Tłumacz: unbelievable
Beta: Serena_
Rozdział 65. Okazje
- Herbaty, Severusie?
Snape zignorował ofertę. Z doświadczenia wiedział, że odpowiedź nie ma znaczenia.
- Panna Granger – zaczął, zmieniając temat – przeszła samą siebie.
- Naprawdę? – zapytał spokojnie Dumbledore.
- Sądzę, że możemy to wykorzystać.
Filiżanka herbaty pojawiła się na biurku przed Mistrzem Eliksirów. Dyrektor, wiedząc, że Severus dodaje różnych składników poprawiających jej smak, nie pozwolił, by na blacie znajdował się jedynie parujący napar. Przestrzeń białego biurka, na które padały nieśmiałe promienie słońca, wypełniła się mlekiem, cukrem i plasterkami cytryny. Snape zignorował wysiłki rozmówcy, czekając, aż napój wystygnie.
- Powiedz mi, Severusie, o co chodzi tym razem?
- Kupiła fretkę i próbuje widzieć oraz słyszeć za pomocą jej narządów.
Dumbledore wyglądał na zaniepokojonego.
- Czy ona nie zdaje sobie sprawy, jaki to może mieć wpływ na…
- Nie – przerwał ostro Snape. – Pochodzi z mugolskiej rodziny i zadaje się z czarodziejem wychowanym wśród mugoli i beztroskim chłopakiem Weasleyów!
- Spokojnie, Severusie – powiedział dyrektor łagodnie. – Wydaje mi się, że lubisz choć jedną osobę z tej trójki.
- Co wcale nie czyni go mniej ignoranckim głupcem – warknął Mistrz Eliksirów. – Choć jest bardziej odpowiedzialny od niej. Nikogo przy niej nie było, kiedy próbowała pierwszy raz.
Niepokój pojawił się w zwykle radosnych oczach dyrektora. Snape machnął rękę, jakby ta sprawa nie była istotna.
- Wyszła z tego bez szwanku. Harry znalazł ją i pomógł jej wrócić do swojego ciała, choć udało jej się przed tym widzieć oczami tego zwierzęcia. Za drugim razem powróciła sama, używając do tego zewnętrznego polecenia.
Dumbledore westchnął.
- Porozmawiam z nią.
- Powiedziałem już Harry’emu, jakie środki ostrożności powinni przedsięwziąć. Musze przyznać, że mimo wszystko jej sukces mnie intryguje. Jeżeli uda jej się to przy pomocy rodzimej fauny i na odległość, być może mamy idealnego szpiega.
Zmartwienie Dumbledore’a przerodziło się w zamyślenie. Snape niemal mógł usłyszeć, jak w głowie starca, tuż za niebieskimi oczami, pracują trybiki. Spojrzenie Albusa wbite było w coś bok Severusa – w pełni upierzonego feniksa na żerdzi, bądź w blat zalanego słońcem biurka.
- Porozmawiam z nią – powtórzył starzec.
Harry położył dłoń na mosiężnej gałce, przekręcił ją i pchnął drzwi. Ku jego uldze Pokój Życzeń wyglądał niemal dokładnie tak, jak w zeszłym roku. Oczywiście, zaszło kilka zmian: rzędy regałów pod ścianą zniknęły, na wszystkich ścianach znajdowały się grube materace, a stół z bronią wydawał się być bardziej zatłoczony.
Twarz panny Granger rozjaśniła się.
- Cieszę się, że znów tu jesteśmy!
Ron skinął radośnie głową, a żołądek Harry’ego skurczył się boleśnie.
- Co się stało, Harry?
- Jesteś chory?
Młodzieniec potrząsnął przecząco głową.
- Ja tylko… Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł. Justin i Ernie przyglądali mi się rano na Obronie Przed Czarną Magią. Nie wyglądali zbyt przyjaźnie.
- Oni zawsze tak na ciebie patrzą, kumplu. – Głos rudzielca brzmiał tak, jakby jego słowa miały być pocieszeniem. – Jesteś zbyt zajęty słuchaniem złośliwych komentarzy Malfoya, żeby to zauważyć.
- Malfoy nie… - Harry zamilkł.
Tego ranka Draco był milczący i niemal nieobecny duchem. Siedział ze Złotym Chłopcem wyraźnie z przyzwyczajenia, a nie dlatego, że chciał. W związku z tym Potter po prostu nie mógł przysłuchiwać się jego komentarzom, bo takowych nie było. Dzięki temu znudzony Gryfon skupił większą niż zazwyczaj uwagę na obserwowaniu swojej klasy. Wciąż nie wierzył, że Justin zawsze tak na niego patrzył. Niedawno z nim siedział i wszystko wydawało się być w porządku.
- Dla twojej informacji – rzucił, czując niepokojący przypływ gniewu – Draco potrafi być zabawny, jeżeli chce. Jego humor nie ogranicza się jedynie do poniżania innych.
Jeśli Ron odpowiedziałby na tę zaczepkę, prawdopodobnie pokłóciliby się. To Hermiona odezwała się cichym, spokojnym głosem.
- Ty zawsze wyglądasz na zażenowanego, kiedy coś do ciebie mówi. – Odwróciła wzrok. – Zupełnie tak, jakbyś nie powinien się śmiać.
Harry wzruszył ramionami i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu, przyglądając się jego zawartości.
- Nie powinienem, bo jesteśmy na lekcji.
- Harry – rzuciła ostrzegawczo Hermiona.
Młodzieniec zatrzymał się, rozproszony. Na blacie stołu leżało kilka nowych elementów, w tym Wykrywacz Kernera.
- Owszem, niektóre z jego komentarzy to zniewagi. – Gryfon szybko odwrócił się plecami do stołu, udając, że studiuje regał z książkami. – Większość z nich to tylko dogryzanie. Mówił mi, że przemienił ręcznik i ubrania Pansy, kiedy jedna z dziewcząt jej je zabrała, gdy Pansy była pod prysznicem. Snape zwołał spotkanie. – Imitując głos Draco, Harry zauważył, że wychodzi mu to dużo lepiej niż wcześniej. Młodzieniec ucieszył się, kiedy zobaczył mimowolne uśmiechy na twarzach przyjaciół. – Wyobraźcie sobie, że musiała wejść po swoje rzeczy do Pokoju Wspólnego wypełnionego Ślizgonami.
Ron parsknął śmiechem; podobnie jak Hermiona, która starała się, by ten dźwięk zabrzmiał potępiająco.
- Nie chcę nawet myśleć, jak Pansy prawdopodobnie się zemściła.
Gryfonka roześmiała się głośno.
- Draco nie zawsze jest okropny. – Uśmiech Harry’ego zniknął. – Nie patrzą na mnie zbyt często w ten sposób, prawda? Przecież siedziałem z Justinem.
Ron poruszył się niespokojnie.
- Zachowują się tak, kiedy dogadujesz się z Malfoyem. Ernie piorunuje cię spojrzeniem, a Justin… Nie wiem, co stało się dziś rano. Nie zauważyłem.
- Cóż, w takim razie mam nadzieję, że inni Gryfoni przybędą pierwsi.
Panna Granger wywróciła oczami.
- Nie należymy do najbardziej punktualnego domu w szkole, Harry.
Potter nigdy wcześniej nie myślał o punktualności szkolnych domów. Zastanawiał się nad tym, który uczeń pojawi się wcześniej. Ciekawiło go, czy będzie mógł rzucić jakiś żart, gdy drzwi w końcu się otworzą. Ku jego przerażeniu pierwsi przybyli Puchoni: Justin Finch-Fletchley i Ernie Macmillan, którzy tak niechętnie patrzyli na niego tego ranka, Susan Bones, która wywołała ożywienie wśród trójki przyjaciół oraz Hanna Abbot i Zachariasz Smith. Na widok zadziornego blondyna, uśmiech Złotego Chłopca stał się jeszcze bardziej wymuszony. Gryfon pomyślał, że ta cecha musi pochodzić od koloru włosów i zmusił się, by spojrzeć na Hannę. Ta blond dziewczyna z pewnością nie miała w swoim ciele ani jednej złej kości.
- Witam ponownie na naszych spotkaniach – powiedział.
- Musimy porozmawiać o nowych członkach. - Zachariasz skrzyżował ramiona na piersi.
- Wszyscy są na liście – odrzekł Złoty Chłopiec.
Nie mógł nic poradzić na to, że zauważył, iż twarz Hanny jest bardziej zaróżowiona niż zazwyczaj, Ernie był spięty, a Justin rozglądał się dookoła. Patrzył na półki, na ściany – wszędzie, tylko nie na Harry’ego.
Ku uldze młodzieńca, w tej chwili weszła Ginny, prowadząc ze sobą Seamusa i Deana. Moment później przez drzwi przeszła Padma i Parvati. Chłopcy z Ravenclawu - Anthony Goldstein, Michael Corner i Terry Boot – przyszli razem.
Michael Corner poprosił Harry’ego na słówko tak szybko, jak tylko wszedł.
- Posłuchaj… - powiedział. – Cho chciała wiedzieć, czy jest tutaj mile widziana.
Harry wzruszył ramionami.
- Oczywiście. Zachowanie Marietty nie było jej winą.
- Nie o to chodzi… - Michael bezradnie machnął rękami, a Harry zrozumiał, w czym rzecz.
– To nie ma znaczenia – powiedział Harry. – Nie obchodzi mnie to. – Zorientował się, że Michael mógł odebrać to jako zniewagę, więc dodał: - Tamtej wiosny wiele się wydarzyło. W walce w Ministerstwie zginął ktoś bardzo ważny dla mnie. To, że wybrała ciebie jest niczym w porównaniu z tym. Zresztą; między mną a Cho i tak nic by się nie wydarzyło. Nie po tym, co przydarzyło się Cedricowi. W związku z tym nie mam nic przeciwko, aby tutaj przychodziła, a my po prostu musieliśmy przebrnąć przez te wszystkie niezręczności, by spotkania przebiegały spokojnie, prawda?
- Czy ty… Czy wciąż jesteś nią zainteresowany?
- Nie.
Michael skinął głową.
- Sam nie wiem, czy Cho przyjdzie.
- Nie jesteście już razem?
- Nie. Nasz związek zginął śmiercią naturalną w czasie lata.
- Och. – Harry wzruszył ramionami. – W każdym razie wciąż nie jestem nią zainteresowany.
Michael nagle zaczął wyglądać bardziej przyjaźnie.
- W porządku. Będzie rozczarowana, ale tak chyba będzie najlepiej.
Corner uśmiechnął się do Harry’ego i odszedł w kierunku swoich przyjaciół.
Podczas ich rozmowy pojawili się bracia Creevey. Potter liczył właśnie ilość osób, kiedy do pomieszczenia weszła Luna Lovegood z nosem w książce zatytułowanej czarnym, chwiejnym napisem: „Sekretne potwory Adriatyku”. Tuż za nią szedł Neville.
- Myślę, że są już wszyscy – zauważył Harry, podnosząc głos, aby usłyszeli go wszyscy, pomimo cichego szmeru rozmów.
Obecni stopniowo zaczęli na niego patrzeć. Po chwili do przodu wystąpił Zachariasz Smith.
- Musimy przedyskutować, kto tu rządzi – rzucił odważnie.
Harry instynktownie rozejrzał się wokół. Justin wpatrywał się w podłogę. Susan wyglądała na rozeźloną. Potter skinął twierdząco głową.
- Tak przypuszczam. Nie będę nikogo winił, jeżeli ktokolwiek uzna, że to nie powinienem być ja.
Ernie wyglądał, jakby mu ulżyło.
- Nie wątpię, że masz swoje powody, Potter, ale nie możemy nic poradzić na fakt, że zauważyliśmy twoje zaprzyjaźnienie się z Malfoyem…
- Malfoy? Chodzi wam o Malfoya? – rzucił z obrzydzeniem Harry.
Justin w końcu podniósł wzrok, a w jego lekko rozszerzonych oczach dało się dostrzec zaskoczenie.
- Cóż, na pewno nie podważamy twoich niezaprzeczalnych racji…
- Cholera! Mógłbym zrozumieć, gdybyście nie chcieli mnie, bo ubiegłej wiosny niektórych o mały włos nie wysłałem na pewną śmierć, ale dlatego, że przyjaźnię się z Malfoyem?! To raczej drobiazg, prawda?
- Przyjaźń z synem śmierciożercy… - zaczął głośno Zachariasz.
- …który w końcu dorósł na tyle, by nie musieć być aż tak zależny od rodziców…
Hermiona zrobiła krok do przodu.
- Jak to może być aż tak istotne, Zachariasz?
- Po prostu.
- Tak, w rzeczy samej. Sądzisz, że Harry nie jest wystarczająco dyskretny? A może wątpisz w jego lojalność? Czy boisz się, że Malfoy w jakiś sposób oszukuje Harry’ego, by w końcu nas wszystkich skrzywdzić?
- Wszystkiego po trochu.
- Dyskrecja nie jest aż tak ważna – rzucił chłodno Potter.
- Z pewnością nie – zakpił Zachariasz.
- Żebyś wiedział – nie jest. W tym roku GD to zatwierdzona organizacja studencka. Uzgodniłem to z Dumbledore’em. Lupin wie, co robimy i rozumie powód, dla którego tego nie nadzoruje. Co więcej, zgadza się na to. Dyrektor uważa, że obecność prefektów jest wystarczająca do zapewnienia nam bezpieczeństwa. – Harry przesunął wzrok po wszystkich obecnych. – Prawdę mówiąc, myślę, że w tym roku musimy trochę rozłożyć podział obowiązków. Chciałbym w dalszym ciągu pracować jako instruktor, ale nie chcę podejmować decyzji względem tego, czego mamy się uczyć. Jest też kilka spraw, które chciałbym z wami przedyskutować. Na przykład sposób, w jaki powinniśmy rekrutować nowych członków oraz to, jaki poziom uczestnictwa jest obowiązkowy. – Potter wziął głęboki wdech. – Chciałbym również porozmawiać z wami o tym, w jakich okolicznościach powinniśmy wspierać się nawzajem poza spotkaniami.
- Znowu przejmujesz nad wszystkim kontrolę! – rzucił ze złością Zachariasz.
Michael znacznie zmienił stosunek do Harry’ego, bo odezwał się ze spokojem:
- Ucisz się, Smith. Przedstawiłeś swój punkt widzenia. – Spojrzał na Pottera. – Co powiesz na trzyosobowy komitet?
- Myślałem o czteroosobowym. Choć w czasie ćwiczeń bezpośrednim organem zarządzającym będzie instruktor.
- I to, oczywiście, będziesz ty? – rzucił dobitnie Ernie.
- Myślę, że tak będzie najbezpieczniej – wybuchła Hermiona.
Spojrzała na Rona, Goldsteina oraz Padmę Patil. Cała trójka skinęła twierdząco głowami. Przeniosła wzrok na Hannę Abbot, która zaróżowiła się jeszcze bardziej, niż zwykle i pisnęła ciche „tak”.
- To pięciu z sześciu prefektów – powiedziała z zadowoleniem.
Harry skrzywił się. Ernie naburmuszył się w sposób przypominający zwyczajną minę Korneliusza Knota.
- Przestańcie! – warknęła Ginny. – Zanim zmarnujemy na to resztę wieczoru, może zróbmy szybkie głosowanie? Przynajmniej będziemy wiedzieli, o co się kłócić. Po pierwsze: kto nie ufa Harry’emu jako instruktorowi?
Smith i Macmillan podnieśli ręce. Potter westchnął.
- W porządku. Kto nie ufa Harry’emu jako jedynemu liderowi?
Boot podniósł rękę – podobnie jak Ginny. Na zirytowane spojrzenie Harry’ego odpowiedziała uśmiechem, który sugerował, że nie zrobiła nic złego. Finch-Fletchley oraz Padma Patil również podnieśli ręce.
- Dobrze. Teraz przynajmniej mamy od czego zacząć. – Ginny opuściła dłoń. – Kto nie ufa Harry’emu jako jednemu z trzech liderów?
Nie było jednoznacznego zdecydowania wśród grupy. Obecni wymienili między sobą szybkie spojrzenia. Ręka Smitha prędko wystrzeliła w górę, choć dłoń Boota dołączyła do niej zaledwie kilka sekund później. Justin wyciągnął w górę ledwie palce, po czym szybko je opuścił.
- To zależy od tego, kim będzie pozostała dwójka – powiedział.
Dało się słyszeć pomruk cichych rozmów. Boot powoli opuścił rękę na wysokość barków.
Harry rozejrzał się.
- Myślę, że powinno być po jednej osobie z każdego domu.
Justin rzucił Potterowi zaskoczone spojrzenie, po czym na jego usta wkradł się nieśmiały uśmiech.
- Zgadzam się z tym.
Krukowi wymienili szybkie spojrzenia.
- Niech każdy dom wybierze swojego przedstawiciela – polecił Goldstein.
- W porządku – powiedziała Ginny. – Podzielmy się na domy i zdecydujmy. Potem zajmiemy się resztą spraw.
Gryfoni zebrali się pod ścianą.
- Oczywiście proponuję Harry’ego – rzucił Ron.
Potter potrząsnął przecząco głową.
- Nie. Ja będę uczył, bo to lubię, ale myślę, że powinniśmy wybrać kogoś innego. – Spojrzał na pannę Weasley. – Ginny.
- Jesteś zbyt potężnym symbolem, Harry.
- A i tak prawie dałem się zabić zeszłej wiosny. – Potter przełknął głośno ślinę. – Poza tym już teraz mają problem, jeśli chodzi o mnie. Poza tym, będzie jeszcze gorzej.
- Czemu miałoby być gorzej? – zapytał Seamus.
Potter potrząsnął przecząco głową.
- Po prostu będzie.
Ginny rzuciła mu wyrozumiałe spojrzenie. Ron wyglądał na speszonego.
- A Hermiona? – zapytał Weasley.
- Hermiona ma już na głowie obowiązki prefekta – zauważył Potter. Pomyślał też, że panna Granger jest zbyt nietaktowna, ale lepiej nie mówić tego na głos. – Poza tym przyjaźni się ze mną. Myślę, że będzie lepiej, jeżeli wasza dwójka będzie trzymała się od tego z daleka, Ron. Z obu powodów, jakie podałem. To sprawi, że ludzie poczują się lepiej.
Złoty Chłopiec zauważył w myślach, że jeżeli nie wybiorą prefekta, będą mieć przewagę ludzi z autorytetem.
- Z kolei każdy prefekt powinien mieć prawo i obowiązek, aby przerwać ćwiczenia, jeżeli sytuacja stanie się zbyt niebezpieczna.
Hermiona prychnęła.
- Zrobi się bałagan, bo będzie nas za dużo!
- Więc jakoś podzielimy swoje obowiązki, nie obchodzi mnie to. Kto jest za tym, by wybrać Ginny?
Ustalono, że liderami będą: Ginny, Ernie i Michael. Harry z rozbawieniem zauważył, że Krukoni również dostrzegli zalety wybrania kogoś, kto nie jest prefektem. Następnie zaczęto omawiać sposób rekrutacji nowych członków. Ku uldze Złotego Chłopca odrzucono pomysł, by zapraszać jedynie osoby ze swojego domu. Mimo to wiedział, że podniesienie kwestii Ślizgonów wywoła kolejną dysputę.
Ostatecznie Ginny zasugerowała, aby pozostały czas wypełnić ćwiczeniami. Potter nigdy nie czuł się bardziej komfortowo, niż wtedy, kiedy się pojedynkował. Gdy Hermiona zarządziła koniec spotkania, Harry’emu wydawało się, że wszystkie nieprzyjemności są już za nimi. Myślał, że cała grupa jest na dobrej drodze do wzajemnego dogadywania się.
Złoty Chłopiec był szczęśliwy, pomagając Hannie w wyjaśnianiu Susan zawiłości zaklęcia Terminio, kiedy Anthony nagle zatrzymał się, patrząc wprost na drzwi wejściowe.
- Malfoy! – wykrzyknął Michael.
Harry rzucił się do przodu, przeciskając się pomiędzy Michaelem a Anthonym. Zobaczył, jak Terry Boot podnosi swoją różdżkę i ze złością zmusił go do wycelowania w podłogę, naciskając mocno na jego ramię.
Draco stał dokładnie naprzeciwko drzwi, opierając się plecami o ścianę z wizerunkiem Barnaby i jego niechętnych uczniów. Ślizgon został z jednej strony otoczony resztą grupy.
- Tutaj jesteś, Harry.
Leniwy głos Malfoya nie dawał do zrozumienia, że młodzieniec dostrzegł wszystkie te niechętne spojrzenia uczniów, wylewających się na korytarz. Prawdę mówiąc, Draco sprawiał wrażenie, jakby ich nie widział. Równie dobrze Potter mógł stać naprzeciw niego całkiem sam.
- Co ty tutaj robisz?
Harry wyszedł kilka kroków przed resztę grupy – tak, jakby mógł stanowić tarczę pomiędzy nimi a Malfoyem. Mimo to Draco nie wyglądał na wdzięcznego.
- Pomyślałem, że powinniśmy porozmawiać. – Malfoy odepchnął się od ściany. Jego szare oczy wpatrywały się ze znudzeniem w twarz Złotego Chłopca. – Na osobności.
Potter starał się zignorować zarówno poruszenie grupy, jak i szepty, które słyszał za plecami. Skinął głową.
- Ja…
Harry’emu przerwał donośny ryk protestu Zachariasza.
- Widzicie! – wrzasnął Smith. – Brata się ze Ślizgonami!
Potter odwrócił się do Puchona, piorunując go wzrokiem.
- Co cię obchodzi to, z kim rozmawiam?
- Nie powinno go tutaj być! To zagraża…
- Niczemu! To niczemu nie zagraża!
- To, że dyrektor zezwala na nasze spotkania, nie znaczy, że bezpieczeństwo nie jest… - próba dokończenia zdania przez Erniego została przerwana przez Zachariasza.
Blondyn ruszył w stronę Harry’ego, przyjmując pozycję charakterystyczną do rozpoczęcia pojedynku.
- Jesteś zdrajcą, Potter! To tylko twoje cholerne imię sprawia, że ludzie…
- Smith! – wrzasnął Ron.
Ernie zrobił krok do tyłu, nie zamierzając się odzywać. Z kolei Zachariasz zaczął przelewać cały swój gniew na najmłodszego Weasleya. Puchon wykrzywił się kpiąco, podżegając wściekłość Rona. Rudzielec zrobił krok do przodu, jego twarz stała się purpurowa z niepohamowanej złości, a nos młodzieńca znalazł się centymetry od twarzy Zachariasza.
- Wiesz, jak bardzo nienawidzę Malfoya?
Smith przez chwilę wyglądał na zaskoczonego.
- Tak. Z opowieści.
- Rozumiesz, jak ważny jest dla mnie Harry?
- Obrzydliwie.
Dłonie rudzielca zacisnęły się w pięści, choć powstrzymał się od użycia ich.
- Nie chcę tutaj zamieszania. – Pochylił się do przodu, sprawiając automatycznie, że Zachariasz wydał się o wiele mniejszy. – Nie masz najmniejszego, cholernego prawa, by obrażać mojego przyjaciela. Zrozumiałeś?
Harry pozwolił sobie na słaby uśmiech.
- Chodź – powiedział cicho do Draco. – Tutaj.
Michael kłócił się z Ronem. Justin powstrzymywał Zachariasza przed rzuceniem się na Weasleya z pięściami. Hermiona nalegała, aby wszyscy natychmiast się uspokoili. Ernie starał się zapanować nad ogólnym chaosem. Mimo to cała grupa w jednej chwili zauważyła, że Harry i Draco przechodzą przez wciąż otwarte drzwi do Pokoju Życzeń.
- Harry! – zawołała z wyrzutem Hermiona. – Nie powinieneś go tam zabierać!
Pozostali wpatrywali się w młodzieńców w niemym szoku, ale Potter nie sądził, że będzie trwało to szczególnie długo.
- Nie rozumiem: dlaczego nie? Widzę, że wszyscy się z tym uporali.
Potter szybko zamknął drzwi, przekręcając klucz i blokując je magicznie. Szmer za drzwiami był zaskakująco dobrze tłumiony. Zdecydował, że będzie lepiej, jeżeli go zignoruje.
Draco westchnął.
- Twoi przyjaciele nigdy mnie nie zaakceptują, Potter.
- Nie wiem, choć Ron zachował się wyjątkowo imponująco. – Harry zrobił krok do tyłu. – Naprawdę chcesz ze mną porozmawiać, czy po prostu pomyślałeś, że będzie miło wywołać taką scenę?
Malfoy westchnął jeszcze raz.
- Musimy porozmawiać. Poczekałbym, gdybym wiedział, że jest tu tak wiele osób.
- Jak mnie znalazłeś, skoro o tym nie wiedziałeś?
- Pamiętasz jak w zeszłym tygodniu pożyczyłeś mi swoje pióro na Obronie Przed Czarną Magią?
Harry zastanawiał się, dlaczego powinien pamiętać o czymś takim.
- Powiedzmy, ale…
- Zatrzymałem je, w zamian oddając ci podobne. Pomyślałem, że posiadanie czegoś twojego będzie przydatne do rzucenia czaru śledzenia.
Potter zamrugał. Nie potrafił zdecydować, czy jest z tego powodu zły czy nie. Skupił się na tym, jak dziwaczne to jest.
- Ty… - machnął dłońmi. – Ty cholerny Ślizgonie!
Śmiech Draco był niezwykle miękki i niski.
- Lepiej się do tego przyzwyczaj. W każdym razie… Ostatnio wiele myślałem o ostatnim weekendzie i naszej poniedziałkowej rozmowie.
Potter zmusił się do uśmiechu i wzruszenia ramionami.
- A myślałem, że będzie łatwo.
- Zajmę ci tylko chwilę. Mam kilka pytań…
- Pytaj.
- …kilka bardzo prywatnych pytań. – Draco ostrożnie spojrzał na Harry’ego. – Proponuję, żebyś dokładniej zablokował drzwi. – Wysunął różdżkę z kieszeni. – Albo ja to zrobię.
Z krótkim skinieniem głowy Potter rzucił kilka zaklęć na drzwi, a następnie zrobił to samo z oknami. Wybrał te, które całkowicie wszystko blokują, ale są łatwe do złamania – w razie, gdyby Draco zaczął stanowić dla niego zagrożenie. Zastanawiał się, co Malfoy wiedział lub co podejrzewał.
Co zrobię, jeżeli się domyślił?
Ślizgon go obserwował. Harry zauważył, że jego towarzysz zmarszczył lekko brwi, słysząc wybór zaklęcia. Kiedy Potter skończył i schował różdżkę do kieszeni, Draco wziął głęboki oddech i podszedł do niego.
- Mam tego dosyć. Chcę wiedzieć kim jesteś i co się stało z prawdziwym Harrym Potterem?
- Draco!
- Nie zrozum mnie źle.
Blondyn wciąż nie schował różdżki. Wskazywał nią na Złotego Chłopca, potem na sufit i znów na Harry’ego. Nie wyglądał, jakby był tego świadom. Robił to, by podkreślić to, co powiedział: podobnie jak wujek Vernon używał palca wskazującego.
- Lubię cię. Uważam cię za swojego przyjaciela, ale z pewnością nie jesteś prawdziwym Potterem.
- Jestem nim!
Harry zastanawiał się, czy powinien rzucić zaklęcie rozbrajające czy od razu rozpocząć walkę. Był pewien, że poradziłby sobie z natychmiastowym atakiem. Bał się jedynie tego, co Draco mógłby zrobić później, jeżeli wyszliby z tego pomieszczenia skłóceni.
Malfoy uśmiechnął się kpiąco.
- Spójrzmy na to logicznie. – Blondyn oparł się plecami o ścianę nieopodal drzwi. Ku uldze Harry’ego, Ślizgon przestał wymachiwać różdżką, choć ciągle się nią bawił. – Po pierwsze: wyglądasz trochę inaczej.
- Trochę urosłem.
Potter desperacko starał się coś wymyślić. Nie mógł pozwolić, aby Draco go zdradził – Harry’ego lub jego ojca. Pomimo niedzielnego przedstawienia, Malfoy nie sądził, aby byli po tej samej stronie. Nawet, jeśli Draco wolał być po stronie Dumbledore’a, czego Harry nie był do końca pewien, to wciąż wahał się pomiędzy dobrem a złem.
- To pierwsze, co zauważyłem. Potem zobaczyłem cię w szatach do Quiddittcha i przez moment zastanawiałem się, kim jest nowy zawodnik. Znalazłem stare wycinki prasowe. Tak, zatrzymuję wszystkie najgorsze wycinki na twój temat. Żałosne, nieprawdaż? Chodzi o coś więcej niż tylko o dorastanie. Wyglądasz zupełnie inaczej.
Draco podniósł rękę, aby uciszyć słowa protestu Złotego Chłopca.
- Wysłuchaj mnie. Po drugie: zachowujesz się inaczej. Nie jestem przekonany, że po prostu dorosłeś. Jesteś dla mnie przyjazny, przebieglejszy i, czasami, bardziej pewny siebie. W dodatku wygląda na to, że interesujesz się Czarną Magią. Nie potrafię wyobrazić sobie prawdziwego Pottera, który trzyma w rękach książkę, którą przeglądałeś w kwaterach Snape’a w ten weekend.
Harry pomyślał, że to było to. Musiał wytłumaczyć to dokładniej, niż zakładał Severus. To przynajmniej pozwoliłoby mu…
- Po trzecie: wciąż ma znaczenie to, co powiedziałem o znalezieniu cię ze Snape’em.
Mówiąc, Draco cały czas bawił się swoją różdżką, przekładając ją pomiędzy palcami. Potter całkowicie zapomniał o myśli, by rozpocząć pojedynek. Ślizgon w mgnieniu oka wycelował w Harry’ego i warknął:
- Detegerio!
Zaklęcie przesunęło się po twarzy Harry’ego, jak krótkie, delikatne porażenie prądem. Sapnął. Zaskoczyło go, że jego własna różdżka znalazła się w jego dłoni i w chwili obecnej wycelowana była w Draco.
- Coś ty zrobił? – wrzasnął.
Malfoy wyglądał na rozczarowanego.
- Nic. Musisz być dobrze zabezpieczony.
Harry rzucił szybkie zaklęcie rozbrajające, wygrywając tą rundę. Przynajmniej miał przewagę.
Młodzieńcom pozostała walka na słowa.
- Co to było?
- Zaklęcie demaskujące. Usuwa większość magicznych przebrań.
- Nie jestem za nikogo przebrany.
- Oczywiście, że jesteś. – Draco uśmiechnął się triumfalnie. – Po czwarte: boisz się magii, która ma związek z transmutacją ciała. Wiedziałem, że coś to oznacza. Dzisiaj w końcu zrozumiałem dlaczego. W tym tygodniu spędziłem w bibliotece długie godziny. – Ślizgon podniósł głowę. – Boisz się ujawnienia swojej prawdziwej postaci. – Szare oczy pociemniały, gdy Draco je zmrużył. – A więc… Kim jesteś i co zrobiłeś z prawdziwym Harrym Potterem? Nie. Pomiń drugie pytanie. Nie obchodzi mnie to. Nigdy nie lubiłem tego półgłówka. W jaką grę grasz? Dla kogo pracujesz?
Harry starał się kontrolować swój oddech oraz minę. Pozwolił, aby emocje pozostały nie do odczytania. Zdecydował, że to będzie lepsze niż pokazanie Malfoyowi paniki. Draco czekał, uważnie się w niego wpatrując, podczas gdy Potter myślał gorączkowo nad odpowiedzią. Ślizgon zapytał go, w jaką grę gra i dla kogo pracuje. A co, jeśli to inny pracują dla mnie? Być może nawet Severus Snape?
Wyprostował się, aby pokazać, że góruje nad przeciwnikiem. Jego nowa twarz całkiem dobrze radziła się z pokazywaniem skrajnej arogancji, a Harry chciał to teraz wykorzystać.
- Draco – rzucił stanowczo. – Nie zamierzam ci powiedzieć…
- Dowiem się sam.
- Mógłbyś mnie posłuchać? – syknął Gryfon. – Nie powiem ci, po której jestem stronie, ale mogę ci powiedzieć, że to moja strona wygra tą wojnę. Teraz jesteś moim przyjacielem i, uwierz, wolałbyś nim pozostać.
To z pewnością nie była odpowiedzieć, jaką Draco pragnął usłyszeć. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, ale po chwili zmieniło się to w rozbawienie.
- Zdecydowanie nie jesteś Potterem – mruknął. Jego spojrzenie stało się bardziej szorstkie. – Więc powiedz mi, czego oczekuje się od twoich przyjaciół?
- Powstrzymywanie ciekawości – odpowiedział szybko. W myślach dodał: i nie przyjmowanie Mrocznego Znaku. – Jeśli mówię, że powinieneś przestać się czymś interesować, powinieneś to zrobić. Zajęło mi miesiąc, aby przekonać do tego Hermionę. Podejrzewam, że ty szybciej się tego nauczysz.
- To wszystko? Nie wymagasz mojego wsparcia? - Draco spojrzał na Harry’ego, uprzejmie imitując szacunek, co przypomniało Potterowi starszego Malfoya. – Niezależnie od tego, po której jesteś stronie? – dodał delikatnie.
- To wymagałoby powiedzenia ci zbyt wiele. – Harry cicho wypuścił powietrze i uśmiechnął się lekko, aby złagodzić okrucieństwo jego odpowiedzi. – Nie zrobię tego na tym etapie. Na razie wolałbym, abyś pozostał neutralny. Nie rób niczego znaczącego dla żadnej ze stron. Powiem ci, kiedy zdecyduję, że powinieneś wiedzieć.
- A co za to dostanę?
- Moją ochronę.
Usta Draco wykrzywiły się szyderczo.
- Przed czym miałbyś mnie chronić?
Harry zignorował pogardę w głosie Ślizgona.
- Przed wieloma rzeczami. Przede wszystkim ochronię cię przed moimi sprzymierzeńcami.
- Naprawdę tego potrzebuję?
Usta Pottera pragnęły wykrzywić się w groźnym spojrzeniu, a jego ciało chciało przyjąć atakującą postawę. Młodzieniec zmusił się do słabego uśmiechu. Przeniósł wzrok ze Ślizgona, skupiając go na martwym punkcie za oknem. Miał nadzieję, że udało mu się wywołać zamierzony efekt.
- Neutralni zawsze tego potrzebują.
Draco skrzywił się.
- Nie możesz mną rządzić, Potter!
Niewyćwiczona samokontrola Złotego Chłopca w końcu pękła. Ze złością zrobił kilka kroków w kierunku Ślizgona.
- Nie robię tego! Wymagam od ciebie tylko jednej, cholernej rzeczy! Chcę, żebyś pozwolił mi zachować swoje sekrety! Co do reszty, zrobisz, co chcesz, ale od tego trzymaj się z daleka!
- A co, jeżeli dostanę lepszą ofertę? – zapytał zimno Malfoy.
Harry spojrzał w dół. Tak właśnie grali. Rozegrali to tak, jak Harry chciał. Nie miał prawa czuć się zraniony. Pozbierał się wewnętrznie i ponownie spojrzał w lodowate oczy Draco.
- Przyjmij ją, jeżeli chcesz. Zapamiętam to.
Tym razem przyszła kolej na Draco, by spojrzeć w dół. To było tylko krótkie mignięcie smutnej szarości za lodowatym spojrzeniem młodzieńca, ale Harry je docenił.
- A co, jeśli chcę ci pomóc?
Potter nie spodziewał się tak żałosnej odpowiedzi. Uśmiechnął się spontanicznie, choć nie wiedział, czy wyszło to szczerze.
- Nie możesz, póki nie przyjdzie na to czas.
Spojrzenie arystokraty dawało do zrozumienia, że zamierza się z nim droczyć.
- A co wtedy zaproponujesz mi w zamian?
Gryfon wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Prawdopodobnie nic. – Spojrzał stanowczo na blondyna. – Możesz być pewien, że jeżeli kiedykolwiek wylądujesz w więzieniu za to, o co cię poprosiłem, wyciągnę cię z niego.
Draco skrzywił się.
- Nie jestem twoim sługą!
- Nie, nie jesteś. – Harry starał się, aby w jego głosie pojawił się cień współczucia, upodabniając go do głosu Lupina. Pomyślał, że mu się udało. – Nikt nie zrobiłby tego dla sługi.
Malfoy spiorunował go wzrokiem. Jego oczy sprawiały wrażenie dzikich, a policzki delikatnie się zaróżowiły. Minęła minuta, zanim Harry zyskał całkowitą pewność, że Draco nie zamierza go zaatakować.
Arystokrata powoli się uspokoił.
- To wciąż jest trochę za ogólnikowe, jak na mój gust. – Jego słowa były wyjątkowo ciche.
- Powiem ci, czego chcę i co za to oferuję. Jeżeli chcesz, możesz coś zasugerować. – Harry cofnął się o krok. – Nie jest tego wiele, ale ma ogromne znaczenie. Powinniśmy przespać się z tą myślą i uporządkować to. Możemy spotkać się jutro.
- W porządku, spotkajmy się jutro. Tutaj. Po moim treningu.
Harry skinął twierdząco głową.
- W porządku.
- To może chwilę zająć, bo nasz mecz jest już w ten weekend.
Potter wzruszył ramionami.
- Przyniosę książkę i zabiję czas, czekając na ciebie.
Draco rzucił mu dziwne spojrzenie.
- Potrafisz czytać w miejscu publicznym?
Harry wzruszył ramionami.
- Nie jestem pewien. To zależy. Przekonamy się jutro.