pub

2



Nie cofajmy się przed krzyżem

Rozmowa z J.E. Ks. Bp. Zbigniewem Kiernikowskim – ordynariuszem siedleckim.


W czasie Wielkiego Postu towarzyszy nam wezwanie Chrystusa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Na czym ma polegać nasze nawrócenie?


Nie chodzi tu o czyny czy gesty zewnętrzne, ale o serce człowieka. Problem tkwi w sercu, które zwiedzione na skutek grzechu, chciałoby znać dobro i zło jak Bóg, chciałoby panować nad swoim życiem i nad życiem drugiego człowieka. Jezus przestrzega przed wchodzeniem człowieka w pozycję Boga; przed pojmowaniem życia, jakby było ono z siebie (z człowieka), przed życiem dla siebie. Przestrzega więc przed pogańskim myśleniem i ocenianiem swego życia według kategorii tego świata – przed sercem hardym, które żąda, osądza, odrzuca, dochodzi swego, dąży do osiągnięcia korzyści, zapanowania nad kimś, osiągnięcia swoich celów. Bogu chodzi o to, żeby człowiek miał serce, które nie dochodzi swego, przebacza, potrafi przegrywać, by w tym mógł się odtwarzać obraz Boga, który jest tam, gdzie jest przebaczenie, jedność, gdzie nikt nie szuka własnego Boga, lecz wydaje siebie, by Bóg kształtował jego życie.


Ksiądz Biskup użył sformułowania „szukać własnego Boga”. Czyż my, chrześcijanie, nie mamy Jednego Boga, w którego wszyscy wierzymy?


Oczywiście tak jest, jednak często dla naszej wygody nosimy w sobie własne wyobrażenie Pana Boga –niestety, zniekształcające Jego właściwy obraz. To nasze „wyobrażenie” ma nam zagwarantować, że w życiu wszystko będzie nam się układało według naszych planów. Jednakże to nie jest prawdziwy obraz Boga. Prawdziwy Bóg przyszedł w Jezusie Chrystusie, wziął na siebie przekleństwo, które Jemu się nie należało, i na drzewie krzyża oddał życie za swoich – za nieprzyjaciół, grzeszników, za tych którzy mienili się Jego przyjaciółmi, ale Go zdradzili.

Nam zaś bardziej odpowiada Bóg tryumfator, który nas popiera, który pozwala nam wykazać, że to my mamy rację. Biada nam, jeśli na skutek naszego wypaczonego pojmowania Boga będziemy formować w sobie taką postawę: „Byle nas Pan Bóg uchował od nieszczęścia”, gdzie to, co jest nazwane nieszczęściem, jest z góry przeze mnie określone, tzn. ja wiem, co jest dla mnie szczęściem, a co jest nieszczęściem. Jeśli bowiem wypowiadam takie słowa, to mówię, że Pan Bóg może nie wiedzieć, co jest prawdziwym szczęściem dla mnie, że może czasem się zdrzemnąć, że pewne sprawy w historii wymykają Mu się z ręki przez niedopatrzenie, albo że ktoś inny rządzi światem. Chrześcijanin winien żyć w bojaźni, żeby nie przeciwstawiał się Bogu.


Przytoczonemu na wstępie wezwaniu Chrystusa do nawrócenia towarzyszy wezwanie do wiary w Ewangelię.


Wiara w Ewangelię to jest moc wchodzenia w krzyż, w cierpienie, to jest moc świadczenia o tym, że w tych bolesnych doświadczeniach jest Bóg, który dopuszcza trudne sytuacje, dotyka nimi człowieka, jak dotknął Hioba. Wezwanie do wiary w Ewangelię to zachęta, abyśmy korzystali z tej prawdziwej Ewangelii, która jest obwieszczeniem Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa, i Zesłania Ducha Świętego na przebaczenie grzechów, a nie przykrawali Ewangelię Jezusa Chrystusa do naszych zapotrzebowań, do realizacji naszych wizji, naszych programów, które to zazwyczaj my uważamy za święte, poprawne, słuszne, bo wtedy bardzo łatwo stawiamy siebie w miejsce Boga. To jest wielkie misterium, wielka tajemnica i wielki problem: żeby w naszej pobożności, w naszych dobrych intencjach, w naszym korzystaniu z mocy Boga nie rozminąć się z samym Bogiem i nie być antyświadectwem Jego obecności.

A prawdziwie stajemy się podobni do Jezusa Chrystusa wtedy, gdy Jego mocą, razem z Nim przyjmujemy to, co Bóg nam daje, przyjmujemy krzyż, wiedząc, że tam jest Bóg. On to objawił w swoim Synu, który „przeżył” śmierć i żyje jako Zmartwychwstały.


Jaką drogą można dojść do takiego nawrócenia?


Nawrócenie to owoc usłyszenia Ewangelii – Dobrej Nowiny. Jest nim radosne znalezienie się we własnym – prawdziwym wymiarze wobec Boga i w stosunku do drugiego człowieka: człowiek w swojej tymczasowości jest prochem ciągle formowanym w rękach Boga, prochem, który może pozwolić Bogu użyć siebie dla drugiego człowieka i tworzenia z nim wspólnoty – „jednego ciała”. Kiedy człowiek – świadomy swojej własnej tymczasowości – pozwala się wprowadzić w ekstazę i podziw dla Boga, zgadzając się na to, aby Bóg posłużył się nim, jego historią, jego ciałem dla tworzenia ciągle nowej jakości relacji z innymi, odkryje wspaniałość dzieła Boga, jakim jest jedność z drugim człowiekiem i dar miłości do drugiego człowieka, nawet niezależnie od tego, jaki ten drugi człowiek jest. Pełnym owocem tego nawrócenia jest miłość nieprzyjaciół – nie jako skutek ludzkiego wysiłku, lecz dar nowej jakości życia.

Jedynie wówczas, gdy człowiek akceptuje swój stan tymczasowości i fakt, że jego historia jest kształtowana przez Boga, posiądzie prawdę o swoim życiu i zobaczy jego prawdziwy wymiar jako daru zapewnionego mu w każdej okoliczności, również po przekroczeniu śmierci. Jeżeli człowiek uświadomi sobie swą zależność od Boga Stwórcy, to nie staje się niewolnikiem rzeczy stworzonych, nie próbuje też nad nimi panować, jakby był ich absolutnym panem, nie staje się niewolnikiem błędnych relacji z bliźnim. Swej władzy nad stworzeniem używa dla jego dobra i z pożytkiem dla siebie: nie oddaje czci stworzeniu, nie czyni sobie żadnego bożka, ale korzystając ze stworzenia, oddaje cześć Bogu w każdej okoliczności.


Okres Wielkiego Postu dla chrześcijan powinien być szczególnym czasem szukania woli Boga i jedności z drugim człowiekiem. Jak można w tym kontekście, w kontekście nawoływania Ojca św. do zachowania pokoju, skomentować wybuch wojny z Irakiem?


To co się stało w Iraku jest wielką raną w społeczności międzyludzkiej. Nie jest to rana jednostronna, lecz jest to ranienie się we wzajemnym współżyciu. Nie byłoby czymś sprawiedliwym zrzucić winę na jedną tylko stronę. Bolesne jest to, że nie okazało się możliwe uniknąć zbrojnego konfliktu. Teraz stoi przed nami wszystkimi wyzwanie, by to było z jak najmniejszą szkodą dla ludzi i to tych najbardziej bezbronnych, a wydanych na pastwę przemocy zbrojnej czy ideologicznej. Chodzi o to, byśmy wszyscy mieli na uwadze to, by w relacjach międzyludzkich zwyciężała prawda, a ostatecznie by najważniejsze było Miłosierdzie. Zależy od nas wszystkich czy wszędzie tam, gdzie żyjemy tworzymy środowisko wyrozumiałości i przebaczenia. Bez tego bowiem każdy konflikt staje się nie do rozwiązania. Jako chrześcijanie ponosimy odpowiedzialność za to, czy niesiemy w świat ducha pojednania, ducha znoszenia zła, które dzieje się w świecie – każdy na swoim choćby najmniejszym podwórku. Jeśli to czynimy, to możemy ufać, że pokój i pojednanie stanie się faktem. Naturalnie niekoniecznie tak, jak my to sobie wyobrażamy i wtedy, kiedy my tego chcemy. W tym duchu winniśmy się modlić w łączności z Ojcem Świętym i być obok drugiego bliskiego nam konkretnego człowieka z gotowością życzliwości i przebaczania. Wtedy nasze modlitwy o pokój zanoszone do Boga będą skutecznie wpływały na tworzenie atmosfery pokoju w świecie. Nie wolno nam stracić chrześcijańskiej orientacji i - niezależnie od tego, jaki bieg przybiorą dalsze wydarzenia tego konfliktu - możemy i musimy ufać Panu Bogu, że ten odcinek historii nie wymknął mu się spod Jego Opatrzności. Tym bardziej więc winniśmy pielęgnować w sobie świadomość, że jedynie przez przebaczenie niesione przez Jezusa Chrystusa i gotowość pojednania możemy tworzyć atmosferę współżycia - tę cywilizację miłości, o którą tak bardzo prosi i zabiega Ojciec Święty. Szczere szukanie woli Boga w naszym życiu złączone z wielkopostnymi praktykami pokutnymi i modlitwą to wchodzenie w postawę człowieka przebaczenia i pokoju na własnym terenie. To jest nam bardzo potrzebne i stanowi skuteczny przyczynek do niesienie pokoju poza nasze życie i to nawet bardzo daleko.



Dziękuję za rozmowę.


Anna Wasak


Wyszukiwarka