Autor: Emily Waters
Długość: 29 ROZDZIAŁÓW
Rating: MV (czyli: NC-21!)
Ostrzeżenia: Przemoc, wulgaryzmy, ostre sceny erotyczne, BDSM, dominacje, sadyzm, slash i tak dalej.
Moim zdaniem tekst zasługuje na NC-17, ze względu na naprawdę ostre sceny erotyczne, ale skoro autorka nadała NC-21, to nie będę dyskutować. Rozdziały są krótkie, ale sensowne. Ostrzegam, że w kolejnych rozdziałach będzie się działo.
-------------------------------------------------
I. GDY ŚWIATŁO SIĘ MROCZY
Harry Potter, przepowiedziany zbawca czarodziejskiego świata, teraz skazany na śmierć, położył się ostrożnie, starając się nie zwracać uwagi na ból.
Znajdował się w jednej z azkabańskich cel. Cierpiał całym ciałem, wciąż pamiętając zabiegi okrutnych katów. Tak naprawdę, nie obchodziło go już zbyt wiele. Dementorzy, krążący po więzieniu, regularnie wysysali z niego szczęśliwe wspomnienia.
Nędza wypełniała powietrze, dostając się do jego płuc, opanowywała wnętrzności, wciąż dzwoniła w uszach... Nędzę czuł w swoich kościach, w każdym uderzeniu serca i nawet w ustach. Nędza była wszystkim, co znał i pamiętał.
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, ale nie pofatygował się nawet, by uchylić powieki. Otoczyło go światło i dźwięk znajomych kroków. Przyszła - zdał sobie sprawę.
- Och, Harry - zaczęła miękko - jest mi tak strasznie, okropnie przykro!
Nie odpowiedział, tylko odwrócił od niej swoją twarz.
- Proszę... Harry... Usiądź... Odezwij się do mnie. Błagam.
Jej zmęczony, lecz dosadny ton sprawił, że Harry wyrwał się z nostalgicznego transu, który opanowywał go prawie bez przerwy. Usiadł, krzywiąc się z bólu, kiedy jego ciało zadrżało w agonii, i spojrzał na dziewczynę.
- Hermiona… - wyszeptał bez wyrazu - Witaj.
Łzy pokryły jej policzki. Usiadła naprzeciw niego, a potem wsadziła rękę w kieszeń spodni i wyciągnęła mały pakunek. Podarowała go Harry'emu.
- To dla ciebie - powiedziała smutno.
Wpatrywał się w zawiniątko z nieukrywanym zdumieniem.
- Czekolada - wyszeptał. Czekolada była jedną z niewielu substancji na świecie, której działanie było zawsze przeciwne do działania Dementorów. A teraz znalazła się w Azkabanie? - Jakim cudem...
- Znam doskonałe zaklęcia maskujące. Chciałam przemycić więcej, ale czar Długoterminowej Niewidzialności nie działa w Azkabanie. Zabrali mi resztę.
Oczywiście, pomyślał gorzko Harry. Najbardziej użyteczne zaklęcia i uroki tu nie działają. To bardzo słusznie, naprawdę. Boże broń, aby ktokolwiek z nas zechciał transmutować kupę ścierwa w poduszkę…
- To powinno pomóc. Przynajmniej na parę minut, ale jednak - powiedziała przepraszająco Hermiona. Harry ścisnął malutką paczuszkę w dłoni, jakby była największym skarbem, i schował do kieszeni.
- Zachowam ją na później - odparł cicho. - Chyba wystarczy odwiedzin na dziś.
Przygryzła wargę i kiwnęła wolno głową.
- Harry... Nie mogę uwierzyć. To jest cholernie nie fair! Ron i ja tak bardzo się staraliśmy... Pan Weasley stracił pracę, tak samo jak Percy... I McGonagall też. Ale nikt w ministerstwie wciąż nie chciał nam uwierzyć. Nikt nie słuchał. To było jakby... jakby wszyscy urzędnicy postradali zmysły! Nie słuchali nawet Neville'a... i... - Jej głos załamał się i nie potrafiła kontynuować. Harry wyciągnął w jej stronę ramiona, by mogła się do niego przytulić. Zadrżał z bólu, kiedy dziewczyna zgniotła go w uścisku, ale jednak było warto. Zakleszczył swoje ramiona wokół niej i głaskał po włosach, przyciskając zziębnięte usta do jej czoła.
- Podziękuj im za mnie, dobrze?
- Oczywiście.
Harry posłał jej gorzki uśmiech.
Harry poszedł tam, by wreszcie dać się zabić; do obozowiska Voldemorta, podczas wojny o Hogwart…
Przecież przepowiednia brzmiała : Żaden nie może żyć, kiedy ten drugi przeżyje. Życie jednego siedemnastoletniego chłopca to raczej niewielka cena za ocalenie świata, prawda?
Powiedział o tym wyłącznie Neville'owi.
Wybrał się tam samotnie. Nie opierał się, kiedy Voldemort wycelował w niego Śmiertelną Klątwą. Powinien był wtedy umrzeć, a w zamian powrócił. Idiota... Ocknął się, kiedy znaleźli go Malfoyowie i ukryli go. Wreszcie zaczęli zdawać sobie sprawę, że ich pan nie ma szans. Zbuntowali się i wspólnymi siłami zdołali go pokonać.
A teraz... Malfoyowie zostali uznani za bohaterów wojennych, nawet większych niż Neville Longbottom... Lucjusz był władcą Czarnej Różdżki. A Harry... cóż…
Wszyscy w Ministerstwie Magii uwierzyli, że Potter udał się do Zakazanego Lasu, by przyłączyć się do Śmierciożerców. W końcu łatwiej zrobić to, niż dać się zabić. Harry’ego poddano wielu testom legilimencyjnym i pojono eliksirem Veritaserum w naprawdę gigantycznych ilościach.
Plądrowano jego umysł, wywlekając na światło dzienne najbardziej zawstydzające i intymne wspomnienia… lecz to wciąż nie wystarczało.
W końcu i tak stwierdzili, że przestępstwo nie może być udowodnione, szczególnie jeśli chodzi o kogoś takiego, jak Harry Potter – kogoś tak utalentowanego w oklumencji.
Jego czyny, powtarzali, mówią same za siebie. A rzekoma zdrada jasnej strony i dołączenie do bandy Voldemorta załatwiły go ostatecznie.
Szloch Hermiony rozbrzmiewał cicho, a dziewczyna wciąż nie przestawała go obejmować.
- Harry… Jak coś takiego w ogóle mogło się zdarzyć? – zapytała słabo. – To jest niesprawiedliwe… Niewłaściwe… Pocałunek Dementora? Za co, za próbowanie ocalenia nas wszystkich?
On tylko objął ją jeszcze mocniej, samemu walcząc z bólem krążącym po całym ciele. Poczuła to, bo spojrzała w górę i uśmiechnęła się smutno.
- Chciałabym cię uleczyć, naprawdę… ale…
Jasne, pomyślał. Zaklęcia lecznicze również tu nie działają.
A zresztą, odwiedzający i tak przy bramie głównej oddawali różdżki strażnikom.
- Hermiono – powiedział cicho. – Jest w porządku, naprawdę. Wygraliśmy. Voldemorta już nie ma, tylko to się liczy… A jeśli chodzi o mnie, cóż, już wtedy byłem gotów umrzeć. I jutro znowu będę gotów. Powiadają, że to gorsze niż śmierć, ale… to nie ma znaczenia. Nie na dłuższą metę.
Oderwała się od niego i potrząsnęła głową.
- Harry, nie mów tak. Nie mów!
To nie była prośba. To był rozkaz. Spojrzał na nią szczerze.
Uklękła przed nim i ujęła jego twarz w obie dłonie. Spojrzała w szmaragdowozielone oczy i znów przemówiła. Jej głos był czysty i mocny, a on słuchał jej zakłopotany i jednocześnie zahipnotyzowany:
- Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy,
Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi;
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy… *
Pokiwał powoli głową.
- Rozumiem.
- Wiem, kochanie.
Dotknął batonika, który przyniosła mu przyjaciółka i wymusił uśmiech.
- Zachowam go na potem, zjem tuż przed pocałunkiem. Przynajmniej namęczą się trochę, zanim wyssą ze mnie duszę.
Drzwi otworzyły się i strażnik machnął ręką na znak, że to koniec widzenia. Hermiona wstała, ale wciąż nie mogła zmusić się do jakiegokolwiek ruchu.
- Wychodź – powiedział strażnik niecierpliwie. – Każda sekunda dłużej, którą tu spędzasz, będzie w rezultacie większym bólem dla niego.
Zniknęła w oka mgnieniu i Harry ponownie został sam. Osunął się po ścianie i ze zmęczeniem wyprostował nogi. Nie zamknął oczu, chociaż nędza znów wzięła nad nim górę, i wpatrywał się uporczywie w ciemność, jakby nie chciał stracić ani jednej iskierki ze światła, które jakimś cudem mogło tu zabłądzić.
THE END OF PART I
* - Dylan Thomas – Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy – 1952.
II. NIECO OPORNIE
Dźwięk otwieranych drzwi wyrwał Harry’ego ze snu. Czyżby miał kolejnego gościa? Został przecież uprzedzony, że nie ma więcej praw do jakichkolwiek odwiedzin. A może ustąpili? Może to Ron… albo Neville… Luna?
Nadzieja uleciała z piersi Harry’ego w momencie, gdy ujrzał twarz swojego gościa. Skurczył się w sobie gwałtownie na widok wyniosłej, bladej twarzy oraz długich i platynowych włosów, które opadały kaskadami na barki młodego mężczyzny, stanowiąc kontrast dla czarnej szaty, w którą był odziany. Młody czarodziej pozdrowił Harry’ego pogardliwym, litościwym uśmiechem.
- Przyszedłeś się napawać, Malfoy? – zapytał Harry, lecz jego głos wcale nie ociekał żalem. Rywalizowali ze sobą zbyt długo i Draco nienawidził go zbyt intensywnie, by więzień mógł spodziewać się czegoś poza napawaniem się jego klęską.
- Oczywiście – odparł gładko blondyn. – Ale jest coś jeszcze. Mogę cię ocalić.
Harry gapił się na niego podejrzliwie, ale pozwolił sobie na odrobinkę nadziei.
– Jak?
- Wiesz, moja rodzina jest na jeszcze wyższym poziomie, niż była przed wojną – ciągnął z zadowoleniem. – Oferta jest prosta, Potter. Zostaniesz moim niewolnikiem.
Harry posłał mu cierpkie spojrzenie.
- Jesteś kretynem, Malfoy. Niewolnictwo zostało zakazane w czarodziejskim świecie ponad dwieście lat temu.
- Istnieje możliwość częściowego przywrócenia go do łask – rzucił Draco z satysfakcją. – Jak już wspomniałem, moja rodzina ma znajomości. Dzięki temu, że cię złapaliśmy, mój ojciec został panem Czarnej Różdżki, pamiętasz? Teraz jest najpotężniejszym żyjącym czarodziejem świata. To się liczy, nie ważne co powiesz.
- Ach – mruknął Harry. – Naturalnie. A czego chciałbyś ode mnie?
Zimny i pełen pogardy uśmiech nie miał zamiaru opuścić ust Draco.
- Powiem bez ogródek, Potter – ciebie. A właściwie, chcę twojego ciała. Chcę, abyś został moim prywatnym niewolnikiem, moją zabawką… Jestem sadystą, wiem. Będę cię poniżać, ranić i pieprzyć. Między innymi. To z pewnością nie jest tak wspaniałe życie, jakiego można życzyć Wybrańcowi, ale na pewno po stokroć lepsze, niż egzystowanie po Pocałunku Dementora. Chyba się ze mną zgodzisz?
Słowa Draco powodowały, że Harry miał ochotę zwymiotować, ale zamiast tego, wymusił uśmiech.
- Szczerze, pracowałeś trochę nad technikami perswazji, Malfoy?
Blondyn zaśmiał się głośno, wystawiając ręce w geście obrony.
- Wiem, wiem, mam pewne aktorskie uzdolnienia. Ale jednak, to nie jest złe rozwiązanie. Łamałbym cię powoli, naciskałbym lekko… na początku. Dałbym ci czas, abyś się dostosował. Wiesz, nie jestem totalnym laikiem w tym temacie. Nauczę cię lubić pewne rzeczy. Myślę, że z czasem… stałoby się to dla ciebie niemal znośne.
Harry parsknął cicho. To prawie było zabawne.
- Co ty na to, Potter?
- Dzięki, ale… nie.
Twarz Draco przybrała nieco zdziwiony wygląd.
- Co to znaczy nie?
- To znaczy nie. Zostanę przy Pocałunku. Ale, tak czy inaczej, dzięki za ofertę.
- Potter, nie bądź idiotą. Możesz być sobie gryfońsko odważny, ale nie możesz myśleć, że życie jak pusta muszla, przez kolejne pół wieku, byłoby lepsze, niż…
- Lepsze? Na pewno nie. Ale bardziej godne.
Widok zaskoczenia na twarzy Draco był bezcenny.
- Wyjaśnij.
- Co tu wyjaśniać? Nie lubię cię. Jesteś tyranem i hipokrytą. Nigdy nie poddam ci się dobrowolnie. Nigdy nie nazwiesz się moim Panem. Nie boję się śmierci – już ją kiedyś przeżyłem...
- Pocałunek Dementora jest inny. Jest gorszy.
- Przekonam się o tym sam. Odpowiedź wciąż brzmi: nie.
Draco roześmiał się, słysząc te słowa; chłodno, lecz z rozbawieniem.
- Potter… to jest po prostu zbyt piękne… zbyt dobre, by było prawdziwe! Miałem nadzieję, że to powiesz!
Harry gapił się na niego w całkowitej dezorientacji. Draco skrzyżował ramiona na piersi i zaczął wyjaśniać mu, cierpliwie i protekcjonalnie:
- Widzisz, Potter – nie interesuje mnie bycie pożądanym. Nie chcę, abyś wszedł w to dobrowolnie. Właściwie, wolałbym inny sposób. Wolałbym, abyś był przerażony. Chcę, żeby to było dla ciebie gorsze, niż śmierć. Chcę, żebyś płakał z bezradności i desperacji. No, i z twojej reakcji na moją ofertę… widzę, że mnie nie zawiedziesz.
Draco zapukał w drzwi celi, a po chwili dwóch strażników pojawiło się w pomieszczeniu.
- Zabieram go – powiedział krótko Draco.
Mężczyźni chwycili Harry’ego za ramiona i bez trudu podnieśli do pionu. Harry był zbyt zaszokowany, aby się sprzeciwić. Jego ręce zakuto w kajdany i powieszono go pod sufitem.
Strażnicy zostawili ich samych.
Draco Malfoy zaczął przyglądać się mu ze swoim zwykłym uśmieszkiem, który można było spokojnie opisać jako dziki i pogardliwy, a który obrzydzał Pottera do granic możliwości.
Malfoy wolnym krokiem podszedł do więźnia i zdarł z niego odzienie. Luźny materiał łatwo ustąpił, ukazując ciało – posiniaczone, sponiewierane, z kilkoma świeżymi bliznami – ale wciąż silne i dobrze zbudowane.
Draco obejrzał je krytycznie, podążając palcami po torsie więźnia.
- Nieźle… całkiem nieźle… - wyszeptał, oblizując usta, jak gdyby przygotowywał się na ucztę. Chłodna, delikatna dłoń wślizgnęła się między ścianę a plecy Harry’ego, po czym wytoczyła ścieżkę w dół, aby wreszcie zacisnąć się na jednym z pośladków.
Harry skrzywił się z upokorzenia – ale, ku jego przerażeniu, Draco był daleki od zakończenia oględzin. Chłopak poczuł palce muskające szczelinę pomiędzy pośladkami, drażniące czule ciasne wejście, które zacisnęło się mocno na nagłe wtargnięcie. Harry zagryzł mocno wargi, więżąc w ustach morderczy jęk, który o mały włos nie wydostał się na wolność.
Draco znów się zaśmiał.
- Ciasny jesteś… dziewica, założę się… Och, ale mi się z tobą poszczęściło, Potter. Jestem prawdziwym szczęściarzem. Czy ty masz pojęcie, jak bardzo będzie cię boleć, kiedy wypieprzę cię po raz pierwszy? Jak bardzo będziesz krwawić? Jak głośno będziesz dla mnie krzyczeć?
Harry nie miał.
Nie był właściwie prawiczkiem – przeżył dwa stosunki seksualne – jeden z kobietą, a drugi z mężczyzną. Obydwa były delikatne, czułe i pełne ciekawości, nastawione na dawanie przyjemności drugiej osobie. W obydwu przypadkach był na górze. Teraz, czując reakcje swojego ciała, wyobrażał sobie, że oddawanie siebie bolałoby jak wszyscy diabli. Wcale nie miał zamiaru krzyczeć dla Draco.
Blondyn zauważył postanowienie na jego twarzy i uśmiechnął się.
- Nie będziesz miał wyboru, najdroższy. Ból mówi sam za siebie.
W akcie demonstracji, Draco wyciągnął różdżkę i dźgnął nią pierś Harry’ego. Oczywiście – jemu pozwolono wnieść różdżkę do Azkabanu, pomyślał Harry gorzko. Wyszedłby cało z każdego przewinienia.
- Stigmato! – Draco wydał komendę, a struga energii wystrzeliła z różdżki, pozbawiając Harry’ego oddechu i powodując, że stanął w ogniu. Płomienie przenikały jego organizm – nie tylko powierzchnię skóry. Niewidzialne języki ognia wydawały się przekłuwać jego ciało na wylot, doprowadzając do wrzenia krew, nerwy, a nawet kości. Nie krzyczał – bynajmniej nie z powodu postanowienia. Ogień wypompował z jego płuc całe powietrze – gdy otwierał usta, wydobywało się z nich jedynie rzężące charczenie.
Z sekundy na sekundę, ogień ustępował. Jego klatka piersiowa wciąż drżała w agonii, ale Harry wreszcie mógł odetchnąć, wciągając zapach upalnego dnia. Przerażony, spojrzał w dół i ujrzał nowy herb rodziny Malfoyów, wypalony na swojej skórze; Smoka, otoczonego ramionami, które trzymały Czarną Różdżkę oraz miecz.
Krew sączyła się z ran, ciężkimi kroplami rozbryzgując się na podłodze. Draco Malfoy go naznaczył – bez pomocy zaklęcia tępiącego uczucie bólu, bez kropli eliksiru oszałamiającego… bez słowa ostrzeżenia.
Ten człowiek został przed chwilą jego właścicielem. Pocałunek Dementora jeszcze nigdy wcześniej nie wydawał się tak atrakcyjnym wyjściem.
- Więc… Malfoy… co stało się z obietnicą, że będziesz łamał mnie powoli? – zapytał Harry, wymuszając krzywy uśmiech.
Draco podszedł bliżej, patrząc w oczy Harry’ego, przybliżył swoją twarz do twarzy więźnia, a jego szept poniósł za sobą chorą radość z możliwości popełnienia zemsty:
- Kłamałem.
To wytrąciło Harry’ego z dotychczasowego spokoju. Napiął nadgarstki w kajdanach, odchylił się do tyłu tak bardzo, jak mógł…
… i splunął w twarz swojemu właścicielowi.
KONIEC ROZDZIAŁU DRUGIEGO
III. NAUCZKA
Harry był niemal pewien, że blondyn poczęstuje go zaraz Cruciatusem. Już wyobrażał sobie, jak inkantacja opuszcza jego usta w niemalże czuły sposób… Draco jednak cofnął się gwałtownie, a jego usta rozciągnęły się w niewielkim uśmieszku. Kręcąc głową, starł ślinę Harry'ego ze swojego policzka.
- Cudownie – powiedział, mrucząc z aprobatą. – Tylko na to czekałem. Oszczędzę ci gadania... W domu dowiesz się, jaka czeka cię kara.
Draco ponownie zbliżył się do drzwi, zapukał w nie, a strażnicy pojawili się w pomieszczeniu.
- Umyjcie go – zarządził. – Ma wewnętrzne obrażenia i parę złamanych żeber – chcę, żeby zniknęły. Zewnętrze rany również, ale nie ważcie się dotykać blizn ani znaku. Kiedy już skończycie, przyślijcie go do posiadłości.
Draco zatrzymał się w połowie drogi do wyjścia. Jego ton był dziwnie zamyślony, kiedy mówił:
- Bądźcie pewni, że jest odpowiednio ubrany. Jego nową garderobę zostawiłem w wieży szpitalnej.
Nowe rzeczy, pomyślał drętwo Harry. Jakoś nie spodziewał się niczego dobrego.
***
Pełną upokorzeń godzinę później, umyty i częściowo wyleczony Harry, został aportowany do posiadłości Malfoyów. Z tego, co zdążył zauważyć, ogromny salon urządzony był ze zbytnim przepychem, zupełnie jak cała reszta domu. Siedział teraz na podłodze i nie wiedział, gdzie podziać wzrok, kiedy trzy pary szarych oczu obserwowały go z nieukrywanym krytycyzmem. Narcyza, Lucjusz i Draco Malfoyowie zajmowali miejsca na skórzanej sofie i oceniali swój nowy nabytek. Wszystkim, co Harry miał na sobie, były żelazne kajdany...
Jego nowe rzeczy, które zostawił dla niego właściciel, składały się z metalowego kołnierza, do którego przymocowane były cztery kółka służące przypięciu smyczy - dwa po bokach, jedno z przodu i jedno z tyłu. Nadgarstki i kostki również zostały skrępowane przez żelazne obręcze. Poza tym, nie miał na sobie zupełnie nic...
Stał w ciszy, nie rozglądając się, ani nie odwracając wzroku, tak dumnie, jak tylko mógł stać, nie mając na sobie żadnego odzienia. Nie pofatygował się nawet, aby zakryć nagie ciało. Byłoby jeszcze bardziej upokarzającym, gdyby tego spróbował. Miał nadzieję, że jego twarz nie zdradza żadnych uczuć...
Lucjusz Malfoy przemówił wreszcie, bardzo gładkim tonem, spoglądając mu w oczy:
- Proszę podejść bliżej, panie Potter.
Harry uśmiechnął się gorzko. Nazywanie go panem Potterem, podczas gdy pozbawiony był jakiejkolwiek deski ratunku od upokorzenia, było po prostu śmieszne. Ale przecież o to im właśnie chodziło; aby czuł się upokorzony. Harry kiwnął lekko głową i postąpił w stronę czarodzieja.
Znalazł się oko w oko z Lucjuszem. Mężczyzna zerknął przelotnie na Draco i spytał:
- Więc... podoba ci się nowa zabawka?
- Niesamowicie – odparł Draco z dzikim uśmiechem. – Jak kiedykolwiek zdołam ci się odwdzięczyć, Ojcze?
- Utrzymywaniem silnej kontroli za każdym razem, synu, i wprowadzeniem w życie wszystkiego, czego cię nauczyłem. Nie wątpię, że to zrobisz.
- Tak, bez zwątpienia – mruknął Draco gorliwie – I myślę, że możesz mi w pewien sposób pomóc.
- Ach – Lucjusz uśmiechnął się – oczywiście. Legilimencja. Wiesz, że Potter stawiałby Ci się... Ale nie panu Czarnej Różdżki, czyż nie?
- Pokaż mi – poprosił Draco. – Chcę ujrzeć jego sekrety, jego najintymniejsze myśli... jego lęki... Chcę ujrzeć wszystko.
- Naturalnie - mruknął Lucjusz. – Bardzo mądrze, synu... – Jego oczy omiotły Harry'ego i wydawało się to niemal czułe.
– Chcę, aby pan klęknął, panie Potter.
Harry drgnął gwałtownie i ukląkł przed nimi, pozwalając swoim rękom opaść po bokach ciała. Patrzył przed siebie bez najmniejszego mrugnięcia. Lucjusz zdjął z jego nosa okulary, a potem zgniótł je pod butem. Harry nie odezwał się ani słowem.
Mężczyzna dotknął dłoni Draco i splótł ich palce. – Obserwuj – wyszeptał cicho Lucjusz.
- On jest przerażony - stwierdził Draco z satysfakcją. Lucjusz skinął głową.
- Wbrew pozorom jest. Obserwuj język ciała, Draco. Spójrz, zaczyna ulegać, ale jednak dla zasady będzie się stawiać. To jest jego sposób na zachowanie kontroli nad sobą. Będziesz musiał przerwać ten nałóg...
- Rozumiem – szepnął Draco. - Cudownie.
Harry zaklął w myślach – Lucjusz przeszywał go wzrokiem na wskroś. Mężczyzna ani trochę nie przypominał swojego potomka, tego przebrzydłego tyrana, który napalał się za każdym razem, kiedy miał okazję komuś dowalić. Nie, on był cierpliwy, chytry i mądry... i oczywiście posiadał Czarną Różdżkę. To narzędzie, które w tej chwili prawie wykłuło Harry'emu oko, ukazywało w pełni swą moc tylko w wypadku, kiedy miało zmierzyć się z czymś sobie równym. Można było ją odebrać dzięki pokonaniu jej właściciela przez oszołomienie, rozbrojenie czy zabicie… Harry skupił się, by jego twarz i oczy nie wyrażały żadnego wyrazu. Jeśli dobrze obliczył czas, miał jedynie ułamek sekundy, by rzucić się na Lucjusza i…
Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, pięść Lucjusza wylądowała na policzku Harry’ego. Chłopak zatoczył się do tyłu i upadł na plecy, uderzając głową w parkiet. Przez dzwonienie w uszach, zdołał usłyszeć Draco, mamroczącego w zaskoczeniu.
- Chyba dałem ci więcej, niż możesz udźwignąć – powiedział Lucjusz, po czym wziął głęboki wdech, całkowicie ignorując Harry’ego. – Nie zauważyłeś tego knującego spojrzenia? Chciał mnie rozbroić, odebrać mi różdżkę…
Harry jęknął żałośnie, kiedy ponownie uderzył o podłogę. Lucjusz znów go ukarał.
Przycisnął dłoń do policzka – o tak, zaczynało kręcić mu się w głowie. Zostanie blizna, na pewno, pomyślał gorzko. I nie mógł się nawet sprzeciwić.
- Może spróbujemy znowu, panie Potter? – zapytał miękko Lucjusz. – Podnieś się i klęknij, proszę. Ale tym razem zachowamy nieco dystansu. Powiedziałbym, jakieś cztery stopy.
Harry cofnął się i znów klęknął, wciąż patrząc prosto przed siebie.
- Zobaczmy…
Draco i jego ojciec unieśli różdżki i wskazali nią na Harry’ego, którego umysł od razu otworzył się dla nich, bez żadnego oporu. Wszystkie jego wspomnienia były dostępne dla największych wrogów… Głos Draco ociekał sarkazmem, kiedy komentował, co widział:
- Cudnie… Zbawca świata mieszkał w schowku! Kto by pomyślał? Miał uratować świat przed Voldemortem, a piętnaście lat spędził na przymusowej głodówce, zamknięty pod schodami przez dwóch przerośniętych, głupich mugoli! Akurat to jest zabawne!
- Ooo… Pierwszy raz Pottera… jak słodko. Cho? Cóż, tak myślałem. O, drugie! No… kto by pomyślał, Dean jest bi? I był na dole!
Nagle, kątem oka, Harry dostrzegł gwałtowny ruch. To Narcyza podniosła się szybko i bez słowa opuściła pokój. Zastanawiał się, dlaczego. Może nie zachwycała się czyimś cierpieniem, jak męska część jej rodziny? Albo może usłyszała coś w ustach Draco, co uznała za ohydne? Czas pokaże.
- Ooo, myślisz, że mojej mamie zrobiło się ciebie szkoda, Potter? – parsknął Draco. – Możesz mieć nadzieję – wziąwszy pod uwagę, że wcześniejsza uleciała. Spójrz, Harry, twój pierwszy rok w Hogwarcie! o, siedziałeś przed lustrem Ain Eingarp. Tak się marnować… biedactwo. A, właśnie – ojcze, kupmy to lustro. Jeśli Potter jest taki dobry, posadźmy go na parę godzin i każmy w to patrzeć; oglądać rodziców i takie tam. Tęsknisz za starymi, co Potter?
Harry czuł gulę w gardle, więc wziął głęboki oddech, aby powrócić do względnej równowagi. Ale nie zignorował pytania. Odpowiedział tylko, starając się, aby jego głos brzmiał jak najbardziej spokojnie:
- Owszem, tęsknię. Bardzo za nimi tęsknię. Każdego dnia.
A potem, korzystając z ciszy pełnej ich zaskoczenia, zebrał całą siłę woli i umiejętności oklumencyjne, jakie posiadał, po czym wdarł się do umysłu Lucjusza przez połączenie zapewnione Czarną Różdżką.
Zobaczył potwierdzenie swoich przypuszczeń.
- Ty – wysyczał Harry w furii. – Połowa ministerstwa jest pod Imperiusem! To ty naciskałeś, aby przyznano mi karę śmierci! To dlatego nie słuchali żadnego sprzeciwu! To całe przedstawienie… po co to? Żeby pozbyć się siedemnastolatka? A może, żeby załatwić nową zabawkę swojemu synalkowi?! Co się stało, Lucjuszu, Draco znudził się zwierzątkami, które torturował i zabijał?
Lucjusz zachichotał w czystym rozbawieniu.
- Panie Potter, nie ma powodów, by dramatyzować. To naprawdę nie był kłopot – różdżka załatwiła to nadzwyczaj szybko. A jeśli pytasz, po co… Nie po to, żeby pobłażać bachorowi, zapewniam cię. Wierzę, że mój syn może wynieść prawdziwe korzyści z lekcji władania kimś takim, jak ty.
Lucjusz wstał i położył dłoń na barku Draco, spoglądając na niego z miłością i troską, od których Harry poczuł mdłości.
Draco złożył pocałunek na dłoni ojca.
- Nie martw się – powiedział tylko. – Dam radę z Potterem. Będę ostrożny. Wiesz, że zawsze jestem.
Lucjusz kiwnął głową i odszedł bez słowa.
Draco i Harry zostali sami.
KONIEC ROZDZIAŁU TRZECIEGO