Rozdział 6
Harry zaczął czuć się dziwnie pod koniec października. Odnosił wrażenie, że coś się zmieniło, było inne niż wcześniej. Nie wiedział jeszcze jednak, co to takiego.
Nie zdziwił go brak apetytu. Po kuchni Toma potrawy skrzatów smakowały jak z jakiegoś podrzędnego baru.
Nie zdziwiły go zawroty głowy. W końcu nigdy nie jadł zbyt dużo. Obiecywał wtedy narzekającemu Axelowi jeść więcej.
Nie zdziwiły go także wymioty każdego ranka. Uznali wspólnie, że coś po prostu mu zaszkodziło i razem uwarzyli eliksir łagodzący.
Nie zdziwiły go nawet wybuchy magii wokół niego i jej sporadyczna niestabilność. Zwalił to na rzecz stresu.
Zdziwiło go jednak, gdy jego brzuch zaokrąglił się pod koniec lutego i zaczął rosnąć. Szybko rosnąć. Tak. To go zdziwiło i wówczas zaczął szukać przyczyny.
Musieli być ostrożni. Axel już wtedy spotykał się z Malfoyem w ciemnych korytarzach. Ułatwiała mu to peleryna Harry’ego i jego Mapa. Zielonooki wiedział, że są już od jakiegoś czasu kimś w rodzaju pary, ale wciąż nie mógł sobie pozwolić na zaufanie blondynowi. Lubił go, ale nie ufał za grosz.
— Axel, brzuch mi urósł. — Harry, po prysznicu, wyskoczył z łazienki w samych bokserkach.
— Wcale nie jesteś gruby — zapewnił go przyjaciel, nawet na niego nie patrząc.
— Nie o to chodzi — warknął. — Brzuch mi urósł!
Blondyn położył go na łóżku, przyglądając się z psotnymi iskierkami w oczach. Potter wiedział, że chłopak chce z niego zażartować, ale w chwili, w której Axel położył mu dłoń na brzuchu coś się w nim poruszyło.
— Łoł! — krzyknął blondyn, odskakując jak oparzony.
— O Merlinie! O Merlinie… — mamrotał Harry patrząc niewidzącym wzrokiem w baldachim łóżka Tarosa.
— Co to było? — szepnął zdezorientowany Axel.
— Nie mam pojęcia i chyba nawet boję się pomyśleć o możliwych odpowiedziach na to pytanie — wymamrotał Potter, kładąc dłonie na brzuchu i znów czując jak coś się w nim porusza.
— Co robimy?
— Biblioteka? — zapytał.
Axel opadł na łóżko, patrząc na brzuch Harry’ego tak, jakby zaraz miał mu coś zrobić.
— Przepraszam, że pytam, ale… Czy ty jesteś w ciąży?
Absurd tej sytuacji zrobił swoje i Harry zaczął się śmiać. Głośno i opętańczo. Śmiał się tak, że aż z oczu pociekły mu łzy.
— Tak — parsknął po kilku minutach. — Wydaje mi się, że tak… — zamilkł na chwilę, by się uspokoić. — Nawet nie chcę wiedzieć, jakim cudem… Normalnie zapytałbym Hermionę, ale to nie jest dobry pomysł w tym przypadku.
— Draco by wiedział, on… — Axel w końcu go przytulił i pozwolił mu się w siebie wtulić.
Wybraniec trząsł się z szoku. Axel rozumiał, że ten potrzebuje teraz bliskości i właśnie to starał się dać przyjacielowi.
— Nie ufam mu…
— Więc zaufaj mnie — poprosił, patrząc Harry’emu prosto w oczy.
— Spróbujmy wcześniej samemu, co? — Axel skrzywił się trochę, ale ustąpił.
— Skoro tak chcesz…
***
Ich poszukiwania spełzły jednak na niczym. W bibliotece nie było książek, które mogłyby zakrawać o seksualność i ciążę. Pewna drugoroczna Krukonka wyjaśniła Axelowi, że to są nieprzyzwoite książki i że o takich rzeczach należy rozmawiać tylko z rodzicami i opiekunami. Ręce im opadły. Nie pozostawało nic, poza Malfoyem.
— Draco, no chodź. — Harry usłyszał głos Tarosa zza drzwi.
Stał właśnie w łazience Jęczącej Marty i czekał na swojego przyjaciela oraz jego chłopaka. Blondyn uważał się wcześniej za heteroseksualistę ale, jak przewidział Potter, wylądował z Malfoyem. Nastolatek śmiał się często, że miesiąc wakacji spędzony z dwoma gejami w związku zrobił swoje.
— Po co mnie tam ciągniesz? To damska toaleta — marudził Ślizgon.
— Właź, Malfoy. — Wybraniec otworzył im drzwi i wciągnął zaskoczonego blondyna.
— Ale… Ale o co chodzi…?
— Wcześniej musisz złożyć przysięgę — wciął się szybko, nie pozostawiając żadnych wątpliwości, jakie są jego oczekiwania.
— Przysięgę?
— Wieczystą — uściślił. — Axel ci ufa, ale ja nie bardzo. — Skrzywił się lekko.
— Musisz przysiąc, że nie zdradzisz sekretów Harry’ego. — Axel stanął obok blondyna z proszącą miną. — Potrzebujemy twojej pomocy, ale on jest uparty jak osioł.
— Dobra. — Chłopak skinął po chwili zastanowienia. — Zaczynajmy.
Przysięga była krótka i treściwa. Zabraniała mu przekazywać dalej faktów nieznanych w szerszych kręgach. To powinno wystarczyć. Harry pierwszy raz widział jak ktoś składał Wieczystą Przysięgę i zachwycił go widok falującej wokół nich magii.
— Powiecie mi teraz, co to za sprawa?
— Nie tu. — Potter pokręcił głową, odwracając się do kranu o kształcie węża. — [u]Otwórz się![/u]
Umywalki przesunęły się z cichym kliknięciem i ukazało się zejście do Komnaty Tajemnic.
— Na Merlina! — Usłyszał jeszcze mamrotanie Draco, po czym wskoczył w tunel i zniknął w jego czeluściach.
— Ale…? Co to jest? — krzyczał przestraszony Ślizgom, zjeżdżając w dół tuż przed Axelem.
— Komnata Tajemnic — wyjaśnił mu Harry, zapalając wszystkie światła w długim tunelu.
Szli około pięć minut, aż ich oczom ukazał się niezwykle piękny widok. To miejsce nie było już takie samo jak podczas jego drugiego roku. Wiele tu, zmienił adaptując na swoje własne potrzeby. Przerażające, ciemne i zimne pomieszczenie, teraz zamieniło się w przytulny, pełen koloru i ciepła rozległy salon. Miękkie dywany zagłuszały chłód a woda w basenikach cały czas była podgrzewana zaklęciami. Miał tu bardzo wiele rzeczy, których nie chciałby oddać nikomu i nigdy.
— Komnata?
— Tak — Axel wstał, otrzepując szatę na tyłku, na który upadł. — Fajne miejsce…
Taros rozwalił się na kanapie, zadowolony ze swojego położenia. Uwielbiał przebywać w tym miejscu.
— Siadaj, Malfoy — polecił Harry, wskazując miejsce obok Axela.
— No chodź, kochanie. — Taros zachęcająco poklepał miejsce obok siebie.
— My pytamy, ty odpowiadasz. Później ty możesz zadać kilka pytań… — Arystokrata skinął głową. — Czy mężczyzna może zajść w ciążę?
Harry parsknąłby śmiechem w tym momencie, gdyby nie powaga sytuacji. Malfoy siedział z szeroko otwartymi oczami i rozchylonymi ustami.
[i]Jaka Malfoyowska postawa[/i], przemknęło mu przez myśl.
— Czyli? – ponaglił go ciekawski Axel. — Nic nie ma na ten temat w bibliotece…
— Bo to tak jakby temat tabu, ciąża i ogólnie seks… — Na blade policzki chłopaka wypłynął rumieniec. — Ale tak, matka tłumaczyła mi kiedyś, że męska matka musi mieć w tym przypadku bardzo silny rdzeń magiczny.
— Zatem… — Axel posłał Potterowi uśmieszek. — Moje gratulacje, kochanie…
***
Brzuch rósł i rósł a Harry musiał z tym żyć. Okazało się, że to będą bliźniaki. Dwóch chłopców. Ubrania robiły się za małe i Axel niemal codziennie rzucał na nie zaklęcia powiększające. Magia Harry’ego zawodziła coraz częściej, ale problem sam się rozwiązał, gdy pod wpływem emocji rzucił w kierunku dzieci coś, co przypominało runiczny okrąg. Było to w połowie marca. Do tej pory – a był już koniec kwietnia – Harry opanował to do perfekcji. Zdołał także ukryć okrąg.
Bez zaklęć maskujących Potter chodził swobodnie tylko w ich pokoju i Komnacie Tajemnic, w której coraz częściej spędzał wolny czas. Draco, jako jego osobisty magomedyk (Kto by pomyślał, że Malfoy się tym interesuje?), wyznaczył poród na koniec maja. Tuż przed egzaminami. Wplątanie w to wszystko Ślizgona okazało się dobrym posunięciem. Chłopak był ich skarbem, dużo wiedział i dużo potrafił, a do tego był lojalny. Nawet, jeśli nie w stosunku do Harry’ego, to na pewno do Axela.
Obaj blondyni stali się jego cieniami, co nie podobało się prawie nikomu w Zakonu. Listy od Voldemorta stały się częstsze i Tom próbował w nich wyciągnąć od chłopaka jakieś szczegóły dotyczące tego, co dzieje się w szkole. Ostatecznie Malfoy, zobowiązany Wieczystą Przysięgą, nie mógł mu teraz nic powiedzieć.
— Potter, ty wielorybie — Harry opadł na sofę tuż po dotarciu do Komnaty.
Malfoy wiele razy pytał, z kim zaszedł w ciążę, ale zielonooki nie chciał mu tego powiedzieć. Cały czas byli też obserwowani przez Hermionę i Rona. Jakiś tydzień temu zaczął szukać sobie miejsca, gdzie mógłby spokojnie żyć po zakończeniu tego roku. Teraz wiedział już na pewno, że nie wróci tu po wakacjach. Będzie w końcu ojcem. Lub matką, jak często śmiał się z niego Ślizgon.
— Nie drażnij go — polecił Taros.
— Muszę z wami porozmawiać…
Obaj patrzyli na niego wyczekująco. Westchnął przeciągle i odwzajemnił spojrzenie.
— Po zakończeniu roku wyjeżdżam i podejrzewam, że nie zobaczycie mnie już nigdy więcej…
— Jadę z tobą! — wpadł mu w słowo Axel.
Draco patrzył tylko na nich, otwierając i zamykając usta w wyrazie niedowierzania.
— Nie, nie jedziesz — powiedział spokojnie Harry. — Masz tu ojca i Draco.
— Draco pojedzie z nami, jeśli będzie chciał — oznajmił z całkowitą pewnością Axel. — Jesteś moim przyjacielem, do tego w ciąży z bliźniakami. Będziesz potrzebował pomocy…
— Mam Zgredka i Mróżkę — wyjaśnił. — Znalazłem dom dla siebie i dzieci. Ze skrzatami rozmawiałem kilka dni temu i pójdą ze mną, dokąd tylko zechcę.
— A ja z tobą… — upierał się blondyn.
— Axel! — Pokręcił głową.
— Wiem, co mówię…
— Ja też z wami pójdę, jeśli mi pozwolicie — odezwał się blady ze zdenerwowania Malfoy.
Wszyscy zdawali sobie sprawę, ile dla niego znaczyła rodzina i opuszczenie jej. Harry nie wiedział, że darzy Axela aż tak silnym uczuciem.
— Jakoś się ułoży. — Taros objął blondyna ramionami, przyciągając delikatnie do siebie.
Harry poczuł, jak jego serce szarpie się boleśnie. Też chciałby być tak przytulany, ale jemu nigdy nie dane były takie rzeczy na zbyt długo.
— Zanim zdecydujesz, musisz wiedzieć, kim jest ojciec dzieci. — Potter westchnął, przeczesując dłońmi włosy.
— Chociaż jedna dobra rzecz z tego całego zamieszania z wyjazdem. — Draco swoje zdenerwowanie chciał pokryć zwyczajowym sarkazmem.
— No… Nie wiem, czy będziesz się tak cieszył, gdy usłyszysz wszystko. — Harry popatrzył na niego z powagą i blady uśmiech Malfoya znikł całkowicie.
— Daj spokój, Potter — wykrzywił się do niego protekcjonalnie. — Kto mógłby być ojcem tych twoich dzieci?
Harry popatrzył na niego udając zamyślonego.
— Voldemort…
To jedno słowo zawisło pomiędzy nimi na długie minuty. Później było dużo krzyku i jeszcze więcej wyjaśnień.
***
— Tom! — Severus wpadł do dworu Riddle’a zdyszany. — Tom!
— Severusie — zasyczał tamten, przecierając oczy.
Było już późno w nocy. Depresja, w którą zapadł po rozstaniu się z chłopakiem, została w końcu wyleczona przez Snape’a. Był już koniec maja i pocieszał się myślą, że został mu już tylko miesiąc. Po miesiącu zobaczy kochanka ponownie.
— Potter zniknął! — Ta wiadomość wybudziła go bardzo szybko.
— Jak to zniknął? — zdenerwował się.
— Od dwóch dni nikt go nie wiedział. Dumbledore był tak zdenerwowany, że w końcu kazał skrzatom go znaleźć… — wziął głęboki oddech i mówił dalej: — Wraz z nim zniknęli też Malfoy i Taros…
— Nie mogli od tak zniknąć! — Nie był teraz w stanie myśleć. Jego Harry mógł być w niebezpieczeństwie.
— Już od jakiegoś czasu działo się coś dziwnego. — Severus poprowadził Riddle’a do jednego z foteli w jego salonie. — Cała trójka często znikała, ale zawsze tylko na kilka godzin. Potter przez sowę Tarosa wysyłał jakieś listy i dostawał w zamian paczki… Nie byłem jednak w stanie sprawdzić, co w nich jest. Chłopak oddawał je od razu pod opiekę blondynów i najczęściej zaraz po tym, znikali.
— Znajdź ich, Severusie! — nakazał Tom. — Jesteś pewien, że nie ma ich w szkole?
— Skrzaty by ich znalazły — zaprzeczył ruchem głowy. — Musieliby znaleźć takie miejsce, do którego nawet one nie mogą wchodzić.
— Znasz takie?
— Nie, w szkole takich miejsc nie ma, choć z drugiej strony czujniki dyrektora pokazują, że ci wciąż są w Zamku.
— Masz ich znaleźć! — polecił. — Weź do pomocy, kogo chcesz, ale masz ich znaleźć!
Nerwy powróciły. Bardzo podobne do tych sprzed kilku miesięcy. Nawet myśli miały podobny wydźwięk. Czyżby naprawdę w sierpniu widział się z chłopakiem ostatni raz?
***
W Komnacie rozbrzmiał płacz, płacz małego dziecka.
— Dobrze, Harry — mamrotał ktoś do ucha spoconego, ciemnowłosego nastolatka.
— Dawaj, nie możesz teraz przestać — ponaglał ktoś inny, stając obok niego chwilę później.
Małe zawiniątko przestało płakać. Myte ciepłą wodą i otulane w miękkie koce przez dwa skrzaty, nie potrzebowało niczego więcej.
— Aaa…! — Kolejny krzyk rozbrzmiał w Komnacie.
— Świetnie ci idzie. — Włosy z czoła zostały odgarnięte, ukazując bliznę w kształcie błyskawicy.
— Jeszcze trochę — drugi blondyn pogłaskał pocieszająco jego biodro.
Chwilę później małe dziecko zapłakało żałośnie a zielonooki opadł na łóżko wyczerpany i ledwie przytomny.
— Męski poród jest bardzo trudny i wyczerpujący — powiedział Draco, podając płaczącego malca jednemu ze skrzatów. — Trzeba się nimi zająć.
Pamiętał, że potem był delikatnie i wręcz pieszczotliwie dotykany. Ciche marudzenie noworodków dobiegało do niego gdzieś z prawej strony. Krzątanina i szepty przebijały się do półprzytomnego chłopaka, jak przez grubą szybę.
— Niech odpoczną. — Dłoń powróciła na jego czoło, głaszcząc delikatnie głowę i spocone włosy. — Dobrze, że mamy jeszcze dwa dni wolnego.
— I tak wszyscy już z całą pewnością zauważyli nasze zniknięcie.
— To było konieczne.
Drzwi zamknęły cię niezauważenie. Słychać było tylko cichutkie oddechy dwójki dzieci i jego własny – ciężki i przemęczony. Zasnął nie będąc w stanie poruszyć nawet palcem.
***
Ze snu wyrwał Pottera płacz. Otworzył oczy w momencie, gdy dwa skrzaty aportowały się do jego pokoju, by uspokoić płaczące dzieci. Harry nie wiedział nawet, czy obaj chłopcy zaczęli płakać w tym samym momencie, czy jeden obudził drugiego.
— Och, Pan Harry już nie śpi, sir. — Zgredek podreptał do niego z jednym z dzieci w ramionach.
— Dzień dobry, Zgredku — zacharczał. Podczas porodu zdarł sobie gardło i był pewien, że będzie potrzebował na to eliksiru.
— Panie Harry. — Mróżka pojawiła się zaraz obok Zgredka. — Panicze są głodni — oznajmiła.
Dobrze, że Malfoy był taką skarbnicą wiedzy, bo w innym razie nie wiedziałby, co ma zrobić w tym przypadku. Poprawił się, układając wygodniej na łóżku podczas gdy skrzaty podały mu jego synów, by mógł ich nakarmić. Jego piersi na szczęście nie urosły, ale był w stanie nimi karmić. To była kolejna z tajemnic magii.
— Gdzie Axel i Draco?
— Panowie są w salonie, Zgredek zaraz ich powiadomi, że Pan Harry Potter, sir już się obudził — odpowiedział, po czym zniknął z trzaskiem.
Wybraniec westchnął, układając sobie dzieci w ramionach i przykładając je do brodawek, by mogły ssać. Jego małe skarby miały niewielkie, czarne kępki włosów na głowach.
Takie delikatne.
Zadrżał, zdając sobie sprawę, że tak łatwo je skrzywdzić.
— Cześć, Harry. — Axel od razu wpakował mu się do łóżka, chcąc przypatrzyć się uważnie jak ten karmi dzieci.
Chłopak nic nie mógł poradzić na to, że oblał się szkarłatem. Przypomniał sobie jednak, że wczoraj widzieli go jeszcze bardziej roznegliżowanego.
— Harry. — Malfoy skinął mu głową.
— Jak długo spałem? — zapytał tym samym, zmaltretowanym głosem.
— Za mało — odpowiedział Draco. — Zaraz przyniosę ci eliksir.
— Jak się czujesz? — Axel troskliwie objął go ramionami.
— Dobrze, nie musisz się o nic martwić — zbył go szybko.
— Ale mogę — nastolatek uśmiechnął się do niego pocieszająco. — Naprawdę nie chcesz mu powiedzieć?
— Nie. — Potter pokręcił przecząco głową. Obaj wiedzieli, o kogo chodzi.
— Co w takim razie zamierzasz z tym zrobić?
— Zniknąć — wyszeptał, podając dzieci skrzatom.
***
Jego powrót wywołał niemałe poruszenie w szkole. Wszyscy chcieli wiedzieć, gdzie był. Gryfonom mówił, że porwał go Voldemort, a Axel i Draco ruszyli mu z odsieczą. Puchonom, że zrobili sobie we trójkę jedną, wielka orgię. Krukonom, że szukali w innym kraju jakiejś starej i bardzo cennej księgi. A Ślizgonom, że robili coś nielegalnego. Na nauczycieli niestety nic nie miał.
— Harry, gdzie byliście? — zaatakował go Dumbledore, tuż po przekroczeniu przez niego sali w towarzystwie blondynów.
— To nie pana interes. — Wyprostował się hardo pomimo zmęczenia.
— Będę musiał nalegać, mój chłopcze…
— Dobra, którą wersje pan sobie życzy? Dla Gryfonów o Voldemorcie, dla Puchonów o seksie, Krukonów o starych księgach, czy Ślizgonów i czymś nielegalnym?
— Wolałbym tą prawdziwą — uściślił.
— Tą, którą mam dla przyjaciół? — Uśmiechnął się diabolicznie. Starzec skinął tylko głową zadowolony, że w końcu posunęli się w swojej rozmowie o krok dalej. — To jak, chłopaki? — Mrugnął do blondynów, odwracając się w ich stronę. — Wersja z samobójstwem, czy porodem?
— Harry, poród to już za dużo! — Axel zaczął grać i odezwał się do niego teatralnym szeptem. — Nikt ci w to nie uwierzy, a że jesteś trochę niezrównoważony psychicznie, to już samobójstwo byłoby bardziej realne. Poza tym, nawet nie myśl wrabiać mnie w domniemane ojcostwo w tak młodym wieku.
— Tak, masz rację. Jesteśmy jeszcze za młodzi na dzieci. — Skinął mu głową, szczerząc się szeroko. — Czyli mówisz, że samobójstwo?
— Tak! — Kiwnął pospiesznie głową.
— Dyrektorze… Chciałem popełnić samobójstwo, ale przyjaciele mnie znaleźli i odratowali. Później była jeszcze akcja o nazwie przekonać Harry’ego, by się nie zabijał.
— Panie Potter! — Dumbledore nie lubił, gdy z niego kpiono. Bardzo nie lubił.
— Nic innego pan od nas nie usłyszy — wysyczał nagle Harry powodując, że staruszek się cofnął. — Nic pan ode mnie nie dostanie!
Harry nabierał po prostu wody w usta, gdy ktoś chciał wleźć mu w życie z buciorami. Powinni się już do tego przyzwyczaić. Był zmęczony. Musiał zająć się jeszcze swoimi dziećmi i odpisać na listy Voldemorta – Toma.
***
— Napisz do niego.
— Jutro!
— Dlaczego?
— Bo do jutra ma czas o wszystkim mi powiedzieć. Jutro będzie już za późno.
***
Chciałbym się z tobą spotkać. Przed bramą Hogwartu. O Dwunastej.
H.P.
***
Harry miał wszystko zapięte na ostatni guzik. Jutro wszyscy mieli wrócić ekspresem do Londynu na wakacje. On wyjeżdżał dziś. Zabrał wszystkie swoje rzeczy i pomniejszając je, ukrył w kieszeni płaszcza. Szedł opustoszałymi korytarzami szkoły, wiedząc, że wszyscy znajdują się na obiedzie.
— Idźcie — wydał ciche polecenie i dwa skrzaty domowe zniknęły, aby pojawić się w Wielkiej Sali.
Już widział jak dwaj blondyni bez zwłoki wstają ze swoich miejsc i nawet najkrótszego słowa, opuszczają czarodziejski świat. Poprawił swoich miesięcznych synów w ramionach i szedł dalej. Dzieci po raz pierwszy znajdowały się poza Komnatą Tajemnic.
Skrzaty wróciły chwilę po tym, jak wysłał je po przyjaciół. Miał nadzieję, że chłopacy są już gotowi. Wiatr zawirował jego peleryną, ukazując dwa małe zawiniątka, które zaczęły cicho kwilić. Jednym z zaklęć, których nauczył się podczas ciąży zasłonił dzieci peleryną, chroniąc je przed wiatrem. Mimo, że wiatr był ciepły, to jednak dla nich był czymś zupełnie nowym.
— Jesteśmy.
Podał przyjaciołom chłopców, kiwając głową na powitanie. Blondyni odebrali dzieci i teraz każdy z nich trzymał swojego własnego chrześniaka. Gdy zasłonili je swoimi pelerynami, cała trójka zarzuciła kaptury na głowy i ruszyła ścieżką do bramy.
Starszy, Serpens Tom, był chrześniakiem Axela. Młodszy, Nathaniel Marvolo został oddany w ręce Draco. Wybraniec był pewien, że to dobry wybór. Ich pielgrzymkę niestety dostrzegł Filch i pognał do dyrektora. Harry nie oglądał się nawet za siebie i nie był w stanie tego zauważyć. Nie zamierzał się tu więcej pokazywać. Bez najmniejszego problemu, z pomocą skrzatów otworzył bramę. Tom już na nich czekał. Stał w płaszczu z głębokim kapturem i kordonem śmierciożerców wokół. Szedł powoli, pozwalając by peleryna owijała się wokół jego stóp. Zatrzymał się dopiero, gdy o krok dalej miał tarcze ochronne szkoły.
— Potter — zasyczał, podchodząc do nich i zostawiając swoich popleczników z tyłu.
— Voldemort. — Skinął mu głową.
— Co takiego ode mnie chciałeś, że musiałem się tu zjawić?
— Chciałem ci po prostu powiedzieć, że nie zamierzam brać udziału w tej wojnie, ona nie jest moja,
— Nie musimy walczyć. — Ucieszył się Riddle.
— Nie zrozumiałeś mnie. — Przechylił głowę na bok. — Odchodzę z magicznego świata. Na dobre.
— Odchodzisz? I dokąd pójdziesz? — pytał zaciekawiony. Czyżby nastolatek chciał odejść i iść do swojego chłopaka Toma?
— Znalazłem miejsce dla swojej rodziny — odpowiedział. — Nie będę waszą kartą przetargową. Ani twoją, ani Dumbledore’a.
Grupa nauczycieli spieszyła właśnie przez błonia wraz z dawnymi przyjaciółmi Harry’ego.
— Znikniesz ze swoim chłopakiem z powierzchni ziemi?
— Akurat chłopaka nie zamierzam brać ze sobą. — Harry zdjął kaptur i uśmiechnął się diabolicznie, nie mógł jednak ukryć błyszczących od łez oczu.
— Czyżbym się pomylił? — Tom przechylił głowę w bok zastanawiając się, co tu tak właściwie się dzieje. — Nie stoją za tobą Taros i Malfoy?
— Stoją. — Harry przeniósł wzrok na dwóch śmierciożerców w czarnych maskach. — Ale ty chyba wiesz najlepiej, że żaden z nich nie jest moim chłopakiem — kontynuował, widząc jak ten drgnął z zaskoczenia.
— A ja niby skąd mam wiedzieć coś takiego?
— Pamiętaj, że nie lubię kłamstw — ostrzegł go. — Lepiej przemyśl to, co chcesz mi powiedzieć.
— Harry! — Przerwało mu wołanie Dumbledore’a.
— Znowu on — warknął, odwracając się do starca. — Czy ktoś tu pana zapraszał? — krzyknął zdenerwowany. — Zgredek, Mróżka trzymajcie ich z daleka od nas.
Skrzaty skinęły tylko głowami, tworząc tarcze niepozwalającą delegacji Hogwartu wyjść poza bramę. Odwrócił się do zaskoczonych śmierciożerców i Riddle’a.
— Masz mi coś do powiedzenia, czy nie? — syknął do Toma.
— Od kiedy wiesz? — zapytał w końcu, zaskakując zbiegowisko.
— Ranek po pierwszej randce. — Tyle mógł powiedzieć.
— Na Merlina… — wyszeptał Riddle, odrzucając kaptur. — Harry… — Postąpił krok do przodu i odbił się od tarcz szkoły.
— Nie bądź śmieszny, Tom. — Wybraniec pokręcił głową, widząc te próby. — Przyszedłem się tylko pożegnać i dać ci szansę się wytłumaczyć, nie mógłbym tak zniknąć bez słowa
— Przepraszam! — Mężczyzna położył dłonie na osłonach. — Harry, ja chciałem cię po prostu poznać i nawet nie wiem, kiedy się zakochałem. — Widział jak Potter drgnął niespokojnie.
— Teraz mam ci uwierzyć? — Podszedł do niego i dzieliło ich już tylko kilka centymetrów. — Nie powiedziałeś mi o tym przez tyle czasu, nie przyznałeś się!
— Bałem się — wyszeptał przymykając na chwilę oczy. — Bałem się, że już nie będę mógł cię przytulić, że odejdziesz nie oglądając się za siebie.
— I właśnie do tego doprowadziłeś. — Oddech Harry’ego owiał jego usta. — Bo nie będziesz miał szansy mnie przytulić. — Usta Pottera muskały jego własne i w końcu Gryfon pozwolił na delikatny pocałunek.
Po policzkach Riddle’a popłynęły łzy. Zrozumiał, że Harry odejdzie, a on nie ma nic, by móc go powstrzymać. Zaszlochał, wciskając się głębiej w tarczę, by móc skosztować choć chwilę dłużej ust chłopaka.
— Nie rób mi tego — poprosił Harry, patrząc na jego łzy. — Ja muszę odejść, nie ma teraz dla nas miejsca w twoim życiu. Prowadzisz wojnę. Zabijasz a ja nie mógłbym patrzyć na śmierć niewinnych. Zabij tych, którzy na to zasługują, ale nigdy tych, którzy bronią swoich domów i rodzin.
— Harry! Proszę, zostań.
Potter cofnął się kilka kroków, podchodząc do zakapturzonych blondynów.
— Jeśli naprawdę mnie kochasz to pokażesz to, wtedy pozwolę ci nas znaleźć. — Z jego oczu spłynęły dwie, słone łzy, znacząc drogę w dół po jego bladych policzkach.
— Nie chcę was, chcę tylko ciebie! — Uderzył pięścią w tarczę.
— Ja jestem w pakiecie. — Harry zerknął na Axela, który skinął mu głową odpowiadając na nie zadane pytanie. — Serpens i Nathaniel to część mnie — powiedział wiedząc, że blondyni pokazują właśnie chłopców Tomowi i śmierciożercom.
— To… O Merlinie! — Zamieszanie powstałe wśród zamaskowanych postaci pokazało, że są zaskoczeni tak samo jak ich Pan.
— Dwudziesty drugi maja — zakomunikował Harry, podając datę ich narodzin.
Po tych słowach skrzaty skoczyły do jego stóp, łapiąc się peleryny a blondyni podeszli, kładąc dłonie na jego barkach. Wiatr zerwał się falując w małych wirach, co kilka centymetrów wytyczając okrąg wokół nich. Zabłysło światło łącząc liniami złota, środki owych okręgów. Cały zaznaczony obszar rozbłysnął, a oni zniknęli. Bez śladu i powrotu. Bez odwrotu.
Tom zaciągnął kaptur, odwracając się zamaszyście i także znikając bez słowa. Śmierciożercy poszli chwilę później w jego ślady.
***
— Harry? — Axel objął przyjaciela ramieniem. — Wszystko dobrze?
Potter skinął tylko głową, zasłaniając twarz dłońmi. Nie był w stanie powstrzymać łez.
— A jeśli on naprawdę mnie kocha? — wyszeptał jakiś czas później.
— Przekonamy się, dałeś mu szansę, — Malfoy stał obok dwóch małych kołysek, w których leżały dzieci.
***