Rok jak żaden innyB

ROZDZIAŁ 42: NAUKA PRZEZ DOŚWIADCZENIE


- Sądzę, że tutaj możemy porozmawiać – powiedział Harry, odwracając się od Darswaithe'a w stronę gargulca. - Eee, karmelki? Dropsy owocowe? Batony orzechowe?

- Lukrecja – oznajmił Snape jedwabistym głosem, przemykając obok jak duch i powiewając szatami.

Gargulec odsunął się na bok, a schody zaczęły się obracać, wioząc Harry'ego i Darswaithe'a coraz wyżej i wyżej. Kiedy dotarli do drzwi na szczycie, te otworzyły się, ukazując las. Powietrze było przesycone zapachem sosen. Księżyc w pełni stał w zenicie, a na odległych wzgórzach odbiło się echem zawodzące wycie wilkołaka.

Uprzejme zachowanie Darswaithe'a zmieniło się od razu. Światło księżyca odbiło się na jego łysinie, a w oczach zabłysły groźne ogniki, kiedy pochylił się nad Gryfonem i zapytał rozkazującym tonem:

- Mroczny Znak! Widziałeś go? Czy profesor Snape cierpiał? Jak udaje mu się opierać wezwaniom Czarnego Pana? Co ten zdrajca powiedział Bumblebore'owi o jego planach? Mów, Potter, mów natychmiast!

Mężczyzna złapał Harry'ego za ramię palcami rozczapierzonymi jak szpony, a jego twarz zaczęła się zmieniać. Jego oczy przybrały szkarłatny kolor, skóra pogrubiała i pojawił się na niej ślad łusek, a nos zamienił się w obrzydliwe szparki, jak u węża...

Gryfon odskoczył w tył, brnąc w gęstej trawie. W ślad za nim poleciały z wizgiem klątwy, a chłopak wrzasnął:

- Draco! Draco!

Tym razem jednak Draco nie przyszedł, żeby go uratować.

Harry pognał między drzewa, umykając przed klątwami i nagle stanął przed portretem Grubej Damy w różowej koronkowej sukni.

- Draco! - krzyknął, waląc pięściami w obraz. - Draco, otwórz!

- Skarbie, to jest wieża Gryffindoru – oznajmiła Gruba Dama. - Draco tutaj nie ma.

- Jestem Gryfonem! - zawył Harry. - Wpuść mnie!

- Hasło? - zapytała wyniośle.

- Lukrecja – mruknął Snape, wyłaniając się spośród cieni i już za chwilę znikając pomiędzy nimi.

Harry powtórzył hasło i znowu znalazł się przed gabinetem Dumbledore'a, zupełnie jakby słowo działało jak świstoklik. Darswaithe pędził w ślad za nim, tym razem w swojej własnej postaci. Wszędzie wokół eksplodowały klątwy łamiące kości, roztrzaskując biurko i krzesła. Jedna z nich niemal trafiła w Fawkesa, a inna zahaczyła o lewą stopę Harry'ego, powodując eksplozję bólu. Chłopak upadł na granitową podłogę z głuchym łomotem, ale czołgał się, mimo potwornego bólu promieniującego wzdłuż lewej nogi.

Kolejna klątwa strzaskała mu kręgosłup.

Ciało Harry'ego zwiotczało, a jego ręce i nogi były zupełnie bezwładne. Ból znikł, zastąpiony przez kompletną nicość, która była o wiele bardziej przerażająca niż jakiekolwiek fizyczne cierpienie. Darswaithe tymczasem zbliżał się do niego z różdżką wycelowaną prosto w serce swojej ofiary.

To była jego własna różdżka czy Harry'ego? Chłopak poznawał ją – ostrokrzew i pióro feniksa, jedenaście cali, ładna i giętka. Z jej końca wytrysnęły iskry i Gryfon próbował krzyknąć, ale zanim zdążył choćby wciągnąć powietrze, poczuł zaklęcie zaciskające się na jego gardle.

- Silencio, Harry Potterze.

Teraz chłopak mógł już tylko krzyczeć we własnym umyśle, podczas gdy jego ciało pozostawało głuche na wszelkie wezwania. Darswaithe zaś był coraz bliżej.

Czarodziej ukląkł obok swojej ofiary, a jego usta wygięły się w okrutnym uśmiechu. Palcami odsunął włosy z czoła chłopaka, parodiując wcześniejszy gest Snape'a.

- Draco tu nie ma – oznajmił, powtarzając słowa Grubej Damy. - Nie myślałeś chyba, że Malfoy cię ocali?

Harry próbował uderzyć Darswaithe'a pięścią, ale jego ramiona nie poruszyły się nawet o cal. Bezwładny i niemy, nie był w stanie nawet się odsunąć, kiedy starszy czarodziej złapał go pod ramiona i powlókł w kierunku kominka.

Po drodze był stolik i Harry nagle zobaczył leżące na nim lusterko. Chłopak zachłysnął się bezgłośnie. To było lusterko Syriusza! I nie było już zbite! Gdyby tylko mógł sięgnąć i wziąć je do ręki! Syriusz by mu pomógł, Syriusz by mu poradził, co ma robić!

Harry pomyślał: Wingardium Leviosa, ale nic się nie stało. Przecież nie miał już swojej magii.

- Czarny Pan ma dla ciebie prezent – wysyczał mu Darswaithe do ucha, kiedy zbliżyli się do paleniska. - Wiem, że lubisz igły.

Czemu miałby martwić się o igły, skoro ogień zaraz spali go na popiół? Spłonie żywcem, jak miało się stać na Samhain. Zostanie po nim tylko pył. Umrze. Umrze jak Cedrik, jak Syriusz i nigdy już nie będzie miał ojca. Czy chociaż Snape będzie za nim tęsknił?

Sals będzie na pewno.

Sals!

Ponieważ Harry mógł poruszać szyją, obrócił głowę i zobaczył węża zwiniętego w kąciku wewnątrz kominka. Zapach spalonego proszku Fiuu wypełnił powietrze, a Harry pomyślał: Sals, co mam zrobić? Potrzebuję tego lusterka! Syriusz nie pozwoliłby mi się spalić. Syriusz powiedziałby mi, co robić...

Jakby wyczuwając jego desperację, lusterko pojawiło się wprost przed jego twarzą. Gryfon zaczął do niego mówić, tłumacząc coś bezgłośnie, podczas gdy Darswaithe sięgał już do pudełka z proszkiem. Pudełko było hebanowe, choć z tego, co Harry pamiętał, dyrektor trzymał proszek Fiuu w mosiężnej urnie.

W lusterku ukazała się twarz. Rozmyte rysy wyostrzały się z każdą chwilą i wreszcie Harry go zobaczył – tego, którego kochał, którego wezwał spoza Zasłony. Oblicze Syriusza było naznaczone cierpieniem, a zarazem miłością. Uśmiechnął się do chłopaka i otworzył usta, ale zanim zdążył coś powiedzieć, jego rysy zamgliły się i nagle na jego miejscu pojawił się ktoś inny.

Orli nos, wąskie wargi zaciśnięte w szyderczym uśmieszku, czarne oczy pełne gniewu – to Snape z pochmurną miną patrzył na Harry'ego z lusterka. Gryfon widział Syriusza zaraz za nim – ale czy to nie oznaczało, że obaj byli w tym samym miejscu? Czyżby Snape zginął? Czy wpadł za Zasłonę? Nie, to Syriusz za nią wpadł. Harry nie przypominał sobie chwili śmierci Snape'a, ale teraz mężczyzna był tam, w krainie zmarłych! I wyglądał na takiego wściekłego!

Gryfon chciał krzyczeć. Severusie, nie wiedziałem, że nie żyjesz! Nie chciałem, żebyś zginął! To nie moja wina, TO NIE MOJA WINA!

Nie mógł jednak wydobyć z siebie słowa. Nie był w stanie nawet zawołać Draco. Był bezradny, zupełnie bezradny...

A jednak nie.

Poczuł, jak wzbiera w nim magia, pulsujące fale nieokiełznanej mocy wibrowały w jego wnętrzu i nagle wybuchły, rozrzucając proszek Fiuu w powietrzu. Wstrząs rozluźnił uścisk Darswaithe'a i nagle Harry upadł całym ciężarem na obramowanie kominka. Sals popełzła w jego kierunku i owinęła się wokół jego nadgarstka.

Jej czerwono-złote łuski błysnęły nagle srebrem i Sals przemieniła się w błyszczącą bransoletę, którą nosił jak odznakę zaszczytu, podczas gdy wciąż biły od niego fale dzikiej magii.

Darswaithe pobiegł w kierunku drzwi, ale te nie otworzyły się. Odwrócił się do Gryfona. Twarz mężczyzny stężała w wyrazie skrajnego szoku, kiedy na własne oczy zobaczył tę pierwotną, potężną moc promieniującą z oczu Harry'ego.

Magia przelewała się przez chłopaka jak wodospad przez skalny próg, zdolna zatopić wszystko wokół. Dzika, pierwotna magia, pozbawiona ograniczeń, której nie tamowały zaklęcia.

Kamienne ściany zaczęły się roztapiać, gabinet zafalował, a Harry leżał bezpiecznie ukryty wewnątrz kominka...

Darswaithe zerkał spod przeciwległej ściany, a w jego piwnych oczach odbijała się zgroza.

Obok Harry'ego stał ktoś jeszcze, delikatnie potrząsając nim za ramię, jakby bał się go przestraszyć. Jakby Harry był dzikim i niebezpiecznym zwierzęciem, które trzeba uspokoić...

Gryfon otworzył gwałtownie oczy i zobaczył Draco pochylonego tak nisko, że czuł niemal jego oddech na twarzy. Harry zachłysnął się i błyskawicznie usiadł, łapiąc się dłonią za gardło. Miał błędny wzrok, a dzika magia wciąż z niego tryskała. Nie mógł złapać oddechu.

- Harry, wszystko w porządku – mamrotał Draco uspokajająco. - Uspokój się, co? Zanim ściany się całkiem roztopią. Już dobrze, nie musisz się bać. Obudziłeś się. Sen minął. Wszystko będzie dobrze...

Znajomy, niski głos, jednostajnie mruczący słowa pocieszenia, stał się dla Harry'ego punktem odniesienia. Mógł się skoncentrować, przytłumić zalewającą go furię i strach. Wciągnął powietrze i rozejrzał się. W przyćmionym świetle zauważył, że po murach coś ciekło. Czyżby na zewnątrz padało i zamek przeciekał? Strużki wody spływały po kamieniach, chociaż dziwna to była woda. Strumyczki pełzały w dół granitowych ścian z niezwykłą powolnością i zastygały, zanim kropla zdążyła oderwać się i spaść.

- Dobrze – odetchnął Draco. - Dobrze. Już wszystko w porządku. Nic ci nie jest...

Harry nie wiedział, o czym mowa.

- Co się stało? - wycharczał.

Z jakiegoś powodu był zaskoczony, że mógł się odezwać. Co się z nim działo?

- Ty mi to powiedz – odparł Ślizgon z lekką kpiną w głosie, wstając z podłogi i sadowiąc się na krawędzi łóżka kolegi. - Co to był za koszmar?

Koszmar? Harry czuł, że erupcja dzikiej magii wytarła jego umysł do czysta.

- A co, wrzeszczałem jak szalony? - stęknął głosem przypominającym rozdzieranie papierowej chusteczki.

- Byłeś cicho – odrzekł Draco, podnosząc rękę i w ostatniej chwili powstrzymując się przed dotknięciem Gryfona. - Ja jeszcze nie spałem. Czytałem sobie, a ty...

- Co? - spytał Harry, przyciągając kolana do piersi i obejmując się z całych sił. Nagle coś zwróciło jego uwagę. - Zasnąłem na sofie! Jak się tu znalazłem?

Malfoy odsunął się.

- Przespałeś obiad. Kiedy Severus kładł się spać, stwierdził, że tu będzie ci wygodniej.

- On... przeniósł mnie?

Harry z reguł nie sypiał aż tak głęboko. Jakim cudem się nie obudził?

- Nie, lewitował cię! - zarechotał Ślizgon. - Oczywiście, że cię przeniósł!

- I... co potem? - zapytał Harry, zaciskając ręce wokół kolan. Jego umysł był jak wytarta gąbką tablica.

- Przez jakiś czas spałeś. Potem powiedziałeś kilka razy moje imię, więc spojrzałem w twoim kierunku... - Grdyka Draco podskoczyła nerwowo. - Rzucałeś się jak szaleniec. Potem zesztywniałeś tak, że wyglądało to upiornie. Teraz już rozumiem określenie „niemy krzyk”. Tak czy siak, cały pokój zaczął wypełniać się... no, magią. Widziałem ją. Powietrze zgęstniało. Wypływały z ciebie wijące się smugi, a kiedy dotykały ścian, te zaczynały się rozpuszczać. Mogłem iść po Severusa, ale czułem, że nie mam czasu do stracenia. Bałem się, że kiedy wrócę, pokój zatonie w roztopionym granicie.

Harry podniósł rękę i pogładził mur. Granit był dziwnie gładki, jakby cała powierzchnia nadtopiła się i zastygła na nowo. Grube krople osadzone na kamieniach w nieregularnych odstępach wyglądały jak łzy. Gryfon dotknął jednej z nich i przekonał się, że była twarda jak skała.

- Ja to zrobiłem?

- No przecież nie ja!

Harry westchnął i próbował odzyskać orientację.

- A gdzie Dudley?

- Śpi smacznie na milutkim, wygodnym łóżku, które dla niego transmutowałem – wyjaśnił Ślizgon, wzruszając ramionami. - Trochę się zaniepokoił, kiedy tak twardo spałeś, ale Severus mu wyjaśnił, że to reakcja na klątwę. Wtedy już musiał mu opowiedzieć całą resztę, o Darswaithe'u i tak dalej. Twój kuzyn był nieźle przerażony i uparł się, żebym został z tobą na wypadek, gdyby ktoś próbował się tu wkraść i wykręcić jakiś numer. - Draco przerwał na chwilę. - Jak się czujesz?

- Już w porządku – skłamał Harry. Szczegóły snu zaczynały z wolna powracać do jego pamięci i tak naprawdę chłopak czuł się coraz gorzej. Zaczął trząść się konwulsyjnie i próbował to ukryć, naciągając na siebie kołdrę. Snape w zwierciadle... Snape nieżywy...

- Idę po Severusa – oznajmił Draco.

Gryfon potrząsnął głową i wybełkotał, szczękając zębami:

- Nie, po co? Zaraz zasnę.

Położył się, zwinął w kulkę i zacisnął powieki, ale to mu nie pomogło. Drżał tak bardzo, że zaczynało mu się robić niedobrze. Przygryzł palce, próbując stłumić tu uczucie.

Draco westchnął, usiadł obok i dotknął ręki Harry'ego bez wahania, odciągając jego dłoń i przytrzymując ją.

- Słuchaj, to widać, że jesteś nauczony, żeby po prostu to przeczekać. Ci wstrętni mugole byliby wściekli, gdybyś ich obudził, racja? Ale teraz masz Severusa. On nie jest taki jak oni. On ci pomoże.

Gryfon odsunął się tak daleko od kolegi, jak mógł. Zważywszy na to, że Malfoy wciąż trzymał jego dłoń w żelaznym uścisku, nie była to duża odległość.

- Nie potrzebuję pomocy – upierał się Harry.

- Jesteś taki pochrzaniony, że nawet sam nie wiesz, czego potrzebujesz – odparł Draco. Słowa same w sobie były dość obcesowe, ale ton głosu zdradzał troskę. - Nie wiem, co ci chodzi po głowie, Harry, ale trzeba coś z tym zrobić. - Głos Ślizgona zaczął brzmieć piskliwie. - W przeciwnym razie wciąż będziesz zagrożeniem dla mnie, Severusa i wszystkich tych, którzy mogą się tu znaleźć. A co, jeśli będziesz miał kolejny koszmar i zmienisz to miejsce w jeden wielki piec? Porozmawiasz o tym z Severusem i koniec dyskusji!

Gryfon wyrwał swoją dłoń z uścisku jednym potężnym szarpnięciem.

- Przyznaj lepiej, że chcesz, by zobaczył mnie w takim stanie i przez to nie będzie mnie więcej chciał!

- „Głupi” to idealne określenie – mruknął Draco. - Harry, Severus chce być twoim ojcem. Nie będzie myślał o tobie źle tylko dlatego, że przyznasz, że ktoś taki jest ci potrzebny!

- Nikt nie jest mi potrzebny!

- Jasne. Trzęsiesz jak liść na wietrze, jesteś blady jak trup i wyglądasz, jakbyś miał zaraz zwymiotować. Ale nie, wszystko gra. Na pewno nie przyśni ci się kolejny koszmar.

- No to się zgadzamy – warknął Harry słabo, zaciskając dłonie na kołdrze, jakby mógł powstrzymać ich drżenie samą siłą woli.

Ślizgon podniósł się na nogi ruchem, który ukazywał niecierpliwość i wzgardę zarazem.

- Rób, jak chcesz – oznajmił – ale jeśli sam nie pójdziesz do Severusa...

- To co, zaciągniesz mnie? - zapytał Harry drwiąco. - Tylko spróbuj! Co chcesz zrobić, zmusić mnie magią? Bo zamierzam się z tobą uczciwie bić. Nie to, żebyś ty kiedykolwiek walczył uczciwie...

- Stuprocentowy Gryfon – burknął Draco z kpiną. - Zero strategii. Czemu miałbym się z tobą bić, kiedy mogę Severusa tu po prostu przyprowadzić?

Harry obrzucił go poirytowanym spojrzeniem.

- Malfoy, lepiej trzymaj się od tego z daleka.

- Ależ oczywiście, że nie. I przysięgam na różdżkę Merlina, Harry, że jeśli to ja będę musiał pójść i go obudzić, powiem mu, że się bałeś, że nie będzie cię więcej chciał, jeśli ty sam byś do niego poszedł!

- Stuprocentowy Ślizgon! - fuknął Harry, opuszczając nogi z łóżka tak, by przy okazji kopnąć Draco w goleń. Gryfon żałował, że nie ma na sobie butów. Wtedy przynajmniej nabiłby Malfoyowi siniaka. Kamienna podłoga była zimna, ale Harry zignorował to i podszedł do drzwi. - Jak wrócę, masz już spać – warknął gniewnie. - A przynajmniej udawaj, że śpisz. Mam cię szczerze dosyć jak na jedną noc.

Chłopak zamierzał zamknąć za sobą drzwi, ale Draco przytrzymał je z drugiej strony.

- Będę patrzył, dopóki Severus ci nie otworzy – ostrzegł, kładąc tym samym kres nadziei Harry'ego na przeczekanie całej sprawy w ciemnym salonie. Gryfon burknął coś pod nosem, a Draco odparł tylko: - Jestem twoim przyjacielem.

Harry zerknął na niego groźnie, ale milczał.


***


- Harry – powiedział Snape z zaskoczeniem, kiedy otworzył drzwi swojej sypialni i zerknął do ciemnego korytarza. Mężczyzna owinął się ciaśniej grubym granatowym szlafrokiem i wyszedł na próg, rozglądając się dookoła. - Wszystko w porządku?

Od strony sypialni chłopców rozległ się dźwięk zatrzaskiwanych drzwi.

- Przepraszam bardzo, że panu przeszkadzam – wymamrotał Harry, zawstydzony ponad wszelkie wyobrażenie. Nie miał pojęcia, dlaczego tak się czuje. Poczuł, jak znowu zaczyna się trząść, kiedy wpatrywał się w twarz Snape'a, oświetloną przyćmionym światłem padającym z wnętrza sypialni. Twarz Snape'a w lusterku, taka rozwścieczona...

- Potrzebuję eliksiru, jeśli można – odparł Harry, przełykając ślinę. - Ten, który od pana dostałem, już mi się skończył.

- Oczywiście, że można. - Mężczyzna wyciągnął różdżkę, pochylił się nad chłopakiem i rzucił Lumos. - Bezbolesny Sen? Pomfrey stwierdziła, że twoje kości są praktycznie wyleczone.

- Bezsenny Sen – odparł Harry niechętnie. - Draco obudził mnie z koszmaru.

Mistrz Eliksirów zmarszczył brwi.

- Nic nie słyszałem.

Spacer po zimnej podłodze spowodował, że lewa stopa chłopaka zaczęła dziwnie boleć. To uczucie jednak było niczym w porównaniu z lękiem na myśl o tym, co stało się z pokojem, który kiedyś był prywatną biblioteką nauczyciela.

- Eee... no cóż – mruknął Harry. - To ja idę spać. Przepraszam, że przeszkodziłem.

- Chyba się nie zrozumieliśmy – odparł Snape, otwierając drzwi szerzej. - Wejdź.

- Mam wejść – powtórzył Gryfon z powątpiewaniem. Gruba Dama nie chciała go wpuścić... - Ale nie trzeba. Zostanę tutaj i zaczekam, aż przyniesie mi pan eliksir.

- Harry, wejdź – polecił Snape, unosząc brew, kiedy chłopak z oporami przeszedł przez próg. - Na pewno zziębły ci stopy. Zaklęcia ogrzewające nie są aktywne w nocy. Usiądź na moim łóżku i zaczekaj.

Gryfon usiadł na samym brzeżku materaca i zaczął nerwowo wygładzać zmiętą kołdrę. W głowie kołatało mu idiotyczne pytanie, czemu pościel ma kolor indygo zamiast spodziewanej zieleni, ale postanowił, że lepiej się o to nie dopytywać. Jego umysł najprawdopodobniej imał się wszystkiego, żeby tylko nie myśleć o koszmarze.

Tymczasem Mistrz Eliksirów wrócił. Rzucił jakieś zaklęcie i światło rozbłysło jaśniej. Potem postawił krzesło obok łóżka, ujął lewą nogę Harry'ego i położył ją sobie na kolanach, zraszając skórę eliksirem rozgrzewającym. Gryfon poczuł, jak ciepło dociera aż do kości.

- Lepiej?

- Tak. – Harry kiwnął głową, czując że powieki opadają mu ze zmęczenia. Nie trząsł się już. Reakcja na koszmarny sen wygasała w swoim własnym tempie, pozostawiając po sobie dziwny letarg. A może wcześniej drżał tak z zimna? W końcu był środek grudnia.

- Dziękuję panu.

- Drugą też?

- Ta mnie nie boli – odparł Harry i postawił obie stopy na podłodze.

- W porządku. - Mistrz Eliksirów zakorkował flaszeczkę z bursztynowym płynem i wycelował różdżką w kierunku otwartych drzwi do sypialni. - Accio skarpetki Harry'ego!

Gryfon usłyszał zduszone trzaśnięcie, kiedy zamykało się wieko jego kufra, po czym skrzypnięcie otwieranych drzwi. Para grubych wełnianych skarpet wylądowała w wyczekującej dłoni Snape'a.

- Dziękuję panu – powiedział Harry i naciągnął skarpetki.

Mistrz Eliksirów czekał, aż chłopak skończy, po czym oznajmił:

- Jeśli chodzi o Bezsenny Sen, obawiam się, że dzisiaj w nocy nie mogę ci go więcej zaaplikować.

Gryfon odsunął się lekko i westchnął.

- Panu też się skończył?

- Nie, ale dostałeś już dzisiaj pełną dawkę, na wypadek gdyby sytuacja z Darswaithe'em miała tego typu skutki.

Snape spodziewał się, że Harry będzie miał koszmar? Chłopakowi nie podobała się ta myśl. Czy był aż takim słabeuszem? Gryfon przestał gładzić kołdrę i zaczął gnieść ją w rękach. Odezwał się napiętym głosem:

- Nie pamiętam, żebym brał jakiś eliksir.

- Mówiąc słowami twojego kuzyna, zgasłeś jak świeczka.

- Jak w takim razie mogłem cokolwiek wypić?

- Wątpisz w moje słowa?

Harry wzruszył ramionami i odwrócił wzrok.

- Przecież to pan jest tu specjalistą od kombinowania i naginania prawdy, czyż nie?

- Odpowiedz mi – odparł Snape tonem nie znoszącym sprzeciwu.

- Nie – przyznał Gryfon powoli. - Nie wątpię w pana słowo. - Chłopak westchnął głęboko. - Skoro normalny Bezsenny Sen na mnie nie działa, mógłby pan uwarzyć dla mnie tę silniejszą wersję?

Mistrz Eliksirów uniósł brew.

- Nie przyjmowałeś normalnego Bezsennego Snu od Samhain. Ten, który dostajesz ode mnie, jest pięć razy silniejszy.

Harry pomasował sobie skronie, zerkając na mężczyznę z nadzieją.

- Mógłby pan jeszcze podwoić jego moc?

- Nie sądzę, by było to mądre.

Gryfon bardzo nie chciał tego mówić, ale nie miał wyboru.

- Tak czy inaczej, musi pan coś zrobić, bo teraz już uwalniam dziką magię we śnie.

Snape poklepał chłopaka po kolanie.

- Zatem opowiedz mi o swoim koszmarze.

Harry odsunął się niezgrabnie.

- Nie ma zbytnio o czym mówić. Wie pan, jakie są sny – pełne dziwnych rzeczy, które w sumie nie mają większego sensu... Chodziło głównie o to, że gonił mnie Darswaithe, a Draco gdzieś zniknął i nie mógł mi pomóc. Nie mogłem nic zrobić i pozostało mi tylko uwolnić swoją moc. Magia popłynęła ze mnie i... - Głos chłopaka nie był głośniejszy niż szept. - Powiedzmy, że tutaj na dole nie ma okien, które mógłbym powybijać.

Mistrz Eliksirów stwierdził chyba, że jego uczeń potrzebuje więcej przestrzeni, gdyż odchylił się do tyłu i położył splecione dłonie na brzuchu.

- Czy zatem dzika magia obudziła Draco? Gdybyś krzyczał, pewnie bym usłyszał.

- Rzucił na mnie Silencio.

Snape zmarszczył brwi.

- Draco cię przeklął?

- Nie, Darswaithe. - Harry potrząsnął głową. - Wiem, że nie mówię jasno. We śnie byłem jak gdyby... eee... sparaliżowany. Kiedy rzucił zaklęcie, nie mogłem nawet krzyczeć. Chyba musiałem to jakoś odreagować. - Zagryzł wargę, gdyż właśnie zdał sobie sprawę, że Draco widział go w naprawdę paskudnym stanie. Czy to nie było żenujące? - Powiedział... chodzi mi o Draco... że po prostu leżałem i wypływała ze mnie magia. Chyba zdążył mnie obudzić, zanim zrobiło się jeszcze gorzej.

- Powinien mnie wezwać.

Harry odchrząknął.

- Eee, on tak jakby się bał, że jeśli by wyszedł, to ściany by się... eee... zapadły.

Snape wyprostował się gwałtownie i zmierzył chłopaka badawczym spojrzeniem.

- Wyjaśnij.

Gryfon ukrył twarz w dłoniach, przyznając zduszonym głosem:

- Roztopiłem je. Znaczy, ściany. Tak mi strasznie przykro, proszę pana. Bardzo, bardzo mi przykro. - Chłopak rozchylił lekko palce i zerknął na nauczyciela, żeby wybadać jego reakcję.

Snape wpatrywał się w niego osłupiałym wzrokiem. Po chwili rozluźnił się z wysiłkiem.

- Cóż. Nie spowodowałeś chyba znaczących szkód. Sądzę, że gdyby Draco był w niebezpieczeństwie, wspomniałbyś mi o tym?

- Chodzi tylko o zewnętrzną warstwę kamieni – odetchnął Harry. Kiedy zdał sobie sprawę, że patrząc przez palce wygląda z pewnością jak małe dziecko, wyprostował się. Po chwili jednak zaczął nerwowo wymachiwać nogami. - Tak czy siak, mury nie są już takie nierówne. Wyglądają raczej jak... obsydian, tylko że są szare, a nie czarne. Tak strasznie mi przykro – powtórzył po raz kolejny.

- Zniesiesz to jakoś?

- Proszę?

- Harry – odparł Snape kpiąco – czyżbyś uważał, że chciałem cię zaadoptować, ale nie zamierzałem zapewniać ci miejsca, w którym mógłbyś mieszkać?

- O Boże – jęknął Gryfon ciężko, co już samo w sobie pokazywało, że coraz gorzej nad sobą panował. Kiedy przyjeżdżał do Hogwartu, unikał używania takich sformułowań, nawet jeśli latem pozwalał sobie na to bez oporów. Nie chciał tego robić wśród czarodziejów, mimo że określenie „na Merlina” nigdy nie pojawiało się w jego ustach tak łatwo i naturalnie, jak w ustach Rona. - To wspaniałe z pana strony – odrzekł chłopak, obawiając się, że obrazi nauczyciela. - To naprawdę...

- Nic takiego. Jaki rodzic odmówiłby ci miejsca w domu? - Snape spojrzał na Harry'ego spod przymrużonych powiek, czekając, aż ten popatrzy mu prosto w oczy. - Ach, przecież to oczywiste. Twoje oczekiwania są znikome. W zasadzie wcale ich nie ma.

- No – odparł Harry czując, jak pierś rozrywa mu zadawniony ból, który chłopak tłumił w sobie przez całe życie. Nie wiedział, co z tym począć, więc postanowił sobie zażartować. - Cóż, przynajmniej nie będzie panu ciężko dostać Powyżej Oczekiwań.

Mistrz Eliksirów nie kontynuował tematu.

- Kilka godzin temu rozmawiałem z dyrektorem. Uwolnili już Darswaithe'a spod wpływu Imperiusa, ale nadal trzymają go w areszcie. Pannę Thistlethorne oczyszczono z wszelkich zarzutów. Jutro wróci, by dokończyć nasze wywiady.

- Tak szybko? - Wprawdzie Harry od wielu dni pragnął tylko, by wszystko już się skończyło, teraz jednak stwierdził, że wolałby wszystko odroczyć, a może nawet zupełnie zrezygnować, mimo tego, że naprawdę chciał mieć ojca. Draco miał chyba rację, mówiąc, że Harry jest kompletnie pochrzaniony.

- W zwykłych okolicznościach musielibyśmy czekać, aż wyznaczą do sprawy nowego magourzędnika – wytłumaczył Snape. - Jednak w zaistniałej sytuacji postanowili, że nasze podanie rozpatrzy tylko panna Thistlethorne.

- Nie ufam jej – zaprotestował Harry z napięciem. - Po tym jestem skłonny nie ufać nikomu. Stała czujność, racja? Co do aurorów, to nie mam wątpliwości...

- Ale ja mam – odrzekł Mistrz Eliksirów głuchym głosem. - Wiem z doświadczenia. Połowa z nich to sadyści, a większość z drugiej połowy to głupcy.

Gryfon kiwnął głową, nie wspominając o tym, że zamierzał dołączyć do szeregów ludzi, których nauczyciel miał w takiej pogardzie.

- Więc rozumie pan, że nie chcę być z nią sam na sam. I nie obchodzi mnie, jakie są zwykłe procedury CSR. Co, jeśli aurorom coś umknęło albo ktoś rzuci na nią Imperiusa przed jutrzejszym spotkaniem?

- Nie musisz rozmawiać z nią sam na sam – wtrącił Snape. - Albus z pewnością zgodzi się być obecny przy wywiadzie. Ewentualnie Minerwa.

- Zgodzę się tylko na pana – odparł Harry stanowczo. - Nie chcę, żeby ktokolwiek inny słyszał moje prywatne zdanie na temat różnych spraw.

Mistrz Eliksirów posłał chłopakowi powątpiewające spojrzenie.

- Na pewno chcesz, żebym to był ja?

Gryfon zastanowił się chwilę.

- To tak jak wtedy, kiedy pozwolił mi pan przeczytać pana odpowiedzi w formularzu. To było w porządku. Teraz czuję, że znam pana lepiej.

Spojrzenie nauczyciela stało się sceptyczne.

- Czyżbyś nie zauważył, że starałem się raczej ukazać siebie w pozytywnym świetle niż udzielić naprawdę szczerych odpowiedzi?

- Czytałem między wierszami. Pan chyba będzie musiał postąpić tak samo, kiedy będzie mnie pan słuchał.

- Moja obecność podczas twojego wywiadu jest szczególnie przeciw ich zasadom – zaznaczył Snape. - Powinieneś czuć się nie ograniczany, tak abyś mógł mówić z pełną swobodą o tym, czym chcesz się podzielić.

- No, na pewno otworzę swoją duszę przed kimś zupełnie obcym – zakpił Harry. - Skończyłbym jako temat kolejnego artykułu w „Proroku”. A właśnie, to jest myśl. Jeśli sprzeciwią się, żeby pan był obecny przy mojej rozmowie, zagrożę, że opowiem Ricie Skeeter, jak to Czarodziejska Służba Rodzinie chciała zamordować Chłopca, Który Przeżył...

- Raczej nie pójdą nam na rękę, jeśli zaczniemy rzucać groźby. Panna Thistlethorne bez wątpienia pomyśli, że to pod moim wpływem stałeś się taki bezwzględny. - W głosie mężczyzny dal się słyszeć sarkazm. - Chłopiec, Który Przeżył, powinien być wszak samą słodyczą i dobrocią.

- Albo psychicznie niezrównoważony – dorzucił Harry, mając na myśli wszystko, co w zeszłym roku wypisywał o nim „Prorok”. - A raczej nie chcemy, by splamiło to moją reputację. A zatem... może zagramy na jej puchońskim sentymentalizmie? Jeśli każe panu wyjść, wybuchnę płaczem i powiem, że się boję i tylko przy panu czuję się bezpiecznie.

- Potraktuje to jako nadmierną zależność.

- Hmmm. - Gryfon zmarszczył brwi. - A właśnie, jak już mówimy o zależności... To naprawdę super z pana strony, że oddał nam pan do dyspozycji swoją bibliotekę i nie ma słów, żebym potrafił wypowiedzieć swoją wdzięczność. Myślałem jednak... A w zasadzie to miałem nadzieję, że kiedy... eee... moja magia będzie już pod kontrolą i nie będę w niebezpieczeństwie, a przynajmniej nie w większym, niż zwykle, to... - Chłopak przypomniał sobie sen, w którym Gruba Dama nie chciała go wpuścić, i zadrżał. - Czy będę mógł mieszkać w Gryffindorze?

Snape założył nogę na nogę i oparł dłonie na podłokietnikach. Zdaniem Harry'ego nauczyciel wyglądał na zupełnie odprężonego, co nie było fair, zwłaszcza gdy Gryfon czuł się jak jeden wielki kłębek nerwów.

- Czemu uważasz, że miałem pod tym względem inne zamiary?

Chłopak przełknął z ulgą.

- No, mówi pan na przykład, że to mój pokój...

- A czy twoi przyjaciele nie mają swoich pokoi w domach rodziców? To nie przeszkadza, by w ciągu roku szkolnego mieszkali w wieży Gryffindoru.

- No tak... - wyjąkał Harry i odwrócił na chwilę wzrok. - Tylko że to wydaje mi się takie dziwne. Ron przecież nie jeździ wciąż do Nory, a gdybym ja miał pokój tutaj... Sądziłem, że będzie się pan spodziewał, że w nim zamieszkam.

Gryfon zaczerwienił się, że palnął coś tak niedorzecznego.

- Będziesz mógł tu przyjść w każdej chwili – upewnił go Snape. - Nie oczekuję jednak, że wyprowadzisz się z wieży. Wszak twoi przyjaciele są dla ciebie bardzo ważni, co mi zresztą nie tak dawno usiłowałeś wytłumaczyć.

- No tak, ale nie zdążyłem, bo pan się wkurzył.

- Byłem słusznie zaniepokojony twoją postawą, sugerującą, że nie dostrzegasz niebezpieczeństwa, w jakim się znalazłeś – poprawił Snape cierpko. - Dopóki nie zapanujemy nad twoją magią, będziesz mieszkał ze mną. Później będziesz wracał do swojego pokoju na lato. Chyba raczej byś nie chciał pozostać w wieży, gdy wszyscy zamieszkujący ją Gryfoni wyjadą na wakacje?

- No, raczej nie – mruknął Harry. - Wie pan, po śmierci wuja Vernona olśniło mnie, że już nigdy nie będę musiał wracać na Privet Drive, ale jakoś nie zastanawiałem się, gdzie pójdę. Chyba myślałem sobie, że dyrektor pozwoli mi mieszkać w Norze.

Chłopak zamilkł, świadom faktu, że kiedy adopcja się już dokona, takie decyzje będą leżały w gestii Snape'a. Mistrz Eliksirów jednak nic nie powiedział. Harry miał wrażenie, że powinien się tu zatrzymać – do lata było jeszcze daleko – ale niepewność co do przyszłości sprawiła, że brnął dalej.

- Miałem na myśli, że pewnie nie chce pan, żebym się tu plątał przez całe wakacje.

- A czemu nie? - spytał Snape miękko. - W końcu podejmuję wysiłek i ponoszę odpowiednie koszta, żebyś mógł zostać moim synem.

Harry stwierdził, że miło jest być chcianym, ale zarazem poczuł się nieswojo na wspomnienie o kosztach. Jakoś nigdy się nie zastanawiał nad tym, ile Czarodziejska Służba Rodzinie bierze za swoje usługi. Po raz kolejny okazywało się, jak niewiele wiedział o świecie czarodziejów. Nie miał pojęcie prawie o niczym.

- Mam pieniądze – oznajmił. - Czy przeprowadzenie adopcji dużo kosztuje? Mogę jakoś pomóc?

- Prezenty na święta też chcesz sam sobie kupić? - warknął Snape. - Otóż nie, nie możesz pomóc!

- Ale ja mam kupę forsy. Naprawdę bym chciał...

- To, czego ja bym chciał – uciął Snape – to żebyś schował swój klucz do skrytki gdzieś w bezpiecznym miejscu, dopóki nie dorośniesz. Naprawdę jestem w stanie cię utrzymywać, Harry. Czy ty zdajesz sobie sprawę, że nawet się tego ode mnie oczekuje?

Gryfon nie zamierzał się upierać. Zastanawiał się jednak, czy odmowa ze strony nauczyciela miała coś wspólnego z faktem, że Mistrz Eliksirów nie chciał mieć do czynienia z pieniędzmi należącymi niegdyś do Jamesa Pottera.

Snape machnął ręką, ucinając całą dyskusję.

- Dość już tego. Porozmawiajmy o twoim śnie.

Harry usiadł ze skrzyżowanymi nogami i poczuł nieodpartą pokusę, by objąć się ramionami. Nie był jednak małym dzieckiem. Nawet jeśli miał zły sen, to co z tego? Przecież miał takie sny cały czas.

- Wiem przecież, co pan powie. To samo, co pewnego razu nagadała mi McGonagall, kiedy poszedłem do niej w środku nocy. Voldemort próbuje mnie dopaść od lat, żadna mi niespodzianka. Nie powinienem się tym przejmować. Muszę się po prostu zrelaksować, bo w Hogwarcie jestem bezpieczny i nauczyciele nigdy nie pozwolą, by coś mi się stało. I tak dalej, i tak dalej.

- Jestem rozczarowany jej postawą – oświadczył Snape. - Fałszywe poczucie bezpieczeństwa to coś, czego najmniej ci potrzeba.

- Jasne. Potrzeba mi eliksiru. Dlatego dobrze mi się trafiło, że Mistrz Eliksirów będzie moim... yyy... opiekunem.

Nauczyciel tylko zerknął na Harry'ego z ukosa.

- Chyba zdajesz sobie sprawę, że eliksiry nie rozwiązują wszystkich problemów?

- No to jaki z pana Mistrz Eliksirów? - zażartował Gryfon, ale żart wypadł blado. Snape był poważny i przede wszystkim miał zupełną rację. - Pewnie, że wiem – odrzekł Harry. - Ale i tak nie chcę więcej rozmawiać o moim śnie.

- Chciałbym, żebyś odpowiedział mi na jedno pytanie – oznajmił Snape poważnym tonem.

- Dobra! - wybuchnął Harry. - Tak, był pan w tym śnie! Był pan w lusterku razem z Syriuszem i myślałem, że pan nie żyje! Nawet jeśli nie znam się zbytnio na interpretacji snów, ten obraz mówi sam za siebie! Nieważne, że lusterko Syriusza było całe, kiedy wpadł za Zasłonę! I tak nie pokazałby się w moim. Zresztą moje i tak się potłukło, co tu więcej mówić!

Mistrz Eliksirów utkwił w chłopaku przeszywające spojrzenie swoich czarnych oczu.

- Nie mam najmniejszego pojęcia, o co ci chodzi.

Ano tak... Harry chciał dać sobie solidnego kopniaka. Zamiast tego jednak objął rękami swoją klatkę piersiową i zaczął kołysać się w w przód i w tył. Jak czubek - pomyślał z pewną dozą niesmaku. Jednak nawet świadomość, że wygląda jak niezrównoważony psychicznie, nie była w stanie powstrzymać go od tego ruchu.

- Już nieważne – wymamrotał, gapiąc się na swoje stopy.

Snape milczał przez chwilę, po czym zapytał:

- Harry?

Gryfon tylko potrząsnął głową.

- W porządku – skwitował nauczyciel, wzruszając ramionami. - Akurat nie to chciałem wiedzieć.

Na te słowa Harry podniósł wzrok.

- Nie? A co?

Mężczyzna położył dłoń na jego kolanie i Gryfon nie odsunął się.

- Czy to był proroczy sen?

- Nie – odrzekł Harry krótko. Mistrz Eliksirów sprawiał wrażenie, że chce wiedzieć więcej, dlatego chłopak kontynuował. - Prorocze sny mają zawsze ten sam wzorzec: przeszłość-przyszłość, przedzielone taką jakby mgłą. I nie ma w nich dziwnych obrazów, takich jak magourzędnicy zmieniający się w Voldemorta, węże przybierające postać bransolet albo drzwi od gabinetu dyrektora, które otwierają się do lasu. Ten sen to był zwykły koszmar. Naprawdę.

Snape pokiwał głową.

- Harry, kiedy będziesz miał kolejny proroczy sen, musisz mi o tym powiedzieć. Koniecznie. To bardzo ważne.

- Oczywiście... Niech pan posłucha, powiem panu, jeżeli tylko cokolwiek w moich snach mnie zaniepokoi. Obiecuję. Dzisiaj jednak chciałbym, żeby mi pan pomógł. Nie chcę mieć kolejnego koszmaru, profesorze.

Mistrz Eliksirów westchnął.

- Kolejne dawka Bezsennego Snu jest wysoce niewskazana. Wygląda na to, że możesz pójść spać bez żadnej pomocy lub spróbować czegoś, czego ja sam używam, by poradzić sobie z własnymi koszmarami.

Snape sięgnął do szuflady i wyjął małą fiolkę. Wręczył ją Harry'emu, a chłopak spojrzał na nią pod światło. Zakołysał naczynkiem, obserwując, jak wewnątrz przelewa się gęsty, mazisty płyn.

- Wygląda jak zużyty olej silnikowy. Jak to się nazywa, Szlam Nasenny?

- Prawdomówne Sny.

Gryfon zamknął dłoń na fiolce.

- Coś mi mówi, że to nie powstrzyma moich koszmarów.

- Nie do tego służy.

- A do czego?

- Do kilku rzeczy – mruknął Snape, przez chwilę zakrywając dłonią oczy, jak gdyby nie wiedział, od czego zacząć. - Jak sugeruje nazwa, pod wpływem tego środka twoje sny koncentrują się raczej na faktach niż na wyobraźni. Poznasz prawdę absolutną na temat tego, co aktualnie jest dla ciebie najbardziej zasadniczą kwestią.

- Nie rozumiem – wyznał Harry.

Mistrz Eliksirów zastanowił się.

- Byłbyś zaskoczony, Harry, wiedząc, ile informacji o jakimś wydarzeniu zapamiętujesz bez udziału świadomości. Prawdomówne Sny dają ci dostęp do tych podświadomych wspomnień. Wynalazłem ten eliksir, bym mógł przypominać sobie spotkania śmierciożerców z większą dokładnością i w ten sposób składać Zakonowi bardziej szczegółowe raporty.

- A myślodsiewnia nie wystarczy?

- Myślodsiewnia ukazuje to, co zapamiętałem świadomie. Prawdomówne Sny pozwalają mi przypomnieć sobie to, co widziałem i słyszałem, lecz co jest poza obrębem mego świadomego umysłu.

- Teraz kumam – odparł Gryfon, zerkając na kleisty, ciemny płyn. - Proszę mi jednak powiedzieć, profesorze, czemu w ogóle miałbym to brać? Dla pana z pewnością było to przydatne, przecież był pan szpiegiem. Koszmary są chyba jednak przez to jeszcze gorsze, czyż nie? Jeszcze bardziej żywe?

Policzki Mistrza Eliksirów zabarwił delikatny rumieniec.

- Z tego powodu musiałem włączyć w formułę silny czynnik tłumiący emocje. Dzięki temu oglądasz wydarzenia we śnie raczej beznamiętnie. Nawet jeśli przypomnisz sobie sen po obudzeniu, będziesz umiał się od niego zdystansować. Kiedy zażyjesz Prawdomówne Sny, koszmary nie będą cię tak nękać, we śnie ani na jawie. - Nauczyciel wzruszył ramionami, wciąż zarumieniony.

Harry też poczuł falę gorąca napływającą mu do twarzy, lecz nie była ona spowodowana dziwnym zażenowaniem jak u Snape'a. Chłopak był po prostu rozzłoszczony.

- To zagłusza koszmary? Pozwala przejść nad nimi do porządku dziennego? A pan nigdy nawet nie pomyślał, żeby mi to podać!

- Ponieważ miałeś prorocze sny! – fuknął Mistrz Eliksirów, prostując się na krześle. - Ten eliksir nie był przeznaczony do takich przypadków, a ja nie eksperymentuję na uczniach, nawet na cholernych, denerwujących Gryfonach!

Harry oklapł jak balon, z którego uszło powietrze.

- Och. No tak. To pewnie byłby problem. Przepraszam.

Snape popatrzył na niego uważnie i potrząsnął głową.

- To nic. Zrozumiałe, że o tym pomyślałeś. W każdym razie, nie miałeś proroczych snów od czasu Samhain. Nie widzę więc powodu, byś nie miał spróbować Prawdomównych Snów.

- Czy to powstrzyma wybuchy mojej dzikiej magii?

- Prawdopodobnie tak. Będziesz widział przeszłość bez udziału silnych emocji, a tym samym będziesz miał mniej powodów do paniki.

Harry skinął głową. Nieszczególnie chciał przypominać sobie koszmarne sny jeszcze bardziej wyraziście, ale jeśli dzięki temu środkowi byłby w stanie je zaakceptować i zapomnieć, to gra była chyba warta świeczki.

- W porządku – zgodził się i wstał. - Czy to jest jednokrotna dawka?

- Usiądź – odparł Snape. - Za pierwszym razem nie możesz zażywać go bez nadzoru. Możesz mieć uczulenie na krwawnicę. Będziesz spał tutaj, żebym mógł cię obserwować.

Gryfon zawahał się.

- Eee... nie chciałbym pana stąd wyciągać, ale... może mógłby pan usiąść na krześle przy moim łóżku?

- Jeśli obudzimy Draco, nie będzie się mógł powstrzymać od rozmowy ze mną i w ten sposób ty też nie zaśniesz.

- No i co? Nie może pan rzucić na niego Zaklęcia Morfeusza? Albo na mnie?

- Harry, nie używam magii, dopóki nie jest to najlepsze rozwiązanie. Będziesz spał tutaj i koniec dyskusji.

- A negocjacje?

- Mówiłem ci, że czasem będziesz musiał pogodzić się z tym, co ja zadecydowałem. Zaczynam dostrzegać coraz wyraźniej, że nie masz doprawdy pojęcia, jak być czyimś dzieckiem.

- Tak? Jak na razie to jeszcze nie jestem pana dzieckiem! – palnął Harry. - Poza tym to czemu uważa pan, że wie pan więcej o byciu czyimś rodzicem? Ma pan w tym tak samo mało doświadczenia jak ja!

- Owszem – zgodził się Snape. - Zatem obaj musimy uczyć się przez doświadczenie, jak sądzę.

- I kto to mówi? - zakpił Gryfon. - Uczyć się przez doświadczenie... Wie pan, założę się, że do tej pory wiedziałbym sto razy więcej o warzeniu eliksirów, gdyby choć raz pokazał nam pan, jak się jakiś robi, zanim musieliśmy go warzyć i z dużym prawdopodobieństwem rozwalić w trakcie pół pracowni!

- I to ma zasadniczy związek z aktualnym tematem wyboru miejsca, gdzie będziesz dzisiaj spał? - zapytał Mistrz Eliksirów złośliwie.

Sarkazm miał tylko odwrócić uwagę Harry'ego i chłopak był tego doskonale świadom. Mimo to odpowiedział.

- Mógłby pan trochę wyluzować, to wszystko. Jak pan sam powiedział, nigdy wcześniej nie byłem czyimś dzieckiem, a przynajmniej nie w sensie faktycznym. Co pan na to, żeby pozwolił mi pan zebrać jakieś doświadczenia, na których będę się mógł nauczyć, zanim zacznie pan oczekiwać, żeby przychodziło mi to naturalnie? Znaczy, niech pan pomyśli chwilę. Przecież ja nie jestem jeszcze nawet adoptowany!

- Zgadza się – ustąpił Snape, wciąż jednak uśmiechając się krzywo. - Zaś co do Prawdomównych Snów - zdecyduj, czy zamierzasz je zażyć.

Wypicie eliksiru równało się spaniu w łóżku nauczyciela i najprawdopodobniej napływowi wspomnień o Samhain. O Darswaithe'u. O Lucjuszu Malfoyu. O Voldemorcie, Cedriku, Syriuszu... Lista zdawała się nie mieć końca. Tymczasem zaś rezygnacja z eliksiru mogła oznaczać kolejny atak dzikiej magii. A co, jeśli Draco nie zdąży obudzić go na czas? A co, jeśli zamek spłonie...?

Harry zastanowił się nad jeszcze jedną kwestią.

- Jeżeli odmówię – zaczął ponuro – i tak będzie pan nalegał, bym spał tutaj, zgadza się? Bo martwi się pan, że kolejny atak dzisiejszej nocy mógłby sprawić, że znowu stracę nad sobą kontrolę?

Snape tylko skinął głową.

- W takim razie niech będzie – fuknął Gryfon. - A więc muszę wypić całą fiolkę, tak? - Chłopak przełamał woskową pieczęć i wyciągnął koreczek.

- Owszem. Aha, Harry, jeszcze jedno. Naprawdę zamierzasz spać w ubraniu?

- Wcześniej tak właśnie spałem – odparł Harry i nagle poczuł się głupio. Nie zamierzał się skarżyć i chciał szybko zatrzeć gafę. - Tak czy inaczej, wydawało mi się, że nie chcieliśmy budzić Draco.

- Czasami magia jest najlepszym rozwiązaniem – mruknął Mistrz Eliksirów i wycelował różdżką w otwarte drzwi. - Accio piżama Harry'ego! - Następnie Snape podał Harry'emu piżamę i rzucił jakieś zaklęcie w stronę ściany, w której pojawiły się drzwi.

- Idź i przebierz się w mojej łazience.

- Czy naprawdę jest taka niesamowita, jak mówią ślizgońskie legendy? - zażartował Harry, otwierając drzwi. - No, niezła jest. Fajna wanna. Nie ma tylu kurków, co w łazience prefektów, ale i tak nie ma na co kręcić nosem. Chyba że z którejś rury leci eliksir, od którego kręci w nosie...

- Jutro masz ważne spotkanie – przypomniał mu nauczyciel – a tej nocy twój sen został już raz zakłócony. Sugeruję, byś przestał pleść bzdury i poszedł spać.

Gryfon zerknął na niego przez ramię.

- Pan też nie będzie w najlepszej formie, jeśli zamierza pan siedzieć i obserwować mnie całą noc.

- W przeciwieństwie do ciebie, jestem przyzwyczajony do minimalnej ilości snu.

- Jakoś mnie to nie dziwi, w związku ze szpiegowaniem, Voldemortem i całą resztą – skomentował Harry. - Ale w porządku.

Zamknął za sobą drzwi, obmył twarz i szybko przebrał się w piżamę. Dziwnie niepokoiła go myśl, że musi w niej wyjść i położyć się do łóżka Snape'a. Cała ta sytuacja budziła zbyt wiele skojarzeń z... no, z rodziną. A może po prostu Harry czuł się dziwnie ze względu na swój wiek. W końcu miał szesnaście lat, a nie cztery. Z drugiej strony jednak należało brać pod uwagę jego dziką magię. Ktoś musiał sprawdzić, czy eliksir faktycznie ją przytłumi. Mimo wszystko jednak Gryfon czuł się głupio na myśl, że praktycznie wygonił Snape'a z jego własnego łóżka, nawet jeśli nauczyciel sam to zaproponował.

Kiedy Harry w końcu wyszedł z łazienki, poczuł się znacznie lepiej. Na łóżku leżała jego pościel, dzięki czemu nie miał aż tak silnego wrażenia, że kładąc się w nim narusza cudzą prywatność. Kiedy chłopak wślizgiwał się pod kołdrę, Snape nawet na niego nie spojrzał. Profesor siedział przy swoim biurku i zapisywał coś na długim kawałku pergaminu.

Decorum, stwierdził Harry. No tak. Wszak Snape był osobą, która wiedziała wszystko na ten temat.

Gryfon ułożył sobie poduszki i zerknął na nauczyciela, po czym odkorkował flaszeczkę i wypił Prawdomówne Sny. Bleee. Eliksir miał konsystencję miodu, ale smak kojarzył się raczej z bagiennym mułem. Albo czymś jeszcze gorszym. To były tylko dwa łyki, ale żeby je zrobić, Harry potrzebował całej siły swojej woli.

Mistrz Eliksirów podszedł do niego i wręczył mu szklankę z wodą. Chłopak przyjął ją z wdzięcznością, napił się i wytarł usta rękawem.

Z uczuciem lekkiego przestrachu położył się i zamknął oczy. Chwilę później już spał. Zaraz potem pojawiły się sny – ale nie było w nich Samhain, Darswaithe'a ani Lucjusza Malfoya. Najwidoczniej nie były to najistotniejsze kwestie zajmujące jego myśli, nawet biorąc pod uwagę ostatni koszmar. Okazało się, że to coś całkiem innego. Coś, o czym nigdy nie myślał, że mógłby to mieć.

Co więcej, myślał, że nigdy tego nie miał.

Prawdziwa rodzina.

Kiedyś był jej częścią... dawno, dawno temu. Wiedział o tym, ale nie byłby w stanie sobie tego przypomnieć. Prawdomówne Sny wydobyły z otchłani jego podświadomości wspomnienia, które powstały podczas pierwszego roku jego życia.

Harry ujrzał twarz swojej matki, spoglądającą na niego z góry. Lily nuciła coś po cichu, kołysząc synka w ramionach. Potem usłyszał, jak jego ojciec klaszcze z radości, kiedy Harry stawiał pierwsze nieporadne kroki. Wreszcie ujrzał ich oboje, jak się uśmiechają i naciągają na niego przykrycie, kiedy leżał w swoim łóżeczku.

Prawdomówne Sny... pokazały mu prawdę, której pragnął doświadczyć od chwili, kiedy po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że dzieci nie powinny mieszkać w schowkach pod schodami.

Pewnego razu, dawno, dawno temu, Harry Potter był gorąco, serdecznie kochany.


NASTĘPNY ROZDZIAŁ: SPRAWY RODZINNE


Wyszukiwarka