W Liście do Efezjan czytamy: „Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce” (4, 26). Czyżby zatem gniew nie był grzechem?
Zacytowane
powyżej zdanie wydaje się wskazywać, że uczucie gniewu nie zawsze
musi być kojarzone z grzesznym, czyli złym postępowaniem.
Niektórzy kościelni teologowie i myśliciele, jak np. św. Tomasz z
Akwinu, zaliczali gniew nawet... do cnót. Może to dziwić, biorąc
pod uwagę bezapelacyjny fakt, że należy on przecież do kanonu
siedmiu grzechów głównych.
Usiłując
rozstrzygnąć tę kwestię, najlepiej odwołać się do uniwersalnej
podstawy we wszelkich dociekaniach moralnych, którą jest
przykazanie miłości. Kierując się nią w naszym działaniu,
będziemy zawsze na właściwej drodze. Na pewno nie pobłądzimy.
„Święty gniew”
Według
Katechizmu Kościoła Katolickiego (1765), uczucie miłości wywołuje
w nas „pragnienie nieobecnego dobra i nadzieję jego uzyskania”.
Na co dzień jednak nasze „upodobanie do dobra” jest wystawiane
na ciężką próbę. Wystarczy włączyć telewizor, przejrzeć
prasę, czasem tylko wyjrzeć przez okno, by spostrzec, jak wiele
jest wokół nas przejawów niesprawiedliwości. Co więcej, często
ta sytuacja nie jest spowodowana niewystarczającą ilością
odpowiednich środków, które mogłyby zapewnić sprawiedliwość,
ale zwykłą ludzką bezmyślnością lub brakiem dobrej woli.
Dojrzały
emocjonalnie człowiek nie może przecież przejść obojętnie obok
ludzi, którzy doznają krzywdy albo ją wyrządzają. Jeśli zaś
doświadczają jej szczególnie dzieci, osoby chore czy bezbronne,
rodzi się w nas smutek i poczucie sprzeciwu. Odczuwamy zatem „święty
gniew”. Święty, bo wywołany przez naruszenie porządku miłości,
który ustanowił Bóg. Można zatem podsumować, że czasem gniew
wynika wprost z miłości.
Przykład
„świętego
gniewu” daje nam sam Jezus z Nazaretu, kiedy gwałtownie i
kategorycznie sprzeciwia się handlowaniu w świątyni jerozolimskiej
(por. Mt 21, 12-17; J 2, 13-22). A zatem, gdy ktoś bezcześci to, co
święte, lub gdy dzieje się niesprawiedliwość, „święty
sprzeciw” wydaje się po prostu naszym obowiązkiem. W Pierwszej
Księdze Samuela odnajdujemy postać Helego, który tego obowiązku
nie dopełnił i został surowo ukarany śmiercią swoich synów.
Gniew i ludzka godność
Gniew
odczuwamy także wtedy, gdy sami stajemy się ofiarami
niesprawiedliwości. Mamy prawo występować w obronie własnej
godności i dobrego imienia, czego znów uczy nas Nauczyciel z
Galilei, gdy w czasie przesłuchania przed swoją męką i śmiercią
mówi: „Jeśli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A
jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18, 23).
W
podobny sposób można też interpretować werset z Ewangelii według
św. Łukasza: „Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i
drugi” (6, 29). Nie jest to bowiem wezwanie do bierności. Jednym z
możliwych wyjaśnień jest odwołanie się do pewnego starożytnego
zwyczaju. Otóż uderzenie w prawy policzek (por. Mt 5, 39, gdzie
jest mowa o nadstawianiu właśnie prawego policzka) zadawane jest
grzbietową częścią dłoni. Taki cios wymierzano niewolnikowi,
czyli komuś niższego stanu. Nadstawienie zaś lewego policzka miało
być domaganiem się poszanowania własnej godności. Abstrahując od
tego zwyczaju, trzeba z całą mocą podkreślić, że chrześcijanin
na zło nie może odpowiadać złem, ale je przezwyciężać
czynieniem dobra (por. Rz 12, 21).
Zły gniew
Nauczanie
Kościoła katolickiego jednoznacznie precyzuje, że gniew nie
powinien być pragnieniem odwetu. My zaś postępujemy źle, gdy
pragniemy go, wobec osoby, którą należy ukarać (por. KKK 2302).
Gniew nie może kierować się przeciwko osobie, ale przeciw złu
(por. Mt 5, 22). Można domagać się dla kogoś kary, ale nie po to,
by temu komuś zaszkodzić. Wszelkie sankcje zatem mają zmierzać ku
skorygowaniu nieodpowiednich postaw i zachowań. Miłość bowiem
wyklucza postulat zemsty.
Jest
rzeczą bardzo ważną, aby panować nad intensywnością naszych
emocji. Są one olbrzymią siłą. Potrafią wpływać w znaczącym
stopniu na nasze zachowanie. Gniew zaś może przerodzić się w
nienawiść i agresję, które zmierzają ku totalnej destrukcji.
Takim uczuciom dali się ponieść np. apostołowie Jakub i Jan, gdy
Samarytanie odmówili Jezusowi i Jego uczniom gościny (por. Łk 9,
51-55). Proponowali Mistrzowi: „Niech ogień spadnie z nieba i
pochłonie ich”. Spotkało ich za to srogie upomnienie od
Nauczyciela.
Gniew i my sami
Nasze
poczucie sprzeciwu może być złe, gdy podyktowane jest „miłością
własną”. Czasem pycha sprawia, że nie potrafimy się pogodzić z
sukcesem innych. Zamiast cieszyć się – zazdrościmy. Nie
doceniamy czyjejś pracy, ale wytykamy błędy. W powodzeniu drugiego
dopatrujemy się własnej klęski. Budzi to nasz gniew. Podobnie
dzieje się, gdy coś odbywa się w inny sposób, niż sobie to
zaplanowaliśmy, gdy ktoś podejmuje decyzje nie po naszej myśli.
Przypominamy wtedy biblijnego Jonasza, przedkładającego własną
korzyść nad życie mieszkańców Niniwy i zagniewanego o to, że
120 tys. ludzi (por. Jon 4, 11) ocalało, choć on przepowiedział
ich zagładę. Warto zatem zastanowić się czasem, czy i nam nie
przydałaby się lekcja, jaką Jonasz otrzymał od Boga. Może
trzeba, by jakiś „robaczek” zniszczył nasz „krzew
rycynusowy”. Wtedy pewnie zrozumiemy, że jest coś ważniejszego
niż nasze widzimisię.
Niekiedy
gniewamy się, czyli czujemy złość na samych siebie, bo nie
spełniamy własnych oczekiwań. Stawiamy sobie wtedy wymagania,
którym nie potrafimy podołać. Dążymy do perfekcji. Nasz gniew
wywołuje rozbieżność pomiędzy naszymi pragnieniami, a tym, jacy
faktycznie jesteśmy. Pewnym przejawem tego typu postawy może być
nieumiejętność przyjęcia jakiejkolwiek krytyki. Nasza reakcja nie
bywa bowiem wtedy formą refleksji nad własnym postępowaniem, ale
przeobraża się w gniew, złość i poirytowanie. Każdy błąd
potrafimy sobie wtedy doskonale wytłumaczyć. Winimy wszystkich, ale
nigdy siebie.
Oswojenie gniewu
Gniew,
podobnie jak większość emocji i uczuć, wydaje się sam w sobie
moralnie ambiwalentny. Z psychologicznego punktu widzenia jest naszą
emocjonalną reakcją na niepowodzenie lub wzburzenie, które
przeobraża się niekiedy w krzyk, chaotyczne gesty, a nawet
rękoczyny. Może być jednak z pewnością poskromiony. Dzieje się
tak przede wszystkim za sprawą dwóch cech. Są nimi
odpowiedzialność i łagodność. Reagowanie gniewem jest często
ucieczką od odpowiedzialności, wówczas gdy człowiek jest
niezdolny do rozwiązania trudności. Łagodność natomiast
charakteryzuje dojrzałą chrześcijańską osobowość (por. Flp 4,
5).
Potrzeba
wielkiej roztropności, by uczucie gniewu nie przerodziło się w
grzech. Wiele zależy od naszego temperamentu i predyspozycji. Jeśli
wiemy, że łatwo popadamy w irytację, powinniśmy więc unikać
konfliktowych sytuacji. Seneka już bowiem pisał, że „najlepiej
jest natychmiast opanować pierwszą pobudkę do gniewu, zwalczać go
w samych jego zarodkach i dokładać starań, aby nie popaść w
ogóle w gniew”.
Trzeba
nam dobrze poznać siebie. Nie chodzi o jakiś prywatny rodzaj
psychoanalizy. Najlepszym sposobem jest codzienna modlitwa i osobisty
rachunek sumienia. W jego trakcie możemy pokazać Bogu nasze
reakcje, emocje i intencje. Samych siebie zaś poznajemy w
perspektywie Jego miłości. Pozwólmy zatem Bogu działać, bo tylko
On jest w stanie nas zmienić.