Rozdział dziesiąty
Wybiegłem z zamku, nadal rozmyślając nad przypadkową magią chłopca. Instynktownie aportowałem się w pierwsze miejsce, jakie przyszło mi do głowy: Spinner's End.
- Harry? - zawołałem od drzwi.
Wydawało mi się, że słyszę szamotanie na górze schodów. Był tam, skulony na popękanej, zmurszałej podłodze w tym cholernym kącie. Trzeba coś tam postawić, żeby mały nie mógł się karać po wszystkim, co mylnie uzna za występek.
- Dziecko, wyjdź stamtąd.
Kiedy Harry się nie ruszył, obszedłem go z boku, aby dobrze mu się przyjrzeć. Był tak zdenerwowany, że wydawał się bliski wywołanych paniką konwulsji.
- Tak bardzo się wystraszyłeś? - Roześmiałem się cicho. - Już się przecież wcześniej aportowałeś, dziecko. Nie rozszczepiłeś się nigdzie tym razem, prawda?
Wziął głęboki, drżący wdech i zaczął bełkotać:
- Ja nie... Ja nie... Przepraszam, p-proszę pana. Nie byłem... - I wtedy zaczął płakać.
- Cichutko, Harry. Wyjdź z kąta - powtórzyłem jak najspokojniej.
Wypadł z kąta, zamroczony, potem zacisnął dłonie wokół nóg, aż pobielały mu drobniutkie kłykcie. Wepchnął czoło między kościste kolana i ze szlochu przeszedł do łkania.
Przyniosłem szklankę zimnej wody i szmatkę, a on patrzył na mnie, jakbym dał mu dużą torbę galeonów. Kaszlał i prychał, kiedy wielkimi łykami pił wodę; oczy wypełnione miał niewylanymi łzami i mnóstwem pytań.
- No dalej, dziecko. Zadaj te swoje pytania - zaoferowałem.
- Naprawdę, proszę pana? Wolno mi?
- Zawsze ci wolno zadać mi pytanie, Harry. Czy ci przeklęci mugole zabraniali ci tego?
- Tak, proszę pana - szepnął żałośnie. Następnie przywołał całą swoją odwagę, aby zapytać o to, co przyszło mu do głowy. Po tym, jak wreszcie zdołał uspokoić oddech, rzucił prędko: - Czemu jest pan dla mnie taki miły?
Z całą pewnością nie tego się spodziewałem! Czy byłem miły? Doszedłem do wniosku, że skoro tak uważał, to był to dobry znak. Może jednak ostatecznie nie miałem się okazać takim okropnym opiekunem. "Pokażę Dumbledore'owi, że jestem w stanie to zrobić!"
- Ponieważ zasługujesz na miłe traktowanie - odparłem rzeczowo. - Następne pytanie.
Krzywy uśmieszek przemknął mu przez usta, lecz potem zielone oczy spochmurniały. Kolejne słowa wypowiedział głosem nie silniejszym od letniej bryzy:
- Teraz już będę z panem mieszkał?
- Tak! - Nie miałem zamiaru krzyczeć, krzyknąłem jednak, on zaś po początkowym przestrachu, który kazał mu się nieco cofnąć, rzucił się na mnie. Znalazłem się w najmocniejszych objęciach, jakich kiedykolwiek doświadczyłem. Niepewnie odwzajemniłem uścisk, szepcząc: - Nikt ani nic mi cię nie odbierze. To jest teraz twój dom, dziecko. Jestem twoim prawomocnym opiekunem w czarodziejskim świecie, jako twój ojciec chrzestny.
Odsunął się ode mnie nagle i po raz pierwszy spojrzał mi w oczy.
- Jest pan moim ojcem chrzestnym?
Nawet tego mu nie powiedziałem? "Idiota!"
- Tak, twoja matka wybrała mnie na twojego ojca chrzestnego i opiekuna. Zabrałbym cię od twoich potwornych krewnych wcześniej, ale nikt nie wiedział, że jestem twoim ojcem chrzestnym i, no cóż, to skomplikowane. Wystarczy, jak powiem, że możesz tu zostać... jak długo będziesz sobie życzył.
Znowu mnie uściskał, prawie wyduszając ze mnie oddech.
- Życzę sobie! - zaświergotał radośnie. - Życzę sobie, ojcze chrzestny!
W tej chwili wrócił jego strach i chłopiec uspokoił się szybko i nieco ode mnie odsunął.
- Przepraszam, proszę pana. Nie powinłem tego mówić bez pozwolenia. Przepraszam, proszę pana.
Zanim zdążyłem wykrztusić choćby słowo, w pokoju aportował się Dumbledore.
- Znakomicie, Harry, po prostu znakomicie! Nigdy nie widziałem tak potężnej przypadkowej magii. A ty, Severusie?
Cała moja uwaga skupiła się na dziecku. Cofało się, a strach bił z każdej jego komórki.
xXxXx
Był tu! Już narozrabiałem u mojego Snape'a, a teraz mężczyzna, któremu zrobiłem krzywdę, też tu był. Nie wiedziałem, co robić, więc cofnąłem się tak daleko, jak mogłem, aż uderzyłem plecami w ścianę. Pan Dumblesdore mówił i bardzo starałem się uważać, zrozumieć, ale słyszałem tylko ten wściekły szum w uszach albo w pokoju - nie mogłem dojść gdzie. Wiedziałem tylko, że trzęsę się i obijam o coś twardego, a wokół mnie powietrze sprawia wrażenie, jakby tysiąc kruków poderwało się do lotu. Szum stał się jeszcze głośniejszy i cofnąłem się chwiejnie. Ściana zniknęła! Znalazłem się w nowym pokoju, w jego sypialni. Kiedy ściana pojawiła się ponownie, zmartwiłem się tylko trochę bardziej, że wszedłem do jego pokoju bez pozwolenia; jak niby mogłem mieć jeszcze większe kłopoty niż już miałem?
Usłyszałem kroki zbliżające się do drzwi tego pokoju, sypialni mojego Snape'a. Wtedy zaswędziały mnie czubki palców u rąk i drzwi się zatrzasnęły, najwyraźniej zamykając na klucz. Pomyśli, że ja to zrobiłem! Na pewno mnie teraz odeśle. Ale może, tylko może, gdyby udało mi się wstać, otworzyć drzwi, przeprosić i przyjąć karę od nich obu jak dobry chłopiec, którym zawsze chciałem być... Warto było spróbować. Zagryzłem zęby i uderzyłem kilka razy głową w ścianę, żeby powstrzymać łzy, a potem zmusiłem się do wstania i otwarcia drzwi. Mój Snape wyglądał na bardzo rozgniewanego; właściwie od dłuższego czasu nie widziałem, żeby był aż tak rozgniewany. Pan Dumblesdore miał smutną minę. Może nie lubił wymierzać srogich kar, jak ta, na którą zasłużyłem.
- Bardzo przepraszam, panie profesorze Snapie, proszę pana, i panie Dumblesdore, proszę pana - powiedziałem, patrząc na ich buty.
Przypomniałem sobie mój pierwszy dzień tutaj, kiedy przewróciłem się i bałem, że zostanę uderzony. Wtedy pan Dumblesdore zaczął się śmiać. Nie odważyłem się unieść wzroku i zanim zorientowałem się, co się dzieje, zostałem podniesiony z ziemi. Wzdrygnąłem się, ale nie walczyłem. Jeśli mnie zabierał, zasłużyłem na to. Cokolwiek miał zamiar zrobić, wiedziałem, że zasłużyłem na najgorsze.
Odsunął mnie od siebie, żeby móc mi spojrzeć w twarz i odezwał się głosem, jakby był rozbawiony:
- Nie słyszałeś, co powiedziałem, malutki?
Nie byłem w stanie patrzeć na niego, kiedy przepraszałem za jeszcze jeden błąd, jaki popełniłem przez ostatnie piętnaście minut.
- Próbowałem, proszę pana, ale nie słyszałem pana. Przepraszam, proszę pana!
Znowu zachichotał. "Zachichotał?"
- Nieważne, Harry, nieważne. Mówiłem tylko, że twoja przypadkowa magia była znakomita, bardzo przerażająca i silna. Uważam za przywilej, że byłem jej świadkiem, nawet jeżeli moje pośladki nie podzielają tej opinii.
I ponownie zachichotał. Zaryzykowałem szybkie zerknięcie na jego twarz, a potem na mojego Snape'a, i stary czarodziej wyglądał, no cóż, jak przeciwieństwo złości, naprawdę. Mój Snape miał tą samą rozdrażnioną minę, jaką miał zawsze.
- Panie Dumblesdore, proszę pana?
- Dyrektorze Dumbledore, Harry - poprawił mój Snape, mój ojciec chrzestny, pełnym współczucia tonem.
- Już, już, Severusie, uznałem ten przydomek za bardzo chwytliwy.
Ojciec chrzestny prychnął na te słowa!
Dyrektor Dumblesdore mówił dalej:
- Tak, Harry?
- To nie jest pan ranny, proszę pana?
- Nie, dziecko. Jakże miło, że pytasz.
- I nie jest pan... nie jest pan na mnie zły? - Musiałem kompletnie stracić rozum, że zadałem takie pytanie wprost, ale miałem wrażenie, że nie będę miał przez to kłopotów.
- Oczywiście, że nie! - Podrzucił mnie kilka razy i łaskotał, aż zacząłem się śmiać, a potem ciągnął: - Harry, pójdziesz ze mną do kuchni na chwilę?
Ojciec chrzestny wyglądał na wściekłego, ale skinął głową, kiedy spojrzałem na niego, pytając o zgodę. Po dotarciu na miejsce stary dyrektor uklęknął przede mną i popatrzył mi prosto w oczy.
- Czy naprawdę chcesz tu zostać, dziecko? Wiele miłych wiedźm i czarodziejów z radością przyjęłoby cię do swoich rodzin. Kilka ma dzieci w twoim wieku.
Czego szukał w mojej twarzy? Chciał, żebym powiedział, że pójdę, ale czemu? Nic nie powiedziałem - już dawno się nauczyłem, że jeśli masz powiedzieć coś, co się nie spodoba, to lepiej zachowaj to dla siebie. Ale on wciąż szukał.
- Harry, czy chcesz zostać z Severusem?
Bezpośrednie pytanie. Tego nie mogłem zignorować.
- Tak, proszę pana.
- Dlaczego?
Jak mogłem na to odpowiedzieć? Gdzieś musiałem zacząć.
- Bo zabrał mnie od Dursleyów i jest łagodny i miły i jest moim ojcem chrzestnym i moja matka chciała żebym z nim był i proszę niech mnie pan nie zmusza do odejścia! - Ku mojemu przerażeniu mój głos znowu zmienił się w zawodzenie, a spod opuszczonych powiek popłynęły łzy. Jęknąłem, kiedy podeszła do nas wysoka, ciemna postać mojego opiekuna.
- Możesz wyjść, Albusie - powiedział, nie, raczej rozkazał.
Dumblesdore wstał z trudem, mówiąc:
- Severusie, mój chłopcze, ja tylko...
- Do widzenia, Albusie! - ryknął mój Snape.
Rozległo się pyknięcie i zostaliśmy sami.
xXxXx
Cały ten ból głowy, zmartwienie i łzy tylko po to, aby napuszony dyrektor Albus Dumbledore, Najwyższa Szycha Wizengamotu, Najwyższy Niezależny Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, Kawaler Orderu Merlina Pierwszej Klasy, mógł jeszcze głębiej zamieszać w moim życiu! "Pierwszej klasy wrzód na dupie!"
Podczas gdy ja gotowałem się ze złości, Harry prześlizgnął się obok mnie i popędził na piętro. Niech Merlin pomoże przeklętemu Dumbledore'owi, jeśli dzieciak znowu wlazł do tego kąta.
Wlazł. Szlag.
Usłyszałem, jak chlipie, i zobaczyłem, jak sztywnieje, gdy zorientował się, że tam jestem. Potem zaczął uderzać głową w cholerną ścianę! Dopiero po chwili dotarło do mnie, że w rzeczy samej to właśnie robił. Wziąłem go na ręce i posadziłem sobie na kolanach, kiedy usiadłem w fotelu bujanym, który przetransmutowałem, aby tymczasowo zablokować ten ubliżający mi prawy kąt pokoju.
- Dlaczego uderzałeś się w głowę, głupi dzieciaku? - spytałem ostro, a on się wzdrygnął. Szlag, szlag, szlag!
- Przepraszam, proszę pana! Byłem niedobry i płakałem i uderzanie się w głowę pomaga mi przestać ale nie zrobię tego znowu jeśli pan nie chce i jestem gotowy przyjąć karę, proszę pana.
Wyrzucał z siebie żałośnie te bzdury i jednocześnie zsunął się z moich kolan na podłogę, w której utkwił wzrok. Wziąłem go lekko pod brodę i uniosłem ją tak, żeby nie patrzył na ziemię, tylko na ścianę. Byłem całkowicie zdeterminowany, aby zachować spokój i opanowanie podczas tej wymiany zdań.
- Za co twoim zdaniem masz zostać ukarany?
W panice wydukał kilkanaście w domyśle ohydnych występków. "Czy to dziecko myśli, że wszystko, co robi, jest zbrodnią?"
Kiedy skończył, stwierdziłem po prostu:
- Harry, nie zostaniesz ukarany za żadną z tych rzeczy. Doprawdy, każdy młody czarodziej miewa ataki chaotycznej przypadkowej magii.
- Każdy młody czarodziej miewa... chce pan powiedzieć... jestem czarodziejem? - zawołał, po czym zakrył usta dłońmi.
Zastanowiłem się gorzko nad moim zapominalskim ostatnio, niesumiennym umysłem.
- Nigdy ci tego nie mówiłem? Jesteś, całkiem możliwie, najpotężniejszym czarodziejskim dzieckiem, jakie kiedykolwiek się urodziło.
Niewzruszony nadal przyciskał chude palce do według niego winnych warg, więc po chwili zastanowienia dodałem w końcu:
- Drogie dziecko, nie zostaniesz ukarany za to, że krzyknąłeś!
KONIEC
rozdziału dziesiątego