DROGA KRZYŻOWA DLA MŁODZIEŻY
Na początku tego nabożeństwa pragniemy oddać cześć Krzyżowi. Powtórzmy słowa Ojca Świętego z Toronto: „Podczas dzisiejszego wieczornego czuwania powitamy Krzyż Chrystusa, znak miłości Boga do ludzkości. Będziemy wychwalać Zmartwychwstałego Pana, światłość, która świeci w ciemności. Zapraszam Was do bycia głosem młodych ludzi, do wyrażenia ich nadziei. Wpatrujcie się w Jezusa – Tego, który żyje”.
Nabożeństwo Drogi Krzyżowej to uroczyste wyznanie wiary. Dziś czujemy potrzebę zaświadczyć, że On, Ukrzyżowany Pan, jest naszym Zbawicielem. Uczestnicząc w tym nabożeństwie będziemy przepraszać Jezusa za to, że ten święty znak – Krzyż, często jest znieważamy, niechciany i zwalczany.
Ojciec Święty Podczas uroczystości powitania zwrócił się do młodych: „Wyobrażam Was sobie w drodze wędrujących w cieniu Jubileuszowego Krzyża, podczas tej wspaniałej pielgrzymki młodzieży, która przenosząc się z kontynentu na kontynent pragnie objąć cały świat mocnym uściskiem wiary i nadziei.”
To mocne nabożeństwo ma nas wszystkich przenieść w to Misterium Męki naszego Pana, które nie tylko miało miejsce kiedyś, w Jerozolimie, ale które trwa nieustannie.
Panie Jezu daj nam, prosimy, tyle wiary, pobożności, skupienia i ducha modlitwy, byśmy tego świętego czasu nie zmarnowali, a dotykając Tajemnicy Twojej Męki, Śmierci
i Zmartwychwstania, doświadczyli też owoców Twojego nieskończonego Miłosierdzia.
STACJA I
WYROK ŚMIERCI NA BOGA
„Rzekł do nich Piłat: Cóż, więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem? Zawołali wszyscy: Na krzyż z nim!” (Mt 27,22). „Zasądźmy go na śmierć, bo nam niewygodny” (por. Mdr 2,12 i 20); wyrzućmy Boga poza nawias życia, historii, aby żyć tak, jak gdyby Bóg nie istniał – oto współczesna nam wersja wyroku na Jezusa. Jaki jednak „interes” ma w tym człowiek, by żyć bez Boga? „Jeżeli Boga nie ma to wszystko wolno!” Czyli - jesteśmy u początku, jak wtedy w raju gdzie człowiek miał dokonać wyboru wobec pokusy: „Będziecie jak Bóg” (por. Rdz 3, 5). „Nie będę służyć!” – oto echo buntu, który nie jest nam obcy.
Jak to możliwe, że Jezus został skazany na śmierć, skoro nawet sparodiowany sąd nie był w stanie udowodnić Mu żadnej winy? I dlaczego mój Nauczyciel zgodził się przyjąć ten niesprawiedliwy wyrok, skoro najmniejszego trudu – jako Bóg – mógłby sobie poradzić
z dowolną liczbą prześladowców?
W bliskości Krzyża muszę podjąć decyzję: Kim właściwie jest dla mnie On, Jezus z Nazaretu? Bo ja też – choć trudno w pierwszym momencie się z tym zgodzić – jestem zdolny do skazania Boga na śmierć w swoim życiu! Dlaczego? Muszę dziś zobaczyć związek mego grzechu z wyrokiem, wydanym na niewinnego Jezusa, stojącego przed Piłatem i rozwrzeszczanym tłumem: Syn Boży umarł za mnie, ale i też przeze mnie!
Panie, który zostałeś posłany, aby uzdrowić skruszonych w sercu – zmiłuj się nad nami
STACJA II
EGZAMIN KRZYŻA
Wszelkie ziemskie organizacje, partie czy spółki zaczynają od eksponowania korzyści, jakie dadzą każdemu, kto do nich przystąpi.
A Ty, Jezu – co obiecujesz ludziom idącym za Tobą, jakie nam stawiasz warunki? „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 16, 24-25); „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego (Łk 9, 62); „Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować” (J 15, 20).
Czy to, aby na pewno dobra „reklama” Królestwa Bożego? Nauczycielu z Nazaretu czy dziwić się, że nie pobiegną za Tobą tłumy, skoro świat obiecuje im rzeczy znacznie weselsze i przyjemniejsze?
Kto z nas chce wziąć jakikolwiek krzyż: świadomie, dobrowolnie – może jeszcze z radością?! Czy Pan Jezus nie powinien lepiej „reklamować” swojego Królestwa? Dopóki droga za Jezusem i z nim jest „lekka, łatwa i przyjemna” – proszę bardzo, pójdę za Tobą, Panie! Jeśli jednak On zacznie wymagać – poszukam sobie innych bogów, a jest, w czym wybierać!
Bóg, który mnie zna i kocha, proponuje mi konkretną drogę życia – konkretne powołanie. Powinienem ten swój szczególny, niepowtarzalny charyzmat odczytać, przyjąć i zrealizować. A jeśli nie? Jak dobrze, że mądrość serca podpowiada mi słowa ufnej modlitwy:
Gdy cię skrzywdzono, albo zraniono
Lub czyjeś serce zawiodło,
O, nie rozpaczaj, módl się, przebaczaj,
Krzyż niech ci stanie za godło.
Chryste, który przyszedłeś wzywać grzeszników – zmiłuj się nad nami.
STACJA III
WIARA JAKO FUNDAMENT
Gdy patrzę na pierwszy upadek Pana Jezusa, myślę o tych, którzy niby wierzą, nawet czasami praktykują i jakoś na zewnątrz „są w porządku” – jednak ich serce, myśli, styl życia dalekie są od Bożego planu. Aby trwać w wierze, konieczne jest nieustanne trwanie w Bogu! Nonsensem jest twierdzenie: „jestem wierzącym, ale niepraktykujący”.
Gdy uczciwie przypatrzymy się własnemu życiu religijnemu, na pewno zauważymy, że wszelkie nasze problemy zaczynają się wtedy, gdy zerwana zostanie bezpośrednia, żywa więź z Panem Bogiem. Św. Augustyn wyraził to bardzo jasno: gdy Bóg w naszym życiu nie będzie stał na pierwszym miejscu – nic nie będzie na swoim miejscu.
Nasz upadek i duchowa ruina zaczyna się bardzo niewinnie: najpierw „brakuje czasu” na modlitwę. Popatrzmy jak łatwo zdjęliśmy z szyi medalik na rzecz podejrzanych wisiorków i amuletów; jak szybko „wyemigrował” z naszej kieszeni różaniec; krzyż czy obraz w pokoju zastąpi plakat z ulubionym idolem; jak łatwo ginie w hałasie dnia dźwięk dzwonu, wzywającego do modlitwy Anioł Pański. Konfesjonał odstrasza, a uczęszczanie na Msz św. „nic nie daje”. Finał tego procesu jest taki: stan grzechu uznaje się za normalny, a skoro Boga w tym życiu codziennym już nie ma, nie liczy się – wszystko wolno i wtedy wiarę można już „spokojnie” pogrzebać.
Czy jest ratunek dla kogoś, kto znalazł się w takiej sytuacji?
Tak: powrócić do osobistej modlitwy! Każdy też wie, co się stanie, gdy dwie – nawet bardzo bliskie sobie osoby – przestaną ze sobą rozmawiać. Powrócić do modlitwy, spróbuj ją odnaleźć po to, by nareszcie zacząć słyszeć, co ma Tobie do powiedzenia Bóg!
Wiele błądziłem.
Mój żal jest koronnym świadkiem Tego wyzwania.
Ale cokolwiek się działo w moim życiu,
Zawsze Ciebie kochałem.
Nic więcej nie mogę powiedzieć na moją obronę.
A na to Pan odpowiedział:
- Przypomnę ci słowa
Jednego z mych mędrców:
„Bóg pisze prosto na liniach krzywych”...
- Wiem o tym, Panie... Wiem...
Przecież jestem linią
Bardzo krzywą i bardzo zawiłą...
Chryste, Synu Człowieczy, który znasz nasze słabości – zmiłuj się nad nami.
STACJA IV
MARYJA
Boję się tych wszystkich „mędrców”, którym Ty, Matko Boga i ludzi, zawierzasz. Iluż to ludziom, zwłaszcza młodym, pokrętne teorie pseudo-teologów wydarły z rąk różańce?
Mówią nam, że Europa żyje i wychowuje się bez ojca – cywilizacja bez ojców, kryzys ojcostwa. A jeśli jeszcze do tego odbierze się ludziom matkę?!
Czy można żyć bez matki?
Odpowiedzią niech będą: domy dziecka, policyjne izby dziecka, dzieci ulic wielkich metropolii, a nawet wysiłki adoptowania dzieci przez homoseksualistów. Może dziecko żyć bez matki, oj, może; popatrzmy tylko, jak się „uroczo” kiwa w swej sierocej wegetacji...
Wiara, chrześcijaństwo bez Matki Bożej? Bez Tej, co Jasnej broni Częstochowy, bez ślubów jasnogórskich, pielgrzymek, bez wieczornego Apelu? Powołani bez Niepokalanej?! Tylko ten, któremu Bogiem sławiona Maryja depcze głowę, może podsyłać nam takie pomysły...
Matko Boża, pozwól mi i pomóż zacząć to wielkie dzieło uzdrowienia pobożności maryjnej – od siebie. Maryjo, któraś na krzyżowej drodze spotkała swojego Syna, naucz mnie prawdziwie kochać. Uproś mi dar mądrych łez, które zmyją grzech wobec moich najbliższych.
Panie, który nie przyszedłeś wzywać sprawiedliwych, ale grzeszników – zmiłuj się nad nami.
STACJA V
BYĆ SZYMONEM
„Wychodząc spotkali pewnego człowieka z Cyreny, imieniem Szymon. Tego przymusili, żeby niósł krzyż Jego” (Mt 27, 32)
Czy to nie straszne, że trzeba człowieka, także wierzącego zmuszać do tego, by był dobry dla innych, by wykorzystywał wszystkie posiadane przez siebie talenty i możliwości? Sami doświadczamy obojętności otoczenia i sami bijemy się we własne piersi, wspominając zaniedbywane okazje do służenia bliźnim. Sądzeni będziemy z miłości. „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40) – tak będzie brzmiała sentencja wyroku w dniu ostatecznym.
Wiem – i co z tego? Ileż razy obojętnie mijam Ciebie, Chryste i nawet nie usiłuję rozpoznać w tylu potrzebujących? Jakże proste i jakże trudne to prawo!
Miłosierdzie musi się stać moją naturą! Oprócz biedy materialnej, istnieją całe obszary nędzy duchowej, która domaga się mojego zaangażowania: ludzie smutni, załamani, zranieni, szukający sensu życia – czyż nie mają prawa liczyć na mnie?
Miłosierdzie oznacza taką postawę, dzięki której inni czują się obok mnie piękniejsi, lepsi, bezpieczniejsi.
Panie Jezu, bogaty w Miłosierdzie: ucz mnie być prawdziwie miłosiernym, skoro tylko tacy – miłosierni – miłosierdzia dostąpią (por Mt 5, 7)
Nie z własnej woli dźwigałem Twój krzyż,
Panie. Kazali.
Wracałem z pola do domu, po ciężkiej pracy
I byłem zmęczony.
Gdy szedłem u podnóża Golgoty,
Ujrzałem oddział żołnierzy
I Ciebie, padającego pod ciężarem krzyża.
Chciałem Cię ominąć
- Nie lubię tego widowiska –
Ale centurion chwycił mnie za ramię i krzyknął:
„Ponieś ten krzyż! Cóż miałem robić?
Musiałem. Kazali.
A potem...
A potem, gdy zmartwychwstałeś,
Zrozumiałem, że dostąpiłem łaski niezasłużonej,
Dźwigając Twój krzyż na ramionach.
I cóż? Jaka moja zasługa?
Pył unoszony wiatrem.
A słowa moje? – Pustynia jałowa.
Czy jest możliwe, aby łaska niezasłużona?
Spoczęła na pyle unoszonym wiatrem
I na pustyni jałowej?
Oto pytanie grzesznika, który Cię pragnął ominąć.
Panie, który umarłeś na krzyżu, aby dać nam życie – zmiłuj się nad nami
STACJA VI
BYĆ WERONIKĄ
„Wszystko, więc co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega „Prawo i Prorocy” (Mt 7, 12)
Niektórzy utrzymują, że Weroniki w ogóle nie było na Drodze Krzyżowej – że wymyślono ją dla złagodzenia stacji poprzedniej. Być może. Jednak wart sobie uświadomić, że na drodze życia każdego z nas stanęła niejedna Weronika.
Ona była teoretykiem: zrobiła to, co mogła w danej sytuacji zrobić i to, co należało zrobić, by ulżyć Skazańcowi. Wykazała się wobec Pana Jezusa i otaczającego go tłumu odwagą i delikatnością. To, czego spodziewają się po chrześcijanach wszyscy, nawet niewierzący – to piękne, pełne człowieczeństwo. Oby mieć zgadujące oczy, wrażliwe uszy, rozbudowaną wyobraźnię serca – tak, by inni wreszcie trafili do Pana Boga.
Jakże nie wspominać teraz ludzi. Którzy w geście miłości serdecznej wyciągali do nas ręce, choć może wcale nie musieli? Może nie zauważyliśmy nawet ich obecności?
„Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!” (Mt 7, 12) – oto złota zasada postępowania według Ewangelii.
Weroniko, uproś nam, uczniom Chrystusa, zgadujące oczy i odważne serca, „aby ludzie widzieli dobre czyny w nas i chwalili Ojca, który w niebie jest”
Weroniko – na pomoc!
Weroniko, która nigdy nie istniałaś, ale powinnaś istnieć,
Weroniko, ocierająca chustką skrwawione czoło Pana,
Patronko wszystkiego,
Co nie było, ale co powinno być,
Co się nie stało, ale co powinno się stać,
Ucieleśnij się w naszych dziejach,
Służebna niewiasto, miłosierdzia wyobraźni ludzka,
Ocierająca chustką czoło samotnego Boga.
Panie Jezu, który przyszedłeś na świat, aby pojednać nas z Bogiem Ojcem – zmiłuj się nad nami.
STACJA VII
ZNIECHĘCENIE
Jesteśmy dziś uczuleni na punkcie własnej wolności: „Nikt mi nic nie będzie kazał, narzucał”; „Nikt mnie nie będzie w niczym ograniczał”; „Zrobię to, na co będę miał ochotę”; „To są moje prywatne sprawy i nikt się w nie nie może wtrącać” – oto tylko niektóre hasła zwolenników... samowoli!
Czy Ty naprawdę jesteś wolnym człowiekiem? Czy zasługujesz na tytuł „pani” i „pana” – czyli kogoś, kto jest w stanie panować nad sobą? Popatrz uważnie i przypatrz się: ile to „linek” trzyma Cię na uwięzi: moda, opinia Twojego środowiska, nałogi, seks, jedzenie, alkohol, narkotyki, reklamy, kolorowa prasa, telewizja, walkmany, tysiące sposobów dogadzania sobie...?
„Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni nie wymagali” – wołał do nas Jan Paweł ii w Częstochowie podczas Apelu Jasnogórskiego dla młodzieży (18.VI.1983r.)
Dlaczego nie potrafię przyjść do Ciebie, Jezu, gdy mi ciężko, samotnie, źle? Przecież obiecałeś: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11, 28). Upadam znużony i zniechęcony, bo nie szukam w Tobie, Panie „źródła zasilenia”, pokładając ufność raczej w człowieku i w samym sobie…
Powiesz mi: „Twarda mowa, któż jej dziś może słuchać”? (por. J 60, 60). Faktycznie, jest inna możliwość: zostać duchowym karłem i męczennikiem, którym każdy będzie mógł w dowolny sposób manipulować. Wybieraj.
Stworzyłeś nas, Panie,
Na swoje podobieństwo.
Wszystko, co tworzymy,
Powinniśmy tworzyć
Na podobieństwo Twoje.
Taki jest porządek pracy
Twój i nasz.
Chryste, który przyjąłeś na siebie nasze grzechy, abyśmy się stali uczestnikami świętości Bożej – zmiłuj się nad nami.
STACJA VIII
NIEWIASTY
Szukamy ideału kobiety na dziś. Wypowiadają się na ten temat różni ludzie, różne autorytety; my posłuchajmy, co mówi Pan:
„Niewiastę dzielną któż znajdzie?
Jej wartość przewyższa perły.
Serce małżonka jej ufa,
Na zyskach mu nie zbywa;
Nie czyni mu źle, ale dobrze
Przez wszystkie dni jego życia.
O len się stara i wełnę,
Pracuje starannie rękami […]
Już widzi pożytek z swej pracy,
Jej lampa pośród nocy nie gaśnie […]
Otwiera dłoń ubogiemu,
Do nędzarza wyciąga swe ręce[…]
Strojem jej siła i godność,
Do dnia przyszłego się śmieje.
Otwiera usta z mądrością,
Na języku jej miłe nauki.
Bada bieg spraw domowych,
Nie jada chleba lenistwa[…]
Kłamliwy wdzięk i marne jest piękno:
Chwalić należy niewiastę, co boi się Pana” (Prz 31,10-30)
„Płaczcie nad sobą” – mówi Jezus do kobiet, spotkanych podczas swej drogi na Kalwarię (por. Łk 23,28) – i trzeba to usłyszeć tu i teraz. Zauważyliście? Pan Jezus kazał kobietą płakać – nad sobą i nad ich dziećmi. Dlaczego? Aby odwrócić ich uwagę od swej męki? Nie chciał ich współczucia? Nie wiem! Dowiemy się w niebie. Ale wiem, że kobieta powinna rzeczywiście zapłakać dziś nad sobą, nad losem, jaki ją spotkał i jaki sama często wybiera dla siebie i swych dzieci.
Przeglądając uważnie czasopisma młodzieżowe, co w nich można znaleźć – reklamy kosmetyków, instrukcje dotyczące pielęgnacji ciała, horoskopy, tatuaże, uwodzicielskie, modne szmatki, zabawy z włosami, sposoby podrywania. Testy na wakacyjną miłość, porady intymne, plotki o gwiazdach, plakaty z idolami… Czy taka kolorowa „mieszanka” młodym dziś wystarczy?
Co stanie się z nami wszystkimi, gdy kobiecie „wybijemy z głowy” małżeństwo i macierzyństwo, tak, że straci swoją tożsamość i zaprze się swojego kobiecego geniuszu?
Oby „równouprawnienie” nie oznaczało w końcu, równoupodlenie;
Więc „płaczcie nad sobą i nad waszymi dziećmi”, bo są takie łzy, które oczyszczają oczy serca i niosą ratunek przez nawrócenie.
Panie Jezu, który przyszedłeś na ten świat, aby szukać i ocalić to, co zginęło – zmiłuj się nad nami.
STACJA IX
BYĆ PANIĄ I PANE – SIEBIE!!!
Patrząc na trzeci upadek Pana Jezusa, wywołajmy takie oto dwa obrazy:
Na ziemi leży mężczyzna, do którego głowy, szyi, tułowia, rąk i nóg przywiązane są stalowe liny. Każdą z nich ciągnie w swoją stronę rozhukany wierzchowiec. Konie te mają różne imiona: „władza”, „sława”, „pieniądze”, „pożądanie”, „sukces”, itp. Jaki będzie ostatecznie los tego człowieka?
Obraz drugi: Ten sam człowiek, te same liny, te same konie. Ale on, człowiek, trzyma mocno w swych rękach końce owych lin i konie idą dokładnie tam gdzie on im każe!
Proste, jasne, prawda? A jednak – jak trudno wybrać tę drugą wersją! Kiedyś Tadeusz Żychiewicz tłumaczył czytelnikom „Tygodnika Powszechnego”, że asceza jest po to, by pies machał ogonem, a nie odwrotnie – ogon psem!
Niestety, nie jest to śmieszne, gdyż codziennie widzimy, jak bardzo jesteśmy zniewoleni przez tyle słabości! „Muszę wypić”, „muszę zapalić”, „muszę to mieć”, „muszę tam być”…
Jezu, prze pamięć na Twój trzeci upadek: miej miłosierdzie dla nas wszystkich, zwłaszcza uzależnionych od narkotyków i daj opamiętanie tym, którzy usiłują dorabiać się pieniędzy za cenę czyjejś niewiedzy, słabości, śmierci…
Pytam dziś o swoją dyspozycyjność, panowanie nad sobą, o umartwianie, o wolność. Czy zrobiłem cokolwiek? Posłuchajmy parafrazy znanego psalmu 23 (tłumaczenie z angielskiego):
23 Psalm telewizyjny
Telewizja jest moim pasterzem,
Niczego mi nie braknie.
Pozwala mi leżeć na wygodnej sofie,
Prowadzi mnie na drogi niewiary,
Niszczy moją duszę.
Wiedzie mnie po ścieżkach seksu i przemocy
Ze względu na zyski reklamy.
Chociaż bym chodził ciemną doliną
Chrześcijańskiej odpowiedzialności,
Zła się nie ulęknę, bo telewizja jest ze mną.
Jej wpływ i kontrola pocieszają mnie.
Przygotowuje ona komercjalną ucztę
Według światowych standardów;
Namaszcza mą głowę humanizmem i komercjonalizmem,
Mój umysł przepełniony jest nimi.
Tak, lenistwo i ignorancja pójdą w ślad za mną
Po ostatnie dni mego życia.
I pozostanę w domu,
Oglądając telewizję po najdłuższe czasy.
Czy aby na pewno ten tekst mnie nie dotyczy i nie jest mi potrzebny do zastanowienia?
Chryste, który okazałeś swoją miłość oddając życie za przyjaciół –zmiłuj się nad nami.
STACJA X
JEZUS Z SZAT OBNAŻONY, czyli
MOJA SPOWIEDŹ
Pewnie i Tobie, gdy byłeś mały, stawiano pytanie: „Kim chcesz być?” Dawaliśmy wtedy mniej lub bardziej dorzeczne odpowiedzi, z których – być może – najbliżsi po dziś dzień się śmieją, a my się wstydzimy swojej szczerości i naiwności. Ale dziś chcę każdemu z Was postawić pytanie znacznie trudniejsze: „Kim Ty naprawdę teraz jesteś”?
Nie trzeba być dziewczyną by zostać mistrzem „makijażu”; bywa, ze od rana do wieczora „przebieramy się” za kogoś zupełnie innego! Po co? By wydać się kimś lepszym, mądrzejszym, piękniejszym wobec innych lub dowartościować siebie? A tak naprawdę to, o co w tym życiu chodzi? Kim mam być? Do czego wezwał mnie Bóg?
Gdy patrzę na Jezusa przy dziesiątej stacji, chcę Go prosić o odwagę stawania w prawdzie o samym sobie. Miejmy odwagę przy tej stacji modlić się o wielką rzecz o świętość.
Stojąc przy tej stacji, odwołajmy się do słów Jana Pawła II, wypowiedzianych w Toronto:
„Droga młodzieży, pozwólcie, by porwała was świętość Chrystusa i rozprzestrzeniajcie tę świętość, gdziekolwiek będziecie… Nich światło Chrystusa oświetla wasze życia. Nie czekajcie, aż staniecie się starsi, by wtedy wyruszyć ścieżką świętości. Świętość jest zawsze młoda, tak jak wieczna jest młodość Boga. Przekażcie wszystkim piękno kontraktu z Bogiem, który nadaje sens waszemu życiu. Bądźcie dla świata obliczem miłości. Bądźcie dla ziemi odblaskiem Jego światła”.
A co mi dopomaga w dojściu do świętości? Jak bardzo zmieniłoby się moje życie, gdyby moja spowiedź wiązała się z prawdziwym nawróceniem?
Panie, nie daj mi przeżywać spowiedzi „na niby”…
Panie, zmiłuj się nad zatwardziałymi grzesznikami…
Panie, wczoraj byłem kimś innym,
Niż jestem dzisiaj.
Powiedz mi zatem, który z nas obu
- Ja wczorajszy, czy ja dzisiejszy –
Jest moim prawdziwym Ja?
A na to Pan odpowiedział:
- Jesteś tym, kim będziesz jutro,
Mój synu…
Panie Jezu, którego serce zostało przebite za nasze grzechy – zmiłuj się nad nami.
STACJA XI
„ZRÓB TO SAM”
Przybicie do krzyża
Jest we Wrocławiu w pobliżu Rynku kamieniczka zwana Domkiem miedziorytnika, na której od dnia 17 maja 1997 r. znajduje się płaskorzeźba Eugeniusza Geta – Stankiewicza. Przedstawia ona krzyż, obok którego artysta plastyk umieścił z jednej strony pasyjkę Jezusa, a z drugiej – młotek i trzy gwoździe. Pod dziełem umieścił podpis, który nie pozwala wielu ludziom przechodzić obok tego obiektu obojętnie: „Zrób to sam”.
Możemy skojarzyć tę wizję z propozycją dla majsterkowiczów: walizeczka z narzędziami, których można samodzielnie użyć według uznania. Artysta sam przyznał podczas rozmowy w Radiu Rodzina, że pomysł znalazł w jednym z zakładów produkujących dewocjonalia. Przy warsztatach siedziały kobiety, które brały z jednego stosu przygotowane uprzednio krzyże z listewek, z drugiego stosu przenosiły na ten krzyż figurkę Pana Jezusa, a potem spokojnie przybijały ją gwoźdźmi, trzymanymi w ustach, wprawnie posługując się niedużym młotkiem. Oburzonemu plastykowi właściciel zakłady wyjaśnił, że przecież ta praca jest wyjątkowo lekka, w sam raz dla kobiet…
Po ludzku sądząc, przybicie Jezusa do krzyża oznaczało zupełną klęskę! On powiedział: „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi owoc obfity” (J 12,24)
Dziwna jest ta Logika Krzyża Chrystusa! Pozwólmy Panu działać według Jego „scenariusza”. Pytam nie raz: „co to znaczy wierzyć”? Wiem, że chodzi o postawę, która jest autentycznym świadectwem. Popatrz: Jesteś ochrzczony, przyjąłeś Pierwszą Komunię Świętą, bierzmowanie; masz za sobą spowiedzi św, chodzisz na Mszę Św, masz za sobą ileś lat lekcji religii; może należysz do liturgicznej służby ołtarza, zaliczyłeś piesze pielgrzymki do Częstochowy, zaprzyjaźniłeś się z księdzem – ale czy ty wierzysz?! Czy poznane i wyznawane zasady wiary mają jakikolwiek wpływ na twoje życie? Po czym mógłby ktoś poznać, żeś uczniem Chrystusa?
Przybity do krzyża Bóg liczy na Ciebie i na mnie, że będziemy Mu wierni we wszystkich okolicznościach życia.
Chryste, który oddałeś życie za swoje owce – zmiłuj się nad nami.
STACJA XII
TAK BÓG UMIŁOWAŁ ŚWIAT…
„A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena” (J19,25). Zadaję sobie teraz pytanie: jakie jest moje miejsce obok Krzyża Pana Jezusa? Stajemy pod Krzyżem, który do końca świata będzie dowodem na to, jak bardzo Bóg umiłował nas wszystkich.
Sprawa wcale nie jest prosta, skoro uczniowie Pana uciekli z miejsca okrutnej śmierci, żołnierze rzucali losy o szaty Jego, tłum gapił się i złorzeczył Skazańcowi, jeden z ukrzyżowanych łotrów zadbał o swoje zbawienie, a nawet usiłował napomnieć drugiego złoczyńcę. A ja, co robię, a Ty?! Przecież zbyt dobrze znamy siebie.
Mimo mojej nędzy duchowej proszę Cię, Jezu, daj mi siłę, bym nie uciekł, bo zresztą dokąd?
Pytał Ojciec Święty nas w Toronto: „za jakim wezwaniem pójdą straże poranka? Uwierzyć w Jezusa to znaczy przyjąć jego słowa, nawet jeśli brzmią one w sprzeczności z tym, co mówią inni. To znaczy odrzucić pokusę grzechu, jakkolwiek kusząca się ona wydaje, po to, aby podjąć trudną wędrówkę, pełną cnót Ewangelii. Młodzi ludzie, słuchający mnie teraz – mówi dalej Papież – odpowiedzcie Panu mocnymi i otwartymi sercami! On liczy na Was! Nigdy nie zapominajcie, że Chrystus Was potrzebuje, by wypełnić swój plan zbawienia. Chrystus potrzebuje Waszej młodości i Waszego entuzjazmu, aby głoszona przez Niego radość rozbrzmiewała w nowym tysiącleciu. Zaufajcie Chrystusowi, ponieważ On Wam ufa.”
Panie Jezu, który przez śmierć na krzyżu zgładziłeś nasze grzechy – zmiłuj się nad nami.
STACJA XIII
WOBEC CIERPIĄCYCH
Zdjęcie Jezusa z krzyża
Usiądźmy w milczeniu obok Maryi, trzymających na swych kolanach martwe ciało Syna. Zatrzymajmy się w naszej nieustannej gonitwie i krzątaninie po to, by zapytać o sens swojego istnienia. Bo jeśli nie wiem, po co żyję, nie będę też pytał, jak żyć.
Już wiem, że ani nauka, ani mędrcy tego świata nie odpowiedzą mi ostatecznie na zagadkę mojego istnienia; nic też tak naprawdę nie wypełni i nie zaspokoi mojego serca – poza Bogiem! A Boga daje mi Matka. Pochyla się Ona teraz nad martwym Ciałem Jezusa. Płacze, ale nie rozpacza. Modli się i wie, że On zmartwychwstanie:
Czuwam na tymi, którzy nie wierzą
W mojego Syna.
Pragnę im pomóc.
Są moimi dziećmi, jak wszyscy.
Chociaż nic o tym nie wiedzą.
Modlę się za tych, którzy się nie modlą.
Gdy krwawią, moją modlitwą jak bandażem owijam ich rany.
Gdy toną, rzucam im modlitwę
Jak pas ratunkowy.
Gdy umierają, z mojej modlitwy
Czynię wezgłowie dla ich zmęczonej skroni.
A potem biorę do ręki
Ich popioły i kładę je u stóp mojego Syna.
I błagam Go o miłosierdzie.
Dla przeczących.
Dla niewierzących.
Dla nieistniejących.
Mówię: stwórz ich,
Mój Synu najukochańszy.
Wypełń ich Swoją treścią.
Natchnij ich Swoją wiecznością.
Rozpal ich Swoją męką.
Niech będą Twoim cierniem.
Niech będą Twoim krzyżem.
Umrzyj za nich.
Umrzyj jeszcze jeden raz.
Jeszcze raz.
Ostatni raz,
Mój Synu najukochańszy
Błaga Cię o to Twoja Matka.
Błaga Cię o to Madonna ateistów.
Chryste, który przyjdziesz sądzić żywych i umarłych – zmiłuj się nad nami.
STACJA IV
MEMENTO MORI!
Czy pamiętacie swoje dziecięce zabawki? Ileż było wśród nich narzędzi, służących do zadawania bólu, a nawet śmierci? Było to wszystko oczywiście „na niby”, dla zajęcia czasu, ale jakoś tak się dzieciak z tym powoli oswajał, że niewiele minęło czasu by stał się zdolny, do stosowania przemocy we własnym domu, w klasie, na podwórku czy ulicy. Potem przyszła nam w tej dziedzinie „ z pomocą” (?!) także technika komputerowa, proponująca zabawy wirtualne na takim poziomie realizmu, że aż dziw, że spod ekranu nie płynie krew.
Oswoiliśmy się ze śmiercią na tyle, że nie robią na nas wrażenia żadne liczby ofiar, które codziennie pochłaniają wypadki komunikacyjne, kataklizmy, zamachy, wojny.
Żyjemy w cywilizacji śmierci, gdzie życie ludzkie przestało być świętością. Umiemy sobie doskonale radzić z nowym, niechcianym życiem. Jesteśmy przygotowani do eutanazji w różnych jej odmianach – a wszystko zgodnie z „prawem”.
A Bóg jest Bogiem życia!
Poznać głupiego po śmierci jego – chciałoby się sparafrazować znane przysłowie. Bo czyż nie jest głupotą żyć tak właśnie, jak gdyby moje życie nie kończyło się tu, na Ziemi, śmiercią?
Był milionerem: nie wiedział, co robić z procentami. Ktoś mu doradził, aby zbudował atomowy bunkier, więc stanął wkrótce porządny betonowy schron. Drobnostka: za kilkadziesiąt ładnych milionów. Teraz – myślał sobie – może się zaczynać wojna atomowa: Za tymi grubymi ścianami, z rezerwami wody i żywności wytrzymam śmiało cały rok. Teraz jestem pewny – powtarzał tego wieczoru parę razy z wewnętrznym zadowoleniem.
I jeszcze tej samej nocy nagle umarł na zawał serca.
Przy tej stacji propozycja nie do odrzucenia. Św. Jan Bosko proponuje nam coś bardzo konkretnego: przeżyj jeden dzień tak, jakby miał to być ostatni dzień życia ziemskiego. Cobyśmy wtedy chcieli zrobić wiedząc, że mamy do dyspozycji już tylko 24 godziny? Gdzie wtedy biec, do kogo dzwonić telefonem komórkowym, kogo spotkać, co jeszcze załatwić?
Przebacz nam, Panie, że śmiercią Twoją przerażeni
Uciekliśmy w popłochu ze Świętego miasta,
Że rozpacz ogarnęła serca nasze,
Że ziemia wydała nam się dnem piekła,
Że nie wiedzieliśmy, co znaczy pusty grób,
Że nie daliśmy wiary mówiącym aniołom,
Że straciliśmy wiarę w Ciebie,
Że zwątpiliśmy o Twoim zbawiennym działaniu,
Że nie umieliśmy czytać Pism Świętych,
Że czytaliśmy je powierzchownie,
Że czytaliśmy je w roztargnieniu,
Że czytaliśmy je obciążeni przyziemnymi myślami,
Że czytaliśmy je nic z nich nie rozumiejąc,
Że nie poznaliśmy Ciebie po krokach Twoich,
Ani po szeleście piasku pod sandałami Twoimi,
Ani po słowach Twoich, przebacz, Panie, nieuważnym uczniom,
Którzy tchórzliwie uciekli przed pustym Grobem do Emaus.
Panie, który przygotowałeś nam mieszkanie w niebie – zmiłuj się nad nami.
STACJA XV
ZMARTWYCHWSTANIE
Ojciec Leszek pomagał nam często w pracy duszpasterskiej na parafii. Siedzieliśmy do późnej nocy w Wielką Sobotę, spowiadając wiernych w świątyni; nic więc dziwnego, że wstanie o wczesnej godzinie na Rezurekcję nie było takie proste. Obiecałem memu współbratu, który nocował w sąsiednim pokoju, że w stosownym czasie obudzę go. „Ojcze Leszku, Chrystus Pan zmartwychwstał!” – zawołałem zza drzwi o 5 rano, usłyszałem zaspany głos na wpół przytomnego jeszcze kapłana: „Nie możliwe!”
I właśnie o to chodzi: Czy On naprawdę żyje, czy ty go spotkałeś – jak Magdalena, jak uczniowie, nawet jak niewierny Tomasz? Czy przytuliłeś się do Jego stóp z wyznaniem: „Rabbuni – Nauczycielu!” (por. J 20,16) „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga Żywego” (Mt. 16,16)
Droga Krzyżowa doprowadziła nas do tajemnicy zmartwychwstania, do momentu, w którym możemy Boga uwielbić i wyśpiewać radosne Alleluja. Bo On zmartwychwstał, więc Krzyż jest chwałą i dla nas, a nie klęską! Patrząc na ten krzyż uświadamiam sobie, że prawda o Zmartwychwstaniu musi promieniować w naszym życiu codziennym.
Chryste, który zmartwychwstałeś dla naszego usprawiedliwienia – zmiłuj się nad nami.