Magia Krwip

Tłumacz: majim

Beta: Serena_, unbelievable



70. Mankamenty zaufania



Podczas śniadania Harry’ego morzył sen. Poprzedniego wieczoru, korzystając z osłony ciemności, razem z Ronem i Hermioną oznaczyli na nowej mapie błonia zamku. Obszar obejmował odległość od murów aż po wejście do tunelu prowadzącego do Wrzeszczącej Chaty.

Pomimo małej ilości snu, Harry obudził się bardzo wcześnie i nie potrafił wyleżeć w łóżku. W końcu wstał i, zirytowany, poszedł na śniadanie. Dłubiąc niechlujnie w nadjedzonej jajecznicy zauważył, że Draco obserwuje go zza stołu Slyterinu. Ślizgon wstał i, utrzymując kontakt wzrokowy, skierował się ku wyjściu z Wielkiej Sali. Harry porzucił swoje śniadanie i z wahaniem podążył za kolegą.

Malfoy poczekał na Pottera w holu, a gdy tylko go dostrzegł, ruszył dalej w głąb korytarza. Szli jeden za drugim przez parę minut, by w końcu wejść do pustej klasy. Harry stanął w drzwiach z różdżką w ręku, nie wiedząc, czego może się spodziewać. Ślizgon z nonszalancją opierał się o kamienny parapet zakurzonego okna. Harry kiwnął głową. Odwrócił się i zabezpieczył drzwi, po czym spokojnie schował różdżkę do kieszeni. Przeszedł przez pokój.

- O co chodzi? – rzucił cierpko.

- Nie ufam ci – odparł po prostu Draco, taksując go wzrokiem.

- Och. – Harry zmarszczył brwi i z uwaga spojrzał na kolegę.

- Nie obraź się, ale kłamałeś aż za dobrze w tę sobotę. - Malfoy obrócił się w stronę okna, próbując dojrzeć cokolwiek za szarą zasłoną brudu. Gdy znów się odezwał, mówił z namysłem, ostrożnie dobierając każde słowo. – O dziwo, sprawiło to, iż myślę, że tak naprawdę jesteś Potterem, tylko sprytniejszym niż podejrzewałem.

- Nigdy nie powiedziałem, że nie jestem. - Harry wzruszył ramionami.

- Tak. Przypuszczam, że to prawda. - Nieoczekiwanie na twarzy Draco pojawił się nieśmiały uśmiech. - Aczkolwiek miałem nadzieję, że jeśli nim jesteś, przynajmniej skrzywisz się, kiedy nazwę cię durniem.

- To byłoby zaskakujące, nieprawdaż? - Harry znów wzruszył ramionami.

- Znowu to samo! - Draco z niedowierzaniem pokręcił przecząco głową.

- Co masz na myśli?

- Skrzętnie ukrywasz prawdę.

- Och. - Harry powtórzył w głowie całą rozmowę i zrozumiał, co Draco miał na myśli. – Tak. Jestem Harrym Potterem. Zadowolony?

- Nie do końca – prychnął Draco z irytacją. - A co z całą resztą? Z twoim wyglądem? Dlaczego wciąż unikasz czarów związanych z transmutacją?

- Lepiej nie pytaj, i tak ci nie powiem.

- Racja - westchnął Draco. – Naprawdę mam nadzieję, że nie robisz niczego głupiego.

Harry uniósł brwi.

- Snape twierdzi, że nie.

- Naprawdę, Potter? Myślałem, że możesz być jakimś jego bratankiem, którego przemycił do wewnątrz.

- Jeżeli Snape kogokolwiek chciałby zaangażować, to mógłby wybrać lepiej.

- Prawdopodobnie - zaśmiał się Draco. – Jak wypadłem w sobotę, nie licząc mojego małego faux pas?

- Byłeś świetny. Nie sądzę, bym miał szanse wypaść lepiej bez ciebie.

- A jednak! Nie sądziłem, że przepuścisz mu traktowanie twojego wilczka w ten sposób.

- Nie byłem tym zachwycony. - Harry czuł, że się czerwieni. – Jednak potrzebuję czasu, a to był jedyny sposób, by go zdobyć.

- Racja. - Draco spojrzał na niego przenikliwie. - Może jednak masz jakieś szanse w tej wojnie.

- Wygram ją.

- Chodźmy zatem. Myślę, że możemy pojawić się trochę wcześniej na eliksirach.

- Snape będzie z ciebie zadowolony.

- Na szczęście tylko ze mnie. - Draco uśmiechnął się złośliwie. - Z ciebie nigdy nie jest zadowolony.


*


Na obronie przed czarną magią uczyli się nowego zaklęcia, które można było łączyć z innymi klątwami. Używając go, istniała możliwość ugodzenia w najbliżej przebywające osoby.

- Wszystkie cele – wyjaśniał profesor Lupin – muszą być nie tylko podobne, ale albo biologicznie, albo eterycznie pokrewne. Znaczy to, że można podzielić klątwę lub urok na wszystkie dziewczęta, ale nie na wszystkie noszące spódnice, na wszystkie szczury, ale nie na wszystkie chowańce trzymane w zamku, na wszystkich o niebieskich oczach, ale nie na wszystkich lubiących niebieskie oczy.

- Można tak odnaleźć czysto-krwistych? - spytał Draco.

- Muszę cię rozczarować. – Twarz Lupina stężała, a ton jego głosu stał się chłodniejszy. – Nie ma nic biologicznie ani eterycznie wyjątkowego w czarodziejach czystej krwi. Genio może rozróżnić mugoli i czarodziejów jako stworzenia obdarzone albo pozbawione magii, jednak nie znalazłoby różnić między tobą, a Hermioną.

- Istnieją przecież czary, które na to pozwalają.

- Tak, są to czary sprawdzające twoje pochodzenie, a te zaś są zbyt wolne i zbyt złożone, aby łączyć je z innymi zaklęciami, nawet jeśli ich prawie sztywna struktura pozwalałaby na taki duet. - Lupin przesunął wzrokiem po twarzach swoich uczniów. – Za tydzień będziemy się uczyć o zaklęciach znakujących, ale w tym tygodniu zajmiemy się tylko klasującymi.

Zostali podzieleni na pięcioosobowe grupy, w których każda osoba rzucała urok jasności na podgrupę stworzoną z pozostałej czwórki. Harry znalazł się w grupie z Draco, Justinem, Padmą i Terrym. Justin i Draco utrzymywali między sobą jak największy dystans. Harry’ego bawiło to, że ich miny wyrażały te same uczucia – rezerwę i napięcie. Potter pracował, starając się być przyjaznym dla nich obu.

Harry zaczynał ćwiczenie, wybierając wszystkich o brązowych oczach. Padma wypróbowała je na chłopcach. Gdy przyszła kolej Draco, zarówno Padma, jak i Harry zaświecili. Ślizgon zmarszczył brwi i zachmurzył się, ale odmówił określenia, jakiego podziału próbował. Za drugim razem Harry poprosił kolegów z grupy o podanie swojej daty urodzin; chciał rzucić zaklęcie na starszą dwójkę, ale nie zadziałało.

- To pewnie dlatego, że to kryterium jest porównawcze. Spróbuj czegoś innego.

Uwaga Justina brzmiała mądrze. Aby ją potwierdzić, Harry rzucił zaklęcie na ludzi wyższych niż pięć stóp. Zadziałało. Zdziwiło go to, ale Draco zauważył, że tym razem porównywał ich do wybranej zmiennej, a nie między sobą. Harry potrzebował kilku chwil, żeby zrozumieć tą różnicę, jednak Terry natychmiast rzucił zaklęcie na ludzi starszych niż szesnaście lat i trzy miesiące, potwierdzając wniosek Draco. Justin spróbował na wszystkich ludzi o krótkich włosach, ale nikt nie zaczął świecić.

- To nie jest znacząca różnica - stwierdził Draco.

- To fizyczna…

- Terry mógłby zapuścić włosy, a Padma może ściąć swoje - zauważył Harry. – To nie zmieniłoby ich podstawowych cech.

- To jest jak próbowanie rzucenia zaklęcia na wszystkie dziewczyny o pomalowanych paznokciach - dodała Padma.

- A jeśli już o nich mowa, Harry…

Draco uśmiechnął się złośliwie, a wszyscy - włącznie z Harrym - spojrzeli na dłonie Złotego Chłopca.

- Wypadek na eliksirach – wytłumaczył Potter.

Padma chwyciła jego rękę i dokładnie się jej przyjrzała.

- Jak to zrobiłeś?

- Powiedziałem wam, że to tylko wypadek z eliksirem. – Harry spojrzał na nich trochę gniewnie. – Nie był zbyt groźny, ale na tyle poważny, że spędziłem noc w skrzydle szpitalnym.

- Nie jestem pewna. – Padma zamyśliła się. – Terry, co o tym sądzisz?

- Chyba cię zabiję, Draco – rzucił Harry, prawie warcząc, zanim Terry wygłosił swoje zdanie.

- Za wygranie tej rundy? - Draco uniósł lekceważąco jedną brew. – Wysoce niesubordynowanie z twojej strony, Potter.

Pod koniec zajęć każdy miał już dość dobre pojęcie o tym, które rozróżnienia między ludźmi działają, a które nie i dlaczego. Draco i Justin prawie zapomnieli, że powinni się unikać. Lupin zwolnił ich z zajęć dopiero po zadaniu dwustronicowego eseju i obietnicy, iż na następnych zajęciach wypróbują inne uroki.


Harry jakoś przeżył ten dzień do końca, czując, że tak naprawdę jeszcze się nie obudził. Po treningu Quidditcha stał pod prysznicem, pozwalając swoim myślom odpłynąć w dal.

- Idziesz na kolację? – spytał Ron.

- Idź, dogonię cię - odparł Harry.

Usłyszał, jak chłopak wychodzi z pustej już szatni. Przez chwilę Harry poczuł się po prostu wolny, jednak po chwili zdał sobie sprawę, jak bezbronny jest w tym momencie. Zmusił się do wyjścia spod ciepłej wody i ubrania się. Gdy kończył wiązać buty, w szatni panował już półmrok. Harry rozejrzał się i zauważył smukłą postać stojącą w drzwiach na tle znikającej już łuny wieczornego światła.

- Przepraszam za najście.

Wypowiedź była na tyle nietypowa, że Harry'emu dłuższą chwilę zajęło dopasowanie głosu do konkretnej osoby.

- Remus? – Gryfon na moment znieruchomiał, potem szybko zerwał się na równe nogi. – Nie możesz tu być. On cię zabije.

- Nie, jeśli mu nie powiesz - stwierdził Remus, robiąc krok w stronę szatni.

Harry pozostał nieruchomo, gdy wilkołak zbliżył się jeszcze o trzy kroki i położył dłonie na jego ramionach. Oczy profesora były nieludzko złote. Harry wstrzymał oddech.

- Harry, proszę, wysłuchaj mnie. - Wierzchem dłoni Remus delikatnie dotknął jego blizny. - Uwierz mi, kocham cię.

Gdy zauważył brak oddechu u Harry'ego, puścił go i odsunął się.

- Ale? – spytał Harry, krzywiąc się.

- Zostałeś wybrany celem tego miesiąca.

Żołądek Złotego Chłopca skurczył się. Pokój zafalował delikatnie.

- Usiądź, Harry - zaproponował Remus.

Chłopak pokręcił przecząco głowa i natychmiast tego pożałował.

- Kazali mi to zrobić już w zeszłym miesiącu, ale powiedziałem im, że nie miałem odpowiedniej okazji. Teraz nalegali mocniej. Dali mi nawet wzory zachowań na wypadek różnych sytuacji. Zapowiedzieli z góry, że zabiją mnie, jeśli cię nie dostarczę i to najlepiej wcześniej zarażając ciebie; tak, żeby wyglądało na to, że mnie za to zabiłeś.

- Nie zorientowałbym się?

- Mogą znaleźć takiego atakującego, którego wilcza strona jest prawie taka sama, jak moja, żeby cię nabrać. - Remus nerwowo przełknął ślinę. - W związku z tym mam do ciebie kilka próśb.

- Mam ci pozwolić mnie zabrać? - zasugerował Harry.

- Nie!

- Moglibyśmy szpiegować razem.

- Nie, Harry. Nigdy, nawet hipotetycznie, nie rozważaj tego pomysłu.

Remus zbladł i zaczął drżeć, ale gdy znów się odezwał, jego głos był spokojny, a ton wyraźnie rozkazujący.

- Zostań w miejscach otoczonych ludźmi przez całą noc pełni. Chcę mieć świadków. Jeśli to zorganizują i w jakiś sposób przedstawią ci martwego wilka - bądź moje martwe ludzkie ciało - i spytają, czy to ten cię zaatakował, nalegaj na testy. Nie da się tego sprawdzić przed pierwszą przemianą, ale potem można jednoznacznie połączyć wilkołaka z tym, kto go zaraził, a więź jest traktowana jak pokrewieństwo. I przede wszystkim… – Głos Remusa zaczął się chwiać, wyglądał na chorego. - Jeśli Severus cię wtedy odrzuci, ugryź go. Zasłuży na to.

Harry usiadł. Pozycja stojąca nagle wydała się być niepotrzebnym zużywaniem energii. Ławeczka pod nim była zimna.

- Co mogę zrobić, żeby cię ochronić?

- Powiedziałem ci...

- Nie. Powiedziałeś mi tylko, jak ochronić twój honor. Pytam, jak mam chronić ciebie?

Remus potrząsnął przecząco głową.

- To jest problem Dumbledore'a, nie twój. Nie zabiją mnie, ale już nigdy nie będę mógł opuścić zamku. - Jego twarz była napięta ze zdenerwowania. – Poprosiłem cię o to tylko na wypadek, gdyby jednak im się udało. Chcę, żebyś wiedział, że nigdy bym cię nie zdradził. Wiem, jak to jest z tym żyć i nie pozwolę, by ciebie też to spotkało.

- To znaczy, że mogę ci ufać?

- Tak. - Remus zawahał się. - Udawaj, że tak nie jest.

Harry opuścił głowę i schował twarz w dłoniach.

- Będą mniej wściekli, jeżeli uda mi się sprawić, że pomyślą, iż próbowałem, ale mi się nie udało. - Głos Remusa był definicją wyrachowanego spokoju, jakby recytował listę zaleceń. - Nie bądź ze mną sam na sam nigdy więcej, odmawiaj wszelkich prezentów, darów; nawet tych związanych z lekcjami. Selena znów mnie odwiedzi. Uprzedzę cię o tym za pośrednictwem Hermiony. Bądź widocznie podejrzliwy w mojej obecności.

Harry nagle się zezłościł.

- Chcesz tak po prostu ją w to wkręcić? - spytał. – To jej wina! Dlaczego nie możemy się jej pozbyć?

Remus także usiadł na ławeczce i zamknął oczy.

- Harry...

- Wiesz, że ona też jest w niebezpieczeństwie. Powiedziałeś, że nie podoba ci się to, co oni robią. Pomóż ich powstrzymać.

- Selena wierzy, że postępuje właściwie. Nie jest zła, tylko naiwna.

- Jest zła. Pomaga Voldemortowi. Usprawiedliwia sankcje wymyślone przez Knota!

- Wiem! - Nagle kolory wróciły na uprzednio bladą twarz Remusa. - Harry, nie uważasz, że ja doskonale to wszystko wiem? Nie zamierzam zdradzić mojej…

Wracamy do tego - pomyślał Harry. - Mój rodzaj. Ktoś, kto wie lepiej. .

- Twojej: co, Remusie? - warknął.

- Nie ma na to jednego określenia.

- Więc to opisz.

- Miała trzynaście lat, kiedy została ugryziona. Jej rodzina wyrzuciła ją z domu. Powiedzieli jej, że może żyć pośród swojego gatunku, a nie ich.

Remus westchnął i znów zamknął ma chwilę oczy.

- Istnieje rodzaj organizacji specjalizujący się w pomaganiu młodym wilkołakom w takich sytuacjach. Zająłem się nią. Robiłem to wcześniej dla kilku innych, ale byli dorośli. Zostawali na kilka miesięcy, a potem odchodzili. Selena natomiast mieszkała u mnie do osiągnięcia dorosłości i nawet teraz, kiedy tylko możemy, spędzamy razem święta. - Jego wilcze, złote oczy były szeroko otwarte i świeciły w ciemności. – Jest moją przybraną córką, tak najlepiej to określić. Jest rodziną, moją wilczą rodziną. Wplątała mnie w to, bo chciała mnie chronić przed gniewem Rudolfa. Nawet jeśli zrobiła źle, będę jej bronić.

Ból w oczach Remusa podniósł gniew Harry'ego do prawdziwej furii. Przestało mu zależeć na ukrywaniu uczuć w swoim głosie.

- Powinieneś był powiedzieć!

- Masz rację, Harry. - Remus spuścił głowę z rezygnacją, oparł łokcie o kolana, a twarz schował w dłoniach. - Powinienem. Zrobiłbyś to, będąc na moim miejscu?

- Tak!

- W takim razie działaj. - Podniósł się gwałtownie, a jego rysy twarzy stwardniały. - Idź. Donieś na mnie.

- Dlaczego miałbym to zrobić?

- Pomagam kryminalistce, Harry. Idź i im to powiedz.

Oczy Remusa dziwnie zamigotały w przydymionym świetle wieczoru.

- Wezwij Departament Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Mogą zrobić ze mną wszystko, nie mam żadnych praw. Ewentualnie mogę powiedzieć im to, co wiem, oczywiście pod działaniem Veritaserum. Oni ją znajdą i zamkną, a ty będziesz częściowo mniej zagrożony przez kilka tygodni. Rudolf zawsze miał talent do znajdowania nowych ludzi na opuszczone stanowiska.

Harry nie mógł wydobyć z siebie słowa.

- Na co czekasz? – kpił Remus. – Nie chcesz natychmiast udowodnić wyższości moralnej swoich celów? Twojej umiejętności postępowania właściwie niezależnie od własnych uczuć? Naprawdę mam nadzieję, że to powoduje w tobie jakieś uczucia; myśl, że komuś na mnie zależy jest jednak całkiem miła.

- Remus!

- Wyjdź.

Harry wyszedł, czując mdłości i niepewność. Jego relacja z Remusem zdawała się rozpadać, nadwyrężając przy tym jego stosunki z Severusem - tak samo, jak jego uczucia do Hermiony niszczyły znajomość z Draco, który natomiast powodował problemy przy kontaktach z Ronem. Kusiło go pójście prosto do łóżka i odcięcie się od wszystkich. Mimo to nogi zaprowadziły go do Wielkiej Sali na kolację.


*


- Coś się stało, Harry? – spytała Hermiona zaniepokojonym tonem.

Chłopak spojrzał w górę znad swojej odrzucającej pracy artystycznej, jaką nieświadomie stworzył na talerzu.

- Jestem tylko zmęczony - powiedział.

Używając końcówki ząbka widelca, zmienił ułożenie dwóch ziarenek groszku. Zdał sobie sprawę, że tęskni w tym momencie za Syriuszem bardziej niż kiedykolwiek w ostatnim miesiącu.

Oczywiście, pomyślał, gdyby tu był, wszystko stało by się jeszcze bardziej skomplikowane. On i Severus naskakiwali by na siebie cały czas, a ja miałbym dodatkową parę wrogów do pogodzenia.

Uznał, że ta myśl jest jeszcze bardziej depresyjna.

- Sny? - dopytywała się Hermiona.

- Nie. Naprawdę, to tylko brak odpowiedniej ilości odpoczynku. Żadnych wycieczek dzisiaj, tak sądzę - odpowiedział mechanicznie.

Zastanawiał się, jaki był Remus względem Jamesa. Pomijając sposób, w jaki James traktował Severusa we wspomnieniu, wydał się godny obdarzenia go uczuciem. Może to przez fakt, że widział siebie samego, będącego podrzucanym ku niebu, przytulanym i delikatnie upominanym. Czuł, że aroganckie zachowanie Jamesa nie brało się ze złych zamiarów – on po prostu taki był. Myśląc tak, rozumiał sposób, w jaki uśmiechał się Syriusz i Remus, gdy wspominali Rogacza; sposób, w jaki może - za jakiś czas - on będzie się uśmiechał, myśląc o Hermionie opowiadającej o jej nowym eliksirze, albo Ronie i jego niepewności co do pieniędzy.

Ona była dokładnie taka, jak pamiętam, on był, jaki był – a ja ich kochałem.

Harry upuścił widelec, który odbił się od talerza i wylądował na stole, brudząc jedzeniem obrus.

Wyobrażam sobie ich martwych! Moich przyjaciół!

- Harry? Na pewno wszystko w porządku?

- Tak - odpowiedział automatycznie i natychmiast tego pożałował.

Przepraszający uśmiech mógłby zbić ją z tropu, ale Hermiona już sięgała po jego dłoń.

- Znam to twoje „tak” – odpowiedziała, lekko się krzywiąc. – Chodźmy na spacer.


Wyszli w zimne powietrze październikowego wieczoru, kierując się w stronę ogrodu z dzikimi różami. Ostatnie kwiaty przypominające ciepłe dni lata kurczowo przylgnęły do łodyżek, powoli brązowiejąc, ale nie niszczejąc dzięki mroźnemu powietrzu, które jakby zatrzymało dla nich czas. Było zbyt chłodno, aby w powietrzu unosił się zapach róż, przez co miejsce wydawało się być obumarłe i smutne. Hermiona poprowadziła go ścieżką w dół, aż do altanki osłoniętej wiecznie zielonymi liśćmi winorośli.

Przysunęła się tak, by go pocałować - przez chwilę zagubił się w miękkości jej ust. Objął ją ramionami i poczuł, jak drży. Zastanawiał się, czy jej ciało pod grubą szatą jest tak samo gorące, jak jej oddech i czy kiedykolwiek ośmieli się to sprawdzić. Zapytał siebie samego, czy to działałoby tak samo dobrze z kimś innym, kimś mniej skomplikowanym.

Hermiona odsunęła się i Harry zdał sobie sprawę, że przestał skupiać się na pocałunku.

- Coś nie tak? - spytała zmartwiona.

Harry spojrzał na nią z niepokojem.

- Myślałaś kiedyś o... - przerwał i zaczął od początku. – Miałaś kiedyś problemy, które nie mają rozwiązania? Pojawiają się przebłyski czegoś, co wygląda jak rozwiązanie; czegoś, co może zadowolić kogoś, ale tak naprawdę niczego nie naprawia?

Hermiona natychmiast posmutniała. Harry pomyślał, że to niesprawiedliwe, bo właściwie nie powiedział jeszcze nic. Nie potrafił wymyślić, jak ująć w słowa to, co go martwiło. Gdyby nie był z nią, sprawy z Severusem układałyby się lepiej, może nawet z Draco także, chociaż nie byłoby to prostsze i nie byłby bardziej szczęśliwy.

- To nie musi nigdzie prowadzić – powiedziała. – To był tylko impuls.

- Nie! - Harry delikatnie ujął jej dłonie. - Nie. Nie to miałem na myśli.

Wziął głęboki oddech.

Jesteś dla mnie idealna. Ale Severus wolałby, gdybym miał dziewczynę czystej krwi. - Jego słowa zlały się w nerwową paplaninę. Myślał, że wie, jak bardzo to stwierdzenie ją zrani, a teraz, patrząc na jej reakcję, zdał sobie sprawę, jak bardzo się mylił. - Nie chcę cię zostawić… Stracenie ciebie byłoby najgłupszym posunięciem w całym moim życiu. On też nie chce, żebyśmy się rozstali. Ja po prostu wiem, że to byłoby dla niego łatwiejsze do zniesienia, gdybym był zainteresowany kimś innym, ale nie jestem.

Hermiona kiwnęła głową. Wydawała się być niezdolna do wykrztuszenia chociaż jednego słowa. Harry miał okropne przeczucie, że niewłaściwie rozpoczął tą rozmowę i teraz musi szybko wszystko odkręcić.

- Martwi się o swoje wnuki. To jedyne, na co patrzy w tej sytuacji. Mam na myśli to, że już jestem półkrwi. Może ty umiałabyś wychować charłaka, ale ja... Ja nie należałem nigdy do świata mugoli. Dzisiaj to do mnie dotarło. Byłem trzymany tam, ale nie zezwolono mi na uczestniczenie w tym życiu.

Harry powstrzymał się od dalszego paplania. Hermiona wykręcała ręce z jego uścisku, ale nadal trzymał je stanowczo, chcąc móc patrzeć w jej oczy.

- Kocham cię - powiedział już spokojnie. – Nie będę już nic mówił na ten temat, dobrze?

Potrząsnęła przecząco głową, a z jej oczu popłynęły łzy. Przybliżył się, by je scałować, ale jeszcze raz spróbowała wyrwać ręce z jego uścisku i tym razem jej się udało. Odsunęła się i odbiegła ścieżką z powrotem w stronę zamku.

- Hermiono! Hermiono, nie! Przynajmniej ze mną porozmawiaj!

Biegł za nią aż do bramy, dopóki gdzieś nie zniknęła. Uderzył pięścią prosto w kamienny mur na tyle mocno, że zaklął z bólu i bezradności.



Wyszukiwarka