próbę, wysoko w
atmosferze i od razu z kilkukrotnie silniejszym ładunkiem - w
podsumowaniu doświadczenia ich naukowcy stwierdzili, że "efekty
są nieprzewidywalne i odmienne od przewidywanych przez równania";
po czym na zawsze zaprzestano tych prób. Według dr Burisha
wszystkie urządzenia do pokonywania czasoprzestrzeni na skróty
('stargate' - gwiezdne wrota, tyle że wyglądają inaczej niż na
filmie, to taka wirująca mgiełka, w którą się wchodzi) oraz do
podglądania przyszłości (ang. 'looking glass' - o tym chyba
jeszcze nie ma serialu) skonstruowane lub odkopane na całym świecie
(kilkadziesiąt) zostały wyłączone przed rokiem 2006 - gdyż
funkcjonowanie choćby jednego z nich w 2012 r. spowodowałoby
kataklizmy, przed czym zgodnie przestrzegali zarówno "źli",
jak i "dobrzy" obcy, a zresztą samo patrzenie w nie
zaczęło zmieniać przyszłość, która wyglądała inaczej w
zależności od tego, kto akurat patrzył - nawet oni tam w tych
tajnych projektach nie wiedzieli, jak to interpretować, bo można
również w ten sposób, że po prostu każdy znajdzie się wtedy jak
gdyby na swojej planszy. Dan Burish według Stewarta Swerdlowa został
prawdopodobnie poddany praniu mózgu i mówi to, do czego go
zaprogramowano - np. że wojna w Iraku to była konieczność, bo
Kadafi wykopał u siebie "gwiezdne wrota" i kiedy zagrożono
mu wojną, opchnął je Saddamowi, w związku z czym bezpieczeństwo
świata zawisło na włosku, gdy bezwzględny dyktator wszedł w
posiadanie przedpotopowej nieziemskiej technologii; rzekomo znaleźli
to kilkanaście kilometrów od Bagdadu, a wyglądem bardzo przypomina
to urządzenie z filmu "Kontakt" z Jodie Foster, czyli
takie obracające się pierścienie. Od rozmaitych świadków z
programu Camelot słyszy się też nierzadko, że to nie jest tak, że
światem rządzą Iluminaci albo Masoni, hybrydy albo Szarzy,
bankierzy lub konglomerat przemysłowo-zbrojeniowy - otóż na całym
świecie jest wiele takich ambitnych grup, są jeszcze np. Chińczycy,
Indie ustępują tylko USA w technologii Stargate, a według Plejaran
od B.M. hierarchowie z Watykanu skrycie a ściśle współpracujący
od dekad z globalnymi syjonistami inspirują na całym świecie
więcej wojen, niż niejedno dobrze rozpoznawalne mocarstwo (były
Iluminat Leo Zagami relacjonuje, że kiedy jeszcze kierował lożą w
Monte Carlo, widział ich przy handlu bronią więcej, niż to się
mieści w głowie; według niego w Watykanie nie ma włoskiej mafii -
bo tam już jest gęsto od mafii typu Jezuici, Różokrzyżowcy,
Templariusze, Rycerze Maltańscy itp., które bezpardonowo walczą o
wpływy, pieniądze i psychiczną kontrolę nad miliardami
łatwowiernych - a włoska policja nie ma prawa tam wkraczać,
dlatego papieża można otruć bardziej bezkarnie, niż bezdomnego z
dworca, nikt tego nie będzie sprawdzał). Według Stewarta Swerdlowa
planeta Nibru to fakt, tyle że już nieaktualny - została
zniszczona w 2003 r. za Jowiszem (przez Ziemian w ramach tajnych
projektów); w odpowiedziach na listy na jego stronie internetowej
można również wyczytać, że wkrótce będziemy obserwować
przemianę Jowisza w gwiazdę, a na jego księżyce władze zaczną
przesiedlać ludzi - ok. 2010 r. Według niego światem faktycznie od
wieków rządzi te paręnaście 'rodzin panujących' - to by byli ci
wszyscy Rotszyldowie, Rockefellerowie, Cavendishowie (później
Kennedy), Windsorowie, Habsburgowie, Warburgowie, Morganowie itp. -
tak samo ustalił David Icke i Michael Tsarion wtóruje im obydwu, że
dzieci są często wychowywane w rodzinach o innym nazwisku, żeby je
można było potem bez budzenia kontrowersji windować na wysokie
stanowiska - np. Clinton, Merkel... Jest jeszcze taki gościu Fritz
Springmeier, który napisał o tych rodzinach tyle książek, że w
końcu wylądował za kratkami - jednak sporym rozczarowaniem w jego
opracowaniu jest informacja, że do Iluminatów należał również
...papież Jan Paweł II - jak się wydaje, ktoś mu tak powiedział
i on w to uwierzył, co niestety może się przytrafić każdemu
badaczowi tych niejasnych tematów, np. David Icke do hybryd zalicza
nie tylko członków brytyjskiej rodziny królewskiej, Tony'ego
Blaira oraz Ala Gore'a, ale również ...Krisa Kristoffersona, czyli
aktora, który grał "Gumową kaczkę" w filmie "Konwój"
- nie widzę absolutnie nic bezsensownego w samym prawdopodobieństwie
istnienia prastarych gadopodobnych stworów rodem z innych dzielnic
kosmosu, skoro od opisów takich dziwnych istot i ich siarczystej
woni niemal roi się w starych księgach z różnych kontynentów,
ale w to konkretnie akurat jakoś trudno mi uwierzyć i wątpię, że
Icke widział, jak Kris zmienia się np. po występie w Nashville -
chociaż z drugiej strony, kto wie, może to właśnie międzygwiezdne
jaszczurki są odpowiedzialne za cały gatunek country i to byłaby
kolejna z form opresji, w jakiej nas utrzymują, korzystając z
naszej nieśmiałości do posiadania prawdziwie własnych myśli i
wiecznej gotowości do skakania sobie nawzajem do oczu. Brytyjski
badacz wyjaśnia, że do tych ustaleń doszedł na podstawie analiz
genealogicznych - w tej sytuacji trudno nadal mieć nadzieję, że ma
się "królewskie korzenie", bo prędko mogłyby się
pojawić plotki, że i Ty jesteś pół-potworem z kosmosu; z drugiej
strony David Icke mógł sobie dalej być tą gwiazdą telewizji czy
parlamentu, co tam chciał, a jednak coś sprawiło, że w 1991 roku
wybrał życie pośmiewiska wytykanego palcami jako osoba niespełna
rozumu (według jego relacji przez dwa lata nie mógł przejść
ulicą do baru, żeby nie być wyśmiewanym przez przechodniów; w
jakiejś ankiecie został uznany za trzecią najbardziej
ekscentryczną osobę publiczną w Wlk. Brytanii - ciekawe, kto go
wyprzedził w tej klasyfikacji). Moim zdaniem gościu jest w porządku
i ma sporo racji, o odwadze nie wspominając, szczególnie ciekawe są
te jego hipotezy odnośnie natury wszechświata, wibracji i ludzi
jako istot trwających w wielu wymiarach jednocześnie, obojętnie
ile z nich jest opisywanych w gazetach i szkolnych podręcznikach -
natomiast jego słabą stroną jest chyba jak gdyby brak stwierdzeń
typu "ktoś mi podsuwał te informacje, ale sprawdziłem to i
okazało się, że to ściema". A tak z boku patrząc - gdyby
przez lata kariery szkolnej wtłaczano nam, że przed wiekami wśród
elit naszego świata zalągł się jakiś pomiot pokrytych łuskami
stworów z dalekich planet - to jak traktowalibyśmy kogoś, kto
mówiłby, że to wszystko jest inaczej, że nie ma żadnych wrednych
potworów nadciągających z odległych zakątków galaktyki..? Nie
oszukujmy się - wszystko zależy od tego, co nam wpojono, jakie
postrzeganie świata obowiązuje jako prawidłowe; no ale gdyby te
pół-jaszczury naprawdę tu były, to na pewno by się tak nie
ukrywały - jasne jest, że ludzie przyjęliby je z otwartymi
ramionami, tolerancją i wyrozumiałością dla ich potrzeb
żywieniowych... Oddawszy honory odwadze Davida Icke'a i rutynowo
rozliczywszy się z osobami spod znaku "to bzdury, bo nie było
o tym w telewizji", na spokojnie trzeba przyznać, że nie
wiadomo, czy to o tych hybrydach to prawda - być może wysiłki
rodzimych ufologów mógłby wesprzeć np. profesor Jerzy Bralczyk,
wyjaśniając, skąd w języku mieszkańców naszego kraju z
minionych wieków wzięło się pejoratywne określenie "ty
gadzino" - czyżby w następstwie jakiejś większej migracji
krokodylów z Nilu albo waranów z Komodo, które dotkliwie
spustoszyły hale i kurniki, dając się w ten sposób popamiętać,
a może to wzięło się z ciężkiego kalibru wrażeń związanych z
wizytami w pierwszych obwoźnych zoo, które nadjechały z dalekich
krajów - bo chyba nie chodziło o te nasze małe zielone jaszczurki
spod kamyków, co uciekają nawet przed ptakami? Z kolei według
Michaela Tsariona David Icke zbyt dosłownie interpretuje zapisy z
prastarych ksiąg o "synach Węży" (ang. 'Sons of the
Serpents') i stwarzaniu przez nich ludzi na własne podobieństwo -
zdaniem Irlandczyka nie chodziło tu o podobieństwo fizyczne, to
tylko taka przenośnia. Tymczasem Stewart Swerdlow potwierdza wersję
Icke'a i utrzymuje, że jako młody chłopak sam niejeden raz widział
podczas rytuałów osoby zmieniające postać (ang. 'shape-shifters')
z kręgów amerykańskich elit, kiedy jeszcze znajdował się pod
hipnotyczną kontrolą tych, którzy mu to wszystko zrobili (przez
długie lata nie widział normalnie na oczy, tylko jak gdyby 'widział
matriks', wszystko jako pola energii - w Project Montauk trwale
odkształcano 'zbywalnym' jednostkom ludzkim mózgi przy użyciu
potężnych fal elektromagnetycznych i następnie badano, czy wyszło
coś ciekawego, czy np. potrafią jakieś niesamowite rzeczy, widzieć
odległe miejsca bądź cokolwiek w tym stylu - ponad 99% uczestników
tych wiekopomnych eksperymentów nie przeżyło, tak że jeszcze
przez pewien czas raczej się do tego oficjalnie nie przyznają; a że
opuszczona baza na Long Island nadal straszy, no cóż, przecież nie
trzeba tym frasować telewidzów - w Stanach takie tematy podejmują
tylko lokalne stacje kablowe, niektóre z nich wydają się być
całkiem niezależne).
Załóżmy,
że pełnisz funkcję ordynatora w szpitalu psychiatrycznym i czytasz
na karcie pacjenta, że pomimo obejrzenia nagranych na wideo zeznań
astronautów i oficerów, naukowców oraz pracowników służb
cywilnych, ministrów i gospodyń domowych - że ufo to prawda,
kosmici istnieją i przylatują tu do nas często gęsto, a dobrzy i
źli tak samo nie mogą się nadziwić, jacy jesteśmy głupi -
pomimo obejrzenia setek zdjęć oraz nagrań z kamer wideo i
myśliwców, pacjent nadal nie wierzy, że życie mogło narodzić
się jeszcze gdzieś w kosmosie z dala od naszej planety, orbitującej
wokół jednej z setek miliardów gwiazd w jednej z setek miliardów
galaktyk dostrzeżonych już przez nasze teleskopy - bo telewizor nic
mu o tym nie mówił - to czy uznasz taką osobę za zdrową
psychicznie, czy raczej za ofiarę ciężkiego prania mózgu..? Co
prawda wyciekły jakieś fotografie, że na pobliskiej planecie
znajdują się ruiny i monumenty, a na widocznym gołym okiem
Księżycu migają światełka i piętrzą się jakieś klocki,
trudno też znaleźć starą świętą księgę bądź mit Indian bez
wzmianki o gościach z nieba, nie sposób wytłumaczyć wiedzy
astronomicznej Majów, Dogonów ani Sumerów - ale nie mówili w
radiu, że kosmici tu byli, więc pacjent jest jak najdalej od
takiego poglądu, ba, taka myśl wydaje mu się śmieszna,
niedorzeczna, absurdalna, wręcz dyskwalifikująca autora w kwestii
bycia osobą rozumną, rozsądną czy w ogóle w miarę trzeźwo
myślącą - czy możemy przypuszczać, że mamy tu do czynienia z
kimś, kto sam doszedł do takiego punktu widzenia przy użyciu
własnego mózgu, czy też stoimy raczej w obliczu kogoś, kto został
wychowany w dość bezwzględnej sekcie, gdzie od prawdy trzymają
członków jak najdalej - ci, którzy są na górze i decydują, w co
wierzy reszta? Można tak na to spojrzeć, jak na jakiś naprawdę
złośliwy i perfidny spisek - z drugiej strony, to może być tylko
"przedobrzenie" w wykonaniu amerykańskiej propagandy,
która w latach 50-tych otrzymała zadanie zlikwidowania paniki
wywoływanej przez latające spodki i zdementowania obecności
Szarych oraz kompromitowania osób publicznie twierdzących, że jest
inaczej - nikt nie chciał źle, a że przesadzili, to teraz od tego
odchodzą i nie tylko za oceanem prawie nie ma kanału w telewizji,
żeby choć raz na dobę nie przemknął gdzieś jakiś kosmita, w
CNN i Fox News ciągle im puszczają migawki ze światełkami dziwnie
zygzakującymi ponad aglomeracjami - przy czym też trudno powiedzieć
i opinie są podzielone, czy to jest jąkające się ujawnianie
tematu, czy raczej werble przed sztuczną inwazją obcych, którzy
oczywiście nadlecą akurat wtedy, gdy skończą się terroryści
oraz nuklearni szantażyści, a w związku z tym na moment zadrżą
akcje koncernów zbrojeniowych; chyba, że jeszcze wcześniej wyjadą
z asteroidami, że trzeba uzbroić orbitę, ponieważ nadlatują
olbrzymie skały - chociaż akurat Plejaranie wspominali coś B.
Meierowi, że faktycznie pomału zbliża się jakiś obiekt i sami
będziemy musieli się przed nim obronić, bo nie jesteśmy już
kosmicznymi dziećmi i na wszystkich planetach mieszkańcy stają
kiedyś w obliczu takiej próby.
Napisy
do niezależnych filmów o eksperymencie Filadelfia czy programie
Montauk, zeznaniach świadków Davida Icke'a albo różnych tam
dynamitach o ufo (bo takich niezależnych filmów są setki, tzn. na
tyle interesujących, że w ogóle nie pokazują ich w telewizji,
gdyż zbyt wiele dawałyby do myślenia) - krążą w wersjach
chorwackiej, tureckiej, rumuńskiej, serbskiej, o włoskich czy
hiszpańskich nie wspominając. Widzowie polskojęzyczni jak na razie
nie mają takiego komfortu - najwyraźniej Polacy są zbyt
inteligentni i na poziomie, żeby zajmować się takimi tematami;
wypada jednak nadmienić, że przetłumaczonych zostało przynajmniej
sporo filmów dotyczących 11 września oraz różnorakich globalnych
ściem; byle nie o ufo - no tak, wiadomo, to śmieszne - mam
nadzieję, że wszyscy się już uśmiali - hi, hi...
Miały
być jeszcze jakieś ciekawe informacje - o.k., to może 'Szmaragdowe
tablice Thotha', datowane na 36 tys. lat p.n.e., czyli grubo przed
ustalonym przez historyków wynalezieniem pisma - ale skoro to nie
pasuje do oficjalnej teorii biegu dziejów, to wyrzucamy to na bok,
tam za te radioaktywne szkielety z prastarego indyjskiego miasta
Mohendżo-Daro, niech sobie razem leżą, jak nie umieją pasować do
naszych naukowych hipotez, takim faktom-gagatkom nadajemy po prostu
status "niewyjaśnionych zagadek" przeznaczonych do
opisywania w odpowiednich niszowych magazynach - broń Boże, żeby
się tym na poważnie zajmować czy może jeszcze przyznawać
jakiekolwiek fundusze na badania, gdyby gdzieś uchowali się
naukowcy na tyle odważni, aby zauważyć to, na co wpadnie co drugi
byle debil albo żul spod budki z piwem, jeśli przedstawić mu te
wszystkie informacje - że obecnie lansowana jako naukowa teoria
dotycząca tego, jak to było na naszej planecie, to Frankenstein,
który już zaczął czuć się gorzej - a jeszcze trzeba będzie
dojść, kto go skonstruował... To wszystko musiało być nie
trochę, ale zupełnie inaczej, jedynie całkiem odmienny paradygmat
byłby w stanie wyjaśnić wykopane szczątki i artefakty; górnicy i
rybacy odprowadzają podatki, część z tego idzie na pensje dla
archeologów, antropologów, historyków i filozofów - ale ci ani
myślą podpisywać się pod choćby najbardziej oczywistymi
wnioskami, najwyraźniej nie szanując ryzyka podejmowanego co dnia
przez reprezentantów innych grup zawodowych - pewnie czują się
lepsi... Trzy strony streszczenia fragmentów Księgi Thotha w języku
polskim - 1, 2, 3. Pełna wersja w języku angielskim - tutaj. Inny
ciekawy tekst w j. pol. na ten temat, tylko trzeba zamknąć reklamę
- tu. Krótki artykuł na temat szkieletów z wykopalisk w
Mohendżo-Daro, po tysiącach lat nadal wykazujących
napromieniowanie czterdzieści razy przekraczające normę (samo
odkopane miasto przedstawia sobą cyrkularne stopniowanie zniszczeń,
z wyraźnym epicentrum) - j. pol. Szerzej opisujący ufo w
starożytnych Indiach tekst tutaj - niestety okraszony wywiadem z
jakimś doktorkiem - naiwniakiem, przemądrzałym a zdaje się
kompletnie niezorientowanym w temacie.
Według
źródeł takich jak 'Henry Deacon' czy Dan Burish, bardzo ważne dla
mieszkańców wszystkich krajów jest, aby wykorzystujące
nieziemskie technologie tajne międzynarodowe projekty w przestrzeni
kosmicznej oraz na Ziemi były kontynuowane bez zakłóceń - oni jak
gdyby w tym widzą największe ryzyko ujawnienia tej tematyki, że
zaraz wkręciliby się przed kamery jacyś panikarze albo bezduszni
kongresmeni gotowi deptać losy ludzkości niczym szczeble kariery,
którzy zaczęliby publicznie kwestionować sensowność
przeznaczania grubych bilionów dolarów na jakieś tam sprawy w
kosmosie - a to mogłoby się różnie skończyć dla nas wszystkich.
Poza tym całkiem możliwe, że gdyby to wszystko było normalnie
jawne i godzinami męczone na Discovery, to te wszystkie Dzong Ile i
Robertowie Mugabe mogliby sobie odpalać własne programy za marne
parę milionów $ - mało jest na świecie jaskiń..? Dlatego np.
mamy sporo informacji w niezależnym obiegu, ale na wykładzie Ala
Bieleka dźwięk jednak psuje się w pewnych momentach i to akurat w
takich, że obejrzawszy wszystko i tak nie dowiesz się, jak to
właściwie się robi, to zszywanie czasoprzestrzeni - można
przypuszczać, że prawdziwy dynamit, taki który mógłby naprawdę
kogoś z nas tu rozsadzić, jest zastępowany dyskretnie
ocenzurowanymi kopiami, a nie żeby potem lądował na takich
witrynkach - gdzie przecież nie wiadomo, kto to przeczyta, może
jakaś nawiedzona babcia, która godzinę w tygodniu spędza w
kościele, a przez połowę z pozostałych 167 łypie nienawistnie
wokół, będąc przy tym emerytowanym profesorem fizyki, starą
panną, która chciałaby wszystko zmienić i na nowo napisać koleje
własnego życia - a że w nowej linii czasu Niemcy wygrają wojnę,
to już nie jej problem, ona tylko chciała i miała prawo być
szczęśliwa, nie spóźnić się wtedy na tamto spotkanie... Również
jeśli chodzi o technologie wolnej energii z okolic antygrawitacji,
to np. świadek analogicznego projektu z tej dziedziny o budzących
zaufanie obliczu i nazwisku dr Paul Czysz jako jeden z wielu
ekspertów zaznacza, że niewłaściwie użyte mogłyby przynosić
skutki rangi kataklizmów; nie dotyczy to jednak innych technologii
wolnej energii, np. związanych z wodą - tak że to bynajmniej nie
do końca tłumaczy, dlaczego w dalszym ciągu codziennie musimy
wdychać smród spalin; jeśli ktoś nie interesuje się ufo, to
mógłby się chociaż o to upomnieć - czemu chociaż tego nie
ujawnią, jakie by było tutaj wytłumaczenie z tomiku 'bo tak będzie
lepiej dla ludzkości'..?
Reasumując:
najwyraźniej jesteśmy ogłupiani w stylu "z fortuną trzeba
ostro grać", a w pierwszej kolejności wypadałoby przywrócić
szacunek i respekt należne przekazom przodków, w dzisiejszych
czasach omawianym wyłącznie jako baśnie, historyjki przez wieki
urobione na boku, ludowe bajania oraz tradycyjne przypowieści dla
młodzieży, przypadkiem dosyć podobne do siebie, ale to przez
budowę ludzkiego mózgu, a te wzorki nazywają się archetypy,
występują pod czaszkami ludzi wszystkich ras, na różnych
kontynentach i rozsianych po oceanach wysepkach generują w umysłach
mity przeważnie o bogach z nieba albo protoplastach z gwiazd, jak
również o olbrzymach, smokach, magii, przyjaznych aniołach i
dobrych wróżkach - tyle, że to przodkowie nie mieli żadnego
interesu, żeby nam wkręcać kity i bajki, bo nie żyli za nasze
pieniądze i nie mówili nam, co mamy robić, tylko po prostu zdawali
sprawę z tego, co się działo w ich czasach, normalnie każdy miał
jakichś potomków i pragnął przekazać im parę uwag, niejeden
dziadzia Indianin widział, jak wnusio zaczyna gaworzyć, ale nie
miał pewności, czy doczeka czasu, kiedy będzie mógł osobiście
przekazać mu historię ich świata i ludu, więc organizował
przepływ wiedzy tak, żeby się zachowało - i jakoś dali radę,
dotrwali do czasów Internetu, teraz już mogą ich wykończyć do
reszty, te wszystkie plemiona, spalić ich ostatnie święte księgi
(rekord świata: Św. Inkwizycja w Ameryce Płd.) - ale już nie uda
się unicestwić ich pamięci, a to właśnie o nią chodziło i to
ona przydaje się dzisiaj mieszkańcom wszystkich krajów, którzy w
owych relacjach odnajdują kawałeczki zwierciadła prawdy o własnych
czasach.
W
relacji Alexa Colliera osoby zaimplantowane przez Szarych w trakcie
uprowadzeń (według różnych szacunków może to dotyczyć nawet 1
na 40 osób w USA - już pod koniec lat 80-tych dziennikarze wielkich
amerykańskich gazet i psychiatrzy, którym przyszło zająć się
tym ciekawym zjawiskiem, byli w szoku pod wrażeniem tysięcy
praktycznie identycznych relacji swych współobywateli - np. laureat
nagrody Pulitzera i profesor Harvardu John E. Mack, R.I.P. - ufo to
śmieszny temat, ale rodzina gościa od razu po pogrzebie
zapobiegliwie wydała oświadczenie, że nie łączą jego tragicznej
śmierci z długoletnimi badaniami fenomenu porwań przez obcych) to
niczego nieświadomi, uśpieni żołnierze ich przyszłej armii,
która powstanie, kiedy gadoidy przylecą tu większą ekipą - to
znaczy ci Drakonianie; Szarzy wyglądali kiedyś podobnie do nas, ale
napadnięci i w trakcie ewakuacji przechwyceni w kosmosie przez
nieprzyjemnych z wyglądu obcych z Oriona, zostali przetrzebieni oraz
poddani manipulacjom genetycznym, tak by ich rasę łatwo można było
kontrolować - gadoidy najczęściej nie zabijają podbitych, tylko
robią z nich własnych żołnierzy do używania na różnych
planetach i możliwe, że tak samo skończą również nasi
potomkowie, jeśli nadal będziemy się śmiać z ufo i udawać, że
telewizory nas nie wkręcają, że są w porządku i że nie ma
żadnych trudnych spraw, którymi trzeba by się zająć i odbębnić
naszą rolę w historii, dając dobrą zmianę w długodystansowym
biegu pokoleń przez dzieje, zamiast siedzieć bezczynnie z
pozbawionymi wyrazu twarzami jak roboty, w których indywidualności
i pragnienia wolności tkwi mniej niż w sztucznych zbiegach
ściganych w filmie "Łowca androidów"; Szarzy od tysięcy
lat pragną się wyzwolić, a nasz układ i to, co się u nas
wydarzy, wydaje się być ich może ostatnią, finałową szansą -
dlatego zamierzają otwarcie powstać przeciwko swoim ciemiężycielom
i wybrali nas na swoich wojowników, a naszą planetę jako pole
bitwy. Według Alexa wiele planet i księżyców w naszym układzie
gości życie - tymczasem według Plejaran z kontaktu Billy'ego
Meiera wcale nie. Czy więc te wersje jednak są niezgodne, czy też
sytuacja zmieniła się przez 20 lat; a może komuś coś się
pomyliło? Istnieje również inna możliwość... Zgadzają się
natomiast co do pradawnej wojny w galaktyce - według Meiera także
Plejaranie relacjonują, że dawno temu ich przodkowie wyewoluowali
na tak pokojowych i uduchowionych, że stracili zdolność do
skutecznej obrony i mieli poważne kłopoty z najeźdźcami, aż
musieli rozlecieć się po kosmosie.
Analiza
mechanizmu współczesnej rzeczywistości opisywalnego jako "możesz
sobie przyczepiać ciężarki w różne miejsca, zbierać znaczki
albo monety, całymi nocami skakać przy ogłuszającej muzyce lub
wydzierać się na meczu przeciwko drużynie z innego miasta,
godzinami oglądać kipiące sztucznością widowiska telewizyjne
bądź non stop grać w gry komputerowe - normalność pierwsza
klasa, tak trzymaj, wszystko z Tobą w porządku; ale jak tylko
powiesz, że wierzysz w kosmitów i ufo, że coś musi być w tych
zeznaniach licznych astronautów, wojskowych, dziwnie zmarłych
naukowców, w opowieściach kontrolerów ruchu lotniczego oraz
przypadkowych cywili, w odtajnionych dokumentach z raportami, w tych
setkach zdjęć i nagrań, to ufo to chyba jednak nie jakaś zbiorowa
halucynacja tysięcy kamer wideo, nawet jeżeli naukowcy z jakiegoś
powodu publicznie tego nie zauważają - to już masz nierówno pod
sufitem, świrujesz lub wręcz chorujesz psychicznie". Czy to
się samo tak porobiło, przypadkiem tak wyszło, że tak jest..? No
pewnie, że tak - chyba nie wierzysz w jakieś teorie spiskowe?
Obejrzyj sobie na Discovery, tam czasami lecą ciekawe i rzetelne
programy o tych banialukach, jak miernie trzymają się kupy, w
przeciwieństwie do współczesnej wersji oficjalno - naukowej; taka
stacja nie ma problemów z koncesją, a gdyby spróbować uruchomić
kanał o tych zagadnieniach tu powyżej opisywanych, to jak by było
- gdzie my właściwie żyjemy, na trybunach sprzedanego meczu..?
W
cyklu "oni nie są tacy źli, też kiedyś byli dziećmi, a
zaczynali w ogóle jako urocze bobasy albo maleńkie śliczne
kameleony": jeśli chodzi o osoby wychowane w rodzinach
Iluminatów, również te o "prawdziwie królewskim genotypie",
to często wcale nie są one zadowolone, poznając tajemnice własnego
rodu i kiedy dowiadują się o obrzędach oraz swej "historycznej
roli" do odegrania w rozłożonym na wieki przedsięwzięciu,
jest to dla nich w wielu przypadkach okres ciężkich przeżyć i
rozterek - z jednej strony szlachetne hasła o prowadzeniu ludzkiego
tłumu przez labirynt możliwości pełen zdradliwych pokus, ale na
rewersie raczej chore rytuały i mocno kontrowersyjne dokonania -
pewnie tak samo z wewnątrz, jak i z zewnątrz nie wiadomo do końca,
co o tym myśleć i czy się tego przypadkiem nie współtworzyło w
poprzednim wcieleniu - bo trzeba przyznać, że coś w tym jest, że
ludzie jako masy normalnych nierzadko bywają głupi, prymitywni,
tchórzliwi, zakłamani, a w większych grupach zdolni wręcz do
schodzenia poniżej poziomu dzikich bestii - z tym, że kiedy jest
się wewnątrz, to nie tak łatwo powiedzieć "nie dziękuję,
to mnie nie interesuje", ponieważ cała Twoja rodzina i wszyscy
znajomi są właśnie z tego środowiska i od wielu z nich oczekiwano
by potem, by się od Ciebie odwrócili - "co jest, kurde, nie
chcesz zbawiać świata?" Z kolei jeśli chodzi o gadoidy, to
zdaniem pewnych badaczy być może niektóre z nich wyewoluowały na
naszej planecie, z tych małych, zielonych, szybkich i agresywnych
dinozaurów; w tym kontekście jak takiego zobaczysz, to atakować go
trochę kontrowersyjny pomysł, bo on tu też zawsze mieszkał tak
samo, jak Ty, według 'smoków' to w ogóle my jesteśmy najeźdźcami,
bo one kiedyś opuściły nasz świat, tzn. stąd odleciały, a
dinozaury sobie wyginęły - i dopiero wtedy ludzie się "zalęgli"...
Czyli to mogło być tak, że na naszej planecie najpierw
wyewoluowała forma gadzia, a dopiero potem nasza - i może kosmos
czeka, aż w końcu się dogadamy, skoro takie z nas dwie wyjątkowe
formy zdolne powstać z pyłu i rozwinąć się do poziomu podróży
międzygwiezdnych, czyli to zdaje się dzięki nam wszechświat jest
pełen pomysłów - już mniejsza o to, kto jest fajniejszy, bo nigdy
gadoidzie laski nie będą się podobały czytelnikom Playboy'a tak,
jak Ziemianki, i pewnie vice versa, więc nic dziwnego, że każdy
potem myśli, że to on jest lepszy i ładniejszy; a że po obydwu
stronach zawsze znajdą się świry, co będą wiecznie chciały
wojować i unicestwiać drugich, dalej mszcząc tamte globy rozłupane
tysiące lat temu - to się ich wyrzuci na jakąś odległą planetę,
tak jak kiedyś los potraktował naszą i w ten sposób z nim również
wyrównamy rachunki, coby się wszystko zgadzało; nie tylko według
Michaela Tsariona starożytna wojna pomiędzy Ludźmi a Gadoidami na
Ziemi nigdy nie została zakończona zawarciem pokoju, tylko to było
jak w Korei - obydwie strony z czasem zmęczyły się wzajemnym
wyrzynaniem i przestały to robić, a gadziny z gwiazd zeszły
głęboko pod ziemię - nie tylko dla nich mieszkanie na powierzchni
to obciach, bo tylko tu można zmutować od kosmicznego
promieniowania albo dostać w łeb z meteorytu, szaleją żywioły i
katastrofy naturalne, a obce ufo czają się między
chmurami...
Zdaje
się, że można by opracować całą rozbudowaną witrynę
internetową poświęconą wyłącznie "niewyjaśnionym"
zagadkom oraz tajemnicom, które w prosty i najzupełniej logiczny
sposób stają się wytłumaczalne w perspektywie krajobrazów
informacji solidnie już utwierdzonych w niezależnym obiegu
informacyjnym, o których powstały tysiące książek, filmów oraz
witryn internetowych, ale w dalszym ciągu nie sposób czegokolwiek o
tym usłyszeć w Teleexpressie ani przeczytać w najgłupszym choćby
kolorowym pisemku - co jest raczej dziwne, skoro tworzą to i śledzą
miliony ludzi z setek krajów, jest ich więcej niż filatelistów i
numizmatyków razem wziętych, a nie mają nawet swojego hasła w
encyklopedii; dlatego ciężko się tym zainteresować, kiedy w ogóle
się nie wie, że coś takiego istnieje, nie ma żadnych drzwi
prowadzących tam z wymiaru koncesjonowanych informacji dla mas - już
o samym fakcie, że tak dziwnie ukryte jest istnienie czegoś tak
wielkiego, nie można powiedzieć, że jest mało podejrzany.
Dziennikarze i eksperci, których praca polega na publicznym
deklamowaniu przyjaznym tonem, że wszystko zostaje powiedziane, po
prostu udają, że tego nie zauważają - ale to mniejszość,
zazwyczaj biorą takich zbyt pewnych siebie, którzy naprawdę wierzą
w to, co mówią i piszą, że wszystko jest fajnie i ciekawych
informacji najlepiej szukać w oficjalnych kanałach przeznaczonych
dla miliardów, bo teraz to tam już dają cały Top Secret i
transmisje na żywo z ekspansji w kosmosie, powierzchni innych
planet, wszystko... Nie nienawidzę ich i nie gardzę nimi, jako że
o mały włos sam takim kimś nie zostałem, a byłbym nie gorszy w
sercu niż teraz, śmiejąc się z imbecyli bredzących o podróżach
w czasie i obcych porywających czy zjadających ludzi, o innych
bzdetach nawet nie wspominając, żeby nie pogrążać tych już i
tak najwyraźniej poszkodowanych przez los ludzi. Jak widać to
dookoła, można być kimś bardzo inteligentnym i jednocześnie
bardzo wkręconym, kwestia polega na inteligencji wkręcającego -
jak w ślad za tytułem filmu mówi młode angielskie przysłowie:
"Ufo's - they are here". Ciekawe, czy ci, którzy posiadają
te wszystkie stacje tv i w ostatecznym rozrachunku płacą
dziennikarzom i ekspertom owe godziwe pensje za niegodziwe unikanie
najważniejszych tematów i ukrywanie samego tego przeoczania, mają
może jakieś powiązania lub wspólne interesy z owymi kręgami,
które korzystają na tym stanie rzeczy, z tymi ja wiem, może
bankierami, co sobie najpierw tanio wykupili Amerykę po Wielkim
Kryzysie, potem Eisenhower ich jeszcze wpuścił do sponsorowania
prac nad problemem ufo, zanim nasiliły się pogłoski o niejasnych
korzeniach ich rodów - i do dzisiaj wszyscy są źli, tylko nie
bankierzy, to aniołki których w ogóle nie ma, podobnie jak
właścicieli międzynarodowych megakorporacji, więc jak by mogli
być źli, skoro w ogóle nie występują na scenie i nikt o nich nie
mówił, przynajmniej w żadnej telewizji ani globalnej agencji
prasowej, stanowiących przecież własność zapewne pracowitych
ludzi dobrej woli, co zresztą widać po nieskazitelnie uczciwych
efektach ich pracy..? Czasem jak widzę tych naszych dziennikarzy,
jak od rana podśmichują się głupio, gadając o bzdurach z minami
pozerów - znawców, to muszę przełączyć, żeby coś zjeść,
taki odruch; wiem, że mogłem być jednym z nich, ale coś mi
strzeliło do łba i zacząłem sobie sprawdzać w Internecie, czy są
jakieś nowe informacje na temat moich zainteresowań z dzieciństwa
- i okazuje się, że owszem, funkcjonują już pewne nieźle
uwiarygodnione doniesienia, minął ledwie rok od tamtej zajawki, a
natrafiłem już na kilka... No więc miało być o tych
"niewyjaśnionych zagadkach" - np. deszcze kamyków i żab
w dziwnych kolorach, zdarzające się od wieków mieszkańcom różnych
miast w wielu krajach, ale co ciekawe, równie często przy
bezchmurnym niebie i/lub w głębi lądu. Otóż te piękne żaby i
inne dziwy reprezentują planetę opisywaną jako
Muldek/Tiamat/Melona, której kawałki po jej eksplozji pozamarzały
kiedyś nagle w kosmosie i po dziś dzień sobie orbitują, a kiedy
czasami coś wejdzie w atmosferę naszej planety, lód się topi i
spada na ziemię pośród uwięzionych w nim fragmentów zapomnianego
świata. A teraz odpowiedź drużyny oficjalno-naukowej: jest to
niewyjaśniony fenomen, który pozostaje jedną z wielu zagadek
czekających na rozwiązanie przez przyszłe wieki, tego samego
zdania jest sto tysięcy najwybitniejszych profesorów z 50
najbardziej adekwatnych tu dziedzin wiedzy. Kto przejdzie do
następnego odcinka? Jeśli chcesz zagłosować na drużynę
"hipotezy historii i biologii będą się musiały jeszcze
troszeczkę popoprawiać", przestań czytać, co Ci ktoś pisze,
bo może ja też jestem taką fałszywą opozycją, że niby
krytykuję, a idziemy przywitać się z gąską, albo np. 'demony'
mnie podmieniły i leżę w stawie, podczas gdy w moim pokoju
niezdarnie bałagani teraz ich android, który w wolnych chwilach
gromadzi informacje o Ziemianach, oglądając "Rozmowy w
toku"..? Lepiej słuchaj tych, których jesteś w stanie ocenić
przynajmniej po minie, głosie, mowie ciała; chyba, że nie
potrafisz, ponieważ spotykane w Twoim życiu osoby nie były szczere
ani fałszywe, tylko wszystkie takie same. Zacznij od gości, którzy
wypowiadają się dla prasy w imieniu NASA albo SETI - który z nich
wygląda na niezłomnego naukowca..? Potem sobie wyszukaj zdjęcia
takich, co najpierw gadali same bzdury i bajki, a potem ich znaleźli
nagle zmarłych u szczytu działalności - czy prezentowali się jak
tchórzliwi wariaci, czy raczej jak naciągacze pozbawieni
skrupułów..?
Według
Leo Zagamiego Barack Obama jest masonem 33 stopnia i to dobrze, bo
Masoni od dwóch wieków byli gnębieni przez Iluminatów i teraz on
da im pewnie nieźle popalić. Według licznych źródeł stare sitwy
i grupy niejasnych interesów z Waszyngtonu oraz Białego Domu boją
się go, jak diabeł prawdy o ufo, a to z tego powodu, że
"kompletnie nie mają go w swojej kieszeni" i są tym
totalnie przerażeni, jako że nieczęsto coś takiego się zdarzało;
zanim w mediach pojawiły się plotki o zamachu na Obamę, w
niekontrolowanym obiegu informacyjnym długo wcześniej krążyły
już na ten temat artykuły typu "Will Obama be assasinated if
he wins?". Zdaniem Davida Wilcocka (miał nieraz sny z Obamą w
roli głównej superbohatera trudnych czasów) jeśli z rokiem 2012
można wiązać jakiekolwiek nadzieje na zmiany na lepsze, to musi
wygrać Obama - no i wygrał... McCaina nie ma za bardzo co żałować,
bo tam jak był w tym obozie jenieckim, to według relacji innych
weteranów układ był taki, że ten kto mówił, miał dobrą opiekę
lekarską, a ten kto milczał - umierał sobie na pryczy,
pozostawiony sam sobie; no i McCain miał dobrą opiekę lekarską -
obwieszeni flagami i orderami byli koledzy nieraz pikietują go w tej
sprawie i zawsze w dowolnej chwili można by go zaszantażować, że
zacznie się o tym mówić w wielkich mediach, skąd jak wiadomo dane
do swoich artykułów czerpią wszyscy najlepsi dziennikarze.
W
roku 1997 przygotowany dla Światowej Organizacji Zdrowia raport z
badań nad środkami uzależniającymi został poddany rzadkiej w
tego typu opracowaniach medycznych cenzurze: utajniono cały jego
rozdział, w którym na podstawie szerokiego spektrum danych
statystycznych naukowcy wykazywali, że marihuana jest nie tylko
mniej szkodliwa dla zdrowia i funkcjonowania w relacjach
międzyludzkich, ale również działa mniej uzależniająco w
porównaniu z nikotyną i alkoholem. Tymczasem USA oczekują od
innych krajów naśladowania swojej nielogicznej polityki farmingu
aspołecznych psychopatów, dlatego również u nas, jak chcesz kogoś
wytruć - nie ma problemu, trutkę na szczury dostaniesz w sklepie za
rogiem albo w dowolnym supermarkecie; jeżeli chcesz kogoś podpalić
czy wysadzić w powietrze - udaj się na stację benzynową, tam Ci
wszystko sprzedadzą, ewentualnie możesz sobie też kupić tonę
petard; a jak chcesz popełnić samobójstwo, to już zupełnie Twoja
sprawa, droga wolna, próbuj sobie do woli, to nie jest karalne - ale
zapytaj tylko o którąkolwiek z naturalnie występujących w
przyrodzie roślin, jakie w tradycji ludów różnych kontynentów do
dnia dzisiejszego uznawane są za święte oraz godne specjalnego
traktowania i wykorzystywania z należytym szacunkiem, ponieważ
jakoby prowadzą do poszerzenia postrzegania, pogłębienia
zrozumienia i odczuwania, do uświadomienia sobie własnego miejsca i
funkcji wśród trybików wszechświata, do doznania jedności z
kosmosem i jego pięknym mechanizmem - nie, tego akurat nie ma, to
jest zakazane i wzbronione pod groźbą aresztowania i więzienia,
włącz sobie telewizor, kup pół litra i wypal paczkę fajek, a
potem pobaw się z dziećmi, tak będzie lepiej dla Ciebie i Twojej
rodziny, to wszystko w trosce o Wasze zdrowie i szczęście. Kto stoi
za utajnieniem owego rozdziału z oficjalnego naukowego raportu
zamówionego przez jedną z głównych agencji ONZ? Na to pytanie
pasuje zapewne wiele odpowiedzi, a jednej z nich udziela m.in. David
Icke (który jak sam przyznaje, nie wypalił w życiu ani jednego
skręta) i wtóruje mu wielu niezależnych analityków tradycji: to
gadoidy, hybrydy o takich korzeniach lub inne ośrodki manipulacji
tłamszą wszystko, co pozwalałoby ludziom sobie przypominać, że
tak naprawdę są istotami międzywymiarowymi i że w ogóle istnieją
jakieś wyższe, bardziej magiczne warstwy istnienia i sensów, w
dodatku można dosięgnąć ich umysłem, jeśli tylko uda się
zmienić jego częstotliwość. Przy czym co innego być
podróżnikiem, co innego bezdomnym - z drugiej strony David Wilcock
jakby w oparciu o swoje kosmiczne źródła przypomina, że każde
uzależnienie jest przejawem braku szacunku dla samego siebie i
własnych myśli, z którymi nie chce się zostać i nie może
wytrzymać, jednocześnie zazwyczaj oczekując, że ktoś inny z
własnej woli gotów byłby znosić ich klimat.
Jeśli
ktoś woła do Ciebie od progu: "Siemano, właśnie wczoraj
odkryłem wspólny spisek kosmitów, ludzi i pół-ludzi-pół-kosmitów,
którzy chcą przejąć już totalną władzę nad światem, a wtedy
może nawet naziści wrócą z Księżyca, a z wnętrza Ziemi wyfruną
potomkowie mieszkańców Atlantydy, nie chodzi jednak o podróże w
czasie, bo te urządzenia już zezłomowano, tak że nie wiadomo, co
z szybkimi połączeniami do naszych baz na Księżycu i Marsie, tzn.
tych nie zaatakowanych przez prastare gady z kosmosu" - to po
dłuższej rozmowie i przedstawieniu relacji może się okazać, że
najbardziej szokujące i najtrudniejsze do uwierzenia jest samo to,
że cała prawda o naszym świecie mogłaby być ukryta, że można
by ją sobie tak po prostu nagle odsłonić, niby zajrzeć za wielką
kotarę, zagrać Neo w "Matrixie", że mógłby to
samodzielnie uczynić jeden człowiek i najwyraźniej musi to zrobić
na własną rękę, gdyż nikt jakoś nie kwapi się, by mu w tym
pomóc - taki motyw "samotnie przeciwko całej rzeczywistości",
nagle na przekór wszystkim książkom, uniwersytetom, telewizorom,
gazetom, rozsądnym opiniom normalnych ludzi - gdyby to była
prawda... W tym momencie większość ludzi ma na łyżce zbyt dużo
dziegciu do przełknięcia i odwraca się z przestraszonym i gniewnym
wyrazem twarzy a'la "co mi tu proponujesz za schizę?!";
namiętni telewidzowie mają łatwiej - oni przecież wiedzą,
ponieważ zgromadzili te informacje pracowicie leżąc na tapczanie,
że te teorie spiskowe owszem jest coś takiego, słyszeliśmy, ale
to po prostu nic więcej, tylko takie naciągane bzdury dla naiwnych,
eksperci z łatwością je obalają. Szkoda, że nigdy nie pokazują
do końca tych ekspertów i wyników ich pracy, tylko zawsze
zmieniają wątek - bo chyba każdy chętnie odetchnąłby z ulgą,
mogąc przestać myśleć o jakichś nieprzyjemnych stworach,
eksperymentach obcych na ludziach w podziemnych ośrodkach
"współpracy" oraz o wielu innych smutnych sprawach i
przyciężkawych tematach - niestety jednak chyba bardzo trudno jest
wyszukać jakieś przekonujące informacje demaskujące bądź
kompromitujące wymienianych tu powyżej świadków. Skoro to jest
ogólnie takie raczej dołujące, to może faktycznie lepiej o tym
nie mówić, tylko też okłamywać wszystkich bzdurami tego pokroju,
żeby potem prawda ciężko wchodziła, wydawała się niemożliwa,
niewiarygodna, wzięta z jakiegoś filmu albo przynajmniej szokująca
- ale w takim razie, co mógł mieć na myśli pan Jezus, kiedy
mówił: "prawda was wyzwoli"..?
Załóżmy,
że faktycznie tak jest, że manipulują tu nami jacyś obcy albo
przynajmniej dumne prawnuki starożytnych hybryd, a ci dobrzy kosmici
nam nie pomogą, bo czekają, aż sami się w tym połapiemy i z tego
wyzwolimy, a gdyby takie rzeczy robili za nas, to my byśmy
pozostawali niedojrzali i niedorozwinięci jako cywilizacja,
pozbawieni na przyszłość prawa do satysfakcji z własnych dziejów,
niezaradni niczym niepewny siebie młodzieniec, za którego wszystko
zawsze załatwiała mamusia i nie nauczył się samodzielnie stawiać
czoła wyzwaniom niesionym przez los. No i kim w takim razie byliby
nasi przeciwnicy w tej grze, owi kosmiczni pedofile vel nadludzko
inteligentne ludojady? Czy wyglądają jak latające przezroczyste
mgiełki połyskujące od pomysłów przebiegających w nich z
prędkością światła, czy może w ogóle przybierają formę
konstrukcji myślowych albo nieuchwytnych sekwencji emocjonalnych,
lub też po prostu aż tak nas przewyższają rozwojem, że nie
potrafimy nawet niczego o nich powiedzieć ani w ogóle ich sobie
wyobrazić? Nie, to tylko przemądrzałe dinozaury, jaszczurki które
naczytały się książek, dzieci smoków przybyłych w zamierzchłych
czasach na międzygwiezdnych krążownikach, najprawdopodobniej coś
koło tego - kosmos niby w grze komputerowej na początek daje nam
jakby najprostszego przeciwnika, bo ich spryt i matnia, którą
możliwe że to właśnie one nam skonstruowały, owszem wyglądają
na nieziemsko inteligentne, nieludzko bystre i diabelsko przebiegłe
- ale nadal potrafimy je przeniknąć i wyjaśnić w naszych słowach,
więc jednak nie jest to dla nas takie niepojęte i najbardziej
przykre jest w tym tylko to, że kiedy o tym mówisz i komuś to
opisujesz, chyba nie da się uniknąć przy tym wrażenia, że to
wszystko nie mogło się tak ułożyć samo ani przypadkiem, a
jednocześnie raczej nie mógł tego wymyślić człowiek, skoro
ludzie ledwo potrafią to ogarnąć i zacząć pojmować - takiego
przekrętu nie wykombinowałby ani Grobelny, ani Bagsik, to
reprezentuje inny format planowania i niespotykany rodzaj genialnej
brawury synchronicznie dopinającej się na ostatni guzik z wielu
stron i dziedzin - ten matriks, którego zapracowani więźniowie
sami na wyścigi tłamszą buntowników, stając w obronie iluzji, że
wszystko jest o.k. i ładnie pięknie; druty kolczaste nie są tu
potrzebne, w tym systemie nawet Twoi najbliżsi bez ceregieli
przepuszczą Cię przez przykry magiel własnych lęków i
frustracji, gdy tylko spróbujesz pozbawić ich podstawowych złudzeń
typu "jest dobrze, prawda leży na stole, a złe rzeczy już się
nie dzieją" i zachęcić do wyrobienia sobie na jakikolwiek
temat poglądu rozbieżnego z telewizorem; no a mało kto będzie
chciał uciekać z więzienia, w ogóle o nim nie wiedząc i/lub nie
chcąc w nie uwierzyć, ani że może istnieć jakieś więzienie, o
którym ci nie powiedzą, że w nim jesteś. O ile nie zmywasz
podłogi w podziemiach jakiegoś zamku np. w Bawarii czy Lotaryngii,
to w sumie nie wiadomo, czy taka zostawiająca większość
paranoików daleko w tyle perspektywa jest poprawna i czy na pewno
istnieją te sekty gadoidów lub hybryd, których podszytą strachem
ambicją jest kontrolowanie naszej rzeczywistości - szkoda, że
pomimo tylu relacji nikt nie próbuje tego wyjaśniać, to jednak
nieco dziwne i niepotrzebnie podsyca niepokój już przecież
wywołany przez doniesienia z całego świata. Może to tylko
prowokacja tajnych służb i lansowany ze spokojem projekt wielkiej
ściemy, ale jednak trochę jest tych świadków, legend i
starożytnych posążków na temat - więc coś musi w tym być
prawdy, nie wiadomo tylko, dokładnie ile - i nad tym też oczywiście
nie pracują po uniwersytetach, bynajmniej, raczej analizują dzieła
Da Vinci'ego albo Kanta, które nikogo normalnego nie obchodzą
bardziej niż zgniłe jajka na śmietniku. Jaka może być tego
przyczyna, czy tak powinno być, że jedni się męczą i boją po
domach, drudzy znikają, a trzeci udają, że nic się nie dzieje
albo naprawdę w ogóle o niczym nie słyszeli? A jak by się sprawy
miały, gdyby to wszystko była prawda i faktycznie istniały jakieś
grupy, którym zależałoby na utrzymywaniu tak głupawej sytuacji i
bezsensownego ukierunkowania prac myślicieli..? Każdy, kto się z
kimś kiedyś zmagał, wie, że aby pokonać niektórych
przeciwników, trzeba ich najpierw docenić; zresztą to właśnie
jest według wielu badaczy słabość gadoidów/hybryd - one nie
potrafią tego zrobić, są za bardzo uzależnione psychicznie od
swojego poczucia wyższości, gdyż to na nim opiera się ich moralne
przeświadczenie, że mają prawo nami władać. Chwilowo
najwyraźniej mają przewagę, ponieważ one wiedzą o naszym
istnieniu, a my się dopiero zastanawiamy, wciąż mają wpływ na
nasze prawa i poglądy, wiedzę którą wtłaczamy dzieciom i
zapatrywania uznawane przez nas za normalne, podczas gdy my
wyśmiewamy się nawzajem, że ktoś w ogóle wierzy w ufo i że
władze mogłyby cokolwiek na ten temat ukrywać przed opinią
publiczną, że coś mogłoby być "nie tak"; ale sytuacja
może się nagle zmienić i wtedy na czym będzie polegała ich
przewaga - że ich jest może kilka tysięcy, a nas kilka
miliardów..? Jeśli ten nasz matriksopodobny system to sprawka
powiedzmy tych hybryd, to one teraz muszą już być nieźle
wystrachane i nie cofną się przed niczym, tak jak nie mogą
zatrzymać przemian masowej świadomości mieszkańców planety - bez
sensu byłoby przypuszczać, że po tych wszystkich wiekach teraz tak
po prostu poddadzą się bez walki ani kombinacji, żadnej próby
nowej globalnej machinacji lub chociaż postawienia apokaliptycznej
zasłony dymnej w charakterze osłony odwrotu - tylko ze spuszczonymi
głowami rozejdą się po domach, aresztach i izolatkach, jak
niezaradne nieśmiałe dzieci; w niezależnym obiegu informacyjnym
rzadko można trafić na życzenia spokojnego wieczoru, natomiast
dość często zdarzają się praktyczne porady dotyczące
zgromadzenia w plastikowych pojemnikach (nie pękną po zamarznięciu)
dużej ilości wody pitnej oraz jedzenia, do którego przygotowania
nie potrzeba będzie gotowania; osobom bardziej zapobiegliwym zaleca
się ukrycie tego wszystkiego w jaskini położonej możliwie wysoko
nad poziomem morza i/lub wydrążenie sobie sieci tuneli a'la
żołnierz Wietkongu, w których dałoby się przez pewien czas
mieszkać; internautom przydatne mogą się okazać ekrany
osłaniające sprzęt przed działaniem impulsów
elektromagnetycznych; rachuby czasowe dotyczące zamieszania i
anarchii w efekcie wybuchu III wojny światowej lub przetoczenia się
megakataklizmów mówią o okresie około półtora roku, który
trzeba by jakoś przepękać, utrzymując się przy życiu głównie
za pomocą pozytywnych myśli i podążania za dobrymi
przeczuciami.
Jeśli
ci reptilianie to ściema, to i tak jest problem, bo w takim razie
istnieje grupa zdolna do wywołania globalnego niepokoju za pomocą
skoordynowanej manipulacji uruchomionej na wielu kontynentach
jednocześnie - mielibyśmy tu przynajmniej Wlk. Brytanię (James
Casbolt), RPA (Credo Mutwa) i USA (Stewart Swerdlow) - przy czym to
pewnie nie ci sami, co popełnili 11 września, bo tamci chyba nie
potrafiliby nabrać nawet konduktora PKP na odcinku 33 km, więc
gdzie im do wpuszczania w maliny światowej czołówki niezależnych
myślicieli i badaczy tematów, o których lepiej nie mówić, bo to
śmieszne, poza tym można zginąć, a jednocześnie jest się chorym
psychicznie. Mimo wiarygodności doniesień i przychodzących w
sukurs legend, nawet mnie nie jest łatwo uwierzyć w te gadoidy -
choć uhonorowałem je tu powyżej tyloma akapitami, że wydawałoby
się, iż przyzwoicie z mojej strony byłoby mieć 100% pewność co
do ich obecności między nami. Nie wiem, może to jest tak, że ich
tu póki co jest tak mało, a już tyle osób myśli o nich
wieczorami, skoro nie mówią o tym w telewizji - że wynikła za
duża dysproporcja i ich istnienia nie starcza na poczucie realności
dla wszystkich, którzy gotowi byliby w nie wierzyć; a może już
się zwinęły albo tajne służby je przetrzebiły, a w niezależnym
obiegu informacyjnym mamy informacje sprzed 15 lat. Jest jednak
jeszcze taki wariant, któremu niestety w sumie niewiele przeczy, że
to jest wszystko prawda, tylko szalenie trudno w nią uwierzyć, a to
dlatego, że te potwory wciąż trzymają się mocno i komponują
medialno-naukową papkę dla miliardów, jak przedstawiono powyżej
mocno chrzczoną, nauczyły nas co jest rozsądnym poglądem, a co
przejawem szaleństwa i to stąd się biorą ilustrowane tu
paradoksy; więc chyba jednak warto poruszać tę tematykę, póki
się to jakoś nie wyklaruje i nie będzie można co do tych tematów
na czymś konkretnym oprzeć swojego spokoju ducha i postawy biernego
oczekiwania na wydarzenia "wieczorem przed telewizorem";
jeśli to się potwierdzi, to na pewno niczyja to wina, że urodził
się z 50% genów z kosmosu, a nie np. z 48% i by się nie
przemieniał w spragnioną ludzkiej krwi dziwną postać, budzącą
wkoło niechęć i zmuszoną do ukrywania się przez całe życie -
rozumiemy je, ale przecież nie będziemy tak stać i czekać, aż
nas zjedzą, tylko te wszystkie relacje i tak trzeba będzie prędzej
czy później prześwietlić, zanim nas może skotłują do reszty -
bo jak widać, już chyba wcisnęły naszym przodkom parę niezłych
kitów i ledwo będziemy w stanie udźwignąć i zrzucić z siebie tę
całą ściemę, aż tak nas już wkręciły i wielu z nas nadal
codziennie przyczynia się do tego w zamian za sowite wynagrodzenie;
"sowite" - ciekawe, skąd to się wzięło...; a może
gadoidy nawet nie istnieją i to ktoś inny robi sobie jaja, grupy
interesów, których nawet nie potrafimy nazwać ani opisywać w
wielu zdaniach - technologia z przerwanego w roku 1984 Project
Montauk umożliwiałaby zorganizowanie tak szeroko zakrojonej
mistyfikacji, włącznie z pojawianiem się głosów w głowie Davida
Icke'a i przedstawiających dwunożne jaszczury hologramów wokół
sylwetek niczemu niewinnych osób - kto podrąży informacje
dotyczące tego typu programów, bez wątpienia to zrozumie i co miał
na myśli Phil Schneider mówiąc, że tajne technologie wojskowe
wyprzedzają publiczne o ponad 1000 lat. Generalnie ci kosmici od
Wilcocka i Plejaranie od B.M. mówią, żeby zawsze patrzeć we
własne serce i podążać za intuicją, choćby w gazetach i
naukowych traktatach opisywano ją jako nic nie wartą i nikomu nie
potrzebną przybłędę, choćby w telewizji psychologowie i inni
eksperci mówili, żeby nie ufać przeczuciom i dużo myśleć,
rozsądnie, to znaczy według praw i kanonów opinii propagowanych
jako prawidłowe i najlepsze - oni tak mówią, ci kosmici, że
myślenie to jest jak gdyby druga liga, a ekstraklasa to byłyby te
niejasne przeczucia i "tknięcia", więc raczej nie
znajdzie szczęścia ten, kto nie będzie podążał za głosem
intuicji ani pielęgnował w głowie dobrych myśli; poza tym w
komórkach naszych ciał są jakieś kwasy i tam jest podobno zawarta
cała wiedza, mądrość wszechświata, pamięć poprzednich wcieleń,
w ogóle w każdy kawałeczek kosmosu jest na zasadzie fraktala od
początku wkodowana cała prawda o nim całym, wzory DNA również
skomplikowanych istot oraz inne ciekawe informacje - to dlatego nasze
przeczucia są trafne, ponieważ tak naprawdę jesteśmy dużo
mądrzejsi, niż moglibyśmy przypuszczać na podstawie stanu wiedzy
naszej współczesnej nauki; zwłaszcza, jeżeli potrafimy ów bank
danych uruchomić i korzystać z niego choćby w niewielkiej części,
do czego można dążyć poprzez medytację i życie zgodne z prawami
stworzenia (ang. 'laws of Creation'), czyli skupione na poszukiwaniu
miłości, prawdy i mądrości (umiejętności praktycznego
wykorzystywania wiedzy), by nie wchodzić nikomu w drogę i nigdy
niczego nie narzucać, na dążeniu do samorozwoju i ewolucji
duchowej - życie bez postępu w sferze ducha jest całkowicie
zmarnowane jako wcielenie, bo to akurat o to chodzi w tej grze w
reinkarnację, którą da się ukończyć; ufać najlepiej przede
wszystkim sobie, nie żadnym radom z zewnątrz, chyba że chodziłoby
o znaki kosmosu albo losu - nad nimi warto się zastanawiać i zawsze
jest ku temu okazja, bo każda chwila jest znakiem, efektem naszych
działań i myśli - sorry Winnetou, ale nie ma przypadków (ich
istnienie wykluczyła już zresztą nasza matematyka) - nie jest
jasne, czy dotyczy to również wypadków komunikacyjnych, chyba
właśnie nie, takie nagłe zgony bywają w sprzeczności z zamysłami
kosmosu. Jeśli chodzi o kontakt z kosmitami, to fajnie jest mieć w
głowie jakąś łączność, ale też trzeba pamiętać (tak mówią
np. Plejaranie, Alex Collier oraz rozmaici niezależni badacze), że
tam w przestrzeni czai się również wiele zwodniczych istot, które
chciałyby zrobić karierę i szukają naiwnych. Amerykański badacz
Jim Marrs, który do ufo dobrnął badając sprawę zamachu na
Kennedy'ego od dnia jego przeprowadzenia i otwarcie mówi, że nie
porusza tematu hybryd stanowiącego główny wątek dociekań Davida
Icke'a, ponieważ jego zdaniem ludzie raczej straciliby
zainteresowanie całym jego przekazem (podobnie kiedyś wypowiadał
się np. Alex Jones w ogóle o 'reptoidach' jako wątku niezależnego
obiegu informacyjnego, ale on chyba cały temat ufo do niedawna
postrzegał jako jeszcze zbyt kontrowersyjny, a do dzisiaj go nie
omawia, gdyż wedle jego słów "za dużo jest w nim
dezinformacji i dziwaczności"; William Cooper przed śmiercią
uznał większość krążących w obiegu informacji za fałszywki
spreparowane przez służby, w tym dokumenty MJ-12) - no więc ten
Jim Marrs ma takie powiedzonko: "patrzenie na przelatujące po
niebie ufo i zastanawianie się, czy pilotujący je kosmici są
dobrzy, czy źli, jest jak patrzenie na przelatującego Boeinga i
zastanawianie się, czy lecący nim ludzie są dobrzy, czy źli".
I moja refleksja, jako początkującego badacza z Polski: "może
z tymi mieszkańcami innych planet to jest tak samo, jak z
mieszkańcami naszej - trafisz na tych, na których masz
trafić..."
W
sumie pewnie uczciwie byłoby zrobić podstronę z moimi (?)
refleksjami, bo tutaj gdzieniegdzie je powplatałem i pododawałem do
czyichś relacji lub opracowań. Mam jeszcze kilka, ciągle się
pojawiają - wiadomo, człowiek myśli o tym raz po raz, nie cały
czas można oglądać telewizję (tak naprawdę robię to codziennie,
często godzinami, chociaż mam tylko dwa kanały - też lubię, jak
coś gra [zresztą podobno Szarym to przeszkadza...]) - to może od
teraz będę po prostu te swoje myśli ograniczał - dopisywał do
niniejszego akapitu. "Jeśli nienawidzisz hybryd, to wyluzuj -
bo w następnym wcieleniu możesz być jedną z nich". "Jeśli
chcesz pokonać Oriona, postaraj się pokonać go najpierw we własnym
sercu" - łał, jakie banalne, ale tak naprawdę to jest niezłe
i na moje wyczucie tkwi w tym sensu, co niemiara - "ewentualnie
możesz spróbować się z tym Orionem pogodzić - też dobry
pomysł..."
Najbardziej
przemilczane w mediach hipotezy niezależnych historyków:
Teoria
Davida Icke'a, że biegiem dziejów ludzkości od tysięcy lat ze
zmiennym powodzeniem usiłują sterować hybrydy ludzi i
gadopodobnych starożytnych przybyszy z kosmosu, funkcjonujące długo
m.in. pod szyldem arystokracji - do dziś kojarzą się między sobą
i zza kulis kontrolują świat zachodu jako rody królewskie i
bankierskie oraz słynne dynastie polityczne; ostatnio zmodyfikowały
genetycznie jedzenie, żeby ogłupić ludzi jeszcze bardziej i
wybrakować ich DNA, które ewoluuje w związku z rokiem 2012 na
zasadzie roślinki wystawionej do słońca, jako że faktycznie nad
naszym układem planetarnym wschodzi jakieś Centralne Słońce
Galaktyki i zaczynają w nas strzelać jego niewidzialne promienie -
ono jest daleko, ale jak 'przygrzeje', to się nam może wszystkim
nagle poprzewracać w głowach, to znaczy tak pozytywnie i na
zasadzie otwarcia oczu - może to wręcz okazać się zmianą
analogiczną do zainstalowania nowej wersji systemu operacyjnego na
komputerze: na początku trudno się będzie połapać, ale potem
wszystko stanie się łatwiejsze i bogatsze o nowe możliwości,
niektóre wręcz przełomowe; dlatego na najbliższe lata (do roku
2020; w sumie nie wiadomo, kiedy przypadnie to apogeum
transformacyjnego promieniowania kosmosu - w roku 2012 czy np.
dopiero w 2029, każdemu obliczenia wychodzą inaczej) totalnie
spanikowana i zdesperowana grupa próbująca utrzymać władzę na
Ziemi planuje wszczepienie wszystkim mieszkańcom planety
mikroczipów, cały czas pracują nad pretekstem nie do odrzucenia
typu "pieniądze straciły wartość, a przecież nie będziemy
teraz drukować wszystkiego od nowa, bo szkoda lasów",
"zwłaszcza, że właśnie rozpoczyna się inwazja ufo, nie ma
czasu" albo "przecież trwa III wojna światowa, nie
dyskutuj i nie opóźniaj kolejki" - a te czipy to będą
prawdziwe cudeńka techniki naszych czasów, niestety takiej, o
której nic nie wiemy, ponieważ nikomu nie wolno nam o niej
opowiadać, "dla bezpieczeństwa narodowego" albo
"światowego" - a jednak znaleźli się odważni ludzie,
którzy pracowali nad tymi urządzeniami i maksymalnie przed nimi
przestrzegają, charakteryzując je jako mikroskopijne konie
trojańskie o funkcjonalności rozszerzonej na sfery, które
współczesny publiczny obieg naukowy w dalszym ciągu uważa za
niemożliwe do badania drogą doświadczalną, np. uznając techniki
fotografowania ludzkiej aury za niepoważne insynuacje z kręgów
osób myślących magicznie.
Teoria
Michaela Tsariona, że Atlantyda to ukrywany fragment prawdziwej
historii naszej planety, a w Azji istniała też wtedy Lemuria, gdzie
prym wiodły istoty o głowach węży, również nietutejsze; że
wojny i bitwy kojarzone z ostatnich pięciu wieków to często były
rytualne ofiary składane kontrahentom z innego wszechświata
(niejakim "Makrofagom") przez istoty uwięzione od tysięcy
lat na Ziemi, które chcą się stąd wyrwać, ale nie potrafią
samodzielnie pokonać bariery uruchomionej w antycznych czasach wokół
naszej planety być może właśnie w celu ich odizolowania, niby w
poprawczaku albo psychiatryku; portal do wymiaru Makrofagów miał w
postśredniowiecznej Anglii otworzyć John Dee, nadworny magik -
czyli osoba wtajemniczona w przedpotopową wiedzę zaawansowanych
cywilizacji, dziedzictwo skrycie przekazywane wybranym zaufanym,
znane też jako "wiedza ezoteryczna", "tajemna religia
Babilonu" etc. - w imieniu królowej podróżował on również
w rozmaitych sprawach po Europie (bawił m.in. w Polsce,
doprowadzając do bankructwa hrabiego z Sieradza, który jako
postępowy szlachcic najwyraźniej wierzył w byty pozaświatowe już
w roku 1583), a swoje listy podpisywał ..."007" - był
pierwszym słynnym brytyjskim agentem i jego fama odbija się
pokątnym echem jeszcze w naszych czasach. Według Michaela Tsariona
owym istotom, których przodkowie stracili cały sprzęt w
kataklizmach spowodowanych wojną, gdy ich cywilizacja legła w
gruzach i w dodatku na dnie oceanu - zależy jedynie na
zrekonstruowaniu potrzebnej do odlotu technologii, nie na rozwoju
duchowym ludzkości, w ogóle - to stąd ta obserwowana w naszej
epoce dysproporcja (według wszystkich najróżniejszych kosmitów
technologicznie jesteśmy całkiem nieźli, ale duchowo - tragiczni).
Poszlaką przemawiającą za składaniem megaofiar z ludzi pod
przykrywką wojen i bitew, gdy wystarczy ich na siebie napuścić i
już sami się potem powyrzynają w odpowiedniej liczbie, miałyby
być uderzająco podobne znaczki obecne na hełmach, czapkach i
naramiennikach żołnierzy walczących stron - pięcioramienne
gwiazdki, wężyki, diamenty i inne tego typu symbole, które
stanowią potwierdzenie dla Makrofagów i/lub kod dla algorytmu
skanującego wszechświat, że krew danego poległego ma zostać
przelana "na ich konto" - bo to właśnie jej morza
zażyczyli sobie w zamian za wytłumaczenie, w jaki sposób
przeniknąć barierę (tak się składa, że ludzka krew jest jednym
z najcenniejszych surowców w kosmosie, np. z naszego lokalnego rynku
więcej warte byłyby już chyba tylko genomy różnorakich form
żywych); w skrócie Tsariona owo wytłumaczenie szło zaś mniej
więcej tak: "musicie nauczyć się, jak tworzyć masę z
energii; ale wy jesteście tak głupi, że najpierw trzeba wam
wytłumaczyć, w jaki sposób uzyskać energię z masy" -
rozszczepianie atomów to był więc jak gdyby koniec pierwszego
semestru w tym ponurym studium, za które czesne stanowiła krew
naszych przodków; a'propos: nasilenie wysypki uniwersytetów na
mapie Europy przypadło akurat na okolice połowy poprzedniego
tysiąclecia - według irlandzkiego badacza to możne rody wykładały
pieniądze na placówki niezbędne do przetwarzania i gromadzenia
wiedzy transmitowanej z innego wymiaru rok po roku, dekada za dekadą
i wiek za wiekiem, kto wie - może jeszcze po dziś dzień, jeśli ta
rekonstrukcja faktów jest trafna i jeszcze nie wydarzyła się owa
"ucieczka z planety Ziemia"; z drugiej strony trzeba
przyznać, że w przeciwieństwie do większości omawianych tu
powyżej i poniżej 'teorii' spiskowych, ta akurat nie może się
poszczycić podparciem w słowach jakichkolwiek byłych wojskowych
czy naukowców z tajnych projektów - to tylko Michael Tsarion
przeczytał te wszystkie stare książki i tak mu się wydaje, że to
chyba musiało być jakoś tak, coby jak najwięcej faktów do siebie
pasowało.
Teoria
m.in. Alexa Jonesa, Jordana Maxwella (dziadek ma prawie siedem dych,
a jeszcze odbiera telefony z pogróżkami na serio - nie to, co nasi
nieugięci dziennikarze śledczy, dziwnym trafem z wyglądu
przypominający rozleniwionych Rzymian), jak również doktora Johna
Colemana, Michaelów Parentiego, Rupperta czy Chossudovsky'ego (2
profesorów + były agent FBI postrzelony na samym początku
publicznej działalności - innego ktoś zamordował na wakacjach na
plaży po 2 tygodniach od przerwania przezeń milczenia w temacie
'służby & dragi') oraz wielu innych znanych i nieznanych osób
- że władze USA od lat 90-tych fingują na własnym terytorium
zamachy terrorystyczne w celu wygenerowania społecznego przyzwolenia
dla radykalnych zmian prawnych, niemożliwych do przeforsowania w
innych okolicznościach, gdyż przekształcających ustrój tego
potężnego państwa w totalitarny system a'la Wielki Brat, gdzie nie
inaczej niż w Chinach albo Korei Północnej, każdego niewygodnego
mądralę będzie można zamknąć jeśli nie pod zarzutem terroryzmu
- a szkoda... - to chociaż za działalność
antypaństwowo-wywrotową, szerzenie dezinformacji itp. A te
amerykańskie elity polityczne to nie dość, że same marionetki
bankierów, zbrojeniówki, nafciarzy, tajnych stowarzyszeń i
międzynarodowych sitw z ONZ, nie mówiąc o działających jawnie
grupach w stylu Bilderberg, Komisji Trójstronnej (Trilateral
Commision) czy Komitetu 300 (The Committee of 300), które w ogóle
wywindowały ich do tych najwyższych kręgów władzy - to jeszcze
niekiedy okazują się być normalnie jakimiś satanistami na pół
gwizdka, w każdym razie siedzą w dość dziwnych klimatach,
sfilmowanych dopiero niedawno ukrytą kamerą w niedostępnym
Bohemian Groove, gdzie co roku spotykają się, aby oddać cześć
wiadomo komu: uosabianemu 13-metrowym pomnikiem starożytnemu 'bogu'
z nieludzką głową, niejakiemu Molochowi, któremu przed wiekami
m.in. w Kartaginie hurtem składano w ofierze nie zwierzęta, lecz
dzieci, podpalając przy tym ich ciała - i ciekawy zbieg
okoliczności, również utrwalony na wideo, że teraz parę metrów
od tego pomnika mają tam metalowy sztuczny ludzki szkielet o
zabarwieniu wskazującym na dłuższą znajomość z
ogniem...
Inne
ciekawe pogłoski: Bilderbergowie to naiwniacy, którzy myślą, że
są międzynarodowym ciałem pracującym m.in. nad problemem ufo i
innymi takimi globalnymi, a tak naprawdę nic nie znaczą - podobnie
jak u Masonów, Iluminatów czy w CIA, w głowach aż huczy od
szumnych haseł, ale w praktyce funkcjonuje struktura piramidki,
czyli o wszystkim decydują ci na samej górze, ze ścisłego
kierownictwa, to oni wyznaczają działaniom kierunki, a często
nawet nie wiadomo, czy to nie np. jakieś pół-potwory z kosmosu
albo coś w tym stylu - stąd w naszym świecie taka promocja
nieprawości, głupawki i nagonki na myślących logicznie, czyli
normalnie wyciągających wnioski z faktów, zamiast czekać na nie o
ustalonej porze przed telewizorem.
Czyżby
więc USA były takim samym niedemokratycznym imperium, jak niegdyś
ZSRR, tylko że zamiast strachu przed zesłaniem do łagru lub
straceniem, w tym modelu oligarchii funkcjonalne posłuszeństwo
dołów opiera się po prostu na ludzkiej chciwości..? A jeśli
chodzi o nasz kraj, to podobnie jak w komunizmie, w nowym systemie po
kręgach władzy mogą pałętać się tylko ci, którzy w zamian za
zaszczyty są gotowi o wielu sprawach milczeć, jak gdyby nigdy o
nich nie słyszeli..?
Czy
to możliwe, że wszędzie wokół nas znajduje się inny wymiar, a w
nim przebywają i zmagają się istoty, które przeszły już do tzw.
czwartej gęstości, ale czasami jeszcze, żeby coś załatwić,
wyświetlają się nam w naszej trzeciej, poniżej której nie ma już
żadnej gorszej (czyli mniej magicznej, a bardziej skondensowanej,
materialnej)..? Czy to przypadkiem nie o tym byłyby te zapisy w
świętych księgach starożytności, wersy o demonach i aniołach
pojawiających się nagle, a następnie znikających z powrotem w
niewidzialnej sferze? Czy to może je widują czasem koty i niektórzy
ludzie rzekomo zdolni do postrzegania aury..?
Czy
światoobraz z telewizora jest fajny, czy zakichany że mdli? Czy
nasze przekonania i poglądy, duchowe zapatrywania na sprawy,
pozwoliły nam na wygenerowanie społeczeństwa tętniącego
życzliwością i szczerością? A jeżeli nie, to gdzie tkwią błędy
i pomyłkowe rozwiązania, niecelne strzały i fałszywe
założenia?
Dlaczego
tyle tysięcy lat ludzie jedli normalnie i nic im nie było, a teraz
nagle trudno jest przeżyć tydzień bez spożycia czegoś
zmodyfikowanego genetycznie, obojętnie w jakim zakątku kuli
ziemskiej by się nie żyło? Co jest grane, kto o to prosił, czemu
w ogóle nie mówi się o tym, jak to ohydnie smakuje, np. tych
niektórych pomidorów w ogóle nie da się jeść - ciekawe
dlaczego, skąd się biorą w ludziach te doznania i odczucia,
których nierozsądnie jest słuchać, bo to wszystko zostało
naukowo przebadane, że jest dobre i zdrowe..?
Gdy
jesteś kimś takim samym, jak wszyscy, masz takie same poglądy,
ubrania, sposoby strzyżenia się, zachowywania i spędzania wolnego
czasu - łał, ekstra, 10/10 normalności i bycia kimś elegancko
ułożonym, na poziomie, z klasą. A jeżeli robisz to, na co masz
ochotę, nosisz się na własną modłę i działasz po swojemu,
myślisz za siebie i samodzielnie analizujesz ten świat - wiesz co,
trochę odstajesz od reszty, sorry, ale chyba z Ciebie jakiś
dziwoląg i ktoś nieco fiśnięty, a może nawet bardzo. Czyli
normalne jest bycie posłusznym zastanym regułom i podległym
przedstawianym postawom, innymi słowy - życie na łańcuchu
tchórzostwa; natomiast bycie sobą, odważne manifestowanie własnej
wolności - nie, to już nie jest takie na miejscu ani do rzeczy, no
i w ogóle po prostu nie wypada, wychodzenie przed szereg jest
generalnie w złym guście i zazwyczaj szybko spotyka się z
odpowiedzią tych, którzy umieli zachować kulturę i nie wydziwiać,
którzy zresztą zawsze to potrafią, bez przerwy przez całe życie
non stop są normalni 100% według standardów danej epoki, nikt im
nie zarzuci... No pewnie, rozumie się samo przez się - to
naturalne, ludzie sami do tego doszli, że to tak jest, po prostu w
pewnym momencie to odkryli i wpoili sobie samym na masową skalę,
żeby fajniej się żyło. A tak poza tym, to jeżeli chcesz
dowiedzieć się, jak być kimś lubianym przez innych - włącz
sobie dowolny serial na którym bądź kanale i szybko zaczaisz, że
przede wszystkim trzeba się dużo śmiać, być kimś pogodnym, nie
gadać o żadnych schizach, tylko spędzać dni na miłych chwilach i
rozrywkach - potem tylko naśladuj to w swoim codziennym życiu i
efekt murowany, już jesteś kimś "do rzeczy"; widzisz, to
wcale nie było takie trudne, tylko uważaj pilnie dalej: jeszcze
możesz sobie obejrzeć półgodzinne wartkie wiadomości w tv - to
wtedy będziesz się też znać, orientować, na bieżąco; no a
jeżeli zainwestujesz w siebie i zakupisz również jakiś prestiżowy
tygodnik albo miesięcznik, w którym przez cały rok nie znajdziesz
nawet jednego procenta podawanych tu informacji - to wtedy już
kwalifikujesz się w sumie do czołówki niezawodowych ekspertów od
rozmaitych ważkich zagadnień globalnego teatru, zarazem stylowo
śrubując rekordy wysmakowanej kontestacji współczesnej
rzeczywistości - czyż bowiem lśniący papier nie potwierdza
najwyższej klasy i wartości punktów widzenia wyłaniających się
z wydrukowanych na nim literek..? No przecież chyba świat nie stoi
na głowie? A może jednak, kurde. W Korei Płn. też mają prasę i
telewizję, a jeszcze mniej jest tam popaprańców, którzy na
wszystkie tematy muszą mieć własne zdanie i oczywiście zawsze
inne, niż prezenterzy telewizyjnych wiadomości. Jeżeli z tym
systemem, który nas ogranicza na co dzień i nikt tego nie
zakwestionuje, jest wszystko w porządku - to dlaczego nie
obserwujemy czegoś takiego w przyrodzie u innych gatunków zwierząt,
czemu w ich stadach bycie kimś właśnie się opłaca i zazwyczaj
przynosi korzyści, czyli to byłoby zupełnie odwrotnie, niż w
naszych nowoczesnych społeczeństwach, w których sądząc po
dawnych filmach, najbardziej nowatorska jest skala głupoty i
powszechnej degradacji do poziomu stworów o zgąbczałych mózgach,
których i tak nie mają już śmiałości używać. Dlaczego to tak
jest, że kiedy sobie włączysz telewizor, to na dłuższą metę
możesz od tego tylko zgłupieć, gazety też wyprowadzą Cię daleko
w pole, powtarzając kłamstwa różnorakich czynników oficjalnych i
agencji rządowych, którym zgodnie przeczą sami słynni byli
pracownicy tych agencji..? Czy taki opis sytuacji mieszkańcowi innej
planety nie wydałby się na mur beton fragmentem powieści z gatunku
globalistycznego kryminału sci-fi? A czy to czasem nie miało być
wszystko przejrzyście i pozytywnie w ramach współpracy pod egidą
ONZ, czy przypadkiem świat nie miał być piękny i dobry, a
możliwie często nawet szlachetny? Skoro jest zupełnie inaczej, to
chyba jednak sporo zepsutych tkanek zagnieździło się gdzieś w
strukturach władz i meganadawców naszej planety - ale zostawmy to,
niech tak już sobie będzie, w końcu było nie było, trzeba się
skoncentrować na własnym życiu i pracy, żeby potem móc dziecku
kupić zegarek, rower, pomóc utrzymać się na studiach - wszyscy
tak robią... Żeby nam potem dzieci nie wyrzucały, że za mało dla
nich zrobiliśmy, no nie...
Według
Davida Icke'a i Stewarta Swerdlowa zmienianie postaci dotyczy
wyłącznie osób, które mają dokładnie po połowie genów
ludzkich i gadoidzich; są to tacy jak gdyby Transformers, arcydzieło
inżynierii genetycznej prastarych kosmicznych cywilizacji, które
onegdaj m.in. w ten sposób próbowały przypieczętować pokój na
naszej planecie; nie jest ich dużo. Osoby z 49% genów pradawnych
króli mogą nawet niczego nie podejrzewać, jak blisko "były
szczęścia". Jednocześnie pojawia się niekiedy inna
interpretacja, mianowicie że gadoidzie sylwetki dotyczą tylko aury
- to ją i jej transformacje mieliby obserwować naoczni świadkowie
tego typu efektów wizualnych, czyli jak gdyby obca dusza wstępowała
wtedy w ciało człowieka, ale wyłącznie takie z odpowiednią
strukturą DNA. Słyszy się też, że zarówno hybrydy, jak i
gadoidy mają już dość chowania się i ukrywania na naszej
planecie - żeby móc pojawić się w publicznym obiegu i zacząć
chodzić pomiędzy nami bez budzenia zgrozy, mają zostać
przedstawione jako zbawcy podczas sztucznej inwazji obcych. Tak że
pamiętaj: jeśli widzisz smoka, diabła albo normalnego potwora, to
on tu przybył jako wolontariusz z innej planety i możesz mu
spokojnie zaufać, bez obaw powierzać opiekę nad dziećmi itd. -
niedługo tak powiedzą z telewizora...
Inne
ciekawe informacje: kiedy gdzieś około przełomu lat 80-tych i
90-tych Rosjanie ogłosili strefę buforową w kilkusetkilometrowej
przestrzeni ponad swoim krajem, udowadniając, że nie żartują,
zestrzelili m.in. co najmniej jeden statek Plejadian (info: Phil
Schneider), którzy tu jeszcze wtedy latali - wszyscy miłośnicy
radzieckiej myśli technicznej mogą więc z dumą zapisać na jej
konto uziemienie rydwanu bogów, jako że lepszych 'bogów' od tych
Plejadian zdaje się nigdy u nas nie było. Przy okazji: Plejadianie
utrzymują, że niestety musieli nas opuścić - ale my pamiętamy,
co mówili, żeby nigdy do końca nie wierzyć żadnym
kosmitom...
Podobno
od połowy XX wieku na Ziemi w dużych ilościach rodzą się osoby w
pełni telepatyczne - to ich hybrydy boją się najbardziej i to z
myślą o nich wyjeżdżają z tymi wszystkimi podejrzanymi
szczepionkami, dziwnie smakującym jedzeniem i elektronicznymi
implantami - żeby powstrzymać ich przybierającą na sile łączną
moc, która słusznie wydaje im się groźna. Cały system
galaktycznego imperium gadoidów ma strukturę feudalną, funkcjonuje
w nim ścisła hierarchia i totalna odgórna kontrola - stanowiący
miszmasz "Roku 1984" i stanu wojennego Nowy Porządek
Świata (alias Nowy Światowy Ład; ang. 'NWO') widomie
przygotowywany w USA i według przecieków tak samo pod stołem w ONZ
(gdzie zresztą Stany też przecież nie siedzą w kącie słuchając,
co proponują inni), to będzie taki ziemski odpowiednik i
przedłużenie tejże struktury: dzięki powołaniu jednego
globalnego rządu stojącego ponad zmarginalizowanymi władzami
wszystkich krajów, nareszcie możliwe będzie sprawne kontrolowanie
całej ziemskiej populacji przez wąską, elitarną grupę -
technologia już to umożliwia, więc czemu by nie spróbować; a że
przy okazji wszyscy ludzie akurat będą już mieli wszczepione
elektroniczne radiotransmitery, to sytuacja będzie jeszcze bardziej
opanowana i znacznie trudniejsza dla niepokornych, niż teraz, kiedy
i tak nie są w stanie obudzić w osobach o wysoko przetworzonych
świadomościach głosu sumienia ani głodu godności.
Rozsądnie
jest interesować się ufo i zbierać te wszystkie niesamowite
opowieści, skoro się nie wie, które są prawdziwe, w naszych
czasach to może być wręcz bardziej w porządku wobec świata, niż
onegdaj uczestnictwo w ruchu harcerskim - ale myślmy trzeźwo i
bądźmy rozsądni: istnienie istot zdolnych do posiadania dwóch
różnych form fizycznych i przełączania się pomiędzy nimi jest
raczej niemożliwe. Nasi naukowcy z publicznego obiegu zaprezentują
takie bakterie pewnie dopiero za 20 lat, poza tym nawet w filmach s-f
za bardzo nie występują tego typu istoty, to znaczy o ile nie
pojawiają się wątki z legend (ale przecież wiadomo, że legendy
to same bajki, 100% wszystkich, 101% - po prostu kiedyś ludzie
powtarzali sobie z pokolenia na pokolenie jakieś brednie, ale to
były kompletne bzdury, bardzo zbliżone w najrozmaitszych zakątkach
kuli ziemskiej, lecz uczeni zgodnie pracują nad przekonującym
wytłumaczeniem tych zbieżności, chociaż na razie niestety bez
sukcesów i póki co najlepiej jest w ogóle o tym nie mówić,
zresztą to 'niepoważny' temat) - więc jak choćby najstarsza i
najbardziej zaawansowana technologicznie cywilizacja w naszej
galaktyce mogłaby skonstruować takie stworki nawet po trwających
miliardy lat badaniach i eksperymentach na milionach planet? Nie,
jeśli czegoś takiego nie było w ziemskich kinach na filmach z
początków XXI wieku, to kosmos może już sobie dać spokój na
zawsze w obydwie strony czasu - nikt nie osiągnie więcej, niż
potrafili to sobie wyobrazić słynni Ziemianie, którzy świetlanego
poziomu geniuszu własnej cywilizacji dowiedli w obliczu gwiazd
choćby przecież tym, jak potraktowali własną planetę; czegoś
takiego nie da się opracować - to chyba jasne, że trzeba będzie
jakoś inaczej wytłumaczyć te wszystkie doniesienia, skoro to po
prostu nie mogło być to, co ludzie widzieli - nie pasuje do naszej
wiedzy o świecie, więc to zupełnie nienaukowo w ogóle zastanawiać
się nad tym na serio, chociażby nawet i 1000 pojawiało się co
roku nowych tego typu relacji - masowe halucynacje się zdarzają,
naukowcy już dawno doszli do tego wniosku.
Według
Plejaran najlepsze myślenie nie jest ani pesymistyczne, ani
pozytywne, tylko obiektywne - konkretne, oparte na faktach z
rzeczywistości i prawach istnienia, a nie orbitujące wokół
płonnych nadziei czy życzeń z kapelusza, ani tym bardziej
negatywnych wkrętek - im bardziej negatywnie myślisz, tym szybciej
robi się jeszcze gorzej, to nigdy nie pomaga. Kiedy masz w głowie
jakąś myśl, to ona błyskawicznie wypromieniowuje w kosmos i po
pewnym czasie wraca pod postacią zdarzenia, ale z niejako
"odwróconym znakiem" - to jest akurat taki podpunkt, że
tutaj każdemu jest trudno zrozumieć, o co dokładnie chodzi i jak
to działa. Wszystkie myśli wszystkich ludzi wszystkich epok są pod
kątem ostatecznego obliczenia punktów i zwrócenia doświadczeń
zapisywane w elektromagnetycznym banku pamięci zlokalizowanym na
orbicie Ziemi i nazywanym Kronikami Akaszy (ang. "Akashic
records" od słowa 'akaśa' w sanskrycie oznaczającego niebo -
przestrzeń - eter) - znajdują się tam również zapisy poprzednich
wcieleń wszystkich mieszkańców planety i kosmici mogą je sobie w
razie czego wyświetlać, jeżeli się kimś interesują albo chcą
mu pokazać parę motywów. Plejaranie często mówili też
Billy'emu, że jest jedyną osobą na Ziemi utrzymującą fizyczne
kontakty z przybyszami z innych planet - według wielu oznaczałoby
to, że np. Alex Collier i Barbara Marciniak dali się na coś
nabrać; z kolei ich zwolennicy uważają, że to B. Meier wymyśla,
dał się wkręcić albo zazdrości innym popularności, bo mu się
kontakt urwał; wprawdzie sympatyczna pani Marciniak wcale nie
twierdzi, że przytrafia się jej coś więcej, niż jak gdyby cudze
myśli w głowie - niemniej jednak Plejaranie rzekomo określili ją
jako osobę pogrążoną we własnych urojeniach, a sam Billy zawsze
bardzo krytycznie wypowiadał się o "channelingowcach",
czyli osobach siedzących sobie w domu i odbierających wieczorami
transmisje od kosmitów. A'propos tej w naszych czasach niemalże już
plagi fizycznych bądź telepatycznych 'kontaktowców' - często o
taktyce drużyny przeciwnej mówi się, że polega w dużej mierze na
rozpowszechnianiu prawdy "modyfikowanej semantycznie",
czyli zmyślnie skażonej dezinformacją - patrz np. chrześcijaństwo;
to znaczy chodziłoby o takie przemycanie kłamstw wśród prawdy i w
jej atmosferze, żeby ludzie uwierzyli czując, że coś w tym
jest.
W
wywiadzie radiowym Alexa Jonesa z Davidem Icke z 3 lipca 2008 (chyba
się pogodzili - emisja w j. ang.) obydwaj zgodzili się, że Obama
też jest be; Alex zwraca uwagę na fakt, że u nich w mediach sporo
zaczęło się mówić o ufo i skoro już nawet Larry King nagle się
ocknął i bada sprawy w rodzaju przelatującego nad miastem obiektu
wielkości pięciu boisk futbolowych, to chyba szykują w tym temacie
coś większego.
Załóżmy,
że i Alex Collier i Billy Meier świadomie lub nie uczestniczą w
misternych mistyfikacjach. To Plejadianie i tak istnieją i nadal
mamy problem z tymi Szarymi, Gadoidami i hybrydami, bo Phil Schneider
naprawdę nie żyje (strzelał do Szarych; jego tata miał fotkę z
Plejadianinem pracującym w Pentagonie, który przez 50 lat się nie
zestarzał i co 10 lat go przenosili, sześć palców trzyma/ł
zawsze w rękawiczkach, żeby nie wymieniać obustronnie śmiertelnie
groźnych bakterii z innych światów), Al Bielek był jego kumplem
(pracował z rogatym Drakonianinem, którego IQ szacowali na 1000 -
1200 punktów), a on z kolei potwierdza uczestnictwo Stewarta
Swerdlowa w Project Montauk (który widział osoby zmieniające
postać, a nawet był przez nie gryziony, co przynajmniej w tym
przypadku wyklucza wersję o hologramie - konkretnie przez Williama
F. Buckley'a Jr, amerykańskiego wydawcę i szefa programu kontroli
umysłów JANUS z siedzibą w kwaterze głównej NATO w Brukseli);
wszyscy w swoich opisach ukrytej prawdy o naszej rzeczywistości
potwierdzają istnienie Plejadian. Phil ujmował sytuację odnośnie
pozycji Ziemian wobec 'współpracujących' z nimi obcych
stwierdzeniem "władze kupują dla nas czas, ale za straszliwą
cenę" - chodziło mu zapewne przede wszystkim o chore
eksperymenty Szarych na ludziach. Dane za kanałem Euronews odnośnie
liczby zaginionych dzieci w roku 2007: Belgia - 2600, Francja - 45
tys. Parę lat temu w Londynie w trzy miesiące zaginęło 300
czarnoskórych chłopców - zbiorowa utrata orientacji w terenie,
sezonowa amnezja czy coś innego, o czym lepiej nie mówić i w ogóle
nie poruszać tego tematu..? (teraz już można, bo w brytyjskich
mediach z czasem skojarzono te nasilenia zaginięć z okresami
częstszych obserwacji ufo). Według nieoficjalnego źródła na
samym Manhattanie co kwartał znika bez śladu 3 tys. dzieci -
niezależni badacze tłumaczą to wyjątkowo rozbudowaną pod tym
terenem siecią tuneli, korytarzy, podziemnych sal itp. (ale to
akurat raczej za płytko na 100% kosmitów - szczegóły u Teda
Gundersona, który próbował prowadzić śledztwo w takiej sprawie i
do dziś stara się nagłośnić fakt, że to niemożliwe ze względu
na odgórne blokowanie wszelkich działań i paraliżowanie pracy).
Gdyby to wszystko były ściemy, to raczej nie powinny pozostawać aż
tak kompletnie przemilczane w masowym obiegu informacyjnym, pełnym
przecież najróżniejszych bzdur i głupot o niczym - tylko się
powinno ludzi uczulać na tym podobne historyjki utalentowanych
naciągaczy. Ale tak się nie dzieje, bo to nie żadni naciągacze -
czy istnieje inne logiczne wytłumaczenie obserwowanej sytuacji..?
Niezbyt to fajna zajawka snuć łudząco podobne do paranoi
rozważania, że gdy tylko włączysz telewizor, to już grasz w trzy
kubki - ale jak z wiedzy o tych faktach można by wybrnąć w inny
sposób, myśląc logicznie i bez naiwności porównując
prawdopodobieństwo różnych hipotez?
Według
Stewarta Swerdlowa zamachy sponsorowane lub organizowane przez tajne
służby można poznać po tym, że ginie w nich dużo dzieci - są
to operacje z kategorii inżynierii społecznej, a śmierć ludzi z
domu starców nie wywoływałaby aż takiej nienawiści i żądzy
odwetu: np. w Biesłanie - tak miało wyjść, teraz Rosjanie są
rozjemcami pomiędzy zwaśnionymi narodami, akurat tymi
oddzielającymi ich od Półwyspu; podobnie z zamachami na irackich
targowiskach - załóżmy, że na Pomorzu odkryto ropę i jesteś
pomorskim separatystą, który skonstruował sobie na własny użytek
bombę - czy w Warszawie zdetonujesz ją na targu warzywnym, czy
raczej pod jakąś kancelarią albo spróbujesz wejść z nią do
Sejmu? Oczywiście, że zrobisz to w kolejce po żywność dla
potrzebujących albo na zatłoczonym ryneczku pełnym kobiet,
przecież jesteś niebezpiecznym, szalonym mordercą bez zasad, dla
ciebie to bez różnicy, nie wierzysz w żaden bilans uczynków po
śmierci - oby zginęło jak najwięcej dzieci twoich sąsiadów, z
których przodkami pomieszkiwali na tej ziemi już twoi pradziadowie;
potem oni w odwecie wysadzą pełne szkolnych wycieczek molo w
Sopocie i tak w kółko, a zatem obce siły pokojowe będą musiały
was rozdzielać przez długie lata (postaw u buka, że akurat dopóki
nie wyczerpią się złoża - takie przeczucie...), skoro tak
barbarzyńsko na oślep się masakrujecie - gdyby nie to, mogliby
zostać w domu, przecież nie chodzi im o ropę, tylko o pokój i
szczęście ludzi w odległych zakątkach globu - co Ty, telewizji
nie oglądasz..?
Czasem
sobie myślę: "nie, to chyba wszystko jakieś bzdury, to jest
za bardzo pojechane i jak z komiksu, to nie może być prawda, bo to
wszystko przecież jest po prostu za bardzo inne od tego, jak wszyscy
myślą i co twierdzą autorytety, od tego jak piszą w naukowych
czasopismach i mówią w radiu, w telewizji, w szkole - każdy głupi
wie, jak jest, czyli że normalnie, a nie jakieś potwory z kosmosu,
ufo, setki podziemnych baz na całym świecie... To znaczy na pewno
gdzieś tam w gwiazdach istnieją różne stwory, to nie było tak,
że natura tylko u nas tworzyła na trzeźwo, a resztę kosmosu
robiła już wstawiona i zapominała montować po planetach prawo
ewolucji; ale dlaczego zaraz u nas, teraz, miałyby chodzić te
stwory i to od razu takie przykre - już nie popadajmy w jakieś
schizy..." Ale potem się reflektuję - zaraz, zaraz, no ale w
takim razie dlaczego nigdzie po kanałach tv ani uniwersytetach wbrew
statutom nie mówi się o klamce uwiecznionej na filmie w tym samym
samochodzie, który Kennedy opuszczał z dziurą w głowie,
znajdującej się w ruchu akurat w momencie, gdy z czoła
rozbryzgiwała mu krew, skierowanej wówczas na niego i zaraz potem
szybko schowanej przez kierowcę - widać to na filmie 5 razy lepiej,
niż na słynnym zdjęciu Ali Agcy z zamachu na Papieża, gdzie
pistolet w jego ręku trzeba zaznaczać kółkiem, bo by ludzie nie
zauważyli, tak słabo widać - jak to jest, że to jednak jakoś
media wypatrzyły, a tamtego już 45 lat nie potrafią dostrzec i to
w 'najbardziej demokratycznych krajach świata' - skoro do
odnalezienia rzeczonego materiału archiwalnego wystarcza dostęp do
Internetu, elementarna znajomość języka angielskiego i 5 minut
wolnego czasu..? Poruczniku Columbo, czy panu tu wszystko gra..?
Skoro nie ma się czym martwić, to dlaczego tak jest, skąd tak
bezczelne zakłamanie i liczenie na to, że ludzie są debilami i
sami się nie dowiedzą, nie poinformują nawzajem? Fajnie by było
się zrelaksować i zapomnieć o tych wszystkich niepokojących
relacjach, ale tak żeby się do tego nie zmuszać wbrew rozsądkowi
- jeśli można poważnie dalej ufać pakietowi informacyjnemu
serwowanemu nam przez wielkie media, to dlaczego nie ma w nim
wypowiedzi ani oświadczeń słynnych astronautów, generałów i
admirałów, które budzą zastanowienie i chwilę milczenia u
każdego, kto się z nimi zetknie, co doświadczalnie sprawdziłem..?
Dlaczego władze traktują nas jak ludzi, których trzeba oszukiwać
- czyżby ktoś gdzieś miał coś do ukrycia, bał się że coś się
wyda? Co skłania byłych pracowników do przeciwstawiania się ich
polityce? Dlaczego uderzające podobieństwa opisów z legend do
współczesnych relacji o załogach ufo są zawsze pomijane przez
"ekspertów" z telewizyjnych pseudoufologicznych cyklów
typu "a teraz wyśmiejemy każdego, przerywając mu w pół
wypowiedzi - skoro nie jesteśmy w stanie przeszczepić twarzy naszym
sceptykom..." ?
Według
Ala Bieleka w nalotach bombowych na Niemcy podczas II wojny światowej
miasta były zrównywane z ziemią, a straty wśród ludności
cywilnej wyniosły dwadzieścia sześć milionów zabitych - potem
historię napisali zwycięzcy i ogłosili takie liczby, żeby nie
było wątpliwości, którzy byli dobrzy i szlachetni, a którzy
masowymi mordercami; na podstawie opowieści z rodzin własnej i
znajomych zastanawiam się, co by się okazało, gdyby policzyć
wszystkie osoby, które wróciły z przymusowych robót w Niemczech i
przedstawić w słupkach, ile z nich zostało rannych podczas
bombardowań do poziomu częściowego inwalidztwa (ja np. nigdy nie
mogłem uścisnąć dziadkowi prawej dłoni, którą miał
sparaliżowaną od 1945 r. po upadku jakiejś szyny w zawalającym
się domu). Dalej z tego samego źródła z wywiadu z początku lat
90-tych: technologia programu Montauk w zakresie tuneli
czasoprzestrzennych bazowała zasadniczo na osiągnięciach programu
Phoenix - w tajnych projektach Ziemianom udało się utworzyć
połączenia na zasadzie skoku w odległe zakątki galaktyki i dalej,
nie mówiąc o wstrzeliwaniu się w podziemia na Marsie i tym
podobnych podstawowych trikach; zasadniczo to zdaje się było tak,
że oni to sami wynaleźli tak jakby niechcący przy okazji
eksperymentu Filadelfia ("Amerykanie", chociaż akurat
amerykańskich naukowców było tam najmniej - prym wiedli Tesla z
Serbii i von Neumann z Austro-Węgier), a potem obcy-brzydale tylko
im pomagali to rozwijać i kontrolować, żeby nic nie wybuchało w
czasoprzestrzeni (i przy okazji podobno umożliwiali przybywanie
wielu statków swoich - ale to info z innych źródeł). Informacje z
następnej części wywiadu: kolonie na Marsie powstały pod koniec
lat 60-tych i szybko w atmosferze pojawił się tlen, a na równiku
panuje odpowiednia dla ludzi temperatura, można uprawiać jogging; w
podziemiach działała jeszcze maszyneria i udało się zapalić
światło, ludzie z Marsa najwyraźniej wymarli dopiero 10-12 tys.
lat temu, a sądząc po rysunkach na ścianach, byli to przodkowie
amerykańskich Indian - tyle że dwukrotnie więksi. Dinozaury nie
mogły żyć na Ziemi przy obecnej grawitacji, bo ich kości nie
wytrzymałyby obciążenia - ale żyły, ponieważ współczynnik
grawitacji wynosił wtedy 1.3. Fragment innego wywiadu z Alem
przeprowadzonego przez tego samego nieszablonowego bułgarskiego
badacza: substancje psychoaktywne były wszędzie na świecie
całkowicie legalne np. jeszcze w latach 30-tych XX wieku - sytuacja
zaczęła się zmieniać po II wojnie światowej, ponieważ dostęp
cywili do wyższych poziomów świadomości stanowił kluczowe
zagrożenie dla technologii kontroli umysłu - umożliwiałby
przypadkowe deprogramowanie agentów, np. takich w ogóle nie
zdających sobie z niczego sprawy (że kiedyś umknęło im parę
godzin z życia i od tego czasu ich podświadomość czeka na
określony znak, aby mechanicznie i bezwiednie wykonać wkodowane
wcześniej podczas hipnozy czynności). Co ciekawe, faktycznie:
programy kontroli umysłu na poniemieckiej technologii ruszyły w
latach 50-tych ubiegłego stulecia i wkrótce później w USA, a
następnie za pośrednictwem ONZ na całym świecie, rozpoczęła się
delegalizacja i pejoratywizacja roślin świętych od tysiącleci
oraz sztucznych specyfików, o których wiele osób mówi niezwykłe
rzeczy, że jakoby pozwalają zobaczyć ukryte wymiary rzeczywistości
i pajęczyny w nas samych, których inaczej może nigdy byśmy nie
dostrzegli. Inna część wspomnianego wywiadu: Hitler nie
eksterminował Żydów przed 1941 r., bo taką miał umowę z
"plejadiańskimi terrorystami", którzy udostępniali mu
różne technologie i dopiero wtedy wycofali się ze współpracy;
wcześniej w imieniu USA ich ofertę odrzucił w roku 1933 prezydent
Roosevelt. Do nazistów następnie zgłosili się mali Szarzy, którzy
tak samo zaoferowali technologie, w zamian za ludzi na eksperymenty -
odpowiedź Adolfa w skrócie brzmiała "żadnych Aryjczyków,
ale z obozów możecie mieć, kogo chcecie" - stąd wzięły się
niekiedy spore różnice w liczbach osób przybyłych do obozów
koncentracyjnych, zagazowanych i wyzwolonych - z tych brakujących
wiele przed śmiercią zaliczyło jeszcze podróż prawdziwym
latającym spodkiem, a możliwe, że niektórym przyszło potem
latami wegetować w laboratoriach obcych - choć znając Szarych,
trudno to z przekonaniem podejrzewać, bo to ambitni naukowcy i chyba
raczej po prostu porywają sobie następnych, tak im się spieszy,
aby przekonać kosmos do sensu trwania swej szlachetnej rasy. Po
zakończeniu działań wojennych Alianci błyskawicznie zorientowali
się, że Niemcy otrzymywali pomoc technologiczną z zewnątrz.
Obecnie (wywiad z 1992 r.) drugim po Stanach celem inwazji Szarych
jest Europa. Różni obcy wchodzą w interakcje z ludzkością od co
najmniej 10 tysięcy lat, zazwyczaj kontaktując się z królami,
kapłanami bądź innymi elitami, w których interesie nie leży
ujawnianie tego społeczeństwom, skoro opłaca im się raczej
zachować uprzywilejowaną pozycję. Iluminaci od 500 lat mają
siedzibę w Bazylei; jest to organizacja o tyle dziwna (a może
właśnie reprezentatywna?), że kieruje nią zawsze trio
konstytuowane przez dwie osoby należące do gatunku ludzkiego i
jedną będącą gadoidem (ang. 'reptilian'). Następna część:
żeby być członkiem trzeba posiadać zaawansowane zdolności
psychiczne - widzenie przez czas, zdalne postrzeganie i komunikowanie
telepatyczne z inteligencjami pozaświatowymi; mącą na naszej
planecie od 10 tys. lat, ale obecnie takich stojących za kulisami
grup jest wiele - oprócz już wcześniej wymienianych można do nich
zaliczyć także np. Klub Rzymski (ang. 'Club of Rome'), stawiającą
sobie szlachetne cele organizację w praktyce skupiającą się m.in.
na opracowywaniu strategii depopulacyjnych. Ofiar obrzędów
'satanistycznych' jest znacznie więcej, niż ludziom się wydaje. Po
Brytyjczykach następni na Księżycu byli Niemcy - najpóźniej w
1949 r., w latających talerzach, na Marsa od razu też skoczyli;
bazę na Antarktydzie po trzech latach eksploracji założyli w roku
1939 i przed zakończeniem wojny przerzucili tam podobno tysiące
jednostek (sformułowanie Bieleka - "podobno"); w 1943 r.
mieli prototyp ufo o średnicy 75 metrów z montowanym działem
okrętowym lub czołgowym - po tym można poznać ich latające
talerze, bo z normalnych nie wystają tego typu lufy; od roku 1949
przenosili się w nieznanych ilościach na Księżyc i nie wiadomo,
gdzie jeszcze, ani co potem robili; jest to jeden z największych
sekretów naszej współczesnej historii, że naziści nigdy się nie
poddali - poddali tylko terytorium Niemiec; potem zaprzyjaźnionym
krajem była dla nich m.in. Argentyna, możliwe że nawet produkowali
tam swoje spodki (przyp. red.: to by tłumaczyło klasyczną opowieść
brazylijskiego młodzieńca o spotkaniu z pasażerką ufo w jej
pojeździe, przypominającym fragment jakiegoś przyszłego odcinka
serialu "Seks w wielkim mieście"...) Wypracowana przez
następców Project Rainbow technologia niewidzialności tylko w
pewnym stopniu opiera się na specjalnym materiale poszycia kadłubów;
urządzenia zapewniające całkowitą niewidzialność są montowane
na amerykańskich superlotniskowcach oraz myśliwcach USA i Izraela;
dzięki tej technologii amerykańska flota posiada również zdolność
do przeskoczenia w inne miejsce oceanu np. kilka tysięcy mil dalej -
takie przypadki były obserwowane i zgłaszane przez osoby pilotujące
prywatne samoloty. Opracowano również dwa sposoby na uczynienie
niewidzialnym człowieka - jeden wymaga użycia maszyny, natomiast
drugi tylko wypicia płynu, ale potem agent jest wiele dni ciężko
chory. (uwaga: z powodu pousuwania oryginalnych materiałów wideo
przez serwis YouTube, przemiksowane fragmenty wypowiedzi zawarte w
czterech powyższych linkach "drugiej generacji" mogą nie
obejmować wszystkich zrelacjonowanych informacji lub zawierać je w
innym rozkładzie; przy okazji jeszcze jedna ciekawostka z innego
nowego fragmentu - radio było w użytku długo zanim Tesla zaczął
coś konstruować, zostało zastosowane już w 1847 r., a być może
nawet jeszcze podczas Wojen Napoleońskich - władze już od setek
lat prowadzą politykę ukrywania przed opinią publiczną
technologii, także tych ocalałych z czasów przedstarożytnych -
nad którymi przez wieki w tajemnicy sprawowano pieczę, skoro nie
można było ich reprodukować z powodu niskiego poziomu rozwoju
technicznego)
Nigdy
nic nie wiadomo, ale według Davida Icke'a, który bada te
zagadnienia od kilkunastu lat, hybrydy i gadoidy to raczej dwie różne
grupy interesów. Hybrydy mniej lub bardziej sterują naszym światem
od tysięcy lat i podoba im się to, tak że nadciągające przez
przestrzeń siły Drakonian postrzegają jako zagrożenie dla swojego
miłościwego panowania na Ziemi, które teraz w obliczu rozwoju
technologii mogłoby stać się absolutne, jeszcze tylko dwa małe
kroczki - zwłaszcza, że ludzie śpią, albo udają, że śpią. Z
kolei te gadoidy vel smoki zapewne nie darzą wielkim szacunkiem
istot, które w połowie są ludźmi, one po prostu mają wytyczne
aby opanować nasz system planetarny i zaprowadzić pokój na
totalitarną modłę, w którym pewnie już wszystkie telewizory będą
się nazywały "Orion", a okręty "Gwiazda Syriusza";
według Alexa Colliera gadoidy myślą, że robią dobrze, że po
prostu zaprowadzają pokój - tylko że w ich wydaniu nie ma pokoju
bez całkowitej odgórnej kontroli, oczywiście sprawowanej przez
nie. W sumie na chybił trafił trudno strzelać, jak to jest i
dlaczego według Icke'a nie od dziś przesiąknięte hybrydami władze
USA jednak odrzuciły ofertę kosmicznych Ludzi, wybierając
przymierze z istotami prezentującymi się dużo bardziej koszmarnie.
W każdym razie przydałby się w końcu jakiś spisek Ziemian, jest
nas przecież kilka miliardów i powinno się znaleźć parę
konkretnych osób, nawet jeśli 90% zaszczutych od maleńkości
reprezentuje poziom "nie mam odwagi się po swojemu ubierać,
wyglądać, wypowiadać, posiadać choćby jednego poglądu innego
niż telewizor ani zakwestionować żadnego faktu podawanego jako
naukowo potwierdzony - co prawda wiem już, że władze i media
równie bezczelnie kłamią i o ufo, i o zamachu na JFK, i o
zamachach z 11 września - ale nie przeszkadza mi to za bardzo, gdyż
ja również jestem osobą w ogóle zakłamaną, podobnie jak
większość moich znajomych - przecież wszyscy oglądamy razem
telewizję; jestem kimś, kto nie miał odwagi zwrócić w sklepie
uwagi, że nabita cena jest inna od naklejonej - więc gdzie mi tam,
żeby jeszcze może na głos zauważać, że w naszej współczesnej
rzeczywistości młodym ludziom wpaja się po szkołach i
uniwersytetach niewiele mniej głupot, niż w wiekach XX, XIX czy
XVII - zaraz by powiedzieli, że to ja się nie znam, że coś ze mną
nie tak, albo przynajmniej z moją inteligencją..."
W
związku z licznymi relacjami na temat nieżyczliwych nam obcych
(Phil Schneider, Al Bielek, Stewart Swerdlow, Credo Mutwa, James
Casbolt, Preston Nichols i wielu innych) o wiarygodności podpartej
ciężkimi przejściami lub wręcz zejściami tych ludzi, w związku
z tysiącami zdjęć i setkami nagrań wideo latających talerzy lub
szybkich świateł, przemyconymi do mediów zapisami z ekranów
radarowych, nie wspominając o relacjach setek pilotów, milionów
naocznych świadków i dziesiątek tysięcy uprowadzonych -
wydawałoby się, że jest sens zajmować się tym ufo i jakoś
próbować badać ten temat, wyjaśniać i dokopywać się do prawdy,
skoro jak widać prawdy nie mówią nam o niczym. Niestety: kolejny
raz przypadek wieje uczynnym społecznikom w oczy. Otóż akurat tak
się składa, że kiedy interesujesz się ufo i gromadzisz informacje
o kosmitach, to co drugi lekarz po uważnym wysłuchaniu wystawi Ci
diagnozę o schizofrenii, a co czwarty doradzi rodzinie skierowanie
Cię na leczenie - te pełne dobrych chęci osoby właśnie tak
bowiem zostały przygotowane do pełnienia swych funkcji w
społeczeństwie, odebrały takie wykształcenie, które następnie
skłania je do formułowania tego rodzaju ocen i zajmowania stanowisk
podług tej linii 'rozsądnej i trzeźwej, naukowej postawy'. To nie
jest ani śmieszne, ani ciekawe, tylko realne - jest to rzeczywiste
zagrożenie, które czyha na każdego, kto spróbuje opowiadać innym
o tych zagadnieniach - najwyraźniej jednak zasługujących na
zgłębianie, choćby i po omacku. Takie niebezpieczeństwa nie grożą
osobom rozrzucającym papierki po chodnikach - nikt nawet nie posądzi
ich o to, że coś z nimi nie tak, gdzie tam - ani godzinami
przymierzającym ubrania - jasne, przecież to rozsądne - czy
przeżywającym plotki dotyczące gwiazd ekranu - to też jest
normalne, że hej. Kolejny raz w naszej rzeczywistości coś chyba
zmienia jakaś niewidzialna ręka (bo przecież ufo nie istnieje,
kosmitów nie ma, wszystkie planety pośród gwiezdnych mgławic
krążą bez jednego porostu; rządowych spisków też nie ma -
istnieją tylko zwolennicy teorii spiskowych oraz poświęcone
alternatywnym wersjom historii książki, filmy i konferencje), tak
że wychodzi bardzo dziwnie, nienaturalnie i niekorzystnie dla nas, a
na rękę wszystkim, którzy chcieliby coś ukrywać i dalej bez
przeszkód ani głosów sprzeciwu robić ludziom wodę z mózgów.
Dobrze, że nie jesteśmy jakąś planetą manipulowaną przez obcych
albo pół-obcych, bo w tej sytuacji dopiero byśmy mieli problem, w
społeczeństwie żyjącym wedle takich reguł i przekonań. A przy
okazji: gdyby istniała gdzieś daleko w kosmosie jakaś planeta
kontrolowana przez sekretne stowarzyszenie o częściowo
intergalaktycznej proweniencji - to w tym świecie, w kontekście
jego obrazu serwowanego tam przez środki masowego przekazu, jaka
hipoteza mieszkańcom owego zniewolonego globu wydawałaby się
zapewne najbardziej niedorzeczna i niemalże kwalifikująca
formułującą ją osobę do trwałego odizolowania od reszty
społeczeństwa w zamkniętym ośrodku dla 'gadających największe
bzdury'..?
Z
drugiej strony jest równie prawdopodobne, że kultura, w której
osoby badające ufo są wysyłane do psychiatryka, stanowi wytwór
masowej propagandy na zamówienie czynników ziemskich, które po
prostu mają fisia na punkcie ukrywania przed całym światem swoich
konszachtów i ustawek z szemranymi handlarzami przybywającymi z
innych rejonów kosmosu. Według Dana Burisha czy rzekomego kosmity z
polskim obywatelstwem Hejala, jaszczury z Oriona owszem istnieją,
ale niestety - to jednak ludzie rządzą Ziemią i ponoszą
odpowiedzialność za to całe piekiełko, w którym nigdy nie wiesz,
z jaką zbrodnią wyjadą następnego dnia i czy głupawka serwowana
w mass mediach w końcu zelżeje, czy raczej systematycznie będzie
biła kolejne rekordy, jak niegdyś Bubka albo teraz Isinbajewa. Co
do inwazji obcych, to według Plejaran faktycznie zbliża się dla
Ziemian czas konfrontacji z jakimiś agresywnymi barbarzyńskimi
istotami nastawionymi na podbój galaktyki w imię swojej porąbanej
ideologii, ale to jeszcze nie znaczy, że nie będzie wcześniej
żadnych ściem w tym temacie - raczej będą, a wręcz już ciągną
się od dekad; według m.in. wspomnianego Hejala, jak również wielu
innych ciekawych osób, sfingowana inwazja obcych to ma być coś jak
szach w długo rozgrywanej partii, po którym ma nastąpić mat w
postaci utworzenia globalnego rządu umożliwiającego kontrolowanie
całej ludzkości przez kilkaset osób - z tym, że według symulacji
ziomków Hejala, to im się raczej nie uda m.in. ze względu na
wewnętrzne konflikty wśród tych 'złych ludzi'; według Hejala
każda planeta zaatakowana z kosmosu otrzymuje pomoc od innych
cywilizacji, jeżeli sama nie potrafi się obronić. W sumie w ogóle
nie wydaje się to nieprawdopodobne, że rodziny bankierów, dynastii
politycznych i rodów arystokratycznych (chociaż właściwie
wszystkie te grupy bez wyjątków wywodzą się wprost z arystokracji
indoeuropejskiej, znanej z wieszania niepokornych przez całe
poprzednie tysiąclecie - taka ciekawostka, ale to pewnie tylko jakiś
zbieg okoliczności, inaczej na pewno mówiliby o tym eksperci i
pisali renomowani komentatorzy) kontrolują nasz świat od stuleci i
w krajach nadających ton globalnej polityce tak naprawdę nie ma
żadnej demokracji, to jest tylko taka ściema i coś jakby non stop
nadawana reklama, ludzie to kupują, a rzeczywistość jak zwykle
wygląda mniej różowo - oni też kochają swoje dzieci i to z myślą
o nich przedłużają ten system, żeby funkcjonował dalej po ich
odejściu; skoro ich latorośle mają dostęp do wiedzy a'la
Atlantyda czy ufo, której my, panikujące z byle powodu masy, nie
jesteśmy godni - to zrozumiałe, że ich rodzice uważają i
zgadzają się wszyscy co do tego, że to właśnie ich pociechy
najlepiej będą się nadawały do kierowania ludzkością, a nie
jakieś przybłędy z przypadku wybrane przez głupich ludzi, no
nie..? Media są zależne od decyzji polityków i vice versa - a kto
ma kasę, ten ma i polityków, i media; no a kto ma kasę..? Połowa
naszej pracy idzie na podatki, a połowa wpływów z podatków idzie
na obsługę zadłużenia narodowego - cały czas nabijamy im kabzę,
każdy z nas jest ich pańszczyźnianym parobkiem przez okrągły
kwartał w roku, tak jak za dawnych czasów, albo nawet gorzej. Coś
ci się nie podoba - to pozdejmuj zastawę z półek, bo jutro
trzęsienie ziemi; szczegóły w listopadowo-grudniowym'08 wydaniu
magazynu Nexus w wywiadzie z Benjaminem Fulfordem - j. pol., to
wszystko dzieje się naprawdę i właśnie dlatego nie ma o tym w
telewizorze; gdybym ja mógł zredagować jedno wydanie Wiadomości,
to potem przez cały wieczór karetki zderzałyby się ze sobą na
skrzyżowaniach - ale to nie ja tak wkręciłem ludzi w zakłamany
matriks nie trzymający się kupy, odkryć archeologicznych ani zdjęć
powierzchni najbliższych planet, a poza tym już następnego dnia
pewnie milej szłoby się deptakiem, gdyby ludzie wiedzieli, że
jednak są czymś więcej, niż tylko anomaliami natury w
bezsensownym świecie przypadków.
Jeszcze
dwa słowa o jedzeniu mięsa (czego osobiście przez długie lata nie
praktykowałem i wyrosłem na pięknego szkieletora, patrzącego na
protoplastów w górę): według Alexa Colliera należy tego unikać,
ale jeżeli ktoś czuje wewnętrzną ochotę/potrzebę, to powinien
ją zaspokoić, zamiast się męczyć. Plejaranie jedzą mięso, ale
takie uprawiane niby zboże, dzięki czemu nie muszą zabijać
zwierząt. Według Hejala nasi naukowcy wynajdą tego typu sztuczne
mięso za kilkadziesiąt lat; w jego relacji jednym z nakazów
Kreacji, to znaczy takim prawem wszechświata, na które On zerka czy
przestrzegamy, jest spożywanie w odpowiednich dla swojego gatunku
ilościach pokarmów pochodzenia mineralnego, roślinnego oraz
zwierzęcego - czyli jeśli w ogóle nie jesz mięsa, to trochę
denerwujesz kosmos; w roślinach podobno za dużo jest jakichś
kwasów, żeby można było się tylko nimi odżywiać. Uwaga
niezgodność: według Hejala Księżyc to sympatyczny obiekt
stworzony przez jakiegoś Gwiezdnego Ogrodnika, pusty w środku i
zamieszkany przez istoty niematerialne, które gromadzą energię
mentalną wyprodukowaną przez Ziemian (to jedno by się akurat
zgadzało - według Schneidera Szarzy ciągle kombinują z jakimiś
żniwami dusz [naszych], a według Colliera Księżyc to właśnie
jak gdyby główna rafineria w tym systemie i to tam podróżują
nasze dusze po śmierci, to znaczy obcy je ściągają, kasują
pamięć i coś tam jeszcze robią, a potem się wraca od nowa
"produkować miód"); ewentualnie nieco na siłę można by
to spróbować uzgodnić zakładając, że Szarzy tylko pasożytują
gdzieś na powierzchni Srebrnego Globu i podłączają się do tego
przepływu dusz/energii - ale po co uzgadniać, skoro może ten Hejal
to po prostu jakaś ściema, choć w sumie całkiem ciekawa, no i
byłby pierwszy kosmita-Polak... Według Hejala owa energia mentalna
jest potrzebna istotom wyższym na projekty w innych zakątkach
kosmosu, a wszystko jedno, czy pochodzi z emocji pozytywnych, czy też
negatywnych - byle było jej dużo; układy planetarne stworzone nie
przez Kreację, ale przez istoty zwane Gwiezdnymi Ogrodnikami, można
poznać po dziwnych relacjach ciał niebieskich - u nas byłby to
zbyt duży Księżyc o pozornej wielkości identycznej z tarczą
Słońca, u nich na Saleinji jest jakoby jeszcze większe przegięcie
- 4 księżyce na tej samej orbicie w równych odstępach od siebie,
a kiedy jeden wypadnie z toru po przejściu komety albo zderzeniu z
meteorem, jakaś tajemnicza siła ściąga go z powrotem na właściwe
miejsce. Dalej z tego samego źródła: wewnątrz Ziemi kwitnie
zaawansowana cywilizacja Agarty i na pewno dadzą o sobie znać,
jeśli przeprowadzimy jeszcze parę eksplozji nuklearnych albo
spróbujemy podbić inną planetę czy np. nawrócić jej mieszkańców
na taką lub inną religię (natomiast według Plejaran od Billy'ego
Meiera przynajmniej ci z podziemnego miasta Agarta są nieco porąbani
i chcieliby rządzić całym światem, ale są za słabi
technologicznie). Substancje psychoaktywne generują wizje
niewiarygodne z powodu skażenia iluzjami umysłu tworzonymi przez
zanikające połączenia nerwowe - narkotyki to droga na skróty
prowadząca na manowce, a za pomocą medytacji można osiągnąć nie
tylko te same, ale nawet lepsze efekty, tylko trzeba nad tym
troszeczkę popracować; do pewnego stopnia usprawiedliwieni są
jedynie szamani, którzy do wprowadzania się w trans oprócz
psychotropów używają rytmu bębnów - ich wizje mają wartość, w
przeciwieństwie do doświadczeń kogoś, kto używa samych
narkotyków - ale ze względu na skażenie halucynacjami muszą sobie
potem te wizje interpretować i przez to mają więcej roboty oraz
okazji do pomyłek niż szamani, którzy do popadnięcia w trans
korzystają jedynie z bicia w bębny (tymczasem np. według Baśki
Marciniak albo Bashara, "podróże" są o.k. i pozwalają
nam na poszerzanie granic własnej świadomości). Generalnie ze
wszystkim w życiu to jest tak, że łatwa droga zawsze się
komplikuje i kończy katastrofą, a trudna droga z czasem staje się
coraz łatwiejsza i okazuje naprawdę dokądś prowadzić. Istnienia
duszy można dowieść: na fotografiach kirlianowskich widać
brakujące kończyny u osób po amputacjach, a w chwili śmierci waga
ciała maleje o pewien ułamek - można to łatwo obliczyć, byle
uwzględnić przy tym wdechy i wydechy. Inkarnująca się dusza może
sobie wybrać planetę (różnica z przekazem Plejaran - według nich
jedyny naturalny sposób, żeby odrodzić się na innym globie, to
polecieć tam pojazdem kosmicznym i na miejscu puknąć w kalendarz).
Według Hejala nie ma problemu, żeby w następnym wcieleniu
inkarnować się np. 700 lat wcześniej, ani ...w tym samym czasie w
wielu osobach naraz, nawet żyjących na różnych etapach rozwoju
duchowego - tzn. chyba chodzi tu o to, że można by w swoim milion
pięćsetnym wcieleniu urodzić się np. w roku 2120, potem rozwinąć
się duchowo przez wiele żyć i kiedyś ponownie inkarnować się na
tej samej planecie w roku 2125, a następnie jeszcze kiedyś w 2118
r. i samego siebie z przeszłości z pogardą gnębić w szkole,
obrzucać na ulicy nieufnymi spojrzeniami, napaść w zaułku itp.
... O medytacji: to nie człowiek powinien dostosowywać się do
formy medytacji, ale na odwrót - można medytować leżąc, w
wannie, patrząc w niebo, siedząc na drzewie itp. - jak komu
wygodnie. Podczas próby uprowadzenia przez Szarych wystarczy
uwierzyć, że można się ruszyć, aby przezwyciężyć paraliż i
wprawić w panikę tych wybitnych pozaziemskich naukowców,
skłaniając ich do wzięcia nóg za pas. Rasa Hejala, Saleinjiczycy,
stosuje astrologię m.in. do przewidywania trzęsień ziemi i wahań
nastrojów społecznych - dla nich to bardzo ważna nauka; nasza
współczesna jej wersja jest totalnie niedokładna, ponieważ nie
uwzględnia choćby pozornego ruchu gwiazd wynikającego z precesji -
już lepsi byli w tym Majowie, a nawet wcześniejsze od nich ludy. O
przeszczepach: jeżeli dawca nie żyje, to jego dusza może wałęsać
się wokół osoby biorcy, w której ciele żyje jeszcze fragment
jego ciała - taką duszę trzeba w czasie hipnozy zagaić i
przekonać, że umarła, inaczej będzie tak uwięziona do śmierci
biorcy i może zacząć wpływać na jego zachowanie, a nawet
wypierać jego duszę; prawidłowe rozwiązanie to hodowanie klonów
narządów z tkanek pacjenta, to nad tym powinni pracować nasi
naukowcy. O żywności modyfikowanej genetycznie: spowodowała wzrost
zachorowań na autyzm i inne, nowe choroby genetyczne, a realne
skutki jej stosowania będą widoczne za około sto lat - pokarm nie
jest trawiony w 100%, ułamek procenta genów z przewodu pokarmowego
przenika do organizmu w niezmienionej postaci. Wersja Hejala o
Jezusie jest zupełnie inna - że był przywódcą powstania
przeciwko Rzymianom i w ogóle nie było wtedy jeszcze ukrzyżowań,
a na pal wbito kogoś innego, jakiegoś zwolennika-ochotnika. O
Fatimie: to tylko jacyś Dewianie robili sobie eksperymenty chcąc
sprawdzić, czy ludzie nadal każdą garść informacji będą
przerabiali na religijne cuda. O Roswell: to faktycznie był balon,
ale nie meteorologiczny ani prototypowy, tylko szpiegowski. O
istotach niskich, demonicznych, regresywnych itp.: od jakiegoś czasu
porzucają centra religijne, gdzie żerowały na wywoływaniu w
wiernych poczucia winy i strachu przed karą, a przenoszą się do
...mediów, powodując brutalizację przekazów. O nauce: ziemska
nauka to religia oparta na wierze w dogmaty naukowe, a w naszych
czasach sytuacja jeszcze się pogorszyła, ponieważ środowiska
biznesowe wspierają te dogmaty w celu ukrycia przed społeczeństwami
niektórych wynalazków, np. generatorów darmowej energii. O wnętrzu
Ziemi: nie ma tam dnia ani nocy, zawsze panuje półmrok podobny do
zmierzchu czy świtu; przejść jest wiele, a jedno z nich znajduje
się w Górach Świętokrzyskich, ale jest dobrze zabezpieczone i
najlepiej w ogóle go nie szukać, bo "mogłoby się to skończyć
dla śmiałka śmiercią". Zablokowanie pamięci o poprzednich
wcieleniach to nie sprawka złowrogich kosmitów lecz efekt
eksperymentalnego wprowadzenia na Ziemi prawa karmy z inspiracji
Plejaran - to był ich pomysł i to samo w dobrej wierze zrobili u
siebie, a kiedy okazało się, że to fatalny system (nikt nie
kojarzy, za co pokutuje), odeszli od tego rozwiązania, tymczasem u
nas nie dało się już niczego odkręcić i tak zostaliśmy, jako że
królowie i kapłani w obronie swej pozycji wzniecili w naszych
przodkach nienawiść do przybyszy z gwiazd, którzy próbowali
wrócić, aby naprawić ten błąd - posuwano się nawet do ich
mordowania. To oto chodziłoby w micie o Edenie - drzewo to cykl
życia, owoc to prawo karmy, wąż to kosmiczni ludzie, a wypędzenie
z raju to utrata pamięci o poprzednich wcieleniach. Prawo karmy
sztucznie wgrane w naszą rzeczywistość niepotrzebnie obciąża np.
osoby wykonujące zawód kata - każdy, kto kogoś zabije, zginie z
czyjejś ręki w tym lub w kolejnym wcieleniu albo w następnym życiu
doświadczy śmierci ukochanej osoby - nie pojmując, dlaczego go to
spotkało. Mohendżo Daro było stolicą Imperium Ramy noszącą
nazwę Narmini - Atlantydzi rozwalili ich atomówkami, ledwo je
wynaleźli; Atlantyda była imperium zbudowanym na niewolniczej sile
roboczej. Rzekome uprowadzenia przez kosmitów to przeważnie
wojskowe eksperymenty na ludziach kamuflowane wprowadzaniem
sztucznych wspomnień; okaleczenia bydła to darmowe eksperymenty na
zwierzętach; chociaż faktycznie kręci się tu pewna wymierająca
rasa kosmitów. Pasażerowie samolotów, którzy rzekomo zginęli 11
września, w rzeczywistości zostali przekazani wojsku w charakterze
materiału na eksperymenty, a wcześniej użyto ich do sfingowania
połączeń telefonicznych. W roku 2012 wydarzy się to, co ludzie
będą sobie wyobrażać, że się wydarzy, a tak w ogóle to kosmici
rozpowszechniają inną datę - 3 II 2029, kiedy zakończy się Era
Ryb, a oddziaływanie Ery Wodnika osiągnie moc 100%. Do roku 2023
trwać będzie faza przejściowa; ocieplenie wszystkich planet w
naszym układzie stanowi efekt zmian w aktywności Słońca.
Saleinjiczycy klasyfikują mieszkańców Ziemi jako ...istoty
półświadome, zdaje się coś jakby pomiędzy roślinami i drzewami
a ludźmi czy pomysłowymi gadami z normalnych planet. Dziura ozonowa
to wynik raczej eksplozji nuklearnych - nieprzypadkowo pojawiła się
nad Ziemią Królowej Maud, gdzie Amerykanie przeprowadzali
detonacje. Zaprzestanie wytwarzania broni to nie najlepszy pomysł -
w kosmosie czai się bowiem wiele agresywnych ras; należałoby
jednak skoncentrować się na technologii obrony planety przed
atakiem spoza Układu Słonecznego. Czipy wszczepiane pod skórę
zagrażają zdrowiu i wywołują raka; implanty w rodzaju dodatkowej
pamięci podłączanej do mózgu mogą stać się makabrycznym polem
do popisu dla ludobójców - twórców wirusów komputerowych, nie
wspominając o ponurych planach władz czy wojska. Przygotowywany
przez amerykańskich decydentów plan sztucznej inwazji obcych
zakłada wylot wszystkich latających spodków 'made in USA' i
zniszczenie kilku miast, a następnie, w odpowiedzi na wybuch paniki,
utworzenie światowego komitetu, który przejmie kontrolę nad siłami
militarnymi wszystkich krajów; po spektakularnym "odparciu
inwazji" stolicą globalnego państwa zostanie Waszyngton albo
Nowy Jork, rozpoczną się polowania na kosmitów oraz ich rzekomych
kolaborantów, pokazowe procesy i nagonka-histeria, podczas gdy osoby
poddające w wątpliwość prawdziwość inwazji będą eliminowane;
dopiero z czasem ludzie zaczną się orientować, że pomimo całego
tego strachu i nienawiści, coś jakoś długo ci kosmici nie
atakują... Z myślą o tym szlachetnym przedsięwzięciu rozmaite
grupy ufologiczne są infiltrowane przez agencje wywiadowcze,
starające się odpowiednio ukierunkowywać ich badania i promować
dezinformację; według Hejala nieświadomie przyczyniają się do
tego ufolodzy w rodzaju dr Jana Pająka (niniejszej witryny pewnie
jeszcze nie widział - ale jakby co, to chętnie opiszę i z ulgą
zrelacjonuję, że "ukrytesprawy.org" to też trochę
prawdy, a niewiele mniej bzdur i ściem). Jednak ukryty światowy
rząd, kontrolujący banki, czołowych polityków, przemysł
zbrojeniowy oraz spożywczy, dążący do posiadania władzy
absolutnej nad losem każdego mieszkańca Ziemi, jeszcze nie podjął
ostatecznej decyzji, że "robimy tą inwazję kosmitów" -
istnieje bowiem również plan alternatywny, który zakłada po
prostu wywołanie kolejnej wojny światowej, czego zbawiennym dla
ludzkości skutkiem miałoby być pozbycie się kilku nadmiarowych
miliardów ludzi. Plotki o ewakuacji wybranych Ziemian przez kosmitów
w przyszłej sytuacji zagrożenia rozpowszechniają rasy, które
potrzebują niewolników do pracy na odległych planetach - zachęcają
do wkraczania na ich pojazdy, bo to będą statki niewolnicze.
Czerwony Meteor został zaprojektowany przez Wszechświatowego
Ogrodnika (śmieszna nazwa, ale tu chodziłoby po prostu o jakąś
istotę z 11 poziomu gęstości, najwyższego dla istot) w taki
sposób, żeby jedynie wspólny wysiłek wszystkich krajów był w
stanie odeprzeć to zagrożenie - nie sprosta mu żadne państwo
działające w pojedynkę ani dowolnie liczna grupa krajów; ten
kamyk ma stuknąć gdzieś pomiędzy Polską, Białorusią a Ukrainą
(według Plejaran pomiędzy morzami Północnym a Czarnym), choć wg
symulacji Saleinjiczyków w wyniku działań ludzi uda się go
skierować na Alaskę - co i tak będzie oznaczało ogromne kłopoty;
w tej sprawie można liczyć na zero pomocy od kosmitów, natomiast
później mogą się zgłosić różne rasy, które zaoferują
wsparcie w odbudowie, ale w zamian za coś - np. zgodę na osiedlanie
się; trzeba na to bardzo uważać. Generalnie kosmici przewidują,
że nadchodzą ciężkie czasy dla Ziemian - dlatego już nawet
wcielają się w Polaków, by pozytywnie oddziaływać na opinię
publiczną; takich 'gwiezdnych wędrowców' w ciałach dorosłych
ludzi jest teraz według Hejala około 50 na naszej planecie, ale za
to mamy prawdziwy wysyp dzieci Indygo - one też sporo wiedzą. W
wyniku zmian klimatycznych Europa dozna upadku, zmienią się jej
linie brzegowe. W Polsce pojawią się drzewa znane z obszarów
południowych, będzie można uprawiać banany i owoce cytrusowe, a w
Bałtyku pomimo zanieczyszczeń zameldują się stada delfinów oraz
rekinów; niestety nadlecą również uciążliwe muszki i moskity.
Ludzi nie czeka przejście do czwartej gęstości, ponieważ ...już
się w niej znajdujemy - przed nami teraz przejście w piątą, ale
nie będzie to gwałtowny skok, raczej coś jak oczyszczający
prysznic z kosmosu; pojęcia gęstości nie należy rozważać
materialnie, gdyż chodzi tu o częstotliwość wibracji
energetycznej ciała/aury/duszy - coś jakby taktowanie procesora w
komputerze. Teoria Wielkiego Wybuchu mylnie zakłada, że Wszechświat
rozchodził się równomiernie we wszystkich kierunkach - tymczasem
ta siła jest zbyt wielka, żeby móc w taki sposób eksplodować,
zawsze działa przy tym również siła odśrodkowa i wszystko
rozchodzi się spiralnie - to dlatego nasi naukowcy się dziwią, że
niektóre galaktyki się do nas przybliżają, zamiast oddalać jak
im pobliskie; przy czym to i tak jest na tej zasadzie, że cały
kosmos rozpływa się jak gdyby po wewnętrznej powierzchni sfery i
czym szybciej galaktyki się od siebie oddalają, tym prędzej się
ze sobą zderzą - to jest tak jak na Ziemi, że jeżeli samolot leci
cały czas w jednym kierunku, to po pewnym czasie okrąży planetę
dookoła i znajdzie się ponownie w tym samym miejscu - tyle że w
przestrzeni zamiast po powierzchni wypukłej, dryfujemy z tymi
wszystkimi gwiazdami po wklęsłej; Wszechświat będzie się tak
rozszerzał, "kurczył" i wybuchał wiele razy (według
Plejaran 7) i za każdym następnym będzie lepsza jazda i ładniejsze
ogrody - o to chodzi. Przepowiednie Nostradamusa to fantazje
bibliofila; "kod Biblii" to bzdura i działa również
zastosowany do "Moby Dicka" - niestety niektórzy izraelscy
politycy traktują go poważnie i opierają na nim swoje decyzje np.
odnośnie akcji wobec sąsiednich krajów. Przekazy Kasjopejan to
ściema - to ludzie piszą dla ludzi. Ziemianie nie przejęli żadnego
wraku ufo - te pojazdy są odpowiednio zaprogramowane na taką
ewentualność; niesamowite technologie Amerykanów pochodzą od III
Rzeszy i z podglądania przyszłości przez posiadające taką
umiejętność osoby, które następnie opisują maszyny naukowcom.
Jednocześnie Hejal przyznaje, że wiele informacji zostało mu
zablokowanych/wymazanych dla jego własnego bezpieczeństwa pod kątem
porywania na spytki przez służby lub tajne organizacje. Telefony
komórkowe są bardzo szkodliwe, co można sobie sprawdzić kładąc
kilka aparatów antenkami do środka i umieszczając w nim orzeszek
lub przepiórcze jajo, a następnie wprawiając komórki w stan
odbierania sygnału - orzeszek od razu podskoczy, a białko jajka po
pewnym czasie się zetnie. Wersja o katastrofie Tunguskiej
identyczna, jak ta od Billy'ego Meiera - to była eksplozja pojazdu
pozaziemskiego, dlatego w epicentrum drzewa nie zostały powalone,
podobnie jak budynki w Hiroszimie. Jeśli jednak dojdzie do tej III
wojny światowej, to najbezpieczniej będzie w centralnej części
byłej Jugosławii, w Australii oraz na Antarktydzie; Polska "może
ucierpieć na skutek zbytniej uległości polityków wobec obcych
mocarstw i doznać skutków ataku nuklearnego z powodu tarczy
antyrakietowej, której radar ma być częścią rozszerzonego
systemu szpiegowskiego Echelon" - jeśli ten cały Hejal to
mistyfikacja, to już wiemy, kto za tym stoi... Saleinjiczycy po
katastrofie wywołanej przez uderzenie meteoru 276 tys. ziemskich lat
temu urządzili na swojej planecie jeden pas mieszkalny oraz dwa pasy
dzikiej przyrody, w których w ogóle nie ingerują w ekosystem - nie
gaszą naturalnie powstających pożarów ani nie pomagają
zwierzętom podczas powodzi. W naszym prawie według nich brakuje
prawa łaski i anulowania kary na życzenie ofiary przestępstwa;
jest ich czterysta tysięcy, choć kiedyś było 25 miliardów; są
biseksualni, żyją w multi-rodzinach przypominających hippisowskie
komuny, mają jedną dziurkę w nosie i po cztery palce u rąk i nóg;
słyną ze sztuki barwienia ciał (nie używają ubrań); Ziemianie
słyną w kosmosie z poczucia humoru, wynikającego prawdopodobnie z
absurdalności naszej rzeczywistości (czyli pośrednio z tego, że
jesteśmy największymi głąbami wśród cywilizacji ludzkich - inne
są od nas dużo słabiej rozwinięte technicznie, ale należą do
tych Unii Galaktycznych itp. konfederacji, ponieważ ich tam chcą i
widzą, jako że są wystarczająco rozwinięci duchowo, bo
ewoluowali w sposób zrównoważony, a nie tak pozbawiony proporcji,
jak my na Ziemi, gdzie według bodajże Andromedan od Alexa Colliera,
nasz poziom rozwoju technicznego dziwnie wyprzedza fazę rozwoju
duchowego o pi razy drzwi 20 wieków). [koniec wiadomości od
Hejala]
Info
od Boryski, najwyraźniej "gwiezdnego dziecka" (ur. 1996)
dorastającego w Rosji w obwodzie wołgogradzkim (od małego sypie
historiami o swoim poprzednim życiu na Marsie, nazwami galaktyk i
opisami prastarych ziemskich cywilizacji, choć nikt nie udostępniał
mu tego typu informacji, a nawet gdyby - to niby z jakiej paki mały
umie o tym opowiadać niczym profesor, zadziwiając naukowców i
ufologów z całego świata): Lemurianie mieli 9 metrów wzrostu i
jeden z nich był jego przyjacielem, który zginął pod skałą w
czasie kataklizmu i jest im pisane spotkać się w tym życiu - tak
że chyba nie były to żadne gadoidy; jakkolwiek jego mama usłyszała
kiedyś, jak synek mówi do kogoś, samotnie bawiąc się w swoim
pokoju: "Jestem pilotem statku badawczego, naukowcem, ale nie,
nigdy nie połączę DNA ludzkiego z gadzim..! To sprzeczne z
naturalnym prawem selekcji..." - a z kolorowych zabawek miał
ułożone spirale DNA. Według chłopca Ziemię czekają poważne
katastrofy związane z wodą w latach 2009 i 2013. Wideo z wywiadu w
j. ang. tu, artykuł o nim i dzieciach Indygo w j. pol.
tutaj.
Emerytowany
oficer (nazwa stopnia: Command Sergeant Major) sił powietrznych USA
Robert O. Dean służył m.in. w poprzedniej kwaterze głównej NATO
w Paryżu w latach 60-tych, gdy niejednokrotnie napięcie pomiędzy
obydwoma blokami militarnymi sięgało zenitu z powodu wzajemnego
podejrzewania się o agresywne prowokacje z użyciem nieznanej broni
powietrznej - a to tylko jakieś gigantyczne świetliste obiekty
latały w szyku z zawrotnymi prędkościami od Uralu po Wlk.
Brytanię, jakby chciały sprawdzić, kto szybciej zwołuje kryzysowe
narady generałów, Układ Warszawski czy Pakt Północnoatlantycki -
udzielił w styczniu 2001 roku programowi 'Coast to Coast' wywiadu, w
którym przedstawił swój punkt widzenia na te tematy po 30 latach
dociekań, które prowadził na własną rękę odkąd pewnego razu,
kiedy nudzili się w bazie, dowódca powiedział mu "masz, to
cię postawi na nogi" - i pokazał dokument potwierdzający
obecność obcych na Ziemi. W jego opinii mamy do czynienia z
największą historią w dziejach naszej cywilizacji, a ludzi, którzy
ukrywają przed społeczeństwami prawdę o naszej historii, można
zrozumieć, ponieważ rzeczy tego kalibru nie ogłasza się tak po
prostu - np. kto w Twojej rodzinie zgłosi się na ochotnika, by
powiedzieć babci, że tak naprawdę jesteśmy hybrydami i nasz
gatunek od początku był poddawany manipulacjom genetycznym..? Albo
jaki dzień tygodnia będzie dobry, żeby ogłosić, że w intrygę
przeciw młodemu rabinowi 2000 lat temu w Galilei zamieszane były
czynniki pozaziemskie? Według Roberta Deana już w roku 1964 wojsko
miało niezłe rozeznanie co do czterech głównych grup obcych
aktywnych na Ziemi od dłuższego czasu; według jego informacji
temat Roswell polegał na 3 katastrofach w przeciągu 45-50 dni,
pojazdów dwóch różnych ras znajdujących się na odmiennym
poziomie rozwoju, a obcych od początku postrzegano jako zagrożenie
w związku z nieprawdopodobnymi, z zupełnie innej bajki
możliwościami ich technologii, które wielokrotnie prezentowali -
nie było wątpliwości, że zwyciężyliby w otwartej konfrontacji,
ani rozeznania co do ich planów - i w latach 90-tych nie było go w
dalszym ciągu. 50 lat polityki ukrywania i ośmieszania wzięło się
z wniosku, że skoro to takie niepokojące, to najlepiej będzie nie
frasować tym miliardów. Szokujące fakty na temat naszej historii i
planety, Księżyca i Marsa, to również nie są informacje, które
ogłasza się tak z dnia na dzień - ujawnianie jest w toku, ale nie
powiedzą wszystkiego naraz zbyt nagle. Jak mówi Bob Dean, im dłużej
siedzi w tym temacie, tym bardziej rozumie ośrodki decyzyjne stojące
za ukrywaniem wszystkiego przed ludźmi. Zresztą (info z innych
źródeł) wszyscy pozytywni kosmici też wcale nie palą się do
otwierania połączeń promowych pomiędzy naszymi światami, według
nich jesteśmy jeszcze takimi prostakami, że jako ogół nie
dojrzeliśmy do publicznego kontaktu - zaraz zrobilibyśmy z nich
bogów, wrogów albo samolubów, którzy nie chcą nam dać nowych
lekarstw ani technologii, a poza tym statystycznie nie jesteśmy na
to jeszcze gotowi duchowo i gdyby nagle pokazali swoje statki na
niebie, wiele osób równie nagle straciłoby psychiczny grunt pod
nogami, ich światopoglądy uległyby z dnia na dzień wywróceniu i
mogłoby to stanowić spory problem na skalę społeczną; ale jeżeli
jakaś niewiele bardziej rozwinięta cywilizacja do nas podbije, to
wtedy nie będzie aż takiej różnicy i prawdopodobnie w ten sposób
się to naturalnie zacznie. Wiadomości od Boba Deana z wywiadu dla
Project Camelot: klauzula 'Cosmic Top Secret' jest najwyższa w NATO
i pozwoliła mu na czytanie m.in. raportów z autopsji obcych z
rozbitych statków. W latach 60-tych pewien generał sił
powietrznych USA wydał rozkaz strzelania do ufo, który został
wycofany po 90 dniach, ponieważ latające spodki na kule odpowiadały
wyłączaniem elektroniki w myśliwcach - a że były to nielotne
odrzutowce zwane przez pilotów "kowadłami", 30 samolotów
spadło i kilku ludzi zginęło. Po szczególnie efektownym przelocie
obiektów w lutym 1961 r. NATO powołało studium, które zakończyło
prace opublikowaniem raportu w roku 1964 - w projekcie tym wzięli
udział przedstawiciele Niemiec, Francji, Włoch, Wlk. Brytanii oraz
USA, a także wybitni naukowcy, m.in. historycy, fizycy, antropolodzy
i geolodzy z najlepszych uniwersytetów. Dzięki posiadanym
uprawnieniom Bob Dean miał wgląd również do tego dokumentu.
Wszystkie cztery podstawowe według ówczesnej klasyfikacji grupy
obcych posiadają formę humanoidalną, a jedna z nich nie różni
się od nas wyglądem w żaden rzucający się w oczy sposób. Raport
zatytułowany "Assessment" stwierdzał m.in., że fenomenem
ufo interesowali się już ...starożytni Rzymianie. Kiedy bohater II
wojny światowej gen. Robert Lee zapoznał się z jedną z 15 kopii
dokumentu, przytłoczył go szokujący obraz prawdy i jednoczesna
świadomość, że wszystkie czołgi i myśliwce tak naprawdę na nic
by się nie zdały. Relacja z drugiej części wywiadu: rząd USA to
nie to, co ludzie myślą - w kraju nie ma demokracji, ukryte władze
(ang. 'hidden government') działają bez poszanowania żadnych praw
i nie odpowiadają przed jakimkolwiek organem państwowym, Kongresem
ani prezydentem, w ogóle niewiele o nich wiadomo oprócz tego, że
telefony z pogróżkami wykonywane są z numerów NSA. Pytań bez
odpowiedzi jest nadal sporo. Jak powiedzieć np. muzułmańskiemu
fundamentaliście, że wszystkie religie świata mają pozaziemskie
korzenie? Jak i kiedy zdradzić ludziom, że uprowadzenia to
rzeczywistość, która nadal trwa? Jak oznajmić chrześcijańskim
fundamentalistom, że Jezus był uczestnikiem programu "Gwiazdy
- Ziemianom"..? Grupa 'Majestic' już się tak nie nazywa,
ostatnio mieli kryptonim PI-40, 20 lat wcześniej podzielili się na
dwie zaciekle zwalczające się połowy, z których jedna chciałaby
wszystko ujawnić, a druga jest zdania, że nie i nigdy; w latach
1998-2000 z budżetu Pentagonu w niewyjaśnionych okolicznościach
znikało 2.7 biliona dolarów rocznie. Generalnie słuchając Boba
Deana można odnieść wrażenie, że ksiądz w dalszym ciągu
przychodzi do niego z kolędą, a mimo otrzymywania pogróżek nie
skończył jak Phil Schneider, bo co kwadrans wzmiankuje, że tak
naprawdę władze nie są takie złe i chcą dobrze, a to całe
ogłupianie to tylko tak z troski - ale z drugiej strony, gdyby był
tchórzem, toby się tym raczej w ogóle nie zajmował, a poza tym
przecież to nie jego wina, że go nie załatwili; najwyraźniej on
po prostu wierzy w to, co mówi, no i ma sporo ciekawych informacji,
jak np. te z najnowszego wywiadu z września 2008 roku (gość nieźle
się trzyma w wieku 79 lat - trzy dekady badania ufo najwyraźniej
posłużyły mu lepiej niż Geriavit Pharmaton): planeta Nibiru
(według innych wersji jakiś jej księżyc) nadal leci w naszym
kierunku, ale będzie tu dopiero w roku 2017. Władze nie powiedzą o
tym ludziom, żeby nie wywoływać paniki - tym razem Nibiru ma się
znaleźć po tej samej stronie Słońca, co Ziemia, a to nie jest
dobra wiadomość dla towarzystw ubezpieczeniowych, gdyż jest to
duża planeta. Tymczasem w pobliżu szczytu góry Ararat w Turcji
satelita NRO sfotografował ...wielką łódź - zrzuceni na lokację
komandosi zebrali z drewnianego wraku kilka pamiątek, ale takich
rzeczy się nie ujawnia, żeby nie wywoływać sporów pomiędzy
religiami, nie nastawiać krajów antagonistycznie do siebie
nawzajem, nie burzyć klimatu współpracy itd. Według tego
emerytowanego oficera sił powietrznych (miał specyficzną pozycję,
bo nie był żadnym generałem ani nawet pułkownikiem, ale miał
dostęp do informacji, do których oni nie posiadali uprawnień i
musieli polegać na tym, co im mówił) Anunnaki istnieją, mieszkają
na Nibiru, są też od zawsze na Ziemi i grzebali przy nas od
początku, na Marsie również ich nie brakuje - znajduje się tam
np. podziemne miasto wielkości Chicago, które promieniuje tyle
ciepła, że widać to na zdjęciach termo-jakichśtam. Cenieni przez
niego badacze to Zecharia Sitchin i sir Laurence Gardner - tymczasem
według Davida Icke'a i jego świadka po przejściach występującego
pod przybranym nazwiskiem Arizony Wilder (co do Gardnera tego samego
zdania jest również Stewart Swerdlow, z autopsji), są to świadomi
dezinformatorzy na usługach Iluminatów, a tak w ogóle to hybrydy -
kobieta ta rzekomo nieraz widziała ich zmieniających postać, mówi
(j. pol.) o tym przed kamerami - też im była potrzebna do obrzędów
ze względu na swoją moc psychiczną (hybrydy jej nie mają i nie
potrafią odsyłać przybywających 'demonów' z powrotem); wielu
zwolenników Icke'a uważa ją za osobę podsuniętą mu w celu
wpuszczenia w maliny i skłócenia z innymi badaczami, z kolei
zwolennicy wersji Wilder argumentują, że o hybrydach mówiła
jeszcze przed ukazaniem się pierwszej książki brytyjskiego
badacza, więc nie miała gdzie o tym przeczytać - a według niego
informacje od niej w pełni pokrywały się z jego ustaleniami, zanim
je opublikował i zaczął nagłaśniać na przełomie lat 80-tych i
90-tych. Wracając do wywiadu z Bobem Deanem - prowadząca Kerry
Cassidy pytała go o planowany według zeznań świadków z tajnych
projektów krach ekonomiczny amerykańskiej gospodarki, jaki może
się wydarzyć w październiku'08, co sugerowałyby prace The
Arlington Institute - ośrodka badającego sny, który przewidział i
zawczasu ogłosił zmiany w masowej świadomości we wrześniu 2001 i
jeszcze bardziej długofalowe od października 2008 r. (oni po prostu
zbierają sny i analizują je statystycznie, a czasami wychodzą
bardzo ciekawe wyniki i faktycznie coś się potem dzieje - w ten
sposób stali się renomowaną placówką, choć zresztą od początku
działali w poważny i metodyczny sposób). Według Boba Deana ten
krach to coś jak powycinanie nowotworów - to musiało nastąpić,
bo te wszystkie firmy-giganty to po prostu totalne zombie i
oszukiwały w papierach od wielu pokoleń księgowych.
Według
Plejaran z domniemanego kontaktu B. Meiera, eksplozje bomb atomowych,
oprócz nieznacznej 'korekty' orbity Ziemi i zdziesiątkowania
planktonu, zainicjowały także powolną wędrówkę biegunów,
której efekty staną się nie do przeoczenia za 1000 lat, gdy jeden
z biegunów będzie się znajdował na dzisiejszym Bliskim Wschodzie;
jednak nie wspominali nic o jakiejkolwiek możliwości nagłej zmiany
co do ich położenia. Nie wydobywają minerałów ze swojej planety,
ponieważ to ją rani - planeta to także żywe stworzenie Kreacji,
które sobie ewoluuje na niższym poziomie świadomości. Ropa to dla
planety coś jak żywe bakterie, swoją drogą eksplozje nuklearne
zabiły jedną trzecią podziemnych zasobów tej nierozpoznanej
jeszcze przez nas formy życia. Ze względu na zaburzanie naturalnego
przepływu energii po planecie, tamy wodne to zdecydowanie kiepski
pomysł; podobnie elektrownie jądrowe - rozszczepianie atomów ma
również wiele konsekwencji, których jeszcze nie dostrzegliśmy,
gdyż staną się one widoczne dopiero po wielu dekadach. Papież
Paweł VI został otruty przez sitwę kardynałów i podmieniony
sobowtórem, a w celu zatarcia śladów sfałszowano nawet jego
świadectwa szkolne. Jezus/Immanuel nigdy nie mówił, że jest
zbawcą, tylko że każdy może być swoim zbawcą i odnajdzie drogę
do szczęścia, jeśli tylko będzie żył zgodnie z Prawami
Stworzenia - które po prostu znał i to ich nauczał, będąc jednym
z pierwszych kolaborantów kosmitów, jakich pamięta nasza historia.
Według Plejaran fajnie jest w coś wierzyć, ale nigdzie w znanym im
wszechświecie religie nie rozrosły się aż tak bardzo, jak u nas,
to znaczy nie osiągnęły takiej pozycji i wpływu na życie ludzi;
chrześcijaństwo jest nie lepsze niż islam i nie mniej skutecznie
blokuje swoim wyznawcom/wychowankom prawdę, skądinąd obserwowalną
w naturze, świecie wokół i w ogóle w kolejach własnego
losu.
Łatwo
jest potępiać Iluminatów, czy kto tam to zrobił, za wpuszczenie
do Afryki AIDS i ukrywanie 'lekarstwa na raka' (patrz Raymond Rife) -
choć nikt z 'nich' nie zarobił na tym pewnie ani centa, bo niby i w
jaki sposób. Oni są źli, wiadomo, a my dobrzy, szlachetni i
naprawdę w głębi serca pewni, że świat byłby piękniejszy i
szczęśliwszy z dodatkowymi dwoma miliardami głodujących i jeszcze
paroma dziesiątkami milionów niemieckich turystów-emerytów, na
których podróże i gorące kąpiele szłoby rocznie z budżetu UE
więcej, niż na obiadki szkolne dla niedożywionych dzieci we
wszystkich krajach Starego Kontynentu łącznie. Ale zajmując takie
stanowisko i wygodną pozycję w sporze, tak naprawdę chyba bez
walki oddajemy im zwycięstwo i rację w oczach decydentów, którzy
są już za starzy, by pamiętać wesołe hasła szkolne, tylko po
prostu np. pracują w ONZ i muszą się martwić - wiedząc, że za
za nich już nikt tego nie zrobi - co będzie z tą planetą dalej za
10 czy 20 lat: jedna wielka katastrofa i wojna o wodę jako najlepszy
prezent dla naszych dzieci, na jaki było nas stać, czy jeszcze nie
i da się to na pewien czas odwlec, choćby przy użyciu środków
gorzej niż drastycznych - skoro faktycznie to jednak trochę ciężka
wkrętka robić tę III wojnę światową i pewnie trudno mieć potem
fajne sny, gdy do wieczora pracowało się nad planami, jak to
zawczasu rozkręcić, coby nasz świat nie wykoleił się niczym
przepełniony pociąg. Osobiście uważam, że niepotrzebnie
wyjeżdżali z tymi chorobami, bo i tak wiele wskazuje na to, że za
jakieś dwa wieki ludzi będzie znaczniej mniej - wystarczy może
nawet, jeśli prawdziwy okaże się tylko jeden z wątków takich,
jak o planecie Nibru, Czerwonym Meteorze, właśnie tej III wojnie
światowej, comebacku Drakonian czy monstrualnych trzęsieniach ziemi
i zapadaniu się całych krajów pod wodę w związku z tematyką
a'la rok 2012. W tym kontekście chyba ten jeden raz już mogli
pozwolić ludziom namnożyć się jak szarańczy - przecież i tak
zostaną zdziesiątkowani, a populacja całej planety zejdzie poniżej
pół miliarda, czyli tak jak chcieli, a nawet o 100 czy 200 milionów
bardziej - według niezależnych od siebie, a jednak intrygująco ze
sobą zgodnych relacji z wieków bliskiej przyszłości
przedstawianych niezłomnie przez Billy'ego Meiera i Ala Bieleka,
którzy co jak co, ale nie wyglądają na głupków, którzy by mogli
pomyśleć, że ludzie uwierzą i jeszcze będą ich za to nosić na
rękach, kiedy im opowiedzą, że byli w przyszłości; może my już
nie doczekamy tych czasów, ale wiele wydaje się wskazywać na to,
że za kilka-kilkanaście pokoleń problem przeludnienia naszej
planety w końcu odejdzie w zapomnienie. Czyli wychodziłoby na to,
że naszą współczesność dotknęły po prostu panikowanie i
nadopiekuńczość ze strony Iluminatów, uobecnione dość
niesmacznymi przekrętami z AIDS, SARS i rakiem - lekarstwa na które
nigdy nie "zostaną" wynalezione i chyba każdy mniej
więcej się orientuje, dzięki szkole i mediom ma jako takie
pojęcie, że te choroby w oczach wszystkich naukowców z góry
wyglądają na nieuleczalne i nie do pokonania jeszcze przez
przynajmniej kilka dekad (podczas gdy w rzeczywistości już w latach
80-tych mieli lekarstwo nawet na ...starość - prawdopodobnie
uzyskaną od obcych technologię pozwalającą na cofnięcie stanu
rozwoju ciała dorosłej osoby o dowolną ilość lat: uczyniono tak
z Alem Bielekiem w 1984 r., kiedy zaczął się gwałtownie starzeć
po skoku przez czas; wobec jego brata Duncana Camerona zastosowano
tym razem już na pewno pochodzącą od obcych technologię
przeszczepu duszy, świadomości i pamięci do innego ciała - gość
ma inną twarz i sylwetkę, niż widział w lustrze w młodości, gdy
jeszcze mógł zostać bibliotekarzem zamiast zgłaszać się do
oddziałów specjalnych, jest niepodobny do brata i ma czego żałować,
jeśli w najlepszych latach stracił kupę czasu na mycie zębów,
choć może wewnętrzny głos intuicji podpowiadał mu, że to nie ma
sensu; według Plejaran sztuczne przedłużanie życia w
nieskończoność byłoby jednak bez sensu, ponieważ dusza
potrzebuje odpoczynku "po tamtej stronie" i tak samo jak
ktoś pozbawiony przez wiele dni snu, przebywając za długo na tym
świecie stawałaby się zidiociała). W niezależnym obiegu
informacyjnym nie ma i nie było zresztą bodaj ani jednej informacji
z jakiegokolwiek źródła, że ktoś coś słyszał od kosmity albo
naukowca z podziemnej bazy, że gdzieś w przyszłości ludzi na
Ziemi dalej będą miliardy. Więc jak to jest, ci Iluminaci rządzą
światem, a nie mają nawet Internetu, żeby się zorientować, co w
trawie piszczy..? A może z tym przetrzebianiem innych ras chodziło
jednak o coś innego, a owa troska o przyszłość ludzkości stanowi
tylko niezłą wymówkę, na której nie poznało się 95% samych
wykonawców tych planów i realizatorów tejże strategii? Słyszy
się nieraz, że 80% mieszkańców planety nie jest już potrzebnych
możnym tego świata, skoro gros pracy wykonują teraz maszyny - w
dodatku owi niepotrzebni zużywają surowce, destabilizują
ekosystem, no i dalej się mnożą. Może to prawda, że to tylko o
to chodzi; a może to jednak naprawdę wzięło się z obawy przed
katastrofalnym przeludnieniem, bo np. Nibiru została zniszczona
(Swerdlow), inwazję smoków przyjęli na klatę życzliwi nam obcy
(Collier), z rokiem 2012 sami sobie poradziliśmy w ramach
międzynarodowej współpracy w tajnych projektach, tak żeby nas nie
zalało (Burish), III wojny wszystkim się w sumie odechciało
(Meier), a Czerwony Meteor doleci dopiero za 100 lat (oby) - tak też
to może być i w kontekście tego typu opcji warto się zastanowić,
czy chcemy naprawdę zmienić nasz system cichego załatwiania
najtrudniejszych problemów przez 'globalnych katów - wolontariuszy'
w demokracji działającej nie lepiej od wybielacza z reklamy, czy
tylko dalej rzucać kamieniami w kordony Bogu ducha winnych
policjantów, ochraniające spotkania cynicznych bywalców szczytów
władzy. Wątpliwe bowiem, żeby ktokolwiek pozwolił nam zająć ich
miejsce, widząc jak zgrywamy niewinnych "dobrych ludzi", a
tak naprawdę pasuje nam brak władzy i wiążącej się z nią
odpowiedzialności, umożliwiający niczym niezmącone żarliwe
głoszenie szczytnych haseł, w które w dodatku się wierzy i
zasypia spokojnie - choćby ich wdrożenie musiało zamienić losy
ludzkości w już totalną jazdę bez trzymanki, jeśli faktycznie do
końca nie można liczyć ani na żadne rychłe katastrofy, ani na
cwane potwory z kosmosu. Wyobraźmy sobie, ile młodzieńczej
paplaniny słychać za zamkniętymi drzwiami w ONZ, gdzie nawet
Sarkozy przestaje się uśmiechać, skoro wykresy mówią same za
siebie, a w Drugiej Siedzibie jeszcze pewnie Szarzy, jak to oni,
pokazują klipy z przyszłości, na których tyle zapłakanych dzieci
tuła się po dymiących zgliszczach, że przy tym kroniki z Kambodży
to były filmy b.o. - ile tam, z dala od kamer telewizyjnych i
mikrofonów, nawet sam Demostenes zdziałałby z linią argumentacji
"tylko nie róbmy niczego niegrzecznego, bo to byłoby przecież
nieładnie i wbrew przykazaniom, a Bóg i tak uratuje Ziemię, jakoś
to będzie"..? Jak to możliwe, że ci Iluminaci czy inne takie
grupy, z niejedną nieukaraną zbrodnią na koncie, nadal sobie
sterują naszym światem nie niepokojone, choć już co najmniej od
pół wieku powstają o ich działaniach niezależne filmy
dokumentalne, książki i ludzie z krzeseł, bijąc brawo na
konferencjach pełnych prawdy, słono okupionej odwagi i wolnych
stanowisk dla kamer telewizyjnych? A kto by się tym zajął za nich
- może politycy z naszego kraju, zawsze przedkładający ocenę
historii nad widzimisię wyborców, skądinąd też światłych
ludzi..? Może ta współczesna globalna sytuacja bierze się właśnie
z tego zakłamania, że jako masy "dobrych" wolimy po
prostu nie wiedzieć o tych ciężkich klimatach i nie mieć z nimi
nic wspólnego - my to byśmy zmietli potężny przemysł
farmaceutyków onkologicznych niczym kurz z regału i w każdym domu
zwyczajnie dobudowali piętra dla pradziadków, finansując to z
nadwyżek funduszy organizacji charytatywnych; a mieszkańcom Afryki
posłalibyśmy paczki z nasionami sztucznych jadalnych roślin, które
szybko rosną nawet na pustyni bez opadów - to nie żart, naprawdę
coś takiego mają już od dawna, według źródła Icke'a, ale
prędzej użyją raczej tego drugiego zestawu nasion, agresywnych
warzyw i zbóż wyglądających jak normalne, lecz dających plony
pozbawione jakichkolwiek wartości odżywczych, tak by ludzie nawet z
pełnymi żołądkami nadal umierali z głodu. Ciekawe, ile dekad
mieszkańcom Czarnego Lądu zajęłoby osiągnięcie populacji 10
miliardów i jak wpłynęłoby to na tamtejszy poziom życia,
wyżywienia, dostępu do wody oraz podstawowej opieki medycznej, no i
czy w tej sytuacji nie zaczęliby czasem emigrować po 20 mln do
każdego ze 100 najbogatszych krajów świata... Więc siłą rzeczy
tak to się chyba właśnie układa, że w gmachach globalnej
biurokracji ściany wydają się sprzyjać osobom pozbawionym
skrupułów, kształtowaniem wydarzeń zajmują się ci "źli"
i choć też pewnie potem nieraz snują się zdołowani, to w sumie
pewną taką jak gdyby siłą wyporu pozostają u sterów, bo choć
rzadko wybitnie szlachetni z twarzy, przynajmniej nie głoszą na
prawo i lewo, że trudne problemy nie istnieją, a 50 miliardów też
brzmi fajnie i jakoś byśmy się pomieścili, tylko trzeba by
przegnać te wszystkiemu winne, niegodziwe władze, coby już wszyscy
mogli sobie żyć w słodkim świecie bez grzechu. Ja już nie wiem,
chyba też się zapiszę do tych Iluminatów i będę z "demonami"
chłeptał po podziemiach krew niewiniątek, a potem własne dzieci
podłączał do prądu, żeby uczynić je silniejszymi (jak
opowiadała Svali) - nie ma strachu, że się wyda, skoro informacje
i zeznania byłych uczestników o tym wszystkim krążą już od
dawna, na wideo, pod przysięgą, podparte zaginięciami - wszystko,
co chcesz - no i jakoś nikt, dowiedziawszy się o tym, nie
rozpowiada tego dalej wśród znajomych, zazwyczaj słusznie
przypuszczając, że o niczym takim nie chcieliby słyszeć. Więc
może to już tak musi być, potrwać jeszcze ze dwa wieki, zanim
społeczeństwa nie dojrzeją do uczciwego zajęcia się na
płaszczyźnie publicznego dyskursu problemami typu "nie ma, że
boli, bo inaczej wszyscy jesteśmy utopieni"..? Czyli wrogiem,
przeciwnikiem, przyczyną zła w naszym świecie nie byliby tak
naprawdę ani ci Iluminaci, ani żadni inni 'sataniści' - tylko
nasze własne powszechne, wygodne zakłamanie, naszych rodzin i
znajomych, sąsiadów oraz ludzi mijanych na ulicy..? Totalna
nieszczerość w wymiarach jednostkowym i grupowym, w żenującej
symbiozie z bajeczkami religii i halucynacjami punktualnie
serwowanymi co wieczór z telewizora? A może gdybyśmy byli tą
dwudziestką pasażerów z rozbitego w Alpach samolotu, kanapki dawno
by się skończyły, a ciała z kokpitu jeszcze nie zepsuły - tak
samo też kilka osób "poszłoby coś upolować", podczas
gdy reszta z mieszanymi uczuciami i rozbieganymi oczyma zajęłaby
się zbieraniem chrustu, a żadne z dzieci nigdy o niczym nie
dowiedziało; i mniej więcej tak samo zdaje się to wyglądać w
naszym świecie w skali makro, niemalże optymalnie, jak można było
stawić czoła zaistniałej sytuacji: faktycznie, po co dzieciakom
opowiadać o tym wszystkim po szkołach - żeby potem na przerwach
zamiast śmiać się albo bujać sobie w obłokach, jedno obok
drugiego stały niczym zombie, ze spojrzeniami wolno szurającymi po
asfalcie..? W takim razie zamiast świecenia z latarką po oknach
piwnic starych zamków, może więcej sensu miałaby 'praca
organiczna' nad bezkompromisowym przepytywaniem, w celu "zagnania
w kozi róg", naszego świata wzajemnych sympatycznych złudzeń,
niesionego na falach tej samej paplaniny, której nie sposób nie
uświadczyć, zostawiając telewizor włączony na parę godzin albo
otwierając gazetę i czytając głębokie myśli felietonistów? A
może ludzie zwyczajnie wolą te iluzje od prawdy, może to nie nam
pierwszym otwarły się oczy i patrząc po świecie wokół,
musielibyśmy jeszcze tylko szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie,
czy tak na oko, to otaczają nas kolejne wcielenia dawnych rycerzy i
walecznych dziewic, czy raczej hordy zawistników drepczących co
tydzień do kościoła, po których trudno się spodziewać klasy,
odwagi bądź szacunku dla prawdy większego niż ten, jakim darzą
samych siebie..? Jeżeli jednak za współczesnymi zbrodniami
kontroli populacji stoją tak naprawdę dobre intencje, tyle że
trudne, skomplikowane i kontrowersyjne, niemożliwe do rozegrania w
groteskowo zakłamanym dyskursie publicznym - to jakimi dobrymi
intencjami wytłumaczyć fluoryzację wody pitnej, mimo protestów
wciąż forsowaną w wielu krajach i od dekad stosowaną na terenie
USA - choć już w latach 30-tych XX wieku wykazano szkodliwy wpływ
floru na ludzki organizm, w szczególności mózg, co do czego
zgadzały się największe ówczesne autorytety pokroju laureatów
Nagrody Nobla, a przeprowadzone później testy porównawcze osób
dorastających w różnych stanach USA wykazały, że picie takiej
wody przez całe życie obniża iloraz inteligencji statystycznie o
20 punktów IQ..?
Ale
może to wszystko tylko jakieś czcze spekulacje o bzdurach rodem z
teorii spiskowych. Spójrzmy na naszą rzeczywistość trzeźwo:
jakie są szanse, że rodzina rządząca starym światem bezlitosnych
arystokratycznych monarchii - ród Windsorów - i rodzina rządząca
ostoją i gwarantem demokratycznego, wolnego świata - Bushów - będą
ze sobą spokrewnione..? W naszym kraju nie widzi w tym nic
podejrzanego plus minus żaden z tysiąca najbardziej renomowanych
profesorów historii, filozofii czy politologii, suto opłacanych z
podatków górników i rybaków w rewanżu za 'dorobek naukowy'; no
ale co w tym dziwnego, skoro także według mediów, niezależnie i
obiektywnie kontrolujących przecież uczciwość życia publicznego
wzdłuż i wszerz, wszystko jest o.k. ..?
Pewnie
mało która, a może i żadna z osób dowiadujących się o
niepokojąco przemilczanych sprawach, wypowiedziach i relacjach,
wpadła na pomysł, aby w ośrodku kultury w swojej miejscowości
założyć fanklub tych pradawnych hybryd galaktycznych ludzi z
inteligentnymi kosmicznymi gadami - to znaczy nie w tym szerszym
sensie, pod który my też byśmy podpadali, tylko pod kątem
wyłącznie owych 'Werther's Original', 'stradivariusów', w prostej
i czystej linii potomków pierwszych starożytnych królów,
personifikujących lokalny planetarny pokój w największej wojnie
pamiętanej przez gwiazdy historii i nienaruszonymi proporcjami
swojego DNA oddających hołd morzu łez i wyrzeczeń własnych
protoplastów, którzy zapewne niekoniecznie zakochiwali się też
zawsze tylko w hybrydach ze szczytów arystokracji - nakazy bogów z
takimi czy innymi głowami to jedno, a życie pisze własne historie,
wiadomo jak to z bestiami i pięknymi... Ale oprócz tak oczywistego,
że nie trzeba go w ogóle wysławiać, moralnego oburzenia i
poczucia etycznej wyższości wynikających u nas z ich zwyczajów
picia niewinnej ludzkiej krwi - które pewnie gdzieś za 10-15 lat w
"Rozmowach w toku" na wyścigi będą wykrzykiwać i ze
zgrozą wyrażać baby grube od skrzydełek maleńkich kurcząt
zaszlachtowanych przez ślepe mechaniczne ostrza po krótkim życiu w
ścisku bez dotknięcia prawdziwej ziemi, mamy ani promienia
słonecznego światła - to w sumie jeszcze nie udowodniliśmy, że
my, 85% ludzie, jesteśmy istotami lepszymi od tych 50-50 miksów -
kto wie, może to właśnie te hybrydy robią ciekawsze origami i
wymyślają śmieszniejsze kawały, rysują najbardziej wciągające
komiksy i w ogóle są istotami bardziej "na poziomie"
zarówno od nas, jak i od rasowych, 100% gadoidów, smoków czy jak
ich tam zwał, tak zwał. Tymczasem dla zwykłych ludzi będą to
pewnie po prostu wypisz-wymaluj potwory - dlatego może faktycznie
lepiej nie opowiadać o tym w telewizji, bo zaraz by było: "Dali
Zenek, chytej no za widły i jadymy do tej Lotaryngii, żeby już
proboszcz nie brynczoł..."; nawet wrażliwi poeci pewnie raczej
nie zaczną dedykować im tomików swoich wierszy; a miłośnicy
kultury 'gothic', jak można się spodziewać, woleliby bez ogródek
nazywać te osoby po prostu "wampirami", co brzmiałoby na
dzień dobry wyraźnie pejoratywnie i szybko musiało stać się
politycznie niepoprawne ze względu na nadmierne uwypuklanie
naturalnych potrzeb fizjologicznych właściwych konkretnej rasie
(choć w sumie są też takie domysły, że oni piją tę krew
głównie po to, żeby się nie przemieniać w tę budzącą szok
formę, enzymy z krwi ssaków po prostu utrzymują ich w ssaczej
postaci; być może wbrew pozorom jakoś łączy się z tym wątek,
że tę gadoidzią wersję siebie trzeba zazwyczaj aktywować właśnie
poprzez picie krwi, inaczej pozostałoby się człowiekiem - tu by
pasował motyw z legend pouczający o tym, że pijąc krew stajesz
się wampirem). Patrząc na to tak z boku, oceniając ich sukcesy na
arenie wieków jako program dowolny i jego wykonanie, to póki co
trzeba przyznać, że radzą sobie doprawdy nie najgorzej - jest ich
tak mało, a jednak to one z polotem nami sterują i od wieków żyją
sobie wygodnie na salonach za nasz pot i znój, przy czym
skonstruowały nam matriks prawie jak prawdziwy świat, tak trudno
się zorientować nawet wielu ufologom pomimo mnóstwa materiałów
krążących dziś już nie tylko po Internecie i dostępnych w
każdej chwili - wciąż niełatwo stać się tak wewnętrznie pewnym
co do ich istnienia i autentyczności tych wszystkich doniesień,
przyjąć to za fakt, jakby to już była normalna sprawa typu "tak
to jest..." W sumie dolina schodzi, kiedy się o tym myśli, że
jest coś takiego, że "oni żyją" - ale z drugiej strony,
czyż nie wyjaśnia się przynajmniej ta gnębiąca na pewno każdego
zagadka, dlaczego ten nasz świat zawsze był i wciąż jest taki
porypany, zryty i przykry, jak gdyby to jakieś dziwolągi napisały
historię i nagryzmoliły również kontury współczesnej
rzeczywistości, która tak naprawdę chyba nikomu ani przez moment
tak całkiem się nie podobała..? Czemu to wszystko jest takie
rozczarowujące, los człowieka niczym wypracowanie kompletnie nie na
temat, akurat o taki krajobraz perspektyw przecież nigdy żadnemu
dziecku nie chodziło, dlaczego przyjaciele i rodzina zawsze mówią
do Ciebie zupełnie innym językiem, niż prezenterka z tv czy autor
artykułu w gazecie, a Ty też przy obcych wylewnością zwykle nie
grzeszysz, bo po prostu jakoś nie ufasz dalekiemu światu - czemu od
zawsze naszym oczom ukazują się te dwa zupełnie różne plany, a w
potocznej mowie robotników często spotyka się zupełnie nieobecne
w słownikach szczególne znaczenie słowa "oni"..?
Jedną
z niewielu nie związanych z ufo osób, z jakimi przeprowadził
wywiad Project Camelot, jest Benjamin Fulford, kanadyjski dziennikarz
i pisarz, który w młodości m.in. pomieszkiwał z dzikimi w
amazońskiej dżungli jako członek pierwotnego plemienia, a na stałe
osiedlił się w Japonii, gdzie zaskarbił sobie wśród miejscowych
taki szacunek, że pewnego razu w hotelu niezamaskowany ninja
proponował mu nawet tekę ministra finansów Japonii i to ze słowami
"wybieraj, albo życie"; potem jeszcze dzwonił z
wiadomościami typu "no i masz, chłopie, jutro będzie
trzęsienie w Niigata, Amerykanie użyją swojej maszyny" - i
faktycznie następnego dnia doszło do dwóch trzęsień ziemi o
identycznej sile 6,8 stopnia w skali Richtera pod największym
japońskim reaktorem jądrowym; były minister finansów Japonii
Heizo Takenaka powiedział Fulfordowi - który wcześniej publicznie
oskarżył go o sprzeniewierzenie się racji stanu - że to ze
względu na groźby używania tej broni musiał oddać
międzynarodowym globalistom kontrolę nad systemem finansowym
kraju). Według Fulforda oko na szczycie piramidy Iluminatów to
około 10 000 najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi Zachodu,
często o dobrych sercach i szlachetnych intencjach. Ale wynikła
taka sprawa, że SARS to jest tak naprawdę ich broń biologiczna
wymierzona w Azjatów na stłumienie efektów demograficznej
eksplozji - a z kolei tam mają liczące 6 mln członków tajne
stowarzyszenie "Czerwoni i zieloni", stanowiące podziemne
przedłużenie armii, floty oraz biurokracji imperium Ming, z
historii znane z akcji kalibru Powstania Bokserów, którego 4,2 mln
obecnych członków to intelektualiści i ludzie nauki, a 1,8 mln to
gangsterzy, w tym 100 000 zawodowych zabójców. Aby powstrzymać
Iluminatów przed opanowaniem całej planety, nawiązali współpracę
z Indiami, Rosją, Afryką, Ameryką Południową i Stowarzyszeniem
Narodów Azji Płd.-Wschodniej (ASEAN); w XIX wieku opium handlowali
u nich przybysze związani z ...sekretnym bractwem Skull & Bones
- tak że ta wojna tajnych organizacji ciągnie się właściwie już
od XIX wieku. Aktualnie, w odpowiedzi na zagrywkę z wirusem, wraz z
innymi azjatyckimi tajnymi stowarzyszeniami - według tego samego
źródła np. Yakuza to nic innego, jak zbrojne ramię cesarza, coś
jak FBI i CIA w Kraju Kwitnącej Wiśni - właśnie za pośrednictwem
Fulforda wystosowali do przywódców Iluminatów ultimatum, że
jeżeli się nie uspokoją, to każdego z nich zlokalizują i zabiją,
a mają po 600 asasynów na każdego. Poza tym wszystkie symulacje
nieodmiennie pokazują, że USA nie są w stanie wygrać wojny
jądrowej z Chinami - mimo, że mogą całkowicie zniszczyć ich
powierzchnię, to Chiny wygrałyby po wprowadzeniu ludności pod
ziemię, na co są przygotowane - a zatem w tym momencie Stany nie są
już w stanie podbić całego świata, na Chińczykach zacięłaby
się maszynka wojenna 'Gillette 8 Superufo', w którą przekształcono
USA i wciąż ostrzy się ją budżetem wojskowym przekraczającym
łączne wydatki na zbrojenia następnych 25 państw z czołówki w
tej kategorii (np. dane za rok 2003: USA - 400 mld dol., Francja - 27
mld, Chiny - 14,5 mld; Phil Schneider mówił, że tajny budżet na
podziemne bazy, latające spodki itp. jest w Ameryce jeszcze większy
od oficjalnego i w roku 1994 wynosił ponad 500 miliardów dolarów -
gość przez 17 lat budował pod ziemią dla USA/NATO/ONZ, tak że
nie musiał nikogo pytać, co się właściwie dzieje). Według
współcześnie promowanych w mediach autorytetów od interpretacji
świata, powodem tej sytuacji jest fakt otoczenia Stanów
Zjednoczonych przez bezlitosnych Kanadyjczyków i Meksykanów oraz
pełne rekinów oceany, a poza tym ten demokratyczny i pokojowo
nastawiony do świata kraj utrzymuje owe olbrzymie siły zbrojne w
wielkodusznej intencji powstrzymywania skandalicznych inwazji na pola
naftowe w rodzaju pamiętnego najazdu Iraku na Kuwejt oraz by
zachować możliwość kontrataku na wypadek agresji ze strony np.
afgańskich koczowników; według nieco bardziej niezależnych
interpretacji, to w związku z tym wyłącznie w Stanach odbywa się
owo zakrojone na szeroką skalę likwidowanie swobód obywatelskich
pod pretekstem zagrożenia zamachami terrorystycznymi - aby zawczasu
upodobnić kraj do jednej wielkiej odgórnie sterowanej armii, która
ma być właśnie taką maszynką do podbijania świata, do użycia w
razie potrzeby, gdyby komuś gdzieś za dużo się nie podobało -
coś jak Rzesza XXI wieku, tyle że z arsenałem
międzykontynentalnych rakiet z głowicami jądrowymi; zwykli
Amerykanie nie będą mieli nic do powiedzenia, czyli coś jak teraz
- ich kraj zgodnie z planem pójdzie na straty w związku z
nieuniknionym odwetem nuklearnym ze strony Chin i Rosji; słyszy się
nierzadko, że dla Iluminatów uwolnienie planety od ciężaru 4 mld
ludzi to zachowawczy plan minimum - i tak za mało... Wracając na
jedno zdanie do omówionego powyżej wywiadu z Alem Bielekiem: dzięki
technologii programów Phoenix/Montauk już dekady temu 'elity'
rządzące naszą planetą wybudowały sobie bazę-schronienie "na
wszelki wypadek" w ...innej galaktyce - ale życzliwi Ziemianom
obcy polecieli tam i całkowicie rozmontowali ową instalację, dając
w ten sposób jasno do zrozumienia, żeby nasi wspaniali liderzy nie
byli zbyt pewni siebie i raczej sobie nie kalkulowali, że w razie
czego po prostu się stąd zawiną niczym kapitan-szuja z okrętu,
który naprowadził na rafy; prawdopodobnie jednak mają chociaż te
parę baraków na Księżycu i Marsie, wybudowanych z myślą nie
tyle o ciekawych tajnych eksperymentach na żabkach i pelargoniach,
co na okoliczność, gdyby na Ziemi "wszystko się pokićkało"
i "porobiło", tzn. gdyby na planecie nie dało się już
dłużej żyć np. w wyniku globalnego skażenia radioaktywnego - a
może to zarazem jakaś awaryjna opcja ucieczki 'szlakiem ostatnich
nazistów', choć na razie niestety nie uciekają, tylko wciąż dla
naszego dobra nami rządzą, okłamując każdego od maleńkości i
wychowując do życia w pokorze wobec teorii wciskanych jako
potwierdzone naukowo i autorytetami setek tysięcy profesorów; tak
wkręcają sugestię "wszystko już wiadomo, jak to jest: tak i
tak - na pewno...", że potem, kiedy w środku szarego dnia
znienacka zamajaczy Ci przed oczyma dziwna postać przed chwilą
wydająca się normalnym człowiekiem, jak zresztą ponownie po paru
sekundach - to zamykasz na moment oczy, kręcisz głową przykładając
ręce do skroni i od razu zasadniczo masz pewność, że to z Tobą
chwilowo coś było nie tak, coś Ci się wydawało, potem szybko
zapominasz o tej prześmiesznej halucynacji, ewentualnie np.
przestajesz pić - tymczasem nie był to żaden omam wzrokowy, tylko
widok dobrze znany przodkom i normalna sprawa, zamaskowana systemem
poglądów i przekonań tak odchylonych, żeby w ogóle do nich nie
pasowała i w jej realność nie mógł z tego powodu uwierzyć ani
żaden profesor, ani żaden kark-steryd, przynajmniej za pierwszym
razem - a raczej mało kto widział coś takiego kilkakrotnie; w
sumie o to akurat się nie gniewam, gdyż jako zmieniająca postać
hybryda, wnuczek i dziadek innych hybryd, tak samo i zapewne słusznie
obawiałbym się wymordowania całej rodziny przez wrażliwych ludzi
pokroju systematycznych chrześcijan, a tylko z uwagi na to
zagrożenie też przecież nie wchodziłbym od razu w sojusze obronne
z pokręconymi gadzinami z kosmosu, bo co to za życie pod patronatem
nieurodziwych demonów - tak chyba jeszcze musi być przez jakiś
czas, dopóki społeczeństwa nie będą gotowe do zaakceptowania
faktu istnienia tych niezwykłych istot-półludzi bez równoczesnego
ubabrania sobie rąk w ich krwi (możliwe, że na niebiesko) - bo
pewnie, że istnieją złe hybrydy, tak samo jak istnieją niegodziwi
Ziemianie albo nikczemni Plejadianie, lecz nawet gadoidy nie są
wszystkie "złe", więc co dopiero osoby zdolne do
wyświetlania się w dwóch różnych postaciach, które całe życie
wychowywały się na Ziemi i na pewno oglądały te same filmy, co
reszta (a przynajmniej "Ostatniego smoka"); wiadomo, że
każdy ma prawo zazdrościć im bogactwa i władzy, a może przede
wszystkim wiedzy, tej przedpotopowej z gwiazd, dzięki której mają
nad nami przewagę - ale czy wiele osób chciałoby się zamienić na
takie leniwe życie w luksusie, przez które od początku do samego
końca trzeba ukrywać, kim się naprawdę jest, uzupełniać dietę
enzymami występującymi wyłącznie w ludzkiej krwi, żeby nie
dostawać niekontrolowanych 'ataków przemiany', a przez sen i tak
nie da się tego powstrzymywać i to dopiero musi być dolina, kiedy
fajna nowo poznana laska wybiega roztrzęsiona jeszcze przed świtem
- akurat tego przykładu nie wymyśliłem, tylko naprawdę był taki
przypadek, że atrakcyjna pani po trzydziestce zgłosiła się do
Davida Icke'a i opowiedziała mu, jak to przygodny partner we śnie
diametralnie zmienił prezencję na podobieństwo opisywanych przez
niego istot (gość pewnie w dalszym ciągu jest kawalerem - gdyby to
ujawniono i publicznie wytłumaczono, może łatwiej byłoby mu
znaleźć osobę, która potrafiłaby to zrozumieć i zaakceptować
na zasadzie, że liczy się to, kim się jest, a nie czyim potomkiem
w mniejszości na jakiej planecie - wyobraźmy sobie planetę hybryd
i jak niebezpieczni wydawaliby się jej mieszkańcom ukrywający się
pomiędzy nimi 100% ludzie, totalne dziwy natury czy wręcz "potwory"
- to nie jest tak, że również według gadoidów my jesteśmy
piękni, a one brzydkie: się rozumie, że to musi być odwrotnie,
podobno według ich ortodoksyjnego 'betonu' jesteśmy wprost
obrzydliwi i kto wie, czy nasi laureaci plebiscytów na
najpiękniejszych nie mogliby w ich horrorach występować bez
charakteryzacji); natomiast pewne podejrzenia i pretensje, ale tak w
sumie na ślepo, "na wyczucie", bo póki co zupełnie nie
potrafię tego zrozumieć ani rozwikłać, skąd to się bierze i w
jaki właściwie sposób działa, jakby to można ewentualnie potem
kiedyś z myślą o własnej korzyści zorganizować i wdrożyć na
jakiejś podbijanej planecie np. krasnali z epoki drewnianych chat -
mam odnośnie dziwacznego i w dostępny po wyjściu z domu prosty
doświadczalny sposób weryfikowalnego mechanizmu naszej
rzeczywistości, skłaniającego większość mieszkańców takiego
czy innego miasta na jednym albo na drugim kontynencie do starania
się przede wszystkim, aby wydawać się wszem i wobec kimś
"normalnym", co osiąga się replikując w swoim życiu
sposoby ubierania się, zachowywania i myślenia przedstawiane
zewsząd jako właściwe, prawidłowe, rozsądne, inteligentne i "na
poziomie", w odróżnieniu nie tylko od np. świadomości
węszącej globalne spiski (zasługującej na wyśmiewanie i pełne
szczerej troski pukanie się w czoło), nie tylko od postawy
zaangażowanej w te czy inne sprawy globalnej współczesności
(godnej ironicznych komentarzy, z litości wygłaszanych za plecami
tonem kogoś, kto będzie potrafił skuteczniej pomóc temu światu,
bo po prostu stać go intelektualnie na więcej - tylko najpierw musi
zostać "tym kimś", żeby zacząć działać, wiadomo...),
ale również w wyraźnym kontraście ze stylem 'myślącej sobie nie
wiadomo co' osoby, która chodzi ostrzyżona na własną modłę i w
kontekście własnego gustu i komfortu odziana w inne kolory czy
materiały, niż to w danej dekadzie rzekomo wypada, zazwyczaj
również myśli inaczej, niż telewizor, co do nie wiedzieć ilu
kwestii, a może jeszcze - jakby tego wszystkiego było mało - raz
po raz prezentuje odwagę nieszablonowego działania w wymiarach
zwykłych codziennych spraw, tak jakby naprawdę można było żyć
własnym życiem, dało się być jako takim sobą i nie czapkować
wciąż ogłaszanym niby z niewidzialnych jeżdżących po mieście
megafonów zasadom "korzystania z wolności"; w sumie
trudno tak kopać leżącego i jeszcze także o to 'prawo reakcji na
odwagę' oskarżać grupy ukrytych manipulacji, może to pójście na
łatwiznę zamiast sięgnięcia po książkę z półki
"Socjobiologia" - ale to jednak trochę podejrzane, że aż
z taką gorliwością i wściekłością tchórze pospołu ruszają
na Ciebie i w nagonce jednoczą się przeciw Tobie w okamgnieniu, gdy
tylko publicznie uronisz kropelkę swojej odwagi, choćby z dna
dwulitrowego kufla swego nieprzeciętnego tchórzostwa, w który
zaglądałaś/eś częściej i znasz ten widok lepiej, niż
ktokolwiek inny - ale jednak sugerując w ten sposób, że faktycznie
możliwe byłoby wyłamanie się z narzucanych nam foremek i
psychicznych rozkładów jazdy, że to mogłoby nie równać się
wcale byciu kimś chorym, złym ani nienormalnym, że każdy mógłby
tak sobie żyć, gdyby nie brakowało mu tego czegoś, nad czym
zastanawianie się tak bardzo go denerwuje; może ta sprawa z czasem
wyjaśni się w jakichś następnych przekazach od kosmitów - czy na
planetach wolnych od obcych ingerencji również wykształcały się
aż tak przykre zasady wzajemnego odbioru jednostek ludzkich w
społeczeństwie, czy też jednak to by się wszystko poukładało
inaczej, gdyby sprawy szły sobie naturalnym torem, gdyby nasza
rzeczywistość nie była z ukrycia modyfikowana; zastanawiające
jest przy tym chociażby to, że to właśnie te osoby 'normalne',
które własnego mózgu używają tylko po kryjomu w testach "na
sucho", a "na żywo" robią i mówią jedynie to, co
się im sugeruje jako normalne i odpowiednie - to właśnie one są
wiecznie rozeźlone, nieszczęśliwe i skore do wybuchania gniewem,
złością, agresją, podczas gdy osoby wedle 'ich' przekonań
'szurnięte', mimo szkalowania, wyśmiewania i zaczepiania,
przeważnie dziwnym trafem są z siebie ponadprzeciętnie zadowolone
i znacznie rzadziej zdarza im się wyładowywać swoje frustracje na
innych, tak jakby w ogóle mniej ich w sobie nosiły - co by
sugerowało, że jednak to całe poczucie bezpieczeństwa i
zadowolenie z bycia osobą uznawaną za normalną, a tym samym
nienarażoną na złośliwe komentarze czy szyderstwa, jest mniej
warte i "słabiej kopie" niż satysfakcja z bycia
prawdziwym/ą sobą i życia własnym życiem, nawet taka dostępna
jedynie w pakiecie z atakami osób wiecznie czujących potrzebę
udowadniania, że nie są żadnymi tchórzami, to tylko inni są
nienormalni i przesadzają, kiedy nie robią tego co inni, tylko to,
na co mają ochotę, nie naśladują lecz żyją wedle własnego
przepisu.
Według
oświadczenia dr Carol Rosin w roku 1974 umierający na raka profesor
Wernher von Braun powiedział jej, że już wtedy mogliśmy mieć
pokój z wszystkimi kulturami pozaziemskimi - ale pokój, prawda,
wolność itp. to są hasła, które dobrze wyglądają na papierze,
np. w tekście przemówienia, a nie kiedy faktycznie żyjesz sobie
24h na dobę jako superbogacz, robiąc niewiele poza oszukiwaniem i
okradaniem tłumów, przy czym historyczna utrata uprzywilejowanej
pozycji przez środowisko, z którego się wywodzisz, byłaby obrazą
wielowiekowej rodzinnej tradycji, równoznaczną z utratą przez
twoje dzieci korzystnej szansy, którą tobie rodzice jakoś jednak
potrafili sprezentować; przy okazji jeszcze na pewno wypłynęłyby
zakrzepłe brudy z przeszłości i ambaras gotowy - chwila moment, a
zaczęłoby się oczernianie w gazetach i ciąganie po sądach, a kto
wie, może nawet konfiskaty majątków; no i po co, skoro wszystko
mogło zostać po staremu..?
Tam
daleko w kosmosie, na tych wysoko rozwiniętych planetach innych
Ludzi, gdzie mieszkańcy mają prawo do prawdy i autentyczną
wolność, której nie przeczą tysiące faktów ani nie poddają w
wątpliwość setki okoliczności - jak to jest, kiedy ktoś rzuca
hasło: "ej, uwaga, chyba nasza planeta jest manipulowana przez
jakieś przebiegłe stwory, spotkałem wielu świadków":
momentalnie wybucha śmiech, czy raczej jest to na wszelki wypadek,
choćby pod kątem przyszłych pokoleń, ze spokojem sprawdzane i
wyjaśniane, w każdym razie naświetlane i publicznie omawiane, żeby
nikt się nie martwił i bez zakładania, że ludzie to istoty tak
inteligentne, że nawet mistrzowie galaktyki w ściemnianiu nie
byliby w stanie wpuścić ich w maliny..? Ale może to dla naszego
dobra władze demokratycznych krajów mają z ONZ prikaz, aby milczeć
na ten temat - a tylko głupi Plejadianie i Drakonianie nie umieli na
swoich planetach podobnie ukryć prawdy przed mieszkańcami i teraz
nie dość, że wiedzą o niezliczonych formach życia występujących
w kosmosie, to jeszcze rozbijają się po gwiazdach olbrzymimi
pojazdami - zamiast jak my wierzyć, że prawdopodobnie są sami,
jedyną cywilizacją we wszechświecie, i spokojnie sobie czekać, aż
ktoś przyleci ich uprawiać, wiek za wiekiem pomimo niezliczonych
wpadek, pozostających bez konsekwencji dzięki umiejętnemu
wykorzystywaniu znajomości psychiki przedstawicieli danego gatunku w
punkcie "prawie mam odwagę mieć na jakikolwiek temat pogląd
inny, niż mówi się, że wszyscy go podzielają; w ogóle prawie
mam odwagę, widać to na każdym kroku i pod każdym kątem, zresztą
przecież codziennie od nowa to udowadniam".
W
przygotowaniu również podstrona z informacjami kompletnie
niepotwierdzonymi, które jednak wcale nie muszą okazać się
zmyślonymi tylko dlatego, że ich źródła pozostają głęboko
anonimowe lub natykamy się na nie na witrynach internetowych
redagowanych przez zagubione lodołamacze ufologii pod banderą dr
Jana Pająka - którego zresztą i tak chyba wypadałoby szanować i
poważać bardziej, niż jakikolwiek z czołowych 'autorytetów'
naszego krajowego masowego obiegu medialnego czy naukowego, skoro z
tematem i przesłaniem swojej publicznej działalności orbituje on
mimo wszystko bliżej prawdy, choć wyraźnie przesadza z kolei w
drugą stronę (oskarżając ufo np. o zniszczenie World Trade Center
czy spowodowanie zawalenia się dachu hali w Katowicach poprzez
złośliwe zahaczenie o niego spodkiem, a także o wszystkie kłopoty
z własnym komputerem i w ogóle wszelakie niedogodności życia
codziennego, jakie nieustannie Go trapią - według moich domysłów
pan doktor niepotrzebnie za bardzo sieje panikę i to dlatego los
rzuca mu kłody pod nogi na zasadzie "oko za oko, Johnny").
Otóż na przykład podobno kiedy Szarzy albo jeszcze ciekawsi z
wyglądu kontrahenci władz czołowych 'demokratycznych' krajów
porywają Cię na spodek i prezentują Ci Twojego klona, który
wygląda dokładnie tak, jak Ty, identico - to jeżeli się w tym
momencie przerazisz, już nie wracasz, bo Cię podmieniają, żeby
sobie odtąd manipulować np. założonym przez Ciebie kółkiem
różańcowym, albo bo po prostu robią taki test pod kątem
przyszłego stosowania tego rodzaju sztuczek - to była finalna
weryfikacja, bo przecież Ty to najlepiej wiesz, czy dany sobowtór
jest do Ciebie podobny, czy nie; a jeżeli się nie przestraszysz, to
odstawiają Cię z powrotem na powierzchnię i pracują dalej nad
mumią, robią nową kopię albo kto wie, może wręcz zarzucają
cały plan odnośnie Twej widocznie niebanalnej do skopiowania osoby
- w każdym razie, dla niezorientowanych, literatura medyczna i
sądowa z wielu poprzednich wieków pełna jest przypadków, kiedy
nawet żyjący od wielu lat w zgodzie szanowani małżonkowie nagle
popełniali morderstwa jedno na drugim i nie zdradzając innych oznak
niepoczytalności(?) do końca zawsze twierdzili i ze spokojem to
opisywali, a nawet przelewali na papier własnymi słowami, że np.
"wyglądał jak on, poruszał się jak on, mówił jak on - ale
to nie był on, wiem to na pewno, to nie był mój Mąż"; w
związku z powstawaniem bazy wiedzy o meandrach ludzkiej psychiki
okazało się, że jest tyle przypadków, że nawet nadano tej
chorobie osobną nazwę - do dziś pewnie zdarzają się
zachorowania(?); z tym, że w dzisiejszych czasach już nie tak łatwo
o pewność, kto Ci sklonował sąsiada - przynajmniej Amerykanie
mają tę technologię co najmniej od połowy lat 80-tych, w końcu
parę patentów jednak wysępili za tych wszystkich zaginionych bez
śladu. A tu w powyższych akapitach, gdzie nieraz padają określenia
"podobno", "słyszy się", "według innych
źródeł" - to nie dlatego, że te wszystkie źródła są
takie anonimowe, tylko po prostu większość filmów obejrzałem jak
dotąd tylko raz, często z kręgosłupem już zbyt zmęczonym, żeby
dalej robić notatki - a wiadomo, że wszystkiego się nie
spamięta... Teraz też nie za bardzo mam czas to wszystko namierzać
i uściślać po wyszukiwarkach, bo i tak już prawie straciłem
pracę wskutek poświęcania swojego "prime time'u"
niniejszej witrynce; przynajmniej nie muszę już tyrać - dzięki,
ufo... Właśnie to mi się tak podoba w tym utrzymywaniu wszystkiego
w tajemnicy przed ludzkością - że miliony ludzi zamiast sobie
pracować, śmiać się i bawić, albo chociaż oglądać o tych
kolorowych głębinowych rybkach - ślęczą nad tymi samymi
zeznaniami, poszlakami i fotografiami, własnym sumptem co roku
tworzą setki z założenia niedochodowych filmów i dziesiątki
tysięcy witryn internetowych (jak nie więcej), wszyscy nawzajem
duplikują swoją pracę, kosztem życia każdego z osobna, często
najlepszych lat - bo dla dobra ludzkości władze wszystkich krajów
mają ukrywać najbardziej interesujący na świecie temat ufo w
atmosferze spowitej zbrodniami, morderczymi pomysłami,
przerażającymi relacjami i podejrzanym milczeniem połączonym z
przygotowywaniem wszystkich już w szkole do wyśmiewania prawdy i
wykluczania z dyskursu publicznego osób dających jej świadectwo -
tak jakby można było przypuszczać, że taka sytuacja i tego
rodzaju stan rzeczy nikogo nie zaniepokoją, nie wywołają paniki o
solidnych fundamentach na gruncie faktów - na pewno...
Robiłem,
co mogłem, ale najwyraźniej te wersje jednak są niezgodne - od
Billy'ego Meiera i ta o hybrydach/gadoidach. Relacja Meiera z
kontaktu nr 443 z 17 lutego 2007 r. - j. ang. - zawiera opis książek
Davida Icke'a jako naciąganych bzdur do nabijania kabzy, a także
drwiny z koncepcji istnienia stworów zmieniających postać; również
książka 'Jana van Helsinga' (wł. Jan Udo Holey) zostaje
scharakteryzowana jako wymysły, teoria konspiracji i taka sama
paranoja dla ludzi, którzy w ogóle żyją złudzeniami i
fantazjami, w swoim świecie - więc dziwne by było, gdyby wierzyli
w prawdę, w normalne rzeczy i prozaiczne wyjaśnienia. Inne
kontrowersyjne informacje z domniemanych kontaktów Szwajcara - j.
ang. - o ile to konkretne internetowe źródło na jego temat jest w
ogóle wiarygodne: Iluminaci to sekta europejska, nie o znaczeniu
globalnym, które jest rozdmuchiwane; doniesienia dot. Nowego
Porządku Świata i negatywnego wpływu genetycznie zmodyfikowanej
żywności są znacznie przesadzone i pesymistycznie wyolbrzymione;
eksperyment Filadelfia to mistyfikacja; przekazywane niemieckim
naukowcom przez Plejaran plany prototypowych latających spodków
odnalezione po dwóch-trzech dekadach odbiły się echem w dziedzinie
...projektowania pokryw od kontenerów (sprawa dotyczy słynnej
afery, kiedy ktoś opublikował zdjęcie spodka autorstwa Meiera i
wykazał uderzające podobieństwo podstawy pojazdu do pokrywy
pojemnika na śmieci z jego farmy; linia obrony zwolenników Meiera w
takich przypadkach głosi, że dyskusyjne zdjęcia to analizy
podróbek lub materiałów faktycznie rozprowadzanych przez ich
organizację - FIGU - ale niepostrzeżenie podmienionych kto wie
kiedy przez tajne służby); po Meierze i odlocie Plejaran żaden
człowiek przez prawie 800 lat nie doświadczy świadomego kontaktu z
jakąkolwiek wyższą formą życia; poprzednie wcielenia Meiera to
m.in. prorocy Eliasz i Izajasz, Immanuel oraz Mahomet, a obecnie
Billy jest skazany na samotność z racji bycia najbardziej
rozwiniętą duszą na Ziemi; jego pierwsza książka była
najważniejsza, jaką kiedykolwiek napisał ziemski człowiek, a z
kolei ostatnia jest najważniejsza w całej misji. W kontekście
nokautująco niewiarygodnego wydźwięku tych informacji uczciwie
byłoby jednak przypomnieć okoliczność, że wielu mieszkańców
pobliskich wiosek w szwajcarskich górach zarzeka się, że
faktycznie widziało spodki nieraz - o członkach wspomnianej grupy i
rodziny samego B.M. nie wspominając, choć np. była żona przez
pewien czas mówiła też o konstruowaniu przez męża modeli w celu
fabrykowania fotografii, co potem znowu odwołała. Oprócz tego w
sieci można znaleźć opracowanie z trudnym do oszacowania
powodzeniem starające się wykazać, że wszelkie astronomiczne i
naukowe przepowiednie Meiera były już gdzieś opublikowane, zanim
zawarł je w swoich relacjach z rzekomych kontaktów. Istnieje też
hipoteza, że Szwajcar jest w rzeczywistości marionetką Iluminatów
- w jej kontekście dałoby się pogodzić obecność latających
talerzy nad jego domem z przeplataniem przekazu fałszywymi nićmi.
Jednak z drugiej strony np. Michaela Horna spotkała taka sytuacja,
że spożywał posiłek w kafejce na odludziu gdzieś na południu
Stanów, wynikła pogawędka z pewnym jegomościem w podeszłym
wieku, który okazał się emerytowanym oficerem sił powietrznych
USA i ni z tego, ni z owego zapytał a'propos ufo, czy rozmówca
orientuje się może w notatkach z kontaktów Billy'ego Meiera, bo w
wojsku czytali je skrupulatnie jako najlepszy dostępny materiał w
temacie kosmitów. Można to sobie tak wytłumaczyć, że w wojsku i
tajnych projektach też ich ściemniają, że ten Billy Meier to
autentyczny przypadek, aby za pomocą rzekomego przekazu z gwiazd
manipulować nimi tak samo, jak resztą, kołować na dystans od
prawdy; ale inny gość, budowlaniec - milioner, który do
wszystkiego doszedł sam od pucybuta, a z wyglądu polski emigrant i
po prostu uczciwy człowiek, na kongresie ufologicznym wystąpił
przed kamerami z krótką opowieścią, że po tym, jak zasponsorował
organizację Meiera, wybrał się kiedyś w odwiedziny do jego
domu/ich siedziby, ale bez zapowiedzi i po prostu go nie wpuścili,
choć dobijał się i wykłócał, że przecież wyłożył na nich
kupę siana; rozczarowany i rozeźlony wrócił do hotelu, gdzie
rankiem następnego dnia ktoś zapukał do drzwi i wręczył mu
kartkę zawierającą wedle jego słów opis 'faktów z całego
życia, o których oprócz mnie nie wiedział nikt na świecie'. Może
najrozsądniej byłoby wypróbowywać te informacje od Plejaran we
własnym codziennym życiu - choć prawdziwość wielu z nich też
jeszcze niczego nie przesądzi i nie udowodni wiarygodności całości
przekazu z owego źródła. Nierzadko spotyka się też
przypuszczenia, że Billy Meier "zaczynał" jako prawdziwy
kontaktowiec, a po odlocie Plejaran w latach 90-tych "wziął
sprawy we własne ręce", przystępując do świadomego lub nie
dorabiania autorskich wkrętów i mądrości - zresztą utrzymuje on,
że kontakty fizyczne już dawno ustały, a nadal trwają jedynie
sporadyczne telepatyczne (i jednocześnie odmawia reszcie ludzkości
zdolności do jakiegokolwiek channelingu). Jeśli B.M. jednak mówi
prawdę, to porwania przez obcych stanowią ludzki spisek i
machinację współorganizowaną od lat 20-tych XX wieku przez
rozmaite międzynarodowe grupy interesów, m.in. finansjery i
przemysłu zbrojeniowego, władz i sekciarzy od końca świata oraz
ponownego nadejścia Mesjasza - którym zależy na wywołaniu w
ludziach strachu przed mieszkańcami kosmosu i niechęci do nich.
Kryształowe czaszki to dzieło niemieckich szlifierzy diamentów z
początków XIX wieku, a gość, który je zamówił, pojechał potem
podłożyć je do świątyń Majów, aby tam mogły zostać
'odkryte'. Pierwsze lądowanie Amerykanów na Księżycu sfingowano w
celu wzbudzenia respektu Rosjan, potem lądowali już naprawdę; o
mistyfikacji wiedziało tylko 37 osób, wobec astronautów użyto
narkotyków i hipnozy, wszyscy 4 hipnotyzerzy wkrótce zmarli,
podobnie jak wiele innych osób z tego projektu - "dla dobra
kraju" oczywiście. Tą samą techniką należałoby też pewnie
(to już moje domysły) tłumaczyć zeznania Ala Bieleka czy Stewarta
Swerdlowa - że ktoś zaimpregnował im sztuczne wspomnienia, pewnie
tak samo jak Alexowi Collierowi, by działając w najlepszej wierze,
zaczęli opowiadać o tych gadoidach, hybrydach i niesamowitych
możliwościach amerykańskich sił zbrojnych, wynikających z
posiadania niezliczonych pozaziemskich technologii. Tak że teraz już
nie wiadomo, w co wierzyć - no dobra, to nie wierzymy ani w
Drakonian, ani w Billy'ego Meiera, tylko zostawiamy sobie info od
Phila Schneidera o Szarych z moralnością dr Mengele - ale chyba
jednak i tak coś w tym musi być, w jednym albo drugim z właśnie
odrzuconych przez nas krajobrazów wiadomości, bo to jest tak
interesujące, która wersja jest bliżej prawdy, że powinni to cały
czas analizować i próbować rozstrzygać w rozlicznych magazynach
oraz wieczornych programach publicystycznych, w weekendowych
dodatkach do poczytnych dzienników i radiowych audycjach na ciekawe
tematy - gdzieś w tym musi siedzieć jakiś prawdziwy dynamit, skoro
całe to pole zagadnień jest tak nienaturalnie wyciszone i schowane,
że 4 na 5 laureatów Nobla nie ma pewnie zielonego pojęcia o niczym
z tego kręgów tematów, ani w ogóle że taki krąg tematów
istnieje. Tak że nie znamy prawdy, ale być może kiedyś już
mieliśmy ją przed oczyma; w każdym razie raczej mamy prawo
przypuszczać, że ktoś coś przed nami ukrywa - jednak ruiny i
piramidy na Marsie chyba same się nie zrobiły, ani spodki na
malowidłach ze średniowiecza nie pojawiły się, ponieważ akurat w
ten sposób smoła kapała z sufitów; tę piramidę odkrytą na dnie
oceanu u wybrzeży Japonii ktoś musiał wybudować w epoce "kamienia
łupanego", a hieroglify w świątyni w Abydos to też raczej
nie był bezmyślnie odpadający tynk, tylko dzieło osoby całkiem
nieźle zorientowanej w odległej przyszłości; fakt posiadania
przez starożytne ludy wiedzy astronomicznej na poziomie możliwości
teleskopów z lat 80-tych XX wieku zasługuje na badanie i
wyjaśnianie, a nie na lekceważenie i udawanie, że jest się
poważnym naukowcem. Do tego zeznania astronautów, wojskowych,
inżynierów, policjantów, polityków, zwykłych ludzi, nagrania
wideo z myśliwców, promów kosmicznych i domowych kamer, fotografie
z wieków XIX, XX i XXI - coś tu nad nami lata i to od dawna, a
zatem bez wątpienia mamy do czynienia z ważną sprawą - a że nie
wiemy, jak to jest dokładnie, to przynajmniej oznaka, że nie
popadliśmy jeszcze w żadne dogmaty. Może za 50 lat dalej nikt nie
będzie znał prawdy; wtedy zresztą byłoby już jak gdyby "po
zabawie" i życie stałoby się pewnie dużo nudniejsze, mniej
tajemnicze i fascynujące, zapraszające do odgadywania niczym w
przygodę nie gorszą niż z filmu. Póki co, kto spotka Billy'ego
Meiera, może go zapytać, skąd w takim razie na całym świecie
wzięło się aż tyle legend o smokach i wężo-bogach (nie tylko w
Chinach i Tajlandii, ale także w mitach starożytnej Grecji oraz
Skandynawii, Egiptu i Peru, Azteków oraz Indian Ameryki Północnej
- żeby wymienić tylko te przypomniane na jednym filmiku z YouTube,
skądinąd próbującym tłumaczyć wszystkie tego typu posążki
przodków w 'racjonalny' sposób). A kto spotka Davida Icke'a, może
do następnej książki podrzucić mu historyjkę, której pewnie
jeszcze nie zna: o Wzgórzu Wawelskim w Krakowie, gdzie według
nienaukowych ustaleń i relacji przodków, na dole mieszkał smok, a
na górze - król...
Gdyby
ludzie wiedzieli, że Ziemianie skatalogowali już dziesiątki ras
obcych, że zestrzelono setki spodków, a i tak wciąż latają nad
nami co dnia - że wiele gwiazd w naszej galaktyce jest okrążanych
przez planety, na których rozwija się życie - to czy przypadkiem
nie zapytaliby z czasem, już tak na spokojnie, po wybrzmieniu
pierwszego szoku: zaraz, zaraz - a ci kosmici to tak nagle sobie
teraz latają wte i wewte, a wcześniej przez kilkadziesiąt czy
kilkaset wieków nie umieli odszukać naszej planety, albo wtedy
brakowało im paliwa - czy też po prostu trzeba będzie raczej
poodnajdywać ich ślady w naszej historii i prehistorii, muszą
istnieć jakieś tropy, coś na pewno zostało i ówcześni ludzie
zauważyli..? Obecnie z teorii o hybrydach śmieje się większość
osób, które np. zetkną się na YouTube z filmikami o tej tematyce,
nie wierzą w to ani przez chwilę; a jak byłoby, gdyby oficjalnie
ogłoszono, że ufo to prawda, że tego jest pełno i zawsze tak
było..?
Po
osiemdziesiątce trudno jest zarywać laski, a bez tego życie pewnie
nie ma już takiego blasku, powabu, uroku etc. - nic więc dziwnego,
że każdy kolejny rok przynosi coraz bardziej konkretne wypowiedzi
następnych emerytowanych pracowników NASA - jakby się umówili, że
teraz jeden po drugim przestają być narodowymi bohaterami-legendami
i wypróbują sobie dla odmiany, jak to jest być takim zwariowanym
dziadkiem opowiadającym jakieś bzdury o ufo i bajeczki o kosmitach.
Kolejny przypadek to Clark C. McClelland - operator promów
kosmicznych ze stażem 34 lat przepracowanych w NASA. W roku 2008
zelektryzował on niezależne media pisemnym oświadczeniem, że
pewnego razu w pracy zdarzyło mu się przez 67 sekund obserwować na
monitorze mierzącą około 2,5 metra wzrostu istotę pozaziemskiego
pochodzenia w cienkim skafandrze i o sylwetce nie odbiegającej od
ludzkiej, gdy sporo gestykulowała stojąc pomiędzy dwoma
astronautami pracującymi na zewnątrz promu kosmicznego,
orbitującego wokół Ziemi w towarzystwie również widocznego
obcego pojazdu; inny pracownik centrum kontroli lotów im.
Kennedy'ego na Florydzie miał mu potem zdradzić, że tę samą
istotę widział wewnątrz promu. Według McClellanda NASA nie jest
agencją cywilną, ale całkowicie kontrolowaną przez Pentagon; w
pewnym wywiadzie dopowiedział, że w świetle jego wiedzy władze
wszystkich wysoko rozwiniętych państw wiedzą o tym, że Ziemia
jest i zawsze była odwiedzana przez przybyszów z kosmosu, którzy
prawdopodobnie mieli coś wspólnego w ogóle z powstaniem naszej
rasy. Być może nietrafnie przypuszczam, że powyższa
informacja/sprawa mogłaby kogokolwiek zainteresować, skoro poza
setkami witryn internetowych z kręgów wyznawców teorii spiskowych,
nie została ona w ogóle podjęta przez krajowe, europejskie ani
światowe telewizje, najlepsze radia ani najpoważniejsze dzienniki
czy najbardziej prestiżowe magazyny, które w tym czasie zajmowały
się tematami rangi meandrów emocjonalności Carli Bruni bądź
problemów okresu dojrzewania członków brytyjskiej rodziny
królewskiej. Przecież wiadomo i tak uczą w szkole, że
współcześnie media nareszcie podają najlepsze i najważniejsze
informacje na bieżąco, na gorąco, obiektywnie i w najpełniejszym
możliwym spektrum - a najwyraźniej to tylko ze mną jest coś nie
tak, skoro dziwi i niepokoi mnie, że wypowiedź 6-tego człowieka na
Księżycu dr Edgara Mitchella stwierdzająca, że rząd USA od dekad
ukrywa przed opinią publiczną obecność obcych na Ziemi oraz swoje
konszachty z nimi, jest omawiana na wielkich internetowych portalach
przez jeden dzień, podczas gdy prywatne komplikacje w życiu Paris
Hilton są ze szczegółami relacjonowane i komentowane przez
miesiąc; może jednak z tym światem wszystko jest w porządku i
mógłbym sobie dać spokój z tą stronką..?
Według
jednego z pierwszych badaczy gadoidów Johna Rhodesa zwalanie na te
istoty winy za wszystko to wygodne, a dość mało naukowe podejście;
tym bardziej tendencja do obarczania ich rzekomych pół-reprezentantów
odpowiedzialnością za wszelkie problemy geopolityczne - te stwory
żyją sobie głęboko pod ziemią być może od zarania naszej
cywilizacji, a że niektóre z nich nadal są prymitywne, mięsożerne
i dużo polują - to tak jak ludzie. Jeszcze inną, nie mniej ciekawą
koncepcję proponuje niejaki Marshall Vian Summers (link do pliku
.wvx - w razie komplikacji nagranie w innych formatach można
odnaleźć na niniejszej ciekawej stronce [wszystko w j. ang.]) -
według niego żyjemy w gęsto zaludnionym rejonie kosmosu, gdzie
wszyscy ze sobą handlują, a jeżeli ktoś kogoś zaatakuje, to od
razu każdy występuje przeciwko niemu; z tym, że faktycznie
istnieją rozmaite grupy krętaczy, które kombinują również u
nas, jako że zamieszkujemy planetę w pozytywnym sensie niezwykłą
- ale oni mogą nas przejąć tylko na tej zasadzie, że my do
pewnego stopnia jakby o to poprosimy, sami będziemy tego chcieli, w
każdym razie by tak to mniej więcej wyglądało na oko dalekich
gwiazd i żebyśmy otwarcie przeciw nim nie występowali.
Tymczasem
według Stewarta Swerdlowa ci Drakonianie jednak nie zasypują u nas
gruszek w popiele, a ściśle lub luźno powiązane z nimi grupy
kontrolują m.in. naszą żywność oraz globalną papkę medialną,
za pomocą której utrzymują nas w stanie "skotłowania".
Inne info od Stewarta z wywiadu radiowego dla 'Coast to Coast' z 13
czerwca 2007 roku:
Początek
(pierwsze trzy części na YouTube): jego zwerbowanie za młodu do
pracy dla służb stanowiło wyraz chęci upewnienia się przez
amerykańskie władze co do lojalności jego osoby wobec kraju - w
związku z rodzinnymi okolicznościami polegającymi na tym, że wuj
jego ojca imieniem Jacow był pierwszym prezydentem ZSRR [patrz
Świerdłowsk alias Jekaterinburg], jego dziadek w latach 30-tych
próbował rozkręcać partię komunistyczną w samych Stanach, a
babcia była po prostu ...sowieckim szpiegiem podczas II wojny
światowej - niezła rodzinka): nasz Księżyc to pusty w środku
naturalny obiekt eony lat temu przerobiony przez gadoidy na
bazę-przyczółek do kolonizacji Ziemi - to dlatego zawsze ukazuje
nam tę samą stronę, to nie tylko jakiś dziwny zbieg okoliczności.
Generalnie dane dotyczące prehistorii naszego układu planetarnego
zgodne z wersją Alexa Colliera (niestety..! przy okazji anegdota:
według relacji A. Colliera, zanim stał się rozpoznawalny, podszedł
kiedyś do Richarda Hoaglanda po jego wykładzie i zapytał prosto z
mostu, dlaczego nie powie ludziom, że Księżyc jest obcą bazą - a
odpowiedź brzmiała: "Nie jestem na to gotów..." -
Collier wyraża wobec Hoaglanda pretensje o to, że wstrzymuje on
pewne informacje, jak widać dosyć istotne czy wręcz kluczowe).
Relacja Stewarta Swerdlowa na bazie wiadomości, które zostały mu
przekazane podczas 13 lat jego pracy w tajnych projektach, głownie w
programie Montauk: gadoidy z konstelacji Smoka (ang. 'Draco') czują
się zobowiązane do eksterminacji lub podporządkowywania sobie
innych form życia, ponieważ z pewnych względów uważają się za
byty stanowiące możliwie najdoskonalsze uosobienie boskości i
natury wszechświata - nie mają płci, tzn. są obydwiema płciami w
jednym ciele, a ich DNA w ogóle nie zmienia się przez ery, w
całkowitym przeciwieństwie do np. ludzkiego czy szerzej ssaczego,
które nieustannie przystosowuje się do nowych warunków. Wenus była
lodową kometą z rodzaju preferowanych przez gadoidy pocisków, za
pomocą której próbowały one rozprawić się z pradawnymi
koloniami ludzi w Układzie Słonecznym, tzn. z bazami uchodźców z
zaatakowanych przez nie wcześniej planet w kolebce wszystkich ludzi,
konstelacji Lutni (ang. 'Lirae') - tych uciekinierów sobie potem
tropiły po kosmosie, a ściślej mówiąc po licznych kolonizowanych
przez nich systemach planetarnych, m.in. właśnie naszym. Ziemia
była wówczas drugą planetą od Słońca, z powierzchnią pokrytą
wodą i dość płynną atmosferą. Pomiędzy Marsem a Jowiszem
istniała wtedy jeszcze dużo większa od Ziemi planeta Muldek
(rozmiaru ok. wypadkowej właśnie pomiędzy Marsem a Jowiszem) - to
tam i na Marsie znajdowały się kolonie owych uchodźców wojennych.
Planeta ta nie wytrzymała połączonego oddziaływania
grawitacyjnego Jowisza i przechodzącej obok komety-pocisku,
rozpadając się na pas asteroid, księżyce Jowisza oraz księżyce
i pierścienie Saturna; przejście komety spowodowało również
zmianę osi rotacji Urana, który po dziś dzień jest jedyną znaną
planetą obracającą się z północy na południe, a nie ze wschodu
na zachód jak reszta. Mijając Marsa kometa pozbawiła go większej
części atmosfery oraz oceanów, po czym zakręciła Ziemią,
inicjując tworzenie się czap lodowych na biegunach naszej planety,
której miejsce na orbicie następnie zajęła jako druga planeta od
Słońca - a w jego promieniach lód szybko się stopił i wyparował,
skutkując pokryciem całej Wenus niezliczonymi warstwami chmur,
spowijającymi ją do dnia dzisiejszego. Nibru, znana również jako
Marduk, to sztuczny obiekt o eliptycznej orbicie kontrolowany przez
inną rasę gadoidów (Annunaki), nie pochodzącą z konstelacji
Smoka i nastawioną do tamtejszych reptilian ...wrogo, tzn.
rywalizującą z nimi o lokalne terytorium - tj. 'nasz' kawałeczek
kosmosu, w którym podobno od zawsze i chyba na zawsze jesteśmy
sami. W Montauk w ramach indoktrynacji wpajano pracownikom, że to
właśnie od nich zależą dalsze losy naszego gatunku, że ludzie
rozpatrywani jako masy nie są jeszcze dostatecznie dojrzali, aby
pokierować planetą, że prędko zniszczyliby świat bezpowrotnie,
gdyby po prostu zostawić ich samym sobie i pozwolić działać - a
'New World Order' stawia sobie za cel właśnie zapewnienie
przetrwania gatunku oraz zachowanie jako takiego środowiska dla
następnych pokoleń.
Czwarta
część wywiadu: pierwsze kolonie na Ziemi były ośrodkami gadoidów
- dlatego po dziś dzień postrzegają one ludzi jako ...obcych
najeźdźców. Około 800 tys. lat temu, przy użyciu zaawansowanych
technologii pochodzących z macierzystych światów, stworzyły na
terenach dzisiejszego Pacyfiku imperium znane z mitów jako Mu albo
Lemuria - był to wówczas duży kontynent, na którym powstały
olbrzymie miasta i trwały przez millenia. Tymczasem ludziom z Marsa
- którzy po przejściu komety-Wenus musieli przenieść się na
wewnętrzną powierzchnię - zaczęło się tam robić na tyle
ciasno, że przylecieli na Ziemię, gdzie osiedlili się na terenach
dzisiejszego Atlantyku, tworząc kulturę znaną z legend pod nazwą
Atlantydy. Niestety tak się składa, że ludzie i gadoidy mają
odmienne potrzeby środowiskowe, z którego to powodu zazwyczaj nie
po drodze im, żeby razem mieszkać na tym samym terenie. Atlantydzi
wybili dinozaury jako bydło reptilian, to nie był żaden meteor;
następnie przy użyciu technologii geomagnetycznej spowodowali
zatonięcie kontynentu Lemurii, z którego pozostały dziś Hawaje,
Japonia, Filipiny, Tajwan, Indonezja, Australia, Nowa Zelandia, Wyspy
Południowego Pacyfiku oraz zachodnia część kalifornijskiego
uskoku San Andreas. Niedobitki z Mu - według przekazywanych w
Montauk szacunków ok. 3 mln - zeszły pod ziemię, dając początek
nieprzyjemnym legendom o demonach i piekle; rozmnażają się na
drodze cyklu partogenezy, nie potrzebują do tego partnerów.
Atlantydzi sami również bynajmniej nie byli aniołkami i nie
chcielibyśmy mieć ich za sąsiadów: krzyżowali ludzi, z czym
tylko się dało, m.in. z insektami, delfinami - porobili np. syreny,
sasquatche i yeti; autyzm to pamiątka w genach po poważnych
krzyżówkach z delfinami, to prawie coś jak delfin w ciele
człowieka. Następnie Atlantydzi sami doświadczyli trzech
kataklizmów i z ich kontynentu ponad poziom morza wystają dziś już
tylko Azory, Kanary, Karaiby, Bermudy oraz ...Montauk Point na Long
Island.
Kolejna
część wywiadu: niedobitki Atlantydów kręciły się potem wokół
okolic takich jak Egipt, Grecja czy obydwie Ameryki. Po kilku
tysiącach lat od upadku kultury Atlantydy gadoidy postanowiły
upomnieć się o powierzchnię, ale w międzyczasie ludzie tak bardzo
odzwyczaili się już od ich widoku, że aby nie wzbudzać swoim
wyglądem przerażenia, musiały stworzyć program genetycznej
hybrydyzacji i przyjąć taktykę cichego wymieszania się z ludzką
populacją; było to zarazem odkurzenie starego projektu jeszcze z
okresu prób ustanowienia pokoju pomiędzy Atlantydą a Lemurią,
kiedy próbowano przypieczętować go stworzeniem istot będących w
połowie ludźmi, a w połowie gadoidami. Obecnie pod powierzchnią w
dalszym ciągu trwają bitwy pomiędzy reptilianami a ludźmi
dowodzonymi przez sekretne światowe władze - przypadkowe ofiary
nierzadko są omawiane w mediach, ale jako ofiary tragicznych
wypadków górniczych - szczególnie w Chinach, choć sporo dzieje
się także np. pod pustynią Mojave w Stanach. Wiele latających
spodków nie przybywa z kosmosu, tylko spod ziemi; sporo z nich to
także pojazdy Ziemian - obydwie strony konfliktu dysponują
zaawansowanymi technologiami. Obecnie jedynie 4-5 obcych cywilizacji
ma nasze przyzwolenie, żeby odwiedzać Ziemię; przed laty gości
było więcej - zanim władze nie zaczęły tak ściśle kontrolować
wszystkiego w tym temacie. Trudno powiedzieć, czy właściwie
prowadzimy teraz z tymi gadoidami wojnę, czy z nimi współpracujemy
- Iluminaci zasadniczo są potomkami oryginalnych hybryd, którzy
jednak w swoich zamiarach i ideologii odbiegli nieco od celu, w jakim
ich przodkowie zostali stworzeni. Zmienianie postaci to fakt, dotyczy
wyłącznie osób o idealnych proporcjach genomu 50% na 50% ludzkiego
z gadoidzim. Forma fizyczna zależy wówczas od pierwiastka
przeważającego w duszy - osoby z akcentem na gadoidzi by dłużej i
"bez migotania" utrzymywać się "wywrócone na ludzką
stronę", np. pod kątem wystąpień publicznych, muszą sobie
wstrzykiwać ludzkie hormony lub spożywać krew albo narządy; ze
zbliżonych powodów często zdarza się, że amerykańscy liderzy
polityczni nagle trafiają do szpitali, gdzie poddawani są laserowym
zabiegom dotyczącym skóry - zmiany na niej stanowią następstwo
dużej liczby transformacji fizycznych, w wyniku których skóra jak
gdyby "traci pamięć" czy też "wpada w konfuzję"
odnośnie formy, w jakiej się aktualnie znajduje. Rasowe gadoidy z
konstelacji Draco dzielą się na siedem kast, które nie kojarzą
się między sobą - obowiązuje ścisła hierarchia; stąd pewnie te
7 olbrzymich kopuł na Wenus, sfotografowanych przez radziecką sondę
w latach 80-tych po przebiciu się przez warstwę chmur, zanim
zniszczył ją żar - czarno-białe zdjęcie do obejrzenia pod koniec
tego fragmentu na YouTube; oczywiście według ekspertów z NASA są
to naturalne formacje.
Kolejna
część: w DNA Ziemian zachowało się sporo wątków związanych z
przedstarożytnymi krzyżówkami ze zwierzętami - czasami widać to
gołym okiem, kiedy np. przychodzą na świat dzieci z ogonkami albo
błoną pomiędzy palcami rąk lub stóp. Niektóre gadoidy z
gwiazdozbioru Smoka rzeczywiście mają rogi - najczęściej te
agresywne, należące do klasy wojowników, ustępujące
przedstawicielom elity wzrostem - rządzą u nich takie bardzo
wysokie, z ogonami i niebieskimi oczami, o białej skórze, niekiedy
dysponujące również skrzydłami. Twarze gadoidów są ogólnie
podobne do ludzkich: również mają oczy, nosy i usta, tylko
bardziej wydatne uzębienie i wysuniętą do przodu masywniejszą
szczękę - no i łuski, ale nie takie wielkie i twarde jak u
krokodyli; najbardziej inne są ich oczy - jak gdyby kocie, z
pionowymi źrenicami. Niektóre 100% gadoidy czasami noszą na
nadgarstkach urządzenia generujące wokół nich hologramy ludzkich
postaci - np. te pracujące w Montauk takie miały, żeby nie
wzbudzać przerażenia wszystkich wokół. Wszystkie 13 iluminackich
'rodzin panujących' wywodzi się z programu hybrydyzacji ze
starożytnego Sumeru; określenie 'błękitna krew' wzięło się z
tego, że gadoidy mają we krwi sporo miedzi, która utlenia się na
kolor niebieski i takie też nadaje krwi zabarwienie. Podróżowanie
w czasie jest mniej skomplikowane, niż ludziom się wydaje, ponieważ
każdy punkt w czasoprzestrzeni ma unikatową wibrację i wystarczy
się do niej dostroić, aby samoczynnie pojawiło się połączenie;
w sferze ciała astralnego można podróżować w czasie nawet bez
korzystania z maszyny. Istnieją rzeczywistości, w których gadoidy
nigdy nie przybyły na Ziemię, jak również takie, gdzie Niemcy
wygrały wojnę i podbiły świat, albo w których Atlantyda wciąż
trwa; tak w ogóle to istnieje nieskończenie wiele rzeczywistości
powiązanych z tą samą przestrzenią fizyczną - wszystko, o czym
jesteśmy w stanie pomyśleć i sobie to wyobrazić, każdy wariant i
możliwość gdzieś istnieją - ale nie widzimy ich, ponieważ
trwają one jak gdyby 'na innych częstotliwościach', coś jak w
odbiorniku radiowym 'są' różne stacje na rozmaitych pasmach.
Wszystkie myśli mają kolory i tony. Faktyczne władze "kropelka
po kropelce" ujawniają opinii publicznej informacje wskazujące
na obecność obcych na Ziemi, a na końcu otwarcie wyjadą z
gadoidami - jako naszymi zbawcami podczas sfingowanej inwazji obcych;
następnie gadoidy oświadczą, że to one zbudowały tu pierwsze
kolonie, że są częścią nas, a my częścią nich... Jednak
Iluminaci już od dawna nie chcą być tylko koniem trojańskim
gadoidów i planują raczej stworzyć własne galaktyczne imperium z
Ziemią jako główną bazą. Według wiedzy Stewarta wcale nie
zamierzają redukować populacji, lecz przesiedlić jej część na
księżyce Jowisza, którego próbują rozpalić, by zaimprowizować
tam mini-układ planetarny - ma się to odbywać po roku 2010; nie po
to przez wieki pozwolili namnożyć się takim rzeszom rasy
niewolników - czyli nas, zwykłych ludzi alias "słabych
hybryd" - by teraz nie wykorzystać tej olbrzymiej siły
roboczej. Wszyscy ludzie na Ziemi są do pewnego stopnia hybrydami,
ale zazwyczaj mają tylko 10-15% gadoidziego DNA, co jednak wyraźnie
widać po obojnaczo-gadzim zarodku w pierwszych tygodniach oraz po
architekturze mózgu, gadzim układzie limfatycznym i łuszczącej
się skórze.
Następna
część: podczas sztucznej inwazji obcych wykorzystane zostaną
osiągnięcia programu "Blue Beam" testowanego od wczesnych
lat 60-tych, kiedy amerykańska łódź podwodna wyświetlała nad
portem w Hawanie hologram Maryi Dziewicy; niedawno na radarze
lotniska w Sydney zaobserwowano meteor, a jego upadek i eksplozję
widziało wiele osób - jednak wezwane na miejsce służby ratownicze
nie znalazły ani jednego nadpalonego źdźbła trawy, gdyż w
rzeczywistości nie było żadnego meteorytu - to był tylko kolejny
test tej technologii; planują również drugie nadejście Chrystusa,
który ...poprze utworzenie Jednego Światowego Rządu - który
zresztą i tak już mamy, ale dopiero w obliczu inwazji obcych ludzie
sami będą się domagali, by wszystkie państwa się zjednoczyły i
będzie można ujawnić to szerokiej publiczności. Brytyjska
królowa-matka po śmierci "wywinęła się" na gadoidzią
stronę i dlatego trumna była taka duża, jakby to Shaq w niej
leżał; dowiedzieli się o tym niektórzy amerykańscy oraz
brytyjscy reporterzy, ale nie wolno im tego upubliczniać. Wielu
znanych liderów politycznych jest hybrydami, ale w skali globalnej
nie stanowią większości; na hybrydy można się natknąć we
wszystkich warstwach społeczeństwa - one wszędzie chcą mieć
swoich 'ludzi'.
Następny
fragment wywiadu: liczne osoby z jawnych kręgów władzy oraz
górnych poziomów piramidki Iluminatów również są potomkami
pradawnych genetycznych majstersztyków, ale mają ponad połowę
ludzkiego DNA i nie doświadczają przemian postaci. 13 'rodzin
panujących' walczy również między sobą o całkowitą kontrolę
nad planetą - obecnie w tej rozgrywce najbardziej liczą się
Windsorowie (mają Wlk. Brytanię, Amerykę Płn. oraz Australię),
Rotszyldowie (Europa kontynentalna, Afryka i część Azji) oraz
Romanowowie (kraje byłego ZSRR); większość owych rodów wywodzi
się i w dalszym ciągu operuje ze Starego Kontynentu. Każdy
człowiek na Ziemi ma już w głowie taką czy inną formę
programowania, ok. 5% jest zaprogramowanych szczególnie głęboko na
zaawansowane funkcje typu "szaleni snajperzy".
Kolejna
część: gadoidy czczą istoty niematerialne egzystujące na tzw.
niższych poziomach astralnych, skąd manipulują sobie światami
materialnymi, całymi społeczeństwami, jak również poszczególnymi
jednostkami - do tego rodzaju aktywności należałoby odnosić
przypadki tzw. 'opętań'; zresztą ludzie na przestrzeni wieków
zwykli byli byty te nazywać właśnie 'demonicznymi'; ale jak
napisano już w Biblii: "Szatan ma tylko tyle mocy, ile Bóg mu
użyczy". Gadoidy także mają duszę, lecz jakby bardziej
zbiorową, posiadają mentalność ula - podobnie chciałyby
przerobić Ziemian. Po śmierci początkowo doświadcza się tego,
czego się dany człowiek przez całe życie spodziewał, ale
następnie trafia się zawsze do hiperprzestrzeni, gdzie "wyższe
Ja" analizuje życie i decyduje, dokąd teraz należałoby się
udać, na jaką planetę itp.
Następna
część: wiele znikających dzieci ginie jako rytualne ofiary
podczas obrzędów. Iluminaci kontrolują system satelitów, za
pomocą którego mogą nadawać określone częstotliwości
bezpośrednio do mózgu dowolnej osoby - w związku z tym
mikroczipy-radiotransmitery powszczepiane w ludzi już w sumie nie są
im potrzebne, chyba że jako system awaryjny. Odbierane przez mózg
częstotliwości modyfikujące sposób myślenia i działania przy
użyciu obecnej technologii można nadawać także za pomocą
telewizji, radia, a nawet domowych przewodów elektrycznych;
przeważnie robi się to, kiedy ludzie śpią, ponieważ wtedy
"najlepiej wchodzi"; celem tych działań jest
transformacja ludzi w posłuszne roboty, które nie zadają pytań,
tylko robią, co się im powie; nie ma już potrzeby porywania w celu
programowania przy użyciu starych, drastycznych metod a'la dr
Mengele - choć niekiedy jeszcze się to zdarza, a ofiary często
koniec końców lądują w szpitalach psychiatrycznych lub w
więzieniach. Owo 97% 'bezsensownego' kodu w naszym DNA zawsze
umożliwia nam łączność z 'boskim duchem', choćby wpajano nam co
innego i faszerowano nas, czym się dało - tego jednego nie mogą
zmienić. Kręgi w zbożu to dzieło ludzi z tajnych projektów,
sekwencja skomplikowanych "zastrzyków energetycznych" w
Ziemię, powodujących zmiany genetyczne w istotach żyjących w
danej okolicy na powierzchni, a nawet pod nią.
Przedostatnia
część: znane ze sceny politycznej USA osoby, które co jakiś czas
muszą poddawać się zabiegom kosmetyczno-dermatologicznym, to np.
wiceprezydent Cheney albo prezydent Bush. Współczesne nauki takie
jak historia czy archeologia są kontrolowane przez władze
przynajmniej w wymiarze informacji serwowanych opinii publicznej -
Stewart spotkał np. jegomościa starszej daty z Tennessee, który
opowiedział mu, że w latach 20-tych mieli w szkole publicznej
podręcznik z opisem pierwszego lotu admirała Byrda nad biegunem
północnym, podczas którego odnalazł on otwór stanowiący wejście
do wnętrza Ziemi, a w środku zobaczył lasy oraz tropikalne owoce;
pewnego dnia w szkole zjawili się panowie z Waszyngtonu i zabrali
wszystkie podręczniki, dając w zamian nowe, w których już tego
nie było. Człowiek-ćma, który w pewnej okolicy w USA pojawiał
się na tyle często, że mieszkańcy w końcu postawili mu pomnik -
to nie był gadoid, lecz stworzenie zbiegłe z podziemnej bazy na
terenie Zachodniej Wirginii - robią mnóstwo takich krzyżówek w
ramach eksperymentów, tak że wbrew temu, co ludzie myślą,
pieniądze z podatków jednak się nie marnują; takie istoty fachowo
nazywa się "chimerami". Ziemia owszem jest pusta w środku
(jak każda normalna planeta, co jest wynikiem działania siły
odśrodkowej podczas stygnięcia w wirowaniu), a wewnętrzna
powierzchnia również jest zamieszkana - z tą różnicą, że oni
wiedzą o naszym istnieniu (przyp. red. - jasne jest, że gdyby to
ujawniono, cały system kłamstw runąłby dosłownie niczym domek z
kart, skoro nagle okazałoby się, że obcy jednak istnieją, że
nasza historia wyglądała zupełnie inaczej, że cały czas bez
żenady nas okłamują itd.)
Ostatni
fragment wywiadu: Plejadianie istnieją i faktycznie wywodzą się z
uchodźców z konstelacji Lutni, zamieszkiwany przez nich obecnie
układ planetarny jest młodszy nawet od naszego - ale wiele
krążących w obiegu informacji o nich to sponsorowane przez
ziemskie władze przekłamania obliczone na odwrócenie i
rozproszenie uwagi; Stewart napomina, że ludzie często gniewają
się, kiedy o tym mówi - i nie podaje konkretnie, o jakie źródła
chodzi, tzn. które dezinformują. Na zakończenie jeszcze prawdziwa
srebrna kula do strzelb sceptyków, czyli informacja z kategorii
'skrajnie trudne do uwierzenia': według Stewarta opowieści o
hybrydach to prawda, mity o syrenach to też prawda, no i prawdziwe
są również legendy o ...wilkołakach - były(?) to krzyżówki DNA
ludzkiego i wilczego, stanowiące oczywiście dzieło genialnych
Atlantydów; w tym temacie istnieje wiele doskonale udokumentowanych
przypadków, zwłaszcza z Europy Zachodniej, szczególnie z Francji i
Wlk. Brytanii - ostatnie z lat 60-tych i 70-tych XX wieku; brak info
o jakimkolwiek znaczeniu pełni Księżyca - to raczej analogiczne
hybrydy, jak te z gadoidami, tyle że człowiek przemienia się w
inną bestię (przyp. red.: ciekawe, skąd w ogóle wzięło się to
słowo "potwór", skądinąd zdaje się w większej części
złożone ze sylaby 'twór' - no i w ogóle, skąd się biorą te
wszystkie 'dobre wróżki' oraz inne funkcjonujące od wieków
określenia rzekomo oznaczające coś, czego w ogóle nie ma i nigdy
nie było, bo to by przecież kompletnie nie pasowało do przyjętej
historii czy teorii ewolucji; albo dlaczego na rozmaitych wysepkach i
kontynentach przodkowie różnych ras przez tysiące lat identycznie
roili sobie, że składanie darów lub krwawych ofiar jakimś
istotom, w realność egzystencji których wierzyli na tyle serio, że
z mozołem budowali im pomniki - może zaowocować zmianą pogody
wedle próśb; ale kiedyś ludzie byli głupi - dobrze, że chociaż
dzisiaj są już mądrzy i czasem nie łączą tego może z rysunkami
latających spodków z pradawnych malowideł lub ścian
prehistorycznych jaskiń).
Inne,
nieuporządkowane info z powyższego wywiadu: gadoidy są absolutnie
pewne słuszności tego, co robią - one też mają sprane mózgi,
totalnie zaprogramowane świadomości, w ich społeczeństwach
wszystkie jednostki są tego samego zdania. 97% DNA istot wszystkich
ziemskich gatunków jest identyczne, naukowcy nazywają je
"śmieciowym" - zdaniem Stewarta wygląda to raczej na
dowód istnienia Duszy Boga, która to wszystko stworzyła. Jeżeli
aktywujemy w sobie choćby część tego genomu lub zaczniemy
wykorzystywać leżące jak na razie odłogiem 90% mózgu, to
będziemy w stanie dokonywać 'niesamowitych' rzeczy. Mózg jest
tylko narzędziem, to dusza jest potęgą; wszechświat odbija nasze
myśli niczym zwierciadło - w sensie wydarzeń, które nas
spotykają. I jeszcze istotna informacja z zapisu wideo warsztatów
prowadzonych przez pana Swerdlowa, stanowiąca odpowiedź na pytanie,
dlaczego nikt nie wytacza Davidowi Icke procesów o zniesławienie:
jeżeli ktoś obawia się procesów, ma taki wzorzec myślowy - to
będzie te procesy miał; a jeśli nie, to nie ma szans, bo tak
działa rzeczywistość - życie to coś jak film, a myśli człowieka
to byłby w tej metaforze projektor. Pod adresem www.expansions.com
znajduje się anglojęzyczna strona Stewarta, gdzie można przesyłać
mu maile z pytaniami - jak wspomniał w powyższym wywiadzie, w
zwykłe dni otrzymuje ich około 200 dziennie, ale na wszystkie
odpowiada; osobiście tylko co do tego za bardzo mu nie wierzę, a
poza tym odbieram/odczuwam go jako pierwszorzędnie wiarygodne źródło
informacji, nie gorsze od Phila Schneidera czy Ala Bieleka (z którymi
zresztą łączy go wyraźna nić potwierdzania rzetelności i
wiarygodności: dziwna śmierć -> Schneider -> Bielek ->
Swerdlow); choć rzecz jasna przedstawiana przezeń wersja wydarzeń
jeszcze dziś jawi mi się jako dość fantastyczna, niemniej jednak
wygląda na to, że to chyba właśnie jest prawda, skoro w jej
perspektywie w końcu zaczynają się ze sobą zgadzać różne wątki
niezależnego obiegu informacyjnego, w większości zresztą jak
gdyby równo oddalone pewną taką 'odległością do uwierzenia' od
przekonań sumiennie wpajanych nam przez instytucje i agencje
państwowe oraz koncesjonowane media; poza tym wersja ta zwyczajnie
mocno trzyma się kupy, a pasują do niej również liczne
'niewyjaśnione zagadki', legendy oraz 'dziwne zbiegi okoliczności';
no i jest po prostu przekonująca, tzn. nie wiem i trochę wątpię,
czy w powyższym streszczeniu, ale na pewno, kiedy on sam o tym mówi
spokojnym głosem kogoś, kto to wszystko naprawdę przeżył i
widział na własne oczy - o czym co jakiś czas przypomina, gdy
spotyka się z niedowierzaniem. Z tym, że jak zwykł mawiać nestor
wiedzy alternatywnej Jordan Maxwell (co prawda jeszcze przed
'wypłynięciem' Swerdlowa) - "gdy badasz te ukrywane tematy i
już ci się zdaje, że znasz prawdę, że wszystko w końcu do
siebie pasuje - to znaczy, że gdzieś popełniłeś błąd ...i
musisz się cofnąć".
Następny
wywiad Stewarta dla 'C2C': (cz.1) programowanie ludzi odbywa się z
wykorzystaniem technologii pochodzących od obcych (cz.2) rząd
Kanady ostatnio zezwolił obywatelom swojego kraju na pozywanie CIA i
NSA do sądu za skutki programowania - trochę to dziwne, skoro coś
takiego nie istnieje; symptomami programowania są np. częste bóle
głowy, dziwaczne koszmary, problemy z oczami - np. po ikonach
medialnych typu niektórych gwiazd pop widać, że jedno oko mają
większe od drugiego, co również stanowi charakterystyczną oznakę;
najlepszy niewolnik to taki, który nie wie, że jest niewolnikiem;
programowanie polega na wgrywaniu wzorców myślenia; cukier biały
to jedna z najgorszych rzeczy, jaką można wpuścić do swojego
organizmu (cz.3) plany sztucznej inwazji obcych powstały 40 lat
temu, wiele obserwacji ufo na przestrzeni dekad to część tego
projektu; ofiary uprowadzeń w głębokiej hipnozie przypominają
sobie obecność ludzi, często w mundurach; najpierw zamierzają
wytworzyć w masach przekonanie, że kosmici istnieją - stąd
odbieranie zastanawiających sygnałów itp.; potem będą
holograficzne projekcje ich statków oraz ustawiony kontakt -
'spotkanie' (cz.4) wytworzenie społeczeństwa ludzi o mentalności
robotów to będzie 'game over', a właśnie to dzieje się teraz;
najpierw będzie sfingowana inwazja kosmitów, dopiero potem drugie
nadejście Jezusa i nowa religia dla całego świata - Watykan już
oświadczył, że filozofia New Age jest o.k. i ma swoje miejsce;
działające na podświadomość sekwencje bywają umieszczane we
współczesnej muzyce, wiele innych impulsów dosięgnie Cię
wszędzie, gdzie pójdziesz i dokądkolwiek nie wyjedziesz (cz.5)
jakieś obiekty przesuwają się w pasie Kuipera w sposób wskazujący
na inteligentne sterowanie, a wywiady całego świata nie wiedzą, co
to jest - istnieje możliwość przyspieszonego odpalenia sztucznej
inwazji kosmitów w celu skonsolidowania struktur władzy przed
prawdziwą inwazją, tym bardziej jeśli to ci "dobrzy";
kalendarz Majów to sprawa Majów i ich historii, zdaniem Stewarta
władze mogą coś zaaranżować w 2012 r., żeby się sprawdziło i
więcej ludzi uwierzyło w New Age - choć w wyniku apogeum
aktywności Słońca faktycznie będą ruchy geotektoniczne oraz
zakłócenia łączności; Nowy Orlean to jeden z głównych ośrodków
rytualnych obrzędów Iluminatów, a Katrina była sztucznym
huraganem umyślnie tam skierowanym jako część globalnego
rytualnego poświęcenia z myślą o uzyskaniu pewnych energii w
określonych miejscach (cz.6) pewna pani sejsmolog trzy lata
wcześniej przepowiedziała zamachy terrorystyczne w Nowym Jorku, z
rocznym wyprzedzeniem huragan w Nowym Orleanie, a teraz mówi, że
nastąpi zniszczenie Los Angeles; w konstelacji Plejad jest 7 gwiazd,
a przy każdej z nich trwa cywilizacja, więc mówienie o
Plejadianach to coś jak mówienie o Europejczykach; sporo żołnierzy
'zaginionych w akcji' (M.I.A.) np. w Wietnamie trafiło do ośrodków,
gdzie wojsko jak zwykle na nich testowało techniki programowania; w
hierarchii gadoidów z systemu Draco istnieje nawet klasa
...filozofów (cz.7) stracony Saddam był prawdopodobnie sobowtórem,
ale zaprogramowanym aby myśleć, że jest oryginałem - np. blizna
nad okiem zniknęła mu w jeden dzień, poza tym prawdziwy nie
siedziałby miesiącami w dziurze po dekadach życia w luksusie,
według przyjaciół Swerdlowa z Iraku, którzy go znali osobiście;
Osama też nie wiadomo, czy żyje, ale istnieje jako produkt
propagandowy i nigdy go "nie złapią" (cz.8) żeby się z
tego wszystkiego jako tako osobiście wyzwolić, przede wszystkim
trzeba pozbyć się sztucznych wkrętek w siebie, stanowiących
efekty programowania (cz.9) do zaawansowanego programowania zawsze
dodają osobowość samobójczą - na wypadek wystąpienia
komplikacji; iracka armia mimo indoktrynacji pod kątem fanatycznej
walki do ostatniej kropli krwi, poddawała się w efekcie emitowania
programowania z helikopterów; to, co zapowiadali im w Montauk,
wszystko się teraz po dekadach faktycznie dzieje i sprawdza (cz.10)
w obliczu niesprzyjającego im czynnika pozaziemskiego, Iluminaci
spieszą się i popełniają błędy, a przy tym nadal walczą między
sobą; jednak nadszedł krytyczny czas i zostało 'nam' go już
niewiele, żeby coś z tym zrobić, tzn. przeciwstawić się temu, co
się dzieje - ale właśnie tak jesteśmy programowani, żeby nic nie
robić, "nie schizować", tylko śmiać się i bawić
(cz.11) znany to fakt, że sowieci bombardowali amerykańską
ambasadę mikrofalami zakłócającymi pracę komputerów oraz
...umysłów; na początku 'drugiego nadejścia Chrystusa' odbędzie
się porównawczy test DNA z całunem turyńskim; bliźniacza
instalacja systemu HAARP na Alasce istnieje również na północy
Norwegii, jest też 11 innych ośrodków na całym świecie, a ich
przeznaczenie polega nie tylko na kontroli pogody, lecz również na
wpływaniu na określone sekwencje w ludzkim DNA, poza tym tworzą w
jonosferze izolacyjną osłonę przed kosmosem, która jest w
znacznej mierze odpowiedzialna za współczesne sztormy oraz burze
elektromagnetyczne; osoby z rodzin Iluminatów także podlegają
programowaniu, tylko że nieco innemu, na członków elity - dla nich
programowanie to coś jak styl życia (cz.12) potem Iluminaci nie
mają wątpliwości, że czynią dobrze; ich rody posiadają
zasadniczo wszystkie zasoby naturalne Ziemi; apatia i ignorancja w
codziennym wykonaniu tzw. 'zwykłych ludzi' to nie przypadek, tylko
właśnie efekt programowania.
Przedstawiony
powyżej krajobraz faktów bardzo różni się od wersji wpajanej nam
po szkołach i uniwersytetach, telewizorach i książkach, etc. itd.
Czy zatem na tej podstawie rozsądnie i racjonalnie będzie uznać,
że to muszą być tylko jakieś brednie i wymysły..? Aby to nieco
wyjaśnić, spójrzmy na osiągnięcia dziennikarzy i profesorów w
dochodzeniu do prawdy w tematach takich jak 11 września czy
istnienie w ogóle jakiegokolwiek ufo bądź choćby jednej
fotografii latającego spodka - jak im poszło, czy wykazali się
niezależnością i nieustępliwością, czy też raczej odrażającą
gotowością do powtarzania kłamstw w żywe oczy w zamian za
możliwość jeżdżenia dobrymi samochodami i chodzenia z dumnym
wyrazem twarzy pośród gratulacji i oklasków..? A więc możemy im
ufać, czy chyba nie warto, nie ma sensu, bo to tylko jacyś parszywi
zdrajcy-sprzedawczyki, a w najlepszym razie zbyt pewne siebie
przygłupy lub może i sympatyczne osoby, które jednak popełniły
poważny błąd polegający na wzięciu ogromnych kredytów ze spłatą
rozpisaną na wiele lat, a w związku z tym teraz w sumie nie mogą
już sobie nawet we własnej głowie pozwolić na myślenie w
jakichkolwiek kierunkach grożących opuszczeniem dobrze płatnych
kręgów 'naukowych' czy też 'niezależnego dziennikarstwa'..? Nie
wiem, to dla mnie zbyt trudna zagadka - tu musiałby chyba pojawić
się jakiś Sherlock Holmes albo Herkules Poirot, ewentualnie Kojak
czy porucznik Columbo, żeby to nieco rozwikłać i z grubsza
naszkicować sytuację.
Różne
informacje z witryny internetowej S. Swerdlowa, z działu pytań i
odpowiedzi: impulsy ELF emitowane przez satelity blokuje jedynie
granit; osoby z czynnikiem Rh- we krwi mają nieco więcej
gadoidziego DNA od tych z Rh+; jeśli chodzi o rasy, najwięcej
reptiliańskiego DNA posiada rasa żółta; ludzie z
ponadprzeciętnymi zdolnościami psychicznymi rodzili się zawsze, a
współczesne określenie "dzieci Indygo" to coś w rodzaju
akcji propagandowej, w której chodzi o to, aby rodzice zgłaszali
takie dzieci i w ten sposób dawali władzom (tj. Iluminatom) znać,
gdzie ich szukać pod kątem naboru uczestników do nowych "ciekawych
projektów"; w astrologii coś jest, tyle że na odwrót: to nie
ludzie są poddani wpływom pozycji i ruchów ciał niebieskich, ale
sami na nie wpływają, podobnie jak na całą rzeczywistość -
swoimi indywidualnymi i zbiorowymi wzorcami myślenia, które
zasadniczo generują i kształtują wszystko wokół; obydwie wyspy
Nowej Zelandii są zagrożone katastrofalnymi trzęsieniami ziemi
oraz erupcjami wulkanów, a władze ukrywają wiele wstrząsów
sejsmicznych z tego regionu; najpotężniejszą agencją wywiadowczą
świata jest Mossad i ma dłuższe macki, niż to się ludziom
wydaje; program radiowy 'C2C' przypuszczalnie będzie teraz promował
Nową Światową Religię; nasze DNA zmienia się według naszych
wzorców myślenia; 4 I 09: na zachodnim wybrzeżu USA można się
wkrótce spodziewać poważniejszego trzęsienia ziemi; nowo
mianowany dyrektor przodującej placówki badawczej Centrum
Astrofizyki Cząsteczkowej Fermilab prof. Craig Hogan oświadczył,
że wyniki eksperymentu GEO600 zdają się potwierdzać hipotezę, że
nasz wszechświat jest gigantycznym hologramem.
Z
ciekawszych osób jest jeszcze taki gościu, a właściwie mistrz
Reiki, znany jako Brianstalin - jak gdyby uparł się on, że
pochodzące od niego informacje będą najbardziej na świecie "nie
do uwierzenia", nawet dla doświadczonych ufologów i
długoletnich eksploratorów ezoterycznych tradycji, a opowieści
Billy'ego Meiera czy rewelacje Ala Bieleka będą się przy nich
wydawały wyrachowanymi matactwami misternie skonstruowanymi pod
kątem uzyskania maksymalnej wiarygodności w odbiorze tłumów.
Nawet jego nauczyciele Reiki nie dali wiary owym informacjom, a po
ich samodzielnym sprawdzeniu uprzedzili go, że upublicznianie tych
danych to może nie być "bułka z masłem". Twierdzi on
np., że Fryderyk Szopen żyje obecnie jako brytyjski aktor Tim Roth,
kolega po fachu Juliana Sandsa, który jest z kolei następnym
wcieleniem innego kompozytora, Franciszka Liszta, a siedemnasty
prezydent Stanów Zjednoczonych Andrew Johnson reinkarnował się
ostatnio jako ...słynny reżyser David Lynch; Alex Collier w
poprzednim wcieleniu był jednym z ziomków Hitlera, a obecnie jest
trybikiem w programie masowej kontroli umysłów, którego celem jest
przekształcenie świadomości 10% ziemskiej populacji; Drew
Barrymore to francuska emancypantka George Sand, Barack Obama to
dziewiętnastowieczny papież Leon XIII, a David Wilcock oprócz
tego, że był Rasputinem, wiele wieków temu dał się zapamiętać
również jako ...Wład Palownik i posłużył historii za pierwowzór
legendy o hrabim Drakuli. Wszystko śmieszne, jak nie wiem, zwłaszcza
dopóki nie obejrzy się zestawień zdjęć i portretów tych
postaci, których sporo umieścił na YouTube taki jak gdyby rzecznik
tego gościa, 'GarySe7en' - np. David Beckham i car Rosji Mikołaj
II: słowo daję, że trudno powiedzieć, czy bardziej jest to
zabawne i absurdalne, kiedy się o tym słyszy lub czyta, czy
bardziej po prostu szczęka opada, gdy na własne oczy zobaczy się
porównanie fotografii tych osób (stopklatka w 2 min. 54 s); a może
najciekawsze z tego wszystkiego byłyby odpowiedzi na komentarze do
filmiku o Marylin Monroe ( j.ang.), z których wynikałoby m.in., że
kierowanie się głosem intuicji to tylko ucieczka w kolejną iluzję
i następny poziom tzw. "malin", upodabnianie się do
działającego instynktownie zwierzęcia - zamiast tego należałoby
raczej rozwijać swoją nadświadomość, a to nie jest to samo.
Według Brianstalina przysłowiowy "każdy głupi" może
uzyskać dostęp do 'Rejestrów Akaszy' i na własną rękę
weryfikować podawane przez niego informacje, jak również
samodzielnie przeprowadzać odczyty za pomocą wahadełka i zadawania
prostych pytań, na które da się otrzymać energetyczną odpowiedź
"tak" lub "nie"; do tego banku danych nie ma
drzwi ani zamków, firewalla ani punktu kontroli biletów - wbrew
temu, co głoszą różnoracy pseudo-guru New Age. Jeżeli natomiast
chodzi o konfrontację "NWO - niezależne autorytety" w
szerszym planie, to według niego historia pokazuje to nader
klarownie, że zawsze, kiedy zmagają się dwie potężne siły,
obydwie w końcu okazują się być kontrolowane przez te same kręgi,
które w każdym przypadku wygrywają. A tak generalnie, to z
krajobrazu naszej rzeczywistości wyłania się obraz tego rodzaju,
że ludzie jako jednostki posiadają potencjał na tyle duży, że
aby możliwe było utrzymywanie miliardów pod każdym względem tak
daleko od prawdy, jak ma to miejsce obecnie, konieczne jest
nieustanne bombardowanie ściemami ze wszelakich możliwych źródeł,
kierunków, poziomów i w najróżniejszych układach nawzajem
"przekraczających się" "opozycji" - dlatego
kity wkręcają dziś tak samo po kościołach, jak i w materiałach
z kiosków Ruch-u, a choćby okruszków prawdy nie uświadczysz
nigdzie, możliwe że nawet po odwiedzeniu 10 konferencji
niezależnych badaczy i historyków; wprawdzie fakt istnienia i
działania Iluminatów ujrzał już światło dzienne, ale to oni
kontrolują media, więc póki co panują nad sytuacją; większość
książek o reinkarnacji obecnych w księgarniach to syf i bzdury
autorstwa niekiedy wprost ziemskich marionetek bytów demonicznych; w
temacie poprzednich wcieleń metody regresji hipnotycznej lub
głębokiego transu to ścieżki prowadzące na manowce, tzn.
stosując je łatwo otrzymać zafałszowany przekaz; nawet kiedy ma
się oczyszczone czakry, jakąś energię Czerwonego Smoka
(Kundalini) podniesioną do Trzeciego Oka, robi się wszystko
prawidłowo przy użyciu wahadełka - to i tak najtrudniej jest
uzyskać jakiekolwiek informacje dotyczące własnej osoby, tzn.
swoich przeszłych żyć, czego powodem jest istnienie czegoś
takiego jak "ego", którego należy wyzbyć się w
pierwszej kolejności; zresztą nawet najwięksi mistrzowie,
dosłownie - na świecie, wszelakie odczyty starają się między
sobą sprawdzać i nawzajem weryfikować. W każdym razie, jeśli
chodzi o te przeszłe życia, to wypada pamiętać, że są to tylko
sny wewnątrz snu - wszystko jest iluzją; władzę nad naszymi
życiami mają ci, którzy są w stanie kształtować sposób, w jaki
my sami wyobrażamy sobie własne chwile oraz samych siebie. Wszyscy
ludzie na Ziemi są egoistami, których "karmiczne recenzje"
za poprzednie patetyczne żywoty spragnionych sławy wypadły na tyle
kiepsko, że nie pozwoliły im inkarnować się na fajniejszej
planecie; Ziemia jest swego rodzaju więzieniem, z którego można
zostać ułaskawionym, ale nie za bezczynność; dobra wiadomość
jest taka, że po śmierci nie trafia się do piekła, gdzie władają
demony; zła jest taka, że właśnie teraz, cały czas od urodzenia
znajdujemy się w rzeczywistości, którą rządzą byty demoniczne -
a tak zwany następny wymiar, "niższe poziomy astralne",
gdzie przebywają umarli i skąd nadają rozmaitego pokroju istoty,
to również domena, w której prym wiodą owe samolubne formy
egzystencji. Według Brianstalina w poprzednich wcieleniach wszyscy
byliśmy związani z satanistycznymi kultami oraz Iluminatami -
dlatego ciągle inkarnujemy się w stworzonym przez "nich"
matrixie/więzieniu, żeby na własnej skórze poczuć naszą
"dobroć" z poprzednich żyć i ile naprawdę warte było
przekonanie o wyższości nad "ogółem" - Kroniki Akaszy
są świadectwem, że jako dusze trwamy zapętleni w tego rodzaju
pułapce, w której w kolejnym wcieleniu wpadamy w dołek, jaki
wykopywaliśmy w poprzednim dla "prymitywnych tłumów"...
Jeżeli natomiast ktoś kategorycznie nie wierzy w reinkarnację,
może zainteresować się tymi filmikami chociażby dla wpadających
w ucho muzyczek - przykład.
Na
stronie
http://www.infowars.com/hillary-tzipi-to-stop-iran-enrichment/
odnaleźć można (wyszukując frazę "Collier") komentarz
umieszczony tam 26 I 2009 r. przez "!", którego unikatowa
treść oraz link pod znakiem wykrzyknika pozwalają domyślać się,
że jego autorem jest Stewart Swerdlow lub osoba blisko z nim
związana. W każdym razie w owym poście znajdujemy (j.ang.) opis
Alexa Colliera jako osoby zręcznie manipulowanej przez istoty
pozaziemskie, które nafaszerowały go filozofią w stylu New Age; w
celu zagmatwania sprawy przypomnijmy, że siedem lat wcześniej w
odpowiedziach na listy na swojej witrynie internetowej Stewart
Swerdlow wyrażał uznanie i poparcie dla działalności A. Colliera.
Inne informacje ze wspomnianego komentarza: Annunaki zostali
zniszczeni przez Iluminatów wraz z całą swoją planetą
Nibiru/Marduk w roku 2003; Plejadianie kontaktujący się z Billym
Meierem mogą być powiązani z potomkami ewakuowanych nazistów
bazującymi pod Antarktydą, gdzie mają swoją małą IV Rzeszę
(tzw. baza Nowy Berlin - podziemna czy może raczej podlodowcowa);
konfederacji obcych z Oriona przewodzi rasa Szarych wysokich na 5
stóp i są to ci sami kosmici, którzy w 1954 r. zawarli pakt ze
Stanami Zjednoczonymi, na mocy którego udostępnili technologie w
zamian za możliwość uprowadzania ludzi na eksperymenty, z
zastrzeżeniem aby "odstawiać" ich w ogólnie
nienaruszonym stanie; pracują dla Drakonian jako coś w rodzaju
zwiadu na planetach położonych na szlaku podboju; są nastawieni
antagonistycznie do innego odłamu Szarych, wysokich na 4 stopy,
który znalazł schronienie na Ziemi również na mocy umowy z USA,
raptownie wymiera i zawiera pragmatyczne sojusze pod kątem bieżącej
sytuacji, nieustannie koncentrując się przy tym na staraniach, żeby
na drodze eksperymentów stworzyć hybrydy własnej rasy z ludzką -
w celu umożliwienia przetrwania swojej kulturze.
powyżej
zastanawiające wiele osób uderzające podobieństwo pomiędzy
gigantem XIX-wiecznego francuskiego teatru Paulem Mounetem a Keanu
Reeves'em, znanym współcześnie z nie najgorszych ról - według
Brianstalina są to dwa przypadki reinkarnacji tej samej duszy;
również według Plejaran twarz człowieka wcielenie po wcieleniu
generalnie wygląda tak samo, a np. w pierwszych inkarnacjach każdy
duch wygląda bardzo podobnie, gdyż podobnie niewiele jeszcze wie i
potrafi
Uwaga:
jeżeli kogoś poruszyły filmy takie jak "Matrix" albo
"Truman Show", to niektóre przedstawione poniżej hipotezy
raczej też mogą zafrasować...
Według
Stewarta Swerdlowa obecność Gadoidów w naszym Wszechświecie to
...dar, dzięki któremu szeroko rozumiany rodzaj ludzki ma szansę
nie skończyć jako kosmiczne pomyje, tzn. zepsute dzieci czy
zadowolone z siebie duchowe trylobity; przy czym nie jest jakaś jego
twórcza - nawiedzona interpretacja ani autorska hipoteza, tylko po
prostu kluczowy punkt rzeczowej, kronikarskiej relacji o historii
naszej galaktyki, zdawanej w oparciu o informacje zgromadzone w toku
całego niezwykłego życia - naprawdę kiedyś ktoś gdzieś wpadł
na taki pomysł, żeby ludziom wszystkich gwiazd sprawić tego typu
prezent, tak jakby uzdolnionemu szachiście z prowincji wyszukać
odpowiedniego dlań sparingpartnera, coby nie zatrzymał się na
zawsze na swym niby-mistrzowskim poziomie. Według tej długofalowej
rekonstrukcji dziejów, gdyby nie reptilianie, ludzie po prostu
wegetowaliby sobie na zasadzie stagnacji duchowej i cywilizacyjnej,
niczym sympatyczne ruchliwe roślinki, pozbawieni motywacji do
dalszego rozwoju, samodoskonalenia się i odkrywania prawdziwej
natury fizycznej rzeczywistości (że jest ona tylko iluzją, którą
możemy przekraczać samą mocą własnej duszy, tak naprawdę tutaj
nie należymy, a jedynie czasowo przebywamy "daleko od domu",
tj. całkowitej jedności z Boską Świadomością). Pojawienie się
agresywnych gadoidów wymusiło na najwyraźniej zanudzających
wszechświat rolnikach z konstelacji Lutni i Wegi szerokie otwarcie
oczu na otaczające ich uniwersum, jak również na samych siebie -
czego i my mamy teraz wyraźny posmak, tzn. jako poszczególne już
zorientowane w temacie jednostki (chyba, że komuś to nie
przeszkadza, że one chciałyby sobie z nas zrobić fermę kurczaków,
nie stara się jakoś 'sporządnieć' i wyewoluować, aby móc się
temu skuteczniej przeciwstawić). Otóż to wszystko wymyślili ponoć
eony lat temu jacyś "przezroczyści ludzie" (ang.
"transparent people"), którzy zobaczyli w przyszłości
stan degeneracji ludzkiej kultury, a raczej jej pożałowania godny
zastój, coś w stylu spoczęcia na laurach gdzieś w połowie drogi,
albo nawet wcześniej, może podobnie jak Odyseusz miał wrócić do
domu, a długo wylegiwał się gdzieś na jakiejś sielankowej
wyspie. We współpracy z istotami z Syriusza (ang. "Sirian
beings") stworzyli zatem agresywną rasę, do cna owładniętą
żądzą podboju, tj. właśnie gadoidy, w ten sposób wymuszając na
apatycznych ludziach ponowne zakasanie rękawów i pokazanie, na co
ich stać, czyli wznowienie wędrówki drogą ewolucji ku horyzontowi
ponownego zjednoczenia się z Boską Duszą kosmosu, która cały
czas jakby cierpliwie czeka, aż "wrócimy". Przy czym
gadoidy najprawdopodobniej też mogą "wygrać" tę próbę
sił, a w ten sposób udowodniłyby słuszność własnej filozofii i
że od początku miały rację - to jest taki jak gdyby gigantyczny
kosmiczny show typu "Rozbitkowie", gdzie zwycięży
najtwardszy albo najsprytniejszy, w każdym razie forma życia
najlepiej przystosowana do istnienia w fizycznej rzeczywistości -
podobno o rozstrzygnięcie tego właśnie chodzi.
Jednocześnie
S. Swerdlow bardzo wyraźnie zaznacza, uwypukla i przy każdej
nadarzającej się okazji przypomina, że jeśli nienawidzimy
gadoidów, ma to charakter bezpośrednio autodestrukcyjny - wówczas
nienawidzimy także samych siebie, gdyż tu na Ziemi chcąc nie chcąc
wszyscy posiadamy reptiliańskie DNA, stanowi ono część nas; poza
tym wkraczamy wtedy prosto w ich dialektykę, upodabniamy się do
nich, oddalając się od naszej ludzkiej natury, której
przeznaczeniem i jedynym możliwym w finalnej perspektywie
spełnieniem jest bezwarunkowa miłość do wszystkich i wszystkiego,
czyli godne odwzajemnienie uczuć kosmosu, Boskiej Świadomości
stwórczej czy jakby to kto chciał nazywać, tak naprawdę odnosząc
się przy tym również do siebie; z tym, że też byle bez
zaślepienia z tą miłością - według Stewarta nawet zabicie
napastnika jest uprawnione, jeżeli tylko w ten sposób możemy
obronić życie własne albo czyjeś inne; z kolei samobójstwo to
według jego onegdaj sztucznie rozszerzonej intuicji coś w rodzaju
"kosmicznego przestępstwa" w świetle odwiecznych praw
obecnych między wszystkimi gwiazdami. W życiu i na drodze
samorozwoju wcale nie chodzi o to, by tłumić i zwalczać w sobie
wszystko, co negatywne, zwracając się wyłącznie ku swojej "jasnej
stronie" - wręcz przeciwnie, taka droga to naiwna ułuda bez
szans na posunięcie się naprzód, ponieważ zarówno w nas, jak i w
całym wszechświecie i jego Boskiej Duszy zawsze współistnieją
czynniki pozytywne i negatywne, których rozróżnienie zależy
zresztą tylko od subiektywnego punktu widzenia, w sumie dość
iluzorycznego (to znaczy nie dla nas, ale dla Boskiej Duszy
kompletnie - która zresztą wszystkie istnienia ze wszystkich czasów
przeżywa jednocześnie, czas to tylko nasze miejscowe złudzenie -
trudno to pojąć, ale tak mówi człowiek, dla którego wychodzenie
z ciała to coś jak dla nas pójście po bułki do sklepu, a przed
laty zatrudniały go nawet amerykańskie drużyny futbolowe w celu
wpływania na wynik meczu - co podobno po dziś dzień jest nagminną
praktyką w świecie wielkiego "sportu"). Dążyć powinno
się raczej do odzwierciedlenia w sobie rozkładu pierwiastków w
kosmosie, tj. osiągnięcia wewnętrznej równowagi pomiędzy swoją
"jasną" a "ciemną" stroną, bez prób
zamiatania którejkolwiek z nich pod dywan (i tak się nie uda,
wyjdzie z innego końca, a zresztą tak naprawdę nikt nie ma w duszy
żadnego dywanu); warto badać swą negatywną stronę, eksplorować
ją i wykorzystywać na szlaku samorozwoju tak samo, jak ową
pozytywną połowę - obie właśnie po to są, żeby się z nich
uczyć i je rozpracowywać. W ogóle sensem naszej egzystencji, tych
wszystkich wcieleń itd., jest doświadczanie przez Boskiego Ducha za
naszym pośrednictwem wszelakich możliwych aspektów istnienia,
najróżniejszych możliwych przeżyć czy może jakby "pomysłów
na bycie" albo "konfiguracji trwania" - idee i uczucia
z ciemnych kątów mają taką samą wartość poznawczą, jak te
spod pięknego światła; tzn. nie chodziłoby tu o to, by pracowicie
czynić złe rzeczy i eksperymentować sobie z nimi do woli, ale żeby
nie tłumić swej ciemnej strony, bo i tak się to nie uda, a jedynie
może nas zamknąć w skorupie złudzenia, starać się również tę
negatywną strefę wyjaśniać, odkrywać i pojmować, nie
przypadkiem to także jest część nas. Innymi słowy, nie ma co
udawać "świętego", gdyż bynajmniej nie tędy biegnie
droga samodoskonalenia się i ewolucji ducha - postępu nie osiąga
się, zamykając na coś oczy i udając, że tego nie ma, myślenie
życzeniowe a praca nad sobą to dwie zupełnie różne bajki. A tak
poza tym, w szerszej perspektywie, to jak powszechnie wiadomo,
centralnym przesłaniem większości "przekazów" itp.
starych czy nowych religii jest miłość - żeby na tym się
skupiać, a reszta już jakoś sama się ułoży. Według Swerdlowa,
miłość owszem, tak - ale równie ważna, a może nawet ważniejsza,
jest odpowiedzialność, czyli żeby znaleźć w sobie naturalną
wewnętrzną odwagę, aby schować do szafy bezbarwny parasol
'bezpiecznej' postawy typu "robię to, co mi powiedzieli, tak
samo jak inni, jestem grzeczny i normalny, więc o co ci chodzi..?!",
wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, myśli, nawyki i w ogóle
życie, nie przepękać go tak, jak nas wyuczyli jacyś 'życzliwi' i
napisali w gazetach, że byłoby sprytnie i zdrowo, tylko świadomie
rozglądać się wokoło, aby móc zachowywać się mądrze i godnie
w samodzielnie dekodowanej sytuacji.
A
poniżej rozmaite interesujące informacje z archiwów działu
"Pytania i odpowiedzi" witryny Stewarta i Janet Swerdlowów
(dopiero w trakcie opracowywania i
porządkowania):
http://www.expansions.com/Archives/QA_Archives.cfm?DOP=2008-12-1
wygląd postaci mistrza Yody z "Gwiezdnych wojen" odpowiada
prezencji istot z systemu planetarnego gwiazdy Syriusz B; obiekty
manewrujące w pasie Kuipera należą m.in. do insektoidów, wrogo
nastawionych do
gadoidów
http://www.expansions.com/Archives/QA_Archives.cfm?DOP=2008-11-1
w inwazji na Irak chodziło o "Gwiezdne Wrota" pod
Bagdadem; atmosfera Marsa niewiele różni się od ziemskiej, a na
jego północnej półkuli nawet przez domowy teleskop można
obserwować zieleń w porze "marsjańskiej wiosny"; strona
internetowa Stewarta ma coraz więcej odwiedzin z Polski, a on sam
był u nas w 2007 r.; pszenica jest już na skalę globalną
zmodyfikowana genetycznie i lepiej się nią nie odżywiać, w
znacznym stopniu to samo dotyczy również ryżu - należy szukać
organicznego; środowisko Billy'ego Meiera już ładnych parę lat
temu zostało zinfiltrowane, w związku z czym przekazy są
prawdopodobnie
modyfikowane
http://www.expansions.com/Archives/QA_Archives.cfm?DOP=2008-10-1
pod szyldem ONZ odbywają się spotkania przedstawicieli rządów i
sił zbrojnych wielu krajów, na których dyskutowana jest kwestia
ujawnienia opinii publicznej obecności obcych na
Ziemi
http://www.expansions.com/Archives/QA_Archives.cfm?DOP=2008-9-1
fluor to środek ogłupiający i otępiający działanie mózgu; z
myślą o trudnych czasach ustawianych kryzysów warto gromadzić
wyłącznie dobra trwałe, papierowe na nic się nie przydadzą;
rozsądnie jest też mieć zapasy wody i jedzenia na min. 2 tygodnie;
jeżeli chodzi o kosmitów, to ci "dobrzy" nigdy się do
niczego nie mieszają, dlatego wobec wszelakich kontaktów i
przekazów ostrożności nigdy za wiele; surowy, naturalny miód to
najlepsze pożywienie, które nigdy się nie psuje, w żadnych
warunkach, natomiast miód przetwarzany dostępny w sprzedaży
komercyjnej jest zabójczy, nie tylko dla
pszczół
http://www.expansions.com/Archives/QA_Archives.cfm?DOP=2008-3-1
Chińczycy chcą kontrolować Tybet ze względu na to, co znajduje
się pod nim - przejścia do wnętrza Ziemi oraz antyczne skarby;
obecnie także soja na całym świecie jest zmodyfikowana genetycznie
i lepiej trzymać ją z dala od swojego układu pokarmowego; w Afryce
trwa atak biologiczny na rasę czarnoskórą, w przyszłości
wyludniony kontynent ma przejść pod jurysdykcję UE; pojazd Aurora
jest już przestarzały, w użyciu znajdował się 20 lat temu i
potrafił zbliżać się do prędkości światła; woda źródlana
zawiera radon, w związku z czym jej picie to coś jak chemioterapia
- zdrowa jest tylko woda destylowana; mapy "przyszłych linii
brzegowych" to fałszywki, krążą od dekad i wielokrotnie się
zmieniały
http://www.expansions.com/Archives/QA_Archives.cfm?DOP=2008-1-1
fluor upośledza działanie szyszynki, tj. tzw. Trzeciego Oka od
postrzegania innych wymiarów
rzeczywistości
http://www.expansions.com/Archives/QA_Archives.cfm?DOP=2002-9-1
kiedy widzisz na niebie chemiczne smugi, dobrze jest zjeść czosnek,
warto również mieć wtedy czysty nos; każde ważne nazwisko z
Hollywood albo jest sługusem Iluminatów, albo z kimś tego pokroju
sypia
Inne,
chwilowo nieuporządkowane info z różnych lat i miesięcy owego
nader ciekawego archiwum: nie ma czegoś takiego, jak Centralne
Słońce Galaktyki - tam jest czarna dziura, która jest gwiazdą w
innym wszechświecie - i na odwrót; przejście do fajniejszego
wymiaru w roku 2012 to ściema nagrywana przez Iluminatów, podobnie
jak cała filozofia New Age, to wszystko tylko programowanie - w 2012
ma nadejść NWO ; wszystkie przekazy channelingowe pochodzą z
satelitów lub (rzadziej) od szemranych bytów z "niższych
poziomów astralnych"; gadoidy z konstelacji Draco nigdy nie
uczestniczyły w żadnym procesie pokojowym z ludzkimi kolonistami
osiedlającymi się na Ziemi - to były rokowania z innymi grupami
gadoidów; tworzone w ramach prób pokojowych kolejne rasy hybryd
były jedna po drugiej likwidowane przez istoty arbitrażowe w
następstwie zgłaszania niezadowolenia przez którąkolwiek ze stron
ziemskiego układu sił - to dlatego skamieniałości różnych
naszych domniemanych praprzodków o nieco innej budowie czaszek
dziwnie nagle się urywają w czasie, a naukowcy zmuszeni są
tłumaczyć to "zagadkowym wymieraniem"; seryjne katastrofy
sond wysyłanych na Marsa to były po prostu niezłe wyniki systemu
obrony przeciwlotniczej gadoidów - dopiero ostatnio pozwalają nam
trochę pojeździć łazikami, jako że te maszyny wysyłane są
przez struktury już w sumie kontrolowane przez istoty będące
hybrydami, tak że zrobiła się nieco jakby bardziej rodzinna
atmosfera; nawet Drakonianie nie wiedzą dokładnie, skąd się
wzięli w naszej rzeczywistości, ani kiedy zaczęła się ich
historia; nie ma się co zamartwiać "co będzie, kiedy stanę
oko w oko z gadoidem", ponieważ każdy z nas już niejeden raz
w życiu znalazł się w takiej sytuacji, nie potrafiąc zrozumieć,
dlaczego od pewnej osoby czuje "coś dziwnego" (one nie
posiadają emocji w naszym sensie, toteż ich nie odwzajemniają);
aby spotkać się ze smokiem albo demonem, przede wszystkim należy
się bać - wtedy zachodzi synchronizacja częstotliwości; "złe
rzeczy" przytrafiają się tylko osobom, które mają "złe
myśli" - kto generuje same dobre myśli, tego nie spotka nic
złego; ziemskie insekty zostały stworzone przez insektoidy podobne
z wyglądu do modliszek; delfiny nie są zwierzętami, lecz istotami
bardziej inteligentnymi od ludzi, pochodzą z galaktyki Andromedy i
kiedyś wyglądały podobnie, jak my, a gdy giną w sieciach bądź
na plażach, robią to specjalnie, żeby pokazać nam, co czynimy - w
ogóle nie boją się śmierci, bo doskonale rozumieją, że to tylko
relaksująca podróż do nowego ciała; Bill Cooper był szczerym i
uczciwym człowiekiem (Swerdlow poznał go osobiście), ale pod
koniec życia został w nim uaktywniony program, czego nie potrafił
sobie uświadomić albo się z tym pogodzić, a tego efektem było
zanegowanie przezeń własnego dorobku i zajęcie stanowiska, że
cały temat ufo to krajobraz złożony z fałszywek spreparowanych
przez służby; Tom Bearden to dezinformator; informacje od Leo
Zagamiego są zgodne z prawdą, aczkolwiek dziwne jest, że ktoś
postawiony tak wysoko w hierarchii Iluminatów zbuntował się i
zaczął o wszystkim mówić publicznie; za wieloma samobójczymi
zamachami w Izraelu tak naprawdę stoi Mossad, tzn. używają do tego
Palestyńczyków o wypranych mózgach - przypadkowi cywile giną, ale
dzięki tym tragediom łatwiej potem przychodzi usprawiedliwiać
brutalną politykę Izraela wobec sąsiadujących krajów i grup
etnicznych; osoby przejmujące się globalnym ociepleniem mogą
odetchnąć z ulgą - obecnie wkraczamy w małą epokę lodowcową, a
za kilka dekad w niektórych teraz zasiedlonych miejscach będzie
zimno "nie do wytrzymania"; człowiek zdecydowanie
potrzebuje w diecie protein z mięsa, zarówno pod względem budowy
fizycznej, jak i solidności połączenia dusza-ciało czy tak zwanej
"siły ducha", a wegetarianie po latach praktykowania
wyglądają, jakby już szykowali się do odejścia z tego świata;
Annunaki nie byli wojownikami, tylko raczej takimi naukowcami;
wyniszczanie Aborygenów, Indian itp. pradawnych kultur jest celowe i
będzie trwało do skutku, to jest metodyczne przedsięwzięcie
Iluminatów - wszelkie takie społeczności są przez nich
postrzegane jako zagrożenie, ponieważ w ich tradycjach i kulturze
do dnia dzisiejszego zachowała się pamięć o wiecznym połączeniu
każdego człowieka z Boską Duszą i w Nowym Porządku Świata
mogliby tego nauczyć innych, a przecież wszyscy mają być wtedy
bezrefleksyjnymi robotami (tzn. będą zawody i kariery tak samo, jak
teraz, ale dużo bardziej ryzykownie będzie "schizować" i
wierzyć w "spiskowe teorie dziejów"); chemiczne smugi
mają wiele zastosowań, np. wywoływanie agresji i niepokojów
społecznych, ale przeważnie rozpylanie tych mikstur ma na celu
aktywowanie i stymulowanie gadoidziego DNA u osób posiadających je
w skali 30-40% całości i z tego powodu postrzeganych przez
Iluminatów jako ewentualna przyszła konkurencja w rywalizacji o
prymat - którzy w związku z tym za pomocą tych chemikaliów
usiłują wyeksponować osoby predysponowane genetycznie w ten
sposób, w celu ich neutralizacji w dalszej kolejności; Las Vegas to
główne centrum testowania nowych broni biologicznych i wpuszczania
najróżniejszych zarazków do obiegu, jako że przybywają tam
ludzie z całego świata, którzy następnie rozwożą bakterie i
wirusy po najróżniejszych zakątkach globu; w związku z obiektami
z pasa Kuipera istnieje możliwość rezygnacji z planu sztucznej
inwazji obcych z powodu ...faktycznej inwazji obcych - na chwilę
obecną nader trudno o rozeznanie, co jest prawdą, a co elementem
mistyfikacji; już 30 lat temu Ziemianie posiadali technologię
wyświetlania na ekranie "prosto z mózgu" obrazów
widzianych przez człowieka we śnie; wszelkie podróże astralne
"poza ciałem" są niebezpieczne; zjawisko 'orbs' (okrągłe
obiekty na zwykłych zdjęciach) to istoty zaglądające do nas z
innych rzeczywistości, tak samo my byśmy wyglądali zerkając do
ich wymiarów; zjawisko 'critters' (fotografowane na niebie ufo
przypominające żywe stworzenia) to żyjące w ziemskiej atmosferze
na wpół eteryczne stworzenia przypominające gigantyczne ameby -
gdyby były normalnie fizyczne, to byłby koniec lotnictwa..;
marihuana używana od czasu do czasu pomaga w aktywacji szyszynki,
ale trzeba uważać, żeby nie znaleźć się w sytuacji, kiedy już
potrzebuje się tej stymulacji, aby "otworzyć własną duszę"
- stosowana ciągle powoduje degenerację DNA oraz pozbawienie mózgu
możliwości tworzenia nowych połączeń neuronowych; od innych
środków pobudzających pamięć, koncentrację itp. bardziej godne
polecenia jest mądre odżywianie się, daje też nawet lepsze
efekty; do papierosów dodawanych jest ponad 900 substancji
toksycznych, zwiększających ryzyko zachorowania na raka itp. -
natomiast palenie naturalnego tytoniu nie powoduje uszczerbku na
zdrowiu; picie własnego moczu to tragiczny pomysł - gdyby było w
nim coś dobrego, organizm by to zatrzymywał, a nie wydalał, to są
same toksyny; państwo Swerdlowowie raczej nie wierzą w karmę,
tylko że każdy cały czas jest kowalem własnego losu i w każdej
chwili może się zmienić od wewnątrz, na co otaczająca go
rzeczywistość natychmiast zareaguje niby odbicie w zwierciadle - i
nie, że być może, ale na pewno, tak to po prostu jest, a że owo
odwieczne prawo wciąż jest na naszej planecie celowo ukrywane przed
miliardami, to już zupełnie inna, dłuższa historia i zarazem jak
gdyby wyzwanie, przed którym wszyscy stoimy, aby na własną rękę
do tego dojść i praktycznie się o tym przekonać - choćby zewsząd
wpajano nam, że żadna tego rodzaju zasada wcale a wcale nie
funkcjonuje, bynajmniej, według ustaleń naukowców świat jest
raczej niesprawiedliwy i przypadkowy - a to właśnie jest bzdura z
piekła rodem, nic z tych rzeczy, nawet wszystkie spotykane w życiu
osoby trafiają na naszą drogę nie przypadkiem i jako wierne
odbicie naszych nastawień, myśli i uczuć, jak również samooceny;
inna ważna sprawa: kto nie potrafi kochać siebie, nie jest w stanie
pokochać nikogo innego - to akurat może mało odkrywcze, ale nie
zaszkodzi przypomnieć, że także według weterana tajnych projektów
i świadka wielu straszliwych rzeczy, dokładnie tak to jest z tym
życiem, podobnie jak nikogo nie da się napoić z pustej manierki;
duszy nie można zniszczyć, jest wieczna; dusze nie mają płci,
płeć jest tylko odbiciem tymczasowej polaryzacji niematerialnej
świadomości; seksualność to nie to, co się ludziom mówi, wpaja
w mediach i kulturze; po śmierci lepiej nie iść do białego
światła, tylko do złotego albo fioletowego - białe prowadzi na
"niższe poziomy astralne", gdzie egzystują samolubne
byty, dla których manipulacja to dosłownie "styl życia",
one wybrały sobie taką drogę, nie potrafiąc oprzeć się
możliwości zaspokajania do woli własnych egoistycznych potrzeb i
popędów, egzystują "dla siebie a nie "dla innych" -
która to właśnie dychotomia generalnie odróżnia wypełnianie się
natur ludzkiej i gadoidziej (co w tym naszym wariancie przestaje
kojarzyć się z poświęceniem, kiedy się wie i potrafi to odczuć,
że wszyscy jesteśmy tym samym, zawsze połączeni, cząstkami
jednej Boskiej Duszy, z której się wywodzimy i do której kiedyś
powrócimy, kiedy już godziwie "wyrobimy tę normę"
doświadczeń i przemierzymy pełen przygód szlak samopoznania,
"wypełnimy misję" niby nieustraszeni zwiadowcy wysłani w
fizyczny świat przez Boską Świadomość, od której zresztą nigdy
w ogóle nie byliśmy, nie jesteśmy ani nie będziemy oddzieleni,
jakimiś odrębnymi bytami - "Boska Dusza" nie jest nigdzie
na zewnątrz, tak tylko zawsze wkręcały wszelakie religie używane
do "tłamszenia kurczaczków").
W
kontekście powyższych informacji od Stewarta Swerdlowa, które jako
ufolog po trzech semestrach bez ferii oceniam, na ile potrafię, jako
optymalnie wiarygodne i nie szkodzi, że mocno różniące się
klimatem od sielskiej atmosfery slajdów z rzutnika globalnych mediów
- rzecz jasna można się spodziewać, co prawda w bliżej
nieokreślonej przyszłości, dość gruntownego przebudowania całej
niniejszej witryny pod kątem zamarkowania przyzwoitego dystansu do
niektórych z zapałem wcześniej relacjonowanych hipotez itp.
chwytliwych pomysłów, jakie w poczuciu wielkiej misji niestrudzenie
ujawniałem światu, a teraz jednak coś jakby okazuje się, że
sporo się w tym wszystkim przekradło ściem i zwodniczych miraży;
no i
wykrakałem...
http://www.expansions.com/Archives/QA_Archives.cfm?DOP=2007-8-1
poddawanie się działaniu promieni X nigdy nie jest zbyt zdrowe i
mammografia nie jest tu wyjątkiem; wszyscy liderzy polityczni na
świecie są spolegliwi wobec dyktatu Iluminatów albo są
eliminowani; ludzie mogą mieć tylko 2 spirale DNA - 12 nawet nie
mogłoby się połączyć; temat kalendarza Majów został podjęty i
wyeksponowany przez władze, tak naprawdę dotyczy on wyłącznie
aktywności Słońca; zmarłe ukochane zwierzęta domowe są
połączone z naszymi świadomościami i zobaczymy je ponownie,
czekające na
nas
http://www.expansions.com/Archives/QA_Archives.cfm?DOP=2008-6-1
wielki zderzacz hadronów w CERN to szlachetne naukowe
przedsięwzięcie obliczone na otwarcie międzywymiarowego portalu do
płaszczyzny astralnej reptilian oraz alternatywnych rzeczywistości,
w których naziści i gadoidy wygrały; delfiny posiadają kości
biodrowe, co wskazuje, że kiedyś chodziły w pozycji wyprostowanej,
obecnie są mordowane przez Iluminatów metodą umyślnego emitowania
specyficznych częstotliwości dźwiękowych - aby nie dopuścić do
przekazania ludziom
informacji
http://www.expansions.com/Archives/QA_Archives.cfm?DOP=2008-5-1
nigdy nie należy jeść ryb pochodzących z hodowli, tylko żyjące
dziko i złowione na głębokich wodach, z dala od brzegu; czosnek od
tysięcy lat jest znany z dobroczynnego wpływu na zdrowie, jedzący
go ludzie żyją dłużej i są silniejsi - tymczasem obecnie w
czasopismach reklamowanych jako naukowe coraz częściej publikuje
się informacje zniechęcające do jego spożywania
Równie
ciekawe archiwum sekcji "wiadomości" (na razie
próbka):
http://www.expansions.com/News.cfm?DOP=2008-2-1&pnl=1_2
obiekty w pasie Kuipera należą do wielu różnych ras obcych,
oprócz insektoidów także istot z Syriusza-A, ale również
licznych grup z innych rzeczywistości/wymiarów, z których
większość, jeżeli nie wszystkie, są kompletnie nieznane, tzn.
nikt z Ziemian jeszcze nigdy się z nimi nie zetknął; ich intencje
nie są ani "złe", ani "dobre", tylko
prawdopodobnie "mieszane", a wyrażają je ostrzegawczym
strzelaniem w Ziemię za pomocą asteroid i meteorytów, którymi
umyślnie nieznacznie
chybiają
http://www.expansions.com/News.cfm?DOP=2008-7-1&pnl=1_2
zarówno emocje, jak i wzorce myślenia reprezentowane przez ludzkość
oddziałują na cykl aktywności Słońca - ostatnio przypomina on
"ciszę przed burzą"; niektórzy naukowcy utrzymują, że
to normalne i po prostu właśnie obserwujemy to pierwszy raz,
podczas gdy inni twierdzą, że "ze Słońcem jest coś nie
tak"
Informacje
z radiowego wywiadu Stewarta i Janet Swerdlowów dla programu "The
Investigators Report" z lata 2008 r.: Jezus miał naprawdę na
imię Immanuel, wł. pisownia to byłoby "Jmmanuel" - bez
żadnej samogłoski na początku; jego poczęcie polegało na
sztucznym zapłodnieniu Marii przez obcych, którymi byli Plejadianie
współpracujący z ...gadoidami - również religia miała być
hybrydą z "religią" gadoidów i zaistnieć jako Nowa
Światowa Religia (dzisiaj historia się powtarza); ukrzyżowanie
było jak gdyby kontrolowane czy też "ustawione", dzięki
wykorzystaniu pewnych specyfików uzyskano efekt pozornej śmierci;
Jmmanuel był mężem Marii Magdaleny, z którą miał trójkę
dzieci; po "zmartwychwstaniu" wraz z najstarszym synem
uszedł do Kaszmiru, do miasta Serenegar; Maria Magdalena, brat
Jmmanuela Józef oraz pozostała dwójka jego dzieci wyemigrowali
przez Morze Śródziemne na południe Francji, gdzie po dziś dzień
w pewnych wioskach co roku obchodzi się święto jej przybycia, jest
też świątynia jej imienia i relikwie, m.in. czaszka emitująca
niezwykle silną energię - Watykan zna położenie wszystkich
fragmentów szkieletu; tymczasem na Wschodzie wnuczek Jmmanuela
zawędrował aż do Japonii, gdzie można znaleźć poświęconą mu
świątynię oraz ślady nauk; już Jmmanuel mówił, że każdy może
czynić to samo, co on - tzn. "cuda"; dzisiejsi
wykształceni ludzie myślą, że są bardzo światli, ale tak
naprawdę są "wpuszczeni w maliny" daleko od prawdy -
Boska Świadomość/Dusza Kosmosu "myśli" przy użyciu
tonów, kolorów i symboli, co stanowi tzw. "język
hiperprzestrzeni", który każdy człowiek podświadomie
wykorzystuje - tę wiedzę, pod którą podpadałyby również
numerologia, astrologia itp., znają i stosują do własnych celów
Iluminaci, podczas gdy "swoich poddanych" trzymają od niej
jak najdalej, dziś za pomocą ośmieszania, a w poprzednich wiekach
kategorycznie zakazując jej praktykowania w Biblii itp.; pomiary
energii w Układzie Słonecznym wykazały, że jest jej 20 razy
więcej niż powinno być - skłoniło to współczesnych naukowców
do przyjęcia założenia, że mamy tu jeszcze ok. 20 oddziałujących
na nas symultanicznych rzeczywistości, których nie widzimy, gdyż
znajdują się one jak gdyby "na innych częstotliwościach";
szyszynka stanowi coś w rodzaju drzwi pomiędzy światami fizycznym
a niematerialnym; doniesienia o ufo nagle zaczęły być
relacjonowane w największych, klasycznych, globalnych
koncesjonowanych mediach, typu CNN czy BBC - ma to prawdopodobnie
związek z planem sfingowanej inwazji obcych, których zapewne nigdy
nie zobaczymy nawet jak wyglądali, zanim "nasi zbawcy"
gadoidy ich nie "przegonią"; również duża liczba
obserwacji "wizerunków Jezusa" na szybach itp. ma związek
z planem "Drugiego Nadejścia Chrystusa", który pojawi się
po przedstawieniu opinii publicznej gadoidów i wezwie do
ustanowienia Nowego Porządku Świata wraz z naszymi nowymi braćmi w
chrześcijaństwie - na razie pod tym kątem potwierdzono już
autentyczność Całunu Turyńskiego, który zostanie wykorzystany w
zamykającym usta sceptykom teście porównawczym DNA (miejmy
nadzieję, że rezultat testu będzie można obstawiać u buka..! ;)
Paryż, zanim jeszcze pojawili się Wikingowie, w rzeczywistości
został założony przez Egipcjan i nazwany "Pa-isis" na
cześć bogini Isis - stąd ezoteryczny rozkład ulic; programowanie
mas ludzkich za pomocą tv jest dziś wszechobecne, od programów dla
dzieci (np. bajka "Teletubisie") przez wszystkie inne - ale
zawsze wokół nas musi być też trochę prawdy, ponieważ Boska
Dusza zawsze znajduje się w równowadze - Iluminaci wiedzą, że
inaczej ta rzeczywistość "zawaliłaby się"; Wielki
Zderzacz Hadronów w CERN pod Genewą ma ustanowić połączenie z
alternatywną rzeczywistością, w której Nowy Porządek Świata
trzyma się już mocno, aby energie stamtąd przetransferować do
naszej rzeczywistości - na tej podstawie można przypuszczać, że
planują u nas jakieś większe wydarzenie, skoro potrzebują
wielkich ilości tego rodzaju energii.
Inny
wywiad radiowy już samego Swerdlowa dla w/w programu: Stewart w
wieku 13 lat został zwerbowany do "Project Montauk", gdzie
akurat trwały próby "produkcji" jednostek zdolnych do
postrzegania alternatywnych rzeczywistości bez używania sprzętu -
skończyło się na tym, że stracił wzrok w następstwie
zmodyfikowania funkcjonalności jego mózgu w sposób umożliwiający
mu postrzeganie ludzkiej aury, sekwencji DNA oraz pól
energetycznych, wobec których fizyczna rzeczywistość stanowi tak
naprawdę tylko nakładkę; po wielu latach przeszedł operację
chirurgiczną, która odblokowała naturalne połączenie między
oczami a mózgiem; cała znana dziś masom historia jest sfałszowana,
od wieków była modyfikowana i kształtowana pod kątem interesów
rządzących rodów, tak by poddani "nie szukali dziury w całym"
i wszystko im pasowało, że są wolni, aby niczego nie mieli prawa
podejrzewać, że istnieje siła kontrolująca historię, grupa
dynastii połączona wspólnymi interesami, ideologią oraz
korzeniami - "niedocenianym" przez kronikarzy dziejów
faktem jest, że na południu Francji istniało niegdyś hebrajskie
królestwo, gdzie potomkowie Marii Magdaleny wymieszali się z
przybyłymi z gór Kaukazu Kazarami, dając początek dynastii
Merowingów, z której wywodzi się wszystkie 13 rodzin Iluminatów;
symbolem Kazarów był smok, natomiast symbolem francuskich potomków
Jmmanuela lew - z ich połączenia powstał lew o dość strasznej,
smoczej twarzy, symbol rozpowszechniony na przestrzeni następnych
wieków po całej Europie; na czele Iluminatów od 800 lat stoi
zawsze głowa rodu Rothschildów, osoba znana jako "Pindar",
czyli "penis Ozyrysa" - kult falliczny to podstawa ich
gadoidziej religii; ale od jakiegoś czasu Windsorowie się wyłamują
i chcą wykreować Pindara w swoich szeregach, co widać po
zamieszaniu z Unią Europejską, a w ostatniej dekadzie XX wieku
przebudzili się również przyczajeni dotąd Romanowowie, którzy
starają się odtworzyć potęgę Rosji według nowego modelu,
socjalistyczno-dyktatorskiego w miejsce dawnego komunistycznego
(kiedy np. Sarkozy i Putin w krótkim odstępie czasu obydwaj dali
się sfotografować z nagim torsem, był to według Swerdlowa
staromodny pokaz siły w wykonaniu reprezentantów tych konkurujących
za kulisami sił - w tym wypadku Rothschildów i Romanowów); w
starożytności, po zagładzie Atlantydy i Lemurii, na Ziemi było
tyle różnych obcych wpływów, że pewne grupy postanowiły
stworzyć nową religię, aby jakoś to opanować i przejąć
kontrolę nad całym tym cyrkiem - było to wspólne przedsięwzięcie
Plejadian, gadoidów i Szarych, zmaterializowane w sztucznie
stworzonym zarodku, później znanym pod imieniem Jmmanuel; grób
Jmmanuela po dziś dzień znajduje się w Serenegar w Kaszmirze, nie
jest ukryty, opiekuje się nim osoba pochodzenia żydowskiego, według
inskrypcji zmarł w wieku 117 lat; Maria Magdalena musiała wraz z
dziećmi emigrować ze względu na zagrożenie ze strony ...apostołów
- antagonizmy były bardzo ostre, szybko rozgorzała tam walka
polityczna bez przebierania w środkach; miasteczko Rennes le Chateu
zostało zbudowane nad systemem jaskiń, gdzie się wówczas
schronili; syn oraz brat Jmmanuela udali się następnie do Anglii,
gdzie dali początek legendom a'la Camelot, czarodzieje, magia itp.;
Kazarowie byli potomkami Sumerów; sumeryjska para bogów Nimrod i
Semiramis na rzeźbach przedstawiana była jako ludzie z pewnymi
gadzimi cechami - ponieważ to właśnie były pierwsze hybrydy; w
sumeryjskiej tradycji magiczną liczbą była trójka - po dziś
dzień królowa Anglii albo Bushowie np. podczas inauguracji wykonują
gest z trzema uniesionymi palcami, to nie jest "stary teksański
gest" ani "coś dziwnego, nieważnego", czynią to
również aktorzy Hollywood, politycy oraz wojskowi z różnych
krajów świata, wszyscy powiązani z ukrytą rządzącą elitą -
chodzi w tym o kult "boga o trzech rogach", wywodzący się
ze starożytnego Sumeru (podobnie jak rządzące rody), silnie obecny
w religii naszych gadzinowatych przyjaciół; Biblia powstała jako
synteza nowej promowanej religii z kultami pogańskimi, tak żeby
Poganie czuli się w miarę swojsko, np. dalej obchodząc święta w
te same dni roku; Biblia nie jest dziełem ludzi, czego dowodzi
obecność kodów możliwych do odczytania wyłącznie za pomocą
komputerów, w dodatku składających się z symboli "języka
hiperprzestrzeni"; kiedy "Jezus" powróci, zostanie
uwiarygodniony porównawczym testem DNA z Całunem Turyńskim i
ogłosi "niniejszym ustanawiam Nowy Porządek Świata, moje
Święte Królestwo" (jak zapowiedziano w Biblii) - kto wtedy
odważy się podnieść głowę wśród tłumu i powiedzieć "nie,
Jezus, nie masz racji"..?; księżna Diana wywodziła się z
jednej z rodzin tworzących wspierający Iluminatów "Komitet
300" i została wybrana ze względu na przewagę ludzkiego DNA,
w celu przywrócenia dynastii królewskiej zachwianych proporcji
50/50 - po wyprodukowaniu następców tronu została rytualnie
złożona w ofierze; Camilla Parker Bowles według certyfikatu
urodzenia ma na imię Camillo i jest mężczyzną, co wyjaśniałoby
uczucie księcia Karola; to nie jest tak, że kiedy zmienisz swój
sposób myślenia, to świat wokół Ciebie jako odbicie może też
się zmieni - tak się musi stać, na pewno, "tak to jest",
tak samo jak lustro nie może odbijać smutnej twarzy, kiedy się
uśmiechniesz; na tej zasadzie ludzie całą swoją mocą psychiczną
mogliby w mgnieniu oka pozbyć się tych wszystkich negatywnych
narzutek historycznych - tak naprawdę to nasze wzorce myślenia
powodują obecność ciemiężycieli i nawet jeżeli pokonamy ich
fizycznie, czołgami lub kamieniami itp., a nie zmienimy nastawienia
psychicznego ani przyzwyczajenia do robienia z siebie "niewinnych,
poszkodowanych ofiar", to znajdą się następni "oprawcy",
pojawią na pewno, niczym odbicie grymasu w lustrze - stwarzanie
rzeczywistości myślami działa tak samo w pozytywną, jak i
negatywną stronę.
Jeszcze
inny wywiad radiowy S. Swerdlowa dla tego samego programu (którego
prowadzący przed laty powołał go do życia aby udowodnić światu,
że ...Biblia jest prawdziwa i to faktycznie "słowo Boga"
- był przodującym chrześcijańsko-konserwatywnym analitykiem,
dopóki po 11 IX 2001 coś mu nie przestało pasować): technologie
wykorzystywane w "Project Montauk" pochodziły od obcych z
Syriusza-A, najbardziej zaawansowanej rasy kontaktującej się z
ziemskimi władzami (jak twierdzili, również technologie
mieszkańców Atlantydy pochodziły od nich); Trójkąt Bermudzki to
pole energetyczne stanowiące pozostałość po tunelu
międzywymiarowym stworzonym przez Atlantów jako coś w rodzaju
podjazdu dla ich gości przybywających z kosmosu, jeszcze po drugiej
stronie globu przebija się jako Morze Diabelskie, również znane z
zaginięć obiektów - urządzenie pogrzebane na dnie oceanu czasami
jeszcze "styka"; większość ludzi z gwiazd nie uważa
mieszkańców Ziemi za "w pełni ludzi"; gadoidy z
konstelacji Draco zostały tam w jakimś celu umieszczone lub
stworzone przez przezroczystych ludzi (ang. 'clear people'), nie są
naturalnym elementem naszej rzeczywistości; ich atak na konstelację
Lutni był totalnym szokiem dla prawie już eterycznych istot, które
nie posiadały żadnych broni; 70% populacji Drogi Mlecznej wywodzi
się od ludzi, 25% od gadoidów, 5% to inne formy m.in.
insektoidalne; podczas formowania się planet w ruchu wirowym siła
odśrodkowa powoduje tworzenie się wewnątrz pustej przestrzeni i
wyrzucanie materiału przez otwory powstające wówczas na biegunach,
a kiedy obydwie powierzchnie z czasem stygną, gorąca materia
zostaje uwięziona wewnątrz i dalej znajduje ujście jedynie w
procesach wulkanicznych, na każdej planecie najbardziej intensywnych
na wysokości geograficznej 19,5 stopnia - innymi słowy, większość
planet jest pusta w środku; w charakterze napędu swoich lodowych
komet-pocisków gadoidy używają małych czarnych dziur, które
umieszczają przed nimi; w biblijnej Księdze Rodzaju, a przynajmniej
w jej hebrajskim oryginale, dokładnie wszystkie odniesienia do Boga
są w liczbie mnogiej, np. "na nasze podobieństwo" -
ponieważ historia ta opowiada tak naprawdę o projekcie genetycznej
hybrydyzacji, który był próbą ugruntowania pokoju pomiędzy
Atlantydą a Lemurią, pomysłem mediatorów z galaktyki Andromedy
zakładającym, że stworzenie gatunku łączącego w sobie cechy
obydwu ras uspokoi wojenną zawieruchę; religia to jedno z
pierwszych przedsięwzięć kontroli umysłów - podczas gdy Bóg nie
wyznaje żadnej religii, bo każda byłaby ograniczeniem i każda
stanowi przeszkodę w kontakcie z Boską Świadomością, który jest
nam dany naturalnie, a rozmaite religie jedynie go zakłócają;
globalną stolicą Nowego Światowego Porządku ma zostać Nowy Jork
- gmach ONZ już stoi; w wyniku procesu hybrydyzacji ludzie posiadają
jednocześnie nawzajem sprzeczne sekwencje DNA - jesteśmy
wewnętrznie skonfliktowani "od podstaw"; krew zawierająca
miedź jest bardziej wydajna i z reguły pozwala na znacznie dłuższe
życie.
Ciekawostka
dla osób znających język angielski - kilkuminutowy filmik
nakręcony domową kamerą internetową, na którym anonimowy młody
człowiek wyraża swoje uznanie dla dorobku S. Swerdlowa -
tutaj.
Krótki
fragment wideo promujący prelekcje Stewarta nie udostępnione do
darmowego rozpowszechniania: od tysięcy lat nauki o ruchu wirowym
ludzkich czakr są zwodnicze i spreparowane, ponieważ ruch wirowy
powoduje powstawanie otworów, także w polu energetycznym człowieka
(aurze) - innymi słowy dziur, przez które potem "można się
do niego dobrać". Wirowanie czakr należałoby wizualizować
sobie jako ich ruch okrężny wokół ciała w poziomie, a same
czakry jako kolory, w których nasza sylwetka jest zanurzona.
Osobiście póki co nie praktykuję tego typu sztuczek, może jestem
zaprogramowany na mądralę zasiedziałego przed ekranem monitora -
ale dla zainteresowanych & odważnych & pracowitych &
osób w ogóle zdolnych się skupić i wyciszyć - staram się te
niuanse możliwie wiernie i obiektywnie relacjonować; choć w
materiałach na witrynie expansions.com jest tego dużo więcej, niż
można by sądzić po niniejszym wybiórczym
streszczeniu/tłumaczeniu, w którym generalnie pomijam tego typu
porady - z ciekawszych/najważniejszych rzeczy wypadałoby pewnie
tylko wspomnieć, że wymierne działanie ochronne ma według S.
Swerdlowa wizualizowanie sobie siebie, innej osoby czy "planety
minus czynniki negatywne" - w każdym razie czegoś, co chcemy
chronić - wewnątrz bąbla wypełnionego kolorem fioletowym (nie
mylić z purpurowym); z kolei kolor różowy odpowiada miłości -
wyobraź sobie siebie w takiej otoczce, jeżeli świat narzeka ci, że
nikogo nie kochasz; ale może najcenniejsza, o ile prawdziwa,
wskazówka Stewarta dotyczy wizualizacji absolutnej ochrony, która
może uratować życie nawet w sytuacji apokaliptycznego trzęsienia
ziemi, o czym przekonywał nawet prowadzącego "Coast to Coast"
podczas audycji na żywo - polega to na wyobrażaniu sobie siebie lub
osoby, której chcemy zapewnić bezpieczeństwo, np. podczas
medytacji, wewnątrz dość skomplikowanej figury geometrycznej,
którą można mam nadzieję zobaczyć na marginesie niniejszego
akapitu lub w razie czego tutaj, a chodzi o fioletowy czworościan
foremny wewnątrz fioletowego ośmiościanu foremnego. Trochę to
głupie, że jakieś trójkąciki wyobrażane sobie w głowie mogłyby
zapewnić nam bezpieczeństwo w wartkim strumieniu niebezpiecznych
fizycznych zdarzeń - ale jeżeli nasza rzeczywistość faktycznie
jest tak naprawdę wirtualna, to pamięć i postacie tego "świata
gry" pewnie są w jakiś sposób zakodowane i raczej
niewykluczone jest stosowanie przez system rozmaitych oznaczeń
wyręczających konieczność ciągłego powtarzania obliczeń
"bilansu uczynków" - np. że dana postać doświadcza
stale tego czy tamtego, ma taką czy inną przyporządkowaną przez
system po ostatniej komputacji punktów "lekcję" czy
emocjonalną barwę przytrafiających się zdarzeń, albo jest
chwilowo nietykalna i symbolem tego w języku hiperprzestrzeni jest
właśnie specyficzna figura geometryczna w określonym kolorze - tak
jak w grze komputerowej byłaby to pewnie wartość określonego
bajtu, np. 157; no i może oni tam w tych tajnych projektach
"zhakowali" ten niematerialny kod fizycznej rzeczywistości,
albo paru szczegółów na jego temat dowiedzieli się od obcych w
ten czy inny sposób - no i teraz można tak sobie "oszukiwać",
jeśli "znasz te kody", ponieważ nasze myśli i
wyobrażenia robią jeszcze karierę w strumieniu danych
przetwarzanych przez inteligencję kosmosu i jakoś tam na pewno są
z nami połączone, a zatem również owe symbole/kolory stanowiące
ich przedmiot. Ja tam nie wiem, może ten dziwny, pełen ostrych
kątów kod-symbol to jest akurat na przeczyszczenie albo
poślizgiwanie na schodach, może to dezinformacja - więc póki co
na sobie tego nie ćwiczę, zwłaszcza że nie budzę się co rano z
poczuciem zagrożenia ani obserwując na ścianie wesoły taniec
czerwonych światełek laserowych celowników - ale Stewart Swerdlow
faktycznie żyje i ma się dobrze, choć dużo podróżuje od lat
nadając o tym samym, co Phil Schneider i Serge Monast - więc może
to jednak jest skuteczne i w razie czego przyda się
wypróbować..?
Radiowy
wywiad S. Swerdlowa dla wesołej czarnoskórej prowadzącej: to nie
przypadek, że się tu znaleźliśmy, że żyjemy właśnie w takich
czasach i miejscu - sami podjęliśmy taką decyzję, aby tutaj
"przybyć", z takich czy innych powodów; cały czas
jesteśmy podatni na wpływy alternatywnych rzeczywistości. Inny
wywiad w tym samym programie: rodzice Stewarta zaprzeczają, że
pozwalali wojsku wykorzystywać go jako dziecko w eksperymentach, ale
kiedy on sam ich o to wypytuje, jego mamie czasem wymknie się
riposta w rodzaju "to nie było co tydzień..!"; śmierć
Johna F. Kennedy'ego Juniora (syna JFK, który wedle wszelkiego
prawdopodobieństwa zostałby senatorem ze stanu Nowy Jork, a jego
niezwykła popularność rodziła spekulacje o jeszcze wyższym
fotelu) była podobnie jak katastrofy innych samolotów w tym rejonie
- m.in. linii lotniczych TWA, egipskich oraz Swissair - efektem
nowych zastosowań bazy w Montauk, polegających na manipulowaniu
pogodą i testowaniu nowych broni; dziwna okoliczność dotycząca
tej sprawy polegała na tym, że ciało Kennedy'ego Juniora
wyciągnięto z wraku, poddano autopsji na pokładzie okrętu,
następnie od razu skremowano i z powrotem "oddano morzu" -
nigdy nie powróciło na ląd, tak jakby próbowano coś ukryć i
nikt niepowołany nie mógł go zobaczyć; marynarze, którzy
przeżyli "Eksperyment Filadelfia", zostali odosobnieni w
zamkniętym ośrodku w stanie Nevada, gdzie do końca życia byli
poddawani badaniom i obserwacji (struktura molekularna cząsteczek
ich ciał uległa zmianom), a ich rodziny powiadomiono, że zginęli;
w programie "Montauk" ustalono, że istnieje coś w rodzaju
"kosmicznego zabezpieczenia" przed modyfikacją przeszłości
lub przyszłości - przesuwając się w czasie i zmieniając coś,
tworzy się jedynie nową linię czasu, coś jakby rozgałęzienie,
czy może raczej jest to "przestawienie zwrotnicy
prawdopodobieństwa" na inną, już istniejącą w
nieskończoności wariantów sekwencję wydarzeń; trzeba bardzo
uważać na to, co się myśli, ponieważ gdzieś w jakiejś
alternatywnej rzeczywistości to dzieje się naprawdę, tzn. inne,
równoległe wersje nas czynią to, o czym w tym wymiarze tylko
myślimy (np. żeby komuś zrobić coś niemiłego); nie ma czegoś
takiego, jak "boska interwencja", ponieważ "boska
dusza" jest neutralna i "zdaje sobie sprawę", że
wszystko ma gdzieś swoje miejsce, tzn. musi się kiedyś gdzieś
wydarzyć i właśnie dlatego następuje; podróżowanie w czasie i
podróżowanie w przestrzeni międzygwiezdnej odbywa się tak samo,
przy wykorzystaniu faktu, że każdy punkt w czasoprzestrzeni posiada
unikalne koordynaty częstotliwości wibracyjnej - dostrajając do
nich osobę, powoduje się natychmiastowe powstanie połączenia -
"korytarza"; "widzenie na odległość" (ang.
'remote viewing') to temat zastępczy wysunięty przez władze,
zagmatwana sprawa służąca głównie zmyleniu tropów i odwróceniu
uwagi od tego, co naprawdę dzieje się w ramach tajnych projektów i
eksperymentów - jakkolwiek coś w tym jest i istnieją takie
techniki, ale morze dostępnych na ten temat informacji jest bardzo
mętne; jedzenie w sklepach generalnie nie ma wartości odżywczych,
które organizm mógłby przyswajać - dlatego ciągle jesteśmy
głodni.
Informacje
z pierwszej części cyklu wykładów Stewarta pt. "Język
hiperprzestrzeni" (ang. "Language of Hyperspace"): w
Montauk przydzielono mu zadanie mentalnego podróżowania do
hiperprzestrzeni w celu ustalenia znaczenia symboli używanych przez
obcych - większość ras utrzymujących kontakty z rządem USA nie
używała języka podobnego do naszego, lecz składającego się z
symboli, tonów i kolorów; hiperprzestrzeń to nie do końca to
samo, co w "Star Treku", gdzie notorycznie "skakali w
hiperprzestrzeń" - jeżeli każdą z wielu różnych
istniejących rzeczywistości fizycznych wyobrazimy sobie jako
zawartość jajka, to płaszczyzny astralne byłyby ich skorupkami,
ograniczającymi i spajającymi fizyczny świat - natomiast
hiperprzestrzenią będzie wszystko to, co znajduje się poza
skorupkami jajek, coś w rodzaju kleju trzymającego to wszytko razem
- marka kleju nazywa się "Boska Dusza" i jest to niezwykły
klej, dzięki któremu wszystko istnieje, inteligentny i operujący
za pomocą archetypów kolorów, tonów i symboli; cała
rzeczywistość fizyczna to tylko coś w rodzaju "głupich
myśli", które "nie mieszczą się w głowie" i
dlatego emanują na zewnątrz, to zamrożona energia w dość
nienaturalnym dla siebie stanie; egzystujemy we wszystkich tych
sferach jednocześnie, stąd bierze się też magiczny urok liczby 3
oraz trójfazowość powszechna w przyrodzie; w języku
hiperprzestrzeni trójkąt jest symbolem kreacyjnej perfekcji, często
spotykanym w logach korporacji; w rządowej terminologii słowa
"obcy" i "pozaziemski" mają różne znaczenie -
"obcy" (ang. "alien") odnosi się do istot
pochodzących z innych planet w tym samym fizycznym wszechświecie,
natomiast "pozaziemski" (ang. "extraterrestrial"
- "E.T.") do istot pochodzących niekoniecznie z tej
rzeczywistości, zdolnych do opuszczania jej i powracania w nią
wedle własnego widzimisię, do jednoczesnej egzystencji zarówno w
wymiarze fizycznym, jak i niematerialnym - podobnie jak elektron może
być tak materią, jak i energią; płaszczyzna "pozaziemska"
stanowi jak gdyby granicę pomiędzy światem fizycznym a
niefizycznym, a w Biblii odniesienia do tej sfery znajdują się tam,
gdzie mowa o stanie "wypadnięcia z łaski" - trafiają tam
istoty/cząsteczki Boskiej Świadomości, które zaczęły sobie
spekulować "może jestem kimś lepszym, niż Bóg", "może
nie potrzebuję Boga", "może Bóg mnie nie chce" itp.
- popadły w negatywne myślenie, czego efektem było natychmiastowe
wytworzenie owej bardziej gęstej i bardziej fizycznej sfery,
wyemanowanie jej z poprzednich, pierwotnych wobec niej i wszystkiego
innego sfer - Boskiej Duszy (1), jej "zastanawiania się nad
sobą" (2) oraz "uświadamiania sobie tego zastanawiania"
(3); myślenie bez odpowiedzialności powoduje natychmiastową
eksternalizację - materializację; następny energetyczny poziom pod
"E.T." ("pozaziemskim") to już "nasz",
gdzie egzystujemy wraz z innymi obcymi; te poziomy są uszeregowane
nie tylko pod tym względem, że każdy stwarza następny, ale
również pod kątem inteligencji - "pod nami" są
zwierzęta oraz insekty, a pod nimi rośliny; na każdym poziomie
występują cechy poprzednich, gdyż stanowią one jak gdyby kolejne,
coraz mniej doskonałe odbicia; każdy poziom zarazem podtrzymuje
ten, który go wytworzył, np. my zjadamy poprzednich i modlimy się
do następnych; niektóre grupy obcych/E.T. "podrasowują"
zwierzęta i insekty do naszego poziomu, przy czym zachowują one
swój wygląd; pod poziomem roślin są jeszcze poziomy minerałów,
a następnie cząsteczek, z których zbudowane są atomy; pod tą
ostatnią "płaszczyzną" znajduje się już tylko wymiar
czystej energii, czyli z powrotem "Boska Dusza" -
hierarchia nie kończy się jak drabinka, ale zapętla; wygląda jak
okrąg - a jeżeli chodzi o okręgi, to nie ma znaczenia, w którym
jego punkcie jesteś; w języku hiperprzestrzeni okrąg jest symbolem
przestrzeni, środowiska, istnienia; poziomy energetyczne od
"naszego" w dół składają się na świat fizyczny, te
powyżej poziomu "pozaziemskiego" to świat niefizyczny;
"pozaziemski" to granica - coś jak miedza; w obrębie
Boskiej Świadomości wszystkie światy fizyczne mają się do
niefizycznych jak pojedyncza molekuła włókna do całej reszty
wielkiego dywanu; nie istnieje coś takiego, jak chaos - to tylko
kwestia zbyt wąskiej i ograniczonej perspektywy, nie pozwalającej
na dostrzeżenie zarysów większego porządku - tak samo dla mrówki
wędrującej po dywanie zmieniające się kolory wzorów byłyby
totalnie chaotyczne; lewa półkula mózgowa operuje na fizycznej
rzeczywistości, natomiast prawa jest odpowiedzialna za wymiary
niefizyczne; dokładnie pomiędzy nimi znajduje się szyszynka, w
samym centrum głowy; cały wszechświat i nasze ciała są
hologramami, dlatego np. możliwe jest klonowanie przy użyciu
dowolnego pojedynczego fragmentu DNA, z którego da się odtworzyć
całość - tak samo każdy fragment hologramu zawiera fraktalnie
zakodowany obraz całości; w 1899 r. Nikola Tesla skonstruował
urządzenie pozwalające na przewidywanie wyładowań atmosferycznych
w rejonach oddalonych o setki mil, było to coś w rodzaju radaru
Dopplerowskiego - za pomocą tego sprzętu zaczął odbierać
transmisje oraz kody języka hiperprzestrzeni, które uznał za
przejawy działalności obcej rasy usiłującej kontrolować Ziemię
- co ogłosił publicznie i pisały o tym gazety, a spotkało się to
z wyśmiewaniem oraz zainteresowaniem ze strony rządu, natomiast
jego samego nauczyło na przyszłość zachowywać pewne przemyślenia
dla siebie; obecnie większość technologii stosowanych do masowej
kontroli umysłów za pomocą satelitów, nadajników mikrofal,
przekaźników energetycznych itp. bazuje na wynalazkach Tesli -
urządzenia te generują fale synchroniczne względem
elektromagnetycznych fal ludzkich myśli, jak gdyby "małpują
je", w związku z czym ludzie nie odróżniają tych wpływów
od swoich własnych myśli.
Uwaga:
układ akapitów powyżej jest tak naprawdę totalnie chaotyczny i
tylko upozorowany na mniej więcej uporządkowany. Poniżej rezygnuję
już z wysiłków stwarzania tego rodzaju złudzenia, aby nie
wstrzymywać dłużej relacjonowania kolejnych informacji tylko z
tego powodu, że trudno jest odgadnąć jakąś metodę ich
sensownego i zarazem schludnego pod względem redakcyjnym codziennego
dodawania w odpowiednie miejsca (dotychczas streszczałem głównie
to, czego dowiedziałem się już wcześniej, zanim uruchomiłem tę
witrynę; teraz już raczej tylko dodaję na bieżąco nowe
szczegóły, w miarę poznawania ich podczas nurkowania w
poszczególne źródła). Jednocześnie rzecz jasna zamierzam
systematycznie pracować nad poprawianiem porządku na niniejszej
podstronie, w związku z czym od czasu do czasu niektóre akapity
mogą wykonywać pewne głęboko przemyślane manewry, np. łączyć
się lub rozdzielać, albo wręcz rozpryskiwać czy w wyjątkowo
uzasadnionych przypadkach, zmieniać kolejność; dopisywanie do
akapitów kolejnych informacji nie będzie wiązało się z
przenoszeniem ich na koniec tekstu, ale zazwyczaj chodzi tu o
pojedyncze zdania (a gdyby nawet pojawiło się coś większego, to
jakoś to zaczaruję, żeby bez sprawdzania metodą przewijania
ciężko było przegapić). Korzystając z okazji, pozdrawiam
wszystkich, którzy tu sobie czytają te różne ciekawe informacje,
prawdziwe lub nie, ale w większości chyba tak, w każdym razie
bardziej niż newsy przetwarzane jako pasza dla tłumów - albo 2 + 2
= 3,17..?
Info
od Ala Bieleka z wywiadu z 1991 r. (tekst - j. ang.): na informacje
od Toma Beardena trzeba uważać, ponieważ przemieszane są one z
dezinformacją; z prelekcji A. Bieleka z 13 stycznia 1990 r. na
konferencji ufologicznej w Dallas (tekst - j. ang.): od ponad wieku
lub półtora wieku - gdyż zaczęło się to jeszcze w XIX stuleciu
- istnieją dwa tory rozwoju technologicznego, z których jeden jest
kompletnie ukryty przed opinią publiczną i kontrolowany przez
wąskie elity, właśnie dzięki temu utrzymujące uprzywilejowaną
pozycję; innym powodem ukrywania tych cywilizacyjnych zdobyczy w
rodzaju alternatywnych źródeł energii jest niebezpieczeństwo
załamania się ekonomii opartej na tradycyjnych surowcach i
rozwiązaniach, gdyby technologie te zostały ujawnione zbyt
nagle.
Uzupełnienie
informacji z prelekcji Alexa Colliera z 2008 roku: choć Andromedanie
są przed nami 10 tys. lat technologicznie i ok. 50 tys. lat duchowo,
nadal popełniają błędy i miewają problemy we własnym
społeczeństwie - nie należy więc traktować ich jak bogów,
podobnie jak żadnych innych wyżej rozwiniętych istot z kosmosu -
to takie same dusze jak nasze, tylko na innym etapie; to tak jakbyśmy
wielbili siebie z przyszłości czy rozpływali w zachwycie w
obecności naszych dzisiejszych sąsiadów starszych o kilkaset
tysięcy czy ileś tam milionów lat. My trwamy w trzeciej gęstości,
Andromedanie w piątej, a według ich nauczycieli z dziewiątej
gęstości, wiele dusz na Ziemi i 21 innych gwałtownie ewoluujących
światach to byty, które przeszły już całą drogę ewolucji
duchowej i były na jedenastym poziomie gęstości zwanym "Petale"
lub "założyciele" (ang. "founders") - to one
stworzyły tunele podprzestrzenne (ang. "wormhole") i cały
nasz holograficzny wszechświat, ale ponieważ wszechświat ten jak
gdyby "utknął" czy "wpadł w zaspę", tzn.
zatrzymał się w procesie rozwoju duchowego, zdecydowały się
opuścić wieczność i powrócić w wymiar czasu, zapomnieć kim są,
by postarać się jakoś naprawić i rozplątać to od środka.
Andromedanie posiadają jasnoniebieską skórę, a w ich rasie
występują trzy rodzaje płci: żeńska, męska i
obojnacza.
Informacje
z wywiadu z Billym Meierem , opublikowanego w lutym roku 1989,
streszczone w ciekawym autorskim pisemku ufologicznym "Alien
Digest ": (s. 23-24) jednym z celów misji Plejadian jest
ostrzeżenie Ziemian przed barbarzyńskimi istotami z kosmosu,
planującymi podbój naszej planety, które niejeden raz niszczyły
już całe globy; życie ludzkie jest dla nich warte tyle, co nic -
aczkolwiek mieszkańcy innych światów tak samo muszą się ich
obawiać; wszystkie kraje na Ziemi powinny się zjednoczyć, aby
możliwie skutecznie przeciwstawić się temu zagrożeniu (przyp.
autora cytowanego artykułu - czyżby chodziło o "New World
Order" i jeden globalny rząd..?); tylko ok. 1 na każde 5 tys.
rzekomych kontaktów Ziemian z kosmitami lub bytami z innych wymiarów
to przypadek autentyczny - znane nieprawdziwe informacje dotyczą np.
"grupy z Ummo" albo "Ashtara Sherana" - ten
ostatni wprawdzie faktycznie przebywał kiedyś na Ziemi, ale dał
się poznać jako kryminalista, w związku z czym został odosobniony
w innym wymiarze gdzieś na tyle daleko, że ani on, ani nikt z jego
ludzi nie ma możliwości komunikacji z mieszkańcami naszej
planety.
W
przygotowaniu "recenzja" ostatniej książki Stewarta
Swerdlowa "Blue Blood, True Blood" ("Błękitna krew,
prawdziwa krew") - której fragmenty i ciekawą przedmowę (w j.
ang.) można przeczytać tutaj.
Nieunikniona
uwaga odnośnie niezliczonych elementów zbioru informacji
pochodzących od Stewarta Swerdlowa: choć przyjaciel Phila
Schneidera Al Bielek oraz inni uczestnicy "Project Montauk"
Preston Nichols i Duncan Cameron potwierdzają jego uczestnictwo w
tym tajnym wojskowym programie, co zasadniczo funduje jego
wiarygodność, jednak z drugiej strony on sam często trwoni ją w
nietrudny do prześledzenia sposób, sypiąc niesprawdzającymi się
przepowiedniami dotyczącymi dat inwazji na Bliskim Wschodzie,
wyników wyborów prezydenckich w USA, apokaliptycznych trzęsień
ziemi czy znamiennych wydarzeń na skalę globalną. Wprawdzie
ogólnie to wszystko, co on od początku lat 90-tych rok po roku
zapowiada i stara się nagłaśniać, faktycznie powoli się sprawdza
i urealnia w krajobrazie medialnych doniesień - ale raczej nie
według podawanego przezeń kalendarza, tylko tak jakby może 2-3
razy wolniej; z tym, że nawet Phil Schneider "miał tak samo",
spodziewał się np. stanu wojennego w USA jeszcze przed końcem lat
90-tych. W każdym razie dla mnie takim wyraźnym znakiem, żeby
każdej interpretacji autorstwa S. Swerdlowa nie przyjmować zbyt
pokornie i bezkrytycznie, jest jego niedawne stwierdzenie w sekcji
odpowiedzi na maile jego witryny internetowej - że wszystkie gry
komputerowe zawierają elementy programujące psychikę graczy.
Akurat sam kiedyś zrobiłem dwie gry komputerowe i niczego takiego
tam nie wkodowałem, a poza tym jeszcze półtora roku temu gościłem
w prężnej zachodniej firmie produkującej gry wideo i rozmawiałem
tam z normalnymi, wyluzowanymi fajnymi ludźmi takimi jak my, tyle że
mają trochę więcej kasy - no i nie zauważyłem na korytarzu
żadnych przemykających chyłkiem szpiegów tajnych ezoterycznych
stowarzyszeń... Owszem np. plansze tytułowe wyświetlane podczas
wczytywania przez grę "America's Army" robią dziwne
wrażenie i w tym akurat coś może być, zwłaszcza że gra jest
darmowa i sfinansowana przez wojsko USA - ale ogólnie zdaje się
generalnie gry są takie same jak dawniej, 10 - 15 lat temu, w sensie
że np. ścigasz się samochodem albo zabijasz wszystkich, śmiało
biegając po terenie. Tak że tu moim zdaniem Stewart nie ma racji i
pewnie tak samo jest też w wielu innych przypadkach, zwłaszcza że
niejeden raz chyba każdemu tak się wydawało, kto przedzierał się
przez te jego wiadomości uzyskane w latach pracy dla rządu i służb
przemieszane z mogącymi przyprawić o zazdrość samego Nostradamusa
śmiałymi przepowiedniami wojen i katastrof oraz godnymi
Dalajlamy-supertelepaty objaśnieniami wydarzeń relacjonowanych
przez media na antypodach. Cóż, każdy ma swoje wady; ale tak
naprawdę w sumie nie wiadomo, ile ten gość ma racji, więc chyba
raczej też nie ma za bardzo co krytykować; a jeżeli się sprawdzi
z tą sfingowaną inwazją obcych do 2012 r., to pewnie nawet
wypadało będzie skasować niniejszy akapit. Podsumowując, być
może nienarodzeni jeszcze w tej chwili przyszli historycy naszej
pełnej ciekawych dziwactw epoki, którzy miejmy nadzieję będą
potem kiedyś mieli okazję uważnie to wszystko prześledzić i
przeanalizować, kto dokładnie jak w którą stronę ciągnął
tłumy swoimi słowami i hipotezami, osądzą w końcu zgodnie i
trafnie, że S. Swerdlow to był taki człowiek, który faktycznie
wiedział dużo więcej od większości osób mu współczesnych i to
na prawie każdy temat - ale właśnie dlatego potem mu się
wydawało, że wie już w ogóle wszystko o plus minus każdej
sprawie w dowolnym zakątku świata, a jego moralnym obowiązkiem
jest dzielenie się tymi informacjami ze zwykłymi ludźmi,
pozbawionymi szans na samodzielne rozpatrywanie wydarzeń we
właściwym kontekście i poruszeniu przyczynowo-skutkowym. Ja tam go
lubię i wyczuwam, że ma dobre intencje, no i że wiele w swoim
życiu przecierpiał - nie trzeba być wielkim psychologiem ani
wnikliwym obserwatorem & znawcą ludzi, żeby to dostrzec. Ale
kiedy Stewart przepowiada co wydarzy się np. za rok, jest dla mnie
jasne, że to może nastąpić równie dobrze jutro, za pięć lat
albo wcale - ale jeżeli wydarzy się za rok, to też bynajmniej nie
będę zaskoczony i nie zacznę nagle dopiero wtedy bardziej
interesować się tym źródłem informacji. Tymczasem jak na razie
jakiś gość relacjonuje, że po zastosowaniu wobec nagrań
Swerdlowa technik odczytywania "mowy odwrotnej" wychodzi z
tego, że Stewart wciąż znajduje się w znacznym stopniu pod
wpływem "kontroli umysłu" - czego on sam zresztą nigdy
nie ukrywał i zawsze zaznaczał, że cały czas pracuje nad
usunięciem własnego programowania i że jest to wysiłek, który
będzie trwał całe życie.
Wywiady
przeprowadzone w ramach "Project Camelot" można by z
grubsza podzielić na te bardziej interesujące i te mniej
fascynujące. Jednym z tych raczej ciekawszych jest chyba rozmowa z
dr Billem Deagle, której chociaż fragmenty być może przetłumaczy
wkrótce jakaś "niewidzialna ręka", a na razie
streszczenie kilku najważniejszych informacji: według dr Deagle
"zmienianie kształtów" (ang. "shape-shifting")
tak naprawdę nie odbywa się na poziomie fizycznym, ponieważ wtedy
doszłoby do natychmiastowego spalenia molekuł poddawanych
transformacji, lecz polega na tym, że osoby będące tego świadkami
widzą wtedy tak naprawdę istotę przebywającą w innym świecie, w
innym wymiarze, po prostu w przypływie zdolności postrzegania
pozafizycznego oglądają quasi-demoniczny byt z innej
rzeczywistości, pasożytujący na danej osobie, np. Hillary Clinton
- która według dr Deagle jest najbardziej złą osobą, jaką
kiedykolwiek spotkał, i najczęściej "wyświetlającą się"
jako właśnie taki demon. Inne informacje: masakra w Columbine była
sprawką władz/służb, poza tym kilkoro uczniów zginęło od kul
S.W.A.T. (antyterrorystów) - był tam jako lekarz, badał ciała.
Jeśli chodzi o irański program nuklearny, to niedawno (24 VI 2008
r.) byliśmy na krawędzi globalnej wojny nuklearnej, kiedy
Amerykanie pozwolili 100 izraelskim myśliwcom na ćwiczenia w
przestrzeni powietrznej Iraku, a śledzący sytuację z satelitów
Rosjanie rozpoczęli transmisję kodów do ataku nuklearnego dla
łodzi podwodnych i wysłali swoje bombowce atomowe w kierunku USA -
świat dzieliły minuty od wybuchu jądrowej konfrontacji. Inna
ciekawa historyjka, jaka przydarzyła się doktorowi Deagle, polegała
na tym, że pewnej nocy obudził się w swoim łóżku w swojej
sypialni w swoim domu, a tam stał sobie jakiś człowiek i wpatrywał
się w niego. "Kim jesteś, co tu robisz..?" - zapytał
Bill. "Jestem baron Guido Rothschild, Pindar. Chcę, żebyś
został moim następcą. Zbadaliśmy twoje DNA, wiemy o tobie
wszystko i sądzimy, że jesteś idealnym kandydatem." Kiedy dr
Deagle odmówił, dziwny gość odrzekł "W takim razie dotknę
serca twojej córki." "- Ale ja nie mam córki, moja żona
nie jest w ciąży..!" "- Ha ha ha ha...." - i zniknął
tam, gdzie stał, niczym duch; wkrótce urodziła się córeczka dr
Deagle, już w brzuchu mamy pozbawiona fragmentu serca, tak jakby
miała tylko jedną komorę - dziś ma zespół Downa, ale w ogóle
jej przyjście na świat i przeżycie tego lekarze określają jako
cud, zresztą tak samo przepowiadał doktorowi Deagle "głos w
głowie", który powiedział mu też wiele innych rzeczy, np.
żeby zadzwonił do "Project Camelot". Zdaniem dr Deagle
bez sensu są domysły, że światem rządzą np. Iluminaci albo
Jezuici, masoneria czy Watykan, hybrydy bądź Templariusze, tamci
czy jeszcze inni owacy - ponieważ na wszystkich poziomach
niejawności, tajnych projektów, sekretnych przedsięwzięć i
ukrytych struktur egzystuje wiele rywalizujących między sobą grup
- i tak naprawdę nikt nie sprawuje kontroli nad całą planetą ani
nie jest tego blisko. Niemniej jednak to jeszcze nie znaczy, że
możemy spać spokojnie - w największych miastach USA po cichu
zdezaktywowano już dwie nuklearne bomby walizkowe, a rozlokowano ich
jeszcze dwadzieścia po głównych aglomeracjach - kiedy zaczną to
uruchamiać, na liście do spopielenia pierwsze jest Los Angeles, a
drugie Chicago. Chemiczne smugi to rozpylanie w górnych wartstwach
atmosfery mieszanki bromu oraz paru innych pierwiastków, dzięki
czemu możliwe staje się zaglądanie w przyszłość przy użyciu
specjalnej technologii - wysyłany puls odbija się od podrasowanej
bromem warstwy atmosfery i przekazuje obraz powierzchni z niedalekiej
przyszłości, coś z jakąś fizyką kwantową. Rządy
zaprzyjaźnionych państw mogą wypożyczać od USA urządzenia
jednorazowego użytku podobne do kuli z filmu "Interstate 60"
- odpowiadają "tak" lub "nie", ale tylko na
jedno pytanie, a próby ich "rozbrojenia" skutkują
uruchomieniem mechanizmu autodestrukcji i eksplozją, z czym wiązał
się rzekomy "zamach terrorystyczny" w hotelu w Bombaju
przed paroma laty. Jeżeli dojdzie do ataku Izraela na Iran,
radioaktywna chmura przejdzie przez Arabię Saudyjską i dalej na
wschód, a Cieśnina Ormuz zostanie zablokowana, wskutek czego
Japonia i Chiny zostaną pozbawione ropy naftowej (to głównie kraje
azjatyckie stamtąd transportują), co spowoduje globalną zapaść
ekonomiczną i znaczny wzrost cen żywności; wzrost cen żywności
nastąpi również po dalszych zmianach w cyrkulacji prądów Oceanu
Atlantyckiego (możliwe już w 2009 r.), które spowodują susze i
powodzie, skutkujące zniszczeniem połowy plonów; innymi słowy,
zapasy żywności to obecnie bardzo mądra inwestycja. Jeśli chodzi
o różnorakie wizje z przyszłości, to o.k., dr Deagle sam miewał
je już jako dziesięciolatek, kiedy jakiś opiekun zabierał go w
podróże astralne po orbicie, a może to były prawdziwe, i np.
pokazywał fajerwerki nad całym terytorium USA - ale to nie były
fajerwerki, jak początkowo pomyślał mały Bill - oraz właśnie
blokadę Cieśniny Ormuz przez armady okrętów wojennych; jednak
według niego trzeba pamiętać, że przyszłość jest płynna, nie
wyryta w kamieniu, a to właśnie jest naszym polem do popisu, żeby
zdecydować, czy te możliwe warianty przyszłości się ziszczą -
dokładnie o to chodzi jej pokazywaniu niektórym z ludzi, jak
zresztą również w podpatrywaniu jej przez władze przy użyciu
najnowszych niejawnych technologii; według dr Deagle wszystkie
możliwe wydarzenia władze sprawdziły już w symulacjach
komputerowych przy użyciu niewyobrażalnie skomplikowanych programów
i potężnych komputerów, wykonywano nawet wirtualne modele
fizycznej Ziemi ze wszystkimi faktycznie znajdującymi się na jej
powierzchi budynkami i wszelakimi detalami - każdy rodzaj naturalnej
czy nienaturalnej katastrofy, podobnie jak scenariusz działań
wojennych, można zaprogramować jako symulację i z dużą dozą
prawdopodobieństwa prześledzić dalszy przebieg wypadków, który
obliczy komputer n-tej generacji (potrafili to robić już w latach
70-tych).
Ale
jeszcze ciekawszy jest jednak ten Brianstalin, osoba której
istnienie i osiągnięcia wciąż (choć trzeba przyznać, że zdaje
się dopiero rok temu ujawnił się w necie) pozostają praktycznie
zupełnie nieobecne w kręgach "poszukiwaczy prawdy" itp.
internetowych serwisów czy witryn pełnych zarówno dobrych
intencji, jak i DVD dostępnych w sprzedaży droga wysyłkową (co
moim zdaniem wcale nie musi sobie przeczyć, bo gdyby każdy miał
prowadzić niezależno-niekoncesjonowaną działalność informacyjną
całkowicie gratis, to każdy musiałby się utrzymywać z czegoś
innego w typie normalnej pracy, a więc każdy musiałby
kilkadziesiąt godzin w tygodniu i plus minus połowę energii
poświęcać na coś mało doniosłego, a pomagać milionom otwierać
oczy dopiero w czasie wolnym "po godzinach"; skoro
koncesjonowane agencje prasowe i media biorą kasę za swoją
działalność, to dlaczego niezależne i niekoncesjonowane nie
miałyby prawa - czemu tylko w nie strzela się takimi zarzutami i
miałyby niby być bardziej zatapialne pod tym kątem..? Ja też tu
kiedyś zacznę coś zarabiać, mam nadzieję, i dzięki temu będę
mógł poświęcać na to więcej czasu, kupić sobie więcej książek
i DVD, dzięki którym podawane przeze mnie informacje będą
dokładniejsze i pełniejsze - może nawet dałoby się skoczyć do
Stanów [brr...] i przeprowadzić wywiad z Alem Bielekiem, zadając
kilka pytań, na które dotychczas nie odpowiadał..;) W każdym
razie ten Brianstalin, który podobno uczył się m.in. od samego
Dalajlamy, tym różni się od innych "mistrzów-czytaczy
poprzednich wcieleń", że zamiast mówić "ten człowiek
był w poprzednim wcieleniu osobą taką to a taką, proszę oto
porównanie fotografii i portretu, podobieństwo jest uderzające,
czyż nie..?" - jego specjalność, jakby "firmowe
zagranie", to namierzanie całych grup dusz, które na
przestrzeni wieków razem inkarnują się to tu, to ówdzie, np. raz
na angielskim dworze królewskim, potem całą ekipą w Hollywood -
zawsze żądni sławy, władzy i pieniędzy, etc. - w każdym razie,
coś takiego chyba o wiele trudniej jest sfałszować bądź
upozorować, żeby zgadzały się fotografie i podobizny całych grup
powiązanych ludzi z różnych epok, no nie..? Za wiarygodnością
Brianstalina moim zdaniem przemawia także fakt, że niektóre jego
odczyty wydają się totalnie nieprawdopodobne, śmieszne czy
szokujące, podobnie jak np. relacje Ala Bieleka - również tu
sprawa jest dla mnie jasna, że gdyby ten gość chciał oszukiwać,
to raczej spreparowałby trzy razy bardziej strawne materiały, a nie
takie "absolutnie nie do uwierzenia" w stylu "filozofom
się nie śniło" czy "dziwniejsze niż fikcja"... No
więc według Brianstalina osoby takie jak David Icke popełniają
błąd polegający na propagowaniu krajobrazu sytuacji w stylu "oni
są źli, a my jesteśmy ci dobrzy". Tymczasem Kroniki Akaszy
świadczą jakoby, że nikt na Ziemi nie jest niewinny, w przeciwnym
razie odrodziłby się na bardziej cywilizowanej planecie - wszyscy w
poprzednich wcieleniach byliśmy mniej lub raczej bardziej związani
z Iluminatami i satanistycznymi kultami, a to że teraz zagraża nam
"New World Order" stanowi karmiczną konsekwencję naszych
własnych uczynków z minionych inkarnacji, kiedy to my byliśmy
przekonani o własnej wyższości i że "motłochem trzeba
sterować". Trwamy więc jakoby w takim cyklu - karmicznej
pułapce, gdzie wciąż z kimś walczymy, a tak naprawdę złościmy
się na nas samych z innych wcieleń, gardzimy innymi wydaniami
samych siebie. (Tym bardziej wydaje mi się to trafne, że mnie też
nieraz coś jakoś tak majaczyło, jeszcze zanim przeczytałem o tym
w komentarzach "Gary'egoSe7en" do niniejszego filmiku -
myślę, że wielu osobom pojawiały się w głowach tego typu
spekulacje.) Co w takim razie powinniśmy robić? Rozwijać się
duchowo, ostrożnie podnosić energię Kundalini w górę czakr aż
do Trzeciego Oka, które się wtedy otwiera i pozwala nam np.
przypominać sobie własne poprzednie życia, nie podróżować
astralnie i unikać wszelakich aniołów, życzliwych kosmitów,
nauczycieli duchowych itp. pozytywnych przekazów, które tak
naprawdę są tylko pięknymi bajeczkami mającymi utrzymywać nas w
naszym więzieniu kłamstw (np. Alex Collier według Brianstalina był
w poprzednim wcieleniu współpracownikiem Hitlera, a obecnie załapał
się na program kontroli umysłów obliczony na zmianę sposobu
myślenia 10% światowej populacji) - zamiast czytać rzekomo mądre
książki, już lepiej po prostu wejść do jaskini i tam sobie
medytować, pamiętając, że także podczas medytacji, podobnie jak
w trakcie seansu hipnozy czy transu channelingowego, jesteśmy
narażeni na wpływy zwodniczych istot astralnych przedstawiających
się jako "świetlani nauczyciele" itp. - zwłaszcza,
jeżeli w poprzednich wcieleniach próbowaliśmy bawić się w
"czarną magię" czy coś w tym stylu - w takim przypadku w
światach astralnych możemy nadal mieć liczne grono "fanów"
szukających z nami kontaktu... Jakiś gość napisał do
'Gary'egoSe7en': "przygotujmy się na głód i survival, bo oni
chcą wykosić 90% światowej populacji..." itp. - odpowiedź:
"w swojej świadomości musisz to negować tak długo, dopóki
nie jesteś zielony na twarzy..!" Według Brianstalina światem
nie rządzi Jezus ani Budda, ani żadna dusza w tym stylu, nie
dlatego że w tym wcieleniu rozjechał go tramwaj czy bo tak po
prostu wiatr wieje nam w oczy, mamy pecha itd., jesteśmy niewinnymi
ofiarami przykrej sytuacji - wręcz przeciwnie, jesteśmy jej
współsprawcami, światem nie rządzi Budda ani Jezus bo po prostu
na to nie zasłużyliśmy, nasza karma jest inna i dlatego jest tak,
jak jest - dzisiaj owszem, staramy się i walczymy ze złymi siłami,
poświęcamy na to niektórzy prawie cały wolny czas - ale kiedyś,
może i wiele wcieleń temu, byliśmy po drugiej stronie barykady i
pławiliśmy się w luksusie, rozkoszy i władzy, czerpiąc
przyjemność z każdej tego minuty - i bardzo nam to odpowiadało; a
teraz cały czas płacimy za to "karmiczny rachunek",
zależy kto ile osób skrzywdził kiedy był jakim królem lub innym
kimś na tyle wpływowym, żeby mu odbiło choć w sumie nie był
taki zły. Cały problem polega na tym, że nie pamiętamy
poprzednich wcieleń, wskutek czego ciągle błądzimy po omacku i
wciąż popełniamy te same błędy. Jest jeszcze taka sprawa, że
kiedyś na naszą planetę przybywali tzw. "bogowie", czyli
mieszkańcy innych planet, którzy chodzili tu potem między nami i
załatwiali swoje sprawy, toczyli między sobą wojny, ginęli a my
dostawaliśmy odłamkami, wiążąc ich karmę. Potem odradzali się
między nami, nie całkiem to sobie uświadamiając, zwłaszcza w
dzisiejszym świecie, w którym psychiczne centra ludzkiego organizmu
są celowo chemicznie wyłączane. Niektórzy z nas to właśnie
takie dusze - "bogów", którzy często potem reinkarnowali
się jako królowie albo faraonowie, w co zresztą wszyscy podówczas
wierzyli. Bardzo ciekawy artykuł (j.ang.) dotyczący Brianstalina
można przeczytać tutaj - i to wcale nie kolejne reinkarnacyjne
odczyty są w nim najciekawsze, ale inne informacje, cytaty z książek
itp. zdania skłaniające do myślenia. Odnośnie filozofii
'GarySe7en' ma do powiedzenia tyle, że "myślenie konceptualne
tworzy raczej nową iluzję niż odkrywa prawdę, tak że tzw.
filozofię można spokojnie wrzucić do toalety i spuścić wodę".
Według niego kierując się w życiu wyłącznie rozumem i
racjonalnym, logicznym myśleniem, nie unikniemy cierpienia i nie
przebijemy się przez iluzję, na którą składają się wszystkie
nasze życia w reinkarnacyjnym cyklu - z którego tak niełatwo jest
wybrnąć. Nasze życia są tak naprawdę "snami wewnątrz snu",
a otaczający nas materialny wszechświat jest realny i jego
fizyczność ogranicza nas tak bardzo, jak realny i ograniczający
dla wirtualnych botów jest wirtualny świat, w którym sobie żyją
i kombinują, nie podejrzewając, że to wszystko nie dzieje się
naprawdę; to inny świat jest prawdziwy - ten, w którym
zakotwiczone są nasze dusze. Dlaczego więc mało kto zdaje sobie z
tego sprawę, czemu miliardy błądzą od pokoleń? Otóż wg
Brianstalina w sferze astralnej Ziemi bytują istoty, które wybrały
"służenie sobie" zamiast "służby dla innych",
charakteryzującej byty którym chciało się ewoluować dalej, do
źródeł. Te byty wpływały na kształty obrane przez wielkie
religie i po dziś dzień systematycznie angażują się w działania
dezinformacyjne na skalę masową lub w wymiarze indywidualnym -
ponieważ utrzymywanie ludzi w niewiedzy leży w ich żywotnym
interesie, gdyż inaczej trudno byłoby im tak na nas pasożytować,
wykorzystując nasze codzienne błędy. Niczym w starych legendach o
diabłach i demonach, potrafią zaofiarować wiele, przy tym kreując
się na nie wiadomo kogo, a generalnie zazwyczaj wykorzystując
czyjeś pragnienie sławy i "bycia kimś", nabrania
znaczenia; jednak o czym mówią już "bajania"(?)
przodków, na dogadywaniu się z nimi koniec końców nie wychodzi
się dobrze. To te istoty manipulują ziemskimi elitami,
manipulującym z kolei szerokimi masami z przekonaniem, że są nie
wiadomo jak sprytni i lepsi. Jednak przy tym wszystkim Brianstalin
zaznacza, że uwikłanie w quasi-satanistyczne klimaty oraz inne
ezoteryczne rytuały, jak również indywidualne śrubowanie rekordów
egoizmu, to normalne etapy w rozwoju duszy, przez które przechodzi
każda. Ażeby przejrzeć przez iluzję i wydostać się z cyklu
iluzorycznych reinkarnacji, trzeba osiągnąć poziom świadomości
wyższy niż posiadali Jezus albo Budda; powodzenia (choć jeżeli
ktoś w tej sytuacji się zniechęci i już nawet nie będzie
próbował, pewnie i tak nigdy mu się nie powiedzie). Skoro już
mowa o postaciach religijnych, według tego źródła wszystkie
systemy wierzeń stanowią nieprzenikalne bariery dla prawdy.
("Dlaczego wierzymy w to, co wierzymy..? Kto zaszczepił te idee
w naszych głowach..? Kto tak naprawdę korzysta na tej całej
masowej kontroli umysłów..?" - wg Brianstalina optymalną
metodą dochodzenia do odpowiedzi na te pytania jest rozwój mentalny
w kierunku wyższej świadomości.) Jeżeli chodzi o ogólny bieg
ludzkiego życia, wg tej wersji slogany o tym, że każdy kreuje
własną rzeczywistość, to po prostu takie slogany; każdy raczej
dostaje w wydarzeniach zapłatę za swoje poprzednie "dokonania",
a jednocześnie i tak po prostu powtarza dalej te same błędy i
wikła się w takie same "własne sidła", co w poprzednich
życiach; chyba, że danej osobie tym razem w końcu udało się
jakoś wyewoluować - wówczas następnym razem odrodzi się na mniej
porąbanej planecie.
To
co mówi Brianstalin, czy raczej jego rzecznik GarySe7en, współgra
zdaje się nieźle z informacjami znanymi jako "Revelations of
an Elite Family Insider", które wcześniej jakby
"ocenzurowałem" i pominąłem w niniejszym opracowaniu,
ponieważ zawierały dość ostrą krytykę łatwowierności Davida
Icke'a plus twierdzenia, że wielu świadków "zmieniania
postaci", którzy się z nim skontaktowali, zostało
podstawionych na trasie jego podróży. Informacje te pochodzą od
osoby przedstawiającej się jako członek rodziny, której nazwisko
rzadko występuje na kartach historii - podobnie jak wszystkich
innych rodów, które w rzeczywistości od tysięcy lat kontrolują
sobie naszą planetę, w przeciwieństwie do nazwisk znanych
"zwolennikom teorii spiskowych" należących do rodów,
których członkowie od wieków są tylko wykonawcami poleceń i
wytycznych; "oni grają na flecie czy lutni, ale kto inny pisze
symfonie i komponuje melodie" - analogia podawana przez
"insidera" (po naszemu 'człowieka z wewnątrz'). Otóż
według tych informacji wszyscy ludzie dobrej woli i szlachetnych
intencji, którzy starają się zaalarmować innych o planach
zaprowadzenia "Nowego Porządku Świata", tak naprawdę
tylko go przyspieszają i zwiększają szanse, że nadejdzie - działa
tu mechanizm wizualizacji, działa tak samo jak w przypadku każdej
innej sprawy. Ziemia jest swego rodzaju więzieniem dla
"niebezpiecznych dusz" (w skrócie interpretując, on jakby
starał się to chyba zasugerować w bardziej zawoalowany sposób), a
Iluminaci też tu "siedzą", ale są często są jakby w
pewnym sensie trochę lepsi czy mniej zakłamani i dlatego
funkcjonują jednocześnie jako "nadzorcy" pozostałych
więźniów - wiedzą, co jest grane i o co napawdę chodzi tu na tym
ziemskim padole, ale nie powiedzą "uwaga, słuchajcie wszyscy,
siedzimy tu w więzieniu, bo dosyć popaprane z nas dusze,
niezależnie co kto o sobie myśli - musicie robić tak i tak, żeby
się wyzwolić" - ponieważ chodzi o to, tzn. takie są zasady,
żeby każdy sam na to wpadł, osiągnął to samodzielnie idąc
własną drogą - a wszystko, co potrzebne, jest jakoby powszechnie
dostępne, tzn. wszelakie informacje i niezbędne wskazówki,
pozostaje tylko trochę się postarać; a może nieco więcej niż
trochę. Jednocześnie gość zaznaczał, że reinkarnowanie się w
szeregach jednego z "rodów panujących" wcale nie musi
oznaczać, że ktoś jest bardziej rozwiniętą duszą czy coś w tym
stylu - tu wchodzą w grę również inne uwarunkowania, m.in.
genetyczne i rodzinne. Według niego składanie ludzkich ofiar
podczas tzw. "satanistycznych" rytuałów, systematycznie
urządzanych w pewnych kręgach związanych z elitami, jest raczej
uzasadnione - ponieważ dzięki tym wydarzeniom możliwa jest
komunikacja z istotami bytującymi w innych płaszczyznach, których
rady mogą potem pozwolić uniknąć np. przelewu większych ilości
krwi. Każdy człowiek na Ziemi, tzn. każda dusza, gdyby rozwinął
swoją moc i wyewoluował "jak się patrzy", mógłby samą
siłą woli pokonać całe zło na Ziemi i nie tylko. Nie wszystkie
"rody panujące" są tak samo "dobre" i niektórym
odpowiada ta istniejąca sytuacja, w której sprawują władzę -
osoba ujawniająca te informacje ostatnie posty na forum, gdzie to
wszystko się wydarzyło, rzekomo "musiała już pisać szybko",
może tak jakby bo za dużo ujawniła już prawdy; człowiek ten
stwierdził też, że nie je "90% tego, co wy jecie" - ma
własną fermę, kury i inne zwierzęta, warzywa itp. - podobnie jak
wszystkie inne rody, nie kupują nic w sklepach tylko mają własne,
zupełnie inne linie zaopatrzenia w nieskażone "ogłupiaczami"
artykuły spożywcze. "Insider" stwierdził też stanowczo,
że nigdy nie będzie miał dzieci - sugerując zastanowienie się
nad faktem, że pierwszą rzeczą, jaką robi dziecko po przyjściu
na świat, jest wybuchnięcie płaczem; według niego dusza w
noworodku pamięta jeszcze wtedy, co się dzieje, skąd przybyła i
dokąd trafiła, rozumie że "to znowu się stało"...
Inny
wątek - z informacji podanych przez Ala Bieleka w niniejszym
radiowym wywiadzie: programowanie umysłów w Montauk odbywało się
z wykorzystaniem dorobku Wilhelma Reicha. Plejadianie, którzy
pomogli nazistom w pracach nad konstrukcją latającego spodka,
należeli do tzw. grupy z Aldebarana, nielicznej i niezależnej od
rady współtworzonej przez większość zamieszkanych planet
konstelacji Plejad. Kiedyś liczniejsi, w zamierzchłej przeszłości
przyczynili się do powstania rasy aryjskiej, a kiedy w XX wieku
prezydent Roosevelt w imieniu USA odrzucił ich propozycję
współpracy, zrozumieli że wybuchnie wielka wojna światowa i
podróżując w czasie w przyszłość, odkryli ogromne spustoszenia
w aryjskiej populacji - dlatego w 1935 r. umyślnie rozbili jeden ze
spodków w Bawarii, aby zwiększyć szanse Niemców, z którymi
zawarli też umowę, że nie będą zaostrzać polityki odnośnie
osób pochodzenia żydowskiego - potem gdy naziści przestali
przestrzegać tego porozumienia, Plejaranie dali im fałszywe rady,
które pomieszały im szyki i badania. Szefem rady Iluminatów,
według przyjaciela Ala który uczestniczył w jej posiedzeniu, jest
mierzący 9 stóp Drakonianin; oni planują w skali setek lat, są
bardzo inteligentni, stoją nad bankierami, II wojna światowa była
np. tylko posunięciem w grze, której końcowym wynikiem ma być
przekształcenie Ziemi w małą maszynkę do podbijania kosmicznych
okolic - my jesteśmy arsenałem, który chcą wykorzystać; obecnie
wpływają na całość ziemskiej populacji za pomocą technik
kontroli umysłu, wywodzących świadomość na manowce programów tv
itp.
Uwaga
na temat wyrażonej przez Phila Schneidera opinii, że generalnie
trwa inwazja obcych na Ziemię: jak to możliwe, że nikt nie słyszał
ani nie widział choćby fragmentów epizodów tej epickiej
kolonizacji, nikt spośród miliardów ludzi tworzących, nazwijmy to
w ten sposób, globalną szeroką opinię publiczną - przecież nie
wszyscy dziennikarze na świecie wiedzą, że za pieniądze
uczestniczą w kantowaniu wielu osób naraz, niektórzy myślą że
naprawdę żyją w wolnym świecie, o którym mówią i piszą oni i
ich koledzy, w którym poszanowane jest elementarne prawo każdego
nowo narodzonego człowieka do życia w świadomości tego, skąd się
tu wziął, co nas otacza i jak - chociaż mniej więcej - naprawdę
wyglądała historia naszej planety, jak kształtuje się jej
teraźniejszość i np. kto ponosi za to polityczną
odpowiedzialność, a może nie ponosi. Jak to możliwe, że trwa
pewnego rodzaju inwazja czy próba wrogiego przejęcia, a my,
miliardy ludzi, niczego o tym nie wiemy, żadna ze stron nie woła
nas na pomoc ani nawet nigdy nie spyta o poradę..? Długo nie mogłem
tego pojąć, ale w końcu chyba co nieco zaczęło mi świtać na
ten temat. Załóżmy, że według nieżyczliwych nam obcych nasza
świadomość ich istnienia, bliskiej obecności, "chrapki na
nas", czy w ogóle że 'ecie pecie, ale na pewno nie jesteśmy
sami we wszechświecie' - zwiększyłaby naszą czujność,
statystyczną gotowość obronną jednostek, wykluczyłaby też
możliwość przejęcia planety w optymalny sposób, tj.
niezauważalny dla szerokich mas jej mieszkańców. Z kolei wyobraźmy
sobie nasze władze i tych wszystkich porządnych ludzi, którzy
wypłynęli do góry we współczesnych strukturach, gotowych brać
na siebie odpowiedzialność za podjęcie decyzji o ujawnieniu
informacji, które wedle wszelkiego prawdopodobieństwa doprowadzą
do mniejszego lub większego chaosu i ogólnoświatowych zawirowań,
nie mówiąc o pozrzucaniu ich samych ze stołków w myśl haseł "to
dlaczego tyle czasu nic nie mówiliście..!?" - czy to pomogłoby
w odpieraniu inwazji, utrzymywaniu tajnych międzynarodowych sił,
sprzętu i zaopatrzenia, które są do tego potrzebne..? A więc jest
możliwe, że to dzieje się teraz i jednocześnie zupełnie o tym
"cicho sza" na wszystkich częstotliwościach dostępnych
cywilom - ponieważ obydwie strony chcą wygrać w jak najlepszym
stylu i celują w wariant najbardziej dla siebie komfortowy, w którym
miliony spracowanych ludzi nadal wieczorami piją piwko i śmieją
się, jak jest fajnie, a oni sami to już w ogóle są najlepsi i
znają się na wszystkim - i dlatego dzień za dniem muszą to
udowadniać.
Poniżej
remix informacji od Plejaran z kontaktów Billy'ego Meiera, za
Randolphem Wintersem (który nawet mieszkał przez pewien czas tam u
Billy'ego w Szwajcarii, był członkiem wieloosobowej koedukacyjnej
grupy złożonej m.in. ze sceptyków, którzy przyjechali niegdyś
tylko na moment, żeby zwymyślać gospodarza od oszustów, po serii
artykułów o jego przypadku i wykonanych przezeń zdjęciach
spodków, jakie zaczęły się ukazywać w zachodniej prasie na
przełomie lat '70 i '80 - gość potem się z tego wypisał i
komentował później z przymrużeniem oka, że dużo było kwasów
pomiędzy różnymi członkami grupy zazdrosnymi o "miejsce przy
Billym", jakiekolwiek wzmianki o sobie z ust Plejaran, poza tym
momentami trudno się było połapać, kto do kogo "czuje miętę"
i z kim chce pracować nad przyrostem naturalnym...)
-
religie są niezbyt korzystne, ponieważ ograniczają wolną wolę
jednostki, która powinna sama uczyć się praw wszelkiego
stworzenia, krocząc własną drogą; taką możliwość blokuje np.
chrześcijaństwo, które bardzo zmieniło prawdę od czasów
Immanuela
-
poważne niebezpieczeństwo dla Ziemian wynika ze zbyt szybkiego
rozwoju technologicznego, m.in. podróży kosmicznych, podczas gdy
rozwój duchowy idzie nam tak powoli, że możemy się wpakować w
konkretne tarapaty np. po nawiązaniu kontaktów z innymi
cywilizacjami, kiedy nie będziemy umieli się zachować i wszyscy
zobaczą, że np. zaczynamy "nawracać" mieszkańców
jakiejś planety na własne religie - stąd już tylko krok, żeby
ktoś uznał nas za "zarazę"...
-
statystycznie przeciętny wiek mieszkańca Ziemi jako formy duchowej
wynosi ...ponad sto milionów lat; tym naprawdę jesteśmy - formami
duchowymi przechodzącymi przez serię materializacji; osiągnięcie
poziomu podstawowej świadomości i racjonalnego myślenia zabiera
formie duchowej 10 - 20 milionów lat; ciekawy komentarz R. Wintersa
do tej informacji: "tak więc początkowo nie uczymy się zbyt
szybko; w sumie można to zrozumieć, jeśli rozejrzeć się po
ludziach wokoło - nie wydają się załapywać zbyt wiele, jeżeli
chodzi o ewolucję duchową"
-
ukończenie etapu, w którym do egzystencji potrzebuje się ciała
fizycznego, zabiera miliardy lat, normalnie ok. 70
-
mieszkańcy Ziemi genetycznie pochodzą z konstelacji Lutni, gdzie
dziś nie ma już życia
-
pas asteroid w Układzie Słonecznym był kiedyś planetą o nazwie
Melona, pomiędzy Ziemią a Marsem, której mieszkańcy (pochodzący
z gwiazdozbioru Lutni) lubili wojnę i w końcu wysadzili ją w
powietrze, przy okazji powodując zagładę życia na Marsie, którego
orbitę katastrofa przesunęła bliżej Słońca
-
za zamachem na Johna F. Kennedy'ego stała sekretna podgrupa w C.I.A.
i tak samo było w przypadku zabójstwa jego brata, Roberta F.
Kennedy'ego, gdy kandydował
-
w najpopularniejszym komercyjnym systemie operacyjnym znajdują się
"tylne drzwi" umożliwiające hakerski dostęp do komputera
pracownikom pewnych amerykańskich służb
-
w roku 2012 można się spodziewać nietuzinkowego apogeum katastrof
naturalnych, takich jak powodzie i susze, huragany oraz trzęsienia
Ziemi, itp.; Słońce zrobi się trochę niespokojne i na całej kuli
ziemskiej mogą występować burze elektromagnetyczne oraz wynikające
z nich rozległe awarie sieci energetycznych; będzie działo się
też sporo innych ciekawych rzeczy; jednak nie ma co przesadzać z
końcem świata, bo go nie będzie, a prawdopodobieństwo
przebiegunowania jest bardzo znikome; nie wszystkie informacje na ten
temat warto rozpowszechniać, ponieważ katastrofalne ewentualności
mogą w ludzkich umysłach zacząć przemieniać się w
samospełniające się przepowiednie; owszem, nastąpią zmiany
klimatyczne, klęski plonów i niedobory żywności w wielu rejonach,
ale według Plejaran, siejąc na ten temat panikę, można zmienić
przyszłość raczej na gorsze [źródło]
-
w roku 2006 na Marsa przybyli obcy z Syriusza - było to coś w
rodzaju policyjnego pościgu, ponieważ trafili tam po śladach
innych obcych z Syriusza, którzy wcześniej urządzili sobie tam
szemraną bazę w strukturach pozostałych po dawnych kolonizatorach
planety; stamtąd dokonywali wrogich manipulacji na Ziemi, dopóki
nie zostali w końcu namierzeni i ujęci przez siły bezpieczeństwa
własnej cywilizacji; następnie wszystkie budowle i monumenty
kiedykolwiek wzniesione na Marsie przez jakichkolwiek ludzi zostały
usunięte - cywilizacja z Syriusza ma takie prawo, że kiedy gdzieś
zostaje popełnione przestępstwo, to o ile nie ma tam populacji,
usuwają wszystko, co jest dziełem człowieka [źródło]
-
"katastrofa tunguska" z czerwca 1908 r. polegała na
autodestrukcji pojazdu kosmicznego należącego do ludzi przybyłych
z odległych światów nazywanych przez nich Bardan (Bardan 1, 2 i
3), położonych w gromadzie galaktyk nazywanej przez ziemskich
astronomów Coma; ich wielki statek znalazł się na Ziemi w wyniku
błędu koordynatów, uszkodzony nie mógł jej opuścić, a jego
załoga nie mogła liczyć na pomoc ze swojego macierzystego świata,
ponieważ w ogóle nie wolno im było znaleźć się na Ziemi; w tej
sytuacji ukryli pojazd na Syberii i oddali rozrywkom typu seks z
mieszkańcami Ziemi, także z dala od tamtego miejsca; w rezultacie
nabawili się chorób wenerycznych, które zmutowały w ich nieco
odmiennych organizmach i zdziesiątkowały załogę; pozostali przy
życiu skonstruowali bombę atomową, unieśli pojazd w powietrze i
wywołali detonację, zamieniając się wraz ze swoim statkiem w pył
i kurz - śmierć ponieśli wszyscy członkowie załogi, których
liczba wynosiła w tamtym momencie 4387 (Plejaranie to wszystko
obserwowali, ale nie mogli pomóc ze względu na prawa/zasady). Czyli
z tego by wynikało, jeśli zaufać wersji Plejaran, że nie można
się odrodzić na innej planecie, niż się umarło - że tych 4387
kosmitów reinkarnuje się odtąd na Ziemi, pewnie nieraz
zastanawiając się: "czemu jestem inny/-a niż wszyscy..?"
[źródło]
***
31 X 2009 *** Naprawdę szczerze przepraszam za coraz większy chaos
panujący na tej stronie, polegający na przemieszaniu tematów,
wątków i akapitów - ale co innego byłoby, gdybym np. w XIX wieku
po rejsie dookoła świata opisywał już na spokojnie, na lądzie,
jak to wszystko po kolei było, a co innego kiedy wciąż pojawiają
się nowe informacje i zmieniają priorytety, zapatrywania w kwestii
które są ważne, a które coraz bardziej wyglądają na ściemy
itp. Może nie od razu ani nie wkrótce, ale kiedyś wypełnię
obietnicę uporządkowania tego wszystkiego i udostępnienia w
poręcznej formie.
Tymczasem
nowe ciekawe informacje pojawiają się w niedawnym wywiadzie dr
Stevena Greera dla "Project Camelot". Podsumowując swoje
19-letnie doświadczenie w kontaktach z pracownikami tajnych
projektów stwierdza on tam (ok. 18 min.), że według przekazywanych
mu przez wiele osób informacji, Szarzy i Reptilianie (Gadoidy)
generalnie nie są istotami pozaziemskimi, ale biorobotami
stworzonymi przez ludzi (ang. PLF - Programmable Life Forms). Przy
czym większość osób stykających się z nimi podczas pracy w
tajnych projektach nie zdaje sobie z tego sprawy. W tym wszystkim
chodzi zaś o zbudowanie strachu opinii publicznej przed tymi
"wrogami", wywołanie negatywnego nastawienia do gości z
kosmosu i ustawienie "wojny", która pomoże rozwiązać
problem przeludnienia i przyda się pewnym grupom również do innych
celów. Jeżeli to prawda, to Phil Schneider, Al Bielek, Stewart
Swerdlow itp. nie do końca zdawali sobie sprawę z tego, co widzą
na własne oczy (a już Alex Collier został kompletnie wkręcony).
Pasowałoby to do wersji Plejaran przekazanej Billy'emu Meierowi -
wręcz "jak ulał"; również Brianstalin pewnie by temu
przyklasnął. Zatem być może Księżyc jednak nie jest obcą bazą,
tylko po prostu kawałkiem jakiejś pradawnej planety, zaplątanym na
orbitę okołoziemską..? Dr Greer wspomina także o technologii
umożliwiającej dostęp zmysłów - nawet osoby, która wcale tego
nie chce i/lub o tym nie wie - do tzw. "niższego astralu",
gdzie egzystują sobie pewne byty, znane w tradycji jako demony itp.
- dzisiejsza (a nawet "wczorajsza") technologia według
jego źródeł pozwala nie tylko na postrzeganie tych istot, ale
nawet na ich materializowanie w naszej fizycznej rzeczywistości,
tzn. na oblekanie ich w prawdziwe trójwymiarowe ciało, mięso i
kości. Nietrudno skojarzyć, że tłumaczyłoby to wiele rzeczy, o
których mówił David Icke. Poza tym, jak relacjonuje dr Greer,
wiadomo mu o przypadku finansowania przez kogoś "z jednej z
rodzin" badaczy zjawiska abdukcji (uprowadzeń przez obcych) -
według niego intencje wyglądają tu w ten sposób, żeby ugruntować
strach szerokiej publiki przed przybyszami z kosmosu i odpowiednio
urobić ludzi psychicznie przed sfingowaną "wojną" - po
której jeszcze ma zostać odegrany "powrót Jezusa" itp.
[Przypomnijmy, że również Barry King - były pracownik ochrony w
tajnej podziemnej bazie na terenie Wlk. Brytanii - opowiadał, że
widział rosłego Reptilianina z ogonem, ale z tego, co udało mu się
ustalić, to była sztuczna istota stworzona przez ludzi - choć
wyglądała jak rasowy kosmita; także GarySe7en sceptycznie
wypowiadał się o alarmujących doniesieniach, że Gadoidy jedzą
ludzi w najlepsze.]
Przeczytawszy
powyższy akapit, ktoś podobnie nie od dziś zgłębiający te
tematy i próbujący upowszechniać różne wiadomości, nie zawsze
wesołe, może pomyśleć (o autorze tych słów): "oho, chyba
jednak w końcu gościu zaczął iść na łatwiznę, już znużyła
go dolina o Reptilianach i zagrożeniu ze strony ich i Szarych, teraz
zachciało mu się uwierzyć w pozytywną bajeczkę, że oni w ogóle
nie istnieją i jest fajnie, nie ma się czym stresować - a przecież
wiadomo, że największym sukcesem diabła jest przekonać ludzi, że
nie istnieje; ja tam będę twardy/-a i nadal wytrwam w odwadze
wierzenia w Gadoidy i innych "złych obcych", nie pękam,
nie idę na łatwiznę, nie przechodzę do obozu nawiedzonych
wymiękaczy". Na tę okoliczność pozwolę sobie na nieco
osobiste wyznanie: nieraz miałem spory rachunek za prąd, bo bałem
się w nocy spać po ciemku, tak się pękałem tych Drakonian i
innych takich, że wyświetlą się w nocy w moim pokoju. Wiele
miesięcy chodziłem też z miną nietęgą, myśląc o złowrogiej
potędze Szarych, sprawujących cybernetyczną kontrolę nad znacznym
odsetkiem światowych decydentów. I nigdy nie wymiękłem, nie
zacząłem sam siebie ściemniać "ojej, a może to nie jest
prawda, może wcale nie jest aż tak źle, przecież trzeba być
dobrej myśli..." Dopiero w obliczu kolejny raz pojawiających
się informacji, że może to wszystko wielka mistyfikacja - i to
pochodzących od osoby wielokrotnie dłużej siedzącej w tym
tematach - wyjeżdżam z prezentacją powyższej hipotezy, którą
dotąd raczej omijałem, uznając za próbę odwrócenia uwagi, a
trochę na zasadzie "fajnie, ale lepiej dmuchać na zimne".
Mam wiele wad i na pewno wyraźnie widać to w wielu miejscach na
niniejszej witrynie, sam czasem wstydzę się czytać te swoje
wypociny, bo nie brak miejsc, gdy aż kłuje w oczy, jak nie udało
mi się "zniknąć" ze swoją osobowością i potrzebami
ego - ale co do tej jednej rzeczy zapewniam i daję słowo honoru, że
nie zabrakło mi odwagi i to nie było tak, że zwyczajnie zmęczył
mnie strach i życie wśród obaw / przykrych myśli / smutnych
wizji. Po prostu zawsze starałem się możliwie obiektywnie
prezentować różne wersje i hipotezy, wiadomo że z akcentem na te,
które akurat wydawały mi się najbardziej prawdopodobne - i dalej
próbuję to robić, niczego nowego nie wymyśliłem i nie zmieniam
taktyki. Pozdrawiam wszystkich rodzimych ufologów, z których 90%
uzna mnie pewnie teraz za wykolejeńca, ewentualnie perfidnego
dezinformatora lub agenta - ale po prostu nie od dziś staram się
postępować przede wszystkim zgodnie z własnym sumieniem, nawet
jeżeli wszyscy maszerują inną drogą; i zawsze potem się
okazywało, że dobrze robiłem, więc i teraz jestem dobrej myśli.
;)
Wracając
do dr Greera - na starość coś chyba najwyraźniej zaczął
ciekawie nawijać, bo wcześniej zdaje się raczej przynudzał
podczas swych nieco pompatycznych wystąpień - trochę prawdy jednak
w tym jest, że "obcy" to obcy, ponieważ do stworzenia
wspomnianych biorobotów wykorzystano ...tkanki prawdziwych istot
pozaziemskich z katastrofy pod Roswell (sklonowano je). Według niego
obecnie ponad 90% ruchu ufologicznego podąża szlakiem zaplanowanym
w połowie XX wieku przez decydentów planujących "III wojnę
światową" (czy raczej międzyświatową).
Ponieważ
coraz więcej wydaje się wskazywać na to, że najmądrzej byłoby
wrócić do wersji rzeczywistości przedstawionej Billy'emu Meierowi
przez Plejaran, przypomnijmy jeszcze raz kilka ich kluczowych
stwierdzeń/informacji:
-
Iluminaci to grupa o znaczeniu lokalnym, nie globalnym
-
Szarzy faktycznie przybyli z systemu Zeta Reticuli, ale
przeprowadzili tylko trochę uprowadzeń, po czym temat ten został
sztucznie rozdmuchany
-
Ziemi faktycznie zagraża inwazja z kosmosu, ale w wykonaniu
zdegenerowanych ludzi z gwiazd, którzy zniewolili już niejedną
planetę
-
co jakiś czas nasz świat odwiedzają barbarzyńskie istoty
reprezentujące inne formy życia, które porywają przedstawicieli
naszego gatunku i uprowadzają ich na swoje planety lub
przeprowadzają eksperymenty
-
plus minus największymi problemami Ziemian są obecnie przeludnienie
i myślenie religijne, które jest błędne i prowadzi na manowce,
obojętnie jaką religię się wyznaje; jeżeli ludzkość nie obudzi
się na prawdę i nie wkroczy na ścieżkę prawdziwego rozwoju
duchowego, naszemu światu grozi upadek i pogrążenie się w
moralnej ciemności
-
wszelkie myśli, na które pozwalamy sobie w naszych głowach,
promieniują daleko poza czaszkę, a następnie (co najmniej po kilku
dniach) wracają do nas odbite przez kosmos w kształtach
spotykających nas wydarzeń, nieco zmienione czy jakby
"poprawione"
-
pod koniec II wojny światowej pewna ilość nazistów faktycznie
zdołała ewakuować się w okolice Antarktydy i zaprzyjaźnionych
krajów Ameryki Południowej; po czym odlecieli w kosmos, uprzednio
zmieniwszy trochę ideologię
-
Stalin został otruty przez swoje otoczenie; podobnie kilku papieży
z II poł. XX wieku: Jan XXIII, Paweł VI (zastąpiony następnie
sobowtórem) i Jan Paweł I
-
jeżeli dojdzie do wybuchu III wojny światowej (obecnie
prawdopodobieństwo zmalało), ogromne spustoszenie siać będą
ludzie-maszyny walczący dla USA (uprzednio odpowiednio przygotowane
osoby, zabijające w nieświadomym hipnotycznym transie); użyte mogą
zostać również bronie zapalające atmosferę; Europa ulegnie
podtopieniu i zostanie podbita (Włochy, Wlk. Brytania) - najpierw ze
Wschodu, a następnie znajdzie się pod panowaniem fundamentalistów
islamskich; we Francji wybuchnie wojna domowa wywołana przez
mniejszości etniczne; o Polsce akurat nic nie mówili, jako jednym z
nielicznych krajów - tak jakby nas miała ominąć większość tych
atrakcji
-
około roku 2030 w Ziemię uderzy Czerwony Meteor, co spowoduje
katastrofę na skalę globalną
-
już co najmniej od lat 70-tych wokół Marsa orbitowały
amerykańskie pojazdy załogowe, o których nie wiedziała opinia
publiczna
-
Atlantyda i Mu istniały naprawdę, mieszkali tam ludzie, którzy
przybyli z gwiazd; nie byli jednak aniołami, a na zakończenie
działań wojennych ocaleli z pogromu naukowcy Mu skierowali nad
Atlantydę asteroidę tak wielką, że rozpadłszy się na kawałki
nadal niosła energię ponad 32 tys. bomb wodorowych - pękła
skorupa ziemska, a fale sięgnęły 2300 m, podczas gdy niebo zasnuło
się pyłem na 40 lat; mimo to z Atlantydy jeszcze coś zostało -
wyspy Azory pośrodku Atlantyku; działo się to ok. 11,5 tys. lat
temu, potem przetrwała jeszcze miniaturowa Atlantyda na Morzu
Śródziemnym (archipelag Santorini) - mniejsza kolonia tej samej
społeczności [źródło]
-
istnieją miriady miriad wszechświatów, więcej niż jesteśmy w
stanie sobie wyobrazić; nasz jest tylko kropelką wśród
niezmierzonych oceanów; ale to jeszcze nic - cała fizyczna
rzeczywistość jest tylko drobinką, śladowym ułamkiem tego, co
istnieje - większość tego, co trwa, ma charakter niematerialny,
duchowy, doskonalszy od czegokolwiek, co jesteśmy w stanie dosięgnąć
zmysłami i opisać w uczonych książkach
-
dusze ludzkie dążą do doskonałości, reinkarnacja po reinkarnacji
z wolna wracają do źródła i zjednoczenia z Kreacją, co jest
tysiące razy przyjemniejsze niż orgazm (można tego na chwilę
doświadczyć podczas podróży międzygwiezdnej, dalekiego "skoku",
kiedy dochodzi do krótkotrwałej dematerializacji); dusze zwierząt
nie ewoluują, tylko jak gdyby po prostu "wypełniają swoją
naturę"
-
panikowanie w sprawie "chemtrails" to przesada; podobnie
żywność GMO itp. - nie jest aż tak źle, jak czasem podejrzewają
osoby próbujące tropić kłamstwa władz
-
oprócz mocarstw takich jak USA, Rosja, Chiny itp., jedną z głównych
światowych sił, odpowiedzialną za wiele wojen i ludobójstwa, z
czego ludzie nie zdają sobie sprawy, jest sitwa połączonych
interesów hierarchów z Watykanu i globalnych ortodoksyjnych
syjonistów - oni udają, że wiele ich różni, podczas gdy tak
naprawdę od dawna ze sobą współpracują
-
olbrzymia większość osób utrzymujących, że skontaktowały się
z nimi istoty pozaziemskie, to przypadki nieautentyczne; choć
zdarzają się również prawdziwi kontaktowcy, często wybrani przez
jakieś pojedyncze istoty/byty, które nieco "przejazdem"
czy "z ciekawości" mieszają się w ziemskie sprawy i
próbują pomóc, po czym zazwyczaj się zniechęcają i rezygnują,
wracając do swoich światów; w licznych przypadkach ludzie ci
wszakże decydują się nie pojawiać na scenie publicznej, obawiając
się reakcji otoczenia
-
"channeling" to ściema; podobnie "kryształowe
czaszki"
-
wysłanie w kosmos rakiety z płytką opisującą położenie naszej
planety było ryzykownym pomysłem
-
jedzenie mięsa jest jak najbardziej wskazane i konieczne dla
zachowania pełni zdrowia; nasi naukowcy wkrótce mogliby wynaleźć
swego rodzaju rośliny dające mięso, dzięki czemu nie trzeba by
zabijać zwierząt - tak właśnie rozwiązują to Plejaranie
-
osoba znana jako Jezus Chrystus istniała naprawdę, ale miała na
imię Immanuel; zostały po nim pisma, które odkopano w XX w. i
częściowo odtworzono jako "Talmud of Immanuel"; w jego
czasach używanie jego prawdziwego imienia wiązało się z
odpowiedzialnością karną, dlatego już jego brat posługiwał się
"kryptonimem", który po pięciu wiekach kompletnie zatarł
pamięć o prawdziwym imieniu; fraza "Yezues Christos"
pochodzi ze starożytnej greki i oznacza "pomazaniec - syn
Zeusa", co pierwotnie odnosiło się do Dionizosa
-
w 2279 r. n.e. lepiej nie kupować akcji firm ubezpieczeniowych,
ponieważ powróci wtedy kometa powodująca potopy ewentualnie
powodzie, ta sama która niegdyś skróciła dobę na Ziemi z 40 do
24 godzin; jej przejście zawsze kosztowało życie wielu istot
żywych, powodowało zmiany w topografii łańcuchów górskich i
wielkie erupcje lawy; ale też tej "Komecie-Niszczycielowi"
(ang. "Destroyer Comet") zawdzięczamy nasz Księżyc; z
kolei Wenus zawdzięcza jej obecną orbitę; wcześniej Wenus była
księżycem Urana, a Ziemia drugą planetą od Słońca
Przerywnik:
Stewart Swerdlow zawsze zaznaczał, że przekazana mu wersja
pradawnej historii Ziemi i kosmosu (feat. 'reptilians' as 'Mu'
civilization) to po prostu wersja przekazywana przez tajne służby
USA pracownikom tajnych wojskowych projektów; również Al Bielek
nigdy nie twierdził inaczej, ani nikt z jego otoczenia. Z drugiej
strony faktycznie jednak mamy na Dalekim Wschodzie potężny Kult
Smoka i wszechobecną ukrytą symbolikę węża czy pentagramu,
obecną w naszej architekturze od tysięcy lat, w naszych oczach już
chyba cicho szydzącą ze "wszechwiedzącej" paplaniny
współczesnych naukowców, którzy rzekomo wszystko dostrzegają, a
nie wiedzą tego o czym nas wiedzą już tysiące. Właściwie to
nawet dzisiaj jadąc rowerem widziałem na dachu stacji benzynowej
sporych rozmiarów logo "Alfa Romeo", gdzie dokładnie
widać było bezradną ludzką sylwetkę w paszczy zielonego węża.
Ale, nieco z powrotem z pierwszej strony, też nie można do końca
wykluczyć, że częściowo taka symbolika została w dniach
dzisiejszych rozdmuchana, w ramach ogólnego PR-u czarnej operacji...
A może te odwieczne węże i pentagramy to symbole związane z
demonami - których obecność w "niższym astralu"
potwierdzają GarySe7en/Brianstalin/Elite Family Insider/Stewart
Swerdlow etc., a i Plejaranie mówili Billy'emu, że w okolicach
Ziemi zawsze kręci się pełno istot, które chciałyby
wykorzystywać szaleństwa ludzkiego ego i manipulować nami w zamian
za złudzenia i fałszywe odczucia, które są w stanie w nas
wywoływać, o ile wejdziemy z nimi w styczność. Zresztą GarySe7en
pisze wprost, że "Reptilianie" to po prostu nowa nazwa,
jaką w dzisiejszych czasach ludzie zaczęli określać demony, które
były tu od zawsze - a może odkąd my tu jesteśmy; bytują w
"niższym astralu", skąd nas kuszą - a nierzadko sami się
prosimy; według "Family Insidera" powinniśmy jednak być
im za to ...wdzięczni, gdyż np. to dzięki nim możemy częściej
uczyć się na własnych błędach; po prostu taka jest ich rola w
'ekosystemie' i moglibyśmy je za to szanować; pomyślmy, gdyby
Tobie albo komuś z osób, które najbardziej lubisz, przydarzyło
się takie życie od kolebki do grobu, że nigdy by się nie zdarzyło
zrobić nic złego, odezwać z niskich pobudek ani dowiedzieć się,
co to jest poczucie wstydu - trochę sucha faza, no nie..? Według
"Insidera" one przychodzą nawet wtedy, kiedy za bardzo się
śmiejemy albo gdy odczuwamy podniecenie erotyczne - pisał, że
wtedy zawsze raczej woli się skupić, nad czymś skoncentrować i
popracować - tak jakby może żeby niepotrzebnie nie schodzić z
"wiecznej drogi"...
A
patrząc w jeszcze nieco inny sposób na tę ogólną kwestię
sugerowanej inwazji-rekonkwisty w wykonaniu niesympatycznych
smoków/reptilian/gadoidów: a może to przekręt fraktalnie podobny
do megaokrutnych ćwiczeń z 11 września - tamto jakoś przeszło,
to teraz czas na scenariusz o rozmachu globalnym, skoro próba
generalna wypaliła i wszyscy wiedzą, jak było, przynajmniej w
świecie wielkich mediów i polityki, ale mało kto mówi o tym przed
kamerami, tylko każdy bierze kasę i idzie do domu. Więc tak samo
jak do 11 września potrzebne było wykreowanie jakichś terrorystów,
ich złowrogich osobowości i szaleńczej ideologii o zabarwieniu
okrutno-bezlitosnym - podobnie w sztucznej inwazji obcych ani rusz
bez skomplikowanych psychicznie istot o wielkich zębach,
przerażających samym swym wyglądem i gardzących ludzkim życiem,
fanatycznie oddanych ekspansywnej walce nakazywanej im przez
agresywną ideologię..? Podobieństwa gadoidów z terrorystami:
zabijają dzieci, dorosłych, nienawidzą nas; są źli; cały czas
próbują nas atakować, są powody żeby się ich bać, a nierzadko
po prostu trzeba się przed nimi bronić; ich obecność i okresy
hiperaktywności to czynniki sprzyjające zjawiskom prawnego
uszczuplania swobód obywatelskich i praw jednostki; wynik ogólny w
głowie: strach, strach, strach, a jego przyczyną wróg, przeciwko
któremu wypadałoby zewrzeć szeregi - "spójrz, znowu zjedli
Stefanka..." Oczywiście to nie przesądza sprawy, ale jednak
jest trochę podobieństw - że też wcześniej tak długo nie
umiałem tego zauważyć. [Może za bardzo myślałem sobie: "skoro
zabili Phila Schneidera, to na pewno wszystko co mówił było
prawdą". Bez sensu i nielogiczne, jedno nie wynika z drugiego:
przecież on też mógł mieć od kogoś jakieś nie do końca
sprawdzone informacje, może też niejeden raz w życiu na coś się
nabrał, jak każdy. Może wtedy pod Dulce specjalnie napuścili ich
na Szarych, bioroboty albo prawdziwych, żeby właśnie ludzie mieli
takie przykre wspomnienia i w szeregach tysięcy pracowników tajnych
projektów poszła fama, że obcy to niezłe #$%&!* ..?]
Dla
równowagi dodajmy, że niemniej spójna wydaje się hipoteza, że to
gadoidy rozgłaszają plotki o tym, że ich nie ma, a raczej że
istnieją tylko jako sprzętowo zmaterializowane demony lub
najczęściej po prostu skomplikowane bioroboty, sztuczne formy żywe,
produkowane przez ludzi. Gdybyśmy jako kosmiczni ludzie-psychole
chcieli podbić i kontrolować jakąś planetę krasnali, też nie
zaszkodziłoby nam propagowanie opinii, że wysocy ludzie to wielka
mistyfikacja i wojskowa prowokacja szemranych kręgów zakopanych pod
centrami władzy Planety Krasnali.
Nie
wiemy, jaka jest prawda, argumenty znajdą się na podparcie obu
teorii - ale może warto w ogóle zastanawiać się, która z opcji
lepiej odzwierciedla rzeczywistość, wałęsać się na tym poziomie
ze swoimi rozważaniami, być "świadomym Polakiem" ;) za
okupacji była za to zsyłka do obozu) - zamiast spekulować w głowie
o tym, komu powiedzie się w wieczornej edycji "Jacy oni są
fałszywi" albo "Gwiazdy tańczą na nerwach", pół
godziny dziennie modnić się i pielęgnować zadając sobie pytanie
"czy wyglądam już wystarczająco ładnie" itd. zbierać
na nowy samochód, przez całe życie nie wiedząc o istnieniu
wiecznej drogi i że właśnie pokonujemy kolejny jej etap, np. bez
ikry marudząc po peletonie i ciesząc się nie wiadomo z
czego.
Wracając
do przekazu Plejaran:
-
naszą przyszłość tworzymy sami we własnej podświadomości,
gdzie powstają dokładne plany na kilka następnych dni; nie zdajemy
sobie z tego sprawy, "świadomość dowiaduje się później"
-
ok. 10% przypadków nagłej niespodziewanej śmierci, np. w wyniku
wypadku, kończy się w ten sposób, że duch zamiast przejść na
"drugą stronę" nie orientuje się, że umarł, po czym
wchodzi do innego ciała i nierzadko powoduje u danej osoby objawy
choroby psychicznej; taką sytuację można odkryć podczas hipnozy,
napotykając na inną osobowość - istnieją udokumentowane
medycznie przypadki, gdy dopiero przeprowadzona podczas hipnozy
szczera rozmowa ze zbłąkanym duchem okazywała się przełomem w
leczeniu chorego
-
Plejaranie zastrzegli Billy'emu, że nie mówią mu o wszystkich
sprawach politycznych i sekretach rządowych, m.in. z myślą o jego
bezpieczeństwie, a generalnie w każdej sferze tematów
przedstawiają tylko określone aspekty, trochę na zasadzie "nie
za wiele naraz" czy "ile potrzeba na ten moment" -
była nawet mowa o "połowie prawdy"
-
w roku 1995 wszyscy Plejaranie opuścili Ziemię i zatarli ślady po
swoich bazach; pozostawili pewną ilość sprzętu monitorującego,
m.in. dyski telemetryczne [źródło]
[
Zawsze sobie myślałem (generalnie cały czas próbując jakoś
pogodzić w głowie Billy Meiera i Phila Schneidera) jakoś tak:
"Może Plejaranie nie mówili Billy'emu wprost o tych groźnych
stworach, żeby go nie narażać? Żeby nie irytować służb krajów
współpracujących z tymi zawsze chętnymi do kontaktów istotami..?
A może nie poruszali takich negatywnych wątków w myśl strategii
tego rodzaju, żeby przede wszystkim udostępnić to, co
najważniejsze, tj. przesłanie duchowe, a nie obciążać na dzień
dobry całego przekazu silnym negatywnym ładunkiem, mroczną "drugą
połową prawdy"..? Dopiero teraz pomyślałem o tym w nieco
inny sposób, dokładniej następujący: "Może gdyby Ziemią od
tysięcy lat rządziły supersprytne gady i/lub ich połowiczni
genetyczni spadkobiercy, Plejaranie jednak kiedyś wspomnieliby o
takim szczególe..?" Z drugiej strony, Plejaran nie ma już u
nas od 14 lat - więc kto wie, może trochę jednak się pozmieniało,
np. w kwestii postępów infiltracji Szarych czy osiągnięć innych
sił działających w samolubnej intencji. Phil opisywał sytuację
już po odlocie Plejaran, o którym zresztą wiedział, choć zginął
od razu w pierwszych dniach następnego roku. Ogólnie te dwie wersje
światoobrazu nie do końca dają się pogodzić, ale też nie są za
bardzo rozbieżne - i myślę, że w obydwu sporo jest prawdy, a
pewnie też zdarzyło się trochę przypadków zbyt łagodnego
postawienia sprawy albo zbyt pesymistycznego postrzegania okrytych
tajemnicą okoliczności.
Według
czynników zbliżonych do Billy'ego, prawda wyglądałaby zatem w ten
sposób, że informacje przekazywane przez Alexa Colliera i Barbarę
Marciniak nie są wybitnie wiarygodne - choć oczywiście nie może
tu być mowy o świadomym wprowadzaniu w błąd, raczej o ukrytej
manipulacji i subtelnej modyfikacji prawdy pod kątem przyswajalności
dla osób już zaznajomionych ze sporymi fragmentami ukrytej
rzeczywistości; o wielu innych źródłach nie ma zaś nawet co
wspominać - choć nie będziemy ich tu wymieniać, żeby nikogo nie
urazić, no i żeby przypadkiem nie pomówić jakiegoś akurat
wiarygodnego kanału - bo przecież do końca nie wiemy, jak to jest.
Natomiast Stewart Swerdlow chyba okazywałby się osobą, która
wiele przeszła podczas daleko posuniętych tajnych eksperymentów na
ludziach, ale udało mu się z tego wybrnąć i tylko popełnia ten
błąd, że za bardzo wierzy, że zna prawdziwą historię Ziemi i
paru kosmicznych cywilizacji - podczas gdy tak naprawdę wie tylko
tyle, ile wiedzieli wojskowi instruktorzy. A chyba gdybyśmy to my
odpalali megaplan sfingowania inwazji obcych, to nie zależałoby nam
szczególnie na tym, żeby wszyscy pracownicy wszystkich tajnych
projektów doskonale wiedzieli, że to ściema i oni w ogóle nie
istnieją - a tym bardziej osoby zbliżone do królików
doświadczalnych. Być może też Stewart nadal w pewnym stopniu
znajduje się pod jakiegoś rodzaju wpływem swoich dawnych
pracodawców/oprawców - choć jak na marionetkę w przedsięwzięciu
nakręcania paniki przed lipnym atakiem z kosmosu, trochę często w
ogóle wspomina o planie sztucznej inwazji i że naprawdę zamierzają
to zrobić.
Tak
czy siak, nie ma co przesądzać, a wręcz dość nieroztropnie
byłoby tak robić. W końcu nawet w Biblii padają słowa: "Bądźcie
mądrzy jak Węże"...]
-
jeszcze w okolicach lat 70-tych Plejaranie mówili Billy'emu, że
powodem ich misji na Ziemi jest fakt, że nasza planeta zmierza w
kierunku autodestrukcji, o ile nie nastąpi gruntowna zmiana myślenia
jej mieszkańców
-
najsilniejszym centrum negatywnego myślenia na kuli ziemskiej jest
miasto Rzym; w przyszłości może to przyspieszyć erupcję
Wezuwiusza, która z kolei ma poprzedzać serię globalnych katastrof
i III wojnę światową w niczym nie łagodniejszą, niż można
sobie wyobrazić - użycie broni zapalających atmosferę, jądrowych
i biologicznych; ale to jest na zasadzie przepowiedni, a nie
zapowiedzi jak Czerwony Meteor, który na pewno nadlatuje - czyli ten
scenariusz może się odegrać, ale nie musi, o ile ludzie się
opamiętają - i po to właśnie udostępnia się im takie proroctwa
- zapiski z przyszłości; według informacji od Plejaran z przełomu
lat 80-tych i 90-tych (przepowiednie pochodzą z poprzednich dekad,
lat 1967-81), światowi liderzy jako tako się opamiętali i
prawdopodobieństwo wybuchu III wojny istotnie zmalało
-
po śmierci duch trafia na "drugą stronę", gdzie także
się uczy i dopiero gdy "odrobi lekcję", powraca w ciele
nowo narodzonej osoby; przeciętnie po "tamtej stronie"
spędza się 152 lata, ale obecnie w "nowej erze" wszystko
się zmienia i z powodu ogromnego przeludnienia wraca się "przed
czasem", np. po 10, 30 albo 70 latach
-
Plejaranie nie mają pieniędzy, pracują 2 godziny dziennie
gdziekolwiek akurat chcą, po czym "podbijają kartę" i
mogą potem spędzać czas w dowolny sposób, swobodnie korzystając
ze wszystkiego
-
mają duże miasta, ale nie takie duże jak nasze; ich miasta
przypominają kwadraty; w każdym budynku mieszka jedna rodzina,
która nigdy nie jest większa niż 5 osób - rodzice i max. troje
dzieci; mają coś jak małżeństwa, tyle że 1 mężczyzna może
mieć od 1 do 4 żon (co zdaje się nawiązuje do jednego z praw
stworzenia, które według nich traktuje o powinności niemonotonnego
spółkowania w intencji miksowania genów - a relacjonując to
konkretnie i w imię sprawy narażając się feministkom
wszechobecnym wśród fajnych lasek, jest to jeden z nakazów
kreacji, mówiący wprost o tym, że mężczyzna powinien spółkować
z jak największą liczbą partnerek)
-
ich długość życia wynosi ok. 1000 lat, ale wynika nie tyle z
osiągnięć medycyny, co z poziomu ewolucji duchowej statystycznego
mieszkańca
-
homoseksualność może wynikać z niezdecydowania ducha, czy chce
reinkarnować się jako mężczyzna, czy jako kobieta; chodziłoby tu
o podświadome wahanie na przestrzeni poprzedniego życia; jednak nie
zawsze to jest przyczyną - czasami ma to podłoże psychologiczne, a
sytuacja może się zmienić w pewnym punkcie życia
-
wyzwolenie się z cyklu reinkarnacji, życia i śmierci, tj.
przejście do fazy ciała duchowego ("świetlistego")
zajmuje ok. 60-80 miliardów lat i miliony/miliardy inkarnacji
-
Plejaranie nie mieli nic wspólnego z Atlantydą; była to kolonia
ludzi z gwiazdozbioru Lutni i Wegi; Mu było stolicą przeciwników
Atlantydy, dziś jest tam chińska pustynia; nie wszyscy ludzie z
tamtej cywilizacji wymarli - żyją jeszcze w podziemnych miastach w
Himalajach i Indiach; ich skóra jest niebieska
***
10.11.09 ***
Głównym
źródłem wymienianych powyżej oraz poniżej informacji od Plejaran
jest 16 anglojęzycznych kaset nagranych w 1992 r. przez Randolpha
Wintersa, który przedstawia to w bardzo fajny sposób, "na
luzie", z dowcipem i tylko momentami może za bardzo "po
łebkach", choć to i tak razem jest 12 godzin - materiał ten
obejmuje m.in. wywiad z Billym oraz wartkie streszczenie
najważniejszych informacji przekazanych mu przez Plejadian; pierwszą
część można odsłuchać tutaj.
-
w kosmosie istnieją ponad 42 miliony rozmaitych ludzkich ras;
340-350 kolorów skóry (Billy nie pamiętał dokładnie); ale tylko
nieliczni z nich odwiedzają Ziemię
-
z monitoringu Plejaran wynika, że rocznie mamy trzy tysiące wejść
w atmosferę Ziemi w wykonaniu ufo - w większości są to
eksploratorzy i te same, powtarzające się rasy; innymi słowy nie
jest tego aż tak dużo, jak mogłoby się czasem wydawać w obliczu
nieustannych doniesień o różnych niezidentyfikowanych obiektach
widywanych na całym świecie, a już w USA praktycznie codziennie
-
Indianie amerykańscy to jedna z trzech ras obecnych na Ziemi
pierwotnie
-
Plejady, które widzimy na niebie, są zbyt młode, żeby gościć
życie - planety są zbyt młode; nie ma tam nikogo, żadnego
człowieka; Plejaranie pochodzą z Plejar znajdujących się we
wszechświecie przesuniętym wobec naszego o ułamek sekundy; ich
ciała są zbudowane z delikatniejszej materii i nie mogliby się z
nami przywitać uściskiem dłoni - byłoby to dla nich
niebezpieczne, mogą najwyżej przechodzić blisko nas
-
24 tys. osób na Ziemi jest w kontakcie z Plejaranami i otrzymuje od
nich informacje na zasadzie impulsów, ale żadna z tych osób sobie
tego nie uświadamia
-
impulsy otrzymuje się również z Kronik Akaszy, wtedy wie się
różne rzeczy, nie wiedząc skąd; chodzi tu jakby o automatyczny
dostęp do naszej wiedzy i mądrości z poprzednich wcieleń -
Kroniki Akaszy zapisują wszystkie myśli, uczucia i słowa każdego
człowieka na planecie; nieliczni ludzie potrafią czytać z nich
także rejestry innych osób, duchowo pokrewnych im wibracyjnie -
tzn. korzystać z ich mądrości lub umiejętności, podobnie jak z
własnego dorobku poprzednich żyć
-
postępów na drodze duchowej i szlaku rozwoju świadomości dokonuje
się tylko dzięki medytacji; chodzi tu jednak nie tyle o
nadwyrężanie stawów w następstwie długotrwałego przesiadywania
w pozycji kwiatu lotosu, co po prostu o częste refleksje nad własnym
życiem, światem wokół itp. - najlepiej w wyciszeniu i skupiając
się nawet mniej na tym, co na zewnątrz, a koncentrując wysiłki i
dociekania na sięganiu wzrokiem coraz głębiej wewnątrz siebie,
gdzie kiedyś znajdziemy wszystkie odpowiedzi, bo one od zawsze tam
są
-
ang. "fine matter world", czyli świat "delikatnej
materii", o którym ciągle mówią Plejaranie (że tam
odpoczywają dusze po śmierci, żyją istoty które nie potrzebują
już ciał do zbierania doświadczeń, tam też na moment przenosi
się załoga wraz z całym statkiem kosmicznym, jeżeli wykonują
bardzo daleki skok przez przestrzeń, zamiast podróżować miliony
lat) - to mniej więcej to samo, co niekiedy określa się też jako
hiperprzestrzeń albo wymiar czasu zero
-
u Plejaran wszystkich traktuje się równo, kobiety i mężczyzn, a
także osoby posiadające największą wiedzę i najwyższy poziom
rozwoju duchowego - nie uważa się ich za lepszych ludzi, tylko za
osoby po prostu cieszące się korzyściami dłuższego istnienia
jako dusza, mogące wykorzystywać doświadczenia większej liczby
przeszłych żyć i tylko dlatego mądrzejsze, bardziej rozwinięte
-
do kontaktów z Plejaranami młodego Billy'ego przygotowywali
Timmerowie, ludzie z innego wszechświata (DAL) - bardziej
zaawansowani od Plejaran technologicznie, ale mniej duchowo;
konkretnie były to kontakty z sympatyczną blondynką o imieniu
Asket, która z całego życia pamięta niemal wszystkie słowa i
myśli - nie tylko swoje, ale też rozmówców; przedstawiciele jej
rasy wykorzystują procentowo wielokrotnie więcej potencjału mózgu
niż my, stąd te możliwości; w każdym razie ciekawa sprawa z nimi
polega na tym, że mówią "Cześć"/"Dzień dobry"
w taki sposób, że po prostu telepatycznie zalewają witaną osobę
wszystkimi swoimi pozytywnymi uczuciami wobec niej żywionymi
-
wszechświat równoległy istnieje, a wszystkie planety, budynki i
ludzie mają tam swoje odbicia; różnica polega jedynie na
niewielkim przesunięciu w czasie
-
Ziemia jest jedynym miejscem we wszechświecie, jakie znają
Plejaranie, w którym religie zdobyły tak wielkie znaczenie, że dla
normalnego człowieka są już w tym momencie raczej przeszkodą w
"wyczuciu" prawdy i samodzielnym zorientowaniu się, o co
chodzi z tym całym życiem i istnieniem
-
Plejaranie znają taniec, podobnie jak rasy zamieszkujące wszystkie
inne znane im światy, ponieważ to naturalne połączenie rytmu z
ruchami ciała; jednak jeżeli chodzi o Plejaran, to u nich tańczą
tylko kobiety, mężczyźni nie - jako że wielu mężczyzn, którzy
za szybko się odrodzili/reinkarnowali, ma w sobie jak gdyby ukryte
wątki kobiece, które nie są do końca na miejscu i mogłyby
stanowić swego rodzaju problem dla ich tożsamości, gdyby się
uwypukliły - a temu właśnie mógłby sprzyjać taniec
-
duch potrzebuje pokarmu, a tym pokarmem jest dla niego poznawanie
prawdy, wiedza i mądrość, które płyną z doświadczeń - dlatego
istotne jest, żeby je zbierać, podążać za iskierkami
ciekawości
[
Generalnie informacje w tej części niniejszej podstrony bardzo
przypominają początek podstrony "Przekaz" - jednak tym
razem są relacjonowane nieco dokładniej i z baczną uwagą, żeby
uniknąć jakichkolwiek pomyłek czy najdrobniejszych przeinaczeń.
Jeszcze jeden przerywnik: Plejadianie sceptycznie wypowiadają się o
"Eksperymencie Filadelfia", tzn. według nich nic takiego
nigdy nie wydarzyło się w żadnej stoczni na świecie - o ile można
wierzyć internetowemu Wiki poświęconemu Billy'emu Meierowi, bo też
do końca nie sposób wykluczyć, że ktoś życzliwy przy tym
manipuluje i czasami Plejaranie wcale nie mówili tak, jak tam jest
napisane, że oświadczali. W każdym razie, jeżeli faktycznie nie
było żadnego takiego eksperymentu, to pozostaje jedynie takie
wytłumaczenie, że Al Bielek jest ofiarą zaawansowanych
eksperymentów z reżyserowaniem pamięci i wgrywaniem wspomnień -
skądinąd on sam jest świadomy istnienia takiej technologii, o czym
sam mówił, opowiadając jak wynikło to z rozwijania osiągnięć
Wilhelma Reicha; poza tym część jego historii to przecież
całkowite wymazanie pamięci, po którym zapomniał kim był - a
może sam do końca po dziś dzień nie jest pewien, które
wspomnienia są bardziej prawdziwe..? Kto niby mógłby pokusić się
o chociażby szacunkową ocenę prawdopodobieństwa takiej
ewentualności... O co zaś mogłoby w tym chodzić - chyba o nic
innego, jak o przestraszenie całego świata, że USA od pół wieku
posiadają niesamowite technologie, więc lepiej z nimi nie zaczynać
i się nie stawiać. Z drugiej strony, jako już nie takie
żółtodzioby w zachłystywaniu się poszczególnymi źródłami na
temat ufo, nie powinniśmy chyba nagle zakładać, że wszystko, co
relacjonuje Billy Meier, to na pewno 101% prawda, a Plejaranie mają
krystalicznie czyste intencje i są poza wszelkimi podejrzeniami,
nawet kiedy sugerują, że to nie angielski, a język niemiecki
powinien stać się globalnym środkiem komunikacji, ponieważ w tym
języku najbardziej precyzyjnie można wyrażać różne metafizyczne
zagadnienia i pojęcia, a poza tym wywodzi się on z języka
pradawnych przybyszy z gwiazd. Osobiście znam trochę język
niemiecki, ale go nie lubię i na dłuższą metę denerwuje mnie
jego brzmienie, wręcz powoduje lekkie pogorszenie samopoczucia -
stąd np. moja nieśmiała podejrzliwość w tej kwestii; poza tym
nas Ziemian stać chyba przecież na jakiś nasz własny
niepowtarzalny język, w którym będziemy wszystko wyrażać tak
wesoło, pozytywnie i z humorem, że za kilka tysięcy lat
prześcigniemy Plejaran w ewolucyjnym wyścigu kultur, a potem to oni
będą się od nas uczyć "jak żyć"; co nam będą
narzucali jakiś język z gwiazd - i do tego brzmiący jak niemiecki,
który chyba nie do końca pasuje fonetycznie do naszej pięknej
planety. Nie sprawdziła się również przepowiednia Plejaran
dotycząca Jana Pawła II - że zostanie uśmiercony wkrótce po
objęciu pontyfikatu; choć bardzo groźny zamach faktycznie
nastąpił, więc tak zupełnie się nie pomylili. Ale generalnie
przypadek Billy'ego Meiera ma niewiele słabych punktów, choć przez
dziesiątki lat składające się nań materiały urosły w olbrzymie
ilości zdjęć, nagrań wideo latających spodków, próbki
minerałów nieznanych naszym laboratoriom i przede wszystkim grube
tomy wiadomości z kontaktów, w których nikt jeszcze nie znalazł
ani jednej podejrzanej sprzeczności; a Billy w wywiadach odpowiada
zawsze bez zastanowienia, swoim śmiesznym angielskim, nie wymijając
żadnych pytań jak niektórzy inni "kontaktowcy".
Autentyczność tego przypadku potwierdzali też pracownicy tajnych
wojskowych projektów, jak chociażby Phil Schneider - zwykle
wymieniając go jako jedyny wiarygodny przypadek kontaktu na całej
planecie, to znaczy nie wspominali nigdy o żadnym innym wartościowym
źródle tego typu - ani Al Bielek, ani Stewart Swerdlow; ten ostatni
najbardziej różni się w swojej wersji historii od tego, co
przekazał Billy, przede wszystkim przekonaniem, że rywalizujące z
Atlantydą imperium Mu (Lemurię) zamieszkiwane było przez gadoidy,
a nie inną społeczność ludzi z gwiazd - ale kto wie, może w
przyszłości okaże się, że to jednak Stewart miał rację, a
kosmicznie inteligentne smoki szykują się do odwiedzenia naszej
planety gwiezdną eskadrą bojową, czyli tak jak mówił Alex
Collier - poza tym obydwaj oni zgadzają się co do faktu
postępującej infiltracji najważniejszych na Ziemi struktur władzy
przez czynniki pozaziemskie - tyle, że wg Stewarta i Davida Icke
chodziłoby tu raczej o wrogą ludzkiej wolności operację
rozpoczętą wiele tysięcy lat temu w starożytnych królestwach, od
których zaczyna się historia naszej obecnej cywilizacji
technicznej, sekretne przedsięwzięcie od mileniów kontynuowane
przez przedstawicieli określonych rodów, reprezentujących
specyficzne linie genetyczne, rozwijane z powodzeniem i nie
mieszczącym się nam w głowach sprytem dzięki domieszce krwi
przybyszy ze starszych gwiazd i wykorzystywaniu wiedzy potajemnie
zachowanej z czasów ich pobytu na Ziemi - tak że obecnie
praktycznie już kontrolują nasz świat, a my się śmiejemy, kiedy
ktoś o tym mówi; natomiast według Alexa Colliera, Drakonianie to
owszem główny problem, jeżeli tu do nas dolecą przedarłszy się
przez blokady zorganizowane jakoby przez sprzyjające nam rasy, ale
na tę chwilę na Ziemi powinniśmy strzec się przede wszystkim
Szarych, którzy wszczepiają implanty tak ludziom z najwyższych
kręgów władzy, jak i tysiącom zwykłych Ziemian, z których chcą
sobie zrobić zdalnie sterowaną armię. Tymczasem według Plejaran
owszem, konfrontacja z siłami inwazyjnymi z kosmosu jest dla
mieszkańców Ziemi nieuchronna, ale choć początkowo określili
tych przyszłych agresorów enigmatycznie jako "barbarzyńskie
istoty", to przy innej okazji ukonkretnili to do
"zdegenerowanych ludzi z kosmosu"; poza tym o wojowniczych
międzyplanetarnych gadach nigdy nie wspominali i choć nie mówili
też, że takich nie ma, ani że w swoim przekazie przedstawiają
pełny obraz sytuacji, to potem wprost jako śmieszną i niedorzeczną
ocenili hipotezę obecności na Ziemi "zmieniaczy kształtów",
tj. istot potrafiących zmieniać postać fizyczną z ludzkiej na
gadzią i z powrotem - choć akurat ten fragment przesłania Plejaran
pochodzi z może nieco mniej wiarygodnej relacji z rzekomej
telepatycznej rozmowy z Billym, dotyczącej komunikacji jakoby
zaistniałej już długo po odlocie Plejaran z Ziemi, znanej mi tylko
i wyłącznie z Internetu, z większego zbioru podobnych opracowań,
odnośnie których w wielu przypadkach/tekstach można odnieść
wrażenie, że w porównaniu z tematami poruszanymi w poprzednich
dekadach, dużo częściej padają w nich lekceważące słowa o
znanych nazwiskach i wątkach ze sfery ukrywanych zagadnień, w
której współcześnie próbują się rozeznać osoby nie ufające
już koncesjonowanym mediom. Może więc to jest tylko dezinformacja,
tzn. pewna ilość dostępnych w sieci streszczeń z kontaktów
Billy'ego to rozmyślnie spreparowane fałszywki wymierzone w czołowe
tematy i autorytety strefy ukrywanych informacji. A może to czysta
prawda, wiele rzeczy faktycznie zostało niesamowicie rozdmuchanych
na zasadzie pesymistycznych domysłów i mechanizmu oceniania
informacji opartego m.in. na myśleniu "jeżeli to straszne, to
musi to być prawda"; a David Icke rzeczywiście padł ofiarą
takiej manipulacji, jak sugerował to "Elite Family Insider":
że kiedy zaczął odkrywać różne ukrywane zasady naszej
rzeczywistości i popularyzować owe istotne prawdy, od wieków
utrzymywane w ścisłej tajemnicy przed szerokimi masami, gdyż
umożliwiające każdemu pojedynczemu człowiekowi pojęcie własnej
wyjątkowości, skali potęgi swych myśli, faktycznego zasięgu
emisji uczuć, znaczenia czynów, kosmicznego sensu swej egzystencji
jako energii w otoczeniu energii udającej materię, możliwej do
przekroczenia iluzoryczności fizycznej poszewki świata, wagi
zdrowego odżywiania i faktu dodawania do publicznej żywności i
wody substancji hamujących rozwój potencjału
psycho-intelektualnego - stał się niewygodny dla kręgów
zainteresowanych zachowaniem tej ezoterycznej wiedzy dla swych
elitarnych kręgów i zaczęto intensywnie podsuwać mu świadków
"zmieniania postaci", co wprawdzie początkowo go nie
przekonywało, ale po pewnym czasie jego umysł ugiął się pod
natłokiem dziesiątek relacji i uwierzył w to na zasadzie "skoro
jest aż tak wielu świadków, to coś musi w tym być" - czy
raczej nie potrafił logicznie odrzucić takiego uporczywie
nasuwającego się wniosku; włączenie do własnego przekazu
opowieści o pół-ludziach / pół-gadach, zdolnych do błyskawicznej
fizycznej zmiany postaci, zaważyło zaś na ogólnym postrzeganiu
jego postaci w oczach wielu osób, które być może, gdyby nie ta
śmiała hipoteza, zainteresowałoby się tym, co ma do powiedzenia.
W tym momencie wypada mi chyba jednak dodać od siebie, że również
mnie dwukrotnie w ciągu życia, na długo zanim zacząłem
interesować się ufo, zdarzyło się widzieć coś dziwnego, w
charakterze niepokojąco nieznanej i niezrozumiałej tekstury o
kształtach popiersia albo samej głowy - w miejscu, gdzie jeszcze
przed chwilą widziałem sylwetkę człowieka. Oczywiście nie mogąc
sobie tego w żaden sposób wytłumaczyć ani racjonalnie przyswoić,
zapominałem o tym szybko, dochodząc do wniosku, że musiało to być
złudzenie i po prostu coś głupiego przywidziało mi się ze
zmęczenia. Dopiero wiele lat później, poznając sylwetkę i
hipotezy Davida Icke'a, przy wątku o żyjących między nami
"zmieniaczach kształtów" przypomniały mi się tamte dwa
przeżycia, czy raczej niepowtarzalne wrażenia optyczne - z których
właściwie to jednego nie jestem do końca pewien, bo to było w
ruchu i kątem oka tylko przez ułamek sekundy, ale za to drugiego
wręcz przeciwnie, ponieważ scena trwała znacznie dłużej i
rozgrywała się w zamkniętym pomieszczeniu na niewielkim dystansie,
a to jak migał mi wtedy obraz, niczym w tv gdyby przełączać
pomiędzy dwoma kanałami, pasowałoby zdaje się idealnie do
wytłumaczeń Icke'a, że czasami jesteśmy zdolni do dekodowania
rzeczywistości w innym paśmie - tak właśnie coś mi się chyba
wtedy jakieś pasma przełączały, bo gapiłem się ze zdziwieniem,
raz widząc naprzeciwko siebie zakłopotanego człowieka, raz coś w
stylu potwora z kosmosu czy może raczej bytującego w innym wymiarze
demona, pasożytniczo żywiącego się emocjami obserwowanej przeze
mnie osoby - jak teraz próbuję to sobie w nowy sposób tłumaczyć,
skoro nieco zwątpiłem w wersję o "shape-shifterach",
którą wcześniej m.in. przez tamte przeżycia preferowałem jako
jedyne znane mi wytłumaczenie nie przystających do naukowego obrazu
świata zjawisk, w autentyczność których w innym wypadku nie
uwierzyłbym do końca pewnie nawet, gdyby opowiadał mi to najlepszy
przyjaciel.
Wracając
do tematu, generalnie sporo wskazuje na to, że casus Billy'ego
Meiera to w XX wieku jedyny lub jeden z zaledwie kilku autentycznych
przypadków fizycznych kontaktów Ziemianina z misjonarzami z innej
planety; choć żeby być dokładnym, należałoby wspomnieć o
przybyszach z Zeta Reticuli, którzy właśnie według Plejaran
uprowadzili parę osób na seanse eksperymentalno-badawcze; oraz o
Viktorze Schaubergerze i Danielu Fry'u, których sami Plejaranie
wspominali jako inne swoje autentyczne kontakty - tyle, że chyba nie
fizyczne, skoro Billy wyjaśniał, odpowiadając na pytanie "dlaczego
właśnie on", że tylko on jeden spośród wszystkich ludzi na
Ziemi może fizycznie przebywać między Plejaranami, nie stanowiąc
zagrożenia dla znacznie delikatniejszej materii ich ciał - co
wynika z jego poziomu ewolucji duchowej; ale jak to konkretnie się
przekłada i szczegółowo działa, na jakiej zasadzie, już nie
dopowiedział - może, bo przynajmniej w 1989 r., gdy nagrywano
akurat tamten wywiad, budowanie zdań w języku angielskim nie zawsze
przychodziło mu z łatwością, a może ponieważ goście co i rusz
tak dynamicznie zasypywali go pytaniami, że non stop w każdym
omawianym wątku poruszany i otwierany był nowy temat, nie mniej
ciekawy, tak że stale jeden niedokończony wątek przemieniał się
w drugi, a każdy kolejny wszystkim uczestnikom rozmowy wydawał się
nader istotny; jak może zresztą faktycznie było.
Inny
łagodny znak zapytania: Plejaranie mówili Billy'emu nie raz, że
jest najbardziej rozwiniętym duchem na Ziemi, którzy przybył z
dalekich głębin wszechświata i jako dusza jest starszy nawet od
poszczególnych Plejaran, czyli tak naprawdę wyżej od nich
rozwinięty, mimo że na Ziemi nie jest w stanie w pełni rozbłysnąć,
skoro jednak wychowywał się tutaj i poziomem świadomej wiedzy siłą
rzeczy bliżej mu do Ziemian; aby przybyć na Ziemię na kilka
pracowitych reinkarnacji, według Plejaran jego duch wrócił pod
prąd szlaku duchowej ewolucji z poziomu zjednoczenia z wyższą
świadomością, po czym w ramach wypełniania misji popularyzowania
prawdy o regułach kosmosu, inkarnował się m.in. jako Eliasz,
Izajasz, Immanuel znany później jako Jezus Chrystus, oraz Mahomet -
a ludzie za każdym razem inaczej zniekształcali jego nauki i robili
sobie z nich drabinki do własnych karier, fortun i wpływów.
Jednakże z drugiej strony, według Plejaran tylko cztery osoby na
Ziemi są wystarczająco rozwinięte, że mogłyby komunikować się
z duchami zmarłych przebywającymi "po tamtej stronie" -
gdyby nie rozumiały doskonale, że to byłoby niewłaściwe; podczas
gdy Billy tego nie potrafi, choć rzekomo jest najbardziej
zaawansowanym duchowo bytem na Ziemi - jest to więc pewna
niejasność, chociaż nie jakaś kategoryczna. Z kolei według paru
osób z otoczenia Billy'ego, pewnego razu zaistniał praktyczny
problem, jak przenieść superciężką kuchenkę - a Billy poprosił
o trochę spokoju i uporał się z tym zadaniem przy użyciu
zdolności telekinetycznych, w ogóle bez dotykania przedmiotu,
unosząc go w górę i przemieszczając siłą woli; ale to był
jedyny taki przypadek, więc nie należy zaraz wyciągać wniosków,
że takie sztuczki to dla niego normalka - jednak jeżeli to prawda,
to na pewno o czymś by to świadczyło; oczywiście istnieje jeszcze
wytłumaczenie tej relacji zakładające możliwość
zahipnotyzowania obserwatorów - kiedyś głośno było o takich
przypadkach, gdy sprytni sztukmistrze z początków XX wieku
zadziwiali zapraszanych na pokazy uczonych, demonstrując wprawianie
przedmiotów w stan lewitacji, po czym sprawa wyjaśniła się w taki
sposób, że w rzeczywistości gości ukradkiem wprawiano w
hipnotyczny trans, w którym widzieli po prostu to, co im
zasugerowano. Tak że próbując podsumować ten bogaty kolaż
argumentów za i przeciw, z których kolejne wymieniać można by
jeszcze długo, moim zdaniem w oparciu o ogół przesłanek da się
logicznie podeprzeć wniosek, że Billy Meier to przypadek, w którym
niewątpliwie coś jest - tylko nie wiadomo dokładnie, co: sama
prawda, najbardziej wartościowa i dlatego słusznie dokładnie,
podwójnie tu relacjonowana - a może trochę prawdy, a trochę
przemilczeń i ostrożnego dozowania faktów, nierzadko wygładzonych
lub zmodyfikowanych z takich czy innych powodów, których póki co
nie jesteśmy w stanie się domyślić.
Ciekawym
argumentem za prawdziwością przesłania Plejaran wydaje mi się z
kolei fakt, że kiedy zaczynasz w to wierzyć i jakby żyć według
tego, w Twoim życiu następuje wyraźna i niemożliwa do
niezauważenia poprawa, przejście jak gdyby w trochę bardziej
pozytywne pasmo, w którym wszystko w życiu łatwiej Ci się układa
i rozwiązania bieżących życiowych utrapień w zasadzie same się
pojawiają - osobiście znam tylko swój przypadek, bo znajomi za
bardzo nie chcieli słuchać dłuższych opowieści o kosmitach... No
a potem, kiedy odszedłem dość daleko od generalnie pozytywnie
nastawiających do życia wiadomości od Plejaran - w myśl hasła:
"Phil Schneider zginął, próbując zaalarmować świat o
negatywnych rzeczach i złowrogich planach - jako choć czasem
porządny człowiek powinienem podążyć tym tropem, żeby go
chociaż trochę pomścić, wywlekając na światło dzienne te
wszystkie ponure tajemnice, fakty o groźnych stworach itp. codzienne
zbrodnie, o jakich większość ludzi nie za bardzo ma się jak
dowiedzieć, skoro nie każdy zna język angielski, umie wprawnie
korzystać z Internetu i dysponuje takimi interwałami wolnego czasu,
żeby choć jeden raz w życiu z nudów odpalić w wyszukiwarce frazę
"ufo", kliknąć w akurat coś warte łącze i śmiać się
na tyle serdecznie, żeby zagłębić się w temat chociaż na
początkową głębokość" - wówczas przestało mi się w
życiu już tak pozytywnie / samo z siebie układać, kiedy ujmując
rzecz z grubsza, plus minus pełną parą "pojechałem w te
gadoidy" i inne tematy tak nieprzyjemne i zasmucające, że bez
humoru w ogóle nie byłoby sensu o tym pisać, bo nikt normalny nie
dałby rady bez końca przedzierać się przez zdania monotonnie
obrazujące ciężki klimat. Może to dlatego szczęście i
nieproszone powodzenie trochę wygasły w odcinkach moich dni, że
wcale nie czyniłem dobrze ani wielce szlachetnie, informując o
Gadoidach internautów przeróżnych ścieżek i portali - ponieważ
w rzeczywistości to było tak (jak teraz podejrzewam), że
zapamiętale nienawidząc własnego strachu, nie potrafiłem oceniać
informacji obiektywnie i "na spokojnie", zbyt często
automatycznie uznając za prawdziwe niemal wszystkie takie, których
wymowa budziła we mnie lęk proszący się o przezwyciężenie, co
zawsze natychmiast robiłem, po czym chyba trochę udowadniałem to
sobie, rozpowszechniając owe rzekomo niebezpieczne i ściśle tajne
wiadomości - nawet gdy np. Alex Collier w paru momentach wydawał mi
się dziwnie nieprzekonujący. Dopiero niedawno się zreflektowałem
i zacząłem trochę żałować, że aż tak ostro "nakręcałem
schizę" o złowrogich gadoidach / reptilianach / Drakonianach,
prawdopodobnie będąc za bardzo skupionym na tym, żeby udowodnić
sobie, że niczego się nie boję i nigdy nie zlęknę w deptaniu po
piętach złu, choćby nie wiem jak strasznemu i dysponującemu
potężną międzygwiezdną flotą bojową - podczas gdy powinienem
mniej myśleć o sobie, kim jestem bądź kim okazuję się na tle
danych okoliczności, a bardziej skupiać na obiektywnej ocenie i
neutralnej emocjonalnie analizie, co z tego wszystkiego w ogóle
pachnie jak prawda i dobrze pasuje do reszty, oraz np. impulsów
intuicji - nie przyznając żadnych dodatkowych punktów różnorakim
wersjom i źródłom tylko za to, że do ich zgłębiania i
nagłaśniania potrzeba silnych nerwów oraz gotowości do
ewentualnych poświęceń, charakteryzującej jak wiadomo
bohaterów...]
Kwestia
właściwego określania przybyszy, którzy nawiązali kontakt z
Billym Meierem: początkowo przedstawiali się jako Plejadianie,
przynajmniej tak wynikało z upowszechnianych informacji; w 1995 roku
"na do widzenia" powiedzieli jednak Billy'emu, że tak
naprawdę nazywają się Plejaranie, a w obiegu chcieli widzieć
najpierw tę nieco zmodyfikowaną/ sfałszowaną nazwę, żeby
łatwiej było potem zainteresowanym Ziemianom zorientować się, o
co chodzi z osobami, które na przestrzeni dekad famy przypadku
Billy'ego Meiera nagle również usłyszały głos 'Plejadian' w
swoich głowach, a po dziś dzień w różnych krajach ich książki
dziwnie łatwiej kupić przetłumaczone na swój język, niż
oryginalne materiały z kontaktów B. Meiera - ale pewnie po prostu
tak się złożyło; w tych ładnie wydanych pozycjach znajdziemy zaś
wersję jak gdyby podobną, ale już np. z wyraźną reptiliańską
nakładką i kilkoma innym wątkami popularnymi wśród szerokiej
rzeszy nie do końca przekonujących źródeł; tymczasem według
relacji Michaela Horna z 2007 roku, większość zapisów z kontaktów
Meiera wciąż nie doczekała się przekładu nawet na angielski -
przynajmniej w publicznej sferze wydawniczej. I to w sytuacji, gdy
wymierzone w dziesiątki przedstawianych dowodów fotograficznych,
filmowych i materialnych, rekordowo liczne, nieustające na
przestrzeni dekad próby zdyskredytowania tego przypadku jako
oszustwa - generalnie znalazły wspólny mianownik w uderzającym
braku rezultatów, często przynoszącym wstyd różnorakim
"magazynom sceptyków", które wcześniej szumnie
zapowiedziały czytelnikom, że raz dwa zdemaskują tę sprawę - bo
jeżeli ktoś mówi, że rozmawiał z kosmitami, to przecież na
pewno jakaś bzdura i każdy, kto ma zdrowy rozsądek, z góry o tym
wie (życie w kosmosie może istnieje, ale na pewno tu nie przylatują
- ...?) Jako takim chwilowym rozgłosem cieszyło się np. rzekomo
odkryte fałszerstwo w fotografiach - po czym okazało się, że to
były zdjęcia stanowiące właśnie czyjeś próby imitacji fotek
Billy'ego. Osobiście, rozważając zostanie fanatykiem tego
przypadku, jestem gotów, ale jednak póki co się wstrzymuję i
unikalnie niecierpliwie czekam, co na temat Billy'ego i Plejaran
będzie miał do powiedzenia Brianstalin - pojawiła się
ultraciekawa zapowiedź, że omówi to szczegółowo w swojej
książce; a według Gary'egoSe7en ma na ten temat do powiedzenia
całkiem sporo, w sensie chyba że to jakaś grubsza sprawa; trudno
się czegoś domyślać i wróżyć z lakonicznych zapowiedzi, ale
kto wie, czy za jakiś czas z tego właśnie źródła nie wypłyną
jakieś niełatwe rewelacje wytykające pułapki ludzkiego ego oraz
przypadki świadomego lub nie wykorzystywania dobrotliwych Ziemian
przez równie pełnych szlachetnych intencji przybyszy, wychowanych
jednak w odległej ideologii innego wszechświata. Ale nie spekulujmy
bezpodstawnie - kto wie, może Brianstalin tym razem wyjątkowo
oznajmi, że Billy jest w pełni o.k. i cała sprawa według Kronik
Akaszy pozostaje krystalicznie czysta; choć trudno się tego
spodziewać, skoro akurat Brianstalin właśnie zawsze wskazuje na
czyjeś niedoskonałości, zbyt szumne mniemanie o sobie i rozdźwięk
pomiędzy dobrymi intencjami a praktycznymi skutkami działań,
zawsze nieświadomie podszytych osobistymi emocjami - których
wcielenie po wcieleniu ludzie wciąż nie potrafią opanowywać,
ucząc się hamowania egoistycznych popędów generowanych na
złudzeniu odseparowania jednostkowej świadomości, odcinania
zachciankom ego komunikacji ze sferą podejmowania decyzji i
dokonywania czynów, tak by ich opłakane efekty dla innych nie
kodowały nam negatywnej karmy na kolejne wcielenia, w których być
może nam samym przyjdzie odczuwać podobne skutki na własnej
skórze, może o ile nic innego nie skłoni nas do odpowiedniej
refleksji; jednocześnie jednak te rachunki za poprzednie wcielenia
płaci się niejako tylko przy okazji, w momencie dopuszczenia do
startu z następną inkarnacją przede wszystkim otrzymując kolejną
szansę poczynienia budzących podziw postępów na drodze do gwiazd
- bo to tam, według Plejaran, koniec końców trafiamy po przejściu
wszystkich leveli rozwoju intelektualno-duchowego w światach
fizycznych i niematerialnych (ich wszystkich wymiarach, szczebel po
szczeblu) - na końcu nie jest się już tylko sobą, ale zbiorową
świadomością (Petale), w którą zespoliły się dusze kończące
przedostatni poziom ewolucji ludzkiej duszy. Normalnie w naszym
codziennym życiu współczesnych Ziemian fajne są takie sytuacje,
kiedy na chwilę "dobrze się rozumiemy", wszyscy wiemy o
co chodzi, w doborowym gronie wieloletnich przyjaciół na luzie
migamy sobie po oczach porozumiewawczo wesołymi spojrzeniami, a na
dodatek akurat w danej chwili zdajemy sobie wszyscy plus minus
jednocześnie sprawę, że łączy nas w danym momencie jedna myśl,
ta sama we wszystkich głowach, jakby wszyscy śmiejemy się z tego
samego, choć nikt nie wypowie tego sensu na głos, tylko każdy z
dyskretnym uśmiechem patrzy po innych; a po kilku sekundach
wznawiamy rozmowę, kontynuując przegląd tematów i często nawet
nie zdając sobie sprawy, że właśnie doświadczyliśmy telepatii -
co wiedziałby każdy szympans, a nie wie człowiek który dał sobie
wmówić, że świat jest taki, jak podaje się w środkach masowego
przekazu i skoro naukowcy nic nie wiedzą o telepatii, to pewnie nie
ma takiego czegoś i śmiesznie byłoby o tym mówić - to znaczy
ten, kto by pierwszy wypowiedział to słowo na głos, byłby
troszeczkę śmieszny... Są również chyba normą codzienną w
życiu każdego człowieka takie telepatyczne sytuacje dwuosobowe,
kiedy np. w ułamku sekundy rozumiesz się z najlepszym kumplem, albo
miga ci jakieś światło w oczach dziewczyny, do której się
uśmiechasz, pewnie też świecąc wówczas źrenicami. To też są
miłe momenty, kiedy na chwilę chociaż w jednej myśli lub uczuciu
łączymy się z czyjąś świadomością, stykamy z drugą psychiką,
tak że to czujemy. No więc jeżeli taka jednosekundowa wymiana
prądów jaźni to jedna z głównych kategorii najmilszych chwil,
jakie po latach w naszych wspomnieniach wciąż jeszcze trwają jak
żywe - to dopiero musi być fajny klimat, kiedy stając się bytem
klasy Petale, już na stałe łączysz się z innymi jaźniami, niby
puzzlami w rozsypanej niegdyś układance, tworząc wielordzeniową
świadomość, którą może nareszcie pojmiesz to, co dotąd jakoś
nie mogło zmieścić się w twojej głowie - np. zagadki początku i
kresów czasoprzestrzeni... Ciekawe, z kim się wtedy połączysz i
"telepatycznie zamieszkasz pod jednym dachem": kto wie,
może z osobami, które teraz obecnie najbardziej lubisz akurat w tym
życiu - nie byłoby najgorzej... A prawdopodobnie to będzie jeszcze
lepiej, skoro tam na tym przedostatnim poziomie duchowej ewolucji, w
momencie jego ukończenia, każdy jako świadomość jest już tak w
porządku, że tylko jeden level dzieli go od w ogóle ostatecznego
zjednoczenia z gwiazdą-źródłem - właśnie etap Petale. Potem
zaś, na końcu tego z kolei poziomu, nie mając już w żadnym
wymiarze kosmosu niczego do roboty, ani do nauczenia się czy pojęcia
w żadnej sferze, rozumiejąc już wszystko "o co biega" i
jakie działania prowadzą do jakich następstw - Petale schodzą ze
sceny pojedynczego istnienia, wlatując do wnętrza słońca - ale
nie jakiegoś najbliższego, tylko zawsze do tego samego, centralnego
słońca galaktyki, a nie chodzi tu o gwiazdę centralną w sensie
topograficznym, tylko najważniejszą, gdyż pierwszą i
podtrzymującą wszystko swoją energią twórczą - to w tej
gwieździe znajduje się centrum Energii Kreacji, bijące od początku
źródło, z którego wszystko się wzięło, przynajmniej tutaj
lokalnie, świetlana siła superinteligentna i wszechpotężna, która
np. Indianom znana była jako Wielki Duch, itp. wszędzie ludzie z
najdalszych wieków zgadzali się co do tego, że kosmos jakby coś
do nich czuje i patrzy, a w razie czego pomaga - nic dziwnego, że
nawet na zagubionych wysepkach rządził ten sam "archetyp",
skoro to właśnie z tą siłą i książką telefoniczną sensów
jesteśmy od zawsze połączeni bardziej nierozerwalnie niż z
czymkolwiek innym, a tak w ogóle to mówiąc ściślej, tak naprawdę
jesteśmy właśnie cząstkami tego, chwilowo odradzającymi się jak
ucięty segment dżdżownicy, ucząc się podstaw w fizycznych
ciałach pierwszych leveli; to właśnie tam, do gwiezdnego żywego
generatora, wspólnego korzenia wszelakiej świadomości, cały czas
próbujemy dotrzeć, zwłaszcza że podobno orgazm to przy tym coś
jak ziewanie z bolącymi zębami - i to właśnie tam lecą na końcu
Petale, w ostatniej scenie, "HAPPY END", wlatują już jak
do siebie i stapiają istnieniem z gwiazdą, odtąd po prostu
promieniując w kosmos swą twórczą energią i pomysłowością,
'MISSION COMPLETE', totalne zjednoczenie świadomości z tonażem nie
wiadomo ilu Petale we wszechpotężnej kreacyjnej świadomości -
skończył się mega-seans osamotnienia i wyobcowania, teraz już nie
jesteś oderwanym fragmentem, samotnym kawałeczkiem szukającym
miłości, pokoju i przyjaźni - koniec tej całej tułaczki,
nareszcie po milionach lat na powrót jesteś jednym ze wszystkim i
wszystkimi, tak jak miało być zawsze, w końcu znowu wszystko gra -
granica/otoczka Twojej świadomości nareszcie zanikła i już nie
jesteś kimś zdanym tylko na siebie, ciągle próbującym sobie
jakoś radzić, bez końca samodzielnie rozplątując własne
pytania, tylko od czasu do czasu ostrożnie próbując się do kogoś
zbliżyć - kończąc cykl ewolucji ducha w centralnym słońcu
galaktyki, nie tylko żegnasz na zawsze pojęcie osamotnienia, ale
jakby to było mało, w efekcie ustawicznej niestrudzonej pracy nad
sobą, już po miliardach lat - w końcu mogło być gorzej, bo są
kolejne rzędy wielkich liczb - przemieniasz się w energię
nieodróżnialną od tej siły, o której każdy słyszał i
największy zbir rozmyślał, niektórzy nazywają ją Bogiem i są
bardzo pewni, że wszystko wiedzą, o co chodzi w tym temacie,
podczas gdy inni wolą o tym za bardzo nie dyskutować i nazywają to
po prostu jakąś kosmiczną siłą.
-
wg Plejaran za każdym razem, kiedy przeżywamy jakieś
doświadczenie, płynące z niego wiedza i mądrość zostają
wiecznie inkrustowane w pamięci ducha, nie podlegającej uszczerbkom
po żadnej z milionów/miliardów śmierci - nawet, gdyby ktoś
tysiąc razy odchodził samobójczo w peruce z lasek dynamitu; każde
nowe przeżycie jest więc uciułanym punktem, małym ale zaliczonym
kroczkiem na drodze, o której przemierzenie właśnie chodzi w
projekcie egzystencji samouczących się świadomości, uczestnictwo
w którym cechują zasady o tyle fair a niezwykłe, że w zamian za
pracowite nagromadzenie uczciwie zwariowanej ilości nowych
doświadczeń, oraz spokojne przemyślenie tego wszystkiego szczerze
i bezstronnie, nie poddając się i nie denerwując, nie tchórząc
na drodze samodzielnego podejmowania decyzji i nabierania przekonań
aż do chwili, kiedy wszystkie pytania są już tylko odległym
złudzeniem z przeszłości, w momencie ogarnięcia kompletnej
mądrości, jakkolwiek nierealnie by to dla nas na dziś dzień nie
brzmiało - doznajemy zjednoczenia z wiecznością i zespolenia z
pierwotną siłą stwórczą wszystkiego, powrotu na stałe do źródła
światła i energii, wszystkiego co dobre i ciekawe, pozytywne lub
dla urozmaicenia zeschizowane - ponieważ staliśmy się
wystarczająco superinteligentni i mega-zdrowo pomysłowi, żeby być
godnymi wesołego zajęcia dalszego wytwarzania wszechświata, jego
przepięknych mgławic itp. - a przy tym nie leniliśmy się miliardy
lat "nie wychodząc z gwiazdy", tylko dzięki wypełnieniu
naszej trwającej miliardy lat indywidualnej misji, pełnej łez i
śmiechu, chwil zdumienia i szczęścia, strachu czy ekstazy,
samotności oraz spełniających się marzeń, głupich myśli i
przebłysków wszechwiedzy, etc. stania w kolejce albo przedziwnych
przygód w snach, gdzie też nieraz uczymy się czegoś o sobie -
ukończywszy tę trudną i imponująco długą wędrówkę, jeszcze
przysłużyliśmy się do rozwoju siły-świadomości stwórczej, do
powiększenia jej wiedzy, wyobraźni uczuć i rozumienia własnego
dzieła - o nasze niepowtarzalne wnioski i losy, pełne prawdziwych
emocji; według Plejaran każdy człowiek rodzi się za każdym razem
w chwili jakiejś niepowtarzalnej kombinacji energii kosmosu i nigdy
nie jest kimś takim samym, jak ktoś inny, ani jego życie nie
będzie identyczne z niczyim przedtem ani potem
-
nasz wszechświat nie ma końca, granicy ani skraju, znajduje się
natomiast wewnątrz większego wszechświata, wręcz ogromnego -
który łącznie zawiera w sobie aż tyle wszechświatów takich, jak
nasz, że chcąc napisać wyrażającą to liczbę, trzeba by
postawić cyfrę jeden i po niej 49 zer; ten wielki wszechświat
stworzył wszystkie, które zawiera, a Plejaranie nie wiedzą, co
jest dalej, czy np. on też znajduje się w jakimś większym
wszechświecie, czy jak to jest - nie byli jak dotąd w stanie poznać
niczego "wyżej" i dlatego ten stwórczy wszechświat
nazywają Absolutem, gdyż stanowi on granicę ich wiedzy; ów
wszechświat sam sobie wymyślił/stworzył wszystkie swoje
wszechświaty, włącznie z naszym, ponieważ jego myśli i pomysły
są wystarczająco potężne, by się materializować i zamieniać w
czasoprzestrzeń oraz jej fizyczną zawartość; tak samo kiedy
powstawał nasz wszechświat, jego lokalna siła stwórcza najpierw
nauczyła się stwarzać gwiazdy, gdy wpadła na taką ideę, potem
miała pomysł z planetami itd. - a myśli stawały się
rzeczywistością, materią, w operowaniu którą kreacyjna
świadomość miliony lat nabierała wprawy i polotu; nie pojawiła
się tu w roli zalążka naszego wszechświata jako energia
wszechwiedząca, wręcz przeciwnie - coś bardziej jak my, zaczynając
od czystej karty i pierwszych banalnych refleksji w otoczeniu samych
niewiadomych.
Poniżej
informacje już nieco nowsze, choć też nie "gorące" - w
większości pochodzące z biuletynów FIGU z końca lat 90-tych, w
których relacjonowane były ówczesne kontakty Billy'ego, już zdaje
się głównie albo wyłącznie telepatyczne:
-
ciało każdego człowieka otacza pole magnetyczne, większe lub
mniejsze, mieniące się określonymi kolorami - jest to aura, która
odzwierciedla stan naszego ducha i jego siłę, nasze myśli i
emocje; to właśnie to pole magnetyczne współcześnie jest już w
stanie uchwycić fotografia kirlianowska, nierzadko demonstrowana na
różnorakich ezo-targach; jeżeli ktoś nosi w sobie negatywne
uczucia, np. nienawiść, agresję czy zazdrość, widać to po
kolorach aury; podobnie z pozytywnymi emocjami - gdybyśmy potrafili
widzieć aurę, od razu wiedzielibyśmy, czego się po kim
spodziewać
-
Plejaranie bagatelizowali wiele alarmująco pesymistycznych
konspiracyjnych hipotez i domysłów na nutę "pewnie najgorsza
możliwość jest prawdziwa, a ci, którzy za tym stoją, są tak
skończenie źli, że chyba nigdy nie mieli ukochanego psa, nie byli
dziećmi roześmianymi w zabawie, ani też nigdy nikogo nie kochali i
nie śmiali się, oglądając Monty Pythona" - według Plejaran
tematy takie jak "chemiczne smugi", "żywność GMO",
"uprowadzenia przez obcych" czy "Iluminaci"
zostały rozdmuchane znacznie ponad miarę; natomiast HAARP na Alasce
to zupełnie inna sprawa - to jest faktycznie najstraszliwsza broń
testowana obecnie na Ziemi, poprzez transmisję fal
elektromagnetycznych niskiej częstotliwości odbitych od jonosfery
mogąca oddziaływać na mózgi ludzi z drugiego końca planety, np.
paraliżując wszystkich członków społeczeństwa atakowanego
kraju, również tych ukrytych w podziemnych bunkrach, doprowadzając
ich do bezwładu albo szaleństwa; ale to nie wszystko - eksplozje
kilku bomb nuklearnych to nic w porównaniu z tym, co może zrobić
HAARP na bez porównania większym obszarze, i to bez użycia energii
atomowej. Władze USA stają na głowie z obłudą, gdy rozwijając
tę instalację, jednocześnie na forum międzynarodowym domagają
się od innych krajów zaprzestania wszelkich prób z bronią jądrową
- podczas gdy stworzona przez nie aparatura może spowodować totalną
zagładę życia na Ziemi, gdyż do odbijania fal na wybrane tereny
potrzebne jest wcześniejsze podgrzanie jonosfery, co już samo w
sobie lub w połączeniu z następującym w dalszej kolejności
ostrzeliwaniem wiązkami energii, może zniszczyć tę delikatną
warstwę i spowodować ulotnienie się ziemskiej atmosfery - nikt nie
wie do końca, jak użycie tej broni wpłynie na jonosferę, mimo to
w ujęciu Plejaran "amerykańscy wojskowi tak bardzo pragną być
w stanie pokonać każdego przeciwnika na planecie, że gotowi są
zaryzykować zagładą całego życia na Ziemi - a zaangażowani w
projekt naukowcy bagatelizują to ryzyko i udają, że go nie
rozumieją; czynniki wpływające na kontynuowanie projektu to także
problematyka tysięcy wojskowych etatów oraz zaangażowania wielu
prywatnych biznesów kooperujących w przedsięwzięciu"
-
gdy Immanuel nauczał o prawach kreacji, wieki później
przekształcono to w religię, z którą nie chciałby mieć nic
wspólnego, a na znak szacunku jeszcze przekłamano jego imię,
wymyślając nazwisko "Jezus Chrystus" i tak zmodyfikowaną
postać umieszczając w historii kłamliwie przesączonej cierpieniem
- że sam Bóg w ludzkim ciele cierpiał za nas i dlatego teraz
wypada nam wszystkim pół życia cierpieć, umartwiać się i
postrzegać świat oraz postępować tak, jak tłumaczą nam ludzie
przedstawiający się jako prawowici strażnicy i interpretatorzy
tych starożytnych nauk, które rzekomo znane są im po 2 tysiącach
lat w wersji na 100% wiernie oddającej słowa nauczyciela z Galilei;
podobnie rzecz miała się z naukami Mahometa, które były takie
same jak Immanuela, ale też podobnie po jego śmierci zostały
przekształcone, tyle że w inną stronę - np. Mahomet nigdy nie
mówił, że Islam nakazuje podboje i agresywne rozprzestrzenianie
tej religii; w słowach o walce chodziło mu tylko o to, że zdając
sobie sprawę z zagrożenia współczesnych mu ludzi przez
pozaziemskich krętaczy z grupy Befath (Plejadiańskich
odszczepieńców/ buntowników/"terrorystów", bazujących
pod piramidą w Gizie w latach ... p.n.e. - 1978) - Mahomet wzywał
swoich braci do obrony koniecznej przed nimi, słusznej walki zgodnej
z prawami kreacji; takie jest prawdziwe znaczenie słowa "Dżihad",
czego nie wiedzą wyznawcy niektórych współczesnych odłamów
islamu, skądinąd jako religia bogatego dziś w różnorodność
odmian i wątków wzajemnego dyskursu interpretacji; niekiedy taka
ideologia popycha ludzi do aktów przemocy/terroru - ale winę wg
Plejaran ponoszą tu również kraje takie jak USA czy ich
sojusznicy, np. Wlk. Brytania, które prowadząc rabunkową
gospodarkę terytoriów państw muzułmańskich i okupując je,
wzniecają w sercach prawowitych mieszkańców tych terenów poczucie
słuszności walki o wyzwolenie; Wlk. Brytania została przy okazji
tematu terroryzmu wymieniona jako kraj, który wymyślił własną
odmianę państwowego terroru w wykonaniu służb
-
wg Plejaran współcześni ludzie na Ziemi są genetycznymi
spadkobiercami nie tylko rdzennych mieszkańców naszej planety, ale
także oświeconych eksperymentów istot z Syriusza - zaawansowanej
cywilizacji ludzkiej sprzed eonów lat, która dla uczczenia
imponujących postępów własnej kultury i moralności, postanowiła
niegdyś wyeliminować ze swojego społeczeństwa agresję za pomocą
inżynierii genetycznej, a następnie po pewnym czasie, w związku z
faktem, że kosmos dosłownie tętni życiem, reprezentującym
najróżniejsze stadia ewolucji, przyszło im zauważyć spadek
swojej zdolności obronnej w przypadkach ataków z zewnątrz; w tej
sytuacji ulepili więc sobie prototypową rasę obrońców,
obdarzając ją genotypem ustawionym właśnie pod cechę
agresywności; a ów set po dziś dzień mniej lub bardziej przebija
się w naszym DNA i to dlatego na Ziemi od zawsze jest tyle wojen,
zła i przemocy - to nie do końca wina samych tylko naszych
charakterów, ale również fizycznych ciał, przy których ktoś
kiedyś majstrował, myśląc w kategoriach efektywności w warunkach
działań wojennych; ponadto mieszkańcy Syriusza, sami żyjący
bardzo długo, przezornie zmodyfikowali genom rasy swoich
"ochroniarzy" w taki sposób, żeby jej przedstawiciele
żyli dla odmiany bardzo krótko i umierali, zanim ich wiedza i
mądrość mogłyby zacząć kogokolwiek niepokoić; to dlatego nie
żyjemy tyle, co ludzie z innych planet, a nasi naukowcy wciąż
zupełnie bezskutecznie drapią się po głowach, szukając
ewolucyjnego sensu genów odpowiedzialnych za starzenie i obumieranie
komórek, których jedyna rola okazała się polegać na tym, że
nierzadko pokrywamy się zmarszczkami, kiedy dusze wciąż jeszcze
mamy młode, a oczy starszej pani wesoło świecą, niby małej
dziewczynki - bo tak naprawdę nie ma w tym nic dziwnego; ostatecznie
mieszkańcy planet w systemie Syriusza postanowili zakończyć swój
uduchowiony eksperyment, eksterminując jego biomasę - znaleźli się
jednak wówczas inni ludzie z dawnych gwiazd, widocznie nie
dorównujący im psychointelektualnie, skoro nie zgodzili się na
bycie biernymi świadkami takiego obrotu spraw i na pokładach swoich
pojazdów kosmicznych ewakuowali wielu naszych przodków daleko
stamtąd
Generalnie
przypadek Billy'ego Meiera wydaje się nie do ruszenia przynajmniej
na pierwszej linii autentyczności, to znaczy co do samego faktu, że
ponad tamtejszymi lasami rzeczywiście niejeden raz przelatywały
tajemnicze, metalicznie lśniące pojazdy dyskokształtne, a
wydarzenia owe żywo interesowały amerykańskie kręgi wojskowe
(według m.in. Phila Schneidera oraz Ala Bieleka) i szwajcarskie siły
powietrzne - których myśliwiec pewnego razu dał się tam nawet
sfotografować, jak gdyby na potrzeby promującej lotnictwo broszury
pozował do zdjęcia podpisanego "Kulminacja wieczornego
przelotu myśliwca - spotkanie z niezidentyfikowanym obiektem
latającym". Jednak co do wiarygodności samej treści przekazu
mądrości z innej historii - można pamiętać przynajmniej o
fakcie, że Plejaranie sami opowiadają, jak nie tak dawno ich
przodkowie popełnili na Ziemi wiele błędów i niegodziwości, a
buntownicy z ich systemu jeszcze w XX wieku wabili mieszkańców
naszej planety złudzeniami i zwracali przeciwko sobie, knując
intrygi oraz egoistyczne plany. Na pewno Plejaranie starają się jak
najlepiej, ale to samo można przecież powiedzieć o bardzo wielu
osobach z najróżniejszych środowisk i opcji ideowo-filozoficznych,
u których dobre intencje nie wydają się do końca przekładać na
szlachetność konsekwencji czynów. Być może gwiazdozbiór
informacji od Plejaran tak samo miga momentami jakiejś propagandy
czy przeinaczania, z czego np. oni sami zdadzą sobie sprawę dopiero
za 200 lat - a wtedy wrócą i powiedzą "Oj, sorry, właściwie
to znowu nabroiliśmy..."
[22.11.09]
Ogólnie, wbrew wielu akapitom widniejącym póki co powyżej, na
lotnej premii moich dociekań, po dwóch latach przesadnie
intensywnego badania tematu ufo, okazywałoby się, że to wszystko
może wyglądać mniej więcej tak:
-
najlepiej zawsze zważać na głos własnej intuicji i w obliczu
żadnych informacji nie ściszać nigdy z przejęciem odwiecznej
wewnętrznej muzyki pozytywnego sensu wszystkiego, co istnieje i
przemierza czasoprzestrzeń, próbując rozwikłać jej tajemnice czy
po prostu wesoło sobie oddychając zielonymi liśćmi, wyczuwającymi
promienie słońca; owa cicha melodia przeczuć większego sensu,
uspokajająca wszelakie smutki, jeśli tylko dobrze się w nią
wsłuchać i zgrać z nią refleksjami, niezniszczalna gdzieś w
głębi pewnie każdej duszy, chociaż nie zawsze się ją słyszy
albo choć o niej pamięta - w świetle współcześnie ukrywanej
przed masami wiedzy okazuje się być jednak prawidłowym podkładem
emocjonalnym pod rzeczywistość naszego kosmosu; chociażby 118%
gazet pisało, że to wszystko jest inaczej i sprytnie byłoby raczej
ciągle się martwić, przejmować i obawiać, a potem i tak się
umiera, znikając na zawsze. Skoro jednak według cenionych przez
wojskowych informacji z innej planety tak naprawdę wszystko jednak
ma sens, a każde życie jest zaminowanym szansami etapem
monumentalnej drogi w gwieździstym celu - obojętnie jak nie byłoby
nudne, w końcu czasami trzeba odpocząć, jak to na długim szlaku -
wobec tego wszelakie wyobrażalne okropności godne horrorów
przyszłości i różne inne mniej lub bardziej nieprzyjemne
wydarzenia okazują się być tylko jak gdyby przyprawami niezbędnymi
dla podkreślenia smaku naszej świadomości, urozmaicenia fabuły,
natchnienia przygód garścią zagadek i wyzwań, żeby można je
było z klasą rozwiązywać i pokonywać, jak np. robili to
bohaterowie serialu "Parker Lewis", których przygody bez
żadnych problemów byłyby pewnie dość monotonne i pozbawione
humoru. Żyje się tyle razy, że każdemu wystarczy, ci którzy
odeszli będą żyć znowu, a śmierć to tylko rozwiązanie problemu
przepalania się mózgu od pomysłów błyskających nieprzerwanie
przez tysiące lat, w przypadkach populacji o nieosiągalnej dla nas
średniej długości życia; na samym końcu i tak czeka niezły
'happy end', tj. trwały stan psychiczny niewyobrażalny dla zakresu
doznań stworków krzątających się jeszcze po powierzchniach
planet - z czego wynika, że każdy stres przyczajony gdzieś po
drodze ma tak naprawdę ograniczony wymiar i sens, a po eonach lat
pisane jest mu w ogóle zrzucić maskę i okazać przewrotnie
pozytywnym wydarzeniem, które przydało się w szybszym ukończeniu
fazy wyodrębnionego istnienia / samotnego przeżywania
-
uprowadzenia przez obcych mogą być w co najmniej 80%-90% przypadków
oryginalnymi seansami organizowanymi przez tajne struktury wojskowe,
w ramach sekretnego planu zaprezentowania ludzkości nowego wroga -
obcych z kosmosu; jak zresztą po długoletnich badaniach sugerowali
znani badacze tego zjawiska, tacy jak np. Bill Cooper, dr Karla
Turner czy dr Helmut Lammer; Gadoidy/Reptilianie to być może tylko
wymyśleni wrogowie, a za ich obserwacje odpowiedzialne są niekiedy
bioroboty stworzone w wojskowych laboratoriach, gdzie konstruktorzy
japońskich sztucznych ludzi nie wiedzieliby, co jest od czego;
natomiast obserwacje "zmieniania kształtów", czyli
'shape-shiftingu', byłyby zaś kto wie czy nie mylnie
interpretowanymi przejawami prastarej aktywności niegłupich istot
gnieżdżących się w innym wymiarze czasoprzestrzeni zakrzywianej
przez naszą planetę, tzw. sferze astralnej, a raczej jej najniższej
lidze; w przyszłości w ramach daleko posuniętych globalnych
ćwiczeń "Inwazja" można spodziewać się nalotów
rzekomo przybywających z kosmosu uzbrojonych jednostek powietrznych,
w wyniku których zniszczenia dotkną wiele kilka miast, a straty w
ludziach zostaną może np. przekształcone przez media w histerię
kwalifikującą każdego, kto powie, że to się nie dzieje naprawdę,
do otoczenia opieką; moralna ocena tej akcji, zapewne potajemnie
ujawnianej na szczeblu międzynarodowym w mniejszym lub większym
zakresie i być może nie bez kontrowersji czy wręcz oporów
poszczególnych państw - pozostaje złożona w obliczu równie
utajnionej faktyczności zagrożenia ziemskiej cywilizacji
nadciągającego ze strony upadłej inteligencji z kosmosu, której
jednostki bojowe mają według Plejaran prędzej czy później wziąć
naszą planetę na cel, a wtedy akurat możemy już grać w
profesjonalnej lidze planetarnej o zasadach "każdy się broni
sam i sam załatwia swoje sprawy" (o ile już w niej nie gramy)
- być może więc ten "fałszywy alarm", niby
przeciwpożarowy w szkole, opracowany został w celu ominięcia
problemu "jak teraz szybko i skutecznie przekonać narody
wszystkich religii, że kosmici w ogóle istnieją, a mało tego,
czym prędzej powinniśmy przestać strzelać do siebie nawzajem, a
rozpocząć konkretne przygotowania do obrony ramię w ramię".
Oczywiście istniałaby też alternatywna droga normalnego ujawnienia
ukrywanych od dekad informacji na temat obcych, bez realizowania
scenariusza pozorowanej inwazji - być może jednak władze po prostu
nie zamierzają powiedzieć ludziom prawdy, że tak długo robiły z
nich głupków i kazały się śmiać z ufo, wiedząc że to poważna
sprawa - skoro wtedy masy społeczne mogłyby na dłużej przyjąć
postawę nieufności wobec oficjalnych komunikatów, a np. publicyści
i uczeni sfery publicznej wziąć na cel dociekań mechanizmy, które
w rzekomo demokratycznym świecie pozwoliły na utrzymywanie pokoleń
w stanie ogłupienia i skołowania; jeszcze inna możliwość, to że
jakaś grupa pragnie wykorzystać całą tę okazję, oczywiście
rozpoznając swoje intencje jako słuszne i szlachetne, w celu
profilaktycznego zagarnięcia władzy za pomocą narzuconego na
struktury wszystkich państw globalnego systemu obronnego,
elektronicznej kontroli etc.
-
eksperyment "Filadelfia" nie wiadomo, czy się wydarzył,
czy nie - albo Plejaranie mówią, że nie, albo ktoś ściemnia, że
oni tak powiedzieli, albo po prostu Al Bielek mówi prawdę, a jakieś
grupy próbują to podważać, na rozmaite sposoby i z nieznanymi
intencjami; poza tym w dzisiejszych czasach, nawet kiedy strzelasz
się albo konwersujesz z kosmitą - i tak do końca nigdy nie wiesz i
ciężko poznać, czy to nie był czasem kosmita-zabawka; a kto wie,
czy jeszcze nie było tam gdzieś ukrytej kamery; a jeżeli służąc
w wojsku słuchasz na odprawie o zielonych stworach, oglądając ich
rysunki albo zdjęcia - też do końca nie możesz mieć pewności,
czy to już jest naprawdę, czy to wszystko jeszcze ostatnia
megarealna symulacja, którą ci potem wytłumaczą.
http://www.ukrytesprawy.org/
NewWorldOrder.com.pl