NIEWINNY ANTROPOLOG NIGEL篟LEY

NIGEL BARLEY

NIEWINNY ANTROPOLOG


Notatki z glinianej chatki

Prze艂o偶y艂a Ewa T. Szyler

Nigel Barley (fot. (c) John Foley)

Pr贸szy艅ski i S-ka


Copyright (c) Nigel Barley, 1983

All rights reserved

Tytu艂 oryginalu

The lnnocent Anthropologist

Copyright (c) for the Polish translation

by Ewa T. Szyfer 1997

Ok艂adk臋 i strony tytu艂owe wed艂ug projektu

Paw艂a Pasternaka opracowa艂 Zbigniew Karaszewski

Fotografia na ok艂adce

Nigel Barley

Mapka

Brunon Nowicki

Konsultacja etnologiczna

dr Ryszard Vorbrich

Redaktor serii

Monika Machlejd-Ziemkiewicz

Redaktortechniczny

El偶bieta Urba艅ska

Wydanie pierwsze

Warszawa 1997

ISBN 83-7180-035-5

Wydawca:

Pr贸szy艅skii S-ka

02-651 Warszawa, ul. Gara偶owa 7

Sk艂ad komputerowy

Dorota Krall

Druk i oprawa:

艁贸dzkie Zak艂ady Graficzne

90-019 艁贸d藕, ul. Dowborczyk贸w 18


Na podstawie mapy Donalda Roouma

copyright D British Museum Publications Ltd, 1983

Dlaczego by nie?


Dla Jeepa

"Dlaczego by w艂a艣ciwie nie pojecha膰 w teren?" Takie oto

pytanie rzuci艂 jeden z moich koleg贸w na koniec mocno zakrapianej dyskusji o stanie antropologii, nauczania uniwersyteckiego oraz 偶ycia akademickiego w og贸lno艣ci. Podsumowanie nie wypad艂o najlepiej. Niczym pani Hubbard z angielskiej piosenki dla dzieci, szukali艣my jedzenia w pustym

kredensie.

Moja historia niewiele r贸偶ni si臋 od innych. Wykszta艂cenie

zdoby艂em w instytucjach szkolnictwa wy偶szego, a nauczycielem zosta艂em bardziej przez przypadek ni偶 wskutek zamierzonego dzia艂ania. 呕ycie uniwersyteckie w Anglii opiera si臋 na

kilku niemo偶liwych do przyj臋cia za艂o偶eniach. Zak艂ada si臋 mianowicie, 偶e kto jest dobrym studentem, ten b臋dzie dobrym

naukowcem. Kto jest dobrym naukowcem, b臋dzie dobrym nauczycielem. A kto jest dobrym nauczycielem, zechce z pewno艣ci膮 przeprowadza膰 badania terenowe. 呕aden z tych zwi膮zk贸w w rzeczywisto艣ci nie zachodzi. Znakomici studenci przeprowadzaj膮 zatrwa偶aj膮co z艂e badania. Wspaniali akademicy,

kt贸rych nazwiska wci膮偶 si臋 spotyka w fachowych periodykach, prowadz膮 tak og艂upiaj膮ce i nudne zaj臋cia, 偶e studenci

opowiadaj膮 si臋 przeciw, wyparowuj膮c z sal wyk艂adowych niczym rosa pod afryka艅skim s艂o艅cem. Jest w zawodzie mn贸stwo

oddanych badaczy terenu, o sk贸rach wyprawionych skwarem,

kt贸rzy przez ca艂e lata, zaciskaj膮c z臋by, obcuj膮 z tubylcami

i kt贸rzy sprawami uczelni interesuj膮 si臋 niewiele albo wr臋cz nie

interesuj膮 si臋 nimi wcale.

Z tymi badaniami terenowymi, jak uznali艣my - my, zniewie艣ciali "m艂odzi antropolodzy" z doktoratami pisanymi po

bibliotekach - mocno przesadzano. Naturalnie starsi nauczyciele, kt贸rzy "pe艂nili s艂u偶b臋" w czasach imperium i przy okazji swoich obowi膮zk贸w "tykn臋li troch臋 antropologii", mieli

w艂asny interes w podtrzymaniu kultu boga, kt贸rego najwy偶szymi kap艂anami si臋 mienili. Za du偶o znie艣li trud贸w oraz niedostatk贸w na bagnach i w d偶unglach, 偶eby jakim艣 smarkaczom

pozwala膰 i艣膰 na skr贸ty. Przyciskani podczas dyskusji na temat rozmaitych zagadnie艅 teorii czy metafizyki, kiwali smutno g艂owami, pykali z wolna fajk臋, g艂askali brody i mruczeli

co艣 o "ludziach z krwi i ko艣ci", kt贸rzy nijak nie pasuj膮 do abstrakt贸w powo艂anych do 偶ycia przez "tych, co nigdy nie byli

w terenie". Okazywali autentyczny 偶al wobec nie艣wiadomo艣ci swych koleg贸w, bo sprawa wydawa艂a si臋 ca艂kowicie jasna. Oni tam byli, oni widzieli. O czym wi臋c tu m贸wi膰.

Po paru latach nauczania wci膮偶 tych samych, powszechnie

przyj臋tych zasad na wydziale antropologii o nie wyr贸偶niaj膮cym

si臋 poziomie akademickim nasta艂, jak mi si臋 wydawa艂o, czas

na zmiany. Nie艂atwo by艂o okre艣li膰, czy badania terenowe s膮

r贸wnie nieprzyjemn膮 powinno艣ci膮 co s艂u偶ba ojczy藕nie i nale偶y przecierpie膰 je w milczeniu, czy te偶 stanowi膮 dodatkow膮 korzy艣膰, za kt贸r膮 powinno si臋 by膰 wdzi臋cznym losowi.

Opinie koleg贸w w tej sprawie okaza艂y si臋 niezbyt pomocne.

Wi臋kszo艣膰 z nich mia艂a do艣膰 czasu, by ubra膰 swoje do艣wiadczenia w po艣wiat臋 romantycznej przygody. Fakt odbytej wyprawy w teren zdaje si臋 bowiem dawa膰 licencj臋 nudziarza.

Znajomi i krewni kogo艣 takiego s膮 nad wyraz zdziwieni, gdy

najprostsze czynno艣ci - od przepierki po leczenie kataru - nie

s膮 oblane sosem etnograficznych reminiscencji. Dawne prze偶ycia staj膮 si臋 najlepszymi przyjaci贸艂mi i wkr贸tce w pami臋ci

nie pozostaje nic poza "starymi dobrymi czasami" w terenie mo偶e z wyj膮tkiem paru przypadk贸w okropnych m臋czarni, kt贸rych nie da si臋 zapomnie膰 ani utopi膰 w og贸lnej euforii. Jeden

z moich koleg贸w na przyk艂ad twierdzi艂, 偶e doskonale by艂o mu

pomi臋dzy zgodnymi, u艣miechni臋tymi tubylcami, kt贸rzy obdarowywali go koszami owoc贸w i kwiat贸w. Tymczasem wnikliwsza kronika wypadk贸w obfitowa艂a w sformu艂owania typu:

"By艂o to wkr贸tce po tym, kiedy si臋 zatru艂em" albo "Nie mog艂em dobrze chodzi膰, bo wci膮偶 dokucza艂 mi ropiej膮cy czyrak pod

palcem". Rzecz mia艂a si臋 wi臋c jak z owymi weso艂ymi dykteryjkami z czas贸w wojny, kt贸re sprawiaj膮, i偶 wbrew zdrowemu rozs膮dkowi gotowi艣my 偶a艂owa膰, 偶e nie by艂o nas wtedy na

艣wiecie.

Mo偶e jednak uda si臋 co艣 zyska膰 na do艣wiadczeniach z terenu.

Seminaria przestan膮 ci膮gn膮膰 si臋 niemi艂osiernie. Stoj膮c przed

konieczno艣ci膮 m贸wienia o czym艣, o czym nie b臋d臋 mia艂 bladego poj臋cia, si臋gn臋 do worka z etnograficznymi anegdotami, jak

to czynili w swoim czasie moi nauczyciele, i rozwin臋 opowiastk臋, dzi臋ki kt贸rej moi uczniowie cho膰 dziesi臋膰 minut przetrwaj膮 w skupieniu. Dost臋pny stanie si臋 te偶 ca艂y zestaw technik dystansowania ludzi. I tu przypomina mi si臋 pewien przyk艂ad.

Podczas jednej z konferencji, nudnej wedle obowi膮zuj膮cych

standard贸w, rozmawia艂em z kilkoma starszymi kolegami,

a w艣r贸d nich z dw贸jk膮 ponurych australijskich etnograf贸w.

Uczestnicy rozmowy wycofywali si臋 po kolei, jakby si臋 um贸wili, a偶 zostawili mnie ca艂kiem samego na pastw臋 owego okropie艅stwa z antypod贸w. Po kilku minutach milczenia nie艣mia艂o zaproponowa艂em drinka w nadziei prze艂amania lod贸w. Australijska etnografka skrzywi艂a si臋 z niech臋ci膮.

Phi sarkn臋艂a, wydymaj膮c usta do艣膰 tego mieli艣my w buszu.

Pobyt w terenie ma t臋 wielk膮 zalet臋, 偶e daje mo偶liwo艣膰 rzucania podobnych uwag, na co zwyk艂y 艣miertelnik nie m贸g艂by sobie pozwoli膰.

S膮dz臋, 偶e pos艂ugiwanie si臋 takimi w艂a艣nie zdankami stworzy艂o aur臋 ekscentryczno艣ci wok贸艂 nudnych w gruncie rzeczy

osobnik贸w z wydzia艂贸w antropologii. Antropologowie maj膮

du偶o szcz臋艣cia, je艣li idzie o ich wizerunek w oczach opinii

publicznej. Wiadomo na przyk艂ad, 偶e socjologowie to pozbawieni poczucia humoru lewicuj膮cy g艂osiciele nonsens贸w i truizm贸w. Antropologowie tymczasem siaduj膮 u st贸p kap艂an贸w

hinduizmu, ogl膮daj膮 cudzych bog贸w i plugawe rytua艂y, odwa偶nie udaj膮 si臋 tam, dok膮d przed nimi nikt nie dotar艂. Otacza

ich aura 艣wi臋to艣ci i boskiego oderwania si臋 od spraw przyziemnych. Dla w艂asnej korzy艣ci uczynili si臋 b艂ogos艂awionymi

m臋czennikami angielskiego ko艣cio艂a ekscentryzmu. Propozycj臋 przystania do tego grona nie艂atwo odrzuci膰.

9

Uczciwie m贸wi膮c, nale偶a艂o tak偶e pomy艣le膰 chocia偶by

przelotnie o tym, 偶e moje badania w terenie mog膮 wnie艣膰

co艣 istotnego do stanu ludzkiej wiedzy. Na pierwszy rzut oka

wydawa艂o si臋 to jednak ma艂o prawdopodobne. Samo gromadzenie fakt贸w ma bowiem niewiele urok贸w. Antropologii nie

brakuje fakt贸w, lecz inteligentnego ich wykorzystania. Sk艂onno艣膰 do "kolekcjonerstwa" jest w tej dyscyplinie powszechna

i trafnie charakteryzuje wysi艂ki wielu etnograf贸w oraz nieudolnych interpretator贸w, kt贸rzy po prostu grupuj膮 zgrabne

przyk艂ady dziwnych obyczaj贸w wedle obszar贸w albo alfabetycznie, albo w porz膮dku zmian ewolucyjnych zale偶nie od

bie偶膮cej mody.

Gwoli szczero艣ci, wydawa艂o mi si臋 w贸wczas, i nadal mi si臋

wydaje, 偶e usprawiedliwienie bada艅 terenowych oraz innych

poczyna艅 akademickich tkwi nie tyle w ch臋ci uczestnictwa

we wsp贸lnym dorobku, ile w samolubnym planowaniu w艂asnego rozwoju. Badania akademickie s膮, niczym 偶ycie klasztorne, nieustannym doskonaleniem ducha. Mog膮 te偶 s艂u偶y膰 szerzej pojmowanym celom, nie nale偶y jednak ocenia膰 ich wy艂膮cznie na takiej podstawie. Sformu艂owany tu pogl膮d nie pasuje

naturalnie ani do akademickiej konserwy, ani do tych, kt贸rzy

maj膮 si臋 za si艂y rewolucyjne. I jedni, i drudzy ska偶eni s膮 nadmiernym pietyzmem wobec samych siebie oraz napuszon膮 zarozumia艂o艣ci膮, co sprawia, 偶e trudno im uwierzy膰, by 艣wiat

m贸g艂 nie 艣ledzi膰 ka偶dego ich s艂owa.

St膮d owo gremialne oburzenie w 艣rodowisku, gdy Malinowski, "wynalazca" bada艅 terenowych, przedstawi艂 si臋 w swym

dzienniku jako istota ludzka i omylna. Bywa艂 czasami rozw艣cieczony przez "czarnych" albo nimi znudzony, dr臋czy艂o

go po偶膮danie, doskwiera艂a mu samotno艣膰. Wedle powszechnego odczucia dzienniki nale偶a艂o wycofa膰 z obiegu, bo "藕le s艂u偶y艂y sprawie", bo by艂y niepotrzebnie obrazoburcze i wielorako lekcewa偶y艂y starszyzn臋 zawodu.

Daje tu o sobie zna膰 niezno艣ne zak艂amanie u cz臋艣ci wtajemniczonych, kt贸remu powinno si臋 przeciwdzia艂a膰 przy ka偶dej

sposobno艣ci. Tak tedy, z g艂ow膮 pe艂n膮 tych i innych my艣li, rozpocz膮艂em spisywanie 艣wiadectwa o moich w艂asnych poczynaniach. 艢wiadectwa nie b臋d膮cego niczym nowym dla tych,

kt贸rzy przeszli podobne do艣wiadczenia, zamierza艂em jednak

uwypukli膰 aspekty traktowane w monografiach entograficznych

jako "nieetnograficzne", "nie maj膮ce zwi膮zku z"..., "niewa偶ne". W pracy zawodowej zawsze bardziej poci膮ga艂y mnie wy偶-

sze stopnie abstrakcji i spekulacje teoretyczne, bo tylko post臋p w tych w艂a艣nie dziedzinach mo偶e uczyni膰 interpretacj臋

fakt贸w bli偶sz膮 rzeczywisto艣ci. Utkwiwszy wzrok w ziemi, zapewniamy sobie widok nie tylko ma艂o interesuj膮cy, ale i cz臋艣ciowy. Ksi膮偶ka ta mo偶e wi臋c przywr贸ci膰 w tym wzgl臋dzie

r贸wnowag臋, a zarazem pokaza膰 studentom oraz, 偶yczmy sobie tego, osobom nie zwi膮zanym z antropologi膮, jak si臋 ma

g艂adka pisanina do orki na ugorze rzeczywisto艣ci, z kt贸rej owa

pisanina czerpie, oraz da膰 wyobra偶enie o pracy w terenie tym,

kt贸rzy czego艣 takiego nie prze偶yli.

A zatem pomys艂 wyjazdu zagnie藕dzi艂 si臋 w moich my艣lach

i niczym ziarno w 偶yznej glebie, zacz膮艂 powoli kie艂kowa膰.

Dlaczego w艂a艣ciwie zachciewa mi si臋 terenu? spyta艂em

koleg臋.

Uczyni艂 obszerny gest, jeden z repertuaru gest贸w wyk艂adowcy. Posi艂kowa艂 si臋 nim w贸wczas, gdy studenci zadawali pytania typu:

- Co to jest prawda?

Albo:

- Jak si臋 pisze: "w贸艂"?

Odpowied藕 by艂a jednak odpowiedzi膮.

Mi臋dzy bajki w艂o偶y膰 nale偶y opowiastki o antropologach trawionych 偶膮dz膮 przebywania po艣r贸d wybranej, jednej jedynej

grupy mieszka艅c贸w tej planety i strze偶enia jej sekret贸w - sekret贸w wielkiej wagi - przed reszt膮 ludzko艣ci, oraz o tym, 偶e

sugerowanie im, by zaj臋li si臋 czym innym, jest jak sugerowanie, 偶e mogli byli po艣lubi膰 kogokolwiek, niekoniecznie swego wyj膮tkowego trafnie dobranego partnera. Moja praca dyplomowa zosta艂a napisana na podstawie materia艂贸w drukowanych i r臋kopis贸w w j臋zyku staroangielskim. Okre艣li艂em to

w贸wczas, mo偶e nieco g贸rnolotnie, 偶e "podr贸偶owa艂em w czasie, a nie w przestrzeni". Sformu艂owanie takie 艂agodzi艂o surowo艣膰 moich egzaminator贸w, ale i tak czuli si臋 w obowi膮zku grozi膰 mi palcem, przestrzegaj膮c, bym w przysz艂o艣ci zajmowa艂 si臋 bardziej konwencjonalnymi obszarami. Nie mia艂em

s艂abo艣ci do 偶adnego kontynentu, a poniewa偶 nie wyspecjali-

zowa艂em si臋 w 偶adnym konkretnym rejonie podczas studi贸w,

nie 偶ywi艂em te偶 uczucia odrazy do 偶adnej lokalizacji. Wnioskuj膮c z istniej膮cych opracowa艅 - maj膮cych odzwierciedla膰

badane ludy, a nie ludzi, kt贸rzy te ludy badali - Afryka wydawa艂a mi si臋 zdecydowanie nudnym kontynentem. Po znakomitym pocz膮tku Evansa-Pritcharda tematy gwa艂townie ograniczono do pseudosocjologii i system贸w pokrewie艅stwa jako

funkcjonuj膮cych ca艂o艣ci. P贸藕niej prace poprawi艂y si臋 nieco,

gdy nale偶a艂o zacz膮膰 rozwa偶a膰 "powa偶ne" zagadnienia, takie

jak u艣wi臋cone zwyczajem ma艂偶e艅stwa czy symbolizm, ale dalej wypada艂y blado. Antropologia afryka艅ska jest pewnie jedn膮 z niewielu dziedzin, gdzie nudn膮 opiesza艂o艣膰 uznaje si臋 za

zas艂ug臋. Fascynuj膮ca musia艂a by膰 natomiast Ameryka Po艂udniowa, lecz wiedzia艂em od koleg贸w, 偶e kwestie polityczne

nieustannie utrudniaj膮 prac臋, a co wi臋cej, pracuje si臋 tam jakby w cieniu Levi-Straussa i antropolog贸w francuskich. Oceania

by艂a chyba naj艂atwiejsza z punktu widzenia warunk贸w bytowych, lecz wszystkie badania w Oceanii prowadzi艂y do tego

samego. Aborygeni zdawali si臋 mie膰 monopol na diabelnie

skomplikowany system zwi膮zk贸w ma艂偶e艅skich. Indie by艂yby

wspania艂ym miejscem, lecz dokonanie tam czego艣 sensownego wymaga艂oby osiedlenia si臋 na dobre pi臋膰 lat i nauczenia

si臋 najpierw kilku j臋zyk贸w, by w og贸le zacz膮膰. Daleki Wsch贸d?

Nale偶a艂o si臋 zorientowa膰, co tam da si臋 zrobi膰.

Tak膮 ocen臋 mo偶na w istocie okre艣li膰 jako pobie偶n膮, jednak

wielu moich r贸wie艣nik贸w, i p贸藕niejszych badaczy, post臋powa艂o w ten偶e spos贸b. Wi臋kszo艣膰 naukowych docieka艅 zaczyna

si臋 przecie偶 od nieokre艣lonego zainteresowania jakim艣 obszarem wiedzy i rzadko si臋 zdarza, 偶e cz艂owiek wie, o czym b臋dzie traktowa膰 jego praca, p贸ki nie zostanie napisana.

Kilka nast臋pnych miesi臋cy sp臋dzi艂em na 艣ledzeniu politycznych niepokoj贸w w Indonezji, urozmaicanych og贸lnymi wiadomo艣ciami o okrucie艅stwach i destrukcji w ca艂ej Azji. W ko艅cu zacz膮艂em si臋 sk艂ania膰 ku Timorowi Portugalskiemu. Wiedzia艂em, 偶e bardziej interesuje mnie symbolizm kulturowy

i 艣wiat wierze艅 ani偶eli polityka czy spo艂eczne procesy urbanizacji, a Timor zdawa艂 si臋 stwarza膰 po temu najrozmaitsze mo偶liwo艣ci, ze swoimi kr贸lestwami i nakazowym systemem koligacenia si臋, w my艣l kt贸rego ma艂偶e艅stwo nale偶y zawrze膰 w ob.-

r臋bie danej kategorii grup krewniaczych. Zdaje si臋 by膰 regu艂膮, 偶e uporz膮dkowana struktura symboli cz臋sto uwidacznia si臋

wyra藕niej, gdy maj膮 miejsce zjawiska tego rodzaju. Ju偶 mia艂em zacz膮膰 opracowywa膰 plan, gdy w gazetach zaroi艂o si臋 od

doniesie艅 o wojnie domowej, ludob贸jstwie i inwazji. Biali

najwyra藕niej obawiali si臋 o swoje 偶ycie, pojawi艂a si臋 gro藕ba

g艂odu. Musia艂em zapomnie膰 o tej podr贸偶y.

Szybka konsultacja poprzez znajomo艣ci w handlu doprowadzi艂a mnie do wniosku, 偶e lepiej zrobi臋 wracaj膮c do pomys艂u

Afryki, gdzie uzyskanie pozwolenia na prowadzenie bada艅 nie

by艂o zbyt trudne, a warunki 偶ycia wydawa艂y si臋 bardziej stabilne. Skierowano moj膮 uwag臋 na lud Bubi z Fernando Po. Tym,

kt贸rzy nigdy nie dotarli na Fernando Po, pozwol臋 sobie wyja艣ni膰, 偶e jest to wyspa u wybrze偶y Afryki Zachodniej, dawna

hiszpa艅ska kolonia zarz膮dzana jako cz臋艣膰 Gwinei R贸wnikowej. Zacz膮艂em w臋szy膰 za literatur膮. Wszyscy bardzo niepochlebnie wyra偶ali si臋 o Fernando Po i Bubi. Brytyjczycy szydzili,

偶e jest to miejsce, "gdzie nawet p贸藕nym popo艂udniem mo偶na

spotka膰 rozmam艂anego hiszpa艅skiego urz臋dnika wci膮偶 w pi偶amie", i rozwodzili si臋 z upodobaniem nad dokuczliwym gor膮cem i chorobami, z kt贸rych owo miejsce s艂yn臋艂o. Dziewi臋tnastowieczni badacze niemieccy uznali tubylc贸w za degenerat贸w.

Mary Kingsley opisa艂a wysp臋 jako obiecuj膮ce 藕r贸d艂o w臋gla.

Richard Burton zadziwi艂 wszystkich faktem, 偶e wybra艂 si臋 tam

i prze偶y膰. W sumie - deprymuj膮ca perspektywa. Na szcz臋艣cie dla

mnie, jak w贸wczas s膮dzi艂em, miejscowy dyktator zacz膮艂 uprawia膰, ogl臋dnie m贸wi膮c, polityk臋 wyrzynania swoich oponent贸w. Nie mog艂em zatem pojecha膰 na Fernando Po.

Wtedy w艂a艣nie jeden z moich koleg贸w podsun膮艂 mi dziwnie

zaniedbywan膮 grup臋 poga艅skich g贸rali w p贸艂nocnym Kamerunie. W ten oto spos贸b zetkn膮艂em si臋 z Dowagami*, kt贸rzy

mieli sta膰 si臋 w przysz艂o艣ci "moimi Dowayami" na dobre i na

z艂e. Niczym kula rzucona na r贸wni臋 pochy艂膮 ruszy艂em na spotkanie Dowayom.

Poszukiwania w indeksie Mi臋dzynarodowego Instytutu Afryka艅skiego zaowocowa艂y kilkoma wzmiankami francuskich


* W opracowaniach francuskich grup臋 t臋 wymienia si臋 pod nazw膮

"Namchi" lub "Doayo" (przyp. konsultanta).

13

zarz膮dc贸w z czas贸w kolonialnych i bodaj dwiema wzmiankami przeje偶d偶aj膮cych tamt臋dy podr贸偶nik贸w. Do艣膰 w ka偶dym razie napisano, bym m贸g艂 stwierdzi膰, 偶e Dowayowie s膮

wielce interesuj膮cy: uprawiaj膮 mianowicie kult czaszek, poddaj膮 si臋 obrzezaniu, maj膮 艣wiszcz膮c膮 wymow臋, mumie oraz

reputacj臋 ludzi krn膮brnych i dzikich. Wspomniany kolega pod膮艂 mi nazwisko misjonarza, kt贸ry mieszka艂 w艣r贸d nich przez

wiele lat, skierowa艂 do paru lingwist贸w, kt贸rzy zajmowali si臋

j臋zykiem Doway贸w, a tak偶e potrafi艂 wskaza膰 mi na mapie

miejsce, gdzie Dowayowie 偶yli. Chyba wi臋c si臋 za艂apa艂em.

Natychmiast wzi膮艂em si臋 do roboty, zapominaj膮c ca艂kowicie o pytaniu, czy rzeczywi艣cie chc臋 dok膮dkolwiek wyjecha膰.

Na przeszkodzie sta艂 mi jedynie brak pieni臋dzy i pozwolenia

na prowadzenie bada艅.

Gdybym od pocz膮tku zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e zdobycie obu

tych rzeczy jednocze艣nie zajmie mi dwa lata ustawicznych

stara艅, prawdopodobnie powr贸ci艂bym do pytania, co to wszystko warte. Na szcz臋艣cie moja niewiedza okaza艂a si臋 wielce korzystna i zacz膮艂em zg艂臋bia膰 sztuk臋 podlizywania si臋 fundatorom.

14

Pe艂na gotowo艣膰

Na pocz膮tku uzna艂em za s艂uszne pokaza膰 cia艂u dysponuj膮cemu pieni臋dzmi, 偶e proponowane badania s膮 interesuj膮ce,

nowatorskie i wa偶ne. Tkwi艂em wszelako w b艂臋dzie. Kiedy niedo艣wiadczony etnograf podkre艣la powy偶sze aspekty swych

bada艅, komitet przyznaj膮cy pieni膮dze zaczyna docieka膰, by膰

mo偶e na podstawie do艣wiadczenia, czy planowane badania s膮

standardowe, zwyczajne i czy stanowi膮 kontynuacj臋 poprzedniej pracy. Podkre艣laj膮c ogromne teoretyczne znaczenie moich skromnych bada艅 dla przysz艂o艣ci antropologii, stawia艂em

si臋 w sytuacji cz艂owieka piej膮cego z zachwytu nad rostbefem

podczas przyj臋cia wegetaria艅skiego. Wszystko, co robi艂em,

pogarsza艂o tylko spraw臋. Po jakim艣 czasie dosta艂em list, 偶e

komitet jest zainteresowany skompletowaniem danych etnograficznych tego terenu - czyli ordynarnym zebraniem fakt贸w. Napisa艂em podanie na nowo, uwzgl臋dniaj膮c wszystkie

krety艅skie szczeg贸艂y. Komitet zacz膮艂 martwi膰 si臋, dla odmiany, 偶e b臋d臋 robi艂 badania na nieznanej grupie ludzi. Napisa艂em

podanie po raz kolejny i tym razem przesz艂o. Przyznano mi

pieni膮dze. Pierwsza poprzeczka zosta艂a pokonana.

Uzyskanie pozwolenia na prowadzenie bada艅 sta艂o si臋 zatem

problemem kapitalnej wagi, by czas i pieni膮dze nie przecieka艂y przez palce. Ju偶 przed rokiem napisa艂em do ministerstwa

w Kamerunie. Przyrzeczono mi odpowied藕 w stosownym czasie. Napisa艂em ponownie. Poproszono o przed艂o偶enie szczeg贸艂贸w moich plan贸w naukowych. Uczyni艂em to i czeka艂em.

Kiedy ju偶 straci艂em nadziej臋, otrzyma艂em pozwolenie na z艂o偶enie podania o wiz臋 i na udanie si臋 do stolicy, Jaunde. Z za偶enowaniem przyznam si臋 starym afryka艅skim wyjadaczom,

偶e w swojej naiwno艣ci uzna艂em to za kres moich kontakt贸w

z biurokracj膮. Podejrzewam, 偶e na tamtym etapie wyobra偶a艂em sobie ludzi z administracji jako towarzyskich facet贸w wykonuj膮cych niezb臋dne minimum roboty z 偶yczliwo艣ci膮 i zachowaniem zdrowego rozs膮dku. W kraju o siedmiu milionach

mieszka艅c贸w wi臋kszo艣膰 spraw mo偶na za艂atwi膰 podczas zwyk艂ej rozmowy, bez ceregieli, jak za starych dobrych czas贸w

imperium brytyjskiego. Takie przekonanie okaza艂o si臋 wszak

wi臋cej ni偶 nieporozumieniem nawet w przypadku najdrobniejszych kwestii.

Ju偶 same kontakty z ambasad膮 kameru艅sk膮 powinny by艂y

by膰 dla mnie lekcj膮. Ja jednak, wedle najlepszych antropologicznych wzorc贸w, zaniecha艂em pochopnego wysnuwania

wniosk贸w i czeka艂em, a偶 zgromadz臋 wszystkie dowody. Zatelefonowa艂em do ambasady, by upewni膰 si臋, czy jest czynna,

po czym zjawi艂em si臋 ze wszystkimi dokumentami, dumny ze

swej zapobiegliwo艣ci w postaci dw贸ch koniecznych zdj臋膰

paszportowych. Ambasad臋 zasta艂em zamkni臋t膮. Natr臋tne dzwonienie spowodowa艂o, 偶e pow艣ci膮gliwy glos, odmawiaj膮cy u偶ycia jakiegokolwiek innego j臋zyka poza francuskim, obwie艣ci艂

mi, 偶ebym przyszed艂 jutro.

Wr贸ci艂em nazajutrz, lecz zdo艂a艂em dosta膰 si臋 jedynie do

holu. Tam poinformowano mnie, 偶e potrzebny mi d偶entelmen

jest nieobecny i nie wiadomo, kiedy wr贸ci. Odnios艂em wra偶enie, 偶e wyst臋powanie o wiz臋 jest czym艣 dziwnym i niezwyk艂ym. Zdoby艂em wszak jedn膮 u偶yteczn膮 informacj臋: nie mog艂em prosi膰 o wiz臋 bez wa偶nego biletu tam i z powrotem. Uda艂em si臋 wi臋c do biura linii lotniczych.

Kameru艅skie linie lotnicze Air Cameroon postrzega艂y klient贸w jako dokuczliw膮 przykro艣膰. Nie zdawa艂em sobie w贸wczas sprawy, 偶e w ten spos贸b funkcjonowali w Kamerunie

wszyscy rz膮dowi monopoli艣ci, i sk艂ada艂em t臋 okoliczno艣膰 na

karb trudno艣ci j臋zykowych. Podejrzliwie przygl膮dano si臋 zwyk艂ym czekom, got贸wka okaza艂a si臋 k艂opotliwa. W ko艅cu zap艂aci艂em za bilet francuskimi czekami podr贸偶nymi. Jak to za艂atwiali inni, nie mam poj臋cia. (Pierwsza dobra rada dla pocz膮tkuj膮cych antropolog贸w: wszystkie sprawy z egzotycznymi

liniami lotniczymi za艂atwiajcie zawsze za po艣rednictwem brytyjskiej agencji. Agencja zgodzi si臋 przynajmniej na normaln膮 form臋 p艂atno艣ci). B臋d膮c w biurze linii, spyta艂em o poci膮gi

z Jaunde do Ngaoundere, nast臋pnego przystanku w mojej podr贸偶y. Poinformowano mnie surowym tonem, 偶e jestem w biurze linii lotniczych, a nie kolei, ale tak si臋 akurat sk艂ada, 偶e

pomi臋dzy miastami kursuje klimatyzowany poci膮g, a podr贸偶

trwa oko艂o trzech godzin.

Uskrzydlony triumfem, z biletem w kieszeni wr贸ci艂em do

ambasady. Rzeczonego d偶entelmena wprawdzie jeszcze nie

by艂o, pozwolono mi jednak wype艂ni膰, w trzech kopiach, stosowny formularz. Uczyniwszy to, zdumia艂em si臋 wielce, gdy

pierwsza z kopii, ta nad kt贸r膮 tak si臋 mozoli艂em, zosta艂a wyrzucona do 艣mieci. Czeka艂em oko艂o godziny. Nic si臋 nie dzia艂o. Wchodzili tylko i wychodzili rozmaici ludzie, m贸wi膮cy

w wi臋kszo艣ci po francusku. Warto wspomnie膰, 偶e Kamerun by艂

dawniej koloni膮 niemieck膮, przej臋t膮 przez Brytyjczyk贸w i Francuz贸w podczas pierwszej wojny 艣wiatowej, i 偶e otrzyma艂

nast臋pnie niepodleg艂o艣膰 jako republika federacyjna, by przekszta艂ci膰 si臋 z kolei w republik臋 zjednoczon膮. I chocia偶 Kamerun jest teoretycznie krajem dwuj臋zycznym, francusko-angielskim, zbytni膮 艣mia艂o艣ci膮 by艂oby przypuszcza膰, 偶e daleko zajdzie si臋 z sam膮 tylko znajomo艣ci膮 angielskiego. W ko艅cu

wkroczy艂a ogromna Afrykanka i sta艂em si臋 tematem d艂ugiej

rozmowy toczonej w j臋zyku mi nie znanym. Obecnie podejrzewam, 偶e by艂 to angielski. Je艣li na dawnych terytoriach brytyjskich ktokolwiek zagadnie ci臋 w j臋zyku ca艂kowicie niezrozumia艂ym, w kt贸rym nawet podstawowe d藕wi臋ki brzmi膮 obco, b臋dzie to prawdopodobnie angielski. Poprowadzono mnie

do innego pomieszczenia, gdzie rz臋dami wok贸艂 艣cian sta艂y

liczne tomy teczek. Stwierdzi艂em, 偶e zawieraj膮 one szczeg贸艂owe informacje - oraz fotografie - dotycz膮ce os贸b niemile

w Kamerunie widzianych. Wci膮偶 nie mog臋 si臋 nadziwi膰, sk膮d

tak m艂ode pa艅stwo wzi臋艂o tak wiele niepo偶膮danych os贸b. Kobieta szuka艂a mnie daremnie przez d艂u偶szy czas, po czym od艂o偶y艂a akta z wyrazem, jak mi si臋 wydawa艂o, g艂臋bokiego rozczarowania. Kolejny problem stanowi艂y moje z艂膮czone ze sob膮 zdj臋cia paszportowe. Powinny by膰 osobno i dosta艂em bur臋,

偶e przed艂o偶y艂em je w innej postaci. Rozpocz臋艂y si臋 偶mudne

17

poszukiwania no偶yczek. Zaanga偶owano wielu urz臋dnik贸w,

przesuwano meble, przetrz膮sano tomy z danymi o niepo偶膮danych osobach. Staraj膮c si臋 wykaza膰 dobr膮 wol臋, zerkn膮艂em

bez przekonania na pod艂og臋. Znowu zosta艂em zbesztany. By艂em w ambasadzie i nie powinienem ani niczego dotyka膰, ani

si臋 rozgl膮da膰. Wreszcie wy艣ledzono no偶yczki u cz艂owieka

z parteru, kt贸ry, jak si臋 zdaje, nie by艂 uprawniony do ich u偶ywania. Wyja艣niano spraw臋 bardzo szczeg贸艂owo. Wszyscy winni艣my byli okaza膰 oburzenie. Nast臋pnie powsta艂 problem, czy

moja wiza ma by膰 p艂atna, czy te偶 nie. W swojej naiwno艣ci

ochoczo zaoferowa艂em op艂at臋, nie zdaj膮c sobie sprawy, 偶e to

nie b艂ahostka, o kt贸rej ja powinienem rozstrzyga膰. Decyzj臋

nale偶a艂o pozostawi膰 szefowi wydzia艂u. Wr贸ci艂em do poczekalni, gdzie w ko艅cu pojawi艂 si臋 kolejny Kameru艅czyk, przejrza艂 dokumenty z wielk膮 uwag膮 i za偶膮da艂 ponownych wyja艣nie艅, odnosz膮c si臋 podejrzliwie do pobudek kieruj膮cych moimi zamierzeniami. G艂贸wn膮 trudno艣ci膮, tu jak i gdzie indziej,

by艂o wyt艂umaczenie, dlaczego rz膮d brytyjski uwa偶a za warte

zachodu p艂acenie m艂odym ludziom stosunkowo du偶ych sum

pieni臋dzy, by jechali w odludne cz臋艣ci 艣wiata i rzekomo prowadzili badania w艣r贸d ludzi znanych w okolicy ze swej ignorancji i zacofania. Jak mo偶na zarobi膰 na takich badaniach?

Najpewniej tkwi w tym jaka艣 ukryta intencja. Szpiegowanie,

poszukiwanie zasob贸w mineralnych, przemyt - oto prawdziwe motywy. Jedynym wyj艣ciem by艂o robienie z siebie nieszkodliwego idioty, kt贸ry niczego nie rozumie. I to mi si臋 uda艂o. Dosta艂em wiz臋, wielkiego ostemplowanego cukierka, na

kt贸rym widnia艂 mocno zafrykanizowany wizerunek Marianny,

bohaterki francuskiego rewolucjonizmu. Wyszed艂szy, czu艂em

si臋 osobliwie zm臋czony d艂ugotrwa艂ym poni偶aniem mnie i okazywaniem mi nieufno艣ci. Uczucie to dane mi by艂o pozna膰

w przysz艂o艣ci bardzo dok艂adnie.

Mia艂em przed sob膮 oko艂o tygodnia na uporz膮dkowanie spraw

i zako艅czenie przygotowa艅. Istotny element mojej codzienno艣ci w ci膮gu ostatnich kilku miesi臋cy stanowi艂y szczepienia

- zosta艂a jeszcze ostatnia dawka przeciw 偶贸艂tej febrze, 偶ebym

by艂 ca艂kowicie zabezpieczony. Niestety szczepionka wywo艂a艂a atak gor膮czki i wymiot贸w, co uszczupli艂o rado艣膰 przyj臋膰

po偶egnalnych. Zaopatrzono mnie w zastraszaj膮co du偶e pud艂o

18

lekarstw oraz list臋 dolegliwo艣ci, kt贸re mo偶na przy ich pomocy kurowa膰 i kt贸rych w wi臋kszo艣ci zazna艂em wskutek szczepie艅.

Nadszed艂 moment na ostatnie dobre rady. Moja najbli偶sza rodzina, zupe艂nie nie zorientowana w antropologicznych eksperymentach, wiedzia艂a jedynie, 偶e musz臋 by膰 szalony, skoro

udaj臋 si臋 do dzikich kraj贸w, gdzie b臋d臋 najpewniej mieszka膰

w d偶ungli, nara偶aj膮c si臋 nieustannie na niebezpiecze艅stwo ze

strony lw贸w i w臋偶y, i jedynie je艣li dopisze mi szcz臋艣cie, unikn臋 garnka ludo偶erc贸w. W swoim czasie krzepi膮ce wyda艂y mi

si臋 s艂owa naczelnika mojej wioski na ziemi Doway贸w, kt贸ry

偶egnaj膮c mnie, powiedzia艂, 偶e ch臋tnie towarzyszy艂by mi w podr贸偶y do mojej angielskiej wioski, lecz obaw膮 napawa go kraj,

gdzie jest zawsze zimno, gdzie 偶yj膮 dzikie bestie, takie jak europejskie psy w miejscowej misji, i gdzie, jak wiadomo, mieszkaj膮 kanibale.

Ksi膮偶ka tego rodzaju powinna bez w膮tpienia zawiera膰 "porady dla m艂odych etnograf贸w dotycz膮ce bada艅 terenowych".

Kr膮偶膮 pog艂oski, 偶e wybitny antropolog Evans-Pritchard m贸wi艂

swoim podopiecznym po prostu: "Kup sobie w sklepie Fortnuma i Masona koszyk z jedzeniem na piknik dla czterech

os贸b i trzymaj si臋 z dala od miejscowych kobiet". Inny znawca Afryki Zachodniej dowodzi艂, 偶e sekretem powodzenia bada艅

terenowych jest posiadanie dobrego siatkowego podkoszulka. Mnie osobi艣cie radzono, bym spisa艂 testament (co uczyni艂em), zabra艂 lakier do paznokci dla miejscowych strojnisi贸w

(czego nie zrobi艂em) i kupi艂 sobie porz膮dny scyzoryk (kt贸ry mi

si臋 z艂ama艂). Pewna pani antropolog poda艂a mi adres sklepu

w Londynie, gdzie mog艂em si臋 zaopatrzy膰 w kr贸tkie spodnie

z kieszonkami maj膮cymi zabezpieczenie przed szara艅cz膮.

Uzna艂em to jednak za zb臋dny luksus.

Przed wyjazdem etnograf postawiony zostaje przed konieczno艣ci膮 podj臋cia decyzji, czy potrzebny mu b臋dzie pojazd mechaniczny, czy te偶 nie. Mo偶e on naby膰 taki pojazd, zanim wyjedzie, zapakowa膰 we艅 wszystko, co potrzebne, by przetrwa膰,

a nast臋pnie wys艂a膰 go statkiem do miejsca przeznaczenia.

Mo偶e te偶 bez jakiegokolwiek obci膮偶enia dotrze膰 do celu i tam

dokona膰 niezb臋dnych zakup贸w. Zalet膮 pierwszego rozwi膮zania jest niski koszt i pewno艣膰, 偶e kupi si臋 to, czego si臋 szuka.

19

Wad膮 - konieczno艣膰 dodatkowych kontakt贸w z urz臋dnikami

celnymi i innymi biurokratami, kt贸rzy mog膮 ci zwyczajnie

wszystko zarekwirowa膰, pobra膰 op艂at臋 celn膮, poddawa膰 twoje

rzeczy dzia艂aniom monsunu, p贸ki nie zbutwiej膮, narazi膰 je na grabie偶, mog膮 偶膮da膰 szczeg贸艂owego spisu twoich d贸br w czterech

egzemplarzach oraz kontrasygnat i piecz臋ci z urz臋d贸w odleg艂ych o setki kilometr贸w, w razie sprzeciwu za艣 nie omieszkaj膮

rado艣nie szykanowa膰 ci臋 i dr臋czy膰. Mn贸stwo z owych trudno艣ci ust膮pi艂oby jak za dotkni臋ciem czarodziejskiej r贸偶d偶ki wskutek w艂a艣ciwie umieszczonej 艂ap贸wki, lecz skalkulowanie odpowiedniej kwoty oraz wyb贸r momentu, w kt贸rym 艂ap贸wk臋 nale偶y zaproponowa膰, wymaga znakomitego wyczucia, kt贸rego

nowo przyby艂emu zazwyczaj brakuje. Mog艂oby nawet sko艅czy膰 si臋 to dla niego k艂opotami, gdyby przedsi臋wzi膮艂 podobne

kroki nie do艣膰 ostro偶nie.

Trudno艣膰 drugiego ze sposob贸w, czyli zakupienia wszystkiego na miejscu, le偶y w niezmiernej dro偶y藕nie. Samochody kosztuj膮 przynajmniej dwa razy tyle co w Anglii, wyb贸r za艣 jest bardzo ograniczony. Przybysz, je艣li nie towarzyszy mu wyj膮tkowe szcz臋艣cie, najprawdopodobniej nie dobije korzystnego

targu.

W swojej naiwno艣ci optowa艂em jednak za drugim rozwi膮zaniem, po cz臋艣ci dlatego, 偶e nie chcia艂em ju偶 traci膰 czasu na

przygotowania - chcia艂em wyruszy膰 jak najpr臋dzej.

W g贸ry

Ledwie samolot osiad艂 na pogr膮偶onym w ciemno艣ciach nocy l膮dowisku w Duali, do kabiny wdar艂 si臋 specyficzny zapach pi偶ma i gor膮ca, aromatyczny i pospolity zapach Afryki

Zachodniej. Pada艂 deszcz, a by艂 tak ciep艂y, 偶e mia艂o si臋 wra偶enie, jakby to krew sp艂ywa艂a po twarzach, gdy przemierzali艣my pole startowe. Wewn膮trz budynku lotniska panowa艂 najbardziej osobliwy chaos, jakiego kiedykolwiek do艣wiadczy艂em.

T艂umy Europejczyk贸w cisn臋艂y si臋 w bez艂adnych grupach lub

wrzeszcza艂y na Afrykan贸w. Afrykanie wrzeszczeli na Afrykan贸w. Jedyny Arab kr膮偶y艂 pos臋pnie od okienka do okienka.

Przed ka偶dym z nich szala艂a przepychaj膮ca si臋 ci偶ba, w kt贸rej

rozpozna艂em "stoj膮cych w kolejce" Francuz贸w. Tu pobra艂em

drug膮 lekcj臋 kameru艅skiej biurokracji. Najwyra藕niej obowi膮zywa艂y nas trzy dokumenty: wiza, za艣wiadczenie lekarskie

i potwierdzenie szczeg贸艂贸w pobytu. Dostali艣my do wype艂nienia wiele formularzy. Trwa艂a intensywna wymiana sprz臋tu do

pisania. Kiedy wreszcie Francuzi utorowali sobie 艂okciami

drog臋 ku w膮tpliwemu przywilejowi czekania na baga偶 w strugach deszczu, zaj臋to si臋 nami. Niekt贸rzy z nas pope艂nili ten

b艂膮d, 偶e nie potrafili poda膰 dok艂adnego adresu miejsca, do kt贸rego si臋 udaj膮, oraz nazwisk os贸b, z kt贸rymi maj膮 kontakty

zawodowe. Urz臋dnik ogromnych rozmiar贸w siedzia艂 za biurkiem, czytaj膮c gazet臋 i ignoruj膮c nas ca艂kowicie. Kiedy ustalona zosta艂a zadowalaj膮ca go hierarchia naszej wa偶no艣ci, rozmawia艂 z ka偶dym po kolei, daj膮c nam odczu膰, 偶e nie jest cz艂owiekiem sk艂onnym do 偶art贸w. Widz膮c, jak si臋 sprawy maj膮,

21

,3

4poda艂em ca艂kowicie fikcyjny adres, do kt贸rego to sposobu

uciek艂o si臋 tak偶e kilka innych os贸b. W przysz艂o艣ci zawsze by艂em przesadnie skrupulatny w wype艂nianiu wszelkich formularzy, kt贸re bez w膮tpienia stawa艂y si臋 karm膮 dla termit贸w lub

nie przeczytane l膮dowa艂y w 艣mieciach. Raz jeszcze pow臋drowali艣my wszyscy do trzech kolejnych okienek, a nast臋pnie do

stanowiska odprawy celnej, gdzie rozgrywa艂 si臋 w艂a艣nie prawdziwy dramat. W baga偶u jednego z Francuz贸w znaleziono

rozmaite aromatyczne substancje. Pr贸偶no cz艂owiek zaklina艂

si臋, 偶e s膮 to przyprawy do sos贸w kuchni francuskiej. Urz臋dnik

by艂 przekonany, i偶 z艂apa艂 wa偶nego handlarza narkotykami,

cho膰 wiedziano wszem i wobec, 偶e to uprawian膮 w Kamerunie marihuan臋 szmuglowano poza jej granice. Francuzi zn贸w

zacz臋li si臋 pcha膰 i sz艂o im ca艂kiem nie藕le, p贸ki nie pojawi艂a si臋

ogromna figura stuprocentowego Afrykanina, kt贸ry w Nicei zaj膮艂 na pok艂adzie samolotu miejsce w pierwszej klasie. Pstrykni臋ciem zdobnych w z艂ote pier艣cienie palc贸w wskaza艂 baga偶,

kt贸ry niezw艂ocznie pochwycili tragarze. Mia艂em szcz臋艣cie m贸j baga偶 sta艂 na zawadzie jego baga偶owi i fala wielkiego

wynoszenia wynios艂a i mnie na zewn膮trz, ku Afryce.

Pierwsze wra偶enie niezmiernie si臋 liczy. Cz艂owiek nie do艣膰

br膮zowy rzuca si臋 w oczy ludziom wszelkiego autoramentu.

W ka偶dym razie m贸j neseser z aparatem fotograficznym porwany zosta艂 przez, jak mi si臋 wydawa艂o, us艂u偶nego tragarza.

Skorygowa艂em wszak 贸w pogl膮d, gdy cz艂ek zacz膮艂 si臋 chy偶o

oddala膰. Ruszy艂em za nim w pogo艅, posi艂kuj膮c si臋 rozmaitymi

zwrotami nie u偶ywanymi w codziennej mowie:

- Au secours! Au voleur!* - wo艂a艂em.

Na szcz臋艣cie przeszkadza艂 mu panuj膮cy wok贸艂 ruch, schwyci艂em go wi臋c i zacz臋艂a si臋 szamotanina. W ko艅cu otrzyma艂em

szybki cios, kt贸ry rozkrwawi艂 mi twarz, ale neseser zosta艂 mi

oddany. Troskliwy taks贸wkarz zawi贸z艂 mnie do hotelu, bior膮c

ode mnie tylko pi臋ciokrotno艣膰 obowi膮zuj膮cej op艂aty.

Nast臋pnego dnia uciek艂em od urok贸w Duali i polecia艂em

bez przeszk贸d do stolicy, z tym tylko, 偶e przej膮艂em od innych

pasa偶er贸w g艂o艣ny i wrogi spos贸b odnoszenia si臋 do tragarzy

* Au secours! Au voleur! - (franc.) Na pomoc! Trzymaj z艂odzieja!

(przypisy nie podpisane inaczej pochodz膮 od t艂umaczki).

22

oraz taks贸wkarzy. W Jaunde przysz艂o mi prze偶y膰 silny atak

biurokracji; poniewa偶 przygotowywanie moich dokument贸w

trwa艂o oko艂o trzech tygodni, nie mia艂em nic innego do roboty, jak tylko udawa膰 turyst臋.

Na pierwszy rzut oka miasto pozbawione jest wszelkiego

wdzi臋ku. Nieprzyjemnie zakurzone w porze suchej, w porze

deszczowej zamienia si臋 w rozleg艂e grz臋zawisko. Wa偶niejsze

budowle przypominaj膮 wygl膮dem kawiarnie przy autostradzie. Zapadaj膮ce si臋 kratki odp艂ywowe w chodnikach wiod膮

nieuwa偶nego go艣cia ku miejskim kana艂om. Nowo przyby艂emu

trudno ustrzec si臋 przed zwichni臋ciem cho膰by jednej ko艅czyny. 呕ycie ekspatriant贸w koncentruje si臋 wok贸艂 dw贸ch czy

trzech kafejek - sp臋dza si臋 tam czas w g艂臋bokiej nudzie, patrz膮c

na przeje偶d偶aj膮ce 偶贸艂te taks贸wki i odpieraj膮c ataki sprzedawc贸w pami膮tek. Owi sprzedawcy to panowie o niezwyk艂ym

uroku, kt贸rzy zd膮偶yli si臋 ju偶 nauczy膰, 偶e bia艂y cz艂owiek kupi

absolutnie wszystko, je艣li tylko cena przekracza warto艣膰 towaru. Oferuj膮 tedy mo偶liwe do przyj臋cia rze藕by oraz kompletne

艣mieci jako "oryginalne starocia". Handel uprawia si臋 na zasadach swoistej gry. Ceny przekraczaj膮 mniej wi臋cej dwudziestokrotnie rozs膮dne warto艣ci. Je艣li klient protestuje, 偶e

jest okradany, handlarze, chichocz膮c, przyznaj膮 mu racj臋 i pi臋ciokrotnie obni偶aj膮 stawk臋. Niekt贸rzy handlarze id膮 ze zblazowanymi Europejczykami na typ relacji klient-patron, 艣wiadomi faktu, 偶e tym wi臋ksza uciecha, im bardziej oburzaj膮ca jest

ich bezczelno艣膰.

Najsmutniejsze przypadki to dyplomaci, kt贸rzy zdaj膮 si臋

prowadzi膰 polityk臋 minimalizowania kontakt贸w z tubylcami,

przemieszczaj膮c si臋 z zamkni臋tych biur do zamkni臋tych posesji via kawiarnia. Z powod贸w, kt贸re wyja艣ni臋 p贸藕niej, sprawi艂em miejscowemu 艣rodowisku Brytyjczyk贸w troch臋 k艂opotu.

O wiele bardziej interesuj膮ca by艂a francuska spo艂eczno艣膰

m艂odych cooperants, ludzi wykonuj膮cych tu rozmaite zadania

w ramach zast臋pczej s艂u偶by wojskowej. Uwzgl臋dniaj膮c w nieznacznym tylko stopniu fakt, 偶e przebywaj膮 w Afryce Zachodniej, zdo艂ali stworzy膰 odpowiednik 偶ycia towarzyskiego prowincjonalnej Francji z elementami takimi jak barbecue, rajdy

samochodowe czy przyj臋cia. Szybko nawi膮za艂em kontakt

z pewnym domostwem, dziewczyn膮 i dwoma ch艂opcami - za23

.!

anga偶owanymi jako profesjonalni nauczyciele - co bardzo mi

si臋 p贸藕niej przyda艂o. W przeciwie艅stwie do dyplomat贸w ci

m艂odzi ludzie opuszczali czasem stolic臋, mieli wi臋c informacje o stanie dr贸g, o rynku samochodowym i tak dalej, a rozm贸w

z Afrykanami nie ograniczali do wydawania polece艅 s艂u偶bie.

By艂em zaskoczony - po oficjalnych kontaktach z rozmaitymi

urz臋dnikami - 偶e ci m艂odzi potrafi膮 by膰 tak przyjacielscy i mili.

Nie spodziewa艂em si臋 tego po nich. Wobec niesnasek politycznej natury pomi臋dzy mieszka艅cami Indii Zachodnich a Indianami, kt贸rych zna艂em w Anglii, wyda艂o mi si臋 niesamowite, 偶e w艂a艣nie w Afryce ludzie r贸偶nych ras mog膮 spotyka膰 si臋

na normalnych zasadach. Naturalnie okaza艂o si臋, 偶e nie jest

to a偶 takie proste. Relacje pomi臋dzy Europejczykami i Afrykanami s膮 utrudniane przez najrozmaitsze czynniki. Afrykanie

potrafi膮 cz臋sto dostosowa膰 si臋 tak dobrze, 偶e staj膮 si臋 bez ma艂a

czarnymi Francuzami. Z drugiej strony, europejscy rezydenci w Afryce staraj膮 si臋 by膰 dziwacznymi lud藕mi. Niemniej

mo偶e wskutek ich wyra藕nej pospolito艣ci spo艂eczno艣膰 dyplomat贸w tak 藕le sobie radzi; szale艅cy - spotka艂em kilku - radz膮

sobie znakomicie, pomijaj膮c zniszczenia, kt贸re po sobie pozostawiaj膮.

Jestem Anglikiem, wi臋c zapewne nadmierne wra偶enie robi艂 na mnie fakt, 偶e ludzie zupe艂nie obcy u艣miechaj膮 si臋 do

mnie, pozdrawiaj膮 mnie na ulicy, i to najwyra藕niej bez ukrytych pobudek.

Dni tymczasem mija艂y, a afryka艅skie miasta wcale nie s膮

tanie. Jaunde zosta艂o sklasyfikowane jaka jedno z najdro偶szych dla cudzoziemc贸w miast na 艣wiecie. Chocia偶 nie 偶y艂em

wystawnie, pieni膮dze szybko si臋 rozchodzi艂y i po prostu stan膮艂em przed konieczno艣ci膮 wyjazdu. By艂em got贸w urz膮dzi膰

awantur臋. Przygotowa艂em si臋 psychicznie i poszed艂em do biura imigracyjnego. Za biurkiem siedzia艂 wynios艂y inspektor,

z kt贸rym mia艂em ju偶 do czynienia podczas poprzednich wizyt. Spojrza艂 znad dokument贸w, kt贸re w艂a艣nie przegl膮da艂,

i rozpocz膮艂 zawi艂e manipulowanie papierosem i zapalniczk膮.

Ignoruj膮c moje pozdrowienie, rzuci艂 mi paszport na biurko.

Zamiast dwu lat, o kt贸re prosi艂em, z jakiego艣 tajemnego powodu dano mi wiz臋 na dziewi臋膰 miesi臋cy. Ciesz膮c si臋 z tego, co

mam, wyszed艂em.

24

Zrobi艂em nast臋pnie dwa g艂upstwa, 艣wiadcz膮ce o tym, jak

ma艂o wiedzia艂em o 艣wiecie, do kt贸rego si臋 udawa艂em. Po

pierwsze poszed艂em na poczt臋, by nada膰 telegram do Ngaoundere, mojego nast臋pnego postoju na kolejowej trasie, w kt贸rym

uprzedza艂em o moim rych艂ym przyje藕dzie. Dotar艂 do miejsca

przeznaczenia dwa tygodnie p贸藕niej, co starzy afryka艅scy wyjadacze uznali za wynik przeci臋tny. Na poczcie zawar艂em znajomo艣膰 z pewnym osobliwym Australijczykiem, kt贸ry doprowadzony do rozpaczy przez aroganckich urz臋dnik贸w i tubylc贸w, przeszkolonych w rozpychaniu si臋 艂okciami przez

Francuz贸w, stal na 艣rodku urz臋du i wykrzykiwa艂 ku og贸lnemu

zdumieniu:

- Rozumiem. Jestem niedobrego koloru, tak?

Nast臋pnie okr膮g艂ymi zdaniami deklarowa艂, 偶e ju偶 nigdy nie

napisze do swojej matki z Kamerunu. Szcz臋艣ciem, mog艂em

mu odst膮pi膰 jeden z moich znaczk贸w, wobec czego odezwa艂o si臋 w nim rzewne uczucie wsp贸lnoty i nalega艂, 偶ebym napi艂 si臋 z nim piwa. Po kilku piwach okaza艂o si臋, 偶e podr贸偶uj膮c od dw贸ch lat, nigdy nie wydawa艂 wi臋cej ni偶 pi臋膰dziesi膮t

pens贸w dziennie. Pozostawa艂em pod du偶ym wra偶eniem tej

okoliczno艣ci do chwili, gdy d偶entelmen wsta艂 i odszed艂, nie

p艂ac膮c za piwo.

W贸wczas to pope艂ni艂em najpowa偶niejszy z b艂臋d贸w. Do tamtego czasu trzyma艂em wi臋kszo艣膰 pieni臋dzy przeznaczonych

na badania w postaci mi臋dzynarodowego czeku, kt贸ry zawsze

mia艂em przy sobie. Wyda艂o mi si臋 jednak roztropne zdeponowa膰 go w banku. Kosztowa艂o mnie to jedynie godzin臋 przepychanek i znoszenia impertynencji. Zosta艂em uprzejmie zapewniony przez m艂odego i, zdawa膰 by si臋 mog艂o, wiarygodnego

cz艂owieka, 偶e ksi膮偶eczka czekowa zostanie wys艂ana mi do

Ngaoundere w ci膮gu dwudziestu czterech godzin, a zatem b臋d臋 m贸g艂 korzysta膰 ze swego konta w ka偶dej potrzebie. Idiotyczne, ale uwierzy艂em mu. Min臋艂o 艂adnych pi臋膰 miesi臋cy, zanim

zyska艂em dost臋p do pieni臋dzy, kt贸re z tak膮 艂atwo艣ci膮 powierzy艂em bankowi. Ale i tak uzna艂em to za sukces wobec przera偶aj膮cych opowie艣ci o karygodnych wyst臋pkach, kt贸re to

opowie艣ci kr膮偶y艂y w艣r贸d bia艂ej spo艂eczno艣ci. Wielu m臋偶czyzn

przej臋艂o zniewie艣cia艂y zwyczaj Zachodu u偶ywania ma艂ych torebek do noszenia dokument贸w, kt贸re nale偶a艂o mie膰 przy sobie

25

Tymczasem gangi ogromnych afryka艅skich kobiet przeci膮ga艂y po zmierzchu ulicami i wyrywa艂y samotnym m臋偶czyznom saszetki, bij膮c tych, kt贸rzy odwa偶yli si臋 stawia膰 op贸r.

Rzecz jest ca艂kiem prawdopodobna. Afryka to siedlisko os贸b

o najbardziej zadziwiaj膮cej budowie cia艂a, zar贸wno je艣li chodzi o m臋偶czyzn, jak i kobiety, co wynika z nieustannej ci臋偶kiej

fizycznej pracy i diety ubogiej w bia艂ko. Smuk艂y mieszkaniec

Zachodu czuje si臋 zrazu 艣miesznie ma艂y przy rozbudowanych

klatkach piersiowych po艂udniowych Kameru艅czyk贸w.

Z uczuciem pewnej ulgi wymeldowa艂em si臋 z hotelu i po偶egna艂em z rozbrzmiewaj膮c膮 dzie艅 i noc muzyk膮 afryka艅skich

gitar, po raz ostatni te偶 przemkn膮艂em mi臋dzy szpalerem prostytutek. By艂y one chyba najmniej subtelnymi przedstawicielkami tej bran偶y, jakie kiedykolwiek widzia艂em. Powszechnie

przyj臋ty spos贸b zaczepiania m臋偶czyzny polega艂 na tym, 偶e

pani podchodzi艂a do upatrzonego osobnika i najzwyczajniej

chwyta艂a go za przyrodzenie z si艂膮 imad艂a - ze wszech miar nale偶a艂o wystrzega膰 si臋 uwi臋zienia w takich okoliczno艣ciach

w windzie.

Wkr贸tce potem dotar艂em ca艂o do dworca kolejowego, pow膮tpiewaj膮c jednak coraz bardziej w rozkosze klimatyzowanego poci膮gu, kt贸re opisywa艂a mi w Londynie panienka z biura linii lotniczych. Sk艂ad poci膮gu stanowi艂y wagony z okresu

pierwszej wojny 艣wiatowej, przyby艂e tu, nie wiedzie膰 dlaczego, z W艂och. Poci膮g by艂 rozrzutnie ozdobiony upomnieniami

w j臋zyku w艂oskim, co mo偶na, a czego nie mo偶na wzgl臋dem

urz膮dze艅 sanitarnych i zaopatrzenia w wod臋. Problemy zwi膮zane z t艂umaczeniem rozwi膮zano g艂adko - 偶adnych t艂umacze艅

nie by艂o.

Troch臋 przepychanki i naby艂em bilet, wype艂niwszy uprzednio nie mniej formularzy ni偶 przy zakupie ubezpieczenia na

偶ycie.

Podr贸偶e po Afryce Zachodniej zdaj膮 si臋 mie膰 wiele wsp贸lnego z podr贸偶ami dyli偶ansem z wczesnych western贸w. Obsada jest prawie zawsze taka sama. Wszystko jedno, czy si臋

je藕dzi poci膮giem, czy taks贸wk膮 - te ostatnie odgrywaj膮 istotn膮 rol臋 w poruszaniu si臋 po kraju. Taks贸wki to du偶e furgonetki marki Toyota albo Saviem, przystosowane do przewozu

od dwunastu do dwudziestu os贸b, lecz w艂a艣ciciele upychaj膮

w nich trzydzie艣ci do pi臋膰dziesi臋ciu dusz. Gdyby pojazd sprawia艂 fa艂szywe wra偶enie, 偶e p臋ka w szwach, nale偶y ruszy膰 z kopyta, po czym gwa艂townie zahamowa膰, a z ty艂u zawsze znajdzie si臋 jeszcze miejsce dla jednego lub dw贸ch pasa偶er贸w.

Po偶膮dane jest, jak si臋 zdaje, by w ka偶dym poje藕dzie znalaz艂o

si臋 ze dw贸ch wojskowych: kaprali albo porucznik贸w. 呕andarmi wybieraj膮 zwykle najlepsze miejsce, obok kierowcy,

i uprzejmie odmawiaj膮 uiszczenia op艂aty. Zazwyczaj jedzie

te偶 paru nauczycieli z Po艂udnia, niezadowolonych z przenosin

na muzu艂ma艅sk膮 P贸艂noc. Po namowach, acz niezbyt d艂ugich,

zabawiaj膮 towarzyszy podr贸偶y opowie艣ciami o trudach, kt贸re sta艂y si臋 ich udzia艂em w tych pogr膮偶onych w mroku barbarzy艅stwa okolicach, demaskuj膮c tamtejszy brak ducha przedsi臋biorczo艣ci, dziko艣膰 poga艅skich mieszka艅c贸w, niejadaln膮

偶ywno艣膰. Podr贸偶uje te偶 zwykle jaka艣 poganka w niebieskich

plastykowych butach, karmi膮ca piersi膮 niemowl臋 - czynno艣膰

ta zdaje si臋 wype艂nia膰 ca艂y czas wi臋kszo艣ci kobiet. Obrazu

dope艂nia para wymizerowanych muzu艂man贸w z na po艂y pustynnej P贸艂nocy, zakutanych w arabskie suknie, 艣ciskaj膮cych

kurczowo maty do modlitw i kocio艂ki na wod臋.

Tak samo by艂o w poci膮gu. Przejawem post臋pu technicznego, szczerze docenianego przez miejscowych, jest obecno艣膰

radiomagnetofonu, dzi臋ki kt贸remu mo偶na nagra膰 na kaset臋

program radiowy - zanikaj膮c膮 miarowo kakofoni臋 s艂贸w, pot臋偶nego szumu oraz trzask贸w bior膮cych si臋 z zak艂贸ce艅 atmosferycznych - i odtwarza膰 go pasa偶erom mo偶liwie jak najg艂o艣niej i bez chwili przerwy. Muzu艂manie z P贸艂nocy i chrze艣cijanie z Po艂udnia nieustannie wsp贸艂zawodnicz膮 o prawa do

powietrznej przestrzeni radiowej. Zwyci臋stwo zapewnia jednej ze stron mo偶liwo艣膰 odtwarzania swojej kasety niezale偶nie od pory dnia i nocy oraz okre艣la, czy b臋dzie to nie ko艅cz膮cy si臋 i pozbawiony melodii zachodnioafryka艅ski pop pe艂en

nigeryjskiej 艂amanej angielszczyzny (O me mammy I don'

forget you), czy produkt krajowy (Je suis un enfant de Douala

olei, czy te偶 ochryp艂e zawodzenie w stylu arabskim. Najkr贸tsza chwila przerwy stwarza szans臋 przeciwnikowi, nie mo偶na

wi臋c do niej dopu艣ci膰. Obszary zamieszkane przez lokalnych

biurokrat贸w i cudzoziemskich wys艂annik贸w r贸偶ni膮 si臋 zasadniczo poziomem ha艂asu. Afrykanie zdaj膮 si臋 by膰 prawdziwie

26 27

zak艂opotani szczeg贸lnym upodobaniem cz艂owieka Zachodu

do poruszania si臋 w ciszy i skupieniu, cho膰 wedle wszelkiego

prawdopodobie艅stwa sta膰 go na tyle baterii, by radia gra艂y

dzie艅 i noc.

Kolejna istotna r贸偶nica pomi臋dzy muzu艂manami i chrze艣cijanami jest taka, 偶e chrze艣cijanie rodzaju m臋skiego siusiaj膮

na stoj膮co, dzi臋ki czemu udaje im si臋 si臋gn膮膰 do przeznaczonego na ten cel zlewu w toalecie, muzu艂manie za艣 siusiaj膮

w kucki, a zatem, nara偶aj膮c si臋 na niebywa艂e ryzyko, rozpo艣cieraj膮 swoje suknie w ogromny namiot i wychylaj膮 si臋 do

po艂owy przez drzwi jad膮cego wagonu.

Podczas tej szczeg贸lnej podr贸偶y siedzia艂em naprzeciwko

niemieckiego specjalisty od rolnictwa, zmierzaj膮cego ku P贸艂nocy na drug膮 cz臋艣膰 kontraktu. Jego zadaniem, jak mi wyjawi艂, by艂o zach臋canie tubylc贸w do uprawy bawe艂ny na eksport.

Bawe艂na sprzedawana jest przez rz膮dowych monopolist贸w

i stanowi 藕r贸d艂o wielce po偶膮danych walut obcych, jej produkcj臋 silnie popieraj膮 wi臋c scentralizowane w艂adze. Czy mu si臋

powiod艂o? Niezmiernie. Ludzie tak du偶o czasu po艣wi臋cali bawe艂nie, 偶e zaniechali uprawy 偶ywno艣ci, ceny strzeli艂y w g贸r臋,

kl臋sce g艂odu uda艂o si臋 zapobiec jedynie dzi臋ki interwencyjnej pomocy Ko艣cio艂a. M贸j rozm贸wca nie odczuwa艂 wszak

przygn臋bienia z powodu takiego obrotu sprawy, bra艂 go raczej za dow贸d faktu, 偶e bawe艂na si臋 przyj臋艂a.

Podczas mojego pobytu w Kamerunie spotka艂em wielu podobnych specjalist贸w, niekt贸rzy z nich zarzucali mi "paso偶ytowanie na afryka艅skiej kulturze". Oni przyjechali, by szerzy膰 wiedz臋 i odmieni膰 偶ycie tubylc贸w. Ja przyby艂em po to, by

obserwowa膰 i ewentualnie, we w艂asnym interesie, utwierdza膰

miejscowych w poga艅skich zabobonach i zacofaniu. Czasami, w bezsenne noce, zastanawia艂em si臋 nad tym, tak jak w Anglii zastanawia艂em si臋 nad istot膮 akademickiej egzystencji.

Ale gdy przychodzi艂o co do czego, tamci chyba niewiele osi膮gali. Rozwi膮zuj膮c jeden problem, tworzyli dwa nowe. Wydawa艂o mi si臋 raczej, 偶e to w艂a艣nie ci, kt贸rzy pretendowali do

roli jedynych znawc贸w prawdy, powinni czu膰 si臋 za偶enowani z powodu zniszcze艅, jakie powodowali w cudzym 偶yciu.

O antropologu mo偶na powiedzie膰, 偶e jest tylko nieszkodliwym wyrobnikiem, skoro jedn膮 z podstawowych zasad etyki

jego rzemios艂a jest do艂o偶enie wszelkich stara艅, by nie zak艂贸ca膰 obserwowanych zjawisk bardziej, ni偶 to konieczne.

Takie oto my艣li przychodz膮 do g艂owy naukowcom, kt贸rzy jedz膮 w poci膮gu za du偶o banan贸w. Podr贸偶, jak mnie zapewniano, mia艂a trwa膰 trzy godziny. Trwa艂a godzin siedemna艣cie.

Ale temperatura obni偶a艂a si臋 stopniowo, w miar臋 jak wspinali艣my si臋 na p艂askowy偶 ku miastu Ngaoundere. Noc zapad艂a

gwa艂townie, w poci膮gu nie by艂o 艣wiat艂a. Siedzieli艣my w ciemno艣ciach, zajadaj膮c banany, rozmawiaj膮c 艂aman膮 niemczyzn膮

i patrz膮c na kar艂owaty busz, zlewaj膮cy si臋 z czerni膮 nocy.

W ko艅cu, kiedy ju偶 zacz臋艂o si臋 wydawa膰, 偶e reszt臋 偶ycia

jest mi pisane sp臋dzi膰 w poci膮gu, dotarli艣my do Ngaoundere.

Natychmiast ogarn臋艂o mnie uczucie wyobcowania, o wiele

dotkliwsze ni偶 na Po艂udniu. Ngaoundere uwa偶a si臋 za granic臋 pomi臋dzy P贸艂noc膮 i Po艂udniem, jest to miejsce popularne

w艣r贸d bia艂ych z uwagi na ch艂odny klimat i kolejowe po艂膮czenie ze stolic膮. Cho膰 zmienia艂o si臋 szybko wskutek istnienia

linii kolejowej, wci膮偶 pozostawa艂o ogromnym obszarem domostw tradycyjnie krytych strzech膮.

Bardziej na po艂udniu materia艂 ten zosta艂 ca艂kowicie wyparty przez blachy faliste, 偶elazne lub aluminiowe, niezno艣nie

nagrzewaj膮ce si臋 od s艂o艅ca i dzia艂aj膮ce jak kolosalne wymienniki ciep艂a, wskutek czego noce by艂y r贸wnie gor膮ce jak dni.

Owe uwielbiane przez tubylc贸w karbowane dachy przyczynia艂y si臋 w znacznej mierze do brzydoty, kt贸r膮 dostrzegali

w Afryce przybysze z zachodniego 艣wiata. Jest to w艂a艣ciwie

czysty etnocentryzm. Podczas gdy chaty kryte strzech膮 s膮

"malownicze i rustykalne", pokryte blach膮 s膮 "slumsami".

Ngaoundere jednak偶e nie by艂o miastem a偶 tak odpychaj膮cym

jak wi臋kszo艣膰 miast afryka艅skich. W ciemno艣ci, z rozpalonymi setkami ognisk, nad kt贸rymi gotowano, wygl膮da艂o tak, jak

wyobra偶a sobie Afryk臋 przybysz z Zachodu. W 艣wietle dnia

wida膰 by艂o stosy gnij膮cych odpadk贸w, przez kt贸re miejscowa z艂ota m艂odzie偶 wybiera艂a drog臋 dla swoich motorynek

przystrojonych sztucznymi kwiatami.

Nas obu tymczasem poch艂on臋艂y bez reszty targi z taks贸wkarzem. Podczas gdy ja sk艂ania艂em si臋 do zaakceptowania swej

historycznej roli bycia kim艣, kogo si臋 okrada, Niemiec zaanga偶owa艂 si臋 w sp贸r z zajad艂o艣ci膮 i nie skrywan膮 g艂臋bok膮 po28 '~ 29

gard膮 dla wszystkich taks贸wkarzy, co ostatecznie uzna艂em za

w艂a艣ciwo艣膰 osoby rzeczywi艣cie znaj膮cej si臋 na rzeczy. W rezultacie dojechali艣my szybko i za rozs膮dne pieni膮dze do misji katolickiej, gdzie zostali艣my ciep艂o przyj臋ci przez duchownych, kt贸rych Niemiec dobrze zna艂.

Istnieje powszechne przekonanie, 偶e misjonarze wzi臋li na

siebie obowi膮zek udzielania podr贸偶nym go艣ciny wedle 艣redniowiecznych regu艂. Niekt贸rzy istotnie udost臋pniaj膮 kwatery,

lecz cz臋艣ciej "swoim", podr贸偶uj膮cym z konferencji na konferencj臋, ni偶 marudnym w臋drowcom. Do艣膰 wycierpieli od autostopowicz贸w bez grosza, kt贸rzy s膮dzili, 偶e b臋d膮 偶y膰 w Afryce r贸wnie dostatnio jak w Europie. Wskutek ich naporu go艣cinno艣膰 ograniczono, inaczej misje musia艂yby si臋 zajmowa膰

wy艂膮cznie hotelarstwem.

Spieszno mi by艂o do misji protestanckiej, gdzie - jak s膮dzi艂em - czekano na mnie. Chocia偶 przebywa艂em w Kamerunie

ju偶 od dw贸ch miesi臋cy, to wskutek op贸藕nienia zwi膮zanego

z dokumentami nie widzia艂em jeszcze ani jednego Dowaya.

Dr臋czy艂a mnie my艣l, 偶e Dowayowie mog膮 w og贸le nie istnie膰, a samo s艂owo "Dowayo" mo偶e w miejscowym narzeczu

znaczy膰 "nikt", co pieczo艂owicie zapisywano jako odpowied藕

na pytania miejscowych urz臋dnik贸w.

- Jacy ludzie zamieszkuj膮 te okolice? - dopytywa艂em u katolickich misjonarzy.

A jednak istnieli. Katolicy niewiele mieli z nimi do czynienia, co przyjmowali z ulg膮 - Dowayowie byli pono膰 okropni.

W prowadzonej przez duchownych szkole zyskali opini臋 najgorszych uczni贸w. Dlaczego interesowa艂em si臋 w艂a艣nie Dowayami? Pow贸d, 偶e 偶yli tak, a nie inaczej by艂 prosty: nie wiedzieli, 偶e mo偶e by膰 inaczej.

Honi soit qui Malinowski*

M艂odzi antropolodzy wiedz膮 o misjonarzach wszystko, zanim kt贸regokolwiek z nich poznaj膮. Misjonarze odgrywaj膮

istotn膮 rol臋 w demonologii przedmiotu, obok ob艂udnych administrator贸w i wyzyskuj膮cych tubylcz膮 ludno艣膰 kolonialist贸w.

Jedyn膮 uzasadnion膮 rozumowo odpowiedzi膮 na potrz膮sanie

ci przed nosem skarbonk膮 z datkami na cele misyjne jest 艣wiadome przeciwstawienie si臋 ca艂ej idei misyjnej ingerencji. Istnieje na ten temat dokumentacja. We wst臋pnym kursie dla student贸w antropolodzy zwracaj膮 uwag臋 na nadu偶ycia i kr贸tkowzroczno艣膰 misji melanezyjskiej, kt贸re doprowadzi艂y do kult贸w

cargo i kl臋sk g艂odu. Brazylijskie porz膮dki w Amazonii s膮 odpowiedzialne za rozw贸j handlu niewolnikami i dzieci臋cej prostytucji, za rozkradanie ziemi, zastraszanie tubylc贸w si艂膮 fizyczn膮 oraz ogniem piekielnym. Misje rujnuj膮 tradycj臋 kulturow膮 i poczucie godno艣ci, sprowadzaj膮c ludzi na ca艂ym

globie do stanu bezradnych, zbitych z tropu kretyn贸w, 偶yj膮cych

z dobroczynno艣ci pod ekonomicznym i kulturalnym jarzmem

Zachodu. Najwi臋ksza nieuczciwo艣膰 polega wszak偶e na eksportowaniu do Trzeciego 艢wiata system贸w my艣lenia, kt贸re

Zach贸d sam ju偶 w wi臋kszo艣ci odrzuci艂.

Mia艂em to wszystko na uwadze dotar艂szy do ameryka艅skiej

misji w Ngaoundere. Czym艣 na kszta艂t zdrady w aspekcie etyki antropologicznej by艂a sama rozmowa z misjonarzami:

* Honi soir qui mol y pense - dewiza Orderu Podwi膮zki: "Ha艅ba

temu, kto widzi w tym co艣 z艂ego".

31

antropolodzy maj膮 obsesj臋 na punkcie trzymania si臋 z dala od

tej zarazy, odk膮d Malinowski, samozwa艅czy odkrywca bada艅

terenowych, zaapelowa艂 p艂omiennie, by etnografowie opu艣cili misyjne werandy i pow臋drowali do wiosek. Ja jednak zamierza艂em strzec si臋 diabelskich podszept贸w i zaoszcz臋dzi膰

sobie sporo czasu rozmawiaj膮c z lud藕mi, kt贸rzy ju偶 byli zadomowieni w krainie Doway贸w.

Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu zosta艂em przyj臋ty bardzo serdecznie. Misjonarze, nie maj膮c zgo艂a nic wsp贸lnego

z rozpasanym imperializmem kulturowym, okazali si臋 niezwykle pow艣ci膮gliwi - mo偶e z wyj膮tkiem jednego czy dw贸ch

starej daty - w narzucaniu swych pogl膮d贸w. Antropologii

przypisuje si臋 k艂opotliwie wysok膮 pozycj臋 jedynego 艣rodka

na po偶a艂owania godne wypaczenia kulturowe - pozycj臋, o kt贸r膮 bym, szczerze m贸wi膮c, dla antropologii nie zabiega艂.

Pierwsz膮 znajomo艣膰 nawi膮za艂em z Ronem Nelsonem, kt贸ry prowadzi艂 misyjne studio radiowe. Programy odbierano

w wi臋kszej cz臋艣ci Afryki Zachodniej, je艣li tylko nadajniki nie

by艂y nacjonalizowane przez kt贸ry艣 z rz膮d贸w. On i jego 偶ona

emanowali spokojn膮 sil膮, jak偶e dalek膮 od histerii nawracania,

kt贸rej si臋 spodziewa艂em - bo przecie偶 skoro kto艣 zabiera si臋

do chrystianizowania pogan, musi by膰 religijnym fanatykiem.

Naturalnie spotka艂em i takich w艣r贸d bardziej skrajnych grup

pracuj膮cych w Kamerunie - ludzi, kt贸rzy z艂orzeczyli mi, 偶e

zabieram figurki boginek p艂odno艣ci do Europy, czyli sprowadzam szatana na terytorium Boga, i 偶e nale偶a艂oby te figurki

spali膰, zamiast wystawia膰 je na widok publiczny. Na szcz臋艣cie ludzie ci nale偶膮 do mniejszo艣ci, i to zanikaj膮cej, s膮dz膮c po

poznanych przeze mnie m艂odszych misjonarzach.

Og贸lnie rzecz bior膮c, by艂em zdumiony, jak du偶o pracy po艣wi臋cano miejscowej kulturze: j臋zykom, przek艂adom i badaniom natury czysto lingwistycznej, ile podejmowano wysi艂k贸w, by zaadaptowa膰 liturgi臋 do miejscowych symboli. Nie wykona艂bym te偶 moich w艂asnych bada艅 bez wsparcia, kt贸rego

udzieli艂a mi misja. Wobec faktu, 偶e moje fundusze zosta艂y

nierozwa偶nie ulokowane w czelu艣ciach afryka艅skiego banku,

tylko dzi臋ki po偶yczce z misji zdo艂a艂em zaopatrzy膰 si臋 w rzeczy niezb臋dne w terenie. Gdy by艂em chory, ratowano mnie

w szpitalu misyjnym. Pomagano, gdy by艂em w tarapatach.

32

Kiedy ko艅czy艂y mi si臋 zapasy, pozwalano mi robi膰 zakupy

w sklepie, kt贸ry teoretycznie s艂u偶y膰 mia艂 wy艂膮cznie personelowi misji. Dla um臋czonego, wyg艂odnia艂ego naukowca by艂

贸w sklep prawdziw膮 jaskini膮 Aladyna, pe艂n膮 importowanych

towar贸w po niskiej cenie.

Misja nie by艂a jednak偶e wy艂膮cznie punktem pierwszej pomocy dla antropologa kompletnie nie przygotowanego ani materialnie, ani psychicznie do pracy w buszu, lecz tak偶e nader

wa偶nym przybytkiem, dok膮d si臋 ucieka艂o, gdy mia艂 cz艂owiek

wszystkiego dosy膰, gdzie mo偶na by艂o zje艣膰 troch臋 mi臋sa, pogada膰 po angielsku i poby膰 z lud藕mi, kt贸rym nie musia艂o si臋

obszernie wyja艣nia膰 nawet najprostszych sformu艂owa艅.

Misjonarze francuscy tak偶e wzi臋li mnie pod swoje skrzyd艂a, stoj膮c na stanowisku, 偶e Europejczycy powinni trzyma膰 si臋

razem wobec Amerykan贸w. Moim ulubie艅cem by艂 Pere Henri, weso艂y, energiczny ekstrawertyk. Mieszka艂 przez kilka lat

z w臋drownym plemieniem Fulan贸w i, jak to uj膮艂 jeden z jego

koleg贸w, "nie umia艂 si臋 zmusi膰, by wyg艂asza膰 do nich kazania". By艂 w owych Fulanach niezmiernie zakochany i potrafi艂

dyskutowa膰 ca艂ymi godzinami o subtelnych zawi艂o艣ciach gramatyki z tak zwanymi "purystami j臋zyka fula艅skiego". Jego pok贸j w szkole na wzg贸rzu by艂 zarazem 艣wi膮tyni膮 i pracowni膮.

Pos艂uguj膮c si臋 najwymy艣lniejszymi urz膮dzeniami (z gatunku

dziwactw Heatha Robinsona*), nagrywa艂 spostrze偶enia etnograf贸w, redagowa艂 je, przegrywa艂, opracowywa艂 odsy艂acze wszystko za pomoc膮 przycisk贸w uruchamianych uderzeniem

艂okcia, naci艣ni臋ciem stopy, pchni臋ciem kolana. Zdawa艂 si臋

pracowa膰 dwakro膰 szybciej ni偶 zwykli 艣miertelnicy. Us艂yszawszy, 偶e szukam samochodu na podr贸偶 w teren, natychmiast obwi贸z艂 mnie po znajomych, gdzie obejrzeli艣my kilka

uszkodzonych gruchot贸w do sprzedania za p贸l darmo. Wyl膮dowali艣my w ko艅cu na lotnisku, w barze prowadzonym przez

typowego francuskiego osadnika, kt贸ry, jak si臋 okaza艂o, by艂 rodowitym londy艅czykiem i zna艂 pewnego faceta, kt贸ry znal

* Heath Robinson (1872-1944)-brytyjski malarz i grafik, kt贸ry

zyska艂 sobie s艂aw臋 rysunkami b臋d膮cymi satyr膮 na "wiek maszyn", przedstawiaj膮cymi absurdalne i skomplikowane wynalazki, u艂atwiaj膮ce wykonywanie najprostszych czynno艣ci.

3 - Niewinny antropolog 33

innego faceta, kt贸ry zna艂... i tak dalej. Nim nasta艂 wiecz贸r, samochody zjecha艂y, by zaprezentowa膰 si臋 po raz drugi, a Pere Henri negocjowa艂 skomplikowane kombinacje opcji i prerogatyw,

aby ubezpieczenie mog艂o obj膮膰 wszystko, co tylko si臋 da. Ostatecznie kupi艂em samoch贸d Rona Nelsona za pieni膮dze po偶yczone od misji i za艂adowa艂em go niezb臋dnymi produktami, got贸w natychmiast wyjecha膰 w teren. Rozmaici ludzie u偶yczyli

mi materia艂贸w gromadzonych podczas dwudziestu z ok艂adem lat

sp臋dzonych w krainie Doway贸w, a dotycz膮cych nie tylko zagadnie艅 lingwistycznych, ale te偶 zasad okre艣lania pokrewie艅stwa

(ca艂kowicie b艂臋dnych) i wszelkiego rodzaju etnograficznych

drobiazg贸w, kt贸re daty mi mo偶no艣膰 przekonania Doway贸w, 偶e

wiem o ich kulturze zdecydowanie wi臋cej, ni偶 na to wygl膮da,

a zatem wykryj臋 wszelkie ich p贸艂prawdy i wykr臋ty z najwi臋ksz膮 艂atwo艣ci膮. Jeszcze w Anglii nawi膮za艂em korespondencj臋

z dwoma badaczami Letniego Instytutu J臋zykowego, kt贸rzy

wyposa偶yli mnie w list臋 st贸wek, schemat systemu czasownikowego i podstawowych fonem贸w, czu艂em si臋 wi臋c tak dobrze

wyekwipowany, jak powinienem. Naiwnie wyobra偶a艂em sobie, 偶e wyrusz臋 w busz nast臋pnego dnia o 艣wicie, gdy powietrze

jest czyste i rze艣kie, by rozpocz膮膰 od podstaw gruntown膮 analiz臋 kultury mojego w艂asnego prymitywnego ludu. I znowu biurokracja sprowadzi艂a mnie na ziemi臋.

Rozro艣ni臋ty i przestarza艂y francuski system administrowania oraz afryka艅ski klimat kulturowy tworz膮 kombinacj臋 zdoln膮 wyko艅czy膰 najwytrwalszego. Moi gospodarze zwr贸cili mi

uwag臋 w spos贸b delikatny, z pe艂n膮 za偶enowania wyrozumia艂o艣ci膮, rezerwowan膮 zwykle dla nie u艣wiadomionych lub t臋pych, 偶e nie mog臋 wyjecha膰 z miasta moim peugeotem 404

bez uporz膮dkowania spraw papierkowych. W rozmaitych miejscach mianem bowiem napotyka膰 偶andarm贸w, kt贸rzy nie interesuj膮 si臋 niczym innym, jak tylko kontrol膮 dokument贸w. Poniewa偶 trudno przewidzie膰, kt贸ry z nich potrafi czyta膰, a kt贸ry nie, pr贸ba blefu mog艂a by膰 podj臋ta tylko w razie wyj膮tkowej

potrzeby.

Uda艂em si臋 do prefecture z potrzebnymi dokumentami w d艂oni. I tu rozpocz臋艂a si臋 niepoj臋ta i w najwy偶szym stopniu skomplikowana procedura. Powiedziano mi, abym ui艣ci艂 op艂at臋

w wysoko艣ci stu dwudziestu funt贸w, i po niewielkich, w stosunku do

34

oczekiwanych, przepychankach oraz umiarkowanej

arogancji zdoby艂em papier, kt贸ry mia艂em zanie艣膰 do ministerstwa finans贸w. Tam odm贸wiono jego przyj臋cia z uwagi na

fakt, 偶e nie by艂o na nim znaczka skarbowego za dwie艣cie frank贸w, kt贸ra to kwota mia艂a pokry膰 koszta administracyjne.

Znaczki skarbowe, zgodnie z regulacj膮 wprowadzon膮 wyj膮tkowo na ten jeden dzie艅, nale偶a艂o kupi膰 w urz臋dzie pocztowym przy stanowisku z napisem "paczki". Na poczcie nie

mieli znaczk贸w ta艅szych ni偶 dwie艣cie pi臋膰dziesi膮t frank贸w,

wzi膮艂em wi臋c, jaki mieli. W ministerstwie finans贸w uznano

moje post臋powanie za niew艂a艣ciwe i sprzeczne z obowi膮zuj膮cymi zasadami. Postanowiono odwo艂a膰 si臋 do decyzji inspektora. Niestety, jak stwierdzono z 偶alem, inspektor zosta艂

"zatrzymany na s艂u偶bowym obiedzie", ale mia艂 niebawem

wr贸ci膰. Tego dnia wszak偶e nie wr贸ci艂. Spotka艂em tam wierz膮cego w przeznaczenie taks贸wkarza, cz艂owieka z plemienia Fulan贸w, wyciszonego, czerpi膮cego w tych tak niepomy艣lnych czasach pociech臋 ze swej muzu艂ma艅skiej religii. On tak偶e zaanga偶owany byt w nie lada przedsi臋wzi臋cie - aby op艂aci膰

rachunek za elektryczno艣膰, miota艂 si臋 mi臋dzy jednym urz臋dem a drugim, pr贸buj膮c wzi膮膰 kt贸ry艣 z nich przez zaskoczenie. Witano go z coraz wi臋kszym niezadowoleniem i chyba

jako kar臋 za sw贸j nieprzyzwoity po艣piech potraktowa艂 fakt,

偶e m贸j kawa艂ek papieru zosta艂 postemplowany przez stosowne w艂adze i 偶e znalaz艂em si臋 na kolejnym etapie za艂atwiania

sprawy ju偶 po trzech godzinach. Nast臋pnego dnia odwiedzi艂em

powt贸rnie urz膮d, od kt贸rego zacz膮艂em, i wymieni艂em papiery

na jakie艣 inne, tak偶e w trzech egzemplarzach; te z kolei wymieni艂em po kilku godzinach na jeszcze inne, ostemplowane

w urz臋dzie na drugim ko艅cu miasta (z kr贸tkim powrotem do

punktu wyj艣cia po kolejne znaczki skarbowe). W ministerstwie finans贸w natkn膮艂em si臋 na mojego taks贸wkarza, pogr膮偶onego w modlitwie, przekonanego, 偶e tylko interwencja si艂

wy偶szych mo偶e mu pom贸c. Poszed艂em w swoj膮 stron臋.

Z ko艅cem nast臋pnego dnia wyda艂em ju偶 prawie dwie艣cie

funt贸w i zmierza艂em ku ko艅cowi mojej odysei. M臋偶czyzna

z prefecture, z kt贸rym mia艂em do czynienia na samym pocz膮tku, przyj膮艂 mnie tym razem z rado艣ci膮 i przegoni艂 innych

petent贸w, by m贸c mi zaoferowa膰 krzes艂o.

35

- Gratuluj臋! - powiedzia艂, szczerz膮c z臋by w szerokim u艣miechu. - Innym zajmuje to o wiele wi臋cej czasu. Czy ma pan

dokumenty, kwity i o艣wiadczenie?

Przed艂o偶y艂em je natychmiast, a on wsun膮艂 wszystkie do teczki. ,

- Dzi臋kuj臋. Prosz臋 wpa艣膰 w przysz艂ym tygodniu.

Wzdrygn膮艂em si臋 melodramatycznie.

- Zabrak艂o druk贸w, ale spodziewamy si臋 ich za kilka dni odpar艂 z b艂ogim u艣miechem.

Najwyra藕niej jednak zaczyna艂em si臋 adaptowa膰, bo twardo

upiera艂em si臋 przy swoim, rzuca艂em argumenty mocne a zjadliwe i opu艣ci艂em biuro z tymczasowymi dokumentami oraz'

ca艂膮 teczk膮 pod pach膮.

Podr贸偶 do Gouny - pierwszy zjazd z g艂贸wnego szlaku - odbywa艂a si臋 w strugach ulewnego deszczu, ale min臋艂a bez przeszk贸d. Droga by艂a wyasfaltowana i jak na tutejsze warunki -,

dobra. Uprzedzony o niekt贸rych jej osobliwo艣ciach, wolno

przemieszcza艂em si臋 z p艂askowy偶u ku r贸wninie, a temperatura ros艂a, jakbym wje偶d偶a艂 do pieca. Jednym z g艂贸wnych niebezpiecze艅stw jazdy samochodem w tych okolicach by艂y nier贸wno艣ci szosy, maj膮ce spe艂nia膰 rol臋 ogranicznik贸w pr臋dko艣ci. Szeroko艣膰 most贸w, kt贸re le偶a艂y na trasie, pozwala艂a na,

jeden kierunek ruchu. Aby zapobiec wje偶d偶aniu na nie z niebezpieczn膮 pr臋dko艣ci膮, w艂adze roztropnie kaza艂y u艂o偶y膰 w poprzek drogi, z jednej i drugiej strony most贸w, po dwa rz臋dy cegie艂 - nie postawiono natomiast, przynajmniej za moich czas贸w, informuj膮cych o pu艂apce znak贸w drogowych. Wypalone;

wraki samochod贸w osobowych i ci臋偶ar贸wek, kt贸rych kierowcy nie byli 艣wiadomi owego "ostrze偶enia", tkwi膮 w korytach

rzek. Wielu prowadz膮cych te pojazdy zgin臋艂o. Ogl膮danie

nowych wrak贸w przy drodze by艂o sposobem na nud臋 towarzysz膮c膮 je藕dzie w艣r贸d wygl膮daj膮cych wsz臋dzie tak samo

zaro艣li. Kiedy podr贸偶owa艂o si臋 przez busz taks贸wk膮, ka偶dy

nowy wrak stanowi艂 okazj臋 do opowie艣ci podejmowanych

przez dobrze poinformowanych wsp贸艂pasa偶er贸w. Oto ci臋偶ar贸wka z Czadu, kt贸ra stan臋艂a w p艂omieniach, poniewa偶 p臋k艂

zbiornik paliwa. Tam za艣 jest szkielet motocykla, kt贸rym je-,

cha艂o dw贸ch Francuz贸w. Wpadli na ceg艂y z pr臋dko艣ci膮 ponad stu dwudziestu kilometr贸w na godzin臋 i rzuci艂o ich na balustrad臋 mostu.

36

呕eby jednak podr贸偶ni maj膮cy pewne do艣wiadczenie nie stali

si臋 zbyt pewni siebie, odcinki szosy o gorszej nawierzchni

miejscowe w艂adze zaleci艂y oznacza膰 granitowymi okr膮glakami, kt贸re stawa艂y si臋 niewidoczne o zmierzchu. Przez jeden

z nich kiedy indziej omal nie stracili艣my 偶ycia - ja i moi przyjaciele. Tymczasem uda艂o mi si臋 przejecha膰 szcz臋艣liwie dwie艣cie kilometr贸w i po raz pierwszy patrzy艂em z bliska na busz,

wioski, machaj膮ce samochodom dzieci i stosy pochrzynu sprzedawane przy drodze. Przypada艂 w艂a艣nie kulminacyjny moment pory deszczowej, koniec lipca, krajobraz tworzy艂a wi臋c

masa kar艂owatych zielonych krzew贸w i traw. Po偶ary podczas

p贸r suchych sprawia艂y, 偶e nie ros艂y tu 偶adne drzewa, i w oddali wida膰 by艂o szczyty g贸rskiego 艂a艅cucha Godet, poszczerbione k艂y nagiego granitu, gdzie 偶yli Dowayowie.

Kilka godzin p贸藕niej dotar艂em do Gouny i bezskutecznie szuka艂em zaznaczonej na mapie stacji paliw. Po prostu nie istnia艂a. Wielkie s膮 r贸偶nice w przedstawianiu terenu na mapach wydawanych przez Ordnance Survey* i na mapach francuskich,

w kt贸re si臋 zaopatrzy艂em. W przeciwie艅stwie do brytyjskich

m贸wi艂y mi niewiele o przej艣ciach przez rzeki oraz o tym, czy ko艣cio艂y maj膮 strzeliste wie偶e, za to przyk艂ada艂y wielk膮 wag臋 do

restauracji i imponuj膮cych widok贸w. Z owej francuskiej mapy

wynika艂o, 偶e dane mi b臋dzie przemieszcza膰 si臋 z 艂atwo艣ci膮 z jednego miejsca zmys艂owych rozkoszy do drugiego.

Przez pierwsze pi臋tna艣cie kilometr贸w polnej drogi jecha艂o si臋

wzgl臋dnie wygodnie. Po obu jej stronach rozci膮ga艂y si臋 zadbane pola, z 艂atwo艣ci膮 rozpozna艂em kukurydz臋, kt贸ra okaza艂a si臋 wszak偶e prosem, przeplatanym po艂aciami sczernia艂ych zaro艣li. Przydro偶ne ogr贸dki okopywali motykami ludzie,

kt贸rych przyjecha艂em zobaczy膰, Dowayowie. Zrobili na mnie

korzystne wra偶enie. U艣miechali si臋 i machali, przerywaj膮c

swoje czynno艣ci, by 艣ledzi膰 wzrokiem m贸j przejazd, i wszczynali o偶ywione dyskusje, pr贸buj膮c najwyra藕niej mnie zidentyfikowa膰. Droga stawa艂a si臋 coraz gorsza, a偶 wreszcie jej powierzchni臋 tworzy艂y same okr膮glaki i g艂臋bokie dziury. Najwyra藕niej zboczy艂em z trasy. Wtedy nadbieg艂o dw贸ch ma艂ych

* Pa艅stwowy urz膮d kartograficzny, przygotowuj膮cy bardzo szczeg贸艂owe i staranne mapy Wielkiej Brytanii i Irlandii.

37

ch艂opc贸w nios膮cych buty na g艂owach, by uchroni膰 je od kontaktu z b艂otem. Z ulg膮 stwierdzi艂em, 偶e m贸wi膮 po francusku.

A wi臋c by艂a to jednak droga. Nie taka z艂a? Bywa艂a lepsza. Dowiedzia艂em si臋 p贸藕niej, 偶e fundusze na jej remont znikn臋艂y

w tajemniczych okoliczno艣ciach. Miejscowy sous prefet mniej

wi臋cej w tym samym czasie kupi艂 sobie wielki, nisko zawieszony ameryka艅ski samoch贸d. Uwa偶ano, 偶e odda艂 sam sobie

nied藕wiedzi膮 przys艂ug臋, gdy偶 stan drogi nie pozwoli艂 mu je藕dzi膰 owym autem do miasta. Ch臋tnie zaoferowa艂em ch艂opcom podwiezienie do szko艂y, kt贸ra, jak mnie zapewniali, mie艣ci艂a si臋 niedaleko. Podskakuj膮c i trz臋s膮c si臋 niemi艂osiernie

na wybojach, brali艣my jeszcze innych ch艂opc贸w, p贸ki nie mia艂em ich siedmiu czy o艣miu.

Spotkawszy wreszcie moich Doway贸w, nie bardzo wiedzia艂em, jak rozpocz膮膰 rozmow臋.

- Wszyscy jeste艣cie Dowayami? - spyta艂em.

Zapad艂a zupe艂na cisza. Powt贸rzy艂em pytanie. Jak jeden m膮偶

zakipieli gniewem. Wynio艣le od偶egnali si臋 od jakiegokolwiek

pokrewie艅stwa z tym niewiele wartym plemieniem psich syn贸w. Musieli wida膰 nale偶e膰 do plemienia Dupa. Dali mi jasno do zrozumienia, 偶e tylko idiota mo偶e pomyli膰 jednych

z drugimi. Dowayowie mieszkali po przeciwnej stronie g贸r. Na

tym rozmowa si臋 sko艅czy艂a. Po pi臋tnastu kilometrach, albo

i dalej, wysiedli przy szkole, wci膮偶 troch臋 obra偶eni, podzi臋kowali jednak grzecznie. A ja wbrew trudno艣ciom brn膮艂em naprz贸d.

Zgodnie z moj膮 map膮 Poli powinno by膰 sporym miasteczkiem. Brakowa艂o wprawdzie informacji o liczbie mieszka艅c贸w, ale wiedzia艂em, 偶e to sous prefecture ze szpitalem, dwiema misjami, stacj膮 paliw i l膮dowiskiem. Nawet na angielskich

mapach o du偶ej skali przedstawia艂o si臋 poka藕nie. Kojarzy艂o

mi si臋 z miastem wielko艣ci Cheltenham*, cho膰 mo偶e nie z tak

okaza艂膮 jak tamtejsza architektur膮.

Tymczasem by艂a to po prostu ma艂a wioska. Jedyna ulica

ci膮gn臋艂a si臋 na przestrzeni paruset metr贸w, z lepiankami albo

chatami z aluminiowej blachy po obu stronach, i ko艅czy艂a si臋

niespodziewanie w pl膮taninie krzew贸w masztem na flag臋. Za* Miasto wielko艣ci Gniezna w po艂udniowo-zachodniej Anglii.

38

wr贸ci艂em, szukaj膮c dalszego jej ci膮gu; zwyczajnie go nie by艂o.

Mie艣cina przypomina艂a miasteczko na Dzikim Zachodzie,

gdzie艣 w Meksyku, podczas sjesty. Kilka obdartych postaci

snu艂o si臋 ulic膮 i gapi艂o si臋 na mnie. Szyld obwieszcza艂 istnienie baru - chaty o przygn臋biaj膮cym widoku, upstrzonej reklamami loterii krajowej i has艂ami kampanii przeciw analfabetyzmowi, z mn贸stwem okr膮g艂ych sformu艂owa艅 w rodzaju:

"Cz艂owiek doros艂y nie potrafi膮cy czyta膰 i pisa膰, pozbawiony

informacji, stanowi przeszkod臋 w podejmowaniu inicjatyw

s艂u偶膮cych podniesieniu og贸lnego poziomu pa艅stwa". Nie bardzo wiadomo, jak analfabeta mia艂by przeczyta膰 to has艂o. W barze nie by艂o 偶ywego ducha, ale siad艂em na sto艂ku i czeka艂em,

pos臋pnie kontempluj膮c morze Mota upi臋kszaj膮ce ulic臋.

Na ca艂ym 艣wiecie bary s膮 miejscem, gdzie odczuwa si臋 atmosfer臋 miejscowo艣ci, og贸lne jej po艂o偶enie w danej chwili,

i ten bar nie stanowi艂 wyj膮tku. Po dziesi臋ciu minutach pojawi艂

si臋 m臋偶czyzna o chytrym spojrzeniu i powiedzia艂 mi, 偶e nie

mam po co siedzie膰, bo piwo sko艅czy艂o si臋 przed trzema tygodniami. Nast臋pna dostawa spodziewana jest w ci膮gu dwudziestu czterech godzin. Tutejsza choroba na optymizm by艂a

mi ju偶 znana, wsta艂em wi臋c i wyszed艂em, kieruj膮c si臋 ku misji protestant贸w.

Misja okaza艂a si臋 zbiorowiskiem dom贸w krytych blach膮

ocynowan膮 - co, jak zauwa偶y艂em, by艂o w stylu wszystkich

misji - zgrupowanych wok贸艂 ko艣cio艂a o 偶u偶lobetonowych

艣cianach z falistym, strzeli艣cie zako艅czonym dachem. Wszystkim kierowa艂 ameryka艅ski pastor o dzikim spojrzeniu, kt贸ry

mieszka艂 tu z rodzin膮 i pracowa艂 w misjach od dwudziestu

pi臋ciu lat. By艂a to filia misji z Ngaoundere, zaproponowano mi

wi臋c uprzejmie go艣cin臋, p贸ki nie zainstaluj臋 si臋 w swojej wsi.

Jedno mnie tylko dziwi艂o: gdziekolwiek pyta艂em o misj臋 w Poli,

ludzie natychmiast uciekali ze wzrokiem lub odpowiadali wymijaj膮co. M贸wili o zm臋czeniu buszem, o osamotnieniu, o upa艂ach. Ledwie zobaczy艂em pastora Browna, zrozumia艂em

wszystko. (Brown to nieprawdziwe nazwisko, mog膮 wi臋c pa艅stwo uzna膰 pastora za posta膰 fikcyjn膮).

Wychyn膮艂 z domu dziwaczny osobnik, obna偶ony do pasa,

z wielkim brzuszyskiem. Na g艂owie mia艂 topi, he艂m tropikalny w kolonialnym stylu, kt贸ry zdecydowanie kontrastowa艂

39

z jaskrawoczerwonymi okularami przeciws艂onecznymi. W d艂oni dzier偶y艂 pot臋偶ny p臋k kluczy i kombinerki. Przez ca艂y czas

kiedy mia艂em do czynienia z Herbertem Brownem, nigdy nie

s艂ysza艂em, by doko艅czy艂 zdanie, mimo 偶e wymawiaj膮c zaledwie cztery wyrazy, pos艂ugiwa艂 si臋 trzema j臋zykami jednocze艣nie, przestawiaj膮c si臋 z angielskiego na j臋zyk Fulan贸w,

z j臋zyka Fulan贸w na francuski i z powrotem. Kr贸tki, gwa艂towny wybuch s艂贸w ko艅czy艂o fula艅skie przekle艅stwo albo

gest, albo zmiana tematu. Podobny by艂 te偶 jego styl 偶ycia.

Przerywa艂 zaj臋cia z religii, by przyst膮pi膰 do spawania ramy

roweru w warsztacie, kt贸ry by艂 ca艂膮 jego rado艣ci膮, zostawia艂

spawanie, by rzuci膰 si臋 z pi臋艣ciami na stary generator, kt贸ry 藕le

si臋 sprawowa艂, p臋dzi艂 do domu sporz膮dza膰 mikstury od kaszlu, nie sprawdziwszy, czy bicie generatora przynios艂o efekt,

a po drodze cz臋sto g臋sto natyka艂 si臋 na konieczno艣膰 przegonienia k贸z z ogrodu albo wyg艂oszenia kazania o szkodliwo艣ci zaci膮gania po偶yczek. Temu wszystkiemu towarzyszy艂y krzyki

i wybuchy z艂o艣ci, rozpacz i frustracja, kt贸re sprawia艂y, 偶e purpurowia艂 na twarzy, a obserwatorzy l臋kali si臋 o jego 偶ycie.

艢wi臋cie wierzy艂 w Szatana, z kt贸rym pozostawa艂 w sta艂ym,

bolesnym zwarciu. Dlatego nic, co usi艂owa艂 zrobi膰 dla ludzi,

nie udawa艂o si臋. Traktory, kt贸re sprowadza艂, rozlatywa艂y si臋

na kawa艂ki, pompy si臋 psu艂y, wali艂y si臋 budynki. Swoim 偶yciem tkwi艂 w nie s艂abn膮cym wirze walki przeciw entropii sztukuj膮c, naprawiaj膮c, po偶yczaj膮c troch臋 st膮d, by za艂ata膰 tam,

u偶ywaj膮c jednego, by podtrzyma膰 drugie, pi艂uj膮c, odcinaj膮c,

przybijaj膮c, kuj膮c.

Miejsce to, pogr膮偶one w atmosferze szale艅czego napi臋cia,

stanowi艂o ogromny kontrast z poblisk膮 misj膮 katolick膮, gdzie

panowa艂 spok贸j i porz膮dek. Kierowa艂 ni膮 francuski ksi膮dz

z dwiema "matkami", czyli siostrami sporz膮dzaj膮cymi lekarstwa. By艂y tam nawet kwiaty. Dowayowie wiedzieli, jak wyja艣ni膰 t臋 sytuacj臋; podkre艣lali, 偶e protestant jest kowalem.

U Doway贸w kowale stanowi膮 osobn膮 grup膮, z kt贸r膮 kontakty powinny by膰 skrupulatnie ustalane. Kowale nie mog膮 wst臋powa膰 w zwi膮zki ma艂偶e艅skie z innymi Dowayami, je艣膰 razem

z nimi, czerpa膰 wsp贸lnie z nimi wody ani te偶 wchodzi膰 do ich

dom贸w. Kowale bowiem zak艂贸caj膮 porz膮dek ha艂asem, zapachem i dziwnym sposobem m贸wienia.

Zaprowad藕cie mnie do waszego wodza

W Afryce dni zaczynaj膮 si臋 wcze艣nie. W Londynie zwyk艂em wstawa膰 p贸艂 do dziewi膮tej - tutaj wszyscy byli na nogach ju偶 o pi膮tej trzydzie艣ci, ledwie robi艂o si臋 jasno. Gdy

z wielk膮 punktualno艣ci膮 budzi艂y mnie pokrzykiwania i odg艂osy kutego metalu, wiedzia艂em, 偶e misjonarz przyst膮pi艂 do

zaj臋膰. Przeznaczono dla mnie du偶y budynek starej misji. Nie

zdawa艂em sobie w贸wczas sprawy, z jakiego korzystam luksusu; ostatni raz mia艂em do czynienia z bie偶膮c膮 wod膮, 偶e nie

wspomn臋 o pr膮dzie. Niezmiernie zdziwi艂a mnie ch艂odziarka

naftowa - po raz pierwszy widzia艂em jedno z tych monstr贸w.

Kapry艣nie nieprzewidywalne - ongi przedmioty pierwszej

potrzeby w buszu - sta艂y si臋 rzadko spotykane i zbyt kosztowne z chwil膮 wprowadzenia elektryczno艣ci. Z czystej przekory spontanicznie rozmra偶a艂y si臋 i niszczy艂y miesi臋czne zapasy mi臋sa albo emitowa艂y do艣膰 ciep艂a, by spopieli膰 wszystkich obecnych. Nale偶a艂o je chroni膰 przed przeci膮gami,

wilgoci膮, nier贸wno艣ciami pod艂ogi, a w贸wczas, je艣li dopisa艂o

szcz臋艣cie, zapewnia艂y uprzejmie stosunkowo umiarkowane

ch艂odzenie. W Kamerunie, wobec rozmaito艣ci j臋zyk贸w i ich

zniekszta艂ce艅, wyst臋puj膮 te偶 inne zagro偶enia. Angielskie paraffin (nafta) i petrol (benzyna) mieszaj膮 si臋 z francuskimi petrole (nafta) i essence (benzyna) oraz ameryka艅skimi kerosene

(nafta) i gas (benzyna). Znane by艂y przypadki, gdy zapobiegliwi s艂u偶膮cy dolewali do lod贸wek naftowych benzyny, naturalnie z op艂akanym skutkiem. Zajrza艂em do 艣rodka: le偶a艂y

tam starannie u艂o偶one torby z wielkimi 偶贸艂tymi termitami.

40 f~ 41

Zdawa艂y si臋 k艂臋bi膰 nawet po 艣mierci. Nigdy nie potrafi艂em

zmusi膰 si臋 do zjedzenia wi臋cej ni偶 jednego lub dw贸ch owych 艂

afryka艅skich przysmak贸w, w kt贸rych Dowayowie niepoprawnie gustuj膮. Owady te wyrajaj膮 si臋 z pocz膮tkiem pory ';,

deszczowej i lgn膮 do 艣wiat艂a. Najpopularniejszym sposobem ich 艂owienia jest umieszczenie go w wiadrze z wod膮. .:'

Gdy dotr膮 do 艣wiat艂a, trac膮 skrzyd艂a i wpadaj膮 do wody, sk膮d

s膮 wy艂awiane, a ich t艂uste cia艂ka pieczone albo jedzone na ;

surowo.

Po dniu wytchnienia zn贸w przyszed艂 czas na kontakt z administracj膮. W misji w Ngaoundere ostrzegano mnie, 偶ebym

nie zapomnia艂 zameldowa膰 si臋 w miejscowej siedzibie policji i przedstawi膰 si臋 miejscowemu sous-prefetowi, reprezentuj膮cemu rz膮d. Uzbroi艂em si臋 zatem we wszystkie dokumenty i ruszy艂em na piechot臋 do miasta. Chocia偶 dystans nie przekracza艂 p贸艂tora kilometra, wygl膮da艂o na du偶膮 ekscentryczno艣膰

ze strony bia艂ego cz艂owieka pokonywanie go spacerem. Kto艣

spyta艂, czy popsu艂 mi si臋 samoch贸d. Wie艣niacy wybiegali

i 艣ciskali mi d艂o艅, trajkocz膮c niezbornie w j臋zyku Fulan贸w.

W Londynie nauczy艂em si臋 podstaw tego j臋zyka, a w ka偶dym

razie potrafi艂em powiedzie膰: "Przepraszam, nie m贸wi臋 w j臋zyku Fulan贸w". Poniewa偶 powtarza艂em sobie to zdanie wielokrotnie, wypowiada艂em je do艣膰 p艂ynnie, co jedynie pot臋gowa艂o niemo偶no艣膰 doj艣cia do porozumienia. Posterunek policji

obsadzony by艂 pi臋tnastoma uzbrojonymi po z臋by 偶andarmami.

Jeden z nich polerowa艂 lekki karabin maszynowy. Komendant

okaza艂 si臋 ogromnym Po艂udniowcem, mierz膮cym ze sto dziewi臋膰dziesi膮t centymetr贸w. Wezwa艂 mnie do swojego pokoju

i drobiazgowo przejrza艂 dokumenty. Jaki jest pow贸d mojego

pobytu? Przedstawi艂em zezwolenie na prowadzenie bada艅,

papier robi膮cy najwi臋ksze wra偶enie, pokryty fotografiami

i stemplami. Funkcjonariusz wygl膮da艂 na g艂臋boko nieszcz臋艣liwego, gdy pr贸bowa艂em obja艣ni膰 istot臋 antropologicznych'

docieka艅.

- Po co to? - pyta艂.

Wybieraj膮c pomi臋dzy zaimprowizowan膮 wersj膮 wyk艂adu

"Wst臋p do antropologii" i czym艣 mniej rozbudowanym, odpar艂em cokolwiek m臋tnie:

- To moja praca.

P贸藕niej dopiero zda艂em sobie spraw臋, jak bardzo satysfakcjonuj膮ce musia艂o by膰 takie wyja艣nienie dla urz臋dnika, kt贸ry

sp臋dza wi臋kszo艣膰 swego 偶ycia na ja艂owym przestrzeganiu regu艂 stanowi膮cych cel sam w sobie. Przypatrywa艂 mi si臋 uwa偶nie spod przymkni臋tych powiek. Spostrzeg艂em w贸wczas, 偶e ma

w ustach szpilk臋. Przytrzymywa艂 j膮 j臋zykiem, t臋pym ko艅cem

na zewn膮trz. Zgrabnym ruchem wsun膮艂 j膮 ca艂kowicie do ust,

tam dokona艂 zmiany jej po艂o偶enia tak, 偶e ukaza艂a si臋 w innej

cz臋艣ci warg, wystaj膮c ostrym ko艅cem. I zn贸w do 艣rodka, i t臋py

koniec na zewn膮trz, i do 艣rodka... Ta zabawa do z艂udzenia

przypomina艂a ruchy w臋偶owego j臋zyczka. Wyczuwa艂em czekaj膮ce mnie k艂opoty i okaza艂o si臋, 偶e mia艂em racj臋. Tymczasem jednak pozwoli艂 mi odej艣膰 jak kto艣, kto pozwala 艂obuzowi wzi膮膰 do艣膰 sznura, by mu starczy艂o na stryczek. Moje nazwisko i dane personalne zosta艂y zapisane w przepastnej

ksi臋dze, kt贸ra przypomina艂a spisy niepo偶膮danych os贸b w ambasadzie w Londynie.

Sous prefet mieszka艂 w wilgotnym, odrapanym domu z czas贸w francuskich kolonizator贸w. Mchy i ple艣艅 towarzyszy艂y

ka偶demu p臋kni臋ciu i ka偶dej szczelinie jego fasady. Na wzg贸rzu nad miastem sous-prefet wzni贸s艂 ol艣niewaj膮cy nowy pa艂ac, kt贸ry jednak sta艂 pusty - nie dzia艂a艂a klimatyzacja, kaflowej pod艂ogi nie dotkn臋艂a stopa ludzka. Wyja艣niano 贸w stan

rzeczy na kilka sposob贸w. Niekt贸rzy twierdzili, 偶e rz膮d skonfiskowa艂 pa艂ac jako dow贸d korupcji. Dowayowie, gdy ju偶 ich

pozna艂em, opowiadali inn膮 historyjk臋. Dom zosta艂 postawiony, mimo ich protest贸w, na ziemi, gdzie dawniej grzebano

zmar艂ych. Dowayowie nie chcieli, jak twierdzili, nikogo straszy膰, nie musieli nikogo straszy膰, znali przecie偶 duchy swoich

przodk贸w. Poinformowali jedynie sous-prefeta, 偶e w dniu,

w kt贸rym si臋 tam wprowadzi, umrze. Tak czy siak, ten nie

wprowadzi艂 si臋 do nowego domu, a jedynie przygl膮da艂 si臋 mu

z okiem starego.

Wys艂uchawszy, co mam do powiedzenia, surowy s艂u偶膮cy

wprowadzi艂 mnie do 艣rodka. Uderzaj膮cy by艂 fakt, 偶e ukl膮k艂,

nim odwa偶y艂 si臋 odezwa膰 do swego pracodawcy.

Uprzedzono mnie zawczasu, 偶e prezent w postaci papieros贸w zostanie "zaakceptowany", papierosy zosta艂y wi臋c wr臋czone i 艂askawie przyj臋te, by znikn膮膰 po艣piesznie pod fa艂dzist膮

42 "~ 43

sukni膮. Ja dalej sta艂em, s艂u偶膮cy kl臋cza艂, a sous prefet siedzia艂.

Moje dokumenty zosta艂y po raz kolejny wnikliwie sprawdzone. Zacz膮艂em si臋 obawia膰, czy nie zu偶yj膮 si臋, nim opuszcz臋

ten kraj.

- Wykluczone - stwierdzi艂 beznami臋tnie. - Nie mo偶e pan

zosta膰 w Poli.

By艂o to co艣 w rodzaju przykrej niespodzianki; s膮dzi艂em, 偶e

przyszed艂em z wizyt膮 kurtuazyjn膮.

- Zgoda na przeprowadzenie bada艅 uzyskana, w Jaunde zauwa偶y艂em ostro偶nie - pozwala mi tu przebywa膰.

Zapali艂 jednego z moich papieros贸w.

- Tutaj nie jest Jaunde. Nie ma pan mojej zgody.

Zdecydowanie nie by艂 to stosowny moment na przep艂yw jakiejkolwiek got贸wki pomi臋dzy nami, tym szczeg贸lniej, 偶e leciwy cz艂onek 艣wity dostojnika wci膮偶 tkwi艂 na kl臋czkach, 艣wiadom ka偶dego wypowiadanego przez nas s艂owa.

- W jaki spos贸b mog臋 uzyska膰 pa艅sk膮 zgod臋? - obstawa艂em

przy swoim.

- Wystarczy list od prefekta, zwalniaj膮cy mnie z odpowiedzialno艣ci. Prefekta znajdzie pan w Garoua.

Odwr贸ci艂 g艂ow臋 i zaj膮艂 si臋 swoimi papierami. Pos艂uchanie dobieg艂o ko艅ca.

Wr贸ci艂em do misji. Pastor Brown najwyra藕niej uzna艂 taki

bieg wypadk贸w za uzasadnienie swego pesymizmu. Moje niepowodzenie wzruszaj膮co podnios艂o go na duchu. Pow膮tpiewa艂 te偶, czy uda mi si臋 dosta膰 do prefekta, nawet je艣li b臋dzie

akurat tam, gdzie ma by膰, a nie w stolicy, sk膮d wr贸ci nie wcze艣niej ni偶 za par臋 miesi臋cy. Jego w艂asne 偶ycie obfitowa艂o w wiele zawod贸w tego rodzaju. Wszystko by艂o beznadziejne, ot,

Afryka. Odszed艂, chichocz膮c.

Obliczy艂em, 偶e mam do艣膰 benzyny, by dotrze膰 do Garoua,

le偶膮cego w odleg艂o艣ci oko艂o stu sze艣膰dziesi臋ciu kilometr贸w,

i postanowi艂em wyruszy膰 o brzasku nast臋pnego dnia.

Kiedy wyszed艂em rano z domu, zaskoczy艂 mnie widok wielkiej liczby os贸b, czekaj膮cych z przekonaniem, 偶e b臋d膮 mogli

mi towarzyszy膰. Jest co艣 tajemniczego w sposobie, w jaki rozchodz膮 si臋 wiadomo艣ci tego rodzaju. Ludzie Zachodu cz臋sto

nie zdaj膮 sobie sprawy, jak uwa偶nie s膮 obserwowani. Wystarczy, by miejscowi spostrzegli, 偶e sprawdzasz poziom paliwa,

a natychmiast zasypi膮 ci臋 pro艣bami o podwiezienie. Odmowa w og贸le nie wchodzi w gr臋. Kto zarzuca Europejczykom

paternalizm, ten nie potrafi dostrzec relacji, kt贸re tradycyjnie

istniej膮 w wi臋kszej cz臋艣ci Afryki pomi臋dzy biednymi i bogatymi. Cz艂owiek, kt贸ry dla ciebie pracuje, nie jest jedynie twoim pracownikiem - raczej ty jeste艣 jego dobrodziejem. I jest

to zwi膮zek oparty na bardzo niejasnych warunkach. Je艣li zachoruje jego 偶ona, b臋dzie to w r贸wnym stopniu tw贸j, jak i jego problem, b臋dzie si臋 od ciebie oczekiwa艂o, 偶e zrobisz co

w twojej mocy, by j膮 leczy膰. Je艣li chcesz cokolwiek wyrzuci膰,

on jako pierwszy musi o艣wiadczy膰, 偶e tak偶e tego nie chce.

Ofiarowanie tej rzeczy komu innemu nie by艂oby w艂a艣ciwe.

Bez ma艂a nie spos贸b wytyczy膰 linii pomi臋dzy tym, co jest

twoj膮 spraw膮, a co jego prywatnym 偶yciem. Nierozwa偶ny Europejczyk, je艣li nie jest wyj膮tkowym szcz臋艣liwcem, szybko

uwik艂a si臋 w skomplikowane powinno艣ci. Z艂y to znak, gdy

zatrudniony przez ciebie cz艂owiek zaczyna zwraca膰 si臋 do ciebie "ojcze". Rych艂o us艂yszysz historyjk臋 o nie op艂aconym wianie albo pad艂ym bydle i poczytane ci b臋dzie za najczystsz膮

zdrad臋, je艣li nie we藕miesz na siebie cz臋艣ci owego brzemienia. Granica pomi臋dzy "moje" i "twoje" jest przedmiotem nieustannych renegocjacji, Dowayowie za艣 s膮 r贸wnie dobrzy

w czerpaniu korzy艣ci z powi膮za艅 z bogatymi, jak i wszyscy inni. Niezrozumienie faktu, 偶e wzajemna zale偶no艣膰 pojmowana

jest niejednakowo przez obie strony, prowadzi do rozmaitych

tar膰. Ludzie z Zachodu zawsze maj膮 co艣 do zarzucenia "艣mia艂o艣ci" albo "bezczelno艣ci" swoich pracownik贸w (dzisiaj ju偶

nie nazywa si臋 ich "ch艂opcami na posy艂ki" czy "s艂u偶膮cymi"),

kt贸rzy uprzejmie oczekuj膮, 偶e pracodawcy b臋d膮 ich otacza膰

trosk膮 i zawsze wydob臋d膮 z tarapat贸w. Z pocz膮tku, w sytuacjach takich jak ta, czu艂em si臋 bardzo zmieszany. Wydawa艂o si臋, 偶e nigdy nie b臋d臋 m贸g艂 zrobi膰 niczego spontanicznie

ani uda膰 si臋 donik膮d, nie wlok膮c za sob膮 owego ogromnego balastu powinno艣ci. Co przykrzejsze, kiedy ju偶 dotar艂o si臋 do

miasta, pasa偶erowie okazywali najwy偶sze niezadowolenie,

gdy w 艣lad za podwiezieniem nie sz艂a, automatycznie, po偶yczka na sfinansowanie ich pobytu. To ja przywioz艂em ich w to

obce miejsce, nie do pomy艣lenia jest wi臋c, bym ich pozostawi艂 na 艂asce losu.

44 45

Jednak偶e za pierwszym razem nie wiedzia艂em tego wszystkiego i za艂adowa艂em ich tylu, ilu mog艂em. I zn贸w europejskie

i afryka艅skie wyobra偶enia s膮 ca艂kowicie rozbie偶ne. Wedle tutejszych standard贸w samoch贸d, w kt贸rym siedzi sze艣膰 os贸b, jest

pusty. Jakiekolwiek uwagi, 偶e nie ma wi臋cej miejsca, przyjmowane s膮 za oczywiste nieporozumienie. Ograniczywszy w ko艅cu liczb臋 ch臋tnych poprzez do艣膰 zdecydowane przedstawienie swoich racji - Afrykanie oczekuj膮 tego od ludzi Zachodu,

kt贸rzy naprawd臋 m贸wi膮 to, co my艣l膮 - nara偶ony zosta艂em na

kolejn膮 dokuczliwo艣膰 w postaci wyci膮gania po艣piesznie z ukrycia baga偶u wszelkiego rodzaju i przytwierdzania go do dachu owymi wszechobecnymi paskami gumy, wycinanymi

z d臋tek.

Porz膮dnie sp贸藕niony, wyruszy艂em w ko艅cu do Garoua samochodem uginaj膮cym si臋 od brzemienia. Wkr贸tce da艂y o sobie zna膰 rozmaite osobliwe cechy pasa偶er贸w. Dowayowie

nie s膮 zawo艂anymi podr贸偶nikami i 藕le znosz膮 艣rodki lokomocji. Po dziesi臋ciu minutach trzech czy czterech wymiotowa艂o z zapa艂em gdzie popad艂o, nie zadaj膮c sobie trudu zrobienia

u偶ytku z okna. Kierowca mia艂 zdecydowanie z艂e samopoczucie, gdy dotar艂 do granic miasta, by podda膰 si臋 kolejnej kontroli dokument贸w. O ile samotny bia艂y cz艂owiek nie zwraca

wielkiej uwagi policji, o tyle staje si臋 przedmiotem pewnego

zainteresowania, gdy ci膮gnie z sob膮 tylu Afrykan贸w. Policja

stara艂a si臋 wi臋c dociec, dok膮d i w jakim celu si臋 przemieszczam.

Obecno艣膰 s艂owa "doktor" w moim paszporcie walnie przyczyni艂a si臋 do rozwiania w膮tpliwo艣ci, moi pasa偶erowie nie

mieli wszak tyle szcz臋艣cia. Podczas gdy ja pr贸bowa艂em wyja艣ni膰 brak karty rejestracyjnej samochodu, pokazuj膮c sier偶antowi dokumenty, kt贸re roztropnie zabra艂em z Ngaoundere, od

moich pasa偶er贸w, 偶a艂o艣nie uprzednio uszeregowanych, 偶膮dano przedstawienia kwit贸w podatkowych z trzech ostatnich lat,

dowod贸w to偶samo艣ci oraz legitymacji jedynej istniej膮cej w kraju partii. Nie potracili sprosta膰 zadaniu, co by艂o powodem dalszego op贸藕nienia. Sta艂o si臋 jasne, 偶e niewiele osi膮gn臋 przed po艂udniow膮 sjest膮.

Garoua jest osobliwym miastem, usytuowanym nad brzegami "rzeki" Benoue, koryta, w kt贸rym z rozmaitym nat臋偶eniem wyst臋puje woda - w okresie deszczowym rw膮ca niczym

Mississippi, w porze suchej zwil偶aj膮ca jedynie piasek. Szacunek miasta dla kapry艣nej rzeki wyja艣nia ostry zapach ryb, otaczaj膮cy je niczym ca艂un dymu. Przetw贸rstwo ryb stanowi jedn膮 z g艂贸wnych ga艂臋zi tutejszego przemys艂u, licz膮 si臋 te偶 browary i administracja. Piwo wprawia Doway贸w w zachwyt

szczeg贸lnego rodzaju. S膮 gorliwymi klientami warzelni produkuj膮cych trunek o nazwie "33", 艣lad francuskich czas贸w.

Jego wyj膮tkowa jako艣膰 pozwala cz艂owiekowi przej艣膰 wprost

z trze藕wo艣ci do kaca bez po艣redniego stanu upojenia alkoholowego. Fabryczne mury wykonano ze szk艂a, mo偶na wi臋c zobaczy膰 butelki, sun膮ce bez ingerencji cz艂owieka od jednego

etapu procesu wytw贸rczego do drugiego. Wywiera to na Dowayach tak g艂臋bokie wra偶enie, 偶e ca艂ymi godzinami przygl膮daj膮 si臋 owemu zjawisku. Dla jego opisania u偶ywaj膮 s艂owa

gerse, kt贸re oznacza "cud", "dziwo", "magia". W tym w艂a艣nie kontek艣cie us艂ysza艂em po raz pierwszy termin, kt贸ry p贸藕niej tak bardzo zajmowa艂 mnie jako antropologa. By艂 on tak偶e bogatym 藕r贸d艂em przeno艣ni dla poj臋膰 metafizycznych. Dowayowie wierz膮 w reinkarnacj臋. Wyja艣niali, 偶e ona jest jak

piwo w Garoua; ludzie to butelki, kt贸re trzeba nape艂nia膰 duchem. Umieranie i poch贸wek by艂y odsy艂aniem pustych butelek z powrotem do fabryki.

Obawiaj膮c si臋 najgorszego, oczekiwa艂em, 偶e spotkanie z prefektem, je艣li go w og贸le zastan臋, zabierze mi kilka kolejnych

dni. W艂ada艂o mn膮 uczucie spokojnego fatalizmu. Wszystko

b臋dzie trwa艂o tyle czasu, ile ma trwa膰 - nie warto si臋 martwi膰.

Jedn膮 z cech charakteryzuj膮cych badacza pracuj膮cego w terenie jest umiej臋tno艣膰 pos艂ugiwania si臋 dodatkowym "biegiem", kt贸ry mo偶e on w takich sytuacjach wrzuci膰, pozwalaj膮c, by przeciwno艣ci losu zrobi艂y swoje.

Nie nawi膮zawszy jeszcze kontakt贸w, kt贸re s膮 dla antropologa bardzo po偶yteczne podczas zwiedzania miasta, wynaj膮艂em hotel. Garoua szczyci艂a si臋 posiadaniem dw贸ch hoteli:

nowoczesnego Novotelu dla turyst贸w, gdzie noc kosztowa艂a

jedyne" trzydzie艣ci dolar贸w, oraz podniszczonego kolonialnego obiektu francuskiego, gdzie nocowa艂o si臋 za u艂amek tej

kwoty. Ta druga wersja by艂a zdecydowanie bardziej w moim

stylu. Obiekt zbudowany zosta艂 najwyra藕niej jako miejsce

46 `~47

odpoczynku i rekreacji dla oszala艂ych od nadmiaru s艂o艅ca francuskich urz臋dnik贸w z odosobnionego zak膮tka imperium. Tworzy艂y go chatki o dachach z trawy, urz膮dzone na wojskow膮

mod艂臋, ale z wod膮 i elektryczno艣ci膮. Na wielkim tarasie elita

mog艂a siedzie膰 i popija膰 napoje, gdy s艂o艅ce zachodzi艂o za

drzewami. Nastr贸j by艂 niezmiernie romantyczny, zw艂aszcza

偶e nie da艂o si臋 zapomnie膰 o reszcie Afryki - ryk lw贸w w pobliskim zoo wci膮偶 o niej przypomina艂.

W tym偶e hotelu spotka艂em kobiet臋, znan膮 jako pani Ku-iii.

Bez wzgl臋du na por臋 roku temperatura w Garoua jest co najmniej o pi臋膰 stopni wy偶sza ni偶 w Poli, a za spraw膮 rzeki roi si臋

tu od komar贸w ~ Po przymusowym pobycie w zamkni臋tej przestrzeni z wymiotuj膮cymi Dowayami mia艂em ogromn膮 ochot臋

na prysznic. Jeszcze dobrze nie odkr臋ci艂em kurka, gdy od

drzwi dobieg艂 mnie suchy, uporczywy, skrzypi膮cy d藕wi臋k,

w dodatku nieczu艂y na wszelkie pr贸by nawi膮zania kontaktu

s艂ownego. Owin膮wszy si臋 r臋cznikiem, otworzy艂em drzwi. Sta艂a za nimi wyj膮tkowo du偶a Fulanka w wieku pi臋膰dziesi臋ciu

kilku lat. Zacz臋艂a u艣miecha膰 si臋 g艂upawo i boja藕liwie zakre艣la膰 w pyle niewielkie k贸艂eczka swoj膮 wielk膮 stop膮.

- Tak? - spyta艂em.

Wykona艂a ruch jak przy piciu.

- Woda, woda.

Zacz膮艂em co艣 podejrzewa膰; odezwa艂y si臋 nik艂e wspomnienia regu艂 go艣cinno艣ci na obszarach pustynnych. Podczas gdy

rozwa偶a艂em zagadnienie, ona przemkn臋艂a spokojnie obok

mnie, chwyci艂a szklank臋 i nape艂ni艂a j膮 pod kranem. Ku mojemu przera偶eniu zacz臋艂a odwija膰 obszerne szaty. Portier musia艂 naturalnie wybra膰 sobie ten moment, by mi przynie艣膰 kawa艂ek myd艂a, i opacznie interpretuj膮c sytuacj臋, j膮艂 si臋 wycofywa膰, mamrocz膮c s艂owa przeprosin. Sta艂em si臋 ofiar膮 farsy.

Na szcz臋艣cie lekcje j臋zyka Fulan贸w, kt贸re pobra艂em na Wydziale Studi贸w Orientalnych i Afrykanistycznych, okaza艂y si臋

wielce pomocne. Krzycz膮c "Nie 偶ycz臋 sobie!", da艂em wyraz

niech臋ci do jakiegokolwiek cielesnego kontaktu z ow膮 kobiet膮, kt贸ra do z艂udzenia przypomina艂a mi Olivera Hardy'ego.

Wraz z chichocz膮cym portierem jak na komend臋 z艂apali艣my j膮

- on pod jedno rami臋, ja pod drugie - i wyprowadzili艣my na

zewn膮trz. Wraca艂a p贸藕niej co godzina, niezdolna pogodzi膰 si臋

z faktem, 偶e jej wdzi臋ki nie zosta艂y docenione, i kr膮偶y艂a pod

drzwiami, pokrzykuj膮c "ku-iii", jak kot, kt贸ry miauczeniem

domaga si臋 wst臋pu. W ko艅cu mnie to zm臋czy艂o. Nie mia艂em

w膮tpliwo艣ci, 偶e dzia艂a przy akceptacji kierownictwa hotelu,

o艣wiadczy艂em wi臋c, 偶e jestem misjonarzem, przyjecha艂em

z buszu zobaczy膰 si臋 z biskupem i surowo pot臋piam podobne

zachowania. Byli zszokowani i zmieszani, a kobieta zacz臋艂a

mnie ignorowa膰.

T臋 w艂a艣nie historyjk臋 upodobali sobie Dowayowie, gdy siadywali艣my wieczorami przy ognisku, by opowiada膰 niestworzone rzeczy. M贸j asystent prze膰wiczy艂 ze mn膮 "historyjk臋

o t艂ustej Fulance", jak opowie艣膰 t臋 nazwano, i gdy nadchodzi艂

moment owego "ku-iii", s艂uchacze pokrzykiwali, p臋kali ze

艣miechu, przyci膮gali kolana do brody i turlali si臋 po ziemi.

Historyjka przyczyni艂a si臋 w znacznym stopniu do ugruntowania naszych dobrych stosunk贸w.

Wizyta w biurze prefekta nast臋pnego dnia wnios艂a prawdziw膮 zmian臋 nastroju. Od razu poproszono mnie do 艣rodka. Prefekt by艂 wysokim, bardzo ciemnym Fulanem. Wys艂ucha艂 mnie

i podyktowa艂 list przez telefon, po czym gaw臋dzili艣my nader

sympatycznie o polityce rz膮du zwi膮zanej z tworzeniem szk贸艂

na obszarach poga艅skich. Tymczasem przyniesiono list, kt贸ry on podpisa艂 i ostemplowa艂, 偶ycz膮c mi powodzenia i "bon

courage". Wyposa偶ony w list, wr贸ci艂em do Poli.

Najwa偶niejsz膮 spraw膮 by艂o teraz znalezienie asystenta i rozpocz臋cie nauki j臋zyka. Asystent antropologa jest postaci膮 podejrzanie nieobecn膮 w etnograficznych sprawozdaniach. Powszechnie przyj臋ty model przedstawia antropologa jako samotn膮 figur臋, nosz膮c膮 艣lady bitew, kt贸ra po przybyciu do

wioski osiedla si臋 i "chwyta j臋zyk" w kilka miesi臋cy; mo偶na

czasem znale藕膰 wzmiank臋 o t艂umaczach, bez pomocy kt贸rych

antropolog obywa si臋 ju偶 po kilku tygodniach. Niewa偶ne, 偶e

pozostaje to w jawnej sprzeczno艣ci ze wszelkimi znanymi do艣wiadczeniami lingwistycznymi. W Europie ludzie ucz膮 si臋

w szkole na przyk艂ad francuskiego przez sze艣膰 lat, u偶ywaj膮c

najrozmaitszych pomocy naukowych, wyje偶d偶aj膮c do Francji, maj膮c kontakt z literatur膮, a mimo to z trudem potrafi膮

skleci膰 par臋 zda艅 w tym j臋zyku, i to wy艂膮cznie w obliczu absolutnej potrzeby. Tymczasem w terenie kto艣 taki przeistacza

4贸 ~ 4-NiewinnyanVOpolog 49

si臋 w cudotw贸rc臋 lingwistycznego, osi膮ga bieg艂o艣膰 w j臋zyku

znacznie trudniejszym dla Europejczyka ani偶eli francuski, i to

bez kwalifikowanych nauczycieli, bez tekst贸w dwuj臋zycznych, cz臋sto bez opisu gramatyki i s艂ownik贸w. A przynajmniej takie wra偶enie udaje mu si臋 wywo艂a膰. Wiele mo偶na

oczywi艣cie za艂atwi膰, pos艂uguj膮c si臋 rozmaitymi mieszankami j臋zykowymi czy samym angielskim, ale zwykle nawet si臋

o tym nie wspomina.

Wiedzia艂em, 偶e potrzebny mi jest rdzenny Dowayo, kt贸ry

zna tak偶e troch臋 francuski. Oznacza艂oby to jednak, 偶e ten kto艣

chodzi艂 do szko艂y, co z kolei, jak to w kraju Doway贸w, poci膮ga艂o za sob膮 fakt, 偶e by艂by chrze艣cijaninem. By艂o mi to nie

na r臋k臋, gdy偶 w艂a艣nie tradycja religijna Doway贸w nale偶a艂a do

dziedzin najbardziej mnie interesuj膮cych. Nie mia艂em jednak

wyboru; postanowi艂em uda膰 si臋 do miejscowej szko艂y 艣redniej i spyta膰, czy znaj膮 kogo艣 o potrzebnym mi wykszta艂ceniu. Do szko艂y jednak nie dotar艂em.

Ubieg艂 moje zamiary jeden z przyuczonych przez misj臋 kaznodziej贸w, kt贸ry wiedzia艂 o moich poszukiwaniach i kt贸ry,

tak si臋 z艂o偶y艂o, mia艂 dwunastu braci. Z rzadko spotykan膮 przedsi臋biorczo艣ci膮 zebra艂 ich i sprawi艂, 偶e przymaszerowali z wioski w buszu odleg艂ej o ponad trzydzie艣ci kilometr贸w, by mi si臋

przedstawi膰. Ten, wyja艣nia艂 kaznodzieja, potrafi dobrze gotowa膰 i ma pogodn膮 natur臋. Nie m贸wi wszak偶e po francusku.

Ten potrafi czyta膰 i pisa膰, gotuje okropnie, ale jest bardzo silny. Ten jest dobrym chrze艣cijaninem i umie 艂adnie opowiada膰. Wygl膮da艂o na to, 偶e ka偶dy z braci ma wiele cn贸t, a kaznodzieja znakomicie potrafi dobija膰 targu. W ko艅cu wybra艂em

jednego z ch艂opc贸w na okres pr贸bny, wielkodusznie decyduj膮c si臋 na tego, kt贸ry nie potrafi艂 wprawdzie gotowa膰, ale najlepiej m贸wi艂, pisa艂 i czyta艂 po francusku. U艣wiadomi艂em sobie

w贸wczas, 偶e powinienem by艂 w艂a艣ciwie wybra膰 samego kaznodziej臋, lecz sta艂y temu na przeszkodzie jego zaj臋cia. Zosta艂

zreszt膮 p贸藕niej wyrzucony z misji z powodu sk艂onno艣ci do

przypadkowych stosunk贸w seksualnych.

Przyszed艂 wi臋c czas, bardzo zreszt膮 sp贸藕niony, wyjazdu na

wie艣. Dowayowie dzielili si臋 na dwie grupy: na mieszka艅c贸w

g贸r i mieszka艅c贸w r贸wnin. Ka偶dy, z kim rozmawia艂em, namawia艂 mnie, bym zamieszka艂 na r贸wninach. Tamtejsi Dowayowie

byli mniej barbarzy艅scy, wi臋cej z nich zna艂o francuski, mniejszy problem stanowi艂o zaopatrzenie, mia艂bym te偶 bli偶ej do

ko艣cio艂a. Dowayowie z g贸r byli dzicy i trudni; ostrzegano

mnie, 偶e i tak niczego mi nie powiedz膮, a poza tym czcz膮 Diabla. Maj膮c do dyspozycji informacje tego rodzaju, antropolog

mo偶e wybra膰 tylko jedno - g贸ry. Jakie艣 pi臋tna艣cie kilometr贸w od Poli le偶a艂a wioska Kongle. Cho膰 usytuowana na p艂askim terenie pomi臋dzy dwoma pasmami wzg贸rz, by艂a to wioska g贸rali. Mieszka艂 w niej, jak mi powiedziano, pewien bardzo

stary m臋偶czyzna, surowy tradycjonalista, posiadaj膮cy tajemn膮 wiedz臋 przodk贸w. Droga by艂a przejezdna. Tote偶 tam w艂a艣nie postanowi艂em si臋 osiedli膰.

Poprosi艂em o rad臋 mojego nowego asystenta, Matthieu. Przerazi艂 si臋, dysz膮c, 偶e chc臋 zamieszka膰 w buszu. Czyli nie b臋d臋

mia艂 wspania艂ego domu i innych s艂u偶膮cych? Niestety, nie. Nie

zamierzam chyba osiedli膰 si臋 w Kongle - mi臋dzy dzikusami!

Powinienem ca艂膮 t臋 spraw臋 zostawi膰 jemu, a on porozmawia

z ojcem, cz艂owiekiem z r贸wnin, kt贸ry znajdzie co艣 dla nas

w pobli偶u misji katolickiej. Po raz kolejny wyja艣ni艂em mu,

jaka jest istota mojej pracy. Podobny trud podj臋li w kraju Doway贸w jedynie lingwi艣ci, kt贸rzy rozpocz臋li analiz臋 ich j臋zyka. Sp臋dzili tu oko艂o dw贸ch lat, buduj膮c dom z cementu i otrzymuj膮c aprowizacj臋 drog膮 samolotow膮. Matthieu by艂 niepocieszony, u艣wiadomiwszy sobie, 偶e w naszym przedsi臋wzi臋ciu

musimy zadowoli膰 si臋 skromniejszymi nak艂adami finansowymi, ni偶 s膮dzi艂. Doszed艂 do wniosku, 偶e jego status jest uzale偶niony od mojego, i ka偶de moje post臋powanie, kt贸re cho膰 w najmniejszym stopniu uchybia艂oby mojej godno艣ci, traktowa艂 jak

gorzk膮 zdrad臋.

Nadesz艂a wreszcie chwila na zawarcie znajomo艣ci z mieszka艅cami wsi. Za rad膮 Matthieu wzi膮艂em troch臋 piwa oraz tytoniu i wyruszyli艣my do Kongle. Droga nie by艂a najgorsza,

cho膰 nale偶a艂o pokona膰 dwie rzeki, kt贸re nie bardzo mi si臋 podoba艂y i w istocie okaza艂y si臋 pewn膮 uci膮偶liwo艣ci膮. M贸j samoch贸d lubi艂 psu膰 si臋 w po艂owie rzecznego koryta. Mo偶e nie by艂oby to a偶 takie straszne, lecz wody potrafi艂y wzbiera膰 w b艂yskawicznym tempie. Kiedy zaczyna艂o pada膰, deszcz贸wka, bez

偶adnych przeszk贸d, sp艂ywa艂a po zbudowanych z czystego granitu g贸rach, tworz膮c w dolinach rzek bez ma艂a fal臋 p艂ywow膮.

50 ~ 51

Po obu stronach drogi rozci膮ga艂y si臋 pola, gdzie pracowali ludzie. Przerywali zaj臋cia i przygl膮dali si臋 nam. Niekt贸rzy czmychali. Jak si臋 p贸藕niej dowiedzia艂em, s膮dzili, i偶 jeste艣my z sous-prefecture, a obcy zwykle oznaczali dla Doway贸w k艂opoty.

U st贸p g贸r droga po prostu si臋 ko艅czy艂a - za palisad膮 z 艂odyg

prosa i kaktus贸w le偶a艂a wioska.

Chaty Doway贸w to okr膮g艂e gliniane budowle o sto偶kowatych

dachach. Zbudowane z miejscowej glinki i traw, prezentuj膮

si臋 malowniczo, nios膮c oczom ulg臋 po brzydocie miast. Niczym wij膮ce si臋 wok贸艂 angielskich chat r贸偶e, na tutejszych

dachach rosn膮 pod艂ugowate p艂o偶膮ce si臋 melony. Za przyk艂adem Matthieu wszed艂em na teren o kszta艂cie ko艂a, znajduj膮cy

si臋 przed ka偶d膮 wiosk膮 Doway贸w. Jest to miejsce, gdzie odbywaj膮 si臋 publiczne spotkania oraz s膮dy, gdzie dope艂niaj膮

si臋 obrz臋dy i gdzie mo偶na zobaczy膰 rozmaite przedmioty istotne dla 偶ycia religijnego. Za tym okr膮g艂ym placem znajduje

si臋 kolejny plac, w kt贸rego obr臋bie Dowayowie trzymaj膮 nale偶膮ce do spo艂eczno艣ci byd艂o. Przeszli艣my przez 艣rodek i wkroczyli艣my na podw贸rko naczelnika wioski. Nie jest to w zasadzie stosowne okre艣lenie: Dowayowie nie maj膮 bowiem naczelnik贸w w rozumieniu wodz贸w dysponuj膮cych si艂膮 i w艂adz膮.

Francuzi pr贸bowali stworzy膰 tego rodzaju figuranta, by za

jego po艣rednictwem rz膮dzi膰 i zbiera膰 podatki. Nazwanie kogo艣 przez Doway贸w waari opiera si臋 jednak na klasyfikacji pochodz膮cej z dawniejszych czas贸w. Naczelnik to po prostu kto艣

bogaty, czyli posiadaj膮cy byd艂o. Kto艣, kogo sta膰 na organizowanie 艣wi膮t religijnych, stanowi膮cych istotn膮 cz臋艣膰 obrz臋d贸w.

Biedni mog膮 do艂膮czy膰 do 艣wi臋tuj膮cych bogaczy i uczestniczy膰 tym samym w rytua艂ach, na kt贸rych odbywanie nie mogliby sobie inaczej pozwoli膰. Naczelnicy s膮 wi臋c bardzo wa偶nymi osobami. Niekt贸rzy upodabniaj膮 si臋 do cz艂onk贸w dominuj膮cego w okolicy plemienia Fular贸w i pr贸buj膮 podwy偶szy膰

sw贸j status, nie u偶ywaj膮c j臋zyka Doway贸w tak偶e w rozmowach ze wsp贸艂plemie艅cami. Udaj膮, 偶e go nie rozumiej膮, mimo 偶e jest to ich pierwszy j臋zyk. St膮d te偶 zdziwienie, gdy odm贸wi艂em pos艂ugiwania si臋 j臋zykiem Fular贸w, odwrotnie ni偶

wszyscy biali, i upiera艂em si臋 przy nauce j臋zyka Doway贸w.

Niekt贸rzy naczelnicy przej臋li te偶 od fula艅skich dostojnik贸w

zwyczaj otaczania si臋 przepychem. Przypasuj膮 miecze i maj膮

umy艣lnego, kt贸ry nosi ponad ich g艂ow膮 czerwony parasol.

Niekt贸rzy maj膮 nawet piewc臋 swych cn贸t, kt贸ry pod膮偶a przed

nimi i uderzaj膮c w b臋ben, przytacza list臋 ich wyj膮tkowych dokona艅, zawsze w j臋zyku Fulan贸w.

Je艣li chodzi o naczelnika Kongle, to by艂a to ca艂kiem inna

para kaloszy. Gardzi艂 Dowayami podlegaj膮cymi wp艂ywom

akulturacji i dba艂 o to, by zwraca膰 si臋 do swoich ziomk贸w wy艂膮cznie w j臋zyku Doway贸w.

Stan臋li艣my na wprost kobiety z obna偶onymi piersiami, kt贸ra ukl臋k艂a przede mn膮 i skrzy偶owa艂a r臋ce na genitaliach, okrytych znikomym p臋kiem li艣ci.

- Ona pana pozdrawia - wyszepta艂 Matthieu. - Prosz臋 u艣cisn膮膰 jej r臋k臋.

Zrobi艂em to, a ona zacz臋艂a ko艂ysa膰 si臋 w prz贸d i w ty艂 na

pi臋tach, powtarzaj膮c 艣piewnie "dzi臋kuj臋" w narzeczu fula艅skim, klaszcz膮c przy tym w d艂onie. Zza chat ukradkiem wychyla艂y si臋 g艂owy. Ku mojemu najwy偶szemu za偶enowaniu pojawi艂o si臋 dziecko, kt贸re przynios艂o jedno sk艂adane krzes艂o i postawi艂o je na 艣rodku podw贸rza. Nale偶a艂o na nim usi膮艣膰. Nie

mia艂em wyboru, siad艂em wywy偶szony i wyobcowany, czuj膮c

si臋 jak owe sztywne i bardzo brytyjskie postaci na fotografiach z epoki kolonialnej. Prawie wsz臋dzie w Afryce r贸偶nice

statusu s膮 okre艣lane bardzo klarownie. Afrykanie we wszystkim mocno przesadzaj膮. Ludzie przypochlebiaj膮 si臋 i p艂aszcz膮, padaj膮 na kolana i bij膮 pok艂ony w spos贸b trudny do zaakceptowania przez cz艂owieka Zachodu; jednak lekcewa偶enie

podobnych zachowa艅 uwa偶ane jest za skrajn膮 niegrzeczno艣膰.

Na pocz膮tku mojego pobytu w Kongle ledwo przysiad艂em na

kamieniu na tym samym poziomie, co wszyscy pozostali, a robi艂o si臋 okropne zamieszanie. Ludzie rozpaczliwie usi艂owali co艣

zmieni膰, znale藕膰 si臋 ni偶ej ode mnie albo nalegali, 偶ebym spocz膮艂 na macie. Siedzenie na macie, cho膰 w istocie siedzia艂em

ni偶ej, podnosi艂o bowiem m贸j status. W taki oto spos贸b osi膮gali艣my kompromis.

Tymczasem cisza ci膮偶y艂a nad nami coraz bardziej - czu艂em,

偶e musz臋 co艣 powiedzie膰. Jak ju偶 chyba wspomnia艂em, jedn膮

z najwi臋kszych rado艣ci pracy w terenie jest to, 偶e mo偶na sobie pozwoli膰 na wszystkie rodzaje ekspresji, kt贸re w innych

okoliczno艣ciach nigdy nie s膮 stosowane.

52 53

- Zaprowad藕cie mnie do waszego wodza! - za偶膮da艂em.

Kiedy moje s艂owa zosta艂y przet艂umaczone, wyja艣niono mi,

偶e naczelnik ju偶 wraca z pola.

Zuuldibo sta艂 si臋 p贸藕niej moim przyjacielem. By艂 troch臋 po

czterdziestce, przy ko艣ci, niezmiennie szeroko u艣miechni臋ty.

Prezentowa艂 si臋 ol艣niewaj膮co w stroju fula艅skim z mieczem

i w okularach przeciws艂onecznych. Teraz wiem, 偶e w chwili

gdy si臋 pojawi艂em we wsi, Zuuldibo m贸g艂 robi膰 wszystko, ale

z pewno艣ci膮 nie by艂 na polu. Nikt nie uprawia roli w takim

stroju; co wi臋cej, Zuuldibo nigdy w swoim 偶yciu nie tkn膮艂

pracy. Ca艂y ten interes z rolnictwem uwa偶a艂 za niewypowiedzianie nudny i zdawa艂 si臋 cierpie膰 m臋ki, gdy tylko wspomniano przy nim o pracach polowych.

Rozpocz膮艂em przygotowan膮 uprzednio mow臋, opowiadaj膮c, jak to pokona艂em wiele kilometr贸w, aby przyby膰 z kraju bia艂ych ludzi, poniewa偶 s艂ysza艂em o Dowayach wiele dobrego, zw艂aszcza za艣 o uprzejmo艣ci i prawej naturze ludzi

z Kongle. Mia艂em wra偶enie, 偶e nie藕le mi idzie. Chcia艂em wi臋c

zamieszka膰 wraz z nimi przez pewien czas, by pozna膰 ich obyczaje oraz j臋zyk. Wyra藕nie podkre艣li艂em, 偶e nie jestem misjonarzem, w co z pocz膮tku nie chcieli uwierzy膰, bo mieszka艂em w misji i przyjecha艂em samochodem, kt贸ry rozpoznali jako nale偶膮cy do misji. Nie wierzyli tak偶e, 偶e nie mia艂em

nic wsp贸lnego z rz膮dem, poniewa偶 widziano, jak kr臋ci艂em si臋

przy sous-prefecture. Tego, 偶e nie jestem Francuzem, nikt

nawet nie potrafi艂 poj膮膰; w opinii Doway贸w wszyscy biali s膮

tacy sami. S艂uchali jednak uprzejmie, potakuj膮c g艂owami

i mamrocz膮c: "To dobrze" albo "To prawda". Ochoczo przystali na to, 偶e powr贸c臋 za tydzie艅, a tymczasem naczelnik przygotuje dla mnie chat臋 oraz zakwaterowanie dla mojego asystenta. Wypili艣my piwo i da艂em im troch臋 tytoniu. Wszyscy byli

zachwyceni.

Gdy odchodzi艂em, jaka艣 stara kobieta pad艂a na ziemi臋, obejmuj膮c mnie pod kolana.

- Co ona m贸wi? - spyta艂em.

Matthieu chichota艂:

- M贸wi, 偶e B贸g pana zes艂a艂, 偶eby mogli s艂ucha膰 pa艅skiego

g艂osu.

Pocz膮tek by艂 lepszy, ni偶 o艣miela艂em si臋 przypuszcza膰.

W nast臋pnym tygodniu odby艂em nast臋pn膮 wypraw臋 do miasta po zaopatrzenie i tyto艅. Czarny tyto艅 nigeryjski, kt贸ry Dowayowie tak bardzo lubi膮, sprzedawany jest w ich okolicach

cztery razy dro偶ej ni偶 w Garoua. Kupi艂em wi臋c wielk膮 paczk臋, by mie膰 czym p艂aci膰 informatorom. Moja sytuacja finansowa pozostawa艂a nadal krytyczna. Za艂atwi艂em sobie, by przesy艂ano moj膮 angielsk膮 pensj臋 na kameru艅ski rachunek bankowy. Kiedy pieni膮dze przysz艂y z Anglii, wys艂ano je rzekomo

do stolicy dawnego brytyjskiego Kamerunu, do Victorii, stamt膮d do Jaunde, nast臋pnie do Ngaoundere i wreszcie do Garoua. W rzeczywisto艣ci by艂o inaczej; bank w Victorii potr膮ci艂 sobie dziesi臋膰 procent tytu艂em op艂aty manipulacyjnej i odes艂a艂 reszt臋 sumy z powrotem do Anglii, pozostawiaj膮c mnie

ss膮cego palec i zaci膮gaj膮cego coraz wi臋cej d艂ug贸w w protestanckiej misji. Nie by艂o sposobu na nawi膮zanie kontaktu

z bankiem w Victorii - listy po prostu ignorowano, a telefony

nie dzia艂a艂y.

Podczas tej w艂a艣nie podr贸偶y dosta艂em ataku malarii po raz

pierwszy. Pocz膮tkowe objawy, gdy wyje偶d偶a艂em z miasta,

mia艂y posta膰 lekkich zawrot贸w g艂owy. Zbli偶aj膮c si臋 do Poli,

widzia艂em podw贸jnie i prawie nie dostrzega艂em zarysu drogi. Wysokiej gor膮czce towarzyszy艂y napady dreszczy i r偶ni臋cie w 偶o艂膮dku.

Jednym z najbardziej przykrych symptom贸w choroby jest

utrata kontroli nad zwieraczami. Kiedy cz艂owiek wstaje, mocz

cieknie mu na stopy. Co gorsza, istnieje niesko艅czenie d艂uga

Lista Lekarstw, z kt贸rych jednak tylko niekt贸re nale偶y stosowa膰

w czasie choroby, inne za艣 przyjmuje si臋 zapobiegawczo. Pigu艂ki, kt贸re 艂yka艂em z tak wielk膮 nadziej膮, nie nale偶a艂y wszak偶e do lecz膮cych i m贸j stan pogarsza艂 si臋 coraz bardziej, a gor膮czka szybko uczyni艂a ze mnie majacz膮cy wrak. Pastor Brown

przyszed艂, by mnie podnie艣膰 na duchu i u偶yczy膰 lekarstw,

ostrzegaj膮c jednak, 偶e "tutaj niczego nie mo偶na by膰 pewnym". Lekarstwa okaza艂y si臋 jednak "pewne" i postawi艂y

mnie na nogi, dr偶膮ce wprawdzie, ale mog艂em wyruszy膰 do

wioski zgodnie z planem. Zanim jednak do tego dosz艂o, sp臋dzi艂em kilka koszmarnych nocy w malignie, dr臋czony przez

nietoperze, dostaj膮ce si臋 do domu przez dziury w suficie.

Wiele napisano o doskona艂o艣ci aparatu nawigacyjnego tych

54 55

ssak贸w. To wszystko bzdura. Nietoperze tropikalne ci膮gle

uderzaj膮 o rozmaite przeszkody, czemu towarzyszy g艂uchy

艂oskot. Specjalizuj膮 si臋 w zderzeniach ze 艣cianami, po czym

spadaj膮, trzepocz膮c ci skrzyd艂ami ko艂o twarzy. Dlatego, ze

swej strony, rekomendowa艂bym jako "wyposa偶enie niezb臋dne podczas bada艅 terenowych" rakiet臋 tenisow膮 wobec jej

niszczycielskiej efektywno艣ci w pozbywaniu si臋 nietoperzy

z pomieszcze艅. Pastor Brown nie szcz臋dzi艂 czasu, by opowiada膰 mi, jak to nietoperze przenosz膮 w艣cieklizn臋. Zwierz臋ta te zajmowa艂y wi臋c niepo艣lednie miejsce w moich gor膮czkowych fantazjach.

Dopiero kiedy zacz膮艂em pakowa膰 rzeczy przed wyjazdem,

wysz艂o na jaw, 偶e w艂amano si臋 do mojego domu i skradziono

po艂ow臋 zapas贸w.

Czy niebo jest dla ciebie czyste?

Po wszystkich tych utrapieniach i pr贸bach, na jakie wystawi艂 mnie los, znalaz艂em si臋 wreszcie w艣r贸d "swoich" ludzi,

mia艂em asystenta, mia艂em pi贸ro i papier. Zetkn膮wszy si臋 z tyloma przeszkodami, dozna艂em wr臋cz wstrz膮su, gdy u艣wiadomi艂em sobie, 偶e mog臋 wreszcie "zaj膮膰 si臋 antropologi膮". A im

d艂u偶ej przygl膮da艂em si臋 temu zadaniu, tym mniej przejrzyste

mi si臋 ono wydawa艂o. Gdyby kto艣 poprosi艂, 偶ebym przedstawi艂 wizerunek osoby z mojej bran偶y, trudno by艂oby mi okre艣li膰, co taka osoba ma w艂a艣ciwie robi膰. Wiedzia艂em, 偶e powinna chodzi膰 po g贸rach (i po drodze "zajmowa膰 si臋 antropologi膮") albo sporz膮dza膰 notatki (po "zajmowaniu si臋

antropologi膮"). Po偶膮dana by艂a definicja do艣膰 szeroka, w rodzaju "uczenie si臋 obcego j臋zyka za granic膮". Uzna艂em, 偶e

ka偶da minuta sp臋dzona na rozmowie z Dowayami ma swoje

uzasadnienie.

Wi膮za艂o si臋 z tym sporo problem贸w. Po pierwsze, nie

umia艂em powiedzie膰 ani s艂owa w ich j臋zyku. Po drugie, rankiem nie zasta艂em w wiosce ani jednego Dowaya - rozpierzchli si臋 po polach, motykuj膮c mi臋dzy p臋dami prosa. Ca艂y dzie艅

sp臋dzi艂em na zastanawianiu si臋, jak uczyni膰 moj膮 chat臋 miejscem, gdzie m贸g艂bym efektywnie pracowa膰.

Naczelnik uprzejmie u偶yczy艂 mi du偶ego domostwa na skraju jego w艂asnego terenu we wsi. Za najbli偶szych s膮siad贸w

mia艂em dwie 偶ony i m艂odszego brata naczelnika. Dopiero p贸藕niej zda艂em sobie spraw臋, 偶e okaza艂 mi znaczne zaufanie, oddaj膮c do mojej dyspozycji miejsce, kt贸re zwykle wyznacza艂

57

krewnym najukocha艅szej z 偶on. Poprzedni lokator pozostawi艂 po sobie mn贸stwo niemo偶liwych do zidentyfikowania zawini膮tek, dzid i strza艂 wetkni臋tych w strzech臋. (Nie mog艂em

przesta膰 my艣le膰 o Mary Kingsley, kt贸ra przebywaj膮c w艣r贸d

ludu Fang, znalaz艂a w swojej chacie ludzk膮 r臋k臋). Po rozpakowaniu si臋 umie艣ci艂em swoje sprz臋ty na belkach dachu. Rozpi膮艂em map臋 Poli zdobyt膮 w stolicy. Mapa budzi艂a ogromny podziw Doway贸w, a poniewa偶 nie mogli poj膮膰 jej istoty, prosili, bym wskaza艂 wioski, w kt贸rych nigdy nie by艂em. Kiedy

potrafi艂em zado艣膰uczyni膰 ich 偶yczeniu, prosili, bym nazwa艂

zamieszkuj膮cych wiosk臋 ludzi, i nie rozumieli, dlaczego umia艂em zrobi膰 jedno, a drugiego ju偶 nie.

Jako kolejn膮 oznak臋 szczeg贸lnej przychylno艣ci naczelnik

przydzieli艂 mi dwa sk艂adane krzes艂a, takie jak to, kt贸re widzia艂em podczas mojej pierwszej wizyty w Kongle. Okaza艂o

si臋, 偶e s膮 to jedyne krzes艂a w ca艂ej wiosce, i ilekro膰 kto艣 godny pojawia艂 si臋 z wizyt膮 u naczelnika, zabierano je z powrotem do jego chaty. Kr膮偶y艂y wi臋c mi臋dzy nami na podobie艅stwo

smokinga, kt贸rym dzielili艣my si臋 z trzema innymi kolegami

podczas studi贸w na uniwersytecie.

Umeblowanie mojej chaty stanowi艂o 艂贸偶ko z ubitej ziemi najbardziej niewygodne l贸偶ko, z jakim kiedykolwiek i gdziekolwiek mia艂em do czynienia. Za niewyobra偶aln膮 kwot臋 pieni臋dzy kupi艂em sobie cienki materac wypchany bawe艂n膮, na

kt贸ry naczelnik spogl膮da艂 z zawi艣ci膮. 艁贸偶ka wzbudza艂y w nim

silne emocje. Wyzna艂 mi, 偶e chcia艂by umrze膰 na 偶elaznym

艂贸偶ku, kt贸re zostawi艂by w spadku synowi.

- Termity nie da艂yby rady go zje艣膰 - chichota艂 weso艂o. By艂yby w艣ciek艂e.

W ci膮gu trzech pierwszych tygodni la艂o z nieub艂agan膮 gwa艂towno艣ci膮. Powietrze by艂o przesycone wilgoci膮. Ple艣艅 pokazywa艂a si臋 na ka偶dej nie os艂oni臋tej powierzchni i bardzo si臋

ba艂em o obiektyw mojego aparatu. Sp臋dza艂em czas, pr贸buj膮c przyswoi膰 sobie podstawy j臋zyka. Afrykanie s膮 zwykle

dwu- lub tr贸jj臋zyczni, przynajmniej w pewnym zakresie, lecz

w wi臋kszo艣ci przypadk贸w nie maj膮 偶adnych do艣wiadcze艅

w uczeniu si臋 j臋zyka inaczej jak podczas spotka艅 towarzyskich. Idea zapisywania czasownika we wszystkich jego formach, czasach, trybach dla zapoznania si臋 z systemem gramatycznym jest im z gruntu obca. Ucz膮 si臋 swoich j臋zyk贸w

w dzieci艅stwie i z 艂atwo艣ci膮 przechodz膮 z jednego na drugi.

Dowayowie nie zdawali sobie sprawy, jak膮 trudno艣膰 mo偶e

sprawia膰 ich mowa przybyszowi z Europy. Ich j臋zyk jest j臋zykiem tonalnym i wysoko艣膰 g艂osu podczas wymawiania wyrazu wywiera kolosalny wp艂yw na jego znaczenie. Wiele j臋zyk贸w afryka艅skich ma dwa tony, j臋zyk Doway贸w ma ich cztery. Nietrudno rozpozna膰, czy ton jest wysoki, czy niski, ale

pomi臋dzy nimi mo偶e by膰 wszystko. Spraw臋 komplikowa艂 dodatkowo fakt, 偶e Dowayowie operowali wysoko艣ci膮 d藕wi臋ku

przy tworzeniu g艂osek przej艣ciowych, wysoko艣膰 d藕wi臋ku

mog艂a by膰 te偶 zak艂贸cana przez s膮siednie wyrazy. Do tego

wszystkiego nale偶a艂o jeszcze do艂o偶y膰 kwestie dialekt贸w. Na

niekt贸rych obszarach tony zlewa艂y si臋 ze sob膮, u偶ywano tak偶e odmiennego s艂ownictwa i innej sk艂adni. Poniewa偶 liczy si臋

ton wzgl臋dny, trudno mi by艂o z pocz膮tku przestawi膰 si臋 z rozmowy z kobiet膮 o wysokim g艂osie na rozmow臋 z m臋偶czyzn膮,

u kt贸rego tony wysokie mog艂y by膰 mniej wi臋cej na poziomie

ton贸w niskich u kobiety. Ale najbardziej przygn臋bia艂o mnie co艣,

co sta艂o si臋 bez ma艂a norm膮. Spotyka艂em Dowaya i pozdrawia艂em go. Nie mia艂em z tym 偶adnego k艂opotu. M贸j asystent

膰wiczy艂 ze mn膮 d艂ugo i wytrwale:

- Czy niebo jest dla ciebie czyste?

- Dla mnie niebo jest czyste. Czy dla ciebie tak偶e jest czyste?

- Dla mnie tak偶e jest czyste.

Przez to wszystko nale偶a艂o przej艣膰 przy ka偶dym powitaniu.

Anglicy sk艂onni s膮 nie przywi膮zywa膰 wielkiej wagi do zwyczaj贸w tego rodzaju, uwa偶aj膮c je za zwyk艂膮 strat臋 czasu, lecz

Dowayowie nie spiesz膮 si臋 tak jak my i 艂atwo ich urazi膰, gdy

si臋 je zaniedba. Po powy偶szym wst臋pie nale偶a艂o powiedzie膰

co艣 nieistotnego, na przyk艂ad:

- Jak idzie w polu?

Albo:

- Sk膮d wracasz?

Twarze moich rozm贸wc贸w wyd艂u偶a艂y si臋 w g艂臋bokim zdziwieniu. M贸j asystent wtr膮ca艂 si臋 i m贸wi艂 - s艂ysza艂em na

w艂asne uszy - dok艂adnie to samo, co ja. Twarze si臋 rozja艣nia艂y:

58 59

- Aaa, rozumiem... - Przerywali na chwil臋. - Ale dlaczego

on nie zna naszego j臋zyka? Jest przecie偶 z nami ju偶 dwa tygodnie.

Dowayowie s膮 tak z艂ego zdania o swoim j臋zyku - nawet ich

naczelnicy nie chc膮 pos艂ugiwa膰 si臋 tym topornym, ma艂o subtelnym narz臋dziem, niewiele lepszym od wycia zwierz膮t - 偶e

trudno im poj膮膰, jak kto艣 mo偶e mie膰 k艂opoty z nauczeniem

si臋 go. W rezultacie, je艣li o j臋zyk idzie, s膮 kiepskimi informatorami. Pokusa, by pos艂ugiwa膰 si臋 j臋zykiem handlu, j臋zykiem

Fulan贸w, by艂a ogromna. S艂ysza艂em o tym co nieco jeszcze

w Londynie, gdzie dost臋pne s膮 rozmaite pomoce naukowe,

s艂owniki i podr臋czniki. Utar艂o si臋 jednak, 偶e materia艂 "nie liczy si臋", je艣li nie jest zgromadzony w j臋zyku rdzennym. I rzeczywi艣cie, znalaz艂em rozmaitego rodzaju zniekszta艂cenia w danych zebranych w j臋zyku Fulan贸w, kt贸ry ca艂y obszar "nieczystych" zawod贸w: "kowal, grabarz, fryzjer, wykonuj膮cy

obrzezanie, uzdrawiacz", przedstawia inaczej ni偶 mowa Doway贸w. Zgodnie z wcze艣niej posiadanymi przeze mnie informacjami, zawody te mia艂y by膰 wykonywane przez jedn膮 i t臋

sam膮 osob臋, podczas gdy "kap艂ana" z grupy tej wy艂膮czano.

Tymczasem u Doway贸w najbardziej wyizolowany jest kowal,

a pozosta艂e zaj臋cia dzielone s膮 wedle innych kryteri贸w. Trzeba te偶 wspomnie膰, 偶e Dowayowie nie rozmawiaj膮 zwykle

w j臋zyku Fulan贸w mi臋dzy sob膮. W mojej wiosce by艂 wprawdzie jeden m臋偶czyzna, kt贸ry nie chcia艂 rozmawia膰 w innym

j臋zyku nawet z przyjaci贸艂mi, ale by艂 to typowy 偶art z gatunku,

w kt贸rym Dowayowie gustuj膮. Cz艂owiek ten, pracuj膮c w polu, uskar偶a艂 si臋 g艂o艣no: Jak偶e to tak? On, dostojny Fulan, ma

pracowa膰 z dzikusami? W艣r贸d rosn膮cego zadowolenia s艂uchaczy wylicza艂 skrupulatnie rozmaite wady Doway贸w, tej

rasy ps贸w, a偶 do chwili, gdy ludzie pok艂adali si臋 ze 艣miechu,

nie mog膮c z艂apa膰 tchu. Uwa偶ano za niezmiernie zabawne, 偶e

upieram si臋 w rozmowie z owym cz艂owiekiem przy moim

ubogim j臋zyku Fulan贸w, i czasami odgrywali艣my co艣 na kszta艂t

przedstawienia na dwa g艂osy.

Nadu偶ywanie j臋zyka handlowego by艂oby dla mnie niekorzystne. M贸g艂bym z jego pomoc膮 przeprowadza膰 wywiady,

lecz nie prawdziwe rozmowy. Dowayowie pos艂uguj膮 si臋

uproszczon膮 form膮 j臋zyka Fulan贸w, pozbawion膮 wszelkich

nieregularno艣ci. Sens s艂贸w zostaje niejednokrotnie zmieniony tak, by odpowiada艂 poj臋ciom Doway贸w. Ponadto tylko

dzi臋ki znajomo艣ci ich w艂asnego j臋zyka mog艂em wychwytywa膰 s艂owa przeznaczone nie dla moich uszu.

Pewnego razu wyruszy艂em w g贸ry do najdalszych zak膮tk贸w

kraju Doway贸w. Wiele tamtejszych dzieci nigdy nie widzia艂o bia艂ego cz艂owieka, wrzeszcza艂y wi臋c przera偶one, p贸ki doro艣li nie uciszyli ich i nie wyja艣nili, 偶e to bia艂y naczelnik z Kongle. 艢miali艣my si臋 razem z ich l臋ku i palili艣my razem tyto艅. Jestem niepal膮cy, ale stwierdzi艂em, 偶e palenie jest mi pomocne

w dzieleniu si臋 z tubylcami tytoniem i w zacie艣nianiu wi臋zi

towarzyskich. Gdy si臋 oddala艂em, jedna z dziewczynek uderzy艂a w p艂acz i s艂ysza艂em, jak chlipie: "A ja chcia艂am zobaczy膰, jak on zdejmie bia艂膮 sk贸r臋". Zapami臋ta艂em to zdanie,

by spyta膰 p贸藕niej, co mia艂a na my艣li - tajemnica dziwnych

sformu艂owa艅 tkwi艂a zwykle w b艂臋dnym interpretowaniu przeze mnie wysoko艣ci d藕wi臋ku lub w nieznajomo艣ci jakiego艣 homonimu. Gdy poprosi艂em o wyja艣nienie, m贸j asystent wygl膮da艂 na bardzo za偶enowanego. Zabra艂em si臋 wi臋c do ob艂askawiania go opracowan膮 specjalnie na podobne okoliczno艣ci

metod膮, po艣wi臋caj膮c mu ca艂膮 uwag臋. Dowayowie s膮 cz臋sto

wy艣miewani przez okoliczne plemiona za swoj膮 "dziko艣膰"

i zamykaj膮 si臋 w sobie na najl偶ejsze podejrzenie, 偶e nie traktuje si臋 ich powa偶nie. Z wielkimi oporami Matthieu wyzna艂

mi, 偶e wed艂ug wierze艅 Doway贸w wszyscy biali ludzie mieszkaj膮cy przez d艂u偶szy okres w ich kraju s膮 wcieleniem zmar艂ych

czarownik贸w. A zatem pod bia艂膮 sk贸r膮, kt贸ra nas skrywa艂a,

byli艣my czarni. Widziano, 偶e kiedy id臋 spa膰, zdejmuj臋 bia艂膮

sk贸r臋 i wieszam j膮 na wieszaku. Gdy jestem w misji, ja i inni

biali ludzie zaci膮gamy na noc zas艂ony, zamykamy drzwi na

klucz i zdejmujemy bia艂e sk贸ry. Naturalnie zadeklarowa艂 pogardliwie, 偶e on w to nie wierzy, lustruj膮c mnie wzrokiem od

st贸p do g艂贸w jakby z obaw膮, 偶e m贸g艂bym w jednej chwili powr贸ci膰 do swojego czarnego wygl膮du.

Te wierzenia wyja艣nia艂y obsesyjne pragnienie prywatno艣ci

u ludzi z Zachodu. Wyja艣nia艂y tak偶e rozdra偶nienie, kt贸rym

Dowayowie reagowali czasami na moje potkni臋cia j臋zykowe

po miesi膮cach pobytu w艣r贸d nich. Uwa偶ali je za bezsensowne pr贸by maskowania mojej prawdziwej natury. I tak wszyscy

60 ~ 61

wiedz膮, 偶e potrafi臋 zrozumie膰 to, co chc臋. Dlaczego wi臋c upieram si臋, 偶e ich j臋zyk jest mi obcy? Nie min膮艂 rok mojego pobytu w艣r贸d Doway贸w, gdy us艂ysza艂em, jak m贸wi膮 o mnie

"nasz bia艂y", i poczu艂em si臋 dumny. By艂em pewien, 偶e moje

wysi艂ki na rzecz doskonalenia j臋zyka, cho膰 niepe艂ne i niedoceniane, odgrywa艂y du偶膮 rol臋 w "akceptowaniu antropologa".

Ale 艂atwo m贸wi膰 o tym wszystkim po fakcie. W owych

trzech pierwszych tygodniach wiedzia艂em tylko, 偶e zabra艂em

si臋 do nauki j臋zyka, kt贸rego nie spos贸b si臋 nauczy膰, 偶e Doway贸w nie ma w wiosce, kt贸ra tonie w deszczu, 偶e czuj臋 si臋

s艂aby i potwornie samotny.

W takiej sytuacji, jak wi臋kszo艣膰 antropolog贸w, szuka艂em

ratunku w zbieraniu fakt贸w. Jestem pewien, 偶e mnogo艣膰 konkretnych danych w monografiach antropologicznych wywodzi

si臋 nie z w艂a艣ciwej im warto艣ci czy zainteresowania nimi naukowc贸w, lecz z postawy: "gdy w膮tpisz, zajmij si臋 konkretami". Jest to w pewnym sensie podej艣cie zrozumia艂e. Naukowiec

pracuj膮cy w terenie nie mo偶e zawczasu przewidzie膰, co oka偶e si臋 wa偶ne. A skoro ju偶 zanotowa艂 jakie艣 dane w notesie,

odczuwa siln膮 niech臋膰 do pomini臋cia ich w monografii, pami臋ta je bowiem jako przebywane w skwarze kilometry lub

godziny sp臋dzone na "urabianiu" ludzi. Nie spos贸b poza tym

dokona膰 selekcji, nie maj膮c sp贸jnego obrazu tego, co si臋 chce

osi膮gn膮膰 - a wi臋kszo艣膰 monografii antropologicznych pisana

jest przez ludzi, kt贸rzy za cel stawiaj膮 sobie "napisanie monografii antropologicznej" i nic ponadto.

Wychodzi艂em wi臋c ka偶dego dnia wyposa偶ony w tyto艅 oraz

notes i w szale nieuporz膮dkowanej aktywno艣ci mierzy艂em krokami pola, kalkulowa艂em wydajno艣膰, liczy艂em kozy. Mia艂o to

przynajmniej t臋 zalet臋, 偶e Dowayowie otrzaskali si臋 z moimi

dziwacznymi i niewyt艂umaczalnymi zachowaniami, ja za艣 zacz膮艂em poznawa膰 ich imiona.

Sporo bzdur napisali ci, kt贸rzy ich pisa膰 nie powinni, o tak

zwanym "akceptowaniu antropolog贸w". Sugerowano nawet

czasami, 偶e tubylcy zaczynaj膮 postrzega膰 go艣cia odmiennej

rasy i kultury jako osob臋 we wszystkim podobn膮 do miejscowych. Tak niestety nie jest. W najlepszym razie mo偶e cz艂owiek liczy膰 na to, 偶e b臋dzie traktowany jako nieszkodliwy

idiota, kt贸rego obecno艣膰 przynosi wiosce okre艣lone korzy艣ci.

Jest mianowicie 藕r贸d艂em pieni臋dzy i daje ludziom prac臋. Punkt

zwrotny w moich stosunkach z tubylcami nast膮pi艂 po oko艂o

trzech miesi膮cach, kiedy to naczelnik da艂 mi do zrozumienia,

偶e chce odebra膰 pozostawion膮 do mojej dyspozycji chat臋. Kwestia zosta艂a w szczeg贸艂ach przedyskutowana i przyzna艂em, 偶e

najlepszym rozwi膮zaniem by艂oby wybudowanie w艂asnego domostwa. Mia艂o mnie to kosztowa膰 zawrotn膮 sum臋 czternastu

funt贸w szterling贸w i pozwoli艂o zatrudni膰 syna specjalisty od

obrzeza艅, kt贸ry zar臋czy艂 o moich dobrych intencjach swojemu

ojcu, bratu naczelnika, kt贸ry z kolei nauczy艂 mnie wielu rzeczy

zwi膮zanych z polowaniem, oraz siostrze艅ca miejscowego uzdrawiacza, kt贸ry skontaktowa艂 mnie ze swoim wujem, i tak dalej.

M贸j samoch贸d s艂u偶y艂 naturalnie jako lokalny ambulans i taks贸wka. Kobiety zawsze mog艂y po偶yczy膰 ode mnie soli i cebuli.

Miejscowe psy wiedzia艂y, 偶e mam mi臋kkie serce, wi臋c gromadzi艂y si臋 pod moj膮 chat膮, ku w艣ciek艂o艣ci Matthieu. Garncarze

i kowale nigdy przedtem nie robili takich interes贸w. Moja obecno艣膰 dodawa艂a presti偶u naczelnikowi. Pilnowa艂 wi臋c, abym wiedzia艂 o ka偶dej uroczysto艣ci w okolicy i m贸g艂 zaoferowa膰 mu

podwiezienie. Funkcjonowa艂em jako bank dla ludzi z ma艂ymi

pieni臋dzmi i wielkimi oczekiwaniami. Ci, kt贸rzy potrzebowali

cz臋艣ci zamiennych do rower贸w lub lamp, liczyli na moje po艣rednictwo w dokonywaniu zakup贸w. Chorzy zaopatrywali si臋

u mnie w leki.

Prawd膮 jest, 偶e by艂em te偶 uci膮偶liwy. Przyci膮ga艂em do wioski obcych, na co patrzono niech臋tnie. Zam臋cza艂em moich gospodarzy g艂upimi pytaniami i w dodatku nie rozumia艂em odpowiedzi. Istnia艂o te偶 niebezpiecze艅stwo, 偶e b臋d臋 rozpowiada艂 o tym, co s艂ysza艂em i widzia艂em. By艂em niewyczerpanym

藕r贸d艂em towarzyskich niezr臋czno艣ci. Pewnego razu na przyk艂ad spyta艂em jednego z m臋偶czyzn, czy musi powstrzyma膰

si臋 od kontakt贸w seksualnych przed polowaniem. Pytanie

samo w sobie by艂o ca艂kiem w porz膮dku, lecz w zasi臋gu s艂uchu

znajdowa艂a si臋 akurat jego siostra. Oboje - i on, i ona - rzucili si臋 biegiem w przeciwnych kierunkach; wydaj膮c g艂o艣ne,

j臋kliwe odg艂osy. Przed paroma sekundami siedzia艂em w chacie, gaw臋dz膮c z trzema m臋偶czyznami. W mgnieniu oka chata opustosza艂a, zosta艂 tylko m贸j asystent i z艂orzeczy艂, trzymaj膮c si臋 za g艂ow臋. Ogrom obrazy moralno艣ci, kt贸rej si臋 dopu艣ci艂em, by艂

62 ;~ 63

przedmiotem pe艂nych oburzenia szept贸w przez kilka nast臋pnych tygodni.

Moje do艣膰 chwiejne panowanie nad j臋zykiem stanowi艂o r贸wnie偶 nie lada zagro偶enie. O spro艣no艣膰 w j臋zyku Doway贸w nie trudno. Zmiana intonacji partyku艂y dodawanej do zdania twierdz膮cego, by uczyni膰 z niego pytanie, przeistacza ow膮 partyku艂臋 w najbardziej nieprzyzwoite ze s艂贸w, co艣 w rodzaju "cipa", Konfuzji i rozbawienia doznawali wi臋c Dowayowie, gdy pozdrawia艂em ich s艂owami : "Czy niebo jest dla ciebie czyste, cipo?". Ale moje k艂opoty nie ko艅czy艂y si臋 na pytajniku i vaginie. Podobne problemy prze艣ladowa艂y kwestie zwi膮zane z jedzeniem i kopulowaniem. Pewnego dnia wezwano mnie do chaty naczelnika i przedstawiono zaklinaczowi deszczu. By艂a to najbardziej potrzebna mi znajomo艣膰, o kt贸r膮 wierci艂em naczelnikowi dziur臋 w brzuchu od tygodni. Gaw臋dzili艣my uprzejmie, pr贸buj膮c wzajemnie si臋 wybada膰, Ja niby nie wiedzia艂em, 偶e on potrafi wywo艂a膰 deszcz - to ja mia艂em stanowi膰 obiekt jego zainteresowania, S膮dz臋, 偶e zaklinacz by艂 pod wra偶eniem mojej pe艂nej szacunku postawy. Um贸wili艣my si臋, 偶e g odwiedz臋. Spieszy艂em si臋, bo pierwszy raz od miesi膮ca uda艂o mi si臋 zdoby膰 troch臋 mi臋sa i zostawi艂em je na ogniu pod opiek膮 mojego asystenta. Podnios艂em si臋 wi臋c i u艣cisn臋li艣my sobie d艂onie.

- P贸jd臋 ju偶 - powiedzia艂em bo w艂a艣nie gotuj臋 mi臋so.

- To przynajmniej chcia艂em powiedzie膰, lecz z powodu b艂臋dnej intonacji oznajmi艂em ku zaskoczeniu zebranych:

- P贸jd臋 ju偶, bo w艂a艣nie gotuj臋 mi臋so.

To przynajmniej chcia艂em powiedzie膰, lecz z powodu b艂臋dnej intonacji oznajmi艂em ku zaskoczeniu zebranych:

- P贸jd臋 ju偶, bo w艂a艣nie kopuluj臋 z kowalem.

Ludzie we wsi szybko nabrali wprawy w przek艂adaniu tego, co powiedzia艂em , na to , co mia艂em na my艣li. Trudno wi臋c oceni膰, w jakim stopniu poprawia艂a si臋 moja znajomo艣膰 j臋zyka, a w jakim stopniu uda艂o mi si臋 nauczy膰 miejscowych mojego w艂asnego pid偶in.

Niew膮tpliwie wszak moj膮 podstawow膮 zalet膮 w oczach Doway贸w by艂o rozbudzanie ich ciekawo艣ci. To nieprawda, 偶e nuda stanowi bol膮czk臋 w艂a艣ciw膮 rozwini臋tej cywilizacji. 呕ycie w afryka艅skiej wsi jest naprawd臋 bardzo nudne, nie tylko dla przybysza z Zachodu nawyk艂ego do bogactwa zmieniaj膮cych si臋 ka偶dego dnia bod藕c贸w, lecz tak偶e dla samych jej mieszka艅c贸w. Ka偶de najdrobniejsze i ka偶dy skandalik s膮 z upodobaniem roztrz膮sane, ka偶da nowo艣膰 艂apczywie wychwytywana, ka偶da zmiana witana jako ucieczka od monotonii. Lubiano mnie, poniewa偶 tkwi艂 we mnie walor rozrywki. Nikt nie potrafi艂 przewidzie膰, co te偶 si臋 za moj膮 spraw膮 wydarzy. Mo偶e pojad臋 do miasta i przywioz臋 jakie艣 nowe cudo albo nowe historyjki. Mo偶e kto艣 przyjedzie do mnie w odwiedziny. Mo偶e podczas nast臋pnej wizyty w Poli uda mi si臋 dosta膰 piwo. Mo偶e znowu wyskocz臋 z jak膮艣 g艂upot膮. By艂em niewyczerpanym 藕r贸d艂em temat贸w do rozmowy.

Wymy艣liwszy ju偶 wszystkie rodzaje bezcelowych czynno艣ci, odczu艂em potrzeb臋 planowego dzia艂ania. Najwa偶niejsze by艂o poranne wstawanie. O tej porze roku wi臋kszo艣膰 wie艣niak贸w sypia艂a w niewielkich sza艂asach na polu, by zapobiec spustoszeniom, czynionym w uprawach przez byd艂o. W zasadzie Dowayowie powinni sp臋dza膰 byd艂o na noc do zagrody we wsi, rzadko jednak zadaj膮 sobie taki trud. Zgodnie z tradycj膮 pilnowanie i pasienie byd艂a przypada w udziale ma艂ym ch艂opcom, lecz w dzisiejszych czasach mali ch艂opcy musz膮 chodzi膰 do szko艂y. Byd艂o b艂膮ka si臋 wskutek tego po polach, wyrz膮dzaj膮c wielkie szkody. Kobieta wie, 偶e stratowane pole stanie si臋 dowodem na jej cudzo艂贸stwo i m膮偶 jeszcze j膮 za to obije, dlatego kobiety s膮 szczeg贸lnie czujnymi stra偶nikami. Wobec ryzyka utraty 偶ywno艣ci na nast臋pny rok pozostaj膮 na polach przez d艂ugie tygodnie. Bardzo nieliczne, kt贸re odwiedzaj膮 wiosk臋, wracaj膮 na pole wcze艣nie rano.

Pr贸bowa艂em zatem by膰 na nogach z pierwszym brzaskiem, by pozdrowi膰 mieszka艅c贸w, zanim opuszcz膮 wi艣. Pozdrawianie ma w Afryce wielk膮 tradycj臋. Obejmuje ono tak偶e wizyty nieznanych os贸b, kt贸re siedz膮 u ciebie po kilka godzin, udaremniaj膮c zarazem wszelkie pr贸by rozwini臋cia rozmowy. Nag艂a zmiana tematu jest zwyk艂膮 niegrzeczno艣ci膮, dlatego m贸wi si臋 wci膮偶 o tym samym - o polu, o bydle, o pogodzie. Ma t dla neofity okre艣lone zalety: ograniczone s艂ownictwo, prost膮 konstrukcj臋 zda艅 oraz mo偶liwo艣膰 zadziwienia rozm贸wcy wyuczon膮 na pami臋膰 okr膮g艂膮 fraz膮.

Ledwie, ku zadowoleniu obu stron, sta艂o si臋 zado艣膰 pozdrowieniom, przyst臋powa艂em do 艣niadania. Po偶ywienie by艂o w kraju Doway贸w istotnym problemem, jeden z moich koleg贸w, kt贸ry pracowa艂 na po艂udniu Kamerunu, w pasie d偶ungli, opowiada艂 mi niezwyk艂e historie o przysmakach, jakie na

mnie czekaj膮. Banany mia艂y rosn膮膰 pod samymi drzwiami,

awokado - spada膰 z drzew pod moje stopy, w br贸d te偶 mia艂o

by膰 mi臋sa. Niestety ja mieszka艂em bli偶ej pustyni ni偶 d偶ungli,

a Dowayowie wszelkie swe uczucia ulokowali w prosie. Potrafili nie je艣膰 niczego innego w obawie przed nieznan膮 chorob膮. Rozmawiali o prosie, sp艂acali d艂ugi prosem, wytwarzali

piwo z prosa. Gdy cz臋stowa艂o si臋 ich ry偶em albo pochrzynem,

jedli, lecz gorzko ubolewali, 偶e nie smakuj膮 tak jak proso.

Spo偶ywali proso z kwa艣nym, kleistym sosem jarzynowym,

sporz膮dzanym z li艣ci dzikich ro艣lin. Od czasu do czasu mo偶na by艂o czego艣 takiego spr贸bowa膰, ale Dowayowie jedli to

dwa razy dziennie, rano i wieczorem, ka偶dziute艅kiego dnia. Gotowane proso smakuje jak gips. 呕a艂owali, 偶e nie chc臋 go kupowa膰.

Ziemia w krainie Doway贸w nic nie kosztuje. Mo偶na bra膰, ile

si臋 chce, i budowa膰 dom, gdzie si臋 chce. Nie prowadzi to

wszak偶e do nadprodukcji rolniczej. Tubylec uprawia najmniej,

jak mo偶e. Przygotowanie gruntu i zbiory s膮 zbyt ci臋偶k膮 prac膮.

Najgorsze jest motykowanie, konieczne przez po艂ow臋 okresu

wegetacji. By ul偶y膰 monotonii tego mozo艂u, organizuje si臋

wielkie piwne przyj臋cia, robotnicy pozostaj膮 w miejscu pracy

tak d艂ugo, jak d艂ugo jest piwo, a nast臋pnie wyruszaj膮 na inne

przyj臋cie, zabieraj膮c ze sob膮 gospodarza. W ten oto spos贸b

samotno艣膰 pracy przerywana jest wsp贸lnot膮 pija艅stwa. Proso

osi膮ga w mie艣cie wysokie ceny, lecz Doway贸w nie poci膮gaj膮 tamtejsze rynki. Kontrol臋 nad nimi sprawuj膮 bowiem handlarze z plemienia Fular贸w, kt贸rzy spodziewaj膮 si臋 stu, a nawet

dwustu procent zysku na wszystkim, czego si臋 dotkn膮. Poniewa偶 kontroluj膮 tak偶e transport, wynagrodzenie, kt贸re m贸g艂by otrzyma膰 rolnik Dowayo, by艂oby bardzo niskie. Dowayowie sk艂onni s膮 zatem uprawia膰 tylko tyle, by zaspokoi膰 potrzeby w艂asne i ewentualnie towarzyskie, je艣li zanosi si臋 na

jakie艣 uroczysto艣ci. Rezerwy s膮 niewielkie i kiedy przed zbiorami deszcze padaj膮 obfitsze ni偶 zwykle, mo偶e wyst膮pi膰 kl臋ska g艂odu. Pr贸ba kupienia czegokolwiek w kraju Doway贸w

przypomina p艂yni臋cie pod pr膮d. Francuzi roztropnie wprowadzili podatki; nie przynosi艂y wprawdzie dochodu, ale mia艂y

zmusi膰 Doway贸w do pos艂ugiwania si臋 pieni臋dzmi. Jednak Dowayowie wci膮偶 wol膮 prowadzi膰 handel wymienny i zaci膮ga膰

d艂ugi, kt贸re wo藕na sp艂aci膰 szlachtuj膮c byd艂o - ani偶eli mie膰

do czynienia z pieni臋dzmi. Skoro dali mi proso, b臋d臋 musia艂

zap艂aci膰 za nie mi臋sem albo prosem kupionym w mie艣cie.

Dowayowie trzymaj膮 byd艂o nie po to, by je doi膰 lub karmi膰

na mi臋so. Byd艂o jest kar艂owate, w przeciwie艅stwie do byd艂a

Fular贸w pozbawione garb贸w, i prawie nie daje mleka. Dowayowie twierdz膮 tak偶e, 偶e ich byd艂o jest "bardzo gwa艂towne", cho膰 nie zebra艂em na to 偶adnych dowod贸w. Najlepiej by艂oby zabija膰 je wy艂膮cznie na szczeg贸lne okazje. Po 艣mierci

bogatego cz艂owieka, kt贸ry mia艂, powiedzmy, czterdzie艣ci sztuk

byd艂a, powinno si臋 zabi膰 dziesi臋膰 sztuk, a nawet wi臋cej, i mi臋so rozda膰 krewnym zmar艂ego. Dzisiejsze scentralizowane rz膮dy staraj膮 si臋 zapobiega膰 tak zwanemu marnowaniu zasob贸w,

ale zwyczaj jest nadal przestrzegany.

Tak偶e inne ceremonie przewiduj膮 zabijanie byd艂a dla zmar艂ych,

byd艂em p艂aci si臋 r贸wnie偶 kupuj膮c 偶on臋. Dlatego rozrzutne obracanie zwierz膮t w mi臋so lub pieni膮dze spotyka si臋 z oporem

m艂odych m臋偶czyzn, maj膮cych na oku o偶enek. Ilekro膰 dostawa艂em mi臋so, zw艂aszcza od naczelnika Kongle, zawsze do艣wiadcza艂em gwa艂townego przej艣cia z niedostatku w nadmiar. Zuuldibo upiera艂 si臋, by mi podarowa膰 ca艂y udziec, czyli zdecydowanie wi臋cej, ni偶 mog艂em zje艣膰, zanim mi臋so uleg艂oby zepsuciu.

Mia艂em wi臋c kilku podkonsument贸w pa艅skiego gestu naczelnika, kt贸rym przekazywa艂em mi臋so w zamian za jajka. Nie powiem, 偶eby jajka by艂y a偶 tak膮 atrakcj膮. Dowayowie zazwyczaj

ich nie jedz膮, sam pomys艂 napawa ich obrzydzeniem. "Nie wiesz,

sk膮d wychodz膮?", pytaj膮. Jajka nie s膮 czym艣 do jedzenia, tylko

czym艣, z czego wyl臋gaj膮 si臋 kurcz臋ta. Przynoszono mi wi臋c

uprzejmie jajka trzymane od tygodni w upalnym s艂o艅cu, a ja

folgowa艂em wyobra藕ni. P艂awienie ich, jak to czyniono z wied藕mami, nie zawsze wystarcza艂o, by wyselekcjonowa膰 te niedobre. Jajka nie艣wie偶e po przekroczeniu pewnego etapu wewn臋trznego zepsucia id膮 bowiem na dno podobnie jak 艣wie偶e. Wielekro膰 moja nadzieja na zjedzenie jajka ulatywa艂a, gdy rozbijaj膮c

jedno po drugim, wdycha艂em g臋sty fetor, bij膮cy z ich niebieskawozielonych 艣rodk贸w.

Nie maj膮c mo偶liwo艣ci sto艂owania si臋 gdziekolwiek indziej,

postanowi艂em hodowa膰 w艂asne kurcz臋ta. Ale i to nie zosta艂o

66 ~:~ 67

uwie艅czone sukcesem. Niekt贸re z kurcz膮t kupi艂em, inne mi

podarowano. Kurcz臋ta Doway贸w s膮, og贸lnie rzecz ujmuj膮c, ko艣ciste i ohydne i przypominaj膮 w smaku kulki naftalinowe.

Odpowiednie post臋powanie jednak robi swoje. Karmi艂em je ry偶em i owsiank膮, co w opinii Doway贸w, kt贸rzy nigdy nie karmi膮 kurczak贸w, by艂o szczytem ekstrawagancji. Wreszcie zacz臋艂y si臋 nie艣膰. J膮艂em snu膰 marzenia o jedzeniu 艣wie偶ego jajka ka偶dego dnia. Siedzia艂em w chacie, napawaj膮c wzrok

zdobycz膮 pierwszego poranka, gdy w drzwiach pojawi艂 si臋

m贸j asystent z wyrazem wielkiej satysfakcji na twarzy.

- Zauwa偶y艂em, 偶e kurki nios膮 jajka - wykrzykn膮艂 - wi臋c

zabi艂em wszystkie, 偶eby nie usz艂a z nich ca艂a energia!

Po tym zdarzeniu sk艂ania艂em si臋 raczej ku ograniczaniu 艣niada艅 do owsianki i mleka z puszki, kt贸re nabywa艂em w sklepie

misji. Jedn膮 z podstawowych upraw w Kamerunie jest herbata, zwykle nie mo偶na jej jednak kupi膰 w Poli. Dost臋pna by艂a

natomiast herbata nigeryjska, prawdopodobnie przeszmuglowana przez granic臋.

M贸j asystent jada艂 zwykle ze mn膮, twierdz膮c, 偶e nie mo偶na

prze艂kn膮膰 pokarm贸w tych dzikus贸w, Doway贸w z g贸r. Po paru

miesi膮cach zauwa偶y艂em, 偶e niepokoj膮co obrasta t艂uszczem sto艂owa艂 si臋 w rzeczywisto艣ci zar贸wno u mnie, jak i u naczelnika.

Po 艣niadaniu otwiera艂em "klinik臋". W kraju Doway贸w jest

mn贸stwo chor贸b i nie by艂em zachwycony, 偶e gromadz膮 si臋

one wok贸艂 mojej chaty. Jednak nawet przy mojej ograniczonej wiedzy i ograniczonych 艣rodkach medycznych by艂oby nieludzkie odes艂a膰 chorych z kwitkiem, jak to usi艂owa艂 czyni膰

z pocz膮tku m贸j asystent. Zgodnie z afryka艅skim pojmowaniem statusu spo艂ecznego uwa偶a艂 mnie za kogo艣, kogo nale偶a艂o pieczo艂owicie chroni膰 przed kontaktami z posp贸lstwem.

Wszystko by艂o w porz膮dku, p贸ki rozmawia艂em z naczelnikiem albo czarownikami, ale nie powinienem traci膰 czasu na

rozmowy z byle kim albo z kobietami. By艂 te偶 szczerze przera偶ony, gdy konwersowa艂em z dzie膰mi. Zaj膮艂 wi臋c strategiczn膮 pozycj臋 przed moim domostwem i wyskakiwa艂 na ka偶dego, kto usi艂owa艂 si臋 ze mn膮 zobaczy膰, staj膮c mi臋dzy nami niczym czujny sekretarz przed pokojem wielkiego dygnitarza.

Ilekro膰 chcia艂em komu艣 podarowa膰 papierosa, upiera艂 si臋, 偶e

papieros powinien przej艣膰 przez jego r臋ce, zanim dostanie si臋

kt贸remu艣 z Doway贸w. W ko艅cu dosz艂o mi臋dzy nami do

sprzeczki i Matthieu spu艣ci艂 z tonu, ale zawsze potrafi艂 da膰 mi

do zrozumienia, 偶e m贸j nadmierny kontakt ze zwyk艂ymi lud藕mi umniejsza tak偶e jego pozycj臋.

Dowayowie przychodzili do mnie z zainfekowanymi ranami i wrzodami, kt贸re smarowa艂em antybiotykiem i opatrywa艂em, doskonale zdaj膮c sobie spraw臋 z daremno艣ci moich poczyna艅, gdy偶 Dowayowie nigdy nie os艂aniali ran i zdejmowali opatrunki, ledwie znale藕li si臋 poza zasi臋giem mojego

wzroku. Zdarzy艂y si臋 te偶 ze dwa przypadki malarii, od kt贸rej

uwa偶am si臋 obecnie za specjalist臋, podawa艂em wi臋c chinin臋,

a m贸j asystent pilnowa艂, 偶ebym nie pomyli艂 cyfr, gdy wyja艣nia艂em dawkowanie.

Szybko roznios艂a si臋 wie艣膰, 偶e rozdaj臋 "korzenie" - jak Dowayowie nazywali medykamenty - przeciw malarii i w og贸le mam dobre lekarstwa. By艂em nieco zdziwiony, gdy pewna

stara kobieta unios艂a si臋 gniewem i mia艂a mi za z艂e, 偶e to ja

zarazi艂em j膮 malari膮. Rozp臋ta艂a si臋 wielka dyskusja, kt贸rej nie

potrafi艂em niestety 艣ledzi膰, i kobieta zosta艂a wyprowadzona

w艣r贸d 艣miech贸w i kpin. Po wielu miesi膮cach pracy z uzdrawiaczami i czarownikami zrozumia艂em, na czym polega艂 problem.

Dowayowie dziel膮 choroby na rozmaite grupy. Istniej膮 choroby "epidemiczne", zaka藕ne, na kt贸re bia艂y cz艂owiek ma lekarstwa, powiedzmy malaria czy tr膮d. S膮 "z艂e moce" w g艂owie

albo pochodz膮ce od dzikich ro艣lin. S膮 te偶 dolegliwo艣ci spowodowane przez duchy zmar艂ych. I na ostatek s膮 choroby "nieczyste", powstaj膮ce wskutek zbli偶enia si臋 do zakazanych rzeczy albo ludzi. Kuracja tych ostatnich polega na okre艣lonym

kontakcie z zabronionymi rzeczami lub lud藕mi - tymi samymi, kt贸re wywo艂a艂y chorob臋. Us艂yszawszy, 偶e dysponuj臋 艣rodkami lecz膮cymi malari臋, stara kobieta wymy艣li艂a sobie, 偶e to

"nieczysta" choroba i 偶e leczenie si臋 w mojej chacie jest zarazem jej przyczyn膮. A zatem obecno艣膰 tak pot臋偶nego i niebezpiecznego obiektu po艣rodku wsi w istocie dawa艂o podstawy do

zg艂oszenia zastrze偶e艅.

Pozosta艂膮 cz臋艣膰 poranka sp臋dza艂em na 膰wiczeniach j臋zykowych. Mojemu asystentowi bardzo przypad艂a do gustu rola

nauczyciela i znajdowa艂 wiele przyjemno艣ci w 膰wiczeniu mnie

68 69

do upad艂ego w formach czasownikowych. Mniejszy entuzjazm

budzi艂y w nim natomiast umiej臋tno艣ci praktyczne, kt贸rych nabra艂em przez minionych par臋 tygodni.

Prawie zawsze nosi艂em z sob膮 ma艂y magnetofon i zdarza艂o

si臋, 偶e nagrywa艂em rozmowy z lud藕mi w polu. Dowayowie

uwielbiali s艂ucha膰 w艂asnych g艂os贸w, cho膰 sam sprz臋t nie robi艂 na nich wielkiego wra偶enia. Magnetofon贸w u偶ywali miejscowi z艂oci m艂odzie艅cy, wi臋kszo艣膰 tubylc贸w mia艂a wi臋c okazj臋 widywa膰 je od czasu do czasu. Tym natomiast, co wprawia艂o ich w zachwyt - mruczeli: "cudowne", "czarodziejskie" by艂a moja umiej臋tno艣膰 pisania. Z wyj膮tkiem kilkorga dzieci

Dowayowie byli analfabetami. Dzieci pisa艂y po francusku

i dop贸ki badacze nie zaj臋li si臋 mow膮 Doway贸w, nikomu nie

przesz艂o przez my艣l pisa膰 w tym j臋zyku. Kiedy sporz膮dza艂em

notatki w mieszance angielskiego i francuskiego, uwzgl臋dniaj膮c interesuj膮ce sformu艂owania z j臋zyka Doway贸w w transkrypcji fonetycznej, przypatrywali mi si臋 z zadowoleniem ca艂ymi godzinami, czekaj膮c w kolejce, by zajrze膰 mi przez rami臋.

A gdy po paru tygodniach potrafi艂em przeczyta膰 cz艂owiekowi,

co do mnie powiedzia艂 podczas naszego ostatniego spotkania,

g艂upieli doszcz臋tnie. Stopniowo ros艂y zbiory nagranych rozm贸w, towarzysz膮cych im bie偶膮cych notatek i p贸藕niejszych

interpretacji. Mog艂em wybra膰 kt贸r膮艣 z nich, prze艣ledzi膰 s艂owo

po s艂owie z moim asystentem, prosz膮c, by uwiarygodni艂 t艂umaczenie, mog艂em pracowa膰 nad danym okre艣leniem czy kt贸rym艣 z wierze艅 oraz wyja艣nia膰 r贸偶nice mi臋dzy wyrazami o bardzo zbli偶onych znaczeniach. Kiedy post臋powanie takie wesz艂o w zwyczaj, poziom naszego porozumiewania si臋 przy

pomocy j臋zyka wyra藕nie si臋 podni贸s艂. M贸j asystent stal si臋

o wiele ostro偶niejszy, ja szybciej si臋 uczy艂em. Zamiast zbywa膰

mnie znaczeniem przybli偶onym, wskazywa艂 na trudno艣膰 szczeg贸艂u, kt贸r膮 mogli艣my rozpracowa膰 w dogodniejszej chwili.

Zarzuci艂 te偶 postaw臋 osoby wszechwiedz膮cej, kt贸r膮 przyjmowa艂 na pocz膮tku.

Lunch sk艂ada艂 si臋 z sucharka, czasami czekolady, mas艂a orzechowego, ry偶u. Potem m贸j asystent mia艂 wolne na czas sjesty, kiedy by艂o najgor臋cej, a ja odpoczywa艂em na twardym

jak kamie艅 艂贸偶ku, pisz膮c przez godzin臋 listy, 艣pi膮c albo rozpaczliwie przeliczaj膮c zasoby finansowe.

Po kilku tygodniach zrobi艂o si臋 jeszcze gor臋cej, od czasu do

czasu pada艂 ulewny deszcz, wprowadzi艂em wi臋c zwyczaj popo艂udniowego p艂ywania. Woda jest w kraju Doway贸w bardzo

niebezpiecznym 偶ywio艂em. Istnieje kilka w艂a艣ciwych dla tego

terenu chor贸b paso偶ytniczych, z kt贸rych najgorsza jest motylica. Cierpi na ni膮 wielu Doway贸w. Choroba powoduje silne

krwawienia wewn臋trzne, prowadz膮ce do nudno艣ci, wycie艅czenia i ostatecznie 艣mierci. Dowayowie 偶yj膮 jednak tak kr贸tko, 偶e niejeden umiera, nim choroba osi膮gnie ko艅cowy etap.

Wiele razy wielu r贸偶nych ludzi m贸wi艂o mi o motylicy wiele

r贸偶nych rzeczy. Wed艂ug niekt贸rych autorytet贸w nieopatrzne

zanurzenie stopy w strumieniu uszcz臋艣liwia ci臋 motylic膮 na

ca艂e 偶ycie. Wed艂ug innych trzeba godzinami p艂awi膰 si臋 w zaka偶onej wodzie, by zachorowa膰. Przeje偶d偶aj膮cy francuski geograf powiedzia艂 mi, 偶e woda jest ca艂kowicie bezpieczna po

pierwszych ulewnych deszczach. Widocznie w贸wczas pr膮d

przenosi w d贸艂 strumieni 艣limaki wodne, kt贸re s膮 nosicielami

paso偶yta. Tak wi臋c wyj膮wszy k膮piele w wodach stoj膮cych lub

wolno p艂yn膮cych w porze suchej, ryzyko by艂o minimalne.

Prawdziw膮 tortur臋 stanowi艂 dla mnie widok Doway贸w pluskaj膮cych si臋 rado艣nie w zimnym strumieniu, podczas gdy ja pod膮偶a艂em z wysi艂kiem jego brzegiem, sk膮pany w pocie i walcz膮cy z pokus膮 zanurkowania. Zreszt膮 i tak niemo偶liwe by艂o

w tym kraju odbycie jakiejkolwiek dalszej podr贸偶y bez konieczno艣ci przej艣cia rw膮cego strumienia w br贸d, czyli zanurzenia si臋 do pasa. Postanowi艂em zatem uzna膰 za s艂uszn膮 tez臋

geografa i uda膰 si臋 do miejsca, gdzie k膮pali si臋 m臋偶czy藕ni - g艂臋bokiego oczka w granitowej skale u st贸p wodospadu - miejsca zabronionego kobietom, gdy偶 tutaj dokonywano obrzezania ch艂opc贸w.

Kiedy po raz pierwszy poszed艂em do k膮pieliska, by艂o tam

paru m艂odzie艅c贸w, kt贸rzy wracaj膮c z pola, zatrzymali si臋, by

si臋 umy膰. Szczeg贸艂y mojej anatomii sta艂y si臋 przedmiotem

wnikliwych ogl臋dzin. Przez nast臋pne dni przybywa艂o po

dwudziestu, trzydziestu m臋偶czyzn, pragn膮cych obejrze膰 nowink臋 w postaci bia艂ego m臋偶czyzny bez ubrania. Po pewnym

czasie warto艣膰 mojej osoby jako atrakcji gwa艂townie spad艂a

i liczba k膮pi膮cych si臋 wr贸ci艂a do normy. Czu艂em si臋 zawiedziony.

70 ~ 71

"..a

Miejsce natomiast by艂o wspania艂e - znajdowa艂o si臋 u st贸p

g贸ry, z kt贸rej la艂a si臋 woda zimna i czysta. Oczko, ocienione

drzewami, mia艂o piaszczyste dno. Na r贸偶nych poziomach wok贸艂 strumienia znajdowa艂y si臋 wyst臋py skalne, gdzie le偶a艂o

si臋, korzystaj膮c ze wszystkich mo偶liwych kombinacji ciep艂a

i zimna.

Matthieu i ja chodzili艣my nad oczko ka偶dego dnia, je艣li tylko nie mieli艣my innych zaj臋膰, i tam w艂a艣nie, w m臋skim gronie, Dowayowie zacz臋li rozmawia膰 ze mn膮 o swojej religii

i obyczajach. Poniewa偶 wida膰 by艂o wyra藕nie, 偶e oni wszyscy,

wedle miejscowego zwyczaju, s膮 obrzezani, a ja nie, rozmowa spontanicznie zesz艂a na ten w艂a艣nie temat, kt贸ry w tutejszej

kulturze stanowi wi臋cej ni偶 chwilow膮 obsesj臋.

Po k膮pieli wracali艣my przez pola, wypatruj膮c piwnych przyj臋膰, odbywaj膮cych si臋 w okolicy danego dnia. W cieniu plecionki znajdowali艣my dwudziestk臋 m臋偶czyzn i kobiet na przemian

motykuj膮cych i pij膮cych. Pewien znany francuski urz臋dnik

kolonialny okre艣li艂 piwo z prosa jako nap贸j maj膮cy konsystencj臋 przetartej groch贸wki i smak nafty. Opis jest bardzo

akuratny. W po艂owie dnia Dowayowie nie spo偶ywaj膮 niczego

innego poza piwem i upijaj膮 si臋 mocno, jak na jego nisk膮 zawarto艣膰 alkoholu. Fakt ten stanowi艂 dla mnie 藕r贸d艂o nieustannego zdziwienia. Ju偶 na samym pocz膮tku podj膮艂em decyzj臋

natury strategicznej, 偶e b臋d臋 pi艂 miejscowe piwo niezale偶nie

od okropie艅stw, kt贸re niew膮tpliwie towarzysz膮 jego warzeniu. Podczas jednej z pierwszych moich wizyt na przyj臋ciu

u Doway贸w zosta艂em poddany surowemu testowi.

- B臋dziesz pi艂 piwo? - zapytano.

- Piwo jest zaorane - odpowiedzia艂em, 藕le intonuj膮c zdanie.

- Odpowiedzia艂, 偶e tak - wyja艣ni艂 m贸j asystent zm臋czonym

g艂osem.

Nie mogli si臋 nadziwi膰. Jeszcze nie s艂yszeli, 偶eby bia艂y

tkn膮艂 tutejsze piwo. Uj膮wszy kalebas臋, uznali za stosowne j膮

umy膰 - z szacunku dla mojej egzotycznej wra偶liwo艣ci. Uczynili to, podaj膮c j膮 psu do wylizania. Psy Doway贸w nie s膮

w wi臋kszo艣ci pi臋kne, ten wszak偶e by艂 szczeg贸lnie ohydny:

wychudzony, przy otwartych ranach na uchu biesiadowa艂y

muchy, a ogromne, rozd臋te kleszcze zwisa艂y mu u brzucha.

Wyliza艂 kalebas臋 ze smakiem. Kalebasa zosta艂a nape艂niona

i wr臋czona mi uroczy艣cie. Wszyscy na mnie patrzeli, w promiennym oczekiwaniu. Nie mia艂em wyj艣cia. Wychyli艂em do

dna i b膮kn膮艂em, 偶e smakowa艂o. Kalebasa wraca艂a kilkakro膰.

Dziwili si臋, 偶e nie jestem pijany. Dla cz艂owieka z Zachodu

upicie si臋 piwem z prosa jest rzeczywi艣cie niemo偶liwe - po

prostu nie jest si臋 w stanie przyj膮膰 odpowiedniej ilo艣ci. Dowayowie natomiast piwem robionym w browarach upijaj膮 si臋

w okamgnieniu. Nie jest rzadko艣ci膮, 偶e pij膮 jedn膮 butelk臋

przez trzy dni, twierdz膮c, 偶e ca艂y czas s膮 w stanie upojenia

alkoholowego.

Naczelnik, Zuuldibo, zawsze polowa艂 na takie okazje, nie

przepu艣ci艂 偶adnego piwnego przyj臋cia, chocia偶 wytrwale odmawia艂 podj臋cia pracy w polu w ramach rewan偶u. Najprostsz膮 metod膮 znalezienia przyj臋cia by艂o zatem wys艂anie Matthieu na poszukiwanie Zuuldiba. Poniewa偶 pies Zuuldiba lata艂 za mn膮, wyczekuj膮c mojej szczodro艣ci, tworzyli艣my do艣膰

dziwaczny poch贸d. Moje pierwsze bezb艂臋dne przem贸wienie do

Doway贸w brzmia艂o tak:

- Matthieu idzie za naczelnikiem. Ja id臋 za Matthieu. Pies

idzie za mn膮.

S艂owa te uznano za dowcip najwy偶szych lot贸w i cz臋sto je powtarzano.

Po zaj臋ciach w polu stara艂em si臋 dotrze膰 o zmroku na rozdro偶e, kt贸re mijali ludzie udaj膮cy si臋 ku r贸偶nym cz臋艣ciom

Kongle. Przyci膮gni臋to tam par臋 przewr贸conych drzew jako

miejsce do siedzenia, m臋偶czy藕ni zatrzymywali si臋, plotkowali

i t艂ukli moskity, p贸ki nie nadesz艂a pora jedzenia. Posi艂ek, sk艂adaj膮cy si臋 z owsianki albo b艂yskawicznego puree ziemniaczanego (bardzo drogie 艣wie偶e ziemniaki gni艂y w ci膮gu paru dni)

oraz zupy z puszki, ko艅czy艂 m贸j dzie艅. K艂ad艂em si臋, robi艂em

notatki, zapisywa艂em problemy do wyja艣nienia na nast臋pny

dzie艅 i czyta艂em, co mi wpad艂o w r臋ce.

Jedynym moim luksusem by艂a lampka gazowa, kt贸r膮 kupi艂em w Ngaoundere. Wprawdzie musia艂em przemierza膰 dwie艣cie trzydzie艣ci kilometr贸w, 偶eby wymieni膰 pojemnik gazu,

ale pojemnik starcza艂 na jakie艣 dwa miesi膮ce, mia艂em te偶 zapas. Mog艂em zatem pracowa膰 po zmroku - wielka sprawa,

wzi膮wszy pod uwag臋, 偶e noc zapada艂a przed si贸dm膮 przez

72 y 73

okr膮g艂y rok. Dowayowie cz臋sto mnie odwiedzali, 偶eby zobaczy膰 to cudo, i mia艂em sporo trudno艣ci z wyja艣nianiem im, 偶e

to nie elektryczno艣膰.

Tak wi臋c min臋艂o kilka pierwszych tygodni i zacz膮艂em powoli wdra偶a膰 si臋 w tryb tutejszego 偶ycia. Dowayowie tymczasem 艣ci膮gali z powrotem do wiosek, co ul偶y艂o nieco ci臋偶arowi mojej samotno艣ci. Nadal jednak dopada艂a mnie silna depresja, gdy osaczony przez deszcz, siedzia艂em w mojej

ma艂ej chatce. Nie wyzdrowia艂em jeszcze ca艂kowicie po

ataku malarii. Powodem tego by艂a po cz臋艣ci jednorodna

dieta, kt贸ra nierzadko sk艂ania艂a mnie do omijania posi艂k贸w

albo ograniczania ich na tyle, na ile si臋 da艂o przy za艂o偶eniu, 偶e jedzenie jest jednak podstawowym 藕r贸d艂em energii

偶yciowej.

Trzeba by艂o miesi臋cy, 偶ebym odczu艂 jakikolwiek post臋p

w nauce j臋zyka. Zanim to si臋 sta艂o, trwa艂em w przekonaniu, 偶e

wr贸c臋, nie nauczywszy si臋 niczego i niczego nie rozumiej膮c.

Najgorsze za艣 by艂o to, 偶e Dowayowie z rzadka, je艣li w og贸le,

zdawali si臋 robi膰 cokolwiek, wierzy膰 w cokolwiek, anga偶owa膰 si臋 w jak膮kolwiek aktywno艣膰 symboliczn膮. Oni jedynie egzystowali.

Moje l臋ki, 偶e nie zdo艂am prze艣ledzi膰 niczego poza marn膮

cz臋艣ci膮 czego艣, co wok贸艂 mnie m贸wiono, zacz臋艂y skrupia膰 si臋

na moim nieszcz臋snym asystencie. Wydawa艂o mi si臋, 偶e przekazuje mi wy艂膮cznie b艂臋dne formy gramatyczne. Zacz膮艂em

w膮tpi膰, czy rozumie cho膰by po艂ow臋 z tego, co do niego m贸wi臋, i czy on w og贸le zna dialekt Doway贸w z g贸r. Widzia艂em

czasami, jak wymienia艂 ukradkowe spojrzenia z innymi m臋偶czyznami, gdy m贸wiono o pewnych sprawach, i wietrzy艂em

w tym konspiracj臋.

Sytuacja asystenta bia艂ego badacza jest na pewno nie艂atwa.

Miejscowi oczekuj膮, 偶e b臋dzie trzyma艂 ich stron臋 w ka偶dym

konflikcie z jego chlebodawc膮. W spo艂ecze艅stwie afryka艅skim 偶ycie cz艂owieka, kt贸ry 艣ci膮ga na siebie gniew ziomk贸w,

mo偶e by膰 naprawd臋 bardzo niewygodne. Jednocze艣nie chlebodawca widzi w nim swego przedstawiciela wobec miejscowej

spo艂eczno艣ci i oczekuje informacji o jej zamierzeniach i kontaktach. Dla uganiaj膮cego si臋 za prawd膮 etnografa praca za

po艣rednictwem niepoj臋tych zobowi膮za艅 na po艂y niepi艣miennego ch艂opca jest zaj臋ciem frustruj膮cym. Sytuacj臋 pogarsza艂

jeszcze fakt, 偶e ka偶da ze stron mog艂a mie膰 zgo艂a odmienne

wyobra偶enie o tym, czego od niej oczekiwano. Opieraj膮c si臋

na do艣wiadczeniach z misjonarzami, wi臋kszo艣膰 Doway贸w

uwa偶a艂a, 偶e ka偶dy bia艂y jest fanatycznym chrze艣cijaninem.

Byli wi臋c niezmiernie zdziwieni, 偶e m贸j asystent chodzi艂 co niedziela na spotkania modlitewne, a ja nie. Musia艂em udawa膰, 偶e

niby to przypadkiem natykam si臋 na wracaj膮cych z owych

spotka艅 chrze艣cijan, i sp臋dza艂em z nimi troch臋 czasu, pokazuj膮c w ten spos贸b, 偶e moja nieobecno艣膰 na modlitwach nie

wynika艂a z poczucia wy偶szo艣ci.

Pocz膮tkowo martwi艂em si臋, 偶e nie potrafi臋 wyci膮gn膮膰 od

Doway贸w wi臋cej ni偶 dziesi臋ciu s艂贸w na krzy偶 za jednym zamachem. Kiedy prosi艂em, 偶eby mi co艣 opisali - uroczysto艣膰 czy

zwierz臋 - m贸wili jedno albo dwa zdania i milkli. Musia艂em

zadawa膰 nast臋pne pytania dla uzyskania dalszych informacji.

Niezbyt mnie to zadowala艂o, poniewa偶 kierowa艂em w贸wczas

ich odpowiedziami w wi臋kszym stopniu, ni偶 to nakazywa艂a

metodyka bada艅 terenowych. Pewnego dnia, po bez ma艂a

dw贸ch miesi膮cach bezowocnych usi艂owa艅, znalaz艂em pow贸d.

Dowayowie mieli po prostu ca艂kowicie odmienne regu艂y prowadzenia konwersacji. Podczas gdy na Zachodzie uczy si臋

nas, 偶e nie nale偶y przerywa膰, gdy m贸wi膮 inni, w Afryce zasada taka nie obowi膮zuje. Stoj膮c twarz膮 w twarz, trzeba post臋powa膰 tak, jak w przypadku rozmowy telefonicznej, kiedy

cz臋ste wtr膮cenia i reakcje s艂owne s膮 potrzebne dla zapewnienia drugiej strony, 偶e wci膮偶 jest si臋 na linii i po艣wi臋ca si臋 uwag臋 rozm贸wcy. S艂uchaj膮c czyjej艣 kwestii, Dowayo ponuro spogl膮da na pod艂og臋, ko艂ysze si臋 w prz贸d i w ty艂 i co pi臋膰 sekund

wymrukuje "tak", "rzeczywi艣cie", "w porz膮dku". Uchybienie

takiemu zwyczajowi powoduje, 偶e interlokutor natychmiast

milknie. Ledwie fakt ten dotar艂 do mojej 艣wiadomo艣ci, wywiady z tubylcami uleg艂y du偶ej zmianie.

G艂贸wny problem le偶a艂 wszak nie tyle w wierno艣ci czy uczciwo艣ci mojego asystenta, ile w jego wieku. Wiek okre艣la

w Afryce status cz艂owieka. Dowayowie okazuj膮 szacunek, nazywaj膮c drugiego "starym cz艂owiekiem". Dlatego nestorzy

Doway贸w, zwracaj膮c si臋 do mnie, nazywali mnie "starym

cz艂owiekiem" albo "dziadkiem". By艂o czystym skandalem,

74 ~ 75

偶e siedemnastoletnie dziecko uczestniczy艂o w rozmowie tak

m膮drych starc贸w jak my. Ja mog艂em go po prostu nie dostrzega膰, ale Doway贸w jego obecno艣膰 k艂u艂a w oczy. W p贸藕niejszym okresie starszyzna stanowczo go odprawia艂a, zanim prze- ,

szli艣my do najwa偶niejszych spraw, i wszelkie problemy j臋zykowe musia艂em konsultowa膰 z nim po fakcie. Na szcz臋艣cie

mia艂 jakie艣 niejasne powi膮zania z lud藕mi g艂贸wnego zaklinacza

deszczu i to wystarczy艂o, by usprawiedliwi膰 jego obecno艣膰

przy mnie w pocz膮tkowym okresie mojej pracy. W przeciwnym razie musia艂bym wr贸ci膰 - jak inni, kt贸rzy pracowali w艣r贸d

Doway贸w - 艣wi臋cie przekonany o niedorzecznym uporze tego

ludu.

"Kamerunie, kolebko naszych ojc贸w"

Jedynym wy艂omem w ustalonym porz膮dku zaj臋膰 by艂y moje pi膮tkowe spacery do miasta. Usprawiedliwia艂a je konieczno艣膰 odebrania poczty, przychodz膮cej z Garoua w艂a艣nie tego

dnia. Sprawa pachnia艂a jawnym fa艂szem, albowiem poczta

przychodzi艂a w pi膮tki jedynie w teorii. Naczelnik Poli, z plemienia Fulan贸w, mia艂 kontrakt na dostarczanie poczty swoj膮

ci臋偶ar贸wk膮, ale kiedy to robi艂 i czy w og贸le to robi艂, zale偶a艂o

wy艂膮cznie od jego kaprysu. Je艣li mia艂 ochot臋 sp臋dzi膰 par臋 dni

w mie艣cie, sp臋dza艂 par臋 dni w mie艣cie, a poczta przyje偶d偶a艂a

dopiero w nast臋pnym tygodniu. By艂o mu dalece oboj臋tne, 偶e

nauczyciele i inni urz臋dnicy nie dostan膮 zap艂aty, 偶e przetrzymuje lekarstwa dla szpitala, 偶e ca艂emu miasteczku mo偶e to

by膰 nie na r臋k臋.

Co wi臋cej, poczta dzia艂a艂a tak powoli, 偶e przez pierwsze

dwa miesi膮ce dostawa艂em jedynie listy z banku w Garoua, i to

ze skandalicznie niedok艂adnymi wyci膮gami z moich rachunk贸w. Wskutek jakich艣 czar贸w mia艂em nagle trzy konta: jedno

w Jaunde, jedno w Garoua i jeszcze jedno, nie wiadomo dlaczego, w mie艣cie, w kt贸rym nawet nigdy nie by艂em.

Istotn膮 cech膮 "odbierania poczty" by艂a roz艂膮ka z moim asystentem. W 偶yciu nie sp臋dzi艂em tyle czasu w nieprzerwanym

towarzystwie jednej i tej samej osoby i zaczyna艂em si臋 powoli

czu膰 jak kto艣 po艣lubiony wbrew w艂asnej woli najmniej odpowiedniemu partnerowi.

St膮d pi膮tkowe popo艂udnia rozpoczyna艂y si臋 od radosnego

filtrowania wody na drog臋, trwa艂em bowiem przy postanowieniu odbywania jej na piechot臋. Po pierwsze dlatego, 偶e

w Poli nie mo偶na by艂o dosta膰 paliwa, nale偶a艂o wi臋c gospodarowa膰 nim oszcz臋dnie, a po drugie dlatego, 偶e gdybym jecha艂,

musia艂bym zabra膰 ze sob膮 p贸艂 wsi. W porze deszczowej, kiedy wody szybko p艂yn臋艂y, zadowala艂em si臋 uzdatnianiem wody do picia, stosuj膮c samo filtrowanie. W porze suchej, gdy

wszystkie zbiorniki wodne stawa艂y si臋 cuchn膮cymi, stoj膮cymi

ka艂u偶ami, trzeba by艂o wod臋 gotowa膰 albo dodawa膰 do niej

chloru. Moja butelka na wod臋 okropnie bawi艂a Doway贸w, dziwili si臋, 偶e litr wystarcza mi na wi臋ksz膮 cz臋艣膰 dnia, i brali to

za osobliw膮 cech臋 bia艂ego cz艂owieka. Dowayowie mieli w艂asny system ograniczania sobie wody - m贸j by艂 jedynie logicznym rozwini臋ciem ich systemu. Kowale na przyk艂ad nie mogli

czerpa膰 wody razem z innymi Dowayami, ale j膮 od nich dostawali. Dowayowie z nizin nie mogli pi膰 wody Doway贸w z g贸r,

p贸ki nie zostali pocz臋stowani. Zaklinacze deszczu nie mogli

pi膰 deszcz贸wki. By艂a to cz臋艣膰 systemu regulowanej wymiany,

kt贸ra rz膮dzi przep艂ywem kobiet, 偶ywno艣ci i wody pomi臋dzy

tymi trzema grupami. Poniewa偶 nie wymienia艂em 偶ywno艣ci

ani kobiet z innymi grupami, nale偶a艂y mi si臋 jakie艣 w艂asne

ograniczenia tycz膮ce wody. Dowayom nie wolno by艂o tkn膮膰

mojej wody, p贸ki nie wsadzi艂em im jej dos艂ownie w r臋ce, gdy偶

wierzyli, 偶e picie mojej wody bez pozwolenia sko艅czy si臋 dla

nich chorob膮.

Dziewi臋ciokilometrowy spacer kamienist膮 drog膮 by艂, og贸lnie rzecz bior膮c, przyjemnym wytchnieniem od przepraw przez

b艂otniste pola. Po paru miesi膮cach na moich stopach i kostkach panoszy艂y si臋 najrozmaitsze grzyby, szyderczo ignoruj膮ce wszelakie medykamenty, kt贸re z sob膮 przywioz艂em. Podczas deszcz贸w spodnie starcza艂y na miesi膮c. Po tym czasie po

prostu gni艂y od do艂u. Szorty by艂y niew膮tpliwie dobrym rozwi膮zaniem, wprawia艂y jednak w pos臋pny nastr贸j mojego asystenta, bo ludzie ciesz膮cy si臋 powa偶aniem nie nosz膮 szort贸w;

co wi臋cej, kr贸tkie spodnie nie chroni膮 przed kolcami, ostrymi

trawami czy parz膮cymi trzcinami, kt贸rych pe艂no w buszu.

Znalaz艂szy si臋 w miasteczku, udawa艂em si臋 do baru, jak i inni niepoprawni oczekuj膮cy na poczt臋. Czasami piwo pomaga艂o nam przetrwa膰 owo siedzenie i nas艂uchiwanie odg艂os贸w

pocztowej ci臋偶ar贸wki. Czasami odwiedza艂em targ, tworzony

78

przez po偶a艂owania godn膮 grup臋 starych m臋偶czyzn i kobiet,

handluj膮cych 膮 to gar艣ci膮 pieprzu,, a to sznurkiem paciork贸w.

Nie wierzy艂em w ekonomiczn膮 op艂acalno艣膰 tego zaj臋cia, mogli

je uprawia膰 jedynie dla zabicia nudy. Na drugim ko艅cu miasteczka urz臋dowa艂 rze藕nik, u kt贸rego dwa razy w tygodniu

pojawia艂o si臋 mi臋so. Wi臋ksz膮 jego cz臋艣膰 zamawiali z wyprzedzeniem zamo偶ni mieszka艅cy. Pozostali mogli jedynie dosta膰

n贸偶ki i wn臋trzno艣ci, kt贸re dzielono siekier膮, a poniewa偶 nie

u偶ywano wagi, ilo艣膰 towaru otrzymywanego za t臋 sam膮 cen臋

znacznie si臋 r贸偶ni艂a. W pobli偶u kr臋cili si臋 rozmaici funkcjonariusze, w艂贸cz臋dzy wszelkiego autoramentu, 偶andarmi trzymaj膮cy si臋 za r臋ce i wsz臋dobylskie dzieci.

Dzi臋ki pi膮tkom zaznajomi艂em si臋 z kilkoma nauczycielami. Jedn膮 z postaci godnych uwagi by艂 Alphonse. Alphonse,

ogromny Po艂udniowiec, zosta艂 oddelegowany do szko艂y podstawowej do buszu w okolicach rzeki Faro. Jest to tak odleg艂a

cz臋艣膰 Kamerunu, 偶e w gruncie rzeczy nale偶y ju偶 do Nigerii.

Cz臋艣ciej ma si臋 tam do czynienia z nigeryjskimi pieni臋dzmi i towarami ni偶 z kameru艅skimi, kwitnie W najlepsze przemyt.

Tam w艂a艣nie mieszka艂 Alphonse W kompletnym odosobnieniu, pomi臋dzy ludem Tchamba. Znajomy, kt贸ry wybra艂 si臋 do

niego z wizyt膮, opowiada艂, 偶e chata by艂a male艅ka, a ca艂y dobytek nauczyciela sk艂ada艂 si臋 z pary kr贸tkich spodni i dw贸ch

sanda艂贸w o r贸偶nych kolorach. Nie by艂o tam piwa. Z pocz膮tkiem

pory suchej na horyzoncie od strony drogi prowadz膮cej

z Tchamby pojawia艂 si臋 niewielki ob艂ok kurzu. Ma艂a plamka

stawa艂a si臋 stopniowo coraz bardziej widoczna - to szed艂 Alphonse. Potykaj膮c si臋, ci膮gn膮艂 w stron臋 Poli i wo3a艂: "Piwa!

Piwa!". Sadowi艂 si臋 w barze i przepija艂 wszystkie pensje, kt贸re si臋 usk艂ada艂y od ostatniego razu. Silnym argumentem przemawiaj膮cym za istnieniem b贸stw dobroczynnych jest to, 偶e

Alphonse nie zjawia艂 si臋 nigdy podczas d艂ugich przerw w dostawach piwa.

Mniej wi臋cej o czwartej po po艂udniu Alphonse nabiera艂 ochoty na ta艅ce. By艂 m臋偶czyzn膮 postawnym i bardzo uprzejmym,

gdy mu si臋 nie sprzeciwiano, lecz nieopanowanym w gnie- ,,

wie. Wysy艂ano barmana, wagaruj膮cego nieustannie ucznia

jednego z miejscowych nauczycieli, by przyni贸s艂 radio, i ledwie rozbrzmia艂a muzyka, Alphonse, niczym wielce osobliwy

79

tw贸r natury, d藕wiga艂 si臋 z miejsca. Niepomny bo偶ego 艣wiata,

szura艂 nogami i poci膮gaj膮c z butelki, j臋cza艂 z cicha, ko艂ysa艂

biodrami, wirowa艂 kroczem, zwiesiwszy g艂ow臋. Trwa艂o to ca艂ymi godzinami, p贸ki nie osi膮gn膮艂 bardziej zaawansowanego

etapu, kiedy to musieli ruszy膰 w tany tak偶e wszyscy inni, 偶eby

go nie urazi膰. By艂o zatem do艣膰 istotne, czy poczta zd膮偶y przyby膰, zanim Alphonse odczuje potrzeb臋 ta艅ca grupowego. Alphonse nie 偶ywi艂 szacunku dla 偶adnych osobisto艣ci, bar pe艂en by艂 wi臋c czasem nerwowo podryguj膮cych inspektor贸w podatkowych i 偶andarm贸w - wszyscy ta艅czyli pod w艂adczym

zarz膮dem Alphonse'a, kt贸ry wzdycha艂 i u艣miecha艂 si臋 rado艣nie w swoim k膮cie.

Najwi臋kszym sprzymierze艅cem Alphonse'a w rozp臋tywaniu

tego piek艂a by艂 inny Po艂udniowiec, Augustin. Augustin zrezygnowa艂 z 偶ycia rewidenta ksi臋gowego w stolicy i zosta艂 nauczycielem francuskiego. By艂 jeszcze jednym niepoprawnym

indywidualist膮 w kraju, gdzie najwy偶sz膮 wag臋 przyk艂adano

do nadskakuj膮cego konformizmu. Nie zna艂em tam nikogo innego, kto by tak jak on odm贸wi艂 zakupu legitymacji jedynej

partii politycznej. Mi臋dzy nim a lokalnym sous-prefetem kwit艂o uczucie nienawi艣ci, obaj byli bowiem znani ze s艂abo艣ci do

cudzych 偶on. Prorokowano skrycie w艣r贸d miejscowych funkcjonariuszy, 偶e pewnego dnia Augustin po prostu "zniknie"

albo z powod贸w politycznych, albo z powodu aktywnej dzia艂alno艣ci pomi臋dzy 偶onami miejskich Pulan贸w. B臋d膮c pod

wp艂ywem alkoholu, je藕dzi艂 dooko艂a miasteczka na wielkim

rycz膮cym motocyklu ku przera偶eniu starych i m艂odych, nierzadko te偶 z niego spada艂, nie odnosz膮c wszak nigdy dotkliwszych

obra偶e艅 poza powierzchownymi zadrapaniami. Augustina otacza艂a aura zbli偶aj膮cej si臋 katastrofy; dok膮dkolwiek si臋 uda艂,

sprowadza艂 k艂opoty. Pewnego razu odwiedziwszy mnie w mojej wiosce, dopu艣ci艂 si臋 jawnego cudzo艂贸stwa z miejscow膮

m臋偶atk膮. Dowayowie oczekuj膮 od kobiet zam臋偶nych folgowania zdradzie, a uwodzenie cudzych 偶on traktuj膮 jak zabawny sport. Augustin jednak偶e sp贸艂kowa艂 z ni膮 w chacie m臋偶a,

co jest powa偶nym afrontem. M膮偶 wkr贸tce si臋 o tym dowiedzia艂 i kierowany logik膮 odpowiedzialno艣ci grupowej, uzna艂,

偶e po rekompensat臋 powinien zwr贸ci膰 si臋 do mnie. Przedyskutowa艂em spraw臋 z naczelnikiem i innymi "oficjalnymi doradcami" i grzecznie odm贸wi艂em. M膮偶 pojawi艂 si臋 przed moj膮 chat膮 ze swymi bra膰mi. Ju偶 on z艂apie Augustina, kiedy ten

przyjedzie do mnie z wizyt膮 nast臋pnym razem! A co gorsza,

obije jego motocykl kijami. Wyda艂o mi si臋 w tej sytuacji zasadne ostrzec Augustina, by nie pokazywa艂 si臋 w wiosce przez

jaki艣 czas. 呕eby by膰 w zgodzie ze sw膮 natur膮, Augustin przyjecha艂 nast臋pnego dnia, a nawet zaparkowa艂 motocykl przed

chat膮 skrzywdzonego m臋偶a. Powa偶nie obawia艂em si臋 czyn贸w

gwa艂townych lub nara偶enia na szwank moich stosunk贸w z Dowayami.

I rzeczywi艣cie, m膮偶 przyby艂 w towarzystwie swoich braci.

Augustin postawi艂 przywiezione z miasta piwo. Pili艣my wszyscy w milczeniu. Pojawi艂o si臋 jeszcze par臋 piw i natychmiast,

wiedziony swym nadzwyczajnym pijackim w臋chem, ukaza艂

si臋 Zuuldibo. M贸j asystent kr膮偶y艂 niespokojnie w pewnym oddaleniu. Rozda艂em tyto艅. Nagle m膮偶, pogr膮偶ony w pe艂nej napi臋cia ciszy, kt贸r膮 Anglicy kojarz膮 zwykle z nietrze藕wym

mieszka艅cem Glasgow, zacz膮艂 艣piewa膰 cienko pozbawion膮

melodii piosenk臋. Pozostali m臋偶czy藕ni do艂膮czyli si臋 ochoczo.

M膮偶 wsta艂 i poszed艂 sobie. Rol膮 antropologa jest by膰 upartym

nudziarzem, kt贸ry wypytuje o sens dowcipu, zacz膮艂em wi臋c i ja

wypytywa膰 o to, czego by艂em 艣wiadkiem. S艂owa piosenki

brzmia艂y: "Och, kto by kopulowa艂 z tak膮 kwa艣n膮 rur膮?". 艢piewano j膮, by wy艣mia膰 kobiety. Udobruchany piwem ma艂偶onek

doszed艂 chyba do wniosku, 偶e m臋ska solidarno艣膰 wa偶niejsza

jest od 偶oninej wierno艣ci. Nigdy wi臋cej nie wspominano o sprawie. Za艣 Zuuldibo i Augustin zostali najserdeczniejszymi przyjaci贸艂mi i uczestniczyli razem w niejednej hulance.

Alphonse i Augustin cz臋sto czekali razem w barze na wyp艂at臋 z owym bezsensownym niepokojem spodziewaj膮cych si臋

rych艂ych narodzin potomka tatusi贸w. Zawsze dyskutowano

na temat obliczania podatku od dochod贸w. Dowiedzia艂em si臋,

偶e kameru艅ski nauczyciel ze szko艂y w Poli dostawa艂 takie

samo wynagrodzenie, jak ja w Londynie. Dostawa艂 tak偶e darmowe bilety lotnicze na linie krajowe, kt贸re zazwyczaj sprzedawa艂 na czarnym rynku, p贸ki jacy艣 funkcjonariusze nie wy艂udzili ich podst臋pem. W gruncie rzeczy po艂o偶enie 艂apy na

w艂asnej poczcie sm臋tnie przywodzi艂o na pami臋膰 znan膮 sk膮din膮d biurokratyczn膮 przepychank臋. Nale偶a艂o sta膰 w kolejce

4 - Niewinny antropolog

niesko艅czenie d艂ugo, podczas gdy wszelakiego rodzaju szczeg贸艂y odnotowywane by艂y skrupulatnie w szkolnym zeszycie.

Linie kre艣lono starannie i precyzyjnie przyk艂adano stemple.

Dokumenty to偶samo艣ci sprawdzano nader szczeg贸艂owo.

Sprawny urz臋dnik potrafi艂 wydawa膰 jeden list a偶 dziesi臋膰

minut.

Potem by艂y poprawiny. Ci, co nie dostali poczty, udawali

si臋 do baru, by si臋 smuci膰. Ci, co dostali poczt臋, te偶 tam trafiali, by si臋 cieszy膰. Poniewa偶 ju偶 przed si贸dm膮 zapada艂 zmrok,

niezmiennie dociera艂em do Kongle po ciemku. W Anglii zapominamy, jak czarne mog膮 by膰 noce, bo rzadko znajdujemy

si臋 z dala od jakiegokolwiek o艣wietlenia; w kraju Doway贸w panowa艂y kompletne ciemno艣ci i noszenie przy sobie latarki by艂o absolutn膮 konieczno艣ci膮. Dowayowie wzbraniali si臋 przed

wychodzeniem poza granice wsi noc膮; ciemno艣膰 ich przera偶a艂a. Ludzie t艂oczyli si臋 w dymnym 艣wietle ognisk, p贸ki nie sta艂o si臋 znowu jasno. Poza terenem wsi czyhaj膮 dzikie bestie,

czary, olbrzym Pieprzowa G艂owa, kt贸ry ok艂ada podr贸偶nych

razami i wprawia ich w os艂upienie.

Dowayowie szczerze si臋 wi臋c dziwili, 偶e w臋druj臋 przez busz

po ciemku, i uznawali to za ryzykanck膮 艣mia艂o艣膰. To za艣, 偶e

w臋druj臋 samotnie, traktowano jako szale艅stwo. Ja tymczasem

nigdy nie czu艂em si臋 bardziej bezpieczny ni偶 w opustosza艂ym

buszu po zmroku. Powietrze och艂adza艂o si臋 do temperatury

letniej angielskiej nocy, deszcz s艂ab艂 i tylko b艂yskawice przelatywa艂y bezg艂o艣nie ponad szczytami. Odkrywa艂em nowe

ol艣niewaj膮ce gwiazdozbiory. Nieco p贸藕niej wschodzi艂 ksi臋偶yc i cz臋sto robi艂o si臋 jasno jak za dnia. W okolicy nie by艂o

gro藕nych, du偶ych drapie偶nik贸w; najwi臋ksze ryzyko wi膮za艂o si臋

z nadepni臋ciem w臋偶a. Panowa艂a cisza i spok贸j, odrywa艂em

si臋 od zgie艂ku wioski, doznawa艂em b艂ogos艂awionego odpoczynku od pr贸b zrozumienia Doway贸w, od tego, 偶e na mnie patrzyli i pokazywali mnie palcami, 偶e na mnie krzyczeli i mnie

wypytywali. Jak za dotkni臋ciem czarodziejskiej r贸偶d偶ki odzyskiwa艂em poczucie prywatno艣ci, kt贸rego brak jest najwi臋kszym nieszcz臋艣ciem 偶ycia w Afryce. Z moich nocnych w臋dr贸wek wraca艂em bardzo pokrzepiony.

Rzadko spotyka艂em innych ludzi - zwykle p臋dzili ca艂膮 grup膮 na z艂amanie karku, by uj艣膰 okropie艅stwom nocy. Byli to

go艣cie, kt贸rzy nieopatrznie zasiedzieli si臋 w g贸rskich wioskach, m臋偶czy藕ni wracaj膮cy z jakich艣 uroczysto艣ci. Na m贸j

widok niekt贸rzy po prostu brali nogi za pas. Nast臋pnego dnia

by艂o sporo uciechy, gdy opowiadali historyjk臋 o spotkaniu

z Pieprzow膮 G艂ow膮 i o tym, jak umkn臋li jego szponom. Wszyscy przezornie unikali wniosku, 偶e o wiele cz臋stsze spotkania

z Pieprzow膮 G艂ow膮 by艂y w du偶ej mierze skutkiem moich wyczyn贸w. Uwa偶ano, 偶e strach przed olbrzymem stanowi skuteczne zabezpieczenie przed "wa艂臋saniem si臋" po okolicy kobiet.

"Wa艂臋sanie si臋" sugerowa艂o cudzo艂o偶ne zwi膮zki. M臋偶czy藕ni

zostawiali nawet na rozstajach maskotki z zi贸艂, kt贸re mia艂y

zamienia膰 si臋 w Pieprzow膮 G艂ow臋. Straszenia kobiet nie uwa偶ano za co艣 z艂ego.

Sk艂adaj膮c stopniowo w jedn膮 ca艂o艣膰 relacje zaklinaczy deszczu, zwyk艂ych Doway贸w i kowali, stworzy艂em obraz relacji pomi臋dzy m臋偶czyzn膮 i kobiet膮. Je艣li idzie o szczeg贸艂y fizyczne, polega艂em na tym, co za moj膮 namow膮 ujawnili mi bliscy

znajomi, m贸j asystent i m臋偶czy藕ni z wioski w naszym k膮pielisku. Wiadomo艣ci te szczodrze uzupe艂nia艂 swoim dorobkiem

na polu kontakt贸w z kobietami poga艅skimi Augustin. Podsun膮艂em mu kiedy艣 jeden czy dwa tematy i okaza艂 si臋 bogatym

藕r贸d艂em informacji o seksualnych obyczajach tubylc贸w. Potwierdzi艂 dziwaczn膮 mieszanin臋 lubie偶no艣ci i przesadnej skromno艣ci, kt贸r膮 prezentowali Dowayowie.

Dowayowie s膮 aktywni seksualnie ju偶 w stosunkowo m艂odym wieku. Poniewa偶 nie wiedz膮, ile maj膮 lat, mo偶na jedynie oszacowa膰 w przybli偶eniu, 偶e zaczynaj膮 odkrywa膰 seks

oko艂o 贸smego roku 偶ycia. Do aktywno艣ci p艂ciowej nikt nikogo nie zniech臋ca. Ch艂opcu pozwala si臋 sp臋dzi膰 noc z wybran膮 dziewczynk膮 w jej chacie, oczekuje si臋 jednak, 偶e matka

b臋dzie mia艂a na nich oko, a lubie偶ne stosunki nie s膮 pochwalane. Zasadnicza zmiana na gorsze zachodzi w okresie dojrzewania. Nie pi臋tnuje si臋 ci膮偶y przed zawarciem zwi膮zku

ma艂偶e艅skiego, a raczej uznaje si臋 j膮 za mile widziany dow贸d

p艂odno艣ci dziewczyny. Natomiast kontakt z dziewczyn膮 podczas menstruacji zagra偶a m臋偶czy藕nie imbecylizmem.

Nast臋pna komplikacja dotyczy obrzezania. Mo偶na go dokona膰 w ka偶dej chwili pomi臋dzy dziesi膮tym a dwudziestym rokiem 偶ycia. Wszyscy ch艂opcy z wioski poddawani s膮 zabiegowi

82 83

w tym samym czasie. M臋偶czyzna mo偶e o偶eni膰 si臋 przed

obrzezaniem i nawet mie膰 dzieci - zdarza si臋, 偶e ojciec poddany jest obrzezaniu razem z synem, cho膰 s膮 to przypadki

rzadkie. Nie obrzezani m臋偶czy藕ni nosz膮 w sobie skaz臋 kobieco艣ci. Zarzuca si臋 im, 偶e wydzielaj膮 kobiece zapachy z powodu mastki gromadz膮cej si臋 pod napletkiem. Nie mog膮 uczestniczy膰 we wszystkich m臋skich spotkaniach, grzebani s膮 tam,

gdzie kobiety. A co najgorsze, nie wolno im przysi臋ga膰 na

sw贸j n贸偶. Najpowa偶niejsza przysi臋ga w kraju Doway贸w brzmi:

"Dang mi gere", "Na m贸j n贸偶". Ma to naturalnie odniesienie

do no偶a, kt贸rym dokonuje si臋 obrzezania - pot臋偶nego narz臋dzia, maj膮cego moc u艣miercania wied藕m i kt贸rym z pewno艣ci膮

mo偶na zabi膰 kobiet臋. Je艣li m臋偶czyzna u偶yje tych s艂贸w wobec

kobiety, oznacza to, 偶e jest bardzo rozgniewany, a ona ryzykuje baty. Niemi艂osiernie szydzi si臋 z nie obrzezanych, kt贸rzy u偶ywaj膮 tego sformu艂owania, a je艣li go nadu偶ywaj膮, bije

si臋 ich. Uwa偶ano za zabawne, ilekro膰 ja si臋 nim pos艂u偶y艂em.

Obrzezanie u Doway贸w przybiera bardzo radykaln膮 form臋,

penis pozbawiany jest sk贸ry na ca艂ej swojej d艂ugo艣ci. W dzisiejszych czasach niekt贸rzy ch艂opcy poddawani s膮 temu zabiegowi w szpitalach, co konserwatywni Dowayowie uwa偶aj膮 za skandal, poniewa偶 usuwa si臋 ch艂opcom nie do艣膰 du偶o

sk贸ry, nie s膮 te偶 oni ca艂kowicie izolowani od kobiet przez

dziewi臋膰 nast臋pnych miesi臋cy. Obrzezanie przeistacza niedoskona艂y tw贸r naturalnych narodzin - poprzez 艣mier膰 i ponowne narodziny - w pe艂nowarto艣ciowego osobnika p艂ci m臋skiej.

Oznajmiono mi, za op艂at膮 sze艣ciu butelek piwa wr臋czonych

specjali艣cie od obrzezania, 偶e zosta艂em "honorowym" obrzeza艅cem. Uzna艂em, 偶e jak na takie zwolnienie, cena nie by艂a

wyg贸rowana.

Kobiety nie powinny nic wiedzie膰 o obrzezaniu. M贸wi si臋

im, 偶e zabieg polega na zatkaniu odbytu kawa艂kiem bydl臋cej

sk贸ry. Poci膮ga to za sob膮 konieczno艣膰 stosowania rozmaitych

unik贸w. W okresie suszy, kiedy cala ro艣linno艣膰 wysycha w piek膮cym s艂o艅cu i trudno o jak膮kolwiek naturaln膮 os艂on臋, kraj

Doway贸w pe艂en jest m臋偶czyzn kr膮偶膮cych i rozgl膮daj膮cych si臋

doko艂a, powstrzymuj膮cych si臋 desperacko a偶 do chwili, gdy

okolica jest na tyle pusta, by kucn膮膰 za ska艂膮 i sobie ul偶y膰.

Tymczasem kobiety 艣wietnie si臋 orientuj膮, o co chodzi, cho膰

publicznie nie wolno im si臋 do tego przyzna膰. Fakt, 偶e kobiety zdradza艂y si臋 z ow膮 wiedz膮 przede mn膮, uzna艂em za dow贸d na m贸j niezwyk艂y status istoty pozbawionej wszelkiej

p艂ciowo艣ci. Min臋艂o jednak wiele czasu, nim zadano sobie trud

powiedzenia mi czegokolwiek o tych sprawach. Wcze艣niej

podejrzewa艂em jedynie, 偶e kobietom wiadomo to i owo 0 obrzezaniu, lecz podj臋cie z nimi tego tematu wywo艂a艂oby szok.

Wiele jest "m臋skich sekret贸w", o kt贸rych nie wolno wspomina膰 przy kobietach - r贸偶ne uroczysto艣ci, pie艣ni, przedmioty. W praktyce okazuje si臋 zwykle, 偶e do kobiet dociera sporo z tego, co si臋 dzieje, cz臋sto jednak nie ogarniaj膮 ca艂o艣ci

obrazu. Wiedzia艂y, 偶e obrzezanie wi膮偶e si臋 z penisem, nie

wiedzia艂y natomiast, 偶e rytua艂, przez kt贸ry przechodz膮 ch艂opcy podczas tego zabiegu, jest w istocie identyczny z rytua艂em

dla wd贸w podczas uroczysto艣ci odprawianych w kilka lat po

艣mierci bogatych m臋偶czyzn. A zatem prawdopodobnie nie

u艣wiadamia艂y sobie, 偶e 艣wi臋to czaszek tak偶e wzorowane jest

na rytuale ch艂opi臋cego obrzezania. Jak odkry艂em nieco p贸藕niej, wiedza na temat ca艂o艣ci modelu kulturowego dost臋pna

by艂a jedynie m臋偶czyznom.

Znamienne i zadziwiaj膮ce jest to, 偶e kobiet prawie w og贸le

nie ma w zapiskach antropolog贸w. Uwa偶a si臋 je za niedost臋pne i ma艂o wiarygodne 藕r贸d艂a informacji. Tymczasem w moim

przypadku kobiety okaza艂y si臋 nadzwyczaj pomocne - cho膰

pocz膮tek by艂 niefortunny.

Przyczyna problemu wi膮za艂a si臋, jak zwykle, z j臋zykiem.

Chcia艂em porozmawia膰 z pewn膮 star膮 kobiet膮 o zmianach zachodz膮cych w sposobie bycia Doway贸w na przestrzeni lat

i uzna艂em za stosowne poprosi膰 najpierw jej m臋偶a o pozwolenie.

- O czym chcesz z ni膮 rozmawia膰? - spyta艂.

- Chcia艂bym dowiedzie膰 si臋 czego艣 o ma艂偶e艅stwie - odrzek艂em. - Pom贸wi膰 o obyczajach, o zdradzie, o...

M膮偶 i m贸j asystent j臋kn臋li z przera偶enia i niedowierzania.

B艂yskawicznie przebieg艂em my艣l膮 intonacj臋 s艂贸w, kt贸re wypowiedzia艂em, lecz nie znalaz艂em 偶adnego b艂臋du. Matthieu wzi膮艂

mnie na stron臋. Wszystkiemu winien by艂 idiom. Dowayowie

nie podtrzymuj膮 obyczaj贸w, tylko je "m贸wi膮". Podobnie nie

pope艂niaj膮 zdrady, tylko j膮 "m贸wi膮". A zatem wyrazi艂em prag84 85

nieme dope艂nienia rytua艂u z 偶on膮 owego m臋偶czyzny oraz pope艂nienia z ni膮 zdrady.

Gdy nieporozumienie zosta艂o wyja艣nione, znalaz艂em w owej

kobiecie wspania艂膮 informatork臋. Poniewa偶 m臋偶czy藕ni mieli

si臋 za stra偶nik贸w niezg艂臋bionych tajemnic wszech艣wiata, musia艂em dok艂ada膰 wielu stara艅, by zechcieli przypu艣ci膰 mnie

do tych sekret贸w. Kobiety natomiast uwa偶a艂y, 偶e wiedza, kt贸ra przypad艂a im w udziale, nie jest a偶 tak istotna, by nie mo偶na by艂o jej przekaza膰 obcemu. Cz臋sto odkrywa艂y przede mn膮

nowe, godne docieka艅 dziedziny, napomykaj膮c o jakich艣 wierzeniach lub ceremoniach, o kt贸rych nigdy przedtem nie s艂ysza艂em, a o kt贸rych m臋偶czy藕ni m贸wiliby niech臋tnie.

呕ycie kobiet i m臋偶czyzn toczy si臋 w zasadzie osobnymi torami. M臋偶czyzna mo偶e mie膰 wiele 偶on, lecz sp臋dza czas g艂贸wnie z przyjaci贸艂mi, jego 偶ona za艣 z pozosta艂ymi 偶onami i s膮siadkami. Wzorzec ten niewiele odbiega od wzorca z p贸艂nocnej

Anglii. Kobieta przygotowuje po偶ywienie dla m臋偶a i dzieci,

m臋偶czyzna nie spo偶ywa jednak posi艂ku razem z ni膮, lecz co najwy偶ej ze starszym synem. Ma艂偶onkowie osobno uprawiaj膮 te偶

ziemi臋. Ona hoduje swoje ro艣liny i on swoje, cho膰 m臋偶czyzna pomaga kobiecie w trudniejszych pracach cyklu wegetacyjnego. W celu intymnego zbli偶enia spotykaj膮 si臋 w jego

chacie zgodnie z harmonogramem uzgodnionym zawczasu

przez wszystkie 偶ony. Za偶y艂o艣ci czy uczu膰 wedle standard贸w

zachodnich jest w tych zwi膮zkach niewiele. Dowayowie opowiadali mi ze zdziwieniem o 偶onie ameryka艅skiego misjonarza, kt贸ra zwyk艂a wybiega膰 z domu na powitanie wracaj膮cego z podr贸偶y m臋偶a. Natrz膮sali si臋 nie bez zdumienia z faktu,

偶e o podwiezienie musz膮 prosi膰 nie misjonarza, lecz jego 偶on臋,

i 偶e misjonarz zdaje si臋 w og贸le jej nie bi膰.

Nie nale偶y z tego wnioskowa膰, 偶e 偶ony Doway贸w to zastraszone nieszcz臋艣nice. Kobiety nie pozwalaj膮 sobie w kasz臋

dmucha膰 i z samozaparciem walcz膮 o swoje. W ramach sankcji ostatecznej po prostu odchodz膮, wracaj膮c do rodzinnej wsi.

M膮偶 wie, 偶e w takiej sytuacji bardzo trudno b臋dzie mu odzyska膰 byd艂o, kt贸rym zap艂aci艂 za 偶on臋. A zatem grozi mu utrata i byd艂a, i kobiety. Oto dlaczego odwleka przekazanie obiecanego byd艂a tak d艂ugo, jak to tylko mo偶liwe. 呕ony nierzadko opuszczaj膮 m臋偶贸w i system przekazywania byd艂a w kraju

Doway贸w jest r贸wnie podatny na op贸藕nienia, jak system najefektywniej pracuj膮cego kameru艅skiego banku. Cz臋sto艣膰 rozpadania si臋 zwi膮zk贸w ma艂偶e艅skich i zaniechanie przez wielu

m臋偶贸w sp艂acania nale偶no艣ci mo偶e doprowadzi膰 do rozpaczy

etnografa, kt贸ry stwierdza, 偶e ta sama kobieta pojawia si臋 dwa

albo i trzy razy w jego obrachunkach. Albowiem kobieta mo偶e zostawi膰 jednego m臋偶czyzn臋 dla drugiego m臋偶czyzny i ka偶dy z nich b臋dzie spokojnie informowa艂 antropologa, 偶e jest

ona jego 偶on膮. Pierwszy m膮偶 ch臋tnie opowie, ile go kosztowa艂a, lecz pominie fakt, 偶e zap艂ata nigdy nie zosta艂a dostarczona.

Drugi wymieni cen臋, kt贸r膮 musia艂 ui艣ci膰, lecz zapomni doda膰, 偶e p艂aci艂 pierwszemu m臋偶owi, a nie rodzicom kobiety.

Pierwszy m膮偶 tymczasem wykorzysta艂 byd艂o do sp艂acenia jeszcze bardziej zaleg艂ych d艂ug贸w za inne kobiety. Rodzice zb艂膮kanej 偶ony nachodz膮 drugiego m臋偶a i domagaj膮c si臋 byd艂a,

kt贸rego pierwszy nie zd膮偶y艂 dostarczy膰, strasz膮, 偶e kobiet臋

odbior膮. Ten, by si臋 broni膰, wspomina nie uregulowane d艂ugi sprzed trzech pokole艅, kiedy to nie zap艂acono za jego kuzynk臋. Beznadziejnie zawik艂ane dochodzenie trwa.

Dowayowie nigdy nie oceniaj膮 przysz艂ej 偶ony pod k膮tem

urody - odwo艂uj膮 si臋 raczej do jej uleg艂o艣ci i 艂agodnego usposobienia. Kobiecie nie wolno ogl膮da膰 obrzezanego pr膮cia, bo

mog艂aby zachorowa膰. M臋偶czyzna nie powinien ogl膮da膰 sromu, pod gro藕b膮 utraty ch臋ci na wsp贸艂偶ycie. St膮d akt seksualny przebiega w skryto艣ci i w ca艂kowitych ciemno艣ciach, 偶adna ze stron nie jest te偶 naga. Kobieta nie zdejmuje p臋k贸w li艣ci noszonych z przodu i z ty艂u. W dawniejszych czasach

m臋偶czy藕ni odpinali przepask臋 na biodra, bo tylko wtedy mogli

usun膮膰 zrobion膮 z tykwy os艂onk臋 na pr膮cie, noszon膮 po obrzezaniu. Dzi艣 modne s膮 kr贸tkie spodenki i jedynie starsi m臋偶czy藕ni lub ci, kt贸rzy uczestnicz膮 w rytualnych uroczysto艣ciach,

nosz膮 takie os艂onki. W ramach 偶art贸w kobiety wydaj膮 policzkami kl膮skaj膮cy d藕wi臋k, na艣laduj膮c odg艂os wyci膮gania m臋sko艣ci z tykwy; d藕wi臋k ten s艂u偶y tak偶e za delikatne okre艣lenie

samego stosunku seksualnego. Kobiety zawsze oczekuj膮 wynagrodzenia za us艂ugi seksualne. Tak偶e w ma艂偶e艅stwie. Fakt

ten prowadzi do nie偶yczliwych por贸wna艅 ich koncepcji ma艂偶e艅stwa z prostytucj膮, czynionych przez misyjnych kaznodziej贸w, a przecie偶 prowadzenie rachunk贸w zawsze ma sens,

86 87

nawet pomi臋dzy m臋偶em i 偶on膮. Ca艂a ta wiedza zbudowana

zosta艂a z wielu drobnych informacji; zupe艂nie inaczej wygl膮da艂y badania prowadzone podczas uroczysto艣ci, kt贸re nie mia艂y nic wsp贸lnego z codziennym 偶yciem.

Szcz臋艣liwym zbiegiem okoliczno艣ci przyby艂em do kraju Doway贸w w roku poprzedzonym przez bardzo udane zbiory prosa (rok Doway贸w trwa od jednych zbior贸w prosa w pocz膮tkach

listopada do nast臋pnych). Obfito艣膰 plon贸w zach臋ci艂a wielu

bogaczy do zorganizowania 艣wi臋ta czaszek dla swoich zmar艂ych. '

Cia艂a zmar艂ych owija si臋 w grzebalny materia艂 z miejscowej bawe艂ny i w sk贸ry byd艂a ubitego specjalnie na t臋 okazj臋.

Zmarli chowani s膮 w pozycji kucznej. Po oko艂o dw贸ch tygodniach g艂owa wydobywana jest przez miejsce, kt贸re umy艣lnie owini臋to najcieniej. Sprawdza si臋, czy w g艂owie nie tkwi膮

z艂e moce, a nast臋pnie umieszcza si臋 j膮 w garnku na drzewie.

W dalszym etapie z czaszkami m臋偶czyzn i kobiet (albo nieobrzeza艅c贸w) post臋puje si臋 odmiennie. Czaszki m臋偶czyzn pozostawiane s膮 w buszu za chat膮, w kt贸rej znajd膮 miejsce ostatniego spoczynku. Czaszki kobiet umieszczane s膮 za chat膮

w wiosce, gdzie kobieta si臋 urodzi艂a - po 艣lubie kobieta przenosi si臋 do wioski m臋偶a, po 艣mierci wraca tam, sk膮d pochodzi艂a.

Po kilku latach duchy umar艂ych mog膮 zacz膮膰 niepokoi膰

swych 偶ywych krewniak贸w, odwiedzaj膮c ich w snach, powoduj膮c choroby albo nie racz膮c wst膮pi膰 w trzewia kobiet i wcieli膰 si臋 w nowo narodzone dzieci. Oznacza to, 偶e najwy偶szy

czas zorganizowa膰 艣wi臋to czaszek. Zazwyczaj kto艣 zamo偶ny

zwraca si臋 o poparcie do swoich krewnych, zaprasza ich i cz臋stuje piwem. Je艣li dwa przyj臋cia piwne min膮 bez k艂贸tni, spraw臋 uznaje si臋 za za艂atwion膮. Pod wp艂ywem alkoholu Dowayowie s膮 skorzy do zwady, jest wi臋c rzecz膮 niezwyk艂膮, by

podczas zakrapianych spotka艅 oby艂o si臋 bez sporu - wymaga

to szczerego wysi艂ku ze strony wszystkich uczestnik贸w. Fakt,

偶e 偶adne z przyj臋膰 nie zosta艂a zak艂贸cone, oznacza istnienie

wsp贸lnego celu o wyj膮tkowym znaczeniu.

Dowiedzia艂em si臋 od Zuuldiba, 偶e 艣wi臋to takie ma si臋 odby膰

w wiosce odleg艂ej o jakie艣 dwadzie艣cia pi臋膰 kilometr贸w, i urz膮dzi艂em zwiadowcz膮 wypraw臋, by ustali膰, czy to prawda.

Umiejscowienie wydarze艅 w czasie jest po prostu koszmarem dla ka偶dego, kto chce planowa膰 przysz艂o艣膰 odleglejsz膮

ni偶 najbli偶sze dziesi臋膰 minut. Czas mierzony jest w miesi膮cach, tygodniach i dniach. Starsi Dowayowie maj膮 mgliste

wyobra偶enie, co to jest tydzie艅; wydaje si臋, 偶e na poj臋cie to nale偶y patrze膰 jak na zapo偶yczenie kulturowe, takie jak nazwy

miesi臋cy. Starzy ludzie odliczaj膮 dni od chwili obecnej. Aby

okre艣li膰 jaki艣 punkt w przesz艂o艣ci lub przysz艂o艣ci, pos艂uguj膮

si臋 skomplikowanymi sformu艂owaniami typu: "dzie艅 przed

dniem przed przedwczoraj". Stosuj膮c taki system, nie spos贸b

dok艂adnie okre艣li膰 dnia, w kt贸rym co艣 si臋 powinno wydarzy膰.

W dodatku Dowayowie maj膮 du偶e poczucie niezale偶no艣ci

i oburzaj膮 si臋 na ka偶dego, kto pr贸buje zorganizowa膰 im 偶ycie. Robi膮 wszystko we w艂a艣ciwym dla siebie momencie. Przyznam, 偶e troch臋 trwa艂o, zanim do tego przywyk艂em. Nie znosz臋 bowiem marnowania czasu, gniewa mnie jego trwonienie,

oczekuj臋 te偶, 偶e zainwestowany czas jako艣 mi si臋 zwr贸ci. Tymczasem zdoby艂em chyba rekord 艣wiata w uzyskiwaniu odpowiedzi: "To nie jest dobra pora", ilekro膰 usi艂owa艂em nak艂oni膰 Doway贸w do pokazania mi czego艣 w konkretnej chwili.

Um贸wione spotkanie w danym miejscu i czasie nigdy nie dochodzi艂o do skutku. Ludzie dziwili si臋, 偶e mog臋 czu膰 si臋 obra偶ony, kiedy zjawiali si臋 o dzie艅 albo o tydzie艅 p贸藕niej lub kiedy pokonawszy pi臋tna艣cie kilometr贸w, nie zastawa艂em ich

w domu. Czas zwyczajnie by艂 dla nich niepodzielny. Tak偶e

niekt贸re bardziej materialne rzeczy zalicza艂y si臋 do tej samej

kategorii. Tyto艅 dla przyk艂adu nie podlega艂 podzia艂am na twoje - moje. Na pocz膮tku czu艂em si臋 okropnie zbity z tropu, gdy

m贸j asystent cz臋stowa艂 si臋 z moich zapas贸w, nie pytaj膮c o zgod臋, cho膰 nigdy nie przesz艂oby mu przez my艣l, by tkn膮膰 moj膮

wod臋. Dowolno艣膰 w dysponowaniu tytoniem, podobnie jak

i czasem, usankcjonowana przez tutejsz膮 kultur臋, pozostaje

w jaskrawej sprzeczno艣ci z naszymi wyobra偶eniami. Niedopuszczalne jest zachowanie tytoniu wy艂膮cznie dla siebie, przyjacio艂om wolno zajrze膰 do twojej kieszeni i wzi膮膰 go. Ilekro膰

p艂aci艂em informatorom paczuszk膮 tytoniu, szybko chowali j膮

gdzie艣 przy sobie, z ra偶膮cym lekcewa偶eniem regu艂 skromno艣ci, i zmykali do domu, boj膮c si臋 rozpaczliwie, 偶eby przypadkiem nie natkn膮膰 si臋 na kogokolwiek w drodze do kryj贸wki.

88 '~ 89

Ta wyprawa by艂a moj膮 pierwsz膮 wizyt膮 w miejscu, kt贸re

nazwano Dolin膮 Palm Borassa, poniewa偶 rozliczne egzemplarze tego gatunku ros艂y tylko w tym zak膮tku. Narysowana na

starych mapach droga, biegn膮ca przez dolin臋, dzi艣 jest ju偶 bardzo zniszczona. Jad膮c ostro偶nie, mo偶na jednak wedrze膰 si臋

na kilka kilometr贸w w g艂膮b mrocznej gardzieli, sk膮d roztacza

si臋 przepi臋kny widok na g贸ry, wyznaczaj膮ce granic臋 z Nigeri膮. Tutejsze wioski by艂y o wiele bli偶sze g贸ralskiej tradycji

Doway贸w ani偶eli wioski w mojej okolicy. Nie mogli艣my te偶

zrozumie膰 ani jednego s艂owa z tego, co tubylcy m贸wili, poniewa偶 pos艂ugiwali si臋 odmienn膮 intonacj膮, przesadnie wznosz膮c膮 si臋 i opadaj膮c膮. Po paru godzinach drogi z Matthieu i Zuuldibem, sun膮cym na przedzie, dotarli艣my do domostwa naczelnika tego obszaru. Ze wzgl臋d贸w obronnych chaty sta艂y tak

blisko siebie, 偶e trzeba by艂o przeciska膰 si臋 mi臋dzy nimi na

czworakach. Te za艣, przez kt贸re wchodzi艂o si臋 do wsi, by艂y

tak niskie, 偶e musieli艣my pe艂za膰. W Kongle przeci臋tny wzrost

m臋偶czyzny wynosi oko艂o stu sze艣膰dziesi臋ciu centymetr贸w.

Tu mieszkali krzepcy ludzie po metr osiemdziesi膮t, dla kt贸rych rozwi膮zania tego rodzaju musia艂y by膰 wysoce niedogodne.

Naczelnik, dziwaczny stary pirat z jednym okiem i o twarzy

pooranej g艂臋bokimi szramami dla dekoracji, przyj膮艂 nas z honorami. Znalaz艂o si臋 naturalnie piwo, do kt贸rego Zuuldibo ostro si臋

zabra艂. Ju偶 si臋 przestraszy艂em, 偶e przyjdzie nam sp臋dzi膰 w tej

wiosce ca艂y dzie艅. Potwierdzili艣my fakt, 偶e 艣wi臋to czaszek si臋

odb臋dzie, cho膰 dok艂adny termin pozostawa艂 nadal niejasny. Dopiero gdy przeszli艣my do "dzie艅 po dniu po pojutrze..:', u艣wiadomi艂em sobie, 偶e miejscowy naczelnik jest ju偶 pijany. Zuuldibo bardzo si臋 stara艂 go dogoni膰. M贸wi艂 w j臋zyku Doway贸w,

pozostali w j臋zyku Fular贸w. Jeden z syn贸w naczelnika, do艂膮czywszy do nas, pos艂ugiwa艂 si臋 francuskim. Po pewnym czasie okaza艂o si臋, 偶e naczelnik nie ma poj臋cia, kim jestem, i 偶e

wzi膮艂 mnie za pewnego holenderskiego j臋zykoznawc臋, starszego ode mnie o trzydzie艣ci lat, kt贸ry przez wiele lat mieszka艂

w jego wiosce i dopiero co j膮 opu艣ci艂. Wszyscy biali wydawali mu si臋 najwyra藕niej tacy sami. By艂by szcz臋艣liwy, gdybym

wzi膮艂 udzia艂 w uroczysto艣ciach, niezale偶nie od tego, kiedy si臋

odb臋d膮. Zawiadomi mnie. Wiedzia艂em z do艣wiadczenia, 偶e tego

nie zrobi, ale dzi臋kowa艂em serdecznie. Uda艂o mi si臋 nam贸wi膰

Zuuldiba do wyj艣cia, nape艂niaj膮c moj膮 butelk臋 na wod臋 tak膮

ilo艣ci膮 piwa, by mu starczy艂o na ca艂膮 drog臋.

Tymczasem nasta艂o p贸藕ne popo艂udnie bardzo gor膮cego dnia,

sk贸ra schodzi艂a mi z twarzy ca艂ymi p艂atami. Dowayowie przypatrywali mi si臋 uwa偶nie, maj膮c niew膮tpliwie nadziej臋, 偶e niebawem zacznie przebija膰 spod maski moja prawdziwa czarna natura. Nawet starsi wiekiem Dowayowie maszerowali

z pr臋dko艣ci膮 dwakro膰 wi臋ksz膮 ni偶 艣rednia europejska, skacz膮c z kamienia na kamie艅 jak kozice, ja natomiast zacz膮艂em

wkr贸tce 偶a艂owa膰, 偶e nie mam wody. Moje otoczenie okazywa艂o mi uprzejm膮 cierpliwo艣膰, dziwi膮c si臋, 偶e biali ludzie w og贸le potrafi膮 chodzi膰. Przesadzano troch臋 z nasz膮 bezradno艣ci膮,

podatno艣ci膮 na choroby i wszelkimi niedyspozycjami, kt贸re

t艂umaczono faktem, 偶e mamy "mi臋kk膮 sk贸r臋". Rzeczywi艣cie,

sk贸ra na podeszwach i 艂okciach Afrykan贸w osi膮ga grubo艣膰

dw贸ch centymetr贸w i ta zrogowacia艂a skorupa pozwala im

spacerowa膰 po ostrych kamieniach, a nawet szkle - boso, a bez

ryzyka. W ko艅cu dotarli艣my do samochodu i ruszyli艣my, zabieraj膮c przechodz膮c膮 kobiet臋. Nie ujechali艣my dw贸ch kilometr贸w, gdy zacz臋艂a wymiotowa膰, w typowy dla Doway贸w spos贸b - na mnie. Podczas mojego pobytu w tym kraju wielu tubylc贸w i tutejszych ps贸w skorzysta艂o z okazji, by na mnie

zwymiotowa膰. W porze deszczowej nie by艂o problemu, wystarczy艂o zatrzyma膰 si臋 nad rzek膮 i zanurzy膰 w ubraniu, 偶eby si臋

zmy艂o.

Po powrocie do wioski zosta艂em mile zaskoczony wrodzonym sprytem mojego asystenta. Widz膮c, jak si臋 sprawy maj膮

w pijanym domostwie naczelnika z doliny, wymkn膮艂 si臋 po

cichu i odszuka艂 pewn膮 m艂od膮 dam臋, kt贸r膮 mia艂 kiedy艣 okazj臋

pozna膰, a kt贸ra uczestniczy艂a w przygotowywaniu piwa na

uroczysto艣膰. Z aktualnego zaawansowania procesu fermentacji wywnioskowa艂, 偶e piwo b臋dzie gotowe za dwa dni, a skwa艣nieje za cztery. W ten oto spos贸b ustalili艣my dat臋 ceremonii.

Chlubna inicjatywa mojego asystenta zbieg艂a si臋 w czasie

z dniem wyp艂aty; obaj byli艣my cokolwiek zdziwieni, gdy doda艂em mu niewielk膮 premi臋. By艂 to punkt zwrotny w naszych

stosunkach - m贸j asystent stal si臋 nagle bardzo pilny w tropieniu informacji i uroczysto艣ci. Wychodz膮c, powiedzia艂 mi

90 91

jeszcze, 偶e nasza wyprawa wcale nie by艂a konieczna, poniewa偶

o rych艂ym rozpocz臋ciu obrz臋d贸w mo偶na wnioskowa膰 po liczbie ludzi mijaj膮cych nasz膮 wiosk臋. Co wi臋cej, nie trzeba pyta膰 o pozwolenie na uczestnictwo. 艢wi臋ta tego rodzaju s膮 艣wi臋tami publicznymi, a sukces jest tym wi臋kszy, im wi臋cej zjawi

si臋 go艣ci.

Dzie艅 wsta艂 jasny i s艂oneczny. Obudzi艂y mnie, jak zwykle,

g艂osy Doway贸w zatrzymuj膮cych si臋 przed chat膮 i pytaj膮cych

Matthieu: "Jeszcze jest w 艂贸偶ku?", "Jeszcze nie wsta艂?". By艂a

za kwadrans sz贸sta. Mia艂em wi臋c przed sob膮 pierwsz膮 okazj臋

przetestowania mojego sprz臋tu - aparat贸w fotograficznych

i magnetofonu - w terenie. Pokaza艂em Matthieu, jak si臋 obs艂uguje magnetofon, i um贸wili艣my si臋, 偶e on b臋dzie sprawowa艂

piecz臋 nad nagrywaniem, a ja skoncentruj臋 uwag臋 na fotografiach i notatkach. By艂 z tego bardzo zadowolony i paradowa艂

dumny jak paw, odganiaj膮c ludzi z drogi i jednocze艣nie pilnuj膮c, by wszyscy byli 艣wiadomi odpowiedzialno艣ci, jaka na

nim spoczywa. Droga piechot膮 wyd艂u偶y艂a si臋 nam o pi臋膰 kilometr贸w, poniewa偶 jeden z most贸w zosta艂 zniesiony przez

wod臋. Szczeg贸lnie nieprzyjemne by艂o pokonywanie rw膮cego

potoku. 艢lizgaj膮c si臋 na mokrych kamieniach, trzymali艣my

sprz臋t wysoko nad g艂owami. Matthieu pochodzi艂 z r贸wnin

i by艂 w nie mniejszym strachu ni偶 ja, podczas gdy nasza eskorta, g贸ral ko艂o pi臋膰dziesi膮tki, pilotowa艂 nas uwa偶nie, przywieraj膮c pewnie do ska艂 bosymi stopami. W buszu roi艂o si臋 od

ludzi ci膮gn膮cych w膮skimi 艣cie偶kami, z kt贸rych wszystkie zbiega艂y si臋 w miejscu uroczysto艣ci. Kobiety zrezygnowa艂y z tradycyjnych li艣ci na rzecz pask贸w z materia艂u - widomy znak,

偶e impreza by艂a rzeczywi艣cie publiczna. Prawo nakazuje Dowayom nosi膰 ubrania, jednocze艣nie zabronione jest fotografowanie nagich piersi kobiet. Gdyby bra膰 to dos艂ownie, fotografowanie by艂oby w og贸le niemo偶liwe, dlatego, jak wiele innych, zlekcewa偶y艂em i ten przepis - z bolesn膮 艣wiadomo艣ci膮,

偶e gdyby zjawili si臋 偶andarmi, m贸g艂bym mie膰 k艂opoty. Gdy dotarli艣my do wioski, o ma艂o nie zala艂a nas rzesza obcych, kt贸rych nale偶a艂o pozdrowi膰. Bieg艂a za nami gromada roze艣mianych dzieciak贸w, chichocz膮cych i mocuj膮cych si臋 z sob膮 w b艂ocie, trz臋s膮cy si臋 starcy podawali nam r臋ce, us艂u偶ni m艂odzie艅cy

podsuwali mi swoje radia, 偶eby zapewni膰 mi sta艂y dop艂yw nigeryjskiej muzyki. Cierpliwie t艂umaczy艂em, 偶e interesuje mnie

tylko muzyka Doway贸w. Starsi byli temu radzi, m艂odsi czuli

si臋 zawiedzeni.

Na wybiegu dla byd艂a zgromadzi艂 si臋 ogromny t艂um ludzi

tkwi膮cych po kostki w b艂ocie. Zuuldibo usadowi艂 si臋 tymczasem na macie, prezentuj膮c si臋 ol艣niewaj膮co w swych okularach

przeciws艂onecznych i z mieczem. Pili艣my piwo. Zuuldibo usi艂owa艂 wyja艣ni膰 mi, co si臋 dzieje. Zawsze by艂y ogromne problemy z "wyja艣nieniami" Doway贸w. Przede wszystkim pomijali

najistotniejszy element informacji, kt贸ry m贸g艂by czyni膰 ca艂膮

rzecz zrozumia艂膮. Nikt mi na przyk艂ad nie powiedzia艂, 偶e

w tej偶e wiosce mieszka Pan Ziemi, cz艂owiek nadzoruj膮cy urodzaj wszystkich ro艣lin, i 偶e w zwi膮zku z tym poszczeg贸lne

cz臋艣ci obrz臋d贸w b臋d膮 przebiega艂y inaczej ni偶 gdzie indziej.

No c贸偶, za艂贸偶my, 偶e niekt贸re rzeczy s膮 zbyt oczywiste, by

o nich wspomina膰. Obja艣niaj膮c Dowayom zasady prowadzenia samochodu, powinno si臋 im opowiedzie膰 wszystko o biegach i znakach drogowych, zanim si臋 napomknie, 偶e nale偶y do艂o偶y膰 stara艅, by nie wpa艣膰 na inny samoch贸d.

Wyja艣nienia Doway贸w zawsze ko艅czy艂y si臋 m贸wieniem

w k贸艂ko tego samego - tego, o czym ju偶 widzia艂em.

- Po co to robicie? - pyta艂em.

- Bo tak trzeba.

- Dlaczego tak trzeba?

- Przodkowie nam to powiedzieli.

- Dlaczego przodkowie powiedzieli wam, by艣cie to robili?

- pyta艂em chytrze.

- Bo tak trzeba.

Nie potrafi艂em znale藕膰 drogi, by obej艣膰 "przodk贸w", od kt贸rych wszelkie wyja艣nienia si臋 zaczyna艂y i na kt贸rych si臋 ko艅czy艂y.

Z pocz膮tku Dowayowie zbijali mnie z tropu 偶yczeniowym

opisywaniem zjawisk.

- Kto urz膮dza 艣wi臋to? - pyta艂em.

- M臋偶czyzna z kolcami je偶ozwierza we w艂osach.

- Nie widz臋 nikogo z kolcami je偶ozwierza we w艂osach.

- Bo on ich nie nosi.

Sprawy przedstawiano takimi, jakimi powinny by膰, a nie takimi, jakimi by艂y.

92 ~ 93 i

Dowayowie maj膮 te偶 wielk膮 sk艂onno艣膰 do strojenia 偶art贸w, .' Zawsze stara艂em si臋 zapisywa膰, w li艣cie jakich gatunk贸w ro艣- `' lin ubrani byli poszczeg贸lni uczestnicy danego obrz臋du, s膮dzi艂em bowiem, 偶e te szczeg贸lne kostiumy mog膮 mie膰 jakie艣 wa偶ne znaczenie. Wci膮偶 jednak by艂em oszukiwany przez "偶artownisi贸w", m臋偶czyzn obrzezanych w tym samym czasie, co ' "bohater" uroczysto艣ci, albo kobiety, kt贸re zacz臋艂y miesi膮czkowa膰 w tym samym czasie, co "bohaterka" uroczysto艣ci. Zjawiali si臋 w dziwacznych kreacjach z tajemniczych li艣ci i wszystko mi psuli. Istotn膮 spraw膮 by艂o zidentyfikowanie ich zaraz na pocz膮tku, 偶eby nie myli膰 ich wymys艂贸w z rutynowymi praktykami, kt贸re starali si臋 zak艂贸ci膰.

Nale偶a艂o r贸wnie偶 bra膰 pod uwag臋 fakt, 偶e niekiedy ta sama osoba wykonywa艂a podczas uroczysto艣ci rozmaite zadania. Podczas tego konkretnego 艣wi臋ta jeden z klown贸w, mog膮cy ", jako jedyny zajmowa膰 si臋 czaszkami, by艂 r贸wnocze艣nie m艂odszym bratem zmar艂ego m臋偶czyzny, kt贸ry da艂 pow贸d do ca艂ej tej uroczysto艣ci. Odgrywa艂 wi臋c rol臋 to klowna, to organizatora, i dla kogo艣 obcego nie by艂o ca艂kiem jasne, gdzie zaczyna si臋 i ko艅czy jedna z tych r贸l, a gdzie zaczyna si臋 i ko艅czy druga. Cz艂owiek 贸w zast臋powa艂 tak偶e w wielu czynno艣ciach niedomagaj膮cego ju偶 z racji wieku miejscowego czarownika. A zatem jeden m臋偶czyzna wype艂nia艂 trzy odr臋bne zadania systemu kulturowego.

Wszystko to pozostawa艂o, naturalnie, daleko poza zakresem moich mo偶liwo艣ci analitycznych. Siedzia艂em jedynie na wilgotnym kamieniu, patrzy艂em, zadawa艂em g艂upie pytania i fotograf owalem sceny, kt贸re wydawa艂y mi si臋 interesuj膮ce.

Pierwszego dnia mo偶na by艂o obejrze膰 wiele rzeczy, mi臋dzy innymi klown贸w. Klowni wygl膮dali ekstrawagancko z twarzami umalowanymi do po艂owy na bia艂o, od po艂owy na czarno. Mieli na sobie tandetne, stare ga艂gany i piskliwym, wysokim g艂osem - po cz臋艣ci w j臋zyku Fulan贸w, po cz臋艣ci w j臋zyku Doway贸w - wykrzykiwali lubie偶no艣ci i bzdury. "Cipa piwa!", wrzeszczeli. T艂um rycza艂 z ukontentowania. Wypinali si臋 i puszczali og艂uszaj膮ce b膮ki - nie wiem, jakim cudem. Usi艂owali kopulowa膰 ze sob膮. Zachwycali si臋 moj膮 osob膮. "Robili zdj臋cia" przez kawa艂ki st艂uczonego naczynia, "zapisywali" co艣 na li艣ciach bananowca. Odp艂aci艂em im pi臋knym za

94

...

nadobne. Gdy przyszli po pieni膮dze, uroczy艣cie wr臋czy艂em im zakr臋tk臋 od butelki.

Tu偶 za wiosk膮 znajdowa艂y si臋 u艂o偶one osobno czaszki m臋偶czyzn i kobiet. Zarzucone by艂y ekskrementami k贸z, byd艂a i owiec, kt贸re zar偶ni臋to w wielkiej liczbie. Gospodarze obcinali g艂owy kurczakom i ich krwi膮 skrapiali czaszki swych umar艂ych. Klowni rozpocz臋li walk臋 o 艣cierwo, brodz膮c w mieszaninie b艂ota, posoki i odchod贸w. Upa艂 by艂 straszliwy, t艂um ogromny. Klowni uznali za zabawne ochlapa膰 zebranych krwi膮 i brej膮 mo偶liwie jak najdok艂adniej. Panowa艂 tak okropny smr贸d, 偶e kilku Doway贸w zacz臋艂o wymiotowa膰, dodaj膮c kolejnego sk艂adnika do wyziew贸w. Wycofa艂em si臋 poza kr膮g zabawy. Nagle zacz臋艂o la膰, skulili艣my si臋 wi臋c z Zuuldibem pod koron膮 drzewa, trzymaj膮c nad g艂owami li艣cie palm.

W艣r贸d t艂umu da艂y si臋 s艂ysze膰 szepty i w centrum zainteresowania og贸艂u znalaz艂 si臋 niewielki cz艂owieczek. By艂 niski i 偶ylasty, usta mia艂 silnie rozwarte, co, jak si臋 p贸藕niej przekona艂em, powodowa艂a proteza, pochodz膮ca z drugiej r臋ki, czy raczej z drugiej szcz臋ki. Mo偶liwo艣膰 zobaczenia, jak jest wyjmowana i wk艂adana, stanowi艂a jedn膮 z wi臋kszych atrakcji w kraju Doway贸w. Cz艂owieczek siedzia艂 sztywno pod czerwonym parasolem, spogl膮daj膮c na prawo i lewo z wyrazem dobrotliwej wszechwiedzy. Nikt nie potrafi艂 mi powiedzie膰, kim by艂.

- Starzec znany z wielkiej dobroci - wyja艣ni艂 Zuuldibo. - Nie wiem - rzek艂 Matthieu, spogl膮daj膮c z ukosa. Przyniesiono starcowi garniec piwa - posmakowa艂 napoju

i znikn膮艂 w buszu. Zapanowa艂o wyra藕ne napi臋cie. Wszyscy milczeli. Po jakich艣 dziesi臋ciu minutach stary cz艂owiek pojawi艂 si臋 ponownie. Deszcz zacz膮艂 s艂abn膮膰. Powszechna ulga by艂a odczuwalna nawet dla mnie. Nie mia艂em poj臋cia, o co chodzi, ale wiedzia艂em, 偶e lepiej nie naciska膰 z pytaniami. Pomy艣la艂em, 偶e Zuuldibo b臋dzie bardziej rozmowny, gdy zostaniemy sami.

P贸藕niej nast膮pi艂a jedna z owych niezmierzonych d艂u偶yzn, kt贸re charakteryzowa艂y wszystkie zorganizowane dzia艂ania Doway贸w. Spostrzeg艂em, 偶e potrafi臋 wrzuci膰 bieg pod has艂em "badania terenowe", czyli wprowadzi膰 si臋 w stan bez ma艂a zerowej aktywno艣ci, kiedy to cz艂owiek zdolny jest czeka膰 ca艂ymi godzinami bez zniecierpliwienia, rozczarowania

95


czy liczenia na co艣 lepszego. Po d艂ugim czasie okaza艂o si臋, 偶e tego dnia nic ju偶 si臋 nie wydarzy. Kilkoro krewnych musia艂o 藕le zrozumie膰 dat臋 rozpocz臋cia uroczysto艣ci i nie przyby艂o. By膰 mo偶e zjawi膮 si臋 jutro. Wszcz臋to zatem gor膮czkowe przygotowania do noclegu. Matthieu znikn膮艂, by zaj膮膰 si臋 kwater膮 dla mnie. Zuuldibo o艣wiadczy艂, 偶e b臋dzie siedzia艂 pod drzewem, p贸ki starczy piwa.

Kr贸tka w臋dr贸wka przez busz, przeprawa przez dwie rzeki ', oraz parz膮ce trzciny i znalaz艂em si臋 w chacie pewnego interesownego cz艂owieka, kt贸ry wygoni艂 syna, by zapewni膰 sobie samemu dach nad g艂ow膮. Poniewa偶 o to wypytywa艂em, da艂 mi do zrozumienia, 偶e tej nocy jego syn zostanie 艂askawie przyj臋ty przez pewn膮 dziewczyn臋, a wi臋c nie b臋dzie mu 藕le.

Nigdy nie widzia艂em brudniejszej chaty. W pudle w rogu le偶a艂y rozk艂adaj膮ce si臋 zw艂oki kurcz膮t, ich krew m臋偶czyzna po艣wi臋ci艂 zapewne tego dnia zmar艂ym. Na belkach pod sufitem znajdowa艂y si臋 zrobione r臋cznie przedmioty, potrzebne w nast臋pnych etapach uroczysto艣ci: flety, na kt贸rych grano nad zamordowanymi, ko艅skie ogony i materia艂y grzebalne, u偶ywane do ozdabiania czaszek przed rytualnym ta艅cem. Na pod艂odze by艂o pe艂no nieczysto艣ci. Kiedy chcia艂em si臋 po艂o偶y膰, spostrzeg艂em na 艂贸偶ku kilka obgryzionych do polowy kawa艂贸w mi臋sa i gnat贸w, resztek po zabitych w ofierze bydl臋tach.

Ze wsi dochodzi艂y odg艂osy b臋bn贸w i 艣piew贸w, opadaj膮co-wznosz膮cy si臋 rytm uko艂ysa艂 mnie do snu, skulonego pod moimi mokrymi rzeczami. Postawi艂o mnie na nogi skrobanie do drzwi. Ju偶 obawia艂em si臋 kolejnej pani Ku-iii, ale to Matthieu przyni贸s艂 mi gor膮c膮 wod臋 w kalebasie.

- Gotowa艂a si臋 przez pi臋膰 minut, mo偶na pi膰.

Mia艂em przy sobie troch臋 rozpuszczalnego mleka z kaw膮 i sporo cukru, gdyby kt贸ry艣 z Doway贸w wyrazi艂 na艅 ochot臋. Podzielili艣my si臋 kaw膮, Matthieu wsypa艂 sobie sze艣膰 艂y偶eczek cukru. Poczucie obowi膮zku kaza艂o mi spyta膰 o przedmioty pod sufitem i wtedy zosta艂em o艣wiecony.

- Ten stary cz艂owiek, dzisiaj, to Stary Cz艂owiek z Kpan, najwa偶niejszy spo艣r贸d wszystkich zaklinaczy deszczu. Zuuldibo przedstawi pana jutro.

Matthieu wyszed艂, a ja s艂ysza艂em, jak jaki艣 Dowayo pyta g艂o艣no:

- Tw贸j pan ju偶 艣pi?

Pierwszym cz艂owiekiem, kt贸rego ujrza艂em nast臋pnego dnia, by艂 Augustin - oderwa艂 si臋 na chwil臋 od obowi膮zk贸w w Poli. Jak przysta艂o na prawdziwego afryka艅skiego mieszczucha, nie wpad艂by na to, by wybra膰 si臋 dok膮dkolwiek na piechot臋. Uda艂o mu si臋 przytaszczy膰 ze sob膮 motocykl, dotar艂 na miejsce do艣膰 p贸藕no, sp臋dzi艂 wi臋c noc z kolejn膮 us艂u偶n膮 kobiet膮 Doway贸w - jak si臋 p贸藕niej okaza艂o, z kapry艣n膮 偶on膮 Starego Cz艂owieka z Kpan. Wioska by艂a jej wiosk膮 rodzinn膮, dlatego i ona przyby艂a na uroczysto艣ci. Rano brat kobiety niedwuznacznie wskaza艂 Augustinowi drzwi, strasz膮c, 偶e je艣li zaklinacz odkryje prawd臋, wszyscy zgin膮 od pioruna. Zbi贸r danych o Starym Cz艂owieku, otwarty dopiero wczoraj w moim umy艣le, szybko si臋 zape艂nia艂.

Al臋 wydarzenia dnia sprawi艂y, 偶e o nim zapomnia艂em. 艢wi臋to czaszek u Doway贸w przypomina nieco rosyjski cyrk, gdzie cztery r贸偶ne numery pokazywane s膮 jednocze艣nie. Po ko艅cowym szale rzucania ekskrementami klowni zacz臋li czy艣ci膰 czaszki. A tymczasem dziewcz臋ta, pochodz膮ce z tej偶e wsi, zosta艂y przyprowadzone przez swoich m臋偶贸w i przystrojone na wz贸r fula艅skich wojownik贸w. Ta艅czy艂y na wzg贸rzu, wymachuj膮c dzidami przy akompaniamencie "gadaj膮cych" flet贸w, kt贸re na艣laduj膮 d藕wi臋ki mowy. Oto jeszcze jeden aspekt j臋zyka Doway贸w, kt贸rego nie uda艂o mi si臋 opanowa膰. Gra na flecie zach臋ca艂a dziewcz臋ta do popisywania si臋 bogactwem m臋偶贸w, kt贸rzy n臋kali je bezlito艣nie, by da艂y z siebie wszystko, przyozdabiaj膮c je okularami przeciws艂onecznymi; po偶yczonymi zegarkami, radiami i innymi towarami, maj膮cymi stanowi膰 dodatek do ich szat. Niekt贸rzy m臋偶czy藕ni przypinali im do g艂贸w pieni膮dze.

W innej cz臋艣ci wsi urz臋dowa艂y wdowy po m臋偶czyznach, dla kt贸rych 艣wi臋to si臋 odbywa艂o. Odziane w d艂ugie sp贸dnice z li艣ci i sto偶kowe kapelusze z tej samej ro艣liny, ta艅czy艂y szeregami jak w rewii. Zbiera艂em tyle informacji, ile si臋 da艂o, pozostawiaj膮c wysi艂ek inteligentnej analizy na p贸藕niej. Matthieu lata艂 od grupy do grupy i nagrywa艂, co m贸g艂, przepychaj膮c si臋 na czo艂o ka偶dego t艂umu, czego ja nigdy bym nie dokona艂.

W oddali ukaza艂a si臋 kolejna grupa, nios膮ca dziwne zawini膮tko i wymachuj膮ca no偶ami. Dowiedzia艂em si臋 p贸藕niej, 偶e byli

96 7 - Niewinny antropolog 9%


to obrzeza艅cy nios膮cy 艂uk m臋偶czyzny, na kt贸rego cze艣膰 zorganizowano uroczysto艣膰, i 艣piewaj膮cy pie艣ni wykonywane podczas obrz臋du obrzezania. Nagle rzuci艂a si臋 na nich grupa wrzeszcz膮cych ch艂opc贸w. My艣la艂em, 偶e jestem 艣wiadkiem prawdziwej, spontanicznej bijatyki, ale s膮dz膮c po uciesze widz贸w, musia艂 to by膰 element zamierzony.

- Ci nie s膮 obrzezani - wyja艣ni艂a jaka艣 pomocna dusza. To tak zawsze.

Nie mog艂em si臋 opanowali, by nie spyta膰: dlaczego? Cz艂owiek spojrza艂 na mnie jak na wariata.

- Przodkowie tak kazali. I odszed艂.

Co艣 dzia艂o si臋 przy czaszkach, wycofa艂em si臋 wi臋c na ty艂y, podczas gdy Matthieu mia艂 na oku walcz膮cych. Czaszki m臋偶czyzn owijano w艣r贸d spor贸w, kt贸re nieuchronnie towarzysz膮 wszystkim grupowym dzia艂aniom Doway贸w, w co艣, co nawet ja potrafi艂em rozpozna膰 jako ubranie dla kandydata do obrzezania. Czaszki kobiet sromotnie zepchni臋to na bok i zapomniano o nich. Przegnano kobiety i dzieci. M臋skie czaszki poszturchiwano, dmuchaj膮c przy tym we flety, kt贸re widzia艂em pod dachem mojej kwatery.

- Strasz膮 umar艂ych obrzezaniem - wyja艣ni艂 Zuuldibo zagadkowo.

Jeden z m臋偶czyzn pod藕wign膮艂 czaszki nad swoj膮 g艂ow臋. Zaintonowano dziwn膮, przera偶aj膮c膮 melodi臋, wspomagan膮 osobliwym brzmieniem gong贸w, b臋bn贸w i g艂臋bokim d藕wi臋kiem flet贸w. Z zawini膮tka wydobywano d艂ugie pasy materia艂贸w grzebalnych, kt贸re podtrzymywali ko艂ysz膮cy si臋 m臋偶czy藕ni, tak 偶e figura ta przypomina艂a ogromnego paj膮ka. Inni nak艂adali na siebie zakrwawione sk贸ry zar偶ni臋tych na uroczysto艣膰 zwierz膮t, opierali ich g艂owy na swoich g艂owach i ze strz臋pem surowego mi臋sa w z臋bach okr膮偶ali czaszki w osobliwym ta艅cu z przytupami, uk艂onami i przechy艂ami w ty艂. Wszystko to by艂o pe艂ne smrodu, ha艂asu i ruchu. U wej艣cia do wsi ta艅czy艂y wdowy, przywo艂uj膮c zmar艂ych, kt贸rych czaszki kr膮偶y艂y powoli wok贸艂 centralnego drzewa, p贸ki nie zosta艂y z艂o偶one przy bramie, gdzie spoczywa艂y czerepy zaszlachtowanego byd艂a. Gospodarz uroczysto艣ci podskakiwa艂 przy nich i wykrzykiwa艂:

- To dzi臋ki mnie ci m臋偶czy藕ni zostali obrzezani. Gdyby nie bia艂y cz艂owiek, zabi艂bym cz艂owieka.

Oczywi艣cie potraktowa艂em to jako aluzj臋 do mojej osoby, wyobra偶aj膮c sobie, 偶e unikano najrozmaitszych drastycznych wydarze艅 ze wzgl臋du na mnie. Moj膮 pierwsz膮 reakcj膮 by艂o rozczarowanie. Mia艂em ochot臋 krzycze膰: "Nie zwracajcie na mnie uwagi. Nie po to tu przyjecha艂em". P贸藕niej dowiedzia艂em si臋, i偶 w dawnych czasach rzeczywi艣cie u艣miercano na tak膮 uroczysto艣膰 cz艂owieka, a jego czaszk臋 rozbijano kamieniem na drobne kawa艂ki. Dopiero rz膮dy centralne - francuski, niemiecki i kameru艅ski - po艂o偶y艂y kres tym praktykom.

Kiedy impreza ograniczy艂a si臋 jedynie do picia piwa i og贸lnych ta艅c贸w, postanowili艣my wraca膰 do Kongle. W drodze Zuuldibo zboczy艂 z trasy i zaprowadzi艂 nas do odosobnionego domostwa na zboczu g贸ry. W 艣rodku siedzia艂 Stary Cz艂owiek z Kpan. Odbyli艣my zawi艂e powitania. Przyciska艂 mnie do serca, trwa艂 w uniesieniu, wzdychaj膮c, poj臋kuj膮c i cmokaj膮c niczym stara panna na widok ukochanego siostrze艅ca. Znowu przygotowano ciep艂e piwo, siedli艣my w k贸艂ku w zapadaj膮cym zmroku i rozmawiali艣my. Stary Cz艂owiek przerywa艂 nam od czasu do czasu w p贸艂 zdania, by wyrazi膰 sw膮 rado艣膰 z mojej obecno艣ci. Rozumia艂, 偶e interesuj膮 mnie obyczaje Doway贸w, a on 偶yje d艂ugo i wiele widzia艂, mo偶e mi wi臋c pom贸c. Powinienem go wkr贸tce odwiedzi膰. Przy艣le po mnie. Teraz jest bardzo zaj臋ty - spojrza艂 wymownie. Stara艂em si臋 zrewan偶owa膰 r贸wnie wymownym spojrzeniem. By艂em drugim bia艂ym cz艂owiekiem, kt贸ry odwiedzi艂 jego dolin臋.

- Tamten to Francuz czy Niemiec? - spyta艂em, staraj膮c si臋 umie艣ci膰 ow膮 wizyt臋 w czasie.

- Nie, nie. Bia艂y jak ty:

Pocz臋stowa艂em zebranych orzeszkami koli, kt贸re mia艂em ze sob膮, i ruszyli艣my w drog臋 powrotn膮, lawiruj膮c ku g艂贸wnemu traktowi w艣r贸d granitowych otoczak贸w i strug wody sp艂ywaj膮cej z g贸r. W dolinie zbiera艂y si臋 g臋ste mg艂y i zapowiada艂a si臋 bardzo ch艂odna noc. Zanim dotarli艣my do samochodu, trz臋艣li艣my si臋 ju偶 wszyscy z zimna i z lubo艣ci膮 my艣leli艣my o zaletach Kongle. W Afryce Zachodniej pogoda jest spraw膮 zdecydowanie lokaln膮. W jednym miejscu ulewa mo偶e by膰 dwakro膰 obfitsza ni偶 w innym, oddalonym raptem o kilka

98 . ~~ 99


kilometr贸w. Noce w Kongle zawsze by艂y o pi臋膰 stopni cieplejsze ni偶 w tym kra艅cu kraju Doway贸w, w kt贸rym si臋 obecnie znajdowali艣my, a po drugiej stronie g贸r by艂o jeszcze cieplej.

Ledwie samoch贸d ukaza艂 si臋 naszym oczom, wiedzieli艣my, 偶e wydarzy艂o si臋 co艣 z艂ego. Sta艂 jako艣 dziwnie przechylony. Podczas ca艂ego mojego pobytu w kraju Doway贸w okradziono mnie jeden jedyny raz - w misji. Przywyk艂em wi臋c, z dala od wp艂yw贸w cywilizacji, niczego nie zamyka膰. Mo偶e wi臋c kto艣 zwolni艂 hamulec i go przepchn膮艂?

Zaraz wszystko si臋 wyja艣ni艂o. Zaparkowa艂em na skraju w膮wozu, bo dalsza droga wiod艂a ku zniesionemu przez wod臋 mostkowi. Ulewny deszcz poprzedniego dnia zmi臋kczy艂 pod艂o偶e w dostatecznym stopniu, by samoch贸d rozkruszy艂 je swym ci臋偶arem. Zwisa艂 teraz dwoma ko艂ami jednego boku ponad dwudziestometrowym urwiskiem, zr贸wnowa偶ony tak idealnie, 偶e ko艂ysa艂 si臋 lekko pod dotykiem. W tej sytuacji potrzebowali艣my wr臋cz zwierz臋cej si艂y, a przecie偶 wszyscy byli na uroczysto艣ci. Sami nic nie mogli艣my poradzi膰. Chwycili艣my notatnik, aparat, magnetofon i ci臋偶kim krokiem, przygn臋bieni, ruszyli艣my z powrotem. Mizerny koniec udanego dnia. Zuuldibo wprowadza艂 nas w stan jeszcze wi臋kszego przygn臋bienia, powtarzaj膮c z uporem sformu艂owania typu: "Cierpienie ludzka rzecz". Zna艂 je zapewne od miejscowych muzu艂man贸w, kt贸rzy czerpali tak膮 pociech臋 ze swej religii. Zuuldibo dysponowa艂 niewyczerpanym zapasem podobnych powiedzonek.

- Cz艂owiek strzela, Pan B贸g kule nosi - g艂osi艂, gdy p艂awili艣my si臋 w lodowatej rzece. - Nikt nie zna swojej przysz艂o艣ci - perorowa艂, wspinaj膮c si臋 na czworakach ku wsi.

Postanowili艣my znale藕膰 miejscowego naczelnika. Je艣li istnieje co艣 bardziej beznadziejnego ni偶 pr贸ba ustalenia czasu spotkania z Dowayami, to jest tym poszukiwanie osoby lub miejsca. M贸wiono o naczelniku rozmaite rzeczy, i to w wielkim zaufaniu: 偶e jest w swojej chacie, 偶e jest w Poli, 偶e jest chory, 偶e jest pijany - wszystko wyj膮wszy, 偶e umar艂 lub jest we Francji. Nie uda艂o mi si臋 stwierdzi膰 w spos贸b zadowalaj膮co pewny, czy takie post臋powanie Doway贸w to odzwierciedlenie podstawowej r贸偶nicy epistemologicznej pomi臋dzy nami,

100

czyli niejednakowego rozumienia poj臋膰 takich jak "wiedza", "prawda", "dow贸d" - czy te偶 oni po prostu k艂amali. Czy m贸wili mi to, co - jak s膮dzili - pragn臋 us艂ysze膰? Czy uwa偶ali, 偶e lepszy fa艂sz, w kt贸ry si臋 wierzy, ni偶 w膮tpienie? Czy mo偶e 偶elazn膮 zasad膮 ich kultury jest wprowadzanie obcych w b艂膮d, kiedy tylko si臋 da? Sk艂ania艂em si臋 do ostatniego wyt艂umaczenia.

W ko艅cu zlokalizowali艣my go. Podni贸s艂 g艂o艣ny lament nad naszym nieszcz臋艣ciem. Nic jednak nie mo偶na poradzi膰 noc膮, wyja艣nia艂, z uwagi na niebezpiecze艅stwa, kt贸re niesie z sob膮 ciemno艣膰, ale nast臋pnego ranka sam zajmie si臋 zorganizowaniem pomocy.

- Cierpienie ludzka rzecz - powiedzia艂em. Zuuldibo zachichota艂,

Dzielili艣my z Matthieu chat臋 stoj膮c膮 po艣rodku plantacji banan贸w i posilali艣my si臋 nimi w przenikliwym zimnie. Nasza kwatera by艂a wyposa偶ona w wygasaj膮ce ognisko i 艣pi膮cego psa, kt贸ry nie zwr贸ci艂 na nas 偶adnej uwagi. Doszed艂em do wniosku, 偶e to musi by膰 czyja艣 kuchnia, ale dlaczego usytuowano j膮 w takim oddaleniu, pozosta艂o dla mnie tajemnic膮. Poza tym 偶aden Dowayo przy zdrowych zmys艂ach nie pozwoli艂by psu le偶e膰 przy ogniu wewn膮trz chaty. Matthieu zreszt膮 zareagowa艂, jak przysta艂o na Dowaya, i zacz膮艂 rozgl膮da膰 si臋 za jakim艣 polanem, by da膰 psu po g艂owie.

Kiedy ju偶 je znalaz艂, ubieg艂em go i wsadzi艂em je do ognia. Sp臋dzili艣my noc le偶膮c na klepisku w naszych mokrych ubraniach. Ja mia艂em mo偶e lepiej, bo pies zrobi艂 sobie legowisko u moich st贸p, ale ta noc nie zapisa艂a si臋 w mej pami臋ci jako najweselsza. Panowa艂o przejmuj膮ce zimno, Matthieu chrapa艂, pies mia艂 kaszel. Szacowa艂em prawdopodobie艅stwo osuni臋cia si臋 w przepa艣膰 samochodu, za kt贸ry jeszcze nie zap艂aci艂em, i pociesza艂em si臋 my艣l膮 o wspania艂ym materiale, kt贸ry zgromadzi艂em tego dnia, cho膰 dalej nie mia艂em poj臋cia, o co w tym wszystkim chodzi艂o. Zasn膮艂em tu偶 przed 艣witem, z aparatem fotograficznym pod g艂ow膮 i r臋k膮 na notatniku - jak 艣redniowieczny terminator, sypiaj膮cy z narz臋dziami swego rzemios艂a.

Matthieu obudzi艂 mnie o brzasku. Flegmatyczny pies spa艂 nadal. Po stosunkowo kr贸tkich ustaleniach ruszyli艣my z czterema

101


ros艂ymi m臋偶czyznami w stron臋 samochodu. Peugeot 404 jest bardzo ci臋偶kim autem i nie pojmowa艂em, co ci czterej m臋偶czy藕ni mog膮 zdzia艂a膰, uwa偶a艂em bowiem, 偶e trzeba nam dwunastu. Z czas贸w studenckich hulanek pami臋ta艂em, 偶e czterech ch艂opa potrafi艂o przestawi膰 co najwy偶ej mini morrisa. Zuuldibo zabawia艂 nas opowie艣ci膮 o nocy sp臋dzonej z m臋偶czyzn膮 cierpi膮cym na biegunk臋. Dowayowie dysponuj膮 mn贸stwem najosobliwszych d藕wi臋k贸w na okre艣lenie ruchu i zapachu. Zuuldibo zaprezentowa艂 ca艂膮 ich gam臋, wi臋c gdy dotarli艣my na miejsce, wszyscy byli w znakomitych nastrojach. Nie czekaj膮c na instrukcje, m臋偶czy藕ni wpe艂zli, pod samoch贸d od strony przepa艣ci i zapieraj膮c si臋 bosymi stopami o kraw臋d藕 ska艂y, po prostu unie艣li go - z ur膮gaj膮c膮 moim przewidywaniom 艂atwo艣ci膮 - i przepchn臋li na twardy grunt. Absolutny brak jakiegokolwiek wysi艂ku z ich strony wskazywa艂, 偶e wystarczy艂oby dw贸ch do tej roboty. Zuuldibo z zachwytem klaska艂 w d艂onie i klepa艂 si臋 po udach. Dla uczczenia sukcesu wyda艂 z siebie kolejny potok kl膮ska艅, mla艣ni臋膰, losowych pomruk贸w. By艂em zmieszany, bo wiedzia艂em, 偶e powinienem da膰 im troch臋 drobniak贸w w dow贸d wdzi臋czno艣ci, a nie mia艂em przy sobie pieni臋dzy. Wr臋czy艂em im wi臋c kilka lichych papieros贸w. M臋偶czy藕ni byli wyra藕nie rozczarowani, ale nie wnosili pretensji. Od tamtej pory zawsze rusza艂em w teren z wod膮, puszk膮 mi臋sa, drobnymi pieni臋dzmi i tygodniow膮 dawk膮 pigu艂ek przeciw malarii - od dw贸ch dni ich nie bra艂em i obawia艂em si臋 najgorszego. Ju偶 prawie czu艂em narastaj膮c膮 gor膮czk臋 i chcia艂em jak najpr臋dzej znale藕膰 si臋 blisko swojej apteczki.

Dzie艅 odpoczynku przywr贸ci艂 nam ducha. Jedynym 藕r贸d艂em dolegliwo艣ci by艂y moje stopy. Wok贸艂 paznokci paluch贸w pojawi艂y si臋 dziwne krwiste plamy, kt贸rym towarzyszy艂o pot臋偶ne sw臋dzenie. Mia艂em pch艂y piaskowe. S膮 to nieprzyjemne paso偶yty, kt贸re sk艂adaj膮 jaja wewn膮trz sk贸ry, stopniowo atakuj膮c ca艂膮 stop臋. Starzy afryka艅scy wyjadacze powiedz膮 wam, 偶e trzeba w贸wczas odda膰 si臋 pod opiek臋 tubylc贸w, kt贸rzy potrafi膮 wyci膮ga膰 je przy pomocy agrafki tak, by nie p臋k艂y odw艂oki pe艂ne jaj. Dowayowie wszak偶e nie maj膮 agrafek, nie maj膮 te偶 do艣wiadczenia w post臋powaniu z pch艂ami piaskowymi. B臋d膮c zmuszony do ratowania si臋 na w艂asn膮 r臋k臋,

wyd艂ubywa艂em je scyzorykiem, obficie naruszaj膮c sk贸r臋, by pozby膰 si臋 tak偶e jaj, a potem przemywa艂em ran臋 alkoholem i roztworem antybiotyku. Te drastyczne, ale konieczne zabiegi ograniczy艂y na pewien czas moj膮 zdolno艣膰 poruszania si臋, co jednak by艂o wzgl臋dnie nieistotne. Mia艂em w ko艅cu materia艂, nad kt贸rym musia艂em pracowa膰, a zacz膮艂em od zg艂臋biania tajemnic notatek zrobionych podczas 艣wi臋ta czaszek. Ka偶d膮 stron膮 notatnika m贸g艂bym zajmowa膰 si臋 kilka dni, dociekaj膮c, co takiego widzia艂em, czy da si臋 to por贸wna膰 z podobnymi uroczysto艣ciami w naszej wsi, jakie wnioski o kulturze mo偶na wysnu膰. Na przyk艂ad: m臋偶czyzna, kt贸ry trzyma艂 czaszki podczas ta艅ca, nie m贸g艂 by膰 nikim innym, tylko dusze zmar艂ego. By zrozumie膰, co to s艂owo oznacza, nale偶a艂o rozpracowa膰 wszystkie okre艣lenia zwi膮zane z pokrewie艅stwem. Pr贸ba zrobienia tego, nawet pobie偶nie, za po艣rednictwem francuskich odpowiednik贸w, okaza艂a si臋 chybiona, cho膰 b艂臋dy, kt贸re Dowayowie pope艂niaj膮 m贸wi膮c po francusku, by艂y mi bardzo pomocne. Dowayowie nie odr贸偶niaj膮 na przyk艂ad bratanka od wujka ani dziadka od wnuka. Sugeruje to, 偶e u偶ywaj膮 dla tych os贸b jednakowych okre艣le艅, co si臋 rzeczywi艣cie potwierdzi艂o. Terminologia ma silne cechy wzajemno艣ci. Je艣li nazywaj膮c kogo艣, u偶ywam jakiego艣 okre艣lenia, on tak偶e u偶ywa tego okre艣lenia wobec mnie. Opracowanie tego wszystkiego zaj臋艂o mi du偶o czasu. W ko艅cu zabra艂em trzy ostatnie butelki piwa - poniewa偶 w Poli piwa zabrak艂o, po nast臋pne trzeba by pojecha膰 ponad trzysta kilometr贸w i wynaj膮艂em klas臋 z tablic膮. M臋偶czy藕ni wysiaduj膮cy na rozdro偶ach byli bardzo zadowoleni, 偶e mogli przyj艣膰 i w zamian za piwo pogada膰 ze szczodrym szale艅cem. Natychmiast chwycili zasady sporz膮dzania wykresu zale偶no艣ci rodzinnych i odbyli艣my bardzo pouczaj膮c膮 sesj臋. Wiele napisano o umiej臋tno艣ci i braku umiej臋tno艣ci radzenia sobie z pytaniami hipotetycznymi w艣r贸d lud贸w prymitywnych. Ja osobi艣cie nigdy nie by艂em pewien, czy moje trudno艣ci s膮 trudno艣ciami natury czysto j臋zykowej, czy sk艂adaj膮 si臋 na nie tak偶e inne przyczyny.

- Je艣li masz siostr臋 - zaczyna艂em - i ona wychodzi za m膮偶,

jak nazywasz...

- Nie mam siostry.

102 ~ 103


- A gdyby艣 mia艂 siostr臋...

- Ale ja nie mam siostry. Mam czterech braci.

Po kilku daremnych pr贸bach odzywa艂 si臋 Matthieu.

- Trzeba tak. M臋偶czyzna ma siostr臋. Inny m臋偶czyzna j膮 bierze. Ona jest jego 偶on膮. Jak m臋偶czyzna nazywa jej m臋偶a? Otrzymywa艂 odpowied藕. Przyj膮艂em ten spos贸b i nie mia艂em

wi臋cej k艂opot贸w - p贸ki nie doszli艣my do terminu duuse. - Kim jest tw贸j duuse? - pr贸bowa艂em.

- 呕artujemy z nim.

- Sk膮d wiesz, 偶e on jest twoim duuse?

- Wiemy o tym od dziecka. 呕artujemy z nim. - Gdzie on mieszka?

- Gdziekolwiek.

- Je艣li on jest twoim duuse, jak nazywa go tw贸j ojciec? Cisza.

- B臋dzie go nazywa艂 dziadkiem.

- A jak b臋dzie go nazywa艂 tw贸j syn? - M贸j syn nazywa go dziadkiem. Ol艣ni艂o mnie.

- Czy ty te偶 nazywasz go dziadkiem? - Tak.

W kraju Doway贸w wszyscy starzy m臋偶czy藕ni nazywani s膮 przez m艂odych dziadkami. S艂owo to nie oznacza nic poza r贸偶nic膮 wieku. Wi臋ksz膮 cz臋艣膰 poprzedniego popo艂udnia sp臋dzi艂em na wychwyceniu tej kwestii. Spr贸bowa艂em z innej beczki.

- Czy duuse nale偶y do twojej rodziny, czy sta艂 si臋 krewnym poprzez ma艂偶e艅stwo?

- Do mojej rodziny - powiada jeden.

- Poprzez ma艂偶e艅stwo - powiada drugi. - On jest jak dziadek.

J膮艂em si臋 jeszcze innego sposobu. - Ilu masz duuse?

- Sk膮d mog臋 wiedzie膰?

i Pomy艣la艂em, 偶e s艂owo to mo偶e odnosi膰 si臋 do innych zwi膮zk贸w ze 艣wiatem ni偶 pokrewie艅stwo biologiczne, 偶e mo偶e by膰 okre艣leniem zupe艂nie innego rodzaju. Pr贸bowa艂em wszystkiego: miejsca pobytu, zwi膮zku z domem czaszek, relacji z handlem wymiennym, ale wci膮偶 wydawa艂o mi si臋, 偶e nie wiem, o co chodzi. Pos艂u偶y艂em si臋 jeszcze innym kruczkiem - na

k艂oni艂em ludzi do przedstawienia mi swoich duuse. Siedzieli艣my i z mozo艂em ustalali艣my relacje pokrewie艅stwa mi臋dzy nimi. W ko艅cu stworzy艂em sobie pewien obraz dotycz膮cy duuse. Moim duuse by艂 kto艣, z kim 艂膮czy艂o mnie zwyk艂e pokrewie艅stwo ze strony pradziadka albo jeszcze odleglejsze, pod warunkiem przynajmniej jednego rodzinnego powi膮zania po k膮dzieli. Innymi s艂owy, by艂 to kto艣 taki jak dziadek matki, dla kt贸rego nie istnia艂o inne okre艣lenie, kto nale偶a艂 do innego domu czaszek ni偶 ja i by艂 osob膮 na tyle dalek膮, 偶e niemo偶liwe by艂o dok艂adne ustalenie wi臋z贸w pokrewie艅stwa. Dlatego nawet wtedy, gdy mi膮艂em przed sob膮 dw贸ch duuse, cz臋sto przedstawiali mi oni niejednakowy obraz pokrewie艅stwa mi臋dzy sob膮. Jeden m臋偶czyzna m贸g艂 wi臋c mie膰 wielu potencjalnych duuse, spo艣r贸d kt贸rych wybiera艂 sobie kilku, by z nimi 偶artowa膰 i odbywa膰 praktyki rytualne.

Podobne problemy wyp艂ywa艂y tak偶e przy najbardziej banalnych kwestiach: pi贸rach, kt贸re m臋偶czy藕ni nosili przy r贸偶nych okazjach, li艣ciach u偶ywanych podczas obrz臋d贸w, zwierz臋tach, kt贸re mog艂y lub nie mog艂y by膰 zabite. Wszystko to wydawa艂o si臋 istotne dla ustalenia, w 艣wiecie jakiej kultury 偶yli Dowayowie. Na przyk艂ad leopard zajmuje w tym 艣wiecie bardzo istotne miejsce, cho膰 w kraju Doway贸w leopardy nie pojawia艂y si臋 ju偶 od trzydziestu lat. Leopardy morduj膮 ludzi i zwierz臋ta i s膮 w tym wzgl臋dzie r贸wne Cz艂owiekowi. M臋偶czy藕ni dokonuj膮cy obrzezania, jako ci, kt贸rzy przelewaj膮 ludzk膮 krew, powinni wydawa膰 pomruki jak poluj膮ce leopardy, a ch艂opc贸w poddawanych zabiegowi przebiera si臋 za~ m艂ode leopardy. Kto艣, kto zabi艂 leoparda, musi podda膰 si臋 tym samym obrz臋dom jak ten, kto zabi艂 cz艂owieka. Zab贸jc贸w ludzi nazywa si臋 "leopardami" i pozwala si臋 im nosi膰 pazury leoparda przy kapeluszu. M贸wi膮c o swoich obrz臋dach grzebalnych, Dowayowie chlubi膮 si臋 faktem, 偶e leopard podobnie jak oni umieszcza czaszki na drzewach - odnosi si臋 to do leopardziego zwyczaju wci膮gania zdobyczy na drzewo w celu zjedzenia jej. Dowayowie wierz膮, 偶e pot臋偶ni i niebezpieczni ludzie, na przyk艂ad zaklinacze deszczu, mog膮 zamieni膰 si臋 w leoparda. Wszystkie te postawy s膮 sp贸jne i "maj膮 sens", je艣li traktuje si臋 je jako spos贸b my艣lenia o dzikiej i sk艂onnej do gwa艂tu cz臋艣ci natury ludzkiej.

104 ~ 105


Ale nawet tak prosta i oczywista - dla antropologa - dziedzina bada艅 zaj臋艂a mi tygodnie nieprzerwanych docieka艅. Ludzie niech臋tnie m贸wili o zaklinaczach deszczu i leopardach. Spor膮 wiedz臋 na ten temat zyska艂em dopiero podczas pogaw臋dki z ch艂opcem, na kt贸rego natkn膮艂em si臋 w trakcie jednej z moich pi膮tkowo-pocztowych wypraw. Deszcz unieruchomi艂 nas pod drzewem i rozmowa naturaln膮 kolej膮 rzeczy zesz艂a na zaklinaczy. Ch艂opiec wskaza艂 na g贸r臋 zawsze skryt膮 w chmurach.

- Tam mieszka jeden z nich - rzek艂. - Domboulko. Nawet w porze suchej tam zawsze jest woda. Ale najlepszy jest m贸j ojciec z Kpan. Kiedy umrze, kupi臋 tajemnic臋 deszczu, jak tylko on zamieni si臋 w leoparda.

Nadstawi艂em uszu i zacz膮艂em czerpa膰 z owej 偶y艂y z艂ota, jako 偶e ch艂opak opowiada艂 bez 偶adnych opor贸w dok艂adnie o tym, co najbardziej mnie interesowa艂o. Nim doszli艣my do Poli, wiedzia艂em, jak wa偶ne s膮 niekt贸re g贸ry i jaskinie, wiedzia艂em o istnieniu kamieni, kt贸re rodz膮 deszcz, o mocy zabijania b艂yskawicami, kt贸r膮 ma zaklinacz deszczu (i o tym, 偶e ma sztuczne z臋by). A skoro ju偶 to wszystko wiedzia艂em, nie mia艂em k艂opotu z potwierdzeniem wiadomo艣ci u ludzi z mojej wsi. Ten fragment uk艂adanki o leopardach i specjalistach od deszczu spad艂 mi z nieba przez czysty przypadek. Gdybym nie znalaz艂 si臋 by艂 na owej konkretnej drodze o owej konkretnej porze dnia, m贸g艂bym nie dowiedzie膰 si臋 tego wszystkiego nigdy, albo dowiedzie膰 si臋 nie wiadomo kiedy.

W gruncie rzeczy, nawet w przypadku tak wa偶nego zwierz臋cia jak leopard mia艂em problemy z informatorami. Zwyczajowo przypisuje si臋 Afrykanom w艂asn膮, przekazywan膮 z pokolenia na pokolenie wiedz臋 o 艣wiecie fauny i flory. Uwa偶a si臋, 偶e s膮 ekspertami w rozpoznawaniu ro艣lin - zarodnik贸w, woni, znak贸w na drzewach. 呕e potrafi膮 drobiazgowo przeanalizowa膰, do jakiej ro艣liny nale偶y dany li艣膰, owoc, kawa艂ek kory. Jedynym ich nieszcz臋艣ciem jest za艣 to, 偶e ludzie Zachodu wci膮偶 si臋 do tego wtr膮caj膮, maj膮c do upieczenia przy afryka艅skim ogniu w艂asn膮 piecze艅. W czasach, kiedy uznawano prymat kultury Zachodu, by艂o intuicyjnie oczywiste, 偶e Afrykanie myl膮 si臋 w wielu sprawach i s膮 po prostu niezbyt rozgarni臋ci. Tote偶 przyjmowano bez zdziwienia, 偶e ich umys艂y

106

nigdy nie rozwija艂y si臋 bardziej ni偶 ich brzuchy. Antropolog nieuchronnie obsadzany by艂 w roli osoby wykazuj膮cej b艂臋dy takiego postrzegania cz艂owieka prymitywnego i szuka艂 sposobu, by dowie艣膰, 偶e jest jaki艣 sens, jaka艣 logika w post臋powaniu tubylc贸w, a ich umys艂y posiadaj膮 m膮dro艣膰, kt贸ra usz艂a uwagi obserwatora z Zachodu. W dobie Nowego Romantyzmu etyczny antropolog stwierdza ze zdziwieniem, 偶e oto znajduje si臋 w zgo艂a innym po艂o偶eniu. Dzi艣 cz艂owiek prymitywny wykorzystywany jest przez Zach贸d, tak samo jak wykorzystywany by艂 przez Rousseau czy Montaigne'a, jako dow贸d na tezy o spo艂ecze艅stwie zachodnim i argument przeciwko tym jego cechom, kt贸re uwa偶a si臋 za nieatrakcyjne. Dzisiejsi "my艣liciele" r贸wnie ma艂o przejmuj膮 si臋 faktami i wywa偶onymi os膮dami, co ich przodkowie. Przyk艂adem tego stanu rzeczy, kt贸ry wyda艂 mi si臋 szczeg贸lnie jaskrawy, jeszcze zanim przyby艂em do kraju Doway贸w, by艂a wystawa wyrob贸w Indian. Pokazano na niej drewniane canoe. "Drewniane canoe - obja艣niano - harmonizuje z otoczeniem i nie powoduje jego ska偶enia". Obok widnia艂o zdj臋cie przedstawiaj膮ce proces wytwarzania canoe, podczas kt贸rego Indianie wypalaj膮 ogromne obszary le艣ne, by wykorzysta膰 cz臋艣膰 odpowiedniego drewna, porzucaj膮c ca艂膮 reszt臋, by zgni艂a. "Szlachetny dzikus" wsta艂 z grobu i ma si臋 dobrze w centrum Londynu, podobnie jak kilka wydzia艂贸w antropologii.

Prawda jest taka, 偶e moi Dowayowie wiedzieli o afryka艅skich zwierz臋tach 偶yj膮cych w buszu mniej ode mnie. Je艣li idzie o 艣lady, potrafili odr贸偶ni膰 艣lady motocykla od 艣lad贸w st贸p ludzkich i by艂 to szczyt ich umiej臋tno艣ci. Jak wi臋kszo艣膰 Afrykan贸w wierzyli, 偶e kameleony wydzielaj膮 trucizn臋. Zapewniali mnie, 偶e kobry s膮 nieszkodliwe. Nie mieli poj臋cia, 偶e g膮sienice przeobra偶aj膮 si臋 w motyle. Nie rozr贸偶niali ptak贸w, nie mo偶na te偶 by艂o na nich polega膰, je艣li chodzi o rozpoznawanie gatunk贸w drzew. Wielu ro艣lin w og贸le nie nazywali, chocia偶 cz臋sto o nich m贸wili, co wymaga艂o d艂ugich obja艣nie艅: "ro艣lina, kt贸rej kory u偶ywa si臋 do robienia farby". Wi臋kszo艣膰 zwierzyny w kraju Doway贸w wyka艅czano za po艣rednictwem side艂. Je艣li chodzi o "偶ycie w harmonii z natur膮", to w przypadku Doway贸w w og贸le nie ma o czym m贸wi膰. Wielekro膰 czynili mi wym贸wki, 偶e nie przywioz艂em z kraju bia艂ego cz艂owieka

107

F


broni, dzi臋ki kt贸rej mogliby ostatecznie wyt臋pi膰 po偶a艂owania godne stada antylop, uporczywie buszuj膮cych po okolicy. Kiedy Dowayowie zacz臋li uprawia膰 bawe艂n臋 dla monopolu pa艅stwowego, udost臋pniono im spore ilo艣ci pestycyd贸w. Od razu wykorzystali je na potrzeby rybo艂贸wstwa. Wrzucali pestycydy do strumienia i wy艂awiali zatrute ryby, dryfuj膮ce po powierzchni. 艢rodki te zast膮pi艂y kor臋 drzew, kt贸rej tradycyjnie u偶ywano do usypiania ryb.

- Cudowne! - m贸wili. - Wrzucasz i masz zabite wszystko, ma艂e ryby, du偶e ryby, i to ca艂ymi kilometrami.

Ka偶dego roku Dowayowie wypalaj膮 ogromne po艂acie buszu, z ca艂kowitym rozmys艂em, by przyspieszy膰 wzrost traw. Wynikaj膮ce z tego po偶ary powoduj膮 zag艂ad臋 m艂odych zwierz膮t i s膮 znacznym zagro偶eniem dla ludzkiego 偶ycia.

Wszystkie te czynniki zawar艂y si臋 w prostym temacie: leopard. Same tylko trudno艣ci j臋zykowe okaza艂y si臋 niema艂e. Dowayowie maj膮 niezwykle adekwatne s艂owo okre艣laj膮ce leoparda - naamyo. W przypadku lwa pos艂uguj膮 si臋 wyrazem z艂o偶onym "stara-kobieta-leopard". Mniejsze spo艣r贸d dzikich kot贸w, takie jak cywety* czy serwale, nazywaj膮 zestawieniem "syn leoparda". Nazwa s艂onia jest niebezpiecznie bliska nazwy Lwa i r贸偶ni si臋 tylko intonacj膮. Co gorsza, pierwszy z m贸wi膮cych po francusku Doway贸w, kt贸rego pyta艂em, zrobi艂 zasadniczy b艂膮d i powiedzia艂 mi, 偶e naamyo znaczy "lew". Kiedy wi臋c pos艂ugiwa艂em si臋 zestawieniem "stara-kobieta-leopard", zorientowanie si臋, czy rozmawiamy o lwie, czy o starej leopardzicy, czy o jednym i drugim naraz, urasta艂o do rangi problemu. Wreszcie wpad艂y mi w r臋ce poczt贸wki przedstawiaj膮ce afryka艅skie zwierz臋ta. Mia艂em wi臋c przynajmniej lwa i leoparda, by je pokaza膰 i przekona膰 si臋, czy Dowayowie potrafi膮 wskaza膰 r贸偶nice mi臋dzy nimi. Niestety, nie potrafili. Pow贸d tkwi艂 nie tyle w sposobie klasyfikacji zwierz膮t, ile w fakcie, 偶e nie umieli okre艣li膰 ich to偶samo艣ci na podstawie fotografii. Nam, ludziom Zachodu, nie przechodzi nawet przez my艣l, 偶e ogl膮dania fotografii trzeba si臋 nauczy膰. Stykamy si臋 z nimi od urodzenia, a zatem nie mamy 偶adnych trudno艣ci w identyfikacji twarzy lub przedmiot贸w ukazanych pod


* Gwoli 艣cis艂o艣ci: cywety nale偶膮 do rodziny 艂asz, nie kot贸w.

108

r贸偶nymi k膮tami, w r贸偶nym 艣wietle, ani nawet podobizn robionych z u偶yciem soczewek zniekszta艂caj膮cych. Dowayowie, pozbawieni takich tradycji kultury wizualnej, znaj膮 jedynie szereg znak贸w geometrycznych. W dzisiejszych czasach dzieci Doway贸w stykaj膮 si臋 z obrazami w podr臋cznikach szkolnych i w dowodach osobistych - nakazem prawa Dowayowie musz膮 nosi膰 dowody to偶samo艣ci ze zdj臋ciem. Stanowi艂o to dla mnie zawsze wielk膮 zagadk臋, poniewa偶 wielu z tych, kt贸rzy mieli takie dokumenty, nigdy nie odwiedzi艂o miasta, a w Poli nie by艂o fotografa. Sprawdzenie dowod贸w wykaza艂o, 偶e zdj臋cie jednego Dowaya s艂u偶y艂o cz臋sto kilku osobom. Przypuszczalnie urz臋dnicy s膮 niewiele lepsi w rozpoznawaniu fotografii ni偶 sami Dowayowie. Kiedy gromadzi艂em s艂ownictwo w kilku podstawowych dziedzinach, takich jak nazwy cz臋艣ci cia艂a, narysowa艂em szkic m臋偶czyzny i kobiety z niezbyt wyra藕nymi zewn臋trznymi narz膮dami p艂ciowymi, tak by mogli wskaza膰 miejsca odnosz膮ce si臋 do poszczeg贸lnych s艂贸w. Rysunek ten zosta艂 uznany za wielk膮 atrakcj臋 i przez wiele miesi臋cy ludzie przychodzili do mojej chaty i prosili, by im go pokaza膰. (M臋偶czy藕ni niepokoili si臋 bardzo, czy nie wida膰 na nim penisa w ca艂ej obrzezanej krasie, i prosili o niepokazywanie go kobietom). Wa偶ne jest, 偶e nie potrafili odr贸偶ni膰 szkicu kobiety od szkicu m臋偶czyzny. P贸ki nie mia艂em fotografii lw贸w i leopard贸w, sk艂ada艂em to na karb mojego kiepskiego rysowania. Starzy ludzie spogl膮dali na poczt贸wki, na kt贸rych obrazy by艂y bardzo wyra藕ne, obracali je na wszystkie strony, po czym stwierdzali co艣 w rodzaju: "Nie znam tego cz艂owieka". Dzieci rozpoznawa艂y zwierz臋ta, ale nie mia艂y poj臋cia o ich obrz臋dowym znaczeniu. W ko艅cu wybra艂em si臋 do Garoua. Na tamtejszym rynku znajduje si臋 kram, nosz膮cy imponuj膮c膮 nazw臋 "Konsorcjum uzdrawiaczy". Mo偶na tam naby膰 wiele niesamowitych i wspania艂ych rzeczy: cz臋艣ci ro艣lin, pazury leoparda, oczy nietoperza, odbytnice hien. Kupi艂em kilka pazur贸w leoparda, 艂ap臋 cywety i ogon lwa. Dzi臋ki temu wszystkiemu mog艂em si臋 upewni膰, o jakim zwierz臋ciu m贸wimy.

Nie stanowi艂o to wszak偶e ko艅ca problemu. Dowayowie "wyja艣nili" zwi膮zki mi臋dzy tymi zwierz臋tami nast臋puj膮co: "Leopard wzi膮艂 za 偶on臋 lwic臋. Mieszkali w g贸rskiej jaskini i mieli troje dzieci. Pewnego dnia leopard zarycza艂. Dwoje dzieci

109


przestraszy艂o si臋 i uciek艂o. Te dzieci sta艂y si臋 cywet膮 i serwalem. Trzecie dziecko sta艂o si臋 leopardem. To wszystko".

Narzuca艂o si臋 pytanie, czy zdarzy艂o si臋 to tylko raz, czy te偶 wszystkie cywety i serwale mia艂y takie pochodzenie. Jedni twierdzili tak, drudzy - inaczej. Niekt贸rzy utrzymywali, 偶e takie jest pochodzenie wszystkich cywet, natomiast serwale rodz膮 si臋 tylko z serwali. Inni upierali si臋, 偶e dotyczy to serwali, a cywety s膮 potomkami wy艂膮cznie cywet.

Nie by艂o to zjawisko odosobnione. Odpowiedzi na najzwyklejsze pytania o ptaki, ma艂py, o cokolwiek, obfitowa艂y w zatrwa偶aj膮ce zawi艂o艣ci i w 偶adnym stopniu nie przypomina艂y suchych stwierdze艅 "Dowayowie wierz膮, 偶e..: ', kt贸re znajduje si臋 w standardowych opracowaniach. Zwyk艂膮 metod膮 zadawania pyta艅 trudno by艂o ustali膰, w co wierz膮 Dowayowie. Na ka偶dym stopniu zaawansowania tematu podawano mi wszystkie mo偶liwe interpretacje, przynajmniej je艣li informator m贸wi艂 to, co my艣la艂.

Tak wi臋c 偶ycie toczy艂o si臋 dalej. Jedna uroczysto艣膰 dostarczy艂a mi materia艂u na wiele dni bada艅. Naukowiec pracuj膮cy w terenie nigdy nie powinien robi膰 sobie nadziei na utrzymanie dobrego tempa pracy przez d艂u偶szy czas. Obliczy艂em, 偶e w okresie mojego pobytu w Afryce po艣wi臋ci艂em by膰 mo偶e jeden procent czasu na robienie tego, po co tam w艂a艣ciwie pojecha艂em. Reszt臋 sp臋dzi艂em na logistyce, chorowaniu, 偶yciu towarzyskim, aran偶owaniu spraw, przemieszczaniu si臋 i przede wszystkim na czekaniu. Zlekcewa偶y艂em miejscowych bog贸w moim nadmiernym pragnieniem dokonania czego艣. I szybko zosta艂em ukarany.

Dno

Kolejny okres mojego pobytu w kraju Doway贸w by艂 niew膮tpliwie najmniej przyjemnym okresem spo艣r贸d wszystkich, jakie sp臋dzi艂em kiedykolwiek i gdziekolwiek w moim 偶yciu by艂 to bowiem czas, kiedy grzeszy艂em utrat膮 nadziei.

Ci膮g niepowodze艅 rozpocz臋艂a decyzja o wyje藕dzie do Garowa po zakupy. Decyzja ta zosta艂a mi zreszt膮 narzucona: sko艅czy艂o mi si臋 jedzenie, paliwa mia艂em tyle tylko, by dojecha膰 do granic miasta, i tysi膮c pi臋膰set frank贸w (oko艂o trzech funt贸w) w kieszeni. Okoliczno艣ci tego rodzaju sprzyjaj膮 艣mia艂ym poczynaniom. Przyrzek艂em Augustinowi, 偶e go zabior臋, i um贸wili艣my si臋 o brzasku z dala od g艂贸wnej ulicy, licz膮c na to, 偶e wydostaniemy si臋 chy艂kiem z Poli, 偶e nikt nie ob艂aduje nas po dach prosem i nie poprosz膮 o podwiezienie 偶andarmi. Szybko opu艣cili艣my miasteczko i ko艂ysz膮c si臋 oraz trz臋s膮c, sun臋li艣my przez najgorszy odcinek drogi, prowadz膮cy ku twardej nawierzchni. Nie pokonali艣my go jednak. Z osiem kilometr贸w przed celem wzi膮艂em zakr臋t, by si臋 przekona膰, 偶e droga po prostu znikn臋艂a wskutek deszcz贸w. Do z艂ych zachodnich przyzwyczaje艅 nale偶y przypuszczenie, 偶e skoro droga prowadzi do zakr臋tu, b臋dzie tak偶e sz艂a za zakr臋tem. Z okropnym chrz臋stem metalu zaryli艣my si臋 w g艂臋bokiej na trzydzie艣ci centymetr贸w rozpadlinie id膮cej w poprzek trasy. Od razu wiedzia艂em, 偶e co艣 si臋 sta艂o z kierownic膮. Rz臋zi艂a, poj臋kiwa艂a i zawzi臋cie odmawia艂a nadania ko艂om odpowiedniego kierunku. 呕yj膮c z pensji m艂odszego wyk艂adowcy, niewiele mia艂em do czynienia z samochodami, nie bardzo wi臋c te偶 wiedzia艂em,

111


co najlepiej w takiej sytuacji zrobi膰. Wyra藕nie potrzebowali艣my pomocy. Zwykle polega艂em na naprawach Herberta Browna - opowiadano zdumiewaj膮ce historie o jego dokonaniach w mechanice. Z dw贸ch wieszak贸w na ubrania i starego p艂uga potrafi艂 skleci膰 skrzyni臋 bieg贸w. Jego rozwi膮zania in偶ynierskie nigdy nie by艂y eleganckie, ale cz臋sto dzia艂a艂y. Oddawa艂 je klientowi z komentarzem: "Kupa z艂omu, ale tutaj i tak wszystko ma kr贸tki 偶ywot". Niestety, Brown by艂 daleko. C贸偶 mieli艣my robi膰, i tak musia艂em dosta膰 si臋 do Garoua. Zepchn臋li艣my samoch贸d na bok i poszli艣my dalej piechot膮, a dotar艂szy do dobrej drogi, zatrzymali艣my taks贸wk臋. Nie wzi膮艂em w贸wczas napisu na drzwiach "Wszystko w r臋kach Boga" za z艂y omen.

Dojechali艣my bez k艂opot贸w, grzecznie podporz膮dkowuj膮c si臋 zaleceniom wypisanym wewn膮trz pojazdu; by nie plu膰, nie bi膰 si臋, nie wymiotowa膰 i nie t艂uc szyb. Poniewa偶 nasta艂o po艂udnie, Augustin zaprosi艂 mnie do swojej ulubionej afryka艅skiej restauracji. Wyb贸r by艂 niewielki: bierzesz, co daj膮, albo nie jesz. Wzi膮艂em i nie zjad艂em. Podano mi krowi膮 nog臋 w du偶ym emaliowanym naczyniu pe艂nym gor膮cej wody. M贸wi膮c "krowia noga", nie mam na my艣li czego艣 przyrz膮dzonego na bazie krowiej nogi, lecz konkretny artyku艂 w ca艂o艣ci z kopytem, sk贸r膮 i w艂osami. Robi艂em, co mog艂em, ale jako艣 nie potrafi艂em si臋 do tego zabra膰. Obwie艣ci艂em niespodziewan膮 utrat臋 apetytu. Augustin chwyci艂 moj膮 porcj臋 i obrobi艂 wszystko a偶 do ko艣ci z 偶ar艂oczno艣ci膮 kolonii mr贸wek nomadnych.

Z podr贸偶膮 t膮 wi膮偶膮 si臋 dwa warte odnotowania sukcesy. Po pierwsze, wy艂udzi艂em troch臋 pieni臋dzy od banku, kt贸remu tak pochopnie powierzy艂em swoje Finanse. Po drugie, uda艂o nam si臋 za艂atwi膰 powr贸t do Poli, i to z mechanikiem samego sous-prefeta. Potraktowa艂em to - nierozs膮dnie! - jako prawdziwy 艂ut szcz臋艣cia. Po wielu godzinach kr膮偶enia za interesami po rozmaitych cz臋艣ciach miasta zamieszka艂ych przez Fulan贸w wyruszyli艣my wreszcie w kierunku Poli. Droga by艂a bardzo w膮ska i ca艂kowicie opanowana przez ogromne ci臋偶ar贸wki z przyczepami, przewo偶膮ce bawe艂n臋 oraz paliwa w t臋 i z powrotem pomi臋dzy Czadem a kolej膮 w Ngaoundere. Z przera偶eniem stwierdzi艂em, 偶e mijaj膮c jedn膮 z takich bestii, kierowca, zjechawszy na sam膮 kraw臋d藕 drogi i b臋d膮c ko艂ami o cen

112


centymetr od g艂臋bokiego na metr kana艂u melioracyjnego, po prostu zamkn膮艂 oczy.

Dotarli艣my jednak do pozostawionego samochodu przed noc膮. Mechanik dokona艂 b艂yskawicznego przegl膮du. Nic takiego, wystarczy porz膮dnie waln膮膰. Wpe艂z艂 pod samoch贸d, sk膮d da艂 si臋 s艂ysze膰 szcz臋k metalu o metal i co艣, co wzi膮艂em za przekle艅stwo w j臋zyku Fulan贸w, po czym wy艂oni艂 si臋, promieniej膮c rado艣ci膮. Nie jest idealnie, ale do Poli dojad臋, a stamt膮d trzeba b臋dzie pos艂a膰 po cz臋艣ci.

By艂em szczerze uradowany. Wsiedli艣my z Augustinem i ruszyli艣my z umiarkowan膮 pr臋dko艣ci膮. Kierownica wydawa艂a mi si臋 troch臋 podejrzana, ale z pewnym przybli偶eniem spe艂nia艂a swe zadanie. Po drodze spotykali艣my mn贸stwo s贸w. Siedzia艂y na ziemi i zrywa艂y si臋, by zaatakowa膰 艣wiat艂a samochodu. Rzezie s贸w na drogach przybieraj膮 ogromne rozmiary. Sowy przera偶aj膮 Doway贸w. Uwa偶aj膮 oni, 偶e noc膮 pod skrzyd艂ami tych ptak贸w kryj膮 si臋 z艂e moce. Ledwie kto艣 us艂yszy sow臋 ko艂o swego domostwa czy w pobli偶u byd艂a, natychmiast szuka stosownego lekarstwa.

Znale藕li艣my si臋 na szczycie wysokiego wzg贸rza i zacz臋li艣my zje偶d偶a膰 w d贸艂. Nie dotarli艣my jeszcze do w膮skiego mostka przerzuconego nad w膮wozem; kiedy zda艂em sobie spraw臋, 偶e kierownica nie dzia艂a. Starczy艂o mi jedynie czasu na zapami臋tanie ostrych szpic贸w po obu stronach mostka - tyle zosta艂o z balustrady po wypadku, w kt贸rym zgin膮艂 przed paru laty, dok艂adnie w tym miejscu, sous prefet. Uderzyli艣my w drzewo, odbili艣my si臋, uderzyli艣my w g艂az i pomkn臋li艣my ku w膮wozowi. Sta艂em ju偶 prawie na hamulcach, bez wielkiego rezultatu. Zatrzymali艣my si臋 na chwil臋 na kraw臋dzi i spadli艣my.

Wyl膮dowali艣my mi臋kko na m艂odym drzewku, kt贸re powoli 艂ama艂o si臋 pod naszym ci臋偶arem. Ze spokojem wy艂膮czy艂em silnik, spyta艂em Augustina; czy nic mu nie jest, i wydosta艂em si臋 z samochodu. Gdy wspi臋li艣my si臋 na g贸r臋, co艣 nagle p臋k艂o w nas obu, siedli艣my patrz膮c na postrz臋pione ska艂y i wybuchn臋li艣my histerycznym 艣miechem - naturalnie nie z rado艣ci, lecz pod wp艂ywem silnych emocji, na kt贸re z艂o偶y艂y si臋 przera偶enie, ulga i niedowierzanie. Podejrzewam, 偶e siedzieli艣my tam dosy膰 d艂ugo. Wydawa艂o nam si臋, 偶e wyszli艣my w miar臋 ca艂o. Augustin mia艂 siniaki na klatce piersiowej. Ja uderzy艂em

113


g艂ow膮 o kierownic臋, ucierpia艂y te偶 palce u r膮k i n贸g oraz 偶ebra. W臋druj膮c do miasta, zabrali艣my si臋 do dw贸ch piw, kt贸re Augustin trzyma艂 na czarn膮 godzin臋. Czuli艣my, 偶e nam si臋 nale偶膮.

Nast臋pnego dnia w pe艂ni zda艂em sobie spraw臋 z okropno艣ci ca艂ej sytuacji. Ogl臋dziny wraka utwierdzi艂y mnie w przekonaniu, 偶e naprawa b臋dzie d艂ugotrwa艂ym i kosztownym przedsi臋wzi臋ciem i 偶e mieli艣my du偶o szcz臋艣cia, wychodz膮c z wypadku bez powa偶niejszych obra偶e艅. Poddali艣my si臋 badaniom u miejscowego lekarza, kt贸ry orzek艂, 偶e nic nam nie jest. Z faktu, 偶e do tej pory moje palce ustawione s膮 pod dziwacznym k膮tem oraz 偶e mam zgrubienie na dw贸ch 偶ebrach, wnioskuj臋, i偶 podczas bada艅 nie wychwycono drobniejszych z艂ama艅. W najgorszej kondycji by艂a wszak moja szcz臋ka. Dwa z臋by na przodzie chwia艂y si臋, a ca艂a 偶uchwa zacz臋艂a powoli puchn膮膰, sprawiaj膮c mi znaczny b贸l.

Pe艂en nadziei, 偶e wszystko b臋dzie dobrze, wr贸ci艂em do Kongle, by prowadzi膰 dalsze badania nad leopardami oraz innymi dzikimi kotami, i aplikowa艂em sobie valium na sen przed noc膮.

Wiele uwagi po艣wi臋ca艂em obecnie klasyfikacji chor贸b i w tym celu sp臋dza艂em sporo czasu z jednym z tutejszych uzdrawiaczy; kt贸ry mia艂 wszak偶e t臋 wad臋, 偶e mieszka艂 na szczycie pionowej ska艂y powy偶ej Kongle. Ca艂ymi godzinami szukali艣my korzeni, dyskutuj膮c o rozpoznawaniu chor贸b i r贸偶nicach w ich leczeniu.

Jak ju偶 wspomnia艂em, Dowayowie dziel膮 choroby na zaka藕ne, czary gnie偶d偶膮ce si臋 w g艂owie, dolegliwo艣ci powodowane przez przodk贸w i choroby nieczysto艣ci. Jedynie choroby zaka藕ne i mimowolne okaleczenia, kt贸re mog膮 by膰 spowodowane przez czary, daj膮 si臋 leczy膰 zio艂ami. Przypisanie konkretnej choroby do danego przypadku jest bardzo skomplikowane. Nazwy niekt贸rych chor贸b odnosz膮 si臋 zar贸wno do objaw贸w, jak i do czynnik贸w przyczynowych (na przyk艂ad nasze s艂owo "przezi臋bienie" sugeruje pewne objawy i wirusowe pochodzenie choroby). Inne nazwy opisuj膮 po prostu objawy (jak ;,偶贸艂taczka", kt贸ra mo偶e by膰 spowodowana r贸偶nymi chorobami). 呕eby powi膮za膰 symptomy z chorob膮, stosuje si臋 rozmaite wr贸偶by. Mo偶na wezwa膰 uzdrawiacza, kt贸ry wrzuca do wody wn臋trzno艣ci kurcz臋cia, s膮 specjali艣ci umiej膮cy okre艣li膰 dolegliwo艣膰 cz艂owieka, patrz膮c na niego przez szklan膮 kul臋. Najpopularniejsz膮 form膮 wr贸偶b jest jednak pocieranie mi臋dzy palcami ro艣liny zwanej zepto i wykrzykiwanie nazw r贸偶nych chor贸b, kt贸re mog艂y cz艂owieka zaatakowa膰. Moment, kiedy zepto si臋 z艂amie, wskazuje na fakt ustalenia prawid艂owej nazwy choroby. Wr贸偶bita przechodzi w贸wczas do przyczyn choroby - z艂ych mocy, przodk贸w i tak dalej. Nast臋pnie trzeba znale藕膰 lekarstwo. Trzy kolejki wr贸偶b dostarczaj膮 zwykle pe艂nej informacji. Je艣li chory nie mo偶e uda膰 si臋 do wr贸偶bity samodzielnie, powinien wys艂a膰 mu troch臋 s艂omy z dachu swego spichlerza, najbardziej osobistego i nietykalnego obszaru domostwa.

Je艣li winnym choroby uzna si臋 jakiego艣 przodka, wysy艂a si臋 cz艂owieka do domu czaszek, by obla艂 czaszk臋 naprzykrzaj膮cego si臋 krewnego krwi膮, ekskrementami lub piwem.

Choroby wynikaj膮ce z nieczysto艣ci wymagaj膮 zwykle uwagi ekspert贸w - specjalisty od obrzezania, czarownika, zaklinacza deszczu. Przyczyny i skutki czasami 艂膮cz膮 si臋 ze sob膮 w spos贸b niebezpo艣redni. Na przyk艂ad to, co my okre艣liliby艣my jako zwichni臋cie, uwa偶ane jest za bolesne z powodu glist, kt贸re wnikn臋艂y w ko艅czyn臋; glisty wi膮偶膮 si臋 z deszczem, dlatego tylko zaklinacz deszczu mo偶e leczy膰 t臋 dolegliwo艣膰. Z kolei kontakt ze sprawami umar艂ych wymaga leczenia przez czarownika i polega na pocieraniu ofiary ubraniami lub innymi rzeczami osobistymi zmar艂ego. Najgorsze choroby bior膮ce si臋 z nieczysto艣ci pochodz膮 od kowala i jego 偶on, garncarek. Cz臋sta styczno艣膰 z nimi, a zw艂aszcza z narz臋dziami ich pracy, powoduje co艣; co mo偶na jedynie okre艣li膰 jako zarastanie pochwy u kobiet i wypadni臋cie odbytnicy w m臋偶czyzn. Miech kowalski, kt贸ry zsy艂a choroby na m臋偶czyzn, jest niew膮tpliwie przedmiotem fallicznym i fakt, 偶e atakuje odbytnic臋, a nie penis, nale偶y wi膮za膰 z "oficjaln膮" definicj膮 obrzezania, m贸wi膮c膮 偶e dotyczy ono zatkania odbytu.

Zdarza si臋, 偶e kto艣 rzuca urok, powoduj膮cy chorob臋 nieczyst膮, chroni膮c w ten spos贸b swoje dobra. Mia艂em niez艂e uk艂ady z klownem Kongle. By艂 on w艂a艣cicielem jedynego drzewa pomara艅czowego w okolicy i 偶ywi艂 do mnie przesadny wr臋cz sentyment od czasu, gdy kupi艂em od niego dwie艣cie pomara艅czy. (Musz臋 przyzna膰, 偶e nie chcia艂em kupi膰 dwustu

114 ~ 115


pomara艅czy, lecz dwadzie艣cia, i tylko moja niedoskona艂o艣膰 w pos艂ugiwaniu si臋 liczbami leg艂a u podstaw tej pomy艂ki). Aby ochroni膰 swoje drzewo przed pustoszeniem go przez dzieci, umie艣ci艂 na nim rozmaite ro艣liny i rogi k贸z, aby ka偶dy, kto ukradnie pomara艅cze, kas艂a艂 jak koza i musia艂 przyj艣膰 do niego, by si臋 tej dolegliwo艣ci pozby膰.

i Niekt贸rzy Dowayowie osi膮gaj膮 nie藕le dochody z posiadanych przez siebie magicznych kamieni, kt贸re mog膮 spowodowa膰 wszystkie choroby: od b贸lu z臋ba po czerwonk臋. Chorzy musz膮 zg艂osi膰 si臋 na kuracj臋. Dowayowie nie widz膮 nic z艂ego w zarabianiu pieni臋dzy takim sposobem.

Z艂e moce atakuj膮ce g艂ow臋 przenosz膮 si臋 od bliskich krewnych za po艣rednictwem orzeszk贸w ziemnych lub mi臋sa. Z艂e moce nie lubi膮 ostrych przedmiot贸w, dlatego przed z艂ymi mocami nale偶y strzec ma艂ych ch艂opc贸w, by nie wykrwawili si臋 na 艣mier膰 podczas obrzezania. Noc膮 z艂e moce kr膮偶膮 po okolicy. Wygl膮daj膮 podobno jak ma艂e piskl臋ta - to one w艂a艣nie kryj膮 si臋 pod skrzyd艂ami s贸w. Wysysaj膮 krew ludzi i byd艂a, potrafi膮 nawet spowodowa膰 w ten spos贸b 艣mier膰. Nale偶y chroni膰 si臋 przed nimi, umieszczaj膮c oset lub kolce je偶ozwierza na dachu chaty. Po 艣mierci bada si臋 czaszk臋, czy nie zosta艂a przez nie zaatakowana. Nie pojmowa艂em z pocz膮tku, 偶e ludzie umieraj膮cy "na z艂e moce" nie s膮, og贸lnie rzecz ujmuj膮c, ofiarami czarownic czy czarownik贸w, lecz sami byli nosicielami z艂ych mocy, kt贸re zosta艂y zranione. Kiedy z艂e moce zostan膮 zranione, cz艂owiek, w kt贸rym one siedz膮, umiera. Dowayowie t艂umacz膮 w ten spos贸b wysoki stopie艅 艣miertelno艣ci w艣r贸d m艂odych m臋偶czyzn, kt贸rzy w porze suchej udaj膮 si臋 do miasta do pracy. S膮 bardzo m艂odzi - prawie dzieci - i nie nauczyli si臋 jeszcze panowa膰 nad swoimi z艂ymi mocami. A one; szczeg贸lnie podekscytowane widokiem mi臋sa na sto艂ach rze藕nickich, kalecz膮 si臋 ostrymi no偶ami, kt贸rych jest tam mn贸stwo.

Gdy chory umrze, szuka si臋 艣wiadectwa w postaci dw贸ch kolc贸w pod g贸rn膮 szcz臋k膮. Je艣li s膮 one czerwone lub czarne, to znak, 偶e przyczyn膮 艣mierci by艂y z艂e moce. Je艣li w rodzinie potwierdzonych zostanie w ten spos贸b kilka zgon贸w, podejrzenia padaj膮 natychmiast na konkretnego jej cz艂onka. W czasach przedkolonialnych czarownice i czarownicy byli poddawani specjalnym pr贸bom. M臋偶czy藕ni musieli wypi膰 piwo,

116 I

w kt贸rym zanurzono n贸偶 do obrzeza艅. Je艣li byli winni, ich 偶o艂膮dki puch艂y i wykrwawiali si臋 na 艣mier膰. Mogli te偶 wypi膰 piwo zawieraj膮ce truj膮cy sok z mleczka sukulenta dangoh (Euphorbia Cameroonica). Je艣li nie wymiotowali, nast臋powa艂a 艣mier膰 i uwa偶ano ich za winnych zgodnie z oskar偶eniem. Je艣li wymiotowali, bia艂e wymiociny wskazywa艂y niewinno艣膰, czerwone - win臋. Winny by艂 w贸wczas wieszany przez kowala.

Pewna kobieta zosta艂a kiedy艣 powszechnie uznana za wied藕m臋 winn膮 przekazania z艂ych mocy dw贸m c贸rkom, kt贸re umar艂y. By艂em 艣wiadkiem badania czaszki drugiej z nich. G艂owa zosta艂a od艂膮czona od korpusu przez starca pos艂uguj膮cego si臋 zakrzywionym kijem. Podziwiano jego zr臋czno艣膰, gdy wsun膮艂 koniec kija w oczod贸艂 i wyci膮gn膮艂 g艂ow臋, nie roni膮c ani jednego z臋ba, kt贸ry m贸g艂by wpa艣膰 do 偶o艂膮dka. Trup mi膮艂 ze trzy tygodnie i cuchn膮艂 brzydko - rodzice dziewczyny obiecali m臋偶czy藕nie kozi膮 sk贸r臋 za t臋 us艂ug臋. Jak zwykle sporo by艂o spro艣nych dowcip贸w. Kobietom kazano si臋 oddali膰: "Je艣li si臋 pochylimy nad g艂ow膮 i pu艣cimy b膮ka, od razu wszystkim o tym opowiecie". Wycofa艂y si臋, zrz臋dz膮c, a starzec dokona艂 ogl臋dzin g艂owy. Podczas pobytu u Doway贸w wielokrotnie przygl膮da艂em si臋 czaszkom, ale nie mog艂em stwierdzi膰, czy r贸偶nica pomi臋dzy t膮, u kt贸rej znaleziono 藕le moce, i t膮, kt贸ra by艂a od nich wolna, opiera艂a si臋 na zauwa偶alnej odmienno艣ci morfologicznej. Starcy wszak偶e zawsze byli jednomy艣lni. Og艂oszenie o znalezieniu z艂ych mocy mieszka艅cy wioski przyjmowali nie ze z艂o艣ci膮, lecz ze spokojn膮 satysfakcj膮. Podejrzana kobieta by艂a moj膮 blisk膮 s膮siadk膮 i natychmiast zacz臋艂y kr膮偶y膰 dowcipy o tym; 偶e tylko bia艂y cz艂owiek, odporny jak wszyscy biali na z艂e moce, m贸g艂 mieszka膰 obok niej. Oczernianie najwyra藕niej kobiet臋 dra偶ni艂o, zaproponowa艂a wi臋c, 偶e przejdzie po czaszkach przodk贸w, a wtedy, je艣li jest 藕r贸d艂em z艂ych mocy, umrze. M膮偶 nie zgodzi艂 si臋, by jej na to pozwolono.

- A po co? - wyja艣nia艂. - Umrze i b臋d臋 musia艂 kupi膰 sobie now膮 偶on臋.

Wbrew moim przypuszczeniom Dowayowie nie przejawiali parali偶uj膮cego strachu w konfrontacji z czarami. Ca艂膮 t臋 kwesti臋 postrzegano raczej ze sztuczn膮 powag膮, traktowano j膮 praktycznie. Dowayowie zawsze podkre艣lali, 偶e istniej膮 r贸偶ne rodzaje czar贸w maj膮cych siedlisko w g艂owie; ale tylko

117


117


jeden z nich by艂 z艂y. Inny na przyk艂ad sprawia艂, 偶e cz艂owiek mia艂 czyste z臋by, jeszcze inny gwarantowa艂 powodzenie w gospodarowaniu bez krzywdzenia innych ludzi. Z niedowierzaniem przyjmowali wyja艣nienia, 偶e sprawy te, jako nieznane w kraju bia艂ego cz艂owieka, bardzo mnie interesuj膮. Nie by艂em jeszcze 艣wiadom rodowodu, jaki mi przypisywali - uznawali mnie przecie偶 za kolejne wcielenie czarownika. Dowayowie nigdy nie nazwali mnie k艂amc膮, ale ich twarze przybiera艂y szczeg贸lny wyraz, kiedy pr贸bowa艂em wcisn膮膰 im jakie艣 szczeg贸lnie jaskrawe k艂amstwo, jak istnienie podziemnej kolejki albo nieistnienie op艂at za 偶on臋 w Anglii.

Uzdrawiacze byli w gruncie rzeczy bardzo zadowoleni pracuj膮c ze mn膮 nawet za stosunkowo ma艂e wynagrodzenie, kt贸re mog艂em im zaoferowa膰. Obawiali si臋 jedynie tego, 偶e ukradn臋 ich remedia i sam zabior臋 si臋 do uzdrawiania. W spo艂ecze艅stwach prymitywnych wiedza rzadko bywa 艂atwo dost臋pna. Nale偶y do konkretnych jednostek. Cz艂owiek jest w艂a艣cicielem swojej wiedzy. Zap艂aci艂 za ni膮 i by艂by g艂upcem, oddaj膮c j膮 bez zap艂aty innym, tak samo jak nie oddaje si臋 bez zap艂aty c贸rek: Jedynym rozs膮dnym rozwi膮zaniem by艂o branie ode mnie pieni臋dzy. Dowayowie uwiarygodniaj膮 swoje lekarstwa ich rodowodem. Stare lekarstwo jest lepsze ni偶 nowe, ka偶da innowacja bywa podejrzana, poniewa偶 nie nosi w sobie aprobaty przodk贸w. W konsekwencji nie usi艂uje si臋 szuka膰 nowych lekarstw.

Uzdrawiacze byli bardzo podejrzliwi wobec mojej "kliniki", p贸ki nie nabrali pewno艣ci, 偶e ograniczam si臋 do leczenia wy艂膮cznie chor贸b zaka藕nych korzeniami u偶ywanymi przez bia艂ych ludzi i nie zamierzam z nikim wsp贸艂zawodniczy膰. Pewien przypadek wywo艂a艂 szczeg贸lne moralne i strategiczne trudno艣ci. Brat naczelnika, mieszkaj膮cy o kilka chat dalej, cz臋sto przychodzi艂 do mnie w odwiedziny. By艂 to przyjacielski, wysoki i chudy jak tyka, a do tego niezdarny m臋偶czyzna, maj膮cy opini臋 niezbyt rozgarni臋tego. Pewnego dnia zda艂em sobie spraw臋, 偶e nie widzia艂em go od kilku tygodni, i zapytawszy, czy dok膮d艣 wyjecha艂, dowiedzia艂em si臋, 偶e jest umieraj膮cy. Cierpia艂 na silny atak czerwonki pe艂zakowej, wezwano wi臋c uzdrawiacza ze ska艂y. Z ogl臋dzin wn臋trzno艣ci kurcz臋cia wynika艂o, 偶e chorob臋 zes艂a艂 na niego duch jego nieboszczki matki, kt贸ra domaga艂a si臋 piwa. Wylano piwo na jej czaszk臋; lecz poprawy nie by艂o. Sprowadzono innego uzdrawiacza. Ten ujawni艂, 偶e w istocie choroba pochodzi od innego ducha, kt贸ry jedynie ukrywa艂 si臋 pod postaci膮 ducha matki chorego. z艂o偶ono ofiary, lecz m艂ody cz艂owiek s艂ab艂 nadal. Trzecia 偶ona naczelnika, kt贸ra opiekowa艂a si臋 nim, gdy by艂 ch艂opcem, zamartwia艂a si臋 jego chorob膮, przysz艂a wi臋c i j臋艂a lamentowa膰 pod moj膮 chat膮, pytaj膮c, czy nie mam korzeni, kt贸re by go uratowa艂y. Nie mog艂em odm贸wi膰. Mia艂em naturalnie silne 艣rodki samob贸jcze i antybiotyki. Oznajmi艂em wszystkim, 偶e nie jestem uzdrawiaczem i nie wiem, czy moje korzenie pomog膮, ale je艣li za偶ycz膮 sobie, bym spr贸bowa艂, zrobi臋 to. Obawia艂em si臋, 偶e zra偶臋 do siebie uzdrawiaczy, ale oni byli nie藕le przygotowani na ewentualne z艂e diagnozy. M臋偶czyzna szybko wraca艂 do siebie. Chudy jak szkielet, w ci膮gu paru dni sta艂 si臋 okazem zdrowia, z czego wszyscy si臋 bardzo cieszyli. Uzdrawiacze wcale nie czuli si臋 zbici z tropu. Wyja艣nili jedynie, 偶e by艂 to z艂o偶ony przypadek choroby zaka藕nej, co postanowi艂y wykorzysta膰 rozmaite duchy, by powi臋kszy膰 cierpienia chorego. Oni uporali si臋 z duchami, ja - z chorob膮.

Prawdziwie wsp贸艂czu艂em Dowayom w艂a艣nie wtedy, gdy chorowali. Uzmys艂awia艂em sobie w贸wczas, o ile ich 偶ycie jest gorsze od naszego. W innych sytuacjach cieszyli si臋 przecie偶 wolno艣ci膮, mieli swobodny dost臋p do najwa偶niejszych w ich poj臋ciu form zaspokajania potrzeb zmys艂owych - piwa i kobiet, mieli poczucie w艂asnej godno艣ci. Lecz kiedy zapadali na zdrowiu, umierali niepotrzebnie w udr臋ce i strachu. Pa艅stwowy szpital w Poli nie zapewnia艂 im rzeczywistej pomocy. Wed艂ug przepis贸w pacjent mia艂 zg艂asza膰 si臋 do szpitala z notesem do zapisywania dolegliwo艣ci. Nie umiej膮cy czyta膰 i pisa膰 mieszkaniec buszu nie potrzebowa艂 notesu i nigdy nie mia艂 czego艣 takiego w r臋ce. Notes贸w nie by艂o tak偶e w sprzeda偶y w Poli; a pracownicy szpitala nie chcieli ich przechowywa膰, poniewa偶 nie nale偶a艂o to, zgodnie z przepisami, do obowi膮zk贸w personelu. Pacjent贸w odsysano z powrotem, odmawiano im pierwszej pomocy, p贸ki nie znajd膮 notesu. Nieuchronnie wi臋c sta艂em si臋 dobrodziejem w sprawach leczenia, podobnie jak misja, ale efekt by艂 taki, 偶e wielu Doway贸w w og贸le nie chcia艂o fatygowa膰 si臋 do szpitala. Bez w膮tpienia spowodowa艂o to

118 ~ 119


wiele zgon贸w - pe艂ne arogancji, nieludzkie post臋powanie urz臋dnik贸w uwa偶a艂em za co艣 niewybaczalnego. Poczuciem winy napawa艂 mnie fakt, 偶e kiedy sam potrzebowa艂em pomocy, tylko z powodu koloru sk贸ry mog艂em wej艣膰 poza kolejk膮 i otrzyma膰 lepsz膮 opiek臋, podobnie jak miejscowe tuzy.

Kolejny dra偶liwy moment przypad艂 na czas wizyty francuskiego botanika, kt贸ry podr贸偶owa艂 po Kamerunie, by na potrzeby przygotowywanego atlasu botanicznego przeprowadzi膰 badania nad rozmieszczeniem tutejszej ro艣linno艣ci. Wr贸ci艂em kt贸rego艣 dnia do wioski i zasta艂em owego d偶entelmena, siedz膮cego sobie spokojnie w szkole po sze艣ciogodzinnym zaledwie "przegl膮dzie" miejscowej flory. Dowayowie nie pojmowali naturalnie, 偶e kto艣 mo偶e interesowa膰 si臋 ro艣linami dla samych ro艣lin. Nie mieli w膮tpliwo艣ci, 偶e cz艂owiek 贸w pr贸buje ukra艣膰 ich zio艂owe lekarstwa, kt贸re sprzeda gdzie indziej z wielkim zyskiem. Sta膰 go by艂o na prowadzenie wykwintniejszego gospodarstwa ni偶 moje - wozi艂 w艂asne kurczaki, uznaj膮c, 偶e s膮 lepsze od lokalnych okaz贸w, i mia艂 dw贸ch 艂udzi do zaspokajania swoich zachcianek. Zasiedli艣my po艣rodku buszu do absurdalnej kolacji, z obrusem i serwetkami, podczas gdy dzieci Doway贸w kuca艂y wok贸艂 nas i patrzy艂y szeroko otwartymi, pe艂nymi zdziwienia oczami. Botanik uprzejmie informowa艂 mnie, jak najlepiej pobiera膰 pr贸bki botaniczne do dalszej identyfikacji. W g艂臋bi Afryki r贸偶nice pomi臋dzy francuskim botanikiem a angielskim antropologiem zdawa艂y si臋 minimalne, rozmawiali艣my wi臋c d艂ugo w noc.

Nast臋pnego dnia miejscowy uzdrawiacz wyra偶a艂 si臋 wi臋cej ni偶 szorstko 0 oburzaj膮cym naje藕dzie mojego "brata". Uda艂o mi si臋 go w ko艅cu przekona膰, 偶e nie jeste艣my nawet z tego samego kraju, posi艂kuj膮c si臋 faktem, 偶e Zuuldibo zaoferowa艂 mu piwo, a on odm贸wi艂. On by艂 cudzoziemcem, jak cho膰by Herbert Brown z misji protestanckiej. R贸偶nica pomi臋dzy tamtymi dwoma a Anglikami by艂a taka, jak pomi臋dzy okropnymi Fularami i dobrymi Dowayami.

Wedle naszej wiedzy lekarstwa rozdawane przez ludowych praktyk贸w s膮 nieefektywne lub wr臋cz szkodliwe. Sposoby w rodzaju pocierania piersi chorego na gru藕lic臋 kozimi rogami wydaj膮 si臋 naszemu 艣wiatu tak obce, 偶e nikt nawet nie zamierza si臋 trudzi膰, by sprawdza膰 ich skuteczno艣膰. Wyja艣nia

my je z 艂atwo艣ci膮 og贸lnymi prawid艂ami magii sympatycznej i kontagialnej, tak 偶e antropolog ledwie zwraca na nie uwag臋. A zatem ten aspekt miejscowych wierze艅 nie robi艂 na mnie wielkiego wra偶enia, p贸ki nie zacz膮艂em pracowa膰 z zaklinaczami deszczu, ale o tym w swoim czasie.

Wi臋kszo艣膰 lekarstw Doway贸w opiera si臋 na tych samych trzech magicznych ro艣linach, kt贸re maj膮 pomaga膰 na wszystkie rodzaje nieszcz臋艣膰: od cudzo艂贸stwa do b贸lu g艂owy. Ka偶d膮 z nich dzieli si臋 na kilka typ贸w, kt贸rych laik nie rozr贸偶ni, dokonuj膮c samych tylko ogl臋dzin. Dowayowie zachowuj膮 si臋 zawsze tak, jakby byli zatwardzia艂ymi pozytywistami, nie wierz膮 w nic, na co nie maj膮 oczywistego dowodu.

- W jaki spos贸b odr贸偶niacie jeden rodzaj zepto od drugiego? - pyta艂em. - Sk膮d wiadomo, 偶e ten rodzaj przeciwdzia艂a cudzo艂贸stwu, a nie b贸lowi g艂owy?

Patrzyli na mnie z wielkim niedowierzaniem wobec prostoty zagadnienia.

- Pr贸buj膮c ka偶dego z nich. Jak偶e inaczej? - odpowiadali. A nast臋pnie rozwodzili si臋 o kamieniach sprowadzaj膮cych deszcz, ludziach zamieniaj膮cych si臋 w leopardy, nietoperzach zwracaj膮cych ekskrementy nosem, z powodu braku odbytu gwa艂c膮c niemi艂osiernie wszystkie swoje pozytywistyczne zasady. Nie mo偶na by艂o przewidzie膰, w jaki spos贸b zareaguj膮 na pytania tycz膮ce tej sfery. Czasami, mniej lub bardziej rozdra偶nieni, rzucali kt贸r膮艣 z trzech wersji "Nie wiem". Zdarza艂o si臋, 偶e otrzymywa艂em odpowied藕 wprost, ale najcz臋艣ciej by艂o to "Nie wiem", "Nie widzia艂em", "Sk膮d mog臋 wiedzie膰, skoro nie widzia艂em?". Zacz膮艂em zdobywa膰 sobie opini臋 cz艂owieka, kt贸ry we wszystko uwierzy.

W owym okresie poczu艂em wreszcie, 偶e zebra艂em ju偶 troch臋 danych. Zacz膮艂em adaptowa膰 si臋 do wymaga艅 偶ycia w Afryce i pracy w terenie. Gdzie艣 kiedy艣 czyta艂em, 偶e g贸rnictwo z艂ota polega na wydobywaniu trzech ton wszelkiego 艣miecia dla uzyskania nieca艂ych trzydziestu gram贸w czystego kruszcu. Je艣li taka jest prawda, to badania terenowe maj膮 z g贸rnictwem z艂ota wiele wsp贸lnego.

Tymczasem jednak moja szcz臋ka nie chcia艂a przesta膰 bole膰, a nawet bola艂a coraz bardziej. Z dzi膮se艂 zacz臋艂a mi si臋 s膮czy膰 nieprzyjemna mieszanina krwi i ropy. Nale偶a艂o

120 a 121


poszuka膰 pomocy. Zatrzyma艂em si臋 w misji u Herberta Browna, kt贸ry by艂 zachwycony, s艂ysz膮c, jak Afryka krzy偶uje mi plany, i mog膮c tym samym usprawiedliwi膰 sw贸j w艂asny ponury obraz Czarnego L膮du. Podj膮艂 si臋 nareperowania mojego samochodu, nie m贸g艂 jednak dok艂adnie powiedzie膰, kiedy sko艅czy. Gdybym wiedzia艂, 偶e zajmie mu to dziewi臋膰 miesi臋cy, nie okazywa艂bym a偶 takiej wdzi臋czno艣ci. Wtedy jednak czu艂em przynajmniej, 偶e pozby艂em si臋 cho膰 cz臋艣ci k艂opotu, i z艂apa艂em ci臋偶ar贸wk臋 pocztow膮, jad膮c膮 do Garoua.

Nigdy nie rozumia艂em, dlaczego kierowca tego pojazdu tak si臋 broni艂 przed zabieraniem bia艂ych - ka偶dego innego bra艂 za drobn膮 cho膰by op艂at膮. Kiedy chodzi艂o o cz艂owieka z Zachodu, odwo艂ywa艂 si臋 do przepis贸w transportowych jak do Pisma 艢wi臋tego i kategorycznie odmawia艂. Czasami wstawia艂 si臋 u niego za mn膮 jaki艣 pe艂en dobrych ch臋ci 偶andarm, ale ca艂a procedura wydostawania si臋 z Poli bez w艂asnego 艣rodka lokomocji mocno pog艂臋bia艂a moje frustracje zwi膮zane z tutejszym 偶yciem. Dojecha艂em w ko艅cu do Garoua, gdzie zadekowa艂 si臋 dentysta, jedyny w ca艂ym Kamerunie, poza dentyst膮 urz臋duj膮cym w stolicy. Po rozmaitych chybionych wizytach u domniemanych chi艅skich stomatolog贸w, kt贸rzy okazywali si臋 traktorzystami, wytropi艂em ostatecznie cz艂owieka w miejscowym szpitalu.

Post臋puj膮c niezmiennie jak kiepsko my艣l膮cy zachodni libera艂, zaj膮艂em miejsce w kolejce i czeka艂em. Po pewnym czasie przyszed艂 jaki艣 francuski przedsi臋biorca. Przepchn膮艂 si臋 na prz贸d kolejki i da艂 piel臋gniarce pi臋膰set frank贸w.

- Czy tu przyjmuje bia艂y dentysta? - spyta艂.

- Nie jest bia艂y, cho膰 jest z Francji - zaoponowa艂a piel臋gniarka.

Ekspatriant pomy艣la艂 chwil臋 i wyszed艂. Ja zosta艂em. Ledwie drzwi gabinetu si臋 otwar艂y, kolejka Afrykan贸w popchn臋艂a mnie ku przodowi i znalaz艂em si臋 w 艣rodku. Zobaczy艂em ile艣 sztuk zdezelowanych narz臋dzi stomatologicznych i wielki dyplom z uniwersytetu w Lyonie, kt贸ry nieco mnie uspokoi艂. Opowiedzia艂em o swoich k艂opotach wielkiemu m臋偶czy藕nie. Bez 偶adnych ceregieli chwyci艂 kleszcze i wyrwa艂 mi dwa przednie z臋by. Nieoczekiwany atak os艂abi艂 nieco doznania b贸lu. Z臋by, stwierdzi艂, by艂y zepsute. Mo偶e, napomkn膮艂

ponuro, zawsze by艂y zepsute. Usun膮艂 je. By艂em zdr贸w. Mam zap艂aci膰 piel臋gniarce po wyj艣ciu z gabinetu. Siedzia艂em ot臋pia艂y, krew ciek艂a mi po koszuli. Pr贸bowa艂em da膰 mu do zrozumienia, 偶e w tej sytuacji powinien przyst膮pi膰 do kolejnych czynno艣ci, ale nie jest 艂atwo t艂umaczy膰 co艣 w obcym j臋zyku bez dw贸ch przednich z臋b贸w, wi臋c nie bardzo mi sz艂o. W ko艅cu poj膮艂, 偶e trudny ze mnie pacjent. W porz膮dku, stwierdzi艂 ze z艂o艣ci膮, je艣li nie jestem zadowolony z jego us艂ug, p贸jdzie po dentyst臋. Znikn膮艂, pozostawiaj膮c mnie w domys艂ach, z kim mia艂em przyjemno艣膰 do tej pory. Najwyra藕niej pope艂ni艂em b艂膮d, s膮dz膮c, 偶e osoba w bia艂ym fartuchu urz臋duj膮ca w gabinecie stomatologicznym i gotowa dokona膰 zabiegu usuni臋cia z臋ba jest dentyst膮.

Ukaza艂 si臋 kolejny m臋偶czyzna, tak偶e w bia艂ym fartuchu. Pr臋dko spyta艂em, czy jest dentyst膮. Powiedzia艂, 偶e tak. Tamten jest tylko technikiem; reperuje tak偶e zegarki. Uzupe艂nienie ubytku b臋dzie bardzo kosztowne. Praca jest trudna i wymaga sporych umiej臋tno艣ci. On ma te umiej臋tno艣ci. T艂umaczy艂em, 偶e p贸ki nie b臋d臋 m贸g艂 m贸wi膰, nie b臋d臋 pracowa艂. P贸ki nie b臋d臋 pracowa艂, nie b臋d臋 m贸g艂 zap艂aci膰. Rozpromieni艂 si臋. Kaza艂 mi przyj艣膰 po obiedzie. Zrobi mi mostek z plastyku. Jako szacowny pacjent zas艂uguj臋 na 艣rodek znieczulaj膮cy. Wstrzykn膮艂 mi w dzi膮s艂a nowokain臋. Robienie zastrzyku po zabiegu wyda艂o mi si臋 cokolwiek dziwne, ale zbyt podle si臋 czu艂em, by oponowa膰.

Sp臋dzi艂em trudne chwile, kr膮偶膮c po Garoua, szczerbaty, z k艂ami rzucaj膮cymi si臋 w oczy jak u wilko艂aka. Ludzie id膮cy z przeciwka przechodzili na drug膮 stron臋 ulicy, by omin膮膰 mnie z daleka. By艂em tak pokrwawiony na piersiach, 偶e sprawia艂em wra偶enie 艣miertelnie rannego. Sepleni膮c, b膮ka艂em wyja艣nienia w艣cibskim 偶andarmom, kt贸rzy wyra藕nie podejrzewali mnie o nikczemne po膰wiartowanie jakiej艣 ludzkiej istoty.

Po po艂udniu wr贸ci艂em do gabinetu i otrzyma艂em dwa plastykowe z臋by niepewnie trzymaj膮ce si臋 dzi膮se艂 oraz butelk臋 r贸偶owej cieczy do p艂ukania. Policzono mi dziesi臋ciokrotnie wi臋cej, ni偶 wynosi艂a oficjalna stawka, ale wola艂em zap艂aci膰. Wychodz膮c, dostrzeg艂em strzykawk臋, kt贸r膮 robiono mi zastrzyk, le偶膮c膮 na pod艂odze.

122 ~ 123


Nauka radzenia sobie z owym okropnym urz膮dzeniem zast臋pczym stanowi艂a - jakbym ma艂o mia艂 k艂opot贸w! - dodatkow膮 uci膮偶liwo艣膰. Dowayowie, rzecz jasna, byli zachwyceni. Wielu spi艂owa艂o sobie przednie z臋by, 偶eby si臋 do mnie upodobni膰. Spyta艂em, dlaczego to zrobili. Czy dla urody? Och, nie. Czy mo偶e po to, by - i tu antropolog folguje wyobra藕ni - wej艣cie do cia艂a mia艂o taki sam kszta艂t, jak wej艣cie do wsi? Och, nie. Zrobili to, jak mnie poinformowali, 偶eby w sytuacji, gdy szcz臋ki zacisn膮 si臋 cz艂owiekowi na dobre, mo偶na by艂o jako艣 go nakarmi膰. Czy co艣 takiego cz臋sto si臋 zdarza? Jak dotychczas nikt nie s艂ysza艂, 偶eby si臋 zdarzy艂o, ale zdarzy膰 si臋 mo偶e. Moja umiej臋tno艣膰 wyjmowania z臋b贸w na 偶yczenie, co wi臋cej, ich sk艂onno艣膰, czy wr臋cz pe艂na gotowo艣膰 do wypadania w trakcie konwersacji by艂y przedmiotem wielkiego zainteresowania Doway贸w.

Zbli偶a艂 si臋 tymczasem czas zbior贸w i tubylcy starali si臋 zmie艣ci膰 jak najwi臋cej uroczysto艣ci przypisanych porze deszczowej w jej ostatnim miesi膮cu. Po 艣mierci odbywa si臋 ceremonia przeniesienia 艂uku m臋偶czyzny za dom czaszek i zwr贸cenia naczynia na wod臋 kobiety jej braciom, czego dokonuje m膮偶 lub syn. Te w艂a艣nie obrz臋dy szczeg贸lnie mnie ciekawi艂y. Przeanalizowanie ich 藕r贸de艂 i struktury mo偶liwe jest tylko wtedy, gdy uczestniczy si臋 w nich i zrobi nagrania.

Matthieu, zadowolony, 偶e moje sztuczne z臋by wp艂yn臋艂y na podniesienie jego pozycji, przekaza艂 mi kr膮偶膮c膮 plotk臋 o uroczysto艣ciach na cze艣膰 zmar艂ej 偶ony, kt贸r膮 zamierza艂 urz膮dzi膰 miejscowy uzdrawiacz. Odwiedziny u niego wi膮za艂y si臋 ze wspinaczk膮 po kruchej skale nad urwistymi zboczami, czego nie znosi艂em, ale co by艂o robi膰. Cz艂owiek 贸w wybra艂 sobie ten niego艣cinny zak膮tek z kilku powod贸w. Po pierwsze, wedle tradycji Dowayowie powinni uprawia膰 ziemi臋 na zboczach tak stromych, by musieli robi膰 to na kolanach. Po drugie, sto czy dwie艣cie metr贸w wy偶ej klimat pozwala na upraw臋 odmian prosa bardziej cenionych przez Doway贸w ni偶 wi臋kszo艣膰 odmian uprawianych na r贸wninach. Teoretycznie wszystkie sk艂adane przodkom ofiary powinny zawiera膰 lepsze odmiany prosa, mocniejsze jest tak偶e wytwarzane z nich piwo. I wreszcie rzadziej zagra偶a艂o uprawom byd艂o.

Samo miejsce by艂o dla mnie stosunkowo dogodne: w wioskach g贸rskich jest ch艂odno, gospodarz przyjmie mnie go艣cin

nie, odleg艂o艣膰 od mojej chaty niewielka. Sprawdzi艂em aparat, magnetofon itd. i odby艂em wst臋pn膮 wizyt臋, by zjedna膰 gospodarza ma艂膮 艂ap贸wk膮 oraz zebra膰 informacje o motywach, kt贸rymi si臋 kierowa艂, organizuj膮c uroczysto艣膰. Chcia艂em te偶 zobaczy膰, jakie przygotowania zosta艂y ju偶 poczynione. Takie post臋powanie dawa艂o zawsze dobre wyniki. Podczas trwania uroczysto艣ci 艣ci膮gnie tak wielu pl膮druj膮cych okolic臋 krewniak贸w, 偶e nikt nie znajdzie wolnej chwili, by odpowiada膰 na g艂upie pytania antropologa. Ponadto zyskiwa艂em czas na przeanalizowanie odpowiedzi, kt贸re ju偶 otrzyma艂em, oraz pyta艅, kt贸re postawi艂em, i na zastanowienie si臋, czy nie nale偶a艂oby ich poprawi膰. Kontynuacj膮 tej procedury b臋dzie jeszcze jedna wizyta, w kilka dni po zako艅czeniu uroczysto艣ci, celem wyja艣nienia rozmaitych problem贸w, kt贸re pojawi膮 si臋 w obrz臋dowej gor膮czce, oraz potwierdzenia podobie艅stw, sprzeczno艣ci i r贸偶nic, wyst臋puj膮cych podczas analogicznych rytua艂贸w w innych wsiach. Wizyta taka stworzy r贸wnie偶 sposobno艣膰 zrobienia dobrych fotografii przybor贸w rytualnych, kt贸re nie zosta艂y jeszcze zwr贸cone w艂a艣cicielom, a kt贸re nie do艣膰 dok艂adnie wida膰 na zdj臋ciach robionych podczas uroczysto艣ci. Postanowi艂em przyj膮膰 za zasad臋 wysy艂anie nie wywo艂anych film贸w do kraju, gdzie odbierali je przyjaciele. Wywo艂ywanie film贸w w Kamerunie by艂oby zar贸wno kosztowne, jak i niepewne, trzymanie ich natomiast przez osiemna艣cie miesi臋cy w tutejszym klimacie - zbyt ryzykowne. Oznacza艂o to jednak, 偶e nie obejrz臋 ich przed powrotem do Anglii i 偶e wiele z nich zaginie po drodze, ale i tak zdawa艂o si臋 to najrozs膮dniejszym rozwi膮zaniem. Najwi臋ksz膮 niedogodno艣膰 natomiast stanowi艂 przymus cz臋stych kontakt贸w z urz臋dnikami pocztowymi, kt贸rzy byli niedo艣cig艂ymi mistrzami nieudolno艣ci i nie偶yczliwo艣ci, nawet jak na lokalne standardy.

Ostatnie dni przed uroczysto艣ci膮 przynios艂y zdecydowan膮 zmian臋 warunk贸w mojego 偶ycia. By艂em akurat w miasteczku po poczt臋, gdy pojawi艂a si臋 nieznana ci臋偶ar贸wka, wy艂adowana pud艂ami, skrzyniami i kuframi. Wszystkie obce pojazdy stawa艂y si臋 zawsze 藕r贸d艂em wielu domys艂贸w. W poje藕dzie znajdowa艂a si臋 dw贸jka bia艂ych ludzi, m臋偶czyzna i kobieta. Jako zadomowiony tu bia艂y, uzna艂em za stosowne wsadzi膰 nos w ich sprawy. Zacz臋li艣my niezdarn膮 konwersacj臋 po

124 ~ 125


francusku, podczas kt贸rej okaza艂o si臋, 偶e wszyscy jeste艣my anglofobami, i moja d艂o艅 z dwoma z艂amanymi palcami poddana zosta艂a pot臋偶nemu u艣ciskowi.

Jon i Jeannie Bergowie przyjechali jako misjonarze do protestanckiej misji Herberta Browna. M艂odzi Amerykanie, pierwszy raz w Afryce, nie mniej zbici z tropu ca艂o艣ci膮 swoich do艣wiadcze艅 jak i ja w pocz膮tkach mojego pobytu w tym kraju. Do zada艅 Jona nale偶a艂o nauczanie Biblii w szk贸艂ce misyjnej; Jeannie mia艂a mu pomaga膰. Od wszystkich nas zalatywa艂o solidnie dyplomami wy偶szych uczelni.

Gdy Jon i Jeannie osiedli w Poli, zawsze odwiedza艂em ich podczas moich pocztowych wypraw. W ich mi艂ym towarzystwie mo偶na by艂o rozmawia膰 w j臋zyku przypominaj膮cym angielski, je艣膰 chleb wypieku Jeannie, s艂ucha膰 muzyki i dyskutowa膰 o czym innym ni偶 proso i byd艂o. Rol膮 Jona by艂o przekazanie Dowayom "sensu s艂owa bo偶ego", tak jak moj膮 rol膮 by艂o badanie "sensu kultury Doway贸w". Pomagali艣my sobie wzajemnie w zrozumieniu, co mo偶e ogranicza膰 nasze wysi艂ki. Jon chlubi艂 si臋 ponadto posiadaniem dwunastu skrzy艅 kiczowatej literatury, kt贸r膮 ch臋tnie po偶ycza艂. Przyznaj臋, 偶e ksi膮偶ki te, bardziej ni偶 cokolwiek innego, trzyma艂y mnie przy zdrowych zmys艂ach. Niesko艅czenie d艂ugie przerwy mi臋dzy uroczysto艣ciami, potwornie nudne wieczory, kiedy po si贸dmej wszyscy Dowayowie szli spa膰, by艂y o wiele mniej przygn臋biaj膮ce, gdy mia艂o si臋 pod r臋k膮 jak膮艣 lektur臋. Tak zatem okres bada艅 terenowych sta艂 si臋 okresem najbardziej skondensowanych do艣wiadcze艅 literackich w moim 偶yciu. Nigdy przedtem nie mia艂em tylu okazji do czytania. Czyta艂em odpoczywaj膮c na skale, w po艂owie drogi pod g贸r臋, w strumieniu, siedz膮c w kucki w chacie przy 艣wietle ksi臋偶yca, czekaj膮c na rozdro偶u przy 艣wietle naftowej lampki. Nie rusza艂em si臋 bez kt贸rej艣 z ksi膮偶ek Jona. Gdy zawodzi艂y nadzieje, gdy 艂amano dawane mi przyrzeczenia, wrzuca艂em bieg "badania terenowe", si臋ga艂em po ksi膮偶k臋 i przeczekiwa艂em Doway贸w.

Zyska艂em pozazdroszczenia godn膮 opini臋 osoby nieust臋pliwej. Je艣li kto艣 obieca艂 si臋 ze mn膮 spotka膰 i nie zjawia艂 si臋, siada艂em z ksi膮偶k膮 i czeka艂em, p贸ki nie przyszed艂. Mia艂em wra偶enie, 偶e odnios艂em zwyci臋stwo w stylu zachodnim nad miejscowym poj臋ciem czasu.

Jon i Jeannie nie tylko rozwi膮zali moje problemy z transportem i zg艂osili ch臋膰 przywo偶enia zakup贸w z miasta, ale zaspokajali te偶 par臋 innych moich potrzeb. Jon dal mi klucz do swojego biura, mog艂em wi臋c z niego korzysta膰, kiedy on by艂 w podr贸偶y. Sta艂o tam prawdziwe biurko, pierwsza p艂aska powierzchnia do pisania, jak膮 zobaczy艂em w kraju Doway贸w, by艂o 艣wiat艂o elektryczne, by艂 papier. Trudno nale偶ycie doceni膰 te luksusy komu艣, kto nie mieszka w g贸rskiej wiosce w Afryce. Wchodzi艂em do biura i na kilka nie zak艂贸conych niczym godzin zostawia艂em kraj Doway贸w za drzwiami. Mog艂em roz艂o偶y膰 notatniki i analizowa膰 dane, okre艣li膰 obszary, w kt贸rych moja wiedza by艂a zbyt og贸lnikowa, wy艂uska膰 partie materia艂u, gdzie trud dalszych docieka艅 zosta艂by nagrodzony, mia艂em warunki do my艣lenia abstrakcyjnego bez przeszk贸d i przerw, tego najbardziej nieafryka艅skiego zaj臋cia, kt贸remu mog艂em si臋 teraz po艣wi臋ci膰.

Gdy spotka艂em ich po raz pierwszy, wszystko to by艂o spraw膮 przysz艂o艣ci, lecz bieg wydarze艅 prze艣cign膮艂 moje oczekiwania. Jak wspomnia艂em, mia艂em zamiar utrwali膰 "obrz臋d naczynia na wod臋". Zjawi艂em si臋 um贸wionego dnia i stwierdzi艂em ze zdziwieniem, 偶e 艣wi臋to naprawd臋 odb臋dzie si臋, tak jak zapowiadano. Przyznam, 偶e wspinaczka kosztowa艂a mnie wi臋cej sil, ni偶 przypuszcza艂em; kiedy ju偶 dosta艂em si臋 na g贸r臋, nie mog艂em usta膰 na nogach, 艣wiat wirowa艂 mi przed oczyma. Utrwali艂em obrz臋dy najlepiej, jak potrafi艂em: przystrajanie pojemnika na wod臋 zmar艂ej kobiety niczym kandydata do obrzezania, pie艣ni i ta艅ce, podczas kt贸rych jeden z m臋偶czyzn trzyma艂 naczynie na g艂owie. Ale zdecydowanie dzia艂o si臋 ze mn膮 co艣 niedobrego: Oczy same mi si臋 zamyka艂y, aparat fotograficzny ci膮偶y艂 niewyobra偶alnie, a "wyja艣nienia" Doway贸w dra偶ni艂y mnie ponad wszelk膮 miar臋. Przysiad艂em na murku zagrody dla byd艂a, pracuj膮c nad zwi膮zkami pokrewie艅stwa rozmaitych uczestnik贸w, gdy jaki艣 m臋偶czyzna ostrzeg艂 mnie, 偶ebym nie przebywa艂 w tym konkretnym miejscu, bo z艂api臋 okropn膮 chorob臋. Poprosi艂em mojego asystenta, by mi to wyt艂umaczy艂. Chodzi艂o, jak powiedzia艂, o niekt贸re pot艂uczone naczynia le偶膮ce w rogu. W nich bowiem gromadz膮 si臋 gazy, mog膮ce pozbawi膰 m贸j 偶o艂膮dek witamin. Tego ju偶 by艂o za wiele, poczu艂em, jak narasta we mnie w艣ciek艂o艣膰, sam si臋 sobie

126 ~ 127


dziwi膮c, bo przecie偶 nawyk艂em do podobnych wyja艣nie艅, s艂yszanych od tych Doway贸w, kt贸rzy potracili pisa膰 i czyta膰. Przy normalnym stanie umys艂u zanotowa艂bym je jedynie jako chybion膮 pr贸b臋 prze艂o偶enia tradycyjnych poj臋膰 Doway贸w na pseudozachodni膮 formu艂臋. W rzeczywisto艣ci - dowiedzia艂em si臋 tego poprzez wyj膮tkowo mozolne i szczeg贸艂owe dociekania - niebezpiecze艅stwo tkwi艂o w kamieniach, kt贸re mia艂y zapewni膰 p艂odno艣膰 zwierz膮t i kt贸re by艂y zakopane pod skorupami naczy艅. Oddzia艂ywa艂y one pono膰 tak偶e na p艂ciowo艣膰 ludzi, a zatem wolno by艂o zbli偶a膰 si臋 do tego miejsca tylko starcom, kt贸rzy od dawna nie mogli zosta膰 ojcami. Siedz膮c tam, gdzie siedzia艂em, nara偶a艂em na szwank w艂asne mo偶liwo艣ci rozrodcze.

Z ko艅cem uroczysto艣ci trudno mi by艂o nawet robi膰 notatki i pop臋dzi艂em z powrotem na z艂amanie karku, by rzuci膰 si臋 na moje 艂o偶e z gliny. Nast臋pnego dnia, ledwie wsta艂o s艂o艅ce, powlok艂em si臋 do miasteczka, do lekarza. Zajrza艂 mi w oczy, obejrza艂 m贸j jasnopomara艅czowy mocz pod mikroskopem i stwierdzi艂, 偶e mam wirusowe zapalenie w膮troby.

- Nikt panu nie robi艂 ostatnio zastrzyku brudn膮 ig艂膮? - zapyta艂.

Przypomnia艂em sobie dentyst臋 z Garoua. Teraz jedynym lekarstwem by艂a witamina B, odpoczynek i dobre od偶ywianie. Bior膮c pod uwag臋 warunki, w jakich 偶y艂em, kuracja taka by艂a niemo偶liwa. Po dw贸ch dniach sp臋dzonych w 艂贸偶ku poczu艂em si臋 lepiej i poszed艂em z powrotem w g贸ry, by zako艅czy膰 badania dotycz膮ce obrz臋d贸w z naczyniem.

My艣l膮c niezbyt jasno, pracowa艂em przez kolejny tydzie艅, a偶 przyjecha艂 do mojej wioski Jon ze znajomym misjonarzem z Ngaoundere. Nie pami臋tam ca艂ej rozmowy. Ale mia艂a co艣 wsp贸lnego z seksualnym wyd藕wi臋kiem przypominaj膮cego penis s艂odkiego ziemniaka, kt贸ry mi przyniesiono akurat tego dnia. Spogl膮dali po sobie znacz膮co i zacz臋li si臋 naradza膰. Zaniepokoi艂 ich chyba stan mojego zdrowia, bo chcieli podrzuci膰 mnie do szpitala misyjnego w Ngaoundere.

Nie s膮dzi艂em, by konieczne by艂o podejmowanie a偶 tak drastycznych krok贸w, ale na szcz臋艣cie dla mnie uparli si臋, 偶e wpadn膮 nast臋pnego dnia. Rozs膮dne zdawa艂o si臋 przemy艣lenie propozycji. Wyposa偶ony w myd艂o, wybra艂em si臋 do miejsca k膮pieli, lecz zaledwie sto metr贸w od wioski ogarn臋艂a mnie tak wielka s艂abo艣膰, 偶e nie mog艂em i艣膰 dalej. Siad艂em na pobliskim kamieniu, nie mog膮c w og贸le rusza膰 nogami. Zacz臋艂o strasznie la膰, ale jakikolwiek ruch by艂 nadal poza zakresem moich mo偶liwo艣ci. Przypomnia艂em sobie, 偶e jest to dzie艅 moich urodzin, i najzwyczajniej si臋 rozp艂aka艂em. Takiego w艂a艣nie zobaczy艂 mnie Gaston, m臋偶czyzna z pobliskiej wioski. Szlochaj膮c, powiedzia艂em mu, 偶e nie mog臋 nawet wsta膰, na co on wzi膮艂 mnie na r臋ce i zani贸s艂 do mojej chaty. Spa艂em do chwili, kiedy zabrano mnie do szpitala.

12 g ~ 9 - Niewinny antropolog


Ex Africa semper quid ego*

Afryka艅ski szpital wywo艂uje szok, je艣li patrze膰 na艅 z punktu widzenia standard贸w zachodnich. W niczym nie przypomina wyciszenia i kolorytu naszych lecznic. Nieprzyjemnym i kr臋puj膮cym aspektom funkcjonowania ludzkiego cia艂a nie udost臋pnia si臋 miejsc odosobnionych czy cho膰by parawanu wszystko odbywa si臋 publicznie. Kiedy chory zostaje zatrzymany w szpitalu, ca艂a rodzina pragnie mu towarzyszy膰, gotuj膮c, myj膮c si臋, piel臋gnuj膮c dzieci, prowadz膮c normalny tryb 偶ycia z porozumiewaniem si臋 pe艂nym g艂osem zupe艂nie jak w domu. W szpitalu graj膮 wi臋c radia, domokr膮偶cy oferuj膮 barach艂o w tysi膮cu odmian, w d艂ugich kolejkach czekaj膮 szczelnie owini臋te kobiety i zdeprymowani m臋偶czy藕ni - wszyscy 艣ciskaj膮 w d艂oniach jak amulety kawa艂ki papieru. Piel臋gniarze przeciskaj膮 si臋 mi臋dzy nimi, poch艂oni臋ci swoimi sprawami, zoboj臋tniali na wyci膮gaj膮ce si臋 r臋ce z papierkami i p艂aczliwe g艂osy. Otoczenie szpitala jest przyk艂adem stanu ekologicznej kl臋ski. Oberwano wszystkie listki, by wytrze膰 r臋ce, spalono w ogniskach ka偶d膮 ga艂膮zk臋, zadeptano ka偶de 藕d藕b艂o trawy. Ksi臋偶ycowy krajobraz urozmaicaj膮 zgrabne placki ekskrement贸w, kt贸rymi chy艂kiem karmi膮 si臋 psy.

W艣r贸d tego wszystkiego urz臋duje lekarz, zwykle bia艂y, nieustannie nagabywany, przepracowany, miotaj膮cy si臋 mi臋dzy jednym a drugim nag艂ym przypadkiem, 艂膮cz膮cy w swoich


* Fx Africa semper aliquid novi - Z Afryki zawsze co艣 nowego. Pliniusz St.,

* Historia naturalna.

ma艂o wykwintnych us艂ugach umiej臋tno艣ci tuzina szpitalnych oddzia艂贸w. Zaaplikowano mi kuracj臋 w postaci zastrzyk贸w z gamma-globuliny, kt贸re sprawi艂y, 偶e nie mog艂em rusza膰 nogami przez nast臋pne dwa dni, i po raz kolejny zosta艂em wspania艂omy艣lnie zabrany z deszczu, tym razem do Nelson贸w, kt贸rzy postanowili podda膰 mnie intensywnemu dokarmianiu.

K艂opot z 偶贸艂taczk膮 polega艂 na tym, 偶e 艂atwo mog艂a nabra膰 cech schorzenia chronicznego i prze艣ladowa膰 mnie do ko艅ca pobytu. Nale偶a艂o zatem okre艣li膰, kt贸ry z rozlicznych jej rodzaj贸w z艂apa艂em, a mo偶na by艂o tego dokona膰 tylko w Jaunde. Tam te偶 mia艂em znale藕膰 dentyst臋, kt贸ry zrobi艂by ~ wygodniejsz膮 protez臋 jeszcze przed powrotem do Anglii. Zach臋ca艂o mnie do tych poszukiwa艅 wyra藕ne zmieszanie moich pobratymc贸w z Zachodu, kiedy z臋by beztrosko wypada艂y mi w trakcie jedzenia, podczas rozmowy czy innych codziennych czynno艣ci.

Na horyzoncie majaczy艂a tymczasem tragedia finansowa. Pieni膮dze wci膮偶 nie nadchodzi艂y. Bank nie potrafi艂 wype艂nia膰 najprostszych polece艅 i moje zad艂u偶enie w misji zaczyna艂o stawa膰 si臋 偶enuj膮ce. Teraz mia艂em przed sob膮 wydatki na reperacj臋 samochodu i siebie. Zrozpaczony, nada艂em telegram na uczelni臋, by wydobyli mnie z opresji, wysy艂aj膮c mi pi臋膰set funt贸w. Gdyby przekazali pieni膮dze telegraficznie, m贸g艂bym odebra膰 je w ambasadzie brytyjskiej w Jaunde.

Moje za艂amanie fizyczne nast膮pi艂o w stosunkowo dogodnym momencie. G艂贸wny sezon 艣wi膮teczny run膮艂, a czas zbior贸w, na kt贸rego obserwacji szczeg贸lnie mi zale偶a艂o, jeszcze si臋 nie rozpocz膮艂. Mia艂em oko艂o trzech tygodni na doj艣cie do stanu u偶ywalno艣ci i powr贸t na stanowisko pracy. Przy odrobinie szcz臋艣cia mog艂o mi si臋 to uda膰. Zaciskaj膮c sztuczne z臋by, wyruszy艂em do Jaunde.

Poniewa偶 by艂em w nie najlepszej kondycji, sk艂ania艂em si臋 ku wzi臋ciu kuszetki, nie bacz膮c na koszta. Przedzia艂 okaza艂 si臋 nadspodziewanie czysty i wygodny, w stylu Przedsi臋biorstwa Kolei 呕elaznych z Tierra del Fuego, oko艂o roku 1910. Moje nadzieje na spokojn膮 noc zosta艂y wszak zniweczone pr贸b膮 umieszczenia mnie w przedziale pot臋偶nej Libanki i jej zgrabnej c贸reczki. Konduktor wskaza艂 mi miejsce, wi臋c schowa艂em baga偶 i ju偶 zamierza艂em szykowa膰 si臋 do snu, gdy lewanty艅ska megiera ruszy艂a do ataku.

130 t~ 131


- 呕aden m臋偶czyzna nie b臋dzie spal w tym samym pomieszczeniu co moja c贸rka, p贸ki jej nie wydam za m膮偶 - sykn臋艂a. - Ona jest dziewic膮 - poinformowa艂a.

Obaj spojrzeli艣my na kobiet臋 ze szczeg贸lnym zainteresowaniem. Pr贸bowa艂em zrzec si臋 jakichkolwiek roszcze艅 wobec cielesnych wdzi臋k贸w jej latoro艣li. Dziewczynka chichota艂a. Konduktor perorowa艂. Ja by艂em ignorowany.

Konduktor uraczy艂 nas d艂ugotrwa艂ym odczytywaniem regulaminu, nie zwa偶aj膮c na przerywaj膮c膮 mu bez przerwy kobiet臋. Wymiana zda艅 trwa艂a i trwa艂a z w艂a艣ciwym afryka艅skim scysjom brakiem celu.

- Znam dyrektora kolei. Postaram si臋, by pana wyrzucono. - M贸j brat jest inspektorem biura imigracyjnego. Postaram si臋, by pani膮 deportowano.

- Dzikus! - Dziwka!

Dosz艂o do niegodnej szamotaniny w drzwiach przedzia艂u, zako艅czonej obfitym opluwaniem si臋. Dziewczynka i ja wymienili艣my spojrzenia pe艂ne niemej sympatii. Uzna艂em, 偶e przyszed艂 czas na stanowcz膮 decyzj臋, i podnios艂em si臋 z trudem. Kobieta obawia艂a si臋 wida膰 ataku na dziewcz臋 od ty艂u, skoczy艂a wi臋c mi臋dzy nas z zaci艣ni臋tymi pi臋艣ciami. Korzystaj膮c z chwili, konduktor chwyci艂 j膮 zza plec贸w i powl贸k艂, wyj膮c膮 wniebog艂osy, po korytarzu. Spory t艂umek, g艂贸wnie b臋d膮cych w podr贸偶y policjant贸w, przygl膮da艂 si臋 zaj艣ciu ze spokojn膮 oboj臋tno艣ci膮, gdy tymczasem niskie pobudki zagrzewa艂y walcz膮cych.

Pocz艂apa艂em korytarzem i widz膮c, 偶e prawie wszystkie przedzia艂y s膮 puste, wszed艂em do pierwszego lepszego. Konduktor uzna艂 to za n臋dzn膮 zdrad臋 i uraczy艂 mnie swoj膮 szczeg贸艂ow膮 opini膮 o Libance, p贸ki nie da艂em mu 艂ap贸wki, po to tylko, 偶eby sobie poszed艂. Przez ca艂膮 noc s艂ysza艂em, jak drzwi od tamtego przedzia艂u otwieraj膮 si臋 co jaki艣 czas i kobieta-wartownik, namierzywszy przechodz膮cego wroga, miota za nim obelgi. Kiedy nast臋pnego ranka dotarli艣my do Jaunde, on z po艣wi臋ceniem przeszkadza艂 jej w zdobyciu tragarza, ona za艣 pr贸bowa艂a obla膰 go wod膮.

Moich francuskich przyjaci贸艂, kt贸rych pozna艂em podczas pierwszego pobytu, spotka艂em w tym samym barze, co za

zwyczaj. Poopowiadali艣my sobie, co u kogo s艂ycha膰. Wi臋kszo艣膰 z nieobecnych podobno wpad艂a w k艂opoty z powodu niezmiernie zjadliwej choroby wenerycznej, prze艣laduj膮cej Afryk臋 Zachodni膮, gdzie 偶ycie towarzyskie jest tak nudne, 偶e cudzo艂贸stwo traktuje si臋 jako g艂贸wn膮 rozrywk臋. Ku mojemu przera偶eniu sprzedawcy pami膮tek rozpoznali we mnie cz艂owieka, kt贸ry nie kupi艂 niczego poprzednio, i byli zdecydowani nie popu艣ci膰 mi tym razem.

Tak jak wkr贸tce po przybyciu do Kamerunu by艂em pod wielkim wra偶eniem brzydoty i brudu Jaunde, tak teraz miasto wydawa艂o mi si臋 wzorem pi臋kna i dobrego smaku, op艂ywaj膮cym w luksusy cywilizacji. W ci膮gu minionych miesi臋cy musia艂a wi臋c zaj艣膰 jaka艣 drastyczna zmiana w mojej ocenie norm. Nie poruszy艂o mnie tak偶e szokuj膮ce zestawienie dobrobytu i n臋dzy. Kiedy siedzia艂em w kawiarni, g艂贸wnie w towarzystwie bia艂ych, na chodniku przystan膮艂 ma艂y ch艂opiec i, kierowany nie wiedzie膰 jak膮 w tak m艂odym wieku ide膮 radykalizmu politycznego, zacz膮艂 pomstowa膰 na cudzoziemc贸w. Klientela kawiarenki uzna艂a to za niez艂膮 rozrywk臋 i rzuca艂a monety, a dziecko grzeba艂o w brudnej ziemi, by je zebra膰.

Wkr贸tce znalaz艂em schronienie w mieszkaniu przyjaci贸艂 i raz jeszcze u艣wiadomi艂em sobie, jak r贸偶ne s膮 priorytety potrzeb m艂odych ludzi z Francji i Anglii. Samotny Anglik lub Amerykanin, znalaz艂szy si臋 w takich okoliczno艣ciach, je albo to, co jedz膮 miejscowi, albo 偶ywi si臋 puszkami, Francuz za艣 obstaje przy swojej cuisine. 呕ycie Francuz贸w, gdy nie uczyli, up艂ywa艂o na rajdach samochodowych po d偶ungli, przyj臋ciach organizowanych na terenie ambasad i przedsi臋wzi臋ciach turystycznych. Jeden z nich z zapa艂em zajmowa艂 si臋 wypychaniem zwierz膮t; specjalizuj膮c si臋 w 艂uskowcach. S膮 to bestie wyj膮tkowo trudne do unicestwienia i cz艂owiek 贸w wci膮偶 pr贸bowa艂 nowych sposob贸w pozbawiania ich 偶ycia. Nierzadko znajdywa艂o si臋 w jego mieszkaniu wann臋 pe艂n膮 偶wawych 艂uskowc贸w, kt贸re rzekomo zosta艂y w艂a艣nie utopione, albo okazywa艂o si臋, 偶e "zamro偶one na 艣mier膰" zwierzaki wypchn臋艂y wieko lod贸wki.

Dziwnym zbiegiem okoliczno艣ci nowy lekarz polikliniki okaza艂 si臋 moim znajomym - by艂 ch艂opakiem siostry mojego starego przyjaciela i poznali艣my si臋 kiedy艣 w barze w

132 ~ 133


La Rachelle. Mi艂o by艂o stwierdzi膰, 偶e 艣wiat jest taki ma艂y i dzia艂a wedle afryka艅skiej zasady czerpania korzy艣ci z szeroko poj臋tego krewniactwa. Znajomy lekarz za艂atwi艂 mi badanie krwi, kt贸remu to zabiegowi poddawa艂em si臋 z mieszanymi uczuciami. Wbijanie we mnie igie艂 w ramach kuracji na ig艂臋 wbit膮 uprzednio wyda艂o mi si臋 bezproduktywne.

Nast臋pnego dnia zajrza艂em do ambasady, by spyta膰, czy jest jaki艣 odzew na moje pro艣by o pieni膮dze. Okaza艂o si臋 ku memu zaskoczeniu, 偶e by艂em obiektem intensywnych zabieg贸w dyplomatycznych. Z ministerstwa spraw zagranicznych w Londynie odebrano bowiem wielce przesadzone doniesienia o moim okaleczeniu i oszpeceniu. Pracownik ambasady przemy艣liwa艂 nawet, czy nie uda膰 si臋 poza granice stolicy, by mnie odszuka膰. W charakterystyczny, niezwykle szczeg贸艂owy spos贸b wyja艣niono mi wszystkie powody, dla kt贸rych niestety ambasada nie mog艂a mi pom贸c. Zatroszczono si臋 wszak偶e o wizyt臋 u dentysty z pomini臋ciem kolejki, ale zdecydowanie zaprzeczano, jakoby co艣 wiadomo by艂o o pieni膮dzach.

Zosta艂em zmuszony sp臋dzi膰 w Jaunde dwa tygodnie, kiedy to przygotowywano moje z臋by, i czerpa艂em z tego pobytu pe艂n膮 gar艣ci膮, jedz膮c mi臋so i chleb, a pewnego pi臋knego dnia uda艂o mi si臋 nawet zje艣膰 ciastko z kremem. (Po powrocie do Anglii przestrzega艂em zasady jedzenia dw贸ch ciastek dziennie, p贸ki nie osi膮gn膮艂em swej zwyk艂ej wagi). Nie ma nic wspanialszego nad zdolno艣膰 poruszania si臋 o w艂asnych si艂ach po chorobie. 呕ycie pe艂ne by艂o hedonistycznych uciech. Poszed艂szy na kolacj臋 z w艂a艣cicielem miejscowego przedsi臋biorstwa tytoniowego, nie potrafi艂em zrozumie膰, sk膮d si臋 we mnie bierze gwa艂towny i wszechogarniaj膮cy przyp艂yw dobrego samopoczucia, p贸ki nie zda艂em sobie sprawy z faktu, 偶e oto po raz pierwszy od czterech miesi臋cy siedz臋 w wy艣cie艂anym fotelu. W kraju Doway贸w siadywa艂em na kamieniach albo na kiwaj膮cych si臋 sk艂adakach u naczelnika, w misji za艣 na krzes艂ach o twardych oparciach. W mie艣cie by艂y tak偶e kina, dysponuj膮ce luksusowymi osobliwo艣ciami, jak na przyk艂ad system pozwalaj膮cy na odbi贸r oryginalnej 艣cie偶ki d藕wi臋kowej z tylu sali, bez potrzeby skazywania si臋 na t艂umaczenie s艂yszalne tylko w przednich rz臋dach. A co najistotniejsze, dachy kin nie by艂y pokryte blach膮 falist膮, dzi臋ki czemu gwa艂towne ulewy niczego nie psu艂y.

Euforia moja by艂a wszak偶e kr贸tkotrwa艂a. 呕ycie towarzyskie bia艂ych koncentrowa艂o si臋 w barach, gdzie spotykano si臋 pod wiecz贸r i wsp贸lnie si臋 nudzono, narzekaj膮c na Jaunde. Poniewa偶 nie mog艂em pi膰 alkoholu pod gro藕b膮 nawrotu 偶贸艂taczki, miejsca te by艂y dla mnie zdecydowanie nieatrakcyjne i w ko艅cu wcale nie 偶a艂owa艂em, 偶e mam wraca膰. Pomijaj膮c wszystko inne, by艂em pewien, 偶e Dowayowie rozpoczn膮 zbiory akurat w chwili mojego powrotu.

Wpad艂em do szpitala, 偶eby zobaczy膰 wyniki bada艅 krwi. Pierwszy wynik informowa艂 mnie, 偶e cierpia艂em na "zagini臋cie pr贸bki". Drugi diagnozowa艂 "brak reagenta do analizy". Mo偶na si臋 by艂o spodziewa膰, 偶e tylko strac臋 czas. Czu艂em si臋 jednak o wiele lepiej fizycznie i w nowym uz臋bieniu potrafi艂em artyku艂owa膰 wi臋kszo艣膰 podstawowych d藕wi臋k贸w j臋zyka angielskiego. W fatalnym stanie znajdowa艂y si臋 tylko moje finanse. Min臋艂o kilka miesi臋cy, zanim ambasada odkry艂a, 偶e pieni膮dze dla mnie jednak nadesz艂y i le偶a艂y sobie w kt贸rej艣 z szuflad. Du偶e wra偶enie zrobi艂o na mnie wyczucie, z jakim zaproszono mnie na przyj臋cie z okazji urodzin kr贸lowej. Wys艂ano zawiadomienie tak, 偶e dosta艂em je w tydzie艅 po uroczysto艣ci; z ty艂u znajdowa艂 si臋 dopisek: "Pan ambasador nie b臋dzie zdziwiony, je艣li nie b臋dzie Pan m贸g艂 przyby膰".

Bez przeszk贸d dotar艂em z powrotem do Ngaoundere, gdzie by艂em um贸wiony z Jonem i Jeannie, kt贸rzy mieli mnie podwie藕膰 do Poli. Ze Stan贸w przyby艂y tymczasem posi艂ki w posta膰 rodziny Blue, kt贸rej g艂owa, Walter, mia艂 naucza膰 w szkole misyjnej. On, Jon i ja natychmiast poczuli艣my si臋 bratnimi duszami. Walter, wkr贸tce przechrzczony na Vulcha, gdy偶 miejscowi uto偶samiali jego imi臋 z angielskim vulture (s臋p), mia艂 mani臋 rozwi膮zywania krzy偶贸wek z Timesa i m臋czy艂 si臋 nad nimi ca艂ymi godzinami, st臋kaj膮c i pohukuj膮c rado艣nie na przemian w rozpaczy i triumfie. By艂 cz艂owiekiem bardzo muzykalnym i wkr贸tce zdoby艂 sobie prawo wy艂膮czno艣ci do starego, charcz膮cego pianina, mocno nadwer臋偶onego przez wilgo膰 i termity; dopiero du偶o p贸藕niej, gdy mia艂 dost臋p do lepiej nastrojonego instrumentu, u艣wiadomi艂em sobie, 偶e on naprawd臋 potrafi gra膰. Jego 偶ona, Jacqui, stanowi艂a dla艅 znakomite uzupe艂nienie, bior膮c na siebie odpowiedzialno艣膰 za sprawy

134 ~ 135


praktyczne: szy艂a ubrania, hodowa艂a kury, chwyta艂a - gdy trzeba by艂o - za m艂otek, rodzi艂a dzieci, kt贸re Vulch ko艂ysa艂 bezmy艣lnie, zaj臋ty rozwi膮zywaniem krzy偶贸wek. Przez dom przep艂ywa艂 sta艂y strumie艅 go艣ci - gospodarze zawsze byli im radzi. Przybywaj膮c z buszu, nigdy si臋 nie wiedzia艂o, kogo si臋 u nich Zastanie. Mi臋dzy porozk艂adanymi baga偶ami harcowa艂y dzieci, psy, koty i kameleony, kt贸re niekiedy tak偶e nale偶a艂y do gospodarstwa.

Czu艂em si臋 teraz w Kamerunie mniej wyobcowany. Sadzi艂em, 偶e najgorsze mam ju偶 za sob膮. Znalaz艂em przyjaci贸艂 mieszkaj膮cych w pobli偶u mojego stanowiska pracy. Mia艂em azyl w razie choroby, depresji czy poczucia wielkiego osamotnienia. Mog艂em ra藕no zabra膰 si臋 do pracy, kt贸r膮 przyjecha艂em wykona膰:

Obrz臋dy i urz臋dy

Nie by艂o mnie we wsi ponad trzy tygodnie, ale nie traci艂em ducha, bo proso przy drodze nie dojrza艂o jeszcze do zbior贸w.

Od czasu, gdy przeczyta艂em p艂omienne tyrady Malinowskiego przeciw antropologii uprawianej na misyjnych werandach, owe werandy bardzo mnie poci膮ga艂y i wydawa艂y mi si臋 przyjemnym oraz wielce stosownym miejscem do rozmy艣la艅 o Afryce. Tu偶 przed oczyma mia艂em g艂贸wn膮 drog臋 wiod膮c膮 do miasta, za ni膮 sta艂y g贸ry o艣wietlone blaskiem ksi臋偶yca. Ta znakomita lokalizacja pozwala艂a mi by膰 jednocze艣nie zaj臋tym, jak i bezczynnym.

Kiedy tak siedzia艂em, rozkoszuj膮c si臋 widokiem i tutejszym 艂agodnym ciep艂em po ch艂odach Ngaoundere, powiew wiatru przyni贸s艂 z g贸r odg艂osy b臋bn贸w. Jeszcze raz poczu艂em si臋 jak 贸w archetypiczny bia艂y cz艂owiek w kt贸rym艣 z surowych, pouczaj膮cych brytyjskich film贸w z lat czterdziestych, nas艂uchuj膮cy tubylc贸w z odleg艂ych wzg贸rz i zastanawiaj膮cy si臋, czy to aby nie znak zbli偶aj膮cej si臋 rzezi, kt贸rej nale偶y si臋 obawia膰. Rozpoznawa艂em g艂臋boki d藕wi臋k b臋bna 艣mierci. Chowano kogo艣, kogo艣 bogatego. Z powodu nios膮cego si臋 po zboczach echa trudno by艂o powiedzie膰, sk膮d d藕wi臋k dochodzi. Spyta艂em kucharza, Rubena, czy mo偶e on wie. Twierdzi艂, 偶e d藕wi臋k dobiega z Mango; dochodzi艂 jednak z mojej wioski, w艂a艣nie stamt膮d, gdzie go umiejscowi艂em. Odezwa艂o si臋 we mnie poczucie obowi膮zku; dotychczas nie uczestniczy艂em w poch贸wku doros艂ego m臋偶czyzny. Po偶egna艂em si臋 z przyjaci贸艂mi i ruszy艂em do Kongle przy 艣wietle po偶yczonej latarki.

137


Ledwie znalaz艂em si臋 w wiosce, spotka艂em mojego asystenta, kt贸ry powita艂 mnie ciep艂o i poprosi艂 o zaliczk臋. 艢mier膰 rzeczywi艣cie dosi臋g艂a jednego z bogatych mieszka艅c贸w najodleglejszej cz臋艣ci Kongle; z jego domostwem utrzymywa艂em dobre stosunki za po艣rednictwem cz艂owieka imieniem Mayo. Mayo by艂 starym przyjacielem ojca Zuuldiba i miejscowe w艂adze traktowa艂y go jak naczelnika wioski, wbrew 偶yczeniom ludzi i prawom dziedziczno艣ci. Ojciec Zuuldiba doszed艂 do wniosku, 偶e skoro podatki mo偶e nak艂ada膰 administracja, mo偶e to robi膰 tak偶e on. Na艂o偶y艂 tedy specjalny podatek na swoj膮 rzecz i bardzo si臋 zasmuci艂, gdy mu powiedziano, 偶e to niedozwolone. Pomi臋dzy sous prefetem a mieszka艅cami Kongle rozwin臋艂a si臋 g艂臋boka nienawi艣膰, a Mayo, kt贸remu zawsze zlecano wykonywanie najniewdzi臋czniejszych zada艅, zosta艂 uznany za agenta rz膮du. Co dziwne, on i Zuuldibo 偶yli w wielkiej przyja藕ni, zreszt膮 Mayo by艂 postaci膮 powszechnie lubian膮. Osobi艣cie uwa偶a艂em go za najsympatyczniejszego Dowaya, z jakim kiedykolwiek mia艂em do czynienia. By艂 wspania艂omy艣lny, pomocny, pe艂en 偶ycia, zadawa艂 sobie trud pomagania mi w rozmaitych przedsi臋wzi臋ciach. Bardzo mnie ucieszy艂a wiadomo艣膰, 偶e Matthieu wr贸ci艂 w艂a艣nie z tej cz臋艣ci wioski, gdzie mieszka艂 Mayo, i sporz膮dzi艂 notatki o przygotowaniach do poch贸wku.

Nast臋pnego dnia o brzasku ruszyli艣my na "miejsce 艣mierci". Wskutek nalega艅 Maya wyniesiono le偶ak przykryty, jak stwierdzi艂em, materia艂em grzebalnym i ustawiono go tu偶 przy ciele, w miejscu gdzie znacznie utrudnia艂 czynno艣ci 偶a艂obnik贸w.

Cia艂o zosta艂o ju偶 owini臋te w sk贸r臋 m艂odego wo艂u, zar偶ni臋tego na t臋 okazj臋 przez braci zmar艂ego. Dooko艂a wsi biega艂y kobiety przystrojone w li艣cie 偶a艂obne, uderzaj膮c kalebas膮 o kalebas臋 i zawodz膮c. Po jednej stronie specjalnego miejsca dla umar艂ych p艂ci m臋skiej siedzia艂y wdowy i spogl膮da艂y przed siebie kamiennym wzrokiem. Zachowa艂em si臋 niedorzecznie, pr贸buj膮c je pozdrowi膰, bo nie wolno im oby艂o m贸wi膰 ani si臋 poruszy膰. M臋偶czy藕ni uznali to za 艣wietny dowcip i chichotali, owijaj膮c zw艂oki. Inni bliscy, zw艂aszcza powinowaci, znosili sk贸ry, materia艂y i banda偶e do owini臋cia cia艂a. Przyby艂 zi臋膰 zmar艂ego ze swoj膮 偶on膮. Kobieta stan臋艂a w zagrodzie dla by

dla, a m臋偶czyzna rzuca艂 swoje ofiary, celuj膮c w jej brzuch, aby wskaza膰 na powi膮zania pomi臋dzy nim a rodzin膮 zmar艂ego. Ci, kt贸rzy oddali kobiety za 偶ony m臋偶czyznom z rodziny nieboszczyka, rzucali ofiary w twarze krewnych zmar艂ego. Jest to zwykle gest obra藕liwy; w tym przypadku obrazuje szacunek, kt贸ry m臋偶czyzna winien jest rodzicom 偶ony, oraz podkre艣la ich wy偶szo艣膰 wobec m臋偶czyzny.

Grupa m臋偶czyzn nieustannie 偶artowa艂a. Dowiedzia艂em si臋 p贸藕niej, 偶e byli to m臋偶czy藕ni obrzezani w tym samym czasie co zmar艂y. M臋偶czy藕ni obrzezani w tym samym czasie zobowi膮zani s膮 do ko艅ca 偶ycia dowcipnie si臋 obra偶a膰, mog膮 te偶 korzysta膰 wzajemnie ze swojego maj膮tku.

Nagle spad艂a gwa艂towna ulewa i wszyscy znikn臋 li. - Dok膮d pobiegli?

- Do buszu, za艂atwi膰 si臋.

Przypuszcza艂em w贸wczas naiwnie, 偶e jest to jedynie przerywnik, 偶e ludzie zaj臋ci przygotowaniami od samego rana jednomy艣lnie zarz膮dzili przerw臋, by uda膰 si臋 za swoj膮 potrzeb膮 przed dalszym ci膮giem uroczysto艣ci. Dopiero p贸藕niej dowiedzia艂em si臋, 偶e by艂a to odr臋bna cz臋艣膰 obrz臋du - po艣rednie odwo艂anie si臋 do istoty obrzezania, potwierdzenie mi臋dzy bra膰mi, 偶e odbyt nie jest za艣lepiony. Matthieu, Mayo i ja schronili艣my si臋 w chacie i zostali艣my tam, p贸ki deszcz nie przesta艂 pada膰. Mayo opowiedzia艂 mi, co po czyjej艣 艣mierci robi膮 m臋偶czy藕ni wczesnym rankiem na rozdro偶u. Mayo z w艂asnej woli udziela艂 mi takich informacji, podczas gdy od innych trzeba je by艂o wyci膮ga膰 na si艂臋.

"M臋偶czy藕ni id膮 na rozdro偶e. S膮 tam te偶 klowni i czarownicy. S膮 bracia obrzeza艅cy. Siedz膮 po dw贸ch, twarzami do siebie. Sypi膮 sobie na g艂owy traw臋. Jeden m贸wi: 禄Daj mi dupy芦. Drugi odpowiada: 禄Bierz, jak chcesz芦. Kopuluj膮. Przy pomocy kija. Kt贸ry艣 podpala traw臋. Krzycz膮. Przy艂膮czaj膮 si臋 do innych m臋偶czyzn. To wszystko".

Mayo uzna艂 t臋 opowiastk臋 za bardzo weso艂膮 i dos艂ownie pok艂ada艂 si臋 ze 艣miechu. Chc膮c by膰 grzecznym, robi艂em to samo, ale w my艣lach pr贸bowa艂em ju偶 "nada膰 sens" tej informacji. Uroczysto艣ci Doway贸w zawsze wprawia艂y mnie w stan

138 a 139


og艂upienia, czu艂em si臋 przygnieciony sugestywno艣ci膮, a zarazem niedefiniowalno艣ci膮 ich symbolizmu. Ca艂y czas mia艂em wra偶enie, 偶e brakuje mi jakiego艣 sk艂adnika, czego艣 wa偶nego i oczywistego, czego nie uznali za stosowne mi powiedzie膰, i 偶e w zwi膮zku z tym widz臋 wszystko w krzywym zwierciadle, interpretuj臋 opacznie. Podejrzewa艂em ju偶 nawet, o co chodzi艂o - o obrzezanie - ale wci膮偶 nikt nie by艂 gotowy, by o tym ze mn膮 rozmawia膰. Musia艂em mozoli膰 si臋 nad ow膮 uk艂adank膮 przez nast臋pne miesi膮ce. W gruncie rzeczy ca艂a uroczysto艣膰 by艂a po prostu skr贸con膮 wersj膮 wydarze艅, maj膮cych miejsce podczas obrzezania, i na ich bazie by艂a osnuta, podobnie jak i inne uroczysto艣ci w kraju Doway贸w. Wszystkie zdarzenia prze艂omowe w 偶yciu, wszystkie 艣wi臋ta kalendarzowe odnosz膮 si臋 do obrzezania. Oto dlaczego str贸j noszony podczas obrzezania pojawia si臋 w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach: w naczyniu na wod臋 zmar艂ej kobiety, w艣r贸d tkanin owijaj膮cych cia艂o zmar艂ego.

Rozleg艂y si臋 krzyki. Kiedy siedzieli艣my w 艣rodku, wr贸cili m臋偶czy藕ni i przywi膮zali do cia艂a czerwony kapelusz, taki sam, jakie nosz膮 kandydaci do obrzezania. Poszturchiwano zw艂oki i straszono je obrzezaniem. Podczas pogrzebu kazano czasami oprze膰 si臋 nagiemu ch艂opcu o zw艂oki i ucinano czerwon膮 nitk臋 u jego cz艂onka, co symbolizowa艂o odci臋cie napletka.

D艂ugo w noc nagrywali艣my z Mattiueu wszelkiego rodzaju piosenki i pogaduszki. Ta艣my mia艂y zapewni膰 mi zaj臋cie na d艂u偶szy czas.

Ledwie wr贸cili艣my do siebie i siedli艣my do pierwszego tego dnia posi艂ku, dosz艂y nas s艂uchy, 偶e w s膮siedztwie odb臋dzie si臋 kolejne 艣wi臋to czaszek - mo偶e jutro, mo偶e pojutrze. Ze zw艂okami zmar艂ego i tak nic nie mia艂o si臋 dzia膰 przez nast臋pne dwa dni, poniewa偶 je "wystawiono" - mo偶na wi臋c by艂o spokojnie o nich na jaki艣 czas zapomnie膰 i p贸j艣膰 obejrze膰 inne wielkie wydarzenie.

Podczas posi艂ku Matthieu przybra艂 贸w chytry wyraz twarzy, kt贸ry zd膮偶y艂em ju偶 pozna膰 i kt贸rego si臋 ba艂em. Zwyk艂e tak d艂ugo przygotowywa艂 sobie grunt do za艂atwienia jakiej艣 sprawy, 偶e z ulg膮 przyjmowa艂em moment, gdy przechodzi艂 do sedna. W ko艅cu zacz膮艂. W czasie mojej nieobecno艣ci sp臋dza艂 czas odwiedzaj膮c krewnych oraz porz膮dkuj膮c rzeczy w mojej chacie. Natkn膮艂 si臋 w贸wczas na stary garnitur, upchni臋ty na dnie walizki. Przywioz艂em go za namow膮 kolegi: "B臋dzie ci potrzebny przynajmniej jeden garnitur". Nigdy nie zrozumia艂em do czego. Wozi艂em go z sob膮 przez te wszystkie miesi膮ce, czekaj膮c na okazj臋, by go w艂o偶y膰, a偶 w ko艅cu wpisa艂em rad臋 mojego kolegi na d艂ug膮 list臋 "idiotycznych i chybionych rad dla antropologa jad膮cego w teren". Matthieu by艂 innego zdania. Prosi艂 mnie gor膮co, abym ubra艂 si臋 w garnitur na 艣wi臋to czaszek. Uwa偶a艂, 偶e to sprawi na ludziach wielkie wra偶enie. Kategorycznie odm贸wi艂em. Nad膮sa艂 si臋. Mia艂 jeszcze inn膮 spraw臋. Powinienem zatrudni膰 kucharza. To 藕le, 偶e gotuj臋 sam. Co wi臋cej, w sytuacjach takich jak dzisiejsza by艂oby znakomicie zasta膰 po powrocie gotowy posi艂ek. Matthieu ma "brata" i mo偶e go przyprowadzi膰. Dla 艣wi臋tego spokoju zgodzi艂em si臋 z "bratem" porozmawia膰, ale w duchu nie mia艂em najmniejszego zamiaru obci膮偶a膰 si臋 utrzymywaniem s艂u偶by domowej.

Nast臋pnego dnia Matthieu obudzi艂 mnie jeszcze przed 艣witem - ca艂y w u艣miechach. Mia艂 dla mnie niespodziank臋. Odnalaz艂 kucharza, brata, o kt贸rym wspomina艂. 艢niadanie ju偶 na mnie czeka. Sk艂ada艂o si臋 z jelit bydl臋cych spalonych na w臋giel, w wielkiej ilo艣ci oliwy. Nie znosi艂em tego zalewania wszystkiego oliw膮. Pojawi艂 si臋 kucharz, by przyj膮膰 gratulacje - ch艂opi臋, mo偶e pi臋tnastoletnie, maj膮ce po sze艣膰 palc贸w u ka偶dej d艂oni, co mnie poruszy艂o i zainteresowa艂o. Pomy艣la艂em, 偶e by艂oby dobrze pozna膰 okre艣lenia zwi膮zane z kalectwem i deformacjami. Ch艂opak przypisywa艂 swoje sukcesy w gotowaniu kontaktom z bia艂ymi, kt贸re mia艂 w Garowa. Czy by艂 tam mo偶e kucharzem? Nie, 艣mieciarzem. Poczu艂em zm臋czenie. Powiedzia艂em, 偶e wr贸cimy do sprawy, gdy b臋d臋 mia艂 si臋 lepiej. Mo偶e wieczorem.

Je艣liby trzyma膰 si臋 wyobra偶e艅 Doway贸w dotycz膮cych czasu, 艣wi臋to, na kt贸re przybyli艣my, nie by艂o jeszcze w tej fazie, w jakiej powinno. Mia艂o to dla mnie pewn膮 korzy艣膰, mog艂em bowiem zobaczy膰 t臋 jego cz臋艣膰, o kt贸rej Dowayowie w og贸le mi nie wspomnieli. Nie by艂a to, gwoli sprawiedliwo艣ci, ich wina. Prosi艂em, by mi pokazali "rzucanie na czaszki", s膮dz膮c, 偶e jest to nazwa ca艂ej uroczysto艣ci. Rzeczywi艣cie by艂a to jej nazwa, ale tak偶e, na moje nieszcz臋艣cie, okre艣lano w ten spos贸b sam膮 chwil臋 "rzucania" na czaszki ekskrement贸w i krwi.

140 141


A zatem skoro upomina艂em si臋 o "rzucanie na czaszki", pokazano mi ten konkretny moment. Tymczasem dooko艂a odbywa艂y si臋 najrozmaitsze ekscytuj膮ce wyst臋py w wykonaniu os贸b, o kt贸rych nawet nie wiedzia艂em, 偶e mog膮 uczestniczy膰 w uroczysto艣ci. M臋偶czy藕ni, na przyk艂ad, zademonstrowali narcystyczny taniec z lusterkami. Bracia obrzeza艅cy wspi臋li si臋 na chaty zmar艂ych i tarli okolic膮 odbytu o brzeg dachu. Kobiety przedstawia艂y sceny ze s艂odkimi ziemniakami w kszta艂cie penis贸w, kt贸re wprawia艂y mnie w zak艂opotanie, p贸ki nie u艣wiadomi艂em sobie, 偶e by艂o to jedynie odtworzenie tego, co robi膮 ch艂opcy po obrzezaniu. Innymi s艂owy, wdowy traktowano tak, jakby w艂a艣nie zosta艂y obrzezane poprzez ostateczne odej艣cie ich zmar艂ych m臋偶贸w. Cech膮 wsp贸ln膮 obu obrz臋d贸w jest to, 偶e wdowy zostaj膮 tym sposobem przywr贸cone normalnemu 偶yciu po d艂ugim okresie wykluczenia z niego. Ich zmarli m臋偶owie, poddani obrz臋dowi czaszek, te偶 jakby zostaj膮 obrzezani. Tu cech膮 wsp贸ln膮 obu obrz臋d贸w jest z kolei to, 偶e zmarli mog膮 wst膮pi膰 do domu czaszek, co stanowi akt wie艅cz膮cy rytua艂 obrzezania.

Niewiele z tego wszystkiego w贸wczas rozumia艂em. By艂em zbyt zaj臋ty samym zapisywaniem wydarze艅, by rozwa偶a膰, co w艂a艣ciwie w pocie czo艂a notuj臋. Cz臋sto strzela艂em jakim艣 pytaniem na chybi艂 trafi艂 z nadziej膮, 偶e znajd臋 punkt zaczepienia do dalszych docieka艅. K艂opot w poruszaniu si臋 po obszarze symbolizmu polega na trudno艣ci okre艣lenia danych dla symbolicznej interpretacji. Pr贸buje si臋 opisa膰, w jakiego rodzaju 艣wiecie 偶yj膮 Dowayowie, jak go kszta艂tuj膮 i jak obja艣niaj膮. Poniewa偶 nie zna si臋 jednak wi臋kszo艣ci owych danych, nie spos贸b o nie pyta膰. A Dowayo mia艂by jeszcze wi臋kszy ani偶eli my problem z odpowiedzi膮 na pytanie: "Jaki jest 艣wiat, w kt贸rym 偶yjesz?". Pytanie to jest po prostu zbyt niejasne. Dlatego obraz 艣wiata Doway贸w trzeba sk艂ada膰 kawa艂ek po kawa艂ku. By膰 mo偶e istotne oka偶膮 si臋 zwyczaje j臋zykowe, wierzenia albo struktura obrz臋d贸w. Pr贸buje si臋 wobec tego po艂膮czy膰 to wszystko w pewn膮 ca艂o艣膰.

Na przyk艂ad: wyja艣ni艂em ju偶, 偶e kowale s膮 odseparowani od reszty Doway贸w, co wyra偶aj膮 regu艂y zobowi膮zuj膮ce kowali do odosobnionego uprawiania roli, jedzenia, uprawiania seksu, czerpania wody. Antropolog przypuszcza, 偶e tak偶e inne

formy komunikowania si臋 mog膮 podkre艣la膰 ow膮 separacj臋: dajmy na to, wierzenia dotycz膮ce j臋zyka. Stwierdzi艂em, 偶e od kowali oczekuje si臋 szczeg贸lnego akcentowania wyraz贸w, innego ni偶 to, kt贸re s艂ycha膰 u pozosta艂ych Doway贸w. Izolacja seksualna mog艂a by膰 obci膮偶ona wierzeniami o kazirodztwie lub homoseksualizmie. Ta ostatnia sprawa okaza艂a si臋 szczeg贸lnie trudnym obszarem. Okazja do poruszenia tematu nadarzy艂a si臋 podczas kastracji byka, kt贸rego j膮dra zosta艂y zaatakowane przez paso偶yty. Zaciekawi艂o mnie spostrze偶enie, 偶e gdyby kastracji mia艂o by膰 poddanych kilka sztuk byd艂a, zabieg odby艂by si臋 w lasku, gdzie dokonuje si臋 obrzezania ch艂opc贸w - doszed艂 bowiem jeszcze jeden dow贸d na identyfikowanie byd艂a z m臋偶czyznami. Kiedy wprowadzano byd艂o, by mo偶na by艂o z艂apa膰 chorego, dwa roczniaki pr贸bowa艂y z sob膮 kopulowa膰. Wskaza艂em na to z nadziej膮, 偶e podobne praktyki zostan膮 przypisane niekt贸rym grupom, powiedzmy - je艣li mi si臋 poszcz臋艣ci,- kowalom. Im dalej posuwa艂em si臋 w moich pytaniach, tym sytuacja stawa艂a si臋 trudniejsza i bardziej 偶enuj膮ca. Wygl膮da艂o na to, 偶e praktyki homoseksualne s膮 w Afryce Zachodniej zgo艂a nieznane, wyj膮wszy miejsca, gdzie biali dali przyk艂ad. Dowayowie nie dowierzali, 偶e takie rzeczy s膮 mo偶liwe. Tego rodzaju zachowanie u zwierz膮t zawsze interpretowano: "Walcz膮 o samic臋". M臋偶czy藕ni pozwalaj膮 sobie wprawdzie na znacznie wi臋cej kontakt贸w fizycznych, ani偶eli uznaje si臋 za norm臋 w naszej kulturze, ale kontakty te nie maj膮 wyd藕wi臋ku seksualnego. Przyjaciele chodz膮 trzymaj膮c si臋 za r臋ce. M艂odzi m臋偶czy藕ni cz臋sto sypiaj膮 spleceni w u艣cisku, ale nie odbiera si臋 tego w kategoriach p艂ciowo艣ci. Dowayowie, kt贸rzy nie widzieli mnie przez jaki艣 czas, siadali mi na kolanach i g艂askali mnie po g艂owie, rozbawieni moim za偶enowaniem wobec publicznego zachowania tego rodzaju. A zatem moje nadzieje na wykrycie zwi膮zku kowali z homoseksualizmem okaza艂y si臋 chybione - kowale jedz膮 wszak偶e psy i ma艂py, cho膰 wi臋kszo艣膰 Doway贸w zaprzecza艂a i jednemu, i drugiemu. Antropolog wyja艣ni艂by to zbytni膮 blisko艣ci膮 tych zwierz膮t i 艂udzi. Jedzenie ich jest wi臋c kulinarnym ekwiwalentem kazirodztwa i homoseksualizmu.

Tak oto szuka si臋 drogi przez g膮szcz danych, nieustannie pope艂niaj膮c b艂臋dy i je naprawiaj膮c. Owego dnia jednak偶e bar

142 ~ 143


dziej, przyznaj臋, zajmowa艂a mnie sprawa kucharza i tego, jak si臋 uwolni膰 od jego us艂ug w膮tpliwej jako艣ci. Na szcz臋艣cie przysz艂o mi w ko艅cu do g艂owy znakomite rozwi膮zanie - zatrudni臋 go przy budowie mojego nowego domu. Z pewno艣ci膮 b臋dzie lepszy w narzucaniu b艂otnistej zaprawy ni偶 w gotowaniu jedzenia.

Poza innymi atrakcjami nadarzy艂a mi si臋 podczas uroczysto艣ci okazja do ponownej rozmowy ze Starym Cz艂owiekiem i z Kpan, poniewa偶 wszystko odbywa艂o si臋 w jego w艂asnym

ogrodzie. Jak zwykle otacza艂a go liczna 艣wita, kto艣 trzyma艂 nad jego g艂ow膮 czerwony parasol, a on sam poi艂 si臋 piwem. Pragn膮艂 por贸wna膰 nasze protezy i stwierdziwszy, 偶e jego sztuczne z臋by s膮 urz膮dzeniem znacznie bardziej wyszukanym, zaprosi艂 mnie do siebie za miesi膮c. Obieca艂, 偶e po mnie przy艣le.

Sezon deszczowy zosta艂 oficjalnie zako艅czony i przez nast臋pnych pi臋膰 albo sze艣膰 miesi臋cy opad贸w si臋 nie spodziewano - by艂a to rzecz wielce dla mnie pocieszaj膮ca, poniewa偶 nienawidzi艂em deszczu. Kiedy wracali艣my obaj z Matthieu, z艂apa艂a nas jednak okropna burza. Zacz臋艂a si臋 od niewinnego pomrukiwania, dochodz膮cego z g贸r, kt贸re przerodzi艂o si臋 w g艂uchy ryk. Spojrzawszy w niebo, ujrzeli艣my ogromne chmury, gromadz膮ce si臋 i k艂臋bi膮ce wok贸艂 szczyt贸w. By艂o pewne,

i 偶e nie zd膮偶ymy do wioski, nim dopadnie nas najsilniejsze uderzenie. Nad r贸wnin膮 zerwa艂 si臋 wiatr, targaj膮c trawy i ogarniaj膮c drzewa z li艣ci. Matthieu uwa偶a艂 za rzecz oczywist膮, 偶e nie jest to zwyczajna burza, lecz specjalna demonstracja si艂y zaklinacza deszczu. Przyznaj臋, 偶e gdybym nie by艂 pe艂nym uprzedze艅 cz艂owiekiem Zachodu, sk艂ania艂bym si臋 do przyznania mu racji, albowiem burza okaza艂a si臋 doprawdy wyj膮tkowa. La艂o strasznie, w kilka sekund przemokli艣my do suchej nitki i dygotali艣my z zimna. Wiatr szarpa艂 nami tak gwa艂townie, 偶e wyrywa艂 nam guziki u koszul. Przy drewnianym mostku musieli艣my przerwa膰 w臋dr贸wk臋. 脫w mostek by艂 omsza艂ym pniem przewr贸conego drzewa, kt贸ry spina艂 brzegi w膮wozu g艂臋bokiego na jakie艣 dwana艣cie metr贸w. Zwyk艂膮 niemo偶liwo艣ci膮 by艂o balansowanie na pniu przy takim wietrze, siedli艣my zatem i czekali艣my - Matthieu trz膮s艂 si臋 ze strachu, 偶e Stary Cz艂owiek ze艣le piorun, by nas zabi膰. Powiedzia艂em mu, 偶e bia艂ego cz艂owieka piorun nie dosi臋gnie, wi臋c je艣li b臋dzie

trzyma艂 si臋 blisko mnie, nic mu si臋 nie stanie. Uwierzy艂 w to od razu. W Afryce Zachodniej jest bodaj najwi臋cej wypadk贸w, w kt贸rych ludzie gin膮 od pioruna. Pami臋tam, jak przemy艣liwa艂em, siedz膮c przy owym mostku, 偶e skoro ka偶dy pojazd ma motorjo, cz艂owieka, kt贸rego zadaniem jest umocowywanie baga偶u i wchodzenie na dach, by zdj膮膰 rzeczy pasa偶er贸w, absurdalne sformu艂owanie ze starych angielskich rozm贸wek dla podr贸偶nik贸w: "mojego pocztyliona trafi艂 piorun" mo偶e by膰 tu u偶ywane rzeczywi艣cie cz臋艣ciej ni偶 gdziekolwiek indziej na ziemi.

W ko艅cu 偶ywio艂 ucich艂 i wr贸cili艣my do domu. Opowie艣膰 o burzy od razu okr膮偶y艂a wiosk臋 i sp臋dzi艂em wiecz贸r, gaw臋dz膮c otwarcie o zaklinaczach deszczu - nagle temat 贸w sta艂 si臋 tematem dozwolonym.

Niekt贸rzy z Doway贸w rozpocz臋li ju偶 偶niwa - stosunkowo wcze艣nie - najwyra藕niej wi臋c powinienem by艂 uda膰 si臋 na pola. Przed zbiorami trzeba przygotowa膰 klepisko. Tworzy je p艂ytkie wg艂臋bienie wygrzebane w ziemi, kt贸re oblepia si臋 glin膮, bydl臋cymi odchodami i kleistymi ro艣linami, by utwardzi膰 grunt. Klepisko musi by膰 zabezpieczone przed z艂ymi mocami czym艣 ostrym: ostami, 艂odygami prosa albo bambusu, u偶ywa si臋 nawet szpilek je偶ozwierza. K艂osy 艣ci臋tego prosa susz膮 si臋 zwykle na klepisku przez kilka dni, zanim zacznie si臋 uderza膰 w nie kijami, by wypad艂o ziarno. Jest to bardzo ci臋偶ka i znienawidzona przez Doway贸w praca. Plewy bole艣nie dra偶ni膮 sk贸r臋 i nawet na zahartowanym ciele tubylc贸w pojawiaj膮 si臋 rozleg艂e czerwone placki. Dowayowie siedz膮 dooko艂a klepiska, na przemian m艂贸c膮c i pij膮c, drapi膮 si臋 przy tym nieprzyzwoicie z nie skrywanym zadowoleniem. Klepisko ogromnie mnie interesowa艂o. Wsz臋dzie na 艣wiecie takie miejsca skupiaj膮 jak w soczewce ca艂膮 symbolik臋, a w kraju Doway贸w przypisuje si臋 im spory zestaw zakaz贸w. Wiedzia艂em ju偶, 偶e istnieje odr臋bna klasa "prawdziwych rolnik贸w", kt贸rzy musz膮 przedsi臋bra膰 specjalne 艣rodki ostro偶no艣ci. Za艂atwi艂em ju偶 sobie nawet wizyt臋 u kogo艣 takiego - za dwa tygodnie, w czasie zbior贸w na jego polu - aby dowiedzie膰 si臋, jak膮 to szczeg贸ln膮 pozycj臋 zajmuj膮 "prawdziwi rolnicy" w tutejszym systemie kulturowym. Postawi艂em sobie za cel utrzymywanie poprawnych kontakt贸w z miejscowymi kobietami,

145


przypuszczaj膮c,偶e b臋d膮 dobrym 藕r贸d艂em informacji w tych sprawach, gdy偶 by艂y sk艂onne przyzwoli膰 na naruszanie tabu w艂asnej seksualno艣ci, i dzi臋ki temu dowiedzia艂em si臋, 偶e kobiecie w ci膮偶y nie wolno wchodzi膰 na klepisko. To by艂o dla mnie niespodziank膮. W innych cz臋艣ciach kraju Doway贸w uwa偶ano, 偶e seksualno艣膰 ludzi i p艂odno艣膰 ro艣lin maj膮 na siebie korzystny wp艂yw. Na przyk艂ad: podczas pierwszej miesi膮czki dziewczyn臋 zamyka si臋 na trzy dni w chacie, gdzie proso 艣cierane jest na m膮k臋. Tylko kobiety pozostaj膮ce w zwi膮zku ma艂偶e艅skim mog膮 przyjmowa膰 w darze kie艂kuj膮ce proso. Kowale, z kt贸rymi zabrania si臋 stosunk贸w seksualnych, nie mog膮 wchodzi膰 na pole kobiety, kiedy ro艣nie na nim proso. Innymi s艂owy, kultura ustanowi艂a paralele pomi臋dzy kolejnymi cyklami wzrostu prosa a rozwojem p艂ciowym kobiet. Spodziewa艂em si臋 wobec tego, 偶e narodziny dziecka i m艂贸cka powinny jako艣 si臋 ze sob膮 艂膮czy膰. Pasowa艂oby te偶 do mojego modelu umieszczenie kobiety na klepisku w razie trudnego porodu. Sprawa stanowi艂a dla mnie zagadk臋 przez d艂ugi czas. Skorzysta艂em nawet podczas nieobecno艣ci Jana z jego biura i siedzia艂em przez ca艂y dzie艅 nad notatkami, pr贸buj膮c odgadn膮膰, gdzie pope艂niam b艂膮d. Je艣li rozumowa艂em nieprawid艂owo, mog艂em r贸wnie dobrze wyrzuci膰 na szmelc wszystko to, co opracowa艂em do tej pory, a co dotyczy艂o "mapy kulturowej" Doway贸w.

Postanowi艂em pogada膰 z moj膮 ulubion膮 informatork膮, Mariyo, trzeci膮 偶on膮 naczelnika. Przyja藕nili艣my si臋 od chwili, gdy moje pigu艂ki wyleczy艂y m艂odszego brata naczelnika, ona sama za艣 interesowa艂a mnie z kilku powod贸w. Mieszka艂a tu偶 za moj膮 chat膮 i nie mog艂em nic poradzi膰, by nie s艂ysze膰 nieprzerwanego strumienia g艂o艣nych b膮k贸w, pokas艂ywa艅 i og艂uszaj膮cego czkania, dochodz膮cych z tamtego kierunku po zmierzchu. Czu艂em do niej ogromn膮 sympati臋 jako do osoby, kt贸rej kiszki r贸wnie 藕le tolerowa艂y krain臋 Doway贸w, jak i moje. Pewnego dnia wspomnia艂em o owych odg艂osach Matthieu, kt贸ry rykn膮艂 艣miechem i wybieg艂 z chaty, by obwie艣ci膰 Mariyo o moim kolejnym idiotyzmie. Minut臋 p贸藕niej wybuch weso艂o艣ci da艂 si臋 s艂ysze膰 w jej domostwie, a potem mo偶na ju偶 by艂o nakre艣li膰 tor, po kt贸rym wie艣膰 rozchodzi艂a si臋 po wsi, 艣ledz膮c salwy histerycznych chichot贸w w kolejnych chatach. W ko艅cu Matthieu wr贸ci艂, os艂ab艂y i sp艂akany ze 艣miechu. Zaprowadzi艂 mnie do domostwa Mariyo i wskaza艂 na ma艂膮 chat臋, stoj膮c膮 na wprost mojej. Trzymano w niej kozy. Nie maj膮c 偶adnej wiedzy o kozach, nie by艂em te偶 艣wiadom, 偶e potrafi膮 wydawa膰 ludzkie odg艂osy. Po tym zdarzeniu po艂膮czy艂 mnie z Mariyo szczeg贸lny rodzaj za偶y艂o艣ci, dopuszczaj膮cy wzajemne porozumiewanie si臋 poprzez nieustanne 偶artowanie z siebie. Relacje takie s膮 w艣r贸d Doway贸w cz臋ste i zdarzaj膮 si臋 zar贸wno w艣r贸d 艂udzi w specyficzny spos贸b ze sob膮 spokrewnionych, jak i w艣r贸d osobnik贸w, kt贸rzy po prostu darz膮 si臋 sympati膮. Dowayowie potrafi膮 by膰 czasami niesamowicie zabawni, czasami za艣 s膮 niewyobra偶alnie nudni, poniewa偶 nie bior膮 pod uwag臋 cudzego nastroju.

W wyniku naszej 偶artobliwej za偶y艂o艣ci Mariyo sta艂a si臋 bardzo ch臋tn膮 informatork膮 i przysta艂a na moj膮 propozycj臋 艣cis艂ego rozdzielenia 偶art贸w od "pyta艅 o pewne rzeczy". By艂a jedyn膮 spo艣r贸d Doway贸w, kt贸ra zdawa艂a si臋 pojmowa膰, o co mi w艂a艣ciwie chodzi. Spyta艂em j膮 kiedy艣 o szczeg贸lny rodzaj strzy偶enia w艂os贸w w kszta艂t gwiazdy, kt贸ry widzia艂em u kobiet - spokrewnionych ze zmar艂膮 - podczas ceremonii naczynia na wod臋. Czy nosi艂o si臋 tak膮 fryzur臋 tak偶e przy innych okazjach? Odpowiedzia艂a przecz膮co, jak zrobi艂by ka偶dy z Doway贸w, ale, czego nie zrobiliby inni, doda艂a: "Czasami nosz膮 takie fryzury tak偶e m臋偶czy藕ni" i zacz臋艂a wylicza膰, w jakich okoliczno艣ciach m臋偶czy藕ni strzyg膮 w艂osy we wspomniany spos贸b. Poniewa偶 wi臋kszo艣膰 rytua艂贸w kobiecych mo偶na zrozumie膰 tylko wtedy, gdy za艂o偶y si臋, 偶e pochodz膮 one od rytua艂贸w m臋skich, da艂o mi to podstaw臋 do ich interpretacji i otworzy艂o now膮 艣cie偶k臋 docieka艅, prowadz膮c膮 od rysunk贸w na cia艂ach ludzkich do dekoracji na naczyniach i do ludowej koncepcji patrzenia na kobiet臋 jak na bardziej lub mniej uszkodzone naczynie.

Zebra艂em ju偶 wiadomo艣ci dotycz膮ce kobiet ci臋偶arnych i klepiska od innych informatorek, by艂em wi臋c ciekaw, co powie mi Mariyo. Stara艂em si臋 wyja艣nia膰 t臋 spraw臋 stopniowo. Jak si臋 przygotowuje klepisko? Co si臋 na nim dzieje? Czy jest co艣, czego nie wolno robi膰 na klepisku? Czy komu艣 nie wolno na nie wchodzi膰? Potwierdzi艂a, 偶e na klepisko nie wolno wchodzi膰 kobiecie w ci膮偶y, a przynajmniej, doda艂a, "p贸ki dziecko nie jest jeszcze ca艂kowicie ukszta艂towane i gotowe do porodu".

146


To postawi艂o ca艂膮 spraw臋 w zupe艂nie innym 艣wietle. Wyja艣ni艂a mi, 偶e je艣li brzemienna kobieta znajdzie si臋 na klepisku, mo偶e nast膮pi膰 przedwczesny por贸d. A zatem moje 艂膮czenie cyklu wzrostu prosa z p艂odno艣ci膮 kobiety odpowiada艂o rzeczywisto艣ci. Trudno wyt艂umaczy膰 laikowi g艂臋bok膮 satysfakcj臋 pochodz膮c膮 z tak prostego fragmentu informacji jak ta. Tymczasem s艂u偶y ona za usprawiedliwienie wielu lat uczenia si臋 bana艂贸w, miesi臋cy chor贸b, samotno艣ci i nudy, ca艂ych godzin stawiania g艂upich pyta艅. W antropologii chwile potwierdze艅 nale偶膮 do rzadko艣ci, ta chwila zosta艂a mi dana jako bardzo potrzebne pokrzepienie moralne.

Lecz jak to zwykle w Afryce, tuziny drobnych problem贸w uniemo偶liwiaj膮 d艂ugotrwa艂膮 metodyczn膮 prac臋. Musia艂em wzi膮膰 dzie艅 wolnego, by stoczy膰 b贸j z rozmaitymi formami 偶ycia zwierz臋cego, kt贸re opanowa艂y moj膮 chat臋. Mog艂em od biedy wsp贸艂偶y膰 z jaszczurkami. Biega艂y po dachu, przenosz膮c si臋 b艂yskawicznie z belki na belk臋. Jedyn膮 ich wad膮 by艂o to, 偶e zwyk艂y oddawa膰 stolec na cudz膮 g艂ow臋. Kozy by艂y przekle艅stwem i nale偶a艂o umie膰 si臋 przed nimi broni膰. Prowadzi艂em nieustann膮 wojn臋 z pewnym starym capem, kt贸remu nic nie sprawia艂o wi臋kszej przyjemno艣ci ni偶 zakradanie si臋 do mojego obej艣cia o drugiej nad ranem i skakanie po naczyniach do gotowania. Przegoniony, dawa艂 spok贸j co najwy偶ej na godzin臋, po czym wraca艂 i na bis traktowa艂 butl臋 gazow膮 tylnymi kopytami. Najgorszy by艂 jednak buchaj膮cy od niego smr贸d. Zapach k贸z Doway贸w jest tak intensywny, 偶e w臋druj膮c przez busz, mo偶na stwierdzi膰, i偶 w ci膮gu ostatnich dziesi臋ciu minut przemierza艂 t臋 sam膮 tras臋 kozi samiec - polegaj膮c wy艂膮cznie na w艂asnym nosie. Pokona艂em capa definitywnie, kupuj膮c sobie wzgl臋dy psa naczelnika, Burse'a, kt贸ry popad艂 w beznadziejne uzale偶nienie od czekolady. Kawa艂ek tabliczki ka偶dego wieczora gwarantowa艂, 偶e pies b臋dzie spa艂 przed moj膮 chat膮 i odp臋dza艂 kozy. P贸藕niej Burse wprowadzi艂 do interesu 偶on臋 i dzieci, znacznie uszczuplaj膮c stan moich zapas贸w. Doway贸w niezmiernie bawi艂a moja psia 艣wita, kt贸ra towarzyszy艂a mi w kilometrowych w臋dr贸wkach przez busz, i czasami nazywali mnie "wielkim my艣liwym".

Sta艂ym zagro偶eniem dla papieru by艂y termity. Mia艂y chytry zwyczaj wnikania do ksi膮偶ek od 艣rodka i po偶erania ich w taki

spos贸b, 偶e z zewn膮trz wygl膮da艂y ca艂kowicie w porz膮dku, podczas gdy sk艂ada艂y si臋 ju偶 tylko z cienkiej jak op艂atek ok艂adki. Wystarczy艂 kr贸tki atak 艣rodkami chemicznymi, by je rozgromi膰.

Bardziej jednak denerwowa艂y mnie myszy. Twardo ignorowa艂y moje po偶ywienie. Jak wszystko, co 偶yje w kraju Doway贸w, przepada艂y za prosem, natomiast jedyn膮 z moich rzeczy, kt贸ra im rzeczywi艣cie smakowa艂a, by艂 plastyk. W膮偶 od filtra do wody ze偶ar艂y w ci膮gu jednej nocy. Przypuszcza艂y zmasowane ataki na aparat fotograficzny. Najbardziej nienawidzi艂em ich niezr臋czno艣ci, gdy spada艂y z 艂oskotem z jednej cz臋艣ci sprz臋tu na drug膮. Ich Los zosta艂 przes膮dzony pewnej przera偶aj膮cej nocy, kiedy zbudzi艂em si臋 w ciemno艣ci i poczu艂em dr偶膮cy kszta艂t na swojej piersi. Le偶a艂em bez ruchu, przekonany, 偶e to 艣mierciono艣na zielona mamba zwin臋艂a si臋 dok艂adnie na moim sercu. Pr贸bowa艂em oszacowa膰 jej rozmiary. Co mia艂em robi膰? Le偶e膰 i czeka膰, a偶 odejdzie? 艢pi臋 niestety bardzo niespokojnie i mog艂em, zasn膮wszy na powr贸t, obr贸ci膰 si臋 i przygnie艣膰 j膮 do pod艂o偶a z fatalnymi dla siebie skutkami. Uzna艂em, 偶e najlepiej b臋dzie odliczy膰 do trzech i zerwa膰 si臋 szybkim ruchem, str膮caj膮c zwierz臋. Policzy艂em, wrzasn膮艂em pot臋偶nie i rzuci艂em si臋 na bok, zostawiaj膮c cz臋艣膰 kolana na wystaj膮cym brzegu 艂贸偶ka. Z nieomyln膮 precyzj膮, kt贸ra wywar艂a na mnie w tamtej chwili spore wra偶enie, si臋gn膮艂em po latark臋 i skierowa艂em snop 艣wiat艂a na agresora. Przyszpilona nag艂膮 jasno艣ci膮, dygota艂a ze strachu najmniejsza mysz, jak膮 kiedykolwiek widzia艂em. By艂o mi nawet troch臋 wstyd, p贸ki nie odkry艂em o 艣wicie, 偶e pr贸bowa艂a zje艣膰 moje sztuczne z臋by. Serce me stwardnia艂o i przeszed艂em si臋 po wiosce, zbieraj膮c wszystkie dost臋pne 艂apki na myszy. W ci膮gu jednej nocy zabi艂em dziesi臋膰 sztuk, kt贸re zosta艂y nast臋pnie zjedzone przez dzieci.

Najgorsze by艂y wszak偶e cykady. Dziesi臋膰 milion贸w cykad rozproszonych po wzg贸rzach krainy Doway贸w wytwarza 贸w przyjemny szum, b臋d膮cy symbolem wieczor贸w w strefie tropikalnej. Ale pojedyncza cykada, kt贸ra dostanie si臋 do twojej chaty, mo偶e przyprawi膰 ci臋 o ob艂臋d. Cykady maj膮 przedziwn膮 zdolno艣膰 chowania si臋 w najmniejsze szpary i niezmiernie trudno jest ustali膰 kierunek, z kt贸rego dochodzi ich g艂os. Przy

148 `~ 149


艣wietle s膮 ca艂kowicie nieme. W ciemno艣ciach wydaj膮 najprzera藕liwsze, ostre i zgrzytliwe skrzeki. Jedynym sposobem na ich wykrycie by艂o skrupulatne posypanie wszystkiego dooko艂a zawarto艣ci膮 puszki ze 艣rodkiem owadob贸jczym - na nalepce przedstawiono optymistyczne wizerunki dusz膮cych si臋 karaluch贸w, konaj膮cych much, spadaj膮cych korkoci膮giem moskit贸w i tak dalej. Cykada opuszcza艂a w贸wczas sw膮 kryj贸wk臋 i bieg艂a w oszo艂omieniu po pod艂odze, gdzie wystarczy艂o j膮 dobi膰 dziesi臋cioma uderzeniami jakiego艣 ci臋偶kiego przedmiotu. Po kilku bezsennych nocach w艣ciek艂o艣膰 i 偶膮dza czyn贸w gwa艂townych, potrzebne do tego przedsi臋wzi臋cia, przychodzi艂y w spos贸b naturalny.

Do wypowiedzenia wojny totalnej sprowokowa艂o mnie odkrycie gniazda skorpion贸w w rogu chaty, gdzie trzyma艂em zapasowe buty. Uni贸s艂szy je, z pe艂n膮 nie艣wiadomo艣ci膮, w g贸r臋, przerazi艂em si臋 strasznie, gdy ogromny 偶wawy skorpion ruszy艂 w moim kierunku. Wrzeszcz膮c nieludzko, umkn膮艂em w stron臋 drzwi, gdzie sta艂o dziecko, mo偶e sze艣cioletnie, i przygl膮da艂o mi si臋 pytaj膮co. Stres zubo偶y艂 moj膮 zdolno艣膰 my艣lenia i nie mog艂em znale藕膰 s艂owa na okre艣lenie skorpiona.

- Tam jest gor膮cy potw贸r - krzycza艂em wielkim g艂osem. Dziecko zajrza艂o do chaty i z wyrazem pogardy zadepta艂o skorpiona bos膮 stop膮. (Gwoli 艣cis艂o艣ci pozwol臋 sobie wyja艣ni膰, 偶e skorpiony rzadko 偶膮dl膮 艣miertelnie, ale ich uk艂ucie mo偶e spowodowa膰 silny b贸l. Nale偶y w贸wczas zanurzy膰 uk膮szone miejsce w zimnej wodzie i za偶y膰 tabletki antyhistaminowe, kt贸re s膮 zwyk艂e okre艣lane jako 艣rodki na katar sienny).

Dowayowie zawsze mi si臋 dziwili, 偶e uwa偶am w臋偶e i skorpiony za przera偶aj膮ce - bo tak w istocie by艂o - a jednocze艣nie s艂yn臋 z tego, 偶e nie uciekam przed najokropniejszymi z ptak贸w, przed sowami. Pewnego razu widziano, jak wzi膮艂em w r臋k臋 i wsadzi艂em na drzewo kameleona, nad kt贸rym pastwi艂y si臋 dzieciaki, a poniewa偶 ugryzienie tego zwierz臋cia uwa偶ano za 艣miertelne, potraktowano to jak akt wielkiej odwagi z mojej strony. Jednak za najbardziej po偶yteczne spo艣r贸d moich szale艅stw Dowayowie uznali fakt, 偶e dotykam bez l臋ku pazur贸w mr贸wkojada. 呕aden Dowayo nigdy by tego nie zrobi艂, bo w贸wczas jego penis na zawsze pozosta艂by wiotki. Pazurami mr贸wkojada mo偶na zabi膰 cz艂owieka, je艣li wbije si臋 je

w owoc baobabu i wypowie imi臋 ofiary. Kiedy owoc spadnie, ofiara umrze. Dowayowie, kt贸rzy zabili mr贸wkojada, przyzywali mnie i publicznie przekazywa艂a mi pazury w dow贸d swych pokojowych intencji wobec wsp贸艂plemie艅c贸w. Mia艂em je zanie艣膰 wysoko w g贸ry i zakopa膰 z dala od ucz臋szczanych miejsc. Rola osoby kontroluj膮cej ska偶enie moralne we Wszech艣wiecie, kt贸r膮 przysz艂o mi pe艂ni膰, by艂a wysoko ceniona.

Dowiedzia艂em si臋 od podr贸偶nych, 偶e proso mojego "prawdziwego rolnika" nie dojrza艂o jeszcze do 偶臋cia, mog艂em wi臋c spokojnie czeka膰 i obserwowa膰 kolejn膮 z rozrywek - wybory w Kongle. Sous prefet zwo艂a艂 wszystkich mieszka艅c贸w wsi 0 okre艣lonej porze w jedno miejsce, by przem贸wi膰 do nich na temat wybor贸w i nie za艂atwionej sprawy naczelnikowania. Nie pojawi艂 si臋 jednak, a oni siedzieli pod drzewem i czekali przez ca艂e dwa dni, zanim udali si臋 z powrotem na po艂a. Wkr贸tce potem przyby艂 do wioski goumier. Ci niesympatyczni ludzie s膮 by艂ymi 偶o艂nierzami, kt贸rych rz膮d centralny wykorzystuje do zapewnienia sobie pos艂usze艅stwa w艣r贸d krn膮brnych wie艣niak贸w tam, gdzie 偶andarmi nie mog膮 wszystkiego dopilnowa膰. Goumiers osiedlaj膮 si臋 na d艂u偶szy czas, 偶yj膮 z d贸br swoich gospodarzy i zmuszaj膮 ich do wykonywania swoich polece艅. Na obszarach, gdzie ludzie nie wiedz膮, jakie s膮 ich prawa, albo te偶 .mo偶e wiedz膮, jak niewiele znacz膮 one w praktyce, goumiers uciekaj膮 si臋 do prawdziwej tyranii. W tym konkretnym przypadku chodzi艂o o upewnienie si臋, czy zosta艂y przygotowane lokale wyborcze. Dowayowie wykazywali zdecydowany brak zainteresowania sprawami polityki; ich entuzjazm wymaga艂 wi臋c stymulacji.

Wszyscy Dowayowie, m臋偶czy藕ni i kobiety, mieli zameldowa膰 si臋 okre艣lonego dnia i odda膰 glos. Odpowiedni膮 frekwencj臋 powinien by艂 zapewni膰 naczelnik. Mayo pokornie wzi膮艂 wi臋c spraw臋 na siebie, podczas gdy Zuuldibo siedzia艂 w cieniu, wykrzykuj膮c polecenia do tych, kt贸rzy pracowali. Siad艂em obok niego i odbyli艣my d艂ug膮 dyskusj臋 o najwspanialszych stronach cudzo艂贸stwa.

- We藕 Mariyo - rzek艂. - Ludzie zawsze mi m贸wili, 偶e sypia z moim m艂odszym bratem, ale sam widzia艂e艣, jak si臋 zdenerwowa艂a, kiedy zachorowa艂. 艢wiadczy to o tym, 偶e nic mi臋dzy nimi nie by艂o.

150 '~ 151


Dla Doway贸w seks i uczucie tak bardzo nie mia艂y ze sob膮 nic wsp贸lnego, 偶e wr臋cz jedno wyklucza艂o drugie. Pokiwa艂em ze zrozumieniem g艂ow膮. Nie by艂o sensu mu wyja艣nia膰, 偶e mo偶na na to spojrze膰 inaczej.

W lokalach wyborczych demokracja w pe艂ni rozwin臋艂a skrzyd艂a. Jednego z m臋偶czyzn skarcono, 偶e nie przyprowadzi艂 wszystkich 偶on.

- Nie przyjd膮.

- Powiniene艣 spu艣ci膰 im baty.

Spyta艂em kilku Doway贸w, za czym g艂osuj膮. Patrzyli, nie rozumiej膮c, o co mi chodzi. Bierzesz dow贸d osobisty, wyja艣niali, dajesz urz臋dnikowi, kt贸ry go stempluje, i w ten spos贸b oddajesz g艂os. Tak, ale jaki jest cel g艂osowania? Spogl膮dali jeszcze bezmy艣lniej. Przecie偶 ju偶 m贸wili, bierzesz dow贸d osobisty... Nikt nie wiedzia艂, o co w wyborach chodzi. G艂os贸w negatywnych nie przyjmowano. Po ca艂odziennej procedurze wyborczej stwierdzono, 偶e nie do艣膰 g艂os贸w zebrano, i wszyscy przyst膮pili do g艂osowania po raz drugi. W tygodniu og艂aszania wynik贸w by艂em akurat w kinie i dowiedzia艂em si臋, 偶e dziewi臋膰dziesi膮t dziewi臋膰 procent wyborc贸w g艂osowa艂o na jedynego kandydata wy艂onionego z szereg贸w jedynej partii. Uzna艂em za dobry znak, 偶e publiczno艣膰, bezpiecznie anonimowa w ciemno艣ciach, wybuchn臋 la ur膮gliwym 艣miechem.

We wsi jednak偶e wszyscy podchodzili do g艂osowania z wielk膮 powag膮, jak nakazywa艂y przepisy. Dowody to偶samo艣ci by艂y drobiazgowo sprawdzane, starano si臋 bardzo, 偶eby stempel zosta艂 przystawiony na odpowiednim miejscu, procent g艂osuj膮cych wie艣niak贸w wyliczono skrupulatnie, rejestry przekazywano od urz臋dnika do urz臋dnika za pokwitowaniem. Nikt zdawa艂 si臋 nie zauwa偶a膰 rozd藕wi臋ku pomi臋dzy pieczo艂owitym przestrzeganiem szczeg贸艂贸w a ra偶膮cym lekcewa偶eniem pryncypi贸w demokracji.

To samo dzia艂o si臋 w szko艂ach. Obci膮偶ono je niewyobra偶alnym aparatem biurokratycznym wy艂膮cznie dla okre艣lenia, kt贸rego z uczni贸w nale偶y wydali膰, kt贸rego promowa膰, a kt贸rego zostawi膰 na drugi rok. Czas sp臋dzany na zawi艂ym obliczaniu "艣redniej" wedle tajemnego przepisu jest co najmniej r贸wny czasowi sp臋dzanemu w klasie. A na koniec ca艂ej procedury dyrektor szko艂y arbitralnie orzeka, 偶e stopnie wygl膮daj膮 na zbyt niskie,

i podwy偶sza je wszystkim bez wyj膮tku albo bierze 艂ap贸wki od rodzic贸w i po prostu zmienia oceny. Tak偶e rz膮d, uznaj膮c, 偶e nie potrzeba a偶 tylu student贸w, mo偶e uniewa偶ni膰 egzaminy. Egzaminy bywaj膮 czasami czyst膮 fars膮. Nie mo偶na si臋 nie 艣mia膰 na widok pyta艅 egzaminacyjnych strze偶onych przez 偶andarm贸w z pistoletami maszynowymi, kiedy koperta, w kt贸rej si臋 one znajduj膮, zosta艂a otwarta, a zawarto艣膰 sprzedana przed kilku dniami osobie oferuj膮cej najwi臋ksz膮 stawk臋.

Po "wyborczej" przerwie trzeba by艂o wyruszy膰 do mojego "prawdziwego rolnika" na 偶niwa. Oznacza艂o to pokonanie oko艂o trzydziestu kilometr贸w przy rosn膮cych z dnia na dzie艅 temperaturach. Nale偶a艂o postanowi膰, czy w臋drowa膰 noc膮, gdy jest ch艂odniej, czy liczy膰 na podwiezienie i wyruszy膰 w ci膮gu dnia. W ko艅cu zdecydowa艂em si臋 na drugie rozwi膮zanie i mia艂em szcz臋艣cie natkn膮膰 si臋 na jednego z francuskich misjonarzy katolickich, doje偶d偶aj膮cego z jednej misji do drugiej. Zabra艂 nas ch臋tnie i odbyli艣my bardzo sympatyczn膮 podr贸偶; w czasie kt贸rej przedstawi艂 mi swoj膮 teori臋 kultury Doway贸w. Zmierza艂a ona do koncepcji t艂umienia seksualnego. Wszystko wi膮za艂o si臋 z seksem. Drewniane widelce ustawiane przy zabitym symbolizuj膮 jedn膮 stron膮 penis, drug膮 - pochw臋; szczeg贸lne znaczenie obrzezania odzwierciedla kompleks kastracyjny; k艂amstwa dotycz膮ce obrzezania, a m贸wi膮ce o zatkaniu odbytu, s膮 widomym znakiem, 偶e Dowayowie, jako plemi臋, maj膮 obsesje analne. Czytywa艂 nie tylko podr臋czniki do psychologii, ale tak偶e ksi膮偶ki antropologiczne. Uwaga ta oznacza艂a, jak si臋 okaza艂o wskutek moich docieka艅, 偶e przeczyta艂 co艣 nieco艣 o Dogonach, najbardziej rezolutnym i autoanalitycznym plemieniu z Mali. Ze smutkiem kiwa艂 g艂ow膮 nad Dowayami. Mimo 偶e sp臋dzi艂 w艣r贸d nich tyle lat, nie powiedzieli mu jeszcze niczego ani o swoich mitach, ani o pierwotnym jaju. Przeczytawszy, 偶e Dogoni nie s膮 ca艂kiem tacy sami jak Francuzi, nie m贸g艂 pogodzi膰 si臋 z my艣l膮, 偶e Dowayowie nie s膮 ca艂kiem tacy sami jak Dogoni.

Trudno nie zaakceptowa膰 pogl膮du, 偶e wszechobecna seksualno艣膰, przynajmniej w swej cz臋艣ci, nie mia艂a nic wsp贸lnego z domaganiem si臋 wstrzemi臋藕liwo艣ci seksualnej w afryka艅skim klimacie kulturowym. Zapewne ufno艣膰 pok艂adana w Biblii ka偶e cz艂owiekowi s膮dzi膰, 偶e ca艂膮 prawd臋 mo偶na

152 153


znale藕膰 w jednej ksi臋dze. Relatywizm kulturowy wydaje si臋, rzecz jasna, szczeg贸lnie trudny dla ludzi o wykrystalizowanej wierze, czy to b臋d膮 misjonarze, czy zadowoleni z siebie osadnicy, czy niemiecki wolontariusz, kt贸ry zdobyt膮 podczas trzyletniego pobytu w Kamerunie prawd臋 o Afryce potrafi艂 uj膮膰 w jednym zdaniu: "jeszli tubylec nie mo偶e czego艣 zje艣膰 ani u偶y膰 seksualnie, ani sprzeda膰 pia1emu, to nie jest tym zainteresowany".

Celem naszej wyprawy by艂a odludna wioska u st贸p nagich, granitowych g贸r. Zakrawa艂o na cud, 偶e cokolwiek ro艣nie na cienkiej warstwie spieczonej gleby. R贸偶nica temperatur pomi臋dzy tamtym miejscem a tym, kt贸re zacz膮艂em ju偶 nazywa膰 "moim" zak膮tkiem krainy Doway贸w, by艂a znaczna i zar贸wno Matthieu jak i ja ch臋tnie siedli艣my w cieniu, gdy szukano gospodarza.

Okaza艂 si臋 ma艂ym pomarszczonym cz艂owieczkiem, ubranym w 艂achmany. By艂 ca艂kiem pijany, cho膰 nie min臋艂a jeszcze dziesi膮ta rano. Odbyli艣my zwykle powitania, przyniesiono maty, by艣my na nich usiedli. I jak si臋 obawia艂em, postanowiono przygotowa膰 jedzenie. Znosi艂em jako tako osobliwe potrawy z pochrzynu, orzeszk贸w ziemnych czy prosa, ale niestety, kiedy pojawi艂em si臋 w obcej wiosce, na znak szacunku uwa偶ano za stosowne pocz臋stowa膰 mnie mi臋sem. Poniewa偶 nikomu nie chcia艂o si臋 bi膰 wo艂u po to tylko, by mi zaimponowa膰, ko艅czy艂o si臋 zwykle na mi臋sie w臋dzonym, czyli tym, kt贸re wisia艂o nad rozpalanym sporadycznie ogniem do gotowania przez bli偶ej nieokre艣lony czas. Polewano je sosem, kt贸ry 艂agodzi艂 smr贸d, maj膮cy pot臋偶ne dzia艂anie wymiotne. Na szcz臋艣cie, niegrzecznie jest przygl膮da膰 si臋 jedz膮cym go艣ciom, oddalali艣my si臋 wi臋c z Matthieu na czas posi艂ku do osobnej chaty. Tam mog艂em zrzec si臋 wszelkich roszcze艅 wobec podanego jedzenia, nikogo nie ura偶aj膮c. Matthieu jad艂 za nas obu, a ja, przycupn膮wszy w k膮cie, pr贸bowa艂em my艣le膰 zupe艂nie o czym innym.

Kiedy czyniono przygotowania do uczty, zacz膮艂em rozmawia膰 z gospodarzem o rozmaitych b艂ahych sprawach, prosz膮c na przyk艂ad o informacje na znane mi ju偶 tematy. Jak si臋 obawia艂em, odpowiedzi by艂y wymijaj膮ce i obficie zmieszane z p贸艂prawdami. Co wi臋cej, wygl膮da艂o na to, 偶e wcale nie jest pewne, czy czas 偶niw rzeczywi艣cie si臋 zbli偶a. Mo偶e uda si臋

154

rozpocz膮膰 zbiory jutro, a mo偶e nie. Pracuj膮c w terenie, nikt nie chce, rzecz jasna, mie膰 do czynienia z informatorami tego rodzaju. Ka偶dy pragnie ograniczy膰 si臋 do informator贸w o grzecznym, uprzejmym i wspania艂omy艣lnym usposobieniu, dla kt贸rych odpowiadanie na uporczywe i nie maj膮ce sensu pytania dociekliwego antropologa jest zabawnym i wartym trudu zaj臋ciem. Tacy ludzie nale偶膮 niestety do wyj膮tk贸w. Wi臋kszo艣膰 woli zajmowa膰 si臋 innymi rzeczami, 艂atwo si臋 nudzi i irytuje g艂upot膮 rozm贸wcy, albo te偶 bardziej zale偶y jej na przedstawieniu siebie w korzystnym 艣wietle ani偶eli przedstawieniu prawdy. W takich przypadkach najlepsz膮 taktyk膮 jest danie 艂ap贸wki. Niewielka kwota pieni臋dzy przekszta艂ca antropologiczn膮 wypytywank臋 w op艂acalny interes i otwiera drzwi, kt贸re w innych okoliczno艣ciach pozostawa艂yby zamkni臋te. Tak偶e w tym przypadku 艂ap贸wka zrobi艂a swoje. Ma艂y prezencik zapewni艂 rozpocz臋cie 偶niw z mo偶liwie najmniejszym op贸藕nieniem oraz zagwarantowa艂 mi uczestnictwo w ca艂ym wydarzeniu od pocz膮tku do ko艅ca - gospodarz mia艂 zaraz wszystko zorganizowa膰. Kiedy, ko艂ysz膮c si臋 jak kaczka, odszed艂, pojawi艂a si臋 jedna z jego 偶on z przeogromnym talerzem w臋dzonki.

Ledwie prze艂kni臋ty zosta艂 ostatni k臋s cierpkiego mi臋sa, da艂y si臋 s艂ysze膰 ci臋cia maczet; rozpocz臋to 偶niwa. Matthieu zdradzi艂 mi na ucho pow贸d, dla kt贸rego nasz gospodarz tak ochoczo zgodzi艂 si臋 mnie zadowoli膰. Ot贸偶 powinien ui艣ci膰 pog艂贸wne. Pos艂u偶y si臋 moim prezentem, by op艂aci膰 podatek, a jednocze艣nie nie b臋dzie musia艂 dzieli膰 si臋 nim z krewnymi, gdy znajd膮 si臋 w potrzebie.

Praca sz艂a na ca艂ego, a ja siedzia艂em na polu, rozpaczliwie pr贸buj膮c nawi膮za膰 rozmow臋 ze 偶niwiarzami. Nie mogli艣my si臋 jednak zrozumie膰 prawie wcale - oto przykry dow贸d na to, jak bardzo umiejscowiona by艂a moja znajomo艣膰 j臋zyka. Milczenie bywa艂o d艂ugie i k艂opotliwe, nie pomaga艂 zwyczaj Doway贸w, kt贸rzy wykrzykuj膮 do cichego go艣cia: "Powiedz co艣!", co niezawodnie parali偶uje proces my艣lenia u rozm贸wcy.

M臋偶czy藕ni i kobiety pracowali ca艂y dzie艅, pot sp艂ywa艂 im strumyczkami po twarzach i piersiach, kiedy pochyleni 偶臋li proso, przewracaj膮ce si臋 z suchym szelestem - r贸偶nokolorowe wiechy pada艂y na ziemi臋 z wysoko艣ci ponad trzech

metr贸w. Od czasu do czasu robili przerw臋, by tykn膮膰 wody albo i zapali膰 ze mn膮 papierosa. Nikogo, nawet w najmniejszym i- stopniu, nie dra偶ni艂o, 偶e przygl膮dam si臋 ich pracy, wykazy

wali natomiast wiele troski, czy s艂o艅ce, zmieniaj膮ce sw膮 pozycj臋, nie wadzi mi i nie sprawia, 偶e jest mi zbyt gor膮co. Snuto rozmaite przypuszczenia co do ilo艣ci plon贸w. Kto艣 got贸w pomy艣le膰, 偶e skoro zbiory le偶a艂y przed nimi, widoczne jak na d艂oni, dok艂adne ich oszacowanie nie nastr臋cza艂o trudno艣ci - nic bardziej mylnego. Z tego, co m贸wili, wynika艂o, 偶e rzeczywisty moment oceny plonu jest spraw膮 do艣膰 odleg艂膮 i nieosi膮galne s膮 dane, z kt贸rych mo偶na by cokolwiek wywnioskowa膰. Spos贸b, w jaki zbo偶e pada, 艣wiadczy dobrze albo 藕le; to, czy k艂osy si臋gaj膮 kostek 偶niwiarzy, przepowiada to lub owo. Wie艣niacy byli w strachu, 偶e z艂e moce w ka偶dej chwili mog膮 pozbawi膰 ich plonu albo wyci膮gn膮膰 z niego "to, co dobre", a wtedy cz艂owiek, cho膰 zje du偶o, nada艂 b臋dzie g艂odny. Dlatego te偶 pole i klepisko, gdzie le偶a艂y w stosach owoce natury, by艂y dobrze

s zabezpieczone cierniami i szpikulcami, kt贸re mia艂y zrani膰 grasuj膮ce z艂e moce. Nie wzi臋to, co dziwne, za z艂y omen, 偶e dw贸ch i 偶e艅c贸w st膮pn臋艂o na ostrze z bambusa i si臋 skaleczy艂o. Kilku

braci "prawdziwego rolnika" krz膮ta艂o si臋 dooko艂a ognia, mrucz膮c jeden do drugiego, jak mniema艂em, tajemne zakl臋cia. Pos艂a艂em do nich Matthieu z tytoniem i poleci艂em mu zg艂臋bi膰 temat ich rozmowy. Ot贸偶 zastanawiali si臋, czym si臋 pos艂u偶y艂em, by uczyni膰 moje w艂osy prostymi i jasnymi. Czy takie w艂osy podobaj膮 si臋 kobietom? Dlaczego my, biali, nie damy sobie spokoju i nie wygl膮damy naturalnie, jak nas B贸g stworzy艂, z czarnymi kr臋conymi w艂osami?

Si艂膮 dziesi臋ciu czy pi臋tnastu robotnik贸w - wszyscy byli bra膰mi lub synami organizatora - prac臋 zako艅czono w ci膮gu jednego dnia i ludzie odeszli, by zje艣膰 i odpocz膮膰. Ja tymczasem, id膮c za odg艂osami 艣piew贸w, zabrn膮艂em par臋 kilometr贸w w stron臋 g贸r, 偶eby rzuci膰 okiem na pogrzeb kobiety, kt贸rej cia艂o, owini臋te w sk贸ry i tkaniny, niesiono z wioski m臋偶a do wioski ojca. Poniewa偶 droga wiod艂a strom膮 艣cie偶k膮, a Dowayowie, jak to oni, bali si臋 ciemno艣ci, poch贸d wyruszy艂 jeszcze za dnia. Upewniwszy si臋, 偶e nic nie b臋dzie si臋 dzia艂o na polach a偶 do 艣witu, pozwoli艂em Matthieu, wobec jego rodzinnych powi膮za艅, p贸j艣膰 z 偶a艂obnikami. Wspania艂e czerwone s艂o艅ce

156

chyli艂o si臋 ku zachodowi, gdy z brzuchem pustym od rana i burcz膮cym z艂owieszczo patrzy艂em; jak oddalali si臋 w chmurze kurzu, 艣piewaj膮c i pl膮saj膮c, nios膮c cia艂o na skleconych napr臋dce noszach. W dolinie by艂o ju偶 ciemno, gdy dotarli na wzg贸rze jeszcze sk膮pane w blasku s艂o艅ca i znikn臋li po drugiej stronie grzbietu. W贸wczas to na polach buchn臋艂y g艂o艣ne 艣piewy. Co艣 si臋 tam odbywa艂o.

Nigdy si臋 nie dowiedzia艂em, czy wykluczenie mnie z uczestnictwa w widowisku by艂o wynikiem podst臋pu, czy nieporozumienia, i jak膮 rol臋 odegra艂 w tym Matthieu. By艂a to jedna z tych sytuacji, kiedy im wi臋cej zadajesz pyta艅, tym mniej odpowiedzi otrzymujesz. Jak si臋 jednak przekona艂em podczas innych 偶niw, w kt贸rych bra艂em udzia艂, przed moim przybyciem nie zdarzy艂o si臋 nic godnego uwagi. Wszyscy m臋偶czy藕ni zgromadzili si臋 na klepisku, kobiety i dzieci by艂y nieobecne. Na stosie k艂os贸w prosa u艂o偶ono rozmaite remedia ro艣linne, po czym 艣piewano pie艣ni na obrz臋d obrzezania, kt贸rych nie wolno s艂ucha膰 kobietom. Nikt nie przejmowa艂 si臋 moj膮 obecno艣ci膮. Rozpocz臋to m艂贸ck臋. M臋偶czy藕ni, niekt贸rzy rozebrani do naga, z tykwami na penisach, wykonywali podczas m艂贸cenia powolny taniec. Kij wznoszono praw膮 r臋k膮 ponad g艂ow臋, chwytano lew膮 r臋k膮 i opuszczano na proso. Wszyscy robili krok w bok i powtarzano operacj臋. Trwa艂o to wiele godzin, brzmia艂 monotonny 艣piew, za nim sz艂o g艂uche unisono uderze艅. Wzeszed艂 ksi臋偶yc i wspi膮艂 si臋 wysoko, a wci膮偶 s艂ycha膰 by艂o rytmiczne razy; w powietrze wzbija艂y si臋 艂uski i przykleja艂y do spoconych cia艂. Nawet o tej porze nocy by艂o okropnie duszno, ziemia promieniowa艂a ciep艂em.

Kolejny fragment rzeczywisto艣ci, kt贸ry pami臋tam, to wsch贸d s艂o艅ca. M臋偶czy藕ni nada艂 pracowali i 艣piewali, podtrzymywani na duchu wielkimi ilo艣ciami piwa. Spoczywa艂em na skale nie bez szkody dla zadka, wspieraj膮c si臋 o ciernisty krzew. Uczucie totalnego przepicia przypomina艂o kaca po nocnej przeprawie przez kana艂 La Manche. Najwyra藕niej obudzi艂a mnie du偶a koza, kt贸ra w zamy艣leniu 偶u艂a moje notatki, posiliwszy si臋 uprzednio autobiografi膮 kapitana 艂odzi podwodnej, z kt贸r膮 si臋 ostatnio nie rozstawa艂em. Na szcz臋艣cie, zd膮偶y艂em ju偶 przej膮膰 dobry nawyk Doway贸w wieszania swoich rzeczy na drzewie; szybki rzut oka upewni艂 mnie, 偶e jedyn膮 poza no

157


tatkami strat膮 by艂o nadgryzione sznurowad艂o. Stanowczo odprawiwszy koz臋, wr贸ci艂em do m臋偶czyzn, kt贸rzy rozpoczynali akurat kolejny etap pracy - wianie, czyli oczyszczanie ziaren z plew. Z rodzaju dowcip贸w, w kt贸rych si臋 prze艣cigano, wynika艂o, 偶e niekt贸rzy z m臋偶czyzn nie byli jedynie krewnymi, lecz nale偶eli te偶 do grupy r贸wnocze艣nie obrzezanych.

- Nie ma wiatru! - wo艂a艂 jeden z nich. - Jak mamy wia膰? Musimy wszyscy puszcza膰 wiatry.

Sypa艂 ziarno sponad g艂owy do kosza, tak by oddzieli艂y si臋 plewy. Jego uwaga wywo艂a艂a fal臋 histerycznego 艣miechu, kt贸rym i ja si臋 zarazi艂em. Wianie sz艂o sprawnie. Odci臋to g艂ow臋 trzymanemu nad ziarnem kurczakowi, a ze wszystkich stron spada艂 na stos zbo偶a ugotowany dziki pochrzyn, zwany "po偶ywieniem skorpion贸w". Sprowadzono ze wsi od艣wi臋tnie ubranego gospodarza; usypa艂 ziarno w koszyku, do kt贸rego przytroczy艂 czerwony fula艅ski kapelusz, i pomkn膮艂 z wielk膮 pr臋dko艣ci膮 ku wsi. Kiedy pierwsze ziarna zostan膮 z艂o偶one w wysokim cylindrycznym spichrzu, zbiory s膮 wreszcie bezpieczne, z艂e moce nie maj膮 do nich dost臋pu.

Nie potrafi臋 powiedzie膰, kiedy spostrzeg艂em, 偶e analizowane przeze mnie dane 艂膮cz膮 si臋 ze sob膮, ale krok po kroku zaczyna艂em wszystko rozumie膰. Nie w膮tpi艂em, 偶e to, czego by艂em 艣wiadkiem, mo偶e by膰 zrozumiane jedynie w odniesieniu do obrz臋du obrzezania. S艂ysza艂em dostatecznie du偶o o tej ceremonii, by wiedzie膰, i偶 m艂贸cka stanowi艂a jak膮艣 form臋 przedstawienia zatytu艂owanego: U艣miercenie starej Fulanki.

"Stara kobieta z plemienia Fulan贸w mia艂a syna. Syn by艂 chory. Bieg艂 po trawie silkoh i si臋 zrani艂. Penis mu spuch艂 i by艂 pe艂en ropy. Kobieta wzi臋ta n贸偶 i uci臋艂a tak, 偶e dziecko wyzdrowia艂o. Penis sta艂 si臋 pi臋kny. Obci臋艂a te偶 drugiemu synowi. Pewnego dnia sz艂a spacerem przez wiosk臋 Doway贸w i Dowayowie zobaczyli, 偶e to dobrze. Dowayowie przej臋li obrzezanie i zat艂ukli j膮 na 艣mier膰. Tak to si臋 zacz臋艂o, bo Dowayowie nie znali obrzezania. Zabronili kobietom patrze膰 na nie. A komety Fulan贸w mog膮 patrze膰. To wszystko".

Bicie na 艣mier膰 jest odtwarzane przy kilku okazjach, zw艂aszcza podczas obrzezania ch艂opc贸w. Odbywa si臋 w贸wczas kr贸tkie przedstawienie, kiedy to stara kobieta, lamentuj膮c i narzekaj膮c, idzie drog膮, gdzie le偶膮 zaczajeni Dowayowie. Przechodzi mi臋dzy nimi dwukrotnie. Za trzecim razem Dowayowie wyskakuj膮 i bij膮 ziemi臋 kijami, obrywaj膮c li艣cie, kt贸re kobieta ma na sobie. Na usypanym stosie kamieni wisi koszyk i czerwony kapelusz kobiety. 艢piewa si臋 piosenk臋 na obrzezanie. Kobiety i dzieci nie mog膮 by膰 przy tym obecne.

"Po偶ywienie skorpion贸w" odnosi si臋 do czego innego. S艂ysza艂em o kultach p艂odno艣ci, podtrzymywanych mi臋dzy innymi przez zaklinaczy deszczu. A mianowicie, zanim jakiekolwiek plony zostan膮 wprowadzone do wioski po raz pierwszy w danym roku, nale偶y odprawi膰 okre艣lone rytua艂y, aby skorpiony nie opanowa艂y chat i nie zaatakowa艂y ludzi. Nikt dotychczas mi nie wspomnia艂, 偶e skorpiony, kt贸re wtargn臋艂y do mojej chaty, zosta艂y potraktowane jako znak, i偶 nierozs膮dnie z艂ama艂em zwyczaj, przywo偶膮c 偶ywno艣膰 z zewn膮trz. Rzucanie "po偶ywienia skorpion贸w" na zbiory wprowadza skorpiony w b艂膮d. Pozostaj膮 one dzi臋ki temu w buszu. Podobnie rzucanie odchod贸w g贸rskiego je偶ozwierza podczas 艣wi臋ta czaszek trzyma niebezpiecznych przodk贸w z dala od wioski. Dopiero du偶o p贸藕niej dowiedzia艂em si臋, 偶e "po偶ywienie skorpion贸w" dotyczy tak偶e ludzi: dziewczynek podczas pierwszej miesi膮czki oraz ch艂opc贸w po obrzezaniu. To w艂a艣nie potwierdzi艂o moje wcze艣niejsze przypuszczenie, 偶e m艂odzi ludzie, na progu dojrza艂o艣ci, traktowani s膮 jak ro艣liny gotowe do zbioru. Dowayowie staraj膮 si臋 tak zorganizowa膰 zako艅czenie obrz臋du obrzezania, by powr贸t ch艂opc贸w do wioski zbieg艂 si臋 w czasie ze znoszeniem plon贸w z p贸l. Obie uroczysto艣ci odbywaj膮 si臋 wedle tego samego modelu.

Sp臋dzi艂em w wiosce jeszcze jedn膮 noc, by nabra膰 pewno艣ci, 偶e nic innego ju偶 si臋 nie kroi, i przywita艂em mojego krn膮brnego asystenta, kt贸ry wr贸ci艂 o zmierzchu szczerze skruszony. 呕eby wynagrodzi膰 mi swoj膮 nieobecno艣膰, pokaza艂 mi, w wielkim sekrecie, magiczny kamie艅 do wywo艂ywania poronienia u ci臋偶arnej kobiety. Aby por贸d by艂 szcz臋艣liwy, nale偶a艂o przyj艣膰 do w艂a艣ciciela kamienia i z艂o偶y膰 mu datek pieni臋偶ny. Rodzina mojego asystenta czerpa艂a sta艂e zyski z owego, maj膮cego tak wielk膮 moc, kawa艂ka ska艂y, cho膰 nie a偶 tak wielkie jak pewni ludzie mieszkaj膮cy przy drodze, w kt贸rych posiadaniu by艂

158 ~ 159


kamie艅 wywo艂uj膮cy czerwonk臋. Istnienie kamieni trzymano w tajemnicy przed misjonarzami. Najwidoczniej to oni ponosili a odpowiedzialno艣膰 za wysi艂ki by艂ego francuskiego sous prefeta, by owe kamienie zniszczy膰. Dowayowie byli przekonani, i 偶e chodzi艂o mu w rzeczywisto艣ci o odebranie im kamieni i zdobycie dzi臋ki nim bogactwa dla siebie. ',

Nast臋pnego dnia pow臋drowali艣my do Kongle. Spotka艂a nas '掳 tylko jedna przygoda podczas tego d艂ugiego i bardzo nudnego marszu: przechodz膮c przez rzek臋, straci艂em grunt pod nogami i zanurzy艂em si臋 po szyj臋 w g艂臋bokim oczku, mocz膮c wszystkie b艂ony fotograficzne ze zdj臋ciami robionymi w czasie zbior贸w i kompletnie je niszcz膮c. Przygn臋bi艂o mnie to niewymownie. Z punktu widzenia zebranych materia艂贸w wyprawa nie by艂a wi臋c znacz膮cym sukcesem, wraca艂em bez notatek i zdj臋膰. S膮 one wszak偶e, lub powinny by膰, jedynie katalizatorem pewnych pomys艂贸w, a na kilka pomys艂贸w z pewno艣ci膮 wpad艂em.

W ramach odpoczynku zajrzeli艣my do misji i zatrzymali艣my si臋 tam a偶 do dnia pocztowego. Po kilku dobach bez mycia, po spaniu na ziemi i sk膮pym jedzeniu cudown膮 rzecz膮 jest

po艂o偶y膰 si臋 w prawdziwym 艂贸偶ku, wzi膮膰 prysznic i dobrze v' zje艣膰, a przede wszystkim mie膰 z kim pogada膰. By艂y te偶 nowiny, poj臋cie prawie zupe艂nie obce w krainie Doway贸w, na poz贸r nie poddanej wp艂ywowi czasu. Sous prefet zbiera艂 si臋 do wyjazdu.

Wygl膮da艂o na to, 偶e po czternastu 艂atach w Poli ust臋powa艂 miejsca komu innemu. W Kongle panowa艂o z powodu tej wiadomo艣ci wielkie poruszenie. Czu艂o si臋 atmosfer臋 zabawy karnawa艂owej. M臋偶czy藕ni zebrali si臋, by pi膰 bez pami臋ci i 艣wi臋towa膰 odej艣cie cz艂owieka, kt贸rego przez d艂ugi czas uwa偶ali za wroga. By艂a to znakomita okazja do pos艂uchania plotek, a znalaz艂o si臋 wielu ch臋tnych do opowiedzenia mi o dawnych krzywdach. Co pewien czas ekspediowano do miasteczka pos艂a艅c贸w po najnowsze wie艣ci. Zuuldibo ch臋tnie pom贸g艂by staremu sous-prefetowi opu艣ci膰 Poli. By艂 wr臋cz sk艂onny nie艣膰 jego meble na w艂asnych plecach do rozdro偶a. Powiedziano mi, 偶e us艂yszawszy o przeniesieniu na inn膮 plac贸wk臋, sous prefet zwr贸ci艂 si臋 do Doway贸w z pro艣b膮, by u偶yli swych tajemnych mocy dla zmiany rozkazu. U艣miechn臋li si臋 do niego

s艂odko i odpowiedzieli z 偶alem, 偶e wszystkie ro艣liny zwi臋d艂y, nie mog膮 mu wi臋c pom贸c. Kolejny m臋偶czyzna przyby艂 z miasteczka. Rozmawia艂 ze s艂u偶膮cym sous prefeta przez okno sypialni. Pracodawca da艂 jasno do zrozumienia, 偶e 贸w stary s艂uga nie dostanie na odchodne 偶adnego prezentu. Co wi臋cej, sous-prefet kaza艂 pewnemu cz艂owiekowi, kt贸rego jedynym maj膮tkiem by艂a koszulina, co j膮 mia艂 na grzbiecie, spali膰 wszystkie swoje ubrania, kt贸rych nie zamierza艂 bra膰 z sob膮. Wzbudzi艂o to og贸lny gniew. U艣wiadomi艂em sobie, 偶e i ja b臋d臋 musia艂 spe艂ni膰 rozmaite oczekiwania, kiedy nadejdzie czas mojego wyjazdu.

Strumie艅 go艣ci przep艂ywa艂 nieustannie i ka偶dy dok艂ada艂 swoje ziarenko do wsp贸lnego zasobu wiedzy. Na koniec przyszed艂 Gaston, kt贸rego naczelnik wyprawi艂 na swoim rowerze do miasteczka po piwo i nowiny. Wygl膮da艂 na wyczerpanego. Dowayowie lubi膮 opowiada膰, wi臋c i Gaston zabra艂 g艂os. Wszyscy usiedli znowu dooko艂a ogniska, od kt贸rego ja odsuwa艂em si臋 jak najdalej.

Wi臋kszo艣膰 mieszka艅c贸w Poli by艂a pijana (Zuuldibo wydawa艂 si臋 zazdrosny). Nikt nie wiedzia艂 niczego wi臋cej. Widziano tylko, jak sous-prefet si臋 pakuje. Gaston wybra艂 si臋 nawet na bazar z nadziej膮 zdobycia nowych informacji. Zasta艂 tam mn贸stwo wi臋藕ni贸w. Poli by艂o tak zapad艂膮 dziur膮, 偶e wi臋藕niowie nie mieliby dok膮d uciec, wi臋c pozwalano im wychodzi膰 na ryby albo na drinka. Dw贸ch z nich napastowa艂o w艂a艣nie dziewczyn臋 Dowayo, gdy Gaston niewinnie wjecha艂 rowerem w 艣rodek sceny.

- Teraz dostaniecie za swoje - wykrzykn臋艂a dziewczyna. Przyjecha艂 m贸j m膮偶!

W贸wczas opryszkowie zostawili dziewczyn臋 i rzucili si臋 na nieszcz臋snego Gastona, kobieta za艣 uciek艂a ze 艣miechem. Wszyscy inni tak偶e uznali historyjk臋 za zabawn膮. Gaston tarza艂 si臋 po ziemi z uciechy nad w艂asn膮 krzywd膮. Wiecz贸r zako艅czy艂 si臋 radosnymi rykami. Tylko Zuuldibo by艂 z艂y; wi臋藕niowie ukradli Gastonowi piwo.

161


Mokre i suche

Pora sucha nasta艂a na dobre i okolica zmieni艂a si臋 w pustkowie pokryte zesch艂ymi trawami. Dowayowie przestawili si臋 na zupe艂nie inny tryb 偶ycia - z wyj膮tkiem obszar贸w wysokog贸rskich, gdzie mo偶liwe by艂o nawadnianie, upraw臋 roli od艂o偶yli do pierwszego deszczu. M臋偶czy藕ni oddawali si臋 piciu, j` tkactwu i najzwyklejszemu nicnierobieniu, albo przypadkowym 艂owom. Kobiety 艂apa艂y ryby albo robi艂y kosze i garnki.

M艂odzi m臋偶czy藕ni udawali si臋 do miast w poszukiwaniu pracy i zepsucia.

Mia艂em w zapasie kilka pomys艂贸w, ale trzeba by艂o z nimi poczeka膰 w zwi膮zku ze zbli偶aj膮cym si臋 Bo偶ym Narodzeniem. A偶 za dobrze wiedzia艂em, jak okropnie by艂oby siedzie膰 samemu w kraju Doway贸w podczas tego najbardziej przygn臋biaj膮cego z kalendarzowych rytua艂贸w, i um贸wi艂em si臋 z Jonem i Jeannie, 偶e do艂膮cz臋 do nich w misji w Ngaoundere. Tam w艂a艣nie urz膮dzili艣my bardzo skromne, ale pokrzepiaj膮ce 艣wi臋ta - bardziej religijne ni偶 kt贸rekolwiek z poprzednich w moim 偶yciu - tchn膮ce, na przemian, spokojem i szale艅stwem. Walter, jak w ob艂臋dzie, 艣wi臋towa艂 z energi膮 godn膮 lepszej sprawy. Kaca mieli艣my na zmian臋 i jako艣 uda艂o nam si臋 zapomnie膰, 偶e na zewn膮trz nie ma g艂臋bokiego, chrz臋szcz膮cego i g艂adkiego 艣niegu. By艂y naturalnie momenty, kt贸re chwyta艂y za serce. Pewien zatwardzia艂y ekspatriant zala艂 si臋 艂zami, gdy podano lody domowej roboty, inny by艂 wyra藕nie wzruszony widokiem ciasta bo偶onarodzeniowego z suszonymi owocami mango i bananami. Ja, nie wiadomo dlaczego, dosta艂em ataku malarii na widok migoc膮cych gwiazdkowych 艣wiate艂ek, ale wr贸ci艂em do wsi po tygodniu, od偶ywiony i o偶ywiony, by dopilnowa膰 budowy mojego domu.

By艂o to wyj膮tkowo uci膮偶liwe zadanie. Raz ziemia okazywa艂a si臋 za mokra, innym razem, po tygodniu, za sucha: Brakowa艂o beczki na wod臋. Trawa na dach nie by艂a gotowa. Cz艂owiek kieruj膮cy pracami albo chorowa艂, albo w艂a艣nie udawa艂 si臋 z wizyt膮, albo chcia艂 wi臋cej pieni臋dzy. Kontrakt renegocjowali艣my z przesadn膮 teatralno艣ci膮 trzykrotnie. Gdybym nie dop艂aci艂, ponosi艂bym odpowiedzialno艣膰 za g艂oduj膮ce dzieci, szlochaj膮ce 偶ony i nieszcz臋艣liwych m臋偶czyzn.

Po kilku tygodniach post膮pi艂em tak, jak post膮piliby Dowayowie, to znaczy poprosi艂em naczelnika o zwo艂anie s膮du, kt贸ry by rozs膮dzi艂 moj膮 spraw臋.

S膮dy Doway贸w dost臋pne s膮 dla ka偶dego, chocia偶 kobiety i ch艂opc贸w nale偶y przedtem szczeg贸艂owo pouczy膰, by wiedzieli, jak si臋 zachowa膰 wobec znaczniejszych od siebie. Wszyscy zbieraj膮 si臋 pod drzewem na publicznym placu przed wsi膮 i rozpoczyna si臋 palabre. Swoje 偶ale przedstawia si臋 w stylu efektownej retoryki, 艣wiadkowie s膮 powo艂ywani i przes艂uchiwani przez ka偶dego, kto tego chce. Naczelnik nie ma prawa narzuca膰 wyroku, ale obie strony, zapoznawszy si臋 z opini膮 og贸艂u, cz臋sto akceptuj膮 jego mediacj臋. Innym rozwi膮zaniem by艂o przedstawienie sprawy w Poli, gdzie decydowaliby o niej obcy i gdzie istnia艂o ryzyko otrzymania kary wi臋zienia za niepokojenie administracji.

Nie maj膮c rozeznania w subtelno艣ciach j臋zyka i procedury, dokona艂em jedynie wprowadzenia do problemu w mowie, kt贸r膮 prze膰wiczyli艣my z Matthieu. Ko艅czy艂a si臋 s艂owami: "Jestem pomi臋dzy Dowayami niby dzieci臋. Oddaj臋 swoj膮 spraw臋 w r臋ce Mayo, by j膮 wyja艣ni艂". Posz艂o nie藕le i Mayo m贸g艂 pozwoli膰 sobie na okre艣lenie moich adwersarzy jako bezdusznych nikczemnik贸w, kt贸ry oszukuj膮 mnie, wykorzystuj膮c moj膮 przyzwoit膮 natur臋 oraz fakt, 偶e nie mam na miejscu krewnych. Pada艂y liczne argumenty za i przeciw, a ja tylko ko艂ysa艂em si臋 na pi臋tach i w regularnych odst臋pach czasu mamrota艂em: "Ano w艂a艣nie", "Tak, dobrze". W ko艅cu zgodzi艂em si臋 zap艂aci膰 podw贸jn膮 stawk臋 za robot臋 i wszyscy byli zadowoleni. Musz臋 w tym miejscu zaznaczy膰, 偶e przystaj膮c na t臋 kwot臋, wcale nie da艂em

163


si臋 oszuka膰. Bogaci p艂ac膮 dro偶ej za wszystko; by艂oby nieuczciwe, gdyby si臋 temu sprzeciwiali. Maj膮c to na wzgl臋dzie, po wi臋kszo艣膰 zakup贸w wysy艂a艂em Matthieu. Niew膮tpliwie korzysta艂 ze sposobno艣ci i dolicza艂 sobie prowizj臋, ale i tak lepiej na tym wychodzi艂em. W rezultacie m贸j wspania艂y dom z ogrodem i cienistym patio kosztowa艂 mnie czterna艣cie funt贸w.

Kolejna sprawa tego dnia by艂a typowa dla tutejszego s膮du. Chodzi艂o o sp贸r pomi臋dzy pewnym starcem a m艂odym cz艂owiekiem o worek prosa. Starzec utrzymywa艂, 偶e ch艂opak ukrad艂 proso z jego spichlerza, tamten zaprzecza艂. Starzec wdar艂 si臋 do chaty ch艂opaka, by obejrze膰 jego zapasy, i znalaz艂 worek, kt贸ry rozpozna艂 jako sw贸j. Obaj zacz臋li wzajemnie si臋 obra偶a膰. Na to tylko czeka艂a publiczno艣膰. Rado艣nie w艂膮czano si臋 do dyskusji, wykrzykuj膮c coraz g艂upsze impertynencje: "Masz spiczast膮 dup臋", "Cipa twojej 偶ony cuchnie star膮 ryb膮". W ko艅cu wszyscy p臋kali ze 艣miechu, nie wy艂膮czaj膮c spieraj膮cych si臋 stron.

Jaki艣 m臋偶czyzna twierdzi艂 podobno, 偶e widzia艂, jak ch艂opak wchodzi do spichlerza starca, ale zabrak艂o go akurat w艣r贸d zebranych. Sprawa zosta艂a odroczona, by mo偶na by艂o us艂ysze膰 jego zeznania. Na nast臋pnej sesji obecny by艂 i ch艂opak, i 艣wiadek, ale nie stawi艂 si臋 starzec. 艢wiadek za艣 niczego nie widzia艂. Podczas kolejnej sesji zaproponowano przeprowadzenie pr贸by. Ch艂opak wyjmie kamie艅 z wrz膮cej wody, r臋ka zostanie zabanda偶owana. Je艣li po tygodniu b臋dzie zdrowa, m艂ody cz艂owiek zostanie uniewinniony i otrzyma od oskar偶yciela rekompensat臋. Starzec nie zgodzi艂 si臋 na pr贸b臋. Ch艂opak za偶膮da艂 odszkodowania za zniszczone drzwi swojej chaty. Starzec przeczy艂, by mia艂 je zniszczy膰 - ch艂opak sam to zrobi艂, 偶eby mu dokuczy膰. Powo艂ano 艣wiadk贸w i spraw臋 ponownie odroczono. Podczas kolejnej sesji pojawili si臋 艣wiadkowie, lecz nie by艂o sk艂贸conych stron. Sprawa umar艂a 艣mierci膮 naturaln膮. Strony zdawa艂y si臋 nie 偶ywi膰 do siebie urazy.

Dowayowie uwa偶ali sprawy s膮dowe za popularn膮 rozrywk臋 i nie wahali si臋 zg艂asza膰 najbanalniejszych problem贸w. Jeszcze raz uczestniczy艂em w rozprawie jako strona - jeden z mieszka艅c贸w wioski wni贸s艂 oskar偶enie przeciwko mnie.

Prace antropolog贸w pe艂ne s膮 opis贸w, jak to badaczowi nie udaje si臋 "zyska膰 akceptacji", p贸ki sam nie chwyci za motyk臋 i nie zacznie kopa膰 we w艂asnym ogr贸dku. W贸wczas dopiero, niejako automatycznie, otwieraj膮 si臋 przed nim wszystkie drzwi, a miejscowi zaczynaj膮 zalicza膰 go do "swoich". Z Dowayami jest inaczej. Zawsze okazywali przera偶enie, ilekro膰 usi艂owa艂em wykona膰 najl偶ejsz膮 prac臋 fizyczn膮. Chcia艂em przynie艣膰 sobie wody, a ju偶 jakie艣 starsze panie nalega艂y, 偶e przyd藕wigaj膮 mi wype艂niony po brzegi pojemnik. Kiedy pr贸bowa艂em urz膮dzi膰 sobie ogr贸dek, Zuuldibo dozna艂 wstrz膮su. Dlaczego chc臋 robi膰 takie rzeczy? On sam nigdy nie tkn膮艂 motyki; znajdzie cz艂owieka, kt贸ry to za mnie zrobi. Zyska艂em wi臋c ogrodnika. Cz艂owiek 贸w mia艂 ogr贸d w pobli偶u rzeki, m贸g艂 zatem uprawia膰 warzywa tak偶e w porze suchej. Odm贸wi艂 ustalenia zap艂aty z g贸ry. Mia艂em zadecydowa膰 p贸藕niej, czy robota zosta艂a dobrze wykonana, i okre艣li膰 wysoko艣膰 wynagrodzenia. Dowayowie cz臋sto pos艂ugiwali si臋 t膮 technik膮, by sk艂oni膰 "patrona" do hojno艣ci. Da艂em mu przys艂ane przez przyjaci贸艂 nasiona pomidor贸w, og贸rk贸w, cebuli i sa艂aty. Mia艂 posia膰 wszystkiego po trochu i zobaczy膰, co wzejdzie.

Zapomnia艂em zupe艂nie o tej sprawie, a tu nagle z ko艅cem stycznia dosta艂em wiadomo艣膰, 偶e m贸j ogr贸d jest gotowy i powinienem p贸j艣膰 go zobaczy膰. Panowa艂 okropny upa艂, nawet jak na t臋 por臋 roku - powietrze drga艂o od gor膮ca. Ziemia by艂a tak spalona s艂o艅cem, 偶e mia艂a barw臋 ciemnobr膮zow膮 i g艂臋bokie p臋kni臋cia. Ale jakie艣 trzy kilometry w g艂膮b buszu znajdowa艂a si臋 enklawa jasnej zieleni. W miar臋 zbli偶ania si臋 do owego miejsca spostrzegli艣my, 偶e s膮 to tarasy zbudowane na brzegu rzeki. Z pewno艣ci膮 kosztowa艂y wykonawc臋 wiele trudu. Podczas pory deszczowej znikn膮 bez 艣ladu i w nast臋pnym roku trzeba b臋dzie zacz膮膰 ca艂e przedsi臋wzi臋cie od pocz膮tku. Pojawi艂 si臋 ogrodnik i j膮艂 podlewa膰 uprawy z wielkim wydatkiem energii, cz臋sto ocieraj膮c czo艂o, by przypadkiem nie usz艂a mojej uwagi ilo艣膰 w艂o偶onej przez niego pracy, i to przy takiej pogodzie. Wyja艣ni艂 mi, jak zbiera艂 czarn膮 ziemi臋 i kozie bobki i transportowa艂 je na swoj膮 dzia艂k臋, z jakim oddaniem podlewa艂 kie艂kuj膮ce ro艣liny trzy razy dziennie i chroni艂 je przed zwierz臋tami. Wprawdzie marchew zosta艂a zjedzona przez szara艅cz臋, a cebula pad艂a ofiar膮 byd艂a w臋drownych Fulan贸w, ale uda艂o mu si臋 uchroni膰 sa艂at臋. Oto i ona: trzy tysi膮ce g艂贸wek sa艂aty. Wszystkie zasiane tego samego dnia i maj膮ce dojrze膰 za

164 165


~. ~:` nieca艂y tydzie艅, wszystkie - stwierdzi艂, wykonuj膮c obszerny ~' - gest - moje! Musz臋 przyzna膰, 偶e by艂em zaskoczony nag艂ym .

x przeistoczeniem si臋 w sa艂atowego kr贸la p贸艂nocnego Kamerunu. Nie mia艂em poj臋cia, co pocz膮膰 z takim zalewem zieleniny. Tym bardziej, 偶e nie mia艂em cho膰by kropli octu winnego.

a ~ W ci膮gu nast臋pnych kilku tygodni zjad艂em zdecydowanie wi臋cej sa艂aty, ni偶 powinienem. Zaopatrzy艂em w ni膮 misj臋; '~~ ucztowali wszyscy urz臋dnicy w Poli; obdarowywani przeze mnie Dowayowie g艂upieli i skarmiali sa艂at膮 kozy, uwa偶aj膮c j膮 za produkt niejadalny dla ludzi. Usi艂owa艂em nam贸wi膰 ogrodnika, by sprzeda艂 j膮 w mie艣cie, lecz efekt by艂 mizerny. W ko艅cu por贸偶nili艣my si臋 o kwot臋, kt贸r膮 mia艂em mu zap艂aci膰. Popie- '~ wa偶 w moim pierwotnym zamy艣le ogr贸d mia艂 by膰 藕r贸d艂em oszcz臋dno艣ci oraz urozmaicenia diety, by艂em bardziej ni偶 niezadowolony. Zaproponowa艂em ogrodnikowi pi臋膰 tysi臋cy frank贸w za cz臋艣膰 zbior贸w, kt贸r膮 zjad艂em. Reszt臋 m贸g艂 zatrzyma膰

i spieni臋偶y膰 w mie艣cie. On upiera艂 si臋 przy dwudziestu tysi膮cach i nie chcia艂 spu艣ci膰 z ceny ani o grosz.

i, Sprawa znalaz艂a si臋 w s膮dzie, sa艂ata ros艂a, posz艂a w nasiona i zgni艂a. Id膮c za rad膮 Mayo wzgl臋dem poprawno艣ci procedury, zaopatrzy艂em naczelnika w sze艣膰 butelek piwa, by pomog艂y mu one w rozmy艣laniach; m贸j przeciwnik zrobi艂 to samo. !~ Sprawa zosta艂a rozpatrzona szczeg贸艂owo pod centralnym drzewem. Obstawa艂em przy swoim, 偶e ca艂y zbi贸r by艂 mi niepotrzebny, 偶e nigdy nie prosi艂em ogrodnika, by wyhodowa艂 trzy tysi膮ce g艂贸wek sa艂aty, a jedynie by spr贸bowa艂 wysia膰 po odrobinie nasion z ka偶dej torebeczki. M贸j oponent upiera艂 si臋, 偶e niezale偶nie od wszystkiego powinien zosta膰 nagrodzony za trud, jaki w艂o偶y艂 w uprawy. Powtarzali艣my swoje do utraty tchu. W ko艅cu wtr膮ci艂 si臋 naczelnik: mam zap艂aci膰 dziesi臋膰 tysi臋cy frank贸w. Nauczony do艣wiadczeniem, 偶e nie nale偶y zgadza膰 si臋 na nic zbyt pochopnie, j臋cza艂em i mamrota艂em, a偶 wreszcie przysta艂em na propozycj臋, twierdz膮c, 偶e nie chcia艂bym sprawia膰 ogrodnikowi przykro艣ci. Ogrodnik przyj膮艂 kwot臋 z pewnymi oporami, oznajmiaj膮c, 偶e nie chcia艂by ' mi sprawia膰 przykro艣ci i 偶e zwr贸ci mi po艂ow臋 tej sumy, by da膰 wyraz swemu zadowoleniu ze szczodro艣ci, jak膮 mu ostatecznie okaza艂em. Zadowoli艂 si臋 wi臋c zap艂at膮, kt贸r膮 od samego pocz膮tku oferowa艂em. Honor zosta艂 uratowany, wszyscy

~I, ' 166

wygl膮dali na usatysfakcjonowanych, ale nie by艂em pewien, czy zrozumia艂em, co si臋 w艂a艣ciwie sta艂o, i nikt nie potrafi艂 mi tego wyja艣ni膰.

Zaanga偶owanie w sprawy s膮dowe podsun臋艂o mi my艣l, 偶e sprawozdania z ich przebiegu mog艂yby mi pos艂u偶y膰 za t艂o historyczne. Czyta艂em kilka takich sprawozda艅 w starych kolonialnych periodykach, jeszcze b臋d膮c w Anglii, i okaza艂y si臋 one bardzo pouczaj膮ce. Podobne materia艂y mia艂em szans臋 znale藕膰 jedynie w sous prefecture w Poli. Ciekaw by艂em nowego sous prefeta, wypada艂o te偶 mu si臋 przedstawi膰. Pow臋drowa艂em do miasta w towarzystwie dyrektora wiejskiej szko艂y.

M臋偶czyzna 贸w by艂 m艂odym Bamileke, cz艂onkiem dynamicznego i przedsi臋biorczego plemienia z po艂udniowo-zachodniej cz臋艣ci kraju, kt贸re czasami nazywano "呕ydami Kamerunu": znajdywa艂o si臋 ich wsz臋dzie tam, gdzie by艂 przemys艂, zysk i handel. Stanowili dominuj膮c膮 wi臋kszo艣膰 w wielu zawodach i tworzyli g艂贸wny trzon nauczycielstwa na P贸艂nocy - wysy艂ano ich tam w ramach pomocy pa艅stwa dla gorzej rozwini臋tych region贸w. Nauczyciel mia艂 zwyczaj wpadania do mnie w 艣rodku dnia na fili偶ank臋 kawy - podczas przerwy w zaj臋ciach szkolnych. To, co m贸wi艂, obraca艂o si臋 zwykle wok贸艂 jednego tematu - przera偶aj膮cego prymitywizmu P贸艂nocy.

- Ci ludzie s膮 jak dzieci - wyja艣nia艂. - Myjesz ich, ubierasz, uczysz, co dobre, a co z艂e i, naturalnie, wszystko to wydaje im si臋 bardzo trudne. P艂acz膮. Ale potem sami lepiej si臋 czuj膮. Oto co my, ludzie Po艂udnia, robimy dla P贸艂nocy.

Rozwodzi艂 si臋 ca艂ymi godzinami nad konieczno艣ci膮 uczenia tubylc贸w logicznego my艣lenia, do czego naturalnie potrzebna by艂a znajomo艣膰 francuskiego. Czasami opowiada艂 mi o walkach, kt贸re toczono na Po艂udniu przeciw Francuzom, i ze spokojem przywo艂ywa艂 na pami臋膰, jak to pomaga艂 swoim krewnym w zamordowaniu bia艂ego nauczyciela - wszystko to, gdy siedzieli艣my sobie, s膮cz膮c kaw臋.

Nowy sous prefet by艂 niskim, fertycznym cz艂owieczkiem, ubranym w fula艅skie suknie, i mia艂 g艂臋bokie ozdobne szramy na policzkach. Dowayowie nazwali go buuwiilo, "Czarny Bia艂y Cz艂owiek". W miasteczku wida膰 ju偶 by艂o zmiany. Poddano remontowi budynek administracji, zasiedlono nowy pa艂ac. Na targowisku handlarze zacz臋li pos艂ugiwa膰 si臋 wagami, wy

167


stawiono ceny. A co najdziwniejsze, nareperowano drog臋 i uruchomiono regularn膮 komunikacj臋 autobusow膮 z innymi miastami. Sous prefet ostro zabra艂 si臋 do porz膮dk贸w.

Czarny Bia艂y Cz艂owiek powita艂 mnie z rado艣ci膮 i odbyli艣my d艂ug膮 pogaw臋dk臋 o jego planach dotycz膮cych okolicy. ; M贸wi艂 wspania艂e po francusku, swego czasu sporo podr贸偶owa艂 po Europie. Zamierza艂 ucywilizowa膰 Doway贸w, czyli zamieni膰 ich w Francuz贸w - podobnie jak on sam zamieni艂 si臋 w Francuza. Zas艂uguj膮cy na uwag臋 by艂 fakt, 偶e kiedy Fulanie przerywali nam, przychodz膮c z jak膮艣 spraw膮, on, jakby dalej rozmawia艂 ze mn膮, m贸wi艂 do nich po francusku. Z przyjemno艣ci膮 zleci komu艣 przejrzenie sprawozda艅 s膮dowych; mog臋 je ; nawet ze sob膮 zabra膰, je艣li chc臋. By艂em zaskoczony. Nigdy przedtem, i nigdy potem, nie spotka艂em si臋 z tak膮 ch臋ci膮 wsp贸艂pracy ze strony urz臋dnika pa艅stwowego.

Rozstali艣my si臋 w jak najlepszych stosunkach. Sous prefet obieca艂 przyjecha膰 i odszuka膰 mnie w mojej wiosce, poniewa偶 postawi艂 sobie za punkt honoru odwiedzi膰 ka偶dy zak膮tek tej ziemi i osobi艣cie sprawdzi膰, jak si臋 sprawy maj膮. Nie wzi膮艂em tego na serio. Nie oczekiwa艂em, by jakikolwiek urz臋dnik zaryzykowa艂 oddalenie si臋 od komfortu w艂asnej rezydencji. Myli艂em si臋 jednak. On rzeczywi艣cie mnie odwiedzi艂 i kr膮偶y艂 po wiosce, zadaj膮c wiele inteligentnych pyta艅. Dowayowie byli przera偶eni. Obecno艣膰 fu艂a艅skiego urz臋dnika witano podobnie jak wizyty jego poprzednika. Na odjezdne wskaza艂 wiosk臋 z wyrazem radosnego optymizmu:

- Prosz臋 tylko pomy艣le膰: za kilka 艂at wszystko tu b臋dzie gotowe, by da膰 drog臋 post臋powi. Ju偶 teraz posuwamy si臋 do przodu. Kupi艂em dzi艣 na bazarze sa艂at臋. A zatem kto艣 zacz膮艂 j膮 uprawia膰!

W odpowiedzi uda艂o mi si臋 b膮kn膮膰 co艣 wymijaj膮co. Wstyd by艂oby zniszczy膰 tak rzadki rozkwit uczu膰, tak膮 wiar臋 w przysz艂o艣膰.

Cz艂owieka z Zachodu zaskakuje fakt, 偶e wiele postaw Afrykan贸w to postawy, kt贸re zosta艂y ju偶 przez Zach贸d odrzucone. Ka偶dy z kolonialnych administrator贸w w latach czterdziestych zgodzi艂by si臋 z opiniami nauczyciela Bamileke czy fula艅skiego sous-profeta, cho膰 obaj Afrykanie bez w膮tpienia protestowaliby przeciw takim por贸wnaniom. Tymczasem wiara w to 藕le zdefiniowane poj臋cie - w "post臋p", przekonanie, 偶e tubylc贸w charakteryzuje zaci臋to艣膰 i ignorancja i 偶e powinno si臋 pcha膰 ich w tera藕niejszo艣膰 dla ich w艂asnego dobra, obu ich czyni艂a podobnymi do tamtych gorliwych imperialist贸w.

Pokutuj膮 wci膮偶 nie tylko "dobre", ale i "z艂e" strony imperializmu. Wyzysk ekonomiczny w imi臋 "rozwoju" oraz karygodny rasizm i brutalno艣膰 to typowe sk艂adniki rzeczywisto艣ci. Bez w膮tpienia s膮 one jak najbardziej miejscowe, afryka艅skie. Nie trzeba akceptowa膰 romantycznego pogl膮du libera艂贸w, 偶e wszystko, co w Afryce dobre, pochodzi z rodzimych tradycji, a wszystko, co z艂e, jest spu艣cizn膮 imperializmu. Nawet wykszta艂ceni Afrykanie nie potrafi膮 przyj膮膰 do wiadomo艣ci, 偶e mo偶na by膰 r贸wnocze艣nie czarnym i rasist膮, cho膰 wci膮偶 posiadaj膮, rzec by, niewolnik贸w i spluwaj膮 na pod艂og臋, by oczy艣ci膰 usta, gdy wymknie im si臋 s艂owo "Dowayo". 脫w podw贸jny standard prezentowa艂 z powodzeniem pewien student, z kt贸rym dyskutowali艣my o masakrze bia艂ych w Zairze. Dobrze im tak, twierdzi艂, byli rasistami. Mo偶na powiedzie膰, 偶e byli rasistami, poniewa偶 byli biali. A czy on wobec tego wzi膮艂by sobie za 偶on臋 kobiet臋 z plemienia Doway贸w? Spojrza艂 na mnie jak na idiot臋. M臋偶czyzna z plemienia Fulan贸w nie mo偶e po艣lubi膰 kobiety Dowayo. Dowayowie to psy, po prostu zwierz臋ta. Co ma do tego rasizm?

Fulanie pragn臋li odci膮膰 si臋 od otaczaj膮cych ich lud贸w negroidalnych. S艂yszeli o ludziach z Ameryki Po艂udniowej zwanych Bororo; 艂膮czyli t臋 nazw臋 z powszechnie stosowan膮 nazw膮 dla Fulan贸w-koczownik贸w, Mbororo, i traktowali jako oczywisty dow贸d na to, 偶e Fulanie s膮 przybyszami z Ameryki Po艂udniowej, kt贸rzy skolonizowali podrz臋dniejsze plemiona. Teori臋 t臋, godn膮 Thora Heyerdah艂a, sprzedawa艂o mi paru m艂odych ludzi. Wyja艣nia艂a ona ich jasn膮 sk贸r臋 i d艂ugie, nie pokr臋cone w艂osy, ich proste nosy i w膮skie wargi. Dok艂adali wszelkich stara艅, by mi wykaza膰, 偶e odkryte cz臋艣ci mojego cia艂a, br膮zowe od s艂o艅ca, s膮 tego samego koloru co ich, blade od zu偶ycia.

Wydarzeniem, kt贸re w okresie pory suchej najbardziej ucieszy艂o Doway贸w, by艂o sprowadzenie mojej lod贸wki. Od dawna chcia艂em kupi膰 ch艂odziark臋 naftow膮 i t臋sknym wzrokiem popatrywa艂em na nie w miejskich sklepach, ceny wszak偶e

168 169


przekracza艂y moje mo偶liwo艣ci finansowe, a perspektywa k艂opot贸w z transportem sprawia艂a, 偶e w og贸le nie by艂o o czym m贸wi膰. Urz膮dzenie takie sta艂o jednak w opuszczonym domu holenderskich lingwist贸w, kt贸rzy pracowali nad j臋zykiem Doway贸w. Pewnego dnia mia艂em szcz臋艣cie natkn膮膰 si臋 na nich w Ngaoundere. Zaproponowali, 偶e mi je po偶ycz膮. Nie mog艂em uwierzy膰 swemu szcz臋艣ciu - b臋d臋 mia艂 zimn膮 wod臋 i 艣wie偶e mi臋so. Uzale偶nienie od 偶ywno艣ci z puszek zostanie ' znacznie ograniczone, mog膮 te偶 zmniejszy膰 si臋 moje trudno艣ci finansowe. Ustawi艂em ch艂odziark臋 przed nowym domem - ko艅czono w艂a艣nie dach. Budowniczowie uznali za dobry 偶art, kiedy spyla艂em, dlaczego nie umie艣cili na dachu szpikulc贸w, kt贸re chroni膮 przed z艂ymi mocami. Ka偶dy wie, 偶e bia艂y nie mo偶e by膰 zaatakowany przez z艂e moce, tak samo jak ka偶dy wie, 偶e bia艂y musi mieszka膰 w prostok膮tnym domu, a nie w okr膮g艂ym. M贸j dom zbudowano wi臋c na planie kwadratu; a zamiast remedi贸w na z艂e moce umieszczono na dachu butelk臋 po piwie.

Na oblewanie przybyli Jon i Jeannie i pili艣my zimne piwo w towarzystwie pe艂nego entuzjazmu Zuuldiba. M贸j "zimny spichlerz" sta艂 si臋 藕r贸d艂em powszechnego podziwu. Ka偶dego zdumiewa艂o - mnie tak偶e - jak ogie艅 mojego "spichlerza" czyni go tak zimnym. Nie mog艂em oprze膰 si臋 pokusie, by pokaza膰 im l贸d, z kt贸rym nikt, poza najbardziej obytymi, dotychczas si臋 nie zetkn膮艂. Byli przera偶eni. Nie do艣wiadczywszy nigdy tak wielkiej r贸偶nicy temperatur, Dowayowie sk艂onni byli si臋 upiera膰, 偶e l贸d jest "gor膮cy" i je艣li go dotkn膮, poparz膮 si臋. Nie uda艂o mi si臋 ich przekona膰, 偶e jest to jedynie inna posta膰 wody. Obserwuj膮c, jak topi si臋 w s艂o艅cu, m贸wili: ;,To; co sta艂e, odesz艂o. Zosta艂a tylko woda, kt贸ra by艂a w 艣rodku". Nawet Stary Cz艂owiek z Kpan, b臋d膮cy znawc膮 spraw tajemnych, poczu艂 si臋 w obowi膮zku przyj艣膰 i obejrze膰 to cudo.

Odnowi艂y si臋 dzi臋ki temu nasze kontakty i mog艂em przypomnie膰 mu o obietnicy, 偶e mnie zaprosi. Zaplanowali艣my wizyt臋 na nast臋pny tydzie艅. Powiedzia艂, 偶e przy艣le syna, kt贸ry wska偶e nam drog臋.

Ku mojemu zdziwieniu ch艂opiec rzeczywi艣cie pojawi艂 si臋 um贸wionego dnia. Zuuldibo koniecznie chcia艂 nam towarzyszy膰. Kiedy dotarli艣my do gro藕nie wygl膮daj膮cych g贸r, w臋dr贸wka nabra艂a kolor贸w - dzi臋ki spotkaniom z ich mieszka艅cami. Z rozbawieniem stwierdzi艂em, 偶e tutejsze kobiety pozdrawiaj膮 mnie jako swego "kochanka". Wyja艣niono mi, 偶e jest to miejscowa osobliwo艣膰, b臋d膮ca obiektem wielu 偶art贸w. Pokonawszy wielk膮 gor膮c膮 r贸wnin臋, upstrzon膮 lizawkami, gdzie dzikie bestie 艂eb w 艂eb z byd艂em szuka艂y niezb臋dnych sk艂adnik贸w od偶ywczych, rozpocz臋li艣my wspinaczk臋. O tej porze roku temperatura przekracza艂a w po艂udnie 40掳C i obaj z Matthieu wkr贸tce zacz臋li艣my sp艂ywa膰 potem. Mia艂em z sob膮 wod臋 do picia, ale on z konieczno艣ci za ni膮 dzi臋kowa艂; nie mog膮c zarazem napi膰 si臋 z jedynego napotkanego przez nas strumienia, bo - jak ju偶 wspomnia艂em - Dowayom z nizin nie wolno pi膰 wody z g贸rskich strumieni, p贸ki nie zostan膮 ni膮 pocz臋stowani przez tubylc贸w. Syn Starego Cz艂owieka okaza艂 si臋 jakim艣 krewnym Matthieu, wobec czego nie m贸g艂 zaproponowa膰 pocz臋stunku. 艢cie偶ka wznosi艂a si臋 nieustannie w艣r贸d rosn膮cych tu i 贸wdzie drzew. Niezale偶nie od pory roku przechodzenie t臋dy nios艂o z sob膮 powa偶ne zagro偶enie dla 偶ycia. W porze deszczowej podczas wspinaczki po skale mo偶na by艂o trzyma膰 si臋 ro艣lin, ale na ziemi pokrytej traw膮 noga 艂atwo ze艣lizgiwa艂a si臋 w pust膮 przestrze艅, kiedy szlak stawa艂 si臋 na 艣cianie prawie niewidoczny. W porze suchej lepiej si臋 widzia艂o, gdzie postawi膰 stop臋, ale nie by艂o si臋 czego chwyci膰, by skorygowa膰 ewentualny b艂膮d.

Dzielili艣my t臋 艣cie偶k臋 z gadatliwymi pawianami, kt贸re zsy艂a艂y na nas kaskady sypkiego 艂upku. Pod nami, u st贸p pionowej stumetrowej 艣ciany, wi艂a si臋 pomi臋dzy granitowymi g艂azami rw膮ca rzeka. Wybuchn臋li艣my nerwowym 艣miechem, gdy Zuuldibo wyzna艂, 偶e nie chcia艂by spa艣膰, bo nie umie p艂ywa膰. Po kilku godzinach g贸rskiej przeprawy wyszli艣my na p艂askowy偶, sk膮d rozci膮ga艂y si臋 fantastyczne widoki na ca艂膮 krain臋 Doway贸w, hen, a偶 po Nigeri臋. Ledwie pomy艣la艂em, 偶e teraz p贸jdzie o wiele 艂atwiej, stok okaza艂 si臋 poprzerzynany g艂臋bokimi szczelinami. Pokonanie go oznacza艂o po prostu przeskakiwanie ponad otch艂aniami i przywieranie do ziemi po drugiej stronie, by odzyska膰 r贸wnowag臋.

W ko艅cu dotarli艣my do ch艂odnej zielonej doliny, wspaniale nawodnionej przez strumyk, kt贸ry zdawa艂 si臋 p艂yn膮膰 z samych szczyt贸w. W g艂臋bi roz艂o偶one by艂o stosunkowo du偶e

170 ~ 171


domostwo zaklinacza deszczu. Powita艂o nas kilka m艂odych kobiet, 偶on Starego Cz艂owieka, kt贸re cmoka艂y i nadskakiwa艂y nam, jak mog艂y. Czy usi膮dziemy w 艣rodku, czy na zewn膮trz? Czy mamy ochot臋 co艣 zje艣膰? Czy napijemy si臋 wody lub piwa? B臋dziemy pi膰 zimne jak biali, czy ciep艂e jak Dowayowie? Stary Cz艂owiek by艂 na odleg艂ym polu, leczy艂 chor膮 kobiet臋 - ale zaraz po niego po艣l膮. Siedzieli艣my jak膮艣 godzin臋, gaw臋dz膮c F

i drzemi膮c, a偶 powiedziano nam, 偶e kiedy pas艂aniec dotar艂 na miejsce, by oznajmi膰 o naszym przybyciu, Stary Cz艂owiek wyruszy艂 ju偶 inn膮 drog膮 do Poli. By艂em przekonany, 偶e to ukartowano, Ale musia艂em robi膰 dobr膮 min臋 do z艂ej gry. W g贸rach ani Matthieu, ani ja nie mieli艣my szans nawet z g贸ralem w podesz艂ym wieku, po艣cig by艂 zatem wykluczony. Zuuldibo, ockn膮wszy si臋 z drzemki, obwie艣ci艂, 偶e 艣ni艂o mu si臋, i偶 jedna z jego kr贸w jest chora, musi wobec tego wraca膰, by si臋 przekona膰, czy to prawda, czy te偶 duchy przodk贸w p艂ataj膮 mu figle. Wracali艣my w d贸艂 t膮 sam膮 drog膮.

Taki oto by艂 pocz膮tek mojej akcji pozyskiwania zaklinaczy deszczu i namawiania ich, by zdradzili mi swoje tajemnice. Wszyscy "eksperci" - misjonarze, urz臋dnicy i im podobni przekonywali mnie, 偶e ze wzgl臋du na niedorzeczny up贸r Doway贸w na pewno niczego od nich nie wydob臋d臋. Przyznaj臋, sam te偶 tak s膮dzi艂em.

Zacz膮艂em jednak stosowa膰 polityk臋 polegaj膮c膮 na sk艂adaniu im, wszystkim po kolei, wizyt i zach臋caniu do odwiedzenia mnie, gdyby przechodzili przez Kongle, oraz na bezwstydnym wykorzystywaniu jednych przeciw drugim. Udawa艂em przed zaklinaczem-mistrzem z Mango, 偶e przyszed艂em do niego tylko po to, by si臋 dowiedzie膰 czego艣 o prawdziwym mistrzu, zaklinaczu z Kpan. Kiedy nast臋pnym razem spotka艂em Starego Cz艂owieka z Kpan, przyzna艂em si臋 mu, 偶e kiedy艣 b艂臋dnie uwa偶a艂em go za zaklinacza-mistrza, ale dowiedzia艂em si臋, 偶e on niewiele si臋 na tym zna. Mo偶e mi jednak powie, jak jest z t膮 spraw膮 w Mango? A poniewa偶 ci dwaj byli wielkimi rywalami, trafi艂em w dziesi膮tk臋. Kiedy pewnego razu Stary Cz艂owiek przechodzi艂 przez Kongle; powiedziano mu, 偶e wybra艂em si臋 na dwa dni do Mango. Za艂ama艂 si臋 w贸wczas; pozwoli艂 mi

;. .. ~ 掳 si臋 odwiedza膰. Ju偶 za pierwszym razem zdradzi艂 mi, 偶e to jego ojciec by艂 zaklinaczem-mistrzem, on sam za艣, wypytawszy

w moim imieniu wiele os贸b w okolicy, uzyska艂 kilka og贸lnych informacji dotycz膮cych niekt贸rych technik. Stara艂em si臋 by膰 wylewny w podzi臋kowaniach i szczodrze go nagrodzi膰, chocia偶 zn贸w znajdowa艂em si臋 w strasznych tarapatach finansowych.

W ci膮gu nast臋pnych sze艣ciu tygodni w臋drowa艂em w g贸ry ze sze艣膰 albo i siedem razy. Za ka偶dym razem co艣 stawa艂o na przeszkodzie spe艂nieniu jego obietnic, ale m贸wi coraz wi臋cej. Najdrobniejszy zdradzony mi przez niego szczeg贸艂 mog艂em wykorzysta膰 w rozmowie z lud藕mi w mojej wsi, kt贸rzy przypuszczaj膮c, 偶e wiem wi臋cej, ni偶 wiedzia艂em, wyjawiali mi kolejne szczeg贸艂y. Niebywa艂膮 okazj膮 sta艂a si臋 dla mnie nienawi艣膰, kt贸r膮 zapa艂a艂 do Starego Cz艂owieka Mayo z powodu nie sp艂aconej nale偶no艣ci za oblubienic臋. Mayo zacz膮艂 gorliwie demaskowa膰 zaklinacza i jego post臋pki, wyliczaj膮c minione przewinienia, mordowanie ludzi piorunami, niszczenie p贸l za po艣rednictwem je偶ozwierzy i tak dalej. Mayo nie ba艂 si臋 Starego Cz艂owieka, nawet gdyby ten spowodowa艂 susz臋. Wymieni艂 mi g贸ry maj膮ce zwi膮zek ze sprowadzaniem deszczu i obja艣ni艂, dlaczego s膮 wa偶ne; powiedzia艂, jakie rodzaje deszczu mo偶na wywo艂a膰 za spraw膮 rozmaitych kamieni. Zanim Mayo i Stary Cz艂owiek doszli do zgody, ja mia艂em ju偶 niez艂e poj臋cie o ca艂o艣ci zagadnienia. Niezwykle istotne by艂o wszak偶e potwierdzenie wszystkich informacji i podj臋cie pr贸by zobaczenia na w艂asne oczy dokonywanych przez zaklinacza czynno艣ci, gdy偶 skupia艂y one kilka obszar贸w symbolizmu, zwi膮zanych z seksualno艣ci膮 i 艣mierci膮.

Par臋 spraw pomog艂o nam bardziej zbli偶y膰 si臋 do siebie. Sugerowano, 偶e mistrz-zaklinacz posiada magiczn膮 ro艣lin臋, zepto, kt贸ra leczy impotencj臋. Sugestiom tym nie przeszkadza艂a w 偶adnym stopniu jego w艂asna niedomoga, na kt贸r膮 skar偶y艂o si臋, jak nios艂a wie艣膰 gminna, jego trzyna艣cie 偶on i co potwierdzi艂 osobistymi dociekaniami m贸j przyjaciel Augustin podczas kontakt贸w z nie usatysfakcjonowanymi damami kraju Doway贸w. Stary Cz艂owiek z Kpan spyta艂 mnie, czy biali ludzie nie znaj膮 przypadkiem korzeni lecz膮cych impotencj臋. Odrzek艂em, 偶e s艂ysza艂em o czym艣 takim, cho膰 nie potrafi臋 powiedzie膰, czy ich dzia艂anie jest skuteczne. Odpowied藕 ta wielce go uradowa艂a i wyrobi艂a mi opini臋 "cz艂owieka prostolinijnego".

172 , 173


Z londy艅skiego sex-shopu sprowadzi艂em wyci膮g z korzeni 偶e艅-szenia w butelce z jaskrawym obrazkiem i da艂em mu go, zaznaczaj膮c, 偶e tylko to mog臋 zrobi膰. Jedynym rezultatem by艂 rozstr贸j 偶o艂膮dka, ale Stary Cz艂owiek nie mia艂 mi tego za z艂e. Przyzna艂 偶e nawet najlepsze lekarstwa wywo艂uj膮 czasami przykre skutki. Kiwa艂 g艂ow膮, jak przysta艂o na m臋drca:

- Nie ma sposobu, by stare pole zamieni膰 w nowe - rzek艂. Kolejn膮 spraw膮, kt贸ra scementowa艂a nasz膮 solidarno艣膰, by艂a nadzwyczajna wizyta w wiosce nowego sous prefeta, maj膮ca miejsce nieco p贸藕niej tego samego roku. Sous prefet przyby艂, by og艂osi膰, 偶e w ramach unowocze艣niania Doway贸w powinno si臋 po艂o偶y膰 kres zabijaniu byd艂a na ofiary, a wykonywanie zabiegu obrzezania nale偶y ograniczy膰 do okresu wakacji szkolnych. Z Poli 艣ci膮gn臋li flotyll膮 samochod贸w rozmaici oficjele i biurokraci i rozsiedli si臋 pod wielkim drzewem. Jeden po drugim wyg艂aszali p艂omienne mowy, zabraniaj膮ce tego lub owego. Dowayowie z powag膮 kiwali g艂owami i ukradkiem u艣miechali si臋 do siebie. Nauczyciel, Bamileke, zawczasu przygotowa艂 si臋 do wizyty, najwyra藕niej przez kogo艣 o niej uprzedzony. Wykorzysta艂 okazj臋, by oskar偶y膰 ludzi z wioski o lenistwo i barbarzy艅skie post臋powanie. Od 艂at obiecywali mu budow臋 nowej szko艂y, lecz podj臋cie prac stale odraczano. Ilekro膰 wraca艂 do wioski po wakacjach, brakowa艂o cz臋艣ci mebli, a nawet budynku. Poruszy艂em si臋 niespokojnie na to stwierdzenie, wiedz膮c, 偶e niekt贸re elementy mojego nowego domu stanowi艂y uprzednio zapadaj膮cy si臋 dach pomieszczenia klasowego. Stary Cz艂owiek z Kpan, siedz膮cy w kucki z dala od innych, zacz膮艂 s艂a膰 mi wymowne spojrzenia i pokazywa膰 g艂ow膮 w stron臋 g贸r. Ko艅czy艂a si臋 w艂a艣nie pora sucha, ale cho膰 zbiera艂y si臋 chmury, nie spad艂a jeszcze ani jedna kropla deszczu. Jednak偶e w g贸rach, ze dwana艣cie - pi臋tna艣cie kilometr贸w dalej, ju偶 pada艂o. Sous-prefet rozpocz膮艂 d艂ug膮 mow臋 o znaczeniu edukacji, o tym, 偶e tutejsi mieszka艅cy tak偶e powinni docenia膰 jej warto艣膰 i korzysta膰 z uprzywilejowanego statusu, jaki maj膮 obszary s艂abo rozwini臋te. Deszcz by艂 coraz bli偶ej. Dyrektor szko艂y, zach臋cony odg贸rnie, przedstawi艂 list臋 rodzic贸w, kt贸rzy nie posy艂aj膮 dzieci na lekcje. Druga lista nazwisk dotyczy艂a rodzic贸w, kt贸rzy nie daj膮 dzieciom do szko艂y 偶adnego innego po偶ywienia poza tradycyjnym posi艂kiem

po艂udniowym, czyli piwem. W rezultacie czego dzieci s膮 pijane przez ca艂e popo艂udnie. W momencie przekazywania listy spad艂a na zgromadzonych pot臋偶na ulewa. Z艂orzecz膮c i przeklinaj膮c, przybysze znikn臋li w samochodach i ruszyli w stron臋 miasta. My pomkn臋li艣my do chat. Mistrz-zaklinacz i dyrektor szko艂y wyl膮dowali u mnie. Wypili艣my na rozgrzewk臋 kaw臋.

- Widzieli艣cie? - wyrzeka艂 Bamileke. - Co za ludzie! Maj膮 tu zaklinaczy deszczu. Kto艣 umy艣lnie sprowadzi) burz臋, by mi przeszkodzi膰. Tym ludziom nie da si臋 pom贸c.

Matthieu t艂umaczy艂 jego s艂owa na j臋zyk Doway贸w wprost do ucha zaklinacza. Ten zareagowa艂 zduszonym 艣miechem, ja tak偶e. Odby艂em d艂ugi sp贸r z dyrektorem, podaj膮c w w膮tpliwo艣膰 czyjekolwiek umiej臋tno艣ci sprowadzania deszczu, istnienie zaklinaczy i mo偶liwo艣ci tajemnych si艂. On broni艂 tego wszystkiego z jak najwi臋kszym przej臋ciem. Mistrz-zaklinacz chichota艂 coraz 艣mielej i 艣mielej, a偶 wreszcie jego twarz zrobi艂a si臋 czerwona jak burak.

Kiedy dyrektor sobie poszed艂, spyta艂em Starego Cz艂owieka, czy to on sprowadzi艂 deszcz. Spojrza艂 na mnie wzrokiem sp艂oszonej sarny,;

- Ale偶 tylko B贸g potrafi sprowadzi膰 deszcz! - wybuchn膮艂 艣miechem, najwyra藕niej zadowolony ze swoich dokona艅. Ale je艣li przyjdziesz do mnie za tydzie艅, poka偶臋 ci, jak pomagam Bogu.

Ju偶 wtedy wiedzia艂em od zaklinacza wi臋kszo艣膰 z tego, czego w og贸le mia艂em si臋 dowiedzie膰 o sprowadzaniu deszczu. Wszystko zale偶a艂o od specjalnych kamieni, takich jak te, kt贸re podtrzymuj膮 p艂odno艣膰 u byd艂a czy sprzyjaj膮 wzrostowi ro艣lin. Min臋艂o wiele miesi臋cy, zanim zobaczy艂em te kamienie w tajemnej g贸rskiej jaskini, wysoko, pod wodospadem. Za ka偶dym razem obiecywano mi, 偶e stanie si臋 to przy nast臋pnej wizycie. I za ka偶dym razem okazywa艂o si臋 to niemo偶liwe, poniewa偶 wci膮偶 trwa艂a pora sucha i zbli偶enie si臋 do kamieni mog艂o spowodowa膰 pow贸d藕, lub te偶 nasta艂a w艂a艣nie pora deszczowa i mog艂yby nas dosi臋gn膮膰 pioruny, albo kt贸ra艣 z kobiet mia艂a akurat miesi膮czk臋, co by艂o niebezpieczne dla kamieni. Z trzynastoma kobietami w domu trudno o moment, gdy 偶adna nie miesi膮czkuje.

174 175


Tymczasem wi臋c mistrz pokaza艂 mi sw贸j podr臋czny zestaw do wywo艂ywania deszczu. Kiedy ju偶 rozpocz膮艂 sezon - dzi臋ki specjalnym kamieniom z g贸r - m贸g艂 wywo艂ywa膰 lokalne opady dzi臋ki zawarto艣ci wydr膮偶onego rogu kozy. Zabra艂 mnie do buszu, gdzie przycupn臋li艣my za skal膮, przesadnie rozgl膮daj膮c si臋 doko艂a a偶 po horyzont. W rogu tkwi艂 czop baraniej we艂ny - "na chmury", jak mi wyja艣ni艂. Potem wyj膮艂 偶elazny pier艣cie艅, kt贸ry z kolei s艂u偶y do zlokalizowania deszczu. Je艣li na przyk艂ad zaklinacz bra艂 udzia艂 w 艣wi臋cie czaszek, m贸g艂 spowodowa膰, 偶e la艂o na sam膮 wiosk臋, p贸ki ludzie nie przynie艣li mu piwa. Nast臋pnie doszli艣my do przedmiotu o najwi臋kszej mocy. By艂a to wielka tajemnica, kt贸rej nikomu nie pokazywa艂. Poda艂 cia艂o ku przodowi i z przej臋ciem nachyli艂 r贸g. Powoli wytoczy艂a si臋 na jego d艂o艅 dzieci臋ca niebieska szklana kulka, jak膮 mo偶na wsz臋dzie kupi膰. Chcia艂em wzi膮膰 j膮 w pa艂ce. Przera偶ony cofn膮艂 r臋k臋.

- Mog艂aby ci臋 zabi膰.

Zacz膮艂em wi臋c pyta膰. Czy to nie kulka ze 艣wiata bia艂ych ludzi? Oczywi艣cie, 偶e nie; nale偶a艂a do przodk贸w od tysi臋cy lat. W jaki spos贸b kulka sprowadza deszcz? Pociera si臋 j膮 baranim t艂uszczem. Zainteresowa艂o mnie to, bo czaszki, przed pozostawieniem w buszu, tak偶e powinny by膰 natarte t艂uszczem. Zacz膮艂em podejrzewa膰, 偶e czaszki, naczynia i kamienie tworzy艂y wsp贸ln膮 grup臋. Okaza艂o si臋, 偶e rzeczywi艣cie tak by艂o, a mistrzowie-zaklinacze stanowili punkt 艂膮cz膮cy jeden obszar z drugim. Czaszki mistrz贸w sprowadzaj膮 deszcz i podczas 艣wi膮t s膮 cz臋sto zast臋powane naczyniami na wod臋, g贸ra za艣, gdzie przechowuje si臋 deszczowe kamienie, nazywa si臋 "koron膮 ch艂opi臋cej g艂owy". Innymi s艂owy g贸ry traktowane s膮 tak, jakby by艂y "czaszkami ziemi". Po raz kolejny pojedynczy model, skonstruowany wok贸艂 kamieni i czaszek, zosta艂 wykorzystany do ukszta艂towania wielu obszar贸w i powi膮zania opad贸w deszczu z p艂odno艣ci膮 cz艂owieka.

Podzi臋kowa艂em Staremu Cz艂owiekowi i wynagrodzi艂em go, po czym zamy艣leni i cisi zeszli艣my z Matthieu z g贸r. Po powrocie do wioski stwierdzi艂em, 偶e moja znakomita ch艂odziarka przesta艂a dzia艂a膰, marnuj膮c zapas mi臋sa na kilka tygodni. Od tego czasu nigdy ju偶 nie pracowa艂a prawid艂owo, jakby wiedzia艂a, kiedy mnie nie ma, czyli kiedy nie mog臋 nad ni膮 czuwa膰. Z chwil膮 gdy si臋 odwraca艂em, wy艂膮cza艂a si臋 samoistnie i gotowa艂a zawarto艣膰 godzinami, a偶 do zaawansowanego rozk艂adu. Kilkakrotnie zastawa艂em Doway贸w przed "zimnym spichlerzem" dos艂ownie lej膮cych 艂zy nad zmarnowanym jedzeniem, nie potrafi膮cych uruchomi膰 urz膮dzenia i zarazem deklaruj膮cych, 偶e nie mog膮 tkn膮膰 偶ywno艣ci, kt贸ra nie do nich przecie偶 nale偶y. Wkr贸tce zdegradowa艂em ch艂odziark臋 do roli pospolitej szafki.

- Afryka Zachodnia znowu zwyci臋偶a - triumfowa艂 Herbert Brown.

B臋d膮c w g贸rach u mistrza-zaklinacza, obmy艣li艂em pewien plan. A poniewa偶 Jon i Jeannie zaoferowali mi podwiezienie po zakupy do Ngaoundere nast臋pnego dnia, mog艂em go natychmiast zrealizowa膰. Pozby艂em si臋 zepsutego mi臋sa, zmieni艂em koszul臋 i wyruszy艂em w drog臋 do misji. Pos艂u偶ywszy si臋 subteln膮 kombinacj膮 wy艂udzenia i przekupstwa, zdoby艂em od dzieci Waltera jedn膮 niebiesk膮 szklan膮 kulk臋 i triumfalnie zabra艂em j膮 ze sob膮. Trzy dni p贸藕niej by艂em zn贸w w wiosce mistrza.

- Pami臋tasz kamie艅, kt贸ry mi pokaza艂e艣? - Tak.

- Spyta艂em ci臋, czy ten kamie艅 pochodzi z kraju bia艂ego cz艂owieka.

- Tak.

- Czy jest taki jak ten?

Wr臋czy艂em mu kulk臋, a on z zapartym tchem ogl膮da艂 j膮 pod 艣wiat艂o.

- Taki sam. Chmury s膮 w nim ciemniejsze. - Czy ten kamie艅 sprowadzi deszcz? Spojrza艂 na mnie ze zdziwieniem.

- Sk膮d mam wiedzie膰? Musia艂bym go wypr贸bowa膰. Sprawdzi膰, czy dzia艂a.

Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, wyra藕nie zaskoczony, 偶e oczekuj臋 od niego stwierdze艅 nie potwierdzonych do艣wiadczeniem.

Nie wcze艣niej ni偶 ostatniego tygodnia mojego pobytu w krainie Doway贸w pozwolono mi wst膮pi膰 na magiczn膮 g贸r臋. Kiedy zosta艂o mi ju偶 niewiele czasu, uzna艂em, 偶e musz臋 podj膮膰 ostateczn膮 - wszystko albo nic - pr贸b臋 ods艂oni臋cia tajemnicy. Obwie艣ci艂em, 偶e odwiedz臋 zaklinacza pewnego konkretnego

Niewinny antropolog 17%


dnia, by si臋 z nim po偶egna膰 - zadowolony, 偶e odb臋d臋 ow膮 ryzykown膮 wypraw臋 po raz ostatni. Kiedy dotarli艣my do wsi, panowa艂a tam kompletna cisza. Kobietom kazano si臋 oddali膰. Rozmawiali艣my kr贸tk膮 chwil臋. Czy proso b臋dzie ju偶 posiane'. przez moje 偶ony, kiedy wr贸c臋 do swojej wsi? Czy m贸j ojciec ma du偶o byd艂a? Czy pora deszczowa ju偶 si臋 zacz臋艂a? Przysz艂a moja kolej. Matthieu szczeg贸艂owo przygotowa艂 mnie do :< wyg艂oszenia kr贸tkiej mowy, w kt贸rej podzi臋kowania przeplata艂y si臋 z gorzkimi wyrzutami. By艂em wdzi臋czny, 偶e zaklinacz ze mn膮 rozmawia艂, lecz moje serce si臋 smuci艂o, 偶e wr贸c臋 do kraju bia艂ego cz艂owieka, nie zobaczywszy deszczowych-i kamieni. Musia艂o to by膰 powiedziane w bardziej kwiecistym stylu, by zosta艂o przez Doway贸w dobrze przyj臋te.

- To tak jak z ma艂ym ch艂opcem, wyruszaj膮cym w drog臋 ze , swoim ojcem - improwizowa艂em. - Ojciec rzek艂 do ch艂opca: "Nie zm臋czysz si臋. Kiedy dotrzemy do g贸r, wezm臋 ci臋 na ba-`~ rana". Ale gdy dotarli do g贸r, ojciec nie dotrzyma艂 s艂owa. "Nie b膮d藕 smutny - m贸wi艂 ojciec - wezm臋 ci臋 na barana w po艂owie drogi". Ale gdy uszli po艂ow臋 drogi, ojciec nie dotrzyma艂 s艂owa...

Stary Cz艂owiek zrozumia艂, o co mi chodzi, i nagrodzi艂 oklaskami moje ma艂e przedstawienie. Wiedzia艂, 偶e b臋dzie mi przy-, kro, i postanowi艂 mi zaufa膰, licz膮c, 偶e nie wygadam g艂upio '` przed kobietami tego, czego si臋 dowiem. P贸jdziemy do kamieni. Matthieu zacz膮艂 przewraca膰 oczami i b艂aga膰, 偶ebym . nie szed艂, bo zgin臋. Przypomnia艂em mu, 偶e bia艂ego cz艂owieka

pioruny si臋 nie imaj膮. Stary Cz艂owiek poleci艂 mi zdj膮膰 ubranie i sam zrobi艂 to samo. 呕u艂 jakie艣 ziele. Rozpozna艂em aromatyczny zapach geelyo, kiedy oplu艂 mnie ca艂ego owym zielem

i wtar艂 mi je w piersi. Musia艂em os艂oni膰 penis tykw膮, ale czyni膮c ust臋pstwo na rzecz mojej "mi臋kkiej sk贸ry", pozwoli艂 mi zosta膰 w butach. Ostrzeg艂, 偶e nie wolno mi m贸wi膰, wykonywa膰 gwa艂townych ruch贸w i niczego dotyka膰. Wyruszyli艣my. i

Stok by艂 bardzo stromy, 艣lizgali艣my si臋 na kruchej skale. Stary Cz艂owiek chichota艂, najwyra藕niej 艣wietnie si臋 bawi艂: Ja by艂em nieco mniej zrelaksowany, pilnuj膮c aparatu i cierpi膮c od cierni, kt贸rymi zbocze by艂o upstrzone. W ko艅cu dotarli艣my do -' miejsca tu偶 pod szczytem, na wysoko艣膰 dw贸ch tysi臋cy metr贸w. '' By艂o okropnie zimno. Z g贸ry spada艂a 艣ciana wody, poni偶ej

178

Lodowatej mg艂y kropelek widnia艂a dziura w skale. We wn臋trzu sta艂y wielkie, nieforemne gliniane naczynia, podobne do naczy艅 na wod臋, a w 艣rodku znajdowa艂y si臋 r贸偶nobarwne kamienie m臋skich i 偶e艅skich deszczy. Stary Cz艂owiek opryska艂 je tymi samymi remediami, kt贸rymi uprzednio oplu艂 mnie, i wyci膮gn膮艂 kamienie, 偶ebym m贸g艂 im si臋 przyjrze膰. I jeszcze co艣. Przeszli艣my przez wod臋 ku ogromnej bia艂ej skale. Stanowi艂a ostateczn膮 bro艅 Doway贸w. Gdyby zaklinacz ow膮 ska艂臋 usun膮艂, ca艂y 艣wiat zosta艂by zatopiony, wszystko musia艂oby zgin膮膰.

Wracali艣my z zawrotn膮 pr臋dko艣ci膮, radzi wzgl臋dnie ciep艂ej dolinie, po czym umyli艣my si臋 i ubrali. Stary Cz艂owiek zasiad艂 z powrotem w swojej chacie. To wszystko, co mia艂 do pokazania. Opowiedzia艂 o rozmaitych rodzajach deszczu, wyja艣ni艂, jak wywo艂a膰 t臋cz臋, pocieraj膮c czerwon膮 ochr膮 sierp, i jak odgadn膮膰 miejsce opad贸w. Czy by艂em zadowolony? By艂em bardzo zadowolony i nagrodzi艂em go za odkrycie przede mn膮 tych tajemnic. Nigdy jednak w艂a艣ciwie nie widzia艂em, jak sprowadza deszcz. Czy m贸g艂by to zrobi膰 teraz?

U艣miechn膮艂 si臋 pob艂a偶liwie. Czy nie zauwa偶y艂em, jak opryskiwa艂 kamienie? B臋dzie pada艂o mi臋dzy miejscem, w kt贸rym si臋 znajdujemy, a Poli. A w og贸le, powinni艣my ju偶 wraca膰, zej艣膰 z g贸r, zanim si臋 艣ciemni. On, rzecz wiadoma, ciemno艣ci si臋 nie boi - pi艂 do plotek o tym, 偶e potrafi przemieni膰 si臋 w nocnego leoparda.

Burza z艂apa艂a nas na najgorszym odcinku drogi, akurat gdy skakali艣my niczym kozice ponad przepastnymi szczelinami. Wilgotny granit staje si臋 bardzo 艣liski. W pewnym momencie zmuszony by艂em pe艂za膰 na czterech 艂apach. Stary Cz艂owiek chichota艂 i wskazywa艂 na niebo. Widz臋 teraz? Przekrzykiwali艣my burz臋, by si臋 s艂ysze膰.

- Wystarczy - wo艂a艂em. - Mo偶esz to ju偶 zatrzyma膰. Spojrza艂 na mnie z radosn膮 iskr膮 w oku.

- M臋偶czyzna nie 偶eni si臋 z kobiet膮, by si臋 rozwie艣膰 tego samego dnia - odpar艂.

Matthieu i mistrz byli uradowani z powodu burzy. Ja naturalnie nigdy nie uwierzy艂bym w co艣 tak sprzecznego z duchem mojej kultury bez dowod贸w wi臋kszej wagi. Ja - podobnie jak oni - widz臋 to, co chc臋 zobaczy膰. Antropolog pracuj膮cy w terenie rzadko ma k艂opoty z "fa艂szywymi" wierzeniami

179


otaczaj膮cych go ludzi. Antropolog takie wierzenia grupuje, potem` sprawdza, czy wzajemnie do siebie pasuj膮 i, dzie艅 po dniu; uczy si臋 z nimi 偶y膰.

Mariyo zachwyca艂a si臋 nasz膮 op艂akan膮 kondycj膮, gdy wr贸cili艣my do Kongle. Powszechnie wiadoma impotencja mistrza oraz liczba jego 偶on sk艂oni艂a j膮 do wysnucia pewnych wniosk贸w na temat mojej gotowo艣ci do wspinania si臋 pod g贸r臋 zw艂aszcza 偶e Stary Cz艂owiek podczas moich wizyt tak cz臋sto by艂 nieobecny. Zacz臋艂a nawet nazywa膰 mnie na wz贸r g贸ralek swoim "kochankiem". Alternatywnym sposobem na roz艂adowanie moich ni偶szych instynkt贸w mia艂a by膰, wedle wymys艂u Mariyo, t艂usta Fulanka z k贸艂kiem w nosie, kt贸r膮 trzyma艂em w Garowa. Owa kobieta mia艂a naturalnie stosowne wymiary by艂a tak t臋ga, 偶e trzeba j膮 by艂o wozi膰 ci臋偶ar贸wk膮, nie mog艂em chodzi膰 bez pomocy s艂u偶膮cych, a w porze suchej ja i moi krewni mogli艣my odpoczywa膰 w jej cieniu.

Zem艣ci艂em si臋, wypytuj膮c o starca z plemienia Koma, kt贸rego obdarza艂a wzgl臋dami. Ka偶de plemi臋 ma jakie艣 inne plemi臋, kt贸re lekcewa偶y. W przypadku Doway贸w t臋 konieczn膮 rol臋 pe艂nili Koma, 偶yj膮cy jakie艣 pi臋膰dziesi膮t kilometr贸w z rzek膮. Dowayowie przypisywali im podlejsz膮 form臋 j臋zyka; mieli ich za dzikus贸w, bytuj膮cych w niesamowitej n臋dzy, za ludzi przera偶aj膮co prymitywnych. Ich brzydota by艂a w艣r贸d Doway贸w sta艂ym tematem 偶art贸w.

Ilekro膰 dawa艂em Mariyo jaki艣 prezent, udawa艂em, 偶e zostawi艂 go dla niej 贸w leciwy Koma, z kt贸rym potrafi艂em si臋 艣wietnie dogada膰, chocia偶 wypad艂y mu ju偶 ze staro艣ci wszystkie z臋by, i kt贸ry da艂 mi do zrozumienia, 偶e upominek jest zap艂at膮 za us艂ugi seksualne. Opisywa艂em w szczeg贸艂ach ubranie z materia艂u grzebalnego, kt贸re mu sprawi艂a. Poniewa偶 by艂 tak bliski 艣mierci, nie trzeba b臋dzie owija膰 jego cia艂a, pochowa si臋 go od razu w tym ubraniu. Kiedy艣 z艂apa艂em patyczaka i trzyma艂em go dla niej, niby to s膮dz膮c, i偶 to jej zasuszony Koma przyszed艂 j膮 odwiedzi膰. Ka偶de jej zm臋czenie przypisywa艂em wysi艂kom kochanka, kiedy to rzekomo chodzi艂a po wod臋 - oboje wiedzieli艣my, 偶e to zwyk艂y wykr臋t, 偶e chodzi da buszu na randki. 呕arciki tego rodzaju przeciwdzia艂a艂y nudzie wiejskiego 偶ycia i stanowi艂y g艂贸wny czynnik w zyskiwaniu "akceptacji", jak膮 obdarzali mnie Dowayowie.

Dowayowie, sami b臋d膮c bardzo aktywni seksualnie, dziwili si臋 mojej pow艣ci膮gliwo艣ci i m臋偶czy藕ni cz臋sto mnie o to nagabywali. Jak ja to robi臋? Jak to jest, 偶e nie choruj臋? W Afryce obowi膮zuj膮 dwa podstawowe modele relacji seksualnych. Wedle pierwszego, kobiety os艂abiaj膮 m臋偶czyzn臋 i okradaj膮c go z istoty jego m臋sko艣ci, s膮 dla niego niebezpieczne. Wedle drugiego, seksualno艣膰 m臋偶czyzny karmi si臋 kobietami - im wi臋cej m臋偶czyzna wsp贸艂偶yje, tym staje si臋 silniejszy.

Ku mojemu zdziwieniu - wobec d膮偶e艅 do m臋skiej "odr臋bno艣ci" w praktykach obrzezania - Dowayowie optowali za modelem numer dwa. Moj膮 umiej臋tno艣膰 偶ycia bez kobiety uwa偶ali za wysoce zagadkow膮 i por贸wnywali j膮 do zwyczaj贸w katolickich duchownych, kt贸rzy 偶yli pow艣ci膮gliwie, acz w towarzystwie mniszek. Ksi臋偶a s艂usznie nalegali, by nie nazywa膰 mniszek "siostrami", co w j臋zyku Doway贸w oznacza艂o ka偶d膮 kobiet臋 w podobnym wieku, lecz "matkami", z kt贸rymi stosunki seksualne nie by艂y dozwolone. Szybko powsta艂y plotki o moich niezmiernie erotycznych wyprawach do miasta, kt贸re czyni艂y wiarygodnymi 偶arty Mariyo. Poniewa偶 jednym z g艂贸wnych cel贸w tych wypraw by艂o poszukiwanie cz臋艣ci zamiennych do rozmaitych urz膮dze艅, kt贸re pada艂y ofiar膮 nieub艂aganej afryka艅skiej entropii, zwrot "Jad臋 po cz臋艣ci" natychmiast zdoby艂 lubie偶ny wyd藕wi臋k w zwi膮zku ze mn膮 i Jonem. Niestety moje podr贸偶e w niczym nie przypomina艂y owych orgii z powszechnych wyobra偶e艅 Doway贸w. Kontakty seksualne w Afryce s膮 tak nieromantyczne i zwierz臋ce; 偶e bardziej przyczyniaj膮 si臋 do pog艂臋bienia alienacji badacza ni偶 do jej z艂agodzenia i najch臋tniej si臋 ich unika. Wiem jednak z moich rozm贸w z kolegami, 偶e nie zawsze tak si臋 dzieje. Sytuacja badacza, je艣li o seks chodzi, uleg艂a gruntownej rewizji wraz ze zmianami seksualnego morale na Zachodzie. Podczas gdy w czasach kolonialnych stosunki z przedstawicielami innych ras nie by艂y dozwolone - podobnie jak z przedstawicielami innych klas czy religii - w dzisiejszych czasach linie podzia艂u nie s膮 tak klarowne. Zadziwiaj膮ce, jak wiele kobiet mog艂o porusza膰 si臋 samotnie w艣r贸d "dzikus贸w" i nie by艂y w 偶aden spos贸b nagabywane. Dzia艂o si臋 tak zw艂aszcza dlatego, 偶e tak偶e w odczuciu tubylc贸w kobiety te nie figurowa艂y na ich mapie seksualnej. Dzisiaj wszystko si臋 zmieni艂o i samotna

180 ~ 181


kobieta wr臋cz powinna wchodzi膰 w relacje seksualne w swoim '"' otoczeniu, w ramach nowego pojmowania "bycia akceptowan膮". Ka偶da samotna kobieta, kt贸ra powraca z terenu bez tego rodzaju do艣wiadcze艅, wywo艂uje zdziwienie, a nawet pe艂ne wyrzutu komentarze ze strony koleg贸w. Zaniedbana bowiem

' zosta艂a okazja do przeprowadzenia obserwacji naukowej. M臋偶czyznom naturalnie nadarzaj膮 si臋 okazje, i to cz臋sto nie tak okropne, jak te oparte na zasadach komercyjnych. Wszystko to - podobnie jak asystent - nieobecne jest w literaturze antropologicznej, lecz nie w do艣wiadczeniu antropologa. Badacz mo偶e doj艣膰 do wniosku, 偶e lepiej unika膰 tematu wobec sporych komplikacji, jakie mo偶e on wywo艂a膰 w 偶yciu domowym i osobistym, problem jednak偶e musi zaistnie膰 w przypadku wszystkich przebywaj膮cych samotnie przez d艂u偶szy czas w obcej kulturze. W moim przypadku fakt, 偶e m臋ska cz臋艣膰 Doway贸w postrzega艂a mnie jako istot臋 nieobecn膮

seksualnie na terenie wioski, by艂 prawdziwym b艂ogos艂awie艅stwem. Mia艂em dzi臋ki temu rozmaite swobody, na kt贸re nie pozwolono by 偶adnemu m臋偶czy藕nie Doway贸w. Przebywanie z kobiet膮 sam na sam w chacie jest jawnym dowodem na cudzo艂贸stwo, ale pomys艂, 偶e ja m贸g艂bym cudzo艂o偶y膰 z panienk膮 Doway贸w by艂, szczerze m贸wi膮c, 艣mieszny - i cieszy艂o mnie niezmiernie, 偶e tak s膮dzono.

Problem mojej akuratnej natury oraz mojego statusu niepokoi艂 tak偶e policj臋. Sprawa wyp艂yn臋艂a z ko艅cem pory suchej. Ale najpierw mia艂o miejsce wydarzenie z helikopterem. Szwajcarska organizacja misyjna, zasobna w fundusze, uzna艂a w swej m膮dro艣ci, 偶e poga艅scy g贸rale dadz膮 si臋 艂atwiej nawr贸ci膰 pastorowi przybywaj膮cemu do ich odosobnionych siedlisk prosto z nieba, czyli helikopterem. Efekty musia艂y by膰 rzecz jasna op艂akane. Pewnego dnia, kiedy by艂em w misji, maszyna opad艂a z wysokich przestworzy i kr膮偶y艂a nisko, warcz膮c pot臋偶nie - wyra藕nie przyzywaj膮c kogo艣 na miejscowe l膮dowisko. Poniewa偶 by艂em w pobli偶u jedyn膮 osob膮, kt贸ra potrafi艂a prowadzi膰, po偶yczy艂em samoch贸d i pojecha艂em. Helikopter mie艣ci艂 w sobie dw贸ch og艂upia艂ych duchownych z Ngaoundere, poszukuj膮cych Herberta Browna, kt贸ry tymczasem wyruszy艂 do Ngaoundere szos膮. Postanowili namierzy膰 jego samoch贸d ',

,= z powietrza. Unie艣li si臋 w tumanach kurzu i odfrun臋li dok艂adnie w tym momencie, gdy pojawi艂a si臋 ci臋偶ar贸wka pe艂na uzbrojonych po z臋by 偶andarm贸w, zamierzaj膮cych aresztowa膰 "przemytnik贸w z Nigerii", kt贸rzy w艂a艣nie wyl膮dowali. Zosta艂em wywleczony z samochodu. Pozwolenie na l膮dowanie, plan lotu, licencja pilota? Zapewnienia o mojej kompletnej niewiedzy nie robi艂y 偶adnego wra偶enia. Nie potrafi艂em dok艂adnie okre艣li膰, kto by艂 na pok艂adzie i co robi艂, nie potrafi艂em te偶 poda膰 rejestracji helikoptera. Brak gotowo艣ci do z艂o偶enia przysi臋gi, 偶e maszyna ta nigdy nie zbli偶y艂a si臋 do granicy na odleg艂o艣膰 mniejsz膮 ni偶 pi臋tna艣cie kilometr贸w, zosta艂 przyj臋ty za bezsporny dow贸d na dzia艂alno艣膰 przemytnicz膮. Min臋艂o troch臋 czasu, nim si臋 uwolni艂em, odnawiaj膮c sw贸j status nieszkodliwego idioty.

Ledwie sprawa ucich艂a, popad艂em w nowe k艂opoty. Pewnego wieczora wyruszy艂em do miejscowego szpitala odwiedzi膰 cz艂owieka z mojej wsi, kt贸rego uk膮si艂 w膮偶. Poniewa偶 zepsu艂a mi si臋 latarka, zagubi艂em si臋 w labiryncie 艣cie偶ek okalaj膮cych miasteczko i by艂em szcz臋艣liwy, gdy po p贸艂godzinnym kr膮偶eniu po omacku w kompletnych ciemno艣ciach ujrza艂em 艣wiat艂o. Uda艂em si臋 w jego kierunku i ze zdziwieniem stwierdzi艂em, 偶e znalaz艂em si臋 na ty艂ach domu asystenta sous prefeta. Zatrzyma艂em si臋 i wyja艣niwszy napotkanemu u bramy m艂odzie艅cowi, co zasz艂o, ruszy艂em ku g艂贸wnej ulicy.

W dwa dni p贸藕niej, gdy pracowa艂em z garncarzami, pojawili si臋 w Kongle Jon i Jeannie, od kt贸rych si臋 dowiedzia艂em, ze wypytywali o mnie 偶andarmi. Wygl膮daj膮cy bardzo oficjalnie dokument wzywa艂 mnie na policj臋 dla sprawdzenia to偶samo艣ci. Upewni艂em si臋, 偶e wypalanie naczy艅 nie rozpocznie si臋 przed nast臋pnym dniem, i ruszy艂em z Jonem i Jeannie do miasteczka. Komendant ze szpilk膮 w z臋bach wzi膮艂 mnie do swojego gabinetu, gdzie przez p贸艂 godziny mozolili艣my nad ustaleniem, kim w艂a艣ciwie jestem i co robi臋 w Poli. Towarzyszy艂o temu mn贸stwo kr贸tkich a wymownych 艂ypni臋膰 spode 艂ba oraz pe艂nych wyrazu badawczych spojrze艅. Zacz膮艂em si臋 niepokoi膰.

Wygl膮da艂o na to, 偶e oskar偶ono mnie o fotografowanie tylnej 艣ciany domu, w kt贸rym mieszka艂 asystent sous-prefeta. By艂a to "informacja strategiczna". Znale藕li si臋 艣wiadkowie, kt贸rzy widzieli, 偶e trzyma艂em w r臋ce aparat fotograficzny

182 ~ 183


w chwili, gdy nakryto mnie skradaj膮cego si臋 pod domem. Jak cz臋sto bywam w Nigerii? Moje zaprzeczenia zosta艂y pomini臋te - byli 艣wiadkowie. Czy wiem, 偶e przekraczanie granicy jest przest臋pstwem? Widziano mnie. Ci膮gn膮艂 t臋 rol臋 przez pewien czas, a偶 w ko艅cu pozwoli艂 mi odej艣膰 z samym ostrze偶eniem, 偶e b臋d臋 obserwowany. Obsesja kraj贸w Trzeciego 艢wiata tycz膮ca szpiegowania stanowi dla badaczy nieustanne zagro偶enie, cz臋艣ciowo tylko usprawiedliwione faktycznymi przypadkami penetracji dra偶liwych stref, finansowanej przez zainteresowane kr臋gi. Prawdziwy problem tkwi ~'~' niemo偶no艣ci wyt艂umaczenia komu艣, kto nie mia艂 poj臋cia o czystej formie bada艅 naukowych, dlaczego obcy rz膮d mia艂by si臋 interesowa膰 jakim艣 odosobnionym plemieniem g贸rskich degenerat贸w. Dla szefa policji jedynym rozs膮dnym wyja艣nieniem by艂a blisko艣膰 nigeryjskiej granicy. By艂em wi臋c albo przemytnikiem, albo szpiegiem przygotowuj膮cym szlak na wypadek inwazji. Jakie znaczenie dla sprawy mia艂yby fotografie tylnej 艣ciany domu asystenta sous profeta, nie wiem do dzi艣.

Dopiero du偶o p贸藕niej, kiedy lepiej go pozna艂em sous prefet powiedzia艂 mi, 偶e trzyma艂 r臋k臋 na pulsie i obroni艂by mnie przed swymi nadgorliwymi 偶andarmami; ca艂膮 spraw臋 traktowa1 jak niez艂y 偶art. Moja reakcja nale偶a艂a niestety do tych z gatunku dr臋cz膮cego niepokoju, pog艂臋bianej Jeszcze faktem, 偶e policjanci zacz臋li znienacka wpada膰 do wsi i sprawdza膰, gdzie jestem. Wydarzenie to powi膮za艂o si臋 takie - Przez przypadek lub rozmy艣lnie - z zagubieniem paczki film贸w, kt贸re nada艂em na poczcie w Poli. Jon, jak zwykle by艂 mi wiern膮 podpor膮 w k艂opotach - zabra艂 mnie do misji i wlewa艂 we mnie piwo, p贸ki nie poczu艂em si臋 lepiej.

PIERWSZE I Ostatnie OWOCE

Ju偶 od roku by艂em poza Angli膮 i cho膰 nie mog臋 powiedzie膰, 偶e czu艂em si臋 w kraju Doway贸w jak w domu, osi膮gn膮艂em rodzaj stanu przej艣ciowego, kiedy to wi臋kszo艣膰 spraw wydawa艂a mi si臋 zwodniczo naturalna. Przysz艂a pora, by uporz膮dkowa膰 notatki i zabra膰 si臋 do dziedzin, kt贸re od艂o偶y艂em na czas wi臋kszej sprawno艣ci j臋zykowej, licz膮c na to, 偶e osobiste kontakty u艂atwi膮 dociekania. Tak膮 szczeg贸lnie wa偶n膮 sfer膮 by艂y obrz臋dy dotycz膮ce urodzaj贸w. Skupia艂y si臋 one cz臋艣ciowo wok贸艂 Starego Cz艂owieka z Kpan, a cz臋艣ciowo wok贸艂 jego krewnych, kt贸rych pozna艂em w odleg艂ej cz臋艣ci kraju Doway贸w przy okazji pierwszego 艣wi臋ta czaszek, w jakim uczestniczy艂em. Podczas obrz臋d贸w magiczne kamienie zapewniaj膮ce urodzaj traktowano rozmaitymi remediami. W Kpan 艂膮czono to z wywo艂ywaniem deszczu i uwa偶ano, 偶e remedia "naprawiaj膮 ziemi臋", padaj膮c na ni膮 wraz z deszczem. W innym zak膮tku Dowayowie uk艂adali kamienie w linii prostej w poprzek obu kra艅c贸w doliny jako "barier臋 dla g艂odu". Rozpocz膮艂em tedy seri臋 kr贸tkich wypraw na tamte obszary, by rozmawia膰 ze znawcami tajemnic urodzaju, Panami Ziemi.

I zn贸w, poniewa偶 m贸j samoch贸d nadal by艂 niesprawny, korzysta艂em ze wspania艂omy艣lno艣ci Jona i Jeannie. Dzi臋ki nim mog艂em cz臋sto odwiedza膰 odleg艂e tereny, nie przemierzaj膮c na piechot臋 wi臋cej ni偶 pi臋tna艣cie kilometr贸w i nie trac膮c kontaktu ze Starym Cz艂owiekiem z Kpan, Ku mojemu zdziwieniu miejscowi ch臋tnie pokazywali mi przybory, kt贸rych u偶ywano podczas ceremonii, pod jednym wszak偶e warunkiem - 偶e n~'

~;~"189 a

.,~~,~.


powiem niczego kobietom. Teraz, kiedy wszyscy wiedzieli,

偶e wsp贸艂pracuj臋 ze Starym Cz艂owiekiem, darzono mnie du偶ym zaufaniem, zw艂aszcza wobec kr膮偶膮cych pog艂osek, 偶e jestem sk艂onny pokry膰 wszelkie koszty. Przez kilka tygodni kursowa艂em pomi臋dzy jaskini膮, g贸rami i domem czaszek, wracaj膮c co jaki艣 czas do Kpan, by wydoby膰 kolejne informacje

od Starego Cz艂owieka. W tym samym czasie inny zaklinacz

hm deszczu, z Mango, przys艂a艂 wiadomo艣膰, 偶e on tak偶e rozpoczyna por臋 deszczow膮, a wi臋c mam przerwa膰 swoje zaj臋cia i po艣pieszy膰 w jego g贸ry. Tutaj g贸rale zastosowali wobec nas znan膮 sztuczk臋: kazali nam kr膮偶y膰 po okolicy przez ca艂y dzie艅, s膮dz膮c, 偶e si臋 zm臋czymy i odejdziemy. Strategia ta okazywa艂a

si臋 po偶yteczna od czasu, gdy w Poli za艂o偶ono pierwszy rz膮dowy posterunek. Matthieu i ja, uodpornieni na metody Doway贸w, op艂acili艣my jednego z miejscowych, by zosta艂 naszym '

przewodnikiem, i za nic nie chcieli艣my si臋 zgodzi膰, by nas

opu艣ci艂, nim dotrzemy do zaklinacza deszczu. Zar臋czali艣my,

i 偶e b臋dziemy spa膰 przed jego chat膮 i chodzi膰 za nim przez ca艂y

nast臋pny dzie艅, je艣li zajdzie potrzeba. Zaklinacz zosta艂 wi臋c

wkr贸tce odnaleziony, ca艂kiem niedaleko, i przywita艂 nas z wielkim zadowoleniem. Nale偶a艂o wi臋c przypuszcza膰, 偶e technika

"wodzenia po g贸rach" by艂a jedynie sta艂ym punktem programu wobec wszystkich obcych. O dziwo, zaklinacz 贸w s艂ysza艂

o moich k艂opotach z szefem policji, co wzbudzi艂o jego sympati臋 do mnie; tak si臋 z艂o偶y艂o, 偶e on tak偶e mia艂 z nim na pie艅ku.

Zaklinacz by艂 bystrym, weso艂ym m艂odym cz艂owiekiem, kt贸ry bez problemu rozpocz膮艂by sezon deszczowy, zabijaj膮c czarn膮 koz臋 i ma偶膮c jej krwi膮 naczynia deszczowe schowane w domu czaszek. Jednak jego doradca, starzec o wygl膮dzie pirata

podaj膮cy si臋 za jego wuja, nie pozwoli艂 na to. Sk膮d pewno艣膰,

偶e nie mia艂em kontaktu z miesi膮czkuj膮c膮 kobiet膮? Co z Dowayami, kt贸rzy nie spodziewaj膮 si臋 deszczu jeszcze przez kilka nast臋pnych tygodni? Kiedy jednak uzna艂 za nierozs膮dne

dopuszczenie nie obrzezanego m臋偶czyzny do naczy艅 deszczowych, zda艂em sobie spraw臋, 偶e zale偶y mu na stwarzaniu

trudno艣ci. Obcy nie musz膮 by膰 obrzezani, by uczestniczy膰

w rytua艂ach Doway贸w; toleruje si臋 nawet obce kobiety. Zacz臋li艣my rozmawia膰 o pieni膮dzach. Po艣wi臋ci艂em ca艂膮 godziny. h P na kr臋cenie g艂ow膮 i robienie przera偶onej miny, kiedy on

wymienia艂 kwoty. W ko艅cu ustalili艣my cen臋. Za najwi臋kszy sekret kraju Doway贸w zap艂aci艂em - i nie czu艂em si臋 oszukany oko艂o o艣miu funt贸w, zyskuj膮c te偶 prawo do po艂owy kozy. Spraw臋 za艂atwiono szybko i wcale nie w atmosferze grozy, towarzysz膮cej wydarzeniom w Kpan. U艣miercenie zwierz臋cia by艂o niewiele bardziej dramatyczne ni偶 zwyk艂y ub贸j. Koz臋 przewr贸cono na bok i duszono j膮, naciskaj膮c stop膮 gard艂o. Gdy straci艂a przytomno艣膰, gard艂o rozp艂atano, a krew zebrano do tykwy.

Ruszyli艣my do buszu, do stoj膮cego u st贸p wzg贸rza domu czaszek, gdzie znajdowa艂y si臋 naczynia - takie same, jakie p贸藕niej widzia艂em w Kpan. W okolicy nie wolno by艂o przebywa膰 obcym, musieli艣my wi臋c czo艂ga膰 si臋 na brzuchach w艣r贸d ost贸w, by dotrze膰 do zaro艣ni臋tej mrocznej polany, gdzie sta艂 dom czaszek. Po pobie偶nym opryskaniu wszystkiego woko艂o wr贸cili艣my do wioski, gdzie rozpocz臋艂a si臋 kilkugodzinna rozmowa.

Tam w艂a艣nie zdoby艂em najistotniejsze dane do interpretacji symbolizmu w kulturze Doway贸w. Poprzednie informacje o zaklinaczach kojarzy艂y p艂odno艣膰 cz艂owieka z opadami deszczu. 呕niwa u "prawdziwego rolnika" powi膮za艂y urodzajno艣膰 ro艣lin z obrzezaniem poprzez "bicie na 艣mier膰 starej Fulanki". Tu dowiedzia艂em si臋 o wsp贸艂zale偶no艣ciach mi臋dzy deszczem, obrzezaniem i urodzajami. Okaza艂o si臋, 偶e dzie艅, kiedy kamienie wycierane s膮 do czysta na rozpocz臋cie pory suchej, by艂 dniem, kiedy g贸ra, "korona ch艂opi臋cej g艂owy", zosta艂a po raz pierwszy spalona (to znaczy "wysuszona"), oraz dniem, kiedy wnoszono do wioski pierwsze p艂ody zebrane w danym roku i kiedy ch艂opcy wracali do wioski po obrzezaniu: Oni tak偶e, jak p贸藕niej ustali艂em, przechodzili zmian臋 z "mokrego" w "suche". Dowayowie gardz膮 bowiem napletkiem jako tym, co czyni ch艂opca mokrym i brzydko pachn膮cym niczym zwyczajna kobieta, obrzezany penis jest natomiast czysty i suchy. Kiedy ch艂opcy opuszczaj膮 wiosk臋, udaj膮c si臋 na obrzeza- ; nie, s膮 "wilgotni" i musz膮 kl臋cze膰 w rzece przez trzy dni. Kiedy zostan膮 obrzezani, zaczyna pada膰. Grupkami opuszczaj膮 obozowisko nad rzek膮 i ruszaj膮 w stron臋 g贸r. Do wioski mog膮 ~:'~ wr贸ci膰 tylko podczas pory suchej. Ustawia si臋 ich przy sanktuarium, gdzie le偶膮 bydl臋ce czaszki. Tego samego dnia rozrzuca

189



f路

si臋 w tym miejscu pierwsze zbiory z p贸l. Innymi s艂owy rozmaite sfery p艂odno艣ci nale偶膮 do jednego systemu, a zmiana' pory wilgotnej w such膮 艂膮czy si臋 ze zmian膮 z wilgotnego nie v obrzezanego ch艂opca w suchego obrzezanego m臋偶czyzn臋.

Trzeba by艂o wielu miesi臋cy bada艅 i wnikliwych analiz, ju偶 po powrocie do domu, zanim uda艂o mi si臋 opracowa膰 szczeg贸艂y systemu, ale same podstawy - wydarzenia, kt贸rych by艂em 艣wiadkiem i kt贸re tak skrupulatnie spisywa艂em, pracuj膮c w terenie - zespoli艂y si臋 i "nabra艂y sensu" w jednej chwili. Moment ol艣nienia, gdy wo艂amy: "Eureka!", jest zawsze wspania艂y. A to, 偶e chwila ta przysz艂a do mnie zupe艂nie nieoczekiwanie, wysoko w g贸rach, 偶e cz艂owiek, kt贸ry udziela艂 mi informacji, ; nie mia艂 poj臋cia, jak s膮 dla mnie wa偶ne, zwielokrotni艂o jeszcze przyjemno艣膰 wychwytywania ca艂ej prostoty owej struktury, kt贸ra kry艂a si臋 pod rytua艂ami. Matthieu musia艂a dziwi膰 moja beztroska, gdy schodzili艣my w d贸艂. W uniesieniu pi艂em zimn膮 wod臋 p艂yn膮c膮 wprost z g贸r, nie dbaj膮c o chlorowanie i gotowanie. Nigdy si臋 nie dowiem, czy zosta艂em ukarany za nadmiar entuzjazmu, czy te偶 wirus utajony w mojej w膮trobie czeka艂 okazji. Jakkolwiek by艂o, zn贸w zapad艂em na 偶贸艂taczk臋.

Prze偶ywa艂em stan najsilniejszego kryzysu, gdy zaszczycili mnie wizyt膮 Augustin i jego aktualna przyjaci贸艂ka. Naradzali si臋 nade mn膮 ponuro; wiedzieli, co mi dolega.

- Najlepiej by艂oby zwymiotowa膰 - stwierdzi艂 Augustin zdecydowanie. - Musisz jak najwi臋cej wymiotowa膰.

Jego towarzyszka inaczej zapatrywa艂a si臋 na t臋 spraw臋:

- Musi wzi膮膰 na przeczyszczenie. Tylko przeczyszczenie mo偶e usun膮膰 chorob臋. W mojej wiosce wielu ludzi umiera z jej powodu.

- Przeczyszczenie nie jest dobre. Musi wymiotowa膰.

- Wcale nie. Trzeba bra膰 na przeczyszczenie, a偶 b臋dzie wida膰 krew.

Podawano argumenty za i przeciw. Podzi臋kowa艂em im i zanotowa艂em nazwy rozmaitych substancji na przeczyszczenie i na wymioty, by ich zadowoli膰.

Jaka艣 dobra dusza z misji w Ngaoundere zdradzi艂a mi sekret leczenia 偶贸艂taczki - wywar z li艣ci gujawy. To mi mog艂o pom贸c bardziej ni偶 cokolwiek innego. P贸藕niej dowiedzia艂em si臋, 偶e pewien niemiecki koncern farmaceutyczny testowa艂 lekarstwo otrzymane z tego偶 wywaru. Wyprawi艂em wi臋c Matthieu po li艣cie gujawy, kt贸re nie艂atwo by艂o znale藕膰 tak daleko na p贸艂nocy. Matthieu twierdzi艂 jednak, 偶e zna miejsce w lasku nad rzek膮, z osiem kilometr贸w od wioski, gdzie ro艣nie poszukiwane przez nas drzewo. Mog艂em co najwy偶ej mie膰 pobo偶ne 偶yczenie, 偶e rozmawiamy o tym samym gatunku drzewa, i wr臋cz by艂em zdziwiony, gdy powr贸ci艂 po kilku godzinach z torb膮 pe艂n膮 czego艣, co w istocie okaza艂o si臋 li艣膰mi gujawy.

Stan mojego zdrowia powoli si臋 poprawia艂. Dowayowie byli pod takim wra偶eniem, 偶e zacz臋li stosowa膰 ten sam 艣rodek. A zatem ka偶dy antropolog zmienia nieco ludzi, kt贸rymi si臋 zajmuje. Inny wiadomy mi skutek mojej dzia艂alno艣ci dotyczy艂 nazewnictwa geograficznego. Miejsce, gdzie m贸j ogr贸d sta艂 si臋 dowodem na stosowno艣膰 klimatu do uprawy sa艂aty, jeszcze wiele lat p贸藕niej zwane by艂o Sa艂atowym Polem.

Spad艂y tymczasem pierwsze tegoroczne deszcze. Niezno艣ne upa艂y p贸藕nego okresu pory suchej ust膮pi艂y wraz z pierwszymi ulewami ku og贸lnemu zadowoleniu. Ja osobi艣cie by艂em nastawiony nieco mniej entuzjastycznie, albowiem przez dach mojej nowej chaty ciek艂o ca艂膮 noc jak przez sito. Musia艂em przycupn膮膰 w k膮cie, trz臋s膮c si臋 z zimna, chowaj膮c si臋 przed deszczem pod walizk膮 wspart膮 o wyst臋p w 艣cianie i 艣ciskaj膮c kurczowo w r臋ce notatki. Nast臋pnego ranka strzecharz poinformowa艂 mnie sucho, 偶e m贸j dach dzieli los wszystkich nowych dach贸w i 偶e za kilka dni przestanie przecieka膰 samoistnie. Nie twierdz臋, 偶e mu uwierzy艂em. Po prostu brakowa艂o mi koniecznego do艣wiadczenia, by podwa偶y膰 jego stanowisko. Ale to, co powiedzia艂, brzmia艂o r贸wnie niebezpiecznie jak zapewnienia w艂a艣cicieli dziurawych 艂odzi, 偶e drewno wkr贸tce namoknie i nie b臋dzie przepuszcza艂o wody, albo przysi臋gi kameru艅skiego dentysty, 偶e moje dzi膮s艂a skurcz膮 si臋 i dopasuj膮 do chwiej膮cej mi si臋 w ustach protezy. Po tygodniu nieustannego zalewania uzna艂em, 偶e nadszed艂 czas odwo艂a膰 si臋 do gwarancji - rozpocz臋to napraw臋. Ku mojemu zdziwieniu polega艂a ona na uderzaniu dachu kawa艂kiem drewna; zdziwi艂em si臋 jeszcze bardziej, stwierdziwszy, 偶e pomog艂o.

W owym czasie, b臋d膮c w stanie nerwowego niepokoju, w艂a艣ciwego cz艂owiekowi ko艅cz膮cemu badania w terenie, wynios艂em

189


notatki do misji, aby uchroni膰 je przed wilgoci膮, termita路 a

mi, kozami, ma艂ymi ch艂opcami i innymi zagro偶eniami, kt贸re wyczarowywa艂a moja wyobra藕nia.

By艂em akurat w misji sam, Jon i Jeannie wyjechali w swoich sprawach, kiedy wezwa艂y mnie do drzwi g艂o艣ne krzyki:` Sta艂 za nimi spawacz, pot臋偶ny go艣膰 bawi膮cy si臋 przednio imieniem, kt贸re sam sobie nada艂: Czarny Tryk.

- S艂uchaj no, Bia艂y Cz艂owieku - krzycza艂 - tw贸j samoch贸d' o ma艂o mnie nie zabi艂.

Okaza艂o si臋, 偶e spawa艂 cz臋艣膰 samochodu, o kt贸rego istnieniu usilnie stara艂em si臋 zapomnie膰, i cz臋艣膰 owa wymskn臋艂a si臋 i spad艂a wprost na niego. Najwyra藕niej s膮dzi艂, 偶e wydarzy艂o si臋 to za spraw膮 mojej do niego niech臋ci.

- Czy nic si臋 nie sta艂o? - wypytywa艂em. - Nie sta艂o? Popatrz tylko'

Wyci膮gn膮艂 ze spodni ogromny penis i macha艂 mi nim Oskar偶ycielsko przed nosem. Zasadno艣膰 owego obna偶enia omal nie usz艂a mej uwagi. Dopiero przy bardziej wnikliwych ogl臋dzinach ukaza艂a si臋 moim oczom niewielka ranka, w zwi膮zku z kt贸r膮 偶膮da艂 "natychmiastowej pierwszej pomocy". Przyznaj臋, by艂em w k艂opocie. Nie bardzo wiedzia艂em, sk膮d wzi膮膰 lekarstwo. Pobie偶ne poszukiwania zako艅czy艂y si臋 znalezieniem skoncentrowanej bielinki. Uznawszy, 偶e nie by艂oby to najlepsze rozwi膮zanie, zach臋ci艂em poszkodowanego, by skorzysta艂 z porady Herberta Browna, kt贸ry, o ile mi wiadomo, ma odpowiednie leki. Czarny Tryk szurn膮艂 spod moich drzwi rozw艣cieczony.

Nie zd膮偶y艂em nawet Wr贸ci膰 do porz膮dkowania notatek, kiedy u艣wiadomi艂em sobie, 偶e Herberta Browna nie ma w misji, bo pojecha艂 reperowa膰 ci臋偶ar贸wk臋, jest natomiast w domu jego 偶ona, cokolwiek nerwowa kobieta. Wyobrazi艂em sobie Czarnego Tryka dopadaj膮cego drzwi i pokazuj膮cego jej, co si臋 sta艂o. Mo偶e powinienem biec za nim i interweniowa膰? W ko艅cu jednak uzna艂em, 偶e lepsza rozwaga ni偶 odwaga. Poniewa偶 nie by艂o s艂ycha膰 przenikliwych krzyk贸w, pomy艣la艂em, 偶e Czarny Tryk zachowa艂 w tajemnicy lokalizacj臋 rany.

Wykurowawszy si臋 na tyle, by podj膮膰 trud nast臋pnej wyprawy, odby艂em z Matthieu ostatni wypad na zachodnie kra艅ce kraju Doway贸w, by obejrze膰 偶niwa palm borassa. Drzewa

te dawa艂y okr膮g艂e, podobne do kokos贸w orzechy, kt贸re traktowano jak ludzkie czaszki i umieszczano na bydl臋cym sanktuarium, 偶eby skorpiony nie zaatakowa艂y wioski. Nigdy przedtem nie widzia艂em tych owoc贸w i bardzo chcia艂em ich posmakowa膰 .

Kiedy dotarli艣my do wioski, zastali艣my Pana Ziemi siedz膮cego w艣r贸d tych偶e owoc贸w i z ukontentowaniem chrupi膮cego ich mi膮偶sz. Mo偶na je je艣膰 na dwa sposoby: zanurzy膰 w wodzie, by zakie艂kowa艂y, i je艣膰 m艂ode p臋dy, kt贸re smakuj膮 podobnie jak seler, albo spo偶ywa膰 je takimi, jakie s膮. Mi膮偶sz o pomara艅czowej barwie jest w艂贸knisty, zapachem przypomina brzoskwini臋, w dotyku - wycieraczk臋 spod drzwi. 呕uj膮c go dzielnie przez pewien czas, nabra艂em w tym pewnej sprawno艣ci i nawet zacz臋艂o mi si臋 podoba膰. Uprzejma starsza kobieta, zauwa偶ywszy widocznie, 偶e owoc sprawia mi jednak pewien k艂opot, przynios艂a kalebas臋 mi膮偶szu pozbawionego w艂贸kien. Ten by艂 o wiele delikatniejszy. Zwr贸ci艂em na to uwag臋 Matthieu.

- Naturalnie - odpar艂 - ona ju偶 go dla ciebie prze偶u艂a. Teraz, kiedy czas mojego pobytu w kraju Doway贸w dobiega艂 ko艅ca, zacz臋艂y sk艂ada膰 mi wizyty rozmaite osoby, kt贸re rozgl膮da艂y si臋 po mojej posesji, nadmieniaj膮c, jak bardzo przyda艂by im si臋 koc, albo zachwyca艂y si臋 urod膮 mojego rondla. Naczelnik powiedzia艂, 偶e b臋dzie mu mnie brakowa艂o, 偶e b臋dzie wspomina艂 to, co razem prze偶yli艣my, i 偶e by艂y to przyjemne chwile, cho膰 czasami przysparza艂y mu sporo k艂opotu. Matthieu zacz膮艂 opowiada膰 mi w roztargnieniu o problemach, jakich mu nastr臋cza zakup 偶ony.

- Trzeba tak膮 kupi膰, kiedy jest m艂oda - wyja艣nia艂 - i wychowa膰 wedle w艂asnego uznania.

Jego wybranka mia艂a dwana艣cie lat.

- Ale kiedy s膮 m艂ode, 偶膮daj膮 pieni臋dzy na szko艂臋. Westchn膮艂. Czy zna kogo艣, kto m贸g艂by mu da膰 tyle pieni臋dzy, 偶eby 偶ona mog艂a chodzi膰 do szko艂y? Jedna Mariyo zdawa艂a si臋 nie my艣le膰 o mnie jak o 藕r贸dle finansowych korzy艣ci. Kiedy rozmawiali艣my o moim wyje藕dzie, chlipa艂a i m贸wi艂a, 偶e b臋dzie t臋skni艂a do naszych rozm贸w.

Miasteczko krz膮ta艂o si臋 przed nadchodz膮cym 艣wi臋tem narodowym. Przygotowywano rozmaite atrakcje i Dowayowie

190 ~ 191


mieli wystawi膰 tancerzy, by pokazali taniec wykonywany pod

czas obrzezania. Bardzo mnie to zainteresowa艂o, gdy偶 nie by艂em 艣wiadkiem ceremonii obrzezania. Lata w kraju Doway贸w v

dziel膮 si臋 na m臋skie i 偶e艅skie. Obrzezanie mo偶e mie膰 miejsc

wy艂膮cznie w roku m臋skim. Ja przyjecha艂em w roku 偶e艅skim

Poza tym nawet w m臋skich latach nie starcza艂o prosa, by wy偶ywi膰 ch艂opc贸w podczas ich d艂ugiego pobytu w buszu: Ceremonii

nie odprawiano ju偶 od pi臋ciu lat i sytuacja zaczyna艂a zakrawa膰 na skandal. Musia艂em wi臋c polega膰 na opisach informator贸w, kt贸rzy sami przeszli obrzezanie, na sprawozdaniach z ich .

organizowania, a tak偶e czerpa膰 z materia艂贸w fotograficznych#

jakie znajdowa艂y si臋 w archiwach i u misjonarzy mieszkaj膮cych w艣r贸d Doway贸w wiele lat. Brak tego najwa偶niejszego elementu symbolizmu Doway贸w w moich osobistych do艣wiadczeniach nie by艂 zbyt dokuczliwy, poniewa偶 wi臋kszo艣膰 innych

obrz臋d贸w "przytacza艂a" fragmenty ceremonii obrzezania, odtwarzaj膮c dok艂adnie to, co si臋 podczas niej dzia艂o.

Niemniej bardzo by艂em rad, 偶e na w艂asne oczy ujrz臋 taniec

nie obrzezanych ch艂opc贸w. Ubiera si臋 ich w tkaniny grzeba艂-.

sk贸ry leopard贸w, rogi zwierz膮t, ci臋偶kie szaty i materia艂y dekoracyjne. Tego niewygodnego i wr臋cz upokarzaj膮cego zadania musieli podj膮膰 si臋 dwaj obrzezani ju偶 ch艂opcy, poniewa偶 nie starczy艂o czasu na przyuczenie m艂odszych. Obaj byli,

oburzeni pomys艂em i za nic nie chcieli mie膰 z nim nic wsp贸lnego. Zuuldibo obiecywa艂 im piwo i pieni膮dze; a偶 wreszcie,

z oporami, zgodzili si臋. Nast臋pnego dnia Zuuldibo pojawi艂 si臋

w mojej chacie, prosz膮c, bym zwr贸ci艂 mu poniesione koszty,

bo ca艂膮 uroczysto艣膰 zorganizowano przecie偶 dla mnie.

Tymczasem jego gorliwe pob艂a偶anie w艂asnemu lenistwu zosta艂o zagro偶one dekretem sous prefeta, kt贸ry nakazywa艂 wszystkim mieszka艅com uprawianie ogr贸dk贸w. Zuuldibo o艣wiadczy艂;

偶e uprawianie ogr贸dka nie ma sensu, dop贸ki ogr贸dek nie zostanie otoczony solidnym p艂otem z kaktus贸w, kt贸ry powstrzyma wa艂臋saj膮ce si臋 zwierz臋ta. Utrzymywa艂, 偶e dopiero po roku'

mo偶na stwierdzi膰, czy kaktusy si臋 ukorzeni艂y. P贸藕niej uzna艂 za

bezsensown膮 upraw臋 poletka, p贸ki nie ma si臋 w pobli偶u chaty;

w kt贸rej mo偶na cz臋stowa膰 robotnik贸w piwem. Niestety, nie

by艂a to stosowna pora na budowanie, a zatem i ta sprawa potrzebowa艂a roku. Zuuldibo przypuszcza艂, 偶e pierwsza skiba ziemi zostanie ruszona mniej wi臋cej za trzy lata; ka偶dego ranka oznajmia艂 ponuro, 偶e "idzie na pole", siada艂 pod drzewem, nierzadko w moim towarzystwie, i gada艂, co mu 艣lina na j臋zyk przynios艂a. Czasami czu艂em si臋 jak nie op艂acany psychiatra, kiedy przechodzi艂 z tematu swoich sn贸w na temat znajomych kobiet i ci臋偶ar贸w swego urz臋du.

W dniu 艣wi臋ta narodowego wybitni mieszka艅cy stawili si臋 na boisku futbolowym. Skorzysta艂em ze sposobno艣ci, by podokucza膰 Staremu Cz艂owiekowi z Kpan, kt贸ry pojawi艂 si臋 w fula艅skim stroju z mieczem. Inne plemiona tak偶e przys艂a艂y tancerzy, kt贸rzy tupali i powrzaskiwali w dusz膮cym pyle. Wszyscy wielcy urz臋dnicy na艂o偶yli najlepsze ubrania; sous-prefet wygl膮da艂 podejrzanie niczym steward Air France. Podnoszono i 艣ci膮gano flagi, 偶andarmi st膮pali ci臋偶ko, uzbrojeni po z臋by, s艂u偶by porz膮dkowe korzysta艂y z okazji, by bi膰 ludzi. Od艣piewano hymn pa艅stwowy. Z powag膮 ustawiono na krze艣le radio i salutowano podczas przem贸wienia prezydenta, kt贸re wydobywa艂o si臋 z odbiornika przy akompaniamencie silnych zak艂贸ce艅. Dzieci na艣ladowa艂y maszeruj膮cych 偶andarm贸w i bawi艂y si臋. P贸ki by艂 obecny sous prefet, nikt nie m贸g艂 opu艣ci膰 miejsca i wszyscy wi臋dli艣my w oczach na skwarze. Sporo dzieciak贸w, kt贸rym towarzyszy艂y mamusie, zacz臋艂o wrzeszcze膰, zmuszaj膮c rodzicielki do wcze艣niejszego odej艣cia. M贸wiono, 偶e kobiety umy艣lnie dzieciom dokucza艂y. W艣r贸d garstki bia艂ych toczy艂a si臋 rozmowa na temat zamordowania i okaleczenia dw贸ch misjonarzy na P贸艂nocy. Amerykanie byli zdenerwowani, Francuzi z przesadn膮 dok艂adno艣ci膮 pokazywali, co zrobiono z cia艂ami, rado艣nie rozbudzaj膮c sw贸j niepok贸j. Mnie, jako jedynemu Anglikowi, przypad艂o w udziale zachowanie niewzruszonego spokoju; niezale偶nie od tego, 偶e w starych filmach taki bohater nieuchronnie ginie ju偶 w po艂owie drugiej szpuli.

Ca艂e piwo i wszystkie napoje bezalkoholowe zosta艂y zarekwirowane przez sous prefeta, powlok艂em si臋 wi臋c do misji, by z Jonem i Jeannie czeka膰 na wieczorne rozrywki, a w艣r贸d nich - na konkurs pi臋kno艣ci.

Tego szczeg贸lnego wieczora Poli nastawi艂o si臋 na przesad臋. Oczekiwano, 偶e ludzie na ulicach w spos贸b nie pozbawiony histerii dadz膮 wyraz swemu zadowoleniu z niepodleg艂o艣ci

193 192


Istnia艂o pewne subtelne rozgraniczenie pomi臋dzy zaproszonymi i nie zaproszonymi na przyj臋cie do sous profeta policja uwydatni艂a je, pobieraj膮c op艂aty od widz贸w i bij膮c si臋 , od czasu do czasu.

i Na g艂贸wnej ulicy masa ludzka 艣piewa艂a, ta艅czy艂a i wykrzykiwa艂a serdeczno艣ci. Wielu, je艣li nie wi臋kszo艣膰, by艂o kompletnie zalanych. Mo偶e to by艂a ta okazja, na kt贸r膮 powinienem mie膰 garnitur; je艣li tak, to rozpu艣ci艂bym si臋 z gor膮ca. Poniewa偶 przyj臋cie mia艂o charakter oficjalny, wszystko odbywa艂y si臋 zgodnie z protoko艂em. Twarde i bardzo niewygodne krzes艂a ustawiono zwartymi szeregami. Musia艂 istnie膰 jaki艣 tajemny system ich rozmieszczenia, zgodny ze sztywnymi regu艂ami hierarchii, nie potrafi艂em go wszak zrozumie膰. W艣r贸d go艣ci by艂 doktor ze swoj膮 wielk膮 偶on膮. Byli urz臋dnicy. Naczelnik policji przygl膮da艂 mi si臋 wymownie. Poczmistrz lodowato mnie ignorowa艂 - niew膮tpliwie wskutek moich docieka艅, dla~; czego wszystkie przesy艂ki z Poli dochodz膮 do Anglii bez znaczk贸w. Pojawi艂a si臋 te偶 spora liczba krewnych cz艂owieka sprawdzaj膮cego przy wej艣ciu zaproszenia.

Konkurs pi臋kno艣ci zosta艂 zorganizowany w bardzo prosty spos贸b. Wys艂ano oficjalne listy do wszystkich naczelnik贸w, by.~' okre艣lonego dnia przys艂ali do miasteczka okre艣lon膮 liczb臋" m艂odych kobiet. Ciarki mnie przechodz膮 na sam膮 my艣l, co si臋 r dzia艂o w zwi膮zku z tym na wzg贸rzach. W dawniejszych czasach Fulanie mieli zwyczaj werbowania spo艣r贸d mieszka艅c贸w tych偶e okolic niewolnik贸w i konkubin; obawiano si臋 wi臋c' prawdopodobnie powrotu tamtego systemu. Niezale偶nie od interpretacji polecenia wszystkie kobiety wygl膮da艂y na zgn臋bione. Niew膮tpliwie wiele z nich odby艂o dalek膮 drog臋 i by艂y najzwyczajniej brudne po podr贸偶y. Fulanie uwa偶ali oczywi艣cie za uw艂aczaj膮ce pokazywanie swoich kobiet w takim stanie, ale z rado艣ci膮 przygl膮dali si臋 kobietom z innych plemion. Panie mia艂y chodzi膰, czy raczej - w wi臋kszo艣ci przypadk贸w - sun膮膰 oci臋偶ale obok widz贸w stoj膮cych szerokim ko艂em. Wygl膮da艂y jak zal臋kniony towar na rynku niewolnik贸w; oczyma pe艂nymi 艂ez patrzy艂y w ziemi臋 albo spogl膮da艂y nienawistnie

v i sycza艂y na dr臋czycieli. Widzowie stan臋li na wysoko艣ci zadania w spos贸b godny podziwu - prze艣miewcze pogwizdywania '; miesza艂y si臋 z entuzjastycznymi ofertami rozmaitego rodzaju

zwi膮zk贸w z wyj膮tkiem ma艂偶e艅stwa. Wywi膮za艂a si臋 niezbyt elegancka dyskusja pomi臋dzy zaproszonymi a napieraj膮c膮 na nich ci偶b膮. Niekt贸rzy wspi臋li si臋 na drzewa, by lepiej widzie膰, lecz s艂u偶by porz膮dkowe zaj臋艂y si臋 spraw膮 i trz臋s艂y pniami, p贸ki tamci nie pospadali ku uciesze t艂umu. Po kr贸tkiej naradzie og艂oszono Miss Poli, Wice miss Poli oraz Miss Pocieszenia. Wydelegowano m艂odego asystenta sous profeta, by wr臋czy艂 nagrody, u艣cisn膮艂 skromnie laureatki i zata艅czy艂 ze zwyci臋偶 czyni膮. Zwyci臋偶 czyni musia艂a pochodzi膰 z odleg艂ych wzg贸rz, bo by艂a bardzo przera偶ona. Cofn臋艂a si臋 ze strachem, kiedy asystent chcia艂 j膮 niewinnie przygarn膮膰. Namawiana do ta艅ca, zacisn臋艂a pi臋艣ci i z p艂aczem odm贸wi艂a. Pe艂ne za偶enowania u艣miechy ust膮pi艂y miejsca szeptanym pogr贸偶kom. Wtedy tupn臋艂a nog膮 odzian膮 w nowe niebieskie plastykowe buty. Dopadli jej dwaj 偶andarmi i j膮 wyrzucili. T艂um wrzeszcza艂. Trafnie nazwana Miss Pocieszenia wzi臋艂a na siebie obowi膮zki pierwszej. Zacz臋艂o si臋 przyj臋cie.

Muzyk臋 stanowi艂a mieszanka najnowszych przeboj贸w zachodnich i nies艂ychanie rozbudowanych kawa艂k贸w produkcji nigeryjskiej. Mia艂em wyj膮tkowego pecha, 偶e zobligowano mnie do odta艅czenia jednego z owych kawa艂k贸w z 偶on膮 doktora - utw贸r trwa艂 chyba ze dwadzie艣cia minut. Kr膮偶yli艣my po parkiecie bez ma艂a samotnie, gdy偶 inni albo nie wytrzymywali upa艂u, albo os艂upiali przygl膮dali si臋 naszym wdzi臋cznym ruchom. 呕ona doktora by艂a ogromn膮 kobiet膮 i po jakich艣 dziesi臋ciu minutach zacz臋艂a przejawia膰 wyczerpanie, wpadaj膮c na krzes艂a i potykaj膮c si臋 o w艂asne nogi. 呕adne z nas nie chcia艂o wszak偶e obrazi膰 drugiego, rezygnuj膮c z ta艅ca, s艂aniali艣my si臋 wi臋c do ko艅ca, ociekaj膮c potem i dysz膮c ci臋偶ko, p贸ki jaka艣 dobra dusza nie wr臋czy艂a nam dw贸ch piw. Nie jest 艂atwo pi膰 z butelki, gdy si臋 ta艅czy; ale wywi膮zali艣my si臋 z zadania pierwszorz臋dnie, za co t艂um nagrodzi艂 nas owacj膮.

Uzna艂em sw贸j wk艂ad w obchody 艣wi臋ta za wystarczaj膮cy i siad艂em spokojnie w k膮cie, namawiany do picia przez doktora, kt贸ry powinien by艂 wiedzie膰, co jest dla mnie dobre. Uroczysto艣ci trwa艂y - suto podlewane trunkami przy obfito艣ci jad艂a w rodzaju przypalonych jelit bydl臋cych. Oko艂o p贸艂nocy dosta艂em si臋 w towarzystwo dw贸ch m艂odych nauczycieli z buszu, Patrice'a i Huberta. Osobliwo艣ci膮 Patrice'a by艂o to, 偶e

194 - l95


dok膮dkolwiek si臋 udawa艂, bra艂 ze sob膮 sk艂adane krzes艂o. Zdaje si臋, 偶e sp臋dzi艂 rok w艣r贸d plemienia Voko ca艂kowicie po

~, " zbawiony mebli. Warunki te wprawi艂y go w stan takiego przygn臋bienia, 偶e wybra艂 si臋 z przyjacielem do Garoua, naby艂 sk艂adane krzes艂o i poprzysi膮g艂, 偶e nigdy si臋 z nim nie rozstanie:

Ta艅czy艂 nawet z owym krzes艂em, dop贸ki nie upomnia艂 go kuzyn 偶andarma, kt贸ry zapewni艂 mu wst臋p. Tymczasem piwo zacz臋艂o si臋 ko艅czy膰 i wiele os贸b przerzuci艂o si臋 na czerwone wino. Wiedzia艂em z do艣wiadczenia, 偶e nie jest to najlepszy pomys艂, i by艂em nawet rad, 偶e troch臋 zwolni臋 tempo. Inni jednak偶e 偶膮dali alkoholu. Pozosta艂o, jak si臋 zdaje, jedyne 藕r贸d艂o: melina na odleg艂ym kra艅cu miasteczka, prowadzona przez prawowiernego muzu艂manina. Wys艂ano tam weso艂ego piel臋gniarza, kt贸ry by艂 ju偶 kompletnie pijany, na jego motorynce: Przeniesiono go i posadzono na siode艂ko, bo trudno mu by艂o'

v chodzi膰 o w艂asnych si艂ach. Ruszy艂 w ciemno艣膰. Nie mog艂em r sobie wyobrazi膰, jak on zatrzyma skuter, nie m贸wi膮c ju偶 o przywiezieniu piwa. A jednak zaledwie po pi臋ciu minutach jego maszyna zajecha艂a z warkotem na posesj臋. Przeniesiony raz jeszcze - tym razem ze skutera na miejsce - z powrotem przy

`;: st膮pi艂 do picia, w roli bohatera. Patrice, krzes艂o i ja oddalili艣my si臋, by pos艂ucha膰 Doway贸w 艣piewaj膮cych na zewn膮trz weso艂膮 piosenk臋 o cudzo艂贸stwie. Patrice 艂askawie u偶yczy艂 mi krzes艂a. Radosne pienia zak艂贸ci艂 niebawem stra偶nik wi臋zienny; kt贸ry postanowi艂 nagra膰 je na magnetofon. By艂em skonsternowany sposobem, w jaki go potraktowano, gdy zaniedba艂 uiszczenia niewielkiej op艂aty za nagrywanie. M臋偶czy藕ni zaatakowali z pasj膮 - nie przerywaj膮c 艣piewania - kobiety depta艂y magnetofon, mali ch艂opcy gry藕li stra偶nika w 艂ydki i pr贸bowali wepchn膮膰 mu patyki do uszu. Patrice zaniepokoi艂 si臋 o swoje krzes艂o. Ja rozmy艣la艂em, ile偶 to razy moje zachowanie przypomina艂o zachowanie stra偶nika. Postanowi艂em nast臋pnego

v ~~~ dnia porozmawia膰 z Zuuldibem i dowiedzie膰 si臋, co chroni艂o 5 mnie przed podobnym zachowaniem Doway贸w. W Afryce Zachodniej nie jest rozs膮dnie by膰 艣wiadkiem przest臋pstwa.

Metody policji polegaj膮 w du偶ej mierze na gromadzeniu 艣wiadk贸w, przyjaci贸艂 poszkodowanego, i biciu ich, p贸ki kt贸ry艣 nie 艂; we藕mie winy na siebie. Jest to zadziwiaj膮co skuteczny spos贸b. Patrice, krzes艂o i ja odeszli艣my na stron臋.

Wr贸cili艣my na przyj臋cie opanowane ju偶 w ca艂o艣ci przez ta艅cz膮cych ze sob膮 policjant贸w. Po jednym nie艣mia艂ym kawa艂ku z sier偶antem doszed艂em do wniosku, 偶e pora ko艅czy膰, i ko艂o pi膮tej nad ranem powlok艂em si臋 do misji, gdzie Jon powita艂 mnie zduszonym chichotem, nie chc膮c da膰 wiary, 偶e tej nocy nie przydarzy艂o mi si臋 nic gorszego.

Maj膮c ju偶 prawie na uko艅czeniu powa偶ne badania, postanowi艂em zaj膮膰 si臋 rzeczami bardziej przyziemnymi. Powiedziano mi, 偶e opuszczenie Kamerunu stanowi wysi艂ek znacznie przekraczaj膮cy przybycie na lotnisko z wa偶nym biletem. Wygl膮da艂o na to, 偶e powinienem mie膰 pozwolenie na wyjazd. P贸ki go nie mia艂em, by艂em wi臋藕niem tego kraju. Uzna艂em to za oburzaj膮ce. Co dok艂adnie nale偶a艂o zrobi膰, wyja艣niono mi w misji. I raz jeszcze odnios艂em wra偶enie, 偶e to idiotyczne, by jakakolwiek procedura urz臋dowa, tak uci膮偶liwa i bezsensowna, mog艂a by膰 traktowana powa偶nie. Przekona艂em si臋, 偶e by艂o inaczej.

Pierwsze strza艂y tej bitwy pad艂y w Ngaoundere. Nieszcz臋艣liwym zbiegiem okoliczno艣ci prosi艂em o wiz臋 wyjazdow膮 w momencie, w kt贸rym ko艅czy艂a si臋 moja wiza pobytowa. Nikt w biurze rz膮dowym nie m贸g艂 zrozumie膰, dlaczego chc臋 jednej i drugiej wizy naraz: albo zostaj臋, albo wyje偶d偶am. Wiedzia艂em z do艣wiadczenia, 偶e da膰 si臋 przy艂apa膰 bez wa偶nej wizy podczas kt贸rej艣 z licznych kontroli, przerywaj膮cych nieustannie ka偶d膮 podr贸偶, to 偶aden interes, tylko strata czasu i pieni臋dzy. Kazali mi przyj艣膰 za trzy dni.

Nast臋pny etap stanowi艂o biuro podatkowe. Tu te偶 powsta艂 problem. Nie by艂o jasne, czy powinienem uda膰 si臋 do stosownego urz臋du w Ngaoundere, czy gdzie indziej. Moje pozwolenie na badania zosta艂o wydane w stolicy, Jaunde. Obszar, gdzie pracowa艂em, znajdowali si臋 na P贸艂nocy, a zatem administrowany by艂 przez urz臋dy w Garoua, ale moja ostatnia wiza pobytowa pochodzi艂a z Ngaoundere. Tam wi臋c powinni rozpatrzy膰 moj膮 spraw臋. Dano mi do wype艂nienia formularz podatkowy, zawieraj膮cy pytanie: "Liczba dzieci. Czy kt贸re艣 z nich jeszcze 偶yje?" - smutne odzwierciedlenie wska藕nika 艣miertelno艣ci potomstwa. Sp臋dzi艂em kilka dni, kr膮偶膮c po urz臋dzie w poszukiwaniu inspektora. W ko艅cu zosta艂em dopuszczony. Zgodzi艂 si臋 zaj膮膰 moj膮 spraw膮. Fakt, 偶e przez ca艂y rok

196 ~ 197


p艂aci艂em brytyjski podatek dochodowy, okaza艂 si臋 kolejn膮 k艂od膮 rzucon膮 mi pod nogi. Zapyta艂, czy istnieje porozumienie podatkowe pomi臋dzy Kamerunem a Wielk膮 Brytani膮. Przyzna艂em, 偶e nie wiem. Zamkn膮艂 teczk臋 z dokumentami ruchem stanowczym. Wobec tego powinienem dostarczy膰 pismo z mojej ambasady, wyja艣niaj膮ce przepisy podatkowe. Pow膮tpiewa艂em, czy uda mi si臋 nak艂oni膰 ambasad臋 do z艂o偶enia w tej 掳- a

sprawie jakiegokolwiek o艣wiadczenia, a co wi臋cej, nie u艣miecha艂o mi si臋 jecha膰 do Jaunde, zacz臋li艣my wi臋c si臋 spiera膰: Ale on by艂 twardy.

Wa艂臋sa艂em si臋 przez kilka nast臋pnych dni, czekaj膮c z nadziej膮 na wiz臋 pobytow膮. Po tych偶e paru dniach powiedziano mi, 偶e zepsu艂o si臋 radio. To znaczy: jest zepsute od miesi膮ca: Nie ma mowy o wydaniu wiz bez porozumienia si臋 ze stolic膮:

Nast臋pny miesi膮c sp臋dzi艂em mi臋dzy Garoua, Ngaoundere i Jaunde, nadwer臋偶aj膮c znacznie moje finanse i zdrowie. Po miesi膮cu wiedzia艂em na pewno, 偶e nie ma sposobu na legalne wydostanie si臋 z tego kraju, w przypadku gdy kto艣, tak jak ja, przynale偶y do trzech okr臋g贸w administracyjnych. Przedyskutowa艂em spraw臋 z moimi francuskimi przyjaci贸艂mi z Jaunde. Obywatele francuscy mieli o wiele mniej k艂opot贸w - mogli podr贸偶owa膰 wedle 偶yczenia bez ma艂a ze zwyk艂ym

'~' dowodem to偶samo艣ci. Skontaktowali mnie ze specjalist膮 od dokument贸w z francuskiego urz臋du skarbowego, kt贸ry ze smutkiem wys艂ucha艂 opowie艣ci o moich rozlicznych bol膮czkach. Nie ma sprawy, powiedzia艂 z u艣miechem, i radzi艂 skorzysta膰 z prostego wybiegu, z kt贸rego korzystaj膮 oni wszyscy. Powiem po prostu, 偶e przez cacy czas mieszka艂em w stolicy. Musz臋 poda膰 jaki艣 adres, na przyk艂ad adres moich

"~ przyjaci贸艂. Poniewa偶 jestem bia艂y, musia艂em mie膰 s艂u偶膮cych. .. ~' Skoro mia艂em s艂u偶膮cych, musz臋 mie膰 dokument potwierdzaj膮cy, 偶e p艂aci艂em im wynagrodzenie, przynajmniej w wysoko艣ci minimum rz膮dowego, i sk艂adki na ubezpieczenie spo艂eczne. Taki dokument po偶ycz臋 od przyjaci贸艂. Poniewa偶 mieszkali艣my razem, wszystkie papiery, dla u艂atwienia, wystawiane by艂y na jedno nazwisko - oto dlaczego moje nazwisko nie figuruje na rachunkach. Do powy偶szego sposobu ucieka艂y si臋 regularnie rozmaite organizacje, by omin膮膰 tutejsz膮 horrendaln膮 biurokracj臋. Jedyne niebezpiecze艅stwo tkwi艂o w tym, 偶e

198

urz臋dnicy mogli odwiedzi膰 moje domostwo. Ryzyko by艂o niewielkie, nale偶a艂o jedynie przekupi膰 s艂u偶膮cych, by m贸wili, co trzeba.

Plan zosta艂 uruchomiony. Ze spokojem przez kilka nast臋pnych tygodni je藕dzi艂em w t臋 i we w t臋, 偶eby zebra膰 dziewi臋膰 koniecznych, odpowiednio ostemplowanych dokument贸w. Wymaga艂o to wielu zabieg贸w przypominaj膮cych te, kt贸re musia艂em 艣cierpie膰 zaraz po przyje藕dzie, ale nie dziwi艂y mnie ju偶 one tak bardzo ani nie dra偶ni艂y.

Po偶yczone dokumenty spe艂nia艂y swoj膮 rol臋 znakomicie. Inspektor Bezpiecze艅stwa Publicznego rzeczywi艣cie postanowi艂 z艂o偶y膰 mi wizyt臋, ale szybko zarzuci艂 pomys艂, dowiedziawszy si臋, 偶e nie mam samochodu; by go do siebie zawie藕膰. By艂a to pora deszczowa, nie chcia艂o mu si臋 wi臋c nigdzie chodzi膰. Dosta艂em stempel i dalej robi艂em swoje.

Na koniec trafi艂em do komendantury policji, gdzie wydawano wizy. Jak zwykle rozpocz膮艂em dzie艅 od w臋dr贸wki z pokoju do pokoju, jakby w ca艂ym urz臋dzie nikt nigdy nie s艂ysza艂 o wydawaniu wiz, Wystartowa艂em o dziewi膮tej rano. Ju偶 o trzeciej po po艂udniu dotar艂em do biura szefa policji. Tylko on m贸g艂 postanowi膰, jak nale偶y post膮pi膰, poniewa偶 nie mi膮艂em ani wizy na pobyt, ani wizy na wyjazd. S艂ucha艂 mojej opowie艣ci ze znudzon膮 wy偶szo艣ci膮.

- Dajcie mu wiz臋! - rzuci艂 podw艂adnemu.

Nikt nie prosi艂 o dokumenty, kt贸re w takich b贸lach, za takie pieni膮dze i z udzia艂em tuzin贸w ludzi zbiera艂em przez siedem tygodni. Opu艣ci艂em jego gabinet, zataczaj膮c si臋 z oszo艂omienia i niedowierzania. Tak musia艂 czu膰 si臋 Moj偶esz, gdy B贸g wr臋czy艂 mu kamienne tablice.

Rozpocz膮艂em stopniowe wycofywanie si臋 z Poli, raz jeszcze korzystaj膮c z pomocy misji, by przewie藕膰 ca艂y ekwipunek do Ngaoundere, gdzie wie艣ci o moich laokoonowych zmaganiach z biurokracj膮 nabra艂y tymczasem charakteru obiegowego dowcipu.

Po przyj臋ciu u sous-profeta postanowi艂em, w du偶ej mierze pod presj膮 Matthieu, wyda膰 w艂asne przyj臋cie po偶egnalne w wiosce. Uda艂o si臋 nam zdoby膰 na ten cel, rozmaitymi sposobami, czterdzie艣ci butelek piwa, a Mariyo zgodzi艂a si臋 uwarzy膰 pewn膮 ilo艣膰 piwa z prosa. Powsta艂 w zwi膮zku z tym

199


problemem w prawdziwie Dowayowym stylu. Pieni膮dze za pro艣ci' posz艂y do cz艂owieka, kt贸rego brat uwa偶a艂, 偶e Zuuldibo jest' mu winien krow臋. M臋偶czyzna wzi膮艂 pieni膮dze, ale jego bratu`: winni byli proso rodzice jego 偶ony, kt贸rzy mieli je wzi膮膰 od:

v~ wuja kobiety, kt贸ra... i tak dalej. W rezultacie proso przyniesiono i piwo zacz臋to warzy膰 w ostatniej chwili. Przez dwa dni ~` ` ~ w wiosce wrza艂o od przygotowa艅. Zuuldibo powyci膮ga艂 maty;

do siedzenia dla go艣ci. S艂ycha膰 by艂o, jak Mariyo 艣piewa piosenki na mielenie prosa. Dzieci biega艂y tam i z powrotem, po偶yczaj膮c kalebasy i naczynia, przede wszystkim za艣 pl膮ta艂y

si臋 pod nogami. Zabiera艂y z rado艣ci膮 wszystko, co wyrzuca艂em z chaty. Pojemniki po aerozolu s艂u偶y艂y za instrumenty muzyczne, pude艂ka od zapa艂ek stawa艂y si臋 szkatu艂kami na fajne przedmioty, nalepki odklejano ostro偶nie i wykorzystywano jako bibu艂k臋 do papieros贸w. Puste puszki mia艂y szczeg贸lnie wzi臋cie - przeznaczano je na naczynia do gotowania. i

Nadmiar lekarstw musia艂em wynie艣膰 do buszu i zakopa膰, 偶eby dzieci nie grzeba艂y w nich i ich nie jad艂y. M臋偶czy藕ni wpadali, by popatrze膰 na piwo i zamieni膰 par臋 s艂贸w.

掳'~, Razem wzi膮wszy, przyj臋cie uda艂o si臋 nadzwyczajnie. Matthieu by艂 niepocieszony, bo odm贸wi艂em wyg艂oszenia mowy a przecie偶 sous prefet wyg艂osi艂 mow臋 na swoim przyj臋ciu ,:;,.

~! i zarazem szcz臋艣liwy, bo powierzy艂em mu zadanie rozdzielania piwa. Kaza艂 wszystkim ustawi膰 si臋 w ogonku i poleci艂 swemu asystentowi, powo艂anemu na t臋 okoliczno艣膰, by wr臋czy艂 ka偶demu mieszka艅cowi wioski jedn膮 butelk臋 piwa, informuj膮c go w szczeg贸艂ach, od kogo j膮 dostaje i dlaczego. Chyba tylko ja jeden czu艂em si臋 za偶enowany t膮 procedur膮. Wkr贸tce cala

;路wie艣 by艂a rado艣nie pijana. Pojawi艂y si臋 instrumenty muzyczne, jaki艣 starzec zacz膮艂 szura膰 nogami, kto艣 inny podj膮艂 rytm. i Ch臋tnych do ta艅ca by艂o coraz wi臋cej. Zapad艂a noc, nowi ludzie

wci膮偶 nadci膮gali od strony p贸l, a zapas贸w w jaki艣 tajemniczy spos贸b nie ubywa艂o. Dwie spo艣r贸d 偶on naczelnika przycupn臋艂y u moich n贸g i zacz臋艂y chlipa膰. B臋bni sta przykl臋kn膮艂 przede mn膮 i w migotliwym blasku ogniska wybija艂 rytm coraz natarczywiej. Tancerze otoczyli nas ko艂em, klaszcz膮c i przytupuj膮c. Odnios艂em wra偶enie, 偶e czekaj膮 na jaki艣 gest z mojej strony.

Nie mog艂em wyg艂osi膰 mowy, nie mog艂em te偶 si臋 ruszy膰 pod naporem ci偶by, wykluczone wi臋c by艂o przy艂膮czenie si臋 do ta艅ca

200

Jakim艣 cudem pojawi艂 si臋 nagle za mn膮 Matthieu z gar艣ci膮 stufrankowych monet.

- Przy艂贸偶 ka偶demu monet臋 do czo艂a - zasycza艂.

Zrobi艂em, co kaza艂. Poddawszy si臋 w nastrojowi, wyg艂asza艂em b艂ogos艂awie艅stwo: "Oby twoje czo艂o nie by艂o g艂adkie" na znak sprzyjaj膮cej fortuny.

Chyba o to chodzi艂o. Dowayowie, usatysfakcjonowani tradycyjnym b艂ogos艂awie艅stwem, ta艅cz膮c ruszyli w stron臋 piwa. Matthieu i ja udali艣my si臋 do chaty, gdzie siedzia艂 Zuuldibo

z innymi tuzami, i w ko艅cu wyduka艂em kr贸tk膮 mow臋 po偶egnalno-dzi臋kczynn膮. P贸藕niej musieli艣my siedzie膰 i pi膰 przez kilka godzin, chocia偶 rozpaczliwie pragn膮艂em twardej samotno艣ci mojego 艂o偶a. Spostrzeg艂em ze zdziwieniem, 偶e w s艂u偶bie u mnie Matthieu przemieni艂 si臋 z ca艂kowitego abstynenta w niez艂ego pijaka, podczas gdy ja sta艂em si臋 prawdziwie niepij膮cy dzi臋ki 偶贸艂taczce. Na zewn膮trz trwa艂a zabawa, a my w 艣rodku ucichli艣my i s艂uchali艣my muzyki. Go艣cie zacz臋li wymyka膰 si臋 jeden po drugim. Wkr贸tce zosta艂em sam i z rozkosz膮 wyci膮gn膮艂em si臋 na 艂贸偶ku. Zacz臋艂o pada膰. Dach znowu przecieka艂.

Nast臋pnego dnia dowiedzia艂em si臋 znienacka, 偶e samoch贸d, o kt贸rym wielkim wysi艂kiem woli zdo艂a艂em ju偶 zapomnie膰, jest "prawie gotowy". Wst臋pne rozeznanie potwierdzi艂o, 偶e prace posun臋艂y si臋 naprz贸d. Sta艂 na wszystkich czterech ko艂ach, acz filuternie przechylony na jedn膮 stron臋. W rzeczy samej odstawienie go zaledwie do wioski wymaga艂o a偶 trzech pr贸b. Za pierwszym i drugim razem psu艂 si臋 silnik. Za trzecim - samoch贸d stan膮艂 w p艂omieniach, gdy w艂膮czy艂em 艣wiat艂a. To wszystko jednak偶e by艂o niczym wobec problemu zdobycia paliwa, kt贸re ostatecznie kupi艂em za spraw膮 Augustina od pracownika zajmuj膮cego si臋 samochodami sous prefeta. Wola艂em nie wnika膰, sk膮d pochodzi艂o.

By艂em got贸w do odjazdu. Rozs膮dek nakazywa艂 nie wy艂膮cza膰 raz uruchomionego silnika - wobec stanu, w jakim znajdowa艂 si臋 rozrusznik. Pojawi艂a si臋 grupka Doway贸w, kt贸rzy chcieli mnie odprowadzi膰. U艣miechali si臋 zagadkowo i szurali nogami, pies Barney macha艂 ogonem, Jon i Jeannie pr贸bowali si臋 nie 艣mia膰, szacuj膮c moje szanse na dotarcie do Ngaoundere. Ostatnie po偶egnanie, zgrzyt w skrzyni bieg贸w i opu艣ci艂em

201


g贸ry, gdzie sp臋dzi艂em tyle miesi臋cy, wykonuj膮c tak dziwne zaj臋cia. Ka偶de rozstanie pozostawia po sobie uczucie pustki i jest jak mu艣ni臋cie kosmicznej samotno艣ci. Natychmiast te偶 zaczyna si臋 zapomina膰, 偶e badania terenowe to w du偶ej mierze dotkliwa nuda, t臋sknota oraz intelektualne i fizyczne!

'a~ ` odosobnienie. Opada z艂ota mgie艂ka, dzicy ludzie staj膮 si臋 bardziej szlachetni, rytua艂y bardziej poruszaj膮ce, przesz艂o艣膰 przetwarza si臋, wiod膮c nieub艂aganie ku wielkim celom tera藕niejszo艣ci. I tylko dzi臋ki dziennikowi, kt贸ry prowadzi艂em, wiem,' 偶e czu艂em w贸wczas przede wszystkim histeryczn膮 rado艣膰, i偶 zrywam z krain膮 Doway贸w.

Ale podr贸偶 jeszcze si臋 nie sko艅czy艂a. M贸j samoch贸d mia艂 te-' raz now膮 w艂a艣ciwo艣膰, t臋 mianowicie, 偶e zebrana na karoserii woda deszczowa przedostawa艂a si臋 do przewod贸w wentylacyjnych, a nast臋pnie rozpylana by艂a na pasa偶er贸w. Dotar艂em jednak szcz臋艣liwie do Ngaoundere, gdzie po艣wi臋ci艂em dwa nast臋pne tygodnie na pr贸b臋 wys艂ania statkiem kufra pe艂nego naczy艅. Nie by艂o dla mnie zaskoczeniem, 偶e m贸j pomys艂 zosta艂 potraktowany jako wyj膮tkowy afront dla kameru艅skiej dumy narodowej i jako wydarzenie wymagaj膮ce bezpo艣redniej interwencji siedmiu niezale偶nych zespo艂贸w urz臋dniczych. Przyszed艂 jednak taki dzie艅, kiedy pomacha艂em na do widzenia moim przyjacio艂om z misji, bez kt贸rych pomocy nie zrobi艂bym tego wszystkiego, co zrobi艂em, kiedy Matthieu po

;3` prosi艂 mnie o ostatni膮 "po偶yczk臋" .i kiedy wszed艂em na pok艂ad samolotu.

' Kameru艅czycy rzucili na st贸艂 jeszcze jedn膮 kart臋. Musia艂em sp臋dzi膰 noc w Duali, gdzie zjedzenie jednego posi艂ku wystarczy艂o, by dosta膰 ataku niepowstrzymanych wymiot贸w

' ~- i biegunki, z czego owo miasto s艂ynie. Na szcz臋艣cie mia艂em do dyspozycji zar贸wno misk臋 klozetow膮, jak i bidet, dzi臋ki czemu unikn膮艂em rozpaczliwych wybor贸w narzucanych przez 艂azienki w Anglii. Nast臋pnego ranka dos艂ownie niesiono mnie do samolotu.

. ,

Obcy sw贸j

Wi臋kszo艣膰 powietrznych woja偶y jest okropna, nieludzka i zbyt d艂uga. Ostatni etap mojej wyprawy odbiera艂em tym gorzej, 偶e musia艂em siedzie膰 prosto i sztywno, popijaj膮c z butelki wod臋 Vichy jak stara ciotka, skupiaj膮c ca艂膮 uwag臋 na swoich md艂o艣ciach, podczas gdy w samolocie pokazywano g艂upawe francuskie komedie w angielskim stylu, z g艂osem na ca艂y regulator, rzekomo dla mojej przyjemno艣ci. W dole umyka艂a nam Sahara.

Wtedy w艂a艣nie wpad艂em na znakomity pomys艂 zatrzymania si臋 w Rzymie, gdzie mia艂em przesiadk臋. Roztacza艂a si臋 przede mn膮 b艂oga wizja cichego, ch艂odnego pokoju ze 艣wie偶膮, lekko nakrochmalon膮 po艣ciel膮. Cie艅 li艣ciastego drzewa padaj膮cy na 艂贸偶ko... mo偶e koj膮cy szmer fontanny.

Po wyl膮dowaniu okaza艂o si臋, 偶e nie mog臋 d艂u偶ej nosi膰 swoich baga偶y i musz臋 zostawi膰 je w przechowalni. Patrzy艂em, jak moje drogocenne notatki i aparat fotograficzny znikaj膮 w przepastnych magazynach, nie mog膮c uwierzy膰 ani w to, 偶e stamt膮d powr贸c膮, ani w swoj膮 g艂upot臋, 偶e si臋 z nimi rozsta艂em. 艢ciska艂em w r臋ce przybrudzon膮 trudami podr贸偶y garderob臋. Spodnie podarowane mi fez 偶on臋 misjonarza przyci膮ga艂y spojrzenia eleganckich Rzymian. M贸j nieprzytomny wzrok i n臋dzny wygl膮d sprawia艂y, 偶e wodzili za mn膮 oczyma carabinieri.

Znalaz艂em pok贸j. By艂 gor膮cy i g艂o艣ny, lampy wydawa艂y charakterystyczne brz臋czenie, cena by艂a nieprzyzwoicie wysoka. Wszystko wskazywa艂o na prawid艂ow膮 zale偶no艣膰 mi臋dzy pragnieniami a osi膮gni臋ciami. Po艂o偶y艂em si臋 spa膰.

203


Jedn膮 z najmniej docenianych r贸偶nic mi臋dzy afryka艅sk膮

,, wiosk膮 a europejskim miastem jest up艂yw czasu. Dla kogo艣 przyzwyczajonego do regularno艣ci wiejskiego 偶ycia, gdzie my艣li si臋 porami roku, a dni nie maj膮 nazw, mieszka艅cy obszar贸w miejskich zdaj膮 si臋 przemyka膰 obok w szale pr贸偶nych. wysi艂k贸w. Przemierza艂em ulice Rzymu niczym czarownik Doway贸w, kt贸rego nieziemska powolno艣膰 wyr贸偶nia jego rytualn膮 rol臋 od codziennych zaj臋膰. Menu w kafejkach oferowa艂y tak wiele mo偶liwo艣ci, 偶e nie dawa艂em sobie z tym fantem rady. Brak wyboru w kraju Doway贸w sprawi艂, 偶e by艂em nie` ~` zdolny do podj臋cia decyzji. W Afryce marzy艂em nieustannie

o wielkim 偶arciu; tu 偶y艂em kanapkami z szynk膮.

Poniewa偶 ci膮g艂e mnie ostrzegano, 偶e nieuchronnie zostan臋 napadni臋ty, okradziony i pobity na ulicy, stara艂em si臋 nie mie膰 przy' sobie wi臋cej pieni臋dzy, ni偶 potrzeba na kanapki. Nie powinienem by艂 wi臋c si臋 dziwi膰, gdy po powrocie do brz臋cz膮cego pokoju hotelowego zasta艂em drzwi wyj臋te z zawias贸w. Wyniesiono wszystkie moje rzeczy: bilet lotniczy, paszport, pieni膮dze - nawet resztki afryka艅skiej garderoby znikn臋艂y bez 艣ladu. Dyrekcja twardo nie ponosi艂a odpowiedzialno艣ci. Moj膮 zachodnioafryka艅sk膮 umiej臋tno艣膰 w艣ciekania si臋 i wrzeszczenia podziwiano stosownie do jej poziomu, nie wp艂yn臋艂o to jednak na zmian臋 sytuacji. Szybki przegl膮d jedynej nienaruszonej kieszeni u艣wiadomi艂 mi, 偶e zosta艂 mi wszystkiego jeden funt. A z jednym funtem mo偶na zrobi膰 tylko jedno - poszed艂em do kawiarni i obywaj膮c si臋 bez kanapek z szynk膮, zam贸wi艂em piwo. Zacz膮艂em rozmy艣la膰 o swoim po艂o偶eniu. W艂a艣ciciel by艂 wielki i weso艂y. Wkr贸tce ustali艂 moj膮 narodowo艣膰, zaw贸d, stan cywilny. Pokaza艂 mi dobrze sfatygowan膮 fotografi臋 swojej licznej i bardzo kochanej

dzieciarni. Zdradzi艂 mi te偶, 偶e podczas wojny wi臋ziono go w Walii. Tamtejsze dziewczyny, zar臋cza艂 wstydliwie, by艂y bardzo nami臋tne. Wkr贸tce wszystko mu opowiedzia艂em.

,~g~ 臋_

~,~ ,~ n ~; - A zatem - skwitowa艂 z osobliwym roma艅sko-celtyckim akcentem - nie ma pan ani pieni臋dzy, ani biletu, ani dowodu . - j to偶samo艣ci.

Przytakn膮艂em. - Wobec tego po偶yczam panu dziesi臋膰 tysi臋cy lir贸w. Rzuci艂 banknoty na lad臋. Zam贸wi艂em kanapki z szynk膮.

Og艂upia艂y, uzna艂em t臋 niesamowit膮 szczodro艣膰 za co艣 r贸wnie

niedorzecznego jak katastrofa, kt贸ra j膮 poprzedzi艂a. Wrzuci艂em bieg: badania terenowe.

M贸j dobrodziej zadzwoni艂 do ambasady brytyjskiej, cho膰 ja wzdraga艂em si臋 przed takim posuni臋ciem, wyobra偶aj膮c sobie nie ko艅cz膮ce si臋 rajdy po Rzymie w pogoni za ostemplowanymi dokumentami, kt贸re i tak zostan膮 mi wyrwane przez ragazzi, zanim wsi膮d臋 do samolotu. Wszystko zosta艂o uzgodnione. Najpierw musz臋 i艣膰 na policj臋 i z艂o偶y膰 o艣wiadczenie, a nast臋pnie ambasada postara si臋 dla mnie o repatriacj臋. Zabrzmia艂o, jakby mnie chcieli odes艂a膰 w 艂a艅cuchach.

Na posterunku policji zgromadzi艂a si臋 rzesza rozsierdzonych, zrozpaczonych i stroskanych turyst贸w wszystkich narodowo艣ci, kt贸rzy do艣wiadczyli, zdaje si臋, uprzejmo艣ci rzymskiej m艂odzie偶y. Brytyjczycy byli z jakich艣 powod贸w wy艂awiani z t艂umu przez znudzonych i oboj臋tnych policjant贸w i sadzani w jednym pomieszczeniu z Niemcami. Francuzom przydzielono, co spostrzegli艣my z w艣ciek艂o艣ci膮, pok贸j wi臋kszy i ch艂odniejszy. M臋偶czyzna o silnym akcencie z Bradford obwie艣ci艂, zwracaj膮c si臋 do zebranych:

- 呕al mi Beryl. Mojej 偶ony - wskaza艂 skromn膮 matron臋 w tweedowej sukni. - Nie mog艂a wyjecha膰 z kempingu, a oni my艣leli, 偶e czeka na. okazj臋. M臋偶czy藕ni podje偶d偶ali do niej, tr膮bi膮c klaksonami. Musia艂a obrzuci膰 jednego typa 艣liwkami.

Wszyscy bacznie przygl膮dali艣my si臋 kobiecie.

- Potem tych dw贸ch g贸wniarzy podjecha艂o do nas na skuterach, wybili tyln膮 szyb臋 m艂otkiem i wyci膮gn臋li nasze walizki z baga偶nika, jakby nas nie by艂o w samochodzie.

Niemcy domagali si臋 t艂umacza, s膮dz膮c, 偶e ukrywamy przed nimi co艣 wa偶nego. Podj膮艂em pr贸b臋 wyja艣nienia, o co idzie, ale da艂em spok贸j, bo by艂a to najwyra藕niej grupa z tej cz臋艣ci Tyrolu, gdzie nie u偶ywa si臋 samog艂osek.

Nasycony kanapkami z szynk膮, zn贸w poczu艂em si臋 jak w terenie. Poprowadzono mnie wreszcie do pokoju g艂臋boko w podziemiach, gdzie odby艂em rozmow臋 z policjantem.

- Okradziono pana na stacji kolejowej? - Nie, w hotelu.

Odchrz膮kn膮艂 i zanotowa艂. - Co panu zgin臋艂o? Wyliczy艂em straty.

204 s~ 205


- Ile by艂o w got贸wce? - Oko艂o stu funt贸w. Wyszed艂, pow艂贸cz膮c nogami.

Pojawi艂 si臋 inny oficer i, bez wyja艣nie艅, posadzi艂 na krze艣le naprzeciwko mnie zakutego w kajdanki, nieprawdopodobnie w艂ochatego m臋偶czyzn臋 o dzikim spojrzeniu, po czym wyszed艂. M臋偶czyzna pochyli艂 si臋 do przodu i wbi艂 we mnie szalony wzrok. Obaj wiedzieli艣my, 偶e je艣li tylko spuszcz臋 go z oczu, skoczy mi do gard艂a. Przygl膮da艂 mi si臋. Ja przygl膮da艂em si臋 jemu. 呕aden z nas nic nie m贸wi艂. Min臋艂a wieczno艣膰, nim powr贸ci艂 m贸j policjant i nie zwracaj膮c uwagi na w艂ochatego w kajdanach, wr臋czy艂 mi moje o艣wiadczenie do podpisania. Wykwintny w艂oski nie by艂 trudny do zrozumienia. By艂o wyra藕nie napisane, 偶e ukradziono mi tysi膮c funt贸w na stacji kolejowej. Uznawszy, 偶e nie takie szwindle mam na sumieniu, rado艣nie podpisa艂em.

By艂em got贸w przypu艣ci膰 atak na ambasad臋. Tu zn贸w zasta艂em grup臋 ogo艂oconych turyst贸w, obs艂ugiwanych przez urz臋dniczk臋 konsulatu - surow膮 kobiet臋 o zaci艣ni臋tych ustach. Udziela艂a w艂a艣nie nagany bardzo m艂odej i brudnej dziewczynie w wytartych d偶insach.

- Ju偶 trzeci raz okradziono ci臋 na stacji kolejowej. Nie mo偶emy wci膮偶 wydawa膰 ci nowych paszport贸w. Zatelefonuj臋 do rodzic贸w.

Ma艂a rozpustnica poci膮gn臋艂a nosem. - To ich nie obchodzi, tak?

Urz臋dniczka zaci臋艂a usta z efektown膮 dezaprobat膮. - Kto to by艂 tym razem?

- Pozna艂y艣my tych ch艂opak贸w w...

Nie pochwalaj膮ca takiego zachowania dama przerwa艂a dziewczynie, machn膮wszy r臋k膮.

- Jestem zmuszona zatelefonowa膰 do twoich rodzic贸w. Prosz臋 zaczeka膰.

Wysz艂a, zostawiaj膮c nas wszystkich z mieszanymi uczuciami: sympatii, za偶enowania i zdziwienia. Dziewczyna patrzy艂a na nas wyzywaj膮co. M臋偶czyzna siedz膮cy z przodu powiedzia艂 co艣 do niej, a ona si臋 roze艣mia艂a. Podeszli do okna i usiedli razem, podczas gdy ja popad艂em znowu w stan wyczekuj膮cego odr臋twienia.

W ko艅cu surowa urz臋dniczka wr贸ci艂a.

- Podejd藕 tutaj. Uzgodni艂am z twoimi rodzicami, 偶e za艂o偶ymy za ciebie pieni膮dze na powr贸t do Anglii, ale nie mog臋 pozwoli膰 ci tu d艂u偶ej zosta膰. Jutro wyjedziesz.

Zdr臋twieli艣my wszyscy, czuj膮c, 偶e dziewczyna nie jest na tyle potulna, by biernie przyj膮膰 podobne traktowanie, tymczasem ku naszemu zdumieniu u艣miechn臋艂a si臋 s艂odko.

- W porz膮dku, najdro偶sza. Ten facio - wskaza艂a na m臋偶czyzn臋, z kt贸rym przed chwil膮 rozmawia艂a - zaprasza mnie na sw贸j jacht.

Wyszli razem zdecydowanym krokiem, przy gor膮cym, cho膰 bezg艂o艣nym aplauzie nas wszystkich.

Moja sprawa nale偶a艂a do bardziej zwyczajnych. Za艂atwienie podr贸偶y trwa艂o nie d艂u偶ej ni偶 pe艂ne niesmaku spojrzenie na moje spodnie i pogardliwe wyd臋cie ust. Powzi膮艂em 艣rodki ostro偶no艣ci, by dopasowa膰 swoj膮 wersj臋 wydarze艅 do tej, kt贸ra by艂a w o艣wiadczeniu.

I tak, w osiemna艣cie miesi臋cy po wyje藕dzie, powr贸ci艂em do Anglii, maj膮c przy sobie par臋 wytartych spodni, osiem pomazanych i poplamionych zeszyt贸w z notatkami o Afryce Zachodniej, aparat fotograficzny pe艂en piasku i o艣wiadczenie w j臋zyku w艂oskim. Straci艂em dwadzie艣cia kilogram贸w, by艂em przypieczony na ciemnobr膮zowo, a moje ga艂ki oczne nabra艂y jaskrawo偶贸艂tej barwy. Stan膮艂em przed kontrolerem paszport贸w.

- Paszport?

- Niestety, skradziono mi paszport - wr臋czy艂em mu o艣wiadczenie po w艂osku. Zmru偶y艂 oczy.

- Ale pan jest Anglikiem? - Jaaa... hmm... Tak.

- Zechce pan z艂o偶y膰 w tej sprawie o艣wiadczenie? - Naturalnie.

- W porz膮dku. Prosz臋 przej艣膰.

To nie mog艂o by膰 takie 艂atwe. Podejrzewa艂em zasadzk臋. Spojrza艂em chytrze.

- To znaczy, 偶e nie musz臋 krzycze膰, straszy膰 pana ani da膰 艂ap贸wki?

- B臋dzie pan uprzejmy przej艣膰.

Paradoks, kt贸ry naj偶ywiej zajmuje matematyk贸w, to astronauta Einsteina. Po kilkumiesi臋cznej podr贸偶y odbywanej z

206 ,~ 207


wielk膮 pr臋dko艣ci膮 w przestrzeni kosmicznej podr贸偶nik wraca na Ziemi臋, by stwierdzi膰, 偶e up艂yn臋艂y ca艂e dziesi臋ciolecia. Antropolog jest dok艂adnie w odwrotnej sytuacji. Wyje偶d偶a, zdawa膰 by si臋 mog艂o, na niezmiernie d艂ugo do innego 艣wiata, gdzie rozwa偶a problemy uniwersum i starzeje si臋 znacznie. Po czym wraca i spostrzega, 偶e min臋艂o zaledwie kilka miesi臋cy. Zasadzona przez niego 偶o艂膮d藕 nie sta艂a si臋 jeszcze wielkim drzewem, zd膮偶y艂a jedynie wypu艣ci膰 delikatne p臋dy. Dzieci nie osi膮gn臋艂y pe艂noletno艣ci i tylko najbli偶si przyjaciele zauwa偶yli, 偶e go w og贸le nie by艂o.

To wr臋cz oburzaj膮ce, 偶e 艣wiat funkcjonuje bez nas tak dobrze. Pod nieobecno艣膰 badacza, kt贸ry gdzie艣 daleko podaje w w膮tpliwo艣膰 najoczywistsze z prawd, 偶ycie toczy si臋 po staremu. Przyjaciele nadal kolekcjonuj膮 francuskie rondle. Akacja nadal pi臋knie si臋 rozwija.

Antropolog powracaj膮cy z terenu nie oczekuje powita艅 nale偶nych bohaterowi, lecz oboj臋tno艣膰 niekt贸rych wydaje si臋 przesadna. W godzin臋 po moim powrocie zatelefonowa艂 jeden ze znajomych i powiedzia艂 kr贸tko:

- S艂uchaj, nie wiem, gdzie si臋 podziewa艂e艣, ale zostawi艂e艣 u mnie sweter, ju偶 chyba ze dwa 艂ata temu. Kiedy przyjdziesz go odebra膰?

Daremnie czuje cz艂owiek, 偶e takie sprawy nie zas艂uguj膮 na uwag臋 powracaj膮cego wieszcza.

Ogarnia ci臋 ponadto uczucie dziwnej obco艣ci, nie dlatego, 偶e co艣 si臋 zmieni艂o, ale dlatego, 偶e nie patrzysz ju偶 na pewne rzeczy jako na "naturalne" lub "normalne". "By膰 Anglikiem" to taka sama poza co "by膰 Dowayem". Stwierdzasz nagle, 偶e dyskutujesz z przyjaci贸艂mi o sprawach, kt贸re zdaj膮 si臋 dla nich wa偶ne, z t膮 sam膮 oboj臋tn膮 powag膮, z jak膮 dyskutowa艂e艣 kwestie z艂ych mocy z twoimi wie艣niakami. Rezultatem owego braku dopasowania si臋 jest g艂臋bokie poczucie braku bezpiecze艅stwa, wzmagane wielk膮 liczb膮 p臋dz膮cych bia艂ych ludzi, kt贸rych si臋 wsz臋dzie spotyka.

Wszystko, co ma zwi膮zek z zakupami, wydaje si臋 niewyobra偶alnie trudne. Widok p贸lek supermarket贸w, uginaj膮cych si臋 pod superobfito艣ci膮 produkt贸w spo偶ywczych, wywo艂uje albo obrzydzenie, kt贸re przyprawia o md艂o艣ci, albo rozpaczliw膮 niemo偶no艣膰 zdecydowania si臋 na cokolwiek. Zdarza艂o

mi si臋 obej艣膰 trzykrotnie sklep dooko艂a i wyj艣膰 z niczym, bo nie potrafi艂em dokona膰 wyboru, albo kupowa艂em ogromne ilo艣ci najbardziej luksusowych produkt贸w i umiera艂em ze strachu, 偶e kto艣 mi je odbierze.

Po miesi膮cach izolacji uprzejma rozmowa jest czym艣 nadzwyczajnie obci膮偶aj膮cym. D艂ugie milczenie odbierane jest jako wyraz niezadowolenia, natomiast na ulicach ludzie nie najlepiej reaguj膮 na cz艂owieka g艂o艣no m贸wi膮cego do samego siebie. Przystosowanie si臋 do zasad wzajemnych kontakt贸w tak偶e przysparza wielu trudno艣ci. Kiedy pewnego dnia mleczarz zostawi艂 mi przed domem nie zam贸wione mleko, zareagowa艂em pogoni膮 za nim z wrzaskiem i w艣ciek艂o艣ci膮 na zachodnioafryka艅sk膮 mod艂臋. Chyba nawet schwyci艂em go za ko艂nierz. Nieszcz臋sny cz艂owiek by艂 ca艂kiem zbity z tropu. Wedle norm zachodnioafryka艅skich by艂em jedynie stanowczy, wedle angielskich - nieokrzesany. Ujrzenie siebie samego w takim 艣wietle mo偶e by膰 poni偶aj膮cym do艣wiadczeniem.

Niekt贸re drobiazgi sprawiaj膮 cz艂owiekowi ogromn膮 przyjemno艣膰. Ja uzale偶ni艂em si臋 od ciastek z kremem; przyjaciel nabawi艂 si臋 beznadziejnej nami臋tno艣ci do truskawek. Bie偶膮ca woda i 艣wiat艂o elektryczne to po prostu co艣 nadzwyczajnego. Jednocze艣nie prezentowa艂em osobliwe maniery. K艂opota艂o mnie wyrzucanie pustych butelek i papierowych toreb w Afryce mia艂y tak膮 warto艣膰! Najpi臋kniejsz膮 chwil膮 dnia by艂 poranek - po przebudzeniu rozlewa艂a si臋 po moim wn臋trzu ciep艂a fala uczucia ulgi, 偶e nie jestem ju偶 w Afryce. Notatki le偶a艂y nie tkni臋te na biurku; g艂臋boka niech臋膰, by je cho膰by wzi膮膰 do r臋ki, trwa艂a przez wiele miesi臋cy.

Jedno z najdziwniejszych do艣wiadcze艅 psychicznych zosta艂o wywo艂ane pojawieniem si臋 kufra z naczyniami, kt贸ry wyekspediowa艂em, zdawa膰 by si臋 mog艂o, bardzo dawno temu. Dok艂adnie owin膮艂em naczynia w tkaniny Doway贸w i umie艣ci艂em w metalowym kufrze, oklejonym nalepkami informuj膮cymi w czterech j臋zykach, 偶e zawarto艣膰 艂atwo si臋 t艂ucze. Zuuldibo by艂 zatrwo偶ony takim sk膮pstwem. Dlaczego nie rozdam ich wszystkich wie艣niakom? Wiedziano, 偶e jestem r贸wnie bogaty jak kobieta, kt贸ra naczynia wyrabia艂a, wi臋c m贸g艂bym sobie kupi膰 wystawny emaliowany komplet z Nigerii. Moje 偶ony z pewno艣ci膮 nie b臋d膮 zachwycone, gdy wr臋cz臋 im wiejskie garnki.

208 - 209


x' Poczu艂em si臋 nieswojo, zobaczywszy kufer, kt贸ry sta艂 nie-: gdy艣 w mojej chacie, a teraz le偶a艂 w wilgotnej, zimnej szopie w Londynie. Jego wygl膮d uleg艂 ca艂kowitej zmianie. Gdy go' wysy艂a艂em, mia艂 kszta艂t prostopad艂o艣cianu, teraz by艂 prawie

- ~ okr膮g艂y. Wielkie 艣lady but贸w na wieku wskazywa艂y na czynnik b臋d膮cy przyczyn膮 tego cudu. Trzeba by艂o podwa偶y膰 wieko lewarkiem samochodowym. Zawsze to dziwne otrzyma膰

w. przesy艂k臋 od samego siebie. Rzecz zakrawa na rozdwojenie ~` r ja藕ni, zw艂aszcza kiedy osoba, kt贸ra rzecz wysy艂a, tak gwa艂townie staje si臋 obca osobie, kt贸ra j膮 otrzymuje. Wszyscy moi przyjaciele, bez wyj膮tku, podziwiali eleganck膮 prostot臋 na~~,, czy艅. Jaka szkoda, 偶e zniszczy艂y si臋 nieco w u偶yciu! Dlaczego nie kupi艂em sobie garnk贸w z importu, kt贸re przecie偶 nie kosztuj膮 drogo, a tych, kt贸re s膮 zbyt 艂adne na codzienny u偶ytek, nie oszcz臋dzi艂em? Mi艂o by艂oby przedstawi膰 moich przyjaci贸艂 Zuuldibowi i pozwoli膰 im si臋 w tej materii pospiera膰. Badacz powracaj膮cy z terenu akceptuje oba pogl膮dy, z 偶adnym si臋 nie uto偶samia.

Niemo偶liwe, rzecz jasna, nie pr贸bowa膰 w takich chwilach bilansowania zysk贸w i strat. Na pewno wiele si臋 dowiedzia艂em ~'` o niewiele znacz膮cych ludziach z Afryki Zachodniej. Zako艅czenie bada艅 terenowych to zwykle kwestia umowna, a nie rzeczywisty akt. Mo偶na by sp臋dzi膰 pi臋膰 nast臋pnych 艂at w kraju Doway贸w, aczkolwiek z coraz mniej istotnymi rezultatami, i nie wyczerpa膰 zakresu prac, maj膮cych na celu "zrozumienie" ludzi tak bardzo odmiennych od nas samych. Ale og贸lna znajomo艣膰 rzeczy nigdy nie dor贸wnuje szczeg贸艂owej. Od tamtego czasu monografie, tworz膮ce antropologi臋 jako

t~, przedmiot, ukazywa艂y mi si臋 w zupe艂nie innym 艣wietle. Potrafi艂em wyczu膰, kt贸re fragmenty pisano umy艣lnie w spos贸b niejasny, wymijaj膮cy, sztuczny i w kt贸rym miejscu dane by艂y

~; i nieprawdziwe lub b艂ahe, czego nie dostrzega艂em przed pobytem w terenie. A zatem prace innych antropolog贸w rozumia艂em teraz lepiej ani偶eli przedtem. Odnios艂em te偶 wra偶enie, 偶e pr贸buj膮c ogarn膮膰 spos贸b, w jaki Dowayowie postrzegali 艣wiat, ~_~` przetestowa艂em trafno艣膰 pewnych og贸lnych modeli interpretacyjnych i modeli symbolizmu kulturowego. Generalnie rzecz bior膮c, wypad艂y nie najgorzej, co przyj膮艂em z du偶ym zadowoleniem.

Je艣li chodzi o mnie samego, tak偶e nast膮pi艂y du偶e zmiany. podobnie jak inni badacze pracuj膮cy w terenie, podupad艂em na zdrowiu. Moja nieokre艣lona wiara w ostateczne kulturalne i ekonomiczne zbawienie Trzeciego 艢wiata otrzyma艂a silny cios. Wsp贸ln膮 cech膮 powracaj膮cych z terenu badaczy - b艂膮dz膮cych po w艂asnej kulturze z niezdarno艣ci膮 艣wie偶o przyby艂ego z kosmosu astronauty - jest prosta, bezkrytyczna wdzi臋czno艣膰 losowi za fakt przynale偶enia do spo艂eczno艣ci Zachodu, za mo偶liwo艣膰 uczestniczenia w kulturze, kt贸ra wydaje si臋 nagle bardzo warto艣ciowa i wysublimowana. Nie by艂em wyj膮tkiem. Ale jest te偶 w pracy terenowej co艣, co podst臋pnie nara偶a cz艂owieka na popadanie w nawyki. Kac etnograficzny nie jest skuteczniejszym sposobem obrzydzenia na艂ogu ni偶 jakikolwiek inny rodzaj kaca. W par臋 tygodni po powrocie zatelefonowa艂em do przyjaciela, za kt贸rego spraw膮 wyjecha艂em w teren. - Wr贸ci艂e艣!

- Tak.

- Nudno by艂o? - Tak.

- Bardzo chorowa艂e艣? - Tak.

- Przywioz艂e艣 notatki, kt贸rych nie mo偶esz zrozumie膰? Zapomnia艂e艣 zada膰 najwa偶niejsze pytania?

- Tak.

- Kiedy jedziesz z powrotem?

Kiepski 偶art. A jednak w sze艣膰 miesi臋cy p贸藕niej wr贸ci艂em do kraju Doway贸w.

210


.. . ,.

Dotychczas w serii ukaza艂y si臋:

Spis tre艣ci

Dlaczego by nie? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7

Pe艂na gotowo艣膰 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .15

W g贸ry.....................................................21

Honi soit qui Malinowski. . . . . , . , , . , . . 31

Zaprowad藕cie mnie do waszego wodza . . . . . . . . . . . . . , 41 '',

Czy niebo jest dla ciebie czyste? . . , . . . . . . , , , , , . , , , , , 57

"Kamerunie, kolebko naszych ojc贸w" . . . . . , . , . , , , , , , 77 ;

Dno..........................................

Ex Africa semper quid z艂ego . . . . . . . . . . . . , , . . . . , . . . 130

Obrz臋dy i urz臋dy ...............................137

Mokre i suche .................................162

Pierwsze i ostatnie owoce . . . , . . . , . . . . . , . , . , , , , , . , 185

Obcy sw贸j ....................................203




Jan D艂ugosz KOMIN POKUTMK脫W

Teresa Ho艂贸wka DELICJE CIOTKI DEE

Farley Mowat NIE TAKI STRASZNY WILK

Farley Mowat ZWARIOWANA 艁脫DKA

Tadeusz Perkitny ORR膭呕MY 艢WIAT RAZ JESZCZE

Andrzej Wilczkowski KA呕DEMU WED艁UG MARZE艃

Robyn Davidson NA ZACH脫D OD ALICE SPRINGS

Alan Rabinowitz JAGUAR

Thor Heyerdahl WYPRAWA KON-TIKI

Peter Mayle ROK W PROWANSJI

Michael Asher PUSTYNNA MI艁O艢膯

Marcin Kydry艅ski CHWILA PRZED ZMIERZCHEM

Mike Stroud CIENIE NA PUSTKOWIU

Jim Lovell, Jeffrey Kluger APOLLO 13. UTRACONY KSI臉呕YC

John Roskelley OPOWIE艢CI ZE 艢CIANY

Redmond O'Hanlon W SERCU BORNEO

Farley Mowat WIRUNGA

Joe Kane Z NURTEM AMAZONKI

SERIA PODR脫INICZA


MARCII`I KYDRYI`ISKI

CHWILA PRZED ZMIERZCI~IEM

Zapis afryka艅skiej podr贸偶y. Refleksyjna, a zarazem

anegdotyczna proza unosi czytelnika niczym 藕 ~"

rzeki.

y ~,~.:~..

Jest taki gest, kt贸ry cz臋sto mo偶na spostrzec w tych stronach:; Gest palc贸w jednej d艂oni: spotykaj膮 si臋, jak p艂atki kwiatu, zwr贸cone koniuszkami w stron臋 twarzy gestykuluj膮cego. Ten znak m贸wi: poczekaj, nie spiesz si臋. Odpr臋偶 swoje cia艂o i zapanuj nad` nerwami. Nic nie jest tak wa偶ne i nie cierpi膮ce zwinki, jak si臋 z pocz膮tku wydaje. My艣l臋, 偶e filozofia tego znaku rodzi si臋 z pi臋kna afryka艅skiego krajobrazu. Z urody pustyni i pysznej grzywy d偶ungli. W bezruchu, w obserwacji mijaj膮cego czasu tkwi cz臋艣膰 prawdy o Afryce. Bycie jest cz臋sto jedynym zaj臋ciem jej mieszka艅c贸w. Na kontemplacji swego fachu sp臋dzaj膮 tedy kolejne fazy drogi s艂o艅ca. Trudno mie膰 o to pretensje. Ludzie, kt贸rzy 偶yj膮 patrz膮c na czas, na w臋dr贸wk臋 piasku, na ogromniej膮c膮 nad Nilem w porze deszczu ziele艅, na malachitowy ch艂贸d oceanu, wydaj膮 si臋 tym 偶ywi膰. Sprawiaj膮 wra偶enie szcz臋艣liwych.

SERIA PODR脫呕NICZA



FARLEY MOWAT

WIRUI~GA

Biografia Dian Fossey, kt贸ra przez blisko dwadzie艣cia lat czuwa艂a nad losem goryli g贸rskich, zamieszkuj膮cych zbocza wulkan贸w w Zairze i Ruandzie.

Przygotowywa艂a si臋 do ostatecznej obrony. W po艂owie sierpnia napisa艂a kilka list贸w do przyjaci贸艂, wszystkie w podobnym duchu:

"Przedmiotem ca艂ej tej rozgrywki s膮 grupy goryli przyzwyczajone do widoku ludzi, wyszkoleni afryka艅scy pracownicy i siedem umeblowanych chat. Nie mog臋 wyrwa膰 goryli z r膮k tych, kt贸rzy chc膮 je przeznaczy膰 dla turyst贸w, za to moi Afrykanie m贸wi膮, 偶e odejd膮, je艣li zostan臋 st膮d odes艂ana. Mam teraz kilka du偶ych kanistr贸w z naft膮 i mn贸stwo zapa艂ek. Moi pracownicy s膮 przestraszeni - co jest niesprawiedliwe, gdy偶 to bardzo porz膮dni ludzie - ale m贸wi膮, 偶e mi pomog膮, je艣li b臋d臋 musia艂a spali膰 wszystkie siedem chat razem z ich zawarto艣ci膮. Ta gro藕ba jest prawdopodobnie jedynym sposobem na ocalenie wynik贸w pracy ca艂ego mojego 偶ycia".

SLRIA PODR脫呕NICZA




Wyszukiwarka