Rozdział osiemnasty (B)
Draco płynął powoli i niemal bez czucia ku świadomości. Oczy miał wciąż zamknięte, ale blask porannego słońca przesączał się przez powieki. Pozwolił sobie na niespieszne przebudzenie, pławiąc się w otaczającym go cieple, wspaniałym dotyku ciała przyciśniętego do jego klatki piersiowej i drugiego, przytulonego do pleców…
Chwileczkę. Coś tu się nie zgadza.
Draco natychmiast otrzeźwiał i otworzył szeroko oczy, kompletnie zdezorientowany. Patrzył prościutko w piękne, zielone tęczówki Harry’ego. Powoli wypuścił powietrze z płuc, obserwując, jak na twarzy ukochanego rodzi się bezczelny uśmiech.
— Wydawało mi się właśnie, że… — wymamrotał Draco i urwał w pół słowa, gdy wyraźnie poczuł za sobą czyjś ruch. Co jest, do diabła? Wiedział, że oczy zaokrągliły mu się ze zdziwienia do wielkości kociołków, ale Potter wyszczerzył się jeszcze bardziej i bez słowa przyglądał się, jak Draco obraca się gwałtownie, by znaleźć się twarzą w twarz z… Harrym.
— Chyba zwariowałem — mruknął do siebie. Odpowiedział mu niecodzienny odgłos dwóch chichoczących Potterów.
— Spóźniony prezent z okazji rocznicy — powiedział Harry. Mówiąc dokładnie, ten Harry, na którego Draco właśnie patrzył.
Robił to jeszcze przez kolejne dziesięć sekund w totalnej ciszy. Obiekt jego obserwacji, Potter zza jego pleców, przysunął się bliżej i przywarł piersią do przodu Dracona, a potem uniósł rękę i umieścił ją na jego kości biodrowej. Chwilę później nieco poniżej znalazła się druga ciepła dłoń. Samo w sobie zjawisko miłe i mało nadzwyczajne, gdyby ręka ta nie wysunęła się od tyłu. I od razu zrobiło się bardziej gorąco, od razu więcej skóry otarło się o jego własną, więcej pocałunków pokryło jego kark. Zadygotał, a Harry, na którego patrzył, wtulił nos pod jego podbródek i przycisnął usta do szyi.
O jasna cholera, westchnął Draco w duchu, ulegając rozkoszy pocałunków obu Harrych i ich rękom, które wędrowały w dół jego ciała. Od czasu do czasu muskały się wzajemnie, ale nie przerywały badania każdego skrawka skóry Dracona.
Głośno przełknął ślinę i jęknął przeciągle, gdy dwie pary ust wśród cichych, żarliwych odgłosów kontynuowały pocałunki, dwa języki przesuwały się wygłodniale po jego ciele.
— To… — wydusił z trudem, zanim stwierdził, że utracił czasowo zdolność artykułowania. Harry za jego plecami okrutnie porzucił pieszczenie wargami wypukłości kręgosłupa i przesunął usta w pobliże jego ucha.
— …spełnienie twojej ulubionej fantazji, chciałeś powiedzieć? — zapytał zawadiacko i powiódł czubkiem języka po małżowinie ucha Dracona.
— To nie może być prawdziwe — wyszeptał Draco. Język Pottera stawał się coraz bardziej natarczywy, zapuszczał się głębiej, prześlizgiwał po każdym łuku i chrząstce ucha. Wszystkim, co Draco teraz słyszał, był ciężki, przyspieszony oddech kochanka. Huczało mu od niego w głowie, podobnie jak od myśli o niewiarygodnych możliwościach, które nagle znalazły się w zasięgu ręki.
Uniósł na chwilę powieki i ujrzał morze czarnych włosów. Czarne włosy pod brodą, poruszające się leniwie w rytmie łagodnych pocałunków składanych na szyi; czarne włosy na wysokości skroni, cisnące się do oczu.
— Ale jest prawdziwe — wymruczał Harry w jego szyję. — Najpierw rozkosz, potem wyjaśnienia, zgoda?
I cóż Draco miał począć? Sprzeciwić się? Mowy nie ma!
— Mmm — wyjęczał i zaczął zwijać się z oczekiwania pomiędzy dwoma ciałami, czując, jak napiera na niego obiecująco łącznie pół metra erekcji, jak oba penisy ocierają się powoli o jego uda i pośladki, każdy w swoim własnym, niezależnym rytmie.
Draco dopiero wtedy zorientował się, że został delikatnie zmuszony do zmiany pozycji, gdy leżał już płasko na plecach i patrzył na dwóch bliźniaczych Harrych. Paląca żądza eksplodowała mu boleśnie w żołądku na myśl o tym, co ci dwaj mogli z nim zrobić, do czego mogli go skłonić. Każdą z jego nóg obejmowała swobodnie para ud, obaj Potterzy tulili się do jego bioder i kiedy Draconowi zdawało się, że nic już nie może go podniecić jeszcze bardziej, właśnie tak się działo.
Okrywająca ich kołdra zsuwała się coraz niżej, aż wreszcie wylądowała w końcu łóżka i cała trójka została kompletnie odsłonięta. Draco spojrzał w dół, żeby nacieszyć się widokiem cudownie rozmnożonego kochanka i zobaczył, że obie jego wersje obejmują się w pasie. Och, Merlinie! Oni się dotykają!, pomyślał. No dobrze, po prostu tylko położyli sobie wzajemnie ręce na biodrach, ale i tak działało to bardziej rozgrzewająco niż upalny letni dzień. Draco nie potrafił oderwać wzroku od dłoni błądzących ostrożnie po biodrach Potterów z czcią niemal równą tej, z jaką dotykali jego.
— Aaahmm… — Usłyszał własny jęk, który wyrwał mu się z gardła, gdy z trudem przełykał ślinę. Obydwu Harrych zareagowało śmiechem. Jeden z nich pochylił się i pocałował go prosto w usta, siłą rozwierając mu wargi i wpychając do środka mokry, ruchliwy język. Sekundę później Draco nie tylko przyjął pocałunek, ale wręcz rzucił się w niego głową naprzód. Miażdżył ustami usta Harry’ego i rozpływał się z przyjemności na dźwięk gorączkowego, spragnionego odgłosu, którego wibracje połaskotały mu wargi i przeniosły się dalej, na zęby.
— Boże, szkoda, że siebie nie widzisz — wymruczał Harry, co było strasznie dziwne, ponieważ Draco z absolutną pewnością wiedział, że Potter właśnie go całuje. Wiedział też jednocześnie, że się nie przesłyszał. Oczywiście, że nie. W końcu było z nim dwóch Harrych. Niemniej… niełatwo się przyzwyczaić do czegoś podobnego.
Moment później dwie ręce znalazły się na piersi Dracona i zaczęły ją głaskać, z rosnącym zdecydowaniem wędrując w kierunku podbrzusza. Nie zdołał się opanować. Wygiął się ku dotykowi, a Harry, zadyszany identycznie jak Draco, przerwał pocałunek. Twarz Pottera pokrywał ostry rumieniec o najbardziej seksownym z odcieni. Drugi Harry odsunął go z drogi, by zażądać swojego pocałunku, i Draco z fascynacją patrzył, jak muskają się policzkami przy zmianie miejsc, ochoczo dzieląc go między sobą. Są moi, pomyślał zachwycony. Obaj są moi!
Tym razem pocałunek był bardziej czuły, mniej natarczywy, ale tak samo idealny. Jednak już chwilę później umysł Dracona uległ całkowitemu zaćmieniu, ponieważ obu Harrych doszło do wniosku, że najwyższy czas zająć się jego kroczem. Dotyk dwóch par rąk, które głaskały, drażniły i pieściły penisa oraz jądra był… Chryste, czymś niewiarygodnym. Draco nie potrafił rozeznać się wśród tylu pracowitych palców jednocześnie badających teren. Wrażenia zlały się w jedno wielkie, wrzące, gorączkowe podniecenie i Draco mógł tylko rozłożyć nogi tak szeroko, jak się dało, zanim mięśnie ud odpowiedziały ostrym bólem. Palce poruszały się tym natarczywiej, im bardziej wyginał ciało niczym bezwstydna dziwka. Ale przecież tak bardzo pragnął ich inwazji!
Wargi Harry’ego delikatnie dotykały jego własnych. Draco czuł, jak wilgoć śliny nadaje pocałunkowi zmysłowy, tkliwy charakter. A kiedy drugie usta zamknęły się wokół sutka i łagodnie na nim zacisnęły, wydał dźwięk do złudzenia przypominający gulgot. Najwyraźniej nawet niewerbalna komunikacja zaczęła wymykać mu się spod kontroli pod naporem niewiarygodnie rozpalających doznań.
— Chcemy cię zerżnąć — wyszeptał jeden z Harrych, na co Draco jęknął prosto w usta drugiego i gwałtowanie naparł kroczem na ręce obu Potterów w nadziei, że któraś z nich powędruje wreszcie niżej i zabawi się jego wejściem, aż zacznie skręcać się z tęsknoty za kochankiem. Kochankami, skorygował w skołatanej głowie.
Dobry Merlinie! Jak, na wszelkie świętości, miał zadowolić dwóch Harrych? Penis drgnął mu na samą myśl i w tej samej chwili pocałunek został nagle przerwany. Draco otworzył oczy i stwierdził, że obaj ukochani patrzą na niego z wyrazem uwielbienia na twarzach.
— Wiem, że tego chcesz — wymruczał podstępnie drugi Potter i wyciągnął rękę, żeby dotknąć nabrzmiałej, zaczerwienionej dolnej wargi Dracona, po czym wsunął mu do ust palec do possania. Nacisnął opuszką czubek języka, niemal go głaszcząc, jakby wabił go i zachęcał do zabawy. Draco rozpoznawał własny smak na palcu Harry’ego, niepowtarzalny, trącący piżmem i mięsem aromat podniecenia. Zatrzepotał lekko językiem i powiódł nim wzdłuż paznokcia Pottera, zatoczył krąg wokół opuszki i w końcu, lekko wciągając policzki, wessał palec głębiej. Obu Harrych westchnęło i uśmiechnęło się na ten widok, Draco zaś wyciągnął rękę, żeby przytrzymać nadgarstek Pottera. Chciał possać więcej palców. Nie, cholera jasna, chciał ssać ich kutasy. Każdego z osobna. Oba naraz. Chciał ssać, lizać i kąsać, aż rozboli go szczęka, a sperma zaleje mu gardło i ścieknie po brodzie.
— Co za marnotrawstwo talentu takich ust — mruknął jeden z Harrych, na co drugi lekko pochylił głowę i przyjrzał się dokładniej, jak Draco sugestywnie imituje fellatio, spoglądając na obu kochanków spod półprzymkniętych powiek.
— Mhm, chyba wiem, co miałeś na myśli — odparł Potter swojemu sobowtórowi, po czym wyciągnął palec i uwolnił dłoń z niezbyt kurczowego uchwytu Dracona.
Materac ugiął się pod rozdwojonym Harrym. Draco patrzył, jak obaj klękają i uśmiechają się z góry do niego. Podciągnął się na łokcie, żeby mieć lepszy widok i, na bogów, nie rozczarował się. Potterzy dotykali się wzajemnie. Tym razem nie tylko na biodrach. Wielkie nieba. Draco chyba nigdy nie oglądał czegoś równie seksownego jak dwóch identycznych Harrych pieszczących sobie gotowe do czynu erekcje i dwie pary wpatrzonych w niego wygłodniale zielonych oczu.
— Chodź tu, Draco — powiedział Harry. To znaczy jeden z Harrych.
Draco był jak skamieniały. Nie wiedział, do którego z nich ma się zbliżyć, którego dotknąć najpierw. Oblizał wyschnięte wargi, zapisując w pamięci widok obydwu, zabawiających się ze sobą. Jeden z nich wypuścił z ręki penisa drugiego i w zamian wziął w dłoń jego jądra, ścisnął je mocno w sposób, który Harry tak lubił. Draco wydał urwany jęk i na czworakach podpełznął bliżej, tak że po chwili wszyscy razem klęczeli w bardzo seksownym i bardzo nagim trójkącie.
Draco uniósł obie ręce, ostrożnie zanurzył palce we włosach obu Potterów i przyciągnął ich głowy do siebie. Obaj błyskawicznie zrozumieli, o co mu chodzi i jednocześnie złożyli się do pocałunku. Dziwnie i niełatwo było ustawić się tak, żeby trzy pary ust zetknęły się ze sobą, ale po małej korekcie pozycji — zwłaszcza nosów — manewr zakończył się sukcesem. Draco poczuł na wargach i zębach dwa natarczywe języki i dołączył do nich własny, prześlizgując się po ich mokrej powierzchni. Twarze całej trójki przywarły do siebie, usta i policzki zalśniły od śliny. Ciało Dracona znalazło się tak blisko obu Potterów, że wyczuwał ruchy ich ramion, kiedy się pieścili, a sposób, w jaki ich knykcie muskały wewnętrzną stronę jego erekcji, doprowadzał go do obłędu.
Jeden z Harrych odsunął się nieco, a wtedy Draco, oszalały z pożądania, pociągnął drugiego do porządnego pocałunku, takiego, przy którym zęby dzwoniły o siebie i po którym mogły pozostać siniaki.
— Draco… — wyszeptał Potter łagodnie. Jedyną odpowiedzią, na jaką stać było Dracona, okazał się gardłowy jęk. — Weź mnie w usta, Draco — prosił dalej Harry. — Chcę patrzeć, jak mnie ssiesz. Jak ssiesz nas obu.
Mmm… DWA wielkie, grube, przepyszne kutasy, przemknęło Draconowi przez głowę, kiedy przerwał pocałunek, z oczami wciąż zamkniętymi i rodzącym się na wargach leniwym uśmiechem. Ciekawe, czy dam radę połknąć oba na raz?, myślał, a żądza wyginała mu usta coraz szerzej. Uniósł lekko powieki, gdy poczuł na ramieniu ciężką dłoń, która spychała go w dół i zmuszała do wygięcia pleców w łuk, dopóki się nie cofnął, niechętnie tracąc kontakt z gorącem obu ciał ukochanego.
Patrząc na Harry’ego z bliska, nie potrafił wyjść z podziwu nad perfekcją jego rozdwojenia. Jak, na wszystkie świętości tego świata, mogły istnieć dwa egzemplarze tak doskonałego mężczyzny? Bijąca od nich woń była… po prostu nieziemska. Draco obserwował w skupieniu dwie erekcje, które prężyły się i dygotały, możliwe, że pod wpływem delikatnej stymulacji jego gorącym oddechem. Wrył sobie ten widok głęboko w pamięć, a potem rozchylił wargi i wysunął język.
Nie umiał zdecydować, którego wybrać najpierw, zamknął więc oczy i wychylił się na oślep. Jego język napotkał nagle słoną wilgoć, do uszu wdarł się ostry jęk jednego z Potterów, a we włosach znalazła się ręka, skręcająca je niemal boleśnie w próbie przytrzymania mu głowy i głębszego wciśnięcia penisa. Draco obrabiał ustami cudowną, śliską żołądź, powoli obracał wokół niej językiem, by zebrać cały smak Harry’ego, zanim zdecydował się przeprowadzić natarcie na szczelinkę, pokonując jednocześnie skurcz ściśniętego z podniecenia gardła.
Mokry czubek penisa drugiego Pottera poczuł na policzku już wtedy, gdy muskał wargami żołądź pierwszego. Wolny członek połaskotał go w kącik ust, jakby szukając uwagi, a może nawet wejścia. Draco otworzył wreszcie oczy i zobaczył, że jeden z Harrych, trzymając penisa, kieruje go pod kątem ku drugiemu przyrodzeniu i pociera o nie tak, że wilgotne od śliny trzony przesuwały się obok siebie, oba jednakowo spragnione dotyku języka.
Zrobił jedyną rzecz, jaka przychodziła mu na myśl. Otworzył usta najszerzej jak mógł i wziął w nie tyle, ile zdołał. Mocno zacisnął wargi wokół niezwyczajnego kształtu i zassał energicznie, stwierdzając z triumfem, że jego kubki smakowe zalała podwójna ilość lepkiej cieczy.
Potterzy napierali ostrożnie na jego wargi i jęczeli z pragnienia na widok, który musiał być rzeczywiście niewiarygodny, ale Draco mógł myśleć tylko o swoich idiotycznych, o wiele za wąskich ustach i irytująco zawadzających zębach. Chciał mieć ich w sobie. Razem. Pragnął być rozciągliwy w tym miejscu tak samo jak w odbycie, poddać się ich woli, pozwolić, by zadławili go samymi swoimi rozmiarami. Niestety, udało mu się jedynie pochłonąć obie główki i aż zaskomlał z rozczarowania, że nie da rady dosięgnąć wargami nawet wrażliwej nasady napletków. Kurwa! Było tego tak cholernie dużo! Draco Malfoy, najszczęśliwszy drań na świecie, pomyślał na sekundę przed tym, jak zrezygnował z pomieszczenia w ustach obu penisów naraz i w zamian zabrał się za gwałtowną, naprzemienną pieszczotę raz jednego, raz drugiego. Przesuwał po nich maksymalnie zwilżonym językiem, ze swobodą poruszając się między dwiema erekcjami. Te atakowały go chaotycznie, często nie trafiały w usta, mocząc za to policzki lub podbródek, albo niechcący trącały go w nos, tak że już wkrótce cała dolna połowa jego twarzy kleiła się od preejakulatu i silnie pachniała penisem. Penisem Harry’ego.
— Chryste! — zachłysnął się jeden z Harrych.
— Wiem — wydyszał drugi w odpowiedzi.
Jawny dowód sprawianej im rozkoszy zmotywował Dracona do zdwojenia wysiłków. Rozkołysał całe wsparte na wyprostowanych rękach ciało tak, że uderzał głową o ich brzuchy, wyrywając im z gardeł więcej zduszonych jęków.
Bez najmniejszego ostrzeżenia na jego ramionach znalazły się dłonie, które odepchnęły go mocno w tył. Przez moment chybotał się na klęczkach, a potem przewrócił się i wylądował na plecach w dziwaczej pozycji, z łokciami i kolanami w powietrzu. Czuł swoje tętno w każdym skrawku skóry i głęboko pod nią. Wszystkie jego organy zdawały się kurczyć i pulsować rytmicznie, zamieniając ciało w jeden wielki wir. Potterzy patrzyli na niego z góry z rozpalonymi, czerwonymi policzkami, a ich przeraźliwie zielone oczy poczerniały wręcz z żądzy.
Draco obserwował, jak twarze rozdwojonego kochanka przybierają wyraz obiecujący erotyczne okrucieństwo: ich usta wygięły się, oczy zwęziły w szparki. Obaj opadli na czworaki i zaczęli pełznąć ku niemu, a Draco nagle poczuł się niczym ścigane zwierzę, które za chwilę zostanie pożarte i, do jasnej cholery, chce być pożarte.
— Czy ty wiesz, Draco, co jest w tobie takiego, od czego staje mi jak skała? — mruknął jeden z Harrych lubieżnie. — Jesteś kurewsko łasy na fiuty. Ty je po prostu kochasz.
Rozpalony Draco miał wrażenie, że od tych słów zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco. Wydał z siebie roztrzęsiony jęk, na co Potterzy uśmiechnęli się złowieszczo i przygwoździli go do materaca swoimi ciałami, niezdolnego do ruchu i wystawionego na ich łaskę. Marzył, żeby go niecnie wykorzystali. Żeby sprawili mu ból. Pragnął czuć skutki ich żądzy przez wiele kolejnych dni.
Położyli się na nim, ich śliskie ciała ocierały się zmysłowo o jego nadwrażliwą od nadmiaru stymulacji skórę, o jego niezmordowaną, więcej niż bolesną twardość.
— Powiedz nam, czego chcesz… — Harry urwał, żeby pocałować Dracona w szyję i pierś, z małą przerwą na uszczypnięcie stwardniałego sutka.
— Chcę… — wydusił Draco, czując, jak każda jego cząstka pulsuje pod dotykiem Potterów. Ręce, nogi, usta… Nie mógł się skupić. Za dużo wrażeń.
Czubek palca powędrował kusząco przez jego klatkę piersiową do brzucha, gdzie zagłębił się w pępku i rozciągnął go sugestywnie, by po chwili udać się niżej, przez prostą jak strzała erekcję aż do nabrzmiałych jąder. Draconowi wyrwał się z ust autentyczny szloch. Dawno przestał się przejmować, czy zachowuje się po męsku i panuje nad sobą. Potterzy zdążyli się zorientować, że odebrali mu władzę nad własnymi reakcjami już w momencie jego przebudzenia.
Dłoń trzymająca jego mosznę przeniosła się na penisa i głaskała go czule, ale nawet ten ostrożny kontakt był zbyt silnym bodźcem. Plecy Dracona wygięły się bezradnie pod ciężarem dwóch ciał. Krzyknął głośno. Ręka zacisnęła się odrobinę mocniej i przestała poruszać, dając mu szansę na wzięcie się w garść i przyzwyczajenie do intensywnej pieszczoty. Draco z wysiłkiem zrobił kilka głębokich oddechów, wydmuchując powietrze przez nos i cały ten czas kurczowo zaciskał powieki, żeby nie widzieć ich oczu. Były dla niego nie do zniesienia. Za mocno uwodziły. Zbyt podniecały.
Po dłuższym momencie milczenia obu Harrych na nowo podjęło subtelną zabawę. Składali leciutkie, wilgotne pocałunki na skórze Dracona i obchodzili się z jego członkiem tak uważnie, jakby był najcenniejszą rzeczą na świecie.
— Czego pragniesz, Draco? — zapytał znów Harry, kąsając go w bark. — Wystarczy, żebyś powiedział. Naprawdę, ale to naprawdę chcemy to usłyszeć. — Dłoń gładząca jego erekcję zwiększyła nacisk, jakby na znak, że nie była to prośba, a raczej rozkaz.
Draco westchnął głęboko, usiłując pozbierać rozlatane myśli. A kiedy jego sutek przygryzły zęby, wybełkotał tylko:
— Zerżnijcie mnie.
— Obaj? — zapytał jeden z nich kokieteryjnie.
Nagła wizja podwójnej penetracji przemknęła przed oczami wyobraźni Dracona. Omal nie zapiszczał w obliczu spodziewanego prawdziwego bólu. Nie, to nie było to, o czym traktowały jego fantazje.
— Tak, ale… — wymamrotał i wygiął plecy tak, żeby zęby Pottera wbiły się mocniej w pierś, siniacząc ją, a może nawet, przy odrobinie szczęścia, przegryzając skórę do krwi.
— No dalej, Draco — ponaglał Harry. — Kochamy cię. Możesz nam śmiało powiedzieć, jak chcesz to zrobić. Ze szczegółami, o ile nie sprawi ci to problemu — dodał ze śmiechem, a jego bliźniacza podobizna zawtórowała z ustami tuż przy sutku Dracona.
— Nie mogę — odpowiedział gwałtownie. — Po prostu nie przestawajcie… — Merlinie, jeżeli Potter usłucha i naprawdę nie przerwie obrabiania mu ręką kutasa, spuści się na miejscu!
— A tak, widzę — zachichotał Harry złośliwie. — No to załatwmy najpierw to jedno, w porządku?
Draco nie musiał nawet otwierać oczu, by się zorientować, że jeden z kochanków zsuwa się w dół z rozchylonymi ustami, gotów wziąć go między te bezczelne wargi i wessać do środka. Tak też się stało. Harry to zrobił, a jedyną rzeczą, o której mógł myśleć Draco, była wilgoć, ciepła wilgoć. Przygryzł wnętrze policzka i aż stęknął w wrażenia. Ciasny pierścień ust Harry’ego przesuwał się po erekcji w górę i z powrotem w dół, niemożliwie nisko i głęboko, dopóki Draco nie wyczuł żołędzią dna gardła ukochanego. O kurwa. Prawie żadnego tarcia, jedynie doznanie ciasnoty i język Pottera zawijający się idealnie wokół członka.
Nagły impuls nakazał Draconowi, by spróbował wstać i odepchnąć Harry’ego, w innym razie znajdzie się za blisko krawędzi orgazmu, ale drugi Potter przytłoczył go swoim ciałem i przytrzymał za ramiona, unieruchamiając niemal całkowicie — z wyjątkiem podrygujących bioder, które za nic nie chciały się uspokoić.
— Bez oporu — powiedział Harry łagodnie, patrząc na niego z bliska. Draco oklapł, niezdolny do dalszej walki. Odchylił głowę w tył i zamknął powieki. — Oczy mają być otwarte — zrugał go Potter i pocałował w czubek nosa. — Chcę cię obserwować. Nigdy nie mam szansy tego zrobić, kiedy dochodzisz w moich ustach.
Draco chciał coś odpowiedzieć, ale wydał tylko słaby, nieporadny jęk, od którego wypisana na twarzy Harry’ego chęć drażnienia zamieniła się w wyraz czułości. Patrzył na oblicze Pottera, ledwo je dostrzegając, bo to, co działo się na dole, zupełnie blokowało wszystkie inne bodźce. Jeśli Harry natychmiast nie przestanie mu tak cudownie obciągać, serce Dracona eksploduje wraz z orgazmem. Kontrola nad własnym ciałem stawała się coraz trudniejsza, wszystkie mięśnie drżały i pulsowały w maniackim rytmie jego tętna.
— Hej — szepnął Harry. — Na serio jestem w tym tak dobry?
Draco po raz pierwszy od początku tego rozkosznego natarcia zdołał się roześmiać.
— Rany boskie, tak — wysapał, odruchowo podrzucając biodrami, by wcisnąć się głębiej w usta Pottera. — Pocałuj mnie — dodał bez tchu.
Harry zbliżył twarz. Moment później jego miękkie, spęczniałe wargi otarły się o usta Dracona, a smak jego języka był niczym wielka ulga. Druga para ust kochanka kontynuowała swoją szybką wędrówkę wzdłuż rozpalonego penisa, wzbogacając ją o ostrożny dotyk zębów. Nie, już dłużej nie wytrzyma.
Odwrócił głowę w bok, uciekając przed pocałunkiem Harry’ego, i wyjęczał:
— O boże. Ja zaraz…
Raptowne szarpnięcie za szczękę zmusiło go do powrotu do poprzedniej pozycji. Draco uniósł wzrok i napotkał oczy patrzącego na niego z góry Harry’ego.
— Dawaj — wymruczał Potter miękko i ciało Dracona usłuchało bez pomocy świadomości. Orgazm przypominał pulsującą w jego brzuchu kulę żaru, która eksplodowała w jednej chwili, gdy Harry jeszcze raz wessał żołądź. Draco krzyknął.
Z całych sił starał się nie przerywać kontaktu wzrokowego z ukochanym. Czuł, jak jego własna twarz kurczy się niczym w ogromnym bólu, podczas gdy przeżywał coś całkowicie odmiennego. Strzelając spermą w gardło jednego Harry’ego, wpatrywał się w zachwycone, pełne uwielbienia oczy drugiego, a napięcie uchodziło z niego wraz z każdą porcją wyrzucanego nasienia. Szczytowanie zdawało się trwać wieki, ale Harry wciąż nie przestawał pieścić go ustami i przesuwać nimi lekko po drżącym gwałtownie penisie, który po kilku finałowych skurczach wreszcie znieruchomiał.
Draco wydał ostatni jęk rozkoszy i opadł bezwładnie, czując, jak całe jego ciało poddaje się zmęczeniu.
— Czy już ci kiedyś mówiłem, jaki jesteś piękny? — wyszeptał Harry z powagą i czubkiem palca odsunął kosmyki włosów ze spoconego czoła Dracona. Draco nie był w stanie odpowiedzieć. Nie miał pojęcia, jakich słów użyć. Patrzył więc tylko, niezdolny wyrazić głębi miłości, jaka ich łączyła.
Drugi Potter wspiął się po ciele Dracona do góry i położył u jego boku, w zadowoleniu oblizując usta, jakby połknął właśnie najwspanialszy smakołyk na świecie. Przez dłuższy moment leżeli we trzech w milczeniu, a każdy z nich po swojemu dochodził do siebie, cały czas zajęty myślami o tylu niewykorzystanych jeszcze możliwościach. Trudno było nie wyobrażać sobie, co mogliby ze sobą zrobić, zwłaszcza że mieli do dyspozycji dwie aż nadto gotowe do czynu, bardzo twarde erekcje. Napierały one z dwóch stron na ciało Dracona, on zaś zastanawiał się, czy da radę zaspokoić obu Potterów. Z całą jednak pewnością — i radością — spróbuje.
— Wiesz — odezwał się Harry cicho. — Uwielbiam twój smak. Mógłbym zatonąć w twojej spermie.
Draco zachichotał ciepło.
— Przestań — powiedział Potter numer dwa. — Bo naprawdę będę zazdrosny.
— Nie kłócić się, chłopcy — uciął żartobliwie Draco. — Jest tyle innych otworów, z których możecie skorzystać. — Przesunął ramiona tak, żeby wsunąć je pod szyję każdemu z Harrych i przytulić do siebie zaborczo.
— Ale ja chciałem, żebyś doszedł w moich ustach — zamarudził uroczo Potter.
Draco potrząsnął głową z rozbawionym niedowierzaniem.
— Możesz skosztować, jeśli chcesz — zaproponowała natychmiast jego bliźniacza podobizna. Draco poczuł nagle, jak przebiega przez niego pierwszy dreszcz świeżej energii. W totalnym oszołomieniu patrzył, jak obaj Potterzy podnoszą się, nachylają ku sobie nad jego ciałem i toną w intensywnym, głębokim pocałunku.
— Merlinie! — wyrwało się Draconowi w gwałtownym wybuchu nowej żądzy. Uważnie obserwował pocałunek, notując w pamięci najmniejszy szczegół. Ich wargi przylgnęły do siebie ostrożnie, a od czasu do czasu Draco dostrzegał między nimi błysk wilgotnego, skręcającego się uwodzicielsko języka. — O kurwa — szepnął, czego ani jeden, ani drugi Harry zdawali się nie słyszeć.
Gdy oderwali się w końcu od siebie i skierowali na niego wzrok, w ich oczach dało się odczytać wyrachowane, wciąż niezaspokojone pragnienie. Draco patrzył, jak wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
— Ty mu obciągnąłeś — powiedział jeden Harry do drugiego — więc sprawiedliwie będzie, gdy ja wyliżę mu dupę.
Pożądanie momentalnie sparaliżowało Dracona. Dopiero po sekundzie zdobył się na bełkot protestu.
— Halo! Ja tu jestem. Tutaj, w tym samym pokoju! — Obie wersje ukochanego odwróciły w odpowiedzi głowy i przyglądały mu się w milczeniu, jakby był jakimś szczególnie interesującym okazem fauny. — Wiecie, nie jestem tylko kawałkiem mięsa — dodał już mniej pewnie, czując, jak jego słowa tracą moc pod ich intensywnym spojrzeniem.
— Ależ owszem, jesteś — stwierdził jeden z Harrych dobitnie. — Zrobisz, co ci każemy. Bez wyjątków.
Cudownie. Wypowiedziane przez Pottera słowa sprawiły, że Draco znów zadygotał i nerwowo oblizał wargi.
— Hmm — wtrącił się drugi Harry. — Tak się składa, że obaj jesteśmy miłośnikami mięsa. Zwłaszcza krwistego, surowego i delikatnego.
O boże. Niech natychmiast przestaną gadać, zanim spuszczę się na siebie, błagał Draco w duchu.
— Dalej, Malfoy — zarządził pierwszy Potter. — Hop, hop, wstawaj. Chyba nie oczekujesz, że on wsadzi ci język w tyłek rozpłaszczony na materacu, co nie?
Draco doszedł do wniosku, że brutalny manewr, zmuszający go do ustawienia się na czworakach pośrodku łóżka, może być całkiem przyjemny. Zadrżał i gwałtownie zamknął oczy, kiedy ciepła dłoń dotknęła jego boku i objęła krągłość pośladka. Powiercił tyłkiem w nadziei, że robi to w sposób pełen wyrafinowania, a nie żałosnej potrzeby. Westchnął z ulgą, czując delikatny pocałunek w okolicy krzyża.
— Szkoda, że go nie widzisz — powiedział ze zdumieniem Harry klęczący tuż przy głowie Dracona. — Gdyby był kotem, zacząłby mruczeć. — Draco spojrzał na Pottera spod rzęs i powolutku, z premedytacją, zatoczył czubkiem języka krąg po swoich wargach, wyginając jednocześnie plecy i wypinając pośladki prosto w twarz drugiego Harry’ego. — Kocham cię — wyrzucił niespodziewanie pierwszy, na co Draco odmruknął tylko:
— Pocałuj mnie.
Obaj kochankowie zdecydowali się w tym samym momencie dotknąć ustami jego ciała. Draco miał wrażenie, że znalazł się w siódmym niebie. Pocałunki były podobne, jednakowo leniwe, choć stanowcze i składane w tak odmiennych miejscach.
Przez chwilę zastanawiał się, czy Potterzy porozumiewali się ze sobą telepatycznie, co z pewnością wyjaśniłoby idealną synchronię pracy ich języków, wślizgujących się do ust i odbytu. Jęk, który wyrwał się Draconowi prosto między wargi Harry’ego, najlepiej świadczył o jego pełnej uległości wobec żądań rozdwojonego ukochanego.
Ale nawet ta gra wstępna okazała się zbyt trudna do wytrzymania. Harry wtulił twarz w kark Dracona i kąsał go namiętnie w szyję i obojczyk, a on skręcał się na cudowną myśl o różowych i fioletowych siniakach, które zostaną mu na pamiątkę przynajmniej na kilka następnych dni.
Drugi Harry ugniatał mocno dłońmi pośladki Dracona, wbijał palce w ich jędrną powierzchnię mięśni, podczas gdy jego usta wędrowały nieustannie wzdłuż szczeliny i zwilżały pracowitymi pociągnięciami języka każdy skrawek gładkiej, bezwłosej skóry. O największe dreszcze przyprawiały jednak Dracona wargi Pottera, którymi pocierał silnie unerwiony krąg wokół wejścia. Nie wspominając o cudownym dźwięku rozlegającym się za każdym razem, kiedy wpychał język do wewnątrz.
Draco nie miał pojęcia, jak długo to trwało, ale jeśli odrętwiałe mięśnie mogły o czymś świadczyć, czas ten nie był krótki. Z ust Dracona wyrywały się żałosne, nieskładne skomlenia, a jego umysł ledwo nadążał za tym, co robiły z ciałem dwie pary zachłannych rąk.
Dopiero gdy jeden z Harrych wychrypiał „Na litość boską, zerżnij go wreszcie, bo zaraz tu umrę”, Draco zorientował się, że istnieje jeszcze coś poza splątanym kłębkiem doznań w jego brzuchu.
Potter oderwał wreszcie wargi od jego tyłka z mokrym i głośnym cmoknięciem. Skóra Dracona zapiekła nagle tam, gdzie podrażniły ją ledwo wyczuwalne igiełki zarostu i odzywała się bólem jeszcze długo po tym, jak Harry się wycofał. Zaraz jednak negatywne wrażenia osłabły, kiedy dwa śmiałe palce rozsunęły pośladki i wśliznęły się do środka. Draco, od dawna spragniony penetracji, wypuścił powietrze z głośnym jękiem, modląc się w duchu, żeby Harry nie kazał czekać mu zbyt długo na zastąpienie palców inną, bardziej pożądaną częścią ciała.
— Powiedz mi, co to za uczucie — poprosił jeden z Potterów drugiego pełnym podniecenia głosem. Draco mógł mu tylko zawtórować. Merlinie, o tak. Powiedz mu, co czujesz. Powiedz mu, jaka ze mnie kurwa, która tylko czeka, żeby dorwać się do fiuta i pozwala zrobić ze sobą wszystko.
— Mmm… Wszystko w nim pulsuje, gorące i wilgotne — wymruczał Harry numer dwa. Draco patrzył niczym zahipnotyzowany na pierwszego Pottera, który wziął właśnie swój członek do ręki i zaczął go masować tuż przed nosem Dracona. Od intensywnej woni ukochanego ślina napłynęła mu do ust, a język sam wysunął się na zewnątrz. Harry zachichotał. — Jego dziura jest rozciągnięta i żarłoczna — ciągnął lubieżnie głos numer dwa. — Za każdym razem, gdy wsuwam się w niego po knykcie, zaciska się wokół mnie i mam wrażenie, że cały nabrzmiewa i tętni w środku, jakby błagał o dotyk. — Chwila ciszy, a po niej: — On naprawdę chce, żebym go wypieprzył. Wiem, co mówię.
O kurwa, tak, syknął Draco w duchu i zaczął coraz rytmiczniej na przemian nabijać się na palce Harry’ego i zsuwać się z nich, z całych sił zaciskając mięśnie odbytu, jakby obawiał się utraty kontaktu i jednocześnie chciał wzmocnić doznania.
Poczuł dłoń chwytającą go za podbródek i zmuszającą do uniesienia głowy, dopóki nie spojrzał Potterowi prosto w twarz. Kątem oka wciąż dostrzegał jego dłoń, niespiesznie pieszczącą erekcję.
— Chcesz, żeby to zrobił? — spytał Harry i uśmiechnął się lekko, choć drapieżnie, na co puls Dracona osiągnął zawrotne tempo.
— Co? — wykrztusił, za nic nie mogąc sobie przypomnieć, o co właściwie pyta go ukochany. Zamiast dwóch palców miał już w sobie cztery i mimo że rozkoszował się dodatkowym rozciąganiem, musiał pożegnać się z głębokością penetracji, co tylko skłaniało go do silniejszego ujeżdżania dłoni Pottera.
— Chcesz, żeby cię zerżnął? — Mina Harry’ego znów złagodniała, być może pod wpływem wypisanej na obliczu Dracona trudności z porządkowaniem myśli.
— Tak — zajęczał i zamknął oczy, kiedy czubek penisa Pottera uderzył go w policzek, znacząc go lepkim śladem o piżmowym zapachu, tuż poza zasięgiem języka. — Chcę cię też wyssać — szepnął prowokująco, ale na tyle niewinnie i nieśmiało, że Harry wydał z siebie zduszone stęknięcie. Nie odmówił sobie jednak potarcia żołędzią o wargi Dracona i pozwolił mu na dwa krótkie liźnięcia, po czym wycofał się wraz z drugim Potterem, który w tej samej chwili wyciągnął palce z odbytu. — Harry, proszę — błagał Draco, bezwstydnie oddając się w ich ręce.
— Dla ciebie wszystko — odszepnął Potter i czule pogłaskał go po policzku. A potem znów chwycił go pod brodę i skierował jego półotwarte usta ku swojemu członkowi. Nareszcie.
Draco zawinął język wokół cudownego, potężnego trzonu, czując, jak Harry znajdujący się za nim ustawia się w pozycji i pcha. Ciężka fala przyjemności towarzysząca dobrze znanemu wrażeniu rozpierania zamieniła ciało Dracona w galaretę. Jęknął przez przeszkodę wypełniającą mu usta i skupił się na swojej dziurze, w której Harry wytyczał właśnie rozpaloną ścieżkę. Boże drogi, to było aż za dobre.
Skrawkiem świadomości zarejestrował, że obie kopie ukochanego wsuwają się synchronicznie w oba otwory jego ciała. W momencie maksymalnego zagłębienia rozdwojony Potter robił krótkie przerwy, a Draco pławił się w rozkoszy bycia wypełnionym po brzegi. Gdyby tylko mógł pomieścić w ustach całą długość Harry’ego, umarłby ze szczęścia, niestety musiał zadowolić się tym, co wykonalne. Dobrze, że obaj Potterzy narzucili kontrolowany, leniwy rytm, nacierając na jego ciało, zawłaszczając je. Byli w stanie nakłonić go do absolutnie wszystkiego. Mogliby mu kazać zrobić najbardziej perwersyjną rzecz, poniżać go, upokarzać słowami, a Draco przyjąłby to bez oporu. Nie stało się jednak nic poza tym, że jego podniecenie rosło bez końca na myśl o pełnym poddaniu się ich kaprysom. Nic więc dziwnego, że wkrótce z czubka jego penisa wypłynęła przejrzysta ciecz, która pozostawiła na udzie klejącą, wilgotną i chłodną ścieżkę.
Długie, powolne, pełne przyjemności i czułości ruchy trwały już jakiś czas, kiedy podwójne jęki Harry’ego przybrały na sile i Draco wiedział, że prawdziwe rżnięcie jest tuż, tuż… jeszcze tylko troszeczkę i… boże, teraz.
Żadnej litości, żadnej wyrozumiałości dla granic wytrzymałości jego ciała. Pieprzyli go twardo i porządnie, wykorzystując go do spełnienia swoich potrzeb, jako środek do osiągnięcia orgazmu. Kurwa, największa fantazja erotyczna Dracona zamieniała się nagle w idealną rzeczywistość.
Największym wysiłkiem woli udało mu się spojrzeć Harry’emu w twarz, kiedy pozwalał mu tak brutalnie traktować swoje usta. Ach, do diabła. Przed kim jeszcze udawał? Nie było mowy o żadnym „pozwoleniu”. I właśnie to przesądzało o sile tego absolutnie ścinającego z nóg, skręcającego wnętrzności i napędzającego puls doznania. Draco znalazł się w sytuacji, w której nie miał wyboru, przyparty do ściany i, do cholery, uwielbiał to. Jezusie, naprawdę był z niego zepsuty mały pasyw, czyż nie? Nie przejął się tym w najmniejszym stopniu. Nie teraz, kiedy widział uciekające w głąb czaszki oczy Pottera i czuł we włosach jego rękę, która skręcała je boleśnie i zmuszała do pochłonięcia jeszcze jednego milimetra, dopóki nie wydawało mu się, że penis dotyka już niemal żołądka.
W zasadzie było nawet lepiej niż w jakiejkolwiek z dotychczasowych fantazji. Owszem, zdarzało mu się już marzyć o dwóch anonimowych facetach bez twarzy, ale o dwóch Harrych? To nie tylko dodawało smaku całości, ale katapultowało ją na niebotyczne wyżyny.
Draco porzucił wszelki wstyd. Miał ograniczone pole manewru, ale wykorzystywał je z takim wigorem, że Potterzy odpowiadali coraz głośniejszymi jękami. Nogi trzęsły mu się jak oszalałe i gdyby Harry nie podtrzymywał go za biodra, już dawno leżałby na materacu niczym bezwładna kupka nieszczęścia, śliski od śliny, preejakulatu i rozsmarowanego między pośladkami nawilżacza.
— Boże — wyrzucił jeden z Harrych, najwyraźniej na granicy wytrzymałości.
— Mocniej — odpowiedział mu drugi podobnie napiętym tonem, a Draco zawtórował mu w myślach, Tak, błagam. Mocniej. Jeszcze. Jeszcze, chcę więcej.
Dochodził. Nie, wszyscy trzej dochodzili. Natężenie i wysokość ich jęków rosły, a Draco miał w uszach grzmiące echo własnej krwi. Jeszcze tylko trochę… troszeńkę…
Dwie rzeczy wydarzyły się naraz. A w zasadzie trzy. Siła i tempo pchnięć obu Harrych osiągnęły punkt kulminacyjny, podobnie jak bezwolność rozciągniętego między nimi niczym szmaciana lalka Dracona. Czuł, jak tępa, nabrzmiała główka penisa Pottera uderzyła potężnie o dno jego gardła. Zacisnął na niej mięśnie w automatycznym odruchu wymiotnym i to wystarczyło, żeby Harry nie mógł już dłużej utrzymać swojego ładunku. Usta Dracona zalała cudownie gorąca, słonawa wilgoć, uszy zaś wypełnił kolejny, akustyczny tym razem dowód orgazmu kochanka.
Nie miał nawet czasu pomyśleć o przełknięciu spermy, kiedy drugi Harry wdarł się w jego odbyt ostatecznym, brutalnym pchnięciem, głębokim jak jeszcze nigdy. Potter wydał triumfalny okrzyk, pozostawiając powódź nasienia w głębi ciała Dracona. Zmianę w tarciu dało się wyczuć natychmiast, pchnięcia nabrały cudownego, mokrego poślizgu, a Draco omal nie rozpłynął się pod falą własnego orgazmu, tryskając obficie na skłębioną pościel.
Z mocno zaciśniętymi powiekami poddawał się właśnie mocy różnorodnych doznań, kiedy materac ugiął się nagle, a pozbawiony wsparcia Draco opadł na niego gwałtownie, lądując na kończynach Harry’ego. Tylko jednego Harry’ego.
Przez dłuższy czas gorączkowo łapał powietrze otwartymi ustami i czekał, aż rozdygotane nerwy uspokoją się na tyle, by wprawić go w stan błogiego zadowolenia. Otworzył lekko oko, chcąc sprawdzić, czy to, co meldował mu mózg, odpowiadało prawdzie — rzeczywiście, tam, gdzie przed chwilą widział dwóch Potterów, teraz znajdował się tylko jeden.
Wreszcie odzyskał wystarczająco energii, by się odezwać.
— Boże! Ja… Boże, Harry! — Nie, żadne słowa nie były adekwatne do tego, co czuł.
Harry przemieścił się i opadł obok niego na plecy z triumfalnym, choć mocno zmęczonym śmiechem.
— Nie dałem rady tego dłużej utrzymać — wychichotał bez tchu. — Moja siła woli znikła, kiedy doszedłem.
Draco odwrócił głowę i popatrzył na niego z niewyobrażalnie wielką miłością.
— Proszę, nie mów mi, że to było tylko jednorazowe — powiedział w końcu i przekręcił się na bok, zarzucając ramię na brzuch Pottera.
— Miałeś po prostu bezcenną minę! — zaśmiał się Harry. — Jakbyś nie wiedział, czy uciekać stąd z wrzaskiem gdzie pieprz rośnie, czy zabawić się za wszystkie czasy!
— Nie mylisz się — odparł Draco z uśmieszkiem. — Cholera, Harry. To było takie… nie, „niewiarygodne” nawet w przybliżeniu nie jest właściwym słowem. — Nachylił się nad ukochanym i pocałował go. Jednocześnie sięgnął do sutka Pottera i drażnił go, dopóki Harry nie zaczął się rozkosznie skręcać.
Przerwali pocałunek, kiedy Harry pociągnął Dracona na siebie i przytulił mocno, oplatając swobodnie stopy wokół jego łydek i otaczając go kokonem ciepła i wygody. Patrzyli sobie w oczy, rozdzieleni zaledwie kilkoma centymetrami.
— No tak — odezwał się Potter. — Wiedziałem, że będziesz miał słabość do bycia branym z obu stron jednocześ…
— Co?! — przerwał Draco pośpiesznie.
— Oj, przestań udawać niewiniątko — droczył się Harry. — Sam opowiadałeś mi, i to wieki temu, o swoich fantazjach o podwójnej penetracji. Poza tym wystarczy tylko zerknąć na twoją kolekcję pornosów, żeby wszystko stało się jasne. — Zamilkł i przybrał bardzo chytrą, zadowoloną minę. Draco, niczym złota rybka, otwierał i zamykał usta, z których nie wydobywał się żaden dźwięk. — Troszkę za późno na zażenowanie — podjął znów Potter ze spokojem, po czym złapał Dracona za pośladki i ścisnął je. — No a zresztą mnie to wcale nie przeszkadza, więc w czym problem?
— Nigdy nie słyszałem o zaklęciu umożliwiającym skopiowanie samego siebie — zmienił temat Draco, mrużąc z namysłem oczy i patrząc na otwartą, nasyconą twarz Harry’ego. — Sam je wymyśliłeś? — Niech to wszyscy diabli, jeśli Potter potrafił skonstruować równie przerażający co użyteczny czar, rzeczywiście był fenomenalnie potężny. Potężniejszy niż Draco ośmielał się sobie wyobrażać.
Harry wzruszył lekko ramionami.
— Mniej więcej — odparł wymijająco. — Ale nie bez czyjejś wielkiej pomocy — uzupełnił szybko.
Draco uniósł brew.
— Powiedziałeś Hermionie, na co wykorzystasz zaklęcie? — zapytał.
— No cóż, nie zdradziłem jej tego dosłownie, ale wiesz, jaka ona jest. Wystarczyło dziesięć sekund, żeby przejrzała moją wymyśloną jako pretekst historyjkę.
Draco roześmiał się głośno.
— Nawet nie próbuję sobie wyobrazić, co to była za przyjemna rozmowa.
Harry pocałował go lekko w policzek.
— Hermiona jest dużo bardziej otwarta niż mógłbyś sądzić — powiedział. — Prawdę mówiąc, możliwe, że przyszło jej na myśl wypróbować zaklęcie na własną rękę, bo w pewnym momencie miała nawet iskierki zapału w oczach. A przynajmniej dopóki nie porównałem rozdwojonego Rona do Freda i George’a. Po tym jej entuzjazm osłabł błyskawicznie.
Draco jęknął współczująco nad straszliwą wizją Hermiony.
— Merlinowi niech będą dzięki, że nigdy nie trafiła mi się żadna „bliźniacza” przygoda! Buee — wzdrygnął się. — Sama myśl o rudych włosach łonowych w pobliżu mojej twarzy sprawia, że mam ochotę zablokować sobie zwieracz zaklęciem.
— Jesteś obrzydliwy — zrugał go Harry wesoło.
— Wiem — odparł Draco z radosnym grymasem. — A teraz zdradź mi wszystko, o wielki i mocarny. Gadaj, co to za czar. Jak ci się, do diabła, udało tego dokonać?
— Hermiona powiedziała kiedyś coś, co odtąd nie dawało mi spokoju — zaczął Potter. — Rozmawialiśmy o Henrym i Grace oraz pewnych zaklęciach, które opracowała na potrzeby swojej ciąży. Nie mogłem przestać myśleć o jej teoriach na temat powstawania bliźniąt i hipotezie, że w przyszłości możliwe będzie „kreowanie” bliźniaków zaraz po poczęciu.
— Ale jak przeszedłeś od tych rozmyślań do… tego? — zdziwił się Draco.
— Czysty przypadek — westchnął Harry. — Wróciłem wtedy od Rona i Hermiony do domu, a ty leżałeś na kanapie i chyba po raz setny oglądałeś „Od tyłu i z kutasem w ustach”. — Draco sapnął z dezaprobatą, na co Potter tylko się uśmiechnął. — Zawsze aż cię nosiło po takim seansie — ciągnął Harry z ożywieniem, zagłuszając dzikie protesty Dracona. — A gdy już leżałem na podłodze, ściśnięty twoimi gorącymi udami… — przerwał i wygiął usta w znaczącym uśmieszku — …z tym właśnie pornolem w tle, wtedy, no cóż, pomysł sam wskoczył mi do głowy i nie chciał stamtąd wyjść. Myślałem już tylko o tym jednym.
Draco uniósł brew.
— Jak śmiesz nie myśleć o mnie, kiedy pracuję właśnie w czoła pocie nad twoim orgazmem?
— Wybacz — odparł Harry bez cienia skruchy. — Tak więc, gdy następnym razem spotkałem się z Hermioną, wróciłem do tego tematu, który wciąż zaprzątał mi głowę. Nie przestawałem myśleć przy tym o czymś w rodzaju transmutacji. Duch ponad materią, rozumiesz. I czy rodzaj zaklęcia transmutującego byłby odpowiedzią na pytanie czy nie, rozwiązania należało szukać raczej wewnątrz niż na zewnątrz.
— Zakład, że Granger posikała się w majtki, gdy jej to powiedziałeś — zachichotał Draco.
Harry prychnął.
— Owszem, była pod wrażeniem.
— Od czego zacząłeś testowanie? — drążył dalej Draco, dobrze wiedząc, że Potter specjalnie rozwleka opowieść, by przedłużyć swój moment chwały.
— Hermiona wykopała wszystkie możliwe stare teksty o korzeniach transmutacji. Od tamtej chwili stosowaliśmy metodę prób i błędów.
— Czyli — westchnął Draco — Weasley rozkoszuje się dwiema Hermionami albo ona, mimo całej niechęci do „kwestii bliźniaczej”, konsumuje podwójnego Rona? — Zamyślił się na chwilę, po czym dodał: — Że już nie wspomnę o tym, jak wielką zmianę może wywołać to zaklęcie w świecie magii.
— Hmm — mruknął Potter z nutą niepewności w głosie. — Prawdę mówiąc, sądzę, że tylko ty skorzystasz z jego dobroci.
— Wyjaśnij mi to — zażądał Draco.
— No, robiliśmy z Hermioną co w naszej mocy, ale jej to zaklęcie po prostu nie wychodziło. Zresztą ja też nie potrafiłem użyć go na niej — uzupełnił po krótkim namyśle. — Ona uważa, że jestem przypuszczalnie jedyną osobą, która może skierować je na siebie. — Draco zauważył, że wyznanie to w równym stopniu niepokoiło, co żenowało Pottera. — Powiedziała mi, że wiąże się to ze specyfiką mojej magii, bo obchodzę się bez różdżki — wyjaśnił, na co Draco skinął głową. Tak, to miało sens, zwłaszcza że czarodziejska moc Harry’ego była w nim zakorzeniona na poziomie molekularnym. — Myślę, że to w sumie bardzo dobrze — ciągnął Harry. — Zobacz, aurorzy nie wyrabialiby się z pracą, gdyby każdy złoczyńca potrafił stworzyć własną kopię i postarać się o idealne alibi. Aż strach to sobie wyobrażać.
Draco uśmiechnął się do niego i pochylił po głęboki, powolny pocałunek. Włożył w niego serce i duszę, pragnąc samym dotykiem warg przekazać ukochanemu, jak bardzo był mu drogi.
— A to za co? — zapytał Harry, gdy oderwali się od siebie.
— Czasami strasznie wolno kojarzysz — zaśmiał się Draco. — Stworzyłeś i opanowałeś prawdopodobnie jedno z największych zaklęć w historii czarodziejskiego świata, i to tylko po to, żeby pieprzyć mnie z obu stron naraz. — Jego głos przepełniało zdziwienie i uwielbienie. — Tylko ty byłbyś w stanie zrobić coś podobnego i czuć zażenowanie z powodu własnej potęgi.
Na usta Pottera powoli wypłynął uśmiech.
— To ty wolno kojarzysz — odparł. — Jeżeli do dziś nie pojąłeś, do czego bym się posunął, żeby cię uszczęśliwić, to naprawdę nie wiem, jak ci to wytłumaczyć.
Draconowi odebrało mowę. Czy potrzebował lepszego dowodu na to, co miłość czyniła z ludźmi?
— Gdyby ktoś przepowiedział mi, że aż tak się w kimś zakocham, nigdy bym nie uwierzył — szepnął wreszcie poważnym tonem.
— Wiem — uśmiechnął się Harry lekko. — Daleką drogę mamy za sobą, prawda? To znaczy, od czasów szkolnych. — Draco przytaknął w milczeniu. — Żałuję, że nie ułożyło się wtedy między nami inaczej.
— Ja nie żałuję — powiedział Draco cicho i łagodnie. — Gdybyśmy przez to nie przeszli, nie bylibyśmy dziś tym, czym jesteśmy. Nigdy nie zaryzykowałbym zmiany przeszłości, ponieważ mogłoby to zmienić teraźniejszość, kiedy mam wreszcie to, czego chciałem. Nie naraziłbym tego za nic w świecie.
Harry odetchnął głęboko. Uniósł rękę i ostrożnie przeczesał palcami włosy Dracona, wyraźnie ciesząc się ich dotykiem.
— Zawsze byłeś mądrzejszy ode mnie — powiedział w końcu.
— Oczywiście — wzruszył ramionami Draco, niezupełnie na serio. — Jestem mózgiem, a ty mięśniami. Doskonała kombinacja.
— Jasne — potwierdził czule uśmiechnięty Harry. — Tak, z pewnością.
***
Draco pojawił się w barze wcześniej. Taki właśnie miał plan. Czekając na obsługę, obserwował wnętrze lokalu. Świetnie pamiętał, jak wyglądało ono wtedy, przypominał sobie nawet piosenkę, która rozbrzmiewała w tle ponad rok temu, tamtego wieczoru, który zmienił w jego życiu o wiele więcej niż jakiekolwiek inne wydarzenie.
Notka do Pottera była krótka.
Spotkajmy się o wpół do dziesiątej.
Bar.
Wiesz, o jaki mi chodzi.
Strój dowolny.
Kocham Cię.
Wysłał sowę niezbyt wczesnym popołudniem i od tej pory unikał widoku Harry’ego, nie chcąc popsuć rosnącego, cudownego oczekiwania.
Kiedy o dwudziestej pierwszej trzydzieści Potter przekroczył próg baru, butelkę szampana, idealnie schłodzoną w kubełku z lodem, pokrywały drobne kropelki rosy. Stała na tym samym stole, przy którym rok temu siedzieli Draco i Blaise, przyglądając się z niebotycznym zdumieniem, jak zbliża się do nich Harry Potter z najbezczelniejszym z uśmiechów na twarzy.
Dziś Harry nie marnował nawet czasu na rozglądanie się po wnętrzu. Jego oczy od razu powędrowały do miejsca, gdzie siedział Draco, a kąciki ust uniosły się w słabym echu tamtego legendarnego grymasu. Ruszył ku Draconowi, który nie mógł się nadziwić intuicji ukochanego. Potter podobnie jak Draco — ubrany w garnitur od Hugo Bossa — naprawdę zadbał o swój wygląd. Z wyjątkiem nowego nabytku, skórzanej kurtki, Harry miał na sobie dokładnie te same rzeczy co rok wcześniej, aż po jadeitowo zielone trampki i tej samej barwy pasemka w grzywce. O tak, Harry rzeczywiście się postarał.
Potter zatrzymał się o krok od stolika i spojrzał z góry na Dracona, którego wnętrzności zamieniły się w galaretę.
Ostrożne skinienie głowy.
— Malfoy.
Moment ciszy.
— Potter.
Draco ruchem ręki wskazał Harry’emu krzesło. Potter usiadł, ale nie na tym miejscu co przed rokiem. Zamiast niego wybrał ławę narożną obok Dracona i przysunął się tak, że prawie dotykali się udami.
Draco czuł się roztrzęsiony i na wpół zjedzony przez nerwy, choć wiedział, że musiało chodzić o coś innego — Harry nie odrzuciłby go przecież nigdy w życiu. Obserwował własną rozdygotaną dłoń, sięgającą po butelkę z szampanem i rozlewającą go do kieliszków. Potter ujął swoje szkło i stuknęli się brzegami w cichym toaście, po czym wypili po łyku. Bąbelki połaskotały Dracona w język, ale nie tak stymulująco jak pocałunki Harry’ego.
Odstawił kieliszek na stół i wtulił się w ciało Pottera. Przesunął czubkami zimnych od szampana palców po jego gorącym udzie, wyżej i wyżej, dopóki nie zatrzymał się przy pachwinie.
— Mam pewną teorię — wyszeptał.
Oczy Harry’ego były pełne uśmiechu.
— Jaką?
Draco udał głębokie westchnienie.
— Nie mogę ci jej zdradzić. Wpłynęłoby to na wyniki moich badań.
— Aha, jasne — odrzekł Harry i położył rękę na dłoni Dracona, a potem zbliżył wargi do jego ust, omal ich nie całując. — A czy te badania wymagają, żebym cię wypieprzył? Albo… kochał się z tobą? Uszczęśliwiał cię przez całe życie?
Draco musiał zamknąć oczy. Oddech Harry’ego, zapach jego szamponu obezwładniały w najpiękniejszy ze sposobów.
— Mhm — wydusił wreszcie, a jego wargi otarły się o usta Pottera, nie całując ich jednak. Poprzestali na lekkim dotykaniu się nosami i smakowaniu wzajemnego pożądania. Harry przekrzywił głowę i pocałował gwałtownie pulsujące miejsce na szyi Dracona, ten zaś westchnął pod wpływem kłębiących się w nim emocji i wbił palce w udo ukochanego.
— Możesz mieć to wszystko — powiedział Potter z absolutną szczerością.
— Chcę wszystkiego. — Draco odsunął się, by spojrzeć mu w twarz, a Harry zrobił wreszcie to, czego tak pragnął. Gdy się już całowali, Potter otoczył dłonią policzek Dracona, pieszcząc jednocześnie jego skroń.
— Więc na co jeszcze czekamy? — zapytał Harry po chwili i przesunął palcem wskazującym po nabrzmiałej dolnej wardze Dracona. — Chodźmy.
— Dokąd? — uśmiechnął się Draco.
Harry złapał go za rękę i pociągnął za sobą.
— Do domu — powiedział krótko.
Draco przytaknął, zadowolony.
— Do domu — powtórzył.
Idealna odpowiedź.
Idealny początek.
KONIEC